Amanda Jones
Unia, Niebiańskie Wichry
- To część planu, naładowanie amunicji i broni mocą - powiedziała Aine.
Jedząc pomidory ze szczypiorkiem, Amanda nadal zastanawiała się nad wszystkimi aspektami organizacji. Ktoś wspominał, że Skaza miała by umieć się teleportować, ale na tę jej część mieli swoje własne oddziały.
- I wszyscy będą się komunikować przez lusterka? - spytała Amanda. Nie wiedziała czy da się porozmawiać z więcej niż jedną osobą na raz i ciężko by było wyciągać takie lusterko w połowie walki.
- Lusterka komunikacyjne też będą, ale rozdamy dowódcom bransolety do kontaktu telepatycznego. Jedną mam dla ciebie już teraz - powiedziała spokojnie Aine.
- Co do posiłków z Darkantropi, to już z Sotorem będziemy rozmawiać. Dziękujemy za ofertę - powiedziała Aine z lekkim uśmiechem.
Elf skinął głową, jedząc dalej.
Kobiety zaczęły rozmawiać, a to, że Amanda cały czas jadła wcale im nie przeszkadzało.
Amanda dowiedziała się, że na większe istoty skazy, takie jak ten powalony przez Sotora pod miastem kilka dni temu, powstaje specjalna broń zwana Gwoźdźmi.
- Z wysokości tysiąca metrów, gwoździe będą spadać w przeciągu ośmiu sekund po wypuszczeniu i uderzą z prędkością ponad czterystu kilometrów na godzinę - oznajmiła Aine. - Z wyższej wysokości potrwa to dłużej, ale i siła będzie większa. Można jednak zmniejszyć czas, jednocześnie zwiększając siłę, a co ważniejsze naprowadzając Gwoździe dokładnie na cel - powiedziała Aine.
- Jak? - spytała natychmiast zaintrygowana Amanda, nie zważając na to, że ma w ustach kawałek naleśnika.
- Wystarczy je dodatkowo popchnąć z użyciem telekinezy - oznajmiła Aine.
Amanda zdawała sobie sprawę z tego, jak może to wyglądać. Popychanie i sterowanie do ruchomych celów, ważącymi ponad pół tony stalowymi pociskami, z odległości tysiąca, dwóch, albo nawet więcej metrów.
- Jak to zrobimy? Dodamy czarodziejów do załogi każdego statku i wyposażymy w lunety? - spytała, po przełknięciu jedzenia, które miała w ustach.
- Nie, wystarczy jedna, ale odpowiednia osoba - powiedziała Aine i ukłoniła się lekko.
Amanda zmarszczyła brwi. - Nie wiem, czy... - zaczęła, zastanawiając się, czy dowódca jej pokroju nie powinien zająć się organizacją całości i wydawaniem rozkazów.
- Jestem jedynym kandydatem na to stanowisko - zauważyła delikatnie Aine, a Amanda uśmiechnęła się w odpowiedzi.
Zamieniły jeszcze kilka słów, na temat walki i panującej sytuacji.
Po sutym i jakże wspaniałym posiłku, mogli przenieść się na Szczurze Pola. Wybrali jedno z mniejszych miast, niezbyt daleko od Morza Martwego.
Szczurze Pola
Sytuacja uległa poprawie. Miasta znów były gotowe do obrony, ale nikt nie ważył się zapuścić wgłąb lądu.
Amanda starała się znaleźć swoich uczniów, wyczuć ich tak jak zapewne robił to Sotor, część z nich miała tu być.
- Powinniśmy uderzyć, ale mam wątpliwości. Nie chcę prowokować Skazy do wyciągnięcia posiłków z dna morza, lepiej by było aby tam siedzieli i jutro załatwi się ich masowo - Amanda zdradziła Nachtrinrothowi swoje obawy.
- Nie mniej jednak, poszłabym na mały zwiad. Przynajmniej zwiad.
- Możemy wyruszyć nawet we trójkę. Aczkolwiek Skaza wykrywa nas na szczególny, znany sobie sposób. Potrafię zamaskować dwie osoby i siebie przed jego wzrokiem - mruknął elf. - Ale nie przed wzrokiem jego istot. Nie jednocześnie. Potrzebujemy czegoś, co uczyni nas niewidzialnymi - dodał.
- Proponujesz twoje zamaskowanie i zaklęcie niewidzialności jednocześnie? - spytała Amanda, której najwidoczniej spodobał się ten pomysł.
- Owszem. Ja zamaskuje nas dla Skazy, a ty dla oczu jej istot - odparł Nachtrinroth.
- W takim razie nasz zwiad nie musi ograniczać się do Szczurzych Pól - zasugerowała Aine.
Amandzie podobał się ten pomysł, osobiście nie myślała jeszcze na taką skalę, nawet jeśli było to dość zrozumiałe. Mimo iż miała moc, ciężko było porównać jej ćwierć wieku, nawet jeśli było ono bogate w doświadczenia, z czterdziestoma tysiącami lat.
- Słusznie - przytaknęła Amanda.
- Owszem, aczkolwiek teleportacja jest niemożliwa podczas ukrywania obecności. Dystans musielibyśmy pokonać na piechotę - zauważył elf.
Amanda zmarkotniała słysząc to. Co innego mieć zaznaczone pozycje Skazy na mapie, a co innego na własne oczy zobaczyć jak wygląda tam sytuacja.
- Piechotą, albo w niewidzialnym transporcie - zauważyła Aine. Zaklęcie niewidzialności mogło spokojnie objąć trzy dodatkowe konie, lub jakiś niewielki statek powietrzny.
- Może polecimy na pegazach? - zasugerowała Amanda.
- Dobra myśl. Damy radę dokonać dobrego i szybkiego zwiadu na Polach, ale niekoniecznie z resztą - zauważyła Aine. Istotnie słońce było już bliżej zachodu niż wschodu, a oni mieli dziś jeszcze inne rzeczy do zrobienia.
- Jeśli już to zwykłe zwierzęta, nie ukryję pegazów przed zmysłami Skazy - elf pokręcił głową. Amanda zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc dlaczego elf nie kwalifikował pegaza jako "zwykłe zwierzę".
- A z końmi może być problem, jeśli natrafimy na znaczne przeszkody terenowe. Skaza znacznie przekształca teren.
- A co z portalem? - spytała Amanda, szukając jakiegoś dobrego rozwiązania.
- Nie różni się zbytnio od teleportacji. Tak samo łatwo to wykryć - poinformowała ją Aine.
Amanda westchnęła niezadowolona.
- No to podjedźmy kawałek na koniach, tyle ile będzie bezpiecznie, a potem pójdziemy pieszo - zasugerowała. - A możemy wrócić używając teleportacji? Wykryją to? Zorientują się? - podpytywała się szybko.
- Cofnąć możemy teleportacją, kwestia dotarcia na miejsce jest problemem - powiedział elf.
- Po prostu Skaza będzie wiedział, że byliśmy na jego terenie - dodał.
- Obecnie wie, że byłam na terenie Cesarstwa Ing - powiedziała Aine, która jeszcze dziś rano ewakuowała stamtąd ostatnich, nielicznych ocalałych.
- Niech sądzi, że tam będzie się coś działo. Lepiej nie wyprowadzajmy go z błędu - zauważyła Amanda.
- Więc wrócimy konno - powiedział elf.
Aine skinęła lekko głową, zgadzając się na ten plan. Amanda uśmiechnęła się zadowolona. Nie było już nic specjalnego do dodania.
- A jak precyzyjnie można ustalić granice percepcji Skazy? - spytała Amanda.
W międzyczasie Aine, aby załatwić konie zatrzymała pierwszą lepszą osobę, którą okazał się szczurolud z włócznią ponad dwa razy dłuższą niż on sam i zamieniła z nim parę słów.
- W promieniu kilometra od skażonych ziem - odparł elf.
- Skażone... - Amanda wyciągnęła i spojrzała na mapę od Sotora. - To te korzenie, czy te zaciemnione? - spytała.
- Te korzenie to sieć Skazy - powiedział elf. - Skaza przekształca ten świat w ciało dla siebie. Te korzenie to jest jedyny układ w jego ciele... immunologiczny, pokarmowy, nerwowy i wydalniczy za jednym zamachem -
- Aha - odparła Amanda, której niespecjalnie się to spodobało. - A co tam przekształcił? Ziemię i rośliny? Powietrze też? - podpytywała się zaniepokojona.
- Powietrze to gaz, wiec byłoby cieżko, ale fizyczne rzeczy - jak najbardziej tak - odparł Elf.
- Przynajmniej tyle - powiedziała. - A jak głęboko w ziemię sięga? - spytała natychmiast.
- Trudno oszacować. Moze sto metrów, może kilometr, może dziesięć kilometrów... im więcej czasu mu dajemy tym bardziej pogłębia skażenie.
Amanda skrzywiła się niezadowolona. Nawet trzy konie, które otrzymali od szczuroludzi nie poprawiły jej nastroju.
- Czy oczyszczenie tej przerobionej ziemi będzie dużo trudniejsze niż tej którą mamy tutaj? - spytała, gdy całą trójką już wsiedli na konie i powoli ruszyli w stronę bramy.
- Bardziej męczące, bo do oczyszczenia będzie sporo większa objętość - odparł Elf.
- Nie martw się. Masz moc boga i nie będzie to dla ciebie całkowicie wykonalnym wyzwaniem - powiedziała Aine.
Amanda w odpowiedzi posłała jej delikatny uśmiech. Zamyśliła się na ten temat i nie powiedziała już nic więcej.
Opuścili miasto Murszej i pogonili konie udając się na mały zwiad.
Droga wkrótce stała się utrudniona. Krajobraz faktycznie wyglądał nierealnie. Lad wypiętrzył się w dziwny sposób i utrudniał podróż, a gdzieniegdzie panoszy sie istoty Skazy.
Stopniowo zmniejszając dystans do Martwego Morza zwiadowcy znajdywali coraz to dziwniejsze mięsne "rośliny". Wreszcie natrafili na linię grubych na 40m i wysokich na 500m filarów z mięsa, które rozstawione były nie dalej jak sto metrów od siebie. - Nie przejdziemy tędy - stwierdził Nachtrinroth. - To jest odpowiedź skazy na twój mur -
- Zrobił swoje mury - mruknęła niezadowolona Amanda.
- Spróbujmy je objechać od północy - zasugerowała Aine i w tamtą też stronę skierowali swoje wierzchowce.
- Dajesz radę ukrywać konie? - spytała Amanda.
- Tak, ale nie miniemy tej linii bez bycia zauważonymi. Przestrzeń miedzy filarami jest czymś an kształt pola zniekształcającego. Te filary muszą runąć... - mruknął Nach.
- Runą runą - obiecała Amanda, zarówno towarzyszom jak i sobie. - Ale nie teraz. Pewnie to jego system ostrzegania i przy ich ruszeniu wezwał by posiłki - powiedziała.
- Możliwe - mruknął Elf. - Mam jednak zastrzeżenia co do twojej ogólnej metody działania, jeśli można... -
- Oczywiście, słucham - powiedziała Amanda, ciekawa sugestii elfa.
- Za mało działania. Za mało własnego udziału. Samodzielnie raczej nie dałabyś, Amando, rady żadnej silniejszej istocie Skazy. Poleganie na sile armii ma swoje dobre strony, ale jako awatar Aramona powinnaś móc pokazać wiernym, że potrafisz stanąć na pierwszej linii w ich obronie. Z twoimi aktualnymi możliwościami jest to niemożliwe. Wypadało by nad tym popracować i zastosować, gdy nadejdzie czas na atak, a ćwiczyć podczas ataków typu partyzanckiego - powiedział Nachtrinroth, niezwykle spokojnym głosem.
- Mhm... - mruknęła Amanda. Nie była do końca zadowolona z tego co usłyszała, zwłaszcza, że była to sama prawda.
- Sotor jakoś przestał mnie uczyć nowych rzeczy - mruknęła na granicy słyszalności i zamyśliła się na ten temat. Nie potrafiła dokładnie określić kiedy ostatnio uczyła się czegoś nowego. Przed ruiny Isillah, wcześniej obrona Wybrzeża... jeszcze wcześniej byli w podziemiach u archanoidów... jakoś tak przed tamtą wizytą Sotor przestał ją uczyć... a może to jej wina, bo o nie poprosiła o dalsze treningi?
- Sotor jest twoim nauczycielem, nie panem i władcą, nie będzie cię gonić do nauki, gdy ty zdecydujesz, że chcesz robić coś innego. Ma ci wskazywać drogę, którą uważa za najlepszą. To, czy nią podążysz zależy od ciebie - elf wzruszył ramionami.
- Tak, rozumiem. Dziękuję, że zwróciłeś mi na to uwagę - mruknęła w odpowiedzi Amanda.
Tymczasem wjechali na niewielkie wzgórze, które wcześniej zasłaniało im widok i mieli możliwość zobaczenia nieco większego niż ostatnio obszaru.
Oczom ich ukazały się filary. Linia filarów okrążająca morze martwe od wszystkich stron. Od strony Wyżyny Trolli filary stały w morzu, widać Skaza trzymał dystans od tworów Amandy... Samo zaś morze było zupełnie czarne, jego wody przypominały nierówną warstwę czarnej ziemi.. lub ropy naftowej.
- Chyba nie dowiemy się więcej, niż to co widzimy - zauważyła Aine. - Wracajmy - zasugerowała.
Nie było sensu jeździć dalej i oglądać to samo, zwłaszcza, że jeśli chcieli pozostać niewykryci i nie mogli nic z tym zrobić.
- I wszystko na nic - powiedziała Amanda. Była z siebie bardzo niezadowolona. Nie dość, że za mało ćwiczyła i była słaba, to mur broniący Wyżyny Troli, który stawiała przez wiele godzin, okazał się zbędny.
- Co masz na myśli? - spytała delikatnie Aine.
- Pół dnia stawiałam mur, aby odgrodzić Trole od Skazy, a tymczasem ona sama się odgrodziła. Mogłam równie dobrze nic nie robić i było by to samo - powiedziała niezadowolona, że wyniki jej pracy, z których przecież była wcześniej zadowolona, okazały się nic nie warte.
- Nie to samo. Gdy Skaza będzie chciał, może spokojnie przejść przez swoje ogrodzenie. To nie jest mur, tylko brama do której on ma klucz. Nasze ogrodzenie na Wyżynie Troli bardzo się przydaje - zauważyła Aine.
Amanda poczuła się nieco lepiej, choć nie do końca. - Ale swoje kolumny, macki postawił, bo nauczył się odemnie stawiać barykady - marudziła.
- Nie martw się tym, nie będą dla ciebie problemem. Zwłaszcza, gdy już go zniszczysz w Morzu Martwym - Aine starała się uspokoić i pocieszyć Amandę.
Ta była nieco markotna, choć nie mówiła już nic więcej.
Wywód elfa przerwał łoskot. Koło filaru na południu coś zaczęło się dziać.
- Usłyszeli nas? - szepnęła wystraszona Amanda.
- Zaklęcie niewidzialności obejmuje efekty dźwiękowe, ale Skaza mogła wykryć magię, albo konie - odpowiedziała Aine, rzucając krótkie spojrzenie Nachtrinrothowi. Generalnie obie kobiety patrzyły na to co się działo.
- Wykluczone - elf patrzył na filar... który powoli zaczął padać, a z "kikuta" zaczęły tryskać ferie wyładowań energii. Ziemia zaczęła sie trząść, a od strony morza dało się słyszeć szaleńczy ryk.
- Coś mu się nie udało? Awaria? - spytała w pierwszej chwili Amanda. - To brzmi raczej jak okrzyk bojowy - odpowiedziała sama sobie i - Wynośmy się stąd - zasugerowała.
- Nie wyczuwam obecności nikogo więcej - powiedziała Aine, której też wyglądało to bardziej na awarię lub sabotaż. - A ty? - zwróciła się do elfa.
- Hmm.. - elf uśmiechnął się. Znów rozległ się łoskot i kolejny filar zaczął padać. - Mamy gościa - stwierdził Nachtrinroth.
- Właśnie, to mi bardziej wyglądało na sabotaż - powiedziała Aine. - Nie trzeba zakładać od razu najgorszego - zwróciła się do Amandy.
Rozległ się kolejny łoskot... i kolejny filar zaczął padać, zaś z głębin powoli wyłonił sie łeb, a potem barki... a potem powoli cała reszta istoty, przypominającej krocionoga posiadającego długie, ostre macki zamiast odnóży... Niegdyś Amanda powiedziała by, że olbrzym był rozmiarów wykraczających poza horyzont widzenia, jednak odkąd została wybrańcem Aramona jej percepcja uległa zmianie, poprawie. Z dużą dozą prawdopodobieństwa oszacowała, że istota ma około 50km długości i 1km wysokości... ale nie widziała ile jej wystawało nad wodę...
Amanda miała już plan na dziś, poprosić elfa o nauczenie ją czegoś nowego, trochę to potrenować i naładować mocą nowe osoby. Teraz jednak najwidoczniej miało sie to zmienić.
- Co to takiego do cholery?!? - spytała niezwykle zdumiona i przerażona tym co zobaczyła. Cokolwiek to było, wolała by mieć po swojej stronie, a skoro wyłaniało sie z Morza Skazy szansa na to była raczej znikoma. "Nie zakładanie najgorszego" było teraz trudne do przyjęcia. Istota tych rozmiarów przerażała ja sama w sobie.
- Wydaje mi się... że to nowa super-broń Skazy... - mruknął Elf, krzywiąc się. Brzmiało to jakby mówił "o, zabrudziłem sobie pancerz".
- Chyba czas zwołać posiłki skadinąd i zrobić porządek na tym kontynencie - dodał.
- O Aramonie - wyrwało się Amandzie. W tej sytuacji chyba tylko on mógł im pomóc. Sytuacja wyglądała naprawdę fatalnie, a mówiono że mieli czas. Amanda z przerażeniem patrzyła na stwora.
- Nie wiem tylko dlaczego wyrywa ogrodzenie, zamiast otworzyć sobie przejście - zastanowiła się Aine.
- Wygląda na to, że jeszcze nie jest gotów. Wybraniec Azariel najwyraźniej wpadł się troche pobawić kosztem istot Skazy i gdy zaczął niszczyć struktury Skazy to-to wyłoniło się w celach obronnych... - zauważył elf.
- Powrót konno zajmie pół godziny, temu czemuś najwyżej połowę tego - zauważyła Aine. Teleportacja była jedynym rozwiązaniem i to że zdradzała ich obecność tam nie miało już teraz znaczenia i tak ktoś już zdradził obecność wybrańca w tym miejscu. - O jakich posiłkach mówisz? - spytała natychmiast dżin.
- O innych wybrańcach oczywiście - odparł elf. - Solo raczej nikt temu bydlakowi nie da rady.
Amanda tymczasem, najzwyczajniej była w chwilowym szoku. Dopiero po dłuższej chwili była w stanie zebrać myśli. Posiłki z Darkantropi były teraz mile widziane i skoro nie mieli już dużego wyboru to Amanda miała nadzieję, że Argena myli się co do ich zamiarów. Ale posiłki w postaci innych wybrańców... to coś czego się nie spodziewała.
Wracali już do miasta. Czas był już najwyższy. Amanda miała nadzieję, że to co się stało z ogrodzeniem skazy, nie narazi ich potajemnej misji zwiadowczej... choć znacznie większym zmartwieniem był gigantyczny potwór Skazy.
- Czy to coś, da się zniszczyć pobudzając wulkany z dna morza? - odezwała się w końcu Amanda, gdy miasto do którego zmierzali znalazło się w zasięgu jej wzroku i oznaczało ostatnią szansę na chwilę w miarę spokojniej rozmowy, zanim zaczną działać.
- Trudno orzec. Aczkolwiek to może wtedy po prostu zwiać. Jest mobilne... - mruknął Elf.
- Pewnie jak będzie chciało to i nad moim ogrodzeniem przeskoczy - zauważyła niezadowolona Amanda.
- Spokojnie - uspokajała ją Aine. - Nachtrinroth, wspominałeś o innych wybrańcach. Rozumiem, że z innych kontynentów. Powiedz nam o nich - dżin zwróciła się do elfa. Należało skupić się na rozwiązaniu, a nie problemie.
- Jest ich łącznie dziesięciu. Wybrańcy następujących bóstw: Uranosa - boga wolności i wiatru, Vistenesa - boga płomieni i demonów, Thirel - bogini wody i lecznictwa, Luviony - bogini światła i czyszczenia, Azariel - bogini zła i zemsty, Ezehiala - boga śmierci i spokoju, Tyris - bogini i obrończyni życia, Harmona - bogini równowagi, Foggosa - boga krwi i bólu - wymienił elf.
- Yyy - zaczęła Amanda - A możesz mi to wszystko napisać? - powiedziała. Było to trochę za dużo konkretnych informacji podanych w kilka sekund.
- Ja ci później napiszę - powiedziała uprzejmie Aine, nie chcąc absorbować elfa. - Możesz ich zawiadomić? Czy dobrze rozumiem, że jeden z nich już tam był? - spytała dżin.
- Wybraniec Azariel - odparł elf. - Z kim konkretnie chemy rozmawiać? - spytał.
- Najlepiej z wybrańcami dobrych bogów. Uranosa, Thirel, Luviony, Tyris i Harmona. Wybraniec Azariel też może być, skoro raz już tu przybył i pozostał niezauważony.
- Zanim nie zaczął rozrabiać - zauważyła Amanda. - Ale właśnie, jak to zrobił, że go nie widzieliśmy? - spytała Amanda
- Może tak samo jak my - zasugerowała Aine.
- Wątpię by silił się na dyskrecję, wpadł trochę pomordować istot Skazy - wzruszył ramionami. - Skontaktuję się z kim trzeba - oznajmił.
- Może udało by się ich umówić na wspólny atak, na jutro rano? - spytała Amanda. - I Sotor też będzie, a na pewno bardzo się przyda.
- Zadałem pytanie, czekam an odpowiedź Wybrańca Uranosa, pytam reszty - poinformował Elf.
- Pytasz telepatycznie? - spytała spokojnie Amanda.
- Tak - odpowiedziała jej Aine. - Czekamy na odpowiedź. Przyjmiemy do wspólnej walki każdego kto będzie skłonny pomóc - dodała spokojnym, ale poważnym głosem.
- Rozmawiałem też z prawą ręką wybrańca Azariel. Przekazał pytanie - ciągnął elf. - Teraz Wybraniec Hamrony... - znów zamilkł.
Amanda chciała coś powiedzieć, jednak Aine uciszyła ja gestem ręki. Elfowi nie należało już więcej przeszkadzać.
- Wygląda na to, że za niecałą godzinę będzie miała miejsce konferencja Wybrańców Azariel, Luviony, Tyris, Thirel i Harmony - zauważył Elf.
Amanda mruknęła coś niewyraźnie, co oznaczało przyjęcie informacji. Zastanowiła się nad aspektami tej konferencji, o tym jak miała by przebiegać i kim są inni wybrańcy, o których może i coś słyszała, ale o których nic nie wiedziała. Tak czy inaczej, Amanda była zadowolona, że Nachtrinrothowi udało się tak szybko zorganizować aż pięciu wybrańców.
Miała właśnie spytać o Uranosa, którego jej brakowało, gdy nagle coś przerwało im rozmowę.
Przed Amandą pojawiła się tafla energii. Pojawił się w niej obraz młodej dziewczyny, której oczy, wyglądające jak zrobione z doskonale czystego bursztynu z zatopionymi w nich kreskami źrenic, wbite były w Amandę.
Koło niej siedział jakiś chłopak. Był pół głowy wyższy od kobiety, miał krótkie czarne włosy, brak zarostu, niebieskie oczy i charakteryzował go sympatyczny wyraz twarzy.
- No, proszę - mruknął chłopak, wskazując Amandę gestem dłoni.
- Oto wybraniec Azariel, Amber. I jej prawa ręka, Aleks - mruknął Nachtrinroth, po czym zwrócił się do Amber.
- A to Amanda, Wybraniec Aramona. I Aine, dżinn będąca... - spojrzał na Aine pytającym wzrokiem. - Władczynią Unii, tak? - powiedział.
Aine po krótkiej chwili przekrzywiła nieznacznie głowę przymykając jednocześnie oczy, co miało oznaczać: "można tak powiedzieć". Amanda zdawała sobie sprawę, że Aine jest nie tyle władczynią, co założycielką Unii... a także założycielką Akademii Magii, Gildii Magii, Powietrznej Floty, Unijnej Sieci Kolei, licznych Fabryk Golemów i tak dalej... Jednocześnie Amanda zdawała sobie sprawę, że tytułowanie teraz Aine nie jest tym o co chodziło rozmówcą i na co wszyscy oni mieli obecnie czas.
- Spotkanie AA 'n' AA - mruknął cicho Aleks, drapiąc się po potylicy. Amanda uśmiechnęła się, gdyż istotnie wszyscy przedstawieni mieli imiona zaczynające się na literę A.
- Ponoć z rana zamierzasz zaatakować tego tam co go masz w tym akwarium... Mam nadzieję, że masz armię i zawiązane sojusze na ten wypadek albo planujesz to zorganizować - Amber odezwała się bez zbędnych wstępów i uprzejmości. Amanda nie wiedziała ile informacji przekazał Nachtrinroth, ale domyśliła się, że ich rozmówcy posiadają sporo informacji, więc to ta kobieta musiała naruszyć ogrodzenie skazy i wywołać robala z dna morza.
- Tak, zamierzam zniszczyć Skazę zajmującą to morze - przyznała Amanda, nie widząc powodów dla których miała by kłamać. - Ten twór wyglądał na potężny, ale nawet jeśli jeszcze nie jest gotowy, to zdąży mi uciec i zasieje duże spustoszenie - odpowiedziała Amanda. Nie spodziewała się, że odzew na prośbę wysłane przez Nachtrinrotha spotkają się z tak szybkim odzewem, ale była z tego faktu zadowolona.
- Nie sprowadzimy nad morze całej armii do jutra rana. Postaramy się zorganizować jak największe siły - Aine odpowiedziała na drugą część pytania. Istotnie wcześniej Skaza był wszędzie i walczyli z nią wszędzie, a obecny front ukształtował się dopiero ostatnio.
- Czy możemy liczyć na waszą pomoc w walce z "tym"? - spytała Amanda, zakładając, że po to właśnie się skontaktowali.
- Ten stwór ma pancerz tak gruby, że nie przebiją się przezeń moje cienie, a łączenia w pancerzu wypełnia materiał, którego nie kojarzę. Stwór jest niegotowy i ze względu na swój rozmiar jeszcze przez jakiś czas w takim stanie pozostanie. Skaza miał okazję stworzyć coś takiego w tamtym miejscu bo nie był niepokojony i skaził cały teren wokół w stopniu, w którym ten zaczął zmieniać się w coś w rodzaju ciała Skazy. To w morzu to zaledwie część problemu. Jakie siły jesteście w stanie zgromadzić do jutra rana? Przerzut sił to niewielki problem - mruknęła.
- Część sił możemy przerzucić, jednak nie teleportuję całej armii. Możemy liczyć na kilka galeonów powietrznych. Opracowujemy już broń, która powinna się sprawdzić - powiedziała Aine, w pełni zdając sobie sprawę, że będzie musiała teleportować się z oddziałami co najmniej sto razy, zanim zbierze najkonkretniejsze oddziały w jednym miejscu. Amanda zaś tylko się tego domyślała.
Amber westchnęła.
- Czyli jak rozumiem nie macie sojuszy, nie macie armii... Za to macie broń, która być może zadziała. Co to za broń? - spytała.
Przez chwilę Amanda poczuła się dość dziwnie. Rozmówczyni nie do końca zrozumiała to co mówili, ale dopytywała się o szczegóły jednej z kwestii. Amanda jak zawsze chciała się dogadać i wiedziała, że warto sprostować wszelkie niedomówienia i odpowiedzieć na pytanie.
- Mamy sojusze i połączone armie - odpowiedziała Amanda, mimo wszystko dziwiąc się jak można podejrzewać ją o jej brak, zwłaszcza, że już o niej wspomnieli. - Nie przebędą jednak one czterech tysięcy kilometrów w jedną noc. Możemy teleportować część - wyjaśniła Amanda, gdyż tak jej się przynajmniej wydawało.
- Broń nazwaliśmy prosto: gwoździe. Stalowe, wielkości drzewa, naładowane mocą i zrzucane z dużej wysokości na cel - odpowiedziała Aine. Można było jednak przypuszczać, że na tego stwora którego widzieli, potrzebne było coś jeszcze większego.
- Tylko cztery tysiące kilometrów? Z jakim wybrańcem nawiązaliście taki sojusz, że jest tak blisko? - zdziwiła się Amber. Według map świata odległości między kontynentami były znacznie większe niż marne cztery tysiące kilometrów.
- Z żadnym - odpowiedziała beztrosko Amanda, nie do końca rozumiejąc dlaczego kobieta założyła opcję iż wspomniana armia należy do innego wybrańca. Nie kontaktowali się z innymi wybrańcami aż do tej pory. Amanda nie wiedziała wcześniej nawet, że jest to możliwe... Nikt jej nie powiedział.
- To sojusze państw na Astarii - wyjaśniła.
Amber wybuchnęła śmiechem. Amanda zmarszczyła brwi dziwiąc się z tej nietypowej reakcji kobiety. Spojrzała na Aine, ale ta zachowała kamienną minę i tylko w odpowiedzi na spojrzenie Amandy przymknęła oczy i skinęła nieznacznie głową, na znak zachowania spokoju.
Kobieta w końcu doszła do siebie i wytarła łzy, które popłynęły jej z oczu. Chyba nikt nie rozumiał z czego się śmiała, ale jej najwidoczniej to nie przeszkadzało.
- Czyli dysponujecie mocą jednego wybrańca. No pięknie. Tak dobrego żartu dawno nie słyszałam - mruknęła.
Amanda skrzywiła się niezadowolona i jeszcze bardziej zdziwiona reakcją kobiety. Owszem, na Astarii był tylko jeden wybraniec i z tego co wiedziała, na każdym kontynencie był jeden. Cóż więc było w tym śmiesznego, że oni nie byli wyjątkiem? Jeden kontynent, jeden wybraniec.
Tymczasem kobieta mówiła dalej.
- Jeśli negocjacje, które mam za niecałą godzinę pójdą dobrze, to będzie na miejscu szóstka wybrańców włącznie z tobą. To co Skaza hoduje w tym akwarium jest zagrożeniem dla wszystkich na całym świecie i zaryzykuję stwierdzenie, że gdybyście sami stanęli do walki przeszłoby po waszych trupach bez specjalnego zauważenia waszej obecności - powiedziała.
Tego ostatniego Amanda nie była by taka pewna. Jednak jeśli tamci mieli możliwość przenoszenia się na inne kontynenty, to faktycznie mogli połączyć siły z innymi wybrańcami i działać wspólnie. Amandzie raz przyśnił się biały smok i nie był to zwykły sen. Wiedziała o innych wybrańcach, ale nikt nie pomyślał o kontaktowaniu się z osobami na innych kontynentach. Osobiście nie mogła tego zrobić w żaden sposób... choć nie pytała Sotora, czy on może. Kobieta z którą obecnie rozmawiali, Amber, najwidoczniej porozumiewała się z innymi wybrańcami zawierając z nimi sojusz. Niestety jej tym nie objęli, był co najmniej niepocieszające. Amanda poczuła się tak, jak wtedy gdy grupa znających się skądś osób robi przyjęcie, ale nie zapraszają jednej osoby. W tym wypadku tą niezaproszoną bez powodu osobą była właśnie Amanda.
- Dzięki za pocieszenie - powiedziała sarkastycznie. - Masz sojusz pięciu wybrańców, a do mnie nawet się nie odezwaliście? Nie mogliście nas włączyć? - dopytywała się stanowczym głosem. Uniosła się i była to zupełnie typowa, ludzka reakcja jak na okoliczności.
- Teraz już będziemy - powiedziała delikatnie Aine i uspokoiła ją trochę. - Prawda? - dodała Aine spoglądając to na Amber, to na Aleksa. Fakt, że ich wcześniej nie zaproszono mógł mieć liczne powody, choćby to, że Amanda mogła być wtedy nieprzytomna... Aine była z natury bardzo wyrozumiała i ceniła rozsądek, sądząc, że każda istota rozumna się nim kieruje, a przynajmniej potrafi to robić. Na to też liczyła w tym momencie.
- Sojusz zawierany był pod kątem korzyści jakie ze sobą mógł nieść. Nie zawierałam sojuszu ze wszystkimi, a zaledwie z czwórką wybrańców - wytłumaczyła się Amber. - Dokładnie z wybrańcami Tyris, Thirel, Luviony i Harmony. Tyris to bogini związana z moim rodzajem więc współpraca była naturalną koleją rzeczy. Thirel leczy jak żadne inne bóstwo, więc umiejętności Adeli są nieocenione na polu bitwy i po bitwie. Sojusz z Wybranką Luviony zapewnił równowagę i automatyczne poparcie Wybrańca Harmony, więc również był na rękę - opisała czwórkę wybrańców, podając powody ich przyłączenia. Pominęła jednak kwestię całkowitego braku informacji wobec Amandy, co z drwinami odnoszącymi się iż mają moc jednego wybrańca, było całkowicie nie na miejscu. Bo iluż miała mieć? Kobieta nie dała jednak sobie wejść w słowo i mówiła dalej.
- Powiedziałam teraz, że szóstka wybrańców weźmie w tym udział jeśli negocjacje pójdą dobrze, ponieważ liczyłam również ciebie - powiedziała Amber. Był to najwyższy czas, aby pomyśleć o udziale Amandy... choć skoro mowa o działaniu na Astarii, to jej ponowne pominięcie było by... przesadą nie do pomyślenia.
- No chyba, że nie zamierzasz brać w tym udziału, mimo tego, że to twój kontynent - mruknęła Amber, a uwaga ta była tak samo nie na miejscu jak wcześniejszy śmiech. Widocznie dla tej dziwnej kobiety Amanda była... na pewno nie jednym z wybrańców, nie jednym z nich.
Następnie głos dziewczyny się obniżył i zupełnie teraz nie pasował do tej drobnej istoty, którą była. Ale choć nadal nie dawała sobie przerwać, to o dziwo zachowała chłodny spokój. - Nie mogę decydować za innych wybrańców. To czy będą chcieli zawrzeć z wami sojusz to ich sprawa. Chcę zaoferować pomoc w wyeliminowaniu zagrożenia na twoim lądzie nim rozpełznie się na pozostałe. Tyle - powiedziała Amber, jasno oznajmiając, że ma to być tylko jednorazowa umowa, która nie będzie zobowiązująca do czegokolwiek dla żadnej ze stron.
Stanowisko kobiety dawało się jeszcze zrozumieć, ale jej zachowanie zdawało się kwalifikować jako co najmniej dziwne. Nawet dla Amandy, która nie jedno już w życiu widziała.
Nachtrinroth uśmiechnął się lekko pocierając brodę, ale nie odzywał się. Aleks z kolei przeciągnął się i podniósł.
- Nie wiem jak u was, ale u nas jak ktoś organizuje wsparcie tyczące się w pierwej kolejności terenu osoby trzeciej, to mówi się "dziękuje", a nie kręci nosem - powiedział.
Zdumiona Amanda uniosła brwi, przecież to ona sama poprosiła Nachtrinrotha o skontaktowanie się z innymi wybrańcami. Trafili na sojusz, do którego sami nie mieli wstępu, ale to oni sami wyszli z propozycją, a nie tak, że owy sojusz organizował wszystko za nich.
Tym razem elf nie wytrzymał i parsknął śmiechem, po czym odchrząknął.
- Złośliwości proponuję pozostawić na później. Na przykład na czas po śmierci skazy... - powiedział.
"Najwyższy czas pozostawić złośliwości, szkoda, że uwaga na ten temat pojawiła się dopiero teraz... A z takim podejściem to później będą to już raczej wojny religijne" - przemknęło Amandzie przez myśli.
- Lepiej całkiem z nich zrezygnować - powiedziała Aine, której te wszystkie dziwne złośliwości najwidoczniej też wcale nie cieszyły, mimo iż przywykła do użerania się z Argeną, nekromantami i licznymi innymi problemami. - To bardzo dobrze, z chęcią przyjmiemy pomoc w walce ze skazą. Twoją i innych wybrańców, jeśli będą skłonni stanąć z nami do walki - odpowiedziała Aine. Nawet jeśli nie chciano ich w sojuszu, to jednorazowa pomoc była mile widziana. Aine wiedziała, że nie trzeba mieć zawartych paktów aby stanąć razem do walki, a okoliczności do tego zmuszały.
- Nie wiem skąd pomysł, że ja miałabym nie walczyć? - spytała Amanda, choć nie oczekiwała odpowiedzi na to pytanie. Zwykle nie miała żadnych problemów z dogadywaniem się z innymi, ale ta kobieta była jakaś inna. Chyba nie była zwykłym człowiekiem, nawet zanim została wybrańcem. Jeśli jednak mieli ją za nic nie wartą osobę, to... warto było chociaż spróbować to zmienić.
- Jestem wybrańcem Aramona, boga ziemi. Mogę łatwiej oczyścić skażone ziemie i przywrócić je do stanu świetności - dodała Amanda w odpowiedzi na wzmianki o zdolnościach innych wybrańców oraz przedstawiając jednocześnie swoją ofertę. Nie zamierzała wpraszać się do sojuszu skoro jej nie chcieli, ale mimo to wszystko pozostawała uprzejma.
- W tej chwili na Milgasii potrzebujemy życia, bo ziemie oczyściliśmy we własnym zakresie. Potrzeba zwierząt i roślin - mówiła Amber, a zadowolona Amanda wiedziała, że tego mają duży zapas i mogą się podzielić. - więc obawiam się, że jest to poza twoim zasięgiem - kobieta dokończyła zdanie, podejmując decyzję przed usłyszeniem oferty, co ponownie sprowadziło do parteru samopoczucie Amandy i szanse na ten głupi sojusz. - Ale Adela pewnie chętnie z tobą na ten temat porozmawia, bo wysadziłam u niej potwora też sporych rozmiarów. Niestety zabrał ze sobą do grobu cały masyw górski. Może zdołasz go odtworzyć. Ta ziejąca pustką dziura wygląda jednak znacznie gorzej niż góry - mruknęła.
Amber osobiście jej nie chciała, ale przynajmniej przekazała informację kto mógł by się z nią dogadać. Przywrócenie gór, wyłącznie dla krajobrazu mogło spokojnie poczekać.
- Za godzinę będziemy mieli konferencje. Skoro jesteście skłonni współpracować to także jesteście zaproszeni. Tam przedstawicie swoją ofertę - powiedziała, choć to oni byli inicjatorami spotkania i to oni powinni zapraszać innych.
"Cóż za niewiarygodny akt łaski? Zaproszono nas na nasze spotkanie..." - sarkastyczne myśli biegły po głowie Amandy. Zaprosić ich na tą naradę można było na wiele sposobów. "No jak chcecie to możecie przyjść, na swoje przyjęcie urodzinowe" było jednym z najdziwniejszych, raczej tych gorszych i niezbyt zachęcających sposobów. Nie mniej jednak, Amanda ponownie powstrzymała emocje i postąpiła racjonalnie.
- Chętnie z nią porozmawiam - powiedziała odnosząc się do wspomnianej Adeli. - Dobrze, zatem za niecałą godzinę. Spotykamy się gdzieś osobiście, czy porozmawiamy tak jak teraz? - spytała Amanda. Osobiście, wcale nie czuła się już jak gospodarz, a jak piąte koło u wozu.
- Dobra, lepiej chyba jeśli spotkamy sie osobiście - stwierdził Aleks. - Nawet jest pewien neutralny teren, który został mi oddany do dyspozycji w celu realizacji spotkania - powiedział.
- Idealnie. Zajmiesz się organizacją transportu dla wszystkich? - padło pytanie do Aleksa.
- Znakomicie. Czy wszyscy dadzą radę w jedną godzinę? - Aine zadała nieco inne pytanie, choć chyba podzielała entuzjazm.
Amanda zamyśliła się nad tym wszystkim. Nie przywykła do takiego ignorowania i wyśmiewania bez powodu, zwłaszcza ostatnio. Nie polubiła tej Amber ani trochę.
- Bezproblemowo - odpowiedział Aleks. - To odpowiedź na oba pytania - dodał.
Amanda i Aine uśmiechnęły się jednocześnie. Nie było idealnie, ale przynajmniej doszli do wstępnego porozumienia.
- Gdyby zaszła taka potrzeba wszyscy daliby radę w 10 sekund, ale na szczęście nie ma takiej potrzeby - dodała Amber. - Przez tę godzinę radzę byście zorientowali się jak liczne siły jesteście w stanie zebrać do jutra rana. Ja pod ręką na teraz mam 2000 mroczniaków, 50 cieni i mogę w godzinę zebrać wszystkie 500 Revenantów. W trakcie konferencji zobaczymy, czy będzie potrzeba zbierania całej armii - mruknęła... wydając rozkazy i znowu nie dając sobie przerwać.
- Dasz radę przerzucić tak liczne siły na Astarię? - spytała Amanda, nieznacznie unosząc brwi. Nazwy nie dawały jej żadnego pojęcia o jakich jednostkach mówi Amber, ale liczby mówiły same za siebie. Osobiście wyobrażała sobie kościste smoki z czarną chmurą magii, takie jakiego Nachtrinroth przywołał sobie na wierzchowca. Dwa tysiące takich było dość silną armią. Amanda sama się nie przenosiła, nie musiała się tego uczyć, skoro miała to zagwarantowane to mogła się skupić na innych ważniejszych sprawach.
- Przerzut sił to żaden problem. Tak walczyliśmy ze Skazą. Przerzucając siły z miejsca na miejsce, tam gdzie były potrzebne. Większym problemem jest zebranie sił, bo kończymy sprzątanie po skopaniu Skazie dupy na Milgasii - powiedziała spokojnie. - A tych 2550 jednostek o których mówiłam... 501 osób z łatwością i szybko przejdzie przez portal - wzruszyła ramionami.
"Na Milgasii! To tam poszedł mój Sotor!" - przemknęło przez myśli Amandy, ale nie dała po sobie niczego znać.
"Czy my też tak potrafimy? Możesz przeteleportować całą armię?" - Amanda użyła telepatii, aby spytać siedzącej obok niej dżin.
Aine skinęła głową, co Amanda zrozumiała jako potwierdzenie.
- Zatem widzimy się za godzinę? - powiedziała Amanda. W zasadzie, na chwilę obecną powiedzieli sobie już wszystko.
- Niecałą - skinęła głową Amber po czym spojrzała na Aleksa, a ten uniósł brew.
- Dobra, to tyle na teraz i zaraz zajmę się przygotowaniem miejscówki... tak? - spojrzał na Amber pytająco.
- Tak. Poza tym opowiesz mi jak stoimy z umocnieniami i czy Revenanci przy ich stawianiu są wciąż potrzebni - mruknęła.
Zaraz potem obraz i tafla energii zniknęły.
- Jak oni mogli zrobić taki sojusz? Dlaczego nie objęto wszystkich wybrańców? I dlaczego w tak szyderczy sposób zarzucano nam, że nie zrobiliśmy tego samego? - spytała rozdrażniona Amanda.
- Zapewne skontaktowali się, za pomocą Dekantropian i w ten sam sposób wezwano Sotora na tamtą bitwę - powiedziała uspokajającym głosem Aine. - Amber brała tych, którzy mogli przynieść jej konkretne korzyści, tych którzy byli akurat potrzebni. Myśmy do tej pory nie potrzebowali pomocy i dlatego o to nie zadbaliśmy - wyjaśniła.
Amanda skrzywiła się niezadowolona.
- Sojusz to nie przyjaźń - mruknął Nachtrinroth. - Sojusz jest zawierany w ścisłym celu, widać nie mamy niczego, co mogłoby się przydać innym, bądź inni nie mają niczego co przydałoby się nam - wzruszył ramionami.
- Ale odezwać się mogli - powiedziała nadal niezadowolona Amanda.
- Już dobrze, nie ma o co się gniewać - uspokajała ja Aine. - Chcą pomóc w walce z przerośniętym robakiem skazy, a to już dużo - powiedziała, a Amanda nie mogła nie przyznać jej racji.
- Nie powinnam się tak unosić - przyznała.
- Dalej źle postrzegasz koncepcje sojuszu, Amando - Nachtrinroth westchnął ciężko.
- Nie mieli po co się "odzywać" bo uznali, że sojusz z tobą nie oferuje korzyści. Vistenes wydawał się być zainteresowany sojuszem, ale wychodzi na to, ze miałaś ważniejsze rzeczy do roboty niż rozmowa z nim. Opcja stworzenia sojuszu wiec była, po prostu jej nie dostrzegłaś, wiec z niej nie skorzystałaś.
Amanda skrzywiła się niezadowolona i smutna. Istotnie przegapiła okazję, do zawarcia sojuszu. Wytłumaczenie, że mężczyzna zniknął tak samo szybko i niespodziewanie jak jak się pojawił, zdawało się nie być najlepszym.
- Bo on tak nagle zniknął - bąknęła. Nie była z siebie zadowolona.
- Nie myśli już o przeszłości, to nic nie zmieni - powiedziała spokojnym głosem Aine.
- Racja, trzeba się skupić na tym co nas czeka - powiedziała dziarsko Amanda, zbierając się w sobie. - Nachtrinroth, chciałabym abyś później przekazał wiadomości odemnie do innych wybrańców - powiedziała.
- Jestem twoim obrońcą, nie szpiegiem - elf mrugnął do niej. - Powiedzmy, że zależy co chcesz konkretnie wiedzieć.
- Nie trzeba nikogo szpiegować - odparła Amanda ze szczerym uśmiechem. - Chcę zawrzeć porozumienie. Odezwać się tylko, skoro wiem już, że jest taka możliwość - powiedziała Amanda.
- Na początek wystarczy przesłać pozdrowienia i życzenia sukcesów w walce ze skazą - zasugerowała Aine.
- O właśnie to. A jeśli zechcą się podzielić swoimi doświadczeniami o tym jak walczyli, to będzie mi miło poznać nowe strategie - powiedziała Amanda.
- Bez sensu. Życzenia nic nie dadzą. Zaoferowanie pomocy byłoby lepszym ruchem, ale zauważ, że jesteś, jako Wybraniec, o wiele słabsza niż inni, na przykład Aaron.. a o Amber to już nawet nie mówię - mruknął.
Amanda słysząc to nie wyglądała na zadowoloną. - O właśnie! I skąd miałabym to wiedzieć? Nie wiem nic o innych wybrańcach. Żadnego przepływu informacji, czy porozumienia. Gdyby Sotor mi nie wspomniał, myślałabym, że jestem jedyna na świecie - Amanda wyraziła co jej leżało na sercu. - No więc dlaczego jestem słabsza od innych? Bo spędziłam dwa dni nieprzytomna po spotkaniu z wijem? - spytała, już w miarę spokojnym głosem.
- Chcesz szczerej odpowiedzi? Bo skupiasz się na polityce nawet gdy twój nauczyciel zaleca działanie - powiedział elf. - Byłem akurat w okolicy kawałek czasu temu i widziałem, że preferujesz załatwiać sprawy pośrednio niż osobiście. Dwie porządne akcje, z tego co pamiętam. Jedna gdy z Sotorem położyliście trupem tego demonicznego boga, a druga w ruinach Wija... tylko ta druga byłą średnio udana, ale niezła - elf westchnął.
- Trzeba ruszać tyłek, robić rzeczy osobiście. Ćwiczyć moc, poszukiwać lepszych rozwiązań. Szukanie uczniów i jeżdżenie po świecie tego nie zapewni, a jesteś dalej za słaba by móc czerpać moc z alternatywnych źródeł - wzruszył ramionami.
- Jest to jednak moje ujecie tematu. Z drugiej strony masz największą armię spośród wszystkich Wybrańców i najwięcej uczniów. Masz liczebność i siłę uderzeniową, ale nie znasz się z tego co wiem na strategii, wiec nie jesteś generałem. Kim więc jesteś? Nauczycielem? Tylko obdarzasz mocą swoich uczniów, uczą ich inni. Musisz znaleźć dla siebie miejsce i postarać się, by twoje zdolności i moc dopasowały się do tego miejsca, czyniąc cię kimś wyjątkowym. Tak to widzę. Sądzę, ę Sotor nie chciał ci robić przykrości, albo naciskać w żaden sposób, pozostawiając wolną rękę, ale to nie działa tak jak powinno...
Amandę zamurowało, a jej umysł zalało tsunami przeróżnych myśli i uczuć, których w tej mieszance nie potrafiła zidentyfikować.
- O jakich alternatywnych źródłach mowa? - spytała Aine, sama nad czymś się zastanawiając.
- Świat powiększył się od czasu ostatniego kataklizmu... Pod ziemią zakopane są relikty przeszłości, chociażby Arachnoidy, które skłoniłaś do współpracy. Takich miejsc jest więcej ,wiele z nich zawiera moc bóstw, która często może stanowić monetę przetargową... lub źródło potęgi. Kilkoro Wybrańców już znalazło takie źródła i skorzystało z ich mocy.
- Dlaczego wcześniej ich nie wykryłam? - spytała Aine.
- Nie chcę by zabrzmiało to obraźliwie, ale... wasze metody są zbyt prymitywne. Trzeba wiedzieć czego szukać i gdzie. Specjalistyczne szukanie konkretnego obiektu może, choć nie musi, przynieść rezultatów. Musielibyście posiadać wiedzę, której nie macie skąd zdobyć... a jest jej dużo.
- Rozumiem - odpowiedziała ze świętym spokojem Aine. - A czy ty możesz namierzyć takie lokacje? - spytała.
- Nie. Nie dysponuje wszystkimi wymaganymi informacjami - powiedział elf.
- I jak rozumiem, nie będziemy w stanie ci ich zapewnić - rzekła Aine, a ciężko było powiedzieć, czy było to pytanie czy stwierdzenie.
- Nie. Aczkolwiek Sotor wkrótce tu wróci i on może zarządzić poszukiwania. Jednakże tak jak już wspominałem Amanda... - obejrzał się na kobietę. - Nie masz dość mocy, by przyswoić sobie energie z takich miejsc... a często są też trudno dostępne i wymagają pewnego poziomu mocy od Wybrańca i liczebność, armia i magowie tu nie pomogą
Amanda pokiwała głową na znak zrozumienia. Była wdzięczna Aine, że ta zajęła się rozmową, dając jej chwilę na dojście do siebie.
- Dziękuję - powiedziała. - Najlepszym sposobem trenowania mocy, będzie sama walka ze skazą. Najpierw jednak zajmijmy się przygotowaniami na konkretne starcie, z tym robalem. Osobiście chcę nauczyć uczniów jak ładować mocą broń i pociski. I naładuję pozostałych wybranych, którzy na to czekają. Tyle mogę zrobić bez wzbudzania podejrzeń Skazy, że szykujemy coś na spotkanie z robalem. Powiedz mi, znowu tak szczerze, co o tym sądzisz? - Amanda nie była przyzwyczajona do poddawania się i nie zamierzała tego robić tylko dlatego, że była za słaba na pewne rzeczy.
- A na przyszłość pytaj Sotora o to jak możesz się wzmocnić. Masz bardzo słabą odporność. Wiem co mówię, nie wytrzymałabyś nawet jednego mojego ciosu... a Aaropnowii to mogę co najwyżej skoczyć - westchnął i wzruszył ramionami.
Amanda skrzywiła się niezadowolona. - Dziękuję - powiedziała. Była wdzięczna za słowa prawdy, mimo iż to co usłyszała jej się nie podobało.
- Gdy stan obecny nam nie odpowiada, trzeba dokonać zmian - zacytowała Aine.
Amanda obdarzyła ją przyjaznym spojrzeniem.
- Oczywiście, pomówię o tym z Sotorem jak tylko się zjawi - powiedziała.
- Poproś go o sugestie w danym celu. Osobiście sadzę, ze przydałaby ci sie fizyczna odporność - powiedział Nach.
Amanda kiwnęła głową i uśmiechnęła się do elfa. Ogólnie rzecz biorąc to co jej powiedział... nie wszystko było miłe, ale wszystko było prawdziwe i jak najbardziej potrzebne jej uszom.
- Aine, zabierz nas do doków w Niebiańskich Wichrach, zobaczymy jak idzie organizacja Powietrznej Floty - powiedziała Amanda, zwracając się do dżin.
Zaraz potem błysnęło białe światło i cała trójka zniknęła.
Unia, Niebiańskie Wichry
Znaleźli się w hali doków. Amanda była tu już nie raz, ale nie widziała jeszcze takiego ruchu. Kilkadziesiąt okrętów unosiło się tuż przy tarasie, zacumowane na linach, a setki gremlinów, oraz żelaznych, drewnianych i kamiennych golemów pracowało ładując na nie sprzęt, którym były głównie Gwoździe. Nawet to było tylko częścią obrazka, gdyż na statkach drugie tyle konstruowało modyfikacje Kelloseppa, do czego oczywiście zaliczały się nowe zrzutnie, gdyż zrzucanie Gwoździ, to trochę co innego niż zrzucanie standardowych stalowych kul i wymagało specjalnej aparatury.
Zaraz po ich pojawieniu się podszedł do nich ostrzyżony prawie na łyso czarodziej w długiej czerwonej szacie, odpowiadający najwidoczniej za całą organizację w tym miejscu.
- Witamy - powiedział, skłaniając lekko głową.
- Jak wygląda sytuacja? - spytała Aine.
- We wszystkich miastach prace idą pełną parą. Klaudia Kornelia, Przedsięwzięcie, Gwiezdny Pył, oraz tuzin wojennych galeonów są w pełni gotowe do działania. Mają ukończone i sprawdzone w praktyce modyfikacje, zamontowane zrzutnice i są załadowane. Galeony wojenne mają po czterysta Gwoździ, zaś okręty flagowe po sześćset. Choć naładowane mocą Aramona jest tylko dziesięć procent tego - oznajmił czarodziej, po czym mówił dalej. - Reszta statków w przygotowaniu. Kończymy montować ostatnie zrzutnice, a załadunek Gwoździ jest w toku. Za trzy godziny wszystko powinno być gotowe - zakończył czarodziej.
- Kto ładował Gwoździe mocą? - spytała Amanda.
- Gremliny, Zguz i Elliot - odparł mężczyzna. Zwykle nie zwracało się uwagi na to jak mają na imię gremliny, ale ci byli jej pierwszymi uczniami i stali się naprawdę wyjątkowi.
- Ile statków zostało przygotowanych do walki? - Amanda zadała kolejne pytanie.
- Trzy okręty flagowe, szesnaście wojennych galeonów, trzydzieści jeden przerobionych transportowców klasy Tonaż z zapasem ośmiuset Gwoździ, czterdzieści statków klasy Ważka po jednaj zrzutnicy i pięcioma Gwoźdźmi na każdą, oraz około stu statków klasy Pszczoła, oczywiście już bez Gwoździ - powiedział i uśmiechnął się nieznacznie.
Amanda była bardziej niż zadowolona, aczkolwiek ilość Gwoździ czekających na naładowanie mocą przekraczała nieco jej możliwości, zwłaszcza że miała jeszcze dużo osób do naładowania nią.
- Dobrze. Ale flota nie wylatuje, sama przemieszczę ją za pomocą magii. Kontynuujcie - oznajmiła Aine.
Czarodziej ukłonił się szybko i wrócił do swoich obowiązków oraz dręczenia ludzi pytaniami "jak im idzie".
- Chodźmy do Kelloseppa. Na to co widzieliśmy w Morzu Martwym potrzeba czegoś większego niż Gwoździe - powiedziała Aine i całą trójką ruszyli do odpowiedniej sali.
- Jeśli starczy mi sił, to naładowałabym kadłuby statków mocą, aby w razie czego były odporne na Skazę - powiedziała Amanda.
- Dobra myśl - pochwaliła ją Aine.
Wtedy to doszli do sali projektacyjnej, gdzie Kellosepp, Argena i odwrócony tyłem do nich wysoki mężczyzna w kolczudze, pracowali nad jakimiś planami.
- Argeno, nie podejrzewałam cię o talent inżynierski - powiedziała z uśmiechem Amanda.
- E tam, straszna nuda. Mnie to ciekawi dopiero jak już jest końcowy efekt - odpowiedziała Argena.
- Jest tu, bo przyprowadziła tu mnie - odezwał się mężczyzna w kolczudze i odwrócił się do przybyłych wbijając w nich swoje spojrzenie czarnobrązowych pozbawionych ludzkich emocji oczu. Mimo nietypowego spojrzenia mężczyzna był dość przystojny, dawało się zauważyć kilkudniowy zarost i wyraźne brwi.
- A teraz sobie gawędzimy - dodał rozkładając ręce szeroko jakby pokazywał cały pokój i uśmiechnął się znacząco. Nawet ten uśmiech mówił: lubię zabijać.
- Sayler - wyrwało się Amandzie z gardła. Mimo całej swojej mocy, obecność tego "człowieka" sprawiła, że przeszedł ją dreszcz. Aramon był dobrym bogiem, a i Amanda jak najbardziej preferowała takie samo podejście, więc obecność jego wydała jej się nie na miejscu.
- Co tu robisz? - spytała Amanda.
- Czyżbym nie był tu mile widziany? Serce krwawi mi z rozpaczy - powiedział sarkastycznie i ruszył na spacer po pomieszczeniu. - Wpadłem w odwiedziny, na zaproszenie tej dwójki - pokazał na osoby z którymi przebywał. - Tatuś i mamusia - oznajmił z drwiną i uśmiechem.
Na tą ostatnią uwagę Kellosepp spojrzał na podłogę i skrzywił się przybierając smutny wyraz na twarzy. Argena natomiast, z kwaśną miną odsunęła się górną częścią ciała od stojącego obok niej bóstwa wynalazków, a wyglądało to tak jakby mały pajączek opuścił się na pajęczej nitce i zawisł tuż przed jej nosem.
- Sayleeer! - ostrzegła niezadowolona, uznając najwidoczniej, że mężczyzna zaczyna przeginać.
Sayler chyba zaśmiał się na granicy słyszalności. Amanda nie widziała co zrobił, gdyż w tym momencie znalazł się on za jej plecami. Osobiście nie chciała się odwracać i go oglądać.
- Z twoją przeszłością, nie masz się co dziwić - odparła Amanda, a mężczyzna stanął obok nich i uśmiechnął się jak typowy psychopata. Najwidoczniej był dumny ze swojej sławy.
- Mile za to będą widziane efekty twojej pracy i z pewnością docenione - powiedziała Aine.
- No to do roboty - rzekł mężczyzna i przecisnąwszy się między zgromadzonymi wrócił do stołu z planami.
- Kim jest ten robaczek? - zapytał beztrosko Nachtrinroth.
- Smokobójca, znany z ilości zamordowanych smoków i nie tylko. Także dowódca smokobójców, oraz wynalazca broni i machin wojennych - powiedziała Amanda.
- W pojedynkę przy pomocy metalu, drewna i trucizn zabił kilkadziesiąt smoków - uzupełniła Aine, pomijając liczbę zabitych przez niego, osobiście lub pośrednio, ludzi i nie-ludzi, której od dawna już nikt nie liczył.
- Tak, a jak miałem bandę mięsa armatniego, które myślało że osiągnie to samo, to było już łatwiej - odezwał się Sayler rzucając cyrklem o stół. - Ale teraz mamy nie smoki, a skazę... I choć oba na "S", tak samo jak i ja, to różnica między smokiem a bestią skazy jest duża - dodał odwracając się z powrotem do Nachtrinrotha, Amandy i Aine.
- To powiedzcie coś więcej o jej stworach. Co je, nakręca? - rzekł a wyraz jego twarzy jasno zdradzał rządzę mordu i gotowe pomysły na ich dokonanie.
- Nie masz pojęcia jak duża - westchnął elf. - Ale zaraz będziesz miał. Istoty Skazy nie żyją w sposób, w jaki my postrzegamy to pojęcie. Wyobraź sobie, że masz do czynienia z systemem obronnym olbrzymiego organizmu, który uznaje ciebie za chorobę i próbuje wyeliminować cię przeciwciałami. Walczymy obecnie z takimi przeciwciałami. Nie rozumieją otaczającego ich świata, nie potrafią wyciągać wniosków, znajdują przeciwników i próbują ich zabić. Skaza potrafi formować ich w armie, ale każde z nich jest tylko kukiełką na niewidzialnych sznurkach. Bez bezpośredniej interwencji Skazy pojedyncze istoty działają automatycznie i bezmyślnie. To, z czym będziemy mieli się zetrzeć teraz jest inne. Ma potężny pancerz i parę systemów wewnętrznych. Prawdziwe wyzwanie. Smocza łuska w porównaniu z jego pancerzem jest równie trwała co papier, więc trzeba czegoś o na prawdę dużej punktowej sile uderzeniowej - elf skrzyżował dłonie na piersi. - Zapomnij o truciznach. Kwas może zadziałać, ale trucizna - nie. Brak rozwiniętego systemu nerwowego i krwionośnego... - machnął ręką. - Wiesz z czym to się wiąże?
Sam wykład o skazie był pouczający i dawał szerszy obraz niż dotychczas miała Amanda. W odpowiedzi na końcowe pytanie elfa, ona sama nie do końca wiedziała, ale Sayler najwidoczniej znał odpowiedź.
- Nie ma mózgu, który można uszkodzić załatwiając sprawę, ani żył z krwią które rozniosą truciznę, czy kwas i nie będzie przyjemności patrzeć jak leży i wykrwawia się na śmierć - powiedział, a to ostatnie wydawało się dla niego dość istotne. - Każdy pancerz można przebić, jak się ma czym i znajdzie słaby punkt, ale jeśli to coś nawet nie oddycha, to przypomina specyfikę golemów, całe może być pancerzem... musi się jednak jakoś poruszać, a odcięcie nóg będzie... sukcesem - mówił Sayler przechadzając się po pomieszczeniu.
- To wszystko na później. Teraz wymyślcie coś skutecznego na opancerzonego robala, który ma pięćdziesiąt kilometrów długości i co najmniej kilometr wysokości - poleciła Amanda.
- No wydaje się to najistotniejsze na razie - mruknął Elf, oglądając się na Amandę.
Na wieść o rozmiarach potwora, Kellosepp skrzywił się niezadowolony i zmartwiony, Argena uniosła wysoko brwi otwierając oczy szerzej, zaś Sayler uśmiechnął się zadowolony.
- Dobrze, coś wymyślimy. Wiadomo o tym czymś coś więcej? - spytał po chwili Kellosepp.
- Jest dobrze opancerzony - powiedziała Amanda, a następnie spojrzała na Nachtrinrotha - Wiemy coś konkretnego więcej?
- Nic więcej, ta istota jest wysoce nietypowa... - mruknął elf.
Kellosepp pokiwał głową na znak zrozumienia, choć zachwycony nie był zdając sobie sprawę z zagrożenia.
- Zostawimy was samych, liczymy na wykonalny pomysł za trzy kwadranse - powiedziała Aine. Do umówionego spotkania z sojuszem wybrańców zostało kilka minut więcej, ale wynalazcy musieli jeszcze przedstawić swój projekt.
Nie chcąc tracić czasu, zarówno swojego jak i mężczyzn. Trójka kobiet i Nachtrinroth opuścili pomieszczenie.
- Muszę się zobaczyć z uczniami, tymi pierwszymi, a potem resztą - powiedziała Amanda.
- Zajmę się tym. Zbiorę ich w Akademii Aramona - odpowiedziała Aine, po czym zniknęła w białym błysku.
- Gdzie jest Enkelia? - spytała Amanda, spoglądając na Argenę.
- Leczyła rannych szczuroludzi, choć podobno tobie też znakomicie to wychodzi - odpowiedziała demonica.
- Sprowadź ją proszę, pragnę zamienić z wami kilka słów - powiedziała Amanda.
Argena otworzyła pomarańczowy portal i przeszła przez niego.
Nachtrinroth był przez chwilę nieobecny myślami.
- Sotor zjawi się po spotkaniu Władców - poinformował Amandę.
- Zaraz po nim? - spytała Amanda, aby upewnić się czy dobrze go rozumie, choć było to pytanie retoryczne. - A ty? Zostaniesz ze nami? - spytała uprzejmym głosem i uśmiechnęła się lekko.
Elf uniósł brew. - A jestem tu potrzebny? - zapytał.
Amanda zastanowiła się przez chwilę, biorą jednocześnie głębszy oddech.
- Jeśli jesteś potrzebny gdzieś indziej, zrozumiem. Tutaj jesteś... przydatny i pomocny i wolałabym abyś jeszcze został - powiedziała.
Elf skinął głową.
- Póki nie otrzymam wezwania gdzie indziej pozostanę tutaj - powiedział.
Amanda uśmiechnęła się do niego zadowolona.
- Chodźmy do sali spotkań. Od tego siedzenia w siodle pegaza przez pół dnia i ciągłego teleportowania się, zatęskniłam za zwykłym chodzeniem - powiedziała.
Elf skinął głową twierdząco i podążył za kobietą.
- Co wiadomo o Sotorze? - Amanda spytała o stan zdrowia swojego nauczyciela.
- Pozbierał się do końca i regeneruje zużytą energię - odparł Nachtrinroth.
Amanda uśmiechnęła się słysząc dobre wieści.
- Możesz powiedzieć mi coś o innych wybrańcach? Chodziło by mi głównie o to jakich metod używają w walce ze Skazą - poprosiła.
- Nie wiem. Nie obserwowałem ich wszystkich. Wiem, że Amber ładuje swoich żołnierzy energią Azariel i gdy polegną to wstają jako Revenanci. Ładuje energią też mury obronne, by były trudne do zniszczenia dla istot Skazy - powiedział.
O pierwszym Amanda nie miała pojęcia, ale przed oczami wyobraźni stanął jej zombie. Ładowanie mocą murów miało sens... zakładając, że wiadomo było gdzie skaza uderzy.
- A nie ładują broni? - pomyślała na głos. - A właśnie, taka broń będzie załadowana już na stałe, prawda? - spytała zaintrygowana
- Chyba ładują, ale nie przed bitwą. Zapewne umagiczniła broń dawno temu i mnie przy tym nie było. Teraz ma od tego Azarielitów wiec sama ma czas robić co innego -
- Azarielitów? - spytała, zastanawiając się, czy są to uczniowie, czy jacyś mianowani kapłani Azariela.
- To kapłani - odparł elf.
- Naładowani mocą, jak moi uczniowie? - spytała jeszcze Amanda aby się upewnić, gdyż nie do końca rozumiała jak ktoś inny mógłby używać ich boskiej mocy i ładować nią broń.
- Oni zostali przywołani z innego wymiaru... uchodźcy, przypadkowo czciciele Azariel - powiedział elf.
- Aha - mruknęła Amanda. Takiej opcji się nie spodziewała. Widać niektórzy oprócz sojuszy, mają także szczęście.
Zaraz potem dotarli do sali spotkań, gdzie Amanda spotkała pierwszych sześcioro swoich uczniów.
- Witajcie - powiedziała Amanda. - Rano przyjdzie nam się zmierzyć z stworem skazy, rozmiarów łańcucha górskiego. Nie będziemy jednak sami, gdyż jesteśmy umówieni na spotkanie z innymi wybrańcami, którzy pomogą nam w walce - powiedziała Amanda.
- Łańcucha górskiego... - mruknęła Aria dziwiąc się temu co usłyszała.
Gremliny otworzyły szeroko oczy ze zdumienia i skrzywili się niezadowoleni. Colliin otworzyła lekko usta zastanawiając się nad czymś usilnie. Nargia i Ferrus nastawili pionowo uszy, zapewne aby się upewnić, czy dobrze usłyszeli.
- Ale będziemy mieć pomoc kilku innych wybrańców. Do tego resztę uczniów Aramona, bóstwa Astarii i wspierającą nas armię - uspokajała ich Amanda.
- Rozumiem, że uczestniczymy w całej imprezie? - zapytał Ferrus.
- Tak. Naładujemy mocą Aramona tyle broni ile się da. Chciałabym nauczyć tego was i pozostałych. A po odpoczynku ruszymy do walki - powiedziała Amanda.
- My dwaj już umiemy - Zguz odezwał się w imieniu swoim i siedzącego obok niego kolegi gremlina.
- No dobra... zobaczymy co z tego będzie, ale mówiąc szczerze ciekawię się jak wygląda to bydle... - mruknęła Aria, której koncepcja tak wielkiej istoty chyba namieszała lekko w głowie.
- Jak wielki robal, krocionóg czy coś takiego, z ostro zakończonymi odnóżami. Kilometr wysokości, ponad pięćdziesiąt długości - wyjaśniła Amanda i spojrzała na stojącego obok niej elfa. On też TO widział.
Nach wzruszył ramionami.
- Powiedzcie mi coś. Wiem, że Elliot i Zguz ładowaliście broń mocą - powiedziała zadowolona do gremlinów. - A co u Was? Co robiliście? - spytała pozostałych. - I jak wam idzie używanie mocy? - spytała wszystkich.
- Polowałam - powiedziała Aria i uśmiechnęła się.
- Walczyłam ze stworami skazy i leczyłam rannych na Szczurzych Polach. Generał Gleeson pomagał mi w przemieszczaniu się. Szło nam całkiem dobrze, tak myślę. Walczyliśmy też trochę - powiedziała Colliin.
- Potwierdzam, byliśmy w tym razem - dodał Ferrus, a Colliin potwierdziła przytakując.
- Ja czyściłam ziemię... wodę i ziemię, u źródeł rzek Amaraziliji - rzekła Nargia. - Poproszono mnie o to - wyjaśniła od razu.
Porozmawiali jeszcze przez chwilę o tym jak komu idzie posługiwanie się mocą i wykroczyli z tym poza zgromadzonymi w pomieszczeniu. Potem Amanda spotkała się z pozostałymi uczniami i nauczyła ich ładować broń i amunicję mocą.
Zdążyła akurat, aby jeszcze dowiedzieć się o projekcie Iglicy - nieporównywalnie większej wersji Gwoździa. Był to projekt przygotowany przez ich dwójkę projektantów: Kelloseppa i Saylera.
Samotna wyspa na środku oceanu
W niewielkiej, odrestaurowanej ruinie pełniącej funkcję tymczasowej bazy zarimów, po środku znajdowała się przestronna okrągła sala. Miała średnicę co najmniej dwudziestu metrów. Wzdłuż ścian były umieszczone regularnie kolumny, a sufit stanowiło kuliste sklepienie. Na przestrzeniach pomiędzy kolumnami niegdyś musiały być jakieś freski, ale zostały usunięte wraz z fragmentami ścian. Teraz między kolumnami stały donice z winoroślą, która oplatała całe pomieszczenie aż po świetlik na szczycie kopulastego sklepienia.
Był tam wielki okrągły stół z czarnego żelaza i krzesła z tegoż metalu. Pośrodku stołu przygotowano projekcję Astarii.
Amanda przez chwilę rozejrzała się po pomieszczeniu, a następnie przywitała się z obecnymi tam osobami - znanymi jej już Amber i Aleksem.
- Witajcie - powiedziała Amanda, zaś Aine uśmiechnęła się delikatnie i nieznacznie skinęła głową. Po tym co było powiedziane poprzednim razem, nie miała wiele do powiedzenia.
- Ładna projekcja - rzekła Amanda zerkając na makietę Astarii, była zaskakująco dokładna. Kobieta szybko policzyła dostępne miejsca, aby zorientować się ile osób przybędzie, a następnie zajęła jedno z nich i przyglądała się projekcji ich kontynentu. Nachtrinroth tylko skłonił się lekko nie mówiąc nic.
Amber nawet nie otworzyła oczu. Skinęła tylko głową na przywitanie, słysząc kto się zjawił.
Następny przybył Kaisstrom, wraz z Geromem. Mały Demon przynajmniej wiedział na czym stoją.
Kaiss był w ludzkiej formie, więc wyglądał jak młodzieniec w wieku około 20 lat, z szarymi oczyma i jasnymi blond włosami, jedyna różnicą od ostatniego spotkania z Amandą, był fakt że miał na sobie zbroję i niestety nie paradował już nagi jakim się wykluł.
- Pozdrowienia. - rzucił po przybyciu.
Amanda spojrzała w jego stronę. - Cześć - powiedziała i z uśmiechem na twarzy pomachała do niego ręką. Wreszcie ktoś kogo już wcześniej poznała.
Wkrótce na miejscu pojawiła się i reszta.
Diana, rudowłosa kobieta, będąca wybrańcem Luviony, wraz z towarzyszącym jej elfem imieniem Edgar.
Potem przybyła Adelajda, czarnowłosa elfka o delikatnej urodzie, będąca wybrańcem Thirel.
Ostatni przybył dobrze zbudowany starszy mężczyzna odziany w zieloną szatę. Jego szara broda niemal sięgała ziemi. Przedstawił się jako Vermon. Był wybrańcem Tyris. Wraz z nim przybyła istota przypominająca drzewca ludzkiego rozmiaru.
Gdy wszyscy zajęli miejsca drzwi do sali otworzyły się i wszedł przezeń mężczyzna w biało-czarnej todze z elementami pancerza i dwoma mieczami skrzyżowanymi za plecami. Jego oczy były zupełnie białe i błyszczały. Skłonił się lekko.
- Witajcie, jestem Keth, Wybraniec Harmony - przedstawił się. Miał dziwny, wibrujący głos, a okrążała go atmosfera obcości, jakby pochodził z innego świata. Usiadł na jednym z krzeseł i odetchnął.
- No to jesteśmy tu wszyscy - stwierdził Aleks i uśmiechnął się, po czym spojrzał na Amber. Amber siadła prosto, otwierając oczy i rozglądając się po wszystkich.
- Wstępnie wszyscy zostali zaznajomieni z sytuacją, ale przypomnę szczegóły. Na Astarii w rejonie Morza Martwego Skaza urządził sobie akwarium. Teren jest tam tak silnie skażony, że zaczyna się zmieniać w ciało dla samego Skazy, a w morzu powstaje olbrzymi stwór. Widziałam tylko jego fragment, który szacuję na jakieś 50 km. Przypomina krocionoga o mackach zamiast odnóży i pancerzu tak grubym, że obawiam się, że nie byłabym w stanie się przezeń przebić. Łączenia w pancerzu stwora są wypełnione substancją przez którą mogą się nie przebić moje cienie, ale odpowiednio skoncentrowana energia i siła uderzenia powinny dać radę. Jeśli to coś wypełznie stamtąd to podejrzewam, że przejdzie po kolei po trupach Wybrańców, dlatego musimy działać szybko i razem. W pojedynkę mamy marne szanse... Jeśli nie zerowe - powiedziała poważnie Amber. A następnie zrobiła coś co nieco zdziwiło Amandę, mianowicie zamilkła pozwalając wypowiedzieć się pozostałym.
Amanda wolała się jednak nie odzywać, dopóki wybrańcy z sojuszu nie rozwieją wstępnych wątpliwości co do samego ataku.
- Punktowe uderzenia to twoja specjalność z tego co mi wiadomo - Vermon zaśmiał się cicho, patrząc na Amber. Dziewczynie tylko oczy rozbłysły świadcząc o tym, że słowa do niej dotarły.
- Owszem, aczkolwiek mam pomysł jakby wesprzeć moc Amber - stwierdził Keth, drapiąc się po szyi. - Jestem w stanie destabilizować materię na niewielkim obszarze. W tym wypadku obszarem będzie ciało tej istoty. To umożliwi Amber precyzyjny atak, aczkolwiek by uzyskać efekt, którego potrzebujemy muszę mieć kontakt wizualny z celem przez minutę - powiedział.
- Czyli potrzebujemy kogoś, kto da zajęcie lub unieruchomi tę istotę, hmm? - mruknął Vermon.
- Unieruchomienie istoty, której widoczna część ma 50 kilometrów? - mruknęła Diana, opierając łokieć o stół i policzek o dłoń. - Chciałabym to zobaczyć - rzuciła, uśmiechając się półgębkiem.
- Szansa jest, przynajmniej tak nam się wydaje - powiedziała Amanda. - Ale czy odległość z jakiej musisz widzieć robala ma znaczenie? - spytała mężczyzny w biało-czarnej todze, który przedstawił się jako Keth.
- Nie, aczkolwiek istota nie może ruszać się za wiele. Zaklęcie polega na stopniowym zmniejszaniu obszaru działania aż stężenie energii będzie skuteczne - wyjaśnił Keth.
Uzyskawszy odpowiedź, Amanda chciała kontynuować to co zaczęła mówić i przedstawić ich pomysł, ale głos zabrał kto inny.
- Myślę, że nawet zamrożenie całego morza by w tym wypadku nie pomogło, a nakład energii byłby tylko zmarnowany, z drugiej strony jeśli to istota choć w pewnym stopniu organiczna, schłodzenie jej drastycznie może ją odpowiednio spowolnić. - rzucił Kaisstrom.
- Gdyby był spowolniony chociaż, to istoty, które zajęłyby się odwróceniem uwagi byłyby bezpieczniejsze choć odrobinę. Nim udałoby się skoncentrować odpowiednio potężny atak. Chodzi głównie o to by się przebić przez pancerz i pozwolić działać nam pod jego powierzchnią - ukazała w uśmiechu długie ostre kły.
- W sprawie morza, to myśleliśmy przeciwnie niż zamrażanie, o obudzeniu znajdujących się pod nim wulkanów - napomknęła Amanda i postanowiła natychmiast dokończyć poprzednią myśl. - A co do wspomnianej szansy, to zaprojektowaliśmy iglicę. To ostry stalowy szpikulec długości tysiąca dwustu metrów. Możemy mieć trzy takie i postarać się przybić nimi robala do ziemi... zakładając, że w niego trafimy - powiedziała. Po takim trafieniu skondensowała by ziemię znajdująca się wokół ostrza iglicy co przybiło by go skutecznie do ziemi.
- Osobiście mogę zająć się pogoda, do tego ewentualnie wszystkim co będzie związane z wiatrem lub lodem. Tylko jak chcecie go przyszpilić, czy ta szpila przejdzie na wylot i ma się wbić w dno morskie? Mogę nie być ekspertem, ale nie jest ono zbyt stabilne, a istota takiej długości może z łatwością się z tego wymknąć, wystarczą dwa trzy ruchy. - powiedział spokojnie wybraniec Uranosa.
- Iglicą będziemy celować w robala, a nie w Morze Martwe - odpowiedziała Amanda.
- Jak szybko bylibyście w stanie zestalić lawę która wyciekłaby z wulkanów? - spytała nagle Amber. - Jeśli dostatecznie szybko, by stwór się nie wymknął to nie trzeba będzie ani zamrażać morza, ani kombinować ze szpikulcami. Przy takim rozmiarze stwora są za krótkie by go przyszpilić. Mogą co najwyżej posłużyć jako pomoc przy dostaniu się pod pancerz - powiedziała.
Amanda zamyśliła się na chwilę. Iglica, bo tak a nie inaczej to nazwali, zaprojektowana była specjalnie z myślą o tym robalu i miała odpowiednią długość. Amandzie przez moment zdawało się, że nikt jej tu tak naprawdę nie słucha.
- Myślę że dość szybko, ale będę potrzebował do tego połączenia pogody i bezpośredniego chłodzenia lawy. Ktoś jest tutaj w stanie kontrolować siłę z jaką wybuchną wulkany? Będziemy potrzebować dużo lawy w szybszym tempie, niż zazwyczaj się wydobywa z podwodnych. Następnie ją zakrzepniemy, a reszta już jest dalszą częścią planu. - odpowiedział Kaisstrom.
- Tu chyba by trzeba poprosić o pomoc kogoś, kto ma do czynienia z ogniem - zauważyła Adela.
- Mam kogoś, ale nie wiem czy na aż tak dużą skalę - powiedziała Amanda i spojrzała na Aine.
- Na pewno może pomóc, ale na pełną kontrolę lawy liczyć nie można - powiedziała dżin.
- Nie potrzebujemy nikogo takiego - zaprzeczył Keth. - Moc Amandy powinna być wystarczająca do kontrolowania szybkości z jaką będzie wypływać lawa - dodał.
- Postaram się, choć tego akurat nie ćwiczyłam. Pomoc Sotora była by mile widziana - powiedziała Amanda.
- Wracając do iglic, to zwiększymy skuteczność jeśli będą naładowane mocami różnych wybrańców, każde kogoś innego - dodała jeszcze Amanda.
- Jakich dodatkowych niespodzianek możemy się spodziewać poza zabójczą ilością drobnicy Skazy? - zapytał smok.
- Diabli wiedzą, tamto miejsce to prawdziwy inkubator... - mruknęła Diana, wykorzystując również drugą rękę w roli “podpory dla głowy”. Patrzyła na mapę, krzywiąc się lekko.
Amber skierowała swoje spojrzenie na Amandę.
- Generalnie mówię tu najwięcej o stworze, który się tam zalęgł, a powinna się chyba wypowiadać Amanda. To jej kontynent. Jakie istoty można tam spotkać? O jakiej sile? Co może szykować na nas Skaza poza swoim przerośniętym pupilkiem? - spytała. Bursztynowe oczy zdawały się przewiercać kobietę na wylot.
“A ta znowu zaczyna. Widać drwiny i rozkazywanie są dla niej typowe... a może ma okres?” - przemknęło przez myśli Amandy, aczkolwiek wstrzymała się od komentarza na ten temat i pominęła złośliwości starając się odpowiedzieć na pytania najbardziej obrazowo jak tylko się dawało.
- Robal nie jest gotowy, inaczej już by łaził po kontynencie. Morze Martwe otoczone jest ogrodzeniem w postaci wielkich słupów, które łączy pole energetyczne. Niszcząc je być może możemy wywabić robala na południowy kraniec morza. Tam najlepiej będzie nam walczyć - powiedziała spokojnie Amanda i pokazała odpowiednie miejsce na trójwymiarowej mapie Astarii.
- Co do pozostałych istot, to nie zaglądaliśmy na dno morza i nie wiemy dokładnie. Mowa tu o tysiącach jednostek, ale niszcząc morze wulkanami powinniśmy je zniszczyć... może poza tym robalem - odpowiedziała nadwyraz spokojnym głosem.
Amber spojrzała na mapę. Wskazała palcem obszar najbliżej morza i samo Morze Martwe.
- W tych okolicach musimy być bardzo ostrożni. Zniszczenie takiego słupa wywołuje potężne wyładowanie energii, które jest w stanie zabić moje mroczniaki - powiedziała Amber i zapewne wszyscy oprócz Amandy wiedzieli czym są owe mroczniaki. Amanda nie wiedziała jak Aine, ale jej samej oczywiście nadal nikt tego nie powiedział.
- Poza tym tak skażonego obszaru nigdy w życiu jeszcze nie widziałam. To nie jest teren który musimy odbić, to jest teren, który należy do Skazy... Liczę się nawet z myślą, że twoja moc Amando może nie zadziałać na te podwodne wulkany. Naładowane mocą wybrańców iglice pewnie będą nieodzowne o ile ich jedynym przeznaczeniem będzie zadanie obrażeń i umożliwienie dostania się głębiej, a nie przygwożdżenie stwora. Gdyby udało się kilka iglic jednocześnie zdetonować po wbiciu w jego ciało być może udałoby mi się umieścić we wnętrzu stwora moje cienie. Albo nawet dostać się tam osobiście. O ile rzeczy jasna nie jest to pułapka - dodała. - Już raz pokonałam bestię Skazy wysadzając mu wnętrze czaszki od środka. Skaza może nie jest szczytem bystrości, ale nie jest też totalnym głupcem. Tylko jego istoty są durne - mruknęła.
Amanda nie była do końca zachwycona, że wszyscy mieli tak niskie mniemanie o Iglicach... ale przynajmniej użyto prawidłowej nazwy. Reszta słów Amber o dziwo brzmiała jak zachęta do dalszych rozmów i wspólnego działania... jednak niestety...
- Obawiam się, że nie mamy już czasu na przygotowania - powiedziała Aine wstając z miejsca. - Filary zaczęły się cofać wraz z otaczającą ją ziemią do Morza Martwego, a poziom wody zaczął gwałtownie się podnosić. Możliwe nawet, że to co uznaliśmy za ogrodzenie jest częścią ciała potwora Skazy, a ten robal to tylko jego szyja i głowa. To najgorszy scenariusz - powiedziała dżin.
- Tak czy inaczej, musimy ruszać do walki. Teraz - dodała zaskakująco spokojnym jak na okoliczności, ale stanowczym głosem.
Amanda wstała z miejsca, zaniepokojona. Ona sama wyłączyła bransoletę, aby ta jej nie przeszkadzała, ale wiedziała, że Aine zachowała swoją i to co mówi na pewno jest prawdą.
- Czyli tak właściwie działamy na przypuszczeniach i nadziejach, ale jesteście za to pewni że są tam wulkany, to już coś. Czy wiecie jak detonacja takiego filaru może wpłynąć na same istoty Skazy w okolicy, czy niszczy je, czy raczej wzmacnia? - spytał smok, Kaisstrom.
- Raczej szkodzi, ale zanim tam dotrzemy, już ich nie będzie - odpowiedziała Amanda, dziwiąc się, że nikt się nawet nie ruszył.
- Jeżeli ich nie będzie, to nie będzie również czego wysadzać żeby przyciągnąć uwagę stwora. - stwierdził. - Jak wysoki jest obecnie poziom wody w tym morzu? Raczej ugotować się stwora błyskawicami nie da ani zamienić morza w roztwór przewodzący wystarczające ilości energii żeby mu zaszkodzić poważnie - Kaisstrom zamyślił się nieco i zaczął pukać palcem w brodę.
- Coraz wyższy - odpowiedziała szybko Amanda. - Mogę prosić o portal? - zwróciła się do Aleksa. Naprawdę bardzo dziwiło ją, że nikt nie zareagował na otrzymane wieści... o ile faktycznie zamierzali jej pomóc, bo przy takiej ich reakcji zaczynała w to wątpić.
- Nigdy nie byłem and morzem martwym - zauważył Aleks. - Potrzebuje wytycznych by stworzyć portal, chyba, ze chcemy trafić na pustkowie 400 kilometrów dalej.. albo popływać sobie z istotami Skazy - powiedział.
Amber zaśmiała się gorzko. Głośno i paskudnie. Jej głos był znacznie niższy niż w trakcie całej rozmowy i wkradło się weń niskie warczenie.
- Do takiej sytuacji w ogóle nie powinno było nigdy dojść - warknęła wracając do drwin i złośliwości. - Aleks, jesteś w stanie wydobyć koordynaty z mojego wspomnienia o tamtym miejscu? - spytała chłopaka nieco przyjemniej brzmiącym głosem.
- Mhmmm - mruknął Aleks i przymknął oczy.
- Nie kłopocz się - rzucił Keth. - Skaza teleportował swojego pupilka... - skrzywił się. - Musimy go namierzyć... mogę się tym zająć - stwierdził.
- Masz wolną rękę jak sądzę - powiedziała Amber skinąwszy głową Kethowi. Zdenerwowana zgrzytnęła zębami.
- Sądzę, że poproszę o pomoc Kaisstroma w kwestii transportu. Muszę zabrać dane z całego świata, to mi potrwa dzień lub dwa... - mruknął wybraniec Harmony.
- Nie mam doniesień od nikogo na Astratii. Bardzo możliwe, że opuścił kontynent - powiedziała Aine, a mimo wszystko Amanda poczuła pewna ulgę.
- Sugeruję zapomnieć o wulkanach i morzu, trzeba podejść do sprawy tak, żeby plan był odporny na wpływy terenu. Nie powinno, ale stało się, a musimy się tego pozbyć, nawet bardziej niż wcześniej. Co proponujesz z użyciem szpil? Jasne, jeśli trzeba możemy ruszać już teraz. - Kaisstrom zwrócił się do warczącej niemalże kobiety, resztę wypowiedzi kierując zaś do wybrańca Harmony.
Wtedy rozległo się pukanie do drzwi.
- Spodziewamy się jeszcze kogoś? - mruknął Vermon.
- Wejść! - Amber z trudem panowała nad nerwami.
Do pomieszczenia wszedł wielki, czarnoskóry mężczyzna. Amanda od razu rozpoznała Aarona, który teraz niestety miał podbite oko i parę ran na ramieniu, a jego rany wyglądały na świeże.
- Dobra, które z was zgubiło przerośniętego krocionoga? - burknął.
Amanda wiedziała już, że znaleźli bestię. Teraz musieli już tylko ruszyć się wreszcie, a nie siedzieć i gadać. Amanda nie rozumiała jak wszyscy mogą dalej spokojnie siedzieć, podczas gdy ten olbrzymi potwór niszczy jakieś miasta.
- Tylko ciebie do szczęścia nam brakowało - parsknęła Amber, co jasno oznaczało, że Aaron także nie jest tu mile widziany.
- Ona - Amber wskazała ruchem dłoni Amandę. - Ale sprawa dotyczy nas wszystkich - dodała. Zarówno jedna jak i druga wypowiedź zdziwiły Amandę. Najpierw wina padła na nią, a zaraz potem także na sojusz pięciorga wybrańców.
- Nie, teraz nie tyczy już nikogo. Urwałem ścierwu łeb, ale Skaza wycofał energię ze zwłok nim dałem mu po łapach. Spodziewajcie się tego gówna z powrotem na waszym terenie. W losowej lokacji znając możliwości Skazy - mruknął mężczyzna. Amanda była naprawdę pod wrażeniem. Aaron sam jeden pokonał tak olbrzymiego i groźnego potwora... w tej sytuacji naprawdę chciała by mieć z nim sojusz przeciwko skazie... jednak jego słowa świadczyły o tym, że nie chciał mieć ze zgromadzonymi wiele wspólnego.
- Postaram się być minimalnie złośliwy i powiem wam parę przydatnych rzeczy. Po pierwsze - zaczął wywód, opierając się o stół. - To ścierwo nie lubi nagłych zmian temperatur, nie ma słabych fizycznie punktów i zmaterializuje się ponownie gdzieś u was za dwa do trzech dni. Zbierzcie się do kupy i nie dajcie plamy tym razem, bo JA wpadnę posprzątać za was, a wtedy nie będzie już tak wesoło - warknął.
Amanda nie do końca rozumiała ostatnią wypowiedź mężczyzny, nie brzmiało to zachęcająco, ale mimo to... - Dziękujemy - powiedziała, co było dość oczywistą dla niej rzeczą do powiedzenia i uśmiechnęła się do mężczyzny. Aaron skwitował to kwaśnym uśmiechem.
- Więc ubij go sam - mruknęła złośliwie Amber.
- Odpada. Mamy jednego wybrańca mniej - mruknął czarnoskóry mężczyzna. - Znacie wybrańca Foggosa? No. Zdechł w procesie zabijania tego. Permanentnie - oznajmił.
Amandę zatkało.
- No to powiedz czemu mówisz, że wpadniesz tu po nas posprzątać? - powiedziała Amber a jej głos się obniżył i już w ogóle nie przypominał głosu człowieka. - Skoro twierdzisz, że masz po temu warunki - warknęła.
- Żaden problem. Też poświęcę w ofierze połowę mieszkańców kontynentu i po sprawie, zresztą całą reszta pewnie i tak zdechnie przy eksplozji, więc mi to nie przeszkadza - machnął ręką i wyszedł z pomieszczenia.
Myśli Amandy zaczęły biegać jak oszalałe. Jeden z wybrańców zginął. Aaron złożył w ofierze połowę populacji kontynentu!... Szkoda, że nie było ich w sojuszu, wówczas nie doszło by do tego, a wspólnie wszyscy stanęli by do walki..
- Czy tylko ja odnoszę wrażenie, że ta wojna dopiero się zaczyna? - mruknął Vermon i westchnął ciężko, po czym wstał. Takiego wrażenia Amanda naprawdę nie miała.
Nagle Amber całkowicie straciła panowanie nad sobą i zamieniła się w wielką wilkołaczą czarną bestię. W tej postaci grzmotnęła wielkimi łapami o stół.
Fakt, że kobieta okazała się wilkołakiem wyjaśniał Amandzie pewne kwestie. Brak panowania nad sobą, nerwowość, nadpobudliwość i powodowane naturalną potęgą poczucie wyższości.
- Mamy teraz kilka nowych faktów. - powiedział Kaisstrom kiedy tamten wyszedł. - Teraz proponuję się nieco uspokoić, przemyśleć na szybko jak skutecznie ubić to coś zanim wyrządzi za duże szkody i działać. Będziemy musieli wszystko obserwować, ale zdaje się że stwierdzam rzeczy oczywiste. - uśmiechnął się nieco kwaśno. - Mamy walczyć ze Skazą a nie wyładowywać się na sobie.
Dla Amandy to było oczywiste, ale czy dla innych też(?), tego nie wiedziała.
- Popieram, zachowajmy spokój - powiedziała Aine. - Co teraz? - spytała, jednocześnie za pomocą telekinezy zaczynając odginanie stołu, który teraz koło Amber był o połowę niższy niż normalnie.
Zdaniem Amandy już ich to nie tyczyło, skoro nie byli częścią sojuszu. Aczkolwiek była gotowa zostać i posłuchać tego co ma się wydarzyć... a może jednak zaproszą ją do współpracy?
- Teraz wiemy że na jednym kontynencie właśnie zginęła połowa mieszkańców, bo została poświęcona w samobójczym ataku wybrańca, reszta prawdopodobnie również właśnie umiera. Możecie to zaliczyć jako terytorium Skazy na później - powiedział Kaisstrom.
- Osobiście mogę naprzemiennie niszczyć to coś lodem, ogniem i czymś jeszcze gorętszym, ważnym punktem jest głowa, zniszczenie ciała nie oznacza pozbawienia Skazy energii. Kto wie jak odciąć stwora od energii Skazy, tak żeby nie mógł się leczyć i ewentualna moc z truchła nie wróciła do właściciela? - smok zapytał dość spokojnym głosem.
Amanda nie wiedziała co powiedzieć. Podobało jej się podejście Kaisstroma, aczkolwiek dało jej to ogląd na to jakimi stworami walczył teraz skaza. Zdecydowanie poza jej możliwościami.
- Z tego co widzę, to zaatakowany został kontynent wybrańca Foggosa. Przechodzi obecnie pod kontrolę Wybrańca Ezehiala. Moc Foggosa zapewne znajdzie wkrótce nowe ujście, ale ten Wybraniec będzie zapewne słabszy niż reszta - stwierdził Keth. Adelajdę natomiast zupełnie zatkało. Wstała bez słowa i wyszła z pomieszczenia.
- Potrzebuje chwili w samotności po tym co usłyszała - mruknęła Diana.
- Poćwiczę kontrolowanie i tworzenie wulkanów. Jeśli jest wrażliwy na gwałtowne zmiany temperatur, to będę mogła mu zapewnić ciepło - powiedziała w końcu Amanda siadając ponownie na swoim miejscu i spojrzała na Smoka, który jej zdaniem mógł się zająć drugim krańcem termometru. Razem mogli coś tu osiągnąć.
- Ostatnie czego chcę na którymkolwiek kontynencie to ten świr od Vistenesa - warknęła wilkołaczyca, a z tym Amanda się nie zgadzała, bo jej akurat Aaron pomógł i to bez żadnego wyśmiewania, czy szyderstw.
- Chwilowo będziemy działać zgodnie z przygotowanymi planami. Pośpiechem i paniką wyrządzimy równie dużo szkód co ten skurwysyn - Amber była naprawdę wściekła, choć mówiła spokojnym głosem to nie wróciła do ludzkiej formy. - Nie można pozwolić temu świrowi na poświęcanie życia mieszkańców kontynentów. Nie wiem w ogóle czyj to był durny pomysł - warknęła. Siadła ciężko na swoim miejscu.
- Osobiście zastanawiam się, czy Wybraniec Vistenesa nie jest w tym momencie łatwiejszy do eliminacji niż Skaza. Nie chcę mieć tego psychola “za plecami” gdy ruszę walczyć ze Skazą - stwierdziła Diana. Widocznie sojusz miał z Aaronem nieco inne doświadczenia niż ona. Znacznie gorsze, sądząc po tym co teraz o nim słyszała.
- Jest to do rozważenia, ale jeszcze nie teraz. Skaza może skorzystać z okazji i dokonać kolejnych aktów agresji - mruknął Vermon, a Diana pokiwała głową. - Tak, tak, ale musimy o tym pamiętać - skwitowała kobieta.
- Alfa zawsze powtarzał, że nie wolno pożerać ludzi, ale dla Aarona zrobię chyba wyjątek - warknęła pod nosem wilkołaczyca. - Jak już Skaza pozostanie niemiłym wspomnieniem w tym świecie... - dodała po chwili namysłu. Vermon poklepał Amber po ramieniu i wilkołaczycy powoli przeszedł gniew. Mężczyzna tylko się uśmiechnął i wrócił na miejsce. Dziewczyna za to skinęła głową w podzięce.
- Pomyśl przez chwilę nad tym czego bogiem jest Foggos, Aaron wyraźnie powiedział że to wybraniec Foggosa poświęcił ludzi w czasie ataku, prawdopodobnie żeby zebrać dość mocy na atak, który zniszczy zewnętrzny pancerz... - Kaisstrom odpowiedział wilkołaczycy.
- Szkoda, że nie było go tu z nami, wtedy zaatakowalibyśmy wszyscy, a tak był sam - powiedziała Amanda, która nie mogła odpuścić, aby im tego nie wypomnieć. Nie rozumiała jak mogą się aż tak gniewać na Aarona i ani trochę nie widzieć w tym swojej winy.
- Pozwólcie, ze rzucę na to trochę światła - od strony drzwi rozległ się chłopięcy głos. Do sali powoli wszedł młody blond włosy chłopiec około piętnastu lat.
- O, witaj Kaisstromie - machnęła ręką do Wybrańca Uranosa.
- Witaj Abel, miło Cie widzieć. - odmachał Kaiss.
- Jak już Kaisstrom miał okazje mnie przedstawić, to dodam, ze jestem Wybrańcem Ezehiala - powiedział chłopiec. - Spotkałem się z Aaronem i Ceadanem by rozmówić się odnośnie eliminacji reszty skażenia na kontynencie tego ostatniego. Skaza teleportował olbrzymią istotę nam nad głowy, wiec przystąpiliśmy momentalnie do walki. Gdy Caedan zginął, a końca walki nie było widać Aaron wykorzystał moc życiową nieco ponad połowy mieszkańców kontynentu i użył bardzo potężnego zaklęcia, które unicestwiło istotę i zrównało większość Czrnej Dalii z ziemią. Ci, którzy przetrwali eksplozje zostali skażeni chaosem, na szczęście to nie robi przeszkody moim nekromantom, więc przejąłem kontynent nim Skaza zaczął regenerację sił. Tak wyglądało całe zajście. Kłopot polega na tym, ze gdy to coś pojawi się po raz kolejny to nie będzie już tak łatwo tego położyć. Teraz nie było gotowe do walki, Skaza po prostu spanikował i przerzucił swój twór gdziekolwiek by zyskać na czasie. Lękam się co się stanie, gdy to coś BĘDZIE gotowe do walki... - chłopiec westchnął i potarł czoło.
- Mimo wszystko Aaron jest niebezpieczny i trzeba uważać na jego metody. Żadne z nas nie chce jego metod stosowanych w naszym pobliżu. Metoda spalonej ziemi to nie jest to czym powinno się walczyć ze Skazą. Skaza niszczy wszelkie istnienie, więc pomaganie mu w tym dziele nie jest właściwą drogą do zwycięstwa. Zgadzam się, że musimy działać. I to czym prędzej. Keth z pomocą Kaissa spróbuje namierzyć ewentualne kolejne “akwarium” czy “inkubator” dla stwora, Ja mam w każdej chwili do dyspozycji siły liczące 2000 mroczniaków, 500 Revenantów i 50 cieni. W każdej chwili mogę dostać się w prawie każde miejsce na świecie z tymi właśnie siłami, więc gdy Keth coś namierzy mogę się tam stawić w gotowości bojowej. Choć mam nadzieję, że tak pospieszne działania nie będą z mojej strony konieczne i będzie czas na zebranie sił - westchnęła.
- Powiedz Abel... Wielkie kolce były zapewne częścią ciała tego krocionoga? - spytała jeszcze.
- Kolce? - zapytał Abel. - Istota miała długie ostre macki i ogon wyglądający jak maczuga, ale kolców nie zauważyłem - powiedział chłopak.
- Nie marnujmy czasu. Kaisstromie, ruszajmy - powiedział Keth.
- Teleportuję nas w górne prądy powietrzne, jak szybko możesz wypatrywać czegoś rozmiarów inkubatora dla tego stwora? Bo z taką prędkością musimy się poruszać - odparł smok podchodząc do Ketha.
- Jeśli będzie za szybko to dam znać - powiedział mężczyzna. Chwilę później smok zdematerializował ich obu i wystrzelili jednym skokiem w górne warstwy wiatrów.
- Bezpieczny byłby na dnie oceanu, ale potrzebuje skażonego wcześniej przez siebie terenu. W naszych okolicach oceany są czyste - powiedziała Aine. - Chyba, że wrócił na swoje miejsce i zamierza się zregenerować szybciej niż myślimy. Może udam się tam to sprawdzić? - zasugerowała.
- Musielibyśmy wrócić na kontynent - odparł Nachtrinroth.
- Nie trzeba - odpowiedziała spokojnie Aine. - Sprawdzę to sama i zaraz wrócę, a jak nie wrócę, to będziecie wiedzieli gdzie jest nowy robal - powiedziała.
- Kiepska metoda wykrywania czegokolwiek - stwierdził Aleks, na co Nachtrinroth odparł uśmiechem. - Ale skuteczna - skwitował.
- Nie obawiajcie się o mnie - odparła Aine i zniknęła w błysku białego pioruna.
- Potrzebuję nieco ponad dnia na mobilizację sił, które będą w stanie uczynić krzywdę tej istocie - stwierdziła Diana, podnosząc się. - Wiec czekamy na znak od Ketha i jak będziemy gotowi to uderzamy, ta?
- Na to by wychodziło - stwierdził Vermon, zbierając się do wyjścia.
- Moje siły są już gotowe - powiedział. - Czekamy na znak - dodała Adelajda, która wróciła do pomieszczenia podczas przemowy Abela, westchnęła i również wstała.
- Zbiorę takie siły na jakie mogę sobie pozwolić i będę gotowa do jutra północy - powiedziała.
- Bombardowanie naszymi gwoździami powinno uszkodzić jego pancerz na tyle, aby można było dostać się do jego wnętrza - powiedziała Amanda, spoglądając na Amber, która chciała wysłać tam swoje... cienie, czymkolwiek to było. Mimo wszystko, w razie czego powinna zadbać o wykonanie Iglicy, bez względu na to, czy będą brać udział w tej walce, czy nie... a warto było się tego dowiedzieć, zważywszy na fakt, że była tu tylko gościem z uwagi na okoliczności, a nie członkiem sojuszu.
- Zakładając, że chcecie naszego udziału - dodała spokojnie, rozglądając się nieznacznie po zgromadzonych i ponownie spojrzała na Amber.
- Tylko w przypadku jeśli precyzyjnie trafimy w słabe punkty pancerza. Chodzi o łączenia pokryte dziwnym materiałem. Moje cienie będą miały trudności się przez to przebić, ale trudność nie oznacza, że to jest zupełnie niemożliwe. Jeśli zrobić im drogę przebiją się dalej. Zróbcie więc wszystko by móc naładowanymi energią wybrańców kolcami uderzać jak najprecyzyjniej - powiedziała do Amandy, która po chwili domyśliła się, że wspomniane “kolce” oznaczają Gwoździe, a nie Iglicę... Amanda miała kilka nowych imion i pojęć do zapamiętania i starała się w tej kwestii, ale inni nie raczyli zapamiętać dwóch nazw własnych: Gwóźdź i Iglica.
W słowach Amber, ukryta była odpowiedź na drugie pytanie Amandy. Wyglądało na to, że che ona ich udziału, aczkolwiek nadal nie zostało to oficjalnie powiedziane i pozostawało w sferze domysłów. Szkoda, bo wszak lepiej wiedzieć, niż się domyślać.
- Nadmienie tylko jedna mniej przyjemną rzecz - powiedział Abel. - Z tego co widzę współpracujecie ze sobą w miarę ściśle. Upilnujcie tej istoty tym razem, ja nie zawaham użyć się metody takiej, z jakiej korzystał Aaron, by ratować moich sługów i wiernych, ufam jednak, ze do tego nie dojdzie - westchnął ciężko. - Wątpię, że będę wam w stanie jednak pomóc inaczej niż poprzez udzielenie informacji... i wybaczcie Aaronowi, ale wybraniec Foggosa był jego bratem. Jako wybraniec boga ognia jest.... impulsywny. Dałem mu w łeb na otrzeźwienie, ale nie pomogło - zrobił bezradny gest rękoma, po czym skłonił się lekko.
- Powodzenia - rzucił i powoli skierował się ku wyjściu. A Amanda zrozumiała, że młodzieniec nie zamierzał i/lub nie został zaproszony do wzięcia udziału w ataku. Ona sama też nie wiedziała na czym stoi w tej kwestii.
- Aaron nie jest jedynym, który stracił bliskich. Nie daje mu to prawa do najeżdżania na innych. Tym bardziej, że nie było szansy na “upilnowanie” tego stwora - mruknęła Amber. - Poświęcanie życia niewinnych istot, tak jak zrobił to Aaron nie jest drogą do pokonania Skazy jak już mówiłam. Metoda którą zastosował nie jest czymś co którekolwiek z nas powinno kiedykolwiek używać. Nie popełniaj takiej samej głupoty jak on, bo pozbawiając życia istoty dla ratowania swoich sług i wiernych czynisz wielu istotom taką samą krzywdę jak ta, którą nam wszystkim uczynił Skaza. I teraz Aaron - dodała.
W międzyczasie pojawiła się kula białej energii i pojawiła się Aine.
- Potwora nie ma w Morzu Martwym - oznajmiła, a Amanda poczuła pewną skromną ulgę. Za pomocą telepatii przekazała Aine co się działo i o czym była mowa, podczas jej nieobecności.
Ludzie w pomieszczeniu przyjęli te wieść bez specjalnego odzewu, Abel zaś potarł brwi i westchnął.
- Skaza to coś więcej niż zjawisko i choroba trawiąca ten świat. Widzę, że jeszcze tego nie zrozumiałaś. Skaza niesie ze sobą koniec wszelkiego istnienia. Jest to jakbyś zaczęła gnić za życia, a choroba wrastała w ciebie coraz głębiej. Czasem trzeba obciąć swoja własna kończynę, by reszta mogła żyć dalej. Nie mówię, że będę szafował tym sposobem na prawo i lewo. Mówię, że gdy nie będzie opcji zrobię to co będę musiał - podciągnął nogawkę ujawniając metalową protezę nogi.
- Problem polega na tym, że mówimy tu o likwidacji zdrowych istot. Wilk odgryzie sobie łapę, jeśli to uwolni go z paści, w które wpadł. Ale nie odgryzie sobie tej łapy jeśli jest szansa na to, że ucieknie inaczej. Zapowiadanie, że użyjesz tej metody w razie potrzeby w chwili, gdy mamy szansę ten bój wygrać bez takich pokazów to akt strachu i desperacji - powiedziała wilkołaczyca.
- Użyję w ostateczności. I jak już mówiłem ufam, że do tego nie dojdzie i staniecie na wysokości zadania. Nam się nie udało - westchnął i pstryknął palcami. - Wydajcie tej istocie bitwę poza swoim terenem, bo jeśli dotrze do lądu, to możecie spisać wszystkich w zasięgu aury istoty na straty. Skażenie chaosem na Fadeli było efektem ubocznym. Celem było usuniecie mocy Skazy z ludzi tego kontynentu... ale zniekształcenie było silne i intensywne, więc tych ludzi nie dało się już wyleczyć - westchnął. - Padłbym trupem i sam się ożywił gdyby takie coś stało się na Urcie... - zaśmiał się smutno. - Powinnaś mieć się na baczności Amber. Sądzę, że obecnie jesteś największym zagrożeniem dla Skazy. Możliwe, że atak teraz będzie wycelowany w ciebie.
- Więc będzie to gabarytowo największa moja ofiara ku czci Azariel - powiedziała Amber, a oczy jej rozbłysły. - Skaza cały czas się przygotowuje, ja nie pozostaję bierna, też zbieram cały czas siły. Mam nadzieję, że uda mi się go zaskoczyć - powiedziała.
- Tego życzę tobie, wam wszystkim i sobie. Do zobaczenia - powiedział chłopak i wyszedł z pomieszczenia.
- Już myślałam, że ten kurdupelek nam grozi - mruknęła Diana, odprowadziwszy Abla wzrokiem. - Możliwe, że towarzystwo tego czarnucha źle mu robi na psychikę - zauważył Edgar.
- Będzie jeszcze problem z tymi delikwentami, grunt, ze Azariel jest po naszej stronie, jesteśmy w ten sposób liczniejsi i silniejsi by trzymać ich w ryzach, gdy zajdzie taka potrzeba - powiedział Vermon, uśmiechając się lekko.
- Polityka - parsknęła pod nosem Amber.
- Niektórzy po prostu nie potrafią uszanować innych... i sposobem postępowania jeszcze wymuszają podobne zachowanie na reszcie, co za świat, co za świat - starzec pokręcił głową. Amanda zgadzała się z tym i miała już konkretne na to przykłady. Tymczasem jednak zakończyła telepatyczną rozmowę z Aine i zgodziły się w pewnej kwestii. Był on pośrednio wyhodowany na Astarii, więc uznały, że pomogą pozostałym w walce z tym robalem, bez względu na to, czy ich pomoc będzie mile widziana czy też nie specjalnie. A co potem, to się zobaczy i dostosuje.
- Rozumiem, że spotkanie jest zakończone? - Vermon zapytał, spoglądając na Aleksa.
- Wychodzi na to, ze owszem - Aleks spojrzał na Amber i uniósł brew.
- Zakładając, że nasz udział jest pożądany - zaczęła Aine omiatając wszystkich wzrokiem i badając ich reakcje. Amanda nadal czuła się w ich towarzystwie dość dziwnie.
- Aleks, czy w razie czego, dasz radę jednocześnie przerzucić całą flotę okrętów powietrznych na inny kontynent? - spytała Aine.
Wilkołaka jakby obudziły te słowa.
- Jeśli będę mógł dostać się wpierw na punkt docelowy i potem na jeden ze statków to sądzę że tak. Muszę też mieć wolny czas. Jeśli Amber nie będzie miała dla mnie innych zadań to jasne... - odparł.
Aine skinęła nieznacznie głową w odpowiedzi. Nachtrinroth westchnął i przeciągnął się.
- Sympatycznie było, nie powiem - skwitował i obejrzał się na Amandę.
- No to tworzę nam portal powrotny i wracamy na Astarię? - zapytał.
- Tak - odpowiedziała Amanda i wraz z Aine wstała ze swojego miejsca. - Dziękuję za zaproszenie. Jak będziecie chcieli, to się odezwijcie - powiedziała Amanda na pożegnanie, a Aine skinęła nieznacznie głową. Oni sami nie mieli się do kogo odzywać... I szczerze mówiąc nie liczyli na odzew pozostałych.
- Spotkanie uznam za zakończone dopiero jak Adela się wypowie - mruknęła Amber.
- Ja? - bąknęła Adela. - W dzień ogarnę ile sił mogę zaangażować w to starcie, potem to zorganizuję i będę gotowa. Ale liczę na wsparcie z teleportacją... - bąknęła, patrząc na Aleksa.
- No patrz, nagle jestem rozchwytywanym towarem - zaśmiał się wilkołak. - Muszę popracować nad stawianiem portali - wyszczerzył się w wilczym uśmiechu.
- Masz powodzenie. Zresztą nie tylko tu. W leżu ciągle słyszę westchnienia - parsknęła rozbawiona Amber. Pokręciła głową.
- Dobra, dość żartów. Każdy wie co ma robić - mówiła wilkołak, a Amanda zdumiona lekko Amanda uniosła nieznacznie brwi.
- Umocnijcie swoje pozycje na kontynentach jak możecie. Nie chcemy by Skaza poczynił jeszcze większe szkody. U mnie wzmocnione są mocą mury miast i mury broniące istotom Skazy dostępu do lądu. Jeśli ktoś będzie potrzebował pomocy w takich umocnieniach wiecie gdzie mnie znaleźć - kobieta mówiła dalej. Amanda oczywiście nie miała pojęcia gdzie ją znaleźć, ale skoro nie była częścią sojuszu, to ta część się jej nie dotyczyła.
- Nie zamierzam dopuścić do śmierci choćby jednej istoty z jego łap - warknęła Amber na koniec swojej wypowiedzi.
Amanda spojrzała na Nachtrinrotha i skinęła mu głową. Niech sojusz sobie jeszcze pogada jak chce. Ich to już nie dotyczyło.
Nachtrinroth stworzył portal i wskazał go zachęcającym gestem, a zaraz potem Amanda i Aine przeszły przez niego. Elf też opuścił salę portalem.
Unia, Niebiańskie Wichry
Amanda, Aine i Nachtrinroth wrócili przez portal do Niebiańskich Wichrów, do Astarii.
- Nie do końca tego się spodziewałam - rzekła Amanda.
- A czego się spodziewałaś? - zapytał Sotor, szczerząc się. Stał koło portalu, z którego wyszli.
- No tego co było w planach, przygotowań do walki z robalem. Od tego zaczęliśmy, ale... - Amanda nie bardzo wiedziała jak to ująć, zwłaszcza w jej stanie emocjonalnym.
- Ale skaza wykonał swój ruch wcześniej. I nie tylko pokrzyżował nasze plany, ale i spowodował wiele ofiar - dokończyła za nią Aine.
Amanda potwierdziła lekkim kiwaniem głowy.
- A to... no tak, wreszcie zaczął działać. Zaczyna się faktyczna część konfliktu... - stwierdził Sotor.
Amanda spojrzała na Sotora nie do końca pewna o co mu chodzi. - Sotor - wyrwało jej się z gardła. Chyba wcześniej była tak zaabsorbowana tym wszystkim, że nie zwróciła uwagi na to kto do niej mówił. Nie tracąc ani chwili, objęła go rękami i przytuliła się do niego.
Sotor też ja przytulił.
- Słyszałem, że Nach cię ostro skrytykował... acz konstruktywnie - powiedział.
- Tak - mruknęła. - Potrzebowałam kilku słów prawdy i będę potrzebować więcej - powiedziała. - A powiedz jak się czujesz? Już wszystko dobrze? Mocno oberwałeś? Jak było? - zarzuciła go pytaniami.
- No mocno oberwałem. Cholerstwo eksplodowało mi w twarz. Ponoć straciłem kończynę, czy dwie... nie wiem, bo byłem nieprzytomny - mruknął rycerz.
Amanda skrzywiła się, wyobrażając sobie co go spotkało.
- Przykro mi, że cię trafili - powiedziała szczerze. - Ale cieszę się, że jesteś już ze mną - powiedziała.
Sotor puścił ją wreszcie z objęć i skłonił się lekko. Ona też go puściła, nie chcąc być źle zrozumianą.
- Chciałabym z tobą pomówić - uprzejmie zwróciła się do Sotora - na osobności, jeśli mogę prosić - dokończyła zdanie spoglądając na obecnych Aine i Nachtrinrotha.
- Oczywiście. Przekażę wszystkim że poranny atak został odwołany, a robal opuścił Astarię - powiedziała Aine i choć mogła to zrobić za pośrednictwem bransolet, to zniknęła w blasku pioruna.
Nachtrinroth skłonił się i zamienił w pył.
Amanda wpatrywała się w pozostawioną przez elfa kupkę popiołu. Wskazała na nią i z wielkim znakiem zapytania na twarzy spojrzała na Sotora.
Pył po chwili zniknął.
- On tak potrafi - mruknął Sotor. - Jego metoda teleportacji.
- Mhm - mruknęła Amanda z lekkim uśmiechem i pokiwała głową ze zrozumieniem. - Ale wróci jeszcze? - spytała.
- Powiedziałaś, że chcesz się że mną rozmówić na osobności to sobie poszedł... na swój sposób - powiedział Sotor.
- Mam nadzieję, że go nie uraziłam - zdradziła Amanda, po czym spojrzała na Sotora. - No więc... - zaczęła. - Wiesz co się działo jak ciebie nie było? - spytała delikatnie.
- Żeby jego urazić musiałabyś się na prawdę postarać - zauważył Sotor.
- Tak, wiem. Jak odzyskałem przytomność, to obserwowałem świat oczami Nacha i Drehmore'a.
Amanda uśmiechnęła się niewyraźnie. - Kim jest Drehmore? - spytała, zbierając sie jeszcze z tym o czym tak naprawdę chciała pomówić.
- Jeden z zarimów - odparł Sotor.
Amanda uśmiechnęła się szczerze. Nadal nic jej to nie mówiło, ale doszła do wniosku, że wcale nie musi. Zaraz potem spoważniała i spojrzała na Sotora.
- Jest pewna delikatna rzecz. Mam nadzieję, że się nie pogniewasz... Ktoś mi zasiał w umyśle ziarnko niepewności i chciałabym abyś mi coś szczerze odpowiedział - zaczęła i spojrzała mężczyźnie w oczy.
- No dawaj - powiedział Sotor.
- Chodzi o ewentualne posiłki z Darkantropi. Powiedzieliśmy, ja powiedziałam, że jeśli sami sobie nie będziemy radzić, to się o nie zwrócimy. Za możliwość wydobywania surowców z Astarii, albo coś innego... Widzisz... potem jak walczyliśmy z tym wijem i gdy straciłam przytomność... - Amanda miała jednak pewne problemy z wysłowieniem się. - Dekantropia nie zdominuje nas ekonomicznie? - spytała delikatnie.
- Darkantropia to nie państwo. Nie mamy miast... jest jedna siedziba. Koniec. Na Astarii z tego co wiem nie ma interesujących nas złóż, za ewentualne posiłki możesz zapłacić ekwiwalentem energii, żeby zrównoważyć nasz jej wydatek - odparł.
- Energii? Jak? - spytała Amanda.
- Zgarnę z naszego miasta kamyczek który naładujesz energią - odparł Sotor. - Możesz też ze mną się przejść jeśli chcesz i obejrzeć nasze jedyne miasto.
- Dziękuję. Chętnie zobaczę, gdy przyjdzie odpowiedni czas - powiedziała Amanda i wyglądała na zadowoloną. - Powiem komu trzeba, że nie miała racji - dodała z uśmiechem.
- No ale mamy jeszcze sporo do zrobienia. Powiedz mi proszę, bo mam plan, ale nie wiem czy jestem dość silna, aby go wykonać... - zaczęła i zastanowiła się przez chwilę.
- Nie powiedziałaś mi co to za plan - Sotor uśmiechnął się półgębkiem.
- No więc chodzi o załatwienie Morza Martwego... szkoda, że przegapiłam moment kiedy Kalamies o nie walczył, ale teraz trzeba to posprzątać. Nachtrinroth zwrócił moją uwagę, że dno morza stanowią nieaktywne wulkany i że mogłabym je pobudzić. Ale ja potem pomyślałam o czymś innym. Nie chcę ryzykować rozlania płynów skazy po połowie kontynentu. Wulkany świadczą o istnieniu szczeliny prowadzącej w głąb ziemi. Chciałabym ja otworzyć tak aby zawartość Morza Martwego do niej spłynęła, a potem przepchnąć ją w głąb aż do lawy... Oczywiście zasklepiając ją natychmiast po tym jak cała Skaza spłynie - przedstawiła swój plan działania.
- Otwarcie ziemi jest łatwiejsze z twojego punktu, ale musiałabyś poprowadzić szczelinę głęboko. Poza tym Skaza by nie "spłynęła. On JEST ziemią. Zmienił teren pod morzem martwym w ciało. To jest plan który wymaga wypalenia go od spodu - powiedział Sotor. - Przebudzenie wulkanów jest nieodzowne... ale spokojnie, a na ziemie spadną co najwyżej popioły...
- Aha, myślałam, o samej cieczy. Dam... damy radę to zniszczyć? - spytała.
- Na razie niespecjalnie. Potrzebujesz większej mocy, więc przyda ci się trening - stwierdził Sotor. Amanda skrzywiła się nieznacznie słysząc, że póki co nici z ataku, który chciała wykonać. Ale zaraz potem rozpromieniła się zadowolona.
- Tak tak, bardzo intensywne treningi. Naucz mnie nowych rzeczy. Na takie silniejsze stwory. I jak zwiększyć moją odporność. A co z tymi artefaktami które mogą mnie wzmocnić? Powiedz mi jak tylko będę mogła je wykorzystać. I powiedz mi proszę, gdy tylko będę mogła załatwić Morze Martwe. Trzeba to zrobić jak najszybciej, zanim stwory Skazy stamtąd wylezą. I trzeba sprawdzić co z Archanoidami, bo nie dały żadnego znaku - odpowiedziała z nieukrywanym entuzjazmem.
I tak właśnie trenowali. Tamten wieczór, cały następny dzień i jeszcze następny. Amanda uczyła się nowych rzeczy, aby zwiększyć swoją skuteczność w walce. Jej uczniowie także trenowali, a oprócz tego ładowali mocą przeróżne rodzaje pocisków i "zabawek" Saylera. Aine zajmowała się organizacją i przenoszeniem uczniów z miejsca na miejsce, a także trenowała ciskanie dużą ilością Gwoździ na raz. Bóstwa Astarii jak najbardziej pomagały organizować wszystko i leczyć rannych. Armie gromadziły się na Wyżynie Troli, na granicy Szczurzych Pól i Doliny Zieleni, oraz przy północnej granicy Amaraziliji, zaś trzeciego dnia wieczorem wzmocniona flota piracka przemierzała już Cieśninę Anazyjską.