[Mass Effect] Widmo światła niewidzialnego

To jest miejsce, w którym przeprowadza się wcześniej umówione sesje.
Aurei
Szczur Lądowy
Posty: 11
Rejestracja: czwartek, 27 października 2011, 16:35
Numer GG: 1914373
Lokalizacja: Warszawa

Re: [Mass Effect] Widmo światła niewidzialnego

Post autor: Aurei »

Ria

Ria westchnęła w duchu widząc, iż nikt nie kwapi się do pomocy Hollisowi. Z drugiej strony wszak byli to żołnierze, osoby czynu... Ciężko było stwierdzić czy to ich typowe zachowanie, czy raczej podyktowane wizją stania się Widmem, jednak asari nie czuła się skora rozważać ich motywacji.
- Jak daleko jest do miejsca, w którym może zostać udzielona pomoc doktorowi? - zapytała Hollisa, nachylając się nad rannym - Pomogę go zabrać. Reszta i tak ma Magnusa. - oznajmiła, przyglądając się rannemu. Nie obchodziło ją zupełnie, co reszta pomyśli o jej wyborze. Ria zastanawiała się ile osób byłoby bardzo niepocieszonych jej priorytetami, ale cóż... Tam był test, ćwiczenie, tutaj prawdziwie, poważnie ranna osoba, zaś jeżeli mieli to traktować jak prawdziwą misję... Pozostawienie rannego towarzysza nie było zbyt ciekawą opcją. - Nie dajmy mu umrzeć... - stwierdziła, bez cienia typowej dla siebie ironii, czy nieprzyjemnego tonu. Jeżeliby się uważniej przyjrzeć, można było pomyśleć, iż jest zmartwiona rannym - Dla testu nie warto bawić się życiem... - wyszeptała, jakby do siebie.
Ostatnio zmieniony niedziela, 4 marca 2012, 23:39 przez Aurei, łącznie zmieniany 2 razy.
Seachmall
Szczur Lądowy
Posty: 3
Rejestracja: czwartek, 27 października 2011, 17:01
Skype: 5258667

Re: [Mass Effect] Widmo światła niewidzialnego

Post autor: Seachmall »

Lucas zaklął kiedy zorientował się jak wygląda sytuacja. Realizm realizmem, ale to się mogło skończyć źle. Spodziewał się bardziej strzałów ogłuszających niż ostrej broni. Spojrzał to na leżącego Salarianina to na grupę. On mógł być następny, większość w tej grupie to żołnierze lub coś temu podobne, Carver natomiast był typowym komputerowcem, konsultantem techniczno- strategicznym C-Sec. Nie był pewny czy pasuje na Widmo... reakcje grupy na rannego towarzysza nie napawały go entuzjazmem. Jeżeli dalej w teście sprawa potoczy się podobnie, mogą zostawić rannego na pastwę losu, wtedy najpewniej zostanie z nim i postara się jakoś zabrać go na miejsce docelowe. Spojrzał jednak na Rię, kiedy ta stwierdziła, że pomoże w odratowaniu Salarianina. Uśmiechnął się do Asari, cieszyło go, że chociaż ona okazała trochę serca, co było dziwne jak na jej dotychczasowe zachowanie. Zwrócił się do Holisa.
-Jeżeli sytuacja się powtórzy dalej w teście, gdzieś w bazie lub po drodze, gdzie zanieść możliwych rannych?
the_weird_one
Mat
Mat
Posty: 407
Rejestracja: sobota, 22 listopada 2008, 21:34
Numer GG: 6271014

Re: [Mass Effect] Widmo światła niewidzialnego

Post autor: the_weird_one »

nieznana planeta w przestrzeni Unii Salariańskiej
poniżej pięciu kilometrów od celu
3 godziny 35 minut pozostałego czasu


Wszyscy

- Nie pochwalam testu w którym można zginąć przygotowującego do testu, w którym można zginąć... - Hollis odpowiedział Storm, wykorzystując automatyczną strzykawkę do podania Korisowi... czegoś, zgodnie wszyscy zebrani mogli stwierdzić.
Porucznik spojrzał na Rię i Lucasa, zdecydowanie mniej... brojnych od reszty grupy, zwłaszcza dójki snajperów spragnionych dowiedzenia swych umiejętności.
- Jedna droga prowadzi na sensowny stół... Lądownik w bazie. Jeżeli ktoś zostanie ranny, ściągnijcie go do mnie. - wspierając się na swojej mechanicznej protezie nogi, z trudem podniósł się i odczepił od munduru złożone nosze polowe, które rozwinął i na które ostrożenie wciągnął Salarianina.
- Neltare nie jest chyba takim lunatykiem by wysłać cokolwiek na nas...

nieznana planeta w przestrzeni Unii Salariańskiej
poniżej pięciu kilometrów od celu
3 godziny 1 minuta pozostałego czasu


Ethan, Lukas, Magnus, Ray'quael, Scorpion, Storm, Zarkan

Grupa podążyła naprzód, pewnie, truchtem, uważnie wypatrując otoczenia. Quariański komandos prowadził grupę w z bezpiecznym wyprzedzeniem, od zasłony do zasłony - osłona była mu zbędna, za to znikanie z pola widzenia gdy przegrzewał się mechanizm kamuflujący był konieczny. Cały czas utrzymywał kontakt z Lukasem, który mógł stanowić zaplecze techniczne grupy i zarazem miał własne możliwości jeżeli chodziło o niezwykły wzrok i dronę zdolną go ubezpieczać.

Pokonali kilka kilometrów nie natrafiając na opór, jakby istotnie natrafili na patrol wroga. Patrol wroga jednak nawet przed rozbiciem musiałby o nich poinformować - a wobec braku łączności jasnym było, że ktoś się ich spodziewa.

Dotarli do skraju bujnej roślinności. Teren szedł już stromo pod górę, ponad trzydzieści stopni wynosił kąt między przybliżoną pochyłą płaszczyzną zbocza, a równią morską. Odczuwali to. Zmiany występowały także w coraz niższej roślinności. Gdzieniegdzie w ogóle jej nie było.
Taki był skraj, gdzie spostrzegli nagie skały. Przed sobą wyraźnie zobaczyli placówkę. Przelotny skan Lucasa wyposażył w bardzo przybliżony obraz placówki...

Obrazek

Niewielka galeria była całkowicie przeszklona. Światło dnia, które do nich docierało wyraźnie oświetlało wnętrze, choć przez samą szybę z ich pozycji dostrzec można było jedynie przeciwległą ścianę, białą. Zewnętrzne były w pełni zielone. Placówkę otaczała karłowata roślinność, wyglądająca dla ludzi na jakieś naturalne hybrydy zdolne egzystować na tej wysokości i w takiej, choć odczuwalnie mniejszej, wilgotności. Sięgała najwyżej pasa.
Ściany były koloru otaczającej ich zieleni, choć bez wymyślnego kamuflażu - ten w postaci sztucznej roślinności nałożono na elipsowaty dach placówki, wychodzący daleko poza jej ściany. Najpewniej sztuczna roślinność przykrywała też wnętrze - lądowisko musiało być wewnątrz ścian budowli.

Ani śladu wroga.

Koris, Ria

- Żyjesz? - porucznik zapytał Rię. Zostali jakieś dziesięć metrów w tyle za resztą grupy, gdzie paramedyk instruował ją jak pomóc sobie w udzieleniu pomocy Korisowi. Salarianin był stabilny, przynajmniej w najbliższym czasie, tyle zrozumiała ze słów człowieka. Potem we dwójkę podnieśli go na noszach, w teorii przeznaczonych dla szóstki sprawnych żołnierzy, nienawykła do wysiłku Asari i żołnierz o protezie nogi, w dżungli, i ruszyli śladem pozostałych. Magnus oczyszczał drogę, co ułatwiało ich zadanie choćby o tyle.

Gdy kilkanaście odłamków kory przetarło jej twarz, zdała sobie sprawę, że seria z broni automatycznej minęła ich o cale. Uaktywnienie bariery było odruchem, tak jak puszczenie Korisa. Hollis wpadł za drzewo, trzymając połę noszy i ciągnął do siebie Korisa.
- Neltare, c...
- Nie strzelają do ciebie, tylko do egzaminowanej. Swoją drogą, właściwa decyzja o rozdzieleniu oddziału. Większa szansaprzetrwaniarannych. Widmaczęstodziałająsame, ciekawjestemjakrozwiąże sytuację... - z prędkością karabinu maszynowego i nienaganną dykcją wyjaśnił profesor.
Ria spostrzegła zagrożenie pomiędzy drzewami. Napastników było dwóch... tylko lub aż dwóch. Tylko jeden strzelał, drugi miał chyba broń krótką i nie próbował swej celności. Byli jednak te pięćdziesiąt metrów od niej a jej moce ofensywne miały swoje granice.
Jeden z nich ruszył dookoła - ten który nie strzelał, drugi prowadził ogień. Nie mieli kamuflażu, wyglądali jak syntetyki salariańskiej produkcji - szczupłe mechaniczne sylwetki postury rannego Korisa, z pojedynczym zestawem kamer i sensorów, delikatne i praktyczne.
Kolejna seria tym razem trafiła, choć zatrzymała ją bariera...
No Name pisze:Podchodzę do norda i mówię:
- Pierwsza zasada klubu walki – nie rozmawiajcie o klubie walki...
Aurei
Szczur Lądowy
Posty: 11
Rejestracja: czwartek, 27 października 2011, 16:35
Numer GG: 1914373
Lokalizacja: Warszawa

Re: [Mass Effect] Widmo światła niewidzialnego

Post autor: Aurei »

Ria

Żyła, chociaż wysiłek jakiego sama się podjęła należał do obcych jej doznań. Co najzabawniejsze inni poszli szukać wrażeń i niebezpieczeństw, a te dość szybko odnalazły osobę, która pozostała. Oczywiście nie zrobiły tego bez "małej" pomocy profesora Neltare, niech go napalony Krogianin...
Syntetyki udające syntetyki, delikatne choć oddalone dość konkretnie. Rii nie uśmiechało się testowanie bez sensu swojej bariery, chociaż żeby dobrać się do wrogów musiała się przybliżyć. Najpierw jednak przydałoby się przynajmniej na chwilę wyłączyć z gry jednego z przeciwników.
Ukryła się za drzewem, umacniając barierę, która zatrzymała już dwa ataki. Może i nie była w stanie dosięgnąć swoją biotyką żadnego z syntetyków, ale Rzucony obiekt mógł. Złapała biotycznie większy kamień i korzystając z naturalnych osłon, jak i zawierzając swoim własnym, próbowała się przybliżyć na tyle, aby ciśnięty Rzutem kamień był w stanie dosięgnąć strzelającego napastnika, któremu raczej brakowało refleksu. Poruszała się tak, aby zbliżać bardziej do strzelającego, nie brać na siebie obu. Jednocześnie trzymała broń w pogotowiu, na wypadek gdyby drugi przeciwnik postanowił otworzyć ogień.
Jeżeli udałoby się unieszkodliwić na moment jednego, mogła odważniej się przybliżyć i zaatakować biotycznie, chociażby próbując rozbić maszynę Rzutem czy Falą Uderzeniową. Co zaś się tyczy drugiego... Dobrze umiejscowiona Osobliwość powinna go unieszkodliwić na wystarczający czas.
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Mass Effect] Widmo światła niewidzialnego

Post autor: Mr.Zeth »

Zarkan, Sara i Lucas:

Zarkan przyjrzał się placówce przez lunetę karabinu snajperskiego i westchnął ciężko. Nic nigdy nie może być proste, prawda?
- Potrzebujemy bezpiecznej trasy do samych drzwi. Przespacerujesz się na krótki ogląd? Będę cię miał na oku i w razie czego zdejmę ci ewentualnych natrętów z pleców - zaproponował szpiegowi.
- Popieram - dodała Sara. Po zapoznaniu się ze schematem, podobnie jak turianin, za pośrednictwem lunety swojej snajperki oglądała placówkę i okolicę, aby zapoznać się z nią lepiej i poszukać wrogów.
- Będziemy cię ubezpieczać. Pamiętaj tylko aby, wszędzie spodziewać się zamaskowanych przeciwników - przestrzegła.
Lucas przyjrzał się dokładnie skanowi ukazującemu się na jego omni-narzędziu.
-Jeżeli tam są będą cie mieli jak na widelcu. Radzę trzymać się nisko i chować za możliwymi przeszkodami.- wklepał kilka komend do omni-narzędzia. Niewielki dron pojawił się przy szpiegu - Wzmocni twoje bariery, ale nie próbuj brać na klatę rakiety.
- Jeśli ty nie ruszysz tyłka, to trzeba będzie zacząć podejście od najbardziej osłoniętej strony - mruknął Zarkan. - Nie mamy specjalnie wielu opcji...
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
the_weird_one
Mat
Mat
Posty: 407
Rejestracja: sobota, 22 listopada 2008, 21:34
Numer GG: 6271014

Re: [Mass Effect] Widmo światła niewidzialnego

Post autor: the_weird_one »

Lucas, Magnus, Rayq'ual, Sara, Zarkan
Ethas, Storm

Rayq'ael ignorował paplaninę reszty oddziału dopóki nie zapadła krępująca cisza. Odwrócił się powoli czując na sobie pół tuzina wyczekujących spojrzeń. Mówili o mnie?
- Chyba zwariowaliście - wypalił - To umocniony punkt obronny, tu potrzeba Kroganina który weźmie go szturmem, a nie zwiadowcy.
Zarkan spojrzał na quarianina i westchnął. Zakładając, że ktokolwiek lub cokolwiek tego bronił byłyby to raczej zdalnie uruchamiane działa lub miny, a do wykrywania takowych chyba go szkolono. Chyba, ze teren jest okrążony przez świetnie zamaskowane drony lub inne ścierwo z zaawansowanymi czujnikami, co byłoby sprzeczne z tym co mówili na odprawie.
Quarianin tymczasem zamilkł na chwilę zawstydzony tym mało konstruktywnym wybuchem, po czym spróbował jeszcze raz, tym razem już spokojnym tonem.
- Doceniam wiarę w moje możliwości, ale proponowałbym raczej dywersję. Pozorowany atak z jednej strony pod osłoną snajpera, podczas gdy ja podkradnę się do włazu i spróbuję dostać się do środka. Lukas? - gładka powierzchnia hełmu zwróciła się w stronę technika - Czy ty lub twoja drona jesteście w stanie sprawdzić czy podejścia do bunkra są zaminowane? Doceniam propozycję z osłonami, ale nie planuję dostawać się pod jakikolwiek ostrzał, lepiej zachować je dla pozorujących atak frontalny.
- W zasadzie - wtrącił się Magnus - Mogę osłonić siebie i zwiadowcę, tyle tylko że będę musiał do niego dołączyć aby móc sensownie utrzymywać barierę. Możemy zrobić też zupełnie inaczej, tak jak sugeruje Raq’ael - wysłać dwie osoby, każdą osobno. Ja ruszę, z nałożonymi tarczami, jako wabik. Druga osoba spróbuje się prześliznąć. Dodajmy do tego wsparcie z strony snajperów. To wydaje mi się sensowniejsze. - Skończył Turianin, po czym dodał ciszej - O ile wytrzymają moje bariery.
Lucas zastanowił się chwilę i spojrzał na Quaranina.
- Będę musiał w takim razie iść z tobą, jeżeli obawiasz się min. Propozycja naszego Turianina na sens. On skupi na sobie uwagę wroga, wtedy my się wślizgniemy jakimsś szybem, a snajperzy będą wszystkich osłaniać.
- Miałem zamiar podkraść się pod osłoną kamuflarzu, więc jeżeli sam takiego nie posiadasz to wolę iść sam. Bez sensu abyś wystawiał nas obu na ostrzał.
- Dobra, wykonamy ten plan. Rayq'ael idzie pierwszy pod kamuflarzem. Lucas i Magnus później, najlepiej zakradnijcie się szerszym łukiem, aby osłaniać jego tyły. Zarkan i ja dodatkowo osłonimy wszystkich - powiedziała Sara.
Ich sytuacja była o tyle dziwna, że każdy był przyzwyczajony iż działa indywidualnie lub z podwładnymi, zaś teraz nie posiadali ustalonego łańcucha dowodzenia.
- Jak tak to wolicie rozegrać - mruknął Zarkan i wzruszył ramionami. Jak dla niego to miejsce ewidentnie było pułapką i trzeba było wysłać kogoś kto jej nie odpali, a nie pchnąć przodem jednego typa, by w razie czego to jemu nadali strukturę szkieletu gąbki. Jendakże skoro to nie Zarkana tyłek w razie czego będzie dziurawy, to niech robią jak chcą... Turianin mógł obserwować sytuację i szybko ściągnąć jeden, cel, ale jeśli okaże się, że jest ich na przykład dwanaście, to uratowanie życia dwójki żołnierzy idących “na szpicy” będzie trudne.
No Name pisze:Podchodzę do norda i mówię:
- Pierwsza zasada klubu walki – nie rozmawiajcie o klubie walki...
the_weird_one
Mat
Mat
Posty: 407
Rejestracja: sobota, 22 listopada 2008, 21:34
Numer GG: 6271014

Re: [Mass Effect] Widmo światła niewidzialnego

Post autor: the_weird_one »

nieznana planeta w przestrzeni Unii Salariańskiej
bezpośrednia bliskość placówki szkoleniowej
3 godziny pozostałego czasu


Ria
Koris

Asari przeskoczyła nad gałęziami, rozchlapując zalegającą w nierówności wodę, biegła dalej licząc zmętnienia będące widocznym efektem ubocznym bariery powstałej dzięki jej zdolnościom. Przebiegłą obok drzewa, raz zamiast zmętnienia obserwując odpryśniętą ze świtem korę gdy pocisk przeleciał nad nią. Woda skapująca z przeplatających się koron. Straciła z oczu w gęstym lesie drugiego z oponentów, pierwszego stojącego nieruchomo w siatce kamuflującej też widziała głównie przez fakt, że do niej strzelał.

Poza raz kolejny skoncentrowała się i zmarszczyła czoło, sapiąc z wysiłku i przywołując kolejną barierę. Miała wrażenie, że tamten wystrzelił w jej kierunku już przynajmniej cały pochłaniacz ciepła. Równie dobrze mogła się zerwać i biec do kolejnej osłony, lub wykorzystać coś w charakterze biotycznego pocisku.
Teraz!

Ria wyskoczyła zza drzewa, biegnąc do wroga, szybko się rozglądała za optymalnym obiektem... po chwili zdecydowała się na ukruszony kawałek wyzierającego spod zieleni skalistego podłoża. Wzwyż wzgórze stawało się łyse, choć tutaj w środku dżungli już nadarzały się prześwity. Wykonała zamaszysty gest ręką, napięciem mięśni kontrolując swój biotyczny dar odłamek wielkości głowy z wielką prędkością został wyrzucony w cel i uderzył prosto w tors. Syntetyk zatoczył się i upuścił pochłaniacz ciepła, widoczna "głowa" upstrzona sensorami straciła kilka elementów. Asari natychmiast wyszarpnęła pistolet i wystrzeliła pięć, sześć, osiem, jedenaście, czternaście...

Ostrzegawcze pikanie broni świadczyło o przegrzaniu i wyrwało z lekkiej paniki Asari, która z niemal dwudziestu metrów może raz, dwa razy trafiła oponenta. Ten do tej pory właśnie włożył na miejsce świeży pochłaniacz ciepła... Reakcją instynktowną podbiegłą i biotyczną falą uderzeniową strzaskała głowę robota, który zwalił się w miejscu. Wtem usłyszała jazgot broni automatycznej i zwaliła się na miejscu w błoto, w niewielką nieckę pomiędzy konarami i drzewami.
W ostatniej chwili. Jej biotyczna tarcza wypaliła się, ona ubłocona, wykończona obróciła się na plecy by widzieć wroga, który podejdzie. Zaprzestał ostrzału. Nie miała pojęcia z której jest strony, a podczas walki oddaliła się nieco od Salve'a i Hollisa. Zaskakująco dobrze dla siebie samej zniosła wyczerpujący forsowny marsz przez trudny teren pod górę i zaczynała rozumieć dlaczego takiej sprawności wymagało zostanie komandoską Asari. Najpierw morderczy, długotrwały wysiłek a teraz nagły i bardzo wyczerpujący.

Syntetyk był gdzieś tutaj, i doskonale wiedział gdzie jest ona...

Lucas, Magnus, Rayq'uael, Sara, Zarkan
Ethas, Storm

[Muzyka]

Sara zmieniła pozycję, odsuwając się kilkanaście metrów od Zarkana i również znajdując zagłębienie, w którym się wygodnie ułożyła i wycelowała w szybę. Szukali ruchu, podczas gdy Ray zniknął im z oczu. Magnamuss zaczął prowadzić Lucasa w prawo, dalekim łukiem omijając bazę by wspiąć się powyżej niej i móc bezpiecznie podejść.

Różnica wysokości, nierówny teren oraz karłowata roślinność stwarzały doskonałą osłonę w drodze wzwyż, choć teren pozostawał wyjątkowo trudny. Również snajperzy musieli się liczyć z dodaniem niekorzystnej poprawki przy strzelaniu do celu leżącego wyżej niż oni. Storm oraz nie posiadający dystansowej broni Ethas pozostali jako rezerwa, również leżąc, nieco niżej za snajperami. Po Quarianinie zdawali się być zresztą najlepszymi w terenie obserwatorami.

Biotyk i inżynier pokonywali sprintem obszar od osłony do osłony, wyszukując zagłębień, terasów, niecek, wyjątkowo gęstych zarośli czy wystających formacji skalnych. Znaleźli się dwa razy bliżej bazy niż byli, choć na prawo od niej, w minutę, z oczyma szeroko otwartymi. I tak w takiej sytuacji musieli polegać na swoich towarzyszach... Ray widział ich, skacząc od kompletnej osłony do kompletnej osłony, wiedząc gdzie jest niewidoczny, unikając zarośli które od razu zdradziłyby jego ruch i pozycję. Wyliczał idealnie, z latami doświadczenia czas działania krótkotrwałego nałożenia kamuflażu gdy akumulator tarcz przekazywał do nich całą energię i momentalnie przywracał do pierwotnego poziomu. Coraz bliżej , biegł dość bezpośrednią drogą - był może dziesięć metrów od bazy, mając zamiar wyminąć ją z lewej - oczywistym było, że w razie co Magnamuss i Carver odciągną od niego zbędną uwagę. Wtedy też zauważył w ruchu poruszenie.

Również snajperzy spostrzegli bardzo pochyloną sylwetkę, której raptem "plecy" przesunęły się wzdłuż galerii na stronę, z której szło dwóch specjalistów... Postać była jednak zbyt pochylona by oddać czysty strzał. Trzeba by ryzykować, że pocisk przejdzie przez ścianę. Gdyby trafić w głowę, duża szansa że okaże się to śmiertelne trafienie. Jednak próba trafienia na oślep w głowę... To mogło być marnowanie pochłaniaczy.

Zarówno snajperzy jak i zwiadowca ostrzegli swoich towarzyszy, w momencie, w którym kilka sylwetek - oddział co najmniej - podniósł się w bazie ku pionowi.
Snajperzy instynktownie nacisnęli spusty, momentalnie posyłając dwie z powrotem na dół. Z pozostałych siedmiu dwie odpowiedziały ogniem - dość ślepym ogniem, który przeorał skrawek terenu jakieś dziesięć metrów przed ich pozycjami. Sara i Zarkan na spokojnie przeładowali.

Magnamuss wcale nie spokojnie wepchnął Lucasa i siebie w niewielką depresję, dosłownie w dół za skałami. Słychać było dwukrotnie huk strzelby, a stukot rozsadzających skały pocisków wszędzie dookoła nich zlewał się w jeden dźwięk. Bariera pękła jak mydlana bańka, tylko pancerzowi zawdzięczał fakt, że był w całym kawałku. Ból w lewym barku oznaczał, że mimo wszystko doznał obrażeń - nie mógł tylko na szybko stwierdzić jakich. Lucas zaś w ogóle miał niewielkie możliwości, poza sterowaniem droną - choć gdy znajdował się na dnie skalistego zagłębienia przygnieciony dociskającym się głębiej Turianinem, stwarzało to pewne wyzwania.

- Kontakt na ósmej!
- Kontakt na czwartej, trzysta metrów! - krzyknął ktoś na komunikatorze grupy.

Rzut oka wystarczył by stwierdzić, że z owych kierunków z roślinności wyłoniły się kolejne syntetyki - bez siatek kamuflujących czy podobnych kwestii. Tyralierą, wręcz symetrycznie ruszyły obie grupy bojowe złożone z dziewięciu syntetyków każdy, by ich niebawem złapać w krzyżowy ogień, choć najpewniej przez najbliższe sto pięćdziesiąt metrów, czyli jakieś dwadzieścia-trzydzieści sekund nie zamierzali otwierać ognia.

- Oddział, wywiadnawalił, zasadzka, transporter wdrodze. - usłyszeli spokojny głos Neltare'a w głośnikach - Odwołujęwaszerozkazy. Trzymożliwe strefy lądowania: szczyt gdzieś powyżej was, rzeka, lądowisko w bazieoileją zdobędziecie. Czekam na potwierdzenie, odbiór!
No Name pisze:Podchodzę do norda i mówię:
- Pierwsza zasada klubu walki – nie rozmawiajcie o klubie walki...
Aurei
Szczur Lądowy
Posty: 11
Rejestracja: czwartek, 27 października 2011, 16:35
Numer GG: 1914373
Lokalizacja: Warszawa

Re: [Mass Effect] Widmo światła niewidzialnego

Post autor: Aurei »

Ria

Broń palna była naprawdę bezużyteczna. Ustępowała pola zdolnościom biotycznym w każdym calu. Być może spędzenie trochę więcej czasu na strzelnicy pomogłoby w jej poskromieniu, jednak asari wcześniej nie czuła się skora marnować w ten sposób swojego życia, skoro otaczały ją inne radości.
Możliwe, iż przemyślałaby ponownie swoje poglądy, gdyby znajdowała się w bardziej sprzyjającej sytuacji.
Błoto w tym momencie nie było problemem nawet dla niej. W każdym razie wydawało się lepszą alternatywą od serii z broni automatycznej, przynajmniej w chwili obecnej. Ria nie wiedziała gdzie znajduje się syntetyk prócz faktu, iż na pewno nie znajduje się za nią. Czuła się w swoim schronieniu bezpiecznie, ale miała świadomość, że to bezpieczeństwo długo nie potrwa jeżeli nic nie zrobi. Musiała zlokalizować przeciwnika, ale nie mogła po prostu wybiec na wolną przestrzeń i oczekiwać na strzały- jej Bariera tego by nie wytrzymała. Ciskanie pociskami na oślep, kiedy ani kierunek, ani odległość do syntetyka nie była znana jawiło się jako marnotrawstwo czasu oraz sił. Wiedział, gdzie ona się znajduje... dokładnie wiedział.
Musiała zmienić położenie.
Na nowo nałożyła Barierę i spinając się w sobie nagle opuściła kryjówkę momentalnie odskakując w bok oraz ukrywając się za drzewem, które by stanowiło osłonę. Jej działanie zapewne miało spowodować reakcję ze strony syntetyka, co zaoferowałoby możliwość jakiejkolwiek orientacji co do jego lokalizacji. Jeżeli znajdowałby się w zasięgu jej mocy mogłaby wyłączyć go z gry za pomocą Osobliwości, a później dokończyć dzieła kolejną Falą Uderzeniową. Osobliwość przydałaby się nawet w momencie, jeżeli syntetyk znajdowałby się poza zasięgiem- spowodowałaby pewien zamęt, podrywając elementy podłoża oraz roślinności, zmuszając przeciwnika do ruchu. W tym optymistycznym założeniu.
Ria może i przetrwała wiele wysiłku, ale jej zdanie o karierze komandosek nie uległo zmianie. Dobre dla innych.
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Mass Effect] Widmo światła niewidzialnego

Post autor: Mr.Zeth »

Zarkan:

W dalszym ciągu to nie jego tyłek mógł być dziurawy, więc to nie do niego należała decyzja. Zarkan nie planował wyskakiwać z tekstem "a nie mówiłem" lub cos w tym stylu, ale nie byłoby to zabawne. Co jak co, ale ci goście wleźli w oczyswistą pułapkę nie starajac się jej omijać. Równie dobrze mogliby niesć świecącą tarcze strzelniczą... I to mieli być kandydaci na Widma?
Osobiscie Zarkan wolałby wykonać misję mimo wszsytko, ale pozwolił głównym zainteresowanym wypowiedzieć się na ten temat.
"Magna, jak się tam czujecie? Jak za goraco to spadamy, jak nie to wykonujemy zadanie do końca" rzucił. Nie było za bardzo jak wykorzsytać otoczenie, wiec turianin musiał pozostać przy konwencjonalnych metodach... czyli strzelaniu po głowach przeciwników. Zaczynał od tych, którzy byliby trudnymi celami dla "szpicy". Nie sa w ciemiebici, tych na któych mają prosty strzał ściągną sami. Ci, ktorzy byli częściowo osłonieci lub próbowali ich okrązyć byli momentalnie na pierwszym miejscu listy spraw do załatwienia u Zarkana. Pozostało tylko solidnie wymierzyć, uśmiechnąć się i nacisnąć cyngiel.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: [Mass Effect] Widmo światła niewidzialnego

Post autor: Mekow »

Sara

Sara szybko strzeliła dwukrotnie do osób znajdujących się w środku. Celowała tak, aby mieć pewność, że trafi, a w jej przypadku nie zajmowało to bardzo cennego w tych okolicznościach czasu. Strzelała do tych po prawej, jako, że sama znajdowała się na prawo od Zarkana - drugiego snajpera. On brał lewą, ona prawą. Oba jej cele przewróciły się, a coś czerwonego chlusnęło w powietrzu.
Czy zginęli? Tego nie wiedziała, ale prawdopodobnie dowie się tego później.
W jaki właściwie sposób dali się wciągnąć w zasadzkę? To pytanie też pozostawało bez odpowiedzi, a rozgryzienie tego było raczej wątpliwe.
Czy była to prawdziwa zasadzka na ich życia, czy nadal element egzaminu? Tego z pewnością dowiedzą się później. Póki co nie miało to jednak znaczenia. Jeśli zostało to tak od początku zorganizowane, to zadbano o realizm... i bardzo dobrze! Walka to nie tylko strzelanie tam gdzie trzeba, to taktyka i decyzje. Często szybkie decyzje, ale nawet te złe są lepsze od braku jakichkolwiek. Rzut oka na omnitool wystarczał.
- Zajmujemy budynek! Szybko! - oznajmiła Sara, odpowiadając tym samym na wezwanie.
- Magnus, Lukas, użyjcie granatów, teraz. Cel jest dwadzieścia dwa metry od was - Sara przekazała przez komunikator. Należało ich szybko zlikwidować. Gdy tylko granaty ograniczą ich liczbę, ona i Zarkan zestrzelą resztę... a potem biegiem na górę, zanim otaczające ich oddziały złapią ich w zasięg swojej broni... gdyby ich mieli, to już by strzelali.
Tymczasem należało się przemieścić na lepszą pozycję - im bliżej placówki tym lepiej, a ona, jako że była na tyłach miała nieciekawą pozycję startową.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Mass Effect] Widmo światła niewidzialnego

Post autor: Mr.Zeth »

Zarkan:

Turianin obejrzał się na Sarę. Czy pomylił promy i jest wśród ekipy samobójców?
"I co zrobią jak dotrą pod budynek, poza krwawieniem z dwudziestu ran postrzałowych?" zapytał Zarkan, przycelowując.
"Na razie to uratujmy ich tyłki, a potem pomyślimy o ataku" mruknął. "Trzeba przerzedzić szeregi sytnetyków. Granaty to dobry pomysł. Rzucajcie w grupy, my będziemy ściągać oddalonych. Jak damy radę ich wyeliminować to wtedy pomyślimy o przejeciu budynku."
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
the_weird_one
Mat
Mat
Posty: 407
Rejestracja: sobota, 22 listopada 2008, 21:34
Numer GG: 6271014

Re: [Mass Effect] Widmo światła niewidzialnego

Post autor: the_weird_one »

Lukas walczył, aby zrzucić z siebie Turianina, klnąc pod nosem.
- Złaź ty przerośnięta modliszko. - po dłuższej chwili udało mu się wysmyknąć spod biotyka, sprawdzając na omninarzędziu położenie swojej drony i przeciwników.
- JAKA MODLISZKO! Co to w ogóle jest, modliszka?! - Święcie oburzony Mag podniósł się z przygniatanego przez siebie człowieka. Szybko odzyskał rezon.
- Mogę złapać jedną z grup w osobliwość, powinno wam to dać dość czasu na jej ustrzelenie. Ewentualnie, zatrzyma to jeden oddział a wy zajmiecie się drugim - Rzucił przez komunikator Magnus.
- Działaj - odpowiedziała Sara, która w wyniku dyskusji pozostała na swoim miejscu. Była dobrze osłonięta, a skoro ekipa nie zdecydowała się na proponowany przez nią szybki manewr to ona sama nie miała ochoty się wyrywać. W międzyczasie ustrzeliła jeszcze jednego delikwenta w budynku.
No Name pisze:Podchodzę do norda i mówię:
- Pierwsza zasada klubu walki – nie rozmawiajcie o klubie walki...
the_weird_one
Mat
Mat
Posty: 407
Rejestracja: sobota, 22 listopada 2008, 21:34
Numer GG: 6271014

Re: [Mass Effect] Widmo światła niewidzialnego

Post autor: the_weird_one »

nieznana planeta w przestrzeni Unii Salariańskiej

Ria
Koris

Młoda Asari wzdrygnęła się z odruchowym zaskoczeniem gdy jej potężna bariera zatrzymała pierwsze trzy pociski serii. Podniosła się właśnie, najszybciej jak to możliwe po zebraniu się w sobie, zaryzykowała też rzut okiem mimo buchającej w płucach gorącej wilgoci, przemoczonej i zabłoconej odzieży taktycznej i narastającego zmęczenia.

Zmęczenia? Po morderczym marszu Ria po raz pierwszy w tak niewielkich odstępach czasu i wykorzystując w pełni swój biotyczny potencjał eksploatowała tak silnie rozwinięty naturalny dar Asari, tak obciążający siłę woli i organizm... Jednak jak biegaczka, wpadła w rytm działań, na siłę przebudziła się z wieloletniego letargu gdy jej życie było w prawdziwym, nie wyimaginowanym niebezpieczeństwie. Adrenalina dopełniła reszty, była pobudzona, zmęczenie przeistoczyło się w świeży start.

Tego najwidoczniej od mniej nawykłych do służby chcieli ich szkoleniowcy. Udało się idealnie.

Uświadomienie sobie tego, doznanie, nagła zmiana stanu ciała i ducha były momentalne, gdy tylko się podniosła z lepkiego błota. Nie ujrzała wprawdzie wyraźnie pozycji syntetyka, skoro strzelał prosto do niej, ale był niedaleko, może trzydzieści metrów od niej. Cała seria pocisków odbiła się od jej bariery zanim zniknęła za drzewem, daleko jednak sytuacji było do niebezpiecznej.

Zauważyła też oponenta, do którego oddalony Hollis, ciągnąc po improwizowanych noszach Korisa zdecydował się otworzyć nieskuteczny ogień z pistoletu.

To było wszystko czego potrzebowała - osobliwość nakierowana w miarę na pozycję wroga uniosła biotyka niezdolnego dalej prowadzić stanowiącego zagrożenie ostrzału, a następnie uderzeniowa fala rozpędzonych anomalią grawitacyjną z braku lepszego określenia rozbiła droida, który ze zgrzytem zarył o podłoże w chwilę potem.

Na kanale oddziału odezwał się głos profesora Neltare:

- Oddział, wywiadnawalił, zasadzka, transporter wdrodze. Odwołujęwaszerozkazy. Trzymożliwe strefy lądowania: szczyt gdzieś powyżej was, rzeka, lądowisko w bazieoileją zdobędziecie. Czekam na potwierdzenie, odbiór!

Słyszała chaotyczną wymianę zdań swoich towarzyszy, która trwała kilkanaście sekund jeśli nie lepiej. W tym samym czasie podbiegła do Hollisa, który zaryzykował przerzucenie Salarianina przez ramię, pod którym nie ugięłaby się cybernetyczna noga. Z wysiłkiem i uporem przedzierał się w stronę jej i dalej, reszty grupy. Jednak wyjątkowo ponure spojrzenie człowieka, który mógł myśleć że idealnie ukrywa emocje jasno zdradzało, co sądzi o szansach Salve'a.

- Musicie wskazać strefę lądowania, powtarzam: musiciewskazać strefęlądowania. Odbiór! - usłyszała w słuchawce niezdrowo podekscytowanego i może nawet lekko zaniepokojonego profesora Neltare...

Lucas, Magnus, Rayq'uael, Sara, Zarkan
Ethas, Storm

W ciągu może dwudziestu sekund, po przetoczeniu się z ludzkiego inżyniera, Magnus mógł podnieść głowę. Ich chaotyczna rozmowa na komunikatorach zakończyła się również błyskawicznym zdjęciem po trzech celów przez snajperów ich grupy. Jeden syntetyk, który został zaobserwowany w bazie, natychmiastowo padł lub choćby kucnął, znikając z pola widzenia i zmieniając pozycje, zapewne wzorem organicznej ofiary determinowany nie wpuścić nikogo do bazy. Lukas upewnił się, że jego drona w tym czasie przeleciała nad bazą, znajdując się nieopodal wspominanego wejścia. Nie miał pojęcia, gdzie z kolei zniknął Ray'quel. Kamuflaż Quarianina i jego doświadczenie przewyższały jego sensory, jego dronę, jego omni-narzędzie - nawet jego oczy.

Ich spokój oczywiście nie mógł trwać długo, a od wejścia dzieliła ich może piąta część dystansu, który dzielił syntetyków flankujących ich pododdział. Wrogowie znajdowali się rozciągnięci szerokimi liniami zaledwie połowę dystansu sprzed chwili, ze sto pięćdziesiąt metrów po bokach snajperów i bazy. O ile im łatwiej by było uciec w stronę szczytu czy dostać się do bazy, pozostała czwórka znalazła się w nie lada kłopotach. Osobliwość wiele by w tej chwili nie dała, także ze względu na dystans. Przygniecenie ogniem skutecznie powstrzymało Turianina od złożonych działań, ale teraz musieli wraz z człowiekiem coś zrobić.

Flankujące ich w zasadzce plutony zakończyły szaleńczy bieg praktycznie nienaruszone. Jeszcze zanim do tego doszło Storm dobyła karabinu szturmowego, rzucając pistolet nieuzbrojonemu w dystansową broń Ethasowi. Zamiast zabijać posłała szeroką serię by postawić ogień zaporowy i kupić kilka sekund; było to jednak za mało. Snajperzy skierowani na wprost a nie boki musieli teraz poświęcić cenny czas i za wszelką cenę zmienić pozycję, choćby usytuowanie osłony. Jednak przed którym z dwóch plutonów by się nie schronili, drugi będzie miał ich w polu łatwiejszego ostrzału...

Skoordynowane jednostki rozpoczęły kolejny etap. Dwie dwójki na każdą stronę to syntetyki, które imitując zachowanie żołnierzy przyklękły, z osłoną lub bez, wykorzystując najlepszy swój atut - siłę ognia do postawienia ognia zaporowego.

W tym czasie reszta plutonu skokiem pokonywała pięćdziesiąt metrów i role się zmieniały.

Skupieni na niewielkim obszarze snajperzy, zabójca i żołnierka znaleźli się pod ostrzałem dwukrotnie większej liczby wrogów wcale nie liczących się z amunicją... Sara poczuła skaliste podłoże pod twarzą gdy instynktownie rozpłaszczyła się na ziemi, odłamki skał raniły jej skórę i zasypywały ją gdy pociski rykoszetowały obok. Zarkan poczuł pocisk lub dwa odbijające się od pancerza, już po przejściu bariery...

Storm i Liun przeskoczyli na ich flanki, bliżej wrogie, ostrzeliwując się na tyle zaciekle na ile pojedynczy żołnierz może i z różnym sukcesem. O ile Storm Po kilku wychyleniach się, przejściu wzdłuż niewielkiej niecki i wychyleniu z innej pozycji wykończyła oponenta mimo przewagi wroga w ilościach wysyłanego ołowiu...
...Ethas nie radził sobie tak dobrze. Wystrzelił kilka razy, ale potem schował się niemal zupełnie w obrysie skały, odgradzając się nią od najbliższych wrogów, plecami do niej, twarzą do snajperów... oraz plutonu na prawej flance, z którym uprzejmości wymieniała Storm.
Drell nie nosił pancerza. Kilka zbłąkanych kul sprawiło, że na oczach Sary i Zarkana wydał z siebie odgłos pomiędzy krzykiem a skrzeczeniem i złapał się za szyję, spomiędzy palców wyciekała mu przezroczystawa jak gdyby była rozwodniona - krew... Natychmiast się zwalił w miejscu.

Wszystko działo się tak szybko>

- Musicie wskazać strefę lądowania, powtarzam: musiciewskazać strefęlądowania. Odbiór! - przypomniał się na łączności oddziału Neltare.
No Name pisze:Podchodzę do norda i mówię:
- Pierwsza zasada klubu walki – nie rozmawiajcie o klubie walki...
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Mass Effect] Widmo światła niewidzialnego

Post autor: Mr.Zeth »

Sara & Zarkan:
(czyli było sobie snajperów dwóch)


- Dach placówki! Zajmujemy placówkę! - odpowiedziała Sara na wezwanie salarianina. Już wcześniej mu odpowiedziała, ale najwidoczniej nie przyjąć jej decyzji, jako decyzji całości. Brakowało im dowódcy!
“Sara, robimy im szczerb...” powiedział. “Usuwamy gości idących od prawej flanki by mogli się cofnąć i podjąć walkę na lepszych warunkach. Słyszycie nas tam na dole?” zapytał Zarkan. Nie mógł sobie teraz pozwolić na narzekanie na to, ze jest pod ostrzałem, w końcu tam na dole było znacznie goręcej... Musiał odstrzelić co najmniej jednego przeciwnika i się cofnąć na dalszą pozycję, gdzie mógłby spokojnie celować.
- Zgoda - odpowiedziała Sara.
Tymczasem, ponieważ kobieta dostała się pod ostrzał, musiała zdjąć tych którzy do niej strzelali. Wycofanie się nie wchodziło w grę, bo gdyby się tylko ruszyła, nawet odczołgując się, opuściła by w miarę bezpieczne miejsce i wystawiła się na ostrzał... zapewne kończąc podobnie do Drella. To zdecydowanie nie były ćwiczenia.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
the_weird_one
Mat
Mat
Posty: 407
Rejestracja: sobota, 22 listopada 2008, 21:34
Numer GG: 6271014

Re: [Mass Effect] Widmo światła niewidzialnego

Post autor: the_weird_one »

Ria
Ria pokonała przyzwyczajenie i nie próbowała zbytnio strzepać z siebie błota, która przykleiło się do niej i jej ubrania. Ograniczyła się tylko do otarcia twarzy, ruszając za Hollisem. Prawdę mówiąc najchętniej usiadłaby w tym momencie na ziemi dając sobie odpocząć, ale jak i sytuacja, jak i jej własna duma nie pozwalały na taki scenariusz.
- Czy możemy coś jeszcze dla niego zrobić? - zapytała, zrównawszy się z człowiekiem.
- Nie jeśli nie możesz w jakiś sposób biotycznie go transportować! Tamci chyba bardziej cię potrzebują! - warknął zmagający się z własną protezą człowiek - Ta selekcja to kurewskie nieporozumienie!
- Są dorośli. Poradzą sobie. - mruknęła Ria, po czym przyjrzała się salarianinowi - Poczekaj, przejmę go. - zwróciła się do Hollisa. Delikatnie i powoli biotycznie uniosła rannego, starając się nie zmieniać nagle jego pozycji. Kiedy ten znajdował się całkowicie w jej biotycznym "uścisku" ułożyła go w pozycji, jaka wydawała się najbezpieczniejsza oraz najmniej szkodliwa. Nie trzymała go szczególnie wysoko, chcąc mieć pewność, że w razie problemów, jakie drugi, rozbawiony, szalony salarianin mógłby im zafundować, zdąży ułożyć Korisa bezpiecznie na ziemi.
Hollis upewnił się, że ręce Korisa są bezpiecznie unieruchomione bandażem, bardzo szybko owiniętym wokół jego torsu, po czym odchylił głowę salarianina. Skinął własną z zadowoleniem.
- Neltare oczywiście udaje, że nie istnieję. Wezwij pomoc na rzece, cofniemy się do niej i wystrzelimy racę, chyba, że masz lepszy pomysł.
- Muszę zadać to pytanie. - stwierdziła krzywiąc się - Jaka jest pewność, że zareagują na wezwanie, a nie zostanie uznane za niezwiązane z tym... - rozejrzała się - ... wszystkim?
Hollis wyglądał na stropionego i ponownie przekazał jej spojrzeniem, co o tym myśli.
- Myślę, że Neltare uzna, że wzywasz pomocy dla siebie, rannego i zmartwychwstałego pilota... dlatego nie zrobię tego ja. Alternatywnie możemy próbować dotrzeć do nich.
Ria zerknęła w stronę, w którą podążyła reszta grupy, po czym pokręciła głową.
- Zakładam, że mają trochę własnych problemów. - rzuciła - Do tego to mogłoby tylko bardziej narazić Korisa... szczególnie jeżeli sytuacja ulegnie gwałtownej zmianie na gorsze. - spojrzała w kierunku jeziora - Ten kierunek wydaje się bezpieczniejszy dla niego... o ile o bezpieczeństwie można mówić... - skrzywiła się, tym razem nie dodając kąśliwej uwagi, która zapewne skierowana byłaby w stronę Neltare.
- Nie mamy czasu na rozmowy, idziemy! - zakomunikował Hollis, ruszając w stronę rzeki szybkim truchtem, upewniając się, że nie wyprzedzi Rii. Dobył z pochwy magnetycznej pistolet i uważnie mierzył wzrokiem okolicę, idąc jakieś piętnaście metrów przed nią.
- Lepsza zła decyzja niż żadna! Wezwij wsparcie na rzekę!

Magnus
Sytuacja pogarszała się z chwili na chwilę. Jakakolwiek decyzja, choćby i głupia - była lepsza od pustego czekania.
- Anioły wy nasze! Unieruchomię jedną z grup! Uwzględnijcie to w waszym planie ochrony naszych ślicznych główek! - Magnus huknął przez radio. Po chwili podniósł się na tyle aby móc rzucić Falę Biotyczną. Widząc ostrzeliwanych przeciwników Magnus starał się położyć jak największą ich liczbę poszerzając lukę i umożliwiając jemu i jego towarzyszowi ucieczkę. Magnus rzucił Falę w kierunku oddziału nacierającego z lewej flanki.
No Name pisze:Podchodzę do norda i mówię:
- Pierwsza zasada klubu walki – nie rozmawiajcie o klubie walki...
the_weird_one
Mat
Mat
Posty: 407
Rejestracja: sobota, 22 listopada 2008, 21:34
Numer GG: 6271014

Re: [Mass Effect] Widmo światła niewidzialnego

Post autor: the_weird_one »

Ria Veri'ni
Koris Salve

...ta robota nigdy się nie kończy.
Porucznik przy użyciu omninarzędzia znalazł kierunek, który najszybciej miał ich doprowadzić do rzeki. Biegli teraz w dół, ku coraz gęstszej roślinności i splatającym się drzewom, powolnym truchtem. Ciało Salve'a poddane było sile przeciwdziałającej grawitacji, a Hollis wykorzystywał zanegowane ciążenie by go ciągnąć. Po pokonaniu trzystu metrów zrezygnował z broni - profesor musiałby być niepoczytalny by teraz kogoś na nich nasyłać, poza tym mało prawdopodnbe, by więcej syntetyków zostało przygotowanych do tej "symulacji".

- Tdwództwo, transportpowietrzny jestw waszej strefie, aległówny...
- Na litość, profesorze, Koris za chwilę zejdzie na odmę czy cokolwiek się u was dzieje w takich wypadkach! - niemal wydarł się do komunikatora porucznik, ciągnąc rannego salarianina.
- Wasza odpowiedzialność, poruczniku, mam nadzieję, żetamci dadzą sobie radę minutę dłużej niż planowano. - nieco wolniej niż zwykle odparł Neltare. Ulga pojawiła się na twarzy porucznika.

Trzy minuty później byli już przy rzece, nad którą bezgłośnie zawisał transporter identyczny z tym, którym wodowali kilkadziesiąt kilometrów stąd. Pilot, jeden z salarian stanowiących załogę okrętu szkoleniowego, spostrzegł ich natychmiast i odwrócił kadłub, opuszczając tylni właz na wodę...

Lash, Sildon

Kroganin i Salarianin, niespotykana para jaką byli i w formie w jakiej współpracowali kiedyś, znali się i byli nieco zaskoczeni, gdy obaj zjawili się w doku trzydziestym na Cytadeli. Krótka wymiana zdań szybko zdradziła, że obaj byli zrekrutowani do programu, w którym z ekipy starannie wybranych kandydatów na uzyskanie elitarnego przeszkolenia miano wyselekcjonować Widmo, łamiąc dotychczasową niepisaną zasadę, że Widma ujawniają się w ogniu walki a nie powstają wskutek treningu. Z jednym i drugim skontaktował się ten sam Salarianin z wywiadu Unii, prezentując opcję, pokazując przygotowany i desygnowany cyfrowym podpisem tekst komitetu wydziału Specjalnych Taktyk i Rozpoznania...

Początek niesamowitej odmiany w życiu został nieco umniejszony przez fakt, że ich miejski transport - zwykły uliczny lądownik, opłacona przez rekrutera taksówka, która miała ich zabrać na pokład turiańskiego krążownika gdzie znalazł się jeden kandydat, miała awarię obwodu połączonego z rdzeniem piezo. Usterka trwała godzinę - dość, by dupek, jakim niewątpliwie był kapitan turiańskiego okrętu, odleciał bez nich i o wyznaczonym czasie, zostawiając ich w doku na sześć godzin, zanim służby salariańskie związane z ambasadą na Cytadeli skołowały im inny środek transportu międzygwiezdnego.

Oczywiście można było wezwać inny transport na krążownik, ale mało kto spodziewał się, że tamten odleci po prostu bez nich. Cóż...

Trafili na Un'Ikre, wielki, przekraczający rozmiary pancernika okręt, którego konstrukcja musiała być zasadniczo znacząco tańsza od budowy fregaty. Jednostka była nieuzbrojona i poza rozległymi systemami podtrzymywania życia i silnikiem nie zawierała zbyt skomplikowanych elementów typowych dla okrętów kosmicznych. Wielkie wnętrze wypełniał jeden wielki poligon z dodatkiem w postaci mostka, maszynowni, kwater załogi i kwater szkolonych osób plus mesa. Stwarzało to obszar wielu tysięcy metrów kwadratowych ośrodka-symulatora szkoleniowego, razy wiele pięter i zewnętrzna część okrętu.

Nie dane im jednak było zwiedzić kolosa, albowiem skoro tylko salariański pilot jedynego lądownika fregaty, która ich tu podrzuciła w kilka godzin, wylądował w hangarze, czekała już na nich Asari, która przedstawiła się jako matriarchini Fal'xeris.

- Większość instruktorów zajęta jest trwającą symulacją na powierzchni planety, nad którą orbitujemy. Nasz własny lądownik za chwilę was zgarnie, i dołączycie do nich. Wybaczcie nagłość sytuacji, ale profesor Neltare, główny projektant projektu, musi nadzorować syntetyki symulujące oponentów. Będziecie jak rzeczywista odsiecz, nie wiecie co się dzieje, ale wiecie, komu macie pomóc. Oczywiście szkolenie odbywa się przy użyciu rzeczywistej amunicji. - uśmiechnęła się ciepło do obu weteranów, jak gdyby mówiła o elemencie oferty promocyjnej, gwarantując, że nie wyłączono z niej domyślnych elementów.

Ich szalona podróż po czekaniu godzinę na Cytadeli, ośmiogodzinnej podróży w zamknięciu na pokładzie salariańskiej fregaty (której załoga nie zamierzała pokazywać ani skrawka technologii kroganinowi, ani tym salarianinowi, który mu ufa) i dotarciu tutaj, znowu wsiedli do lądownika, salariańskiego. Jego pilot, o lekko pomarszczonej błękitnoszarej skórze miał założony uniform STG i z miejsca się uśmiechnął na widok Sildona, choć nigdy osobiście nie współpracowali. Nie wyglądało też na to, żeby się bał Lasha.

- Mam nadzieję, że cały sprzęt macie ze sobą. - powiedział, zamykając klapę w tym samym hangarze, do którego weszli. Wszystko działo się niezmiernie zbyt szybko, a zarazem zbyt wolno. - Szkoda, że nie ma czasu. Słyszałem, że tam na dole jest gorąco.

Blisko dwadzieścia minut lądownik z subtelnym drżeniem schodził przez kolejne warstwy atmosfery jak strzała, zanim pod nimi rozpostarła się zieleń dżungli, poprzecinana gdzieniegdzie wyrastającymi z niej skałami i ziemistymi górami. Zmęczony Salarianin i Kroganin jakby dopiero teraz zaczynali rozumieć, że lecą w strefę regularnej walki.

- Dwa-dwa, tu profesor, wzywają wsparcie na dach placówki. Możesz ich namierzyć?
- Nie majążadnych nadajników. - odparł do radia pilot, z trudem trzymając stery. Zmniejszył prędkość, skręcając lekko w stronę jednego ze szczytów.
- Wiem gdzie to jest, profesorze.
- Świetnie.

Po upływie najwyżej minuty, gdy znajdowali się już na wysokości może dwóch kilometrów i wciąż dość ostro schodzili, radio znowu się odezwało.

- Zmiana planów. Najpierw leć nad rzekę, maciezabraćHollisairannegoiegzaminowaną. - przyspieszył pod wpływem ekscytacji profesor.
- A tamci?
- Poradząsobie... dłużej. Hollisuruchomił sygnalizator
- Tak jest, profesorze.

Lądownik gwałtownie zakręcił, obracając się jakby wpadł w korkociąg. Po chwilowym opadaniu ponownie ruszył, tym razem wycelowany w konkretny punkt nad rzeką. Gwałtownie zatrzymał się - rekrutami szarpnęło w ich zapięciach - po czym łagodnie opadł nad samą rzekę bez wzburzania wody, bez wburzania jej.

- Gdzie oni... dobra. - przez kokpit można było dostrzec na brzegu trzy niewyraźne sylwetki, przy czym jedna wyglądała na ciągniętą na jakichś niewidocznych noszach. Maszyna obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni o otwarto tylną klapę.

Brodząc w wodzie, na pokład wszedł oficer Przymierza w polowym, niezmiernie ubrudzonym mundurze będący, jak go natychmiast zaklasyfikował doktor, Azjatą. Jego lewa noga zastąpiona była cybernetyczną protezą. Ciągnął utrzymywanego biotycznie w poziomie Salarianina w mundurze STG, który miał na torsie założonych kilka opatrunków i unieruchomione bandażem kończyny, złożone na krzyż na piersi. Na końcu weszła na pokład młoda (co dawało się określić tylko w pełnych wigoru ruchach, wyrażającym dziecięcą ciekawość spojrzeniu i pewnej naturalnej obsceniczności... sposobu bycia) Asari. Powoli, gestem opuściła Korisa na podłoże.

- Czy pan nie miał przypadkiem być krytycznie rannym? - rzucił aktualny pilot lądownika.
- LEĆ! - warknął na niego Hollis. Polecenie zostało natychmiast zrealizowane.
- SCP minuta! - poinformował wszystkich, także przez radio, pilot.
- Nic nie straciliście! - porucznik powitał Sildona i Lasha - Co umiecie?

Lukas, Magnus, Sara, Zarkan
Ethas, Ray'quael, Storm

- SCP minuta!

Zarkan odstrzelił jednego, i drugiego... w tym samym momencie podniósł się drugi Turianin i posłał falę uderzeniową w przeciwną stronę. Połowa syntetyków skryta była za osłonami i skuliła się za nimi, jeden ze zmniejszającej dystans do wroga piątki również padł w niewielką kotlinkę. Pozostała czwórka została powalona, jeden zupełnie się rozprysł, drugi momentalnie zaczął się staczać ze stromego zbacza i spadł z dwumetrowego uskoku, turlając się dalej po ostrych skałach. Pozostałych dwóch w otwartym terenie Sara natychmiast sprzątnęła.

Zarkan był przez chwilę bezpieczny - nikt nie strzelał mu w plecy, co spostrzegł już na pierwszy rzut oka, i skasował trzeciego na prawej flance. Odgłos przypominający trzaśnięcie szkła zdradził mu, że jego tarcza padła. Wrogowie byli naprawdę blisko, dwóch było raptem pięćdziesiąt metrów od niego, reszta drugie tyle, weszli w dystans z którego mogli zabijać. Oczywiście ci z lewej flanki - ci z prawej strzelali do Sary.

Kobieta czekała aż jeden cel choćby wystawi głowę gdy usłyszała serię trafień obok niej. Szybkie okręcenie się za osłoną zdradziło, że zostało po pięciu oponentów na flankę Ci z prawej wszyscy strzelali do niej. Spostrzegła również skulonego za osłoną Zarkana, oraz unoszącego napiętą rękę Ethasa. Kilka kul, które, pewna było, rani ją w najlepszym wypadku nie wyrządziło żadnej szkody - otoczyła ją bariera postawiona przez Drella. Widząc sytuację Storm zaczęła się cofać i klęknęła przed nią, po części stawiając ogień zaporowy na prawą flankę, po części chroniąc ją własną tarczą i ciężkim pancerzem. Sara wycelowała i zredukowała liczbę wrogów po prawej stronie do czterech. Storm ostrzeliwała ich zaciekle, próbując położyć ogień zaporowy, ale nie była chroniona fragmentem skały, za którym skryła się Sara. Kilka pocisków z lewej strony zdjęło barierę - ci z lewej flanki podnieśli się i wznowili ogień po działaniu Magnusa. Krew spryskała twarz Sary, gdy czterech oponentów z prawej postrzeliło chronioną pancerzem Storm zamiast zabić lub ranić Skorpiona, żołnierka padła na plecy i z zamglonym wzrokiem splunęła krwią na bok, ale leżąc na wznak oparła broń na lekko podniesionych kolanach i nie ustawała w ostrzale. Chyba uciszyła jeszcze jednego, Zar który zyskał chwilę czasu kolejnego.

Jedynie dwóch oponentów zostało im z prawej strony, ale zniknęli zupełnie za osłoną, zapewne zmieniając pozycję poza ich polem widzenia by za chwilę znów zaatakować. Oponenci z prawej byli sto metrów od nich i zalewali ogniem ich pozycję - Zarkan nie miał od ich strony dobrej osłony... Ethas się wykrwawiał, Storm była ciężko ranna i nie mogła już się obrócić i wymieniać ognia na tę stronę. Pozostało siedmiu i jeden w bazie - ale im skończył się dystans i tracili towarzyszy. Oboje snajperów wiedziało, że ich celowniki straciły znaczenie, i o ile za chwilę czegoś nie zrobią, w krwawy dla obu stron sposób będzie po wszystkim...
No Name pisze:Podchodzę do norda i mówię:
- Pierwsza zasada klubu walki – nie rozmawiajcie o klubie walki...
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Mass Effect] Widmo światła niewidzialnego

Post autor: Mr.Zeth »

Sara Thorne i Zarkan Strott

Sara zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji. Byli w opałach, a stawką były tu ich życia. Nie mniej jednak nie traciła głowy.
Chwilowo byli bezpieczni z prawej flanki, gdyż para przeciwników postanowiła się przegrupować. Dziwne zachowanie jak na syntetyków, ale nie było czasu na rozważania. Oprócz chwili wytchnienia, z prawej strony dodatkowo broniła ich ranna Storm. Leżała ona tuż obok Sary, co oznaczało, że ta powinna usłyszeć, gdy ranna otworzy ogień do przeciwników i zaalarmuje tym samym Thorne o ich obecności.
Tymczasem kobieta przełożyła się na drugi bok i nie tracąc ani jednej z cennych sekund, otworzyła zaciekły ogień do napastników nadciągających z lewej strony.
Zarkan skrzywił się i przeskoczył na drugą stronę skały, przy której stał, by odetchnąć chwilę. Podczas, gdy jego tarcza powoli wracała do sił on zmienił broń na pistolet. Rozejrzał się szybko za w miarę osłoniętą drogą do budynku. Musiał przedostać się na bok i ostrzelać gości z nowej pozycji z okolicy ich celu lub innej dowolnej, która dawałaby mu taktyczną przewagę. To dałoby możliwość wycofania się na lepsze miejsce dla Storm i Sary. Jeśli wpadłby na kogoś po drodze, mógł go zawsze zdzielić w łeb pistoletem i poprawić strzałem w łeb... lub na odwrót zależnie od dystansu.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
ODPOWIEDZ