Pokemon [Cień Szansy]

-
- Bombardier
- Posty: 890
- Rejestracja: piątek, 22 września 2006, 10:04
- Numer GG: 10332376
- Skype: p.kot.l.
- Lokalizacja: W-wa
- Kontakt:
Re: Pokemon [Cień Szansy]
Paul Nekonushi
To prawda, zdziwiło go zachowanie Vero, ale nie aż tak - jako badacz i człowiek poznał wiele dziwnych osób, a na ich tle Vero wyglądała w miarę normalnie. Za to zaciekawił go Joachim - opryskliwość, patrzenie spode łba... wyglądał, jakby nie jedno miał na sumieniu. Utwierdził się w tym, gdy ten zatrzymał ich by wyjaśnić parę rzeczy.
- Dobra, na początek coś sobie wyjaśnijmy. Nie jestem żadnym dowódcą, moje decyzje dotyczą wyłącznie mnie, tak długo jak chcecie się mnie trzymać możecie się podporządkować albo nie, mi to wisi. To był punkt pierwszy. Punkt drugi, moja skromna osoba uznała to miejsce za nadające się na obóz i ma się tu zamiar zatrzymać, wy możecie zrobić to samo, jeśli tylko zechcecie. Jakieś pytania? - nie było mu miło tego słuchać, ale nie protestował. Poza tym jezioro w gruncie rzeczy naprawdę było dobrym miejsce, nawet dla jego skalnego pokemona - oczywiście woda szkodziła takim jak on, ale mogli po prostu odejść kawałek dalej, a on sam chętnie by się później wykąpał.
Wtem Joachim wyciągnął i rozłożył namiot. Sam nie spodziewał się, by ich opryskliwy kolega pałał chęcią wpuszczenia go do środka, ale ten namiot był naprawdę mały, nawet dla jednej osoby. "To ja już wolę otwartą przestrzeń."
Potem Brenner kazał im się odsunąć - Paul nie oponował. Domyślał się, że cokolwiek ma zamiar zrobić ten dziwny człowiek, to nie będzie czekał, aż on się odsunie. Wtedy jego kolega dał im pokaz pirotechniczny. "A więc tym zajmuje się ten dziwak... Dlatego miałem w związku z nim takie złe przeczucia.
Sam tę godzinę spędził na przeglądaniu internetu - chciał to zrobić, kiedy tamtego nie będzie w pobliżu - trudno znosił złośliwe komentarze od osób, o których miał wysokie mniemanie. Gdy zrobił wszystko co chciał (czyli przede wszystkim czytaniem maili i sprawdzaniem for badaczy Pokemon) zajął się próbą identyfikacji tamtego Pokemona, a także dokładnym badaniem Larvitara. Sprawdzał jego umiejętności, dobre i słabe strony, porównywał jego gabaryty do standardowych dla gatunku Larvitarów. Później sprawdzał skanerem twardość jego skóry bez i z techniką Twardości.
W końcu siedzieli przy ognisku - przynajmniej on siedział.
- Lubię patrzeć na ogień - rzekł mimowolnie. Obserwował więc go pogrążając się w transie. "Teraz zajmę się czymś innym, wieczorem będzie jeszcze piękniejszy" W końcu zdecydował się na złapanie jakiegoś Pokemona.
- Idę spróbować poszerzyć grono moich Poków, wybiera się ktoś ze mną? - nagle zdał sobie sprawę, że nikt nie przystanie na jego metody badacza. Zdecydował więc, że lepiej będzie pójść samemu, jednak było za późno, by odwoływać taką decyzję. Czekał więc pogodzony z konsekwencjami braku pomyślunku.
To prawda, zdziwiło go zachowanie Vero, ale nie aż tak - jako badacz i człowiek poznał wiele dziwnych osób, a na ich tle Vero wyglądała w miarę normalnie. Za to zaciekawił go Joachim - opryskliwość, patrzenie spode łba... wyglądał, jakby nie jedno miał na sumieniu. Utwierdził się w tym, gdy ten zatrzymał ich by wyjaśnić parę rzeczy.
- Dobra, na początek coś sobie wyjaśnijmy. Nie jestem żadnym dowódcą, moje decyzje dotyczą wyłącznie mnie, tak długo jak chcecie się mnie trzymać możecie się podporządkować albo nie, mi to wisi. To był punkt pierwszy. Punkt drugi, moja skromna osoba uznała to miejsce za nadające się na obóz i ma się tu zamiar zatrzymać, wy możecie zrobić to samo, jeśli tylko zechcecie. Jakieś pytania? - nie było mu miło tego słuchać, ale nie protestował. Poza tym jezioro w gruncie rzeczy naprawdę było dobrym miejsce, nawet dla jego skalnego pokemona - oczywiście woda szkodziła takim jak on, ale mogli po prostu odejść kawałek dalej, a on sam chętnie by się później wykąpał.
Wtem Joachim wyciągnął i rozłożył namiot. Sam nie spodziewał się, by ich opryskliwy kolega pałał chęcią wpuszczenia go do środka, ale ten namiot był naprawdę mały, nawet dla jednej osoby. "To ja już wolę otwartą przestrzeń."
Potem Brenner kazał im się odsunąć - Paul nie oponował. Domyślał się, że cokolwiek ma zamiar zrobić ten dziwny człowiek, to nie będzie czekał, aż on się odsunie. Wtedy jego kolega dał im pokaz pirotechniczny. "A więc tym zajmuje się ten dziwak... Dlatego miałem w związku z nim takie złe przeczucia.
Sam tę godzinę spędził na przeglądaniu internetu - chciał to zrobić, kiedy tamtego nie będzie w pobliżu - trudno znosił złośliwe komentarze od osób, o których miał wysokie mniemanie. Gdy zrobił wszystko co chciał (czyli przede wszystkim czytaniem maili i sprawdzaniem for badaczy Pokemon) zajął się próbą identyfikacji tamtego Pokemona, a także dokładnym badaniem Larvitara. Sprawdzał jego umiejętności, dobre i słabe strony, porównywał jego gabaryty do standardowych dla gatunku Larvitarów. Później sprawdzał skanerem twardość jego skóry bez i z techniką Twardości.
W końcu siedzieli przy ognisku - przynajmniej on siedział.
- Lubię patrzeć na ogień - rzekł mimowolnie. Obserwował więc go pogrążając się w transie. "Teraz zajmę się czymś innym, wieczorem będzie jeszcze piękniejszy" W końcu zdecydował się na złapanie jakiegoś Pokemona.
- Idę spróbować poszerzyć grono moich Poków, wybiera się ktoś ze mną? - nagle zdał sobie sprawę, że nikt nie przystanie na jego metody badacza. Zdecydował więc, że lepiej będzie pójść samemu, jednak było za późno, by odwoływać taką decyzję. Czekał więc pogodzony z konsekwencjami braku pomyślunku.


Czerwona Orientalna Prawica

-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: Pokemon [Cień Szansy]
Vero Steel
Doszli na miejsce. Vero rozejrzała się dookoła i wzruszyła ramionami. Niestety jej pok nie był na tyle duży, żeby w razie czego osłonić ją przed deszczem, pozostawała tylko nadzieja, że deszcz nie spadnie. Zagryzła wargi. Przecież nie miała nawet śpiwora, to już mogło okazać się problemem.
Joachim zaczął marudzić. No cóż, facet, trzeba go jeszcze pewnie troszkę wychować.
- Jasne. Ale ponieważ jak na razie wydajesz się myśleć logicznie i wybierać dobrze, to nie mam powodów żeby podejmować jakieś inne decyzje. I całe szczęście zresztą. Pamiętaj, że idę z tobą tylko dlatego, żeby w razie kłopotów nie zostać sama. Ty sobie pewnie zawsze radziłeś sam, ja nie, dlatego potrzebuję kogoś, kto w razie potrzeby mi pomoże, wiesz? Jeśli nie chcesz, żebym ci zawracała głowę, po prostu powiedz. Pójdę sobie, może znajdzie się ktoś pomocny, a może nauczę się radzić sobie sama - zrobiła tak poważną minę na jaką tylko było ją stać i zostawiając facetów sam na sam z obozem poszła w stronę jeziora. Po chwili jednak zawróciła.
- W sumie jednak może nie powinnam was zostawiać samych z robotą, prawda? - uśmiechnęła się i pomogła Joachimowi rozstawiać namiot. Kiedy poszedł zbierać drewno, ruszyła nad wodę. Brak wędki wydawał się być pewnym kłopotem, bo wodne pokemony trzeba było najpierw zwabić. Pikachu zachowywał się podejrzanie spokojnie - okazało się, że spał. Obudziła go więc, ale stwierdziła że na razie nie będzie polować na kolejne poki, bo chłopaki męczą się tam ze zbieraniem chrustu. Wróciła więc do obozu okrężną drogą, zbierając trochę chrustu. Okazało się że Joachim zebrał chyba z pięć razy więcej w tym samym czasie. Vero, chcąc się wreszcie do czegoś przydać, wyjęła trochę jedzenia, gdy tylko ognisko nieco się uspokoiło, i zaczęła kombinować co by tu ugotować. Było to tak stereotypowe, że zaśmiała się nagle w głos sama do siebie.
- Mężczyzna zdobywa chrust i buduje dom, podczas gdy kobieta gotuje mu wieczorną strawę. Prawie jak w czasach prehistorycznych - puściła oko do chłopaków i wzięła się do gotowania - Paul, poszłabym z tobą, ale jestem troszkę zajęta. Ty zresztą pewnie nie chcesz łapać teraz wodnych poków, tak jak ja, więc i tak poszlibyśmy w różne miejsca.
Doszli na miejsce. Vero rozejrzała się dookoła i wzruszyła ramionami. Niestety jej pok nie był na tyle duży, żeby w razie czego osłonić ją przed deszczem, pozostawała tylko nadzieja, że deszcz nie spadnie. Zagryzła wargi. Przecież nie miała nawet śpiwora, to już mogło okazać się problemem.
Joachim zaczął marudzić. No cóż, facet, trzeba go jeszcze pewnie troszkę wychować.
- Jasne. Ale ponieważ jak na razie wydajesz się myśleć logicznie i wybierać dobrze, to nie mam powodów żeby podejmować jakieś inne decyzje. I całe szczęście zresztą. Pamiętaj, że idę z tobą tylko dlatego, żeby w razie kłopotów nie zostać sama. Ty sobie pewnie zawsze radziłeś sam, ja nie, dlatego potrzebuję kogoś, kto w razie potrzeby mi pomoże, wiesz? Jeśli nie chcesz, żebym ci zawracała głowę, po prostu powiedz. Pójdę sobie, może znajdzie się ktoś pomocny, a może nauczę się radzić sobie sama - zrobiła tak poważną minę na jaką tylko było ją stać i zostawiając facetów sam na sam z obozem poszła w stronę jeziora. Po chwili jednak zawróciła.
- W sumie jednak może nie powinnam was zostawiać samych z robotą, prawda? - uśmiechnęła się i pomogła Joachimowi rozstawiać namiot. Kiedy poszedł zbierać drewno, ruszyła nad wodę. Brak wędki wydawał się być pewnym kłopotem, bo wodne pokemony trzeba było najpierw zwabić. Pikachu zachowywał się podejrzanie spokojnie - okazało się, że spał. Obudziła go więc, ale stwierdziła że na razie nie będzie polować na kolejne poki, bo chłopaki męczą się tam ze zbieraniem chrustu. Wróciła więc do obozu okrężną drogą, zbierając trochę chrustu. Okazało się że Joachim zebrał chyba z pięć razy więcej w tym samym czasie. Vero, chcąc się wreszcie do czegoś przydać, wyjęła trochę jedzenia, gdy tylko ognisko nieco się uspokoiło, i zaczęła kombinować co by tu ugotować. Było to tak stereotypowe, że zaśmiała się nagle w głos sama do siebie.
- Mężczyzna zdobywa chrust i buduje dom, podczas gdy kobieta gotuje mu wieczorną strawę. Prawie jak w czasach prehistorycznych - puściła oko do chłopaków i wzięła się do gotowania - Paul, poszłabym z tobą, ale jestem troszkę zajęta. Ty zresztą pewnie nie chcesz łapać teraz wodnych poków, tak jak ja, więc i tak poszlibyśmy w różne miejsca.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.

-
- Bosman
- Posty: 2074
- Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
- Numer GG: 6094143
- Lokalizacja: Roanapur
- Kontakt:
Re: Pokemon [Cień Szansy]
Joachim Brennen
Spokojnie wysłuchał tego, co Vero miała do powiedzenia. Gdy skończyła skinął głową i powiedział.
- Przepraszam, jeśli zabrzmiałem niegrzecznie. Chciałem tylko uniknąć fałszywych wyobrażeń w naszych relacjach. Jeśli odpowiada wam moje towarzystwo to możecie ze mną wędrować, schlebia mi wasze zaufanie, ale na dowódcę się pod żadnym względem nie nadaje.
Pomoc Vero przy zakładaniu obozowiska nie była znaczna, ale nie można jej winić biorąc pod uwagę, że zdawała się być osobą dotychczas prowadzącą raczej cieplarniany tryb życia. Za to inicjatywa, jaką podjęła, aby przyrządzić posiłek była ze wszech miar godna pochwały i bardzo ucieszyła Joachima, który zdążył zgłodnieć. Propozycja Paula przywołała na jego usta szczery uśmiech. Powoli zaczynał się do niego przyzwyczajać, no i też lubił ogień. Choć pewnie nie tak jak Joachim.
- Wybacz Paul, ale nie tym razem. Na razie chciałbym się nieco lepiej zapoznać z Jozinem. Ale myślę, że pojutrze można by się rozejrzeć za kolejnymi pokemonami.
Gdy ich kolega poszedł szukać stworków wstał i się przeciągnął.
- Nie wiem jak ty, ale idę popływać. Uśmiechnął się szeroko i zniknął na chwilę za namiotem aby ukazać się w przypominających bokserki kąpielówkach. Nie był jakoś specjalnie umięśniony, ale dobrze zbudowany i w formie. - Jozin, chodź, trzeba się ochłodzić po trudach dnia. Jeśli dziewczyna się do niego przyłącza w trakcie kąpieli chlapie w jej stronę wodą, licząc, że uda się ją sprowokować do zabawy. Wydawała się strasznie spięta i poważna, ale liczył na to, że zdoła ją jakoś rozweselić.
Po jakiejś godzinie wyszedł z wody i podszedł do ogniska aby się nieco osuszyć. Z torby wyjął nóż i wydrapał na jednym z pobliskich drzew trzy, możliwie koncentryczne okręgi.
- Dobra Jozin, czas na trening. Odliczył dziesięć kroków od drzewa i zaznaczył to miejsce kamieniem. - Spróbuj przy użyciu wodnej broni trafić w okrąg. Po pierwszej udanej próbie daje pokemonowi nieco przysmaku, który dostali od Oaka. Po jakiejś półgodziny pozwala Jozinowi odpocząć i jeśli stworek zechce to wrócić do pokeballa.
Spokojnie wysłuchał tego, co Vero miała do powiedzenia. Gdy skończyła skinął głową i powiedział.
- Przepraszam, jeśli zabrzmiałem niegrzecznie. Chciałem tylko uniknąć fałszywych wyobrażeń w naszych relacjach. Jeśli odpowiada wam moje towarzystwo to możecie ze mną wędrować, schlebia mi wasze zaufanie, ale na dowódcę się pod żadnym względem nie nadaje.
Pomoc Vero przy zakładaniu obozowiska nie była znaczna, ale nie można jej winić biorąc pod uwagę, że zdawała się być osobą dotychczas prowadzącą raczej cieplarniany tryb życia. Za to inicjatywa, jaką podjęła, aby przyrządzić posiłek była ze wszech miar godna pochwały i bardzo ucieszyła Joachima, który zdążył zgłodnieć. Propozycja Paula przywołała na jego usta szczery uśmiech. Powoli zaczynał się do niego przyzwyczajać, no i też lubił ogień. Choć pewnie nie tak jak Joachim.
- Wybacz Paul, ale nie tym razem. Na razie chciałbym się nieco lepiej zapoznać z Jozinem. Ale myślę, że pojutrze można by się rozejrzeć za kolejnymi pokemonami.
Gdy ich kolega poszedł szukać stworków wstał i się przeciągnął.
- Nie wiem jak ty, ale idę popływać. Uśmiechnął się szeroko i zniknął na chwilę za namiotem aby ukazać się w przypominających bokserki kąpielówkach. Nie był jakoś specjalnie umięśniony, ale dobrze zbudowany i w formie. - Jozin, chodź, trzeba się ochłodzić po trudach dnia. Jeśli dziewczyna się do niego przyłącza w trakcie kąpieli chlapie w jej stronę wodą, licząc, że uda się ją sprowokować do zabawy. Wydawała się strasznie spięta i poważna, ale liczył na to, że zdoła ją jakoś rozweselić.
Po jakiejś godzinie wyszedł z wody i podszedł do ogniska aby się nieco osuszyć. Z torby wyjął nóż i wydrapał na jednym z pobliskich drzew trzy, możliwie koncentryczne okręgi.
- Dobra Jozin, czas na trening. Odliczył dziesięć kroków od drzewa i zaznaczył to miejsce kamieniem. - Spróbuj przy użyciu wodnej broni trafić w okrąg. Po pierwszej udanej próbie daje pokemonowi nieco przysmaku, który dostali od Oaka. Po jakiejś półgodziny pozwala Jozinowi odpocząć i jeśli stworek zechce to wrócić do pokeballa.
Spłodził największe potwory - wielkiego wilka Fenrira, węża Midgardsorma i boginię umarłych Hel.
Nordycka Zielona Lewica

Nordycka Zielona Lewica


-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: Pokemon [Cień Szansy]
Vero Steel
- Jasne, to ja przepraszam - odpowiedziała Joachimowi. - Wiem że nie miałeś nic złego na myśli - podeszła do niego i przytuliła go. - To na zgodę! - zaśmiała się i wróciła do ustawiania nad ogniskiem konstrukcji, która miała za zadanie podtrzymać garnuszek nad ogniskiem.
Kiedy poszedł pływać, odprowadziła go wzrokiem aż do samego jeziora, ale potem wróciła do gotowania. Po kilku minutach, kiedy potrawka - coś pośredniego między gulaszem a zupą, Vero miewała problemy z dobieraniem proporcji, na szczęście przyprawy odmierzała znośnie - pyrkała spokojnie na ogniu, odeszła na bok.
A gdy Joachim wrócił, ujrzał zaskakujący obrazek Vero stojącej z długim kijem w rękach, na jednej nodze, z drugą zgiętą w kolanie i uniesioną. Wykonywała właśnie coś w rodzaju kata ze swoim bambusem, dotąd noszonym na plecach. Pikachu ciekawie przyglądał jej się z gałęzi. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to że jej pokemon siedział na jej bluzce i spódnicy, a dziewczyna ćwiczyła w samej bieliźnie, stojąc plecami do jeziora, przez co nie zauważyła wracającego...
- Jasne, to ja przepraszam - odpowiedziała Joachimowi. - Wiem że nie miałeś nic złego na myśli - podeszła do niego i przytuliła go. - To na zgodę! - zaśmiała się i wróciła do ustawiania nad ogniskiem konstrukcji, która miała za zadanie podtrzymać garnuszek nad ogniskiem.
Kiedy poszedł pływać, odprowadziła go wzrokiem aż do samego jeziora, ale potem wróciła do gotowania. Po kilku minutach, kiedy potrawka - coś pośredniego między gulaszem a zupą, Vero miewała problemy z dobieraniem proporcji, na szczęście przyprawy odmierzała znośnie - pyrkała spokojnie na ogniu, odeszła na bok.
A gdy Joachim wrócił, ujrzał zaskakujący obrazek Vero stojącej z długim kijem w rękach, na jednej nodze, z drugą zgiętą w kolanie i uniesioną. Wykonywała właśnie coś w rodzaju kata ze swoim bambusem, dotąd noszonym na plecach. Pikachu ciekawie przyglądał jej się z gałęzi. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to że jej pokemon siedział na jej bluzce i spódnicy, a dziewczyna ćwiczyła w samej bieliźnie, stojąc plecami do jeziora, przez co nie zauważyła wracającego...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.

-
- Bosman
- Posty: 2074
- Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
- Numer GG: 6094143
- Lokalizacja: Roanapur
- Kontakt:
Re: Pokemon [Cień Szansy]
Wyszedł z wody i zapatrzył się na dziewczynę. Nigdy nie miał specjalnie okazji podziwiać piękna kobiecego ciała, zwłaszcza, że w sierocińcu bardzo ostro pilnowano przestrzegania reguł moralności. Dlatego też powstrzymał się przed cichym gwizdnięciem uznania lub też przed westchnięciem zachwytu, które mogłyby zdradzić, że przygląda się Vero. Za to najciszej jak mógł przysiadł na ziemi i napawał się widokiem.
Dziewczyna wykonywała ruchy płynne i bardzo powolne. Czarny, bardzo zabudowany stanik - który u Ouzie zapewne nosiłby już miano bluzki - i coś, co było pośrednie między slipkami a bokserkami (acz bardzo obcisłe) ewidentnie wyglądało bardziej sportowo, niż podniecająco. Nagle Joachim aż drgnął, gdy kolejny ruch Vero był niesamowicie szybki i gwałtowny - to atak. Kolejne fazy przejściowe, znów arcypowolne, doprowadziły do tego, że stała do niego bokiem, z kijem nad głową i wypiętą piersią. Teraz spostrzegł, że ćwiczy z zamkniętymi oczami.
Chłopak podziwiał pełne gracji ruchy. Strój dziewczyny, co prawda daleki był od tego, co określić można mianem romantycznej bielizny, ale w połączeniu z okolicznościami, w jakich ją obserwował wydawał się jak najbardziej odpowiedni. Zresztą nie miał zainteresowania dla takich osób jak ta różowawa kokietka, którą spotkali w laboratorium. Vero z drugiej strony, on go intrygowała. Zdawała się być jak płomień, normalnie tliła się niemal niewidocznie, aby w chwilach takich jak ta wybuchnąć potężnie. Wyobraźnia, która poza wielką przestrzenią zarezerwowaną dla ognie była u Joachima typowa dla młodzieńców w jego wieku podsunęła mu obraz dziewczyny w zupełnie innej sytuacji, co też sprowadziło na jego twarz szeroki uśmiech.
Szybki młynek, cios aż świszczący w powietrzu. I znów bardzo powolny przepływ do nowej pozycji, tym razem przodem do Joachima. Traf chciał, że dokładnie naprzeciwko niego. Kolejne uderzenie, niczym włócznią, co tylko podkręciło wyobraźnię chłopaka. A Vero jednym, znów szybkim ruchem cofnęła się o pół kroku, obróciła do tyłu, zadała kolejny cios kijem, po czym cofnęła go do nogi, stanęła na baczność, ukłoniła się swojemu Pikachu, spoglądająmu na Joachima, który znów był za plecami dziewczyny, i wyprostowawszy się, otwarła oczy. Po czym podążyła spojrzeniem za wzrokiem Pikachu, odwracają się i patrząc na Joachima. I zamierając w zdumieniu.
Bycie społecznym outsiderem ma niewątpliwe wady, ale też i zalety. Dla przykładu ktoś, kto jest bardziej zsocjalizowany z pewnością nie wiedziałby, co odpowiedzieć a wstyd i konsternacja doprowadziłyby sytuację do niezręcznego milczenia albo awantury, w której dziewczyna zmyłaby mu głowę. Z drugiej strony Joachim niezbyt orientujący się w niuansach nie zdawał sobie sprawy z tego, że sytuacja może być krepująca. Dlatego też klasnął kilka razy dość cicho. - To było naprawdę piękne. Nie spodziewałem się po tobie takiego hobby.
Dziewczyna postanowiła zrobić dobrą minę do złej gry, szybko oceniając że i tak nie za bardzo ma się czy schować. Odwróciła się i powolnym krokiem poszła w stronę drzewa, na którym było jej ubranie, rozpuszczając włosy. Liczyła na to że zakryją uszy, bo nawet one pokryły się teraz rumieńcem.
- Czasem lubię zaskakiwać ludzi. Szczególnie tych, którzy chcą mi zrobić krzywdę. - stwierdziła wesołym głosem, sięgając po spódnicę i zakładając ją. Próbowała przy tym, jak mogła, unikać schylania się. - Ale cieszę się że ci się podobało.
Chłopak uśmiechnął się żałując jednak nieco, że to już koniec przedstawienia. - Czemuż miałoby mi się nie podobać? Ładna dziewczyna i pokaz interesującej umiejętności i to na dodatek w pięknych okolicznościach przyrody? Czegóż poza małym pożarem można chcieć więcej od życia? Zorientował się w tym co mówi o sekundę za późno, dlatego zaśmiał się, choć raczej nieszczerze, mając nadzieję, ze dziewczyna uwierzy, że ten pożar to tylko żart. Vero wciągnęła bluzkę i założyła kapelusz. Buty cały czas były na swoim miejscu. Nawet za bardzo nie zwróciła uwagi na ten pożar, bo starała się uspokoić. Cięzko było już wynajdywać preteksty do stania tyłem do Joachima, a rumieniec ani myślał mijać.
No to trudno. Gramy w tę grę... Nie żeby mi się nie podobało, pomyślała. Zresztą, to przecież prawie jak strój kąpielowy.
- Pożaru, mówisz... Ja bym dołączyła jeszcze jakiegoś przystojniaka do tego obrazka. - obróciła się profilem, spoglądając na niego kątem oka, ramieniem oparta o drzewo - wciąż tyłem.
Może nie był typem, który się zna na relacjach międzyludzkich, ale tym razem jakoś intuicyjnie wyczuł, że zaczęła się gra. Nie do końca rozumiał zasady, właściwie to równie dobrze mógłby grać w jakąś wyjątkowo pokrętną odmianę tybetańskiego pokera w ciemnościach, że oko wykol i z krupierem, który się jedynie tajemniczo uśmiecha i nic nie wyjaśnia, ale nie robiło mu to różnicy, w końcu hazard ma coś w sobie, że jest jak pożar lasu. - Przystojniaka powiadasz? Hmmm wiesz, co, jeśli pozwolisz mi podpalić ten las to będziemy mieli wszystkie elementy układanki na miejscu, trzeba by to tylko połączyć. A jeśli nie, to cóż, ja chętnie zrezygnuje z zapędów dotyczących powodowanie klęsk żywiołowych mając taką alternatywę. Przy ostatnich słowach spojrzał na nią znacząco z nieco ironicznym a nieco... innym uśmiechem.
Puściła do niego oko.
- Nawiązując do klęsk żywiołowych... Jedna taka zaraz się wydarzy, jak nie zdejmiemy garnka znad ogniska. Trzeba się na razie wziąć za to, głodni nie będziemy mogli kontemplować - uśmiechnęła się do niego i z Pikachu na ramieniu i kijem w dłoni pobiegła do ogniska, po drodze zatrzymując się żeby cmoknąć Joachima w policzek.
Dziewczyna wykonywała ruchy płynne i bardzo powolne. Czarny, bardzo zabudowany stanik - który u Ouzie zapewne nosiłby już miano bluzki - i coś, co było pośrednie między slipkami a bokserkami (acz bardzo obcisłe) ewidentnie wyglądało bardziej sportowo, niż podniecająco. Nagle Joachim aż drgnął, gdy kolejny ruch Vero był niesamowicie szybki i gwałtowny - to atak. Kolejne fazy przejściowe, znów arcypowolne, doprowadziły do tego, że stała do niego bokiem, z kijem nad głową i wypiętą piersią. Teraz spostrzegł, że ćwiczy z zamkniętymi oczami.
Chłopak podziwiał pełne gracji ruchy. Strój dziewczyny, co prawda daleki był od tego, co określić można mianem romantycznej bielizny, ale w połączeniu z okolicznościami, w jakich ją obserwował wydawał się jak najbardziej odpowiedni. Zresztą nie miał zainteresowania dla takich osób jak ta różowawa kokietka, którą spotkali w laboratorium. Vero z drugiej strony, on go intrygowała. Zdawała się być jak płomień, normalnie tliła się niemal niewidocznie, aby w chwilach takich jak ta wybuchnąć potężnie. Wyobraźnia, która poza wielką przestrzenią zarezerwowaną dla ognie była u Joachima typowa dla młodzieńców w jego wieku podsunęła mu obraz dziewczyny w zupełnie innej sytuacji, co też sprowadziło na jego twarz szeroki uśmiech.
Szybki młynek, cios aż świszczący w powietrzu. I znów bardzo powolny przepływ do nowej pozycji, tym razem przodem do Joachima. Traf chciał, że dokładnie naprzeciwko niego. Kolejne uderzenie, niczym włócznią, co tylko podkręciło wyobraźnię chłopaka. A Vero jednym, znów szybkim ruchem cofnęła się o pół kroku, obróciła do tyłu, zadała kolejny cios kijem, po czym cofnęła go do nogi, stanęła na baczność, ukłoniła się swojemu Pikachu, spoglądająmu na Joachima, który znów był za plecami dziewczyny, i wyprostowawszy się, otwarła oczy. Po czym podążyła spojrzeniem za wzrokiem Pikachu, odwracają się i patrząc na Joachima. I zamierając w zdumieniu.
Bycie społecznym outsiderem ma niewątpliwe wady, ale też i zalety. Dla przykładu ktoś, kto jest bardziej zsocjalizowany z pewnością nie wiedziałby, co odpowiedzieć a wstyd i konsternacja doprowadziłyby sytuację do niezręcznego milczenia albo awantury, w której dziewczyna zmyłaby mu głowę. Z drugiej strony Joachim niezbyt orientujący się w niuansach nie zdawał sobie sprawy z tego, że sytuacja może być krepująca. Dlatego też klasnął kilka razy dość cicho. - To było naprawdę piękne. Nie spodziewałem się po tobie takiego hobby.
Dziewczyna postanowiła zrobić dobrą minę do złej gry, szybko oceniając że i tak nie za bardzo ma się czy schować. Odwróciła się i powolnym krokiem poszła w stronę drzewa, na którym było jej ubranie, rozpuszczając włosy. Liczyła na to że zakryją uszy, bo nawet one pokryły się teraz rumieńcem.
- Czasem lubię zaskakiwać ludzi. Szczególnie tych, którzy chcą mi zrobić krzywdę. - stwierdziła wesołym głosem, sięgając po spódnicę i zakładając ją. Próbowała przy tym, jak mogła, unikać schylania się. - Ale cieszę się że ci się podobało.
Chłopak uśmiechnął się żałując jednak nieco, że to już koniec przedstawienia. - Czemuż miałoby mi się nie podobać? Ładna dziewczyna i pokaz interesującej umiejętności i to na dodatek w pięknych okolicznościach przyrody? Czegóż poza małym pożarem można chcieć więcej od życia? Zorientował się w tym co mówi o sekundę za późno, dlatego zaśmiał się, choć raczej nieszczerze, mając nadzieję, ze dziewczyna uwierzy, że ten pożar to tylko żart. Vero wciągnęła bluzkę i założyła kapelusz. Buty cały czas były na swoim miejscu. Nawet za bardzo nie zwróciła uwagi na ten pożar, bo starała się uspokoić. Cięzko było już wynajdywać preteksty do stania tyłem do Joachima, a rumieniec ani myślał mijać.
No to trudno. Gramy w tę grę... Nie żeby mi się nie podobało, pomyślała. Zresztą, to przecież prawie jak strój kąpielowy.
- Pożaru, mówisz... Ja bym dołączyła jeszcze jakiegoś przystojniaka do tego obrazka. - obróciła się profilem, spoglądając na niego kątem oka, ramieniem oparta o drzewo - wciąż tyłem.
Może nie był typem, który się zna na relacjach międzyludzkich, ale tym razem jakoś intuicyjnie wyczuł, że zaczęła się gra. Nie do końca rozumiał zasady, właściwie to równie dobrze mógłby grać w jakąś wyjątkowo pokrętną odmianę tybetańskiego pokera w ciemnościach, że oko wykol i z krupierem, który się jedynie tajemniczo uśmiecha i nic nie wyjaśnia, ale nie robiło mu to różnicy, w końcu hazard ma coś w sobie, że jest jak pożar lasu. - Przystojniaka powiadasz? Hmmm wiesz, co, jeśli pozwolisz mi podpalić ten las to będziemy mieli wszystkie elementy układanki na miejscu, trzeba by to tylko połączyć. A jeśli nie, to cóż, ja chętnie zrezygnuje z zapędów dotyczących powodowanie klęsk żywiołowych mając taką alternatywę. Przy ostatnich słowach spojrzał na nią znacząco z nieco ironicznym a nieco... innym uśmiechem.
Puściła do niego oko.
- Nawiązując do klęsk żywiołowych... Jedna taka zaraz się wydarzy, jak nie zdejmiemy garnka znad ogniska. Trzeba się na razie wziąć za to, głodni nie będziemy mogli kontemplować - uśmiechnęła się do niego i z Pikachu na ramieniu i kijem w dłoni pobiegła do ogniska, po drodze zatrzymując się żeby cmoknąć Joachima w policzek.
Spłodził największe potwory - wielkiego wilka Fenrira, węża Midgardsorma i boginię umarłych Hel.
Nordycka Zielona Lewica

Nordycka Zielona Lewica


Re: Pokemon [Cień Szansy]
Ouzi i Othe
W tej samej chwili, lecz z dala od miłosnych perypetii Joachima i Vero, w niewielkim Pokemarkecie rozkoszne rodzeństwo dokonywało niezbędnych zakupów.
- Ouzi, Weezingu, po co nam tyle Pokeballi?! - wykrzykiwał braciszek. - Musimy przecież coś jeść!
- Ja jestem na diecie, to ty się obżerasz jak ostatni Swinub! - odkrzyknęła mu. - O, przepraszam, jeśli uraziłam...
Dość szybko się zreflektowała w swojej gafie i lekko zarumieniła na twarzy. Miała nadzieję, że nie uraziła uczuć ani Pokemona, ani jego właściciela. Niechętnie odłożyła połowę kuleczek i westchnęła ciężko. Dla siebie wzięła trzy, dla niego pięć. Tyle powinno wystarczyć, ona osobiście nie miała ochoty łapać zbyt dużo stworzonek, wolała trenować Vulpixa.
- Pięć ci wystarczy? Jak tak, to ja biorę trzy. I wiesz co? Trzymaj naszą kasę, bo ja to się boję, że zgubię - stwierdziła podając mu swój mały pluszowy portfelik w kształcie Pikachu.
- I dobrze! - warknął sięgając po niego. - Przynajmniej nie wydam wszystkiego na głupoty!
Zgarnął kilka konserw, zapałki i bochenek chleba po czym podszedł do kasy.
- Chcesz coś słodkiego? - zapytał spokojniej.
Dziewczynie opadły ręce, czy on jej w ogóle słuchał? Przecież wyraźnie powiedziała, że jest na diecie! Choć z drugiej strony... Rzuciła okiem na słodycze: batoniki, czekoladki, cukierki i takie fajowe żelki w kształcie Pokemonów. W posypce z cukru.
- Oczywiście, że chcę, głupio się pytasz - prychnęła urażona.
- Poproszę te żelki z naklejkami - rzekł Othe do kasjerki wskazawszy je bezwstydnie palcem. - Tak, te. Dziękuję.
Po zapłaceniu za wszystko podszedł do siostry.
- Otwierasz? - spytał. - Zawsze są dwie w środku.
Ouzi zaczerwieniła się, przecież dokładnie wiedziała, ile ich jest. Pół ściany miała nad łóżkiem w tych naklejkach! Zanosiło się na burzę gradową...
- Sam otwórz i możesz je sobie wziąć - fuknęła.
Chłopiec szarpnął za opakowanie i zdarł jego górną część. Potrząsł paczuszką, sięgnął do środka i po chwili wyjął naklejkę.
- Haha, podobny do ciebie! - zaśmiał się podając jej obrazek.
Oczom Ouzi ukazała się mała, słodka małpka z płonącym ogonkiem. Pokemon miał dość głupią minę i chyba drapał się po tyłku. Krew się w dziewczynie zagotowała.
- Wcale nie jest do mnie podobny! - zawołała na cały sklep bliska łez.
Jednak Othe nie reagował. Wpatrywał się jak zaczarowany wgłąb paczki. Sięgnął powoli do środka. Ona czekała tylko chwilę, w końcu zdenerwowała się i całkowicie tracąc cierpliwość wyrwała mu naklejkę z ręki.
- Co tam... - zaczęła i ją przytkało. - O... rzesz... ki solone... - wybełkotała pod nosem.
- Lugia - powiedział głucho.
- Acha... - przytaknęła kiwając się na boki. - Będzie ślicznie wyglądać nad moim łóżkiem!
Ucieszona z nowej naklejki szybko schowała ją sobie w dekolt.
- Jak to nad twoim?! - zaryczał chłopiec. - Wcale nie chciałaś tych naklejek! Oddawaj!
- Zapomnij - zaśmiała się i podała mu małpkę. - Masz Poka, który będzie ci przypominał ukochaną siostrę.
Wcisnęła mu naklejkę do ręki i ucałowała brata w policzek. Othe stał tak przez chwilę patrząc w osłupieniu na skaczącą z radości siostrę. Wyginała się w jakimś chorym dla niego tańcu pełnym obrotów i pisków. Nie mógł uwierzyć, że właśnie stracił jedną z najcenniejszych nalepek. Właśnie miał podciąć sobie żyły linijką z Onyxem, kiedy coś sobie przypomniał. Wybuchł śmiechem tak nagłym, że omal nie wywrócił się na półkę z komiksami.
- Głupolu! - parsknął. - W nowym domu mamy wspólne, piętrowe łóżko, nie pamiętasz?! Haha!
Zatkało ją i zamurowało. Odwróciła się powoli w jego stronę, na twarzy dziewczyny malował się obraz zdziwienia i totalnego szoku. Rzeczywiście, zapomniała o tym na śmierć.
- Eee... Ale i tak ci nie oddam - bąknęła tracąc grunt pod nogami.
- To nie oddawaj - powiedział ze złośliwym uśmieszkiem, zerknął na jej dekolt i zaśmiał się. - Tam i tak nikt nie zajrzy, więc jest bezpieczna! - dodał, chociaż sam zajrzałby z rozkoszą.
Dziewczyna chyba po raz pierwszy nie wiedziała, co mu odszczeknąć. Z początku zrobiła się cała czerwona na twarzy, po chwili łzy stanęły jej w oczach i z płaczem wybiegła przed sklep. Zdążyła tylko rzucić, jak bardzo go nienawidzi i że jest paskudny i:
- Wcale nie jesteś moim bratem, przybłędo!
Bardzo często określała go tym mianem, więc zdążył już przywyknąć. Wybiegł zaraz za nią i w ten oto sposób wystartowała szalona gonitwa dookoła sklepu z rodzeństwem w roli głównej. Z uwagi na żałosne przeprosiny Othe i niewybredne epitety ze strony Ouzi pominiemy ten fragment, przechodząc od razu do sceny pojednania.
Stali więc za sklepem dysząc i ocierając pot rękawami.
- Naprawdę cię przepraszam, nie chciałem zrobić ci przykrości - wysapał szczerze.
Ouzi wzięła kilka głębszych wdechów, by uspokoić oddech. Wytarła wierzchem dłoni wilgotne od łez oczy i sięgnęła do stanika. Naklejka może już nie wyglądała jak po wyjęciu z opakowania, ale nie była też jak wyciągnięta z gardła.
- Proszę, oddaję - powiedziała cicho wręczając mu ciepły kawałek papierka z nadrukowanym obrazkiem. - I już mi nie dokuczaj... - dodała bardzo cicho, a brzmiało to prawie jak prośba.
- Zatrzymaj ją - odparł uśmiechając się przyjaźnie. - Powiesimy ją u nas i będzie nasza wspólna - dodał zaciskając jej dłoń na obrazku.
Spuścił głowę.
- Już nie będę ci dokuczał. Chyba, że zaczniesz! - dodał po chwili.
Miał nadzieję, że już nie będą się kłócić. Lubił to, ale właśnie zdał sobie sprawę, że siostrę lubi bardziej. Nieco mu ulżyło, gdy zobaczył nieśmiały uśmiech powoli malujący się na jej twarzy. Pociągnęła cicho nosem i uśmiechnęła się szerzej.
- Obiecuję, Othe - powiedziała z pełnym przekonaniem i nawet już nic nie dorzuciła.
Zamiast tego przytuliła się do niego lekko i dyskretnie wytarła nosek w koszulkę chłopaka.
- Może potrenujemy? - spytał jej włosy, które właśnie pchały mu się do ust.
Dziewczyna odlepiła się od niego i energicznie skinęła głową.
Ruszyli lasem trzymając się za ręce. Chłopiec nawet nie zwrócił uwagi na plamę smarków przylepiającą mu ubranie do ciała. Zamiast tego spoglądał na nią, a ona na niego. Było przyjemnie. Zapomnieli o Kółku Nauk Ścisłych zebranym w pobliżu jeziora, metroseksualnym Damsu i jego przyjacielu militaryście. Zapomnieli nawet o profesorze.
Tak, było przyjemnie.

W tej samej chwili, lecz z dala od miłosnych perypetii Joachima i Vero, w niewielkim Pokemarkecie rozkoszne rodzeństwo dokonywało niezbędnych zakupów.
- Ouzi, Weezingu, po co nam tyle Pokeballi?! - wykrzykiwał braciszek. - Musimy przecież coś jeść!
- Ja jestem na diecie, to ty się obżerasz jak ostatni Swinub! - odkrzyknęła mu. - O, przepraszam, jeśli uraziłam...
Dość szybko się zreflektowała w swojej gafie i lekko zarumieniła na twarzy. Miała nadzieję, że nie uraziła uczuć ani Pokemona, ani jego właściciela. Niechętnie odłożyła połowę kuleczek i westchnęła ciężko. Dla siebie wzięła trzy, dla niego pięć. Tyle powinno wystarczyć, ona osobiście nie miała ochoty łapać zbyt dużo stworzonek, wolała trenować Vulpixa.
- Pięć ci wystarczy? Jak tak, to ja biorę trzy. I wiesz co? Trzymaj naszą kasę, bo ja to się boję, że zgubię - stwierdziła podając mu swój mały pluszowy portfelik w kształcie Pikachu.
- I dobrze! - warknął sięgając po niego. - Przynajmniej nie wydam wszystkiego na głupoty!
Zgarnął kilka konserw, zapałki i bochenek chleba po czym podszedł do kasy.
- Chcesz coś słodkiego? - zapytał spokojniej.
Dziewczynie opadły ręce, czy on jej w ogóle słuchał? Przecież wyraźnie powiedziała, że jest na diecie! Choć z drugiej strony... Rzuciła okiem na słodycze: batoniki, czekoladki, cukierki i takie fajowe żelki w kształcie Pokemonów. W posypce z cukru.
- Oczywiście, że chcę, głupio się pytasz - prychnęła urażona.
- Poproszę te żelki z naklejkami - rzekł Othe do kasjerki wskazawszy je bezwstydnie palcem. - Tak, te. Dziękuję.
Po zapłaceniu za wszystko podszedł do siostry.
- Otwierasz? - spytał. - Zawsze są dwie w środku.
Ouzi zaczerwieniła się, przecież dokładnie wiedziała, ile ich jest. Pół ściany miała nad łóżkiem w tych naklejkach! Zanosiło się na burzę gradową...
- Sam otwórz i możesz je sobie wziąć - fuknęła.
Chłopiec szarpnął za opakowanie i zdarł jego górną część. Potrząsł paczuszką, sięgnął do środka i po chwili wyjął naklejkę.
- Haha, podobny do ciebie! - zaśmiał się podając jej obrazek.
Oczom Ouzi ukazała się mała, słodka małpka z płonącym ogonkiem. Pokemon miał dość głupią minę i chyba drapał się po tyłku. Krew się w dziewczynie zagotowała.
- Wcale nie jest do mnie podobny! - zawołała na cały sklep bliska łez.
Jednak Othe nie reagował. Wpatrywał się jak zaczarowany wgłąb paczki. Sięgnął powoli do środka. Ona czekała tylko chwilę, w końcu zdenerwowała się i całkowicie tracąc cierpliwość wyrwała mu naklejkę z ręki.
- Co tam... - zaczęła i ją przytkało. - O... rzesz... ki solone... - wybełkotała pod nosem.
- Lugia - powiedział głucho.
- Acha... - przytaknęła kiwając się na boki. - Będzie ślicznie wyglądać nad moim łóżkiem!
Ucieszona z nowej naklejki szybko schowała ją sobie w dekolt.
- Jak to nad twoim?! - zaryczał chłopiec. - Wcale nie chciałaś tych naklejek! Oddawaj!
- Zapomnij - zaśmiała się i podała mu małpkę. - Masz Poka, który będzie ci przypominał ukochaną siostrę.
Wcisnęła mu naklejkę do ręki i ucałowała brata w policzek. Othe stał tak przez chwilę patrząc w osłupieniu na skaczącą z radości siostrę. Wyginała się w jakimś chorym dla niego tańcu pełnym obrotów i pisków. Nie mógł uwierzyć, że właśnie stracił jedną z najcenniejszych nalepek. Właśnie miał podciąć sobie żyły linijką z Onyxem, kiedy coś sobie przypomniał. Wybuchł śmiechem tak nagłym, że omal nie wywrócił się na półkę z komiksami.
- Głupolu! - parsknął. - W nowym domu mamy wspólne, piętrowe łóżko, nie pamiętasz?! Haha!
Zatkało ją i zamurowało. Odwróciła się powoli w jego stronę, na twarzy dziewczyny malował się obraz zdziwienia i totalnego szoku. Rzeczywiście, zapomniała o tym na śmierć.
- Eee... Ale i tak ci nie oddam - bąknęła tracąc grunt pod nogami.
- To nie oddawaj - powiedział ze złośliwym uśmieszkiem, zerknął na jej dekolt i zaśmiał się. - Tam i tak nikt nie zajrzy, więc jest bezpieczna! - dodał, chociaż sam zajrzałby z rozkoszą.
Dziewczyna chyba po raz pierwszy nie wiedziała, co mu odszczeknąć. Z początku zrobiła się cała czerwona na twarzy, po chwili łzy stanęły jej w oczach i z płaczem wybiegła przed sklep. Zdążyła tylko rzucić, jak bardzo go nienawidzi i że jest paskudny i:
- Wcale nie jesteś moim bratem, przybłędo!
Bardzo często określała go tym mianem, więc zdążył już przywyknąć. Wybiegł zaraz za nią i w ten oto sposób wystartowała szalona gonitwa dookoła sklepu z rodzeństwem w roli głównej. Z uwagi na żałosne przeprosiny Othe i niewybredne epitety ze strony Ouzi pominiemy ten fragment, przechodząc od razu do sceny pojednania.
Stali więc za sklepem dysząc i ocierając pot rękawami.
- Naprawdę cię przepraszam, nie chciałem zrobić ci przykrości - wysapał szczerze.
Ouzi wzięła kilka głębszych wdechów, by uspokoić oddech. Wytarła wierzchem dłoni wilgotne od łez oczy i sięgnęła do stanika. Naklejka może już nie wyglądała jak po wyjęciu z opakowania, ale nie była też jak wyciągnięta z gardła.
- Proszę, oddaję - powiedziała cicho wręczając mu ciepły kawałek papierka z nadrukowanym obrazkiem. - I już mi nie dokuczaj... - dodała bardzo cicho, a brzmiało to prawie jak prośba.
- Zatrzymaj ją - odparł uśmiechając się przyjaźnie. - Powiesimy ją u nas i będzie nasza wspólna - dodał zaciskając jej dłoń na obrazku.
Spuścił głowę.
- Już nie będę ci dokuczał. Chyba, że zaczniesz! - dodał po chwili.
Miał nadzieję, że już nie będą się kłócić. Lubił to, ale właśnie zdał sobie sprawę, że siostrę lubi bardziej. Nieco mu ulżyło, gdy zobaczył nieśmiały uśmiech powoli malujący się na jej twarzy. Pociągnęła cicho nosem i uśmiechnęła się szerzej.
- Obiecuję, Othe - powiedziała z pełnym przekonaniem i nawet już nic nie dorzuciła.
Zamiast tego przytuliła się do niego lekko i dyskretnie wytarła nosek w koszulkę chłopaka.
- Może potrenujemy? - spytał jej włosy, które właśnie pchały mu się do ust.
Dziewczyna odlepiła się od niego i energicznie skinęła głową.
Ruszyli lasem trzymając się za ręce. Chłopiec nawet nie zwrócił uwagi na plamę smarków przylepiającą mu ubranie do ciała. Zamiast tego spoglądał na nią, a ona na niego. Było przyjemnie. Zapomnieli o Kółku Nauk Ścisłych zebranym w pobliżu jeziora, metroseksualnym Damsu i jego przyjacielu militaryście. Zapomnieli nawet o profesorze.
Tak, było przyjemnie.



-
- Tawerniak
- Posty: 2122
- Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
- Numer GG: 5438992
- Lokalizacja: Mroczna Wieża
- Kontakt:
Re: Pokemon [Cień Szansy]
Eric Xeros
Trener przeklnął cicho pod nosem.
-Póki co, to nie ma sensu. Lepiej zniknąć ze sceny dopóki sytuacja się nie wyjaśni. Wydaje mi się, że powinniśmy jednak ich obserwować. Ja pójdę za Skarmorym. Wy możecie obserwować tych w mieście. Tylko nie ważcie się spieprzyć sprawy. Macie być niewidzialni. - wyjaśnił. Po chwili dodał lekceważąco: - Poza tym tp tylko szczyle. Nawet wy dacie sobie radę.
Nie czekając zbyt długo opuścił ukrycie i podążając lasem udał się nad jezioro. Tam miał zamiar dołączyć do swojego pokemona i obserwować rozwój wydarzeń.
Trener przeklnął cicho pod nosem.
-Póki co, to nie ma sensu. Lepiej zniknąć ze sceny dopóki sytuacja się nie wyjaśni. Wydaje mi się, że powinniśmy jednak ich obserwować. Ja pójdę za Skarmorym. Wy możecie obserwować tych w mieście. Tylko nie ważcie się spieprzyć sprawy. Macie być niewidzialni. - wyjaśnił. Po chwili dodał lekceważąco: - Poza tym tp tylko szczyle. Nawet wy dacie sobie radę.
Nie czekając zbyt długo opuścił ukrycie i podążając lasem udał się nad jezioro. Tam miał zamiar dołączyć do swojego pokemona i obserwować rozwój wydarzeń.


-
- Bombardier
- Posty: 899
- Rejestracja: sobota, 20 maja 2006, 10:14
- Lokalizacja: Lublin
Re: Pokemon [Cień Szansy]
Kółko Nauk Ścisłych ( Vero, Joachim, Paul)
Gogle Paula zarejestrowały obraz Pokemona. A raczej jego cień. Pędził z niesamowitą szybkością, jakby się gdzieś spieszył. Ten Pokemon, to Skarmory. Dziwny wydawał się fakt, pojawienia się tego ptaka w tych okolicach. Wg twoich danych te Poki zamieszkują całkowicie inne tereny. Twardość skóry Larvitara bez techniki Twardnienia wynosi 25. Pozwala mu to na otrzymywanie mniejszych obrażeń. Z techniką Twardnienia, twardość jego skóry wynosi 35. To nie za dużo, ale czego można spodziewać się po dorastającym Pokemonie. Rozpalanie ogniska i namiotu wyszło wam bardzo dobrze. Gdy zaczął zbliżać się wieczór, ciepło dawało znać o sobie. W waszej grupce panowała miła i przyjemna atmosfera. Vero najwyraźniej kleiła się do Joachima. Wyruszenie na połów Poków byłby, w tym momencie, dobrym pomysłem.
Kolorowa Kompania(Reszta trenerów)
Z nudów Mike nastrugał 10 bełtów. Dość imponujący wynik. Po wielu kłótniach Ouzi i Othe zakupili pożądany ekwipunek. Cała reszta również to zrobiła. Tylko, że trochę szybciej. Cała Kompania wyszła już z Pallet Town. Szliście teraz przez okoliczne lasy zwane Mrocznymi. To tutaj było najciemniej i najgroźniej w okolicy. Podobno wałęsa się tutaj bardzo dużo Pokemonów - insektów oraz zbójów. Ciekawe czy to prawda. Znów ogarnęło Was dziwne uczucie. Jakby ktoś Was obserwował.
Proszę umieszczać jeden post po Updeacie. Trudno jest się potem w tym wszystkim połapać.
Gogle Paula zarejestrowały obraz Pokemona. A raczej jego cień. Pędził z niesamowitą szybkością, jakby się gdzieś spieszył. Ten Pokemon, to Skarmory. Dziwny wydawał się fakt, pojawienia się tego ptaka w tych okolicach. Wg twoich danych te Poki zamieszkują całkowicie inne tereny. Twardość skóry Larvitara bez techniki Twardnienia wynosi 25. Pozwala mu to na otrzymywanie mniejszych obrażeń. Z techniką Twardnienia, twardość jego skóry wynosi 35. To nie za dużo, ale czego można spodziewać się po dorastającym Pokemonie. Rozpalanie ogniska i namiotu wyszło wam bardzo dobrze. Gdy zaczął zbliżać się wieczór, ciepło dawało znać o sobie. W waszej grupce panowała miła i przyjemna atmosfera. Vero najwyraźniej kleiła się do Joachima. Wyruszenie na połów Poków byłby, w tym momencie, dobrym pomysłem.
Kolorowa Kompania(Reszta trenerów)
Z nudów Mike nastrugał 10 bełtów. Dość imponujący wynik. Po wielu kłótniach Ouzi i Othe zakupili pożądany ekwipunek. Cała reszta również to zrobiła. Tylko, że trochę szybciej. Cała Kompania wyszła już z Pallet Town. Szliście teraz przez okoliczne lasy zwane Mrocznymi. To tutaj było najciemniej i najgroźniej w okolicy. Podobno wałęsa się tutaj bardzo dużo Pokemonów - insektów oraz zbójów. Ciekawe czy to prawda. Znów ogarnęło Was dziwne uczucie. Jakby ktoś Was obserwował.
Proszę umieszczać jeden post po Updeacie. Trudno jest się potem w tym wszystkim połapać.
Czerwona Orientalna Prawica

-
- Bombardier
- Posty: 890
- Rejestracja: piątek, 22 września 2006, 10:04
- Numer GG: 10332376
- Skype: p.kot.l.
- Lokalizacja: W-wa
- Kontakt:
Re: Pokemon [Cień Szansy]
Paul Nekonushi
W duchu podziękował towarzyszom, że woleli mu nie towarzyszyć. Z entuzjazmem wyruszył do lasu. Po przejściu pewnego dystansu zdał sobie sprawę, że zapomniał plecaka, a w nim trzymał większość jego przysmaków Pokemon i minikomputer, który mógł mu się przydać przy poszukiwaniach Pokemona. Zawrócił więc z powrotem w kierunku obozu. Tego, co ujrzały jego oczy się nie spodziewał - naga Vero (po bliższych oględzinach - w samej bieliźnie) ćwiczyła walkę jakimś drągiem. Młody trener byłby się zapatrzył, gdyby nie jego analityczna natura - szybko zaczął się rozglądać dookoła. Zauważył jeszcze strój dziewczyny i jej Pikachu, a od strony rzeki nadchodził Joachim. Zakładając możliwości tego, co się może przydarzyć uznał, że wystarczy mu palmtop, a wcześniej zapobiegawczo przepakował do kieszeni te przysmaki, które lubiły pokemony w tej okolicy.
Gdy odszedł na większą odległość wyciągnął palmtopa i usiadł na kamieniu, który akurat był w pobliżu. Korzystając z jego ograniczonych możliwości, za pomocą Pokesearch.com wyszukał informacje dotyczące Pokemonów znajdujących się w tej okolicy. Gdy znalazł już informacje, sprawdził też trasy migracyjne Skarmorych - być może ten tu mógłby ich doprowadzić do większego stada. Chyba, że ktoś ich śledził...
Jego celem były Pokemony roślinne i owady - takich też więc szukał na mapce. Po znalezieniu skupowiska takich zatrzymał się ćwierć kilometra przed nim, licząc na spotkanie zbłąkanego Pokemona. "Hmm... jeśli mam zatrzymać Tyranitara, to muszę pokazać Larvitarowi, jak ma się zachowywać jako mój Pok..." Wyciągnął więc Pokeball, po czym zdeminiaturyzował go i przywołał swojego pierwszego stworka.
- Teraz uważaj - zaczął mówić cicho - Widzisz, jestem badaczem - jeśli masz być moim Pokemonem, to musisz wiedzieć, czym zajmuje się badacz, rozumiesz? - gdy ten pokiwał głową, zadowolony dodał - Lekcja numer jeden - cierpliwość. Musisz wiedzieć, że czasem trzeba czekać godzinami aż pojawi się twój cel i przez cały czas być gotowym do działania - skradania, łapania, podkradania... Teraz będziesz siedział razem ze mną w krzakach, a jeśli ci się uda doczekać jakiegoś Pokemona, to będziesz miał przyjaciela... No - nie zapomnijmy o Pikachu i Shello... Jozinie - oni też mogą być twoimi kolegami, o ile chcesz mieć kolegów... - Larvitar cierpliwie wysłuchał wszystkiego, po czym skomentował swoim - Larvitar.
Obaj udali się w krzaki w celu zaczajenia się na jakiegoś Pokemona.
W duchu podziękował towarzyszom, że woleli mu nie towarzyszyć. Z entuzjazmem wyruszył do lasu. Po przejściu pewnego dystansu zdał sobie sprawę, że zapomniał plecaka, a w nim trzymał większość jego przysmaków Pokemon i minikomputer, który mógł mu się przydać przy poszukiwaniach Pokemona. Zawrócił więc z powrotem w kierunku obozu. Tego, co ujrzały jego oczy się nie spodziewał - naga Vero (po bliższych oględzinach - w samej bieliźnie) ćwiczyła walkę jakimś drągiem. Młody trener byłby się zapatrzył, gdyby nie jego analityczna natura - szybko zaczął się rozglądać dookoła. Zauważył jeszcze strój dziewczyny i jej Pikachu, a od strony rzeki nadchodził Joachim. Zakładając możliwości tego, co się może przydarzyć uznał, że wystarczy mu palmtop, a wcześniej zapobiegawczo przepakował do kieszeni te przysmaki, które lubiły pokemony w tej okolicy.
Gdy odszedł na większą odległość wyciągnął palmtopa i usiadł na kamieniu, który akurat był w pobliżu. Korzystając z jego ograniczonych możliwości, za pomocą Pokesearch.com wyszukał informacje dotyczące Pokemonów znajdujących się w tej okolicy. Gdy znalazł już informacje, sprawdził też trasy migracyjne Skarmorych - być może ten tu mógłby ich doprowadzić do większego stada. Chyba, że ktoś ich śledził...
Jego celem były Pokemony roślinne i owady - takich też więc szukał na mapce. Po znalezieniu skupowiska takich zatrzymał się ćwierć kilometra przed nim, licząc na spotkanie zbłąkanego Pokemona. "Hmm... jeśli mam zatrzymać Tyranitara, to muszę pokazać Larvitarowi, jak ma się zachowywać jako mój Pok..." Wyciągnął więc Pokeball, po czym zdeminiaturyzował go i przywołał swojego pierwszego stworka.
- Teraz uważaj - zaczął mówić cicho - Widzisz, jestem badaczem - jeśli masz być moim Pokemonem, to musisz wiedzieć, czym zajmuje się badacz, rozumiesz? - gdy ten pokiwał głową, zadowolony dodał - Lekcja numer jeden - cierpliwość. Musisz wiedzieć, że czasem trzeba czekać godzinami aż pojawi się twój cel i przez cały czas być gotowym do działania - skradania, łapania, podkradania... Teraz będziesz siedział razem ze mną w krzakach, a jeśli ci się uda doczekać jakiegoś Pokemona, to będziesz miał przyjaciela... No - nie zapomnijmy o Pikachu i Shello... Jozinie - oni też mogą być twoimi kolegami, o ile chcesz mieć kolegów... - Larvitar cierpliwie wysłuchał wszystkiego, po czym skomentował swoim - Larvitar.
Obaj udali się w krzaki w celu zaczajenia się na jakiegoś Pokemona.


Czerwona Orientalna Prawica

-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: Pokemon [Cień Szansy]
Vero Steel
Zdjęła garnek z ognia i wspólnie z Joachimem zjadła sporą część... Posiłku. Naprawdę ciężko było powiedzieć, czy to bardziej zupa, bardziej gulasz, czy może coś jeszcze innego. Kiedy większość już zniknęła, zabrała głodomorowi garnek.
- Reszta dla Paula. Nie zapominaj o nim! - pogroziła mu palcem, ale z uśmiechem na twarzy. Przesunęła lekko stelaż i zawiesiła garnek w taki sposób, żeby jedzenie już się nie gotowało, ale pozostało ciepłe do czasu powrotu towarzysza. Tak, żeby nie musiał go podgrzewać tylko przyszedł na gotowe. W końcu on młody jest, a komputery raczej rzadko się gotuje.
- Dobra, nie wiem jak ty, ale ja idę usmażyć parę wodnych poków. Idziesz ze mną? Bo twojemu stworkowi chyba się walka z nimi zbytnio nie spodoba, prawda? - spytała Joachima, przywołując Pikachu, który buszował po namiocie, i ruszając w stronę jeziora. Miała nadzieję że na brzegu spotka jakiegoś wodnego poka, bo oczywiście nie miała wędki...
Zdjęła garnek z ognia i wspólnie z Joachimem zjadła sporą część... Posiłku. Naprawdę ciężko było powiedzieć, czy to bardziej zupa, bardziej gulasz, czy może coś jeszcze innego. Kiedy większość już zniknęła, zabrała głodomorowi garnek.
- Reszta dla Paula. Nie zapominaj o nim! - pogroziła mu palcem, ale z uśmiechem na twarzy. Przesunęła lekko stelaż i zawiesiła garnek w taki sposób, żeby jedzenie już się nie gotowało, ale pozostało ciepłe do czasu powrotu towarzysza. Tak, żeby nie musiał go podgrzewać tylko przyszedł na gotowe. W końcu on młody jest, a komputery raczej rzadko się gotuje.
- Dobra, nie wiem jak ty, ale ja idę usmażyć parę wodnych poków. Idziesz ze mną? Bo twojemu stworkowi chyba się walka z nimi zbytnio nie spodoba, prawda? - spytała Joachima, przywołując Pikachu, który buszował po namiocie, i ruszając w stronę jeziora. Miała nadzieję że na brzegu spotka jakiegoś wodnego poka, bo oczywiście nie miała wędki...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.

-
- Bombardier
- Posty: 899
- Rejestracja: sobota, 20 maja 2006, 10:14
- Lokalizacja: Lublin

-
- Mat
- Posty: 560
- Rejestracja: piątek, 30 listopada 2007, 21:19
- Numer GG: 9916608
- Lokalizacja: Karczma "Miś Kudłacz"
Re: Pokemon [Cień Szansy]
Ja czekam bo osoba która pisze pierwsza zawsze nie ma o czym pisać. A tak to można nawiązać do wypowiedzi kogś innego.

-
- Bombardier
- Posty: 890
- Rejestracja: piątek, 22 września 2006, 10:04
- Numer GG: 10332376
- Skype: p.kot.l.
- Lokalizacja: W-wa
- Kontakt:
Re: Pokemon [Cień Szansy]
Ja już odpisałem... korzystając z okazji - kto nie odpisał w Dziwnej Organizacji, bo po miesiącu przerwy sesja znów stoi 



Czerwona Orientalna Prawica

-
- Bombardier
- Posty: 899
- Rejestracja: sobota, 20 maja 2006, 10:14
- Lokalizacja: Lublin
Re: Pokemon [Cień Szansy]
Jak nikt nie odpisze w przeciągu dwóch tygodni to zamykam sesję. Proszę Was. Nie musicie pisać jakiś bardzo skomplikowanych postów. Mogą być krótkie, lecz nie jednozdaniowe.
Czerwona Orientalna Prawica

-
- Bosman
- Posty: 2349
- Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 18:09
- Numer GG: 9149904
- Lokalizacja: Wrzosowiska...
Re: Pokemon [Cień Szansy]
Ciemny las.
Damsu uwielbiał ciemne lasy
*-Ah. Damsu... tu jest tak strasznie... boje sie
-Spokojnie piekna pani. Uratuje Cie z każdego niebezpieczeństwa
-Ale... przytul mnie. Chce być blisko kogos silnego. A ty jestes taki wspaniały
-Chodź tutaj. Taka piekna twarz... powinas sie częściej usmiechać. Naprawde nie ma sie czego bać...
Jego usta zbliżały sie do jej ust. Już miały się złącz.......*
Kusznik niechcący trącił kolorowego chłopaka. Krew się zagotowała, chormony zaczeły buzować.
Damsu zmienił się w potwora.
-Jeżeli jeszcze raz ktoś przerwie mi rozważania... filozoficzne, to zabije!-Wrzasnał.
Wyciągnął poketballa i wyzwolił Maczopa.
-Słuchaj bracie. Będziesz mnie chronił. Ta pani może podchodzić na odległość jaką chce. Ten pan-wskazał na Mike'a-Może zostac zlikwidowany, jeżeli zbliży się za blisko.
Maczop kiwnał lepkiem.
-Wiedziałem chłopie, ze sie dogadamy...
A ty Mike sluchaj
Primo- Nic do Ciebie nie mam, ale muszisz być świadom, że w takich chwilach jak te twoje niewinne szturchnięcie może ZNISZCZYĆ WIELKI MISTERNIE UŁOŻONY PLAN!!!
Secundo-Nie chowaj urazy, ale to, co się wydarzy na tej wyprawie może zmienic moje życie-Spojrzał wymownie na biust Ouz-Rozumiesz? CAŁE... MOJE... ŻYCIE
Uśmiechnął się dziwnie i podszedł do dziewczyny
-Straszne miejsce, co? Ale jednoczesnie można tu nałapac dużo tychj stworków... już czuje dreszczyk.-Uśmiechnał się.
Może i byl idiotą i kiepskim podrywaczem. Ale jednego nie mozna mu odmówić. Był czlowiekiem pozytywnie nastawionym do świata i potrafił się znalexć w każdej sytuacji.
Co nie znaczy, że był normalny...
Czekam na ine posty. Wypełniłem swą powinnosć. Nie dam upaść sesji o którą biło sie tyle osób...
Damsu uwielbiał ciemne lasy
*-Ah. Damsu... tu jest tak strasznie... boje sie
-Spokojnie piekna pani. Uratuje Cie z każdego niebezpieczeństwa
-Ale... przytul mnie. Chce być blisko kogos silnego. A ty jestes taki wspaniały
-Chodź tutaj. Taka piekna twarz... powinas sie częściej usmiechać. Naprawde nie ma sie czego bać...
Jego usta zbliżały sie do jej ust. Już miały się złącz.......*
Kusznik niechcący trącił kolorowego chłopaka. Krew się zagotowała, chormony zaczeły buzować.
Damsu zmienił się w potwora.
-Jeżeli jeszcze raz ktoś przerwie mi rozważania... filozoficzne, to zabije!-Wrzasnał.
Wyciągnął poketballa i wyzwolił Maczopa.
-Słuchaj bracie. Będziesz mnie chronił. Ta pani może podchodzić na odległość jaką chce. Ten pan-wskazał na Mike'a-Może zostac zlikwidowany, jeżeli zbliży się za blisko.
Maczop kiwnał lepkiem.
-Wiedziałem chłopie, ze sie dogadamy...
A ty Mike sluchaj
Primo- Nic do Ciebie nie mam, ale muszisz być świadom, że w takich chwilach jak te twoje niewinne szturchnięcie może ZNISZCZYĆ WIELKI MISTERNIE UŁOŻONY PLAN!!!
Secundo-Nie chowaj urazy, ale to, co się wydarzy na tej wyprawie może zmienic moje życie-Spojrzał wymownie na biust Ouz-Rozumiesz? CAŁE... MOJE... ŻYCIE
Uśmiechnął się dziwnie i podszedł do dziewczyny
-Straszne miejsce, co? Ale jednoczesnie można tu nałapac dużo tychj stworków... już czuje dreszczyk.-Uśmiechnał się.
Może i byl idiotą i kiepskim podrywaczem. Ale jednego nie mozna mu odmówić. Był czlowiekiem pozytywnie nastawionym do świata i potrafił się znalexć w każdej sytuacji.
Co nie znaczy, że był normalny...
Czekam na ine posty. Wypełniłem swą powinnosć. Nie dam upaść sesji o którą biło sie tyle osób...
Mroczna partia zjadaczy sierściuchów
Czerwona Orientalna Prawica
Czerwona Orientalna Prawica

-
- Mat
- Posty: 560
- Rejestracja: piątek, 30 listopada 2007, 21:19
- Numer GG: 9916608
- Lokalizacja: Karczma "Miś Kudłacz"
Re: Pokemon [Cień Szansy]
Mike Raynor
Zerknął urażony na Damsa. Myślał, że wtedy w sklepie poprawi stosunki między nimi. Jednak niektórych ludzi nie da się zmienić. Uśmiechnął się sam do siebie. Szedł dalej lasem rozglądając się na boki. Co jakiś czas zerkał na maczopa.
"Widać, że ten mięśniak tylko mnie pilnuje. Mógłbym go zdjąć z kuszy, no ale po co? Lepiej mieć przyjaciół niż wrogów"
Chociaż już jakiś czas temu Mike, zdał sobie sprawę, że z Damsa nigdy nie zrobi sobie przyjaciela.
"No trudno. Jego wybór"
Zaczął wygwizdywać sobie muzyczkę czarnej mamby z Kill Billa. Zdjął kuszę z pleców i ignorując Damsa, który bóg wie co, mógł sobie z początku pomyśleć strzelił w drzewo. Wyjął bełt i strzelił w kolejne, drzewo kilkanaście metrów dalej. Uwolnił Swinuba.
- Swinub. Teraz potrenujemy twoje bieganie i tak dalej. Ja będę strzelał do drzew, a ty będzie przynosił mi strzały. Zgoda?
Strzelił.
Swinub wystartował, rozsiewając chmurę pyłu i kurzu. Nie minęła sekunda, a stał pod Mike'iem z bełtem w owłosionym pyszczku.
Zerknął urażony na Damsa. Myślał, że wtedy w sklepie poprawi stosunki między nimi. Jednak niektórych ludzi nie da się zmienić. Uśmiechnął się sam do siebie. Szedł dalej lasem rozglądając się na boki. Co jakiś czas zerkał na maczopa.
"Widać, że ten mięśniak tylko mnie pilnuje. Mógłbym go zdjąć z kuszy, no ale po co? Lepiej mieć przyjaciół niż wrogów"
Chociaż już jakiś czas temu Mike, zdał sobie sprawę, że z Damsa nigdy nie zrobi sobie przyjaciela.
"No trudno. Jego wybór"
Zaczął wygwizdywać sobie muzyczkę czarnej mamby z Kill Billa. Zdjął kuszę z pleców i ignorując Damsa, który bóg wie co, mógł sobie z początku pomyśleć strzelił w drzewo. Wyjął bełt i strzelił w kolejne, drzewo kilkanaście metrów dalej. Uwolnił Swinuba.
- Swinub. Teraz potrenujemy twoje bieganie i tak dalej. Ja będę strzelał do drzew, a ty będzie przynosił mi strzały. Zgoda?
Strzelił.
Swinub wystartował, rozsiewając chmurę pyłu i kurzu. Nie minęła sekunda, a stał pod Mike'iem z bełtem w owłosionym pyszczku.

-
- Bombardier
- Posty: 899
- Rejestracja: sobota, 20 maja 2006, 10:14
- Lokalizacja: Lublin
Re: Pokemon [Cień Szansy]
Paul Nekonushi
Wraz ze swoim Larvitarem, pogrążałeś się w mrocznej gęstwinie krzaków. Znajdowała się tutaj wysoka trawa. Trudno było cokolwiek przez nią zobaczyć. Twój Pokedex wyjawił Ci informacje iż występują tutaj Pokemony typu Trawiastego, Pokemony Insekty i Pokemony Ptaki. W jeziorach znajdują się Pokemony Wodne. Słyszałeś śmiech Joachima i Vero. Na pewno dobrze się bawią. Nagle coś za Tobą się ruszyło. Tak! To jakiś stworek. Minimalne światło padło na jego oblicze. Był to...
- Hoppip - usłyszałeś głos Dexa. - Trawiasty Pokemon. Za pomocą swych liści na głowie, potrafi unosić się w powietrze. Gdy gromadzi się w okolicach gór oznacza to zbliżającą się wiosnę.
Vero Steel i Joachim Brennen
Oboje po dłuższej pogawędce udaliście się nad jezioro. W nocy pluskało się tu wiele Poków. Dostrzegaliście ich sylwetki w blasku księżyca. Były to Woopery oraz Magikarpy. Pikachu niespokojnie strzegł uszami. Tak jakby coś zauważył. Lekki podmuch wiatru wywołał uczucie zimna.
Kolorowa Kompania
Szliście przez Mroczne Lasy. Gdzieniegdzie przewijały się Pokemony. Jak na razie nikt z Was nie był zainteresowany złapaniem choćby jednego z nich. Damsu wdzięczył się do Ouzi, a Mike trenował swojego nadzwyczaj powolnego towarzysza. Swinub miał trudności z szybkim poruszaniem się. Natomiast jego siła była niesamowita. Niechcący zderzył się z drzewem które lekko się zatrzęsło. Gdy będzie wytrenowany, na pewno będzie z niego świetny wojownik. Nagle przed Waszymi oczami znalazło się dwóch, wysokich mężczyzn.
- Dawajcie kamień - powiedział spokojnie jeden z nich. Miał niebieskie oczy. - Jeśli tego nie zrobicie, Wasza przygoda skończy się właśnie tutaj. Jestem pewien, że nikt Was tu nie znajdzie.
Uzumaki Shitai
Kilka dni temu złapałeś swojego pierwszego Pokemona. Nie dostałeś żadnego od Prof. Oak'a ponieważ żadnych do oddania trenerom już tam nie było. Twój towarzysz to Pineco - Pokemon Insekt. Idąc w stronę Pewter City by zdobyć pierwszą odznakę zauważyłeś dwóch wysokich mężczyzn na swojej drodze. Wyraźnie chcieli czegoś od grupki 3 młodych trenerów. To, że nimi byli wywnioskowałeś z obecności Pokemonów przy ich boku.
Wraz ze swoim Larvitarem, pogrążałeś się w mrocznej gęstwinie krzaków. Znajdowała się tutaj wysoka trawa. Trudno było cokolwiek przez nią zobaczyć. Twój Pokedex wyjawił Ci informacje iż występują tutaj Pokemony typu Trawiastego, Pokemony Insekty i Pokemony Ptaki. W jeziorach znajdują się Pokemony Wodne. Słyszałeś śmiech Joachima i Vero. Na pewno dobrze się bawią. Nagle coś za Tobą się ruszyło. Tak! To jakiś stworek. Minimalne światło padło na jego oblicze. Był to...
- Hoppip - usłyszałeś głos Dexa. - Trawiasty Pokemon. Za pomocą swych liści na głowie, potrafi unosić się w powietrze. Gdy gromadzi się w okolicach gór oznacza to zbliżającą się wiosnę.
Vero Steel i Joachim Brennen
Oboje po dłuższej pogawędce udaliście się nad jezioro. W nocy pluskało się tu wiele Poków. Dostrzegaliście ich sylwetki w blasku księżyca. Były to Woopery oraz Magikarpy. Pikachu niespokojnie strzegł uszami. Tak jakby coś zauważył. Lekki podmuch wiatru wywołał uczucie zimna.
Kolorowa Kompania
Szliście przez Mroczne Lasy. Gdzieniegdzie przewijały się Pokemony. Jak na razie nikt z Was nie był zainteresowany złapaniem choćby jednego z nich. Damsu wdzięczył się do Ouzi, a Mike trenował swojego nadzwyczaj powolnego towarzysza. Swinub miał trudności z szybkim poruszaniem się. Natomiast jego siła była niesamowita. Niechcący zderzył się z drzewem które lekko się zatrzęsło. Gdy będzie wytrenowany, na pewno będzie z niego świetny wojownik. Nagle przed Waszymi oczami znalazło się dwóch, wysokich mężczyzn.
- Dawajcie kamień - powiedział spokojnie jeden z nich. Miał niebieskie oczy. - Jeśli tego nie zrobicie, Wasza przygoda skończy się właśnie tutaj. Jestem pewien, że nikt Was tu nie znajdzie.
Uzumaki Shitai
Kilka dni temu złapałeś swojego pierwszego Pokemona. Nie dostałeś żadnego od Prof. Oak'a ponieważ żadnych do oddania trenerom już tam nie było. Twój towarzysz to Pineco - Pokemon Insekt. Idąc w stronę Pewter City by zdobyć pierwszą odznakę zauważyłeś dwóch wysokich mężczyzn na swojej drodze. Wyraźnie chcieli czegoś od grupki 3 młodych trenerów. To, że nimi byli wywnioskowałeś z obecności Pokemonów przy ich boku.
Czerwona Orientalna Prawica
