Krasnale, Elf i Sowa bez Oka. (Bajka)
: poniedziałek, 26 marca 2007, 14:34
1. Krasnale, czyli straszna hołota ściemniająca co nie miara.
- Hej ho, hej ho do roboty by się szło - podśpiewała sobie gromadka krasnali niewiele ciekawszych niż krasnale ogrodowe rutynowo stojące wśród, zdawałoby się, idealnie przystrzyżonych krzewów na działkach i w ogrodach bogatych ludzi. Tu jednak mamy świat iście fantastyczny, są tu i smoki i elfy i krasnale (i do tego żywe, choć dość niemrawe, żeby nie powiedzieć przygłupie), jest też oczywiście dużo bydła i zwykłych świń - słowem rutyna fantastyczna. Opisując każdy kamyczek i każdy maluteński, tyci-tyci, kawałek pasku po którym stąpały brodate stworki możnaby zapełnić dowolnej wielkości księgę, a więc standardowo przyśpieszymy trochę czas. Po kilku dniach wędrówki (niby jak wędrowali na piechotę tak długo? - tym razem dowiemy się tego niebawem) dotarli wreszcie do wejścia do swojej ukochanej kopalni złota i diamentów. Mieszkali od tego miejsca kilkadziesiąt metrów, ale zawsze ściemniali, że to magiczna droga i idzie się baaaaaardzo długo. A jaka jest prawda? Prawda jest taka, że łazili do pobliskiego leśnego lokalu prowadzonego przez Sowę bez Oka. I zawsze się spijają jak dzikie osły (z którymi zresztą chlają). Następnie już w lepszym humorze z jeszcze większym natchnieniem śpiewają swoje "Hej ho, hej ho do roboty by się szło", a gdy wreszcie dochodzą tam i zamykają żelazne wrota za sobą rzucają kilofy i wyjmują topory i ruszają w głąb jaskiń. Tam terroryzują miejscową społeczność goblinów (czy innych zielonoskórych, nikt tego żałosnego ścierwa nieodróżnia, bo niby jak odróżnić dużego goblina od małego hobgoblina, gdy założą te same szmaty?) i biorą haracz za rzekomą ochronę (krasnale wmówiły ciemnocie, że poza żelaznymi wrotami jest bardzo niebezpieczny świat, tylko raz goblinoidzi wyszli i zostali skopani przez jednego elfa, o którym później). Po spędzeniu dnia czy dwóch w podziemiach torturując co bardziej agresywnych zielonych brodata hałastra wraca na powierzchnię z workami złota i diamentów (w których chowają swoje topory) i wracają do swojej rezydencji. Tam napastują, a czasem wręcz gwałcą, nieszczęśliwą dziewczynę - Królewnę Śnieżkę.
2. Elfi bard, czyli złodziej, obwieś i chuligan.
- Tralalala alalalal rarara... - podśpiewywał swoim przepitym głosem elf leśny w lokalu Sowy bez Oka (z której też lepsze ziółko o czym ani krasnale ani elf nie wiedzą, wszyscy cwaniakują, wszyscy mają tajemnicę i wszyscy na wszystkich mają jakieś haki). Mówi się, że elfy są niezwykle urodziwe, ale w rzeczywistości zdarzają się piękne elfki, ale i wyjątkowe paskudy. Oczywiście ich służby propagandowe działają i wpychają jakieś bzdury (równie oczywisty powinien być fakt że krasnale też próbują coś wskórać propagandą poprzez "użytecznych idiotów" stąd historyjki o ich wrodzonych zdolnościach górniczych, rzemieślniczych i jakimi to oni nie są herosami). Śpiewał tak śpiewał i śpiewał (okazyjnie też komuś mordę obijał lub sam dostawał po ryju, a choć wyglądał na chuderlaka to krzepę miał) aż przybywali krasnale. Krasnale nie lubiły nigdy pijackich zawodzeń elfa więc ten usuwał się zawsze. Co ciekawe zawsze szedł w tym czasie do rezydencji krasnali (tych "małych łobuzów w debilnych czapkach" jak zwykł ich najmilej jak potrafił nazywać, choć jeszcze cztery lata temu, jak jeszcze Józef, kolega elf, żył to ładne wiązanki się słało małym mendom, ale i Herkules dupa kiedy ludzi kupa, nie?). Od śmierci Józefa minęło lat cztery i wiele zmieniło się od tamtego czasu. Największą zmianą była Królewna Śnieżka, która mieszkała już chyba pół roku u niemytych kmiotów. Dopóki sami mieszkali elf zawsze zakradał się przed mur ich rezydencji (a łobuzy założyły sobie jakiś magiczny alarm, który tworzył spore wyładowania elektryczne) i rzucał kulkami ze specjalnym barwnikiem pięknie im kolorując domek, jednak odkąd ona jest sprawy się zmieniły. Śnieżka zawsze otwierała "biednemu" elfowi, a on w przerwach między wykorzystywaniem jej seksualnie wyrzucał przez okno z piętra złote, drobne rzeczy, które potem opylał u Sowy bez Oka i miał za co pić. I dodatkowo miał kilka dni bogatego żarcia, za nim tamci wracali, jednak sprawy miały się zmienić. Józef zginął w wypadku, ale coś za bardzo ten rzekomy wypadek śmierdział gównem, czyli tym czym śmierdzą krasnale. Zemstę najlepiej serwować na zimno, a elfi bard już obmyślił plan, czekał tylko do zimy.
3. Sowa bez Oka, czyli kto tu trzyma rękę na pulsie.
- Sowa bez Oka działa nielegalnie, oprócz lokalu ma jeszcze pralnie pierze tam brudne szyszki i hubę ale tylko te: naprawde grube... - podśpiewywała sobie Sowa bez Oka cicho, żeby nie zagłuszyć pień miejscowego grajka elfa barda. Zapewne dziś przyjdą znowu te obszczymury krasnale i dobrze, znów wydadzą większość swojego złota i diamentów na alkohol, przy okazji pan Łasica trochę im wyciągnie z kieszeni - dzięki małym cały las może wyżyć. Ostatnio do rządów doszła ta cholerna nimfomanka macocha królewny Śnieżki (jak ona w ogóle się wabi?) i zwiększyła podatki. Suka. A potem całą tą kasą płaci swoim alfonsom i różnego typu dziwkom. No nic, ale jakoś się tam żyje. Sowa bez Oka przecież ma jeszcze swoją pralnię, często mafia niedźwiedzi załatwia u niego brudne interesy piorąc je na czyste. Jeśli czegoś nie wiecie o tych pięknych lasach to napewno Sowa bez Oka wam pomoże. Za odpowiednią opłatą rzecz jasna. I tak to się wszystko toczy powoli, powoli acz z uporem do przodu...
- Hej ho, hej ho do roboty by się szło - podśpiewała sobie gromadka krasnali niewiele ciekawszych niż krasnale ogrodowe rutynowo stojące wśród, zdawałoby się, idealnie przystrzyżonych krzewów na działkach i w ogrodach bogatych ludzi. Tu jednak mamy świat iście fantastyczny, są tu i smoki i elfy i krasnale (i do tego żywe, choć dość niemrawe, żeby nie powiedzieć przygłupie), jest też oczywiście dużo bydła i zwykłych świń - słowem rutyna fantastyczna. Opisując każdy kamyczek i każdy maluteński, tyci-tyci, kawałek pasku po którym stąpały brodate stworki możnaby zapełnić dowolnej wielkości księgę, a więc standardowo przyśpieszymy trochę czas. Po kilku dniach wędrówki (niby jak wędrowali na piechotę tak długo? - tym razem dowiemy się tego niebawem) dotarli wreszcie do wejścia do swojej ukochanej kopalni złota i diamentów. Mieszkali od tego miejsca kilkadziesiąt metrów, ale zawsze ściemniali, że to magiczna droga i idzie się baaaaaardzo długo. A jaka jest prawda? Prawda jest taka, że łazili do pobliskiego leśnego lokalu prowadzonego przez Sowę bez Oka. I zawsze się spijają jak dzikie osły (z którymi zresztą chlają). Następnie już w lepszym humorze z jeszcze większym natchnieniem śpiewają swoje "Hej ho, hej ho do roboty by się szło", a gdy wreszcie dochodzą tam i zamykają żelazne wrota za sobą rzucają kilofy i wyjmują topory i ruszają w głąb jaskiń. Tam terroryzują miejscową społeczność goblinów (czy innych zielonoskórych, nikt tego żałosnego ścierwa nieodróżnia, bo niby jak odróżnić dużego goblina od małego hobgoblina, gdy założą te same szmaty?) i biorą haracz za rzekomą ochronę (krasnale wmówiły ciemnocie, że poza żelaznymi wrotami jest bardzo niebezpieczny świat, tylko raz goblinoidzi wyszli i zostali skopani przez jednego elfa, o którym później). Po spędzeniu dnia czy dwóch w podziemiach torturując co bardziej agresywnych zielonych brodata hałastra wraca na powierzchnię z workami złota i diamentów (w których chowają swoje topory) i wracają do swojej rezydencji. Tam napastują, a czasem wręcz gwałcą, nieszczęśliwą dziewczynę - Królewnę Śnieżkę.
2. Elfi bard, czyli złodziej, obwieś i chuligan.
- Tralalala alalalal rarara... - podśpiewywał swoim przepitym głosem elf leśny w lokalu Sowy bez Oka (z której też lepsze ziółko o czym ani krasnale ani elf nie wiedzą, wszyscy cwaniakują, wszyscy mają tajemnicę i wszyscy na wszystkich mają jakieś haki). Mówi się, że elfy są niezwykle urodziwe, ale w rzeczywistości zdarzają się piękne elfki, ale i wyjątkowe paskudy. Oczywiście ich służby propagandowe działają i wpychają jakieś bzdury (równie oczywisty powinien być fakt że krasnale też próbują coś wskórać propagandą poprzez "użytecznych idiotów" stąd historyjki o ich wrodzonych zdolnościach górniczych, rzemieślniczych i jakimi to oni nie są herosami). Śpiewał tak śpiewał i śpiewał (okazyjnie też komuś mordę obijał lub sam dostawał po ryju, a choć wyglądał na chuderlaka to krzepę miał) aż przybywali krasnale. Krasnale nie lubiły nigdy pijackich zawodzeń elfa więc ten usuwał się zawsze. Co ciekawe zawsze szedł w tym czasie do rezydencji krasnali (tych "małych łobuzów w debilnych czapkach" jak zwykł ich najmilej jak potrafił nazywać, choć jeszcze cztery lata temu, jak jeszcze Józef, kolega elf, żył to ładne wiązanki się słało małym mendom, ale i Herkules dupa kiedy ludzi kupa, nie?). Od śmierci Józefa minęło lat cztery i wiele zmieniło się od tamtego czasu. Największą zmianą była Królewna Śnieżka, która mieszkała już chyba pół roku u niemytych kmiotów. Dopóki sami mieszkali elf zawsze zakradał się przed mur ich rezydencji (a łobuzy założyły sobie jakiś magiczny alarm, który tworzył spore wyładowania elektryczne) i rzucał kulkami ze specjalnym barwnikiem pięknie im kolorując domek, jednak odkąd ona jest sprawy się zmieniły. Śnieżka zawsze otwierała "biednemu" elfowi, a on w przerwach między wykorzystywaniem jej seksualnie wyrzucał przez okno z piętra złote, drobne rzeczy, które potem opylał u Sowy bez Oka i miał za co pić. I dodatkowo miał kilka dni bogatego żarcia, za nim tamci wracali, jednak sprawy miały się zmienić. Józef zginął w wypadku, ale coś za bardzo ten rzekomy wypadek śmierdział gównem, czyli tym czym śmierdzą krasnale. Zemstę najlepiej serwować na zimno, a elfi bard już obmyślił plan, czekał tylko do zimy.
3. Sowa bez Oka, czyli kto tu trzyma rękę na pulsie.
- Sowa bez Oka działa nielegalnie, oprócz lokalu ma jeszcze pralnie pierze tam brudne szyszki i hubę ale tylko te: naprawde grube... - podśpiewywała sobie Sowa bez Oka cicho, żeby nie zagłuszyć pień miejscowego grajka elfa barda. Zapewne dziś przyjdą znowu te obszczymury krasnale i dobrze, znów wydadzą większość swojego złota i diamentów na alkohol, przy okazji pan Łasica trochę im wyciągnie z kieszeni - dzięki małym cały las może wyżyć. Ostatnio do rządów doszła ta cholerna nimfomanka macocha królewny Śnieżki (jak ona w ogóle się wabi?) i zwiększyła podatki. Suka. A potem całą tą kasą płaci swoim alfonsom i różnego typu dziwkom. No nic, ale jakoś się tam żyje. Sowa bez Oka przecież ma jeszcze swoją pralnię, często mafia niedźwiedzi załatwia u niego brudne interesy piorąc je na czyste. Jeśli czegoś nie wiecie o tych pięknych lasach to napewno Sowa bez Oka wam pomoże. Za odpowiednią opłatą rzecz jasna. I tak to się wszystko toczy powoli, powoli acz z uporem do przodu...