[Świat Pasem // IIWŚ] Fatalna Kolizja

-
- Mat
- Posty: 594
- Rejestracja: środa, 7 czerwca 2006, 20:34
- Numer GG: 5800256
- Lokalizacja: GOP
Darren
Eh... Spocznij.... Wiedziałem, że szło nam za prosto. Zbudujcie tu jakiś prowizoryczny obóz w jakimś miejscu w którym nie będzie szło go zobaczyć z daleka. Mam dziwne przeczucie, że nie jesteśmy sami tutaj. Wybiercie dwóch aby pełniło wartę podczas gdy reszta będzie odpoczywać. Możesz odejść.- powiedział do Sivana po czym podszedł do ciała i szepnął :Niech bóg ma Cię w swojej opiece- po czym zarzucił na plecy jego wykrywacz z zamiarem dania go któremuś z ludzi. Lecz gdy miał odejśc w stronę oddziału rzuciło mu się coś dziwnego. Błoto w pobliżu które pozostało od niedawnego deszczu wyglądało jakby ktoś przez nie niedawno przeszedł... Przeklinam dzień w którym zechciałem pomagać tym "w dole".powiedział nerwowo ruszając swymi czarnymi skrzydłami Darren po czym podnósł ciało do powstającego obozu. Gdy już się tam znalazł położył ciało i powiedział Wzmóżcie ostrożność w pobliżu znalazłem ślady które napewno nie zostały zostawione przez diabły... Coś mi mówi, że Ci "inni nie odeszli za daleko i czekają na odpowiedzni moment na atak. Więc nie dajcie stępić sobie swoich zmysłów. Pamiętajcie jednak... Pod żadnym pozorem nie możecie wzbić się w powietrze inaczej misja skończy się nie powodzeniem... Możecie wrócić do roboty- gdy skończył przykucnął na najwyższym punkcie w oklicy i rozglądał się czy ktoś nie przemierza pobliskich terenów. Głupcy... Wysłali nas na tą misję z tym swoim bezuczuciowym wyrazem twarzy i siedzą sobie teraz bezpieczni w bunkrze a my tu w 9 mamy nadstawiać za nich karku...rozmyślał a gdy nikogo nie zobaczył zszedł z tego miejsca i dał wykrywacz któremuś z towarzyszy i położył się by odpocząć choć chwilę od nękających go zmartwień.
Eh... Spocznij.... Wiedziałem, że szło nam za prosto. Zbudujcie tu jakiś prowizoryczny obóz w jakimś miejscu w którym nie będzie szło go zobaczyć z daleka. Mam dziwne przeczucie, że nie jesteśmy sami tutaj. Wybiercie dwóch aby pełniło wartę podczas gdy reszta będzie odpoczywać. Możesz odejść.- powiedział do Sivana po czym podszedł do ciała i szepnął :Niech bóg ma Cię w swojej opiece- po czym zarzucił na plecy jego wykrywacz z zamiarem dania go któremuś z ludzi. Lecz gdy miał odejśc w stronę oddziału rzuciło mu się coś dziwnego. Błoto w pobliżu które pozostało od niedawnego deszczu wyglądało jakby ktoś przez nie niedawno przeszedł... Przeklinam dzień w którym zechciałem pomagać tym "w dole".powiedział nerwowo ruszając swymi czarnymi skrzydłami Darren po czym podnósł ciało do powstającego obozu. Gdy już się tam znalazł położył ciało i powiedział Wzmóżcie ostrożność w pobliżu znalazłem ślady które napewno nie zostały zostawione przez diabły... Coś mi mówi, że Ci "inni nie odeszli za daleko i czekają na odpowiedzni moment na atak. Więc nie dajcie stępić sobie swoich zmysłów. Pamiętajcie jednak... Pod żadnym pozorem nie możecie wzbić się w powietrze inaczej misja skończy się nie powodzeniem... Możecie wrócić do roboty- gdy skończył przykucnął na najwyższym punkcie w oklicy i rozglądał się czy ktoś nie przemierza pobliskich terenów. Głupcy... Wysłali nas na tą misję z tym swoim bezuczuciowym wyrazem twarzy i siedzą sobie teraz bezpieczni w bunkrze a my tu w 9 mamy nadstawiać za nich karku...rozmyślał a gdy nikogo nie zobaczył zszedł z tego miejsca i dał wykrywacz któremuś z towarzyszy i położył się by odpocząć choć chwilę od nękających go zmartwień.
Stare chińskie przysłowie mówi: "Jak nie wiesz co powiedzieć, to powiedz stare chińskie przysłowie"

-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Tan
Adam wrócił.
- To wszystko jest jedna wielka atrapa! - wrzasnął - Musimy uciekać, to wszystko jest jedną wielką pułapką!
Stwierdziłem że nie ma sesnu ryzykować. Młody wylazł z podziemi.
- Uciekamy! - ryknąłem, i zbierając wszystkich runąłem do biegu. Wypadliśmy przed budynek, podniosłem tylko Ostrze Wiosennego Deszczu i natychmiast pobiegliśmy w stronę naszego obozowiska.
Eksplozja rozerwała powietrze.
Jack dostał odłamkiem w plecy. Umarł natychmiast, przynajmniej nie czuł bólu...
Gorzej było z Johnem, który wraz ze mną został nieco z tyłu. Ochlapało go coś zielonego. Po chwili padł na ziemię... A potem powstał znów, z wyraźnie widoczną żądzą mordu w oczach. Stwierdziłem że nie ma sensu ryzykować, i natychmiast pozbawiłem go głowy jednym uderzeniem Deszczu. Odcięty czerep pofrunął w powietrze i spadł pośród min. Huk eksplozji obwieścił, że pole minowe było integralnym elemnetem zasadzki.
- Gdy będziemy w lesie, musimy poruszać się o wiele ostrożniej! - krzyknąłem do tych, co byli z przodu. - Wróg mógł zgotować jeszcze jedną pułapkę na nas...
Wracałem wraz ze wszystkimi powoli, zastanwiając się czym się skończy ten wypad...
Adam wrócił.
- To wszystko jest jedna wielka atrapa! - wrzasnął - Musimy uciekać, to wszystko jest jedną wielką pułapką!
Stwierdziłem że nie ma sesnu ryzykować. Młody wylazł z podziemi.
- Uciekamy! - ryknąłem, i zbierając wszystkich runąłem do biegu. Wypadliśmy przed budynek, podniosłem tylko Ostrze Wiosennego Deszczu i natychmiast pobiegliśmy w stronę naszego obozowiska.
Eksplozja rozerwała powietrze.
Jack dostał odłamkiem w plecy. Umarł natychmiast, przynajmniej nie czuł bólu...
Gorzej było z Johnem, który wraz ze mną został nieco z tyłu. Ochlapało go coś zielonego. Po chwili padł na ziemię... A potem powstał znów, z wyraźnie widoczną żądzą mordu w oczach. Stwierdziłem że nie ma sensu ryzykować, i natychmiast pozbawiłem go głowy jednym uderzeniem Deszczu. Odcięty czerep pofrunął w powietrze i spadł pośród min. Huk eksplozji obwieścił, że pole minowe było integralnym elemnetem zasadzki.
- Gdy będziemy w lesie, musimy poruszać się o wiele ostrożniej! - krzyknąłem do tych, co byli z przodu. - Wróg mógł zgotować jeszcze jedną pułapkę na nas...
Wracałem wraz ze wszystkimi powoli, zastanwiając się czym się skończy ten wypad...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.

-
- Kok
- Posty: 1228
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
- Numer GG: 8228852
- Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją
Tajsir
Wybiegłem z podziemi, gdy usłyszałem głos Tana każacy się wycofać. Wybiegłem z bazy-zasadzki jak najszybciej mogłem. Jednak za wolno. Wybuch odrzucił mnie na parę dobrych metrów. Cudem nie zginąłem. Upadłem zaledwie ok 10cm od miny. Widziałem jej zapalnik. Gdyby nie to już by mnie nie było. Wstałem i ostrożnie przeszedłem przez zdradliwe pole minowe. Tam Tan wydał rozkaz, że wracamy szybko do obozu. Poszedłem w miarę szybko. Słyszałem innych spaczeńców. Nie byli zadowoleni z obrotu sprawy. Po drodze zdałem Tanowi raport. Czułem się winny śmierci współplemieńców. Miałem wrażenie, że inni na mnie patrzą. Że są na mnie bardzo źli. Że to ja jestem temu winni. Jakby tak sądzili mieliby rację. Gdybym nie badał pomieszczenia, a złożył raport, byłoby zupełnie inaczej. Szliśmy przez pewien czas. Gdy zbliżyliśmy się do obozu, na tyle, że niemal go widzieliśmy, Tan kazał nam wszystkim zatrzymać się i węszyć. Zacząłem wykonywać rozkaz. Chwilę później wyczułem spaliny...
Wybiegłem z podziemi, gdy usłyszałem głos Tana każacy się wycofać. Wybiegłem z bazy-zasadzki jak najszybciej mogłem. Jednak za wolno. Wybuch odrzucił mnie na parę dobrych metrów. Cudem nie zginąłem. Upadłem zaledwie ok 10cm od miny. Widziałem jej zapalnik. Gdyby nie to już by mnie nie było. Wstałem i ostrożnie przeszedłem przez zdradliwe pole minowe. Tam Tan wydał rozkaz, że wracamy szybko do obozu. Poszedłem w miarę szybko. Słyszałem innych spaczeńców. Nie byli zadowoleni z obrotu sprawy. Po drodze zdałem Tanowi raport. Czułem się winny śmierci współplemieńców. Miałem wrażenie, że inni na mnie patrzą. Że są na mnie bardzo źli. Że to ja jestem temu winni. Jakby tak sądzili mieliby rację. Gdybym nie badał pomieszczenia, a złożył raport, byłoby zupełnie inaczej. Szliśmy przez pewien czas. Gdy zbliżyliśmy się do obozu, na tyle, że niemal go widzieliśmy, Tan kazał nam wszystkim zatrzymać się i węszyć. Zacząłem wykonywać rozkaz. Chwilę później wyczułem spaliny...

-
- Bosman
- Posty: 1691
- Rejestracja: piątek, 21 lipca 2006, 16:39
Geashgenteashr
Rozejrzałem się dość spokojnie po przeklętej okolicy. *Spaczeńcy... tutaj, w Rzeszy... do czego to dochodzi* pomyślałem z obrzydzeniem. Gestem kazałem wszystkim podkomendym zachowywać się cicho. Na samym przedzie – zwiad, 20 piechurów poruszających się bezszelestnie czołgając sie pomiędzy łysymi skałami. Za nimi, w odległości około 50 metrów reszta piechoty ze mną na czele. Na flankach czołgi, tyły chronił "Shrek" jadąc powoli poprzez lekko zaszronione przeklęte ziemie.
Zagryzałem kolejnego papierosa z nutką lekkiej nudy. Szczerze mówiąc tęskniłem nieco do tych emocji... choć oczywiście kiedy sytuacja przybierała zły obrót wolałem zająć... odpowiednie pozycje. *Teraz już tak nie będzie, mam malutką armię która mnie będzie chronić. Niech się zbilżą, posmakują żelaza... i śmierci*. Żołnieże byli całkowicie skupieni... w koncu nikt nie che oberwać przez nieuwagę. Ja sam gładziłem Freundlichflinte... Moi wrogowie ani nawet podopieczni nie wiedzą wiele o mojej śmiercionosnej przyjaciółce. Nie wiedzą do czego jest zdolna. Ja wiedziałem... i to mi dodawało otuchy w ten wietrzny, pochmurny i zdecydowanie niemiły dzień. Niemiły... niemiły dla spaczeńców!
Rozejrzałem się dość spokojnie po przeklętej okolicy. *Spaczeńcy... tutaj, w Rzeszy... do czego to dochodzi* pomyślałem z obrzydzeniem. Gestem kazałem wszystkim podkomendym zachowywać się cicho. Na samym przedzie – zwiad, 20 piechurów poruszających się bezszelestnie czołgając sie pomiędzy łysymi skałami. Za nimi, w odległości około 50 metrów reszta piechoty ze mną na czele. Na flankach czołgi, tyły chronił "Shrek" jadąc powoli poprzez lekko zaszronione przeklęte ziemie.
Zagryzałem kolejnego papierosa z nutką lekkiej nudy. Szczerze mówiąc tęskniłem nieco do tych emocji... choć oczywiście kiedy sytuacja przybierała zły obrót wolałem zająć... odpowiednie pozycje. *Teraz już tak nie będzie, mam malutką armię która mnie będzie chronić. Niech się zbilżą, posmakują żelaza... i śmierci*. Żołnieże byli całkowicie skupieni... w koncu nikt nie che oberwać przez nieuwagę. Ja sam gładziłem Freundlichflinte... Moi wrogowie ani nawet podopieczni nie wiedzą wiele o mojej śmiercionosnej przyjaciółce. Nie wiedzą do czego jest zdolna. Ja wiedziałem... i to mi dodawało otuchy w ten wietrzny, pochmurny i zdecydowanie niemiły dzień. Niemiły... niemiły dla spaczeńców!

-
- Bombardier
- Posty: 836
- Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
- Lokalizacja: z ziem piekielnych
- Kontakt:
Ondrus Pietrovowicz
“... dwie watahy spaczeńców wtargnęło na obszar ścisłej kontroli wojsk Armii Czerwonej, celem ich ataku był skład broni i amunicji garnizonu UPA... mimo odkrycia zagrożenia oraz pode wzięcia odpowiednich środków wrogowie osiągnęli cel... większość z nich przypłaciła ten występek swoim życiem..."
podpisano
Kaspar Vergowicz
Godzinę po otrzymaniu swych pierwszych rozkazów wertowałem setki stronic raportów, pochodzących z osławionego garnizonu na tak zwanym froncie japońskim. Prawdę mówiąc nie dostrzegałem w tej chwili żadnej winy po stronie tamtejszego dowódcy, jednak mogło być to jedynie moje pochopne odczucie. Od dawna wiedziałem o silnie skondensowanych atakach spaczeńców na tamtejsze nasze placówki, ale o tak zuchwałych nie miałem pojęcia. Spojrzałem lekko zamglonym wzrokiem na zegar ścienny w moim gabinecie. Dochodziła już godzina dziewiąta ... wtedy usłyszałem energiczne pukanie. “Jak zwykle na czas”- przeszło mi przez myśl gdy ujrzałem wchodzącego Belzerna. Dostrzegłem w jego dłoniach pęk szarych dokumentów, jego odwieczne atrybuty.
-Tak towarzyszu?- spytałem znużonym, ochrypłym głosem.
-Chciałem zakomunikować towarzyszy komendancie, że teleportacja jest już gotowa...- gestem ręki poprawił oprawki swoich okularów i kontynuował- Wszystkie formalności są już wykonane, rozkazy dla nowych szkoleniowców rozdane, tak samo jak dyrektywy dla nowych dowódców GRU pod pańską komendą.
Pokiwałem z aprobatą słysząc jego słowa, wstając przy tym i demonstracyjnie poprawiając swój nowy czarny mundur drugiego komendanta Gławnoje Rozwiedywatielnoje Uprawlenij. Podchodząc do drzwi gestem ręki rozkazałem swojemu sekretarzowi podążyć ze mną na plac teleportacyjny. Kilka chwil po opuszczeniu mojego gabinetu pozostawaliśmy oboje w milczeniu, w końcu jednak przemówiłem.
-Towarzyszu, od ilu lat służycie mi radą i pomocą?- spytałem, a strach okrył twarz mego kompana.
-5 lat, towarzyszu komendancie...- głos jego załamał się nieznacznie, widać było że stara się nie ukazywać zdenerwowania i stresu jaki teraz przeżywa.
-Od tej chwili każde słowo wypowiedziane między nami staje się tajemnicą, zrozumiano?- spojrzałem na Belzerna, zapewne niezbyt mnie rozumiał, jednak nie śmiał się mi przeciwstawić, zależało mu na swym marnym życiu.
-Tak, towarzyszu....
-Mam dwa zadania dla pana- rzekłem- Pierwszym są rozkazy dla moich oddziałów. Otóż teleportacja ma się odbyć w przeciągu tego dnia, zależy mi na szybkości, chyba się rozumiemy?- Belzern tylko pokiwał głową- Żołnierze mają być przerzuceni do punktu radarowego od strony wąwozu, niech komendę nad nim przejmie towarzysz Norg, powinien być odpowiedni do takiego zadania... Natomiast druga sprawa jest bardziej poufna... Twoim zadaniem będzie dowiedzenie się wszystkiego związanego z egzekucją byłego towarzysza Beruty... oczywiście dyskretnie.
Belzern nie odpowiedział, jednak wiedziałem ,że przyjął z pokorą moje rozkazy. Obaj wiedzieliśmy że jeśli da się przyłapać na pozyskiwaniu informacji związanych z drugim zadaniem zapewne czeka go szybka i cicha egzekucja. Obaj również wiedzieliśmy że jego śmierć nie będzie dla mnie wielką stratą... i to zapewne budziło w nim ten cały strach. No cóż wojna bywa okrutna, taka jej natura...
Po skończonej rozmowie z sekretarze ruszyłem ponownie w stronę placu teleportacyjnego, gdzie czekano już na me przybycie. Dwójka demonów, ubrana w długie srebrne mundury oddziałów do zadań przemieszczania oddziałów szybkiego reagowania stanęły przede mną i rozpoczęły inkantacje odpowiedniego czaru. Teraz przyszedł czas na podróż pełną bólu, był to główny minus podróżowania nieoczekiwanego i nieodpowiednio przygotowanego... Sekundy trwało same wywołanie efektu, zapewne jedynie mój umysł całą podróż groteskowo wydłużył w powijakach cierpienia jakiego doświadczył. Jednak nie było to doświadczenie potrafiące wywołać na mnie jakichkolwiek oznak słabości, czegoś co jedynie moi wrogowie mogą odczuć.
Dostrzegłem przed sobą w chwili moich dość przyziemnych rozmyślań kilka baraków oraz żołnierzy ZSRR stojących przede mną na baczność, głównie pomiotów. Czekało mnie wysłuchanie raportu mojego nowego podwładnego, oraz odnalezienie winowajców i wymierzenie zasłużonej kary....
“ ... precz z mego umysłu, rozkazuje ci nomadzie... Milcz i egzystuj póki ci pozwalam, namiastko demona...”
“... dwie watahy spaczeńców wtargnęło na obszar ścisłej kontroli wojsk Armii Czerwonej, celem ich ataku był skład broni i amunicji garnizonu UPA... mimo odkrycia zagrożenia oraz pode wzięcia odpowiednich środków wrogowie osiągnęli cel... większość z nich przypłaciła ten występek swoim życiem..."
podpisano
Kaspar Vergowicz
Godzinę po otrzymaniu swych pierwszych rozkazów wertowałem setki stronic raportów, pochodzących z osławionego garnizonu na tak zwanym froncie japońskim. Prawdę mówiąc nie dostrzegałem w tej chwili żadnej winy po stronie tamtejszego dowódcy, jednak mogło być to jedynie moje pochopne odczucie. Od dawna wiedziałem o silnie skondensowanych atakach spaczeńców na tamtejsze nasze placówki, ale o tak zuchwałych nie miałem pojęcia. Spojrzałem lekko zamglonym wzrokiem na zegar ścienny w moim gabinecie. Dochodziła już godzina dziewiąta ... wtedy usłyszałem energiczne pukanie. “Jak zwykle na czas”- przeszło mi przez myśl gdy ujrzałem wchodzącego Belzerna. Dostrzegłem w jego dłoniach pęk szarych dokumentów, jego odwieczne atrybuty.
-Tak towarzyszu?- spytałem znużonym, ochrypłym głosem.
-Chciałem zakomunikować towarzyszy komendancie, że teleportacja jest już gotowa...- gestem ręki poprawił oprawki swoich okularów i kontynuował- Wszystkie formalności są już wykonane, rozkazy dla nowych szkoleniowców rozdane, tak samo jak dyrektywy dla nowych dowódców GRU pod pańską komendą.
Pokiwałem z aprobatą słysząc jego słowa, wstając przy tym i demonstracyjnie poprawiając swój nowy czarny mundur drugiego komendanta Gławnoje Rozwiedywatielnoje Uprawlenij. Podchodząc do drzwi gestem ręki rozkazałem swojemu sekretarzowi podążyć ze mną na plac teleportacyjny. Kilka chwil po opuszczeniu mojego gabinetu pozostawaliśmy oboje w milczeniu, w końcu jednak przemówiłem.
-Towarzyszu, od ilu lat służycie mi radą i pomocą?- spytałem, a strach okrył twarz mego kompana.
-5 lat, towarzyszu komendancie...- głos jego załamał się nieznacznie, widać było że stara się nie ukazywać zdenerwowania i stresu jaki teraz przeżywa.
-Od tej chwili każde słowo wypowiedziane między nami staje się tajemnicą, zrozumiano?- spojrzałem na Belzerna, zapewne niezbyt mnie rozumiał, jednak nie śmiał się mi przeciwstawić, zależało mu na swym marnym życiu.
-Tak, towarzyszu....
-Mam dwa zadania dla pana- rzekłem- Pierwszym są rozkazy dla moich oddziałów. Otóż teleportacja ma się odbyć w przeciągu tego dnia, zależy mi na szybkości, chyba się rozumiemy?- Belzern tylko pokiwał głową- Żołnierze mają być przerzuceni do punktu radarowego od strony wąwozu, niech komendę nad nim przejmie towarzysz Norg, powinien być odpowiedni do takiego zadania... Natomiast druga sprawa jest bardziej poufna... Twoim zadaniem będzie dowiedzenie się wszystkiego związanego z egzekucją byłego towarzysza Beruty... oczywiście dyskretnie.
Belzern nie odpowiedział, jednak wiedziałem ,że przyjął z pokorą moje rozkazy. Obaj wiedzieliśmy że jeśli da się przyłapać na pozyskiwaniu informacji związanych z drugim zadaniem zapewne czeka go szybka i cicha egzekucja. Obaj również wiedzieliśmy że jego śmierć nie będzie dla mnie wielką stratą... i to zapewne budziło w nim ten cały strach. No cóż wojna bywa okrutna, taka jej natura...
Po skończonej rozmowie z sekretarze ruszyłem ponownie w stronę placu teleportacyjnego, gdzie czekano już na me przybycie. Dwójka demonów, ubrana w długie srebrne mundury oddziałów do zadań przemieszczania oddziałów szybkiego reagowania stanęły przede mną i rozpoczęły inkantacje odpowiedniego czaru. Teraz przyszedł czas na podróż pełną bólu, był to główny minus podróżowania nieoczekiwanego i nieodpowiednio przygotowanego... Sekundy trwało same wywołanie efektu, zapewne jedynie mój umysł całą podróż groteskowo wydłużył w powijakach cierpienia jakiego doświadczył. Jednak nie było to doświadczenie potrafiące wywołać na mnie jakichkolwiek oznak słabości, czegoś co jedynie moi wrogowie mogą odczuć.
Dostrzegłem przed sobą w chwili moich dość przyziemnych rozmyślań kilka baraków oraz żołnierzy ZSRR stojących przede mną na baczność, głównie pomiotów. Czekało mnie wysłuchanie raportu mojego nowego podwładnego, oraz odnalezienie winowajców i wymierzenie zasłużonej kary....
“ ... precz z mego umysłu, rozkazuje ci nomadzie... Milcz i egzystuj póki ci pozwalam, namiastko demona...”

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:

-
- Majtek
- Posty: 115
- Rejestracja: sobota, 2 września 2006, 05:17
- Lokalizacja: Z pokoju!
Spojrzałem na portal z przerażeniem nigdy nie lubiłem tych magicznych cacek. *gdzie tym razem wyląduję? mam nadzieje ze nie pod czołgiem.* Usłyszałem jakiś zagłuszony dźwiękiem warczących silników głos i nagle poczułem ze ktoś mnie popchną. Obróciłem sie zauważyłem tam ghul'a który rzekł do mnie "Rusz sie nie mamy całego dnia!!" z przerażeniem wszedłem do portalu. Poczułem lekki chłód obiegający całe moje ciało wiedziałem że moja stopa już jest po drugiej stronie. Ktoś mnie popchną i potknąłem sie upadłem tuż za czołgiem. Spojrzałem w górę i ujrzałem jak pocisk wystrzelony z czołgu trafia w grupkę spaczeńców. Zostali rozerwani na strzępy noga jednego z nich wylądowała obok mnie. Ktoś z tyłu rzekł "jedz jak jesteś głodny" i sie zaśmiał wstałem w pośpiechu złapałem za moje mg42 i odbiegłem trochę dalej od czołgu. Rozłożyłem mg42
i zacząłem strzelać, nie wiem czy kogoś trafiłem słyszałem krzyki spaczeńców i rozkazy ich dowódców *A niech se je w D... wsadza, dajcie im uciekać* strzelałem żeby nie zostać zabity. Nagle szum opadł były już tylko jęki postrzelonych żołnierzy spaczeńców. Zauważyłem dwóch uciekających spaczeńców postanowiłem już nie marnować na nich amunicji we dwóch sobie i tak w lesie długo nie pożyją. Podniosłem sie i ustawiłem w szeregu z innymi jeden z naszych został zabity reszta jest cała. Bitwa wygrana, lecz wątpię że to odmieni moje życie w tej jednostce z Liszem psychopatą...
i zacząłem strzelać, nie wiem czy kogoś trafiłem słyszałem krzyki spaczeńców i rozkazy ich dowódców *A niech se je w D... wsadza, dajcie im uciekać* strzelałem żeby nie zostać zabity. Nagle szum opadł były już tylko jęki postrzelonych żołnierzy spaczeńców. Zauważyłem dwóch uciekających spaczeńców postanowiłem już nie marnować na nich amunicji we dwóch sobie i tak w lesie długo nie pożyją. Podniosłem sie i ustawiłem w szeregu z innymi jeden z naszych został zabity reszta jest cała. Bitwa wygrana, lecz wątpię że to odmieni moje życie w tej jednostce z Liszem psychopatą...
....

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Tereny koło "wyrwy estońskiej":
Noc trwała. Ciemna i nieprzenikniona, gęsta jak krew i czarna jak atrament. Było koło północy, gdy całą ciszę i spokój diabli wzięli.. dosłownie. Był to dźwięk teleportacji. Pionowy filar czerwonej energii uderzył gdzieś daleko, przenosząc kilkadziesiąt piekielnych istnień. Zdobycie radaru właśnie stało się trudniejsze...
Noc jednak skończyła się. Nastał dzień. szare chmury nie przepuszczały promieni słonecznych i świat trwał niczym w zawieszeniu miedzy jedną a drugą nocą...
Kwatera Oficerska w strefie Japońskiego Frontu:
Może i nie był to apartament na miarę tego w kwaterze głównej GRU, ale dało się zdzierżyć. Raport nie wnosił za wiele. Wychodziło na to, ze góry w jednym miejscu są uformowane tak, ze tworzą system korytarzy, do których żołnierze boja się wchodzić. Spaczeńcy znają te jaskinie na pamięć, zwisają z sufitów, kryją się w załomach... Dla nich tam jest plac zabaw, a dla diabłów i pomiotów - musztra do ostatnich potów...
Obóz szkoleniowy na obrzeżach Berlina:
Grupa dopiero co powróciła z jednej wyprawy, a już miała zostać wysłana na kolejną. Upiór od razu zabrał dowódcę na bok "na słówko", zaś żołnierze dostali "luz". Był czas na naprawę broni, dobieranie amunicji, której sporo przybyło. Dotarły nowe modele - Todensturm. Aminicja z czubkiem stworzonym z energii śmierci. Pozostawało tyko czekać na to, co nieuniknione
Noc trwała. Ciemna i nieprzenikniona, gęsta jak krew i czarna jak atrament. Było koło północy, gdy całą ciszę i spokój diabli wzięli.. dosłownie. Był to dźwięk teleportacji. Pionowy filar czerwonej energii uderzył gdzieś daleko, przenosząc kilkadziesiąt piekielnych istnień. Zdobycie radaru właśnie stało się trudniejsze...
Noc jednak skończyła się. Nastał dzień. szare chmury nie przepuszczały promieni słonecznych i świat trwał niczym w zawieszeniu miedzy jedną a drugą nocą...
Kwatera Oficerska w strefie Japońskiego Frontu:
Może i nie był to apartament na miarę tego w kwaterze głównej GRU, ale dało się zdzierżyć. Raport nie wnosił za wiele. Wychodziło na to, ze góry w jednym miejscu są uformowane tak, ze tworzą system korytarzy, do których żołnierze boja się wchodzić. Spaczeńcy znają te jaskinie na pamięć, zwisają z sufitów, kryją się w załomach... Dla nich tam jest plac zabaw, a dla diabłów i pomiotów - musztra do ostatnich potów...
Obóz szkoleniowy na obrzeżach Berlina:
Grupa dopiero co powróciła z jednej wyprawy, a już miała zostać wysłana na kolejną. Upiór od razu zabrał dowódcę na bok "na słówko", zaś żołnierze dostali "luz". Był czas na naprawę broni, dobieranie amunicji, której sporo przybyło. Dotarły nowe modele - Todensturm. Aminicja z czubkiem stworzonym z energii śmierci. Pozostawało tyko czekać na to, co nieuniknione
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

-
- Kok
- Posty: 1228
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
- Numer GG: 8228852
- Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją
Tajsir
Nagle rozległy się strzały. Tysiące śmiercionośnych pocisków leciało w naszą stronę. Tan wydał w końcu rozkaz odpowiedzi. Odpowiedzieliśmy ogniem. Po obu stronach było coraz mniej osób. Ładując kuszę rozglądnąłem się. Wiele z naszych leżało i traciło ostatnie tchnienie. Przypominały mi się krwawe sceny z czasów służby w regularnej armii. Wtedy usłyszałem poważny i donośny ton dowódcy z rozkazem odwrotu. Oddałem ostatni strzał i zacząłem biec. Podczas ucieczki nie widziałem żadnego z naszych po za Tanem. W biegu przed oczami ukazywały mi się coraz gorsze wspomnienia. Cały czas słyszałem odgłosy strzałów. W końcu zaczęły cichnąć. Ale obrazy przed moimi oczami nie ustały. Krew, jęki umierających, oderwane kończyny. To ciągle dostarczała mi wyobraźnia. Właściwie nie wyobraźnia, tylko wspomnienia. "Co nas nie zabije, to wzmocni" mawiają niektórzy. Gówno prawda. Wojna nie wzmocni nikogo. Przynajmniej nie psychicznie. To co się przeżywa na wojnie, umierający, krwawiący ludzie... Przez to można tylko zwiariować!
Nagle rozległy się strzały. Tysiące śmiercionośnych pocisków leciało w naszą stronę. Tan wydał w końcu rozkaz odpowiedzi. Odpowiedzieliśmy ogniem. Po obu stronach było coraz mniej osób. Ładując kuszę rozglądnąłem się. Wiele z naszych leżało i traciło ostatnie tchnienie. Przypominały mi się krwawe sceny z czasów służby w regularnej armii. Wtedy usłyszałem poważny i donośny ton dowódcy z rozkazem odwrotu. Oddałem ostatni strzał i zacząłem biec. Podczas ucieczki nie widziałem żadnego z naszych po za Tanem. W biegu przed oczami ukazywały mi się coraz gorsze wspomnienia. Cały czas słyszałem odgłosy strzałów. W końcu zaczęły cichnąć. Ale obrazy przed moimi oczami nie ustały. Krew, jęki umierających, oderwane kończyny. To ciągle dostarczała mi wyobraźnia. Właściwie nie wyobraźnia, tylko wspomnienia. "Co nas nie zabije, to wzmocni" mawiają niektórzy. Gówno prawda. Wojna nie wzmocni nikogo. Przynajmniej nie psychicznie. To co się przeżywa na wojnie, umierający, krwawiący ludzie... Przez to można tylko zwiariować!

-
- Mat
- Posty: 594
- Rejestracja: środa, 7 czerwca 2006, 20:34
- Numer GG: 5800256
- Lokalizacja: GOP
Darren
Ehh... super. Jeszcze tego na brakowało...- powiedziałem gdy zobaczyłem przybycie piekielnych poczwar... Dobra zbierać się musimy iść dalej jak chcemy to przeżyć- dodałem po czym poczekałem na swoich ludzi i wraz z nimi pocichu wyruszyliśmy w dalszą drogę. Spokój i cisza... Zbyt łatwo nam to coś idzie...- mruknałem cicho po czym poszłem przed siebie. O kutwa... Na ziemię i to szybko- powiedziałem jak najciszej jak szło ale tak żeby wszyscy mnie usłyszeli. Spaczeńcy... Wiedziałem, że nie może nam tak łatwo pójśc... No cuż tylko pięciu...- pomyślałem po czym na głos powiedziałem- Za jasno jest, żeby się do nich podkraść a nie zauważeni raczej nie przejdziemy... Snajper umiał byś ich zabić wszystkich za nim zdążą nas zauważyć??- odpowiedź nie była zaskoczeniem... No dobra musimy się podkrasć na odległość strzału... Wszyscy z broniami dystansowymi małego rażenia idziecie za mną... A ty snajper gdy ci pokażę zabijaesz jak najszybciej któregoś z nich a my dobiejmy resztę...- jak powiedziałem tak zrobiłem... Widać było, że spaczeńcy są jakby otępieni i nie wiedzieli czego sami szukają... Nie zauważyli by nas gdybyśmy się do nich dosiedli... Dobra to jest wasza chwila prawdy...- powiedziałem cicho i dałem znak snajperowi który leżał dalej... Sekundę później pierwszy ze spaczeńców wygrał nową dziurę w głowię a gdy reszta poderwała się na nogi dostała od nas po kilka kulek w okolice głów.Zaskakująco łatwo... Tępaki nigdy nie zaczyna się odpoczywać bez czujek...- powiedziałem z sarkazmem i dałem znak aby wszyscy poszli za mną... Dlasza droga nie odznaczyła się niczym ciekawym. Gdy noc zapadła rozbiliśmy prowizoryczny obóz i przed snem wyznaczyłem wartowników... Był to Sivan i inny ze "zwykłą" bronią...
Ehh... super. Jeszcze tego na brakowało...- powiedziałem gdy zobaczyłem przybycie piekielnych poczwar... Dobra zbierać się musimy iść dalej jak chcemy to przeżyć- dodałem po czym poczekałem na swoich ludzi i wraz z nimi pocichu wyruszyliśmy w dalszą drogę. Spokój i cisza... Zbyt łatwo nam to coś idzie...- mruknałem cicho po czym poszłem przed siebie. O kutwa... Na ziemię i to szybko- powiedziałem jak najciszej jak szło ale tak żeby wszyscy mnie usłyszeli. Spaczeńcy... Wiedziałem, że nie może nam tak łatwo pójśc... No cuż tylko pięciu...- pomyślałem po czym na głos powiedziałem- Za jasno jest, żeby się do nich podkraść a nie zauważeni raczej nie przejdziemy... Snajper umiał byś ich zabić wszystkich za nim zdążą nas zauważyć??- odpowiedź nie była zaskoczeniem... No dobra musimy się podkrasć na odległość strzału... Wszyscy z broniami dystansowymi małego rażenia idziecie za mną... A ty snajper gdy ci pokażę zabijaesz jak najszybciej któregoś z nich a my dobiejmy resztę...- jak powiedziałem tak zrobiłem... Widać było, że spaczeńcy są jakby otępieni i nie wiedzieli czego sami szukają... Nie zauważyli by nas gdybyśmy się do nich dosiedli... Dobra to jest wasza chwila prawdy...- powiedziałem cicho i dałem znak snajperowi który leżał dalej... Sekundę później pierwszy ze spaczeńców wygrał nową dziurę w głowię a gdy reszta poderwała się na nogi dostała od nas po kilka kulek w okolice głów.Zaskakująco łatwo... Tępaki nigdy nie zaczyna się odpoczywać bez czujek...- powiedziałem z sarkazmem i dałem znak aby wszyscy poszli za mną... Dlasza droga nie odznaczyła się niczym ciekawym. Gdy noc zapadła rozbiliśmy prowizoryczny obóz i przed snem wyznaczyłem wartowników... Był to Sivan i inny ze "zwykłą" bronią...
Stare chińskie przysłowie mówi: "Jak nie wiesz co powiedzieć, to powiedz stare chińskie przysłowie"

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:

-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Tan
Płonęła we mnie krew. Po raz kolejny musiałem uciekać... Ale są rzeczy, których się nie wybacza. I ja nie wybaczę tym cholernym żywotrupom tego, że
zmasakarowali moją watahę.
Biegłem koło nowego. Jak on... Ah, Tajsir. Jakim cudem on to przetrwał?
Niech ich pochłonie piekło, do którego należą! Nigdy, przenigdy nie zapomnę tego co tu zrobili.
Ale wiem już jak się na nich zemścić.
Gałęzie siekły mnie po twarzy, nie dając chwili wytchnienia. Bieg przez las, szaleńczy, niepowstrzymany. Byliśmy niczym wiatr, jak mówią japończycy -
Kamikaze, Boski Wiatr. Mknęliśmy niepowstrzymanie, ale nie zmieniając nic tam, gdzie się pojawiliśmy.
Dokąd go poprowadzić? Sam żyłbym znów z dnia na dzień, ale nie zostawię tego młodego samego.
- Za mną! - warknąłem. Tu w pobliżu była jeszcze jedna wataha. Może ich nie zaatakowano...
Zaatakowano. Ale mniejszymi siłami, zdołali się wybronić.
- Witajcie. Jestem Tan, być może mnie znacie. Byłem wataszym, jeszcze do niedawna. A to wszystko co teraz zostało z mojej watahy. - wskazałem na
Tajsira.
- Tan! Oczywiście że o tobie słyszeliśmy. - jeden z członków watahy... A raczej jej resztek, ukłonił się z szacunkiem. - Nasz wataszy zginął
podczas ataku, dziś rano. Ale zaszczytem będzie dla nas służyć pod twą komendą. - odparł.
I znów mam rządzić? Trudno, raz podjętej odpowiedzialności nie wolno odrzucać.
- Dobrze. Wezmę was pod swoją komendę. - powiedziałem. - Później się z wami zapoznam, na razie musimy na wszelki wypadek oddalić się, by odnaleźć
bezpieczniejsze schronienie. - powiedziałem. Ruszyliśmy w las, już w dziesiątkę.
Trzeba odpocząć. A potem... A potem ruszymy na Berlin.
Dziesięciu to mało, być może. Ale wedrzemy się tam. Nie wiem jeszcze, co będę chciał zniszczyć, ale na pewno to zniszczę. Wprawdzie zapewne cała moja wataha
zostanie na miejscu, martwa. To nie ma znaczenia. Od teraz liczy się tylko cel.
Płonęła we mnie krew. Po raz kolejny musiałem uciekać... Ale są rzeczy, których się nie wybacza. I ja nie wybaczę tym cholernym żywotrupom tego, że
zmasakarowali moją watahę.
Biegłem koło nowego. Jak on... Ah, Tajsir. Jakim cudem on to przetrwał?
Niech ich pochłonie piekło, do którego należą! Nigdy, przenigdy nie zapomnę tego co tu zrobili.
Ale wiem już jak się na nich zemścić.
Gałęzie siekły mnie po twarzy, nie dając chwili wytchnienia. Bieg przez las, szaleńczy, niepowstrzymany. Byliśmy niczym wiatr, jak mówią japończycy -
Kamikaze, Boski Wiatr. Mknęliśmy niepowstrzymanie, ale nie zmieniając nic tam, gdzie się pojawiliśmy.
Dokąd go poprowadzić? Sam żyłbym znów z dnia na dzień, ale nie zostawię tego młodego samego.
- Za mną! - warknąłem. Tu w pobliżu była jeszcze jedna wataha. Może ich nie zaatakowano...
Zaatakowano. Ale mniejszymi siłami, zdołali się wybronić.
- Witajcie. Jestem Tan, być może mnie znacie. Byłem wataszym, jeszcze do niedawna. A to wszystko co teraz zostało z mojej watahy. - wskazałem na
Tajsira.
- Tan! Oczywiście że o tobie słyszeliśmy. - jeden z członków watahy... A raczej jej resztek, ukłonił się z szacunkiem. - Nasz wataszy zginął
podczas ataku, dziś rano. Ale zaszczytem będzie dla nas służyć pod twą komendą. - odparł.
I znów mam rządzić? Trudno, raz podjętej odpowiedzialności nie wolno odrzucać.
- Dobrze. Wezmę was pod swoją komendę. - powiedziałem. - Później się z wami zapoznam, na razie musimy na wszelki wypadek oddalić się, by odnaleźć
bezpieczniejsze schronienie. - powiedziałem. Ruszyliśmy w las, już w dziesiątkę.
Trzeba odpocząć. A potem... A potem ruszymy na Berlin.
Dziesięciu to mało, być może. Ale wedrzemy się tam. Nie wiem jeszcze, co będę chciał zniszczyć, ale na pewno to zniszczę. Wprawdzie zapewne cała moja wataha
zostanie na miejscu, martwa. To nie ma znaczenia. Od teraz liczy się tylko cel.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Opuszczony Skład w okolicach Berlina:
Ten lisz chyba zwariował! Rzucił grupę od razu do nowego zadania. Był to opuszczony hangar, czy coś takiego. Wszędzie stały okurzone paczki i graty. nawet tary samolot z dziurą w kadłubie. -mamy tu zapolować na spaczeńców! Do roboty!- powiedział dowódca i otworzył drzwi kopniakiem. -Pozostawić ciężki sprzęt! Nie wjeżdżamy! Wy dwaj!- wskazał na dwóch ghuli -Obstawić wyjścia!- zakomenderował. -Do roboty! Und metzege alle Dunklers!- zakomenderował.
"Wyrwa Estońska":
Sivan obudził wszystkich w porę... prawie - pocisk z balisty przebił go na wylot, przygważdżając do ziemi. Spaczeńcy zaatakowali wyłaniając się spod ziemi! Atak zupełnie zaskoczył aliantów...
Podkop?
Tereny Niemiec:
Wyszło na to, ze tamten spaczeniec, który chwalił się podczas drogi do Berlina jednak był szamanem... otwarty przezeń portal doprowadził ich blisko miejsca, skąd przyszli nieumarli. Widać było fortece na ruinach Berlina, mimo, że znajdowała się na horyzoncie. Była potężną twierdzą... gdzieś tutaj w kilku miejscach ukrywają się jeszcze spaczeńcy... szaman potrafi zaprowadzić Tana do jego zagubionych braci!
Update we wtorek!
Ten lisz chyba zwariował! Rzucił grupę od razu do nowego zadania. Był to opuszczony hangar, czy coś takiego. Wszędzie stały okurzone paczki i graty. nawet tary samolot z dziurą w kadłubie. -mamy tu zapolować na spaczeńców! Do roboty!- powiedział dowódca i otworzył drzwi kopniakiem. -Pozostawić ciężki sprzęt! Nie wjeżdżamy! Wy dwaj!- wskazał na dwóch ghuli -Obstawić wyjścia!- zakomenderował. -Do roboty! Und metzege alle Dunklers!- zakomenderował.
"Wyrwa Estońska":
Sivan obudził wszystkich w porę... prawie - pocisk z balisty przebił go na wylot, przygważdżając do ziemi. Spaczeńcy zaatakowali wyłaniając się spod ziemi! Atak zupełnie zaskoczył aliantów...
Podkop?
Tereny Niemiec:
Wyszło na to, ze tamten spaczeniec, który chwalił się podczas drogi do Berlina jednak był szamanem... otwarty przezeń portal doprowadził ich blisko miejsca, skąd przyszli nieumarli. Widać było fortece na ruinach Berlina, mimo, że znajdowała się na horyzoncie. Była potężną twierdzą... gdzieś tutaj w kilku miejscach ukrywają się jeszcze spaczeńcy... szaman potrafi zaprowadzić Tana do jego zagubionych braci!
Update we wtorek!
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
