[Freestyle RPG dla wszystkich] Zamczysko

-
- Bosman
- Posty: 2074
- Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
- Numer GG: 6094143
- Lokalizacja: Roanapur
- Kontakt:
Hrabia skinął Ouzaru głową w geście podziękowania za zachowanie tej drobnej pamiątki czasów jego młodości. Nie do końca był przekonany do Księcia Ciemności, ten ‘człowiek’, pomimo, że był przyjacielem pani Ouzaru od razu wzbudził w nim niechęć. Może to, dlatego, że Dracula nie lubił efekciarzy szpanujących swoją mocą? A może z innego powodu... Spojrzał na wierzchowce, którymi mieli zamiar podróżować jego towarzysze. Konie, w które zaprzężony był jego powóz nie mogły się z nimi równać. -Wydaje mi się, że nie mam odpowiedniego wierzchowca aby udać się na nim na nasze polowanie, mam zatem nadzieję, że nikomu nie będzie przeszkadzało, że podróżować będę pod nieco inną postacią? Gości zamku przeciętny człowiek nazwałby galerią dziwadeł toteż nikt, zwłaszcza Wilczyca, Ouzaru i Zeth nie mieli nic przeciwko takiej propozycji. Gdy tylko opuścili teren zamku płaszcz hrabiego zafalował na wietrze i zdawało się, że jego spodnia strona utkana jest z bezdennej ciemności. Vlad Tepes westchnął w duchu, nienawidził używania mocy na pokaz a to, co miał zamiar zrobić mogło tak wyglądać. Nagle postać wampira w dziwaczny sposób zapadła się do wnętrza płaszcza, który zmienił się w rosnącą chmurę czystej ciemności, z której już po chwili zaczęły wylatywać nietoperze. Osiągnąwszy rozmiar rosłego mężczyzny chmura się ustabilizowała, choć jej krawędzie wciąż zdawały się falować, lecz ciężko było to zauważyć a to za sprawą krążących wciąż dookoła nietoperzy. Ciemność... wampirzy żywioł, służka nieumarłych. Pod tą postacią hrabia mógł poruszać się tak szybko jak tylko zapragnął. - Ruszajmy zatem. Na łowy! Głos Draculi rozległ się w głowach podróżującej z nim trójki. W tej formie jedynym sposobem porozumiewania się jaki mu pozostawał była telepatia. Nie minęła długa chwila jak czwórka myśliwych zanurzyła się w gęsty las otaczający zamek.
Spłodził największe potwory - wielkiego wilka Fenrira, węża Midgardsorma i boginię umarłych Hel.
Nordycka Zielona Lewica

Nordycka Zielona Lewica


-
- Bombardier
- Posty: 700
- Rejestracja: wtorek, 1 listopada 2005, 15:50
- Numer GG: 9383879
- Lokalizacja: Preczów :P
- Kontakt:
Czwórka łowców przechodziła obok rozłorzystego dębu stojącego niby na straży, tuż przy bramie fortecy. Wtedy nagle dębem trochę szarpnęło, posypały sie liście, a zjego wnętrza wyszedł druid wraz z swoim towarzyszem Kłem. Skłonił się lekko przed panią zamku i zapytał.
- Przepraszam za moją bezczelność, ale czy mógłbym uczestniczyć w polowaniu wraz z tak znakomitymi łowcami? Jeżeli pozwolicie, przybiorę postać nieco lepiej przystosowaną do tego celu i zabiorę ze sobą mego przyjaciele - Kła. Miał nadzieję, że mimo znacznie słabszej znajomości z panią tego zamku, nie obejdzie go tak znakomita zabawa. Jako, że zostawił swój płaszcz w komnacie, jego przemiana nie wyglądała efektownie, lecz wręcz mogłaby kogoś rozbawić, kiedy po kilku sekundach spory wilk wyplątywał się z ludzkich ubrań. Nie przejmował się tym jednak. W postaci człowieka był daleko za słaby aby choć dotrzymać im kroku.
- Przepraszam za moją bezczelność, ale czy mógłbym uczestniczyć w polowaniu wraz z tak znakomitymi łowcami? Jeżeli pozwolicie, przybiorę postać nieco lepiej przystosowaną do tego celu i zabiorę ze sobą mego przyjaciele - Kła. Miał nadzieję, że mimo znacznie słabszej znajomości z panią tego zamku, nie obejdzie go tak znakomita zabawa. Jako, że zostawił swój płaszcz w komnacie, jego przemiana nie wyglądała efektownie, lecz wręcz mogłaby kogoś rozbawić, kiedy po kilku sekundach spory wilk wyplątywał się z ludzkich ubrań. Nie przejmował się tym jednak. W postaci człowieka był daleko za słaby aby choć dotrzymać im kroku.

(\ /)
( . .)
c('')('')
This is Bunny. Copy and paste bunny into your signature to help him gain world domination.

-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Fluktacje metamultiwersum.
W głąb!
Winogronowe kule mieszczące światy.
W głąb!
Gromady galaktyk... Ta jedna.
W głąb!
Galaktyka, właściwa. Dobrze idzie.
W głąb!
Ramię, jedno z dwóch. Trudno się pomylić.
W głąb!
Gwiazda. Teraz już trudniej... Ta.
W głąb!
Planety, planety, planety...
W głąb!
Kontynent... Dobra. Czas na lądowanie.
Przez zamek przebiegło leciutkie drżenie. Tylko najwrażliwsze stopy wyczuły delikatne przemieszczenia podłoża.
Elf biegł po wodzie. Przed nim było zamczysko, nad któym rozciągały się ciemne chmury. Przyjrzał się uważniej. Tak jak sądził, między innymi gośćmi zamku był też jakiś wampir. I to stąd te chmury... Będzie musiał z nim pogadać.
Kilometry powierzchni morza znikały pod bosymi stopami elfa w niesamowitym tempie. Zdawało się że nie używał do tego żadnych mistycznych sztuczek... Po prostu biegł nienaturalnie szybko. Tak szybko, że marynarze z jakiegoś zabłąkanego w pobliżu statku najpierw ujrzeli przebiegającego elfa, a dopiero po chwili doszedł do nich dźwięk rozchlapywanej przez jego nogi wody.
Zastanawiał się co powie właścicielce i Pani tego miejsca. Mimo wciąż dzielącej go od zamku odległości, wiedział że ma na przemyślenia dłuższą chwilę. Ouz wyszła na polowanie z Wilczycą i Zethem... Trzeba zdecydować co robić.
Ostatni z konających Turków ujrzał tuż przed śmiercią postać zbliżającą się w chmurze kropel wody.
A elf wyskoczył w powietrze na dwieście metrów przed zamkiem, i zniknął w chmurach. Po kilku sekundach, z chmur wyleciało dwanaście ptaków, które poleciały nad las.
Właściwie nawet nie musiał ich szukać. Dopiero gdy wylatując z chmur spojrzał w dół przypomniał sobie, że jego niedawny przeciwnik spod Wołgogradu, tytułujący sam siebie Księciem Ciemności, poszedł na to polowanie wraz z resztą.
A jego aura w oczach spadającego z niebios układała się w wielki, różowy neon 'TU JESTEM'.
Ptaki zebrały się w jednym miejscu nad lasem i spadły między drzewa. Już po chwili między krzakami warczał tygrys.
Skupił się przez moment. Dawno nie mówił...
W lesie rozległ się donośny okrzyk, niosący się aż po krańce terenu polowania.
- Proponuję wyzwanie wszelkiej maści łowcom, którzy znajdują się w tym lesie! Jeśli ktoś zdoła zranić będącego tu tygrysa, zostanie sowicie wynagrodzony! A jeśli zdołacie go złapać, drodzy towarzysze, zyskacie coś więcej! Satysfakcję! - roześmiał się, teraz już ciszej, sam do siebie.
Wiedział że Wilczyca rozpozna go natychmiast, znała go dostatecznie blisko. Ale może nie zdradzi innym tej małej tajemnicy, żeby podgrzać atmosferę zabawy... Niech myślą że polują na zwykłego tygrysa.
W głąb!
Winogronowe kule mieszczące światy.
W głąb!
Gromady galaktyk... Ta jedna.
W głąb!
Galaktyka, właściwa. Dobrze idzie.
W głąb!
Ramię, jedno z dwóch. Trudno się pomylić.
W głąb!
Gwiazda. Teraz już trudniej... Ta.
W głąb!
Planety, planety, planety...
W głąb!
Kontynent... Dobra. Czas na lądowanie.
Przez zamek przebiegło leciutkie drżenie. Tylko najwrażliwsze stopy wyczuły delikatne przemieszczenia podłoża.
Elf biegł po wodzie. Przed nim było zamczysko, nad któym rozciągały się ciemne chmury. Przyjrzał się uważniej. Tak jak sądził, między innymi gośćmi zamku był też jakiś wampir. I to stąd te chmury... Będzie musiał z nim pogadać.
Kilometry powierzchni morza znikały pod bosymi stopami elfa w niesamowitym tempie. Zdawało się że nie używał do tego żadnych mistycznych sztuczek... Po prostu biegł nienaturalnie szybko. Tak szybko, że marynarze z jakiegoś zabłąkanego w pobliżu statku najpierw ujrzeli przebiegającego elfa, a dopiero po chwili doszedł do nich dźwięk rozchlapywanej przez jego nogi wody.
Zastanawiał się co powie właścicielce i Pani tego miejsca. Mimo wciąż dzielącej go od zamku odległości, wiedział że ma na przemyślenia dłuższą chwilę. Ouz wyszła na polowanie z Wilczycą i Zethem... Trzeba zdecydować co robić.
Ostatni z konających Turków ujrzał tuż przed śmiercią postać zbliżającą się w chmurze kropel wody.
A elf wyskoczył w powietrze na dwieście metrów przed zamkiem, i zniknął w chmurach. Po kilku sekundach, z chmur wyleciało dwanaście ptaków, które poleciały nad las.
Właściwie nawet nie musiał ich szukać. Dopiero gdy wylatując z chmur spojrzał w dół przypomniał sobie, że jego niedawny przeciwnik spod Wołgogradu, tytułujący sam siebie Księciem Ciemności, poszedł na to polowanie wraz z resztą.
A jego aura w oczach spadającego z niebios układała się w wielki, różowy neon 'TU JESTEM'.
Ptaki zebrały się w jednym miejscu nad lasem i spadły między drzewa. Już po chwili między krzakami warczał tygrys.
Skupił się przez moment. Dawno nie mówił...
W lesie rozległ się donośny okrzyk, niosący się aż po krańce terenu polowania.
- Proponuję wyzwanie wszelkiej maści łowcom, którzy znajdują się w tym lesie! Jeśli ktoś zdoła zranić będącego tu tygrysa, zostanie sowicie wynagrodzony! A jeśli zdołacie go złapać, drodzy towarzysze, zyskacie coś więcej! Satysfakcję! - roześmiał się, teraz już ciszej, sam do siebie.
Wiedział że Wilczyca rozpozna go natychmiast, znała go dostatecznie blisko. Ale może nie zdradzi innym tej małej tajemnicy, żeby podgrzać atmosferę zabawy... Niech myślą że polują na zwykłego tygrysa.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.

-
- Bombardier
- Posty: 729
- Rejestracja: wtorek, 6 grudnia 2005, 09:56
- Numer GG: 4464308
- Lokalizacja: Free City Vratislavia
- Kontakt:
Elf przywitał księcia ciemności uściskiem, pomimo wszystko stęsknił się za nim. Nie chciał jednak go zatrzymywać, mógł porozmawiać z nim później. Wyszedł na dziedziniec i niemal zwymiotował, gdy zobaczył ponabijane na pal ciała - na szczęście Ouzaru w porę je stamtąd wyrzuciła. Pożegnał łowców w bramie, odmawiając towarzyszenia im. Nie znosił polowań.
Udał się do środka. Wewnątrz mijał arrasy i zbroje, ustawione w korytarzach, drzwi i schody pod stopami. W końcu dotarł do swojej komnaty. Jeszcze nic tu nie zmieniał i nie miał zamiaru zmieniać. Możliwe, że za jakiś czas w zamku nie będzie już żadnej komnaty przypominającej pierwotny wystrój. Rozejrzał się i zrzucił z ramienia torbę na łóżko. Otworzył balkonowe drzwi i wyjrzał w stronę morza. Fale spokojnie uderzały o przerażające klify, a na horyzoncie ciemne chmury niemal zlewały się z mroczną powierzchnią wody. Coś się działo...
Zamek leciutko zadrżał, a na wodzie pojawił się niesamowicie szybko biegnący elf. Zak uśmiechnął się w zdziwieniu. Ten elf kogoś mu przypominał. Gdy wyskoczył z wody przemieścił się w stronę myśliwych. To musiał być On. Tajemniczy.
*Nie mogę się wprost doczekać ich powrotu* - pomyślał.
Uznał, że dalsze stanie tu bez celu nie ma sensu. I dobrze. Gdyby stał tam dłużej, zapewne zerknąłby w dół, a na klifie na dole znalazł się usunięty las zwłok. Nie chciałby tego zobaczyć. Ruszył więc schodami w górę, w kierunku ogrodów. Były piękne. Wspaniałe. Choć nigdy nie lubił ogrodów na wysokościach, te zdawały mu się idealne. Przeszedł wolnym krokiem przez trawnik, i usiadł przy altance. Przy, nie wewnątrz. Rozłożył się na trawie i zdjął lutnię. Opuścił palce na struny. Zaczął wygrywać melodię łagodną, harmonijną i cichą, acz z racji miejsca dosyć donośną. Na tyle donośną, by nie tylko mieszkańcy zamku mogli ją dosłyszeć, a by nawet łowcy mogli poczuć jego grę.
Udał się do środka. Wewnątrz mijał arrasy i zbroje, ustawione w korytarzach, drzwi i schody pod stopami. W końcu dotarł do swojej komnaty. Jeszcze nic tu nie zmieniał i nie miał zamiaru zmieniać. Możliwe, że za jakiś czas w zamku nie będzie już żadnej komnaty przypominającej pierwotny wystrój. Rozejrzał się i zrzucił z ramienia torbę na łóżko. Otworzył balkonowe drzwi i wyjrzał w stronę morza. Fale spokojnie uderzały o przerażające klify, a na horyzoncie ciemne chmury niemal zlewały się z mroczną powierzchnią wody. Coś się działo...
Zamek leciutko zadrżał, a na wodzie pojawił się niesamowicie szybko biegnący elf. Zak uśmiechnął się w zdziwieniu. Ten elf kogoś mu przypominał. Gdy wyskoczył z wody przemieścił się w stronę myśliwych. To musiał być On. Tajemniczy.
*Nie mogę się wprost doczekać ich powrotu* - pomyślał.
Uznał, że dalsze stanie tu bez celu nie ma sensu. I dobrze. Gdyby stał tam dłużej, zapewne zerknąłby w dół, a na klifie na dole znalazł się usunięty las zwłok. Nie chciałby tego zobaczyć. Ruszył więc schodami w górę, w kierunku ogrodów. Były piękne. Wspaniałe. Choć nigdy nie lubił ogrodów na wysokościach, te zdawały mu się idealne. Przeszedł wolnym krokiem przez trawnik, i usiadł przy altance. Przy, nie wewnątrz. Rozłożył się na trawie i zdjął lutnię. Opuścił palce na struny. Zaczął wygrywać melodię łagodną, harmonijną i cichą, acz z racji miejsca dosyć donośną. Na tyle donośną, by nie tylko mieszkańcy zamku mogli ją dosłyszeć, a by nawet łowcy mogli poczuć jego grę.

-
- Mat
- Posty: 494
- Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
- Lokalizacja: Z Pustki
Teraz już był pewien że dobrze zrobił zaglądając tutaj, widać nie stracił swego nosa tak dawno nie odwiedzając tego padołu łez i zwątpienia, było tyle innych miejsc, w które musiał zaglądać. Nie dość że szykowało się polowanie to jeszcze ten szybki elf rzucił wyzwanie. Zastanawiał się czy podjąć wyzwanie, ale to nie byłoby uczciwe. Mimo że wiedział że sprawiedliwość nie istnieje, jest tylko Ona. Niemniej starał się dostosować do tego uogólnionego wzorca, jeśli długo nie będą mogli sobie poradzić, może komuś pomoże, a może zrobi z wszystkich durnia pomagając tygrysowi. Póki co odłożył na jakiś czas zwiedzanie, zwabiony muzyką leciał na wierzę, prosto do ogrodów. Już wcześniej miał tam zajrzeć, ale teraz przynajmniej coś mu dodatkowo umilało przebywanie tam. Nie kochał ogrodów jako takich, ale doceniał wysiłek jaki wkładają ogrodnicy w utrzymanie najpiękniejszych ogrodów, ich codzienną walkę o przetrwanie petunii lub goździków, nie zmieniało to jednak faktu że miał do ogrodnictwa podobną smykałkę co śmierć do kopiowania rzeczy używanych przez ludzi. Nie do końca rozumiał ich istotę. Opadł łagodnie na ocienione kamienie wieży. Podszedł do krawędzi żeby bliżej się przyjrzeć terenowi przylegającego do zamku od strony klifu. Niestety Ouzaru przeniosła palowisko w miejsce, które chciał zagospodarować, a szkoda. Jego wzrok padł na lewo od zamku, tuż przy klifie. Spróbował. Najwyraźniej mogli zmieniać również otoczenie zamku. Z lasu w pobliżu murów uniosły się tumany, dość ciężkie do zidentyfikowania z powodu chmur sprowadzonych przez wampira ale po chwili zaczął się wyłaniać kształtujący się obraz.
Spora połać lasu została zmieciona zmieniając się w ubitą ziemię. Tuz przy murach powstały trybuny. Gości nie było wielu, ale przyzwyczajony był do większej publiczności więc rozmiary zachował z przyzwyczajenia. Ukształtował niejako pięć aren, z czego jedna była w porównaniu do reszty dość malutka. Najpierw powstały szranki z dwoma namiotami po obu stronach. Były ogromne, nic dziwnego, przewidywał że ktoś może wpaść na dziwny pomysł dosiadania smoka albo Tarasque. W namiotach mieściła się dowolna broń, jaka tylko mogłaby przyjść zmagającym się do głowy, dla bezpieczeństwa nie dało się jej wynieść poza arenę, a nuż ktoś by chciał być sprytny i sprezentowałby swojemu swiatu bro, na którą tamten nie był jeszcze gotowy. Kropierze i zbroje wszelkiego kształtu, rozmiaru i rodzaju również sie tam znajdowały. Druga powstała kolista arena na kształt koloseum, planował ją dla spotkań pieszych, miała takie same zapasy jak poprzednia a do tego, zawsze mógł wezwać dowolną istotę, nie tylko stworzenie. Trzecia arena wyglądała jak wielkie koło z dwoma piedestałami po przeciwnych stronach, cała otoczona była jakby kulą lekko załamanego światła. Załamanie wyglądało niewinnie, ale przez tą tarczę nie prześlizgnąłby sie żaden czar, nieważne czy rzucony przez śmiertelnika, nieumarłego, nieśmiertelnego czy boga. Oczywiście oprócz Ouzaru, ale było nie było to przecież jej domena więc taki wyjątek nakazywałaby choćby grzeczność a że implikacje alternatywnych rzeczywistości również to wspierały, cóż zdarza się. Czwarta arena wyrosła nad morzem powyżej klifu, właściwie nie była to ubita ziemia co raczej delikatne chmurki, mogące zamortyzować upadek. tam mogli się potykać skrzydlaci, Ci, którzy nie musieli się wspomagać latającymi wierzchowcami by wzbić się w przestworza jaki i Ci, którzy spróbują im dorównać dosiadając skrzydlatych rumaków. Nie chciał przecież tutaj żadnych śmiertelnych wypadków, nie dość ze Ouz mogłaby się pogniewać to jeszcze Justyn miałaby dodatkową pracę. Gdy się nad tym zastanowił wprawiło go to w pewną konsternację, zwracała się do siebie w dwóch różnych terminach, zarówno jako ona jak i on, no cóż, musiał z nią na ten temat porozmawiać. Póki co jednak czekała jeszcze ostatnia arena. Właściwie to był to zaledwie namiot, spory ale niczym sie nie wyróżniający. W środku znajdowały sie dwa stoły. Pod stołami stały pudła. Każde z pudeł zawierało figurki, wyglądały jak prawdziwe. Na środku stało coś w rodzaju repliki terenu wokół zamku. Zdawało się że to po prostu zwykły stół taktyczny, za jaki niejeden generał dałby sobie rękę uciąć. Miał jeszcze jedną właściwość, małą niespodziankę dla pierwszych graczy.
Gdy skończył, spojrzał fachowym okiem na swoje dzieło. Może nie było tutaj zbyt wiele ozdób, ale to się dla niego nie liczyło. Ważna była funkcjonalność i to, jak sprawdzi się to wszystko w praktyce, był pewien ze się sprawdzi jeśli tylko ktoś zechce przystąpić do pojedynku. Zniknął z wieży zostawiając w ogrodach grającego elfa. Obecność Isdesa musiał mu nieco rozgrzać krew. Wszędzie gdzie się pojawiał, każdej istocie krew zaczynała się gotować w żyłach, nawet jeśli od dawna już w nich nie płynęła, po prostu ogarniała je gorączka bitewna. Chwile później zmaterializował się w lesie, tutaj zaczynała się walka, bój o przeżycie między największymi drapieżnikami, w takich przypadkach nigdy nie wiadomo było kto skończy jako ofiara. Przyzwane przez Panią Zamku bestie zaryczały zgodnym chórem gdy najgłębiej osadzony instynkt łowcy zaczął dawać o sobie znać z niespotykaną dotąd siłą. Isdes roztoczył nad lasem swoją aurę, miał zamiar obejrzeć to całe widowisko, będzie przy każdym, zarówno przy łowcach jak i ściganych, a wtedy nigdy nie wiadomo co się wydarzy.
Spora połać lasu została zmieciona zmieniając się w ubitą ziemię. Tuz przy murach powstały trybuny. Gości nie było wielu, ale przyzwyczajony był do większej publiczności więc rozmiary zachował z przyzwyczajenia. Ukształtował niejako pięć aren, z czego jedna była w porównaniu do reszty dość malutka. Najpierw powstały szranki z dwoma namiotami po obu stronach. Były ogromne, nic dziwnego, przewidywał że ktoś może wpaść na dziwny pomysł dosiadania smoka albo Tarasque. W namiotach mieściła się dowolna broń, jaka tylko mogłaby przyjść zmagającym się do głowy, dla bezpieczeństwa nie dało się jej wynieść poza arenę, a nuż ktoś by chciał być sprytny i sprezentowałby swojemu swiatu bro, na którą tamten nie był jeszcze gotowy. Kropierze i zbroje wszelkiego kształtu, rozmiaru i rodzaju również sie tam znajdowały. Druga powstała kolista arena na kształt koloseum, planował ją dla spotkań pieszych, miała takie same zapasy jak poprzednia a do tego, zawsze mógł wezwać dowolną istotę, nie tylko stworzenie. Trzecia arena wyglądała jak wielkie koło z dwoma piedestałami po przeciwnych stronach, cała otoczona była jakby kulą lekko załamanego światła. Załamanie wyglądało niewinnie, ale przez tą tarczę nie prześlizgnąłby sie żaden czar, nieważne czy rzucony przez śmiertelnika, nieumarłego, nieśmiertelnego czy boga. Oczywiście oprócz Ouzaru, ale było nie było to przecież jej domena więc taki wyjątek nakazywałaby choćby grzeczność a że implikacje alternatywnych rzeczywistości również to wspierały, cóż zdarza się. Czwarta arena wyrosła nad morzem powyżej klifu, właściwie nie była to ubita ziemia co raczej delikatne chmurki, mogące zamortyzować upadek. tam mogli się potykać skrzydlaci, Ci, którzy nie musieli się wspomagać latającymi wierzchowcami by wzbić się w przestworza jaki i Ci, którzy spróbują im dorównać dosiadając skrzydlatych rumaków. Nie chciał przecież tutaj żadnych śmiertelnych wypadków, nie dość ze Ouz mogłaby się pogniewać to jeszcze Justyn miałaby dodatkową pracę. Gdy się nad tym zastanowił wprawiło go to w pewną konsternację, zwracała się do siebie w dwóch różnych terminach, zarówno jako ona jak i on, no cóż, musiał z nią na ten temat porozmawiać. Póki co jednak czekała jeszcze ostatnia arena. Właściwie to był to zaledwie namiot, spory ale niczym sie nie wyróżniający. W środku znajdowały sie dwa stoły. Pod stołami stały pudła. Każde z pudeł zawierało figurki, wyglądały jak prawdziwe. Na środku stało coś w rodzaju repliki terenu wokół zamku. Zdawało się że to po prostu zwykły stół taktyczny, za jaki niejeden generał dałby sobie rękę uciąć. Miał jeszcze jedną właściwość, małą niespodziankę dla pierwszych graczy.
Gdy skończył, spojrzał fachowym okiem na swoje dzieło. Może nie było tutaj zbyt wiele ozdób, ale to się dla niego nie liczyło. Ważna była funkcjonalność i to, jak sprawdzi się to wszystko w praktyce, był pewien ze się sprawdzi jeśli tylko ktoś zechce przystąpić do pojedynku. Zniknął z wieży zostawiając w ogrodach grającego elfa. Obecność Isdesa musiał mu nieco rozgrzać krew. Wszędzie gdzie się pojawiał, każdej istocie krew zaczynała się gotować w żyłach, nawet jeśli od dawna już w nich nie płynęła, po prostu ogarniała je gorączka bitewna. Chwile później zmaterializował się w lesie, tutaj zaczynała się walka, bój o przeżycie między największymi drapieżnikami, w takich przypadkach nigdy nie wiadomo było kto skończy jako ofiara. Przyzwane przez Panią Zamku bestie zaryczały zgodnym chórem gdy najgłębiej osadzony instynkt łowcy zaczął dawać o sobie znać z niespotykaną dotąd siłą. Isdes roztoczył nad lasem swoją aurę, miał zamiar obejrzeć to całe widowisko, będzie przy każdym, zarówno przy łowcach jak i ściganych, a wtedy nigdy nie wiadomo co się wydarzy.
K.M.N.
Don't make me dance on your grave...
Don't make me dance on your grave...

Biegnąc galopem wśród gęstwiny nie narażała klaczy na niebezpieczeństwo, mieczem o kryształowo-niebieskim ostrzu torowała sobie drogę zarówno wśród krzaków jak i drzew. A klinga przecinała wszystko z taką łatwością, jakby przeszkody były ciepłym masłem. Uśmiechnęła się pędząc koło Drakuli, przez chwilę wyglądało, jakby polowanie zamieniło się w ich niewinną grę i wyścig. Co chwila gdzieś zza zarośli wyskakiwała wilczyca, zaraz za nią Książę. Cokolwiek stanęło im na drodze, szybko ginęło, nad lasem unosił się donośny śmiech Ouzaru.
- Proponuję wyzwanie wszelkiej maści łowcom, którzy znajdują się w tym lesie! Jeśli ktoś zdoła zranić będącego tu tygrysa, zostanie sowicie wynagrodzony! A jeśli zdołacie go złapać, drodzy towarzysze, zyskacie coś więcej! - rozległo się nie wiadomo skąd.
Szarpnęła, klacz wstrzymała się stając dęba na chwilę i z donośnym łoskotem kopyt opadła. Kluczyła w miejscu, gdy Ouzaru nasłuchiwała, kręciła się niespokojnie szukając kierunku. Reszta łowców dobiegła do niej i zatrzymała się przyglądając się kobiecie. Nagle jej oczy zabłysły wściekłą zielenią, krzyknęła i Yfandes pomknęła niknąc w najbliższych zaroślach.
- Jak nie złapiecie tygrysa, złapcie mnie! - zaśmiała się rzucając Drakuli niedwuznaczne spojrzenie i pogoniła klacz.
Szybko natrafiły na ślad, rzuciły się za nim w pogoń. Drzewa i niewielkie promienie światła śmigały im koło oczu, gnały w zastraszonym tempie. Wyskoczyły na polankę i ukazał się im tygrys. Leżał spokojnie oblizując swoje łapy, można rzec, że uśmiechał się chytrze. Ouzaru zeskoczyła z klaczy, zdjęła z pleców łuk i chwyciła strzałę w dwa palce. Powoli założyła ją na cięciwę. Zwierzę ani drgnęło. Podniosła łuk do policzka jednocześnie naciągając cięciwę i mierząc ramieniem w stronę tygrysa. Do jej uszu dobiegła piękna melodia od strony Zamczyska. Zielony błysk w oku przygasł, delikatny uśmiech pojawił się na jej ustach. Opuściła łuk i schowała strzałę. Odwróciła się i szybkim ruchem dosiadła klaczy.
- Może innym razem - rzekła wykonując skromny ukłon.
- Proponuję wyzwanie wszelkiej maści łowcom, którzy znajdują się w tym lesie! Jeśli ktoś zdoła zranić będącego tu tygrysa, zostanie sowicie wynagrodzony! A jeśli zdołacie go złapać, drodzy towarzysze, zyskacie coś więcej! - rozległo się nie wiadomo skąd.
Szarpnęła, klacz wstrzymała się stając dęba na chwilę i z donośnym łoskotem kopyt opadła. Kluczyła w miejscu, gdy Ouzaru nasłuchiwała, kręciła się niespokojnie szukając kierunku. Reszta łowców dobiegła do niej i zatrzymała się przyglądając się kobiecie. Nagle jej oczy zabłysły wściekłą zielenią, krzyknęła i Yfandes pomknęła niknąc w najbliższych zaroślach.
- Jak nie złapiecie tygrysa, złapcie mnie! - zaśmiała się rzucając Drakuli niedwuznaczne spojrzenie i pogoniła klacz.
Szybko natrafiły na ślad, rzuciły się za nim w pogoń. Drzewa i niewielkie promienie światła śmigały im koło oczu, gnały w zastraszonym tempie. Wyskoczyły na polankę i ukazał się im tygrys. Leżał spokojnie oblizując swoje łapy, można rzec, że uśmiechał się chytrze. Ouzaru zeskoczyła z klaczy, zdjęła z pleców łuk i chwyciła strzałę w dwa palce. Powoli założyła ją na cięciwę. Zwierzę ani drgnęło. Podniosła łuk do policzka jednocześnie naciągając cięciwę i mierząc ramieniem w stronę tygrysa. Do jej uszu dobiegła piękna melodia od strony Zamczyska. Zielony błysk w oku przygasł, delikatny uśmiech pojawił się na jej ustach. Opuściła łuk i schowała strzałę. Odwróciła się i szybkim ruchem dosiadła klaczy.
- Może innym razem - rzekła wykonując skromny ukłon.

-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Tym razem szept rozległ się bezpośrednio w głowie Ouzaru. *I tak nie mógłbym Ci, Pani, podarować niczego czego sama nie jesteś w stanie stworzyć w tej krainie, czyż nie?* Tygrys wyszczerzył kły w uśmiechu. *Starcie z Tobą, Pani, w tej krainie w ogóle jest raczej... Samobójcze, rzekłbym. Myślę jednak że przywitam się z Tobą, Pani, bardziej oficjalnie dopiero gdy wszyscy dowiedzą się czegoś o mojej... Prawdziwej naturze. Mam nadzieję, że nie będzie to wobec Ciebie żadne uchybienie etykiety?*
Wstał. Postanowił utrudnić zadanie kolejnym łowcom, i do jednej czwartej zmniejszył ilość wydzielanych substancji zapachowych. *A teraz pozwolę sobie opuścić Cię na trochę, Pani, by zażyć nieco zabawy i przygotować dla Ciebie niewielką niespodziankę, jeśli oczywiście nie masz nic przeciwko.*
Wstał. Postanowił utrudnić zadanie kolejnym łowcom, i do jednej czwartej zmniejszył ilość wydzielanych substancji zapachowych. *A teraz pozwolę sobie opuścić Cię na trochę, Pani, by zażyć nieco zabawy i przygotować dla Ciebie niewielką niespodziankę, jeśli oczywiście nie masz nic przeciwko.*
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.

-
- Bombardier
- Posty: 729
- Rejestracja: wtorek, 6 grudnia 2005, 09:56
- Numer GG: 4464308
- Lokalizacja: Free City Vratislavia
- Kontakt:
Jego palce opadały na struny, a powietrze gęstniało od dźwięków. Połączenie ogrodów z taką wysokością dawało wspaniały efekt akustyczny. On nie lubił grać głośno, a tu mógł grać jak zwykle, cicho, a być słyszanym.
Drżenie strun. Szept. Akord. wokół niego szelest liści i szum wiatru. Palce ponownie opadają, lutnia odpowiada drżeniem, liście szumem. Zwierzęta przycichły, też słuchają. Uśmiecha się, opuszcza dłoń na struny. Lutnia odpowiada. Łagodną melodią witają się z nowym miejscem. Liście wokół nienaturalnie falują. Kolejny akord. Czy nienaturalnie? Gdyby spojrzeć na to z jego perspektywy możnaby uznać te ruchy za całkiem normalne. Kolejna seria dźwięków. Szepcze do siebie, w języku którego sam nie rozumie. Z lutni wydobywa spokojnie serię dźwięków, które wibrują w jego uszach. Opuszcza głowę. Tempo zwalnia, muzyka staje się spokojniejsza. Spokojna i Harmonijna melodia rozbrzmiewa w pałacu i okolicach...
Drżenie strun. Szept. Akord. wokół niego szelest liści i szum wiatru. Palce ponownie opadają, lutnia odpowiada drżeniem, liście szumem. Zwierzęta przycichły, też słuchają. Uśmiecha się, opuszcza dłoń na struny. Lutnia odpowiada. Łagodną melodią witają się z nowym miejscem. Liście wokół nienaturalnie falują. Kolejny akord. Czy nienaturalnie? Gdyby spojrzeć na to z jego perspektywy możnaby uznać te ruchy za całkiem normalne. Kolejna seria dźwięków. Szepcze do siebie, w języku którego sam nie rozumie. Z lutni wydobywa spokojnie serię dźwięków, które wibrują w jego uszach. Opuszcza głowę. Tempo zwalnia, muzyka staje się spokojniejsza. Spokojna i Harmonijna melodia rozbrzmiewa w pałacu i okolicach...

-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Gdy fretka oddalała się spiesznie od całego towarzystwa WW zostawiła zwierzątko w spokoju. Dość już miało własnych stresów, by jeszcze taka bestia jak ona miała się bawić kosztem futrzaka. Wilczyca czekała aż przygotowania do polowania się zakończą. Gdy Ouzaru przywołała swojego wierzchowca Wilczyca wciągnęła powietrze w nozdrza chcąc się zapoznać z istotą. Wywołało to gwałtowne, zdziwione kichnięcie. Wierzchowiec nie miał zapachu, ale zdawał się być dużo inteligentniejszy od każdego normalnego zwierzęcia. Wilczyca zaczęła delikatnie badać samą esencję istnienia dziwnego stworzenia. Zupełnie jakby cicho pytała: "Kim jesteś?" Przerwała jednak, gdy przygotowania dobiegły końca. Nie mogła się skupić na niczym, gdy perspektywa wspaniałych łowów była tak blisko...
Gdy Książę przywołał swojego wierzchowca Wilczyca warknęła niezadowolona. Nie lubiła takiej pokazówki, a Książę chyba nie potrafił się inaczej zachować. Gdy jeszcze w jego dłoniach znalazła się broń palna kłapnęła złowróżbnie zębiskami. Polowanie z taką bronią uważała za świętokradztwo. Zupełnie eliminowało w polowaniu szanse zwierzęcia. Tu kończyły się łowy, a zaczynała rzeźnia. Po raz drugi warknęła głucho odsłaniając kły i odwracając się od Księcia.
- Zmiana kształtu pozostaje w kręgu moich specjalizacji, ale tak jak w wielu przypadkach - nieużywanych - to zdanie sprawiło, że Wilczyca prychnęła drwiąco.
- Specjalizacji? - prychnęła ponownie. - Specjalizacja to coś w czym jesteś najlepszy - wywarczała. - Coś na co poświęciłeś życie i oddałeś się temu całkowicie. Zwykle to jedna lub dwie rzeczy - w nieprzyjemnym głosie pobrzmiewała groźba. Nie lubiła, gdy Książę zachowywał się w ten sposób i jawnie to okazywała.
- W światach, które odwiedziłam to zbędny zbytek - mruknęła, gdy padło pytanie o wzrok. Żółte oczy zalśniły intensywniej. Wilczyca się zmieniła od ich ostatniego spotkania. Było w niej więcej z bestii. Efektem tego była między innymi coraz większa niechęć do zdobyczy techniki typu broń palna.
W końcu jednak ruszyli. WW wciąż boczyła się na broń, która dźwigał ze sobą Zeth. Szła z dala od niego i jego dziwacznego wierzchowca woląc już towarzystwo bezwonnego stworzenia, które dosiadała Ouz. Wampir najwyraźniej podzielał jej zdanie na temat efekciarstwa Księcia Ciemności. Wyczuwała jego niechęć. Aż wywiesiła jęzor zadowolona, że ma poparcie. Gdyby był wilkiem dogadywałby się z nią jeszcze lepiej niż do tej pory.
Bez sprzeciwów przywitała towarzystwo druida. Lubiła druidów, gdyż byli tak blisko natury... Tak dobrze ją rozumieli. Gdy pytał o możliwość przyłączenia się do łowów otarła się bokiem o jego nogi przyzwalająco. Pasowało jej jego towarzystwo i niewątpiła, że innym też nie będzie ono przeszkadzać.
Potem poszuła znajomą aurę. Zbliżała się kolejna znajoma postać. Bardzo znajoma. Sierść na grzbiecie się zjeżyła, gdy WW poznała prawdziwą naturę istoty. Po istniejącym od dawna łączu poszedł mentalny przekaz.
*To TY! Nie podejmę twego wyzwania. Zbyt dobrze cię znam. Czuję twą obecność każdą komórką mego ciała. Nie potrzebuję cię widzieć, czuć i słyszeć, by cię znaleźć* kolejny efekciarz, choć sporo zabawniejszy od Księcia. Było w nim coś z dużego dziecka...
Poczuła dziwny powiew i wzrost adrenaliny krążącej w jej żyłach. Isdes tu był... Jak zawsze tam, gdzie toczyła się walka o przetrwanie. Z wilczą pasja podjęła trop jakiegś stworzenia. Nie wiedziała co to za stwór. Nie było to normalne zwierzę. To była jedna z bestii, które pojawiły się w lesie po ingerencji Ouzaru wspartej zapałem łowieckim wielkiej wilczycy. Rzuciła się biegiem w tamtą stronę, mknąc wśród gęstej roślinności cicho niczym unosząca się o poranku mgła. Tropiła gotowa usidlić zdobycz, czymkolwiek ona by nie była...
Gdy Książę przywołał swojego wierzchowca Wilczyca warknęła niezadowolona. Nie lubiła takiej pokazówki, a Książę chyba nie potrafił się inaczej zachować. Gdy jeszcze w jego dłoniach znalazła się broń palna kłapnęła złowróżbnie zębiskami. Polowanie z taką bronią uważała za świętokradztwo. Zupełnie eliminowało w polowaniu szanse zwierzęcia. Tu kończyły się łowy, a zaczynała rzeźnia. Po raz drugi warknęła głucho odsłaniając kły i odwracając się od Księcia.
- Zmiana kształtu pozostaje w kręgu moich specjalizacji, ale tak jak w wielu przypadkach - nieużywanych - to zdanie sprawiło, że Wilczyca prychnęła drwiąco.
- Specjalizacji? - prychnęła ponownie. - Specjalizacja to coś w czym jesteś najlepszy - wywarczała. - Coś na co poświęciłeś życie i oddałeś się temu całkowicie. Zwykle to jedna lub dwie rzeczy - w nieprzyjemnym głosie pobrzmiewała groźba. Nie lubiła, gdy Książę zachowywał się w ten sposób i jawnie to okazywała.
- W światach, które odwiedziłam to zbędny zbytek - mruknęła, gdy padło pytanie o wzrok. Żółte oczy zalśniły intensywniej. Wilczyca się zmieniła od ich ostatniego spotkania. Było w niej więcej z bestii. Efektem tego była między innymi coraz większa niechęć do zdobyczy techniki typu broń palna.
W końcu jednak ruszyli. WW wciąż boczyła się na broń, która dźwigał ze sobą Zeth. Szła z dala od niego i jego dziwacznego wierzchowca woląc już towarzystwo bezwonnego stworzenia, które dosiadała Ouz. Wampir najwyraźniej podzielał jej zdanie na temat efekciarstwa Księcia Ciemności. Wyczuwała jego niechęć. Aż wywiesiła jęzor zadowolona, że ma poparcie. Gdyby był wilkiem dogadywałby się z nią jeszcze lepiej niż do tej pory.
Bez sprzeciwów przywitała towarzystwo druida. Lubiła druidów, gdyż byli tak blisko natury... Tak dobrze ją rozumieli. Gdy pytał o możliwość przyłączenia się do łowów otarła się bokiem o jego nogi przyzwalająco. Pasowało jej jego towarzystwo i niewątpiła, że innym też nie będzie ono przeszkadzać.
Potem poszuła znajomą aurę. Zbliżała się kolejna znajoma postać. Bardzo znajoma. Sierść na grzbiecie się zjeżyła, gdy WW poznała prawdziwą naturę istoty. Po istniejącym od dawna łączu poszedł mentalny przekaz.
*To TY! Nie podejmę twego wyzwania. Zbyt dobrze cię znam. Czuję twą obecność każdą komórką mego ciała. Nie potrzebuję cię widzieć, czuć i słyszeć, by cię znaleźć* kolejny efekciarz, choć sporo zabawniejszy od Księcia. Było w nim coś z dużego dziecka...
Poczuła dziwny powiew i wzrost adrenaliny krążącej w jej żyłach. Isdes tu był... Jak zawsze tam, gdzie toczyła się walka o przetrwanie. Z wilczą pasja podjęła trop jakiegś stworzenia. Nie wiedziała co to za stwór. Nie było to normalne zwierzę. To była jedna z bestii, które pojawiły się w lesie po ingerencji Ouzaru wspartej zapałem łowieckim wielkiej wilczycy. Rzuciła się biegiem w tamtą stronę, mknąc wśród gęstej roślinności cicho niczym unosząca się o poranku mgła. Tropiła gotowa usidlić zdobycz, czymkolwiek ona by nie była...

-
- Bosman
- Posty: 2074
- Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
- Numer GG: 6094143
- Lokalizacja: Roanapur
- Kontakt:
Po usłyszeniu wyzwania miał zamiar zapolować na tygrysa, zwłaszcza, że latające dookoła niego nietoperze doskonale pozwalały mu orientować się w położeniu każdego stworzenia w okolicy. Zresztą dzięki nim zrozumiał, że to nie zwykły tygrys, choć nie do końca pojmował istotę tego czegoś. Gdyby chmura ciemności miała ramiona to zapewne by nimi wzruszyła, w końcu goście Ouzaru potrafili być naprawdę niezwykli. Zresztą, od polowania na tygrysa znacznie ciekawsze wydało mu się wyzwanie pani tej domeny, Gdy Ouzaru ruszyła z kopyta, aby zgubić potencjalną pogoń ciemność będąca hrabią zawirowała i rozwiała się niczym dym podczas wichury. Gdy Ouzaru była przekonana, że jej towarzyszom zajmie dłuższą chwilę dogonienie jej tuż przed nią pojawiła się znajoma chmura ciemności, która szybko przyjęła postać hrabiego. - Zawsze wolałem takie łowy od zwykłych starć z bestiami. Pościg za damą, zwłaszcza tak piękną potrafi wzbudzić emocje nawet u kogoś, kogo serce już od dawna nie bije. Hrabia uśmiechnął się co najmniej równie niejednoznacznie jak wcześniej pani zamku. Zdawał się widzieć, do czego to wszystko zmierza, i nie miał zamiaru kryć, że mu się to podoba. -Wydaje mi się, że nasi towarzysze podjęli wyzwanie polowania na tygrysa. A to znaczy, że mamy trochę czasu tylko dla siebie. Gdyby wciąż żył to z pewnością serce zabiłoby mu mocniej na widok nieśmiałego rumieńca, jaki jego słowa sprowadziły na twarz Ouzaru.
Spłodził największe potwory - wielkiego wilka Fenrira, węża Midgardsorma i boginię umarłych Hel.
Nordycka Zielona Lewica

Nordycka Zielona Lewica


-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Zeth pokręcił głową, śmiejąc się. -Inaczej - pochłonąłem wiedzę pewnej istoty, która poświęciła temu właśnie swe życie- stwierdził spokojnie Książę. -Życie, które się skończyło w odpowiednim czasie i miejscu, bym mógł przejąć wiedzę, umiejętności i moc delikwenta. Takie zdarzenie nie nastąpiło raz, czy dwa, wiec ile takich "źródeł" tyle specjalizacji- wyjaśnił. Zignorował groźbę w głosie Wilczycy. Nie brał tu niczyjej wrogości serio.
-Nie podejmę twego wyzwania- wskazał swą strzelbę. -Zepsułbym całą zabawę, będę się przyglądał...- westchnął.
Wrogość WW zaczynała go powoli bawić. Uśmiechnął się do siebie. Dobrze wiedział, ze jest poza jej zasięgiem i nie stanowi dla niego zagrożenia. Jedynym realnym zagrożeniem w razie konfliktu była Ouzaru, a jej wrogości nie musiał się obawiać. Poczucie bezpieczeństwa było czymś, od czego Książe dawno się odzwyczaił, więc teraz zdawał się kontemplować owo dawno zapomniane uczucie. Objawiało się to zamyśleniem. Jego wierzchowiec parsknął, tchnąc ogniem. Książe w zamyśleniu pogładził go po grzywie, jadąc dalej. Uśmiechnął się, widząc zielonkawy blask w oku Ouzaru.
-Hmm...- skinął na nią głową, przekazem mentalnym dając do zrozumienia, że zainteresował go ten błysk. "Ten zielony blask... Wydaje mi się skądś znajomy, jakby element... jeden z klejnotów w koronie..." dodał, wpatrując się w kobietę.
-Nie podejmę twego wyzwania- wskazał swą strzelbę. -Zepsułbym całą zabawę, będę się przyglądał...- westchnął.
Wrogość WW zaczynała go powoli bawić. Uśmiechnął się do siebie. Dobrze wiedział, ze jest poza jej zasięgiem i nie stanowi dla niego zagrożenia. Jedynym realnym zagrożeniem w razie konfliktu była Ouzaru, a jej wrogości nie musiał się obawiać. Poczucie bezpieczeństwa było czymś, od czego Książe dawno się odzwyczaił, więc teraz zdawał się kontemplować owo dawno zapomniane uczucie. Objawiało się to zamyśleniem. Jego wierzchowiec parsknął, tchnąc ogniem. Książe w zamyśleniu pogładził go po grzywie, jadąc dalej. Uśmiechnął się, widząc zielonkawy blask w oku Ouzaru.
-Hmm...- skinął na nią głową, przekazem mentalnym dając do zrozumienia, że zainteresował go ten błysk. "Ten zielony blask... Wydaje mi się skądś znajomy, jakby element... jeden z klejnotów w koronie..." dodał, wpatrując się w kobietę.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Wilczyca pozwoliła, by prowadził ją pierwotny instynkt. Ponownie w zupełności stała się zwierzęciem. Wróciła do tych wspaniałych chwil, gdy ludzka część jej swiadomości zepchnięta gdzieś daleko pozwalała jej cieszyć się nieskrępowaną wolnością i dziką pogonią za zwierzyną. Ostatnio zdarzyło się to parę tygodni temu. Wtedy ubawiła się jak nigdy dotąd...
Znalazła świeży trop. Podążyła jego śladem z nosem przy ziemi. Biegła lekkim wilczym truchtem, by przystanąć czasami i dokładniej sprawdzić trop. W końcu udało jej się dostrzec swą ofiarę. Była to zaprawdę zdobycz godna potężnej wilczycy. Zwierzę - czy raczej olbrzymia bestia - przypominało dzika tylko było dużo większe. Sporo większe od samej wilczycy. Na pewno z racji swoich gabarytów z osiem razy od niej cięższe. W kłębie dwa razy większe. Olbrzymie zakrzywione szable wystające z pyska groziły ciężkimi obrażeniami w razie spotkania z nimi.
Na pysku WW zagościł wilczy uśmiech. Zapragnęła pozbawić stworzenie życia własnozębnie... Spodziewała się długiej i trudnej walki... Ale można było zminimalizować potencjalne straty i niebezpieczeństwo... Wystarczyło tylko to przemyśleć.
Czarny cień podkradał się do dzikopodobnej istoty o umięśnionych nogach z ciężkimi, twardymi racicami i grubym, szorstkim włosiu porastającym ciemnoszary grzbiet. Wilczyca skradała się powoli. Krok za krokiem nie chcąc spłoszyć stworzenia przed odpowiednim czasem. Obchodziła je w koło zostawiając ślady. Gdy zrobiła już dwa kółka, które się powoli zacieśniały i znała już ukształtowanie terenu miała nadzieję dopaść dzika czy też czym było to zwierzę po niedługim pościgu... Niestety! Dzik w końcu ją zwietrzył, gdy uniósł wielki ryj znad błocka, w którym grzebał. Nie mogł przez chwilę określić kierunku, z którego zbliżał się drapieżnik, gdyż utrudniała to spora ilość świeżych śladów pozostawionych przez WW na miękkiej ziemi. W końcu zdekoncentrowana sytuacją wilczyca nadepnęła przez przypadek na gałązkę. Trzaśnięcie spowodowało, że dzik obrócił się w jej stronę opuszczając szable i nastawiając je do ataku. Szarża potężnego stworzenia nastąpiła bardzo szybko. Wilczyca uskoczyła z zaskoczonym skomleniem, które poniosło się po lesie. Zaraz jednak się pozbierała i pognała za dzikiem nie pozwalając mu wyhamować ani zawrócić. Póki gnała za nim i póki nie zagnałaby go w ślepy zaułek była bezpieczna od jego kłów. Biegła tak by zrównać się ze zwierzęciem. Weszła na zewnętrzną chcąc zmienić kierunek biegu. Dzik jednakże pognał w jej stronę. Szarżował gotów rozpruć ją swoimi szablami. Samotny wilk nigdy nie powinien porywać się na taką zwierzynę. Wilczyca odczuła to teraz w całej pełni. Miała nadzieję, że przeciwnik okaże się mniej wytrzymały od niej. Przyspieszyła znów umykając przed morderczą szarżą. Kolejny zwrot i udało jej się odwrócić role. Tym razem to znów ona ścigała dzika. Przyspieszyła. Udało jej się chwycić go zębami za udo szybko jednak musiała puścić. Zmusiło ją do tego potężne kopnięcie, które pozbawiło ją tchu. No to było jeden do jednego. Nim krwawiący dzik zdołał zawrócić ona już gnała za nim nie chcąc dopuścić do sytuacji, w której to ona stanie się ofiarą. Przegoniła dzika przez ścieżkę, którą nie tak dawno temu podążała cała grupa myśliwych. Po lesie poniosło się wycie, gdy wilczyca obwieszczała światu, że dogania zdobycz. Dzik rozumiejąc, że walczy o życie zawrócił gwałtownie. Dwie bestie biegły teraz równolegle. Dzik uporczywie starał się dopaść wilczycę nacierając na nią raz po raz. Ta odskakiwała, by ciąć kłami po potężnym grzbiecie i znów umykać nie zostawiając jednak dzika w tyle by mieć go pod jako taką kontrolą. Raz udało jej się wskoczyć na jego grzbiet niestety nie miała szczęścia. Zrzucił ją i o mały włos nie stratował. Pognałą ścieżką, którą nie tak dawno temu za tygrysem gnała Ouz na swym wierzchowcu.
Znalazła świeży trop. Podążyła jego śladem z nosem przy ziemi. Biegła lekkim wilczym truchtem, by przystanąć czasami i dokładniej sprawdzić trop. W końcu udało jej się dostrzec swą ofiarę. Była to zaprawdę zdobycz godna potężnej wilczycy. Zwierzę - czy raczej olbrzymia bestia - przypominało dzika tylko było dużo większe. Sporo większe od samej wilczycy. Na pewno z racji swoich gabarytów z osiem razy od niej cięższe. W kłębie dwa razy większe. Olbrzymie zakrzywione szable wystające z pyska groziły ciężkimi obrażeniami w razie spotkania z nimi.
Na pysku WW zagościł wilczy uśmiech. Zapragnęła pozbawić stworzenie życia własnozębnie... Spodziewała się długiej i trudnej walki... Ale można było zminimalizować potencjalne straty i niebezpieczeństwo... Wystarczyło tylko to przemyśleć.
Czarny cień podkradał się do dzikopodobnej istoty o umięśnionych nogach z ciężkimi, twardymi racicami i grubym, szorstkim włosiu porastającym ciemnoszary grzbiet. Wilczyca skradała się powoli. Krok za krokiem nie chcąc spłoszyć stworzenia przed odpowiednim czasem. Obchodziła je w koło zostawiając ślady. Gdy zrobiła już dwa kółka, które się powoli zacieśniały i znała już ukształtowanie terenu miała nadzieję dopaść dzika czy też czym było to zwierzę po niedługim pościgu... Niestety! Dzik w końcu ją zwietrzył, gdy uniósł wielki ryj znad błocka, w którym grzebał. Nie mogł przez chwilę określić kierunku, z którego zbliżał się drapieżnik, gdyż utrudniała to spora ilość świeżych śladów pozostawionych przez WW na miękkiej ziemi. W końcu zdekoncentrowana sytuacją wilczyca nadepnęła przez przypadek na gałązkę. Trzaśnięcie spowodowało, że dzik obrócił się w jej stronę opuszczając szable i nastawiając je do ataku. Szarża potężnego stworzenia nastąpiła bardzo szybko. Wilczyca uskoczyła z zaskoczonym skomleniem, które poniosło się po lesie. Zaraz jednak się pozbierała i pognała za dzikiem nie pozwalając mu wyhamować ani zawrócić. Póki gnała za nim i póki nie zagnałaby go w ślepy zaułek była bezpieczna od jego kłów. Biegła tak by zrównać się ze zwierzęciem. Weszła na zewnętrzną chcąc zmienić kierunek biegu. Dzik jednakże pognał w jej stronę. Szarżował gotów rozpruć ją swoimi szablami. Samotny wilk nigdy nie powinien porywać się na taką zwierzynę. Wilczyca odczuła to teraz w całej pełni. Miała nadzieję, że przeciwnik okaże się mniej wytrzymały od niej. Przyspieszyła znów umykając przed morderczą szarżą. Kolejny zwrot i udało jej się odwrócić role. Tym razem to znów ona ścigała dzika. Przyspieszyła. Udało jej się chwycić go zębami za udo szybko jednak musiała puścić. Zmusiło ją do tego potężne kopnięcie, które pozbawiło ją tchu. No to było jeden do jednego. Nim krwawiący dzik zdołał zawrócić ona już gnała za nim nie chcąc dopuścić do sytuacji, w której to ona stanie się ofiarą. Przegoniła dzika przez ścieżkę, którą nie tak dawno temu podążała cała grupa myśliwych. Po lesie poniosło się wycie, gdy wilczyca obwieszczała światu, że dogania zdobycz. Dzik rozumiejąc, że walczy o życie zawrócił gwałtownie. Dwie bestie biegły teraz równolegle. Dzik uporczywie starał się dopaść wilczycę nacierając na nią raz po raz. Ta odskakiwała, by ciąć kłami po potężnym grzbiecie i znów umykać nie zostawiając jednak dzika w tyle by mieć go pod jako taką kontrolą. Raz udało jej się wskoczyć na jego grzbiet niestety nie miała szczęścia. Zrzucił ją i o mały włos nie stratował. Pognałą ścieżką, którą nie tak dawno temu za tygrysem gnała Ouz na swym wierzchowcu.

-
- Bombardier
- Posty: 827
- Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 17:04
- Numer GG: 1074973
- Lokalizacja: Sandland
Nudziła się tymi istotami, byli pogrążeni we własnym kręgu wzajemnej adoracji. Darowała sobie łowy, zaczęła wędrować po zamku. Kawairashii była bardzo szczęśliwa, musiała być by tworzyć tyle pięknych snów, wpatrywała się w powstające areny opierając się o jedno z okien.
-Śmierć ku uciesze mas… najwidoczniej jej brat robił tu furorę. Nie bawiło ją to, tyle pięknych snów zmarnowanych. Najbardziej lubiła sny elfów, były takie piękne, a wszystkie ograniczały się do lasu i nieba.
Jeszcze nie chciał wracać do swojego pokoju, nie czuła tej satysfakcji po udanym dniu. Podsłuchiwanie marzeń każdej istoty należało do jej obowiązków, jednak samotne jest życie takiej istoty nie mogąc się tymi tajemnicami podzielić z nikim. Była typowym wzrokowcem, stąd w snach nikt nie słyszy dźwięków. Pogrążyła się w smutku. Przechodząc pomiędzy kolumnami powoli odejmowała sobie kolejną ludzką cechę. Po siedmiu kolumnach stała się śnieżnym lisem o 12 ogonach, emanowało z niej zimno na oknach, przy których przechodziła zawitał szron. Ogólnie była dziś nie w sosie. Jej poprzedni zapach przemienił się w cynamonową nutę. Wędrowała tak aż usłyszała muzykę, idąc za dźwiękiem doszła do ogrodów. Spostrzegła elfa, zaczaiła się i położyła za nim wsłuchując się w dźwięki muzyki, zamknęła oczy. Trawa koło niej pokryła się rosą, mimo iż żadna żywa istota nie odczuwała chłodu jej ciała. Ciemno podkreślone oczy zaczęły łzawić, a lis się nie odzywał się starając się zapomnieć o świecie. Można by ją uznać za nowego gościa, jednak poznać było ją łatwo po oczach, tych samych pełnych marzeń sennych oczu.
-Śmierć ku uciesze mas… najwidoczniej jej brat robił tu furorę. Nie bawiło ją to, tyle pięknych snów zmarnowanych. Najbardziej lubiła sny elfów, były takie piękne, a wszystkie ograniczały się do lasu i nieba.
Jeszcze nie chciał wracać do swojego pokoju, nie czuła tej satysfakcji po udanym dniu. Podsłuchiwanie marzeń każdej istoty należało do jej obowiązków, jednak samotne jest życie takiej istoty nie mogąc się tymi tajemnicami podzielić z nikim. Była typowym wzrokowcem, stąd w snach nikt nie słyszy dźwięków. Pogrążyła się w smutku. Przechodząc pomiędzy kolumnami powoli odejmowała sobie kolejną ludzką cechę. Po siedmiu kolumnach stała się śnieżnym lisem o 12 ogonach, emanowało z niej zimno na oknach, przy których przechodziła zawitał szron. Ogólnie była dziś nie w sosie. Jej poprzedni zapach przemienił się w cynamonową nutę. Wędrowała tak aż usłyszała muzykę, idąc za dźwiękiem doszła do ogrodów. Spostrzegła elfa, zaczaiła się i położyła za nim wsłuchując się w dźwięki muzyki, zamknęła oczy. Trawa koło niej pokryła się rosą, mimo iż żadna żywa istota nie odczuwała chłodu jej ciała. Ciemno podkreślone oczy zaczęły łzawić, a lis się nie odzywał się starając się zapomnieć o świecie. Można by ją uznać za nowego gościa, jednak poznać było ją łatwo po oczach, tych samych pełnych marzeń sennych oczu.

-
- Bombardier
- Posty: 700
- Rejestracja: wtorek, 1 listopada 2005, 15:50
- Numer GG: 9383879
- Lokalizacja: Preczów :P
- Kontakt:
Podstawą każdego udanego polowania jest rozwaga. Kierując się nią, Druid postanowił się przyczaić po jednej stronie ścieżki wydeptanej przez pędzącego konia Ouzaru, kiedy po drugiej stronie czaił się kieł. Oboje zamarli w najlepszej pozycji do skoku na przechodzącą zwierzynę. Kiedy dostrzegli biegnącego monstrualnego dzika gonionego przez wilczycę, odezwała się w nich dzika natura, choć zwykle elf był wystarczająco silny, by powstrzymać takie pierwotne wilcze odruchy, widać obecność Isdesa tak wpłynęła na zdolność do samokontroli. Skoro zdyscyplinowaną wolę druida tak to rozkojarzyło, normalne zwierzęta zapewne wprost nie mogły powstrzymać szału. Napiął mięśnie nóg w oczekiwaniu. W odpowiednim momencie, kiedy dzik przebiegał ścieżką, oboje skoczyli wczepiając się w boki zwierzęcia przednimi łapami i zębami, co prawda nie tak potężnymi jak wilczycy, leczy wystarczającymi, szczególnie z zaskoczenia, by zdezorientować i powalić bestię. Ostatecznie rozprawili się z dzikiem już we trójkę krążąc wokół podnoszącej się zwierzyny. Warczeli i wyli ogłaszając lasowi zdobycie zwierzyny i gratulując sobie tak wspaniałego trofeum. Niedługo później ich żołądki były syte, a resztkami mogli się pożywić inni mieszkańcy tego lasu. *W którą stronę teraz proponujesz się udać przyjaciółko* - zapytał elficki druid w wilczej formie. Wyczekując odpowiedzi z otwartym pyskiem.
Ostatnio zmieniony czwartek, 17 maja 2007, 15:53 przez Sabrae Xoraim, łącznie zmieniany 1 raz.

(\ /)
( . .)
c('')('')
This is Bunny. Copy and paste bunny into your signature to help him gain world domination.

Jej myśli były tak pochłonięte, że nawet nie zauważyła, że ktoś coś do niej mówi. Bez słowa minęła Księcia, także na słowa tygrysa nie zwróciła większej uwagi. Uśmiechała się lekko i wsłuchiwała w piękną muzykę, której nie słyszała od tak dawna... Zaknafein chyba polubił ogród, cieszyła się z tego. Dosiadła klaczy i pognała dalej, nie ujechała jednak zbyt daleko. Tuż przed nią pojawił się Drakula zastępując jej drogę. Zatrzymała się gwałtownie i zaśmiała. Zeskoczyła z grzbietu Yfandes i podeszła do Hrabiego zatapiając w nim swoje ciekawskie spojrzenie. Stanęła bardzo blisko, oplotła jego szyję ramionami i uśmiechnęła się do mężczyzny. Wampir poczuł, że zaczyna robić się coraz cięższy, tak ciężki, że zapada się w miękką ziemię. Co ciekawe, Ouzaru też powoli się zapadała. Była spokojna, nie spuszczała wzroku z jego oczu. Poczuł szarpnięcie, zrobiło się ciemno i spadali razem przez chwilę, by w końcu wylądować w jaskini pod ziemią. Kobieta opadła powoli i puściła wampira.
Jaskinia zdawała się być wiekowa, stalaktyty i stalagmity zdobiły całą jej powierzchnię, włącznie z niewielkim jeziorkiem na środku. Panował tu przyjemny mrok, chłód i wilgoć, choć nad jeziorkiem unosiła się lekko para.
- Tu raczej nikt nas nie znajdzie i nie będzie przeszkadzać - stwierdziła i położyła Hrabiemu rękę na sercu.
Było to dziwne, poczuł ciche, bardzo słabe pojedyncze uderzenie. Zdziwiło go to mocno, ale po chwili zrozumiał, że kobieta przecież miała nieograniczoną moc. Gdyby chciała, mogłaby jego serce znów ruszyć bez większych problemów i komplikacji dla ciała wampira. Była to w pewien sposób zabawna myśl. Kobieta jednak nie zrobiła nic więcej, oddaliła się kawałek przyglądając się jaskini. Chyba jej się podobało to miejsce.
Jaskinia zdawała się być wiekowa, stalaktyty i stalagmity zdobiły całą jej powierzchnię, włącznie z niewielkim jeziorkiem na środku. Panował tu przyjemny mrok, chłód i wilgoć, choć nad jeziorkiem unosiła się lekko para.
- Tu raczej nikt nas nie znajdzie i nie będzie przeszkadzać - stwierdziła i położyła Hrabiemu rękę na sercu.
Było to dziwne, poczuł ciche, bardzo słabe pojedyncze uderzenie. Zdziwiło go to mocno, ale po chwili zrozumiał, że kobieta przecież miała nieograniczoną moc. Gdyby chciała, mogłaby jego serce znów ruszyć bez większych problemów i komplikacji dla ciała wampira. Była to w pewien sposób zabawna myśl. Kobieta jednak nie zrobiła nic więcej, oddaliła się kawałek przyglądając się jaskini. Chyba jej się podobało to miejsce.

-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Cała okolica zawibrowała nagle dziwacznym śmiechem. Ten śmiech zdawał się skręcać i zwijać, jak dym z ogniska na wietrze.
Po chwili z lasu wystrzelił w powietrze elf, znikając w pokrywie chmur.
- Skoro nikt nie uważa że może mnie schywtać, i większość zapewne ma rację, to zajmę się zadaniem ważniejszym niż zabawa.
Elf wypadł z pokrywy chmur i wylądował na dziedzińcu, w przyklęku.
Jego głos rozlegał się teraz w całej dziedzinie... Poza pewną, zaginioną jaskinią pod ziemią.
- Każdy w tej krainie winien móc oddać cześć i złożyć pokłon najwspanialszej pod słońcem, księżycem i gwiazdami; najcudniejszej istotcie którą widziały ziemia, powietrze, woda i ogień; najmędrszej z chodzących po pustyniach i lasach; tej, która zawstydza ziemię, gdy po niej chodzi, gdyż ta wie że niegodna jest nosić najwspanialszą; jedyną istotę pod siedmioma niebami idealną - Ouzaru! - a gdy wypowiadał ostatnie słowo, wyciągnął ramiona do góry, a z ziemi wystrzeliła potężna, kamienna, gotycka katedra.
Świątynia Ouzaru.
A na potężnych, drewnianych wrotach wisiała kartka z napisem: Najwyższy Kapłan poszukiwany, informacja w zakrystii.
Elf spojrzał na swoją robotę. Miał nadzieję że ta mała niespodzianka spodoba się Władczyni. Uśmiechnął się i wyskoczył w powietrze. Zupełnie bezgłośnie i powoli opadł do Ogrodów na szczycie wieży, lądując na nogach. Podszedł do Zaknafeina i uklęknął przed nim na jedno kolano, schylając głowę w geście poddaństwa.
Muzyk natychmiast pojął, co stojąca naprzeciw niego istota miała do przekazania, mimo że nie padły żadne słowa.
"Witaj, Twórco Piękna. Bądź pochwalony za muzykę którą tworzysz i za swoją mądrość."
Wstał z kolan i przekazał co miał do powiedzenia Wilczycy, oczywiście mentalnie.
*Nie znasz mnie tak dobrze jak ci się wydaje, zawsze o tym pamiętaj. Ja tak robię, i to pomaga. A poza tym, wiesz doskonale że nie musisz nic robić żeby dostać z moich rąk absolutnie wszystko, czego tylko zechcesz, bo nie umiem ci odmówić.*
Uśmiech zagościł na twarz elfa.
Odwrócił się w stronę Kawairashii, wciąż z uśmiechem.
- Jesteś Snem, tak? Znam cię tylko z opowieści... O ile tak można nazwać pożarte wspomnienia. Wydajesz się tutaj samotna, tak jakby wszyscy inni się znali, co jak mi się wydaje jest prawdą, a ty nie należała do tego starego towarzystwa. - jej aura mówiła sama za siebie. Pomyślał przez moment i przestawił się na nieco normalniejsze zmysły. - Chciałbym dotrzymać ci więc towarzystwa, a póki nasz wspaniały towarzysz gra, zrobię to w milczeniu. - skończył mówić i opadł na ziemię obok lisicy, po drodze zmieniając się w Dziewięć-I-Pół-Ogona, mitycznego lisa, o którym wspomnienie zawierał któryś z pochłoniętych umysłów.
Wsłuchał się w muzykę...
Po chwili z lasu wystrzelił w powietrze elf, znikając w pokrywie chmur.
- Skoro nikt nie uważa że może mnie schywtać, i większość zapewne ma rację, to zajmę się zadaniem ważniejszym niż zabawa.
Elf wypadł z pokrywy chmur i wylądował na dziedzińcu, w przyklęku.
Jego głos rozlegał się teraz w całej dziedzinie... Poza pewną, zaginioną jaskinią pod ziemią.
- Każdy w tej krainie winien móc oddać cześć i złożyć pokłon najwspanialszej pod słońcem, księżycem i gwiazdami; najcudniejszej istotcie którą widziały ziemia, powietrze, woda i ogień; najmędrszej z chodzących po pustyniach i lasach; tej, która zawstydza ziemię, gdy po niej chodzi, gdyż ta wie że niegodna jest nosić najwspanialszą; jedyną istotę pod siedmioma niebami idealną - Ouzaru! - a gdy wypowiadał ostatnie słowo, wyciągnął ramiona do góry, a z ziemi wystrzeliła potężna, kamienna, gotycka katedra.
Świątynia Ouzaru.
A na potężnych, drewnianych wrotach wisiała kartka z napisem: Najwyższy Kapłan poszukiwany, informacja w zakrystii.
Elf spojrzał na swoją robotę. Miał nadzieję że ta mała niespodzianka spodoba się Władczyni. Uśmiechnął się i wyskoczył w powietrze. Zupełnie bezgłośnie i powoli opadł do Ogrodów na szczycie wieży, lądując na nogach. Podszedł do Zaknafeina i uklęknął przed nim na jedno kolano, schylając głowę w geście poddaństwa.
Muzyk natychmiast pojął, co stojąca naprzeciw niego istota miała do przekazania, mimo że nie padły żadne słowa.
"Witaj, Twórco Piękna. Bądź pochwalony za muzykę którą tworzysz i za swoją mądrość."
Wstał z kolan i przekazał co miał do powiedzenia Wilczycy, oczywiście mentalnie.
*Nie znasz mnie tak dobrze jak ci się wydaje, zawsze o tym pamiętaj. Ja tak robię, i to pomaga. A poza tym, wiesz doskonale że nie musisz nic robić żeby dostać z moich rąk absolutnie wszystko, czego tylko zechcesz, bo nie umiem ci odmówić.*
Uśmiech zagościł na twarz elfa.
Odwrócił się w stronę Kawairashii, wciąż z uśmiechem.
- Jesteś Snem, tak? Znam cię tylko z opowieści... O ile tak można nazwać pożarte wspomnienia. Wydajesz się tutaj samotna, tak jakby wszyscy inni się znali, co jak mi się wydaje jest prawdą, a ty nie należała do tego starego towarzystwa. - jej aura mówiła sama za siebie. Pomyślał przez moment i przestawił się na nieco normalniejsze zmysły. - Chciałbym dotrzymać ci więc towarzystwa, a póki nasz wspaniały towarzysz gra, zrobię to w milczeniu. - skończył mówić i opadł na ziemię obok lisicy, po drodze zmieniając się w Dziewięć-I-Pół-Ogona, mitycznego lisa, o którym wspomnienie zawierał któryś z pochłoniętych umysłów.
Wsłuchał się w muzykę...
Ostatnio zmieniony czwartek, 17 maja 2007, 22:09 przez BlindKitty, łącznie zmieniany 1 raz.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Książę parsknął niezadowolony i rozpostarł skrzydła, rozwiewając wierzchowca. -Cóż, wydaje mi się, że nie jestem tu zbyt mile widziany- wyszczerzył się. Cień skwapliwie potaknął. Wkrótce z lasu wystartował.. kruk. Małe czarne zwierzę o bystrym spojrzeniu. "użyteczne" stwierdził po drodze do zamku.
Wylądował na dziedzińcu, zmieniając się w chmurę czarnego dymu, z której wyszedł już w ludzkiej postaci... i nieomal wpadł na Kawairashii. Z gracją wyminął kobietę. -O... nie znamy się chyba- przystanął, stając przodem do swej nowej rozmówczyni. -Jestem Zeth, zostałem ochrzczony Księciem Ciemności przez miłościwie nam panującą Ouzaru- uśmiechnął się. Nie sadził, że będzie tak o niej kiedyś mówił. -Obawiam się, ze ominęła mnie niewątpliwa przyjemność zapoznania się z panią podczas bankietu, czy zechcesz pozwolić mi nadrobić karygodne wprost uchybienie?- zapytał, uśmiechając się. Przesadził z dworskością, ale miał nadzieję, że owa istota jest zaopatrzona w cos takiego jak poczucie humoru.
Wylądował na dziedzińcu, zmieniając się w chmurę czarnego dymu, z której wyszedł już w ludzkiej postaci... i nieomal wpadł na Kawairashii. Z gracją wyminął kobietę. -O... nie znamy się chyba- przystanął, stając przodem do swej nowej rozmówczyni. -Jestem Zeth, zostałem ochrzczony Księciem Ciemności przez miłościwie nam panującą Ouzaru- uśmiechnął się. Nie sadził, że będzie tak o niej kiedyś mówił. -Obawiam się, ze ominęła mnie niewątpliwa przyjemność zapoznania się z panią podczas bankietu, czy zechcesz pozwolić mi nadrobić karygodne wprost uchybienie?- zapytał, uśmiechając się. Przesadził z dworskością, ale miał nadzieję, że owa istota jest zaopatrzona w cos takiego jak poczucie humoru.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
