[Wiedźmin: GW] Lammas

-
- Marynarz
- Posty: 314
- Rejestracja: poniedziałek, 12 grudnia 2005, 16:58
- Numer GG: 9627608
- Lokalizacja: prawie Gliwice
Landon Banqus
- Zaszczycony będę- rzekł z lekkim skinieniem głowy do Avregarta, po czym dodał z uśmiechem- Ale tego pana możemy chyba sobie darować? Z obu stron, mam nadzieję?
Czekając na towarzysza przyglądał się ludziom podchodzących do wozów z jedzeniem. Wiedział, że ciężkie czasy dopiero zaczynają się dla tych ludzi. Sierpień skończy się szybko, a od września mogą zacząć się chłody. Dla tych wieśniaków, bez domu nad głową, z niewielkimi zapasami, a nie daj bóg uciekając przed wrogiem mieli raczej marne szanse na przeżycie. Oczywiście, będą pewnie chronieni przez wojsko czy jakieś służby Aedirn, dostaną małe zapomogi i trochę żywności. Ale jest jeszcze zima... "Ciekawe, czy mają szansę na powrót do swoich mieszkań... Właściwie wszystko teraz zależy od wojsk powstrzymujących najeźdźców. No i oczywiście od nas.
Otrząsnął się z zamyślenia i poczekał jeszcze chwilę na Avregarta. Jeść nie zamierzał, nigdy nie jadł przed południem, zresztą chciał jak najszybciej znaleźć się na pustej drodze, z pędzącym koniem i wiatrem we włosach. W tej chwili musiał się zadowolić pustą drogą i ostrożnym wypatrywaniu wroga i większych drogowych przeszkód. Mimo wszystko miał "drogę" we krwi i chciał jechać choć nieco szybciej niż kolumna wozów.
- Zaszczycony będę- rzekł z lekkim skinieniem głowy do Avregarta, po czym dodał z uśmiechem- Ale tego pana możemy chyba sobie darować? Z obu stron, mam nadzieję?
Czekając na towarzysza przyglądał się ludziom podchodzących do wozów z jedzeniem. Wiedział, że ciężkie czasy dopiero zaczynają się dla tych ludzi. Sierpień skończy się szybko, a od września mogą zacząć się chłody. Dla tych wieśniaków, bez domu nad głową, z niewielkimi zapasami, a nie daj bóg uciekając przed wrogiem mieli raczej marne szanse na przeżycie. Oczywiście, będą pewnie chronieni przez wojsko czy jakieś służby Aedirn, dostaną małe zapomogi i trochę żywności. Ale jest jeszcze zima... "Ciekawe, czy mają szansę na powrót do swoich mieszkań... Właściwie wszystko teraz zależy od wojsk powstrzymujących najeźdźców. No i oczywiście od nas.
Otrząsnął się z zamyślenia i poczekał jeszcze chwilę na Avregarta. Jeść nie zamierzał, nigdy nie jadł przed południem, zresztą chciał jak najszybciej znaleźć się na pustej drodze, z pędzącym koniem i wiatrem we włosach. W tej chwili musiał się zadowolić pustą drogą i ostrożnym wypatrywaniu wroga i większych drogowych przeszkód. Mimo wszystko miał "drogę" we krwi i chciał jechać choć nieco szybciej niż kolumna wozów.

-
- Pomywacz
- Posty: 42
- Rejestracja: środa, 6 grudnia 2006, 13:56
- Numer GG: 7757516
- Lokalizacja: z Wietnamu
Jedzenie otrzymane od wieśniaków było proste, ale smaczne. Ot, mocno zalatująca czosnkiem kiełbasa, chleb i gotowana rzepa. Na szlaku często jednak i o czymś takim można było tylko pomarzyć. A już na pewno rzadko zdarzało się to popijać kwaśnym mlekiem.
Kolumna poruszała się dość szybko, jeżeli można użyć takiego sformułowania w stosunku do matek z dziećmi i ciągnących wózki chłopów. Widoczne było jednak to, że szli tak szybko jak tylko mogli. Wszyscy odczuwali powagę sytuacji w jakiej się znaleźli. Nie dało się wszak o tym zapomnieć. Po wkroczeniu na gościniec co rusz spotykali takich jak oni. Pozbawionych nadziei, targających cały swój dobytek na plecach, pozbawionych perspektyw.
Wszystkich jednak nurtowało coś innego:
Gdzie do cholery podziało się wojsko?!
Zbrojnych bowiem do tej pory nie dało się zauważyć. Uciekinerzy wspominali tymaczasem o zbójach czyhających na gościńcach na uchodźców. Ludzkie nieszczęście od zawsze było przecież najlepszym pomostem do szybkiego wzbogacenia...
Kolumna poruszała się dość szybko, jeżeli można użyć takiego sformułowania w stosunku do matek z dziećmi i ciągnących wózki chłopów. Widoczne było jednak to, że szli tak szybko jak tylko mogli. Wszyscy odczuwali powagę sytuacji w jakiej się znaleźli. Nie dało się wszak o tym zapomnieć. Po wkroczeniu na gościniec co rusz spotykali takich jak oni. Pozbawionych nadziei, targających cały swój dobytek na plecach, pozbawionych perspektyw.
Wszystkich jednak nurtowało coś innego:
Gdzie do cholery podziało się wojsko?!
Zbrojnych bowiem do tej pory nie dało się zauważyć. Uciekinerzy wspominali tymaczasem o zbójach czyhających na gościńcach na uchodźców. Ludzkie nieszczęście od zawsze było przecież najlepszym pomostem do szybkiego wzbogacenia...

-
- Bombardier
- Posty: 692
- Rejestracja: niedziela, 11 grudnia 2005, 17:49
- Numer GG: 2832544
- Lokalizacja: The dead zone
Percival Bergerson
Spojrzał na ciągnącą po drodze kolumnę ludzi. "W takim tempie wyrżnie nas pierwszy lepszy podjazd. Mam wrażenie, że większe szanse miałbym z Lilian na północy, idąc lasami, niż tutaj, chroniąc ten pochód"-pomyślał. Westchnął cicho, po czym sięgnął do juk po lutnię. Zwolnił trochę, zmieniając tempo do ludzkiego marszu, brzdęknął parę razy, podkręcił kołki, brzdęknął znowu, po czym zadowolony zaczął grać jakąś tęskną melodię. Po paru akordach do muzyki dołączył się cichy śpiew w języku elfów.
Spojrzał na ciągnącą po drodze kolumnę ludzi. "W takim tempie wyrżnie nas pierwszy lepszy podjazd. Mam wrażenie, że większe szanse miałbym z Lilian na północy, idąc lasami, niż tutaj, chroniąc ten pochód"-pomyślał. Westchnął cicho, po czym sięgnął do juk po lutnię. Zwolnił trochę, zmieniając tempo do ludzkiego marszu, brzdęknął parę razy, podkręcił kołki, brzdęknął znowu, po czym zadowolony zaczął grać jakąś tęskną melodię. Po paru akordach do muzyki dołączył się cichy śpiew w języku elfów.
"Beg for mercy! Not that it will help you..."
Hoist the banner high!! For Commoragh!
Hoist the banner high!! For Commoragh!

-
- Marynarz
- Posty: 179
- Rejestracja: wtorek, 19 września 2006, 18:15
- Lokalizacja: Z lasu
- Kontakt:
Avregart
Avregart zajadał kiełbasę i chleb, gdy skończył odpowiedział Landonowi
-TAk tego 'pana' możemy sobie podarować Landonie, ruszajmy więc i po tych słowach popędził konia do szybszego biegu. gdyby miał włosy to wiatr pewnie by je rozwiewał, ale włosów nie posiadał... wyłanczając kilkudniowy zarost którego nie miał jeszcze czasu zgolić.
Kiedy mocno wyprzedzili kolumne Avregart przyjrzał się okolicy i zaczął się rozglądać wokoło. Kiedy nie dostrzegł nic ciekawego zwrócił się do Landona
-Jak trafiłeś w te okolice Landonie ? Znałeś może kogoś z naszych towarzyszy wcześniej ? Nie patrząc na kompana czekał na odpowiedź.
Avregart zajadał kiełbasę i chleb, gdy skończył odpowiedział Landonowi
-TAk tego 'pana' możemy sobie podarować Landonie, ruszajmy więc i po tych słowach popędził konia do szybszego biegu. gdyby miał włosy to wiatr pewnie by je rozwiewał, ale włosów nie posiadał... wyłanczając kilkudniowy zarost którego nie miał jeszcze czasu zgolić.
Kiedy mocno wyprzedzili kolumne Avregart przyjrzał się okolicy i zaczął się rozglądać wokoło. Kiedy nie dostrzegł nic ciekawego zwrócił się do Landona
-Jak trafiłeś w te okolice Landonie ? Znałeś może kogoś z naszych towarzyszy wcześniej ? Nie patrząc na kompana czekał na odpowiedź.

-
- Marynarz
- Posty: 314
- Rejestracja: poniedziałek, 12 grudnia 2005, 16:58
- Numer GG: 9627608
- Lokalizacja: prawie Gliwice
Landon Banqus
Kiedy oddalili się już na pewną odległość, zaczął, podobnie jak Avregart, uważnie przyglądać się okolicznym krzakom. Niedawne doniesienia o zbójcach grasujących na okolicznych gościńcach nie nastrajały optymistycznie a oni mieli tylko kilku zbrojnych. Fakt, było to coś więcej niż częste w tych czasach, słabo wyszkolone chłopstwo, ze słabym uzbrojeniem i jeszcze gorszym morale. Większość z tych tutaj wyglądała na zaprawionych w bojach zawadiaków, ich broń mówiła zresztą sama za siebie. Ale była to tylko garstka, a w bandach zbójów mogło być po kilkanaście osób. "Lepiej, żebyśmy się na nikogo nie natknęli"- myślał, a ta myśl jakoś go nie przekonywała.
Zwlekał z odpowiedzią na pytanie, udając, że całkowicie pochłania go leżący przy drodze wielki, spróchniały pień. Nie był pewien, na ile może być szczery w rozmowie z towarzyszem z przypadku.
- Trafiłem tutaj... można powiedzieć, że jestem w podróży. Mam stryja w Lyrii i postanowiłem go odwiedzić. Staruszek już nie ma takiego zdrowia jak kiedyś, przyjdzie mu pewnie wyzionąć ducha na dniach, ale ciągle rwie się do roboty. I dobrze robi, bo synowie jego to pijacy i nicponie, cały majątek wydaliby na gorzałę i karty. To i zajechać trza, rozejrzeć się, może co pomóc... a jak jaki spadek wypadnie przyjąć to i lepiej- uśmiechnął się pod nosem. Przez chwilę jechał w milczeniu, wsłuchując się w śpiew ptaków.
- A ciebie co pociągnęło w te okolice? Broń, jak widze nie z tych paradnych, co to pas mają ino obciągać. Na wojnę się wybierasz? Czasy niespokojne, wojownik zawsze zarobek znajdzie. Wiem, sam byłem kiedyś w wojsku. Chociaż, trzeba przyznać, raczej krótko...- urwał i czekał na odpowiedź rozmówcy.
Kiedy oddalili się już na pewną odległość, zaczął, podobnie jak Avregart, uważnie przyglądać się okolicznym krzakom. Niedawne doniesienia o zbójcach grasujących na okolicznych gościńcach nie nastrajały optymistycznie a oni mieli tylko kilku zbrojnych. Fakt, było to coś więcej niż częste w tych czasach, słabo wyszkolone chłopstwo, ze słabym uzbrojeniem i jeszcze gorszym morale. Większość z tych tutaj wyglądała na zaprawionych w bojach zawadiaków, ich broń mówiła zresztą sama za siebie. Ale była to tylko garstka, a w bandach zbójów mogło być po kilkanaście osób. "Lepiej, żebyśmy się na nikogo nie natknęli"- myślał, a ta myśl jakoś go nie przekonywała.
Zwlekał z odpowiedzią na pytanie, udając, że całkowicie pochłania go leżący przy drodze wielki, spróchniały pień. Nie był pewien, na ile może być szczery w rozmowie z towarzyszem z przypadku.
- Trafiłem tutaj... można powiedzieć, że jestem w podróży. Mam stryja w Lyrii i postanowiłem go odwiedzić. Staruszek już nie ma takiego zdrowia jak kiedyś, przyjdzie mu pewnie wyzionąć ducha na dniach, ale ciągle rwie się do roboty. I dobrze robi, bo synowie jego to pijacy i nicponie, cały majątek wydaliby na gorzałę i karty. To i zajechać trza, rozejrzeć się, może co pomóc... a jak jaki spadek wypadnie przyjąć to i lepiej- uśmiechnął się pod nosem. Przez chwilę jechał w milczeniu, wsłuchując się w śpiew ptaków.
- A ciebie co pociągnęło w te okolice? Broń, jak widze nie z tych paradnych, co to pas mają ino obciągać. Na wojnę się wybierasz? Czasy niespokojne, wojownik zawsze zarobek znajdzie. Wiem, sam byłem kiedyś w wojsku. Chociaż, trzeba przyznać, raczej krótko...- urwał i czekał na odpowiedź rozmówcy.

-
- Marynarz
- Posty: 179
- Rejestracja: wtorek, 19 września 2006, 18:15
- Lokalizacja: Z lasu
- Kontakt:
- A ja drogi towarzyszu wojska unikam jak ognia, a broń faktycznie nie paradna. Jestem można to tak powiedzieć najemnikiem. Co bogatsi płacą mi, a ja pomagam im rozwiązać ich problemy. Nadal nie patrzył na kompana jechał spokojnie, rozglądając się wokoło.
-A jesli chodzi o naszych towarzyszy to znałeś ich wcześniej? Przy okazji sprawdzil czy miecz lekko wychodzi z pochwy.
-A jesli chodzi o naszych towarzyszy to znałeś ich wcześniej? Przy okazji sprawdzil czy miecz lekko wychodzi z pochwy.

-
- Pomywacz
- Posty: 39
- Rejestracja: niedziela, 10 grudnia 2006, 16:26
Jan
Jan spokojnie podążał na tyle całej kolumny. Obserwował wszystko: zarówno ludzi, jak i tereny, które mijali. Zdziwił go całkowity brak zbrojnych na szlakach.
"Dziwne. Niby wojna, a na wojne nikt nie podąża." -zamyślił się.
"Zresztą, nie powinno mnie to obchodzić. Modlę się, żeby nikt na nas nie napadł, bo nie wróżę dobrego rezultatu bitki. Chociaż trochę bym się rozerwał" -popatrzył na swój miecz zwisający z boku i uśmiechnął się do własnych myśli. "Przydałoby sie go rozruszać, coby mi za szybko nie zardzewiał. Hehe."
Uśmiech przez chwile gościł na jego twarzy, ale postanowił jednak jechać w zamyśleniu i w powadze. Wszak nie znajdują się w sytuacji do śmiechu.
Zobaczył, że gdzieś na przedzie kolumny jadą ze sobą Landon i Avregart.
"Ciekawe czy ci dwaj już się znali czy tylko teraz udają przyjaciół. Poza tym o czym mogą rozmawiać w takiej sytuacji."
Wyciągnął zza pazuchu butelkę i pociągnął dużego łyka.
"Mmmm... Ja tam wolę towarzystwo mojej nieodłącznej towarzyszki - flaszki." -tym razem choć uśmiech znów cisnął mu sie na twarz, powstrzymał się i szybko pociągnął następnego łyka. Ocenił ile trunku jeszcze mu zostało i schował butelkę.
"Coś mi się widzi, że potrzeba będzie zrobić zapasy w niedługim czasie." -pomyślał i kontynuował rozmowę z samym sobą przez dalszą część podróży.
Jan spokojnie podążał na tyle całej kolumny. Obserwował wszystko: zarówno ludzi, jak i tereny, które mijali. Zdziwił go całkowity brak zbrojnych na szlakach.
"Dziwne. Niby wojna, a na wojne nikt nie podąża." -zamyślił się.
"Zresztą, nie powinno mnie to obchodzić. Modlę się, żeby nikt na nas nie napadł, bo nie wróżę dobrego rezultatu bitki. Chociaż trochę bym się rozerwał" -popatrzył na swój miecz zwisający z boku i uśmiechnął się do własnych myśli. "Przydałoby sie go rozruszać, coby mi za szybko nie zardzewiał. Hehe."
Uśmiech przez chwile gościł na jego twarzy, ale postanowił jednak jechać w zamyśleniu i w powadze. Wszak nie znajdują się w sytuacji do śmiechu.
Zobaczył, że gdzieś na przedzie kolumny jadą ze sobą Landon i Avregart.
"Ciekawe czy ci dwaj już się znali czy tylko teraz udają przyjaciół. Poza tym o czym mogą rozmawiać w takiej sytuacji."
Wyciągnął zza pazuchu butelkę i pociągnął dużego łyka.
"Mmmm... Ja tam wolę towarzystwo mojej nieodłącznej towarzyszki - flaszki." -tym razem choć uśmiech znów cisnął mu sie na twarz, powstrzymał się i szybko pociągnął następnego łyka. Ocenił ile trunku jeszcze mu zostało i schował butelkę.
"Coś mi się widzi, że potrzeba będzie zrobić zapasy w niedługim czasie." -pomyślał i kontynuował rozmowę z samym sobą przez dalszą część podróży.

-
- Marynarz
- Posty: 314
- Rejestracja: poniedziałek, 12 grudnia 2005, 16:58
- Numer GG: 9627608
- Lokalizacja: prawie Gliwice
Landon Banqus
- Nie, nie znam żadnego tych ludzi. Od kilku dni podróżuje sam, jak zwykle zresztą. Trzeba przyznać, że nasi, jak się wyraziłeś, towarzysze, stanowią wielce ciekawą mieszankę. W większości zbrojni, w podróży, w dodatku zmierzają na południe, w kierunku przeciwnym do ruchu wszystkich wojsk w kraju...- mówił pozornie niedbale- Ja, dla przykładu, prócz miecza przy pasie, nie mam wiele wspólnego z wojownikiem. Po prawdzie ledwo macham tym żelastwem, moje umiejętności ograniczają się do kilku zaledwie podstawowych ruchów. Ale gdybym, dla przykładu miał taki fach w ręku, nie wahałbym się ani moment, w końcu na wojnie najłatwiej zarobić, nie tylko regularnemu wojsku... Czy będzie nietaktem jeśli spytam, czy... hmm... jesteś akurat w trakcie pomocy w rozwiązywaniu czyichś problemów?
Rozmowa trochę go rozleniwiła, coraz rzadziej przyglądał się okolicznym krzakom, zaczął nawet cicho pogwizdywać jakąś starą przyśpiewkę. W jakiś sposób na chwilę oderwał się od wszystkich zmartwień, a jazdę w awangardzie zaczął traktować jako spokojną wycieczkę. Tylko zwisający z boku miecz przypominał, w jakiej sytuacji wszyscy się znaleźli.
- Nie, nie znam żadnego tych ludzi. Od kilku dni podróżuje sam, jak zwykle zresztą. Trzeba przyznać, że nasi, jak się wyraziłeś, towarzysze, stanowią wielce ciekawą mieszankę. W większości zbrojni, w podróży, w dodatku zmierzają na południe, w kierunku przeciwnym do ruchu wszystkich wojsk w kraju...- mówił pozornie niedbale- Ja, dla przykładu, prócz miecza przy pasie, nie mam wiele wspólnego z wojownikiem. Po prawdzie ledwo macham tym żelastwem, moje umiejętności ograniczają się do kilku zaledwie podstawowych ruchów. Ale gdybym, dla przykładu miał taki fach w ręku, nie wahałbym się ani moment, w końcu na wojnie najłatwiej zarobić, nie tylko regularnemu wojsku... Czy będzie nietaktem jeśli spytam, czy... hmm... jesteś akurat w trakcie pomocy w rozwiązywaniu czyichś problemów?
Rozmowa trochę go rozleniwiła, coraz rzadziej przyglądał się okolicznym krzakom, zaczął nawet cicho pogwizdywać jakąś starą przyśpiewkę. W jakiś sposób na chwilę oderwał się od wszystkich zmartwień, a jazdę w awangardzie zaczął traktować jako spokojną wycieczkę. Tylko zwisający z boku miecz przypominał, w jakiej sytuacji wszyscy się znaleźli.

-
- Marynarz
- Posty: 179
- Rejestracja: wtorek, 19 września 2006, 18:15
- Lokalizacja: Z lasu
- Kontakt:
Avregart
Avregart uśmiechnął się pod nosem i zwrócił się twarzą do rozmówcy
- Nie nie wykonuje teraz żadnego zlecenia, zaś co do moich umiejętności walki, skoro o tym wspomniałeś, to nie narzekam, umiem to i owo. Ot wymagania mojego fachu... spojrzał znów przed siebie, i powiedział Pytam cię o tych ludzi gdyż niepokoi mnie jeden z nich, mianowicie ten zwany Janem. Cóż w prawdzie udaje idiotę perfekcyjnie, ale zdradzają go oczy. Spryciarz ma łeb na karku i wbrew pozorom wie jak go używać. To mnie właśnie martwi, czemu ukrywa się pod maską debila ? Nie wiem, nie wiem... co o tym myślisz?
Gdy Landon zaczął gwizdać poznał melodię i również przyłączył się do gwizdania. W prawdzie w przeciwieństwie do towarzysza, był nadal skupiony jednak nie przeszkadzało mu to w niedbałym wygwizdywaniu znanej melodii.
Avregart uśmiechnął się pod nosem i zwrócił się twarzą do rozmówcy
- Nie nie wykonuje teraz żadnego zlecenia, zaś co do moich umiejętności walki, skoro o tym wspomniałeś, to nie narzekam, umiem to i owo. Ot wymagania mojego fachu... spojrzał znów przed siebie, i powiedział Pytam cię o tych ludzi gdyż niepokoi mnie jeden z nich, mianowicie ten zwany Janem. Cóż w prawdzie udaje idiotę perfekcyjnie, ale zdradzają go oczy. Spryciarz ma łeb na karku i wbrew pozorom wie jak go używać. To mnie właśnie martwi, czemu ukrywa się pod maską debila ? Nie wiem, nie wiem... co o tym myślisz?
Gdy Landon zaczął gwizdać poznał melodię i również przyłączył się do gwizdania. W prawdzie w przeciwieństwie do towarzysza, był nadal skupiony jednak nie przeszkadzało mu to w niedbałym wygwizdywaniu znanej melodii.

-
- Marynarz
- Posty: 314
- Rejestracja: poniedziałek, 12 grudnia 2005, 16:58
- Numer GG: 9627608
- Lokalizacja: prawie Gliwice
Landon Banqus
- Jan to ten wielki osiłek o twarzy pachołka? Rzeczywiście, jest w nim coś podejrzanego, ale myślisz, że nie można mu ufać? Właściwie, co mógłby zrobić? Wystawić nas rabusiom? Nie sądzę, mimo wszystko nie wygląda na zdrajcę. A jeśli faktycznie coś ukrywa... Cóż, chyba nic nam do tego.- mówił- Zresztą, bić się chyba potrafi, choćby ze względu na posturę, a to przesądza sprawę. Jak na razie nie mam powodu mu nie ufać, a w walce jestem za niego pewien. Zresztą, chyba każdy z nas ma jakieś tajemnice...
Przez jakiś czas jechał w milczeniu, ale po chwili znów zaczął gwizdać. W tym momencie miał gdzieś, że może właśnie idealnie określać ich pozycję dla wrogów lub zbójców.
- Jak myślisz, jak potoczy się ta cała wojna? Właściwie, mówi się cały czas o wojnie, ale przecież to tak naprawdę zwykła wyprawa rabunkowa. Kaedwen po ostatnich nieurodzajach nie będzie miało chyba sił, by osiągnąć coś więcej niż łupy wojenne, jeśli oczywiście nie będą musieli uciekać z podkulonymi ogonami. Zamiast skupiać się na odbudowaniu gospodarki zbierają wojsko i atakują sąsiada, z którym możnaby całkiem skutecznie nawiązać handel. Myślisz, że mają szanse wyjść na swoje?- zapytał, chcąc podtrzymać rozmowę.
- Jan to ten wielki osiłek o twarzy pachołka? Rzeczywiście, jest w nim coś podejrzanego, ale myślisz, że nie można mu ufać? Właściwie, co mógłby zrobić? Wystawić nas rabusiom? Nie sądzę, mimo wszystko nie wygląda na zdrajcę. A jeśli faktycznie coś ukrywa... Cóż, chyba nic nam do tego.- mówił- Zresztą, bić się chyba potrafi, choćby ze względu na posturę, a to przesądza sprawę. Jak na razie nie mam powodu mu nie ufać, a w walce jestem za niego pewien. Zresztą, chyba każdy z nas ma jakieś tajemnice...
Przez jakiś czas jechał w milczeniu, ale po chwili znów zaczął gwizdać. W tym momencie miał gdzieś, że może właśnie idealnie określać ich pozycję dla wrogów lub zbójców.
- Jak myślisz, jak potoczy się ta cała wojna? Właściwie, mówi się cały czas o wojnie, ale przecież to tak naprawdę zwykła wyprawa rabunkowa. Kaedwen po ostatnich nieurodzajach nie będzie miało chyba sił, by osiągnąć coś więcej niż łupy wojenne, jeśli oczywiście nie będą musieli uciekać z podkulonymi ogonami. Zamiast skupiać się na odbudowaniu gospodarki zbierają wojsko i atakują sąsiada, z którym możnaby całkiem skutecznie nawiązać handel. Myślisz, że mają szanse wyjść na swoje?- zapytał, chcąc podtrzymać rozmowę.

-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Eltern z Koviru
- Błędy, błędy, błędy. - powiedział do siebie. Niepotrzebnie ci dwaj pojechali do przodu, jeśli ktoś będzie chciał nas napaść, to albo ich zabije myśląc że są sami, albo przepuści czekając na resztę. Ten zwiad jest więc niepotrzebny, pomyślał.
Wyprostował się w siodle, a potem stanął w strzemionach i rozejrzał się dookoła. Chciał wiedzieć jaki jest teren dookoła, na co w razie czego trzeba uważać i skąd mogą atakować.
- Gdyby ktoś chciał zaatakować, nie uciekajcie szaleńczo, tylko zbijcie się w kupę, najlepiej zastawiając wózkami. Jak ktoś ma kłonicę, partyznanę, rohatynę, to niech się broni, wtedy my, to znaczy zbrojni, możemy atakować od tyłu. A wy w razie czego starajcie się przede wszystkim chronić chłopów. - zwrócił się na koniec do towarzyszy.
- Błędy, błędy, błędy. - powiedział do siebie. Niepotrzebnie ci dwaj pojechali do przodu, jeśli ktoś będzie chciał nas napaść, to albo ich zabije myśląc że są sami, albo przepuści czekając na resztę. Ten zwiad jest więc niepotrzebny, pomyślał.
Wyprostował się w siodle, a potem stanął w strzemionach i rozejrzał się dookoła. Chciał wiedzieć jaki jest teren dookoła, na co w razie czego trzeba uważać i skąd mogą atakować.
- Gdyby ktoś chciał zaatakować, nie uciekajcie szaleńczo, tylko zbijcie się w kupę, najlepiej zastawiając wózkami. Jak ktoś ma kłonicę, partyznanę, rohatynę, to niech się broni, wtedy my, to znaczy zbrojni, możemy atakować od tyłu. A wy w razie czego starajcie się przede wszystkim chronić chłopów. - zwrócił się na koniec do towarzyszy.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.

-
- Pomywacz
- Posty: 42
- Rejestracja: środa, 6 grudnia 2006, 13:56
- Numer GG: 7757516
- Lokalizacja: z Wietnamu
Dzień miał się już ku końcowi. Kolumna posuwała się coraz wolniej. Wszyscy byli już widocznie zmęczeni. Kapłanka rozmawiała o czymś chwilę z sołtysem, po czym zwróciła się do Wiedźmina:
- Tuż za tym zakrętem znajduje się dwór. Jego państwo mnie znają i sądzę, że nas przenocują. O ile oczywiście są obecni.
Odwróciła się w siodle i zbladła.
- A już byliśmy tak blisko...
Traktem jechało kilku zbrojnych. Kiedy zobaczyli uchodźców przyspieszyli i zaczęli zmniejszać dystans.
- Szybko, odeślijmy chłopów do dworu, póki jeszcze jest czas- wyznawczyni Melitele opanowała nerwy- sami spróbujemy zatrzymać tych ludzi, z tego co widzę nie jest ich wielu. Nie sądzę jednak, aby mieli pokojowe zamiary. Co o tym sądzisz?
- Tuż za tym zakrętem znajduje się dwór. Jego państwo mnie znają i sądzę, że nas przenocują. O ile oczywiście są obecni.
Odwróciła się w siodle i zbladła.
- A już byliśmy tak blisko...
Traktem jechało kilku zbrojnych. Kiedy zobaczyli uchodźców przyspieszyli i zaczęli zmniejszać dystans.
- Szybko, odeślijmy chłopów do dworu, póki jeszcze jest czas- wyznawczyni Melitele opanowała nerwy- sami spróbujemy zatrzymać tych ludzi, z tego co widzę nie jest ich wielu. Nie sądzę jednak, aby mieli pokojowe zamiary. Co o tym sądzisz?

-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Eltern z Koviru
Szybko przeliczył zbrojnych, spojrzał na kapłankę.
- Tak, niech nasi podopieczni jak najszybciej udadzą się do dworu. Zbrojni! - podniósł głos - Do mnie! Wszyscy zbrojni do mnie! - krzyknął, mając nadzieję że wysforowani zwiadowcy go usłyszą. Rozejrzał się za Janem, w końcu jechał z tyłu, nie wiadomo co się z nim stało, to niedobrze...
Gdy zbrojni zebrali się w kupę, porównał liczebność obu grupek. Jeśli był zbliżona, rzucił:
- Walczcie z nimi, ja zajadę od boku i dokończę dzieła.
Jeśli jednak napastników było dużo więcej, został z towarzyszami walczyć otwarcie.
Dobył twardego, żelaznego miecza i spojrzał przed siebie, uśmiechając się lekko.
- Nie dobiegną do chłopów.
Szybko przeliczył zbrojnych, spojrzał na kapłankę.
- Tak, niech nasi podopieczni jak najszybciej udadzą się do dworu. Zbrojni! - podniósł głos - Do mnie! Wszyscy zbrojni do mnie! - krzyknął, mając nadzieję że wysforowani zwiadowcy go usłyszą. Rozejrzał się za Janem, w końcu jechał z tyłu, nie wiadomo co się z nim stało, to niedobrze...
Gdy zbrojni zebrali się w kupę, porównał liczebność obu grupek. Jeśli był zbliżona, rzucił:
- Walczcie z nimi, ja zajadę od boku i dokończę dzieła.
Jeśli jednak napastników było dużo więcej, został z towarzyszami walczyć otwarcie.
Dobył twardego, żelaznego miecza i spojrzał przed siebie, uśmiechając się lekko.
- Nie dobiegną do chłopów.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.

-
- Pomywacz
- Posty: 39
- Rejestracja: niedziela, 10 grudnia 2006, 16:26
Jan
Jan był dość niedaleko wiedźmina, więc usłyszał jego rozmowę z kapłanką. Szybko też zorientował się, że mają na karku zbrojnych. Gdy tylko wiedźmin zaczął wszystkich wołać podjechał do niego i słuchał co ma do powiedzenia. W ogóle przyglądał się wszystkim towarzyszom.
"No cóż, wykrakałem - bitka" -pomyślał.
"Na szczęście nie jest ich za dużo, więc może nawet się zabawimy." -powstrzymał uśmiech.
-Ro... rozumieee...m wiedźminie. -spojrzał na kompana.
-Są... sądzę, że mo... mo... możemy zrooo... bić, że za... zajdzieee...sz ich o...o...od boku. Ja...ja tyyy...mczasem pó...pó...jdę naaa pierwszy o...ogień. -uśmiechnął się.
Spojrzał po kompanach i zobaczył w oczach Avregarta, że ten nie zbyt przychylnie na niego patrzy. Jakby miał mu coś do zarzucenia.
"O co Ci chodzi?" -zastanowił się.
Gdy Avregart spojrzał mu w oczy uśmiechnał się do niego i powiedział.
-Do...o ataaa...ku!
Po czym w dość spektakularny sposób wyciągnął swój miecz.
Jan był dość niedaleko wiedźmina, więc usłyszał jego rozmowę z kapłanką. Szybko też zorientował się, że mają na karku zbrojnych. Gdy tylko wiedźmin zaczął wszystkich wołać podjechał do niego i słuchał co ma do powiedzenia. W ogóle przyglądał się wszystkim towarzyszom.
"No cóż, wykrakałem - bitka" -pomyślał.
"Na szczęście nie jest ich za dużo, więc może nawet się zabawimy." -powstrzymał uśmiech.
-Ro... rozumieee...m wiedźminie. -spojrzał na kompana.
-Są... sądzę, że mo... mo... możemy zrooo... bić, że za... zajdzieee...sz ich o...o...od boku. Ja...ja tyyy...mczasem pó...pó...jdę naaa pierwszy o...ogień. -uśmiechnął się.
Spojrzał po kompanach i zobaczył w oczach Avregarta, że ten nie zbyt przychylnie na niego patrzy. Jakby miał mu coś do zarzucenia.
"O co Ci chodzi?" -zastanowił się.
Gdy Avregart spojrzał mu w oczy uśmiechnał się do niego i powiedział.
-Do...o ataaa...ku!
Po czym w dość spektakularny sposób wyciągnął swój miecz.

-
- Pomywacz
- Posty: 42
- Rejestracja: środa, 6 grudnia 2006, 13:56
- Numer GG: 7757516
- Lokalizacja: z Wietnamu
Kapłanka natychmiast krzyknęła do sołtysa:
- Uciekajcie do dworu! Powołajcie się na mnie! I koniecznie zamknijcie bramę!
Chłopi w desperacji rzucili się do ucieczki. Tymczasem piątka jeźdźców (już dało się ich policzyć) zbliżała się coraz szybciej. Wszyscy podróżni zgromadzili się w jednym miejscu. Kapłanka wyciągnęła z juków gabriela i zaczęła naciągać sprężynę. Na zdziwione spojrzenia towarzyszy odpowiedziała tylko:
- Strzeżonego Melitele strzeże!
Zbrojni byli już tuż tuż. Prowadził ich obleśnie uśmiechnięty, pryszczaty typ. Cała zgraja nie prezentowała się zbyt dobrze, ich bronie i pancerze były przygodnie zebranym ekwipunkiem. Nie można było ich jednak lekceważyć.
- Bij! Zabij! I szyyybko bo nam łup ucie...- krzyk pryszczatego przerwała kula z gabriela, umiejscowiona przez kapłankę w środku jego piersi.
Pozostali zbóje rzucili się jednak na Jana, wysuwającego się na czoło grupy. W ich rękach błysnęły miecze i sztylety. Jeden miał nawet topór.
- Uciekajcie do dworu! Powołajcie się na mnie! I koniecznie zamknijcie bramę!
Chłopi w desperacji rzucili się do ucieczki. Tymczasem piątka jeźdźców (już dało się ich policzyć) zbliżała się coraz szybciej. Wszyscy podróżni zgromadzili się w jednym miejscu. Kapłanka wyciągnęła z juków gabriela i zaczęła naciągać sprężynę. Na zdziwione spojrzenia towarzyszy odpowiedziała tylko:
- Strzeżonego Melitele strzeże!
Zbrojni byli już tuż tuż. Prowadził ich obleśnie uśmiechnięty, pryszczaty typ. Cała zgraja nie prezentowała się zbyt dobrze, ich bronie i pancerze były przygodnie zebranym ekwipunkiem. Nie można było ich jednak lekceważyć.
- Bij! Zabij! I szyyybko bo nam łup ucie...- krzyk pryszczatego przerwała kula z gabriela, umiejscowiona przez kapłankę w środku jego piersi.
Pozostali zbóje rzucili się jednak na Jana, wysuwającego się na czoło grupy. W ich rękach błysnęły miecze i sztylety. Jeden miał nawet topór.

-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Eltern z Koviru
Mając czterech przeciwko... Czterem? Nie mógł liczyć wszystkich, nie wszyscy umieli walczyć, niestety. Nieważne. I tak wygrają, ważne, żeby nikogo nie stracić.
Ściągnął konia w bok, z drogi, odbiegając parę kroków w bok, czekając aż zderzą się dwie grupki, i uderzył wtedy w bok zestawu napastników, uderzając mieczem krótko, celni, po wiedźmińsku.
Rozcinał karki, gardła i skronie, zwalając ich po kolei z koni.
Mając czterech przeciwko... Czterem? Nie mógł liczyć wszystkich, nie wszyscy umieli walczyć, niestety. Nieważne. I tak wygrają, ważne, żeby nikogo nie stracić.
Ściągnął konia w bok, z drogi, odbiegając parę kroków w bok, czekając aż zderzą się dwie grupki, i uderzył wtedy w bok zestawu napastników, uderzając mieczem krótko, celni, po wiedźmińsku.
Rozcinał karki, gardła i skronie, zwalając ich po kolei z koni.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.

-
- Bombardier
- Posty: 692
- Rejestracja: niedziela, 11 grudnia 2005, 17:49
- Numer GG: 2832544
- Lokalizacja: The dead zone
Percival Bergerson
Kiedy tylko zbrojni pojawili się, przestał grać i schował lutnię do juk. Sięgnął po miecz. Teraz przekonamy się, czy moje rady były słuszne-mruknął, po czym trącił konia piętami. Zobaczył, jak Jan szarżuje na przeciwników. "Biedny głupek"-zdążył pomyśleć. Sam starał trzymać się jak najbliżej Lilian, żeby w razie czego ją chronić. Zobaczył, jak reszta rzuca się na Jana. Dostrzegł topór w dłoni jednego z napastników. Zaklął w myśli, po czym dźgnął konia piętami i zaszarżował na wrogów. Bard ustąpił najemnikowi, ożyły wspomnienia, ręce szybko przypominały sobie dawną zręczność i wyćwiczone, wykonywane odruchowo parady i ataki.
Kiedy tylko zbrojni pojawili się, przestał grać i schował lutnię do juk. Sięgnął po miecz. Teraz przekonamy się, czy moje rady były słuszne-mruknął, po czym trącił konia piętami. Zobaczył, jak Jan szarżuje na przeciwników. "Biedny głupek"-zdążył pomyśleć. Sam starał trzymać się jak najbliżej Lilian, żeby w razie czego ją chronić. Zobaczył, jak reszta rzuca się na Jana. Dostrzegł topór w dłoni jednego z napastników. Zaklął w myśli, po czym dźgnął konia piętami i zaszarżował na wrogów. Bard ustąpił najemnikowi, ożyły wspomnienia, ręce szybko przypominały sobie dawną zręczność i wyćwiczone, wykonywane odruchowo parady i ataki.
"Beg for mercy! Not that it will help you..."
Hoist the banner high!! For Commoragh!
Hoist the banner high!! For Commoragh!
