shade pisze:”Jestem na łące i co z tego? Co mam dalej robić? Gdzie się skierować?” powiedziałem to okładając Obelixa browarem. Zauroczony fiołkami, które stały się tulipanami zacząłem hasać po polance i je zrywać robiąc sobie bukiet i wsadzając do tyłka. Kieruje się w kierunku gdzie powinienem się skierować w miejscu bez kierunku a następnie wchodzę na wyższy stan świadomości i teleportuje się najbliżej celu mojej podróży o ile taki istnieje
W tym etapie Tomek, Heimdall i Scorez są w Star Wars atakowani przez kelnerów wyposażonatych w świetlne tace, a reszta znajduję się w pomieszczeniu obok (widać ich przez okno) w kokpicie samolotu lomokowastego sunącego po bezkresnych torach wszechświata. Niedługo też dotrzecie do Latającego Dywanu i w zależności kto go chwyci to tak wyląduje on u Pana Sznura lub nie. Jednak jeszcze nie dotrzecie tam, narazie walka trwa. Ale jest też skrót w kokpicie do Latającego Dywano, wszystko zależy od waszej odpowiedzi (jednym słowem): co widzicie w tym obrazku:
Przed oczami pokazał mi się dziwny obrazek. Z początku myślałem, że to kilka złączonych pentagramów, ale okazało się, że to niestety nie są pentagramy. W związku z tym zauważam kilka słów, a są to: mela, onkel i kamel. Więc pytam wszystkich kelnerów: Ej, który z was to wujek* Temu, ktory się zgłosi charam melą na twarz, a następnie rzucam nim o podłogę, tak żeby miał garba jak wielbłąd. W tym samym momencie scorez wali mnie tak abym poleciał w stone kelnerów- dżedaj. Ty debilu, dlaczego wciąż mnie prześladujesz?- krzyczę w locie do scoreza, po czym walę pierwszego najbliższego dżedaja piąchą w mordę, wyrywam mu tacę i walczę nią ze wszystkimi, którzy tylko podejdą.
Widzę satanistyczny symbol kiślolandii i napis „Olka ma Leonka”.
Jeśli zaklęcie nie zadziałało kopie wszystkich wiernych sznurowi z ćwierć obrotu i wybiegam z kokpitu. Przebijam się przez kelnerów wyrzucając ich z pociągu przez okna w przestrzeń i z impetem nacieram na tomka -Zdrajca, sznurojebca! Wszyscy, którzy nie są poddanymi sznura – złączmy siły. jeśli reszta się zgodzi łączymy się w wielkiego pluszowego transformersa (ja oczywiście będę na górze bo to mój pomysł)
Krzyczę do shade'a: Ja jestem wrogiem sznura, chodź tutaj pomóc, bo u mnie jest dwóch sznurofilów. Żadnego transformatora nie chcę, bo się boję prądu, ale możemy się złapać za ręce i zrobić kółko graniaste. Caly czas walczę z kelnerami bijąc ich po ryjach tacami i plując im w oczy. Podbiegam do scoreza, aby sciągnąć mu gacie, przyglądam się i ledwo widzę jego półcentymetrową pałę. Uderzam w nią tacą, zabieram wrogowi gumową kaczkę i wsadzam mu w dupę. Haha, przekinam cię na wieki, już nigdy nie będziesz mógł sie w spokoju wysrać [złowieszczy śmiech, tak głośny, ze aż szyby pękają]
Biore rospęd i przsysam się ustami do szyby, reszta mojego ciała faluje jak flaga na wietrze. -Fce Fce tam se dostfać.. musfe- moje oczy są wciąż wlepione w ostrą walkę, odbywajaca się miezy kelnerami, a kimś jeszcze.
-Ajaja jajaj lala ariba andale allach akhbar jebut!!!” krzyknąłem do tomka po kiślandzku (a po Polsku brzmi to mniej więcej tak „jestem zły”). Wypinam zadek i pierdzę wystrzeliwując serie śmiercionośnych tulipanów w kierunku tomka i scoreza. Liże lizaka i jedną stronę przyklejam do twarzy tomka a drugą do twarzy scoreza robiąc z nich braci syjamskich podaję rękę Heimdallowi „-No to jazda, odtańczmy taniec śmierci i pogrążmy ich w wiecznych ciemnościach!”
Tańczę z shadem zabójczy taniec śmierci. Kręcimy się tak szybko, że aż kelnerzy, Tomki i scorezy, a także wszystkie przedmioty zaczynają kręcić się w powietrzu w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek odwróconego zegara. Kiedy już wszyskich porządnie wykręcimy, puszczam shade'a i zauważam Bobasa przyklejonego do szyby. Pytam szybko: Wróg czy przyjaciel? Nie czekając na odpowiedź wybijam szybę. Moja pięść napotyka jego twarz. Jeżeli odpowiedział "wróg", to wydłubuję mu oczy, a jeśli "przyjaciel", to mówię: Przepraszam, chciałem ci tylko zrobić wejście. Jeżeli powiedział coś innego to zostawiam go w spokoju i zaczynam tańczyć walca z osobą, która stała najbliżej mnie.
Podczas gdy tańczę z hemidall'em przyklejony do tomka śmieję się w niebogłosy. Kopię hemidall'a w twarz i ściągam moje rękawiczki aby go zbutowały i moje buty aby sprzedawały mu liście. Wtem niczym chiński bokser NOGAMI PO RYJU zaczynam go okładać a hemidall niczym zapaćnik sumo JAJAMI O MATĘ kładzie się na ziemi. Ściągam mu spodnie. Aaaaaaghrrrrr. Krzyczę widząc... a raczej nie widząc tego co tam powinno być. Wskakuję na shade'a i gryzę go po piętach mówiąc: To nie jest człowieeeeeekkkkkk... zabierz mnie od niego... chlip... Uciekam w stronę mojego Magicznego Snowboardu który zamienił się w muszlę klozetową i krzyczę do tomka: Trzym się to będzie podróż po latający dywan... będziemy pierwsi. Daję mu nabijaną ćwiekami gumową procę. Zrób z niej użytek.
jak piszę ortografy to nie poprawiaj... po wkurzamyBAZYL'E
-Psyjacel- zdążyłęm tylko wysapać i wpadłem do pokoju niczym kula armatnia, wystrzelona z butelki. Stoje przez chwile, i nagle padam na ziemię. -Szkło! Szkło! Szkło, mam je na twarzy! Ludzie i Latające dywany pomóżcie!-- zaczynam drapać się po nogach, by uśmieżyć w jakimś stopniu ból wbitego szkła w ryj.[/i]
”Aaaa... Moje uszka! Odgryzłeś mi uszka!” Zaczynam latać po przedziale wrzeszcząc i trzymając się za poobgryzane uszy. Gdy tylko ból mija łapię wijącego się niczym wij na podłodze Bobasa i rzucam nim w kierunku scoreza i Tomka ”Nie rycz! Bież ich Bobas! Nie pozwól im uciec! Zrób im lewatywę, gryź, pal i gwałć!” Po udanym żucie biegnę do kokpitu by sprzedać kopniaka Obelixowi i wracam z powrotem do poprzedniego przedziału a winą za wszelkie uszkodzenia w obwodach Obelixa obarczam szturma (żeby nie było na mnie).
Wskakuję na Bobasa i wykonuję salto+piruet+fikołek+skomplikowany przemarsz wokół własnej osi w stronę shade'a i robię mu lewatywę na stojąco wielką kaczką.
jak piszę ortografy to nie poprawiaj... po wkurzamyBAZYL'E
"Nie, nie tylko nie lewatywa! Miałem ją już wczoraj!!!" Spinam pośladki tak że oba półdupki robią się czerwone od żaru i zaczynam latać po wagonie coraz szybciej i szybciej uciekając przed scorezem. W końcu od tego biegania podłoga się zapaliła.
Zakładam gacie, które zdjął mi scorez. Następnie podbiegam do Bobasa i wyjmuję mu szkło z ryja. W tym momencie wpada na mnie scorez goniący shade'a. Nie pozwolę ci go wydupczyć- mówię i strzelam mu z pięści między oczy. Następnie wolam moich sprzymierzeńców, czyli Bobasa i shade'a mówiąc: Chodźcie, zbierzemy się wszyscy razem, bo w kupie siła.
-Bo kupy nikt nie ruszy!!-Zaczynam się drzeć w niebogłosy i z podniecenia puszczam bąka. Chwila ciszy. Czas wydaje się jakby stał w miejscu. Do radioaktywno-śmierdzących-oparów-od-których-każdy-zginie dociera żar z pośladów Shade'a. Gaz zapala się tworząc potężną eksplozję, która jest silniejsza niż wybuch jądrówki w Nagiej-suce i Hir-aj-em'ie. Temperatura płomienia jest dużo większa niż ogień z zapałki.. bą! nawet większa od lodu.[/i]
Jak tu j*bie!- drę się w niebogłosy- I jak gorąco, ratunkuuuuuu. Z tego wszystkiego spaliły mi się włosy na nogach, rękach, klacie, plecach, jajcach, głowie, a także włosy w dupie i w nosie. Czym ja teraz będę szpanował?- zaczynam płakać. Nie będzie litości, to przez ciebie, Bobas! Wyrzucam go przez okno i sam wyskakuję. Biorę go na plecy, wyprzedzam pociąg, kładę na torach i patrzę jak pierdziel zostaje rozczłonkowany. Zostawiam mu mojego super gluta z nosa, kłóry pod wpływem gazów nabrał wyjątkowej mocy. Nie martw się, zaraz się posklejasz- mówię do niego i wskakuję z powrotem do pociągu.
Rozłożyłem się i zacząłem wcierać w ciało krem do opalania z porostów. Dzień zapowiadał się ciekawie, upalnie a dookoła roznosił się zapach kwiatów. "No dobra kto następny do klepania! Mając na sobie zbroje z porostów atakuje pierwszego lepszego w obojętnie jaki sposób.