Coz. Ja jestem Mistrzem Gry w Warhammera od... Szczerze mowiac, nie wiem kiedy zaczynalem, a kiedy stalem sie niezmiennym MG w Mlota. Pierwsze bylo piec lat temu, gdy prowadzilem Potepienca, a drugie - po tym jak w lapki otrzymalem podrecznik drugoedycyjny. W zasadzie cale wakacje minely na sesjach co dwa dni, zdazylem sie przyzwyczaic, wyrobilem poniekad improwizacje i tworzenie scenariuszy, ale nadal musze nad soba mocno pracowac. Niewatpliwa zaleta wakacji bylo to, ze doszedlem do poziomu opisanego przez Karczmarza - gdy mistrzowanie zaczyna sprawiac radosc. Osiagnalem go juz po pierwszej sesji w 2ed, gdy druzyna, po bohaterskiej obronie wioski przed zwierzoludzmi, wyszla zadowolona ; ).
W inne systemy nie prowadze, mimo ze kiedys czesto to robilem. Ograniczam sie do Mlotka. Neuroshime, d20 i indie prowadzi drugi Mistrz Gry. W tej chwili moge sie pochwalic, ze moja druzyna jako jedna z dwoch w Gdansku ma okazje testowac Klanarchie (
http://www.klanarchia.pl) dzieki naszemu ukochanemu second MG, ale nie o tym miala byc moja wypowiedz ; ).
A dlaczego sie ograniczam do jednego systemu? Poniewaz uniwersum Warhammer'a to moja pasja. W innych systemach nie trzymam sie tak bardzo konwencji jak w Mlotku i wychodza mi przedziwne koktajle. W Neuro udalo mi sie poprowadzic jeden dobry scenariusz (napisana przeze mnie
Bitwa o Tornado, opublikowana w TRPG), w Cyberpunku kilka, w Star Wars'a d20 jeden, w SW d6 rowniez jeden... Reszty nie pamietam / nie warto wyliczac ; ).
W naszej druzynie poza dwoma Mistrzami jest dwoch graczy, rzadko przejmujacych paleczke mistrzowania (zazwyczaj gdy wyjezdzam na wakacje). Choc zdarzylo sie, ze jeden mial zamiar prowadzic Wewnetrznego Wroga, a drugi calkiem udanie poprowadzil Kamienie Zaglady. Dlatego moglbym uznac, ze nigdy nie mistrzowalem, bo nikt inny nie chcial. Raczej uznalbym, ze mam (jeszcze) nieodkryty (i rzadko wykorzystywany) talent, ktory lubie wykorzystywac ; ).
Mnie osobiście mistrzowanie daje więcej frajdy z 1 głównego powodu. Jako gracz jestem trybikiem w machinie.
Tak, zgadzam sie w pelni. Do tego dodam, ze zwykle granie mnie nudzi i jest dla mnie udreka, poniewaz jestem wyczulony na wady u MG - jak u kogos gram, to stawiam mu wysokie wymagania. Najbardziej zadowala mnie styl prowadzenia drugiego MG w druzynie, ktory na gg pewnego dnia napisal mi:
"Odgrywanie ssie. Przykro mi, ze zderzylem cie z rzeczywistoscia." : D
[Co nie oznacza, ze MG to przecietniak. Gdybyscie z nim zagrali, zrozumielibyscie, co to znaczy hollywoodzka akcja i mafijna intryga w swiecie Neuroshimy ; ) ]
Jedyna rzecza, ktora sprawia mi radosc w graniu, to powergaming. Lubie patrzyc na otwarta morde MG, gdy wyskakuje podczas walki z nieziemskim kombosem, niszczacym jego ostateczna, przewidziana na dwie godziny, scene jednym precyzyjnym ciosem. Przyklad?
Neuroshima
MG: Teraz Twoja kolej.
Ja: <rzucam koscmi> Trzy sukcesy, o, trzy jedynki! Wykorzystuje zdolnosc "amen", nawet dwa razy. Nie wiem, jak zamierzasz to zinterpretowac, ale zadaje mu mieczem rane hmm... Potwornie krytyczna? : D
Widok twarzy druzyny -> niezapomniany

.
Znow zbytnio odchodze od tematu, ale to wina pisania pozna godzina.
W przypadku gdy coś mistrzuje i uda mi się osiągnąć jakiś niezapomniany efekt mam świadomość, że w głównej mierze jest w tym moja zasługa.
Ja uwielbiam wprost patrzyc na graczy, jak cos planuja, jak probuja rozwiazac zagadke, jak zapedzam ich w slepy rog. To jest bezcenne uczucie dla Mistrza Gry!
Trzeba tez wspomniec o tym, ze jako gracz mam nieziemskie odpaly, dlatego nie warto ze mna wtedy grac. Na sesji 1 v 1 WoDa u Phova prawie sie nie odzywalem i powstrzymywalem od smiechu (nie z powodu MG oczywiscie!), na sesji CP gralem jako rosyjski cyborg, WFRP jako zmutowany podzegacz, a w Neuro jako klecha, ktory wolal pic z mechanikiem, zamiast odprawiac msze w kosciele. I powiedzcie mi tutaj, jakbyscie jako MG wytrzymali z takim typem :>.