[Warhammer] Bracia Krwi

-
- Marynarz
- Posty: 385
- Rejestracja: czwartek, 5 stycznia 2006, 11:21
- Lokalizacja: Tam, gdzie słońce świeci inaczej
- Kontakt:
Vincenzo D'Egaro
- Wybaczcie panowie, ale muszę na chwile wyjść - wstał odsuwając krzesło.
Przecisnął sie do drzwi, swoim leko chwiejnym krokiem. Gdy wreszcie wyszedł na dwór odetchnął pełną piersią. Zapach wolny od tego karczmannego zaduchu.
- Od razu lepiej - powiedział do siebie.
Wyciągnął ręce, aż strzelił jakiś staw. Rozejrzał się po ulicy. Oparł sie o ściane kilka metrów od wejścia do karczmy. Zamknał oczy i zaczał spokojnie oddychać. " Jak Ci ludzie mogą żyć oddychajac takim powietrzem?", przemknęło mu przez myśl. " Ktoś kto nie zna powietrza morskiego, uważa, że to tutaj jest orzeźwiajace..." Otworzył oczy i spojrzał w niebo. "Przydałoby się wyspać", przygryzł wargę. Odepchnął się od ściany i wrócił do karczmy. Podszedł do stolika, gdzie wczesniej siedzial i powiedział do pozostałych.
- Dobranoc panowie, radze wam iść spać, jutro zapowiada sie wyczerpujący dzień. - kiwnął głową i poszedł do swojego pokoju.
- Wybaczcie panowie, ale muszę na chwile wyjść - wstał odsuwając krzesło.
Przecisnął sie do drzwi, swoim leko chwiejnym krokiem. Gdy wreszcie wyszedł na dwór odetchnął pełną piersią. Zapach wolny od tego karczmannego zaduchu.
- Od razu lepiej - powiedział do siebie.
Wyciągnął ręce, aż strzelił jakiś staw. Rozejrzał się po ulicy. Oparł sie o ściane kilka metrów od wejścia do karczmy. Zamknał oczy i zaczał spokojnie oddychać. " Jak Ci ludzie mogą żyć oddychajac takim powietrzem?", przemknęło mu przez myśl. " Ktoś kto nie zna powietrza morskiego, uważa, że to tutaj jest orzeźwiajace..." Otworzył oczy i spojrzał w niebo. "Przydałoby się wyspać", przygryzł wargę. Odepchnął się od ściany i wrócił do karczmy. Podszedł do stolika, gdzie wczesniej siedzial i powiedział do pozostałych.
- Dobranoc panowie, radze wam iść spać, jutro zapowiada sie wyczerpujący dzień. - kiwnął głową i poszedł do swojego pokoju.
"One day the sun will shine on you
Turn all your tears to laughter
One day you dreams may all come true
One day the sun will shine on you..."
Turn all your tears to laughter
One day you dreams may all come true
One day the sun will shine on you..."

-
- Marynarz
- Posty: 329
- Rejestracja: niedziela, 23 lipca 2006, 08:42
- Lokalizacja: Z siłowni :b
- Kontakt:

-
- Marynarz
- Posty: 395
- Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
- Lokalizacja: Piździawy Zdrój
- Kontakt:

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Właśnie tego się obawiałem...Mam tylko nadzieję, że nasz szanowny MG nie zdezerterował i że popchnie akcję dalej, mimo tego że Sergi nie odpisuje...
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.

-
- Marynarz
- Posty: 329
- Rejestracja: niedziela, 23 lipca 2006, 08:42
- Lokalizacja: Z siłowni :b
- Kontakt:

-
- Marynarz
- Posty: 317
- Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Szczecin
Spokojnie chłopaki, bez paniki
. Miałem kolokwium w tym tygodniu i dlatego sesja stała. Nigdy nie porzucam swoich przygód w trakcie trwania - to tak na przyszłość. Teraz ruszamy na dobre....
Kruft spojrzał na Vincenzo.
- Nie wiem jakie niebezpieczeństwa mogą spotkac was w lesie. Odkąd ludzie powiedzieli, że w lasach grasują ogromne wilki nikt z miasteczka się tam nie zapuszcza. Mam nadzieję, że uda wam się przyprowadzić moją corkę całą i zdrową. Będę tutaj jutro rano z moim psem, tak jak sobie życzycie.
Wstał od stołu, ukłonił się i szybko zniknął za drzwiami gospody. Chwilę potem Werner i Vincezo odebrali klucze do swych pokoi a Krungowi, Konradowi i Ondrusowi przyniosła je ponętna służka. Z każdą mijającą godziną ubywało karczemnych gości i również wy, pozostali przy stole postanowiliście położyć się do łóżek. Po trudach dnia i alkoholu który zaczynał szumieć w głowie udaliście sie na spoczynek.
Noc minęła szybko, choć po północy zbudziły was przeciągłe odgłosy wycia wilków. Trwaly one kilkanaście minut, po czym ustały a wy znów zapdaliście w głeboki sen. Gdy rankiem zeszliście do sali jadalnej przy stoliku czekał już na was Otto Kruft a tuż przy jego nodze z wywiesdzonym jęzorem siedział wielki czarny owczarek.
- To jest Hanzo - mój najlepszy pies...Ma nosa jak zaden inny. Zaprowadzi was do mojej córki - mężczyzna wydawał się być w lepszym nastroju niż minionego wieczora.
Po sowitym śniadaniu opłaconym przez Krufta, hodowca zabrał was do swego pokaźnych rozmiarów domu, gdzie pies węszył w pokoju córki i po chwili podjął trop prowadząc szybko w stronę lasu. Hodowca wręczył smycz Vincezno i rzucił:
- Moja córka ma na imie Ulrike...Powodzenia i sporowadźcie ją całą i zdrową...
Pies, ciągnąc za sobą byłego pirata ruszył w stronę lasu na południowy zachód od domu Krufta.

Kruft spojrzał na Vincenzo.
- Nie wiem jakie niebezpieczeństwa mogą spotkac was w lesie. Odkąd ludzie powiedzieli, że w lasach grasują ogromne wilki nikt z miasteczka się tam nie zapuszcza. Mam nadzieję, że uda wam się przyprowadzić moją corkę całą i zdrową. Będę tutaj jutro rano z moim psem, tak jak sobie życzycie.
Wstał od stołu, ukłonił się i szybko zniknął za drzwiami gospody. Chwilę potem Werner i Vincezo odebrali klucze do swych pokoi a Krungowi, Konradowi i Ondrusowi przyniosła je ponętna służka. Z każdą mijającą godziną ubywało karczemnych gości i również wy, pozostali przy stole postanowiliście położyć się do łóżek. Po trudach dnia i alkoholu który zaczynał szumieć w głowie udaliście sie na spoczynek.
Noc minęła szybko, choć po północy zbudziły was przeciągłe odgłosy wycia wilków. Trwaly one kilkanaście minut, po czym ustały a wy znów zapdaliście w głeboki sen. Gdy rankiem zeszliście do sali jadalnej przy stoliku czekał już na was Otto Kruft a tuż przy jego nodze z wywiesdzonym jęzorem siedział wielki czarny owczarek.
- To jest Hanzo - mój najlepszy pies...Ma nosa jak zaden inny. Zaprowadzi was do mojej córki - mężczyzna wydawał się być w lepszym nastroju niż minionego wieczora.
Po sowitym śniadaniu opłaconym przez Krufta, hodowca zabrał was do swego pokaźnych rozmiarów domu, gdzie pies węszył w pokoju córki i po chwili podjął trop prowadząc szybko w stronę lasu. Hodowca wręczył smycz Vincezno i rzucił:
- Moja córka ma na imie Ulrike...Powodzenia i sporowadźcie ją całą i zdrową...
Pies, ciągnąc za sobą byłego pirata ruszył w stronę lasu na południowy zachód od domu Krufta.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Werner Broch
Jedyne co najemnik mogł stwierdzić, to fakt, że się nie wyspał. Nigdy się nie wysypiał, ale miniona noc była najgorsza od wielu dni. Znów śniła mu się Ona. Rozrywana na strzępy przez hordy szczuroludzi. I on bezsilnie próbujący ją ratować. Te obrazki stawały mu przed oczami ilekroć ułożył się do snu. Zdążył się już do tego przyzwyczaić, a przynajmniej tak mu się wydawało. Broch był w fatalnym nastroju. I sam nie wiedział czy powodem tego była świdomość tego, że nie może cofnąć czasu, czy to, że po prostu się nie wyspał. Nawet dziwaczne podejście do życia Krunga nie poprawiało mu humoru. Najemnik lubił towarzystwo krasnoludów i cenił ich za wiele rzeczy ale tego ranka jakoś niespecjalnie chciał rozmawiać z kimkolwiek. Bedąc przy chacie Krufta spojrzał na Vincenzo ciągniętego przez psa w kierunku lasu.
"Ulryku daj mi siłę bym po raz kolejny mógł stawić czoła siłom zła. Bądź mą tarczą i mocą. Do kresu mych dni...", pomyślał i rzucił oschle do reszty:
- Pora zarobić na chleb... - posępnym wzrokiem spojrzał na gestwinę drzew w oddali i ruszył w kierunku wskazywanym przez psa, poprawiając zawieszony na ramieniu arkebuz.
Jedyne co najemnik mogł stwierdzić, to fakt, że się nie wyspał. Nigdy się nie wysypiał, ale miniona noc była najgorsza od wielu dni. Znów śniła mu się Ona. Rozrywana na strzępy przez hordy szczuroludzi. I on bezsilnie próbujący ją ratować. Te obrazki stawały mu przed oczami ilekroć ułożył się do snu. Zdążył się już do tego przyzwyczaić, a przynajmniej tak mu się wydawało. Broch był w fatalnym nastroju. I sam nie wiedział czy powodem tego była świdomość tego, że nie może cofnąć czasu, czy to, że po prostu się nie wyspał. Nawet dziwaczne podejście do życia Krunga nie poprawiało mu humoru. Najemnik lubił towarzystwo krasnoludów i cenił ich za wiele rzeczy ale tego ranka jakoś niespecjalnie chciał rozmawiać z kimkolwiek. Bedąc przy chacie Krufta spojrzał na Vincenzo ciągniętego przez psa w kierunku lasu.
"Ulryku daj mi siłę bym po raz kolejny mógł stawić czoła siłom zła. Bądź mą tarczą i mocą. Do kresu mych dni...", pomyślał i rzucił oschle do reszty:
- Pora zarobić na chleb... - posępnym wzrokiem spojrzał na gestwinę drzew w oddali i ruszył w kierunku wskazywanym przez psa, poprawiając zawieszony na ramieniu arkebuz.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.

-
- Marynarz
- Posty: 385
- Rejestracja: czwartek, 5 stycznia 2006, 11:21
- Lokalizacja: Tam, gdzie słońce świeci inaczej
- Kontakt:
Vincenzo D'Egaro
- Spokojnie Hanzo! - sciągnął psu smycz i okręcił ją sobie kilka razy wokół dłoni.
Trzymał smycz w lewej ręce. Poszedł normalnym krokiem w stronę gdzie rwał sie pies. Spojrzał na zapinkę smyczy do obroży. "Wystarczy jedno pstryknięcie i powinno puścić", przemknęło mu przez myśl.
- Panowie, wygląda na to, że ten pies naprawde wie dokąd idzie. Mam tylko nadzieje, że zaprowadzi nas do swojej pani, a nie do jej ubrań - rzucił przez ramie, to towarzyszy.
Jeśli są daleko to czeka na nich, jeśli są dość blisko to idzie dalej.
Prawą ręką sprawdził czy karabela dobrze wychodzi z pochwy.
Uśmiechnął sie do siebie i sprawdził jeszcze samopał. Jak zawsze naładowany. Naciagnął mocniej kapelusz na głowę.
[/i]
- Spokojnie Hanzo! - sciągnął psu smycz i okręcił ją sobie kilka razy wokół dłoni.
Trzymał smycz w lewej ręce. Poszedł normalnym krokiem w stronę gdzie rwał sie pies. Spojrzał na zapinkę smyczy do obroży. "Wystarczy jedno pstryknięcie i powinno puścić", przemknęło mu przez myśl.
- Panowie, wygląda na to, że ten pies naprawde wie dokąd idzie. Mam tylko nadzieje, że zaprowadzi nas do swojej pani, a nie do jej ubrań - rzucił przez ramie, to towarzyszy.
Jeśli są daleko to czeka na nich, jeśli są dość blisko to idzie dalej.
Prawą ręką sprawdził czy karabela dobrze wychodzi z pochwy.
Uśmiechnął sie do siebie i sprawdził jeszcze samopał. Jak zawsze naładowany. Naciagnął mocniej kapelusz na głowę.
[/i]
"One day the sun will shine on you
Turn all your tears to laughter
One day you dreams may all come true
One day the sun will shine on you..."
Turn all your tears to laughter
One day you dreams may all come true
One day the sun will shine on you..."

-
- Marynarz
- Posty: 385
- Rejestracja: czwartek, 5 stycznia 2006, 11:21
- Lokalizacja: Tam, gdzie słońce świeci inaczej
- Kontakt:

-
- Marynarz
- Posty: 395
- Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
- Lokalizacja: Piździawy Zdrój
- Kontakt:
Konrad z Boven
Może i są to święte zwierzęta Ulryka, ale czy to upoważnia je do zakłócania mi snu?! - spytał sam się w myślach, gdy w nocy zbudziło go wycie. Najchętniej puściłby w ich stronę jeszcze całe hordy obelg, ale nie chciał popełniać, jakby nie patrzeć, bluźnierstwa. W końcu święte, to święte. W końcu jednak udało mu zasnąć. Rano wstał, odmówił pacierz, prosząc Sigmara o łaskę tego dnia zarówno dla niego, jak i dla jego towarzyszy. Poprosił również o opiekę nad córką Kruffta, jeśli oczywiście jeszcze żyje.
Przyprowadzimy Twoją córkę, choć nie obiecujemy, że żywą. Teraz zostań w domu i módl się byśmy znaleźli ją całą. Po tych słowach, w których słychać było współczucie, starał się utrzymywać możliwie najbliżej psa, co jakiś czas sprawdzając czy nie zgubił czegoś po drodze.
Może i są to święte zwierzęta Ulryka, ale czy to upoważnia je do zakłócania mi snu?! - spytał sam się w myślach, gdy w nocy zbudziło go wycie. Najchętniej puściłby w ich stronę jeszcze całe hordy obelg, ale nie chciał popełniać, jakby nie patrzeć, bluźnierstwa. W końcu święte, to święte. W końcu jednak udało mu zasnąć. Rano wstał, odmówił pacierz, prosząc Sigmara o łaskę tego dnia zarówno dla niego, jak i dla jego towarzyszy. Poprosił również o opiekę nad córką Kruffta, jeśli oczywiście jeszcze żyje.
Przyprowadzimy Twoją córkę, choć nie obiecujemy, że żywą. Teraz zostań w domu i módl się byśmy znaleźli ją całą. Po tych słowach, w których słychać było współczucie, starał się utrzymywać możliwie najbliżej psa, co jakiś czas sprawdzając czy nie zgubił czegoś po drodze.
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach

-
- Marynarz
- Posty: 317
- Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Szczecin
Widzę że sesja już się co niektórym znudziła. Sergi nie ma czasu na dalsze uczestnictwo i mi o tym napisał, ale widze że Bobas w najlepsze odpisuje do innych sesji, a do mojej jakoś mu się odpisać nie chce. Cóż, jeśli nie chce się wam grać to dajcie znać to przeniosę temat do archiwum...
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>

-
- Marynarz
- Posty: 395
- Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
- Lokalizacja: Piździawy Zdrój
- Kontakt:
No to ja mam taka propozycje: Sergiego usmierc w jakis subtelny sposob
a Bobasowi napisz jeszcze PW z pytaniem czy gra. Ja tam na dalszy ciag przygody jestem caly czas chetny...

Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach

-
- Marynarz
- Posty: 329
- Rejestracja: niedziela, 23 lipca 2006, 08:42
- Lokalizacja: Z siłowni :b
- Kontakt:

-
- Marynarz
- Posty: 329
- Rejestracja: niedziela, 23 lipca 2006, 08:42
- Lokalizacja: Z siłowni :b
- Kontakt:
Krung
Noc dla krasnoluda była okropna. Niedość, że słabo popił. To jeszcze w jego skromnej izbie było tak małe łóżko, że spadł z niego kilka razy w nocy. W przypływie gniewu, delikatnie je naruszył. Ale chyba karczmiarz nie zorientował się, bo przynajmniej nic nie gadał. Wszystko go bolało. Krasnolud przeciągnął się, a jego kręgosłup obrzydliwie poprzeskakiwał. Niczym salwa wystrzelona z krasnoludzkiego karabinu. Podrapał się po głowie i chwycił swój oręż w grube łapsko.
-Człeczyno-burknął w stronę Vincenta-Tam gdzie to nas zaprowadzić, tam polać się krew- krasnolud wydawał się dziwny w tych sprawach. Nie czuł lęku wymawiając takie słowa. Lub zupełnie inne, kojarzące się z bitwą. Można było tylko zauważyć niewielkie powiększenie się źrenic, i delikatny uśmiech na dziwym obliczu krasnala. Krung podrapał się po głowie ?"Cholera.. Krung złapać jakaś wsza w łóżku. Przeklinać człeczyny.. przeklinać"?.
Noc dla krasnoluda była okropna. Niedość, że słabo popił. To jeszcze w jego skromnej izbie było tak małe łóżko, że spadł z niego kilka razy w nocy. W przypływie gniewu, delikatnie je naruszył. Ale chyba karczmiarz nie zorientował się, bo przynajmniej nic nie gadał. Wszystko go bolało. Krasnolud przeciągnął się, a jego kręgosłup obrzydliwie poprzeskakiwał. Niczym salwa wystrzelona z krasnoludzkiego karabinu. Podrapał się po głowie i chwycił swój oręż w grube łapsko.
-Człeczyno-burknął w stronę Vincenta-Tam gdzie to nas zaprowadzić, tam polać się krew- krasnolud wydawał się dziwny w tych sprawach. Nie czuł lęku wymawiając takie słowa. Lub zupełnie inne, kojarzące się z bitwą. Można było tylko zauważyć niewielkie powiększenie się źrenic, i delikatny uśmiech na dziwym obliczu krasnala. Krung podrapał się po głowie ?"Cholera.. Krung złapać jakaś wsza w łóżku. Przeklinać człeczyny.. przeklinać"?.
Squat or die
.
Jeszcze 'tylko' 35kg do 205kg...

Jeszcze 'tylko' 35kg do 205kg...

-
- Marynarz
- Posty: 385
- Rejestracja: czwartek, 5 stycznia 2006, 11:21
- Lokalizacja: Tam, gdzie słońce świeci inaczej
- Kontakt:
Vincenzo D'Egaro
Wybaczcie, że długo mnie nie było, ale miałem sprawy nie cierpiące zwłoki, ale teraz chyba bede miał czas
- No właśnie po to idziemy Krung. - uśmiechnął się szczerze do krasnoluda. - Ciesze sie, że mamy w ekipie kogoś takiego jak Ty Krung. Panowie! Nie lekceważmy tych wilczków! Mym skromnym zdaniem z wilczkami to by sobie ciury poradziły.
Wybaczcie, że długo mnie nie było, ale miałem sprawy nie cierpiące zwłoki, ale teraz chyba bede miał czas
- No właśnie po to idziemy Krung. - uśmiechnął się szczerze do krasnoluda. - Ciesze sie, że mamy w ekipie kogoś takiego jak Ty Krung. Panowie! Nie lekceważmy tych wilczków! Mym skromnym zdaniem z wilczkami to by sobie ciury poradziły.
"One day the sun will shine on you
Turn all your tears to laughter
One day you dreams may all come true
One day the sun will shine on you..."
Turn all your tears to laughter
One day you dreams may all come true
One day the sun will shine on you..."

-
- Marynarz
- Posty: 317
- Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Szczecin
No to ruszamy dalej... 
Pogoda tego ranka była nie najlepsza, ale odkąd wyruszyliście z domu Krufta prowadzeni przez owczarka z każdą chwilą aura zmieniała się na gorszą. W końcu zaczął padać lekki deszczyk, niebo pociemniało i zrobiło się dość ponuro. Dość szybko przemierzaliście las porośnięty sosnami i innymi, mniej lub bardziej dziwnymi roślinami. Hanzo prowadził was pewnie, cicho pomrukując i wąchając każdy ślad. Po jakichś dwudziestu minutach drogi wyszliście na rozległą polanę. Pies wciąż parł do przodu. Nagle bełt przeszył powietrze i z ogromną siłą uderzył w idącego obok Brocha Ondrusa. Czarnoksiężnik zwalił się cieżko na ziemię z bełtem w piersi. Jego oczy, tak jak i on sam, były martwe. Nagle z kniei naprzeciw wyszło czterech mężczyzn, którzy wydawali się lekko zdziwieni widząc was. Jeden z nich założył bełt i zaczął naciągać kuszę, a pozostali chwycili za miecze i zaczęli biec w waszą stronę.

Pogoda tego ranka była nie najlepsza, ale odkąd wyruszyliście z domu Krufta prowadzeni przez owczarka z każdą chwilą aura zmieniała się na gorszą. W końcu zaczął padać lekki deszczyk, niebo pociemniało i zrobiło się dość ponuro. Dość szybko przemierzaliście las porośnięty sosnami i innymi, mniej lub bardziej dziwnymi roślinami. Hanzo prowadził was pewnie, cicho pomrukując i wąchając każdy ślad. Po jakichś dwudziestu minutach drogi wyszliście na rozległą polanę. Pies wciąż parł do przodu. Nagle bełt przeszył powietrze i z ogromną siłą uderzył w idącego obok Brocha Ondrusa. Czarnoksiężnik zwalił się cieżko na ziemię z bełtem w piersi. Jego oczy, tak jak i on sam, były martwe. Nagle z kniei naprzeciw wyszło czterech mężczyzn, którzy wydawali się lekko zdziwieni widząc was. Jeden z nich założył bełt i zaczął naciągać kuszę, a pozostali chwycili za miecze i zaczęli biec w waszą stronę.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Werner Broch
- Krung! Vinzenzo! Konrad! Osłaniajcie mnie! Zdejmę najpierw tego z kuszą, a wy zajmijcie się pozostałymi. Nie dajcie im podejść do mnie! - krzyknął Broch. Jego głos był szorstki i twardy.
Jednym szybkim ruchem najemnik zdjął arkebuz z ramienia i sięgnął do torby przewieszonej przez ramię. Chwilę potem ładował już swoją broń, momentami podnosząc wzrok by sprawdzić czy przeciwnik naciągnął kuszę. Jego kompani już ruszyli do walki ze zbliżającymi się wrogami. Za chwilę miało nastąpić pierwsze starcie. Broch podejrzewał, że mogą mieć coś wspólnego ze zniknięciem córki Krufta, jednak nie był to odpowiedni czas by o tym myśleć. Gdy broń była już gotowa, Werner przystawił arkebuz do ramienia, przez chwilę dotykając przywiązanego do rękojeści srebrnego amuletu celnego strzału. Przesunął się w prawo szukając dla siebie dogodnej pozycji.
- Ulryku! Chroń nas! - krzyknął. Wycelował prosto w głowę swego przeciwnika.
Nastąpiło głuche stuknięcie. Głośny wystrzał rozniósł się echem po lesie.
- Krung! Vinzenzo! Konrad! Osłaniajcie mnie! Zdejmę najpierw tego z kuszą, a wy zajmijcie się pozostałymi. Nie dajcie im podejść do mnie! - krzyknął Broch. Jego głos był szorstki i twardy.
Jednym szybkim ruchem najemnik zdjął arkebuz z ramienia i sięgnął do torby przewieszonej przez ramię. Chwilę potem ładował już swoją broń, momentami podnosząc wzrok by sprawdzić czy przeciwnik naciągnął kuszę. Jego kompani już ruszyli do walki ze zbliżającymi się wrogami. Za chwilę miało nastąpić pierwsze starcie. Broch podejrzewał, że mogą mieć coś wspólnego ze zniknięciem córki Krufta, jednak nie był to odpowiedni czas by o tym myśleć. Gdy broń była już gotowa, Werner przystawił arkebuz do ramienia, przez chwilę dotykając przywiązanego do rękojeści srebrnego amuletu celnego strzału. Przesunął się w prawo szukając dla siebie dogodnej pozycji.
- Ulryku! Chroń nas! - krzyknął. Wycelował prosto w głowę swego przeciwnika.
Nastąpiło głuche stuknięcie. Głośny wystrzał rozniósł się echem po lesie.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
