[Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Hikari
Majtek
Majtek
Posty: 133
Rejestracja: niedziela, 13 listopada 2005, 15:42
Lokalizacja: Glenshee, Scotland
Kontakt:

Post autor: Hikari »

Aquide

W momencie, w ktorym konczyl uswiadamiac Sandre kim tak naprawde jest pojawila sie Kasandra, ktora wrzeszczac przystawila mu ostrze do grdyki.
Mezczyzna stal spokojnie, z jego szyji pociekla mala struzka krwi.
- Mowilem Ci juz ze przespie sie z Toba za darmo, nie musisz byc taka wsciekla i brutalna.... - rzucil skruszony.
Reakcje i zachowania Kasandry przypominaly mu reakcje pantery, kota, trzymanego na krotkiej smyczy, jedynym problemem w tej calej sytuacji bylo to ze Aquide byl zarowno smycza jak i reka ją trzymajaca. Bala sie go i on o tym wiedzial, wiedzial tez ze nie za wiele moze mu zrobic bo w kazdej chwili jej organy moga zamienic sie w popiol.

Krotko i nie na temat, caly ja ;D
Obrazek

Zapraszam w progi Bram Snów
Obrazek
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Post autor: Mr.Zeth »

Zaphirel i Sandra/Kassandra:

-Przedtem żałowałem, ze kogoś zabiłem, nie sprawiaj, bym zaraz zaczął żałować, że kogoś NIE zabiłem!- syknął i udał się naprzód za Kassandrą. Pewność siebie tego bufona zaczynała go irytować. Zaczynał rozważać za i przeciw odnośnie usunięcia tego pacjenta. Zobaczymy jeszcze... zobaczymy. Mag westchnął i minął Kassandrę, naciągając sobie kaptur na oczy.
Kasandra słysząc komentarz Maga nie mogła się nie uśmiechnąć. Chyba w końcu pojawił się ktoś, kto wkurzał się niemniej niż ona. Poczekała, aż on ją dogoni i zwróciła się do niego. -Co cię tak złości? czyżby ten sam palant co mnie?- Pytanie zadała patrząc w niebo a nie na rozmówcę. -Owszem. Zależy, który złości cię bardziej- mrukął mag bez przekonania. -Aquide?- zapytał. -Zarozumiały upierdliwiec- warknął, na co kobieta zaśmiała się wesoło i nieco zbyt demonicznie. Glos przypominał dźwięk tłuczonego jak szkło metalu. -Tu ci przyznam racje. Nie lubisz go, czemu?- skierowała na maga wzrok niespokojnych rzek srebra. Magia zaczęła się w niej gotować.
-Zanadto pewny siebie. Za bardzo polega na ludziach, których nie zna i na ich... nazwijmy to sensem estetyki. Wyglądałby bardzo niewyjściowo rozsmarowany na posadzce, czyż nie?- zapytał. Głos kobiety nie zraził go nawet w najmniejszym stopniu, wydawał się również odporny na to intrygujące spojrzenie.
-Oooo...- uśmiechnęła się szerzej, jakby trafił w jej gusta. -Według mnie czerwień wyjątkowo dobrze do niego pasuje. - Ale ma prawo być pewny siebie- skrzywiła się. -Jako jedyny w ciągu ponad 250 lat zdołał mnie zranić. A wielu próbowało, ludzie, smoki, demony, elfy, zielony gnój...- wzruszyła ramionami i zamyśliła się.
-Mnie nie próbował zranić ubrany na zielono smarkacz, co do reszty... było trochę inaczej- stwierdził Zaphriel i zdecydował się rozwinąć myśl. -Reszta próbowała, udało im się, a potem padli- warknął. -Bezwartościowi durnie, tyle... ten Aquide może być kolejnym z nich- wzruszył ramionami. -Jak dalej bedzie mi działał na nerwy to wróżę mu długą, bolesną śmierć... a mojej wróżby się często sprawdzają, pomimo tego, że jestem magiem, a nie wróżbitą- pokiwał głową. -Śmierć długą, bolesną i bardzo malowniczą- dodał do wyliczenia. -Obiecaj mi jedno- kobieta spojrzała na niego poważnie. -Obiecaj, że to zobaczę!- zdjęła maskę z twarzy i uśmiechnęła się od ucha do ucha, po chwili głośno się roześmiała. W jej ręku pojawiło się czarne ostrze, znikło i pojawiło się w drugiej dłoni. Bawiła się tak jakiś czas, w końcu rzuciła nożem w plecy idącej przed nimi dziewczyny. Nim trafiło celu, Kasandra wezwała je znów do siebie i na powrót pojawiło się w jej dłoni. Igranie z czyimś życiem sprawiało kobiecie przyjemność... -Nic... nie... znaczące...- powiedziała powoli.
-Nic, a czasem nawet mniej... posiada wartość subiektywną, a wiec nie ma żadnej wartości- mruknął mag. -Tak było, jest i będzie- westchnął. -Kolejne miejsce, w którym się zgadzamy.. i drugie, w którym się nie zgadzamy. Ona może się później dać zabić zamiast ciebie. Myśl o niej jako o żywej tarczy, jeśli nei masz jak podnieść mniemania o niej- dodał, uspakajając się do końca. Milczał chwilę. -Mogę ci obiecać, że nie tylko to zobaczysz, ale i weźmiesz w tym udział...- nawiązał do słów kobiety sprzed dobrej chwili.
-Ten nożyk to ciekawa rzecz. Co to za zaklęcie?- zapytał, zmieniając temat na wygodniejszy.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Post autor: WinterWolf »

Aine

Szła na przedzie. Obejrzała się tylko na krótką chwilę, gdy wściekła Kasandra podjęła próbę zaatakowania Aquide'a. Zaphirel nieco to złagodził. Podjęła marsz na nowo kręcąc głową na trochę zbyt entuzjastyczne podejście do wszystkiego jakie wykazywał ich elfi towarzysz... Albo widział za mało albo zdecydowanie przeżył zbyt wiele... Wolała tego nie roztrząsać. Obejrzała się na smoka w zamyśleniu. Zgadzała się z jego słowami, ale że już się wypowiedziała w tym duchu na temat orków i elfów nie dobyła chwilowo głosu ponownie. Z tyłu za jej plecami nieco przycichło co mogło oznaczać, że konflikt wedle jej przewidywań skończył się bezkrwawo. Dźwięk, który usłyszała chwilę poźniej i podmuch wiatru wywołany ruchem mknącego w jej stronę ostrza sprawiły, że gwałtownie pobladła na twarzy. Opanowanie było jedną z jej głównych cech... Wiedziała, że przed takim ciosem jaki o włos nie stał się przyczyną jej śmierci nie było ucieczki. Nie zdołałaby go uniknąć... Nie odezwała się ani słowem. Zaschło jej w ustach, a wąski pasek skóry widoczny nad chustą był prawie tak biały jak kreda. Mogła się tylko domyślać, które z towarzyszy bawiło się jej kosztem. Wolała się nad tym nie zastanawiać, bo perspektywa podróżowania z jej niedoszłym mordercą napawała dziewczynę poważnym niepokojem... Lękiem niemal... Szła nadal naprzód wpatrzona nieco tępo w przestrzeń i plecy elfa, a upiorna bladość nie opuszczała jej częściowo skrytego pod chustą oblicza...
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Qin Shi Huang
Mat
Mat
Posty: 440
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
Numer GG: 0

Post autor: Qin Shi Huang »

Gdy mieszanina wybuchowa, doszła do legionów orkijsko - elfickich, zobaczyli bardzo ciekawe flagi. Orkijska, i tak wprawiała w zadumę, jednak elficka, była inna niz wszystkie elfickie flagi. Widniała na niej czerwono - czarna tarcza. Również podzielona na dwie części. Na jednej z nich był gryf, na drugiej zaś, topór zatopiony w czaszce. Niewątpliwie był to znak orkijski. Jeden z Orków, wyszedł na przeciw grupie.
-Witajcie wędrowcy. Widzę że także zmierzacie do portu. Jeśli można wiedzieć, także wypływacie na Ergador? -Ork zauważył zdziwienie grupki wędrowców. Zauważył je także jeden z elfów. Widocznie jakiś dowódca.
Podszedł do orka pozdrawiając go zwrotem "Lok Tar". Był to niewątpliwie zwrot orkijski. Język ten był dziwny i miał naprawde wiele znaczeń. Nawet Renevan wiedział, że to słowo używane jest przy powitaniach, lub jako rozkaz do ataku. Ork odpowiedział jednak po elficku "Eshnawel", co także było pozdrowieniem. Elf szybko odwrócił się w stronę dziwnej zgraji.
-Nazywam się Elander, generał elfickich oddziałów Ilinon. A to jest Ajnar, generał oddziałów Orkijskich. Może was to dziwi, lecz między elfami z naszej puszczy, a klanem czarnego topora, istnieje trwały sojusz.
Isnieją plotki o zbliżającej sie wojnie... Proszę nie dawać temu wiary. Ruchy wojska służą jedynie szkoleniu. Na Ergadorze, istnieją idealne... ekhm... warunki do treningów tego typu.... - Widać było że elf kłamie. W jego oczach malowała się niepewność. Oczy Ajnara, pozostawały bez wyrazu. Założył na ramię swój topór, z całą pewnością magiczny i odszedł rozmawiać ze swoimi ziomkami.
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!

Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Kaczor
Marynarz
Marynarz
Posty: 380
Rejestracja: sobota, 18 listopada 2006, 16:52

Post autor: Kaczor »

Ren "Milusi" "Misio" "Pysio" "Słodziak"(by Ouz)


Renevan spojrzal na elfa. Uniosl brew. Koles ewidentnie klamal. Zamiast jednak mu to wypomniec, poslal mu najbardziej czarujacy usmiech na jaki bylo go stac(a to niemalo).-Eshnawel-rzekl slodkim tonem-Powiedz mi moj slodki braciszku z lasu, co Was sklonilo do sojuszu z orkami? Was, ktorzy nie przepuscicie okazji zeby przywitac ich strzala miedzy oczy? I to jeszcze dzialania treningowe przeprowadzacie? W glosie Renevana zabrzmiala znajoma jego towarzyszom nuta, nuta drwiny. Jednak opanowujac sie, elf poslal kolejny piekny usmiech rozmowcy, by umilic sobie czas oczekwiania na odpowiedz. Zastanawial sie co moga robic tu jego pobratymcy. W dodatku z ORKAMI i jeszcze pod miastem ludzi. W SOJUSZU. Elf podejrzewal taki obrot spraw, jednak bardzo go intrygowal powod paktu. 'Pewnie kasa' pomyslal. Nie mial nic do orkow. Nawet ich szanowal. Zyli w zgodzie z natura, rozumieli ja na swoj wlasny sposob. Pod wieloma wzgledami byli lepsi od ludzi. Kochali pustkowia, jak elfy kochaja lasy. Nawet bardziej miastowy Ren, czul sie swietnie w gluszy. Kochal dzikie zwierzeta, drzewa, roslinnosc. Nie tak jak jego pobratymcy, wzdrygajacy sie przed scieciem drzewa, ubiciem zwierza. Mimo ze kochal Sa'el to wszystko, to nie wachal sie polowac i scinac drzew, gdyz wiedzial ze inaczej musialby sie ciezko napracowac zeby przezyc w lesie. A pracowac elf nie lubil. Oj bardzo nie lubil. Nagle jego mysli, powedrowaly spowrotem ku Sandrze. Kasandry trzeba bylo zas sie pozbyc. I wiedzial kto moze mu w tym pomoc...
"Yet another beautiful moonlit night."-Alucard :D
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Post autor: Plomiennoluski »

Xan

Spojrzał na dwie armie, po czym przeniósł wzrok na elfa. Przeskoczył tak kilka razy przyglądając się rynsztunkowi bojowemu kłębiącej się masy. Najwyraźniej mer nie był zbyt dobrym kłamcą. Nie mógł też być przy zdrowych zmysłach, zresztą jak cały ten klan. Jeśli sie sprzymierzyli z orkami to niewiele mogło im chyba pomóc.
-Taaaaaaaaaak oczywiście, bardzo... dogodne warunki? Nikt mieszkający w okolicy nie skarżył się nigdy ze jakaś armia mu biega po nocy za oknami? No cóż, manewry taktyczne to podstawa każdej armii, przecież muszą być dopracowane do perfekcji. Oczywiście trzeba na czymś ćwiczyć, wątpię żeby były to kukły treningowe, zabijać się nawzajem raczej nie będziecie a z tego co widać to będą to ostre manewry, pięć procent strat jak nic. To na czym będziecie trenować? Ergandor, Ergando... brzmi przyjaźnie, polecilibyście go grupie podróżnych próbujących zwiedzić kawałek świata? Poza tym podróżowanie z armią, która udaje sie tylko na pokojowe manewry byłoby chyba najbezpieczniejszym sposobem poruszania sie pod słońcem?
Teraz patrzył elfowi prosto w oczy. Spokojnym spojrzeniem srebrnoszarych oczu. Te dwie armie właściwie go nie niepokoiły, bardziej martwiło go to, że chwilowo podróżował z psychopatą, pyszałkiem, zabójcą, niestabilną osobowościową pół... nie był jeszcze do końca pewien czym była Kasandra, oraz młodą starą kobietą. I do tego wszystkiego Ryūzoku jak wisienka na szczycie tortu Podejrzewał że oni sami mogliby zadać im te pięć procent strat... bez większych zadrapań. *Bogowie miejcie litość nad tym światem i wszystkimi prawymi istotami, które po nim stąpają bo z tego co widzę to dobrze nie jest.
*
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
Ouzaru

Post autor: Ouzaru »

Sandra/Kasandra

Mag przypadł kobiecie do gustu, smoka też jakoś tolerowała. Co do dziewczyny, to zupełnie nie miała zdania, choć owszem, mogła się przydać jako tarcza. Aquide był zupełnie osobnym tematem, który ona najchętniej by wsadziła w paczkę i zgubiła na poczcie... Elf, hmm... on był milusi i słodziutki. Aż ją mdliło. Kiedy pojawiał się, wolała zniknąć i wyłączyć się, nim dostałaby nudności. Tylko że ciężko było później wrócić. Kiedy Sandra była szczęśliwa i w dobrym humorze, bardzo to osłabiało Kasandrę. Wolała, gdy młoda kobieta się wściekała lub cierpiała z jakiegoś powodu. To ją budziło i pozwalało przejąć kontrolę.
- Hmm... - zamyśliła się, nie była pewna, czy ufać magowi. - To taki czarny sztylet z czarnym ostrzem, wytwór Czarnej Magii - uśmiechnęła się łobuzersko. - Przydatne. Zawsze kiedy nim rzucę lub zgubię, mogę go wezwać i znów pojawi się w mojej dłoni.
To mówiąc rozproszyła zupełnie zaklęcie i zamilkła podchodząc do reszty drużyny i wysłuchując słów 'generałka'.
'A ten co? Na spowiedzi?' - pomyślała. - 'Na kilometr da się wyczuć, że coś ukrywa... I kłamać to on nie potrafi! Nie to co ja...'
Poczekała, aż reszta się wypowie i sama się do niego zwróciła.
- El - zaczęła wciągając nieco powietrze i wypinając biust. - Zgodziłbyś się nam dołączyć i eskortowałbyś bezpiecznie do waszego miejsca docelowego? Potem sobie grzecznie... - przeciągnęła się - albo i nie tak grzecznie... pójdziemy... Chyba nie będziemy przeszkadzać, prawda? - zatrzepotała rzęsami.
Stojąc koło Renevan'a znów poczuła jakiś dziwny dreszcz słodyczy. Wzdrygnęła się lekko, chyba będzie musiała w najbliższym czasie zwrócić mu Sandrę, inaczej się pochoruje... lub jej cukrzyca dostanie próchnicy.
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Post autor: WinterWolf »

Aine

Mimo tego, że nadal czuła się tak jakby krew zamarzła jej w żyłach prawie ugryzła się w język słysząc źle skrywane kłamstwo w słowach elfa. "Trwały sojusz"? To brzmiało bardziej niedorzecznie niż powiedzenie, że słonie latają, a żyrafy kopią sieci tuneli pod górami... Jej brwi zaczęły powolną wędrówkę ku górze nadając dziwny wyraz niewielkiej, odkrytej powierzchni twarzy Aine. Nadal pozostawała trupio blada, bo zdawała sobie sprawę z tego, że ma parę kwestii do przemyślenia... Odsunęła to jednakże na dalszy plan i przysłuchiwała się uważnie słowom towarzyszy oraz kłamstwom Elandera. Zamrugała oczami i zmarszczyła brwi starając jakoś się do tego ustosunkować. Mówił za dużo nie pytany przecież o nic i zbyt mocno upierał się przy manewrach...
- Cóż to za warunki w Ergadorze skłaniają was do udania się tam w towarzystwie orków? - w jej głosie brzmiała niewiara w słowa elfa i wyraźna niechęć... Być może do orków, a może i do ich rozmówcy. Choć nie powiedziała tego wprost, to dało się wyczuć, że nie tylko nie wierzy w jego słowa, ale też zupełnie mu nie ufa. Skoro kłamie już przy pierwszym spotkaniu, to coś musi być nie tak. Postanowiła, że przynajmniej ona zagra w otwarte karty... Na tyle otwarte na ile pozwalała zasłonięta przez czarną chustę twarz. Zdawała sobie bowiem sprawę z tego, że ta uniemożliwia trafne odczytywanie większości emocji malujących się na jej obliczu. Odpowiadało jej to. Szczególnie w obecnej sytuacji, gdy utrzymanie mera w lekkiej niepewności było jej zdaniem jak najbardziej na miejscu...
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Post autor: Mr.Zeth »

Zaphirel:

-Tak, z pewnością. Marsz jednosci widzę. Bardzo w waszym stylu, nie powiem burknął mag. Rozsunął delikatnie na boki resztę towarzyszy, by wyjść zza "muru ciekawości", który utworzyli. -Wybaczcie- mruknął. Spojrzał na elfa. Zmierzył go swoim pustym spojrzeniem. -Dobre warunki... tak, zdecydowanie. Czy to świeże powietrze?- zapytał. -A może miejscowa ludność?- powiedziął z naciskiem, mrużąc jedno oko. Usmiechnął się na chwilę kąciekim ust i wzruszył ramionami. - No tak czy inaczej my chętnie popatrzymy. Nie macie nic przeciwko?- zapytał i pamiętał, by nie przeslaniać Sandry. Ona miała dar przekonywania względem mężczyzn (co było świetnie widać na przykładzie elfa)... pod warunkiem, że byli właściwej orientacji. *Zaraz zobaczymy, na ile podziałałaś na tego durnia...*- pomyślał Zaphirel i uśmiechnął się lekko pochylając głowę, pozwalając by kaptur opadł mu na oczy. Postąpił przy tym krok wstecz, jakby wracajac do szeregu.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Qin Shi Huang
Mat
Mat
Posty: 440
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
Numer GG: 0

Post autor: Qin Shi Huang »

Elander spojżał znacząco na Zaphirela, Xana i Renevana. Wyglądał na lekko urażonego. Nie było to jednak dziwne. Wśród elfów, często można było ujrzeć ten wyraz twarzy.
-Te dogodne warukni to świeże powietrze! A jakże! Ludzie także tam dość przyjaźni. Miejsce to, ma jednak inne wartości. taka na przykład Wielka Forteca ćwiczebna. Jack Mortimer Gryffin, władca Ilinon, ładnie ją zaprojektował. Cały wielki poligon wojskowy o powierzchni 7000 kilometrów kwadratowych. Istnieje tam także wielka puszcza, którą drzewce i driady, udostępniły do nauki i praktykowania magii. proszę bez zbędnego sarkazmu. Nasi zieloni przyjaciele potrafią się zdenerwować gdy się ich obraża, a nie są byle jaką orkijską hordą. -Zakończył, a Ajnar spojrzał w kierunki grupy jarzącymi sie od magii oczyma.
-Oczywiście. Możecie nam towarzyszyć. Nie mamy nic przeciwko. Statek, musicie jednak wynająć sami. Należałoby także kupić żywność. Droga przez ocean jest długa. Jesli zamierzacie płynąć na nowy kontynent, lepiej zgromadźcie zapasy.
W takiej miłej atmosferze, zgraja dotarła wraz z legionem orkijsko elfickim pod bamy portu Seyruun. Miasto było niesamowite. nawet oddział portowy, który był dość zaniedbany, sprawiał wrażenie monumentalnego. Mury miasta otaczały je okrężnie, oraz dzieląc je na dzielnice. Mury w środku miasta stwarzały kształt pentagramu. Magiczna pieczęć uderzyła w Sandrę. Nie blokowała jej przejścia, lecz uderzyła dziwnym impulsem. Było to jakby ostrzeżenie. Nie poczuła jednak żadnego ubytku w mocy. Na chwilę tylko zakręciło się jej w głowie. Następował szybki i sprawny Załadunek wojska na okręty. Port był naprawdę spory i nawet przy takiej ilości wojska, wyglądało na to, że wszystkie jednostki zmieszczą się. Na linii gdzie niebo stykało się z wodami oceanu, pojawił się czarny punkt. Zbliżał się dość szybko. Za nim, dużo wolniej inne. Po krótkiej chwili okazało się, że ten czarny punkt, lata. pozostałe płynęły po powierzchni wody. Czyżby to.... SMOK! Krzyknął ktoś z latarni morskiej. Xan odruchowo rozejrzał się. Nie dostrzegał smoka. Dostrzegał jedynie głupie bydlę. Jaszczura, które ludzie błędnie nazwali smokiem. To było jakby porównać Goryla do człowieka. Jaszczur w powietrzu, wyglądał silnego. Nawet bardzo silnego. Statki za smokiem, zbliżały nie coraz szybciej. Jaszczur przeleciał nad miastem, zdmuchując latarnię. Juz można było dostrzec bandery na statkach. Piraci.
-Piraci! - Krzyknął Ajnar. - Pechowcy! Trafili na port pełen wojska! Zabawimy się! -Wyglądął na wielce uradowanego. Smok, mógł jednak stanowić problem. Xan poznał gatunek jaszczura. wiedział że to zwierzę jest niewrażliwe na zwyczajną magię jaka dysponowali. jego łuski twarde jak adamant i siła której nie dorówna żaden inteligentny smok. jaszczur zdązył już zniszczyć kilka okrętów wojskowych a z armat pirackich dobiegały juz pierwsze kule. Wojskonie pozostawało dłużne atakującym. Wysyłało kule z armat, oraz magiczne pociski. Balisty na murach próbowały przeszyć kadłuby pirackich statków. Bitwa rozgorzała.
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!

Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Kaczor
Marynarz
Marynarz
Posty: 380
Rejestracja: sobota, 18 listopada 2006, 16:52

Post autor: Kaczor »

Renevan Sa'el



Elf, slyszac pobratymca, zaplakal w duchu nad jego umiejetnoscia blefowania. No ale coz. Mial kilka dobrych argumentow, dla ktorych musial ustapic. A raczej kilkanascie tysiecy, uzbrojonych po zeby, zielonoskorych lub szpiczastouchych arhumentow. I jeszcze jeden, tez niemaly. Piratow. Ci chwilowo byli najwazniejsi. Trzeba bylo sie ich pozbyc. Klopoty mogl tez sprawiac jaszczur. Renevana zaczela ogarniac wscieklosc. Po raz kolejny los stawia go przed przeciwnikiem ktoremu praktycznie nie mogl wyrzadzic krzywdy. Zastanawial sie przez chwile. Skoro nic chwilowo zrobic nie moze, poszuka dogodnej kryjowki i zaczeka az piraci sami don przyjda. -Nie martwcie sie o mnie-rzucil ironicznie, by wszyscy zrozumieli(nawet ten prymityw-mag) ze to zart. Nie czekajac odpowiedzi, przebiegl miedzy uliczkami, trzymajac sie cienia i unikajac otwartych przestrzeni, by dobiec do dokow i przyczaic w cieniu(uzywajac swych szamanistycznych umiejetnosci) i czekac az piraci wyleza na lad. Rozejrzal sie jednak, profilaktycznie, jakie ma trasy ewentualnej ucieczki, gdzie jeszcze moze sie ukryc i jak moze z ladu zaszkodzic statkom. Poszukiwal pobliskiej armaty, balisty, czegokolwiek w poblizu.
"Yet another beautiful moonlit night."-Alucard :D
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Post autor: Plomiennoluski »

Xan
Najpierw demon, teraz to bydle, zastanawiał się czy to przypadkiem nie jakaś inwazja albo coś. Demon był dość ciężki, zwłaszcza ze wtedy nie miał żadnego poręcznego do walki z nim oręża. Teraz było jeszcze gorzej, nie dość ze piraci, ale nimi mogła się zająć armia, to jeszcze ta zafajdana latająca jaszczurka. Za bardzo z nią szans nie miał to pewne, ale może coś się uda wykombinować. Było nie było znaleźli dwa miecze znaczone symbolem Ceipheida, może one cos pomogą.
-Pomyślmy słoneczka wy moje. Ta latająca jaszczurka jest odporna na większość magii, ma łuski twarde jak adamant i jest silniejsza ode mnie, ale jest jeden plus, nie ma za grosz rozumu, z drugiej strony maksymalnie rozwinięty instynkt drapieżnika.
*Bogowie, nie mogliście sprowadzić tu kogoś, kto ma w tym trochę więcej doświadczenia ode mnie? No cóż najwyraźniej nie* Spojrzał po towarzyszach. Jeśli nie oni, to kto? Podejrzewał że mało było tak zróżnicowanych grup z takimi skrajnościami, z takimi możliwościami bojowymi. Pomyślał chwilę co zrobić. Może nie był aż tak potężnym magiem, może to łatające coś faktycznie było bardzo odporne, ale zawsze można było spróbować. Ściągnął ostrze z pleców i zważył je w dłoni. Wbił ostrze lekko między bruk, tak by dotykało ziemi. Skoncentrował się na aurze miecza. Należała do Ceipheida, do Lorda Smoka, tego, który czeka uśpiony na przebudzenie. Starał się jak najgłębiej dostroić do ostrza. Chciał żeby podziałał jak przewodnik, może się uda, może nie, ale zawsze warto spróbować.
Zaczął przywoływać duchy natury, koncentrując ich w jednym miejscu tyle, ile mógł utrzymać, a czego już nie mógł, spróbował przelać w miecz.
From deepest wisper that soul may hold
From embers that deep in earth still glow
Here to the realm where sun has fallen
Into the world where souls still fight
Where blazing flames may never stop
Now I implore come to my call
Hand me the power to melt the stars
Spirits, that always on my side
Come to inflame the rising star
Zazwyczaj nie używał do tego inkantacji, był z ogniem zbyt obznajomiony, było nie było był istotą ognia wśród lodowych pustkowi, teraz po prostu chciał osiągnąć jak największy efekt, nie wiedział co wyjdzie z połączenia tych trzech składników, ale miał nadzieję przynajmniej zranić bydlaka.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
Ouzaru

Post autor: Ouzaru »

Sandra/Kasandra i Aquide

Miasto napawało ją swoistą odrazą i obrzydzeniem. Nie żeby miała coś do białej magii, pieczęci, pentagramów i wszechobecnego zwalczania Zła... Przecież ona nie była zła... Wzdrygnęła się, po karku przeszły ją nieprzyjemne ciarki.
- Już mi się to miejsce nie podoba - mruknęła spoglądając na jasne, niemal białe mury składające się na pentagram.
Zmrużyła przy tym oczy i lekko je przesłoniła dłonią, jakby wyimaginowany blask bijący od nich zaczynał ją razić. Spojrzała morderczo na Aquide, jakby to wszystko było jego winą i prychnęła niezadowolona. Coś kazało jej iść za nimi, a właściwie za nim. Miecz. Pragnienie posiadania go było tak silne, że nawet nie zraziła się swym złym samopoczuciem i nie oddała kontroli Sandrze. Poza tym nie mogła, musiała uważać kiedy i gdzie to robi. Gdyby była mniej ostrożna, dziewczyna mogłaby się zacząć domyślać, a tego Kasandra nie chciała.
- Szlag by to! - zaklęła sobie radośnie wchodząc do portu.
Przysiadła na jednej ze skrzyń gotowych do załadunku i spojrzała prosto w słońce. Piękny był dzień i promienie grzały jak wszyscy diabli, Kasandrze zaczynało się robić gorąco. Dziesiątki krzątających się dookoła marynarzy i wojskowych tylko dodatkowo ją zachęciły, zdjęła swą chustę i płaszcz. Jeśli z przodu miała na sobie mało ubrania, to teraz z tyłu jeszcze mniej. Mocno okrojone stringi niknęły gdzieś między zgrabnymi, bladymi pośladkami kobiety odsłaniając tym samym niemal wszytko, co bielizna powinna zakrywać. Zamieszanie wśród mężczyzn, które tym oto prostym sposobem wywołała, najwidoczniej sprawiało jej przyjemność. Na twarzy Kasandry zagościł pokaźnych rozmiarów uśmiech i już nawet zaczęła umawiać się na wieczór...
W pewnej chwili jednak jej uwagę zaabsorbowało coś zupełnie innego niż prezentacja bicepsów marynarza. Choć było to interesujące zjawisko... Jej spojrzenie przykuł czarny punkt na horyzoncie. Miała bardzo dobry wzrok, szybciej niż inni zobaczyła, cóż to takiego się do nich zbliża. Powoli wstała, jakby zahipnotyzowana.
- Japierd*lę... - szepnęła. - Smok... Pierd*lona jaszczurka... Co ona tutaj do ch*lery robi?
Jeśli ktoś spodziewał się strachu, czy niepewności, mógł się zdziwić. Kobieta wyciągnęła swoje miecze i kręcąc najróżniejsze młynki krzyknęła uszczęśliwiona gotowa do walki i przelewania jaszczurczej krwi.
- Pewnie będę tego żałować - mruknął Aquide zdejmując ostrze z pleców i przykładając do niego dłoń.
Po chwili żywe płomienie pokryły klingę, uzdrowiciel zaklął sobie pod nosem siarczyście i zawołał:
- Kasandra, masz tu miecz! Który ma do mnie po walce powrócić, a jak nie, to sam go odbiorę... - zagroził jej śmiertelnie poważnym tonem.
Rzucił kobiecie ostrze i wskazał palcem na jaszczura.
- Załatw go, powinnaś dać radę. Już! No dalej! - krzyknął. - Bogowie... Teraz drużyna mnie znienawidzi - dodał cicho i zaczął sam pokrywać się płomieniami niczym żywa pochodnia gotów w każdej chwili posłać między statki piratów ogniste tornado.
Kobieta szybko schowała swój miecz do pochwy przewieszonej przez plecy i tą samą, wolną już ręką, złapała rzucone do niej ostrze. Trwało to zaledwie ułamki sekund, była piekielnie szybka i zręczna. Albo to za sprawą tej klingi... Pierwsza rzecz, którą miała ochotę zrobić, było zatopienie jej po samą rękojeść w sercu Aquide.


Nie wiem co się stanie, gdy ona będzie trzymać miecz, którego Aquide miał jej nie dawać, więc zostawiam to już MG. Uzdrowiciel spróbował ostrze przesączone Czarną Magią pokryć dodatkowo płomieniami Magii Szamanistycznej Żywiołu Ognia, co z tego wyniknie, należy do MG. Jeśli taka kombinacja nie zabije Kasandry lub ogólnie ciała, to ona rzuci się do walki ze smokiem. Najlepiej jakby ją Xan zabrał na grzbiet tej potwory :)
Kaczor
Marynarz
Marynarz
Posty: 380
Rejestracja: sobota, 18 listopada 2006, 16:52

Post autor: Kaczor »

Renevan



W ooczekiwaniu na bestie, po rozejrzeniu sie, Elf sie zastanowil gleboko nad tym, co zamierzal. Jego plan moglbyc albo glupi, albo genialny. Schowal sztylety i wydobyl miecz. Obejrzal go bardzo uwaznie. Przeszyl go dziwny dreszczyk. Miecz byl dobry, mer nie bardzo. Probujac wykrzesac z siebie te nikla moc, jaka posiadal, podjal probe przelania jej w miecz. Podpatrzyl te zdolnosc u uzdrowiciela. Nie oczekiwal zbyt wiele. Nie mial doswiadczenia w zaklinaniu. W zasadzie nigdy czegos takiego nie robil. Skupil sie, wyciszyl. Siegn w glab siebie po swa malusia moc i sila woli postanowil zmusic ja by zaklela miecz. Nie wiedzial co z tego wyniknie. Zapewne nic. Ale sprobowac mozna zawsze, nie?
"Yet another beautiful moonlit night."-Alucard :D
Qin Shi Huang
Mat
Mat
Posty: 440
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
Numer GG: 0

Post autor: Qin Shi Huang »

Czar Xnana nie wypalił. Zwyczajnie uleciały z niego siły które poświęcił na zaklęcie. Wzmogła w nim wściekłość. Smok przeleciał niedaleko nad nim. Usiadł na rynku i zaczął wrzeszczeć. ten wrzask przyprawiał o ból głowy. Poza tym, gdy smok głodny to zły. Musiał cos zjeść po transformacji, jeśli miał takową przeprowadzić. Wzrok jego przykuły 4 jałówki, widocznie brane na statki przez wojsko.
Kasandra złapała miecz. Ku jej zdziwieniu, nic się jej nie stało. Nawet poczuła napływ sił. Czarna magia zawarta w mieczu przesiąkła ją dodając sił. Ogień złączony w tym momencie z mieczem, przesiąkł ja także. Najpierw poczuła gorąc, a później przyjemny napływ czystej energii. Napływ był ogromny. Był czymś w rodzaju duchowego orgazmu. Myślała że zaraz ja rozniesie. Piraci podpłynęli juz dość blisko. Byli nieopodal lądu. Zbliżali się naprawdę szybko. Za szybko jak na zwyczajne statki. Kasandra obrała juz cel na którym miała wylądować energię. Wojskowi ruszyli w stronę statków wchodząc nań. Popchnęli Całą grupę w tym kierunku. jedynie Renevan chowający się w cieniu był poza tłumem. Piraci w jednym miejscu przebili się przez wojsko. przebili się dzięki wielkiemu człowiekowi. Miał ponad 2,5 metra i wielkie mięśnie. Wywijał maczugą jak laseczką wybijając wojskowych w powietrze. Nieopodal smok niszczył budynki. Widach było że nie ma za grosz intelektu. łatwo byłoby go oszukać....
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!

Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Kaczor
Marynarz
Marynarz
Posty: 380
Rejestracja: sobota, 18 listopada 2006, 16:52

Post autor: Kaczor »

Renevan


Elf dostrzegl olbrzyma. Zaniepokoil go on. Na tyle, ze postanowil poswiecic jeden ze swych sztyletow, na rzut. Mierzyl mu w pluca. W glowe mogl nie trafic. W dodatku wzmocnil sztylet czarem wiezacym cien, gdyby spudlowal. Zaraz po rzucie, do prawej jego reki przewedrowal miecz. Z kocia zwinnoscia wyskoczyl z kryjowki, obszedl walczacych i poszukal lucznikow. Musieli byc gdzies w poblizu. Gdyby znajdowali sie gdzies niedaleko, podbiega do nich, znajduje dowodce. Jesli nie, rozglada sie, jakim sposobem zaszkodzic wilkom morskim. Cofajac sie odrobinke, poszukal wzrokiem jaszczura. Jesli go odnajdzie na niebie, nie spuszcza go z oczu. Jesli nie, klnac biegnie przez miasto, do miejsca z ktorego najlepiej widac teren. Wola Xana, by go jakos wsparl, o ile to konieczne. Stara sie unikac walk.


Post krotki bo naprawde mam urwanie glowy...
"Yet another beautiful moonlit night."-Alucard :D
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Post autor: WinterWolf »

Aine

Smok nadlatujący wraz ze zbliżającymi się piratami błyskawicznie odwrócił uwage dziewczyny od wszelkich trosk. Ściągnęła brwi w wyrazie zafrasownia i od razu dobyła miecza. To był juz odruch. Słuchajac słów Ryuuzoku podeszła do niego kilka kroków bliżej.
- Ma jeszcze jedną wadę, która jest jednocześnie jego zaletą. Jest ogromny. Gdyby dało się wrazić miecz miedzy łuski już nie byłby taki upierdliwy... Byłby martwy - powiedziała, gdy smok skończył inkantować zaklęcie. Kiepsko trochę, że zaklęcie nie przyniosło efektów. Zaklęła pod nosem poprawiajac chustę na twarzy. Zaklęła po raz drugi. Rzadko jej się to zdarzało, ale teraz zaczęła ją cała sytuacja denerwować... Jeszcze ta cholerna, przerośnięta jaszczurka drze się jak stare przescieradło. Zaklęła po raz trzeci, gdy tłum wojskowych popchnął ją i towarzyszy w stronę statków. Korzystając ze swojej sprawności i zwinności postanowiła wykaraskać się z tłumu. Walka w takich warunkach to głupota. Szła pod prąd przeciskajac się między wojakami. Cieszyła sie ze swojej drobnej budowy ciała. To ułatwiało jej zadanie. Wypatrzyła w tłumie wielkoluda, do którego juz doskakiwał mer... I zaraz odskoczył. Rozsądnie. Aine przygotowała się w razie czego do walki. Pozbawienie życia tego jegomościa mogło być kluczowym punktem całej zabawy. Przyjrzała mu się z dystansu bardzo uważnie. Zawsze oceniała przeciwnika nim weszła z nim w zwarcie. Był bardzo silny... To było widać. Ale czy równie inteligentny? Czy dorównywał jej szybkością? Oceniała też czy jest kimś kto mógłby dysponować magią. Jeśli nie to tym lepiej. Pilowała się też czy żaden pirat nie znalazł się w zasięgu jej miecza. Jeśli tak to atakowała z szybkiego wypadu, trzymając broń jednorącz i balansując drugą ręką. Postawiła na szybkie, nagłe ruchy mające za zadanie szybkie pozbawienia przeciwnika możliwości bojowych. Nie zależało jej na zabiciu tylko na unieszkodliwieniu. Celowała sztychem miecza w punkty witalne i między szczeliny ewentualnego pancerza starając się jednocześnie pozostawac poza zasięgiem broni przeciwników.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Zablokowany