[Freestyle RPG dla wszystkich] Zamczysko

-
- Bombardier
- Posty: 827
- Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 17:04
- Numer GG: 1074973
- Lokalizacja: Sandland
Zadbanie o sen nie jest prostym zajęciem, ponoć najbardziej zapracowanym człowiekiem na świecie jest Mikołaj. Bzdura, Kostucha musi pracować na cały etat, a nie wylegiwać się przez większość dni w roku, po za tym ta pracuje całą dobę. Jednak i tu trzeba zwrócić uwagę na to iż nadal nie mówimy o najbardziej zapracowanej istocie na świecie, w końcu śmierć przychodzi tylko jeden raz do każdego, może i nie jest najszczęśliwsza z tego powodu, ale nie świadczy to także o jej upodleniu przez los. Ona jest po prostu drętwa…
Dziadek Piaskowy, oto zdecydowanie najbardziej zapracowana istota na świecie, wiecznie duma nad snami, nagrodami, snami proroczymi, koszmarami, snami bez sensu, snami weno twórczymi, takie zadanie wymaga pomysłowości i sporej wyobraźni.
Personifikacja Dziadka Piaskowego właśnie wędrowała po długich korytarzach, przy tarasie obserwując deszczowy wieczorny zachód słońca.
Przystała przy szybie mając za sobą płonąca pochodnie, idealne miejsce na przejrzenie się.
Doszła do wniosku, że obecna postać jest… niewypowziomowana, postanowiła ją wyrównać.
Nagle zaczęła się zmieniać, nabierając bardziej ludzkich kształtów. Wszechobecne włosie wnikało pod skórę, zwierzęcy ciemny nos nabrał różu, uszy wydłużyły się i stały się bardziej szpiczaste nadając sobie nietoperzy charakter, cała szata rozkruszyła się zamieniając w ciemne płatki róż, lewitujące wokół bioder i piersi. Skrzydła straciły na upierzeniu, zamieniając się w skromne nietoperze skrzydełka.
Obecnie jedyne pozostałości po poprzedniej postaci to; kozie rogi, średniowieczny kask, długie siwe włosy oraz gołe stopy i zwierzęcy wzrok wraz z zębami.
-Tak… zdecydowanie tak.
Obejrzała się dookoła, z każdej strony.
-Zdecydowanie bardziej pasuje do kolacji
Poprawiła kwiaty róż przy pasie, po czym kiwnęła zadowolona głową.
*może by tak dołączyć do gości?*
((przepraszam wszystkich za zmiany pory dnia, poniżej sprostowanie))
Postać była tak zajęta sobą, że zapomniała o całym Bożym świecie, ogarniające ją mysli tworzyły trzymetrową powlokę nocy wokół niej. Gdy zmierzała ku jadalni (na śniadanie) przebudziła się, a iluzja prysła. Zobaczyła nieopodal Goblina. Tego samego, który stał przed bramą
-Witamy...
Ledwo, co powiedziała, goblin przedstawił się. Czuła się zaszczycona, jednak nie z nią powinien rozmawiać. Nic nie mówiąc zaprowadziła go do jadalni, kłaniając się wszystkim zebranym. Postanowiła również zapowiedzieć przybysza.
-Oto Kh'rlawn ostatni członek potężnej dynastii
Rlawnów, zawitał w nasze skromne progi... -Szepnęła do Goblina- Kobita o blond włosach ułożonych w kok jest Panią tego Zamku.
Na koniec uśmiechnęła się do Goblina nadając mu pewności siebie.
Dziadek Piaskowy, oto zdecydowanie najbardziej zapracowana istota na świecie, wiecznie duma nad snami, nagrodami, snami proroczymi, koszmarami, snami bez sensu, snami weno twórczymi, takie zadanie wymaga pomysłowości i sporej wyobraźni.
Personifikacja Dziadka Piaskowego właśnie wędrowała po długich korytarzach, przy tarasie obserwując deszczowy wieczorny zachód słońca.
Przystała przy szybie mając za sobą płonąca pochodnie, idealne miejsce na przejrzenie się.
Doszła do wniosku, że obecna postać jest… niewypowziomowana, postanowiła ją wyrównać.
Nagle zaczęła się zmieniać, nabierając bardziej ludzkich kształtów. Wszechobecne włosie wnikało pod skórę, zwierzęcy ciemny nos nabrał różu, uszy wydłużyły się i stały się bardziej szpiczaste nadając sobie nietoperzy charakter, cała szata rozkruszyła się zamieniając w ciemne płatki róż, lewitujące wokół bioder i piersi. Skrzydła straciły na upierzeniu, zamieniając się w skromne nietoperze skrzydełka.
Obecnie jedyne pozostałości po poprzedniej postaci to; kozie rogi, średniowieczny kask, długie siwe włosy oraz gołe stopy i zwierzęcy wzrok wraz z zębami.
-Tak… zdecydowanie tak.
Obejrzała się dookoła, z każdej strony.
-Zdecydowanie bardziej pasuje do kolacji
Poprawiła kwiaty róż przy pasie, po czym kiwnęła zadowolona głową.
*może by tak dołączyć do gości?*
((przepraszam wszystkich za zmiany pory dnia, poniżej sprostowanie))
Postać była tak zajęta sobą, że zapomniała o całym Bożym świecie, ogarniające ją mysli tworzyły trzymetrową powlokę nocy wokół niej. Gdy zmierzała ku jadalni (na śniadanie) przebudziła się, a iluzja prysła. Zobaczyła nieopodal Goblina. Tego samego, który stał przed bramą
-Witamy...
Ledwo, co powiedziała, goblin przedstawił się. Czuła się zaszczycona, jednak nie z nią powinien rozmawiać. Nic nie mówiąc zaprowadziła go do jadalni, kłaniając się wszystkim zebranym. Postanowiła również zapowiedzieć przybysza.
-Oto Kh'rlawn ostatni członek potężnej dynastii
Rlawnów, zawitał w nasze skromne progi... -Szepnęła do Goblina- Kobita o blond włosach ułożonych w kok jest Panią tego Zamku.
Na koniec uśmiechnęła się do Goblina nadając mu pewności siebie.

Siedziała przy stole zamyślona dźgając raz po raz szarlotkę widelcem jakby chcąc się upewnić, że ta nie żyje i nie ucieknie jej z talerza. Nie skarciła wilczycy za wybryki przy stole, choć zapewne lokaj by tak uczynił, cieszyły ją wręcz i bawiły te wygłupy. Na widok kryształowej róży zareagowała dziwnym drgnięciem, jakby jej ktoś wbił coś ostrego w siedzenie.
- Ogród... - szepnęła i uśmiechnęła się. - Ogród jest na szczycie wieży, możesz tam dojść przez balkon w swojej komnacie. Po prostu idź schodami na górę - powiedziała odwracając się do Zaknafein'a.
Chciała coś jeszcze dodać, gdy odezwał się krasnolud. Ouzaru wysłuchała go w ciszy, po czym wstała i spojrzała się po zebranych. Jakby się wahała przez chwilę, może miała wątpliwości, czy dobrze zrobiła zapraszając tyle niezwykłych i odmiennych istot pod jeden dach?
- Jestem Ouzaru i jestem... po prostu szczęśliwa i zaszczycona, że dotarliście tutaj bezpiecznie. Zechciejcie być mymi gośćmi tak długo, jak długo będziecie mieć ochotę tu gościć - powiedziała spokojnie. - Zamek jest mym tworem i niczym więcej. Poddany waszej woli i wyobraźni, będzie się do was dostosowywał i zmieniał tyle razy i w taki sposób, jaki sobie zażyczycie. Cóż więcej mam powiedzieć?
Pytanie przerwało jej pojawienie się rannego gremlina w towarzystwie dziwnej istotki. Odwzajemniła ukłon i po skromnym geście dłoni Ouzaru, tuż za stworzeniem wyrósł z podłogi niewielki, dość skromny tron z ciosanego drewna. Kobieta nie spuszczając wzroku z nowego przybysza zawołała lokaja.
- Nasz gość jest ranny, przynieś misę z ciepłą wodą i jakieś czyste płótno - poleciła mu i rozejrzała się po sali. - Nie widzieliście anioła? - spytała po chwili.
Zapewne nie musiał jeść, ale jego nieobecność trochę zmartwiła kobietę. Nie było też przybysza z wioski Ninja, czyżby kręcił się po zamku? Może szukał czegoś?
Westchnęła cicho i spojrzała na wilczycę, która z uśmiechem na pysku poddawała się delikatnym pieszczotom rosłego wojownika. Jakże jej teraz Ouzaru zazdrościła tej zwierzęcej wręcz swobody! Za oknem poszarzało, tak samo jak gospodyni posmutniała. Odwróciła się do druida i rzekła cicho:
- Przygody? Nie miałam ich wiele. Miłość i śmierć były moimi przygodami, ale dziwny to temat do opowiadania. Lepiej powiedz, co się z tobą działo przez te lata?
Usiadła na swym miejscu i sięgnęła po kielich z winem. Wypiła bardzo szybko jego zawartość i jakby od razu humor się jej poprawił. Uśmiechnęła się i zaczęła nucić coś pod nosem zadowolona.
- Ogród... - szepnęła i uśmiechnęła się. - Ogród jest na szczycie wieży, możesz tam dojść przez balkon w swojej komnacie. Po prostu idź schodami na górę - powiedziała odwracając się do Zaknafein'a.
Chciała coś jeszcze dodać, gdy odezwał się krasnolud. Ouzaru wysłuchała go w ciszy, po czym wstała i spojrzała się po zebranych. Jakby się wahała przez chwilę, może miała wątpliwości, czy dobrze zrobiła zapraszając tyle niezwykłych i odmiennych istot pod jeden dach?
- Jestem Ouzaru i jestem... po prostu szczęśliwa i zaszczycona, że dotarliście tutaj bezpiecznie. Zechciejcie być mymi gośćmi tak długo, jak długo będziecie mieć ochotę tu gościć - powiedziała spokojnie. - Zamek jest mym tworem i niczym więcej. Poddany waszej woli i wyobraźni, będzie się do was dostosowywał i zmieniał tyle razy i w taki sposób, jaki sobie zażyczycie. Cóż więcej mam powiedzieć?
Pytanie przerwało jej pojawienie się rannego gremlina w towarzystwie dziwnej istotki. Odwzajemniła ukłon i po skromnym geście dłoni Ouzaru, tuż za stworzeniem wyrósł z podłogi niewielki, dość skromny tron z ciosanego drewna. Kobieta nie spuszczając wzroku z nowego przybysza zawołała lokaja.
- Nasz gość jest ranny, przynieś misę z ciepłą wodą i jakieś czyste płótno - poleciła mu i rozejrzała się po sali. - Nie widzieliście anioła? - spytała po chwili.
Zapewne nie musiał jeść, ale jego nieobecność trochę zmartwiła kobietę. Nie było też przybysza z wioski Ninja, czyżby kręcił się po zamku? Może szukał czegoś?
Westchnęła cicho i spojrzała na wilczycę, która z uśmiechem na pysku poddawała się delikatnym pieszczotom rosłego wojownika. Jakże jej teraz Ouzaru zazdrościła tej zwierzęcej wręcz swobody! Za oknem poszarzało, tak samo jak gospodyni posmutniała. Odwróciła się do druida i rzekła cicho:
- Przygody? Nie miałam ich wiele. Miłość i śmierć były moimi przygodami, ale dziwny to temat do opowiadania. Lepiej powiedz, co się z tobą działo przez te lata?
Usiadła na swym miejscu i sięgnęła po kielich z winem. Wypiła bardzo szybko jego zawartość i jakby od razu humor się jej poprawił. Uśmiechnęła się i zaczęła nucić coś pod nosem zadowolona.

-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Wilczyca mimo pierwszych obaw i lęku teraz była zachwycona. Nadstawiała łeb do tarmoszenia, popiskiwała niczym spragnione uwagi szczenię...
O jakże długo nie miała kontaktu z ludźmi... Teraz na powrót poznawała jaka to radość może być z takiego obcowania z tymi istotami. Zdecydowanie będzie się musiała zatroszczyć o to, by w pełni odzyskać kontrolę nad ludzką postacią. Komunikacja w postaci wilka z tymi dwunogami do łatwych nie należała. Niestety w tej kwestii w większości byli ignorantami i prostych przekazów, które byle pies chwytał w lot nie rozumieli. Ale za to mieli cudownie zręczne dłonie i długie palce, które wspaniale umieli wykorzystać do drapania za uchem, po grzbiecie lub po brzuchu.
Już wkrótce zwykłe głaskanie przerodziło się w zabawę. Wilczyca nabrała śmiałości i zaczęła trącać nosem dłoń Isdesa, chwytać ją pyskiem nie raniąc jednak zębiskami i wydawać z siebie dźwięki przypominające poszczekiwanie. Co jakiś czas puszystym, mocnym ogonem uderzała jakieś krzesło, na którym ktoś siedział. Kudłata bestia brykała za dłonią mężczyzny po podłodze. Po sali rozlegały się stukot potężnych pazurów, rozbawione skamlenie i pojedyncze, chrapliwe szczeknięcia. Nastawione uszy Wilczycy i psotne spojrzenie zapraszały do zabawy... Już wkrótce baraszkowanie wokół mężczyzny jej nie wystarczało. Trąciła nosem Zaknafeina, na krótką chwilę położyła łeb na kolanach Ouzaru, by zabrać go stamtąd, gdy kobieca dłoń sięgnęła w jej stronę. Przemknęła pod stołem zawadzając grzbietem i bokami o nogi siedzących wokół stołu istot. Barkiem trąciła nogę krasnoluda. Wypełzła spod ciężkiego mebla i zastygła w zapraszającej do zabawy pozycji, kładąc przednie łapy na ziemi i machając wte i wewte ogonem… Nie było to typowe psie merdanie ogonem… Nie za bardzo jej to wychodziło. Po Prostu nim machała niczym chorągiewką zwracając na siebie uwagę innych. Wróciła do Isdesa znów nadstawiając na chwilę grzbiet. On wiedział co lubiła. Tak dobrze wiedział jak nikt inny chyba. Wywinęła się i szczeknęła gardłowo jakby mówiła: „No bawmy się, ponuraki!”. Żółte oczy zwierzęcia błyszczały, a na jej wielkim pysku widniał wilczy uśmiech.
O jakże długo nie miała kontaktu z ludźmi... Teraz na powrót poznawała jaka to radość może być z takiego obcowania z tymi istotami. Zdecydowanie będzie się musiała zatroszczyć o to, by w pełni odzyskać kontrolę nad ludzką postacią. Komunikacja w postaci wilka z tymi dwunogami do łatwych nie należała. Niestety w tej kwestii w większości byli ignorantami i prostych przekazów, które byle pies chwytał w lot nie rozumieli. Ale za to mieli cudownie zręczne dłonie i długie palce, które wspaniale umieli wykorzystać do drapania za uchem, po grzbiecie lub po brzuchu.
Już wkrótce zwykłe głaskanie przerodziło się w zabawę. Wilczyca nabrała śmiałości i zaczęła trącać nosem dłoń Isdesa, chwytać ją pyskiem nie raniąc jednak zębiskami i wydawać z siebie dźwięki przypominające poszczekiwanie. Co jakiś czas puszystym, mocnym ogonem uderzała jakieś krzesło, na którym ktoś siedział. Kudłata bestia brykała za dłonią mężczyzny po podłodze. Po sali rozlegały się stukot potężnych pazurów, rozbawione skamlenie i pojedyncze, chrapliwe szczeknięcia. Nastawione uszy Wilczycy i psotne spojrzenie zapraszały do zabawy... Już wkrótce baraszkowanie wokół mężczyzny jej nie wystarczało. Trąciła nosem Zaknafeina, na krótką chwilę położyła łeb na kolanach Ouzaru, by zabrać go stamtąd, gdy kobieca dłoń sięgnęła w jej stronę. Przemknęła pod stołem zawadzając grzbietem i bokami o nogi siedzących wokół stołu istot. Barkiem trąciła nogę krasnoluda. Wypełzła spod ciężkiego mebla i zastygła w zapraszającej do zabawy pozycji, kładąc przednie łapy na ziemi i machając wte i wewte ogonem… Nie było to typowe psie merdanie ogonem… Nie za bardzo jej to wychodziło. Po Prostu nim machała niczym chorągiewką zwracając na siebie uwagę innych. Wróciła do Isdesa znów nadstawiając na chwilę grzbiet. On wiedział co lubiła. Tak dobrze wiedział jak nikt inny chyba. Wywinęła się i szczeknęła gardłowo jakby mówiła: „No bawmy się, ponuraki!”. Żółte oczy zwierzęcia błyszczały, a na jej wielkim pysku widniał wilczy uśmiech.

-
- Bosman
- Posty: 2074
- Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
- Numer GG: 6094143
- Lokalizacja: Roanapur
- Kontakt:
Całe niebo zasnuły czarne chmury. Słońce nie było w stanie przedrzeć się przez nieprzenikniony całun mroku. Nagle, z pobliskiego lasu wytoczyła się czarna kareta, do której zaprzęgnięte było sześć czarnych koni. Herb na drzwiach przedstawiał smoka, a wykonany był z czystego srebra. Wydawało się, że nowy przybysz stanie w zamku dopiero za kilka godzin, ale prędkość, z jaką jego pojazd pokonywała przestrzeń zdawała się przeczyć wszelkim prawom fizyki. Nawet piechur mógłby dotrzymać kroku dziwnemu powozowi, ale jednocześnie dystans, jaki pokonywał w określonym czasie był niewspółmierny do prędkości. Droga, której pokonanie powinno zajmować godzinę, już po minucie znikała daleko w tyle. W ten sposób w całkowitych niemal ciemnościach na dziedziniec zajechała kolaska. To była kolejna niezwykła właściwość wehikułu, ciągle podlegał przemianom, jakby nie był jednym, ale tak naprawdę wieloma naraz. Gdy drzwi otworzyły się ze środka wyfrunęła chmara nietoperzy, tak wielka, że nie miała prawa zmieścić się wewnątrz pojazdu. Zaraz po nietoperzach z dyliżansu wysiadł mężczyzna. Był chudy i wysoki a czarne włosy spływały mu na twarz. Druciane okulary z okrągłymi, zdawałoby się czerwonymi, szkłami uniemożliwiały pospołu z włosami dokładniejsze opisanie jego twarzy. Czekając aż pojawi się gospodyni poprawił nieco przekrzywione okulary, co ukazało, że to nie szkła były czerwone a nieco przytłumiony poblask jego oczu. Długi czarny płaszcz sięgał aż do ziemi i całkiem szczelnie osłaniał sylwetkę przybysza. Dopiero, gdy podmuch wiatru sprawił, że ubiór zatańczył w powietrzu ukazał się staromodny garnitur, w który odziany był mężczyzna. Był to dziwny garnitur, czarny i z najprzedniejszego materiału, ale jego krój budził niepokój. Zupełnie jakby uszył go XVIII wieczny krawiec znający ubiór tylko z opisów. W oczekiwaniu przybysz wyciągnął zza pazuchy piersiówkę i pociągną solidny łyk. Gdy tak stał podszedł do niego woźnica ciągnąc za sobą kufer okuty żelazem. - Igorze, mówiłem ci abyś poczekał aż pani tego zamku nas zaprosi. Twarz garbatego mężczyzny przybrała wyraz bezgranicznego smutku gdy jego pan udzielił mu reprymendy. - Nie przejmuj się tak. Nic się nie stało, jestem pewien, że nie odmówią gościny strudzonemu wędrowcowi. Oczekiwanie się przedłużało, ale hrabia był cierpliwy. Wreszcie na dziedziniec wyszła pani zamku. Głęboki ukłon, w jakim zgiął się mężczyzna spełniał wszelkie wymogi etykiety. - My name is Dracula. I bid you welcome. dopiero wyraz zdziwienia na twarzy kobiety uświadomił mu, że stare nawyki znów wyszły na wierzch. - Wybacz pani, dawne przyzwyczajenie. Nazywam się Dracula. Czy zaprosisz mnie do swego zamku? W szerokim uśmiechu błysnęły śnieżnobiałe zęby. Nawet najmniej spostrzegawczy obserwator dostrzegłby nienaturalnie długie kły. Hrabia czekał na reakcję pani tego niezwykłego miejsca. Biorąc pod uwagę to co słyszał o gościach nie musiał zapewniać, że ma własny zapas jedzenia, i tak nikt z nich nie dałby się łatwo zwampiryzować.
Spłodził największe potwory - wielkiego wilka Fenrira, węża Midgardsorma i boginię umarłych Hel.
Nordycka Zielona Lewica

Nordycka Zielona Lewica


-
- Bombardier
- Posty: 827
- Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 17:04
- Numer GG: 1074973
- Lokalizacja: Sandland
Ekhem... myśle że problemy wynikają z nieczytania poprzednich postów.
Odprowadziwszy Gobliniego Lorda, usłyszała stukot kopyt, na dziedzińcu. Przeprosiła zebranych po bez specjalnych sztuczek przeszła się zobaczyć któż to znów zawitał w progi(?) Po drodze wszelkie ludzkie paznokcie wynaturzyły się na znak poprzednio odprowadzonego Goblina, w szpony. Wychodząc zza rogu ujrzała przystojnego mężczyznę w długim ciemnym płaszczu i czerwonych Lenonkach. Natychmiast, ciemne lewitujące płatki róż pokryły ciało postaci odziewając ją w piękną gotycką suknię z tysiącami koronek i sieci, krępujących jej szczupłe ciało, a skóra lekko zbladła. Na nogach pojawiły się kozaczki, gorset na piersi, sam chełm rycerski przybrał formę obroży. Powieki nabrały głębokiej fioletowej, a usta soczysto-czerwonej - barwy. Ukłoniła się delikatnie kiwając głową ku przybyszowi. Ponownie pomylono ją z Panią Ouz, na swój sposób było to przyjemne. Upomniała go delikatnie, iż nie jest tą, za kogo ją uważa i może czuć się zaproszony, gdyż w tych stronach każdy jest mile wdziany, po czym poprosiłaby udał się za nią, prowadzą ku reszcie gości.
Odprowadziwszy Gobliniego Lorda, usłyszała stukot kopyt, na dziedzińcu. Przeprosiła zebranych po bez specjalnych sztuczek przeszła się zobaczyć któż to znów zawitał w progi(?) Po drodze wszelkie ludzkie paznokcie wynaturzyły się na znak poprzednio odprowadzonego Goblina, w szpony. Wychodząc zza rogu ujrzała przystojnego mężczyznę w długim ciemnym płaszczu i czerwonych Lenonkach. Natychmiast, ciemne lewitujące płatki róż pokryły ciało postaci odziewając ją w piękną gotycką suknię z tysiącami koronek i sieci, krępujących jej szczupłe ciało, a skóra lekko zbladła. Na nogach pojawiły się kozaczki, gorset na piersi, sam chełm rycerski przybrał formę obroży. Powieki nabrały głębokiej fioletowej, a usta soczysto-czerwonej - barwy. Ukłoniła się delikatnie kiwając głową ku przybyszowi. Ponownie pomylono ją z Panią Ouz, na swój sposób było to przyjemne. Upomniała go delikatnie, iż nie jest tą, za kogo ją uważa i może czuć się zaproszony, gdyż w tych stronach każdy jest mile wdziany, po czym poprosiłaby udał się za nią, prowadzą ku reszcie gości.

-
- Bombardier
- Posty: 639
- Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
- Numer GG: 10499479
- Lokalizacja: Stalowa Wola
Osunął się na tron. Oddał ręke do opatrzenia. To była dla niego pierwsza okazja aby przemyślec ostatnie wydzarzenia.
Przecież jego dynastia panowła przez eony stojąc na straży porządku w królewstwie i naturze. Jednak jego potężna dynastia upadła w jeden dzień.
przecież jeszcze tydzień temu polował razem z bracmi w królewskich lasach, przedżeźniał szamana który uczył go języka władców bestii a o świecie zewnętżnym słyszał tylko z opowieści.Równo pię dni temu do królewskigo lasu wkroczyli najemnicy prowadzeni przez zdrajcę (aktualnego króla) Wciągu tego jednego dnia zgineli wszyscy jego bracia, matka i ojciec... który przed śmiercią oddał mu to co dla gremlińskiego władcy najcenniejsze- dar władzy nad bestiami. Ten dar pierwszemu gremlińskiemu władcy (ojcu dynastii Rlawnów) ofiarowła sama natura. Był to też poniekąd obowiązek. W końcu na barkach jego powiernika spoczywa cała naturalna równowaga.
Dalej nie pamiętał nic.
- Jeśli mogę, chciałbym udac się do swojej komnaty.
Przecież jego dynastia panowła przez eony stojąc na straży porządku w królewstwie i naturze. Jednak jego potężna dynastia upadła w jeden dzień.
przecież jeszcze tydzień temu polował razem z bracmi w królewskich lasach, przedżeźniał szamana który uczył go języka władców bestii a o świecie zewnętżnym słyszał tylko z opowieści.Równo pię dni temu do królewskigo lasu wkroczyli najemnicy prowadzeni przez zdrajcę (aktualnego króla) Wciągu tego jednego dnia zgineli wszyscy jego bracia, matka i ojciec... który przed śmiercią oddał mu to co dla gremlińskiego władcy najcenniejsze- dar władzy nad bestiami. Ten dar pierwszemu gremlińskiemu władcy (ojcu dynastii Rlawnów) ofiarowła sama natura. Był to też poniekąd obowiązek. W końcu na barkach jego powiernika spoczywa cała naturalna równowaga.
Dalej nie pamiętał nic.
- Jeśli mogę, chciałbym udac się do swojej komnaty.

-
- Bombardier
- Posty: 899
- Rejestracja: sobota, 20 maja 2006, 10:14
- Lokalizacja: Lublin
Krasnolud spokojnie siedział w fotelu dokańczając udziec z dzika. Zachowywał się tak jak należy. Wysłuchał spokojnie Ouzaru. Gdy wilk trącił go łbem w krasnoludzkiej głowie narodziła się myśl. "Ah te wilki..Zawsze dziwiło mnie ich zachowanie i charakter". Poprawił czerwone szaty Inkwizytora, wytarł się serwetą po czym zaczerpnął piwa z okolicznej beczki. "Tego mi było trzeba. Zimne piwo. Legendy o tym zamku trochę mijają się z prawdą..A zresztą kiedy się nie mijają. Możemy używać wyobraźni. Ciekawe". Krasnolud wstał z fotela.
-Przepraszam wszystkich ale po śniadaniu muszę udać się na spacer. Poza tym pozwiedzam okolice. Może wytropię heretyków..Kto wie.. - dwa ostatnie zdania powiedział sam do siebie ponieważ był już na korytarzu który był pusty. Jeszcze raz z ciekawością przyjrzał się obrazom po czym wyszedł na dziedziniec. Usiadł przy fontannie. Obok niego leżał młot bojowy. "Jak dawno Cię nie używałem.." Tak rozmyślając rozpłynął się w swoich przyszłych celach i marzeniach..
-Przepraszam wszystkich ale po śniadaniu muszę udać się na spacer. Poza tym pozwiedzam okolice. Może wytropię heretyków..Kto wie.. - dwa ostatnie zdania powiedział sam do siebie ponieważ był już na korytarzu który był pusty. Jeszcze raz z ciekawością przyjrzał się obrazom po czym wyszedł na dziedziniec. Usiadł przy fontannie. Obok niego leżał młot bojowy. "Jak dawno Cię nie używałem.." Tak rozmyślając rozpłynął się w swoich przyszłych celach i marzeniach..
Czerwona Orientalna Prawica

-
- Bosman
- Posty: 2074
- Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
- Numer GG: 6094143
- Lokalizacja: Roanapur
- Kontakt:
Hrabia przyjrzał się kobiecie. Teraz dostrzegł pomyłkę. - Wybacz pani, to dlatego, że wyczułem twą niezwykłą aurę. A jeśli nie jesteś Ouzaru to znaczy, że jesteś jedną z Tych istot. Przez twarz wampira przemknął wyraz zadumy a w kilku miejscach ciała pojawiły się dodatkowe oczy. Równie szybko jak się pojawiły oczy zniknęły. - Zmiennokształtność manifestująca się odruchowo. Szaleństwo czy Sen? Wampir uśmiechnął się szeroko i rzuciwszy Igorowi rozkaz odprowadzenia powozu ruszył w górę schodów. - Jestem zaszczycony mogąc cię poznać pani. Skądinąd znam część twego rodzeństwa. Śmierć i Walka towarzyszyli mi wielokrotnie w moim życiu. W nieżyciu zresztą także. Czy zechcesz zaprowadzić mnie do pani Ouzaru, pani? Chciałbym przywitać się z gospodynią. Hrabia zgodnie z nakazem manier pozwolił damie prowadzić, chociaż znał już każdy kąt zamku. To niezwykłe jak szybko nietoperz potrafi spenetrować każdą przestrzeń. Jedynie część gości umykała jego małym sługom. Gdy zbliżali się do jadalni poczuł aurę, której nie mógł pomylić z żadną inną. Gdy drzwi otworzyły się jego oczom ukazał się stół, przy którym kilka osób spożywało posiłek. Hrabia ukłonił się dwornie i przedstawił. Gdy formalności były za nim podszedł do czarnego olbrzyma i ukłonił się szczególnie nisko. - Dawno się nie widzieliśmy panie. Ja w każdym razie nie widziałem cię od tamtej potyczki z Turkami w 1745. Dracula śmiał się w duchu wyobrażając sobie minę Isdesa, w końcu niewielu z jego podopiecznych wiedziało o jego istnieniu, ale nieumarli mają czuły wzrok, bardzo czuły. Gdy spostrzegł wilczycę uśmiechnął się szeroko. Zawsze lubił wilki, wokół jego zamku żyło ich dużo. - Może zechcesz się pościągać mała siostro? Szybko sklął się w duchu za tą poufałość, miał jednak nadzieję, że inni goście nie rozumieją dobrze wilczej mowy. -Wszak chcesz się bawić?
Spłodził największe potwory - wielkiego wilka Fenrira, węża Midgardsorma i boginię umarłych Hel.
Nordycka Zielona Lewica

Nordycka Zielona Lewica


-
- Mat
- Posty: 494
- Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
- Lokalizacja: Z Pustki
Istoty spomiędzy czasu i przestrzeni, śmiertelnicy, nieumrali, nieśmiertelni, bestie, hybrydy. Ten inkwizytor tak właściwie to powinien spróbować spalić na stosie całą przebywającą tu ferajnę. Połowa z nich zaprzeczała połowie teologii jego religii, druga połowa zaprzeczała całej. Był jak leming przetrwalnikowy. Jeden z tych, który przemierzając najpierw setki mil pofalowanej i płaskiej przestrzeni by w końcu dotrzeć do urwiska nad brzegiem morza, spojrzeć w dół i ze stoickim spokojem stwierdzić ze chyba pójdą na popołudniową herbatkę, lub może małą partyjkę szachów. Jego mózg po prostu blokował informacje o tym, ze właśnie powinien łapać za topór i przyjmował całe ich zgromadzenie jako coś arcynormalnego. Więc po prostu wstał i poszedł pozwiedzać. Oczywiście była to tylko jedna z możliwych interpretacji jego zachowania. Gremlin opadł na podsunięty mu przez Ouzaru tron, mała wewnętrzna wojenka a tak wiele znaczyła dla tejże społeczności. Całkiem możliwe ze właśnie ją chciał zobaczyć gdy wyruszał ze swej dziedziny. Wszystko po padało w stare schematy, uzurpator zdobywa koronę i wtedy zazwyczaj jego brat może sobie odpocząć, ale on jak zwykle na pełnym etacie, jeśli uzurpator się nie postarał zawsze zostawał jakiś członek pokonanego rodu walczący o odzyskanie korony a potem znowu znajdzie się jakiś uzurpator lub zaginiony dziedzic tronu, on był z nimi na polu bitwy, w ciemnych gospodach gdy rekrutował i zwolenników, nawet w ich myślach gdy walczyli z samymi sobą. Pani zamku poinstruowała elfa gdzie może znaleźć ogród, w sumie wycieczka po tym jakże ciekawym miejscu mogłaby być ciekawym doświadczeniem. Już miał się zbierać i kończyć powoli zabawę z Pasterskim Koszmarem Zimowej Nocy gdy do jadalni wszedł Dracula rzucając krótką uwagę na temat dawno minionej bitwy. Najwyraźniej nie wiedział że cierpiał na tą samą przypadłość co śmierć nie dość że znał wszystkie języki, dosłownie wszystkie to na dodatek "pamiętał wszystko jakby stało się to dopiero jutro." Nawet galaktyki i słońca walczą o przetrwanie więc czasem znajdował się nawet tam w pustej przestrzeni wsłuchany w zawodzenie mgławic zbliżających się do swego nieuchronnego końca.
- Pamiętam. Pamiętam każdą z miriadów bitew, które wydarzyły się w każdym z 1745-tych. Wiem, o którą chodzi, ale czy ty jesteś pewien że był to rok 1745 Palowniku? Idę się przejść po tym wspaniałym miejscu możliwe ze zabawie tu na dłużej. Gościna naszej gospodyni nie ma sobie równych.
Wstał i wyruszył na odkrywanie zamku, najpierw chciał odwiedzić wieżę, nie dość ze chciał zobaczyć ogród, to zakładał ze zobaczy z niej spora powierzchnię zamku... a miał plan.
- Pamiętam. Pamiętam każdą z miriadów bitew, które wydarzyły się w każdym z 1745-tych. Wiem, o którą chodzi, ale czy ty jesteś pewien że był to rok 1745 Palowniku? Idę się przejść po tym wspaniałym miejscu możliwe ze zabawie tu na dłużej. Gościna naszej gospodyni nie ma sobie równych.
Wstał i wyruszył na odkrywanie zamku, najpierw chciał odwiedzić wieżę, nie dość ze chciał zobaczyć ogród, to zakładał ze zobaczy z niej spora powierzchnię zamku... a miał plan.
K.M.N.
Don't make me dance on your grave...
Don't make me dance on your grave...

-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Dziwny futrzak, który mienił się Władcą Gremlinów nie spodobał się Wilczycy. Dziwnie pachniał. Przysiadła na zadzie patrząc na niego żółtymi ślepiami i przekrzywiając przy tym głowę. Kobieta o zapachu kozy sprowadzała do zamku dziwaczne istoty. Na dodatek sądząc po ranach i zapachu istota ta dała się jakimś padlinożercom nieźle przegonić po okolicy.
Gdy WinterWolf zastawiała się nad czymś głębiej zmiennokształtna kobieta przeprosiła zgormadzenie. Wróciła z nieumarłym. Z księciem wampirów. Na pysku wilczycy pojawił się szeroki, niebezpieczny uśmiech. Białe, długie kły obiecywały szybką śmierć komuś kto naraziłby się czarnej bestii. Wstała na cztery łapy i wykonała głową ruch, który przypominał lekki ukłon.
*Witaj, Nieśmiertelny* wszyscy inni słyszeli jej słowa jako głuche, dudniące warczenie. Wiać i ona nie zwracała uwagi na to, że zachowuje się poufale.
*Pani na zamku udzieliła mi tak wspaniałej gościny, że brzuch mam pełny i legowisko ciepłe. Mam czas i siły, by się bawić* jej "uśmiech" się poszerzył. Wilczyca uniosła łeb wysoko, z jej gardła wydobyło się pojedyncze gardłowe szczeknięcie i Wilczyca na powrót skierowała spojrzenie na wampira.
*Przyjacielu wilków, mówisz, że nie masz nic przeciw zapewnieniu mi rozrywki?* spytała. Gdyby była człowiekiem zapewne uniosłaby teraz brwi.
*Powiedz jaka więc rozrywka cię interesuje* odsłoniła kły, gdy wypowiadała te słowa.
*Wiedz, że chcę się zmęczyć. Mogę biegać, polować, a nawet fechtować* dodała. Warkot dobywający się z jej półotwartego pyska, gdy mówiła, był nieprzyjemny dla ucha i niezrozumiały dla kogoś, kto nie władał jej językiem.
Gdy WinterWolf zastawiała się nad czymś głębiej zmiennokształtna kobieta przeprosiła zgormadzenie. Wróciła z nieumarłym. Z księciem wampirów. Na pysku wilczycy pojawił się szeroki, niebezpieczny uśmiech. Białe, długie kły obiecywały szybką śmierć komuś kto naraziłby się czarnej bestii. Wstała na cztery łapy i wykonała głową ruch, który przypominał lekki ukłon.
*Witaj, Nieśmiertelny* wszyscy inni słyszeli jej słowa jako głuche, dudniące warczenie. Wiać i ona nie zwracała uwagi na to, że zachowuje się poufale.
*Pani na zamku udzieliła mi tak wspaniałej gościny, że brzuch mam pełny i legowisko ciepłe. Mam czas i siły, by się bawić* jej "uśmiech" się poszerzył. Wilczyca uniosła łeb wysoko, z jej gardła wydobyło się pojedyncze gardłowe szczeknięcie i Wilczyca na powrót skierowała spojrzenie na wampira.
*Przyjacielu wilków, mówisz, że nie masz nic przeciw zapewnieniu mi rozrywki?* spytała. Gdyby była człowiekiem zapewne uniosłaby teraz brwi.
*Powiedz jaka więc rozrywka cię interesuje* odsłoniła kły, gdy wypowiadała te słowa.
*Wiedz, że chcę się zmęczyć. Mogę biegać, polować, a nawet fechtować* dodała. Warkot dobywający się z jej półotwartego pyska, gdy mówiła, był nieprzyjemny dla ucha i niezrozumiały dla kogoś, kto nie władał jej językiem.

-
- Bosman
- Posty: 2074
- Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
- Numer GG: 6094143
- Lokalizacja: Roanapur
- Kontakt:
Wilczyca okazała się znacznie bardziej rozmowna niż personifikacja walki. Wampir uśmiechnął się, rozumiał Isdesa, może nie tyle rozumiał, co wiedział, czemu mówił on tak zagadkowo. W końcu istota, która jest wszędzie i zawsze jednocześnie i w każdej możliwej alternatywie ma zupełnie inną percepcję świata niż ktokolwiek ze śmiertelnych czy też nawet nieśmiertelnych. Wilczyca okazała się za to znacznie bardziej rozmowna. *Czemu chcę ci zaoferować rozrywkę?* Twarz hrabiego na chwilę przybrała wilczy wyraz choć tak naprawdę wcale się nie zmieniła, zupełnie tak jakby była naraz dwoma różnymi twarzami. *Ponieważ sam ostatnio cierpiałem na brak zajęcia, więc chętnie się zabawię, zwłaszcza z kimś kto potrafi docenić dobre łowy.* W szerokim uśmiechu błysnęły nieludzkie kły. Tym razem przeszedłszy z wilczego na ludzki Dracula zapytał panią zamku czy gdzieś w okolicy są jakieś wioski lub miasteczka. Spodziewał się tego, jednak wiadomość, że zamek leży na zupełnym odludziu nie była najlepszą, jaką mógłby usłyszeć. Owszem miał ze sobą zapas krwi na długi czas, zresztą sądził, że gdyby kazał, któremuś ze służących przynieść butelkę krwi to nie tylko zamówienie zostałoby natychmiast zrealizowane to jeszcze mógłby wybrzydzać odnośnie grupy i czynnika rh. Cóż, głód mu nie grozi, ale jakoś zawsze wolał polowania, były zwyczajnie ciekawsze. *Co powiesz w takim razie na małe polowanie w pobliskim lesie? Sądzę, że to może być całkiem niezła rozrywka po niemal stuleciu w trumnie.*
Spłodził największe potwory - wielkiego wilka Fenrira, węża Midgardsorma i boginię umarłych Hel.
Nordycka Zielona Lewica

Nordycka Zielona Lewica


Przysłuchiwała się rozmowie wampira z wilkiem i zaiste cieszyła się, że wilczyca znalazła towarzysza do zabaw. Może też powinna się przyłączyć? Zamyśliła się nad tym i swój wzrok przeniosła na dziwną zmiennokształtną dziewczynę.
- Przydałaby ci się jakaś, choćby chwilowa, stabilizacja - powiedziała powoli i spokojnie, jakby od niechcenia. - Dziękuję, że zajmujesz się mymi gośćmi, zaiste spisujesz się w tej roli lepiej, niż mój lokaj - uśmiechnęła się jakoś dziwnie i wstała od stołu.
Starszy mężczyzna akurat grzebał coś przy kominku, jednak uwagę swej Pani puścił mimo uszu. Wiedział, że w tym momencie po prostu była złośliwa. Czasami dawna natura kobiety wracała i dawała się we znaki wszystkim w pobliżu. Cóż, tym razem oberwało się jemu.
- Nie widział ktoś z was fretki? - zapytała rozglądając się po sali. - No nieważne, jakbyście go spotkali, to dajcie mi znać. Wilczyco, nie będziesz mieć nic przeciwko, jak się dołączę do zabawy?
Pytając się podeszła do przyjaciółki, ukucnęła przy niej i położyła dłoń na ogromnym łbie zwierzęcia. Puściła swe myśli głęboko do lasu powołując do życia ogromne bestie i dzikie zwierzęta, na które będą mogli polować dzisiaj. Cała normalna fauna tego miejsca została przeniesiona w bardziej bezpieczne tereny, Ouzaru przecież nie chciała, by ucierpiały na tym niewinne i bezbronne króliczki! Uśmiechnęła się zadowolona ze swych efektów, już nie mogła się doczekać polowania. Rudowłosa wojowniczka w jej sercu już się paliła do walki, a wierna klacz niecierpliwiła w stajni...
Rzuciła zaciekawione spojrzenie w stronę Drakuli, może było to dziwne, ale zaprawdę cieszyła się z jego obecności na zamku. Zastanawiała się nawet, czy samej nie zostać wampirem na jakiś czas. Pomysł wydawał jej się przedni, zwłaszcza gdyby wszytko dobrze odegrać i zamienić w małe przedstawienie. Ciekawe, czy Hrabiemu brakuje uwodzenia niewinnych kobiet i podgryzania ich delikatnej skóry na szyi? Uśmiechnęła się do niego... zalotnie.
W tym czasie lokaj podszedł do Gremlina i zaproponował zaprowadzenie do jego komnaty.
- Przydałaby ci się jakaś, choćby chwilowa, stabilizacja - powiedziała powoli i spokojnie, jakby od niechcenia. - Dziękuję, że zajmujesz się mymi gośćmi, zaiste spisujesz się w tej roli lepiej, niż mój lokaj - uśmiechnęła się jakoś dziwnie i wstała od stołu.
Starszy mężczyzna akurat grzebał coś przy kominku, jednak uwagę swej Pani puścił mimo uszu. Wiedział, że w tym momencie po prostu była złośliwa. Czasami dawna natura kobiety wracała i dawała się we znaki wszystkim w pobliżu. Cóż, tym razem oberwało się jemu.
- Nie widział ktoś z was fretki? - zapytała rozglądając się po sali. - No nieważne, jakbyście go spotkali, to dajcie mi znać. Wilczyco, nie będziesz mieć nic przeciwko, jak się dołączę do zabawy?
Pytając się podeszła do przyjaciółki, ukucnęła przy niej i położyła dłoń na ogromnym łbie zwierzęcia. Puściła swe myśli głęboko do lasu powołując do życia ogromne bestie i dzikie zwierzęta, na które będą mogli polować dzisiaj. Cała normalna fauna tego miejsca została przeniesiona w bardziej bezpieczne tereny, Ouzaru przecież nie chciała, by ucierpiały na tym niewinne i bezbronne króliczki! Uśmiechnęła się zadowolona ze swych efektów, już nie mogła się doczekać polowania. Rudowłosa wojowniczka w jej sercu już się paliła do walki, a wierna klacz niecierpliwiła w stajni...
Rzuciła zaciekawione spojrzenie w stronę Drakuli, może było to dziwne, ale zaprawdę cieszyła się z jego obecności na zamku. Zastanawiała się nawet, czy samej nie zostać wampirem na jakiś czas. Pomysł wydawał jej się przedni, zwłaszcza gdyby wszytko dobrze odegrać i zamienić w małe przedstawienie. Ciekawe, czy Hrabiemu brakuje uwodzenia niewinnych kobiet i podgryzania ich delikatnej skóry na szyi? Uśmiechnęła się do niego... zalotnie.
W tym czasie lokaj podszedł do Gremlina i zaproponował zaprowadzenie do jego komnaty.

-
- Bosman
- Posty: 2074
- Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
- Numer GG: 6094143
- Lokalizacja: Roanapur
- Kontakt:
Hrabia obserwował zachowanie pani zamku. Gdy dostrzegł jej uśmiech przez głowę przeleciała mu myśl, że strasznie dawno nie miał okazji do hmm romansu. Taaak, ile to już czasu upłynęło od tego incydentu z Miną Harker? - Będę zaszczycony pani, jeśli zechcesz przyłączyć się do naszego polowania. Mam jedynie nadzieję, że te chmury nad zamkiem nie są dla ciebie niedogodnością. Taki już problem mego rodzaju, że niebyt dobrze znosimy słońce. Jak zwykle pozostawiał wszystko w sferze niedomówień, lecz sądził, że goście wiedzą, że dla niego słońce oznacza zmianę stanu skupienia z wampira na pył. Ukłonił się dwornie i wystudiowanym, spełniającym wszelkie wymogi etykiety gestem podał gospodyni ramię. W głębi duszy hrabia cieszył się na myśl o łowach. Zarówno tych w lesie, jak i tych innych. ”Zdecydowanie zbyt długo leżałem w trumnie, zdecydowanie.” Gdy trójka myśliwych szła przez dziedziniec zamku, tworzące go spoiwo uległo myślom Tepesa i z posadzki nagle zaczęły wyrastać pale z nadzianymi na nie ludźmi. Zauważywszy to hrabia ciut się speszył. - Przepraszam najmocniej Pani, wygląda na to, że dałem się ponieść domowej atmosferze tego miejsca. Myślę, że to tęsknota za rodzinnymi stronami. Na wspomnienie o Wołoszczyźnie przed oczyma hrabiego pojawiła się wizja niezmierzonych lasów, niedostępnych górskich turni i czasów gdy walczył z muzułmańską nawałą aby ochronić ten wspaniały kraj. Właśnie wspomnienie pól, na których nabito na pal tysiące Turków spowodował niezwykłą zmianę wystroju dziedzińca. - Naprawdę najmocniej przepraszam Pani. Czy mógłbym w jakiś sposób zrekompensować to faux pas?
Spłodził największe potwory - wielkiego wilka Fenrira, węża Midgardsorma i boginię umarłych Hel.
Nordycka Zielona Lewica

Nordycka Zielona Lewica


-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Zeth szedł spokojnie korytarzem koło sali biesiad. pod wielka bramą siedziało małe stworzonko, bezsilnie próbujące przedostać się na drugą stronę. Książę odzwyczaił się od istot tego świata. Musaił pogrzebać chwile w pamięci. -Fretka? Tutaj?- uśmiechnął się, wziął zwierzątko na ręce i otworzył drzwi do sali biesiad siłą umysłu.
Wszedł do środka, mijając całą zabawę i skierował się z powrotem na zewnatrz Wilczycy i Ouzaru. -Proszę- podał kobiecie zwierzę. -Witam tak przy okazji- skłonił się. Pogłaskał wilczycę po kłębie. -No, dobrze was znów zobaczyć- stwierdził. Rozejrzał się po całej sali biesiad.
-Dokładnie jak tam, co? Tylko ludzi więcej.. tam teraz jest ruina... straszy tam jakiś upiór...- Książę się skrzywił.
-Impreza na otwarcie?- zapytał, nasuwając chustę z powrotem na twarz. -Wybacz, ze przegapiłem, ale spacerowałem po zamku. Byłem w ogrodach.. naszły mnie wspomnienia i tak dalej..- westchnął ciężko. Założył ręce za plecami. Wyciągnął rękę do Ouzaru. -Krótki spacer ze mna przed polowaniem... pozwolisz?- zapytał.
Wszedł do środka, mijając całą zabawę i skierował się z powrotem na zewnatrz Wilczycy i Ouzaru. -Proszę- podał kobiecie zwierzę. -Witam tak przy okazji- skłonił się. Pogłaskał wilczycę po kłębie. -No, dobrze was znów zobaczyć- stwierdził. Rozejrzał się po całej sali biesiad.
-Dokładnie jak tam, co? Tylko ludzi więcej.. tam teraz jest ruina... straszy tam jakiś upiór...- Książę się skrzywił.
-Impreza na otwarcie?- zapytał, nasuwając chustę z powrotem na twarz. -Wybacz, ze przegapiłem, ale spacerowałem po zamku. Byłem w ogrodach.. naszły mnie wspomnienia i tak dalej..- westchnął ciężko. Założył ręce za plecami. Wyciągnął rękę do Ouzaru. -Krótki spacer ze mna przed polowaniem... pozwolisz?- zapytał.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Zwierzę z radością przystało na pomysł, że Ouz bedzie im towarzyszyć na polowaniu. Robiło się coraz ciekawiej. Wywiesiła z pyska długi jęzor szczerząc się w szerokim uśmiechu. Gdy wampir i pani na zamku zdecydowali się ruszyć leniwie się przeciągnęła przygotowując mięśnie do wysiłku i ochoczo ruszyła za Draculą i Ouzaru. Podobał jej się pomysł polowania w tak doborowym towarzystwie. Polowania to było coś co wprost uwielbiała. Wyprzedziła ich. Biegła lekkim truchtem niedaleko przed nimi, co jakiś czas zawracajac lub czekając chwilę. Na dziedzińcu pociągnęła nosem wciagając do płuc powietrze przesiąknięte zapachem krwi, strachu i bólu. Kłapnęła zębami kręcąc się przez chwilę niespokojnie między palami i węsząc uporczywie dokoła. Potem wróciła do pary, która zatrzymała się na chwilę. Wampir wyraźnie speszył się tym drobnym akcentem z jego stron rodzinnych. Wilczyca jednakże nie zwróciła na to większej uwagi. Teraz patrzyłą na zbliżającego się w ich stronę Księcia Ciemności. Już z daleka czuła jego obecność. Szastał magią jak fontanna rozchlapuje wodę. Musnał zaledwie futro na grzbiecie Wilczycy, gdyż ta wymknęła się przed jego dotykiem. Fretka przez chwilę ją zastanawiała postanowiła jednakże, że za chwilę zwróci na nia swoją uwagę. Wilczyca otworzyła paszczę pokazując kły i odezwała się używając języka towarzyszących jej ludzi:
- Nie straszy tylko pilnuje... - jej głos nie dość, że przypominał brzmieniem zepsutą piłę tarczową to jeszcze od długiego nieużywania był schrypnięty. Obróciła łeb tak, by spojrzeć na Ouz. W żółtych oczach bestii pojawiło się pytanie. I niema prośba, by nie odwlekać szykującej się zabawy...
Dopiero teraz przyjrzała się fretce nieznacznie wyciągając w jej stronę nos. Zwierzątko było drapieżnikiem. Groźnym i niebezpiecznym mimo niewielkich rozmiarów. Z szacunku dla wojowniczości i waleczności stworzonka WW zostawiła je w spokoju.
- Nie straszy tylko pilnuje... - jej głos nie dość, że przypominał brzmieniem zepsutą piłę tarczową to jeszcze od długiego nieużywania był schrypnięty. Obróciła łeb tak, by spojrzeć na Ouz. W żółtych oczach bestii pojawiło się pytanie. I niema prośba, by nie odwlekać szykującej się zabawy...
Dopiero teraz przyjrzała się fretce nieznacznie wyciągając w jej stronę nos. Zwierzątko było drapieżnikiem. Groźnym i niebezpiecznym mimo niewielkich rozmiarów. Z szacunku dla wojowniczości i waleczności stworzonka WW zostawiła je w spokoju.

Stała przed niemałym dylematem. A nawet dwoma. Po pierwsze nowy wystrój Zamczyska dziwnym trafem przypadł jej do gustu, ale nie chciała odstraszać przybywających tu osób. Jednym gestem dłoni przeniosła ponabijane na pal ciała na drugą stronę, by zdobiły swą obecnością teren tuż nad samym morzem. Musiała przy tym nieco wysunąć klif, by się zmieściły pod murami. Drugim problemem był sam Książę. Nieładnie było odmówić spaceru dawnemu przyjacielowi, lecz także jej gość nie powinien czekać zbyt długo na nią. Nie mówiąc o wilczycy, która zapewne już myślami łapała króliki w swe kły. Gospodyni uśmiechnęła się lekko.
- Hrabio, nic się nie stało, cieszę się, że się tu powoli zadamawiasz. Czuj się jak u siebie, tylko nie odstraszaj mi gości - stwierdziła puszczając do niego oczko.
Spojrzała wtedy na Księcia, zdawał się być znacznie potężniejszy od ich ostatniego spotkania, czyżby nadal studiował swą Księgę? Tak czy inaczej w tym miejscu i tak nie miał z Ouzaru szans, wszak była to jej domena, tylko ona mogła tu być Panią. Na tę myśl kobieta uśmiechnęła się zawadiacko od ucha do ucha i biorąc fretkę na ręce powiedziała:
- Dziękuję, że znalazłeś Hika. Szybko wrócę i będziemy mogli chwilę powspominać, zgoda? Nie chcę swą zwłoką wstrzymywać polowania - wyjaśniła i zaczęła ubierać stworzonko.
Założyła fretce, pomimo jej oporów i sprzeciwów, żółty płaszczyk z napisem:
KACZKI PRECZ!
FDS NA STOŁEK!
i puściła wolno stworzonko. Hik odbiegł kawałek siłując się z płaszczykiem, zatrzymał i prychnął niezadowolony odsłaniając ząbki. Co ciekawe, dużo miał ubytków w uzębieniu.
- Czemu ta fretka ma... powybijane zęby? - zapytał niepewnie Książę domyślając się już kim było stworzonko.
- Och, Hiku nie jest zadowolony ze swojej przemiany i ciągle mnie gryzie - wyjaśniła Ouz z łobuzerskim uśmiechem na ustach. - A teraz wybacz na jakiś czas, obiecuję szybko wrócić.
Z tymi słowami zagwizdała głośno i z bramy wybiegła czarna niczym noc klacz o sierści nakrapianej małymi jasnymi plamkami. Przy bliższym i uważniejszym przyjrzeniu się widać było, iż są to gwiazdy i konkretne konstelacje zimowego nieba.
- Yfandes lub Ikandis, jak wolicie - powiedziała kobieta i przytuliła się policzkiem do pyska klaczy.
Od razu wyczuli, iż nie była normalnym stworzeniem. Nie miała w ogóle zapachu, zdawała się nie istnieć w ogóle. Ucieleśnienie demona na planie fizycznym przybrało formę konia i wiernie służyło swej pani.
- Polowanie - powiedziała Ouzaru.
Klacz kiwnęła głową i pochyliła się, by kobieta mogła swobodnie wsiąść na jej grzbiet, gdyż nie miała siodła. Ouz z gracją wdrapała się, uchwyciła grzywy i usiadła 'po męsku'. Szybko jej suknia została zastąpiona przez wygodne skórzane spodnie, luźną koszulę i kamizelkę. Przy pasie pojawił się miecz i scimitar, na plecach łuk i kołczan.
- Hrabio, nic się nie stało, cieszę się, że się tu powoli zadamawiasz. Czuj się jak u siebie, tylko nie odstraszaj mi gości - stwierdziła puszczając do niego oczko.
Spojrzała wtedy na Księcia, zdawał się być znacznie potężniejszy od ich ostatniego spotkania, czyżby nadal studiował swą Księgę? Tak czy inaczej w tym miejscu i tak nie miał z Ouzaru szans, wszak była to jej domena, tylko ona mogła tu być Panią. Na tę myśl kobieta uśmiechnęła się zawadiacko od ucha do ucha i biorąc fretkę na ręce powiedziała:
- Dziękuję, że znalazłeś Hika. Szybko wrócę i będziemy mogli chwilę powspominać, zgoda? Nie chcę swą zwłoką wstrzymywać polowania - wyjaśniła i zaczęła ubierać stworzonko.
Założyła fretce, pomimo jej oporów i sprzeciwów, żółty płaszczyk z napisem:
KACZKI PRECZ!
FDS NA STOŁEK!
i puściła wolno stworzonko. Hik odbiegł kawałek siłując się z płaszczykiem, zatrzymał i prychnął niezadowolony odsłaniając ząbki. Co ciekawe, dużo miał ubytków w uzębieniu.
- Czemu ta fretka ma... powybijane zęby? - zapytał niepewnie Książę domyślając się już kim było stworzonko.
- Och, Hiku nie jest zadowolony ze swojej przemiany i ciągle mnie gryzie - wyjaśniła Ouz z łobuzerskim uśmiechem na ustach. - A teraz wybacz na jakiś czas, obiecuję szybko wrócić.
Z tymi słowami zagwizdała głośno i z bramy wybiegła czarna niczym noc klacz o sierści nakrapianej małymi jasnymi plamkami. Przy bliższym i uważniejszym przyjrzeniu się widać było, iż są to gwiazdy i konkretne konstelacje zimowego nieba.
- Yfandes lub Ikandis, jak wolicie - powiedziała kobieta i przytuliła się policzkiem do pyska klaczy.
Od razu wyczuli, iż nie była normalnym stworzeniem. Nie miała w ogóle zapachu, zdawała się nie istnieć w ogóle. Ucieleśnienie demona na planie fizycznym przybrało formę konia i wiernie służyło swej pani.
- Polowanie - powiedziała Ouzaru.
Klacz kiwnęła głową i pochyliła się, by kobieta mogła swobodnie wsiąść na jej grzbiet, gdyż nie miała siodła. Ouz z gracją wdrapała się, uchwyciła grzywy i usiadła 'po męsku'. Szybko jej suknia została zastąpiona przez wygodne skórzane spodnie, luźną koszulę i kamizelkę. Przy pasie pojawił się miecz i scimitar, na plecach łuk i kołczan.

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Książę skinął głową. -Od pewnego czasu nie miałem okazji ruszyć na polowanie, ani ogólnie walczyć... poza tym chętnie udam się z wami - dla towarzystwa- uśmiechnął się. Otworzył księgę, z której buchnął czarny dym. Z chmury ciemności uformował się czarny koń nieokreślonej płci o wściekłych czerwonych oczach. Książę usiadł na koniu bez siodła. Zwierzę, lub raczej bestia stanęła dęba, ale nie zarżała w żaden upiorny sposób. Był to zwykły koński głos. -Zaręczam, że mój środek transportu to zwykłe zwierzę (a nie jak można by przypuszczać demon czy nieumarły), ale z nieco innego świata.. przywykłem do tego środka transportu, jako jedyny okazywał dostateczną... odporność- mruknął. Podróże międzywymiarowe wymagały spore kondycji od zwierzęcia, wiele nie było w stanie im sprostać. Przy boku księcia pojawiła się strzelba o bardzo długiej acz wąskiej lufie. -Myśliwy bez oręża nie istnieje. Mógłbym się oczywiście sam zmienić w bestię i towarzyszyć Wilczycy, ale to już innym razem- uśmiechnął się. -Sądzę, że i tak sprawowałaby się lepiej... Zmiana kształtu pozostaje w kręgu moich specjalizacji, ale tak jak w wielu przypadkach - nieużywanych- spojrzał znów na Wilczycę. Ta jej forma budziła respekt.. lub raczej strach, w zależności od hartu ducha. -Wzrok dalej sprawny?- zapytał.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
