[Neuroshima] - Pozostać Człowiekiem

-
- Bosman
- Posty: 1759
- Rejestracja: piątek, 17 lutego 2006, 15:05
- Numer GG: 7524209
- Lokalizacja: Gliwice
Re: [Neuroshima] - Pozostać Człowiekiem
Kler
Ciężko wzdychając kiwnął głową i dotarabanił się do kozetki po czym rzucił się na nią całym ciężarem ciała. Dobra. Rób, co masz robić. Jeszcze raz klecha spojrzał na rękę, po czym odwrócił głowę od widoku rany potwornie się krzywiąc. Aha... Zapłacę po wszystkim. W tym stwierdzeniu można było wyczuć delikatną perswazję...
Ciężko wzdychając kiwnął głową i dotarabanił się do kozetki po czym rzucił się na nią całym ciężarem ciała. Dobra. Rób, co masz robić. Jeszcze raz klecha spojrzał na rękę, po czym odwrócił głowę od widoku rany potwornie się krzywiąc. Aha... Zapłacę po wszystkim. W tym stwierdzeniu można było wyczuć delikatną perswazję...
Od dziś płacę Eurogąbkami.

-
- Tawerniak
- Posty: 1271
- Rejestracja: środa, 14 lutego 2007, 21:43
- Numer GG: 10455731
- Lokalizacja: Radzymin
Re: [Neuroshima] - Pozostać Człowiekiem
Evan
Podchodzisz coraz bliżej i bliżej, a wrzaski stają się coraz głośniejsze i wyraźniejsze. W końcu jesteś w stanie zrozumieć pojedyncze słowa, potem całość zdań. Wreszcie wychodzisz zza rogu i widzisz grupę ludzi, siedzących na starym skwerze. Wyglądało na to, że z ich zwykłych zajęć wyrwała ich para krzykaczy, którzy stali na środku i wyraźnie się sprzeczali.
- Musisz być pierdolonym debilem, żeby mu jeszcze wierzyć! Zapomniało się już "fabrykę Sony"?! Twój własny zasrany brat złamał sobie kark w tej norze! - krzyczał pierwszy, wysoki, młody Azjata, ubrany tylko w dżinsowe spodnie i adidasy, dzięki czemu dokładnie widać było wszystkie jego żebra, jakby miał za mało skóry, a za dużo kości. Można by na nim uczyć anatomii, gdyby jeszcze istniały jakieś szkoły.
- Teraz jest inaczej! Widziałem to miejsce na własne oczy! - odpierał zarzuty drugi, udekorowany bliznami, podstarzały Meks.
- Gówno widziałeś! Nic nie ma, on nas chce zmusić, żebyśmy tu zostali, bo ma kompleks małego fiuta!
- Pierdol się!
- Sam się pierdol!
Jakże sympatyczna wymiana zdań... Widzisz, że to się może zaraz przerodzić w coś "głębszego", zwłaszcza że obok na wózku leżą pordzewiałe pręty zbrojeniowe.
John Taylor
Barman wziął papierosy i zmierzył je wzrokiem. Chrząknął przeciągle, po czym schował pety do kieszeni. - Dobra, więc za tyle to ci mogę powiedzieć tak: był tutaj tydzień temu, a potem odjechał na południe, nie mówił, dokąd konkretnie jedzie. Ja mam swoje podejrzenia, ale, no cóż, sam rozumiesz, żyć trzeba. Coś zjeść, za coś wypić. I tak dalej. Dopłać jeszcze, a postaram się odpowiedzieć na twoje pytania tak dokładnie, jak to tylko możliwe - uśmiechnął się chytrze.
McGregor
Koleś miał ci już coś odpowiedzieć, ale machnął ręką i wziął się do roboty. Wsadził ci do gęby gumową rurkę i kazał zagryźć i mocno trzymać, po czym odwrócił się i rozkręcił gaz w kuchence kempingowej. Wyciągnął z szuflady biurka igłę i kawał jakiejś dratwy, potem przyłożył metal do płomienia. Następnie podszedł do ciebie i pomógł zdjąć rękaw. Obejrzał dokładnie ranę, wyjął z kieszeni szczypczyki i bezpardonowo wsadził je do środka. Zabolało, i to potwornie, ale zagryzłeś gumę i siedziałeś bez ruchu. Lekarz wyciągnął ci z ramienia resztki pocisku. - Miałeś sporo szczęścia, to tylko złamanie obojczyka. Zaraz ci to zaszyję i unieruchomię. Będę szczery - zaboli - powiedział, sięgając po rozgrzaną igłę, którą po chwili przebił ci skórę. Miałeś ochotę wyć z bólu, ale dalej gryzłeś gumę. Twardy przecież jesteś, nie będziesz się rozklejał od jakiejś igiełki, nawet, jeśli ma dwa cale długości... Minęło kilka minut takich tortur, doktorek przykładnie zaszył ci ranę i usztywnił ramię kawałkiem belki. - Ponosisz to jakieś dwa tygodnie, nie nadwerężaj przez ten czas tej ręki. 30 gambli, chyba że chcesz na to jakieś painkillery.
Podchodzisz coraz bliżej i bliżej, a wrzaski stają się coraz głośniejsze i wyraźniejsze. W końcu jesteś w stanie zrozumieć pojedyncze słowa, potem całość zdań. Wreszcie wychodzisz zza rogu i widzisz grupę ludzi, siedzących na starym skwerze. Wyglądało na to, że z ich zwykłych zajęć wyrwała ich para krzykaczy, którzy stali na środku i wyraźnie się sprzeczali.
- Musisz być pierdolonym debilem, żeby mu jeszcze wierzyć! Zapomniało się już "fabrykę Sony"?! Twój własny zasrany brat złamał sobie kark w tej norze! - krzyczał pierwszy, wysoki, młody Azjata, ubrany tylko w dżinsowe spodnie i adidasy, dzięki czemu dokładnie widać było wszystkie jego żebra, jakby miał za mało skóry, a za dużo kości. Można by na nim uczyć anatomii, gdyby jeszcze istniały jakieś szkoły.
- Teraz jest inaczej! Widziałem to miejsce na własne oczy! - odpierał zarzuty drugi, udekorowany bliznami, podstarzały Meks.
- Gówno widziałeś! Nic nie ma, on nas chce zmusić, żebyśmy tu zostali, bo ma kompleks małego fiuta!
- Pierdol się!
- Sam się pierdol!
Jakże sympatyczna wymiana zdań... Widzisz, że to się może zaraz przerodzić w coś "głębszego", zwłaszcza że obok na wózku leżą pordzewiałe pręty zbrojeniowe.
John Taylor
Barman wziął papierosy i zmierzył je wzrokiem. Chrząknął przeciągle, po czym schował pety do kieszeni. - Dobra, więc za tyle to ci mogę powiedzieć tak: był tutaj tydzień temu, a potem odjechał na południe, nie mówił, dokąd konkretnie jedzie. Ja mam swoje podejrzenia, ale, no cóż, sam rozumiesz, żyć trzeba. Coś zjeść, za coś wypić. I tak dalej. Dopłać jeszcze, a postaram się odpowiedzieć na twoje pytania tak dokładnie, jak to tylko możliwe - uśmiechnął się chytrze.
McGregor
Koleś miał ci już coś odpowiedzieć, ale machnął ręką i wziął się do roboty. Wsadził ci do gęby gumową rurkę i kazał zagryźć i mocno trzymać, po czym odwrócił się i rozkręcił gaz w kuchence kempingowej. Wyciągnął z szuflady biurka igłę i kawał jakiejś dratwy, potem przyłożył metal do płomienia. Następnie podszedł do ciebie i pomógł zdjąć rękaw. Obejrzał dokładnie ranę, wyjął z kieszeni szczypczyki i bezpardonowo wsadził je do środka. Zabolało, i to potwornie, ale zagryzłeś gumę i siedziałeś bez ruchu. Lekarz wyciągnął ci z ramienia resztki pocisku. - Miałeś sporo szczęścia, to tylko złamanie obojczyka. Zaraz ci to zaszyję i unieruchomię. Będę szczery - zaboli - powiedział, sięgając po rozgrzaną igłę, którą po chwili przebił ci skórę. Miałeś ochotę wyć z bólu, ale dalej gryzłeś gumę. Twardy przecież jesteś, nie będziesz się rozklejał od jakiejś igiełki, nawet, jeśli ma dwa cale długości... Minęło kilka minut takich tortur, doktorek przykładnie zaszył ci ranę i usztywnił ramię kawałkiem belki. - Ponosisz to jakieś dwa tygodnie, nie nadwerężaj przez ten czas tej ręki. 30 gambli, chyba że chcesz na to jakieś painkillery.

-
- Mat
- Posty: 554
- Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 17:35
- Numer GG: 6781941
- Lokalizacja: Duchnice k/Pruszkowa
Re: [Neuroshima] - Pozostać Człowiekiem
John
Chłopak zmierzył barmana spojrzeniem. Nie zdziwił się, że musi dopłacić, informacje też kosztują. Na razie jeszcze było go stać.
*Może jeszcze uda mi się go dogonić*- pomyślał.
-Na południe, mówisz? Czy trzy pociski .45 odświeżą Ci pamięć?- zapytał, uśmiechając się i wyciągnął z kieszeni trzy luźno zostawione naboje. Postawił je na barze.
(Jeśli barman nie będzie chciał tyle wziąć, dorzuci następny jeden lub dwa pociski.)
-Co jeszcze możesz mi powiedzieć? Każda informacja się przyda.
Dziwne uczucie. Zależało mu na informacji, ale jakoś wolał, żeby grubas wiedział nieco mniej.
Spróbował także wyczuć, czy barman nie blefuje. Głupio byłoby trafić na środek terenów mutków, gdy poszukiwana osoba poszła zupełnie w drugą stronę.
Ale John niczego cennego nie miał, więc barmanowi chyba nie zależało na wpakowanie go w jakieś gówno. Oby.
Chłopak zmierzył barmana spojrzeniem. Nie zdziwił się, że musi dopłacić, informacje też kosztują. Na razie jeszcze było go stać.
*Może jeszcze uda mi się go dogonić*- pomyślał.
-Na południe, mówisz? Czy trzy pociski .45 odświeżą Ci pamięć?- zapytał, uśmiechając się i wyciągnął z kieszeni trzy luźno zostawione naboje. Postawił je na barze.
(Jeśli barman nie będzie chciał tyle wziąć, dorzuci następny jeden lub dwa pociski.)
-Co jeszcze możesz mi powiedzieć? Każda informacja się przyda.
Dziwne uczucie. Zależało mu na informacji, ale jakoś wolał, żeby grubas wiedział nieco mniej.
Spróbował także wyczuć, czy barman nie blefuje. Głupio byłoby trafić na środek terenów mutków, gdy poszukiwana osoba poszła zupełnie w drugą stronę.
Ale John niczego cennego nie miał, więc barmanowi chyba nie zależało na wpakowanie go w jakieś gówno. Oby.
A d'yaebl aep arse!

-
- Bosman
- Posty: 1759
- Rejestracja: piątek, 17 lutego 2006, 15:05
- Numer GG: 7524209
- Lokalizacja: Gliwice
Re: [Neuroshima] - Pozostać Człowiekiem
Klecha
Popuścił zgryz, i kawałek gumy wypadł na podłogę. Przechylił się do przodu, mając otwarte usta. Ślinotok, nie lubił tego. Kiwał się krótką chwilę w przód i w tył, nie zważając na ślinę spływającą na podłogę. W końcu głośno chrząknął i splunął, po czym spojrzał na doktora miażdżącym wzrokiem. 30 gambli?! Zachrypiał. Może trochę mniej, co, doktorku? To nie była propozycja, to było żądanie.
Popuścił zgryz, i kawałek gumy wypadł na podłogę. Przechylił się do przodu, mając otwarte usta. Ślinotok, nie lubił tego. Kiwał się krótką chwilę w przód i w tył, nie zważając na ślinę spływającą na podłogę. W końcu głośno chrząknął i splunął, po czym spojrzał na doktora miażdżącym wzrokiem. 30 gambli?! Zachrypiał. Może trochę mniej, co, doktorku? To nie była propozycja, to było żądanie.
Od dziś płacę Eurogąbkami.

-
- Bombardier
- Posty: 639
- Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
- Numer GG: 10499479
- Lokalizacja: Stalowa Wola
Re: [Neuroshima] - Pozostać Człowiekiem
Evan
Tak przysłuchiwał się i przysłuchiwał "ożywionej debacie". Kłócili się o penetrowanie jakichś opuszczonych fabryk, jeśli słuch Evana nie mylił. Czyżby mieli teraz chętkę na to, co kryło się za wrotami, pod którymi on i jego towarzysze z przypadku mieli bliskie spotkanie z bandą niedomytych mutasów. Tu pachniało zarobkiem, a w kieszeni zabójcy... no cóż, gdyby jakikolwiek maniak zaczął go obwąchiwać, to poczułby co najwyżej smród spoconego ze strachu dupska i niczego więcej. Z tej przyczyny nie mógł pozwolić, by pręt zbrojeniowy w czyjejś tkance miękkiej zaprzepaścił tak piękną okazję. Postanowił wyjść i wykorzystując swój urok osobisty (na którego cierpiał deficyt), uspokoić krzykaczy, zapewnić sobie kawałek tortu, o który się gryzą, oraz tego może sprawić dobre wrażenie na mieszkańcach.
Wyszedł spokojnym krokiem zza gruzowiska i jedną ręką gestykulując, a drugą bawiąc się mieczem rzekł:
-Panowie! Może poruszymy ten temat na spokojnie? Wydaję mi się, że możemy miec wspólny interes.
Szczerze mówiąc, to nie miał pojęcia, jak ciągnąc temat, ale póki co głównym jego zmartwieniem, było sprawić wrażenie czarującego nieznajomego, a nie jakiejś żałosnej szumowiny podsłuchującej cudze rozmowy.
Tak przysłuchiwał się i przysłuchiwał "ożywionej debacie". Kłócili się o penetrowanie jakichś opuszczonych fabryk, jeśli słuch Evana nie mylił. Czyżby mieli teraz chętkę na to, co kryło się za wrotami, pod którymi on i jego towarzysze z przypadku mieli bliskie spotkanie z bandą niedomytych mutasów. Tu pachniało zarobkiem, a w kieszeni zabójcy... no cóż, gdyby jakikolwiek maniak zaczął go obwąchiwać, to poczułby co najwyżej smród spoconego ze strachu dupska i niczego więcej. Z tej przyczyny nie mógł pozwolić, by pręt zbrojeniowy w czyjejś tkance miękkiej zaprzepaścił tak piękną okazję. Postanowił wyjść i wykorzystując swój urok osobisty (na którego cierpiał deficyt), uspokoić krzykaczy, zapewnić sobie kawałek tortu, o który się gryzą, oraz tego może sprawić dobre wrażenie na mieszkańcach.
Wyszedł spokojnym krokiem zza gruzowiska i jedną ręką gestykulując, a drugą bawiąc się mieczem rzekł:
-Panowie! Może poruszymy ten temat na spokojnie? Wydaję mi się, że możemy miec wspólny interes.
Szczerze mówiąc, to nie miał pojęcia, jak ciągnąc temat, ale póki co głównym jego zmartwieniem, było sprawić wrażenie czarującego nieznajomego, a nie jakiejś żałosnej szumowiny podsłuchującej cudze rozmowy.

-
- Tawerniak
- Posty: 1271
- Rejestracja: środa, 14 lutego 2007, 21:43
- Numer GG: 10455731
- Lokalizacja: Radzymin
Re: [Neuroshima] - Pozostać Człowiekiem
John
Barman nie wyglądał na takiego, który skłamałby, zgarniając zapłatę za informacje, co też skwapliwie zrobił. W tłustej łapie szybko zniknęły trzy naboje. Gość podrapał się po pryszczatym nosie i burknął: - Przyjechał jeepem z pustyni, a potem miał jakieś interesy z Jacksonem i spółką. Chyba nie za dobrze poszły, ale koleś był zadowolony, Jackson już nieco mniej. Tamtego dnia tak rzucał bluzgami, że chyba nawet na osiedlu Newpool słyszeli. Gość z blaszkami przyszedł, kupił litr wódki i poszedł spać w domu dwie przecznice stąd, taki duży, z czerwonej cegły, z oberwanym dachem. Chwilowo nikt tam nie mieszka, więc nikt się go nie czepiał. Potem odjechał na południowy wschód, ale chyba nie ujechał daleko, bo w nocy jeden ze szczurów Jacksona zakradł się do jego samochodu i powymieniał połowę części na jakieś stare śmieci, chwalił się potem u mnie, że je pchnął za sporo gambli. Tyle ci mogę powiedzieć ot, tak - dodał, po czym chrząknął i wyciągnął kubek na ladę.
Klecha
- Wiesz - uśmiechnął się doktorek - nie jesteś pierwszym, który przychodzi do mnie z takim tekstem. Mam na was sposoby. Widzisz, możesz nawet nie płacić. Możesz sobie iść w cholerę. Ale jeśli nie opuścisz miasta, to jeszcze dziś dopadnie cię mój kumpel Hector i połamie ci kilka kości. Jeśli opuścisz, dostaniesz jeszcze dzień, może dwa. Masz tu parę fotek, może ci dadzą do myślenia - powiedział lekarz, rzucając na blat biurka przed McGregorem kilka zdjęć, przedstawiających jakichś poobijanych kolesiów. - No a poza tym, wiesz, mam za sobą trochę szkolenia w stomatologii, a nie składałem przysięgi Hipokratesa, jeśli rozumiesz, co mam na myśli. Więc nie, nie da się taniej.
Evan
Tubylcy spojrzeli się na ciebie dziwnie, po czym przerwali na chwilę bijatykę. - Nie mamy wspólnych interesów, ćwoku - powiedział żółtek, podczas gdy za jego plecami Meks usuwał się cichcem z placyku. - Spieprzaj stąd, nie chcemy twojego towarzystwa, paniał? - dodał Azjata, wymownie wskazując palcem kierunek, z którego przyszedłeś...
Barman nie wyglądał na takiego, który skłamałby, zgarniając zapłatę za informacje, co też skwapliwie zrobił. W tłustej łapie szybko zniknęły trzy naboje. Gość podrapał się po pryszczatym nosie i burknął: - Przyjechał jeepem z pustyni, a potem miał jakieś interesy z Jacksonem i spółką. Chyba nie za dobrze poszły, ale koleś był zadowolony, Jackson już nieco mniej. Tamtego dnia tak rzucał bluzgami, że chyba nawet na osiedlu Newpool słyszeli. Gość z blaszkami przyszedł, kupił litr wódki i poszedł spać w domu dwie przecznice stąd, taki duży, z czerwonej cegły, z oberwanym dachem. Chwilowo nikt tam nie mieszka, więc nikt się go nie czepiał. Potem odjechał na południowy wschód, ale chyba nie ujechał daleko, bo w nocy jeden ze szczurów Jacksona zakradł się do jego samochodu i powymieniał połowę części na jakieś stare śmieci, chwalił się potem u mnie, że je pchnął za sporo gambli. Tyle ci mogę powiedzieć ot, tak - dodał, po czym chrząknął i wyciągnął kubek na ladę.
Klecha
- Wiesz - uśmiechnął się doktorek - nie jesteś pierwszym, który przychodzi do mnie z takim tekstem. Mam na was sposoby. Widzisz, możesz nawet nie płacić. Możesz sobie iść w cholerę. Ale jeśli nie opuścisz miasta, to jeszcze dziś dopadnie cię mój kumpel Hector i połamie ci kilka kości. Jeśli opuścisz, dostaniesz jeszcze dzień, może dwa. Masz tu parę fotek, może ci dadzą do myślenia - powiedział lekarz, rzucając na blat biurka przed McGregorem kilka zdjęć, przedstawiających jakichś poobijanych kolesiów. - No a poza tym, wiesz, mam za sobą trochę szkolenia w stomatologii, a nie składałem przysięgi Hipokratesa, jeśli rozumiesz, co mam na myśli. Więc nie, nie da się taniej.
Evan
Tubylcy spojrzeli się na ciebie dziwnie, po czym przerwali na chwilę bijatykę. - Nie mamy wspólnych interesów, ćwoku - powiedział żółtek, podczas gdy za jego plecami Meks usuwał się cichcem z placyku. - Spieprzaj stąd, nie chcemy twojego towarzystwa, paniał? - dodał Azjata, wymownie wskazując palcem kierunek, z którego przyszedłeś...

-
- Bombardier
- Posty: 639
- Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
- Numer GG: 10499479
- Lokalizacja: Stalowa Wola
Re: [Neuroshima] - Pozostać Człowiekiem
Evan
Obelgi przyjął niewzruszony. Przywykł do nich podczas swego pobytu w "sierocińcu". Uśmiechnął się, tak jakby usłyszał satysfakcjonującą odpowiedź, po czym spokojnym krokiem podszedł do jednej z ławek, usiadł na niej wygodnie i rzekł:
-Mnie również jest bardzo miło, ale widzę, że musimy to zrobic inaczej. Popatrzę tu jak się zarzynacie, a ostatniego żywego przepytam. Co wy na to?
Obelgi przyjął niewzruszony. Przywykł do nich podczas swego pobytu w "sierocińcu". Uśmiechnął się, tak jakby usłyszał satysfakcjonującą odpowiedź, po czym spokojnym krokiem podszedł do jednej z ławek, usiadł na niej wygodnie i rzekł:
-Mnie również jest bardzo miło, ale widzę, że musimy to zrobic inaczej. Popatrzę tu jak się zarzynacie, a ostatniego żywego przepytam. Co wy na to?

-
- Mat
- Posty: 554
- Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 17:35
- Numer GG: 6781941
- Lokalizacja: Duchnice k/Pruszkowa
Re: [Neuroshima] - Pozostać Człowiekiem
John
Chłopak opuścił nieco głowę i szepnął pod nosem szpetne przekleństwo. Facet tak nagadał, że będzie musiał pozbyć się reszty pocisków żeby się czegoś dowiedzieć. To nie było mu na rękę. Zacisnął pięści.
Ale zaczął powoli układać w głowie plan. Na razie próbował połączyć to co już ma.
Nie wiedział za bardzo kim jest Jackson. Więc musiał o to zapytać.
Dom dwie przecznice stąd... da radę znaleźć go sam. Może coś uda się tam znaleźć?
No i temu kogo szukał przerobili samochód.
Trochę przykre, ale łatwiej będzie go znaleźć. Południowy wschód, tak? Potrzebuję kasy. Może będę się mógł tu w czymś na chwilę zatrudnić.- pomyślał.
Rozluźnił chwyt. Kolejne trzy naboje, przeznaczone wpierw do handlu brzęknęły cicho gdy pozwolił wysypać im się spomiędzy palców i opaść swobodnie w czeluście kieszeni przetartych dżinsów.
-Słuchaj.- zaczął i pochylił się nieco nad barmanem, opierając się jednocześnie rękami o blat. -Powiesz mi co wiesz o tym Jacksonie i wskażesz mi dom w którym mieszkał facet z blaszkami.- powiedział i przechylił nieco głowę, mrużąc przy tym nieco oczy, tak jakby skupiał się na tym, żebyb siłą umysłu przekonać barmana do posłuchania go i pójścia mu na rękę. -Może jest jakaś drobna przysługa którą mógłbym Ci wyświadczyć? Bo raczej niewiele mi zostało. Jestem po podróży i mam mało zapasów. Ale myślę, że para rąk do pracy Ci się przyda.- zaproponował, uśmiechając się. -W zależności od jakości Twoich informacji i powierzonej mi roboty, któraś ze stron coś dopłaci. Jeśli robota będzie ciężka a informacje słabe, to dorzucisz mi kilka pocisków.- zasugerował, po czym spróbował przybrać kamienny wyraz twarzy. -To jak? Machniom?
Chłopak opuścił nieco głowę i szepnął pod nosem szpetne przekleństwo. Facet tak nagadał, że będzie musiał pozbyć się reszty pocisków żeby się czegoś dowiedzieć. To nie było mu na rękę. Zacisnął pięści.
Ale zaczął powoli układać w głowie plan. Na razie próbował połączyć to co już ma.
Nie wiedział za bardzo kim jest Jackson. Więc musiał o to zapytać.
Dom dwie przecznice stąd... da radę znaleźć go sam. Może coś uda się tam znaleźć?
No i temu kogo szukał przerobili samochód.
Trochę przykre, ale łatwiej będzie go znaleźć. Południowy wschód, tak? Potrzebuję kasy. Może będę się mógł tu w czymś na chwilę zatrudnić.- pomyślał.
Rozluźnił chwyt. Kolejne trzy naboje, przeznaczone wpierw do handlu brzęknęły cicho gdy pozwolił wysypać im się spomiędzy palców i opaść swobodnie w czeluście kieszeni przetartych dżinsów.
-Słuchaj.- zaczął i pochylił się nieco nad barmanem, opierając się jednocześnie rękami o blat. -Powiesz mi co wiesz o tym Jacksonie i wskażesz mi dom w którym mieszkał facet z blaszkami.- powiedział i przechylił nieco głowę, mrużąc przy tym nieco oczy, tak jakby skupiał się na tym, żebyb siłą umysłu przekonać barmana do posłuchania go i pójścia mu na rękę. -Może jest jakaś drobna przysługa którą mógłbym Ci wyświadczyć? Bo raczej niewiele mi zostało. Jestem po podróży i mam mało zapasów. Ale myślę, że para rąk do pracy Ci się przyda.- zaproponował, uśmiechając się. -W zależności od jakości Twoich informacji i powierzonej mi roboty, któraś ze stron coś dopłaci. Jeśli robota będzie ciężka a informacje słabe, to dorzucisz mi kilka pocisków.- zasugerował, po czym spróbował przybrać kamienny wyraz twarzy. -To jak? Machniom?
Ostatnio zmieniony piątek, 5 września 2008, 21:14 przez Matt_92, łącznie zmieniany 1 raz.
A d'yaebl aep arse!

-
- Tawerniak
- Posty: 1271
- Rejestracja: środa, 14 lutego 2007, 21:43
- Numer GG: 10455731
- Lokalizacja: Radzymin
Re: [Neuroshima] - Pozostać Człowiekiem
John
- Nie machniom. O robocie to ci powiem i tak, dość już od ciebie dostałem. Słuchaj, jedyna robota, jaką ci tu mogę zagwarantować, to u Jacksona. On może coś dla ciebie mieć, a może nie mieć, jeden czort go wie. Ale jak coś, to więcej dowiesz się od niego. Jest szefem Gildii Zbieraczy, a zarazem całego miasta. Znajdziesz go najpewniej w tym dużym namiocie na środkowym placu. Trzyma tam jakiś syf.
Evan
Koleś popatrzył się na ciebie krzywo, splunął ci pod nogi i obejrzał za siebie. Zauważył, że Latynos usunął się już z pola, więc uśmiechnął się głupio i skierował do domu. Inni mieszkańcy również zaczynają znikać z ulicy, pozostali wpatrują się w ciebie podejrzliwie.
Kozak
- No, to zdaje się, że to koniec naszej umowy - powiedział do ciebie doktorek. I całe szczęście, masz już dość tego miasta jak sraczki z nawrotami. Siedzisz tu już od dwóch tygodni jako straszak doktorka, ale na szczęście wyrobiłeś już umówioną liczbę trupów, a twoje obrażenia zaczęły się już goić. Lekarz przeszukał trupa, po czym zwrócił się do ciebie: - Mógłbyś się go pozbyć, skoro już wychodzisz? Spojrzałeś na ciało, niegdyś należące najwyraźniej do jakiegoś klechy. Świat to suka. Przez bandę mutantów, którzy wypadli na ciebie z karabinami pod miastem, zabijasz całkiem porządnych ludzi dla konowała - sadysty.
- Nie machniom. O robocie to ci powiem i tak, dość już od ciebie dostałem. Słuchaj, jedyna robota, jaką ci tu mogę zagwarantować, to u Jacksona. On może coś dla ciebie mieć, a może nie mieć, jeden czort go wie. Ale jak coś, to więcej dowiesz się od niego. Jest szefem Gildii Zbieraczy, a zarazem całego miasta. Znajdziesz go najpewniej w tym dużym namiocie na środkowym placu. Trzyma tam jakiś syf.
Evan
Koleś popatrzył się na ciebie krzywo, splunął ci pod nogi i obejrzał za siebie. Zauważył, że Latynos usunął się już z pola, więc uśmiechnął się głupio i skierował do domu. Inni mieszkańcy również zaczynają znikać z ulicy, pozostali wpatrują się w ciebie podejrzliwie.
Kozak
- No, to zdaje się, że to koniec naszej umowy - powiedział do ciebie doktorek. I całe szczęście, masz już dość tego miasta jak sraczki z nawrotami. Siedzisz tu już od dwóch tygodni jako straszak doktorka, ale na szczęście wyrobiłeś już umówioną liczbę trupów, a twoje obrażenia zaczęły się już goić. Lekarz przeszukał trupa, po czym zwrócił się do ciebie: - Mógłbyś się go pozbyć, skoro już wychodzisz? Spojrzałeś na ciało, niegdyś należące najwyraźniej do jakiegoś klechy. Świat to suka. Przez bandę mutantów, którzy wypadli na ciebie z karabinami pod miastem, zabijasz całkiem porządnych ludzi dla konowała - sadysty.
Ostatnio zmieniony piątek, 5 września 2008, 21:13 przez Tevery Best, łącznie zmieniany 1 raz.

-
- Bombardier
- Posty: 639
- Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
- Numer GG: 10499479
- Lokalizacja: Stalowa Wola
Re: [Neuroshima] - Pozostać Człowiekiem
Evan
Zaśmiał się bezczelnie w twarz jegomościa, który napluł mu pod nogi. Chyba przy wyjeździe z miasta poszatkuje go w jakiejś rzadko uczęszczanej dzielnicy.
Siedział niewzruszony. Wyszedł już na totalnego psychola, a tym samym zaprzepaścił szanse na to by ktokolwiek uwierzył mu że urąbał szefa mutasów. Szanse, które i tak były nikłe. Za to istaniało spore prawdopodobieństwo, że zaraz spotka szeryfa. Wkurzały go spojrzenia gapiów. Widocznie stał się panopticum w tej dziurze. Zaczął machac osobom, które gapiły się na niego najjawniej. po czym wstało wędrowne dziwadło i aby totalnie oczyścic ulicę zapytało:
-Kto z miłych państwa zaprowadzi mnie do karczmy?
Zaśmiał się bezczelnie w twarz jegomościa, który napluł mu pod nogi. Chyba przy wyjeździe z miasta poszatkuje go w jakiejś rzadko uczęszczanej dzielnicy.
Siedział niewzruszony. Wyszedł już na totalnego psychola, a tym samym zaprzepaścił szanse na to by ktokolwiek uwierzył mu że urąbał szefa mutasów. Szanse, które i tak były nikłe. Za to istaniało spore prawdopodobieństwo, że zaraz spotka szeryfa. Wkurzały go spojrzenia gapiów. Widocznie stał się panopticum w tej dziurze. Zaczął machac osobom, które gapiły się na niego najjawniej. po czym wstało wędrowne dziwadło i aby totalnie oczyścic ulicę zapytało:
-Kto z miłych państwa zaprowadzi mnie do karczmy?

-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Neuroshima] - Pozostać Człowiekiem
Kozak
Wstał bez słowa, podnosząc młot i przerzucając trupa przez ramię. Dobra, wreszcie ostatni trup i wreszcie, wreszcie kurwa wolność!
Z trupem na ramieniu, wyszedł z domu tego psychopatycznego felczera. Miał cholerną ochotę przyłożyć mu młotem w kark, ale raczej nie dałby teraz rady zrobić tego zbyt sprawnie, wciąż jeszcze bolały go uszkodzone płuca i ręka. Jeszcze tylko kilka dni...
Ale nie miał zamiaru zostawać tu tak długo, bo i po jaką cholerę? Czas wreszcie spróbować zarobić parę groszy. Tak myśląc, zauważył, że stoi przed barem ze zwłokami na ramieniu. Pokręcił głową i wlazł do jakiejś niezamieszkałej ruiny, zostawiając tam klechę. Zgrzytnął zębami, ale nie chciało mu się go nieść dalej, więc olał to i zostawił go tam gdzie leżał.
Wrócił się parę kroków i wszedł do baru. Siedzący w środku ujrzeli wysokiego, dość mocno umięśnionego człowieka z pionową blizną przebiegającą przez prawe oko. Ten szczegół nie jest jeszcze zbyt dziwny, nawet biorąc pod uwagę to że oko jest nienaruszone. Bardziej zaskakujące są długie, czarne włosy. Związne w kitę na czubku głowy, tak żeby sterczeć pionowo. I tylko tam, bo reszta czaszki jest dokładnie wygolona. Na twarzy długie, cienkie, zwisające czarne wąsy. Ciemne oczy o przenikliwym spojrzeniu, cechującym ludzi może nie zabójczo błyskotliwych, ale świadomych tego, co się wokół dzieje. Luźne, czarne szarawary i nie mniej luźna biała płócienna koszula, wzbogacone o czerwone buty z miękkiego materiału stworzyły obraz człowieka nie do końca na miejscu.
Podszedł do barmana i kładąc papierosa na barze powiedział:
- Nalej mi tego lepszego samogonu, stary.
Obrócił głowę i otaksował spojrzeniem siedzącego obok.
- Słuchaj, jesteś tu nowy, nie? - odezwał się do gościa.
Wstał bez słowa, podnosząc młot i przerzucając trupa przez ramię. Dobra, wreszcie ostatni trup i wreszcie, wreszcie kurwa wolność!
Z trupem na ramieniu, wyszedł z domu tego psychopatycznego felczera. Miał cholerną ochotę przyłożyć mu młotem w kark, ale raczej nie dałby teraz rady zrobić tego zbyt sprawnie, wciąż jeszcze bolały go uszkodzone płuca i ręka. Jeszcze tylko kilka dni...
Ale nie miał zamiaru zostawać tu tak długo, bo i po jaką cholerę? Czas wreszcie spróbować zarobić parę groszy. Tak myśląc, zauważył, że stoi przed barem ze zwłokami na ramieniu. Pokręcił głową i wlazł do jakiejś niezamieszkałej ruiny, zostawiając tam klechę. Zgrzytnął zębami, ale nie chciało mu się go nieść dalej, więc olał to i zostawił go tam gdzie leżał.
Wrócił się parę kroków i wszedł do baru. Siedzący w środku ujrzeli wysokiego, dość mocno umięśnionego człowieka z pionową blizną przebiegającą przez prawe oko. Ten szczegół nie jest jeszcze zbyt dziwny, nawet biorąc pod uwagę to że oko jest nienaruszone. Bardziej zaskakujące są długie, czarne włosy. Związne w kitę na czubku głowy, tak żeby sterczeć pionowo. I tylko tam, bo reszta czaszki jest dokładnie wygolona. Na twarzy długie, cienkie, zwisające czarne wąsy. Ciemne oczy o przenikliwym spojrzeniu, cechującym ludzi może nie zabójczo błyskotliwych, ale świadomych tego, co się wokół dzieje. Luźne, czarne szarawary i nie mniej luźna biała płócienna koszula, wzbogacone o czerwone buty z miękkiego materiału stworzyły obraz człowieka nie do końca na miejscu.
Podszedł do barmana i kładąc papierosa na barze powiedział:
- Nalej mi tego lepszego samogonu, stary.
Obrócił głowę i otaksował spojrzeniem siedzącego obok.
- Słuchaj, jesteś tu nowy, nie? - odezwał się do gościa.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.

-
- Mat
- Posty: 554
- Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 17:35
- Numer GG: 6781941
- Lokalizacja: Duchnice k/Pruszkowa
Re: [Neuroshima] - Pozostać Człowiekiem
John, Kozak
-Nie to nie.- powiedział chłopak i wyprostował się. -Ale dzięki za radę. Na pewno się przyda.- rzekł i odwrócił się na pięcie. Spojrzał jeszcze przez ramię na barmana.
-Środkowy plac, największy namiot gildii zbieraczy, tak?- bardziej stwierdził niż spytał, chcąc upewnić się czy adres jest poprawny. -Skierować się do Jacksona.- skończył i zrobił pierwszy krok w stronę drzwi. W tym momencie do baru wszedł jakiś facet z dziwną fryzurą i szramą przechodzącą przez oko. *Kawał bydlaka*- pomyślał, żołnierz, przyglądając się całkiem dobrze rozwiniętej muskulaturze mężczyzny.
Już miał kierować się do wyjścia i minąć go bez zwracania na siebie uwagi, gdy facet podszedł do baru i zamówił alkohol.
- Słuchaj, jesteś tu nowy, nie? - odezwał się do Nowojorczyka.
Zaczął rozmowę, więc albo też jest nowy- bo nie miał z kim gadać, albo- co bardziej prawdopodobne- szuka frajera.
-Długo tu nie jestem. Jechałem z wędrowną karawaną, napotkaliśmy na mutantów no i jestem jednym z niewielu ocalałych. Jeśli nie jedynym- rzucił, ciężko wzdychając, choć doskonale pamiętał o wędrującym z nim Evanie. Musiał okłamać rozmówcę, ale jednak przysięga to przysięga, Evan raczej nie chciałby aby o nim opowiadano, a Matt rzadko kiedy łamał dane słowo.
-Czemu pytasz?
Kozak łyknął samogonu.
- Skoro jesteś tu nowy, to pewnie niedługo stąd spadasz, bo mało kto zostaje tu długo. A ja chcę się stąd wynieść, ale z ostatnich samotnych podróży wyniosłem głównie kilka dziur po kulach, chciałem więc dołączyć się do kogoś kto by się stąd wynosił - zdjął z pleców wielki, dwuręczny młot, wiszący tam na rzemieniu, i postawił go opierając o bar.
*Więc chyba ma rację. Albo jest naprawdę dobry w szukaniu frajerów.*Pomyślał nieco nieufnie Matt.
-Racja, też nie mam zamiaru siedzieć tu zbyt długo. Jutro bądź pojutrze miałem się stąd zmywać. I chyba tak się stanie. Moglibyśmy przejść razem, pod warunkiem że jest Ci względnie obojętne to dokąd idziemy. Bo ja mam swoje plany.
- Póki co obojętne, ważne żeby się stąd wyrwać, bo zanim zaleczyły mi się rany, zdążyłem przejeść się tą wsi... Tym miasteczkiem - rzucił okiem na barmana. - A tak w ogóle jestem Kozak. To znaczy, na imię mam George, ale chyba tylko ja o tym pamiętam - uśmiechnął się.
-Jestem John. John Taylor. Znajomi mówią na mnie Młody.- przedstawił się chłopak i także się uśmiechnął. Zdjął okulary przeciwsłoneczne i siedzący mu na głowie hełm, ukazując zielone oczy i krótkie, kręcące się blond włosy. Przeczesał palcami zakrywającą mu czoło grzywkę.
-Skąd jesteś?- zapytał, i położył na stole pocisk do Colta. -To samo dla mnie- szepnął do barmana, po czym popatrzył znowu na Kozaka. -I czym się zajmujesz? Gladiator?- stwierdził, spoglądając na młot George'a.
- Tak, jestem... No, raczej byłem gladiatorem. Teraz raczej najemnikiem, sprzedaję moje gladiatorskie umiejętności - poklepał swój młot. - Jestem, w sumie, z Nowego Jorku. Tam się urodziłem i wychowywałem, w każdym razie - nie chciało mu się tłumaczyć Johnowi, kim się czuje. Był pewien, że potrwałoby to długo i wcale nie musiałoby doprowadzić do dobrych efektów.
-Naprawdę jesteś z NY?- zapytał zaskoczony chłopak. -Jaki ten świat mały. Ja też jestem tamtejszy.- powiedział, postawił swój hełm na stole, a okulary wepchnął do jednej z kieszeni kamizelki. -Szkoliłem się na żołnierza, ale jestem nieco za młody żeby iść do poboru. Więc szlajam się po zniszczonych Stanach. Szukam kogoś.
- Ja jakoś nie pchałem się do armii, przynajmniej na razie. Ale w sumie kto wie, może i tam trafię. Front, to brzmi dumnie - puścił oko do młodzika. - Ale najpierw jeszcze musiałbym pouczyć się co nieco strzelać... No nic, ty chyba miałeś lecieć do Jacksona? - dodał, upijając więcej bimbru. - Leć lepiej do niego, bo im wcześniej przyjdziesz, tym lepszy będzie miał humor, pod wieczór zwykle jest bardziej wnerwiony - uśmiechnął się i przeniósł do stolika ze swoją szklanką. Wiedział, że będzie miał jeszcze czas pogadać z nowym znajomkiem, a na razie chciał wypić trochę więcej i zapomnieć o tym, co znów musiał przed chwilą zrobić.
-Okej. Dzięki za informację. Chyba będę leciał. Możemy spotkać się potem tutaj, albo w którymś z pustostanów. Nikt się nie przyczepi, jeśli zajmiemy któryś z opuszczonych budynków na jedna czy dwie noce.- powiedział i wypił to, coś, co postawił przed nim barman, a co Kozak nazwał alkoholem. -Twoje zdrowie. A teraz spadam. Do zobaczenia.- pożegnał się i wyszedł z baru. Skierował kroki do namiotu Jacksona. Może znajdzie się dla niego jakaś robota.
- Do zobaczenia, najlepiej tutaj, bo pustostanów tu za dużo i moglibyśmy się zgubić - uśmiechnął się Kozak i zagłębił w szklance.
-Nie to nie.- powiedział chłopak i wyprostował się. -Ale dzięki za radę. Na pewno się przyda.- rzekł i odwrócił się na pięcie. Spojrzał jeszcze przez ramię na barmana.
-Środkowy plac, największy namiot gildii zbieraczy, tak?- bardziej stwierdził niż spytał, chcąc upewnić się czy adres jest poprawny. -Skierować się do Jacksona.- skończył i zrobił pierwszy krok w stronę drzwi. W tym momencie do baru wszedł jakiś facet z dziwną fryzurą i szramą przechodzącą przez oko. *Kawał bydlaka*- pomyślał, żołnierz, przyglądając się całkiem dobrze rozwiniętej muskulaturze mężczyzny.
Już miał kierować się do wyjścia i minąć go bez zwracania na siebie uwagi, gdy facet podszedł do baru i zamówił alkohol.
- Słuchaj, jesteś tu nowy, nie? - odezwał się do Nowojorczyka.
Zaczął rozmowę, więc albo też jest nowy- bo nie miał z kim gadać, albo- co bardziej prawdopodobne- szuka frajera.
-Długo tu nie jestem. Jechałem z wędrowną karawaną, napotkaliśmy na mutantów no i jestem jednym z niewielu ocalałych. Jeśli nie jedynym- rzucił, ciężko wzdychając, choć doskonale pamiętał o wędrującym z nim Evanie. Musiał okłamać rozmówcę, ale jednak przysięga to przysięga, Evan raczej nie chciałby aby o nim opowiadano, a Matt rzadko kiedy łamał dane słowo.
-Czemu pytasz?
Kozak łyknął samogonu.
- Skoro jesteś tu nowy, to pewnie niedługo stąd spadasz, bo mało kto zostaje tu długo. A ja chcę się stąd wynieść, ale z ostatnich samotnych podróży wyniosłem głównie kilka dziur po kulach, chciałem więc dołączyć się do kogoś kto by się stąd wynosił - zdjął z pleców wielki, dwuręczny młot, wiszący tam na rzemieniu, i postawił go opierając o bar.
*Więc chyba ma rację. Albo jest naprawdę dobry w szukaniu frajerów.*Pomyślał nieco nieufnie Matt.
-Racja, też nie mam zamiaru siedzieć tu zbyt długo. Jutro bądź pojutrze miałem się stąd zmywać. I chyba tak się stanie. Moglibyśmy przejść razem, pod warunkiem że jest Ci względnie obojętne to dokąd idziemy. Bo ja mam swoje plany.
- Póki co obojętne, ważne żeby się stąd wyrwać, bo zanim zaleczyły mi się rany, zdążyłem przejeść się tą wsi... Tym miasteczkiem - rzucił okiem na barmana. - A tak w ogóle jestem Kozak. To znaczy, na imię mam George, ale chyba tylko ja o tym pamiętam - uśmiechnął się.
-Jestem John. John Taylor. Znajomi mówią na mnie Młody.- przedstawił się chłopak i także się uśmiechnął. Zdjął okulary przeciwsłoneczne i siedzący mu na głowie hełm, ukazując zielone oczy i krótkie, kręcące się blond włosy. Przeczesał palcami zakrywającą mu czoło grzywkę.
-Skąd jesteś?- zapytał, i położył na stole pocisk do Colta. -To samo dla mnie- szepnął do barmana, po czym popatrzył znowu na Kozaka. -I czym się zajmujesz? Gladiator?- stwierdził, spoglądając na młot George'a.
- Tak, jestem... No, raczej byłem gladiatorem. Teraz raczej najemnikiem, sprzedaję moje gladiatorskie umiejętności - poklepał swój młot. - Jestem, w sumie, z Nowego Jorku. Tam się urodziłem i wychowywałem, w każdym razie - nie chciało mu się tłumaczyć Johnowi, kim się czuje. Był pewien, że potrwałoby to długo i wcale nie musiałoby doprowadzić do dobrych efektów.
-Naprawdę jesteś z NY?- zapytał zaskoczony chłopak. -Jaki ten świat mały. Ja też jestem tamtejszy.- powiedział, postawił swój hełm na stole, a okulary wepchnął do jednej z kieszeni kamizelki. -Szkoliłem się na żołnierza, ale jestem nieco za młody żeby iść do poboru. Więc szlajam się po zniszczonych Stanach. Szukam kogoś.
- Ja jakoś nie pchałem się do armii, przynajmniej na razie. Ale w sumie kto wie, może i tam trafię. Front, to brzmi dumnie - puścił oko do młodzika. - Ale najpierw jeszcze musiałbym pouczyć się co nieco strzelać... No nic, ty chyba miałeś lecieć do Jacksona? - dodał, upijając więcej bimbru. - Leć lepiej do niego, bo im wcześniej przyjdziesz, tym lepszy będzie miał humor, pod wieczór zwykle jest bardziej wnerwiony - uśmiechnął się i przeniósł do stolika ze swoją szklanką. Wiedział, że będzie miał jeszcze czas pogadać z nowym znajomkiem, a na razie chciał wypić trochę więcej i zapomnieć o tym, co znów musiał przed chwilą zrobić.
-Okej. Dzięki za informację. Chyba będę leciał. Możemy spotkać się potem tutaj, albo w którymś z pustostanów. Nikt się nie przyczepi, jeśli zajmiemy któryś z opuszczonych budynków na jedna czy dwie noce.- powiedział i wypił to, coś, co postawił przed nim barman, a co Kozak nazwał alkoholem. -Twoje zdrowie. A teraz spadam. Do zobaczenia.- pożegnał się i wyszedł z baru. Skierował kroki do namiotu Jacksona. Może znajdzie się dla niego jakaś robota.
- Do zobaczenia, najlepiej tutaj, bo pustostanów tu za dużo i moglibyśmy się zgubić - uśmiechnął się Kozak i zagłębił w szklance.
A d'yaebl aep arse!

-
- Tawerniak
- Posty: 1271
- Rejestracja: środa, 14 lutego 2007, 21:43
- Numer GG: 10455731
- Lokalizacja: Radzymin
Re: [Neuroshima] - Pozostać Człowiekiem
Evan
Faktycznie, im dłużej przebywałeś na skwerze, tym bardziej on pustoszał. Powoli, niemal niezauważalnie szeregi miejscowych przerzedzały się. Czasem wychodziła jakaś starsza kobiecina, czasem całkiem młody facet, czasem matka z dzieckiem. W końcu zostałeś sam. Prawie, bo kiedy zapytałeś o drogę do baru jeden z miejscowych wskazał ci palcem kierunek i kazał się wynosić, po czym schował się w domu. Teraz na placu zostałeś już tylko ty.
John
Wyszedłeś z baru i skierowałeś się do namiotu. Trochę ci niedobrze po tym samogonie z baru, ale bywało gorzej. Po wejściu do siedziby Gildii nieco tobą wstrząsnęło. Okazało się, że pod brezentem leżał cały stos różnego rodzaju żelastwa: tostery, telewizory, lodówki, wszystko. Kilku ludzi grzebało w tym, rozkładając to na dwa stosiki, a kilku kolejnych wyciągało przedmioty z jednej z mniejszych piramid i rozkręcało je na części. Co jakiś czas przychodził koleś pchający mały wózek wypełniony mniej więcej w połowie nowym złomem, który dosypywano do wielkiej sterty. Nikt nie zwraca na ciebie szczególnej uwagi, są zbyt zajęci.
Faktycznie, im dłużej przebywałeś na skwerze, tym bardziej on pustoszał. Powoli, niemal niezauważalnie szeregi miejscowych przerzedzały się. Czasem wychodziła jakaś starsza kobiecina, czasem całkiem młody facet, czasem matka z dzieckiem. W końcu zostałeś sam. Prawie, bo kiedy zapytałeś o drogę do baru jeden z miejscowych wskazał ci palcem kierunek i kazał się wynosić, po czym schował się w domu. Teraz na placu zostałeś już tylko ty.
John
Wyszedłeś z baru i skierowałeś się do namiotu. Trochę ci niedobrze po tym samogonie z baru, ale bywało gorzej. Po wejściu do siedziby Gildii nieco tobą wstrząsnęło. Okazało się, że pod brezentem leżał cały stos różnego rodzaju żelastwa: tostery, telewizory, lodówki, wszystko. Kilku ludzi grzebało w tym, rozkładając to na dwa stosiki, a kilku kolejnych wyciągało przedmioty z jednej z mniejszych piramid i rozkręcało je na części. Co jakiś czas przychodził koleś pchający mały wózek wypełniony mniej więcej w połowie nowym złomem, który dosypywano do wielkiej sterty. Nikt nie zwraca na ciebie szczególnej uwagi, są zbyt zajęci.

-
- Mat
- Posty: 554
- Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 17:35
- Numer GG: 6781941
- Lokalizacja: Duchnice k/Pruszkowa
Re: [Neuroshima] - Pozostać Człowiekiem
John
Chłopak rozejrzał się po namiocie. Przypatrzył się trzem leżącym w środku kupkom złomu.
*Może znalazłoby się tu coś, na czym można by zawiesić oko. Albo co dałoby się niepostrzeżenie zwinąć.*- pomyślał i uśmiechnął się. Był beznadziejnym złodziejem, ale zdarzało mu się marzyć o przedmiotach, w których posiadanie mógłby wejść nie pracując wcześniej na nie. No, ale komu to się NIE zdarzało? Nawet nie dziś, w tych posranych czasach, ale także przed wojną, gdy ludziom niczego nie brakowało?
-Puk, puk- powiedział głośno, wykonując ręką taki ruch, jakby stukał zgiętym palcem w uchylone drzwi, chcąc zwrócić tym na siebie uwagę tutejszych pracowników. -Witam. Zastałem może Jacksona? Chciałbym z nim pogadać. I w miarę możliwości zgarnąć jakąś robotę. Jest teraz dostępny?
Chłopak rozejrzał się po namiocie. Przypatrzył się trzem leżącym w środku kupkom złomu.
*Może znalazłoby się tu coś, na czym można by zawiesić oko. Albo co dałoby się niepostrzeżenie zwinąć.*- pomyślał i uśmiechnął się. Był beznadziejnym złodziejem, ale zdarzało mu się marzyć o przedmiotach, w których posiadanie mógłby wejść nie pracując wcześniej na nie. No, ale komu to się NIE zdarzało? Nawet nie dziś, w tych posranych czasach, ale także przed wojną, gdy ludziom niczego nie brakowało?
-Puk, puk- powiedział głośno, wykonując ręką taki ruch, jakby stukał zgiętym palcem w uchylone drzwi, chcąc zwrócić tym na siebie uwagę tutejszych pracowników. -Witam. Zastałem może Jacksona? Chciałbym z nim pogadać. I w miarę możliwości zgarnąć jakąś robotę. Jest teraz dostępny?
A d'yaebl aep arse!

-
- Bombardier
- Posty: 639
- Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
- Numer GG: 10499479
- Lokalizacja: Stalowa Wola
Re: [Neuroshima] - Pozostać Człowiekiem
Evan
Zabawne. Jak to człowiek może przejechać się na pierwszym wrażeniu, które sprawił.
W tym mieście został już psycholem i pozostanie nim póki go nie opuści. O własnych siłach, czy z pomocą szeryfa, lub co bardziej zaangażowanych mieszkańców. Evan zawsze wiedział kiedy go nie chcą, ale wtedy miał ten luksus, że wiedział gdzie i kiedy może pójść dalej. Teraz z drzwi został dziwadłem i nikt w mieście się do niego nie odezwie w obawie, że dewiant wykona z jego skóry abażur. Szepty szybko się rozchodzą. Zanim znajdzie się w knajpie, "głuchy telefon" zrobi z osobę, która zamordowała na skwerze czworo osób, w tym dziecko. Skierował się we wskazanym kierunku, a dla pewności, że nikt nie wysłał go na teren trzęsącego okolicą gangu starał się iść jak najciszej i jak najuważniej.
Zabawne. Jak to człowiek może przejechać się na pierwszym wrażeniu, które sprawił.
W tym mieście został już psycholem i pozostanie nim póki go nie opuści. O własnych siłach, czy z pomocą szeryfa, lub co bardziej zaangażowanych mieszkańców. Evan zawsze wiedział kiedy go nie chcą, ale wtedy miał ten luksus, że wiedział gdzie i kiedy może pójść dalej. Teraz z drzwi został dziwadłem i nikt w mieście się do niego nie odezwie w obawie, że dewiant wykona z jego skóry abażur. Szepty szybko się rozchodzą. Zanim znajdzie się w knajpie, "głuchy telefon" zrobi z osobę, która zamordowała na skwerze czworo osób, w tym dziecko. Skierował się we wskazanym kierunku, a dla pewności, że nikt nie wysłał go na teren trzęsącego okolicą gangu starał się iść jak najciszej i jak najuważniej.

-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Neuroshima] - Pozostać Człowiekiem
Kozak
Chrupnął karkiem raz i drugi, po czym wrócił do picia. Był ciekaw, czy ten chłopak przybył tu sam. To w jaki sposób sformułował swoją wypowiedź było dziwne... Ale Kozak nie mógł dojść do tego co mu się w niej nie podobało.
Wzruszył ramionami. W sumie, co to za różnica, czy był tu sam czy nie? Skoro nie wspomniał o kumplach, to znaczy że nie chciał z nimi podróżować, prawda? A w takim razie, nie obchodzili go.
Chyba że nagle się potem znajdą, no ale wtedy zacznie się dopiero tym przejmować. A póki co, to nieważne.
Opróżnił szklankę i poszedł za bar się odlać, a potem usiadł przed barem, czekając aż młodzik wróci. Jeśli Jackson nie ma dla niego roboty, wróci szybko. Jeśli ma, wtedy się wstanie i pomyśli co robić dalej, a po co na razie zaczynać coś, co potem będzie trzeba przerwać?
Chrupnął karkiem raz i drugi, po czym wrócił do picia. Był ciekaw, czy ten chłopak przybył tu sam. To w jaki sposób sformułował swoją wypowiedź było dziwne... Ale Kozak nie mógł dojść do tego co mu się w niej nie podobało.
Wzruszył ramionami. W sumie, co to za różnica, czy był tu sam czy nie? Skoro nie wspomniał o kumplach, to znaczy że nie chciał z nimi podróżować, prawda? A w takim razie, nie obchodzili go.
Chyba że nagle się potem znajdą, no ale wtedy zacznie się dopiero tym przejmować. A póki co, to nieważne.
Opróżnił szklankę i poszedł za bar się odlać, a potem usiadł przed barem, czekając aż młodzik wróci. Jeśli Jackson nie ma dla niego roboty, wróci szybko. Jeśli ma, wtedy się wstanie i pomyśli co robić dalej, a po co na razie zaczynać coś, co potem będzie trzeba przerwać?
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.

-
- Tawerniak
- Posty: 1271
- Rejestracja: środa, 14 lutego 2007, 21:43
- Numer GG: 10455731
- Lokalizacja: Radzymin
Re: [Neuroshima] - Pozostać Człowiekiem
Evan
Idąc za wskazaniami miejscowych powoli, acz konsekwentnie maszerujesz wzdłuż ulicy. Słońce powoli pochyla się coraz niżej nad horyzontem, choć nadal jest wysoko. Wreszcie doszedłeś z powrotem na plac główny miasteczka. Twoich towarzyszy tu nie ma, pewnie nadal załatwiają swoje sprawy. Albo ktoś ich zatłukł. Hmm.
John
Robotnicy zwrócili na ciebie uwagę dopiero wtedy, kiedy ich zawołałeś. - Jackson? No czekaj, weź Mark skocz i zobacz, czy on tam jeszcze jest... Jest? To pewnie ma dla ciebie jakąś robotę. Tam jest taki mały segment oddzielony parawanem, on tam jest. Pogadajcie sobie.
Wchodzisz do wskazanego kąta i widzisz starszawego gostka, siwego i łysiejącego, siedzącego przy małym biureczku na wędkarskim krzesełku. Jest ubrany w zielony roboczy kombinezon i czarną koszulę w cienkie, białe paski. Kiedy wchodzisz, odwraca leżącą przed nim kartkę papieru. - Więc to ty chcesz robotę, tak? - wychrypiał na ciebie swoim irytująco wysokim głosem. - A umiesz strzelać czy kopać?
Idąc za wskazaniami miejscowych powoli, acz konsekwentnie maszerujesz wzdłuż ulicy. Słońce powoli pochyla się coraz niżej nad horyzontem, choć nadal jest wysoko. Wreszcie doszedłeś z powrotem na plac główny miasteczka. Twoich towarzyszy tu nie ma, pewnie nadal załatwiają swoje sprawy. Albo ktoś ich zatłukł. Hmm.
John
Robotnicy zwrócili na ciebie uwagę dopiero wtedy, kiedy ich zawołałeś. - Jackson? No czekaj, weź Mark skocz i zobacz, czy on tam jeszcze jest... Jest? To pewnie ma dla ciebie jakąś robotę. Tam jest taki mały segment oddzielony parawanem, on tam jest. Pogadajcie sobie.
Wchodzisz do wskazanego kąta i widzisz starszawego gostka, siwego i łysiejącego, siedzącego przy małym biureczku na wędkarskim krzesełku. Jest ubrany w zielony roboczy kombinezon i czarną koszulę w cienkie, białe paski. Kiedy wchodzisz, odwraca leżącą przed nim kartkę papieru. - Więc to ty chcesz robotę, tak? - wychrypiał na ciebie swoim irytująco wysokim głosem. - A umiesz strzelać czy kopać?
