Ostrze Przeznaczenia (tytuł roboczy)

ODPOWIEDZ

Jak oceniacie ?

1
0
Brak głosów
2
1
100%
3
0
Brak głosów
4
0
Brak głosów
5
0
Brak głosów
6
0
Brak głosów
 
Liczba głosów: 1
Ploncki
Szczur Lądowy
Posty: 1
Rejestracja: sobota, 16 sierpnia 2008, 18:31
Numer GG: 0

Ostrze Przeznaczenia (tytuł roboczy)

Post autor: Ploncki »

Jest to tom I mej pierwszej książki aktualnie jestem w fazie dokańczania drugiego tomu. Całość raczej będzie długa i z chęcią posłucham i zastosuję się do krytycznych uwag (pozytywnych także)


Ostrze Przeznaczenia (tytuł roboczy)
Ciężko dysząc biegł długim, prostym korytarzem. Potknął się, ponieważ nie patrzył pod nogi, lecz nie spowolniło go to. Pewnie skręcił przy tym nogę, ale informacja o nagłym bólu została od razu przesunięta w kąt umysłu. Nie wiedział, czy to zasługa wieloletniego treningu, niezliczonej ilości ran, których doznał w tak krótkim życiu, czy obecnej sytuacji. Teraz cel był tylko jeden, biec jak najszybciej nie zważając na nic. W głowie krążyła mu wyłącznie ostatnia rozmowa z królem.
- Panie! Siły Zafilijczyków wdzierają się do zamku. Mają ze sobą potężnych magów. Nie zdołamy się długo utrzymać!
- Cholera jasna! Wzmocnić obronę głównej bramy!
- Panie nie mamy wystarczającej liczby obrońców.
- Każdy, kto jest w stanie trzymać miecz w tej komnacie niech idzie bronić bramy.
- Ale kto wtedy zostanie, aby chronić Ciebie królu?
- Moje życie jest nic nie warte, w obliczu klęski królestwa. Wykonać! Magowie do mnie!
- Tak jest – wszyscy ludzie wybiegli, co sił w nogach z komnaty, został tylko król i trójka magów.
- Jakie są rozkazy królu? – Zapytał, Rabir starszy mag zwierzchnik wszystkich magów w królestwie.
- Natychmiast ustawić barierę dla całego zamku. Nie pozwolić wejść, za żadną cenę tym padalcom.
- Nie damy rady. Dla tej komnaty jeszcze byłaby szansa, ale dla całego zamku … To przekracza nasze możliwości.
- Nie dyskutować! Robić to, co kazałem! – Podniósł i przychylił kielich do ust, przeklinając ten dzień, jak i zresztą kilkadziesiąt poprzednich.
Mijały minuty. Dla króla i trzech magów zgromadzonych w sali tronowej, minuty mijały niczym godziny. Słychać było odgłosy walki, wielkie wybuchy, co było zapewne sprawką Zafilijskich magów. Coraz silniejsze stawały się także odgłosy metalu uderzającego o metal i pojękiwań rannych niejednokrotnie niedobijanych, aby umierali w piekielnych męczarniach. Dla nich to oznaczało jedno, najgorszy scenariusz. Każdy wiedział, co się stało, lecz nikt nie ważył się cokolwiek powiedzieć. Wiedzieli, że zaraz zginą, ponieważ Zafilijczycy dostali się do zamku. Nagle drzwi do Sali otworzyły się i przez nie wpadł zakrwawiony głównodowodzący zamku Nigrus.
- Panie! Zafilijczycy dostali się do zamku. Resztki naszych sił broni się kilka korytarzy przed salą tronową. Królu musisz uciekać. Bez Ciebie to królestwo nie będzie istnieć.
- Uciekać? A czy zabici chłopi wraz z zgwałconymi żonami i porwanymi dziećmi uciekli?- Król wstał rzucając pusty złoty kielich w kąt komnaty- A czy żołnierze walczący w bitwie uciekli?- Sięgnął do pasa po swój Jatagan. Broń świetnie leżała w dłoni, była idealnie wyważona. Oręż zdobiony złotem i platyną posiadał krawędzie ostrza zrobione z diamentu, co dawało mu niespotykaną łatwość cięcia, ale nigdy nie wolno zapomnieć o jego właściwościach magicznych.- A czy straż zamkowa uciekła nie broniąc swego króla, swej ojczyzny, swej wiary i wszystkiego, czego kochali? Nie, i ja też nie zamierzam stąd uciekać. Jeśli to ma być mój koniec niech tak będzie.
- Ależ królu …
- Ale nim to nastanie pragnę abyś wykonał mą ostatnią wolę.- Podszedł do biblioteczki, wyjął księgę o tytule „Ostateczność”. Nagle otworzyła się skrytka w ścianie koło tronu. W niej leżał Handżar, sztylet zrobiony z kości słoniowej, bez rękojeści tylko z bandażem w miejscu trzymania. Gdy tylko król go podniósł zasyczał z bólu i szybko obwinął go w szaty- Jak najszybciej udaj się do mych komnat tam zastaniesz mego syna. Wydostań go z zamku poza pole bitwy. Gdy już będzie bezpieczny daj mu ten sztylet by go chronił przed niebezpieczeństwami.
- Panie… Czy nie za wielki ciężar kładziesz na jego barki? On ma dopiero 6 lat i już ma dzierżyć Ostrze Krwi? A jak Handżar zdecyduje, że Twój pierworodny nie jest jego godzien i zamorduje go?
- Nie zabije go. Czuje to. Myślisz, że jest mi łatwo skazywać mego syna na banicję, życie łajdaka i na te wszystkie okropności, które doświadczy?
- Wiesz królu, że gdy w nim zakorzeni się zło możemy go stracić na zawsze?- Nigrus zacisnął pieści tak, że aż zbielały mu kostki
- Wierze, że gdy nadejdzie odpowiednia chwila, dobro obudzi się w nim chodź na moment i pomści tych wszystkich, których teraz kocha. Wiem, że nadzieja jest matką głupich, niech tak będzie, jestem głupcem. Ale nadzieja umiera ostatnia i będzie trwać nawet po mej niechybnej śmierci.
Nagle do Sali Tronowej wpadli Zafilijczycy. Nigrus rzucił się na nich i od razu dolnym cięciem powalił jednego z nich. Nagle tuz koło niego pojawił się król zabijając dwóch naraz jednym atakiem dzięki Jataganowi. Obrócił się do Dowódcy Straży wciskając mu w ręce zawiniętego w szaty Handżara.
- Masz zadanie do wykonania. Biegnij i nie oglądaj się za siebie choćby nie wiem, co tu się działo. Zatrzymamy ich jak długo się da.- Koło nich przeleciała ognista kula uderzając w piątkę biegnących wrogów.
- Nie zawiodę Cię – Powiedziawszy to wybiegł z sali słysząc za sobą huki walki magów i uderzającego o siebie oręża.
Biegł. Biegł przed siebie mając tylko jeden cel. Uratować księcia. Uratować? Raczej zabić. Zabić? Nie dosłownie zabić. Zabić w nim człowieka, zabić dobro, które posiada. Stworzyć zło. Stworzyć człowieka bezwzględnego, kierującego się swoją złą naturą, nieposiadającego żadnych wartości. I to wszystko za sprawą jednego sztyletu. Sztyletu posiadającego tak potężną moc, że potrafi zmieniać człowieka. Obusieczny miecz, który niszczy i nie może sam zostać zniszczony. Biegnąc Nigrus płakał. Nie płakał, ze swojej sytuacji, że on ma to zrobić. Płakał, ponieważ nastały takie czasy, że zło może zwalczyć tylko zło, a dobrzy ludzie muszą umierać. Nagle z bocznego korytarza wypadła trójka, Zafilijskich wojowników. Nie zawahał się ani na moment. Prostym cięciem przeciął kolczugę jednego z nich. Obrócił się na pięcie i ciął nisko przecinając ścięgna Achillesa drugiemu. W ostatniej chwili podniósł miecz by sparować górne uderzenie trzeciego. Drugi widocznie był dobrze wyszkolony, bo po mimo bólu, ugodził Nigrusa w nogę. Nie zważając na ból odparował kolejne uderzenie trzeciego zrobił obrót kopiąc w twarz leżącego drugiego pozbawiając go przytomności. Został już tylko jeden- pomyślał. Zamarkował uderzenie od prawej, a naprawdę posyłając ostrze w dół, po czym szybkim ruchem po skosie do góry, malując grymas okropnego bólu na twarzy przeciwnika i zwalając go z nóg. Nie zdążył wziąć porządnego oddechu nim zaczął z powrotem biec. Już prawie dobiegł do komnat króla nim usłyszał krzyk. Krzyk, który różnił się od innych i bardziej trafił do jego umysłu. Krzyk dziecka. Sam nie potrafił zrozumieć, jak, ale przyspieszył. Przed drzwiami zobaczył dwójkę Zafilijskich strażników. Dwa szybkie rzuty sztyletami wystarczyły, aby zostali tam na zawsze z głowinami wystającymi z klatek piersiowych. Nie zadał sobie trudu, aby je wyjąć, tylko wpadł przez drzwi do komnaty. W środku zobaczył coś, co go przeraziło. Jaraxon, cesarz armii Zafilij, stal pośrodku sali z parszywym uśmiechem patrząc jak jeden z jego ludzi gwałci królową. Książę stał w kącie trzymany przez dwóch kolejnych, zmuszony na to wszystko patrzeć. Kiedy cesarz zwrócił na niego uwagę znieruchomiał. Przeszły go dreszcze. Spojrzał w jego czarne niczym sadza oczy. Nie widział w nich nic poza trupiastym chłodem i złem. Złem, które było straszniejsze niż cokolwiek mógł sobie wyobrazić. Nie mógł ruszyć nawet palcem. Jaraxon wyglądał jak starszy, chudy, wysoki mężczyzna koło sześćdziesiątki, ale prawdopodobnie miał o wiele więcej, włosy miał długie i siwe bladą cerę, ostre rysy twarzy z zakrzywionym nosem. W ręku trzymał kostur maga, uścisk ręki był silny, tak silny, że mogłoby się wydawać, iż drzewiec za niedługo pęknie. Pod długim czarnym płaszczem z białym kołnierzem można było dojrzeć kontury miecza spoczywającego przy pasie.
- Witaj przyjacielu Nigrusie. Chcesz przyłączyć się do zabawy?- Same jego słowa paliły żar serca i przeszywały straszliwym chłodem.
- Jak śmiesz atakować nasze królestwo! Cośmy Ci uczynili złego?
- A czy wam wszystkim potrzebny jest powód? Czy nie można nic robić dla zachcianki? Dla dobrej zabawy?
- Jak śmiesz… Mówisz ze ta cała przelana krew, te zabite kobiety i dzieci… To wszystko bez powodu? Dla zwykłej zachcianki? Dla zabicia czasu?
- Dokładnie. Widzę, że jesteś pojętnym uczniem. Może zechciałbyś się do mnie przyłączyć? Drugiej takiej propozycji nie będzie. – Mówiąc to wystawił rękę do przodu niczym pomocą dłoń dla potrzebującego. Na każdym palcu miał pierścień.
- He He … Wolę zginąć niż się do Ciebie przyłączyć.
- Niech tak będzie. Zajmijcie się nimi- wskazał na Nigrusa i księcia- A ty królowo pójdziesz ze mną. Trzeba przecież pożegnać się z królem. Hahahaha …. – śmiejąc się teleportował się z komnaty, a jego śmiech odbijał się głuchym echem od ścian.
Dwójka strażników odeszła od księcia zbliżając się do trzeciego chcąc okrążyć głównodowodzącego. Książę zapłakany wtulił się w kąt zasłaniając płaczące oczy. Chodźcie ścierwa- pomyślał Nigrus napierając wysokim uderzeniem na jednego. Niestety obronił się z łatwością i zdołał zranić go w ramię pozostawiając za sobą strużkę krwi. To musi być elita … niech tak będzie nie robi mi to różnicy- Drugi zaatakował cieciem z obrotu, Nigrus zdołał się obronić, ale cios był tak silny, że poczuł jakby pogruchotał mu kości w ręce. Odskoczył szybko na bok wskakując na łóżko. Zwinnym ruchem chwycił się baldachimu i skoczył na trzeciego, dotychczas trzymającego się z boku z zamiarem powalenia go na ziemię. Niemożliwie szybkim i silnym ruchem trzeci chwycił lecącego za kostkę i cisnął nim o naprzeciwległą ścianę. Głównodowodzący o mało nie zemdlał z bólu. Resztkami sił utrzymał swój umysł w świadomości i nagle zorientował się, że nie trzyma już sztyletu zawiniętego w szaty tylko leży on koło księcia. Nie to nie leży sztylet, to leża tylko szaty, a sam sztylet jest w małej dłoni dziecka. Książę wyglądał, jakby rozmawiał z ostrzem. Nagle wstał trzymając Handżar i ruszył w kierunku żołnierzy. Pierwszy z nich zaśmiał się widząc dziecko z sztyletem w dłoni i ruszył w jego kierunku. Nie zauważył nawet jak ten sztylet znalazł się w jego piersi przebijając serce. Runął na ziemię i nim dotknął kamiennej posadzki ostrze znów było w małej rączce. Drugi, gdy to zobaczył zawahał się. Ruszył na księcia dopiero wtedy, gdy dostał solidnego kopniaka w tyłek od trzeciego. Książę, którego oczy były białe niczym u ślepca, nie przedstawiały żadnego wyrazu. Twarz miał także znieruchomiałą i wydawało się, że fakt, że przed chwilą zabił pierwszego człowieka w życiu, nie zrobił na nim wrażenia. Drugi z szybkością pantery rzucił się na małego księcia w sposób nie możliwy do obrony. Ręka dziecka trzymająca sztylet poruszała się jak zaczarowana. Cios, który prawie złamał rękę Nigrusowi książę sparował bez mrugnięcia okiem. Dopiero teraz Nigrus zauważył, że książę w ogóle nie mruga. Musiał być w jakimś transie. Przeklęte Ostrze Krwi- pomyślał-, o czym oni rozmawiali?. O czymkolwiek to było teraz to nie był książę tylko ostrze w jego postaci. W tym momencie drugi padł martwy. Trzeci widząc, co się dzieje, splunął koło siebie mamrocząc coś pod nosem i ruszył. Gdy zbliżył się do księcia, coś się stało. Książę padł na ziemię, a z nosa i z uszu poleciała mu krew. Przeklęte ostrze!- Nigrus podniósł i rzucił się w kierunku leżącego chłopca. W ostatniej chwili podniósł go, gdyż trzeci już gotował się do śmiercionośnego ataku. Szybko z księciem na rękach wybiegł z komnaty. Wróg rzucił się w pogoń, lecz nikt nie znał zamku tak jak Nigrus. W krętych korytarzach z łatwością zgubił pościgi i tajnymi przejściami zdołał się wymknąć poza dziedziniec zamkowy. Biegł lasami jeszcze przez całą noc i nad ranem dopiero uznał, że są w miarę bezpieczni. Rozpalił ognisko, opatrzył siebie i księcia, śpiącego teraz niczym szczęśliwe dziecko. Poszedł na krótki zwiad sprawdzić czy ktoś zdołał ich śledzić. Ku jego uciesze okazało się, że są sami, wrócił do prowizorycznego obozu i usnął.
∞ ∞ ∞ ∞ ∞ ∞ ∞ ∞ ∞ ∞ ∞
- Witaj królu, przyprowadziłem Twoją kochaną małżonkę- rzekł, Jaraxon, gdy pojawił się w Sali tronowej.
Król ciężko ranny siedział po środku komnaty, koło niego leżał związany i zakneblowany Rabir. Dwóch pozostałych magów, a raczej ich ciała leżały w innych częściach sali. Żołnierze Zafilijscy dokładnie okrążyli całą komnatę.
- Witaj Jaraxon, miło mi Cię znowu widzieć – rzekł sarkastycznym tonem król.
- I po co ten sarkazm Roton? Czyż nie jesteś w niedogodnej sytuacji? Ale miło mi słyszeć, że nie jesteś słaby jak inni i nie prosisz o życie.
- A na co zdałyby się takie prośby? Mój los już i tak jest przesądzony.
- Hm… chyba nie do końca – Jaraxon podrapał się po podbródku- Chyba znajdę coś lepszego dla Ciebie. Acha i moi żołnierze kazali Ci przekazać, że Twoja żona jest całkiem niezła.
- Ty sukinsynu … zapłacisz za wszystko, nie z mojej reki, ale zapłacisz.
- Jakoś śmiem w to wątpić – zaśmiał się cynicznie- Pokaż no to Twoje sławetne ostrze- podszedł do króla i podniósł z podłogi Jatagan – Piękne, naprawdę piękne ostrze. I ta moc. Wyczuwam jej najmniejszą cząstkę. Niezwykły skarb królestwa. Ale i tak słabszy od mojej zabaweczki. Możesz go sobie zatrzymać królu.
- Jestem niezmiernie rad z Twej łaskawości- odparł Roton
- Dalej się nie zmieniłeś. Chyba będę musiał się do tego przyzwyczaić.
- Jak to przyzwyczaić?- Zdziwił się król
- Ano przyzwyczaić. Mianuję Cię oto mym namiestnikiem w tym upadłym królestwie.
- Chyba żartujesz. Myślisz, że będę wykonywał Twoje rozkazy? Prędzej Zginę!
- Śmierć dla Ciebie byłaby teraz łaską- sięgnął ręką do kieszeni wyjął siarkę i inne składniki potrzebne do zaklęcia i zaczął inkantację- o rami nobimum roskus cebi golnum abe wous – słowa wypływały same z jego ust i gdy skończył naokoło króla i jego małżonki pojawiła się żółta poświata. Gdy znikła rzekł – Zostaniesz mym namiestnikiem Rotonie?
- To będzie dla mnie zaszczyt Panie. Będę Ci służył aż po grób.
- Takiej odpowiedzi się spodziewałem. – Znów się zaśmiał cynicznie i zniknął z Sali Tronowej.
∞ ∞ ∞ ∞ ∞ ∞ ∞ ∞ ∞ ∞ ∞
Sen miał czujny, przynajmniej było tak do tej pory. Lecz dziś było inaczej. Gdy otworzył oczy księcia już nie było.
Azrael
Bosman
Bosman
Posty: 2006
Rejestracja: niedziela, 17 grudnia 2006, 11:38
Numer GG: 0
Lokalizacja: Nie chcesz wiedzieć... naprawdę nie chcesz wiedzieć...

Re: Ostrze Przeznaczenia (tytuł roboczy)

Post autor: Azrael »

Dobra, choć się nie znam troszkę Cie pokrytykuję. Zawsze mi od tego lepiej jakoś.

Trochę to za krótkie jak na rozdział. - to taka pierwsza uwaga.
Potknął się, ponieważ nie patrzył pod nogi, lecz nie spowolniło go to. Pewnie skręcił przy tym nogę, ale informacja o nagłym bólu została od razu przesunięta w kąt umysłu.
Ja wiem, że to szczegół, ale trudno jest się potknąć, skręcić przy tym nogę i nie spowolnić biegu. Nie mówię teraz o zwykłych ludziach, ale nawet Geralt, Rambo i Songo przy samym potknięciu zostaliby troszkę spowolnieni. A co dopiero przy skręceniu nogi :shock:

Pierwszy dialog jest sztywny i typowy, a zamiast "obrońców" dużo lepiej wpasowali by się żołnierze/ludzie/zbrojni.
Resztki naszych sił broni się kilka korytarzy przed salą tronową.
Resztka.

Tytuł "Ostrze Krwi" zdecydowanie lepszy od teraźniejszego. No i nie cuchnie plagiatem.
Nagle tuz koło niego pojawił się król zabijając dwóch naraz jednym atakiem dzięki Jataganowi.
Zdanie jeszcze gorsze niż inne... poza tym "tuż".

Nie mam siły na więcej... czytałem więcej niż skomentowałem i mam dość. :/ 2... 2+, bo mało ortów.
Grupa Nieszanowania Praw Ludzkich oraz Wspierania Bratniej Nienawiści na Tawernie

Azrael (Śmierć Wszechświatów) jest ich władcą. Wszystkie inne Śmierci są zależne od niego.
Dream
Pomywacz
Posty: 34
Rejestracja: niedziela, 21 grudnia 2008, 15:00
Numer GG: 0

Re: Ostrze Przeznaczenia (tytuł roboczy)

Post autor: Dream »

No dobra - ja tu się wymądrzać nie będę, bo sam nie jestem lepszy, ale pozwolę sobie na parę uwag pod adresem tego opowiadania:
Wydaje mi się ono sztucznie napisane. Tak bez serca. Drętwe i nieprzyjemne w czytaniu. Tyle w kwestii zarzutów.
Natomiast opowieść jako całokształt bardzo mi się podobała. Kto wie, może następne części będą jeszcze lepsze?
I ostatnie słowo: zaglądnij na mój wstęp "z okrzykiem na ustach i mieczem w dłoni" i pośmiej się ze mnie. To tyle.
ODPOWIEDZ