Bohaterska krucjata

ODPOWIEDZ

Ocena:

1?
0
Brak głosów
2?
0
Brak głosów
3?
0
Brak głosów
4?
2
40%
5?
3
60%
6?
0
Brak głosów
 
Liczba głosów: 5
Carchmage
Trocheiczny Tawerniak
Trocheiczny Tawerniak
Posty: 668
Rejestracja: środa, 27 października 2004, 18:54
Numer GG: 3654146
Lokalizacja: Inonia.

Bohaterska krucjata

Post autor: Carchmage »

Tytuł dosyć niepoważny, ale wątpię, by był to na tyle smieszny tekst, by go umieścić w Tafernie. W każdym razię proszę o komentarz i ocenę. Jest to pierwsza częśc, więc zwróćcie raczej uwagę an styl pisania, bo fabuły tu jest jeszcze mało.

A, imion postaci na razie nie podano, będą w drugiej części. ;]

Bohaterska krucjata, czyli kartoflom na ratunek.
Część I

W karczmie przez szklane gomółki w wąskich ramach okiennych wpadało dosyć mocne światło zachodzącego słońca. Mimo wszystko w uchwytach na ścianach oraz na stolikach płonęły świece, oświetlając mroczne, posępne postacie porozsadzane po kątach sali (co posępniejsi osobnicy zgasili świece). Krwawy blask pełgający po wypolerowanym metalu mieczy, sztyletów, shurikenów lub czegokolwiek innego nadawał majestatyczny wygląd. Nawet widelec uniesiony w patetycznym geście w górę wyglądałby jak broń zbawienia wszechświata i okolic. Jednakże ów synkretyzm klimatów, mrocznej posępności i patosu mógł runąć niczym domek z kart trącony nieodpowiednim elementem, który zburzyłby równowagę. Oczywistym jest, że nic nie trwa wiecznie...
Drzwi od karczmy otworzyły się wpuszczając do środka snop mocnego światła. Przez chwilę widać było unoszące się drobinki kurzu, później znowu zapadł półmrok. A następnie ciszę przeszył dźwięk, dźwięk antyharmonijny i niszczycielski. Albowiem zagdakała kura pod szynkwasem.
Każdy z mrocznych osobników przenosząc ciężki wzrok z kury na jej towarzystwo przy ladzie zgromadzone z pełnym cienia smutkiem i westchnięciem stwierdziłby, iż szans na powrót tajemniczej atmosfery już nie ma. Przynajmniej dopóki osobnicy owi nie opuszczą lokalu. Z pewnością każdy uważny czytelnik chce wiedzieć, na czym kontrowersja aparycji tych postaci polega i w czym się zawiera. Odpowiedź jest prosta - wystarczy spojrzeć zresztą.
Obok kury, która właśnie wskoczyła zręcznym ruchem i prawie nie gubiąc piór na stołek, stała obfita w kształtach dama. Ciemna skóra o lekkim, zielonkawym odcieniu, groźne, władcze spojrzenie, starannie wypielęgnowane rude loki opadające na twarz oraz muskulatura wprawiająca mężczyzn w zakłopotanie - tak najkrócej można by opisać tą kobietę. Gdyby jednak to była jedyna nietypowa postać w tym gronie, można by jeszcze poważyć się o określenie, że w karczmie panuje niesamowita atmosfera. Na tym niestety - lub stety - nie koniec. Za damą stał wysoki człowiek w powłóczystych, białych szatach o szarych włosach i niekomponującej się z tym kolorem młodej, pociągłej twarzy. Jego ubranie było poznaczone wieloma magicznymi symbolami wyhaftowanymi na czarno, ale także kompletnie zwyczajnymi znakami, takimi jak pytajnik lub wykrzyknik. A z tyłu stał niepozorny, z lekka przygarbiony i łysiejący staruszek w szarej szacie. Opierał się na sękatej dębowej lasce i właśnie zasiadł na stołku, co i reszta kompanii uczyniła.
- Co podać? - Warknął karczmarz wynurzając z się z mrocznego zaplecza i czyszcząc brudną szklankę.
- Mleko - zagdakała istota niewidoczna dla gospodarza
- Dwa mleka - młody mężczyzna złożył swoje zamówienie dodatkowo unaoczniając jego wolę pokazaniem dwóch palców u dłoni
- Piwo - ochrypłym głosem oznajmiła kobieta
Rozdano trunki (jeśli trunkiem można nazwać mleko), odebrano pieniądze i teraz rozlegały się odgłosy siorbania i przełykania napojów. W końcu cztery stuknięcia odkładanych szklanek oznajmiły wysuszenie naczyń. Kura wskoczyła wyżej, na ramię towarzyszki z gdaczącym głosem rzekła:
- Niby tutaj mamy znaleźć zamówienie?
- A gdzie? Zawsze się szuka po karczmach. Tak słyszałem
- Co z ciebie za mag? Powinieneś wspomagać tyły armii deszczem meteorów, albo... bo ja wiem? W każdym razie, mógłbyś załatwić nam wikt w jakiś inny, bardziej godny sposób.
- Jesteś kurą - czarodziej odpowiedział spijając ostatnie mleczne krople z wnętrza szklanki, więc jego głos zabrzmiał nieco głębiej - ciesz się, że nie skończyłaś równie godnie, jak obiad - odstawił wreszcie szklankę i zaczął wyglądać za okno z nadzieją
- Ignorancja, zgadzasz się moja droga?
- Taa - odpowiedziała smagła dama.
Siedzieli tak jeszcze trochę. Ciszę wypełniały coraz to nowe kłótnie albo bębnienie knykci o blat. Wreszcie wszyscy zamarli, bowiem drzwi otworzyły się z mrożącym krew w żyłach skrzypieniem i do gospody wstąpił człowiek z wyszytym herbem na piersiach. W dłoni trzymał zwój pergaminu i omiótł spojrzeniem całą salę.
- Szukam bohaterów! - Zagrzmiał
- My jesteśmy wolni! - Z entuzjazmem odwrócił się młody człowiek w białej szacie o mało nie spadając z siedziska.
Posłaniec swego pana rzucił im obojętne spojrzenie i odszedł do jednej z mrocznych postaci. Za chwilę rozległy się szepty i wreszcie brzęk złota w sakiewce przekazywanej jednemu z zakapturzonych. Kura i mag jęknęli cicho na ten odgłos.
W ciągu trzech godzin przyszło jeszcze ośmiu posłańców, niestety każdy omijał czwórkę herosów. Wreszcie czarodziej wysunął genialną w swej prostocie propozycję:
- Musimy się przebrać! Przebierzmy się w czarne szaty i załóżmy kaptury, wtedy nas zatrudnią! Ciemno się robi, nikt nie zobaczy różnicy.
- Masz jednak łeb, skarbie, chodźmy - ptak zeskoczył z siedzenia i wszyscy wyszli za karczmę...

*

Nathathathelion szedł ulicami otulonymi ciemnością nocy zmierzając do karczmy. W ręku ściskał rolkę pergaminu z woskową pieczęcią hrabiego Zygfryda de Svurfald'ghena. Denerwował się lekko. Na jego barkach spoczął obowiązek odnalezienia wybawcy, bohatera, który wspomoże lud w wiosce nieopodal, będącej pod rządami hrabiego właśnie. Stanął wreszcie przed drzwiami gospody "Pod mrokiem, cieniem i dywanem". Odetchnął głęboko i nacisnął klamkę. Wszedł do środka.
Mroczne kąty pomieszczenia oświetlone były tylko nielicznymi ogarkami świec. Przypomniał sobie teraz radę hrabiego, aby jego głos grzmiał gromko, pewnie, odważnie, lecz aby jednocześnie w głębi pobrzmiewała nuta determinacji - wszak bohater wiedzieć musi, ze sprawa poważną jest. Zebrał w sobie sił i zagrzmiał, zupełnie nieswoim głosem:
- Lud hrabiego de Svurfald'ghena pomocy potrzebuje, nadzieję swoją w sercu bohaterskim pokładając. Szukam tedy mężnych wspomożycieli utrapionych mieszkańców.
Przez karczmę przetoczył się cichy śmiech, jakby został wyszeptany - nikt nie mógł się zdradzić dobrym samopoczuciem czy też wesołością - tajemnicza atmosfera nie zmieniła się specjalnie po owym przejawie rozbawienia. Nathathathelion dostrzegł jednak czwórkę zakapturzonych, którzy wciąż zachwali stalową powagę. Ruszył do nich krokiem.
Nie dziwił się temu śmiechowi - w zasadzie, dlatego głównie się obawiał, że nie wypełni swej misji należycie - hrabia Zygfryd, nazywany Frytką z powodu jego zamiłowań kulinarnych, nie było zbytnio poważany w bohaterskim świecie. Nikt (prawie) nie uważał go za godnego zleceniodawcę. Lecz owo "prawie" jest słowem-kluczem.
Młodzieniec, nieco podniesiony na duchu przysiadł się do stolika czwórki mrocznych... Chociaż jedna z postaci była niezwykle niska, kaptur dosyć swobodnie opinał się na jej głowie a tył płaszcza wisiał na oparciu krzesła żałośnie. Przed nimi stał dzban i szklanki.
- Schowaj to mleko, idioto - dobiegł uszu sługi hrabiego szept najniższej postaci
Po chwili dzban został odstawiony poprzez wyższą postać, a Nathathathelion uznał, iż jest to najlepszy moment do rozpoczęcia rozmowy.
- Nie będę owijał w bawełnę, albowiem lud nasz ratunku pilnie potrzebuje. Zanim jednak do owego konkretu przejdziemy, pilnie potrzebuję wasze kwalifikacyje poznać - spojrzał na nich wyczekującym wzrokiem.
- Eee, no... - Postać nagle odchrząknęła i przemówiła bardziej grobowym głosem - jam jest czarodziejem potężnym, co równego sobie nie odnajdzie nigdy. Tedy gotów jestem do zadania przystąpić.
- Jam jest... bardzo magiczna postać! - Nieco kulawo zakończyła swoją wypowiedź osoba najniższa
Nathathathelion popatrzył na najbardziej rosłego osobnika.
- Zabiję wszystko za złoto - rozległ się ochrypły głos spod kaptura.
- A mój towarzysz będzie nam niezbędna pomocą - dokończył domniemany mag.
- Świetnie zatem. Powiem wam, że problem leży w zabiciu. Otóż jak wiecie z całą pewnością, mieszkańcy włości pana Zygfryda utrzymują się z rolnictwa... kartoflanego. Niedawno jednak w pobliskich górach w jednej z jaskiń zadomowiła się grupa plugawych stworzeń, pomiotów okropnych i przebrzydłych, mistrzów ohydy i brzydoty...
- Orków? - Podsunęła najniższa postać bardzo magiczna.
- Tak! Jest ich około dwudziestu, jak nasze zwiady donoszą. Zbliża się pora wykopu ziemniaków, a oni korzystają z tego bezczelnie, krążą po ziemiach i wykopują kartofle nocami. Strach się zwrócić przeciwko nim, tak więc błagamy was o pomoc.
Zapadło milczenie. Uszy wyczekiwały, aby wychwycić subtelny dźwięk przesuwających się po sobie monet, ale nic takiego nie nadchodziło.
- Wynagrodzenie - mruknęła największa postać.
- A, tak! Dla każdego po sto... sto osiemnaście talarów. Tych złotych.
Kolejne milczenie. Zapewne bohaterskie umysły kalkulowały, na cóż by mogły sobie pozwolić za taką sumę pieniędzy. Chyba spodobały im się owoce ich wyliczeń, bo trzy postaci zamachały ochoczo głowami, a czwarta, lekko zgarbiona, szepnęła coś do ucha czarodziejowi. Ten przedstawił w imieniu grupy ich stanowisko:
- Zgadzamy się, aczkolwiek... żądamy stu dwudziestu talarów na głowę.
- To niemożliwe, panowie.
Niższy osobnik obrócił się w miejscu, być może z emocji lub też z niewygody.
- Z początku było przeznaczone czterysta osiemdziesiąt talarów do podziału dla bohaterów... Jednakże hrabia zapomniał, iż nie wysiał ziemniakami swojego ogródka pod oknem sypialni... Kupił za osiem talarów trochę nasion i nawozu, z tego powodu ten brak... Ale mam nadzieję, że zgodzicie się mimo to?
- No, w porządku. Gdzie i kiedy?
- Jutro o północy pod bramą rezydencji pana Zygfryda. Orków - tu splunął pod stół, niechcący trafiając do dzbana pełnego mleka - trzeba wytłuc z zaskoczenia! Wiec od jutra - zatarł mściwie ręce. Nagle przystanął, obrócił się w miejscu. Wyjął z kieszeni sakiewkę - na brzęk monet wszystkie głowy skryte w kapturach poderwały się. Mieszek upadł na środek stołu czterech osób.
- Zaliczka wasza - i wyszedł w noc.
Przez chwilę panowała dogłębna cisza, potem czarodziej zsunął kaptur, wyjął dzban spod stołu i łyknął zdrowo.
- No, to mamy robotę! - Odstawił naczynie i poszedł zamówić pokoje u gospodarza ze zdobyczną sakwą w ręku.



[/b]
Śnieżysta równina, biały krąg księżyca,
Całunem przykryta nasza okolica,
I zawodzą w lasach brzozy w bieli całe.
Kto zginął tu? Umarł? Nie ja sam skonałem?


(Sergiusz Jesienin, 1925)
Sir Wichus
Majtek
Majtek
Posty: 89
Rejestracja: wtorek, 2 maja 2006, 16:37
Lokalizacja: Pyrlandia
Kontakt:

Post autor: Sir Wichus »

Postacie świetne, szczególnie bardzo magiczna postać. Opowiadanie potrafi rozbawić, choć nie jest powalające. Cały humor sprowadza się na komizmie postaci. Choć mleko także ma swój urok. Dodaj w następnej części więcej komicznych sytuacji.
Czas to pieniądz,
a pieniądz to PIWO.
Carchmage
Trocheiczny Tawerniak
Trocheiczny Tawerniak
Posty: 668
Rejestracja: środa, 27 października 2004, 18:54
Numer GG: 3654146
Lokalizacja: Inonia.

Post autor: Carchmage »

Jak mówię - nie jest to opowiadanie humorystyczne właściwie, ale raczej... hm, groteskowe to chyba nieodpowiednie słowo. Ale chcę sobie wyrobic styl żartobliwy, nieco groteskowy właśnie, i zacząłem znów pisać prozę.

Dzięki Wichus, czekam na dalsze komentarze.
Śnieżysta równina, biały krąg księżyca,
Całunem przykryta nasza okolica,
I zawodzą w lasach brzozy w bieli całe.
Kto zginął tu? Umarł? Nie ja sam skonałem?


(Sergiusz Jesienin, 1925)
Arvani
Pomywacz
Posty: 60
Rejestracja: niedziela, 18 czerwca 2006, 13:44
Lokalizacja: Chełm

Post autor: Arvani »

No ładnie. Podoba mi się styl pisania i niezwykle rozwinięta wyobraźnia i pomysłowość. Opowiadanie jest ciekawe i z niecierpliwością oczekuję na część następną. Dałem 5. :)

Jeszcze jedno: może sie nie znam, ale nie podoba mi się stwierdzenie: "dwa mleka" :?
Carchmage
Trocheiczny Tawerniak
Trocheiczny Tawerniak
Posty: 668
Rejestracja: środa, 27 października 2004, 18:54
Numer GG: 3654146
Lokalizacja: Inonia.

Post autor: Carchmage »

W sumie mleko jest niepoliczalne ;) ale można mówić np. "dwa piwa"? :] Zresztą zmienię to faktycznie na "Dla nas dwa razy" czy cos takiego...
Śnieżysta równina, biały krąg księżyca,
Całunem przykryta nasza okolica,
I zawodzą w lasach brzozy w bieli całe.
Kto zginął tu? Umarł? Nie ja sam skonałem?


(Sergiusz Jesienin, 1925)
Awatar użytkownika
BAZYL
Zły Tawerniak
Zły Tawerniak
Posty: 4853
Rejestracja: czwartek, 12 sierpnia 2004, 09:51
Numer GG: 3135921
Skype: bazyl23
Lokalizacja: Słupsk/Gorzów Wlkp.
Kontakt:

Post autor: BAZYL »

:arrow: wszystko czego dowiadujemy się przed tytułem świadczy na minus o tekście.
:arrow: Mocne światlo zachodzącego słońca? Chyba jak zachodzi to trci intensywność...
:arrow: Najpierw do karczmy wpada mocne światło, a potem piszesz, ze panuje półmrok...
:arrow: "tę" kobietę, a nie "tą" kobietę. Rozróżńiamy język potoczny od literackiego.
:arrow: interpunkcja - zwłaszcza kropki na koncach akapitów.
:arrow: Czasami mam wrażenie że silisz się na bogaty język - zwłaszcza na początku. Potem jest ciut lepiej, a jezyk jest dość bogaty. Ale miejscami pojawia się szyk przestawny - za mało go żeby uznać za stylizację - tak ni przypiął, ni przyłatał...
:arrow: Niedawno jednak w pobliskich górach w jednej z jaskiń zadomowiła się grupa plugawych stworzeń, pomiotów okropnych i przebrzydłych, mistrzów ohydy i brzydoty... - autentycznie pomyślałem o stonce ziemniaczanej :D
:arrow: Nic nowego.
:arrow: Mało poważny tekst, ale i niezbyt śmieszny... Powinieneś abo zrobić z niego bardziej jajcarskie, albo powazne opowiadanie - teraz tkwi zwieszony w próżni i nie wiadomo jak go oceniać.
:arrow: Ale dam 4 minus.
Pierwszy Admirał Niezwyciężonej Floty Rybackiej Najjaśniejszego Pana, Postrach Mórz i Oceanów, Wody Stojącej i Płynącej...
ODPOWIEDZ