Podziemia zapomnianego boga

ODPOWIEDZ

Ocena opowiadania

1.
0
Brak głosów
2.
0
Brak głosów
3.
0
Brak głosów
4.
0
Brak głosów
5.
0
Brak głosów
6.
0
Brak głosów
 
Liczba głosów: 0
Dark_Voyager
Marynarz
Marynarz
Posty: 271
Rejestracja: piątek, 16 września 2005, 21:33
Lokalizacja: Toruń

Podziemia zapomnianego boga

Post autor: Dark_Voyager »

Kilka słów od autora:

Na wstępie chciałbym zaznaczyć, iż tekst powstał niecałe trzy lata temu kiedy to miałem częste natchnienia, a zdolności pisarskie niedoszlifowane. Prawdę mówiąc od tamtego czasu dużo się nie zmieniło :D Nie mniej jednak odważyłem zamieścić swoje wypociny w tym dziale. Naturalnie zapraszam wszystkich krytyków do lektury i do oceniania.


"Podziemia zapomnianego boga"

Konie popędzane batem biegły niesamowicie szybko pośród okolicznego lasu trzymając się słabo wydeptanej ścieżki leśnej. Wiktor nerwowo pokrzykując wyciskał siódme poty z już ledwo dyszących wierzchowców. Co chwilę rozglądał się za siebie, aby sprawdzić jak daleko znajdują się wilczy jeźdźcy, którzy jeszcze przed chwilą próbowali spłoszyć konie ciągnące wóz.
- Nie możemy szybciej jechać?! – krzyknęła Laura, elfka.
- Nie! – odpowiedział szybko przez ramię Wiktor.
- Co za stare szkapy wziąłeś, trzeba było odnaleźć nasze konie – dodała sfrustrowana łowczyni.
- A mówią, że elfy to chodząca apoteoza spokoju – odezwał się żartobliwie tęgi krasnolud Ratalkin.
- To nie było zabawne krasnalu! – wybuchła gniewem.
- Ja krasnalem! Jak śmiesz mnie tak obrażać! – złość krasnoludzkiego obrońcy sięgnęła zenitu, ledwo się opanował, po czym dalej kontynuował - Skoro ja jestem krasnalem to ty jesteś naburmuszoną flądrą..
Twardy głos został zagłuszony przez olbrzymi wybuch kuli ognistej, która miała trafić w pędzący wóz. Na szczęście ognista fala nie zdążyła pochłonąć uciekinierów, przewalając tym samym okoliczne drzewo trawiąc go swoimi płomieniami jednocześnie zagradzając drogę wilczym jeźdźcom.
- To zatrzyma na chwilę tych drani – odrzekł zadowolony krasnolud.
Kiedy już elfka i krasnolud patrzyli na oddalającą się od nich zaporę z ognia, którą nieumyślnie stworzył ścigający ich czarnoksiężnik myśleli, że to już koniec pościgu. Jednak ich nadzieja rozwiała się równie szybko jak ognista przeszkoda, która została pokonana przez jaskrawy magiczny pocisk, dławiąc płomienie i roztrzaskując tarasujące drogę drzewo. Jeszcze przez chwilę dostrzegalna była wysoka, odziana w czerwone szaty postać. Odkryty wóz z trójką uciekinierów skręcił w dosyć stromy spad. Mordercza kręta, piaszczysta, leśna droga z pewnością nie nadawała się do tak ekstremalnych podróży, mimo to Wiktor nawet nie pomyślał o zwolnieniu cugli.
Nagle jedno z kół roztrzaskało się o wystający kamień, tylna oś u wozu nie wytrzymała naporu i roztrzaskała się łamiąc drugie koło. Wielki wstrząs spowodował, że krasnolud przewrócił się na środek wozu. Laura zaś krzycząc piskliwym głosem niemal wypadła z wozu ostatecznie łapiąc się jednej z desek.
- Wiktorze zatrzymaj konie!! – wykrzyknął Ratalkin
Słysząc głośne wołanie krasnoluda Wiktor ze wszystkich sił próbował zatrzymać konie, te zaś grzęznąc w piachu potknęły się o siebie upadając na ziemię i sprawiając, że cały wóz osunął się na prawą stronę ostatecznie wywracając się na bok. Wszyscy pasażerowie wylecieli z rozpadającego się wozu tocząc się po ziemi. Wiktor upadając na trawę niefortunnie uderzył głową o pobliskie mniejsze drzewko, na wskutek czego zemdlał. Tym razem Ratalkin i Laura mieli więcej szczęścia, oprócz paru sińców wyszli cało z wypadku. Elfka oraz krasnolud na nowo podnosząc się z ziemi zostali oślepieni blaskiem kolejnego wybuchu, który pojawił się tym razem około tysiąc metrów za nimi przewracając kolejne wysokie drzewa. Po chwili usłyszeli odgłosy dobiegającej w oddali walki. Okrzyki bitewne, odgłosy bębnów wilczych jeźdźców, dźwięki rogu oraz magiczne eksplozje rzucanych czarów uzupełniały się nawzajem, tworząc niszczycielski wir walki widoczny z bardzo daleka.
- Musi być tam gorąco – stwierdził po chwili krasnolud.
Laura nie zastanawiając się ani chwili dłużej podbiegła do Wiktora.
- Stracił przytomność.
- Z koni już nie będziemy mieli pożytku – krasnolud spojrzał w stronę toczącej się bitwy – Lauro spójrz!
Z za zakrętu wyłoniła się postać na śnieżnobiałym jednorożcu, a tuż za nią dwa czarne cienie dosiadające olbrzymich wilków. Laura błyskawicznie dobrała swój łuk. Krótką chwilę później jeden napastnik leżał z przebitym bokiem na ziemi, a drugi stoczył się z ze wzniesienia od mocnego uderzenia młotem w głowę. Ogromne wilki pobiegły z powrotem do lasu strasznie popiskując. Człowiek dosiadający jednorożca nie mógł utrzymać się w siodle i zaraz obok wozu upadł na ziemię. Magiczny wierzchowiec rozpłynął się w powietrzu, a jego jeździec w wielkim bólu przekładał się z jednego boku na drugi nie wydając z siebie jęku. Kiedy Laura zbliżyła się do przybysza ze zdziwieniem stwierdziła, że jest nim mag kręgu powietrza. Jego poszarpane błękitno-białe zdobione złotem szaty całe lepiły się od świeżej krwi, która uchodziła od wielkiej ciętej rany zadanej jakimś wielkim mieczem.
- Pomóżcie mi – powiedział z trudnością mag.
- W czym ci mamy pomóc? – odpowiedziała uspokajającym tonem Laura.
Mag sięgnął ręką w stronę swojej torby i wyjął z niej zwój oraz złoty medalion.
- Przekażcie te rzeczy królowi Florianowi II. – wysapał - On będzie wiedział co z tym zrobić. Tylko proszę nie zgubcie tych rzeczy.
- Ale my nie wiemy jak się przedostać przez tych przeklętych jeźdźców, a w dodatku ten czarnoksiężnik.. – dodał po chwili krasnolud.
- Niedaleko stąd... na... południe – mówił z coraz większą trudnością - zaraz przy rzece... znajduje się jaskinia..., niebezpieczne miejsce..., ale to wasza... jedyna szansa..., łatwo ją znajdziecie.
- Podziemia Zapomnianego boga – wypowiedziała z przerażeniem Laura.
- Tak... . Proszę... weźcie ze sobą moją... torbę. Są w... niej użyteczne rzeczy...
- Nic już więcej nie mów – powiedziała spokojnie Laura - musisz odpocząć.
- Odpocząć... – to było jego ostatnie słowo, które wypowiedział, przed tym jak jego ciało świecąc się jaskrawym blaskiem rozpłynęło się niczym woda pozostawiając po sobie tylko zakrwawione szaty.
Chwilę potem rozległ się dźwięk rogu.
- Uciekają – powiedział Ratalkin – musimy szybko skierować się nad rzekę.
- Nie mamy wyboru, zapewne ich oddziały już zajęły sporą część tej doliny.
- Co się dzieje? – Wiktor obudził się z bólem głowy. Ledwo podniósł się na nogi.
- Nie uwierzysz co ciebie ominęło – powiedział Ratalkin.
Wojownicy wzięli ze sobą szaty i torbę, nie tracąc czasu szybko oddalili się od miejsca wypadku podążając w głąb lasu.
Słońce już schowało się za horyzont, a ciemności na dobre zawitały tej nocy. Ratalkin i Laura szczegółowo przedstawili moment, w którym Wiktor był nieprzytomny. Szybkim tempem szli przez las tak jakby żadna scena pościgu nie miała dzisiaj miejsca. Pomimo zabrudzeń i siniaków, pełni spokoju nie narzekali na swój stan, tylko Ratalkin napomknął, że chętnie by się napił krasnoludzkiego piwa.



W końcu ujrzeli szeroką rzekę, która leniwie toczyła się pośród zalesionej doliny, a znad jej brzegów wydobywało się małe światełko dobiegające z płonącego ogniska, które jakby było jakąś latarnią prowadzącą wszystkich podróżnych. Bohaterowie nie chcąc być zauważeni szybko skryli się za pobliskimi krzewami.
- Ktoś tam jest? – wyszeptał Wiktor
- Chyba nie – dodał Ratalkin
- Może to horda, pewnie dotarli tu pierwsi – napomknęła elfka.
- Nie mamy wyboru, ten czarnoksiężnik pewnie przeszukuje teraz szczegółowo cały las. Ten mag powietrza, który mu się przeciwstawił pewnie zalazł mu za skórę – wyszeptał Wiktor wyciągając tym samym swój miecz półtoraręczny – Jak znajdzie nasz wóz, a już pewnie go spostrzegł to zacznie nas szukać.
- To prawda. Pewnie musiał go w jakiś sposób obezwładnić, aby samemu uciec - napomknęła Laura.
- To dlatego nikt za nami jeszcze nie podążał. Musimy wszystko ustalić.
- A ja wam mówię, że to całe ukrywanie się nie ma sensu – wycedził krasnolud, po chwili wstał i zaczął zbliżać się do ogniska, ostatecznie dodając – No co, boicie się?
- Bać się niby czego? – odpowiedziała elfka, natychmiast wstała i pobiegła za krasnoludem.
Typowe. Krasnolud i elf. Dwie szlachetne prawie wiecznie żyjące rasy, żadna nie chce zostać w tyle.. – pomyślał Wiktor – i nici z zaskoczenia.
- Hej! Zaczekajcie na mnie. - bez dalszego zastanowienia pobiegł za swoimi towarzyszami.
Cała trójka zbliżyła się do paleniska, lecz nikogo przy nim nie było.
- Oto czego się obawialiście – powiedział rozbawiony krasnolud.
Ratalkin odważnie wyszedł na przeciwko ogniska. Wśród światła odchodzącego od płomieni ujawniła się tęga postura rudowłosego krasnoluda, jego błyszcząca zbroja łuskowa przysłaniała ruda dobrze zadbana, posplatana w warkocze broda. Znana wszystkim w Centralnym Kontynencie wielka wytrzymałość fizyczna i magiczna, odwaga, siła, oraz honor krasnoludów potwierdzała się w przypadku Ratalkina. Jego twarz w rozbawionym grymasie przypatrywała się Laurze i Wiktorowi, którzy jakby szukali jakiegokolwiek powodu, aby zmazać ten uśmieszek krasnoludowi.
Laura raz jeszcze rozejrzała się po okolicy. Jej smukłe rysy twarzy i szpiczaste, długie uszy definitywnie wskazywały, na to że jest elfem. Długie, proste, blond włosy połyskiwały niczym szkło od padającego nań księżyca. Szczupłe, delikatne zaś gibkie ciało ochraniane przez zbroję ćwiekową i czarno-zieloną pelerynę, jeszcze bardziej potwierdzało tę teorię. Ta szlachetna i zarazem piękna rasa wywodziła się z Wiecznego lasu, ich długie życie zawdzięczają dzięki siłom natury, które opanowały, i które pielęgnowały w sobie przez te wszystkie stulecia. Ich spokój stał się ich domeną.
Wiktor stojąc przez chwilę zastanawiał się co dalej począć, jako jedyny nie posiadał zbroi. Młodzieńcza twarz, w spokoju oceniała sytuację. Ludzie są najliczniejszą rasą na świecie. Ich siła leży w aktywnym trybie życia, które w porównaniu do elfów i krasnoludów było najkrótsze. Pewni siebie często poddają się wieloletnim wyzwaniom dążąc do władzy, pieniędzy, sławy dlatego też niektórzy stają się poszukiwaczami przygód takimi jak Wiktor.
- Było tu czterech wędrownych, ich ślady kierują się w tą stronę – Laura wskazała na północ.
Nie czekając ani chwili dłużej Wiktor zagasił ognisko zasypując je piaskiem.
Nie mieli za dużego wyboru, ruszyli śladami postaci którzy prawdopodobnie tu stacjonowali. Po niecałych pięciu minutach marszu wojownicy wkroczyli na niewielki masyw wzniesień.
- Spójrzcie! Wejście do jaskini. Chodźcie im szybciej się przez nią przeprawimy tym szybciej wydam w karczmie nagrodę za dostarczenie tych przedmiotów temu księciulowi.
Ratalkin podbiegł bliżej, a wraz z nim Laura i Wiktor. Ich oczom ukazało się niewielkie przejście w głąb jaskini.
- Ratalkin poczekaj! Przed wejściem do tej jaskini chciałabym wam powiedzieć, że każdy, kto do niej wszedł już nigdy nie ujrzał światła dziennego.
- Lauro, co wiesz o tej jaskini?
- Niewiele, ale krążą pogłoski, że kiedyś w tych podziemiach mieściła się największa świątynia boga drowów. Nikt dokładnie nie wie co za bóstwo tu czcili.
- Drowy? To chyba nic nam nie grozi, bo na tych ziemiach nie widziano ich od setek lat – dodał jeszcze bardziej rozbawiony krasnolud – chodźcie, bo ten mroczny mag jeszcze nas dorwie.
Jednak Laura nie była zachwycona z optymizmu Ratalkina. Wiktor obojętnie przyjął do wiadomości co może znajdować się w tych podziemiach:
- Lepiej wejdźmy do środka, może to nieprawda, co mówią o tych jaskiniach. Teraz mamy większe zło za plecami i doskonale wiemy na co je stać.
- Macie rację, ale to wszystko mi się nie podoba.
Po chwili przekroczyli wejście do podziemi. Nie przeszli piętnastu metrów kiedy to z tyłu doszedł ich lekko zachrypnięty donośny głos.
- Nie uciekniecie mi!!
Spostrzegając zaraz przy wejściu stojącą postać, krasnolud wrzasnął z wściekłością:
- Widzicie jeszcze dłużej trzeba było gadać!!! Szybko biegnijcie ja go trochę rozerwę hehe!
Nie czekając ani chwili dłużej Wiktor i Laura zaczęli biec w głąb jaskini wiedząc co szykuje porywczy krasnolud.
Widząc szczerzącego zęby w grymaśnym uśmiechu krasnoluda, rozbawiony czarnoksiężnik przemówił do niego:
- Ty żałosna krasnoludzka kreaturo, myślisz, że mnie pokonasz?
Jego krwawe, czarno zdobione szaty powiewały lekko na wietrze, który się przed chwilą wzmógł. Jego twarde rysy, z parą małych rogów na czele zdradzały, iż był Herdonem, posłańcem piekieł. Jednak krasnolud nie zląkł się na wpół demonicznego człowieka.
- W normalnych warunkach zniekształciłbym ci twarz, ale ze względu na brak czasu trochę ci przeszkodzę w wypełnieniu misji.
- Milcz głupcze!! Grattch i Mertyr zabić go!!
Zza jego pleców wyłoniły się szybkie niczym wiatr dwie postacie. Obie były odziane w czarne płaszcze i chusty niezdradzające ich twarzy. Kiedy przekroczyli wejście do jaskini Ratalkin niespodziewanie wyjął dwie czarne kule, które pocierając o siebie szybko wyrzucił przed siebie, a sam zaczął uciekać. Tajemnicze kule wielkości kurzego jaja zaczęły się wrogo iskrzyć jednocześnie tocząc się ku wyjściu. Jeden z napastników zatrzymał się zaraz przy kuli. Widząc to zajście czarnoksiężnik wrzasnął:
- Wycofać się ofermy!!!
Za późno. Okazało się, że obie kule były ładunkami wybuchowymi, które jedna po drugiej eksplodowała niosąc ze sobą ogłuszający huk i oślepiający blask. Niewyobrażalnie mocny powiew ognia rozrywał na strzępy wszystko co znajdywało się w jego promieniu. Napastnik, który miał nieszczęście być najbliżej eksplozji odleciał na pobliską ścianę, tracąc tym samym większość kończyn. Efekt wybuchu był tak wielki, że ściany jaskini poczęły się zawalać. Z sufitu zlatywały duże popękane odłamki skał. Siła wstrząsnęła podniebieniem jaskini nawet tam, gdzie uciekał Ratalkin zasypując go spadającym piaskiem. Nareszcie całe wejście zostało grubo zasypane głazami. Zadowolony i zakurzony krasnolud odezwał się zwycięsko:
- I kto teraz jest głupi!?



Spośród gruzów zawalających wejście, wyłaniała się dłoń drugiego z napastników wystawiona w geście prośby o pomoc. Widząc ją czarnoksiężnik podszedł do zasypanej ofiary wybuchu i z obrzydzeniem na twarzy szybkim ruchem zmiażdżył nogą wystającą kończynę łamiąc ją w dwóch miejscach, wymawiając tym samym jakieś przekleństwa pod nosem.
- Jeszcze was dorwę, a wtedy zobaczymy kto będzie błagał pomoc.
Po chwili namysłu przywołał do siebie kilku sługusów, byli nimi gobliny, które jakby zahipnozowane poruszały się jak jakieś zombie. Czarnoksiężnik nakazał im pracę odkopania wejścia po czym sam wyciągnął zza płaszcza prosty kij. Stanął na przeciwko zawalonego wejścia, a wyciągniętym kijem obrysował wokół siebie krąg dodatkowo dopisując wokół dziwne niezrozumiałe znaki. Kiedy skończył wyprostował się i w skupieniu zaczął wymawiać pod nosem jakieś niezrozumiałe inkantacje.
- Nic ci nie jest! – rzekł Wiktor trzymając zapaloną pochodnię.
- Nie! Dzięki – krasnolud spojrzał na siebie, po czym zaczął się otrzepywać z kurzu - następnym razem wypada twoja kolej nastawiania tyłka hehe.
Słysząc ten śmiech Wiktor i Laura poczęli ulgę i sami zaczęli się śmiać.
- Jak już się zapoznałem z frontowym wejściem to wypadałoby się trochę przyjrzeć się reszcie.
Jaskinia kierowała się w głąb ziemi, wystające stalagmity i stalaktyty przyzdabiały kręty korytarz, który raz za razem zmieniał swoją szerokość.
- Chyba za bardzo nasłuchałaś się bajek na dobranoc. To najzwyklejsza w świecie jaskinia. – parchnął bez zastanowienia krasnolud.
Narastająca złość Laury jeszcze nigdy nie była, aż taka wielka, jej gniew miał wrażenie za chwilę eksplodować.
- Wiktor trzymaj mnie bo zaraz nie wytrzymam i Ratalkin już nigdy nie zasmakuje krasnuludzkiego piwa!!
- Hej! Uspokójcie się. Lauro tak nie postępują elfy. – w pewnym momencie Laura zaczęła się uspokajać, a gniew zniknął z jej twarzy - A ty Ratalkinie nie chwal dnia przed zachodem słońca.
- Eee tam! Takie tam gadanie. Ja wiem swoje, podziemia są jak mój dom: ciemne, kręte, ciasne i nieskończenie długie. Nic mnie nie zaskoczy, nie kłamię, bo mieszkałem w samej stolicy Kash-ramie, najbezpieczniejszej i największej podziemnej twierdzy jaka kiedykolwiek powstała. – w oczach Ratalkina zabłysła duma - Ta jaskinia jak na razie to tylko zwykły korytarz, nic specjalnego. A teraz chodźcie nie czas na kłótnie, bo ten mag na pewno będzie chciał się odwdzięczyć za śmierć jego sługusów.
Bez żadnego sprzeciwu ruszyli dalej ku narastającym ciemnościom. Ratalkin, aby się nie nudzić zaczął coś nucić pod nosem. Wiktor przypominając sobie słowa Laury o drowach nabrał ciekawości co do tych stworzeń.
- Lauro, nigdy nie widziałem drowów powiedz mi jak one wyglądają?
- Drowy. Istoty, z którymi walczyłam jakieś dwieście lat temu – pomyślała Laura – wiedz, że drowy to mroczne elfy, które kiedyś również były elfami takimi jak ja, jednak z niewiadomych przyczyn zostały one przeklęte przez demony. Zasadnicza różnica polega na tym, że one mają ciemną skórę, nie znoszą światła dziennego, a ich białka oczne są czerwone. W przeciwieństwie do leśnych elfów dążą do chaosu i mieszkają pod ziemią, jednak wśród nich zdarzają się wyjątki. Niektórzy z nich odważyli się wyjść na powierzchnię i ceną samotności próbowali odnaleźć w sobie cechy leśnych elfów lub siać strach i zniszczenie. Tak poza tym to chyba wszystko, a i jeszcze ich bóstwem była Lolth bogini pająków, niemal wszystkie drowy ją czciły.
- Dzięki za informację, przynajmniej wiem z kim mogę się spotkać.
- Raczej nikogo tu nie spotkamy, od czasu wielkiej wojny ludów nikt już nigdy nie widział ani nie słyszał o żadnym drowie. Podobno opuściły ten kontynent w poszukiwaniu, bardziej odludnych miejsc, ale kto ich tam zna.
Przez następne dwa kwadranse szli cały czas tym samym korytarzem, który przez cały ten okres schodził cały czas w głąb ziemi, Wiktor jako jedyny dawał znać o senności. Przez cały czas bolała go głowa nie dając nadziei na to, że ból kiedyś ustąpi, wręcz przeciwnie. Od czasu rozmowy z Laurą o drowach ból stopniowo narastał, jednak Wiktor myślał, że to minie. Jego umysł stopniowo się wyłączał, jednocześnie tracąc siły jednak ku swojemu zaskoczeniu jednakowym tempem szedł do przodu.
- Co się ze mną dzieje? – pomyślał. Jego oczy po chwili spowiły się mgłą. Następnie jego ciało wymknęło się spod kontroli.
- Wiktorze co powiesz na krótką przerwę? – oznajmił krasnolud jednak Wiktor nic nie odpowiedział, tylko szedł dalej do przodu.
- Ogłuchłeś? – zatrzymał się tuż przed nim.
Wiktor zatrzymał się momentalnie, jego wzrok cały czas spoczywał gdzieś w głębi niekończącego się tunelu. Nagle dynamicznym ruchem, wyciągnął swój miecz półtoraręczny.
- Zwariowałeś! Schowaj broń z powrotem! – wykrzyknął zdziwiony krasnolud
Laura wyciągnęła swój wąski, długi miecz:
- To nic nie da Ratalkinie, jego umysł został przejęty!
- Co takiego? – powiedział zdziwiony Ratalkin
- Broń się krasnoludzie! – wykrzyknęła Laura.
Wiktor niepostrzeżenie wyprowadził brutalne uderzenie w kierunku Ratalkina. Krasnolud z zadziwiającą prędkością uniknął ciosu cofając się do tyłu. Wojownik nie poprzestał na jednym cięciu, nie dając szans na wyciągnięcie broni Ratalkinowi, opętany Wiktor zadawał coraz to szybsze i mocniejsze ciosy. Za to Krasnolud co chwilę uskakiwał lub omijał cięcia i pchnięcia.
- Lauro zrób coś aby ten chłopak się uspokoił.. - przed chwilą miecz musnął mu przed nosem.
- Ale co, przecież nie możemy go skrzywdzić, to nie jego wina – Laura z zapartym tchem przyglądała się brutalnej walce – wybacz mi Wiktorze, ale jeszcze podziękujesz mi za to – elfka po cichu ruszyła ku opętanemu wojownikowi.
W tym samym momencie Wiktor tak wyprowadził cięcie, że krasnolud upadł na ziemię.
- Błagaj o życie krasnalu!! – Ratalkin usłyszał znany głos.
- Mag?! – krasnolud w zdziwieniu rozszerzył oczy.
- Dla ciebie Pan Tarados, wysłannik demonów. A teraz giń głupcze.. – opętany wojownik nie dokończył zdania padając nieprzytomnie od uderzenia z klingi miecza Laury.
Tarados stojąc w narysowanym przez siebie kręgu prawie by się przewrócił, łapiąc się za głowę wykrzyknął w stronę zawalonego przejścia:
- Tak łatwo mi nie uciekniecie!!! Niech tylko się spotkamy to rozłupię was na pół!


- Wiktorze! – łagodny żeński głos nakłonił aby wojownik otworzył swe oczy. Kiedy je rozpostarł ku swemu zdziwieniu odkrył, że nie jest w korytarzu, a w pobliżu nie ma Laury i Ratalkina tylko otaczająca go biel.
- Gdzie ja jestem? – zapytał z niepokojem w głosie
W mgnieniu oka otoczenie zamieniło się w wielką niekończącą się polanę gdzie w świetle słońca nie było niczego więcej oprócz bujnej trawy.
- Czy dobrze się czujesz?
- Chyba tak.
- Czarnoksiężnik próbował skazić ci mózg, ale dzięki twoim przyjaciołom nic złego się nie stało.
- Kim jesteś? - ale Wiktor już wiedział, że tajemnicza postać jest jednym z prastarych mędrców.
- Jestem twoją przyjaciółką.
- Skąd mam pewność?
- Dobrze wiesz kim jestem.
- Tak. Wiem.
Nastała długa cisza po czym głos dalej kontynuował:
- Dobrze wiesz, że elfka jest bardzo ważna dla błękitnych łowców, a jej strata pogrąży pokładane w niej nadzieje snute od wieków jeszcze przed jej narodzinami.
- Wiem o tym, przecież przyrzekałem, że będę jej strzegł jak własne życie. Będzie to zapłatą za to, że wy uratowaliście moje życie od śmierci.
- Tak. Dobrze, że pamiętasz, ale uważaj na siebie w tych podziemiach czyha zło, jak najszybciej je opuśćcie.
- Dobrze, ale to nie będzie proste.
- Zrób wszystko, aby się z tego miejsca wynieść, jest ono przeklęte – powtórzył głos.
- Jestem gotów poświęcić się dla dobra sprawy.
- Wspaniale! A teraz idź i niech Aret’till i ten krasnolud niech nie wiedzą o naszej rozmowie.
- Tak się stanie.
- Wiktorze, obudź się!
Tym razem po otwarciu oczu Wiktor spostrzegł znajomą jaskinię i przykucniętą przy jego ciele Laurę.
- Co się dzieje?
- Spójrz!
Wiktor rozejrzał się po tunelu, spośród mroku usłyszał nieznane piski i mlaskanie. Elfka wyciągnęła z kołczanu strzałę, która zakończona była nawiniętym nań materiałem polanym alkoholem. Zanurzyła ją w płomieniu pochodni poczym wystrzeliła ją z łuku w stronę dochodzących z mroku dźwięków. Strzała upadając rozświetliła w promieniu metra otoczenie. Ku przerażeniu Wiktor ujrzał wielkie skupisko pająków, które uciekając od płomieni powoli zbliżały się w ich kierunku.
Wiktor w jeszcze większym przerażeniem nie spostrzegł krasnoluda.
- Gdzie jest Ratalkin?
Patrząc smutnie na Wiktora elfka odpowiedziała:
- Upierałam się aby tego nie robił. Poszedł zbadać jak daleko rozpościera się korytarz.
- No tak! Uparty jak zwykle. Miejmy nadzieję, że nic mu nie jest.
- Musimy się jakoś przedostać przez te chmary pająków.
- Masz jakieś pomysły? – odparł zrezygnowany Wiktor
- Tak! Wykorzystamy do tego to co nam przekazał mag.
Wiktor w zdziwieniu przyglądał się jak Laura błyskawicznie wyjmuje torbę, która niegdyś należała do maga powietrza. Otwierając ją wyjęła słoik z czerwonym proszkiem, odkręcając wieko zaczęła wyjaśniać co to jest:
- Kiedy spałeś zapoznałam się zawartością torby, którą ofiarował nam mag
Wysypując trochę proszku na dłoń zamknęła oczy i przez chwilę siedziała nieruchomo. Zaraz później w jej dłoni proszek zaczął płonąć niczym najprawdziwszy ogień nie czyniąc jej krzywdy.
- Proszek ten nazywany jest piaskiem życzeń, każdy ktoś nasypie sobie trochę tego magicznego proszku na rękę i pomyśli o jego zastosowaniu jego myśl zamienia się w rzeczywistość, to znaczy piasek ożywia się zgodnie z zapotrzebowaniem – Laura potarła płomieniem swoje podeszwy przy butach, a ten jakby stał się nieodzownym ich elementem cały czas się paląc – w dodatku zastosowanie może być przeróżne – Laura uśmiechając się do Wiktora resztę płomieni rozniosła po drugiej podeszwie.
Pająki już ujawniły się w świetle pochodni.
- A teraz biegnij za mną, tylko się nie poślizgnij.
Zdziwiony zastosowaniem piasku życzeń ruszył śladami Laury.



Ratalkin po półgodzinnym marszu w głąb jaskini ujrzał na wpół zniszczone wrota. Owe przejście kiedyś strzegące wewnętrznych korytarzy, dziś stare i spróchniałe nie stanowiły żadnej przeszkody.
Krasnolud powoli zbliżył się do celu, nie wywołując żadnego hałasu. Za wrotami nie było słychać nikogo. Kiedy krasnoludzki obrońca podszedł wystarczająco blisko wrót spostrzegł, iż są niedomknięte. Z premedytacją delikatnie popchnął niedomknięte skrzydło. Zaczęło ostro skrzypieć, po czym niepostrzeżenie zardzewiałe zawiasy nie wytrzymały i stare wrota niczym kłoda spadły na kamienną ziemię z wielkim hukiem, a kurz, który wzleciał w powietrze utrzymywał się przez długi czas rozpraszając widoczność.
Ratalkin zamarł w miejscu oczekując momentu dźwięku nadciągających kroków jednak nic nie nadchodziło. Nie tracąc czasu krasnolud wszedł do środka. Rozświetlając sobie drogę pochodnią ujrzał wysoki korytarz, przez który wiodły bardzo nietypowe kolumny. Ratalkin podszedł bliżej, aby im się przyjrzeć. Ku swemu zdziwieniu spostrzegł, że na kolumnach są wyrzeźbione pająki. Mnóstwo pająków. Każda kolumna posiadała podobnie wzory. Gładkie ściany zaś miały wyryte pajęczyny. Przez chwilę krasnolud pomyślał o powrocie, lecz uznał, że przyjrzy się bliżej rozpościerającemu korytarzowi.
Szedł cały czas prosto. Sto metrów dalej ujrzał kolejne przejście. Tym razem pozbawiony wrót otwór przypominał wejście do niekończącej się mrocznej otchłani. Wieczne ciemności ciągnące się dalej i dalej w głąb pomieszczenia po chwili ustępowały miejsca zbliżającemu się światłu pochodzągo od płonącej pochodni.
Ratalkin przekraczając próg znalazł się w bardzo dużym pomieszczeniu. Promień światła był zdecydowanie za mały aby objąć całą salę. Krasnolud spojrzał się w górę, nie ujrzał jednak sufitu. Rozglądając się po kamiennej okrojonej na kształt kwadratowych płyt ziemi szybko odkrył, że chodnik ma szerokość około czterech metrów, a poza nim rozlegała się tylko znana już ciemność sięgająca w dół jaskini. Krasnoludzki wojownik poczynił dalsze kroki w kierunku centrum sali. Kiedy stopniowo odkrywał kolejne metry, kamiennej podłogi z mrocznej osłony zaczęła ujawniać się wysoka na pięć metrów statua. Przedstawiała ona od pasa w górę elfią kobietę z tułowiem pająka. Posąg trzymał w rękach kryształową kulę, zaś na jej głowie spoczywała korona. Dopiero po paru minutach Ratalkin zaczął rozglądać się wokół siebie. Spostrzegł, że po lewej i po prawej stronie stoją dwa wysokie na prawie trzy metry posągi podobne do półelfa, pół pająka stojącego po środku sali. Te dwa mniejsze bliźniacze posągi dzierżyły po dwa zakrzywione miecze skierowane do dołu. Za każdym z nich było przejście, niestety oba zamknięte.
Kiedy Ratalkin przyglądał się zamkniętym przejściom za jego plecami usłyszał kroki. Szybko podszedł na środek sali i przygotował swój młot. Po chwili ujrzał płomień pochodni i odgłosy swoich kompanów.
Wiktor jako pierwszy przekroczył olbrzymie pomieszczenie, kiedy zobaczył krasnoluda zawołał:
- Lauro szybko choć! Ratalkinowi nic nie jest.
Elfka po chwili wpadła do pomieszczenia, jej płaszcz był pokryty sadzą.
- Ratalkin jak dobrze, że jesteś cały.
- Co się wam przytrafiło? Wyglądacie jak by was smok gonił.
- To niczego nie napotkałeś? – twarz Laury w osłupieniu oczekiwała odpowiedzi.
- Nie – odpowiedź Ratalkina oszołomiła Laurę i Wiktora, nie czekając na objaśnienia kontynuował – teraz lepiej zastanówmy się jak przejść dalej.
- INTRUZI! – z głębi sali odezwał się jakiś złowrogi głos – JAK ŚMIECIE PRZEBYWAĆ W TEJ ŚWIĄTYNI. ODEJDŹCIE NATYCHMIAST ALBO SPOTKA WAS KARA!
Ratalkin wsłuchując się w uniesiony tajemniczy ton po skończeniu wzdrygnął się w oburzeniu mówiąc:
- Nie ucieknę przed jakimś tam nędznym głosikiem. Pokaż się i walcz!
- JAK ŚMIESZ TAK DO MNIE MÓWIĆ! TY JAKO PIERWSZY POSMAKUJESZ MEGO GNIEWU!
Statua stojąca po środku sali zaczęła poruszać rękoma, kryształowa kula którą trzymała w swoich rękach zaczęła się mienić silnym blaskiem rozświetlając całe pomieszczenie. Nie mogąc wytrzymać blasku Laura i Wiktor musieli zasłonić oczy.
- I to ma być ta kara? Nie bądź śmieszny.
Oślepiające światło po chwili zniknęło, a pomieszczenie znów oświetlane było łagodnym płomieniem pochodni.
Wiktor ocierając przez chwilę oczy z tymczasowego oślepienia spojrzał w kierunku posągu, ku zdziwieniu dłonie wróciły do początkowego stanu. Nie przyglądając się wcześniej posągowi teraz podziwiał jego ogrom.
- Ratalkinie! – Laura z zamierającym tonem wpatrywała się w krasnoluda.
Wiktor obejrzał się na Ratalkina, w mgnieniu oka podbiegł do niego. Krasnolud wpatrując się triumfalnym wzrokiem w kierunku statuy stał nieruchomo. Został zamieniony w kamienny posąg. Wiktor sprawdził czy krasnoludowi bije serce, lecz kiedy dotknął kamiennej skóry wyczuł tylko porażający chłód dobiegający z jego wnętrza.
- TERAZ CZAS NA WAS INTRUZI! – olbrzymi posąg zaczął znowu się poruszać, a stojący oszołomiony i rozłoszczony Wiktor począł kierować się w stronę półelfki, pół pająka.
- Zapłacisz mi za to!! – wykrzyczał wojownik i z podniesionym mieczem zaczął szarżować na upuszczaną jaśniejącą kulę.
Przez moment sala ponownie rozświetliła się oślepiającym blaskiem, następnie słyszalne było uderzenie metalu o kryształ i upadające pęknięte ostrze. Kiedy pomieszczenie ponownie wróciło do poprzedniego stanu oświetlenia Wiktor obolały leżał na ziemi. Laura wryta jak kamień przyglądała się pękniętej kuli, po czym szybko podbiegła do Wiktora i bez słowa pomogła mu wstać.
- AARGHH! ROZGNIEWALIŚCIE SAMĄ BOGINIĘ LOLTH! TERAZ BĘDZIECIE UMIERAĆ W STRASZLIWYCH MĘCZARNIACH. – kończąc swą wypowiedź podłoga zaczęła się trząść, a stojące po obu stronach mniejsze posągi zaczęły się ruszać, a ich oczy poczęły tlić się niebieskim światłem.
Laura nie czekając na rezultat ożywających istot wyciągnęła torbę z piaskiem życzeń. Otwierając ją wyciągnęła szybko biały proszek. Ustała w miejscu koncentrując się nad zastosowaniem. Jeden z posągów ruszył się z miejsca i z zadziwiającą prędkością zadał cios oboma mieczami w Wiktora, ten zaś szybkim susem minął miażdżące kamienną podłogę uderzenie. Elfka rzuciła piasek w kierunku ożywionego posągu, proszek zamienił się w wirujący z dużą prędkością wiatr i zdmuchnął strażnika w głęboki rów. Drugi strażnik bezszelestnie natarł na elfkę. Laura dzięki niezwykłemu refleksowi uniknęła śmiercionośnego cięcia w głowę. Napastnik nacierał z niespotykaną dotąd prędkością. Laura lekko i z gracją unikała kolejnych cięć.
Wiktor już miał pomóc Laurze kiedy spostrzegł na ziemi kroczące pająki. Owady wydostawały się z głębi rozciągającej się po obu stronach wejścia. Ich różnorodność i wielkość różniła się od poprzednio napotkanych. Niektóre z pająków były wielkości kota, a niektóre ledwo widoczne szybko poruszały się w olbrzymich chmarach. Wiktor z obrzydzeniem na twarzy zamarł kiedy z dziury wydobył się olbrzymi pająk.
- Wiktorze! Musimy pokonać tego strażnika aby przejść dalej! – kamienny strażnik przed chwilą prawie zabiłby Laurę wyprowadzając uderzenie w żebra, lecz żwawa łowczyni ponownie uniknęła ciosu.
Podłoga już w całości była pokryta pająkami, które roiły się po całej powierzchni. Wiktor próbując się skupić na swym celu, starannie omijał nacierające owady.
Kamienny strażnik ponownie natarł na elfkę. Laura powtórnie uniknęła ciosu, lecz zaskoczona podstępnym uderzeniem od dołu, które musnęło o jej włosy sprawiło, że straciła równowagę. Widząc to Wiktor podbiegł co sił w nogach do walczącej dwójki, rozdeptując przy tym pająki.
Kiedy kamienny potwór już miał brutalnym cięciem trafić w Laurę, Wiktor mocno popchnął elfkę, a sam został trafiony z wielkiego miecza.
Wiktor padając na ziemię z rozciętym, krwawiącym bokiem bezradnym wzrokiem wpatrywał się w Laurę, po czym upadł na ziemię przygniatając tym samym parę pająków. Widząc go Laura, z niedowierzaniem wpatrywała się w człowieka, który poświęcił się dla niej. Do oczu napłynęły gorzkie łzy. Potwór, który powalił Wiktora skierował się w stronę Laury, aby zakończyć swe dzieło.
- Nie dopuszczę do tego!! – elfka gniewnym, wrzaskliwym tonem wyraziła swój sprzeciw.
Nagle elfia łowczyni zaczęła mienić się jasną poświatą, która podobnie jak kryształowa kula zwiększała swą siłę rażenia i ciepłym białym światłem oślepiła wszystkich. Laura emanując z siebie promienie światła wzniosła się w powietrze. Po krótkiej chwili doszedł dźwięk ginących pająków i hałas walących się kamieni.
Po minucie oślepiająca poświata zniknęła całkowicie, a unosząca się jeszcze przed chwilą Laura upadła na ziemię w pobliżu lężącego Wiktora.


Ratalkin stał w miejscu z mocno otwartymi oczami. Widział on bowiem wielkie pobojowisko. Podłoga usiana była od leżących rozmiażdżonych, martwych pająków. Maź wypływająca z ich wnętrza zabarwiała dodatkowo podłogę. W pobliżu niego leżały szczątki kamiennego pół elfa, pół pająka. Tuż obok wystawało leżące ciało elfki. Krasnolud podbiegł do niej szybko. Odchylając ją w swoim kierunku nie znalazł żadnych ran. Przykładając swe ucho usłyszał spokojny oddech elfki. Jej złote włosy całe pooblepiane były od szczątek pająków.
- Nie będzie z tego zadowolona – wyszeptał krasnolud.
- Ratalkin ty żyjesz! – odezwał się słaby głos Wiktora.
- Tak, widzę, że znowu ominęła mnie zabawa.
- Na drugi raz mniej kłap dziobem.
- Postaram się zapamiętać – powiedział z uśmiechem na twarzy Ratalkin.
Patrząc na siebie Wiktor nie znalazł ani śladu po krwawiącej ranie. Podszedł do Laury i zastanowił się przez moment.
- Dobrze, że tego światła nie widział Ratalkin. Teraz wiem, że Laura to Aret’till, dziecko boginki elfów – pomyśłał w duchu Wiktor.



Ku ich zaskoczeniu jedno z bocznych przejść eksplodowało z wielkim hukiem. Kawałki kamieni pofruneły w różne strony. Do środka weszła postać o czerwono-czarnych szatach.
- Znowu się spotykamy – odpowiedział Tarados – na wasze nieszczęście to już ostatni raz.
- Wreszcie trochę zabawy – odezwał się zadowolony krasnolud – tym razem nie będę uciekał. Stawaj do walki!
- Pożałujesz tych odważnych słów krasnoludzki psie! A teraz zobaczymy jaki jesteś odporny na czary.
Krasnolud szybko wyjął swój młot poczym zaszarżował na czarnoksiężnika. Tarados w odpowiedzi wypowiedział szybko jakieś nieznane słowa i skierował dłoń w kierunku nacierającego krasnoluda. Kiedy Ratalkin zadał mocny cios z nad swojej głowy, jego młot odbił się od jakiejś szklanej tarczy, która w wyniku uderzenia lekko pękła.
- To ciebie nie uchroni – dodał krasnoludzki wojownik.
- To się jeszcze okarze.
Ratalkin nie poprzestawał na ataku, jego miażdżący młot co raz bardziej napierał na szklaną tarczę, która po trzecim uderzeniu potłukła się całkowicie, niknąc na ziemi. Tarados przewidział ten ruch i rzucił kolejne zaklęcie, tym razem swoim palcem wskazującym dotknął Ratalkina, a ten jak uderzony przez olbrzyma odleciał na pięć metrów. Wtedy do walki włączył się Wiktor. Dzierżąc w ręku miecz Laury przeciął powietrze obok uchylającego czarnoksiężnika. Tarados nie dawał za wygraną z jego dłoni wyleciały ogniste pociski rozrywając brunatny płaszcz Wiktora. Wojownik spróbował zadać cios w nogi maga, lecz ten odsunął się o krok i niesamowicie szybko wyprowadził kolejny czar powalający Wiktora o kilka metrów. Wojownik zatrzymał się dopiero na ścianie jednocześnie legnąc na ziemię w ogromnym bólu. Tarados podchodząc szybko do Wiktora wyzwolił kulę ognistą w swoich dłoniach mówiąc:
- Jesteś słabym robakiem, którego teraz zdepczę!
Kiedy już skierował pocisk w stronę Wiktora, w jego plecy trafiła strzała, przebijając klatkę piersiową na wylot. Ognista kula zniknęła, a Tarados odwrócił się na pięcie. Na jego twarzy pojawiło się zdziwienie. W jego ciało wbiły się po kolei trzy strzały, jedna trafiła w lewą rękę, druga w prawą, a trzecia utkwiła między złowrogimi oczami czarnoksiężnika. Zły mag padł na ziemię martwy. Niecałe pietnaście metrów dalej stała jeszcze przez chwilę Laura, po czym ona także upadła na ziemię z przemęczenia.
Nie tracąc dłużej czasu Wiktor podtrzymujący Laurę oraz Ratalkin opuścili świątynię i skierowali się wysadzonym przejściem w poszukiwaniu upragnionego wyjścia z podziemi. Szli tak przez dłuższy czas, nie tracąc ani chwili na odpoczynek podążali przed siebie. Wreszcie kiedy Ratalkin zobaczył światło na końcu jaskini, oprzytomniała Laura.
- Dziękuję – odpowiedziała ledwie słyszalnym, osłabionym głosem
- Za co? – zaskoczony pytaniem Wiktor postawił elfkę na ziemię.
- Za to, że się poświęciłeś dla mnie – na twarzy Laury pojawiły się płomienne rumieńce.
Widząc zakłopotanie Laury Wiktor uśmiechnął się i dodał:
- Nie ma za co - ale dobrze wiedział, że było coś więcej do powiedzenia w tej sprawie, mimo to ruszyli dalej.
Po tych wszystkich przygodach wreszcie ujrzeli światło dzienne. Słońce właśnie budziło się ze swego snu aby przywitać poszukiwaczy przygód swymi radosnymi promieniami. Rozlegający się horyzont pokrywał znany wszystkim las.
- Ale jestem głodny! – zaznaczył krasnolud.
- Moje włosy! Fee! Co za paskudztwo, jak ja teraz pokażę się ludziom..
- Nie ma jak to nowy poranek - odrzekł zadowolony Wiktor.


KONIEC
Nyano
Mat
Mat
Posty: 589
Rejestracja: poniedziałek, 6 lutego 2006, 11:51
Numer GG: 3030068
Lokalizacja: Z ukrycia i cienia

Re: Podziemia zapomnianego boga

Post autor: Nyano »

Dark_Voyager pisze:W końcu ujrzeli szeroką rzekę, która leniwie toczyła się pośród zalesionej doliny, a znad jej brzegów wydobywało się małe światełko dobiegające z płonącego ogniska, które jakby było jakąś latarnią prowadzącą wszystkich podróżnych.
(...)
- Może to horda, pewnie dotarli tu pierwsi
Aj tam horda - cały legion się grzał przy tym malutkim ogniseczku! Pamiętam, widziałem! :)

Swoją drogą po co czekasz z opisem postaci do momentu, gdy zjawią się przy ognisku, a potem nagle ni z jabłka ni z marchewki opisujesz całą trójkę?
Moim zdaniem wygląda to sztucznie, tak jakbyś nagle pomyślał: "O kurka, zapomniałem opisać bohaterów! Wsadzę to tu, nikt nie zwróci na to uwagi"
Dark_Voyager pisze:Laura błyskawicznie dobrała swój łuk. Krótką chwilę później jeden napastnik leżał z przebitym bokiem na ziemi, a drugi stoczył się z ze wzniesienia od mocnego uderzenia młotem w głowę.
Czy to kowadło, fortepian, czy też młot, stary numer z ciężkim przedmiotem nagle spadającym z niebios śmieszy zawsze. ;)

Gdyby nie stereotyp, że każdy krasnolud musi walczyć toporem lub młotem, każdy elf musi walczyć łukiem, a każdy murzyn musi być raperem, nigdy bym się nie domyślił skąd ten młot się tam wziął.

Swoja drogą dając nam tak typowych bohaterów rozmijasz się, ze słowem 'oryginalność'. Bez oryginalności znacznie trudniej zaciekawić czytelnika.
Dark_Voyager pisze:to było jego ostatnie słowo, które wypowiedział, przed tym jak jego ciało świecąc się jaskrawym blaskiem rozpłynęło się niczym woda pozostawiając po sobie tylko zakrwawione szaty
Spokojnie, szefie. Jesteśmy przyzwyczajeni, że ludzie czasem umierają, nie musiał zaraz sublimować.

Jak jakiś gość bliski śmierci wyparuje mi przed oczami uprzednio poradziwszy mi pójść do jaskini, która pod względem potworności zamieszkujących ją stworzeń ustępuje jedynie Tora Bora nie omieszkam mu zaufać.
Dark_Voyager pisze:odleciał na pobliską ścianę, tracąc tym samym większość kończyn
Jeśli udowodnię, że wpadanie na ścianę nie musi oznaczać utraty większości kończyn, postawisz mi piwo? :mrgreen:

Ciekawe zastosowania 'tym samym' pojawiają się z resztą w tekście co chwila.
Dark_Voyager pisze:- Drowy. Istoty, z którymi walczyłam jakieś dwieście lat temu – pomyślała Laura
Zgadza się.
To też pamiętam. Właśnie te słowa wtedy pomyślała do Wiktora. :)
Dark_Voyager pisze:Jego umysł stopniowo się wyłączał, jednocześnie tracąc siły jednak ku swojemu zaskoczeniu jednakowym tempem szedł do przodu
HELLYEAH!
Czuję więź z tym gościem.
Jak czasem sobie popiję to mój umysł też się wyłącza i traci siły. W skrajnych przypadkach też czasem wychodzi na spacer. Tylko jakoś nigdy nie było okazji go zapytać czy go zaskakuje, że chodzi.
Dark_Voyager pisze:opętany wojownik nie dokończył zdania padając nieprzytomnie od uderzenia z klingi miecza Laury
Klinga nie uderza, klinga tnie. Tak, szefie.
Poza tym uderzenie z klingi to dla mnie tylko marna kopia. Zawsze pozostanę wierny fiutowi z wiatrówki.
Dark_Voyager pisze: - Wspaniale! A teraz idź i niech Aret’till i ten krasnolud niech nie wiedzą o naszej rozmowie.
- Tak się stanie.
- Wiktorze, obudź się!
Tym razem po otwarciu oczu Wiktor spostrzegł znajomą jaskinię i przykucniętą przy jego ciele Laurę.
- Co się dzieje?
- Spójrz!
Uprzednio wygrane piwo przeznaczam dla tego, kto mi powie czyją kwestią jest "Wiktorze, obudź się!"
Dark_Voyager pisze:kończąc swą wypowiedź podłoga zaczęła się trząść
Interesująca konwersacja z podłogą zapewne była efektem spożycia zbyt dużej ilości niezidentyfikowanego proszku od dealera o ksywie Mag Powietrza :)
Dark_Voyager pisze:spostrzegł na ziemi kroczące pająki. Owady wydostawały się z głębi
Głębii przez 2 'i'.
Bo to, że pająki nie są owadami pewnie wiesz.
Dark_Voyager pisze:został trafiony z wielkiego miecza
Nie krępuj się, tu sami swoi - wystarczyło napisać, że zwyczajnie walnięty z aksa.
Dark_Voyager pisze:wyprowadził kolejny czar powalający Wiktora o kilka metrów
Naucz mnie powalać o wektor. Proszę, mistrzu.


Ogólnie to nie jest tragicznie, jednak skłamałbym mówiąc, że urzekła mnie twoja historia.
:arrow: Bez oceny
Bóg na Krzyżu był tylko kolejną religią, która uczyła że miłość i morderstwo są nierozłącznie związane - że w końcu Bóg zawsze pije krew
Dark_Voyager
Marynarz
Marynarz
Posty: 271
Rejestracja: piątek, 16 września 2005, 21:33
Lokalizacja: Toruń

Re: Podziemia zapomnianego boga

Post autor: Dark_Voyager »

Wielkie dzięki za ocenianie :D Nigdy w życiu nie przypuszczałem, że będę się śmiał ze swoich błędów. Twoja krytyka bardzo pozytywnie wpłynęła na mnie :D Nyano jako autor powyższego opowiadania przyjmuję Twój zapał przy ocenianiu mej pracy i dziękuję. Przyznam się bez bicia, że ów praca parę lat temu gościła na pierwszym szkolnym konkursie opowiadań fantastycznych (powiem więcej, praca zajęła wtedy drugie miejsce :shock:) To właśnie dlatego nie widać tutaj żadnej oryginalności, ponieważ chciałem jak najlepiej przedstawić klimat fantasy. Samą pracę miałem stworzyć w tydzień, więc pisałem ją praktycznie bez większego planu wydarzeń, a i błędów doszukałbyś się więcej.

Kto wie, może stworzę w przyszłości kontynuację opowiadania ^^

Pozdrawiam
ODPOWIEDZ