[Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo

-
- Mat
- Posty: 494
- Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
- Lokalizacja: Z Pustki
Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo
Xan, Aine, walające sie wszędzie odłamki statku i pył drzewny
- Niestety nie wiem jak go odseparować, najprostszym sposobem byłoby zwyczajnie trzasnąć go kilka razy w głowę i powtarzać czynność aż przestanie się ruszać, ale ta opcja raczej nie wchodzi w rachubę. Ale być może uda się coś wymyśle, jakaś biblioteka by się przydała. Co do Ahimeda nie wiem, wiem że nie podoba mi się że kiedy oni oferowali darmowy posiłek to prysnął a głodowali tyle samo co my. No i nie, nie rozumiem praktycznie nic z tgo mętliku, wiem tylko mniej więcej gdzie jesteśmy i tyle. Będę musiał to sobie jakoś poukładać.
- To jest właśnie najdziwniejsze... - zamyśliła się. - Nie wahał się prosić nas o zapasy na pełnym morzu, ale tu po dotarciu do portu rozpłynął się w powietrzu zaraz jak pojawił się Gryffin - dodała. - Dobrze by było go znaleźć i się dowiedzieć o co mu chodzi. Bo mam pewne opory przed takim przedwczesnym oskarżaniem go o cokolwiek... Dowodów nie mamy w sumie - myślała na glos dzieląc się ze smokiem swoimi przemyśleniami.
- Pewnie że dobrze byłoby go znaleźć ale do tego czasu jak go znajdziemy to będzie miał już dobrą historyjkę o kontrabandzie przewożonej na pokładzie lub coś podobnego i pozostawi nas bez odpowiedzi. Ciężko będzie coś wyciągnąć, ale kto wie, może się uda.
- Wtedy zostawimy go sam na sam z Kasandra... Albo damy się wyżyć naszemu nawiedzonemu magowi - powiedziała zerkając na smoka z wesołym błyskiem w oku. - Zawsze znajdzie się sposób. Ale masz racje... - westchnęła. - W niezłe bajoro wdepnęliśmy. Na dodatek cos mi się nie chce wierzyć ze na podstawie kilku morderstw dokonanych przez demony ktoś wywnioskował ze to zbliża się zmartwychwstanie Shabranigdo... Mało wiarygodna ta historyjka bo za mało na to dowodów... - powiedziała. - W każdym razie my znamy za mało...
- Pozostawienie ich samym sobie nie wchodzi w rachubę, nasze kółko czarnej magii zniosło by po drodze pół kolejnego miasta, hmm to byłoby już trzecie pod rząd, mielibyśmy stu procentową skuteczność. Opcja niewarta przemyślenia. Co do morderstw podejrzewam ze to nie było kilka, choć takie ofiarne akty są dosyć potężne, po drugie na razie dostaliśmy powierzchowne informacje, bardziej mnie ciekawi to, kim jest jego doradca, że jest tak dobrze poinformowany.
- Co by to nie było jednego jestem pewna. Jeśli to są demony to na ile możemy po przeszkadzamy im trochę. Nie jest ważne jakie to demony... Demon to demon a sposoby na dokuczenie mu są rożne - wzruszyła ramionami. - Tez mnie ten doradca ciekawi. Wie zaskakująco dużo... Albo udaje ze wie - powiedziała nieufnie. Tyle się ostatnio wydarzyło ze przestała wierzyć na słowo. Potrzebowała dowodów.
- No cóż, ostatnio raczej nie mamy co narzekać na brak czegoś co mogłoby nam urozmaicić czas. Zaczynając od demona, przechodząc przez jaszczurkę i krakena na lekko zmienionym elfie kończąc. Z drugiej strony chwilowo mamy przynajmniej kogoś kto jest w stanie zaspokoić kas seksualnie i emocjonalnie. No ale chwilowo proponuję iść do Gryfina, może tam dostaniemy jakieś odpowiedzi.
Z gardła Aine doszedł uszu Xana dziwny dźwięk którym skwitowała jego słowa. Przypominał cos miedzy chrząknięciem i kaszlnięciem. - Thaa... Do Gryffina - mruknęła niewyraźnie. Chyba nie umiała poruszać pewnych tematów.
- No wiesz, jeśli ktoś za cos takiego chce mi jeszcze zapłacić albo oferować trochę wiedzy to wypadałoby się przynajmniej zapoznać z ofertą, chyba ze chodzi Ci o coś innego? - Smok nie do końca był pewien co ta dziwna reakcja Aine oznaczała, nie był dobry w rozczytywaniu ludzkich emocji.
Dziewczyna obróciła się do Xana - Nie, nie! Nie o to mi chodziło. Nieważne! - zamachała przy tym rękami i pokręciła głową tak ze smok miał wrażenie ze ta jej się zaraz urwie. Mógł tez przysiąc ze dziewczyna ma czerwone uszy. pod ta chusta twarzy nie widział.
- Masz co do niego jakieś obiekcje? Wiem ze jak na ponoć koronowaną głowę zachowuję ze tak powiem dużą dozę swobody i jest dość otwarty, ale jeśli dysponuje taka mocą jak mi się wydaje, to chyba może sobie pozwolić na chodzenie bez straży i tym podobne sprawy. Znowu nie trafiłem? - Smok był zdeterminowany jednak dowiedzieć się o co chodziło dziewczynie
- E... Nie... Nie mam nic do niego - powiedziała z bezradnym uśmiechem i znów zamachała rękami w obronnym geście. - Jest trochę dziwny jak na władcę ale który władca nie jest? - zaśmiała się mrużąc oczy.
- No niektórzy martwi nie są, ale wracając do rzeczy, o co chodzi, coś nie tak? Oprócz kilku co bardziej nienaturalnych rzeczy jak chora głowa mera, demony, smoki, magia i inne takie?
- E... No nie... Nie... No wszystko w porządku - broniła się znów machając rękami. Zaśmiała się niepewnie, trochę tak jakby miała czkawkę. Uszy miała czerwone jakby je ktoś jaskrawa farbą pomalował.
- No skoro wszystko w porządku- powiedział nie do końca tego pewny Xan- to w porządku. To jak idziemy odwiedzić tutejszego władcę? Swoją droga chętnie uciąłbym pogawędkę z drzewcami.
Coś na kształt ulgi odmalowało się w oczach dziewczyny nim znów obróciła się w stronę pałacu do którego zmierzali. - Tak to dobry pomysł... Hmm... Gryffin mówił cos o drzewie Flaguun... Czy on nie został zniszczony przez Phibrizzo? - zastanowiła się na glos.
- No cóż nie wszystko co zniszczone takim pozostaje, a może nigdy nie został zniszczony, kto wie?
- No racja... Na przykład Shabranigdo miał być zniszczony już dawno a tymczasem lubi sobie czasem wstać - mruknęła w zamyśleniu.
- No wiesz Cepheid też się podzielił, poszczególne jego części tez się budziły
- Pech ze my ludzie nie możemy się podzielić i wstawać. Bo wygląda na tym ze wszyscy inni mogą - westchnęła ironicznie.
- Z tym wstawaniem to dziwna sprawa, generalnie to ciężko jest to zrobić a ich podział był wyłącznie efektem niedokończonej bitwy... i to mnie martwi. Nie chciałbym być na tym świecie w momencie ich walki, wiesz ponoć podczas tej walki dopiero świat został uformowany ech z tak skąpymi informacjami jakie mamy ciężko jest dywagować.
- Bitwa się skończy w chwili gdy skończy się świat - burknęła przedrzeźniając proroków i wielkich filozofów wypowiadających się na ten temat niejednokrotnie. - Nie zastanawiajmy się nad czymś co od nas nie zależy. Zastanówmy się lepiej co zrobić by ten Shabra-babra leżał tam gdzie leży i nie wstawał. To możemy zrobić i udowodniono to już parę razy - powiedziała z westchnieniem.
- Tia, a co do walki, to świat może się skończyć nieco później jak dobrze pójdzie. Mniejsza o to. To chyba tutaj.
- Mam nadzieje. Bo moje nogi protestują przed dłuższa wycieczka. Jak jeszcze trzeba będzie wejść po schodach to w pierwszej kolejności na miejscu się zdrzemnę - mruknęła szczerze. Po tym sprzątaniu w porcie była nieco zmęczona. Statek był duży...
- Niestety nie wiem jak go odseparować, najprostszym sposobem byłoby zwyczajnie trzasnąć go kilka razy w głowę i powtarzać czynność aż przestanie się ruszać, ale ta opcja raczej nie wchodzi w rachubę. Ale być może uda się coś wymyśle, jakaś biblioteka by się przydała. Co do Ahimeda nie wiem, wiem że nie podoba mi się że kiedy oni oferowali darmowy posiłek to prysnął a głodowali tyle samo co my. No i nie, nie rozumiem praktycznie nic z tgo mętliku, wiem tylko mniej więcej gdzie jesteśmy i tyle. Będę musiał to sobie jakoś poukładać.
- To jest właśnie najdziwniejsze... - zamyśliła się. - Nie wahał się prosić nas o zapasy na pełnym morzu, ale tu po dotarciu do portu rozpłynął się w powietrzu zaraz jak pojawił się Gryffin - dodała. - Dobrze by było go znaleźć i się dowiedzieć o co mu chodzi. Bo mam pewne opory przed takim przedwczesnym oskarżaniem go o cokolwiek... Dowodów nie mamy w sumie - myślała na glos dzieląc się ze smokiem swoimi przemyśleniami.
- Pewnie że dobrze byłoby go znaleźć ale do tego czasu jak go znajdziemy to będzie miał już dobrą historyjkę o kontrabandzie przewożonej na pokładzie lub coś podobnego i pozostawi nas bez odpowiedzi. Ciężko będzie coś wyciągnąć, ale kto wie, może się uda.
- Wtedy zostawimy go sam na sam z Kasandra... Albo damy się wyżyć naszemu nawiedzonemu magowi - powiedziała zerkając na smoka z wesołym błyskiem w oku. - Zawsze znajdzie się sposób. Ale masz racje... - westchnęła. - W niezłe bajoro wdepnęliśmy. Na dodatek cos mi się nie chce wierzyć ze na podstawie kilku morderstw dokonanych przez demony ktoś wywnioskował ze to zbliża się zmartwychwstanie Shabranigdo... Mało wiarygodna ta historyjka bo za mało na to dowodów... - powiedziała. - W każdym razie my znamy za mało...
- Pozostawienie ich samym sobie nie wchodzi w rachubę, nasze kółko czarnej magii zniosło by po drodze pół kolejnego miasta, hmm to byłoby już trzecie pod rząd, mielibyśmy stu procentową skuteczność. Opcja niewarta przemyślenia. Co do morderstw podejrzewam ze to nie było kilka, choć takie ofiarne akty są dosyć potężne, po drugie na razie dostaliśmy powierzchowne informacje, bardziej mnie ciekawi to, kim jest jego doradca, że jest tak dobrze poinformowany.
- Co by to nie było jednego jestem pewna. Jeśli to są demony to na ile możemy po przeszkadzamy im trochę. Nie jest ważne jakie to demony... Demon to demon a sposoby na dokuczenie mu są rożne - wzruszyła ramionami. - Tez mnie ten doradca ciekawi. Wie zaskakująco dużo... Albo udaje ze wie - powiedziała nieufnie. Tyle się ostatnio wydarzyło ze przestała wierzyć na słowo. Potrzebowała dowodów.
- No cóż, ostatnio raczej nie mamy co narzekać na brak czegoś co mogłoby nam urozmaicić czas. Zaczynając od demona, przechodząc przez jaszczurkę i krakena na lekko zmienionym elfie kończąc. Z drugiej strony chwilowo mamy przynajmniej kogoś kto jest w stanie zaspokoić kas seksualnie i emocjonalnie. No ale chwilowo proponuję iść do Gryfina, może tam dostaniemy jakieś odpowiedzi.
Z gardła Aine doszedł uszu Xana dziwny dźwięk którym skwitowała jego słowa. Przypominał cos miedzy chrząknięciem i kaszlnięciem. - Thaa... Do Gryffina - mruknęła niewyraźnie. Chyba nie umiała poruszać pewnych tematów.
- No wiesz, jeśli ktoś za cos takiego chce mi jeszcze zapłacić albo oferować trochę wiedzy to wypadałoby się przynajmniej zapoznać z ofertą, chyba ze chodzi Ci o coś innego? - Smok nie do końca był pewien co ta dziwna reakcja Aine oznaczała, nie był dobry w rozczytywaniu ludzkich emocji.
Dziewczyna obróciła się do Xana - Nie, nie! Nie o to mi chodziło. Nieważne! - zamachała przy tym rękami i pokręciła głową tak ze smok miał wrażenie ze ta jej się zaraz urwie. Mógł tez przysiąc ze dziewczyna ma czerwone uszy. pod ta chusta twarzy nie widział.
- Masz co do niego jakieś obiekcje? Wiem ze jak na ponoć koronowaną głowę zachowuję ze tak powiem dużą dozę swobody i jest dość otwarty, ale jeśli dysponuje taka mocą jak mi się wydaje, to chyba może sobie pozwolić na chodzenie bez straży i tym podobne sprawy. Znowu nie trafiłem? - Smok był zdeterminowany jednak dowiedzieć się o co chodziło dziewczynie
- E... Nie... Nie mam nic do niego - powiedziała z bezradnym uśmiechem i znów zamachała rękami w obronnym geście. - Jest trochę dziwny jak na władcę ale który władca nie jest? - zaśmiała się mrużąc oczy.
- No niektórzy martwi nie są, ale wracając do rzeczy, o co chodzi, coś nie tak? Oprócz kilku co bardziej nienaturalnych rzeczy jak chora głowa mera, demony, smoki, magia i inne takie?
- E... No nie... Nie... No wszystko w porządku - broniła się znów machając rękami. Zaśmiała się niepewnie, trochę tak jakby miała czkawkę. Uszy miała czerwone jakby je ktoś jaskrawa farbą pomalował.
- No skoro wszystko w porządku- powiedział nie do końca tego pewny Xan- to w porządku. To jak idziemy odwiedzić tutejszego władcę? Swoją droga chętnie uciąłbym pogawędkę z drzewcami.
Coś na kształt ulgi odmalowało się w oczach dziewczyny nim znów obróciła się w stronę pałacu do którego zmierzali. - Tak to dobry pomysł... Hmm... Gryffin mówił cos o drzewie Flaguun... Czy on nie został zniszczony przez Phibrizzo? - zastanowiła się na glos.
- No cóż nie wszystko co zniszczone takim pozostaje, a może nigdy nie został zniszczony, kto wie?
- No racja... Na przykład Shabranigdo miał być zniszczony już dawno a tymczasem lubi sobie czasem wstać - mruknęła w zamyśleniu.
- No wiesz Cepheid też się podzielił, poszczególne jego części tez się budziły
- Pech ze my ludzie nie możemy się podzielić i wstawać. Bo wygląda na tym ze wszyscy inni mogą - westchnęła ironicznie.
- Z tym wstawaniem to dziwna sprawa, generalnie to ciężko jest to zrobić a ich podział był wyłącznie efektem niedokończonej bitwy... i to mnie martwi. Nie chciałbym być na tym świecie w momencie ich walki, wiesz ponoć podczas tej walki dopiero świat został uformowany ech z tak skąpymi informacjami jakie mamy ciężko jest dywagować.
- Bitwa się skończy w chwili gdy skończy się świat - burknęła przedrzeźniając proroków i wielkich filozofów wypowiadających się na ten temat niejednokrotnie. - Nie zastanawiajmy się nad czymś co od nas nie zależy. Zastanówmy się lepiej co zrobić by ten Shabra-babra leżał tam gdzie leży i nie wstawał. To możemy zrobić i udowodniono to już parę razy - powiedziała z westchnieniem.
- Tia, a co do walki, to świat może się skończyć nieco później jak dobrze pójdzie. Mniejsza o to. To chyba tutaj.
- Mam nadzieje. Bo moje nogi protestują przed dłuższa wycieczka. Jak jeszcze trzeba będzie wejść po schodach to w pierwszej kolejności na miejscu się zdrzemnę - mruknęła szczerze. Po tym sprzątaniu w porcie była nieco zmęczona. Statek był duży...
K.M.N.
Don't make me dance on your grave...
Don't make me dance on your grave...

-
- Mat
- Posty: 440
- Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
- Numer GG: 0
Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo
Aine wraz ze smokiem, dostrzegli po krótkim czasie pałac. Był przynajmniej z wierzchu, wykonany z białego marmuru. Był strzelisty a wież było zaskakująco dużo. Wokół większości z nich, latały wstęgi magii. Z niektórych słychac było magiczne szumy, z innych wybuchy. Ku miłemu zaskoczeniu Aine, do pałacu prowadziły ledwie trzy szerokie stopnie.
Do jednej z wież, wleciał jakis facet. Wceciał, stojąc na czymś, co przypominało latającą deskę. Bardzo długą i wąską z krótkim sztywnym, prostym ogonkiem. Pałac, był wewnątrz zbudowany z innego materiału. Nietrudno było go rozpoznac. Był to Orichalkon. Kamień, wyglądający jak granit, jednak posiadający niezwykłe właściwości. jest w stanie zniwelowac każdą magię, o mocy tym wiekszej im większy jest kawałek kamienia. Wyglądało na to, że pałac wyłożony jest wewnątrz w takiej ilości, że niadałobysię zburzyc murów nawet zaklęciem rytualnym bądź legendarnym Dragu Slave, gdyby rzucic je wewnątrz. Po chwili, zauważyli nadchodzącego Króla.
-Tylko was dwoje? Cóż... zapraszam - Wskazał drzwi do jakiegoś gabinetu. - Mam nadzieję, że reszta także przyjdzie...
W tym czasie, Renevan wślizgnął się do któregoś z domów. Dobrze trafił. To był dom bogatego kupca. Mnóstwo pierścieni, branzolet i innej biżuterii wysadzanych drogimi kamieniami leżało na szafie. Prawdopodobnie należały do żony kupca. Ren, zadziwiająco szybko znalazł sejf. Zabrał z niego trzy tysiące.... Illinońskich florenów. Zdziwiło go, że pięniądze te, są papierowe... papierowe banknoty... Do czego ten świat zmierza...
Pomyślał i zabrał je. Jakis kot syknął na niego. Biały, długowłosy, puchatykot o ślicznej mordce, zwinął sie z bólu i wydał z siebie bolesny wrzask. Zdechł w końcu wywalając jęzor na wierzch. Ren uśmiechnął się drwiąco i wyszedł. Prawdopodobnie znalazłby więcej sejfów, ale kot mógł swym wrzaskiem zwrócic uwagę kupca. Zwinnie zainkantował i wślizgnął się w cień. W samą porę, bo do domu, wbiegł przestraszony kupiec, o centymetr mijajac niewidocznego elfa. Gdy już wyszedł, z domu, słuchac było "Moje złoto! Moje pieniądze! Co jest..... Mój mały Figlens!"
Co za durne imię.... Pomyślał Ren. Już miał wrócic do domu i nakopac kupcowi dorzyci za nazwanie kota w ten sposób, gdy w mniejszej uliczce, zobaczył Kas i Zaphirela. Rezem.... To teraz ona z nim będzie się pieprzyc? A i niech tam... po ulicy chodzi mnóstwo dziewek.... wystarczy jedną uspic.... i jazda... Chociarz... z porzytomna i wyrywajaca się, jest lepsza zabawa.... - Rozmarzył się. Uliczka była dobrze oświetlona. Nie mógł sie skryc.
-No i co? Czego za mną łazicie co? Mało ci skarbie? -zwrócił się do Kass - Widzę że masz już tego marnego iluzjonistę! Co? Za mało ci go? Oooo.... nie ma mowy na rzadne trójkąty. Nie takie. Ja z facetem do łózka nie idę! - Znów zatoczył się, ale złapał szybko równowagę. - No... To gadac czego checie!
Do jednej z wież, wleciał jakis facet. Wceciał, stojąc na czymś, co przypominało latającą deskę. Bardzo długą i wąską z krótkim sztywnym, prostym ogonkiem. Pałac, był wewnątrz zbudowany z innego materiału. Nietrudno było go rozpoznac. Był to Orichalkon. Kamień, wyglądający jak granit, jednak posiadający niezwykłe właściwości. jest w stanie zniwelowac każdą magię, o mocy tym wiekszej im większy jest kawałek kamienia. Wyglądało na to, że pałac wyłożony jest wewnątrz w takiej ilości, że niadałobysię zburzyc murów nawet zaklęciem rytualnym bądź legendarnym Dragu Slave, gdyby rzucic je wewnątrz. Po chwili, zauważyli nadchodzącego Króla.
-Tylko was dwoje? Cóż... zapraszam - Wskazał drzwi do jakiegoś gabinetu. - Mam nadzieję, że reszta także przyjdzie...
W tym czasie, Renevan wślizgnął się do któregoś z domów. Dobrze trafił. To był dom bogatego kupca. Mnóstwo pierścieni, branzolet i innej biżuterii wysadzanych drogimi kamieniami leżało na szafie. Prawdopodobnie należały do żony kupca. Ren, zadziwiająco szybko znalazł sejf. Zabrał z niego trzy tysiące.... Illinońskich florenów. Zdziwiło go, że pięniądze te, są papierowe... papierowe banknoty... Do czego ten świat zmierza...
Pomyślał i zabrał je. Jakis kot syknął na niego. Biały, długowłosy, puchatykot o ślicznej mordce, zwinął sie z bólu i wydał z siebie bolesny wrzask. Zdechł w końcu wywalając jęzor na wierzch. Ren uśmiechnął się drwiąco i wyszedł. Prawdopodobnie znalazłby więcej sejfów, ale kot mógł swym wrzaskiem zwrócic uwagę kupca. Zwinnie zainkantował i wślizgnął się w cień. W samą porę, bo do domu, wbiegł przestraszony kupiec, o centymetr mijajac niewidocznego elfa. Gdy już wyszedł, z domu, słuchac było "Moje złoto! Moje pieniądze! Co jest..... Mój mały Figlens!"
Co za durne imię.... Pomyślał Ren. Już miał wrócic do domu i nakopac kupcowi dorzyci za nazwanie kota w ten sposób, gdy w mniejszej uliczce, zobaczył Kas i Zaphirela. Rezem.... To teraz ona z nim będzie się pieprzyc? A i niech tam... po ulicy chodzi mnóstwo dziewek.... wystarczy jedną uspic.... i jazda... Chociarz... z porzytomna i wyrywajaca się, jest lepsza zabawa.... - Rozmarzył się. Uliczka była dobrze oświetlona. Nie mógł sie skryc.
-No i co? Czego za mną łazicie co? Mało ci skarbie? -zwrócił się do Kass - Widzę że masz już tego marnego iluzjonistę! Co? Za mało ci go? Oooo.... nie ma mowy na rzadne trójkąty. Nie takie. Ja z facetem do łózka nie idę! - Znów zatoczył się, ale złapał szybko równowagę. - No... To gadac czego checie!
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!
Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!
Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.

-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo
Aine
Marmur na zewnątrz jej nie dziwił. To dobry kamień. Poza tym jeśli coś ma wyglądać bogato i luksusowo to marmur jest obowiązkowy. Uśmiechnęła się pod nosem. Jej szczęście dopełnił fakt, że nie będzie się musiała wspinać po setkach schodów.
Wnętrze pałacu ją zdumiało. Orichalkon był przeraźliwie drogim materiałem. I równie rzadkim. Za to cholernie skutecznym... Szczerze mówiąc żeby przełamać jego możliwości pochłaniania magii... Cóż... Przy tej ilości tego kamienia trzeba by mocy porównywalnej do mocy Shabranigdo albo nawet Władczyni Koszmarów... To wywarło na dziewczynie piorunujące wrażenie dlatego początkowo nie zauważyła Gryffina. W końcu jego słowa wyciągnęły ją z zadumy. Skinęła głową na przywitanie.
- Kasandra i Zaphirel zjawią się jak złapią Renevana. Swoją drogą zdaje się, że jest poważny problem do przedyskutowania. Mam nadzieję, że mer nie narobi problemów... - odezwała się bez zbędnych wstępów, od razu przechodząc do sedna sprawy.
- Nie chcę żeby były jakieś niedomówienia czy problemy, dlatego muszę przyznać, że mamy poważny problem z naszym elfim przyjacielem - dziewczyna grała w otwarte karty. Byli w gościnie więc musieli być na tyle szczerzy by przygotować gospodarzy na ewentualne kłopoty...
- Po walce z krakenem bardzo mocno uderzył się w głowę. Zajął się nim nasz kapitan, Ahimed. Ale Ahimed był zdolnym magiem, poza tym właśnie w rozmowach wyszło, że ładunek wieziony przez niego na statku mógł mieć coś wspólnego z demonami... A Ren wydaje się być opętany przez jakiegoś Mazoku... Nigdy wcześniej się tak nie zachowywał no i Kas czuje go z odległości - wyjaśniła poważnie.
- Rozdzieliliśmy się na dwie grupy i teraz czekamy czy naszym towarzyszom się uda go przyprowadzić w jedym kawałku... - Aine skończyła mówić. Minę miała nadzwyczaj poważną. Jak na nią powiedzieć można nawet, że surową. martwiła się co z tego będzie...
Marmur na zewnątrz jej nie dziwił. To dobry kamień. Poza tym jeśli coś ma wyglądać bogato i luksusowo to marmur jest obowiązkowy. Uśmiechnęła się pod nosem. Jej szczęście dopełnił fakt, że nie będzie się musiała wspinać po setkach schodów.
Wnętrze pałacu ją zdumiało. Orichalkon był przeraźliwie drogim materiałem. I równie rzadkim. Za to cholernie skutecznym... Szczerze mówiąc żeby przełamać jego możliwości pochłaniania magii... Cóż... Przy tej ilości tego kamienia trzeba by mocy porównywalnej do mocy Shabranigdo albo nawet Władczyni Koszmarów... To wywarło na dziewczynie piorunujące wrażenie dlatego początkowo nie zauważyła Gryffina. W końcu jego słowa wyciągnęły ją z zadumy. Skinęła głową na przywitanie.
- Kasandra i Zaphirel zjawią się jak złapią Renevana. Swoją drogą zdaje się, że jest poważny problem do przedyskutowania. Mam nadzieję, że mer nie narobi problemów... - odezwała się bez zbędnych wstępów, od razu przechodząc do sedna sprawy.
- Nie chcę żeby były jakieś niedomówienia czy problemy, dlatego muszę przyznać, że mamy poważny problem z naszym elfim przyjacielem - dziewczyna grała w otwarte karty. Byli w gościnie więc musieli być na tyle szczerzy by przygotować gospodarzy na ewentualne kłopoty...
- Po walce z krakenem bardzo mocno uderzył się w głowę. Zajął się nim nasz kapitan, Ahimed. Ale Ahimed był zdolnym magiem, poza tym właśnie w rozmowach wyszło, że ładunek wieziony przez niego na statku mógł mieć coś wspólnego z demonami... A Ren wydaje się być opętany przez jakiegoś Mazoku... Nigdy wcześniej się tak nie zachowywał no i Kas czuje go z odległości - wyjaśniła poważnie.
- Rozdzieliliśmy się na dwie grupy i teraz czekamy czy naszym towarzyszom się uda go przyprowadzić w jedym kawałku... - Aine skończyła mówić. Minę miała nadzwyczaj poważną. Jak na nią powiedzieć można nawet, że surową. martwiła się co z tego będzie...

Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo
Kasandra/Sandra i Zaphirel
Odeszli kawałek kierując się za tym, co wyczuwała Kasandra. Zaphirel wysłuchał jej w skupieniu. Twarz maga zakrywał materiał, ale po oczach i reszcie mimiki pół demonica mogła rozpoznać złośliwy uśmieszek.
- Możesz na mnie liczyć - powiedział spokojnie. - Dobra, idziemy po naszego milusińskiego. Jak dla mnie mogę go na wstępie powalić bólem. Jakoś go skrępujemy czy coś w ten deseń i wtedy można odetchnąć spokojnie... a, przy okazji pozbędziemy się tego sztyletu, skoro ci zawadza, hm? - dodał.
Głos maga przypominał turkot kół wozu po bruku. Niezmienny i monotonny. Wszelkie emocje w tym momencie kłębiły się w umyśle bezsilnie próbując dojść do władzy. Zaphirel spokojnie analizował możliwości rozwoju sytuacji, ale odrzucił to działanie po chwili. W kwestii kogoś obecnie tak nieprzewidywalnego jak Renevan. Kobieta powoli odwróciła się w jego stronę i przystanęła. Spojrzała na niego w sympatyczny sposób, tak jakby go lubiła czy coś. Byli podobni do siebie, ale też całkowicie różni. No ona na przykład w ogóle nie panowała nad emocjami. W jednej chwili mogła się komuś rzucić na szyję i pocałować namiętnie, chwilę później zrobić to samo i skręcić kark. Dla niej żadna różnica...
- Najchętniej bym mu ten sztylet... - powiedziała i wykonała dość jednoznaczny i nieprzyzwoity gest.
Uśmiechnęła się paskudnie, ale i w pewien sposób uroczo.
- Powstrzymaj się od wszelkich objawów agresji - mag położył pół demonicy rękę na ramieniu. - Na razie - dodał patrząc jaj w oczy.
Srebrne ziejące niemal żywotnością i mocą oczy spotkały się z pustym spojrzeniem pary szklanych kul, w których zamknięto czeluść... żarłoczną, drapieżną czeluść. Pod wpływem dotyku maga jej oczy jakby jeszcze szybciej zawirowały, przymknęła je do połowy i zbliżyła się o krok. Rękę z ramienia przesunęła mu nad swoją lewą pierś, ale nie wyczuł bicia serca. Była jak zawsze zimna.
- O czym... mówiłeś? - spytała w ten swój mruczący sposób i uśmiechnęła się lekko. - Potrafię być bardzo miła, przecież wiesz...
- Wiem - uciął Zaphirel. - Jeśli chcesz to "porozmawiamy" na ten temat, gdy opanujemy Renevan'a. Obecnie może nam na głowę ściągnąć różnorakie kłopoty - powiedział mag i skinął głową.
Wyraźnie się ucieszyła z jego odpowiedzi i szybko przylgnęła do niego, by namiętnie pocałować. Mag zatrzymał jednak jej dłoń, gdy chciała zdjąć fałdę materiału zasłaniającą jego twarz.
- Jak się uporamy z naszym małym problemem. Nie prędzej. Pamiętaj o tym sztylecie. To coś, co należy usunąć w pierwszej kolejności po obezwładnieniu elfa - powiedział.
Chciała mu coś odpowiedzieć, ale wyczuła, że mer jest niebezpiecznie blisko. Za bardzo skoncentrowała się na magu i zupełnie zapomniała o tym, że ich kłopot się przemieszcza... Zdążyła tylko odsunąć się kawałek, gdy ten wyszedł i zaczął coś wykrzykiwać. Widząc jak się zatacza, rzuciła tylko krótkie spojrzenie Zaphirel'owi.
- Ren, dobrze się czujesz? - spytała przekrzywiając głowę i przyglądając mu się. - Przyszliśmy po ciebie, bo mamy ponoć iść do Gryffina. Ja nie wiem, o co chodzi, więc Zaphirel musi ci wytłumaczyć.
Skinęła na maga, by zaczął mówić. Ten szybko nakreślił sprawę o demonach, wojnie i tym, że Gryffin chce ich pomocy. Kas także słuchała uważnie, jakby słyszała to pierwszy raz.
- Heh... zawsze dobrze skopać komuś dupę. Czy to ludziom czy demonom. Śmierdzi mi to, ale co tam. Idziemy. Ale jak się okaże, że to jakiś żart, to tak temu Gryffinowi do dupy nakopię, że mu gówno żebra połamie! - stwierdził Ren.
Pół demonica kiwnęła głową.
- Dobra, jak Ren idzie, to ja też. Prowadź nas do tego całego władcy, magu.
Ujęła mera pod ramię i poszła za Zaphirel'em. Poszło łatwiej, niż myślała, ale wolała być cały czas czujna. Zwłaszcza na ten cholerny sztylet. Póki co jednak cieszyła się, że ich spiczasty towarzysz zachowuje się spokojnie, miała go jednak cały czas na oku i wczuła się w jego emocje. Gdyby zaczęła elfa nagle zalewać złość, była gotowa od razu działać.
Odeszli kawałek kierując się za tym, co wyczuwała Kasandra. Zaphirel wysłuchał jej w skupieniu. Twarz maga zakrywał materiał, ale po oczach i reszcie mimiki pół demonica mogła rozpoznać złośliwy uśmieszek.
- Możesz na mnie liczyć - powiedział spokojnie. - Dobra, idziemy po naszego milusińskiego. Jak dla mnie mogę go na wstępie powalić bólem. Jakoś go skrępujemy czy coś w ten deseń i wtedy można odetchnąć spokojnie... a, przy okazji pozbędziemy się tego sztyletu, skoro ci zawadza, hm? - dodał.
Głos maga przypominał turkot kół wozu po bruku. Niezmienny i monotonny. Wszelkie emocje w tym momencie kłębiły się w umyśle bezsilnie próbując dojść do władzy. Zaphirel spokojnie analizował możliwości rozwoju sytuacji, ale odrzucił to działanie po chwili. W kwestii kogoś obecnie tak nieprzewidywalnego jak Renevan. Kobieta powoli odwróciła się w jego stronę i przystanęła. Spojrzała na niego w sympatyczny sposób, tak jakby go lubiła czy coś. Byli podobni do siebie, ale też całkowicie różni. No ona na przykład w ogóle nie panowała nad emocjami. W jednej chwili mogła się komuś rzucić na szyję i pocałować namiętnie, chwilę później zrobić to samo i skręcić kark. Dla niej żadna różnica...
- Najchętniej bym mu ten sztylet... - powiedziała i wykonała dość jednoznaczny i nieprzyzwoity gest.
Uśmiechnęła się paskudnie, ale i w pewien sposób uroczo.
- Powstrzymaj się od wszelkich objawów agresji - mag położył pół demonicy rękę na ramieniu. - Na razie - dodał patrząc jaj w oczy.
Srebrne ziejące niemal żywotnością i mocą oczy spotkały się z pustym spojrzeniem pary szklanych kul, w których zamknięto czeluść... żarłoczną, drapieżną czeluść. Pod wpływem dotyku maga jej oczy jakby jeszcze szybciej zawirowały, przymknęła je do połowy i zbliżyła się o krok. Rękę z ramienia przesunęła mu nad swoją lewą pierś, ale nie wyczuł bicia serca. Była jak zawsze zimna.
- O czym... mówiłeś? - spytała w ten swój mruczący sposób i uśmiechnęła się lekko. - Potrafię być bardzo miła, przecież wiesz...
- Wiem - uciął Zaphirel. - Jeśli chcesz to "porozmawiamy" na ten temat, gdy opanujemy Renevan'a. Obecnie może nam na głowę ściągnąć różnorakie kłopoty - powiedział mag i skinął głową.
Wyraźnie się ucieszyła z jego odpowiedzi i szybko przylgnęła do niego, by namiętnie pocałować. Mag zatrzymał jednak jej dłoń, gdy chciała zdjąć fałdę materiału zasłaniającą jego twarz.
- Jak się uporamy z naszym małym problemem. Nie prędzej. Pamiętaj o tym sztylecie. To coś, co należy usunąć w pierwszej kolejności po obezwładnieniu elfa - powiedział.
Chciała mu coś odpowiedzieć, ale wyczuła, że mer jest niebezpiecznie blisko. Za bardzo skoncentrowała się na magu i zupełnie zapomniała o tym, że ich kłopot się przemieszcza... Zdążyła tylko odsunąć się kawałek, gdy ten wyszedł i zaczął coś wykrzykiwać. Widząc jak się zatacza, rzuciła tylko krótkie spojrzenie Zaphirel'owi.
- Ren, dobrze się czujesz? - spytała przekrzywiając głowę i przyglądając mu się. - Przyszliśmy po ciebie, bo mamy ponoć iść do Gryffina. Ja nie wiem, o co chodzi, więc Zaphirel musi ci wytłumaczyć.
Skinęła na maga, by zaczął mówić. Ten szybko nakreślił sprawę o demonach, wojnie i tym, że Gryffin chce ich pomocy. Kas także słuchała uważnie, jakby słyszała to pierwszy raz.
- Heh... zawsze dobrze skopać komuś dupę. Czy to ludziom czy demonom. Śmierdzi mi to, ale co tam. Idziemy. Ale jak się okaże, że to jakiś żart, to tak temu Gryffinowi do dupy nakopię, że mu gówno żebra połamie! - stwierdził Ren.
Pół demonica kiwnęła głową.
- Dobra, jak Ren idzie, to ja też. Prowadź nas do tego całego władcy, magu.
Ujęła mera pod ramię i poszła za Zaphirel'em. Poszło łatwiej, niż myślała, ale wolała być cały czas czujna. Zwłaszcza na ten cholerny sztylet. Póki co jednak cieszyła się, że ich spiczasty towarzysz zachowuje się spokojnie, miała go jednak cały czas na oku i wczuła się w jego emocje. Gdyby zaczęła elfa nagle zalewać złość, była gotowa od razu działać.

-
- Mat
- Posty: 494
- Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
- Lokalizacja: Z Pustki
Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo
Xan
Ilość minerału wewnątrz pałacu mocno go zdziwiła. Zdziwiła to mało powiedziane, oszołomiła. Poczekał aż Aine wypowie się za niego. Był już nieco zmęczony całą tą paplaniną, od wieków się tyle nie nagadał... dosłownie. Ruszył powoli za królem do jego gabinetu. Miał nadzieję że będą tam solidne krzesła. Na początek jednak miał pytanie.
-Macie tu gdzieś kopalnie, czy sprowadzaliście tutaj wszystko? I jeśli macie kopalnię, to jak wpływa na magię w tym miejscu, bo tak duże złoża Orichalku muszą w jakiś sposób chwiać równowagą, a przynajmniej przepływem sił. -Był bardzo ciekaw odpowiedzi, ten kontynent już zaczynał mu się podobać.
Ilość minerału wewnątrz pałacu mocno go zdziwiła. Zdziwiła to mało powiedziane, oszołomiła. Poczekał aż Aine wypowie się za niego. Był już nieco zmęczony całą tą paplaniną, od wieków się tyle nie nagadał... dosłownie. Ruszył powoli za królem do jego gabinetu. Miał nadzieję że będą tam solidne krzesła. Na początek jednak miał pytanie.
-Macie tu gdzieś kopalnie, czy sprowadzaliście tutaj wszystko? I jeśli macie kopalnię, to jak wpływa na magię w tym miejscu, bo tak duże złoża Orichalku muszą w jakiś sposób chwiać równowagą, a przynajmniej przepływem sił. -Był bardzo ciekaw odpowiedzi, ten kontynent już zaczynał mu się podobać.
K.M.N.
Don't make me dance on your grave...
Don't make me dance on your grave...

-
- Mat
- Posty: 440
- Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
- Numer GG: 0
Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo
Renevan, szybko przeszedł do pałacu. Nie obchodziło go czy Kass i Zaphirel, nadązą za nim. Gdy doszedł, zdenerwował go marmur, bijący bielą w oczy. Wszedł do środka i stwierdził, że wnętrze, wypełnione jest orichalkonem. Przebrzydły materiał pozbawiający go swobody. Naszczęście nie na samej magii opierały sie jego zdolności. wszedł do gabinetu, gdzie zobaczył znajome twarze.
-Nosz kur*a mac! Znowu urządzacie sobie spotkanie bezemnie! -Jak widac, elfa nie obchodziło, że sam jest temu winny. -No dobra je*usie! Gadaj o co sie rozchodzi! Jak nie, to dostaniesz po jajcach! - Renevan, był pewny siebie. Uważał, że król nie będzie w stanie się bronic. Nie widział jego mocy. Raz tylko pod gardłem elfa znalazł się królewski miecz. W dodatku miecz mały i niepozorny. Król nie robił na elfie najmniejszego wrażenia. ren, przeliczył się jednak. Gryffin przybrał rozgniewaną minę. Postąpił dwa kroki w stronę elfa, sięgając przez ramię tak, jakby był tam miecz.
-Induril wróc! -Powiedział tylko a na jego plecach, pojawiła się mgiełka, która szybko zmaterializowała się w ogromny miecz o niesamowitym wykonaniu. Miecz miał rdzen i częśc ostrza wykonaną z magicznego kryształu, błyszczącego delikatnym błękitem z pośród srebrnych linii. Wygrawerowane na nim wyły różne runy i symbole. Sposób w jaki srebrne i stalowe linie opływały kryształową klingę czyniąc ją mocniejszą, wskazywał na robotę krasnoludów bądź gnomów. Mimo rozmiaru oręża, król machnął nim jak drewnianą pałką i wypuścił z ręki. Był o dobre 10 metrów od elfa i nie dosięgnął go. Zrobił to jednak miecz, który podleciał szybko pod cgardło Rena. Zdziwiło to nieco elfa, lecz wykonał zgrabny unik aby znaleźc sie posa zasięgiem ostrza. Nagle, przed nim pojawił się Gryffin. Drugi gryffin, w jakiejś widmowej postaci. Chwycił miecz i uderzył Rena rękojeścią, sadzając go na jednym z masywnych dębowych foteli z drogocennym obiciem z aksamitu i przyłozyła ostrze do gardła tak iż elf nie mógł sie już poruszyc. W tym właśnie momencie, wpadli Kass i Zaphirel, którzy dotarli wkońcu do pałacu. Widmowa postac Gryffina spojrzała na elfa groźnie.
-Jesteś gościem, więc masz się zachowywac! Jasne?! Nie będziemy tu tolerowac takich durnych narwańców! Siadaj i siedź cicho! Dobrze mówię Jack?! -Widmowa postac zwróciła się w stronę króla.
-Tak Induril. Mówiłem ci już, żebyś nie mówił tego, co ja mam powiedziec. -Rzekł król do widma wyglądającego jak sam Gryffin, które zrobiło skwaszoną minę i wykonało przedrzeźniający ruch ustami.
-Niby jak? To co ja niby mam mówic! Jeśli myślisz że będę tylko narzędziem to sie grubo mylisz! Nie poto dostałem duszę, żeby byc tylko bezwolną bronią!
-Dobrze uspokuj się i pilnuj tego furiata. Przepraszam Induril. Pomyślimy nad tym. - Rzekł król do widma, która natychmiast oprzytomniało. Induril, jak Gryffin nazywał widmo, zniknęło. Miecz sam zaparł się tylko ostrzem o ziemię obok fotela na którym siedział Ren.
-A więc jestescie wszyscy. -rzekł król zerkając na Kass i Zaphirela. - Zaczynajmy więc. Jeśli macie jakieś pytania, zadajcie je. Co do pierwszego, tak. Mam kopalnię tego minerału. jest ona jednak na starym kontynencie. Przyznaję, że sprowadzenie tu tej ilości kamienia było kłopotliwe, z racji że nie da się go teleportowac. Pochłonie i zniweluje każdą magię. Jak zapewne wiecie, występuje on rzadko, jednak sporo go na większych głębokościach. Pięcdziesiąt kilometrów pod ziemią istnieje rasa Spellinów. Są potwornie brzydcy i trudno się z nimi dogadac, ale jestem w stanie wymieniac sie z nimi towarami. Dla nich, Orichalkon ma niewielką wartośc... to ciekawa wymiana.... ale nie o tym będziemy mówic.
Jeśli macie większe wątpliwości, pytajcie śmiało. Postaram się wam na nie odpowiedziec.
-Nosz kur*a mac! Znowu urządzacie sobie spotkanie bezemnie! -Jak widac, elfa nie obchodziło, że sam jest temu winny. -No dobra je*usie! Gadaj o co sie rozchodzi! Jak nie, to dostaniesz po jajcach! - Renevan, był pewny siebie. Uważał, że król nie będzie w stanie się bronic. Nie widział jego mocy. Raz tylko pod gardłem elfa znalazł się królewski miecz. W dodatku miecz mały i niepozorny. Król nie robił na elfie najmniejszego wrażenia. ren, przeliczył się jednak. Gryffin przybrał rozgniewaną minę. Postąpił dwa kroki w stronę elfa, sięgając przez ramię tak, jakby był tam miecz.
-Induril wróc! -Powiedział tylko a na jego plecach, pojawiła się mgiełka, która szybko zmaterializowała się w ogromny miecz o niesamowitym wykonaniu. Miecz miał rdzen i częśc ostrza wykonaną z magicznego kryształu, błyszczącego delikatnym błękitem z pośród srebrnych linii. Wygrawerowane na nim wyły różne runy i symbole. Sposób w jaki srebrne i stalowe linie opływały kryształową klingę czyniąc ją mocniejszą, wskazywał na robotę krasnoludów bądź gnomów. Mimo rozmiaru oręża, król machnął nim jak drewnianą pałką i wypuścił z ręki. Był o dobre 10 metrów od elfa i nie dosięgnął go. Zrobił to jednak miecz, który podleciał szybko pod cgardło Rena. Zdziwiło to nieco elfa, lecz wykonał zgrabny unik aby znaleźc sie posa zasięgiem ostrza. Nagle, przed nim pojawił się Gryffin. Drugi gryffin, w jakiejś widmowej postaci. Chwycił miecz i uderzył Rena rękojeścią, sadzając go na jednym z masywnych dębowych foteli z drogocennym obiciem z aksamitu i przyłozyła ostrze do gardła tak iż elf nie mógł sie już poruszyc. W tym właśnie momencie, wpadli Kass i Zaphirel, którzy dotarli wkońcu do pałacu. Widmowa postac Gryffina spojrzała na elfa groźnie.
-Jesteś gościem, więc masz się zachowywac! Jasne?! Nie będziemy tu tolerowac takich durnych narwańców! Siadaj i siedź cicho! Dobrze mówię Jack?! -Widmowa postac zwróciła się w stronę króla.
-Tak Induril. Mówiłem ci już, żebyś nie mówił tego, co ja mam powiedziec. -Rzekł król do widma wyglądającego jak sam Gryffin, które zrobiło skwaszoną minę i wykonało przedrzeźniający ruch ustami.
-Niby jak? To co ja niby mam mówic! Jeśli myślisz że będę tylko narzędziem to sie grubo mylisz! Nie poto dostałem duszę, żeby byc tylko bezwolną bronią!
-Dobrze uspokuj się i pilnuj tego furiata. Przepraszam Induril. Pomyślimy nad tym. - Rzekł król do widma, która natychmiast oprzytomniało. Induril, jak Gryffin nazywał widmo, zniknęło. Miecz sam zaparł się tylko ostrzem o ziemię obok fotela na którym siedział Ren.
-A więc jestescie wszyscy. -rzekł król zerkając na Kass i Zaphirela. - Zaczynajmy więc. Jeśli macie jakieś pytania, zadajcie je. Co do pierwszego, tak. Mam kopalnię tego minerału. jest ona jednak na starym kontynencie. Przyznaję, że sprowadzenie tu tej ilości kamienia było kłopotliwe, z racji że nie da się go teleportowac. Pochłonie i zniweluje każdą magię. Jak zapewne wiecie, występuje on rzadko, jednak sporo go na większych głębokościach. Pięcdziesiąt kilometrów pod ziemią istnieje rasa Spellinów. Są potwornie brzydcy i trudno się z nimi dogadac, ale jestem w stanie wymieniac sie z nimi towarami. Dla nich, Orichalkon ma niewielką wartośc... to ciekawa wymiana.... ale nie o tym będziemy mówic.
Jeśli macie większe wątpliwości, pytajcie śmiało. Postaram się wam na nie odpowiedziec.
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!
Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!
Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.

-
- Marynarz
- Posty: 380
- Rejestracja: sobota, 18 listopada 2006, 16:52
Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo
Ren
Elf przez dlugi czas nie mogl zrozumiec tego co zobaczyl. 2 kroli? Coz. Znaczy ze swiat ma tego pecha nosic nie jednego, a dwoch okropnych idiotow. Tak czasami bywa. Jedyna rzecza, ktora zaimponowal mu ten pajac, bylo przelamanie aury materialu z ktorego wykonany byl budynek. Coz. Sztuczka. On mial rowniez swoje. Podniosl glowe, uniosl sie lekko w powietrzu po czym oswiadczyl-Ech....glupio wyszlo. Przepraszam panie, z calego serca.-stojac ledwo, przestapil z nogi na noge. Mine mial skruszona, tak jak postawe.-Od jakiegos czasu, nosi mna jakas sila.-Drgnal, jakby na wspomnienie czegos strasznego.-Nie wiem co to....ani czemu jest w mojej glowie....ale sklania mnie do zlych zeczy.-Oczy, dotad opuszczone, niepewnie wzniosl do oczu krola. -P..panie.-merowi glos sie zaczal zalamywac.-Nie wiem dlaczego...Nie rozu....nie rozumiem tego. Ale dzis.......dzis rano poszedlem do miasta.-Ren zaczal powoli siegac do sakiewki wypchanej papierami. Jesli cos mialo mu dac wolnosc, to ta pseudo lapowka. Powoli, wyciagnal ja, po czym wysypal z niej pieniadze na stol, mowiac-Nie wiem czemu to zrobilem. MUSIALEM.-Oczy Lowcy Cieni zaczely gwaltownie lzawic....chwile pozniej, twarz elfa byla wilgotna. Skryl rece w dloniach i wybiegl z sali. Trzasnal drzwiami, otarl lzy, usmiechnal sie paskudnie w duchu poczym popedzil do miasta, uzywajac wszystkich technik do wyrwania sie z niego. Gdy zobaczyl kogos znajomego, chowal sie w cieniu. Nie zabijal. Chcial tylko uciec z tego piekielnego miasta swietoszkow, sztywniakow i KOMPLETNYCH idiotow. u zlosc, pojawila sie w jego sercu. Do oczu wstapila nienawisc. Renevan Mroczny, jak sam tytuowal sie w myslach, poczul sie wolny. Kiedy tylko wydostal sie z miasta....odetchnal i zaczal szukac schronienia.
Elf przez dlugi czas nie mogl zrozumiec tego co zobaczyl. 2 kroli? Coz. Znaczy ze swiat ma tego pecha nosic nie jednego, a dwoch okropnych idiotow. Tak czasami bywa. Jedyna rzecza, ktora zaimponowal mu ten pajac, bylo przelamanie aury materialu z ktorego wykonany byl budynek. Coz. Sztuczka. On mial rowniez swoje. Podniosl glowe, uniosl sie lekko w powietrzu po czym oswiadczyl-Ech....glupio wyszlo. Przepraszam panie, z calego serca.-stojac ledwo, przestapil z nogi na noge. Mine mial skruszona, tak jak postawe.-Od jakiegos czasu, nosi mna jakas sila.-Drgnal, jakby na wspomnienie czegos strasznego.-Nie wiem co to....ani czemu jest w mojej glowie....ale sklania mnie do zlych zeczy.-Oczy, dotad opuszczone, niepewnie wzniosl do oczu krola. -P..panie.-merowi glos sie zaczal zalamywac.-Nie wiem dlaczego...Nie rozu....nie rozumiem tego. Ale dzis.......dzis rano poszedlem do miasta.-Ren zaczal powoli siegac do sakiewki wypchanej papierami. Jesli cos mialo mu dac wolnosc, to ta pseudo lapowka. Powoli, wyciagnal ja, po czym wysypal z niej pieniadze na stol, mowiac-Nie wiem czemu to zrobilem. MUSIALEM.-Oczy Lowcy Cieni zaczely gwaltownie lzawic....chwile pozniej, twarz elfa byla wilgotna. Skryl rece w dloniach i wybiegl z sali. Trzasnal drzwiami, otarl lzy, usmiechnal sie paskudnie w duchu poczym popedzil do miasta, uzywajac wszystkich technik do wyrwania sie z niego. Gdy zobaczyl kogos znajomego, chowal sie w cieniu. Nie zabijal. Chcial tylko uciec z tego piekielnego miasta swietoszkow, sztywniakow i KOMPLETNYCH idiotow. u zlosc, pojawila sie w jego sercu. Do oczu wstapila nienawisc. Renevan Mroczny, jak sam tytuowal sie w myslach, poczul sie wolny. Kiedy tylko wydostal sie z miasta....odetchnal i zaczal szukac schronienia.
"Yet another beautiful moonlit night."-Alucard 


Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo
Kasandra/Sandra
Przyglądała się spokojnie jednej scenie za drugą, westchnęła. Jej mer nie mógł nabrać, wyczuwała jego emocje i nie było w nich ani śladu skruchy, żalu czy nawet strachu na widok miecza. Kiedy wybiegł, poczuła tylko kolejne nadchodzące kłopoty. Oparła się gołymi plecami o ścianę i odgarnęła włosy z twarzy.
- Ładnie tu - powiedziała z lekkim uśmiechem.
Wychyliła się na korytarz i przez chwilę odprowadzała elfa wzrokiem. Westchnęła kręcąc głową.
- Iść za nim? - spytała patrząc się na króla.
Przymknęła oczy, wzięła głębszy wdech i powoli wypuściła powietrze ustami. Odprężyła się, uśmiechnęła pod nosem. Tak, wyraźnie czuła tego małego uciekiniera i sprawcę kłopotów. Zdawało się...
- On chce opuścić miasto - powiedziała otwierając oczy. - A w każdym razie tak mi się wydaje. Nie złapiecie go, nawet nie znajdziecie, jeśli on sam nie będzie chciał być znaleziony. Ale ja mogę was zaprowadzić do niego w każdej chwili. Tylko... czy mamy czas się za nim uganiać? Słyszałam coś o zabijaniu Mazoku i teraz to mnie najbardziej interesuje.
Spojrzała się na Gryffina, potem na resztę drużyny. Uciekający kochanek był kłopotliwy, może trzeba go było zostawić w spokoju? Z drugiej jednak strony... mógł narobić ogromnego bałaganu i im kłopotów. Ale to był tylko elf, w końcu i tak umrze, jak cała reszta. A ona sobie zacznie od nowa, z czystym kontem. Westchnęła, jak fajnie być w połowie demonem.
Przyglądała się spokojnie jednej scenie za drugą, westchnęła. Jej mer nie mógł nabrać, wyczuwała jego emocje i nie było w nich ani śladu skruchy, żalu czy nawet strachu na widok miecza. Kiedy wybiegł, poczuła tylko kolejne nadchodzące kłopoty. Oparła się gołymi plecami o ścianę i odgarnęła włosy z twarzy.
- Ładnie tu - powiedziała z lekkim uśmiechem.
Wychyliła się na korytarz i przez chwilę odprowadzała elfa wzrokiem. Westchnęła kręcąc głową.
- Iść za nim? - spytała patrząc się na króla.
Przymknęła oczy, wzięła głębszy wdech i powoli wypuściła powietrze ustami. Odprężyła się, uśmiechnęła pod nosem. Tak, wyraźnie czuła tego małego uciekiniera i sprawcę kłopotów. Zdawało się...
- On chce opuścić miasto - powiedziała otwierając oczy. - A w każdym razie tak mi się wydaje. Nie złapiecie go, nawet nie znajdziecie, jeśli on sam nie będzie chciał być znaleziony. Ale ja mogę was zaprowadzić do niego w każdej chwili. Tylko... czy mamy czas się za nim uganiać? Słyszałam coś o zabijaniu Mazoku i teraz to mnie najbardziej interesuje.
Spojrzała się na Gryffina, potem na resztę drużyny. Uciekający kochanek był kłopotliwy, może trzeba go było zostawić w spokoju? Z drugiej jednak strony... mógł narobić ogromnego bałaganu i im kłopotów. Ale to był tylko elf, w końcu i tak umrze, jak cała reszta. A ona sobie zacznie od nowa, z czystym kontem. Westchnęła, jak fajnie być w połowie demonem.

-
- Mat
- Posty: 494
- Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
- Lokalizacja: Z Pustki
Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo
Xan
Jeśli elf kiedykolwiek słyszał o etykiecie, to chyba tylko w znaczeniu kawałka papieru mówiącego co jest na butelce. Nie dość że obrażał tutejszego króla, to jeszcze sprawiał problemy. Zabębnił głośno palcami o poręcz wyrażając tym swoje poirytowaniem.
-Nie, może lepiej za nim nie idź. Raz, że być może sam w cos wpadnie a dwa, że ten infantylny idiota dostał już raz ode mnie ostrzeżenie, i to jeszcze zanim coś go posiadło. Jeśli następnym razem go zobaczę, to jeśli się nie podda w przeciągu pierwszych trzech sekund, potraktuję go jak demona, lub kogoś na mojej osobistej czarnej liście.- Ton Xana był spokojny, pomimo groźby, jaką niosły ze sobą jego słowa. Skoro nie chciał się niczego dowiedzieć, ani z nimi współpracować, cóż, jego strata.
-To może wróćmy do tematu tych mazoku, co konkretnie chciałeś nam powiedzieć na ich temat, i czego konkretnie oczekujesz. Oczywiście nie pogardziłbym również poznaniem Twojego doradcy, i zapoznania się z jego wiadomościami. -W trakcie gdy mówił jego oczy były utkwione w Gryfinie, ale gdy tylko skończył mówić, jego srebrne oczy kontynuowały swoje lustrowanie pokoju. Przerzucił włosy za oparcie fotela i przygotował się na dłuższy monolog, przynajmniej miał nadzieję że będzie dłuższy. Nie chciał teraz myśleć o Renie, ta sprawa mogła poczekać. Poza tym, jeśli faktycznie nie pójdzie po rozum do głowy, to potraktuje go jak zwierzynę łowną. Łowca stanie się zwierzyną... pod chustą zakrywającą twarz Xana wyrósł na chwilę ciężki do odgadnięcia uśmiech.
Jeśli elf kiedykolwiek słyszał o etykiecie, to chyba tylko w znaczeniu kawałka papieru mówiącego co jest na butelce. Nie dość że obrażał tutejszego króla, to jeszcze sprawiał problemy. Zabębnił głośno palcami o poręcz wyrażając tym swoje poirytowaniem.
-Nie, może lepiej za nim nie idź. Raz, że być może sam w cos wpadnie a dwa, że ten infantylny idiota dostał już raz ode mnie ostrzeżenie, i to jeszcze zanim coś go posiadło. Jeśli następnym razem go zobaczę, to jeśli się nie podda w przeciągu pierwszych trzech sekund, potraktuję go jak demona, lub kogoś na mojej osobistej czarnej liście.- Ton Xana był spokojny, pomimo groźby, jaką niosły ze sobą jego słowa. Skoro nie chciał się niczego dowiedzieć, ani z nimi współpracować, cóż, jego strata.
-To może wróćmy do tematu tych mazoku, co konkretnie chciałeś nam powiedzieć na ich temat, i czego konkretnie oczekujesz. Oczywiście nie pogardziłbym również poznaniem Twojego doradcy, i zapoznania się z jego wiadomościami. -W trakcie gdy mówił jego oczy były utkwione w Gryfinie, ale gdy tylko skończył mówić, jego srebrne oczy kontynuowały swoje lustrowanie pokoju. Przerzucił włosy za oparcie fotela i przygotował się na dłuższy monolog, przynajmniej miał nadzieję że będzie dłuższy. Nie chciał teraz myśleć o Renie, ta sprawa mogła poczekać. Poza tym, jeśli faktycznie nie pójdzie po rozum do głowy, to potraktuje go jak zwierzynę łowną. Łowca stanie się zwierzyną... pod chustą zakrywającą twarz Xana wyrósł na chwilę ciężki do odgadnięcia uśmiech.
K.M.N.
Don't make me dance on your grave...
Don't make me dance on your grave...

-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo
Aine
Patrzyła na poczynania elfa spod przymrużonych powiek. Jej spojrzenie było zimne i nieprzyjemne. Mer powiedział słowa, które przesądziły o jej opinii na jego temat. Teraz od nich odszedł więc gdy spotkaja się ponownie to już jako wrogowie. Zyskała zimną pewność, że ma do czyienia z Mazoku lub też czym w ten deseń. A to zapisywało elfa na jej czarnej liście. Spojrzała na smoka. On mówił "jeśli". Ona w tym wypadku nie była tak wspaniałomyślna. Z jej spojrzenia wyczytał, że zabije Rena jak pierwszego lepszego demona jeśli ten stanie jej na drodze. W dziewczynie zaszła zmiana...
- Podejrzewam, że spotkamy go być może niebawem. Wielce prawdopodobne jest, że po przeciwnej stronie barykady. Nie chce pozwolić sobie pomóc... Nie wierzę w ani jedno jego słowo i ewentualny gest pojednania. Tym razem niech ucieka. Jest głupi - rzuciła na koniec krótko. Gdyby Ren miał choć trochę uleju w głowie trzymałby sobie ich w pobliżu jako poważne zagrożenie, które trzeba mieć na oku i nie zwracałby na siebie uwagi. Wolał uciekać stał się więc zwierzyną...
Z poważną miną i wciąż tym nieprzyjemnym spojrzeniem zwróciła się spokojnie do Gryffina
- Z chęcią dowiem się więcej. Jeśli mamy walczyć z demonami musimy się do tego przygotować i zebrać jak najwięcej informacji - powiedziała poważnie zamieniając się w słuch.
Patrzyła na poczynania elfa spod przymrużonych powiek. Jej spojrzenie było zimne i nieprzyjemne. Mer powiedział słowa, które przesądziły o jej opinii na jego temat. Teraz od nich odszedł więc gdy spotkaja się ponownie to już jako wrogowie. Zyskała zimną pewność, że ma do czyienia z Mazoku lub też czym w ten deseń. A to zapisywało elfa na jej czarnej liście. Spojrzała na smoka. On mówił "jeśli". Ona w tym wypadku nie była tak wspaniałomyślna. Z jej spojrzenia wyczytał, że zabije Rena jak pierwszego lepszego demona jeśli ten stanie jej na drodze. W dziewczynie zaszła zmiana...
- Podejrzewam, że spotkamy go być może niebawem. Wielce prawdopodobne jest, że po przeciwnej stronie barykady. Nie chce pozwolić sobie pomóc... Nie wierzę w ani jedno jego słowo i ewentualny gest pojednania. Tym razem niech ucieka. Jest głupi - rzuciła na koniec krótko. Gdyby Ren miał choć trochę uleju w głowie trzymałby sobie ich w pobliżu jako poważne zagrożenie, które trzeba mieć na oku i nie zwracałby na siebie uwagi. Wolał uciekać stał się więc zwierzyną...
Z poważną miną i wciąż tym nieprzyjemnym spojrzeniem zwróciła się spokojnie do Gryffina
- Z chęcią dowiem się więcej. Jeśli mamy walczyć z demonami musimy się do tego przygotować i zebrać jak najwięcej informacji - powiedziała poważnie zamieniając się w słuch.

Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo
Kasandra/Sandra
Wysłuchała towarzyszy i wzruszyła lekko ramionami. Ona rozumiała Renevan'a, dla niej nie robił nic złego, a wręcz coś pięknego. Szkoda, że nie będzie mogła liczyć na jego wsparcie w walce, to mogłoby być interesujące. Westchnęła. Ale odkąd to ona potrzebowała czyjejś pomocy? Zawsze dawała sobie radę sama i teraz też da. Jednak ciągle jedna sprawa nie dawała jej spokoju, czuła aż takie nieprzyjemne wiercenie w okolicy własnych wnętrzności. Jakby ogromny robak wygryzał wielką dziurę.
- Wiecie... - odezwała się nim Gryffin zaczął mówić. - Wszystko ładnie, pięknie... Mówicie o elfie jak o wrogu, czemu?
Zadała pytanie i zatopiła zimne spojrzenie w smoku i wojowniczce. Mag jeszcze się nie wypowiedział, ale chyba znała jego stanowisko.
- Zachowanie Renevan'a nie jest spowodowane jego wolą, więc nie powinniście go osądzać za te czyny. To tak jakbyście mieli do mnie pretensję, że moja matka spała z demonem - stwierdziła i pokręciła głową. - Jeśli to sprawka uderzenia w głowę i... lub... kapitana, to nie możecie go winić za to do cholery! - dodała unosząc trochę głos.
Starała się tego nie okazywać, ale cała ta sytuacja trochę ją zabolała i dotknęła w sposób osobisty. Dlatego zawsze wolała działać solo, nikt wtedy jej nie osądzał ani nie wydawał wyroków. Tak jak oni to teraz zrobili w przypadku mera. Tak jak oni by to chętnie zrobili w jej przypadku...
Nie była święta, nie należała nawet do osób dobrych, ale wiedziała, że leży to poza jej zasięgiem. Starała się od kilku dni być miłą i jakoś to wychodziło. Lepiej, gorzej... Jednak czasami nie można nic poradzić na czyjąś naturę. Zwłaszcza jak na nią ma największy wpływ otoczenie. No co ona poradzi, że jak ktoś się boi, złości, czy cierpi, to dostaje zastrzyk energii i traci panowanie nad sobą?!
Wzdrygnęła się lekko, skrzyżowała ręce na piersiach i odeszła kawałek by oprzeć się o ścianę po drugiej stronie pokoju. Oczy wirowały jej niespokojnie i chwilami aż się trzęsła.
"Powinnam za nim iść" - pomyślała. - "Jeszcze go ktoś rzeczywiście zabije..."
Ciężko się było przyznać, ale trochę się o niego martwiła.
Wysłuchała towarzyszy i wzruszyła lekko ramionami. Ona rozumiała Renevan'a, dla niej nie robił nic złego, a wręcz coś pięknego. Szkoda, że nie będzie mogła liczyć na jego wsparcie w walce, to mogłoby być interesujące. Westchnęła. Ale odkąd to ona potrzebowała czyjejś pomocy? Zawsze dawała sobie radę sama i teraz też da. Jednak ciągle jedna sprawa nie dawała jej spokoju, czuła aż takie nieprzyjemne wiercenie w okolicy własnych wnętrzności. Jakby ogromny robak wygryzał wielką dziurę.
- Wiecie... - odezwała się nim Gryffin zaczął mówić. - Wszystko ładnie, pięknie... Mówicie o elfie jak o wrogu, czemu?
Zadała pytanie i zatopiła zimne spojrzenie w smoku i wojowniczce. Mag jeszcze się nie wypowiedział, ale chyba znała jego stanowisko.
- Zachowanie Renevan'a nie jest spowodowane jego wolą, więc nie powinniście go osądzać za te czyny. To tak jakbyście mieli do mnie pretensję, że moja matka spała z demonem - stwierdziła i pokręciła głową. - Jeśli to sprawka uderzenia w głowę i... lub... kapitana, to nie możecie go winić za to do cholery! - dodała unosząc trochę głos.
Starała się tego nie okazywać, ale cała ta sytuacja trochę ją zabolała i dotknęła w sposób osobisty. Dlatego zawsze wolała działać solo, nikt wtedy jej nie osądzał ani nie wydawał wyroków. Tak jak oni to teraz zrobili w przypadku mera. Tak jak oni by to chętnie zrobili w jej przypadku...
Nie była święta, nie należała nawet do osób dobrych, ale wiedziała, że leży to poza jej zasięgiem. Starała się od kilku dni być miłą i jakoś to wychodziło. Lepiej, gorzej... Jednak czasami nie można nic poradzić na czyjąś naturę. Zwłaszcza jak na nią ma największy wpływ otoczenie. No co ona poradzi, że jak ktoś się boi, złości, czy cierpi, to dostaje zastrzyk energii i traci panowanie nad sobą?!
Wzdrygnęła się lekko, skrzyżowała ręce na piersiach i odeszła kawałek by oprzeć się o ścianę po drugiej stronie pokoju. Oczy wirowały jej niespokojnie i chwilami aż się trzęsła.
"Powinnam za nim iść" - pomyślała. - "Jeszcze go ktoś rzeczywiście zabije..."
Ciężko się było przyznać, ale trochę się o niego martwiła.

-
- Mat
- Posty: 494
- Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
- Lokalizacja: Z Pustki
Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo
Xan
Xan obrócił się tak żeby dobrze widzieć Kasandrę, musiał jej chyba wytłumaczyć kilka rzeczy. Zaczął spokojnym racjonalnym tonem.
- Jak już mówiłem wcześniej dostał już ode mnie jedno ostrzeżenie. Niedługo po tym jak jego głupota o mały włos nie wpędziła mnie w nieliche tarapaty. Teraz zaś powiedziałem, że jeśli się nie podda to wtedy go potraktuje tak, a nie inaczej. Spójrz na siebie. Czy mordujesz tylko dlatego, że masz taka ochotę ostatnimi czasy, czy obrażasz wszystkich dookoła nawet jeśli są dla Ciebie mili, czy rzucasz im się do gardła? Z tego co widziałem to robisz tak tylko w ferworze walki. Rozumiem że Renevan może nie być w tym momencie sobą. Tylko zadam Ci jedno małe pytanie... masz jakiś sposób żeby go wyzwolić? Jeśli nie... to nadal będzie miał trzy sekundy. -Odwrócił się od Kas i dalej lustrował pokój. Miał nadzieję że przetrawi jego słowa i jakoś je przełknie. Zachowywał się jak samotnik i egoista, ale cóż ciężko się zmienia nawyki, które pozwoliły przetrwać przez kilkaset lat.
Xan obrócił się tak żeby dobrze widzieć Kasandrę, musiał jej chyba wytłumaczyć kilka rzeczy. Zaczął spokojnym racjonalnym tonem.
- Jak już mówiłem wcześniej dostał już ode mnie jedno ostrzeżenie. Niedługo po tym jak jego głupota o mały włos nie wpędziła mnie w nieliche tarapaty. Teraz zaś powiedziałem, że jeśli się nie podda to wtedy go potraktuje tak, a nie inaczej. Spójrz na siebie. Czy mordujesz tylko dlatego, że masz taka ochotę ostatnimi czasy, czy obrażasz wszystkich dookoła nawet jeśli są dla Ciebie mili, czy rzucasz im się do gardła? Z tego co widziałem to robisz tak tylko w ferworze walki. Rozumiem że Renevan może nie być w tym momencie sobą. Tylko zadam Ci jedno małe pytanie... masz jakiś sposób żeby go wyzwolić? Jeśli nie... to nadal będzie miał trzy sekundy. -Odwrócił się od Kas i dalej lustrował pokój. Miał nadzieję że przetrawi jego słowa i jakoś je przełknie. Zachowywał się jak samotnik i egoista, ale cóż ciężko się zmienia nawyki, które pozwoliły przetrwać przez kilkaset lat.
K.M.N.
Don't make me dance on your grave...
Don't make me dance on your grave...

-
- Mat
- Posty: 440
- Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
- Numer GG: 0
Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo
Zaphirel
- Dość o tym elfiku. Wejdzie nam w drogę to marny jego los. Jak pobiegł w diabły, to niech biegnie i nie wraca - mag machnął na to ręką i spojrzał na Kas. -A teraz jest potencjalnym wrogiem, bo wykazał sie głupotą- podsumował. -Do rzeczy - oparł dłonie o stół. - Czego od nas oczekujesz? - zapytał króla.
-Tak... już raz musieliście po niego iśc. Niech idzie. W życiu nie spotkałem takiego elfa... myślałem że z tobą będę miał największy problem - Gryffin skłonił sie w stronę demonicy
-Chcecie się czegoś dowiedziec i nie będziemy dalej przedłużac. Zapewne rządacie zapewnienia, że mówie prawdę.... -Król zamyślił się nieco - To że jestem królem, nie wystarczy wam za gwarancję.... ale za to macie u mnie plusa. Cóż... po pierwsze, bezgranicznie ufam swojemu doradcy... ten powinien pojawic się lada moment. - Król spojrzał na drzwi - Oczekuje od was, abyście stali sie elitarną grupą do zwalczania demonów. Będziecie musieli znaleźc, zdobyc informację i zniszczyc cel, jakim jest demon bądź ktos z nim związany. Dostaniecie ode mnie ekwipunek oraz wszelkie potrzebne dobra. Nie zapomnimy tez o sowitej zapłacie. Co do zapewnień, wskazuje na to wszystko dookoła. Kult mrocznego lorda, obudził sie po latach stagnacji... Coraz więcej wróżbitów, wieszczy zagładę ludzkości, Mój port, zaatakował spory humanoidalny demon, co miało byc niejako pierwszym sygnałem, że Shabranigdo się budzi... nie mogę co prawda dac wam więcej zapewnień, ale jestem królem i jeśli taklie mam widzimisię, to mogę sobie zebrac armie i zaatakowac kogo chce. -Powiedział nieskromnie. - Pozatym, mój doradca... powinien już przyjśc.... - Król zerknął na mosiężny zegar stojący w kącie gabinetu. Po chwili, dobyło sie pukanie do drzwi.
-Kto tam? - Zawołał król.
- Sore wa himitsu desu... - Odpowiedział głos zza drzwi. Xan wzdrygnął się na dźwięk tego zwrotu. W społeczności smoków, był on zakazany. Tym bardziej w tym starożytnym języku. - Czyżby jakis wyrostek, który nie ma pojęcia jakiego dopuszcza się bluźnierstwa? - Pomyslał smok. Tego zwrotu, oznaczającego niewinne "To tajemnica", używał prawdziwy postrach wszystkich smoków. Demon, który podczas antycznej wojny upadku Mazoku, zabił niemalże wszystkie smoki. Ten, przed którego imieniem, często dodawano słowo "Znienawidzony". Tą straszliwą kreaturą był...
W progu pojawił się młodo wyglądający mężczyzna, wspierający się na kosturze z dwoma wystającymi różkami u góry, między którymi lewitował czerwony kryształ wypolerowany i oszlifowany na kulę. Jego włosy, miały fioletowy odcień. Oczy miał zamknięte, a na jego twarzy widniał wredny uśmieszek. Teraz nikt na sali, nie miał wątpliwości. Osobą w progu był....
-Xellos Mentalium, doradca Jacka Mortimera Gryffina. Króla Illinon. Witam państwa - Przedstawił się wyjątkowo uprzejmym tonem. Posłał w stronę smoka spojrzenie spod ledwo rozwartych powiek. Zamknał je szybko i rozciągnął na stole mapę którą trzymał zwiniętą w ręku. - Myslę, że to nam pomoże. na tej mapie świata, rozmieszczone są miejsca, gdzie powinny narodzic się na ten czas dzieci mające w sobie części Mrocznego Lorda. -Na mapie świata, rozrysowany był pentagram. Każde z ramion, wskazywały zaznaczone punkty. Jeden punkt, był po środku morza.
-Widzisz? - Xellos zwrócił się do Króla, zupełnie niezauwarzając gości. - Istoty, które narodzą się w punktach ramion, będą miały moc. Jednak nie będą świadome tego, kim są.
-Tak... to może byc problem... Zelfia, Almekia, Seyruun... Nieźle powybieraliscie miasta. Najbardziej zaludnione....
-Względy bezpieczeństwa. Nie można było dopuścic, aby te osoby zostały znalezione przed czasem...
-Rozumiem.. A co z punktem po środku? Ten na morzu? -Król wskazał palcem na centrum mapy.
-Tutaj, narodzi się istota, która będzie świadoma swojej mocy i roli jaką ma odegrac. Będzie do swego prtzeznaczenia dążyc za wszelką cenę. Będzie chciał odnaleźc swoje częsci i odrodzic się.
-Ma narodzic się na środku morza? Niby kto to ma byc?
-Będzie trzeba się dowiedziec.... - Każdy z obecnych na sali, znał legendy o potężnym Xellosie Mentalium. A teraz, stał on tu przed nimi. Nareszcie, oprzytomnieli z oszołomienia i byli w stanie coś mówic.
W tym czasie, Renevan wyszedł z miasta. Po wyjściu, zauważył że przy drzewcu wegetującym przy murach, rośnie juz mały zagajnik. Przeszedł obok niego. Przed nim, rozciągała się pustynia. Lecz niedaleko, mógł dojśc do jakiegos masywu górskiego. Postanowił pójśc w tym kierunku. Szedł jakis czas i Spostrzegł, że w dali na północy widac również jakis las. Szedł dalej za zachód, w strone gór. teren stawał się coraz bardziej górzysty. słońce paliło i doprowadzało go do szewskiej pasji. Klął pod nosem i szedł tupiąc głośno. To co go dziwiło, to to, że nie czuł pragnienia ani specjalnego zmęczenia mimo iż wędrował dobre kilka godzin. Teren stawał się coraz bardziej górzysty. Szedł pod górę. Nie wiedział co go tam gna, ale dojśc, było jedynym sposobem aby się przekonac. Nagle, zza skał, wyszedł mnich w czarnej szacie.
-Witaj wędrowcze - Rzekł mnich, całkowicie niezaskoczony widokiem elfa. - Pewnie jesteś zmęczony.... choc za mną. - Ren, nie chciał iśc z jakimś chorym na mózg mnichem, ale nie miał wyboru. Mnich wskazał mu jedyna drogę przez góry.
-Czekaliśmy na ciebie - Rzekł w końcu - powiem bez ogródek. Jesteśmy kultem mrocznego pana Shabranigdo. Masz w sobie moc, a pan wybrał cię no swoją prawą rękę. Przyjmij ten zaszczyt Renevanie Sa'el. - Ren wściekł się.
-Kult mrocznego pana?! Czyście ocipieli?! Przecierz Shabranigdo jest martwy! Cholerne świry! - Ren wrzeszczał, a echo szło pośród gór.
-Renevanie.... - Zaczął kultysta. - nazywam się Kehel i jestem jednym z najwyższych kapłanów naszego pana. Jestes zmęczony i pewnie głodny po długiej wędrówce... - Ren, który dotychczas nie odczówał ni głodu ni zmęczenia, teraz, nagle odczuł je bardzo mocno. Zachwiał się lekko na nogach. W jego sercu, zagościło jakieś zimno. Uspokoił się.
-Czego... czego odemnie chcecie.... - Zapytał zmęczonym tonem.
-Szczegóły, wyjawimy ci kiedy dojdziesz do naszego sanktuarium. Teraz śpij.... - Ren zasnął spokojnym snem. Obudził sie w jakiejś jaskini. Było tam ciemno, lecz jego oczy niemalże natychmiast przywykły do mroku. Słyszał nad sobą głosy.
-To napewno on? Myslicie że to jego wybrał? - Zapytała jedna z zakapturzonych postaci.
-Tak. Napewno. Czuje tę moc. Tę mieszankę mocy. Nauczymy go, ją kontrolowac...
-Myślałem, że to będzie tamta dziewka....
-Też tak myślałem, ale nieznane są ścierzki mrocznego pana.
-Cicho. Budzi się! - Renavan zerwał się z łóżka i stanął na równe nogi. Na głowie nie miał juz bandarzy a głowa nie bolała go.
-Kim jesteście? Skąd ja się tu wziąłem?! - Zapytał zdziwiony zaistniała sytuacją.
-Jestes w naszym sanktuarium. Mroczny pan, wybrał cię na swą prawą dłoń. A naszym zadaniem, jest sprawic abyś przyjął ten zaczczyt. - Odpowiedział Kehel, który wyszedł z pomiędzy innych kultystów.
- CO?! Ja nie zamierzam byc jakimś kultystą! Nie zamierzam płaszczyc się przed nikim. A już napewno nie przed waszym panem.
-Renevanie.... Dostajesz szansę, stania sie wyższą istotą. Kimś lepszym od tych ludzi, elfów, krasnali i innych plugawych i nic niewartych stworzeń. Wraz z tym zaszczytem, otrzymasz wielką moc i władzę. Zniszczymy wszystko na tym świecie Renevanie. I odbudujemy go na nowo. Zniszczymy wszystko. A w przyszłym świecie, Shabranigdo nie zapomni o swych wiernych sługach. Ty masz szansę, o której my, nie śmiemy nawet marzyc! Przyjmij ten dar! - Ren słuchał kultystów i propozycja zaczynbała mu sie podobac. Niszczenie... władza.... niszczenie... to sprawiało, że chciał przyjąc propozycję. chciał oprzec ręce o rękojeśc miecza oraz poszukac ręką sztyletów. Nie było ich.
-Co zrobiliście z moją bronią?! - Zapytał wrzeszcząc. Jeden z kultystów przyniósł jego rzeczy.
-Uczynilismy twą broń, potężniejszą. Poczuj tę moc. Wsłuchaj sie w delikatne drżenie twego oręża. Poczujesz moc. - Wziął do rąk swoje sztylety i miecz. Zamknał oczy i zrobił jak kazali mu kultyści. Szybko poczuł moc drzemiącą w ostrzach. jego sztylety, były w stanie teleportowac sie do niego z dowolnej odległości. Zadawały okrótny ból przy każdym, nawet małym draśnięciu. Przy rzucie, nasycały się mocą czarnej magii. Niszczącej i sprawiającej ból i strach. Wzmacniały jego moc chwytania cieni. Całe pokryte były runami. Miecz, był również zaklęty. Piekielnym, zielonkawym ogniem o przerażającym odcieniu. Miecz zapalał sie, gdy Ren wysyłał w niego małą cząstkę swej mocy magicznej. Czuł, że im więcej tej mocy prześle, tym większy będzie płomień. Miecz tak jak sztylety, zadawał okropny ból przy draśnięciu. Wzmacniał i napędzał jego zmysły. Wszytko to poczuł. Moc oręża była niezwykła.
-Przyjmuje propozycję. Jestem z wami! - Wypalił gdy tylko wyobraził sobie, jakie spustoszenie zaprowadzi tym orężem.
- Dość o tym elfiku. Wejdzie nam w drogę to marny jego los. Jak pobiegł w diabły, to niech biegnie i nie wraca - mag machnął na to ręką i spojrzał na Kas. -A teraz jest potencjalnym wrogiem, bo wykazał sie głupotą- podsumował. -Do rzeczy - oparł dłonie o stół. - Czego od nas oczekujesz? - zapytał króla.
-Tak... już raz musieliście po niego iśc. Niech idzie. W życiu nie spotkałem takiego elfa... myślałem że z tobą będę miał największy problem - Gryffin skłonił sie w stronę demonicy
-Chcecie się czegoś dowiedziec i nie będziemy dalej przedłużac. Zapewne rządacie zapewnienia, że mówie prawdę.... -Król zamyślił się nieco - To że jestem królem, nie wystarczy wam za gwarancję.... ale za to macie u mnie plusa. Cóż... po pierwsze, bezgranicznie ufam swojemu doradcy... ten powinien pojawic się lada moment. - Król spojrzał na drzwi - Oczekuje od was, abyście stali sie elitarną grupą do zwalczania demonów. Będziecie musieli znaleźc, zdobyc informację i zniszczyc cel, jakim jest demon bądź ktos z nim związany. Dostaniecie ode mnie ekwipunek oraz wszelkie potrzebne dobra. Nie zapomnimy tez o sowitej zapłacie. Co do zapewnień, wskazuje na to wszystko dookoła. Kult mrocznego lorda, obudził sie po latach stagnacji... Coraz więcej wróżbitów, wieszczy zagładę ludzkości, Mój port, zaatakował spory humanoidalny demon, co miało byc niejako pierwszym sygnałem, że Shabranigdo się budzi... nie mogę co prawda dac wam więcej zapewnień, ale jestem królem i jeśli taklie mam widzimisię, to mogę sobie zebrac armie i zaatakowac kogo chce. -Powiedział nieskromnie. - Pozatym, mój doradca... powinien już przyjśc.... - Król zerknął na mosiężny zegar stojący w kącie gabinetu. Po chwili, dobyło sie pukanie do drzwi.
-Kto tam? - Zawołał król.
- Sore wa himitsu desu... - Odpowiedział głos zza drzwi. Xan wzdrygnął się na dźwięk tego zwrotu. W społeczności smoków, był on zakazany. Tym bardziej w tym starożytnym języku. - Czyżby jakis wyrostek, który nie ma pojęcia jakiego dopuszcza się bluźnierstwa? - Pomyslał smok. Tego zwrotu, oznaczającego niewinne "To tajemnica", używał prawdziwy postrach wszystkich smoków. Demon, który podczas antycznej wojny upadku Mazoku, zabił niemalże wszystkie smoki. Ten, przed którego imieniem, często dodawano słowo "Znienawidzony". Tą straszliwą kreaturą był...
W progu pojawił się młodo wyglądający mężczyzna, wspierający się na kosturze z dwoma wystającymi różkami u góry, między którymi lewitował czerwony kryształ wypolerowany i oszlifowany na kulę. Jego włosy, miały fioletowy odcień. Oczy miał zamknięte, a na jego twarzy widniał wredny uśmieszek. Teraz nikt na sali, nie miał wątpliwości. Osobą w progu był....
-Xellos Mentalium, doradca Jacka Mortimera Gryffina. Króla Illinon. Witam państwa - Przedstawił się wyjątkowo uprzejmym tonem. Posłał w stronę smoka spojrzenie spod ledwo rozwartych powiek. Zamknał je szybko i rozciągnął na stole mapę którą trzymał zwiniętą w ręku. - Myslę, że to nam pomoże. na tej mapie świata, rozmieszczone są miejsca, gdzie powinny narodzic się na ten czas dzieci mające w sobie części Mrocznego Lorda. -Na mapie świata, rozrysowany był pentagram. Każde z ramion, wskazywały zaznaczone punkty. Jeden punkt, był po środku morza.
-Widzisz? - Xellos zwrócił się do Króla, zupełnie niezauwarzając gości. - Istoty, które narodzą się w punktach ramion, będą miały moc. Jednak nie będą świadome tego, kim są.
-Tak... to może byc problem... Zelfia, Almekia, Seyruun... Nieźle powybieraliscie miasta. Najbardziej zaludnione....
-Względy bezpieczeństwa. Nie można było dopuścic, aby te osoby zostały znalezione przed czasem...
-Rozumiem.. A co z punktem po środku? Ten na morzu? -Król wskazał palcem na centrum mapy.
-Tutaj, narodzi się istota, która będzie świadoma swojej mocy i roli jaką ma odegrac. Będzie do swego prtzeznaczenia dążyc za wszelką cenę. Będzie chciał odnaleźc swoje częsci i odrodzic się.
-Ma narodzic się na środku morza? Niby kto to ma byc?
-Będzie trzeba się dowiedziec.... - Każdy z obecnych na sali, znał legendy o potężnym Xellosie Mentalium. A teraz, stał on tu przed nimi. Nareszcie, oprzytomnieli z oszołomienia i byli w stanie coś mówic.
W tym czasie, Renevan wyszedł z miasta. Po wyjściu, zauważył że przy drzewcu wegetującym przy murach, rośnie juz mały zagajnik. Przeszedł obok niego. Przed nim, rozciągała się pustynia. Lecz niedaleko, mógł dojśc do jakiegos masywu górskiego. Postanowił pójśc w tym kierunku. Szedł jakis czas i Spostrzegł, że w dali na północy widac również jakis las. Szedł dalej za zachód, w strone gór. teren stawał się coraz bardziej górzysty. słońce paliło i doprowadzało go do szewskiej pasji. Klął pod nosem i szedł tupiąc głośno. To co go dziwiło, to to, że nie czuł pragnienia ani specjalnego zmęczenia mimo iż wędrował dobre kilka godzin. Teren stawał się coraz bardziej górzysty. Szedł pod górę. Nie wiedział co go tam gna, ale dojśc, było jedynym sposobem aby się przekonac. Nagle, zza skał, wyszedł mnich w czarnej szacie.
-Witaj wędrowcze - Rzekł mnich, całkowicie niezaskoczony widokiem elfa. - Pewnie jesteś zmęczony.... choc za mną. - Ren, nie chciał iśc z jakimś chorym na mózg mnichem, ale nie miał wyboru. Mnich wskazał mu jedyna drogę przez góry.
-Czekaliśmy na ciebie - Rzekł w końcu - powiem bez ogródek. Jesteśmy kultem mrocznego pana Shabranigdo. Masz w sobie moc, a pan wybrał cię no swoją prawą rękę. Przyjmij ten zaszczyt Renevanie Sa'el. - Ren wściekł się.
-Kult mrocznego pana?! Czyście ocipieli?! Przecierz Shabranigdo jest martwy! Cholerne świry! - Ren wrzeszczał, a echo szło pośród gór.
-Renevanie.... - Zaczął kultysta. - nazywam się Kehel i jestem jednym z najwyższych kapłanów naszego pana. Jestes zmęczony i pewnie głodny po długiej wędrówce... - Ren, który dotychczas nie odczówał ni głodu ni zmęczenia, teraz, nagle odczuł je bardzo mocno. Zachwiał się lekko na nogach. W jego sercu, zagościło jakieś zimno. Uspokoił się.
-Czego... czego odemnie chcecie.... - Zapytał zmęczonym tonem.
-Szczegóły, wyjawimy ci kiedy dojdziesz do naszego sanktuarium. Teraz śpij.... - Ren zasnął spokojnym snem. Obudził sie w jakiejś jaskini. Było tam ciemno, lecz jego oczy niemalże natychmiast przywykły do mroku. Słyszał nad sobą głosy.
-To napewno on? Myslicie że to jego wybrał? - Zapytała jedna z zakapturzonych postaci.
-Tak. Napewno. Czuje tę moc. Tę mieszankę mocy. Nauczymy go, ją kontrolowac...
-Myślałem, że to będzie tamta dziewka....
-Też tak myślałem, ale nieznane są ścierzki mrocznego pana.
-Cicho. Budzi się! - Renavan zerwał się z łóżka i stanął na równe nogi. Na głowie nie miał juz bandarzy a głowa nie bolała go.
-Kim jesteście? Skąd ja się tu wziąłem?! - Zapytał zdziwiony zaistniała sytuacją.
-Jestes w naszym sanktuarium. Mroczny pan, wybrał cię na swą prawą dłoń. A naszym zadaniem, jest sprawic abyś przyjął ten zaczczyt. - Odpowiedział Kehel, który wyszedł z pomiędzy innych kultystów.
- CO?! Ja nie zamierzam byc jakimś kultystą! Nie zamierzam płaszczyc się przed nikim. A już napewno nie przed waszym panem.
-Renevanie.... Dostajesz szansę, stania sie wyższą istotą. Kimś lepszym od tych ludzi, elfów, krasnali i innych plugawych i nic niewartych stworzeń. Wraz z tym zaszczytem, otrzymasz wielką moc i władzę. Zniszczymy wszystko na tym świecie Renevanie. I odbudujemy go na nowo. Zniszczymy wszystko. A w przyszłym świecie, Shabranigdo nie zapomni o swych wiernych sługach. Ty masz szansę, o której my, nie śmiemy nawet marzyc! Przyjmij ten dar! - Ren słuchał kultystów i propozycja zaczynbała mu sie podobac. Niszczenie... władza.... niszczenie... to sprawiało, że chciał przyjąc propozycję. chciał oprzec ręce o rękojeśc miecza oraz poszukac ręką sztyletów. Nie było ich.
-Co zrobiliście z moją bronią?! - Zapytał wrzeszcząc. Jeden z kultystów przyniósł jego rzeczy.
-Uczynilismy twą broń, potężniejszą. Poczuj tę moc. Wsłuchaj sie w delikatne drżenie twego oręża. Poczujesz moc. - Wziął do rąk swoje sztylety i miecz. Zamknał oczy i zrobił jak kazali mu kultyści. Szybko poczuł moc drzemiącą w ostrzach. jego sztylety, były w stanie teleportowac sie do niego z dowolnej odległości. Zadawały okrótny ból przy każdym, nawet małym draśnięciu. Przy rzucie, nasycały się mocą czarnej magii. Niszczącej i sprawiającej ból i strach. Wzmacniały jego moc chwytania cieni. Całe pokryte były runami. Miecz, był również zaklęty. Piekielnym, zielonkawym ogniem o przerażającym odcieniu. Miecz zapalał sie, gdy Ren wysyłał w niego małą cząstkę swej mocy magicznej. Czuł, że im więcej tej mocy prześle, tym większy będzie płomień. Miecz tak jak sztylety, zadawał okropny ból przy draśnięciu. Wzmacniał i napędzał jego zmysły. Wszytko to poczuł. Moc oręża była niezwykła.
-Przyjmuje propozycję. Jestem z wami! - Wypalił gdy tylko wyobraził sobie, jakie spustoszenie zaprowadzi tym orężem.
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!
Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!
Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.

Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo
Kasandra/Sandra
Wszyscy mieli głęboko w dupie elfa i już zapadł wyrok skazujący jego walniętą głowę na unicestwienie. Skrzywiła się lekko, ale nic nie odpowiedziała. Nadal miała w planach miło spędzić czas z magiem i oby się spisał jak ostatnio, bo była w coraz to gorszym humorze... Do tego cała ta sprawa z tym wielkim demonem. A gdyby się do niego przyłączyła? Może oczyściłby jej krew z tego ludzkiego ścierwa i uczynił potężniejszą? Tylko... co by się wtedy stało ze wszystkimi śmiesznymi ludzikami? Nie żeby było jej ich żal, ale to oni swym strachem, cierpieniem i złością ją napędzali. No i miała z niektórymi całkiem przyjemne stosunki.
Zerknęła z ukosa na Zaphirel'a i uśmiechnęła się do swoich zbereźnych myśli. Nie słuchała, co ten stary pierdziel mówi, ale zaintrygowało ją dziwne uczucie mrowienia, które powoli oddalało się od niej i słabło z każdą sekundą.
"Ren" - pomyślała.
Drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł gość, o którym nasłuchała się już tylu legend i pieśni, że przez krótką chwilę nie mogła wyjść z podziwu. Cicho zagwizdała pod nosem.
- Miło mi cię poznać, jestem Kasandra - niemal zamruczała.
Kiedy tłumaczył i pokazywał rzeczy na mapie, nie mogła się powstrzymać, by nie gapić się na niego przez cały czas. Bardziej niż armia Mazoku zastanawiał ją kolor jego oczu, słyszała, że są pięknie fioletowe. Jednak pentagram i miejsce pośrodku wody zaintrygowało pół demonicę.
- Cholera, myślicie o tym samym, o czym ja myślę? - spytała towarzyszy. - Ren, w co ty się wpakowałeś tym razem ty debilu... - dodała nieco ciszej pod nosem i pokręciła głową.
Na chwilę powieki jej opadły i lekko się zachwiała, szybko jednak odzyskała równowagę i spojrzała się po towarzyszach spokojnymi już oczyma, które nie wirowały ani trochę. Mrugnęła do smoka.
- Witaj Królu i ty, Xellosie - powiedziała łagodnie i zupełnie innym tonem. - Jestem Sandra i mam małe pytanie.
Okryła się lekko ramionami, bez płaszcza czuła się zupełnie naga w tym stroju. Zwróciła oczy na demona i westchnęła.
- Dlaczego Mazoku powstrzymuje 'Przebudzenie' i współpracuje z ludzką rasą? Nie jest to czasem wbrew naturze? - zadała śmiałe pytanie i zamrugała kilka razy oczyma czekając na odpowiedź.
Xellos odwrócił się powoli w stronę Sandry. Nieco zdziwił się, gdy przyjrzał się jej bliżej. Z jego miny zszedł na chwilę wredny uśmieszek, lecz za chwilę powrócił znowu.
- Sore wa... himitsu desu... - odpowiedział.
Król Gryffin parsknął śmiechem i wrócił do przeglądania mapy. Dziewczyna jedynie prychnęła niepocieszona taką odpowiedzią.
- Kas może cię lubi, ale ja na pewno nie polubię - powiedziała obrażona.
Odwróciła się i przeszła kawałek by stanąć koło Xana.
- Hm... - zastanowił się chwilę - Cóż... może uszczknę rąbka tajemnicy... Nie jestem już demonem. Teraz należę do tego świata Sandro i w moim interesie jest go bronić.
Słysząc to potknęła się i tylko szybki refleks smoka uratował ją od rozbicia sobie nosa o podłogę.
- Ach... to takie rzeczy są możliwe? To może i mi by się udało 'uwolnić' od Kas i tej paskudnej krwi... - zamyśliła się i usiadła na jakimś wolnym siedzeniu.
Czuła się pewniej, kiedy jej zgrabne pośladki były zakryte i nie nastawione na widok publiczny. Zwłaszcza w jednym pomieszczeniu z władcą, ex-Mazoku, smokiem, Czarnym Magiem i dziwną istotą, która tytułowała się być dziewczyną. Tak, na nią najbardziej musiała uważać. Kto wie, jakim zboczonym perwersem mogła być?
"To dlatego go nie wyczułam" - pomyślała Kasandra. - "Ciekawe, muszę poznać całą prawdę. Trochę szkoda, nie jest już aż tak interesujący, ale nadal uroczy... i bardzo atrakcyjny..."
"Jesteś straszna! Spojrzałabyś kiedyś dalej, niż tylko na przestrzeń między swoimi nogami... " - zrugała ją Sandra i Kas momentalnie ucichła.
Była zła, że jej myśli nie pozostają już dłużej jej myślami, ale wiedziała, jak się zemścić. Zaczęła przelewać do umysłu współlokatorki wspomnienia z kilku ostatnich nocy. Renevan, Aquide, Zaphirel, Renevan i znów Ren. Dziewczyna kaszlnęła i pokryła się rumieńcem. Zanim dowiedziała się o istnieniu alter-ego była przekonana, że jest dziewicą, a tutaj nagle coś takiego. Speszyła się momentalnie.
- No, to znowu ja - powiedziała zwycięsko Kasandra i uśmiechnęła się do zebranych.
Rumieniec w mgnieniu oka zszedł z policzków, oczy zawirowały jak szalone i kobieta zaśmiała się cicho. Już ona miała swoje sposoby, choć teraz, kiedy obiekt lęku Sandry zniknął, dziewczyna nabrała pewności siebie i zapewne będzie się częściej wtrącać... Pech. Dla niej, rzecz jasna.
Wszyscy mieli głęboko w dupie elfa i już zapadł wyrok skazujący jego walniętą głowę na unicestwienie. Skrzywiła się lekko, ale nic nie odpowiedziała. Nadal miała w planach miło spędzić czas z magiem i oby się spisał jak ostatnio, bo była w coraz to gorszym humorze... Do tego cała ta sprawa z tym wielkim demonem. A gdyby się do niego przyłączyła? Może oczyściłby jej krew z tego ludzkiego ścierwa i uczynił potężniejszą? Tylko... co by się wtedy stało ze wszystkimi śmiesznymi ludzikami? Nie żeby było jej ich żal, ale to oni swym strachem, cierpieniem i złością ją napędzali. No i miała z niektórymi całkiem przyjemne stosunki.
Zerknęła z ukosa na Zaphirel'a i uśmiechnęła się do swoich zbereźnych myśli. Nie słuchała, co ten stary pierdziel mówi, ale zaintrygowało ją dziwne uczucie mrowienia, które powoli oddalało się od niej i słabło z każdą sekundą.
"Ren" - pomyślała.
Drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł gość, o którym nasłuchała się już tylu legend i pieśni, że przez krótką chwilę nie mogła wyjść z podziwu. Cicho zagwizdała pod nosem.
- Miło mi cię poznać, jestem Kasandra - niemal zamruczała.
Kiedy tłumaczył i pokazywał rzeczy na mapie, nie mogła się powstrzymać, by nie gapić się na niego przez cały czas. Bardziej niż armia Mazoku zastanawiał ją kolor jego oczu, słyszała, że są pięknie fioletowe. Jednak pentagram i miejsce pośrodku wody zaintrygowało pół demonicę.
- Cholera, myślicie o tym samym, o czym ja myślę? - spytała towarzyszy. - Ren, w co ty się wpakowałeś tym razem ty debilu... - dodała nieco ciszej pod nosem i pokręciła głową.
Na chwilę powieki jej opadły i lekko się zachwiała, szybko jednak odzyskała równowagę i spojrzała się po towarzyszach spokojnymi już oczyma, które nie wirowały ani trochę. Mrugnęła do smoka.
- Witaj Królu i ty, Xellosie - powiedziała łagodnie i zupełnie innym tonem. - Jestem Sandra i mam małe pytanie.
Okryła się lekko ramionami, bez płaszcza czuła się zupełnie naga w tym stroju. Zwróciła oczy na demona i westchnęła.
- Dlaczego Mazoku powstrzymuje 'Przebudzenie' i współpracuje z ludzką rasą? Nie jest to czasem wbrew naturze? - zadała śmiałe pytanie i zamrugała kilka razy oczyma czekając na odpowiedź.
Xellos odwrócił się powoli w stronę Sandry. Nieco zdziwił się, gdy przyjrzał się jej bliżej. Z jego miny zszedł na chwilę wredny uśmieszek, lecz za chwilę powrócił znowu.
- Sore wa... himitsu desu... - odpowiedział.
Król Gryffin parsknął śmiechem i wrócił do przeglądania mapy. Dziewczyna jedynie prychnęła niepocieszona taką odpowiedzią.
- Kas może cię lubi, ale ja na pewno nie polubię - powiedziała obrażona.
Odwróciła się i przeszła kawałek by stanąć koło Xana.
- Hm... - zastanowił się chwilę - Cóż... może uszczknę rąbka tajemnicy... Nie jestem już demonem. Teraz należę do tego świata Sandro i w moim interesie jest go bronić.
Słysząc to potknęła się i tylko szybki refleks smoka uratował ją od rozbicia sobie nosa o podłogę.
- Ach... to takie rzeczy są możliwe? To może i mi by się udało 'uwolnić' od Kas i tej paskudnej krwi... - zamyśliła się i usiadła na jakimś wolnym siedzeniu.
Czuła się pewniej, kiedy jej zgrabne pośladki były zakryte i nie nastawione na widok publiczny. Zwłaszcza w jednym pomieszczeniu z władcą, ex-Mazoku, smokiem, Czarnym Magiem i dziwną istotą, która tytułowała się być dziewczyną. Tak, na nią najbardziej musiała uważać. Kto wie, jakim zboczonym perwersem mogła być?
"To dlatego go nie wyczułam" - pomyślała Kasandra. - "Ciekawe, muszę poznać całą prawdę. Trochę szkoda, nie jest już aż tak interesujący, ale nadal uroczy... i bardzo atrakcyjny..."
"Jesteś straszna! Spojrzałabyś kiedyś dalej, niż tylko na przestrzeń między swoimi nogami... " - zrugała ją Sandra i Kas momentalnie ucichła.
Była zła, że jej myśli nie pozostają już dłużej jej myślami, ale wiedziała, jak się zemścić. Zaczęła przelewać do umysłu współlokatorki wspomnienia z kilku ostatnich nocy. Renevan, Aquide, Zaphirel, Renevan i znów Ren. Dziewczyna kaszlnęła i pokryła się rumieńcem. Zanim dowiedziała się o istnieniu alter-ego była przekonana, że jest dziewicą, a tutaj nagle coś takiego. Speszyła się momentalnie.
- No, to znowu ja - powiedziała zwycięsko Kasandra i uśmiechnęła się do zebranych.
Rumieniec w mgnieniu oka zszedł z policzków, oczy zawirowały jak szalone i kobieta zaśmiała się cicho. Już ona miała swoje sposoby, choć teraz, kiedy obiekt lęku Sandry zniknął, dziewczyna nabrała pewności siebie i zapewne będzie się częściej wtrącać... Pech. Dla niej, rzecz jasna.

-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo
Aine
Słowa Kasandry poważnie wstrząsnęły dziewczyną. Fakt, że nawet demoniczna połowa tej młodej kobiety jest skłonna zwracać uwagę sprawił, że Aine zadrżała na dłuższą chwilę pogrążając się we własnych myślach. Dopiero pojawienie się niezwykłego gościa częściowo przywrociło ją do sił. Przez cały czas milczała jak zaklęta. Wpierw wpatrzona w koniuszki własnych palców widoczne przez rękawice, potem podniosła spojrzenie, wstała i oparła się o blat stołu studiując mapę. Wciąż słuchała uważnie słów zebranych. Najbardziej zajął ją punkt na morzu. Jej wysiłki, by spróbować to obliczyć w pamięci, ile czasu potrzeba na pokonanie takiej trasy i w którym miejscu znajduje się ten nieszczęsny punkt spełzły na niczym. Nie radziła sobie ze zbyt dużą ilością liczb. Na słowa Kas czy inni myślą tak jak ona młoda wojowniczka obróciła się w jej stronę i skinęła głową potwierdzająco. Była blada. Miała nadzieję, że jej wcześniejsze słowa wypowiedziane w gniewie i słuszne obawy się nie spełnią. Tymczasem wszystkie zyskiwały potwierdzenie jedna po drugiej.
Usłyszawszy niezbyt przyjemne słowa Sandry na temat Kas Aine cicho westchnęła. Tym dwóm musiało być bardzo ciężko w jednym ciele. Były od siebie skrajnie różne. I ciągle się ze sobą spierały. Skupiła znów uwagę na toczącej się dyskusji, ale i tak była częściowo już nieobecna duchem. Była zmęczona, a na domiar złego czuła, ze wraca do swojego chłodnego pancerza samotnika. Miała tyle spraw do przemyślenia na temat samej siebie i swoich poczynań, że zaczynało ją to przerastać. Najśmieszniejsze, ze uświadomiła jej to Kas.
- Czy wiadomo w jakim czasie maja dziać się te wszystkie rzeczy? Znaczy kiedy narodzi się każda z części Rubinookiego? W jakich okolicznościach? - spytała nie podnosząc wzroku znad mapy. Zapamietywała. Zbierało się chyba na długie wojaże... Na myśl o okrętach, morzu i pływaniu zrobiło jej się niedobrze więc musiała wrócić na swoje miejsce. Oby to ich chociaż ominęło.
- Czy wiadomo czego mamy szukać, czy raczej bedziemy błądzić po omacku? - zadała na koniec najbardziej nurtujace ja pytanie. Wiedziała teraz, że na pewno, że weźmie w tym udział. Od zawsze miała talent do pakowania się w tarapaty... A polując na te demony choć pakowała się w jedne to miała nikłą szansę na wyłganie się z innych... Nieco wcześniejszych... Może jej mentorka przymknie oko na jej przeszłe wybryki? Aine wiedziała jednakże, że jeśli spotka swoją nauczycielkę to bez względu na okoliczności i tak dostanie po uszach... Choćby za to, że podjęła się tak ryzykownego zadania zupełnie bez przygotowania i w biegu. Westchnęła pod nosem ciesząc się, że chusta skrywająca twarz tłumi większośc dźwięków.
Słowa Kasandry poważnie wstrząsnęły dziewczyną. Fakt, że nawet demoniczna połowa tej młodej kobiety jest skłonna zwracać uwagę sprawił, że Aine zadrżała na dłuższą chwilę pogrążając się we własnych myślach. Dopiero pojawienie się niezwykłego gościa częściowo przywrociło ją do sił. Przez cały czas milczała jak zaklęta. Wpierw wpatrzona w koniuszki własnych palców widoczne przez rękawice, potem podniosła spojrzenie, wstała i oparła się o blat stołu studiując mapę. Wciąż słuchała uważnie słów zebranych. Najbardziej zajął ją punkt na morzu. Jej wysiłki, by spróbować to obliczyć w pamięci, ile czasu potrzeba na pokonanie takiej trasy i w którym miejscu znajduje się ten nieszczęsny punkt spełzły na niczym. Nie radziła sobie ze zbyt dużą ilością liczb. Na słowa Kas czy inni myślą tak jak ona młoda wojowniczka obróciła się w jej stronę i skinęła głową potwierdzająco. Była blada. Miała nadzieję, że jej wcześniejsze słowa wypowiedziane w gniewie i słuszne obawy się nie spełnią. Tymczasem wszystkie zyskiwały potwierdzenie jedna po drugiej.
Usłyszawszy niezbyt przyjemne słowa Sandry na temat Kas Aine cicho westchnęła. Tym dwóm musiało być bardzo ciężko w jednym ciele. Były od siebie skrajnie różne. I ciągle się ze sobą spierały. Skupiła znów uwagę na toczącej się dyskusji, ale i tak była częściowo już nieobecna duchem. Była zmęczona, a na domiar złego czuła, ze wraca do swojego chłodnego pancerza samotnika. Miała tyle spraw do przemyślenia na temat samej siebie i swoich poczynań, że zaczynało ją to przerastać. Najśmieszniejsze, ze uświadomiła jej to Kas.
- Czy wiadomo w jakim czasie maja dziać się te wszystkie rzeczy? Znaczy kiedy narodzi się każda z części Rubinookiego? W jakich okolicznościach? - spytała nie podnosząc wzroku znad mapy. Zapamietywała. Zbierało się chyba na długie wojaże... Na myśl o okrętach, morzu i pływaniu zrobiło jej się niedobrze więc musiała wrócić na swoje miejsce. Oby to ich chociaż ominęło.
- Czy wiadomo czego mamy szukać, czy raczej bedziemy błądzić po omacku? - zadała na koniec najbardziej nurtujace ja pytanie. Wiedziała teraz, że na pewno, że weźmie w tym udział. Od zawsze miała talent do pakowania się w tarapaty... A polując na te demony choć pakowała się w jedne to miała nikłą szansę na wyłganie się z innych... Nieco wcześniejszych... Może jej mentorka przymknie oko na jej przeszłe wybryki? Aine wiedziała jednakże, że jeśli spotka swoją nauczycielkę to bez względu na okoliczności i tak dostanie po uszach... Choćby za to, że podjęła się tak ryzykownego zadania zupełnie bez przygotowania i w biegu. Westchnęła pod nosem ciesząc się, że chusta skrywająca twarz tłumi większośc dźwięków.
Ostatnio zmieniony środa, 12 września 2007, 19:59 przez WinterWolf, łącznie zmieniany 1 raz.

-
- Mat
- Posty: 494
- Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
- Lokalizacja: Z Pustki
Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo
Xan
Rewelacje dotyczące ataków demonów przyjął ze spokojem. Głos wypowiadający zakazane słowa przyprawił go o dreszcze, jednak prawdziwym szokiem był widok samego znienawidzonego. Miał nadzieję że ta parszywa kreatura już dawno zginęła, a przynajmniej zniknęła z tego świata, na swoje nieszczęście musiał zobaczyć Xelosa całego i zdrowego. Jego palce mimowolnie przekształciły się w pazury. Atakowanie demona byłoby głupotą, zwłaszcza biorąc pod uwagę jego raczej skromne siły w starciu z czymś, co zmiotło z powierzchni ziemi tyle smoków. Starał się uspokoić i wysłuchać co tamten miał do powiedzenia. "Przynajmniej wiadomo co znaczy dobrze poinformowane źródło". Gdy zerknął ze swojego miejsca na mapę, zdało mu się ze gdzieś już widział taką pozycję. Ciche klęcie Kas ruszyło coś w jego pamięci. Przez podobny punkt musieli przepływać w drodze tutaj. Teraz przynajmniej już wiedział o co chodziło Ahimedowi. Nie ufał zbytnio słowom Xelosa odnośnie tego, że już nie jest mazoku, w ustach istoty tak pokrętnej i mającej tyle lat te słowa niekoniecznie musiały być tak interpretowane.
-Już nie bestia? - zapytał Xan cichym chropowatym głosem.
Rewelacje dotyczące ataków demonów przyjął ze spokojem. Głos wypowiadający zakazane słowa przyprawił go o dreszcze, jednak prawdziwym szokiem był widok samego znienawidzonego. Miał nadzieję że ta parszywa kreatura już dawno zginęła, a przynajmniej zniknęła z tego świata, na swoje nieszczęście musiał zobaczyć Xelosa całego i zdrowego. Jego palce mimowolnie przekształciły się w pazury. Atakowanie demona byłoby głupotą, zwłaszcza biorąc pod uwagę jego raczej skromne siły w starciu z czymś, co zmiotło z powierzchni ziemi tyle smoków. Starał się uspokoić i wysłuchać co tamten miał do powiedzenia. "Przynajmniej wiadomo co znaczy dobrze poinformowane źródło". Gdy zerknął ze swojego miejsca na mapę, zdało mu się ze gdzieś już widział taką pozycję. Ciche klęcie Kas ruszyło coś w jego pamięci. Przez podobny punkt musieli przepływać w drodze tutaj. Teraz przynajmniej już wiedział o co chodziło Ahimedowi. Nie ufał zbytnio słowom Xelosa odnośnie tego, że już nie jest mazoku, w ustach istoty tak pokrętnej i mającej tyle lat te słowa niekoniecznie musiały być tak interpretowane.
-Już nie bestia? - zapytał Xan cichym chropowatym głosem.
K.M.N.
Don't make me dance on your grave...
Don't make me dance on your grave...

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Re: [Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo
Zaphirel:
Spojrzał na mapę przelotnie. Słuchał. Sama nie mówił. Imię "Xelos" odbijało się głuchym echem od czaszki. Zwali go "Jedynym sługą". Całe demoniczne tałatajstwo pochodziło od sług Ruby Eye'a. Potworzyli sobie przydupasów. Greater Beast... no cóż. Jedyny twor Greater Beast to Xelos. Wyczerpał cały "rezerwuar mocy na sługusy" twórcy... Wiec jego moc musiała się równać z wszechpomiotem każdego innego arcydemona.
Zaphirel wymierzył sobie mentalny policzek.
Trzeba było się skupić...
- Hm, cóż... miło poznać i dobrze cię mieć po swej stronie, Xelosie - mruknął mag. - Pamięta ktoś może szlak naszej podróży? Wiemy kiedy istoty się narodziły?- zapytał Zaphirel. Jeśli ten zakłamany arab przewoził to "coś" to...
Znów mentalny policzek. Zero złości. Na razie trzeba wysłuchać odpowiedzi na liczne zadane pytania.
Spojrzał na mapę przelotnie. Słuchał. Sama nie mówił. Imię "Xelos" odbijało się głuchym echem od czaszki. Zwali go "Jedynym sługą". Całe demoniczne tałatajstwo pochodziło od sług Ruby Eye'a. Potworzyli sobie przydupasów. Greater Beast... no cóż. Jedyny twor Greater Beast to Xelos. Wyczerpał cały "rezerwuar mocy na sługusy" twórcy... Wiec jego moc musiała się równać z wszechpomiotem każdego innego arcydemona.
Zaphirel wymierzył sobie mentalny policzek.
Trzeba było się skupić...
- Hm, cóż... miło poznać i dobrze cię mieć po swej stronie, Xelosie - mruknął mag. - Pamięta ktoś może szlak naszej podróży? Wiemy kiedy istoty się narodziły?- zapytał Zaphirel. Jeśli ten zakłamany arab przewoził to "coś" to...
Znów mentalny policzek. Zero złości. Na razie trzeba wysłuchać odpowiedzi na liczne zadane pytania.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
