[WFRP] Adrenalina

-
- Marynarz
- Posty: 151
- Rejestracja: sobota, 30 czerwca 2007, 17:29
- Numer GG: 3121444
Re: [WFRP] Adrenalina
Humfried Kahl
Humfried natychmiast podchwycił melodię, śpiewaną przez grabarza. -Skurszy.. Skurszy.. Skurszybyyyyki. Za zwycięstwo! Za zwycięstwo Byków! Postanowił, że udawanie lekko podpitego, pozwoli im uniknąc niepotrzebnych spięć. Ostatnie czego chciał, to strażnicy miejscy siedzący mu na karku. "Kurwa. Mam nadzieję, że ten krasnal się opanuje. Ci to zawsze najpierw biją, a potem myślą" Humfried nie zbliżał na razie ręki do miecza. Był pewien, że w razie zagrożenia da radę go wyciągnąć na czas, poza tym wciąż liczył na pokojowe rozwiązanie tej sprawy.
Humfried natychmiast podchwycił melodię, śpiewaną przez grabarza. -Skurszy.. Skurszy.. Skurszybyyyyki. Za zwycięstwo! Za zwycięstwo Byków! Postanowił, że udawanie lekko podpitego, pozwoli im uniknąc niepotrzebnych spięć. Ostatnie czego chciał, to strażnicy miejscy siedzący mu na karku. "Kurwa. Mam nadzieję, że ten krasnal się opanuje. Ci to zawsze najpierw biją, a potem myślą" Humfried nie zbliżał na razie ręki do miecza. Był pewien, że w razie zagrożenia da radę go wyciągnąć na czas, poza tym wciąż liczył na pokojowe rozwiązanie tej sprawy.
Nie jestem wariatem. Jestem... samolotem 


-
- Marynarz
- Posty: 317
- Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Szczecin
Re: [WFRP] Adrenalina
Czekając z rosnącą niecierpliwością na wino Manfred przysłuchiwał się rozmowie kompanów przy stole. Już miał wtrącić swoje trzy, zbędne grosze, gdy podeszło do nich pięciu miejscowych drabów w czarno – białych barwach byków.
Na ich widok serce Kocia radośniej zabiło. Jak zawsze na widok prymitywnych i silnych facetów. Do snotballu ciągnęło go między innymi towarzystwo tego typu troglodytów.
Zupełnie nie przejmując się groźbami Brokka skierowanymi w stronę kiboli, wstał i rzucił się w ramiona przywódcy drabów. Obściskując go wylewnie.
- Och przyszliście się przywitać chłooopaki ? Och jak to miło z Waszej strony. – Kocio chwycił rękę przywódcy drabów i serdecznie nią potrząsnął.
- Jaka szorstka rączka skarbie. Aż drapie, a jaka silna. Pewnie dużo nią pracujesz mój złociutki ? Co ? Tylko jej nie nadweręż przez częste używanie.– stwierdził puszczając wielkie łapisko i pomacał delikatnie biceps mężczyzny.
- Przysiądźcie się do nas kochanieńcy. To cudownie, że chcecie się z nami zapoznać. Middenhaim to naprawdę gościnne miasto, będę odtąd zawsze tak twierdził. Bo widzicie w takim Talabekheim, czy nawet wstyd powiedzieć w Altdorfie, jak zobaczą kogoś obcego, to od razu rzucają się do bitki, jak jakieś głupki, no takie pół myślące orki, albo nieco rozgarnięte snotlingi, ale nie tutaj. Tutaj proszę widzisz obcych, to przychodzisz się grzecznie przywitać. Och cudownie. Mam ochotę was wszystkich ucałować. Kocham Middenheim ! Niech żyją Byczki ! – zaczął wołać swoim wysokim głosem.
W tym momencie właśnie służebna dziewka przyniosła zamówione butelki wina dostarczając w ten sposób Kociowi dodatkowych argumentów.
- Oooo.... winko. – wyraźnie się ucieszył uśmiechając szeroko. Chwycił jedną butelkę i podał ją najbliżej stojącemu przy przywódcy drabowi.
- Wypijcie za zdrowie swojej drużyny chłooopaki, to taki prezencik od nas za miłą gościnę, ale ty kochanienki choć no do nas. – chwycił pod łokieć przywódcę obejmując go drugą ręką w pasie i prowadząc do stołu.
- Posuń się Piotruś - rzekł do van Halena - posadzimy tu naszego nowego przyjaciela. Jak się nazywasz skarbie ? Bo ja jestem Manfred Kociubiński. Dla przyjaciół Kocio. I wiesz słonko mam taki malutki problemik skarbie. No jestem hazardzistą. Strasznym hazardzistą, no stawiam takie stawki, że dosłownie ruina jak przegram. No i widzisz rybko postawiłem w najbliższym meczu na Byczki. Ja wiem, że oni i tak wygrają. Ale widzisz gdzieś tam słyszałem taką ploteczkę, że zgubił się najlepszy zawodnik Czerwonych. Och błagam Cię powiedz mi czy coś o tym słyszałeś ? Czy to prawda, czy tylko takie gadanie, żeby zamieszać przed meczykiem. No aż się trzęsę z niecierpliwości. Spałbym znacznie spokojniej gdybym wiedział, że to prawda. A tak przy okazji kotku, to nie wiesz kto jeszcze postawił troszkę więcej pieniążków na Byczki ? Może on by coś wiedział ? – spojrzał błagalnym wzrokiem na draba składając ręce jak do modlitwy.
- Och misiaczku pomóż fanusiom w potrzebie. Tak byśmy chcieli, żeby byczki wygrały, ale nie wiemy co z tym czerwonym się stało. Może znasz kogoś kto by coś wiedział ? Ale., ale my tu gadu, gadu, a winko wietrzeje. Dajcie szklaneczki moi mili napijemy się. – Rozlał przyniesione wino do kielichów i podnosząc swój wygłosił krótki jak na niego toast.
- Za zdrowie Byczków z Middenheim i za zdrowie naszego nowego przyjaciela. Niech zwycięży najlepszy i najbardziej brutalny. Oby jego koszulka wpadła w moje łapki, a będę ją wąchał i czcił jak relikwię. Zdrówko słoneczka.
Zakończył przechylając sporych rozmiarów szklanicę i wypijając ją jednym chaustem. Kocio miał iście imponującą pojemność gardła, zastanawialiście się nawet jak to możliwe.
Draby przyglądały się przez chwilę w osłupieniu na was - niespodziewana "interwencja" Manfreda wyraźnie zbiła ich z tropu. Stroili jeszcze groźne miny, ale na wieść o porwaniu zawodnika "Czerwonych" stracili wszelkie wątpliwości.
- Dobrze tak skurwysynom! Teraz ich całkiem zmiażdzymy! BYKI DO BOOOJU!!!
Łatwo było rozruszać podchmielony tłum, który natychmiast podjął okrzyk, tak, że aż cała karczma zadrżała. Dziewka zwinnie przyniosła trunki, którymi kibice "Byków" szybko zaczęli się raczyć, wiwatując raz to na cześć swojej drużyny, innymi razy za was, którzy przyniesli bądź co bądź szczęśliwą dla nich wieść. O pozostałych pytaniach jakby zpomnieli, przypominając sobie dopiero po ponagleniu, przy czym nie widać było, by w ogóle się tym interesowali.
- Nie wiem, kto mógłby to zrobić, ale jak się dowiecie to znaka dajcie, opić z nim zwycięstwo by trzeba było! BYYYKII!!!
Draby znów wstały, głośno wiwatując. Z tego tłumu nie dało się najwyraźniej wyciągnąć sensownych informacji, a napewno nie w chwili, gdy byli niemal całkiem pijani. Za to uznali, że trzeba was oznakować. Kocio dostał czarno-białą chustę, Viggowi wcisnęli na głowę jakiś beret w miejscowych barwach, ktoś inny znalazł jeszcze zapasowy szalik dla Petera. Barwy już mieliście. Tylko troszke nie te, zwłaszcza jeśli mieliście iść do miejsca zakwaterowania "Czerwonych".
Na ich widok serce Kocia radośniej zabiło. Jak zawsze na widok prymitywnych i silnych facetów. Do snotballu ciągnęło go między innymi towarzystwo tego typu troglodytów.
Zupełnie nie przejmując się groźbami Brokka skierowanymi w stronę kiboli, wstał i rzucił się w ramiona przywódcy drabów. Obściskując go wylewnie.
- Och przyszliście się przywitać chłooopaki ? Och jak to miło z Waszej strony. – Kocio chwycił rękę przywódcy drabów i serdecznie nią potrząsnął.
- Jaka szorstka rączka skarbie. Aż drapie, a jaka silna. Pewnie dużo nią pracujesz mój złociutki ? Co ? Tylko jej nie nadweręż przez częste używanie.– stwierdził puszczając wielkie łapisko i pomacał delikatnie biceps mężczyzny.
- Przysiądźcie się do nas kochanieńcy. To cudownie, że chcecie się z nami zapoznać. Middenhaim to naprawdę gościnne miasto, będę odtąd zawsze tak twierdził. Bo widzicie w takim Talabekheim, czy nawet wstyd powiedzieć w Altdorfie, jak zobaczą kogoś obcego, to od razu rzucają się do bitki, jak jakieś głupki, no takie pół myślące orki, albo nieco rozgarnięte snotlingi, ale nie tutaj. Tutaj proszę widzisz obcych, to przychodzisz się grzecznie przywitać. Och cudownie. Mam ochotę was wszystkich ucałować. Kocham Middenheim ! Niech żyją Byczki ! – zaczął wołać swoim wysokim głosem.
W tym momencie właśnie służebna dziewka przyniosła zamówione butelki wina dostarczając w ten sposób Kociowi dodatkowych argumentów.
- Oooo.... winko. – wyraźnie się ucieszył uśmiechając szeroko. Chwycił jedną butelkę i podał ją najbliżej stojącemu przy przywódcy drabowi.
- Wypijcie za zdrowie swojej drużyny chłooopaki, to taki prezencik od nas za miłą gościnę, ale ty kochanienki choć no do nas. – chwycił pod łokieć przywódcę obejmując go drugą ręką w pasie i prowadząc do stołu.
- Posuń się Piotruś - rzekł do van Halena - posadzimy tu naszego nowego przyjaciela. Jak się nazywasz skarbie ? Bo ja jestem Manfred Kociubiński. Dla przyjaciół Kocio. I wiesz słonko mam taki malutki problemik skarbie. No jestem hazardzistą. Strasznym hazardzistą, no stawiam takie stawki, że dosłownie ruina jak przegram. No i widzisz rybko postawiłem w najbliższym meczu na Byczki. Ja wiem, że oni i tak wygrają. Ale widzisz gdzieś tam słyszałem taką ploteczkę, że zgubił się najlepszy zawodnik Czerwonych. Och błagam Cię powiedz mi czy coś o tym słyszałeś ? Czy to prawda, czy tylko takie gadanie, żeby zamieszać przed meczykiem. No aż się trzęsę z niecierpliwości. Spałbym znacznie spokojniej gdybym wiedział, że to prawda. A tak przy okazji kotku, to nie wiesz kto jeszcze postawił troszkę więcej pieniążków na Byczki ? Może on by coś wiedział ? – spojrzał błagalnym wzrokiem na draba składając ręce jak do modlitwy.
- Och misiaczku pomóż fanusiom w potrzebie. Tak byśmy chcieli, żeby byczki wygrały, ale nie wiemy co z tym czerwonym się stało. Może znasz kogoś kto by coś wiedział ? Ale., ale my tu gadu, gadu, a winko wietrzeje. Dajcie szklaneczki moi mili napijemy się. – Rozlał przyniesione wino do kielichów i podnosząc swój wygłosił krótki jak na niego toast.
- Za zdrowie Byczków z Middenheim i za zdrowie naszego nowego przyjaciela. Niech zwycięży najlepszy i najbardziej brutalny. Oby jego koszulka wpadła w moje łapki, a będę ją wąchał i czcił jak relikwię. Zdrówko słoneczka.
Zakończył przechylając sporych rozmiarów szklanicę i wypijając ją jednym chaustem. Kocio miał iście imponującą pojemność gardła, zastanawialiście się nawet jak to możliwe.
Draby przyglądały się przez chwilę w osłupieniu na was - niespodziewana "interwencja" Manfreda wyraźnie zbiła ich z tropu. Stroili jeszcze groźne miny, ale na wieść o porwaniu zawodnika "Czerwonych" stracili wszelkie wątpliwości.
- Dobrze tak skurwysynom! Teraz ich całkiem zmiażdzymy! BYKI DO BOOOJU!!!
Łatwo było rozruszać podchmielony tłum, który natychmiast podjął okrzyk, tak, że aż cała karczma zadrżała. Dziewka zwinnie przyniosła trunki, którymi kibice "Byków" szybko zaczęli się raczyć, wiwatując raz to na cześć swojej drużyny, innymi razy za was, którzy przyniesli bądź co bądź szczęśliwą dla nich wieść. O pozostałych pytaniach jakby zpomnieli, przypominając sobie dopiero po ponagleniu, przy czym nie widać było, by w ogóle się tym interesowali.
- Nie wiem, kto mógłby to zrobić, ale jak się dowiecie to znaka dajcie, opić z nim zwycięstwo by trzeba było! BYYYKII!!!
Draby znów wstały, głośno wiwatując. Z tego tłumu nie dało się najwyraźniej wyciągnąć sensownych informacji, a napewno nie w chwili, gdy byli niemal całkiem pijani. Za to uznali, że trzeba was oznakować. Kocio dostał czarno-białą chustę, Viggowi wcisnęli na głowę jakiś beret w miejscowych barwach, ktoś inny znalazł jeszcze zapasowy szalik dla Petera. Barwy już mieliście. Tylko troszke nie te, zwłaszcza jeśli mieliście iść do miejsca zakwaterowania "Czerwonych".
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Re: [WFRP] Adrenalina
Viggo Naubhoff
Grabarz z powściągliwością przyjął beret w barwach Byków. Uznał jednak, że to lepsze niż rzeźnia. Zwłaszcza że mieli zadanie do wykonania. Z ponurą miną patrzył na to, co wyczyniał Kocio i był już pewny że facet(?) nie miał równo pod kopułą. Czekał cierpliwie, aż reszta ich nowo sformowanej drużyny trochę popije, upewniając tym Byków że są w porządku. Tylko jego ponura mina świadczyła, iż wolałby wziąść się już do wykonywania zadania. Ewentualnie wziąść się za Camillę, nawet tutaj, na stole, przy wszystkich. Viggo uśmiechnął się w duchu widząc jak dziwka spija setke wódki którą postawił jej Pieter. Miał nadzieję, że dziewczyna nie planuje jakiegoś trójkącika. Odgonił od siebie te myśli po czym skupił na bardziej teraźniejszych sprawach.
- Może byśmy się wreszcie ruszyli i zaczęli coś robić? - mruknął do pozstałych. - Godzina jeszcze młoda więc może rozejrzyjmy się po mieście.
Dopił wino postawione przez Kocia, po czym ruszył do wyjścia. Od spotkanych po drodze kibiców oganiał się pokazując im ściskany w lewej ręce biało-czarny szalik.
Grabarz z powściągliwością przyjął beret w barwach Byków. Uznał jednak, że to lepsze niż rzeźnia. Zwłaszcza że mieli zadanie do wykonania. Z ponurą miną patrzył na to, co wyczyniał Kocio i był już pewny że facet(?) nie miał równo pod kopułą. Czekał cierpliwie, aż reszta ich nowo sformowanej drużyny trochę popije, upewniając tym Byków że są w porządku. Tylko jego ponura mina świadczyła, iż wolałby wziąść się już do wykonywania zadania. Ewentualnie wziąść się za Camillę, nawet tutaj, na stole, przy wszystkich. Viggo uśmiechnął się w duchu widząc jak dziwka spija setke wódki którą postawił jej Pieter. Miał nadzieję, że dziewczyna nie planuje jakiegoś trójkącika. Odgonił od siebie te myśli po czym skupił na bardziej teraźniejszych sprawach.
- Może byśmy się wreszcie ruszyli i zaczęli coś robić? - mruknął do pozstałych. - Godzina jeszcze młoda więc może rozejrzyjmy się po mieście.
Dopił wino postawione przez Kocia, po czym ruszył do wyjścia. Od spotkanych po drodze kibiców oganiał się pokazując im ściskany w lewej ręce biało-czarny szalik.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [WFRP] Adrenalina
Pieter van Halen
Spojrzał osłupiały na Manfreda. Tego się nie spodziewał... Zresztą, kto by się spodziewał, że zacznie przymilać się do tych drabów? Aż dziw, że jeszcze żaden z nich mu nie odwinął. Ale to może po prostu dlatego, że ich tok myślenia był wooolny i nie wszystko do nich docierało. Tak w ogóle ten facet zaczynał go irytować, trajkocząc tym swoim piskliwym głosikiem. Ale grunt, że cel został osiągnięty. Pieter spojrzał na swój szalik. "No jasne, tego mi brakowało... Ale przynajmniej nie spuści mi nikt łomotu... No, chyba że nadziejemy się na kibiców z Altdorfu."
-Ta, też nie mogę oprzeć się wrażeniu, że tracimy czas- mruknął w odpowiedzi na słowa grabarza. Miał już dość tego wszystkiego. Manfreda, bandy tępych osiłków, czy tych świńskich zalotów Viggo do Camilli. Strasznie go to męczyło... Z tym większą chęci zabierze się w końcu do porządnej roboty.
Spojrzał osłupiały na Manfreda. Tego się nie spodziewał... Zresztą, kto by się spodziewał, że zacznie przymilać się do tych drabów? Aż dziw, że jeszcze żaden z nich mu nie odwinął. Ale to może po prostu dlatego, że ich tok myślenia był wooolny i nie wszystko do nich docierało. Tak w ogóle ten facet zaczynał go irytować, trajkocząc tym swoim piskliwym głosikiem. Ale grunt, że cel został osiągnięty. Pieter spojrzał na swój szalik. "No jasne, tego mi brakowało... Ale przynajmniej nie spuści mi nikt łomotu... No, chyba że nadziejemy się na kibiców z Altdorfu."
-Ta, też nie mogę oprzeć się wrażeniu, że tracimy czas- mruknął w odpowiedzi na słowa grabarza. Miał już dość tego wszystkiego. Manfreda, bandy tępych osiłków, czy tych świńskich zalotów Viggo do Camilli. Strasznie go to męczyło... Z tym większą chęci zabierze się w końcu do porządnej roboty.

-
- Marynarz
- Posty: 151
- Rejestracja: sobota, 30 czerwca 2007, 17:29
- Numer GG: 3121444
Re: [WFRP] Adrenalina
Humfried
-Jasne. Ruszajmy. Humfried miał już dość tego całego "knajpianego klimatu". "Najlepiej będzie jeśli się z tąd ruszymy. Chuj mnie tu strzela z tymi obwiesiami. Pijane ćwoki". W jego głowie wciąż kotłowały się przenajróżniejsze myśli, na czele z zagadkowym porwaniem. "Na pewno siedząc tutaj nie rozwiążemy tej zagadki." Problemem było tylko znaleźć pierwszy trop. Humfried ufał, że gdy już znajdą jakiś punkt zaczepienia, będzie zdecydowanie łatwiej. Reakcja Kocia, była co najmniej zaskakująca, ale trzeba mu było przyznać, że skuteczna. "Ten Kocio odegra jeszcze jakąś rolę w tym całym ambarasie. Zbawienną, albo zgubną". Delikatny uśmiech wstąpił na twarz zielarza. Tak dawno na niej nie gościł.
-Jasne. Ruszajmy. Humfried miał już dość tego całego "knajpianego klimatu". "Najlepiej będzie jeśli się z tąd ruszymy. Chuj mnie tu strzela z tymi obwiesiami. Pijane ćwoki". W jego głowie wciąż kotłowały się przenajróżniejsze myśli, na czele z zagadkowym porwaniem. "Na pewno siedząc tutaj nie rozwiążemy tej zagadki." Problemem było tylko znaleźć pierwszy trop. Humfried ufał, że gdy już znajdą jakiś punkt zaczepienia, będzie zdecydowanie łatwiej. Reakcja Kocia, była co najmniej zaskakująca, ale trzeba mu było przyznać, że skuteczna. "Ten Kocio odegra jeszcze jakąś rolę w tym całym ambarasie. Zbawienną, albo zgubną". Delikatny uśmiech wstąpił na twarz zielarza. Tak dawno na niej nie gościł.
Nie jestem wariatem. Jestem... samolotem 


-
- Marynarz
- Posty: 317
- Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Szczecin
Re: [WFRP] Adrenalina
Bezahltag, 2 Sommerzeit, godzina 22.30
- Przepraszam was na moment moje misiaczki – Kocio uśmiechnął się lubieżnie a następnie widząc jakąś znajomą twarz zniknął w tłumie kibiców. Siedząc przy stoliku widzieliście tylko jak rozmawia z jakimś mężczyzną gładząc go (a raczej próbując) co chwila po twarzy na co ów rozmówca reagował dość agresywnie. W końcu Manfred wrócił do was i rzekł:
- No, to czas zmienić lokalik. Może pójdziemy zabawić się z czerwonymi ? Co o tym sądzicie, perełki?. Są sami w obcym mieście. Ktoś powinien się nimi zaopiekować.
Niezbyt pewni czy to dobry pomysł ruszyliście za Manfredem. Wyjście z karczmy przysporzyło wam pewnych kłopotów, lecz zwinnie wyślizgując się i przepychając przez tłum kibiców udało się wyjść na zewnątrz. Camilla i Brokk zdecydowali sie jednak pozostać, a dziwka zapewniła Viggo że będzie tu na niego czekać. Manfred kierowany wskazówkami swego człowieka prowadził w miarę pewnie, chociaż było widać, że nie do końca zna to miasto, a w każdym razie tę dzielnicę. Obóz szkoleniowy i jednocześnie kwatery "Czerwonych" znajdowały się bowiem w niezbyt miłej okolicy, gościnność dla drużyny przyjezdnej nie była tu więc zbyt duża.
Minęło kilkanaście minut zanim dotarliście do celu tej wieczornej wędrówki. Sporych rozmiarów, piętrowy budynek i rozciągające się przed nim boisko otoczone były sporych rozmiarów płotem a zarówno brama jak i furta były zamknięte. Okna zaś samego budynku ziały czernią. Albo więc zawodnicy już spali albo znajdowali się gdzieś poza tym miejscem. Sam obiekt miał jak dojrzeliście dwa wejścia i sporą ilość okien, rozmieszonych w miarę równomiernie wzdłuż ścian. Pewnym jednak było, że w tym momencie nie zdobędziecie żadnych informacji a by dostać się do środka będzie trzeba się włamać. Zostawało więc poczekać do rana lub znaleźć inne rozwiązanie problemu. Chociaż z tym należało się spieszyć, gdzieś bowiem z jednej z bocznych uliczek zbliżali się z głośnymi okrzykami jacyś ludzie. Mimo ich hałaśliwości określenie komu kibicują było jednak w tym momencie niemożliwe.
Niezbyt zachęcający wygląd budynku bynajmniej nie zraził Manfreda. Podszedł on do bramy i wyciągnąwszy sztylecik zaczął walić jego rękojeścią we wrota wydzierając się przy tym, jakby go ktoś ze skóry obdzierał :
- Juhuuu ! Hop, hop ?! Jest tam kto ?! Halooo ?! Otwórzcie śpioszki ! To ja Kocio ! Hop ! Hooop !
Cisza jaka mu odpowiedziała zmusiła go do podjęcia bardziej drastycznych prób.
- Ratunkuuu ! Pali się ! Olaboga ! Paaaliiiii się !
Bez efektów.
- Hmmm ... Gwałcą ! Mordują ! Golą za darmo ! Ratunkuuu !
Żadnego odzewu.
Kocio pokręcił się jeszcze przez chwilę po uliczce ciekawie zaglądając w puste okna budynku. W końcu westchnął zrezygnowany i zwrócił się do was z nieszczęśliwą miną.
- Co za niefarcik. Akurat teraz sobie gdzieś poszli, jak przyszliśmy się zaznajomić. A już miałem nadzieję, że spotkamy ich trenerka. Ponoć uroczy człowiek. No co za peszek. – Kocio był niepocieszony.
I wtedy usłyszał hałasującą gdzieś w pobliżu grupę.
- Ojejku ktoś idzie. Może to czerwoni ? Jak myślicie ? Chodźmy sprawdzić. – nie czekając czy ktoś za nim podąży oddalił się w stronę nadchodzącej grupy tanecznym krokiem, wdzięcznie kręcąc pośladkami.
Podbiegł kilka kroków machając w górze ręką.
- Hop ! Hop ! Tu jesteśmy ! Chodźcie do nas chłopaaaki ! Tutaj słoneczka !
Megara już nie gra, gdyż ma jakieś ważne sprawy na głowie, a Turek nie odpisuje do "Spisku.." już kawałek czasu więc i do "Adrenaliny" pewnie nie będzie, dlatego od tej chwili gramy w czwórkę.
- Przepraszam was na moment moje misiaczki – Kocio uśmiechnął się lubieżnie a następnie widząc jakąś znajomą twarz zniknął w tłumie kibiców. Siedząc przy stoliku widzieliście tylko jak rozmawia z jakimś mężczyzną gładząc go (a raczej próbując) co chwila po twarzy na co ów rozmówca reagował dość agresywnie. W końcu Manfred wrócił do was i rzekł:
- No, to czas zmienić lokalik. Może pójdziemy zabawić się z czerwonymi ? Co o tym sądzicie, perełki?. Są sami w obcym mieście. Ktoś powinien się nimi zaopiekować.
Niezbyt pewni czy to dobry pomysł ruszyliście za Manfredem. Wyjście z karczmy przysporzyło wam pewnych kłopotów, lecz zwinnie wyślizgując się i przepychając przez tłum kibiców udało się wyjść na zewnątrz. Camilla i Brokk zdecydowali sie jednak pozostać, a dziwka zapewniła Viggo że będzie tu na niego czekać. Manfred kierowany wskazówkami swego człowieka prowadził w miarę pewnie, chociaż było widać, że nie do końca zna to miasto, a w każdym razie tę dzielnicę. Obóz szkoleniowy i jednocześnie kwatery "Czerwonych" znajdowały się bowiem w niezbyt miłej okolicy, gościnność dla drużyny przyjezdnej nie była tu więc zbyt duża.
Minęło kilkanaście minut zanim dotarliście do celu tej wieczornej wędrówki. Sporych rozmiarów, piętrowy budynek i rozciągające się przed nim boisko otoczone były sporych rozmiarów płotem a zarówno brama jak i furta były zamknięte. Okna zaś samego budynku ziały czernią. Albo więc zawodnicy już spali albo znajdowali się gdzieś poza tym miejscem. Sam obiekt miał jak dojrzeliście dwa wejścia i sporą ilość okien, rozmieszonych w miarę równomiernie wzdłuż ścian. Pewnym jednak było, że w tym momencie nie zdobędziecie żadnych informacji a by dostać się do środka będzie trzeba się włamać. Zostawało więc poczekać do rana lub znaleźć inne rozwiązanie problemu. Chociaż z tym należało się spieszyć, gdzieś bowiem z jednej z bocznych uliczek zbliżali się z głośnymi okrzykami jacyś ludzie. Mimo ich hałaśliwości określenie komu kibicują było jednak w tym momencie niemożliwe.
Niezbyt zachęcający wygląd budynku bynajmniej nie zraził Manfreda. Podszedł on do bramy i wyciągnąwszy sztylecik zaczął walić jego rękojeścią we wrota wydzierając się przy tym, jakby go ktoś ze skóry obdzierał :
- Juhuuu ! Hop, hop ?! Jest tam kto ?! Halooo ?! Otwórzcie śpioszki ! To ja Kocio ! Hop ! Hooop !
Cisza jaka mu odpowiedziała zmusiła go do podjęcia bardziej drastycznych prób.
- Ratunkuuu ! Pali się ! Olaboga ! Paaaliiiii się !
Bez efektów.
- Hmmm ... Gwałcą ! Mordują ! Golą za darmo ! Ratunkuuu !
Żadnego odzewu.
Kocio pokręcił się jeszcze przez chwilę po uliczce ciekawie zaglądając w puste okna budynku. W końcu westchnął zrezygnowany i zwrócił się do was z nieszczęśliwą miną.
- Co za niefarcik. Akurat teraz sobie gdzieś poszli, jak przyszliśmy się zaznajomić. A już miałem nadzieję, że spotkamy ich trenerka. Ponoć uroczy człowiek. No co za peszek. – Kocio był niepocieszony.
I wtedy usłyszał hałasującą gdzieś w pobliżu grupę.
- Ojejku ktoś idzie. Może to czerwoni ? Jak myślicie ? Chodźmy sprawdzić. – nie czekając czy ktoś za nim podąży oddalił się w stronę nadchodzącej grupy tanecznym krokiem, wdzięcznie kręcąc pośladkami.
Podbiegł kilka kroków machając w górze ręką.
- Hop ! Hop ! Tu jesteśmy ! Chodźcie do nas chłopaaaki ! Tutaj słoneczka !
Megara już nie gra, gdyż ma jakieś ważne sprawy na głowie, a Turek nie odpisuje do "Spisku.." już kawałek czasu więc i do "Adrenaliny" pewnie nie będzie, dlatego od tej chwili gramy w czwórkę.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Re: [WFRP] Adrenalina
Viggo Naubhoff
- Ten facet jest porządnie stuknięty... Przez niego wpakujemy się w kłopoty, zobaczycie...- rzucił do pozostałych kompanów na tyradę Kocia. Bez dwóch zdań facet miał mocno nierówno pod sufitem.
Viggo właśnie zastanawiał się jak się wdrapać na ten płot kiedy w pobliżu rozległ się lekki harmider. Kocio oczywiście poleciał pierwszy... w sumie metoda do złych nie należała, przynajmniej do czasu aż mu ktoś nie skuje tej wypielęgnowanej buźki. Ściągnął z głowy beret byków i upchnął pod kamizelą, kurczowo chwycił za trzonek łopaty z którą ostatnio się nie rozstawał - w końcu może sie przydać.
- Przecież mogliśmy spróbować wejść po cichu, bez zbędnego hałasu, a tten pognał teraz na spotkanie nowych "przyjaciół" - mruknął grabarz.
Chcąc nie chcąc rozejrzał się po kompanach i rzekł:
- Idziemy za nim? czy zostawiamy go na pożarcie? Proponuje jednak ubezpieczyć mu tyły hehe... - dodał rozbawiony.
- Ten facet jest porządnie stuknięty... Przez niego wpakujemy się w kłopoty, zobaczycie...- rzucił do pozostałych kompanów na tyradę Kocia. Bez dwóch zdań facet miał mocno nierówno pod sufitem.
Viggo właśnie zastanawiał się jak się wdrapać na ten płot kiedy w pobliżu rozległ się lekki harmider. Kocio oczywiście poleciał pierwszy... w sumie metoda do złych nie należała, przynajmniej do czasu aż mu ktoś nie skuje tej wypielęgnowanej buźki. Ściągnął z głowy beret byków i upchnął pod kamizelą, kurczowo chwycił za trzonek łopaty z którą ostatnio się nie rozstawał - w końcu może sie przydać.
- Przecież mogliśmy spróbować wejść po cichu, bez zbędnego hałasu, a tten pognał teraz na spotkanie nowych "przyjaciół" - mruknął grabarz.
Chcąc nie chcąc rozejrzał się po kompanach i rzekł:
- Idziemy za nim? czy zostawiamy go na pożarcie? Proponuje jednak ubezpieczyć mu tyły hehe... - dodał rozbawiony.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [WFRP] Adrenalina
Pieter van Halen
Z trudem przepchał się do wyjścia z karczmy. W tym gąszczu spoconych i napakowanych ciał łatwo było zaginąć. Z ulgą wyszedł wreszcie na świeże powietrze. Rzucił jeszcze spojrzenie za siebie. Widać krasnolud i dziwka zostali. Pieterowi nawet trochę ulżyło, bo to zdecydowanie utrudnia pracę, jeśli niektórzy z członków drużyny tylko czekają na odpowiedni moment, by się na siebie rzucić.
Pieter ruszył za Manfredem, nie mogąc się nadziwić, jakim cudem ten człowiek jest w stanie tu żyć. Albo inaczej - jakim cudem nikt nie spuścił mu porządnego manta... Hmm... A może dlatego, że Kociowi by się to spodobało... Pieter wolał nie dochodzić szczegółów.
Spojrzał z ukosa na Kocia odstawiającego cyrk pod siedzibą Czerwonych. "Uważaj, na bank cię wpuszczą... Nawet jeśli tam ktoś jest to choćby cię gwałcili to nie otworzy. Pech to pech". Rozejrzał się. Jedyne w miarę skuteczne wyjście to włamanie... Ale przecież on jest do cholery myśliwym, a nie włamywaczem! Najgorsze, że Kocio słysząc hałas pobiegł w stronę jego źródła. -Super- syknął Pieter -On sprowadzi na nas kłopoty... A tak w ogóle jego tyłów nie ma co osłaniać... On chyba sam by tego nie chciał-. Spojrzał na resztę ekipy. -Przynajmniej nie sterczmy tu tak... Napytamy sobie biedy- Powiedział po czym nerwowym ruchem wrzucił szalik do kieszeni w wewnętrznej części płaszcza. -Chodźmy tam może, bo jak nic nie zrobi, to jeszcze przyprowadzi nam tu nowych przyjaciół...-
Z trudem przepchał się do wyjścia z karczmy. W tym gąszczu spoconych i napakowanych ciał łatwo było zaginąć. Z ulgą wyszedł wreszcie na świeże powietrze. Rzucił jeszcze spojrzenie za siebie. Widać krasnolud i dziwka zostali. Pieterowi nawet trochę ulżyło, bo to zdecydowanie utrudnia pracę, jeśli niektórzy z członków drużyny tylko czekają na odpowiedni moment, by się na siebie rzucić.
Pieter ruszył za Manfredem, nie mogąc się nadziwić, jakim cudem ten człowiek jest w stanie tu żyć. Albo inaczej - jakim cudem nikt nie spuścił mu porządnego manta... Hmm... A może dlatego, że Kociowi by się to spodobało... Pieter wolał nie dochodzić szczegółów.
Spojrzał z ukosa na Kocia odstawiającego cyrk pod siedzibą Czerwonych. "Uważaj, na bank cię wpuszczą... Nawet jeśli tam ktoś jest to choćby cię gwałcili to nie otworzy. Pech to pech". Rozejrzał się. Jedyne w miarę skuteczne wyjście to włamanie... Ale przecież on jest do cholery myśliwym, a nie włamywaczem! Najgorsze, że Kocio słysząc hałas pobiegł w stronę jego źródła. -Super- syknął Pieter -On sprowadzi na nas kłopoty... A tak w ogóle jego tyłów nie ma co osłaniać... On chyba sam by tego nie chciał-. Spojrzał na resztę ekipy. -Przynajmniej nie sterczmy tu tak... Napytamy sobie biedy- Powiedział po czym nerwowym ruchem wrzucił szalik do kieszeni w wewnętrznej części płaszcza. -Chodźmy tam może, bo jak nic nie zrobi, to jeszcze przyprowadzi nam tu nowych przyjaciół...-

-
- Marynarz
- Posty: 151
- Rejestracja: sobota, 30 czerwca 2007, 17:29
- Numer GG: 3121444
Re: [WFRP] Adrenalina
Humfried Kahl
-Hehe. A ja myślę, że on by chciał, aby jego tyłami zaopiekować się jak najdokładniej. Jeśli wiecie co mam na myśli. Humfried zachichotał pod nosem. Mizerne próby Kocia spełzły na niczym. Z resztą zielarz nie spodziewał się, aby o tej porze ktoś wpuścił ich do siedziby czerwonych.
-Panowie, ja myślę, że powinniśmy pójść za nim. Ukradkiem, bo nie wiadomo na kogo się natkniemy. Możliwe, że to właśnie ktoś z Altdorfu i to rozwiązałoby może nasz mały problem. A jeśli nie, to będziemy się zastanawiać, w jaki sposób dostać się do środka. Do rana nie ma co czekać. Za dużo czasu nie mamy, a mecz się zbliża..
-Hehe. A ja myślę, że on by chciał, aby jego tyłami zaopiekować się jak najdokładniej. Jeśli wiecie co mam na myśli. Humfried zachichotał pod nosem. Mizerne próby Kocia spełzły na niczym. Z resztą zielarz nie spodziewał się, aby o tej porze ktoś wpuścił ich do siedziby czerwonych.
-Panowie, ja myślę, że powinniśmy pójść za nim. Ukradkiem, bo nie wiadomo na kogo się natkniemy. Możliwe, że to właśnie ktoś z Altdorfu i to rozwiązałoby może nasz mały problem. A jeśli nie, to będziemy się zastanawiać, w jaki sposób dostać się do środka. Do rana nie ma co czekać. Za dużo czasu nie mamy, a mecz się zbliża..
Nie jestem wariatem. Jestem... samolotem 


-
- Marynarz
- Posty: 317
- Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Szczecin
Re: [WFRP] Adrenalina
Budynek nadal pogrążony był w ciemności i nikt nie zamierzał najwyraźniej z niego wychodzić, okoliczni mieszkańcy jednak nie zamierzali w ciszy przysłuchiwać się temu co wyprawiał Manfred.
-Stul pysk mendo!
-Zamknij morde!
-Spierdalaj stąd!
-Spieerrrrrdaaalaaaj!
Ostatni krzyk był piskliwy i wydawało się nawet, że nie należał do człowieka. Kilka głów wychyliło się z okien, czy drzwi, przyglądając się temu co się wyrabia. Teraz do środka już wejść nie można było, nie wspominając nawet o zrobieniu tego cicho. Ale to nie było ważne, Kocio znalazł nowy cel. Grupa "śpiewaków" zbliżała się wolno i chwiejnie. Pięciu olbrzymich facetów, przy których ci z karczmy wydawali się wręcz niegroźnymi dziećmi, zataczało się po całej szerokości ulicy, kierując się najwyraźniej ku budynkowi "Czerwonych". Zresztą po bliższym przyjrzeniu się im w świetle latarni, można było rozróżnić ich czerwonawe ubiory. Zawodnicy, pijani najwyraźniej w sztok. W końcu i oni was zauważyli. Ale ich reakcja była raczej niezadowalająca. Zwłaszcza do będącego już blisko nich Manfreda.
-Patrzcie! To napewno od pieprzonych "Byków"! Brać skuurwieli!
-Aaaaa!!!
Pięciu wielkoludów rzuciło się w stronę Kocia. Zbliżali się szybko, chociaż ilość alkoholu którą pochłoneli sprawiała, że na szczęście niezbyt pewnie. Na szczęście dla tych co by chcieli uciekać. Mężczyźni nie mieli coprawda broni, nie na wymachiwaniu mieczem polegały bójki uliczne. Na szykujących się do ciosu, wielkich jak bochny chleba pięściach jednego czy dwóch olbrzymów błysneły kastety, więcej "uzbrojenia" nie mieli. Nie było im jednak potrzebne. Manfred stanął jak wryty po czym szybko wrocił do was i skrył się za ramieniem Pietera.
- Piotruś - Kocio krzyknął do van Halena - Ratuj mnie skarbie. Ratuj swego Kocia. Oni chcą mi zrobić krzywdę. Och. Tak się boję. Uratuj mnie. Zrobię wszystko co zechcesz, tylko nie pozwól im mnie pobić. Ratuj Piotruś. Ratuj skarbie ...
Najwyraźniej gadatliwość mu powróciła, bo zasypywał Pietera bezładnymi zdaniami w których co chwila powtarzało się „ratuj”, „skrzywdzić” i „boje się”. Faktycznie Kocio cały trząsł się ze strachu i lękliwie spoglądał zza ramienia van Halena na zbliżających się osiłków. Jednak rzucane od czasu do czasu spojrzenia do tyłu świadczyły, że Kocio gotów jest bez żalu was porzucić. Jeśli tylko ta pierwsza linia obrony zawiedzie.
-Stul pysk mendo!
-Zamknij morde!
-Spierdalaj stąd!
-Spieerrrrrdaaalaaaj!
Ostatni krzyk był piskliwy i wydawało się nawet, że nie należał do człowieka. Kilka głów wychyliło się z okien, czy drzwi, przyglądając się temu co się wyrabia. Teraz do środka już wejść nie można było, nie wspominając nawet o zrobieniu tego cicho. Ale to nie było ważne, Kocio znalazł nowy cel. Grupa "śpiewaków" zbliżała się wolno i chwiejnie. Pięciu olbrzymich facetów, przy których ci z karczmy wydawali się wręcz niegroźnymi dziećmi, zataczało się po całej szerokości ulicy, kierując się najwyraźniej ku budynkowi "Czerwonych". Zresztą po bliższym przyjrzeniu się im w świetle latarni, można było rozróżnić ich czerwonawe ubiory. Zawodnicy, pijani najwyraźniej w sztok. W końcu i oni was zauważyli. Ale ich reakcja była raczej niezadowalająca. Zwłaszcza do będącego już blisko nich Manfreda.
-Patrzcie! To napewno od pieprzonych "Byków"! Brać skuurwieli!
-Aaaaa!!!
Pięciu wielkoludów rzuciło się w stronę Kocia. Zbliżali się szybko, chociaż ilość alkoholu którą pochłoneli sprawiała, że na szczęście niezbyt pewnie. Na szczęście dla tych co by chcieli uciekać. Mężczyźni nie mieli coprawda broni, nie na wymachiwaniu mieczem polegały bójki uliczne. Na szykujących się do ciosu, wielkich jak bochny chleba pięściach jednego czy dwóch olbrzymów błysneły kastety, więcej "uzbrojenia" nie mieli. Nie było im jednak potrzebne. Manfred stanął jak wryty po czym szybko wrocił do was i skrył się za ramieniem Pietera.
- Piotruś - Kocio krzyknął do van Halena - Ratuj mnie skarbie. Ratuj swego Kocia. Oni chcą mi zrobić krzywdę. Och. Tak się boję. Uratuj mnie. Zrobię wszystko co zechcesz, tylko nie pozwól im mnie pobić. Ratuj Piotruś. Ratuj skarbie ...
Najwyraźniej gadatliwość mu powróciła, bo zasypywał Pietera bezładnymi zdaniami w których co chwila powtarzało się „ratuj”, „skrzywdzić” i „boje się”. Faktycznie Kocio cały trząsł się ze strachu i lękliwie spoglądał zza ramienia van Halena na zbliżających się osiłków. Jednak rzucane od czasu do czasu spojrzenia do tyłu świadczyły, że Kocio gotów jest bez żalu was porzucić. Jeśli tylko ta pierwsza linia obrony zawiedzie.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Re: [WFRP] Adrenalina
Viggo Naubhoff
Jego najgorsze obawy się ziściły, ale sam nie był pewien czy bardziej martwi go fakt nieuniknionej zadymy, czy cieszyło go, że Kociowi wreszcie ktoś wytłumaczy, dlaczego nie podchodzi się ze piskiem na ustach do każdego napotkanego… Najwyraźniej jako swego wybawcę Kocio wybrał sobie van Halena' a słowa typu „ratuj mnie skarbie” wywoływał jedynie ironiczny uśmiech na twarzy grabarza.
Viggo złapał łopatę w obie dłonie, pozostawiając nóż myśliwski za pasem. Bójka bójką, ale wolał nikogo nie zabijać. A przynajmniej miał zamiar zostawić nóż, dopóki będą jeszcze jakieś szanse na przeżycie bez niego.
Wychylił się z cienia, będąc nadal jakieś pięć kroków za Manfredem. Powstrzymał się całą siłą woli, aby nie popatrzeć bezczynnie jak panowie oszpecają jego pośredniego pracodawcę, za to wpadł mu do głowy pewien pomysł.
- WIWAT CZERWONI!!! CZERWONI TO ONI!!! – zanucił ułożoną na prędce „piosenkę”, posługując się zapożyczonym u byków krzykliwym tonem.
Cóż, sztuczka z karczmy mogła poskutkować drugi raz. Nie będąc jednak pewnym efektów swego działania Viggo chwycił łopatę tak, by tym razem służyła jako narzędzie do wybijania zębów.
Jego najgorsze obawy się ziściły, ale sam nie był pewien czy bardziej martwi go fakt nieuniknionej zadymy, czy cieszyło go, że Kociowi wreszcie ktoś wytłumaczy, dlaczego nie podchodzi się ze piskiem na ustach do każdego napotkanego… Najwyraźniej jako swego wybawcę Kocio wybrał sobie van Halena' a słowa typu „ratuj mnie skarbie” wywoływał jedynie ironiczny uśmiech na twarzy grabarza.
Viggo złapał łopatę w obie dłonie, pozostawiając nóż myśliwski za pasem. Bójka bójką, ale wolał nikogo nie zabijać. A przynajmniej miał zamiar zostawić nóż, dopóki będą jeszcze jakieś szanse na przeżycie bez niego.
Wychylił się z cienia, będąc nadal jakieś pięć kroków za Manfredem. Powstrzymał się całą siłą woli, aby nie popatrzeć bezczynnie jak panowie oszpecają jego pośredniego pracodawcę, za to wpadł mu do głowy pewien pomysł.
- WIWAT CZERWONI!!! CZERWONI TO ONI!!! – zanucił ułożoną na prędce „piosenkę”, posługując się zapożyczonym u byków krzykliwym tonem.
Cóż, sztuczka z karczmy mogła poskutkować drugi raz. Nie będąc jednak pewnym efektów swego działania Viggo chwycił łopatę tak, by tym razem służyła jako narzędzie do wybijania zębów.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [WFRP] Adrenalina
Pieter
Można było się tego spodziewać. Manfred nie tylko zwrócił na siebie uwagę kolejnej grupy podchmielonych kiboli, ale także obudził wszystkich okolicznych mieszkańców. Jak można było wywnioskować z okrzyków, nie pałali do Kocia jakimś płomiennym uczuciem. A nawet jeśli, to nie była do sympatia.
Gorzej, że Kocio schował się... za plecami van Halena. To już było za dużo. I jeszcze ten szczebiot. -Zamknij się- syknął -Chyba za dużo gadasz, wiesz? I nie nazywaj mnie Piotrusiem, a może wyjdziemy z tego cało-. Spojrzał kątem oka na grabarza. Ten zacisnął dłonie na stylu łopaty, a Pieter tymczasem wziął do rąk łuk i nałożył strzałę. Już miał napiąć cięciwę i wycelować ostrzegawczo w jednego z drabów, gdy nagle Viggo wyrwał się z "piosenką". "Taa... Zrobi karierę jako wodzirej kiboli" przemknęło mu przez myśl. Zarzuł łuk z powrotem na plecy i chwycił za rękojeść noża ukrytego pod płaszczem. Pomysł Viggo miał zdecydowanie większe szanse powodzenia, gdy ci faceci nie będą widzieli wycelowanego w siebie łuku.
Można było się tego spodziewać. Manfred nie tylko zwrócił na siebie uwagę kolejnej grupy podchmielonych kiboli, ale także obudził wszystkich okolicznych mieszkańców. Jak można było wywnioskować z okrzyków, nie pałali do Kocia jakimś płomiennym uczuciem. A nawet jeśli, to nie była do sympatia.
Gorzej, że Kocio schował się... za plecami van Halena. To już było za dużo. I jeszcze ten szczebiot. -Zamknij się- syknął -Chyba za dużo gadasz, wiesz? I nie nazywaj mnie Piotrusiem, a może wyjdziemy z tego cało-. Spojrzał kątem oka na grabarza. Ten zacisnął dłonie na stylu łopaty, a Pieter tymczasem wziął do rąk łuk i nałożył strzałę. Już miał napiąć cięciwę i wycelować ostrzegawczo w jednego z drabów, gdy nagle Viggo wyrwał się z "piosenką". "Taa... Zrobi karierę jako wodzirej kiboli" przemknęło mu przez myśl. Zarzuł łuk z powrotem na plecy i chwycił za rękojeść noża ukrytego pod płaszczem. Pomysł Viggo miał zdecydowanie większe szanse powodzenia, gdy ci faceci nie będą widzieli wycelowanego w siebie łuku.

-
- Marynarz
- Posty: 151
- Rejestracja: sobota, 30 czerwca 2007, 17:29
- Numer GG: 3121444
Re: [WFRP] Adrenalina
Humfried Kahl
„Co za dureń.. Kurwa. Co za dureń.” Humfrieda zaczynało już coraz bardziej irytować zachowanie Kocia. Dobrze, że chociaż reszta jego kompanów miała poukładane w głowie. Pieter przez moment chciał chyba postrzelać sobie do czerwonych, ale szybko się rozmyślił.
-Kocio, uspokój się, toż to NASI są!. Humfried stwierdził, że jego wyraźny altdorfski akcent może nieco pomóc w rozmowie z pijanymi zawodnikami.
-Własnym oczom nie wierzę! Spotykam zawodników mojej ukochanej drużyny, na drugim końcu imperium. A nie mówiłem panowie (tu zwrócił się do towarzyszy)-, że opłaci się przyjechać, aby obejrzeć mecz? CZERWOOOOONI CZERWOOOOONI!! Chłopaki, na pewno dokopiecie tym byczym ćwokom.
Pozostawało mieć nadzieję, że pijani zawodnicy, dadzą się przekonać. W walkę z takimi olbrzymami, nawet pijanymi jak świnie, lepiej się nie wdawać.
„Co za dureń.. Kurwa. Co za dureń.” Humfrieda zaczynało już coraz bardziej irytować zachowanie Kocia. Dobrze, że chociaż reszta jego kompanów miała poukładane w głowie. Pieter przez moment chciał chyba postrzelać sobie do czerwonych, ale szybko się rozmyślił.
-Kocio, uspokój się, toż to NASI są!. Humfried stwierdził, że jego wyraźny altdorfski akcent może nieco pomóc w rozmowie z pijanymi zawodnikami.
-Własnym oczom nie wierzę! Spotykam zawodników mojej ukochanej drużyny, na drugim końcu imperium. A nie mówiłem panowie (tu zwrócił się do towarzyszy)-, że opłaci się przyjechać, aby obejrzeć mecz? CZERWOOOOONI CZERWOOOOONI!! Chłopaki, na pewno dokopiecie tym byczym ćwokom.
Pozostawało mieć nadzieję, że pijani zawodnicy, dadzą się przekonać. W walkę z takimi olbrzymami, nawet pijanymi jak świnie, lepiej się nie wdawać.
Nie jestem wariatem. Jestem... samolotem 


-
- Marynarz
- Posty: 317
- Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Szczecin
Re: [WFRP] Adrenalina
Słysząc śpiew Naubhoffa i słowa Kahl'a, piątka olbrzymów stanęła nagle, podeszła bliżej i przyjrzała wam się nieufnie. W końcu jeden z nich, największy z całej grupy zaczął mówić.
- Nooo, bo już my myśleli że wy za Bykami. Sorry, chłopaki, co złego to nie my...
- My nie chcieli...
- Se pójdziem już... - dodali inni
Ze wzrokiem skierowanym wciąż na trzmaną przez grabarza łopatę okrążyli was i skierowali się wprost do bramy kwater "Czerwonych". Nie chcieli się bić. Tylko zabawić. Ale najwyraźniej nie znaleźli chętnych. Jeden z osiłków, wciąż się zataczając i mając z tym wyraźne problemy, wyjął skądeś klucz i otworzył furtę, w której zaczęli znikać jego kompani. Rano zapewne czekał ich trening.
Spoglądając zza ramienia Pietera na Czerwonych, którzy wyraźnie stracili rezon, Kocio pomału dochodził do siebie po przebytym wstrząsie. Dziwna sprawa, że im bardziej tamci byli niezdecydowani i pijani, tym prędzej w serce mężnego fryzjera powracała dzika odwaga. Widząc jak jeden z osiłków otwiera bramę Manfred opuścił bezpieczne schronienie za plecami van Halena i podszedłszy do odźwiernego jeszcze trochę niepewnie odchrząknął :
- Eghem, eghem. Najmocniej przepraszam serdeńko za to niepozumienie. Widzisz kochaneczku nie jesteśmy kibicami byczków. No tak się składa, że przyszliśmy z wami porozmawiać, bo widzisz rybko dowiedzieliśmy się, że ktoś Wam porwał zawodniczka i chcielibyśmy pomóc. Czy możemy porozmawiać z Waszym trenerkiem złotko. – spytał niezwykle uprzejmie na wszelki wypadek stojąc poza zasięgiem łap osiłków.
- Możemy wejść do środeczka i pogwarzyć. Nie wypada by tacy subtelni ludzie jak my gadali na ulicy jak jakieś nie przymierzając lafiryndy. – podniósł do góry dwa palce. – Przyrzekam, że będę grzeczny jeśli i Wy będziecie grzeczni. Przychodzę w pokoju i niosę pomoc. Chcę odejść w pokoju i przyjaźni. Czyńmy miłość, nie wojnę.
Zamachał ręką przywołując sas do siebie. Jednego byliście pewni – mieliście dość tego faceta i całego tego burdelu.
- Dziękuję złotko, to miło z Twojej strony, że przepuszczasz mnie przodem.- stwierdził wciskając się do środka przed klucznikiem. Nieco zaskoczyć mógł fakt, że Kocio starał się nie otrzeć, ani w żaden sposób nie dotknąć Czerwonego. Odraza jaka przez mgnienie chwili pojawiła się na jego bezbłędnie wygolonej twarzy zdradzała, że Kocio nie przepada za pijackim odorem, jaki unosił się nie tylko z usta, ale i całego ubrania opryszka.
- A wszystko to, bo Ciebie kocham i nie mogę już bez Ciebie żyć. Hej jee !!!! ... – rozniosło się już zza bramy. Kocio dodawał sobie odwagi śpiewając drżącym ze zdenerwowania głosem.
- Nooo, bo już my myśleli że wy za Bykami. Sorry, chłopaki, co złego to nie my...
- My nie chcieli...
- Se pójdziem już... - dodali inni
Ze wzrokiem skierowanym wciąż na trzmaną przez grabarza łopatę okrążyli was i skierowali się wprost do bramy kwater "Czerwonych". Nie chcieli się bić. Tylko zabawić. Ale najwyraźniej nie znaleźli chętnych. Jeden z osiłków, wciąż się zataczając i mając z tym wyraźne problemy, wyjął skądeś klucz i otworzył furtę, w której zaczęli znikać jego kompani. Rano zapewne czekał ich trening.
Spoglądając zza ramienia Pietera na Czerwonych, którzy wyraźnie stracili rezon, Kocio pomału dochodził do siebie po przebytym wstrząsie. Dziwna sprawa, że im bardziej tamci byli niezdecydowani i pijani, tym prędzej w serce mężnego fryzjera powracała dzika odwaga. Widząc jak jeden z osiłków otwiera bramę Manfred opuścił bezpieczne schronienie za plecami van Halena i podszedłszy do odźwiernego jeszcze trochę niepewnie odchrząknął :
- Eghem, eghem. Najmocniej przepraszam serdeńko za to niepozumienie. Widzisz kochaneczku nie jesteśmy kibicami byczków. No tak się składa, że przyszliśmy z wami porozmawiać, bo widzisz rybko dowiedzieliśmy się, że ktoś Wam porwał zawodniczka i chcielibyśmy pomóc. Czy możemy porozmawiać z Waszym trenerkiem złotko. – spytał niezwykle uprzejmie na wszelki wypadek stojąc poza zasięgiem łap osiłków.
- Możemy wejść do środeczka i pogwarzyć. Nie wypada by tacy subtelni ludzie jak my gadali na ulicy jak jakieś nie przymierzając lafiryndy. – podniósł do góry dwa palce. – Przyrzekam, że będę grzeczny jeśli i Wy będziecie grzeczni. Przychodzę w pokoju i niosę pomoc. Chcę odejść w pokoju i przyjaźni. Czyńmy miłość, nie wojnę.
Zamachał ręką przywołując sas do siebie. Jednego byliście pewni – mieliście dość tego faceta i całego tego burdelu.
- Dziękuję złotko, to miło z Twojej strony, że przepuszczasz mnie przodem.- stwierdził wciskając się do środka przed klucznikiem. Nieco zaskoczyć mógł fakt, że Kocio starał się nie otrzeć, ani w żaden sposób nie dotknąć Czerwonego. Odraza jaka przez mgnienie chwili pojawiła się na jego bezbłędnie wygolonej twarzy zdradzała, że Kocio nie przepada za pijackim odorem, jaki unosił się nie tylko z usta, ale i całego ubrania opryszka.
- A wszystko to, bo Ciebie kocham i nie mogę już bez Ciebie żyć. Hej jee !!!! ... – rozniosło się już zza bramy. Kocio dodawał sobie odwagi śpiewając drżącym ze zdenerwowania głosem.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Re: [WFRP] Adrenalina
Viggo Naubhoff
Dobrze, że tak to się skończyło. Grabarz opuścił łopatę i ruszył w kierunku wejścia do budynku. Jakby nie patrzeć dopięli swego i znaleźli się po drugiej stronie. Ich wygadany kompan Kocio zaczął odzyskiwać rezon, więc na pewno zaraz będzie wesoło. Viggo z nieskrywaną ciekawością rozglądał się bo bazie treningowej Czerwonych. Nigdy nie był na zapleczu jednej z lepszych drużyn snotballowej. Miał cichą nadzieję, że zaprowadzą ich do trenera i śledztwo wreszcie ruszy tochę do przodu. Może zostaną naprowadzeni na jakiś nowy ślad? Zobaczymy. Tymczasem podążał za Kociem i resztą drużyny w oczekiwaniu na dalszy rozwój sytuacji.
Dobrze, że tak to się skończyło. Grabarz opuścił łopatę i ruszył w kierunku wejścia do budynku. Jakby nie patrzeć dopięli swego i znaleźli się po drugiej stronie. Ich wygadany kompan Kocio zaczął odzyskiwać rezon, więc na pewno zaraz będzie wesoło. Viggo z nieskrywaną ciekawością rozglądał się bo bazie treningowej Czerwonych. Nigdy nie był na zapleczu jednej z lepszych drużyn snotballowej. Miał cichą nadzieję, że zaprowadzą ich do trenera i śledztwo wreszcie ruszy tochę do przodu. Może zostaną naprowadzeni na jakiś nowy ślad? Zobaczymy. Tymczasem podążał za Kociem i resztą drużyny w oczekiwaniu na dalszy rozwój sytuacji.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [WFRP] Adrenalina
Pieter van Halen
Pieter odetchnął z ulgą... Ten grabarz kolejny raz swoim w gruncie rzeczy głupim pomysłem uratował mu tyłek. Martwiło go natomiast, że jak się trochę uspokoiło, Kocio wyłonił się zza jego pleców i poszedł trajkotać do jednego z tych ochlapusów. "Ech... To jak chodzenie po linie, w którą stronę się nie przechylisz to będzie problem". Na razie udawało utrzymywać się względną równowagę, choć po jednym starciu z kibicami Czerwonych i Byków już mieli za sobą. Nie podzielał co prawda entuzjazmu Kocia, ale miał nadzieję, że teraz śledztwo ruszy. W końcu Pieter jest od roboty, a nie od niańczenia zniewieściałego faceta. Ale na razie musiał go znosić. Zacisnął nerwowo wargi i w milczeniu ruszył za resztą.
Pieter odetchnął z ulgą... Ten grabarz kolejny raz swoim w gruncie rzeczy głupim pomysłem uratował mu tyłek. Martwiło go natomiast, że jak się trochę uspokoiło, Kocio wyłonił się zza jego pleców i poszedł trajkotać do jednego z tych ochlapusów. "Ech... To jak chodzenie po linie, w którą stronę się nie przechylisz to będzie problem". Na razie udawało utrzymywać się względną równowagę, choć po jednym starciu z kibicami Czerwonych i Byków już mieli za sobą. Nie podzielał co prawda entuzjazmu Kocia, ale miał nadzieję, że teraz śledztwo ruszy. W końcu Pieter jest od roboty, a nie od niańczenia zniewieściałego faceta. Ale na razie musiał go znosić. Zacisnął nerwowo wargi i w milczeniu ruszył za resztą.

-
- Marynarz
- Posty: 151
- Rejestracja: sobota, 30 czerwca 2007, 17:29
- Numer GG: 3121444
Re: [WFRP] Adrenalina
Humfried Kahl
„No! Ma się ten dar przekonywania”. Na szczęscie pijani zawodnicy nie robili problemów, no ale oczywiście Kocio musiał odstawić kolejny numer. Humfried z rozbawieniem obserwował, jak fircyk przeciskał się przez bramę. Zielarz podszedł do Naubhoffa
-Myślę, że musimy dostać się jakoś do trenera, a potem pozbyć się tego strojnisia, bo w końcu dostaniemy niezłe baty od kogoś. Zostawimy go w jakiejś karczmie i niech tam siedzi i czeka.
To powiedziawszy ruszył za towarzyszami. „Trzeba wreszcie posunąć to śledztwo do przodu”. Ostatnio słowo „śledztwo” pojawiało się zdecydowanie zbyt często w życiu zielarza. Gdy o tym pomyślał, uśmiech szybko zniknął z jego twarzy.
„No! Ma się ten dar przekonywania”. Na szczęscie pijani zawodnicy nie robili problemów, no ale oczywiście Kocio musiał odstawić kolejny numer. Humfried z rozbawieniem obserwował, jak fircyk przeciskał się przez bramę. Zielarz podszedł do Naubhoffa
-Myślę, że musimy dostać się jakoś do trenera, a potem pozbyć się tego strojnisia, bo w końcu dostaniemy niezłe baty od kogoś. Zostawimy go w jakiejś karczmie i niech tam siedzi i czeka.
To powiedziawszy ruszył za towarzyszami. „Trzeba wreszcie posunąć to śledztwo do przodu”. Ostatnio słowo „śledztwo” pojawiało się zdecydowanie zbyt często w życiu zielarza. Gdy o tym pomyślał, uśmiech szybko zniknął z jego twarzy.
Nie jestem wariatem. Jestem... samolotem 

