[WFRP] Burza Chaosu

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: hyjek »

Hubert von Kaulitzröden

Również wyciagnął dłoń do elfa, który najwyraźniej nie był taki zły, jak to się chłopakowi zdawało.
Hubert mnie zwą, nazwisko me w tej chwili nie jest ważne, raz, że i tak nie zapamiętasz, dwa, że na nic Ci się nie przyda. Ostrzeżenia krasnoluda i ryk sierżanta Markusa rozpoczął się jak na ironię w momencie, w którym skończył zdanie.
Ohoho! - ryknął do Virotha, podśmiechując się przy tym - Wygląda na to, że kilku z nas opuści nasze grono nieco szybciej niż zakładałem. Nie wiem jak Ty, Viroth'cie, ale to nie będę ja! - rzucił do elfa. W jego głosie wyraźnie było słychać entuzjazm. Tylko co bardziej spostrzegawczy/inteligentni wpadli na to, że jest on udawany. Tak naprawdę Hubert był totalnie wściekły, że po raz kolejny musi narażać swoje życie.
Zgodnie z poleceniem sierżanta, pomógł wyprzęgać zwierzęta z wozów. Następnego rozkazu, tego o wejściu na wóz, nie wykonał jednak. Choćby nie wiadomo jak bardzo Marcus był wściekły z tego powodu, chłopak wskoczył z powrotem na swojego rumaka. Wiedział dobrze, że w ruchu jest zarówno znacznie trudniejszym celem do trafienia, jak i bardzo groźnym przeciwnikiem dla zielonoskórych. Cały czas przemieszczał się dookoła gromady wozów i ludzi na nich, wyptrując pierwszego goblina który wypadnie z krzaków. Nie strzelał jednak do niego od razu. Nie chciał marnować amunicji, jak i tak istniało duże prawdopodobieństwo na to, że któryś z łuczników ustrzeli pokurcza. Strzał oddał dopiero wtedy, gdy któryś z nich zbliży się zanadto. Zaraz potem wyjmuje kolejny pistolet i czeka na nastęnego przeciwnika, cały czas będąc w ruchu. manewr ten powtarza potem jeszcze 2 razy.
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Ant
Kok
Kok
Posty: 1228
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
Numer GG: 8228852
Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Ant »

Viroth

"Czy ten idiota może się nie wydzierać? Właśnie pokazuje wszystkim przeciwnikom naszą pozycję" pomyślał elf słysząc krzyki Markusa.
- Ja to też nie będę Hubercie, ale w strzelaniu się nie przydam. Nie mam broni strzeleckiej. - powiedział do młodzieńca.
Zaraz po tym zeskoczył z konia,a następnie pomógł reszcie wyprzęgnąć wozy.
- Dajcie coś do strzelania, albo nie przydam się bardzo w walce na odległość. - stwierdził, ale nie za głośno w razie gdyby miały to słyszeć wrogie uszy.
Jeżeli dostał broń znalazł sobie dogodną i dobrze ukrytą pozycję do strzału, która ochroniłaby go przed ewentualnym gradem strzał. Strzelał tylko gdy był pewien, że trafi przeciwnika.
Jeżeli nikt nie poda elfowi broni, wsiada na konia.
- Zwabię ich tylko powiedzcie kiedy będziecie gotowi. -
Gdy tylko dostał znak, ruszył w stronę, z której nadjechał Aluthol. Jechał galopem. Gdy tylko zobaczył, bądź usłyszał coś niepokojącego, natychmiast zawrócił, przyjmując ewentualne strzały na tarczę. Puścił konia w cwał. Mijając kompanię krzyknął - Zbliżają się! - po czym wjechał w dalszy las. Jakieś sto pięćdziesiąt metrów od reszty drużyny, ponownie zawrócił. Czekał tak z pół minuty, po czym ponownie puścił konia w cwał. Powracając na miejsce walki starał się stratować i ściąć jak najwięcej zielonoskórych. Potem zeskoczył z bestii. Zaczął biec na gobliny i w starciu zadawać śmiertelne ciosy. W razie ostrzału bronił się tarczą.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Ravandil »

Aluthol

Droga wydawała się cicha i spokojna. Aluthol jednak zamiast ulgi czuł podświadome zdenerwowanie. "Cisza zawsze oznacza kłopoty..." Mimo to zdecydowanie pokonywał kolejne zakręty szlaku i nie dostrzegał nic, co dawałoby powody do niepokojów. Do czasu. Kolejny zakręt ścieżki ukazał elfowi naprawdę nieprzyjemny widok. Mnóstwo ciał. Ciał goblinów i ludzi. Miejsce jawiło sie jako pobojowisko po solidnym starciu. Trupy leżały zmasakrowane, rany były paskudnie poszarpane. Ale nigdzie wokoło nie było nawet śladu broni - mieczy, strzał czy bełtów. Widać pole było sprzątane w pośpiechu, bo kilka ciał miało ślady po gwałtownie wyrwanych strzałach. Komuś się śpieszyło... W każdym razie jak najszybciej musiał poinformować o tym resztę, zanim wpakują się w kłopoty. Wtedy usłyszał to. "To" oznaczało odgłos zagrożenia, dla wielu ostatni, jaki słyszą w życiu. Ciche szmery w lasach, stłumione odgłosy kroków... Ale elfie zmysły Aluthola były ostre jak brzytwa. Wskoczył z powrotem na konia i pędem wrócił do reszty Watahy. Podjechał do Marcusa, bo zdawał sobie sprawę, że szybkość myślenia Felixa będzie znacznie wydłużona, nie mówiąc już o szybkości reagowania. Marcus wydawał się mieć łeb na karku. Elf podjechał do niego i nieco drżącym głosem powiedział -Wieści nie są zbyt dobre. Za tym zakrętem miała miejsce prawdziwa rzeź. Mnóstwo trupów goblinów i ludzi, może to była zasadzka, a może regularne starcie. Najgorsze, że prawdopodobnie one wciąż tu są... Nie muszę mówić, co to oznacza?-. Miał nadzieję, że tyle informacji wystarczy, choć Marcus wyglądał na usatysfakcjonowanego odpowiedzią. Aluthol czym prędzej zajął miejsce w szyku. Teraz potrzebna była perfekcyjna organizacja. Zdjął z pleców kuszę i załadował ją z wielką wprawą. Solidna robota, niemal wzorcowy przykład elfiego rzemiosła. Była na tyle dobra, że wprawny strzelec mógł strzelać nią z szybkością niewiele ustępującą łukowi. Chociaż w zawierusze bitewnej oczywiste było, że to było trudniejsze. Elf sprawdził kuszę i naciągnąwszy cięciwę nałożył bełt. Plan był prosty - w miarę możliwości prowadzić ostrzał, a gdy będą z tym problemy przyjdzie pora na użycie miecza. Na razie będzie jednak trzymał się nieco z tyłu, razem z elfką, by w razie czego osłaniać ją strzelającą z łuku.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Zwiadowca, ten elf o białych włosach wrócił. A nawet bardzo szybko wrócił. Oznajmił swoje odkrycie pobojowiska i na dodatek zielonoskórzy nadal byli w okolicy. Ninerl skrzywiła się- zielonoskórzy nie byli ciekawymi przeciwnikami. Zazwyczaj stawiali na ilość, a ona cóż, nie zamierzała zostać przygnieciona stertą wrzeszczących, śmierdzacych goblinów.
Kiwneła głową sierżantowi: - Można tak powiedzieć.
Zsiadła z konia i puściła go wolno. Wróci do niej w razie czego. Odpięła od jukow jeszcze jeden, zapasowy kołczan strzał. Pomogła, na tyle, na ile mogła woźnicom, po czym schowała się za wozem. Starała się stopić z otoczeniem. Mogło być to pomocne...Napięła łuk i czekała na pierwszego przeciwnika.Aluthol wskazał kierunek prawdopodobnej napasci. Pozostawało tylko czekać. Cieszyła się, że wzięła ze soba dwa kołczany strzał... "Niech się pojawią tylko te małe śmierdziele" pomyślała. Uśmiechnęła się do siebie. Gobliny i tym podobne były tylko ścierwem, które należało eliminować, gdy tylko się dało...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Vibe »

Niels de Vries

Przemierzał mury miasta, wraz z jednym z kapitanów, wyznaczonych do obrony tychże. Stan umocnień pozostawiał wiele do życzenia, władze miasta zawsze odkładały ich na później, a teraz się to mściło. "Kislev nas obroni". Przynajmniej dopóki go nikt nie ominie dodał sobie w duchu generał. Dochodziło już południe, a zwiadowcy donosili, że wróg coraz bliżej. Pewnym było, że nie zdążą. Dawno już dał rozkaz do oczyszczenia przedpola, bramy jednak były jeszcze otwarte. Już miał zamiar spytać się kapitana jak mają zamiar umocnić bramy, gdy na mury wbiegł zdyszany i ubrudzony zwiadowca.

-Panie! Orki i gobliny! Na zachód i południe stąd, całe mrowie! Atakują wioski i wozy z żywnością!
-Jasna cholera... - głos generała był jeszcze bardziej zmęczony i zrezygnowany niż rankiem - Zamknąc bramy i trzymać zamknięte! Niech wszyscy z okolic skryją się za umocnieniami, wzmocnić straże i posterunki poza miastem. Bramy otwierać tylko, gdy będą wracać najemnicy i wieśniacy. O ile ktoś jeszcze wróci... - przerwał na chwile jakby zamyślając się, po czym dodał - Wypuszczać jedynie po pokazaniu glejtu. Nikogo innego. Wykonać!

Zarówno kapitan jak i zwiadowca skinęli głowami i poszli wykonać polecenia. Zaczęło się...


Porzucona Wataha

-WATAHAAA!!! GOTUJ SIEE!!! - ryknął zupełnie niepotrzebnie oficer, gdy rozkazy Markusa zostały już wykonane. Sam chwycił kusze i sprawnie założył bełt, mimo, że jeszcze przed chwilą nie mógł prosto stanąć. Popatrzył na Virotha i wręczył mu jedną z kusz i kołczan bełtów leżących na wozie. – Trzymaj i wal do tych sk***ysynów jak tylko wyjdą z lasu!

Na przeciwników nie musięliście długo czekać. Z obu stron lasu, z gąszczu drzew wyleciały ku wam przeróżne pociski. Od krótkich strzał o czarnych lotkach, poprzez kamienie i zaostrzone patyki a kończąc nawet na bełtach. Kilka takich improwizowanych pocisków odbiło się od waszych pancerzy, jeden z kamieni trafił w czoło Ilse, która łapiąc się za krwawiącą ranę upadła na ziemie. Raczej z przerażenia niż z faktycznej rany. Andreas zupełnie straciwszy głowę runął na pomoc Ilsie zupełnie porzucając łuk. Salwa była tylko jedna, zaraz potem z lasu zaczęły wybiegać zielone poczwary, małe lecz błyskające sporymi kłami. O dziwo zauważyliście wśród nich też sporą grupkę innych, mniejszych i brązowych stworów, które Hargin szybko określił jako snotlingi. Wylewały się z lasu prawie nieprzerwanie, było ich co najmniej pięćdziesiąt, jeśliby ktokolwiek liczył. Ich uzbrojenie składało się głównie z prymitywnych włóczni czy maczug, jedynie nieliczni posiadali miecze czy topory. Wszyscy jednak pędzili na złamanie karku w waszą stronę.

Wasza pierwsza salwa z łuków, kusz, pistoletów i dwóch garłaczy, które trzymali woźnice nieco przerzedziła szeregi przeciwników. Ale tylko nieco. Kusznicy szybko odrzucili kusze biorąc się za broń białą, jedynie woźnice przycupnęli na środku utworzonego przez was kręgu ładując broń trzęsącymi się rękoma. Viroth i Ninerl zdążyli wystrzelić jeszcze dwa razy, dwa razy trafiając, nim zieloni poczęli włazić na wozy i skakać na was z wrzaskiem. Hubert dwoma strzałami ze swych pistoletów położył dwóch goblinów zmierzających w stronę leżącej Ilse. Markus zdjął kolejnych dwóch włażących na wozy. Pieter chwycił wielką halabardę, którą drżącymi rękoma nadział na jednego z włażących goblinów. Jednak jego błędem było to, że próbował ją wyciągnąć, następni przeciwnicy runęli wprost na niego. Dieter stał twardo, wystrzeliwując w masę przeciwników już siódmy bełt z samopowtarzalnej kuszy. Hargin z rykiem skoczył w największe skupisko przeciwników, wymachując swym toporem. A Martin, drużynowy medyk chlastał sztyletem przeciwników którzy wchodzili na wóz. Lecz zielonych było wielu, zbyt wielu. Szybko przedarli się przez zaporę z wozów nacierając na was ze wszystkich stron. Andreas padł przebity włócznią, wciąż klęcząc i niezdarnie wyrywając miecz z pochwy. Tak samo skończył Ardel, myśliwy z Wolfenburga którego włócznia trafiła centralnie w pierś. Giselle zwinnie unikała ostrzy, wymachując swym sztyletem, lecz i ona miała kilka nacięć i stłuczeń od broni przeciwników. Z jednego z woźniców trysnęła krew, gdy atakujący go goblin przeciął mu gardło. Sam zginął chwilę później, powalony bezpośrednim strzałem z garłacza. Aluthol wystrzelił w stronę szarżującego goblina ze swej kuszy powalając go natychmiast. Kolejnych dwóch, z zakrzywionymi mieczami ruszyło ku białowłosemu. Dieter w końcu odrzucił kuszę i z rykiem głośniejszym nawet niż ten krasnoluda, rzucił się do przodu, machając mieczem jak cepem. Jedynie wrzask Hubschmanna przebił się przez zgiełk bitwy.
-TRZYYYMAAAĆ SZYYYK!!!

Otto Shein

Przedzierali się przez okoliczne lasy już od dwóch dni. Wszyscy stanowili pozostałość po kilku oddziałach najemnników jakie początkowo stanowili. Wybici przez orków i goblinów, teraz zostało ich ośmioro. Jedzenie skończyło się juz wczoraj, tak samo bełty. Kusze wyrzucili, niszcząc wcześniej, by nie utrudniały i tak ciężkiej wędrówki. Zieloni byli wszędzie!

Otto był myśliwym, polował w tych lasach za czasu pokoju. Teraz zresztą też polował, ale czasem się zastanawiał czy to on przypadkiem nie był zwierzyną. Przewodził temu małemu oddziałowi, odkąd się okazało, że jako jedyny zna tutejsze lasy. Nie miał doświadczenia w dowodzeniu, lecz na razie sobie radzili. Wybili do nogi dwa oddziały goblinów, tracąc przy tym trzech ludzi. Głównie jednak omijali przeciwników, chcąc po prostu wydostać się z tego bagna.

Gdy dosłyszał wrzask i szczęk oręża zacisnął zęby, wskazując kierunek reszcie. Tak, teraz to oni byli myśliwymi. Osiem postaci cicho ruszyło ku przeznaczeniu. Szybko ukazała im się bitwa, ta kompania najemników chyba była mądrzejsza niż inne. Przynajmniej wnioskując z ustawienia wozów i tego, że się jeszcze bronili. Najemnicy przyspieszyli kroku, by zaraz potem wypaść z lasu. Bez wrzasku, rozkazów i bitewnych okrzyków ruszyli ku tyłom wroga.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Butcher
Szczur Lądowy
Posty: 11
Rejestracja: wtorek, 5 czerwca 2007, 14:03
Numer GG: 0
Lokalizacja: Łódź/Sheffield

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Butcher »

Rianneth

Jedna z ośmiu postaci, otulony w czarny jak noc płaszcz z kapturem narzuconym na głowę elf, rozejrzał się ostrożnie. Teren wyglądał na czysty, jednak ostrożność była jak najbardziej wskazana. Inaczej wszyscy skończyliby, jak tamci. Oddział Riannetha składał się w większości z nieostrożnych, głupich mieszczuchów. Ostrzegał ich nieraz, aby byli cicho, jednak nie słuchali. Wpadli w zasadzkę zielonoskórych, nieliczni zdołali uciec. Na szczęście ci, na których trafił, byli znacznie mądrzejsi i dzięki temu przeżyli. Niemniej jednak trzeba było opuścić te lasy. Z tymi wszystkimi goblinami i orkami jest zbyt niebezpiecznie.

Elf odpiął klamrę płaszcza i zerwał go z pleców. Zawinął go kilkoma ruchami wokół ręki i rzucił na siodło swego białego rumaka. W promieniach słońca zabłysła kolczuga, opinająca ciasno tułów elfa i spadająca na uda, spod której wypływało czerwone sukno. Ramiona i plecy osłonięte były przez obszerną białą skórę, włosiem skierowaną na zewnątrz. Jej poprzednim właścicielem musiał być na pewno duży kociak. I na pewno był bardzo niepocieszony z faktu rozstania się z nią. Broń jaką elf posiadał robiła równie duże wrażenie. Przez ramię przewieszony był elficki łuk. Za pasem było miejsce lekkiego miecza gilesowskiego.

Twarz zastygła w wyrazie absolutnego skupienia, nie wyrażając żadnych emocji gdy usłyszał odgłosy walki. Spojrzał na dowodzącego nimi Sheina. Ten dał znak, a elfowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Powoli sięgnął po łuk i przełożył go przez ramię. Ruszył w stronę odgłosów bitwy, wyciągając po drodze z kołczanu zawieszonego na plecach strzałę. Zakręcił nią w palcach jak śmigłem, po czym nałożył na cięciwę. Gdy miał w polu widzenia jakiegoś wroga strzelił, dobywając po chwili kolejnej strzały. I kolejnej...
"You think you are better than me? Say goodbye to the bad guy!"
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Megara »

Li Mei

W momencie gdy usłyszała pierwsze odgłosy walki przycupnęła bezszelestnie czekając na znak dowódcy. Jej skośne oczy lustrowały dokładnie otoczenie w poszukiwaniu jakiś ewentualnych kryjących się przeciwników. Gdy Otto dał znak, ruszyła przed siebie, bezszelestnie przemierzając las. Gdy wybiegli na drogę oddaliła się od reszty, kierując się na środek drogi, tam gdzie atakowało mniej zielonych. Wskoczyła na wóz, w locie wyjmując dwa krótkie, zakrzywione miecze z pochew na plecach. Pierwszy goblin stracił głowe prawie natychmiast, potoczyła się po wozie spadając z niego. Ciało zielonego drgało jeszcze, leżąc w posoce na deskach wozu.

Jej szczupła i niewysoka (zaledwie 160 centymetrowa) sylwetka nie rzucała się zbytnio w oczy. Szkrałatne, podniszczone już ubranie, długie buty, dopasowane do nogi i ściśle przylegająca skóra, kiedyś błyszcząca, teraz jednak pocięta i matowa. Dziewczyna była zgrabna, a jej duże piersi falowały w rytm zadawanych ciosów. Twarz zwracała uwagę każdego, kto na nią spojrzał. Ciemne, lekko skośne oczy, lekko żółtawa, ciemna skóra i czarne włosy splątane w małe warkoczyki, do końców których przywiązane były metalowe ciężarki. Orientalna uroda, niespotykana w tej części kontynentu. Walczyła jednak ze sprawnością doświadczonego wojownika, oszczędnymi ruchami i z gracją poruszając się wśród wrogów, tnąc i kłując oboma mieczami. Styl jakim walczyłą również nie pochodził stąd, był fuzją jakiejś sztuki walki i fechtunku.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Serge »

Markus Linderoth

- Otoczyć ich, otoczyć k**wa mać! - wydzierał się sierżant powtarzając w kółko rozkazy Hubschmanna. Raczej niewielu go słuchało.
Nie było czasu na ponowne załadowanie pistoletów więc Linderoth włożył je za pas i wyszarpnął z pochwy swój miecz. Migiem zeskoczył z konia i puścił go luzem mędzy drzewa. Rąbał mieczem w tą i w tamtą nie siląc się na zbytnią finezję. Liczył się efekt. To nie był pokaz szermierki tylko bitwa o przeżycie więc walka w stylu "sztuka dla sztuki" nie była tu na miejscu.
Gobliny walczyły jak partacze, były źle zorganizowane i uzbrojone. Wystarczyło unikać włóczni i cięć, a padali jeden po drugim. Mieli jednak jeden decydujący atut - przewagę liczebną. Robiło się ciasno.
Zatapiając ostrze w kolejnym zielonym ścierwie dostrzegł Hubshmanna walczącego przy wozie z oblegającymi go goblinami i innym paskudztwem, które Hargin nazwał snotlingami. Skoczył szybko ku nim próbując wspomóc oficera; wiedział że sam może nie dać rady.
- Ninerl! Aluthol! - wrzasnął, licząc że w zgiełku bitwy elfy usłyszą jego rozkazy. - Szyć do nich ile wlezie! Osłaniać wozy!
Zabijając kolejnego zielonego z wielkim wyszerbionym toporem ryknął do Hargina, Virotha, Huberta i Nordina:
- Osłaniajcie łuczników, tnijcie to ścierwo ile wlezie!
W tym samym momencie dojrzał jak z lasu wyłania się osiem sylwetek. Jeden z mężczyzn, najpewniej elf, słał strzałę za strzałą, a niska kobieta z dwoma zakrzywionymi mieczami w efektowny sposób radziła sobie z przeciwnikami. Mimo to wciąż było gorąco.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: hyjek »

Hubert von Kaulitzröden

Cudnie! Wybornie! Rozkosznie! Wspaniale! Świetnie! Chyba już wszystkie przymiotniki jakie znam, na określenie tej sytuacji... - mruczał do siebie Hubert, krążąc cały czas dookoła przeciwników, przymierzając do co rusz nowych przeciwników. Zostały mu jeszcze 2 strzały, potem będzie zmuszony walczyć wręcz, co bynajmniej nie było wspaniałą perspektywą, biorąc pod uwagę broń jaką dysponował chłopak. Lewak i rapier może stanowiły zabójczą broń podczas walki, ale nie teraz, podczas zmasowanego napływu zielonoskórych, kiedy nie było się gdzie ruszyć, a co dopiero zamachnąć porządnie mieczem.
Słysząc rozkaz sierżanta Markusa spojrzał, czy wspomnianym łucznikom nie grozi jakieś niebezpieczeństwo. Cały czas uważał także na leżącą Ilse. Gdyby któremuś z wyżej dzieje się krzywda, są na krawędzi śmierci, wypala z pistoletu. Priorytetem jest leżąca dziewczyna. Gdy w końcu odda ostatnia dwa strzały, rusza galopem w stronę skąd przyjechali na około 100 metrów, tratując po drodze kilka goblinów. Dla całej reszty wygląda to jak tchórzowska ucieczka, jednak Hubert tak naprawdę oddala się, by w spokoju przeładować swoje wszystkie 4 pistolety. Później wraca i na nowo rozpoczyna ostrzał.
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Ravandil »

Aluthol

Zaczęło się. Najpierw z lasu poleciała pierwsza salwa, złożona z osobliwej mieszanki kamieni, strzał i kto wie jeszcze czego, byle zdolnego do miotania w przeciwnika. Na szczęście okazało się to raczej niegroźne, pancerze wysuniętych na przód wojowników odbiły to, co w nich leciało, a na tyły przedostało się zaledwie kilka pocisków, które zresztą elf z łatwością uniknął. Niestety Ilse upadła na ziemię, najprawdopodbniej raniona czymś w głowę. "Niedobrze się zaczyna... Bardzo niedobrze". Ale to było tylko preludium do tego, co miało za chwilę nastąpić. Brązowo-zielona fala wylała się spomiędzy drzew, ruszając z dzikim wrzaskiem na Porzuconą Watahę. Aluthol zacisnął palce na kuszy i wycelował. Na cel wybrał jednego z goblinów, który na niego szarżował. To akurat była bułka z masłem - zielonoskóry padł z bełtem wbitym w czerep, umierając zanim zdążył sie zorientować. Dalej było gorzej. Pierwszy szerego nieprzyjaciela przerzedzony, ale tego ścierwa było znacznie, znacznie więcej. Rozpętało się piekło. Aluthol dojrzał dwóch kolejnych przeciwników biegnących na niego z mieczami gotowymi do ataku. Kątem oka dostrzegł jeszcze śmierć Andreasa i Ardela - a nie był to przyjemny widok, a już na pewno nie robił dobrze na morale. Ale to nie była pora na przemyślenia - trzeba było działać, by nie podzielić ich losu. Elf ocenił odległość od goblinów. Zdąży strzelić jeszcze raz? To by było spore ułatwienie - z jednym przeciwnikiem może sobie poradzić, szczególnie konno. Spojrzał na miecz - musiał być gotowy do natychmiastowego wyszarpnięcia go z pochwy. W tym momencie usłyszał krzyk dowódcy. "Łatwo powiedzieć..." przemknęło jeszcze mu przez myśl i wziął kolejnego goblina na cel.

Czyli tak - jeśli to możliwe, Aluthol próbuje wyeliminować strzałem z kuszy jednego z napastników. Jeśli widzi, że odległość jest za mała i nie zdąży strzelić, zarzuca kuszę na plecy, wyciąga miecz i manewrując na koniu stara się spacyfikować przeciwników.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Ant
Kok
Kok
Posty: 1228
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
Numer GG: 8228852
Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Ant »

Viroth

"Jak on chce otoczyć tych kurdupli skoro to oni nas otoczyli?" pomyślał elf, śmiejąc się gdzieś w głębi duszy.
Rozglądnął się dookoła. Porzucił tarczę i kuszę. Miał nadzieje, że później się uda je odzyskać. Nie to było teraz najważniejsze. Liczyło się to, by wybić jak najwięcej ścierwa, a także to by nie stracić już nikogo więcej.
Wyciągnął miecz i sztylet. Pobiegł do łuczników. Poszukał szybko największej grupy zbliżających się goblinów.
- Jesteśmy jednością. Ja i mój miecz... - Wyszeptał.
Zbliżał się coraz bardziej do zielonoskórych.
- Zaraz poleje się szkarłatna ciecz... - mruczał pod nosem, rozpoczynając wręcz wyrzynanie goblinów, od czasu do czasu wspomagając ciosami nogą, bądź łokciem. Jego ruchy były bardzo płynne, każdy z nich doskonale zaplanowany i wyćwiczony. To sprawiało, że stawały się niemalże perfekcyjne. Widać było, że wiele lat ćwiczył się w szermierce.
- I nikt nie zdoła pokonać tego... - szeptał dalej. Bestialskie wyrzynanie zmieniło się w prawdziwy taniec śmierci. Ostrze miecza ociekało krwią. Sztylet również był już cały w czerwieni tętniczej krwi.
- Co stanowi wojak i broń jego... - ciche słowa wychodziły powoli z jego ust. Nie zwalniał tempa. Wręcz się rozpędzał.
- Kto nie docenia tego łączenia... - mówił spokojnie. Jego oczy nabrały blasku, a uśmiech pokazał się na twarzy.
- Ten szybko się w ciało martwe zmienia... - po tych słowach się zatrzymał. Szybko zawrócił. Zbyt bardzo się oddalił. Zostawił łuczników bez opieki. Wziął głęboki oddech i podbiegł do nich. Zaczął atakować kolejną grupę przeciwników.
- Siła zniszczenia tkwi w mojej duszy... - kontynuował pieśń wymyślaną na bieżąco, rozpoczynając od nowa taniec ostrzy.
- Ideału śmierci nic nie wzruszy... - szeptał... A jego oczy z każdą ofiarą zdawały się coraz bardziej świecić.
- Ręka prowadzi ostrze, ono zabija... - mówił płynnie. Jego z początku mały uśmiech zamienił się w zadowolony, aczkolwiek złowieszczy...
- Wnet ścięta zostanie twoja szyja... - mówiąc to ściął któremuś z goblinów głowę, tym samym ochlapując sobie twarz jego krwią.
I tak kontynuował pieśń i taniec, póki nie polegli wszyscy przeciwnicy... Albo on...
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Ninerl strzeliła raptem trzy razy, a potem łuk był tylko zawadą. Wyszarpnęła błyskawicznie miecz, potem przebiła najbliższego przeciwnika. Kleła po nosem, czemu nie wzięła żadnej tarczy? "Niech, to cholera" warczała do siebie "Nastepnym razem, o ile jakiś będzie, muszę ją mieć." pomyślała, unikając, niezgrabnie wymachującego mieczem goblina. Gdy tylko pozbyła się swego przeciwnika i miała chwilę na zaczerpnięcie oddechu, szybko obrzuciła okiem wóz. Miała nadzieję, znaleźć coś, co nadawałoby się improwizowaną tarczę. Jeśli znalazłaby coś takiego, wtedy niewątpliwie walka byłaby łatwiejsza...
Jak w opisie, Ninerl walczy mieczem i przez chwilę łapie cokolwiek co nadawałoby się na tarczę lub jakąkolwiek osłonę. Będzie raczej walczyć w tzw. defensywie, chyba, ze przeciwnicy wyraźnie się wykruszą. Wtedy ruszy do ataku, głownie na pojedyńczych wrógów. Czy działa zasada " Elfiaki som straszne"? Co prawda nie w tym momencie, tylko czy w ogóle?
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Vibe »

Gobliny i snotlingi nacierały z niewiarygodną u tych ras zaciętością. Najwyraźniej wizja przegranej była jeszcze straszniejsza niż śmierć w boju, tylko to mogło zmusić te stwory do takiej walki. Mimo waszych wysiłków wciąż miały kilkukrotną przewagę liczebną, atakując po protu kupą. Dieter, który siekąc swoim mieczem na prawo i lewo wpadł w całą zgraje stworów, cały pokrył się już krwią, zarówno swoją jak i przeciwników. Stał jeszcze tylko dlatego, że posiłki wybiegły właśnie z tej strony lasu przy której walczył. W tamtym rejonie przerażone gobliny w większości stawiały opór właśnie nowemu zagrożeniu. Ninerl stała pośrodku bitwy, broniąc się swym mieczem i siekąc kolejnych goblinów. W sumie cofając się do tyłu położyła już trzech. Kolejnego trafił bełt posłany przez jednego z woźniców, który po chwili złapał się za brzuch, z którego wystawały drzewce włóczni. Osunął się na ziemie, powalony kolejnymi ciosami zielonych, którzy szybko przeskakując nad martwym najemnikiem biegły ku strzelcom. Pierwszego powalił bełt Aluthola, lecz pozostali byli blisko... gdy nagle z bojowym okrzykiem wpadł na nie rozpędzony Nordin, taranując dwóch a resztę odpychając szerokimi zamachami topora. Broniący leżącej na ziemi Ilse Hubert radził sobie zadziwiająco dobrze, tratując właściwie kolejne stwory, wspomagany jeszcze przez zwinną Giselle, która chroniła jego tyły jednocześnie się za nimi chowając. Pewny siebie Viroth wpadł w grupę stworów siejąc spustoszenie swoim mieczem. Jednak był sam, w dodatku otoczony. W pewnej chwili poczuł jak ostrze trafia go w piszczel, osuwając się prawie niegroźnie, lecz podcinając go. Mimo swojej zwinności otoczony elf padł na ziemie, uderzony boleśnie jeszcze kilkoma maczugami i dźgany włóczniami. Mimo tego, że bronił się jak mógł unikając ostrzy lub blokując je mieczem i sztyletem, jego sytuacja była rozpaczliwa. Uratowała go dopiero niska, skośnooka kobieta, która wpadła w grupę wrogów wymachując krótkimi mieczami z zadziwiającą szybkością. Kiwając lekko elfowi na powitanie, umożliwiła mu powstanie. A Linderoth i oficer po prostu stali plecami do siebie i wyrzynali oszczędnymi ruchami kolejnych zielonych, w przerwach krzycząc rozkazy. Mimo kilku lekkich ran to przy nich zebrała się największa kupka poległych goblinów.

Przybysze z lasu przeważyli szale tej bitwy. Im gobliny prawie nie stawiły oporu i jedynie dwóch z nich miało lekkie rany. Za to zieloni wreszcie zauważyli, że sytuacja stała się nieciekawa i ich lojalność i poświęcenie przegrało z ich naturą. Rzuciły się z piskiem do ucieczki, w niektórych przypadkach nawet porzucając broń. Gdy wszystkie wyszły z czworoboku utworzonego z wozów usłyszeliście ryk Hubschamnna:

-Nie gonić! Niech spieprzają! W lesie może być więcej tego ścierwa! I nie marnować strzał! Martin – zwrócił się do medyka, który cały umorusany był krwią goblinów. - Opatrz rannych. Musimy zebrać konie i ruszamy dalej! Dzięki za pomoc, kto wy?!

Felix jakby dopiero dostrzegł nowo przybyłych i podszedł do nich, podając rękę najbliższemu. Odpowiedział mu zmęczonym głosem Otto:

-Najemnicy, jak wy. Tyle, że nasze oddziały szlag trafił. Atakują takimi grupkami, likwidując wysyłane po żarcie oddziały. Cały las się od nich roi! Nie mamy jedzenia, ale jak reszta się zgodzi to możemy z wami iść do najbliższej wiochy, razem odeprzemy jeszcze z jedną taką zgraje.

Hubschmann jedynie kiwnął głową.

-Dobra, wsiadać na wozy, niech konni dadzą wam nieużywane kusze. Możecie też wziąć od woźniców. Jedzenia mamy ledwie na jeden dzień, ale możemy się podzielić. Na co się gapicie!? Do roboty, trzeba się ruszyć zanim nas tu powybijają! Strażnik dróg do przodu i wypatrywać! Giselle to samo tyle, że z tyłu! Poległych na wozy!

Oficer najwyraźniej całkiem wytrzeźwiał albo takie sprawiał wrażenie. Gdy wzięliście się do wykonywania jego poleceń spod kilku trupów podniósł się poobijany i poraniony, lecz żywy Pieter. Na wasze pytające spojrzenia odpowiedział prosto: - Zawszem umiał jakoś przeżyć. To konieczne w slumsach. Ale chyba wolem śmieci zbierać niż to!

Prawie każdy z was miał lekkie rany, najbardziej chyba poobijany był Viroth. Andreas, Ardel i jeden z woźniców polegli, spanikowana i zakrwawiona Ilsa szlochała nad ciałem pasterza. Z koni padło trzy, w tym jeden pociągowy i dwa wierzchowce.

A słońce przygrzewało, stojąc prawie w zenicie dokładnie oświetlało pole bitwy. Pierwszej bitwy którą stoczyliście w tej wojnie...

Hubert

Wciąż rozpaczająca i krwawiąca z głowy Ilse podeszła do Ciebie i przytuliła się mocno gdy zsiadłeś z konia. Czułeś jak cała drży, najwyraźniej pierwszy raz w życiu widziała taką rzeź.

- Dziękuję ci, Hubercie... - szepnęła ściskając cię jeszcze mocniej. - Gdyby nie ty, pewnie skończyła bym jak Andreas...
Ostatnio zmieniony piątek, 15 czerwca 2007, 09:50 przez Vibe, łącznie zmieniany 2 razy.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Evandril
Mat
Mat
Posty: 559
Rejestracja: sobota, 8 lipca 2006, 16:28
Numer GG: 19487109
Lokalizacja: Łódź

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Evandril »

Balrog siedział w swym obozowym namiocie czekając na relację z ataku na grupę najemników przejeżdżających przez las. Opierając się na mocno umięśnionej łapie wpatrywał się w skórzane poły swego lokum. Skąpo wystrojone wnętrze zawierało jeszcze jedynie stos skór służących za posłanie i zbity z kilku desek i ściętego pieńka drzewa tron. Wpatrując się nieobecnym wzrokiem w wlot do namiotu oczekiwał nadejścia grupy, która wcześniej została wysłana aby wybić ewentualnego wroga czającego się w pobliżu. W pewnym momencie na polanie gdzie swój obóz rozbiła grupa Balroga dało się słyszeć harmider. Nieprzeniknione i nieruchome oczy orczego wodza zwęziły się wciąż wpatrując się w ten sam punkt. Po chwili masywny ork wstał ze swojego tron podpierając się i trzymając swój rogaty hełm w drugiej łapie ruszył ku wyjściu. Na placu wokoło ogniska zebrała się grupa orków, które tworząc okrąg ryczały zadowolone. Wewnątrz kręgu utworzonego przez orki biegał goblin, dysząc ciężko i ze strachem w oczach spoglądając na otaczających go, większych krewniaków. Co chwile, któryś z orków popychał goblina, tak że ten siłą pędu wpadał na stojącego naprzeciwko zielonoskórego. Brutalna zabawa zbierała coraz większą widownię. Nagle wszystkie orki zamarły widząc swojego wodza, który kierował się w stronę kręgu. Rozstępując się przez orkiem, inne osobniki w ciszy oczekiwały na reakcję ich wodza. Balrog podszedł do małego goblina i wpatrując się w niego przez chwilę powiedział gardłowym i władczym głosem :

Balrog

Obrazek

- Mów natychmiast co stało się w lesie i gdzie masz swoją broń – nieprzenikniony wzrok masywnego orka utkwiony był w małej sylwetce goblina.
- P-p-p-anie… była ich cała masa !! – goblin swym krzykliwym, wręcz piskliwym głosem mówił do górującego nad nim orka - Już ich mieliśmy, gdy nagle następne sztuki ludziów wyskoczyły z krzaczorów i zaatakowały nas swoimi broniami. P-p-anie, była ich cał…grhhhh – wypowiedź goblina zmieniła się w bulgot gdy masywna łapa pochwyciła go za gardło i ścisnęła niczym kowalskie szczypce. Balrog trzymając goblina rozglądał się po pyskach zgromadzonych wokoło orków. Przez jego niebieski, niczym wieczorne niebo łeb przebiegały setki myśli. Po chwili orczy wódz przemówił :
- Zawołajcie Skraaga. Ten mały śmierdziel jest wystarczająco szybki by uciec ewentualnemu pościgowi, i na tyle bystry by nie dać się złapać. – ork spojrzał ponownie na orki zgromadzone wokół, po czym dodał - A przynajmniej dla jego dobra było by lepiej, żeby tak było. Skraag ma wziąć jeszcze dwóch śmierdzieli i lecieć na zwiad. Chcę znać dokładne położenie ludzi, jaką mają broń, oraz kierunek w jakim się poruszają - przez chwilę masywny ork wpatrywał się w zdziwione pyski, i nagle ryknął w kierunku stojących wokoło niego orków - No już idioci !! – w tym samym momencie masywna łapa zmiażdżyła ściskające gardło. Trzymany goblin z wybałuszonymi oczami i wywalonym jęzorem osunął się na ziemię, jednak Balrog, orczy wódz i generał już tego nie widział. Zniknął właśnie za połami swojego skórzanego, okazałego namiotu.
"Trzymaj się swych zasad! To jedyne co Ci pozostało w świecie Chaosu."
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Megara »

Li Mei

Dziewczyna wytarła dwa krótkie pokrwawione miecze po czym włożyła do pochew na plecach. Podeszła do mężczyzn z drugiej drużyny najemników, którzy zapewne nie dali by sobie rady bez ich pomocy, po czym powiedziała:
- Jestem Li Mei, miło was poznać... Choć czasy chyba niezbyt dobre na rozmowy towarzyskie...
Ukłoniła się lekko tym, którym przyszli na pomoc. Jej akcent sugerował dalekie krainy Wschodu, z językiem staroświatowym nie zdążyła się do końca utożsamić.

Rozglądając się po pobojowisku mimowolnie wykrzywiła twarz, ten kontynent był rzeczywiście wyjątkowo brutalny, tak jak ją ostrzegali. Nikt tu się z nikim nie cackał, dla wrogów nie było żadnej litości. Rozkaz oficera tych najemników wyrwał ją z zamyślenia. Skinęła jedynie głową, klasnęła w dłonie i po chwili z lasu wybiegł biały, niewielki rumak. Szybkim ruchem wskoczyła na niego. Dopiero zaczynała uczyć się jeździć na tych zwierzętach, lecz nie wydawało się to szczególnie trudne. Poganiając lekko wierzchowca dogoniła oddalającego się już elfa o białych włosach. Do tej rasy również zdążyła się już przyzwyczaić, choć Rianneth był pierwszym ostrouchym którego widziała na własne oczy.

- Dziwną macie armię. U nas dowódca nie musi wrzeszczeć tak podczas walki, każdy zna swoje miejsce. Tyle że u nas nie biorą kobiet.
Li uśmiechnęła się do długowiecznego i poczęła bacznie obserwować ściany lasu.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Serge »

Markus Linderoth

- Czasy rzeczywiście gówniane, ale mnie również miło cię poznać. Markus Linderoth, sierżant Watahy. - rzucił do skośnookiej, wycierając okrwawiony miecz garścią nie zbryzganej posoką trawy. Po chwili ostrze zniknęło w pochwie.
Mimo kilku niegroźnych ran i draśnięć mężczyzna czuł się dobrze. Ukryta pod napierśnikiem kolczuga raczej nie ucierpiała w walce, o co zresztą bardzo się starał. Otarł pot z czoła, z wolna uspokajał nerwowy oddech. Potem wziął się za dokładny bilans strat i zysków.
Zginął woźnica, jeden pastuch i myśliwy który jednak coś tam potrafił. Linderoth mruknął pod nosem, jakby chciał w tym jednym dźwięku ująć całe zdanie "A nie mówiłem wam, że tak będzie?".
Zyskali za to wprawionych w boju żołnierzy. Skoro sami przeżyli w tym lesie, otoczeni z wszystkich stron przez zielonych śmierdzieli, na pewno potrafili walczyć lepiej, niż te nieboszczyki, które właśnie zbierano z pobojowiska.
Virtoh wyglądąl na nieźle poturbowanego, zajmował się nim właśnie Martin, drużynowy medyk. Gdyby nie Li Mei zapewne straciliby kolejnego dobrego wojownika.
- Dasz radę walczyć dalej czy trzeba cię będzie wieźć na wozie? - spytał elfa, jednak widząc zaciętość na jego twarzy był niemal pewny jego odpowiedzi.
Chwilę później zagwizdał charakterystycznie i jego czarny wierzchowiec przybiegł posłusznie do swego pana.
- Zbierzcie wszystkie strzały i bełty nadające się do użycia - rzucił do towarzyszy . - Jeśli nie my, to oni je wykorzystają. Jak tylko Martin skończy opatrywać Virotha ruszamy dalej!
Musnął konia piętami po czym podjechał do Hubschmanna. Korzystając z wolnej chwili nabił swoje dwa pistolety, mogły się jeszcze przydać tego dnia.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Butcher
Szczur Lądowy
Posty: 11
Rejestracja: wtorek, 5 czerwca 2007, 14:03
Numer GG: 0
Lokalizacja: Łódź/Sheffield

Re: [WFRP] Burza Chaosu

Post autor: Butcher »

Rianneth

Bitwa była zakończona. Część goblinów już zdążyła uciec, trupy reszty zalegały na ziemi. Rianneth wpatrywał się w jednego z ciężko rannych zielonoskórych, który dopiero odchodził na tamten świat. Cios mieczem złamał stworowi kręgosłup, z jego pyska ciekła teraz gęsta krew zmieszana ze śliną. W powietrzu unosił się zapach posoki i moczu. Elf co jakiś czas dźgał czubkiem miecza wijącego się jeszcze goblina, obserwując jego reakcje z chłodnym zainteresowaniem. Po jakimś czasie potwór znieruchomiał, a jego oczy stały się szkliste. Rianneth odwrócił się z rozczarowaniem i odszedł, nie zaszczycając trupa ani jednym spojrzeniem więcej.

- Rianneth jestem – przywitanie było w zasadzie niepotrzebne, i tak pewnie wszyscy zginą w tej matni, ale uprzejmość, to uprzejmość. Obrzucił spojrzeniem całą resztę, z którą przyszło mu dzielić los. Nie prezentowali się źle. Mimo wszystko.

- Cóż... Posiekały nas gnojki, przyszła pora posiekać i ich. - zaśmiał się cicho poprawiając łuk - Myśmy uciekali, teraz oni. Tak już na wojnie bywa. Miło, że tym razem wyszło na nasze.

Wsiadł na swego konia, obserwując teraz uważnie okolicę. Nie chciał dać się zaskoczyć.
"You think you are better than me? Say goodbye to the bad guy!"
Zablokowany