Właśnie ukończyłem Tron Baala, co oznacza, że ukończyłem całą trylogię po raz pierwszy w życiu

(tzn grałem tą samą postacią od części pierwszej aż do samego końca). A wszystko w ramach Baldur's Gate Trilogy - wyczesanego moda :] I muszę przyznać, że moja postać to był niezły paker na samym końcu - wojownik/kapłan rasy półelf, 17 siły, 18 zręczności, 15 kondychy, 13 inteligencji, 21 mądrości i 18 charyzmy

Dwa młoty i heja banana

Generalnie wypasik. A i Korgan z Mazzy ładnie kosili. Haer'dalis niestety gdzieś od końcówki Cieni stał się praktycznie nieprzydatny, za to Imoen radziła sobie całkiem nieźle. No i Sarevok, którym zastąpiłem Nalię - tu w odmianie egzotycznej, bo zdualowany na złodzieja. Szkoda tylko, że zdążyłem mu dać tylko jedną zdolność specjalną przed walką ostateczną.
Zresztą, był to też drugi raz, jak skończyłem Tron Baala i muszę przyznać, że teraz o wiele bardziej doceniam ten dodatek, niż te n lat temu. Bo choć fabularnie nie jest aż tak dobry jak Cienie Amn, nie mówiąc już o rozbudowaniu czy ograniczeniu się w rąbance, nie mniej samo odgrywanie charakteru postaci zostało tu rozwiązane o wiele lepiej, niż w poprzednich częściach. W końcu opłaca się być złym! W końcu jest wyraźne rozgraniczenie! O to właśnie chodzi w RPG!
Tak czy inaczej, bawiłem się świetnie. Może teraz w końcu skończę Icewinda
