[SW D6 ] Za garść imperialnych kredytów [Denis]

-
- Marynarz
- Posty: 155
- Rejestracja: czwartek, 28 czerwca 2007, 12:52
- Numer GG: 1728710
Re: [SW D6 ] Za garść imperialnych kredytów [Denis]
„O to jestem spokojny „ powiedział Twilek z pewnością siebie godna Imperatora „Jeżeli będziecie potrzebni mój człowiek zgłosi się do was ...” Powiedziawszy to dał znak Gammorianom i ruszył w kierunku wyjścia .
**
Czasy świetności wnętrz statku minęły jakieś 20 lat wcześniej . Brudna , powycierana podłoga , obdrapane ściany a kabiny bardziej przypominały graciarnie . Niestety graciarnie pełną śmieci i rzeczy albo zupełnie nie potrzebnych , albo popsutych . Tylko kabina Pilota wyglądała jako tako , przy odrobinie dobrej woli można było nawet powiedzieć ze jest czysto .
Rozglądali się po nowym „domu” z lekkim niesmakiem ... ale było co było .
Christofer natychmiast zniknął w przepastnej czeluści wielkiej ładowni , wypełnionej kontenerami oraz całą góra szpargałów .
**
Przed startem czekała ich jeszcze kontrola celników .. jednak najwidoczniej byli odpowiednio poinstruowani przez Twileka i kontrola ( zazwyczaj szczegółowa ) ograniczyła się do sprawdzenia papierów .
W końcu mogli wystartować .
Beka usiadła za konsolą . Przed nią jarzyły się dziesiątki przycisków odpowiadających na poszczególne wektory ciągów czterech silników statku . Z lekka niepewnością nacisnęła pierwsze przyciski a statek powoli uniósł się.
Kilka minut później HT-2200 "Alwin " mknął w stronę gwiazd . Zwrotność i prędkość znacznie odbiegały od statku którym zwykle podróżowała . Reagował ze sporym opóźnieniem a widoczność z kabiny polita była ograniczona przez dwie ładownie , które ciągnęły się po obu stronach kabiny tak ze widziała tylko do przodu , górę i dół .
Z głównego pokoju drabinki prowadziły do górnej i dolnej wieżyczki .
Oszklone stanowiska pulsacyjnych laserów dawały o wiele bardziej ciekawy i obszerny obraz .
Niestety dolna pozbawiona była uzbrojenia a na plastalowej klapie napisane było zielona farbą „Nie otwierać , dehermetyzacja „.
**
Statek łagodnie odlatywał od planety . Zostawała za nimi wraz z „wiszącym „ na nią niszczycielem klasy Victory wokół którego niczym rój małych muszek latały TIE-fightery .
Mieli przed sobą 6 godzin lotu do miejsca w którym będą mogli użyć silników nadświetlnych .
Komputer astronawigacyjny zajmujący miejsce obok głównego komputera czekał by pomóc Bece obliczyć bezpieczny skok . Według wstępnych szacunków lot będzie trwał 26 h i 34 minuty ..... (przynajmiej na tyle pozwalają umiejętności Beki )
**
Czasy świetności wnętrz statku minęły jakieś 20 lat wcześniej . Brudna , powycierana podłoga , obdrapane ściany a kabiny bardziej przypominały graciarnie . Niestety graciarnie pełną śmieci i rzeczy albo zupełnie nie potrzebnych , albo popsutych . Tylko kabina Pilota wyglądała jako tako , przy odrobinie dobrej woli można było nawet powiedzieć ze jest czysto .
Rozglądali się po nowym „domu” z lekkim niesmakiem ... ale było co było .
Christofer natychmiast zniknął w przepastnej czeluści wielkiej ładowni , wypełnionej kontenerami oraz całą góra szpargałów .
**
Przed startem czekała ich jeszcze kontrola celników .. jednak najwidoczniej byli odpowiednio poinstruowani przez Twileka i kontrola ( zazwyczaj szczegółowa ) ograniczyła się do sprawdzenia papierów .
W końcu mogli wystartować .
Beka usiadła za konsolą . Przed nią jarzyły się dziesiątki przycisków odpowiadających na poszczególne wektory ciągów czterech silników statku . Z lekka niepewnością nacisnęła pierwsze przyciski a statek powoli uniósł się.
Kilka minut później HT-2200 "Alwin " mknął w stronę gwiazd . Zwrotność i prędkość znacznie odbiegały od statku którym zwykle podróżowała . Reagował ze sporym opóźnieniem a widoczność z kabiny polita była ograniczona przez dwie ładownie , które ciągnęły się po obu stronach kabiny tak ze widziała tylko do przodu , górę i dół .
Z głównego pokoju drabinki prowadziły do górnej i dolnej wieżyczki .
Oszklone stanowiska pulsacyjnych laserów dawały o wiele bardziej ciekawy i obszerny obraz .
Niestety dolna pozbawiona była uzbrojenia a na plastalowej klapie napisane było zielona farbą „Nie otwierać , dehermetyzacja „.
**
Statek łagodnie odlatywał od planety . Zostawała za nimi wraz z „wiszącym „ na nią niszczycielem klasy Victory wokół którego niczym rój małych muszek latały TIE-fightery .
Mieli przed sobą 6 godzin lotu do miejsca w którym będą mogli użyć silników nadświetlnych .
Komputer astronawigacyjny zajmujący miejsce obok głównego komputera czekał by pomóc Bece obliczyć bezpieczny skok . Według wstępnych szacunków lot będzie trwał 26 h i 34 minuty ..... (przynajmiej na tyle pozwalają umiejętności Beki )

-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Re: [SW D6 ] Za garść imperialnych kredytów [Denis]
Beka
Jeden rzut oka na statek wystarczył, aby trochę sie do niego zniechęcić... Na jej szczęście nie spędzą tu zbyt dużo czasu.
Przynajmniej fotel pilota był wygodny i można było się w nim prawie położyć. Wyprowadziła statek w przestrzeń. Oczywiście musiała się skupić, zanim nie odlecą trochę dalej od planety - ktoś mógłby coś chcieć (np. imperium) i wymagana była obecność kogoś na mostku. Potem sobie odeśpi.
Wyglądało na to, że jest już wszystko dobrze. Beka zamknęła więc oczy i rozluźniła się. Odgłos otwieranych drzwi, oznaczał, że ktoś wszedł do kabiny pilota.
Jeden rzut oka na statek wystarczył, aby trochę sie do niego zniechęcić... Na jej szczęście nie spędzą tu zbyt dużo czasu.
Przynajmniej fotel pilota był wygodny i można było się w nim prawie położyć. Wyprowadziła statek w przestrzeń. Oczywiście musiała się skupić, zanim nie odlecą trochę dalej od planety - ktoś mógłby coś chcieć (np. imperium) i wymagana była obecność kogoś na mostku. Potem sobie odeśpi.
Wyglądało na to, że jest już wszystko dobrze. Beka zamknęła więc oczy i rozluźniła się. Odgłos otwieranych drzwi, oznaczał, że ktoś wszedł do kabiny pilota.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera

Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy

-
- Mat
- Posty: 518
- Rejestracja: czwartek, 28 czerwca 2007, 12:51
Re: [SW D6 ] Za garść imperialnych kredytów [Denis]
Abba miał minę której nie powstydził się imperator o ile właśnie by podziwiał schwytanych jeńców. Podbródek wysunięty do przodu i uniesiony lekko do góry, brwi ściągnięte ku sobie oczy zaś lśniące pogardą.
Przed nim znajdowała się jego kajuta i to właśnie ten widok tak go... uplastycznił.
Ktoś kiedyś miał tu dobre chęci i próbował zawiesić na ścianie niewielki obraz. Niestety po obrazie została sama stalowa ramka przyspawana bezpośrednio do ściany. Meble wyglądały jak pamiętne biurko potrzaskane toporami – nie przypominające niczego co by się nadawało do czegoś poza ogniskiem. I kurz. Kurz. Mnóstwo kurzu.
W istocie doskonale wiedział że nie jest to kurz. Ale został przy tym bo brzmiało bezpiecznie. Mógł sprawdzić czym dokładnie jest ten pył ale jakoś nie był przekonany co do tego że ta wiedza uczyni podróż bardziej komfortową.
Doskonale wiedział co może zrobić. Myśl która zjawiła się w jego głowie wydała mu się wręcz perwersyjna ale spodobała mu się.
Trzeba tylko znaleźć Christophera i przekonać go że chce posprzątać ten pokój. Niestety chłopak wiedziony instynktem zniknął w ładowni.
Ulver westchną i trącił nogą coś co wyglądało niepokojąco organicznie.
W każdym bądź razie może przynajmniej odwiedzić panią pilot.
***
Ulver nie lubił statków – pewnie dla tego że zawsze się na nich gubił o ile były nawet odrobinę duże. Tym razem jednak był mądrzejszy i sprytniejszy niż kiedyś – po prostu szedł jedyną drogą na której był porządek „operacyjny”. Oznaczało to że można było postawić stopę na podłodze nie depcząc niczego.
Gdzie jak gdzie – ale do kabiny pilota trzeba móc dojść.
W końcu uchylił drzwi i wszedł do środka kabiny. Z pewnym żalem zauważył że wygląda o niebo lepiej niż jego kajuta. Samą Bekę zauważył dopiero po chwili gdy podniosła się i odwróciła głowę.
- Cześć... Co słychać? - powiedziała siadając ponownie w fotelu.
Ulver wzruszył ramionami. Cóż mógł powiedzieć.
-Szukam Christophera, nie podejrzewasz gdzie mógłby się schować?
- Nie widziałam go od startu. - Odpowiedziała.
- Jak oddalimy się od planety, będę mogła włączyć automat. Przydałoby się trochę ogarnąć i zrobić jakieś żarcie... - powiedziała.
- Więc przyda się nam jego pomoc. Poszukać go z tobą? – spytała.
Przydałaby się pomoc w ogarnięciu. Ulver uśmiechną się w wilczy sposób do swoich własnych myśli.
- Nie jestem pewny czy będzie go można znaleźć jeśli nie chce być znaleziony.
Zreflektował się odrobinę.
– Zresztą nie wiem nawet czy jest sens sprzątać. Nie znam się na nawigacji, ani na statkach. Hmm?
Wieloznaczne pytanie miało tą zaletę że można było się z odpowiedzi na nie dowiedzieć więcej niż z odpowiedzi na głupie pytanie. „Hmm?” jest najlepsze gdy jest się zupełnym ignorantem
- Lubi zabawę w chowanego, tak? Zobaczę, czy są tu czujniki ciepła. - rzekła z uśmiechem.
- Sprzątać istotnie nie ma po co. Jutro o tej porze powinniśmy być na miejscu... Ale warto trochę ogarnąć, zrobić jakiś stół, łóżka. - dodała w odpowiedzi na "pytanie".
Ulver zastanowił się nad tym. Nie widział powodu by robić jakieś meble. Ale wiedział też doskonale że jest bardziej leniwy niż można by oczekiwać.
– Aha.
Miał w zanadrzu jeszcze setki takich bystrych odpowiedzi ale jednak stwierdził że to odrobinę za mało by podtrzymać rozmowę.
– Obejdzie się chyba z tymi czujnikami. Złapie go jakoś bez tego... Tylko gdybym się zgubił to mnie ratuj.
Nie wiedział jak wielkie mogą być ładownie. Z zewnątrz wyglądały na ogromne.
– Albo lepiej może choć ze mną od razu...
Uśmiechną się krzywo – bo tylko tak potrafił. Autoironia była jego drugą naturą.
Ona zastanowiła się chwilę.
– Dobra. - odpowiedziała.
– W razie czego trzeba pamiętać drogę, żeby szybko tu przydreptać. - dodała.
Przełączyła kilka przycisków, po czym odpięła pasy i wstała.
– Możemy iść. Jak znajdziesz prysznic, albo coś takiego to powiedz... W ostateczności wykąpie się w wodzie którą przewozimy. - oznajmiła uśmiechając się.
Przed nim znajdowała się jego kajuta i to właśnie ten widok tak go... uplastycznił.
Ktoś kiedyś miał tu dobre chęci i próbował zawiesić na ścianie niewielki obraz. Niestety po obrazie została sama stalowa ramka przyspawana bezpośrednio do ściany. Meble wyglądały jak pamiętne biurko potrzaskane toporami – nie przypominające niczego co by się nadawało do czegoś poza ogniskiem. I kurz. Kurz. Mnóstwo kurzu.
W istocie doskonale wiedział że nie jest to kurz. Ale został przy tym bo brzmiało bezpiecznie. Mógł sprawdzić czym dokładnie jest ten pył ale jakoś nie był przekonany co do tego że ta wiedza uczyni podróż bardziej komfortową.
Doskonale wiedział co może zrobić. Myśl która zjawiła się w jego głowie wydała mu się wręcz perwersyjna ale spodobała mu się.
Trzeba tylko znaleźć Christophera i przekonać go że chce posprzątać ten pokój. Niestety chłopak wiedziony instynktem zniknął w ładowni.
Ulver westchną i trącił nogą coś co wyglądało niepokojąco organicznie.
W każdym bądź razie może przynajmniej odwiedzić panią pilot.
***
Ulver nie lubił statków – pewnie dla tego że zawsze się na nich gubił o ile były nawet odrobinę duże. Tym razem jednak był mądrzejszy i sprytniejszy niż kiedyś – po prostu szedł jedyną drogą na której był porządek „operacyjny”. Oznaczało to że można było postawić stopę na podłodze nie depcząc niczego.
Gdzie jak gdzie – ale do kabiny pilota trzeba móc dojść.
W końcu uchylił drzwi i wszedł do środka kabiny. Z pewnym żalem zauważył że wygląda o niebo lepiej niż jego kajuta. Samą Bekę zauważył dopiero po chwili gdy podniosła się i odwróciła głowę.
- Cześć... Co słychać? - powiedziała siadając ponownie w fotelu.
Ulver wzruszył ramionami. Cóż mógł powiedzieć.
-Szukam Christophera, nie podejrzewasz gdzie mógłby się schować?
- Nie widziałam go od startu. - Odpowiedziała.
- Jak oddalimy się od planety, będę mogła włączyć automat. Przydałoby się trochę ogarnąć i zrobić jakieś żarcie... - powiedziała.
- Więc przyda się nam jego pomoc. Poszukać go z tobą? – spytała.
Przydałaby się pomoc w ogarnięciu. Ulver uśmiechną się w wilczy sposób do swoich własnych myśli.
- Nie jestem pewny czy będzie go można znaleźć jeśli nie chce być znaleziony.
Zreflektował się odrobinę.
– Zresztą nie wiem nawet czy jest sens sprzątać. Nie znam się na nawigacji, ani na statkach. Hmm?
Wieloznaczne pytanie miało tą zaletę że można było się z odpowiedzi na nie dowiedzieć więcej niż z odpowiedzi na głupie pytanie. „Hmm?” jest najlepsze gdy jest się zupełnym ignorantem
- Lubi zabawę w chowanego, tak? Zobaczę, czy są tu czujniki ciepła. - rzekła z uśmiechem.
- Sprzątać istotnie nie ma po co. Jutro o tej porze powinniśmy być na miejscu... Ale warto trochę ogarnąć, zrobić jakiś stół, łóżka. - dodała w odpowiedzi na "pytanie".
Ulver zastanowił się nad tym. Nie widział powodu by robić jakieś meble. Ale wiedział też doskonale że jest bardziej leniwy niż można by oczekiwać.
– Aha.
Miał w zanadrzu jeszcze setki takich bystrych odpowiedzi ale jednak stwierdził że to odrobinę za mało by podtrzymać rozmowę.
– Obejdzie się chyba z tymi czujnikami. Złapie go jakoś bez tego... Tylko gdybym się zgubił to mnie ratuj.
Nie wiedział jak wielkie mogą być ładownie. Z zewnątrz wyglądały na ogromne.
– Albo lepiej może choć ze mną od razu...
Uśmiechną się krzywo – bo tylko tak potrafił. Autoironia była jego drugą naturą.
Ona zastanowiła się chwilę.
– Dobra. - odpowiedziała.
– W razie czego trzeba pamiętać drogę, żeby szybko tu przydreptać. - dodała.
Przełączyła kilka przycisków, po czym odpięła pasy i wstała.
– Możemy iść. Jak znajdziesz prysznic, albo coś takiego to powiedz... W ostateczności wykąpie się w wodzie którą przewozimy. - oznajmiła uśmiechając się.

-
- Marynarz
- Posty: 155
- Rejestracja: czwartek, 28 czerwca 2007, 12:52
- Numer GG: 1728710
Re: [SW D6 ] Za garść imperialnych kredytów [Denis]
Statek po bardziej uważnych oględzinach wcale nie był takie duży .
Ładownie były owszem dosyć spore , w każdym mieściło się 20 standartowych kontenerów ( obecnie wepchnęto tam niemal na siłę po 4 – reszta miejsca zajmował jakiś złom , śmiecie i inne paskudztwo ) Miejsca dla załogi było około 100 m2 ... może nieco więcej , z czego podobnie jak i ładownie w większości zajmowały odpadku i inne pozostałości po wcześniejszych użytkownikach .
Łazienki jako takiej nie było , za to w tylnej części pomieszczeń dla załogi znajdowała się w zasadzie nie używany „odświeżacz „ . Coś co złośliwi nazywali mikrofalówka z uwagi na to ze czynnikiem „myjacym „ ( w właściwie bardzie odrywającym ) brud były microfale .
** Beka ( o ile wykona przegląd ) będzie mogła z niemałym zadowoleniem stwierdzić , ze statek jest jeżeli chodzi o stronę techniczną w doskonałym stanie . Wszystkie podzespoły były niemal nowe , cześć elementów było zamienionych na inne – nowsze . **
Ulver
Niestety oprócz panela kontrolnego , dzięki któremu można było ustawić warunki panujące w ładowniach ( temperatura , ciśnienie ,grawitacje ) nie znalazł niczego więcej ... Najwyraźniej konstruktorzy statku sprzyjali młodemu Christopherowi .
Nie pozostało nic innego jak ruszyć na poszukiwania chłopca lub zabrać się za sprzątanie .
Jako ze perspektywa walki z dziesiątkami kilogramów syfu nie była zbyt ponętna pozostawało poszukiwanie .
Po kilkunastu minutach znalazł otwarte drzwi „ przestrzeń techniczna „ głosiła lekko pordzewiała tabliczka .
Kilka metrów i oto Christopher cały i zdrowy „przyklejony” do ściany
Beka
Tymczasem Beka chcąc nie chcąc ruszyła do „odświeżarki „ oczyszczające promienia milę ją zaskoczyły . Może brakło wilgoci ale uczucie czystości było przyjemne .
Ulwer
„Christopher odwrócił się gwałtownie ... jednak widząc Ulvera rozluźnił się i nakazał mu gestem milczenie ..
„Chcesz popatrzeć „ – zapytał szeptem ?
Przez niewielki , najwyraźniej niezwykle pomysłowo ukryty otwór można było zobaczyć Bekę , która własnie korzystała z obrodziejstw techniki korzystała z „odświeżarki „ ...A było na co popatrzeć
HT-2200 pędził przez gwiezdną pustkę w kierunku miejsca gdzie będzie mógł bezpiecznie wskoczyć w nadprzestrzeń i pomknać z niewyobrażalną prędkością w kierunku księżyca przemytników .
Tymczasem jednak minął pierwsza planetą , która okrążały dwa kamienne księżyce .
Zgodnie z przypuszczeniami ruchu cywilnego nie było wcale ... Pod koniec lotu minęły ich dwa potężne imperialne transportowce .. Cokolwiek wiozły było tego dużo i wniosek nasuwał się sam ze planeta prawdopodobnie nigdy nie wyrie się spod żelaznej władzy „New Order „ - Imperium niechętnie oddawało to co raz dostało ...
Ładownie były owszem dosyć spore , w każdym mieściło się 20 standartowych kontenerów ( obecnie wepchnęto tam niemal na siłę po 4 – reszta miejsca zajmował jakiś złom , śmiecie i inne paskudztwo ) Miejsca dla załogi było około 100 m2 ... może nieco więcej , z czego podobnie jak i ładownie w większości zajmowały odpadku i inne pozostałości po wcześniejszych użytkownikach .
Łazienki jako takiej nie było , za to w tylnej części pomieszczeń dla załogi znajdowała się w zasadzie nie używany „odświeżacz „ . Coś co złośliwi nazywali mikrofalówka z uwagi na to ze czynnikiem „myjacym „ ( w właściwie bardzie odrywającym ) brud były microfale .
** Beka ( o ile wykona przegląd ) będzie mogła z niemałym zadowoleniem stwierdzić , ze statek jest jeżeli chodzi o stronę techniczną w doskonałym stanie . Wszystkie podzespoły były niemal nowe , cześć elementów było zamienionych na inne – nowsze . **
Ulver
Niestety oprócz panela kontrolnego , dzięki któremu można było ustawić warunki panujące w ładowniach ( temperatura , ciśnienie ,grawitacje ) nie znalazł niczego więcej ... Najwyraźniej konstruktorzy statku sprzyjali młodemu Christopherowi .
Nie pozostało nic innego jak ruszyć na poszukiwania chłopca lub zabrać się za sprzątanie .
Jako ze perspektywa walki z dziesiątkami kilogramów syfu nie była zbyt ponętna pozostawało poszukiwanie .
Po kilkunastu minutach znalazł otwarte drzwi „ przestrzeń techniczna „ głosiła lekko pordzewiała tabliczka .
Kilka metrów i oto Christopher cały i zdrowy „przyklejony” do ściany
Beka
Tymczasem Beka chcąc nie chcąc ruszyła do „odświeżarki „ oczyszczające promienia milę ją zaskoczyły . Może brakło wilgoci ale uczucie czystości było przyjemne .
Ulwer
„Christopher odwrócił się gwałtownie ... jednak widząc Ulvera rozluźnił się i nakazał mu gestem milczenie ..
„Chcesz popatrzeć „ – zapytał szeptem ?
Przez niewielki , najwyraźniej niezwykle pomysłowo ukryty otwór można było zobaczyć Bekę , która własnie korzystała z obrodziejstw techniki korzystała z „odświeżarki „ ...A było na co popatrzeć
HT-2200 pędził przez gwiezdną pustkę w kierunku miejsca gdzie będzie mógł bezpiecznie wskoczyć w nadprzestrzeń i pomknać z niewyobrażalną prędkością w kierunku księżyca przemytników .
Tymczasem jednak minął pierwsza planetą , która okrążały dwa kamienne księżyce .
Zgodnie z przypuszczeniami ruchu cywilnego nie było wcale ... Pod koniec lotu minęły ich dwa potężne imperialne transportowce .. Cokolwiek wiozły było tego dużo i wniosek nasuwał się sam ze planeta prawdopodobnie nigdy nie wyrie się spod żelaznej władzy „New Order „ - Imperium niechętnie oddawało to co raz dostało ...

-
- Mat
- Posty: 518
- Rejestracja: czwartek, 28 czerwca 2007, 12:51
Re: [SW D6 ] Za garść imperialnych kredytów [Denis]
Ulver podrapał się za uchem. Zastanawiał się o co może chodzić dla małego, nie bardzo wiedział gdzie może złapać wątek. Wzruszył więc tylko ramionami i pociągną obrzydliwie głośno nosem. To był błąd. Przy okazji wciągną cały kłąb tego wszechobecnego pyłu.
Reakcja była nie mal natychmiastowa. Miał przez chwilę wrażenie że coś go łaskocze delikatnie w nosie, trwało to jednak krótko; po chwili łaskotanie zamieniło się w rozpuszczanie – jakby oddychał kwasem.
Kichną gwałtownie nie mogąc się powstrzymać. Gdyby nie te wszystkie śmieci to po ładowni poszłoby echo. Teraz jednak wszystko było wytłumione tak że można by tu nawet urządzić koncert.
Christopher wbrew swoim zwyczajom jakoś nie skomentował tego w żaden sposób. Zachowywał się bardzo ale to bardzo cicho.
-Mówi się w takich sytuacjach „na zdrowie”.
Abba odburkną i przetarł nos przedramieniem po czym szerokim ruchem bez zbędnych ceregieli odsunął Christophera. Pochylił się i rzucił szybko okiem przez otwór.
Trzeba przyznać że Beka była wyjątkowo... kształtna. Zauważył to już wcześniej ale w tedy nie zrobiło to na nim wrażenia: stwierdził tylko „apetyczna” i zaczął oceniać resztę otoczenia. Teraz tak nie potrafił. Dobrze że przynajmniej nie był to normalny prysznic. Nawet po pobycie na Choraxie Ulver podświadomie traktował wodę jako coś egzotycznego i niezwykłego a rzeczy niezwykłe i egzotyczne sprawiały że wbrew chęciom jego wyobraźnia podążała w dzikich kierunkach.
Widok był co prawda wyjątkowo ładny ale jakoś krępujący.
Ulver poderwał się zarumieniony z powrotem budząc zdziwienie Christophera. Abba oblizał nerwowo wargi i rzucił spojrzenie kątem oka dla Christphera. Spojrzenie było na tyle wymowne że o ku własnemu zdziwieniu Christopher sam poczuł się zakłopotany. Ulver odchrząkną bo miał suche gardło a miał zamiar coś powiedzieć. Cokolwiek.
-Więc Christopher – jest dla ciebie zadanie... Trzeba przygotować posłania dla 4 osób. I pomożesz.
Christopher przyglądał się z wyjątkowym zainteresowaniem własnym paznokciom. W końcu Ulver zmiękł. To zawsze tak wyglądało. Za każdym parszywym razem.
-No choć, nie będzie tak źle...
Christopher bez zbędnego entuzjazmu powlókł się za Ulverem. Pewnie domyślał się tego że Abba znowu da się okpić, ale stracił możliwość podglądania. Co gorsza; dureń narobił mnóstwo bardzo kłopotliwego hałasu.
Z drugiej jednak strony zarumieniony Ulver to widok zachwycający swoją rzadkością. Dla tego też Christopher po chwili uśmiechną się skrycie – gdy tylko jedi nie patrzył.
Reakcja była nie mal natychmiastowa. Miał przez chwilę wrażenie że coś go łaskocze delikatnie w nosie, trwało to jednak krótko; po chwili łaskotanie zamieniło się w rozpuszczanie – jakby oddychał kwasem.
Kichną gwałtownie nie mogąc się powstrzymać. Gdyby nie te wszystkie śmieci to po ładowni poszłoby echo. Teraz jednak wszystko było wytłumione tak że można by tu nawet urządzić koncert.
Christopher wbrew swoim zwyczajom jakoś nie skomentował tego w żaden sposób. Zachowywał się bardzo ale to bardzo cicho.
-Mówi się w takich sytuacjach „na zdrowie”.
Abba odburkną i przetarł nos przedramieniem po czym szerokim ruchem bez zbędnych ceregieli odsunął Christophera. Pochylił się i rzucił szybko okiem przez otwór.
Trzeba przyznać że Beka była wyjątkowo... kształtna. Zauważył to już wcześniej ale w tedy nie zrobiło to na nim wrażenia: stwierdził tylko „apetyczna” i zaczął oceniać resztę otoczenia. Teraz tak nie potrafił. Dobrze że przynajmniej nie był to normalny prysznic. Nawet po pobycie na Choraxie Ulver podświadomie traktował wodę jako coś egzotycznego i niezwykłego a rzeczy niezwykłe i egzotyczne sprawiały że wbrew chęciom jego wyobraźnia podążała w dzikich kierunkach.
Widok był co prawda wyjątkowo ładny ale jakoś krępujący.
Ulver poderwał się zarumieniony z powrotem budząc zdziwienie Christophera. Abba oblizał nerwowo wargi i rzucił spojrzenie kątem oka dla Christphera. Spojrzenie było na tyle wymowne że o ku własnemu zdziwieniu Christopher sam poczuł się zakłopotany. Ulver odchrząkną bo miał suche gardło a miał zamiar coś powiedzieć. Cokolwiek.
-Więc Christopher – jest dla ciebie zadanie... Trzeba przygotować posłania dla 4 osób. I pomożesz.
Christopher przyglądał się z wyjątkowym zainteresowaniem własnym paznokciom. W końcu Ulver zmiękł. To zawsze tak wyglądało. Za każdym parszywym razem.
-No choć, nie będzie tak źle...
Christopher bez zbędnego entuzjazmu powlókł się za Ulverem. Pewnie domyślał się tego że Abba znowu da się okpić, ale stracił możliwość podglądania. Co gorsza; dureń narobił mnóstwo bardzo kłopotliwego hałasu.
Z drugiej jednak strony zarumieniony Ulver to widok zachwycający swoją rzadkością. Dla tego też Christopher po chwili uśmiechną się skrycie – gdy tylko jedi nie patrzył.

-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Re: [SW D6 ] Za garść imperialnych kredytów [Denis]
Beka
Beka nie czuła się ostatnio zbyt czysto, więc po kontroli technicznej zdecydowała się na to oczyszczające promieniowanie. Znała się dobrze na różnych urządzeniach. Wiedziała, że same z siebie rzadko się psują, ale trzeba kontrolować ich stan. Statek wskazywał na to, że jego poprzedni właściciele nie przejmowali się urządzeniem do czyszczenia, gdyż zapewne nigdy z niego nie korzystali. Gdyby miało ono teraz usterkę, Beka mogłaby źle skończyć. Poparzenie nie byłoby takie straszne, ale urządzenie mogło zrobić coś dużo gorszego, np. zerwać jej skórę. Oprócz tego cała kabina wyglądała jakoś tak dziwnie... ciasno.
Na szczęście wszystko działało. A Beka poczuła się znacznie lepiej, jak już była czysta.
Po wyjściu z mikrofalówki -jak ją nazwała- postanowiła się przebrać w czyste ciuchy. Odpięła torbę ze swoimi rzeczami osobistymi i zaczęła w niej grzebać. Nie dalej jak dwie minuty później zaczęła zakładać na siebie czyste ubranie. Najpierw założyła na siebie dwuczęściową bawełnianą bieliznę koloru purpurowego (z koronką), następnie długie skarpety w czerwono-zielone poziome prążki i czarne spodnie z jakiegoś mocnego, ale elastycznego materiału. Potem założyła swoje czarne kozaczki, niebieską koszulkę i w pasie przepięła się grubym skórzanym pasem z kaburą na pistolet laserowy. Spakowała swoje rzeczy do torby - oddzielnie, aby nie pomieszać ich z innymi czystymi. Narzuciła jeszcze na plecy swoją czarną skórzaną kurtkę i ruszyła do swojej kajuty.
Zostawiła tam torbę, a następnie odwiedziła kabinę pilota. Kilka minut wystarczyło, aby upewniła się, że wszystko pracowało tak jak powinno.
Jeszcze przez dłuższy czas poleci na automacie. Zanim jej obecność tutaj będzie wymagana miała możliwość, aby zjeść coś szybkiego i zdrzemnąć się trochę. Ruszyła na poszukiwania i dość szybko odnalazła swoją dzielną załogę - akurat organizowali oni posłania.
- Łóżka... świetnie! - powiedziała zadowolona wchodząc do pomieszczenia w którym byli.
- To wy się tym zajmijcie, a ja zorganizuję coś do jedzenia. - zaczęła spokojnie planować, jak na kapitana statku przystało. Widząc jednak miny swoich towarzyszy zmieniła ton głosu na nieco mniej pewny.
- Dlaczego się tak uśmiechacie? - spytała.
Oni nie kwapili się z odpowiedzią, więc zanim zdążyli coś powiedzieć dodała:
- Dajcie spokój. Nie będę cały czas gotować, tylko teraz! Jestem pilotem.
Po tych słowach tajemnicze uśmiechy nie zniknęły z twarz jaj kolegów. Beka nie wiedziała o co chodzi. Pomyślała, że pewnie skoro jest czysta, uczesana i ma na sobie czyste ubranie, to lepiej ją odbierają. Troszkę zdezorientowana, ale zadowolona z tego faktu, udała się do kuchni.
Beka nie czuła się ostatnio zbyt czysto, więc po kontroli technicznej zdecydowała się na to oczyszczające promieniowanie. Znała się dobrze na różnych urządzeniach. Wiedziała, że same z siebie rzadko się psują, ale trzeba kontrolować ich stan. Statek wskazywał na to, że jego poprzedni właściciele nie przejmowali się urządzeniem do czyszczenia, gdyż zapewne nigdy z niego nie korzystali. Gdyby miało ono teraz usterkę, Beka mogłaby źle skończyć. Poparzenie nie byłoby takie straszne, ale urządzenie mogło zrobić coś dużo gorszego, np. zerwać jej skórę. Oprócz tego cała kabina wyglądała jakoś tak dziwnie... ciasno.
Na szczęście wszystko działało. A Beka poczuła się znacznie lepiej, jak już była czysta.
Po wyjściu z mikrofalówki -jak ją nazwała- postanowiła się przebrać w czyste ciuchy. Odpięła torbę ze swoimi rzeczami osobistymi i zaczęła w niej grzebać. Nie dalej jak dwie minuty później zaczęła zakładać na siebie czyste ubranie. Najpierw założyła na siebie dwuczęściową bawełnianą bieliznę koloru purpurowego (z koronką), następnie długie skarpety w czerwono-zielone poziome prążki i czarne spodnie z jakiegoś mocnego, ale elastycznego materiału. Potem założyła swoje czarne kozaczki, niebieską koszulkę i w pasie przepięła się grubym skórzanym pasem z kaburą na pistolet laserowy. Spakowała swoje rzeczy do torby - oddzielnie, aby nie pomieszać ich z innymi czystymi. Narzuciła jeszcze na plecy swoją czarną skórzaną kurtkę i ruszyła do swojej kajuty.
Zostawiła tam torbę, a następnie odwiedziła kabinę pilota. Kilka minut wystarczyło, aby upewniła się, że wszystko pracowało tak jak powinno.
Jeszcze przez dłuższy czas poleci na automacie. Zanim jej obecność tutaj będzie wymagana miała możliwość, aby zjeść coś szybkiego i zdrzemnąć się trochę. Ruszyła na poszukiwania i dość szybko odnalazła swoją dzielną załogę - akurat organizowali oni posłania.
- Łóżka... świetnie! - powiedziała zadowolona wchodząc do pomieszczenia w którym byli.
- To wy się tym zajmijcie, a ja zorganizuję coś do jedzenia. - zaczęła spokojnie planować, jak na kapitana statku przystało. Widząc jednak miny swoich towarzyszy zmieniła ton głosu na nieco mniej pewny.
- Dlaczego się tak uśmiechacie? - spytała.
Oni nie kwapili się z odpowiedzią, więc zanim zdążyli coś powiedzieć dodała:
- Dajcie spokój. Nie będę cały czas gotować, tylko teraz! Jestem pilotem.
Po tych słowach tajemnicze uśmiechy nie zniknęły z twarz jaj kolegów. Beka nie wiedziała o co chodzi. Pomyślała, że pewnie skoro jest czysta, uczesana i ma na sobie czyste ubranie, to lepiej ją odbierają. Troszkę zdezorientowana, ale zadowolona z tego faktu, udała się do kuchni.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera

Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy

-
- Mat
- Posty: 518
- Rejestracja: czwartek, 28 czerwca 2007, 12:51
Re: [SW D6 ] Za garść imperialnych kredytów [Denis]
Ulver siedząc ze skrzyżowanymi nogami zajmował się czymś co miało w przyszłości stać się poduszkami. Chwilowo poduszek nie przypominało nawet w oczach wielkiego optymisty ale nie tracił nadziei i nie ustawał w wysiłkach.
Gdy usłyszał za sobą głos Beki, taki pełny radości i entuzjazmu... wydał mu się gwałtowny. Przygarbił się odruchowo jak gdyby za nim rozbrzmiał strzał. Chwilowo, wolał mówić szeptem i gdy odpowiadano mu szeptem. Był zdenerwowany.
Mimo to odwrócił się nieco do tyłu spotykając się oko w oko z czubkami butów Beki. Wyżej nie ośmielił się podnieść wzroku.
-Łóżka... tak.
Pani pilot niczym się nie przejmowała. Po chwili zniknęła tak szybko jak się pojawiła. Ulver nie był pewny czy poszła do kuchni. Nie był pewny czy na statku nawet jest kuchnia. Tak czy inaczej zniknęła z pola widzenia a sam Ulver odetchną głęboko. Odchylił się daleko do tyłu opierając się na rękach. Głowę spuścił swobodnie na plecy. Trwał tak dobrą chwilę.
Dość dobrą by Christopher zdążył się zaniepokoić. Chłopak jednak do głupich nie należał, uśmiechną się więc tylko na swój obrzydliwy, chytry sposób. Otworzył już usta i...
Przewrócił się na plecy gdy poduszka trafiła go w pierś. Nie spodziewał się że Ulver potrafi tak szybko się poruszać ani że worek wypełniony drobno podartą tkaniną... (przepraszam PODUSZKA) może lecieć tak szybko.
Lekko oszołomiony podniósł się z powrotem tylko po to by oberwać kolejnym workiem. Nawet nie zdążył pomyśleć o uniku i znowu upadł, niemal identycznie jak poprzednio. Nauczony skutkami zrezygnował z dalszych prób. Poczuł się nagle bardzo niesprawiedliwie potraktowany. Wyartykułował swoje skargi głośno.
-Przecież nawet niczego nie powiedziałem!
Ulver podniósł się z metalowej podłogi otrzepując równocześnie niesamowicie brudne spodnie.
-O to właśnie chodziło Christopher.
Christopher nie mógł walczyć z tą żelazną logiką i argumentacją. Po prostu odrzucił poduszkę z powrotem w Ulvera. Niestety uchylił się.
-To jest nie fair!
Christopher przestał czuć się komfortowo. Powoli odkrywał coraz bardziej zaskakujące aspekty swojego „przyjaciela” co mu się nie do końca podobało – nawet jeśli go bawiło. Po prostu źle się czuł z dziwakami.
-A chcesz się przekonać co NAPRAWDĘ jest nie fair.
Ulver pochylił się nad leżącym dzieciakiem.
-Nie?
Abba uśmiechną się i wrócił do swoich poduszek. Christopher wylegiwał się jeszcze przez chwilę po czym się podniósł. Ulver rzucił na niego okiem.
-Wiesz że masz naprawdę stare imię?
Christopher zastanowił się nad tym wszystkim po czym wypowiedział jedyny naprawdę ważny wniosek.
-Nie zmieniaj tematu...
Ulver zamilkł więc i całkiem skupił się na pracy.
Gdy usłyszał za sobą głos Beki, taki pełny radości i entuzjazmu... wydał mu się gwałtowny. Przygarbił się odruchowo jak gdyby za nim rozbrzmiał strzał. Chwilowo, wolał mówić szeptem i gdy odpowiadano mu szeptem. Był zdenerwowany.
Mimo to odwrócił się nieco do tyłu spotykając się oko w oko z czubkami butów Beki. Wyżej nie ośmielił się podnieść wzroku.
-Łóżka... tak.
Pani pilot niczym się nie przejmowała. Po chwili zniknęła tak szybko jak się pojawiła. Ulver nie był pewny czy poszła do kuchni. Nie był pewny czy na statku nawet jest kuchnia. Tak czy inaczej zniknęła z pola widzenia a sam Ulver odetchną głęboko. Odchylił się daleko do tyłu opierając się na rękach. Głowę spuścił swobodnie na plecy. Trwał tak dobrą chwilę.
Dość dobrą by Christopher zdążył się zaniepokoić. Chłopak jednak do głupich nie należał, uśmiechną się więc tylko na swój obrzydliwy, chytry sposób. Otworzył już usta i...
Przewrócił się na plecy gdy poduszka trafiła go w pierś. Nie spodziewał się że Ulver potrafi tak szybko się poruszać ani że worek wypełniony drobno podartą tkaniną... (przepraszam PODUSZKA) może lecieć tak szybko.
Lekko oszołomiony podniósł się z powrotem tylko po to by oberwać kolejnym workiem. Nawet nie zdążył pomyśleć o uniku i znowu upadł, niemal identycznie jak poprzednio. Nauczony skutkami zrezygnował z dalszych prób. Poczuł się nagle bardzo niesprawiedliwie potraktowany. Wyartykułował swoje skargi głośno.
-Przecież nawet niczego nie powiedziałem!
Ulver podniósł się z metalowej podłogi otrzepując równocześnie niesamowicie brudne spodnie.
-O to właśnie chodziło Christopher.
Christopher nie mógł walczyć z tą żelazną logiką i argumentacją. Po prostu odrzucił poduszkę z powrotem w Ulvera. Niestety uchylił się.
-To jest nie fair!
Christopher przestał czuć się komfortowo. Powoli odkrywał coraz bardziej zaskakujące aspekty swojego „przyjaciela” co mu się nie do końca podobało – nawet jeśli go bawiło. Po prostu źle się czuł z dziwakami.
-A chcesz się przekonać co NAPRAWDĘ jest nie fair.
Ulver pochylił się nad leżącym dzieciakiem.
-Nie?
Abba uśmiechną się i wrócił do swoich poduszek. Christopher wylegiwał się jeszcze przez chwilę po czym się podniósł. Ulver rzucił na niego okiem.
-Wiesz że masz naprawdę stare imię?
Christopher zastanowił się nad tym wszystkim po czym wypowiedział jedyny naprawdę ważny wniosek.
-Nie zmieniaj tematu...
Ulver zamilkł więc i całkiem skupił się na pracy.

-
- Marynarz
- Posty: 155
- Rejestracja: czwartek, 28 czerwca 2007, 12:52
- Numer GG: 1728710
Re: [SW D6 ] Za garść imperialnych kredytów [Denis]
Drzwi do kuchni ( pomieszczenie nr 20 : Galley =Kambuz ) zawalone były stosem puszek i kartonów po piwie , jednak po krótkiej walce z odpadkami oczom pani kapitan ukazało się pomieszczenie niemal chirurgicznie czyste .Najwyraźniej od nowości statku nikt tu nie zaglądał
Potężny automat do robienia pożywienia dla ponad 100 równych ras oraz 2 czteroosobowe stoliki a na samym końcu niewielkiego pomieszczenia drugi automat do wydawania jednorazowych naczyń i sztućców .
Menu związane z ludźmi nie było może specjalnie obszerne ( dwa rodzaje rozdrobnionej paki jedna w kolorze jasnozielonym o smaku szpinaku oraz druga papka jasnobrązowa o smaku lekko przypalonego kurczaka , do tego do wyboru dwa niealkoholowe napoje różowy o smaku malinowym i czarny o smaku coli – bez bąbelków ) Przygotowanie posiłku trwało około minuty. Ciepła papka może nie wyglądała jakoś rewelacyjnie ale Beka w swoim życiu jadała gorsze rzeczy .
Tymczasem Ulwer i Christopher skończyli uprzątać trzy kabiny doprowadzając je do względnego stanu używalności . W ładowni stos śmieci rósł z każdą chwilą za to wybrane pomieszczenia osiągnęły taki stan w którym nic zbyt mocno nie śmierdziało oraz poruszanie się po nich nie było niebezpieczną przygodą .
Każda z kabin miała jednoosobową pryczę , stolik z krzesłem , małą szafkę przy łóżku oraz niewielka szafę w której można było położyć trochę ubrań i inne rzeczy osobiste . Każda kabina w czasach świetności była zamykana na magnetyczny zamek uruchamiany karta – jednak najwyraźniej czytniki kart w ciagu długiego zycia statku się komuś przydały i pomieszczenia były otwarte na stałe . Jedynym zamykanym ( mechanicznie ) od środka pomieszczeniem była kabina pilota (pomieszczenie 24 ) – nieco większa z niewielkim panelem kontrolującym pracę podzespołów statku .
Po ukończonym odgruzowywaniu głównego pomieszczenia można było uznac ze statek jest nawet nieco sympatyczny .
**
Do punktu w którym będą mogli bezpiecznie przejść w hiperprzestrzeń pozostało niewiele ponad 4 godziny . Statek mknął pozostawiając za sobą kolejne planety .
Gdy dolecą do wskazanego punktu sygnał alarmowy da Bece znak ze czas na programowanie hiperskoku ... Biorąc pod uwagę umiejętności Beki w astronawigacji zajmie jej to ok. 6–7 min .
Potem wystarczy nacisnąć czerwony przycisk i ... czekać kolejne 26 godzin
Potężny automat do robienia pożywienia dla ponad 100 równych ras oraz 2 czteroosobowe stoliki a na samym końcu niewielkiego pomieszczenia drugi automat do wydawania jednorazowych naczyń i sztućców .
Menu związane z ludźmi nie było może specjalnie obszerne ( dwa rodzaje rozdrobnionej paki jedna w kolorze jasnozielonym o smaku szpinaku oraz druga papka jasnobrązowa o smaku lekko przypalonego kurczaka , do tego do wyboru dwa niealkoholowe napoje różowy o smaku malinowym i czarny o smaku coli – bez bąbelków ) Przygotowanie posiłku trwało około minuty. Ciepła papka może nie wyglądała jakoś rewelacyjnie ale Beka w swoim życiu jadała gorsze rzeczy .
Tymczasem Ulwer i Christopher skończyli uprzątać trzy kabiny doprowadzając je do względnego stanu używalności . W ładowni stos śmieci rósł z każdą chwilą za to wybrane pomieszczenia osiągnęły taki stan w którym nic zbyt mocno nie śmierdziało oraz poruszanie się po nich nie było niebezpieczną przygodą .
Każda z kabin miała jednoosobową pryczę , stolik z krzesłem , małą szafkę przy łóżku oraz niewielka szafę w której można było położyć trochę ubrań i inne rzeczy osobiste . Każda kabina w czasach świetności była zamykana na magnetyczny zamek uruchamiany karta – jednak najwyraźniej czytniki kart w ciagu długiego zycia statku się komuś przydały i pomieszczenia były otwarte na stałe . Jedynym zamykanym ( mechanicznie ) od środka pomieszczeniem była kabina pilota (pomieszczenie 24 ) – nieco większa z niewielkim panelem kontrolującym pracę podzespołów statku .
Po ukończonym odgruzowywaniu głównego pomieszczenia można było uznac ze statek jest nawet nieco sympatyczny .
**
Do punktu w którym będą mogli bezpiecznie przejść w hiperprzestrzeń pozostało niewiele ponad 4 godziny . Statek mknął pozostawiając za sobą kolejne planety .
Gdy dolecą do wskazanego punktu sygnał alarmowy da Bece znak ze czas na programowanie hiperskoku ... Biorąc pod uwagę umiejętności Beki w astronawigacji zajmie jej to ok. 6–7 min .
Potem wystarczy nacisnąć czerwony przycisk i ... czekać kolejne 26 godzin

-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Re: [SW D6 ] Za garść imperialnych kredytów [Denis]
Pomieszczenie, będące jednocześnie kuchnią i jadalnią nie prezentowało się najlepiej. Beka miała jednak ułatwione zadanie niż sprzątanie na swoim statku - tutaj mogła wszystko równo wrzucać do zsypu na śmieci. I tak też robiła. Znaleziona szufelka nieco pomogła jej w tym sprzątaniu. Wpadła jej w ręce ściereczka, którą dobrze wytarła oba plastikowe stoliki i pobieżnie przetarła, stojące przy nich plastikowe krzesła. Sprzątnęła jeszcze parę rzeczy z maszyn wydających jedzenie i naczynia.
Odetchnęła rozglądając się po pomieszczeniu. Wyglądało na sprzątnięte, choć z pewnością nie było ono sterylne. Nagle drzwi do pomieszczenia się otworzyły.
Ulver wszedł ostrożnie, najpierw jedną nogą, a dopiero później drugą. Wyglądał jakby miał ochotę uciec - i to bardzo daleko stąd. Docenić należy jednak fakt, że próbował udawać iż jest inaczej.
- To coś dziś w menu?
Beka spojrzała na Ulvera i uśmiechnęła się lekko.
- Cześć. Papka szpinakowa, oraz kurczakopodobna która może być wszystkim. Ale chyba nam nie zaszkodzi... Do tego COŚ do picia. - odpowiedziała.
Nigdy nie była zbyt dobrą kucharką, ale wolałaby przygotować coś lepszego - na pewno mogłaby gdyby mieli jakieś jedzenie.
- A gdzie Christopher? - spytała.
- Postanowił zjeść sam później. - powiedział Ulver i po bardzo krótkiej chwili, zbyt krótkiej, dodał -Nie mam pojęcia dlaczego.
Beka kiwnęła głową ze zrozumieniem i znakiem akceptacji.
- Jest w trudnym wieku. - stwierdziła cicho.
Podała do stołu talerze z jedzeniem. I usiadła chwytając plastikowy widelec.
- Smacznego. - powiedziała starając przekonać samą siebie, że to jedzenie może smakować.
Ulver ledwo stłumił śmiech. Doskonale pamiętał co powiedział dla Christophera zaledwie 5 minut temu odnośnie jego miejsca na tym statku. Humor zepsuł się mu dopiero gdy spojrzał na jedzenie. Odchrząkną cicho.
- Dziękuję? - powiedział niepewnym głosem.
- Dziękuję. - Poprawił się dopiero po chwili, gdy w zamyśleniu dłubał łyżką w jedzeniu.
Beka uśmiechnęła się krzywo, po czym westchnęła.
- Nic innego nie ma. - wytłumaczyła i zanurzyła widelec w jedzeniu.
Spojrzała na Ulvera i uśmiechnęła się do niego tajemniczo.
- Ale mamy na deser po szklaneczce Pasańskiej whisky. - podzieliła się z nim radosną nowiną.
Ulver zamyślił się głębiej. Do etapu nauki na którym miał się uczyć detoksykacji organizmu nigdy nie dotarł – jak z resztą do większość w swojej krótkiej karierze padawana. Z drugiej jednak strony nigdy nie próbował owej whisky wiele zaś wskazywało na to, że warto. Spróbował kawałek papki. Myślał że będzie trochę lepsze niż pustynne larwy. W istocie nie różniło się nawet konsystencją. Na szczęście był głodny, więc był dobrej myśli. Może jednak jest nadzieja na tą whisky.
Jedzenie istotnie nie było najlepsze, ale dla głodna osoba i to zje bez grymaszenia.
- No tak: „dopóki nie zjesz obiadu nie dostaniesz deseru”. - stwierdził.
Beka akurat miała w ustach trochę papki szpinakowej, kiedy Ulver zażartował. Doznała nagłego przypływu dobrego humoru i wybuchnęła śmiechem. Zdołała zatrzymać w ustach część pokarmu, ale trochę się też nim popluła. Odrobina jedzenia wróciła na talerz, a trochę zostało jej na brodzie. Otarła ręką brodę i śmiała się jeszcze przez moment.
Ulver pogroził dla pilotki łyżeczką.
- Mam cię zacząć karmić? - rzekł.
Zastanowił się nad tym co właśnie powiedział. Doszedł do raczej nie zaskakującego wniosku, że powinien najpierw się zastanowić, a dopiero później mówić.
Chęć Ulvera do karmienia Beki, wywołała u niej dodatkowy śmiech. Była chyba w takim stanie rozbawienia, że wiele rzeczy ją teraz bawiło.
- Poszukam jakiejś chustki. - powiedział.
Wstał i teraz zaczął zastanawiać się nad najbardziej obiecującym kierunkiem. Dopisało mu szczęście. Były tam – zafoliowane. Chyba jeszcze „fabryczne”. Sięgną po nie i wydobył jedną.
- Proszę. - powiedział wyciągając dłoń w stronę Beki, która zaczęła się opanowywać i powoli nabierać powagi.
Z uśmiechem (i szpinakiem) na twarzy, wzięła od Ulvera chusteczkę.
- Dzięki. - powiedziała jednocześnie.
Starła szpinak z brody i czystym skrawkiem otarła oczy - zapewne zaczęły jej łzawić ze śmiechu.
- Nie ma za co.
Ulver usiadł i zaczął jeść. Postanowił wprowadzić swoje przemyślenia na temat gadania bez sensu w czyn, więc siedział cicho.
Beka też jadła już spokojnie. Nikt nic nie mówił i zrobiło się wręcz niezręcznie. Najpierw panowała taka zabawna atmosfera, a teraz zwiesili nosy na kwintę. Jakby coś było nie tak, albo jakby lecieli na pogrzeb kogoś bliskiego. Beka pomyślała, że to nie mogła być ona, raczej to jego dopadły przykre myśli.
- Czy coś cię trapi? - spytała delikatnie.
Ulver zamarł z łyżką w połowie drogi do ust. Po prostu nie wiedział co może powiedzieć, by powiedzieć prawdę. Spojrzał na Bekę i przyjrzał się jej dokładnie mrużąc oczy.
- Została ci odrobina tego zielonego z prawej strony. - rzekł, wymigując się z odpowiedzi na pytanie.
Beka poczuła się zażenowana. Czyżby zadała nieodpowiednie pytanie? Złapała chusteczkę i przetarła twarz we wskazanym miejscu.
Ponownie zapadła niezręczna cisza. Tym jednak razem to ona ją wywołała i czuła się z tym nie najlepiej.
- Już? - powiedziała pierwsze, co tylko mogła, aby choć na chwilę przerwać ciszę.
- I jeszcze ucho Beka. - odpowiedział ze śmiertelnie poważną miną.
"Ucho???!! Jakim cudem?!?" - Beka zachodziła w głowę.
Spojrzała na rozmówcę z niedowierzaniem. Jego poważna mina świadczyła o tym, że się z niej nie nabijał. I pomyśleć, że dopiero co brała te oczyszczające fale.
Z niezbyt dobrze ukrywanym zawstydzeniem złapała chusteczkę. Ustawiła jakiś jej czysty fragment i zaczęła przecierać ucho.
Abba pokręcił głową w geście rezygnacji.
- Cała jesteś w tym szpinaku. - powiedział, a ona spojrzała na niego z otwartymi ustami.
W gruncie rzeczy, to nie robiło różnicy, a zakłopotana Beka była niezwykle interesującym widokiem. Oczywiście Abba doskonale wiedział, że to on jest pokryty mikroskopijnymi porcjami tej papki. Oczywiście nie można ich było dostrzec... normalnie. Samemu Ulverowi to nie przeszkadzało, nadmiar higieny może doprowadzić do obłędu.... Czego dowód miał przed sobą.
- Nie wiem, czy powinienem tak z ciebie żartować, wiesz? - powiedział i zamieszał w swojej papce na talerzu.
Po tych słowach, Beka znajdowała się w dziwnym stanie. Była jednocześnie rozgniewana (tym, że sobie z niej żartował), zawstydzona (że dała się nabrać) i rozbawiona całą sytuacją. Każda z tych reakcji dała o sobie znać. Beka ponownie uśmiechnęła się szczerze, jej policzki spłynęły rumieńcem i...
- Tyyy... - wydarło jej się z gardła i rzuciła w Ulvera zwiniętą chusteczką. Celowała w głowę, ale pocisk był bardzo lekki i poleciał w kierunku jego brzucha.
Ulver uśmiechnął się, co najprościej można było opisać to jako obleśny grymas. Rzut chusteczką był wyzwaniem. A Ulver odpowiadał na wyzwania nieraz z przesadą - nieraz z ogromną przesadą. A zawsze był gotowy. Wydobył łyżeczkę pełną okrętowego żarcia... Wymierzył i...
W sumie najgorszy był dźwięk - to plaśnięcie. Kolor był w sumie wesoły i ładnie się prezentował na jej twarzy.
- Teraz naprawdę masz szpinak na uchu. - rzekł i zaśmiał się do rozpuku.
Beka siedziała przez moment z szeroko otwartymi ustami. Była zaskoczona tym co zrobił. Nie myślała teraz o niczym i działała pod wpływem impulsu.
- Zaraz za to oberwiesz. - powiedziała.
Zgarnęła papkę z policzka, ucha i skroni. Nie było tego zbyt wiele, zatem dobrała trochę ze swojego talerza i cisnęła w Ulvera. Było tego co najmniej dwa razy więcej, niż ilość, którą on rzucił w nią. Z jej twarzy nie znikał zawadiacki uśmiech.
Ulver zastanowił się nad sytuacją taktyczną. Był tu automat do wydawania posiłków, więc źródło amunicji było praktycznie niewyczerpalne. Spojrzał wymownie na automat i rzucił się w jego kierunku.
W pierwszej chwili Beka pomyślała, że Uvler ucieka z pola walki i że wygrała. Szybko jednak zrozumiała, że pobiegł po więcej amunicji.
- O nie. - wymsknęło jej się.
Wzięła oba talerze z jedzeniem (była to cała jej amunicja) i podbiegła w kierunku Ulvera.
Gdyby udało jej się go zaskoczyć i rzucić plastikowym talerzem w twarz, mogłaby przejąć pozycję przy maszynie do wydawania posiłków. Taki był jej plan.
- Odejdź od tego. Ostrzegam. - powiedziała unosząc prawą rękę gotową do rzucenia posiłkiem.
Ulver wiedział jedno. Wygra! Uśmiechną się z wyższością i włożył dłoń do dystrybutora, nacisnął przycisk dozowania tego zielonego... i po chwili miał już kolejny pocisk.
Nie marnując czasu rzucił go w stronę Beki. Nie posłuchał tym samym jej ostrzeżenia. Widząc co on robi, rzuciła w niego plastikowym talerzem i jedzeniem.
On wiedział, że tak będzie i skulił się, by stanowić mniejszy cel.
Ich pociski minęły się w powietrzu. Koszulkę na brzuchu i spodnie na udach Beki, były pobrudzone przecierem ze szpinaku. Ulver zaś uchylił się przed pociskiem i miał tylko odrobinę papki na plecach.
Beka wydała z siebie odgłos świadczący o niezadowoleniu, ale miała gotową jeszcze jedną porcję i wycelowała nią w głowę mężczyzny. Natychmiast Ulver w tym czasie zabrał się za następne ładowanie.
Przez pewną chwilę Abba się zawahał. W myślach stwierdził, że „może być nie dobrze”. Ale nie poddawał się tak łatwo. Nie gdy miał przewagę.
Wziął zamach do rzutu, ale tym razem Beka była szybsza i celniejsza niż poprzednio. Próbował się zasłonić, ale nie udało mu się to na czas. Oberwał i przez dobrą chwilę nic nie widział.
"Ha! Trafiony" - pomyślała triumfalnie Beka, gdy zawartość talerza pokryła całą twarz Ulvera.
Jednak jej euforia sukcesu nie trwała zbyt długo. Szybko zorientowała się, że nie ma już czym rzucać, a jedyne źródło amunicji było w posiadaniu przeciwnika.
On tymczasem przetarł twarz ramieniem. Pomogło mu to i szybko zorientował się w sytuacji. W prawej dłoni miał papkę, w lewej już też. Powoli, lekko bokiem ruszył w stronę Beki.
Ona natomiast musiała przejąć stanowisko przy maszynie wydającej posiłki. Zdecydowała się zaryzykować i ruszyła biegiem w jej kierunku.
Kiedy miała przebiec obok Ulvera, ten szybko i silnie chwycił ją w pasie prawą ręką i stanął za nią robiąc półobrót. Tego się nie spodziewała. Stracił tym sposobem połowę amunicji, która w większości rozlała się po podłodze i tylko trochę pobrudziła spodnie Beki. Miał jednak jeszcze drugą porcję i potrafił zrobić z niej dostatecznie dobry użytek.
Doskonale wiedział, że jego celność to jedna wielka porażka. Ale nie przejmował się tym. Twarz Beki znajdowała się w zasięgu jego lewej – wysmarowanej szpinakiem dłoni, a to wystarczyło.
Beka starała mu się wyrwać, ale Ulver przytrzymał ją przez tą długą sekundę, której potrzebował do zadania ciosu. Wtedy to jego ręka z obfitą porcją zielonej papki, wylądowała na jej czole, oczach (które odruchowo zamknęła), nosie, policzkach i ustach (które też zamknęła).
- Mhmmm! - wydarło jej się. Gdy Ulver wysmarowywał całą jej twarz w papce ze szpinaku.
Złapała obiema dłońmi za rękę Ulvera, którą trzymał ją w pasie. Miała zamiar się uwolnić i dostać do maszyny z posiłkami. Wtedy dokona odwetu. Obecnie nic jednak nie widziała i wszystko robiła dość chaotycznie.
- Ładnie ci w zielonym. - skomentował Ulver nabijając się z niej.
Nie bawił się tak dobrze od czasów gdy miał 5 lat. Ale wiedział, że trzeba zachować jakieś zasady fair play.
- Nie szarp się przez chwilę. - dodał.
Oczywiście nie posłuchała, ale to był już szczegół. Możliwie ostrożnie przetarł jej oczy i stopniowo zwolnił uchwyt. Choć musiał przyznać, że mięśnie jego ręki doznawały przeciążenia walcząc z Beką. Nastał dobry moment, by poszukać jakiejś osłony. Plastikowy stół na szczęście był na miejscu. Przewrócił go i schował się za jego blatem.
Beka po wyrwaniu się z uścisku Ulvera nieomal wpadła na maszynę wydającą amunicję. Natychmiast zaczęłą nabierać jedzenie w dłonie.
- Zobaczymy jak ty będziesz wyglądał w brązowym. - powiedziała.
Resztki szpinaku z jej twarzy zaczynały powoli skapywać brudząc jej koszulkę. Nawet gdyby to zauważyła, to nie mogłaby na to nic poradzić, bo obie ręce miała pełne papki przypalonego kurczaka. Odwróciła się i zobaczyła, że Ulver skrył się za stołem. Powoli ruszyła w jego stronę i zatrzymała się metr od kryjówki przeciwnika. Wycelowała, aby cisnąć w niego papką, gdy wychyli się zza stołu.
- Zobacz co zrobiłeś z moją bluzką. - powiedziała, ale głowa Ulvera nie pojawiła się w zasięgu strzału. - No wystaw głowę i zobacz. - powtórzyła.
Ulver nie miał najmniejszego zamiaru się wychylać. O nie. Aczkolwiek sytuacja stała się jak to się mówi patowa. Pewne negocjacje były więc na miejscu.
- Mogę wyprać, będzie jak nowa. - zaoferował się rozglądając się jednocześnie za szpinakiem.
- Będziesz mógł wyprać razem ze swoimi. - odparła Beka.
Miała w planach wybrudzić Ulvera całego. Wolno przebiegła obok stolika i wycelowała w mężczyznę. Miała zamiar rzucić w niego jedną porcją, a drugą wetrzeć mu w twarz, tak jak on jej zrobił.
W ułamku sekundy Ulver stwierdził, że trzeba stąd zmiatać i to szybko. Kierunek też wydawał się oczywisty. Dystrybutor gwarantował równe szanse. Postanowił więc dostać się tam najkrótszą drogą. Szybko poderwał się do góry i przeskoczył stół kierując się w stronę dystrybutora.
Tym czynem zaskoczył Bekę. Cisnęła w niego jedną porcją. Spora część amunicji poleciała na podłogę, ale trochę papki znalazło się na jego ręce i boku. Szybko zorientowała się, że Ulver biegnie w kierunku fabryki amunicji - gdyby nie okrążała stolika stałaby mu na drodze, a tak łatwo ją wyminął. Musiała go powstrzymać zanim dotrze do celu. Pobiegła za nim licząc, że zdąży przed nim. Do celu dotarła jednak zaraz po nim - miał za dużą przewagę. Lecz gdy nabierał amunicję, ona wykorzysta ten moment na wykonanie dobrego, brudzącego ataku.
Miała zamiar wetrzeć mu w twarz porcję papki kurczakowej i bez trudu udało się jej wykonać ten plan. Jednak Ulver uznał to za początek wojny totalnej. W splecione dłonie zaczął nabierać coraz więcej papki, jednej i drugiej. Nie przejmował się atakami Beki, która zadowolona osiągnęła swój cel i wytarła mu to paskudne jedzenie po całej twarzy. W euforii sukcesu, nie zwróciła jednak uwagi na to, co on robił. A miał dostęp do maszyny.
Jego taktyka, była taka jak imperialnych kolumn szturmowych kończących starcie jednym przygniatającym uderzeniem. Gdy miał już tyle, że nie mógł więcej pomieścić, a dłonie miał duże, ruszył do błyskawicznego ataku z bliska.
„Za kołnierz” - zdążył tylko pomyśleć.
Zaskoczona Beka zrobiła dwa kroki do tyłu i wpatrywała się w tą dużą ilość papki.
- Zostaw to. - powiedziała, ale on uśmiechnął się tylko zawadiacko.
Chciała rzucić się do ucieczki. Na podłodze było jednak pełno papki i obrót z nagłym przyspieszeniem nie wyszedł jej tak, jak planowała. Na chwilkę straciła równowagę i ta zwłoka w ucieczce skazała ją na łaskę Ulvera.
Ten zagrodził jej drogę nogą i uniósł złączone w miskę ręce nad jej głowę. Beka wiedziała, że nawet jeśli zacznie się wyrywać to oberwie. A tak miała jeszcze minimalną szansę go przekonać.
- Nie rób tego. - powiedziała z lekką nutką nadzieii, że to coś zmieni.
Ulver tymczasem ustawił dłonie w okolicach jej karku i rozchylił je odrobinę. Tym czynem zaczął rozlewać jej zieloną papkę za kołnierz.
- Nieee. - wydarło jej się, gdy mazista papka powoli sunęła po jej plecach.
Wiedziała już, że słowami wiele nie wskóra. Z przodu zagradzała jej drogę noga Abby, więc zdecydowała się na zwrot do tyłu. Właściwie to maszyna z posiłkami stała bardziej za nimi, niż przed nimi, więc był to lepszy kierunek.
Schyliła się nisko i zgięła nogi w kolanach. Widząc to, Ulver zacisnął dłonie w szczelną miseczkę - obecnie do ponad połowy pełną mazistej mieszanki. Beka chciała się wycofać do tyłu, ale potknęła się o drugą stopę mężczyzny i miękko usiadła na podłodze. Ulver miał ją teraz na widelcu.
Stanął przed nią i wykonał swój wojenny plan. Jeden płynny ruch i niewiele mniej płynna papka rozlewała się po jej szyi, chowając się w większości pod jej koszulką.
- Aaaa! - jęknęła Beka, czując jak spływa po niej paćka i nieubłaganie gromadzi się w jej staniku.
Była zawiedziona na sobie, że nie udało jej się temu zapobiec i że słabo jej poszło w tej walce, choć oczywiście bawiła się znakomicie.
Nie poddała się jednak. Nieźle ubrudzona, ruszyła w kierunku maszyny wydającej jedzenie.
„O nie... Czy ona nigdy się nie poddaje?” - pomyślał Ulver widząc ją.
Beka przycisnęła odpowiedni przycisk i... nic. Maszyna nie zareagowała i nie wypluła z siebie nawet odrobiny jedzenia. Nacisnęła przyciski (do jednej i drugiej papki) jeszcze wielokrotnie, ale to nic nie pomogło.
Widocznie inżynier przewidział sytuację taką jak ta. Na ekranie wyświetlił się napis: „Wyczerpano limit, uzupełnienie za 4:18” i oznaczał on koniec bitwy. Amunicja ostatecznie się wyczerpała.
Ulver odetchną głęboko opierając się o ścianę. Gdzieś tu były te chusteczki... a tak, są. Sięgną po nie i wydobył jedną by przetrzeć twarz. Następnie podszedł do Beki, która wciąż próbowała wyłudzić jedzenie od bezdusznej maszynerii.
- Może chusteczkę? - zapytał szczerze uśmiechnięty. To chyba właśnie od chusteczki się zaczęło.
Beka zaprzestała prób i odwróciła się gwałtownie do Ulvera. Wydawało jej się, że on znowu coś na nią wymyślił, ale nie - on spokojnie częstował ją chusteczką.
- Tak. - odpowiedziała biorąc od niego jedną sztukę. Krótki rzut oka na nią wystarczył, aby stwierdzić, że jedna chusteczka to dla niej za mało. Ulver zaś wiedział, że pod ubraniem ma tyle samo papki co na nim, czyli całkiem dużo.
- Szkoda, że miałam akurat czyste ciuchy, ale to była niezła zabawa... Tym razem chyba ty wygrałeś, ale to tylko dlatego, że jedzenie się skończyło. - rzekła z lekkim uśmiechem.
Ulver pokiwał głową.
- Wytrzeć ci twarz? - spytał.
Beka uśmiechnęła się do niego szczerze.
- Nie trzeba. I tak muszę iść pod ten fazowy prysznic. - powiedziała ocierając chusteczką twarz i ręce.
Zostało jej trochę na czole, a właściwie, we włosach i trochę na uchu.
- Pójdę wziąć... - zaczęła, ale wtedy zwróciła uwagę na wygląd pomieszczenia.
Wszędzie walała się zielona i jasnobrązowa papka, parę plastikowych sztućców i talerzyki, rozpływająca się maź i przewrócony stolik - i wszystko to przykryte warstwą tej jadalnej papki.
- Ja tu sprzątałam. - powiedziała zawiedzionym głosem, po czym.... roześmiała się zdrowo.
Ulver poklepał ją po plecach radośnie. Poczuł, że jej koszulka jest przesiąknięta papką, ale nie zwrócił na to większej uwagi.
- To dobrze, że się zgodziłaś na ochotnika do sprzątania, wiesz? Ja sam bym w życiu nie dał rady. - powiedział.
Beka spojrzała na niego.
"Chyba nie chodzi mu o to, że ja to teraz posprzątam... Nie musiało mu chodzić o moje sprzątanie przed jedzeniem." - pomyślała.
- Nie przesadzaj z tym zgłoszeniem się. Ogarnęłam, żeby było gdzie zjeść. - powiedziała.
Wyglądało na to, że owoce jej pracy zostały zniweczone, przez ich bitwę na żarcie. Szkoda trudu, ale Beka uznała, że warto było się tak znakomicie zabawić.
- Sprzątnijmy to razem, tak szybko. Zanim zaschnie i zanim Christopher to zobaczy. - powiedziała i spojrzała pytająco na Ulvera.
Ten odparł enigmatycznie:
- W końcu jest w trudnym wieku.
Obrzucił całe pomieszczenie wzrokiem. Znalazł szmatę. Cóż, to nie było jakieś zaawansowane urządzenie – czegoś czego można się spodziewać po statku kosmicznym, ale powinno wystarczyć. Szybko i bez zbędnych ceregieli zaczął sprzątać.
- Musisz mi wyjaśnić jak używa się tej myjki. Ja znam tylko jeden model. A niestety chyba też będę musiał skorzystać.
Beka znalazła jakąś zastępczą szufelkę i zaczęła zbierać papkę do zsypu na śmieci. W pewnym momencie, gdy stała z szufelką przepełnioną papką, coś przyszło jej do głowy. Spojrzała na odwróconego tyłem Ulvera, który nie spodziewał się ataku. Po chwili zamyślenia dziewczyna pokręciła przecząco głową i opróżniła szufelkę... do zsypu.
- Spoko, to nic trudnego. - powiedziała stawiając stolik na nogi. - ale puścisz mnie pierwszą? Chciałabym trochę odpocząć. - dodała.
Abba skinął głową nie odrywając się od pracy.
- Nie ma problemu.
Po kilku minutach pomieszczenie wyglądało nie najgorzej. Beka udała się do swojej kabiny po jakieś czyste rzeczy na zmianę... ponownie. Minutę później była z powrotem i mogli udać się na mycie.
Przeszli do odpowiedniego pomieszczenia. Ulver usiadł krzyżując nogi i opierając plecy o ścianę kabiny.
- Panie przodem, jak mniemam. - powiedział.
- Noo tak. - powiedziała Beka. Wyglądało na to, że jest troszkę zakłopotana, co mogły powodować słowa i obecność Ulvera. Nie rozbierze się przy nim, nawet jak będzie siedział tyłem do niej, zresztą i tak zrobiłaby to w pomieszczeniu, a nie w kabinie - więc dokładnie na jego oczach.
- Wstań... Pokażę ci jak to działa. - zaproponowała. Wszak miała mu to pokazać.
Ulver wstał zostawiając na ściance odrobinę zieleni. Wsunął głowę do kabiny.
- Hm? - zagadał.
Beka wskazała mu panel sterujący.
- Tutaj są opcje. Te guziki to są kursory, a tym się zatwierdza wybór. - powiedziała wskazując odpowiednie przyciski. - I tutaj ustawia się rodzaj promieniowania. - wskazała wybór opcji na małym ekraniku.
- Zwykłe czyszczące to BV4-UV1, ale jak włączysz coś innego co mogłoby zaszkodzić, to zacznie piszczeć o zagrożeniu. - powiedziała. - To znaczy ma obowiązek, bo w praktyce tego nie testowałam. - dodała.
Spojrzała na niego, jeśli miał jakieś pytania to nadszedł czas na ich zadanie. Jeśli nie, to liczyła powinien już zostawić ją samą. Czuła jak papka zaczyna wydzielać zapachy i przesiąka w jej ubranie, zwłaszcza w koszulkę i biustonosz.
- Rozumiem. W takim razie miłej kąpieli. powiedział Ulver i podrapał się po głowie.
- Nie będę ci przeszkadzać. dodał, po czym wyszedł z kabiny siadając tak samo jak przed chwilą.
Po jego słowach Beka myślała, że opuści on pomieszczenie. Inny rozwój wypadków sprawił, że dziewczyna była trochę zmieszana i zrobiło jej się jakoś gorąco. Nastąpiła niezręczna dla niej chwila ciszy.
- To może poczekasz na korytarzu? - powiedziała i spojrzała na niego.
- Wiesz, muszę się przebrać... rozebrać. - dodała zarumieniona.
Ulver też się zaczerwienił po czubki uszu. Głośno przełkną ślinę i wyszedł bardzo pośpiesznym krokiem. Dopiero z korytarza zawołał:
- Przepraszam. Zapomniałem.
- Spoko. - odpowiedziała spokojnie. Była spokojna, wszak nic się nie stało.
- Postaram się sprawić szybko. - dodała.
Kiedy drzwi zamknęły się za Abbą zrzuciła z siebie całkiem zabrudzone ubranie (choć nie tak dawno były jeszcze czyste) i weszła do kabiny, aby wziąć tam fale czyszczące.
Ulver usiadł na korytarzu. Odetchną bardzo głęboko i zamyślił się. Zastanowił się nad wszystkim dookoła. Zwłaszcza nad sobą.
Obrócił się i położył się plecami na podłodze. Podkładając zielonkawe dłonie pod głowę westchnął cicho jak gdyby się poddawał.
W rzeczywistości od nadmiaru myślenia rozbolała go głowa.
Odetchnęła rozglądając się po pomieszczeniu. Wyglądało na sprzątnięte, choć z pewnością nie było ono sterylne. Nagle drzwi do pomieszczenia się otworzyły.
Ulver wszedł ostrożnie, najpierw jedną nogą, a dopiero później drugą. Wyglądał jakby miał ochotę uciec - i to bardzo daleko stąd. Docenić należy jednak fakt, że próbował udawać iż jest inaczej.
- To coś dziś w menu?
Beka spojrzała na Ulvera i uśmiechnęła się lekko.
- Cześć. Papka szpinakowa, oraz kurczakopodobna która może być wszystkim. Ale chyba nam nie zaszkodzi... Do tego COŚ do picia. - odpowiedziała.
Nigdy nie była zbyt dobrą kucharką, ale wolałaby przygotować coś lepszego - na pewno mogłaby gdyby mieli jakieś jedzenie.
- A gdzie Christopher? - spytała.
- Postanowił zjeść sam później. - powiedział Ulver i po bardzo krótkiej chwili, zbyt krótkiej, dodał -Nie mam pojęcia dlaczego.
Beka kiwnęła głową ze zrozumieniem i znakiem akceptacji.
- Jest w trudnym wieku. - stwierdziła cicho.
Podała do stołu talerze z jedzeniem. I usiadła chwytając plastikowy widelec.
- Smacznego. - powiedziała starając przekonać samą siebie, że to jedzenie może smakować.
Ulver ledwo stłumił śmiech. Doskonale pamiętał co powiedział dla Christophera zaledwie 5 minut temu odnośnie jego miejsca na tym statku. Humor zepsuł się mu dopiero gdy spojrzał na jedzenie. Odchrząkną cicho.
- Dziękuję? - powiedział niepewnym głosem.
- Dziękuję. - Poprawił się dopiero po chwili, gdy w zamyśleniu dłubał łyżką w jedzeniu.
Beka uśmiechnęła się krzywo, po czym westchnęła.
- Nic innego nie ma. - wytłumaczyła i zanurzyła widelec w jedzeniu.
Spojrzała na Ulvera i uśmiechnęła się do niego tajemniczo.
- Ale mamy na deser po szklaneczce Pasańskiej whisky. - podzieliła się z nim radosną nowiną.
Ulver zamyślił się głębiej. Do etapu nauki na którym miał się uczyć detoksykacji organizmu nigdy nie dotarł – jak z resztą do większość w swojej krótkiej karierze padawana. Z drugiej jednak strony nigdy nie próbował owej whisky wiele zaś wskazywało na to, że warto. Spróbował kawałek papki. Myślał że będzie trochę lepsze niż pustynne larwy. W istocie nie różniło się nawet konsystencją. Na szczęście był głodny, więc był dobrej myśli. Może jednak jest nadzieja na tą whisky.
Jedzenie istotnie nie było najlepsze, ale dla głodna osoba i to zje bez grymaszenia.
- No tak: „dopóki nie zjesz obiadu nie dostaniesz deseru”. - stwierdził.
Beka akurat miała w ustach trochę papki szpinakowej, kiedy Ulver zażartował. Doznała nagłego przypływu dobrego humoru i wybuchnęła śmiechem. Zdołała zatrzymać w ustach część pokarmu, ale trochę się też nim popluła. Odrobina jedzenia wróciła na talerz, a trochę zostało jej na brodzie. Otarła ręką brodę i śmiała się jeszcze przez moment.
Ulver pogroził dla pilotki łyżeczką.
- Mam cię zacząć karmić? - rzekł.
Zastanowił się nad tym co właśnie powiedział. Doszedł do raczej nie zaskakującego wniosku, że powinien najpierw się zastanowić, a dopiero później mówić.
Chęć Ulvera do karmienia Beki, wywołała u niej dodatkowy śmiech. Była chyba w takim stanie rozbawienia, że wiele rzeczy ją teraz bawiło.
- Poszukam jakiejś chustki. - powiedział.
Wstał i teraz zaczął zastanawiać się nad najbardziej obiecującym kierunkiem. Dopisało mu szczęście. Były tam – zafoliowane. Chyba jeszcze „fabryczne”. Sięgną po nie i wydobył jedną.
- Proszę. - powiedział wyciągając dłoń w stronę Beki, która zaczęła się opanowywać i powoli nabierać powagi.
Z uśmiechem (i szpinakiem) na twarzy, wzięła od Ulvera chusteczkę.
- Dzięki. - powiedziała jednocześnie.
Starła szpinak z brody i czystym skrawkiem otarła oczy - zapewne zaczęły jej łzawić ze śmiechu.
- Nie ma za co.
Ulver usiadł i zaczął jeść. Postanowił wprowadzić swoje przemyślenia na temat gadania bez sensu w czyn, więc siedział cicho.
Beka też jadła już spokojnie. Nikt nic nie mówił i zrobiło się wręcz niezręcznie. Najpierw panowała taka zabawna atmosfera, a teraz zwiesili nosy na kwintę. Jakby coś było nie tak, albo jakby lecieli na pogrzeb kogoś bliskiego. Beka pomyślała, że to nie mogła być ona, raczej to jego dopadły przykre myśli.
- Czy coś cię trapi? - spytała delikatnie.
Ulver zamarł z łyżką w połowie drogi do ust. Po prostu nie wiedział co może powiedzieć, by powiedzieć prawdę. Spojrzał na Bekę i przyjrzał się jej dokładnie mrużąc oczy.
- Została ci odrobina tego zielonego z prawej strony. - rzekł, wymigując się z odpowiedzi na pytanie.
Beka poczuła się zażenowana. Czyżby zadała nieodpowiednie pytanie? Złapała chusteczkę i przetarła twarz we wskazanym miejscu.
Ponownie zapadła niezręczna cisza. Tym jednak razem to ona ją wywołała i czuła się z tym nie najlepiej.
- Już? - powiedziała pierwsze, co tylko mogła, aby choć na chwilę przerwać ciszę.
- I jeszcze ucho Beka. - odpowiedział ze śmiertelnie poważną miną.
"Ucho???!! Jakim cudem?!?" - Beka zachodziła w głowę.
Spojrzała na rozmówcę z niedowierzaniem. Jego poważna mina świadczyła o tym, że się z niej nie nabijał. I pomyśleć, że dopiero co brała te oczyszczające fale.
Z niezbyt dobrze ukrywanym zawstydzeniem złapała chusteczkę. Ustawiła jakiś jej czysty fragment i zaczęła przecierać ucho.
Abba pokręcił głową w geście rezygnacji.
- Cała jesteś w tym szpinaku. - powiedział, a ona spojrzała na niego z otwartymi ustami.
W gruncie rzeczy, to nie robiło różnicy, a zakłopotana Beka była niezwykle interesującym widokiem. Oczywiście Abba doskonale wiedział, że to on jest pokryty mikroskopijnymi porcjami tej papki. Oczywiście nie można ich było dostrzec... normalnie. Samemu Ulverowi to nie przeszkadzało, nadmiar higieny może doprowadzić do obłędu.... Czego dowód miał przed sobą.
- Nie wiem, czy powinienem tak z ciebie żartować, wiesz? - powiedział i zamieszał w swojej papce na talerzu.
Po tych słowach, Beka znajdowała się w dziwnym stanie. Była jednocześnie rozgniewana (tym, że sobie z niej żartował), zawstydzona (że dała się nabrać) i rozbawiona całą sytuacją. Każda z tych reakcji dała o sobie znać. Beka ponownie uśmiechnęła się szczerze, jej policzki spłynęły rumieńcem i...
- Tyyy... - wydarło jej się z gardła i rzuciła w Ulvera zwiniętą chusteczką. Celowała w głowę, ale pocisk był bardzo lekki i poleciał w kierunku jego brzucha.
Ulver uśmiechnął się, co najprościej można było opisać to jako obleśny grymas. Rzut chusteczką był wyzwaniem. A Ulver odpowiadał na wyzwania nieraz z przesadą - nieraz z ogromną przesadą. A zawsze był gotowy. Wydobył łyżeczkę pełną okrętowego żarcia... Wymierzył i...
W sumie najgorszy był dźwięk - to plaśnięcie. Kolor był w sumie wesoły i ładnie się prezentował na jej twarzy.
- Teraz naprawdę masz szpinak na uchu. - rzekł i zaśmiał się do rozpuku.
Beka siedziała przez moment z szeroko otwartymi ustami. Była zaskoczona tym co zrobił. Nie myślała teraz o niczym i działała pod wpływem impulsu.
- Zaraz za to oberwiesz. - powiedziała.
Zgarnęła papkę z policzka, ucha i skroni. Nie było tego zbyt wiele, zatem dobrała trochę ze swojego talerza i cisnęła w Ulvera. Było tego co najmniej dwa razy więcej, niż ilość, którą on rzucił w nią. Z jej twarzy nie znikał zawadiacki uśmiech.
Ulver zastanowił się nad sytuacją taktyczną. Był tu automat do wydawania posiłków, więc źródło amunicji było praktycznie niewyczerpalne. Spojrzał wymownie na automat i rzucił się w jego kierunku.
W pierwszej chwili Beka pomyślała, że Uvler ucieka z pola walki i że wygrała. Szybko jednak zrozumiała, że pobiegł po więcej amunicji.
- O nie. - wymsknęło jej się.
Wzięła oba talerze z jedzeniem (była to cała jej amunicja) i podbiegła w kierunku Ulvera.
Gdyby udało jej się go zaskoczyć i rzucić plastikowym talerzem w twarz, mogłaby przejąć pozycję przy maszynie do wydawania posiłków. Taki był jej plan.
- Odejdź od tego. Ostrzegam. - powiedziała unosząc prawą rękę gotową do rzucenia posiłkiem.
Ulver wiedział jedno. Wygra! Uśmiechną się z wyższością i włożył dłoń do dystrybutora, nacisnął przycisk dozowania tego zielonego... i po chwili miał już kolejny pocisk.
Nie marnując czasu rzucił go w stronę Beki. Nie posłuchał tym samym jej ostrzeżenia. Widząc co on robi, rzuciła w niego plastikowym talerzem i jedzeniem.
On wiedział, że tak będzie i skulił się, by stanowić mniejszy cel.
Ich pociski minęły się w powietrzu. Koszulkę na brzuchu i spodnie na udach Beki, były pobrudzone przecierem ze szpinaku. Ulver zaś uchylił się przed pociskiem i miał tylko odrobinę papki na plecach.
Beka wydała z siebie odgłos świadczący o niezadowoleniu, ale miała gotową jeszcze jedną porcję i wycelowała nią w głowę mężczyzny. Natychmiast Ulver w tym czasie zabrał się za następne ładowanie.
Przez pewną chwilę Abba się zawahał. W myślach stwierdził, że „może być nie dobrze”. Ale nie poddawał się tak łatwo. Nie gdy miał przewagę.
Wziął zamach do rzutu, ale tym razem Beka była szybsza i celniejsza niż poprzednio. Próbował się zasłonić, ale nie udało mu się to na czas. Oberwał i przez dobrą chwilę nic nie widział.
"Ha! Trafiony" - pomyślała triumfalnie Beka, gdy zawartość talerza pokryła całą twarz Ulvera.
Jednak jej euforia sukcesu nie trwała zbyt długo. Szybko zorientowała się, że nie ma już czym rzucać, a jedyne źródło amunicji było w posiadaniu przeciwnika.
On tymczasem przetarł twarz ramieniem. Pomogło mu to i szybko zorientował się w sytuacji. W prawej dłoni miał papkę, w lewej już też. Powoli, lekko bokiem ruszył w stronę Beki.
Ona natomiast musiała przejąć stanowisko przy maszynie wydającej posiłki. Zdecydowała się zaryzykować i ruszyła biegiem w jej kierunku.
Kiedy miała przebiec obok Ulvera, ten szybko i silnie chwycił ją w pasie prawą ręką i stanął za nią robiąc półobrót. Tego się nie spodziewała. Stracił tym sposobem połowę amunicji, która w większości rozlała się po podłodze i tylko trochę pobrudziła spodnie Beki. Miał jednak jeszcze drugą porcję i potrafił zrobić z niej dostatecznie dobry użytek.
Doskonale wiedział, że jego celność to jedna wielka porażka. Ale nie przejmował się tym. Twarz Beki znajdowała się w zasięgu jego lewej – wysmarowanej szpinakiem dłoni, a to wystarczyło.
Beka starała mu się wyrwać, ale Ulver przytrzymał ją przez tą długą sekundę, której potrzebował do zadania ciosu. Wtedy to jego ręka z obfitą porcją zielonej papki, wylądowała na jej czole, oczach (które odruchowo zamknęła), nosie, policzkach i ustach (które też zamknęła).
- Mhmmm! - wydarło jej się. Gdy Ulver wysmarowywał całą jej twarz w papce ze szpinaku.
Złapała obiema dłońmi za rękę Ulvera, którą trzymał ją w pasie. Miała zamiar się uwolnić i dostać do maszyny z posiłkami. Wtedy dokona odwetu. Obecnie nic jednak nie widziała i wszystko robiła dość chaotycznie.
- Ładnie ci w zielonym. - skomentował Ulver nabijając się z niej.
Nie bawił się tak dobrze od czasów gdy miał 5 lat. Ale wiedział, że trzeba zachować jakieś zasady fair play.
- Nie szarp się przez chwilę. - dodał.
Oczywiście nie posłuchała, ale to był już szczegół. Możliwie ostrożnie przetarł jej oczy i stopniowo zwolnił uchwyt. Choć musiał przyznać, że mięśnie jego ręki doznawały przeciążenia walcząc z Beką. Nastał dobry moment, by poszukać jakiejś osłony. Plastikowy stół na szczęście był na miejscu. Przewrócił go i schował się za jego blatem.
Beka po wyrwaniu się z uścisku Ulvera nieomal wpadła na maszynę wydającą amunicję. Natychmiast zaczęłą nabierać jedzenie w dłonie.
- Zobaczymy jak ty będziesz wyglądał w brązowym. - powiedziała.
Resztki szpinaku z jej twarzy zaczynały powoli skapywać brudząc jej koszulkę. Nawet gdyby to zauważyła, to nie mogłaby na to nic poradzić, bo obie ręce miała pełne papki przypalonego kurczaka. Odwróciła się i zobaczyła, że Ulver skrył się za stołem. Powoli ruszyła w jego stronę i zatrzymała się metr od kryjówki przeciwnika. Wycelowała, aby cisnąć w niego papką, gdy wychyli się zza stołu.
- Zobacz co zrobiłeś z moją bluzką. - powiedziała, ale głowa Ulvera nie pojawiła się w zasięgu strzału. - No wystaw głowę i zobacz. - powtórzyła.
Ulver nie miał najmniejszego zamiaru się wychylać. O nie. Aczkolwiek sytuacja stała się jak to się mówi patowa. Pewne negocjacje były więc na miejscu.
- Mogę wyprać, będzie jak nowa. - zaoferował się rozglądając się jednocześnie za szpinakiem.
- Będziesz mógł wyprać razem ze swoimi. - odparła Beka.
Miała w planach wybrudzić Ulvera całego. Wolno przebiegła obok stolika i wycelowała w mężczyznę. Miała zamiar rzucić w niego jedną porcją, a drugą wetrzeć mu w twarz, tak jak on jej zrobił.
W ułamku sekundy Ulver stwierdził, że trzeba stąd zmiatać i to szybko. Kierunek też wydawał się oczywisty. Dystrybutor gwarantował równe szanse. Postanowił więc dostać się tam najkrótszą drogą. Szybko poderwał się do góry i przeskoczył stół kierując się w stronę dystrybutora.
Tym czynem zaskoczył Bekę. Cisnęła w niego jedną porcją. Spora część amunicji poleciała na podłogę, ale trochę papki znalazło się na jego ręce i boku. Szybko zorientowała się, że Ulver biegnie w kierunku fabryki amunicji - gdyby nie okrążała stolika stałaby mu na drodze, a tak łatwo ją wyminął. Musiała go powstrzymać zanim dotrze do celu. Pobiegła za nim licząc, że zdąży przed nim. Do celu dotarła jednak zaraz po nim - miał za dużą przewagę. Lecz gdy nabierał amunicję, ona wykorzysta ten moment na wykonanie dobrego, brudzącego ataku.
Miała zamiar wetrzeć mu w twarz porcję papki kurczakowej i bez trudu udało się jej wykonać ten plan. Jednak Ulver uznał to za początek wojny totalnej. W splecione dłonie zaczął nabierać coraz więcej papki, jednej i drugiej. Nie przejmował się atakami Beki, która zadowolona osiągnęła swój cel i wytarła mu to paskudne jedzenie po całej twarzy. W euforii sukcesu, nie zwróciła jednak uwagi na to, co on robił. A miał dostęp do maszyny.
Jego taktyka, była taka jak imperialnych kolumn szturmowych kończących starcie jednym przygniatającym uderzeniem. Gdy miał już tyle, że nie mógł więcej pomieścić, a dłonie miał duże, ruszył do błyskawicznego ataku z bliska.
„Za kołnierz” - zdążył tylko pomyśleć.
Zaskoczona Beka zrobiła dwa kroki do tyłu i wpatrywała się w tą dużą ilość papki.
- Zostaw to. - powiedziała, ale on uśmiechnął się tylko zawadiacko.
Chciała rzucić się do ucieczki. Na podłodze było jednak pełno papki i obrót z nagłym przyspieszeniem nie wyszedł jej tak, jak planowała. Na chwilkę straciła równowagę i ta zwłoka w ucieczce skazała ją na łaskę Ulvera.
Ten zagrodził jej drogę nogą i uniósł złączone w miskę ręce nad jej głowę. Beka wiedziała, że nawet jeśli zacznie się wyrywać to oberwie. A tak miała jeszcze minimalną szansę go przekonać.
- Nie rób tego. - powiedziała z lekką nutką nadzieii, że to coś zmieni.
Ulver tymczasem ustawił dłonie w okolicach jej karku i rozchylił je odrobinę. Tym czynem zaczął rozlewać jej zieloną papkę za kołnierz.
- Nieee. - wydarło jej się, gdy mazista papka powoli sunęła po jej plecach.
Wiedziała już, że słowami wiele nie wskóra. Z przodu zagradzała jej drogę noga Abby, więc zdecydowała się na zwrot do tyłu. Właściwie to maszyna z posiłkami stała bardziej za nimi, niż przed nimi, więc był to lepszy kierunek.
Schyliła się nisko i zgięła nogi w kolanach. Widząc to, Ulver zacisnął dłonie w szczelną miseczkę - obecnie do ponad połowy pełną mazistej mieszanki. Beka chciała się wycofać do tyłu, ale potknęła się o drugą stopę mężczyzny i miękko usiadła na podłodze. Ulver miał ją teraz na widelcu.
Stanął przed nią i wykonał swój wojenny plan. Jeden płynny ruch i niewiele mniej płynna papka rozlewała się po jej szyi, chowając się w większości pod jej koszulką.
- Aaaa! - jęknęła Beka, czując jak spływa po niej paćka i nieubłaganie gromadzi się w jej staniku.
Była zawiedziona na sobie, że nie udało jej się temu zapobiec i że słabo jej poszło w tej walce, choć oczywiście bawiła się znakomicie.
Nie poddała się jednak. Nieźle ubrudzona, ruszyła w kierunku maszyny wydającej jedzenie.
„O nie... Czy ona nigdy się nie poddaje?” - pomyślał Ulver widząc ją.
Beka przycisnęła odpowiedni przycisk i... nic. Maszyna nie zareagowała i nie wypluła z siebie nawet odrobiny jedzenia. Nacisnęła przyciski (do jednej i drugiej papki) jeszcze wielokrotnie, ale to nic nie pomogło.
Widocznie inżynier przewidział sytuację taką jak ta. Na ekranie wyświetlił się napis: „Wyczerpano limit, uzupełnienie za 4:18” i oznaczał on koniec bitwy. Amunicja ostatecznie się wyczerpała.
Ulver odetchną głęboko opierając się o ścianę. Gdzieś tu były te chusteczki... a tak, są. Sięgną po nie i wydobył jedną by przetrzeć twarz. Następnie podszedł do Beki, która wciąż próbowała wyłudzić jedzenie od bezdusznej maszynerii.
- Może chusteczkę? - zapytał szczerze uśmiechnięty. To chyba właśnie od chusteczki się zaczęło.
Beka zaprzestała prób i odwróciła się gwałtownie do Ulvera. Wydawało jej się, że on znowu coś na nią wymyślił, ale nie - on spokojnie częstował ją chusteczką.
- Tak. - odpowiedziała biorąc od niego jedną sztukę. Krótki rzut oka na nią wystarczył, aby stwierdzić, że jedna chusteczka to dla niej za mało. Ulver zaś wiedział, że pod ubraniem ma tyle samo papki co na nim, czyli całkiem dużo.
- Szkoda, że miałam akurat czyste ciuchy, ale to była niezła zabawa... Tym razem chyba ty wygrałeś, ale to tylko dlatego, że jedzenie się skończyło. - rzekła z lekkim uśmiechem.
Ulver pokiwał głową.
- Wytrzeć ci twarz? - spytał.
Beka uśmiechnęła się do niego szczerze.
- Nie trzeba. I tak muszę iść pod ten fazowy prysznic. - powiedziała ocierając chusteczką twarz i ręce.
Zostało jej trochę na czole, a właściwie, we włosach i trochę na uchu.
- Pójdę wziąć... - zaczęła, ale wtedy zwróciła uwagę na wygląd pomieszczenia.
Wszędzie walała się zielona i jasnobrązowa papka, parę plastikowych sztućców i talerzyki, rozpływająca się maź i przewrócony stolik - i wszystko to przykryte warstwą tej jadalnej papki.
- Ja tu sprzątałam. - powiedziała zawiedzionym głosem, po czym.... roześmiała się zdrowo.
Ulver poklepał ją po plecach radośnie. Poczuł, że jej koszulka jest przesiąknięta papką, ale nie zwrócił na to większej uwagi.
- To dobrze, że się zgodziłaś na ochotnika do sprzątania, wiesz? Ja sam bym w życiu nie dał rady. - powiedział.
Beka spojrzała na niego.
"Chyba nie chodzi mu o to, że ja to teraz posprzątam... Nie musiało mu chodzić o moje sprzątanie przed jedzeniem." - pomyślała.
- Nie przesadzaj z tym zgłoszeniem się. Ogarnęłam, żeby było gdzie zjeść. - powiedziała.
Wyglądało na to, że owoce jej pracy zostały zniweczone, przez ich bitwę na żarcie. Szkoda trudu, ale Beka uznała, że warto było się tak znakomicie zabawić.
- Sprzątnijmy to razem, tak szybko. Zanim zaschnie i zanim Christopher to zobaczy. - powiedziała i spojrzała pytająco na Ulvera.
Ten odparł enigmatycznie:
- W końcu jest w trudnym wieku.
Obrzucił całe pomieszczenie wzrokiem. Znalazł szmatę. Cóż, to nie było jakieś zaawansowane urządzenie – czegoś czego można się spodziewać po statku kosmicznym, ale powinno wystarczyć. Szybko i bez zbędnych ceregieli zaczął sprzątać.
- Musisz mi wyjaśnić jak używa się tej myjki. Ja znam tylko jeden model. A niestety chyba też będę musiał skorzystać.
Beka znalazła jakąś zastępczą szufelkę i zaczęła zbierać papkę do zsypu na śmieci. W pewnym momencie, gdy stała z szufelką przepełnioną papką, coś przyszło jej do głowy. Spojrzała na odwróconego tyłem Ulvera, który nie spodziewał się ataku. Po chwili zamyślenia dziewczyna pokręciła przecząco głową i opróżniła szufelkę... do zsypu.
- Spoko, to nic trudnego. - powiedziała stawiając stolik na nogi. - ale puścisz mnie pierwszą? Chciałabym trochę odpocząć. - dodała.
Abba skinął głową nie odrywając się od pracy.
- Nie ma problemu.
Po kilku minutach pomieszczenie wyglądało nie najgorzej. Beka udała się do swojej kabiny po jakieś czyste rzeczy na zmianę... ponownie. Minutę później była z powrotem i mogli udać się na mycie.
Przeszli do odpowiedniego pomieszczenia. Ulver usiadł krzyżując nogi i opierając plecy o ścianę kabiny.
- Panie przodem, jak mniemam. - powiedział.
- Noo tak. - powiedziała Beka. Wyglądało na to, że jest troszkę zakłopotana, co mogły powodować słowa i obecność Ulvera. Nie rozbierze się przy nim, nawet jak będzie siedział tyłem do niej, zresztą i tak zrobiłaby to w pomieszczeniu, a nie w kabinie - więc dokładnie na jego oczach.
- Wstań... Pokażę ci jak to działa. - zaproponowała. Wszak miała mu to pokazać.
Ulver wstał zostawiając na ściance odrobinę zieleni. Wsunął głowę do kabiny.
- Hm? - zagadał.
Beka wskazała mu panel sterujący.
- Tutaj są opcje. Te guziki to są kursory, a tym się zatwierdza wybór. - powiedziała wskazując odpowiednie przyciski. - I tutaj ustawia się rodzaj promieniowania. - wskazała wybór opcji na małym ekraniku.
- Zwykłe czyszczące to BV4-UV1, ale jak włączysz coś innego co mogłoby zaszkodzić, to zacznie piszczeć o zagrożeniu. - powiedziała. - To znaczy ma obowiązek, bo w praktyce tego nie testowałam. - dodała.
Spojrzała na niego, jeśli miał jakieś pytania to nadszedł czas na ich zadanie. Jeśli nie, to liczyła powinien już zostawić ją samą. Czuła jak papka zaczyna wydzielać zapachy i przesiąka w jej ubranie, zwłaszcza w koszulkę i biustonosz.
- Rozumiem. W takim razie miłej kąpieli. powiedział Ulver i podrapał się po głowie.
- Nie będę ci przeszkadzać. dodał, po czym wyszedł z kabiny siadając tak samo jak przed chwilą.
Po jego słowach Beka myślała, że opuści on pomieszczenie. Inny rozwój wypadków sprawił, że dziewczyna była trochę zmieszana i zrobiło jej się jakoś gorąco. Nastąpiła niezręczna dla niej chwila ciszy.
- To może poczekasz na korytarzu? - powiedziała i spojrzała na niego.
- Wiesz, muszę się przebrać... rozebrać. - dodała zarumieniona.
Ulver też się zaczerwienił po czubki uszu. Głośno przełkną ślinę i wyszedł bardzo pośpiesznym krokiem. Dopiero z korytarza zawołał:
- Przepraszam. Zapomniałem.
- Spoko. - odpowiedziała spokojnie. Była spokojna, wszak nic się nie stało.
- Postaram się sprawić szybko. - dodała.
Kiedy drzwi zamknęły się za Abbą zrzuciła z siebie całkiem zabrudzone ubranie (choć nie tak dawno były jeszcze czyste) i weszła do kabiny, aby wziąć tam fale czyszczące.
Ulver usiadł na korytarzu. Odetchną bardzo głęboko i zamyślił się. Zastanowił się nad wszystkim dookoła. Zwłaszcza nad sobą.
Obrócił się i położył się plecami na podłodze. Podkładając zielonkawe dłonie pod głowę westchnął cicho jak gdyby się poddawał.
W rzeczywistości od nadmiaru myślenia rozbolała go głowa.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera

Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy

-
- Mat
- Posty: 518
- Rejestracja: czwartek, 28 czerwca 2007, 12:51
Re: [SW D6 ] Za garść imperialnych kredytów [Denis]
Beka wyszła z kabiny czyszczącej. Nie miała już na sobie ani kawałka papki. Niestety jej ubranie, jeszcze przed godziną czyste, było nią całkowicie ufajdane. Zostawiła je dla Ulvera, który obiecał je wyprać i włożyła na siebie czyste. Stwierdziła przy tym, że jest to jej ostatni, pełny komplet ubrania. Przynajmniej jej skórzana kurtka wisiała teraz czysta na oparciu fotela pilota.
Czysta i odświeżona Beka wyszła w nowym stroju na korytarz...
Przywitało ją spojrzenie z samej podłogi. Na stalowym podłożu leżał jak długi Ulver z lekko zaskoczoną miną. Wyglądał – trzeba mu to przyznać, wręcz idiotycznie. Człowiek zastanawiał się czy nie potrzebuje poduszki lub materaca. Z drugiej strony sam mężczyzna chyba nie widział w tym nic zabawnego.
-Szybko ci poszło.
Beka uśmiechnęła się do niego lekko.
- Widocznie nie ubrudziłam się, aż tak, jak ci się zdawało.
Zrobiła dwa kroki w bok umożliwiając wejście do łazienki.
- Zostawiłam tam moje stare ubrania, które obiecałeś wyprać. - dodała z uśmiechem.
Ulver podciągnął nogi pod brodę.
– Zdaje się że faktycznie ci obiecałem.
Podrapał się trochę za uchem,
– Przyniosę ci je gdy skończę.
Wymamrotał jeszcze i podniósł się ruszając powoli w stronę kabiny.
Beka wyglądała na zadowoloną z takiego obrotu sytuacji.
- Dobra. To ja skoczę po tą whisky. - powiedziała zanim zniknęła za rogiem korytarza.
Ulver nie zdążył nawet zareagować. Niestety, czasami bywa zbyt apatyczny. Ale czemu niestety? Niestety dla tego że strach pomyśleć co mogą robić po kielichu skoro na trzeźwo...
Sprawa zdawała się zaś przesądzona a poza tym Ulver był ciekaw tej whisky. W gruncie rzeczy więc powinien być zadowolony.
Z tą optymistyczną myślą wszedł do kabiny rzucając byle jak ubrania po drodze. Zastanawiał się jeszcze chwilę co powinien przycisnąć, wzruszył ramionami i uruchomił maszynerię. Działała.
Beka zaś udała się do kuchni. Zdawało jej się, że maszyna wydawała lód i istotnie tak było. Whisky zwykle nie piło się z jednorazowych plastikowych kubeczków, ale nie mieli nic innego. Zresztą ona piła raz nawet z mydelniczki... oczywiście bez śladu mydła na niej. Z kubeczkami i lodem poszła do kokpitu. Ze swojej drugiej torby wyciągnęła półpełną butelkę bursztynowego napoju. Po czym wróciła do kuchni. Czekał tam na nią Ulver. Wyglądał na czystszego niż przed chwilą, ale nie wyglądał jakby był to jego cel do którego tak dążył i który właśnie osiągną. Bez zbędnego spełnienia – poza tym ubranie dalej miał brudne. Widząc spojrzenie Beki odpowiedział krótko:
– Nie mam innego.
Ale nie przejmował się, nie warto. Usiadł na krześle – przy miejscu w którym wcześniej jadł obiad razem z panią pilot. Lekko zakłopotany przyznał się do czegoś co wydało się mu z jakiegoś powodu ważne.
– Nigdy nie piłem whisky...
Beka była lekko zdziwiona. Każda rzecz i informacja była czymś nietypowym. Był tu przed nią... ma tylko jedno ubranie... nie pił whisky.
- Jest ogromna ilość jej rodzajów. - powiedziała i postawiła butelkę na stole.
Udała się do maszyny w rogu pomieszczenia i wróciła po chwili niosąc dwa kubeczki z paroma kostkami lodu, w każdej.
- Ale wszystkie pije się schłodzone. - dodała siadając.
Przetarła nos na wysokości oczu. Widać było, że jest zmęczona.
– Powinnaś położyć się zaraz po skoku.
Ulver mówił z przekonaniem i pewnością siebie ale w istocie dla niego samego brzmiało to mało przekonująco. Możesz odpocząć ale dopiero gdy...
Równie dobrze mógł powiedzieć „wykorzystamy cię za to”. Ale cóż. Taki jest los pilota statku. Pewnie już zdążyła przywyknąć.
Beka nie miała siły myśleć nad słowami mężczyzny.
Odkręciła butelkę i nalała do dwóch kubeczków napełniając je do połowy.
- Skok będzie za 4 godziny. Nie wysiedzę tak długo. - stwierdziła zakręcając butelkę i odstawiając ją na stół. Zawartoś jej spadła o połowę.
- Chciałabym położyć się zaraz i żebyś mnie obudził przed skokiem. - rzekła stawiając jeden kubeczek bliżej Ulvera.
Ulver wzruszył ramionami wyciągając jednocześnie obie dłonie w stronę kubka.
– Nie ma problemu – za ile godzin mam cię obudzić?
Chwycił kubek i pociągną z niego łyk. Skrzywił się nie umyślnie. Whisky zdecydowanie była mocna co jeszcze nie stanowiło naprawdę dużego kłopotu. Chodziło o ten posmak kojarzący się perfumami. Ulver doskonale wiedział jak smakują perfumy po pewnym – jednym z wielu pechowych epizodów w jego życiu. Później przez tydzień miał napady mdłości.
Beka upiła drobny łyk napoju. To był dobry trunek.
- Za niecałe cztery godziny. Chyba, że sama się obudzę. - odpowiedziała i upiła kolejny łyk.
Szybko poczuła się bardzo zrelaksowana ... i trochę senna. Na jej twarzy zagościł błogi uśmiech.
- I jak ci smakuje? - spytała Ulvera, który pierwszy raz pił coś takiego.
Ulver błyskawicznie obmyślił dyplomatyczną odpowiedź.
– Niecodzienne – trzeba przyznać.
Beka spojrzała na niego. Docierało do niej, jak bardzo jest zmęczona - nie zrozumiała nawet jego wypowiedzi.
Upiła większy łyk wypijając połowę całego drinka. Spojrzała na Ulvera - miał na sobie ubranie z wojny na żarcie. On nie miał innego. Beka uśmiechnęła się lekko, uznając, że koniec końców to ona wygrała.
- Jak tam noclegi. Zrobiliście coś? - powiedziała zmęczonym głosem.
Albo powoli padała, albo to ten alkohol działał na nią usypiająco.
– Zrobiliśmy... cośmy mogli. Będzie szorstko, zapach nie do końca przyjemny ale za to będzie miękko.
Ulver podparł podbródek łokciem.
– W gruncie rzeczy tobie to i tak już nie będzie robić różnicy bo zaraz zaśniesz nad drinkiem. To się zdarza. Wierz mi – jestem kelnerem.
A przynajmniej byłym kelnerem dodał w myślach.
Beka spojrzała na niego kątem oka.
- To nie od picia. - powiedziała wyraźnie rozbawiona - Ja się nie upijam aż tak szybko. Jestem zmęczona, to wszystko. - dodała, choć jej nie brzmiały przekonująco.
Usiadła wygodniej wyciągając nogi przed siebie i kładąc stopy jedna na drugiej. Upiła kolejny łyk i spojrzała na szklankę - lód już się powoli roztapiał. Zwróciła wzrok na bardziej pełną szklankę Ulvera, a potem na niego samego.
- Nie wyglądasz na kelnera. - powiedziała z lekkim uśmieszkiem.
Abba przymknął na chwilę oczy.
W swoim życiu był już kelnerem, bokserem, jedi, człowiekiem z pustyni, nieumyślnym zabójcą, złodziejem i cholera wie kim jeszcze. Był po prostu sobą. Czy można określić człowieka przez zawód? Możliwe... Warto sprawdzić.
– Jak powinien wyglądać kelner?
Beka nie spodziewała się tego pytania - w jej spojrzeniu można było odczytać zaskoczenie.
- Nie wiem. - odpowiedziała patrząc w stronę Ulvera i wzruszając lekko ramionami.
Spojrzała potem na swoją szklankę i zamyśliła się przez krótką chwilę.
- Jak ktoś, komu nie udało się osiągnąć nic więcej. Jak ktoś, kto miał w życiu pecha. - dodała, po czym upiła kolejny łyk.
Przymknęła na chwilkę oczy... A może przymknęły się same?
Ulver uśmiechnął się gorzko w stronę Beki.
– W takim razie pozory potrafią mylić.
Widząc że jego rozmówczyni zaczyna przysypiać stwierdził że powinien zareagować.
– Nie zasypiaj przy stole, to źle wpływa na plecy a chyba nie chcesz bym cię nosił.
Na poważnie zastanawiał się jednocześnie czy powinien pokładać zaufanie w pilocie potrafiącym osuszyć samemu butelkę destylatu. Tego nie dało się w końcu osiągnąć bez lat treningów.
Beka jakby ożywiła się nieco po jego słowach. Ona nie zasypia na siedząco, aczkolwiek Ulver miał rację - powinna iść spać. Dopiła napój do końca zostawiając na w pół stopniałe bryłki lodu.
- To obudź mnie za te trzy i pół godziny. - przypomniała.
Przetarła czoło odgarniając włosy, które troszeczkę zachodziły jej na twarz.
- Nie smakuje ci? - dodała wskazując palcem na nadal pełną szklankę jej rozmówcy.
Ulver wysilił się na brutalną szczerość.
– Nie bardzo prawdę mówiąc, choć – pokażę ci gdzie masz miejsce do spania.
Wstał od stołu podnosząc wprawnymi rękami kubek. Zlał resztkę z powrotem do butelki jednym prostym ruchem nie roniąc ani kropli – normalna praktyka choć na Chorax nie było nie dopitych drinków poza tymi które pozbawiały już przytomności.
– Mam nadzieję... w sumie to jestem pewny że ci się spodoba.
Otworzył drzwi zapraszając panią pilot na zewnątrz.
Bece spodobało się, że Ulver odlał whisky z powrotem do butelki - cenny napój się nie zmarnował. Uśmiechnęła się - wszak była to już ostatnia butelka.
Wstała i bez pośpiechu ruszyła z Ulverem.
O dziwo pokój był uprzątnięty a przynajmniej ogarnięty. Dalej nie było czysto ale przynajmniej wydawało się że część rzeczy jest na swoim miejscu a kajuta nie jest po prostu śmietnikiem. Posłanie było improwizowane ale inaczej się nie dało. Koc, jako posłanie, drugi koc jako kołdra. Do tego worek jako poduszka.
– Witaj w swoim apartamencie milady.
Ulver przez chwilę udawał lokaja – choć prawdę powiedziawszy w życiu żadnego nie widział.
Po słowach Ulvera Beka roześmiała się na głos.
– Dzięki. - powiedziała nadal się śmiejąc.
Podeszła do łóżka i ułożyła się w nim wygodnie. Bez pomocy rąk zdjęła buty, co poszło by szybciej, gdyby użyła rąk. Przeciągnęła się i spojrzała na Ulvera.
– To obudź mnie, gdy będzie trzeba. Okey?
Ulver zamkną delikatnie drzwi i przez szczelinę powiedział cicho.
– Nie ma problemu – nie martw się.
Klamka zapadła cicho. Abba został sam na korytarzu. Spuścił głowę na swoje buty. Stare trepy.
Nie myślał długo. Naparł stopą na piętę i ściągnął lewego buta przechylając się nieco zbyt bardzo – w końcu on też długo już nie spał. Po chwili to samo zrobił z prawym butem. Złapał oba za sznurowadła i przerzucił je sobie przez ramię. Od razu lepiej.
Spokojnie ruszył stronę kabiny mikrofalówki gdzie zostało ubranie Beki do wyprania, jego własne też nie było w najlepszym stanie.
Dobrze że na statku przewoziło się wodę. Źle nie że proszek do prania przy okazji.
Wypranie tych ubrań zajęło mu dobrze ponad godzinę i pół – choć nie był pewny bo bez słońca czas płynął niezauważalnie. Ubranie Beki rozłożył do wyschnięcia. Swoje własne założył mokre. Mimo wszystko nago nie będzie paradował po statku. Już lepiej w mokrym ubraniu poczekać chwilę w ładowni.
Spojrzał na zegarek. No tak, godzina i pół minęła. Wszystko się zgadza, jednak ma się to wyczucie. Oznacza to też że dla Ulvera została chwila czasu. Przesiedzenie tutaj reszty czasu nie wydawało się złym pomysłem.
Więc przesiedział, jedyną trudnością było zimno bo było zbyt mokro by móc zasnąć ale mimo wszystko szło wytrzymać.
W końcu wstał, założył buty... i ruszył budzić Bekę zastanawiając się jednocześnie kiedy mu samemu dane będzie zasnąć. Zapukał do drzwi. Odpowiedziała mu cisza więc otworzył je wołając z braku lepszego pomysłu „pobudka!” raz za razem. W końcu powoli zaczęła się przeciągać i otworzyła oczy i spojrzała na niego zmrużonymi oczami. W pokoju prawie było ciemno, jedynie przez otwarte drzwi dochodziło światło. Beka była zaspana i wyraźnie było to po niej widać. Gdyby tylko mogła zapewne przełożyłaby się na drugi bok i spała dalej. Usiadła na łóżku i dłonią przetarła oczy.
- Usz ite. - wymamrotała cicho.
Założyła buty przeciągle ziewając przy okazji. Ociągając się lekko powlokła się za Ulverem na mostek. Niejasno zdawała sobie sprawę z tego że coś tam miała zrobić... a później położy się z powrotem...
Czysta i odświeżona Beka wyszła w nowym stroju na korytarz...
Przywitało ją spojrzenie z samej podłogi. Na stalowym podłożu leżał jak długi Ulver z lekko zaskoczoną miną. Wyglądał – trzeba mu to przyznać, wręcz idiotycznie. Człowiek zastanawiał się czy nie potrzebuje poduszki lub materaca. Z drugiej strony sam mężczyzna chyba nie widział w tym nic zabawnego.
-Szybko ci poszło.
Beka uśmiechnęła się do niego lekko.
- Widocznie nie ubrudziłam się, aż tak, jak ci się zdawało.
Zrobiła dwa kroki w bok umożliwiając wejście do łazienki.
- Zostawiłam tam moje stare ubrania, które obiecałeś wyprać. - dodała z uśmiechem.
Ulver podciągnął nogi pod brodę.
– Zdaje się że faktycznie ci obiecałem.
Podrapał się trochę za uchem,
– Przyniosę ci je gdy skończę.
Wymamrotał jeszcze i podniósł się ruszając powoli w stronę kabiny.
Beka wyglądała na zadowoloną z takiego obrotu sytuacji.
- Dobra. To ja skoczę po tą whisky. - powiedziała zanim zniknęła za rogiem korytarza.
Ulver nie zdążył nawet zareagować. Niestety, czasami bywa zbyt apatyczny. Ale czemu niestety? Niestety dla tego że strach pomyśleć co mogą robić po kielichu skoro na trzeźwo...
Sprawa zdawała się zaś przesądzona a poza tym Ulver był ciekaw tej whisky. W gruncie rzeczy więc powinien być zadowolony.
Z tą optymistyczną myślą wszedł do kabiny rzucając byle jak ubrania po drodze. Zastanawiał się jeszcze chwilę co powinien przycisnąć, wzruszył ramionami i uruchomił maszynerię. Działała.
Beka zaś udała się do kuchni. Zdawało jej się, że maszyna wydawała lód i istotnie tak było. Whisky zwykle nie piło się z jednorazowych plastikowych kubeczków, ale nie mieli nic innego. Zresztą ona piła raz nawet z mydelniczki... oczywiście bez śladu mydła na niej. Z kubeczkami i lodem poszła do kokpitu. Ze swojej drugiej torby wyciągnęła półpełną butelkę bursztynowego napoju. Po czym wróciła do kuchni. Czekał tam na nią Ulver. Wyglądał na czystszego niż przed chwilą, ale nie wyglądał jakby był to jego cel do którego tak dążył i który właśnie osiągną. Bez zbędnego spełnienia – poza tym ubranie dalej miał brudne. Widząc spojrzenie Beki odpowiedział krótko:
– Nie mam innego.
Ale nie przejmował się, nie warto. Usiadł na krześle – przy miejscu w którym wcześniej jadł obiad razem z panią pilot. Lekko zakłopotany przyznał się do czegoś co wydało się mu z jakiegoś powodu ważne.
– Nigdy nie piłem whisky...
Beka była lekko zdziwiona. Każda rzecz i informacja była czymś nietypowym. Był tu przed nią... ma tylko jedno ubranie... nie pił whisky.
- Jest ogromna ilość jej rodzajów. - powiedziała i postawiła butelkę na stole.
Udała się do maszyny w rogu pomieszczenia i wróciła po chwili niosąc dwa kubeczki z paroma kostkami lodu, w każdej.
- Ale wszystkie pije się schłodzone. - dodała siadając.
Przetarła nos na wysokości oczu. Widać było, że jest zmęczona.
– Powinnaś położyć się zaraz po skoku.
Ulver mówił z przekonaniem i pewnością siebie ale w istocie dla niego samego brzmiało to mało przekonująco. Możesz odpocząć ale dopiero gdy...
Równie dobrze mógł powiedzieć „wykorzystamy cię za to”. Ale cóż. Taki jest los pilota statku. Pewnie już zdążyła przywyknąć.
Beka nie miała siły myśleć nad słowami mężczyzny.
Odkręciła butelkę i nalała do dwóch kubeczków napełniając je do połowy.
- Skok będzie za 4 godziny. Nie wysiedzę tak długo. - stwierdziła zakręcając butelkę i odstawiając ją na stół. Zawartoś jej spadła o połowę.
- Chciałabym położyć się zaraz i żebyś mnie obudził przed skokiem. - rzekła stawiając jeden kubeczek bliżej Ulvera.
Ulver wzruszył ramionami wyciągając jednocześnie obie dłonie w stronę kubka.
– Nie ma problemu – za ile godzin mam cię obudzić?
Chwycił kubek i pociągną z niego łyk. Skrzywił się nie umyślnie. Whisky zdecydowanie była mocna co jeszcze nie stanowiło naprawdę dużego kłopotu. Chodziło o ten posmak kojarzący się perfumami. Ulver doskonale wiedział jak smakują perfumy po pewnym – jednym z wielu pechowych epizodów w jego życiu. Później przez tydzień miał napady mdłości.
Beka upiła drobny łyk napoju. To był dobry trunek.
- Za niecałe cztery godziny. Chyba, że sama się obudzę. - odpowiedziała i upiła kolejny łyk.
Szybko poczuła się bardzo zrelaksowana ... i trochę senna. Na jej twarzy zagościł błogi uśmiech.
- I jak ci smakuje? - spytała Ulvera, który pierwszy raz pił coś takiego.
Ulver błyskawicznie obmyślił dyplomatyczną odpowiedź.
– Niecodzienne – trzeba przyznać.
Beka spojrzała na niego. Docierało do niej, jak bardzo jest zmęczona - nie zrozumiała nawet jego wypowiedzi.
Upiła większy łyk wypijając połowę całego drinka. Spojrzała na Ulvera - miał na sobie ubranie z wojny na żarcie. On nie miał innego. Beka uśmiechnęła się lekko, uznając, że koniec końców to ona wygrała.
- Jak tam noclegi. Zrobiliście coś? - powiedziała zmęczonym głosem.
Albo powoli padała, albo to ten alkohol działał na nią usypiająco.
– Zrobiliśmy... cośmy mogli. Będzie szorstko, zapach nie do końca przyjemny ale za to będzie miękko.
Ulver podparł podbródek łokciem.
– W gruncie rzeczy tobie to i tak już nie będzie robić różnicy bo zaraz zaśniesz nad drinkiem. To się zdarza. Wierz mi – jestem kelnerem.
A przynajmniej byłym kelnerem dodał w myślach.
Beka spojrzała na niego kątem oka.
- To nie od picia. - powiedziała wyraźnie rozbawiona - Ja się nie upijam aż tak szybko. Jestem zmęczona, to wszystko. - dodała, choć jej nie brzmiały przekonująco.
Usiadła wygodniej wyciągając nogi przed siebie i kładąc stopy jedna na drugiej. Upiła kolejny łyk i spojrzała na szklankę - lód już się powoli roztapiał. Zwróciła wzrok na bardziej pełną szklankę Ulvera, a potem na niego samego.
- Nie wyglądasz na kelnera. - powiedziała z lekkim uśmieszkiem.
Abba przymknął na chwilę oczy.
W swoim życiu był już kelnerem, bokserem, jedi, człowiekiem z pustyni, nieumyślnym zabójcą, złodziejem i cholera wie kim jeszcze. Był po prostu sobą. Czy można określić człowieka przez zawód? Możliwe... Warto sprawdzić.
– Jak powinien wyglądać kelner?
Beka nie spodziewała się tego pytania - w jej spojrzeniu można było odczytać zaskoczenie.
- Nie wiem. - odpowiedziała patrząc w stronę Ulvera i wzruszając lekko ramionami.
Spojrzała potem na swoją szklankę i zamyśliła się przez krótką chwilę.
- Jak ktoś, komu nie udało się osiągnąć nic więcej. Jak ktoś, kto miał w życiu pecha. - dodała, po czym upiła kolejny łyk.
Przymknęła na chwilkę oczy... A może przymknęły się same?
Ulver uśmiechnął się gorzko w stronę Beki.
– W takim razie pozory potrafią mylić.
Widząc że jego rozmówczyni zaczyna przysypiać stwierdził że powinien zareagować.
– Nie zasypiaj przy stole, to źle wpływa na plecy a chyba nie chcesz bym cię nosił.
Na poważnie zastanawiał się jednocześnie czy powinien pokładać zaufanie w pilocie potrafiącym osuszyć samemu butelkę destylatu. Tego nie dało się w końcu osiągnąć bez lat treningów.
Beka jakby ożywiła się nieco po jego słowach. Ona nie zasypia na siedząco, aczkolwiek Ulver miał rację - powinna iść spać. Dopiła napój do końca zostawiając na w pół stopniałe bryłki lodu.
- To obudź mnie za te trzy i pół godziny. - przypomniała.
Przetarła czoło odgarniając włosy, które troszeczkę zachodziły jej na twarz.
- Nie smakuje ci? - dodała wskazując palcem na nadal pełną szklankę jej rozmówcy.
Ulver wysilił się na brutalną szczerość.
– Nie bardzo prawdę mówiąc, choć – pokażę ci gdzie masz miejsce do spania.
Wstał od stołu podnosząc wprawnymi rękami kubek. Zlał resztkę z powrotem do butelki jednym prostym ruchem nie roniąc ani kropli – normalna praktyka choć na Chorax nie było nie dopitych drinków poza tymi które pozbawiały już przytomności.
– Mam nadzieję... w sumie to jestem pewny że ci się spodoba.
Otworzył drzwi zapraszając panią pilot na zewnątrz.
Bece spodobało się, że Ulver odlał whisky z powrotem do butelki - cenny napój się nie zmarnował. Uśmiechnęła się - wszak była to już ostatnia butelka.
Wstała i bez pośpiechu ruszyła z Ulverem.
O dziwo pokój był uprzątnięty a przynajmniej ogarnięty. Dalej nie było czysto ale przynajmniej wydawało się że część rzeczy jest na swoim miejscu a kajuta nie jest po prostu śmietnikiem. Posłanie było improwizowane ale inaczej się nie dało. Koc, jako posłanie, drugi koc jako kołdra. Do tego worek jako poduszka.
– Witaj w swoim apartamencie milady.
Ulver przez chwilę udawał lokaja – choć prawdę powiedziawszy w życiu żadnego nie widział.
Po słowach Ulvera Beka roześmiała się na głos.
– Dzięki. - powiedziała nadal się śmiejąc.
Podeszła do łóżka i ułożyła się w nim wygodnie. Bez pomocy rąk zdjęła buty, co poszło by szybciej, gdyby użyła rąk. Przeciągnęła się i spojrzała na Ulvera.
– To obudź mnie, gdy będzie trzeba. Okey?
Ulver zamkną delikatnie drzwi i przez szczelinę powiedział cicho.
– Nie ma problemu – nie martw się.
Klamka zapadła cicho. Abba został sam na korytarzu. Spuścił głowę na swoje buty. Stare trepy.
Nie myślał długo. Naparł stopą na piętę i ściągnął lewego buta przechylając się nieco zbyt bardzo – w końcu on też długo już nie spał. Po chwili to samo zrobił z prawym butem. Złapał oba za sznurowadła i przerzucił je sobie przez ramię. Od razu lepiej.
Spokojnie ruszył stronę kabiny mikrofalówki gdzie zostało ubranie Beki do wyprania, jego własne też nie było w najlepszym stanie.
Dobrze że na statku przewoziło się wodę. Źle nie że proszek do prania przy okazji.
Wypranie tych ubrań zajęło mu dobrze ponad godzinę i pół – choć nie był pewny bo bez słońca czas płynął niezauważalnie. Ubranie Beki rozłożył do wyschnięcia. Swoje własne założył mokre. Mimo wszystko nago nie będzie paradował po statku. Już lepiej w mokrym ubraniu poczekać chwilę w ładowni.
Spojrzał na zegarek. No tak, godzina i pół minęła. Wszystko się zgadza, jednak ma się to wyczucie. Oznacza to też że dla Ulvera została chwila czasu. Przesiedzenie tutaj reszty czasu nie wydawało się złym pomysłem.
Więc przesiedział, jedyną trudnością było zimno bo było zbyt mokro by móc zasnąć ale mimo wszystko szło wytrzymać.
W końcu wstał, założył buty... i ruszył budzić Bekę zastanawiając się jednocześnie kiedy mu samemu dane będzie zasnąć. Zapukał do drzwi. Odpowiedziała mu cisza więc otworzył je wołając z braku lepszego pomysłu „pobudka!” raz za razem. W końcu powoli zaczęła się przeciągać i otworzyła oczy i spojrzała na niego zmrużonymi oczami. W pokoju prawie było ciemno, jedynie przez otwarte drzwi dochodziło światło. Beka była zaspana i wyraźnie było to po niej widać. Gdyby tylko mogła zapewne przełożyłaby się na drugi bok i spała dalej. Usiadła na łóżku i dłonią przetarła oczy.
- Usz ite. - wymamrotała cicho.
Założyła buty przeciągle ziewając przy okazji. Ociągając się lekko powlokła się za Ulverem na mostek. Niejasno zdawała sobie sprawę z tego że coś tam miała zrobić... a później położy się z powrotem...

-
- Marynarz
- Posty: 155
- Rejestracja: czwartek, 28 czerwca 2007, 12:52
- Numer GG: 1728710
Re: [SW D6 ] Za garść imperialnych kredytów [Denis]
Beka idąc wolno w stronę sterówki usłyszała głośny sygnał komputera nawigacyjnego który radośnie oznajmiał ze przekroczyli linię skąd można oddać bezpieczny skok . Oczywiście linia ta jest umowna i jest kwestia tylko umiejętności ( i chęci podjęcia ryzyka ) astronawigatora . W światku pilotów można usłyszeć o astronawigatorach którzy potrafili wykonać skok tuz po wyjściu ze studni grawitacyjnej planety . Jednak jeżeli nie są to bajki to jest to ekstremalnie niebezpieczne i wręcz niemożliwe trudne .
W każdym razie sterówka dudniła sygnałem który dosyć brutalnie przywrócił ja „do życia „
Bez entuzjazmu usiadła przy astrokomputerze i z jego pomocą zaczęła ustalać parametry skoku . Dla kogoś nie obeznanego z tym „rzemiosłem „ ustalenie dyrektyw dla silnika skokowego może wydawać się łatwe , komputer wylicza wszystko a astronawigator tylko naciska systematycznie enter . Jednak z jakiegoś dziwnego tylko nieliczni biorą na się za wytyczanie nadprzestrzennych szlaków.
W każdym razie po około 10 minutach wszystko było gotowe . Czerwony przycisk pulsował zachęcająco ...a po wduszeniu go w pulpit statek pomknął międzygwiezdnym szlakiem w kierunku Nar Shada .
Przez kolejne 26 godzin odpoczywali , nudzili się i znowu odpoczywali .
W końcu nastąpił długo oczekiwany sygnał ostrzegawczy ... za 2 minuty wyjście z hiperprzestrzeni .
Kolejne długie minuty i ich oczom ukazała się niewielka skała – Księżyc Narshada ..
Niemal w tej samej chwili komunikator statku oszalał .
Kilkadziesiąt prywatnych kosmoportów , dziesiątki sklepów , restauracji wszyscy reklamowali się , zapraszali do korzystania z usług. W „normalnym „ świecie cos takiego było by nie do pomyślenia ... ale Nar Shada to księżyc bezprawia , gdzie liczy się tylko pieniądz i siła .
Nie majac specjalnie żadnego upatrzonego miejsca nalezało wybrac na chybił – trafił.
Statek skierował się do pierwszego lepszego lądowiska .
Niewielki kosmoport z 8 pordzewiałymi hangarami przywitał ich ... brakiem promienia ściągającego oraz niezbyt liczna i przyjemna obsługa w postaci łysego człowieka z wielkim brzuchem i śmierdzącym cygarem w ustach . Jedynym plusem tego przybytku była niska cena – 3 kredyty dziennie .
Sama Nar Shada to miejsce wielkiego handlu , gdzie można kupić i sprzedać wszytsko .
Setki barów , knajp i restauracji . Zatłoczone ulice pełne zabieganych ludzi , częste strzelaniny i bójki – to zwykły dzień na księżycu przemytników.
Nim jeszcze zdążyli wyjść ze statku , obok trapu stało już kilku szemranych osobników ... część wyglądała na drobnych kuców .. ale dwóch stojących z boku ludzi było innych . Kosztowne zbroje i wysokiej jakości broń wskazywały ze musza pracować dla kogoś ważnego .
W każdym razie sterówka dudniła sygnałem który dosyć brutalnie przywrócił ja „do życia „
Bez entuzjazmu usiadła przy astrokomputerze i z jego pomocą zaczęła ustalać parametry skoku . Dla kogoś nie obeznanego z tym „rzemiosłem „ ustalenie dyrektyw dla silnika skokowego może wydawać się łatwe , komputer wylicza wszystko a astronawigator tylko naciska systematycznie enter . Jednak z jakiegoś dziwnego tylko nieliczni biorą na się za wytyczanie nadprzestrzennych szlaków.
W każdym razie po około 10 minutach wszystko było gotowe . Czerwony przycisk pulsował zachęcająco ...a po wduszeniu go w pulpit statek pomknął międzygwiezdnym szlakiem w kierunku Nar Shada .
Przez kolejne 26 godzin odpoczywali , nudzili się i znowu odpoczywali .
W końcu nastąpił długo oczekiwany sygnał ostrzegawczy ... za 2 minuty wyjście z hiperprzestrzeni .
Kolejne długie minuty i ich oczom ukazała się niewielka skała – Księżyc Narshada ..
Niemal w tej samej chwili komunikator statku oszalał .
Kilkadziesiąt prywatnych kosmoportów , dziesiątki sklepów , restauracji wszyscy reklamowali się , zapraszali do korzystania z usług. W „normalnym „ świecie cos takiego było by nie do pomyślenia ... ale Nar Shada to księżyc bezprawia , gdzie liczy się tylko pieniądz i siła .
Nie majac specjalnie żadnego upatrzonego miejsca nalezało wybrac na chybił – trafił.
Statek skierował się do pierwszego lepszego lądowiska .
Niewielki kosmoport z 8 pordzewiałymi hangarami przywitał ich ... brakiem promienia ściągającego oraz niezbyt liczna i przyjemna obsługa w postaci łysego człowieka z wielkim brzuchem i śmierdzącym cygarem w ustach . Jedynym plusem tego przybytku była niska cena – 3 kredyty dziennie .
Sama Nar Shada to miejsce wielkiego handlu , gdzie można kupić i sprzedać wszytsko .
Setki barów , knajp i restauracji . Zatłoczone ulice pełne zabieganych ludzi , częste strzelaniny i bójki – to zwykły dzień na księżycu przemytników.
Nim jeszcze zdążyli wyjść ze statku , obok trapu stało już kilku szemranych osobników ... część wyglądała na drobnych kuców .. ale dwóch stojących z boku ludzi było innych . Kosztowne zbroje i wysokiej jakości broń wskazywały ze musza pracować dla kogoś ważnego .

-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Re: [SW D6 ] Za garść imperialnych kredytów [Denis]
Christopher śmiało wkroczył w nowy świat. Nie bał się niczego ani nikogo a całe jego jestestwo rozpierała pewność siebie. Szybko zmierzał w kierunku wyjścia ze statku gdy... zobaczył. Christopher był zadeklarowanym pacyfistą i widok uzbrojonych ludzi budził w nim obrzydzenie. Obrzydzenie a nie strach!
Ale to wystarczyło by cofną się z powrotem na statek.
Ulver sojrzał kątem oka na cały komitet powitalny. Nie był specjalistą w takich sprawach ale budzili w nim zastrzeżenia do tutejszego sposobu witania gości. Zresztą wiele tutejszych rzeczy budziło w nim pewne zastrzeżenia, do tego stopnia że bardzo chciał zaprzeczyć istnieniu tego miejsca. Ale było tu twarde, na miejscu i nie ugięte. Nawet najpotężniejsza wyobraźnia nie pozwoliłaby zaprzeczyć takiemu świadectwu – poza tym Christopher znowu wyszedł z pola widzenia co oznaczało że potencjalnie może wpakować się w kłopoty.
Wszystko w koło jak na złość cały czas kuło w oczy.
Ulver westchnął przesadnie głośno.
- To może jednak wypijmy tą whisky a tamci znudzą się i dadzą nam spokój? Jak na mój gust nikt taki nie powinien być tu na miejscu, chyba że to ludzie naszego przyszłego pasażera. Ale w tedy nie potrzebował by pomocy... - powiedział.
Beka wyłączała właśnie układy nawigacji. Po słowach Ulvera wyjrzała na zewnątrz statku. Istotnie, nie wiedziała, czy tak to miało wyglądać... No cóż, muszą się dostosować.
- Taak... - powiedziała przeciągle. Nie była zbyt zadowolona z tego wszystkiego.
- Lepiej szybko skontaktujmy się z Twilekiem. - powiedziała szykując kartę otrzymaną od ich zleceniodawcy.
Chciała jak najszybciej to załatwić i odzyskać swój statek.
Ulver pokiwał głową myśląc jednocześnie o tym gdzie wsadził swój pistolet z którego i tak nie umiał specjalnie dobrze strzelać.
- Pośpiesz się. - powiedział.
- Pewnie. - odpowiedziała Beka.
Następnie podeszła przekaźnika i przejechała kartą po czytniku. Lada moment połączy się z Twilekiem i wszystko będzie jasne.
Ale to wystarczyło by cofną się z powrotem na statek.
Ulver sojrzał kątem oka na cały komitet powitalny. Nie był specjalistą w takich sprawach ale budzili w nim zastrzeżenia do tutejszego sposobu witania gości. Zresztą wiele tutejszych rzeczy budziło w nim pewne zastrzeżenia, do tego stopnia że bardzo chciał zaprzeczyć istnieniu tego miejsca. Ale było tu twarde, na miejscu i nie ugięte. Nawet najpotężniejsza wyobraźnia nie pozwoliłaby zaprzeczyć takiemu świadectwu – poza tym Christopher znowu wyszedł z pola widzenia co oznaczało że potencjalnie może wpakować się w kłopoty.
Wszystko w koło jak na złość cały czas kuło w oczy.
Ulver westchnął przesadnie głośno.
- To może jednak wypijmy tą whisky a tamci znudzą się i dadzą nam spokój? Jak na mój gust nikt taki nie powinien być tu na miejscu, chyba że to ludzie naszego przyszłego pasażera. Ale w tedy nie potrzebował by pomocy... - powiedział.
Beka wyłączała właśnie układy nawigacji. Po słowach Ulvera wyjrzała na zewnątrz statku. Istotnie, nie wiedziała, czy tak to miało wyglądać... No cóż, muszą się dostosować.
- Taak... - powiedziała przeciągle. Nie była zbyt zadowolona z tego wszystkiego.
- Lepiej szybko skontaktujmy się z Twilekiem. - powiedziała szykując kartę otrzymaną od ich zleceniodawcy.
Chciała jak najszybciej to załatwić i odzyskać swój statek.
Ulver pokiwał głową myśląc jednocześnie o tym gdzie wsadził swój pistolet z którego i tak nie umiał specjalnie dobrze strzelać.
- Pośpiesz się. - powiedział.
- Pewnie. - odpowiedziała Beka.
Następnie podeszła przekaźnika i przejechała kartą po czytniku. Lada moment połączy się z Twilekiem i wszystko będzie jasne.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera

Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy

-
- Marynarz
- Posty: 155
- Rejestracja: czwartek, 28 czerwca 2007, 12:52
- Numer GG: 1728710
Re: [SW D6 ] Za garść imperialnych kredytów [Denis]
Czytnik kart zazgrzytał odczytując informacje o współrzędnych adresata .
Na ekranie zaczęły się w szybkim tempie informacje o kolejnych przekaźnikach holonetowych.
Trwało to kilka minut , aż do momentu w którym ekran zaczął mrugać .
Na czerwonym tle pojawiły się niebieskie napisy
„Przekaźnik holonetowy KXC 213 AZ jest przeciążony . przekaz informacji tylko o kodzie 214 i wyżej „
Najwyraźniej darmowy dostęp do holonetu miał zbyt niski by dotrzeć do takiego „zadupia „ jak Horax ewentualnie planeta została zablokowana przez siły Imperium ...
Tak czy inaczej kontakt z Twilekiem był chwilowo niemożliwy . Pozostała jedynie możliwość kontaktu przez kogoś na planecie .
Dywagacje na ten temat przerwane zostały przez tłustego jegomościa , który przegoniwszy część i tak rozchodzących się już kupców wlazł na trap
„Obsługa Kosmoportu ! „ krzyknął w głąb statku „przyszedłem po kasę i czy nie potrzeba jakiś napraw „
Szedł powoli , wszyscy na Narshadzie muszą być ostrożni , nie ma tu praw wic gdyby ktos go „kropnął „ nikt ( może oprócz jego wierzycieli ) nie zmartwili by się specjalnie .
Facet miał ponad 40 lat , wieli wypasiony brzuch , nieogolona ,tłustą gębą o tępym wyrazie twarzy .
Śmierdział potem , smarem i jakimś paskudnym żarciem które sporymi plamami osadziło się na jego niegdyś białym podkoszuku .
Widząc zblizajaca sie Beke t łuscioch odruchowo wsadził dłoń w swoje bermudy , drapiąc ie nerwowo po tyłku . "Witam , nazywam się Alfonso von Diamat przyszedłem po opłaty portowe i zapytać o ewentualny przegląd " Mówiac to wyciagnał w kierunku pilotki dłoń by ucisnac ją serdecznie " Słuze równiez informacjami oraz wszelkim towarem " mrugnał okiem do Beki .
Beka zrobiła kwaśną minę. Brzydziła się tego człowieka. Podała mu garść plastikowych kredytów.
- Naprawy nie są konieczne... Dziękuje. - odpowiedziała na jego pytanie.
Specjalnie nie zrobił na nim wrażenia fakt ze Beka zignorowała wyciągniętą dłoń
„Jakby co to jestem w kanciapie obok trzeciego hangaru , życzę miłego pobytu „
Żwawo się ruszył w kierunku wyjścia ... przyjezdni mają różne zwyczaje ... niektóry gdy im dac zbyt duzo czasu na myślenie strzelają w plecy , albo mają inne głupie pomysły .
Na ekranie zaczęły się w szybkim tempie informacje o kolejnych przekaźnikach holonetowych.
Trwało to kilka minut , aż do momentu w którym ekran zaczął mrugać .
Na czerwonym tle pojawiły się niebieskie napisy
„Przekaźnik holonetowy KXC 213 AZ jest przeciążony . przekaz informacji tylko o kodzie 214 i wyżej „
Najwyraźniej darmowy dostęp do holonetu miał zbyt niski by dotrzeć do takiego „zadupia „ jak Horax ewentualnie planeta została zablokowana przez siły Imperium ...
Tak czy inaczej kontakt z Twilekiem był chwilowo niemożliwy . Pozostała jedynie możliwość kontaktu przez kogoś na planecie .
Dywagacje na ten temat przerwane zostały przez tłustego jegomościa , który przegoniwszy część i tak rozchodzących się już kupców wlazł na trap
„Obsługa Kosmoportu ! „ krzyknął w głąb statku „przyszedłem po kasę i czy nie potrzeba jakiś napraw „
Szedł powoli , wszyscy na Narshadzie muszą być ostrożni , nie ma tu praw wic gdyby ktos go „kropnął „ nikt ( może oprócz jego wierzycieli ) nie zmartwili by się specjalnie .
Facet miał ponad 40 lat , wieli wypasiony brzuch , nieogolona ,tłustą gębą o tępym wyrazie twarzy .
Śmierdział potem , smarem i jakimś paskudnym żarciem które sporymi plamami osadziło się na jego niegdyś białym podkoszuku .
Widząc zblizajaca sie Beke t łuscioch odruchowo wsadził dłoń w swoje bermudy , drapiąc ie nerwowo po tyłku . "Witam , nazywam się Alfonso von Diamat przyszedłem po opłaty portowe i zapytać o ewentualny przegląd " Mówiac to wyciagnał w kierunku pilotki dłoń by ucisnac ją serdecznie " Słuze równiez informacjami oraz wszelkim towarem " mrugnał okiem do Beki .
Beka zrobiła kwaśną minę. Brzydziła się tego człowieka. Podała mu garść plastikowych kredytów.
- Naprawy nie są konieczne... Dziękuje. - odpowiedziała na jego pytanie.
Specjalnie nie zrobił na nim wrażenia fakt ze Beka zignorowała wyciągniętą dłoń
„Jakby co to jestem w kanciapie obok trzeciego hangaru , życzę miłego pobytu „
Żwawo się ruszył w kierunku wyjścia ... przyjezdni mają różne zwyczaje ... niektóry gdy im dac zbyt duzo czasu na myślenie strzelają w plecy , albo mają inne głupie pomysły .

-
- Mat
- Posty: 518
- Rejestracja: czwartek, 28 czerwca 2007, 12:51
Re: [SW D6 ] Za garść imperialnych kredytów [Denis]
Ulver przeciągnął się leniwie ledwo ukrywając śmiech przed Beką. Widocznie jej niezwykła i ponętna uroda działa na wszystkich – w taki czy inny sposób. W razie gdyby zaczęli strzelać ona po prostu się uśmiechnie a napastnicy łatwo dadzą zajść się od tyłu. Takie to proste.
Była tak piosenka. Ulver nie potrafił do końca przypomnieć sobie jak szła. Ale było tam coś o rozbrajaniu uśmiechem. Ramiona drgnęły same w odwiecznym geście „co za różnica?”. Faktycznie żadna...
Z drugiej strony kobiecy magnetyzm Beki może stanowić pewne zagrożenie w miejscu takim jak to, na szczęście Beka wyglądała też na dziewczynę która potrafi sama zadbać o swoje dobro. A nawet jeśli nie było tak naprawdę to sam wygląd potrafił wiele zmienić.
Ulver zaś niestety nie wyglądał jak ktoś kto potrafi o siebie zadbać i doskonale o tym wiedział. Co oznaczało że nawet jeśli bezpiecznie nie pociągał nikogo i niczego to i tak znajdzie się ktoś kto będzie miał ochotę zaopiekować się jego dobytkiem – nawet jeśli było tego tak żałośnie mało.
Z braku lepszych pomysłów jedi przeciągnął się jeszcze raz. Zostało nie wiele opcji. Czekanie na wydarzenia zaś mogło przeciągać się w nieskończoność. Najprostsze rozwiązanie zdawało się zaś najbardziej logiczne. W końcu ile można siedzieć na tym statku? Czas zaczerpnąć świeżego powietrza – albo przynajmniej czegoś podobnego. I, oczywiście. Być może... dowiedzieć się czego właściwie chcą ci kolesie.
Ulver wróciło nie robiąc zbędnego hałasu do swojej kajuty by założyć jedyną kurtkę i zabrać swoje rzeczy. Nawet się nie rozpakował ale nic nie tracił. Nie było czego rozpakowywać nawet teraz. Bo co komu po pistolecie jeśli wie się że nie będzie się w stanie strzelać z niego do ludzi tak by zabić albo po mieczu świetlnym który oprócz niezdrowego zainteresowania potrafi sprowadzić inne problemy? Reszta nie wyglądała na przydatną ale no cóż – nigdy nic nie wiadomo. Zarzucił więc cały plecak na ramię i ruszył w kierunku zejścia z pokładu statku. Rzucił do Beki beztrosko:
– Idę porozmawiać z tymi panami!
Chciał dorzucić jeszcze „moja droga” ale nawet jego dziwne poczucie humoru wiedziało kiedy należy cofnąć się przed tym konkretnym spojrzeniem Christophera.
Nie czekając na reakcję ruszył śmiało na zewnątrz uśmiechając się radośnie niczym urodzony handlarz i pozdrawiając gestem dłoni mężczyzn.
– Miło panów widzieć! Ładną mamy dziś pogodę w okolicy? Chętnie wybrałbym się na jakiś spacer...
Nawet jeśli normalnie był albo burkliwy albo nieśmiały to miał jakiś wrodzony talent do zachowywania się tak by odciągnąć od siebie uwagę... ściągając ją na to co robił i na to jak się zachowywał.
Była tak piosenka. Ulver nie potrafił do końca przypomnieć sobie jak szła. Ale było tam coś o rozbrajaniu uśmiechem. Ramiona drgnęły same w odwiecznym geście „co za różnica?”. Faktycznie żadna...
Z drugiej strony kobiecy magnetyzm Beki może stanowić pewne zagrożenie w miejscu takim jak to, na szczęście Beka wyglądała też na dziewczynę która potrafi sama zadbać o swoje dobro. A nawet jeśli nie było tak naprawdę to sam wygląd potrafił wiele zmienić.
Ulver zaś niestety nie wyglądał jak ktoś kto potrafi o siebie zadbać i doskonale o tym wiedział. Co oznaczało że nawet jeśli bezpiecznie nie pociągał nikogo i niczego to i tak znajdzie się ktoś kto będzie miał ochotę zaopiekować się jego dobytkiem – nawet jeśli było tego tak żałośnie mało.
Z braku lepszych pomysłów jedi przeciągnął się jeszcze raz. Zostało nie wiele opcji. Czekanie na wydarzenia zaś mogło przeciągać się w nieskończoność. Najprostsze rozwiązanie zdawało się zaś najbardziej logiczne. W końcu ile można siedzieć na tym statku? Czas zaczerpnąć świeżego powietrza – albo przynajmniej czegoś podobnego. I, oczywiście. Być może... dowiedzieć się czego właściwie chcą ci kolesie.
Ulver wróciło nie robiąc zbędnego hałasu do swojej kajuty by założyć jedyną kurtkę i zabrać swoje rzeczy. Nawet się nie rozpakował ale nic nie tracił. Nie było czego rozpakowywać nawet teraz. Bo co komu po pistolecie jeśli wie się że nie będzie się w stanie strzelać z niego do ludzi tak by zabić albo po mieczu świetlnym który oprócz niezdrowego zainteresowania potrafi sprowadzić inne problemy? Reszta nie wyglądała na przydatną ale no cóż – nigdy nic nie wiadomo. Zarzucił więc cały plecak na ramię i ruszył w kierunku zejścia z pokładu statku. Rzucił do Beki beztrosko:
– Idę porozmawiać z tymi panami!
Chciał dorzucić jeszcze „moja droga” ale nawet jego dziwne poczucie humoru wiedziało kiedy należy cofnąć się przed tym konkretnym spojrzeniem Christophera.
Nie czekając na reakcję ruszył śmiało na zewnątrz uśmiechając się radośnie niczym urodzony handlarz i pozdrawiając gestem dłoni mężczyzn.
– Miło panów widzieć! Ładną mamy dziś pogodę w okolicy? Chętnie wybrałbym się na jakiś spacer...
Nawet jeśli normalnie był albo burkliwy albo nieśmiały to miał jakiś wrodzony talent do zachowywania się tak by odciągnąć od siebie uwagę... ściągając ją na to co robił i na to jak się zachowywał.

-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Re: [SW D6 ] Za garść imperialnych kredytów [Denis]
Beka
Nie była pewna, czy postępowanie Ulvera jest bezpieczne. Ale nie mieli wyboru, zresztą powiedziane było, że jeśli będą kłopoty z komunikacją, to ktoś się do nich zgłosi. Musieli teraz odnaleźć tego kogoś... albo raczej pozwolić, aby to on odnalazł ich.
Z pistoletem laserowym przy pasie ruszyła za Ulverem. Nie liczyła na to, że jeden z tych ludzi może być ich kontaktem, ale gdyby tak było mieliby ułatwioną sprawę... Choćby w tej jednej, drobnej sprawie.
Dołączyła do zgromadzonych, ale nie podeszła tak blisko jak Ulver. Pilnowała, aby nikt nie wtargnął na pokład przez opuszczoną rampę, którą zeszli.
Christopher został sam na statku, Beka nie wiedziała gdzie on jest i nie mogła go zawiadomić o ich "zejściu na ląd". Zresztą przez większość podróży go nie widywała- chłopiec chyba lubił się chować przed innymi... może czół się wtedy bezpieczniej.
Nie była pewna, czy postępowanie Ulvera jest bezpieczne. Ale nie mieli wyboru, zresztą powiedziane było, że jeśli będą kłopoty z komunikacją, to ktoś się do nich zgłosi. Musieli teraz odnaleźć tego kogoś... albo raczej pozwolić, aby to on odnalazł ich.
Z pistoletem laserowym przy pasie ruszyła za Ulverem. Nie liczyła na to, że jeden z tych ludzi może być ich kontaktem, ale gdyby tak było mieliby ułatwioną sprawę... Choćby w tej jednej, drobnej sprawie.
Dołączyła do zgromadzonych, ale nie podeszła tak blisko jak Ulver. Pilnowała, aby nikt nie wtargnął na pokład przez opuszczoną rampę, którą zeszli.
Christopher został sam na statku, Beka nie wiedziała gdzie on jest i nie mogła go zawiadomić o ich "zejściu na ląd". Zresztą przez większość podróży go nie widywała- chłopiec chyba lubił się chować przed innymi... może czół się wtedy bezpieczniej.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera

Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy

-
- Marynarz
- Posty: 155
- Rejestracja: czwartek, 28 czerwca 2007, 12:52
- Numer GG: 1728710
Re: [SW D6 ] Za garść imperialnych kredytów [Denis]
Gdy tylko Ulver zszedł z trapu , jakby pękła bariera odgradzająca go od kupców , który zapewne nauczeni doświadczeniem woleli nie pakować się do wnętrza statku ( głupia śmierć od systemu obronnego statku lub w paszczy ulubieńca kapitana była zbyt głupia dla tak doświadczonych mieszkańców księżyca )
Nagle różnorasowy tłumek otoczył mężczyznę , a wszyscy niemal jednocześnie zaczęli oferować swoje towary .
- Nowe ciężkie pistolety
- Mam coś specjalnego ... ( głos kalamarianina lekko zniekształcony maską zniknął w natłoku innych ofert )
- Może taurańską Tichuane ? Tanio
- Pancerze Imperialnych troopersów ... prosto z bazy na Curuskant
- Bakta po okazyjnej cenie
- Nabooański spirytus
Ilość ofert była by zbyt wielka nawet dla droida ...
Ulver z trudem przedzierał się przez tłumek zbliżając do dwóch mężczyzn .
Granatowe pancerze i „schowane „ pod płaszczem light repitingi czyniły z nich na pewno groźnych i niebezpiecznych przeciwników ... o czym zapewne wiedział tłumek , gdyż z każdym krokiem w ich stronę tłumek rzedniał . Niestety Beka która zeszła ze statku za Ulverem stanowiła kolejny dogodny cel „bombardowania „ .
- Perły , prawdziwe i niedrogie..
- Pachnidła z ....
- Specjalnie dla kobiet ... ( cichy jęk kupca najprawdopodobniej uchronił Beke przez tą okazją )
W przeciwieństwie do Ulvera Beka nie odeszła daleko od statku , przez co kupcy uznali ze być może chce jednak cos kupić .
– Miło panów widzieć! Ładną mamy dziś pogodę w okolicy? Chętnie wybrałbym się na jakiś spacer...
Mężczyźni przelotnie spojrzeli na Jedi nie poświęcając mu specjalnej uwagi .
„Pracujemy dla Bordulli the Huta ... „ powiedział jeden z nich tonem który mówił (jak się wydawało mężczyźnie) wszystko Pomyśleliśmy ze chciały Pan wykupić ubezpieczenie na wypadek gdyby jakiś złodziej chciał cos ukraść ze statku
Na przykład hipernaped , albo ładownie drugi wyszczerzył żeby jakby powiedział dobry kawał
250 kredytów i żadna menda nie będzie się kręcić wokół statku ...
Beka w tym czasie , starając się zachować resztki dobrego wychowania przedzierała się przez kłębiący , popychający tłumek sprzedawców . W końcu dotarła do Ulvera i dwóch mężczyzn .
Usłyszała tylko :
Tu jest wizytówka z numerem konta pana Bordullli ... radził bym jak najszybciej skorzystać z tego ubezpieczenie mężczyzna wcisnął w dłoń Ulvera plastikowy kartonik .
Zyczymy miłego pobytu – I nie zwracając uwagi na Ulvera i Beke skierowali się w stronę wyjścia z kosmoportu .
Nagle różnorasowy tłumek otoczył mężczyznę , a wszyscy niemal jednocześnie zaczęli oferować swoje towary .
- Nowe ciężkie pistolety
- Mam coś specjalnego ... ( głos kalamarianina lekko zniekształcony maską zniknął w natłoku innych ofert )
- Może taurańską Tichuane ? Tanio
- Pancerze Imperialnych troopersów ... prosto z bazy na Curuskant
- Bakta po okazyjnej cenie
- Nabooański spirytus
Ilość ofert była by zbyt wielka nawet dla droida ...
Ulver z trudem przedzierał się przez tłumek zbliżając do dwóch mężczyzn .
Granatowe pancerze i „schowane „ pod płaszczem light repitingi czyniły z nich na pewno groźnych i niebezpiecznych przeciwników ... o czym zapewne wiedział tłumek , gdyż z każdym krokiem w ich stronę tłumek rzedniał . Niestety Beka która zeszła ze statku za Ulverem stanowiła kolejny dogodny cel „bombardowania „ .
- Perły , prawdziwe i niedrogie..
- Pachnidła z ....
- Specjalnie dla kobiet ... ( cichy jęk kupca najprawdopodobniej uchronił Beke przez tą okazją )
W przeciwieństwie do Ulvera Beka nie odeszła daleko od statku , przez co kupcy uznali ze być może chce jednak cos kupić .
– Miło panów widzieć! Ładną mamy dziś pogodę w okolicy? Chętnie wybrałbym się na jakiś spacer...
Mężczyźni przelotnie spojrzeli na Jedi nie poświęcając mu specjalnej uwagi .
„Pracujemy dla Bordulli the Huta ... „ powiedział jeden z nich tonem który mówił (jak się wydawało mężczyźnie) wszystko Pomyśleliśmy ze chciały Pan wykupić ubezpieczenie na wypadek gdyby jakiś złodziej chciał cos ukraść ze statku
Na przykład hipernaped , albo ładownie drugi wyszczerzył żeby jakby powiedział dobry kawał
250 kredytów i żadna menda nie będzie się kręcić wokół statku ...
Beka w tym czasie , starając się zachować resztki dobrego wychowania przedzierała się przez kłębiący , popychający tłumek sprzedawców . W końcu dotarła do Ulvera i dwóch mężczyzn .
Usłyszała tylko :
Tu jest wizytówka z numerem konta pana Bordullli ... radził bym jak najszybciej skorzystać z tego ubezpieczenie mężczyzna wcisnął w dłoń Ulvera plastikowy kartonik .
Zyczymy miłego pobytu – I nie zwracając uwagi na Ulvera i Beke skierowali się w stronę wyjścia z kosmoportu .

-
- Mat
- Posty: 518
- Rejestracja: czwartek, 28 czerwca 2007, 12:51
Re: [SW D6 ] Za garść imperialnych kredytów [Denis]
Abba podrapał się za uchem. To nie był jego statek i nie dbał o niego. Inną sprawą było to że nie miał ochoty zostawać tu na dłużej – dłużej niż to tylko konieczne. A możliwe że bez statku utkwią tu z Beką na dłużej.
Ulver skrzywił się na samą myśl o włóczeniu się po tej dżungli. Już na Chorax dżungla była dość denerwująca, a ta tutaj ze swoją osobliwą fauną może być powodem czegoś więcej niż po prostu bólu głowy.
Hałas był tu tak cholernie natarczywy.
Ulver warknął głośno na odchodzących mężczyzn. I tak pewnie nie usłyszeli. Odwrócił się na pięcie gwałtownie w stronę Beki.
– Sama słyszałaś!
Gestykulował przy tym w gwałtowny i zawiły sposób wyrzucając szeroko ramiona. Christopher przyglądał się mu z ukosa i bezpiecznego dystansu. Nie zadawał głupich pytań – to przystosowanie do życia na ulicach. Chłopak wiedział że pytania takie jak „O co chodzi?” są głupie jak tylko pytanie głupie może być. Zamiast tego cicho wyszeptał kilka słów w stronę Beki, tak by Ulver nie dostrzegł ruchu warg.
– Ale się nakręcił, co?
Ciężko było to dosłyszeć w serii obco brzmiących klątw rzucanych seriami przez Ulvera. Ten jednak w końcu ścichł, nie tak jakby się uspokoił ale tak jak cichnie blaster któremu wyczerpuje się energia. Zwiotczał cały jakby uciekało z niego powietrze, wrażenie pogłębiał głęboki wdech jaki zrobił.
– Nie ważne. Zróbmy co mamy zrobić i zmywajmy się stąd. Ty oczywiście Christopherze możesz zostać po wszystkim na planecie.
Uśmiechną się krzywo a chłopak poczuł się jakoś dotknięty – choć nie wiedział dlaczego, zdaje się że sprawił to ton jego głosu.
Ulver skrzywił się na samą myśl o włóczeniu się po tej dżungli. Już na Chorax dżungla była dość denerwująca, a ta tutaj ze swoją osobliwą fauną może być powodem czegoś więcej niż po prostu bólu głowy.
Hałas był tu tak cholernie natarczywy.
Ulver warknął głośno na odchodzących mężczyzn. I tak pewnie nie usłyszeli. Odwrócił się na pięcie gwałtownie w stronę Beki.
– Sama słyszałaś!
Gestykulował przy tym w gwałtowny i zawiły sposób wyrzucając szeroko ramiona. Christopher przyglądał się mu z ukosa i bezpiecznego dystansu. Nie zadawał głupich pytań – to przystosowanie do życia na ulicach. Chłopak wiedział że pytania takie jak „O co chodzi?” są głupie jak tylko pytanie głupie może być. Zamiast tego cicho wyszeptał kilka słów w stronę Beki, tak by Ulver nie dostrzegł ruchu warg.
– Ale się nakręcił, co?
Ciężko było to dosłyszeć w serii obco brzmiących klątw rzucanych seriami przez Ulvera. Ten jednak w końcu ścichł, nie tak jakby się uspokoił ale tak jak cichnie blaster któremu wyczerpuje się energia. Zwiotczał cały jakby uciekało z niego powietrze, wrażenie pogłębiał głęboki wdech jaki zrobił.
– Nie ważne. Zróbmy co mamy zrobić i zmywajmy się stąd. Ty oczywiście Christopherze możesz zostać po wszystkim na planecie.
Uśmiechną się krzywo a chłopak poczuł się jakoś dotknięty – choć nie wiedział dlaczego, zdaje się że sprawił to ton jego głosu.
