Pewnego razu

Polana Lorien
ODPOWIEDZ
Hunter
Szczur Lądowy
Posty: 2
Rejestracja: niedziela, 8 stycznia 2006, 18:23
Lokalizacja: Las Dębowy

Pewnego razu

Post autor: Hunter »

Potrzebne koniecznie małe wprowadzenie. Otóz gram sobie na ogame.pl i na forum naszego sojuszu postanowiłem napisać małe opowiadanko w klimacie lekkostrawnego rpg. Opowiadanie to jest ściśle powiązane z ludzmi z tego sojuszu właśnie, więc możecie kompletnie nie wiedzieć o co chodzi. Opowiadanie nie jest skończone - właściwie nie wiemczy nawet będzie. Chcę tylko wiedzieć, co sądzą o nim ludzie mający więcej doświadczenia w takich sprawach. Opowiadanie jest pisane bez żadnego pomysłu - po prostu siadam przed Wordem i pisze co mi przyjdzie do głowy. A więc...


Było już późno; noc ogarniała pobliskie krainy coraz szybciej, co oznaczało, ze najcieplejsza pora roku chyliła się ku końcowi. Księżyc – wyłaniając się od czasu do czasu zza chmur, oświetlał drogę strudzonemu wędrowcy, który szedł właśnie w stronę najbliższej osady. Nikt w okolicy nie wiedział kim jest ów człowiek, skąd pochodzi, jaki jest cel jego wędrówki. Nikt w promieniu wielu setek mil nie wiedział o nim zupełnie nic – słyszało o nim jednak wielu. Jego postura nie mogła budzić lęku wśród osób, które miały z nim kontakt wzrokowy. Był średniego wzrostu, raczej skromnej budowy ciała. Nazywano go Łowcą, ze względu na strój jaki nosił – jednak było w nim coś, co odróżniało go od innych ludzi tego typu – nikt nigdy nie widział jego twarzy!. Spod kaptura który nosił, widać było jedynie zarys nosa, oraz ciemne kocie oczy. Spojrzenie, jakim obdarzał nimi ludzi, budziło wśród wszystkich trudne do opisania uczucie dezorientacji – czasem nawet lęku. Jego siła polegała na jakiejś tajemnicy którą skrywał tak, jak skrywał swoją twarz.
Księżyc zniknął znowu za chmurami. W pobliskim lesie słychać było odgłos wiatru, który obijał gałęzie drzew o siebie. Łowca postanowił przysiąść na jakiś czas i posłuchać odgłosów nocy – dźwięków, które tak bardzo ukochał i które były z nim od kiedy sięgał pamięcią. Pamiętał, że gdy był wychowywany przez pustelnika z gór południowych, uczył się rozróżniać wszystkie dźwięki natury. Lubił wsłuchiwać się nocą w szum wiatru oplatającego gałęzie drzew, w trzepotanie ptasich skrzydeł, które gdzieś w oddali, spłoszone przez jakąś istotę wzlatywały ku górze, czy też w wycie wilków przy pełni księżyca, gdy jedno z tych zwierząt nawoływało swoje stado do tylko sobie znanych celów. Ta noc nie różniła się od innych zwykłych nocy, pobliskie krainy od wieków były w miarę spokojne, nie licząc drobnych oszustów, którymi zaraz po wykryciu zajmowała się gwardia imperatora – miało się to jednak zmienić już niebawem…
- Byku, czy wysłałeś już zwiadowców do krainy Mieszka ? – wśród potężnych murów pałacu The Police zabrzmiał z grozą głos Mistrza GP – człowieka odpowiedzialnego za utrzymywanie porządku i ładu na dziedzińcu – jednego z najpotężniejszych członków klanu The Police. – Tak! Wysłałem; niestety zdarzył się mały wypadek – oznajmił z przykrością Byk – nasi zwiadowcy zostali przechwyceni podczas drogi powrotnej. Szpiedzy sułtana Kraji znowu zdali się być poinformowani na czas!. Jego klan rośnie w siłę! – być może jest jeszcze daleko za nami, ale cały czas zjednuje sobie nowych popleczników!. Byk był domorosłym mężczyzną o silnym charakterze i potężnej budowy ciała – stąd też jego przezwisko. Był ubrany w obowiązkową zbroje klanu The Police. Błyszcząca – robiona na wzór paladynowych zbroi pełnopłytowych – budziła zachwyt i podziw wśród innych klanów Starego Uniwersum. Nosił ogromny miecz zwany Gwiazdą, którym potrafił posługiwać się tylko on, oraz tarczę wysokiej jakości ze stopu metalu i kryształu, zamawianą w kuźniach badacza Quazza. Był również – jak Mistrz GP – jednym z najsilniejszych rycerzy klanu. - Dosyć! Nie możemy pozwolić aby ta szumowina nadal bawiła się z nami w kotka i myszkę! – ptaki które siedziały na balkonie gabinetu Mistrza zerwały się z głośnym skrzekiem do lotu. Zdenerwowany Mistrz GP oparł się z nerwów o boazerię swego pokoju. – Pamiętaj Byku, że jeszcze 2 klany depczą nam po piętach, a lada dzień akademia Gladiusa zrówna się z samym jego zakonem. Biada nam jeśli nie wymyślimy czegoś na prędce – głos Mistrza wyraźnie ucichł a na jego skroni pojawiła się kropla potu – Byku – wyszeptał – poślij po naszego czempiona; jedynie jego oddziały mogą nam teraz pomóc – zbliża się czas wojny…
***
Wczesno-jesienne liście zdawały się poruszać coraz wolniej, a wiatr smagający korony kilkusetletnich dębów i młodszych od nich buków zdawał się łagodnie uspokajać. Łowca - siedząc na wielkim przydrożnym kamieniu – rozmyślał o niedalekiej przyszłości i o celu swojej wędrówki w tej zapomnianej przez Władze krainie. Większa część imperium była podzielona na sektory, ponumerowane w archiwach biblioteki samego Imperatora. Prości ludzie jednak nazywali je od dawien dawna po swojemu, tak jak robili to ich przodkowie. – Murofia - dlaczego w tej krainie mam szukać swego przeznaczenia? – zastanawiał się Łowca – co jest w tej małoznaczącej krainie tak ważnego, aby miało się tutaj ono dokonać? - Łowca był z natury spokojny i wiedział, że to co się wydarzy w najbliższych dniach, da mu odpowiedź na jego pytania i wątpliwości, poza tym nie lubił zadręczać się sprawami lichej wagi. W oddali słychać było stado dzików. Wyszły na żer razem z małymi nocą – prawdopodobnie dla większego bezpieczeństwa. Dla zwierząt noc była w lesie łaskawa, dla ludzi – mało powiedzieć – mniej. Łowca siedział na kamieniu jeszcze chwilkę, po czym postanowił ruszyć dalej – i tak stracił już dość czasu. Jak na zawołanie księżyc ponownie zajaśniał na niebie, oświetlając dalszą część starej – wyjeżdżonej przez osie wieśniackich wozów – drogi. Do najbliższej osady był jeszcze całe dwa dni marszu. Droga wiła się przez las w sposób bardzo chaotyczny; raz skręcając w lewo na południe, raz w prawo na zachód, by po 3 godzinach marszu jeszcze raz skręcić w prawo, tym razem na północ. Dla sprawnego trapera pokonanie tego dystansu prawidłowo – drogą – wydawało się stratą czasu, Łowca postanowił więc skrócić sobie drogę idąc przez las. Dla zwykłego człowieka wejście do lasu w nocy kończyło się przeważnie śmiercią w szponach Harpii lub w najlepszym wypadku - po przejściu kilkuset kroków – pogonieniem przez gobliny. Dla wyszkolonego Łowcy była to przechadzka zaledwie „z dreszczykiem”. Chmury zdawały się odsłaniać coraz więcej gwiazd, a wiatr na nowo począł kołysać koronami drzew w takt sobie tylko znanej melodii. Smukła sylwetka mężczyzny zniknęła w leśnym gąszczu…
Murofia od zarania dziejów była spokojną krainą. Przykrótkawe wojny między klanami trwały zazwyczaj do czasu, aż jedna ze stron samodzielnie kapitulowała, bądź przyłączała się pod presją do agresora. Rzadko zdarzało się, aby jakiś klan zostawał wybity w pień. Z dnia na dzień, coraz mniej znaleźć można było ludzi prawych i szlachetnych. Onegdaj na straży porządku stał klan The Police – elitarny oddział paladynów, specjalnie zwerbowanych do obrony tego skrawka ziemi przed zakusami pojedynczych rabusiów i hochsztaplerów – jednak po wyczerpujących bitwach stracił on większą cześć armii, a jego renoma spadła w oczach innych klanów starego świata. Niemniej jednak klan The Police nie stracił swego honoru i jest nadal jednym z nielicznych przedstawicieli starego kodeksu męstwa – spisanego przez Zakon Wojowników Księżyca wieki temu.
Ostatnimi jednak czasy prym nad tą częścią całego królestwa zaczął władać klan złego hrabiego Gladiusa, oraz jego elitarna, pełna żądnych krwi abiturientów akademia. Są to jednostki wyszkolonych morderców oraz zlepek największych rozbójników z lasów Green, wyszkolonych w idealnych warunkach bojowych, pod protekcją samego Gladiusa. Mówi się, że on sam dogląda dwa razy dziennie swoje oddziały w poszukiwaniu najsłabszych jednostek i każe im doskonalić swe umiejętności nawet do białego rana. Ma na tym punkcie niejako fobię i każdy kto chce wstąpić w jego armię musi się wcześniej czy później do tego przyzwyczaić. Nikt jednak nie wie, że w jego głowie powstał jakiś czas temu pewien okrutny plan…
Było wcześnie rano, kiedy Byk zaczął zaprzęgać swoje konie do jazdy. Wczorajszej nocy chmury zdaje się na dobre zniknęły z nieba, dzięki czemu można było dojrzeć słońce lekko wznoszące się nad zagajnikiem nieopodal zamku. Stworzyło ono teraz fantastyczną grę świateł na liściach wysokich topol i brzóz. Byk na chwilkę zatrzymał się i zadumany spoglądał na ten piękny spektakl natury… Ehhh, zapowiada się tak wspaniały dzień, a ja muszę robić za zwykłego gońca, dlaczego Mistrz nie wysłał gołębia, albo chociaż sowy, żeby zaniosła tę wiadomość? – Byk lekko skonsternowany myślał dalej – no tak… sprawa wysokiej wagi, ptaki mogą dostać się w ręce szpiegów tylko czekających na takie okazy. Więc mógł chociaż wysłać w tym celu jakiegoś gońca… Byk spojrzał na swoje barczyste ramiona, następnie na Gwiazdę połyskującą przy jego boku, po czym lekko się uśmiechnął, a na twarzy pojawił się mały rumieniec… Hehe – i wszystko wiadomo – zamruczał z dumą Byk – Mistrzunio wie kto może zrobić, a kto zrobi; dopiął rzemyki na końskim brzuchu, podciągnął lekką, specjalnie na tę misję przygotowaną skórzaną zbroję i wsiadł na swego rumaka. No – jazda stara szkapo – czeka nas długa droga, więc nie można się obijać!. Koń z impetem ruszył ścieżką na wprost biegnącą do lasu, a za nim uniosły się tumany kurzu. Jeszcze przez chwilę na dziedzińcu słychać było w oddali tętent końskich kopyt…

Ostatnia noc minęła dla Łowcy bardzo spokojnie. Jeszcze nigdy nie szło mu się przez las tak lekko, łatwo i przyjemnie. Zdawało mu się że leśne runo samo prowadzi go do celu. Dopiero teraz zobaczył promienie słońca, które ledwo mogły się przedrzeć przez gąszcz liści ponad jego głową. Łowca rozejrzał się dookoła; zrobiło się nagle bardzo cicho. Nie było słychać żadnego zwierzęcia, żadnej, nawet najmniejszej muchy, które doskwierały czasami wędrowcom. Przez całą noc czuł obecność jakiejś istoty humanoidalnej w pobliżu. Czuł, że ktoś podąża za nim od dobrych kilkunastu godzin, jednak czekał z reakcją na odpowiedni moment . Nagle, kilka kroków za nim rozległ się dźwięk łamanej gałęzi. Odwrócił się szybko i dostrzegł jak gałązki na małym krzaczku leśnych jagód delikatnie się poruszają. Ten sam dźwięk rozległ się jeszcze raz po drugiej stronie. Coś było w pobliżu i to nie ulegało już wątpliwości. Łowca delikatnie sięgnął w stronę swojego łuku zawieszonego na plecach – Nawet nie próbuj tego robić! – spontaniczny kobiecy głos rozległ się z echem za jego plecami. Nie odwracaj się! Mów kim jesteś? – Różne rzeczy spotykały już Łowce, ale nigdy nikomu nie udało się go zajść tak przebiegle od tyłu. Spokojnie! – lekko zdenerwowany zawołał – nie jestem dla ciebie zagrożeniem, pozwól mi chociaż się odwrócić, niech zobaczę twoją twarz! – po głowie przechodziły mu bardzo szybko pytania: kim jest ta istota, czego chce, czy jest sama…
- Mów kim jesteś i dlaczego wędrujesz po naszym lesie, albo przyszpilę cię do tego drzewa przed tobą! – głos kobiety brzmiał dumnie i podniośle. No ruszże się chłopcze, albo roztrzaskam ci głowę! Łowca, gdy usłyszał te słowa, zaczął się głośno śmiać. Posłuchaj – zaczął mówić dalej się śmiejąc – nie sądzisz że taka dziewczynka jak ty powinna już skończyć zabawy tego typu? Możesz narobić sobie niemałych kłopotów – opuścił powoli rękę, którą chciał dobyć broni. – Jak śmiesz? – w poważnym głosie dziewczyny dało się teraz wyczuć lekkie zdenerwowanie – Nie zdążysz się nawet odwrócić, a moja strzała przeszyje cię na wylot! – lekko poprawiła kłębek włosów opadających na oczy. – Założę się że nie potrafiła byś trafić w zamek imperatora stojąc dwa kroki przed nim – Łowca nadal się śmiejąc odwrócił się w stronę swej sprawczyni. Jego oczom ukazała się postać niezwykłej, elfickiej urody. Jej twarz była lekko oświetlona delikatnymi promyczkami słońca. Stała na gałęzi zwisającej niewysoko nad ziemią. Cięciwa jej łuku zdawała się być naprężona do granic możliwości, jej oczy były skupione na swoim celu. Nie oddychała, nie mrugała oczami, nie mogła – była bardziej przerażona niż jej niedoszła zdobycz. Łowca uśmiechnął się pod nosem – czego dziewczyna dostrzec nie mogła z powodu jego kaptura – i spokojnym, acz stanowczym głosem odrzekł: wiesz kim jestem, czyż nie? Elfka opuściła powoli łuk, znowu poprawiła włosy i zeskoczyła z gałęzi na ziemię, nie robiąc przy tym najmniejszego szumu, po czym przemówiła już w łagodny sposób – Chodź za mną! Mam ci dużo do opowiedzenia – odwróciła się, a na jej twarzy pojawił się uśmiech, czego Łowca nie mógł widzieć – I następnym razem bardziej pilnuj swoich strzał! Łowca sięgnął po kołczan - nie było go na plecach. Dopiero teraz zauważył, że lżejszy niż zwykle marsz nie był przypadkiem. No nie stój tak! Oddam ci je później – muszę się upewnić że nie zrobisz sobie nimi krzywdy – na jej twarzy pojawił się teraz olbrzymi uśmiech ujawniający perliste piękne zęby. Wyglądała teraz jak niesforne dziecko, które robi taką minę gdy chce się wkupić w łaski rodziców. - Bo przecież kogoś nie byłbyś w stanie skrzywdzić! I ściągnął byś ten kaptur, musi ci być bardzo gorąco – dodała rezolutnie. Łowca tylko się uśmiechnął, po czym oboje ruszyli do celu jego teraźniejszej wędrówki...
__________________________

Jako kompletny amator jestem przygotowany na nawet najbardziej cięte komentarze 8)
Słabemu łowcy zwierzyna pod łuk sama nie wejdzie.
Wilczyca
Marynarz
Marynarz
Posty: 298
Rejestracja: niedziela, 18 grudnia 2005, 19:02
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Wilczyca »

Może nie powinnam się wypowiadać, bowiem maniaczką powieści fantasy nie jestem, jednakże jako miłośniczka literatury z przyjemnością ocenię pod kątem ogólnoliterackim.
Zatem.. Ogólnie wstęp do opowiadanka (inaczej tego nie mogę nazwać) "w normie" (jeśli wziać pod uwagę produkowane masowo powieści fastasy). Początki historyjki bardzo.. standardowe. Czyli tak właściwie - nic szczególnie oryginalnego.
Językowo bardzo dobrze, pisanie w Wordzie skutecznie wyeliminowało błędy. Jedyne zastrzeżenie mam do słowa "spontanicznie". Nie jestem przekonana co do tego czy można mieć "spontaniczny" głos. Może to tylko takie moje wątpliwości, ale mam wrażenie, że słowo to dotyczy bardziej reakcji.
Odnośnie sensu przedstawionego fragmentu wypowiadać się nie mogę, chociaż osobiście zbyt dużego potencjału refleksyjno-myślowego w nim nie widzę. Ot opowiastka. Jeżeli taki był jej sens - nic zarzucić jej nie można. Świat, w którym przedstawiasz wydarzenia również najmniej wytarty nie jest, możnaby się było pokusić o stworzenie czegoś bardziej autorskiego. Literatura rzadko zapomina o najplepszych, lecz o tych co byli pierwsi - pamięta zawsze. Ale to już kwestia ambicji. Osobiście najbardziej w całym opowiadaniu spodobał mi sie pomysł z biblioteką (przypomina mi ten, który wyczytałam w "Imieniu róży" Umberta Eco, tyle że w nieco innym kontekście). Jeżeli zechciałbyś rozwinąć go bardziej pod kątem świata, może by wyszło coś ciekawego.
Gdyby to pisał gimnazjalista dostałby zasłużoną czwórkę.
To chyba wszystko pod kątem krytyki. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że niedługo będzie mi dane przeczytać koniec opowiadania. Chociażby po to by sprawdzić ile z tego zdołasz wycisnąć.
If the ocean was vodka
And I were a duck
I would swim to the bottom
And never come up

But since it ain't vodka
And I'm not a duck
Pass me the bottle
And shut the fuck up
Hunter
Szczur Lądowy
Posty: 2
Rejestracja: niedziela, 8 stycznia 2006, 18:23
Lokalizacja: Las Dębowy

Post autor: Hunter »

I własnie o taki komentarz mi chodziło :D A co do oceny, to może gimnazjalista dostałby czwórke, ale studentowi trzeba chyba zaniżyć ocenę :wink:

P.S.
O pisaniu nie mam najmniejszego pojęcia - staram się tylko błędów ortograficznych nie robić - więc i na laury się nie nastawiam (z "polaka" miałem przeważnie 3 :? ). Tak jak mówiłem - opowiadanie powstało na podstawie dotychczasowych zmagań naszego sojuszu (The Police) w świecie ogame i jest ściśle z nim powiązane (wyjątek to spotkanie tej zacnej dziewuchy w lesie :lol: ), więc fabuła jako tako nie może być górnolotna 8) Co się tyczy dokończenia tej historii, zależy ono głównie od tego jak potoczą się losy moich kompanów i czy będe miał wystarczająco dużo czasu na napisanie go, a w związku z nawałem obowiązków, jakie ostatnio na mnie spadły... no cóż, różnie może być 8)

PozdrO
Słabemu łowcy zwierzyna pod łuk sama nie wejdzie.
Wilczyca
Marynarz
Marynarz
Posty: 298
Rejestracja: niedziela, 18 grudnia 2005, 19:02
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Wilczyca »

Szkoda, że nie chcesz się poważniej oderwać od rzeczywistości, bowiem płodzi ona zazwyczaj banały. A przecież nie o to chodzi by kopiować w kółko te same schematy co nie?
Wierzę, że uda Ci się wyrobić z tego coś choć trochę oryginalnego, aczkolwiek poprzeczkę wysoko sobie postawiłeś. Może jakiś pastisz albo coś.. byleby nie kolejne klanowo-erpegowe opowiadanko bez cienia przemyśleń. Taka mała prośba ;].
Kreatywność podobno ma cechować studenta :P

No i broń swojego zdania bo jak przyjmujesz wszystko z podkulonym ogonem to nie mam radochy z polemiki :P.
If the ocean was vodka
And I were a duck
I would swim to the bottom
And never come up

But since it ain't vodka
And I'm not a duck
Pass me the bottle
And shut the fuck up
ODPOWIEDZ