Adelanthe
Zapytała cięto.
- Dokąd mnie wieziecie?
Po czym zamilkła, wpatrując się szczerymi oczyma w obleśnego strażnika. Jej wzrok był obojętny, lekko wyssany z emocji. Ponownie zostaje oddana w podarunku, kolejny dwór, kolejna walka.
Na koniec jedynie zamknęła oczy, wezbrała powietrze w płuca, po czym buchnęła lekkim powiewem świeżości, która natychmiast rozgotował im krew w żyłach.
Do reszty wydmuchała płuca, a magiczna moc rozpyliła się wprost z jej gardła, na dwóch strażników. Brakło jej śliny stąd i pewnie przesadziła z dawką, obtarła jedynie piersi stępionymi pazurami dłoni, mrucząc z głodu. Otwierając oczy ujrzała pot na ich czołach, sama nie wiedziała czy to z głodu czy z naturalnej ugodowości, przystała na ich warunki. Pewnie teraz i ognisko w ich oczach iskrzyło się namiętniej. Dobrze, że była w klatce, w tym stanie pewnie i oprzeć by się im nie mogła, pewnie za chwile, jeśli nie znajdą nic ciekawszego w okolicy, rzucą się na siebie. Tylko odliczać spadające liście nim porzucą swe szaty, we wzajemnych uściskach.
[brak]Smokiem być...

-
- Bombardier
- Posty: 827
- Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 17:04
- Numer GG: 1074973
- Lokalizacja: Sandland

-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Re: [brak]Smokiem być...
Irvine
Przez krótki moment, kiedy to jeden ze zgromadzonych wskazał winnych, Irvine myślał, że wszystko zacznie się jakoś układać, że zabójstwo zostanie ukarane, a nad niezrozumiałą sprawą wrogości będzie jeszcze miał czas pomyśleć i coś na to zaradzić.
Owszem, zgodnie jego przypuszczeniami prawda zwyciężyła i winni zostali wskazani, ale dalsze wypadki potoczyły się zupełnie inaczej. Smok był nieco zaskoczony, czy raczej zszokowany, gdy najbardziej uczciwy spośród zgromadzonych ludzi, został (za tę uczciwość) w bardzo brutalny sposób potraktowany nożem - wyglądało to naprawdę poważnie. Jedyną pociechą mogło(!) być to, że nie chodziło o rasowe uprzedzenia - nie w takim stopniu jak zdawało się na początku. Był to po prostu wyjątek, po prostu pewien zły człowiek. Ale jak to się stało, że nim został? To pytanie musiało poczekać na później.
Sprawca tej napaści i zapewne główny udziałowca poprzednich mordów zaczął uciekać. Irvane przez moment miał już zamiar go ścigać, ale tego nie zrobił. Morderca sam biegł w pułapkę, gdyż z kopalni nie było innych wyjść. Zresztą nawet jeśli uciekałby przed siebie, na pola, czy do lasu, to i tak by mu umknął, nie umknął by sprawiedliwości.
Teraz Irvine musiał się zająć poszkodowanym. Zrobić wszystko co można, aby mu pomóc. Do najbliższej ludzkiej wioski było dość daleko - nawet jak na jego zdolności poruszania się. Do goblińskiej było znacznie bliżej, a po tym co ten człowiek powiedział, Irvine mógł go tam przenieść.
- Zatamujciekrwawienie! Bohatera! - powiedział bardzo szybko do zgromadzonych wokół rannego. Jeggo głos był podniesiony, ale w jakiś sposób spokojny.
Ostatnie słowo było skierowane do rannego mężczyzny - musiał on wiedzieć, że dobrze zrobił, że ma powód by teraz walczyć o życie.
Po jego słowach, niektórzy nadal stali zaledwie się przyglądając, ale inni bez większego zastanowienia poświęcili (średnio czyste) rękawy swych koszuli i pomogli swojemu koledze. Miało go to utrzymać przy życiu zani on dostarczy go do medka. Stara lekarka, Ragrula może i nie zna się na leczeniu ludzi, ale trójka jej (i nie tylko jej) uczniów, Ihra Arrga i Dorrg, już wiedzieli na ten temat bardzo dużo.
Smok spojrzał jeszcze na pozostałych czterech sprawców poprzedniego zajścia i powiedział głośno:
8 - Zostańcie tutaj! Powiecie co dokładnie zaszło.
Miał nadzieję, że sami z siebie nie będą uciekać. Że jednak wykażą się resztką uczciwości. Ale jeśli nie, to inni zgromadzeni ich przypilnują.
Zobaczył jeszcze co z uciekającym mordercą - wbiegł on do kopalni.
- Pilnujcie, mordercy żeby nie uciekł z tej kopalni! Ja zajmę się rannym. - powiedział do zgromadzonych.
Następnie delikatnie wziął powierzchownie już opatrzonego, rannego człowieka i dbając o niego jak o niemowlę poleciał w stonę goblińskiej wioski, gdzie miał zamiar przedstawić go jako bohatera, który wydał winnych i oddać pod opiekę medyczną.
Przez krótki moment, kiedy to jeden ze zgromadzonych wskazał winnych, Irvine myślał, że wszystko zacznie się jakoś układać, że zabójstwo zostanie ukarane, a nad niezrozumiałą sprawą wrogości będzie jeszcze miał czas pomyśleć i coś na to zaradzić.
Owszem, zgodnie jego przypuszczeniami prawda zwyciężyła i winni zostali wskazani, ale dalsze wypadki potoczyły się zupełnie inaczej. Smok był nieco zaskoczony, czy raczej zszokowany, gdy najbardziej uczciwy spośród zgromadzonych ludzi, został (za tę uczciwość) w bardzo brutalny sposób potraktowany nożem - wyglądało to naprawdę poważnie. Jedyną pociechą mogło(!) być to, że nie chodziło o rasowe uprzedzenia - nie w takim stopniu jak zdawało się na początku. Był to po prostu wyjątek, po prostu pewien zły człowiek. Ale jak to się stało, że nim został? To pytanie musiało poczekać na później.
Sprawca tej napaści i zapewne główny udziałowca poprzednich mordów zaczął uciekać. Irvane przez moment miał już zamiar go ścigać, ale tego nie zrobił. Morderca sam biegł w pułapkę, gdyż z kopalni nie było innych wyjść. Zresztą nawet jeśli uciekałby przed siebie, na pola, czy do lasu, to i tak by mu umknął, nie umknął by sprawiedliwości.
Teraz Irvine musiał się zająć poszkodowanym. Zrobić wszystko co można, aby mu pomóc. Do najbliższej ludzkiej wioski było dość daleko - nawet jak na jego zdolności poruszania się. Do goblińskiej było znacznie bliżej, a po tym co ten człowiek powiedział, Irvine mógł go tam przenieść.
- Zatamujciekrwawienie! Bohatera! - powiedział bardzo szybko do zgromadzonych wokół rannego. Jeggo głos był podniesiony, ale w jakiś sposób spokojny.
Ostatnie słowo było skierowane do rannego mężczyzny - musiał on wiedzieć, że dobrze zrobił, że ma powód by teraz walczyć o życie.
Po jego słowach, niektórzy nadal stali zaledwie się przyglądając, ale inni bez większego zastanowienia poświęcili (średnio czyste) rękawy swych koszuli i pomogli swojemu koledze. Miało go to utrzymać przy życiu zani on dostarczy go do medka. Stara lekarka, Ragrula może i nie zna się na leczeniu ludzi, ale trójka jej (i nie tylko jej) uczniów, Ihra Arrga i Dorrg, już wiedzieli na ten temat bardzo dużo.
Smok spojrzał jeszcze na pozostałych czterech sprawców poprzedniego zajścia i powiedział głośno:
8 - Zostańcie tutaj! Powiecie co dokładnie zaszło.
Miał nadzieję, że sami z siebie nie będą uciekać. Że jednak wykażą się resztką uczciwości. Ale jeśli nie, to inni zgromadzeni ich przypilnują.
Zobaczył jeszcze co z uciekającym mordercą - wbiegł on do kopalni.
- Pilnujcie, mordercy żeby nie uciekł z tej kopalni! Ja zajmę się rannym. - powiedział do zgromadzonych.
Następnie delikatnie wziął powierzchownie już opatrzonego, rannego człowieka i dbając o niego jak o niemowlę poleciał w stonę goblińskiej wioski, gdzie miał zamiar przedstawić go jako bohatera, który wydał winnych i oddać pod opiekę medyczną.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera

Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy

-
- Kok
- Posty: 1015
- Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 20:32
- Numer GG: 8570942
- Lokalizacja: Shadar Logoth
Re: [brak]Smokiem być...
mimo wszystko prosiłbym Kota o odpisanie...

-
- Bombardier
- Posty: 890
- Rejestracja: piątek, 22 września 2006, 10:04
- Numer GG: 10332376
- Skype: p.kot.l.
- Lokalizacja: W-wa
- Kontakt:
Re: [brak]Smokiem być...
Ryuu
Opadł na ziemię zmęczony. Wszystko przelatywało mu przed oczyma - atak, obrona, walka, upadek... "Może kiedyś nazwę tak jakąś swoją powieść."
Leżał na ziemi, w powietrzu latały smoki, jedna pod ludzką postacią leczyła kogoś.
Zmienił się w człowieka, podszedł do smoczycy. - Pomóc się? Co się stało?
Opadł na ziemię zmęczony. Wszystko przelatywało mu przed oczyma - atak, obrona, walka, upadek... "Może kiedyś nazwę tak jakąś swoją powieść."
Leżał na ziemi, w powietrzu latały smoki, jedna pod ludzką postacią leczyła kogoś.
Zmienił się w człowieka, podszedł do smoczycy. - Pomóc się? Co się stało?


Czerwona Orientalna Prawica
