[Warhammer]Wesoła Kompania

Marina
Bardka cały czas siedziała jak na szpilkach, nie wiedziała, co taki "wilk morski" może zrobić. Poruszyła się niespokojnie i z wyraźną niechęcią spojrzała na swój kielich.
- Nie, nie trzeba... Bez kłopotu... ja to dopiję... - zaczęła, ale wzrok pirata ją skutecznie uciszył. Barman chciał coś powiedzieć, lecz silny uścisk mężczyzny na jego karku mu na to nie pozwolił. Mruknął coś niezrozumiałego i poddając się rozluźnił mięśnie. Wyprostował się powoli i poszedł po coś na zaplecze. Po kilku dłuższych chwilach wrócił z dwoma butelkami i bardzo niechętnie podał je Vincenzo. Następnie obszedł kontuar i zaczął wycierać podłodę, chrząkając i bluzgając przy tym pod nosem.
- Na prawdę, nie trzeba było... - zająknęła się słysząc soczyste słowa padające z ust barmana. Spuściła głowę i wzrok, kaszlnęła zawstydzona.
- Więc... może ty chciałbyś coś o mnie wiedzieć? - spytała pirata pocierając nieco kark i odgarniając włosy z twarzy. Czuła potworne skrępowanie, najchętniej by już stąd wyszła, lecz było to chyba jedyne spokojne miejsce, gdzie nikomu nie rzucała się w oczy.
- Może głodny jesteś? - zapytała, choć wolała tutaj nie zamawiać nic do jedzenia...
Bardka cały czas siedziała jak na szpilkach, nie wiedziała, co taki "wilk morski" może zrobić. Poruszyła się niespokojnie i z wyraźną niechęcią spojrzała na swój kielich.
- Nie, nie trzeba... Bez kłopotu... ja to dopiję... - zaczęła, ale wzrok pirata ją skutecznie uciszył. Barman chciał coś powiedzieć, lecz silny uścisk mężczyzny na jego karku mu na to nie pozwolił. Mruknął coś niezrozumiałego i poddając się rozluźnił mięśnie. Wyprostował się powoli i poszedł po coś na zaplecze. Po kilku dłuższych chwilach wrócił z dwoma butelkami i bardzo niechętnie podał je Vincenzo. Następnie obszedł kontuar i zaczął wycierać podłodę, chrząkając i bluzgając przy tym pod nosem.
- Na prawdę, nie trzeba było... - zająknęła się słysząc soczyste słowa padające z ust barmana. Spuściła głowę i wzrok, kaszlnęła zawstydzona.
- Więc... może ty chciałbyś coś o mnie wiedzieć? - spytała pirata pocierając nieco kark i odgarniając włosy z twarzy. Czuła potworne skrępowanie, najchętniej by już stąd wyszła, lecz było to chyba jedyne spokojne miejsce, gdzie nikomu nie rzucała się w oczy.
- Może głodny jesteś? - zapytała, choć wolała tutaj nie zamawiać nic do jedzenia...

-
- Marynarz
- Posty: 381
- Rejestracja: piątek, 23 grudnia 2005, 13:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: z buszu :)
- Kontakt:
Oin Tadun
Oin ochoczo podążył za Markiem. Gdy usiedli przy piwie natychmiast opróżnił swój kufel. Tego mu trzeba było. Podniósł rękę i pstryknął, przywołując barmana. Kolejka dla mnie i mojego przyjaciela! zawołał, rozochocony piwem.
Dopiero, kiedy karczmarz przyniósł kufle, krasnolud skupił się na słowach swojego nowego towarzysza. Podobał mu się konspiracyjny ton Marka. Dobrze prawisz, człowieku! zawołał. Po chwili zreflektował się, zauważając spojżenia innych gości. Tak, te papiery to problem. Musimy je odzyskać, ewentualnie spalić. Tak, spalić, to jest sposób. Ale przydało by się jeszcze kilku, nie wiem czy we dwóch sobie poradzimy. I musimy opracować plan, a na tym niezbyt się znam. Ale jestem dobry w czym innym. Uśmiechnął się, napinając muskuły.
Słuchaj, może rozejrzymy się za jakimiś łebskimi towarzyszami? i pociągnał zdrowo ze swojego kufla. Straszny sikacz, to piwsko, ale Oin nie przejmował się tym. Ważne, że jest co wypić.
Oin ochoczo podążył za Markiem. Gdy usiedli przy piwie natychmiast opróżnił swój kufel. Tego mu trzeba było. Podniósł rękę i pstryknął, przywołując barmana. Kolejka dla mnie i mojego przyjaciela! zawołał, rozochocony piwem.
Dopiero, kiedy karczmarz przyniósł kufle, krasnolud skupił się na słowach swojego nowego towarzysza. Podobał mu się konspiracyjny ton Marka. Dobrze prawisz, człowieku! zawołał. Po chwili zreflektował się, zauważając spojżenia innych gości. Tak, te papiery to problem. Musimy je odzyskać, ewentualnie spalić. Tak, spalić, to jest sposób. Ale przydało by się jeszcze kilku, nie wiem czy we dwóch sobie poradzimy. I musimy opracować plan, a na tym niezbyt się znam. Ale jestem dobry w czym innym. Uśmiechnął się, napinając muskuły.
Słuchaj, może rozejrzymy się za jakimiś łebskimi towarzyszami? i pociągnał zdrowo ze swojego kufla. Straszny sikacz, to piwsko, ale Oin nie przejmował się tym. Ważne, że jest co wypić.
Hakuna matata!

-
- Mat
- Posty: 532
- Rejestracja: niedziela, 28 sierpnia 2005, 16:41
- Lokalizacja: Chodzież
- Kontakt:
Marko
Piękne okazy! Zdziwił się patrząc na ramiona krasnoluda. A teraz posłuchaj mnie uważnie. Mam pewien plan, i to bardzo prosty. Czasy jak zapewne wiesz nie są zbyt przyjazne, nigdzie nie można być spokojnym. Licze na jakiś niespodziewany atak... ale na to będzie trzeba czekać.... niestety... Pociągnął sporego łyka aż się krzywiąc. Myślę, że znajdziemy tu paru... ludzi godnych zaufania... hehe, a co Ty o tym myślisz brodaty przyjacielu?
Piękne okazy! Zdziwił się patrząc na ramiona krasnoluda. A teraz posłuchaj mnie uważnie. Mam pewien plan, i to bardzo prosty. Czasy jak zapewne wiesz nie są zbyt przyjazne, nigdzie nie można być spokojnym. Licze na jakiś niespodziewany atak... ale na to będzie trzeba czekać.... niestety... Pociągnął sporego łyka aż się krzywiąc. Myślę, że znajdziemy tu paru... ludzi godnych zaufania... hehe, a co Ty o tym myślisz brodaty przyjacielu?
Fuck?

-
- Chorąży
- Posty: 3121
- Rejestracja: wtorek, 21 grudnia 2004, 11:06
- Lokalizacja: Tam gdzie konczy się wieś a zaczyna zadupie \,,/ <(^.^)> \,,/
Kiedy tak sobie siedzieliście i rozmawialiście, każdy z was usłyszał róg, to Boren wzywał wszystkich na zbiórke.
Hanna:
Widać, żę strażnicy z którymi przybył boren są dobrze wyszkoleni, ale nie mają koni, konno jeździ tylko oficer. Kluczyk ma na łancuszku.
Marina:
W momencie w którym usłyszałaś róg zobaczyłaś jednego z strażników Borena idącego w punkt zbiórki. Rozpoznałaś go od razu, to on został wczoraj rzekomo przez ciebie zabity.
Hanna:
Widać, żę strażnicy z którymi przybył boren są dobrze wyszkoleni, ale nie mają koni, konno jeździ tylko oficer. Kluczyk ma na łancuszku.
Marina:
W momencie w którym usłyszałaś róg zobaczyłaś jednego z strażników Borena idącego w punkt zbiórki. Rozpoznałaś go od razu, to on został wczoraj rzekomo przez ciebie zabity.
"Lepiej Milczeć I Wyglądać Jak Idiota, Niż Się Odezwać I Rozwiać Wszelkie Wątpliwości"
Mafia Radioaktywnych Krów
Mafia Radioaktywnych Krów

-
- Marynarz
- Posty: 385
- Rejestracja: czwartek, 5 stycznia 2006, 11:21
- Lokalizacja: Tam, gdzie słońce świeci inaczej
- Kontakt:
Vincenzo
- Dziękuje - uśmiechnął sie do barmana, jakby nigdy nic. - I widzi pan, wiecej chcieć to
wiecej móc, a żeby mnie pan za kompletnego gbura nie wziął to masz pan tu 2 korony,
choć to wino nie jest nawet warte pół. Może za te dwie korony kupisz pan coś normalnego.
Odwrócił sie na piecie i poszedł do stolika. Podniósł w ironicznym gescie zwycięstwa
dwie butelki w górę.
- To juz powinno być dobre madame. - Postawił butelki na stole. Jedną odkorkował,
wciagnał won w nozdrza i uśmiechnął sie. Wyjął bielutką szmatkę "zza pazuchy" i
obwinął nią szyjkę butelki, po czym nalał Marinie i sobie. Zgrabnym ruchem złożył
szmatkę i schował ją.
- Nie nie jestem głodny - odpowiedział. - Szczerze mówiąc, to wolałbym nie próbować
tutaj jedzienia - uśmiechnął się.
- Chyba, że ty masz ochotę? - zaśmiał sie rubasznie.
- Co chce wiedziec o Tobie? Chyba wystarczy mi tyle ile wiem. Czyli, że nie lubisz
rozcieńczonego piwa, ani wina. - ponownie uśmiech zagościł na jego twarzy.
Kochasz muzykę, tak jak ja morze, także mamy wiele wspólnego. Przypomniała
mi sie właśnie jedna z pirackich piosenek. - Pirat zbliżył się do niewiasty i zaśpiewał
cicho do jej ucha:
Kiedy w sercu pusto, źle - grzbiety fal dokoła,
Gdy tęsknota duszę rwie - pochyla się głowa,
A kiedy krzyczeć chcesz, stały ląd przywołać -
Zaśpiewaj piosnkę tę, jeśli tylko zdołasz.
Jeszcze tylko kilka mil szybko przepłyniemy,
Jeszcze tylko kilka chwil w porcie odpoczniemy.
Wiatr nam czardasza gra, żagli płótno śpiewa
I płynie piosnka ta, tam gdzie szumią drzewa.
Jakoś wtedy lżej Ci jest, nawet się uśmiechasz
I stać Cię na każdy gest, i już się nie wściekasz.
Zęzy - cóż, taki los, bosman nie wybiera,
Smutek uleciał precz, w sercu radość wzbiera.
Czardasz smutki goni precz, wszystkich rozwesela,
Nie jest ważna żadna rzecz, kiedy gra kapela,
Gitara, parę strun, głosów tłum schrypnięty,
Marynarski wór, w pokład tłuką pięty.
Po skończonym utworze złapał kielich za "stópkę" i wystawił w stronę Marin, żeby stuknęła
swoim.
- Twoje zdrowie madame - padł toast z ust Vince.
Odgłos rogu, uderzył w niego jak dziryt. Cmoknął i spojrzał z uśmiechem mówiacym wszystko w ciemne oczy Marin.
- Chyba musimy się wynosić - spuścił głowę i zaśmiał sie pod nosem.
- Dziękuje - uśmiechnął sie do barmana, jakby nigdy nic. - I widzi pan, wiecej chcieć to
wiecej móc, a żeby mnie pan za kompletnego gbura nie wziął to masz pan tu 2 korony,
choć to wino nie jest nawet warte pół. Może za te dwie korony kupisz pan coś normalnego.
Odwrócił sie na piecie i poszedł do stolika. Podniósł w ironicznym gescie zwycięstwa
dwie butelki w górę.
- To juz powinno być dobre madame. - Postawił butelki na stole. Jedną odkorkował,
wciagnał won w nozdrza i uśmiechnął sie. Wyjął bielutką szmatkę "zza pazuchy" i
obwinął nią szyjkę butelki, po czym nalał Marinie i sobie. Zgrabnym ruchem złożył
szmatkę i schował ją.
- Nie nie jestem głodny - odpowiedział. - Szczerze mówiąc, to wolałbym nie próbować
tutaj jedzienia - uśmiechnął się.
- Chyba, że ty masz ochotę? - zaśmiał sie rubasznie.
- Co chce wiedziec o Tobie? Chyba wystarczy mi tyle ile wiem. Czyli, że nie lubisz
rozcieńczonego piwa, ani wina. - ponownie uśmiech zagościł na jego twarzy.
Kochasz muzykę, tak jak ja morze, także mamy wiele wspólnego. Przypomniała
mi sie właśnie jedna z pirackich piosenek. - Pirat zbliżył się do niewiasty i zaśpiewał
cicho do jej ucha:
Kiedy w sercu pusto, źle - grzbiety fal dokoła,
Gdy tęsknota duszę rwie - pochyla się głowa,
A kiedy krzyczeć chcesz, stały ląd przywołać -
Zaśpiewaj piosnkę tę, jeśli tylko zdołasz.
Jeszcze tylko kilka mil szybko przepłyniemy,
Jeszcze tylko kilka chwil w porcie odpoczniemy.
Wiatr nam czardasza gra, żagli płótno śpiewa
I płynie piosnka ta, tam gdzie szumią drzewa.
Jakoś wtedy lżej Ci jest, nawet się uśmiechasz
I stać Cię na każdy gest, i już się nie wściekasz.
Zęzy - cóż, taki los, bosman nie wybiera,
Smutek uleciał precz, w sercu radość wzbiera.
Czardasz smutki goni precz, wszystkich rozwesela,
Nie jest ważna żadna rzecz, kiedy gra kapela,
Gitara, parę strun, głosów tłum schrypnięty,
Marynarski wór, w pokład tłuką pięty.
Po skończonym utworze złapał kielich za "stópkę" i wystawił w stronę Marin, żeby stuknęła
swoim.
- Twoje zdrowie madame - padł toast z ust Vince.
Odgłos rogu, uderzył w niego jak dziryt. Cmoknął i spojrzał z uśmiechem mówiacym wszystko w ciemne oczy Marin.
- Chyba musimy się wynosić - spuścił głowę i zaśmiał sie pod nosem.
"One day the sun will shine on you
Turn all your tears to laughter
One day you dreams may all come true
One day the sun will shine on you..."
Turn all your tears to laughter
One day you dreams may all come true
One day the sun will shine on you..."

Marina
Gdy pirat śpiewał, jej palce bezgłośnie błądziły po strunach ucząc się melodii, umysł zapamiętywał słowa piosenki. Gdyby zaśpiewał jeszcze raz, znałaby ją już na pamięć, tak dobrze została wyszkolona przez mistrza. Poza tym w jej żyłach płynęła elfia krew, a stara rasa była znana ze swej niezwykłej pamięci... Podobał się jej jego głos, z przyjemnością by z nim kiedyś zaśpiewała. Piosnka była radosna, dziewczynie się aż oczy błyszczały, gdy słuchała tych słów. Zrozumiała, czemu pirat tak sobie ukochał swoje życie. Przecież nikt nieszczęśliwy nie ułożyłby takiej pieśni ani także by jej nie śpiewał.
Odgłos rogu wyrwał ją z zadumy, spojrzała na idącego mężczyznę i z wrażenia przewróciła kielich oblewając zarówno siebie jak i pirata.
- Och! Przepraszam najmocniej! - krzyknęła zrywając się na równe nogi. - Zobacz - wskazała mu ręką przechodzącego strażnika zapominając o rozlanym winie - Powiedziano mi, że ten mężczyzna zginął przeze mnie... A jednak wydaje się być jak najbardziej żyw i w dobrej formie... Poza tym nikt mi nie wspomniał, że to jeden ze strażników dowódcy!
Wino powoli skapywało na podłogę tworząc małą kałużę, lecz ona nie zwracała na to uwagi. Pomimo mokrych kolan i ud szybko wybiegła przed karczmę, by się upewnić. Tak, to był on! Nie miała co do tego najmniejszych wątpliwości.
- Oszukali mnie... - powiedziała zdziwiona i zszokowana tym faktem. Zawsze wierzyła w uczciwość i dobro tych, których spotykała na swej drodze, teraz poczuła się naiwna i wykorzystana. Oszukał ją. Tylko czemu? Co chciał zyskać przez zwerbowanie jej podstępem? Nie złościła się, po jej postawie widać było raczej że to ją zabolało i zasmuciło.
- To nieuczciwe... - zwróciła się do Vincenzo. - Jako bard i tak bym się przyłączyła do wyprawy. Dlaczego to zrobili? - spytała i wpatrywała się w niego swymi ciemnymi oczyma, miała teraz podwójnie zranioną duszę. Obwiniała się za śmierć kogoś, kto wcale nie zginął. Przez ten wypadek straciła zaufanie i cały szacunek do siebie, czuła, iż jej dłonie są splamione krwią. Czuła, że nigdy nie będzie mogła zagrać tak jak kiedyś, żeby nie zaplamić nią strun. A teraz?
- Chodźmy lepiej... - rzuciła z wyraźnym zniechęceniem.
Gdy pirat śpiewał, jej palce bezgłośnie błądziły po strunach ucząc się melodii, umysł zapamiętywał słowa piosenki. Gdyby zaśpiewał jeszcze raz, znałaby ją już na pamięć, tak dobrze została wyszkolona przez mistrza. Poza tym w jej żyłach płynęła elfia krew, a stara rasa była znana ze swej niezwykłej pamięci... Podobał się jej jego głos, z przyjemnością by z nim kiedyś zaśpiewała. Piosnka była radosna, dziewczynie się aż oczy błyszczały, gdy słuchała tych słów. Zrozumiała, czemu pirat tak sobie ukochał swoje życie. Przecież nikt nieszczęśliwy nie ułożyłby takiej pieśni ani także by jej nie śpiewał.
Odgłos rogu wyrwał ją z zadumy, spojrzała na idącego mężczyznę i z wrażenia przewróciła kielich oblewając zarówno siebie jak i pirata.
- Och! Przepraszam najmocniej! - krzyknęła zrywając się na równe nogi. - Zobacz - wskazała mu ręką przechodzącego strażnika zapominając o rozlanym winie - Powiedziano mi, że ten mężczyzna zginął przeze mnie... A jednak wydaje się być jak najbardziej żyw i w dobrej formie... Poza tym nikt mi nie wspomniał, że to jeden ze strażników dowódcy!
Wino powoli skapywało na podłogę tworząc małą kałużę, lecz ona nie zwracała na to uwagi. Pomimo mokrych kolan i ud szybko wybiegła przed karczmę, by się upewnić. Tak, to był on! Nie miała co do tego najmniejszych wątpliwości.
- Oszukali mnie... - powiedziała zdziwiona i zszokowana tym faktem. Zawsze wierzyła w uczciwość i dobro tych, których spotykała na swej drodze, teraz poczuła się naiwna i wykorzystana. Oszukał ją. Tylko czemu? Co chciał zyskać przez zwerbowanie jej podstępem? Nie złościła się, po jej postawie widać było raczej że to ją zabolało i zasmuciło.
- To nieuczciwe... - zwróciła się do Vincenzo. - Jako bard i tak bym się przyłączyła do wyprawy. Dlaczego to zrobili? - spytała i wpatrywała się w niego swymi ciemnymi oczyma, miała teraz podwójnie zranioną duszę. Obwiniała się za śmierć kogoś, kto wcale nie zginął. Przez ten wypadek straciła zaufanie i cały szacunek do siebie, czuła, iż jej dłonie są splamione krwią. Czuła, że nigdy nie będzie mogła zagrać tak jak kiedyś, żeby nie zaplamić nią strun. A teraz?
- Chodźmy lepiej... - rzuciła z wyraźnym zniechęceniem.

-
- Marynarz
- Posty: 381
- Rejestracja: piątek, 23 grudnia 2005, 13:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: z buszu :)
- Kontakt:
Oin Tadun
Krasolud dopił piwo i przetarł usta dłonią, zbierając pianę z wąsów. Na pewno znajdziemy kogoś odpowiedniego. Zawołał barmana. Panie barman, coś bardzo mocnego i bardzo taniego, tak ze dwie butelki, na wynos. Tylko raz raz, nie chcesz przecież podpaść Wesołej Kompanii, co? Wyszczerzył zęby do Marka. Kiedy barman przyniósł butelki, Oin wręczył mu pieniądze za piwo i "specjalne zamówienie".
Wstał z miejsca i ruszył na plac zbiórki.
Po drodze coś go tknęło. Marko, nie słyszałeś przypadkiem kiedyś o klanie Tadunów? Wiesz cokolwiek o tym klanie? Zapytał z nadzieją w głosie. Chciałby wrócić do klanu, czuł się zagubiony na powierzchni. Przcież jeśli opuszczał podziemne siedziby klanu, to jedynie z kilkoma towarzyszami. Może jego nowy przyjaciel wie, gdzie są siedziby Tadunów? Ojciec, wszyscy na pewno uznali go za zmarłego.
Krasolud dopił piwo i przetarł usta dłonią, zbierając pianę z wąsów. Na pewno znajdziemy kogoś odpowiedniego. Zawołał barmana. Panie barman, coś bardzo mocnego i bardzo taniego, tak ze dwie butelki, na wynos. Tylko raz raz, nie chcesz przecież podpaść Wesołej Kompanii, co? Wyszczerzył zęby do Marka. Kiedy barman przyniósł butelki, Oin wręczył mu pieniądze za piwo i "specjalne zamówienie".
Wstał z miejsca i ruszył na plac zbiórki.
Po drodze coś go tknęło. Marko, nie słyszałeś przypadkiem kiedyś o klanie Tadunów? Wiesz cokolwiek o tym klanie? Zapytał z nadzieją w głosie. Chciałby wrócić do klanu, czuł się zagubiony na powierzchni. Przcież jeśli opuszczał podziemne siedziby klanu, to jedynie z kilkoma towarzyszami. Może jego nowy przyjaciel wie, gdzie są siedziby Tadunów? Ojciec, wszyscy na pewno uznali go za zmarłego.
Hakuna matata!

-
- Mat
- Posty: 532
- Rejestracja: niedziela, 28 sierpnia 2005, 16:41
- Lokalizacja: Chodzież
- Kontakt:
Marko
Zapłacił za alkochol, co kolwiek to było. Wychodząc z karczmy z wyczuwalnym smutkiem w głosie odpowiedział. Niestety... nic nie słyszałem, jestem tylko miejscowym przewodnikiem, jeszcze nigdy nie wyjechałem poza ojczystą prowincje... Teraz to się pewnie zmieni. Dodał cicho. Stanął na miejscu zbiórki, oczekując na tego oficera wyciągnął nóż i zaczał dłubać w jakimś kawałku drewna.
Zapłacił za alkochol, co kolwiek to było. Wychodząc z karczmy z wyczuwalnym smutkiem w głosie odpowiedział. Niestety... nic nie słyszałem, jestem tylko miejscowym przewodnikiem, jeszcze nigdy nie wyjechałem poza ojczystą prowincje... Teraz to się pewnie zmieni. Dodał cicho. Stanął na miejscu zbiórki, oczekując na tego oficera wyciągnął nóż i zaczał dłubać w jakimś kawałku drewna.
Fuck?

-
- Marynarz
- Posty: 385
- Rejestracja: czwartek, 5 stycznia 2006, 11:21
- Lokalizacja: Tam, gdzie słońce świeci inaczej
- Kontakt:
Vincenzo
Gdy Marin wylała na niego wino, wyglądał jakby się w ogóle nie przejął. Wyjął tą samą bielutką chustę i zaproponował kobiecie wyczyszczenie stroju. Zarzucił na płaszcz, zakrywając swoją plamę i wstał. Rzucił na stół 2 korony i wyszedł za kobietą.
- Mówisz, że to ten strażnik? Cóż nie moga posądzić Cie za zabicie po raz drugi tej samej osoby - uśmiechnął sie jakoś dziwnie. - W sumie to masz czyste sumienie. Niech madame się nie przejmuje. Nie ma co sie przejmować, psuc nerwów i życia. Kielich naszego życia i tak po brzegi płaczem wypełniony, w jakim celu przelewać czarę? - spojrzał na nią życzliwym wzrokiem.
- Nie przejmuj się, proszę madame. Twoje przejęcie udowadnia, że jesteś wrażliwą kobietą. Nie próbuj sie zmieniać i być najsurowszym z mięs.
Nie daj się złamać. Ja coraz częsciej czuje, że dałem się złamać...ale to za smutna historia na tak piękny dzień - usmiechnął się.
- Co robimy madame?
Gdy Marin wylała na niego wino, wyglądał jakby się w ogóle nie przejął. Wyjął tą samą bielutką chustę i zaproponował kobiecie wyczyszczenie stroju. Zarzucił na płaszcz, zakrywając swoją plamę i wstał. Rzucił na stół 2 korony i wyszedł za kobietą.
- Mówisz, że to ten strażnik? Cóż nie moga posądzić Cie za zabicie po raz drugi tej samej osoby - uśmiechnął sie jakoś dziwnie. - W sumie to masz czyste sumienie. Niech madame się nie przejmuje. Nie ma co sie przejmować, psuc nerwów i życia. Kielich naszego życia i tak po brzegi płaczem wypełniony, w jakim celu przelewać czarę? - spojrzał na nią życzliwym wzrokiem.
- Nie przejmuj się, proszę madame. Twoje przejęcie udowadnia, że jesteś wrażliwą kobietą. Nie próbuj sie zmieniać i być najsurowszym z mięs.
Nie daj się złamać. Ja coraz częsciej czuje, że dałem się złamać...ale to za smutna historia na tak piękny dzień - usmiechnął się.
- Co robimy madame?
"One day the sun will shine on you
Turn all your tears to laughter
One day you dreams may all come true
One day the sun will shine on you..."
Turn all your tears to laughter
One day you dreams may all come true
One day the sun will shine on you..."

Marina
Uśmiechnęła się jakoś smutno. Gdyby to było takie proste „nie przejmować się”. Westchnęła. Spojrzała na pirata i uśmiechnęła się do niego szczerze i tym razem uśmiech sięgnął również jej oczu. Ujrzał w nich czystą sympatię.
- Nie pozostaje nam nic innego, Vincenzo, jak udać się na zbiórkę – mruknęła pod nosem i ujęła go pod ramię. – Przepraszam za to wino... – powiedziała po chwili. – Wydawać by się mogło, że od osoby mojego pokroju można oczekiwać więcej zaradności i gracji w poruszaniu się przy stole – zaśmiała się.
I rzeczywiście, była nie tylko bardem, urodziła się w obozie cyrkowym i większość dzieciństwa spędziła na nauce akrobatyki i rzucaniu nożami. Przykładała się do nauki tylko dlatego, by nikomu nie robić przykrości, jednak nie interesowało to ją w ogóle.
Skierowała swe kroki w stronę miejsca zbiórki i nuciła sobie pod nosem cicho melodię piosenki, którą jej śpiewał przed chwilą w karczmie. Zdawała się być już nieco spokojniejsza, a może to była jedynie poza, żeby nie zasmucać go? Byli niedaleko, więc dotarli tam w kilka minut....
Uśmiechnęła się jakoś smutno. Gdyby to było takie proste „nie przejmować się”. Westchnęła. Spojrzała na pirata i uśmiechnęła się do niego szczerze i tym razem uśmiech sięgnął również jej oczu. Ujrzał w nich czystą sympatię.
- Nie pozostaje nam nic innego, Vincenzo, jak udać się na zbiórkę – mruknęła pod nosem i ujęła go pod ramię. – Przepraszam za to wino... – powiedziała po chwili. – Wydawać by się mogło, że od osoby mojego pokroju można oczekiwać więcej zaradności i gracji w poruszaniu się przy stole – zaśmiała się.
I rzeczywiście, była nie tylko bardem, urodziła się w obozie cyrkowym i większość dzieciństwa spędziła na nauce akrobatyki i rzucaniu nożami. Przykładała się do nauki tylko dlatego, by nikomu nie robić przykrości, jednak nie interesowało to ją w ogóle.
Skierowała swe kroki w stronę miejsca zbiórki i nuciła sobie pod nosem cicho melodię piosenki, którą jej śpiewał przed chwilą w karczmie. Zdawała się być już nieco spokojniejsza, a może to była jedynie poza, żeby nie zasmucać go? Byli niedaleko, więc dotarli tam w kilka minut....

-
- Marynarz
- Posty: 381
- Rejestracja: piątek, 23 grudnia 2005, 13:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: z buszu :)
- Kontakt:
Oin Tadun
Oin posmutniał. Cóż, może spotka w Kompanii jakiegoś podróżnika, pomoże mu wrócić do domu. Na miejscu zbiórki usiadł na ziemi i zaczął czyścić swoje buty. Wyciagnął zza pazuchy szmatkę, splunął na but i zaczął go polerować. Powtórzył operację jescze kilka razy, potem przyszedł czas na drugi but. Potem obejrzał swoje buty. Nie wyglądały lepiej niż przedtem, ale krasnolud nie przejmował się tym. Teraz siedząc na ziemi i bawiąc sie kuszą obrzucał pogardliwym i groźnym spojrzeniem każdego przechodzącego żołnierza imperialnego.
Oin posmutniał. Cóż, może spotka w Kompanii jakiegoś podróżnika, pomoże mu wrócić do domu. Na miejscu zbiórki usiadł na ziemi i zaczął czyścić swoje buty. Wyciagnął zza pazuchy szmatkę, splunął na but i zaczął go polerować. Powtórzył operację jescze kilka razy, potem przyszedł czas na drugi but. Potem obejrzał swoje buty. Nie wyglądały lepiej niż przedtem, ale krasnolud nie przejmował się tym. Teraz siedząc na ziemi i bawiąc sie kuszą obrzucał pogardliwym i groźnym spojrzeniem każdego przechodzącego żołnierza imperialnego.
Hakuna matata!

-
- Chorąży
- Posty: 3121
- Rejestracja: wtorek, 21 grudnia 2004, 11:06
- Lokalizacja: Tam gdzie konczy się wieś a zaczyna zadupie \,,/ <(^.^)> \,,/
Kiedy wszyscy zebrali się na miejscu zbiórki wszyscy zostali podzieleni na szeregi, wy wszyscy trafiliście do tego samego szeregu, a wasze miejsce było na samym końcu. Kiedy już wszyscy się ustawiliście, jak trzeba na miejscu zjawił się Boren na swoim koniu. Podjechał do jednego z żołnierzy, rozmawiał z nim chwile, po czym przemówił do wszystkich-skoro wszystko jest już gotowe, to możemy ruszać, ale wcześniej mam dla was mały prezent-powiedził oficer, po czym kazał rozdać i założyć każdemu z was imperialy waffenrok, a kiedy wszyscy już je mieli na sobie wydał rozkaz do wymarszu. Szliście jakąś ścieżką przez las, prawdopodobnie w strone Altdorfu. Podróż była dość długa i męcząca, więc jak o zmierzchu Boren zarządził przerwe na nocleg przyjeliście to z ulgą. Po pewnym czasie każdy z was dostał kromke chleba i kawałek kiełbasy. Ponieważ poznaliście się już troche w czasie marszu postanowiliście zjeść posiłek razem. Kiedy do niego przystąpiliście zauważyliście rzecz, która was zaciekawiła. Pięciu mężczyzn usiadło udało się gdzieś na bok, po czym zaczeli rozmawiać. Z tego co zauważyliście wynikało że oni dość dobrze się znali
"Lepiej Milczeć I Wyglądać Jak Idiota, Niż Się Odezwać I Rozwiać Wszelkie Wątpliwości"
Mafia Radioaktywnych Krów
Mafia Radioaktywnych Krów

-
- Marynarz
- Posty: 381
- Rejestracja: piątek, 23 grudnia 2005, 13:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: z buszu :)
- Kontakt:
Oin Tadun
Oin powoli spożywał swoją porcję jedzienia. Dzieił chleb i kiełbasę na małe kawałki, po czym długo przeżuwał. Dzięki temu będzie czuł się bardziej syty. Tak uczył go Gonar Tadun, jego nauczyciel z lat dzieciństwa. Oin dobrze wspominał tego starego krasnoluda. Gonar przez całe życie podróżował po świecie, często opowiadał małemu Oinowi swoje przygody, które przeżył na powierzchni.
Po posiłku Oin bezceremonialnie wytarł usta i palce w imperialy waffenrok. Po chwili zrozumiał swoją gafę. Przecież siedziały z nimi kobiety, nawet jeśli nie kobiety krasnoludów, to jednak kobiety. Wybaczcie, drogie panie, moją gafę, nie uczono mnie dobrego zachowania w obecności dam. Próbował wyrażać się jak najzręczniej umiał. Zerknął na Marka znacząco, sugerując, że trzeba zacząć rozmowę o ich ewentualnej ucieczce. Uważał, że siedzący obok nich pirat nie będzie miał zamiaru pozostać w Kompanii. Oin był prawie pewien, że pirat da się namówić do współpracy, a obydwie kobiety też nie wyglądały na takie, które pociągała by wojaczka. Ale ta bardka. Czyżby w jej żyłach nie płynęła krew elfów? Oin musiał przyznać, że jest bardzo piękna. Oin widział kilka razy w życiu elfów, i w tej kobiecie było coś podobnego do elfek.
Oin otrząsnął się z tych myśli i zaczął gładzić kolbę swojej kuszy, czekając , aż Marko zacznie rozmowę.
Oin powoli spożywał swoją porcję jedzienia. Dzieił chleb i kiełbasę na małe kawałki, po czym długo przeżuwał. Dzięki temu będzie czuł się bardziej syty. Tak uczył go Gonar Tadun, jego nauczyciel z lat dzieciństwa. Oin dobrze wspominał tego starego krasnoluda. Gonar przez całe życie podróżował po świecie, często opowiadał małemu Oinowi swoje przygody, które przeżył na powierzchni.
Po posiłku Oin bezceremonialnie wytarł usta i palce w imperialy waffenrok. Po chwili zrozumiał swoją gafę. Przecież siedziały z nimi kobiety, nawet jeśli nie kobiety krasnoludów, to jednak kobiety. Wybaczcie, drogie panie, moją gafę, nie uczono mnie dobrego zachowania w obecności dam. Próbował wyrażać się jak najzręczniej umiał. Zerknął na Marka znacząco, sugerując, że trzeba zacząć rozmowę o ich ewentualnej ucieczce. Uważał, że siedzący obok nich pirat nie będzie miał zamiaru pozostać w Kompanii. Oin był prawie pewien, że pirat da się namówić do współpracy, a obydwie kobiety też nie wyglądały na takie, które pociągała by wojaczka. Ale ta bardka. Czyżby w jej żyłach nie płynęła krew elfów? Oin musiał przyznać, że jest bardzo piękna. Oin widział kilka razy w życiu elfów, i w tej kobiecie było coś podobnego do elfek.
Oin otrząsnął się z tych myśli i zaczął gładzić kolbę swojej kuszy, czekając , aż Marko zacznie rozmowę.
Hakuna matata!

-
- Marynarz
- Posty: 385
- Rejestracja: czwartek, 5 stycznia 2006, 11:21
- Lokalizacja: Tam, gdzie słońce świeci inaczej
- Kontakt:
Vincenzo
W szeregu stanął obok Marin. Na rzucone przez oficera ubranie zareagował prychnięciem. Na szczęscie miał sakwę i mógł swoje ciuchy(płaszcz) złożyć i schowac do plecaka. Zostało mu nawet troche miejsca, gdyby Marin chciał schowac coś swojego. Szepnał jej do ucha,
że jakby chciała coś schowac to on ma troche miejsca w sakwie. Cały pochód szedł koło niej rozmawiając o róznych ciekawych rzecz (:D). Swoim sposobem szedł z lewą ręka opartą na rękojesci pieknie zdobionej szabli. Do zamkniętej rękojesci szabli przywiązane były sznureczki z jakimiś kulkami... Broda zapleciona w trzy "kołtunki" też mogła pochwalić się kilkoma takimi kulkami. Pirat wygladał dość komicznie w tym "szlafroku", jak to powiedział wczesniej. Szerokie pirackie spodnie i waffenrok. Głowę miał przepasaną kawałkiem czerwonej, wyblakłej już, tkaniny. Do tej przepaski przywiązane były, niewiadomym
sposobem identyczne frędzelki, jak do szabli. Na głowie miał typowy trójkątny kapelusz. Pod waffenrok'iem została koszula. Biała koszula. Na której była zawiązana taka sama czerwono-wyblakła chusta. Dopiero na huscie był brązowy pas, za który wetknięty samopał. Gdzies ukryta była sakiewka ze złotem. Gdzieś bardzo głęboko była także ukryta sakiewka z kulami. Jedną kulę zawsze nosił w lufie. Od dość długiego czasu
tak siedziała, ale lufa na wszelki wypadek skierowana była lekko w bok i w dół. Także nie było żadnego zagrożenia. Od lewego ramienia do prawego boku miał pas, do którego była przytwierdzona pochwa z szablą. Wygląd pirata w 80% oddawał jego wnętrze.
Gdy wreszcie doszli miejsca odpoczynku, lekko posmutniał i siadł sobie pod drzewem i nucił piosenkę, wystukując rytm palcami o udo. Po chwili wyjął szablę z pochwy. Dziwny metal zalśnił, a potem raptownie zmatowiał. Szabla cała była pokryta jakimiś wzorkami, praktycznie nie można było znaleźć centymetra wolnej przestrzeni. Wyjął szmatkę, która nadal była bialutka i wylał kilka kropel oliwy na klingę. Zaciął wcierac oliwę w broń. Kilka kropel oliwy wpadło też do pochwy. Gdy skończył szablę, strzepnął chustę i schowął ją za pazuchę.
- Masz może ochotę coś zjeść Marin? - zapytał niewiastę.
Zabrał sie za rozpalanie ogniska, zebrał trochę suchego chrustu i rozpalił z niego małe ognisko, które prawie w ogóle nie wywoływało dymu.
W szeregu stanął obok Marin. Na rzucone przez oficera ubranie zareagował prychnięciem. Na szczęscie miał sakwę i mógł swoje ciuchy(płaszcz) złożyć i schowac do plecaka. Zostało mu nawet troche miejsca, gdyby Marin chciał schowac coś swojego. Szepnał jej do ucha,
że jakby chciała coś schowac to on ma troche miejsca w sakwie. Cały pochód szedł koło niej rozmawiając o róznych ciekawych rzecz (:D). Swoim sposobem szedł z lewą ręka opartą na rękojesci pieknie zdobionej szabli. Do zamkniętej rękojesci szabli przywiązane były sznureczki z jakimiś kulkami... Broda zapleciona w trzy "kołtunki" też mogła pochwalić się kilkoma takimi kulkami. Pirat wygladał dość komicznie w tym "szlafroku", jak to powiedział wczesniej. Szerokie pirackie spodnie i waffenrok. Głowę miał przepasaną kawałkiem czerwonej, wyblakłej już, tkaniny. Do tej przepaski przywiązane były, niewiadomym
sposobem identyczne frędzelki, jak do szabli. Na głowie miał typowy trójkątny kapelusz. Pod waffenrok'iem została koszula. Biała koszula. Na której była zawiązana taka sama czerwono-wyblakła chusta. Dopiero na huscie był brązowy pas, za który wetknięty samopał. Gdzies ukryta była sakiewka ze złotem. Gdzieś bardzo głęboko była także ukryta sakiewka z kulami. Jedną kulę zawsze nosił w lufie. Od dość długiego czasu
tak siedziała, ale lufa na wszelki wypadek skierowana była lekko w bok i w dół. Także nie było żadnego zagrożenia. Od lewego ramienia do prawego boku miał pas, do którego była przytwierdzona pochwa z szablą. Wygląd pirata w 80% oddawał jego wnętrze.
Gdy wreszcie doszli miejsca odpoczynku, lekko posmutniał i siadł sobie pod drzewem i nucił piosenkę, wystukując rytm palcami o udo. Po chwili wyjął szablę z pochwy. Dziwny metal zalśnił, a potem raptownie zmatowiał. Szabla cała była pokryta jakimiś wzorkami, praktycznie nie można było znaleźć centymetra wolnej przestrzeni. Wyjął szmatkę, która nadal była bialutka i wylał kilka kropel oliwy na klingę. Zaciął wcierac oliwę w broń. Kilka kropel oliwy wpadło też do pochwy. Gdy skończył szablę, strzepnął chustę i schowął ją za pazuchę.
- Masz może ochotę coś zjeść Marin? - zapytał niewiastę.
Zabrał sie za rozpalanie ogniska, zebrał trochę suchego chrustu i rozpalił z niego małe ognisko, które prawie w ogóle nie wywoływało dymu.
"One day the sun will shine on you
Turn all your tears to laughter
One day you dreams may all come true
One day the sun will shine on you..."
Turn all your tears to laughter
One day you dreams may all come true
One day the sun will shine on you..."

-
- Pomywacz
- Posty: 47
- Rejestracja: niedziela, 2 kwietnia 2006, 23:39
Hanna
Zbliżał się wieczór, a kolacja, mimo że nie niezbyt dobra miło napełniła żołądek... Ludzie byli zmęczeni, ale i niespokojni. Hanna widziała to doskonale, podobnie jak pięć osób, które oddalały się od ogniska w mrok. Nie zastanawiała się długo. Zerwała się na nogi, wyszeptała - mój brzuch - i popędziła niewielkimi krokami w inną stronę. Gdy się kawałek oddaliła, nagle zmieniła kierunek i bardzo ostrożnie, tak jak najlepiej potrafiła, zbliżała się do miejsca, w które poszli mężczyźni - jeśli oni coś kombinują, to wolę wiedzieć co - myślała. Sprzyjał jej mrok i doświadczenie, miała nadzieję, że usłyszy, o czym mówią. Trzeba ich pilnować - przez całą drogę usilnie udawali, że się nie znają - zauważyła to - a teraz nagle zebrało im się na wspólne spacery. Nie miała problemu, by ich podejść - żadnego. Z jej umiejętnościami pewnie mogłaby pogłaskać strachliwą sarnę - uśmiechnęła się w mrok nocy - przecież nigdy tego nie próbowała, a sarnę widziała jedynie pieczoną.
Zbliżał się wieczór, a kolacja, mimo że nie niezbyt dobra miło napełniła żołądek... Ludzie byli zmęczeni, ale i niespokojni. Hanna widziała to doskonale, podobnie jak pięć osób, które oddalały się od ogniska w mrok. Nie zastanawiała się długo. Zerwała się na nogi, wyszeptała - mój brzuch - i popędziła niewielkimi krokami w inną stronę. Gdy się kawałek oddaliła, nagle zmieniła kierunek i bardzo ostrożnie, tak jak najlepiej potrafiła, zbliżała się do miejsca, w które poszli mężczyźni - jeśli oni coś kombinują, to wolę wiedzieć co - myślała. Sprzyjał jej mrok i doświadczenie, miała nadzieję, że usłyszy, o czym mówią. Trzeba ich pilnować - przez całą drogę usilnie udawali, że się nie znają - zauważyła to - a teraz nagle zebrało im się na wspólne spacery. Nie miała problemu, by ich podejść - żadnego. Z jej umiejętnościami pewnie mogłaby pogłaskać strachliwą sarnę - uśmiechnęła się w mrok nocy - przecież nigdy tego nie próbowała, a sarnę widziała jedynie pieczoną.

-
- Chorąży
- Posty: 3121
- Rejestracja: wtorek, 21 grudnia 2004, 11:06
- Lokalizacja: Tam gdzie konczy się wieś a zaczyna zadupie \,,/ <(^.^)> \,,/
Hanna:
Udało ci się wymknąć z obozu tak, że nikt cię nie zobaczył. Mężczyzn zauważyłaś po kilku minutach na pewnej polnie, ale było coś nie tak, otóż było ich pięciu, a teraz jest ich sześciu. Szósty mężczyzna jest ubrany w zbroje skórzaną i ma piecz i topór przy pasie, a przez ramię przewieszoną okrągłą tarcze. Mężczyźni stoją i rozmawiają, od razu zauważyłaś, że muszą znać się bardzo dobrze. Ten w zbroi wydaje się być kimś ważnym, bo tamci go słuchają, starasz się podejść najbliżej jak się da, niestety, kiedy podeszłaś oni akurat skończyli rozmowę i zaczęli rozchodzić się. Usłyszałaś jednak jedno zdanie-to za dwa dni na moście, tak jak było umówione-to wszystko. by nie wzbudzać podejrzeń schowałaś się i przeczekałaś jak oni wrócą do obozu.
Reszta:
Po kilkunastu minutach posiłku przysiada się do was pewien podpity strażnik i przemawia do pirata-słyszałem, że zgłosiłeś się na ochotnika, brawo, zuch z ciebie-mówiąc to poklepuje cię po ramieniu, poczym kontynuuje-mało jest takich ludzi jak ty, oprócz ciebie w tej kompani jest jeszcze pięciu innych ochotników-zakończył mówić, po czym pociągnął łyk z butelki, którą trzyma w ręce
Wybaczcie, że tak długo czekaliście, ale przez te wakacje jakoś nie mam na nic czasu
ale obiecuje że ta sesja ożyje od 4 września, a was proszę odpisujcie na niej
Udało ci się wymknąć z obozu tak, że nikt cię nie zobaczył. Mężczyzn zauważyłaś po kilku minutach na pewnej polnie, ale było coś nie tak, otóż było ich pięciu, a teraz jest ich sześciu. Szósty mężczyzna jest ubrany w zbroje skórzaną i ma piecz i topór przy pasie, a przez ramię przewieszoną okrągłą tarcze. Mężczyźni stoją i rozmawiają, od razu zauważyłaś, że muszą znać się bardzo dobrze. Ten w zbroi wydaje się być kimś ważnym, bo tamci go słuchają, starasz się podejść najbliżej jak się da, niestety, kiedy podeszłaś oni akurat skończyli rozmowę i zaczęli rozchodzić się. Usłyszałaś jednak jedno zdanie-to za dwa dni na moście, tak jak było umówione-to wszystko. by nie wzbudzać podejrzeń schowałaś się i przeczekałaś jak oni wrócą do obozu.
Reszta:
Po kilkunastu minutach posiłku przysiada się do was pewien podpity strażnik i przemawia do pirata-słyszałem, że zgłosiłeś się na ochotnika, brawo, zuch z ciebie-mówiąc to poklepuje cię po ramieniu, poczym kontynuuje-mało jest takich ludzi jak ty, oprócz ciebie w tej kompani jest jeszcze pięciu innych ochotników-zakończył mówić, po czym pociągnął łyk z butelki, którą trzyma w ręce
Wybaczcie, że tak długo czekaliście, ale przez te wakacje jakoś nie mam na nic czasu

Ostatnio zmieniony piątek, 25 sierpnia 2006, 15:05 przez Kloner, łącznie zmieniany 2 razy.
"Lepiej Milczeć I Wyglądać Jak Idiota, Niż Się Odezwać I Rozwiać Wszelkie Wątpliwości"
Mafia Radioaktywnych Krów
Mafia Radioaktywnych Krów

-
- Pomywacz
- Posty: 47
- Rejestracja: niedziela, 2 kwietnia 2006, 23:39
Hanna może i nie słyszała dużo, ale i tyle dało jej wiele do myślenia... Wracając do miejsca obozu z tej samej storny, którą wyszła, pozwoliło jej uniknąć niepotrzebnego zainteresowania ze strony podsłuchiwanej grupy mężczyzn... Przy okazji załatwiła swoje potzreby fizjologiczne, lepiej teraz, gdy jest ciemniej i nie ma nikogo w pobliżu... Ci ludzie na pewno się znali, chociaż w miasteczku ukrywali to jeszcze. Do tej pory zbyt mało czasu minęło... coś planowali, ale co? I co z tym fantem zrobić?
Pewnie chodziło o coś co miał przy sobie któryś członek drużyny, bo o co innego... Może chodzi o Borena? Pewnie tak, bo gdyby o kogoś z rekrutów, to nie fatygowali by się i nie zaciągali do wojska, by to zdobyć...
Co się może wydarzyć za dwa dni na moście?
Czy wykorzystać tę sytuację i uciec? Czy może wspomnieć o tym Borenowi, może zwolni ze służby... Niee... Nie ufam mu... - myśli kotłowały się w głowie dziewczyny jeszcze długo po tym jak wróciła i zjadłą swoją rację... A może powiedzieć o tym komuś, w ramach zabezpieczenia, a następnie dowiedzieć się o co chodzi u źródła, czyli rzekomych spiskowców...
Może sen przyniesie odpowiedź...
Pewnie chodziło o coś co miał przy sobie któryś członek drużyny, bo o co innego... Może chodzi o Borena? Pewnie tak, bo gdyby o kogoś z rekrutów, to nie fatygowali by się i nie zaciągali do wojska, by to zdobyć...
Co się może wydarzyć za dwa dni na moście?
Czy wykorzystać tę sytuację i uciec? Czy może wspomnieć o tym Borenowi, może zwolni ze służby... Niee... Nie ufam mu... - myśli kotłowały się w głowie dziewczyny jeszcze długo po tym jak wróciła i zjadłą swoją rację... A może powiedzieć o tym komuś, w ramach zabezpieczenia, a następnie dowiedzieć się o co chodzi u źródła, czyli rzekomych spiskowców...
Może sen przyniesie odpowiedź...
Ostatnio zmieniony niedziela, 27 sierpnia 2006, 18:42 przez Azazel, łącznie zmieniany 1 raz.
