[X-Men]Born to be free...

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Ouzaru

Re: [X-Men]Born to be free...

Post autor: Ouzaru »

Jessie

Powiew zimnego powietrza i tempo dobrze na nią podziałały, orzeźwiająco wręcz. Przymknęła oczy i pozwoliła, by wiatr rozwiewał i plątał jej włosy dookoła twarzy. Kilka razy, przy gwałtowniejszym pikowaniu, żołądek podchodził Latynosce do gardła, ale już nie takie rzeczy się wyprawiało w życiu.
Z tego co widziała w telewizji, ich szef był potężnym mutantem i niezbyt się jej to podobało. I zupełnie nie rozumiała, jak miałaby się im przydać w jakiejkolwiek walce. O ile by chodziło tylko o zbieranie im ludzi, to spoko, ale cokolwiek więcej... Cóż, może nie była tak do końca '100 lat z Murzynami', ale wolała się nie wdawać w walkę. Dobra, w razie kłopotów mogła ich bardzo szybko zabrać z jednego miejsca w drugie, choć od tego mieli już chyba tego mola książkowego.
Stanęła i rozejrzała się. Niezbyt wysoki budynek przypominał jakąś prywatną szkołę dla bogaczy i Jessie na ten widok się lekko skrzywiła. Zapewne wezmą stąd dokumentację uczniów i sprawdzą, którzy są mutantami, a później będzie musiała ich jakoś namówić, by do nich dołączyli. Westchnęła, miała już tyle różnych obowiązków na głowie i teraz jeszcze to jej doszło! Zastanawiała się, jak ona to ojcu wytłumaczy...
Kiedy miała powiedzieć rodzicom, że jest mutantem, zwlekała do ostatniej chwili. Nie wiedziała, jak wybuchowy ojciec zareaguje na takie wieści, wszak jej 'gatunek' nie był zbytnio lubiany. Kiedy w końcu się przemogła...
- No to co? - spytał jakby obojętnie. - Nadal jesteś moją córką, tak?
Nie mogła uwierzyć własnym uszom, tak bardzo się bała, a on sobie nic z tego nie robił, że jest 'inna'. Fakt, cieszył się, że mu córa nie obrosła futerkiem czy nie dostała motylich skrzydełek, ale nawet wtedy zapewne nie odtrąciłby jej. Byli dość małym społeczeństwem, ich rodzina, i trzymali się razem.
W ciągu następnych miesięcy Jessie odkryła, że nie jest jedynym mutantem. Jej własna kuzynka potrafiła przyśpieszyć wzrost roślin do tego stopnia, że w ciągu kilku minut zamieniała trawnik w piękny ogród. Ostatnio kiedy się z nią widziała, Sam mogła już w tym samym czasie stworzyć prehistoryczny las tropikalny. Jessie się zastanawiała, czy i jej własna moc kiedyś się tak rozwinie, choć nie bardzo wiedziała, jak by to miało wyglądać.
Westchnęła spoglądając na budynek, zapewne w środku ktoś jeszcze został. Skupiła się, jej ciało się zaczęło nagrzewać i wydzielać bardzo przyjemny zapach. Tęcza i mol doskonale go znali, ale nie mogli określić, co to jest. Latynoska zdawała się z sekundy na sekundę ładnieć w oczach, jej skóra zaczęła lekko lśnić i błyszczeć, jakby nasmarowana jakimś olejkiem zapachowym z dodatkiem oliwki. Powietrze wokół niej zrobiło się przyjemnie ciężkie i duszne, wręcz pociągająco słodkie.
Przeciągnęła się seksownie uwydatniając i napinając każdą część ciała w teatralnie zmysłowy sposób i spojrzała się na swego towarzysza.
- Jestem gotowa, idziemy - stwierdziła i zabrzmiało to niemal jak rozkaz, choć głos miała słodki i zmysłowy.
Nie czekając na niego ruszyła. Jej kroki zdawały się być prawie taneczne, pełne gracji i miękkości, lekkość ruchów Jessie przykuła także uwagę Amelii.
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [X-Men]Born to be free...

Post autor: BlindKitty »

Zhou Wang Bao

Przekrwione oczy Chinki zdecydowanie nie lubiły promieniowania wydobywającego się z telewizora. Ale tym razem mimo pieczenia obejrzała cały materiał.
A potem sprintem pobiegła na górę, już po drodze rozpinając bluzkę - upewniwszy się wcześniej że nikt jej nie wyprzedza - wpadła do pokoju, przebrała się w czarny kombinezon z samouszczelniającej się lotniczej gumy z wielkim "X" na plecach i wróciła na dół zjeżdżając po poręczy.
Trzy minuty, wciąż trochę za dużo.
A potem był Blackbird, moduł stealth, lądowanie. Wolverine tnący się z Sabertoothem, piękny pokaz umiejętności walki wręcz, zaciekłości i bezwzględności.
Tego w płaszczu też rozpoznała - dziesiątki godzin spędzonych w bibliotece, żeby zabić narkotykowy głód, wreszcie procentowały. Miała nadzieję że Simon wytrzyma te sekundy starcia z Gambitem, które będą potrzebne Wolverine'owi na uporanie się z Sabertoothem. Bo nie miała nadziei że zdoła pokonać Quicksilvera na spółkę z Marką, właściwie tylko Logan miał tu coś do powiedzenia z doświadczonymi w prawdziwej walce wojownikami służącymi pod Magneto.

No, ale nie ma co się załamywać. Kości wysunęły się z dłoni i stóp, i mała Chinka niczym huragan spadła na Quicksilvera. Marka raczej nie był dobry w walce, więc mogła liczyć praktycznie tylko na siebie, a on był zbyt szybki, żeby mogła sobie z nim poradzić, ale to nie było ważne. Logan wyciskał z nich wszystko; teraz okaże się czy wystarczająco dużo.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Arxel
Kok
Kok
Posty: 1007
Rejestracja: wtorek, 3 stycznia 2006, 17:37
Numer GG: 8564458
Lokalizacja: Z TBM

Re: [X-Men]Born to be free...

Post autor: Arxel »

Marka Nitri

- Oczywiście, że musimy ich powstrzymać! Od tego przecież jesteśmy! Prawda? - Krzyknął Marka. Nie musiał tego robić ale myśli po prostu się z niego wyrwał. Dobrze, że profesor przyznał mu rację. A teraz musieli się szybko przygotować. Pobiegł do swojego pokoju, zamknął za sobą drzwi i szybko ubrał strój z czerwonym X na płaszczu. Zabrał także stalową linkę z haczykiem i włócznię. Wybiegając zabrał ze stolika dwa noże* Ten sprzęt raczej sie na nich nie przyda ale nie zaszkodzi go zabrać* pomyślał i zbiegł na dół.

Do Blackbirda wsiadł ostatni. Ruszyli od razu po tym jak zamknął drzwi. Przelecieli niezauważeni dzięki wyposażeniu statku *Przynajmniej mamy dobry sprzęt* i wylądowali na dachu. Wolverine skoczył na swój zły odpowiednik, a oni stanęli naprzeciw dwóch mutantów * Nie jest dobrze... Są lepiej wyszkoleni od nas, silniejsi i lepiej opanowali swą moc. I są tymi złymi. Mogą nas zabić bez zastanowienia. W końcu już to robili * Pomyślał. Zanim zdążył powiedzieć by trzymali sie razem jego towarzysz skoczył na gościa w płaszczu. Naprzeciw Mikronezyjczyka i Chinki stanął niesamowicie szybki mężczyzna. Marka wyjął zza paska nóż i rzucił nim w przeciwnika. Następnie złapał włócznie w obie ręce i zaczął iść w jego kierunku wolnym krokiem. Jeśli przeciwnik zaczął na niego biec to Marka stara się go nabić na swoja broń. * Bieg nie ma sensu bo i tak go nie zaskoczę. Mam nadzieję, że Wolverine szybko skończy bo inaczej nie damy im rady*
OŻESZ TY W PYTĘ WRÓCIŁEM NA FORUM :D!
Perzyn
Bosman
Bosman
Posty: 2074
Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
Numer GG: 6094143
Lokalizacja: Roanapur
Kontakt:

Re: [X-Men]Born to be free...

Post autor: Perzyn »

Jessica Carlos i Amelia Rinal

Hiszpanka dotknęła klamki. W tym samym momencie dał się usłyszeć głuchy dźwięk ostrza wbijającego się w drewno. To kartka papieru wbita w framugę zatrzymała wysuwające się z jej górnej części ostrze przywodzące na myśl gilotynę.
- Ten, nie zdążyłem powiedzieć o tych, no, zabezpieczeniach.- Chłopak mówił zakłopotanym tonem, ale jego miny nie było widać ponieważ cały był zasłonięty przez coś na kształt zbroi wykonanej z papieru. Na widok wściekłości w minie swojej latynoskiej towarzyszki zaczął mówić nim zdążyła wszcząć awanturę.
- To może ja wyjaśnię?
Nie czekając na pozwolenie podjął się udzielania, jak na gust dziewczyn, raczej mało wiarygodnych wyjaśnień.
- Więc, ten szef i Profesor Xavier byli przyjaciółmi, przynajmniej zanim się tak pokłócili. I tego, założyli ten instytut i chcieli zbudować hmmm, pewne urządzenie. Tak, ale nim ukończyli ich drogi się, tego rozeszły. I ten, teraz szef chciałby abyśmy zdobyli plany tego urządzenia.
Miny dziewczyn nie wyrażały zbytniego zadowolenia, zwłaszcza, że rezydencja sprawiała wrażenie dobrze zabezpieczonej. Jednak skoro już tu trafiły weszły do środka. Hall był bardzo duży i urządzony z niejakim smakiem. Gruby, puszysty dywan, w którym stopy zapadały się niemal po kostki tłumił kroki. Bookman zajrzał w swojej notatki.
- Byłbym zapomniał. Ten, dwie rzeczy. Sejf był kiedyś ukryty za obrazem Rembrandta „Nocna Straż”. I druga, ten Jessica. Jessica? Tak, faktycznie. Zdaje się, że twoja moc może jakoś oszukać zabezpieczenia. Jakieś czujniki chemiczne lub coś w ten deseń, nie jestem pewien.-
Ich nietypowy przewodnik ciągnął nieco nieobecnym tonem odczytując informacje z jeden z osłaniających przedramię kartek. Machnął przy tym ręką wskazując dziewczynom prawe skrzydło domu, sam tymczasem skierował się w lewe.

Zhou Wang Bao, Marka Nitri i Simon Adams

Trzy rzucone przez Landona kule leciały wprost w kierunku uśmiechniętej twarzy mutanta w brązowym płaszczu. Niestety gdzieś tak w połowie lotu wyłapał je jego szybki kolega. Który to zaraz przeszedł do defensywy pod naporem Marki i Zhou. Tymczasem Gambit nie pozostał dłużny najstarszemu z X – menów i rzucił mu pod nogi jedną ze swoich kart. Nim odskoczył jak mógł najdalej Simon zauważył, że jest to as pik. Sięgnął po jeden z ukrytych w zakamarkach ubrania noży, lecz nim miał okazję nim rzucić zorientował się, że przeciwnik zaszedł go od boku. Cios kijem był mocny, lecz znacznie słabszy niż można by się spodziewać. A może to piekielny trening Wolverine’a, walczącego teraz z małpowatym Sabertoothem, zwiększył ich odporność na razy? Stali teraz naprzeciw siebie. Były agent i włamywacz. W ręku Landona pewnie spoczywał niewielki ale diabelnie ostry nóż, jego przeciwnik zataczał leniwe kręgi swoim kijem.

W międzyczasie Marka i Zhou próbowali walczyć z Quicksilverem. Ich przeciwnik był bezsprzecznie szybszy. Jednak jego ataki, pomimo, że ciężkie do odparcia zdradzały, że nie jest typem lubiącym walkę. Atacama Rain była pewne, że gdyby była w stanie wyprowadzić jeden udany atak, albo dwa to szala zwycięstwa obróciłaby się na ich korzyść. Dlatego zaczęła obserwować ruchy, Quicksilvera tak dokładnie jak tylko się da. Tymczasem z samym mutantem chwilowo zmagał się Marka, o ile można tak nazwać dźganie włóczą powietrza w nadziei, że się w coś trafi. Wreszcie porywacz przesiadł do ataku. Pchnął Mikronezyjczyka w plecy tak, iż ów wywrócił się na dach.
- Jacy wy jesteście powolni. – od tych słów białowłosy zaczął swoje przechwałki. Ten moment był tym, na co Chinka czekała. Nie dość, że nie uważał to jeszcze atakiem zdradził się z tym, że ma pewne problemy z hamowaniem. Nie była jeszcze pewna jak wykorzystać stosunkowo długą drogę hamowania wroga, ale była pewna, że teraz razem z Marką mogą coś wymyślić.

Michael Ulrich

Michael jak zwykle szedł na lunch do swojej ulubionej knajpki. Mieli akurat na uniwerku przerwę w zajęciach, więc mógł sobie pozwolić na ten luksus. Już z daleka zobaczył kordon obstawiający kolejne ulice. Przypomniał sobie, że dziś prezydent miał jechać na lotnisko, aby przyjąć odwiedziny głowy, któregoś z państw sojuszniczych. Czy nie chodziło oby o Polskę? Tak, faktycznie. Więc może to premier a nie prezydent przyjechał się łasić u nóg Georg’a W. Busha? Zresztą nieważne. Teraz szedł i myślał o zbliżającym się posiłku. Przynajmniej do czasu, gdy spojrzał na wystawę pobliskiego sklepu z telewizorami. Na dachu jakiegoś budynku trwała walka. Dwie władające nadludzkimi mocami grupki starły się w boju, podczas gdy mężczyzna w zbroi samojeden odpierał kolejne szturmy armii USA. Gdy kamera pokazał szersze ujęcie chłopak poznał, że to wcale niedaleko. Zresztą, dopiero teraz zwrócił uwagę, na to, że słyszy odgłosy całego tego zamieszania. Niebo nad nim przecięło kilka pędzących w tamtą stronę helikopterów. Nie był pewien, o co odzie dopóki usłużny operator nie zrobił zbliżenia na skuloną postać na drugim planie. Pomimo olbrzymiego przerażenia tej twarzy nie dało się nie poznać. Był to sam prezydent USA.
Epyon
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 2122
Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
Numer GG: 5438992
Lokalizacja: Mroczna Wieża
Kontakt:

Re: [X-Men]Born to be free...

Post autor: Epyon »

Michael Ulrich

"Jakby studiowanie nie było dość męczące." - pomyślał, ruszając w stronę jednego z pobliskich zaułków, przeklinając pod nosem. Całe szczęście miał sprzęt przy sobie, chciał potrenować po zajęciach.
"Ale jak widać szlag trafił plany na resztę dnia."
Przełknął ślinę. Nie wiedział, dlaczego to robi - do tej pory starał się unikać walk z mutantami, do tego waga sprawy była dużo poważniejsza niż zazwyczaj... Z drugiej strony czuł znajome pulsowanie adrenaliny w żyłach.
W końcu zwyciężyła młodzieńcza brawura. Michael wybiegł na ulicę, jednocześnie tworząc międzywymiarowy otwór.

***

Wyskoczył tuż nad głowami walczących, powodując ogólny zamęt.
"To trzeba będzie dopracować."
Szybko rozeznał się w sytuacji. Pierwsze co ujrzał, to magnetyczne mocy gościa w dziwnym hełmie. - "Z nim raczej sobie nie powalczę jak równy z równym. Trzeba było zainwestować w tworzywa sztuczne..."
Tymczasem nieomal oberwał czymś w rodzaju pocisku, który najwidoczniej został uniknięty przez kogoś innego. Szybko zmierzył wzrokiem okolicę, dostrzegając czerwonookiego mutanta i jego przeciwnika.
"Ten drugi raczej jest z 'tych dobrych'..." - ocenił.
Gateway podbiegł w jego stronę.
-Pozwolisz, że się przyłączę? - rzucił i nie czekając na odpowiedź wystrzelił z rąk dwa szybkie czarne pociski, jednocześnie uważając na zwinność i kij wrogiego mutanta.
Obrazek
Malutkus
Marynarz
Marynarz
Posty: 314
Rejestracja: poniedziałek, 12 grudnia 2005, 16:58
Numer GG: 9627608
Lokalizacja: prawie Gliwice

Re: [X-Men]Born to be free...

Post autor: Malutkus »

Simon Adams

Sztylet w dłoni przyjemnie ciążył, serce biło mocniej, oddech przyspieszył- Landon wreszcie czuł, że żyje. Miał okazję zmierzyć się z godnym siebie, a nawet trochę przewyższającym go umiejętnościami przeciwnikiem. Czerwonooki był niezwykle zwinny, dobrze walczył tym swoim kijaszkiem i był lepiej wyszkolony, ale to jeszcze nie czyniło go niemożliwym do pokonania, a X-men był bardzo zdeterminowany.
- Gratuluję wyszkolenia- rzucił Simon z szerokim uśmiechem- Już myślałem, że walka będzie krótka i nudna. Możemy dalej?
Powiedział, i już miał rzucić ostrza, gdy z "dziury" nad jego głową wyskoczył człowiek- albo mutant, kto wie- w dziwnym kostiumie.
- Wiem. Przysyła cię Królik Bugs?
Ale tamten, niczego nie tłumacząc zaczął strzelać do jego przeciwnika jakimiś podejrzanymi pociskami. I tym sposobem o pojedynku 1 na 1 można było zapomnieć. "Tak, to na pewno mutant. Tylko po co miesza się do walki?"
Przyłączył się, bo właściwie co miał zrobić? Próbował zgrać się z nowym towarzyszem tak, by Czerwonooki nie miał szans uniknąć wszystkich ataków. Nie mógł sobie jednak odmówić sprawdzenia się w walce wręcz, więc jeśli kilka kolejnych strzałów nie przyniosło efektów wyciągnął jeden z noży i skoczył na Gambita próbując skrócić dystans i zaatakować z bliska.
Obrazek
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: [X-Men]Born to be free...

Post autor: Mekow »

Amelia

Dziewczyna powoli dochodziła do siebie po podróży - jednej i drugiej. Stała lekko pochylona do przodu, z rękami opartymi o uda i oddychała głęboko.
Po tym co zrobiła Jessie, Amelia bardzo szybko doszła do siebie, a nawet więcej (przeszła samą siebie). Wpatrywała się w nią z lekko otwartymi ustami i przyspieszonym oddechem, była podniecona i wręcz zafascynowana hiszpanką. Ile to razy widziała takie zachowanie, gdy to chłopaki wpatrywali się w nią lub jej koleżanki. Teraz była po drugiej stronie. Może to nie był pierwszy raz, ale czuła się dość nietypowo. Po chwili doszła do siebie. Stwierdziła, że Jessica powinna przyłączyć się do harpii - będzie do nich pasować i z pewnością zostanie przyjęta. Amelia już wyobrażała sobie imprezę inicjacyjną. Niestety nie było okazji, aby zagadać na ten temat.
Kiedy zobaczyli dziwne ostrze i bookman wspomniał o zabezpieczeniach stwierdziła, że coś tu jest nie tak. To nie miało być zwykłe włamanie - wyglądało na to, że były tutaj zabezpieczenia jakich jeszcze nie widziała.
- Chyba powinniśmy byli wziąć ze sobą Mądrą. Ona zna się na alarmach. - powiedziała spokojnie.
Nie zrozumiała wyjaśnień bookmana, ale się tym nie przejęła. W sumie sporo rzeczy było dla niej niezrozumiałą zagadką.
Wyglądało na to, że mieli się rozdzielić - bookman dał im znak ręką.
"Mamy iść tam? OK." - pomyślała. Jednak nie ruszyła jeszcze we wskazanym kierunku.
- Ale to mamy szukać obrazu? A jak on wygląda - ten Rembrant? - spytała nie wiedząc co ma właściwie ma teraz robić.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [X-Men]Born to be free...

Post autor: BlindKitty »

Zhou Wang Bao

Problemy z hamowaniem, tak?
No to zaraz wymyślimy coś żeby cię załatwić.
Trzeba sobie było ABSy zamontować, chłoptasiu.

Póki hamuje, nie może przyspieszać. Czyli długa droga hamowania się nie liczy. Liczy się jego długi czas.
Doskoczyła do Marki i wyszeptała mu do ucha:
- Trzymaj mnie stale w zasięgu ciosu włócznią.
A potem odsunęła się o krok, starając się przemieścić tam, gdzie aktualnie był Quicksilver.
Chciała, żeby ją zaatakował, wtedy będzie musiał się zatrzymać, a w tym momencie jest na tyle powolny, żeby Marka zdołał go trafić!
Chyba...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: [X-Men]Born to be free...

Post autor: Mekow »

Coś mi mówi, że kolejna sesja X-menów padła :(




Zapraszam do udziału w ankiecie:
O TUTAJ
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Zablokowany