[Świat Pasem] Pradawni Władcy

-
- Kok
- Posty: 1438
- Rejestracja: wtorek, 20 grudnia 2005, 11:05
- Numer GG: 3327785
- Lokalizacja: 3city
Nadir:
Krecil sie niespokojnie po fortecy. W koncu podszedl do Pavciaaa i zaniepokojonym glosem powiedzial:
Dzien mija a Sotora nie ma. Martwie sie o niego. Czy moglo sie mu cos stac? Moze powinnismy wyslac kogos by zbadal co sie dzieje... Moze potrzebuje naszej pomocy...
Krecil sie niespokojnie po fortecy. W koncu podszedl do Pavciaaa i zaniepokojonym glosem powiedzial:
Dzien mija a Sotora nie ma. Martwie sie o niego. Czy moglo sie mu cos stac? Moze powinnismy wyslac kogos by zbadal co sie dzieje... Moze potrzebuje naszej pomocy...
Czasami mam uczucie, że przede mną rozpościera się wielki ocean prawdy, a ja siedzę na plaży i bawię się kamykami. Ale pewnego dnia nauczę się po nim żeglować.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.

-
- Kok
- Posty: 1245
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
- Lokalizacja: Legionowo
- Kontakt:

-
- Chorąży
- Posty: 3121
- Rejestracja: wtorek, 21 grudnia 2004, 11:06
- Lokalizacja: Tam gdzie konczy się wieś a zaczyna zadupie \,,/ <(^.^)> \,,/
Drizzt
-To powinna być wiara mocna, ale i zarazem łagodna, wiara litościwa ale i zarazem bezduszna, powinna być taka jak ty pani SILNA i piękna, powinna być wiarą za którą pujdą miliony-zakończył Drow
-To powinna być wiara mocna, ale i zarazem łagodna, wiara litościwa ale i zarazem bezduszna, powinna być taka jak ty pani SILNA i piękna, powinna być wiarą za którą pujdą miliony-zakończył Drow
"Lepiej Milczeć I Wyglądać Jak Idiota, Niż Się Odezwać I Rozwiać Wszelkie Wątpliwości"
Mafia Radioaktywnych Krów
Mafia Radioaktywnych Krów

-
- Kok
- Posty: 1438
- Rejestracja: wtorek, 20 grudnia 2005, 11:05
- Numer GG: 3327785
- Lokalizacja: 3city
Nadir
Podrapał się w głowę i rzekł
Skoro tak mowisz o Pavciooo ukłonił się i zaczął trenować uniki przed strzałami, choć coś mówiło mu, że Sotor ma kłopoty. A może to tylko jego niespokojna dusza tak sie w nim gotowała, że dziwne myśli podsuwała mu do głowy...
Podrapał się w głowę i rzekł
Skoro tak mowisz o Pavciooo ukłonił się i zaczął trenować uniki przed strzałami, choć coś mówiło mu, że Sotor ma kłopoty. A może to tylko jego niespokojna dusza tak sie w nim gotowała, że dziwne myśli podsuwała mu do głowy...
Czasami mam uczucie, że przede mną rozpościera się wielki ocean prawdy, a ja siedzę na plaży i bawię się kamykami. Ale pewnego dnia nauczę się po nim żeglować.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Pavciooo i Nadir:
Rozległo się buczenie. Po chwili dał sie słyszeć dźwiek łamanych drzew. Władca wraz z pomocnikiem i Ośmioma oraz vei wybiegli przed budynek. Przez dżunglęprzedzierał się olbrzymi żelazny obiekt. Dał się śłyszeć wrzask Sotora -Chcieliscie srodku transportu!!!!!!- po czym dał się słyszeć jego śmiech. Przed fortecą zatrzymałsię wielki, zbudowany z Mrocznej Stali pojazd. Z jednego z okien wyskoczył Sotor. Wyladował z łoskotem na ziemi.
-Jak wam się podoba??- zaśmiał się. -Do środka tego czegos wchodzi do 350 żołnierzy +100 na obsługę balist, katapult i odparowywaczy! Wziąłęm ze sobą Caskullisa - ona przyuczy "personel" do obsługi!- dodał, wsazujac na wychodzącą z pojazdu kobietę w czerni. Caskullis podniosła głowę i odgarnęła długie, bo prawie półtorametrowej długości włosy z czoła. Toga kobiety ścisle przyległaa do, trzeba przyznać, dosć kuszącego ciała, a materia była ciemniejsza niż noc i miała tylko jeden czerwony pas z prawej strony wzdłuz biodra i ramienia. Na czerwonym pasie wygrawerowano czarne glify. Cera kobiety była biała jak śnieg i gładka jak lustro, usta szerokie, nos drobny i lekko zadarty. Miała długie rzęsy, wyraźne brwi i wysokie czoło, co połaczone z lekko wystajacymi kosćmi policzkowymi i smukłm profilem twarzy.
-Witajcie, scarcerzy!- powiedziął i skłoniła się przed Pavciooo i Nadirem.
Drizzt:
-Jakie więc prawa byś proponował?- zapytała bogini nie odrywajac wzroku od posłańca. Jej twarz rozjaśnił delikatny uśmiech. -Moze zmieńmy słowo "bezduszna" na "surowa", dobrze?- dodała i oparła isę o tron.
-Nie zabijaj bez potrzeby! Nie pozwól na to innym!- zaczęła. -Pierwsze dwa prawa... chcę usłyszeć jednek, ajkei prawa Ty być chciał dodać... chcę poznać, jak celnie trafisz w mój "charakter"...-
Pyron:
premia do KZ wyzerowana
Alexander:
-3 do KZ
Rozległo się buczenie. Po chwili dał sie słyszeć dźwiek łamanych drzew. Władca wraz z pomocnikiem i Ośmioma oraz vei wybiegli przed budynek. Przez dżunglęprzedzierał się olbrzymi żelazny obiekt. Dał się śłyszeć wrzask Sotora -Chcieliscie srodku transportu!!!!!!- po czym dał się słyszeć jego śmiech. Przed fortecą zatrzymałsię wielki, zbudowany z Mrocznej Stali pojazd. Z jednego z okien wyskoczył Sotor. Wyladował z łoskotem na ziemi.
-Jak wam się podoba??- zaśmiał się. -Do środka tego czegos wchodzi do 350 żołnierzy +100 na obsługę balist, katapult i odparowywaczy! Wziąłęm ze sobą Caskullisa - ona przyuczy "personel" do obsługi!- dodał, wsazujac na wychodzącą z pojazdu kobietę w czerni. Caskullis podniosła głowę i odgarnęła długie, bo prawie półtorametrowej długości włosy z czoła. Toga kobiety ścisle przyległaa do, trzeba przyznać, dosć kuszącego ciała, a materia była ciemniejsza niż noc i miała tylko jeden czerwony pas z prawej strony wzdłuz biodra i ramienia. Na czerwonym pasie wygrawerowano czarne glify. Cera kobiety była biała jak śnieg i gładka jak lustro, usta szerokie, nos drobny i lekko zadarty. Miała długie rzęsy, wyraźne brwi i wysokie czoło, co połaczone z lekko wystajacymi kosćmi policzkowymi i smukłm profilem twarzy.
-Witajcie, scarcerzy!- powiedziął i skłoniła się przed Pavciooo i Nadirem.
Drizzt:
-Jakie więc prawa byś proponował?- zapytała bogini nie odrywajac wzroku od posłańca. Jej twarz rozjaśnił delikatny uśmiech. -Moze zmieńmy słowo "bezduszna" na "surowa", dobrze?- dodała i oparła isę o tron.
-Nie zabijaj bez potrzeby! Nie pozwól na to innym!- zaczęła. -Pierwsze dwa prawa... chcę usłyszeć jednek, ajkei prawa Ty być chciał dodać... chcę poznać, jak celnie trafisz w mój "charakter"...-
Pyron:
premia do KZ wyzerowana
Alexander:
-3 do KZ
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

-
- Chorąży
- Posty: 3121
- Rejestracja: wtorek, 21 grudnia 2004, 11:06
- Lokalizacja: Tam gdzie konczy się wieś a zaczyna zadupie \,,/ <(^.^)> \,,/
Drizzt
Elf myślał przez dłuższą chwile, poczym przemówił:
-Nie zabijaj bez potrzeby!
-Nie pozwól na to innym!
-Nie okradaj biedniejszych od siebie!
-Nie pozwalaj na to innym!
-W swych osądach bądź zawsze sprawiedliwy!
-Nigdy nie atakuj od tyłu, bo tak robią tchurze!
-Szanuj ziemię i ogień
-Pomagaj potrzebującym
-Niszcz nieprzyjaciół w uczciwej walce
-Nie sprzeciwiaj się woli bogini
-Jak ktoś tobie pomoże, to ty pomuż komuś kto też potrzebuje pomocy
-Bądź bezwzględy dla swoich wrogów
Elf myślał przez dłuższą chwile, poczym przemówił:
-Nie zabijaj bez potrzeby!
-Nie pozwól na to innym!
-Nie okradaj biedniejszych od siebie!
-Nie pozwalaj na to innym!
-W swych osądach bądź zawsze sprawiedliwy!
-Nigdy nie atakuj od tyłu, bo tak robią tchurze!
-Szanuj ziemię i ogień
-Pomagaj potrzebującym
-Niszcz nieprzyjaciół w uczciwej walce
-Nie sprzeciwiaj się woli bogini
-Jak ktoś tobie pomoże, to ty pomuż komuś kto też potrzebuje pomocy
-Bądź bezwzględy dla swoich wrogów
"Lepiej Milczeć I Wyglądać Jak Idiota, Niż Się Odezwać I Rozwiać Wszelkie Wątpliwości"
Mafia Radioaktywnych Krów
Mafia Radioaktywnych Krów

-
- Kok
- Posty: 1245
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
- Lokalizacja: Legionowo
- Kontakt:

-
- Kok
- Posty: 1438
- Rejestracja: wtorek, 20 grudnia 2005, 11:05
- Numer GG: 3327785
- Lokalizacja: 3city
Nadir
Poklonil sie gleboko po czym rzekl
Niezmiernie milo mi powitac panne. Mam nadzieje ze nasza wspolpraca bedzie owocna i rychlo przyniesie wymierne efekty. usmiechnal sie na tyle na ile pozwolilu mu jego jaszczurowe rysy twarzy.
Poklonil sie gleboko po czym rzekl
Niezmiernie milo mi powitac panne. Mam nadzieje ze nasza wspolpraca bedzie owocna i rychlo przyniesie wymierne efekty. usmiechnal sie na tyle na ile pozwolilu mu jego jaszczurowe rysy twarzy.
Czasami mam uczucie, że przede mną rozpościera się wielki ocean prawdy, a ja siedzę na plaży i bawię się kamykami. Ale pewnego dnia nauczę się po nim żeglować.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Alexander -4 do KZ i Merenwen:
Alexander podszedł do wrót i te rozwarły się przed nim. Władca oglądnął się niepewnie, po czym przekroczył "próg". Wrota zamknęły się za nim.
[---]
-On nie wróci...- szepnęła Carmen. -Czuję jak jego życie wyblakło i znikło...- szepnęła i zaparzyła siew ciemność. -Może to nie on był godzien... może... może to Ty?- zapytała Merenwen, patrząc na nią. W tym momencie stało się coś dziwnego. Wampirzyca zastygła w bezruchu, a cały świat poszarzał. Do sali wkroczył Mentalita. -Merenwen... Alexander zawiódł mnie... poległ...- podniósł głowę i podszedł do kobiety. -Mianuję Ciebie jego następczynią. Wiem, ze jesteś gotowa nosić to brzemię... i gotowa na ten zaszczyt. Bądź pewna, że Twa moc rozwinie się lepiej, niż jego moc...- powiedział, po czym powoli zniknął.
Trocinka - sporządź kartę postaci Władczyni w rekrutacji!
-Wiem, w czym problem! On za mało ćwiczył.. o ile w ogóle ćwiczył, moce umysłu.. trzeba czegoś, co potrafi zadać obrażenia... wiem, że możesz rozwijać swe możliwości telepatyczne, telekinetyczne i ingerencyjne... jeśli rozwinęłabyś Ingerencję lub telekinezę, to miałabyś konkretną broń przeciw przeciwnikom... telepatia nic nie zdziała przeciw nieumarłym!- wampirzyca klasnęła w dłonie.
Alexander umiera...
Drizzt:
-Wspaniale!- powiedziała bogini. -Przekażę cząstkę swej mocy każdej istocie chętnej by zostać moim sługą. Pamiętaj, by to zaznaczyć, to może przyciągnąć więcej wiernych!- powiedziała, a drow obudził się z transu.
Pavciooo i Nadir:
-To "Severe" - wynalazek mojego sprzymierzeńca!- powiedział z dumą Sotor. -Wybierajcie ludzi na "personel" i...- Sotor uderzył pięścią o otwartą dłoń, śmiejąc się. Jego oczy zapłonęły od żądzy zniszczenia... nieumarły rwał się do boju i to uczucie wprost wylewało się zarażając wszystkich „widzów” większą zaciętością i zażartością.
Alexander podszedł do wrót i te rozwarły się przed nim. Władca oglądnął się niepewnie, po czym przekroczył "próg". Wrota zamknęły się za nim.
[---]
-On nie wróci...- szepnęła Carmen. -Czuję jak jego życie wyblakło i znikło...- szepnęła i zaparzyła siew ciemność. -Może to nie on był godzien... może... może to Ty?- zapytała Merenwen, patrząc na nią. W tym momencie stało się coś dziwnego. Wampirzyca zastygła w bezruchu, a cały świat poszarzał. Do sali wkroczył Mentalita. -Merenwen... Alexander zawiódł mnie... poległ...- podniósł głowę i podszedł do kobiety. -Mianuję Ciebie jego następczynią. Wiem, ze jesteś gotowa nosić to brzemię... i gotowa na ten zaszczyt. Bądź pewna, że Twa moc rozwinie się lepiej, niż jego moc...- powiedział, po czym powoli zniknął.
Trocinka - sporządź kartę postaci Władczyni w rekrutacji!
-Wiem, w czym problem! On za mało ćwiczył.. o ile w ogóle ćwiczył, moce umysłu.. trzeba czegoś, co potrafi zadać obrażenia... wiem, że możesz rozwijać swe możliwości telepatyczne, telekinetyczne i ingerencyjne... jeśli rozwinęłabyś Ingerencję lub telekinezę, to miałabyś konkretną broń przeciw przeciwnikom... telepatia nic nie zdziała przeciw nieumarłym!- wampirzyca klasnęła w dłonie.
Alexander umiera...
Drizzt:
-Wspaniale!- powiedziała bogini. -Przekażę cząstkę swej mocy każdej istocie chętnej by zostać moim sługą. Pamiętaj, by to zaznaczyć, to może przyciągnąć więcej wiernych!- powiedziała, a drow obudził się z transu.
Pavciooo i Nadir:
-To "Severe" - wynalazek mojego sprzymierzeńca!- powiedział z dumą Sotor. -Wybierajcie ludzi na "personel" i...- Sotor uderzył pięścią o otwartą dłoń, śmiejąc się. Jego oczy zapłonęły od żądzy zniszczenia... nieumarły rwał się do boju i to uczucie wprost wylewało się zarażając wszystkich „widzów” większą zaciętością i zażartością.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

-
- Kok
- Posty: 1245
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
- Lokalizacja: Legionowo
- Kontakt:
Pavciooo:
Myślę, że dobrze by było obstawić dystansowców (w tym magów) za działami, a resztę do środka normalnie jako wojo, gdyż nie dość że dystansowcy mają lepsze wyczucie odległości, to gdy będziemy wychodzić z pojazdu, to piechota musi wyleźć pierwsza bo jeżeli przeciwnik będzie blisko, to nie wyjdziemy do niego łucznikami...
Myślę, że dobrze by było obstawić dystansowców (w tym magów) za działami, a resztę do środka normalnie jako wojo, gdyż nie dość że dystansowcy mają lepsze wyczucie odległości, to gdy będziemy wychodzić z pojazdu, to piechota musi wyleźć pierwsza bo jeżeli przeciwnik będzie blisko, to nie wyjdziemy do niego łucznikami...
I tak nikt tego nie czyta...

-
- Chorąży
- Posty: 3121
- Rejestracja: wtorek, 21 grudnia 2004, 11:06
- Lokalizacja: Tam gdzie konczy się wieś a zaczyna zadupie \,,/ <(^.^)> \,,/
Drizzt
-Niech tak się stanie pani-powiedział drow budząc się z transu. Kiedy tak się stało wezwał do siebie nekromantów i rycerzy-Pragnę, byście wezwali do tego zamku 10 dobrze zapowiadających się nawicjuszy z okolicznych klasztorów, niepodawajcie im powodu zaproszenia, powiedźcie tylko, że Gaia ich wzywa do siebie.
-Niech tak się stanie pani-powiedział drow budząc się z transu. Kiedy tak się stało wezwał do siebie nekromantów i rycerzy-Pragnę, byście wezwali do tego zamku 10 dobrze zapowiadających się nawicjuszy z okolicznych klasztorów, niepodawajcie im powodu zaproszenia, powiedźcie tylko, że Gaia ich wzywa do siebie.
"Lepiej Milczeć I Wyglądać Jak Idiota, Niż Się Odezwać I Rozwiać Wszelkie Wątpliwości"
Mafia Radioaktywnych Krów
Mafia Radioaktywnych Krów

-
- Kok
- Posty: 1438
- Rejestracja: wtorek, 20 grudnia 2005, 11:05
- Numer GG: 3327785
- Lokalizacja: 3city
Nadir
Slusznie prawisz Pavciooo. Sam z checia zajme strzelecka pozycje na dziobie by razic naszych wrogow. Zaloge powinna wybrac przyjaciolka Sotora. Ona w koncu zna sie na tym najlepiej. rzekl Nadir a w jego oczach mozna bylo dostrzec wielkie podniecenie nadchodzaca bitwa.
Slusznie prawisz Pavciooo. Sam z checia zajme strzelecka pozycje na dziobie by razic naszych wrogow. Zaloge powinna wybrac przyjaciolka Sotora. Ona w koncu zna sie na tym najlepiej. rzekl Nadir a w jego oczach mozna bylo dostrzec wielkie podniecenie nadchodzaca bitwa.
Czasami mam uczucie, że przede mną rozpościera się wielki ocean prawdy, a ja siedzę na plaży i bawię się kamykami. Ale pewnego dnia nauczę się po nim żeglować.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Pavciooo i Nadir:
Kobieta skinęła głową i przeszła przez obozowisko wybierajac pięćdziesiat osób. -Szkolenie potrwa dzień.- szepnęła, przechodząc obok Władcy i jego Pomocnika. Jej głos przeszedł po placu wokół fortecy niczym wiatr...
-No...- mriknął Sotor. -No tak... ciekawa persona, czyż nie?- zapytał Pavcioo i nadira, gdy kobieta zniknęła wraz z przyszlym "personelem" w środku pojazdu.
Drizzt:
Xantus zasalutował i wyszedł mówiąc -Zaraz wydam rozkazy!- po kilkunastu minutach z zamku wybiegli posłańcy. Drizzt wiedział, ze adepci dotrą do zamku najewcześnie jza dwa dni. To pozostawiało mu sporo czasu na rozmyślania... lub trening.
Kobieta skinęła głową i przeszła przez obozowisko wybierajac pięćdziesiat osób. -Szkolenie potrwa dzień.- szepnęła, przechodząc obok Władcy i jego Pomocnika. Jej głos przeszedł po placu wokół fortecy niczym wiatr...
-No...- mriknął Sotor. -No tak... ciekawa persona, czyż nie?- zapytał Pavcioo i nadira, gdy kobieta zniknęła wraz z przyszlym "personelem" w środku pojazdu.
Drizzt:
Xantus zasalutował i wyszedł mówiąc -Zaraz wydam rozkazy!- po kilkunastu minutach z zamku wybiegli posłańcy. Drizzt wiedział, ze adepci dotrą do zamku najewcześnie jza dwa dni. To pozostawiało mu sporo czasu na rozmyślania... lub trening.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

-
- Kok
- Posty: 1438
- Rejestracja: wtorek, 20 grudnia 2005, 11:05
- Numer GG: 3327785
- Lokalizacja: 3city
Nadir
Jeden dzien... Wiec chyba nam tez nie pozostaje nic innego jak cwiczyc. Chyba ze pozwolimy sobie solidnie wypoczac by byc w pelni sil przed bitwa..
Swoja droga.. Fascynujaca kobieta Sotorze... Jestem pelen podziwu dla twoich znajomosci rzekl Nadir spogladajac za oddalajaca sie kobieta.
Jeden dzien... Wiec chyba nam tez nie pozostaje nic innego jak cwiczyc. Chyba ze pozwolimy sobie solidnie wypoczac by byc w pelni sil przed bitwa..
Swoja droga.. Fascynujaca kobieta Sotorze... Jestem pelen podziwu dla twoich znajomosci rzekl Nadir spogladajac za oddalajaca sie kobieta.
Czasami mam uczucie, że przede mną rozpościera się wielki ocean prawdy, a ja siedzę na plaży i bawię się kamykami. Ale pewnego dnia nauczę się po nim żeglować.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.

-
- Chorąży
- Posty: 3121
- Rejestracja: wtorek, 21 grudnia 2004, 11:06
- Lokalizacja: Tam gdzie konczy się wieś a zaczyna zadupie \,,/ <(^.^)> \,,/

Chyba nadszedł czas, abym powróciła na arenę sesji
Miło znów być wśród Was...
Nefryta
Spojrzała na sukkuba i zamyśliła się na chwilę. Czuła coś dziwnego, coś zbliżającego się do niej powoli, ale zarówno z niesamowitą szybkością. To uczucie ogarniało jej umysł i zalewało zmysły. Poruszyła się niespokojnie i spojrzała w niebo, jakby wypatrywała nadchodzącego deszczu. Smoki powoli rozpłynęły się, połączyły w chmurę zielonego dymu, który leniwie podpełzł do nóg Władczyni i się z nią zespolił. Przyjęła je z ogromną ulgą, dodały jej nieco siły i odwagi do serca.
- Levender – odezwała się nie odwracając w stronę demona. – Leć do wieży i przekaż Darkning’owi, że będę chciała z nim porozmawiać za jakąś godzinę...
Sukkub od razu wyczuła, że to nie jest prośba Nefryty, lecz rozkaz Władczyni. Kątem oka dostrzegła, że kolor oczu dziewczyny się zmienił. Zawsze granatowe, miały teraz zielony blask, bardzo podobny do dymu tworzącego smoki. Ukłoniła się szybko, rozpostarła skrzydła i nieco zaniepokojona tą zmianą odleciała kierując się prosto do wieży. Dziewczyna nie patrzyła za nią, nasłuchiwała w skupieniu. Wszystko wokół niej zdawało się cichnąć i milknąć, wszelkie dźwięki zanikały. Jedynie delikatne brzęczenie jakby dzwoneczków odbijało się echem w jej umyśle, odgłos ten zbliżał się coraz szybciej do niej, mogła go niemal dotknąć.
Nagle pojawił się przed nią starszy mężczyzna o postawnej budowie ciała i siwych włosach. Zdawał się jakby zawsze stać w tym miejscu, zupełnie jakby tylko ona go po prostu wcześniej nie zauważyła. Spojrzała na niego. Był ubrany w pancerz wojenny z lśniącego metalu, u pasa miał potężny miecz. Biła od tej postaci światłość i majestat mistycznego króla, dawnego władcy. Jego oczy były ciemne i ukryte głęboko pod krzaczastymi brwiami, ale zdawały się jakby świecić maleńkimi punkcikami, tysiącem gwiazd... Mężczyzna, choć niewiele wyższy od przeciętnego wojownika, w jej umyśle był ogromny i potężny niczym wiekowy dąb w starym lesie. Jak skała opierająca się przez wieki sile wody i wiatru.
- Witaj Wysłanniczko Boga Agonii... jestem Gesteth, Bóg Wojny – przedstawił się niemal bezgłośnie, jego słowa zadudniły echem w jej skroniach, choć zapewne nikt inny by go nie usłyszał. - Moja Wysłanniczka jest Twą rywalką.
Nefryta na te słowa ukłoniła się lekko i z szacunkiem, odpowiedziała mu jedynie: „Witaj”. Po tym zapadła na chwilę cisza, przez którą oboje mierzyli się wzrokiem - spoglądali na siebie z pewnym dystansem i zaciekawieniem. Patrzyła na niego nadwyraz łagodnie, nie było w jej oczach tej władczości co zwykle, zielony blask również gdzieś zaniknął pozostawiając jedynie czysty, ciemny granat. W końcu Bóg przemówił do niej:
- Powiedz mi, czy aż tak bardzo interesuje cię przejęcie władzy? Czy potrafisz rządzić? Zastanawiałaś się w ogóle nad tym, jaka to odpowiedzialność odpowiadać za miliony żywych istnień?
W jego głosie słyszała nutkę drwiny i wyniosłości, której nawet nie starał się przed nią ukryć. Gromił ją wyczekującym odpowiedzi wzrokiem, jakby chciał samym tym spojrzeniem ją złamać. Zapewne każda inna osoba poczułaby się teraz bardzo... malutka... Jednak nie Nefryta, przyszła Władczyni. Uśmiechnęła się pewnie i odpowiedziała po chwili, nawet bez większego i dłuższego zastanowienia się:
- Parę miesięcy temu bym powiedziała, że się do tego nie nadaję, że się nie sprawdzę i sprowadzę na ludzi jedynie chaos i cierpienie. Teraz już tak nie jest, czuję się gotowa na przejęcie obowiązków – stwierdziła bardzo pewnym siebie głosem. - Zawsze też mogę liczyć na czyjąś radę i wsparcie... Przecież nie będę sama – ściszyła głos i zamilkła na chwilę wspominając ciepło, którym otaczał ją Darkning.
Po chwili jednak szybko się opamiętała ze swoimi myślami i zmieniła nieco temat.
- Nie wydaje Ci się, że żadne z Wysłanników nie jest mniej lub bardziej gotowe na zostanie Władcą? Jesteśmy niemal tacy sami i tak samo bezbronni w tym wyścigu...
Bóg jednak jedynie uśmiechnął się szyderczo, jakby wyczuwając jej słabą stronę. Nie dał się tak łatwo zbyć pytaniem, całkowicie je zignorował. Uśmiechnął się pobłażliwie do Nefryty i z lekką drwiną rozpostarł swe ramiona w parodii ukłonu.
- Pozwól, że coś Ci pokażę, Nefryto... pokażę Ci coś o tym, którego masz za oparcie... – stwierdził tajemniczo świdrując ją nieprzyjemnym wzrokiem.
Przez chwilę całe otoczenie zawirowało mieniąc się różnymi barwami. Rozciągało się aż do bólu i poza możliwości wyobraźni, omiotło ich chłodem i gorącem zarazem. Słyszała różne dźwięki, które mieszały się razem w jeden wielki jazgot. Nie mogła wychwycić żadnych słów, były tak skwapliwie ze sobą zlane. Odgłosy walki przeważały w tym wszystkim, szczęk mieczy, chrzęst zbroi, wybuchy i wystrzały. Ryk i wycie, wrzaski, potworne zawodzenie tysięcy cierpiących dusz. Odgłos kości obracających się w pył, wypływającą z ciała krew... Kilka razy słyszała znajomy głos, lecz był tak zniekształcony przez echo czasu, że nie mogła zrozumieć krzyczanych przez niego słów. Czuła zapach spalenizny, krwi i mokrej od łez ziemi... Trwało to jednak ułamek sekundy, mniej niż jedno uderzenie serca.
- Gdy ty przeminiesz, będą się działy ciekawe rzeczy, część z nich właśnie słyszałaś... – stwierdził ponuro. – Zapewne domyślasz się też, czym one będą. Pokażę ci zaraz, przez kogo zostaną spowodowane!
Głos Boga zadudnił i zagrzmiał, odbił się głębokim echem od ścian sali... olbrzymiej sali, przepełnionej milionami klatek, w których wierciły się niespokojnie, jęczały i zawodziły koszmarnie powykrzywiane istoty. Nefryta omiotła je wzrokiem, lecz nie chciała na nie patrzeć. Niektóre nieszczęsne istoty wyły z bólu, inne z rozpaczy, większość jednak się panicznie bała. Strachem był tu przesiąknięty każdy kamień i każdy cal powietrza. Choć jej tak naprawdę w tym miejscu nie było, niemal czuła kwaśny zapach potu, metaliczny zapach krwi i ten zatęchły zapach odchodów oraz martwych ciał stworzeń. Skrzywiła się lekko i gdzieś wewnątrz siebie się wzdrygnęła. Jednak na zewnątrz nie dała nic po sobie poznać, poczuła jak moc w niej wzbiera. Rozejrzała się po całej sali ze spokojem i skierowała pytające spojrzenie swych już zielonych oczu na oblicze Boga. Wskazał jej ręką środek owej sali i postąpił krok naprzód prowadząc ją tam. Szli powoli, nie widząc jeszcze swego celu. Dopiero po kilku metrach Nefryta zdała sobie sprawę z ogromu tego miejsca i ilości więzionych istot. Choć przerażenie tą salą w niej narastało, szła spokojnie z uniesioną głową obok Boga nie rozglądając się na boki. Potworne istoty rzucały się w swych klatkach, biły się między sobą, zabijały, pożerały, mnożyły i hałasowały tak, że chwilami dziewczyna nie słyszała własnych myśli. Te widoki i odgłosy były najgorszą rzeczą, jakiej doświadczyła w swym życiu, nawet nigdy by nie była w stanie sobie wyobrazić czegoś tak obrzydliwego. Miała nadzieję, że jakoś jej się uda to wspomnienie wymazać z pamięci... Najgorszym było to, że cała sala tonęła w delikatnym blasku pochodni, nic tu nie kryło się w mroku, mogła dostrzec każdy zakamarek sali i jej najdalsze kąty. Jednak gdy się lepiej przyjrzała i przysłuchała wszystkiemu, z przerażeniem odkryła, że to pomieszczenie nie ma końca. Ograniczała je tylko jej wyobraźnia, a może raczej nadzieja. Dalsza część niknęła w mroku, choć bardziej prawdopodobnym było to, że światło nie docierało do niej.
Po paru minutach ujrzała przed sobą podwyższenie, podłoga tu lepiła się od krwi i nieczystości. Okazało się ono czymś na kształt placu, którego przeznaczenia bała się poznać. Wyglądało to na miejsce tortur lub operacji, tak podobne do laboratorium Darkning’a, że niemal przystanęła. Bóg odwrócił się do niej, w jego oczach ujrzała blask tryumfu.
- Zgadnij, czyje to laboratorium! – zagrzmiał, jakby mając do niej pretensję za całe to zło ich otaczające.
Nie odpowiedziała, gdyż pojawił Darkning z jakimś okaleczonym i zmasakrowanym Aniołem. Para nieumarłych przypięła go do jednej z machin, był on tak już wycieńczony, że nawet nie miał siły stawiać im oporu. Gdy opuścili salę czarnoksiężnik zaczął bombardować nieszczęśnika swą mroczną mocą. Tamten szarpnął się i zawył z bólu rzucając się na boki. Oczami szeroko otwartymi z przerażenia wpatrywał się w nicość i krzyczał na przemian błagając i przeklinając Darkning’a. Łzy spływały mu strumieniem po sinym i przybrudzonym policzku, lecz mężczyzna nie zaprzestał. Potężny ładunek mocy wdarł się do ciała Anioła i ten krzyknął przerażony czując, jak jego dusza opuszcza go. Uczucie bólu i straty tak sparaliżowało nieszczęśnika, że zupełnie zamarł w bezruchu. Jedynie otwarte szeroko oczy i głuchy jęk wydobywający się z jego ust mogły świadczyć o tym, że jeszcze żył. Jednak po chwili szarpnął się spazmatycznie opluwając się własną krwią i jego głowa opadła bezwładnie na pierś. Nastała potworna cisza, jeszcze gorsza niż wcześniejsze wrzaski. Wszystkie stwory zamarły i patrzyły, jak Darkning ściska w dłoni duszę Anioła. Była ona tak jasna, że z łatwością oświetlała to miejsce na setki metrów...
Czarnoksiężnik zupełnie przestał się interesować martwym Aniołem, którego zmasakrowane i wykrzywione w agonii zwłoki wisiały przed nim. W zamyśleniu przyglądał się duszy, kuli czystej energii. Podszedł do stolika i na kawałku pergaminu począł coś skwapliwie notować, co chwila spoglądając na swą zdobycz. Zaciekawiona Nefryta podeszła do niego i znad ramienia czarnoksiężnika przeczytała:
„Poprzez pryzmatyczne wydzielenie energii wewnątrz umysłu, duszy i ciała anioła byłem w stanie otrzymać "wzbogaconą mieszankę", wiec uszlachetnioną cierpieniem duszę. Prawdopodobnie posiada ona znacznie potężniejsze właściwości, niż dusza wydzielona i schwytana przez dobrowolne oddanie lub "wyzionięcie" i schwytanie. Przy niewielkim nakładzie energii można znacznie poprawić jakość efektu końcowego...”
Na chwilę urwał zastanawiając się nad czymś i wtedy Bóg przemówił do lekko zszokowanej i zmieszanej Nefryty.
- Interesujące, prawda? – zapytał i wtedy niespodziewanie Darkning odwrócił się w jego stronę.
- Spodziewałem się was... Nie muszę was widzieć, by czuć waszą obecność. Teraz wiem, czemu moja ludzka część od pewnego czasu kotłuje się jak pies na łańcuchu! - zaśmiał się. -Tak, to jest moje laboratorium! Tworzę istoty z własnej energii, nadaje im kształt i właściwości, by potem eksperymentować na nich. Porywanie żywych skończyło się zanim się poznaliśmy, Nefryto... A może nie powinienem był odtajać niektórych faktów... - powiedział ze złośliwą nutką w głosie, bardziej do Gestetha, niż do Nefryty.
- Zamienił się w potwora... - podsumował bóg z uśmiechem.
Jednak Nefryta go nie słuchała, stała obok Darkning’a, niemal na wyciągnięcie ręki. Z zaciekawieniem spojrzała w jego oczy i po chwili ujrzała coś, czego nigdy w nich nie było. Zupełnie inny świat, świat przepełniony negatywnymi emocjami tak silnymi, że mogłyby wywołać szał i wewnętrzny rozpad istoty w kilka sekund. Emocje te jednak zamknięte były jakby w klatce, utrzymane na smyczy, gotowe by skoczyć na cokolwiek i zmieść to z powierzchni ziemi, jeśli tylko Darkning by na to pozwolił. Dziewczyna miała wrażenie, że stoi przed nią nie jej ukochany, lecz niesamowicie potężny ładunek wybuchowy nienawiści, złości, furii i wszelkich innych negatywnych uczuć, osłoniętych z zewnątrz nieprzeniknionym płaszczem bezwzględnego opanowania i spokoju.
Widząc to spojrzała wtedy na niego z lekkim uśmiechem. Nie było w jej oczach strachu, nienawiści, czy smutku - tylko zrozumienie i miłość. Nawet nie odczuwała, że jest jej go żal ani nic... Uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę, jakby chciała położyć mu dłoń na policzku, ale nie wiedząc, co by się mogło stać nie zrobiła tego. Trochę się też bała, że nie będzie w stanie go dotknąć i na ułamek sekundy ją to zasmuciło. Postąpiła jeszcze jeden krok bliżej do niego i szepnęła bardzo cicho:
- Wybacz, że nie mogę być przy Tobie.
Odwróciła szybko do niego wzrok i umilkła, gdyż głos się jej zaczął łamać. Darkning jednak spoglądał na Boga, kipiała w nim złość. Odłożył pergamin i zwrócił się do niego lodowatym głosem:
- Tak... Po jej śmierci zmieniłem się w potwora. Dla kogo niby miałem być człowiekiem, gdy umarła, hmm? Dla nowej Armii Białej Pięści, która próbowała mnie zabić w czasie Klepsydrady? A może dla Czarnych Hord po drugim kataklizmie - trupy uznały mnie za zdrajcę... nieee, wiem! Dla Lukkackiej Bojówki, która zorganizowała zamach na moje... "życie". - Zarim rozłożył rozbawiony ręce, a potem wskazał na boga. - Nie przewidziałeś, że będę odpowiadał, co? - zaśmiał się ironicznie. - Popsuło to trochę Twój plan, CO? - warknął i wysunął z palca ostrze, które zatrzymało się kilka milimetrów przed twarzą Gestetha. -Nefryta wygra tę wojnę z pomocą mej ludzkiej postaci, która będzie jej wiernie służyć pomocą w każdej sferze życia i to do samego końca! Ta kobieta usunie CIEBIE I TWOJĄ CHOLERNĄ POMAGIERĘ I TWE ŻAŁOSNE PRÓBY UTRZYMANIA WŁADZY PRZEPADNĄ RAZ NA ZAWSZE!!! - wrzasnął, gdyż wspomnienie dawnych emocji wyzwoliło w końcu część ładunku złości. Spojrzał spode łba na Boga i zakończył. - A teraz odejdźcie stąd... wasza obecność burzy normalny ład świata, a ja nie mogę sobie pozwolić na zniszczenie tego ładu... powiedzmy, że zagłada świata jest mi nie na rękę...
Jego głos był nieco zmęczony, jakby ich obecność wywoływała w nim bolesne wspomnienia i męczyła go. Nefryta przez cały czas stała spokojnie obok niego, nawet gdy jego świdrujący lodem krzyk rozbrzmiewał w całej sali, ona nawet nie drgnęła. Nie bała się go, wiedziała, że jej nigdy by krzywdy nie zrobił. Cokolwiek Gesteth chciał osiągnąć, jakkolwiek chciał ją wystraszyć lub zniechęcić, nie udało mu się. Spojrzała na niego wyzywająco unosząc lekko jedną brew.
Bóg hamując swoją złość zapytał przez zaciśnięte zęby:
- Jakiemu Bóstwu służysz, czarnoksiężniku?!
- Precz! - warknął Darkning i cisnął w Boga pocisk ciemności, który cofnął jego i Władczynię do "ich czasu".
Cztery i pół strony w WORDzie, pobiłam swój rekord w długości posta
EDIT (żeby nie było takiego posępnego zakończenia
)
Siła, z jaką zostali odrzuceni do teraźniejszości aż ja zwaliła z nóg. Gdy tylko stanęła na ziemi, nie mogła w pierwszej chwili ustalić, gdzie jest i co się z nią dzieje. Zachwiała się i upadła dziwiąc się, że podłoże jednak nie było pod skosem... Z trudem usiadła, nadal kręciło jej się w głowie i zaczęło jej się robić niedobrze po tym wszystkim. Trzęsła się na ciele i odczuwała zmęczenie. Spojrzała na Boga, który mimo wszystko stał prosto i patrzył się na nią z mieszanymi uczuciami. Był zdenerwowany i choć starał się to ukryć, Nefryta czuła, że się... boi?
- Ufam sile mojej Wysłanniczki – powiedział groźnie spoglądając na nią z góry. Dziewczyna w odpowiedzi spojrzała na niego pobłażliwie, jak gdyby odwracając role.
- Skoro tak mówisz... Jednak ja się nie boję ani Ciebie, ani konfrontacji z nią. Widzisz, chyba tylko potwór mógł pokochać potwora, prawda? - spojrzała się na niego dziwnie rozbawiona porywając się na ryzykowne zagranie. On jednak tylko rzucił jej przelotnie zdegustowane spojrzenie. Odwrócił się na pięcie i odszedł kilka kroków znikając. Robił się coraz bardziej przezroczysty i niematerialny, aż w końcu zupełnie rozpłynął się w powietrzu. Przestała go nawet wyczuwać mentalnie.
Dziewczyna odczekała chwilę walcząc z nudnościami i zawrotami głowy, postanowiła jednak, że przez chwilę może dostojnie posiedzieć na ziemi. Spoglądając dalej w miejsce, gdzie zniknął Bóg Wojny, parsknęła nagle szczerym, niezwykle rozbawionym śmiechem. Na myśl o spojrzeniu pełnym zdegustowania i obrzydzenia, jakim ją potraktował, Nefryta śmiała się aż do łez. Za swymi plecami usłyszała pytanie:
- Co cię tak rozbawiło?
Odwróciła się i ujrzała Darkning’a w swej ludzkiej postaci. Ubrany był w swój biały strój, uśmiechał się łagodnie i spoglądał na nią zaintrygowany. Kaptur nie zakrywał mu twarzy, czarnoksiężnik dobrze wiedział, jak dziewczyna lubi na niego patrzeć, gdy są sami. Nefryta mrugnęła do niego i nie wstając powiedziała chichocząc:
- Chodź tu, ty mój potworze...
I znów wybuchła śmiechem. Wspomnienia z ujrzanej przyszłości odsunęła daleko od siebie i nie chciała o nich teraz myśleć. Darkning podszedł do niej i podał jej rękę. Nefryta uczepiła się jej usiłując wstać, lecz szybko znów opadła na swój całkiem zgrabny tyłeczek ciągnąc jeszcze dodatkowo za sobą nieco zdezorientowanego czarnoksiężnika.

Nefryta
Spojrzała na sukkuba i zamyśliła się na chwilę. Czuła coś dziwnego, coś zbliżającego się do niej powoli, ale zarówno z niesamowitą szybkością. To uczucie ogarniało jej umysł i zalewało zmysły. Poruszyła się niespokojnie i spojrzała w niebo, jakby wypatrywała nadchodzącego deszczu. Smoki powoli rozpłynęły się, połączyły w chmurę zielonego dymu, który leniwie podpełzł do nóg Władczyni i się z nią zespolił. Przyjęła je z ogromną ulgą, dodały jej nieco siły i odwagi do serca.
- Levender – odezwała się nie odwracając w stronę demona. – Leć do wieży i przekaż Darkning’owi, że będę chciała z nim porozmawiać za jakąś godzinę...
Sukkub od razu wyczuła, że to nie jest prośba Nefryty, lecz rozkaz Władczyni. Kątem oka dostrzegła, że kolor oczu dziewczyny się zmienił. Zawsze granatowe, miały teraz zielony blask, bardzo podobny do dymu tworzącego smoki. Ukłoniła się szybko, rozpostarła skrzydła i nieco zaniepokojona tą zmianą odleciała kierując się prosto do wieży. Dziewczyna nie patrzyła za nią, nasłuchiwała w skupieniu. Wszystko wokół niej zdawało się cichnąć i milknąć, wszelkie dźwięki zanikały. Jedynie delikatne brzęczenie jakby dzwoneczków odbijało się echem w jej umyśle, odgłos ten zbliżał się coraz szybciej do niej, mogła go niemal dotknąć.
Nagle pojawił się przed nią starszy mężczyzna o postawnej budowie ciała i siwych włosach. Zdawał się jakby zawsze stać w tym miejscu, zupełnie jakby tylko ona go po prostu wcześniej nie zauważyła. Spojrzała na niego. Był ubrany w pancerz wojenny z lśniącego metalu, u pasa miał potężny miecz. Biła od tej postaci światłość i majestat mistycznego króla, dawnego władcy. Jego oczy były ciemne i ukryte głęboko pod krzaczastymi brwiami, ale zdawały się jakby świecić maleńkimi punkcikami, tysiącem gwiazd... Mężczyzna, choć niewiele wyższy od przeciętnego wojownika, w jej umyśle był ogromny i potężny niczym wiekowy dąb w starym lesie. Jak skała opierająca się przez wieki sile wody i wiatru.
- Witaj Wysłanniczko Boga Agonii... jestem Gesteth, Bóg Wojny – przedstawił się niemal bezgłośnie, jego słowa zadudniły echem w jej skroniach, choć zapewne nikt inny by go nie usłyszał. - Moja Wysłanniczka jest Twą rywalką.
Nefryta na te słowa ukłoniła się lekko i z szacunkiem, odpowiedziała mu jedynie: „Witaj”. Po tym zapadła na chwilę cisza, przez którą oboje mierzyli się wzrokiem - spoglądali na siebie z pewnym dystansem i zaciekawieniem. Patrzyła na niego nadwyraz łagodnie, nie było w jej oczach tej władczości co zwykle, zielony blask również gdzieś zaniknął pozostawiając jedynie czysty, ciemny granat. W końcu Bóg przemówił do niej:
- Powiedz mi, czy aż tak bardzo interesuje cię przejęcie władzy? Czy potrafisz rządzić? Zastanawiałaś się w ogóle nad tym, jaka to odpowiedzialność odpowiadać za miliony żywych istnień?
W jego głosie słyszała nutkę drwiny i wyniosłości, której nawet nie starał się przed nią ukryć. Gromił ją wyczekującym odpowiedzi wzrokiem, jakby chciał samym tym spojrzeniem ją złamać. Zapewne każda inna osoba poczułaby się teraz bardzo... malutka... Jednak nie Nefryta, przyszła Władczyni. Uśmiechnęła się pewnie i odpowiedziała po chwili, nawet bez większego i dłuższego zastanowienia się:
- Parę miesięcy temu bym powiedziała, że się do tego nie nadaję, że się nie sprawdzę i sprowadzę na ludzi jedynie chaos i cierpienie. Teraz już tak nie jest, czuję się gotowa na przejęcie obowiązków – stwierdziła bardzo pewnym siebie głosem. - Zawsze też mogę liczyć na czyjąś radę i wsparcie... Przecież nie będę sama – ściszyła głos i zamilkła na chwilę wspominając ciepło, którym otaczał ją Darkning.
Po chwili jednak szybko się opamiętała ze swoimi myślami i zmieniła nieco temat.
- Nie wydaje Ci się, że żadne z Wysłanników nie jest mniej lub bardziej gotowe na zostanie Władcą? Jesteśmy niemal tacy sami i tak samo bezbronni w tym wyścigu...
Bóg jednak jedynie uśmiechnął się szyderczo, jakby wyczuwając jej słabą stronę. Nie dał się tak łatwo zbyć pytaniem, całkowicie je zignorował. Uśmiechnął się pobłażliwie do Nefryty i z lekką drwiną rozpostarł swe ramiona w parodii ukłonu.
- Pozwól, że coś Ci pokażę, Nefryto... pokażę Ci coś o tym, którego masz za oparcie... – stwierdził tajemniczo świdrując ją nieprzyjemnym wzrokiem.
Przez chwilę całe otoczenie zawirowało mieniąc się różnymi barwami. Rozciągało się aż do bólu i poza możliwości wyobraźni, omiotło ich chłodem i gorącem zarazem. Słyszała różne dźwięki, które mieszały się razem w jeden wielki jazgot. Nie mogła wychwycić żadnych słów, były tak skwapliwie ze sobą zlane. Odgłosy walki przeważały w tym wszystkim, szczęk mieczy, chrzęst zbroi, wybuchy i wystrzały. Ryk i wycie, wrzaski, potworne zawodzenie tysięcy cierpiących dusz. Odgłos kości obracających się w pył, wypływającą z ciała krew... Kilka razy słyszała znajomy głos, lecz był tak zniekształcony przez echo czasu, że nie mogła zrozumieć krzyczanych przez niego słów. Czuła zapach spalenizny, krwi i mokrej od łez ziemi... Trwało to jednak ułamek sekundy, mniej niż jedno uderzenie serca.
- Gdy ty przeminiesz, będą się działy ciekawe rzeczy, część z nich właśnie słyszałaś... – stwierdził ponuro. – Zapewne domyślasz się też, czym one będą. Pokażę ci zaraz, przez kogo zostaną spowodowane!
Głos Boga zadudnił i zagrzmiał, odbił się głębokim echem od ścian sali... olbrzymiej sali, przepełnionej milionami klatek, w których wierciły się niespokojnie, jęczały i zawodziły koszmarnie powykrzywiane istoty. Nefryta omiotła je wzrokiem, lecz nie chciała na nie patrzeć. Niektóre nieszczęsne istoty wyły z bólu, inne z rozpaczy, większość jednak się panicznie bała. Strachem był tu przesiąknięty każdy kamień i każdy cal powietrza. Choć jej tak naprawdę w tym miejscu nie było, niemal czuła kwaśny zapach potu, metaliczny zapach krwi i ten zatęchły zapach odchodów oraz martwych ciał stworzeń. Skrzywiła się lekko i gdzieś wewnątrz siebie się wzdrygnęła. Jednak na zewnątrz nie dała nic po sobie poznać, poczuła jak moc w niej wzbiera. Rozejrzała się po całej sali ze spokojem i skierowała pytające spojrzenie swych już zielonych oczu na oblicze Boga. Wskazał jej ręką środek owej sali i postąpił krok naprzód prowadząc ją tam. Szli powoli, nie widząc jeszcze swego celu. Dopiero po kilku metrach Nefryta zdała sobie sprawę z ogromu tego miejsca i ilości więzionych istot. Choć przerażenie tą salą w niej narastało, szła spokojnie z uniesioną głową obok Boga nie rozglądając się na boki. Potworne istoty rzucały się w swych klatkach, biły się między sobą, zabijały, pożerały, mnożyły i hałasowały tak, że chwilami dziewczyna nie słyszała własnych myśli. Te widoki i odgłosy były najgorszą rzeczą, jakiej doświadczyła w swym życiu, nawet nigdy by nie była w stanie sobie wyobrazić czegoś tak obrzydliwego. Miała nadzieję, że jakoś jej się uda to wspomnienie wymazać z pamięci... Najgorszym było to, że cała sala tonęła w delikatnym blasku pochodni, nic tu nie kryło się w mroku, mogła dostrzec każdy zakamarek sali i jej najdalsze kąty. Jednak gdy się lepiej przyjrzała i przysłuchała wszystkiemu, z przerażeniem odkryła, że to pomieszczenie nie ma końca. Ograniczała je tylko jej wyobraźnia, a może raczej nadzieja. Dalsza część niknęła w mroku, choć bardziej prawdopodobnym było to, że światło nie docierało do niej.
Po paru minutach ujrzała przed sobą podwyższenie, podłoga tu lepiła się od krwi i nieczystości. Okazało się ono czymś na kształt placu, którego przeznaczenia bała się poznać. Wyglądało to na miejsce tortur lub operacji, tak podobne do laboratorium Darkning’a, że niemal przystanęła. Bóg odwrócił się do niej, w jego oczach ujrzała blask tryumfu.
- Zgadnij, czyje to laboratorium! – zagrzmiał, jakby mając do niej pretensję za całe to zło ich otaczające.
Nie odpowiedziała, gdyż pojawił Darkning z jakimś okaleczonym i zmasakrowanym Aniołem. Para nieumarłych przypięła go do jednej z machin, był on tak już wycieńczony, że nawet nie miał siły stawiać im oporu. Gdy opuścili salę czarnoksiężnik zaczął bombardować nieszczęśnika swą mroczną mocą. Tamten szarpnął się i zawył z bólu rzucając się na boki. Oczami szeroko otwartymi z przerażenia wpatrywał się w nicość i krzyczał na przemian błagając i przeklinając Darkning’a. Łzy spływały mu strumieniem po sinym i przybrudzonym policzku, lecz mężczyzna nie zaprzestał. Potężny ładunek mocy wdarł się do ciała Anioła i ten krzyknął przerażony czując, jak jego dusza opuszcza go. Uczucie bólu i straty tak sparaliżowało nieszczęśnika, że zupełnie zamarł w bezruchu. Jedynie otwarte szeroko oczy i głuchy jęk wydobywający się z jego ust mogły świadczyć o tym, że jeszcze żył. Jednak po chwili szarpnął się spazmatycznie opluwając się własną krwią i jego głowa opadła bezwładnie na pierś. Nastała potworna cisza, jeszcze gorsza niż wcześniejsze wrzaski. Wszystkie stwory zamarły i patrzyły, jak Darkning ściska w dłoni duszę Anioła. Była ona tak jasna, że z łatwością oświetlała to miejsce na setki metrów...
Czarnoksiężnik zupełnie przestał się interesować martwym Aniołem, którego zmasakrowane i wykrzywione w agonii zwłoki wisiały przed nim. W zamyśleniu przyglądał się duszy, kuli czystej energii. Podszedł do stolika i na kawałku pergaminu począł coś skwapliwie notować, co chwila spoglądając na swą zdobycz. Zaciekawiona Nefryta podeszła do niego i znad ramienia czarnoksiężnika przeczytała:
„Poprzez pryzmatyczne wydzielenie energii wewnątrz umysłu, duszy i ciała anioła byłem w stanie otrzymać "wzbogaconą mieszankę", wiec uszlachetnioną cierpieniem duszę. Prawdopodobnie posiada ona znacznie potężniejsze właściwości, niż dusza wydzielona i schwytana przez dobrowolne oddanie lub "wyzionięcie" i schwytanie. Przy niewielkim nakładzie energii można znacznie poprawić jakość efektu końcowego...”
Na chwilę urwał zastanawiając się nad czymś i wtedy Bóg przemówił do lekko zszokowanej i zmieszanej Nefryty.
- Interesujące, prawda? – zapytał i wtedy niespodziewanie Darkning odwrócił się w jego stronę.
- Spodziewałem się was... Nie muszę was widzieć, by czuć waszą obecność. Teraz wiem, czemu moja ludzka część od pewnego czasu kotłuje się jak pies na łańcuchu! - zaśmiał się. -Tak, to jest moje laboratorium! Tworzę istoty z własnej energii, nadaje im kształt i właściwości, by potem eksperymentować na nich. Porywanie żywych skończyło się zanim się poznaliśmy, Nefryto... A może nie powinienem był odtajać niektórych faktów... - powiedział ze złośliwą nutką w głosie, bardziej do Gestetha, niż do Nefryty.
- Zamienił się w potwora... - podsumował bóg z uśmiechem.
Jednak Nefryta go nie słuchała, stała obok Darkning’a, niemal na wyciągnięcie ręki. Z zaciekawieniem spojrzała w jego oczy i po chwili ujrzała coś, czego nigdy w nich nie było. Zupełnie inny świat, świat przepełniony negatywnymi emocjami tak silnymi, że mogłyby wywołać szał i wewnętrzny rozpad istoty w kilka sekund. Emocje te jednak zamknięte były jakby w klatce, utrzymane na smyczy, gotowe by skoczyć na cokolwiek i zmieść to z powierzchni ziemi, jeśli tylko Darkning by na to pozwolił. Dziewczyna miała wrażenie, że stoi przed nią nie jej ukochany, lecz niesamowicie potężny ładunek wybuchowy nienawiści, złości, furii i wszelkich innych negatywnych uczuć, osłoniętych z zewnątrz nieprzeniknionym płaszczem bezwzględnego opanowania i spokoju.
Widząc to spojrzała wtedy na niego z lekkim uśmiechem. Nie było w jej oczach strachu, nienawiści, czy smutku - tylko zrozumienie i miłość. Nawet nie odczuwała, że jest jej go żal ani nic... Uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę, jakby chciała położyć mu dłoń na policzku, ale nie wiedząc, co by się mogło stać nie zrobiła tego. Trochę się też bała, że nie będzie w stanie go dotknąć i na ułamek sekundy ją to zasmuciło. Postąpiła jeszcze jeden krok bliżej do niego i szepnęła bardzo cicho:
- Wybacz, że nie mogę być przy Tobie.
Odwróciła szybko do niego wzrok i umilkła, gdyż głos się jej zaczął łamać. Darkning jednak spoglądał na Boga, kipiała w nim złość. Odłożył pergamin i zwrócił się do niego lodowatym głosem:
- Tak... Po jej śmierci zmieniłem się w potwora. Dla kogo niby miałem być człowiekiem, gdy umarła, hmm? Dla nowej Armii Białej Pięści, która próbowała mnie zabić w czasie Klepsydrady? A może dla Czarnych Hord po drugim kataklizmie - trupy uznały mnie za zdrajcę... nieee, wiem! Dla Lukkackiej Bojówki, która zorganizowała zamach na moje... "życie". - Zarim rozłożył rozbawiony ręce, a potem wskazał na boga. - Nie przewidziałeś, że będę odpowiadał, co? - zaśmiał się ironicznie. - Popsuło to trochę Twój plan, CO? - warknął i wysunął z palca ostrze, które zatrzymało się kilka milimetrów przed twarzą Gestetha. -Nefryta wygra tę wojnę z pomocą mej ludzkiej postaci, która będzie jej wiernie służyć pomocą w każdej sferze życia i to do samego końca! Ta kobieta usunie CIEBIE I TWOJĄ CHOLERNĄ POMAGIERĘ I TWE ŻAŁOSNE PRÓBY UTRZYMANIA WŁADZY PRZEPADNĄ RAZ NA ZAWSZE!!! - wrzasnął, gdyż wspomnienie dawnych emocji wyzwoliło w końcu część ładunku złości. Spojrzał spode łba na Boga i zakończył. - A teraz odejdźcie stąd... wasza obecność burzy normalny ład świata, a ja nie mogę sobie pozwolić na zniszczenie tego ładu... powiedzmy, że zagłada świata jest mi nie na rękę...
Jego głos był nieco zmęczony, jakby ich obecność wywoływała w nim bolesne wspomnienia i męczyła go. Nefryta przez cały czas stała spokojnie obok niego, nawet gdy jego świdrujący lodem krzyk rozbrzmiewał w całej sali, ona nawet nie drgnęła. Nie bała się go, wiedziała, że jej nigdy by krzywdy nie zrobił. Cokolwiek Gesteth chciał osiągnąć, jakkolwiek chciał ją wystraszyć lub zniechęcić, nie udało mu się. Spojrzała na niego wyzywająco unosząc lekko jedną brew.
Bóg hamując swoją złość zapytał przez zaciśnięte zęby:
- Jakiemu Bóstwu służysz, czarnoksiężniku?!
- Precz! - warknął Darkning i cisnął w Boga pocisk ciemności, który cofnął jego i Władczynię do "ich czasu".
Cztery i pół strony w WORDzie, pobiłam swój rekord w długości posta

EDIT (żeby nie było takiego posępnego zakończenia

Siła, z jaką zostali odrzuceni do teraźniejszości aż ja zwaliła z nóg. Gdy tylko stanęła na ziemi, nie mogła w pierwszej chwili ustalić, gdzie jest i co się z nią dzieje. Zachwiała się i upadła dziwiąc się, że podłoże jednak nie było pod skosem... Z trudem usiadła, nadal kręciło jej się w głowie i zaczęło jej się robić niedobrze po tym wszystkim. Trzęsła się na ciele i odczuwała zmęczenie. Spojrzała na Boga, który mimo wszystko stał prosto i patrzył się na nią z mieszanymi uczuciami. Był zdenerwowany i choć starał się to ukryć, Nefryta czuła, że się... boi?
- Ufam sile mojej Wysłanniczki – powiedział groźnie spoglądając na nią z góry. Dziewczyna w odpowiedzi spojrzała na niego pobłażliwie, jak gdyby odwracając role.
- Skoro tak mówisz... Jednak ja się nie boję ani Ciebie, ani konfrontacji z nią. Widzisz, chyba tylko potwór mógł pokochać potwora, prawda? - spojrzała się na niego dziwnie rozbawiona porywając się na ryzykowne zagranie. On jednak tylko rzucił jej przelotnie zdegustowane spojrzenie. Odwrócił się na pięcie i odszedł kilka kroków znikając. Robił się coraz bardziej przezroczysty i niematerialny, aż w końcu zupełnie rozpłynął się w powietrzu. Przestała go nawet wyczuwać mentalnie.
Dziewczyna odczekała chwilę walcząc z nudnościami i zawrotami głowy, postanowiła jednak, że przez chwilę może dostojnie posiedzieć na ziemi. Spoglądając dalej w miejsce, gdzie zniknął Bóg Wojny, parsknęła nagle szczerym, niezwykle rozbawionym śmiechem. Na myśl o spojrzeniu pełnym zdegustowania i obrzydzenia, jakim ją potraktował, Nefryta śmiała się aż do łez. Za swymi plecami usłyszała pytanie:
- Co cię tak rozbawiło?
Odwróciła się i ujrzała Darkning’a w swej ludzkiej postaci. Ubrany był w swój biały strój, uśmiechał się łagodnie i spoglądał na nią zaintrygowany. Kaptur nie zakrywał mu twarzy, czarnoksiężnik dobrze wiedział, jak dziewczyna lubi na niego patrzeć, gdy są sami. Nefryta mrugnęła do niego i nie wstając powiedziała chichocząc:
- Chodź tu, ty mój potworze...
I znów wybuchła śmiechem. Wspomnienia z ujrzanej przyszłości odsunęła daleko od siebie i nie chciała o nich teraz myśleć. Darkning podszedł do niej i podał jej rękę. Nefryta uczepiła się jej usiłując wstać, lecz szybko znów opadła na swój całkiem zgrabny tyłeczek ciągnąc jeszcze dodatkowo za sobą nieco zdezorientowanego czarnoksiężnika.

-
- Kok
- Posty: 1245
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
- Lokalizacja: Legionowo
- Kontakt:
