[Sag'Quap] Lochy Łotrów

-
- Kok
- Posty: 1438
- Rejestracja: wtorek, 20 grudnia 2005, 11:05
- Numer GG: 3327785
- Lokalizacja: 3city
Nadir
Dobrze... Nie wszyscy chętni do współpracy, ale co tam. Będą szli na koncu, niech cierpią za niesubrodynację. Nie zaznają walki, nie posmakują krwi. Dalej, do celu. Waleczni i dzielni za mną. rzucił i wydał rozkaz wymarszu. Misja byla w jego stylu, preferowal ostra walke z wieloma przeciwnikami, zapach krwi, walajace sie ciala dzialaly na niego jak afrodyzjaki. Mial cicha nadzieje, ze beda tam jacys ważni ludzie, ktorych bedzie mogl pochwycic i zaciagnac do swojego lochu. A tam juz wyjawili by wszystko co Z'avik by zechcial. Nawet jesli tego nie wiedzieli, i tak by gadali. Nie znal takich co nie gadali... Usmiechnal sie zlowieszczo pod nosem. Panie Szept, gdy dotrzemy do celu, ulokujemy sie nieopodal, a pan pojdzie sie rozejrzec. Chce wiedziec, co i ile tego tam jest, oraz jakie maja drogi ucieczki.
Dobrze... Nie wszyscy chętni do współpracy, ale co tam. Będą szli na koncu, niech cierpią za niesubrodynację. Nie zaznają walki, nie posmakują krwi. Dalej, do celu. Waleczni i dzielni za mną. rzucił i wydał rozkaz wymarszu. Misja byla w jego stylu, preferowal ostra walke z wieloma przeciwnikami, zapach krwi, walajace sie ciala dzialaly na niego jak afrodyzjaki. Mial cicha nadzieje, ze beda tam jacys ważni ludzie, ktorych bedzie mogl pochwycic i zaciagnac do swojego lochu. A tam juz wyjawili by wszystko co Z'avik by zechcial. Nawet jesli tego nie wiedzieli, i tak by gadali. Nie znal takich co nie gadali... Usmiechnal sie zlowieszczo pod nosem. Panie Szept, gdy dotrzemy do celu, ulokujemy sie nieopodal, a pan pojdzie sie rozejrzec. Chce wiedziec, co i ile tego tam jest, oraz jakie maja drogi ucieczki.
Czasami mam uczucie, że przede mną rozpościera się wielki ocean prawdy, a ja siedzę na plaży i bawię się kamykami. Ale pewnego dnia nauczę się po nim żeglować.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.

-
- Kok
- Posty: 1183
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 13:55
- Numer GG: 3374868
- Lokalizacja: otchłań
Parsival Gaveriell Galadium
Heh... Jestem Władcą wierzy i Panem Czasu. Hmmm... moją specjalizacją jest unieszkodliwianie ludzi i branie jeńców. Zamyślił się. Proszę tylko o to abym mógł pierwszy zadziałać. Wy ich tylko wyrżniecie, ale zostawcie kobiety i dzieci... Z'avik będzie chciał je sam zobaczeć.
Heh... Jestem Władcą wierzy i Panem Czasu. Hmmm... moją specjalizacją jest unieszkodliwianie ludzi i branie jeńców. Zamyślił się. Proszę tylko o to abym mógł pierwszy zadziałać. Wy ich tylko wyrżniecie, ale zostawcie kobiety i dzieci... Z'avik będzie chciał je sam zobaczeć.
jak piszę ortografy to nie poprawiaj... po wkurzamy BAZYL'E

-
- Kok
- Posty: 1245
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
- Lokalizacja: Legionowo
- Kontakt:

-
- Majtek
- Posty: 136
- Rejestracja: niedziela, 3 grudnia 2006, 17:04
Zarden:
-A więc ruszajmy robota na nas czeka- Rzucił krótko przez ramie ruszając za "szefem" ich grupy. Wyraz jego twarzy wyraźnie wskazywał, na to że był uszczęśliwiony nowym zleceniem. Od jakiegoś czasu bowiem nic ciekawego się nie działo, a zadania zlecane przez Pana Z'avika były banalne i nudne.
-A więc ruszajmy robota na nas czeka- Rzucił krótko przez ramie ruszając za "szefem" ich grupy. Wyraz jego twarzy wyraźnie wskazywał, na to że był uszczęśliwiony nowym zleceniem. Od jakiegoś czasu bowiem nic ciekawego się nie działo, a zadania zlecane przez Pana Z'avika były banalne i nudne.

-
- Szczur Lądowy
- Posty: 14
- Rejestracja: niedziela, 31 grudnia 2006, 00:30
Marvel

Pogoda nie była za ciekawa, ale i tak im sprzyjała. Wśród wszechobecnej szarości i zapowiedzi rychłego deszczu wszyscy postronni kierowali się do swoich domów. Poza tym łatwiej było zniknąć w cieniu kaptura.
Marvel zgrabnie opuściła powóz, rozejrzała się dookoła. Znajdowali się wśród ludzkich osiedli. Mieszkańcy najwyraźniej nie narzekali na brak funduszy. Trochę dalej stał budynek karczmy. Niewiele osób kręciło się w pobliżu.
- Nie będziemy się poruszać w zwartej grupie. Zachowujcie między sobą rozsądne odległości - mówiła półszeptem - Chwilowo zajrzymy do tamtej "jadłodajni". Ja idę pierwsza.
Naciągnęła kaptur płaszcza na głowę, rzuciła okiem na tabliczkę, którą dostała od Z'avika. Nieśpiesznym krokiem ruszyła w kierunku karczmy.

Pogoda nie była za ciekawa, ale i tak im sprzyjała. Wśród wszechobecnej szarości i zapowiedzi rychłego deszczu wszyscy postronni kierowali się do swoich domów. Poza tym łatwiej było zniknąć w cieniu kaptura.
Marvel zgrabnie opuściła powóz, rozejrzała się dookoła. Znajdowali się wśród ludzkich osiedli. Mieszkańcy najwyraźniej nie narzekali na brak funduszy. Trochę dalej stał budynek karczmy. Niewiele osób kręciło się w pobliżu.
- Nie będziemy się poruszać w zwartej grupie. Zachowujcie między sobą rozsądne odległości - mówiła półszeptem - Chwilowo zajrzymy do tamtej "jadłodajni". Ja idę pierwsza.
Naciągnęła kaptur płaszcza na głowę, rzuciła okiem na tabliczkę, którą dostała od Z'avika. Nieśpiesznym krokiem ruszyła w kierunku karczmy.
Strzeż się plucia pod wiatr.

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:

-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Zespół Marvel:
Karczma nazywała się 'Pod Lśniącym Słońcem', co akurat teraz zakrawało na poważną ironię. W środku było pełno - głównie elfy traw, najpopularniejsi mieszkańcy tych terenów, siedzieli w środku i powoli sączyli ziołowe piwo. Wystrój był niezwykły - pełen złoceń, ozdób, pulchnych aniołoków i fresków na ścianach. Ten budynek chyba na początku wcale nie miał być karczmą, ale kto wie?
Gdy tylko ostatni członek grupy wszedł do karczmy, lunął potężny deszcz. Zupełnie bez zapowiedzi, bez pierwszych kropel, bez huku gromów. Po prostu ściana wody nagle odgrodziła wnętrze od reszty świata, a huk potężnych mas wody na chwilę zagłuszył wszystko w karczmie. Ale już po momencie rozmowy wskoczyły na nowy poziom głośności, znów stają o krok powyżej zewnętrznego hałasu.
Karmczarz stał za ladą, a po zatłoczonej sali uwijały się trzy ludzkie kelnerki.
Zespół Nadira:
Droga dłużyła się niemiłosiernie, ale w końcu dotarliście na miejsce. Zostaliście kilkaset kroków od obozu, licząc na to że Szept zniknął wam z oczu nie po to żeby się wysikać, tylko po to żeby przeprowadzić zwiad.
Czekaliście dość długo, dochodziła już północ, gdy nagle z cienia rozlegl się głos:
- Dziewięciu kapłanów. Jeden mag. Siedmdziesięciu wojowników. Setka cywilów. Namioty dookoła miejsca święceń. Czteroosobowe. Małe warty. Śpią. - słowa padała z różnych miejsc, Szept krążył chyba wokół obozu. - Nasze miejsce czyste. - dodał po chwili.
Karczma nazywała się 'Pod Lśniącym Słońcem', co akurat teraz zakrawało na poważną ironię. W środku było pełno - głównie elfy traw, najpopularniejsi mieszkańcy tych terenów, siedzieli w środku i powoli sączyli ziołowe piwo. Wystrój był niezwykły - pełen złoceń, ozdób, pulchnych aniołoków i fresków na ścianach. Ten budynek chyba na początku wcale nie miał być karczmą, ale kto wie?
Gdy tylko ostatni członek grupy wszedł do karczmy, lunął potężny deszcz. Zupełnie bez zapowiedzi, bez pierwszych kropel, bez huku gromów. Po prostu ściana wody nagle odgrodziła wnętrze od reszty świata, a huk potężnych mas wody na chwilę zagłuszył wszystko w karczmie. Ale już po momencie rozmowy wskoczyły na nowy poziom głośności, znów stają o krok powyżej zewnętrznego hałasu.
Karmczarz stał za ladą, a po zatłoczonej sali uwijały się trzy ludzkie kelnerki.
Zespół Nadira:
Droga dłużyła się niemiłosiernie, ale w końcu dotarliście na miejsce. Zostaliście kilkaset kroków od obozu, licząc na to że Szept zniknął wam z oczu nie po to żeby się wysikać, tylko po to żeby przeprowadzić zwiad.
Czekaliście dość długo, dochodziła już północ, gdy nagle z cienia rozlegl się głos:
- Dziewięciu kapłanów. Jeden mag. Siedmdziesięciu wojowników. Setka cywilów. Namioty dookoła miejsca święceń. Czteroosobowe. Małe warty. Śpią. - słowa padała z różnych miejsc, Szept krążył chyba wokół obozu. - Nasze miejsce czyste. - dodał po chwili.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.

-
- Kok
- Posty: 1438
- Rejestracja: wtorek, 20 grudnia 2005, 11:05
- Numer GG: 3327785
- Lokalizacja: 3city
Nadir
Usmiechanal sie pod nosem. Maga i kaplanow niech zalatwia skrytobojcy. Nysasa tobie to powierzam i tych co paraja sie tym zawodem. No moze zostawcie ze 2 kaplanow przy zyciu, tylko dobrze ich ogluszcie. Ja, Pan Popiołów i Nieumierajacy bierzemy na siebie wojowników. Nekromanta wspierac bedzie nas z daleka, magowie niech tez beda w pogotowiu by wesprzec nasz czarami. Cywilów zarzynami wedle własnego uznania. Otwarta demolke zaczniemy gdy Nysasa z Szeptem wykonaja zadanie i dadza nam znac przez tabliczki. Do dziela! zakomendowal Twardoglowy.
Usmiechanal sie pod nosem. Maga i kaplanow niech zalatwia skrytobojcy. Nysasa tobie to powierzam i tych co paraja sie tym zawodem. No moze zostawcie ze 2 kaplanow przy zyciu, tylko dobrze ich ogluszcie. Ja, Pan Popiołów i Nieumierajacy bierzemy na siebie wojowników. Nekromanta wspierac bedzie nas z daleka, magowie niech tez beda w pogotowiu by wesprzec nasz czarami. Cywilów zarzynami wedle własnego uznania. Otwarta demolke zaczniemy gdy Nysasa z Szeptem wykonaja zadanie i dadza nam znac przez tabliczki. Do dziela! zakomendowal Twardoglowy.
Czasami mam uczucie, że przede mną rozpościera się wielki ocean prawdy, a ja siedzę na plaży i bawię się kamykami. Ale pewnego dnia nauczę się po nim żeglować.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.

-
- Kok
- Posty: 1183
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 13:55
- Numer GG: 3374868
- Lokalizacja: otchłań
Parsival Gaveriell Galadium
On wiedział jak zareagować. Natychmiast użył mocy prądu aby wrogowie nie mogli podnieść swoich mieczy. Zabijcie maga. Powiedział starając się utrzymać zaklęcie. Daj mi miecz Bożena. Powiedział. Dostał jeden z mieczy od swojej niewolnicy. Wzniósł go za pomocą magii wiatru i przywołał w jego stronę wszystkie miecze i metalowe skówki od pasków u spodni swoich wrogów. Wiedział, że do tego potrzeba magii prądu i metalu. Magii powietrza już nie używał ponieważ odżut w górę był wystarczający. Czekał tylko aż namioty zaczną wzlatywać i bezbronni ludzie zaczną być brani w niewolę.
On wiedział jak zareagować. Natychmiast użył mocy prądu aby wrogowie nie mogli podnieść swoich mieczy. Zabijcie maga. Powiedział starając się utrzymać zaklęcie. Daj mi miecz Bożena. Powiedział. Dostał jeden z mieczy od swojej niewolnicy. Wzniósł go za pomocą magii wiatru i przywołał w jego stronę wszystkie miecze i metalowe skówki od pasków u spodni swoich wrogów. Wiedział, że do tego potrzeba magii prądu i metalu. Magii powietrza już nie używał ponieważ odżut w górę był wystarczający. Czekał tylko aż namioty zaczną wzlatywać i bezbronni ludzie zaczną być brani w niewolę.
jak piszę ortografy to nie poprawiaj... po wkurzamy BAZYL'E

-
- Kok
- Posty: 1245
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
- Lokalizacja: Legionowo
- Kontakt:
Nysasa:
Załatwione - mruknął po czym zniknął towarzyszom z oczu. Wtopił się idealnie w otoczenie. Zaczął się skradać w kierunku celów. Rozpoznał sytuację. Wiedział, że jeżeli cele będą osobno będzie mógł zakraść się do nich i poszatkować ich swoim sztyletem. Jeśli jednak będą w grupie, lepszym rozwiązaniem będzie ustrzelenie ich z łuku.
Załatwione - mruknął po czym zniknął towarzyszom z oczu. Wtopił się idealnie w otoczenie. Zaczął się skradać w kierunku celów. Rozpoznał sytuację. Wiedział, że jeżeli cele będą osobno będzie mógł zakraść się do nich i poszatkować ich swoim sztyletem. Jeśli jednak będą w grupie, lepszym rozwiązaniem będzie ustrzelenie ich z łuku.
I tak nikt tego nie czyta...

-
- Szczur Lądowy
- Posty: 14
- Rejestracja: niedziela, 31 grudnia 2006, 00:30
Marvel

Poczuła, jak kostki owiewa jej chłodny podmuch wilgoci. Po mimo tego, ze teraz "była w pracy", cieszyła się, że nie musi przebywać na zewnątrz. Oczywiście, wszystko, w co wplątała się kilka lat temu wiązało się z poświęceniem i gotowością do działania w ciężkich i niekomfortowych warunkach, co nie zmienia faktu, że suche wnętrze było całkiem miłe.
Otoczenie było nad wyraz połyskliwe i przesłodzone. Próżność ściekała ze złoceń. Rzuciła okiem na towarzystwo, siedzące przy ławach. Nikt się nie wyróżniał. Cóż, na początek warto zaznajomić się z właścicielem. Jeszcze na chwilę odwróciła się ku podwładnym i szepnęła, niezwracając uwagi pozostałych:
- Zbierzcie jak najwięcej informacji. Nie narażać misji, nie naciskać, nie przeciągać struny.
Podeszła do lady, z miną wyrażająca ulgę zrzuciła z głowy kaptur i obdarzyła karczmarza niewinnym życzliwym uśmiechem.
- Witaj nasz dobrodzieju! Idealna pogoda, by napić się grzanego piwa - puściła do niego oczko - Ciągnie na nas straszny ziąb. W dodatku ta przenikliwa wilgoć, brrr... I podobno sytuacja w okolicy też nie za ciekawa, tak przynajmniej słyszałam. Nie było mnie tu już jakiś czas, ale pora wrócić na rodzinne łono. Niestety, wieści są niepokojące. Sama nie wiem, czy powinnam im wierzyć... A co pan o tym sadzi? Czy wisi nad nami jakieś paskudztwo?

Poczuła, jak kostki owiewa jej chłodny podmuch wilgoci. Po mimo tego, ze teraz "była w pracy", cieszyła się, że nie musi przebywać na zewnątrz. Oczywiście, wszystko, w co wplątała się kilka lat temu wiązało się z poświęceniem i gotowością do działania w ciężkich i niekomfortowych warunkach, co nie zmienia faktu, że suche wnętrze było całkiem miłe.
Otoczenie było nad wyraz połyskliwe i przesłodzone. Próżność ściekała ze złoceń. Rzuciła okiem na towarzystwo, siedzące przy ławach. Nikt się nie wyróżniał. Cóż, na początek warto zaznajomić się z właścicielem. Jeszcze na chwilę odwróciła się ku podwładnym i szepnęła, niezwracając uwagi pozostałych:
- Zbierzcie jak najwięcej informacji. Nie narażać misji, nie naciskać, nie przeciągać struny.
Podeszła do lady, z miną wyrażająca ulgę zrzuciła z głowy kaptur i obdarzyła karczmarza niewinnym życzliwym uśmiechem.
- Witaj nasz dobrodzieju! Idealna pogoda, by napić się grzanego piwa - puściła do niego oczko - Ciągnie na nas straszny ziąb. W dodatku ta przenikliwa wilgoć, brrr... I podobno sytuacja w okolicy też nie za ciekawa, tak przynajmniej słyszałam. Nie było mnie tu już jakiś czas, ale pora wrócić na rodzinne łono. Niestety, wieści są niepokojące. Sama nie wiem, czy powinnam im wierzyć... A co pan o tym sadzi? Czy wisi nad nami jakieś paskudztwo?
Strzeż się plucia pod wiatr.

-
- Kok
- Posty: 1438
- Rejestracja: wtorek, 20 grudnia 2005, 11:05
- Numer GG: 3327785
- Lokalizacja: 3city
Nadir
Kiedy dostał już wiadomość o uśmierceniu maga i kapłanów wydał z siebie złowieszczy śmiech.Teraz pora na nas. Kto zabije najwięcej cywili dostanie odznakę za waleczność i oddanie sprawie! zakrzyknął, wyjął 2 miecze i rzucił się do obozu. Po drodze zadzgał jeszcze spiących strażników, wpadł w środek obozu i zaczał wpadać do kolejnych namiotów bezlitośnie mordując śpiących
Kiedy dostał już wiadomość o uśmierceniu maga i kapłanów wydał z siebie złowieszczy śmiech.Teraz pora na nas. Kto zabije najwięcej cywili dostanie odznakę za waleczność i oddanie sprawie! zakrzyknął, wyjął 2 miecze i rzucił się do obozu. Po drodze zadzgał jeszcze spiących strażników, wpadł w środek obozu i zaczał wpadać do kolejnych namiotów bezlitośnie mordując śpiących
Czasami mam uczucie, że przede mną rozpościera się wielki ocean prawdy, a ja siedzę na plaży i bawię się kamykami. Ale pewnego dnia nauczę się po nim żeglować.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.

-
- Kok
- Posty: 1183
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 13:55
- Numer GG: 3374868
- Lokalizacja: otchłań

-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Marvel
Karczmarz podał grzane piwo z tacy stojącej nad kominkiem - widać wszyscy tutaj je ostatnio zamawiali, i w sumie nic dziwnego.
- Szczęście, nieszczęście... Ktoś próbuje tu coś z ziemią zrobić, ale ja nic o tym nie wiem. Niech panienka lepiej popyta tu klientów, może oni coś więcej słyszeli. - karczmarz wyraźnie był padnięty, nie chciało mu się gadać, i dlatego próbował opędzić się od Marvel.
Drużyna Nadira
Nysasa wyciął po kolei śpiących magów, współpracując z Szeptem. Po chwili wrócili z zakrwawionymi sztyletami do Nadira, który wydał rozkaz ataku. Cała grupa ruszyła mordować i rabować, robiąc w obozie krwawą łaźnię...
Teraz oczekuję od was ładnego opisu kawałka walki.
Karczmarz podał grzane piwo z tacy stojącej nad kominkiem - widać wszyscy tutaj je ostatnio zamawiali, i w sumie nic dziwnego.
- Szczęście, nieszczęście... Ktoś próbuje tu coś z ziemią zrobić, ale ja nic o tym nie wiem. Niech panienka lepiej popyta tu klientów, może oni coś więcej słyszeli. - karczmarz wyraźnie był padnięty, nie chciało mu się gadać, i dlatego próbował opędzić się od Marvel.
Drużyna Nadira
Nysasa wyciął po kolei śpiących magów, współpracując z Szeptem. Po chwili wrócili z zakrwawionymi sztyletami do Nadira, który wydał rozkaz ataku. Cała grupa ruszyła mordować i rabować, robiąc w obozie krwawą łaźnię...
Teraz oczekuję od was ładnego opisu kawałka walki.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.

-
- Szczur Lądowy
- Posty: 14
- Rejestracja: niedziela, 31 grudnia 2006, 00:30
Marvel

Marvel chwyciła kufel i zwróciła się do karczmarza, uśmiechając się przy tym:
- Wielkie dzięki.
Elfka rozejrzała się po sali. Szybko upatrzyła sobie ofiary. Przy jednej z ław siedziała wesoła i rozgadana grupka jej braci krwi. Nie wahała się ani chwili. Miała nadzieję, że skoro są tak skorzy do rozmowy będzie mogła się od nich czegoś dowiedzieć. Podeszła niemal bezszelestnie, co nie było warunkiem koniecznym, by postać niezauważonym wśród gwaru karczmy. Jednak dopiero w ostatniej chwili pozwoliła, by ją dostrzegli. Zagadnęła zawadiackim tonem:
- Witajcie panowie. Czy będziecie mieli coś przeciwko, by dama zajęła miejsce obok was? - nie czekając na odpowiedź, usiadła. - Widzę, że dobrze się bawicie, a i mnie przyda się odrobina rozrywki po długiej i ciężkiej podróży - załgała. - Doszły do mnie wieści, że i tutaj nie będzie lepiej... - przerwała znaczącym milczeniem, licząc, że sami pociągną interesujący ją wątek.
Prośba do MG: skoro nikt z należących do tej samej, co Marvel grupy się nie odzywa (gracz/gracze) to prosiłabym o przynajmniej tymczasowe pokierowanie postaciami, tj. chciałabym wiedzieć, co oni teraz robią.

Marvel chwyciła kufel i zwróciła się do karczmarza, uśmiechając się przy tym:
- Wielkie dzięki.
Elfka rozejrzała się po sali. Szybko upatrzyła sobie ofiary. Przy jednej z ław siedziała wesoła i rozgadana grupka jej braci krwi. Nie wahała się ani chwili. Miała nadzieję, że skoro są tak skorzy do rozmowy będzie mogła się od nich czegoś dowiedzieć. Podeszła niemal bezszelestnie, co nie było warunkiem koniecznym, by postać niezauważonym wśród gwaru karczmy. Jednak dopiero w ostatniej chwili pozwoliła, by ją dostrzegli. Zagadnęła zawadiackim tonem:
- Witajcie panowie. Czy będziecie mieli coś przeciwko, by dama zajęła miejsce obok was? - nie czekając na odpowiedź, usiadła. - Widzę, że dobrze się bawicie, a i mnie przyda się odrobina rozrywki po długiej i ciężkiej podróży - załgała. - Doszły do mnie wieści, że i tutaj nie będzie lepiej... - przerwała znaczącym milczeniem, licząc, że sami pociągną interesujący ją wątek.
Prośba do MG: skoro nikt z należących do tej samej, co Marvel grupy się nie odzywa (gracz/gracze) to prosiłabym o przynajmniej tymczasowe pokierowanie postaciami, tj. chciałabym wiedzieć, co oni teraz robią.
Strzeż się plucia pod wiatr.

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Siewca i Zdobywczyni:
Siewca pozostal przy Marvel. Poczuwał sie do funkcji jej "obstawy", z którą zapewne podróżowała każda wżneijsza dama. Zdobywczyni zaczęła szukać stolika z meżczyznami na tyle nawinymi, by zdołać ich w sobie rozkochać... w koncu tu i tak nie zdobedzie żadnych wiadomości, wiec mozę trochę się zabawic cudzym kosztem... chociaż może... kto wie, może któryś z nich będzie cios wiedział o bractwie.. trzeba chyba do nich jakś nawiązać...
Siewca pozostal przy Marvel. Poczuwał sie do funkcji jej "obstawy", z którą zapewne podróżowała każda wżneijsza dama. Zdobywczyni zaczęła szukać stolika z meżczyznami na tyle nawinymi, by zdołać ich w sobie rozkochać... w koncu tu i tak nie zdobedzie żadnych wiadomości, wiec mozę trochę się zabawic cudzym kosztem... chociaż może... kto wie, może któryś z nich będzie cios wiedział o bractwie.. trzeba chyba do nich jakś nawiązać...
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

-
- Kok
- Posty: 1438
- Rejestracja: wtorek, 20 grudnia 2005, 11:05
- Numer GG: 3327785
- Lokalizacja: 3city
Nie wiem jak reszta, wiec pisze tylko za siebie
Nadir
Z szydercza mina ruszyl przed siebie. Gdy dostrzegl pierwszych niczego nie podejrzewajacych straznikow, cichaczem zblizyl sie. W obu rekach trzymal poltoraki, ktore dla niego byly jak male scyzoryki. Skoczyl miedzy wartownikow z wiesniackim okrzykiem "It's showtime" i krzyzujac przed soba rece przebil bezproblemowo obydwu wojownikow. Zasmial sie zlowrogo. Nie mial zamiaru sie juz ukrywac. Ruszyl biegiem w stronę centrum obozu. Wpadl do pierwszego namiotu. Bylo w nim 4 cywyli. Krzyk przerazenia na nic sie nie zdal. Nadir zamaszystym ruchem odcial pierwszemu glowe, drugiego cial od barku w dól, tak ze ostrze rozcielo bark, a przy okazji tez klatke piersiowa i zatrzymalo sie w okolicy jamy brzusznej. Blagania o litosc tylko wzbudzaly w nim chec mordu. Musial sie jednak spieszyc, jesli chcial zbrukac swe miecze jak najwieksza iloscia krwi. Nie silił sie wiec na jakies perfidne zabijanie. Po prostu sprawnie rozcial glowy pozostalej dwójce i ruszyl dalej. Zlapal za pochodnie palącego się ogniska, i rzucił ją na najbliższy namiot. Sam do niego podbiegl i rocial podtrzymujace liny, tak by sie zapadl, i wyjscie spod wielkiego plonącego tworzywa bylo niemozliwe. Krzyk palacych sie zywcem wywowal usmiech na jego kamiennej twarzy. I obudzil wojownikow. Wybiegali nieskladnie, zdenerwowani, nieprzygotowani. Nadir tylko czekał. Pierwszy po prostu sam nabił się na miecz. Drugiego ciął przez brzuch płasko, wyciągając miecz do następnego morderczego ciosu. Wolnym mieczem sparowal atak, drugim cial od dolu, rozcinajac delikwenta od krocza niemal do polowy tułowia. Potem zaczęło się robić już coraz bardziej profesjonalnie. Zołnierze zberali się w kupę i ruszyli na niego ławą. Twardogłowy nic sobie jednak z taktyk nie robił. Sam biegiem puścił się na nich szczerząc się złowrogo.Wpadł w tłum, który natychmiast go otoczył. Ciosy spadały raz po raz, jednak udawało mu się je odbijać, samemu wyprowadzając krótke smiertelne pchnięcia. Zaletą walki ztłumem jest to, że gdziekolwiek byś nie wysunął miecza, zawsze w kogoś trafisz. Jednak na miejsce martwych, pojawiali się nowi, a Nadira nieco zaczęło już to męczyć. Zrezygnował z parowania. Przeszedł do tego co lubil bardziej- do zabawy w berserkera. Gdy conajmniej 3 miecze próbowały go przebic, niespodziewanie kucnął, rozłożył ręce i zakręcił mieczami potężnego młynka, tnąc po nogach wielu wojowników. Gdy zrobiło się luzniej, zaczał wychodzic z piruetu w górę, nadal kręcać się i tnąc niemal na oslep. Gdy wojownicy odskoczyli by przemyslec kolejny atak, Nadir z satysfakcją doskakiwał do tych leżących z pociętymi nogami, ktorym nie udalo się odczołgac i z szalenczym smiechem zaczał ich dobijać. Gdy skonczyl spojrzal rozbieganymi oczami po wojownikach.No! Dalej! Chodzcie do mnie! wrzeszczał.
Nadir
Z szydercza mina ruszyl przed siebie. Gdy dostrzegl pierwszych niczego nie podejrzewajacych straznikow, cichaczem zblizyl sie. W obu rekach trzymal poltoraki, ktore dla niego byly jak male scyzoryki. Skoczyl miedzy wartownikow z wiesniackim okrzykiem "It's showtime" i krzyzujac przed soba rece przebil bezproblemowo obydwu wojownikow. Zasmial sie zlowrogo. Nie mial zamiaru sie juz ukrywac. Ruszyl biegiem w stronę centrum obozu. Wpadl do pierwszego namiotu. Bylo w nim 4 cywyli. Krzyk przerazenia na nic sie nie zdal. Nadir zamaszystym ruchem odcial pierwszemu glowe, drugiego cial od barku w dól, tak ze ostrze rozcielo bark, a przy okazji tez klatke piersiowa i zatrzymalo sie w okolicy jamy brzusznej. Blagania o litosc tylko wzbudzaly w nim chec mordu. Musial sie jednak spieszyc, jesli chcial zbrukac swe miecze jak najwieksza iloscia krwi. Nie silił sie wiec na jakies perfidne zabijanie. Po prostu sprawnie rozcial glowy pozostalej dwójce i ruszyl dalej. Zlapal za pochodnie palącego się ogniska, i rzucił ją na najbliższy namiot. Sam do niego podbiegl i rocial podtrzymujace liny, tak by sie zapadl, i wyjscie spod wielkiego plonącego tworzywa bylo niemozliwe. Krzyk palacych sie zywcem wywowal usmiech na jego kamiennej twarzy. I obudzil wojownikow. Wybiegali nieskladnie, zdenerwowani, nieprzygotowani. Nadir tylko czekał. Pierwszy po prostu sam nabił się na miecz. Drugiego ciął przez brzuch płasko, wyciągając miecz do następnego morderczego ciosu. Wolnym mieczem sparowal atak, drugim cial od dolu, rozcinajac delikwenta od krocza niemal do polowy tułowia. Potem zaczęło się robić już coraz bardziej profesjonalnie. Zołnierze zberali się w kupę i ruszyli na niego ławą. Twardogłowy nic sobie jednak z taktyk nie robił. Sam biegiem puścił się na nich szczerząc się złowrogo.Wpadł w tłum, który natychmiast go otoczył. Ciosy spadały raz po raz, jednak udawało mu się je odbijać, samemu wyprowadzając krótke smiertelne pchnięcia. Zaletą walki ztłumem jest to, że gdziekolwiek byś nie wysunął miecza, zawsze w kogoś trafisz. Jednak na miejsce martwych, pojawiali się nowi, a Nadira nieco zaczęło już to męczyć. Zrezygnował z parowania. Przeszedł do tego co lubil bardziej- do zabawy w berserkera. Gdy conajmniej 3 miecze próbowały go przebic, niespodziewanie kucnął, rozłożył ręce i zakręcił mieczami potężnego młynka, tnąc po nogach wielu wojowników. Gdy zrobiło się luzniej, zaczał wychodzic z piruetu w górę, nadal kręcać się i tnąc niemal na oslep. Gdy wojownicy odskoczyli by przemyslec kolejny atak, Nadir z satysfakcją doskakiwał do tych leżących z pociętymi nogami, ktorym nie udalo się odczołgac i z szalenczym smiechem zaczał ich dobijać. Gdy skonczyl spojrzal rozbieganymi oczami po wojownikach.No! Dalej! Chodzcie do mnie! wrzeszczał.
Czasami mam uczucie, że przede mną rozpościera się wielki ocean prawdy, a ja siedzę na plaży i bawię się kamykami. Ale pewnego dnia nauczę się po nim żeglować.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.
