Mieczem i Humorem: Kupcy
: niedziela, 15 lutego 2009, 19:05
jest to opowiadanie do śmiechu, ale zawarte w nim słowa potraktujcie poważnie. No i piszcie komentarze, to przede wszystkim.
1
Na wozie było cicho, bo siedzący tam kupcy dorwali wreszcie butelkę z whiski schowaną pod rzycią jednego ze sprytniejszych mężczyzn, który usiłował ją w ten sposób przemycić.
Nie udało mu się to jednak, i teraz flaszka krążyła między czterema kupcami, i każdy mógł skosztować wspaniałego napoju.
Woźnica nic nie mówił od początku podróży. Nie mówił, ale myślał wiele.
Ci ludzie to kupcy. Wsiedli w Asters i do Tuloc, mówią. Zapłacimy złotem o ile dowieziesz nas tam w jednym kawałku. Odparłem wówczas: spokojnie, panowie, ręczę za to głową: dowiozę was.
No i pojechali. Wozem z czterema koniami, cholerna ich mać.
Kupcy jak się okazało, byli strasznie swawolnymi ludźmi. Pili, kłucili się i rżnęli w karty. Wielokrotnie musiał stawać na postój, bo jeden z tych zaplutych kupców musiał kupę.
On osobiście jak na woźnicę przystało, nie zwracając uwagi na ludzi spokojnie prowadził wehikuł.
- Dawaj tą butelkę Zehwik! Wytrzymać z tobą ciężko.
- Już... jeno gulnę... - najniższy z nich, wspomniany Zehwik nie zdołał utrzymać butelki. Menro wyrwał mu ją i sam gulnął, prawie że do dna.
- Przestałbyś, Menro. - rzekł Jahwe, wysoki i dobrze zbudowany kupiec. - Taka okolica dzika. Prawie że czuję że mi strzała nad uchem przelatuje! A wy sie tutaj sami pozabijacie jak tak dalej pójdzie.
- Chłopaki! - wrzasnął Kiudo, śmiechałek jakich niewielu. - Zagramy w pokera?
Trzask! To Menro rozbił butelkę na głowie biednego Zehwika.
- Panowie, doprawdy jakże tak można! - zawołał Jahwe.
- Gramy! - wrzasnął Menro.
- Nie gramy! - ryknął zły jak cholera Zehwik.
- Gramy, rozdawaj, Jahwe.
- Dobra.
- Nie gramy! - powtórzył Zehwik podskakując na ławce. - Nie do cholery!
- Czego się drzesz, palancie! - warknął Menro. - Chodź no tu i graj! Przepraszam za mój występ.
- Przepraszam panów...
czworo kupców obróciło się w stronę woźnicy. Ten siedział na koźle z rękoma wzniesionymi do góry.
- Z wozu! - rozległ się głos.
Menro dojrzał pięciu zbirów podchodzących do wozu z czterech stron świata. Gęby mieli nieogolone, oczy bezlistosne.
No tak, pomyślał woźnica. Takie zadupie, góry otoczone świerkowymi lasami, a oni spodziewali się wesołej podróży... Ciekawym co teraz.
- Z wozu mówię! - jeden ze zbirów wskoczył na wóz, kopnął woźnicę, który z jękiem zwalił się z wozu.
- A wy co? Też głusi? - zapytał drugi bandyta, wchodząc na wóz z drugiej strony. - Podkasać kiecki i złazić!
Kupcy nie mieli wyboru. Wszyscy zeszli, przerażeni strasznie. Tylko jeden z nich: Zehwik pozostał na wozie z rękoma założonymi na piersi.
- A ty co? Wiewiórka? - zawarczał najwyższy ze zbirów widząc niewysokiego kupca.
- Nie, człowiek. - odparł Zehwik.
- Nie pojąłeś ironii? O biedny ty. - zadrwił zbir.
- Niezła elkowencja jak na biednego, zawszonego jak cholera obszczymura.
- Niezła postura jak na błazna, który zaraz skończy na postronku.
- Niezła mina na ryju kretyna, którą niedługo zetną i nabiją na płot.
- Dobra. - zbir przesadził kozioł, stanął nad Zehwikiem. - Czemu nie zeszłeś?
- Ten wysoki rozbił mi na głowie butelkę.
- Co? - zawahał się bandyta.
- Whiski! I jeszcze mnie nie przeprosił, kretyn jeden!
- Mówiłem że przepraszam! - wrzasnął Menro.
- Jasne że nie, ty cholerna zawszona gadzino! - ryknął Zehwik.
- Powtórz!
mały kupiec powtórzył.
- Taak? A wiesz czym ty jesteś!?
- Cisza! - ryknął najwyższy zbir.
Ale nikt nie zwracał na niego uwagi. Zehwik wyzywał się z Menrem, Jahwe dłubał w nosie a Kiudo śpiewał sobie pod nosem.
Jedynie woźnica zachował zimną krew.
Gdy zbiry próbowały rozdzielić Zehwika i Menra, on został na ziemi pilnowany przez jednego z bandziorów.
- Patrz, kukułka! - rzekł do strażnika.
- Gdzie?
woźnica walnął go w kark, a gdy ten odwrócił się ze złością, strzelił go z pięści w ryjło, tak że tamten wpadł pod koła wozu. Spłoszone zajściem konie wystrzeliły do przodu jak korek z butelki.
Rozległ się niemiły chrzęst.
Woźnica w ostatnim momencie wskoczył na wóz, ostatnim tchnieniem wyrzucił z siebie głośne Wio! Bicz błysnął, i wehikuł pojechał do przodu.
- Jedź kooołeeem! - wrzasnął Menro puszczając na chwilę szyję Zehwika. - Kooołeeem!!
Woźnica szarpnął za wodze, wóz zwalił się w szarpiących się mężczyzn. Jeden zbir nie zdołał uskoczyć, padł pod koła. Drugi uskoczył zręcznie, ale gdy wyszarpywał z pochwy na pół dobyty miecz, Menro zdzielił go w szczękę, aż gruchnęło.
Zehwik kopnął ostatniego w krocze. Wóz ponownie zawrócił. Bandyta rozjechany przez wóz nagle uniósł się na nogi, i wtedy konie ponownie go przejechały. Menro ponownie trzasnął zbira w szczękę. Tym razem skrzywiła się dziwnie. Wstał kopnięty przez Zehwika gość, ale padł natychmiast, bo Jahwe zdzielił go w kark lagą. Rozjechany ponownie się podniósł, niewytłumaczalnym sposobem. Woźnica zakrzyczał, i kopyta rozwaliły biedaka po raz trzeci i ostatni. Kopnięty przez Zehwika bandyta wstał na kolana, ale zręczny kopniak Kiuda powalił go ponownie.
I wreszcie wóz zatrzymał się.
- Wsiadajcie, cholera jasna! - woźnica zakręcił wozem i zatrzymał parskające konie. - Jedziemy na Tuloc.
- No już. - Menro sprawdzał czy wszyscy bandyci nie żyją. - Idziemy,
1
Na wozie było cicho, bo siedzący tam kupcy dorwali wreszcie butelkę z whiski schowaną pod rzycią jednego ze sprytniejszych mężczyzn, który usiłował ją w ten sposób przemycić.
Nie udało mu się to jednak, i teraz flaszka krążyła między czterema kupcami, i każdy mógł skosztować wspaniałego napoju.
Woźnica nic nie mówił od początku podróży. Nie mówił, ale myślał wiele.
Ci ludzie to kupcy. Wsiedli w Asters i do Tuloc, mówią. Zapłacimy złotem o ile dowieziesz nas tam w jednym kawałku. Odparłem wówczas: spokojnie, panowie, ręczę za to głową: dowiozę was.
No i pojechali. Wozem z czterema koniami, cholerna ich mać.
Kupcy jak się okazało, byli strasznie swawolnymi ludźmi. Pili, kłucili się i rżnęli w karty. Wielokrotnie musiał stawać na postój, bo jeden z tych zaplutych kupców musiał kupę.
On osobiście jak na woźnicę przystało, nie zwracając uwagi na ludzi spokojnie prowadził wehikuł.
- Dawaj tą butelkę Zehwik! Wytrzymać z tobą ciężko.
- Już... jeno gulnę... - najniższy z nich, wspomniany Zehwik nie zdołał utrzymać butelki. Menro wyrwał mu ją i sam gulnął, prawie że do dna.
- Przestałbyś, Menro. - rzekł Jahwe, wysoki i dobrze zbudowany kupiec. - Taka okolica dzika. Prawie że czuję że mi strzała nad uchem przelatuje! A wy sie tutaj sami pozabijacie jak tak dalej pójdzie.
- Chłopaki! - wrzasnął Kiudo, śmiechałek jakich niewielu. - Zagramy w pokera?
Trzask! To Menro rozbił butelkę na głowie biednego Zehwika.
- Panowie, doprawdy jakże tak można! - zawołał Jahwe.
- Gramy! - wrzasnął Menro.
- Nie gramy! - ryknął zły jak cholera Zehwik.
- Gramy, rozdawaj, Jahwe.
- Dobra.
- Nie gramy! - powtórzył Zehwik podskakując na ławce. - Nie do cholery!
- Czego się drzesz, palancie! - warknął Menro. - Chodź no tu i graj! Przepraszam za mój występ.
- Przepraszam panów...
czworo kupców obróciło się w stronę woźnicy. Ten siedział na koźle z rękoma wzniesionymi do góry.
- Z wozu! - rozległ się głos.
Menro dojrzał pięciu zbirów podchodzących do wozu z czterech stron świata. Gęby mieli nieogolone, oczy bezlistosne.
No tak, pomyślał woźnica. Takie zadupie, góry otoczone świerkowymi lasami, a oni spodziewali się wesołej podróży... Ciekawym co teraz.
- Z wozu mówię! - jeden ze zbirów wskoczył na wóz, kopnął woźnicę, który z jękiem zwalił się z wozu.
- A wy co? Też głusi? - zapytał drugi bandyta, wchodząc na wóz z drugiej strony. - Podkasać kiecki i złazić!
Kupcy nie mieli wyboru. Wszyscy zeszli, przerażeni strasznie. Tylko jeden z nich: Zehwik pozostał na wozie z rękoma założonymi na piersi.
- A ty co? Wiewiórka? - zawarczał najwyższy ze zbirów widząc niewysokiego kupca.
- Nie, człowiek. - odparł Zehwik.
- Nie pojąłeś ironii? O biedny ty. - zadrwił zbir.
- Niezła elkowencja jak na biednego, zawszonego jak cholera obszczymura.
- Niezła postura jak na błazna, który zaraz skończy na postronku.
- Niezła mina na ryju kretyna, którą niedługo zetną i nabiją na płot.
- Dobra. - zbir przesadził kozioł, stanął nad Zehwikiem. - Czemu nie zeszłeś?
- Ten wysoki rozbił mi na głowie butelkę.
- Co? - zawahał się bandyta.
- Whiski! I jeszcze mnie nie przeprosił, kretyn jeden!
- Mówiłem że przepraszam! - wrzasnął Menro.
- Jasne że nie, ty cholerna zawszona gadzino! - ryknął Zehwik.
- Powtórz!
mały kupiec powtórzył.
- Taak? A wiesz czym ty jesteś!?
- Cisza! - ryknął najwyższy zbir.
Ale nikt nie zwracał na niego uwagi. Zehwik wyzywał się z Menrem, Jahwe dłubał w nosie a Kiudo śpiewał sobie pod nosem.
Jedynie woźnica zachował zimną krew.
Gdy zbiry próbowały rozdzielić Zehwika i Menra, on został na ziemi pilnowany przez jednego z bandziorów.
- Patrz, kukułka! - rzekł do strażnika.
- Gdzie?
woźnica walnął go w kark, a gdy ten odwrócił się ze złością, strzelił go z pięści w ryjło, tak że tamten wpadł pod koła wozu. Spłoszone zajściem konie wystrzeliły do przodu jak korek z butelki.
Rozległ się niemiły chrzęst.
Woźnica w ostatnim momencie wskoczył na wóz, ostatnim tchnieniem wyrzucił z siebie głośne Wio! Bicz błysnął, i wehikuł pojechał do przodu.
- Jedź kooołeeem! - wrzasnął Menro puszczając na chwilę szyję Zehwika. - Kooołeeem!!
Woźnica szarpnął za wodze, wóz zwalił się w szarpiących się mężczyzn. Jeden zbir nie zdołał uskoczyć, padł pod koła. Drugi uskoczył zręcznie, ale gdy wyszarpywał z pochwy na pół dobyty miecz, Menro zdzielił go w szczękę, aż gruchnęło.
Zehwik kopnął ostatniego w krocze. Wóz ponownie zawrócił. Bandyta rozjechany przez wóz nagle uniósł się na nogi, i wtedy konie ponownie go przejechały. Menro ponownie trzasnął zbira w szczękę. Tym razem skrzywiła się dziwnie. Wstał kopnięty przez Zehwika gość, ale padł natychmiast, bo Jahwe zdzielił go w kark lagą. Rozjechany ponownie się podniósł, niewytłumaczalnym sposobem. Woźnica zakrzyczał, i kopyta rozwaliły biedaka po raz trzeci i ostatni. Kopnięty przez Zehwika bandyta wstał na kolana, ale zręczny kopniak Kiuda powalił go ponownie.
I wreszcie wóz zatrzymał się.
- Wsiadajcie, cholera jasna! - woźnica zakręcił wozem i zatrzymał parskające konie. - Jedziemy na Tuloc.
- No już. - Menro sprawdzał czy wszyscy bandyci nie żyją. - Idziemy,