Arielth Kreith'dorn - skrytobójca w cichym mieście
: sobota, 1 grudnia 2007, 19:36
Arielth Kreith’dorn
Skrytobójca w cichym miescie
W śpiącym, cichym i spokojnym Ureth panuje absolutny zastój. Nic się nie rusza. Nic nie wydaje dźwięków. Ciszę zagłusza momentami pohukiwanie sowy, albo brzmiący w tak gęstym marazmie jak uderzenie wielkiego metalowego młota w kuźni, dźwięk liścia spadającego na ziemię. Cisza przekroczyła tu już wszelkie możliwe granice. Właśnie w takich klimatach zwykle powstają horrory. Ureth śpi. Ale to tylko pozory. Po dachu w blasku księżyca przemyka czarna sylwetka. Nie wydaje żadnego odgłosu jakby sunęła w powietrzu a jednak widać, że chodzi. Albo nawet biega w absurdalnie wielkiej równowadze i perfekcji. Co jakiś czas w świetle księżyca błyska jakiś przedmiot w okolicach pasa istoty. Gdy światło pada na ową osobę dokładnie widać, że wspomnianym przedmiotem jest piękny sztylet ozdobiony magicznymi runami. Ostrze jest idealnie srebrne i gładkie a rękojeść czerwona zakończona rzeźbieniem w kształcie czaszki. Sylwetka wygląda na średniej wielkości, szczupłego ale umięśnionego krwawego elfa. Osoba zwalnia. Przypatruje się w okno domu pewnego chciwego i groźnego poborcy podatkowego. Dla pewnych osób stojących wyżej w przestępczej hierarchii miasta stał się po prostu niewygodny. Mówiono, że za dużo wie. Dlatego właśnie Arielth Kreith’dorn dostał na niego zlecenie. Widząc dwie wielki czarne sylwetki w środku budynku krwawy elf domyślił się, że to ochrona.
-pewnie jest ich więcej - pomyślał skrytobójca – po co tyle zachodu i tak skończą z poderżniętymi gardłami
Na jego twarzy zagościł mroczny uśmiech ledwo dostrzegalny spod czarnego kaptura.
Elf zaczął biec po dachach w stronę okna. Naoliwił zawiasy od okna aby nie skrzypiały, sprawdził jak zawsze czy nigdzie nie znajdują się pułapki. Po wykonanej perfekcyjnie rutynowej operacji i rozbrojeniu kilku magicznych urządzeń postać wślignęła się do środka. Zbliżyła się do jednego ochroniarzy. Płynnie włożyła mu sztylet w tchawicę. Towarzysz widząc upadającego kolegę obrócił się płynnie wyciągając miecz z pochwy jednak po chwili padł trupem z nożem do rzucania wbitym w głowę. Elf zbliżył się do jednego z leżących ochroniarzy i obrócił go na plecy. Widząc wyraźne rysy półorka i symbol oznaczający po orkowsku władzę na jednej piersi przeszukał kieszenie. Arielth nigdy nie myślał nawet o takim słowie jak bezczeszczenie zwłok. Takiego słowa nie było w jego słowniku. Znalazł klucze, które przy jego umiejętnościach otwierania drzwi przy użyciu wytrychu były zbędne. Wziął je jednak wiedząc, że mogą się przydać. Po rutynowej operacji takiej jak w przypadku okien wszedł zręcznie, schylony na korytarz z ręką w pogotowiu by szybko wyjąć jeden z noży do rzucania. Zaczął się przemykać po skrytych w mrokach korytarzach. Miał on jednak bardzo wyostrzony wzrok. Widział wyraźniej w ciemnościach niż same mroczne elfy. Widząc grupkę pięciu strażników różnych ras idących korytarzem wiedział, że nie zabije wszystkich nożami-rzutkami. Wyciągnął miecz i sztylet. Trzymając jeden przedmiot w jednej, jeden w drugiej dłoni schował się za rogiem i zaczaił się chcąc wykorzystać swój wzrok i panujące ciemności na swoją korzyść w walce.
Zerknął na ostrze swojego pięknego magicznego sztyletu i wychylił go lekko
na korytarz patrząc w broń niczym w lustro. Określi dystans dzielący go od wrogów i prędkość ich poruszania się. Co do ułamka sekundy obliczył sobie wszystko i gdy tuż za rogiem pojawili się strażnicy Skrytobójca wyskoczył, odbił się od ściany po drugiej stronie i lecąc w powietrzu, przekoziołkował wirując ostrzami. Doskonale wyszkoleni wojownicy szybko wyjęli swoje bronie ale dwóch z nich było za wolnych. Trzeciemu trzeba oddać ten honor, że sparował 2 uderzenia krwawego elfa. Ten wirując w zabójczym tańcu odciął kolejnemu głowę. Wyprowadził prosty szybki atak na ostatniego strażnika. Ten zablokował cios dokładnie rozgryzając taktykę skrytobójcy. Widząc to zabójca zrobił w swojej obronie lukę, którą wykorzystał przeciwnik.
I to był jego błąd.
Kreith’dorn specjalnie zrobił lukę w obronie by zwabić przeciwnika. Szybko obrócił się gdy ten ją wykorzystał i robiąc błyskawiczny piruet równocześnie zepchnął broń strażnika na lewą stronę i wbił mu sztylety w plecy. Gdy ochroniarz upadł na ziemię Skrytobójca wyjął swoją cenną broń i przeszukał zwłoki nie znajdując niczego godnego uwagi. Przeszedł przez zmasakrowany korytarz do jego końca gdzie znajdowały się drzwi strzeżone przez dwóch najlepszych, wyborowych strażników. Wiedząc, że nie będzie łatwo ruszył przed siebie wyciągając swój sprzęt.
Na widok Elfa strażnicy zrobili to samo. Zaczęli się do niego powoli zbliżać.
-mają dobry wzrok – pomyślał Arielth
Zrobił krok do przodu równocześnie opuszczając nisko miecz. Zawirował szybko. Jego cios został sparowany przez jednego z wojowników. Sztylet Skrytobójcy pomknął ku drugiemu z jego wrogów a miecz sparował szybkie wysokie uderzenie jednego z nich wymierzone w skroń. Gdy obie jego bronie stykały się przez ułamek sekundy z bronią przeciwników Arielth wykonał obrót sztyletem i mieczem w ręce, podrzucił je w powietrze, przebiegł pomiędzy wrogami pod ich lecącymi wciąż do przodu ostrzami i złapał swój nóż i miecz za plecami zdezorientowanych strażników. Zanim rozgryźli co zrobił poczuli zimną stal dotykającą ich serc. Zabójca rozbroił kilka pułapek przy drzwiach i naoliwił zawiasy. Wszedł do środka. Widząc postać śpiącą w łóżku podszedł do niej i sprawdził jej wygląd z rysunkiem w kieszeni. Zgadzały się. Skrytobójca wziął wielki zamach i odciął głowę swojemu głównemu celowi. Ta potoczyła się i spadłą na podłogę. Arielth Kreith’dorn nakreślił na ścianie krwawy napis „DONE” I wyskoczył przez okno w gęstą od ciszy i spokojną noc Ureth……
Skrytobójca w cichym miescie
W śpiącym, cichym i spokojnym Ureth panuje absolutny zastój. Nic się nie rusza. Nic nie wydaje dźwięków. Ciszę zagłusza momentami pohukiwanie sowy, albo brzmiący w tak gęstym marazmie jak uderzenie wielkiego metalowego młota w kuźni, dźwięk liścia spadającego na ziemię. Cisza przekroczyła tu już wszelkie możliwe granice. Właśnie w takich klimatach zwykle powstają horrory. Ureth śpi. Ale to tylko pozory. Po dachu w blasku księżyca przemyka czarna sylwetka. Nie wydaje żadnego odgłosu jakby sunęła w powietrzu a jednak widać, że chodzi. Albo nawet biega w absurdalnie wielkiej równowadze i perfekcji. Co jakiś czas w świetle księżyca błyska jakiś przedmiot w okolicach pasa istoty. Gdy światło pada na ową osobę dokładnie widać, że wspomnianym przedmiotem jest piękny sztylet ozdobiony magicznymi runami. Ostrze jest idealnie srebrne i gładkie a rękojeść czerwona zakończona rzeźbieniem w kształcie czaszki. Sylwetka wygląda na średniej wielkości, szczupłego ale umięśnionego krwawego elfa. Osoba zwalnia. Przypatruje się w okno domu pewnego chciwego i groźnego poborcy podatkowego. Dla pewnych osób stojących wyżej w przestępczej hierarchii miasta stał się po prostu niewygodny. Mówiono, że za dużo wie. Dlatego właśnie Arielth Kreith’dorn dostał na niego zlecenie. Widząc dwie wielki czarne sylwetki w środku budynku krwawy elf domyślił się, że to ochrona.
-pewnie jest ich więcej - pomyślał skrytobójca – po co tyle zachodu i tak skończą z poderżniętymi gardłami
Na jego twarzy zagościł mroczny uśmiech ledwo dostrzegalny spod czarnego kaptura.
Elf zaczął biec po dachach w stronę okna. Naoliwił zawiasy od okna aby nie skrzypiały, sprawdził jak zawsze czy nigdzie nie znajdują się pułapki. Po wykonanej perfekcyjnie rutynowej operacji i rozbrojeniu kilku magicznych urządzeń postać wślignęła się do środka. Zbliżyła się do jednego ochroniarzy. Płynnie włożyła mu sztylet w tchawicę. Towarzysz widząc upadającego kolegę obrócił się płynnie wyciągając miecz z pochwy jednak po chwili padł trupem z nożem do rzucania wbitym w głowę. Elf zbliżył się do jednego z leżących ochroniarzy i obrócił go na plecy. Widząc wyraźne rysy półorka i symbol oznaczający po orkowsku władzę na jednej piersi przeszukał kieszenie. Arielth nigdy nie myślał nawet o takim słowie jak bezczeszczenie zwłok. Takiego słowa nie było w jego słowniku. Znalazł klucze, które przy jego umiejętnościach otwierania drzwi przy użyciu wytrychu były zbędne. Wziął je jednak wiedząc, że mogą się przydać. Po rutynowej operacji takiej jak w przypadku okien wszedł zręcznie, schylony na korytarz z ręką w pogotowiu by szybko wyjąć jeden z noży do rzucania. Zaczął się przemykać po skrytych w mrokach korytarzach. Miał on jednak bardzo wyostrzony wzrok. Widział wyraźniej w ciemnościach niż same mroczne elfy. Widząc grupkę pięciu strażników różnych ras idących korytarzem wiedział, że nie zabije wszystkich nożami-rzutkami. Wyciągnął miecz i sztylet. Trzymając jeden przedmiot w jednej, jeden w drugiej dłoni schował się za rogiem i zaczaił się chcąc wykorzystać swój wzrok i panujące ciemności na swoją korzyść w walce.
Zerknął na ostrze swojego pięknego magicznego sztyletu i wychylił go lekko
na korytarz patrząc w broń niczym w lustro. Określi dystans dzielący go od wrogów i prędkość ich poruszania się. Co do ułamka sekundy obliczył sobie wszystko i gdy tuż za rogiem pojawili się strażnicy Skrytobójca wyskoczył, odbił się od ściany po drugiej stronie i lecąc w powietrzu, przekoziołkował wirując ostrzami. Doskonale wyszkoleni wojownicy szybko wyjęli swoje bronie ale dwóch z nich było za wolnych. Trzeciemu trzeba oddać ten honor, że sparował 2 uderzenia krwawego elfa. Ten wirując w zabójczym tańcu odciął kolejnemu głowę. Wyprowadził prosty szybki atak na ostatniego strażnika. Ten zablokował cios dokładnie rozgryzając taktykę skrytobójcy. Widząc to zabójca zrobił w swojej obronie lukę, którą wykorzystał przeciwnik.
I to był jego błąd.
Kreith’dorn specjalnie zrobił lukę w obronie by zwabić przeciwnika. Szybko obrócił się gdy ten ją wykorzystał i robiąc błyskawiczny piruet równocześnie zepchnął broń strażnika na lewą stronę i wbił mu sztylety w plecy. Gdy ochroniarz upadł na ziemię Skrytobójca wyjął swoją cenną broń i przeszukał zwłoki nie znajdując niczego godnego uwagi. Przeszedł przez zmasakrowany korytarz do jego końca gdzie znajdowały się drzwi strzeżone przez dwóch najlepszych, wyborowych strażników. Wiedząc, że nie będzie łatwo ruszył przed siebie wyciągając swój sprzęt.
Na widok Elfa strażnicy zrobili to samo. Zaczęli się do niego powoli zbliżać.
-mają dobry wzrok – pomyślał Arielth
Zrobił krok do przodu równocześnie opuszczając nisko miecz. Zawirował szybko. Jego cios został sparowany przez jednego z wojowników. Sztylet Skrytobójcy pomknął ku drugiemu z jego wrogów a miecz sparował szybkie wysokie uderzenie jednego z nich wymierzone w skroń. Gdy obie jego bronie stykały się przez ułamek sekundy z bronią przeciwników Arielth wykonał obrót sztyletem i mieczem w ręce, podrzucił je w powietrze, przebiegł pomiędzy wrogami pod ich lecącymi wciąż do przodu ostrzami i złapał swój nóż i miecz za plecami zdezorientowanych strażników. Zanim rozgryźli co zrobił poczuli zimną stal dotykającą ich serc. Zabójca rozbroił kilka pułapek przy drzwiach i naoliwił zawiasy. Wszedł do środka. Widząc postać śpiącą w łóżku podszedł do niej i sprawdził jej wygląd z rysunkiem w kieszeni. Zgadzały się. Skrytobójca wziął wielki zamach i odciął głowę swojemu głównemu celowi. Ta potoczyła się i spadłą na podłogę. Arielth Kreith’dorn nakreślił na ścianie krwawy napis „DONE” I wyskoczył przez okno w gęstą od ciszy i spokojną noc Ureth……