Świat Pasem: Czas Orłów i Kruków

To jest miejsce, w którym przeprowadza się wcześniej umówione sesje.
ODPOWIEDZ
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: Świat Pasem: Czas Orłów i Kruków

Post autor: Mr.Zeth »

Wyspa na zachód od Ranety:

Miejsce kazało się jednak być pełne wulkanów. Dymy pochodziły z gotujących się jezior rozgrzanej materii. Gdzieś pod spodem czuć było niewielkie ilości mocy Skazy, aczkolwiek aura ognia utrudniała wyczucie energii. Możliwym było, że sytuacja jest poważniejsza niż zdawało się na pierwszy rzut oka. Wyspa jako całokształt nie była zamieszkana, wiec nie trzeba było się martwić o lokalnych.
Wkrótce smoki i żywiołaki przyleciały na wyspę. W tym czasie Kaisstrom znalazł parę rozległych kawern, z których prowadziły przejścia niżej...

Seras'Vill:
Wodny Pałac


Aleks otworzył parę portali. Amber szybko zrozumiała na czym polega sprawa. Te metoda wcale nie była tak skomplikowana jak teleportacja. Wyszło na to, że pod całym kontynentem są tunele, przez które po prostu przyłażą nowe istoty z podziemnego "roju". Wygląda na to, że podziemie jest wypełnione wylęgarniami... zamaskowane do tego stopnia sprawnie, że dopiero, gdy Amber zeszła do podziemia wyczuła moc Skazy. Wyglądało na to, że na Seras'Vill było o wiele więcej roboty niż można było się spodziewać na początku.


Astaria:
Wyżyna Trolli


Amanda stanęła na Wzgórzu Spotkań... lewą nogą na spaczonej ziemi, a prawą na łysym gruncie. Z jej prawej rozciągało się pobojowisko upstrzone zieloną krwią trolli i zdobione zwłokami istot skazy i zielonoskórych. Z prawej widziała resztki palisady i pustkę, jeśli nie liczyć paru biegających istot skazy o wielkich paszczach, szukających niedobitków. Nachtrinroth dobył paru shurikenhów i rzucił w dwójkę najbliższych, spopielając ich ciała.
- Kosa Ezehiala. Dobra trucizna - skomentował. Dalej na północy u podnóża wzgórza widać było większą palisadę, która najwyraźniej dalej stała. Elf założył ręce za plecami i spojrzał na Amandę.
- Wygląda na to, ze Skaza pchnął naprzód mimo wszystko - stwierdził.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Re: Świat Pasem: Czas Orłów i Kruków

Post autor: Plomiennoluski »

Kaisstrom wziął ze sobą smoki i zszedł w jedną z jaskiń, żywiołaki czekały na zewnątrz. Smok rozglądał się głównie za tym gdzie prowadzą tunele i w jakich miejscach jest skumulowana moc ognia, zawsze istniała szansa że ewentualną lawę lub coś podobnego można użyć do zaczopowania tuneli lub zalania wylęgarni. Tuż po zejściu temperatura okazała się nie do wytrzymania i Kaisstrom nie miał wyboru, jak wykonać strategiczny odwrót i wskoczyć do zimnej wody.
"Zaraz spróbujemy jeszcze raz, ale tym razem obniżymy temperaturę." - przekazał smokom, ale wysłał też wiadomość do Darkninga. - "Darkning, znaleźliśmy wyspę ze śladami skazy, ale jest pod ogromną ilością mocy ognia, spróbujemy się tam przebić, ale nie podoba mi się to za bardzo, nie wiem dokładnie czym to może grozić na chwilę obecną."
"Spróbuj skołować kogoś, kto jest odporny na wysokie temperatury. Demony i nieumarli byliby dobrym wyborem" przekazał Darkning.
"Spróbuję, ale może być ciężko, mogę spróbować namówić tych z pływającego miasta ewentualnie, bo osobiście żadnych demonów nie znam" - odparł Kaisstrom
"Mogę cię skontaktować z wybrańcem Vistenesa lub Ezehiala" stwierdził Darkning.
" Z Ablem już współpracowałem, który z nich jest ostatnio mniej zajęty? Myślę że jakoś się dogadamy, a gdyby były to tunele prowadzące głębiej do siedzib Skazy, można by było stworzyć porządny atak." - zasugerował Kaisstrom
"Mogę dać ci możliwość skontaktowania się z oboma" zaproponował Darkning.
"Czemu nie, jeśli nawiążemy współpracę może jakoś to pójdzie, może oni też potrzebują gdzieś mojej pomocy lub czegoś podobnego."

Wkrótce koło Kaisstroma otworzył się mały portal. Wyszedł z niego mały demon wyposażony w niewielkie skrzydełka. Unosił się w powietrzu bez większego trudu.
- Hmm więc z kim chcesz się skontaktować? - zapytał.
- Witaj, najlepiej zarówno z Ablem jak i wybrańcem Vistenesa, bo jeśli dobrze rozumiem ten drugi ma do dyspozycji demony, które mogłyby tu cokolwiek zdziałać. - ręką wskazał wejście do jaskiń.
- Z oboma na raz? - zapytał demon.
- Może najpierw z Ablem w takim razie, nie ma sensu ich odciągać od zajęć na raz. - odparł demonowi.
Otworzyły się niewielkie wrota, które wyglądały jak lustro. W tafli pojawił się obraz. Abel spojrzał na Kaisstroma. - Witaj - powiedział.
- Witaj, zdaje się ze twoi ożywieńcy, ha widzisz, zapamiętałem, mogliby nieco pomóc, w tych jaskiniach wydaje się roić od skazy lub są to tunele prowadzące w głąb, ale wszystko przykryte warstwami ognia, co jak sam rozumiesz jest pewnym problemem dla istot lodu, masz coś z czym mógłbym wam pomóc w zamian? - zapytał bezpośrednio Kaisstrom.
- Hm... obecnie nie, ale mogę podesłać kilka szkieletów dopiero pojutrze, tymczasowo mamy tu niezły... zgryz - powiedział Abel.
- Co konkretnie, mam przy sobie kilka setek żywiołaków, siebie i moje rodzeństwo, jeśli uwiniemy się z twoim problemem, możemy coś zaradzić mojemu.
- Nie mam możliwosci stworzenia portalu, porozmawiamy jutro wieczorem, dobrze? - zapytał chłopak, ale chyba w domyśle musiało być potwierdzenie bo kontakt się zerwał.
- Fale blokujące... widać Abel walczy ze Skazą obecnie... - wyjaśnił demon.
- Myślę że ja bym mógł stworzyć portal, no dobrze ale w takim razie zostaje druga opcja. - mruknął smok.
Tym razem po pojawieniu się lustra Kaisstrom ujrzał umięśnionego czarnoskórego mężczyznę.
- Hmm... z kim mam przyjemność? - zapytał.
- Kaisstrom, wybraniec Uranosa. - odparł Kaiss.
- Jestem Aaron. Wybraniec Vistenesa. W jakiej sprawie się ze mną kontaktujesz? - zapytał.
- Mam tu drobny problem, przynajmniej jak dla Ciebie, próbuję się dostać do tuneli i wylęgarni Skazy, niestety są przykryte dość sporą warstwą termiczną, nie jestem pewien czy to moc ognia czy czysta magma, ale drastycznie ogranicza to naszą skuteczność tutaj. Czy byłbyś skłonny udzielić swojej pomocy w zamian za moją w razie konieczności. - odpowiedział smok.
- Jasne - odparł Aaron. - Otworzysz jakiś portal? - zapytał.
- Ja mogę otworzyć - zaoferował się mały demon. Smok skinął głową demonowi żeby otworzył portal, przez który przeszła grupka ognistych demonów.
- Hrm.. dobra, więc jakie jest nasze zadanie? - mruknął jeden z nich.
- Sprawdzenie co dokładnie tam siedzi, albo osłona naszego przejścia, tak żebyśmy się nie usmażyli z miejsca. - powiedział smok.
- Rzucimy okiem - mruknęły demony i ruszyły wgłąb korytarzy. Nie było ich mniej więcej godzinę. W międzyczasie Smoki wraz z żywiołakami rozejrzały się dookoła za jakimiś podwodnymi tunelami, które nie byłyby przez to aż tak zabójcze i gorące. Znalazły tylko dwa małe podziemne wulkany, mniej więcej wtedy demony wróciły.
- To nie wylęgarnia.. To zbieracze energii. Skaza najwyraźniej korzysta z organizmów przetwarzających ciepło w energię.
- Według was są gdzieś tam, czy tylko co jakiś czas się tu zakradają, jeśli to drugie można je zniszczyć lub wyciągnąć spod reki skazy, w innym wypadku będę musiał się zastanowić nad zniszczeniem wulkanów lub ich wygaszeniem chwilowym w jakiś sposób. Dziękuje za wiadomości. - odparł Kaisstrom
- Możesz po prostu zarządzić na tej wyspie epokę lodowcową - demon wzruszył ramionami. - Skazie przestanie się opłacać pobierać energię.
- Sensowne i w sumie szybsze rozwiązanie, dziękuje wam za wskazówkę i pomoc. Przekażcie Aaronowi ze może liczyć na moja pomoc jeśli będzie potrzebna, a teraz chyba zajmę się schłodzeniem okolicy. - mruknął smok. Demony skinęły głowami i mały demon stworzył im portal powrotny, z którego natychmiast skorzystały. - Przygotujcie się na nieco mrozu i rozejrzyjcie czy nie ma w pobliżu zbyt wielu statków czy czegoś podobnego. - Na szczęście wyspa była niezamieszkała, więc smok przeleciał na sam środek wyspy i zaczął zbierać wiatr, który zaczął wiać w jego kierunku. Z wilgoci w powietrzu zaczął tworzyć coraz większe lodowe bryły a po niedługim czasie nad wyspą zapanowała solidna śnieżyca. Klimat w okolicy miał się przez to sporo ochłodzić, ale przynajmniej odetnie Skaze od źródła mocy. Poczekał aż śnieżyca dojdzie do stanu w którym z morderczych opadów zamieniła się w zwykle mocne sypanie śniegu i zostawił ja w takim stanie. Wzniósł się ponownie do lotu i przyjrzał swojemu dziełu, wyspa była nie do poznania. Lód przenikał niżej i niżej dezaktywując tymczasowo wulkany. Skaza więcej energii stad nie wyciągnie, a gdy wulkany wreszcie wybuchną zniszczą organy Skazy.
- Czasami mam zastój myślowy - wykrzyczał do rodzeństwa pomimo wiatru. - Wracam na chwile do Cytadeli odebrać mapę i ruszamy dalej. - po chwili już przeniósł się do siedziby Białego Smoka i ruszył po odbiór mapy. Kiedy pokazano mu ją, wskazał na krąg wysp otaczających niemalże idealnym okręgiem kawałek morza.
- Co tutaj się znajduje, ktokolwiek wie?
- Przekroczenie kręgu łodzią jest niemożliwe, a wiatry uniemożliwiają przelot. Nikt nie był jeszcze w środku tego kręgu - powiedział mały demon.
- W takim razie pora na nas i uspokojenie wiatrów w tamtej okolicy żeby przyjęły naszą małą wycieczkę. - powiedział z uśmiechem uradowany. Dołączył wraz z demonem do głównej grupy i ruszyli do kręgu wysp. Jeszcze w trakcie lotu zaczął się przyglądać prądom tam panującym.



Po niecałym dniu lotu dotarli do kręgu wysp. Były to w sumie sterczące pionowo ostre skały. Kaisstrom zidentyfikował je jako krawędź starego krateru olbrzymiej wielkości.
- Cokolwiek tutaj wybuchło lub uderzyło, było przerażającej wielkości. - rzucił do lecących z nim. Następnie zajął się wiatrami i rozdzielił przed nimi mala ścieżkę, którą byli w stanie przelecieć. Dostali się do środka i wlecieli w mgłę tak gęstą, ze widoczność była zredukowana do paru metrów. Kaisstrom skoncentrował się na wypatrywaniu jakichkolwiek źródeł energii. Zwiększył nieco wysokość, żeby zminimalizować ryzyko wpadnięcia na coś. Mgła, która zalegała w tej strefie była naładowana mocą wody...
- To normalne że takie wielkie połacie są naładowane takimi ilościami energii? - mruknął do małego demona. Ostatnio coraz częściej się spotykał z takimi obszarami, rozumiał że to specyficzne miejsce w dodatku nad morzem, ale coś musiało tutaj być.
- Sądzę, że to rodzaj pola ochronnego - odparł demon.
- Ciekawe tylko co chroni, tak poza tym prawdopodobnie wiesz ze jestem Kaisstrom, jak na Ciebie mówią? Może uda się przebić do tego co dokładnie chroni. - mruknął smok.
- Zwę się Geram, Kaisstromie - odparł mały demon. - Mmm... - zamyślił się na chwilę. - Na myśl przychodzą mi trzy kompatybilne legendy - odezwał się wreszcie. - Pierwsza opcja - jest tam Białe Miasto. Widmowe miejsce, będące zarazem świątynią Czterech Bóstw. Thirel, Uranosa, Aramona i Vistenesa. Zniszczone kataklizm temu przez uderzenie meteoru negatywnej energii... to tak najprościej mówiąc. Druga opcja to jaskinia Wodnego Smoka. Istoty te mają tendencję do chronienia się w trudno dostępnych miejscach i okrążania ich jakąś barierą utrudniającą dotarcie do nich. -Demon zrobił pauzę. - Ostatnia opcja to możliwość, ze to jest miejsce upadku Galthana - Jednego z czempionów Thirel. Stąd krater, a Aura zapewne pochodziłaby z jego sprzętu natchnionego magią wody, osłaniającego miejsce wiecznego spoczynku właściciela - zakończył.
- Same ciekawe opcje, ze świątyni można zrobić zawsze użytek, co do smoka to zobaczymy co się wydarzy gdyby faktycznie tam była jego jaskinia, ostatnia opcja też interesująca. Lecimy sprawdzić która jest prawdziwa. - odparł Geramowi. - Czy ktoś jest zmęczony i musi odpocząć przed dalsza podróżą? - rzucił do całej towarzyszącej mu reszty, osobiście był gotów lecieć dalej. Smoki jednak rozlokowały się na skałach. Im przydałoby się wreszcie coś zjeść i odpocząć.
Kaisstrom rozejrzał się po reakcjach i westchnął lekko. - W takim razie chyba jednak odpoczynek. - Zawrócił na spokojniejsze wody poszukać czegoś do jedzenia, miał nadzieje upolować coś większego. Jego bystre oczy w niedługim czasie wypatrzyły coś odpowiedniego dla całej piątki.
"Seremion i Dosmin, ruszcie zady, kolacja się sama nie przyniesie, a znalazłem coś sporego." - poczekał spokojnie krążąc nad zdobyczą aż bracia dołączą do niego, po czym zajęli się wyciągnięciem niczego nie spodziewającego się morskiego olbrzyma na skały. Wieloryb grillowany na smoczym ogniu miał swego rodzaju nietypowe walory smakowe. Ludzie pewnie płacili by krocie żeby móc delektować się smakiem nietypowej potrawy, ale smoki po prostu wzięły po sporej dokładce. Wkrótce po tym ułożyły się wygodnej na skałach i zasnęły. Kaisstrom też czuł już narastające zmęczenie. Nie widząc sensu w siedzeniu bez celu również się położył, równie dobrze sam tez mógł się w końcu wyspać.

Nastał chłodny świt. Mgła nadal zalegała nad wodą, zakrywając wnętrze eks-krateru białym całunem... Wybraniec Uranosa przynajmniej był wyspany, tak jak cala reszta smoków. Obrali za kierunek środek krateru i ruszyli, Kaisstrom wzleciał na trochę mocno w górę, żeby się przekonać czy da się cokolwiek zobaczyć z większej wysokości, ale dalej starali się lecieć w kierunku centrum. Okazało się to niemożliwe... po nieco ponad dniu lotu dostali się do drugiej krawędzi krateru... i zorientowali się, że po drodze zmienili lekko kierunek lotu, lub lecieli ciągle zakręcając. Kaiss pokręcił głową, ta taktyka nie przyniosła im za wiele, poza tym że byli gdzieś indziej, prawdopodobnie gdzieś w okolicach Kossos. Musiał spróbować innego sposobu. Zamienił się w kulkę energii i wzbił na tyle wysoko, żeby widzieć całą otoczona górami przestrzeń morza. Chmury znacząco redukowały widoczność na większej wysokości. Udało się jednak znaleźć pułap przy którym smok z ledwością dostrzegał zarys tylnej krawędzi krateru,widząc dalej przednią. Przemieścił się tak, żeby znajdować się jak najbardziej w centrum krateru i zanurkował w dól. W pewnym momencie poczuł mocne pchnięcie, które odbiło go pod katem prostym od trajektorii. Zmiana byłą tak nagła, a siła odepchnięcia i prędkość był na tyle duża, że nim smok zdołał odzyskać równowagę wpadł do wody paręset metrów dalej. Teraz przynajmniej wiedział że coś jest niedaleko. Wynurzył się i ruszył powoli w stronę z której nadeszło pchniecie. Szybko zorientował się, ze zgubił się we mgle. Spróbował wyczuć z której strony jest najwięcej energii, a kiedy to nie pomogło, wyniósł się z powrotem w górę i zaczął opuszczać, tym razem znacznie wolniej. Gdy dotarł do tafli wody uznał, że chyba coś powolutku "przesunęło go" w którąś stronę i nie da rady dotrzeć do centrum bez usunięcia bariery. Dla pewności sprawdził czy bariera działa również pod woda, dopiero później przeszedł do nieco bardziej siłowego działania. Zamroził wodę i mgłę dookoła siebie, tak żeby zobaczyć gdzie zaczyna się bariera i nieco oczyścić powietrze. Lód po prostu odpłynął... Tego akurat się nie spodziewał, ale przynajmniej widział gdzie się kończył i w którą stronę odpłynął, więc wiedział mniej więcej gdzie leży bariera. Spróbował ją wyczuć i posłać w jej kierunku odrobinę mocy wiatru. Mgła uniemożliwiała stwierdzenie jakichkolwiek efektów. Rozpędził się odrobinę i ruszył na miejsce gdzie według niego była bariera, tak żeby być tuz przy niej. Szybko zorientował się, że chyba zmienił kierunek podczas lotu, bo trwało to za długo. Zatrzymał się, potrzebował dłuższego namysłu bo chwilowo nic nie przychodziło mu do głowy. Z drugiej strony ta bariera nie dawała mu spokoju.
"Drakning, znalazłem chyba coś ciekawego ale ciężko powiedzieć co, zwłaszcza że otoczone jest mgłą rozciągającą się na dzień lotu a samo miejsce chroni jakaś porządna bariera, której nawet nie umiem wyczuć." - przekazał do Drakninga. Gdyby tamten miał pomysł, mógłby spróbować od razu, w innym wypadku, myślał wrócić do reszty i spróbować później.
"Nie wiem co to za bariera, występuje tam samoistnie, znaczy nie jest dziełem Skazy, ani nie ma korzeni w czasach przed kataklizmem. Jak sam nad tym popracujesz to znajdziesz zapewne metodę na jej zniesienie" powiedział Darkning.
"W takim razie poczeka, skoro przetrwała tyle czasu, to nic jej nie grozi raczej.
" - odparł smok i ruszył żeby dołączyć do reszty, nie miał zamiaru marnować cennego czasu tutaj, skoro mógł równie dobrze szukać luki gdzie mógłby jak najmocniej zaleźć Skazie za skórę.

Kaisstrom nie przerywał odpoczynku w jaki przerodziło się jego chwilowe znikniecie, ktoś nawet zatroszczył się znalezieniem czegoś do jedzenia. Więc Smok chwilowo zajął się zaspokajaniem głodu i czytaniem fragmentów książki od Darkninga, zwłaszcza części o mocy wiatru. W końcu jednak dal za wygrana i tez poszedł spać. Gdy tylko ponownie wstali, rozkazał dalszy lot, w kierunku Kossos, skoro Skaza był tam aktywny, wypadało się rozejrzeć.
"Udało wam się już znaleźć cokolwiek na temat Kossos? Właśnie się tam udajemy, z informacji które mam wynika ze Skaza jest tam w miarę aktywny, wiec milo by było wiedzieć jak wygląda sytuacja polityczna na miejscu, choćby i od stu lat nieaktualna." - przesłał pytanie do jednego z ludzi w cytadeli. "Jak idzie tworzenie żywiołaków i szkolenie?" - to pytanie poszło z kolei do obozu magów.
"Możemy wysłać emisariuszy do Kossos" zaproponował Edward. "Nie mieliśmy kontaktu od nich..."
"Żywiołakow jest około tysiąca" odparł mag. "Co jakiś czas któryś z magów wymyśla coś nowego i wszyscy uczą się nowych zaklęć"
"Możecie, ale z tego co mi wiadomo, mutanty i stwory Skazy atakują rebeliantów, wiec ewentualni emisariusze mogą się wpakować w niezłe tarapaty, ale możecie wysłać kogoś z porządną obstawa i jednym z telepatów, będziemy na Kossos szukać śladów Skazy wiec możemy szybko zareagować gdyby coś się działo." - odparł Edwardowi. - "Doskonale, tak trzymać." - przekazał krótkie gratulacje magom. Cala kawalkada spokojnie leciała w kierunku Kossos.




Tymczasem z Ranety następnego dnia wysłano statki z ekspedycją w stronę Kossos. Pytanie czy Kaisstrom chciał czekać na wsparcie... Oczywistym było że nie aż tyle, statki mogły na spokojnie rozejrzeć się w oficjalnej polityce wyspy, osobiście miał co innego do zrobienia, na dodatek tępiąc Skazę mógł spokojnie poszukać kogoś z rebeliantów i spojrzeć na historie z obu stron.
Zdecydował się nieco przyspieszyć bieg spraw. Kiedy tylko główny statek został wyznaczony, Kaisstrom przeniósł się na jego pokład. Pozostałe mogły dopłynąć później, to miała być podstawowa cześć dyplomatyczna, wiec nie mogła też wyglądać zbyt groźnie. Dla załogi zajmującej pokłady pozostałych jednostek musiało być niezapomnianym widokiem kiedy smok w pełnej koncentracji zamienił statek wraz z załogą w energie i przeniósł się tuż obok Kossos. Byli jeszcze bardziej zdziwieni, kiedy uzyskali potwierdzenie ze statek dotarł cały i bezpieczny. Kaisstrom tylko oparł się o reling.
- Zmęczyłem się. - powiedział do nikogo w szczególności, ale widać było ze kosztowało go to bardzo dużo wysiłku. Korzystając z wygody pokładu, przyjrzał się najbliższej części wyspy w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów energii skazy. Podejrzewał że będzie musiał zrobić bardziej dokładny rekonesans, ale chwila odpoczynku spędzona na samym przeglądaniu najbliższej okolicy nie mogla zaszkodzić. Skazy było pełno na Kossos. Tylko pomniejsze przyległe wyspy zdawały się być wolne od skażenia. Tyle dał radę wyczuć z dystansu, by zebrać dokładniejsze dane musiałby ruszyć ogoniasty tyłek.
- Przygotujcie się na to że władze Kossos mogą być całkowicie kontrolowane przez Skazę, ja ruszam zrobić tu nieco miejsca wolnego od Skazy, gdyby coś się działo lub potrzebna by była szybka interwencja nie bójcie się ze mną skontaktować. Mam podejrzenia ze ta rebelia, to po prostu każdy, kto chce żyć bez spaczenia i jarzma. - poderwał się i dał znak smokom oraz żywiołakom, ruszyli w kierunku najbliższego większego skupiska z którego czuć było Skazę.

Najbliższe okazało się być wsią.. lub raczej jej parodią. Żyli tam koszmarnie zmutowani ludzie... Wyglądało na to ze ta wyspa będzie jednym wielkim koszmarem. Zawisł nad wsią i zaczął uzdrawiać ziemie wraz z ludźmi, w podobny sposób jak czynił to na Ranecie. Z ziemi podniosło się parę wielkich istot i zaczęły ciskać w smoka kulami ognia wielkości karocy... Kaisstrom wzniósł się wyżej, tak żeby uniknąć kul, następnie odpowiedział kulami lodu. "Przyda mi się mała pomoc" - przesłał do czekającej niedaleko Jarpex wraz z żywiołakami. Istoty były bardzo odporne, a z głębi kontynentu już ruszyło wsparcie dla nich. Nie wyglądało to najlepiej, ale mogło być gorzej. Zapikował w dól i roztoczył wokół siebie aurę chłodu, miał nadzieje ze to spowolni je odpowiednio mocno, żeby można było je odpowiednio szybko zniszczyć i się wycofać zanim wsparcie całkowicie nadejdzie. Najwyraźniej próbował wygryźć od razu zbyt duży kawałek. Kaisstrom spowalniał i zadawał ciosy, razem z żywiołakami skupili się na jednym celu. Ubili jedną z istot, skupiając na niej siły. Na kolejną było za mało czasu, więc wycofali się nim dotarły posiłki. Siedem pancernych jaszczurów, wyglądających na zdolne do plucia ogniem.. ale diabli wiedzieli do czego tak na prawdę te istoty były zdolne.

Wycofali się na jedną z wysepek wolnych od wpływu Skazy, teraz oczywistym było ze praktycznie cala wyspa musi byc marionetkami Skazy. - Wiesz może co do były za paskudztwa? - zapytał demona kiedy już odpoczywali bezpiecznie.
- Te przytwierdzone do ziemi, czy te jaszczurowate?
- Oba rodzaje. No i chyba wiemy już jakie istoty pozyskiwały energie z ognia.
- Te stacjonarne to odpowiednik umocnień skazy. Miotają kulami ognia póki mają dość mocy na stworzenie kolejnych - wyjaśnił. - Te mobilne to odpowiednik smoków.. tyle, ze to nieloty - dodał.
- Hmm czyli coś jak wyrmy, te umocnienia łatwo będzie pozbawić mocy samymi manewrami mam nadzieję. Co do nielotów, zależy jak są inteligentne i czy są stworzone przez Skaze czy tylko zaadoptowane, jeśli to drugie, wolałbym je przeciągnąć na naszą stronę niż musieć zabijać. - mruknął smok.
- Stworzone od zera - odparł demon. - A te naziemne bydło jest dość powolne.. ale lepiej nie oberwać pociskiem - kontynuował.
- Mhm, zauważyłem że mają spore te pociski, trzeba będzie bardzo szybko dopaść do nich na ziemi, zaatakować i zniszczyć, wtedy te namiastki jaszczurów można nieco spacyfikować z góry, najważniejsza chyba będzie szybkość i mocne uderzenie fizyczne. - zastanawiał się nad możliwościami, do wyboru miał szybkie pikowanie pod osłoną śnieżycy lub teleportację. Tylko póki co musiał chociaż trochę odsapnąć, to przeniesienie statku jednak sporo go kosztowało.
- Znam pewien rytuał polegający na przekazaniu kropli krwi człowiekowi. Powstaje coś w rodzaju półsmoka. Powinno tez podziałać z żywiołakami, ale nie wiem co będzie efektem - dodał demon.
- Półsmok? Co przez to rozumiesz? - nie był do końca pewien czy podoba mu się ten pomysł, ale reszta smoków nachyliła ucha. - Jak bardzo będą przypominać prawdziwego smoka, to dość ważne pytanie. Możemy spróbować, jeśli się zgodzą. No i niech się zbliżą, myślę że same też mogą mieć kilka pomysłów i wiedzą dokładnie co potrafią. - rodzeństwo w zamyśleniu pokiwało głowami a żywiołaki zbliżyły się nieco.
- Będą trochę jak zmiennokształtni - czyli będą mogli się zmienić w smoki w dowolnym stopniu. Tyle tylko, ze nie będą aż tak silni jak smoki - powiedział demon.
- Są jacyś ochotnicy? - Kaisstrom zapytał żywiołaków, wystarczyło że przybrali już tą postać, nie chciał ich zmuszać do kolejnej przemiany na siłę. Kilku się stawiło, ciekawych. skutków. - W takim razie skoro są ochotnicy, zdradź nam jaki to rytuał. - zapytał demona.


- Sprawa jest prosta, potrzebujemy byś naładował trochę białej kredy mocą, nakreślę właściwy znak. Wystarczy by osoba połknęła kroplę twojej krwi. lub krwi innego smoka. Znaki są dość trudne do nakreślenia i będą wymagały sporego zapasu kredy, nie jestem biegły w kreśleniu znaków... wiesz jak jest się taki mały... - wykonał bezradny gest rękoma.
- Gdzieś tutaj na pewno znajdzie się odpowiedni zapas kredy. Rozejrzyjcie się za czymś podobnym. - rzucił do żywiołaków. - Może będę Ci w stanie jakoś pomóc w narysowaniu tych znaków, telepatyczne przesłanie obrazu od Ciebie, czy coś podobnego?
- O, to jest pomysł - mruknął demon. Kreda się nie znalazła, ale niewielki jej zapas był przypadkowo na statku Zakonu...
- Doskonale, przynieście ją migiem, myślę ze mogą sobie odpuścić misję dyplomatyczna, z tego co wyczułem to cala wyspa wygląda jak ten kawałek tutaj. No a Ty pokaż mi jak wyglądają te symbole. - powiedział Kaisstrom z lekkim uśmiechem, miał nadzieje ze wyjdzie z tego coś dobrego, najważniejsze ze mieli ochotników. Znaki były dziwnie Kaisstromowi znajome. Z pewną dozą zdziwienia smok stwierdził, ze potrafi je odczytać. Chwilę przystanął zdumiony a następnie zajął się rozczytywaniem znaków. Potem dopiero zaczął się zastanawiać skąd je w ogóle zna. Inskrypcja brzmiała "krew z mej krwi. Płomień z płomienia. Niech roznieci w tobie odwagę, niech da ci prawdziwą wolność. Niech będzie światłem, które cię ogrzeje i oświetli ci drogę, gdy wokół zapanuje ciemność" i smok za diabła nie miał pojęcia skąd zna ten język.. i co to za język.
- Geram, powiedz mi co to za język? Bo zdaje się że go znam i podoba mi się mocno to co zaraz zrobimy. - czekał już tylko na kredę, żeby mógł ją naładować i rozpocząć rytuał.
- To język Smoczego Ojca - odparł demon. - Jego dusza pozostała przy smokach, gdy jego ciało i umysł przestały istnieć. Widać interesuje się tobą w jakiś sposób -
- Coraz ciekawiej, Uranos, Smoczy Ojciec, a jeszcze do niedawna zwykły podlotek, kto by się spodziewał. - mruknął półgłosem. Po niedługim czasie dotarła kreda, którą Kaiss od razu nasycił mocą i zajął się rysowaniem symboli. Potrwało z godzinę, nie było to takie łatwe... wkrótce jednak krąg był gotowy.
- Następny już pójdzie łatwiej - powiedział demon.
- To dobrze, może Ty użyczysz pierwszej kropli Jarperx? Ja w tym czasie zajmę się rysowaniem drugiego kręgu. - rzucik smok i wziął się od razu do rzeczy. W dwie godziny dało radę przekształcić wszystkich chętnych. Każdy z nich zmieniał się w oślepiającym błysku światła. Kaisstrom po raz pierwszy widział Wietrzne Smoki... wyglądały jakby zrobione kryształów, w których zamknięty był wiatr. Potrafiły zmieniać siew ludzką postać i były mniejsze niż zwykłe smoki... ale wyglądały ciekawie.
- Faktycznie wygląda to interesująco, gdyby byli jeszcze jacyś chętni, dajcie znać. Póki co jeszcze godzinka odpoczynku i zobaczymy jak będą przygotowani na druga fale ataku. - poprzednio udało im się zabić jedną bestią, może tym razem uda się to rozegrać znacznie lepiej.
- Trzeba pozwoli im zaznajomić się z nowymi możliwościami - powiedział Geram.
- W takim razie nieco się zregeneruje i zrobię szybki rekonesans nad Kossos. - powiedział i ułożył się do drzemki. Obudził go upał... nad kamiennym kręgiem tworzącym pierścień krateru pokazała się olbrzymia kula mocy...Tego się nie spodziewał, poderwał się szybko i przygotował na najgorsze, ale nie atakował. Energia unosiła się tam, promieniując ciepłem do czasu aż się wypaliła i zniknęła.
- Ktoś ma jakieś pojęcie co to było? Bo już zupełnie głupieję ostatnio. - nie zdążył sprawdzić co to za energia, ale była potężna.
- To była duża ilość energii ognia.. wystrzeliła ze środka kręgu - odparł jeden z żywiołaków.
- Taka ilość mocy mogla usunąć mglę jeśli się nie mylę, zaraz wracam. - mruknął Kaisstrom i ruszył natychmiast w kierunku miejsca, gdzie wcześniej blokowała go bariera. Było to zdumiewające, ale nawet taka ilość energii ognia nie wypaliła mgły ani wody. Na chwile obecna porzucił nadzieje na dostanie się do środka i wrócił szybko na wysepkę.
- Nie wiem czym jest chronione centrum tego krateru, ale nadal tam jest, razem z mglą, wiec ja się zajmę czymś łatwiejszym, lecę szpiegować na Kossos, może znajdę rebeliantów przy okazji. - rzucił smok i ruszył nad wyspę wypatrując miejsc, gdzie spaczenie nie było tak silne lub wręcz zerowe.
- Magiczne bariery można włączać i wyłączać - zauważył Geram. - Jeśli to wystrzeliło z terenu ukrytego we mgle, to bariera musi być na chwile wyłączana, ale nie wiemy jak często wystrzeliwany jest ten ładunek..
- Możemy za to sprawdzić, jeden z żywiołaków lub ludzi może obserwować jak często ta energia się pojawia i znika. Dobrze że nie odpaliła w momencie kiedy tamtędy przelatywaliśmy jeśli się nad tym dobrze zastanowić. Pytanie czy trzeba by się tam było dostać zaraz przed wystrzeleniem ładunku czy zaraz po, oraz jaką mieć ochronę żeby się nie spalić wewnątrz. No a teraz ruszam, rebelianci sami się nie znajda. - powiedział smok.



Szybkie poszukiwania na pomniejszych wyspach ujawniły cztery miasta rebeliantów. Dwa na największej wyspie i po jednym na mniejszych. Zdecydował się wylądować na jednej z mniejszych wysp w ludzkiej formie i rozejrzeć nieco po mieście zanim ruszy w kierunku czegoś, co przypominałoby tutejszy ośrodek władzy. Wylądował nieopodal miasta... i momentalnie został zaatakowany przez "drobnię" Skazy. Zwykły rozrośnięty mięśniak... Kaisstrom wypróbował na nim uderzenie soplami, które opracował wcześniej, do tej pory nie miał nawet okazji za bardzo go użyć, wiec teraz przetestował jak działa na żywym celu. Posłał w niego stworzone naprędce, zabójczo ostre lodowe sople, przyspieszone mocą wiatru. Atak soplami spowodował rozmazanie rzeczonej istoty po okolicy... oraz usuniecie paru drzew. Kaiss podrapał się po nosie i ruszył w stronę miasta, teraz był już pewien że sople zdadzą egzamin na drobnice Skazy, nawet w większych ilościach. Udało mu się dotrzeć na miejsce bez większego trudu, problem polegał na tym, ze nie było żadnego wejścia do miasta. Dostanie się na wyspę i przetrwanie na niej nie było zadaniem dla pojedynczego człowieka... Kaisstrom zdematerializował się więc i spróbował dostać do środka w ten sposób. Udało się mu zmaterializować za murami, ale szybko zrozumiał, ze ludzie tu mówią w innym języku niż on... Pokręcił głową niemalże rozpaczając nad brakiem swoich zdolności językowych i zaczął przysłuchiwać się myślom otaczających go ludzi. Najwyraźniej było to zwykłe miasto pod ochroną rebeliantów. Ogólnie większość ludzi żyła w strachu przed "tak potężną istotą, jak zniszczyła Caerę". Najwyraźniej musiał się przejść do kogoś, z kim mógłby przeprowadzić poważniejsze rozmowy. "Macie na pokładzie kogoś, kto zna język jakim tu mówią?" - zapytał telepatę ze statku, który przeniósł w okolice wyspy.
"Się wie" padła odpowiedź. "Mamy tłumacza i dwóch żołnierzy, którzy znają ten język"
"W takim razie zaraz się tam zjawie, dostałem się do jednego z miast rebeliantów i chciałbym z nimi porozmawiać, ale jednocześnie ich nie nastraszyć, wiec lepiej użyć tłumacza w tym wypadku." - przekazał załodze statku.
"Możemy się tam udać z oficjalną wizytą. Mają port?" zapytał telepata.
"Nie, w tym mieście nie, ale oficjalna wizyta nie zaszkodzi, sprawdzę może na drugiej wysepce maja port. To by ułatwiało sprawy." - odparł smok i natychmiast ruszył sprawdzić w którym mieście mogliby zacumować, by następnie pokierować tam wysłanników.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: Świat Pasem: Czas Orłów i Kruków

Post autor: WinterWolf »

Amber

Amber się wycofała. To była ważna informacja, którą należało się podzielić z Adelą i innymi. Skaza nie był tu taki bierny i potulny jakby się mogło wydawać.
Aleks spojrzał na nią ciekawie, gdy opuściła portal.
- Co tam znalazłaś? - zapytał. Adelajda dalej była w okolicy.
- Całe mnóstwo sił Skazy - mruknęła. - Opuścił powierzchnię, ale schował się skutecznie pod nią. Stąd nie da się go wyczuć, ale wyczułam natychmiast gdy tam się przeniosłam - mruknęła.
Adelajda skrzywiła się.
- Wiec czeka nas spor pracy? - westchnęła cicho.
- Ano... Skaza ma jednak większe siły niż się spodziewaliśmy.... Ale to znaczy, że możemy go dłużej i mocniej kopać w dupę - warknęła i oczy jej rozbłysły.
- Musielibyśmy zaimportować siły uderzeniowe, których nie mamy tymczasowo... - mruknął Aleks.
- Spokojnie. Zemsta się nie spieszy - mruknęła. Nagle spodobał jej się pomysł by zniszczenie Skazie nieść powoli, tak by miał czas poznać ogrom swojej porażki... Wiedziała, że nie będzie mogła tego odwlekać w nieskończoność. Gdy nadarzy się okazja sama chętnie zada ostateczny cios... Ale póki można Skazie zadawać straty i ból, za te wszystkie krzywdy jakich doznali mieszkańcy świata, póty Amber była skłonna czekać na odpowiednią chwilę z ostatecznym uderzeniem. Gorzej by było, gdyby to czekanie było bezproduktywne i pozbawione działań. Wtedy by się niecierpliwiła.
- Zapytamy Kopacza czy da się coś z tym zrobić? - zaproponował Aleks.
- Można. Może da się jakoś zagrzebać te istoty tam... Kopacz potrafi zdziałać cuda ze skałami - powiedziała.
Aleks otworzył kolejny portal. - No to pogadamy z nim? - zapytał.,
- Jasne - Amber skinęła głową i odwróciła się na chwilę do Adeli. - W razie czego czy przed akcją będziesz chciała porozmawiać z Kopaczem? - spytała. - W końcu wszystko dzieje się na twoim kontynencie - oznajmiła.
Zależy czy będzie w stanie oś z tym zrobić- odparła elfka.
- Tego musimy się wpierw dowiedzieć - powiedziała dziewczyna. - Tylko, żeby z nim porozmawiać albo będziesz musiała na chwilę iść z nami albo wskazać odpowiednio dużą pustą przestrzeń, gdzie będzie mógł się wykopać z podziemi - powiedziała.
- Byle by nie w mieście lub na polu uprawnym - bąknęła Adela.
- Dobra Aleks. Idziemy do Kopacza - powiedziała gotowa przejść przez portal postawiony przez chłopaka.
Adela skinęła głową i wilkołaki wkroczyły przez portal do jaskini Kopacza.
Kopacz przeciągnął siei spojrzał na Amber, przekrzywiając łeb.
- Witaj maleńki - przywitała się żartobliwie Amber.
Kopacz trącił Amber nosem.
- Co ciekawego?
- Milgasia jest nasza - pogładziła go po nochalu. - Twoja pomoc w umacnianiu urwiska była nieoceniona - powiedziała.
- Mmmhm - zamruczał Kopacz.
- Potrzebujemy teraz twojej ekspertyzy. Znalazłam pod innym kontynentem olbrzymie skupisko skażenia i istot Skazy. Zastanawialiśmy się czy nie dałoby się ich pozbyć poprzez zasypanie tych terenów pod ziemią na których przebywają. Jesteś specjalistą w sprawie podziemi i tuneli - powiedziała.
- Kmmhm... musicie mnie dostarczyć na miejsce, to się rozejrzę - powiedział Kopacz.
- Mogę otworzyć portal na polanę na Seras'Vill - zaoferował się Aleks.
- Dobra. Stworzyć ci jeszcze okulary osłaniające przed słońcem? - spytała. Kopacz mógł owszem zamknąć oczy, ale w sumie raczej nie było to zbyt komfortowe...
- Mmmhm - bąknął kopacz, nadstawiając pysk.
Amber się skoncentrowała i tak samo jak ostatnio stworzyła Kopaczowi okulary.
- Zastanowię się później jak to wykombinować by nie musieć ich tworzyć za każdym razem... Może mógłbyś je jakoś aktywować na życzenie - namyślała się na głos.
Kopacz rozłożył łapy, bezradnie, powodując wiatr w jaskini, po czym poczłapał przez portal stworzony przez Aleksa.
Amber ruszyła za nim. Ten wielki zwierzak wyglądał groźnie, a był pocieszny... Wilkołaczyca uśmiechała się pod nosem.
Kopacz siadł na tyłku na polanie, ziewnął potężnie, przeciągając się i zaczął kopać w gruncie. Wkrótce zniknął w ciemności olbrzymiej, wykopanej jaskini.
Amber obejrzała się szukając wzrokiem Aleksa.
- Ktoś kto pierwszy raz zobaczy tego malca przy ziewaniu może się porządnie przestraszyć - mruknęła. - Chyba za nim pójdę jako cień w razie, gdyby okazało się, że stwory Skazy się połapią, że ktoś się do nich zbliża - dodała.
Aleks skinął głową.
- Zostanę tu - powiedział. - W razie czego dam znać - dodał.
- Dobra - Amber się przeniosła w cień i ruszyła w ten sposób ukryta za Kopaczem. Pilnowała by istoty Skazy nie urządziły sobie na niego polowania.
Kopacz dotarł do pewnej głębokości i zaczął łapami badać skałę. Podrążył trochę w różnych kierunkach i za każdym razem kończył trzymając łapy przy gruncie przez jakiś czas, po czym wreszcie podjął drogę powrotną.
Amber spokojnie wróciła razem z nim. Robiła tu za stróża dbającego o bezpieczeństwo tego futrzaka.
Kopacz otrzepał łapy i nie widząc Amber zaczął czesać sobie futro na zadzie...
Amber zostawiła go w spokoju przy tej czynności. Aleks czekał na nich na górze.
Kopacz wreszcie wygramolił się na sam szczyt i rozejrzał za Amber.
Amber pojawiła się tak by móc go po łbie poskrobać.
- Powrót futrzaka - mruknęła.
- Mmmhm... no mogę łatwo załatwić wszystkie wylęgarnie, przekierowując magmę z wulkanu do kawern w których są wylęgarnie - powiedział.
- Hmm... Hmmmm... Co to jest magma? - palnęła Amber z głupią miną.
- Rozgrzana materia będąca wewnątrz planety - Kopacz wskazał pazurem dół.
Amber skinęła głową.
- Dzięki za wyjaśnienie - powiedziała. Spojrzała na Aleksa. - Ostateczna decyzja należy do Adeli, to jej ląd. Możesz ją powiadomić o tym co znalazł nasz spec - powiedziała.
Aleks przymknął oczy na chwilę.
- jest za - powiedział po chwili.
- W porządku. Jeśli mam ci jakoś pomóc to mów, jeśli nie to pozbądź się proszę tych wylęgarni. W razie czego będę cię osłaniać - powiedziała do Kopacza.
- Nie trzeba - kopacz ziewnął. – Załatwię tu i wracam spać - powiedział, włażąc z powrotem do wykopanego tunelu.
- Powodzenia - powiedziała. Kopacz nie dokopał się do jakichś niebezpiecznych miejsc, no i lepiej niż Amber znał się na tym co działo się pod ziemią, więc tym razem puściła go samego, gotowa jednakże ruszyć mu na pomoc, gdyby takowej potrzebował.
Kopacz przepchnął trochę ziemi i rozległ się łoskot, zaś cały kontynent delikatnie zadrżał. Kopacz wyczołgał się na powierzchnię. - Już - ziewnął.
- To było to drżenie? - bąknęła zdziwiona Amber. Nie spodziewała się tego.
- Ta.. zaraz pojawia się tymczasowe wulkany.. na terenie skazy oczywiście - powiedział Kopacz.
- Cóż, zobaczymy co to zmieni na tym lądzie - bąknęła. - Odstawimy cię do twojej jaskini. Wybacz, że cię obudziliśmy - pogładziła go po nosie.
- Mmmmmhmmmm - Kopacz mało nie zasnął natychmiast. Aleks otworzył portal i zwierzak pogramolił się przezeń, zasypiając natychmiast po przekroczeniu.
Amber westchnęła, gdy portal zamknął się za Kopaczem.
- Mam kiepskie wyczucie czasu - bąknęła. - Dobra, dowiedzmy się teraz jakie informacje dotarły do Adeli w czasie gdy Kopacz zajmował się likwidacją wylęgarni.
Aleks skinął głową i otworzył kolejny portal. Szło mu to już bardzo szybko...
- Będę się musiała w końcu nauczyć stawiania portali... I tej... No... Telepatii - bąknęła Amber przechodząc przez portal.
- Możemy nad tym popracować teraz... w ciągu najbliższych dni - zaproponował Aleks.
- Mhm... Ale po kolei. Nie wiemy jeszcze czy działania Kopacza wprowadziły jakieś istotne zmiany - mruknęła. - Mam nadzieję, że Skaza dostał ostro po dupie na tym kontynencie - dodała.
Amber znów poczuła delikatny wstrząs i dostrzegła, że horyzont rozjaśnił się.
- Ups... Mam nadzieję, że to nic dla nas szkodliwego - mruknęła. I miała też nadzieję, że Adela w przeciwieństwie do niej wiedziała z czym wiązało się to co zrobił Kopacz, bo Amber w sumie czuła się teraz nieco zagubiona.
- Mamy nowe wulkany na naszym pięknym kontynencie - powiedziała Adela, stojąca koło okna i patrząca na łunę.
- Wybacz, ale jestem wilkołakiem, więc nie wiem czy to dobrze czy to źle - mruknęła dziewczyna. Poskrobała się dłonią po nosie.
- Ten wasz futrzasty przyjaciel odwalił za nas większość roboty... - powiedziała Adela, uśmiechając się delikatnie.
- On też wzmacniał urwisko na Milgasii, przy którym broniliśmy się przed siłami Skazy i zniszczyliśmy Molocha - powiedziała Amber. - Nie chcę by brał udział w bezpośrednich starciach, ale jeśli są sytuacje, w których może pomóc to zawsze pytam go o to - powiedziała.
- Wyglądał na bardzo łagodnego zwierzaka - powiedziała elfka.
- Po pierwsze nie lubi przemocy. Po drugie jest jeszcze... dzieckiem - powiedziała w porę przypominając sobie, że humanoidzi nie używają określenia szczenię.
- To dlatego jest taki puszysty? - zapytała Adela.
- Trochę dlatego i trochę też z tego powodu, że jest jednym z Revenantów poniekąd - bąknęła Amber. - Jest tak łagodny, że gdy odtwarzałam jego zniszczone przez Skazę ciało nie uległ uczuciu nienawiści. Żył dalej tak samo jak niegdyś, zanim Skaza go dopadł. No a jak dałaś mi ten kryształ to jego futro stało się bardziej puchate, pazury ostrzejsze... Ale wciąż jest miśkiem - uśmiechnęła się.
- Tylko nie ma niczego dość dużego by go przytulic? - elfka zaśmiała się.
- Hmm... Popracuję nad tym - Amber zmieniła się w potwora. - Jak myślisz, ile mi jeszcze brakuje? - spytała rozbawiona.
Elfka skinęła dłonią na Amber, uśmiechając się i poszła na zewnątrz. Widać miała jej coś do pokazania na zewnątrz.
Wilkołaczyca ruszyła więc za nią.
Na zewnątrz elfka złożyła dłonie i zmieniła się w wysoką na 11 metrów postać o błękitnej skórze, odzianą w srebrny pancerz.
- Też posiadam formę bojową... od niedawna i dalej dopracowuję niektóre aspekty, ale forma już jest - powiedziała głosem, przypominającym szmer strumyka.
Wilkołaczyca na tyle się tym zainteresowała, że zmieniła się w wilka by uruchomić nochala.
Elfka zmieniła się w coś przypominającego biologicznie mroczniaka. Jej ciało zostało usprawnione motorycznie. Modyfikacje były nieco inne, ale dały Amber pomysł jak by usprawnić mroczniaki...
- Hmrrr... - mruczała wilczyca węsząc i tykając zmienioną elfkę nosem. Czasem liznęła ją też analizując dokładnie wszystkimi zmysłami i postrzeganiem energii. Wyglądało to zupełnie jak pies poznający nową osobę.
Metal był zimny, ale skóra pod spodem - ciepła. Amber na pewno miała do czynienia z żywą istotą. Była to jednak zupełnie inna przemiana niż w jej przypadku.
Wilczyca siadła na zadzie i kichnęła parę razy oczyszczając nos z zapachów. Przekrzywiła łeb patrząc na elfkę. Zastanawiała się czy ta będzie miała jeszcze coś ciekawego do pokazania.
Ta jednak wróciła do normalnej postaci.
- Dobra , teraz czeka mnie wiele porządków. Przygotujcie jakieś tereny pod regenerujący opad i dajcie znać, a go ześlę - powiedziała. - Raczej sobie poradzimy tutaj - uśmiechnęła się.
Wilczyca się poderwała na cztery łapy i otarła się bokiem o elfkę. Trąciła ją parę razy nosem, pomrukując i spojrzała na Aleksa.
Aleks siedział w wilczej postaci na zadzie, patrząc na Amber. Przekrzywił leb.
Bez ostrzeżenia Amber skoczyła by obalić Aleksa. Powtórzyła to co zrobiła jakiś czas wcześniej - obaliła go na grzbiet i zaczęła bezceremonialnie łaskotać go po brzuchu.
Aleks zaczął parskać śmiechem, ale tym razem skontrował, gdy tylko wyrwał się z zaskoczenia.
Amber chwyciła pyskiem jego pysk i nie puściła. Przytrzymała Aleksa dopóki nie zrezygnował z tego pomysłu.
Aleks westchnął i dał sobie spokój.
Dopiero wtedy Amber go puściła i liznęła go w ucho. Potem się otrzepała.
Aleksowi nie chciało się wstawać. Położył się tylko wygodniej...
Wilczyca wróciła do ludzkiej formy by wreszcie odpowiedzieć Adeli na jej słowa.
- Jakby pojawiły się jeszcze jakieś nieprzewidziane oznaki bytności Skazy to daj znać. Musimy eliminować wszelkie jego manifestacje i dusić próby stawiania się w zarodku jeśli chcemy utrzymać naszą przewagę - powiedziała do elfki. - Teraz wrócimy do siebie. Roześlemy zmiennokształtnych by wyszukali i zebrali jak najwięcej nasion różnych roślin... Czeka nas sporo pracy, jeśli chcemy by Milgasia przypominała ląd, którym była jeszcze niedawno - westchnęła.
Adela skinęła głową.
- W razie czego wybraniec Tyris będzie szczęśliwy mogąc ci pomóc w tym temacie - zauważyła.
- Więc się z nim w tej sprawie skontaktujemy. Przy okazji dowiemy się czy któryś z pozostałych naszych sojuszników nie potrzebuje teraz wsparcia - mruknęła.
Aleks wstał i otrzepał się, po czym przeciągnął i przysiadł na zadzie. Na wilczym pysku malował się przez chwilę wysiłek, który zakończyło westchnienie. Aleks wrócił do ludzkiej postaci i otworzył portal.
- W wilczej nie idzie - skwitował.
- Czemu? - zdziwiła się Amber. Potem przeszła przez portal.
- Wygląda na to, ze wilczy umysł ma kłopoty z przetworzeniem właściwej sekwencji energetycznej - odparł Aleks.
Amber miała głupią minę. - Przecież zmieniając postać nie stajesz się kimś innym - mruknęła.
- Mhm. Chodzi o biologię. Wilki nie maja potrzebnych kanałów energetycznych - odparł Aleks.
- Przecież możesz przekształcać pewne elementy swojego ciała, nie? - mruknęła Amber.
Aleks zmienił końcówki łap przednich i tylnich.
- Na tyle mogę sobie pozwolić - powiedział, zmieniając je z powrotem. - To nie takie proste, mogę sobie przez przypadek wysadzić kawałek ciała jeśli źle coś zmienię.
- Jako szczenięta, gdy przeszliśmy już pierwszą przemianę wygłupialiśmy się przemieniając w sobie co się da... - bąknęła.
- Kanały energetyczne istnieją tylko w sumie metaforycznie. Jest to szlak którym powinna wieść moc, ale jak ciało nie jest dostatecznie szerokie to moc musiałaby wieść poza ciałem. Kłopot polega na tym, ze łamie to parę zasad, które musimy zatrzymać, jeśli chcemy otworzyć portal - wyjaśnił Aleks.
- Nie wiem o co ci chodzi z niedostateczną szerokością ciała. Jesteś wilkołakiem a nie wilkiem więc twoja wilcza postać nie jest wcale mała - mruknęła.
Aleks westchnął.
- Czuję się jakbym gadał o kolorach z daltonistą... Idziemy cię uczyć stawiania portali - mruknął.
- Wpierw zorganizujmy zbieranie nasion i poprośmy tego druida od Tyris o pomoc... No i trzeba spytać go czy czasem on nie potrzebuje pomocy na swoim kontynencie - mruknęła.
- Mhm... kontaktujemy się z nim natychmiast, czy jutro? – zapytał Aleks. W sumie godzina była późna i Amber też zaczęła odczuwać zmęczenie po dzisiejszym dniu.
Wilkołaczyca westchnęła. - Niech będzie jutro. Dziś i tak już nie zdołamy podjąć działań - mruknęła. Zastanawiała się jak bardzo posunęły się do przodu poszukiwania Carmen.
Powrócili więc o Azylu. W tawernie spotkali obie Demmianki i Carmen.
- Zrobiliśmy porządki na... na... hmm... Jak się zwał ten kontynent? - bąknęła Amber do Aleksa. Nie miała pamięci do nazw geograficznych...
- Seras'Vill, czy jakoś tak - odparł Aleks.
- O to to - mruknęła pstrykając palcami. - Mają teraz co prawda kilka nadprogramowych wulkanów, ale jak dobrze pójdzie to za niedługo mamy kolejny czysty kontynent - powiedziała do Demmianek i Carmen.
- Nieźle - powiedziała Wiktoria, uśmiechając się.
- Ano kawał dobrej roboty, ale teraz może jednak zajmij się moimi znaleziskami... mamy trzy rzeczy do załatwienia.
- O, jednak już coś masz? Aleks, poradzisz sobie jutro ze zbiorem nasion? - spytała.
- Jasne - odparł Aleks.
Carmen uśmiechnęła się.
- Jutro z rana zaczynamy? - bardziej stwierdziła, niż zapytała.
- Mi na pełen odpoczynek potrzeba maksymalnie 2 godziny... - bąknęła.
- No to możemy się wziąć za to za dwie godziny - odparła Carmen.
- No dobra. To ja zjem coś teraz szybko i odpocznę te dwie godziny - powiedziała.
- Zjedz coś jeszcze przed snem - zaproponowała Rika.
- Taki mam zamiar, chociaż spać dziś nie będę - powiedziała Amber.
- Mmmhm - mruknęła Rika, kiwając głową.
- Mam ochotę na coś słodkiego... - bąknęła patrząc w stronę, gdzie zawsze stał barman.
- Coś się znajdzie - powiedział mężczyzna i poszedł na zaplecze.
Amber na myśl o słodkim jedzeniu uśmiechnęła się błogo. Siadła sobie na krześle przeciągając się. Czas oczekiwania na posiłek postanowiła spędzić już na zbieraniu sił na wyprawy z Carmen. Przywołała więc aurę, ale ograniczyła ją tak by ta nie stanowiła zagrożenia dla otaczających ją ludzi i nieludzi.
Wkrótce dostała tackę z pączkami.
Wilkołaczyca ucieszyła się bardzo. Wpierw spytała czy ktoś nie chce się poczęstować po czym sama wzięła się za pochłanianie pączków.
Nikt się nie kwapił.
Amber wcięła całą tackę, a Carmen przyglądała się temu, szczerząc się.
- To leć wypocząć, wszystko jest gotowe - powiedziała.
- Zrobię sobie kąpiel... Może coś poczytam przez resztę czasu - przeciągnęła się Amber. Zalety regenerowania się aurą. - Lepiej wiesz jak mija czas, więc za niecałe dwie godziny byłabym wdzięczna gdybyś po mnie wpadła - powiedziała do Carmen.
Kobieta skinęła głową twierdząco.
Amber życzyła wszystkim miłej nocy i znacznie bardziej sprężystym krokiem niż wcześniej wkroczyła po schodach.
Po 2 godzinach do jej drwi zapukała Carmen.
Amber po chwili w postaci cienia przeniosła się przez szpary w drzwiach i zmaterializowała się koło Carmen.
- Uwielbiam to - mruknęła.
- Hm, dobra, proponuję najpierw zainwestować w twoją moc ofensywną - powiedziała Carmen. - Zgarniemy Odłamek Cieni z jaskini kawał pod ziemią.
- Prowadź więc proszę. Muszę przyznać, że jestem ciekawa jak to będzie wyglądało - bąknęła.
Carmen skinęła głową i ruszyła w dół po schodach.
- Ogólnie przyda nam się pomoc Kopacza - powiedziała.
- Dziś raz go już zbudziliśmy. Mam nadzieję, że tym razem nie będzie spał - westchnęła.
Carmen przeniosła siebie i Amber do jaskini kopacza. Futrzaka akurat nie było.
- On teraz chyba je - zastanawiała się na głos Amber.
Carmen skupiła się.
- Nie ,siedzi nad mrozem z tymi "okularami" które mu zmontowałaś. Gapi się na księżyc...
- Hmm... Czyli możliwe, że wreszcie udało mi się je właściwie utrwalić... - bąknęła Amber. Uśmiechnęła się pod nosem. - Możemy się chyba do niego tam przenieść, nie? - spytała.
Carmen przeniosła je ponownie. Kopacz siedział sobie na urwisku, dyndając nogami i wcinając jakąś olbrzymią bulwę.
- Widzę, że spodobały ci się widoki z powierzchni - rzuciła podchodząc do Kopacza.
Kopacz pisnął i podskoczył zaskoczony, upuszczając bulwę, która potoczyła się po stoku i w stronę wody. Zwierzak westchnął cicho.
- Hmm?
- Ups... Przepraszam - bąknęła. - Mówiłam, że musi ci się tutaj podobać na powierzchni - dodała. Zerknęła do wody czy czasem nie dałoby się tego co zajadał Kopacz stamtąd wydobyć. - Wybacz... Chodzę dość cicho - dodała. Było jej głupio, że go tak przestraszyła.
- No miło tutaj - mruknął Kopacz, złażąc niżej po bulwę nim zabiorą ją fale.
- Bardzo podobają mi się te światełka na górze - powiedział. - I góra...
- Niebo, gwiazdy i księżyc fascynują nawet tych, którzy całe życie spędzili na powierzchni - uśmiechnęła się. - Wilkołaki wybrały sobie dawno temu księżyc jako przewodnika, który wiedzie je na polowania... - powiedziała.
- Mhmm - mruknął Kopacz, gramoląc się na urwisko.
- Macie jakiś interes? -zapytał
- Tak... Chciałyśmy cię prosić o pomoc. Carmen zna szczegóły, bo to ona zna drogę do miejsca pod ziemią, w które musimy się dostać.
- Spora jaskinia emanująca chłodem - powiedziała Carmen. Kopacz zastanowił się. - Jest korytarz wiodący w pobliże - powiedział. - Dacie rade przebić się tam przez ścianę, ale zaplombujcie przejście jak skończycie swoje interesy tam - powiedział.
- Na miejscu będzie sporo cieni, więc przygotuj się psychicznie na walkę z nimi - powiedziała Carmen.
- Ou... Z nimi musimy wpierw walczyć, tak? No dobra - mruknęła i rozruszała barki.
Udały siew dół tunelami Kopacza i dotarły do miejsca, w którym na ścianach osadził się szron...
- Swoją drogą... Obecność cieni sprawia, że wszystko jest tu tak zimne? - spytała.
- Owszem. Dobra, tym razem musisz po prostu przesiec się przez nich i dotrzeć do centralnej struktury. Jest tam Odłamek Cieni. Przyswój go - powiedziała kobieta.
Amber upewniła się czy ma wystarczająco miejsca by przejść przemianę w potwora. Jeśli nie będzie musiała walczyć jako bestia. Mimo wszystko była gotowa i skinęła Carmen głową.
Miejsca starczyło, więc zmieniła się w potwora.
Carmen wycięła okrąg w ścianie korytarza i przesunęła wycięty fragment, by móc nim zamknąć korytarz, gdy będzie po wszystkim. Ze środka buchnęło chłodem.
Amber ruszyła do środka. Była gotowa do boju. To mogło być ciekawe.
Ruszyło ku niej parę szarych kształtów... z długimi błękitnymi ostrzami osadzonymi w dłoniach.
Amber przywołała szpony i ryknęła gotowa przesiec się przez wszystkich do centrum. Uruchomiła też swoją aurę, by w razie czego osłaniać się od ataków.
Cienie rozpraszały się niszczone szponami i rematerializowały by atakować. Aura wrzynała siew nich i rozdzierała na strzępy. Cienie po prostu materializowały się ponownie i atakowały znów. Amber w sumie wystarczała sama aura, by ich wykańczać...
Parsknęła. Zostawiła samą aurę i parła naprzód. W razie czego poprawiała szponami, gdyby któryś cień był nadmiernie łasy na jej skórę.
Któryś z cieni wreszcie dał radę jej sięgnąć lodowym kolcem, który nawet nie zarysował jej pancerza.
Amber dla odmiany rozerwała go szponami i ruszyła dalej. Do centrum, tak jak mówiła Carmen. Szukała Odłamka Cieni.
Odłamek spoczywał w głębi miasta.
Tymczasem cienie się wycofały.
Amber zachowała czujność. Była w razie czego gotowa się bronić. Uruchomiła wszystkie zmysły i postrzeganie energii i ostrożnie udała się w stronę Odłamka.
Cienie zbierały się pod ziemią. Gdy Amber pokonała niecałą ćwierć drogi cienie ruszyły w jej stronę.
Wilkołaczyca osłoniła się ponownie aurą gotowa w razie potrzeby zaangażować większą ilość swojej energii do walki z tymi istotami.
Tym razem cienie zaatakowały jednocześnie jednym wielkim szpikulcem prosto w klatkę piersiową Amber.
Amber przeniosła się kawałek dalej wznosząc przy okazji przed sobą barierę. Zaatakowała negatywną energią by rozbić lodowy kolec po czym natarła brutalnie aurą na zebranie cienie by przesiec się przez nie dalej.
W połowie drogi znów był problem. Cienie stworzyły coś w rodzaju ściany negatywnej energii na drodze Amber.
Amber wchłonęła całą energię, z której stworzona została bariera. Nie zamierzała się patyczkować.
Cienie znów pierzchły i po raz kolejny przypuściły zmasowany atak kolcami gdy Amber byłą już przed budynkiem. Tym razem nie było tak łatwo, a Amber posypał się grad lodowych kolców.
Amber ponownie się przeniosła. Tym razem za cienie by starać się natrzeć na nie aurą. Banda upartych sukinsynów...
Gdy wybiła je wszystkie aurą zdołała wpaść do pomieszczenia, w którym leżał wity w ziemię fragment dymiącego metalu wielkości blatu sporego stołu.
Amber podeszła do niego. Domyślała się, że jest to poszukiwany przez nią obiekt. Postanowiła to sprawdzić i zaabsorbować negatywną energię jeśli tylko tam była...
Było w nim wiele energii, ale cienie dalej ja atakowały, strzelając przez okna i drzwi lodem. Amber musiała jakoś się od nich wpierw odgrodzić.
Wilkołaczyca utworzyła wokół siebie barierę. Postarała się by ta była nieprzekraczalna dla cieni i ich pocisków. Miała nadzieję, że się uda.
Wyszło dość szybko.
Odłamek był dość dziwny. Był półmaterialny, ale wyglądał na zdolny do zadania konkretnych fizycznych obrażeń...
Wilkołaczyca spróbowała chwycić go w łapę...
Skaleczyła sobie wnętrze dłoni.
Warknęła pod nosem. Postarała się całą energię wchłonąć. Skoro nie da się tego podnieść to niech się inaczej na coś przyda.
Udało jej się pochłonąć moc w parę minut... wtedy mniej więcej skończyło się bębnienie lodowych pocisków o barierę i zapadła martwa cisza.
Wilkołaczyca uniosła brew. Sprawiła, że bariera stała się nieco bardziej przezroczysta by mogła wyjrzeć co się dzieje na zewnątrz...
Cienie unosiły się w powietrzu, latając bez celu po podziemnym mieście.
- Hmm - Amber zdjęła barierę zupełnie gotowa w razie czego się bronić, gdyby cienie zmieniły zdanie. Potem ruszyła ostrożnie w stronę wyjścia z podziemnego miasta wciąż obserwując cienie.
Cienie snuły się po mieście, ale z tego co widziała Amber podążały za nią...
Amber podeszła do wyjścia z miną wyrażającą absolutną konsternację.
- Dlaczego one łażą za mną? - bąknęła gdy była w zasięgu słuchu.
- Jesteś teraz ich dowódcą. "schowaj ich" do aury - poleciła Carmen.
Amber spróbowała to zrobić. Skoncentrowała się na tym. W sumie nie wiedziała jak mogłaby schować cienie...
Cienie powoli spłynęły się i wtopiły w jej aurę. Poszło zadziwiająco sprawnie.
- Dziwne uczucie... - bąknęła. - Dobra, zdaje się, że mówiłaś, że jeszcze drogi do dwóch miejsc znalazłaś - powiedziała patrząc znów na Carmen.
- Tak, z drugim będzie mniej więcej równie łatwo, ale z trzecim jest zabawa na dłużej - powiedziała kobieta.
- No dobrze, to weźmy się wpierw za drugie. Tylko to trzeba ponoć zamknąć. A w każdym razie Kopacz o to prosił - powiedziała wskazując miejsce, z którego przed chwilą wyszła. Choć w sumie się na tym nie znała i nie była pewna jak zapieczętować takie przejście.
Carmen podniosłą siłą woli stworzony "korek" i zatkała przejście rozgrzewając krawędzie energią do momentu aż skała się stopiła.
- Do kolejnej części jest możliwość dostania się portalem. Teleportowanie się tutaj mogłoby być kłopotliwe przez nieistniejącą już aurę cieni - powiedziała Carmen, tworząc portal.
- Co nas czeka po drugiej stronie? - spytała jeszcze Amber zanim przeszła przez portal.
- Pustka - odparła Carmen.
- O? Ciekawe... - bąknęła i przeszła ostrożnie.
Weszła do jaskini, gdzie było jezioro... pustki. Ciemność w stanie ciekłym.... było na niej parę wysp.
- Musisz przywołać istotę Pustki - powiedziała Carmen. - Wyciągnij ja jakoś lub sprowokuj do pojawienia się. Powinna być bardzo znudzona, więc towarzystwo i zmiany przywita z zadowoleniem - powiedziała Carmen.
- Istotę Pustki? - Amber skoncentrowała się. Zaczęła szukać jakichś śladów obecności... czegoś? Jakiegoś bytu, pojęcia... Czegokolwiek co mogłaby próbować przywołać w jakikolwiek sposób.
Pustka byłą w jakiś sposób kontrolowana. Byłą jakby ciałem jakiejś istoty.
Amber spróbowała dotknąć powierzchni przedziwnego jeziora.
Jej dłoń znikała w ciemności. Nie czuła jej dotyku.
- Hop hooop! - wilkołaczyca postanowiła sprawdzić czy w takim miejscu jest echo, nie uświadczyła go jednak.
- Hmm, nie ma echa - bąknęła. Uruchomiła swoją aurę starając się rozeznać, czy emanacje energii nie przyciągną uwagi tego bytu...
Amber miała wrażenie, ze istota Pustki śpi... trzeba ją jakoś przebudzić.
- Jak można obudzić taki byt? Na co on może reagować? - bąknęła. - Słyszy dźwięki? - dodała.
- Raczej wątpię. Wyobraź sobie, ze próbujesz obudzić coś, czego ciało składa się z wody - powiedziała Carmen. - I że śpi bardzo twardo, z tego co widzę... - spojrzała w pustkę.
- Czy to jest odporne na energię negatywną? - spytała Amber.
- Nie powinno być odporne na żadna energię - powiedziała Carmen. - To jest po prostu.. nicość -
Amber spróbowała puścić ładunek energii przez jezioro pustki. Nie była pewna co się może stać. Jak można obudzić coś czego nie ma? Jak coś czego nie ma może spać?
Gdy wrzuciła kulę w pustkę stwierdziła, ze energia rozeszła się po pustce, częściowo wchodząc z nią w reakcję. Pustka już nie byłą pustką, była wariacja na temat materii. Posiadała własną energię, którą Amber częściowo kontrolowała.
Amber postarała się pomanipulować tą energią. Trochę chaotycznie. W końcu jak kogoś chce się obudzić to się nim potrząsa...
Po dłuższej chwili takiego "potrząsania” energia Amber została "wypluta", a pustka zafalowała. Wreszcie wyłonił się z niej kształt przypominający sylwetkę kobiety.
- O... a to ci dziw - powiedział głos, którego nie dało się usłyszeć. Sens słów jakoś obchodził fakt, że są niesłyszalne i trafiał do umysłu drogą okrężną.
- Wilczek.... silny wilczek... wilkołak nawet. Oj, toż to nie wilczek, to Alfa i to nie byle jaka. Wybacz moja droga – ciągnął głos. - Jestem tak zaspana, że nie potrafię nawet przyjąć porządnej postaci...
Amber poczuła, że ta postać jest coś winna... jej? Lub raczej Azariel. Bardzo dużo winna.
"To jest X. Miała imię, ale skrócone jest do samej jednej litery od czasu jej przemiany. Azariel spełniała jej marzenia przez pewien czas, a w zamian za to miała trzymać pewien szczególny aspekt jej mocy z dala od wścibskich bóstw i poszukiwaczy mocy, by mogła któregoś dnia go odebrać" poinformowała wilkołaczycę Carmen.
- Jestem Amber. Służę Azariel odkąd bogini wybrała mnie bym w jej imieniu walczyła ze Skazą - powiedziała Amber. Istota wzbudzała jej ciekawość.
- Aaa... więc wreszcie będzie mi dane na prawdę wypocząć? -zapytała. - W sumie zostało mi jeszcze spooooro życia... oddałabym ci tę przechowywaną moc, bo czuję, ze faktycznie jesteś prawą ręką Azariel... - postać przeciągnęła się. - O rany... zdecydowanie... chcesz tę moc?
Zachowanie istoty było dla Amber nieoczekiwane. Ale czymkolwiek była fascynowała wilkołaczycę.
- Wszystko co pomoże mi skuteczniej walczyć ze Skazą i tym co może przyjść po nim mi się przyda - powiedziała.
- No to bierz - powiedziała i wyciągnęła ręce ku Amber. Wilkołaczycę spowiła chmura... nicości... która szybko w nią wniknęła. Na wysepce stała wyjątkowo urodziwa kobieta koło dwudziestu sześciu lat z długimi czarnymi włosami... i delikatnie mówiąc brakami w garderobie.
- Jak miło jest znów poczuć dotyk... - przesunęła dłonią po wydatnym biuście.
- Ych... zimno - mruknęła.
- Hmm, chyba powinnyśmy cię zabrać stąd, co? No i ubrać cię byś nie marzła - mruknęła Amber. Akurat fakt, że stojąca przed nią kobieta jest naga zupełnie jej nie przeszkadzał. A jej uroda sprawiała, że miło się patrzyło...
- Mhm - mruknęła. - Err... noo - zaczęła się głowić. - A - pstryknęła palcami i stworzyła na sobie dość osobliwe ubranie. Suknia byłą rozcięta wzdłuż ud i dekoltu. Sięgała od ramion do kolan i nie miała rękawów. Do tego były rękawiczki za łokcie i buty na koturnie sięgające ponad kolana. Wszystko było zrobione z jakiegoś błyszczącego, skóropodobnego materiału i posiadało barwę biało-czarną.
- Co to? - bąknęła Amber i tknęła palcem dziwny materiał.
- Lateks - odparła kobieta.
Carmen uderzyła dłonią w czoło.
- Nie pytaj jej jak powstaje - jęknęła.
- Hę? Co? Czemu? - zdziwiła się Amber.
- Muszę pogadać z Darkningiem, by wynalazł go w tym wymiarze wreszcie... albo polecił komuś - mruknęła kobieta.
Eks-pustka zaś patrzyła na Carmen bez iskry zrozumienia.
- Wciąż nie rozumiem co ma jedno do drugiego – bąknęła wilkołaczyca. - Przecież ona ma to na sobie, więc co tu wynajdować? - spytała. - I po co? - zdziwiła się.
- Bo w tym wymiarze jeszcze tego nie wynaleźli - odparła Carmen.
- No ale po co? Wygląda jak skóra... Choć skóra ma inny zapach - mruknęła potwierdzając to jeszcze nosem...
- Tworzyw sztuczne - odparła Carmen.
Amber westchnęła.
- To wciąż nie mówi mi nic na temat po co taki materiał wymyślać - znów stuknęła palcem w lateks, w który ubrana była X.
- Żeby nie trzeba było na przykład zdzierać skóry z właściciela - zaproponowała Carmen. - Zamiast skórzanego stroju znaczy.
- No ale jak się upoluje zwierzynę na obiad to zdarcie z niej skóry sprawi, że wszystko zostanie wykorzystane i nic się nie zmarnuje - mruknęła praktycznie Amber.
- Potrzeba by istot, które maja nieproporcjonalnie dużo skóry - stwierdziła Carmen. - Poza tym niektóre typy skóry nie nadają się na trwałe ubranie.
- Aha... - bąknęła. - Chyba musimy ją stąd zabrać? - wskazała X.
- No raczej nie chcę tu zostawać - powiedziała kobieta. Carmen skinęła głową. X tymczasem stworzyła niestabilny portal – Może się zwiniemy? - zaproponowała. Portal zdestabilizował się i opryskał wszystkich słoną morską wodą.
Amber wypluła wodę.
- Byle nie do morza... - bąknęła.
Carmen odwołała portal.
- I nie pod wodę - dodała, tworząc własny. X znów próbowała stworzyć własny portal, ale Carmen przerwała ten proces.
- Przy twojej wiedzy praktycznej prędzej nas pozabijasz niż przeniesiesz.
- W ogóle... Jak długo tu byłaś? - Amber zadała X nurtujące ją pytanie.
X otworzyła usta, by coś powiedzieć, po czym zamknęła je, a na jej twarzy wymalował się wysiłek.
- Nie wiem - odparła wreszcie, uśmiechając się rozbrajająco.
Amber spojrzała na Carmen. Na jej twarzy malowało się niedowierzanie. Nigdy nie przypuszczała, że w swoim życiu zdarzy jej się spotkać istotę, która wydaje się mieć w głowie głównie powietrze.
- Ej, spałam większość czasu. Pod ziemią nie ma jak liczyć dni - mruknęła X.
- Ale jakąś datę musisz pamiętać... Albo ważne wydarzenie w historii... Czas istniał przecież zawsze - mruknęła Amber.
- Mmm... dostałam się tu po śmierci Gai - powiedziała. - Miałam wtedy dwadzieścia dziewięć lat - dodała.
- No to teraz masz jakieś dwa miliony więcej. Gratulacje - powiedziała Carmen. X spojrzała na kobietę, a jej twarz nie wyrażała przez chwilę absolutnie niczego.
- Dwa... - bąknęła.
- No to mamy odpowiedź - mruknęła Amber. - Lądy i morza mocno się przez ten czas pozmieniały - dodała.
- Eee... - X zatkało, spojrzała na Amber.
- Khm... no dobra - zamilkła jeszcze na chwilę. - Dobra, to ja chcę zobaczyć co na powierzchni nowego! - stwierdziła.
- No to przeniesiemy się na Milgasię. Kontynent, którego bronię przed Skazą - powiedziała.
- Wymagam edukacji geograficzno-etnicznej - mruknęła X, przechodząc wraz z Carmen i Amber przez portal.
- Na Milgasii mamy ludzi, elfy, krasnoludy... No generalnie ludzi i nieludzi... Poza tym zmiennokształtnych w postaci wilkołaków na przykład, a także smoki, Revenantów... - wyliczała Amber. - Wszyscy żyją razem i w zgodzie. Mieszkańcy Milgasii sprzymierzyli się, a później zaprzyjaźnili ze sobą nawzajem bez względu na rasę, więc wszyscy są równi jeśli chodzi o prawa i obowiązki - dodała. - Carmen, co jest ostatnim z trzech skarbów, do których znalazłaś drogę? - spytała jeszcze zarimkę.
- Dobra, planuję się rozejrzeć i wszystko zobaczyć w praktyce. Jakbym była potrzebna to dajcie znać - powiedziała X, po czym się zmyła.
- Kolejny Kryształ. Tym razem da moc tobie - odparła Carmen. - Problem polega na tym, że raczej sami się do niego nie dobierzemy. Będziemy potrzebować mocy innych Wybrańców.. prawdopodobnie.
- Uch... Jakich mocy na przykład? - spytała. Amber zaczęło nieco dokuczać to, że musi ciągle prosić innych wybrańców o pomoc. A to o pomoc w ubiciu Molocha, a to o pomoc w przywróceniu Milgasii do jej dawnej kondycji jeśli chodziło o lasy i inną roślinność... A długi rosły i rosły...
- Nie mam pojęcia. Dotarłam do wrót, które związane są z jakąś zagadką. Możliwe, że zechcesz najpierw wspomagać innych Wybrańców, a dopiero potem spróbować to otworzyć - stwierdziła kobieta.
- Co to za zagadka? - spytała Amber. Miała nadzieję, że jednak obejdzie się bez wzywania pomocy innych wybrańców. Żałowała, że nie da rady już tym razem zdobyć trzeciego skarbu. Dałoby jej to pewniejszą sytuację w przypadku, gdyby jednak coś miało się wedle podejrzeń Carmen wydarzyć nieciekawego po upadku Skazy na świecie.
- Może po prostu udamy się na miejsce? - zaproponowała Carmen. Pokażę ci na czym sprawa polega.
- No dobrze. Możemy iść - powiedziała. Wciąż miała w pamięci, że musi jeszcze ulepszyć mroczniaki. Nie po to zapamiętywała co nieco gdy Adela się przemieniała by teraz tego nie zrealizować. No ale musiała wiedzieć o co chodzi z tym nieszczęsnym trzecim skarbem. A gdzieś spoczywał jeszcze czwarty...
Carmen teleportowała Amber i siebie... niewiadomo gdzie. Wokół nich było widać gwiazdy. Stały obie na sporym brukowanym placu, pośrodku którego stał piedestał, a na jego zachodniej części były wrota. Na piedestale widniała inskrypcja:
"Ogień śmiercią i życiem. Zwieńczenie starości nową młodością"
- Twoim zadaniem, z tego co widzę jest umieszczenie na piedestale czegoś, co by odpowiadało opisowi - stwierdziła kobieta.
Amber intensywnie myślała.
- W jednej z książek, gdy uczyłam się czytać było coś co pasuje do opisu... Taki ptak... - bąknęła. - Nie mogę sobie przypomnieć jego nazwy - poskrobała się po głowie.
- Dobrze kombinujesz. Niestety na Milgasii nie ma Feniksów. Trzeba by poszukać ich na innych kontynentach - powiedziała Carmen. - Zapewne musimy dostarczyć tu jajo takowego - wskazała piedestał, którego wierzch miał półokrągły kształt.
- O właśnie... Feniks - bąknęła. Westchnęła. - Czyli musimy powiadomić naszych sojuszników, że potrzebujemy jajo Feniksa... Tylko może rzeczywiście dopiero, gdy spłacę już poprzednie długi - dodała. - W takim razie możemy wrócić do Azylu chyba. Wiem jak ulepszyć mroczniaki. Pomysł dała mi Adelajda - mruknęła.
- Dobrze. więc wracajmy - Carmen wskazała portal kciukiem.
Amber przeszła przez portal. W sumie szkoda, że na Milgasii nie było tych ptaków. Wiele by to ułatwiło i przyspieszyło.
Stanęły na terenie placu treningowego. Był wczesny wieczór.
Amber wyjaśniła Carmen co zaobserwowała, gdy Adelajda się przemieniła. Opisała też jak jej się wydaje, że zmiany powinny zostać wprowadzone. Wolała się poradzić osoby bardziej doświadczonej w takich sprawach zanim przystąpi do dzieła.
- Dobra, no to musimy wniknąć w twoją aurę. Siadaj i skup się, potrwa nam to do zachodu - powiedziała kobieta.
Wilkołaczyca się skoncentrowała siedząc już w miejscu, w którym stała. Przystąpiła do dzieła.
Sięgnęła z pomocą Carmen do głębi swej aury i sięgnęła do Mroczniaków. Mogła tam swobodnie dokonywać zmian... Późnym wieczorem Amber dokonała drobnych poprawek i zmian związanych ze zdobytą wiedzą i wybudziła się ze skupienia.
- Uff... Gotowe - bąknęła. - Jeśli Skaza wpadnie na pomysł by próbować odbijać Milgasię, to będziemy tu mieć już dla niego kilka niespodzianek... Z cieniami i innymi usprawnieniami na czele - mruknęła.
- Na razie raczej broni się, gdzie może - odparła Carmen i westchnęła. - No to jakie plany na noc? - zapytała.
- W sumie żadne. Pierwotnie cała miała być poświęcona na poszukiwanie dojścia do skarbów - mruknęła.
Carmen rozłożyła ręce.
- Prace na Milgasii jeszcze trochę potrwają nim będzie potrzebny twój udział - przypomniała.
- Tak, wiem. Dlatego z rana spytam pozostałych naszych sojuszników czy nie potrzebują wsparcia... W sumie nie chcę zaciągać zbyt dużych długów, a ten druid od Tyris może być niezbędny w szybkim przywróceniu Milgasii do stanu sprzed działalności Skazy... Adela obiecała sprowadzić swój deszcz na najbardziej zniszczone obszary, ale wpierw musimy je obsiać - westchnęła.
- Mhm - Carmen skinęła głową. Do rozmowy nagle dołączył się Aleks.
- Vermon na razie nie potrzebuje naszej pomocy, ale zbiera siły na atak za dziesięć dni. Dałem mu znać, ze pomożemy, bo słyszałem, ze szukasz metody na "oddłużenie się". Tymczasem – spojrzał na Amber, uśmiechając się. - Nauczę cię wreszcie telepatii.
- Czy ty nie miałeś czasem teraz spać? - mruknęła Amber.
- Miałem, ale przypomniałem sobie o paru rzeczach i wstałem - odparł Aleks. - I zaraz będę wracał spać.
- No to dobranoc - mruknęła Amber. Trochę ją dziwiło, że Aleks teraz załatwiał sprawy, które miał wedle wcześniejszych słów załatwić dopiero następnego dnia. Wróciła do rozmowy z Carmen. - Prawdopodobnie po prostu wypełnię ten czas do jutra zbieraniem sił i wzmacnianiem się. Albo poszukam gdzieś więcej informacji o Feniksie. Może gdzieś jest napisane gdzie on może występować - mruknęła.
- Szczerze wątpię - odparła Carmen. - Możliwe, ze mamy Feniksa w Darkantropii, pogadam z kim trzeba - powiedziała kobieta. - Chcesz się przejść ze mną?
- Mogę się przejść - skinęła głową.
Carmen otworzyła portal do swojego miejsca zamieszkania i przekroczyła go.
Amber przeszła przezeń trochę zdezorientowana faktem, że Carmen otworzyła portal. W końcu Carmen pytała czy Amber chce się przejść. Najwyraźniej obejmowało to także teleportację.
Portal zamknął się za Amber.
- Chcesz kogoś do towarzystwa, sama pozwiedzasz, czy chcesz iść ze mną? - zapytała Carmen.
- No z tobą raczej. Pytałaś w końcu czy z tobą chcę się przejść. No i chcę - mruknęła.
Carmen skinęła na nią więc głową i ruszyła do wyjścia ze swego "pokoju", po czym przez serie korytarzy aż wreszcie na wąski, długi most, prowadzący w stronę kilku wysokich, cienkich wież.
Amber z zainteresowaniem śledziła tę ścieżkę. Szła nią pierwszy raz, bo wcześniej była wszędzie przenoszona portalami.
Po minucie spaceru szybkim krokiem dotarli do wieży i ruszyli schodami w górę, by dotrzeć do laboratorium.
- Hej - rzuciła Carmen. Darkning parsknął śmiechem i machnął ręką, nie odrywając wzroku od maszynerii.
- Witajcie. Co was sprowadza? - zapytał.
- Masz na zbyciu Feniksa? - zapytała Carmen.
- Poszukajcie w sali z kapsułami - odparł zarim. Carmen mrugnęła do Amber i ruszyła przez laboratorium.
- Nie potrąć niczego - zwróciła uwagę Amber, przechodząc pod girlandą kabli.
Amber miała głupią minę.
- No masz... A zagadka miała być trudna... Jeśli nie do rozwiązania to do zrealizowania - bąknęła. Ominęła wszystko starając się niczego nie dotykać żeby nic nie potrącić.
Znaleźli się w sali, która była pełna cylindrycznych obiektów różnej wysokości i szerokości. W każdej "spała" jakaś istota. Było ich ponad pięć tysięcy i były ulokowane na kilkunastu poziomach, miedzy którymi wiodło parę spiralnych klatek schodowych.
- Mówiłaś coś? - mruknęła Carmen. - Szukamy...
Amber przystosowała swój wzrok i inne zmysły do poszukiwań. Jako łowca i tropiciel wilk był niezastąpiony. Wszystkie zmysły miała przystosowane do namierzania zdobyczy... No to szukała Feniksa.
Cylindry były absolutnie szczelne... Jedyne na czym Amber mogła polegać to wzrok.
Wilkołaczyca skoncentrowała się więc na jak najlepszym wykorzystaniu swojego wzroku. Szukała razem z Carmen.
Po niecałych dwóch godzinach Amber znalazła trzy cylindry z feniksami... i jeden z jajem.
- Mam łącznie 4 cylindry. 3 Feniksy i jedno jajko - bąknęła do Carmen.
- Bierzemy jajo, nie? - zapytała Carmen.
- No jajo pasowało do tego miejsca tam, więc chyba jajo potrzebujemy - mruknęła.
Carmen przyłożył dłoń do płaskiej części maszynerii wystającej z cylindra. Maszyna zabuczała i cylinder powoli otworzył się z cichym sykiem. Carmen zgarnęła jajo i podała Amber.
- No to tyle jeśli chodzi o pierwsza zagadkę...
- Ile ich może być? - spytała unosząc brew. Wydawało jej się, że zagadka jest jedna...
- Nie wiem. Może jedna, może dziesięć - mruknęła Carmen.
Amber westchnęła. A wydawało się, że wreszcie pójdzie to po jej myśli...
- Możemy chyba wrócić tam pod te wrota i zobaczyć czy jeszcze są jakieś zagadki - mruknęła.
- Tak. Wracajmy doi mnie to stworzę portal - zaproponowała Carmen.
- Mhm - skinęła głową i ruszyła za Carmen.
Wróciły do lokum Carmen i portalem na Milgasię. Od razu przeszły do tej dziwnej sali z piedestałem po środku.
- Mam szczerą nadzieję, że to się otworzy po położeniu jaja w wyznaczonym miejscu - mruknęła Amber gotowa tak zrobić.
Gdy położyła jajo na miejsce wszystko zadrżało i jajo eksplodowało, powietrze napełnił dziki jazgot umierającego Feniksa, a piedestał wchłonął jego moc.
Wrota zgrzytnęły i otworzyły się. Wiodły... do innej sali z piedestałem pośrodku.
"Przepływa przezeń martwe życie. Miarowo jak w zegarku. Nie zwalnia, nie przyspiesza. Już nie"
Amber westchnęła ciężko. Mogła się tego spodziewać. Jakby dotarcie tutaj i znalezienie Feniksa dla zwykłych istot nie było wystarczająco trudne...
Przyjrzała się zagadce.
- Martwe życie? - bąknęła zdziwiona.
- Aha - mruknęła Carmen. - Jakieś pomysły?
- Ożywieńcy są istotami które sprawiają wrażenie żywych... Ale szczerze mówiąc nie wiem do czego to się odnosi - bąknęła.
- Dobra, pomyśl chwilę jakie są symbole życia, lub co jest z życiem bardzo mocno powiązane, co świadczy o tym, ze ktoś żyje? - powiedziała Carmen.
- No gdy płynie krew w żyłach to istota żyje - mruknęła.
- No, a czemu krew płynie? - zapytała Carmen.
- Bo bije serce - mruknęła.
- No... teraz jeśli bym cie nastraszyła, albo jakbyś się zmęczyła, to zaczęłoby bić szybciej, nie? - zapytała Amber.
- No tak. Ale nie wiem jakie istoty mają serca które zawsze biją tak samo... - bąknęła.
- Wampiry - odparła Carmen.
- A co to? - bąknęła.
- Ożywieńcy, ale nieco inni. Wyglądają jak ludzie, nie lubią słońca, w silnym świetle dziennym wręcz mogą spłonąć, ich organizmy działają normalnie, ale w ich żyłach krąży krew, którą kradną innym. Ich serce bije zawsze z tą sama prędkością, by nie zużywać tej krwi za szybko.
- Dziwni... Mamy tu takiego przywlec? - bąknęła.
- Samo serce - odparła Carmen, patrząc na kształt piedestału.
- Gdzie występują wampiry? Pewnie gdzieś w pobliżu ludzkich siedzib, nie? - spytała.
- Na Milgasii raczej ich nie ma... już. Proponuję zgarnąć jakiegoś wampira z innego kontynentu - powiedziała Carmen.
- Jak tylko mi powiesz jak i gdzie takich istot szukać to ja się chętnie tym zajmę... Polowanie to specjalność wilkołaków. Oczywiście jeśli nie muszę taszczyć go tu żywego - mruknęła.
- Nie, musisz mu wypruć serce, ale ono nie przetrwa długo samo, więc trzeba je dostarczyć portalem. Może odpocznij do rana, a potem skorzystaj z propozycji Aleksa? - zaproponowała kobieta.
- Aleks mówił o telepatii... - mruknęła.
- Jak nauczy cię telepatii to portale będą małym piwem - odparła Carmen.
Amber podeszła by przyjrzeć się wrotom z drugiej zagadki. Stuknęła w nie palcem.
- Martwi mnie, że może być tego znacznie więcej - westchnęła. - Na Milgasii jest teraz ciemna noc, więc w sumie i tak nie miałabym nic do roboty poza obijaniem się - dodała. - Tylko jak teraz położę się spać, to znów będę spała do południa... Jak przed tamtą bitwą - bąknęła nieszczęśliwie.
- Nie masz tymczasowo żadnych obowiązków... - zauważyła Carmen.
- A Skaza wciąż tam jest - westchnęła. - To nie chodzi o obowiązki czy ich brak... To chodzi o to, że gryzie mnie sumienie, gdy siedzę i nie walczę ze Skazą. Poza tym wtedy robię się spięta, nerwowa i czekam na możliwość zatopienia kłów w którymś ze stworów Skazy. Ich posoka smakuje gorzej niż cokolwiek, co miałam kiedykolwiek w ustach, ale zabicie ich daje satysfakcję, która nie daje się z niczym porównać... I chwilę spokoju - bąknęła.
- Możesz pójść zapolować gdzieś na istoty Skazy. Przerzedzić stado - zaproponowała Carmen.
- Są jeszcze na Milgasii czy włóczą się już tylko na innych kontynentach? - spytała.
- Tylko po innych kontynentach - odparła Carmen.
- Zawsze zostaje nuta satysfakcji, że swój teren się posprzątało - mruknęła. - Tylko musiałabym zostać przeniesiona na inny kontynent - bąknęła.
- Z kim się kontaktujemy? -zapytała Carmen.
- Na którym kontynencie zostały jakieś stada istot Skazy? U Adeli powinien być już spokój w sumie, ale nie byłam jeszcze nigdy u tego druida i u Diany - mruknęła. - No i u gościa od Harmony też nie byłam. A skoro sprzątać, to mogłabym u któregoś z sojuszników... - rzuciła.
- Diana stwierdziła, że eksterminacja paruset istot skazy by była przydatna. U niej jest regularny front. Wojna toczy się jak u ludzi - powiedziała Carmen.
Amber zamruczała i wzdrygnęła się. Na samą myśl o wymordowaniu istot Skazy robiło jej się ciepło.
- Jestem do dyspozycji - wyszczerzyła się.
Carmen stworzyła portal.
- No to wskakuj. Informacje dostaniesz na miejscu - powiedziała.
- Dzięki - Amber przekroczyła portal. Mimo ludzkiej postaci bardziej teraz przypominała wygłodniałego wilka niż drobną dziewczynę, którą obecnie de facto była.
Na tym kontynencie był obecnie świt. Diana uśmiechnęła się. Miała na sobie tym razem togę. Widać nie walczyła
- Na linii frontu przyda się odciążenie w niektórych partiach. Sama niedawno skończyłam akcję agresywną i wróciłam parę godzin wstecz. Skoro ty tu jesteś to ja będę mogła się przespać ile trzeba... - kobieta ziewnęła. - Edgar, pokierujesz naszego gościa gdzie trzeba? - zapytała zadbanego mężczyzny w prostym, schludnym ubraniu. Ten skinął głową i uśmiechnął się do niej. Odpowiedziała mu uśmiechem.
- Dobra, na Milgasii chwilowo mamy nudy, więc bardzo chętnie rozruszam kości - mruknęła. Nawet nie starała się panować nad głosem, w którym słychać było niskie warczenie.
Diana uśmiechnęła się i wyszła. Edgar tymczasem dopił herbatę i odchrząknął.
- Witaj. Jestem Edgar. Prawa ręka Diany - powiedział, skłaniając się lekko.
- Rozumiem, ze od razu ruszamy na miejsce? - zapytał.
- Jestem Amber. Możemy iść od razu - powiedziała.
Mężczyzna poprowadził ją do portalu, który wiódł na front. Linia o długości paruset kilometrów. Obwarowana i obstawiona machinami oblężniczymi. Przed nią szeroki na parę kilometrów pas zniszczonego terenu i dziwaczne biologiczne mury Skazy. Po zniszczonym pasie sporadycznie przebiegały grupy istot, lub przetaczały się wielkie bestie, atakujące broniących się ludzi.
- Nigdy u mnie nie było takiego pola bitwy... Wskaż miejsce gdzie mogę sobie poszaleć... - mruknęła zmieniając się w potwora.
- Udaj się na zachód aż zobaczysz czerwony sztandar. Powiedz tamtejszemu dowódcy, że będziesz tam prowadziła rzeź przez jakiś czas. Utrzymaj segment murów przez jakaś godzinę, by dać magom czas na stworzenie portali i wymianę żołnierzy - powiedział Edgar. Rozwinęła skrzydła, odszukała zachód. Podleciała sobie w tamtą stronę.
Znalazła czerwony sztandar. Fragment muru po stronie ludzi był zniszczony, a magowie byli zajęci utrzymywaniem pol ochronnych, pod którymi stały machiny oblężnicze i gdzie chowali się kusznicy oraz operatorzy balist, co jakiś czas odpowiadający ostrzałem na grad kul ognia sypiący się od strony linii obrony skazy. Stamtąd nadciągały miotające kulami ognia istoty, z których eliminacją ludzie po prostu nie nadążali.
Amber odszukała dowódcę tego przyczółku. Wolała, żeby tymi balistami nie strzelano do niej, więc należało się zaanonsować.
Elf w pancerzu naznaczonym licznymi wgnieceniami i śladami napraw pomachał jej ręką. Magowie umożliwili jej lądowanie.
- Dostaliśmy informację, że do nas lecisz - powiedział. - Przez chwilę zajmiesz się tymi bydlakami? Musimy na szybko magicznie naprawić mury i pozwolić magom odpocząć i przerzucić oddziały...
- Jak mocno mogę zaszaleć? - spytała pochylając się nad elfem.
- Tak długo jak do nas nie dotrze nawet jedna kula ognia możesz szaleć do woli. Jeśli zdemolujesz ich stronę muru to sądzę, że będziemy mieć spokój dłuższy czas - odparł elf.
- W porządku. To ja się idę pobawić - mruknęła. Ruszyła w stronę wyrwy w murze. Mroczniaki zapewne także miały ochotę na odrobinę rozrywki... Przywołała aurę, gdy wyminęła ludzi i nieludzi. Zastanawiała się czy zajdzie potrzeba przetestowania zdolności bojowych cieni... No i w końcu nie wiedziała jak mocno wpłynęła na nią moc zebrana od X.
Mroczniaki wskutek zmian wprowadzonych przez Amber poruszały się znacznie szybciej. Radziły sobie dobrze, idąc wraz z Amber i czyszcząc pole bitwy. Dotarli szybko prawie pod sam mur i wtedy zza niego wyleciała fala kul ognia...
Amber wzniosła tarczę. W razie gdyby ta nie pomogła zamierzała zmienić się w cień by przemknąć tam skąd kule ognia leciały i zlikwidować ich źródło...
Mroczniaki schowały się w jej aurze, a teren wokół niej zamienił się momentalnie w spalone pogorzelisko. Zza muru wystrzeliła kolejna fala ognia...
Amber warknęła niezadowolona. Zmieniła się w cień by zrealizować swoje zamierzenie zlikwidowania źródła tego ognia.
Za murem stała horda miotaczy. Istoty właśnie ładowały ramiona, których używały do strzelania.
Amber postanowiła wykorzystać chwilę gdy się ładowały by wyjść błyskawicznie z cienia, rąbnąć w istoty z furią i zniknąć nim pozostałe przy życiu załadują energię. Chciała je w ten sposób wyciąć po kolei....
Po pierwszym ataku istoty starały się strzelić w Amber co spowodowało talony chaos. Sporo istot spaliło się w wyniku nietrafionych strzałów... po czym zaczęła biec w stronę skażonych ziem. Skaza najwyraźniej nakazał im odwrót, tymczasem z głębi jego terenów wysłał coś większego. Amber już widziała nadciągającą wielką istotę, przypominającą kraba o ośmiu odnóżach, dwóch ogonach przypominających ogony skorpiona i czterech parach szczypców.
Amber oceniła siłę tego czegoś. Starała się określić, czy da sobie z tym radę sama czy będzie to wymagało wsparcia mroczniaków i być może cieni... doszła jednak do wniosku, że sama musiałaby zanadto się z tym męczyć i lepiej skorzystać ze wsparcia.
Amber westchnęła. Trzeba będzie w końcu przetestować cienie. Gdyby one zamroziły to coś, ona z mroczniakami mogłaby coś zdziałać... Wpierw po wyłonieniu się z cienia pociskiem pozbawiła życia jak największą liczbę tych istot, które właśnie od niej uciekały. Potem postarała się przyzwać cienie by dobrały się do krabika.
Amber wykorzystała chwilę spokoju na to by zrobić z muru sieczkę. Co mogła zniszczyła łapami, resztę wypaliła i wysadziła energią.
Zdemolowała większość osłony, za którą kryły się wcześniej istoty Skazy. Wtedy na miejsce dotarł Krab. Cienie zaatakowały natychmiast, celując w łączenia w pancerzu. Szybko pozbawiły istotę nóg i perspektyw na dalsze sprawne poruszanie się. Pancerz na ogonach i szczypcach jednak był inny i nie dawał się przeciąć nawet na łączeniach.
Amber nakazała cieniom dostać się do wnętrza krabowatej istoty przez rany powstałe po odcięciu kończyn.
Nie było z tym problemu. Wkrótce z dziur po kończynach popłynęła zupa krabowa...
Amber rozejrzała się czy jeszcze coś tu wymaga jej uwagi. Czy wciąż zostały jakieś stwory Skazy w tej okolicy do ubicia.
Reszta miotaczy kul ognia się zwinęła. Mur leżał w strzępach. Skaza nie kwapił się do jego regeneracji...
Amber schowała do swojej aury wszelkie jednostki, które wypuściła w tej bitwie do walki. Rozejrzała się i poruszyła nosem szukając potencjalnego nowego celu w pobliżu. Dopiero gdy upewniła się, że chwilowo jest spokój mogła się wycofać. No chyba, że spokoju mimo wszystko jeszcze nie było...
Nadzorowała prace naprawcze muru wyznawców Luviony, a potem przerzut wojsk. Kapitan podziękował jej za pomoc i pogratulował siły uderzeniowej.
Amber skinęła tylko łbem w odpowiedzi. Nie powiedziała na głos, że Skaza się nie postarał z tą siłą uderzeniową ze swojej strony.
- Wiadomo czy gdzieś indziej potrzeba wsparcia? - spytała.
- Nie za bardzo, ale masz portal powrotny do Siedziby Zakonu, tam powinni wiedzieć - odparł Kapitan, skinąwszy ręką na stworzony kawałek dalej portal.
- To była przyjemność móc widzieć sprzymierzonego Wybrańca w akcji - dodał.
- Trzeba będzie urządzić wielkie wspólne święto jak tylko uda się zakończyć farsę ze Skazą na całym świecie - mruknęła Amber. Wszystkie istoty aktywnie walczące przeciwko Skazie były jej bliskie. Bo każda z tych istot doświadczyła jakichś krzywd i każda w mniejszym lub większym stopniu pragnęła zemsty... Choć nie wszystkie się do tego przyznawały otwarcie. Amber przeszła przez portal.
Kapitan uśmiechnął się tylko.
Amber pojawiła się na balkonie. Edgar podszedł do niej.
- Chcesz odpocząć, czy od razu chcesz wracać? - zapytał mężczyzna.
- Odpocząć nie. Miałam swój odpoczynek już na tę dobę. Ale jeśli masz coś na ząb byłabym wdzięczna. Głodnieję po walce, a wieczorem zjadłam tylko kilka pączków - mruknęła wracając do ludzkiej formy.
- Mamy zupę cebulową. Zainteresowana? - zapytał mężczyzna, obejrzawszy się.
- Zjem co jest - mruknęła. Jeszcze zupy cebulowej nigdy nie jadła choć znała smak i zapach cebuli. Miała nadzieję, że jakieś kawałki mięska w tej zupie pływają. Przeważnie jadła jednak jedzenie w formie stałej. W końcu była wilkołakiem.
Dostała spory garnek gęstej zupy.
Amber pożarła zupę. Bo jedzeniem tego nie można było nazwać. Jako wilkołak jakoś niespecjalnie dbała o takie pierdoły jak wyglądanie przy jedzeniu dostojnie... Smakowało jej to jadła ze smakiem, była głodna to jadła ile mogła i szybko... Proste.
- Dobre - powiedziała, gdy w otrzymanym naczyniu nie zostało nic nawet do wylizania.
Edgar skinął głową.
- Jak ci się uleży to dawaj znać - powiedział. - Są jeszcze dwa miejsca, gdzie potrzeba by twojej uwagi -
- Jestem wilkołakiem. To była przekąska - mrugnęła okiem do Edgara. Przeciągnęła się. - To gdzie jeszcze mam się rozejrzeć za istotami Skazy na tyle głupimi, że sobie za dużo pozwalają? - spytała.
- Daleko na południe tym razem. Wyślemy cię na miejsce portalem, bo droga by ci potrwała za długo - powiedział Edgar i skinął głową magowi siedzącemu na fotelu nieopodal. Ten wstał i skłoniwszy się lekko stworzył portal.
- Dziękuję - mruknęła i przekroczyła portal.
Na miejscu stwierdziła, ze walka tutaj ma raczej inny charakter. Linia frontu została już parokrotnie przeniesiona coraz głębiej na teren ludzi. Od strony Skazy nadciągały olbrzymie istoty, rzygające zielonymi oparami przesłaniającymi niebo. Obecna linia obrony była wysoce prowizoryczna. Widać było, że linia obrony została porzucona przed paroma minutami.
- Świetnie, że wysłali nam wsparcie... chcemy odbić nasza pierwszą linię obrony - kapitan zaczął tłumaczyć jak tylko zobaczył Amber. - Ale nie dajemy rady przepchnąć się z powrotem już od dwóch dni. Diana przybyła tu pięć dni temu i nam pomogła, ale to mało na tych bydlaków. Teraz opracowała nam trochę nowych zaklęć i damy radę już utrzymać tamtą pierwszą linię... ale nie mamy jak do niej dotrzeć, a co dopiero mówić o przywracaniu do stanu używalności.
- Hmm... Więc porozmawiam sobie z nimi po mojemu - mruknęła pod nosem analizując siłę istot Skazy które nacierały. Zastanawiała czy oprą się głodnej energii. Jeśli tak to Amber tym razem będzie musiała postarać się o większą kreatywność przy ustalaniu sposobu walki z problemem.
O głodnej energii nie mogło być mowy. Każda z tych istot była mniej więcej tak silna, jak niedawno ubity krab.
Amber westchnęła. Zmieniła się w potwora. Wyszła nieco do przodu by spróbować prostej sztuczki - wysłała coś w rodzaju smyczy z energii w stronę istoty Skazy, która była w środku innych istot. Chciała ją zdetonować w ten sposób. Ale nauczona doświadczeniem z gigantycznym wężem na kontynencie Adeli nie utwardzała energii by nie została ona w żaden sposób uszkodzona i jej łączność zerwana ze stworem którego chciała zdetonować.
Wysadziła spory fragment istoty, powalając ją. Nie dała rady jej zabić za jednym zamachem, ale kolejny taki atak by ją dobił.
Amber wykonała kolejny taki atak dla świętego spokoju po czym rozejrzała się ile jest takich istot wokół. Czy opłaca jej się taki wydatek energii...
Było ich jeszcze pięć... i zaczęły miotać w Amber kulami kwasu.
Amber osłoniła się tarczą po czym ruszyła w ich stronę wciąż osłonięta. Przywołała aurę i rozciągnęła ją tak by ta sięgnęła istot. Mroczniaki i cienie dostały sygnał do błyskawicznego ataku w czasie gdy Amber zza tarczy puszczała pojedyncze ładunki energii.
Cienie rozkrajały pancerze, a mroczniaki rozrywały istoty na części. Ci pierwsi byli niematerialni, więc niewrażliwi na kwas. Mroczniaki zaś regenerowały się na tyle szybko, ze wszelkie poparzenia znikały w drodze do kolejnego celu.
Po wybiciu wszystkich Amber stwierdziła, że wykorzystywanie zdolności cieni męczy ją...
Amber westchnęła i wycofała cienie, gdy nie były już potrzebne. Resztki mogły posprzątać mroczniaki nim i one wróciły do jej aury. Rozejrzała się by się rozeznać czy jej pomoc będzie tu jeszcze potrzebna.
Skaza "obudował" starą ludzką linię obrony, przekształcając w mięsny mur obsadzony istotami. Wyglądało na to, ze Amber musiała oczyścić "stare śmieci" wyznawców Luviony z nieproszonych gości.
Amber zamierzała mięsny mur wypalić energią w razie czego pomagając sobie szponami
Gdy energia nie wystarczała Amber zdzierała płaty miecha szponami. Ludzie podbiegli pod mur i zabrali się za sprzątanie. Magowie przystąpili do napraw. Ze strony Skazy tym razem nie nadeszło nic nowego. Ogólnie z tego co widziała Amber linia frontu nagle opustoszała..
Wilkołaczyca wystawiła straże z mroczniaków. Zastanawiała się czy Skaza nie planuje czegoś obrzydliwego. Pomogła ze sprzątaniem całych murów jak tylko umiała najlepiej. W końcu 7 metrów wzrostu i olbrzymie łapy oraz szpony to narzędzia nie od parady.
Po niecałej godzinie roboty udało się przetransportować machiny oblężnicze i naprawić mur. Linia obrony była znów sprawna i gotowa...
- No, to tu skończone. Ale zachowanie Skazy jest podejrzane. Jak mnie ktoś przeteleportuje z powrotem to się dowiem czy Skazie gdzieś indziej czasem nie odbiło - mruknęła.
- Portal powrotny - powiedział kapitan, patrząc na stojącego obok maga. Mężczyzna zareagował szybko i stworzył Amber portal,
Podziękowała i przeszła przezeń zabierając wcześniej swoje mroczniaki. Intrygowało ją co Skaza mógł wymyślić i gdzie teraz wepchnął swoje trzy grosze.
Gdy powróciła okazało się, że skaza dał sobie tymczasowo spokój z atakowaniem na tym kontynencie, lub szuka innej metody na atak. Tak czy inaczej siły zbrojne pozostają czujne.
- Ten drań coś kombinuje... Za łatwo poszło. To z czym walczyłam było zbyt słabe bym uwierzyła, że on czegoś nie knuje - mruknęła.
- Jak dowiemy się co to zadziałamy - zapewnił Edgar.
- Nie wątpię... - mruknęła po czym palnęła nagle. - Macie tu może wampiry? - spytała.
- Wampiry? Z tego co wiem, to parę się kręci na południu. Teren tam jest trudny i nie możemy ich wyeliminować - mężczyzna westchnął.
- Mogę je trochę przetrzebić? - spytała.
- Jeśli dasz radę to nawet je wyeliminuj. Wyświadczysz nam przysługę - odparł Edgar.
- Dobrze - wyszczerzyła się. Amber pomyślała o Carmen. Miała nadzieję, że kobieta ma teraz z nią jakiś kontakt... Bo zgoda na zapolowanie na wampiry dawała świetną możliwość zdobycia wampirzego serca do otwarcia kolejnych wrót...
Carmen faktycznie pojawiła się po chwili.
" Hm... no to lecisz, ja jestem gotowa do stawiania portalu w dowolnej chwili. Obserwujecie" poinformowała Carmen.
W głowie Amber zrodziło się pytanie. Nie była wciąż pewna po czym rozpozna wampira. Zastanawiała się czy inaczej pachnie, albo jego energia różni się od ludzkiej?
"Blady, zapewne łysy, emanujący mocą śmierci" wyjaśniła Carmen.
Amber skinęła głową. Mogła lecieć na poszukiwania. Taki rysopis powinien wystarczyć.
Na południu natknęła się na góry. Ostre, spiczaste i okrążone szarymi chmurami.
Amber latała między nimi używając skrzydeł. Szukała śladów opisanych przez Carmen istot.
Wkrótce znalazła... zamek. Potężną murowana budowlę, w której czuła obecność mocy śmierci.
- Hmm, wampiry żyją w zamkach? - zdziwiła się. Po czym wylądowała tak by jej nie było z zamku widać, wróciła do ludzkiej formy i ruszyła w stronę zamku maskując swoją moc. Przemawiała przez nią ciekawość.
W bramie stała dwójka ludzi. Amber nie wyczuwała w nich mocy śmierci, ale w ich sprzęcie - owszem.
Strażnicy dostrzegli ją i zdziwili się potężnie.
- Kim jesteś i czego tu poszukujesz? - zapytał jeden z nich. Jeden obejrzał się na górę na kogoś stojącego na baszcie. Osoba pokręciła przecząco głową i obaj strażnicy uspokoili się nieco.
- Podróżuję... No i nagle trafiłam na to miejsce - mruknęła Amber. Nie miała żadnej broni przy sobie, a przy swoim wzroście i budowie oraz wciąż zachowującej dziecinny wyraz buzi zdecydowanie nie robiła imponującego wrażenia. - Można tu odpocząć? - spytała.
- W pobliżu są dwie siedziby ludzkie. Nie pochodzisz z żadnej z nich i nie masz przy sobie żadnych zapasów - zauważył mężczyzna, który wyłonił się z cienia bramy. Amber szybko zidentyfikowała go jako wampira.
- Po co mi zapasy skoro umiem sobie znaleźć jedzenie na szlaku? - zdziwiła się. Jak najbardziej szczerze, w końcu jako wilkołak rzeczywiście radziłaby sobie bez zapasów... - Bez zbędnego obciążenia podróżuje się znacznie szybciej - powiedziała.
Wampir podszedł bliżej i uśmiechnął się.
- Wejdź, córko Tyris, ale mamy na ciebie oko - powiedział, po czym odszedł z powrotem do baszty.
Amber ruszyła do środka skoro nikt się nią już nie interesował.
Znalazła się na dziedzińcu. Były tu jakieś kramy, zatrzymała się nawet karawana. W zamku było sporo żołnierzy i większość z nich stanowiły wampiry.
Amber przyjrzała się karawanie. Szczególnie interesowało ją jak z tymi zwierzakami udaje się ludziom podróżować w górach.
Były to spore zwierzęta, przypominające konie, aczkolwiek bardziej owłosione i posiadające dwa wielkie garby...
- Co to jest za zwierzę? - Amber zagadnęła pierwszą osobę w pobliżu.
- Mężczyzna spojrzał na Amber dziwnie.
Jeden ze strażników podszedł do Amber.
- To wielbłąd - poklepał zwierze delikatnie, po czym skinął głową na mężczyznę. - A on nie zna Prostej Mowy - dodał, po czym powiedział coś do zupełnie ogłupiałego mężczyzny. Ten skinął głową, zaśmiał się i wrócił do sprawdzania stanu wozu.
- Prostej mowy? - zdziwiła się zdezorientowana.
- Tak - odparł strażnik. - Tutaj ludzie mówią w lokalnym języku - wyjaśnił.
Amber poskrobała się po czuprynie.
- To są jakieś inne języki niż ten którego używamy? - bąknęła.
- Masa - odparł strażnik, wracając do patrolowania.
- Znam tylko jeden - mruknęła. Ruszyła do środka. Ciekawiło ją ile tu może być dokładnie wampirów...
Donżon nie był otwarty dla zwykłych ludzi. Wokół niego jednak było cale miasto. Ludzie żyli tu z wampirami w świadomości ich istnienia i tożsamości.
Amber zdziwiła się niezwykle, że ludzie i wampiry żyli sobie obok siebie. Świadomość jednak to coś innego niż życie w całkowitej zgodzie. Generalnie w centrum kontynentu chciano się pozbyć wampirów. Amber ciekawiła się dlaczego skoro ludzie w tym miejscu wydawali się spokojni...
Wiele wampirów służyło w straży. Widocznie układ był podobny jak na Milgasii... tylko wilkołaki potrzebowały dużych ilości żarcia, a wampiry - krwi.
Amber postanowiła obliczyć proporcję mieszkańców do liczby wampirów. Wilkołaki brały na Milgasii czynny udział w pozyskiwaniu żywności... A żywnością tą pożywiali się też ludzie. W przypadku wampirów te prawdopodobnie żywiły się krwią mieszkańców. Przy proporcjach na niekorzyść ludzi mogło być niebezpiecznie za jakiś czas.
Ludzi było około pięćdziesięciokrotnie więcej niż wampirów. Możliwa byłą różnica o pięciokrotność w tą czy w tamtą. Tyle Amber wydedukowała ze spaceru po mieście.
Amber zastanawiało ile wampir potrzebuje krwi by przeżyć... Wiedziała bowiem, że istoty, którym sporo krwi upuszczono regenerowały się bardzo powoli... Stosunek liczebności drapieżników do ich ofiar by nie zachwiana była równowaga musi być zachowany na rozsądnym poziomie. No i zastanawiało ją jakież to zagrożenie sprawiło, że ludzie przystali na współpracę z jakby nie patrzeć... pasożytami żerującymi na ich krwi.
Znalezienie odpowiedzi na nurtujące ją pytania nie było jednak możliwe poprzez spacerowanie po tym mieście. Układ musiał albo być zawarty dawno temu, lub przyczyna jego zawarcia musiała leżeć gdzieś indziej.
Amber się namyślała. Mogła teraz wpaść do zamku i wyciąć wszystkie wampiry, zachowując sobie jednego by zabrać go przez portal i odpowiednio zaopiekować się jego sercem, wypełniając tym samym obietnicę daną przed przyleceniem tu... Albo wpierw dowiedzieć się co doprowadziło do obecnego stanu rzeczy i dopiero zrobić to wszystko. Szczerze mówiąc mocno ją ciekawiło to.
"Chcesz mojej pomocy?" zapytała Carmen.
W głowie Amber zapanował na chwilę bezradny chaos. Dziewczyna zdecydowanie wymagała pomocy. To co tu się działo było bardziej ludzką sprawą niż wilkołaczą. Wilkołaki generalnie na wszelkie możliwe sposoby likwidowały pasożyty... Na symbiozie żaden organizm nie cierpi. Pasożyty to na przykład pchły... Albo wampiry...
"Chcesz dojść do sedna sprawy, czy po prostu ich wyczyścić?" zapytała Carmen.
Amber w pierwszej kolejności bardzo chciała dowiedzieć się co tu się właściwie działo. Powierzchownie obejrzana sprawa wyglądała jakby wszyscy mieli się tu dobrze co przeczyło słowom jakie padły ze strony osoby, która pozwoliła jej, a nawet poprosiła ją o likwidację wampirów.
"Bardzo prawdopodobne, że czuli samą obecność wampirów i założyli z góry, ze są zawadą. Problem polega na tym, że wampiry nie mogą czcić Luviony. Ich... ludzie zapewne też. W takim układzie na tych terenach są zbędni. Z perspektywy wyznawców Luviony póki są tu wampiry, póty nie będzie tu kultu Luviony, niestety tego się połączyć nie da. Luviona w końcu jest boginią światła..."
W głowie wilkołaczycy pojawiło się wreszcie zrozumienie. Mimo wszystko dość intensywna myśl w jej łebku się pojawiła, że wampir to przecież pasożyt... Jak ludzie i wampiry mogą sobie tak prosperować tutaj skoro jedni żerują na drugich...
"Skoro już wiesz swoje... chcesz ode mnie coś jeszcze?" zapytała Carmen.
Amber przywołała wspomnienie wampira z którym rozmawiała. Gość wiedział, że ona jest wilkołakiem. To wzbudzało jej konsternację...
"Spróbuj go wybadać" zaproponowała Carmen.
Amber rozejrzała się wokół i użyła nosa by odszukać gdzie ten wampir może być. Generalnie ona nie znała mniej subtelnych sposobów wybadania kogoś jak tylko go dorwać i przepytać lub coś w tym stylu.
Z tego co czuła Amber dalej był w baszcie.
Wilkołaczyca ruszyła więc do baszty.
Oczywiście nie zezwolono jej na wejście...
"Możesz po prostu ujawnić negatywna energię, by wiedzieli z kim maja do czynienia, lub kombinować" powiedziała Carmen.
Sprawa dla wampirów w sumie i tak była w znacznym stopniu przesądzona. Chyba, że ich przywódca będzie miał jakieś bardzo mocne argumenty w tej sprawie, które obalą jej pogląd na ich temat jako pasożytów. Pozwoliła by jej energia się ujawniła. Spojrzała przy tym na tych, którzy bronili jej przejścia. Jej czarna czupryna zafalowała, gdy pozwoliła energii płynąć normalnie.
Mężczyźni spojrzeli na nią, potem na siebie, a potem na górę. Wampir wyszedł z cienia za Amber.
- O, więc jednak jesteś dość konkretnym interesantem - zauważył, uśmiechając się.
- Ty z kolei wiesz więcej niż twoi podwładni i ludzie z okolicy. Także teraz porozmawiamy - stwierdziła krótko.
Wampir wykonał zachęcający gest ręką w stronę głównego budynku.
- Może nie na ulicy? - zapytał.
- Po drodze może opowiesz mi jak to się stało, że żyjecie tu sobie obok ludzi - mruknęła.
- Długawa opowieść. Wolę ją przytoczyć siedząc wygodniej w fotelu - powiedział wampir, ruszając w stronę donżonu.
Amber ruszyła za nim. Tak jak ludzie, których spotykała przecież w swoim życiu już nie raz odwlekał niektóre rzeczy tłumacząc się wygodą lub jej brakiem... Przez myśl Amber przeszło, że jeśli dowódcy na polu bitwy zaczną składać raporty domagając się wygodnych foteli to ich zje zanim wysłucha raportów... Selekcja naturalna...
Dotarli do zamku i tam do jednej z komnat, gdzie były da fotele i stolik. Wampir westchnął i rozsiadł się.
- Dobrze...Więc chcesz wiedzieć jak powstał Krwawy Pakt? Znaczy układ miedzy wampirami i ludźmi? - upewnił się, rozsiadłszy się wygodnie.
- Owszem. Zważywszy na waszą naturę to bardzo ciężko sobie wyobrazić dobrowolne poddanie się czemuś takiemu - mruknęła.
- Dobra... pozwól ze zacznę od dygresji. Nie ma wampira gorszego nad niezbyt młodego uważającego się za starego. Udawana dekadencja, znudzenie wszystkim... to ma następstwa kiepskie dla wszystkich podwładnych tego wampira, a gdy taki wampir siedzi na czele państwa... - wampir machnął ręką. - Byłem właśnie takim wampirem i moje nastawienie wtedy było bezpośrednią przyczyną tego, ze powstał Krwawy Pakt. Bo szanujący się wampir nie pozwoliłby na taki ciąg zdarzeń... otóż pewnego pięknego dnia do mojej fortecy wtargnął człowiek. Wtargnął siłą, zabijając czwórkę wampirów-strażników, oraz wampira, którego posłałem tam, by podał się za mnie i zapytał czego chce. Śmiertelnik, który zabił wampirycznych gwardzistów i mojego bezpośredniego podwładnego był zdecydowanym wyjątkiem od standardu, więc zdecydowałem siego wysłuchać. Powiedział mi o istotach zwanych przez niego Łowcami, którzy nękają jego lud bardziej niż mój rodzaj. Powiedział mi, że wkrótce ja i mój rodzaj zgnije nie mogąc znaleźć niczego żywego zdolnego zaspokoić nasz głód krwi. Zaproponował sojusz. Ludzie będą oddawać nam swoja krew dobrowolnie, a my w zamian będziemy chronić ich przed Łowcami i nie zabijać istot, których krwią będziemy się karmić - wampir uśmiechnął się. - To dopiero była odmiana. Nagle ze znudzonego władcy stałem się wizjonerem. Kimś ,to będzie mógł wstrząsnąć całym państwem i nadać mu nowy tor. Nakazałem mężczyźnie odejść i tymczasowo gościć w moim zamku. Zakazałem moim podwładnym korzystać z niego pod karą śmierci i ruszyłem na zwiad, by zweryfikować informacje podane mi przez śmiertelnika. Okazało się, ze miał rację, a Łowcy wydali mi się godnym przeciwnikiem. Kimś, kto potrafiłby stanąć na wysokości i być moim przeciwnikiem. Musisz jednak wiedzieć, ze wampiry tutaj miały zwyczaj pojedynkować się na specjalne szpady. Śmierć zadana tą szpadą była ostateczna, a podczas walk nie można było używać mocy, mikstur i zaklęć... więc wygrywał zawsze ten, kto potrafił oszukiwać najlepiej w niewykrywalny sposób... do czasu aż pojawiłem się ja. Nikt nie mógł równać się mi w zdolności władania szpadą niezależnie od oszustw i szachrajstw, więc wkrótce nikt nie wyzywał mnie do walki i byłem spragniony nowych wrogów i oto pojawiła się na takowego szansa - wampir przeciągnął siei kontynuował. - Przedstawiłem mój pomysł radzie. Ich jednogłośna i bezapelacyjna krytyka i odrzucenie mojego pomysłu było najlepszym dowodem na to, ze jest to świetny pomysł. Te grube wampiry zwykły posyłać swe sługi, by przynosiły im ludzi na żer i opijali się do nieprzytomności gdy tylko była okazja. Wyrżnąłem ich w pień i spojrzałem na to, co teraz posiadałem. Państwo wampirów, czekające na zmiany, niczym glina w moich rękach... zamyśliłem się. Wampiry były skrzywione. Małe układziki, sieci kłamstw i zależności i polityczne gierki, które namnożyły się tutaj były moją winą. Winą mojego braku zainteresowania. Musiałem coś z tym zrobić. Myślałem długo nad tym komu mogę zaufać... i zrozumiałem, ze każdy prowadzi już własną grę. Niezdolni zdobyć władzy zadowalali się substytutami i nie mogłem już odsłonić się przed kimkolwiek. Cenę za moją pasywność zapłacą wampiry jako całość. Musiałem dokonać czystki. W tajemnicy przed resztą założyłem własny ród i stopniowo eliminowałem wampiry, jednocześnie zaczynając walkę z Łowcami. Efekty przekroczyły moje najśmielsze oczekiwania. Państwo zyskało drugi oddech i nową twarz. Łowcy i nieliczne ocalałe z czystki wampiry uciekły na inne kontynenty. Zostałem tylko ja, moje dzieci i moi ludzie - wampir westchnął.
- Lata mijały i bez Łowców ludzie zaczęli zapominać o tym skąd wziął się Pakt. Państwo podzieliło się, mój ród zaczęły trawić wewnętrzne spory. Ci, którym nie podobała się sytuacja opuścili kontynent, ludzie, którzy nie chcieli żyć "pod wampirami" oddzielili się od nas i państwo powoli się kurczyło, aż pozostało z niego to, co widzisz. Garść wampirów, dwie osady i zamek. Dalej chronimy ludzi, dalej oddają nam krew dobrowolnie i dalej trwamy... ale zbliża się nowe zagrożenie dla nas. Bogini światła pojawiła się z powrotem na tych ziemiach. Po latach nieobecności znów tu jest i chce tych terenów i tych ludzi pod własna ochronę. To oznacza stopniowy powrót do tego, co było. Plany, zależności, knowania, oszustwo... - wampir westchnął. - Dlatego przenieśliśmy się tutaj. Te ziemie są nieurodzajne i trudno dostępne, nikt tu już nie zagląda.
- Zaglądają oczy tych którzy widzą daleko. Obecność wampirów na tych terenach jest solą w oku wyznawców Luviony. Zresztą im się nie dziwię. Nie wiem o jakich to łowcach mówisz, ale chyba zauważyłeś, że na kontynentach toczy się wojna z bytem, który zagraża istnieniu całego świata - zaczęła czekając na reakcję wampira.
- Mieliśmy z nim tu problemy też.. ale potrafimy maskować przed nim naszych ludzi - machnął ręką. - Ten teren jest dla spaczenia niewidoczny -
- Nie bylibyście w stanie kryć się wiecznie. Gdyby Skaza pozbawił życia ten ląd zostalibyście tu sami, a nie jesteście niestety samowystarczalni. Walka ze Skazą wymaga wyznawców, każdy pojedynczy człowiek się liczy, bo wiara daje moc do prowadzenia tej walki. Skaza niszczy z kolei wszelkie życie - mruknęła. - Luvionici, gdy uporają się ze Skazą zajrzą także i tu. A sądzę, że z mocą bóstwa nawet ty nie dasz sobie rady - mruknęła.
- Nie przeczę. Moje góry przestana być moje, ale mnie nie aż tak łatwo zabić - wampir zachichotał. - Rozumiem, ze masz jakiś pomysł na alternatywę? - zapytał.
- Pierwotnie planowałam wybić wszystkie wampiry w zasięgu, ale jeśli mówisz prawdę to właśnie straciłam po temu powód. Potrzebuję jednego wampirzego serca, by osiągnąć pewien cel, a do tego masowy mord jest zbędny. Ludzie pod twoją opieką chyba mogą wyznawać inne bóstwa poza boginią światła, co nie? - mruknęła.
- Boga śmierci, boginię ciemności... w sumie tylko poza boginią światła nie mogliby wyznawać bogini życia, ale resztę - owszem - odparł.
- Więc w zamian za to jedno wampirze serce oferuję ci możliwość zamieszkania na Milgasii, gdzie wyznajemy boginię Azariel. Pod warunkiem oczywiście, że wszystko co będziesz robił z podległymi ci ludźmi będzie za ich dobrowolną, niewymuszoną zgodą i że twoje wampiry nie będą nękać istot, które nie wyrażają zgody na takie funkcjonowanie - powiedziała.
- Jedno serce... chodź - powiedział wampir, wstając. - Dokonamy zapieczętowania umowy...
- Nie znam się na waszych zwyczajach więc w pierwszej kolejności powiedz na czym to polega - mruknęła.
- Dam ci serce... wraz z całą resztą wampira... - powiedział. - Mam pewnego więźnia, którego nie chciało mi się uśmiercać... i wreszcie się przyda i odpokutuje za swe winy względem społeczeństwa.
Amber skinęła głową i pomyślała o Carmen. Raz, że będzie potrzebowała portalu, a dwa, że trzeba będzie zrealizować przeniesienie, a na logistyce Carmen znała się znacznie lepiej niż ona.
"Otworzę portal gdy będzie trzeba. Zajmę się też przeniesieniem... będzie z tym trochę zabawy" stwierdziła.
Amber tymczasem zeszła z wampirem do podziemia i lochu. W lochu było pusto, za wyjątkiem jednej celi, w której siedział odziany w same krótkie spodenki wampir o licznych czerwonych tatuażach.
- Mam go zapakować w jakąś klatkę? - zapytał wampir-przywódca.
Amber wzniosła dłoń i stworzyła klatkę z ciemności, utwardzając ją i zamykając wokół wampira w celi.
- Jestem Amber. Wybraniec bogini Azariel - powiedziała. - Jeśli delikwent nie zna się na mocy, którą dysponuję to dodatkowa klatka nie będzie potrzebna - oznajmiła.
- Świetnie - wampir ściągnął klucz z haka koło drzwi i otworzył je. - Potrzebujesz pomocy z transportem? - zapytał. Wtedy koło klatki pojawił się portal stworzony przez Carmen.
- Czym prędzej postaram się sfinalizować moją część umowy. Luvionici nie spieszą się z wyprawą w te strony, bo mają na głowie swoich rannych i mnóstwo terenu do oczyszczenia i zabezpieczenia. Zadbaj o to by twoi podopieczni przygotowali się na zmianę lokalizacji. Na Milgasii niestety zbliża się zima, ale Skazę stamtąd już wykurzyliśmy - powiedziała.
- Zima nam nie przeszkadza, póki w pobliżu są gejzery i tereny zdatne do połowu ryb - powiedział wampir.
- O gejzerach gdzieś czytałam - powiedziała. - Powiedz jeszcze jak mam się do ciebie zwracać - dodała gotowa przejść przez portal.
- Heffel - odparł pradawny wampir. - Bywaj - dodał, widząc, ze zmierza do portalu z klatką.
Amber skinęła głową na pożegnanie i wzięła klatkę ze sobą, przechodząc przez portal.
Była znów w znajomej skąd inąd sali z piedestałem pośrodku.
Amber zerknęła na piedestał. Chciała znaleźć dokładnie miejsce gdzie miała ułożyć serce wampira. Dopiero po tym była gotowa do akcji. Miała wystarczająco dużo siły by wyrwać serce wampira i natychmiast umieścić je na miejscu...
- Ten stan nie ma szans na przetrwanie próby czasu! - ryknął uwieziony wampir, gdy Amber podeszła do klatki.
- Hm? - spytała bez szczególnych emocji.
- Taka.. egzystencja, jest sprzeczna z naszą naturą - wampir ścisnął kraty. - Nie masz szans przetrwać! - syknął. Amber stwierdziła, ze ma czerwone oczy, a jego mięśnie są nienaturalne i rozrośnięte.
- Zmiany to element życia. Czekają w końcu nas wszystkich - mruknęła bez specjalnych emocji i przystąpiła do dzieła.
Wampir nie dał rady stawić porządnego oporu. Nawet pozbawiony serca jednak rzucał się po klatce i chrypiał coś, a krew lała się z jego rany obficie.
Amber ostrożnie umieściła serce na piedestale, kątem oka mając w zasięgu wampira w klatce. Albo był szalony i nawiedzony, albo coś było na rzeczy. Nie podobało jej się za bardzo jego zachowanie i wygląd. Coś z nim było nie tak... Ale może po prostu nie znała się na wampirach wystarczająco...
Otworzyły się wrota do kolejnej sali... Wampir zaś rzucił się parę razy i zaczął płonąć zielonkawym ogniem.
Amber skorzystała z energii z której stworzona była klatka by ewentualnie spalić wszelkie pozostałości tego wampira. W pierwszym skojarzeniu przypominał jej bardziej istoty skażone, które poddały się wpływom Skazy. Gdy po wampirze nie pozostał żaden ślad ruszyła dalej zobaczyć co jest w następnej sali. Podejrzewała, że kolejna zagadka.
Miała rację.
Kolejna zagadka brzmiała "Czy masz świetny wzrok, czy węch, czy słuch bez niego każdy twój zmysł nic ci nie da". I znów miseczka...
- Rozum? - palnęła. Było to pierwsze co przyszło jej do głowy po odczytaniu zagadki... To zawsze jej powtarzał alfa. Ale to nie mogło być tak proste...
- Fizyczna postać rozumu - odparła Carmen.
- Czyli chodzi o część ciała dowolnej istoty, czy raczej o jakąś inną manifestację rozumu, o której nie wiem? - spytała.
- Sądzę, że o cześć ciała - powiedziała kobieta.
- To mogę złapać jakieś zwierzę... Będzie od razu na kolację - mruknęła oblizując się przy okazji na myśl o świeżutkim mięsku.
- Niezły pomysł - powiedziała Carmen. - Ja idę z powrotem na zachód przygotowywać teren do teleportacji - powiedziała.
- To możesz mi portal gdzieś w jakimś lesie zostawić? - bąknęła. - Ja nie umiem stawiać jednak portali, więc nawet nie za bardzo wiem jak stąd dostać się do lasu - mruknęła.
Carmen skinęła głową i otworzyła portal dla Amber, po czym stworzyła portal dla siebie. - Jak będziesz chciała to rozproszysz ten portal- skinęła kciukiem na portal od lasu.
- Potem mam wrócić tutaj i na ciebie czekać czy wrócić do Azylu? - spytała. Chciała wiedzieć na czym stoi. Zanim jej umysł zostanie zajęty przez jedzonko... - Swoją drogą ten wampir mnie trochę niepokoi... Coś z nim chyba było nie tak - dodała.
- Mógł być skażony - powiedziała Carmen. - Zajmij się na razie czymś, mi potrwa trzy dni im szybciej to załatwię tym szybciej będę mogła zająć się czymś innym.
- Dobra. Powodzenia i dzięki za pomoc - powiedziała Amber. Carmen na każdym kroku ją wspierała...
Carmen skinęła jej ręka i zniknęła w portalu.
Amber przeszła przez portal, zmieniła się w wilka i popędziła wytropić coś. Zabić zamierzała jako bestia.
Wkrótce w misce znalazł się mózg żubra i otworzyły się kolejne wrota.
Amber chwilowo zostawiła żubra w miejscu, by zajrzeć co jest w następnej sali i odczytać ewentualną kolejną zagadkę. Choć było ich już tyle, że dziewczyna zastanawiała się czy czasem to nie powinien być koniec...
Kolejna zagadka była następująca: "Do środka i na zewnątrz. Raz i dwa. To co do nich wpada jest inne niż to co z nich wypływa. Raz i dwa. Już wiesz o co chodzi? Podniebne łuski są nieco inne. Do środka wpada życie, a na zewnątrz wypływa płomienna śmierć"
- Nie, nie wiem... - burknęła wilkołaczyca po kilku dłuższych chwilach kombinowania i wymyślania co by to mogło być. Kojarzyło jej się ze smokami lub wulkanami, ale nie była w stanie powiedzieć o co chodzi. Ktokolwiek wymyślał te zagadki miała nadzieję, że go nie spotka, bo miała ochotę komuś zrobić krzywdę... Zapamiętała treść zagadki wzięła żubra i wróciła portalem do lasu zamykając portal za sobą by wrócić już tradycyjnymi metodami podróżowania do Azylu.
Stanęła w Azylu przed tawerną... z żubrem "pod pachą"
Amber Przyjrzała się drzwiom - na szczęście na potrzeby wilkołaczej klienteli zamontowano większą framugę i odrzwia. Wtaszczyła upolowane mięsko ze sobą do gospody.
Barman spojrzał na zdobycz Amber. - Możesz to wnieść tylnymi drzwiami? - zapytał.
- Mogę... Chociaż nie wiem gdzie one są. Nigdy nimi nie wchodziłam - mruknęła.
- Obejdź budynek dookoła, zobaczysz bez trudu, są we wnęce pod czerwonym małym dachem na wysokości twoich uszu - powiedział barman.
- Aha, dobra, dzięki - powiedziała i wróciła się uważając by nikogo nie zaczepić żubrem. W końcu mało kto chciałby się umazać posoką. Zdążyła zauważyć, że ludzie miewają z tym problem. Obeszła budynek by donieść żubra do właściwych drzwi.
Żubr trafił od razu do kuchni. - Za jakieś pół godziny będzie można odebrać pierwszy posiłek - poinformował kucharz.
Wilkołaczyca już miała problem z otwarciem pyska bez ślinienia wszystkiego wokół, więc skinęła tylko łbem i wycofała się stamtąd nie chcąc nabałaganić w kuchni. Zrobiła się głodna, tym bardziej, że dane jej było tego dnia poczuć smak krwi ubitej zdobyczy. Nie mogła się doczekać.
Po połowie godziny mogła dostać zrazy lub gulasz. Pieczyste dopiero za dziesięć minut
Wybrała gulasz, ale sądząc po jej apetycie pewnie nie pogardzi później jeszcze kawałkiem pieczystego...
Gdy uporała się z potężną michą, żeby nie powiedzieć "wiadrem", gulaszu dostała trochę pieczystego.
Podziękowała i zjadła z radością i to. Była nażarta po tym wszystkim, ale że miała bardzo pracowity ostatni czas i w ogóle nie spała, to uznała, że jej się należało. I teraz zamierzała to sobie odespać w pokoju gospody, w którym mieszkała.
Jej snu nie przerywał nikt. Dopiero koło południa dnia następnego wyjący wicher ją przebudził.
Mamrotała chwilę pod nosem niezadowolona. Otworzyła w końcu oczy i zerknęła w stronę okna by zorientować się co się dzieje. Dziwiła ją taka pogoda. Nawet jesienią...
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: Świat Pasem: Czas Orłów i Kruków

Post autor: Mekow »

Amanda Jones
Astaria, Wyżyna Troli


Amanda z niezadowoleniem rozglądała się po okolicy. Nie był to widok jaki chciała tu zastać... spóźnili się o parę dni.
- Chodźmy tam - powiedziała wskazując głową ocalałą osadę. - Po drodze rozejrzymy się za rannymi których można uratować - dodała.
Na przedpolu wioski płonął olbrzymi stos. Przed stosem stał potężnie zbudowany czarnoskóry mężczyzna.
- O.. a on tu co robi? - mruknął Nachtrinroth.
Mężczyzna obejrzał się.
- O, Czekałem na ciebie - powiedział. Amanda dość szybko wyczuła, ze ma do czynienia z innym z Wybrańców.
Amanda przyjrzała się obu mężczyzną.
- Przedstawisz nas sobie? - spytała delikatnie Nachtrinrotha.
- Wiesz gdzie przybyłeś, wiec po prostu przedstawię ciebie - mruknął Nachtrinroth, zwróciwszy się do mężczyzny, po czym obejrzał się znów na Amandę.
- To jest Aaron. Wybraniec Vistenesa.
Amanda odwróciła się przodem do elfa i bokiem do czarnoskórego mężczyzny. Nachyliła się do Nachtrinrotha.
- Vistenes to jaki bóg? - spytała szeptem.
- Ognia i chaosu. Bóg demonów i diabłów mieszkających w tym świecie - odparł elf.
- Brzmi ciekawie - powiedziała Amanda i skrzywiła się w niewyraźnym uśmiechu.
- Bardzo - dodała Argena, która dla odmiany uśmiechnęła się zadowolona.
Amanda odwróciła się do ich nowego gościa na Astarii. Ciekawiło ją bardzo wiele rzeczy na jego temat.
- Witamy. Co cię do nas sprowadza, panie Aaron? - spytała. - Dokopanie Skazie? - zasugerowała odpowiedź.
- Ta. Pozbyłem się Skazy z Werony i szukam innych lokacji, gdzie można by mu napsuć metaforycznej krwi - odparł.
"Nawiasem mówiąc Vistenes to bóstwo, które jest odpowiedzialne za śmierć matki Aramona" przekazał mentalnie Nachtrinroth.
Amanda uśmiechnęła się delikatnie i kiwnęła głową Aaronowi. Robiła dobrą minę do złej gry.
"Czyli nie chcemy go tu, ale potrzebujemy?" - spytała.
"Nie musimy potrzebować, nie musimy nie chcieć. Aaronowi interesy z nim mogą się nie spodobać, pomimo faktu, ze czasy są niezbyt...przyjazne"
- Ogólnie Skaza przerzucił tu część sił, podążałem ich śladem, ale dali radę zamaskować bardzo dokładnie wszelkie oznaki obecności. Dopiero podczas bitwy tu zrozumiałem jak. Wygląda na to, ze również na Astarii Skaza potrafi stosować teleportację...
"Astaria należeć będzie do Aramona" - oznajmiła Amanda. "Czy Vistenes lub Aaron będzie chciał to zmieniać?" - spytała.
- Szybko się nauczył - skomentowała marszcząc brwi. Ruszyła w stronę Aarona.
- Więc doszło tu do bitwy. I jak poszło? Gdzie są trole? - spytała.
"Wątpię, raczej poszukuje sojuszników..." odparł elf.
- Te które przetrwały już się wycofały. Powiedziałem, że zajmę się usuwaniem ciał - odparł Aaron.
- Nie przeszkadzaj sobie - powiedziała spokojnie Argena, której to zajęcie co najmniej nie cieszyło.
- Tak. Porozmawiamy z trolami i spotkamy się później, dobrze? - powiedziała. - Ach, a gdzie się podziewa twój opiekun? - spytała, mając nadzieję, że nie jest nim Nachtrinroth.
- Mój opiekun? - zapytał.
- Aaronem zajęła się Gwardia Wszechchaosu. Ma instruktorów i doradców... i organizację. Nie ma opiekuna - wyjaśnił elf.
- Aha... - mruknęła Amanda. Wolała dopytać się Sotora o tę gwardię... coś zaczynało jej tu nie pasować.
- Idziemy? - spytała wskazując głową na otoczoną palisadą osadę i zastanawiając się nad pewnym podejrzanym fenomenem.
Elf skinął głową i ruszył naprzód. Aaron przeciągnął się i ruszył dalej po pobojowisku, tworząc w dłoni kule ognia.
"Skąd go znasz? Co to za gwardia? Opowiedz mi wszystko" - zagadała po drodze Amanda. Wiedziała, ze to może potrwać.
- Znam wszystkich Wybrańców. Gwardia Wszechchaosu to organizacja zrzeszająca najpotężniejsze niezależne demony działające w wielu wymiarach na korzyść zachowania ogólnej różnorodności. Nie wiem czy jest o czym opowiadać.. parę razy z nimi współpracowałem, parę razy ich zwalczałem... - odparł elf.
Amanda i posłała Nachtrinrothowi znaczące spojrzenie.
- Korzyść zachowania ogólnej różnorodności, co to dokładnie oznacza? Opowiedz, chętnie posłuchamy - spytała zaintrygowana Argena.
"Dlaczego mówisz?" - spytała jednocześnie Amanda.
- Ktoś tu ma rażące braki jak na demona - odparł elf, tykając Argene palcem miedzy obojczyki. - Wiec mówię na głos. Poza tym to żaden sekret. Zarimowie są obecni w tym świecie wszędzie gdzie popadnie. Naszym zadaniem jest wiedzieć - odparł.
- Braki? - zdziwiła się Amanda patrząc na Argenę. - przecież ona ma... - zaczęła mówić, dyskretnie pokazując dłonią na pokaźny biust Argeny. Nigdy by nie pomyślała o jakimkolwiek braku u niej, wprost przeciwnie, było czego pozazdrościć.
Elf, dostrzegłszy to, jak wcześniej podczas mówienia nieco gestykulował, tak zatrzymał dłoń w pół gestu i uderzył nią o czoło, wzdychając jednocześnie.
- Jemu chodzi o wiedzę, o demonach - wyjaśniła jej Argena. - Słuchamy - zachęciła elfa.
Amanda czuła się dość zażenowana i skrzywiła się niezadowolona, nie przywykła do takich obrotów sytuacji. Na swe usprawiedliwienie mogła by powiedzieć, że nie przyglądała się gdzie Nachtrinroth pokazał, a jedynie wdziała to kątem oka... wolała już jednak zamilknąć.
- Co do Gwardii, to została utworzona stosunkowo niedawno, bo jakieś pół miliona lat wstecz, podczas pewnej katastrofy w jednym z wymiarów. Powiedzmy, że świat stał się "biało-czarny". Nie było form pośrednich. Zadaniem Gwardii jest powstrzymywanie procesów, które prowadzą do takiej... unifikacji. Natura lubi różnorodność, tak samo jak Chaos - powiedział elf.
"Jeśli będę mówił coś co nie będzie przeznaczone dla uszu tej demonicy, to odpowiem telepatycznie, nie lękaj się" dodał już nadając telepatycznie do Amandy.
"Dzięki, to mnie uspokoiło. Tylko uważaj na nią, jest podstępna. Ale chce się przydać, bo do niedawna była drugą najpotężniejszą istotą na Astarii i zamierza się utrzymać wysoko" - przekazała Amanda.
- Chętnie dowiem się więcej o tej części historii, ale skoro jest to na dłuższą rozmowę, to umówmy się na później - rzekła Argena posyłając elfowi uśmiech zadowolenia.
Istotnie, zatrzymali się przed palisadą, więc wyglądało na to, że ich czas na rozmowy się skończył.
"Da się jej jakąś funkcje, albo pogodzi się z bycia podwładną albo sobie z nią inaczej pogadamy" skwitował elf.
- Jeśli będę miał czas - elf skinął głową.

Amanda zapukała pięścią w bramę i bardzo szybko ponad palisadą pojawiły się trzy zielone głowy troli. Zaraz potem brama została otwarta i cała trójka mogła wejść do środka.
Jeden z trolli poznał Amandę.
- Och, widzę, że przybył ktoś by nas wspomóc - powiedział powoli.
- Tak, jestem Amanda, wybraniec Aramona. Poznałeś mnie? - spytała trola.
Ten skinął twierdząco głową w odpowiedzi.
- Jestem Kerg. Wódz tej wioski - przestawił się.
- Cieszę się - powiedziała szczerze Amanda. Była naprawdę zadowolona, że nie będzie musiał wszystkiego tłumaczyć. Osobiście uważała, że Aine zajęła się rozprowadzaniem wieści o niej i o Aramonie.
- To jest Nachtrinroth, mniemam że rozpoznajecie Argenę - przedstawiła towarzyszy, a trole skłoniły się przybyszom... albo któremuś z nich. Aaron już poznali, więc nie było sensu go przedstawiać. - Widzę, że sytuacja wygląda nie najlepiej - zauważyła Amanda.
- Wycofaliśmy się tutaj, Skaza nas odpędził od morza, pod wodą ma większość swych sił - powiedział troll.
Amanda zastanowiła się przez chwilę. Wydawało jej się, że Skaza rzucił swoje siły na Milgasię... a teraz byli tutaj? Widać zostawił rezerwy.
Amanda spojrzała na Argenę.
- Mówiłaś, że Kalamies jest gotów współpracować. Możesz go sprowadzić? - powiedziała spokojnym głosem. Bóg... bóstwo mórz i oceanów, będzie bardzo przydatnym w tej sytuacji sojusznikiem.
- Tak. To może potrwać kilka minut - odpowiedziała demonica i otworzyła portal.
- Przygotujemy mu coś - Powiedziała Amanda. Wiedziała, że Kalamies potrzebuje wody, aby pojawić się w danym miejscu. Ponieważ Widły były dość daleko, zwykła beczka z wodą powinna mu wystarczyć.
- Przez wioskę płynie woda - zauważył jeden z trolli.
- Ano, strumyczek - mruknął inny.
- No to gotowe - odpowiedziała uradowana Amanda.
Po usłyszeniu tego, Argena przeszła przez portal, a ten zamknął się zaraz za nią.

- Czy są jacyś ranni, którymi powinnam się zająć? - spytała zaraz potem Amanda.
Trolle spojrzały na siebie i zarechotały.
- My się regenerujemy szybko - stwierdził jeden z trolli.
Amanda uśmiechnęła się zadowolona. Skaza mógł ich poranić.
- Doszło niedawno do bitwy? Aaron wam pomógł? - spytała.
- Taa, jak nas pogonili to spadł z góry i spalił te potwory - doparł Kerg.
- Sugeruję zwiad i przygotowania do kontruderzenia - powiedziała i posłała mu pytające spojrzenie.
- Z czym? - Kerg westchnął. - Nie widziałaś jak to wyglądało, gdy Skaza uderzył. Morze poruszyło się i poszło w naszą stronę, wypluwając z wód tysiące istot. Ci którzy nie zaczęli uciekać, umarli... - troll westchnął.
- No cóż, w takim razie... - zaczęła cicho Amanda, ale chwilowo odebrało jej mowę. Spojrzała najpierw na ziemię, a potem na Nachtrinrotha.
- Ja sam nie uderzę na Skaze. Wypadałoby ustalić linię obrony, stworzyć umocnienia... - stwierdził elf.
To brzmiało dobrze i było warte wykonania. Nie mniej jednak Amanda wolała wiedzieć, czy nie zostaną nagle zaatakowani podczas stawiania umocnień.
- Zobaczymy co powie zwiad. Według mapy od Sotora, Morze Słone stało się Martwe. Zostało głównym siedliskiem Skazy - oznajmiła Amanda.
- Powinniśmy zebrać jak największe siły, moich uczniów, bóstwa i inne - zasugerowała. Nie spodziewała się, że sytuacja będzie wyglądała aż tak źle. Tysiące istot jako rezerwa, podczas gdy główne siły były na innym kontynencie? Tego się nie spodziewała.
- Może niech Argena ściągnie tu wszystkie pomniejsze bóstwa na jednorazowe spotkanie, naradę i podział obowiązków? - zaproponował Nachtrinroth.
Amanda zastanowiła się chwilę. Nadal mieli czas na solidne przygotowania... przynajmniej tak im się zdawało.
- Tak. Jak tylko się pojawią, wezwiemy wszystkich.
- Mogę przekazać Argenie mentalnie nowy plan - zaproponował elf.
Amanda spojrzała na niego i uniosła brwi do góry. Uśmiechnęła się zadowolona.
- Tak, przekaż jej proszę - powiedziała Amanda.
Elf przekazał szybko informację Argenie.

- Aine była zajęta... jeśli moi uczniowie będą potrzebni - pomyślała na głos Amanda zamyślając się przez chwilę.
Zastanawiała się nad systemem komunikacji, który pozwoliłby im koordynować działania. Koniecznie pomówi o tym z Aine Amirą jak się spotkają.
- Mówiłeś coś o ładowaniu murów. Co myślisz o wzmocnieniu palisady mocą? - spytała spoglądając na Nachtrinrotha. - Nie mam dużo energii, nie chcę jej tracić, jeśli miało by się to potem nie przydać - zdradziła swe obawy.
- Palisady? - Nachtrinroth uśmiechnął się. - Palisadę? - powtórzył patrząc na Amandę, wskazując ruchem dłoni powbijane na chybił trafił bale drewna.
Amanda spojrzała we wskazaną stronę i przyjrzała się konstrukcji. Faktycznie była wykonana na szybko, mimo wszystko trole nigdy nie potrzebowały jakichkolwiek umocnień, więc ich nie miały.
Amanda zastanowiła się przez chwilę. Nie była przyzwyczajona do podejmowania decyzji za innych. Za siebie owszem, ale nie za innych.
- Dajcie mi chwilę... Macie może jakieś sugestie? - powiedziała.
- Stwórz mur. Pokaż im jak wyglądają prawdziwe umocnienia - odparł elf.
- Jak wyglądają to wiemy, tylko nigdy ich nie potrzebowaliśmy - wtrącił Kerg.
- Czyli bronimy się... - mruknęła Amanda. - A co z innymi osadami? Wszystkie południowe osady są w niebezpieczeństwie - powiedziała.
- Masz tyle mocy, że możesz stworzyć linie frontu - powiedział elf. - W sensie zrobić mur na całej długości - wyjaśnił.
Amanda aż się zdziwiła. Mimo wszystko... tego się nie spodziewała.
"Może lepiej było by zrobić to na Szczurzych Polach, a tu zaatakować?" - przekazała.
"Nie mamy tu armii, którą można by wykonać atak" zauważył elf.
Amanda zastanowiła się chwilę. Stworzyć linię obrony i walczyć na ziemiach spychając Skazę która niech siedzi sobie w morzu... Gdyby udało się stworzyć konkretną linię obrony na tak dużą skalę.
- Na ile taki mur byłby skuteczny? - spytała.
- Trolle spokojnie go utrzymają - odparł elf.
Amanda zastanowiła się chwilę z lekkim uśmiechem na twarzy. Nic nie było tak różowo jak się spodziewała, ale nie widziała też przyszłości w czarnych barwach.


Wtedy rozmowę przerwało im pojawienie się nowej osoby. Ze strumienia przepływającego przez osadę wydobyła się dość duża fala, typowa dla morza lecz niemożliwa aby być naturalnym fenomenem strumienia. Z fali wyłoniła się morska istota. Dla jednych był to żywiołak wody, dla innych morski potwór. Niebieska istota, mająca rybi ogon zamiast nóg i górę będącą skrzyżowaniem człowieka i ryby.
Obrazek Kalamies, bóstwo mórz i oceanów, rozejrzał się i zaraz potem przybrał postać człowieka. W tej postaci był wysokim i przystojnym blondynem o długich włosach, a jego odzienie stanowiła duża muszla bardzo nietypowego kształtu, która jak zbroja okrywała go na ramionach, stopach i plecach, oraz od połowy ud do linii pasa.
Amanda spojrzała na stojącego obok niej elfa.
- Przedstawiam Kalamiesa. Bóstwo mórz i oceanów - powiedziała z uśmiechem.
- Znam, zapoznałem się z pomniejszymi bóstwami Astarii - Nachtrinroth uśmiechnął się. - Witam - dodał zwracając się do bóstwa.
- Witajcie - przywitał się Kalamies. - Argena powiedziała, że zwołuje spotkanie. Ja nie mam się czym pochwalić: walczyliśmy, ale straciłem Morze Słone - powiedział blondyn z twarzą pozbawioną wyrazu.
- To się zgadza z mapą Sotora - mruknęła Amanda. - Więc Skaza ma tam siedlisko? Siedzi pod wodą? - zaczęła się dopytywać. Jeśli dostosował swoje istoty do utrzymywania się pod wodą i to na dużej głębokości... to źle świadczyło o ich sytuacji.
- Większość dna morskiego zaściełają teraz wylęgarnie istot, które nie muszą oddychać. Skaza na razie je tam magazynuje - odparł Kalamies.
- Znalazł sobie dość zabezpieczoną bazę - zauważyła Amanda. Ciężko będzie jej się tam udać i zwalczyć nią, a nie była jeszcze aż tak silna, aby wpłynąć na całe dno morza.
- Masz przy sobie mapę od Sotora? - zapytał Nachtrinroth.
- Tak - odpowiedziała Amanda. Wyciągnęła ją i podała elfowi. Kalamies podszedł bliżej aby móc przyjrzeć się pergaminowi.
- Wpuść w nią trochę swojej energii i przestaw się na postrzeganie energii - polecił elf.
Amanda, która nadal trzymała mapę, naładowała ja mocą, w ten sam sposób w jaki wcześniej obdarowywała mocą swych uczniów. Przestawienie się na postrzeganie energii było czymś nowym ale skupiła na niej swoje myśli i rozwinęła mapę.
Widziała ją w paru poziomach. Pod mapą była półprzezroczysta inna mapa.
- Co jest "pod" Martwym Morzem? - zapytał Nachtrinroth.
- Wulkany. Nieaktywne kratery wulkanów - odpowiedziała Amanda. - Myślisz, że uda mi się, je obudzić i przypiec Skazę lawą? - spytała bez zastanowienia.
- Dokładnie - odparł Nach. - Trudna operacja, musisz poczekać z nią na Sotora.
Amanda zastanowiła się przez chwilę. Gdyby to się udało, to jej dzisiejsze budowanie muru mogło być okropną stratą energii i czasu... ale było to dość duże "gdyby". Poza tym, życie troli się liczyło i warto było o nie zadbać.
- Ale mur i tak postawię - powiedziała spokojnie, nadal przyglądając się mapie... należało działać. - A co to za punkty? - spytała wskazując na pojedyncze skupiska Skazy na północy gór Zachodnich.
- Kilka oddzielnych struktur Skazy zapewne - odparł Nach.
- Ale dlaczego akurat tam? Są tam jakieś złoża? - zastanowiła się Amanda.
- Nie jestem ekspertem od waszej geografii. Możliwe. Trzeba by znaleźć jakaś mapę geologiczną - stwierdził elf.
- Może władze Ing by wiedzieli - zastanowiła się. - Nieważne. Ale warto uratować Oazę Daktyli - zauważyła.
- No to trzeba pogadać z kim trzeba - powiedział elf i wzruszył ramionami. - Ale na razie jesteśmy tu... gdzie reszta bóstw? - zapytał.
- Zapewne w drodze - odparła spokojnie Amanda.
- Może zorganizujmy to jakoś. Usiądźmy przy jakimś dużym stole? - zasugerowała, spoglądając to na Kerga, to na Nachtrinrotha.
Wódz Troli skinął głową, aby zorganizowano jakieś miejsce i gestem ręki zaprosił zgromadzonych w odpowiednim kierunku.
- Kalamiesie, powiedz nam proszę jak przebiegły walki ze Skazą? - spytała Amanda. Ciekawiło ja jak Skaza zajął morze.
- Istoty Skazy wlazły do wody, choć nie wiem dokładnie skąd przybyły. Było ich naprawdę dużo, poziom morza od tamtego czasu podniósł się o dwa metry - powiedział, a jasno to świadczyło o masie wrzuconej do wody. - Z początku szło nie najgorzej, poruszali się w wodzie wolniej od nas, reagowali w miarę normalnie na zęby, harpuny i jad, szybko się jednak przystosowali. Istoty masakrowały wszystko co żywe, ale co najgorsze była ich przeogromna ilość. Poczyniliśmy Skazie spore straty, ale bezapelacyjnie wygrał liczebnością - dodał Kalamies.
Potem powiedział jeszcze o głównej bitwie w której ponieśli klęskę... Rozmowa była dość ciekawa, ale nie okazała się tak przydatna jak Amanda miała nadzieję. Nie wiedziała, że w Morzu Słonym żyły syreny, ale teraz nie miało to już znaczenia skoro większość zginęła. Amanda liczyła, że dowie się też czegoś nowego o Skazie i podjętych przez nią metodach, tymczasem słowa Kalamiesa tyczyły się raczej śmierci i zniszczeń jakich dopuszczał się ten złowrogi byt.
Na szczęście...? Dalszą rozmowę przerwało im pojawienie się portalu. Nie był to pomarańczowy portal Argeny, lecz inny - jasnożółty i błyszczący. Zaraz potem wyszły z niego trzy osoby. Bóstwa, które Amanda znała od dzieciństwa.

Enkelia była pierwsza. Bogini miłości, powietrza, wiatru i ptaków. Wysoka i wspaniale zbudowana kobieta o jasnej karnacji i niebieskich oczach. Miała długie, kręconych blond włosy i przepiękne skrzydła okryte lśniącymi białymi piórami. Boginię tą zwykle przedstawiano ubraną w białą togę, teraz jednak oprócz niej miała na sobie, lśniącą srebrną zbroję, która pełniła rolę gorsetu, a przyczepione do jej boków dwa srebrne miecze, świadczyły o gotowości do działania.
Amanda była bardzo zadowolona na jej widok. Przez jej myśli przeszły przedstawiające boginię obrazy.
Najczęściej pojawiały się w kapliczkach wizerunki przedstawiające Enkelię na tle chmur, w towarzystwie lecących u jej stóp ptaków. Zazwyczaj ubrana była w białą togę, ale równie często zdarzał się jej wizerunek w zbroi i z dwoma mieczami w dłoniach.
Jednak zdaniem Amandy, Enkelia została najlepiej odwzorowana, na obrazie autorstwa smoka Irvinenunescou, który to obraz od ponad dwustu lat znajdował się w największej na kontynencie świątyni w centrum Marmurowego Lasu. Ten właśnie obraz był najlepszy z tych które widziała, nawet jeśli nie do końca pasował do jej typowego stroju, a tym bardziej do tego który obecnie miała na sobie.
Obrazek Mimo wszystko musiała jednak przyznać, że żaden z wizerunków nie oddawał pełni piękna i wdzięku, jaki bez wątpienia miała stojąca przed nią we własnej osobie bogini... choć mogło to wynikać z tego, że od ponad wieku Enkelia nie pozowała do żadnego portretu.
Unelisuua przeszła jako druga. Bogini snów i marzeń sennych. Urocza kobieta o ciemnych włosach i raczej jasnej karnacji. Jak zawsze miała na sobie koszulę nocną, zaś w ręku trzymała pokaźną książkę. Różnie ją przedstawiano, gdyż każdy śnił co innego, zwłaszcza będąc innej rasy, zatem Amanda nie miała dobrego porównania. Sama bogini wydała jej się naprawdę sympatyczna.
Kellosepp przybył jako trzeci i za nim portal się zamknął. Bóg technologi, wynalazków i wynalazców. Był to przystojny i dojrzały mężczyzna, o ciemnych włosach. Miał na sobie długą szatę z licznymi kieszeniami, a z wielu z nich coś wystawało: linijki, ołówki, cyrkiel, pergaminy, śrubokręt, klucz nasadkowy, centymetr i wiele innych podobnych przedmiotów. Mężczyzna zerknął na trzymany w dłoni zegarek-cebulę. Przejście przez portal nie było natychmiastowe, trwało aż jedną dziesiątą sekundy!
Bóg z niezwykłą dbałością o dokładność i szczegóły. Techniczne podejście do absolutnie wszystkiego nie było tym co Amanda preferowała, ale zdawała sobie sprawę z ważności spraw technicznych. Osobiście znała się nie tylko na budowie wozu i młyna, ale także na konstrukcji i zasad działania rewolweru, zegara, balonu i wielu innych rzeczy, choć zdawała sobie sprawę, że nijak się to nie miało do tego co potrafił zbudować Kellosepp.
Nachtrinroth tylko stał tam spokojnie i milczał, gadanie z bóstwami to nie była jego działka. Mężczyzna pozostał " w tle".
Amanda była zadowolona choć dostrzegła coś dziwnego - niegdyś wszechpotężni bogowie, przed którymi padła by na kolana, teraz w jej oczach byli... ciężko było jej to określić... uzdolnionymi uczniami? Nie wydawali jej się już tak wszechmocni jak powinni i z pewnością był to wpływ mocy Aramona.
Po krótkim przywitaniu, Kerg zaprosił wszystkich do stołu. Duży blat osadzony był na ściętym pniu drzewa, który pełnił rolę stabilnej nogi. Krzesła również stanowiły pieńki, ale wyposażono je w wełniane obicia. Na stole pojawił się tuzin kubków i dwa duże dzbany koziego mleka.

Rozmowa pozostawała wstępną, gdyż nadal czekali na pozostałych, ale już parę minut po pojawieniu się trojga bóstw, na miejsce spotkania przybyli kolejni...

Z za jednego z domów wyłoniła się niezwykle przepiękna młoda kózka. Amanda jednak dostrzegła, że nie jest to zwierzątko domowe jakiegoś trola. Po raz kolejny dostrzegła coś, czego niegdyś by nie widziała. Zaraz potem, idąc w ich stronę kózka zmieniła postać na ludzką. Była to średniej postury, bardzo ładna i zgrabna kobieta, o średniej długości ciemnych włosach. Miała na sobie lekką, elegancką zieloną sukienkę do kolan. Kissa-Koira, bogini rodzin, ogniska domowego i zwierząt domowych, która zwykle pojawiała sie pod postacią jednego ze zwierzątek.
Ledwo zdążyli się przywitać, gdy Amanda dostrzegła na skraju lasu kolejne bóstwo. Areus także zmienił postać na ludzką i wyglądał jak niezwykle młody druid.
Krótko potem otworzył się portal Argeny i wyleciał z niego przystojny, opalony, ubrany w czarny strój mężczyzna i gdyby nie wpadł na drzewo mógłby się nawet przewrócić. Kaarm, bóstwo złodziei i włamywaczy, miał krótkie czarne włosy, dość rozbiegane oczy i kolczyk w jednym uchu.
Argena przeszła zaraz później, a portal zamknął się za nią. Byli w komplecie.
- Widzę, że Argena musiała cię jeszcze przekonywać do przyjścia - zauważyła Enkelia.
- Bogini magii i wiedzy w ogóle się nie pofatygowała z tego co widzę - odparł Kaarm.
- Aine Amira jest zajęta ratowaniem ludzi. I nie chce, aby uważano ją za bóstwo - zastrzegła Amanda. - Ale może przejdziemy do rzeczy? - zasugerowała.
Mężczyzna chciał coś odpowiedzieć, ale nie zdążył, gdyż natychmiast głos zabrał ktoś inny.
- Popieram - rzekła Enkelia. - Walczyliśmy ze Skazą i wiemy już, że sami nie wygramy - zwróciła się do Amandy w imieniu bóstw.
Nachtrinroth stał w cieniu nieopodal stołu. Nie planował brać udziału w konwersacji, skupił się na okolicy...

Rozmowa była dość konkretna i nie trwała długo. Amanda zaproponowała to co wstępnie ustalili, aby każdy przejął opiekę nad jakimś terenem. Jednym to pasowało, ale Enkelia zasugerowała, że inni mogą ich informować, a oni sami powinni raczej stanąć na pierwszej linii w walce ze Skazą.
- Obrona jest ważniejsza niż atak, w przypadku bóstwa takiego jak Aramon - zauważył Nachtrinroth. - Bezpieczeństwo wyznawców przede wszystkim - dodał.
- Myślę, że uda nam się pogodzić jedno z drugim. Jeśli zachowamy kontakt między sobą, to nie powinno być problemu - rzekła Amanda.
- Póki co, warto ewakuować Indian i Ingan - zasugerowała Unelisuua.
- Pchanie się teraz na te tereny to średnio dobry pomysł - wtrącił Nachtrinroth.
- Czy Aine Amira nie to właśnie ostatnio robiła? - spytała.
- Ale to jest Aine, ona sobie poradzi - zauważyła Enkelia.
- Szczuroludzie się nie utrzymają bez pomocy, ale to właśnie tam będę, jak tylko ustawię tu mury - kontynuowała Amanda.
- Nie musisz robić wszystkiego sama, powiedz jak możemy pomóc...
- Możemy zrobić więcej, niż tylko ustąpić drogi - zauważył Areus, odnosząc się niewątpliwie do słów Sotora, które ten wypowiedział podczas ich pierwszego spotkania.
- No więc... - zaczęła Amanda...
W ciągu kilkunastu minut doszli do pełnego porozumienia i wszystko ustalili. Amanda była zadowolona, że tak szybko udało się wszystko załatwić. Bóstwa otrzymały swoje przydziały i zadania, zaś te które miały predyspozycje były mile widziane w zagrożonych regionach i na polu walki.
Argena miała się zająć Amarazilijią, ocalałymi oazami na Pustyni Suchej, oraz Dzikimi Ziemiami. Areus miał bronić zalesione Ziemie Druidów, oraz opiekować się Starszymi Lasami i Marmurowym Lasem. Enkelia Wyżyną Troli i Doliną Zieleni. Kellosepp miał pomagać w Unii, co w zupełności mu wystarczało. Unelisuua nie dostała przydzielonej ziemi, ale miała swoją krainę - krainę snów, gdzie jej zadanie polegało na dodawaniu odwagi mieszkańcom Astarii i propagowanie kultu Aramona. Kissa-Koira miała podobne zadanie, również pozbawione konkretnego terenu działania. Kaarm życzył sobie pilnować Mielizny, ale wszyscy wiedzieli, że będzie się tylko opalał na plaży i popijał rum w towarzystwie kobiet, więc skierowano go na Ziemie Śnieżnych Elfów. Mieliznę zaś, podobnie jak Archipelag Sierpu, Morze Północne, nabrzeża oceanów, jeziora i rzeki otrzymał Kalamies. W założeniach, Pustkowiami Mroku i Miedzianymi Piaskami miał się zająć bóg śmierci Lurank, zaś Państwem Czarnych Elfów i Wielkimi Górami Wschodnimi - bóg kupców Aurum. Ci ostatni bogowie nie stawili się na spotkaniu, ale Enkelia zapewniła, że będą w pełni współpracować.
Argena, Enkelia, Areus i Kalamies mieli być bóstwami, które osobiście pojawiać się będą na polu walki. Mimo wszystko szkoda było nie wykorzystać ich możliwości, choćby do pomocy.
Wkrótce wszyscy mieli otrzymać od Aine lusterka do komunikacji, a teraz nastał czas na zorganizowanie murów Wyżyny Troli.

Spotkanie dobiegło końca i po krótkim podziękowaniu i pożegnaniu, bóstwa zaczęły się rozchodzić. Areus ruszył w stronę lasu, Kissa-Koira powędrowała w kierunku z którego przybyła i zmieniła sie po drodze w młodą kózkę, Kellosepp uruchomił jakieś urządzenie i zniknął zostawiając po sobie kłębek białego dymu, zaś Unelisuua zniknęła nie wiadomo kiedy i miało się wrażenie że jej obecność tylko im się przyśniła.
Argena otworzyła portal i skinęła głową Kaarmowi, aby przez niego przeszedł. Skrzywił się, ale chyba nie chciał zostać znowu w niego wrzucony i udał się na wyznaczony dla niego teren.
W międzyczasie Amanda i Nachtrinroth zamienili kilka słów.
- Gdzie jest Aaron? - spytała, gdyż nie dołączył do nich, a można się było spodziewać, że osoba jego pokroju już załatwi sprawę zwłok.
- Wrócił na swój kontynent. Wspomniałaś wcześniej o nieprzydatności murów - zauważył Nachtrinroth. - Nie wspomniałem o jednej kwestii - zaczął enigmatycznie.
- O jakiej? - spytała szybko Amanda.
- Nie możemy obwarować całego Morza Martwego... ale możemy spróbować odciąć je od reszty lądów. To ułatwi podbój przejętych ziem - zaproponował.
- Całe? - Amanda zastanowiła się chwilę. - Myślisz, że dam radę załatwić to dzisiaj? - spytała. Jak by nie patrzeć była to ogromna przestrzeń.
- Dziś? Nie. Trzeba odbijać ląd i obwarowywać właściwe tereny. Tymczasowo trzeba jednak odbić Szczurze Pola. Nie da rady postawić i utrzymać muru na zakażonych terenach. Początkowe odgrodzenie wolnych ziem od morza wydaje się być dobrym pomysłem, wpierw jednak trzeba je uczynić wolnymi ziemiami.
- Rozumiem - odpowiedziała Amanda, wyobrażając sobie jak nieudolnie próbuje wznosić mury atakowana przez dziesiątki potworów Skazy. - Czyli póki co Wyżyna Troli, ale mamy większy plan i jest on dobry - podsumowała.
Elf uśmiechnął się i skłonił lekko.
- Potrzebuję dobrego transportu. Pegaza na przykład - zauważyła Amanda. Miała wznieść obronny mur od morza, na długości ponad stu kilometrów, więc przemierzanie tego pieszo było zdecydowanie nie dla niej.
- Mam coś skołować z zapasów Darkantropii? - zapytał Nachtrinroth.
- Wystarczy ze Starszych Lasów - odpowiedziała Amanda. - Chcesz jednego? Będziesz cały czas ze mną?
- Dziękuję, ale wolę swojego wierzchowca - odparł elf. - Zademonstrować?
- Dobrze zatem. Tak, chętnie go zobaczę - powiedziała z uśmiechem. - Enkelio, czy mogłabyś załatwić mi jednego pegaza - zwróciła się uprzejmie do bogini.
- Naturalnie, zaraz wracam - odparła kobieta, otworzyła jasny portal i przeszła przez niego.
Nach odsunął się znacznie i pstryknął palcami. Przed nim otworzyła się czeluść, z której dobył się ryk. Powoli z ciemności wyłoniła się olbrzymia smocza czaszka, na którą elf szybko wskoczył. Czaszka uniosła się, odkrywając długie ciało składające się z kręgosłupa i żeber, okryte chmurą czarnego, gęstego jak smoła dymu. wewnątrz czarnej chmury widać był prześwitujące co jakiś czas zielone światło.
Amanda aż otworzyła ze zdumienia usta. Sotor jeździł na jakimś dziwnym psim demonie wielkości domu. Nachtrinroth miał smoczy szkielet "z dodatkami" - marzenie każdego nekromanty... Kim oni właściwie byli? Tak mało o nich wiedziała. Stali po jej stronie i byli naprawdę potężni - nie tylko dlatego, że potrafili kontrolować takie stwory. To wystarczało, aczkolwiek wrodzona ciekawość Amandy wzięła górę.
- Duży! Nie wiedziałam, że znasz się na nekromancji! - powiedziała Amanda. Musiała mówić głośno, bo jej rozmówca znajdował się dobre trzydzieści metrów od niej, a wcale tak cicho nie było.

Argena i Kalamies spoglądali na wierzchowca Nachtrinrotha z zaciekawieniem, a Amanda dosłyszała ich cichą rozmowę.
- Wy mężczyźni i wasze rozmiary. Nie wielkość się liczy tylko potęga - mruknęła Argena.
- To ty masz trzy metry wzrostu w swej naturalnej postaci - zauważył cwanie Kalamies i uśmiechnął się do demonicy.
- Idź się utop - poleciła bogowi mórz i oceanów. - Jestem dużo potężniejsza od ciebie - zauważyła z dumą i najwidoczniej mężczyzna wiedział że kobieta ma rację, bo nie odpowiedział nic, a jedynie uśmiechnął się znacząco.

- Nie znam... to twór ciemności! - krzyknął z góry elf.
- Jaka jest różnica!? - spytała natychmiast Amanda, ale szybko doszła do pewnego wniosku. - Nachtrinroth, może pogadamy o tym potem, jak będą lepsze warunki?! - zasugerowała.
- Tak. Tymczasem prowadź, a ja będę tuż za tobą - powiedział elf i istota wzbiła się w powietrze, by zniknąć w mlecznych chmurach.

Tymczasem Enkelia powróciła przez jasny portal, a zaraz za nią pojawił się piękny, biały pegaz, ze skórzanym siodłem i uzdą.
Amanda wsiadła na swojego pegaza. Przez moment żałowała, że nie załatwiła sobie smoka, wówczas nie wyglądała by tak słabo. Szybko jednak doszła do wniosku, że smokom zapewne nie przypadł by do gustu wierzchowiec Nachtrinrotha. Smoki miały silne wartości odnośnie ciał swych zmarłych i nie pozwalały tak ich wykorzystywać.
Szybko odkładając myśli na bok, Amanda wzięła się do roboty. Miała już niejedną okazję latać na pegazie, więc wiedziała jak się z nim obchodzić. Zamieniła jeszcze parę słów z bóstwami. Argena i Enkelia miały powiadomić Aine o wyniku rozmów... a oprócz tego same miały dużo do zrobienia. Kalamies zaś miał wskoczyć do wody i podążać za nią, niczym jej drugi strażnik.
Amanda wzbiła się w powietrze i rozejrzała przed rozpoczęciem pracy. Zaczęła od najbliższej okolicy, na południe od wioski. Nie do końca była pewna jak postawić owy mur i czy uda się jej to zrobić jednocześnie lecąc na pegazie. Była jednak zdecydowana!
Spoglądając w dół, wyciągnęła w tym kierunku prawą rękę. Za pomocą mocy Aramona - boga ziemi, zaczęła zwiększać ją. Ciężko było powiedzieć, czy pomnażała ziemię, czy też wypychała ją z głębszych warstw, tak jak w naturalnym procesie powstają niektóre góry. W ten sposób, stworzyła wzgórze... pół wzgórza, można by powiedzieć. Od strony lądu było to niezbyt strome wzgórze, zaś od strony morza prosta ściana wysokości około dwudziestu metrów i wbita w ziemię na co najmniej pięć. Gdyby ktoś stanął na plaży kilkaset metrów stąd, powiedziałby, że ucięto południową część wzgórza. O to właśnie chodziło.
Potem Amanda jeszcze utwardziła nieco południową ścianę zamieniając ją w litą skałę i nasyciła ja dodatkowo energią. Amanda postawiła taki mur na odcinku około kilometra, a łącznie z nabraniem oddechu zajęło jej to około pół minuty.
Wiedziała już co robić i ruszyła na wschód. Pół minuty na kilometr wydawał jej się zadziwiającą prędkością, nawet jeśli po takiej operacji drugie tyle musiała odpocząć. Jednak szybko się zorientowała, że minuta na kilometr, mimo iż zadziwiająco szybkie, nie było aż tak wydajne jak by chciała. Wybrzeże Wyżyny Troli miało jednak około 470 kilometrów, więc czekało ja osiem godzin lotu i pracy...
Kobieta nie traciła wiary i dzielnie wykonywała ich plan. Efekty były mimo wszystko zdumiewające, więc miała pokaźną zachętę do działania. Mur był naprawdę dokładny i mocny. Musiała zostawić trzy wąskie szczeliny na Ostrza Wideł, ale były one naprawdę wąskie, a ciśnienie wypływającej z nich wody tak wysokie, że można było spać spokojnie.

W końcu, kiedy popołudniu cały mur był gotowy, Amanda skierowała swojego pegaza w dół i wylądowała na ziemi. Mimo wszystko, po tylu godzinach w powietrzu dobrze było znowu stanąć na czterech nogach. Ciężko to było wyjaśnić, ale odczuła radość swojego wierzchowca. Kiedy z niego zsiadła i sama stanęła na własnych nogach, poczuła nie mniejszą ulgę.
Spojrzała w górę rozglądając się za Nachtrinrothem.
Elf wyszedł z portalu, który powstał koło niej.
- Co dalej?
Amanda zdziwiła się lekko, na widok mężczyzny. Myślała, że szybował nad nią na swoim kościsto-dymnym smoku.
- Szczerze mówiąc to chciałabym się trochę przespacerować i zjeść coś. Kilkanaście minut przerwy. Potem na Szczurze Pola - odpowiedziała.
Elf skinął głową i pstryknął palcami. Z góry dał się słyszeć huk, trochę jak trzask błyskawicy, a chmury rozjaśniło zielone światło.
- Odwołałem wierzchowca. Jesteś pewna, ze nie chcesz czegoś adekwatnego?
- zapytał, wskazując kciukiem w górę, gdzie niedawno znajdował się zapewne jego wierzchowiec.
Amanda zastanowiła się przez chwilę, to by jej nawet odpowiadało.
- A co konkretnie masz na myśli? - powiedziała zaintrygowana i powoli ruszyła przed siebie, jednocześnie skinieniem głowy zapraszając elfa na wspólny spacer.
- Daj nam trochę swojej energii, a my ją właściwie zmodulujemy, tworząc ci wierzchowca - odparł Nachtrinroth.
- "Nam"? - spytała Amanda. Miała wątpliwości co do tego wszystkiego i nie bardzo wiedziała jak by to miało wyglądać.
- Darkantropii. Nie będę nadzorował procesu osobiście, przekażę twoją energię i preferencje co do wierzchowca - powiedział elf.
Amanda zastanowiła się przez dłuższą chwilę. Oddawanie energii do badań komuś tak potężnemu jak Ci których spotkała, mogło wiele oznaczać. Mówili jedno, ale tak naprawdę nie mogła mieć pewności, co z nią zrobią. Może oprócz wierzchowca zrobią coś jeszcze? Rozdawanie mocy nie było rozważne, ale tak naprawdę nie było konieczne.
- Proszę cię Nachtrinroth, nie obraź się - zaczęła nieśmiało. - Wystarczą mi te wierzchowce, które mam - dokończyła uprzejmym głosem, przyglądając się uważnie rozmówcy.
- Wedle uznania - powiedzizał Nachtrinroth. Nie wyglądał na urażonego.
Amanda uśmiechnęła się zadowolona.
- Jakieś propozycje w sprawie obiadu? - zmieniła nieco temat, na ten który w chwili obecnej także ją interesował.
- Hm, czemu nie, świeże powietrze z wysokich warstw atmosfery wzmaga apetyt - stwierdził Nachtrinroth.

Amanda dobyła lusterko i skontaktowała się z Aine Amirą. Miała nadzieję, że nie będzie jej w niczym przeszkadzać i na szczęście ta akurat okazała zadowolenie z prośby. Zaraz potem pojawiła się obok nich i całą trójką przenieśli się do Niebiańskich Wichrów.


Unia, Niebiańskie Wichry

Nie pojawili się jednak w ich budynku, a w jakiejś prywatnej sali Aine.
- Siadajcie, jedzcie, pijcie - powiedziała uprzejmie, a wygodna kanapa i różne potrawy na dużym stole aż zadziwiały swoja jakością i ilością. Dwa razy nie trzeba było powtarzać i Amanda szybko zasiadła do obiadu i zaczęła pałaszować aż jej się uszy trzęsły.
Aine tymczasem, spokojnie mówiła dalej.
- Rozmawiałam z naszymi boginiami i cieszę się, że spotkanie poszło dobrze i wszystko szybko ustalono - powiedziała.
- Mmmm - Amanda coś sobie przypomniała, przecież miała mieć spotkania tu i tam. Przełknęła to co miała w ustach. - Miałam mieć te spotkania, na Krabim Grzbiecie, w Dębie - zaczęła, ciekawa czy jej opóźnienie nie wywoła komplikacji.
- O tym pragnę właśnie powiedzieć. Było kilka więcej spotkań, ale załatwiłam już wszystko i mamy konkretne efekty - powiedziała Aine i machnęła ręką, a w powietrzu przed nimi pojawiła się lewitujący obraz, przedstawiający mapę Astarii.
- Oddziały czarnych elfów ruszyły na zachód, zaś śnieżnych na południowy zachód. Połączą się z oddziałami leśnych, tworząc Armię Zjednoczonych Elfów - na mapie pojawiały się odpowiednie symbole i przemieszczały się we wskazanych kierunkach. - Oddziały Zakonu opuszczają Marmurowy Las i zbierają ochotników w Dolinie Zieleni i ruszą na zachód - Aine mówiła dalej, a mapa reagowała na jej słowa. - Flota piracka pobrała już zaopatrzenie i posiłki z Archipelagu Sierpa, oraz Pustkowi Mroku. Jutro o świcie będą gotowi do wypłynięcia z Mielizny. Mogą nas wesprzeć na Nizinie Węglowej, a potem opłyną Amaraziliję zabierając ochotników i zaopatrzenie, aby wylądować na zachodnich wybrzeżach Wyżyny Ing i Ziemi Indian. Cel osiągną najpóźniej za tydzień - stwierdziła, co bardzo zdziwiło Amandę, gdyż statki te miały do przebycia jakieś 5-6 tysięcy kilometrów i potrzeba by im dwa razy więcej czasu... szybko jednak zdała sobie sprawę, z tego co potrafią tutejsze bóstwa, prąd morski i wiatr w żaglach były na zamówienie.
- Z południa nadejdą oddziały z Amaraziliji i minotaury. Mamy też Trole jako posiłki. My zaś wystawiamy oddziały czarodziejów i setki golemów. Jednocześnie powołałam na nowo Powietrzną Flotę, która otrzyma liczne wsparcie. Kellosepp dokonuje już modyfikacji i statki będą znacznie szybsze i zwrotniejsze. Razem z dowódcą floty, Crowe meldują gotowość do wylotu na dzisiejszy wieczór.
- Aubrey Crowe? - spytała Amanda.
- Tak, to chyba nie będzie dla ciebie problemem? - spytała łagodnie Aine.
- Nie, ależ skąd - zaprzeczyła Amanda. - To doskonały dowódca. Idealny na to stanowisko - odpowiedziała Amanda i zastanowiła się przez dłuższą chwilę.
- Przechodzimy do ofensywy - powiedziała cicho. - Jesteśmy na to gotowi? Mam tylko pięćdziesięciu uczniów, a część z nich w ogóle nie dostała jeszcze mocy. Generał Gleeson i inni zmierzyli się ze Skazą i nie przyniosło to rezultatu - zauważyła Amanda.
- Owszem, też nas to zniechęciło do samodzielnego podjęcia działań, jednak obrona Kryształowego Wybrzeża się powiodła, a brali w niej udział głównie ludzie bez mocy Aramona - powiedziała Aine.
Amanda nie do końca wiedziała co o tym mysleć. Póki co uczniowie nadal mogli trenować a ich przerzucenie portalami nie powinno być trudne, to nie to co cała armia, która musiała maszerować dużo wcześniej. Mieli jeszcze czas, ale najwodoczniej działania rozpoczęto wcześniej niż dzisiajszego ranka. Amanda uśmiechnęła się zadowolona. Nie była w tej walce sama i nie zamierzali oddawać tego co ich - ziem Astarii.
- Wspaniale - podsumowała i spojrzała na Nachtrinrotha ciekawa czy ma on coś do powiedzenia.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: Świat Pasem: Czas Orłów i Kruków

Post autor: Mr.Zeth »

Wyspa w pobliżu Kossos:

Statek zatrzymał się około pół kilometra przed linią brzegową i zaanonsowano wizytę dyplomatyczną z Ranety. Po niecałej godzinie niewielka żaglówka podpłynęła do burty statku. Decyzją Rady na teren miasta mógł zejść jedynie wysłannik z maksymalnie czteroosobowa świtą. Widać rebelianci z jednej strony węszyli wszędzie podstęp, ale z drugiej strony nie mogli sobie pozwolić na odrzucenie możliwości zawarcia jakiegoś sojuszu.
Do Kaisstroma należała decyzja kto miałby być emisariuszem i świtą. Mógł wysłać obecnego na pokładzie statku dyplomatę wraz z jego świtą, mógł sam tam pójść, lub wejść na teren miasta w ludzkiej postaci jako jeden z członków świty. W charakterze świty mogły również wystąpić inne smoki w ludzkiej postaci.
Wyglądało na to, że Kossos stosowało już wiele różnych podstępów by dostać się do wrażego miasta rebeliantów. Zauważył to jeden z ludzi ze statku, inżynier, jak się okazało. Linia brzegowa była zaminowana, wody wokół brzegu również. Wpływanie dalej dużą jednostką mogło spowodować nader niemiłą niespodziankę zakończona wizytą na morskim dnie. Miasto również było zamaskowane, ale po dokładnym przyjrzeniu się przez lunetę dało się dostrzec lufy armat…


Milgasia:
Azyl


Pogoda była mocno wietrzna. Ludzie ganiali za zerwanymi z głów kapeluszami i czapkami, a ulicą przetaczały się tumany poderwanego z ziemi pyłu. Ludzie i wilkołaki osłaniali oczy przed złośliwymi atakami drobnych porwanych przez wiatr ziarenek piasku, a niebo było zachmurzone i groziło burzą.
Pogoda jednak nie była nadnaturalnym dziełem, po prostu taki nastał taki czas. Jeszcze paręnaście dni i można spodziewać się pierwszych przymrozków.


Astaria:
Niebiańskie Wichry


Elf uniósł brew, patrząc najpierw na Amandę, a potem na Aine. Przełknął trzymany w ustach kęs i mruknął coś cicho w zamyśleniu.
- Nie wiem czy jestem reprezentatywny pod względem strategicznym, ale jak dla mnie to logika nakazywałaby nauczyć uczniów wzmacniać broń żołnierzy, golemów i kogo tam jeszcze, mocą Aramona. Bez tego mamy tak naprawdę jedynie zapas licznego i wytrzymałego mięsa armatniego. Wszyscy którzy biorą udział w walce powinni mieć możliwość zadania ran niezależnie od pełnionej funkcji. Czy to golemy, które mogą nieść tarcze na pierwszej linii osłaniając piechotę czy jazdę, czy to medycy i magowie, do których przecież też coś może dotrzeć. Nie można też rzucać się naprzód „bo jest okazja”. Wypadałoby oblężyć skażony teren i naładować wszelką broń i amunicję mocą. Mogą to robić nawet ledwo co obdarzeni mocą uczniowie wiec można po prostu zwiększyć ilość uczniów. Doedukować ich w kwestii umagiczniania broni i dostarczyć do linii obrony, gdzie będą mogli przygotować zjednoczone siły Astarii do ataku. W razie potrzeby mogę też ściągnąć posiłki z Darkantropii, chociaż sądzę, że do czasu jak wszystkie siły zgromadzą się na linii obrony Sotor będzie już na chodzie i to od niego będzie zależało ile wsparcia możemy udzielić w razie kryzysu lub ryzyka poniesienia znacznych strat przez wojska Astarii – elf westchnął i wrócił do jedzenia, czekając na to co do powiedzenia maja w tej kwestii dwie najważniejsze osoby na kontynencie.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Re: Świat Pasem: Czas Orłów i Kruków

Post autor: Plomiennoluski »

Kaisstrom, pobliże Kossos


Do miasta ruszyła delegacja złożona z dyplomaty, Dosmina, dwóch tłumaczy i telepaty. Kaisstrom mógł się tam zawsze pojawić później, kiedy miejscowi zdecydują się otworzyć nieco bardziej na mieszkańców Ranety. Kaisstrom postanowił się w tym czasie zająć czymś pożytecznym, usiadł wygodnie na statku i kontynuował lekturę książki. Próbował znaleźć zwłaszcza coś na temat zastosowania mocy wiatru, niekoniecznie w bezpośrednim starciu. Doczytał do końca rozdział o mocy wiatru, znajdując wreszcie parę rzeczy, nad którymi mógł popracować. Jeśli wywoła wiatr wokół siebie to będzie w stanie czerpać z niego moc by rzucać zaklęcia. Modyfikacje kierunku wiatru też wchodziłyby w grę, tak samo jak modulacja natężenia. Rozkładanie zaklęć wywołujących tornado lub jakiś gwałtowny efekt na fazy można uniknąć wysokich kosztów energetycznych. Można też wykorzystać naturalny wiatr, dalej tnąc koszty. Również interesujący okazał się być wpływ prądów morskich, na których też można było polegać. Kaisstrom mógł spokojnie napędzać dowolną ilość łodzi wiatrem odchylającym się od prądów morskich o maksymalnie 90 stopni. Inną kwestią było, że z książki wynika, że smok przypadkowo zmusił energię do krążenia w nieco inny sposób niż powinna. Korygując swój styl będzie w stanie zredukować koszta energetyczne wszystkich zdolności, aczkolwiek możliwe, że jest jeszcze inne ustawienie i Kaisstom mógł go poszukać. Ostatnią kwestią były Obiekty. Pewne przedmioty noszą Znamię Uranosa... problem polega n tym, że gdy bóg utracił kontakt ze światem Znamiona zniknęły. Kaisstrom powinien znaleźć obiekty które mogłyby być symbolami mocy wiatru i nadać im znaczenie mistyczne. Posiadanie tych obiektów ułatwiłoby magom składanie zaklęć i kumulacje mocy, aczkolwiek kosztowałoby smoka pare dni wysiłków... Informacje, które wyciągnął z książki, były więcej niż warte tych paru godzin lektury. Żywiołaki były w stanie manipulować powietrzem w podstawowym stopniu, więc i wywoływać nieduży wiatr, z którego nawet w przypadku wyczerpania Kaisstrom mógł czerpać siłę. Nie wiedział jeszcze co potrafią smoki powietrza ale prawdopodobnie sporo więcej. Tak więc nawet tworząc gigantycznych rozmiarów śnieżycę był w stanie potem z niej czerpać, o ile wykorzysta w niej więcej naturalnych wiatrów. Zapowiadało się to interesująco. Te mistyczne obiekty też były nie lada gratką, ale musiały przynajmniej pare dni poczekać. Trzeba było wywołać poruszenie na Kossos, nawet w przypadku nagłego przerwania oblężenia, Skaza przynajmniej dzień czy dwa szukałby nadchodzącego ataku, gdy Kaiss spokojnie szukałby obiektów.
"Jak idą rozmowy?" - zapytał Dosmina, był ciekaw czego się dowiedzieli do tej pory.
"Na razie wyjaśniliśmy skąd jesteśmy i negocjujemy co im jest potrzebne po co oraz co dostaniemy od nich w zamian. Znaleźliśmy coś co cię zainteresuje" zapewnił telepata.
"To dobrze, ja chyba wypróbuję coś nowego i nieco przyspieszę podróż pozostałych statków." - odparł.

Ściągnięcie statków szybciej zaczynało mieć spory sens. Miał zamiar ustawić wiatr a samemu przenieść się nad Kossos ponownie.Wyglądało jednak na to, że by przyspieszyć trwale statki musi pozostać z nimi i podtrzymywać wiatr - jego siłę i kierunek. Bez wskazań natychmiast się zmieniał i krzyżował plany Kaisstroma. Chcąc nie chcąc zdecydował się więc na spędzenie dnia na zaklinaniu wiatru. Prawdopodobnie mógł to zrobić prawie każdy mag, z drugiej jednak strony przynajmniej jednocześnie ćwiczył wykorzystanie mocy wiatru w ten sposób i pobieranie z niego energii. Smoki i reszta żywiołaków w tym czasie trenowała swoje umiejętności i zgranie w oczekiwaniu na niewielką flotyllę. Wreszcie cała flota zatrzymała się na skraju zasięgu Kossos.
- Chcemy podpływać galeonami do ich wyspy? - zapytał admirał. - Kossos może uznać to za akt agresji.
- Nie, chwilowo lepiej być w niewielkiej odległości dopóki nie uzgodnią z rebeliantami czegoś spójnego. Kossos na chwile obecną wydaje się nie być niczym więcej jak zupełnie opanowaną i przejętą przez Skazę wyspą. - odparł smok. "Galeony są niedaleko Kossos gdyby były potrzebne, wiadomo już na czym z nimi stoimy dokładnie?" - przesłał do Dosmina.
"Owszem, możemy zawrzeć z nim sojusz na bardzo korzystnych dla nas warunkach..." powiedział telepata. "Aczkolwiek większość roboty na tym kontynencie musielibyśmy odwalić sami..."
"Nie dziwi mnie to specjalnie, z tego co widziałem zostali sprowadzeni do pozycji, w której utrzymują się jedynie przy egzystencji. Co mogą faktycznie zaoferować? Weźcie pod uwagę że niezależnie od rebeliantów Kossos i tak trzeba oczyścić ze Skazy" - odparł człowiekowi.
- Rozmawiam właśnie z delegacja, ale wygląda na to ze będziemy musieli sami tu posprzątać. - powiedział admirałowi.
- Doskonale. Planujemy dokonać wpierw jakiejś pomniejszej dywersji, czy wydamy wojnę Kossos natychmiast? - zapytał.
- Zależy jaką dywersje proponujesz, z tego co udało nam się sprawdzić, mają do dyspozycji stwory przypominające umocnienia oraz naziemne stwory, podobne do smoków, dodatkowo oczywiście typowe stwory i ludzie, jakich dotychczas spotykaliśmy.- mruknął Kaiss.
- Nie walczyłem nigdy z tego typu wrogiem, ale chodzi z reguły o trudno wykrywalne jednostki, które mają czynić pośrednią szkodę szeregom wroga. Jako bardziej doświadczony w walce ze skazą powinieneś wiedzieć czy możemy.. czy mamy jakąkolwiek możliwość takowych działań. Obawiam się, ze z mojej strony to tylko luźna propozycja.
- Myślę że możemy coś takiego mieć, muszę tylko sprawdzić jak radzą sobie żywiołaki i smoki, osobiście mogę się też dość szybko przemieszczać i zrobić nieco zamieszania. - stwierdził wybraniec. Żywiołaki obdarowane smoczą krwią poruszały się bardzo szybko. Nauczyły się latać niemal momentalnie. Posiadały tez zdolności podobne do smoków, ale bazujące na mocy wiatru.
- Wraz ze smokami możemy odciągnąć uwagę Skazy w niektórych miejscach, przypuszczając szybkie ataki i przenosząc się zaraz dalej. Dobrze by było, gdyby rebelianci byli w stanie wskazać strategiczne miejsca na Kossos i jeśli to możliwe miejsca mocy. Skaza prawdopodobnie będzie strzegł ich dużo silniej, ale z drugiej strony brak dopływu mocy mocno go osłabi. - powiedział na wpół do siebie.
- Więc potrzebujemy od rebeliantów mapy z ważnymi punktami - mruknął admirał.
- Myślę że to będzie minimum jakie są w stanie dostarczyć, od jakiegoś czasu przecież tutaj walczą. - odparł. "Sprawdźcie czy nie mają gdzieś gotowej mapy z głównymi punktami strategicznymi lub miejscami mocy, musimy wiedzieć gdzie atakować, wspominaliście też o czymś co może mnie zainteresować, co to było konkretniej?" - przekazał wysłannikom.
"Da się załatwić" odparł telepata.
- Tak jak się spodziewałem, mapa jest do załatwienia. Póki co jednak, myślę że spróbuję przetestować nowe umiejętności żywiołaków i smoków. Chwilowo was opuszczę i ruszymy sprawdzić, czy obrona miejsca, na które próbowaliśmy wcześniej przypuścić atak się zwiększyła i czy damy radę skuteczniej wyeliminować umocnienia które tam były. - rzucił do admirała i zaczął się zbierać do przeniesienia w miejsce, gdzie zgrupowane były żywiołaki. Dotarcie tam nie zajęło mu dużo czasu. Wszyscy ze zniecierpliwieniem oczekiwali dalszych rozkazów...
- Widzę że wszyscy rwiemy się do akcji, proponuję znaleźć jakieś mniejsze skupisko umocnień, zaatakować z zaskoczenia najszybciej jak się da zniszczyć obrońców Skazy. Jakimi dokładnie umiejętnościami dysponujecie, które mogą tu pomóc, ja mogę wywołać śnieżycę lub wichurę, ale będzie wtedy wiadomo że nadciągamy, chyba że wywołamy zmiany pogodowe w innym miejscu. Czym dokładnie dysponujecie? - Kaisstrom się niemalże zapowietrzył. Rozpoczęła się demonstracja. Niektóre żywiołaki w smoczej formie zionęły promieniem mocy wiatru, inne z kolei miotały kulami energii. Jeszcze inne tworzyły z mocy wiatru ostrza, którymi mogły walczyć lub miotać.
- Doskonale, w takim razie ruszamy, będziemy się przemieszczać najszybciej jak się da, następnie otoczymy skupisko, wpadamy do środka, niszczymy umocnienia i się ewakuujemy jeśli będą nadciągać posiłki, jeśli nie, możemy spróbować się lepiej rozejrzeć. Chcę zerowe lub jak najmniejsze straty. Gotowi? - przekazał swój dość ogólny plan, miał nadzieję że wszystko pójdzie dość gładko. Wszyscy wydawali się być gotowi. Wychodziło jednak na to, ze żywiołaki nie posiadają za dużej wytrzymałości, więc smoki musiały dostarczyć je na miejsce na grzbietach. Przynajmniej były lekkie, więc nie obciążały smoków aż tak bardzo, postarały się rozmieścić je jak najlepiej pod względem ilościowym, nieco je to spowolniło, ale i tak było nie najgorzej. Kaisstrom przestawił się na postrzeganie mocy, starając się wyszukać ścieżkę z dala od szpiegów Skazy a dążącą prosto do jednego z mniejszych skupisk. Dotarli nad miasto skażonych ludzi. Spore, murowane, z portem i jakimiś fabrykami... czarny, gryzący dym z kominów walił pod niebiosa i śmierdział niemiłosiernie... Przez chwilę zastanawiał się jak można było dopuścić do czegoś, takiego, ale podejrzewał że Skaza tylko częściowo maczał w tym palce. Rozkazał okrążyć miasto i rozglądał się za umocnieniami, podobnymi do tych, jakie zaatakowały ich w poprzedniej wiosce. Były tam. Pięć zamaskowanych pod ziemią miotaczy. Kłopot polegał na tym że pośrodku miasta było potężne skupisko mocy Skazy i Kaisstrom nie wiedział do końca czym ono jest...
"Darkning, czym zazwyczaj są spore skupiska mocy Skazy? Mieliśmy zamiar zniszczyć umocnienia w jednym z miast, ale dodatkowo jest tu coś, co wygląda jak duże skupisko spaczonej mocy, w centrum miasta zamieszkiwanego przez ludzi spaczonych Skazą." - przesłał do Darkninga, na chwilę obecną mieli zaatakować niejako trochę w ciemno.
"Może to być cokolwiek... użycz mi swojej percepcji" polecił Darkning, a gdy smok to zrobił odpowiedź przyszła szybko. "Pod tym miastem tworzony jest Phobos. Cholernie potężna istota. Na razie jest ukończona w 5%. Zabij ją póki jest słaba."
"Postaram się wyprowadzić atak z tym co mam, wyślę na pomoc galeony i spróbujemy to zniszczyć." - odparł smok. Wyglądało na to że udało im się trafić w dziesiątkę. "Przyślijcie galeony, pokażę wam miejsce, my wyprowadzimy atak i zniszczymy fortyfikacje, spróbujemy zniszczyć istotę którą tu tworzą." - przesłał na statki stacjonujące pod Kossos.
"Możemy rozpocząć od ostrzału artyleryjskiego" przekazał telepata ze statku admiralskiego.
"My już jesteśmy na pozycjach, jak szybko bylibyście w stanie dopłynąć?" - zapytał.
"Dwie godziny." odparł telepata.
"Poczekamy na pozycjach w takim razie." - przekazał statkom. "Czekamy na ostrzał z naszej artylerii, powinni tu być za dwie godziny. Nie dajcie się odkryć." - Sam wyciągnął książkę i zajął się lekturą, rozglądał się tym razem za rozdziałem o mocy mrozu. Z mocą mrozu był pewien problem, gdyż była tu w ujęciu typowo ludzkim i smok musiałby się trochę napocić, by móc zastosować tę wiedzę. Tymczasem statki dotarły w zasięg ostrzału i czekały an sygnał by rozpocząć atak. Smok schował książkę i dał znak do rozpoczęcia natarcia, telepacie wskazał wcześniej gdzie mniej więcej są położone umocnienia. Następnie wszyscy ruszyli.

Rozległa się salwa, a potem szaleńczy gwizd zakończony eksplozjami. Port i fragment murów przestały istnieć, by zwolnić miejsce oczyszczonej przez moc wiatru łysej ziemi. Skaza zareagował jednak nadzwyczaj szybko. Kaisstrom zauważył, że w stronę statków od strony lądu pomknęły pod wodą cztery ciemne kształty.
"Uważajcie, macie towarzystwo w wodzie." - rzucił do telepaty na statku. Sam wyrwał się w kierunku węzła mocy. Roztoczył w okół siebie aurę chłodu. 2 smoki wiatru i 10 żywiołaków, które były najbliżej wody rzuciły się za kształtami w wodzie. Reszta rzuciła się na pozostałe w mieście umocnienia i stwory Skazy. Zanim na dobre się rozpędził, przypomniał sobie jak wyglądają statki. Zmienił kierunek ataku i teleportował się do statków, tworząc w wodzie lodowy kolec tuż przed pierwszą nadpływającą istotą. Spod wody wystrzeliło parę olbrzymich macek. Wyglądało na to, ze Skaza zainteresował się żyjącymi w głębinach gigantycznymi kałamarnicami.
"Jak najlepiej zaatakować tego Phobosa, tylko tak żeby go zniszczyć?" zadał pytanie, które powinien był zadać dużo wcześniej. W międzyczasie zajmował się kałamarnicą. Roztaczając wokół siebie aurę chłodu naładował szpony do ciosu, pozostałymi stworami zajmowały się inne smoki.Tymczasem statki ponowiły salwę. Z gruzów miasta powoli podniosła się bezkształtna galareta.
"Na tej fazie.. potraktujcie ją lodowym płomieniem i skruszcie na kawałki" mruknął Darkning.
"Dzięki za informację." -odparł na szybko. Przeszedł przez wodnego stwora rozdzierając go na kawałki i wynurzył się na powierzchnię, leciał w kierunku mazi przekierowując moc w oddech i szykując się do zamrażającej salwy. Z mazi uformowała się spora macka, której Kaisstrom był zmuszony uniknąć. Na dole tymczasem aktywowały się "systemy obronne" Skazy... wkrótce w smoka poleciały kule ognia... Kaisstrom przyspieszył i zaczął mrożenie od macki, lecąc wzdłuż istoty. "Salwy na umocnienia i te miotacze, żywiołaki niech spróbują wykończyć te położone dalej od brzegu, to wielkie bydle trzeba zamrozić i pokruszyć, nie ma czasu." - rzucił do telepatów i kontynuował atak. W momencie zakończenia salwy zmienił się w kulkę energii i teleportował w zupełnie inną część istoty ponownie gotowy do mrożenia. Udało mu się i ruszył z kolejnym mrożącym pasem, niedługo dołączyły do niego pozostałe lodowe smoki ziejąc mrozem i unieruchamiając galaretę. Razem z kulami ognia lecącymi w niebo tworzyli piękne, ale jednocześnie zabójcze widowisko. Coraz większe połacie Phobosa były zamrożone, dwie macki, które wystrzeliły leżały już roztrzaskane i odłączone od reszty ciała. W tym czasie żywiołaki i smoki wiatru zajmowały się mniejszymi istotami Skazy robiąc wśród nich sieczkę i odciągając uwagę od natarcia na największą istotę. Ostrzał ze statków zamienił dwie z rzucających kulami ognia istot w przykre wspomnienie, razem ze sporą częścią wszystkich budynków i istot. Morderczy wyścig na niebie między kulami, smokami i zamrażaniem stwora w końcu doprowadził do kolizji, Daxyrinth wznosząc się z przelotu oberwał płomieniem prosto w grzbiet, wybuch pochłonął go na chwilę a następnie wszyscy widzieli tylko jak pod kątem ostrym leci w stronę morza. Żywiołaki ruszyły mu na ratunek i wyhamowały jego upadek, następnie zaciągając na pokład jednego z galeonów. Całe zajście wprawiło Kaisstroma jak i resztę smoków we wściekłość, więc jedynie zwiększyły zaciekłość swoich ataków a następnie przystąpiły do rozbijania nie uformowanego jeszcze całkiem Phobosa na drobne kawałki. Siły Ranety dość szybko zamieniały stwory Skazy i miasto w kupę sieczki i gruzów. Salwy z galeonów dokończyły dzieła niszcząc wszystko, czego nie zniszczyła walka ze stworem Skazy, mniejszymi bestiami czy wcześniejszy ostrzał. Kiedy posiłki Skazy przybyły na miejsce, zastały tylko dymy i ani śladu sił Kaisstroma. Na szczęście okazało się że Daxyrinth mimo poważnych obrażeń jednak żyje, potrzebował jedynie dużo spokoju i czasu na rekonwalescencje. Poza nieszczęsnym smokiem cały atak był bez strat, co było doskonałym wynikiem, jeśli Phobos faktycznie był dopiero w początkowej fazie tworzenia. Póki co odpoczywali na jednej z wysepek wolnych od wpływów Skazy.
"Darkning, zdaje się że zniszczyliśmy tego Phobosa, jak duże są szanse że gdzieś w okolicy budują jeszcze jednego?" - przesłał zapytanie kiedy byli już w bezpiecznym miejscu.
"Trudno stwierdzić, cała ta wyspa to jedna wielka wylęgarnia pulsująca energią Skazy. Jestem za daleko by uzyskać dokładne dane" odparł Darkning.
"W takim razie postaramy się zrobić i odratować co się da." - przekazał Kaiss, następnie nawiązał kontakt z telepatą w mieście rebeliantów. "Jak szybko będziecie w stanie dostarczyć mapę tych co bardziej wrażliwszych miejsc? Zaczęliśmy niejako ataki na Kossos, więc przydałaby się, zwłaszcza że będziemy musieli na początek często zmieniać punkty ataku."
"Teleportuj się na statek na wodach koło wyspy rebeliantów. Wkrótce dostarczymy tam mapę - odparł telepata. Tak tez zrobił, na chwile obecna zostawił negocjacje komuś, kto się na tym zna i Daxyrintha pod dużo lepszą opieką, sam mógł się zająć czymś bardziej szkodliwym dla Skazy. Nagle nie wiadomo skąd w pobliżu smoka pojawił się Geram.
- Wybraniec Aramona ma do ciebie interes - powiedział.
- Nie ma sprawy, o co konkretnie chodzi? - odparł Kaiss.
- Pyta, czy chcesz pomóc z jedną sprawą na jej kontynencie. Ponoć jest tam wyjątkowo duże bydlę do ubicia - odparł demon.
- Hmm, myślę że mógłbym pomóc, muszę się tylko zregenerować po tej potyczce, jak duże wsparcie jest potrzebne, wystarczę ja,czy smoki i żywiołaki również będą konieczne? - dopytał demona.
- Z tego co widzę jest to dość ciężka sytuacja... ale sadzę, że wsparcie twoje, smoków i żywiołaków to będzie dość... - stwierdził demon.
- Aż tak poważnie? No dobrze, będzie w stanie ustawić portale tak, żeby przemieścić część żywiołaków z Ranety bezpośrednio na miejsce? Jeśli tak, to wezmę to co mamy tutaj oraz polowe zywiołaków z Ranety.
- Do jutra się przygotujemy.. mam odpowiedzieć, że pojawimy się z tysiącem żywiołaków? - zapytał demon.
- Tak, mam nadzieje ze nie osłabimy za bardzo tutejszej ochrony, zresztą, muszę dać znać żeby dosłali tu z wyspy kilka lodzi, które są w stanie walczyć przeciwko stworom zamieszkującym pod wodą. - odparł.
- Możemy wstrzymać się z działaniami ofensywnymi na czas akcji na Astarii - powiedział demon.
- Owszem, ale nie chciałbym żeby pod naszą nieobecność galeony zniknęły pod woda, tylko o to mi chodzi. Jestem pewien ze magowie, mogą spokojnie w tym czasie kontynuować sprowadzanie żywiołaków. Wiadomo już w jakim terenie ma się odbyć bitwa? Możemy za w czasu spróbować przygotować jakoś teren. - kontynuował smok.
- Trzebaby zapytać Wybrańca Aramona o zdanie na ten temat - zauważył Geram. - A teraz właśnie gada z wybrańcem Azariel...
- Na spokojnie, najlepiej wszystko na spokojnie dopracować, to był tylko pomysł, zresztą podejrzewam że trzeba będzie jeszcze zgrać ze sobą wojska, my mamy żywiołaki i garść smoków, reszta na pewno całkiem inny rodzaj natarcia. - odparł Geramowi smok.
- Dowiemy się jeśli weźmiemy udział w konferencji. Planujemy się tam pchać? Niby masz tu u siebie też trochę rzeczy do zrobienia... - zauważył demon.
- Myślę że można by tam zajrzeć, gdyby doszło do najgorszego to moglibyśmy spokojnie liczyć na ich pomoc. Zresztą każda taka potężna istota, to spory cios dla Skazy, dwa lub trzy dni zwłoki nie powinny nam tutaj aż tak bardzo namieszać w planach. - odparł Geramowi.
- Pogadam z organizatorem - powiedział Geram, po czym zamilkł na chwilę. - Pyta Władczyni Azariel o zgodę - mruknął.
- Rozumiem, jeśli uważają że maja wystarczające siły i sami chcą to zrobić, nie ma problemu, zajmę się Archipelagiem i tyle. - mruknął smok, nie wiedział skąd miał tą niechęć do formalności.
- Wygląda na to, ze możemy też wziąć udział - powiedział demon. - Dostaniemy portal na miejsce
- W takim razie ja po prostu coś przekąszę w tym czasie, nie pamiętam kiedy ostatni raz miałem coś w żołądku. - powiedział smok. - Macie coś co można zjeść na szybko? - rzucił do jednego z marynarzy.
- Dla smoka? Średnio - mruknął marynarz.
- Nie, coś dla człowieka starczy. - odpowiedział z uśmiechem. - Co najwyżej z końskim apetytem.
Dostał wiec zupę rybną - spory gar tej zupy. Nie było z tym specjalnego problemu, marynarze jedli to na co dzień. Smok nie patyczkował się z łyżkami i miskami, zaczął zmniejszać poziom zupy w garnku kubkami, zresztą w całkiem niezłym czasie. Wołał później mieć uwagę skupioną na rozmowach niż burczącym żołądku. Niedługo potem w miarę syty wybraniec Uranosa przekroczył portal do miejsca, w którym miała się odbyć narada.



Chmury ponad samotną wyspą

Wraz z Kethem wynurzyli się na wysokości górnych wiatrów. "W jakim kierunku chcesz ruszyć najpierw?" - spytał gdy ziemia była już tylko rozmazaną płaszczyzną poniżej. Następnie ruszyli na zwiad nad wszystkimi terenami, z zawrotną prędkością, Kaisstrom zajmował się transportem a wybraniec Harmony wypatrywaniem, tylko czasem robili krótkie przerwy na odpoczynek a i tak zajęło im to dwa dni w czasie których wszystko toczyło się swoim torem, z minimalnym wpływen Kaisstroma na rozwój wydarzeń na Archipelagu, nad którym zresztą nie zabawili zbyt długo.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: Świat Pasem: Czas Orłów i Kruków

Post autor: Mekow »

Amanda Jones
Unia, Niebiańskie Wichry


- To część planu, naładowanie amunicji i broni mocą - powiedziała Aine.
Jedząc pomidory ze szczypiorkiem, Amanda nadal zastanawiała się nad wszystkimi aspektami organizacji. Ktoś wspominał, że Skaza miała by umieć się teleportować, ale na tę jej część mieli swoje własne oddziały.
- I wszyscy będą się komunikować przez lusterka? - spytała Amanda. Nie wiedziała czy da się porozmawiać z więcej niż jedną osobą na raz i ciężko by było wyciągać takie lusterko w połowie walki.
- Lusterka komunikacyjne też będą, ale rozdamy dowódcom bransolety do kontaktu telepatycznego. Jedną mam dla ciebie już teraz - powiedziała spokojnie Aine.
- Co do posiłków z Darkantropi, to już z Sotorem będziemy rozmawiać. Dziękujemy za ofertę - powiedziała Aine z lekkim uśmiechem.
Elf skinął głową, jedząc dalej.
Kobiety zaczęły rozmawiać, a to, że Amanda cały czas jadła wcale im nie przeszkadzało.
Amanda dowiedziała się, że na większe istoty skazy, takie jak ten powalony przez Sotora pod miastem kilka dni temu, powstaje specjalna broń zwana Gwoźdźmi.
- Z wysokości tysiąca metrów, gwoździe będą spadać w przeciągu ośmiu sekund po wypuszczeniu i uderzą z prędkością ponad czterystu kilometrów na godzinę - oznajmiła Aine. - Z wyższej wysokości potrwa to dłużej, ale i siła będzie większa. Można jednak zmniejszyć czas, jednocześnie zwiększając siłę, a co ważniejsze naprowadzając Gwoździe dokładnie na cel - powiedziała Aine.
- Jak? - spytała natychmiast zaintrygowana Amanda, nie zważając na to, że ma w ustach kawałek naleśnika.
- Wystarczy je dodatkowo popchnąć z użyciem telekinezy - oznajmiła Aine.
Amanda zdawała sobie sprawę z tego, jak może to wyglądać. Popychanie i sterowanie do ruchomych celów, ważącymi ponad pół tony stalowymi pociskami, z odległości tysiąca, dwóch, albo nawet więcej metrów.
- Jak to zrobimy? Dodamy czarodziejów do załogi każdego statku i wyposażymy w lunety? - spytała, po przełknięciu jedzenia, które miała w ustach.
- Nie, wystarczy jedna, ale odpowiednia osoba - powiedziała Aine i ukłoniła się lekko.
Amanda zmarszczyła brwi. - Nie wiem, czy... - zaczęła, zastanawiając się, czy dowódca jej pokroju nie powinien zająć się organizacją całości i wydawaniem rozkazów.
- Jestem jedynym kandydatem na to stanowisko - zauważyła delikatnie Aine, a Amanda uśmiechnęła się w odpowiedzi.
Zamieniły jeszcze kilka słów, na temat walki i panującej sytuacji.
Po sutym i jakże wspaniałym posiłku, mogli przenieść się na Szczurze Pola. Wybrali jedno z mniejszych miast, niezbyt daleko od Morza Martwego.


Szczurze Pola

Sytuacja uległa poprawie. Miasta znów były gotowe do obrony, ale nikt nie ważył się zapuścić wgłąb lądu.
Amanda starała się znaleźć swoich uczniów, wyczuć ich tak jak zapewne robił to Sotor, część z nich miała tu być.
- Powinniśmy uderzyć, ale mam wątpliwości. Nie chcę prowokować Skazy do wyciągnięcia posiłków z dna morza, lepiej by było aby tam siedzieli i jutro załatwi się ich masowo - Amanda zdradziła Nachtrinrothowi swoje obawy.
- Nie mniej jednak, poszłabym na mały zwiad. Przynajmniej zwiad.
- Możemy wyruszyć nawet we trójkę. Aczkolwiek Skaza wykrywa nas na szczególny, znany sobie sposób. Potrafię zamaskować dwie osoby i siebie przed jego wzrokiem - mruknął elf. - Ale nie przed wzrokiem jego istot. Nie jednocześnie. Potrzebujemy czegoś, co uczyni nas niewidzialnymi - dodał.
- Proponujesz twoje zamaskowanie i zaklęcie niewidzialności jednocześnie? - spytała Amanda, której najwidoczniej spodobał się ten pomysł.
- Owszem. Ja zamaskuje nas dla Skazy, a ty dla oczu jej istot - odparł Nachtrinroth.
- W takim razie nasz zwiad nie musi ograniczać się do Szczurzych Pól - zasugerowała Aine.
Amandzie podobał się ten pomysł, osobiście nie myślała jeszcze na taką skalę, nawet jeśli było to dość zrozumiałe. Mimo iż miała moc, ciężko było porównać jej ćwierć wieku, nawet jeśli było ono bogate w doświadczenia, z czterdziestoma tysiącami lat.
- Słusznie - przytaknęła Amanda.
- Owszem, aczkolwiek teleportacja jest niemożliwa podczas ukrywania obecności. Dystans musielibyśmy pokonać na piechotę - zauważył elf.
Amanda zmarkotniała słysząc to. Co innego mieć zaznaczone pozycje Skazy na mapie, a co innego na własne oczy zobaczyć jak wygląda tam sytuacja.
- Piechotą, albo w niewidzialnym transporcie - zauważyła Aine. Zaklęcie niewidzialności mogło spokojnie objąć trzy dodatkowe konie, lub jakiś niewielki statek powietrzny.
- Może polecimy na pegazach? - zasugerowała Amanda.
- Dobra myśl. Damy radę dokonać dobrego i szybkiego zwiadu na Polach, ale niekoniecznie z resztą - zauważyła Aine. Istotnie słońce było już bliżej zachodu niż wschodu, a oni mieli dziś jeszcze inne rzeczy do zrobienia.
- Jeśli już to zwykłe zwierzęta, nie ukryję pegazów przed zmysłami Skazy - elf pokręcił głową. Amanda zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc dlaczego elf nie kwalifikował pegaza jako "zwykłe zwierzę".
- A z końmi może być problem, jeśli natrafimy na znaczne przeszkody terenowe. Skaza znacznie przekształca teren.
- A co z portalem? - spytała Amanda, szukając jakiegoś dobrego rozwiązania.
- Nie różni się zbytnio od teleportacji. Tak samo łatwo to wykryć - poinformowała ją Aine.
Amanda westchnęła niezadowolona.
- No to podjedźmy kawałek na koniach, tyle ile będzie bezpiecznie, a potem pójdziemy pieszo - zasugerowała. - A możemy wrócić używając teleportacji? Wykryją to? Zorientują się? - podpytywała się szybko.
- Cofnąć możemy teleportacją, kwestia dotarcia na miejsce jest problemem - powiedział elf.
- Po prostu Skaza będzie wiedział, że byliśmy na jego terenie - dodał.
- Obecnie wie, że byłam na terenie Cesarstwa Ing - powiedziała Aine, która jeszcze dziś rano ewakuowała stamtąd ostatnich, nielicznych ocalałych.
- Niech sądzi, że tam będzie się coś działo. Lepiej nie wyprowadzajmy go z błędu - zauważyła Amanda.
- Więc wrócimy konno - powiedział elf.
Aine skinęła lekko głową, zgadzając się na ten plan. Amanda uśmiechnęła się zadowolona. Nie było już nic specjalnego do dodania.
- A jak precyzyjnie można ustalić granice percepcji Skazy? - spytała Amanda.
W międzyczasie Aine, aby załatwić konie zatrzymała pierwszą lepszą osobę, którą okazał się szczurolud z włócznią ponad dwa razy dłuższą niż on sam i zamieniła z nim parę słów.
- W promieniu kilometra od skażonych ziem - odparł elf.
- Skażone... - Amanda wyciągnęła i spojrzała na mapę od Sotora. - To te korzenie, czy te zaciemnione? - spytała.
- Te korzenie to sieć Skazy - powiedział elf. - Skaza przekształca ten świat w ciało dla siebie. Te korzenie to jest jedyny układ w jego ciele... immunologiczny, pokarmowy, nerwowy i wydalniczy za jednym zamachem -
- Aha - odparła Amanda, której niespecjalnie się to spodobało. - A co tam przekształcił? Ziemię i rośliny? Powietrze też? - podpytywała się zaniepokojona.
- Powietrze to gaz, wiec byłoby cieżko, ale fizyczne rzeczy - jak najbardziej tak - odparł Elf.
- Przynajmniej tyle - powiedziała. - A jak głęboko w ziemię sięga? - spytała natychmiast.
- Trudno oszacować. Moze sto metrów, może kilometr, może dziesięć kilometrów... im więcej czasu mu dajemy tym bardziej pogłębia skażenie.
Amanda skrzywiła się niezadowolona. Nawet trzy konie, które otrzymali od szczuroludzi nie poprawiły jej nastroju.
- Czy oczyszczenie tej przerobionej ziemi będzie dużo trudniejsze niż tej którą mamy tutaj? - spytała, gdy całą trójką już wsiedli na konie i powoli ruszyli w stronę bramy.
- Bardziej męczące, bo do oczyszczenia będzie sporo większa objętość - odparł Elf.
- Nie martw się. Masz moc boga i nie będzie to dla ciebie całkowicie wykonalnym wyzwaniem - powiedziała Aine.
Amanda w odpowiedzi posłała jej delikatny uśmiech. Zamyśliła się na ten temat i nie powiedziała już nic więcej.
Opuścili miasto Murszej i pogonili konie udając się na mały zwiad.
Droga wkrótce stała się utrudniona. Krajobraz faktycznie wyglądał nierealnie. Lad wypiętrzył się w dziwny sposób i utrudniał podróż, a gdzieniegdzie panoszy sie istoty Skazy.
Stopniowo zmniejszając dystans do Martwego Morza zwiadowcy znajdywali coraz to dziwniejsze mięsne "rośliny". Wreszcie natrafili na linię grubych na 40m i wysokich na 500m filarów z mięsa, które rozstawione były nie dalej jak sto metrów od siebie. - Nie przejdziemy tędy - stwierdził Nachtrinroth. - To jest odpowiedź skazy na twój mur -
- Zrobił swoje mury - mruknęła niezadowolona Amanda.
- Spróbujmy je objechać od północy - zasugerowała Aine i w tamtą też stronę skierowali swoje wierzchowce.
- Dajesz radę ukrywać konie? - spytała Amanda.
- Tak, ale nie miniemy tej linii bez bycia zauważonymi. Przestrzeń miedzy filarami jest czymś an kształt pola zniekształcającego. Te filary muszą runąć... - mruknął Nach.
- Runą runą - obiecała Amanda, zarówno towarzyszom jak i sobie. - Ale nie teraz. Pewnie to jego system ostrzegania i przy ich ruszeniu wezwał by posiłki - powiedziała.
- Możliwe - mruknął Elf. - Mam jednak zastrzeżenia co do twojej ogólnej metody działania, jeśli można... -
- Oczywiście, słucham - powiedziała Amanda, ciekawa sugestii elfa.
- Za mało działania. Za mało własnego udziału. Samodzielnie raczej nie dałabyś, Amando, rady żadnej silniejszej istocie Skazy. Poleganie na sile armii ma swoje dobre strony, ale jako awatar Aramona powinnaś móc pokazać wiernym, że potrafisz stanąć na pierwszej linii w ich obronie. Z twoimi aktualnymi możliwościami jest to niemożliwe. Wypadało by nad tym popracować i zastosować, gdy nadejdzie czas na atak, a ćwiczyć podczas ataków typu partyzanckiego - powiedział Nachtrinroth, niezwykle spokojnym głosem.
- Mhm... - mruknęła Amanda. Nie była do końca zadowolona z tego co usłyszała, zwłaszcza, że była to sama prawda.
- Sotor jakoś przestał mnie uczyć nowych rzeczy - mruknęła na granicy słyszalności i zamyśliła się na ten temat. Nie potrafiła dokładnie określić kiedy ostatnio uczyła się czegoś nowego. Przed ruiny Isillah, wcześniej obrona Wybrzeża... jeszcze wcześniej byli w podziemiach u archanoidów... jakoś tak przed tamtą wizytą Sotor przestał ją uczyć... a może to jej wina, bo o nie poprosiła o dalsze treningi?
- Sotor jest twoim nauczycielem, nie panem i władcą, nie będzie cię gonić do nauki, gdy ty zdecydujesz, że chcesz robić coś innego. Ma ci wskazywać drogę, którą uważa za najlepszą. To, czy nią podążysz zależy od ciebie - elf wzruszył ramionami.
- Tak, rozumiem. Dziękuję, że zwróciłeś mi na to uwagę - mruknęła w odpowiedzi Amanda.

Tymczasem wjechali na niewielkie wzgórze, które wcześniej zasłaniało im widok i mieli możliwość zobaczenia nieco większego niż ostatnio obszaru.

Oczom ich ukazały się filary. Linia filarów okrążająca morze martwe od wszystkich stron. Od strony Wyżyny Trolli filary stały w morzu, widać Skaza trzymał dystans od tworów Amandy... Samo zaś morze było zupełnie czarne, jego wody przypominały nierówną warstwę czarnej ziemi.. lub ropy naftowej.
- Chyba nie dowiemy się więcej, niż to co widzimy - zauważyła Aine. - Wracajmy - zasugerowała.
Nie było sensu jeździć dalej i oglądać to samo, zwłaszcza, że jeśli chcieli pozostać niewykryci i nie mogli nic z tym zrobić.
- I wszystko na nic - powiedziała Amanda. Była z siebie bardzo niezadowolona. Nie dość, że za mało ćwiczyła i była słaba, to mur broniący Wyżyny Troli, który stawiała przez wiele godzin, okazał się zbędny.
- Co masz na myśli? - spytała delikatnie Aine.
- Pół dnia stawiałam mur, aby odgrodzić Trole od Skazy, a tymczasem ona sama się odgrodziła. Mogłam równie dobrze nic nie robić i było by to samo - powiedziała niezadowolona, że wyniki jej pracy, z których przecież była wcześniej zadowolona, okazały się nic nie warte.
- Nie to samo. Gdy Skaza będzie chciał, może spokojnie przejść przez swoje ogrodzenie. To nie jest mur, tylko brama do której on ma klucz. Nasze ogrodzenie na Wyżynie Troli bardzo się przydaje - zauważyła Aine.
Amanda poczuła się nieco lepiej, choć nie do końca. - Ale swoje kolumny, macki postawił, bo nauczył się odemnie stawiać barykady - marudziła.
- Nie martw się tym, nie będą dla ciebie problemem. Zwłaszcza, gdy już go zniszczysz w Morzu Martwym - Aine starała się uspokoić i pocieszyć Amandę.
Ta była nieco markotna, choć nie mówiła już nic więcej.

Wywód elfa przerwał łoskot. Koło filaru na południu coś zaczęło się dziać.
- Usłyszeli nas? - szepnęła wystraszona Amanda.
- Zaklęcie niewidzialności obejmuje efekty dźwiękowe, ale Skaza mogła wykryć magię, albo konie - odpowiedziała Aine, rzucając krótkie spojrzenie Nachtrinrothowi. Generalnie obie kobiety patrzyły na to co się działo.
- Wykluczone - elf patrzył na filar... który powoli zaczął padać, a z "kikuta" zaczęły tryskać ferie wyładowań energii. Ziemia zaczęła sie trząść, a od strony morza dało się słyszeć szaleńczy ryk.
- Coś mu się nie udało? Awaria? - spytała w pierwszej chwili Amanda. - To brzmi raczej jak okrzyk bojowy - odpowiedziała sama sobie i - Wynośmy się stąd - zasugerowała.
- Nie wyczuwam obecności nikogo więcej - powiedziała Aine, której też wyglądało to bardziej na awarię lub sabotaż. - A ty? - zwróciła się do elfa.
- Hmm.. - elf uśmiechnął się. Znów rozległ się łoskot i kolejny filar zaczął padać. - Mamy gościa - stwierdził Nachtrinroth.
- Właśnie, to mi bardziej wyglądało na sabotaż - powiedziała Aine. - Nie trzeba zakładać od razu najgorszego - zwróciła się do Amandy.
Rozległ się kolejny łoskot... i kolejny filar zaczął padać, zaś z głębin powoli wyłonił sie łeb, a potem barki... a potem powoli cała reszta istoty, przypominającej krocionoga posiadającego długie, ostre macki zamiast odnóży... Niegdyś Amanda powiedziała by, że olbrzym był rozmiarów wykraczających poza horyzont widzenia, jednak odkąd została wybrańcem Aramona jej percepcja uległa zmianie, poprawie. Z dużą dozą prawdopodobieństwa oszacowała, że istota ma około 50km długości i 1km wysokości... ale nie widziała ile jej wystawało nad wodę...
Amanda miała już plan na dziś, poprosić elfa o nauczenie ją czegoś nowego, trochę to potrenować i naładować mocą nowe osoby. Teraz jednak najwidoczniej miało sie to zmienić.
- Co to takiego do cholery?!? - spytała niezwykle zdumiona i przerażona tym co zobaczyła. Cokolwiek to było, wolała by mieć po swojej stronie, a skoro wyłaniało sie z Morza Skazy szansa na to była raczej znikoma. "Nie zakładanie najgorszego" było teraz trudne do przyjęcia. Istota tych rozmiarów przerażała ja sama w sobie.
- Wydaje mi się... że to nowa super-broń Skazy... - mruknął Elf, krzywiąc się. Brzmiało to jakby mówił "o, zabrudziłem sobie pancerz".
- Chyba czas zwołać posiłki skadinąd i zrobić porządek na tym kontynencie - dodał.
- O Aramonie - wyrwało się Amandzie. W tej sytuacji chyba tylko on mógł im pomóc. Sytuacja wyglądała naprawdę fatalnie, a mówiono że mieli czas. Amanda z przerażeniem patrzyła na stwora.
- Nie wiem tylko dlaczego wyrywa ogrodzenie, zamiast otworzyć sobie przejście - zastanowiła się Aine.
- Wygląda na to, że jeszcze nie jest gotów. Wybraniec Azariel najwyraźniej wpadł się troche pobawić kosztem istot Skazy i gdy zaczął niszczyć struktury Skazy to-to wyłoniło się w celach obronnych... - zauważył elf.
- Powrót konno zajmie pół godziny, temu czemuś najwyżej połowę tego - zauważyła Aine. Teleportacja była jedynym rozwiązaniem i to że zdradzała ich obecność tam nie miało już teraz znaczenia i tak ktoś już zdradził obecność wybrańca w tym miejscu. - O jakich posiłkach mówisz? - spytała natychmiast dżin.
- O innych wybrańcach oczywiście - odparł elf. - Solo raczej nikt temu bydlakowi nie da rady.
Amanda tymczasem, najzwyczajniej była w chwilowym szoku. Dopiero po dłuższej chwili była w stanie zebrać myśli. Posiłki z Darkantropi były teraz mile widziane i skoro nie mieli już dużego wyboru to Amanda miała nadzieję, że Argena myli się co do ich zamiarów. Ale posiłki w postaci innych wybrańców... to coś czego się nie spodziewała.

Wracali już do miasta. Czas był już najwyższy. Amanda miała nadzieję, że to co się stało z ogrodzeniem skazy, nie narazi ich potajemnej misji zwiadowczej... choć znacznie większym zmartwieniem był gigantyczny potwór Skazy.
- Czy to coś, da się zniszczyć pobudzając wulkany z dna morza? - odezwała się w końcu Amanda, gdy miasto do którego zmierzali znalazło się w zasięgu jej wzroku i oznaczało ostatnią szansę na chwilę w miarę spokojniej rozmowy, zanim zaczną działać.
- Trudno orzec. Aczkolwiek to może wtedy po prostu zwiać. Jest mobilne... - mruknął Elf.
- Pewnie jak będzie chciało to i nad moim ogrodzeniem przeskoczy - zauważyła niezadowolona Amanda.
- Spokojnie - uspokajała ją Aine. - Nachtrinroth, wspominałeś o innych wybrańcach. Rozumiem, że z innych kontynentów. Powiedz nam o nich - dżin zwróciła się do elfa. Należało skupić się na rozwiązaniu, a nie problemie.
- Jest ich łącznie dziesięciu. Wybrańcy następujących bóstw: Uranosa - boga wolności i wiatru, Vistenesa - boga płomieni i demonów, Thirel - bogini wody i lecznictwa, Luviony - bogini światła i czyszczenia, Azariel - bogini zła i zemsty, Ezehiala - boga śmierci i spokoju, Tyris - bogini i obrończyni życia, Harmona - bogini równowagi, Foggosa - boga krwi i bólu - wymienił elf.
- Yyy - zaczęła Amanda - A możesz mi to wszystko napisać? - powiedziała. Było to trochę za dużo konkretnych informacji podanych w kilka sekund.
- Ja ci później napiszę - powiedziała uprzejmie Aine, nie chcąc absorbować elfa. - Możesz ich zawiadomić? Czy dobrze rozumiem, że jeden z nich już tam był? - spytała dżin.
- Wybraniec Azariel - odparł elf. - Z kim konkretnie chemy rozmawiać? - spytał.
- Najlepiej z wybrańcami dobrych bogów. Uranosa, Thirel, Luviony, Tyris i Harmona. Wybraniec Azariel też może być, skoro raz już tu przybył i pozostał niezauważony.
- Zanim nie zaczął rozrabiać - zauważyła Amanda. - Ale właśnie, jak to zrobił, że go nie widzieliśmy? - spytała Amanda
- Może tak samo jak my - zasugerowała Aine.
- Wątpię by silił się na dyskrecję, wpadł trochę pomordować istot Skazy - wzruszył ramionami. - Skontaktuję się z kim trzeba - oznajmił.
- Może udało by się ich umówić na wspólny atak, na jutro rano? - spytała Amanda. - I Sotor też będzie, a na pewno bardzo się przyda.
- Zadałem pytanie, czekam an odpowiedź Wybrańca Uranosa, pytam reszty - poinformował Elf.
- Pytasz telepatycznie? - spytała spokojnie Amanda.
- Tak - odpowiedziała jej Aine. - Czekamy na odpowiedź. Przyjmiemy do wspólnej walki każdego kto będzie skłonny pomóc - dodała spokojnym, ale poważnym głosem.
- Rozmawiałem też z prawą ręką wybrańca Azariel. Przekazał pytanie - ciągnął elf. - Teraz Wybraniec Hamrony... - znów zamilkł.
Amanda chciała coś powiedzieć, jednak Aine uciszyła ja gestem ręki. Elfowi nie należało już więcej przeszkadzać.
- Wygląda na to, że za niecałą godzinę będzie miała miejsce konferencja Wybrańców Azariel, Luviony, Tyris, Thirel i Harmony - zauważył Elf.
Amanda mruknęła coś niewyraźnie, co oznaczało przyjęcie informacji. Zastanowiła się nad aspektami tej konferencji, o tym jak miała by przebiegać i kim są inni wybrańcy, o których może i coś słyszała, ale o których nic nie wiedziała. Tak czy inaczej, Amanda była zadowolona, że Nachtrinrothowi udało się tak szybko zorganizować aż pięciu wybrańców.
Miała właśnie spytać o Uranosa, którego jej brakowało, gdy nagle coś przerwało im rozmowę.


Przed Amandą pojawiła się tafla energii. Pojawił się w niej obraz młodej dziewczyny, której oczy, wyglądające jak zrobione z doskonale czystego bursztynu z zatopionymi w nich kreskami źrenic, wbite były w Amandę.
Koło niej siedział jakiś chłopak. Był pół głowy wyższy od kobiety, miał krótkie czarne włosy, brak zarostu, niebieskie oczy i charakteryzował go sympatyczny wyraz twarzy.
- No, proszę - mruknął chłopak, wskazując Amandę gestem dłoni.
- Oto wybraniec Azariel, Amber. I jej prawa ręka, Aleks - mruknął Nachtrinroth, po czym zwrócił się do Amber.
- A to Amanda, Wybraniec Aramona. I Aine, dżinn będąca... - spojrzał na Aine pytającym wzrokiem. - Władczynią Unii, tak? - powiedział.
Aine po krótkiej chwili przekrzywiła nieznacznie głowę przymykając jednocześnie oczy, co miało oznaczać: "można tak powiedzieć". Amanda zdawała sobie sprawę, że Aine jest nie tyle władczynią, co założycielką Unii... a także założycielką Akademii Magii, Gildii Magii, Powietrznej Floty, Unijnej Sieci Kolei, licznych Fabryk Golemów i tak dalej... Jednocześnie Amanda zdawała sobie sprawę, że tytułowanie teraz Aine nie jest tym o co chodziło rozmówcą i na co wszyscy oni mieli obecnie czas.
- Spotkanie AA 'n' AA - mruknął cicho Aleks, drapiąc się po potylicy. Amanda uśmiechnęła się, gdyż istotnie wszyscy przedstawieni mieli imiona zaczynające się na literę A.
- Ponoć z rana zamierzasz zaatakować tego tam co go masz w tym akwarium... Mam nadzieję, że masz armię i zawiązane sojusze na ten wypadek albo planujesz to zorganizować - Amber odezwała się bez zbędnych wstępów i uprzejmości. Amanda nie wiedziała ile informacji przekazał Nachtrinroth, ale domyśliła się, że ich rozmówcy posiadają sporo informacji, więc to ta kobieta musiała naruszyć ogrodzenie skazy i wywołać robala z dna morza.
- Tak, zamierzam zniszczyć Skazę zajmującą to morze - przyznała Amanda, nie widząc powodów dla których miała by kłamać. - Ten twór wyglądał na potężny, ale nawet jeśli jeszcze nie jest gotowy, to zdąży mi uciec i zasieje duże spustoszenie - odpowiedziała Amanda. Nie spodziewała się, że odzew na prośbę wysłane przez Nachtrinrotha spotkają się z tak szybkim odzewem, ale była z tego faktu zadowolona.
- Nie sprowadzimy nad morze całej armii do jutra rana. Postaramy się zorganizować jak największe siły - Aine odpowiedziała na drugą część pytania. Istotnie wcześniej Skaza był wszędzie i walczyli z nią wszędzie, a obecny front ukształtował się dopiero ostatnio.
- Czy możemy liczyć na waszą pomoc w walce z "tym"? - spytała Amanda, zakładając, że po to właśnie się skontaktowali.
- Ten stwór ma pancerz tak gruby, że nie przebiją się przezeń moje cienie, a łączenia w pancerzu wypełnia materiał, którego nie kojarzę. Stwór jest niegotowy i ze względu na swój rozmiar jeszcze przez jakiś czas w takim stanie pozostanie. Skaza miał okazję stworzyć coś takiego w tamtym miejscu bo nie był niepokojony i skaził cały teren wokół w stopniu, w którym ten zaczął zmieniać się w coś w rodzaju ciała Skazy. To w morzu to zaledwie część problemu. Jakie siły jesteście w stanie zgromadzić do jutra rana? Przerzut sił to niewielki problem - mruknęła.
- Część sił możemy przerzucić, jednak nie teleportuję całej armii. Możemy liczyć na kilka galeonów powietrznych. Opracowujemy już broń, która powinna się sprawdzić - powiedziała Aine, w pełni zdając sobie sprawę, że będzie musiała teleportować się z oddziałami co najmniej sto razy, zanim zbierze najkonkretniejsze oddziały w jednym miejscu. Amanda zaś tylko się tego domyślała.
Amber westchnęła.
- Czyli jak rozumiem nie macie sojuszy, nie macie armii... Za to macie broń, która być może zadziała. Co to za broń? - spytała.
Przez chwilę Amanda poczuła się dość dziwnie. Rozmówczyni nie do końca zrozumiała to co mówili, ale dopytywała się o szczegóły jednej z kwestii. Amanda jak zawsze chciała się dogadać i wiedziała, że warto sprostować wszelkie niedomówienia i odpowiedzieć na pytanie.
- Mamy sojusze i połączone armie - odpowiedziała Amanda, mimo wszystko dziwiąc się jak można podejrzewać ją o jej brak, zwłaszcza, że już o niej wspomnieli. - Nie przebędą jednak one czterech tysięcy kilometrów w jedną noc. Możemy teleportować część - wyjaśniła Amanda, gdyż tak jej się przynajmniej wydawało.
- Broń nazwaliśmy prosto: gwoździe. Stalowe, wielkości drzewa, naładowane mocą i zrzucane z dużej wysokości na cel - odpowiedziała Aine. Można było jednak przypuszczać, że na tego stwora którego widzieli, potrzebne było coś jeszcze większego.
- Tylko cztery tysiące kilometrów? Z jakim wybrańcem nawiązaliście taki sojusz, że jest tak blisko? - zdziwiła się Amber. Według map świata odległości między kontynentami były znacznie większe niż marne cztery tysiące kilometrów.
- Z żadnym - odpowiedziała beztrosko Amanda, nie do końca rozumiejąc dlaczego kobieta założyła opcję iż wspomniana armia należy do innego wybrańca. Nie kontaktowali się z innymi wybrańcami aż do tej pory. Amanda nie wiedziała wcześniej nawet, że jest to możliwe... Nikt jej nie powiedział.
- To sojusze państw na Astarii - wyjaśniła.
Amber wybuchnęła śmiechem. Amanda zmarszczyła brwi dziwiąc się z tej nietypowej reakcji kobiety. Spojrzała na Aine, ale ta zachowała kamienną minę i tylko w odpowiedzi na spojrzenie Amandy przymknęła oczy i skinęła nieznacznie głową, na znak zachowania spokoju.
Kobieta w końcu doszła do siebie i wytarła łzy, które popłynęły jej z oczu. Chyba nikt nie rozumiał z czego się śmiała, ale jej najwidoczniej to nie przeszkadzało.
- Czyli dysponujecie mocą jednego wybrańca. No pięknie. Tak dobrego żartu dawno nie słyszałam - mruknęła.
Amanda skrzywiła się niezadowolona i jeszcze bardziej zdziwiona reakcją kobiety. Owszem, na Astarii był tylko jeden wybraniec i z tego co wiedziała, na każdym kontynencie był jeden. Cóż więc było w tym śmiesznego, że oni nie byli wyjątkiem? Jeden kontynent, jeden wybraniec.
Tymczasem kobieta mówiła dalej.
- Jeśli negocjacje, które mam za niecałą godzinę pójdą dobrze, to będzie na miejscu szóstka wybrańców włącznie z tobą. To co Skaza hoduje w tym akwarium jest zagrożeniem dla wszystkich na całym świecie i zaryzykuję stwierdzenie, że gdybyście sami stanęli do walki przeszłoby po waszych trupach bez specjalnego zauważenia waszej obecności - powiedziała.
Tego ostatniego Amanda nie była by taka pewna. Jednak jeśli tamci mieli możliwość przenoszenia się na inne kontynenty, to faktycznie mogli połączyć siły z innymi wybrańcami i działać wspólnie. Amandzie raz przyśnił się biały smok i nie był to zwykły sen. Wiedziała o innych wybrańcach, ale nikt nie pomyślał o kontaktowaniu się z osobami na innych kontynentach. Osobiście nie mogła tego zrobić w żaden sposób... choć nie pytała Sotora, czy on może. Kobieta z którą obecnie rozmawiali, Amber, najwidoczniej porozumiewała się z innymi wybrańcami zawierając z nimi sojusz. Niestety jej tym nie objęli, był co najmniej niepocieszające. Amanda poczuła się tak, jak wtedy gdy grupa znających się skądś osób robi przyjęcie, ale nie zapraszają jednej osoby. W tym wypadku tą niezaproszoną bez powodu osobą była właśnie Amanda.
- Dzięki za pocieszenie - powiedziała sarkastycznie. - Masz sojusz pięciu wybrańców, a do mnie nawet się nie odezwaliście? Nie mogliście nas włączyć? - dopytywała się stanowczym głosem. Uniosła się i była to zupełnie typowa, ludzka reakcja jak na okoliczności.
- Teraz już będziemy - powiedziała delikatnie Aine i uspokoiła ją trochę. - Prawda? - dodała Aine spoglądając to na Amber, to na Aleksa. Fakt, że ich wcześniej nie zaproszono mógł mieć liczne powody, choćby to, że Amanda mogła być wtedy nieprzytomna... Aine była z natury bardzo wyrozumiała i ceniła rozsądek, sądząc, że każda istota rozumna się nim kieruje, a przynajmniej potrafi to robić. Na to też liczyła w tym momencie.
- Sojusz zawierany był pod kątem korzyści jakie ze sobą mógł nieść. Nie zawierałam sojuszu ze wszystkimi, a zaledwie z czwórką wybrańców - wytłumaczyła się Amber. - Dokładnie z wybrańcami Tyris, Thirel, Luviony i Harmony. Tyris to bogini związana z moim rodzajem więc współpraca była naturalną koleją rzeczy. Thirel leczy jak żadne inne bóstwo, więc umiejętności Adeli są nieocenione na polu bitwy i po bitwie. Sojusz z Wybranką Luviony zapewnił równowagę i automatyczne poparcie Wybrańca Harmony, więc również był na rękę - opisała czwórkę wybrańców, podając powody ich przyłączenia. Pominęła jednak kwestię całkowitego braku informacji wobec Amandy, co z drwinami odnoszącymi się iż mają moc jednego wybrańca, było całkowicie nie na miejscu. Bo iluż miała mieć? Kobieta nie dała jednak sobie wejść w słowo i mówiła dalej.
- Powiedziałam teraz, że szóstka wybrańców weźmie w tym udział jeśli negocjacje pójdą dobrze, ponieważ liczyłam również ciebie - powiedziała Amber. Był to najwyższy czas, aby pomyśleć o udziale Amandy... choć skoro mowa o działaniu na Astarii, to jej ponowne pominięcie było by... przesadą nie do pomyślenia.
- No chyba, że nie zamierzasz brać w tym udziału, mimo tego, że to twój kontynent - mruknęła Amber, a uwaga ta była tak samo nie na miejscu jak wcześniejszy śmiech. Widocznie dla tej dziwnej kobiety Amanda była... na pewno nie jednym z wybrańców, nie jednym z nich.
Następnie głos dziewczyny się obniżył i zupełnie teraz nie pasował do tej drobnej istoty, którą była. Ale choć nadal nie dawała sobie przerwać, to o dziwo zachowała chłodny spokój. - Nie mogę decydować za innych wybrańców. To czy będą chcieli zawrzeć z wami sojusz to ich sprawa. Chcę zaoferować pomoc w wyeliminowaniu zagrożenia na twoim lądzie nim rozpełznie się na pozostałe. Tyle - powiedziała Amber, jasno oznajmiając, że ma to być tylko jednorazowa umowa, która nie będzie zobowiązująca do czegokolwiek dla żadnej ze stron.
Stanowisko kobiety dawało się jeszcze zrozumieć, ale jej zachowanie zdawało się kwalifikować jako co najmniej dziwne. Nawet dla Amandy, która nie jedno już w życiu widziała.
Nachtrinroth uśmiechnął się lekko pocierając brodę, ale nie odzywał się. Aleks z kolei przeciągnął się i podniósł.
- Nie wiem jak u was, ale u nas jak ktoś organizuje wsparcie tyczące się w pierwej kolejności terenu osoby trzeciej, to mówi się "dziękuje", a nie kręci nosem - powiedział.
Zdumiona Amanda uniosła brwi, przecież to ona sama poprosiła Nachtrinrotha o skontaktowanie się z innymi wybrańcami. Trafili na sojusz, do którego sami nie mieli wstępu, ale to oni sami wyszli z propozycją, a nie tak, że owy sojusz organizował wszystko za nich.
Tym razem elf nie wytrzymał i parsknął śmiechem, po czym odchrząknął.
- Złośliwości proponuję pozostawić na później. Na przykład na czas po śmierci skazy... - powiedział.
"Najwyższy czas pozostawić złośliwości, szkoda, że uwaga na ten temat pojawiła się dopiero teraz... A z takim podejściem to później będą to już raczej wojny religijne" - przemknęło Amandzie przez myśli.
- Lepiej całkiem z nich zrezygnować - powiedziała Aine, której te wszystkie dziwne złośliwości najwidoczniej też wcale nie cieszyły, mimo iż przywykła do użerania się z Argeną, nekromantami i licznymi innymi problemami. - To bardzo dobrze, z chęcią przyjmiemy pomoc w walce ze skazą. Twoją i innych wybrańców, jeśli będą skłonni stanąć z nami do walki - odpowiedziała Aine. Nawet jeśli nie chciano ich w sojuszu, to jednorazowa pomoc była mile widziana. Aine wiedziała, że nie trzeba mieć zawartych paktów aby stanąć razem do walki, a okoliczności do tego zmuszały.
- Nie wiem skąd pomysł, że ja miałabym nie walczyć? - spytała Amanda, choć nie oczekiwała odpowiedzi na to pytanie. Zwykle nie miała żadnych problemów z dogadywaniem się z innymi, ale ta kobieta była jakaś inna. Chyba nie była zwykłym człowiekiem, nawet zanim została wybrańcem. Jeśli jednak mieli ją za nic nie wartą osobę, to... warto było chociaż spróbować to zmienić.
- Jestem wybrańcem Aramona, boga ziemi. Mogę łatwiej oczyścić skażone ziemie i przywrócić je do stanu świetności - dodała Amanda w odpowiedzi na wzmianki o zdolnościach innych wybrańców oraz przedstawiając jednocześnie swoją ofertę. Nie zamierzała wpraszać się do sojuszu skoro jej nie chcieli, ale mimo to wszystko pozostawała uprzejma.
- W tej chwili na Milgasii potrzebujemy życia, bo ziemie oczyściliśmy we własnym zakresie. Potrzeba zwierząt i roślin - mówiła Amber, a zadowolona Amanda wiedziała, że tego mają duży zapas i mogą się podzielić. - więc obawiam się, że jest to poza twoim zasięgiem - kobieta dokończyła zdanie, podejmując decyzję przed usłyszeniem oferty, co ponownie sprowadziło do parteru samopoczucie Amandy i szanse na ten głupi sojusz. - Ale Adela pewnie chętnie z tobą na ten temat porozmawia, bo wysadziłam u niej potwora też sporych rozmiarów. Niestety zabrał ze sobą do grobu cały masyw górski. Może zdołasz go odtworzyć. Ta ziejąca pustką dziura wygląda jednak znacznie gorzej niż góry - mruknęła.
Amber osobiście jej nie chciała, ale przynajmniej przekazała informację kto mógł by się z nią dogadać. Przywrócenie gór, wyłącznie dla krajobrazu mogło spokojnie poczekać.
- Za godzinę będziemy mieli konferencje. Skoro jesteście skłonni współpracować to także jesteście zaproszeni. Tam przedstawicie swoją ofertę - powiedziała, choć to oni byli inicjatorami spotkania i to oni powinni zapraszać innych.
"Cóż za niewiarygodny akt łaski? Zaproszono nas na nasze spotkanie..." - sarkastyczne myśli biegły po głowie Amandy. Zaprosić ich na tą naradę można było na wiele sposobów. "No jak chcecie to możecie przyjść, na swoje przyjęcie urodzinowe" było jednym z najdziwniejszych, raczej tych gorszych i niezbyt zachęcających sposobów. Nie mniej jednak, Amanda ponownie powstrzymała emocje i postąpiła racjonalnie.
- Chętnie z nią porozmawiam - powiedziała odnosząc się do wspomnianej Adeli. - Dobrze, zatem za niecałą godzinę. Spotykamy się gdzieś osobiście, czy porozmawiamy tak jak teraz? - spytała Amanda. Osobiście, wcale nie czuła się już jak gospodarz, a jak piąte koło u wozu.
- Dobra, lepiej chyba jeśli spotkamy sie osobiście - stwierdził Aleks. - Nawet jest pewien neutralny teren, który został mi oddany do dyspozycji w celu realizacji spotkania - powiedział.
- Idealnie. Zajmiesz się organizacją transportu dla wszystkich? - padło pytanie do Aleksa.
- Znakomicie. Czy wszyscy dadzą radę w jedną godzinę? - Aine zadała nieco inne pytanie, choć chyba podzielała entuzjazm.
Amanda zamyśliła się nad tym wszystkim. Nie przywykła do takiego ignorowania i wyśmiewania bez powodu, zwłaszcza ostatnio. Nie polubiła tej Amber ani trochę.
- Bezproblemowo - odpowiedział Aleks. - To odpowiedź na oba pytania - dodał.
Amanda i Aine uśmiechnęły się jednocześnie. Nie było idealnie, ale przynajmniej doszli do wstępnego porozumienia.
- Gdyby zaszła taka potrzeba wszyscy daliby radę w 10 sekund, ale na szczęście nie ma takiej potrzeby - dodała Amber. - Przez tę godzinę radzę byście zorientowali się jak liczne siły jesteście w stanie zebrać do jutra rana. Ja pod ręką na teraz mam 2000 mroczniaków, 50 cieni i mogę w godzinę zebrać wszystkie 500 Revenantów. W trakcie konferencji zobaczymy, czy będzie potrzeba zbierania całej armii - mruknęła... wydając rozkazy i znowu nie dając sobie przerwać.
- Dasz radę przerzucić tak liczne siły na Astarię? - spytała Amanda, nieznacznie unosząc brwi. Nazwy nie dawały jej żadnego pojęcia o jakich jednostkach mówi Amber, ale liczby mówiły same za siebie. Osobiście wyobrażała sobie kościste smoki z czarną chmurą magii, takie jakiego Nachtrinroth przywołał sobie na wierzchowca. Dwa tysiące takich było dość silną armią. Amanda sama się nie przenosiła, nie musiała się tego uczyć, skoro miała to zagwarantowane to mogła się skupić na innych ważniejszych sprawach.
- Przerzut sił to żaden problem. Tak walczyliśmy ze Skazą. Przerzucając siły z miejsca na miejsce, tam gdzie były potrzebne. Większym problemem jest zebranie sił, bo kończymy sprzątanie po skopaniu Skazie dupy na Milgasii - powiedziała spokojnie. - A tych 2550 jednostek o których mówiłam... 501 osób z łatwością i szybko przejdzie przez portal - wzruszyła ramionami.
"Na Milgasii! To tam poszedł mój Sotor!" - przemknęło przez myśli Amandy, ale nie dała po sobie niczego znać.
"Czy my też tak potrafimy? Możesz przeteleportować całą armię?" - Amanda użyła telepatii, aby spytać siedzącej obok niej dżin.
Aine skinęła głową, co Amanda zrozumiała jako potwierdzenie.
- Zatem widzimy się za godzinę? - powiedziała Amanda. W zasadzie, na chwilę obecną powiedzieli sobie już wszystko.
- Niecałą - skinęła głową Amber po czym spojrzała na Aleksa, a ten uniósł brew.
- Dobra, to tyle na teraz i zaraz zajmę się przygotowaniem miejscówki... tak? - spojrzał na Amber pytająco.
- Tak. Poza tym opowiesz mi jak stoimy z umocnieniami i czy Revenanci przy ich stawianiu są wciąż potrzebni - mruknęła.
Zaraz potem obraz i tafla energii zniknęły.


- Jak oni mogli zrobić taki sojusz? Dlaczego nie objęto wszystkich wybrańców? I dlaczego w tak szyderczy sposób zarzucano nam, że nie zrobiliśmy tego samego? - spytała rozdrażniona Amanda.
- Zapewne skontaktowali się, za pomocą Dekantropian i w ten sam sposób wezwano Sotora na tamtą bitwę - powiedziała uspokajającym głosem Aine. - Amber brała tych, którzy mogli przynieść jej konkretne korzyści, tych którzy byli akurat potrzebni. Myśmy do tej pory nie potrzebowali pomocy i dlatego o to nie zadbaliśmy - wyjaśniła.
Amanda skrzywiła się niezadowolona.
- Sojusz to nie przyjaźń - mruknął Nachtrinroth. - Sojusz jest zawierany w ścisłym celu, widać nie mamy niczego, co mogłoby się przydać innym, bądź inni nie mają niczego co przydałoby się nam - wzruszył ramionami.
- Ale odezwać się mogli - powiedziała nadal niezadowolona Amanda.
- Już dobrze, nie ma o co się gniewać - uspokajała ja Aine. - Chcą pomóc w walce z przerośniętym robakiem skazy, a to już dużo - powiedziała, a Amanda nie mogła nie przyznać jej racji.
- Nie powinnam się tak unosić - przyznała.
- Dalej źle postrzegasz koncepcje sojuszu, Amando - Nachtrinroth westchnął ciężko.
- Nie mieli po co się "odzywać" bo uznali, że sojusz z tobą nie oferuje korzyści. Vistenes wydawał się być zainteresowany sojuszem, ale wychodzi na to, ze miałaś ważniejsze rzeczy do roboty niż rozmowa z nim. Opcja stworzenia sojuszu wiec była, po prostu jej nie dostrzegłaś, wiec z niej nie skorzystałaś.
Amanda skrzywiła się niezadowolona i smutna. Istotnie przegapiła okazję, do zawarcia sojuszu. Wytłumaczenie, że mężczyzna zniknął tak samo szybko i niespodziewanie jak jak się pojawił, zdawało się nie być najlepszym.
- Bo on tak nagle zniknął - bąknęła. Nie była z siebie zadowolona.
- Nie myśli już o przeszłości, to nic nie zmieni - powiedziała spokojnym głosem Aine.
- Racja, trzeba się skupić na tym co nas czeka - powiedziała dziarsko Amanda, zbierając się w sobie. - Nachtrinroth, chciałabym abyś później przekazał wiadomości odemnie do innych wybrańców - powiedziała.
- Jestem twoim obrońcą, nie szpiegiem - elf mrugnął do niej. - Powiedzmy, że zależy co chcesz konkretnie wiedzieć.
- Nie trzeba nikogo szpiegować - odparła Amanda ze szczerym uśmiechem. - Chcę zawrzeć porozumienie. Odezwać się tylko, skoro wiem już, że jest taka możliwość - powiedziała Amanda.
- Na początek wystarczy przesłać pozdrowienia i życzenia sukcesów w walce ze skazą - zasugerowała Aine.
- O właśnie to. A jeśli zechcą się podzielić swoimi doświadczeniami o tym jak walczyli, to będzie mi miło poznać nowe strategie - powiedziała Amanda.
- Bez sensu. Życzenia nic nie dadzą. Zaoferowanie pomocy byłoby lepszym ruchem, ale zauważ, że jesteś, jako Wybraniec, o wiele słabsza niż inni, na przykład Aaron.. a o Amber to już nawet nie mówię - mruknął.
Amanda słysząc to nie wyglądała na zadowoloną. - O właśnie! I skąd miałabym to wiedzieć? Nie wiem nic o innych wybrańcach. Żadnego przepływu informacji, czy porozumienia. Gdyby Sotor mi nie wspomniał, myślałabym, że jestem jedyna na świecie - Amanda wyraziła co jej leżało na sercu. - No więc dlaczego jestem słabsza od innych? Bo spędziłam dwa dni nieprzytomna po spotkaniu z wijem? - spytała, już w miarę spokojnym głosem.
- Chcesz szczerej odpowiedzi? Bo skupiasz się na polityce nawet gdy twój nauczyciel zaleca działanie - powiedział elf. - Byłem akurat w okolicy kawałek czasu temu i widziałem, że preferujesz załatwiać sprawy pośrednio niż osobiście. Dwie porządne akcje, z tego co pamiętam. Jedna gdy z Sotorem położyliście trupem tego demonicznego boga, a druga w ruinach Wija... tylko ta druga byłą średnio udana, ale niezła - elf westchnął.
- Trzeba ruszać tyłek, robić rzeczy osobiście. Ćwiczyć moc, poszukiwać lepszych rozwiązań. Szukanie uczniów i jeżdżenie po świecie tego nie zapewni, a jesteś dalej za słaba by móc czerpać moc z alternatywnych źródeł - wzruszył ramionami.
- Jest to jednak moje ujecie tematu. Z drugiej strony masz największą armię spośród wszystkich Wybrańców i najwięcej uczniów. Masz liczebność i siłę uderzeniową, ale nie znasz się z tego co wiem na strategii, wiec nie jesteś generałem. Kim więc jesteś? Nauczycielem? Tylko obdarzasz mocą swoich uczniów, uczą ich inni. Musisz znaleźć dla siebie miejsce i postarać się, by twoje zdolności i moc dopasowały się do tego miejsca, czyniąc cię kimś wyjątkowym. Tak to widzę. Sądzę, ę Sotor nie chciał ci robić przykrości, albo naciskać w żaden sposób, pozostawiając wolną rękę, ale to nie działa tak jak powinno...
Amandę zamurowało, a jej umysł zalało tsunami przeróżnych myśli i uczuć, których w tej mieszance nie potrafiła zidentyfikować.
- O jakich alternatywnych źródłach mowa? - spytała Aine, sama nad czymś się zastanawiając.
- Świat powiększył się od czasu ostatniego kataklizmu... Pod ziemią zakopane są relikty przeszłości, chociażby Arachnoidy, które skłoniłaś do współpracy. Takich miejsc jest więcej ,wiele z nich zawiera moc bóstw, która często może stanowić monetę przetargową... lub źródło potęgi. Kilkoro Wybrańców już znalazło takie źródła i skorzystało z ich mocy.
- Dlaczego wcześniej ich nie wykryłam? - spytała Aine.
- Nie chcę by zabrzmiało to obraźliwie, ale... wasze metody są zbyt prymitywne. Trzeba wiedzieć czego szukać i gdzie. Specjalistyczne szukanie konkretnego obiektu może, choć nie musi, przynieść rezultatów. Musielibyście posiadać wiedzę, której nie macie skąd zdobyć... a jest jej dużo.
- Rozumiem - odpowiedziała ze świętym spokojem Aine. - A czy ty możesz namierzyć takie lokacje? - spytała.
- Nie. Nie dysponuje wszystkimi wymaganymi informacjami - powiedział elf.
- I jak rozumiem, nie będziemy w stanie ci ich zapewnić - rzekła Aine, a ciężko było powiedzieć, czy było to pytanie czy stwierdzenie.
- Nie. Aczkolwiek Sotor wkrótce tu wróci i on może zarządzić poszukiwania. Jednakże tak jak już wspominałem Amanda... - obejrzał się na kobietę. - Nie masz dość mocy, by przyswoić sobie energie z takich miejsc... a często są też trudno dostępne i wymagają pewnego poziomu mocy od Wybrańca i liczebność, armia i magowie tu nie pomogą
Amanda pokiwała głową na znak zrozumienia. Była wdzięczna Aine, że ta zajęła się rozmową, dając jej chwilę na dojście do siebie.
- Dziękuję - powiedziała. - Najlepszym sposobem trenowania mocy, będzie sama walka ze skazą. Najpierw jednak zajmijmy się przygotowaniami na konkretne starcie, z tym robalem. Osobiście chcę nauczyć uczniów jak ładować mocą broń i pociski. I naładuję pozostałych wybranych, którzy na to czekają. Tyle mogę zrobić bez wzbudzania podejrzeń Skazy, że szykujemy coś na spotkanie z robalem. Powiedz mi, znowu tak szczerze, co o tym sądzisz? - Amanda nie była przyzwyczajona do poddawania się i nie zamierzała tego robić tylko dlatego, że była za słaba na pewne rzeczy.
- A na przyszłość pytaj Sotora o to jak możesz się wzmocnić. Masz bardzo słabą odporność. Wiem co mówię, nie wytrzymałabyś nawet jednego mojego ciosu... a Aaropnowii to mogę co najwyżej skoczyć - westchnął i wzruszył ramionami.
Amanda skrzywiła się niezadowolona. - Dziękuję - powiedziała. Była wdzięczna za słowa prawdy, mimo iż to co usłyszała jej się nie podobało.
- Gdy stan obecny nam nie odpowiada, trzeba dokonać zmian - zacytowała Aine.
Amanda obdarzyła ją przyjaznym spojrzeniem.
- Oczywiście, pomówię o tym z Sotorem jak tylko się zjawi - powiedziała.
- Poproś go o sugestie w danym celu. Osobiście sadzę, ze przydałaby ci sie fizyczna odporność - powiedział Nach.
Amanda kiwnęła głową i uśmiechnęła się do elfa. Ogólnie rzecz biorąc to co jej powiedział... nie wszystko było miłe, ale wszystko było prawdziwe i jak najbardziej potrzebne jej uszom.
- Aine, zabierz nas do doków w Niebiańskich Wichrach, zobaczymy jak idzie organizacja Powietrznej Floty - powiedziała Amanda, zwracając się do dżin.
Zaraz potem błysnęło białe światło i cała trójka zniknęła.



Unia, Niebiańskie Wichry

Znaleźli się w hali doków. Amanda była tu już nie raz, ale nie widziała jeszcze takiego ruchu. Kilkadziesiąt okrętów unosiło się tuż przy tarasie, zacumowane na linach, a setki gremlinów, oraz żelaznych, drewnianych i kamiennych golemów pracowało ładując na nie sprzęt, którym były głównie Gwoździe. Nawet to było tylko częścią obrazka, gdyż na statkach drugie tyle konstruowało modyfikacje Kelloseppa, do czego oczywiście zaliczały się nowe zrzutnie, gdyż zrzucanie Gwoździ, to trochę co innego niż zrzucanie standardowych stalowych kul i wymagało specjalnej aparatury.
Zaraz po ich pojawieniu się podszedł do nich ostrzyżony prawie na łyso czarodziej w długiej czerwonej szacie, odpowiadający najwidoczniej za całą organizację w tym miejscu.
- Witamy - powiedział, skłaniając lekko głową.
- Jak wygląda sytuacja? - spytała Aine.
- We wszystkich miastach prace idą pełną parą. Klaudia Kornelia, Przedsięwzięcie, Gwiezdny Pył, oraz tuzin wojennych galeonów są w pełni gotowe do działania. Mają ukończone i sprawdzone w praktyce modyfikacje, zamontowane zrzutnice i są załadowane. Galeony wojenne mają po czterysta Gwoździ, zaś okręty flagowe po sześćset. Choć naładowane mocą Aramona jest tylko dziesięć procent tego - oznajmił czarodziej, po czym mówił dalej. - Reszta statków w przygotowaniu. Kończymy montować ostatnie zrzutnice, a załadunek Gwoździ jest w toku. Za trzy godziny wszystko powinno być gotowe - zakończył czarodziej.
- Kto ładował Gwoździe mocą? - spytała Amanda.
- Gremliny, Zguz i Elliot - odparł mężczyzna. Zwykle nie zwracało się uwagi na to jak mają na imię gremliny, ale ci byli jej pierwszymi uczniami i stali się naprawdę wyjątkowi.
- Ile statków zostało przygotowanych do walki? - Amanda zadała kolejne pytanie.
- Trzy okręty flagowe, szesnaście wojennych galeonów, trzydzieści jeden przerobionych transportowców klasy Tonaż z zapasem ośmiuset Gwoździ, czterdzieści statków klasy Ważka po jednaj zrzutnicy i pięcioma Gwoźdźmi na każdą, oraz około stu statków klasy Pszczoła, oczywiście już bez Gwoździ - powiedział i uśmiechnął się nieznacznie.
Amanda była bardziej niż zadowolona, aczkolwiek ilość Gwoździ czekających na naładowanie mocą przekraczała nieco jej możliwości, zwłaszcza że miała jeszcze dużo osób do naładowania nią.
- Dobrze. Ale flota nie wylatuje, sama przemieszczę ją za pomocą magii. Kontynuujcie - oznajmiła Aine.
Czarodziej ukłonił się szybko i wrócił do swoich obowiązków oraz dręczenia ludzi pytaniami "jak im idzie".

- Chodźmy do Kelloseppa. Na to co widzieliśmy w Morzu Martwym potrzeba czegoś większego niż Gwoździe - powiedziała Aine i całą trójką ruszyli do odpowiedniej sali.
- Jeśli starczy mi sił, to naładowałabym kadłuby statków mocą, aby w razie czego były odporne na Skazę - powiedziała Amanda.
- Dobra myśl - pochwaliła ją Aine.
Wtedy to doszli do sali projektacyjnej, gdzie Kellosepp, Argena i odwrócony tyłem do nich wysoki mężczyzna w kolczudze, pracowali nad jakimiś planami.
- Argeno, nie podejrzewałam cię o talent inżynierski - powiedziała z uśmiechem Amanda.
- E tam, straszna nuda. Mnie to ciekawi dopiero jak już jest końcowy efekt - odpowiedziała Argena.
- Jest tu, bo przyprowadziła tu mnie - odezwał się mężczyzna w kolczudze i odwrócił się do przybyłych wbijając w nich swoje spojrzenie czarnobrązowych pozbawionych ludzkich emocji oczu. Mimo nietypowego spojrzenia mężczyzna był dość przystojny, dawało się zauważyć kilkudniowy zarost i wyraźne brwi.
Obrazek - A teraz sobie gawędzimy - dodał rozkładając ręce szeroko jakby pokazywał cały pokój i uśmiechnął się znacząco. Nawet ten uśmiech mówił: lubię zabijać.
- Sayler - wyrwało się Amandzie z gardła. Mimo całej swojej mocy, obecność tego "człowieka" sprawiła, że przeszedł ją dreszcz. Aramon był dobrym bogiem, a i Amanda jak najbardziej preferowała takie samo podejście, więc obecność jego wydała jej się nie na miejscu.
- Co tu robisz? - spytała Amanda.
- Czyżbym nie był tu mile widziany? Serce krwawi mi z rozpaczy - powiedział sarkastycznie i ruszył na spacer po pomieszczeniu. - Wpadłem w odwiedziny, na zaproszenie tej dwójki - pokazał na osoby z którymi przebywał. - Tatuś i mamusia - oznajmił z drwiną i uśmiechem.
Na tą ostatnią uwagę Kellosepp spojrzał na podłogę i skrzywił się przybierając smutny wyraz na twarzy. Argena natomiast, z kwaśną miną odsunęła się górną częścią ciała od stojącego obok niej bóstwa wynalazków, a wyglądało to tak jakby mały pajączek opuścił się na pajęczej nitce i zawisł tuż przed jej nosem.
- Sayleeer! - ostrzegła niezadowolona, uznając najwidoczniej, że mężczyzna zaczyna przeginać.
Sayler chyba zaśmiał się na granicy słyszalności. Amanda nie widziała co zrobił, gdyż w tym momencie znalazł się on za jej plecami. Osobiście nie chciała się odwracać i go oglądać.
- Z twoją przeszłością, nie masz się co dziwić - odparła Amanda, a mężczyzna stanął obok nich i uśmiechnął się jak typowy psychopata. Najwidoczniej był dumny ze swojej sławy.
- Mile za to będą widziane efekty twojej pracy i z pewnością docenione - powiedziała Aine.
- No to do roboty - rzekł mężczyzna i przecisnąwszy się między zgromadzonymi wrócił do stołu z planami.
- Kim jest ten robaczek? - zapytał beztrosko Nachtrinroth.
- Smokobójca, znany z ilości zamordowanych smoków i nie tylko. Także dowódca smokobójców, oraz wynalazca broni i machin wojennych - powiedziała Amanda.
- W pojedynkę przy pomocy metalu, drewna i trucizn zabił kilkadziesiąt smoków - uzupełniła Aine, pomijając liczbę zabitych przez niego, osobiście lub pośrednio, ludzi i nie-ludzi, której od dawna już nikt nie liczył.
- Tak, a jak miałem bandę mięsa armatniego, które myślało że osiągnie to samo, to było już łatwiej - odezwał się Sayler rzucając cyrklem o stół. - Ale teraz mamy nie smoki, a skazę... I choć oba na "S", tak samo jak i ja, to różnica między smokiem a bestią skazy jest duża - dodał odwracając się z powrotem do Nachtrinrotha, Amandy i Aine.
- To powiedzcie coś więcej o jej stworach. Co je, nakręca? - rzekł a wyraz jego twarzy jasno zdradzał rządzę mordu i gotowe pomysły na ich dokonanie.
- Nie masz pojęcia jak duża - westchnął elf. - Ale zaraz będziesz miał. Istoty Skazy nie żyją w sposób, w jaki my postrzegamy to pojęcie. Wyobraź sobie, że masz do czynienia z systemem obronnym olbrzymiego organizmu, który uznaje ciebie za chorobę i próbuje wyeliminować cię przeciwciałami. Walczymy obecnie z takimi przeciwciałami. Nie rozumieją otaczającego ich świata, nie potrafią wyciągać wniosków, znajdują przeciwników i próbują ich zabić. Skaza potrafi formować ich w armie, ale każde z nich jest tylko kukiełką na niewidzialnych sznurkach. Bez bezpośredniej interwencji Skazy pojedyncze istoty działają automatycznie i bezmyślnie. To, z czym będziemy mieli się zetrzeć teraz jest inne. Ma potężny pancerz i parę systemów wewnętrznych. Prawdziwe wyzwanie. Smocza łuska w porównaniu z jego pancerzem jest równie trwała co papier, więc trzeba czegoś o na prawdę dużej punktowej sile uderzeniowej - elf skrzyżował dłonie na piersi. - Zapomnij o truciznach. Kwas może zadziałać, ale trucizna - nie. Brak rozwiniętego systemu nerwowego i krwionośnego... - machnął ręką. - Wiesz z czym to się wiąże?
Sam wykład o skazie był pouczający i dawał szerszy obraz niż dotychczas miała Amanda. W odpowiedzi na końcowe pytanie elfa, ona sama nie do końca wiedziała, ale Sayler najwidoczniej znał odpowiedź.
- Nie ma mózgu, który można uszkodzić załatwiając sprawę, ani żył z krwią które rozniosą truciznę, czy kwas i nie będzie przyjemności patrzeć jak leży i wykrwawia się na śmierć - powiedział, a to ostatnie wydawało się dla niego dość istotne. - Każdy pancerz można przebić, jak się ma czym i znajdzie słaby punkt, ale jeśli to coś nawet nie oddycha, to przypomina specyfikę golemów, całe może być pancerzem... musi się jednak jakoś poruszać, a odcięcie nóg będzie... sukcesem - mówił Sayler przechadzając się po pomieszczeniu.
- To wszystko na później. Teraz wymyślcie coś skutecznego na opancerzonego robala, który ma pięćdziesiąt kilometrów długości i co najmniej kilometr wysokości - poleciła Amanda.
- No wydaje się to najistotniejsze na razie - mruknął Elf, oglądając się na Amandę.
Na wieść o rozmiarach potwora, Kellosepp skrzywił się niezadowolony i zmartwiony, Argena uniosła wysoko brwi otwierając oczy szerzej, zaś Sayler uśmiechnął się zadowolony.
- Dobrze, coś wymyślimy. Wiadomo o tym czymś coś więcej? - spytał po chwili Kellosepp.
- Jest dobrze opancerzony - powiedziała Amanda, a następnie spojrzała na Nachtrinrotha - Wiemy coś konkretnego więcej?
- Nic więcej, ta istota jest wysoce nietypowa... - mruknął elf.
Kellosepp pokiwał głową na znak zrozumienia, choć zachwycony nie był zdając sobie sprawę z zagrożenia.
- Zostawimy was samych, liczymy na wykonalny pomysł za trzy kwadranse - powiedziała Aine. Do umówionego spotkania z sojuszem wybrańców zostało kilka minut więcej, ale wynalazcy musieli jeszcze przedstawić swój projekt.
Nie chcąc tracić czasu, zarówno swojego jak i mężczyzn. Trójka kobiet i Nachtrinroth opuścili pomieszczenie.
- Muszę się zobaczyć z uczniami, tymi pierwszymi, a potem resztą - powiedziała Amanda.
- Zajmę się tym. Zbiorę ich w Akademii Aramona - odpowiedziała Aine, po czym zniknęła w białym błysku.
- Gdzie jest Enkelia? - spytała Amanda, spoglądając na Argenę.
- Leczyła rannych szczuroludzi, choć podobno tobie też znakomicie to wychodzi - odpowiedziała demonica.
- Sprowadź ją proszę, pragnę zamienić z wami kilka słów - powiedziała Amanda.
Argena otworzyła pomarańczowy portal i przeszła przez niego.
Nachtrinroth był przez chwilę nieobecny myślami.
- Sotor zjawi się po spotkaniu Władców - poinformował Amandę.
- Zaraz po nim? - spytała Amanda, aby upewnić się czy dobrze go rozumie, choć było to pytanie retoryczne. - A ty? Zostaniesz ze nami? - spytała uprzejmym głosem i uśmiechnęła się lekko.
Elf uniósł brew. - A jestem tu potrzebny? - zapytał.
Amanda zastanowiła się przez chwilę, biorą jednocześnie głębszy oddech.
- Jeśli jesteś potrzebny gdzieś indziej, zrozumiem. Tutaj jesteś... przydatny i pomocny i wolałabym abyś jeszcze został - powiedziała.
Elf skinął głową.
- Póki nie otrzymam wezwania gdzie indziej pozostanę tutaj - powiedział.
Amanda uśmiechnęła się do niego zadowolona.
- Chodźmy do sali spotkań. Od tego siedzenia w siodle pegaza przez pół dnia i ciągłego teleportowania się, zatęskniłam za zwykłym chodzeniem - powiedziała.
Elf skinął głową twierdząco i podążył za kobietą.
- Co wiadomo o Sotorze? - Amanda spytała o stan zdrowia swojego nauczyciela.
- Pozbierał się do końca i regeneruje zużytą energię - odparł Nachtrinroth.
Amanda uśmiechnęła się słysząc dobre wieści.
- Możesz powiedzieć mi coś o innych wybrańcach? Chodziło by mi głównie o to jakich metod używają w walce ze Skazą - poprosiła.
- Nie wiem. Nie obserwowałem ich wszystkich. Wiem, że Amber ładuje swoich żołnierzy energią Azariel i gdy polegną to wstają jako Revenanci. Ładuje energią też mury obronne, by były trudne do zniszczenia dla istot Skazy - powiedział.
O pierwszym Amanda nie miała pojęcia, ale przed oczami wyobraźni stanął jej zombie. Ładowanie mocą murów miało sens... zakładając, że wiadomo było gdzie skaza uderzy.
- A nie ładują broni? - pomyślała na głos. - A właśnie, taka broń będzie załadowana już na stałe, prawda? - spytała zaintrygowana
- Chyba ładują, ale nie przed bitwą. Zapewne umagiczniła broń dawno temu i mnie przy tym nie było. Teraz ma od tego Azarielitów wiec sama ma czas robić co innego -
- Azarielitów? - spytała, zastanawiając się, czy są to uczniowie, czy jacyś mianowani kapłani Azariela.
- To kapłani - odparł elf.
- Naładowani mocą, jak moi uczniowie? - spytała jeszcze Amanda aby się upewnić, gdyż nie do końca rozumiała jak ktoś inny mógłby używać ich boskiej mocy i ładować nią broń.
- Oni zostali przywołani z innego wymiaru... uchodźcy, przypadkowo czciciele Azariel - powiedział elf.
- Aha - mruknęła Amanda. Takiej opcji się nie spodziewała. Widać niektórzy oprócz sojuszy, mają także szczęście.

Zaraz potem dotarli do sali spotkań, gdzie Amanda spotkała pierwszych sześcioro swoich uczniów.
- Witajcie - powiedziała Amanda. - Rano przyjdzie nam się zmierzyć z stworem skazy, rozmiarów łańcucha górskiego. Nie będziemy jednak sami, gdyż jesteśmy umówieni na spotkanie z innymi wybrańcami, którzy pomogą nam w walce - powiedziała Amanda.
- Łańcucha górskiego... - mruknęła Aria dziwiąc się temu co usłyszała.
Gremliny otworzyły szeroko oczy ze zdumienia i skrzywili się niezadowoleni. Colliin otworzyła lekko usta zastanawiając się nad czymś usilnie. Nargia i Ferrus nastawili pionowo uszy, zapewne aby się upewnić, czy dobrze usłyszeli.
- Ale będziemy mieć pomoc kilku innych wybrańców. Do tego resztę uczniów Aramona, bóstwa Astarii i wspierającą nas armię - uspokajała ich Amanda.
- Rozumiem, że uczestniczymy w całej imprezie? - zapytał Ferrus.
- Tak. Naładujemy mocą Aramona tyle broni ile się da. Chciałabym nauczyć tego was i pozostałych. A po odpoczynku ruszymy do walki - powiedziała Amanda.
- My dwaj już umiemy - Zguz odezwał się w imieniu swoim i siedzącego obok niego kolegi gremlina.
- No dobra... zobaczymy co z tego będzie, ale mówiąc szczerze ciekawię się jak wygląda to bydle... - mruknęła Aria, której koncepcja tak wielkiej istoty chyba namieszała lekko w głowie.
- Jak wielki robal, krocionóg czy coś takiego, z ostro zakończonymi odnóżami. Kilometr wysokości, ponad pięćdziesiąt długości - wyjaśniła Amanda i spojrzała na stojącego obok niej elfa. On też TO widział.
Nach wzruszył ramionami.
- Powiedzcie mi coś. Wiem, że Elliot i Zguz ładowaliście broń mocą - powiedziała zadowolona do gremlinów. - A co u Was? Co robiliście? - spytała pozostałych. - I jak wam idzie używanie mocy? - spytała wszystkich.
- Polowałam - powiedziała Aria i uśmiechnęła się.
- Walczyłam ze stworami skazy i leczyłam rannych na Szczurzych Polach. Generał Gleeson pomagał mi w przemieszczaniu się. Szło nam całkiem dobrze, tak myślę. Walczyliśmy też trochę - powiedziała Colliin.
- Potwierdzam, byliśmy w tym razem - dodał Ferrus, a Colliin potwierdziła przytakując.
- Ja czyściłam ziemię... wodę i ziemię, u źródeł rzek Amaraziliji - rzekła Nargia. - Poproszono mnie o to - wyjaśniła od razu.
Porozmawiali jeszcze przez chwilę o tym jak komu idzie posługiwanie się mocą i wykroczyli z tym poza zgromadzonymi w pomieszczeniu. Potem Amanda spotkała się z pozostałymi uczniami i nauczyła ich ładować broń i amunicję mocą.
Zdążyła akurat, aby jeszcze dowiedzieć się o projekcie Iglicy - nieporównywalnie większej wersji Gwoździa. Był to projekt przygotowany przez ich dwójkę projektantów: Kelloseppa i Saylera.


Samotna wyspa na środku oceanu

W niewielkiej, odrestaurowanej ruinie pełniącej funkcję tymczasowej bazy zarimów, po środku znajdowała się przestronna okrągła sala. Miała średnicę co najmniej dwudziestu metrów. Wzdłuż ścian były umieszczone regularnie kolumny, a sufit stanowiło kuliste sklepienie. Na przestrzeniach pomiędzy kolumnami niegdyś musiały być jakieś freski, ale zostały usunięte wraz z fragmentami ścian. Teraz między kolumnami stały donice z winoroślą, która oplatała całe pomieszczenie aż po świetlik na szczycie kopulastego sklepienia.
Był tam wielki okrągły stół z czarnego żelaza i krzesła z tegoż metalu. Pośrodku stołu przygotowano projekcję Astarii.
Amanda przez chwilę rozejrzała się po pomieszczeniu, a następnie przywitała się z obecnymi tam osobami - znanymi jej już Amber i Aleksem.
- Witajcie - powiedziała Amanda, zaś Aine uśmiechnęła się delikatnie i nieznacznie skinęła głową. Po tym co było powiedziane poprzednim razem, nie miała wiele do powiedzenia.
- Ładna projekcja - rzekła Amanda zerkając na makietę Astarii, była zaskakująco dokładna. Kobieta szybko policzyła dostępne miejsca, aby zorientować się ile osób przybędzie, a następnie zajęła jedno z nich i przyglądała się projekcji ich kontynentu. Nachtrinroth tylko skłonił się lekko nie mówiąc nic.
Amber nawet nie otworzyła oczu. Skinęła tylko głową na przywitanie, słysząc kto się zjawił.
Następny przybył Kaisstrom, wraz z Geromem. Mały Demon przynajmniej wiedział na czym stoją.
Kaiss był w ludzkiej formie, więc wyglądał jak młodzieniec w wieku około 20 lat, z szarymi oczyma i jasnymi blond włosami, jedyna różnicą od ostatniego spotkania z Amandą, był fakt że miał na sobie zbroję i niestety nie paradował już nagi jakim się wykluł.
- Pozdrowienia. - rzucił po przybyciu.
Amanda spojrzała w jego stronę. - Cześć - powiedziała i z uśmiechem na twarzy pomachała do niego ręką. Wreszcie ktoś kogo już wcześniej poznała.
Wkrótce na miejscu pojawiła się i reszta.
Diana, rudowłosa kobieta, będąca wybrańcem Luviony, wraz z towarzyszącym jej elfem imieniem Edgar.
Potem przybyła Adelajda, czarnowłosa elfka o delikatnej urodzie, będąca wybrańcem Thirel.
Ostatni przybył dobrze zbudowany starszy mężczyzna odziany w zieloną szatę. Jego szara broda niemal sięgała ziemi. Przedstawił się jako Vermon. Był wybrańcem Tyris. Wraz z nim przybyła istota przypominająca drzewca ludzkiego rozmiaru.
Gdy wszyscy zajęli miejsca drzwi do sali otworzyły się i wszedł przezeń mężczyzna w biało-czarnej todze z elementami pancerza i dwoma mieczami skrzyżowanymi za plecami. Jego oczy były zupełnie białe i błyszczały. Skłonił się lekko.
- Witajcie, jestem Keth, Wybraniec Harmony - przedstawił się. Miał dziwny, wibrujący głos, a okrążała go atmosfera obcości, jakby pochodził z innego świata. Usiadł na jednym z krzeseł i odetchnął.
- No to jesteśmy tu wszyscy - stwierdził Aleks i uśmiechnął się, po czym spojrzał na Amber. Amber siadła prosto, otwierając oczy i rozglądając się po wszystkich.
- Wstępnie wszyscy zostali zaznajomieni z sytuacją, ale przypomnę szczegóły. Na Astarii w rejonie Morza Martwego Skaza urządził sobie akwarium. Teren jest tam tak silnie skażony, że zaczyna się zmieniać w ciało dla samego Skazy, a w morzu powstaje olbrzymi stwór. Widziałam tylko jego fragment, który szacuję na jakieś 50 km. Przypomina krocionoga o mackach zamiast odnóży i pancerzu tak grubym, że obawiam się, że nie byłabym w stanie się przezeń przebić. Łączenia w pancerzu stwora są wypełnione substancją przez którą mogą się nie przebić moje cienie, ale odpowiednio skoncentrowana energia i siła uderzenia powinny dać radę. Jeśli to coś wypełznie stamtąd to podejrzewam, że przejdzie po kolei po trupach Wybrańców, dlatego musimy działać szybko i razem. W pojedynkę mamy marne szanse... Jeśli nie zerowe - powiedziała poważnie Amber. A następnie zrobiła coś co nieco zdziwiło Amandę, mianowicie zamilkła pozwalając wypowiedzieć się pozostałym.
Amanda wolała się jednak nie odzywać, dopóki wybrańcy z sojuszu nie rozwieją wstępnych wątpliwości co do samego ataku.
- Punktowe uderzenia to twoja specjalność z tego co mi wiadomo - Vermon zaśmiał się cicho, patrząc na Amber. Dziewczynie tylko oczy rozbłysły świadcząc o tym, że słowa do niej dotarły.
- Owszem, aczkolwiek mam pomysł jakby wesprzeć moc Amber - stwierdził Keth, drapiąc się po szyi. - Jestem w stanie destabilizować materię na niewielkim obszarze. W tym wypadku obszarem będzie ciało tej istoty. To umożliwi Amber precyzyjny atak, aczkolwiek by uzyskać efekt, którego potrzebujemy muszę mieć kontakt wizualny z celem przez minutę - powiedział.
- Czyli potrzebujemy kogoś, kto da zajęcie lub unieruchomi tę istotę, hmm? - mruknął Vermon.
- Unieruchomienie istoty, której widoczna część ma 50 kilometrów? - mruknęła Diana, opierając łokieć o stół i policzek o dłoń. - Chciałabym to zobaczyć - rzuciła, uśmiechając się półgębkiem.
- Szansa jest, przynajmniej tak nam się wydaje - powiedziała Amanda. - Ale czy odległość z jakiej musisz widzieć robala ma znaczenie? - spytała mężczyzny w biało-czarnej todze, który przedstawił się jako Keth.
- Nie, aczkolwiek istota nie może ruszać się za wiele. Zaklęcie polega na stopniowym zmniejszaniu obszaru działania aż stężenie energii będzie skuteczne - wyjaśnił Keth.
Uzyskawszy odpowiedź, Amanda chciała kontynuować to co zaczęła mówić i przedstawić ich pomysł, ale głos zabrał kto inny.
- Myślę, że nawet zamrożenie całego morza by w tym wypadku nie pomogło, a nakład energii byłby tylko zmarnowany, z drugiej strony jeśli to istota choć w pewnym stopniu organiczna, schłodzenie jej drastycznie może ją odpowiednio spowolnić. - rzucił Kaisstrom.
- Gdyby był spowolniony chociaż, to istoty, które zajęłyby się odwróceniem uwagi byłyby bezpieczniejsze choć odrobinę. Nim udałoby się skoncentrować odpowiednio potężny atak. Chodzi głównie o to by się przebić przez pancerz i pozwolić działać nam pod jego powierzchnią - ukazała w uśmiechu długie ostre kły.
- W sprawie morza, to myśleliśmy przeciwnie niż zamrażanie, o obudzeniu znajdujących się pod nim wulkanów - napomknęła Amanda i postanowiła natychmiast dokończyć poprzednią myśl. - A co do wspomnianej szansy, to zaprojektowaliśmy iglicę. To ostry stalowy szpikulec długości tysiąca dwustu metrów. Możemy mieć trzy takie i postarać się przybić nimi robala do ziemi... zakładając, że w niego trafimy - powiedziała. Po takim trafieniu skondensowała by ziemię znajdująca się wokół ostrza iglicy co przybiło by go skutecznie do ziemi.
- Osobiście mogę zająć się pogoda, do tego ewentualnie wszystkim co będzie związane z wiatrem lub lodem. Tylko jak chcecie go przyszpilić, czy ta szpila przejdzie na wylot i ma się wbić w dno morskie? Mogę nie być ekspertem, ale nie jest ono zbyt stabilne, a istota takiej długości może z łatwością się z tego wymknąć, wystarczą dwa trzy ruchy. - powiedział spokojnie wybraniec Uranosa.
- Iglicą będziemy celować w robala, a nie w Morze Martwe - odpowiedziała Amanda.
- Jak szybko bylibyście w stanie zestalić lawę która wyciekłaby z wulkanów? - spytała nagle Amber. - Jeśli dostatecznie szybko, by stwór się nie wymknął to nie trzeba będzie ani zamrażać morza, ani kombinować ze szpikulcami. Przy takim rozmiarze stwora są za krótkie by go przyszpilić. Mogą co najwyżej posłużyć jako pomoc przy dostaniu się pod pancerz - powiedziała.
Amanda zamyśliła się na chwilę. Iglica, bo tak a nie inaczej to nazwali, zaprojektowana była specjalnie z myślą o tym robalu i miała odpowiednią długość. Amandzie przez moment zdawało się, że nikt jej tu tak naprawdę nie słucha.
- Myślę że dość szybko, ale będę potrzebował do tego połączenia pogody i bezpośredniego chłodzenia lawy. Ktoś jest tutaj w stanie kontrolować siłę z jaką wybuchną wulkany? Będziemy potrzebować dużo lawy w szybszym tempie, niż zazwyczaj się wydobywa z podwodnych. Następnie ją zakrzepniemy, a reszta już jest dalszą częścią planu. - odpowiedział Kaisstrom.
- Tu chyba by trzeba poprosić o pomoc kogoś, kto ma do czynienia z ogniem - zauważyła Adela.
- Mam kogoś, ale nie wiem czy na aż tak dużą skalę - powiedziała Amanda i spojrzała na Aine.
- Na pewno może pomóc, ale na pełną kontrolę lawy liczyć nie można - powiedziała dżin.
- Nie potrzebujemy nikogo takiego - zaprzeczył Keth. - Moc Amandy powinna być wystarczająca do kontrolowania szybkości z jaką będzie wypływać lawa - dodał.
- Postaram się, choć tego akurat nie ćwiczyłam. Pomoc Sotora była by mile widziana - powiedziała Amanda.
- Wracając do iglic, to zwiększymy skuteczność jeśli będą naładowane mocami różnych wybrańców, każde kogoś innego - dodała jeszcze Amanda.
- Jakich dodatkowych niespodzianek możemy się spodziewać poza zabójczą ilością drobnicy Skazy? - zapytał smok.
- Diabli wiedzą, tamto miejsce to prawdziwy inkubator... - mruknęła Diana, wykorzystując również drugą rękę w roli “podpory dla głowy”. Patrzyła na mapę, krzywiąc się lekko.
Amber skierowała swoje spojrzenie na Amandę.
- Generalnie mówię tu najwięcej o stworze, który się tam zalęgł, a powinna się chyba wypowiadać Amanda. To jej kontynent. Jakie istoty można tam spotkać? O jakiej sile? Co może szykować na nas Skaza poza swoim przerośniętym pupilkiem? - spytała. Bursztynowe oczy zdawały się przewiercać kobietę na wylot.
“A ta znowu zaczyna. Widać drwiny i rozkazywanie są dla niej typowe... a może ma okres?” - przemknęło przez myśli Amandy, aczkolwiek wstrzymała się od komentarza na ten temat i pominęła złośliwości starając się odpowiedzieć na pytania najbardziej obrazowo jak tylko się dawało.
- Robal nie jest gotowy, inaczej już by łaził po kontynencie. Morze Martwe otoczone jest ogrodzeniem w postaci wielkich słupów, które łączy pole energetyczne. Niszcząc je być może możemy wywabić robala na południowy kraniec morza. Tam najlepiej będzie nam walczyć - powiedziała spokojnie Amanda i pokazała odpowiednie miejsce na trójwymiarowej mapie Astarii.
- Co do pozostałych istot, to nie zaglądaliśmy na dno morza i nie wiemy dokładnie. Mowa tu o tysiącach jednostek, ale niszcząc morze wulkanami powinniśmy je zniszczyć... może poza tym robalem - odpowiedziała nadwyraz spokojnym głosem.
Amber spojrzała na mapę. Wskazała palcem obszar najbliżej morza i samo Morze Martwe.
- W tych okolicach musimy być bardzo ostrożni. Zniszczenie takiego słupa wywołuje potężne wyładowanie energii, które jest w stanie zabić moje mroczniaki - powiedziała Amber i zapewne wszyscy oprócz Amandy wiedzieli czym są owe mroczniaki. Amanda nie wiedziała jak Aine, ale jej samej oczywiście nadal nikt tego nie powiedział.
- Poza tym tak skażonego obszaru nigdy w życiu jeszcze nie widziałam. To nie jest teren który musimy odbić, to jest teren, który należy do Skazy... Liczę się nawet z myślą, że twoja moc Amando może nie zadziałać na te podwodne wulkany. Naładowane mocą wybrańców iglice pewnie będą nieodzowne o ile ich jedynym przeznaczeniem będzie zadanie obrażeń i umożliwienie dostania się głębiej, a nie przygwożdżenie stwora. Gdyby udało się kilka iglic jednocześnie zdetonować po wbiciu w jego ciało być może udałoby mi się umieścić we wnętrzu stwora moje cienie. Albo nawet dostać się tam osobiście. O ile rzeczy jasna nie jest to pułapka - dodała. - Już raz pokonałam bestię Skazy wysadzając mu wnętrze czaszki od środka. Skaza może nie jest szczytem bystrości, ale nie jest też totalnym głupcem. Tylko jego istoty są durne - mruknęła.
Amanda nie była do końca zachwycona, że wszyscy mieli tak niskie mniemanie o Iglicach... ale przynajmniej użyto prawidłowej nazwy. Reszta słów Amber o dziwo brzmiała jak zachęta do dalszych rozmów i wspólnego działania... jednak niestety...

- Obawiam się, że nie mamy już czasu na przygotowania - powiedziała Aine wstając z miejsca. - Filary zaczęły się cofać wraz z otaczającą ją ziemią do Morza Martwego, a poziom wody zaczął gwałtownie się podnosić. Możliwe nawet, że to co uznaliśmy za ogrodzenie jest częścią ciała potwora Skazy, a ten robal to tylko jego szyja i głowa. To najgorszy scenariusz - powiedziała dżin.
- Tak czy inaczej, musimy ruszać do walki. Teraz - dodała zaskakująco spokojnym jak na okoliczności, ale stanowczym głosem.
Amanda wstała z miejsca, zaniepokojona. Ona sama wyłączyła bransoletę, aby ta jej nie przeszkadzała, ale wiedziała, że Aine zachowała swoją i to co mówi na pewno jest prawdą.
- Czyli tak właściwie działamy na przypuszczeniach i nadziejach, ale jesteście za to pewni że są tam wulkany, to już coś. Czy wiecie jak detonacja takiego filaru może wpłynąć na same istoty Skazy w okolicy, czy niszczy je, czy raczej wzmacnia? - spytał smok, Kaisstrom.
- Raczej szkodzi, ale zanim tam dotrzemy, już ich nie będzie - odpowiedziała Amanda, dziwiąc się, że nikt się nawet nie ruszył.
- Jeżeli ich nie będzie, to nie będzie również czego wysadzać żeby przyciągnąć uwagę stwora. - stwierdził. - Jak wysoki jest obecnie poziom wody w tym morzu? Raczej ugotować się stwora błyskawicami nie da ani zamienić morza w roztwór przewodzący wystarczające ilości energii żeby mu zaszkodzić poważnie - Kaisstrom zamyślił się nieco i zaczął pukać palcem w brodę.
- Coraz wyższy - odpowiedziała szybko Amanda. - Mogę prosić o portal? - zwróciła się do Aleksa. Naprawdę bardzo dziwiło ją, że nikt nie zareagował na otrzymane wieści... o ile faktycznie zamierzali jej pomóc, bo przy takiej ich reakcji zaczynała w to wątpić.
- Nigdy nie byłem and morzem martwym - zauważył Aleks. - Potrzebuje wytycznych by stworzyć portal, chyba, ze chcemy trafić na pustkowie 400 kilometrów dalej.. albo popływać sobie z istotami Skazy - powiedział.
Amber zaśmiała się gorzko. Głośno i paskudnie. Jej głos był znacznie niższy niż w trakcie całej rozmowy i wkradło się weń niskie warczenie.
- Do takiej sytuacji w ogóle nie powinno było nigdy dojść - warknęła wracając do drwin i złośliwości. - Aleks, jesteś w stanie wydobyć koordynaty z mojego wspomnienia o tamtym miejscu? - spytała chłopaka nieco przyjemniej brzmiącym głosem.
- Mhmmm - mruknął Aleks i przymknął oczy.
- Nie kłopocz się - rzucił Keth. - Skaza teleportował swojego pupilka... - skrzywił się. - Musimy go namierzyć... mogę się tym zająć - stwierdził.
- Masz wolną rękę jak sądzę - powiedziała Amber skinąwszy głową Kethowi. Zdenerwowana zgrzytnęła zębami.
- Sądzę, że poproszę o pomoc Kaisstroma w kwestii transportu. Muszę zabrać dane z całego świata, to mi potrwa dzień lub dwa... - mruknął wybraniec Harmony.
- Nie mam doniesień od nikogo na Astratii. Bardzo możliwe, że opuścił kontynent - powiedziała Aine, a mimo wszystko Amanda poczuła pewna ulgę.
- Sugeruję zapomnieć o wulkanach i morzu, trzeba podejść do sprawy tak, żeby plan był odporny na wpływy terenu. Nie powinno, ale stało się, a musimy się tego pozbyć, nawet bardziej niż wcześniej. Co proponujesz z użyciem szpil? Jasne, jeśli trzeba możemy ruszać już teraz. - Kaisstrom zwrócił się do warczącej niemalże kobiety, resztę wypowiedzi kierując zaś do wybrańca Harmony.

Wtedy rozległo się pukanie do drzwi.
- Spodziewamy się jeszcze kogoś? - mruknął Vermon.
- Wejść! - Amber z trudem panowała nad nerwami.
Do pomieszczenia wszedł wielki, czarnoskóry mężczyzna. Amanda od razu rozpoznała Aarona, który teraz niestety miał podbite oko i parę ran na ramieniu, a jego rany wyglądały na świeże.
- Dobra, które z was zgubiło przerośniętego krocionoga? - burknął.
Amanda wiedziała już, że znaleźli bestię. Teraz musieli już tylko ruszyć się wreszcie, a nie siedzieć i gadać. Amanda nie rozumiała jak wszyscy mogą dalej spokojnie siedzieć, podczas gdy ten olbrzymi potwór niszczy jakieś miasta.
- Tylko ciebie do szczęścia nam brakowało - parsknęła Amber, co jasno oznaczało, że Aaron także nie jest tu mile widziany.
- Ona - Amber wskazała ruchem dłoni Amandę. - Ale sprawa dotyczy nas wszystkich - dodała. Zarówno jedna jak i druga wypowiedź zdziwiły Amandę. Najpierw wina padła na nią, a zaraz potem także na sojusz pięciorga wybrańców.
- Nie, teraz nie tyczy już nikogo. Urwałem ścierwu łeb, ale Skaza wycofał energię ze zwłok nim dałem mu po łapach. Spodziewajcie się tego gówna z powrotem na waszym terenie. W losowej lokacji znając możliwości Skazy - mruknął mężczyzna. Amanda była naprawdę pod wrażeniem. Aaron sam jeden pokonał tak olbrzymiego i groźnego potwora... w tej sytuacji naprawdę chciała by mieć z nim sojusz przeciwko skazie... jednak jego słowa świadczyły o tym, że nie chciał mieć ze zgromadzonymi wiele wspólnego.
- Postaram się być minimalnie złośliwy i powiem wam parę przydatnych rzeczy. Po pierwsze - zaczął wywód, opierając się o stół. - To ścierwo nie lubi nagłych zmian temperatur, nie ma słabych fizycznie punktów i zmaterializuje się ponownie gdzieś u was za dwa do trzech dni. Zbierzcie się do kupy i nie dajcie plamy tym razem, bo JA wpadnę posprzątać za was, a wtedy nie będzie już tak wesoło - warknął.
Amanda nie do końca rozumiała ostatnią wypowiedź mężczyzny, nie brzmiało to zachęcająco, ale mimo to... - Dziękujemy - powiedziała, co było dość oczywistą dla niej rzeczą do powiedzenia i uśmiechnęła się do mężczyzny. Aaron skwitował to kwaśnym uśmiechem.
- Więc ubij go sam - mruknęła złośliwie Amber.
- Odpada. Mamy jednego wybrańca mniej - mruknął czarnoskóry mężczyzna. - Znacie wybrańca Foggosa? No. Zdechł w procesie zabijania tego. Permanentnie - oznajmił.
Amandę zatkało.
- No to powiedz czemu mówisz, że wpadniesz tu po nas posprzątać? - powiedziała Amber a jej głos się obniżył i już w ogóle nie przypominał głosu człowieka. - Skoro twierdzisz, że masz po temu warunki - warknęła.
- Żaden problem. Też poświęcę w ofierze połowę mieszkańców kontynentu i po sprawie, zresztą całą reszta pewnie i tak zdechnie przy eksplozji, więc mi to nie przeszkadza - machnął ręką i wyszedł z pomieszczenia.
Myśli Amandy zaczęły biegać jak oszalałe. Jeden z wybrańców zginął. Aaron złożył w ofierze połowę populacji kontynentu!... Szkoda, że nie było ich w sojuszu, wówczas nie doszło by do tego, a wspólnie wszyscy stanęli by do walki..
- Czy tylko ja odnoszę wrażenie, że ta wojna dopiero się zaczyna? - mruknął Vermon i westchnął ciężko, po czym wstał. Takiego wrażenia Amanda naprawdę nie miała.
Nagle Amber całkowicie straciła panowanie nad sobą i zamieniła się w wielką wilkołaczą czarną bestię. W tej postaci grzmotnęła wielkimi łapami o stół.
Fakt, że kobieta okazała się wilkołakiem wyjaśniał Amandzie pewne kwestie. Brak panowania nad sobą, nerwowość, nadpobudliwość i powodowane naturalną potęgą poczucie wyższości.
- Mamy teraz kilka nowych faktów. - powiedział Kaisstrom kiedy tamten wyszedł. - Teraz proponuję się nieco uspokoić, przemyśleć na szybko jak skutecznie ubić to coś zanim wyrządzi za duże szkody i działać. Będziemy musieli wszystko obserwować, ale zdaje się że stwierdzam rzeczy oczywiste. - uśmiechnął się nieco kwaśno. - Mamy walczyć ze Skazą a nie wyładowywać się na sobie.
Dla Amandy to było oczywiste, ale czy dla innych też(?), tego nie wiedziała.
- Popieram, zachowajmy spokój - powiedziała Aine. - Co teraz? - spytała, jednocześnie za pomocą telekinezy zaczynając odginanie stołu, który teraz koło Amber był o połowę niższy niż normalnie.
Zdaniem Amandy już ich to nie tyczyło, skoro nie byli częścią sojuszu. Aczkolwiek była gotowa zostać i posłuchać tego co ma się wydarzyć... a może jednak zaproszą ją do współpracy?
- Teraz wiemy że na jednym kontynencie właśnie zginęła połowa mieszkańców, bo została poświęcona w samobójczym ataku wybrańca, reszta prawdopodobnie również właśnie umiera. Możecie to zaliczyć jako terytorium Skazy na później - powiedział Kaisstrom.
- Osobiście mogę naprzemiennie niszczyć to coś lodem, ogniem i czymś jeszcze gorętszym, ważnym punktem jest głowa, zniszczenie ciała nie oznacza pozbawienia Skazy energii. Kto wie jak odciąć stwora od energii Skazy, tak żeby nie mógł się leczyć i ewentualna moc z truchła nie wróciła do właściciela? - smok zapytał dość spokojnym głosem.
Amanda nie wiedziała co powiedzieć. Podobało jej się podejście Kaisstroma, aczkolwiek dało jej to ogląd na to jakimi stworami walczył teraz skaza. Zdecydowanie poza jej możliwościami.
- Z tego co widzę, to zaatakowany został kontynent wybrańca Foggosa. Przechodzi obecnie pod kontrolę Wybrańca Ezehiala. Moc Foggosa zapewne znajdzie wkrótce nowe ujście, ale ten Wybraniec będzie zapewne słabszy niż reszta - stwierdził Keth. Adelajdę natomiast zupełnie zatkało. Wstała bez słowa i wyszła z pomieszczenia.
- Potrzebuje chwili w samotności po tym co usłyszała - mruknęła Diana.
- Poćwiczę kontrolowanie i tworzenie wulkanów. Jeśli jest wrażliwy na gwałtowne zmiany temperatur, to będę mogła mu zapewnić ciepło - powiedziała w końcu Amanda siadając ponownie na swoim miejscu i spojrzała na Smoka, który jej zdaniem mógł się zająć drugim krańcem termometru. Razem mogli coś tu osiągnąć.
- Ostatnie czego chcę na którymkolwiek kontynencie to ten świr od Vistenesa - warknęła wilkołaczyca, a z tym Amanda się nie zgadzała, bo jej akurat Aaron pomógł i to bez żadnego wyśmiewania, czy szyderstw.
- Chwilowo będziemy działać zgodnie z przygotowanymi planami. Pośpiechem i paniką wyrządzimy równie dużo szkód co ten skurwysyn - Amber była naprawdę wściekła, choć mówiła spokojnym głosem to nie wróciła do ludzkiej formy. - Nie można pozwolić temu świrowi na poświęcanie życia mieszkańców kontynentów. Nie wiem w ogóle czyj to był durny pomysł - warknęła. Siadła ciężko na swoim miejscu.
- Osobiście zastanawiam się, czy Wybraniec Vistenesa nie jest w tym momencie łatwiejszy do eliminacji niż Skaza. Nie chcę mieć tego psychola “za plecami” gdy ruszę walczyć ze Skazą - stwierdziła Diana. Widocznie sojusz miał z Aaronem nieco inne doświadczenia niż ona. Znacznie gorsze, sądząc po tym co teraz o nim słyszała.
- Jest to do rozważenia, ale jeszcze nie teraz. Skaza może skorzystać z okazji i dokonać kolejnych aktów agresji - mruknął Vermon, a Diana pokiwała głową. - Tak, tak, ale musimy o tym pamiętać - skwitowała kobieta.
- Alfa zawsze powtarzał, że nie wolno pożerać ludzi, ale dla Aarona zrobię chyba wyjątek - warknęła pod nosem wilkołaczyca. - Jak już Skaza pozostanie niemiłym wspomnieniem w tym świecie... - dodała po chwili namysłu. Vermon poklepał Amber po ramieniu i wilkołaczycy powoli przeszedł gniew. Mężczyzna tylko się uśmiechnął i wrócił na miejsce. Dziewczyna za to skinęła głową w podzięce.
- Pomyśl przez chwilę nad tym czego bogiem jest Foggos, Aaron wyraźnie powiedział że to wybraniec Foggosa poświęcił ludzi w czasie ataku, prawdopodobnie żeby zebrać dość mocy na atak, który zniszczy zewnętrzny pancerz... - Kaisstrom odpowiedział wilkołaczycy.
- Szkoda, że nie było go tu z nami, wtedy zaatakowalibyśmy wszyscy, a tak był sam - powiedziała Amanda, która nie mogła odpuścić, aby im tego nie wypomnieć. Nie rozumiała jak mogą się aż tak gniewać na Aarona i ani trochę nie widzieć w tym swojej winy.

- Pozwólcie, ze rzucę na to trochę światła - od strony drzwi rozległ się chłopięcy głos. Do sali powoli wszedł młody blond włosy chłopiec około piętnastu lat.
- O, witaj Kaisstromie - machnęła ręką do Wybrańca Uranosa.
- Witaj Abel, miło Cie widzieć. - odmachał Kaiss.
- Jak już Kaisstrom miał okazje mnie przedstawić, to dodam, ze jestem Wybrańcem Ezehiala - powiedział chłopiec. - Spotkałem się z Aaronem i Ceadanem by rozmówić się odnośnie eliminacji reszty skażenia na kontynencie tego ostatniego. Skaza teleportował olbrzymią istotę nam nad głowy, wiec przystąpiliśmy momentalnie do walki. Gdy Caedan zginął, a końca walki nie było widać Aaron wykorzystał moc życiową nieco ponad połowy mieszkańców kontynentu i użył bardzo potężnego zaklęcia, które unicestwiło istotę i zrównało większość Czrnej Dalii z ziemią. Ci, którzy przetrwali eksplozje zostali skażeni chaosem, na szczęście to nie robi przeszkody moim nekromantom, więc przejąłem kontynent nim Skaza zaczął regenerację sił. Tak wyglądało całe zajście. Kłopot polega na tym, ze gdy to coś pojawi się po raz kolejny to nie będzie już tak łatwo tego położyć. Teraz nie było gotowe do walki, Skaza po prostu spanikował i przerzucił swój twór gdziekolwiek by zyskać na czasie. Lękam się co się stanie, gdy to coś BĘDZIE gotowe do walki... - chłopiec westchnął i potarł czoło.
- Mimo wszystko Aaron jest niebezpieczny i trzeba uważać na jego metody. Żadne z nas nie chce jego metod stosowanych w naszym pobliżu. Metoda spalonej ziemi to nie jest to czym powinno się walczyć ze Skazą. Skaza niszczy wszelkie istnienie, więc pomaganie mu w tym dziele nie jest właściwą drogą do zwycięstwa. Zgadzam się, że musimy działać. I to czym prędzej. Keth z pomocą Kaissa spróbuje namierzyć ewentualne kolejne “akwarium” czy “inkubator” dla stwora, Ja mam w każdej chwili do dyspozycji siły liczące 2000 mroczniaków, 500 Revenantów i 50 cieni. W każdej chwili mogę dostać się w prawie każde miejsce na świecie z tymi właśnie siłami, więc gdy Keth coś namierzy mogę się tam stawić w gotowości bojowej. Choć mam nadzieję, że tak pospieszne działania nie będą z mojej strony konieczne i będzie czas na zebranie sił - westchnęła.
- Powiedz Abel... Wielkie kolce były zapewne częścią ciała tego krocionoga? - spytała jeszcze.
- Kolce? - zapytał Abel. - Istota miała długie ostre macki i ogon wyglądający jak maczuga, ale kolców nie zauważyłem - powiedział chłopak.
- Nie marnujmy czasu. Kaisstromie, ruszajmy - powiedział Keth.
- Teleportuję nas w górne prądy powietrzne, jak szybko możesz wypatrywać czegoś rozmiarów inkubatora dla tego stwora? Bo z taką prędkością musimy się poruszać - odparł smok podchodząc do Ketha.
- Jeśli będzie za szybko to dam znać - powiedział mężczyzna. Chwilę później smok zdematerializował ich obu i wystrzelili jednym skokiem w górne warstwy wiatrów.
- Bezpieczny byłby na dnie oceanu, ale potrzebuje skażonego wcześniej przez siebie terenu. W naszych okolicach oceany są czyste - powiedziała Aine. - Chyba, że wrócił na swoje miejsce i zamierza się zregenerować szybciej niż myślimy. Może udam się tam to sprawdzić? - zasugerowała.
- Musielibyśmy wrócić na kontynent - odparł Nachtrinroth.
- Nie trzeba - odpowiedziała spokojnie Aine. - Sprawdzę to sama i zaraz wrócę, a jak nie wrócę, to będziecie wiedzieli gdzie jest nowy robal - powiedziała.
- Kiepska metoda wykrywania czegokolwiek - stwierdził Aleks, na co Nachtrinroth odparł uśmiechem. - Ale skuteczna - skwitował.
- Nie obawiajcie się o mnie - odparła Aine i zniknęła w błysku białego pioruna.
- Potrzebuję nieco ponad dnia na mobilizację sił, które będą w stanie uczynić krzywdę tej istocie - stwierdziła Diana, podnosząc się. - Wiec czekamy na znak od Ketha i jak będziemy gotowi to uderzamy, ta?
- Na to by wychodziło - stwierdził Vermon, zbierając się do wyjścia.
- Moje siły są już gotowe - powiedział. - Czekamy na znak - dodała Adelajda, która wróciła do pomieszczenia podczas przemowy Abela, westchnęła i również wstała.
- Zbiorę takie siły na jakie mogę sobie pozwolić i będę gotowa do jutra północy - powiedziała.
- Bombardowanie naszymi gwoździami powinno uszkodzić jego pancerz na tyle, aby można było dostać się do jego wnętrza - powiedziała Amanda, spoglądając na Amber, która chciała wysłać tam swoje... cienie, czymkolwiek to było. Mimo wszystko, w razie czego powinna zadbać o wykonanie Iglicy, bez względu na to, czy będą brać udział w tej walce, czy nie... a warto było się tego dowiedzieć, zważywszy na fakt, że była tu tylko gościem z uwagi na okoliczności, a nie członkiem sojuszu.
- Zakładając, że chcecie naszego udziału - dodała spokojnie, rozglądając się nieznacznie po zgromadzonych i ponownie spojrzała na Amber.

- Tylko w przypadku jeśli precyzyjnie trafimy w słabe punkty pancerza. Chodzi o łączenia pokryte dziwnym materiałem. Moje cienie będą miały trudności się przez to przebić, ale trudność nie oznacza, że to jest zupełnie niemożliwe. Jeśli zrobić im drogę przebiją się dalej. Zróbcie więc wszystko by móc naładowanymi energią wybrańców kolcami uderzać jak najprecyzyjniej - powiedziała do Amandy, która po chwili domyśliła się, że wspomniane “kolce” oznaczają Gwoździe, a nie Iglicę... Amanda miała kilka nowych imion i pojęć do zapamiętania i starała się w tej kwestii, ale inni nie raczyli zapamiętać dwóch nazw własnych: Gwóźdź i Iglica.
W słowach Amber, ukryta była odpowiedź na drugie pytanie Amandy. Wyglądało na to, że che ona ich udziału, aczkolwiek nadal nie zostało to oficjalnie powiedziane i pozostawało w sferze domysłów. Szkoda, bo wszak lepiej wiedzieć, niż się domyślać.
- Nadmienie tylko jedna mniej przyjemną rzecz - powiedział Abel. - Z tego co widzę współpracujecie ze sobą w miarę ściśle. Upilnujcie tej istoty tym razem, ja nie zawaham użyć się metody takiej, z jakiej korzystał Aaron, by ratować moich sługów i wiernych, ufam jednak, ze do tego nie dojdzie - westchnął ciężko. - Wątpię, że będę wam w stanie jednak pomóc inaczej niż poprzez udzielenie informacji... i wybaczcie Aaronowi, ale wybraniec Foggosa był jego bratem. Jako wybraniec boga ognia jest.... impulsywny. Dałem mu w łeb na otrzeźwienie, ale nie pomogło - zrobił bezradny gest rękoma, po czym skłonił się lekko.
- Powodzenia - rzucił i powoli skierował się ku wyjściu. A Amanda zrozumiała, że młodzieniec nie zamierzał i/lub nie został zaproszony do wzięcia udziału w ataku. Ona sama też nie wiedziała na czym stoi w tej kwestii.
- Aaron nie jest jedynym, który stracił bliskich. Nie daje mu to prawa do najeżdżania na innych. Tym bardziej, że nie było szansy na “upilnowanie” tego stwora - mruknęła Amber. - Poświęcanie życia niewinnych istot, tak jak zrobił to Aaron nie jest drogą do pokonania Skazy jak już mówiłam. Metoda którą zastosował nie jest czymś co którekolwiek z nas powinno kiedykolwiek używać. Nie popełniaj takiej samej głupoty jak on, bo pozbawiając życia istoty dla ratowania swoich sług i wiernych czynisz wielu istotom taką samą krzywdę jak ta, którą nam wszystkim uczynił Skaza. I teraz Aaron - dodała.
W międzyczasie pojawiła się kula białej energii i pojawiła się Aine.
- Potwora nie ma w Morzu Martwym - oznajmiła, a Amanda poczuła pewną skromną ulgę. Za pomocą telepatii przekazała Aine co się działo i o czym była mowa, podczas jej nieobecności.
Ludzie w pomieszczeniu przyjęli te wieść bez specjalnego odzewu, Abel zaś potarł brwi i westchnął.
- Skaza to coś więcej niż zjawisko i choroba trawiąca ten świat. Widzę, że jeszcze tego nie zrozumiałaś. Skaza niesie ze sobą koniec wszelkiego istnienia. Jest to jakbyś zaczęła gnić za życia, a choroba wrastała w ciebie coraz głębiej. Czasem trzeba obciąć swoja własna kończynę, by reszta mogła żyć dalej. Nie mówię, że będę szafował tym sposobem na prawo i lewo. Mówię, że gdy nie będzie opcji zrobię to co będę musiał - podciągnął nogawkę ujawniając metalową protezę nogi.
- Problem polega na tym, że mówimy tu o likwidacji zdrowych istot. Wilk odgryzie sobie łapę, jeśli to uwolni go z paści, w które wpadł. Ale nie odgryzie sobie tej łapy jeśli jest szansa na to, że ucieknie inaczej. Zapowiadanie, że użyjesz tej metody w razie potrzeby w chwili, gdy mamy szansę ten bój wygrać bez takich pokazów to akt strachu i desperacji - powiedziała wilkołaczyca.
- Użyję w ostateczności. I jak już mówiłem ufam, że do tego nie dojdzie i staniecie na wysokości zadania. Nam się nie udało - westchnął i pstryknął palcami. - Wydajcie tej istocie bitwę poza swoim terenem, bo jeśli dotrze do lądu, to możecie spisać wszystkich w zasięgu aury istoty na straty. Skażenie chaosem na Fadeli było efektem ubocznym. Celem było usuniecie mocy Skazy z ludzi tego kontynentu... ale zniekształcenie było silne i intensywne, więc tych ludzi nie dało się już wyleczyć - westchnął. - Padłbym trupem i sam się ożywił gdyby takie coś stało się na Urcie... - zaśmiał się smutno. - Powinnaś mieć się na baczności Amber. Sądzę, że obecnie jesteś największym zagrożeniem dla Skazy. Możliwe, że atak teraz będzie wycelowany w ciebie.
- Więc będzie to gabarytowo największa moja ofiara ku czci Azariel - powiedziała Amber, a oczy jej rozbłysły. - Skaza cały czas się przygotowuje, ja nie pozostaję bierna, też zbieram cały czas siły. Mam nadzieję, że uda mi się go zaskoczyć - powiedziała.
- Tego życzę tobie, wam wszystkim i sobie. Do zobaczenia - powiedział chłopak i wyszedł z pomieszczenia.
- Już myślałam, że ten kurdupelek nam grozi - mruknęła Diana, odprowadziwszy Abla wzrokiem. - Możliwe, że towarzystwo tego czarnucha źle mu robi na psychikę - zauważył Edgar.
- Będzie jeszcze problem z tymi delikwentami, grunt, ze Azariel jest po naszej stronie, jesteśmy w ten sposób liczniejsi i silniejsi by trzymać ich w ryzach, gdy zajdzie taka potrzeba - powiedział Vermon, uśmiechając się lekko.
- Polityka - parsknęła pod nosem Amber.
- Niektórzy po prostu nie potrafią uszanować innych... i sposobem postępowania jeszcze wymuszają podobne zachowanie na reszcie, co za świat, co za świat - starzec pokręcił głową. Amanda zgadzała się z tym i miała już konkretne na to przykłady. Tymczasem jednak zakończyła telepatyczną rozmowę z Aine i zgodziły się w pewnej kwestii. Był on pośrednio wyhodowany na Astarii, więc uznały, że pomogą pozostałym w walce z tym robalem, bez względu na to, czy ich pomoc będzie mile widziana czy też nie specjalnie. A co potem, to się zobaczy i dostosuje.
- Rozumiem, że spotkanie jest zakończone? - Vermon zapytał, spoglądając na Aleksa.
- Wychodzi na to, ze owszem - Aleks spojrzał na Amber i uniósł brew.
- Zakładając, że nasz udział jest pożądany - zaczęła Aine omiatając wszystkich wzrokiem i badając ich reakcje. Amanda nadal czuła się w ich towarzystwie dość dziwnie.
- Aleks, czy w razie czego, dasz radę jednocześnie przerzucić całą flotę okrętów powietrznych na inny kontynent? - spytała Aine.
Wilkołaka jakby obudziły te słowa.
- Jeśli będę mógł dostać się wpierw na punkt docelowy i potem na jeden ze statków to sądzę że tak. Muszę też mieć wolny czas. Jeśli Amber nie będzie miała dla mnie innych zadań to jasne... - odparł.
Aine skinęła nieznacznie głową w odpowiedzi. Nachtrinroth westchnął i przeciągnął się.
- Sympatycznie było, nie powiem - skwitował i obejrzał się na Amandę.
- No to tworzę nam portal powrotny i wracamy na Astarię? - zapytał.
- Tak - odpowiedziała Amanda i wraz z Aine wstała ze swojego miejsca. - Dziękuję za zaproszenie. Jak będziecie chcieli, to się odezwijcie - powiedziała Amanda na pożegnanie, a Aine skinęła nieznacznie głową. Oni sami nie mieli się do kogo odzywać... I szczerze mówiąc nie liczyli na odzew pozostałych.
- Spotkanie uznam za zakończone dopiero jak Adela się wypowie - mruknęła Amber.
- Ja? - bąknęła Adela. - W dzień ogarnę ile sił mogę zaangażować w to starcie, potem to zorganizuję i będę gotowa. Ale liczę na wsparcie z teleportacją... - bąknęła, patrząc na Aleksa.
- No patrz, nagle jestem rozchwytywanym towarem - zaśmiał się wilkołak. - Muszę popracować nad stawianiem portali - wyszczerzył się w wilczym uśmiechu.
- Masz powodzenie. Zresztą nie tylko tu. W leżu ciągle słyszę westchnienia - parsknęła rozbawiona Amber. Pokręciła głową.
- Dobra, dość żartów. Każdy wie co ma robić - mówiła wilkołak, a Amanda zdumiona lekko Amanda uniosła nieznacznie brwi.
- Umocnijcie swoje pozycje na kontynentach jak możecie. Nie chcemy by Skaza poczynił jeszcze większe szkody. U mnie wzmocnione są mocą mury miast i mury broniące istotom Skazy dostępu do lądu. Jeśli ktoś będzie potrzebował pomocy w takich umocnieniach wiecie gdzie mnie znaleźć - kobieta mówiła dalej. Amanda oczywiście nie miała pojęcia gdzie ją znaleźć, ale skoro nie była częścią sojuszu, to ta część się jej nie dotyczyła.
- Nie zamierzam dopuścić do śmierci choćby jednej istoty z jego łap - warknęła Amber na koniec swojej wypowiedzi.
Amanda spojrzała na Nachtrinrotha i skinęła mu głową. Niech sojusz sobie jeszcze pogada jak chce. Ich to już nie dotyczyło.
Nachtrinroth stworzył portal i wskazał go zachęcającym gestem, a zaraz potem Amanda i Aine przeszły przez niego. Elf też opuścił salę portalem.


Unia, Niebiańskie Wichry

Amanda, Aine i Nachtrinroth wrócili przez portal do Niebiańskich Wichrów, do Astarii.
- Nie do końca tego się spodziewałam - rzekła Amanda.
- A czego się spodziewałaś? - zapytał Sotor, szczerząc się. Stał koło portalu, z którego wyszli.
- No tego co było w planach, przygotowań do walki z robalem. Od tego zaczęliśmy, ale... - Amanda nie bardzo wiedziała jak to ująć, zwłaszcza w jej stanie emocjonalnym.
- Ale skaza wykonał swój ruch wcześniej. I nie tylko pokrzyżował nasze plany, ale i spowodował wiele ofiar - dokończyła za nią Aine.
Amanda potwierdziła lekkim kiwaniem głowy.
- A to... no tak, wreszcie zaczął działać. Zaczyna się faktyczna część konfliktu... - stwierdził Sotor.
Amanda spojrzała na Sotora nie do końca pewna o co mu chodzi. - Sotor - wyrwało jej się z gardła. Chyba wcześniej była tak zaabsorbowana tym wszystkim, że nie zwróciła uwagi na to kto do niej mówił. Nie tracąc ani chwili, objęła go rękami i przytuliła się do niego.
Sotor też ja przytulił.
- Słyszałem, że Nach cię ostro skrytykował... acz konstruktywnie - powiedział.
- Tak - mruknęła. - Potrzebowałam kilku słów prawdy i będę potrzebować więcej - powiedziała. - A powiedz jak się czujesz? Już wszystko dobrze? Mocno oberwałeś? Jak było? - zarzuciła go pytaniami.
- No mocno oberwałem. Cholerstwo eksplodowało mi w twarz. Ponoć straciłem kończynę, czy dwie... nie wiem, bo byłem nieprzytomny - mruknął rycerz.
Amanda skrzywiła się, wyobrażając sobie co go spotkało.
- Przykro mi, że cię trafili - powiedziała szczerze. - Ale cieszę się, że jesteś już ze mną - powiedziała.
Sotor puścił ją wreszcie z objęć i skłonił się lekko. Ona też go puściła, nie chcąc być źle zrozumianą.
- Chciałabym z tobą pomówić - uprzejmie zwróciła się do Sotora - na osobności, jeśli mogę prosić - dokończyła zdanie spoglądając na obecnych Aine i Nachtrinrotha.
- Oczywiście. Przekażę wszystkim że poranny atak został odwołany, a robal opuścił Astarię - powiedziała Aine i choć mogła to zrobić za pośrednictwem bransolet, to zniknęła w blasku pioruna.
Nachtrinroth skłonił się i zamienił w pył.

Amanda wpatrywała się w pozostawioną przez elfa kupkę popiołu. Wskazała na nią i z wielkim znakiem zapytania na twarzy spojrzała na Sotora.
Pył po chwili zniknął.
- On tak potrafi - mruknął Sotor. - Jego metoda teleportacji.
- Mhm - mruknęła Amanda z lekkim uśmiechem i pokiwała głową ze zrozumieniem. - Ale wróci jeszcze? - spytała.
- Powiedziałaś, że chcesz się że mną rozmówić na osobności to sobie poszedł... na swój sposób - powiedział Sotor.
- Mam nadzieję, że go nie uraziłam - zdradziła Amanda, po czym spojrzała na Sotora. - No więc... - zaczęła. - Wiesz co się działo jak ciebie nie było? - spytała delikatnie.
- Żeby jego urazić musiałabyś się na prawdę postarać - zauważył Sotor.
- Tak, wiem. Jak odzyskałem przytomność, to obserwowałem świat oczami Nacha i Drehmore'a.
Amanda uśmiechnęła się niewyraźnie. - Kim jest Drehmore? - spytała, zbierając sie jeszcze z tym o czym tak naprawdę chciała pomówić.
- Jeden z zarimów - odparł Sotor.
Amanda uśmiechnęła się szczerze. Nadal nic jej to nie mówiło, ale doszła do wniosku, że wcale nie musi. Zaraz potem spoważniała i spojrzała na Sotora.
- Jest pewna delikatna rzecz. Mam nadzieję, że się nie pogniewasz... Ktoś mi zasiał w umyśle ziarnko niepewności i chciałabym abyś mi coś szczerze odpowiedział - zaczęła i spojrzała mężczyźnie w oczy.
- No dawaj - powiedział Sotor.
- Chodzi o ewentualne posiłki z Darkantropi. Powiedzieliśmy, ja powiedziałam, że jeśli sami sobie nie będziemy radzić, to się o nie zwrócimy. Za możliwość wydobywania surowców z Astarii, albo coś innego... Widzisz... potem jak walczyliśmy z tym wijem i gdy straciłam przytomność... - Amanda miała jednak pewne problemy z wysłowieniem się. - Dekantropia nie zdominuje nas ekonomicznie? - spytała delikatnie.
- Darkantropia to nie państwo. Nie mamy miast... jest jedna siedziba. Koniec. Na Astarii z tego co wiem nie ma interesujących nas złóż, za ewentualne posiłki możesz zapłacić ekwiwalentem energii, żeby zrównoważyć nasz jej wydatek - odparł.
- Energii? Jak? - spytała Amanda.
- Zgarnę z naszego miasta kamyczek który naładujesz energią - odparł Sotor. - Możesz też ze mną się przejść jeśli chcesz i obejrzeć nasze jedyne miasto.
- Dziękuję. Chętnie zobaczę, gdy przyjdzie odpowiedni czas - powiedziała Amanda i wyglądała na zadowoloną. - Powiem komu trzeba, że nie miała racji - dodała z uśmiechem.
- No ale mamy jeszcze sporo do zrobienia. Powiedz mi proszę, bo mam plan, ale nie wiem czy jestem dość silna, aby go wykonać... - zaczęła i zastanowiła się przez chwilę.
- Nie powiedziałaś mi co to za plan - Sotor uśmiechnął się półgębkiem.
- No więc chodzi o załatwienie Morza Martwego... szkoda, że przegapiłam moment kiedy Kalamies o nie walczył, ale teraz trzeba to posprzątać. Nachtrinroth zwrócił moją uwagę, że dno morza stanowią nieaktywne wulkany i że mogłabym je pobudzić. Ale ja potem pomyślałam o czymś innym. Nie chcę ryzykować rozlania płynów skazy po połowie kontynentu. Wulkany świadczą o istnieniu szczeliny prowadzącej w głąb ziemi. Chciałabym ja otworzyć tak aby zawartość Morza Martwego do niej spłynęła, a potem przepchnąć ją w głąb aż do lawy... Oczywiście zasklepiając ją natychmiast po tym jak cała Skaza spłynie - przedstawiła swój plan działania.
- Otwarcie ziemi jest łatwiejsze z twojego punktu, ale musiałabyś poprowadzić szczelinę głęboko. Poza tym Skaza by nie "spłynęła. On JEST ziemią. Zmienił teren pod morzem martwym w ciało. To jest plan który wymaga wypalenia go od spodu - powiedział Sotor. - Przebudzenie wulkanów jest nieodzowne... ale spokojnie, a na ziemie spadną co najwyżej popioły...
- Aha, myślałam, o samej cieczy. Dam... damy radę to zniszczyć? - spytała.
- Na razie niespecjalnie. Potrzebujesz większej mocy, więc przyda ci się trening - stwierdził Sotor. Amanda skrzywiła się nieznacznie słysząc, że póki co nici z ataku, który chciała wykonać. Ale zaraz potem rozpromieniła się zadowolona.
- Tak tak, bardzo intensywne treningi. Naucz mnie nowych rzeczy. Na takie silniejsze stwory. I jak zwiększyć moją odporność. A co z tymi artefaktami które mogą mnie wzmocnić? Powiedz mi jak tylko będę mogła je wykorzystać. I powiedz mi proszę, gdy tylko będę mogła załatwić Morze Martwe. Trzeba to zrobić jak najszybciej, zanim stwory Skazy stamtąd wylezą. I trzeba sprawdzić co z Archanoidami, bo nie dały żadnego znaku - odpowiedziała z nieukrywanym entuzjazmem.

I tak właśnie trenowali. Tamten wieczór, cały następny dzień i jeszcze następny. Amanda uczyła się nowych rzeczy, aby zwiększyć swoją skuteczność w walce. Jej uczniowie także trenowali, a oprócz tego ładowali mocą przeróżne rodzaje pocisków i "zabawek" Saylera. Aine zajmowała się organizacją i przenoszeniem uczniów z miejsca na miejsce, a także trenowała ciskanie dużą ilością Gwoździ na raz. Bóstwa Astarii jak najbardziej pomagały organizować wszystko i leczyć rannych. Armie gromadziły się na Wyżynie Troli, na granicy Szczurzych Pól i Doliny Zieleni, oraz przy północnej granicy Amaraziliji, zaś trzeciego dnia wieczorem wzmocniona flota piracka przemierzała już Cieśninę Anazyjską.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: Świat Pasem: Czas Orłów i Kruków

Post autor: WinterWolf »

Amber

- Pff... Pierwszy raz mi się udało zasnąć w pustym pokoju i budzi mnie pogoda... Pięknie - warknęła niezadowolona. Poszła do łazienki by spróbować znaleźć rozwiązanie zagadki, która była przy piedestale. Do niczego nie doszła... Zagadka była dla niej niezrozumiała
Zeszła na śniadanie mamrocząc w kółko słowa zagadki pod nosem.
Na dole spotkała Aleksa w trakcie drugiego śniadania.
Amber siadła ciężko na krześle. Wciąż była nieco zaspana. Spojrzała na Aleksa i od razu zbombardowała go pytaniem.
- Co to jest: "Do środka i na zewnątrz. Raz i dwa. To co do nich wpada jest inne niż to co z nich wypływa. Raz i dwa. Już wiesz o co chodzi? Podniebne łuski są nieco inne. Do środka wpada życie, a na zewnątrz wypływa płomienna śmierć" - rzuciła z rezygnacją malującą się na twarzy.
Aleks uniósł brew.
- Zapytaj naszych znajomych smoków skąd pochodzi ich płomienny oddech - zasugerował. - Sądzę, ze chodzi o narząd który produkuje ogień, tyle tylko, że "podniebne łuski są nieco inne" co by znaczyło, ze każdy lub prawie każdy ma taki narząd.
- No to wpierw muszę ich spytać, a potem znaleźć do zabicia skażonego smoka - bąknęła. - Bo przecież nie zabiorę takiej części ciała jednemu z naszych - burknęła. - Cokolwiek to jest - dodała z westchnieniem. Te zagadki wymyślał szaleniec...
Aleks zmrużył oczy - Carmen wspominała, ze do poprzedniej zagadki potrzebowałaś feniksa. Skąd go zgarnęłaś? zapytał.
- Z Darkantropii - mruknęła.
- Może mają jakiegoś smoka do oddania? - rzucił.
- I tak wpierw trzeba się dowiedzieć co to za część smoka - bąknęła. - Ale wpierw coś zjem. Bo gadanie o podrobach sprawia, że robię się bardziej głodna niż już jestem - dodała.
- Mhm... ja idę dalej ćwiczyć, daj znać jak będziesz chciała ćwiczyć teleportację... - rzucił Aleks, wstając od stołu.
- Jak tylko uporam się z tą zagadką... Mam szczerą nadzieję, że jest ostatnia - burknęła. Zamówiła sobie śniadanie z zamiarem zjedzenia go i natychmiastowego odszukania smoka, który mógłby odpowiedzieć na jej pytania. Potem gorzej będzie z dostaniem się do Darkantropii skoro Carmen zajęta była teraz przenoszeniem miniaturowego królestwa wampirów.
Dość szybko znalazła smoczego ambasadora, który bez wahania powiedział jej, że smoki napuszczają pewnego rodzaju gazu do płuc, wydmuchują razem z wydychanym powietrzem i gaz ten zapala się, gdy wyleci z nozdrzy lub paszczy.
- Czyli płuca to sprawiają? - spytała jeszcze nieco nieobecna myślami. Zastanawiała się skąd weźmie płuca smoka... Albo jak dostanie się do Darkantropii...
- No głównie. One wydmuchują tak naprawdę gaz na zewnątrz - stwierdził smok.
Amber poszła po Aleksa. Jak tylko go znalazła od razu rzuciła:
- Potrzebuję byś skontaktował mnie z Carmen. Wiem już czego potrzebuje, ale nie wiem czy mają to w Darkantropii czy nie - mruknęła.
- Jasne... o co konkretnie zapytać? - zapytał Aleks.
- Czy mają smoka, którego płuca mogę sobie przywłaszczyć na rzecz rozwiązania zagadki - powiedziała.
Aleks już chciał to przekazać, po czym spojrzał na Amber nieco dziwnie, po czym uderzył się w czoło jakby przypominając sobie coś i przekazał wiadomość.
- Mmmm... otworzę portal do laboratorium. Mamy tam wpaść i zgarnąć co trzeba -powiedział. - Mam namiary od Carmen i muszę je szybko wykorzystać póki je czuję - powiedział chłopak i zaczął stawiać portal na środku placu treningowego.
- O. W każdym razie będę się musiała nauczyć tego stawiania portali i tej całej telepatii - westchnęła. - Niech tylko skończę z tą zagadką... Spytaj przy okazji Carmen jak się dostać do tego piedestału. Bo ja ci niestety nie wskażę lokalizacji, nie znam się na portalach - dodała.
- Zagadamy z Darkningiem. Ponoć wie co nieco o tej zagadce i skoczy z nami na otwarcie. Stwierdził, że to ostatnia zagadka i jest tam ktoś, komu jest coś winien... cokolwiek to znaczy - mruknął Aleks, po czym wskazał zachęcającym ruchem portal.
Amber przeszła więc przez portal. Po śniadaniu nie była już taka zaspana na szczęście.
Weszli do laboratorium.
- Witajcie - rzucił Darkning i westchnął.
- Zaraz pokażę wam co i jak z tym smokiem - mruknął.
- O, no jestem ciekawa o co chodzi... W sumie to nie znam się za bardzo na smokach - mruknęła.
Darkning ruszył w stronę bocznego przejścia i zaczął mówić.
- Diabelnie dawno temu smoki miały ze mną na pieńku, mówiąc delikatnie. Byłem dla nich istotą, której należy szukać i zabić. Wiele ich się zebrało, próbując mnie ubić. Nie miałem zamiaru walczyć z nim, a tym bardziej wyrzynać ich wszystkich po kolei. Przeczekałem ich gniew koniec końców i wykorzystałem to podczas jeden z wojen smoków i demonów. Jeden ze smoków okazał się być zdrajcą, przez niego wielu jego pobratymców zostało zabitych. Gdy smok ów został schwytany zastanawiano się nad karą. Zaoferowałem swoją pomoc. Obiecałem smokom, ze jego kara będzie trwać tak długo jak będzie istnieć Darkantropia i że będzie to niekończąca się męka - zakończył, podchodząc do wielkiego, pancernego włazu. Dotknął jego powierzchni dłonią i wszyscy weszli do windy, by pojechać w dół.
- Jego kara miała polegać na tym, że będzie dla mnie źródłem organów. Zmieniłem jego działo tak, by zrobić sobie "hodowlę" tego co potrzebuję - mruknął, gdy winda zatrzymała się.
- Poznajcie Thanandara - powiedział, otwierając drzwi. Weszli go gigantycznej jaskini, pośrodku której wisiał smok... bestia była gigantyczna, a w jej ciało wbite były metalowe lance o adekwatnym rozmiarze. Istota była przebita nimi na wylot... skóra w wielu miejscach była nacięta i spalona, by zapobiec regeneracji. Lance zaś zawierały korytarze umożliwiające wejście do wnętrza istoty.
- Adekwatna kara za zdradę - mruknęła Amber. Bezwzględne poczucie lojalności u wilkołaków sprawiało, że nie było jej żal smoka. Jeśli rzeczywiście zdradził, to zasłużył sobie na to co się z nim teraz działo. - Ale trzeba przyznać, że jest wielki... Pewnie jego organy wewnętrzne również - bąknęła.
- Niekoniecznie - mruknął Darkning. - Hodujemy wewnątrz wiele różnych organów i przystosowaliśmy jego ciało do zawierania również mniejszych wersji. Chcecie płuca, tak? - zapytał.
- Tak. Zagadka brzmiała: "Do środka i na zewnątrz. Raz i dwa. To co do nich wpada jest inne niż to co z nich wypływa. Raz i dwa. Już wiesz o co chodzi? Podniebne łuski są nieco inne. Do środka wpada życie, a na zewnątrz wypływa płomienna śmierć". Smok, którego o to pytałam powiedział, że chodzi o smocze płuca - mruknęła.
- Mhm... skoczę z wami na otwarcie tych wrót. Mam złe przeczucia. Co tam jeszcze mieliście zdobyć poza feniksem? - zapytał Darkning, prowadząc parę wilkołaków korytarzem w jednej z "lanc".
- Wpierw był Feniks, a dokładnie jego jajo, potem było serce wampira, a teraz smocze płuca - powiedziała.
- Serce wampira... no to by się zgadzało - mruknął mężczyzna i westchnął. Dotarli do pół-biologicznej sali wewnątrz ciała smoka. Darkning wziął jeden z noży leżących na stoliku koło wejścia. Na ścianach komory rosły różnego rozmiaru smocze płuca... Darkning uciął jeden "zestaw" jak dojrzały owoc z gałęzi drzewa, po czym podał organ Amber i poszedł odłożyć nóż na miejsce wyczyściwszy go energią.
Z naturalną dla siebie ciekawością Amber obwąchała dokładnie to co dostała w ręce. Węch w końcu był jej głównym zmysłem. Przyłapała się na tym, że zaczyna myśleć o tym jak takie coś może smakować.
Aleks za to przyłapał się na tym, że do ust naleciała mu ślina.
- Chcecie trochę smoczego mięsa w celach gastronomicznych? - rzucił Darkning, zapewne zauważając nastawienie wilkołaków.
- Można jeść smoki? - zdziwiła się Amber. Mimo apetytu na podroby nie sądziła, że smoki się zjada. W końcu było nie było wydawały się wystarczająco inteligentne by uznać je jak ludzi, elfy, krasnoludy za istoty, których nie powinno się jeść.
Teoretycznie jeść można wszystko - mruknął Darkning i wzruszył ramionami. - W praktyce nie wszystko da się usprawiedliwić pod względem etycznym i zdrowotnym -
- Alfa w naszej wataże zawsze powtarzał by nie jeść ludzi, nieludzi, wilków, a już tym bardziej innych wilkołaków. Podkreślał to zawsze bardzo starannie i wielokrotnie. A zważywszy na to, że mamy sojusz ze smokami i rozmawiamy z nimi jak z ludźmi to też nie za bardzo - dodała.
- Mógł to mówić ze względów zdrowotnych. To dalej częściowy kanibalizm - zauważył mężczyzna. - Nieistotne, jeśli nie chcecie, to chodźmy -
- Jak wrócimy do Azylu to zapolujemy na coś - mruknęła do Aleksa. Z powodu zapachów jakie roztaczały się wokół zrobiła się głodna. Co jak co, ale zapach krwi i świeżego, surowego mięsa robiły swoje, mimo że Amber była tuż po śniadaniu. Ruszyła za Darkningiem.
Ten otworzył portal i całą trójka znalazła się w sali z piedestałem.
- No... to czynisz honory? - zapytał Darkning, wskazując na piedestał.
Amber położyła swój ładunek na piedestale. Przywykła już do procedury otwierania kolejnych wrót.
Tym razem za otwartymi wrotami był portal, w którym kłębiły się mgławice czerni i czerwieni. Wyglądał dość złowrogo.
- Co mamy zrobić z tym portalem? - zdziwiła się Amber. Tego się nie spodziewała.
- Przezeń przejść - odparł Darkning, podchodząc do falującej tafli energii.
- Tak po prostu... No dobrze, to idę - powiedziała gotowa przejść jeśli nikt nie zgłaszał sprzeciwów.
Cała trójka przeszła przez portal, by znaleźć się na zawieszonym w przestrzeni kamiennym chodniku wiodącym do struktury o kształcie rombu. Wokół orbitowały masy energii. Darkning westchnął.
- Idźcie dalej we dwójkę, ja tutaj mam interes... - mruknął, patrząc w pustkę.
Amber skinęła głową i ruszyła naprzód.
Dotarła z Aleksem do wnętrza wielkiej konstrukcji. Wewnątrz była moc... moc której Amber nie da rady ogarnąć w jednym momencie... aczkolwiek, gdyby Aleks jej pomógł to mogła spróbować. Energia ta jednak musiała być natychmiast wykorzystana w konkretnym celu, więc Amber musiała wiedzieć jaki aspekt siebie lub swych sług chce poprawić zanim przystąpi do pochłaniania energii.
- Aleks, czeka nas cholernie dużo pracy - mruknęła. - Wraz ze wzrostem mojej mocy wzrośnie ogólna siła wszystkich, których wzmocniłam i wszystkich istot zależnych od mojej mocy. Czyli urośniesz w siłę ty, Revenanci, Kopacz i wszyscy wzmocnieni żołnierze i straż - dodała. - Cienie na polu bitwy są poza tym bardzo skuteczne, ale długie ich kontrolowanie wymaga pewnych nakładów energii. Przydałoby się coś z tym zrobić. Poza tym zwiększyłabym prędkość ataku i poruszania się mroczniaków oraz ich zdolności regeneracyjne. Co o tym sądzisz? - spytała.
- Brzmi ciekawie - powiedział Aleks. - W końcu pracujesz nad sobą często i długo, a oni nie mogą się sami doskonalić w takim stopniu na ile ty potrafisz ich wzmocnić - stwierdził Aleks. - Mam ci pomóc opanować tę moc? - zapytał.
- Tak, proszę. Lepiej opanowałeś magię niż ja, twoja wiedza w tym wypadku jest nieodzowna - powiedziała Amber.
- To będzie długi i meczący proces - ocenił Aleks, sięgnął do kieszeni kurtki i wyciągnął zeń piersiówkę, po czym łyknął trochę wywaru ze środka, po czym podał naczynie Amber.
- Moja mikstura, ułatwi koncentracje i przyswajanie energii - powiedział.
- Dobra - przyjęła piersiówkę i wypiła trochę. Zdawała sobie sprawę z tego, że to będzie bardzo pracowity czas, ale była wyspana i w pełni sił. Aleks też spał, więc przy dobrych wiatrach powinni dać sobie radę.
Cały proces wymagał olbrzymiego wysiłku psychicznego. Aleks utrzymywał energię w miejscy i wyłapując poszczególne jej porcje przesuwał ją do Amber, która wchłaniała ją i natychmiast przydzielała ją we właściwe miejsce.
Aleks i Amber wrócili dl Azylu portalem pozostawionym przez Darkninga. Dowlekli się z pomocą Riki do swoich pokojów i zalegli tam do dnia następnego.
Kolejny poranek przyniósł prawdopodobnie ostatni ciepły dzień przed początkiem jesieni. Słońce świeciło jasno, a po wietrze sprzed dwóch dni nie pozostał nawet ślad.
Amber zwlekła się z łóżka ziewając. A mieli opchać się mięskiem z Aleksem... Zlazła na sam dół zamówić sobie śniadanie.
Aleks już tam był. Przemęczenie nie obeszło się z nim łagodnie. Siedział skapcaniały przy stole, trzymając w dłoni kubek czarnego napoju o intensywnym zapachu. Barman spojrzał na Amber.
- O widzę, że jesteś w lepszym stanie niż nasz generał - zauważył.
- Miał bardzo wymagające i trudne zadanie przez ostatnie 2 dni. I wywiązał się z niego wzorowo - powiedziała Amber. Przechodząc koło Aleksa przesunęła dłonią po jego włosach koło ucha.
- Dziś Carmen powinna zakończyć teleportację, a ty będziesz musiał wrócić spać - powiedziała do Aleksa. Zamówiła sobie śniadanie. Porcję jajecznicy.
- Nie no jestem wyspany, tylko... dalej zmęczony - bąknął Aleks.
Amber dostała jajecznicę dość szybko. Była to naprawdę duża porcja.
- Sen najlepiej walczy ze zmęczeniem. W czasach głodu bywa, że watahy wilkołaków przebiegają olbrzymie odległości. Zmęczenie jest większe, gdy nie można zregenerować sił najadając się. Wtedy wilkołak może spać nawet trzy dni z przerwami na picie wody, by regenerować nadwątlone siły i oszczędzać te, które zostały - powiedziała. - Mam nadzieję, że zjadłeś już coś pożywnego? - spytała. Wzięła się za śniadanie.
- Taaak. Mięsko - Aleks uśmiechnął się na chwilę. - Idę poćwiczyć godzinę i wracam spać. Musze się rozruszać... -
- Dobry pomysł - powiedziała. Dokończyła śniadanie.
Aleks dopił kawę i ruszył na plac treningowy, ruszając barkami.
Tymczasem mroczniaki chciały przetestować nowe możliwości. Ocenić swój zasięg. Amber czułą ich łaknienie walki.... było to jak swędzenie w miejscu, w którym nie można się podrapać...
- Dobra, to my poszukamy istot Skazy - mruknęła po skończonym śniadaniu. Rozejrzała się za Riką. W końcu ona też umiała stawiać portale.
Rika znalazła się dość szybko. Byłą na placu i patrzyła na poczynania Aleksa.
- Rika, wesprzesz mnie w poszukiwaniu istot Skazy do ubicia? Mroczniaki mnie... swędzą... - mruknęła.
- Erm... dobra... wysłać cię gdziekolwiek, gdzie przyda się eksterminacja? - zaproponowała Rika.
- Zastanawiałam się czy czasem na kontynencie wybrańca Tyris nie trzeba by pomóc. Mogłabym odpłacić od razu za jego drzewce i poprosić o pomoc w zalesianiu Milgasii - mruknęła.
- Aleks już z nim się rozmówił w twoim imieniu, chyba zapomniał ci wspomnieć z tego wszystkiego. moze lepiej go o to zapytaj... - powiedziała Rika.
- Aleks... Na czym stanęła umowa z tym druidem? - spytała.
- Hm? Aaa.. zapomniałem zupełnie. Dostarczy nam dużo ziaren wszelkich roślin jakie chcemy, ale musisz pójść na miejsce i wybrać właściwe rośliny - powiedział wilkołak. - Dostarczą nam tego pełno, bo ich obowiązkiem jest rozprzestrzeniać życie po świecie. Tak na prawdę wyświadczamy im przysługę bo więcej życia oznacza większą moc Tyris. Tak to wygląda -
- A zorientowałeś się jak ma się u nich sytuacja ze Skazą? - spytała.
- Zepchnęli skazę do paru wysp i nie mogą ich ruszyć - powiedział wilkołak. Za mała siła uderzeniowa. Nie idź tam sama - dodał. - Mogę wyciągnąć cię z grobu, ale nie chcę musieć tego robić – mrugnął do niej. - Skaza jest tam na prawdę silny... - westchnął.
- I tak nigdy nie chodzę sama tylko w obstawie 2000 mroczniaków, teraz wzmocnionych. Poza tym są cienie i Revenanci - dodała. Westchnęła. - A na kontynencie Wybrańca Harmony? - spytała.
- Tam jest prawie czysto, sądzę, że jeśli mu pomożesz to zakończycie żywot skazy na jego kontynencie - stwierdził Aleks.
- Czy jest jeszcze jakiś kontynent, na którym nie ryzykuję śmierci z powodu nadmiernej siły jednostek Skazy, a jednocześnie jest ich tam wystarczająco dużo by mroczniaki miały używanie? - spytała.
- Astaria. Kontynent wybrańca Aramona. Wokół morza pośrodku ich kontynentu powstało coś w rodzaju muru Skazy. Możesz go przerwać w paru miejscach, ułatwiając im życie - stwierdził Aleks.
- Hmmm... To z mroczniakami tam zajrzymy, a potem dobijemy Skazę na kontynencie Wybrańca Harmony - powiedziała. Taki układ jej nawet pasował.
Aleks szybko stworzył portal.
- Będziesz w powietrzu nad kontynentem, gdy przez to przejdziesz, więc bądź gotowa - powiedział.
- Dokładnie nad filarami, które trzymają barierę Zniekształcającą wokół Morza Martwego -
- Co to ta bariera? - spytała jeszcze.
- Chroni przed niepostrzeżonymi odwiedzinami w Morzu Martwym - odparł Aleks.
- Kto tę barierę postawił? - spytała.
- Skaza - mruknął Aleks.
- Czyli powinnam dofrunąć do linii brzegowej gdzie Skaza ma umocnienia, naruszyć je porządnie i się stamtąd zabrać... Bo pod wodą to ja raczej nie bardzo działam - dodała.
- Mniej-więcej. Tylko to morze jest wewnątrz kontynentu. Jest po prostu za duże jak na jezioro. Filary stoją na lądzie wokół morza - powiedział Aleks.
- No to zrujnuję Skazie linię obrony na całej długości jeśli się da - mruknęła poruszając barkami.
- Na całej długości raczej nie dasz rady, za dużo roboty. Nałożę na ciebie glif, gdy będziesz chciała wrócisz aktywujesz go energią - powiedział chłopak, ujmując jej dłoń i dotykając jej wierzchu. - No... załatwione.
- To otworzy portal? - spytała zaciekawiona.
- Nie, teleportuje cię do pokoju - chłopak wyszczerzył się.
- Jeszcze lepiej - ucieszyła się Amber. - Dobra, to idę dobrać się do tyłka Skazie. Nie spodziewa się takich odwiedzin - zaśmiała się niebezpiecznie,
Portal zabrał ja w przestworza nad Astarią. Amber ujrzała linię filarów wokół czarnego jak noc morza...
Amber rozwinęła skrzydła by sobie poszybować spokojnie nad okolicą i rozejrzeć się gdzie są umocnienia Skazy, które mroczniaki mogłyby radośnie rozwalić przy okazji mordując istoty Skazy...
Bariera wyglądała jak Aleks to opisał. Filary grubości 40 metrów i wysokości 500 metrów okrążały Morze Martwe i sporo terenu wokół niego. Były rozlokowane co kilometr i rozpinały wokół terenu wewnątrz barierę zakłócającą energię.
Amber znalazła sobie jakieś miejsce, gdzie istoty Skazy pałętały się poza barierą, na zewnątrz, na lądzie. Zamierzała tam uderzyć. Przy odrobinie szczęścia może zniszczyć filary, albo je zepsuć...
Uderzyła więc z mroczniakami w podnóże jednego z filarów. Mroczniaki rzuciły się na istoty Skazy i rozlazły po najbliższej okolicy w poszukiwaniu celów. Filar zaczął nadawać jakiś silny sygnał telepatyczny do wnętrza morza...
- To miało reagować dopiero po wejściu w strefę osłanianą, a nie teraz - burknęła. Sprawdziła czy filary da się wysadzić.
Solidnie naładowany pocisk wysadził fragment filaru, który powoli zaczął padać, niczym powalone przez niedźwiedzia drzewo. Wyładowania z wnętrza filaru zaczęły tryskać po okolicy, czyniąc spustoszenie wśród mroczniaków. Istoty szybko wycofały się, a parę wyładowań uderzyło w Amber, odpychając ją. Wilkołaczycy zrobiło się na chwilę ciemno przed oczami, tymczasem ziemia zaczęła się trząść, jakby przy tym rycząc...
Amber pozwoliła mroczniakom się wycofać po czym przeszła w cień by obserwować z bezpiecznej perspektywy to co się działo. W sumie to co się stało ją zdziwiło bardzo. Na szczęście ten incydent nie wpłynął na zmianę liczebności mroczniaków... Jej negatywna energia przywróci wszystkich pechowców.
Amber usłyszała jeszcze parę ryków, aż wreszcie kikut po filarze zasklepił się... Amber zrozumiała, ze teren tu jest skażony tak mocno, ze zaczął przekształcać się w ciało dla Skazy. Sądząc po reakcji Amber właśnie uderzyła w jakiś czuły punkt tego "ciała". Wilkołaczyca przez chwilę to obserwowała. Postanowiła zwiększyć wyrwę i zniszczyć jeszcze kilka filarów, ale tym razem zamierzała się pilnować by nie oberwać już więcej żadnym wyładowaniem energii.
Mroczniaki trzymały się już od filarów na dystans, mordując przeszkadzające Amber istoty Skazy. Duże i małe. Tymczasem wilkołaczyca zniszczyła kolejny filar z podobnym skutkiem.. tym razem jednak Skaza odpowiedział czymś więcej. Z głębi morza powoli ruszyła się jakaś istota... i Amber poczuła to nie tylko poprzez wyczuwanie energii, ale i poprzez ruch ziemi pod jej łapami i tworzące się na Morzu Martwym fale...
Nim stwór się pojawił Amber rąbnęła w kolejny filar, a potem znów zabrała wszelkie manatki w postaci mroczniaków i schowała się w cień. Chciała wpierw móc ocenić z jakim przeciwnikiem ma do czynienia.
Z głębin powoli wyłonił się łeb, a potem barki... a potem powoli cała reszta istoty, przypominającej krocionoga posiadającego długie, ostrze macki zamiast odnóży... Amber oszacowała, ze istota ma z 50 km długości... a nie widziała ile jej wystawało nad wodę...
Amber w postaci cienia zaczęła szukać jakichś słabych punktów w miejscach łączenia pancerza... Czegoś przez co mogłaby posłać cienie by zajęły się wnętrzem stwora i otworzyły drogę mroczniakom...
Istota zaterkotała żuwaczkami, rozglądając się po okolicy, po czym schowała siew głębinie z powrotem nim Amber zdołała zareagować. Pancerz istoty był cholerycznie gruby, a łączenia wykonane z dziwnego materiału, który ciężko byłoby przeciąć nawet cieniom. Tu Skaza tworzył istotę, która miała najwyraźniej zagrozić nie tylko Astarii...
Amber namyśliła się głęboko.
- Aleks... Mamy poważny problem. To całe Morze Martwe to jedno wielkie akwarium dla nowego pupilka Skazy - rzuciła. Zgodnie z tym co wcześniej mówił Aleks, powinien jeszcze nie spać. A przez łącze które dzielili słyszał słowa, które kierowała do niego.
"Wracaj do Azylu, trzeba się skontaktować z innymi Wybrańcami" mruknął Aleks.
- Ano... A tak miło się mordowało te istoty - westchnęła. Po czym napełniła glif energią.
Obraz przed jej oczami zamazał się... po czym pojawiła się w swoim pokoju w Azylu.
Wilkołaczyca westchnęła i wyszła z pokoju. Carmen dziś lub najpóźniej jutro powinna skończyć sprawę teleportacji, ale warto się było dowiedzieć co inni, sprzymierzeni wybrańcy powiedzą na temat akwarium Skazy.
"Jestem jeszcze na palcu treningowym, czekam na ciebie" rzucił Aleks.
- Żeby się kontaktować z innymi musimy chyba iść do Ratusza, nie? Jak tak to tam się spotkajmy - powiedziała.
"Skontaktować się z Wybrańcami możemy z każdego punktu..." stwierdził Aleks. "Ale dobrze, idę do ratusza"
Amber poszła w stronę ratusza zastanawiając się po drodze co z tym wielkim opancerzonym fantem zrobić...
Aleks był już na miejscu i przeglądał jakieś mapy.
- Pokaż mi w ogóle na mapie Morze Martwe na Astarii... - rzuciła na wstępie.
Aleks wskazał sporą plamę nieco na południowy zachód od centrum kontynentu.
Amber się skrzywiła.
- Ciekawe czy to monstrum na dnie musi jeść - bąknęła. - Jeśli tak to niebawem będzie musiało wyleźć bo mu żarcia braknie - dodała.
- Raczej wątpię. Skaza jako-taka jest w tym momencie cała organizmem. Te istoty tu to jego... system immunologiczny. Jesteśmy dla niego chorobą - Aleks wzruszył ramionami. - Zupełnie na odwrót niż jest na prawdę.
- Tss, byliśmy tu wcześniej - parsknęła. - Ale chociaż tyle, że nie wylezie z głodu. W ogóle teren wokół morza jest straszliwie skażony. Takiego skażenia jeszcze w życiu nie widziałam - mruknęła. - Jesteś w stanie porozumieć się z kilkoma wybrańcami na raz? - spytała.
- Możemy zwołać "konferencję" - mruknął Aleks.
- Jeśli tak to się nazywa to jestem za - powiedziała.
- Z kim chcemy się rozmówić? - zapytał Aleks.
- Wszyscy, z którymi jesteśmy sprzymierzeni. No i trzeba powiadomić wybrańca, który urzęduje na Astarii. Nie wiem kto to, więc o tym porozmawiam z Carmen - powiedziała.
- Mhm. Wiec zwołujemy spotkanie z wybrańcami Tyris, Thirel, Luviony i tego z Astarii, tak?
- Tyris, Thirel, Luviony, Harmony... No i ewentualnie tego z Astarii, choć nie wiem kto to - wzruszyła ramionami. W tej chwili bardziej jej zależało na tym by jej sprzymierzeńcy byli gotowi, nieznajomymi mniej się przejmowała.
- Dobra, pogadam z kim trzeba, daj mi chwile - powiedział Aleks i przysiadł zamykając oczy.
Amber w tym czasie przyglądała się mapie Astarii i zapamiętywała co gdzie jest. Być może w niedługim czasie spędzi tam więcej czasu.
- Nie potrafię się skontaktować z wybrańcem z Astarii, ale reszta będzie gotowa do narady za godzinę - powiedział Aleks.
- Dobra. Przekaż Carmen by dała znać opiekunowi wybrańca z Astarii, że coś się święci. Czy komukolwiek kto mu tam pomaga. Ona zna ich wszystkich - powiedziała.
- Mmm.... hm - mruknął Aleks.
- Wybraniec Astarii wie.. był obecny przy twoich "popisach". Widział je z dystansu - mruknął Aleks.
- Miło. Więc niech zacznie odbijać kontynent z łap Skazy - skomentowała Amber bez specjalnych emocji. - Czyli mamy godzinę do konferencji. Można chwilę odpocząć - mruknęła.
- Hmm.. skontaktował się ze mną jeden z zarimów, który nam pomagał. Obecnie pomaga Wybrańcowi Aramona... czyli tej kobiecie z Astarii - powiedział. - Ona chce uwalić to bydlę jutro z rana.
- Jak rozumiem ma gotowe siły i wszystko do uderzenia? - spytała Amber. - I nawiązane sojusze? Bo w pojedynkę to nawet go nie zadraśnie - mruknęła.
- Mam o to zapytać? - zapytał Aleks.
- Albo wiesz co? – wykonał parę gestów rękoma.
- Sama zaraz sobie pogadasz z główną zainteresowaną uruchamiając komunikację zdalną.
- No, proszę – mruknął chłopak, wskazując Amandę gestem dłoni.
- Oto wybraniec Azariel - Amber i jej prawa ręka - Aleks - mruknął Nachtrinroth, po czym zwrócił się do Amber.
- A to Amanda - Wybraniec Aramona i Aine - dżinn będąca... - spojrzał na Aine pytającym wzrokiem. - Władczynią Unii, tak?
- Spotkanie AA'n'AA - mruknął cicho Aleks, drapiąc się po potylicy.
- Ponoć z rana zamierzasz zaatakować tego tam co go masz w tym akwarium... Mam nadzieję, że masz armię i zawiązane sojusze na ten wypadek albo planujesz to zorganizować - Amber odezwała się bez zbędnych wstępów i uprzejmości. Oczy wyglądające jak zrobione z doskonale czystego bursztynu z zatopionymi w nich kreskami źrenic wbite były w Amandę.
- Tak, zamierzam zniszczyć Skazę zajmująca to morze. Ten twór wyglądał na potężny, ale nawet jeśli jeszcze nie jest gotowy, to zdąży mi uciec i zasieje duże spustoszenie - odpowiedziała Amanda. Ruda kobieta z kilkoma ciemnymi plamkami na twarzy, która nie wyróżniała się niczym szczególnym. A ubrana była w jakiś kombinezon z doczepionymi dwoma metalowymi przedmiotami i małą manierka wody.
- Nie sprowadzimy nad morze całej armii do jutra rana. Postaramy się zorganizować jak największe siły - Aine odpowiedziała na druga część pytania.
- Czy możemy liczyć na wasza pomoc w walce z "tym"? - spytała Amanda.
- Ten stwór ma pancerz tak gruby, że nie przebiją się przezeń moje cienie, a łączenia w pancerzu wypełnia materiał, którego nie kojarzę. Stwór jest niegotowy i ze względu na swój rozmiar jeszcze przez jakiś czas w takim stanie pozostanie. Skaza miał okazję stworzyć coś takiego w tamtym miejscu bo nie był niepokojony i skaził cały teren wokół w stopniu, w którym ten zaczął zmieniać się w coś w rodzaju ciała Skazy. To w morzu to zaledwie część problemu. Jakie siły jesteście w stanie zgromadzić do jutra rana? Przerzut sił to niewielki problem - mruknęła. Czyli jednak nie byli gotowi... Tak jak podejrzewała.
- Część sil możemy przerzucić, jednak nie teleportuje całej armii. Możemy liczyć na kilka galeonów powietrznych. Opracowujemy już bron, która powinna się sprawdzić - powiedziała Aine.
Amber westchnęła.
- Czyli jak rozumiem nie macie sojuszy, nie macie armii... Za to macie broń, która być może zadziała. Co to za broń? - spytała.
- Mamy sojusze i połączone armie. Nie przebędą jednak one czterech tysięcy kilometrów w jedna noc. Możemy teleportować część - wyjaśniła Amanda.
- Bron nazwaliśmy prosto: gwoździe. Stalowe, wielkości drzewa, naładowane mocą i zrzucane z dużej wysokości na cel - odpowiedziała Aine.
- Tylko 4 tysiące kilometrów? Z jakim wybrańcem nawiązaliście taki sojusz, że jest tak blisko? - zdziwiła się Amber. Według map świata odległości między kontynentami były znacznie większe niż marne 4 tysiące kilometrów.
- Z żadnym - odpowiedziała Amanda. Nie kontaktowali się z innymi wybrańcami aż do tej pory. Amanda nie wiedziała nawet, że to możliwe.
- To sojusze państw na Astarii - wyjaśniła.
Amber wybuchnęła śmiechem. Śmiała się chwilę po czym wytarła łzy, które popłynęły jej z oczu.
- Czyli dysponujecie mocą jednego wybrańca. No pięknie. Tak dobrego żartu dawno nie słyszałam - mruknęła. - Jeśli negocjacje, które mam za niecałą godzinę pójdą dobrze to będzie na miejscu szóstka wybrańców włącznie z tobą. To co Skaza hoduje w tym akwarium jest zagrożeniem dla wszystkich na całym świecie i zaryzykuję stwierdzenie, że gdybyście sami stanęli do walki przeszłoby po waszych trupach bez specjalnego zauważenia waszej obecności - powiedziała.
Amanda skrzywiła się niezadowolona. Raz przyśnił jej się biały smok i nie był to zwykły sen. Wiedziała o innych wybrańcach, ale nikt nie pomyślał o kontaktowaniu się z osobami na innych kontynentach. Fakt, ze inni to zrobili, choć jej tym nie objęli, był co najmniej niepocieszający.
- Dzięki za pocieszenie - powiedziała sarkastycznie Amanda. - Masz sojusz z pięcioma wybrańcami, a do mnie nawet się nie odezwaliście? Nie mogliście nas włączyć? - dopytywała się stanowczym głosem.
- Teraz już będziemy - uspokoiła ja Aine. - Prawda? - dodała spoglądając to na Amber, to na Aleksa.
- Sojusz zawierany był pod kątem korzyści jakie ze sobą mógł nieść. Nie zawierałam sojuszu ze wszystkimi, a zaledwie z czwórką wybrańców. Dokładnie z wybrańcami Tyris, Thirel, Luviony i Harmony. Tyris to bogini związana z moim rodzajem więc współpraca była naturalną koleją rzeczy. Thirel leczy jak żadne inne bóstwo, więc umiejętności Adeli są nieocenione na polu bitwy i po bitwie. Sojusz z Wybranką Luviony zapewnił równowagę i automatyczne poparcie Wybrańca Harmony, więc również był na rękę. Powiedziałam teraz, że szóstka wybrańców weźmie w tym udział jeśli negocjacje pójdą dobrze ponieważ liczyłam również ciebie. No chyba, że nie zamierzasz brać w tym udziału, mimo tego, że to twój kontynent - mruknęła Amber. Nie podobała jej się roszczeniowa postawa dwóch kobiet po drugiej stronie. Głos dziewczyny się obniżył i zupełnie teraz nie pasował do tej drobnej istoty, którą była. Ale zachowała chłodny spokój. - Nie mogę decydować za innych wybrańców. To czy będą chcieli zawrzeć z wami sojusz to ich sprawa. Chcę zaoferować pomoc w wyeliminowaniu zagrożenia na twoim lądzie nim rozpełznie się na pozostałe. Tyle - powiedziała Amber.
Nachtrinroth uśmiechnął się lekko pocierając brodę, ale nie odzywał się. Aleks z kolei przeciągnął się i podniósł.
- Nie wiem jak u was, ale u nas jak ktoś organizuje wsparcie tyczące się w pierwszej kolejności terenu osoby trzeciej to mówi się "dziękuje" a nie kreci nosem.
Tym razem elf nie wytrzymał i parsknął śmiechem, po czym odchrząknął.
- Złośliwości proponuję pozostawić na później. Na przykład na czas po śmierci Skazy...
- Lepiej całkiem z nich zrezygnować - powiedziała Aine, której te złośliwości wcale nie cieszyły. - To bardzo dobrze, z chęcią przyjmiemy pomoc w walce ze skaza. Twoja i innych wybrańców, jeśli będą skłonni stanąć z nami do walki - odpowiedziała wracając do wcześniejszych kwestii.
- Nie wiem skąd pomysł, ze ja miałabym nie walczyć? - spytała Amanda, choć nie oczekiwała odpowiedzi na to pytanie. Zwykle nie miała żadnych problemów z dogadywaniem się z innymi, ale ta kobieta była jakaś inna. Chyba nie była zwykłym człowiekiem, nawet zanim została wybrańcem.
- Jestem wybrańcem Aramona, boga ziemi. Mogę łatwiej oczyścić skażone ziemie i przywrócić je do stanu świetności - dodała Amanda w odpowiedzi na wzmianki o zdolnościach innych wybrańców oraz przedstawiając jednocześnie swoją ofertę.
- W tej chwili na Milgasii potrzebujemy życia, bo ziemie oczyściliśmy we własnym zakresie. Potrzeba zwierząt i roślin, więc obawiam się, że jest to poza twoim zasięgiem. Ale Adela pewnie chętnie z tobą na ten temat porozmawia, bo wysadziłam u niej potwora też sporych rozmiarów. Niestety zabrał ze sobą do grobu cały masyw górski. Może zdołasz go odtworzyć. Ta ziejąca pustką dziura wygląda jednak znacznie gorzej niż góry - mruknęła. - Za godzinę będziemy mieli konferencje. Skoro jesteście skłonni współpracować to także jesteście zaproszeni. Tam przedstawicie swoją ofertę - powiedziała.
- Chętnie z nią porozmawiam. Dobrze, zatem za godzinę. Spotykamy się gdzieś osobiście, czy porozmawiamy tak jak teraz? - spytała Amanda.
- Dobra, lepiej chyba jeśli spotkamy się osobiście - stwierdził Aleks. - Nawet jest pewien neutralny teren, który został mi oddany do dyspozycji w celu realizacji spotkania.
- Idealnie. Zajmiesz się organizacją transportu dla wszystkich? - spytała Aleksa. Miała przede wszystkim na myśli starego druida, który związany z mocą życia posługiwał się innymi środkami transportu niż portale.
- Znakomicie. Czy wszyscy dadzą rade w jedna godzinę? - Aine zadała nieco inne pytanie, choć podzielała entuzjazm.
Amanda zamyśliła się nad czymś.
- Bezproblemowo - odpowiedział Aleks. - To odpowiedź na oba pytania - dodał.
Amanda i Aine uśmiechnęły się jednocześnie.
- Gdyby zaszła taka potrzeba wszyscy daliby radę w 10 sekund, ale na szczęście nie ma takiej potrzeby - dodała Amber. - Przez tę godzinę radzę byście zorientowali się jak liczne siły jesteście w stanie zebrać do jutra rana. Ja pod ręką na teraz mam 2000 mroczniaków, 50 cieni i mogę w godzinę zebrać wszystkie 500 Revenantów. W trakcie konferencji zobaczymy czy będzie potrzeba zbierania całej armii - mruknęła.
- Dasz rade przerzucić tak liczne siły na Astarie? - spytała Amanda, nieznacznie unosząc brwi. Nazwy nie dawały jej żadnego pojęcia o jakich jednostkach mówi Amber, ale liczby mówiły same za siebie.
- Przerzut sił to żaden problem. Tak walczyliśmy ze Skazą. Przerzucając siły z miejsca na miejsce, tam gdzie były potrzebne. Większym problemem jest zebranie sił, bo kończymy sprzątanie po skopaniu Skazie dupy na Milgasii - powiedziała spokojnie. - A tych 2550 jednostek o których mówiłam... 501 osób z łatwością i szybko przejdzie przez portal - wzruszyła ramionami.
Aine skinęła głową.
- Zatem widzimy się za godzinę? - powiedziała Amanda. W zasadzie, na chwile obecna powiedzieli sobie już wszystko.
- Niecałą - skinęła głową Amber po czym spojrzała na Aleksa. Rozmowa była zakończona, a musieli się jeszcze przygotować. Amber miała do chłopaka parę pytań.
Aleks uniósł brew.
- Dobra, to tyle na teraz i zaraz zajmę się przygotowaniem miejscówki... tak? - spojrzał na Amber pytająco.
- Tak. Poza tym opowiesz mi jak stoimy z umocnieniami i czy Revenanci przy ich stawianiu są wciąż potrzebni - mruknęła.


Konferencja:
Samotna wyspa na środku oceanu z niewielką, odrestaurowaną ruiną pełniła funkcję tymczasowej bazy zarimów. Środkowa sala - okrągła z wielkim, okrągłym stołem z czarnego żelaza i krzesłami z tegoż metalu stała do tej pory nieużywana, tym razem jednak miała pełnić role sali posiedzeń. Aleks przygotował pośrodku stołu projekcję Astarii, po czym odetchnął głęboko i rozejrzał się wokół. Przygotował odpowiednią ilość krzeseł różnego rodzaju. Wybrańcy mieli większe krzesła z bardziej strojnym oparciem. Ich pomocnicy i doradcy mieli przygotowane mniejsze krzesła.
Sama sala zaś była przestronna. Miała średnicę co najmniej dwudziestu metrów. Wzdłuż ścian były umieszczone regularnie kolumny, a sufit stanowiło kuliste sklepienie. Na przestrzeniach pomiędzy kolumnami niegdyś musiały być jakieś freski, ale zostały usunięte wraz z fragmentami ścian. Teraz między kolumnami stały donice z winoroślą, która oplatała całe pomieszczenie aż po świetlik na szczycie kopulastego sklepienia.
Wilkołak zadowolony otworzył wpierw portal dla Amber, by mogła rozejrzeć się po pomieszczeniu nim przybędzie reszta.
- Ciekawe miejsce. Choć przytulnym go nie nazwę. Możemy sobie na resztę spokojnie poczekać - mruknęła, rozsiadając się spokojnie na jednym z krzeseł. Obojętne jej było na którym. Byle się w miarę wygodnie siedziało...
Aleks natomiast zabrał się za stawianie kolejnych portali. Druga w kolejce była kobieta, która pochodziła z kontynentu będącego dziś w centrum zainteresowania, a więc Amanda.
Ta przybyła wraz z Aine dżinem o jasnoniebieskiej skórze i czarnych starannie zaplecionych włosach, oraz z elfem Nachtrinrothem. Amanda przez chwilę rozejrzała się po pomieszczeniu, a następnie przywitała się z obecnymi tam osobami - znanymi jej już Amber i Aleksem.
- Witajcie - powiedziała Amanda, zaś Aine uśmiechnęła się delikatnie i nieznacznie skinęła głową. - Ładna projekcja - rzekła Amanda zerkając na makietę Astarii, była zaskakująco dokładna. Kobieta szybko policzyła dostępne miejsca, aby zorientować się ile osób przybędzie, a następnie zajęła jedno z nich i przyglądała się projekcji ich kontynentu. Nachtrinroth tylko skłonił się lekko nie mówiąc nic.
Amber nawet nie otworzyła oczu. Skinęła tylko głową na przywitanie, słysząc kto się zjawił. Spokojnie czekała dalej na kolejnych przybyszy.
Następny przybył Kaisstrom z Geromem, zabieranie któregokolwiek z ludzi różnie się mogło skończyć. Mały Demon przynajmniej wiedział na czym stoją. Kaiss był w ludzkiej formie, więc wyglądał jak młodzieniec w wieku około 20 lat, z szarymi oczyma i jasnymi blond włosami, jedyna różnicą od ostatniego spotkania z Amandą, był fakt że miał na sobie zbroję i nie paradował już nagi jakim się wykluł.
- Pozdrowienia. - rzucił po przybyciu.
Amanda spojrzała w jego stronę. - Cześć - powiedziała i z uśmiechem na twarzy pomachała do niego ręką. Wreszcie ktoś kogo już wcześniej poznała.
Wkrótce na miejscu pojawiła się i reszta. Diana - rudowłosa kobieta, będąca wybrańcem Luviony wraz z towarzyszącym jej elfem imieniem Edgar. Potem przybyła Adelajda - czarnowłosa elfka o delikatnej urodzie, będąca wybrańcem Thirel. Ostatni przybył dobrze zbudowany starszy mężczyzna odziany w zieloną szatę. Jego szara broda niemal sięgała ziemi. Przedstawił się jako Vermon. Był wybrańcem Tyris. Wraz z nim przybyła istota przypominająca drzewca ludzkiego rozmiaru.
Gdy wszyscy zajęli miejsca drzwi do sali otworzyły się i wszedł przezeń mężczyzna w biało-czarnej todze z elementami pancerza i dwoma mieczami skrzyżowanymi za plecami. Jego oczy były zupełnie białe i błyszczały. Skłonił się lekko.
- Witajcie, jestem Keth, Wybraniec Harmony - przedstawił się. Miał dziwny, wibrujący głos, a okrążała go atmosfera obcości, jakby pochodził z innego świata. Usiadł na jednym z krzeseł i odetchnął.
- No to jesteśmy tu wszyscy - stwierdził Aleks i uśmiechnął się, po czym spojrzał na Amber. Może i zorganizował to spotkanie, ale chyba nie czuł się na siłach by mu przewodzić.
Amber siadła prosto, otwierając oczy i rozglądając się po wszystkich.
- Wstępnie wszyscy zostali zaznajomieni z sytuacją, ale przypomnę szczegóły. Na Astarii w rejonie Morza Martwego Skaza urządził sobie akwarium. Teren jest tam tak silnie skażony, że zaczyna się zmieniać w ciało dla samego Skazy, a w morzu powstaje olbrzymi stwór. Widziałam tylko jego fragment, który szacuję na jakieś 50 km. Przypomina krocionoga o mackach zamiast odnóży i pancerzu tak grubym, że obawiam się, że nie byłabym w stanie się przezeń przebić. Łączenia w pancerzu stwora są wypełnione substancją przez którą mogą się nie przebić moje cienie, ale odpowiednio skoncentrowana energia i siła uderzenia powinny dać radę. Jeśli to coś wypełznie stamtąd to podejrzewam, że przejdzie po kolei po trupach Wybrańców, dlatego musimy działać szybko i razem. W pojedynkę mamy marne szanse... Jeśli nie zerowe - powiedziała poważnie. Zamilkła pozwalając wypowiedzieć się pozostałym. Ciekawiło ją to co o tym sądzą.
Amanda wolała się nie odzywać, dopóki wybrańcy nie rozwieją wstępnych wątpliwości co do samego ataku.
- Punktowe uderzenia to twoja specjalność z tego co mi wiadomo - Vermon zaśmiał się cicho, patrząc na Amber. Dziewczynie tylko oczy rozbłysły świadcząc o tym, że słowa do niej dotarły i takie spostrzeżenie jej się bardzo spodobało.
- Owszem, aczkolwiek mam pomysł jakby wesprzeć moc Amber - stwierdził Keth, drapiąc się po szyi. - Jestem w stanie destabilizować materię na niewielkim obszarze. W tym wypadku obszarem będzie ciało tej istoty. To umożliwi Amber precyzyjny atak, aczkolwiek by uzyskać efekt, którego potrzebujemy muszę mieć kontakt wizualny z celem przez minutę -
- Czyli potrzebujemy kogoś, kto da zajęcie lub unieruchomi tę istotę, hmm? - mruknął Vermon.
- Unieruchomienie istoty, której widoczna część ma 50 kilometrów? - mruknęła Diana, opierając łokieć o stół i policzek o dłoń. - Chciałabym to zobaczyć - rzuciła, uśmiechając się półgębkiem.
- Szansa jest, przynajmniej tak nam się wydaje - powiedziała Amanda. - Ale czy odległość z jakiej musisz widzieć robala ma znaczenie? - spytała mężczyzny w biało-czarnej todze, który przedstawił się jako Keth.
- Nie, aczkolwiek istota nie może ruszać się za wiele. Zaklęcie polega na stopniowym zmniejszaniu obszaru działania aż stężenie energii będzie skuteczne - wyjaśnił Keth.
- Myślę, że nawet zamrożenie całego morza by w tym wypadku nie pomogło, a nakład energii byłby tylko zmarnowany, z drugiej strony jeśli to istota choć w pewnym stopniu organiczna, schłodzenie jej drastycznie może ją odpowiednio spowolnić. - rzucił Kaisstrom.
- Gdyby był spowolniony chociaż, to istoty, które zajęłyby się odwróceniem uwagi byłyby bezpieczniejsze choć odrobinę. Nim udałoby się skoncentrować odpowiednio potężny atak. Chodzi głównie o to by się przebić przez pancerz i pozwolić działać nam pod jego powierzchnią - ukazała w uśmiechu długie ostre kły. Przypomniał jej się inny stwór wysadzony jakiś czas temu przez nią od wewnątrz...
- W sprawie morza, to myśleliśmy przeciwnie niż zamrażanie, o obudzeniu znajdujących się pod nim wulkanów - napomknęła Amanda. - A co do wspomnianej szansy, to zaprojektowaliśmy iglicę. To ostry stalowy szpikulec długości tysiąca dwustu metrów. Możemy mieć trzy takie i postarać się przybić nimi robala do ziemi... zakładając, że w niego trafimy.
- Osobiście mogę zająć się pogoda, do tego ewentualnie wszystkim co będzie związane z wiatrem lub lodem. Tylko jak chcecie go przyszpilić, czy ta szpila przejdzie na wylot i ma się wbić w dno morskie? Mogę nie być ekspertem, ale nie jest ono zbyt stabilne, a istota takiej długości może z łatwością się z tego wymknąć, wystarczą dwa trzy ruchy. - powiedział spokojnie wybraniec Uranosa.
- Iglicą będziemy celować w robala, a nie w Morze Martwe - odpowiedziała Amanda.
- Jak szybko bylibyście w stanie zestalić lawę która wyciekłaby z wulkanów? - spytała nagle Amber. - Jeśli dostatecznie szybko, by stwór się nie wymknął to nie trzeba będzie ani zamrażać morza, ani kombinować ze szpikulcami. Przy takim rozmiarze stwora są za krótkie by go przyszpilić. Mogą co najwyżej posłużyć jako pomoc przy dostaniu się pod pancerz - powiedziała.
- Myślę, że dość szybko, ale będę potrzebował do tego polaczenia pogody i bezpośredniego chłodzenia lawy. Ktoś jest tutaj w stanie kontrolować siłę z jaką wybuchną wulkany? Będziemy potrzebować dużo lawy w szybszym tempie, niż zazwyczaj się wydobywa z podwodnych. Następnie ją zaskrzepimy, reszta już jest dalsza częścią planu. - odpowiedział.
- Tu chyba by trzeba poprosić o pomoc kogoś kto ma do czynienia z ogniem - zauważyła Adela.
- Mam kogoś, ale nie wiem czy na aż tak dużą skalę - powiedziała Amanda i spojrzała na Aine.
- Na pewno może pomóc, ale na pełną kontrolę lawy liczyć nie można - powiedziała dżin.
- Nie potrzebujemy nikogo takiego - zaprzeczył Keth. - Moc Amandy powinna być wystarczająca do kontrolowania szybkości z jaka będzie wypływać lawa - dodał.
- Postaram się, choć tego akurat nie ćwiczyłam. Pomoc Sotora była by mile widziana - powiedziała Amanda.
- Wracając do iglic, to zwiększymy skuteczność jeśli będą naładowane mocami różnych wybrańców, każde kogoś innego - dodała jeszcze Amanda.
- Jakich dodatkowych niespodzianek możemy się spodziewać poza zabójcza ilością drobnicy Skazy? - zapytał smok.
- Diabli wiedzą, tamto miejsce to prawdziwy inkubator... - mruknęła Diana, wykorzystując również drugą rękę w roli “podpory dla głowy”. Patrzyła na mapę, krzywiąc się lekko.
Amber skierowała swoje spojrzenie na Amandę.
- Generalnie mówię tu najwięcej o stworze, który się tam zalęgł, a powinna się chyba wypowiadać Amanda. To jej kontynent. Jakie istoty można tam spotkać? O jakiej sile? Co może szykować na nas Skaza poza swoim przerośniętym pupilkiem? - spytała. Bursztynowe oczy zdawały się przewiercać kobietę na wylot.
- Robal nie jest gotowy, inaczej już by łaził po kontynencie. Morze Martwe otoczone jest ogrodzeniem w postaci wielkich słupów, które łączy pole energetyczne. Niszcząc je być może możemy wywabić robala na południowy kraniec morza. Tam najlepiej będzie nam walczyć - powiedziała spokojnie Amanda.
- Co do pozostałych istot, to nie zaglądaliśmy na dno morza i nie wiemy dokładnie. Mowa tu o tysiącach jednostek, ale niszcząc morze wulkanami powinniśmy je zniszczyć, poza tym robalem - odpowiedziała nad wyraz spokojnym głosem.
.Amber spojrzała na mapę. Wskazała palcem obszar najbliżej morza i samo Morze Martwe.
- W tych okolicach musimy być bardzo ostrożni. Zniszczenie takiego słupa wywołuje potężne wyładowanie energii, które jest w stanie zabić moje mroczniaki. Poza tym tak skażonego obszaru nigdy w życiu jeszcze nie widziałam. To nie jest teren który musimy odbić, to jest teren, który należy do Skazy... Liczę się nawet z myślą, że twoja moc Amando może nie zadziałać na te podwodne wulkany. Naładowane mocą wybrańców iglice pewnie będą nieodzowne o ile ich jedynym przeznaczeniem będzie zadanie obrażeń i umożliwienie dostania się głębiej, a nie przygwożdżenie stwora. Gdyby udało się kilka iglic jednocześnie zdetonować po wbiciu w jego ciało być może udałoby mi się umieścić we wnętrzu stwora moje cienie. Albo nawet dostać się tam osobiście. O ile rzeczy jasna nie jest to pułapka - dodała. - Już raz pokonałam bestię Skazy wysadzając mu wnętrze czaszki od środka. Skaza może nie jest szczytem bystrości, ale nie jest też totalnym głupcem. Tylko jego istoty są durne - mruknęła.
- Obawiam się, że nie mamy już czasu na przygotowania - powiedziała Aine wstając z miejsca. - Filary zaczęły się cofać wraz z otaczającą ją ziemią do Morza Martwego, a poziom wody zaczął gwałtownie się podnosić. Możliwe nawet, że to co uznaliśmy za ogrodzenie jest częścią ciała potwora Skazy, a ten robal to tylko jego szyja i głowa. To najgorszy scenariusz - powiedziała dżin.
- Tak czy inaczej, musimy ruszać do walki. Teraz - dodała zaskakująco spokojnym jak na okoliczności, ale stanowczym głosem.
Amanda wstała z miejsca, zaniepokojona.
- Czyli tak właściwie działamy na przypuszczeniach i nadziejach, ale jesteście za to pewni że są tam wulkany, to już coś. Czy wiecie jak detonacja takiego filaru może wpłynąć na same istoty Skazy w okolicy, czy niszczy je, czy raczej wzmacnia?
- Raczej szkodzi, ale zanim tam dotrzemy, już ich nie będzie - powiedziała Amanda.
- Jeżeli ich nie będzie, to nie będzie również czego wysadzać żeby przyciągnąć uwagę stwora. - stwierdził. - Jak wysoki jest obecnie poziom wody w tym morzu? Raczej ugotować się stwora błyskawicami nie da ani zamienić morza w roztwór przewodzący wystarczające ilości energii żeby mu zaszkodzić poważnie. - zamyślił się nieco i zaczął pukać palcem w brodę.
- Coraz wyższy - odpowiedziała szybko Amanda. - Mogę prosić o portal? - zwróciła się do Aleksa. Dziwiło ją, że nikt nie zareagował na otrzymane wieści... o ile faktycznie zamierzali jej pomóc.
- Nigdy nie byłem and morzem martwym - zauważył Aleks. - Potrzebuje wytycznych by stworzyć portal, chyba, ze chcemy trafić na pustkowie 400 kilometrów dalej.. albo popływać sobie z istotami Skazy.
Amber zaśmiała się gorzko. Głośno i paskudnie. Jej głos był znacznie niższy niż w trakcie całej rozmowy i wkradło się weń niskie warczenie.
- Do takiej sytuacji w ogóle nie powinno było nigdy dojść - warknęła. - Aleks, jesteś w stanie wydobyć koordynaty z mojego wspomnienia o tamtym miejscu? - spytała chłopaka nieco przyjemniej brzmiącym głosem.
- Mhmmm - mruknął Aleks i przymknął oczy.
- Nie kłopocz się - rzucił Keth. - Skaza teleportował swojego pupilka... - skrzywił się. - Musimy go namierzyć... mogę się tym zająć - stwierdził.
- Masz wolną rękę jak sądzę - powiedziała Amber skinąwszy głową Kethowi. Zgrzytnęła zębami. Cała sprawa wymykała im się z rąk. To nie była korzystna sytuacja. Amber miała dziką ochotę rozerwać coś na strzępy. To nie powinno się było nigdy wydarzyć. Nigdy nikt nie powinien był dopuścić do tak znacznego skażenia lądu.
- Sądzę, że poproszę o pomoc Kaisstroma w kwestii transportu. Muszę zabrać dane z całego świata, to mi potrwa dzień lub dwa... - mruknął wybraniec Harmony.
- Nie mam doniesień od nikogo na Astratii. Bardzo możliwe, że opuścił kontynent - powiedziała Aine.
- Sugeruję zapomnieć o wulkanach i morzu, trzeba podejść do sprawy tak, żeby plan był odporny na wpływy terenu. Nie powinno, ale stało się, a musimy się tego pozbyć, nawet bardziej niż wcześniej. Co proponujesz z użyciem szpil? Jasne, jeśli trzeba możemy ruszać już teraz. - zwrócił się do warczącej niemalże kobiety, resztę wypowiedzi kierując do wybrańca Harmony
Rozległo się pukanie do drzwi.
- Spodziewamy się jeszcze kogoś? - mruknął Vermon.
- Wejść! - Amber z trudem panowała nad nerwami. Nie lubiła braku kontroli nad sytuacją.
Do pomieszczenia wszedł wielki, czarnoskóry mężczyzna.
- Dobra, które z was zgubiło przerośniętego krocionoga? - burknął. Miał podbite oko i parę ran na ramieniu. Świeże uszkodzenia, najwyraźniej nie pozwolono mu na wtargnięcie...
- Tylko ciebie do szczęścia nam brakowało - parsknęła Amber. - Ona - wskazała ruchem dłoni Amandę. - Ale sprawa dotyczy nas wszystkich - dodała.
- Nie, teraz nie tyczy już nikogo. Urwałem ścierwu łeb, ale Skaza wycofał energię ze zwłok nim dałem mu po łapach. Spodziewajcie się tego gówna z powrotem na waszym terenie. W losowej lokacji znając możliwości Skazy - mruknął. - Postaram się być minimalnie złośliwy i powiem wam parę przydatnych rzeczy. Po pierwsze - zaczął wywód, opierając się o stół.
- To ścierwo nie lubi nagłych zmian temperatur, nie ma słabych fizycznie punktów i zmaterializuje się ponownie gdzieś u was za dwa do trzech dni. Zbierzcie się do kupy i nie dajcie plamy tym razem, bo JA wpadnę posprzątać za was, a wtedy nie będzie już tak wesoło - warknął.
- Dziękujemy - powiedziała Amanda, co było dość oczywistą dla niej rzeczą do powiedzenia i uśmiechnęła się do mężczyzny.. Aaron skwitował to kwaśnym uśmiechem.
- Więc ubij go sam - mruknęła Amber.
- Odpada. Mamy jednego wybrańca mniej - mruknął czarnoskóry mężczyzna. - Znacie wybrańca Foggosa? No. Zdechł w procesie zabijania tego. Permanentnie.
- No to powiedz czemu mówisz, że wpadniesz tu po nas posprzątać? - ten człowiek wkurzał Amber jeszcze bardziej. Głos jej się obniżył i już w ogóle nie przypominał głosu człowieka. - Skoro twierdzisz, że masz po temu warunki - warknęła.
- Żaden problem. Też poświęcę w ofierze połowę mieszkańców kontynentu i po sprawie, zresztą całą reszta pewnie i tak zdechnie przy eksplozji, więc mi to nie przeszkadza - machnął ręką i wyszedł z pomieszczenia.
- Czy tylko ja odnoszę wrażenie, że ta wojna dopiero się zaczyna? - mruknął Vermon i westchnął ciężko, po czym wstał.
Ostatnie słowa Wybrańca Vistenesa sprawiły, że Amber całkowicie straciła panowanie nad swoimi emocjami. Teraz już w postaci wielkiej czarnej bestii grzmotnęła wielkimi łapami o stół. Już wiedziała na kogo przeleje się jej nienawiść zaraz po rozerwaniu ostatnich istot Skazy na strzępy. Zniszczy tego skurwiela jak tylko upora się ze Skazą...
- Mamy teraz kilka nowych faktów. - powiedział kiedy tamten wyszedł. - Teraz proponuję się nieco uspokoić, przemyśleć na szybko jak skutecznie ubić to coś zanim wyrządzi za duże szkody i działać. Będziemy musieli wszystko obserwować, ale zdaje się że stwierdzam rzeczy oczywiste. - uśmiechnął się nieco kwaśno. - Mamy walczyć ze Skazą a nie wyładowywać się na sobie.
- Popieram, zachowajmy spokój - powiedziała Aine. - Co teraz? - spytała, jednocześnie za pomocą telekinezy zaczynając odginanie stołu, który teraz koło Amber był o połowę niższy niż normalnie.
- Teraz wiemy, że na jednym kontynencie właśnie zginęła połowa mieszkańców, bo została poświęcona w samobójczym ataku wybrańca, reszta prawdopodobnie również właśnie umiera. Możecie to zaliczyć jako terytorium Skazy na później. Osobiście mogę naprzemiennie niszczyć to coś lodem, ogniem i czymś jeszcze gorętszym, ważnym punktem jest głowa, zniszczenie ciała nie oznacza pozbawienia Skazy energii. Kto wie jak odciąć stwora od energii Skazy, tak żeby nie mógł się leczyć i ewentualna moc z truchła nie wróciła do właściciela? - zapytał dość spokojnym głosem.
- Z tego co widzę, to zaatakowany został kontynent wybrańca Foggosa. Przechodzi obecnie pod kontrolę Wybrańca Ezehiala. Moc Foggosa zapewne znajdzie wkrótce nowe ujście, ale ten Wybraniec będzie zapewne słabszy niż reszta - stwierdził Keth. Adelajdę natomiast zupełnie zatkało. Wstała bez słowa i wyszła z pomieszczenia.
- Potrzebuje chwili w samotności po tym co usłyszała - mruknęła Diana.
- Poćwiczę kontrolowanie i tworzenie wulkanów. Jeśli jest wrażliwy na gwałtowne zmiany temperatur, to będę mogła mu zapewnić ciepło - powiedziała Amanda siadając ponownie na swoim miejscu i spojrzała na Smoka, który jej zdaniem mógł się zająć drugim krańcem termometru.
- Ostatnie czego chcę na którymkolwiek kontynencie to ten świr od Vistenesa - warknęła wilkołaczyca. - Chwilowo będziemy działać zgodnie z przygotowanymi planami. Pośpiechem i paniką wyrządzimy równie dużo szkód co ten skurwysyn - Amber była naprawdę wściekła, choć mówiła spokojnym głosem. Ale nie wróciła do ludzkiej formy. Nie była w stanie jej teraz przywrócić. - Nie można pozwolić temu świrowi na poświęcanie życia mieszkańców kontynentów. Nie wiem w ogóle czyj to był durny pomysł - warknęła. Siadła ciężko starając się odzyskać panowanie. W tej chwili nawet Aleks nie był bezpieczny od jej kłów.
- Osobiście zastanawiam się, czy Wybraniec Vistenesa nie jest w tym momencie łatwiejszy do eliminacji niż Skaza. Nie chcę mieć tego psychola “za plecami” gdy ruszę walczyć ze Skazą - stwierdziła Diana.
- Jest to do rozważenia, ale jeszcze nie teraz. Skaza może skorzystać z okazji i dokonać kolejnych aktów agresji - mruknął Vermon, a Diana pokiwała głową. - Tak, tak, ale musimy o tym pamiętać - skwitowała kobieta.
- Alfa zawsze powtarzał, że nie wolno pożerać ludzi, ale dla Aarona zrobię chyba wyjątek - warknęła pod nosem wilkołaczyca. - Jak już Skaza pozostanie niemiłym wspomnieniem w tym świecie... - dodała po chwili namysłu. Vermon poklepał Amber po ramieniu i wilkołaczycy powoli przeszedł gniew. Mężczyzna tylko się uśmiechnął i wrócił na miejsce. Dziewczyna za to skinęła głową w podzięce. Spokój był jej znacznie bardziej na rękę, niż ślepa furia, nad którą ciężko jej było zapanować...
- Pomyśl przez chwilę nad tym czego bogiem jest Foggos, Aaron wyraźnie powiedział że to wybraniec Foggosa poświęcił ludzi w czasie ataku, prawdopodobnie żeby zebrać dość mocy na atak, który zniszczy zewnętrzny pancerz... - odpowiedział wilkołaczycy, na szczęście siedział na przeciwko.
- Szkoda, że nie było go tu z nami, wtedy zaatakowalibyśmy wszyscy, a tak był sam - powiedziała Amanda. Czegoś tu nie rozumiała.
- Pozwólcie, ze rzucę na to trochę światła - od strony drzwi rozległ się chłopięcy głos. Do sali powoli wszedł młody blondwłosy chłopiec około piętnastu lat.
- O, witaj Kaisstromie - machnął ręką do Wybrańca Uranosa.
- Witaj Abel, miło cię widzieć. - odmachał Kaiss.
- Jak już Kaisstrom miał okazje mnie przedstawić, to dodam, ze jestem Wybrańcem Ezehiala - powiedział chłopiec. - Spotkałem się z Aaronem i Ceadanem by rozmówić się odnośnie eliminacji reszty skażenia na kontynencie tego ostatniego. Skaza teleportował olbrzymią istotę nam nad głowy, więc przystąpiliśmy momentalnie do walki. Gdy Caedan zginął, a końca walki nie było widać Aaron wykorzystał moc życiową nieco ponad połowy mieszkańców kontynentu i użył bardzo potężnego zaklęcia, które unicestwiło istotę i zrównało większość Czarnej Dalii z ziemią. Ci, którzy przetrwali eksplozje zostali skażeni chaosem, na szczęście to nie robi przeszkody moim nekromantom, więc przejąłem kontynent nim Skaza zaczął regenerację sił. Tak wyglądało całe zajście. Kłopot polega na tym, ze gdy to coś pojawi się po raz kolejny to nie będzie już tak łatwo tego położyć. Teraz nie było gotowe do walki, Skaza po prostu spanikował i przerzucił swój twór gdziekolwiek by zyskać na czasie. Lękam się co się stanie, gdy to coś BĘDZIE gotowe do walki... - chłopiec westchnął i potarł czoło.
Amber słuchała uważnie. W przeciwieństwie do Aarona, Abel mówił spokojnie, rzeczowo i z sensem. Co prawda moc którą władał jakoś specjalnie nie przemawiała do Amber, ale to nigdy nie było ważne. Liczył się człowiek, który miał bądź nie miał cokolwiek do powiedzenia.
- Mimo wszystko Aaron jest niebezpieczny i trzeba uważać na jego metody. Żadne z nas nie chce jego metod stosowanych w naszym pobliżu. Metoda spalonej ziemi to nie jest to czym powinno się walczyć ze Skazą. Skaza niszczy wszelkie istnienie, więc pomaganie mu w tym dziele nie jest właściwą drogą do zwycięstwa. Zgadzam się, że musimy działać. I to czym prędzej. Keth z pomocą Kaissa spróbuje namierzyć ewentualne kolejne “akwarium” czy “inkubator” dla stwora, Ja mam w każdej chwili do dyspozycji siły liczące 2000 mroczniaków, 500 Revenantów i 50 cieni. W każdej chwili mogę dostać się w prawie każde miejsce na świecie z tymi właśnie siłami, więc gdy Keth coś namierzy mogę się tam stawić w gotowości bojowej. Choć mam nadzieję, że tak pospieszne działania nie będą z mojej strony konieczne i będzie czas na zebranie sił - westchnęła. Ale wiedziała, że trzeba planować na wypadek najgorszego scenariusza. - Powiedz Abel... Wielkie kolce były zapewne częścią ciała tego krocionoga? - spytała jeszcze. Chciała się upewnić czy stwór naprawdę był rozmiarów prawie całego Morza Martwego..
- Kolce? - zapytał Abel. - Istota miała długie ostre macki i ogon wyglądający jak maczuga, ale kolców nie zauważyłem - powiedział chłopak.
- Nie marnujmy czasu. Kaisstromie, ruszajmy - powiedział Keth.
- Teleportuję nas w górne prądy powietrzne, jak szybko możesz wypatrywać czegoś rozmiarów inkubatora dla tego stwora? Bo z taką prędkością musimy się poruszać. - odparł smok podchodząc do Ketha.
- Jeśli będzie za szybko to dam znać - powiedział mężczyzna. Chwilę później smok zdematerializował ich obu i wystrzelili jednym skokiem w górne warstwy wiatrów.
- Bezpieczny byłby na dnie oceanu, ale potrzebuje skażonego wcześniej przez siebie terenu. W naszych okolicach oceany są czyste - powiedziała Aine. - Chyba, że wrócił na swoje miejsce i zamierza się zregenerować szybciej niż myślimy. Może udam się tam to sprawdzić? - zasugerowała.
- Musielibyśmy wrócić na kontynent - odparł Nachtrinroth.
- Nie trzeba - odpowiedziała spokojnie Aine. - Sprawdzę to sama i zaraz wrócę, a jak nie wrócę, to będziecie wiedzieli gdzie jest nowy robal - powiedziała.
- Kiepska metoda wykrywania czegokolwiek - stwierdził Aleks, na co Nachtrinroth odparł uśmiechem. - Ale skuteczna - skwitował.
- Nie obawiajcie się o mnie - odparła Aine i zniknęła w błysku białego pioruna.
- Potrzebuję nieco ponad dnia na mobilizację sił, które będą w stanie uczynić krzywdę tej istocie - stwierdziła Diana, podnosząc się. - Wiec czekamy na znak od Ketha i jak będziemy gotowi to uderzamy, ta?
- Na to by wychodziło - stwierdził Vermon, zbierając się do wyjścia.
- Moje siły są już gotowe - powiedział. - Czekamy na znak - dodała Adelajda, która wróciła do pomieszczenia podczas przemowy Abla, westchnęła i również wstała.
- Zbiorę takie siły na jakie mogę sobie pozwolić i będę gotowa do jutra północy - powiedziała.
- Bombardowanie naszymi gwoździami powinno uszkodzić jego pancerz na tyle, aby można było dostać się do jego wnętrza - powiedziała Amanda, spoglądając na Amber, która chciała wysłać tam swoje... cienie?
- Zakładając, że chcecie naszego udziału - dodała spokojnie, rozglądając się nieznacznie po zgromadzonych i ponownie spojrzała na Amber.
- Tylko w przypadku jeśli precyzyjnie trafimy w słabe punkty pancerza. Chodzi o łączenia pokryte dziwnym materiałem. Moje cienie będą miały trudności się przez to przebić, ale trudność nie oznacza, że to jest zupełnie niemożliwe. Jeśli zrobić im drogę przebiją się dalej. Zróbcie więc wszystko by móc naładowanymi energią wybrańców kolcami uderzać jak najprecyzyjniej - powiedziała do Amandy.
- Nadmienię tylko jedna mniej przyjemną rzecz - powiedział Abel. - Z tego co widzę współpracujecie ze sobą w miarę ściśle. Upilnujcie tej istoty tym razem, ja nie zawaham użyć się metody takiej, z jakiej korzystał Aaron, by ratować moje sługi i wiernych, ufam jednak, ze do tego nie dojdzie - westchnął ciężko. - Wątpię, że będę wam w stanie jednak pomóc inaczej niż poprzez udzielenie informacji... i wybaczcie Aaronowi, ale wybraniec Foggosa był jego bratem. Jako wybraniec boga ognia jest.... impulsywny. Dałem mu w łeb na otrzeźwienie, ale nie pomogło - zrobił bezradny gest rękoma, po czym skłonił się lekko.
- Powodzenia - rzucił i powoli skierował się ku wyjściu.
- Aaron nie jest jedynym, który stracił bliskich. Nie daje mu to prawa do najeżdżania na innych. Tym bardziej, że nie było szansy na “upilnowanie” tego stwora - mruknęła Amber. A już miała nadzieję, że ma do czynienia z porządnym człowiekiem... Pomyliła się jednak. - Poświęcanie życia niewinnych istot, tak jak zrobił to Aaron nie jest drogą do pokonania Skazy jak już mówiłam. Metoda którą zastosował nie jest czymś co którekolwiek z nas powinno kiedykolwiek używać. Nie popełniaj takiej samej głupoty jak on, bo pozbawiając życia istoty dla ratowania swoich sług i wiernych czynisz wielu istotom taką samą krzywdę jak ta, którą nam wszystkim uczynił Skaza. I teraz Aaron - dodała.
W międzyczasie pojawiła się kula białej energii i pojawiła się Aine.
- Potwora nie ma w Morzu Martwym - oznajmiła.
Ludzie w pomieszczeniu przyjęli te wieść bez specjalnego odzewu, Abel zaś potarł brwi i westchnął.
- Skaza to coś więcej niż zjawisko i choroba trawiąca ten świat. Widzę, że jeszcze tego nie zrozumiałaś. Skaza niesie ze sobą koniec wszelkiego istnienia. Jest to jakbyś zaczęła gnić za życia, a choroba wrastała w ciebie coraz głębiej. Czasem trzeba obciąć swoja własna kończynę, by reszta mogła żyć dalej. Nie mówię, że będę szafował tym sposobem na prawo i lewo. Mówię, że gdy nie będzie opcji zrobię to co będę musiał - podciągnął nogawkę ujawniając metalową protezę nogi.
- Problem polega na tym, że mówimy tu o likwidacji zdrowych istot. Wilk odgryzie sobie łapę, jeśli to uwolni go z pości, w które wpadł. Ale nie odgryzie sobie tej łapy jeśli jest szansa na to, że ucieknie inaczej. Zapowiadanie, że użyjesz tej metody w razie potrzeby w chwili, gdy mamy szansę ten bój wygrać bez takich pokazów to akt strachu i desperacji - powiedziała wilkołaczyca.
- Użyję w ostateczności. I jak już mówiłem ufam, że do tego nie dojdzie i staniecie na wysokości zadania. Nam się nie udało - westchnął i pstryknął palcami. - Wydajcie tej istocie bitwę poza swoim terenem, bo jeśli dotrze do lądu, to możecie spisać wszystkich w zasięgu aury istoty na straty. Skażenie chaosem na Fadeli było efektem ubocznym. Celem było usuniecie mocy Skazy z ludzi tego kontynentu... ale zniekształcenie było silne i intensywne, więc tych ludzi nie dało się już wyleczyć - westchnął. - Padłbym trupem i sam sie ożywił gdyby takie coś stało się na Urcie... - zaśmiał się smutno. - Powinnaś mieć się na baczności Amber. Sądzę, że obecnie jesteś największym zagrożeniem dla Skazy. Możliwe, że atak teraz będzie wycelowany w ciebie.
- Więc będzie to gabarytowo największa moja ofiara ku czci Azariel - powiedziała Amber, a oczy jej rozbłysły. - Skaza cały czas się przygotowuje, ja nie pozostaję bierna, też zbieram cały czas siły. Mam nadzieję, że uda mi się go zaskoczyć - powiedziała.
- Tego życzę tobie, wam wszystkim i sobie. Do zobaczenia - powiedział chłopak i wyszedł z pomieszczenia.
- Już myślałam, że ten kurdupelek nam grozi - mruknęła Diana, odprowadziwszy Abla wzrokiem. - Możliwe, że towarzystwo tego czarnucha źle mu robi na psychikę - zauważył Edgar.
- Będzie jeszcze problem z tymi delikwentami, grunt, ze Azariel jest po naszej stronie, jesteśmy w ten sposób liczniejsi i silniejsi by trzymać ich w ryzach, gdy zajdzie taka potrzeba - powiedział Vermon, uśmiechając się lekko.
- Polityka - parsknęła pod nosem Amber. Niosła ze sobą zemstę wszystkich tych, którzy ponieśli krzywdę z łapsk Skazy. Zwyczajną niesprawiedliwością byłoby, gdyby i ona zadawała ból tym wszystkim duszom, które pragnęły sprawiedliwej zemsty.
- Niektórzy po prostu nie potrafią uszanować innych... i sposobem postępowania jeszcze wymuszają podobne zachowanie na reszcie, co za świat, co za świat - starzec pokręcił głową.
- Rozumiem, że spotkanie jest zakończone? - zapytał, spoglądając na Aleksa.
- Wychodzi na to, ze owszem - Aleks spojrzał na Amber i uniósł brew.
- Zakładając, że nasz udział jest pożądany - zaczęła Aine omiatając wszystkich wzrokiem. - Aleks, czy w razie czego, dasz radę jednocześnie przerzucić całą flotę okrętów powietrznych na inny kontynent? - spytała.
Wilkołaka jakby obudziły te słowa.
- Jeśli będę mógł dostać się wpierw na punkt docelowy i potem na jeden ze statków to sądzę że tak. Muszę też mieć wolny czas. Jeśli Amber nie będzie miała dla mnie innych zadań to jasne... - odparł.
Aine skinęła nieznacznie głową w odpowiedzi. Nachtrinroth westchnął i przeciągnął się.
- Sympatycznie było, nie powiem - skwitował i obejrzał się na Amandę.
- No to tworzę nam portal powrotny i wracamy na Astarię? - zapytał.
- Tak - odpowiedziała Amanda i wraz z Aine wstała ze swojego miejsca. - Dziękuję za zaproszenie. Jak będziecie chcieli, to się odezwijcie - powiedziała Amanda na pożegnanie, a Aine skinęła nieznacznie głową..
- Spotkanie uznam za zakończone dopiero jak Adela się wypowie - mruknęła Amber.
- Ja? - bąknęła Adela. - W dzień ogarnę ile sił mogę zaangażować w to starcie, potem to zorganizuję i będę gotowa. Ale liczę na wsparcie z teleportacją... - bąknęła, patrząc na Aleksa.
- No patrz, nagle jestem rozchwytywanym towarem - zaśmiał się wilkołak. - Muszę popracować nad stawianiem portali - wyszczerzył się w wilczym uśmiechu.
- Masz powodzenie. Zresztą nie tylko tu. W leżu ciągle słyszę westchnienia - parsknęła rozbawiona Amber. Pokręciła głową.
- Dobra, dość żartów. Każdy wie co ma robić. Umocnijcie swoje pozycje na kontynentach jak możecie. Nie chcemy by Skaza poczynił jeszcze większe szkody. U mnie wzmocnione są mocą mury miast i mury broniące istotom Skazy dostępu do lądu. Jeśli ktoś będzie potrzebował pomocy w takich umocnieniach wiecie gdzie mnie znaleźć. Nie zamierzam dopuścić do śmierci choćby jednej istoty z jego łap - warknęła. Szczytny cel... Wiedziała jednak, że może być skrajnie nierealny...
Amanda spojrzała na Nachtrinrotha i skinęła mu głową.
Nachtrinroth stworzył portal i wskazał go zachęcającym gestem, a zaraz potem Amanda i Aine przeszły przez niego. Elf skłonił się lekko na pożegnanie, po czym tez opuścił salę portalem, który zamknął się za nim.
- No to my też poprosimy o portal powrotny - powiedział Vermon. Aleks skinął głową i stworzył takowy.
- Dziękuję - powiedział druid. - Bywajcie i do zobaczenia na polu bitwy - powiedział, opuszczając salę. Mini-ent skłonił się tylko i poszedł za Wybrańcem.
- Owocnych przygotowań - życzyła Diana, opuszczając salę wraz z Edgarem.
Adelajda westchnęła, opadając na krzesło.
- Ja tu jeszcze chwilę posiedzę - zakomunikowała.
- Potrzebujesz czegoś? - spytała ją Amber. Szczerze trochę martwił ją stan elfki.
- Zrozumieć jak można wybić pół kontynentu o tak - pstryknęła palcami i westchnęła. - Moi wierni to moi przyjaciele... gdy ktoś z nich umiera zostaje się przy nim i trzyma za rękę... - zamilkła.
- Nie sądzę, by było dla nas osiągalne zrozumienie tego. Aaron i prawdopodobnie Abel przegrali swoją walkę. To był akt tchórzostwa i desperacji. Aaron go dokonał, a Abel dopuszcza taką możliwość. My nie możemy o tym nawet myśleć. Każdy kto stanął ze mną ramię przy ramieniu do boju czy oparł się Skazie został przyjęty do mojej watahy. Cała Milgasia to zbiór rozbitych dusz, które wymagają opieki i troski, a także wiary, że da się coś zmienić, że może im być lepiej. Wieszając nad nimi topór świadomości, że mogą zostać tak użyci do walki ze Skazą jest niesprawiedliwe i nie przystoi żadnej istocie, która rości sobie prawo do bycia przywódcą. Zależymy od tych istot, ważna jest dla nas ich wiara i ich chęć do działania. Niesiemy ich nadzieję i ich zemstę. Ich wiarę możemy przekuć w moc, którą ich obronimy. Tym co zrobił Aaron raczej nie przysporzy sobie wielu wiernych... Chociaż może to dobrze, że ten głupiec po części działa na niekorzyść swojego bóstwa. Lepiej by ktoś taki jak on nigdy nie osiągnął siły, która zdoła zagrozić innym wybrańcom - Amber wyciągnęła dłoń w stronę Adeli. - Twoi wierni, twoi przyjaciele liczą na ciebie. Nie możemy dopuścić ani do poświęceń ze strony wybrańców, ani do wykorzystania naszych podopiecznych. To osłabi nas i wzmocni Skazę - powiedziała. - Poza tym... Alfa zawsze powtarzał, że przywódca, który nie ma gwarancji, że jego podopieczni zyskają na jego śmierci nie może sobie pozwolić na komfort opuszczenia pola walki przez udawanie bohatera. Spoczywa na nim odpowiedzialność... Którą przez swoją śmierć zwala na innych - westchnęła ciężko. - Jestem jedyną ocalałą z mojej watahy i dopiero teraz powoli zaczynam rozumieć jego słowa. Do tej pory nie wiedziałam czy to ja zawiniłam, czy też mój alfa okazał się tak samolubny by zapomnieć o odpowiedzialności za watahę. Ale odkąd walczę ze Skazą widzę, że moja wataha nie miała najmniejszych szans na przeżycie. Stanął wtedy do walki nie dlatego, że miał dość odpowiedzialności. Walczył bo wiedział, że jeśli tego nie zrobi spuścizna naszej watahy nie przetrwa. A tak jestem jeszcze ja - powiedziała. - I ja, a także inni wybrańcy mamy możliwości by coś z tym zrobić jeśli tylko nie stchórzymy - dodała poważnie.
Adelajda pokiwała głową w milczeniu i westchnęła.
- Dobra, wracam do siebie, mam robotę... dzięki. - westchnęła i wyruszyła przez portal z powrotem do siebie.
- Nie zapomnij, że Abel nie musi mieć żywych wyznawców. Mogą być nieumarli, więc jego nie boli taki akt... a z tego co wiem przekształcenie w nieumarłego w tej kulturze to rodzaj... nagrody - mruknął Aleks.
- Jeśli ktoś kiedyś będzie dla nas zagrożeniem to właśnie Abel, nie Vistenes - potarł brodę.
- Abel czy Aaron, nieistotne. Jeden z nich już zasłużył sobie na moją nienawiść. Nie tknę Abla nawet pazurem jeśli tylko on nie będzie dotykał żadnego z moich podopiecznych czy podwładnych, ale spróbuje okazać wrogość to będzie miał moje kły zaciśnięte na karku - mruknęła. - Ale nie gustuję w tak kościstych posiłkach, więc to byłoby zmarnowane zabójstwo - dodała nawiązując tym samym do swojej wcześniejszej wypowiedzi o pożeraniu Aarona.
- Meh, zobaczymy - mruknął Aleks, uśmiechając się.


Milgasia, Azyl:
Aleks i Amber powrócili portalem do Ratusza.
- No i po sprawie, lecę na wybrzeże zwołać Revenantów - powiedział.
- No dobra. Odezwij się jak skończysz. Zanim polecisz prześlij Carmen zapytanie czy uporała się z teleportacją wampirów. Teoretycznie powinna już skończyć - mruknęła.
- Chciała się z tobą odnośnie tego spotkać jeszcze. Zaraz machnę ci portal - powiedział Aleks po chwili milczenia i jak powiedział tak zrobił.
- Hm, no dobra - powiedziała. Wilkołaczyca przeszła przez portal zaraz jak ten się pojawił.
Carmen stała po jego drugiej stronie. Przed nią rozciągało się słone bagno na brzegu Milgasii.
- Tu chcę ich ulokować - powiedziała. - Nikt tu nie mieszka, a oni chcieli dostępu do morza. Teren jest chyba nieco bardziej urodzajny niż ten u nich, tylko muszą ulokować osady na skraju bagna. Pośrodku bagna z kolei jest kawał solidnego skalnego gruntu na ulokowanie zamku.
- No to chyba będzie dobre miejsce. Będą tu bardziej samowystarczalni i niewielkie jest ryzyko, że ktoś im się nieproszony od bagien przyplącze - powiedziała.
- Mhm... - mruknęła Carmen. - No to skoro tobie to pasuje to ja mogę rozpoczynać teleportacje - powiedziała.
- Mam jakoś pomóc? - spytała. - Czy tylko nie przeszkadzać? - dodała z głupim uśmiechem zdając sobie sprawę z tego, że nie zna się przecież na teleportacji...
- Tylko nie przeszkadzać - Carmen uśmiechnęła się.
- Wróć do swoich spraw, ja się wszystkim zajmę -
- Aleks zwołuje Revenantów. Mroczniaki i cienie mam przy sobie. Stan gotowości w razie zagrożenia na Milgasii już ogłoszony. Do momentu, gdy trzeba będzie ruszyć na bitwę nie mam nic do roboty - bąknęła. - Chyba, że znajdę ambasadora smoków i porozmawiam z nim na temat potencjalnego udziału smoków w całej akcji - dodała.
- Niezły pomysł - powiedziała Carmen, siadając na kamieniu przodem do bagna w dolinie przed nimi. - Dobra, zaczynam teleportację. Chcesz patrzeć? - zapytała.
- Tak. Jeszcze nigdy nie widziałam teleportacji zamku - bąknęła. Ustawiła się tak by nie przeszkadzać Carmen i oglądała to co miało się zaraz dziać.
Chmury zaczęły wirować nad bagnem i powoli zaczął tworzyć się z nich wir, po którego powierzchni zaczęły przeskakiwać wyładowania negatywnej energii. Chmury wirowały coraz szybciej, aż wreszcie pośrodku wiru zaczął otwierać się portal, z którego powoli zaczęła spływać energia, przyjmująca powoli na ziemi kształt murów... ludzi, zwierząt... Nagle zrobiło się zupełnie ciemno i rozległ się łoskot przypominający grom. Chmury rozproszyły się, a na bagnach stał zamek.
- No pięknie - bąknęła Amber. Była pod wrażeniem. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziała. Dlatego miała otwarte usta przez cały czas obserwowania zjawiska.
- No dobra, teraz wsie - mruknęła Carmen i znów zaczęła się skupiać. W podobny sposób teleportowała obie wsie. Były na skraju bagna koło w miarę urodzajnych terenów odgrodzonych od reszty kontynentu pustkowiem, na którego miejscu miał wkrótce już wyrosnąć las...
Amber dalej stała tam z otwartą buzią gapiąc się na pojawiające się wioski, zwierzaki i ludzi.
Carmen skończyła wreszcie.
- No... - mruknęła. - A, ten wampir-przywódca chciał z tobą porozmawiać. Stworzę ci portal na miejsce, on jest tam, gdzie niegdyś stał jego zamek.
- Dlaczego tam a nie tu? - zdziwiła się. - No dobra. Mogę iść - bąknęła. Dopiero teraz jej się buzia zamknęła, gdy musiała się odezwać.
Carmen stworzyła jej portal. - N oto leć - skomentowała.
Amber przeszła zastanawiając się przy okazji czego chciał przywódca wampirów. No i dlaczego nie był ze swoim zamkiem tam gdzie trzeba.
Stanęła na kawałku pustego terenu, gdzie czekał wampir.
- O świetnie. Pozwól – powiedział i ruszył ścieżynką wiodącą w góry.
Wilkołaczyca uniosła brew.
- Stało się coś? - spytała idąc za nim.
- Nie.. widzisz, gdy pozbywaliśmy się Łowców z naszego terenu uznałem, że nie chcę odpowiadać za zagładę gatunku. Poza tym miałem wrażenie, ze mogą się mi przydać jako broń. Niestety za szybko zacząłem tracić kontrolę nad krajem... w związku z czym nie miałem jak zastosować tych istot - mruknął, prowadząc wilkołaczycę jakimś dziwnym przejściem. Podszedł do ściany i zastukał w nią sygnetem. Ta przesunęła się na bok ujawniając przejście.
- Mam dość żywienia tych istot, i tak teraz moim ludziom starczało pożywienia "na styk". Nie chcę żywic ich dłużej, ale ty masz kontrolę nad większym państwem... może tobie się przydadzą - wskazał jaskinię. W środku były cztery klatki, każda zawierała paskudną istotę o wielkich paszczach i licznych wystających spod brązowego futra czarnych kolcach. Były wychudłe, ale Amber wręcz czułą od nich żądzę mordu.
- Radzę jednak uważać. Mnożą się jak króliki i mentalnie są połączeniem stereotypu ludzi z perspektywy zwierząt i stereotypu zwierząt z perspektywy ludzi. Są egoistyczne, wściekłe, agresywne i nie trzymają się żadnych zasad. Nie staraj się z nimi dogadać... nic z tego nie będzie
- Czyli trzeba nad nimi panować brutalną siłą albo znaleźć sposób na ich kontrolowanie - mruknęła. Żądzę mordu można było wykorzystać do pewnego stopnia - na przykład do walki ze Skazą. Ale należało pozyskać jakieś metody na kontrolę tych stworzeń.
- Nie ukrywam, ze próbowałem, ale zwykłe metody na nie nie działają, a tresura jest niemożliwa. W dogodnym momencie zwracają się przeciwko właścicielowi... - wampir westchnął.
- Może dałoby się je skłonić jakimś rodzajem kontroli umysłu? - zastanowiła się. - Albo spróbować przerobić ich na Revenantów - dodała. Potrzebowała do tego ekspertyzy kogoś kto lepiej znał się na dziwnych stworzeniach.
- Eksperymentuj i powodzenia. Poradzisz sobie z nimi sama, jak mniemam - dodał wampir.
- Będę potrzebowała pomocy Carmen by je przetransportować - mruknęła. Jakby nie patrzeć będzie potrzebowała Carmen choćby po to by skontaktować się z Darkningiem.
- Przekazane - powiedział wampir, po czym zniknął. Koło Amber zaś pojawiła się Carmen.
- U, zwierzątka - stwierdziła kobieta, patrząc na zawartość klatek.
- Ponoć nie dają się w żaden sposób kontrolować. W żaden naturalny rzecz jasna. Czuję ich żądzę mordu. Zastanawiam się czy nie dałoby się przejąć nad nimi kontroli przemieniając je w istoty podobne Revenantom. W końcu Revenanci zależni są od mojej mocy. A jeśli nie taki sposób, to może Darkning będzie zainteresowany badaniami? Mogę robić za testera na polu bitwy na przykład. Przy swojej zaciekłości byłyby idealne do walki ze Skazą - mruknęła.
- Mogę mu podrzucić te istoty i powiedzieć, by się im przyjrzał, ale nie wiem ile mu to potrwa - powiedziała Carmen.
- Na pewno krócej niż mnie. W ogóle nie znam się na takich stworach. I nie wiem jaki wpływ na nie będzie miała negatywna energia. Może pozwoli nad nimi zapanować, a może sprawi, że staną się jeszcze trudniejsze do opanowania... - powiedziała.
- Sprawdzimy - stwierdziła Carmen i otworzyła portal, z którego sięgnęła olbrzymia koścista łapa, która zabrała klatki przez portal po kolei.
- Jak czegoś się dowiemy to damy znać - powiedziała Carmen.
- Mhm, o to mi właściwie tylko chodziło. Bo gdyby się udało nad nimi zapanować, wtedy byłyby nieocenioną siłą do walki ze Skazą... I tym czymś co może nadejść później - mruknęła. Zdecydowanie z powagą jej było niezbyt twarzowo. Powaga nie pasowała do tej buźki nastolatki.
- Dobra, to wracamy do Azylu? - zapytała Carmen.
- Taa, tu raczej nie mamy już nic do roboty - powiedziała. - Muszę znaleźć ambasadora smoków... Nie przymuszę ich przecież do walki z tym gigantem, ale może zgodzą się pomóc. To byłaby nieoceniona pomoc - dodała.
Carmen skinęła głową.
Wkrótce obie były z powrotem w Azylu.
- idę szukać ambasadora... A potem jeść... Ale już nie ambasadora - bąknęła.
- To dobrze. Ambasador wygląda na łykowatego - powiedziała Carmen i mrugnęła do Amber, odchodząc.
Amber parsknęła tłumiąc śmiech. Ruszyła na swoje poszukiwania. Drugą zabawną z jej perspektywy rzeczą było to, że on był od niej znacznie starszy, a to ona występowała tu jako ta silniejsza... Świat uległ odwróceniu na milion sposobów.
Ambasador był w ratuszu w swoim biurze. Siedział na fotelu koło okna i czytał książkę, popijając herbatę.
- Smacznego - odezwała się Amber widząc, że smok pije herbatę.
- O, Witaj - powiedział smok, podnosząc się i odstawiając książkę i herbatę.
- W czym mogę pomóc? - zapytał.
- Na jednym z pozostałych kontynentów Skaza urządził sobie akwarium dla gigantycznego stwora. Ten fragment tego giganta, który udało mi się z wody wydobyć miał 50 km. Chciałam spytać, czy smoki będą chętne do wzięcia udziału w walce z nim - powiedziała wprost.
- Ilu z nas miałoby wziąć udział w walce? - zapytał smok po chwili namysłu.
- Tylu ilu byłoby chętnych. Sądząc po rozmiarach stwora i liczebności drobnicy w tamtej okolicy istot do zabijania nie zabraknie, a walka toczyć się będzie na sporym obszarze - powiedziała. - Nie ma sensu brać normalnej armii bo piechota i konnica nie miałyby szans w starciu z tym kolosem. Ale smoki są znacznie silniejsze i mobilniejsze - dodała.
- Znajdę właściwych kandydatów - powiedział smok i westchnął. – Nie sądzę, by było ich wielu.
- Domyślam się. Ale jeśli nie powstrzymamy tego stwora to on przemaszeruje po naszych trupach już niebawem - mruknęła. - Nikogo nie mam zamiaru przymuszać do tego. Smoki są wzmocnione energią negatywną, więc w razie odniesienia śmiertelnych ran zapewne staną się pierwszymi smoczymi Revenantami - powiedziała.
Smok skinął głową i ruszył do siedziby smoków.
Amber westchnęła. Teraz nie mogła za bardzo zrobić więcej. Miała nadzieję, że sprawa nie wymknie się bardziej spod kontroli.
Amber poczuła, ze ktoś stoi parę kroków za nią.
Obróciła się szybko by namierzyć istotę. Po ostatnich stresach reagowała dość gwałtownie.
Poznała urzędniczkę z niższego pietra, która bała się psów.
Amber odetchnęła.
- Przestraszyłaś mnie - bąknęła z głupią miną.
Kobieta uśmiechnęła się niezręcznie.
- Przepraszam - bąknęła.
- Nie szkodzi - Amber się uśmiechnęła. - Jestem trochę na krawędzi, więc łatwo mnie teraz tak zaskoczyć - dodała. - Ale chyba nie przyszłaś tylko po to by mnie straszyć - zaśmiała się.
- Nie... mówiłaś coś na temat leczenia mnie ze strachu przed psami - bąknęła kobieta.
- Jasne - Amber się uśmiechnęła życzliwie. - Niestety oznacza to też, że będziesz musiała stawić czoła swoim lękom. Jesteś na to gotowa? - spytała spokojnie. Nie chciała robić nic na siłę, bo tylko by kobiecie zaszkodziła.
- Kiedyś trzeba - bąknęła kobieta.
- Dobrze. Pierwszą rzecz, którą ci powiem jest to, że żaden pies, wilk czy wilkołak nie tknie cię póki ja jestem w pobliżu. Jestem alfą, a co za tym idzie każdy z nich bezwzględnie mnie słucha i jesteś przy mnie bezpieczna - zapowiedziała.
Kobieta pokiwała energicznie głową.
- Po drugie żaden z nich nigdy nie atakuje bez powodu, więc póki nie sprowokujesz ataku właściwie nie masz się czego obawiać. Chodź. Pokażę ci jak zachowują się wilkołaki w wataże. Pamiętaj, że nie zrobią ci najmniejszej krzywdy. Skup się na moim głosie gdy podejdziemy tak by je widzieć - powiedziała.
- A...aha - mruknęła kobieta i podążyła za Amber.
Amber zaprowadziła ją do leża wilkołaków. Tam większość z nich wolała przebywać w formie wilka, bo budynek nie pomieściłby samych bestii. Bestia wymaga więcej przestrzeni, człowiek też kiepsko się czuje w ścisku, a wilczym formom odpowiada taki stan rzeczy. Amber zaczęła opowiadać spokojnie o tym co robią wilki, które widziały. Mówiła, że spotkawszy psa lub wilka po raz pierwszy należy go ignorować. NIe mówić do niego, nie dotykać go i nie patrzeć na niego. Wtedy zwierz odwdzięcza się tym samym. Opowiadała dłuższą chwilę o tym po czym chwyciła delikatnie dłoń elfki i ruszyła powoli w środek leża. Wciąż mówiąc. Miała nadzieję, że nie będzie oporu. Amber planowała się zatrzymać natychmiast gdy opór ze strony Edny się pojawi.
Edna na razie dawał się prowadzić w milczeniu. Amber czułą jej strach...
- Nie patrz na nie, ich tu nie ma. Pamiętaj, że żaden z nich cię nie skrzywdzi. Żaden z nich nie podejdzie dopóki im nie pozwolę na to - mówiła dziewczyna. Gdy dotarły do środka leża Amber usiadła powoli ciągnąc ze sobą Ednę. Wybrała jedną z miękkich skór służących wilkołakom za legowisko. Wokół kręciły się wilki zajęte swoimi sprawami. - Spójrz na szczenięta - skierowała uwagę Edny w stronę maluchów. Te zwykle działały uspokajająco...
Kobieta siadła sztywno i powoli zaczęła się uspakajać, aczkolwiek szło jej opornie.
Amber usiadła za nią i ją objęła chcąc dać jej poczucie bezpieczeństwa. W końcu Edna nie widziała tego co było z tyłu, a w ten sposób nie musiała się o to martwić.
- Szczenięta są niegroźne. Są delikatne i bezbronne. Znacznie bardziej niż ty niż jakikolwiek elf czy człowiek - mówiła dalej. - Spójrz jak się bawią. Mogę pozwolić im podejść jeśli będziesz chciała dotknąć ich miękkiego futerka. Pamiętaj, że tu jestem - słowa wilkołaczycy były spokojne, a ton głosu łagodny.
Edna nie odpowiadała przez dłuższą chwilę, a potem skinęła powoli głową twierdząco.
Amber skinęła na jednego ze szczeniaków. Wybrała najspokojniejszego i najbardziej uległego. Miał podchodzić powoli. Gestem dziewczyna skłoniła go do położenia się na grzbiecie z łapami w górze. Malcowi wyszło to zupełnie naturalnie, bo przed alfą każdy wilkołak by tak postąpił.
Edna przyjrzała się malcowi uśmiechnęła lekko.
- M... mogę go dotknąć? - zapytała, odzywając się po raz pierwszy od czasu wejścia do leża. brzmiała dość słabo, ale odzywała się.
- Tak, możesz. Tylko daj mu obwąchać twoją dłoń. Psowate poznają świat swoim nosem. Jest mokry i zimny w dotyku - uprzedziła spokojnie. Szczeniak był zaciekawiony sytuacją. A to sprawiało, że tym chętniej współpracował. W końcu działo się coś odmiennego w leżu.
Kobieta powoli podstawiła szczeniakowi pod nos dłoń do obwąchania. Przełknęła głośno ślinę.
Tymczasem do leża wszedł Aleks i spojrzał na Amber. Edna waliła strachem na kilometr, więc szybko domyślił się co się dzieje. Podszedł w ludzkiej postaci do reszty szczeniaków i przysiadł koło nich, podając im niewielki czarny metalowy obiekt do obniuchania, po czym zaczął im coś opowiadać, by je tymczasowo zająć.
Maluch dotknął nosem dłoni. Kobieta poczuła ciepłe powietrze. Wilczek skupiał całą uwagę na Amber która skłoniła go do tego by odsłonił jeszcze gardło. Nie musiała go dotykać. Starczył gest, którego Edna nie miała szans dostrzec z tej perspektywy.
- Jest uległy i spokojny, poza tym zaciekawiony. Pomyśl o tym jak miękkie i ciepłe w dotyku ma futerko - naprowadziła teraz dłoń Edny na puch, którym malec jeszcze był obrośnięty.
Kobieta pogładziła malucha po szyi i kłębie. - M-hm - bąknęła.
- Widzisz? Wilki, psy i wilkołaki to istoty, które są bardzo lojalne. Bardzo się przywiązują. Jeśli zdobędziesz przyjaźń któregoś z nich możesz być pewna, że nie zostawi cię do końca życia - powiedziała spokojnie. - Poza tym nigdy nie atakują bez powodu. Nigdy. Weź tego malca na kolana jeśli masz ochotę. Przyjemnie grzeje - powiedziała.
- Ale.. jak go złapać? - bąknęła.
- Obejmij go tak by podłożyć dłoń pod klatkę piersiową, a drugą pod tylne łapki. Jego mama złapałaby go za skórę na karku, ale człowiek ma dłonie, więc może zrobić to wygodniej - powiedziała. Pomogła Ednie w odpowiedni sposób chwycić malca. Szczeniak akurat był pieszczochem, więc Amber była spokojna o jego zachowanie na kolanach.
Kobieta wzięła go delikatnie w dłonie i posadziła sobie na kolanach uśmiechnęła się lekko.
- Założę się, że się bardzo ucieszy jeśli poskrobiesz go za uchem - powiedziała cicho Amber. To był postęp.
Kobieta postąpiła wedle propozycji Amber i podrapał malucha za uchem.
Szczeniak nadstawił łebek i wydał z siebie dźwięk przypominający piszczącą zabawkę.
- Mówiłam, podoba mu się - zaśmiała się Amber. - Nie każdego można tak za uchem podrapać. Wolno wszystkie zaprzyjaźnione psowate o których wiadomo, że są towarzyskie i czułe. Teraz mimo strachu zachowujesz spokój, więc wszyscy wokół są spokojni. Spokój i opanowanie jest twoją najlepszą bronią gdy spotykasz takie zwierzęta - powiedziała.
- Mhm - bąknęła kobieta.
Kontynuowała pieszczoty przez jakiś czas.
- Czujesz się na siłach by dotknąć dorosłego wilkołaka? Możesz trzymać malca cały czas na kolanach jeśli chcesz - powiedziała Amber.
Kobieta drgnęła. - M... Może nie teraz? - bąknęła , dalej głaskała malca. Ręka lekko jej zadrżała.
- Nie spieszy nam się - powiedziała Amber. - Pamiętaj tylko, że ten malec też wiecznie taki mały nie będzie - dodała łagodnie. - Charakter się nie zmieni, dalej będzie z niego słodki pieszczoch, ale nie będzie już aż tak puszysty... No ale będzie więcej do głaskania - zażartowała.
- Mhm - bąknęła Edna. Chyba tyle na jeden dzień jej wystarczy...
- Chcesz wziąć tego malca na wycieczkę? - spytała. Nie chciała przeciążyć możliwości elfki. Nie było jej celem przestraszyć ją na śmierć a jedynie ośmielić do kontaktów z psowatymi. Sama przestanie się bać z czasem...
- M... możemy - bąknęła kobieta.
- To trzymaj go mocno na rękach. Przytul go tak by nie spadł. Pokażę ci coś - Amber wzięła kobietę na ręce, gdy upewniła się, że Edna trzyma szczeniaka w objęciach. - Patrz jak czułe są wobec siebie wilki, które czują się bezpiecznie - powiedziała idąc niespiesznie przez leże w stronę wyjścia. Wilczyca lizała w ucho jakiegoś młodszego wilka, który leżał na boku. Czasem trącał ją łapą by zwrócić na siebie uwagę wilczycy, gdy ta przerywała. Gdzie indziej para wilków spała do siebie przytulona. - Maluch, którego masz na rękach stracił mamę, gdy ledwo był w stanie ustać na własnych łapkach. Zajęły się nim inne wilkołaki, ale nic nie zastąpi miłości własnej matki - powiedziała.
Edna nie odpowiedziała tylko patrzała po leżu i przytuliła nieco "szczelniej" malucha, skrobiąc go znów za uchem i ocierając się oń policzkiem.
Poza leżem Amber delikatnie postawiła Ednę na ziemi. Niosła ją teraz by elfka mogła z bezpiecznego dystansu przyjrzeć się temu czemu nie była w stanie przyjrzeć się gdy tam wchodziły.
- Wszelkie psowate tak samo jak ludzie mają emocje. W leżu mieszkają teraz po trochu wilkołaki z Milgasii i po trochu uchodźcy z innego świata. Jedni stracili niemal wszystko, drudzy stracili dom. Wspierają się nawzajem i dbają o siebie bo bez tego by nie przeżyli. Tak samo działają wilki. W nieco mniejszym stopniu też psy. Ale psy bardziej polegają na człowieku - powiedziała. Szczeniak na rękach Edny przysnął w cieple. Amber się uśmiechnęła widząc to.
Edna skinęła głową.
- Wiem, ze wilkołaki stanową społeczeństwo podobne naszemu, tylko bardziej... rodzinne. Kłopot polega na tym, że zrozumienie ich nie pomaga mi w przełamaniu lęku - mruknęła.
- Inaczej jak ma się na rękach śpiącego szczeniaczka, a inaczej jak staje się twarzą w twarz z wielkim psiskiem… lub wilkiem.
- Z doświadczenia wiem, że coś co jest lepiej znane nie straszy tak bardzo. Szczerze ci powiem, że jako szczenię bardzo przestraszyłam się jastrzębia. Nic nie było mnie w stanie wywlec z jamy póki ten krążył po niebie. Trwało to dość długo. W końcu alfa widząc, że przykład innych szczeniąt nie pomaga zaczął mi opowiadać o jastrzębiach, pokazał mi ich gniazdo, pokazał jak dbają o pisklęta. Stopniowo przestałam się ich bać - powiedziała. - Potrzebujesz czasu i chęci by to kontynuować. Na początku nawet nie chciałaś by taki malec się do ciebie zbliżał - Amber wskazała szczeniaka i mrugnęła okiem do elfki. Postęp był. I według Amber był dość znaczny.
- Mozę powinnam sobie kupić szczeniaka? - bąknęła kobieta, patrząc na malucha trzymanego w ramionach, jakby miał dostarczyć jej odpowiedzi.
Amber chwilę myślała nad tym. Myśl była niezła, ale po głowie dziewczyny chodziło coś jeszcze.
- A może weź jego - skinęła głową na malucha. - Znacznie lepiej niż pies zrozumie co do niego mówisz i pomoże ci się oswoić z psowatymi. Jeszcze nie przeszedł pierwszej przemiany. Nie spieszy mu się z tym. Idzie zima, więc w ciepłym domu będzie mu dobrze, a jak podrośnie to pomoże ci z doborem i wychowaniem psiaka jakiego sobie wymarzysz - powiedziała.
- Ale.. wilkołaka jako wierzę domowe? To przecież... - Ednę zupełnie zaskoczył ten pomysł. - Im więcej wilkołaków w tak młodym wieku nauczy się jak żyć z ludźmi, tym większe będą miały szanse na przetrwanie trudnych czasów, które teraz mamy. Znaczna część dorosłych wilkołaków wróci do lasów. W miastach jako łącznik między światem ludzi i wilkołaków pozostaną te młodsze. Uczymy nasze szczenięta, jak żyć z ludźmi, ale łatwiej im będzie, gdy nauczy je tego ktoś kto od zawsze mieszka w mieście, a nie banda wilkołaków, którym coś się wydaje - bąknęła. - Tylko na początku będzie to trochę jak posiadanie zwierzątka domowego. Teraz ten malec niewiele różni się zachowaniem od wilka czy psa. A rozumie te zwierzęta doskonale. Więc po przejściu przemiany, już w formie człowieka będzie mógł ci pomagać. Oczywiście jeśli ten pomysł ci się nie podoba, to nie będę naciskać - zapewniła Amber.
- Czuje się jakbym rozważała adoptowanie dziecka... - mruknęła po chwili Edna.
- Adopcja psa jak sądzę jest podobnym przedsięwzięciem, bo też trzeba o niego dbać... Jak o dziecko - uśmiechnęła się Amber. - Ten malec dostał imię Vargr, ale jeśli zdecydujesz się zaopiekować nim to sądzę, że nie będzie miał nic przeciwko zmianie imienia - zaśmiała się.
- Ech... Vargr - Edna zwróciła się do śpiącego wilczka, sprawdzając jak głośno musi powiedzieć jego imię, by zareagował.
Maluch poruszył uchem i sennie otworzył oko. Ziewnął i zerknął sennie na Ednę.
- Chcesz ze mną zamieszkać, mały? - zapytała wprost
Malec zamrugał oczkami, spojrzał na Amber, znów na Ednę i wyciągnął łebek by liznąć kobietę w twarz.
Edna westchnęła.
- No dobra, ty jesteś... alfą, dobrze pamiętam? - zapytała Amber.
- Czyli mam twoje pozwolenie na przygarniecie Vargra?
- Alfa, czyli przywódca watahy - Amber skinęła głową. Uśmiechnęła się. - Sądzę, że wam obojgu wyjdzie to na dobre. Ty będziesz oswajała się z nim i patrzyła jak on dorasta, a on nauczy się żyć z ludźmi w mieście - dodała.
- No to lecimy do domu... mały - powiedziała do wilka.
Vargr przytulił do niej łebek. Na jej rękach było mu ciepło i wygodnie, więc przymierzał się do powrotu do drzemki. Amber zachichotała pod nosem.
- Nie daj mu sobie wejść na głowę - powiedziała do Edny. - Tak jak dziecku ustal mu granice i nie pozwól mu ich przekraczać. Jeśli będziesz przy tym stanowcza to nie będziesz mieć żadnych problemów z jego wychowaniem - powiedziała.
- Poprzebieraj trochę łapkami sam - powiedziała kobieta, stawiając malca na ziemi. - Dzięki, Amber - Edna uśmiechnęła się do dziewczyny.
Z pyszczka szczeniaka dobył się pisk zawodu. Przy takim gabarycie brzmiał bardziej jak sporych rozmiarów gryzoń niż wilk...
- W razie czego, gdybyś miała jakieś problemy z nim możesz spytać Demmiankę Wiktorię lub mnie. Jeśli dasz radę zapanować nad strachem to każdy inny wilkołak poza mną też z radością udzieli ci odpowiedzi, no ale niestety większość więcej czasu niż ja spędza w formie wilków, także to pewnie przyjdzie dopiero z czasem - powiedziała. - I pamiętaj, nie poddawaj się - Amber mrugnęła do elfki.
Ta skinęła głową Amber.
- Nie ma narzekania. Musisz się coś ruszać - Edna zaśmiała się, patrząc na malca. - Jak dotrzesz do domu to zrobimy ci legowisko przy kominku, hm? - zapytała, ruszając powoli w stronę swego domu, patrząc na wilczka.
Malucha zainteresowała wzmianka o kominku. Nie był pewien co to było, ale skoro to była taka nagroda, to może warto o to powalczyć? W podskokach ruszył za Edną. Amber stała z szerokim uśmiechem na ustach. W leżu wilkołaków był jednym z wielu szczeniąt, którym zajmowano się przy okazji - działania wojenne niestety nie sprzyjały wychowaniu potomstwa... U Edny miał szansę na coś więcej - na ciepło i czułość, którymi w leżu maluchy musiały się dzielić i takie spokojne smyki jak Vargr zostawały w tym względzie nieco z tyłu.
Kobieta i wilkołak wkrótce zniknęli za zakrętem. Edna co jakiś czas mówiła coś do małego, wyglądała na wesołą...
A szczeniak wyglądało na to, że kobietę uważnie słuchał...
Amber skierowała się do gospody. Musiała zająć się większymi i bardziej bieżącymi sprawami. Zastanawiała się czy czegoś nie przeoczyła. Stan gotowości na Milgasii był wprowadzony, Aleks zbierał Revenantów, ona miała swoje mroczniaki... Zastanawiała się co teraz będzie planował Skaza... Miała nadzieję, że jednak odpuści sobie atak na Milgasię. Według wilkołaczycy mieszkańcy tego kontynentu dość już się nacierpieli by jeszcze miał pojawić się ten wielki bydlak będący skrzyżowaniem mięczaka z robalem... Siadła u siebie w pokoju.
- Żebym ja jeszcze wiedziała co ja z tym mogę zrobić... - westchnęła. Nie pokazała jeszcze Skazie swoich nowych możliwości, nie zademonstrowała nawet cząstki tej mocy, którą ostatnio zdobyła. Mogła więc mieć pewien element zaskoczenia. Ale nie była pewna skąd mogła by pozyskać jeszcze więcej mocy, by móc bronić wszystkich tych, którzy do tej pory walczyli u jej boku. Pomyślała o Carmen, kobieta zawsze miała jakieś pomysły w związku ze sposobami na pozyskanie mocy.
"Chciałaś coś, skarbie?" zapytała mentalnie Carmen.
W głowie Amber pojawił się na chwilę chaos. Na raz przywołała wszelkie wspomnienia z odbytej niedawno konferencji z innymi Wybrańcami. A potem troska o mieszkańców Milgasii. Szczególnie martwiło ją to, że Skaza może rzeczywiście wziąć ją na celownik - w końcu ostatnio nieźle dała mu się we znaki, a to oznaczało nie tylko, że ten stwór Skazy może im zaszkodzić, ale także to, że może się tu pojawić ten szaleniec od Vistenesa... W Amber kiełkowała już nienawiść do tego osobnika podobna do tej jaką żywiła do Skazy. Gdy mówiła o pożarciu go wcale nie bujała...
"W bezpośrednim zasięgu Milgasii nie ma Skazy... aczkolwiek wysyłam grupkę zarimów, by zrobili coś, co w razie czego pomoże. Naładujesz ich mocą, jeśli nie starczy im energii na całą linię brzegową?" zapytała.
Amber potwierdziła. Była gotowa na wszelkie działania, które mogłyby zabezpieczyć jej podopiecznych. Była odpowiedzialna za wszystkie żywe stworzenia na Milgasii... Dlatego działania Aarona budziły tak mocny jej sprzeciw.
- W razie czego poproszą cię o regenerację mocy, by mogli skończyć szybko. Tworzą linię glificzną, która w razie czego pozwól nam.. w sensie mi, Darkningowi i Sotorowi stworzyć barierę ochronną, która powstrzyma aurę tego czegoś.
Amber przekazała coś na kształt uczucia ulgi. Bardzo jej zależało na tym by kontynent był bezpieczny. Nie po to jego mieszkańcy oń walczyli. Wilkołaczyca zastanawiała się też nad tym czy nie zwołać jakiegoś spotkania w świątyni Azariel...
"W świątyni są regularne spotkania" zauważyła Carmen.
Wilkołaczyca generalnie nie była pewna co może lub powinna zrobić. Z tak wielkim zagrożeniem jeszcze do czynienia nie miała. To, że widziała stwora niemalże twarzą w żuwaczki nie znaczyło, że była mądrzejsza w kwestii walki z nim. Westchnęła. Do głowy przychodziła jej jeszcze tylko myśl, że może dalej pracować nad powiększeniem swojej pojemności energetycznej, by czasem nie brakło jej mocy na polu walki, gdyby okazało się, że musi władować jakiś cholerycznie wielki ładunek energii w to coś...
"Możliwe, że ktoś inny wymyśli jak przebić pancerz, ty skup się na tym co potem. Sądzę, że wzmocnienie odporności Mroczniaków, o ile chcesz ich używać do walki, byłoby na miejscu... muszą przetrwać w aurze tego czegoś" zauważyła Carmen.
Amber zaczęła się namyślać nad najefektywniejszą drogą osiągnięcia tego celu. Pamiętała jak zmieniała już mroczniaki co najmniej dwa razy, znała ich możliwości. Szukała więc teraz sposobu na to by uzupełnić ich braki w tej materii. Póki co były piekielnie szybkie i cholerycznie szybko się regenerowały. A fakt, że mogły się odradzać sprawiał, że właściwie na polu bitwy ich nie zabraknie o ile tylko będą w stanie przetrwać samą aurę. Amber pamiętała jak sytuacja miała się na obrzeżach Morza Martwego, gdy dziadostwo od Skazy zaczęło wyłazić. Należało więc mroczniaki dostosować....
Miała pojęcie jak działała energia Skazy, którą oberwała, więc mogła spróbować przedsięwziąć środki zaradcze. Mogła modyfikować ciało lub skórę mroczniaków...
Amber była pewna, że na polu bitwy na bank dojdzie do przerwania ciągłości skóry u mroczniaków, a wtedy nie uchronią się przed energią Skazy, jeśli zmieni tylko skórę. Dziewczyna skoncentrowała się więc na bardziej skomplikowanych modyfikacjach, które obejmą całe ciało mroczniaków. Zamierzała być bardzo ostrożna i staranna, bo nie chciała mroczniakom w żaden sposób zaszkodzić.
Nie było to łatwe i zajęło Amber ponad 6 godzin, ale zakończyło się sukcesem. Mroczniaki powinny być dwakroć bardziej odporne na energie Skazy.
Wilkołaczyca odetchnęła. Miała nadzieję, że to wystarczy. Była głodna... Już od dłuższego czasu zapowiadała, że idzie coś zjeść, a tymczasem wpierw walczyła z lękami Edny, a potem uodparniała mroczniaki. Zeszła na dół gospody rozejrzeć się za czymś jadalnym.
Znalazła więcej niż jedno danie. Mogła dostać zupę cebulową, a potem drugie danie. Pieczyste z dowolnej dziczyzny.
Amber stwierdziła, że zje pełnoprawny ludzki obiad - taki z zupą i drugim daniem. Zamówiła więc i zupę i pieczyste. W sumie chyba pierwszy przypadek by brała dwa dania całkowicie świadomie decydując się na ludzki sposób spożywania posiłków.
Dostała więc ludzki posiłek... i wilkołacze sztućce.
Obiad zniknął cały. Amber czuła się nieco lepiej. Odniosła naczynia i westchnęła. Chciała chwilę odpocząć i po jedzeniu i po ulepszaniu mroczniaków więc udała się do parku. Miała nadzieję, że gdziekolwiek nie skrywa się pupilek Skazy uda się wykryć go odpowiednio wcześnie. Nagle wilkołaczyca pacnęła się w głowę. Na powierzchni Milgasii może i nie było chwilowo problemu, ale draństwo mogło chcieć się schować pod powierzchnią. Trzeba by uprzedzić Kopacza by zachował ostrożność. Amber poszła szukać osób zdolnych do komunikacji mentalnej, by przekazać tę wiadomość Kopaczowi.
Znalazła dość szybko.. Aleksa. Teleportował siew okolicy ratusza i ruszył powoli w stronę tawerny. Spotkał się z Amber po drodze.
- O... Revenanci będą gotowi do teleportacji w każdej chwili - powiedział.
- Super. Dobra. Trzeba koniecznie przekazać Kopaczowi informacje o tym by pilnował swoich tuneli, bo stwór Skazy może się pojawić w dowolnym czasie i miejscu... Nawet tam. Wolałabym żeby ani Kopacz nie był zagrożony, ani żeby atak nie nadszedł z takiego miejsca - bąknęła. - W końcu nie mamy doświadczenia w walce w podziemiach i możemy sobie z czymś takim w ogóle nie poradzić - bąknęła. Zła była na siebie, że nie pomyślała o tym wcześniej.
- Mmmmhm... już. Kopacz przekazał, że zrobi krótkie poszukiwania - powiedział Aleks.
- Uff... Dobrze, dziękuję - powiedziała Amber. - Teraz pomóż mi przypomnieć sobie czy wszystko zostało zrobione. Mroczniaki ulepszyłam, żeby były odporniejsze na moc Skazy, Revenanci gotowi do działania, stan wyjątkowo ogłoszony, zarimowie działają... Czy coś jeszcze możemy zrobić? - zastanawiała się na głos.
- Rozluźnić? - zaproponował Aleks, popatrzywszy chwilę na Amber.
- Nie póki nie będę pewna, że mieszkańcy Milgasii są bezpieczni. Czy to od Skazy czy od jakichkolwiek innych zagrożeń, jak na przykład głupi lub szaleni wybrańcy bóstw - mruknęła.
- Jeśli pojawi się w pobliżu Aaron to ja będę wiedział - Aleks się wyszczerzył. - Podczas swojego jakże krótkiego pobytu na sali nie pilnował aury, ani wycieków energii. Zrobiłem co trzeba, na całym kontynencie rozrzuciłem portalami garść repulsorów. Jeśli wlezie w ich zasięg, to ja to poczuję. W zasięgu są wody terytorialne i cały kontynent... i Kopacz - wymienił, szczerząc się.
Amber się uśmiechnęła i zwyczajnie pocałowała Aleksa. Także plecy mieli więc zabezpieczone na wypadek, gdyby ktoś niepowołany planował niemiłą niespodziankę. Amber planowała mieć oko i na Aarona i na Abla, ale to Aaron padł ofiarą jej nienawiści, Abel miał jeszcze pewien zapas zaufania, który mógł ale nie musiał wyczerpać by Amber wzięła go na celownik.
- Mrau - mruknął Aleks, uśmiechając się.
- To proponuję saunę... musisz się odprężyć przed bitwą - stwierdził.
- Saunę? Carmen coś kiedyś mówiła - bąknęła nie mogąc sobie przypomnieć. - To się je? - zgadywała.
- Sauna to dość stary sposób na rozluźnienie. Ogólnie polega to na tym, że mamy rozgrzane porządnie kamienie i polewa się je wodą. para i ciepło powstałe w ten sposób powodują, że się pocisz i wypacasz z siebie wszystko co trzeba. No i jest cieplutko - Aleks zaśmiał się.
- Dla poprawienia krążenia można się biczować witkami. Ogólnie dobra rzecz - stwierdził.
Amber miała minę, która wyrażała powątpiewanie.
- Jak można się relaksować w miejscu, gdzie jest duszno, gorąco i jeszcze robisz sobie krzywdę? - bąknęła z dziwną miną. - Już chyba lepiej, żeby sauna była czymś do jedzenia - dodała.
- To nie boli. Możesz zamiast tego się podrapać, żeby pobudzić krążenie - stwierdził Aleks. - Sprawdź. Nie spodoba się, to pomyślimy o czymś innym.
- Ludzie gdy się pocą upiornie śmierdzą, więc nie skorzystam - bąknęła. - Drapać się mogę poza miejscem gdzie jest duszno i gorąco - dodała. Nie była przekonana do sauny.
- Jak chcesz... osobiście lubię. Możemy też skoczyć na pływalnię i masaż - zaproponował.
- No to brzmi normalnie - mruknęła. A w każdym razie nie brzmiało jakby miało być nieprzyjemne w jakiś sposób... Jej zmysł powonienia nie był zagrożony błyskawiczną śmiercią, a i zaproponowane czynności nie sugerowały zachowań masochistycznych.
- No to chodźmy - powiedział Aleks. Udali się do eleganckiego budynku, gdzie chłopak szybko pogadał z właścicielem i udał się z Amber na osobny basen, gdzie mieli spokój. - No - mruknął Aleks, rozdziewając się przed wskoczeniem do wody.
Amber wpierw sprawdziła jakiej temperatury jest woda. Po czym gdy upewniła się, że w niej nie zmarznie jak ostatni gamoń po prostu do wody wskoczyła z potężnym chlupnięciem.
Aleks demonstracyjnie zastygł w jednej pozycji.
- Erm.. - bąknął.
- Co? - mruknęła Amber gdy wreszcie wynurzyła głowę nad wodę. Kombinezon został przez nią odwołany tuż przed uderzeniem w wodę...
- Mogłaś mi dać się rozebrać zanim mnie ochlapałaś wodą - bąknął chłopak, kończąc się rozbierać, po czym wskoczył do wody.
- Stałeś za blisko wody - mruknęła ze stoickim spokojem i jak najbardziej zgodnie z prawdą.
- Basen ma dwadzieścia metrów długości i dziesięć szerokości. Musiałaś wskoczyć do wody tuż przy mnie - mruknął Aleks, uśmiechając się.
- Było od wejścia. Chyba nie obchodzisz jeziora dookoła tylko dlatego, że ktoś po jednej stronie coś przy nim robi? - mruknęła.
- Jeśli spowoduje to, ze będzie musiał łazić w mokrych ubraniach to tak - odparł Aleks.
- W dziczy nikt się nigdy takimi rzeczami nie przejmował. Stoisz koło wody licz się z tym, że zmokniesz - mruknęła. Odpłynęła sobie dalej, zmieniając postać na wilczą. W postaci człowieka źle jej się pływało.
Aleks zanurkował i podpłynął pod nią, by wziąć ją "na barana". Obejrzał się i wyszczerzył.
Wilczyca spojrzała na niego dziwnie. Aleks chwilę później zobaczył wilczy uśmiech i Amber odbiła się od niego jak od trampoliny by znów wylądować w wodzie. Już kawałek dalej.
Aleks powtórzył manewr, skoro Amber się podobało.
W końcu Amber wylazła z wody i otrzepała się by pozbyć się nadmiaru wilgoci z wilczej sierści.
Aleks wyczołgał się a brzeg w wilczej postaci i zipał ciężko, wywaliwszy jęzor.
Amber siadła czekając aż Aleks wytrzepie wodę z futra.
Wilkołak powoli się podniósł, otrzepał, poszedł nieco dalej i pacnął na jeden z przygotowanych ręczników. Zipał dalej.
Amber zmieniła postać i podeszła do Aleksa w ludzkiej już formie.
- Masz naprawdę mizerną kondycję - mruknęła. - Jak ty w dziczy pociągniesz, co? - rzuciła dość swobodnie zabierając się za wycieranie nadmiaru wody z jego sierści, której to nie zdołał się pozbyć w obecnym stanie.
Aleks zmienił się w człowieka.
- To nie ty byłaś ciągle pod wodą... jak się wstrzymuje oddech to męczy się szybciej - zauważył.
- Non stop nurkowałam, pływam od wczesnego szczenięctwa, a to, że podpływałeś pode mnie i dawałeś okazję do poskakania to już twoja decyzja - powiedziała.
- No ale bawiłaś się dobrze i ja tez, a nad kondycja jeszcze popracuje - machnął ręką. - Oj ten masaż mi się przyda - bąknął.
- Na razie jesteśmy na basenie. Nie znam tego budynku, więc nie jestem w stanie nic z tym zrobić - mruknęła.
Aleks pozbierał się i ubrał spodnie. - Chodźmy - powiedział i poprowadził Amber do sali z dwoma leżakami z wyprofilowanym oparciem na głowę. Dwójka masażystów zajęła się wilkołakami, gdy tylko się położyli.
Amber miała poważny kłopot z rozluźnieniem mięśni. Wyniesione z dziczy przyzwyczajenie wciąż sprawiało, że niezbyt się czuła, w towarzystwie obcych osób. A już szczególnie, gdy miała leżeć spokojnie, a ktoś obcy miał dotykać jej poza zasięgiem jej wzroku...
- Ja się zajmę Amber - powiedział Aleks, gdy masażysta drugi raz poprosił Amber o rozluźnienie. Chłopak przerwał masaż, wstał i wziął się osobiście za rozmasowywanie Amber. Dość szybko się okazało, że Aleksowi idzie o niebo lepiej niż któremukolwiek z masażystów. Amber zwyczajnie zasnęła...
Aleks za to znów trzasnął się na kozetkę i poprosił o dokończenie masażu. Po chwili ubrał się do końca, owinął Amber ręcznikiem i wziął ją na ręce, by zanieść do jej pokoju.
Amber spała sobie smacznie. Dzień był dla niej i męczący i pełen stresów, więc zwyczajnie go sobie odespała. Obudziła się, gdy jej organizm uznał, że wypadałoby jednak coś zjeść...
Aleks spał na fotelu w jej pokoju w samych gaciach, reszta jego ubrań wisiała tu i ówdzie... już dawno wyschła.
- Ty sobie żarty stroisz - burknęła Amber wystarczająco głośno by zbudzić Aleksa. Miała groźną minę.
Aleks się ocknął.
- E? Y? A? - rozejrzał się. - O, zasnąłem - zauważył, po czym spojrzał na koc leżący na jego stopach. - I się odkryłem...
- A teraz spróbuj wstać - mruknęła Amber dobrze wiedząc co dzieje się z kręgosłupem człowieka, który śpi na siedząco...
Aleks przeciągnął się, skrzywił, znów przeciągnął i powoli wstał.
- Ale zdrętwiałem... - bąknął.
- I po grzyba był ci cały ten masaż, gdy wszystko tak zrujnowałeś, co? - spytała. Wyglądała groźnie.
- Bolą mnie plecy, a ty jeszcze na mnie krzyczysz. Jakby mi tego było mało - mruknął Aleks. - Rozruszam się. Chcę iść poćwiczyć wyładowania paraliżujące - mruknął, zbierając ubrania i rzucając okiem na Amber co jakiś czas.
- Bo nie dbasz o siebie. Miałeś możliwość położyć się wygodnie, wybrałeś najgorszą opcję. W dziczy nie radzę wybierać nory borsuka na nocleg. Grozi uszkodzeniami nosa i oczy - powiedziała.
- Okryłem się czekając aż mi ubrania wyschną. Byłem zmęczony to sobie usiadłem... i zasnąłem. Mogłem się zmienić w wilka i zwinąć w kłębek na podłodze - mruknął chłopak i machnął ręką.
Amber westchnęła.
- Zmęczony wilkołak przeważnie, gdy tylko ma taką możliwość idzie spać. Z tego co dowiedziałam się o ludziach do tej pory to robią podobnie - mruknęła. Pokręciła głową. Wstała, przywołała kombinezon i przeciągnęła się. - Jeśli zaraz czegoś nie zjem, to zacznę wcinać materac... - mruknęła.
- Mhm.. przydałoby się śniadanie - stwierdził Aleks, skończywszy się ubierać. - Możesz też mi skołować taki kombinezon? - zapytał.
- Hmm, Carmen mi go dała. Sądzę, że jak ją poprosisz to też ci taki da - powiedziała. - Nie muszę się martwić o to czy się zabrudzi czy zmoknie bo wystarczy go odwołać i przywołać - wzruszyła ramionami.
- Przyda mi się... hmm... zapytam Carmen....mogę. Też dostanę taki kombinezon - Aleks ucieszył się.
- No widzisz. Przydatny jest - powiedziała. - No i mi się z wyglądu podoba bardziej niż większość ludzkich ubrań - dodała.
- Mhm - mruknął Aleks i westchnął.
Zeszli na dół na śniadanie i Aleks zamówił jajecznicę na kiełbasie i grzybach.
Amber wzięła to samo. Była głodna jak... wilk...
Dostali więc wilcze porcje...
Aleks zamówił po tym herbatę i zdecydował się poczekać aż się mu uleży przed ruszeniem się na plac treningowy.
- No, wreszcie się najadłam - mruknęła zadowolona. Westchnęła i wypiła całą herbatę jaką dostała.
Aleks skinął głową.
- No to zostało nam na oko jeszcze półtorej dnia - mruknął po chwili.
- Na oko do czego? - spytała.
- Do czasu jak będzie trzeba się zwinąć i zabić jednego przerośniętego krocionoga - odparł Aleks.
- Zależy kiedy zostanie znaleziony. Chyba, że Keth już coś znalazł - powiedziała.
- Miał dać znać, jak znajdzie - zauważył Aleks.
- Ja nie mam możliwości mentalnie się porozumiewać, więc nie wiem póki mi ktoś nie powie. Chyba, że zaczniesz mnie tego uczyć - powiedziała.
- O, też opcja - powiedział Aleks. - Będzie trzeba troszkę zmienić twój sposób myślenia - mruknął. - W mechaniczny sposób rzecz ujmując. Nie zmieniamy twojej filozofii, a raczej sposób w jaki myśli będą płynąć przez twój umysł - sprostował.
- Coś złego jest w moich myślach? - bąknęła.
- Złego? Nic. Omijają po prostu część mózgu która umożliwia transmisje - odparł Aleks. - Muszę stwierdzić, czemu tak jest i to skorygować -
- Możemy zacząć? - spytała.
- Tak, chodźmy z powrotem do ciebie do pokoju - zasugerował Aleks.
Wilkołaczyca spokojnie ruszyła za nim. Najwyższy czas posiąść takie umiejętności.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: Świat Pasem: Czas Orłów i Kruków

Post autor: Mr.Zeth »

Przestworza:

Kaisstrom leciał miarowo i zakręcał, gdy Keth o to poprosił. Podczas postojów wybrańcy mieli okazję zamienić parę słów, z czego Keth nad wyraz chętnie korzystał.
- Nie lubię dużych gron ludzi… nie czuję się komfortowo. Jako wybraniec Harmony głównie obserwuję. Koryguję. Manipuluję. Także tobą i nie powinien to być dla ciebie sekret – powiedział podczas drugiego postoju.
- Mam ku temu dobre powody. Widzisz ten świat jest jak szklana kula, która stoi na szczycie wagi o czterech szalach... Te szale to zło, dobro, ład i chaos. Jeśli waga za bardzo się przechyli, to kula spadnie z miejsca na wadze i poleci w dół tłukąc się. Teraz, gdy dodano jeszcze piątą „szalkę”, czyli moc Skazy, muszę kontrolować pozostałe zapasy energii świata, by nie uległ zniszczeniu, dając nam dodatkowy czas. Po unicestwieniu Skazy będę miał łatwiejsze zadanie, mam nadzieję – westchnął.
Wkrótce musieli ruszać w dalszą drogę…

Minęły nieco ponad dwa dni. Dwieście pięćdziesiąt kilometrów od wybrzeży Milgasii Keth polecił Kaisstromowi, by ten się zatrzymał.
- Przyjacielu… znaleźliśmy naszego robala… - powiedział mężczyzna.
- Zrób koło wokół tego terenu, musimy poszukać lokacji, by wydać mu bitwę… - mruknął zaaferowany sukcesem. Wkrótce udało im się znaleźć sporą wyspę. Kilkaset kilometrów kwadratowych skał i piachu pozbawionych jakiegokolwiek życia nie licząc paru roślin w pobliżu wybrzeża zbitych w małą kępę.
- Hm. Ciekawe czemu teren jest tak... martwy – mruknął Keth. – Nieistotne, nie czuję na nim żadnej energii, to będzie dobre miejsce. Czas poinformować resztę – stwierdził, po czym uśmiechnął się, rozsyłając wieści. – Dobra, już poradzę sobie o własnych skrzydłach. Chcę zbadać, czy ma jakąś obstawę – dodał. – Idź zbierz siły i skontaktuj się z Aleksem, by postawił portal twoim siłom – powiedział, rozkładając skrzydła i wzlatując w górę. Smok mógł wiec wracać do siebie.

Niecałą godzinę później smok otrzymał jeszcze wieści od Ketha.
„Istota jest tam prawie na pewno sama, lub z bardzo nieliczną obstawą. Jest prawie gotów do kolejnej teleportacji, więc mamy mało czasu, przyjacielu. Najwyżej trzy godziny”


Astaria:
Niebiańskie Wichry


Trening był owocny. Sotor zarządził rozwój zdolności poruszania się i umożliwił Amandzie pasywne zwiększenie odporności fizycznej poprzez specjalne rozłożenie energii. Kobieta uczyła się nadzwyczaj szybko i z zapałem, więc Sotor nie szczędził pochwał. Skóra kobiety stała się gładsza i bardziej połyskliwa w wyniku zmian, a jej oczy nabrały intensywnej złoto-brązowej barwy.
- Mówiąc szczerze, jestem zaskoczony tym, jak szybko pochłonęłaś nową wiedzę – powiedział pod koniec trzeciego dnia, gdy siedzieli przy kolacji. – I jeszcze o ile ciekawiej patrzy ci się w oczy – rycerz się zaśmiał. Faktycznie spojrzenie Amandy było lekko hipnotyzujące. Można było patrzeć w jej oczy w nieskończoność…
- Informacja od Wybrańca Harmony – powiedział Nachtrinroth, przełknawszy łyk wina. – Znaleźli robala i miejsce by wydać mu bitwę. – dodał, po czym chciał przekazać wieści Aine… lecz Keth pomyślał już i o tym, więc Nach wzruszył ramionami i spokojnie jadł dalej.
- No dobra… więc co robimy, Pani Amando? – zapytał Sotor, unosząc brew.

Milgasia:
Azyl


Sprawa nie była tak łatwa, jak można by się spodziewać, ale też nie tak skomplikowana, jak myślał Aleks. Wyszło na to, że wcale nie trzeba było zmieniać nic w sposobie myślenia Amber. Telepatia wymagała skojarzenia myśli i impulsów i odtworzenia tychże impulsów w głowie celu. Liczne pierwsze próby Amber przyprawiły Aleksa o koszmarną migrenę. Impulsy energii wewnątrz mózgu były trudne do skojarzenia dla wilczycy, bo nie myślała słowami, a obrazami, uczuciami i odczuciami, których odpowiednie impulsy były trudniejsze do odtworzenia w głowie celu.
- Sadzę, ze zwykły człowiek nawet by nie poczuł tego co do mnie wysyłasz – stwierdził w pewnym momencie Aleks. – Dostaję twoje wiadomości, ale z niesamowitymi efektami ubocznymi. Muszę prześledzić cały proces z zewnątrz, ale to wymaga byś przekazywała wiadomości komuś innemu, nie potrafię się skupić, gdy czuję się jakby pod moją czaszką ktoś próbował wykuć nową szarą komórkę na kowadle…
Rozmowę przerwał przekaz od Ketha, który otrzymała zarówno Amber jak i Aleks.
„Znalazłem robaka. Przygotujcie się, wkrótce dam namiary na pole bitwy” przekazał telepatycznie. Aleks potarł czoło.
- Więc czas na przedstawienie… - stwierdził, uśmiechając się, szczerząc przy tym kły. Oczy mu zabłysły, postrzegał to jako kolejne wyzwanie. Kolejną okazję, by się sprawdzić.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Re: Świat Pasem: Czas Orłów i Kruków

Post autor: Plomiennoluski »

Maleńka wyspa pośrodku oceanu - Kaisstom



- Przynajmniej przyznajesz się do tej manipulacji otwarcie, ale powiedz mi na czym dokładnie polega, póki co staram się po prostu zwalczać Skazę i chronić wiernych. Szalki chwilowo są częściowo zawieszone się obawiam, chociaż osobiście wolę się nie opowiadać po żadnej ze stron. - odparł na słowa wybrańca Harmony, nie wiedział do końca co o tym myśleć.
- Jak na razie jestem jedynym siedzącym na tym murze okrakiem... ale ja znikam. Mnie nie da się znaleźć, nie mam wiernych, ten świat jest moim wiernym tak długo jak trzyma się kupy - powiedział Keth.
- Czyli w praktyce jesteś zależny od wszystkich pozostałych wybrańców i ich wiernych, musisz nieco rozdzielić wszystkie szalki, tak żeby nikt nie poszedł zbytnio w jedna stronę, a gdyby to zrobił, skontrować namówieniem na drastyczne kroki kogoś innego, dobrze mówię? - dopytał smok.
- Coś w tym kierunku - powiedział mężczyzna.
- W takim razie w którą chcesz mnie przeciągnąć w tym momencie. - zapytał z uśmiechem. - No i może ty będziesz w stanie powiedzieć, czy w ogóle będziemy w stanie sprowadzić tutaj bóstwa, czy wszystko jest już na dłuższą metę na naszych barkach.
- Na żadną. Nie mogę wybierać za ciebie, mogę wpływać co najwyżej na konsekwencje - powiedział Keth. - Sprowadzimy prędzej, czy później - westchnął.
- Harmona ma zdaje się władzę nad lodem, widziałeś może gdzieś jakieś inne lodowe smoki? Obawiam się ze na Ranecie została jedynie nasza piątka, co jest niezbyt pocieszającą perspektywą. - mruknął.
- Thirel ma władzę nad wodą.. a przez to i nad lodem - powiedział Keth. - Możliwe, ze na archipelagu jest więcej twego rodzaju.
- Możliwe, chwilowo muszę się zająć jedną wyspą, wygląda na to że poza Ranetą jest aż w nadmiarze skażenia. No nic, chyba czas wracać do poszukiwań, chyba że chcesz jeszcze jakiś temat poruszyć? - rzucił spokojnie Kaiss, choć był nieco rozczarowany.
- Nie. A za smokami się rozglądniemy.. na pewno znajdzie się jakaś smoczyca dla ciebie - Keth zaśmiał się cicho. - Ruszajmy.
- Prędzej czy później pewnie tak. - mruknął i ruszyli na dalsze poszukiwanie.





Kossos - po bitwie z "Robalem"


Kaisstrom wrócił przez portal wraz z zywiolakami i smokami, trzeba było przyznać że czuł się wymęczony i potrzebował zdrowej regeneracji. Zdecydował eis zostać przynajmniej chwilowo na jednym z galeonów.
"Mamy dobre wieści Daxyrinth, ale opowiedz co się działo tutaj jak nas nie było, chociaż zdaje się nie trwało to długo." - przekazał do brata odpoczywającego po spotkaniu z ognistą kulą.
"Tutaj zupełnie nic, cisza, spokój, w praktyce to nawet nuda." - usłyszał w odpowiedzi.
" W takim razie ja idę spać, wypadałoby w końcu." - jak powiedział, tak też zrobił, dopytał się o jakąś koję i ruszył się zdrzemnąć, był padnięty na tyle, że nie przeszkadzało mu ani morze, ani marynarze.


Noc minęła bez problemów. Smok spał i nikt go nie niepokoił. Następny dzień był zimny, ale słoneczny. Kaisstrom wstał pełen energii, nawet wpadł na pewien pomysł, nie był tylko pewien czy gra była warta świeczki.
"Drakning, wiesz może jaki wpływ miałaby na skażoną ziemią i istoty burza śnieżna lub zwykła, która byłaby naładowana mocą wiatru?" - nie szkodziło zapytać, możliwe że wiedział czy ma to w ogóle sens.
"Na pewno zredukowałaby skażenie... jeśli ją byś dopracował to może nawet i oczyściłaby teren" powiedział Darkning.
" W takim razie ma to większy sens niż mi się zdawało, myślę stworzyć jedną i wysłać nad Kossos, tam gdzie ostatnio zniszczyłem te zalążki Phobosa, na pewno będzie łatwiej odbijać wtedy teren." - przesłał swoje przemyślenia Kaiss.
"Oni mają magów, więc zniwelują po jakimś czasie tę burzę... ale jako akompaniament do ataku byłby to świetny pomysł.. albo metoda czyszczenia odbitych ziem" stwierdził mag.
"Z prądami morskimi myślę że mógłbym zrobić to samo, może załatwiłoby to problem ze skażeniem głębokomorskich stworzeń, widziałem że zainteresował się kałamarnicami, część wody przepływa też pod wyspami, więc mogłoby nawet część podziemnych kanałów oczyścić. Hmm przygotuje atak i sprawdzę jak się cala metoda spisze, dziękuję za informacje." - przekazał na koniec.
"Jeśli dasz radę oczyścić wody... to będzie wielka przysługa dla wszystkich Wybrańców, a i sądzę, że jest w tym zysk dla ciebie.. pod woda są liczne punkty, które właściwie nasycone energią mogą wydać właścicielowi sporo mocy gromadzonej przez lata" poinformował Darkning.
"Doskonale, ale na początek przetestuję jak to działa pod postacią nawałnicy i ataku, dam znać jak poszło." - przeciągnął się i wyszedł na pokład.
- Mam nadzieje ze wszyscy są gotowi na nowy dzień pełen niespodzianek, bo Skaza sama się stąd nie wyniesie. - rzucił z uśmiechem na twarzy, ostatnio lubił się śmiać mimo ze powodów nie było aż tak wiele, ciągle czekało go wiele pracy.
- Oby pozytywnych - rzucił któryś z marynarzy. Mężczyźni szczerzyli się, zastanawiając co tym razem wymyślił smok.
- Też mam taką nadzieję, chce zaaranżować atak, pod osłoną deszczu, naładowanego energia, więc będzie jednocześnie czyścił ziemię ze spaczenia, nie wiem dokładnie jak zadziała, nie mam zamiaru jeszcze jeszcze zajmować konkretnego terytorium, ale na pewno przydałoby się zniszczyć struktury obronne na jak największym terenie, tak żeby potem Kossos było otwarte na atak z wielu stron, zostawiając nam kilka luk do wyboru. Ma sens? - smok zadał pytanie na głos, było głownie skierowane do niego samego, ale lubił czasem wiedzieć ze jego pomysły nie są uważane za idiotyczne przez kogoś, kto lepiej się zna na wojaczce.
- Brzmi ciekawie, ale podczas deszczu ciężko sterować łodzią... a podczas śnieżycy jeszcze gorzej - powiedział jeden z marynarzy. Reszcie się podobało, ale przyznali rację koledze, gdy przemówił.
- Owszem, tu się zgodzę, dlatego prawdopodobnie będę zmuszony wykorzystać głównie żywiołaki i smoki, zaś co do samego deszczu, powinienem dać rade odpowiednio sterować wiatrami, tylko że będzie wymagać to ode mnie sporo wysiłku. - odpowiedział. - To głównie pomysł i jeszcze tego nigdy nie testowałem powiem szczerze.
- Byłoby dobrze to widzieć - powiedział jeden z marynarzy i reszta przyznała mu rację.
- To zawsze jest widowisko, gdy smok walczy - dodał inny, a reszta potwierdziła.
- Wczoraj ubiliśmy stwora Skazy, który miał jakieś pięćdziesiąt kilometrów długości, tyle że z pomocą większości wybrańców innych bóstw. Trzeba się postarać, żeby u nas nie dał rady takiego stworzyć. Zakładam ze pod moja nieobecność dostarczyli w końcu ta mapę, wiec pokażcie co jest na tej wyspie ciekawego, to zdecydujemy gdzie konkretnie popsujemy Skazie krwi. - rzucił do wszystkich. "Wszyscy odpoczęli po wczorajszej eskapadzie i są gotowi dać kolejnego łupnia Skazie?" - zapytał Jarperx i streścił jej pomysł ataku.
"Jak najbardziej, wszyscy są gotowi." - uzyskał w odpowiedzi.

Okazało się że głównymi celami zaznaczonymi na mapie były Kopalnie Żelaza na zachodnim wybrzeżu Poza żelazem wydobywano tam coś innego, dziwnego. Najwyraźniej potrzebne Skazie, Jeziora na południe od stolicy istoty Skazy, w których najwyraźniej coś hodują. Jaskinie pod polami na północy W tych jaskiniach coś było, Istoty Skazy dostarczały tam energię. Łańcuch górski w pobliżu zachodniego wybrzeża, niezamieszkały, pusty… i pulsujący mocą Skazy, za to Stolica była najbardziej skażonym miejscem, jakie widział Kaisstrom.
- Zaczynamy od kopalni. Zacznę od małego deszczu, pod którego osłoną zaatakujemy, następnie wbijemy do środka, sprawdzimy czego dokładnie tam poszukują, sabotujemy wszystko, ulatniamy się i tutaj doprowadzę do ulewy, która mam nadzieje zaleje korytarze kopalni jeśli dojdziemy do wniosku że to coś da. - powiedział po krótkiej korekcie toku myślenia. Na początku myślał zaatakować jeziora, ale były zdecydowanie zbyt głęboko w terytorium żeby iść na pierwszy ogień.
- Też ciekawie, ale... my? - mruknął jeden z marynarzy. - Chyba raczej ty z żywiołakami - sprecyzował inny.
- Tak, tak, póki co po prostu głośno myślałem. - nie dodawał że po prostu przekazywał Jarperx na bieżąco to co mówi. - Dobrze, zajmijcie się sprowadzeniem większej osłony dla galeonów, ja zajmę się przygotowaniami i sprawdzimy dokładnie co tam ciekawego mają. - Kaisstrom ruszył i przeniósł się na wysepkę, na której czekały żywiołaki. Żywiołaki natychmiast się ożywiły, gdy Kaisstrom powrócił.
- Co nowego? - zapytał jeden z nich, a reszta uciszyła się, by słuchać.
- Skaza ma kilka punktów, które mimo że mogą być wrażliwe, zapewne są mocno chronione, następna w kolejce jest kopalnia, z której coś wydobywają... - Kaiss zaczął się wbijać w szczegóły
- Kiedy ruszamy? - zapytał inny żywiołak.
- Właściwie to możemy zacząć się przemieszczać od razu, ja zajmę się pogoda i naładowaniem chmur, kiedy dam znać, ruszymy do ataku. Chociaż kiedy dotrzemy na miejsce, dokładniejszy zwiad i rozeznanie się w okolicy też się przyda. - rzucił smok. - Gotowi? Odparł mu chór okrzyków.

Droga do wybrzeża potrwała do północy. Trzeba było okrążyć wyspę szerokim łukiem. W tym czasie Kaisstrom wzleciał wysoko, przyglądał się dokładnie całej strukturze wiatrów i rozkładu mocy tworzącego pogodę, powoli gromadził potrzebne mu prądy i kierował je tworząc wiatr oraz zbierając chmury. Stopniowo, mogło się niemalże wydawać że wszystko zachodziło naturalnie, pora przecież sama w sobie była burzowa. Kiedy miał już dostateczna warstwę ołowianych chmur, zaczął nasączać je mocą, ale póki co trzymał na uwięzi, nie pozwalając spaść ani jednej kropli. Zywiolaki już na miejscu rozpoczęły zwiad a Kaiss rozglądał się drugim wzrokiem, próbując wychwycić całościowy obraz rozkładu skazy w okolicy i miejsc gdzie mogą się znajdować umocnienia lub niespodzianki. Wybrzeże i kopalnia były zadziwiająco słabo bronione. Mur patrolowało paru strażników.. widać nie spodziewano się ataku tutaj... lub prawdziwa obrona była w podziemiu.
"Skoro zewnętrzna obrona jest taka słaba, atakujemy, wchodzimy do środka i sprawdzamy co tam jest, jeśli się da bez wszczynania alarmu." - przekazał wszystkim Kaiss, czekał na sygnał że straże już są zniwelowane. Żywiołaki zmaterializowały się za strażnikami w jednym momencie i zabiły wszystkich. Kaisstrom i reszta weszli w obręb obozu górniczego. Poza paroma starymi wagonikami na rudę i punktu przeładunkowego nie było tu niczego ciekawego...
"Dziwnie tu pusto, chociaż fakt faktem jest środek nocy, wchodzimy do środka, uważać na siebie" - przekazał i ruszył wraz z wszystkimi. Weszli do tuneli.. Kaisstrom czuł potężną moc skazy głęboko w ziemi.. w skałach... Na dole coś było... a idąc dużą grupą byli łatwi do wykrycia.
- Dobra, wszyscy na zewnątrz, ja i dwa smoki powietrza zejdziemy na dól i zobaczymy co tam się dzieje. Rozproszcie się nieco po okolicy, żeby nie stanowić za dużego skupiska, ale nie oddalajcie się za daleko. - powiedział Kaiss, skrytość faktycznie była im chyba teraz bardziej potrzebna.
Wewnątrz kopalni siedziała olbrzymie opasła żabo podobna istota, która pożerała wykopywaną rude.. i wydalała dziwny zielony materiał składowany w silosach z boku. Wyglądało to co najmniej paskudnie. Skrzywił się na ten widok i przyjrzał istocie, dokładnie jej energii, chciał zobaczyć czy to kolejny wymysł Skazy, czy raczej coś, co zostało przez nią przekształcone. Wyglądało mu to raczej na efekt przekształcenia...i to znacznego. To coś przetwarzało rudę na dziwny metal.
"Drakning, da radę przekształcić stworka, który wytwarza metal dla Skazy z rudy w coś pożytecznego dla mnie, czy lepiej to coś zwyczajnie zniszczyć? Nie przeszkadza mi to jeśli będę się musiał nieco natrudzić żeby to stworzenie przeciągnąć na swoją stronę. Chociaż proces w jaki to robi jest mało apetyczny." - zapytał smok. Gdyby faktycznie mógł zmienić tego stwora pod swoje dyktando, Skaza miałby podwójny problem, ciekawiło go tylko co to za metal.
"Hmm.. sadzę, że tak" mruknął Darkning.
"To bardzo dobrze, zbrojmistrz będzie chciał zbadać nieco tego metalu czy mogę go spokojnie zniszczyć? Zaraz będę się brał za stworka, a następnie spuszczę burzę na Kossos, już jest naładowana. Będą mieli za dużo roboty z nią żeby tu zaglądać mam nadzieję." - odpowiedział
"Jeśli przejmiesz ten metal to możemy go przebadać" odparł Darkning. "Zależy gdzie zrucisz tę burzę"
"Myślałem zacząć tutaj od kopalń i pognać ją w okolice centrum wyspy, w tamtejszych jeziorach zdaje się coś hodują, więc można spróbować ją aż tam zapędzić."
"Jeśli chcesz dokonać dywersji gdzieś, to burzę zrzuć gdzie indziej, celem odwrócenia uwagi" zaproponował Darkning.
"Coś w tym jest, przesunę ją na wschodnio-południową część wyspy." - Kaisstrom skoncentrował się i zaczął przesuwać masy chmur nad wzmiankowane terytorium. Teraz zostawała już tylko sprawa stwora. Kaisstrom uwolnił opady i na ziemie zaczął padać naładowany energią deszcz. Następnie ruszył wraz ze smokami w inne części kopalni, sprawdzając dokładnie co jeszcze może ich czekać.W kopalni było pełno pomiotu Skazy wydobywającego rudę. Potężne istoty, które własnymi zębami i pazurami drążyły skałę... co najmniej trzydzieści sztuk cholerstwa. Sprawdził tak samo jak z poprzednią istotą, czy są to stworzenia Skazy czy tutejsze zmutowane, ale zdawało się ze z tych już nich nie będzie. Nakazał żywiołakom ataki większymi grupami w bestie, ale pojedynczo. Sam zajął się leczeniem stwora zmieniającego rudę, w podobny sposób jak zajmował się zombiemi z wykopalisk wcześniej, zamieniał energię Skazy na swoją własną. Siły smoka dopadały potężne istoty Skazy, atakując nieco z zaskoczenia w dużych grupach, głównie piorunami i pociskami, zwłaszcza po kilku pierwszych próbach, gdzie chciały podejść nieco za blisko, przy czym padło jedenaście żywiołaków. Bestie mimo ze ogromne i nieco powolne, były jednak wystarczająco odporne, żeby zdążyć zaatakować swoimi pazurami i szczękami, służącymi głównie do przebijania się przez skałę.


Wybrańcowi szło jednak nieco gorzej niż reszcie, nawet mimo strat. Zwyczajnie proces uzdrawiania istoty był o wiele bardziej skomplikowany i samo podmienianie energii na nic się nie zdało. Kaiss zaczął więc nasycać rudę, którą stwór wcinał, może taki przysmak od środka mu nieco pomoże. Istota w odpowiedzi zwróciła rudę.. nie był to miły widok... Smok spróbował od innej strony, chciał przeszukać umysłu rudojada i wejść w niego, żeby wyciągnąć Skazę w ten sposób. Istota była zupełnie zmodyfikowana. Jakby ktoś rozłożył ją na części i poskładał ponownie. Kaisstrom nie miał pojęcia jak ta istota wyglądała przedtem...
- Pięknie. - mruknął do siebie. Kaiss roztoczył wokół siebie delikatną aurę wiatru i mimo wszystko spróbował dostać się do wewnątrz, to samo zrobił mentalnie, nie naciskał, ale szukał jakiegoś malutkiego wejścia do wspomnienia, jak ta istota wyglądała na prawdę i czym właściwie jest. Nie było takiej opcji. Kaisstrom nie potrafił połapać się w strzępach myśli, wypełniających umysł istoty. Potrzebowałby kogoś, kto żył na tych terenach w zamierzchłych czasach i mógł mieć do czynienia z tym czymś... Westchnął ciężko i zaprzestał wysiłków, ale mógł przynajmniej przenieść gdzieś istotę, gdzie nie będzie wytwarzać metalu, podczas gdy on będzie próbował kogoś znaleźć odpowiedniego. Z drugiej, mógł spróbować po prostu istotę wprowadzić w letarg lub uśpić. Zaczął od drugiej opcji i potraktował stwora delikatnymi wyładowaniami, które miały go uśpić, nie uszkodzić. Istota najwyraźniej nie potrzebowała snu od czasu mutacji, bo nic się nie stało.. aczkolwiek nie wyglądało na to, że potrafi się poruszać o własnych siłach, wiec Kaiss mógł ją na razie tu zostawić, a potem teleportować gdzieś. Pchnięciem mocy usunął tylko rudę spoza zasięgu stworka.
"Zdaje się że zabezpieczyliśmy teren, możecie zebrać ten metal, ale chyba będę musiał poszukać kogoś, kto pamięta jak wyglądał ten stworek kiedyś, jest za bardzo przekształcony w tym momencie." - przekazał Darkningowi, następnie ruszył na spotkanie ze swoimi siłami. Musiał spróbować zrobić coś, z żywiołakami które padły w boju. Były stworzeniami bazującymi na energii, więc była szansa, że będzie je w stanie od razu odtworzyć. Dało radę je odtworzyć dość szybko, więc można było uznać że zwycięstwo było bez strat, ale poprosił wszystkich żeby uważali na siebie następnym razem, chociaż w kolejnym ataku miał zamiar wziąć bardziej czynny udział.
"Poszukasz w stolicy.. albo sprawdź ruiny których Skaza nie zdążył jeszcze zniszczyć zupełnie" zasugerował Darkning.
"Mam nadzieję że coś się uda,Zbrojmistrz może spokojnie brać próbki metalu, my się stąd zaraz zwiniemy i zobaczę co zdziałał deszcz kiedy byliśmy zajęci tutaj. Może wie też już coś na temat skorupy tego stwora, którego ubiłem w kanionie wcześniej." - odparł smok. Następnie Kaiss teleportował wszystkich z okolic kopalń. Rozpierzchli się na mniejsze oddziały i ruszyli na poszukiwania ruin, które mogły się jeszcze częściowo zachować. Kaiss prowadził burzę w kierunku centrum wyspy a wszystkie oddziały omijały tereny nad którymi aktualnie się przetaczała. Na szczęście żywiołaki nie musiały odpoczywać.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: Świat Pasem: Czas Orłów i Kruków

Post autor: WinterWolf »

Amber

Azyl; Milgasia
Amber spojrzała uważnie na Aleksa.
- Doceniam twój zapał, ale nie zapomnij o rozwadze. To, że możemy się nawzajem podnieść z martwych nie znaczy, że czekam na taką okazję. Obojętne czy ja ciebie czy ty mnie - mruknęła.
- Wiem, wiem, ale... To wygląda jak jakieś większe wyzwanie. Większe niż ostatnio - powiedział Aleks.
- O wiele większe. Pamiętasz co mówił Aaron. Jeden wybraniec zginął. Co prawda dali się zaskoczyć... - mruknęła zamyślona. - Nie chce mi się jakoś wierzyć, że będący w jednym miejscu stwór skaził połowę populacji kontynentu. Pewnie Aaron nie patrzył kto jest skażony, a kto nie i po prostu poświęcił najbliższą połowę mieszkańców... W tym skażonych i zdrowych. Nie możemy pozwolić by się bawił swoimi metodami, a szczególnie nie możemy pozwolić by robił to koło Milgasii. Zbieramy Revenantów i ruszamy. Nasze normalne armie nic tam nie zdziałają przy takim gigancie, a ambasador smoków wyraził wątpliwość by wśród smoków znaleźli się chętni do tego boju - powiedziała.
- Mam go zapytać, jak wygląda sytuacja? - zapytał Aleks.
- Tak. Spytaj go proszę. Jak uzyskasz odpowiedź to bierzemy Revenantów i udajemy się na miejsce. Bardziej gotowi niż teraz już nie będziemy... Hmm... Mogę spróbować nawiązać kontakt z Carmen? Może ona będzie wiedziała co robię źle? - spytała.
Aleks milczał chwilę.
- Pięć smoków uda się z nami. Co do Carmen… Jak chcesz wywołać u niej koszmarna migrenę - Aleks zrobił bezradny gest rękoma.
- No masz... - westchnęła. - Jeśli czuje się na siłach pomóc nam w tym starciu to byłabym wdzięczna za jej uczestnictwo... Potrzebujemy każdej istoty, która pójdzie walczyć z własnej woli i ma warunki by nie zginąć tam z byle powodu - bąknęła.
- Tak, przyjdzie - powiedział Aleks po chwili. - Więc.. o dobra, muszę odpalić portal... chwilkę - powiedział, po czym przysiadł na podłodze. - Yych... - podrapał się po czole i potarł dłońmi skronie, po czym zastygł w bezruchu. - No - mruknął. Kaisstrom jest nam miejscu - poinformował Amber. - Diana, Vermon i Adelajda jeszcze się zbierają.
- Bierzemy naszych 5 śmiałych smoków, 500 Revenantów, Carmen i idziemy - powiedziała. - Cienie i mroczniaki mam zawsze przy sobie - Amber dopiero po chwili zrozumiała jak zabawnie to zabrzmiało. Zupełnie jakby nosiła ze sobą jakiś mały przedmiot.
Aleks podniósł się i stworzył po chwili portal na plac treningowy.
- Lecimy tam i pojedynczym portalem na pole bitwy - powiedział. - Reszta armii już tam jest.
- Dobra. Idziemy - mruknęła. Po przejściu przez portal była już w przywołanym pancerzu. To była znacznie bardziej wymagająca sytuacja niż zwykle.
Aleks ruszył za nią, a za nim reszta armii.


Niewielka martwa wyspa opodal Milgasii
Kaisstrom wyruszył ze świątyni prosto do portalu w którym jego tysiąc żywiołaków wiatru, bladych z lekkim odcieniem błękitu stworzeń, od pasa w górę przypominających ludzi, które zamiast nóg miały coś w rodzaju chmury, oraz sprawne smoki zarówno lodu jak i wiatru przygotowywało się do przejścia przez portal. Jego kolce błyszczały od energii spod ofensywnie naładowanego pancerza. Wkrótce pojawił się portal stworzony przez Aleksa, prowadzący na pole bitwy. Wybraniec Uranosa ruszył pierwszy, następnie smoki i na końcu żywiołaki jako najsłabsze, potężniejsze istoty miały osłaniać ich wejście.
Stanęli na piaszczystej ziemi, spod której wystawały gdzieniegdzie skały. Byli na rozległej, dość płaskiej wyspie. Kaiss rozejrzał się za stworem, którego wcześniej jedynie zlokalizowali, teren faktycznie wydawał się całkowicie martwy.
- No - powiedział Keth, widząc smoka.
- Istota ma jednak trójkę obstawy. Spore istoty, nie tak duże jak sam robal, ale jednak... - skrzywił się.
- Największe co do tej pory niszczyłem, to zaledwie w paru procentach uformowany Phobos, wie może ktoś co to za stworzenia i na co są podatne czy to kolejna ruletka? - zapytał smok.
Amanda nie zastanawiała się długo. Uruchomiła bransoletę i przekazała Aine, aby zebrać mobilną część wojska i ich nowy sprzęt... choć nie była do końca poinformowana co udało się zrobić, a co nadal leży na desce kreślarskiej.
- Aine zbierze armię. A my tymczasem chodźmy pogadać z wybrańcem Harmony - powiedziała Amanda spoglądając na Sotora. - Kto to był? - spytała krzywiąc się nieznacznie. Tak się skupiała ostatnio na treningu, że zapomniała odrobić pracy domowej i imiona wybrańców nadal jej się mieszały i nie była pewna kto jest czyim wybrańcem.
Sotor westchnął.
- Ogólnie to nie wiem czy sprowadzanie całej armii jest dobrym pomysłem. Będziemy walczyć z istotą, przy której konwencjonalna piechota i konnica nie pomogą... a Keth to wybraniec Harmony. Musimy zebrać się do kupy i poprosić Aleksa o portal... - mruknął. - Tak oczywiście. Weźmiemy tylko tę najbardziej mobilną i przygotowaną na starcie z robalem część wojska - odpowiedziała Amanda.
Sotor skinął głową. - Dawaj znać, gdy będę mógł rozmówić się z Aleksem odnośnie portalu - powiedział. - Też mam się przejść z tobą na to starcie? - zapytał.
Nieco zdziwiona Amanda spojrzała na niego swymi nowo odmienionymi i jak najbardziej wyjątkowymi oczami.
- Tak, chciałabym, abyś był ze mną - odpowiedziała mężczyźnie na pytanie. - Przenieś nas proszę do głównej hali na Niebiańskich Wichrach, stamtąd wraz z Flotą przejdziemy portalem na tą imprezę - powiedziała.
Sotor pośpiesznie dokończył posiłek i stworzył portal, którym trafili do głównej hali. Tam już był gotowy portal stworzony przez Aleksa, który dostrzegli w powietrzu około kilometr od hali. Z daleka wydawał się mały, ale musiał mieć ponad kilometrową rozpiętość. Po drodze zaś widzieli gotowe do przekroczenia portalu okręty powietrzne.
- Widzę, że portal już jest - mruknęła Amanda i wzięła głęboki oddech. - Szkoda, że nie ma czasu na rozeznanie - dodała. Mogła się co najwyżej rozejrzeć i tak też zrobiła. Dostrzegła liczne znajome twarze, aczkolwiek nie było specjalnie czasu na rozmowy.
- Przeniesiesz nas na jeden ze statków? - spytała.
- Meh - Sotor wziął Amandę na ręce i przeskoczył przez portal, lądując na piaszczystej ziemi po drugiej stronie. Nachtrinroth dołączył do nich w taki sam sposób.
- Ale skok - zauważyła Amanda i obróciła się, aby zobaczyć gdzie jest portal. A znajdował się on jedyne 10m nad ziemią. Amanda zdziwiła się nieco.
- Nom - mruknął Sotor, stawiając kobietę na ziemi. Rozejrzał się za kimś i uśmiechnął, widząc Carmen. Była to postawna kobieta o długich, krwawoczerwonych włosach i ponętnej sylwetce. Twarz skrywała jej czerwono-czarna maska, zza której widać było tylko parę wyrazistych, czerwonych oczu.
- O, też tu jesteś - wyszczerzył się. Carmen wzruszyła ramionami, przechylając głowę w odpowiedzi.
- Witam - przywitała się Amanda.
Czerwonowłosa skinęła głową i uśmiechnęła się do kobiety na powitanie.
- Gdzie jest Aleks? - spytała obecnych. - Ten portal trzeba szybko przesunąć o trzy kilometry w górę - powiedziała wskazując dłonią odpowiedni kierunek.
- Chwila - powiedział Sotor. Po chwili portal przesunął się wzwyż, a po chwili zaczęły przelatywać przez nie statki powietrzne.
Amanda obserwowała go i uśmiechnęła się zadowolona, gdy portal osiągnął odpowiednią wysokość.
Przez kolejny portal utworzony przez Aleksa w pierwsza przeszła Amber. Ubrana była teraz w czarną zbroję. Nie była zbyt zachwycona tym co ujrzała. Zdecydowanie nieurodzajny krajobraz. Miała nadzieję, że to nie wynik działania Skazy... Że to nie jest żadna bardzo misternie przygotowana pułapka... Za nią przeszło pięć smoków oraz 500 Revenantów - bladoskórych istot o czarnych włosach i wielkich czarnych skrzydłach. Przypominali ludzi, którymi niegdyś byli... Zanim zabiły ich stwory Skazy. Na końcu przeszedł Aleks i portal za nimi się zamknął.
- Mam nadzieję, że nie ładujemy się w żadną brzydką hecę - mruknęła pod nosem Amber węsząc odruchowo. Skinęła głową z uśmiechem na przywitanie Carmen. Coś kobieta ostatnio znikała jej na długo poza zasięgiem wzroku. Wciąż nieco obco się czująca wśród ludzi Amber gubiła się nieco w tej sytuacji, ale jakoś starała się nie dawać tego po sobie poznać. Z lepszym lub gorszym skutkiem.
- Ładujemy się w starcie z wielkim bydlakiem... - mruknął Aleks.
- Mam na myśli pułapkę - Amber mrugnęła do Aleksa. - My mamy do tego wrodzony talent - dodała przypominając ich ostatnie wdepnięcie w pułapkę Skazy i piękne obrócenie jej na własną korzyść. Takie akcje jej się bardzo podobały. Obawiała się jednak, że szczęście może być tylko tymczasowe...
Przez kolejne portale przeszły armię Diany, Adelajdy i Vermona.
Wybranka Thirel przywiodła ze sobą trzy istoty wyglądające jak wodne golemy... ale każdy miał około kilometra wzrostu i lodowe kolce zamiast rąk.
Diana miała ze sobą trzytysięczną armie czteroskrzydłych aniołów z długimi mieczami i kuszami oraz dwa olbrzymie Białe Smoki.
Vermon zaś przeszedł sam... po czym zmienił postać na niedźwiedzią rosnąc do parudziesięciu metrów wzrostu, po czym przywołał dwie wielkie drzewopodobne istoty na końcu których gałęzi unosiły się kule energii życia.
- No to mamy komplet... Jednej strony konfliktu. Brakuje robala - mruknęła Amber. - Keth, wiesz coś więcej na temat tego przyjemniaczka? - rzuciła do Wybrańca Harmony.
Keth obejrzał się na morze. - Zaraz go wyciągnę - powiedział, uśmiechając się lekko.
- Wszyscy gotowi?! - krzyknął.
- Jeżeli można się do tego przygotować, to chyba tak. - odparł smok.
Amber zmieniła postać. Ale nie przyjęła formy bestii... Ciało wilkołaczycy rozrosło się jeszcze bardziej. Teraz miała jakieś siedem metrów wzrostu, potężne czarne skrzydła przypominające skrzydła kruka. Przypominała trochę wilkołaczą bestię lecz jej łeb był raczej skrzyżowaniem smoczego pyska z wilczym. Z ramion i okolic karku wyrastały ostre jak brzytwa kolce. Wyglądało na to, że cały grzbiet pokryty jest mniejszymi ale równie ostrymi igłami, których przy tych proporcjach nie szło odróżnić od normalnej sierści. Łapą dała znak Revenantom by się ustawili tak by było im wygodnie w walce.
- Bardziej gotowa już nie będę. Chwilowo nie chcę by mroczniaki i cienie zajmowały przestrzeń. Ale wezmą udział w boju - zapewniła. Przynajmniej wiadomo było, że nie potrzebowała nigdy żadnej broni do walki. Nie z takimi szponami...
- A jest jakiś plan? Czy po prostu atakujemy kto czym może? - spytała Amanda.
Amber zwiesiła łapy z ciężkim westchnieniem.
- Pamiętasz konferencję? - spytała. Siedmiometrowy potwór mówiący tym tonem brzmiał co najmniej komicznie. - Kto ma jakiekolwiek środki mogące go unieruchomić lub spowolnić to zrobi, czy przez przygwożdżenie kończyn czy w inny sposób, sądzę, że przemrożenie go czy przypalenie smoczym ogniem też nie zaszkodzi w końcu jest wrażliwy na zmiany temperatury. Keth osłabi strukturę jego ciała i uderzymy czym tylko możemy jak najmocniej umiemy. Między innymi twoją iglicą - powiedziała Amber. Konferencja nie była jakoś dawno... W końcu tam omawiali strategię działania. - Tylko wcześniej będziemy się pewnie jeszcze z jego obstawą bawić - dodała. Aleks tymczasem prychał ze śmiechu, będąc w postaci bestii. Gdy Amber spojrzała na niego, to spoważniał, ale uśmiechnął się do niej, rozkładając łapy bezradnie.
Amanda nie była zbytnio zachwycona, mimo iż bestia mówiła uspokajająco, co niezbyt pasowało do jej wyglądu i rozmiarów. Niby wiedzieli co będą robić, ale brakowało im konkretnego planu. Miała jednak nadzieję, że Gwoździe, Iglica i Wkrętacz się sprawdzą... i oczywiście, że ona sama się sprawdzi.
Inną sprawą był nietypowy wygląd i rozmiar Amber... bestia wyglądała co najmniej groźnie.
- No dobrze - odpowiedziała po chwili i spojrzała na miejsce, z którego Keth miał wywabić Robala II.
Amber pochyliła się nad Amandą i odezwała się ciszej i już bez idiotycznego tonu.
- Zrobiliśmy co mogliśmy by przygotować się jak najlepiej. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć jednak co ten stwór zrobi. Znamy ogólny plan działania i postaramy się go wykonać. A szczegóły okażą się dopiero w trakcie. Gdybyśmy chcieli walczyć pod przygotowany scenariusz zbyt wiele rzeczy mogłoby nie wyjść... A tak mamy sporą dozę elastyczności - wyjaśniła. Czuła obawy i niepokój zebranych. W tym Amandy. Chciała je rozwiać.
- Wygramy, tylko musimy zachować spokój i dać z siebie wszystko. Skaza pierwszy raz będzie się mierzył z sojuszem siedmiu Wybrańców - powiedziała poważnie.
- No dobrze, szanse mamy duże. A kim są nowe osoby w sojuszu? - powiedziała, zastanawiając się kogo jeszcze przyłączyli, gdyż ostatnio mieli “tylko” pięć osób.
Amber znów westchnęła. Ostrożnie by nie skrzywdzić tej dziwnej istoty tknęła pazurem Amandę. A ta się co najmniej zdziwiła.
- Wszyscy zebrani tu Wybrańcy są w sojuszu. Ja, ty, Kaisstrom, Diana, Adelajda, Keth, Vermon. Daje to siedem osób - powiedziała.
Amanda pokiwała głową i dla bezpieczeństwa odsunęła się dwa kroki.
- Komuś będzie przeszkadzać nieco wiatru? Jeśli nie, to trochę tutaj rozhulam - powiedział Kaiss na tyle głośno żeby go wszyscy usłyszeli.
- Flocie powietrznej Astarii może przeszkadzać - zauważył Aleks, wskazując palcem wylatujące z portalu statki powietrzne.
- Szkoda, w takim razie to źródło odpada. - rozejrzał się za jakimikolwiek prądami morskimi. Zdawało się że faktycznie wszystko było tu martwe... nie licząc prądów morskich, które wokół wyspy były dość mocne. Nie było więc dziwnym, że Skaza jako obstawę nie dał masę drobni. Prąd utrudniałby im utrzymanie się w miejscu, a co dopiero mówić o walce...
- Jeśli wiatr będzie tutaj, nisko, to nie powinno być takich problemów - powiedziała Amanda..
- Iglice i gwoździe chyba będziecie zrzucać z góry, nie? Więc wiatr może przeszkodzić w tym - odezwała się Amber. - Musimy polegać niestety na innych sposobach - mruknęła. - Czy wszyscy są już gotowi?! - powtórzyła pytanie wcześniej rzucone przez Ketha.
Istoty przywołane przez Vermona zajaśniały.
- Już tak - powiedział niedźwiedziołak, obracając się wreszcie od wielkich roślin.
Zarimowie tylko spojrzeli na Amber. Oni zawsze byli gotowi...
Adela nie odpowiedziała. Klęczała na sporej skale, a wokół niej orbitowała energia.
Diana obróciła toporem w dłoni i wzruszyła ramionami.
- Ja jestem gotowa - stwierdziła. - Adelajdzie jeszcze trzeba chwili...
Keth złożył pieści ze sobą.
- Ja już zacznę moją część zadania, potrwa mi raczej długo.... w razie czego porozumiemy się telepatycznie - powiedział i zniknął. W tym czasie Adelajda skończyła co zaczęła. W jej dłoniach pojawiło się coś na kształt lodowego kostura zakończonego szpikulcem.
- Gotowa - powiedziała.
- Amanda? - Aleks obejrzał się na kobietę i uniósł brew, po czym spojrzał na Kaisstroma. Nie zadeklarowali wreszcie gotowości...
- Gotów. - odparł Kaiss, dokładając do tego skinienie łbem.
- Flota jest gotowa - oznajmiła Amanda, która wcześniej... wydawało jakby się zamyśliła, ale prawdopodobniej rozmawiała z kimś telepatycznie. - Ja oczywiście też - dodała.
- A więc czekamy aż Keth wyciągnie robala - rzuciła. - Nie dajcie się zabić! Martwi nie ocalimy tego świata - rzuciła jeszcze.
Kaisstrom pokiwał głową skupiając jedynie część uwagi na słowach wilkołaczej bestii, natomiast resztę poświecił szukaniu najzimniejszego prądu w okolicy, kierując ta wodę i jeszcze ją dodatkowo chłodząc, mógł coś zdziałać.
Ziemia zadrżała i rozległ się gulgot. kilka kilometrów od brzegu dało się dostrzec olbrzymią ilość powietrza wyzwolonego gdzieś spod wody. Po chwili poziom wody nieco się cofnął, a spod tafli wyłonił się olbrzymi łeb, a za nim reszta cielska robakowatej istoty.
Robak podniósł się na kilkudziesięciu tylnych kończynach i uniósł przednie... po czym otworzył paszczę i uderzył strumieniem skażonej wody w stronę Wybrańców stojących na wyspie. Adelajda wyciągnęła kostur naprzód, mrożąc wystrzelony strumień na kość, tym samym tworząc półokrągłą barierę przed Wybrańcami.
Kaiss zaczął przemieszczać strumienie morskie i poderwał się do lotu, tak żeby przelecieć za istotę, pozostałe smoki również poderwały się do lotu, prując w niebo z dala od macek , wszystkie skupiły swoja moc na zamrażaniu wody na sporym obszarze. Zarówno wkoło jak i w głąb, starając się zamknąć robala w lodowym kokonie. Żywiołaki wiatru póki co tylko krążyły, tak żeby być jak najcięższym do trafienia celem, miały uderzyć dopiero kiedy powierzchnia bestii będzie dostatecznie schłodzona.
Smoki Astarii nadal jednak czekały, podobnie jak cała obecna Flota, składająca się z około dwudziestu statków. Amanda nie spodziewała się, że bestia będzie walczyła stojąc w wodzie, w tej sytuacji jej kontrola ziemi zdawała się psu na budę... a propos budy, to Wkrętacza też nie mogli w tej sytuacji użyć, gdyż nie był wodoszczelny, co ewidentnie będą musieli poprawić.
Amber trzymała dalej mroczniaki w odwodzie. Cienie też teraz nie byłyby w stanie wiele zdziałać. Posłała w paszczę stwora niewielki pocisk negatywnej energii na zachętę. By ruszył swój zad bliżej. Wypatrywała przy tym zagrożenia w postaci jego obstawy. Wiedziała, że dranie gdzieś tam są.
Vermon uniósł łapy w górę i zaczął generować energię na coś większego, przymykając oczy.
- Dwa od zachodu - krzyknął nagle. Diana oczekiwała okazji na działanie... dostała ją. Dwie istoty wyglądające jak raki powiększone do idiotycznie wielkiego rozmiaru wylazły na wyspę od innej strony. Kobieta zamachnęła się toporem i ruszyła w ich stronę, tymczasem jej smoki ruszyły w górę i za Kaisstromem.
Wodne istoty Adelajdy stały koło swojej Władczyni, Vermona i jego drzewnych istot...
Woda powoli zaczęła zamarzać. Robak, widząc to wyszarpywał kończyny z coraz grubszej tafli lodu... ale musiał dalej na czymś stać. Oberwawszy w łeb pociskiem od Amber zdekoncentrował się na chwilę i opuścił większość kończyn w środkowej i tylnej części ciała, po czym szarpnął się naprzód.. i nie wyglądało na to, by szedł gdzieś w najbliższym czasie. Sotor tymczasem ładował energia... nogi. Carmen wsiadła mu na barana, trzymając w ręku jakiś dziwny, metalowy drut...
Adelajda obróciła kosturem i stworzyła z lodu pod istotą długi szpikulec, który roztrzaskał się jednak o pancerz istoty. Sądząc po ryku Robaka jednak cios był odczuwalny.
Trzysta żywiołaków ruszyło na pomoc Dianie, reszta rozdzieliła się na dwa oddziały i zaczęła okładać oszronione partie pancerza stwora Skazy błyskawicami. Z jednej strony Smoki koncentrowały się na dalszym schładzaniu a z drugiej błyskawice skoncentrowane na niewielkich obszarach tuz przy osadzeniu dwóch macek były bombardowane energia przez żywiołaki, na przemian rozgrzewając i chłodząc.
Amanda skończyła rozmawiać telepatycznie i sama też zabrała się do konkretnego działania. Wiele zrobić, nie mogła, gdyż potwory nadal były w dużej mierze w wodzie, ale swoją działalność rozpoczęła od poprawienia ich pozycji. Skupiła się i sięgnęła mocą do ziemi. W miejscu w którym stali ziemia zaczynała się podnosić tworząc pagórek.
Tymczasem ze statków zrzucono kilka Gwoździ... a konkretniej pięć.
Smoki, które towarzyszyły Amber zostały wysłane w charakterze obserwatorów i zwiadowców. Miały ostrzegać walczących o potencjalnych zbliżających się niebezpieczeństwach, które mógł im teraz sprezentować Skaza. I w razie potrzeby wspomóc którąś z grup walczących.
- Dar! Egil! Dzielicie Revenantów na dwie grupy! Jedna niech wesprze Dianę, druga zostaje z nami! - rzuciła jeszcze do dwóch najstarszych i najbardziej doświadczonych Revenantów. Sama otoczyła się aurą negatywnej energii zbierając energię w ciele. Rozwinęła skrzydła by wznieść się w powietrze. Gdy znajdzie się odpowiednio blisko Robala Skazy będzie mogła wypuścić w jakiś osłabiony punkt ładunek energii. A potem się zobaczy... Miała nadzieję na choć niewielki otwór w pancerzu stwora.
Diana, żywiołaki i revenanci trzymali oba rakopodobne potwory na granicy wody. Ich pancerz nie ustępował łatwo, ale ani anioły, ani żywiołaki, ani revenanci nie czuli zmęczenia. Unicestwienie tych dwóch skorupiaków było kwestią czasu. Rośliny przywołane przez Vermona leczyły automatycznie rany istot, którym oberwało się od Raków. Vermon skończył rzucać zaklęcie. Celem na pewno był Robak, ale nie widać było żadnego efektu, przynajmniej na razie.
Robak w tym czasie zaczął machać mackami, próbując wyciąć dziurę w lodzie... gdy nagle dwie z nich po prostu odpadły i wleciały do morza. Ataki przypuszczane przez Kaisstroma i żywiołaki najwyraźniej przyniosły efekt. Zaraz po tym na plecy stawonoga spadły Gwoździe. Pod wpływem ich ciosów pod Robakiem uginały się kończyny. Amortyzował część siły uderzenia, ale na jego pancerzu i tak pojawiły się głębokie rysy.
Amber i Aleks obserwowali istotę z wysokości... gdy nagle ta otworzyła paszczę i zaczęła wciągać powietrze. Smoki, żywiołaki... oraz Amber i Aleks mieli coraz większy kłopot z utrzymaniem się w powietrzu, a wiatr był coraz mocniejszy. Wyglądało na to, że Robak próbuje wessać wszystko co się nad nim unosi...
Nogi Amandy, Adelajdy i Vermona oplotły korzenie, umożliwiając im pozostanie na ziemi. Siły lądowe też poczuły ten wiatr, utrudniało to znacznie walkę z Rakami na przeciwległym krańcu wyspy... Adelajda starała się zakłócić nietypowy atak istoty, manipulując lodem i starając się zamknąć jego paszczę uderzającymi od dołu kolcami, ale nie osiągnęła zadowalających rezultatów...
Tymczasem lód wokół istoty lekko zmienił barwę, podobnie jak powietrze. Najwyraźniej zaklęcie Ketha powoli zaczęło działać. Wtedy Sotor wyskoczył naprzód, ignorując zupełnie wicher i wylądował gdzieś na plecach Robaka. Carmen cisnęła drutem, oplatając go wokół istoty, po czym oboje teleportowali się stamtąd z powrotem na fragment terenu, który wypiętrzyła Amanda. Wzniesiony teren znajdował się 600m nad poziomem morza i miał powierzchnię niecałego kilometra kwadratowego.
Na to nie mógł sobie pozwolić, moc wiatru należała do niego. Wzniósł się wyżej i sam przejął kontrole nad wiejącym wichrem. Zaczął wywiewać go od istoty tak, żeby nic nie leciało w jej stronę, wręcz żeby zaczynało brakować jej tchu.
Wiatr zamarł Kaisstrom zaś zawisł w powietrzu, “siłując się” energetycznie z istotą.
“Kolejny potwór przekopuje się spod wyspy niecały kilometr od nas” przekazał mentalnie Vermon, kierując wiadomość do wszystkich Wybrańców..
Amanda otrzymawszy przekaz i widząc co robi bestia nie wahała się zbyt długo i wydała odpowiednie polecenia. Nieomal natychmiast z jednego miejsca spadło około sześciu Gwoździ, a leciały dość nietypowym kursem, kierowanie zarówno grawitacją, telekinezą, silnym wiatrem jak i siłą magnetyczną. Gwoździe te zostały skierowane tak, aby wpaść do gardła bestii omijając tym samym jej pancerz. Biorąc ten wielki wdech sam się o to prosił.
Jednocześnie z innego miejsca, znajdującego się bezpośrednio nad Robalem II, zrzucono długą na pięćset i szeroką na pięć metrów Iglicę.
Amanda sama z siebie nadal nie mogła kontrolować ziemi i zrobiony przez nią pagórek musiał póki co wystarczyć. Aby jednak nie stać po próżnicy wydając tylko polecenia Flocie. Póki co nie chciała przerywać bestii brania wdechu, wszak miał łyknąć niezwykle gorzkie “lekarstwo”. Ale zdecydowanie musiała zająć się tym kopaczem pod ziemią, którego teraz już też wyczuwała.
“Ja się zajmę podziemnym turkuciem” przekazała wszystkim... albo tak jej się wydawało.
Potrafiąc go zlokalizować, postanowiła do uwięzić. Najwidoczniej był przystosowany do kopania i przemieszczania się pod ziemią, ale ciekawe, czy tak samo dobry będzie, jak trafi na litą skałę?
Nie tracąc czasu Amanda skierowała obie ręce w stronę ziemi i czując z nią specyficzną więź, zaczęła utwardzać ziemię przed, a potem wokół stwora, zgniatając go tak, aby nie mógł się ruszać. Sprawa okazała się prosta, więc Amanda poszła o krok dalej i zaczęła zaciskać więzienie kopiącej bestii. Oczywiście zdając sobie sprawę, z ogromnego ciężaru jaki ziemia wywołuje na takiej głębokości, wykorzystała ją, aby zmiażdżyć unieruchomioną istotę.
Istota nie wytrzymała nacisku i jej kości po krótkiej chwili poddały się naporowi mas ziemi z każdej strony.
Póki wiatr wiał póty Amber wkładała większość wysiłków w utrzymanie się w powietrzu i z daleka od paszczy stwora. Chwyciła przy tym Aleksa by czasem jego nie wciągnęło. Gdy wiatr zelżał kontrolowany przez Kaisstroma wilkołaczyca przeniosła się odstawiając Aleksa w bezpieczne miejsce. Dostrzegła manewry Kaisstroma i Amandy, ale teraz odezwała się do Aleksa:
- Zgarniesz Revenantów którzy zostali tu z nami i nasze smoki i zajmijcie się pomocą Dianie. Strasznie długo trwa już ta walka. Ja z mroczniakami zaciemnimy Robalowi widok - rzuciła. Zamierzała przenieść się w okolice oczu stwora po to by siedząc w ich okolicy wypuszczać po kilka mroczniaków na jedno oko. Tak by te oślepiły bestię. Śledziła przy tym zniszczenia jakie Amanda mogła poczynić gwoździami lub iglicą czekając na moment do porządnego uderzenia.
Aleks skinął głową i ruszył na pomoc Dianie, tymczasem Amber skierowała się w stronę łba istoty, która obecnie wyglądała, jakby się dusiła... Mroczniaki z radością spożytkowały swoją siłę, tnąc pazurami liczne, czarne oczy istoty. Okazały się cholernie twarde, ale istota nie mogła ich zamknąć... więc musiała “ściągać” Mroczniaki atakami macek... a martwe mroczniaki zastępowały szybko następne, odtwarzając się w aurze Amber.
Wtedy istotą szarpnęło wstecz. Flota Astarii zaaplikowała tabletki z dodatkową porcja energii, specjalnie dla Robaka. Gwoździe wleciały do środka i sądząc po śluzie, który chlupnął ze środka dokonały jakichś zniszczeń. Istota jednak zamknęła szybko paszczę... i oberwała iglicą dokładnie w miejsce, gdzie Carmen założyła obręcz z drutu.
Kolec przeszedł przez istotę uderzając mniej-więcej w środek strefy stworzonej przez Ketha, przebił ją na wylot i wbił się w lód pod nią. Keth wtedy przeniósł centrum zaklęcia, wzmacniając maksymalnie działanie osłabiające w okolicach głowy. Mroczniaki wtargnęły do wnętrza istoty, przebijając się przez pancerz pod gałkami ocznymi. Istota zaczęła się szarpać, a jej pancerz zatrzeszczał. Wolne jego części zaczęły obracać się wokół własnej osi, a macki zaczęły pełnić rolę ostrzy. Mroczniaki jednak były poza zasięgiem, a przez Iglicę tylko trzy segmenty były w stanie tak się obracać. Kaisstrom musiał przerwać walkę energetyczną, by uniknąć poszatkowania przez macki, ale nie wyglądało na to, by wichrowa konfrontacja była dalej potrzebna. Robak zdychał i próbował zabrać ze sobą możliwie dużą ilość przeciwników. Kilka smoków, które nie zdążyły dostatecznie się oddalić straciło kawałek ogona lub skrzydła. Przyzwańce Vermona jednak dały radę zregenerować ubytki w ciele nim Smoki rażone bólem zdołały spaść na lód.
Kaisstrom musiał się wycofać, zmęczony konfrontacją. Keth tymczasem skupił strefę zaklęcia na innej sekcji istoty.
“Dobijcie to, atakujcie tam, gdzie jest pole osłabiające” polecił.
Kaisstrom mocno wyczerpany podleciał na drugą stronę wyspy, gdzie przed chwilą zostały wykończone rakopodobne stwory. Przysiadł zmęczony i zaczął próbę regeneracji za pomocą prądów morskich. Diana ujrzała go po drodze i zregenerowała go nieco jakimś zaklęciem.
- Nie leć nigdzie, bo przegapisz finał - wskazała palcem Robaka.
- Dzięki, od razu mi lepiej, finału faktycznie nie ma co przegapić. - mruknął i wylądował niedaleko wybranki.
Amber wyczuła okazję na zrobienie porządku ze stworem i dopieczenie Skazie bardzo boleśnie.
- Aleks powiedz Adeli, żeby zamroziła z tego stwora ile się da. Drań nie może się ruszyć. Mam pomysł na to by Skazę to naprawdę zabolało - warknęła. Wykorzystała fakt, że mroczniaki rozpełzały się po wnętrznościach stwora. Wykorzystując je jako przekaźniki, gdy tylko wyczuła, że stwór jest jeszcze odrobinę mniej mobilny niż był zaczęła pożerać jego energię.
Niebo pociemniało i z powstających chmur zaczął sypać śnieg. Adelajda uniosła dłonie, tworząc wokół olbrzymiej istoty barierę, zamykając w niej Amber wraz z jej mroczniakami i Robakiem. Pancerz istoty Skazy zaczął jakby przepalać się do środka nie dając płomienia.. tylko czarny dym, który powoli snuł się w stronę Amber.
Z wnętrza Robaka uderzyło nagle białe, zimne, upiorne światło, które zaczęło mieszać się z dymem i wirować wokół Wybranki Azariel.
- Oho... - mruknął Aleks, obserwując spektakl. Złożył dłonie i ustawił na trasie energii coś w rodzaju półprzepuszczalnej bariery, ściągając specjalny wyizolowany fragment mocy w dół i skupiając go tam w kuli. Tymczasem Amber czerpała energie z konającej istoty zwiększając tym samym swoją moc. Wreszcie Robak zatrzeszczał i zbielałe, sztywne resztki spadły na lód, by obrócić się w popiół.
Aleks przeniósł kulę zebranej “innej” energii nad siebie.
- Panowie i Panie! Przedstawiam wam Wolę Skazy! - wskazał kulę kciukiem.
- Tyyy... to się nam przyda na opracowanie “tylnych drzwi” do umysłu Skazy - stwierdził Sotor, podchodząc do wilkołaka.
- Hm. Zobaczymy co powie o tym Amber, gdy wróci - stwierdził Aleks. Carmen skrzyżowała ramiona na piersiach. Czwórka zarimów pojawiła się koło Sotora i skinęła mu głową.
- Vermon, przegapiłeś jedno bydlę - zwrócił uwagę Sotor. Niedźwiedziołak wyszczerzył się.
- W ten sposób mogliście się na coś przydać, przyjaciele - powiedział.
- Niezaprzeczalnie - mruknął Nachtrinroth.
- To była wasza batalia, my tylko pomagaliśmy - Sotor wzruszył ramionami.
- Ciekawe widoki muszę przyznać i gratulacje. - mruknął Kaiss do Diany kładąc głowę na łapach.
Amanda odwróciła głowę spoglądając na świecącą kulę. Kontrolując ziemię, z której wystawały trzymające ją rośliny, uwolniła się z nich gotowa do drogi. Teraz pozostało jej zaczekać na Sotora.
- Panie Aleks, mogę prosić o portal powrotny dla Floty - spytała uprzejmie.
- Jasne - odparł chłopak, tworząc portal w tym samym miejscu. - Było miło współpracować - zmienił postać na ludzka i podał Amandzie dłoń.
- Dziękuję. Miło było się przydać - odpowiedziała Amanda podając mężczyźnie rękę. Aleks uścisnął ją po przyjacielsku, uśmiechając się.
Amber upewniła się, że ścierwo Robala jest naprawdę ścierwem i nikomu już w niczym nie zagraża. Gdy uzyskała taką pewność ryknęła triumfalnie i wydostała się z lodowej skorupy. Spokojnie zajęła się wygrzebaniem się z lodu i zebraniem swoich mroczniaków. Do pozostałych Wybrańców się po prostu przeniosła. Nie widziała sensu maszerować po lodzie na piechotę.
- Imponujące - powiedział Vermon, gdy Amber podeszła. Niedźwiedziołak drapał się po brodzie, po czym wrócił do ludzkiej postaci i rozejrzał się po terenie.
- Trzeba zalesić to miejsce. Adelajdo, byłabyś tak miła i poprosiła swoje dwa wielkoludy o przyniesienie pary żuwaczek tej istoty? - zapytał, wskazując kilka zbielałych elementów, które nie rozpadły się na popiół. - Mam pomysł - powiedział, po czym podszedł do Amandy.
- Poczekaj chwilkę - powiedział, uśmiechając się. Tymczasem obie istoty przyzwane przez Adelajdę pomaszerowały po lodzie, by zabrać oba “elementy”. Vermon znów zwrócił się do Amandy.
- Chcę byś stworzyła piedestał i zamieniła te dwa kawałki tworu Skazy w kamień. Umieścimy na tej wyspie pomnik upamiętniający tę bitwę, a ja zajmę się zalesianiem tej wyspy, by nie stał pośrodku pustkowia - powiedział. - Wszyscy są za? - zapytał.
- Jak najbardziej - powiedział Keth, materializując się obok. Diana uśmiechnęła się i skinęła głową. Adelajda przysiadła na ziemi, nie dosłyszawszy tego co mówił Vermon. Odpoczywała, zapatrzona w dal.
Amber zmieniła postać na bestię. Wyglądała teraz znów jak po prostu dobrze wyrośnięty wilkołak, nic mniej i nic więcej. Podeszła do Adeli by zgarnąć ją w łapy i przenieść bliżej reszty Wybrańców.
- Ja jestem za - powiedziała odrobinę chrypiąc. - Udało się wspólnym wysiłkiem uniknąć strat po naszej stronie. Niech więc taki pomnik upamiętni to wydarzenie i przypomina nam, że nie ma rzeczy niemożliwych. Skaza jest do pokonania.
Amanda spojrzała na coś co wyglądało jak trójkątne zęby potwora mające około sto pięćdziesiąt metrów wysokości. Skoncentrowała się i zamieniła kość na stabilną skamielinę.
- Eee... - Adelajdę lekko zdziwiła nagłą zmiana miejsca. - Przegapiłam coś? - bąknęła.
- Troszeczkę - wyszczerzyła się Amber w wilczym uśmiechu, wcale nie planując puszczać Adeli. Jakby nie patrzeć elfka porządnie się zmęczyła, a Amber na tej walce sporo zyskała. Mogła więc dla odmiany robić przez jakiś czas za transport... - Chcemy upamiętnić bitwę - powiedziała i pokrótce wyjaśniła Adeli o co się rozchodzi cała sprawa.
- O... miło... - powiedziała Adelajda, uśmiechając się.
- Pewnie, jak nieco odpocznę, mogę zająć się rozwiewaniem sadzonek czy nasion po wyspie. - rzucił dość głośno smok.
- Spokojnie, mamy wszyscy rzeczy do roboty na swoich kontynentach - powiedział Vermon, uśmiechając się. - Zlecę to zadanie paru moim entom. Zajmą się wszystkim co trzeba na tej wyspie.
- To fakt, mam sporą część archipelagu do oczyszczenia, nieco się zdziwiłem kiedy nagle z samej Ranety musiałem zmienić perspektywę na cały archipelag. - Kaiss uśmiechnął się zębiastą paszczą.
- Mhm... My z Aleksem musimy dokończyć spis nasion, których będziemy potrzebować. Potem się ładnie do was uśmiechniemy - powiedziała Amber kierując swoje słowa do Vermona i Adelajdy. W końcu on miał nasiona, a ona mogła przyspieszyć ich wzrost życiodajnym deszczem i odnowić w ten sposób spustoszone ziemie. Amber chciała tak ratować te najdotkliwiej zniszczone okolice.
Zamieniwszy kości w kamienie, Amanda następnie na środku szczytu postawionego przez siebie wzgórza, gdzie znajdowała się ich pierwotna pozycja podczas walki, utwardziła ziemię na skałę tworząc odpowiednie dla tak dużej masy pomnika fundamenty.
- Dobra, mogłabyś rozmiękczyć kamień w podeście? - zapytał Vermon. - Odciśnijmy dłonie na piedestale będziesz mogła dodać jakiś opis poniżej, nie jestem dobry w wymyślaniu takowych - westchnął.
- Może “Ku pamięci bitwy z...” - zaczął Aleks, ale Vermon szturchnął go delikatnie i chłopak obejrzał się nań unosząc brew, po czym spojrzał na Amandę. - Tak, przepraszam, zagalopowałem się - wyszczerzył się.
- Przydała by się data, ale nie wiem, czy wszyscy używają tej samej - powiedziała Amanda. - W naszym kalendarzu dziś jest siódmy lutego.
- Możemy datować czas od Zesłania Mocy - zaproponował Aleks i obejrzał się na Amber. - Pamiętasz ile czasu minęło?
- Pięć pełni - powiedziała Amber. - Niebawem będzie szósta - mruknęła.
- No to możemy dać datę Pięć Miesięcy i Dwa Tygodnie Po Zesłaniu Mocy - powiedział Aleks.
Amanda zdziwiła się nieco, ale kiwnęła głową i wygrawerowała ustalony podpis, głoszący:
Ku pamięci zwycięskiej bitwy ze stworami Skazy,
mającej miejsce 5 miesięcy i 14 dni po zesłaniu mocy.

Zaraz potem kobieta popatrzyła na postawiony przez siebie pomnik.
- Jak dla mnie pasuje. - rzucił Kaiss zmieniając postać na ludzką. - Co nie zmienia faktu, że trzeba się dobrze przypatrzeć czy to jednak nie był podstęp, chociaż z ilością mocy jaką musiał poświęcić Skaza na tego stwora, nie wydaje mi się.
Amber przez chwilę się nad czymś zastanawiała intensywnie.
- Adelajda... Wciąż masz ten olbrzymi i niezbyt piękny krater w miejscu gdzie wysadziłam stwora Skazy u ciebie? - spytała. - Sądzę, że Amanda mogłaby temu zaradzić, a ty pomogłabyś jej z rannymi, hm? - rzuciła.
- A, jasne - powiedziała Adelajda, zeskakując na ziemię. - W wolnej chwili skontaktuj się ze mną proszę. Możemy sobie na wzajem pomóc, tak jak Amber stwierdziła - dodała, uśmiechając się.
- Uważajcie na siebie. Sądzę, że to nie będzie koniec współpracy. Skaza ma jeszcze wystarczająco mocy by z nami twardo pogrywać. Ale uważajcie też na Abla i szczególnie na Aarona. Są niebezpieczni. Lepiej pilnować swoich ziem, by czasem tam nie zaglądali nieproszeni – mruknęła wilkołaczyca.
Adelajda westchnęła i skinęła głową.
- Wiem - mruknęła tylko.
Kaisstrom spokojnie kiwał głową, słuchał, ale nie musiał się zgadzać z wszystkim co jest wypowiadane. Miał coś innego na głowie.
- Aleks, dałbyś rady nauczyć mnie otwierać portale takie jak ten, którym nas sprowadziłeś? Teleportowanie ze sobą całych wojsk bywa nieco męczące. - powiedział spokojnie zdejmując całkiem hełm.
- Obawiam się, że nie. Twoja energia działa nieco inaczej - mruknął, przekrzywiając głowę. - Musisz wymyślić jak zadziałać na swój sposób, by teleportować większą ilość istot... postaraj się jakoś to uprościć, nie wiem... - Aleks rozłożył ręce.
- Nie szkodzi, zapytać nie szkodziło, do tej pory teleportowałem ze sobą galeon z całą załogą, myślę że za kilka dni popróbuję innych metod, na chwile obecną mam robotę i to całkiem sporo, grunt że tutaj wszystko się udało. - odpowiedział bez cienia żalu. - A propos Aarona i Abla - zaczęła Amanda, zwracając na siebie uwagę kilku osób. - Właściwie to co do niego macie? - spytała. - Oprócz tego, że Aaron poświęcił połowę życia na kontynencie, żeby zwalczyć robala skazy - dodała natychmiast.
- Nic poza tym, ze jest maniakalnym mordercą - skomentował mężczyzna towarzyszący Dianie, uśmiechnął się i odszedł wraz z resztą armii Diany, przechodzącą przez portal powrotny.
- Nie podobają mi się jego metody działania. On nie patrzy na to jakie mogą być zniszczenia. Tutaj udało nam się zniszczenia zminimalizować. Energia Skazy nie rozprzestrzeniła się w eksplozji, żadne istoty żywe nie zostały skażone. Nauczyliśmy się przez te miesiące walki ze Skazą jak ograniczać takie efekty. Aaron sam wprowadza zniszczenie tam gdzie się pojawia. Jako pierwszy oczyścił swój kontynent o ile się nie mylę. Z tego co widziałam życie tam się jako tako rozwija, ale Aaron nie dba o życie. To dla niego są liczby. A w każdym razie z takiej właśnie strony dał się poznać. Abel pozostaje pod zbyt dużym wpływem Aarona. Jest silny, ale boję się, że może być jak szczenię, zbyt łatwy do kształtowania tak jak sobie tego zażyczy Aaron.
- Rozumiem. Ale może warto się z nimi dogadać. W sensie, zostawić go w spokoju na jego kontynencie - zasugerowała Amanda. - Poświęcił tyle istnień, aby pokonać robala, bo nie był częścią sojuszu - zauważyła. - Osobiście obawiam się myśli, ile istnień złoży w ofierze, gdy będzie zmuszony bronić się przeciwko wybrańcom, którzy jak się okazało są i będą jeszcze bardziej, nieporównywalnie wręcz silniejsi niż taki robal - zdradziła swoje obawy.
- Wśród nas nie ma ani jednej osoby, która była silniejsza od robala. Inaczej nie byłby potrzebny sojusz by go pokonać. Nie wiem jak teraz, ale do tej pory zaryzykuję stwierdzenie, że Aaron był drugim najpotężniejszym Wybrańcem po Wybrańcu Harmony. Aaron poświęcając ludzi w ofierze naraża się na nienawiść innych Wybrańców. Tak jak zjednoczone siły 7 Wybrańców położyły robala bez strat własnych tak samo kilku Wybrańców niezadowolonych z jego agresywnych działań może położyć kres jego egzystencji tak samo jak robal zabił jego brata. Wolę by do tego nie doszło, bo niesnaski w naszym gronie dodadzą Skazie sił, ale Aaron ma permanentny zakaz zjawiania się w okolicy Milgasii na dłużej niż kwadrans... A i to tylko jednorazowo. Tyle czasu ja spędziłam u niego, gdy pierwszy raz opuściłam granice Milgasii. I szczerze nie interesują mnie ponowne odwiedziny. Nie chcę ryzykować, że tak jak poświęcił wyznawców swojego nieżyjącego brata postąpi w przypadku moich podopiecznych. Abel zadeklarował, że może postąpić w razie czego podobnie, co jest oznaką strachu. Niczego więcej - mruknęła.
- Właśnie o to mi chodzi. Jeśli kilku wybrańców ich zaatakuje, a osobiście zdaję sobie sprawę, że może to być powód do strachu, to w obronie mogą poświęcić życie nawet całego świata. Nie chcę, aby do tego doszło - powiedziała Amanda, po wysłuchaniu przemówienia Amber.
- Nie rozumiesz. My nie mamy zamiaru ich atakować. Odcinamy się od ich działań broniąc swoich wyznawców i tyle. Póki nie uczynią agresywnych ruchów w tę stronę póty są bezpieczni. Choć Aaron gdyby był wilkołakiem zostałby dawno temu zabity za to jak postępuje. Jest słaby umysłem. Abla zżera strach, to też nie jest dobry materiał na przywódcę - mruknęła. - Ale jeśli któryś z nich pokusi się o zrobienie krzywdy komuś kto jest pod moją opieką, to spełnię moją obietnicę pożarcia Aarona... lub Abla... Pewnie będą obrzydliwi w smaku, ale lepsze to niżby mieli dalej szkodzić - mruknęła. - Takie akty desperacji z ich strony to pomaganie Skazie, a nie walka ze Skazą - dodała jeszcze.
Amanda nie mogła nie zauważyć, że większość obecnych rozeszła się już portalami wracając na swoje kontynenty... co obejmowało także Powietrzną Flotę.
- No dobrze - odpowiedziała i nieznacznie pokiwała głową na znak zrozumienia i zgody. - Chyba możemy już wracać - powiedziała spoglądając na Sotora. - Dzięki za wspólną walkę - dodała, ponownie patrząc w stronę Amber.
- Dziwi mnie, że tak bronisz Wybrańca, którego bóstwo zabiło Gaję - mruknęła Amber przypominając sobie zależności między bóstwami. - Vistenes jest chyba skłócony z Aramonem... W końcu zabił mu matkę - dodała. - Aaron to nieodrodny Wybraniec swego bóstwa. Po prostu morderca - mruknęła.
Amanda zdziwiła się, unosząc nieznacznie brwi.
- Tak, wiem - powiedziała, choć zdziwiło ją, że Amber też to wie. - I nie bronię go, tylko staram się uniknąć wojny między wybrańcami - zauważyła.
- Wojna będzie tylko jeśli Aaron ją rozpęta. Moje stanowisko zna, wie też, że reszta Wybrańców nie pochwala jego działań. Musi być ostrożny. Może to sprawi, że nie będzie więcej działał poniekąd na korzyść Skazy, tylko się zastanowi. Myślenie mu naprawdę nie zaszkodzi. Wiem, że to trudne na początku, ale w końcu myśleć samodzielnie się nauczy. Grunt, żeby nikogo nie wciągnął w swoje matactwa - mruknęła.
Aleks skończył stawiać portale i podszedł do Amber.
- No dobra... skoro skończyliśmy gadać o panu z kompleksem małego przyrodzenia, to może wrócimy do domu? Jestem głodny - uśmiechnął się.
Amanda kiwnęła obojgu głową i spojrzała na Sotora, który spojrzał na nią pytająco.
- Możemy wrócić sami, czy potrzebujemy pomocy Aleksa? Dość już się dzisiaj naportalował - powiedziała z uśmiechem..
- Flota już dostała portal, my możemy się tam przenieść bez trudu. Podaj mi rękę i nas przeniosę - odparł rycerz.
Amanda wyciągnęła ku niemu rękę, mężczyzna ją ujął i zniknęli oboje z cichym sykiem.
Amber rozejrzała się za Carmen. A także za smokami i Revenantami. Chciała wrócić już na Milgasię. Poza tym miała nadzieję, że Carmen pomoże Aleksowi z nauczaniem jej telepatii... Może ona będzie wiedziała w czym Amber popełnia błąd wywołując u swojego telepatycznego rozmówcy migreny...


Azyl; Milgasia
Nie minęło dziesięć minut jak całą drużyna z Milgasii włącznie z Carmen była z powrotem w Azylu.
- Jak myślicie, Skaza się chyba nie spodziewał, że wysyłając swojego robala może komuś pomóc zamiast zaszkodzić? - rzuciła wilkołaczyca przeciągając się.
- Ano wątpliwe... te bestyjki Vermona były ciekawe. Jak tłukłem się z tymi Rakami to widziałem, jak anioły ginęły w starciu i składały się do kupy przywracane do życia mocą tych drzewek... - stwierdził Aleks.
- W końcu Vermon włada mocą życia. Potężny sprzymierzeniec - powiedziała Amber. - Carmen, zanim zebraliśmy się wszyscy na tę całą aferę ćwiczyliśmy z Aleksem telepatię. No i nie wychodzi jak powinno - bąknęła. - Pomożesz nam ustalić co robię źle? - spytała. Ciekawiło ją to też dlatego, że wynik może jej podpowiedzieć jakie są faktyczne różnice w sposobie myślenia wilkołaków i ludzi... I jeszcze lepiej zrozumieć ludzi.
Carmen skinęła głową twierdząco, po czym udała się wraz z Amber i Aleksem do tawerny, gdzie wilkołaki wpierw musiały zaspokoić głód.
- Sądzę, ze różnica polega na tym, że korzystasz z trochę innych fal. Jesteś mocno zespolona z energią Azariel. Gdybyś chciała komunikować się z Revenantem, to nie byłoby problemu - stwierdziła kobieta podczas posiłku.
- O... Ale Keth czy Vermon nie mają tego problemu z nadawaniem przekazów, a są przecież zespoleni ze swoimi mocami - bąknęła, gdy tylko udało jej się przełknąć.
- Keth jest zespolony z każdą mocą, a Vermon najwyraźniej znał telepatię zanim posiadł moc Tyris - odparła Carmen.
Amber główkowała przez chwilę intensywnie.
- Da się to zrobić jakoś, żeby to nie było szkodliwe i dokuczliwe dla innych? - spytała. Umiejętność porozumiewania się telepatycznie byłaby dla niej bardzo przydatna... Ale nie chciała, by była niemiła tym, z którymi zamierzała się komunikować.
- Tak, po postu trzeba cię lekko zmodyfikować, nic trudnego - powiedziała Carmen. - Możesz też się nauczyć telepatii od zera, ale może ci to później przeszkadzać we władaniu mocą Azariel, ech... - Carmen urwała. - Hmm - obejrzała się na Aleksa. - Ty też masz wrażenie, że powinniśmy tutaj... - zaczęła.
- Wymyślić coś innego? Jestem za - mruknął Aleks i spojrzał na Amber. - W końcu masz większe możliwości, niż przeciętny mag, więc czemu z tego nie skorzystać?
- Eee - Amber poskrobała się po głowie. - Macie na myśli, że trzeba opracować zupełnie nowy sposób na telepatię? - spytała.
- Tak, albo coś podobnego do telepatii - odparła Carmen.
- Może i mam większe możliwości od przeciętnego maga, ale na pewno mam pod tym względem mniejszą wiedzę. Więc mogę zaledwie realizować to co mi wytłumaczycie - bąknęła. - Albo próbować to zrobić - dodała nieco mniej entuzjastycznie. - Także jeśli macie jakieś pomysły i umiecie mi wytłumaczyć o co wam chodzi, to możemy próbować choćby teraz, zaraz - powiedziała. Zapału jej nie brakowało. Ale była praktykiem, a nie teoretykiem.
- Mam pomysł. Rozumiesz głosy cieni, jeśli dobrze wszystko zrozumiałem... - Aleks spojrzał na Amber, szczerząc się. - Więc możemy skorzystać z tego. Cienie niosą ze sobą głos swoich myśli. Nie mówią, po prostu te dźwięki "unoszą się" wokół nich. Spróbujemy wykorzystać cień różnych osób, by przekazać konkretną wiadomość bezpośrednio do jego lub jej umysłu - skrzyżował ręce na piersi. - Co ty na to? Próbujemy?
- Możemy choć jeśli cienie przekazują głos to może być problem skoro myślę obrazami - bąknęła.
- No nie do końca... pomyśl, że używasz cienia jako języka - powiedział Aleks.
Amber zaczęła intensywnie nad tym myśleć.
- Dobra, spróbuję tak zrobić jak mówisz - mruknęła i skoncentrowana podjęła próbę przekazania w ten sposób wiadomości.
- Działa - mruknął Aleks. - Tylko trzeba popracować nad wyrazistością przekazu - powiedział.
- Eee... A jak zwiększyć wyrazistość przekazu? - bąknęła. - Mam się mocniej skupić? - spytała.
- Tak, to coś jak z niewyraźnym mówieniem, musisz przekazywać uważnie... potem wejdzie w nawyk - powiedziała Carmen.
- No dobra. Spróbuję - Amber skoncentrowała się i przekazała tym razem Carmen swoje... wrażenia dotyczące właśnie pożeranego obiadu...
Carmen uniosła brew.
- Co to było? - bąknęła.
- To - Amber wskazała obiad, który jeszcze stał przed nią.
- To była masa szumów i burknięć... - mruknęła Carmen.
Amber miała zdziwienie wymalowane na twarzy. Jak najbardziej szczere.
- Może źle korzystam z cienia? - bąknęła.
Aleks zaczął rechotać, a uspokoiwszy się nieco wreszcie przemówił.
- Cienie nie maja odczuć... znaczy tylko te które przyniosły z życia. Jeśli chcesz przekazać komuś uczucie agonii albo przygnębienia to żaden problem, ale jak chcesz przekazać Carmen smak jedzenia czy coś, to na cienie nie licz.
Amber westchnęła.
- Czyli to nie jest to - mruknęła. - Trzeba w takim razie wymyślić inny sposób, bo skoro nie mogę przekazać wszystkiego to to nie jest komunikacja tylko jej brak - bąknęła.
- Nie. To jest komunikacja werbalna- powiedziała Carmen. - Jej brak by był jakbyś nie mogła przekazać nam nic.
Amber westchnęła.
- Z mojej strony komunikacja werbalna jest tylko wtedy, gdy otwieram usta i mówię. Nie jestem w stanie składać słów tutaj - stuknęła się w skroń. - Gdy Aleks lub ty się do mnie odzywacie mentalnie przekazujecie mi złożone słowa. Ja przekazuję obrazy i uczucia, które im towarzyszą. Więc jeśli przekaz przez cień robi to w sposób niekompletny, to jest to nic nie warte - mruknęła. - Trzeba znaleźć inny sposób.
- Czyli koniecznie chcesz, byśmy musieli się domyślać, co nam chcesz przekazać, wysyłając do nas emocje, obrazy i uczucia? - zapytała Carmen, uśmiechając się. - Wiesz, umawianie się na spotkanie i wskazanie lokacji w ten sposób może być trudne...
- Nigdy nie mieliście z tym problemów - bąknęła. Westchnęła z rezygnacją. - Nie umiem składać słów, nie ma ich w mojej głowie. Są dopiero tutaj - wskazała usta. - Wygląda na to, że po prostu nie jestem w stanie nauczyć się telepatii - burknęła niezadowolona.
- Ale przecież powiedziałaś coś do mnie - bąknął Aleks. - Tylko mało wyraźnie...
- Ani słowa Aleks ci nigdy mentalnie nie przekazałam. Wiem co mam w głowie... Wyraziłam wątpliwość czy to się uda, emocję. Żadnych słów - westchnęła. - Jeśli słyszałeś słowa to nie były ode mnie - dodała.
- Cień zapytał mnie, czy to działa... z akompaniamentem masy terkotów i szumów - mruknął Aleks
- Ech... - Amber czuła rezygnację. Straciła apetyt.
Aleks uniósł brew, patrząc na Carmen. Nie rozumiał za bardzo o co chodzi.
- Mam pomysł - powiedziała Carmen. - Nie patrzyłam za bardzo, powiedz mi co zrobiłaś po tym jak Kaisstrom uciszył wiatr wywołany przez tego robala? - zwróciła się do Amber.
- Gdy uciszył wiatr odstawiłam Aleksa na ziemię i wydałam mu kilka poleceń, a potem przeniosłam się na łeb robala i wypuściłam mroczniaki by zajęły się jego oczami - powiedziała Amber nie widząc związku z nauką telepatii. - Te się przekopały przez oczy aż do środka robala - wzruszyła ramionami.
Aleks wyszczerzył się.
- Ty... niezłe - mruknął. Amber z kolei zorientowała się, że nie wydała z siebie głosu podczas mówienia tego...
Carmen pstryknęła palcami i uśmiechnęła się.
- Hę? – bąknęła Amber. Miała głupią minę. Nie była pewna co się stało.
- Sprawiłam, że mówiłaś cieniem, zamiast ustami - odparła Carmen. - Nie mówisz do nas obrazkami, a przecież językiem nie myślisz. W którymś momencie więc twoje myśli przechodzą w słowa, a skoro tak, to można je przekazać inną metodą, niż na głos. Wyciszyłam więc zupełnie twój głos. Ruszałaś językiem i szczęką, bo tego wyłączyć już nie dałam rady, ale nic nie mówiłaś na głos.
- Czyli gdybym nie mogła się odezwać to i tak by z tego nic nie było... No i czy cień jest w stanie przekazać to bezgłośnie. Jeśli zdarzyłoby się, że musielibyśmy przekazać sobie informację będąc zupełnie nieruchomymi i zupełnie cicho to komunikacja w dalszym ciągu byłaby niemożliwa. Już teraz mam z Aleksem łącze, które pozwala mi odezwać się do niego na odległość, ale Aleks to tylko jedna osoba no i ja muszę i tak mówić na głos, więc nie zdaje to egzaminu - westchnęła.
- Przecież teraz się nie odzywałaś - mruknął Aleks, unosząc brew.
- To co ja zrobiłam było subtelną manipulacją. Potrafisz używać cienia jako "organu mowy" bez potrzeby mielenia paszczą. Musisz tylko to poćwiczyć - stwierdziła Carmen.
- Cień jest w stanie przekazać to do umysłu osoby? - spytała.
- Tak - odparła Carmen. - Przed chwilą to zrobił. Po prostu ja udostępniłam Aleksowi możliwość słyszenia tego przekazu... bo był skierowany do mnie.
- Są jakieś ograniczenia odległości? - spytała. Amber w sumie była zawiedziona, że sama bezpośrednio nie jest w stanie sobie z tym dać rady.
- Nie, aczkolwiek nim spróbujesz sobie testowo pogadać z Adelajdą na przykład to proponuję poćwiczyć z Aleksem - odparła Carmen.
- Chwilowo nie mam za wiele do powiedzenia Adeli więc się nie martw - mruknęła. - Ale wciąż nie mam pojęcia jak można mówić nie ruszając ustami - bąknęła.
- Gdybyś miała problem ze składaniem każdego słowa to by mnie to nie dziwiło, ale mówisz płynnie, więc twój umysł musiał opanować werbalizację myśli. Wystarczy tylko, że zmusisz czyjś cień do mówienia za ciebie. Nietrudne z twojej perspektywy - powiedziała Carmen.
- Można tak zmuszać cienie? Ludzi nie można - bąknęła. Nagle zaczęło ją zastanawiać czy cienie mają umysły i czy mają coś przeciwko...
- Cień pod tym względem jest podobny do przedmiotu. Nadanie im jakiegokolwiek celu istnienia daje im na chwilę iluzję życia. Gdy spełnia funkcje wracają do normy, a więc czekania na kolejną rzecz do roboty - odparła Carmen. - Trochę jak golemy.
- Czyli jak będą przesyłać informacje to będzie im lepiej? – spytała.
- Na pewno lżej - sprecyzowała Carmen.
- Hmm - dziewczyna skinęła głową. Mimo tego, że nie dojadła swojego obiadu wstała od stołu.
- Gdzie idziesz? - zapytał Aleks. On najwyraźniej wolałby zjeść do końca.
- Przejść się. Jestem zmęczona walką z robalem. Powiedzcie mi jeszcze tylko jedną rzecz. Ja zmuszę cień do tego żeby przekazał wiadomość, ale co z wiadomością zwrotną? - mruknęła. W końcu bywały osoby, które nie umiały przekazywać myśli telepatycznie.
- Jeśli ma ci jak odpowiedzieć to odpowie... – mruknął Aleks. - Czytanie myśli cieniem byłoby nieco trudniejszym zadaniem, ale też da się zrobić - zauważyła Carmen.
- Ych, ja z cieniami nie eksperymentuję, a moja wiedza tak daleko nie sięga, więc raczej nie pomogę - powiedział Aleks.
- Czyli jest możliwe przy pomocy cienia odebranie wiadomości od istoty, która nie zna się na telepatii... - Amber spojrzała na Carmen. Miała nadzieję, że chociaż to jej się uda opanować. Już czuła frustrację wynikającą z tego, że musi sobie radzić półśrodkami...
- Tak, ale nie nauczę cię tego ot tak... - powiedziała kobieta. - Aczkolwiek będzie można spróbować alternatywnie wykorzystać cień... ech, muszę wrócić do Darkkeep i pogadać z Darkningiem...
Amber westchnęła. Skinęła głową.
- Może z portalami pójdzie prościej... Jak zjesz Aleks to znajdziesz mnie w parku - mruknęła. Miała nadzieję, że chociaż tego da radę się nauczyć bez wydziwiania i komplikacji.
Aleks wkrótce znalazł Amber w parku.
- No dobra... więc portale? - zapytał.
- Taaa, jak i tego nie będę się mogła nauczyć to już zupełnie mnie szlag trafi - burknęła. Parsknęła, odetchnęła.
- Co mam robić? - szybko się uspokoiła.
- Dobra, chodźmy na plac treningowy - zaproponował Aleks.
Amber ruszyła z Aleksem na plac treningowy. Była gotowa do nauki. Porażka przy telepatii ją nieco wyprowadziła z równowagi, na szczęście nauczyła się odsuwać niektóre problemy by zająć się ważniejszymi sprawami, więc na czas nauki stawiania portali była skoncentrowana.
Nauka stawiania portali nie była łatwa i Amber najpierw musiała nauczyć się stabilizacji energii w powietrzu. Podczas przerwy Aleks usiadł koło niej.
- Początki są najtrudniejsze, potem już nie jest istotne gdzie stawiasz portal i jaka jest odległość między wejściem i wyjściem - powiedział. - Jak postawisz pierwszy portal, to już będzie z górki - zapewnił.
- Tym się nie przejmuję, bo widzę, że jestem się w stanie tego nauczyć. Drażnią mnie tylko te rzeczy, których nie jestem się w stanie nauczyć bez względu na to jaki wysiłek w to włożę - mruknęła.
- Na razie w telepatie nie włożyłaś prawie żadnego - Aleks tyknął ją palcem parę razy.
- Jakbyś nie zauważył to nauka telepatii zamieniona została na naukę przekazywania słów na odległość przy użyciu cieni. Z telepatią ma to nikły związek - burknęła.
- Dla mnie telepatia to przekazywanie słów na odległość - mruknął Aleks. - Nie używałem jej do niczego innego na razie.
- Nie zauważyłam byś musiał kłapać szczęką podczas przekazywania myśli - mruknęła akcentując ostatnie słowo. Ton głosu Amber wyraźnie świadczył o tym, że jest to drwina.
- Ty też nie będziesz musiała. Poćwiczysz i będzie dobrze - Aleks machnął ręką.
- Ja nawet nie wiem gdzie moje myśli zamieniają się w słowa - parsknęła. - No i będę się jeszcze musiała nauczyć słuchania myśli przy użyciu cieni. Im więcej pośredników w tej zabawie tym może być śmieszniej - mruknęła.
- No niby tak... ale to jak Carmen wykombinuje to o czym mówiła - stwierdził Aleks.
- Dobra, wracamy do treningu portalowego? - zapytał. Była już noc...
- Taa - ciężko było stwierdzić czy Amber odpowiedziała tylko na ostatnie pytanie czy też na obie wypowiedzi Aleksa. Skinęła mu dłonią dając znać, że jest gotowa.
Powrócili więc do treningu. Koło północy Aleks zasugerował przerwę na sen. Amber potrafiła już stworzyć stabilną taflę energii, miała więc "ramę" do portalu, jak nazywał ja Aleks.
Amber nie była zbyt rozmowna. Była zmęczona i po walce z robalem i po nauce. Udała się do gospody bez zbędnego otwierania ust i strzępienia języka, a tam planowała się po prostu położyć do snu... Carmen była w tawernie, siedziała pod ścianą na krześle z założonymi rękoma i przymkniętymi oczyma.
- Hm? - Amber nie była pewna co robi Carmen siedząc w ten sposób. Mimo zmęczenia poruszyła nosem, węsząc.
Wyglądało na to, że kontaktuje się z jakimś miejscem mentalnie. Gdy Amber stała nad nią chwilkę, węsząc kobieta otworzyła oczy.
- Już mam sposób, w jaki możemy przerobić komunikację za pomocą cieni w coś, co chciałaś uzyskać - powiedziała.
Wilkołaczyca przez chwilę nie była pewna o co chodzi. Dopiero potem dotarła do niej treść. Procesy myślowe dość znacznie jej zwolniły...
- Co trzeba zrobić? - bąknęła.
- Jutro się tym zajmiemy. Będzie to wymagało trochę pomocy ze strony Aleksa - powiedziała kobieta.
Dziewczyna nie zgłosiła sprzeciwu. W zamian ziewnęła.
Carmen wstała i rozejrzała się. Aleks poczłapał już do siebie...
- No dobra, to rozumiem, ze pożyczasz mnie sobie na noc? - zapytała kobieta.
- Mogę spać pod łóżkiem - bąknęła Amber przecierając oczy. Była już naprawdę mocno senna. Właściwie jej oczy nie za bardzo chciały się otwierać po zamknięciu.
- Idziemy - mruknęła Carmen, uśmiechając się. - Tylko oczyść się energią przed pójściem do łóżka - zastrzegła.
Amber zrobiła to już zupełnie automatycznie, ruszyła za Carmen, a na miejscu oczyściła się. Po wykorzystaniu energii wyraźnie zaczęła się kiwać na nogach.
Carmen pchnęła ją delikatnie w stronę łóżka i gdy wilkołaczyca nań padła Carmen usiadła koło niej, opierając się o zagłówek.
Dziewczyna nawet z tej okazji nie zdołała już otworzyć oczu. Zwyczajnie w świecie zwinęła się w kłębek przytulając się do Carmen w poszukiwaniu ciepła i spała w najlepsze.
Obudziła się następnego dnia po południu. Niespecjalnie były powody na budzenie się. Padał deszcz i było zimno i ponuro. Carmen siedziała sobie koło dziewczyny i bawiła się kosmykiem włosów w zamyśleniu.
Amber westchnęła słysząc deszcz.
- Jedyne co będzie fajne w zimie to śnieg - bąknęła wciąż nie do końca rozbudzona. - Ale jeśli zima będzie wyglądała tak jak teraz koniec jesieni, to nie będzie fajna w ogóle - dodała.
- Zobaczymy - powiedziała kobieta. - Aleks dał mi znać parę godzin temu, że jest już spis potrzebnych nasion - dodała. - To tak na dzień dobry.
- To trzeba to przekazać Vermonowi – powiedziała Amber, przecierając oczy. - Zastanawiam się jak najszybciej rozprowadzić nasiona po dużym obszarze... Jak się z tym uporamy to poprosimy wtedy na te obszary o pomoc Adeli - bąknęła. Skrzywiła się, gdy jej wzrok padł na widok za oknem.
- Możemy poprosić smoki o pomoc ogrodniczą, skoro nie mogły pomóc nam za bardzo w walce - powiedziała Carmen.
- W sumie... Setka smoków chyba da radę - bąknęła. Ziewnęła raz jeszcze. - No nie chce mi się wstawać... - bąknęła.
- Trzeba wstawać i wziąć się za szkolenie w spektropatii - powiedziała Carmen. - Poza metodą porozumiewania się będzie też niezłym narzędziem w walce - mrugnęła do Amber.
- Spe-co? - bąknęła Amber. Pierwszy raz słyszała tę nazwę. - A... Telepatia za pomocą cieni? - upewniła się.
- Spektropatia. Tak - odparła Carmen. - Ogólna kontrola cienia samego w sobie przy okazji.
- Do pewnego stopnia już kontroluję cienie. W każdym razie wykonują polecenia - bąknęła. Westchnęła ciężko. - Jak to wszystko się skończy... Będziemy mogli wpadać w odwiedziny? - rzuciła nagle ni stąd ni zowąd.
- M? - Carmen nie zrozumiała natychmiast. - Tak jasne - odparła.
- Ja w mieście raczej długo nie wytrzymam, więc wrócę do dziczy... A są ludzie i nieludzie, z którymi nie chciałabym zrywać kontaktu bez względu na odległości - westchnęła. Cmoknęła Carmen w nos i zaczęła się zbierać do wstania. Niezbyt chętnie bo było jej tu ciepło i przytulnie... A za oknem lało...
Carmen uśmiechnęła się.
- Dobra, zbierajmy się. Zamów sobie coś na śniadanie. Skoczę na chwilę na plac i zaraz dołączę.
Amber przeciągnęła się i ziewając ruszyła w stronę parteru.
- Tobie też coś zamówić? - spytała.
- Nie - odparła Carmen. - Nie mam ochoty na jedzenie - dodała.
- Gdybym nie miała pewności, że po prostu nie potrzebujesz jeść to miałabym powody do zmartwień - mruknęła Amber. - Co ja bym powiedziała Darkningowi po tej całej farsie ze Skazą, gdyby się okazało, że byle wiatr cię zdmuchnie jak liść? - rzuciła nieco filozoficznie Amber.
- Hm... nie wiem - zaśmiała się Carmen. - Coś byś wykombinowała - mrugnęła do wilkołaczycy i wyszła z pokoju.
- Będę dmuchać w drugą stronę, żeby cię nie zwiało - Amber ruszyła zamówić sobie śniadanie. - Zjadłam stwora Skazy na wczorajszy obiad, a ten miał niezłe dmuchnięcie - dodała.
- Właśnie, co zrobiłaś z energią, którą mu odebrałaś? - zapytała kobieta.
- Wzmocniłam sobie to i owo... - dziewczyna wzruszyła ramionami. - Szkoda by tyle energii miało się zmarnować.
- To dobrze - powiedziała Carmen i zniknęła wreszcie.
Amber zamówiła sobie wielką michę jajecznicy, kilka kromek chleba i kuban herbaty. Miała ochotę na coś ciepłego, a jajecznica spełniała idealnie ten wymóg. No i pięknie pachniała cebulka i czosnkiem...
Dostała swoje danie szybko. Do czasu jak zjadła deszcz przestał padać i zerwał się silny wiatr. Carmen wróciła nim Amber zabrała się za herbatę. Kobieta wyglądała na zadowoloną.
- Deszcz, wiatr... Ciekawe czy w jeden dzień pogoda zaprezentuje wszystko co potrafi - mruknęła.
- Żebyś nie wykrakała... smoki już rozniosły nasiona - powiedziała Amber. - Wiesz, że Vermon ma skład nasion? - zapytała. - Dostaliśmy dziś o świcie wszystkie które chcieliśmy...
- O świcie... Obudziłam się po południu i od razu wspomniałaś, że lista nasion rano została sporządzona - bąknęła. - Czyli Aleks od razu zajął się powiadomieniem Vermona... - bąknęła. Machnęła ręką. Ktokolwiek to zrobił, zrobił to co było trzeba, więc przestała się nad tym zastanawiać.
- Tak - odparła Carmen. - No to chodźmy - dodała, wskazując zachęcającym gestem drzwi.
Amber zmieniła postać na bestię. Spojrzała na Carmen i odezwała się by się wytłumaczyć.
- Nie lubię czuć zimnego wiatru na nagiej ludzkiej skórze. A w tej postaci futro chroni mnie nawet na pysku przed wiatrem...
- Użyteczne - stwierdziła Carmen.
Dotarły do placu treningowego. Był tam Aleks.
- O witaj! Ziarna są rozrzucone po różnych terenach, mogę w twoim imieniu poprosić Adelajdę o deszcz gdzie trzeba? - zapytał chłopak.
- Jasne. Nie mam nic przeciwko. Sądzę, że ona też nie będzie miała jeśli poprosisz ją o to ty - mruknęła.
- Jasne - Aleks ruszył w stronę ratusza, a Carmen oglądnęła się za nim z uśmiechem.
- Miło mieć tak oddaną sobie osobę, nie? - powiedziała.
- Martwi mnie jedna rzecz... Na ile starczy mu do mnie cierpliwości... Generalnie teraz ciężko skupić mi się na czymkolwiek innym poza zemstą - westchnęła.
- Po zemście przyjdzie czas na inne rzeczy - powiedziała kobieta i mrugnęła do Amber.
- O ile ze mnie zostanie coś co będzie warte zbierania do kupy - mruknęła. - Gdyby nie to, że Aleks doskonale radzi sobie jako beta miałabym poważne wyrzuty sumienia związane ze zrzucaniem na niego takiej odpowiedzialności - dodała. - Mój wybuch gniewu na konferencji z innymi Wybrańcami w ogóle nie powinien mieć miejsca - dodała jeszcze. Mówiła wraz z przepływem myśli w jej głowie.
- Był dla ciebie naturalny i instynktowny. Do tej pory działanie wedle twojego uznania nie przyniosło złych efektów - zauważyła Carmen.
- Ledwo powstrzymałam się przed zaatakowaniem Aarona. To nie przyniosłoby dobrych rezultatów... A gdyby nie Vermon to mogłam się tam nieźle nakręcić - powiedziała.
- Vermon... - Carmen westchnęła. - Vermon nie musiał być w tym sojuszu. Dzięki małej manipulacji ze strony Darkantropii jednak jest... nie myśl, że tylko dlatego, by wspomagał wszystkich mocą życie - Carmen uniosła jedną brew. - Trzymamy rękę na pulsie - mrugnęła do Amber.
- Nie musiał być, a okazał się niezastąpiony - westchnęła. - Mam nadzieję, że nigdy nie braknie mu takiego wyczucia jak wtedy - bąknęła.
- Od tego go trzymamy - Carmen wyszczerzyła się. - Dobra, gotowa do szkolenia? - zapytała.
- Taaa, bardziej nie będę - mruknęła Amber. Nastroszyła sierść, gdy wiatr zrobił się dla niej nieco zbyt uciążliwy.
- Dobra, spróbujemy zaawansowanej manipulacji cieniami, siadaj przede mną i wyciągnij ręce... łapy? - Carmen uniosła brew - naprzód i dotknij moich dłoni. Skoro Aleks załatwia sprawy nasion, to musimy zrobić to po mojemu...
Amber spokojnie usiadła i tak jak mówiła Carmen dotknęła łapami dłoni kobiety. Nieco się zdziwiła co ma z tym wspólnego Aleks.
Świat jakby... odsunął się i Amber okrążyła ciemność... była tylko ona... Carmen... i cisza.
- Dobra, bierzmy się za robotę - powiedziała kobieta.
Amber była skoncentrowana i starannie wykonywała wszelkie polecenia Carmen. Gdy wreszcie długie lekcje się skończyły wilkołaczyca stwierdziła.
- Jakby dziwnie to nie brzmiało, ale wyjątkowo dobrze czuję się w takich ciemnościach... Wydają mi się takie naturalne - bąknęła. Kiedyś unikała by zupełnych ciemności.
- To twoja zdolność. Dałam radę ją inwokować, bo nie miałaś nic przeciwko. Musimy cię wkrótce nauczyć zamykać umysł przed wpływem z zewnątrz - stwierdziła Carmen.
- A czy wtedy czasem Vermon nie straci wpływu na moje nastroje? - spytała Amber. - Chociaż odbierze to także Skazie możliwość wpływu na mnie - dodała zamyślona.
- To jest... selektywne. Vermon nie wpływa na ciebie telepatycznie - powiedziała kobieta. - On przekazuje ci część swego spokoju o wiele bardziej pierwotną metodą. Skaza nie da rady tego odtworzyć
- No chyba że tak - powiedziała. - Ale chodźmy coś zjeść... Mam... iście wilczy apetyt. Obawiam się jednak, że nie ma co u ciebie do ogryzania, więc musimy odwiedzić gospodę - rzuciła znów nawiązując żartem do tego, że Carmen rzadko coś jada.
- Coś by się znalazło.. - Carmen powiodła jedną dłonią po udzie, a drugą po piersiach, po czym zaśmiała się dźwięcznie, widząc spojrzenie Amber i ruszyła w stronę tawerny.
Amber jedną łapą chwyciła Carmen niczym zdobycz na polowaniu.
- Skoro tak twierdzisz - powiedziała udając powagę.
Kobieta rozdzieliła się na kilkaset linek, oplątała Amber nogi i ręce, przewracając ją, po czym zmaterializowała się na jej plecach.
- Nie tak łatwo wilczyco - powiedziała jej prosto do ucha słodkim głosem i przeskoczyła dalej.
Amber parsknęła wilczym śmiechem.
- Mawiają, że im dłużej się o coś walczy tym słodsze to jest gdy się to zdobędzie - mruknęła. Gdy Carmen wstała Amber potraktowała ją jęzorem. - I mają rację - zamruczała, kontynuując niecny proceder.
- Dobra, dobra... będzie mnie oblizywać - Carmen zaśmiała się. - Chodź, bo od słodyczy traci się apetyt.
- Ja wręcz przeciwnie. Mam ochotę na więcej - powiedziała. Znów chwyciła Carmen w łapy. Ale tym razem posadziła ją sobie na barku.
- Może być - Carmen oparła się łokciem o łeb Amber i podrapała ją dłonią za uchem.
Do gospody Amber dotarła właściwie rozbrojona z rozmarzonym wyrazem pyska mrucząc jak opętana.
Carmen zeskoczyła jej z barku przed wejściem.
- No to czas żreć - zachichotała.
Amber westchnęła zawiedziona, że drapanie za uchem się skończyło.
- Mam kolejny powód, by cię odwiedzać... Mogłabym tak cały dzień - bąknęła. Otarła się łbem o Carmen.
- Taaa - Carmen się zaśmiała. - Zobaczymy jak to będzie wyglądać - dodała. - Czas pokaże - spojrzała na płonące świece w kandelabrze koło wejścia.
- Hm? - wzrok Amber podążył za spojrzeniem Carmen. Gapiła się chwilę na świece nie wiedząc za bardzo o co Carmen może chodzić. Potem poszła zamówić jedzenie. Głód zwyciężył nad myśleniem.
- O witaj - powiedział barman. - Pieczeń na winie nadziewana warzywami to dzisiejszy specjał. Zainteresowana? - zapytał poruszając brwiami.
- Jak najbardziej - ucieszyła się Amber słysząc zapowiedź w wykonaniu barmana. Kłopot polegał na tym, że brzmiało to tak smakowicie, że zaczęła się ślinić... A wilczy pysk nie należał do najszczelniejszych.
Barman spojrzał na tworzącą się pod nogami wilczycy kałużę.
- Zaraz będzie - bąknął i pomknął na zaplecze po szmatę.
Amber westchnęła, starając się ograniczyć nieporządek, który wprowadzała.
- Zbyt dobre jedzenie tu mają - bąknęła pod nosem.
Wkrótce przyszedł ktoś ze szmatą... a potem dotarł posiłek Amber we właściwym rozmiarze...
Który zniknął we właściwym dla takich potraw czasie... Najedzony wilkołak zdecydowanie bardziej przypominał bardzo dużą puchatą przytulankę niż dziką bestię...
Wiktoria akurat weszła do pomieszczenia i zaśmiała się, widząc Amber. Podrapała ją za uchem po drodze do baru.
Po sali rozeszło się mruczenie. Amber rozważała zapolowanie na Wiktorię celem uzyskania więcej skrobania za uchem... Tylko, że nie chciało jej się ruszać.
Wiktoria natomiast zamówiła jedzenie i przystąpiła do konsumpcji, pogrążając się w zamyśleniu.
Wielki wilczy łeb przesunął się po stole. Amber zerknęła na Wiktorię. Poza chęcią podstawienia się pod skrobiącą za uchem dłoń Amber ciekawiło zamyślenie Demmianki.
Demmianka obejrzał się na Amber.
- Co? - bąknęła. - Chcesz jeszcze? - zaśmiała się.
- Też - odparła Amber. - Ale poza tym podziwiam - dodała.
- Hm? Podziwiasz? - zapytała kobieta.
- Gdy się zamyślasz inaczej układają ci się brwi, spojrzenie ci błądzi daleko. A teraz jeszcze światło podkreśliło twoje rysy twarzy - powiedziała.
Wiktoria się uśmiechnęła.
- Zagapiłam się - mruknęła. - Myśli pobłądziły mi gdzieś, nawet nie jestem w stanie stwierdzić o czym myślałam... - westchnęła.
Amber parsknęła parę razy życzliwym wilczym śmiechem.
- Nawet nie zauważysz, gdy ludzie wokół ciebie będą tonąć w twoim spojrzeniu - powiedziała.
- Może. Ale uczą się pływać i uciekają - powiedziała Wiktoria. - Ciężko znaleźć kogoś na stałe...
- Może w złym miejscu szukasz? - spytała Amber.
- W Azylu, taaa - mruknęła Demmianka. - Poszukam gdzie indziej jak nie będę musiała zajmować się szczeniakami - powiedziała.
- Azyl jest duży. Nie udało ci się pewnie jeszcze zajrzeć we wszelkie zakamarki. Czasem to czego się szuka jest na wyciągnięcie ręki - powiedziała filozoficznie.
- Taa... - mruknęła Demmianka. - Upierdliwe - dodała.
Amber liznęła Demmiankę w nos. Na tyle delikatnie, że Wiktoria poczuła tylko muśnięcie ciepłego jęzora.
ta parsknęła, uśmiechając się.
- Dobra, muszę to dojeść i wracać do mojej gromadki - stwierdziła.
- A ja muszę się położyć, bo obżarłam się do oporu. Mają tu za dobre jedzenie... Jak ja wrócę w dzicz z takim apetytem na tutejszą kuchnię? - mruknęła.
- Nie wracaj. Zostań - Wiktoria się zaśmiała. - Wiele wilkołaków tu zostaje... - Demmianka zamilkła.
- A.. właśnie, jest około dwunastka ludzi, którzy byli w Leżu i pytali o to, czy nie mogliby stać się wilkołakami...
Amber westchnęła.
- Miasto nie jest dla mnie. Choć doceniam wygody jakie zapewnia, to wciąż tęsknię do dziczy. W dziczy zostało wszystko co było mi bliskie. Nie jest to może łatwe życie, ale jego piękno jest nie do przecenienia - westchnęła. - Będę więc musiała się im przyjrzeć. Jeśli ich przemiana w żaden sposób nie zaszkodzi im, ludziom i wilkołakom, to zostaną przemienieni - powiedziała.
- Mam ich zebrać? - zapytała Wiktoria.
- Przed oblicze wilkołaka, który nie może się ruszyć z powodu opchania się wyśmienitym obiadem? Raczej nie - zaśmiała się. - Odpocznę i wtedy się wszystkim zajmiemy. Od bardzo dawna pierwszy raz mam okazję się obeżreć i poleniuchować - bąknęła.
Wiktoria się uśmiechnęła.
- Życie zwolniło w Azylu... i na Milgasii - westchnęła, jakby z ulgą.
- Nie dajmy naszym zmysłom się przytępić i uśpić naszej czujności. Skaza wciąż gdzieś tam siedzi. Ale będę spokojniejsza jeśli będzie to robił z daleka od mojego kontynentu - mruknęła. - Nie mogę się doczekać chwili, gdy bogowie zyskają tu dostęp i wykurzą stąd tego dziada - dodała.
- Będzie dobrze - mruknęła Wiktoria. - Będzie dobrze.
- Pełnia szczęścia tylko gdy Skaza padnie - mruknęła Amber. Przeciągnęła się. - Muszę się dowlec jakoś na górę - mruknęła. - Na czterech łapach będzie łatwiej... Mam nadzieję, że się zmieszczę... - bąknęła.
- Powinnaś - zaśmiała się Wiktoria. - Zmień formę na wilczą? - zaproponowała.
Amber zaczęła się zmieniać, gdy Wiktoria zaczęła o tej przemianie mówić. Nim Demmianka skończyła zdanie Amber była wilkiem. Ziewnęła.
- No to miłej sjesty - stwierdziła Demmianka, wracając do jedzenia nieco przestygniętej porcji.
Amber liznęła ją w rękę po czym powlekła się na schody by dotrzeć do swojego pokoju. Gdzie się położy spać zależało od tego czy Carmen była w pokoju czy nie. Jeśli była to Amber postara się wciągnąć na łóżko... Jeśli nie była to wcisnąć pod łóżko. I tak ciężko i tak ciężko...
Carmen klęczała pośrodku pokoju twarzą do okna. Miała przymknięte oczy.
- Mam nowe wieści - powiedziała, gdy Amber weszła do pokoju.
Wilkołaczyca usiadła obok Carmen. Siadanie akurat nie wymagało specjalnego wysiłku. Spojrzała pytająco na kobietę.
- Pamiętasz te istoty, które nam przekazałaś kawałek czasu temu? - zapytała.
- Mhmm... - w postaci wilka była w stanie tylko tak zakomunikować, że owszem.
- Ciekawe organizmy. Działają na nieco innych zasadach i ich mięśnie też są inaczej zbudowane. Bardziej ekonomiczne, silniejsze - powiedziała.
Amber przekrzywiła łeb. Powoli, nieco leniwie przemieniła się w bestię.
- Jak ta wiedza się przyda? Można tak przystosować mięśnie jak oni je mają? - spytała.
- Owszem - odparła Carmen. - Ale musisz przyjść do Darkantropii w tym celu -
- A mogę się wtoczyć? - spytała.
- Lepiej najpierw przetraw wstępnie - mruknęła kobieta w odpowiedzi.
- I tak muszę się wtoczyć w legowisko... ooo... - bąknęła jakimś cudem ładując się do wyra.
Carmen zachichotała. Pozostała tam gdzie była.
Amber zmieniła ponownie postać na ludzką.
- Za dobre jedzenie tu mająąą... - jęknęła powtarzając swoją wymówkę dlaczego tak się obżarła.
- Wiem - Carmen zaśmiała się cicho.
- W sumie dziś zjadłabym z tobą kolację...
Amber aż spojrzała na Carmen.
- Trzymam cię za słowo - rzuciła entuzjastycznie.
Kobieta tylko się uśmiechnęła.
- Ale teraz się zdrzemnę... Objadłam się jakby jutro miało nie nadejść - parsknęła. Znów spojrzała na Carmen z nutą zamyślenia w spojrzeniu.
Kobieta dalej siedziała bez ruchu... nie mówiła już nic.
- Nnie jest ci niewygodnie? - bąknęła po dłuższej chwili ciszy Amber.
- Nie - powiedziała cicho Carmen i uśmiechnęła się na chwilę.
- Mnie by było, gdybym tak siedziała - bąknęła. Amber się przekręciła na drugi bok, chwyciła poduszkę i przez chwilę coś rozważała po czym przytuliła się do poduchy by ułożyć się do snu.- Ludzie wymyślili tyle wynalazków, ale jak zostawić łóżko w zimny dzień to potem pościel też jest zimna - bąknęła filozoficznie.
- Czasami, żeby zasnąć trzeba pozwolić łóżku wystygnąć, jeśli chcesz mieć ciepłe łózko wystarczy poprosić o to barmana. Wysyła wtedy służącą z takim zabawnym "wkładem" i masz już ciepło...
- Wystygnąć? Łóżka się przecież nie gotuje - bąknęła Amber, której uwagę przykuło dziwnie według niej użyte słowo.
- Wystygnąć znaczy stracić wyższą temperaturę - powiedziała kobieta.
- No wiem... Tylko, że jak jest zimne to po co ma być jeszcze zimniejsze? - zdziwiła się.
- Jak się leży w łóżku to ono ogrzewa się od ciebie. Gdy ma się kłopoty z zaśnięciem trzeba pozwolić mu wystygnąć z powrotem. Pierwsza wskazówka dla ludzi którzy maja kłopoty z zasypianiem - powiedziała Carmen. - Tak mi się po prostu skojarzyło..
- Hmm... Ja zasypiam gdy mi ciepło - bąknęła. - Dlatego sobie wygrzewam poduszkę. Jest zimna i żaden uczciwy wilkołak by z takim czymś przy twarzy nie zasnął - bąknęła.
- Jak będziesz następnym razem jadła kolacje ta powiedz barmanowi, że chcesz mieć ciepłe łózko gdy udasz się na spoczynek - poleciła Carmen.
- Mieszkam z ludźmi już jakiś czas... Nie dość, że ich obżeram, to jeszcze zaśliniam im podłogi... Starczy dokładania im roboty - ziewnęła. Odwróciła poduszkę inaczej i się w nią wtuliła. Burknęła coś w powierzchnię poduszki.
Carmen uśmiechnęła się znowu, ale nie poruszyła się...
Kilka chwil później oddech Amber był już spokojny, a dziewczyna spała. Coś jej się śniło. Nie był to zbyt spokojny sen sądząc po tym, że Amber zaczynała się wiercić.
Carmen otworzyła wreszcie oczy i wyciszyła powolutku jej sen, po czym wróciła do poprzedniej pozycji.
Wilkołaczyca obudziła się po jakiejś godzinie. Jęknęła przecierając oczy. Zaczęła się nieporadnie zbierać z łóżka.
- Jak się spało? - Carmen siedziała już w krześle koło okna.
- Dziwnie... Zwykle po spaniu jestem spokojna... Nie teraz - bąknęła. Amber zgrzytała zębami czego do tej pory nigdy nie robiła.
- Wyciszyłam twoje sny, bo coś ci tam się chyba nie spodobało - stwierdziła Carmen.
- Nie wiem co mi się śniło. Nie pamiętam - bąknęła. - Ale chce mi się pić... I chcę się napić gorącej herbaty - dodała.
- Jasne - powiedziała Carmen.
- Rozwijamy dalej Spektropatię dziś? - zapytała.
- Też, ale mówiłaś, że muszę iść do Darkantropii czy coś tam... W sprawie tych... Łowców - Amber przypomniała sobie jak się nazywały istoty otrzymane od władcy wampirów.
- Nie jest to nagłe... można teraz, można później - powiedziała kobieta.
- Ale ciekawi mnie co to da... A moja ciekawość nie za bardzo zna się na tym co nagłe, a co nie. Są tylko rzeczy, które są ciekawe albo nie - mruknęła. Poszła po herbatę. Wróciła, gdy wypiła cały pełen kubek.
- Czyli wracamy do Darkkeep? - zapytała Carmen. - Chcesz wziąć ze sobą Aleksa? Mogę wam użyczyć mojego mieszania jeśli chcesz - mrugnęła do Amber.
- Hm, jak długo to potrwa? - Amber trochę się pogubiła.
- Trudno orzec - odparła Carmen. - Muszę dokonać przygotowań, a do tego wymagana jest precyzja... nie możemy pozwolić, by coś poszło nie tak, prawda?-
Amber skinęła głową.
- Racja. Tylko co miałby Aleks robić? - spytała.
Carmen westchnęła.
- Do biedy może pozwiedzać. A jak będzie po wszystkim to możecie się trochę rozluźnić z dala od Azylu - powiedziała. - W Darkkeep jest wiele ciekawych miejsc
Amber patrzyła chwilę na Carmen.
- Powiedziałam coś nie tak? - spytała.
- Nie, zastanawiam się kiedy zaciągniesz Aleksa do łózka - Carmen się zaśmiała. - Nieważne... muszę zająć się przygotowaniami, chcesz iść ze mną? Chcesz wziąć Aleksa ze sobą?
Amber westchnęła.
- Wciąż mnie zastanawia dlaczego ciebie takie rzeczy zastanawiają - mruknęła nie zwracając uwagi na to, że jej wypowiedź wyszła nieco pokręcona.
- Po prostu jesteś moją przyjaciółką i dziwię się, że wytrzymujesz. Ja bym tak nie mogła - Kobieta wyszczerzyła się.
Amber chwilę się zastanawiała.
- W ogóle się nad tym nie zastanawiam... Skupiam się na tym by przetrwać - bąknęła.
- Teraz wiesz już że przetrwasz, masz czas na trochę zabawy... zgarnij Aleksa. Zabiorę was do siebie, to co będziecie robić to już będzie wasza sprawa - powiedziała Carmen. - Chciałabym już zacząć przygotowania, a i też za bardzo się narzucam z tematem - uznała.
- Wiem... - Amber powiedziała to cicho, powątpiewającym tonem. Nie była pewna czy to wie. Skinęła głową. - Nie pamiętam gdzie on może teraz być, ale znajdę go po zapachu - mruknęła.
- Place treningowy albo Ratusz. Zobaczymy się w tawernie, skoczę załatwić jeszcze parę rzeczy...
- Mhm - Amber poszła po Aleksa. Mimo informacji od Carmen użyła zmysłu powonienia.
I dobrze zrobiła.. Aleks był u swojej babci... na herbatce.
Gdy Amber go zniuchała ucieszyła się, że go znalazła. Zastukała do drzwi chatki.
Aleks otworzył.
- O... jesteś idealnie o czasie na herbatę - powiedział.
- To w ciągu dnia jest jakiś czas na herbatę? - palnęła.
- Jak wpadam do babci to wtedy - Aleks się zaśmiał.
Amber starała sobie to ułożyć w głowie. Nie wyszło.
- Hmm... Nieważne. Chciałam spytać czy jesteś zainteresowany odwiedzeniem Darkantropii. Ostatnio przekazałam im pewne istoty no i zdaje się znaleźli jakiś sposób na to by jeszcze zwiększyć możliwości, ale przygotowania jeszcze potrwają, więc można zwiedzać - powiedziała co miała do powiedzenia.
- Jasne... napijmy się i możemy ruszać - powiedział Aleks wskazując zachęcającym gestem stolik, przy którym siedziała już jego babcia.
- No można - powiedziała. Przypomniała sobie ostatnią wizytę w tym miejscu i swoje dziwne wrażenie, które odniosła podczas kontaktu z babcią Aleksa. Teraz miała znacznie większe możliwości... Może więc rozwiąże nurtującą ją zagadkę...
Wychodziło jednak na to, że jej możliwości jednak nie są aż tak duże jak myślała.. albo ta osoba jest nieludzko doświadczona w maskowaniu się... jednakże Amber odkryła, że ta kobieta jest znacznie starsza niż ten budynek… i w domu jest jakiś obiekt równie stary jak ona, ale nie było dane wilkołaczycy zobaczyć owego obiektu. Był schowany w niszy za jednym z obrazów.
Amber dopuszczała obie możliwości. Westchnęła.
- Ludzie i wilkołaki szukają tajemnic, a tymczasem największe tajemnice schowane są tuż pod ich nosem - mruknęła.
Babcia Aleksa nie zareagowała na te słowa.
- Co masz na myśli? - zapytał jej wnuk.
- To co słyszałeś - odparła Amber. - Szukamy tajemnic daleko, podczas gdy mamy niesamowite cuda pod nosem. Nie wiem jaka jest stąd odległość do Darkkeep - rzuciła. Potem zmieniła temat - Milgasia jest już czysta. Nie ma skażenia, a w każdym razie żadnego nie wykryliśmy - słowa znów kierowała do starszej pani.
- To dobrze, słyszałam to już kawałek wstecz, jak byłam w kościele Azariel - kobieta uśmiechnęła się lekko.
- Czasem wypada się ruszyć z domu i przypomnieć sobie jak wygląda świat poza moją kamieniczką...
- Chciałam zwiedzać świat po pokonaniu Skazy... Ale to było wtedy, gdy byłam przekonana, że wystarczy oczyścić Milgasię by świat był wolny od skażenia... Do tej pory widziałam już kawałek świata... I przeszła mi ochota na zwiedzanie. W każdym zakątku czuję ból skrzywdzonych istot i ich pragnienie odwetu za doznane szkody - mruknęła. - W każdym miejscu na świecie jest to tak samo intensywne. W sumie nie ma w takim razie niczego do zwiedzania, skoro to samo mamy na miejscu - bąknęła.
- Zwiedzaj więc miejsca , a nie dusze ludzkie - zaproponowała babcia.
- Żeby tylko ludzkie... Miejsca bez ich mieszkańców nie są w ogóle interesujące. To mieszkańcy kształtują swoje domy. Mieszkańcy nadają im niepowtarzalny charakter. Nawet jeśli są nimi zwykłe pstrągi - powiedziała. - Zresztą... Gdybym zajęła się miejscami zamiast mieszkańcami czy wciąż bym wiedziała co to znaczy żyć? - spytała i wzruszyła ramionami.
- Wiedziałabyś co to znaczy istnieć. Istoty żywe przemijają i zostawiają po sobie spuściznę. Czasem warto się jej przyjrzeć, by poczuć oddech przeszłości - powiedziała kobieta. Aleks uśmiechnął się, rozpierając w fotelu.
- Istnieje kamień. Istnieje woda. Istnieje powietrze. Istnieje piach. Ja istnieję... Ale ja chcę żyć, nie istnieć. Chcę czuć, chcę marzyć, chcę tęsknić - powiedziała.
- Żyjesz i idziesz naprzód, pozostawiając za sobą ścieżkę. Ta ścieżka to twoje istnienie. Inni wieki po tobie będą w stanie dalej cię poznać gdy przeminiesz. Wtedy znów poczujesz, że żyjesz choć na chwilkę - odparła kobieta.
- Życie kończy się wraz z ostatnim oddechem. A istnienie wraz z ostatnią osobą, która nas pamięta - powiedziała Amber. - Istnienie trwa tylko tak długo jak będzie żyła choć jedna istota, która pamiętała o tym co zrobiliśmy. Tak jak zniknęła z tego świata wataha Grisa i nikt nawet nie będzie wiedział o jej istnieniu, gdy odejdę z tego świata - powiedziała.
Kobieta pokręciła głową.
- Widziałaś tereny które przejął Skaza? - zapytała. - Oczywiście, że widziałaś, powiem ci coś, mimo, że nie mogę pochwalić się tym samym. Skaza nie pozostawił ani jednego miasta, ani jednego tworu ludzkiej ręki po tym jak gdzieś się zadomowił mam racę? - zapytała.
- Owszem. Nie zostawił nic - powiedziała. Nie była jednak pewna do czego to zmierza.
- Zabija istoty żywe, a potem metody na pamiętanie o ich istnieniu. Na rzeczy, które przetrwają wieki i przypomną innym... w ten sposób usuwa się kogoś na zawsze, Amber... dlatego warto pozostawić po sobie coś fizycznego i trwałego. Dom zaśpiewa ci pieśń o swych dawnych lokatorach...
- Ja niczego nie buduję. Moja praca tutaj jest odtwórcza. Odbieram to co ktoś zabrał. Nadaję kierunek. Wszelkie trwałe rzeczy które widać jak powstają wokół to robota innych rąk. Nie moich - powiedziała.
- Ale ty wyznaczasz tor. Oni konstruują swoje ścieżki, które razem prezentują twoją. Twoje istnienie więc jest spisane więcej niż jednym językiem i w więcej niż jeden sposób. Jeśli część ścieżki zostanie zniszczona o kimś pamięć może zniknąć, ale cała reszta dalej bezie przypominać światu o tobie. Wilkołaki wśród ludzi... już powstały na ten temat zapisy... stworzone zostały rozwiązania... nie myślałaś, że pamięć o kimś podobnym mogła ostać utracona, gdy Skaza tu przybył?
- Pamięć o kimś podobnym? - Amber uniosła brew nie bardzo wiedząc co kobieta ma na myśli.
- O innym wizjonerze, o kimś, kto coś zmienił... masz władzę nad cieniami, wiesz, że w niektórych mitologiach cień jest kluczem do przeszłości? -zapytała.
- Oj.. późno już, a wy mieliście gdzieś iść... a ja muszę lecieć do przyjaciółki, z którą się umówiłam... no już, sio, sio, moi mili - powiedziała, a Amber i Aleks chcąc nie chcąc wyszli... i drzwi zamknęły się za nimi.
- Ech... jak czasem babcia nie daje innym dojść do słowa... - mruknął Aleks.
- Nie przypominam sobie bym rozpowiadała, że mam władzę nad cieniami - mruknęła Amber. - Że należą do moich sił to wiedzą wszyscy... Ale władza nad cieniem to coś innego - mruknęła z dziwną miną.
- Mówi się też, że ma się władzę nad armią - zauważył Aleks.
- Armia, której wydajesz zwykłe polecenie w czasie bitwy nie może być kluczem do przeszłości - zauważyła Amber.
- Ano nie - mruknął Aleks. - Ale jesteś jedyną osobą, która te polecenia potrafi wydać, więc jesteś w stanie z nimi... pogadać... - zauważył.
- O tak. Wysłuchiwanie ich jęków jest bardzo odkrywcze - westchnęła. - Jeszcze żaden cień nie powiedział do mnie nic poza jęczeniem - dodała. - Dobra. Carmen powinna być w gospodzie - dodała.
- Mhm - mruknął Aleks i podążył za Amber.
Carmen faktycznie tam była.
- No jesteście - powitała ich. - Gotowi do drogi?
- Ja tak - powiedziała Amber. - Macie w Darkkeep jakiegoś speca, który zna się na cieniach? - spytała.
- Znajdzie się - odparła Carmen. - Porozmawiasz z Zekrianem. To cień po recharazacji.. czyli przywróceniu charakteru sprzed przemiany.
- Mam nadzieję, że uda mi się uzyskać odpowiedzi na moje wątpliwości - mruknęła.


Darkkeep
Carmen skinęła głową i wykonała gest rękoma... i zniknęli z tawerny, by pojawić się w jej pokoju w Darkkeep. Aleks uniósł brwi i gwizdnął.
-Amber, znasz się na tej lokacji, poradzisz sobie, prawda? Ludzie w tym budynku wiedzą kim jesteś, każdy z nich będzie w stanie ci pomóc - powiedziała Carmen.
- Byłam tu parę razy, więc w razie czego nawet w mieście powinnam dać sobie jakoś radę. Zekriana gdzie znajdę? - spytała.
- W Gmachu. Skorzystajcie z teleportera - powiedziała Carmen i wyszła, machnąwszy im ręką. Aleks podziwiał widok na miasto i Pajęczą Sieć.
Amber skinęła głową, dając znać, że przyjęła do wiadomości.
- Byłeś tu chyba tylko raz i nie miałeś okazji pozwiedzać, co? - rzuciła do Aleksa.
- Taa... - mruknął chłopak i westchnął.
- To tylko jedno miasto, ale Azyl się do niego nie umywa. No a Carmen ma tu chyba najlepsze widoki w całym mieście - mruknęła wyglądając na zewnątrz. - Pozwiedzamy jak uda mi się zdobyć informację których potrzebuję. Niestety raczej nie zajrzymy do żadnych knajp i tak dalej, bo tak jak w Azylu trzeba mieć pieniądze. Ja nie miałam nigdy żadnych - stwierdziła.
- Ym... ja mam, ale nie wiem czy waluta z Azylu tu się przyjmie - mruknął Aleks.
- Tego nie wiem. Jak ostatnio zabrano mnie tu do gospody to bardziej mnie interesowały istoty, które odbierały zamówienia niż waluta. Chodźmy do teleportera - zarządziła.
- Mhm - mruknął Aleks. Opuścili mieszkanie Carmen i dostali się na dół do teleporterów, skąd przenieśli się do gmachu, gdzie bez trudu znaleźli Zekriana.
Cień miał intensywnie błękitne oczy, czy różnił się od cieni Amber.
- Szukałaś mnie - powiedział spokojnie.
- Tak. Chciałabym dowiedzieć się więcej o cieniach - powiedziała wprost. - Jaki na przykład związek mają one z przeszłością? - zadała pierwsze pytanie.
- Ha... cienie potrafią złączyć się z obiektami i znaleźć wszystko , co wpadło w jego cień. Słowa, zdarzenia, obiekty... trzeba często sprawdzić cień w paru różnych porach dnia, by odkryć wszystko, a wiadomości często są nieco enigmatyczne, ale da się odczytać na prawdę wiele z przeszłości za pośrednictwem takich działań...
- A jak takie coś zrobić? Bo szczerze mówiąc taka możliwość wzbudziła moją wielką ciekawość... - powiedziała.
Zakrian zaśmiał się cicho.
- Masz pod kontrolą cienie, widzę to... połącz je z cieniem obiektów i... gmeraj w prawo i lewo. Zrozumiesz, gdy spróbujesz. Nie mam żadnych wskazówek.. musisz znaleźć własny sposób -
- Połączyć cienie z cieniami obiektów? - Amber zaczęła szukać jakiegoś przedmiotu by móc na nim wypróbować.
- Robienie tego tu jest kiepskim pomysłem, te mury pamiętają Mroczny Wymiar... bądź ostrożna na czym używszy nowych możliwości - polecił cień.
- Ja nawet nie wiem co to jest ten Mroczny Wymiar - bąknęła.
Miejsce w którym nie chciałabyś się znaleźć i o którym nie chcesz nic wiedzieć, wierz mi - odparł cień. - W zależności od stanu umysłowego wariujesz, lub wręcz przechodzisz fizyczną przemianę
- Tak samo powiedziano mi, że nie chciałabym nigdy usłyszeć cieni, bo słyszenie ich doprowadziłoby mnie do szaleństwa - zauważyła Amber. - Nieważne. Czy jest tu jakiś przedmiot, na którym mogłabym potestować bez narażania się na dziwne zjawiska? - spytała.
- Odradzam, lepiej zrób to jak wrócisz do siebie.. ewentualnie pójdź do parku i testuj na drzewach.
- Więc parkowe drzewa nigdy nie były w Mrocznym Wymiarze? - spytała.
- Ta które rosną tam teraz - nie. Tylko te z parku wewnątrz Akademii i te w ośrodku szkoleniowym Wybranych... ale tam raczej nie masz dostępu - powiedział cień.
- Mnie po prostu dziwiło, że drzewa w parku nie były mimo że miasto w którym jest park było. Nie mam zamiaru włazić gdzie mnie nie chcą - mruknęła. Miała nadzieję na raczej swobodną i treściwą rozmowę, ale były cień właśnie zepsuł całą z tego przyjemność. To co teraz powiedział nawet u wilkołaków nie było uprzejmym zagraniem. Głos Amber zmienił barwę. Zrobił się raczej chłodny i beznamiętny. Teraz już po prostu skupiła się na informacjach. - Czy podczas takiego czytania przeszłości przy pomocy cieni trzeba zachowywać jakieś środki ostrożności. Nie chciałabym zaszkodzić otoczeniu - mruknęła.
- Nie zrozum mnie źle, w Akademii można spotkać wyłącznie uczniów i nauczycieli, reszta społeczeństwa nie ma po co tam wchodzić, a mogłoby to wręcz być dla nich niebezpieczne. To samo w ośrodku szkoleniowym - odparł cień i wzruszył ramionami. - Otoczeniu nie zaszkodzi, tobie też nie powinno póki nie trafisz na wiedze marginalną... hm... powiedzmy, że informacje o niektórych rzeczach mogą szkodzić konkretnym istotom. Jesteś w stanie przed poznaniem wspomnień je "wybadać". Jeśli coś wydaje ci się "kanciaste" to lepiej to zostaw - wyjaśnił.
Amber zignorowała pierwszą część wypowiedzi ex-cienia.
- Dobrze, o ile tylko, nikomu z istot które są w pobliżu nic nie grozi to będzie w porządku. Poćwiczę to jak wrócimy do Azylu. Inna sprawa, uczę się właśnie kontroli nad cieniami. Czy jest coś co powinnam w tej sprawie wiedzieć? - spytała.
- Kontrolując cienie wyświadczasz im przysługę - mruknął cień i westchnął.
- Gdy kiedyś ktoś mruknął, że inna osoba traktuje cienie przedmiotowo, to zaśmiałem się. Już bycie przedmiotem jest lepsze niż bycie cieniem... -
- Czyli właściwie nic więcej - mruknęła Amber bardziej do siebie. - Jeśli tak to dziękuję - pierwotnie planowała nieco dłuższą rozmowę z tym delikwentem, ale w takich okolicznościach doszła do wniosku, że nie będzie przedłużała czegoś co ją irytuje.
Cień skinął jej głową na pożegnanie.
Amber po prostu się stamtąd oddaliła. I na swój wilczy sposób wyrzuciła delikwenta z pamięci by się nie stresować.
- Niestety nie oprowadzę cię po knajpach w Darkkeep bo nawet nie wiemy czy masz właściwą walutę. Ja na pewno nie mam... Ale mogę pokazać ci niektóre miejsca, które pokazano mi gdy bywałam tu wcześniej - powiedziała do Aleksa.
- Dobra - mruknął Aleks, uśmiechając się.
Amber zrobiła więc Aleksowi wycieczkę po zapamiętanych lokacjach. Takich co do których miała pewność, że ich stamtąd z hukiem nie wyrzucą, albo gdzie nie będą przeszkadzać.
Było ich sporo. Pod parunastu godzinach Carmen dała znać Amber, że mogą przystąpić do rytuału.
- O... Koniec wycieczki - mruknęła nieco zdezorientowana Amber. Skupiała się do tej pory mocno na opowiadaniu Aleksowi tego co było czym. - Carmen powiedziała, że można zacząć rytuał - dodała. I postarała się przy pomocy spektropatii spytać kobietę, dokąd ma się udać.
"Portalem pod Gmach. Ja już tam jestem" odparła Carmen.
Amber ruszyła więc w tamtą stronę.
Carmen czekała przed Gmachem i poprowadziła Amber i Aleksa w trzewia budynku.
- Aleksa też "przerabiamy"? - zapytała po drodze.
- Tylko jeśli sam się na to zdecyduje i tylko jeśli jest to dla niego bezpieczne - powiedziała.
- Hem? - bąknął Aleks, patrząc pytająco to na Amber to na Carmen.
- Władca wampirów przekazał mi kilka istot. Mają one mocniejszą strukturę mięśni niż my. Wygląda na to, że da się to tak zrobić by wykorzystać ich przewagi na naszą korzyść w walce ze Skazą - powiedziała.
- A, czyli przeróbka mięśni... takie coś jest akceptowane przez Wilkołaki? - zapytał chłopak.
- Przemiana własnego ciała na podobieństwo innej rasy?
- Wszystko zależy od poziomu tolerancji watahy. Ja chwytam każdą okazję by dokopać Skazie. Ale może się tak zdarzyć, że po wszystkim nie zostanę zaakceptowana jako alfa żadnej watahy, albo nawet jeśli zostanie uznane moje przywództwo to nie zgodzą się na to bym miała szczenięta - wzruszyła ramionami. - Zdaję sobie z tych rzeczy sprawę, ale ważniejsze jest to by zniszczyć Skazę - dodała.
- No dobra.. to ja też zmianę mięśni raz proszę - powiedział Aleks. Carmen pokręciła głową, uśmiechając się.
- Rozumiesz, że będą cię dotyczyć te same ograniczenia? - spytała krótko. Ona była pewna, że gdyby inne wilkołaki nie zaakceptowały myśli o jej szczeniętach, to ona trzymałaby się tego i nie dopuściłaby do urodzenia się takowych.
- Jeśli będą dotyczyć ciebie, to zapewne obejma na tej zasadzie i mnie - Aleks wzruszył ramionami. - Więc czemu miałbym unikać korzyści, skoro dotkną mnie ewentualne ograniczenia.
- Takie rzeczy dotykają tylko jednej osoby u wilkołaków, nie ma odpowiedzialności zbiorowej. To, że ja nie mogłabym mieć szczeniąt nie znaczyłoby, że ty byś nie mógł. Mógłbyś mieć je z następną w hierarchii wilkołaczycą w wataże - powiedziała spokojnie.
- Nie jestem zainteresowany - mruknął Aleks i objął Amber.
- Wciąż myślisz zupełnie jak człowiek - mruknęła Amber. - Jako zdrowy i silny wilkołak mógłbyś mieć równie zdrowe i silne szczenięta. Z korzyścią dla wszystkich wilkołaków - dodała.
Aleks wzruszył ramionami.
- Z korzyścią dla wilkołaków to na razie musimy uwalić Skazę - zauważył.
- Mhm - Amber spojrzała na Carmen. - Możemy zaczynać. Nie wiem jak ma to wyglądać, więc musisz mnie instruować - powiedziała.
Carmen prowadziła wilkołaki w górę po schodach i do jednej z sal na najwyższym piętrze.
Na ziemi było tam pełno znaków. - Proces jest szybki i nie wymaga twojego zaangażowania. Po prostu stań na środku - poleciła Carmen.
Amber stanęła więc. Miała pełne zaufanie do Carmen, więc się nie wahała.
Kobieta odpaliła jakaś maszynerię, która wpompowała moc w wyżłobione znaki. Światło okrążyło Amber... i wyblakło.
- Już - powiedziała Carmen. - Przygotowania trwały tak długo...
- Nie można mieć wszystkiego - Amber wzruszyła bezradnie ramionami.
- Dobra - kobieta obejrzała się na wilkołaka. - Aleks, roszada - powiedziała i wkrótce zmiany zostały dokonane w Aleksie.
- Interesujące uczucie - skomentowała zmiany, które w niej zaszły. - Zamachnęła się ramionami by ocenić jak zachowa się jej ciało. Czy poza ogólną lekkością odczuje jakieś różnice.
Dopiero teraz poczuła, że do tej pory powietrze stawiało jakiś opór... którego najwyraźniej już nie stawia.
- Czy masa ciała też się zmieniła? - spytała przyzwyczajając się do nowego wrażenia.
- Nie, pozostałą taka sama - powiedziała Carmen, kończąc przemianę Aleksa. Chłopak podskoczył parek razy w miejscu. - Hy.. fajnie - mruknął.
- Kolejny sposób na zaskoczenie Skazy - skinęła głową. - Pozwiedzaliśmy nieco Darkkeep. Jestem gotowa w razie czego do dalszej nauki, ale to jak gotowi będą też pozostali. Będę też musiała z tobą Carmen porozmawiać, bo jedna rzecz mnie nurtuje - mruknęła. - No dawaj - mruknęła kobieta.
- To później. Na spokojnie - powiedziała Amber.
Carmen skinęła głową.
- Wracacie do zwiedzania? - zapytała.
- Zwiedzaliśmy tak dużo czasu, że i tak nie byłabym już w stanie Aleksowi opowiedzieć ani pokazać tu niczego ciekawego - mruknęła. - Fizycznie się nie męczę, ale psychicznie owszem - dodała.
- Sądzisz, że pomogę ci z psychicznym? - zapytała Carmen.
- Nie. Po prostu bardzo rozwlekle powiedziałam, że ja zakończyłam zwiedzanie i osobiście do niego nie wracam, bo mam tego na dzisiaj dość - powiedziała.
- Dobra, drogę do mojego mieszkania znacie - powiedziała Carmen.
- A mamy tam jeszcze coś do zrobienia? - Amber wydawało się, że to już koniec wycieczki do Darkkeep.
- A macie coś do zrobienia na Milgasii? - zapytała Carmen.
- No muszę się nauczyć jak posługiwać się spektropatią, jak stawiać portale i jak przy pomocy cieni odczytywać przeszłość - mruknęła.
- Możesz to robić tutaj - Carmen wzruszyła ramionami i mrugnęła do Amber. - Jakby co to za godzinę wracam do siebie i będę mogła was odtransportować do Azylu. Chcecie jakieś pieniądze na posiłek? Pewnie zgłodnieliście...
- No, miło by było coś zjeść - bąknęła Amber. - Mogę długo wytrzymać bez jedzenia... Nawet kilka dni i specjalnie mi to nie zaszkodzi, ale nie jest to przyjemne - bąknęła.
Carmen rzuciła Amber białą monetę.
- Zatrzymajcie resztę, jak kiedyś wpadniecie to się przyda - stwierdziła.
Amber spojrzała na monetę.
- Nie znam się na tym - bąknęła i oddała monetę Aleksowi. - Nie wiem ani ile to jest, ani co za to kupię, ani gdzie bym to mogła trzymać. Poza tym dawno zauważyłam, że nie jestem w stanie tym małym krążkom nadać takiej wartości jaką nadają im ludzie - dodała.
Aleks schował monetę w mieszku i zaśmiał się cicho.
- To dużo, starczy na setkę posiłków - mruknęła Carmen.
- Fajnie. W Darkkeep mają całkiem niezłą kuchnię... - powiedziała. Skinęła na Aleksa. - Znam knajpę, gdzie dają dobre żarcie - powiedziała.
- Prowadź - powiedział Aleks, uśmiechając się.
Amber zaprowadziła Aleksa na miejsce. Knajpa jej się podobała, bo bardzo przypominała jej o dziczy.
Aleks gdy dowiedział się jak wygląda zamawianie zmienił postać i wetknął nos w listowie.. po czym pisnął cicho.
- Uszczypnięto mnie - bąknął zdziwiony.
- Dały ci do zrozumienia co myślą o twoim wtykaniu nosa - zaśmiała się Amber.
- Ta - mruknął Aleks, gapiac się na akwaria w kolumnach.
- To teraz poczekamy sobie na nasze zamówienie i jak przyjdzie je pożremy - powiedziała czekając.
- Taa... - mruknął Aleks i westchnął.
- Wróć może do ludzkiej postaci, będzie ci tu wygodniej jeść - dodała. Sama czekała spokojnie aż pojawi się złożone przez nich zamówienie.
Aleks otrząsnął się.
- A racja... kiedy ja zmieniłem tę postać... - mruknął, wracając do ludzkiej formy.
- Gdy wsadzałeś nos - uśmiechnęła się.
Aleks machnął ręką.
Tymczasem na stół dotarło jedzenie.
Amber zajęła się od razu jedzeniem.
Aleks też, ale co jakiś czas zerkał w listowie na suficie.
- Jedz bo ci wystygnie. Szturmu na twój nos nie przypuszczą, nie martw się - mruknęła.
- Mój nos chce przypuścić szturm na nie... - mruknął Aleks.
- Możesz poprosić jedną o to by zeszła - powiedziała.
Aleks wydał z siebie cos na kształt pomruku połączonego z piszczeniem. - Jak zjem - mruknął, skupiając się już zupełnie na jedzeniu.
Amber zjadła całość. Odetchnęła zadowolona.
Aleks dojadł wkrótce po niej.
- Dobra, jak ściągnąć tego tam z góry? - zapytał, zadzierając głowę.
- Możemy spróbować zawołać któregoś... Czekaj - Amber przypomniała sobie jak zrobił to Ferran. Może jej się uda. Wystawiła dłoń i cmoknęła sprawdzając czy to podziała.
Spomiędzy listków wyjrzała małpka i spojrzała na Amber z powątpiewaniem w oczach.
- Nie jestem zbyt przekonywująca, co? - rzuciła rozbawiona do małpiszona. - Na pewno nie dasz mu się poniuchać? Wyjdzie chłopak ze skóry - dodała.
Małpka spojrzała na Aleksa, który odpowiedział jej pokrzywdzoną miną. Małpka wydała z siebie parę oburzonych dźwięków i schowała się.
- Nie spodobał się im manewr z wsadzaniem nosa w liście - powiedział jegomość ze stolika dalej.
- Chyba będziesz musiał je przeprosić - zaśmiała się Amber. - Spytaj może kogoś tutaj jak można je przebłagać jeśli zależy ci na poniuchaniu ich - powiedziała.
- Kup im owoc Geldei - zasugerował jegomość. - Jak przejdziesz do końca pomieszczenia to znajdziesz okienko, gdzie można zamówić silniejsze alkohole i przysmak tych maluchów.
- I tak musisz opłacić obiad Aleks to możesz od razu kupić im przysmak - powiedziała do Aleksa.
Aleks skinął głową.
- Dziękuję - powiedział do mężczyzny, a ten skinął głową uprzejmie i kontynuował posiłek. Aleks kupił owoc, zapłaciwszy i spojrzał na owoc. Wyglądał jak czerwona piłka o gładkiej powierzchni. Był wielkości pięści Amber... w postaci bestii.
- Czy nie trzeba im tego czasem pokroić? - spytała.
- Sadzę, ze tak - bąknął Aleks, wyciągając swój nożyk i krojąc owoc. Z koron drzewa wyjrzało momentalnie parę futrzastych łebków.
- Chyba właśnie rozważają wybaczenie ci twoich win - zaśmiała się.
Aleks rozciął owoc i podał w górę kawałek. Kilka łapek szybko odebrało kawałek i łebki na chwilę zniknęły... po chwili pojawiły się z powrotem.
- Hmm... - Aleks zamyślił się.
- Negocjuj - uśmiechnęła się.
- No właśnie.. jak? - bąknął Aleks.
Amber wzięła owoc, pokroiła na kilka kawałków. Wzięła dwa i wystawiła pustą rękę i cmoknęła. W drugiej ręce trzymała dwa kawałki owocu. Małpka, która zdecyduje się przyjść na jej rękę dostanie dwa...
Małpki zaczęły gapić się na kawałki owocu, potem na siebie. Wreszcie jedna coś zapiszczała i wypchnęła inną, która wylądowała na dłoni Amber. Momentalnie zwinęła siew kulkę gotowa do skoku, gapiąc się na Amber.
Amber delikatnie niuchnęła małpkę, a potem podała jej dwa kawałki owocu i podstawiła ją pod liście. Coś za coś. Dała się powąchać i dostała dwa kawałki i darmowy transport pod same liście. Żadna krzywda się małpce nie stała.
Aleks zrobił podobnie, tym razem już któraś z małpek zeskoczyła sama. Aleks poniuchał ją... a małpka skoczyła na jego drugą dłoń i szybko zżarła oba kawałki owocu, po czym zwiała, odbijając się od jego ramienia i głowy. na górze rozległy się parsknięcia. - Ś..mieją się ze mnie - bąknął Aleks. - Skoro tak to nie ma więcej - mruknął, chowając owoc. Śmiechy zamilkły.
- Sam zjem - mruknął Aleks. Małpki przypuściły atak psychologiczny, wgapiając się w chłopaka olbrzymimi oczętami.
- Hmm, stocz ten bój sam. Ja na wstępie przegrałam - zaśmiała się.
Aleks z premedytacja zjadł kawałek owocu.
- Hm... niezły.
Małpki jeszcze bardziej wytrzeszczyły gały.
Aleks od niechcenia wyciągnął rękę. Jedna z małpek tym razem dała się obniuchać porządnie i Chłopak dął jej resztę owocu, po czym odstawił w listowie. Reszta małpek patrzyła na jedną zadowoloną z wyraźnym niesmakiem.
- Jak wpadniemy następnym razem to też dostaniecie. I już nikt nie będzie wam wtykał nosów w liście. Co wy na to? - rzuciła.
Małpki westchnęły i pochowały się z powrotem w liście.
- Wywołałeś burzę - zaśmiała się Amber. - Chodźmy, chyba, że zostało ci jeszcze trochę owoców, to możesz im zostawić gdzieś to sobie zbiorą czy coś - mruknęła.
- Nie no tamta jedna wrąbała wszystko co zostało... ledwo władowała się powrotem na miejsce pracy - bąknął Aleks.
- Nie trzeba jej było dawać zupełnie wszystkiego - zaśmiała się. - Tylko nieco więcej niż by dostała wystawiając łebek. Nie umiesz negocjować - śmiała się dalej. - Dobra, chodźmy. Jeśli wszystko opłaciłeś to nie mamy tu już nic do szukania. Najadłam się - bąknęła.
- Nie smakował mi ten owoc - bąknął Aleks. - I nie był mi potrzebny, więc dałem wszystko ochotnikowi.
Rozbawiona Amber pokręciła głową.
- Dobra, dobra. Idziemy do mieszkania Carmen - mruknęła, - Muszę odpocząć jednak po tym wszystkim.
Aleks skinął głową. Wkrótce dotarli do mieszkania kobiety, ale jeszcze jej tam nie było.
- Możemy ogólnie ćwiczyć i tutaj.... mamy taki widok - Aleks obejrzał się na panoramę Darkkeep.
- I wygodne legowisko... - bąknęła Amber. Ziewnęła i zwinęła się w kłębek na środku łóżka Carmen...
Aleks położył się koło niej i pogładził ją po głowie.
Amber zdążyła już zasnąć. Aleks nie doczekał się więc żadnej reakcji. Wiele godzin opowiadania o różnych miejscach w Darkkeep, wcześniej różne treningi... Amber naprawdę miała prawo być już mocno zmęczona.
Carmen wróciła po paru minutach, ale zdecydowała się nie budzić śpiących wilkołaków...
Amber nie spała długo. Po trzech godzinach ziewnęła przekręcając się na drugi bok i zastanawiając się gdzie właściwie jest...
Pierwsze co zobaczyła to czerwoną pościel i budzącego się Aleksa.
- Mam nadzieję, że nigdy więcej nie będę musiała robić za przewodnika - bąknęła. Potrząsnęła głową starając się dojść do siebie. Aleks mógł się budzić we własnym tempie.
- Mmmhm - mruknął nieprzytomnie wilkołak.
- Chcecie pewnie wracać do Azylu? - zapytała Carmen.
- Jak mówiłaś uczyć mogę się w sumie gdziekolwiek... Może poza czytaniem przeszłości... Coś tam z Mrocznym Wymiarem - bąknęła zupełnie nieskładnie Amber, której umysł jeszcze pozostawał w krainie snów.
- No sprawdzanie przeszłości większości budynków w Darkkeep nie byłoby miłe - mruknęła Carmen.
- A to takie spooookoooojne miejsce - ziewnęła Amber. Pacnęła sobie z powrotem na pościel ziewając w najlepsze.
- Możecie więc tu zostać. jakby co to możesz mnie złapać Spektropatią - mruknęła kobieta.
- Nie jestem jeszcze do końca pewna czy dobrze używam spektropatii - bąknęła Amber. - No i jeśli poleżę tu jeszcze chwilę to znów zasnę - bąknęła.
- A to zaśnij - mruknęła Carmen i wzruszyła ramionami.
- Przed przybyciem tu do Darkkeep mówiłaś, że mamy mnóstwo roboty - bąknęła. Była skołowana. Jedyny powód dla którego wróciłaby teraz do snu to po prostu wygoda i lenistwo...
- Możecie ją kontynuować tutaj, a warto dodać, że terminu dla tej roboty nie ma - zauważyła Carmen.
- Wierzysz, że będę w stanie cokolwiek zrobić, gdy alternatywą jest spanie w twoim łóżku? - bąknęła. - Mówiłam ci już, że jest wygodne... - dodała.
- Wygonię was jak po dziesięciu godzinach nie bezie postępów - powiedziała Carmen.
Amber nagle się roześmiała. Zaśmiała się w głos, ale jednocześnie z jej oczu popłynęły łzy.
Aleks podniósł siei spojrzał na Amber unosząc brew.
Amber przetarła rękawem twarz.
- Moja mama mi kiedyś powiedziała to samo - bąknęła.
Carmen uśmiechnęła się.
- Będę za dziesięć godzin - powiedziała, zamykając za sobą drzwi. Aleks przeciągnął się.
- To bierzemy się za robotę?
- Taaa... - bąknęła. Westchnęła zwlekając się niechętnie z łóżka.
- No to od czego zaczynamy? - zapytał Aleks.


Amber poświęciła dokładnie cały tydzień na naukę wszystkich trzech umiejętności. Koncentrowała się na tym jak najlepiej umiała. Starannie wykonywała polecenia Aleksa wiedząc, że ten mimo iż sam nie potrafi się posługiwać spektropatią jest w stanie korygować jej poczynania. Znał zasadę działania i umiał wychwycić jej błędy. Poza czasem na naukę zwiedzali jeszcze nieco Darkkeep. Głównie w poszukiwaniu nowych knajp i restauracji oferujących jedzenie adekwatne dla wilkołaczych podniebień i strawne dla ich żołądków. Po treningu i posiłkach Amber padała na łóżko by natychmiast zasnąć. Zupełnie nie przejmowała się faktem, że było to łóżko Carmen. W końcu gdyby kobieta chciała lub potrzebowała to Amber bez gadania zrobiłaby kobiecie miejsce... Choć pewnie i tak za cenę uwalenia łba na kolanach zarimki.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: Świat Pasem: Czas Orłów i Kruków

Post autor: Mekow »

Amanda Jones
Astaria, jedno z wielu miejsc treningów


Pierwszy dzień treningu był w połowie. Sotor właśnie poprawiał metodę skupiania energii Amandy, gdy Nachtrinroth siedzący na pobliskim murze zeskoczył zeń i podszedł do nauczyciela i uczennicy.
- No co tam? - zapytał Sotor, skończywszy wywód na temat Ścieżek Energii.
- Wybraniec Vistenesa chciałby się zobaczyć z Amandą. Teraz - powiedział.
- O, ciekawe co ma do powiedzenia. Amando, to twoja decyzja, trening nie zając... - powiedział rycerz.
- Wybraniec Vistenesa to... - zawiesiła głos ze znakiem zapytania - Aaron? - spytała.
Sotor skinął twierdząco głową
- Nie chciał by się spotykać, gdyby nie chodziło o coś naprawdę ważnego. Przepraszam cię Sotor - zwróciła się do mężczyzny - trening jest dla mnie teraz bardzo ważny, ale powinnam odpowiedzieć na to wezwanie - powiedziała.
- Jestem tej samej myśli - powiedział rycerz i poszedł usiąść na jednym z krzeseł.
- Wiec mam powiedzieć, by przybywał? - zapytał Nachtrinroth.
Amanda spojrzała na elfa. - Myślałam, że ja pójdę do niego. Jak najbardziej, zaproś go proszę do nas - powiedziała z uśmiechem.
Koło Amandy strzelił płomień i uformował się z niego Aaron.
- No... dobra, słuchaj. Sprawa wygląda następująco. Byłaś tam z tymi popierdółkami na naradzie, ale słyszałem, że w zmowie z nimi nie jesteś. Dołącz do mnie, Abela i Victora. Victor to nowy Wybraniec Foggosa. Znaleźliśmy go i daliśmy radę przetłoczyć sporo mocy poprzedniego wybrańca Foggosa w niego, wiec nie jest źle.
- przeszedł od razu do rzeczy. Był mocno zdenerwowany czymś, co najwyraźniej zaszło niedawno.
- Yyy - mruknęła Amanda, zaskoczona zarówno tak nagłym pojawieniem się mężczyzny, jak i jego słowami. - Poczekaj, nie tak szybko. Czy coś się stało? - spytała widząc zdenerwowanie mężczyzny.
- Ta, znaleźliśmy Victora i powiedzieliśmy mu jak sprawa wygląda. Victor jest demonem i obserwował rozwój sytuacji od dawna. Po prostu powiedział mi, że nie jesteś częścią tego ich przymierza... - przerwał. - A, chodzi ci o moje zdenerwowanie. Widzisz poprzedni wybraniec Foggosa był moim krewniakiem... i drugiego dnia po pojednaniu zginął, wiec jestem teraz... podatny na bodźce. Energia chaosu, którą władam ma pewne skutki uboczne, gdy mam roztrój nerwowy, a dalej się nie uspokoiłem - mężczyzna odchrząknął i wziął głębszy oddech, by wypuścić ze świstem powietrze. Milczał chwile, przywracając sobie spokój w pewnym stopniu.
- Chcę byś mi odpowiedziała szybko. Sporo od tego zależy... mamy we trójkę... plany. Mogłabyś pomóc, ale jeśli do nas nie przystąpisz, to nie będę mógł ci nic powiedzieć - powiedział.
Amanda zastanowiła się przez chwilę, pamiętając o tym co Amber i inni o nich mówili. Zdecydowanie jej się to nie podobało.
- Ja chętnie połączę siły w walce ze skazą. Zarówno z wami jak i z nimi. I mam nadzieję, że kiedyś wszyscy będziemy współpracować - powiedziała. - Zakładam, że to możliwe - dodała szybko i przyjrzała się badawczo mężczyźnie.
- Odpada. Sojusz mój i Luvionitką jest niemożliwy. Sadzę, że sojusz z tym psem od Azariel też odpada, a pomyśleć, że to bogini zemsty i zła... - mruknął mężczyzna. - Nie będę ci czarował. Będziemy mieć z nimi wojnę prędzej czy później. Chcę byś była po naszej stronie - westchnął na zakończenie. - Więc jak? Możemy na ciebie liczyć?
Sotor uniósł brew i powiedział coś do Nachtrinrotha, a Elf skinął twierdząco głową. Przyglądali się Amandzie z uśmiechem, ciekawi jej decyzji.
Amanda była nieomal w szoku. Wojna między wybrańcami? Absolutnie nie o to chodziło Bogom, kiedy ich wybrali. Osobiście Amanda wolała się dogadać z wybrańcami dobrych bogów, ale ci nie chcieli jej w sojuszu. Zerknęła na Sotora i Nachtrinrotha, ale ci najwidoczniej w pełni pozostawili decyzję jej, oficjalnie wstrzymując się od wszelkich rad.
- Przepraszam cię Aaron, to bardzo poważna decyzja i... muszę się nad tym dłużej zastanowić - wyjaśniła. Takiej decyzji nie mogła podjąć ot tak.
- Pomogło by mi gdybym miała więcej informacji. Dlaczego musicie walczyć między sobą - spytała, odnosząc się ogólnie do innych wybrańców.
- Nie musimy, po prostu nie będziemy współpracować... ale dopuszczam możliwość wojny. Wolę być gotowy bez powodu niż obudzić się z ręką w nocniku - mruknął.
- Gdy Skaza padnie nie pozostanie żaden powód, by utrzymywać sojusz, bo korzyści kiedyś przyćmią możliwości, które blokuje pokój... Każdy będzie chciał jak najszybciej powrotu swego bóstwa, jak mniemam. Im więcej posiada się wyznawców tym szybciej można nawiązać kontakt ze "zwierzchnikiem"... czyli w twoim wypadku Aramonem, a w moim - Vistenesem. Możliwe, że niektórzy będą chcieli być... pierwsi. Kosztem innych, rozumiesz? Jesteśmy w niedowadze. Ja i Abel może i posiadamy wielu wyznawców i dużą moc, ale nie damy razem z Victorem obronić się przed szóstką Wybrańców - mężczyzna skrzyżował ręce na piersiach. - Z tobą... ma to szanse powodzenia - stwierdził, unosząc brew.
- Co prawda twoja moc jest niewielka w ogólnym rozrachunku, ale to można nadrobić. Możesz skorzystać z rozwiązań, które wymyśliłem ja i Abel. To oszczędzi ci czasu na eksperymenty. Sotor nie będzie pomagał ci wiecznie, dobrze mówię? - zapytał, oglądając się na rycerza.
- Ano dobrze. Po unicestwieniu Skazy będę musiał się cofnąć wraz z reszta Nauczycieli i pozostawić wam, Wybrańcom, wolne pole do działania - mężczyzna rozłożył ręce.
Aaron skierował spojrzenie z powrotem na Amandę.
- Daj mi odpowiedź możliwie szybko. Sporo od tego zależy - powiedział.
Amanda musiała się nad tym zastanowić i podjąć właściwe decyzje. Osobiście nie myślała o tym co będzie po pokonaniu skazy, takich scenariuszy sobie nie wyobrażała, gdyż zwyczajnie była to odległa przyszłość. Bez względu na wszystko, warto było skorzystać z możliwości "rozwiązań" o jakich wspomniał Aaron aby zwiększyć swoją moc.
- Myślę, że zanim pokonamy Skazę jeszcze dużo się wydarzy. Ale warto wybiegać myślami dalej. Porozmawiam z zaufanymi mi osobami i dam odpowiedź niedługo, ale sama mogę powiedzieć, że wolałabym abyście załagodzili konflikty - powiedziała.
- Konfliktu może nie być, ale chcę być nań w razie czego gotów.. i chcę mieć jakieś szanse - powiedział mężczyzna. - Bywaj - dodał, znikając w płomieniach.
Sotor rozłożył ręce.
- Cokolwiek powiedzą ci inni... pamiętaj, że ta decyzja jest wyłącznie twoja - przypomniał.
- Dzięki - powiedziała Amanda. - Czy on zawsze musi tak nagle znikać nie pozwalając się pożegnać? - spytała wskazując miejsce w którym jeszcze przed chwilą stał Aaron.
- Mam go o to zapytać? - zapytał Nachtrinroth.
- Tak, spytaj go proszę - odpowiedziała szybko i bez zastanowienie. - I podziękuj mu odemnie za odwiedziny - dodała.
Po chwili Aaron pojawił się z powrotem.
- Jestem roztrzęsiony. Chciałaś czegoś jeszcze? - zapytał.
Tym razem zaskoczona Amanda nieomal podskoczyła do góry, aby zaraz potem uśmiechnąć się rozbawiona tym faktem.
- O rany - wyrwało jej się z gardła. - Chciałam się pożegnać i podziękować, że mnie odwiedziłeś. No, ale skoro jesteś, to czy możesz mi coś powiedzieć o tych rozwiązaniach, które wymyśliliście? - spytała uprzejmie i uśmiechnęła się do mężczyzny.
- Sporo jest tego - odparł mężczyzna. - Ale jeśli dołączysz się do tamtego sojuszu, to okaże się, że pomagam przeciwnikowi - mrugnął do niej.
- Nie mam zamiaru stawać przeciwko tobie - odpowiedziała odruchowo Amanda, po czym zastanowiła się przez chwilę. - Na kiedy potrzebowałbyś odpowiedź? - spytała.
- Najlepiej w ciągu dnia... - mężczyzna westchnął. - Jak chcesz myśleć dalej to dobrze, ale chcę cię podpiąć pod parę... "lekcji" które wymyśliliśmy z myślą o Victorze, a ty tez mogłabyś na nich skorzystać, wiec czekamy...
- Dobrze - odpowiedziała Amanda i kiwnęła głową. - Postaram się jak szybko się da. Dziękuję za odwiedziny i propozycję - dodała z uśmiechem.
Aaron uśmiechnął się i zniknął znów.
Amanda miała tego popołudnia sporo treningu, oraz sporo do przemyślenia...


Unia, niebiańskie Wichry

Następnego dnia, gdy Amanda przemyślała już wszystko, poprosiła Sotora, aby zaprosił Aarona do niej.
Aaron zjawił się nieco po porze śniadaniowej.
- Witaj. Namyśliłaś się? - zapytał mężczyzna, gdy dotarł na miejsce.
- Witaj Aaron, usiądź proszę - kobieta przywitała go z uśmiechem i gestem ręki zaprosiła na wygodną, przygotowaną wcześniej kanapę.
- Zrobię wszystko, aby uniknąć niepotrzebnych ofiar - zaczęła, gdy oboje już usiedli wygodnie obok siebie. - Wybrańcy, którzy pokonają Skazę, będą od niej dużo groźniejsi dla mieszkańców naszego świata. Wiem, że Amber jest tobie przeciwna i nie zmieni swojego zdania. Diana i Vermon raczej cię nie popierają, ale ich mogę przekonać, aby wstrzymali się od walki. Na pewno będę się o to starała. Co do reszty to jeszcze nie wiem - powiedziała Amanda uprzejmym i spokojnym głosem.
Vistenes podrapał się po czole. - Nie to liczyłem usłyszeć - uśmiechnął się kwaśno.
- Ale widzę, ze bezie musiało mi wystarczyć... - westchnął.
- Nie dasz rady zachować neutralności wiecznie, Amando - ostrzegł ją. - A z mojej perspektywy wstępnie wybrałaś ich stronę.
Amanda zastanowiła się chwilę. - Póki co, więcej rozmawiam z tobą niż z nimi i nikomu nic nie zawdzięczam - zauważyła Amanda - poza tym, że pomogłeś trolom - dokończyła z uśmiechem.
- Naprawdę przydała by mi się pomoc w walce ze skazą, a na tamtych nie mogę liczyć - powiedziała poważnym głosem. - Tylko boję się twoich metod. To składanie ludzi w ofierze - skrzywiła się zasmucona na myśl o tym co się stało.
- Gdybym tego nie zrobił to bydlę zabiłoby naszą trójkę i wszystkich na kontynencie przy okazji, po czym poszłoby dalej - mruknął Aaron. - Sprawa wymagała szybkiej reakcji, poświeciłem to, co i tak zostałoby utracone, by uratować część - westchnął. - Żałuję, że zdecydowałem się na to tak późno. Wybraniec Foggosa dalej by żył...
Amanda położyła rękę na ramieniu mężczyzny, a w jej oczach dawało się zobaczyć łzy. - To naprawdę... - zaczęła, ale brakło jej słów. - Przykro mi - powiedziała po chwili.
Aaron uśmiechnął się na chwilę, po czym wrócił do obojętnej miny.
- Trzeba działać dalej... nie mam zamiaru siedzieć i płakać, gdy Skaza zyskuje przewagę, Mój... brat... by tego nie chciał - odchrząknął. - Planuję znaleźć sposób na atak wewnętrzny... - skrzyżował ręce na piersiach, wstając. - Daj mi znać jeśli będziesz chciała pomóc. Tymczasem powodzenia - powiedział, gotów wracać.
- Poczekaj - powiedziała Amanda i wstała z miejsca stając tuż obok niego. - Czy będę mogła się do ciebie zwrócić o pomoc w walce ze skazą? Pomożesz mi w razie czego? - spytała patrząc mu w oczy. - Tylko bez składania ofiar - zastrzegła, nadal jednak proszącym tonem głosu.
- Taa, ja mam ze Skaza spokój u siebie - odparł Aaron.
- Dziękuję - powiedziała, a na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech, który zupełnie nie pasował do załzawionych oczu.
- Nauczysz mnie czegoś? - spytała jeszcze, niepewnym i delikatnym głosem.
Aaron uśmiechnął się lekko.
- Z tego co wiem masz wkrótce bitwę - zauważył. - Porozmawiamy, gdy będzie po wszystkim - powiedział.
Amanda pokiwała głową. - Ten pierwszy robal powstał na Astarii. Powinnam uczestniczyć w jego eliminacji - powiedziała spokojnym głosem, zdradzając, że po części poczuwa się do odpowiedzialności.
- Skaza zrzucił nam go na łeb... ech - Aaron machnął ręką.
Amanda mogła tylko skrzywić się niezadowolona... a raczej nieszczęśliwa z powodu tego co się stało.
- Dziękuję ci Aaron - powiedziała uprzejmym i zdradzającym wdzięczność głosem. - Będziemy w kontakcie - powiedziała lekko pytającym głosem.

Tymczasem mieli ruszyć do walki z Robalem!

Amanda nie zastanawiała się długo. Uruchomiła bransoletę i przekazała Aine, aby zebrać mobilną część wojska i ich nowy sprzęt... choć nie była do końca poinformowana co udało się zrobić, a co nadal leży na desce kreślarskiej.
- Aine zbierze armię. A my tymczasem chodźmy pogadać z wybrańcem Harmony - powiedziała Amanda spoglądając na Sotora. - Kto to był? - spytała krzywiąc się nieznacznie. Tak się skupiała ostatnio na treningu, że zapomniała odrobić pracy domowej i imiona wybrańców nadal jej się mieszały i nie była pewna kto jest czyim wybrańcem.
Sotor westchnął.
- Ogólnie to nie wiem czy sprowadzanie całej armii jest dobrym pomysłem. Będziemy walczyć z istotą, przy której konwencjonalna piechota i konnica nie pomogą... a Keth to wybraniec Harmony. Musimy zebrać się do kupy i poprosić Aleksa o portal... - mruknął.
- Tak oczywiście. Weźmiemy tylko tę najbardziej mobilną i przygotowaną na starcie z robalem część wojska - odpowiedziała Amanda.
Sotor skinął głową. - Dawaj znać, gdy będę mógł rozmówić się z Aleksem odnośnie portalu - powiedział. - Też mam się przejść z tobą na to starcie? - zapytał.
Nieco zdziwiona Amanda spojrzała na niego swymi nowo odmienionymi i jak najbardziej wyjątkowymi oczami.
- Tak, chciałabym, abyś był ze mną - odpowiedziała mężczyźnie na pytanie. - Przenieś nas proszę do głównej hali na Niebiańskich Wichrach, stamtąd wraz z Flotą przejdziemy portalem na tą imprezę - powiedziała.
Sotor pośpiesznie dokończył posiłek i stworzył portal, którym trafili do głównej hali. Tam już był gotowy portal stworzony przez Aleksa, który dostrzegli w powietrzu około kilometr od hali. Z daleka wydawał się mały, ale musiał mieć ponad kilometrową rozpiętość. Po drodze zaś widzieli gotowe do przekroczenia portalu okręty powietrzne.
- Widzę, że portal już jest - mruknęła Amanda i wzięła głęboki oddech. - Szkoda, że nie ma czasu na rozeznanie - dodała. Mogła się co najwyżej rozejrzeć i tak też zrobiła. Dostrzegła liczne znajome twarze, aczkolwiek nie było specjalnie czasu na rozmowy.
- Przeniesiesz nas na jeden ze statków? - spytała.
- Meh - Sotor wziął Amandę na ręce i przeskoczył przez portal, lądując na piaszczystej ziemi po drugiej stronie. Nachtrinroth dołączył do nich w taki sam sposób.


Nieznana wyspa pośrodku oceanu

- Ale skok - zauważyła Amanda i obróciła się, aby zobaczyć gdzie jest portal. A znajdował się on jedyne 10m nad ziemią. Amanda zdziwiła się nieco.
- Nom - mruknął Sotor, stawiając kobietę na ziemi. Rozejrzał się za kimś i uśmiechnął, widząc Carmen. Była to postawna kobieta o długich, krwawoczerwonych włosach i ponętnej sylwetce. Twarz skrywała jej czerwono-czarna maska, zza której widać było tylko parę wyrazistych, czerwonych oczu.
- O, też tu jesteś - wyszczerzył się. Carmen wzruszyła ramionami, przechylając głowę w odpowiedzi.
- Witam - przywitała się Amanda.
Czerwonowłosa skinęła głową i uśmiechnęła się do kobiety na powitanie.
- Gdzie jest Aleks? - spytała obecnych. - Ten portal trzeba szybko przesunąć o trzy kilometry w górę - powiedziała wskazując dłonią odpowiedni kierunek.
- Chwila - powiedział Sotor. Po chwili portal przesunął się wzwyż, a po chwili zaczęły przelatywać przez nie statki powietrzne.
Amanda obserwowała go i uśmiechnęła się zadowolona, gdy portal osiągnął odpowiednią wysokość.
Przez kolejny portal utworzony przez Aleksa pierwsza przeszła Amber. Ubrana była teraz w czarną zbroję. Za nią przeszło pięć smoków oraz 500 Revenantów - bladoskórych istot o czarnych włosach i wielkich czarnych skrzydłach. Przypominali ludzi, którymi niegdyś byli... Zanim zabiły ich stwory Skazy. Na końcu przeszedł Aleks i portal za nimi się zamknął.
- Mam nadzieję, że nie ładujemy się w żadną brzydką hecę - mruknęła pod nosem Amber. Skinęła głową z uśmiechem na przywitanie Carmen.
- Ładujemy się w starcie z wielkim bydlakiem... - mruknął Aleks.
- Mam na myśli pułapkę - Amber mrugnęła do Aleksa. - My mamy do tego wrodzony talent - dodała.
Przez kolejne portale przeszły armię Diany, Adelajdy i Vermona.
Adelajda przywiodła ze sobą trzy istoty wyglądające jak wodne golemy... ale każdy miał około kilometra wzrostu i lodowe kolce zamiast rąk.
Diana miała ze sobą trzytysięczną armie czteroskrzydłych aniołów z długimi mieczami i kuszami oraz dwa olbrzymie Białe Smoki.
Vermon zaś przeszedł sam... po czym zmienił postać na niedźwiedzią rosnąc do parudziesięciu metrów wzrostu, po czym przywołał dwie wielkie drzewopodobne istoty na końcu których gałęzi unosiły się kule energii życia.
- No to mamy komplet... Jednej strony konfliktu. Brakuje robala - mruknęła Amber. - Keth, wiesz coś więcej na temat tego przyjemniaczka? - rzuciła do Wybrańca Harmony.
Keth obejrzał się na morze. - Zaraz go wyciągnę - powiedział, uśmiechając się lekko.
- Wszyscy gotowi?! - krzyknął.
- Jeżeli można się do tego przygotować, to chyba tak. - odparł smok.
Amber zmieniła postać. Ale nie przyjęła formy bestii... Ciało wilkołaczycy rozrosło się jeszcze bardziej. Teraz miała jakieś siedem metrów wzrostu, potężne czarne skrzydła przypominające skrzydła kruka. Przypominała trochę wilkołaczą bestię lecz jej łeb był raczej skrzyżowaniem smoczego pyska z wilczym. Z ramion i okolic karku wyrastały ostre jak brzytwa kolce. Wyglądało na to, że cały grzbiet pokryty jest mniejszymi ale równie ostrymi igłami, których przy tych proporcjach nie szło odróżnić od normalnej sierści. Łapą dała znak Revenantom by się ustawili tak by było im wygodnie w walce.
- Bardziej gotowa już nie będę. Chwilowo nie chcę by mroczniaki i cienie zajmowały przestrzeń. Ale wezmą udział w boju - zapewniła.
- A jest jakiś plan? Czy po prostu atakujemy kto czym może? - spytała Amanda.
Amber zwiesiła łapy z ciężkim westchnieniem.
- Pamiętasz konferencję? - spytała. Siedmiometrowy potwór mówiący tym tonem brzmiał co najmniej komicznie. - Kto ma jakiekolwiek środki mogące go unieruchomić lub spowolnić to zrobi, czy przez przygwożdżenie kończyn czy w inny sposób, sądzę, że przymrożenie go czy przypalenie smoczym ogniem też nie zaszkodzi w końcu jest wrażliwy na zmiany temperatury. Keth osłabi strukturę jego ciała i uderzymy czym tylko możemy jak najmocniej umiemy. Między innymi twoją iglicą - powiedziała Amber.
- Tylko wcześniej będziemy się pewnie jeszcze z jego obstawą bawić - dodała.
Aleks tymczasem prychał ze śmiechu, będąc w postaci bestii. Gdy Amber spojrzała na niego, to spoważniał, ale uśmiechnął się do niej, rozkładając łapy bezradnie.
Amanda nie była zbytnio zachwycona, mimo iż bestia mówiła uspokajająco, co niezbyt pasowało do jej wyglądu i rozmiarów. Niby wiedzieli co będą robić, ale brakowało im konkretnego planu. Miała jednak nadzieję, że Gwoździe, Iglica i Wkrętacz się sprawdzą... i oczywiście, że ona sama się sprawdzi.
Inną sprawą był nietypowy wygląd i rozmiar Amber... bestia wyglądała co najmniej groźnie.
- No dobrze - odpowiedziała po chwili i spojrzała na miejsce, z którego Keth miał wywabić Robala II. Nie było już nic więcej do dodania.
Amber pochyliła się nad Amandą i odezwała się ciszej i już bez idiotycznego tonu.
- Zrobiliśmy co mogliśmy by przygotować się jak najlepiej. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć jednak co ten stwór zrobi. Znamy ogólny plan działania i postaramy się go wykonać. A szczegóły okażą się dopiero w trakcie. Gdybyśmy chcieli walczyć pod przygotowany scenariusz zbyt wiele rzeczy mogłoby nie wyjść... A tak mamy sporą dozę elastyczności - wyjaśniła i chyba miało to jakiś sens.
- Wygramy, tylko musimy zachować spokój i dać z siebie wszystko. Skaza pierwszy raz będzie się mierzył z sojuszem siedmiu Wybrańców - powiedziała poważnie.
- No dobrze - powtórzyła Amanda. - Szanse mamy duże. A kim są nowe osoby w sojuszu? - dodała, zastanawiając się kogo jeszcze przyłączyli, gdyż ostatnio mieli “tylko” pięć osób.
Amber znów westchnęła i tknęła pazurem Amandę, która się co najmniej zdziwiła, tym nietypowym gestem.
- Wszyscy zebrani tu Wybrańcy są w sojuszu. Ja, ty, Kaisstrom, Diana, Adelajda, Keth, Vermon. Daje to siedem osób - powiedziała.
Amanda pokiwała głową i dla bezpieczeństwa odsunęła się dwa kroki. Nowymi byli więc Kaiss i ona... Szkoda, że osobiście o niczym nie wie. Zupełnie jakby sojusz, a połączenie sił w bitwie znaczyło dla niektórych zupełnie to samo.
- Komuś będzie przeszkadzać nieco wiatru? Jeśli nie, to trochę tutaj rozhulam. - powiedział Kaiss na tyle głośno żeby go wszyscy usłyszeli.
- Flocie powietrznej Astarii może przeszkadzać - zauważył Aleks, wskazując palcem wylatujące z portalu statki powietrzne w ilości około dwudziestu.
- Szkoda, w takim razie to źródło odpada - odpowiedział smok.
- Jeśli wiatr będzie tutaj, nisko, to nie powinno być takich problemów - powiedziała Amanda..
- Iglice i gwoździe chyba będziecie zrzucać z góry, nie? Więc wiatr może przeszkodzić w tym - odezwała się Amber. - Musimy polegać niestety na innych sposobach - mruknęła. - Czy wszyscy są już gotowi?! - powtórzyła pytanie wcześniej rzucone przez Ketha.
Istoty przywołane przez Vermona zajaśniały.
- Już tak - powiedział niedźwiedziołak, obracając się wreszcie od wielkich roślin.
Zarimowie tylko spojrzeli na Amber. Adela nie odpowiedziała. Klęczała na sporej skale, a wokół niej orbitowała energia. Diana obróciła toporem w dłoni i wzruszyła ramionami.
- Ja jestem gotowa - stwierdziła. - Adelajdzie jeszcze trzeba chwili...
Keth złożył pieści ze sobą.
- Ja już zacznę moją część zadania, potrwa mi raczej długo.... w razie czego porozumiemy się telepatycznie - powiedział i zniknął. W tym czasie Adelajda skończyła co zaczęła. W jej dłoniach pojawiło się coś na kształt lodowego kostura zakończonego szpikulcem.
- Gotowa - powiedziała.
- Amanda? - Aleks obejrzał się na kobietę i uniósł brew, po czym spojrzał na Kaisstroma. Nie zadeklarowali wreszcie gotowości...
- Gotów. - odparł Kaiss, dokładając do tego skinienie łbem.
- Flota jest gotowa - oznajmiła Amanda, która wcześniej rozmawiała z telepatycznie z Aine.
- Ja oczywiście też - dodała, nie rozumiejąc jak ktokolwiek kto tu przybył mógłby nie być gotowy.
- A więc czekamy aż Keth wyciągnie robala - rzuciła. - Nie dajcie się zabić! Martwi nie ocalimy tego świata - rzuciła jeszcze.
Kaisstrom pokiwał głową.

Ziemia zadrżała i rozległ się gulgot. kilka kilometrów od brzegu dało się dostrzec olbrzymią ilość powietrza wyzwolonego gdzieś spod wody. Po chwili poziom wody nieco się cofnął, a spod tafli wyłonił się olbrzymi łeb, a za nim reszta cielska robakowatej istoty.
Robak podniósł się na kilkudziesięciu tylnych kończynach i uniósł przednie... po czym otworzył paszczę i uderzył strumieniem skażonej wody w stronę Wybrańców stojących na wyspie. Adelajda wyciągnęła kostur naprzód, mrożąc wystrzelony strumień na kość, tym samym tworząc półokrągłą barierę przed Wybrańcami.
Kaiss poderwał się do lotu, a pozostałe smoki z jego kontynentu ruszyły za nim. Skupili swoją moc na zamarzaniu wody na sporym obszarze wokół robala.
Smoki Astarii nadal jednak czekały, podobnie jak cała obecna część Floty. Amanda nie spodziewała się, że bestia będzie walczyła stojąc w wodzie, w tej sytuacji jej kontrola ziemi zdawała się psu na budę... a pro po budy, to Wkrętacza też nie mogli w tej sytuacji użyć, gdyż nie był wodoszczelny, co ewidentnie będą musieli poprawić.
Amber posłała w paszczę stwora niewielki pocisk negatywnej energii.
Vermon uniósł łapy w górę i zaczął generować energię na coś większego, przymykając oczy.
- Dwa od zachodu - krzyknął nagle. Diana oczekiwała okazji na działanie.. dostałą ją. Dwie istoty wyglądające jak raki powiększone do idiotycznie wielkiego rozmiaru wylazły na wyspę od innej strony. Kobieta zamachnęła się toporem i ruszyła w ich stronę, tymczasem jej smoki ruszyły w górę i za Kaisstromem.
Wodne istoty Adelajdy stały koło swojej Władczyni, Vermona i jego drzewnych istot...

Woda powoli zaczęła zamarzać. Robak, widząc to wyszarpywał kończyny z coraz grubszej tafli lodu... ale musiał dalej na czymś stać. Oberwawszy w łeb pociskiem od Amber zdekoncentrował się na chwilę i opuścił większość kończyn w środkowej i tylnej części ciała, po czym szarpnął się naprzód.. i nie wyglądało na to, by szedł gdzieś w najbliższym czasie. Sotor tymczasem ładował energia... nogi. Carmen wsiadła mu na barana, trzymając w ręku jakiś dziwny, metalowy drut...
Adelajda obróciła kosturem i stworzyła z lodu pod istotą długi szpikulec, który roztrzaskał się jednak o pancerz istoty. Sądząc po ryku Robaka jednak cios był odczuwalny.
Trzysta żywiołaków ruszyło na pomoc Dianie, reszta zaczęła okładać oszronione partie pancerza stwora Skazy błyskawicami.
Amanda skończyła rozmawiać telepatycznie i sama też zabrała się do konkretnego działania. Wiele zrobić, nie mogła, gdyż potwory nadal były w dużej mierze w wodzie, ale swoją działalność rozpoczęła od poprawienia ich pozycji. Skupiła się i sięgnęła mocą do ziemi. W miejscu w którym stali ziemia zaczynała się podnosić tworząc pagórek.
Tymczasem ze statków zrzucono kilka Gwoździ... a konkretniej pięć.
- Dar! Egil! Dzielicie Revenantów na dwie grupy! Jedna niech wesprze Dianę, druga zostaje z nami! - rzuciła Amber do dwóch swoich Revenantów. Sama rozwinęła skrzydła by wznieść się w powietrze.
Diana, żywiołaki i revenanci trzymali oba rakopodobne potwory na granicy wody. Ich pancerz nie ustępował łatwo, ale ani anioły, ani żywiołaki, ani revenanci nie czuli zmęczenia. Unicestwienie tych dwóch skorupiaków było kwestią czasu. Rośliny przywołane przez Vermona leczyły automatycznie rany istot, którym oberwało się od Raków. Vermon skończył rzucać zaklęcie. Celem na pewno był Robak, ale nie widać było żadnego efektu, przynajmniej na razie.
Robak w tym czasie zaczął machać mackami, próbując wyciąć dziurę w lodzie... gdy nagle dwie z nich po prostu odpadły i wleciały do morza. Ataki przypuszczane przez Kaisstroma i żywiołaki najwyraźniej przyniosły efekt. Zaraz po tym na plecy stawonoga spadły Gwoździe. Pod wpływem ich ciosów pod Robakiem uginały się kończyny. Amortyzował część siły uderzenia, ale na jego pancerzu i tak pojawiły się głębokie rysy.
Amber i Aleks obserwowali istotę z wysokości... gdy nagle ta otworzyła paszczę i zaczęła wciągać powietrze. Smoki, żywiołaki... oraz Amber i Aleks mieli coraz większy kłopot z utrzymaniem się w powietrzu, a wiatr był coraz mocniejszy. Wyglądało na to, że Robak próbuje wessać wszystko co się nad nim unosi...
Nogi Amandy, Adelajdy i Vermona oplotły korzenie, umożliwiając im pozostanie na ziemi. Siły lądowe też poczuły ten wiatr, utrudniało to znacznie walkę z Rakami na przeciwległym krańcu wyspy... Adelajda starała się zakłócić nietypowy atak istoty, manipulując lodem i starając się zamknąć jego paszczę uderzającymi od dołu kolcami, ale nie osiągnęła zadowalających rezultatów...
Tymczasem lód wokół istoty lekko zmienił barwę, podobnie jak powietrze. Najwyraźniej zaklęcie Ketha powoli zaczęło działać. Wtedy Sotor wyskoczył naprzód, ignorując zupełnie wicher i wylądował gdzieś na plecach Robaka. Carmen cisnęła drutem, oplatając go wokół istoty, po czym oboje teleportowali się stamtąd z powrotem na fragment terenu, który wypiętrzyła Amanda. Wzniesiony teren, znajdował się sześćset metrów nad poziomem morza w najwyższym punkcie, który to punkt miał rozpiętości około stu metrów kwadratowych, zaś całe dość strome wzgórze i miał powierzchnię niecałego kilometra kwadratowego.
Nagle wiatr zamarł Kaisstrom zaś zawisł w powietrzu, “siłując się” energetycznie z istotą.
“Kolejny potwór przekopuje się spod wyspy niecały kilometr od nas” przekazał mentalnie Vermon, kierując wiadomość do wszystkich Wybrańców.

Amanda otrzymawszy przekaz i widząc co robi bestia nie wahała się zbyt długo i wydała odpowiednie polecenia. Nieomal natychmiast z jednego miejsca spadło około sześciu Gwoździ, a leciały dość nietypowym kursem, kierowanie zarówno grawitacją, telekinezą, silnym wiatrem jak i siłą magnetyczną od obręczy Carmen. Gwoździe te zostały skierowane tak, aby wpaść do gardła bestii omijając tym samym jej pancerz. Biorąc ten wielki wdech sam się o to prosił.
Jednocześnie z innego miejsca, znajdującego się bezpośrednio nad Robalem II, zrzucono długą na pięćset i szeroką na pięć metrów Iglicę.
Amanda sama z siebie nadal nie mogła kontrolować ziemi i zrobiony przez nią pagórek musiał póki co wystarczyć. Aby jednak nie stać po próżnicy wydając tylko polecenia Flocie. Póki co nie chciała przerywać bestii brania wdechu, wszak miał łyknąć niezwykle gorzkie “lekarstwo”. Ale zdecydowanie musiała zająć się tym kopaczem pod ziemią, którego teraz już też wyczuwała.
“Ja się zajmę podziemnym turkuciem” - przekazała wszystkim... albo tak jej się wydawało.
Potrafiąc go zlokalizować, postanowiła do uwięzić. Najwidoczniej był przystosowany do kopania i przemieszczania się pod ziemią, ale ciekawe, czy tak samo dobry będzie, jak trafi na litą skałę?
Nie tracąc czasu Amanda skierowała obie ręce w stronę ziemi i czując z nią specyficzną więź, zaczęła utwardzać ziemię przed, a potem wokół stwora, zgniatając jego komorę kopania tak, aby nie mógł się ruszać.Sprawa okazała się prosta, więc Amanda poszła o krok dalej i zaczęła zaciskać więzienie kopiącej bestii. Oczywiście zdając sobie sprawę, z ogromnego ciężaru jaki ziemia wywołuje na takiej głębokości, wykorzystała ją, aby zmiażdżyć unieruchomioną istotę.
Istota nie wytrzymała nacisku i jej kości po krótkiej chwili poddały się naporowi mas ziemi z każdej strony.
Amber chwyciła Aleksa. Gdy wiatr zelżał, wilkołaczyca przeniosła się odstawiając Aleksa w bezpieczne miejsce. Odezwała się do Aleksa:
- Zgarniesz Revenantów którzy zostali tu z nami i nasze smoki i zajmijcie się pomocą Dianie. Strasznie długo trwa już ta walka. Ja z mroczniakami zaciemnimy Robalowi widok - rzuciła.
Aleks skinął głową i ruszył na pomoc Dianie, tymczasem Amber skierowała się w stronę łba istoty, która obecnie wyglądała, jakby się dusiła... Mroczniaki z radością spożytkowały swoją siłę, tnąc pazurami liczne, czarne oczy istoty. Okazały się cholernie twarde, ale istota nie mogła ich zamknąć... wiec musiała “ściągać” Mroczniaki atakami macek... a martwe mroczniaki zastępowały szybko następne, odtwarzając się w aurze Amber.
Wtedy istotą szarpnęło wstecz. Flota Astarii zaaplikowała tabletki z dodatkową porcja energii, specjalnie dla Robaka. Ten nie robił już wdechu, zapewne zauważył, że połknie Gwoździe i te mu zaszkodzą. Nie mniej jednak wleciały mu one do środka i sądząc po śluzie, który chlupnął ze środka dokonały jakichś zniszczeń. Istota jednak zamknęła szybko paszczę... i oberwała Iglicą dokładnie w miejsce, gdzie Carmen założyła obręcz z drutu.
Iglica przeszła przez istotę uderzając mniej-więcej w środek strefy stworzonej przez Ketha, przebiła ją na wylot i wbiła się w lód pod robalem. Keth wtedy przeniósł centrum zaklęcia, wzmacniając maksymalnie działanie osłabiające w okolicach głowy. Mroczniaki wtargnęły do wnętrza istoty, przebijając się przez pancerz pod gałkami ocznymi. Istota zaczęła się szarpać, a jej pancerz zatrzeszczał. Wolne jego części zaczęły obracać się wokół własnej osi, a macki zaczęły pełnić rolę ostrzy. Mroczniaki jednak były poza zasięgiem, a przez Iglicę tylko trzy segmenty były w stanie tak się obracać. Kaisstrom musiał przerwać walkę energetyczną, by uniknąć poszatkowania przez macki, ale nie wyglądało na to, by wichrowa konfrontacja była dalej potrzebna. Robak zdychał i próbował zabrać ze sobą możliwie dużą ilość przeciwników. kilka smoków, które nie zdążyły dostatecznie się oddalić straciło kawałek ogona lub skrzydła. Przyzwańce Vermona jednak dały radę zregenerować ubytki w ciele nim Smoki rażone bólem zdołały spaść na lód.
Kaisstrom musiał się wycofać, zmęczony konfrontacją. Keth tymczasem skupił strefę zaklęcia na innej sekcji istoty.
“Dobijcie to, atakujcie tam, gdzie jest pole osłabiające” polecił.
Kaisstrom chciał się wycofać i leciał na drugą stronę wyspy. Diana ujrzała go po drodze i zregenerowała go nieco jakimś zaklęciem.
- Nie leć nigdzie, bo przegapisz finał - wskazała palcem Robaka.
- Dzięki, od razu mi lepiej, finału faktycznie nie ma co przegapić. - mruknął Kaisstrom i wylądował niedaleko wybranki.
- Aleks powiedz Adeli, żeby zamroziła z tego stwora ile się da. Drań nie może się ruszyć. Mam pomysł na to by Skazę to naprawdę zabolało - warknęła Amber.
Niebo pociemniało i z powstających chmur zaczął sypać śnieg. Adelajda uniosła dłonie, tworząc wokół olbrzymiej istoty barierę, zamykając w niej Amber wraz z jej mroczniakami i Robakiem. Pancerz istoty Skazy zaczął jakby przepalać się do środka nie dając płomienia.. tylko czarny dym, który powoli snuł się w stronę Amber.
Z wnętrza Robaka uderzyło nagle białe, zimne, upiorne światło, które zaczęło mieszać się z dymem i wirować wokół Wybranki Azariel.
- Oho.. - mruknął Aleks, obserwując spektakl. Złożył dłonie i ustawił na trasie energii coś w rodzaju półprzepuszczalnej bariery, ściągając specjalny wyizolowany fragment mocy w dół i skupiając go tam w kuli. Tymczasem Amber czerpała energie z konającej istoty zwiększając tym samym swoją moc. Wreszcie Robak zatrzeszczał i zbielałe, sztywne resztki spadły na lód, by obrócić się w popiół.
Aleks przeniósł kulę zebranej “innej” energii nad siebie.
- Panowie i Panie! Przedstawiam wam Wolę Skazy! - wskazał kulę kciukiem.
- Tyyy... to się nam przyda na opracowanie “tylnych drzwi” do umysłu Skazy - stwierdził Sotor, podchodząc do wilkołaka.
- Hm. Zobaczymy co powie o tym Amber, gdy wróci - stwierdził Aleks. Carmen skrzyżowała ramiona na piersiach. Czwórka zarimów pojawiła się koło Sotora i skinęła mu głową.
- Vermon, przegapiłeś jedno bydlę - zwrócił uwagę Sotor. Niedźwiedziołak wyszczerzył się. - W ten sposób mogliście się na coś przydać, przyjaciele - powiedział.
- Niezaprzeczalnie - mruknął Nachtrinroth.
- To była wasza batalia, my tylko pomagaliśmy - Sotor wzruszył ramionami.
- Ciekawe widoki muszę przyznać i gratulacje. - Kaisstrom mruknął do Diany kładąc głowę na łapach.

Amanda odwróciła głowę spoglądając na świecącą kulę. Kontrolując ziemię, z której wystawały trzymające ją rośliny, uwolniła się od nich gotowa do drogi. Skończyli tutaj i mogli wracać.
“Sotor, chodźmy już. Chyba, że masz coś do załatwienia” - Amanda przekazała Sotorowi. Teraz pozostało jej tylko na niego zaczekać.
Dostała powiadomienie, od Aine, że Iglica i pierwsza salwa Gwoździ zostały już teleportowane z powrotem na pokład i statki Floty mogą wracać nad Astarię. Musiała jeszcze załatwić portal.
- Panie Aleks, mogę prosić o portal powrotny dla Floty - spytała uprzejmie.
- Jasne - odparł chłopak, tworząc portal w tym samym miejscu. - Było miło współpracować - zmienił postać na ludzka i podał Amandzie dłoń.
- Dziękuję. Miło było się przydać - odpowiedziała Amanda podając mężczyźnie rękę. Aleks uścisnął ją po przyjacielsku, uśmiechając się. Amanda także się uśmiechnęła.
Amber po prostu przeniosła się do pozostałych Wybrańców.
- Imponujące - powiedział Vermon, gdy Amber podeszła. Niedźwiedziłak drapał się po brodzie, po czym wrócił do ludzkiej postaci i rozejrzał się po terenie.
- Trzeba zalesić to miejsce. Adelajdo, byłabyś tak miłą i poprosiła swoje dwa wielkoludy o przyniesienie paru żuwaczek tej istoty? - zapytał, wskazując kilka zbielałych elementów, które nie rozpadły się na popiół. - Mam pomysł - powiedział, po czym podszedł do Amandy.
- Poczekaj chwilkę - powiedział, uśmiechając się. Tymczasem obie istoty przyzwane przez Adelajdę pomaszerowały po lodzie, by zabrać oba “elementy”. Vermon znów zwrócił się do Amandy.
- Chcę byś stworzyła piedestał i zamieniła te dwa kawałki tworu Skazy w kamień. Umieścimy na tej wyspie pomnik upamiętniający tę bitwę, a ja zajmę się zalesianiem tej wyspy, by nie stał pośrodku pustkowia - powiedział. - Wszyscy są za? - zapytał.
Amandy już by tu nie było, gdyby nie portal dla Floty. Skoro jednak została o poproszona o wzniesienie pomnika, nie widziała powodu aby się sprzeciwiać.
- Jak najbardziej - powiedział Keth, materializując się obok. Diana uśmiechnęła się i skinęła głową. Adelajda przysiadła na ziemi, nie dosłyszawszy tego co mówił Vermon. Odpoczywała, zapatrzona w dal.
Amber zmieniła postać na bestię. Wyglądała teraz znów jak po prostu dobrze wyrośnięty wilkołak, nic mniej i nic więcej. Podeszła do Adeli by zgarnąć ją w łapy i przenieść bliżej reszty Wybrańców.
- Ja jestem za - powiedziała odrobinę chrypiąc. - Udało się wspólnym wysiłkiem uniknąć strat po naszej stronie. Niech więc taki pomnik upamiętni to wydarzenie i przypomina nam, że nie ma rzeczy niemożliwych. Skaza jest do pokonania.
Amanda spojrzała na coś co wyglądało jak trójkątne zęby potwora mające około sto pięćdziesiąt metrów wysokości. Skoncentrowała się i zamieniła kość na stabilną skamielinę.
- Eee... - Adelajdę lekko zdziwiła nagłą zmiana miejsca. - Przegapiłam coś? - bąknęła.
- Troszeczkę - wyszczerzyła się Amber w wilczym uśmiechu, wcale nie planując puszczać Adeli.
- Chcemy upamiętnić bitwę - powiedziała i pokrótce wyjaśniła Adeli o co się rozchodzi cała sprawa.
- O... miło... - powiedziała Adelajda, uśmiechając się.
- Pewnie, jak nieco odpocznę, mogę zająć się rozwiewaniem sadzonek czy nasion po wyspie. - rzucił dość głośno smok.
- Spokojnie, mamy wszyscy rzeczy do roboty na swoich kontynentach - powiedział Vermon, uśmiechając się. - Zlecę to zadanie paru moim entom. Zajmą się wszystkim co trzeba na tej wyspie.
- To fakt, mam sporą część archipelagu do oczyszczenia, nieco się zdziwiłem kiedy nagle z samej Ranety musiałem zmienić perspektywę na cały archipelag. -Kaiss uśmiechnął się zębiasta paszczą.
- Mhm... My z Aleksem musimy dokończyć spis nasion, których będziemy potrzebować. Potem się ładnie do was uśmiechniemy - powiedziała Amber kierując swoje słowa do Vermona i Adelajdy.
Zamieniwszy kości w kamienie, Amanda następnie zabrała się do drugiej części pomnika. Na szczycie postawionego przez siebie wzgórza, gdzie znajdowała się ich pierwotna pozycja podczas walki, utwardziła ziemię na skałę tworząc odpowiednie dla tak dużej masy pomnika fundamenty.
- Dobra, mogłabyś rozmiękczyć kamień w podeście? - zapytał Vermon. - Odciśnijmy dłonie na piedestale będziesz mogła dodać jakiś opis poniżej, nie jestem dobry w wymyślaniu takowych - westchnął.
- Może “Ku pamięci bitwy z...” - zaczął Aleks, ale Vermon szturchnął go delikatnie i chłopak obejrzał się nań unosząc brew, po czym spojrzał na Amandę.
- Tak, przepraszam, zagalopowałem się - wyszczerzył się.
- Przydała by się data, ale nie wiem, czy wszyscy używają tej samej - powiedziała Amanda. - W naszym kalendarzu dziś jest siódmy lutego.
- Możemy datować czas od Zesłania Mocy - zaproponował Aleks i obejrzał się na Amber. - Pamiętasz ile czasu minęło?
- Pięć pełni - powiedziała Amber. - Niebawem będzie szósta - mruknęła.
- No to możemy dać datę Pięć Miesięcy i Dwa Tygodnie Po Zesłaniu Mocy - powiedział Aleks.
Amanda zdziwiła się słysząc ile czasu już upłynęło. Ona sama miała moc najwyżej trzy tygodnie. Nie mniej jednak kiwnęła głową i wygrawerowała ustalony podpis, głoszący:

Ku pamięci zwycięskiej bitwy ze stworami Skazy,
mającej miejsce 5 miesięcy i 14 dni po zesłaniu mocy.


Zaraz potem kobieta popatrzyła na postawiony przez siebie pomnik. Warto było zostać nieco dłużej
- Jak dla mnie pasuje. - rzucił Kaiss zmieniając postać na ludzką. - co nie zmienia faktu, że trzeba się dobrze przypatrzeć czy to jednak nie był podstęp, chociaż z ilością mocy jaką musiał poświęcić Skaza na tego stwora, nie wydaje mi się.
Amber przez chwilę się nad czymś zastanawiała intensywnie.
- Adelajda... Wciąż masz ten olbrzymi i niezbyt piękny krater w miejscu gdzie wysadziłam stwora Skazy u ciebie? - spytała. - Sądzę, że Amanda mogłaby temu zaradzić, a ty pomogłabyś jej z rannymi, hm? - rzuciła.
- A, jasne - powiedziała Adelajda, zeskakując na ziemię. - W wolnej chwili skontaktuj się ze mną proszę. Możemy sobie na wzajem pomóc, tak jak Amber stwierdziła - dodała, uśmiechając się.
- Uważajcie na siebie. Sądzę, że to nie będzie koniec współpracy. Skaza ma jeszcze wystarczająco mocy by z nami twardo pogrywać. Ale uważajcie też na Abla i szczególnie na Aarona. Są niebezpieczni. Lepiej pilnować swoich ziem, by czasem tam nie zaglądali nieproszeni - mruknęła.
Adelajda westchnęła i skinęła głową.
- Wiem - mruknęła tylko.
Amanda zastanowiła się nad tym.
Kaisstrom spokojnie kiwał głową.
- Aleks, dałbyś rady nauczyć mnie otwierać portale takie jak ten, którym nas sprowadziłeś? Teleportowanie ze sobą całych wojsk bywa nieco męczące. - powiedział spokojnie zdejmując całkiem hełm.
- Obawiam się, że nie. Twoja energia działa nieco inaczej - mruknął, przekrzywiając głowę. - Musisz wymyślić jak zadziałać na swój sposób, by teleportować większą ilość istot... postaraj się jakoś to uprościć, nie wiem... - Aleks rozłożył ręce.
- Nie szkodzi, zapytać nie szkodziło, do tej pory teleportowałem ze sobą galeon z całą załogą, myślę że za kilka dni popróbuję innych metod, na chwile obecną mam robotę i to całkiem sporo, grunt że tutaj wszystko się udało. - odpowiedział bez cienia żalu.
- A propo Aarona i Abla - zaczęła Amanda, zwracając na siebie uwagę kilku osób. - Właściwie to co do niego macie? - spytała. - Oprócz tego, że Aaron poświęcił połowę życia na kontynencie, żeby zwalczyć robala skazy - dodała natychmiast.
- Nic poza tym, ze jest maniakalnym mordercą - skomentował mężczyzna towarzyszący Dianie, uśmiechnął się i odszedł wraz z resztą armii Diany, przechodzącą przez portal powrotny.
- Nie podobają mi się jego metody działania. On nie patrzy na to jakie mogą być zniszczenia. Tutaj udało nam się zniszczenia zminimalizować. Energia Skazy nie rozprzestrzeniła się w eksplozji, żadne istoty żywe nie zostały skażone. Nauczyliśmy się przez te miesiące walki ze Skazą jak ograniczać takie efekty. Aaron sam wprowadza zniszczenie tam gdzie się pojawia. Jako pierwszy oczyścił swój kontynent o ile się nie mylę. Z tego co widziałam życie tam się jako tako rozwija, ale Aaron nie dba o życie. To dla niego są liczby. A w każdym razie z takiej właśnie strony dał się poznać. Abel pozostaje pod zbyt dużym wpływem Aarona. Jest silny, ale boję się, że może być jak szczenię, zbyt łatwy do kształtowania tak jak sobie tego zażyczy Aaron.
- Rozumiem. Ale może warto się z nimi dogadać. W sensie, zostawić go w spokoju na jego kontynencie - zasugerowała Amanda. - Poświęcił tyle istnień, aby pokonać robala, bo nie był częścią sojuszu - zauważyła. - Osobiście obawiam się myśli, ile istnień złoży w ofierze, gdy będzie zmuszony bronić się przeciwko wybrańcom, którzy jak się okazało są i będą jeszcze bardziej, nieporównywalnie wręcz silniejsi niż taki robal - zdradziła swoje obawy.
- Wśród nas nie ma ani jednej osoby, która była silniejsza od robala. Inaczej nie byłby potrzebny sojusz by go pokonać. Nie wiem jak teraz, ale do tej pory zaryzykuję stwierdzenie, że Aaron był drugim najpotężniejszym Wybrańcem po Wybrańcu Harmony. Aaron poświęcając ludzi w ofierze naraża się na nienawiść innych Wybrańców. Tak jak zjednoczone siły 7 Wybrańców położyły robala bez strat własnych tak samo kilku Wybrańców niezadowolonych z jego agresywnych działań może położyć kres jego egzystencji tak samo jak robal zabił jego brata. Wolę by do tego nie doszło, bo niesnaski w naszym gronie dodadzą Skazie sił, ale Aaron ma permanentny zakaz zjawiania się w okolicy Milgasii na dłużej niż kwadrans... A i to tylko jednorazowo. Tyle czasu ja spędziłam u niego, gdy pierwszy raz opuściłam granice Milgasii. I szczerze nie interesują mnie ponowne odwiedziny. Nie chcę ryzykować, że tak jak poświęcił wyznawców swojego nieżyjącego brata postąpi w przypadku moich podopiecznych. Abel zadeklarował, że może postąpić w razie czego podobnie, co jest oznaką strachu. Niczego więcej - mruknęła.
- Właśnie o to mi chodzi. Jeśli kilku wybrańców ich zaatakuje, a osobiście zdaję sobie sprawę, że może to być powód do strachu, to w obronie mogą poświęcić życie nawet całego świata. Nie chcę, aby do tego doszło - powiedziała Amanda, po wysłuchaniu przemówienia Amber.
- Nie rozumiesz. My nie mamy zamiaru ich atakować. Odcinamy się od ich działań broniąc swoich wyznawców i tyle. Póki nie uczynią agresywnych ruchów w tę stronę póty są bezpieczni. Choć Aaron gdyby był wilkołakiem zostałby dawno temu zabity za to jak postępuje. Jest słaby umysłem. Abla zżera strach, to też nie jest dobry materiał na przywódcę - mruknęła. - Ale jeśli któryś z nich pokusi się o zrobienie krzywdy komuś kto jest pod moją opieką, to spełnię moją obietnicę pożarcia Aarona... lub Abla... Pewnie będą obrzydliwi w smaku, ale lepsze to niżby mieli dalej szkodzić - mruknęła. - Takie akty desperacji z ich strony to pomaganie Skazie, a nie walka ze Skazą - dodała jeszcze.
Amanda nie mogła nie zauważyć, że większość obecnych rozeszła się już portalami wracając na swoje kontynenty... co obejmowało także Powietrzną Flotę.
- No dobrze - odpowiedziała i nieznacznie pokiwała głową na znak zrozumienia i zgody.
- Chyba możemy już wracać - powiedziała spoglądając na Sotora, który zrobił się jakoś dziwnie milczący.
- Dzięki za wspólną walkę - dodała, ponownie patrząc w stronę Amber.
- Dziwi mnie, że tak bronisz Wybrańca, którego bóstwo zabiło Gaję - mruknęła Amber przypominając sobie zależności między bóstwami. - Vistenes jest chyba skłócony z Aramonem... W końcu zabił mu matkę - dodała. - Aaron to nieodrodny Wybraniec swego bóstwa. Po prostu morderca - mruknęła.
Amanda zdziwiła się, unosząc nieznacznie brwi. - Tak, wiem - powiedziała, choć zdziwiło ją, że Amber też to wie. - i nie bronię go, tylko staram się uniknąć wojny między wybrańcami - zauważyła.
- Wojna będzie tylko jeśli Aaron ją rozpęta. Moje stanowisko zna, wie też, że reszta Wybrańców nie pochwala jego działań. Musi być ostrożny. Może to sprawi, że nie będzie więcej działał poniekąd na korzyść Skazy, tylko się zastanowi. Myślenie mu naprawdę nie zaszkodzi. Wiem, że to trudne na początku, ale w końcu myśleć samodzielnie się nauczy. Grunt, żeby nikogo nie wciągnął w swoje matactwa - mruknęła.
Aleks skończył stawiać portale i podszedł do Amber. - No dobra... skoro skończyliśmy gadać o panu z kompleksem małego przyrodzenia, to może wrócimy do domu? Jestem głodny - uśmiechnął się.
Amanda kiwnęła obojgu głową i spojrzała na Sotora, który spojrzał na nią pytająco.
- Możemy wrócić sami, czy potrzebujemy pomocy Aleksa? Dość już się dzisiaj naportalował - powiedziała z uśmiechem.
- Flota już dostała portal, my możemy się tam przenieść bez trudu. Podaj mi rękę i nas przeniosę - odparł rycerz.
Amanda wyciągnęła ku niemu rękę, mężczyzna ją ujął i zniknęli oboje z cichym sykiem.


Astaria, Niebiańskie Wichry

- Co sądzisz o tym wszystkim? Czy to aż takie ważne, żeby jedni bogowie przybyli wcześniej niż inni? Myślałam, że chodzi o pokonanie skazy - powiedziała.
- Trudno orzec. Liczę na to, ze Wybrańcy obejdą się bez wojen, ale kto to wie... - mruknął Sotor.
- Też na to liczę, ale wolę w miarę możliwości zrobić coś żeby do tego nie doszło - powiedziała Amanda. - Chyba powinnam, gdyż jestem chyba jedyną osobą, która rozmawia z obiema stronami - zauważyła zastanawiając się nad tym.
- Nie staraj się ich integrować... jeśli ktoś będzie miał niewłaściwe pomysły to wtedy będziesz mogła działać... - zauważył Sotor.
- Mhm - mruknęła Amanda zgadzając się z powyższym i kiwnęła nieznacznie głową. - A co myślisz o dzisiejszej walce? - spytała uśmiechając się zadziornie.
- To zwycięstwo było efektem planowania i połączenia wielu sił... dziwię się, że Aaron dął radę położyć to coś trupem sam - mruknął Sotor.
- Podobno uzyskał moc składając w ofierze pół kontynentu - powiedziała cicho. Nadal ta myśl, ta wizja dość mocno ją przerażała. - Rozumiem, że to z uwagi na charakter jego boga? - spytała, nie rozumiejąc jak składanie ofiar może dodać mocy.
- Owszem - odparł Sotor i zamknął oczy na chwilę.
- Ale z tego co widzę populacja kontynentu Wybrańca Foggosa nie zmieniła się znacznie... - mruknął
Amanda zmarszczyła brwi. - To ten nowy wybraniec? Ten demon, o którym wspomniał Aaron? - spytała.
- No po śmierci poprzedniego teraz jest Victor... - odparł rycerz.
- Wiemy coś o nim? Jeśli tylko Aaron z nim rozmawiał... może warto się do niego odezwać? - spytała.
- Możemy się z nim skontaktować, ale w jakim celu? Zapewne szkoli się, by nadrobić straty względem reszty wybrańców...
Amanda skrzywiła się nieznacznie. - Racja. Powinnam zabrać się za to samo - powiedziała.
- Owszem - Sotor do niej mrugnął.
- Ale tego przerośniętego turkucia załatwiłam - zauważyła z uśmiechem.
- Tak. Wlazł ci na teren, wiec sam się spisał na straty, nie? - rycerz się uśmiechnął.
Amanda uśmiechnęła się zadowolona. - Myślisz, że niedługo dam radę załatwić Morze Martwe? - spytała przyglądając się rozmówcy. - Coraz bardziej niepokoi mnie panująca w tamtych regionach sytuacja - zdradziła swoje obawy.
- No gadając niczego nie zmienimy, znów trenujemy to co ja proponuję, czy masz własne pomysły? - zapytał Sotor.
- Wejdę tylko do łazienki i możemy wznowić trening - odpowiedziała Amanda. - Może być nawet coś większego, tak przed snem mogę się chyba... zmęczyć bez obaw? - dodała z uśmiechem.
- Ta - Sotor się uśmiechnął. - Poczekam na korytarzu - powiedział.

Amanda zniknęła za drzwiami i pojawiła się jakieś dwie minuty później. Jej lustrzane odbicie po raz kolejny przypomniało jej o zmianach w jej wyglądzie.
- Sotor, a możesz mi powiedzieć dlaczego zmienił mi się kolor oczu? I nie tylko - spytała zaciekawiona. - Jeśli wiesz oczywiście - dodała szybko.
- Tak. Znasz powiedzenie, że oczy są zwierciadłem duszy? - zapytał Sotor.
- Twoja moc rośnie i uzewnętrznia się powoli.
- Mhm - mruknęła wyraźnie zadowolona z siebie Amanda.
- Powiedz mi proszę coś jeszcze, tak szczerze. Zaciekawiło mnie to, że od zesłania mocy minęło pięć i pół miesiąca, a ja odkryłam ją dzięki tobie, jakieś... trzy tygodnie temu - zauważyła Amanda. - Jednocześnie dowiedziałam się, że po śmierci wybrańca Foggosa, pojawił się nowy, Victor. Powiedz mi proszę, czy przez te pierwsze miesiące nie moja moc się dopiero budziła, czy też był jakiś inny wybraniec, który zginął a ja jestem druga? - spytała spoglądając na mężczyznę.
- To drugie - odparł Sotor. - Pierwszym wybrańcem Aramona nie zajmowałem się ja...
Amanda zmarszczyła brwi. - A ktoś się zajmował? Władze Astarii o nim nie wiedziały. Działał przez tyle czasu samodzielnie? - pojawiły się kolejne pytania Amandy.
- Nie działał w Unii - odparł Sotor. -Trafiło na gościa... który był podobny do Aramona... ale wtedy Skaza miał znaczną kontrolę nad jednym tylko terenem... gościu znał, ze spróbuje usunąć skażenie z Astarii i.... no - Sorot zrobił bezradny gest rękoma.
- Podobny do Aramona, czyli jaki? - spytała Amanda. - Wybrał mnie, a ja tak niewiele o nim wiem - powiedziała jakby z lekkim uczuciem zawodu w głosie.
- Podobnym psychicznie.. taki altruistyczny lekkoduch - odparł Sotor.
- Mhm - mruknęła Amanda.
- Warto też sprawdzić czemu Archanoidy się nie odzywają. Wydawało mi się, że mają taką możliwość, prawda? Wiesz, gdy ktoś się przenosi stamtąd na powierzchnię? Nikt się nie przenosił, tak? - Amanda zarzuciła Sotora pytaniami.
- Nie pamiętam co z nimi ustaliłaś... - powiedział Sotor. - Jeśli nic, to nie dziw się że dokładnie to zrobili - mrugnął do Amandy.
Ta skrzywiła się w pierwszej chwili, ale zaraz potem się uśmiechnęła. - Mieli utworzyć oddział i oddać go pod nasze dowództwo. Myślę, że skoro zabieramy się powoli do uderzenia, to warto złożyć im wizytę... Oczywiście po treningu - powiedziała Amanda z uśmiechem.
- Możliwe, że oddział jest gotowy i czeka na "odbiór" zauważył Sotor.
Amanda pokiwała potwierdzająco głową. To było naprawdę możliwe.
- To co dziś ćwiczymy? - spytała z entuzjazmem.
- Co chcesz? - zapytał rycerz.
- Umieć pobudzić wulkany pod Morzem Martwym i je kontrolować - odpowiedziała Amanda.
- Za mało mocy, zemdlejesz w połowie procesu - odparł Sotor.
- Zatem chcę zwiększyć swoją moc - odparła z uśmiechem.
- No to jazda. Poćwiczymy skupianie energii w różnych punktach.. i wyzwalanie jej w konkretny sposób - powiedział Sotor.
Amanda kiwnęła głową na potwierdzenie i wyciągnęła ku niemu rękę. - Prowadź - powiedziała, czekając, aż Sotor ich teleportuje.


Sala pod ziemią Astarii

Zmienili miejsce na obszerna sale z czarnego onyksu.
- Pasuje ci tutaj? - zapytał Sotor. Jego głos rykoszetował, odbijając się od ścian echem.
Amanda rozejrzała się dookoła. - Pewnie. A co to za miejsce? - spytała. Jej to wyglądało jak sala do ćwiczenia silniejszych zaklęć.
- Jedna z podziemnych sal w ruinie, która w dalszych partiach skrywa moc.. którą sobie przyswoisz na kolacje dziś - rycerz do niej mrugnął. - Jeśli ci dobrze pójdzie - dodał.
- Już jedliśmy kolacje, ale mam miejsce na deser - odparła Amanda z uśmiechem. - To co mam robić? - spytała.
- Skup energię w dowolnej części ciała... i postaraj się coś z nią zrobić. Zaskocz mnie - powiedział Sotor.
Amanda uśmiechnęła się i zrobiła dwa niewielkie kroki do tyłu. Skierowała ręce ku ziemi i skoncentrowała swoją moc, a całość wyglądała jakby kobieta pobierała energię od podłogi... i być może tak właśnie było. Zaraz potem Amanda nieznacznie wyciągnęła przed siebie ręce otwierając dłonie i stworzyła lekko świetlistą barierę.
Sotor stuknął w barierę, rozeszła się po niej fala.
- Fizyczna bariera - mruknął Sotor. - Dobra... spróbuj powlec swoje ciało taką barierą - powiedział.
Amanda kiwnęła głową i wzięła większy oddech. Zaczęła tak samo, zbierając energię. Potem czekało ją zadanie skupienia tej bariery wokół siebie. Niczym całkowicie elastyczna zbroja, ubranie zbudowane z pola siłowego. Skoncentrowała się i przystąpiła do działania. Od razu zauważyła, że było to trudne zadanie. Bariera wisząca w powietrzu to jedno, ale taka która nie będzie jej wadzić i utrzyma mobilny punkt odniesienia, którym będzie sama Amanda, to już co innego. Moc miała zebraną w dłoniach, ale spojrzała i skoncentrowała się póki co na prawej z nich. Opancerzyła sobie dłoń, przedramię, łokieć, następnie okolicę bicepsa, ramie i bark... a potem nie mogła się już skupić. Zmęczyła się, tak jakby za długo przebywała pod wodą i musiała w końcu odpuścić, aby zaczerpnąć powietrza.
- No konkretnie - mruknął Sotor.

- Dobra, chodź, pokażę ci co ukrywa się w tych lasach - uśmiechnął się i ruszył w stronę szerokiego korytarza.
- Dobra myśl - odpowiedziała i po szybkim rozluźnieniu się raźnie ruszyła za mężczyzną.
Weszli do kolejnej sali. - No dobra.. będziesz musiała tu coś opanować - powiedział mężczyzna wskazując na dziurę w ziemi. - Odpocznij chwilę, a ja przywołam Isildura, Odłamek Aramona. To demon, który przypadkiem otrzymał część mocy boga... ale Aramon nie widział potrzeby odbierania mu tej mocy. Czas się zgłosić po to co twoje - powiedział.
- Mam ją z niego wyciągnąć? Jak? - spytała Amanda.
- Jego umysł jest zniszczony.. jego ciało nie było stworzone do kontrolowania tej mocy... musi ci ja oddać. Jeśli nie przekonasz go do tego, to musisz go ubić. Sama - zastrzegł Sotor.
Amana skrzywiła się nieco. - Co o nim wiemy? Od dawna ma tę moc? W jaki sposób zniszczyła ona jego umysł? - podpytała się, jednocześnie regenerując siły.
- Jest słaby... nie wie czego chce, nie wie po co istnieje... ale trzyma się tego co do tej pory myśli. Do czegokolwiek go spróbujesz przekonać musisz mieć jakieś argumenty... i być konsekwentną - powiedział Sotor.
- Zetknął się ze skazą? Gdzie on mieszka? - Amanda musiała zdobyć o demonie nieco więcej informacji zanim przystąpi do dyskusji.
- Mieszka w niewielkiej jaskini oddzielony od całego zamieszania ze Skazą. Nie wie co dziej się na świecie.. ledwo trzyma się kupy - rycerz zrobił bezradny gest rękoma.
- Mhm - mruknęła Amanda i zrobiło jej się żal biednego demona o ładnie brzmiącym imieniu Isildur. - Jak wyssać z niego tę moc? Odwrotnie do ładowania uczniów? - spytała jeszcze.
- Jeśli go unicestwisz, to będziesz mogła ją przejąć tak po prostu. On nie potrafi jej użyć... ale wygodniej będzie jeśli ją odda z własnej woli - stwierdził Sotor.
- Będzie wiedział jak ją oddać? - spytała. Skoro nie potrafił jej używać, a nawet wpływała na niego źle, to to wszystko nie było pewne.
- To trochę jak trzymanie zamkniętej skrzynki. Nie skorzystasz z niej i zajmuje ci ręce, ale nie chcesz jej oddać - mruknął Sotor.
- No dobrze, zatem zaprośmy go i porozmawiamy - powiedziała Amanda i westchnęła na uspokojenie.

Sotor tupnął... a ziemia pękła tworząc szczelinę wgłąb. Po chwil z pyłu wulkanicznego, buchającego ze środka uformowałą się postać. Demon wyglądał w przybliżeniu ludzko, ale niektóre jego części wydawały się nadmiernie rozwinięte.. inne z klei były pokurczone.
- Ś...wiatło - powiedział cicho.
- Razi cię? - spytała. Nie ukrywała, że jej zdaniem demon naprawdę potrzebował pomocy.
- Nie pamiętam... - odparł demon, patrząc na płonące pochodnie. Jego oczy były zupełnie białe... zapewne był niemal ślepy.
- O rany, biedny Isildur - powiedziała z nieukrywanym żalem Amanda. Naprawdę było jej żal, że spotkał go taki los, a to co widziała do tej pory musiało być tylko kawałkiem całości. - Co ta energia z tobą zrobiła? - dodała tym samym tonem.
Isildur spojrzał w jej stronę bez wyrazu. Nie odpowiedział nic.
"Siedział w swojej jaskini przez parę tysięcy lat... to nie energia niszczyła jego ciało... tak wygląda zagłodzony demon" - poinformował Sotor.
Amanda nie była zadowolona, że coś pokręciła, ale nie warto było tego okazywać. Obecnie udzielenie pomocy demonowi, było tak samo ważne jak zyskanie mocy.
- Isildurze, możemy sobie pomóc. Ja pomogę tobie, a ty mnie - powiedziała delikatnie, uśmiechając się nieznacznie, co średnio pasowało do załzawionych oczu. - Byłeś sam przez tak długi okres czasu, wygłodzony i do tego dźwigasz coś z czego nie możesz korzystać - zauważyła. - Wiesz o czym mówię, prawda? - spytała delikatnie.
- N..nauczę się... jeszcze trochę - powiedział demon.
Amanda spojrzała na niego z politowaniem. - Od jak dawna się uczysz? Robisz jakieś postępy? - spytała nie ukrywając przy tym wątpliwości, że demon będzie w stanie się tego nauczyć.
- Poznaję... obserwuje reakcje... manipuluję - zaczął rzucać hasła.
- Ale nawet jeśli ci się uda, to zajmie ci to naprawdę dużo czasu. Nie zdążysz się nauczyć, bo niedługo będzie za późno. Jest nowe zagrożenie, Skaza, pochłania wszystko i niedługo przyjdzie także po ciebie - powiedziała Amanda poważnym głosem. - Ja mogę ją zatrzymać, obronić ciebie i wielu innych - dodała.
- Nowe zagrożenie? Ja... ja skryłem się i... - rozejrzał się.
- I jak my cię znaleźliśmy to Skaza też może - zauważył Sotor.
- Ale... Skaza wie o mnie? - zapytał demon.
- Jeśli wie, to chwilowo ignoruje bo jej nie zagrażasz, ale w końcu przyjdzie i po ciebie - powiedziała Amanda i pokiwała twierdząco głową. - Jeśli nie wie, to niedługo się dowie. Szybko się uczy i stale rozprzestrzenia - zauważyła. Nie znała dokładnej odpowiedzi na pytanie Isildura, ale mogła śmiało rozważyć obie możliwości i ostrzec demona.
Demon spojrzał tępo na kobietę. Nie odpowiedział, najwyraźniej nie wiedział co powiedzieć.
- Więc tak czy inaczej, nie obronisz się i nie zdążysz się nauczyć. Ja już umiem i jeśli oddasz mi tą energię, obronię nie tylko ciebie ale i innych... oprócz tego mogę ci pomóc - powiedziała Amanda.
Demon rozejrzał się.
- Dobra.. bierz to... - jęknął, a jego skóra popękała. Przez otwarcia wypłynęła energia.. wyglądała jak gaz... Amanda po prostu mogła ja "wciągnąć" do siebie.
I tak właśnie zrobiła. Rozkładając ręce skierowała dłonie wierzchem do spodu, a następnie przyciągała do siebie i wchłaniała uwolnioną przez Isildura energię.
Energia sączyła się z demona jakiś czas, aż wreszcie Amanda przejęła całość.
- Ja... mam... dość - powiedział demon, rozsypując się w popiół.
- No.. spotkamy go ponownie, gdy odtworzy się w otchłani - stwierdził Sotor.
Amanda była co najmniej zdziwiona. - Co się z nim stało? - spytała wskazując na kupkę popiołu.
- Rozsypał się... siedział tam pod ziemia za długo jak na swoją rasę - odparł Sotor.
- Chciałam poprosić Adelajdę, aby go wyleczyła - powiedziała zawiedziona Amanda. Owszem cieszyła się, że Isildur oddał jej tą moc, ale było jej smutno, że nie mogła spełnić swojej obietnicy. - Czy on wiedział, że to się z nim stanie? - spytała smutnym głosem.
- On nawet nie miał pojęcia co się z nim działo w momencie, gdy z nim rozmawiałaś - mruknął Sotor.
Amanda westchnęła smutno spoglądając na pozostawioną przez demona kupkę popiołu.
- Wspomniałeś coś o dotworzeniu się w otchłani, o co chodziło? - powiedziała cicho.
- Demony nie giną w naszym świecie... jeśli przestaną tu istnieć z jakiegoś powodu odtwarzają się w otchłani - odparł Sotor.
Amanda zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad czymś gorączkowo. - Czyli będzie miał nowe ciało? - spytała.
- Tak - odparł Sotor i wzruszył ramionami.
- Możemy już wracać do ciebie... chyba przyda ci się wyspać po tym wszystkim, nie? - zapytał.
- Chyba tak, ale jutro wznowimy trening - odpowiedziała. - A co możesz mi powiedzieć o otchłani? To jakiś inny wymiar? Isildur będzie mógł tu wrócić? - spytała jeszcze. Uporczywe myśli o losie nieszczęsnego demona nie dawały jej spokoju.
- Jak będzie maił powód to wróci - powiedział Sotor.
- Właśnie wyświadczyłaś mu przysługę. Zamiast wegetować pod ziemią odrodzi się i znajdzie nowy cel w życiu, gwałcenie, plądrowanie, mordowanie, szerzenie chaosu i co tam innego demony robią - mruknął Sotor.
Pierwsza część wypowiedzi Sotora ucieszyła Amandę, jednak jego zakończenie niezbyt jej się podobało. - Wszystkie demony są takie? - spytała zniesmaczona.
- Zdecydowana większość - odparł Sotor. - Nie żałuj tych istot. Światu byłoby lepiej bez nich.
Amanda westchnęła cicho. Aine propagowała tolerancyjne podejście do innych istot. Dlatego na Astarii żyły orki i ogry, oraz mimo ciężkich wojen także nekromanci.
- Już dobrze - powiedziała z lekko tylko wymuszonym uśmiechem i pokiwała potwierdzająco głową. Prawda była taka, że nie wiedziała czy jest dobrze czy nie, ale wiedziała że na pewno będzie.
- No to zapraszam - powiedział Sotor i podał dłoń Amandzie.
Ona uśmiechnęła się do niego delikatnie i oczywiście odwzajemniła gest podając mu swoją dłoń. Zaraz potem oboje zniknęli.


Unia, Niebiańskie Wichry

Teleportowali się przed pokój Amandy.
- No to do zobaczenia jutro - powiedział Sotor.
- Dobranoc - odpowiedziała Amanda i posłała mu szczery uśmiech zanim zniknęła za drzwiami. Była zadowolona ze swoich osiągnięć dzisiejszego dnia, oraz że Sotor wrócił.


Następny dzień przywitał Amandę straszliwa śnieżycą... na szybach mróz wymalował piękne wzory, a na ulicach leżała gruba warstwa puchu.
W związku z ostatnimi poczynaniami skazy, Amanda nie wiedziała już, czy jest to jej sprawka, czy też naturalny efekt zimy, która na terenie Unii była dość konkretna i długa.
Nic nie wyczuła, oprócz tego, że była wyspana i gotowa do dalszego działania. Po porannej toalecie, ubrała się w swój kostium, który przybrał teraz ciemnoniebieską barwę i zeszła na śniadanie.
Zastałą tam Sotora, Nacha.. i jeszcze jedna postać z pancerzem w podobnym stylu co pancerz elfa. Sala byłą pusta, a pośrodku służący zmywali krew.. sądząc po stanie ścian i podłogi, to nie była jedyna rzecz która byłą zmywana. Sotor obracał w dłoniach jakiś mały przedmiot i rozmawiał z dwoma kompanami.
Amanda uniosła brwi i przełknęła ślinę. Wyminęła dwie szczotki, które ktoś zaczarował aby same szorowały podłogę i powoli ruszyła w ich kierunku. Ciekawa była co tu się stało.
- Witam - przywitała się zarówno ze znanymi jej mężczyznami, jak i z nowym, któremu przyjrzała się dokładniej.
Był to meżczyna osobliwej urody. Jego włosy były białej ak śnieg, a skóa szara i gładka. Miał króką, adbaną bródkę i wąsy. Skinłą łową, podobnie jak Nach.
- O witaj... liczyłem, ze porządki zostaną zakończone nim wstaneisz - powiedział Sotor.
- Może to głód mnie obudził wcześniej - odpowiedziała Amanda. - No ale powiedzcie lepiej co tu się stało - rzekła z szelmowskim uśmiechem.
- Grupka gości pojawiłą sietu nie mogąc teleportować sie bezposrednio do ciebie. Mieli dorbze zmaaskowaną runę w podziemiu tego miejsca, przyniesoonatam wraz z dostawami jedzenia.Aine zajęłasię śledztwem - odparł Sotor.
- Skaza uczy się szpiegowania - mruknęła niezadowolona Amanda.
- Jak rozumiem, to jest ta runa - dodała wskazując na trzymany przez mężczyzn przedmiot. - Może pójdziemy gdzieś na śniadanie? Gdzieś indziej? - zaproponowała, gdyż głód brał górę.
- Owszem - oparł Sotor. - Ale martwi mnie nei to, ze to miało miejsce, a to, ze to nie były siły Skazy - mruknął.
Amanda zdziwiła się dość mocno i uniosła wysoko brwi.
- Więc kto to był? - spytała Sotora. - Kim byli ci poprzednio? - zwróciła się do Nachtrinrotha.
- Poprzednio to byli nosiciele Skazy... teraz juzidiotów tego typu nie ma... to była dorbze zorganizowana jednostka. Dobrze, ze znaki ochronne Sotora i zaklecia Aine zadziałały jak trzeba...
- Chwila, po koleji. Kim byli nosiciele skazy? Coś jak zarażeni i kontrolowaniu przez skazę? - spytała. - Czy jacyś jej wyznawcy? - dodała z nieukrywaną kpinąc i pogardą.
- Wyznawcy. Właściwym słowem jednak jest "byli" - odparł Nach.
Amanda uśmiechnęła się do niego, pamiętając co wówczas zrobił. - No więc kim byli ci dzisiejsi? - spytała, dziwiąc się, że coś takiego miało miejsce.
- Zamaskowani goście. Dobrej jakiości zbroje, magiczna broń, paramagiczne zdolności - wymienił ten ostatni.
- Nie przestawiłem się. Jestem Drehmore - skłonił się lekko.
- Amanda Jones - kobieta również się przedstawiła, choć ten zapewne wiedział kim ona jest.
- Może to jakiś odział renegatów z Ing? - zastanowiła się na głos marszcząc brwi w wyrazie dużej niepewności. - Mogłabym zobaczyć ciała - zaczęła rozważać swój udział w tym wszystkim. - Ale jestem pewna, że Aine już sobie z tym wszystkim radzi - powiedziała przypominając sobie to i owo.
- Jesli w Ing mieszkają ludzie o czterech rękach to można myśleć nad powinowactwem - zażartował Sotor.
- Tego nie powiedzieliście - pożaliła sie Amanda - a już podejrzewałam wewnętrzną zdradę wśród Astarii - wyjaśniła.
- Na jakimś kontynęcie żyją takie istoty? - spytała.
- Właśnie teraz najciekawesze wiesci - mruknął Drehmore. - Na żadnym
- Hmm - mruknęła Amanda zastanawiając się nad czymś gorączkowo. - A ta runa, coś zdradza? Jeśli namierzyli ją, to może nam uda sie namierzyć inne tego typu? - zastanowiła się na głos.
- W mieście nie ma innych.. nasz nowy wróg jest ostrożny - mruknął Sotor. - Ale gdy popełni błąd lub zrobi kolejny krok będziemy gotowi... tak jak byliśmy teraz - uśmiechnął się.
- Dziękuję - powiedziała Amanda i dało się bez trudu usłyszeć, że nie było to puste słowo. - Nie mam pojęcia, kto oprócz skazy mógłby chcieć mnie zabić. Jeśli będziecie mieć jakieś informacje, albo podejrzenia, to dajcie proszę znać - powiedziała po chwili.
- Jasne - powiedział Sotor. - A teraz... śniadanie? - zapytał.
- Z miłą chęcią - odpowiedziała uradowana Amanda, przypominając sobie jak bardzo jest głodna.
- Przygotuj się, na dworze jest ziąb jak diabli - powiedział Sotor i podał Amandzie ramię koło wyjścia. - I wiatr dmie jakby kto mu za to płacił...
- To może nie wychodźmy na dwór? Może przeniesiesz nas gdzieś od razu? - zaproponowała.
- Jak wolisz... już wiem - powiedział Sotor i zamiast ramienia podał jej dłoń.
Amanda uśmiechnęła się do niego przyjaźnie. Skłoniła się Nachowi i Drehmorowi na pożegnanie, a oni skłonili się w odpowiedzi. Zaraz potem podała Sotorowi dłoń i oboje zniknęli.


Dolina Zieleni, Kryształowe Wybrzeże

Pojawili się w niewielkiej tawernie. Właściciel wytrzeszczył oczy, widząc Sotora i Amandę.
- oo.. witam w skromnych progach - bąknął.
- Witamy - odpowiedziała Amanda i uśmiechnęła się zadowolona. Zaraz potem rozejrzała sie dookoła, ciekawa czy sama rozpozna to miejsce.
Byłą to niewielka tawerna, gdzie serwowano głownei dania ze świeżo złowionych ryb... mijałą to miejsce nieraz.
- Drehmore mówił, że jest tu porządnie przyrządzony filet z morsczuka gotowany z warzywami - powiedział Sotor. - Dla mnie raz proszę - powiedział.
- Dla mnie podwójny - Amanda przyłączyła się do składania zamówienia.
Nie tracąc czasu oboje zajeli jeden z wolnych stolików. Było w czym wybierać, gdyż byli obecnie jednymi z naprawdę nielicznych gości.
- To gdzie jesteśmy? - spytała. Osobiście obstawiała jedną z karczm na wyżynie Troli, ale nie rozpoznawała właściciela przybytku.
- Kryształowe Wybrzeże - odparł Sotor. - To miejsce zwie się bocajze Żwawym Pstrągiem -
Amanda skrzywiła się niezadowolona. - Że też nie poznałam, faktycznie - powiedziała po chwili rozglądając się uważnie po pomieszczeniu.
Było cale w drewnie, gdizeniegdzie wisały sieci lub suszone wodorosty... wystrój wnetrza jak an portową tawernęprzsytało.
- Więc - zaczęła Amanda i spojrzała na Sotora. - po śniadaniu trenujemy dalej? - zagadała.
- Nie... pod tym miastem jest coś, co ci się należy... - powiedział Sotor.
Amanda zmarszczyła brwi. - Mam nadzieję, że chodzi o nieco niższe warstwy głębokości niż miejskie kanały - powiedziała.
- Znacznie - odparł Sotor.
- A co spodziewamy się tam znaleść? - spytała zaciekawiona i w tym własnie momancie podano im posiłki.
- Zobaczysz - Sotor mrugnął do niej i zabrał się za jedzenie.
Amanda uśmiechnęła się w odpowiedzi i również zabrała się za jedzenie.
Sotor jadł w milczeniu, delektujac się posiłkiem i rozmyślajac. Wkrotce do posiłku podano wino. Sotor zapłacił za posiłki i trunek niewielkim klejnotem
- Wiesz, dziwię się trochę, że miały miejsce ataki na mnie. Ale bardziej mnie zadziwia, że do obu doszło w Akademii w Unii. To najbezpieczniejsze miejsce - powiedziała Amanda, delektując się winem na deser.
- Jesli jesteś gdzieindziej to namierzenie cięjest trudniejsze - powiedział Sotor.
- Mhm - mruknęła Amanda na znak zrozumienia, zastanawiając się nad tym przez chwilę. - Ci czteroręcy. Może zostali specjalnie stworzeni, niedawno, aby w razie czego sprawca nie został namierzony? - zasugerowała.
- Trudno orzec. Aine porwadzi dochdozenie, ael ktos zadbało to, by nie było żadnych śladów. Nie ma łatwego zadania - mruknął rycerz i westchnłą, popijajac wino.
Amanda zmarszczyła brwi zastanawiając się nad tym wszystkim. Kto i dlaczego? To były dwa główne pytania, które pojawiły się w jej głowie.
Westchnęła. Jeśli Aine Amira zajmowała się dochodzeniem, to mogła być pewna, że sprawca zostanie odkryty... nawet mimo tego, że w ostatnich tygodniach wydarzyło się aż tyle rzeczy i zupełnie nowe, nieznane wcześniej moce pojawiły się na Astarii.
- No to kiedy ruszamy? - spytała już z uśmiechem, dokończywszy swoje wino.
- Kieey bedziesz gotowa - odparł Sotor, uśmiechajac się.
Amanda nie zastanawiała się długo. - Jestem - odpowiedziała z uśmiechem.

Udali sie na zewnątrz i Sotor dotarli do portu. - Dobra, teraz che, byś przyjrzala się wodzie w okolicy w poszukiwaniu anomalii - powiedział Sotor.
Najpierw Amanda spojrzała na morze, ale nie dostrzegła nic szczególnego. Spojrzała na Sotora, ale nie odczytała z jego wyrazu twarzy niczego szczególnego.
Szukała więc dalej i w tym celu wykorzystała swoje nowe zdolności. Nie potrafiła tego wyjaśnić, ale ziemia powiedziała jej o dziurze, o "studni" która powstała niedaleko miejsca w którym stali. Amanda ruszyła w odpowiednim kierunku i już po chwili oboje byli na miejscu. Kobieta zajrzała do szczeliny i śmiało stwierdziła, że ta sięga bardzo głęboko. Yo nie było naturalne.
- Znalazłam - powiedziała i z uśmiechem zadowolonenia z siebie spojrzała na Sotora.
Sotor skończył wtedy rzucać zaklęcie. Wokół niego i Amandy pojawiły się bąble energii. - Wskakujemy. Panie przodem - powiedział.
Amanda uniosła nieznacznie brwi i uśmiechnęła się szczerze. To nie brzmiało bezpiecznie, ale ufała Sotorowi. Osobiście będzie to przypominało jej spływ Traktem, albo gdy jako dziecko zjeżdżała sankami z wysokiej góry pokrytej śniegiem.
Nie tracąc czasu wskoczyła w znalezioną przez nich "studnię".
Spłynęli w dół i osiedli na podłożu, po czym podeszli do studni, by wskcozyc do srodka. Opadali przez dłuzszy czas, aż dotarli do sporej.. sali...


Świątynia Aramona, podziemia pod Kryształowym Wybrzeżem

Amanda widziała porośniete glonami kolumny i pomniki... bąble wokół nich swieciły deliaktnie, wiec widać było nieco terenu wokół.
Amanda była bardziej niz zadowolona ze skoku. Wiedziała, że nic jej nie grozi, ale emocji było sporo. Gdy byli juz na miejscu, a przynajmniej tak sie jej
zdawało, rozejżała się uważnie dookoła.
Miejsce wyglądało jakby znajomo. Sotor przysiadł na rafie koralowej utworzonej w centrum pomieszczenia. - Witaj w głównej sali Światyni Aramona, niegdyś umieszczonej na szczycie łańcucha górskiego...
Amanda uniosła brwi i jeszcze bardziej zaczęła rozglądać sie po pomieszczeniu w którym się znajdywali. Tym jednak razem, zwracała dużą uwagę na wszelkie szczegóły i symbole.
- Zapadła się, wraz ze starym kontynentem, gdy powstał kontynent Astarii? - spytała rozglądając się uważnie.
- Nie. Po prostu nowy kontynent został stworzony na wierzchu - powiedział Sotor.
Światynia była wykonana bardo szczegółowo, ale wodorosty zarosły wszsytko, pochłaniajac delikatniejsze szczegóły.
- Zabieramy stąd jakieś artefakty, żeby rozpowszechnić wiarę w Aramona? - pomyślała na głos Amanda. - Czuję, że nie fatygowalibyśmy sie osobiście, gdyby chodziło tylko o to. Co robimy? - powiedziała z uśmiechem gotowa na wszystko.
Sotor usmiechnął się.
- A owszem - powiedział, wstając.
- W tym meisjcu też została zamknięta moc Aramona - powiedział. - Poszukaj, znajdź, zbierz -
Amanda nie była pewna, czego własciwie ma szukać. - W tej sali? - spytała aby się upewnić i jednocześnie zaczęła się rozglądać zarówno za jakimiś drzwiami, jak i za przedmiotami, które mogły kryć w sobie moc Aramona.
- Nie, w ruinach - odparł Sotor.
Amanda tymczasem znalazła dwa wyjścia, po przeciwnych stronach sali, a każde z nich prowadziło do wiodącego w nieznane korytarza.
- Zaczekasz tu na mnie, czy idziemy razem? - spytała, stając przy jednym z wyjść.
- Ja poczekam - Sotor do niej mrugnął.
Amanda odpowiedziała tym samym gestem, któremu towarzyszył delikatny uśmiech. Nie tracąc czasu ruszyła jednym z korytarzy. Szła powoli, rozglądając sie dookoła, ale uważając na to gdzie stawia stopy. Była w swoim żywiole przekradając sie przez starożytne ruiny i odkrywając ich tajemnice. Te były o tyle wyjątkowe, że były nieporównywalnie starsze od wszystkich jakie zdarzyło jej się zwiedzać. No i szukała mocy Aramona, a nie szeroko pojętych skarbów.
Weszła do olbrzymiej sali z pomnikiem posrodku. Liczne schody prowadziły w różne meijsca w swiatyni... ten budynek był gigantyczny...
Pierwszą rzeczą w takiej sytuacji, było zrobienie mapy miejsca w którym się znajdowała. niestety, oprócz kostiumu ofiarowanego jej przez Sotora, miała przy sobie jedynie dwa rewolwery i manierkę wody. Nie mniej jednak, pamiętała co mówił jej Sotor o kostiumie. Zaraz potem rękawy stroju zrobiły się białe, a na przedramieniu lewej ręki zaczęła się pojawiać mapa, zaznaczając to co zaznaczyła by Amanda na kawałku pergaminu.
Na początek jednak pryjżała się dokładnie pomnikowi.
Pomnik przedstawiał meżczyznę, sadząc po postirze, trzymajaćego przed sobą wielką tarczę, ajkby chroniacym się przed czymś uderzajacym od góry.
Jeśli stał kiedyś na szczycie góry, wysokiej góry, można było pomyśleć, że chronił ziemię przed czymś. Tak czy inaczej Amanda zapamietała cały pomnik i jego wizerunek, a następnie rozejrzała się za inskrypcjami i znakami, mając dnadzieję, że oddzieli je od porastajacych wsystko roślin.
Rośliny porosły wszystkie ściany i podłogę wiec nie dało się oldczytać niczego bez zdzierania flory...
Amanda miała już wprawę w chodzeniu po takich miejscach. Wiedziała, że lepiej niczego nie dotykać, a jeśli juz trzeba, to najpierw wypada dokładnie to zbadać. Teraz jednak Amanda miała moc Aramona i wystarczyło jej użyć, aby wykryć ewentualne pułapki.
Przez dłuższy czas chodziła po świątyni, która była naprawdę gigantyczna. Była wręcz rozmiarów miasta, przsytosowana defensywnie, miała zaplecze. W razie potrzeby pełniła by więc rolę twierdzy.
W końcu Amanda trafiła do centralnej części świątyni, gdzie znalazła spory zapas energii i wiedziała, że mogła go wykorzystać na dwa sposoby. Przyswoić energię, albo aktywować ją "wskrzeszając" świątynię. W tym drugim przypadku wiedziała, że wyjedzie wraz ze swiatynią na powierzchnię.
Amanda szybko rozważyła wszystkie za i przeciw. Zdawała sobie sprawę, że ma za mało mocy i za mało własnego udziału w walkach ze Skazą. Wiedziała, że powinna coś z tym zrobić. Z drugiej jednak strony, ich celem było nie tylko pokonanie Skazy, ale przywrócenie wiary w Aramona i przywrócenie samego Aramona.
Amanda chciała by też, aby Dolina Zieleni zyskała na znaczeniu. Osobiście uważała się za nieznającego granic mieszkańca Astarii, a nie tylko Doliny Zieleni. Nie mniej jednak pamiętała skąd pochodzi, a póki co wkład jej kraju w walkę ze Skazą, był dość znikomy... nie licząc jej wkładu.
Podjęła decyzję i skupiła swoją moc, aby odnowić Świątynię Aramona.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: Świat Pasem: Czas Orłów i Kruków

Post autor: Mr.Zeth »

Kossos:

Poszukiwania na tym terenie były pozbawione sensu. Cała ziemia byłą przekształcona przez Skazę do tego stopnia, że Kaiss miał wrażenie, że chodzi po mięsie. Gdzieniegdzie były nawet widoczne dziwne żyły…
Jeden z żywiołaków jednak znalazł coś innego. W mieście w pobliżu kopalni było laboratorium, gdzie ludzie badali dziwny obiekt, którego Skaza z jakiegoś powodu nie przekształcił. Spora kamienna płyta zakreślona całkowicie zapisem w niezrozumiałym językiem. Kaisstrom dał radę dotrzeć na miejsce pod postacią wiatru, unikając wykrycia… jednak i on nie potrafił rozszyfrować treści tablicy. Gdy wycofał się, usłyszał niespodziewanie głos Darkninga.
„To był dość stary język wykorzystywany niegdyś przez lud zamieszkujący te ziemie. Wewnątrz tablicy jest energia magii dawno zapomnianej i w tym momencie niezdatnej do użytku, Skaza najwyraźniej jednak sądzi, że może z niej skorzystać. Dla ciebie wartość ma zapis… powróć do miejsca, gdzie jest mgła… zamknij oczy i wleć w nią tyłem. Pokieruję cię właściwa drogą.


Darkkeep:


- Zwiedziliśmy chyba już wszystkie okoliczne knajpy – mruknął Aleks, gdy wrócił wraz z Amber z kolacji po ostatnim dniu treningów. Wilkołaczyca potrafiła już korzystać doskonale z cieni jako metody komunikacji, transportu i zadawania bólu. Aleks wskazał jej jak mogła chować się we własny cień, unikając ataku i pojawiać siew cieniu przeciwnika, by zadać cios. Pokazał jej również, jak przekształcić cień pod własną łapą w długą broń o niebywałej ostrości. Amber jednak nie miała na czym przetestować ataku… a żądza walki Mroczniaków zaczynała robić się trudna do zniesienia i uwierała umysł Amber jak niewygodny but uwiera stopę. Te istoty chciały walczyć ze Skaza, nienawiść Amber zaraziła je, a w przeciwieństwie do niej mroczniaki nie potrafiły trzymać jej na wodzy w stu procentach.
- Możemy znowu skoczyć pomóc Adelajdzie – zaproponował Aleks, uśmiechając się lekko. Chyba to co się działo w głowie Amber aż zanadto dobrze było widoczne w jej oczach…


Astaria:
Kryształowe Wybrzeże


Był to wieczór jak co wieczór. Rybacy kończyli rozładunek ryb złowionych w ciągu dnia, sprawdzali cumy, lub wtaczali okręty po balach na ląd. Ten wieczór jednak miał przejść do historii.
Chłopak siedzący na wysuniętym molo patrzył na zachód w stronę pomarańczowego słońca... do momentu, gdy widok zaczęły mu zasłaniać mury wyłaniające się powoli spod wody. Pomniki i ściany otrząsnęły się z wodorostów, a podłogi odetchnęły, rozkruszając porastające je rafy. Skała zrosła się na powrót w miejscach pęknięć. Cała świątynia na kilka sekund ożyła i odzyskała siłę i odporność z lat świetności i dźwignęła się w górę, by wybić się wreszcie na powierzchnię.
Przez bramy popłynął strumień słonej wody, zabierając ze sobą szczątki raf i glony, Amanda ruszyła za nurtem, by dotrzeć na brzeg kamiennej wyspy, na której stała teraz świątynia Aramona. Obiekt był co najmniej tak duży jak całe Kryształowe Wybrzeże i zamykał między nim a sobą spory fragment morza, tworząc wewnętrzną zatokę.
Obywatele Kryształowego wybrzeża zebrali się szybko na brzegu, by podziwiać to niespodziewane zajście, nie wiedząc, czy bać się, czy cieszyć. Wątpliwości rozwiało pojawienie się Amandy na brzegu skały na której wyniosła się świątynia… Pomimo dystansu była świetnie widoczna dzięki blasku mocy bijącym od niej. Efekt uboczny przepuszczania przez swoje ciało energii, którą wskrzesiła świątynię… ale robił wrażenie.
Sotor tymczasem siedział w miejscu, które teraz było głównym dziedzińcem i wysyłał wiadomość telepatyczną do Aine, szczerząc się. Astaria parę tygodni temu stała na granicy upadku… teraz stanęła na granicy renesansu…
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Re: Świat Pasem: Czas Orłów i Kruków

Post autor: Plomiennoluski »

Kaisstrom - Kossos, wypaczone ziemie

"Zabrać ze sobą ta tablice, czy na razie zostawić ja tutaj? Za chwilkę będę w okolicach pierścienia wysp jeśli trzeba." - odparł Darkningowi
"Jak uważasz, Skaza nie da rady tego wykorzystać w istotny sposób... ty też " mruknął Darkning.
"W takim razie chwilowo zostawię." - przekazał i wyleciał z laboratorium w którym badana była tablica. Kiedy już był spory kawałek od niej, przeniósł się w pobliże mgły. Zmienił postać na smoczą, wzleciał ponad wierzchołki gór i zamknął oczy, unosząc się w powietrzu. "Ok, jestem gotowy." Smok musiał skręcić pare razy w różne strony, aż wreszcie poczuł, że zahaczył ogonem o ląd... To był zdecydowanie większy sukces niż to, co udało mu się do tej pory względem tajemniczej mgły.
"Mogę się już odwrócić i otworzyć oczy?" - Ogonem wymacał mocniej lad i podleciał jeszcze trochę, aż był pewien ze jest go na tyle, ze może spokojnie wylądować, dopiero po tym osiadł na podłożu.
"Ta" mruknął Darkning. Kaiss był na kamiennej wyspie pogrążonej we mgle, gdzieś w odległości widać było blade światła.
"Wiesz w ogóle co to za miejsce?" - ruszyli w kierunku świateł, domyślał się że gdyby było tutaj coś niebezpiecznego, mag by go ostrzegł.
"Tak. Wyspa Martwej Furii" odparł spokojnie Darkning.
"Nie za wiele mi to mówi, a co się tutaj znajduje, bo póki co widzę tylko jakieś światła." - kontynuował dość szybką wędrówkę, ale rozglądał się na boki. Po chwili stwierdził, że już nie idzie po żwirze czy kamieniach. Ziemię zaściełały kości, a światło w oddali było tak an prawdę dwoma światłami... śmierć byłą wyczuwalna w powietrzu. Był prawie pewien że te dwa światła to ślepia, mimo to szedł dalej po kościach, coraz bardziej zbliżając się do nich. Po chwili stwierdził, że mgła zelżała... światła nie były ślepiami, oznaczały oczodoły w olbrzymiej, demonicznej czaszce. Kaisstrom zmieściłby się wewnątrz spokojnie... Przed nim stał szkielet Furii. Dalej tkwiła w nim moc, a wokół unosiła się dusza istoty... Wrażenie było co najmniej dziwne, nie do końca przerażające, bo bestia Skazy, którą niedawno zniszczyli była ogromna, ale na pewno widok budził respekt.
- Witaj. - rzucił w kierunku duszy istoty, nie był pewien czy ta będzie go w stanie usłyszeć normalnie, ale nie zdziwiłby się wcale, biorąc pod uwagę moc jaka ciągle tam była. Niewiele przed nim pojawiło się widziadło. Półprzezroczysta demonica, która może i mogłaby wyglądać atrakcyjnie, gdyby nie masa kolców i rogów rozrzuconych po całym ciele.
- Wreszcie... może ty będziesz na tyle uprzejmy, by skruszyć tę cholerna czaszkę i odesłać mnie w niebyt? - zapytała, krzyżując ręce na piersiach.
- Całkiem prawdopodobne, ale musiałbym się dowiedzieć o Tobie nieco więcej i o tym jak zostałaś uwieziona. Ostatnimi czasy staram się nie robić niczego zupełnie w ciemno a i tak mi to średnio wychodzi. - uśmiechnął się po smoczemu Kaisstrom. Darknng wyszedł zza Kaisstroma.
- Co chcesz o niej wiedzieć? - mruknął. - To istota z dawien dawna, potrafi przemieszczać się po całym świecie w formie spektralnej, ale nie może nic zrobić. Jest to kara za próbę zniszczenia ładu, który stworzyli Pradawni Władcy dawno temu - rzucił.
- Ile milionów lat temu to było? - warknęła demonica.
- Nie wiem, nie liczyłem. Miło się obserwowało ewolucje życia... pięć razy? - zapytał Darkning. Gdyby spojrzenia mogły zabijać, to mężczyzna zapewne byłby martwy co najmniej do piątej potęgi.
- Faktycznie ciekawa historia, czemu chciałaś zniszczyć świat? - zapytał Furii bezpośrednio. "Ktoś zdecydował że miała już dość czasu na przemyślenie tego co zrobiła, czy ostateczne unicestwienie jej raczej by kogoś mocno zdenerwowało?" - zapytał Darkninga czekając na odpowiedz istoty.
- Nie zniszczyć świat, zburzyć ład... wprowadzić nowy porządek... i tak dalej - mruknęła demonica.
"Wątpię, by kogos to obchodziło..." Darkning wzruszył ramionami.
"Może dasz radę wyciągnąć z niej jakąś przysługę w zamian za przekazanie jej otchłani?" zapytał.
"Nawet mam kilka pomysłów już, a sądzę że siedziała tu dostatecznie długo że nie będzie miała większych oporów." - odparł smok.
- Myślę że moglibyśmy dojść do małego porozumienia, tobie najbardziej zależy na tym żeby pożegnać się z tym miejscem, ja mógłbym być skłonny ci pomóc, w zamian za drobna przysługę, masz wiedzę, pamięć, widziałaś to i owo. - Co powiesz na wymianę, wiedza i informacje za zniszczenie czaszki. - zaproponował Furii.
- Dobra, co chcesz wiedzieć? - zapytała Furia z miejsca.
- Sporo, przecież dla ciebie to tylko wspomnienia, chwilowo całkiem bezużyteczne. Mam do odtworzenia jedną istotę, muszę wiedzieć jak wyglądała na początku, na pewno wiesz gdzie ukryte są ośrodki mocy, które kiedyś należały do Uranosa, może nawet wiesz jaki byłby najdotkliwszy cios dla Skazy. Te dwie pierwsze informacje to podstawa, resztę można negocjować. Na pewno umiesz to i owo, czego nie będziesz w stanie nigdy użyć a mogłoby posłużyć również do tworzenia. - odparł Kaisstrom po chwili namysłu.
- Co to za istota? - mruknęła demonica, przekrzywiając głowę. Uniosła się w powietrze gotowa podążać za Kaisstromem.
- Obecnie służy jako piec hutniczy, do tworzenia spaczonego metalu, nawet nie mam pojęcia czym mogła być wcześniej, mogę cię tam zabrać i pokazać co to dokładnie jest w tym momencie. - odparł Kaiss.
- Gdzie to się znajduje? - mruknęła Furia.
- Kopalnie na wyspie Kossos, na zachód stąd. Przeniosę nas, jeśli ci to nie przeszkadza.
- Kossos ma wiele kopalni. Przenieś się, zaraz dołączę - powiedziała demonica. Kaisstrom teleportował się w okolice odbitej niedawno kopalni, następnie zmienił w wiatr i ruszył do istoty trawiącej rudę. Furia pojawiła się koło niego i spojrzała na istotę.
- U... niezła metamorfoza - mruknęła. - To jest istota zwana kopaczem... wiesz co? Przekażę ci moje wspomnienia z nim związane - zaoferowała się demonica.
- Nie ma sprawy, hmm a masz coś przeciwko pokazaniu mi większej części swoich wspomnień z okresu uwięzienia? Jest ich zapewne przerażająco dużo, ale sądzę że to całkowicie by mnie przekonało z miejsca co do rozbicia czaszki. - odpowiedział Kaiss szykując się na przyjecie wspomnień związanych z istotą.
- Jakich wspomnień chcesz? Ogarniecie ich zajmie trochę twemu umysłowi, warto przekazać je wszystkie na raz... i w bezpiecznym miejscu, dodam - zauważyła Furia.
- Głównie odnośnie istot, roślin, wyglądu świata przed i po odejściu bogów, zwłaszcza z istniejącymi kiedyś ośrodkami mocy lub ośrodkami kultu Uranosa, jakie wykorzystania mocy widziałaś oraz jak można się było przed nimi bronić. Bezpieczne miejsce się znajdzie bez problemów. - lubię sporo wiedzieć.
- Będzie tego trochę... ale w dwa-trzy dni to ogarniesz - powiedziała demonica. - Zmieńmy miejsce, może być moja wyspa, po przepompowaniu wspomnień i zapoznaniu się z nimi nie zapomnij zniszczyć czaszki... - dodała.
- Nie ma problemu, co się stanie z twoją wysepką po tym jak już zniszczę czaszkę i co się stanie z tobą, przestaniesz istnieć czy przybierzesz nową formę w otchłani? - odparł i ruszył ponownie na wyspę Furii.
- Z wyspą? Nie wiem, ja na pewno powrócę do otchłani - odparła demonica.
- W takim razie ruszajmy. - jak powiedział, tak zrobił. "Możecie zacząć małe ataki na obręby Kossos, głównie umocnienia. Ja będę przez trzy dni zajęty, nie wiem dokładnie jak bardzo, ale mam zamiar uzyskać sporo informacji, więc mogę nie być w stanie się zorientować do końca co się dzieje w tym czasie." - przekazał Jarperx.
"Nie ma sprawy, coś w tym czasie wykombinujemy. Sprawdzimy jak głęboko są te groty pod polami, gdzie Skaza dostarcza energię i coś tam zawojujemy." - odparła jego siostra.
Dostali się na wyspę łatwiej. Demonica poprowadziła Kaisstroma i dotarli na miejsce szybciej, gdzie Furia jak najszybciej chciała zacząć przekaz wspomnień. W czasie kiedy smok spał i przyjmował wspomnienia, jego rodzeństwo i żywiołaki przeprowadzały ataki na umocnienia Kossos. Szybkie ataki miały głównie na celu zniszczenie obrony i oczyszczenie wybrzeża. Dzięki swojej szybkości i mobilności byli w stanie szarpać siły Skazy bez narażania się na zbyt duże niebezpieczeństwo. Wpadali na miejsce, niszczyli miejscowy garnizon i umocnienia, a następnie znikali zanim przybyły posiłki. Przez trzy dni powoli wykrwawiali przeciwnika.



Przez trzy dni kiedy siły Ranety notorycznie prowadziły utarczki ze spaczonymi stworami, Kaisstrom śnił i przyjmował w siebie wspomnienia demonicy, musiał je nieco przefiltrować żeby się nie zatracić a i tak czuł się jakby wskoczył w jeden wielki wir. Obrazy zmieniały się co chwila, te odnoszące się kopacza były zaledwie drobinka w porównaniu do reszty, okazało się że istota powinna wyglądać jak olbrzymi kret, na dodatek powinna być całkiem inteligentna, więc można by ją było przeciągnąć na swoją stronę, chociaż zajęłoby to nieco czasu. Co po uratowaniu z łap skazy nie powinno być zbytnim wyzwaniem. W porównaniu z tym co zobaczył potem, pierwsza informacja wydawała się nieco blada. Nie mógł uwierzyć że kiedyś archipelag był... jednym lądem. Oczyma demonicy zwiedzał przeszłość obecnych wysp. Udało mu się z tego wszystkiego wycisnąć przybliżone lokacje czterech miejsc, w których mogły znajdować się ważne kiedyś obiekty. Do tego dochodziło mnóstwo mniejszych informacji wtłoczonych w jego głowę, ale musiał wszystkiemu nadać jakąś sensowną kolejność wykorzystania. Pierwszą rzeczą jaką zrobił po przebudzeniu było otrząśnięcie się, sposób przyswajania wiedzy był dość nietypowy, ale zdecydowanie się spisywał. Miał nadzieję że uwolnienie ducha demonicy nie spowoduje żadnych negatywnych skutków. Naładował ogon energią i zaczął rozbijać czaszkę. Rozleciała się po pierwszym ciosie.Cały szkielet rozpadł się i runął w dół. Kaisstrom wywiązał się ze swojej części umowy... i teraz miał wyspę, na którą nikt iny nie potrafił dotrzeć. Świetne miejsce an transformację Kopacza... Przeniósł się ponownie w okolice kopalni i dotarł do kopacza, a przynajmniej tego, co kiedyś było kopaczem. Przeteleportował się razem ze stworzeniem a następnie ruszył na wyspę, czekało go sporo pracy, ale nie miał wątpliwości że będzie warto. Żywiołaki w tym czasie cały czas przeprowadzały ataki na stwory Skazy, niewielkie, ale dotkliwe. "Daxyrinth, jak idą rozmowy z rebeliantami, coś nowego?" - zapytał brata
"Znamy już manewry skazy i mamy listę istotnych celów." - odparł rekonwalescent.
"Dobrze, działajcie dalej, utrzymujcie też kontakt z Ranetą, mi zejdzie jeszcze jakieś dwa dni na odtworzeniu istoty z kopalni." - przekazał i zabrał się do roboty, trzeba było przyznać że czekało go jej niemało. Dwa i pół dnia rozkładania istoty na czynniki pierwsze, konsultowania się ze wspomnieniami i czyszczenia ze skazy. Najważniejsze było, że wysiłki się opłaciły i na koniec mógł stanąć przed odtworzonym kopaczem... właściwie kopaczką. Gdyby nie rozmiar, przy którym smok wydawał się nieduży, można by ją nawet uznać za uroczego futrzaka.
- Witam ponownie w twoim ciele. - rzucił zmęczony smok do istoty, którą właśnie odtworzył.
- Ych... rany - bąknęła istota dość wysokim głosem. - Mój... mózg - jęknęła, łapiąc się za łeb. - Dz... dziękuję - bąknęła. - Ale... muszę odzyskać równowagę - istota pacnęła na podłoże.
- Nie spieszy się, nie wiem jak długo Skaza trzymał cię w tamtej formie, ale uwierz mi że w ogóle nie przypominałaś siebie. Dobrze że udało mi się znaleźć kogoś, kto wiedział jak kiedyś wyglądałaś. Odpocznij sobie nieco. No a kiedy już będziesz w stanie, opowiedz nieco o sobie, trzeba ci znaleźć nowy dom, bo Kossos chwilowo ciągle jest pełne spaczenia, więc trochę zajmie zanim będzie można pomyśleć nad osiedlaniem się tam. - powiedział Kaisstrom zadowolony z efektów swojej pracy.
- Jestem Thera. I ostrzegam lojalnie, że jestem w trakcie dojrzewania - bąknęła. - Jak dorwę Skazę, to wyciągnę mu żołądek przez tyłek... - warknęła. - Potrafię świetnie drążyć tunele i specjalizuje sie w działaniach pod ziemią.. i to światło razi mnie bezustannie - jęknęła istota, zakrywając łapami oczy.
- Myślę że na Ranecie znajdzie się jakieś odpowiednie miejsce dla ciebie. Przenieść Cię tam teraz czy za jakiś czas. Co do Skazy, chętnie ci z tym pomogę, właśnie mniej więcej to próbujemy z nim zrobić od jakiegoś czasu, tylko ciężko będzie znaleźć konkretne ciało i żołądek tego czegoś. - uśmiechnął się Kaiss, był gotowy do teleportowania ich obojga na wyspę, w pobliże jakiejś kopalni, może nawet wykopalisk, gdzie badali pozostałości po cywilizacji aniołów.
- Możesz nas przenieść od razu... ale daj mi potem parę godzin na dojście do siebie - bąknęła Thera. Kaisstrom przeniósł oboje na miejsce wykopalisk. Wewnątrz było w miarę ciemno, pomimo lamp rozświetlających stanowiska przy których pracowali ludzie.
- Rozgość się, mam nadzieję że miejsce ci odpowiada. Ja też potrzebuję chyba czegoś do jedzenia w końcu. - uśmiechnął się szeroko.
- Mmhm - bąknęła Thera i zwinęła się w kłębek w wykopaliskach. Kaisstrom za to ruszył do archeologów sprawdzić jak im idą badania i czy mają coś na ząb dla wygłodniałego smoka. Znalazło się trochę pieczystego, ale Kaisstrom musiał wieczerzać w ludzkiej postaci, by starczyło to, co archeologowie mogli mu dać. Transport miał przybyć dopiero za kilka dni, więc nic dziwnego że posiłek musiał być niemalże postny, przynajmniej jak na smocze standardy. Priorytetem było najedzenie się, mógł zawsze dostarczyć jakiegoś woła czy dwa nieco później. Chwilowo za to wcinał i słuchał nowinek. Wyszło an to, ze rasa pozostawiła po sobie tak na prawdę tylko wiedzę historyczną i jedną rzecz, która mogła zainteresować Kaisstroma. Lokacja pogrzebania młota zwanego "wolnością". Możliwym było, ze w historii były inne tego typu perełki, ale proces tłumaczenia był powolny. Kaiss zapoznał się z tą lokacją i pochwalił wysiłki archeologów. Następnie przeniósł się do Cytadeli, z zapasów wyciągnął dwie półtusze wołowe. Trzeba było uzupełnić ich zapasy nieco i nakarmić Therę, prawdopodobnie nie jadła od naprawdę dawna. Zostawił mięso na terenie wykopalisk i zajrzał do magów, chciał ocenić postępy i opowiedzieć im o zastosowaniu naładowanej burzy. Magowie momentalnie przerzucili się na manipulacje pogodą.
- Potrzebujemy miejsca na takie eksperymenty - zauważył jednak naczelnik.
- Jeśli znajdziesz odosobnioną jałową wyspę, na której będziemy mogli przeprowadzać eksperymenty nad kontrolą pogody to daj znać - powiedział do Kaisstroma. - Nie chcemy zrujnować ekosystemu - zaśmiał się.
- Na jedną sprowadziłem epokę lodowcową niedawno żeby odciąć Skazę od wulkanów, niewielka inna wyspa niedaleko stąd jest malutka, ale ma na sobie tylko kolonię mchu, którego używają na Kossos do walki ze Skazą, myślę że jest jeszcze jedna wyspa na której możecie poćwiczyć, ale ciężko się tam dostać i jest dość daleko stąd. Więc jedna z tych dwóch wspomnianych wcześniej to najlepszy wybór. Wyspa na północ stąd jest zamieszkała, więc niczego w tamta stronę nie kierujcie. - streścił im opcje Kaisstrom. Dobrze było widzieć że magowie sobie radzą a żywiołaków przybywa. Magowie zabrali się za sprawdzanie map i pytali Kaisstroma o lokacje. gdy smok pokazał im co i jak przystąpili do teleportacji... Kaiss przeniósł się razem z nimi, przyjrzeć się ich pierwszym wysiłkom, zbyt rzadko poświęcał im ostatnimi czasy uwagę, ale miał naprawdę sporo na głowie. Nad wyspą jednocześnie wiał wiatr, walił śnieg, deszcz, grad i było zimno jak diabli. Eksperymenty miały na prawdę niekontrolowane efekty.
- Spróbujcie się skoordynować i pracować w grupie, sądzę że w ten sposób osiągniecie większą kontrolę nad efektami, ale mogę się mylić! - przekrzyczał wichurę i podrapał się po głowie. Kaisstrom poczekał chwile obserwując ich wysiłki a następnie przeniósł się ponownie na wykopaliska, sprawdzić czy Thera już się obudziła. Ta z kolei już nawet wyszła na powierzchnie i zaczęła kopać. Szybko wkopała się pod poziom morza i zaczęła tworzyć sieć korytarzy pod archipelagiem.
- Widzę że już nie śpisz. - mruknął do kopacza a właściwie kopaczki. - Pod jedna z wysp były aktywne wulkany i czerpiące coś z niej stwory Skazy, ale nieco przymroziłem wyspę i prawdopodobnie wulkany dokończyły lub dokończą niedługo tego dzieła, to tak informacyjnie bardziej, bo zdaje się ze wiesz doskonale co robisz.
- Podziemie to mój żywioł. Widzę twory skalne gdy tylko dotknę łapami ziemi i nacisnę trochę tu trochę tam. Posiadam zmysł odpowiadający twemu zmysłowi wzroku i "widzę" przez skałę jak ty przez gaz. Planuję stworzyć tu sobie korytarze, którymi będę mogła przedostawać się pod wyspami archipelagu. Moje jedzenie rośnie głównie pod terenami, które wystają nad morze...
- Rozumiem, będziesz miała coś przeciwko gdybyśmy czasem używali tuneli do przerzucania wojsk z wyspy na wyspę? Mam nadzieje ze nie będzie to konieczne, ale na wszelki wypadek, wolałbym wiedzieć zawczasu. Skoro tak dobrze sobie tutaj radzisz, zostawię cie samej sobie póki co i zajmę się zamęczaniem Skazy na Kossos. - czekał spokojnie na odpowiedz Thery.
- Mogę wam pomóc z przerzutem wojska - powiedziała Thera. - Tylko dajcie mi znać, bo nie lubię, jak ktoś peta m się po korytarzach nieproszony - zastrzegła.
- Spokojnie, nikomu póki co nawet nie będę o nich wspominał, jeśli zajdzie taka potrzeba to poproszę o to odpowiednio wcześnie. Gdybyś potrzebowała czegoś, to możesz próbować się ze mną kontaktować sama, albo przez jednego z ludzi lub żywiołaków. - powiedział spokojnie. - No a teraz czas na mnie. - poczekał jeszcze chwile sprawdzając czy nie ma nic do dodania.
- Mmhm, dzięki, a teraz wybacz, ale jestem głodna jak cholera... - odparła Thera, po czym zabrała się za kopanie. - A... e.. pomyślnych wiatrów? - wyszczerzyła się do smoka i znów zaczęła kopać. Kaiss skinął głową Therze i już niedługo unosił się wysoko w powietrzu, niedaleko miejsca gdzie czekali okręty.
"Jak idą ataki póki co?" - zapytał Kaiss siostrę, nie było go przez dobre kilka dni a w tym czasie cały czas atakowali skazę małymi ale powoli wyniszczającymi atakami.
"Jest dobra i zła wiadomość. Wybrzeża są wstępnie oczyszczone ze skażenia i wrogich istot. To by było na tyle z dobrych wieści. Te gorsze są takie, że wewnątrz wyspy powstała nowa linia obrony, całkiem solidna, coś w rodzaju wyrzutni, tylko że te pociski same się naprowadzają. Najwyraźniej przeciwnik zdążył się przystosować." - usłyszał w odpowiedzi.
"W takim razie przetestuje jak sobie radzą te miotacze, kiedy ktoś teleportuje się do nich z większej odległości, możecie mi pokazać mniej więcej jakieś ze stanowisk?" - chciał spróbować szybkiego ataku z doskoku poprzez teleportacje z większej odległości. Oczywistym było że będzie musiał poprosić There o przebicie tuneli pod wyspie i dokonać ataku na pełną skale z morza, lądu i powietrza za jednym zamachem, ale to mogło chwilę poczekać. Najpierw chciał sprawdzić czy da rade coś zdziałać przeciw tym miotaczom. Jarperx ewidentnie sobie nieco zakpiła z brata mówiąc że wiadomości były złe, były fatalne, miotacze wyrastały jak grzyby po deszczu, mniej więcej co 100 metrów, tworząc zdawałoby się nie do pokonania przeszkodę. Smok osiadł na ziemi jakiś niecały kilometr od najbliższego miotacza, nie był pewien czy metoda poskutkuje, ale chciał chociaż spróbować. Uformował przed sobą ksztalt przypominający lodową kule, ale złożoną z samych sopli, zupełnie jakby wielkie włócznie wyrastały z niewielkiej kuli pośrodku. Następnie teleportował ją miedzy stanowiska i przyspieszył wszystkie części, tworząc masę lodowych pocisków. Atak podziałał... ale był za słaby by zniszczyć cel. Niewiele myśląc, Kaisstrom zwiększył gabaryty pocisku i ponowił atak na miotacze. Atak przyniósł lepsze rezultaty, ale dalej nie zniszczył miotaczy. Kaisstrom za to stwierdził, ze atak pochłania za dużo energii w porównaniu ze skutkami... Zostawała jeszcze jedna metoda, faktycznie lodowe pociski nie miały sensu. Naładował szpon energią, przeniósł się w pobliże miotacza i uderzył, następnie teleportował się z powrotem w miejsce skąd rzucał pociskami. To miało już lepsze skutki. Kaisstrom oderwał spory kawał mięcha, który został mu w łapie. Powtórzył operację kilkukrotnie, chciał istotę zniszczyć, ale miał nadzieję że uda się zachować ciało na tyle żeby dało się ją potem zbadać, choć w to ostatnie nieco wątpił. Po parunastu teleportacjach wyrzutnia runęła, a Kaisstrom mógł mieć już absolutna pewność, ze za dzień-dwa Skaza wymyśli jakąś kontrę i na to.
"Jak szybko dacie zorganizować mi siłę gotową do ataku? Mamy kilkadziesiąt godzin w czasie których damy radę przebić się przez miotacze. Raczej nie więcej." - przekazał rodzeństwu.
" Damy radę coś w tym czasie zorganizować." - doszła do niego odpowiedź.



Następnych kilka godzin było kolejnym wirem obrazów. Kaisstrom wraz z rodzeństwem zaczęli atakować linię obrony, co miało pozwolić na przebicie się głębiej, atakowali od zachodu. W międzyczasie na Kossos przybyli magowie, którzy mieli pomóc w zabezpieczeniu terenu i uniemożliwili regenerację miotaczy. Fakt że Kossos jako wyspa była tak drastycznie przekształcona, że miejscami była prawie żyjącą istotą miał z tą decyzją wiele wspólnego. Udało im się to zrobić na przestrzeni 2 kilometrów. Magowie również poradzili sobie całkiem sprawnie oczyszczając teren. Dopiero wtedy Kaiss ruszył sprawdzić czym dokładnie było tajemnicze pulsowanie mocy Skazy na niezamieszkanym zupełnie zachodnim terenie wyspy. Gdy Kaiss zbliżył się pod postacią wiatru, stwierdził, że jest to coś w rodzaju jaja. Jajkiem nie dało się tego nazwać... kolos wysoki na 30 i średnicy jakichś 20 kilometrów.
"Darkning... kiedy ostatnio widziałeś jajo wysokie na 30 kilometrów i o średnicy jakichś 20 kilometrów?" - gdyby nie fakt ze w tej postaci nie miał brwi, to właśnie by je podnosił do góry. Zaczął badać jajo dokładniej, nie wiedział czy to coś było po prostu napompowane mocą skazy czy też było to jajo jakiegoś innego stworzenia, które miało dopiero zostać spaczone.
"Nie chcesz wiedzieć" odparł Darkning. "Jeśli to twór Skazy, to proponuje to rozwalić póki się nie wykluło."
"Właściwie to chcę, bo właśnie na to cholerstwo patrze, cale pulsuje mocą skazy, wiec spróbuje zaraz zorganizować jakiś atak póki mam jakieś siły uderzeniowe za liniami obrony Skazy, tak przy okazji, ta istota z kopalni okazała sie kopaczem i obecnie Thera zdecydowała się rozgościć pod archipelagiem." - odpowiedział smok. "Potrzebne mi będą wszystkie żywiołaki i smoki, trzeba się będzie zabawić w kucharzy, wielki omlet wielkości niektórych wysepek naokoło Kossos." - przekazał rodzeństwu i teleportował się z powrotem do nich. Najszybciej byłoby się z nimi teleportować w okolice jaja, zniszczyć je i potem zastanowić się jak można zaszkodzić skazie dalej.
"Kopacz... interesujące, na Milgasii jest kopacz płci męskiej... a jest to gatunek zagrożony wyginięciem" mruknął Darkning. Jajo było bronione i to nielicho, więc Kaisstrom potrzebował wszystkiego, co mógł zabrań ze sobą... problem polegał na tym, że musiałby teleportować wraz z rodzeństwem wszystkich an raz... a to pochłonęłoby sporą dawkę energii...
"Macie cokolwiek dostępnego na już, co byłoby w stanie wysadzić w powietrze trzysta metrów litej skały gdyby dało radę zrobić w niej częściowo tunel?" - smok zapytał ludzi w Cytadeli, miał nadzieję że coś mają, "Thera, czy byłabyś może w stanie pomóc w przekopaniu się przez kilkaset metrów skały, tak żebyśmy mogli się dostać do olbrzymiego jaja Skazy? Lub przynajmniej częściowo wykopać tunele na jakieś ładunki i sprawdzę czy ludzie mają coś, czym można wysadzić strop. Jeszcze niewyklute ma dobre trzydzieści kilometrów, więc chętnie spuszczę strop na skorupę i wbiję z żywiołakami do środka zrobić jajecznicę." - podzielił nieco swoją uwagę rozważając lepsze alternatywy niż zużywanie ogromnej ilości energii na dostanie się do jaskini.
"Wykopać tunel? Żaden problem, już zaczynam" mruknęła Thera.
"To na razie tylko koncept, będzie to przydatne tylko jeśli ludzie będą mieli czym wysadzić skały, mam to coś do zniszczenia." - przekazał kopaczce obraz jaja i jaskini. "No a na chwilę obecną nie chcę cię narażać, podobno jest gdzieś jeszcze jeden kopacz... samiec, może ta informacja cię zainteresuje." - przekazał Therze, tunele i wysadzenie sklepienia mogłyby się przydać po zniszczeniu jaja, w celu oczyszczenia miejsca. Chwilowo czekał jeszcze na odpowiedź z cytadeli.
"Mamy ładunki wybuchowe, ale przebicie 300 m skały to nei robota "na jeden raz"" odparł telepata.
"Interesuje... ale nie teraz, na razie najbardziej interesuje mnie mój system korytarzy, który jest niemal nieistniejący obecnie... jak będziesz potrzebował korytarza to mów" rzuciła Thera.
"W takim razie możecie przygotować ładunki, za jakiś czas mogą być potrzebne." - odparł Cytadeli. - "Dziękuję i już chwilowo nie przeszkadzam." przekazał Therze.
- Moi drodzy, sytuacja jest nietypowa... musimy dostać się do silnie bronionej jaskini, w której znajduje się giantyczne jajo. Mniej więcej jak połowa tego robala którego pomogliśmy zniszczyć, tyle że to ma szerokość jakichś dwudziestu kilometrów. Planuję teleportować nas do środka, obstawić wejście, następnie zniszczyć jajo w czasie kiedy część będzie bronić dojścia środka przed obrońcami, którzy na pewno się tam ruszą. Jeżeli ktoś ma jakiś pomysł, mówcie teraz, kiedy nas tam teleportuję będę na tyle zmęczony że będziemy musieli zniszczyć to jajo i się ewakuować, to coś musi zostać całkowicie zniszczone, nie możemy sobie pozwolić na to żeby się wykluło. - przemówił do żywiołaków i smoków.

Niestety nikt nie miał żadnych szczególnych pomysłów.. może dlatego, ze nie widzieli jak jaskinia wygląda wewnątrz, a od tego zależało wiele... Przedstawił więc przed wszystkimi model jaskini zbudowany z przejrzystego lodu. Grubszym zaznaczył ściany a nieco cieńszym jajo i rozstawienie obrońców z momentu kiedy podglądał całe miejsce. Kilka żywiołaków szybko zaproponowało ustawienie, które umożliwi szybką eliminację przeciwników z kilku półek skalnych dających doby widok na punkt wejściowy. Kilkanaście żywiołaków może pozostać koło wejścia i obrzucać ją wybuchającymi elektroładunkami. Ustawienie, które wynegocjowano powinno dać Kaisstromowi wolną rękę.. i około 500 żywiołaków do pomocy, o ile planuje wziąć ze sobą wszystkich... Kaisstrom zdecydował się wziąć ze sobą wszystkie smoki i około 700 żywiołaków, zostawiając część w odwodzie, ale najpierw chciał się zregenerować całkowicie.
- Poleci ze mną 700 i wszystkie smoki, gdyby stało się coś nieprzewidzianego chciałbym mieć mały odwód. Najpierw jednak muszę odnowić energię, powinienem niedługo wrócić. Pomyślcie nad odpowiednim ustawieniem. - powiedział i teleportował się na wyspę świątynną, gdzie użył rewitalizatora. Był wieczór, gdy Kaisstrom wrócił na miejsce. Wszyscy już byli od dawna gotowi na teleportację i czekali aż wszystko się zacznie. Kaiss przeniósł więc cały oddział, który miał dopuścić się ataku do jaskini, niedaleko wejścia. Wszyscy rzucili się do natychmiastowej eliminacji stworów skazy a zaraz potem ruszyli wgłąb. W kierunku gigantycznego jaja. 400 żywiołaków wraz z Seremionem zostało przy wejściu, cała reszta ruszyła w kierunku jaja.

Przy wejściu zrobiło się gorąco po bardzo krótkim czasie. Kaissrtomi i reszta dotarli do jaskini z jajem... tu też niemało było istot Skazy, ale sprawiały wrażenie mniej przystosowanych
"Kaisstromie. Niejaki Victor - Wybraniec Foggosa chce się z tobą skontaktować" przekazał nagle Darkning. "Chce ci pomóc z wyrzynaniem Skazy na archipelagu w zamian za odstąpienie mu dwóch-tzech zamieszkanych wysp. Podczas starcia z robalem na jego kontynencie w wyniku działań Skazy i Aarona wymarły istoty żywe..."
"Przypomnij mi czego bogiem był Foggos, czy nie przypadkiem krwi i chaosu? W tym momencie ma najlepszy i najgorszy moment do negocjacji, właśnie atakuję to gigantyczne jajo, jeśli chce zamieszkane wyspy, możemy podyskutować, nie oddam ich ot tak po prostu, nie chcę żeby mieszkańcy Archipelagu skończyli tak jak na kontynencie" - odparł Kaiss.
"Foggos to bóg krwi, ale od chaosu i ognia jest Vistenes, którego wybrańcem jest Aaron" odparł Darkning. "Z tego co słyszałem chce wspólnie z tobą oczyścić archipelag i w zamian za to oddałbyś mu parę wysp, mogę go teleportować do ciebie by ci zaczął już pomagać."
"W takim razie przyślij go, przedyskutujemy wszystko na spokojnie, myślę że będziemy w stanie się dogadać." - odparł smok, miał nadzieję że nie popełnia głupoty, ale fakt był faktem, szło mu dość powoli. Koło smoka pojawił się demon przypominający dość mocno człowieka, gdyby nie liczyć czerwonej skóry i rogów...
- Witaj.. rozumiem, ze na razie masz coś do roboty - powiedział, rozglądając się. - To jajo.. chcesz je zniszczyć, czy tak? - zapytał.
- Tak, taki był plan, ostatnio zniszczyliśmy robala który był nieco większy, zdaje się że zająłeś miejsce wybrańca, który padł próbując się nim zająć samodzielnie. Więc nawet nie chcę myśleć co się może wykluć z tego. - odparł szybko.
- Ptak - odparł Victor bez zastanowienia. - Dwugłowy, latający potwór przypominający ptaka - sprecyzował. - Jeśli przymrozisz skorupę w jednym miejscu to zrobię w niej dziurę. Nejlepiej gdzieś poniżej środka ciężkości, to wyleje się możliwie duże zawartości...
- Mhm, podejrzewam że cała jaskinia na dnie wypełni się skażonym wnętrzem, później zawalimy strop i oczyścimy to wszystko z zewnątrz. Zaczynajmy. - Kaisstrom dotarł do skorupy, wybrał miejsce gdzie podstawa dopiero się rozszerzała, mimo że musiał zejść dość nisko, obstawa z żywiołaków i smoków na szczęście dobrze się spisywała. Zaczął zamrażać lodowym oddechem. Victor w tym czasie zmieniał się ciągle w strugi krwi latając między istotami skazy i zadając za każdym razem śmiertelny cios. Szybko i sprawnie wraz żywiołakami oczyścił jaskinie z pomiotu w czasie, gdy smoki zajmowały się mrożeniem. Gdy Kaisstrom skończył w zamrożony fragment uderzyło coś na kształt lancy z energii krwi, rozbijając przemarzniętą skorupę. Z jaja wypłynął paskudny szlam, przed którym smoki pośpiesznie zwiały.
- To coś w środku częściowo się ukształtowało... jak przestanie lecieć szlam spróbuj zamrozić zawartość i ponowie atak - powiedział Victor po chwili milczenia.
- Żywiołaki, wesprzyjcie oddziały przy wejściu, myślę że resztę już tutaj dokończymy. - rzucił głośno, podejrzewał że tym przy wejściu pomoc bardzo by się w tym momencie przydała.
- Z tego co mi wiadomo, Foggos jest bogiem krwi i zdaje się też mordu czy coś podobnego, nie chciałbym żeby nasze interesy weszły w konflikt, zwłaszcza na archipelagu. Wiem że na twoim kontynencie niewiele zostało a twoja pomoc będzie bardzo przydatna i pomoże w pozbyciu się skazy jak najszybciej. Chciałbym więc żeby nie skończyło się to w taki sposób jak ostatnio, to jedna sprawa, druga, jak podchodzisz do sprawy wolnej woli? To bardzo ważne pytanie. - zapytał smok czekając aż paskudny szlam się wyleje.
- Bólu - sprecyzował Victor. - Od mordu chyba nikogo nie ma, może połaszę się na tę domenę, jak kiedyś zrobię masakrę na istotach Skazy - zastanowił się na głos. - A jak można podchodzić do wolnej woli? Każdy ją ma - wzruszył ramionami.
- I o to by chodziło żeby każdy ją miał i zatrzymał, żadnego niewolnictwa i tym podobnych. Szkoda że nie zapoznano nas kiedy jeszcze Elmici szwendali się po okolicy nie będąc wypaczonymi przez Skazę, myślę że sami by się z chęcią do ciebie zagarnęli. - uśmiechnął się krzywo do swoich myśli. - Myślę że się dogadamy, trzeba będzie jedynie ustalić które wyspy i kiedy przejmiemy dla ciebie. - mruknął, Był gotowy na dalsze mrożenie, chociaż szlamu była ogromna ilość. Skorupa też musiała być potężna skoro cały ten wypływ nie powiększył zbytnio dziury ani nie rozbił zupełnie osłony.
- To jak stąd wyjdziemy - mruknął Victor i westchnął, oglądając się na jajo. - Powiększę tę dziurę - zaproponował.
- Przyda się, dobrze że znalazłem to zanim się wykluło, pewnie narobiłoby sporego smrodu. - przymroził inny kawałek skorupy niedaleko dziury, żeby tamtemu łatwiej było rozbijać. Victor szybko to zniszczył. Po niecałej minucie Kaisstrom widział poruszające się w środku jaja coś... aż zebrało się mu na wymioty. Powstrzymał się i zamiast wymiocinami rzygnął w kierunku istoty czystymi błyskawicami. Następnie wziął się ponownie za mrożenie. Miał nosa z atakiem natychmiastowym. Victor nie miał kłopotu z patrzeniem na takie rzeczy. Kaisstrom dał radę stwierdzić po spojrzeniu demona, ze nie jest jakimś młokosem. Gdy tylko smok skończył mrozić Victor naładował mocniej atak i stłukł zamrożoną istotę wewnątrz. Kaisstrom plunął ogniem na resztki istoty, tak żeby zostały tylko popioły. Następnie ruszył sprawdzić jak sytuacja przy wejściu. Kiedy tam dotarł, teleportował wszystkich ponownie z dala od jaskini, w okolice oczyszczonego pasa bez linii obronnych.


Teraz skoro udało im się wstępnie ograniczyć możliwości Skazy i mocno zmniejszyć jego siły na Kossos, mogli zacząć opracowywać nową taktykę. Na dodatek, musiał sprawdzić kilka miejsc z pamięci Furii oraz zapisków archeologów. W niektórych rzeczach ktoś mógł go na szczęście wyręczyć. 300 żywiołaków ruszyło znaleźć przybliżone lokacje miejsc związanych z Uranosem i "wolności" oraz ogólne rozeznanie w archipelagu, sam zaś zajął się opracowywaniem czegoś nowego dla najwyraźniej coraz większych pupilków Skazy. Siła nie była jego mocną stroną w przeciwieństwie do szybkości, musiał zacząć się rozwijać ogólnie, ale na chwilę obecną miał inny pomysł. Zaczął pracować nad szarżą, w czasie której przyspieszał się wiatrem do zawrotnych prędkości. Poprosił Victora o pomoc z opracowaniem ciosu, tworzącego szpicę lub krawędź, która przebijałaby praktycznie każdy pancerz, będąc niemalże nieskończenie ostra. Na końcu zaś coś w rodzaju ładunku energetycznego, który mógłby z siebie wyrzucić przy uderzeniu. Najważniejsze było jednak połączenie tych elementów, a tego nie mógł zrobić dopóki nie opanuje do perfekcji trzech poprzednich. Żywiołaki w tym czasie zaczęły trenować przemieszczanie się pod ziemią w niematerialnej formie, tak żeby wyrzutnie Skazy nie mogły im nic zrobić nawet w momencie ataku. Smoki kolektywnie w reakcji na pomysł rycia w ziemi wybuchły śmiechem, każdy dziabnął kilka razy pazurami ziemię i pokręcił głową. Ich domem było niebo, nie ziemia. Nie zmieniało to faktu że zaczęły powstawać dowcipy o nowych smokach powietrzno błotnych i lodowo błotnych. Autorami większości z nich były oczywiście same smoki.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: Świat Pasem: Czas Orłów i Kruków

Post autor: WinterWolf »

Amber

- Jest wpierw jedna rzecz, o którą będę chciała spytać Carmen - mruknęła Amber. - Mam pomysł na to jak można jeszcze zwiększyć nasze szanse w walce ze Skazą - warknęła.
- Mmmhm... szukamy jej czy czekamy aż się zjawi? – zapytał Aleks.
- Zobaczymy jak mi idzie ze spektropatią. W końcu szansa na to by to wykorzystać - mruknęła. Amber postarała się nawiązać połączenie tak jak się tego uczyła przez ostatnie dni. "Mam pewien pomysł, ale potrzebuję twojej wiedzy i konsultacji z tobą".
"Hmm?" mruknęła Carmen.
Amber dokładnie zobrazowała to co chciała kobiecie przekazać. Po pierwsze Carmen miała okazję poznać rozmiar zebranej i zgromadzonej w wilkołaczycy nienawiści oraz niepokój, który wywoływała niecierpliwość mroczniaków. "Moją siłą jest moja nienawiść do Skazy oraz do istot, które zagrażają tym, których chronię. Czy jest sposób by czerpać siłę z nienawiści innych istot? Nawet wybrańcy dobrych bóstw ją czują nieważne jak bardzo starają się od siebie tę świadomość odsunąć" rzuciła.
"Potrzebowałabyś nośnika..." mruknęła Carmen. "Czegoś, co mogłoby nieść emocje... łącze cieniem mogłoby być, jest praktycznie niewyczuwalne... ale trzeba by cię dobrze ulokować, musiałabyś utrzymywać łącze cały czas, aktywnie.
"Jeśli jest to możliwe to chcę to zrobić. Po sobie wiem, że sama nienawiść jest w stanie trzymać istotę przy życiu. A trzymać się przy życiu, gdy wokół szaleje Skaza wcale nie jest tak łatwo" przekazała.
"Musimy wrócić do Azylu" stwierdziła Carmen. "Tam spróbujemy.
"Zastanawiamy się z Aleksem nad pomocą Adeli u niej na kontynencie" powiedziała.
"Niezły pomysł, żeby rozładować napięcie mroczniaków..." mruknęła Carmen.
"Tymczasowe rozwiązanie. To co czują mroczniaki to ta sama burza, którą czuję ja" mruknęła. "Myśląc o mroczniakach i tym jak chłoną moją nienawiść wpadłam właśnie na pomysł by czerpać moc z nienawiści innych istot. W końcu nawet Diana i Adela mogą być w takim wypadku źródłem mocy" mruknęła.
- Adela raczej słabym, prędzej Diana - mruknęła Carmen, wchodząc do pomieszczenia.
- Czasem nawet jej udziela się ta emocja. Słabiej niż innym, ale dobrze mam w pamięci naszą rozmowę o traktowaniu wyznawców jak przyjaciół - powiedziała Amber.
- Taa... jej może być przykro i może chcieć chronić swoich wyznawców... ale nie czuje nienawiści względem Skazy - mruknął Aleks. Carmen skinęła głową.
- Zobaczymy - mruknęła Amber. - Mimo wszystko zależy mi na tym bardzo. W ten sposób mogłabym znacznie zwiększyć moje możliwości. Po tym jak po pożarciu mocy tego robala wróciliśmy do domu wyostrzyło mi się postrzeganie emocji. Mieszkańcy Azylu... Mieszkańcy Milgasii... Byliby olbrzymim ładunkiem energetycznym... I to jak sądzę zupełnie bez szkody dla nich samych jak miało to miejsce w przypadku feralnego poświęcenia żyć tysięcy istot przez Aarona - mruknęła. - A na wszystkich kontynentach istnieją też drapieżniki i ich ofiary, istnieją ludzie i nieludzie, którzy ponieśli jakieś krzywdy czy to z łap Skazy czy dowolnych innych - mruknęła.
- Masz niezły pomysł, ale tak jak mówię, musimy stworzyć wieź z każda istotą, myślę, jakby to ładnie wszystko zrobić za jednym zamachem, ale raczej się nie da. Będzie trzeba stworzyć każdą pojedynczą wieź ręcznie... - mruknęła kobieta.
- Mówiłam ci już kiedyś, że dałabym się obedrzeć ze skóry byle tylko zdobyć moc konieczną do pokonania Skazy - powiedziała Amber. - Wysiłek mi nie jest straszny o ile wiem, że to ma szanse powodzenia - dodała.
- Dobra, daj mi pomyśleć - mruknęła Carmen.
Amber skinęła głową.
- W tym czasie chyba możemy poprzeszkadzać Skazie u Adeli, nie? - spytała. Sądziła, że zadanie jest na tyle problematyczne, że mimo całej swojej wiedzy i doświadczenia Carmen będzie potrzebowała jednak więcej czasu. A mroczniaki ostro dawały się teraz Amber we znaki.
- Idźcie, jak skończycie to wracajcie na Milgasię, dokładniej w góry na najwyższy szczyt, tam będę - stwierdziła kobieta i pstryknęła palcami, by zniknąć.
- Zobaczymy czy dam radę postawić portal do Adeli? - spytała Amber.
- Proszę bardzo - powiedział Aleks, podnosząc się i siadając, by obserwować Amber.
Amber przywołała z pamięci lokalizację do których przenosił ją Aleks gdy stawiał portale by pozwolić Amber przedostać się do Adeli. Następnie postarała się postawić portal tak jak się uczyli przez ostatnie dni.
Zajęło jej to niecałą minutę. Aleks stwierdził, że portal jest postawiony należycie i prowadzi na dziedziniec głównej świątyni Thirel inaczej zwanej Pałacem.
- Idealnie - mruknęła Amber zadowolona z rezultatu... Po czym zwyczajnie przeszła przez portal.
Wyszła po drugiej stronie i stanęła twarzą w twarz z nieco zdziwioną Adelą...
- Idealnie - powtórzyła Amber tym razem z uśmiechem na twarzy. - Uczyłam się stawiać portale. I przy okazji przypomniałam sobie, że w niektórych miejscach masz jeszcze u siebie mniejsze i większe skupiska skażenia - zaczęła spokojnie Amber.
- Ano mamy jedno wielkie, z którym chcemy sobie poradzić na dniach... właśnie chciałam się do ciebie zwrócić, czy będziesz mogła przybyć za dzień-dwa... - bąknęła zaskoczona elfka.
- Dzień, dwa... - zastanowiła się Amber. Poruszyła barkami, by rozluźnić nieco napinające się mięśnie. Nawet ona na myśl o mordowaniu istot Skazy wyłaziła ze skóry. Musiała przymknąć oczy by nieco uspokoić burzę. - W sumie mocno zależałoby mi na tym by stało się to w miarę szybko - powiedziała wilkołaczyca poważnym ale spokojnym tonem. - Mroczniaki uwierają i drażnią. Z każdą chwilą coraz mocniej i mocniej... - mruknęła.
- Możesz trochę poszperać, ale nie wywołaj znów czegoś takiego jak na Astarii - bąknęła Adelajda, uśmiechając się.
- Nie sądzę byś zaniedbała tak swój kontynent by coś takiego u ciebie urosło. Zresztą nawet jeśli gdzieś się takie coś uchowało to chyba lepiej wywabić to wcześniej, niż wtedy, gdy będzie równie wielkie i wredne co astariański robal - Amber się uśmiechnęła. Sugestia szperania w poszukiwaniu stworów Skazy wywołało u Amber przyjemny dreszcz. Żądza zabijania pomiotu Skazy aż nadto wyraźnie odbijała się w jej oczach.
- No dobra, tylko nie zrób sobie krzywdy - bąknęła Adelajda.
Wilkołaczyca się uśmiechnęła.
- Choćbym nie wiem jak bardzo bym tego pragnęła nie mogę sobie pozwolić na to by szaleć podczas walki ze stworami Skazy. Znam mniej więcej swoje granice możliwości. To jest tylko wentyl bezpieczeństwa. Muszę spuścić nieco nadmiarowych emocji by móc dalej normalnie funkcjonować - powiedziała. - Także bez obaw - dodała.
- No dobra... baw się dobrze? - Adelajda uniosła brew.
Amber się przeciągnęła zmieniając przy tym postać na bestię. Zamruczała.
- Nawet bardzo. Dziękuję - dodała wciąż mrucząc. Zbliżająca się okazja do dopieczenia wrogom wprawiła ją w dobry nastrój. - W razie czego, które tereny chcecie później odbijać? Zjawię się na czas wspomóc was i w tym - dodała.
- Pozostało już tylko jedno duże skupisko istot Skazy - stwierdziła Adelajda. Zachodnie wybrzeże -
- Dobrze. Rozejrzę się więc za mniejszymi skupiskami. Duże załatwia się lepiej w doborowym towarzystwie - powiedziała.
Zachodnie wybrzeże nie było aż tak mocno zainfekowane jak Martwe Morze na Astarii , ale Skaza zamienił je w prawdziwą fortecę... z murem i basztami.
Amber chciała znaleźć wpierw obszary, które nie były chronione w taki sposób. Jakieś siedliska czy gniazda Skazy.
Mur był wszędzie.. straż też. bez ataku frontalnego lub przynęty raczej nie będzie walki...
Amber rozejrzała się za czymś w rodzaju bramy lub za inną tego typu słabszą strukturą w linii muru.
Słabszej nie znalazła, ale mogła przeniknąć za mur przez jego cień.
Amber po prostu posłała za mur ładunek głodnej energii i się ukryła czekając na reakcję. Powinno błyskawicznie wyciąć całe mięso armatnie i zmusić pozostałe stwory do ruszenia tłustych dupsk ze swoich miejsc.
Z wnętrza rozległy się ryki i różne dziwne dźwięki, mur runął w paru miejscach i fale zdychających lub półżywych istot zaczęły wylewać się przez wyrwy.
Amber wypuściła na nie mroczniaki pozostając w pobliżu tak by dalej miotać tu i tam energię i przy okazji dać możliwość mroczniakom się w razie potrzeby wycofać. Bardzo starannie pilnowała całej sytuacji nie chcąc dać się zaskoczyć. Nie chciała zostać zaatakowana przez stwory, z którymi mogłaby sobie nie dać rady, dlatego uważnie sprawdzała siłę każdego przeciwnika na którego posłała mroczniaki lub którego poczęstowała wybuchowym ładunkiem. Miała rozładować nagromadzone emocje, a nie dać się zamordować na polu walki...
Fala istot nie kończyła się i po pewnym czasie Amber zauważyła, że jest okrążona przez totalny chaos, chwilę zajęło jej zorientowanie się, że istoty skazy są wszędzie wokół niej i nie ma jak się wycofać. Musiała przenieść się poza zasięg "pierścienia" który powstał wokół niej i tam po raz kolejny wysłała mroczniaki do boju. Z nowego miejsca jednak miała inną perspektywę i dostrzegła, że z wnętrza fortecy nadciągają potężniejsze istoty Skazy, które już nie będą takim łatwym łupem.. a było ich sporo.
Amber postanowiła puścić ostatni ładunek głodnej energii, który poczyni dodatkowe spustoszenia wśród mięsa armatniego i wycofała mroczniaki. Dokonały tu i tak ładnej rzezi. Gdy mroczniaki się cofnęły Amber przeszła w cień by zniknąć stworom Skazy z pola widzenia. Postanowiła, że będzie te duże i potężne stworzenia obserwować. Gdyby się rozdzieliły potraktuje je odpowiednio, a tak postara się by nie stanowiły niebezpieczeństwa dla miast i wsi na kontynencie.
Istoty wypadły za mury i zatrzymały się. Niektóre stały po kolana w zwłokach mniejszych pobratymców. Po chwili stania i wyszukiwania Amber wszystkimi metodami, jakimi dysponowały zdecydowały się wrócić do fortecy. Nie rozdzieliły się, ani nie oddaliły od fortecy, więc Amber nie miała okazji do ataku na pojedynczy cel.
Amber jeszcze obejrzała sobie to miejsce w formie cienia. Oczywiście zachowała dalej ostrożność, bo choć istoty Skazy które do tej pory spotkała nie umiały jej wykryć, ale może Skaza już coś wykombinował by ją wykryć... Chciała się zorientować z jakimi siłami tutaj mają do czynienia, by móc spokojnie uprzedzić Adelę czego minimalnie się może elfka spodziewać.
Oględziny wykazały, że wszystkie widoczne i wykrywalne siły liczą łącznie prawie milion. Sześćset tysięcy drobni, odliczywszy to co Amber zabiła energią, 300 tysięcy potężniejszych istot, które jednak dla Amber nie stanowiły dalej godnych przeciwników. 90 tysięcy istot, które wytrzymałyby dwa pociski i Amber mogła faktycznie poczuć ich atak. Nieco mniej niż 10 tysięcy istot, które zdzierżyłyby nawet dwa ciosy ostrzem cienia... no i były jeszcze te wylęgarnie, w których tkwiły zapewne najsilniejsze z istot.
Amber oddaliła się kawałek od tego miejsca i wróciła do Adeli. Armia Skazy, która tam stacjonowała była jednak bardzo duża. Mięso armatnie choć słabe zapewne będzie się plątało pod nogami... Zgodnie ze swoją rolą. Trzeba się będzie tego draństwa szybko pozbyć, by móc toczyć poważniejszą walkę.
Adela dalej byłą w świątyni. Stałą na balkonie z zamkniętymi oczyma i dłońmi wyciągniętymi naprzód.
- Dystansowe oddziaływanie - powiedział Aleks. Wypadało poczekać aż kobieta skończy.
Amber się rozsiadła w stworzonym przez siebie z energii fotelu. Przymknęła oczy, cierpliwie i wygodnie sobie czekając.
Wreszcie Adelajda skończyła i odetchnęła, uśmiechając się, po czym oparła się o balkon, by wreszcie się obrócić.
- O - bąknęła, widząc Amber w jej "tronie".
- Muszę przyznać, że stworki Skazy zapewniły mi rozrywkę, której potrzebowałam. Udało mi się zebrać nieco danych na temat tego czego minimalnie możemy się tam spodziewać. Jakiś milion jednostek. A zapewne jeszcze więcej - zaczęła. Przeciągnęła się na swoim siedzisku.
- Sporo - Adelajda zagryzła wargę. - Wiem, ze Diana nam pomoże, może ściągnę też Ketha, Kaisstroma i Vermona? I tę... no... - elfka pstryknęła palcami. - Amandę! - dodała, zadowolona, że zapamiętała imię, zasłyszane tylko raz. - Mam spory kłopot z zapamiętywaniem imion - bąknęła robiąc bezradny gest rękoma w odpowiedzi na zdziwione spojrzenie Aleksa.
Amber westchnęła. Od chwili teleportowania się pod mury Skazy pozostawała w postaci bestii, ale to wcale nie czyniło jej odporną na coś co było po prostu słodkie lub urocze. Wstała ze swojego miejsca, które się natychmiast rozpłynęło by nie tarasować nikomu przejścia po czym bezceremonialnie liznęła elfkę w skroń i ucho. Zupełnie jakby postąpiła ze szczenięciem, które ją rozbroiło czymś.
Adelajda zamrugała oczyma.
- Hm... nie znam się na wilczych zachowaniach - bąknęła.
- Tłumacząc na nasze zostałaś uznana za uroczą - mruknął Aleks i się zaśmiał.
- No dobra... wybaczcie mi, ale muszę zorganizować nam wsparcie - westchnęła. - Vermon oczyścił swój lad, więc z nim rozmówię się w pierwszej kolejności. Potem Keth... Amanda i Kaiss jednak maja jeszcze "porządki" u siebie... - westchnęła. - Nie będę odciągać ich od ich lądu... tym bardziej, ze oboje mają dość mocno skażony teren na głowie... - zamilkła. - Nie, to zabrzmiało źle, nieważne, dziękuję za zwiad - uśmiechnęła się do Amber.
- Był mi równie potrzebny jak tobie - powiedziała Amber. - Z innych względów co prawda, ale dzięki temu jestem w stanie trzeźwo myśleć - skinęła łbem. Zmieniła postać na ludzką i uśmiechnęła się szczerze. - Zobaczymy co możemy ściągnąć od siebie z Milgasii bez osłabiania własnych sił i daj znać jak będziemy ruszać. Skazie należy się solidny kopniak w zad - powiedziała.
Adelajda skinęła głową, uśmiechając się.
Aleks już chciał stawiać portal.
- Khm... Amber, ty chcesz się dalej ćwiczyć w stawianiu portali? - zapytał.
- Bez praktyki nie nabiorę wprawy. Więc zobaczmy co mi z tego wyjdzie - mruknęła. Postarała się postawić portal powrotny na Milgasię. Do Azylu.
Za drugim razem wyszło jak trzeba i stawianie zabrało Amber 30 sekund. Aleks skinął głową.
- Może i za drugim podejściem, ale postawiłaś portal w połowę ostatnio potrzebnego czasu.
- Sądzę, że w najbliższym czasie będę je stawiać na lewo i prawo - zaśmiała się. Przeszła przez portal.
Aleks skinął głową Adeli i poszedł za Amber.
- Hm... mieliśmy udać się na szczyt... - zauważył wilkołak, gdy już byli w Azylu.
- Nigdy tam nie byłam, więc chyba bym nie była w stanie postawić tam portalu - powiedziała. - Chyba tutaj muszę oddać tobie pałeczkę w tej materii - dodała.
Aleks skinął głową i postawił nowy portal.
- Ta-da - rzucił, wskazując portal dłonią.
Amber uśmiechnęła się słodko i zniknęła w portalu.
Aleks westchnął i podążył za nią.
Stanęli na szczycie... gdzie w litej skale wyrzeźbione było coś na kształt kaplicy o kształcie złowrogo wyglądającej czaszki z dziwnym znakiem na czole. Budynek miał jakiś 7 metrów wysokości i 8 szerokości. Zęby czaszki jakby wgryzały siew skałę. Do środka można było wejść przez dwuwahadłowe drzwi znajdujące się w miejscu, gdzie były jamy nosowe czaszki.
- To znak mocy zła - powiedziała Carmen, wychodząc ze środka.
- No tak jakoś wydawał się znajomy... I tak bardzo na miejscu - mruknęła. - Co to właściwie za miejsce? - spytała.
- A moja robota, właściwe miejsce dla właściwej osoby do wchłaniania nienawiści istot całego świata - Carmen wzruszyła ramionami.
- Coś, przed czym muszę cię jednak ostrzec. Ten sposób pobierania energii jest bardzo efektywny, ale wpłynie na wszystkich, których obdarzyłaś swoją mocą w ten czy inny sposób... i na ciebie - zaznaczyła.
- W jaki sposób? - spytała. - Chcę wiedzieć z jakimi konsekwencjami się będę musiała w razie czego zmierzyć - mruknęła.
- Będzie podobnie jak z twoimi mroczniakami. Będą bardziej nienawidzić... na razie Skazę, bo nie ma alternatywy, a potem zapewne kolejnych twoich wrogów, o ile takich znajdziesz... Jeśli nie znajdziesz to trzeba będzie wymyślić coś, co umożliwi im rozładowanie nienawiści. Na szczęście potomstwo twoje, czy też Revenantów będzie wolne od nasilenia tego uczucia...
- Powiedz, Carmen... Jaka szansa, że po Skazie nie przyjdzie żadne nowe zagrożenie? - spytała poważnie Amber.
Carmen westchnęła.
- Nikła - powiedziała po chwili.
- Hmm... Amber... Victor chce z tobą się rozmówić - bąknął Aleks.
- Hm... ja jeszcze mam tu parę zaklęć do nałożenia, więc masz jakiś... dzień? Coś koło tego - mruknęła Carmen.
- Więc przyda nam się każda odrobina mocy jaką możemy zdobyć - powiedziała poważnie. - Nienawiść znajdzie ujście. Trzeba tylko będzie znaleźć sposób na to by opanować nagłe wybuchy - dodała. Obróciła się do Aleksa - Victor? - spytała.
- Wybraniec Foggosa - odparł Aleks.
- Ach... Istota, która zastąpiła zmarłego brata Aarona - dopowiedziała sobie Amber. - Ciekawa jestem co on ma do powiedzenia - mruknęła.
- Czyli mam mu przekazać, by się tu zjawił? - zapytał Aleks.
- Może nie w tym miejscu lepiej. Znajdźmy jakieś bezpieczne i przytulne miejsce na terenie Milgasii, gdzie w razie czego nie naszkodzi. Ostrożności nigdy za wiele. Nie znam go jeszcze - mruknęła.
- Niecka górska 120 kilometrów stąd? - zaproponował Aleks.
- Może być - powiedziała Amber. - Prowadź i daj mu znać - dodała.
Aleks stworzył portal i skinął nań głową.
- Wskakuj, on zaraz tam bezie, ja poczekam tu.. czy mam iść z tobą? - zapytał.
- Jak wolisz. Chociaż w sumie i tak będziesz słyszał to co mówimy bez względu na odległość - uśmiechnęła się pod nosem. W końcu mieli stałe łącze.
- Dobra, rozmówcie się jeden na jeden - powiedział Aleks. - Dam mu znać, gdy będziesz w niecce -
- Dzięki - Amber wkroczyła w portal. Rozejrzała się wokół zainteresowana otoczeniem. Podziwiała góry.
Wkrótce pojawił się koło niej dobrze zbudowany mężczyzna o czerwonej skórze, kilku rogach na głowie i złotych oczach.
- Witaj - skinął głową Amber. - Moje imię znasz, ale warto się przedstawić. Jestem Victor - wybraniec Foggosa - powiedział.
- Jestem Amber. Służę bogini Azariel - wilkołaczyca odwdzięczyła się tym samym. To, że gościa nie znała wcale nie upoważniało jej do bycia nieuprzejmą lub opryskliwą. - Co cię tu sprowadza? - spytała.
- Znużenie i irytacja. Moi... sojusznicy traktują mnie jak szczenię, zapominając, ze mają do czynienia z istotą, która żyła i miała swoje do powiedzenia w tym świecie na długo przed tym jak urodzili się ich rodzice. Nie mam zamiaru znosić psychicznych wahań Aarona, który przerzucił na mnie uczucia, którymi darzył swego zmarłego młodszego brata. Ten mężczyzna jest niestabilny i nie mam zamiaru być blisko, gdy nastąpi detonacja. Nie opowiedziałem ci tego, ani by mu zaszkodzić, ani by dawać ci jakaś przewagę, a byś zrozumiała moje położenie. Oddzieliłem się od nich i szukam siły na własną rękę. Uważam, że znalazłem jej wiele i chciałem cię poprosić o sprawdzenie moich zdolności. Będę chciał z tobą walczyć w jakimś miejscu, gdzie nie będziemy nikomu zawadzać. Nie liczę, że wygram, ale chcę byś pod koniec oceniła moje dotychczasowe osiągniecia w tej sferze. Wybraniec Harmony jest nieuchwytny, a ty jesteś drugim najbardziej doświadczonym Wybrańcem po nim - zrobił pauzę.
Amber skinęła głową dając do zrozumienia, że może mówić dalej. Słuchała go uważnie.
- Drugim powodem, dla którego zwróciłem się do ciebie to fakt, ze w razie czego z tego co mi wiadomo jesteś połączona jakaś silna więzią ze swoim betą. W razie jeśli podczas walki wyrządził bym ci jakimś cudem znaczną krzywdę, to on będzie w stanie cię odtworzyć taką, jaką byłaś przed walką. Odnośnie masakrowania mnie też nie musisz się lękać... raczę wątpię, by była na tym świecie siła zdolna zabić mnie permanentnie, tu wchodzi kolejny powód, dla którego chcę się z tobą zmierzyć - pracowałem nad tym samoodtwarzaniem długo i jeśli zawiodłem, to znaczy, że nie nadaję się na wybrańca i ktoś inny powinien przejąć pałeczkę, a jeśli udało mi się to mogę śmiało korzystać z tego podczas walki ze Skazą, więc tak czy wspak zysk dla ogółu. Z innych spraw, to zaznaczę, że nie planuję pchać się do waszego sojuszu jak Wybraniec Aramona. Po pierwsze zdaję sobie sprawę, że co najmniej dwie osoby tam widziałyby mnie chętniej w paszczy Skazy niż u swego boku, a po wtóre nie mam wyznawców, bo jakiś debil musiał wytłuc praktycznie wszystkich na kontynencie, który mój poprzednik dostał pod opiekę, zmieniając przy okazji teren w niezdatny do zasiedlenia, więc jestem znacznie słabszy niż reszta Wybrańców i nie zapowiada się na zmiany w tej kwestii - demon odetchnął i potarł czoło.
Amber westchnęła.
- Zastanawia mnie tylko, kto trąbi na lewo i prawo, że mam więź z moim betą - mruknęła Amber niezadowolona z tego faktu. Nie przypominała sobie by uprzedzała o tym pozostałych wybrańców. A taka wiedza dostępna powszechnie stwarzała dla Aleksa dodatkowe problemy... Na pewno Skaza gdyby dotarł do takowej wiedzy celował by w pierwszej chwili w Aleksa, by go unieszkodliwić. - Nikt cię też do żadnych sojuszy zaciągał na siłę nie będzie. Rozumiem też trudności przez które musisz przechodzić... Aaron unicestwił aż tak wielką liczbę wyznawców Foggosa? - dopytała jeszcze.
- Wieź jest niedostatecznie zamaskowana, bym jej nie wykrył, ale moje możliwości detekcji są mniej-więcej w 70% tak samo zaawansowane jak twoje i to wystarcza. Jeśli chcesz ukryć tę więź lepiej to powinnaś porozmawiać o technikach maskowania z Kethem. Wisi ci za stworzenie sojuszu z Dianą, mówiąc otwarcie... - demon wzruszył ramionami.
- Aaron i Skaza na spółkę. Nie było co zbierać. Mam nadzieję, że na jakimś kontynencie nie ma jeszcze Wybrańca i mógłbym wziąć go "pod opiekę"
- Hm, dobrze wiedzieć. Dzięki za radę. Wygląda na to, że Aaron naszkodził bardziej niż nam się wydawało - westchnęła. - Niestety geografia to moja słaba strona, więcej jestem w stanie o kontynentach powiedzieć mając mapę przed oczami, więc nie powiem za wiele w kwestiach wolnych kontynentów... Szkoda jednak tych wszystkich istnień - Amber potarła brwi. Jako wilkołak była mocno przywiązana do życia jako takiego. Żal jej było zwierząt i roślin na równi z istotami inteligentnymi. Jako istota wybrana przez Azariel żałowała też potencjału jaki wiązał się z pozyskaniem istot z tamtego kontynentu jako wyznawców.
- Jakby na to nie spojrzeć nasz cel jest identyczny. Chcemy zniszczyć Skazę. Wydajesz się być rozsądny - stwierdziła. - Pomogę ci, bo mimo wszystko jesteś kolejną siłą dysponującą boską mocą do walki ze Skazą, a tylko boska moc jest w stanie go zniszczyć. Spytam Aleksa czy zna miejsce gdzie możemy stoczyć walkę o której mówisz i powiadomię go o wszelkich konsekwencjach z nią związanych - powiedziała.
Demon skinął głową w milczeniu i uśmiechnął się lekko.
"W tej niecce możecie się tłuc w sumie spokojnie..." przekazał Aleks.
- W porządku. Ta niecka może nam posłużyć za pole walki. W razie czego liczę na wzajemność w kwestii pokazania mi dziur w moim sposobie walki. To że mam jakieś doświadczenie w walce ze Skazą nie znaczy, że nie można czegoś ulepszyć - powiedziała spokojnie.
- Walczę od ponad dwustu lat. Powinienem być w stanie dorzucić parę pomysłów - demon strzepnął dłonie.
- Możemy zaczynać, czy chcesz przejść w lepsze miejsce? - zapytał. - Ewentualna widownia też nie będzie mi przeszkadzać.
- Aleks jest w stanie śledzić moje poczynania z bezpiecznej odległości i w razie gdybym padła będzie wiedział co zrobić, więc widowni raczej nie będzie. Poza tym chyba nie ma tu nikogo zainteresowanego tym co teraz robimy. Miejsce jest moim zdaniem wygodne i powinno być bezpieczne dla pozostałych istot na Milgasii - powiedziała i przeszła przemianę w bestię. Potwór jak na starcie z demonem wydawał jej się za duży i zbyt mocno przystosowany do walki z większymi od siebie istotami. A bestia nadawała się idealnie do walk z mniejszymi i mniej więcej równymi gabarytowo stworami.
Demon przywołał lekki pancerz i dwa krótkie ostrza, które momentalnie zamazały się.
- Rzucę monetę, gdy dotknie skał zaczynamy, pasuje? - zapytał demon, a Amber dostrzegła małą monetę miedzy jego palcem wskazującym a środkowym.
Skinęła łbem. Była gotowa, w pancerzu i ze szponami przygotowanymi do starcia.
moneta poszybowała. W momencie, gdy uderzyła i podłoże Victor zamienił się w jednolitą smugę czerwieni. Atakował po łuku od boku.
Amber stworzyła wokół siebie tarczę energetyczną, przeniosła się za niego i natarła z furią jak najszybciej umiała. Uderzyła w niego łapami.
Amber trafiła coś, ale nie napotkała oporu. Strugi krwi trysnęły we wszystkie strony. Z jednej z nich wysunęła się ręka z ostrzem wycelowana w pierś Amber, ale cios odbił się o pancerz Amber nie czyniąc jej szkody.
Amber odepchnęła go swoją mocą po czym wykorzystała jego własny cień po to by zadać mu cios.
Odepchnięcie odrzuciło demona na tyle daleko od podłoża, że zdołał zblokować cios, przy okazji obsypując Amber gradem dzirytów, który porysował jej pancerz i poranił pysk, po czym odbił się wstecz, lądując na skałach, ładując energię w ramiona, Amber nie wiedziała w jakim celu to robi.
Amber uruchomiła aurę i posłała w jego stronę kierowany pocisk energetyczny. Gotowa była blokować ataku demona przy użyciu aury.
Victor władował energię z jednej ręki w blok... i siłą uderzenia i tak niemal wbiła go w ścianę. Nim Amber zdołała mu "poprawić demon zamienił się w strugę krwi i "trysnął" na bok by uniknąć ewentualnego kolejnego ataku.
Amber posłała za nim falę swojej aury by otoczyć go czarną energią i potraktować kolcami. Chciała złapać go w pułapkę.
Victor wrócił do fizycznej postaci i uderzył falą energii, przebijając pułapkę i atakując Amber zarazem.
Amber wzmocniła swoją tarczę by przyjąć jego atak, załatała dziurę i powtórzyła manewr.
Victor zdzierżył uderzenie pułapki i ponownie przebił ja by tym razem wydostać się natychmiast po tym. Amber nie poczuła ciosu demona. Bariera sparowała atak całkowicie.
Gdy demon opuścił pułapkę Amber przywaliła mu wielkim, czarnym kolcem z cienia.
Victor znów rozbił się na strugi krwi, które podążyły spiralą wokół trajektorii kolca prosto do ręki Amber. W ostatecznym efekcie zmieniając się w dwa ostrza, które wbiły się w pancerz na jej dłoni.
Victor zmaterializował się kawałek za Amber, znów miał naładowane ramiona.
Amber przeniosła się dwa razy. Raz przed siebie, obróciła się w stronę Victora i potem przeniosła się przed niego i też uderzyła łapą wyrzucając z niej energię tak jak nauczyła ją tego Carmen. Oszczędziła energię w drugiej łapie by móc się bronić i atakować.
Victor skontrował atakiem ze swojej strony. Eksplozja odrzuciła oboje. Amber wbiła się w ścianę, a Victor poleciał daleko i wylądował na zrębie niecki, by poturlać się w dół.
Amber wyrwała się ze ściany jak najszybciej umiała, by skumulować energię i posłać Victorowi potężny pocisk czarnej energii, który miał eksplodować i spalać. Victor bawił się cieczą, a Amber miała doświadczenie ze spalaniem ciekłych resztek Skazy.
Victor trysnął w górę pod postacią strugi krwi i gdy z perspektywy Amber zrównał się ze słońcem... zniknął.
Amber uruchomiła wszystkie swoje zdolności postrzegania gotowa unikać jego ataku. Poza zmysłami postrzegała jeszcze energię...
W ostatnim momencie dostrzegła cios. Szedł ze strony słońca, więc światło oddzielało Victora od cienia, a jakaś blokada uniemożliwiała wykrycie ciosu wcześniej. Uderzenie było na tyle potężne, że pośpieszny blok okazał się za słaby i pierwszy raz od początku walki Amber poczuła ból, gdy jej pancerz wgiął się do wewnątrz i nacisnął na jej klatkę piersiową. Victor odbił się wstecz, znów bombardując Amber dzirytami z powietrza i ładując ramiona energią.
Amber wzmocniła raz jeszcze tarczę energetyczną wokół siebie. Zebrała energię przeniosła się za Victora i zaatakowała go swoimi cieniami, by zebraną energię władować zaraz po ataku cieni prosto w twarz Victora.
Victor wyzwolił falę świecącej czerwonej energii, która osłabiła cienie, ale nie zniwelowała ich. Demon stracił policzek i dwa rogi, po czym zmienił się w strugi krwi tryskając na wszystkie strony.
Amber ponownie zamknęła to co zostało z demona w kuli z czarnej energii, ale tym razem pilnowała by ta nie była połączona z nią poprzez aurę. Nie chciała by znów ją zaatakował tak jak poprzednio. Nie podobało jej się, że tak często ją trafiał.
Wyładowanie z wnętrza świadczyło o tym, że Amber zamknęła w środku kulę energii. Victor zmaterializował się jakieś 5 metrów od niej i puścił miecze.
- Tyle, jeśli o mnie chodzi - sapnął. - Mam uwagi, ale muszę odpocząć...
Łapą wilkołaczyca wskazała mu skałę na której spokojnie mógł usiąść i odpocząć. Poskrobała się pazurami po klatce piersiowej, gdy odwołała pancerz. Gojące się obrażenia zaswędziały i wilkołaczyca nie była w stanie powstrzymać odruchu.
- Ych... - demon usiadł ciężko. - Jeśli chcesz z kimś walczyć - walcz w nocy... lub podczas zachmurzenia - odetchnął głęboko.
- Przerobiłabyś mnie na kotlet w parę sekund, sądzę, że nie zdążyłbym znaleźć żadnych słabości, które mógłbym wykorzystać... masz jakieś konkretne pytania?
- Kilka. Atak, którym uderzyłeś mnie w pysk przebił się przez moje tarcze. Nie wiem dlaczego, ale chętnie bym się tego dowiedziała. Nie chciałabym na polu bitwy oberwać tak nagle od stwora Skazy - zaczęła.
- Nie oberwiesz tak od stwora skazy. To wymaga delikatnej manipulacji energetycznej typowej dla mojej mocy. Zmieniając delikatnie ciśnienie twoich płynów ustrojowych w momencie ataku dałem radę zakłócić na ułamek sekundy pole i przetworzywszy dziryty w punkt pośredni między energią a materią dałem radę "przemycić" ich część... ale nie dałem rady ich zupełnie zmaterializować przed uderzeniem...
Demon odetchnął.
- Pytanie za pytanie. Ten atak przez cień - możesz zastosować dowolny cień? - zapytał.
- Nie mogłabym zastosować tego na cieniu, który jest na twoim ciele, ale mogę użyć tego, który rzucasz. Mogę też użyć cień na ciele istot słabszych. Ty masz za duży zasób mocy by było to bezpieczne - powiedziała. - Ale słabe energetycznie istoty nie mogą się pochwalić tym, że mają choć najsłabszą ochronę przed moimi cienistymi atakami - dodała. - Kolejna sprawa. Znikałeś mi parokrotnie zupełnie z zasięgu i możliwości mojego postrzegania. Obojętne czy moich zmysłów czy postrzegania energii. Jestem ciekawa na jakiej zasadzie to działa.
- Gdybyś miała nieco szybszy refleks, albo walczylibyśmy w pochmurny dzień to nie byłoby to możliwe - powiedział Victor. - Uważaj ze światłem, nie sadzę, by Skaza dał radę użyć go przeciw tobie, ale tak jak mówię... walcz z nim w razie możliwości w nocy. - Mechanizm, który zastosowałem jest nieco skomplikowany, ale mówiąc najprościej oszukiwałem twoje zmysły osobno, wprowadzając pewien dysonans w twoim mózgu i polegałem na powstałym w ten sposób chaosie - podsumował. - Teraz moja kolej - ten atak, który skontrowałem błędnie wyładowaniem energii i który wywalił mnie w cholerę. Jak uzyskujesz tak dużą moc wyzwolenia? - zapytał.
- Szczerze mówiąc nie analizowałam tego nigdy dokładnie. Po prostu gwałtownie wyzwalam największy ładunek mocy jaki mogę w krótkim czasie - mruknęła. - Ale wydaje mi się, że twoja moc nie jest dostosowana do takich ataków - mruknęła zastanawiając się nad tym i tym co widziała i odczuła podczas tej walki. - Atak, którym w końcu przebiłeś się przez moje bariery i wgniotłeś mi pancerz. Pokonałbyś mnie, gdybym wtedy zmieniła się w cień... Domyślam się, że żeby wyprowadzić atak znów zmanipulowałeś moje postrzeganie, ale jak udało ci się uczynić przechodzenie w cień bezużyteczną z mojej strony zdolnością jestem ciekawa - powiedziała. - Do tej pory świetnie sprawdzało się to w walce ze Skazą - dodała.
- Nie tyle bezużyteczną, co groźną dla ciebie. Lanca jest bardzo specyficznym atakiem, który uderza w konkretnego przeciwnika w konkretny sposób. Liczyłem na to, że zmienisz się w cień. Lanca jest wyjątkowo destruktywna przeciwko energii i stanom pokrewnym. Nie przetrwałabyś tego ataku jako cień, gdyż z perspektywy praktycznej dla mojej nocy jest to forma 80% energetyczna. Wymaga to zrozumienia istoty mojej mocy, ale daje ci też obraz tego jak bardzo różni się nasz sposób działania przez wzgląd na moc którą władamy - powiedział Victor.
- Powiedziałam bezużyteczny, bo zaraz jak zauważyłam, że mnie zmieciesz, gdy się przemienię to pilnowałam się by nie używać tych zdolności - powiedziała. - Powiedz mi jeszcze jedną rzecz... Masz potężne ataki i z powodu tego, że znacznie krócej jesteś wybrańcem masz jeszcze mniej mocy... Ale mam wrażenie, że strasznie szybko pozbyłeś się jej całej - powiedziała. - Zbyt szybko... Może to tylko wrażenie, które wynika właśnie z tej różnicy w czasie uzyskania mocy, ale warto się chyba temu przyjrzeć - rzuciła.
- Koszt ukrywania się przed tobą jest wysoki, a bez tego bym padł znacznie szybciej - odparł Victor. - Ale spokojnie, liczę, że uda mi się ciebie dogonić w potędze, wtedy będziemy w stanie nauczyć się od siebie więcej - skinął głową.
- Cóż, było miło powalczyć ze sobą liczę, że będzie okazja, by to powtórzyć... no cóż, ruszam zaszyć się gdzieś, może Kaisstrom potrzebuje pomocy i odstąpi mi w zamian jakaś zamieszkałą wyspę, w końcu jego archipelag ma największą powierzchnie ze wszystkich terenów... - zastanowił się. - Zobaczymy, na razie mam nieco rzeczy do opracowania...
- Słyszałam, że ma jeszcze nieco skażonych terenów, więc zapewne przyda mu się pomoc. Zważywszy na spory obszar pewnie przystanie na taką propozycję. Co prawda jest smokiem, ale na zbyt dużym terenie żaden wybraniec sobie sam nie da rady - powiedziała. - Pouczające i ważne doświadczenie. Nie mam zamiaru spocząć na laurach i też będę pracować by poprawić swoje zdolności. Mam nadzieję, że uda mi się już w kolejnej bitwie zastosować twoje rady - mruknęła. - Póki walczymy o to samo póty jestem skłonna wspomagać innych wybrańców bez względu na sojusze. Gdyby śmierć Aarona miała pogorszyć sytuację wszystkich wybrańców to pewnie nawet jemu bym pomogła w walce ze Skazą mimo całej mojej niechęci do niego - Amber użyła eufemizmu i się skrzywiła. Nie odpowiadała jej myśl współpracy z tamtym delikwentem.
- Obawiam się, że wkrótce zabicie go będzie w interesie nas wszystkich - powiedział Victor. - Postaram siew razie czego pojawić na wiecu waszego sojuszu i przedstawić swoje argumenty za tym, mam już cztery poważne. Czekam na piąty lub zwiększenie wagi dowolnego z posiadanych... więc o konieczność pomagania mu się nie martw. Najsłabsze ogniwo musi zostać wyeliminowane - westchnął.
- Życzę ci powodzenia w drodze samodoskonalenia i pomyślnych łowów - powiedział i było to zapewne jego pożegnanie.
- Powodzenia - odpowiedziała wilkołaczyca. Miała sporo do przemyślenia sobie i do ogarnięcia. Musiała też do końca zregenerować ranę na klatce piersiowej i zebrać siły przed bitwą na kontynencie Adeli. Sporo planów na krótki odcinek czasu, ale Amber wciąż miała większość swojej mocy, no i istniały przecież sposoby na szybką jej regenerację. Choćby u samej Adeli...
Demon zniknął.
"Przednie widowisko" skomentował Aleks. "Co teraz robimy, czekamy aż Carmen będzie gotowa?" zapytał.
"Z mojej strony przydatne doświadczenie" mruknęła. "Poczekamy, a potem będę musiała u Adeli poprosić by sprowadziła chmury na obszar walki ze Skazą. Zobaczymy jak nam się będzie walczyło w cieniu" dodała.
"Mhm" mruknął Aleks. "Rozumiem, ze nie będziemy czekać bezproduktywnie? - zapytał.
"Muszę zregenerować siły. Trochę ich zużyłam. Chętnie coś zjem. Z pełnym żołądkiem poczuję się lepiej" mruknęła.
"No dobra, to stawiaj portal do Azylu, ja zrobię podobnie i spotkamy siew tawernie" zaproponował Aleks.
Amber natychmiast podjęła próbę postawienia portalu. Miała nadzieję, że wyjdzie jej za pierwszym razem i tak jak powinno. Zrobiła to bardzo starannie. Póki co nie zależało jej jeszcze szczególnie na prędkości stawiania portali, a na tym by były stabilne i prowadziły gdzie chciała.
Udało się jej w około 30 sekund, aczkolwiek zboczyła trochę z trajektorii i pojawiła się w okolicy targu dwie przecznice od tawerny.
Amber westchnęła. Pokręciła głową. Ważne, że w okolicy i bezpiecznie. Poszła do tawerny już na piechotę. Po drodze analizowała co zrobiła nie tak przy stawianiu portalu.
dwa łącza najwyraźniej były wyprowadzone w taki sposób, że kolidowały z lokalnym pływem energii co zaowocowało przesunięciem w dwóch płaszczyznach, na co Amber nie wzięła poprawki. Dobrze, że w Azylu nie było potężnych nurtów magicznych.
Aleks był koło tawerny, opierając się o ścianę plecami.
- Popełniłam błąd przy stawianiu portalu - mruknęła wchodząc do środka. Nie czekała na Aleksa, bo podejrzewała, że ten przejdzie zaraz za nią.
Aleks tak też zrobił. - Domyśliłem się - uśmiechnął się. - Co wsuwamy dziś? po zapachach stwierdziłem, że mamy jagnięcinę w sosie lub gulasz z dziczyzny.
- Gulasz - powiedziała Amber. - Zdecydowanie bardziej mi on smakuje - powiedziała.
Poszli więc do baru i zamówili gulasz, który też wkrótce dostali. Gulasz z gotowanymi warzywami i ziołami podawany z chlebem...
Amber bardzo szybko uporała się ze swoim posiłkiem. Była głodna, poza tym mimo wszystko pełny żołądek sprzyjał regeneracji utraconej w sparingu mocy. Po posiłku siedziała zamyślona.
Aleks przeciągnął się, po czym przyjrzał się Amber. Pytanie "o czyj tak myślisz?" wisiało w powietrzu i było tak ewidentne, ze Aleks nie musiał go wypowiadać.
- Zastanawiam się czy negatywną energię da się wykorzystać do sprowadzenia ciemności na polu walki. Tworzenie własnego środowiska bojowego bez względu na warunki zewnętrzne - mruknęła. Wyczuła jego ciekawość, nie musiała nawet na niego patrzeć.
- Teoretycznie możemy wytworzyć moc, która ściągnie chmury, po czym roześlemy po nich energię, pogrążając pole walki w ciemności - powiedział Aleks po chwili myślenia.
- To by uniezależniło nas od działań innych wybrańców. Ale nie może być też zbyt energochłonne - dodała.
- Niekoniecznie, jakbym miał do dyspozycji paru Revenantów ze zdolnością czarowania, to nie byłoby to ani czaso- ani energochłonne - zapewnił Aleks.
- Chyba mamy takich, nie? - spytała.
Aleks skinął głową.
- Mamy zacząć się ćwiczyć? - zapytał.
- Jeśli dacie radę nim Adela nas zwoła to tak, jeśli nie to lepiej oszczędzać siły przed bitwą u niej, bo i tak byście wtedy nie byli gotowi - mruknęła. - Później będę musiała wykombinować też coś co mi pozwoliłoby zrobić coś takiego prowizorycznie na szybko - mruknęła.
- No tutaj jest wiele opcji... pokombinuję w tę stronę. Do czasu wezwania mamy jeszcze nieco ponad dzień, nie? - zapytał Aleks.
- Teoria mówi, że tak. Ale nie wiemy ile będzie dokładnie. I tak wolałabym poczekać aż Carmen skończy i iść tam z dodatkową siłą ognia, że tak powiem - mruknęła.
Aleks skinął głową. - Dobra, biorę paru Revenantów i bierzemy się za robotę - powiedział.
Amber poszła do swojego pokoju by spokojnie regenerować siły. Jak zwykle w tych przypadkach użyła do pomocy swojej aury. Teraz zależało jej głównie na tym by odzyskać utraconą w walce z Victorem energię i być gotową do bitwy ze Skazą na kontynencie Adeli. W pół dnia była w pełni wypoczęta, tymczasem na zewnątrz się już ściemniło... i Amber świetnie widziała szczyt góry, na której pracowała Carmen.... fioletowe łuny przypominały zorzę polarna, widok był piękny.
Amber wzniosła się w powietrze by osiąść sobie wygodnie w jakimś wysokim punkcie i poobserwować to co się tam działo. Podobało jej się to.
Były to fale najwyraźniej towarzyszące temu co Carmen robiła wewnątrz. Wysoce prawdopodobne, ze podobne zjawisko będzie mieć miejsce, gdy Amber będzie korzystać z możliwości tego miejsca...
Dziewczyna po prostu podziwiała widoki. Nie chciała przeszkadzać Carmen swoimi uwagami na temat walorów estetycznych tego zjawiska ani też nie miała w tym momencie niczego szczególnego do roboty. Zregenerowała moc i teraz po prostu cierpliwie czekała i na wezwanie Adeli i na ewentualne ukończenie prac przez Carmen. W końcu skoro nie pomagała swojej opiekunce w postawieniu tego tam na górze, to mogła jej przy tym przy okazji nie przeszkadzać...
Po niecałej godzinie światła zniknęły, a Amber dostała przekaz od Carmen.
"Gotowe" przekazała kobieta.
"Z daleka był prześliczny widok" odpowiedziała Amber. "Spróbuję postawić portal w tamto miejsce" dodała. "Może mi potrwać" dodała pamiętając o swoim błędzie dzisiejszego dnia. Ale musiała ćwiczyć by szło jej równie łatwo co Aleksowi.
"Dobra" powiedziała Carmen. Tym razem Amber postawiła portal tuz koło czaszki.
Carmen czekała na zewnątrz.
- Wchodzisz, siadasz na tron i rozpuszczasz świadomość po wnętrzu tego miejsca. Efekty świetlne pozostawiłam, bo nie mówiłaś, ze chcemy ukrywać twój proceder - powiedziała Carmen.
- Nie uważam ukrywania tego za konieczne. Jeśli już to tylko przed Skazą. W przypadku wybrańców... Z większością mamy sojusze. Jeśli zauważą to to nie będą mieć pretensji, że coś przed nimi ukrywam, a to powinno trzymać naszą wiarygodność nienaruszoną - mruknęła.
Carmen skinęła głową.
- Dobra, no to miłej zabawy, ja lecę do Darkkeep, jakby co to wołaj - powiedziała kobieta. - Chyba, ze masz teraz to mnie jakiś interes...
Amber pokręciła głową.
- I tak robisz dla mnie więcej niż ktokolwiek kiedykolwiek wcześniej. Jeśli mam walczyć ze Skazą, to niech nie będzie to tylko z chęci zemsty, ale także dla wszystkich istot, które tak jak ty, Aleks, Rika i Wiktoria wspierają mnie w drodze do oczyszczenia tego świata - powiedziała uśmiechając się.
Carmen uśmiechnęła się i rozczochrała Amber, po czym znikła.
Wilkołaczyca zmrużyła oczy. Jej uśmiech się tylko poszerzył. Nie każdemu pozwoliłaby na coś takiego, ale Carmen miała monopol na tego typu gesty. Westchnęła, gdy kobieta zniknęła po czym weszła do wnętrza stworzonej przez Carmen konstrukcji. Należało skorzystać teraz z ciężkiej pracy kobiety, żeby jej wysiłek nie poszedł na marne. I Amber zamierzała wykorzystać to najlepiej jak umiała. Wewnątrz postąpiła wedle instrukcji, które wcześniej udzieliła jej Carmen.
Natychmiast dostrzegła... istnienia. Widziała istoty i widziała nienawiść w ich serach. Mogła siedząc tu nawet podpatrywać konkretne istoty... i znajdywać do tej pory nieznane sobie oglądając poszczególne kontynenty. Takie szpiegowanie mogło zostać dostrzeżone... ale jeśli nikt nie był przygotowany na magiczna inwigilację, to nie powinno być problemu.
Amber chciała czerpać moc z tej nienawiści. Miała nadzieję, że słowa Carmen dotyczące rozproszenia świadomości po tym miejscu wystarczą w tym celu.
Nienawiść czuta przez każdego, którego w ten sposób wyczuwała Amber powoli przyczyniała się do zwiększenia jej mocy. Amber mogła pożreć tę nienawiść, jednorazowo ją "zebrać" z celu, tymczasowo pozbawiając go tego uczucia, lub żerować na ciągle odczuwanej nienawiści. Druga metoda była czasochłonna i wolniejsza, ale nie pozbawiała tymczasowo Amber źródła mocy.
Wilkołaczyca planowała później iść do bitwy, więc tym razem pozwoliła sobie zebrać całą nienawiść od istot które wykrywała. Teraz zależało jej jednak na maksymalnym zwiększeniu mocy w krótkim czasie.
Koło północy Amber dostała informację, że zebranie się do boju zajmie wszystkim nieco czasu dopiero pojutrze o świcie nastąpi atak na teren Skazy.
Dziewczyna przyjęła to do wiadomości. Zapewniła przy okazji, że stawi się o wyznaczonej porze ze swoimi siłami. Uprzedziła też Aleksa o zmianie terminu. Cierpliwie dalej zbierała moc.
"Przygotuję siły do ataku do następnej północy. Wtedy bez trudu dotrzemy na miejsce przed świtem i będziemy gotowi na uderzenie" przekazał Aleks.
"W porządku. Zbiorę tyle energii ile się da w tym czasie" dodała.
"Aha" mruknął Aleks.
Po upływie pełnej doby Aleks dał znać Amber, że wszystko jest gotowe już do transportu na Seras'Vill.
Amber wtedy zebrała całą energię jaką mogła i była gotowa by ruszyć.
Wkrótce stanęła wraz ze swoja armią na wzniesieniu o 10 km od fortecy Skazy za bąblem zapobiegającym wykryciu.
Jej armia nieco się zmieniła. Revenanci mieli świecące się białe oczy, a ich skrzydła zyskały metaliczny połysk. Pióra przypominały zaś ostrza...
Aleks stał nieco dalej w postaci bestii. Na jego śnieżnobiałym futrze pojawiły się srebrne i czarne pasma, rysy wyostrzyły się, zęby przypominały barwą metal... tak samo jak u Revenantów - jego oczy też stały się zupełnie białe...
- Gdy pozostali wybrańcy będą gotowi zajmijcie się ciemnością i pójdziemy do bitwy na naszych warunkach - powiedziała Amber do Aleksa. Już jakiś czas była wybrańcem Azariel i wiedziała, że fizyczne zmiany szły najczęściej z dość znacznym zyskiem mocy.
- Mamy łączona armię - zauważył Aleks.
- Ciemność będzie przeszkadzać wszystkim innym...
- Całkowita tak, ale zachmurzenie nie - mruknęła.
Aleks skinął głową i załatwili zachmurzenie. Tymczasem przez portale napływała armia innych Wybrańców.
- Tym razem musimy zdobyć mury - zauważył Aleks. - Zgarnąłem więc trochę machin oblężniczych, nad którymi pracowałem w wolnym czasie... czas sprawdzić je w boju - wyszczerzył się.
- Ostatnio jak wpadłam tu na rekonesans to te mury rozpadały się jak stosy patyczków - mruknęła Amber.
- Bo dałaś przeciwnikom powód do ucieczki. Teraz wyeliminowali drobnię, na którą działa żarłoczna energia - powiedziała Diana, stając koło Amber. - Usłyszałam waszą rozmowę, gdy szłam w tę stronę - powiedziała.
- Silniejsze istoty Skazy będą mimo wszystko mniej liczne. Drobnicą mogli nas zasypać i wtedy nawet żarłoczna energia mogłaby nie nadążyć. Wszystko ma swoje zalety i wady - mruknęła.
- Nie wątpię - powiedziała Diana. - Aczkolwiek eliminacja drobni jest dla mnie łatwiejsza. Nawet miałam specjalny typ jednostek, które były do tego przystosowane - westchnęła. - No i testu praktycznego nie będzie - rozłożyła ręce. - Przynajmniej na razie...
- Hmm. Cóż, gdybym wiedziała to bym tak wtedy nie szalała - mruknęła Amber. - No cóż, stało się. Dorwiemy drobnicę gdzie indziej - dodała.
- Zapewne - odparła Diana. Do grupki dołączyła tymczasem Adelajda.
- Vermon będzie tu wkrótce - powiedziała. - Widzę, że nie ja jedna chciałam być na miejscu przed czasem...
Amber się uśmiechnęła ciepło na przywitanie.
- Chyba nikt nie chce przepuścić okazji na to by pokazać Skazie, że nie jest mile widziany w tym świecie - powiedziała wesoło. - Ciekawa jestem jak się spiszemy w ogólnym rozrachunku - dodała już z powagą.
- Trudno orzec, nagromadziliście chmury widzę, jeśli mi odstąpicie, to zrzucę leczniczy deszcz - powiedziała Adelajda.
- O ile tylko się nie rozwieją do końca walki to są do twojej dyspozycji - powiedziała Amber. - Mam nadzieję, że wam nie ograniczają widoczności. Starałam się znaleźć kompromis między idealnymi warunkami dla mnie i dla was - dodała.
- Nie przepadasz za światłem co? - zapytała Diana, szczerząc się. - Będę potrzebowała paru przebić podczas walki, by światło padło na istotne cele - zaznaczyła, zwracając się do Adelajdy.
- Da się zrobić - odparła elfka..
- Jeszcze nie miałam okazji złoić Skazy w ciemności - uśmiechnęła się pod nosem Amber. Był to fakt, inni wybrańcy widzieli ją w akcji w pełnym świetle zawsze. - Niestety tak bywa, że nie zawsze ma się idealne warunki, dlatego staram się być elastyczna - dodała przeciągając się. Jakby na to nie patrzeć bardzo długo siedziała zbierając moc, musiała nieco rozciągnąć mięśnie.
- Mhm - mruknęła Diana, oglądając się na armię Revenantów. Wokół istot tworzyło się coś przypominającego czarna mgłę.
Amber aż ziewnęła niczym świeżo przebudzona.
- Skaza nam nigdy sprawy nie będzie chciał celowo ułatwić. Więc i my mu niczego nie ułatwiajmy - jej głos przeszedł w mruczenie, gdy przeszła przemianę w bestię. Poruszyła barkami. - Wybaczcie tę gimnastykę - mruknęła jeszcze.
Diana skinęła głową.
- Macie machiny oblężnicze, widziałam. Jeśli otworzycie przejście mojej jeździe to będzie ułatwiona sprawa - powiedziała.
- Aleks będzie wiedział jak to wykombinować, by jazda się przedostała. Na Milgasii też się tym zajmował choć w odwrotną stronę - Amber spojrzała na Aleksa. Skinęła mu łbem. - Ja o koniach mogę tylko powiedzieć tyle, że mi nie za bardzo smakują - dodała półżartem.
- Taaa... - mruknął Diana, uśmiechając się półgębkiem, po czym spojrzała na Aleksa.
- Dobra, zrobię im wejście, jeśli będą w stanie wjechać po mięsie... - uniósł brew. Diana skinęła głową. - O to się nie martw... pozbądź się muru na jakimś kawałku i resztę zostaw nam.
- Idealnie - Amber przysiadła na zadzie. Jej łeb dzięki temu wrócił mniej więcej do poziomu obu kobiet i Amber nie musiała się schylać, by na nie spojrzeć. Zerknęła na obie panie badawczo. Przed bitwą była odprężona. Nie chciała się stresować, by nie pozbawić się koncentracji i nie miała nic przeciw próbie rozładowania potencjalnego napięcia wśród pozostałych. Spojrzała na dłoń Diany, nie dało się tego spojrzenia nie zauważyć.
Diana spojrzała na Amber, a potem na swoją dłoń.
- Coś nie tak? - zapytała.
Amber skierowała na Dianę niewinne szczenięce spojrzenie.
Kobieta westchnęła i podrapała Amber za uchem.
Amber zamruczała.
- Uwielbiam domyślnych ludzi - dodała z maślanym spojrzeniem.
Diana pokręciła głową.
- Dobra, zbiorę armię i przygotuję do natarcia - powiedziała. - Teleportujemy się na teren o takim samym nachyleniu, więc możemy ustawić formację.
- Ja wolę, by machiny zostały tu, gdzie będą bezpieczne... będę je obsługiwał sam - powiedział Aleks.
Diana skinęła głową i odeszła.
- My ogółem jesteśmy gotowi, więc spokojnie poczekamy. Vermon już dotarł? - spytała Amber jakby drapanie za uchem sprzed chwili w ogóle nie miało miejsca. Wygłupy były dobre, ale nie wtedy, gdy wymagana była powaga, więc wilkołaczyca skupiła się na bieżącym problemie ze Skazą.
- Jeszcze nie - odparła Adelajda.
- Ci twoi sprzymierzeńcy... no wiesz - elfka zrobiła w powietrzu znak przypominający Dar'Hai
- Hmm, co z nimi? - spytała Amber. Nie wiedziała co Adela chce przez to powiedzieć, więc musiała dopytać.
- Sprowadzisz ich? - zapytała elfka.
- Spytam ich - powiedziała. Postarała się nawiązać kontakt z Carmen. Przesłała jej uroczy obrazek przygotowywanego pola bitwy. "W Darkantropii znajdzie się ktoś zainteresowany tą imprezą?" spytała.
"Znajdzie się... Drehmore na przykład. Chce przetestować swoją ulepszoną moc" odparła Carmen.
Wkrótce koło Amber pojawił się mężczyzna o szarej, gładkiej skórze, białych krótkich włosach i przenikliwym spojrzeniu. Skłonił się lekko.
- Witajcie. Tymczasowo tylko ja jestem wolny - powiedział.
- O właśnie - powiedziała Adelajda. - Miło, że nam pomożesz - uśmiechnęła się.
Drehmore skinął jej głową i uśmiechnął się lekko.
- Pragnę przetestować parę zdolności w praktyce. Skoro mogę to zrobić przy okazji pomagając wam, to cóż... obustronny zysk.
- Na tym powinny polegać sojusze i przyjaźnie - mruknęła Amber szczerząc się w wilczym uśmiechu. - Sądzę, że Skaza jak zwykle dostarczy nam wielu możliwości trenowania naszych zdolności na jego pomiocie - dodała.
- Korzystamy póki możemy - powiedział zarim.
Wreszcie pojawił się i Vermon i armia byłą w komplecie.
- Hmm, dajcie znać gdy wszyscy będą gotowi. Wtedy zaczniemy atak na to siedlisko Skazy - powiedziała Amber do pozostałych Wybrańców.
- Wiadoma rzecz - Diana westchnęła. Siedziała na ziemi i ostrzyła topór... wyglądało to dość zabawnie.
Amber zawisła nad nią obserwując jej poczynania.
- Przed każdą walką tak robisz? - spytała, patrząc na topór.
- Nie... robię to jak się nudzę.. ten topór się nie tępi, ale przyzwyczaiłam się do tej czynności za bardzo - mruknęła kobieta.
- O... - mruknęła Amber. - Ja nigdy nie nauczyłam się walczyć żadną z tych waszych zabawek. Tyle różnych macie wynalazków, które zastępują wam kły i szpony, że ciężko je spamiętać - bąknęła.
- Taa... trzeba sobie jakoś radzić, jak natura nas nie wspiera w tej kwestii - powiedziała kobieta zdmuchując kawałki osełki z powierzchni ostrza, po czym westchnęła.
- Za to jesteście sprytni i zmyślni. Coś za coś - wyszczerzyła się. - Czekamy na znak pozostałych i ruszamy - tknęła kobietę szponem delikatnie.
- Wiem, wiem - mruknęła kobieta, podnosząc się i obracając toporem w dłoni, po czym przeciągnęła się i sięgnęła po hełm.
- Jak Vermon się rozstawi ze swoimi siłami to możemy ruszać od razu - mruknęła.
Amber otrzepała się niczym pies. Przeciągnęła się i zmieniła postać na potwora.
Adelajda poszła do Vermona, ale wkrótce powróciła do Amber. - Vermon jest gotów, teleportacja za minutę - powiedziała.
- U mnie towarzystwo jest gotowe - odezwała się Amber. - Dajcie znać też Aleksowi co i jak by się przygotował przy maszynach - dodała.
- On wie.. już tam coś nastraja - powiedziała Adelajda i uśmiechnęła się.
Amber tymczasem mogła rozejrzeć się po siłach sprzymierzeńców...
Amber rozejrzała się wokół. Ona miała dość standardowe swoje siły chociaż były znacznie ulepszone w stosunku do tego co wzięła w swojej ostatniej bitwie. Z nowych rzeczy doszły tylko machiny Aleksa. Ciekawa jednak była co wzięli ze sobą pozostali, bo do tej pory zaskakiwali ją zawsze czymś nowym.
Vermon miał ze sobą kilka monstrualnie wielkich zwierząt. Niedźwiedzi dokładniej. Każdy z nich był "ubrany" w coś w rodzaju drewnianej zbroi... Poza tym druid miał ze sobą też enty.
Diana miała faktycznie kawalerię... jeżdżącą na bezskrzydłych smokach o białej i złotej łusce, a za nimi stały dwa dorosłe feniksy.
Adelajda miała masę lodowych potworów, które miały ostrza zamiast rąk.
Amber westchnęła widząc feniksa. Podejrzewała, że dobrze się stało, że jaja feniksa szukała w Darkantropii zamiast u Diany.
Tymczasem coś usiadło pod jej nogami... Amber poczuła zapach kota...
Wilkołaczyca w postaci potwora zamrugała oczami i schyliła się by przyjrzeć się i powęszyć co też kręci jej się w okolicy łap. Kot na polu bitwy? Nie wydawało jej się to szczególnie prawdopodobne. Ale na pewno w pierwszej chwili wywołało jej zdziwienie.
Kotek miał srebrne futerko i parę szmaragdowych oczek. Miał może trzy miesiące i gapił się na Amber, opierając o nią przednimi łapkami.
Amber zgłupiała. Ostrożnie i delikatnie zgarnęła kotka na olbrzymią łapę.
- Ej, kto zgubił kociaka? - bąknęła.
Adelajda pojawiał się przy niej momentalnie.
- Din! A ja cię szukam! - jęknęła. Kociak spojrzał na elfkę i odbił się od łapy Amber by wylądować w rękach elfki.
- Dzięki - bąknęła Adelajda i pobiegła na bok zapewne do Aleksa, by teleportował futrzaka do pałacu...
- Słodki maluch, ale to jednak średnie miejsce dla kota - bąknęła Amber pod nosem. Wciąż mimo bycia w postaci potwora miała oczy wytrzeszczone w zdumieniu. Nie spodziewała się kociaka na polu bitwy...
- Przyszedł za mną - jęknęła Adelajda.
- Powinnaś poprosić kogoś, by go przypilnował - mruknął Drehmore. Elfka westchnęła i poszła w stronę swej armii.
Amber otrząsnęła się z pierwszego szoku i zdziwienia.
- Przynajmniej się upewniłam, że ona lubi zwierzęta - bąknęła. Rozejrzała się raz jeszcze po wszystkich armiach. Tym razem mając nadzieję, że nie zostanie napadnięta przez kociaki Adeli.
Na szczęście obyło się już bez futrzaków.
Wkrótce całą armia byłą gotowa do ataku. Do Amber podbiegł Aleks i puknął ją w udo pięścią.
- Powodzenia! - rzucił i ruszył z powrotem w stronę katapult.
Amber po raz kolejny zrobiła głupią minę.
- Pięknie - bąknęła. Pokręciła łbem i zorientowała w sytuacji. Mieli się przenieść bliżej muru i rozpocząć "oblężenie". Podejrzewała, że pójdzie dość sprawnie po tym jak Aleks przebije mury swoimi machinami, a "konnica" Diany wtargnie tam siejąc zamęt... I oślepiając przeciwników światłem odbijającym się od pancerzy.
Wkrótce cala armia została teleportowana, z nieba zaczął padać deszcz... a znad chmur spadły olbrzymie pociski negatywnej energii, które zrównały z ziemia fragment murów. Jazda Diany ruszyła naprzód momentalnie.
Amber ruszyła za jazdą, razem z Revenantami zaprowadzić porządek z tymi istotami, które mogły za bardzo się rzucać do jazdy, albo by osłabić te istoty, z którymi jazda mogłaby sobie nie poradzić tak łatwo. Czekała na okazję by wypuścić mroczniaki i rozpocząć swój taniec śmierci.
Jazda wpadła przez wyrwę i stratowała wszystkie dostatecznie małe istoty, wcinając siew szeregi za murem. Amber szybko znalazła dwa większe cele, z którymi konnica sobie nie poradzi.
Amber posłała Revenantów na jednego stwora, a drugim zajęła się osobiście. Posłała mu wpierw ładunek energii by potem spróbować zabić go szponami.
Istota zdzierżyła parę ciosów i opluła Amber jakimś szlamem, ginąc. Z jednego z siedlisk wystrzeliło parę istot latających... i strąciły je dziwne białe pioruny. Z terenu na zachodzie ruszyła kolejna horda.
Amber postarała się spalić energią ten szlam by czasem nie okazało się, że to jakaś wredna niespodzianka na później. Po czym w razie potrzeby wspomogła Revenantów w walce z drugim stworem i ruszyła z nimi dalej. Wyszukiwała silnych celów do eliminacji.
Druga istota legła pod naporem ataków Revenantów niewiele po tym jak Amber wykończyła swojego przeciwnika. Wilkołaczyca wyczuła potężniejszą istotę pod ziemią w miejscu, gdzie stały dwie wylęgarnie.
Połączyła się przy użyciu spektropatii z pozostałymi wybrańcami i Aleksem.
"Pod dwiema wylęgarniami jest coś większego. Bądźcie gotowi". Sama zastanawiała się jak się tam dostać, żeby to coś wykończyć.
obie wylęgarnie miały tunel, którym wyłaziły kolejne istoty Skazy. Amber mogła skorzystać z niego.
Amber otoczyła się aurą.
"Postaram się dostać do tego gagatka. Zrobię to przez tunele prowadzące do wylęgarni. Wezmę ze sobą Revenantów" przekazała. Dziwiło ją trochę, że nie uzyskuje od wybrańców ani Aleksa odpowiedzi...
"Mam tam najpierw przywalić katapultą?" zapytał Aleks. Cała reszta sił była zajęta walka koło wyrwy, gdzie wciąż złaziły się kolejne istoty Skazy.
"Cokolwiek, byle usunąć wylęgarnie, jeśli to tak dalej pójdzie to ta bitwa będzie trwać dwa tygodnie" mruknęła Diana po chwili.
"Dobra Aleks. Walnij w to. Czas będzie działał na korzyść Skazy, a my chcemy skończyć to przed kolacją" mruknęła. "Jak mi odpowiednio oczyścisz przejście to pójdzie mi potem łatwiej" dodała.
Pocisk katapulty wysadził obie wylęgarnie przy jednym strzale.
"W razie czego cofaj się na powierzchnie i będę kontynuował bombard" powiedział Aleks. Amber miała wrażenie, że becie spodobała się ta metoda walki...
W leju po wybuchu widać było dwie dziury prowadzące w głąb.
Amber przywołała mroczniaki. Te ruszyły przodem, a Revenanci zostali nieco z tyłu idąc z nią. Dzięki temu zminimalizowała ryzyko wpadnięcia w pułapkę zastawioną przez Skazę. Po drodze przez tunele zbierała energię w łapach do potężnego ataku, gotowa w razie czego miotać też słabszymi pociskami energii, gdyby jej siły sobie nie dawały rady...
Mroczniaki skoczyły w dół, zabierając ze sobą wszystkie napotkane po drodze istoty Skazy, przerabiając je w locie na sztuki.
Amber odpadła na dno pionowego tunelu wraz z nimi, by ujrzeć coś w rodzaju olbrzymiej, poruszającej się torbieli.
Amber przesłała wszystkim wybrańcom radosny obrazek tego co widzi. Zastanawiała się jak to draństwo unieszkodliwić by nie wybuchło, nie wypluło z siebie zbyt wielu istot czy w inny sposób nie zaszkodziło światu.
"Stój w miejscu..." powiedział Aleks, po czym rzucił "Już... teraz wiej stamtąd" i otworzył spory portal koło Amber.. przez portal zaczęły wtaczać się wielkie, czarne kule naładowane negatywną energią, czyli amunicja do katapulty...
Amber zebrała mroczniaki po czym bardzo pospiesznie wyniosła się stamtąd...
Zlatujący Revenanci byli zaskoczeni prędkością, z jaką Amber się oddaliła i podążyli za nią. Gdy wilkołaczyca oddaliła się od leja po wylęgarniach Aleks zdetonował ładunki. Ziemia wpierw zapadła się... a potem spod niej wybiła się istota, przypominająca oblepiony gęstą galaretą czteroręki szkielet. Istota ryczała i pluła kwasem wokół... Revenanci w porę oddalili się poza zasięg wraz z Amber.
Wilkołaczyca wykorzystała fakt, że przez cały ten czas ładowała w łapy energię i jej nie zużyła. Poczekała na moment, gdy stwór otworzył paszczę i miotnęła mu weń tym potężnym ładunkiem.
Istota padła na plecy na chwilę... po czym chmury rozstąpiły się w jednym miejscu i uderzył przez nie ładunek mocy światła. Ziemia zatrząsała się, gdy istota została dosłownie przyspawana do podłoża, które rozpuściło się i zastygło natychmiast pod wpływem deszczu. Gdy istota sięgnęła w górę ręka... na jej łeb zleciał ładunek negatywnej energii z katapulty, dobijając ją.
Amber słyszała tylko warkliwy rechot Aleksa.
"Poproszę do tego potrawkę z królika i kompot" mruknęła Amber. Śmiała się. Stwór nie zdążył nawet się rozkręcić.
"Tylko nie spalcie! Zaraz będziemy" mruknęła Diana. Połączona armia ruszyła już w kierunku zachodu. Na wschodzie tymczasem lodowe przyzwańce Adelajdy powoli przedzierały się przez szeregi istot Skazy.
Olbrzymie korzenie wyrosły w okolicy truchła istoty i wżarły się w zniszczone cielsko. Amber zaobserwowała podobne zjawisko na zwłokach istot Skazy koło wyrwy w murze. Ciała powoli się rozpadały pod wpływem owych korzeni. Vermon czyścił teren po swojemu, przy okazji usuwając okoliczne skażenie.
Wraz z Armią Diany Amber ruszyła naprzód. Zorientowała się jednak czy Adela i Vermon na tyłach nie potrzebują jakiegoś wsparcia. Jeśli sobie poradzą to po prostu sama ruszyła dalej. Poszukiwała śladów bytności innych istot Skazy, które prosiły o trepanację czaszki.
Okazało się, że w czasie jak Amber była na dole około połowa istot skazy została wycięta. Teraz Diana i jej ciężka jazda, oraz Amber, jej mroczniaki i Revenanci mieli zmierzyć się z drugą połową, dalej zasilani leczącym deszczem Adelajdy. Spomiędzy chmur znów spadły pociski negatywnej energii wycelowane w wylęgarnie. Aleks zajmował się tymi strukturami. Zza szeregów armii Diany i Amber poleciały z kolei ładunki zielonej energii miotane przez enty. Ze strony istot Skazy z kolei poleciały pociski przypominające widmowe harpuny...
Amber rozstawiła przed sobą tarczę energetyczną by nie musieć się przejmować harpunami i ruszyła dalej naprzód. Aurę miała cały czas uruchomioną. Tym razem jednak pozwoliła też mroczniakom wziąć udział w bitwie skoro została już połowa istot Skazy. Zrobiło się luźniej więc było miejsce na dodatkowe siły.
Wokół zapanował totalny chaos. Akompaniament piorunów mocy światła i spadających pocisków katapult oraz kanonada entów i miotaczy harpunów pogłębiała efekt.
Rzeź trwała przez dobre dwie godziny i Amber straciła rachubę zabitych własnoręcznie istotach już po paru minutach. Koniec końców jednak ostatnia istota skazy padła, a armia przystąpiła do "rozbiórki" i usuwania skażenia z terenu. Mroczniaki wpadły do podziemi wylęgarni, by wytłuc wszystkie pozostałe jaja i zarodki istot.
Bitwa zakończyła się i jedyną osobą niebiorącą udziału w usuwaniu skażenia był Vermon. Chodził po polu bitwy i przywoływał korzenie... oraz wskrzeszał poległych, a było ich sporo.
Amber śledziła poczynania mroczniaków, sama czasem dobijała jakieś niedobitki i przy okazji oczyszczała te tereny ze skażenia, do których jeszcze nie dotarł Vermon ze swoimi korzeniami. Robiła to bardzo starannie... Sprawiało jej to ponurą satysfakcję. Pozwalało jej to się dodatkowo wyżyć i uwolnić zapasy nagromadzonej nienawiści.
Wreszcie teren był czysty i po wycofaniu się armii Vermon wysłał parę istot, które rozrzuciły nasiona traw i drzew.
- No to Seras'Vill jest czysta... - stwierdziła Diana, gdy Wybrańcy zebrali się na wzgórzu, gdzie stały katapulty.
- Zostały tylko 3 kontynenty - mruknęła Diana. - Trzeba wspomóc Kaisstroma i Amandę - dodała Adelajda.
Aleks podbiegł do Amber.
- Skaza zaatakował Milgasię, ale atak odparły siły naziemne i smoki! - krzyknął. - Mamy pierwsze dwa smoki-revenantów...
Amber która ledwo przed chwilą się rozładowała zdenerwowała się nie na żarty. Oczy jej rozbłysły.
- Znajdę i rozerwę na strzępy - warknęła. - Będę potrzebować dokładnego raportu jakimi siłami i gdzie dokładnie uderzył Skaza - powiedziała. - To nie jego teren by przyłaził go sobie odbijać - dodała. Ledwo nad sobą w tej chwili panowała.
- Z Kaisstromem prawdopodobnie dialog podjął lub podejmie Victor. Z winy Aarona jako nowy wybraniec został na lodzie bez wyznawców, a póki co nie możemy sobie pozwolić na luki w obsadzie wybrańców. Każdy kto dysponuje boską mocą i walczy ze Skazą się liczy - warknęła. Musiała skupić myśli.
- Sądzisz, ze razem sobie poradzą? - zapytał Vermon. - Znasz siłę Victora?
- Zmierzyłam się z nim w pojedynku. Jest bardzo dobrym obserwatorem. Nie dysponuje taką mocą jak ja, ale potrafi wykorzystywać słabe punkty przeciwnika. Kaisstrom poza tym o ile mnie pamięć nie myli zna się dobrze z Ablem. Już po bitwie z robalem Skazy odniosłam wrażenie, że ma w nosie nasze ostrzeżenia dotyczące Abla, więc pewnie jest z nim w niezłej komitywie. W razie czego jest więc ich trzech. Nie mam nic przeciwko udzieleniu Kaisstromowi i Amandzie pomocy u nich, ale wpierw muszę się zorientować czy Milgasia nie wymaga mojej uwagi. Gdy upewnię się, że nasze umocnienia i zabezpieczenia wytrzymają bez mojego udziału kolejny taki najazd Skazy mogę ponownie udać się w dowolne miejsce walczyć - powiedziała.
- W razie czego dawaj znać – powiedział Vermon, a reszta skinęła głowami. - Ja na razie skupię się na stworzeniu linii obrony na całym wybrzeżu, potem będę mogła też komuś pomóc - powiedziała Adelajda. Reszta skinęła głowami na znak, że wiadomość przyjęła.
- Pozdrów swojego kociaka... I przy okazji w razie jakby były gdzieś problemy to dajcie znać. Jeśli będzie u mnie bezpiecznie to postaram się wpaść - powiedziała.
Adela skinęła głową, uśmiechając się.
Aleks stworzył portale, którymi zebrali się Revenanci, biorąc ze sobą katapulty oraz drugi dla siebie i Amber.
- To lecimy i przyjrzymy się raportowi? - zapytał wilkołak.
- Koniecznie. Tworzenie się Revenantów zapobiega co prawda stratom, ale nie podoba mi się tak czy owak... - mruknęła. - To zawsze jest jakaś strata poprzedniej tożsamości... Na której komuś mogło zależeć - westchnęła.
- Mhm - mruknął Aleks. Przeszli przez portal i chłopak natychmiast udał się na wybrzeże.
Amber ruszyła razem z nim. Należało nie tylko zapoznać się z raportami, ale też odnowić wszelkie umocnienia, naprawić uszkodzenia, wzmocnić jeszcze dodatkowo potencjalnych obrońców.
Ściany nie ucierpiały za bardzo, ale teren nieco oberwał. Oczyszczanie już zostało zakończone, a naprawy trwały. W efekcie starcia powstało 15 nowych Revenantów i 2 Revenanty-smoki. Wybrzeże zaatakowały dwie olbrzymie istoty przypominające manaty. Różnica polegała na tym, że te istoty w przeciwieństwie do zwierząt ziały kwaśną parą...
- Zastanawia mnie czy jest sposób na oczyszczenie oceanów - mruknęła. - Właściwie to jedyne środowisko w okolicy Milgasii którego nie próbowaliśmy albo którego nie udało nam się zdobyć i oczyścić. A sądząc po sytuacji tutaj należałoby - warknęła.
- Musielibyśmy poprosić Adelajdę o pomoc- mruknął Aleks.
- Trzeba będzie. Może pomożemy jej z umocnieniami, by ona pomogła nam z wodami wokół Milgasii... My mamy tylko naprawy do zrobienia, ona zaczyna od zera - dodała.
- Można i tak... sądzę, że powinniśmy udać się tam natychmiast.. znaczy ty się udaj, ja tu zostanę na wszelki wypadek, mam dziwne wrażenie, ze jej budowniczym będzie potrzebna ochrona... - wilkołak się skrzywił.
- Dobra. Zostawić ci wszystkich Revenantów czy połowę? Bo mam jeszcze mroczniaki - mruknęła.
- Są tu smoki, ludzie... no i ja oraz moje katapulty - Aleks wyszczerzył się. - Bierz wszystkich.
- Dobra. Nawiążę z nią tylko kontakt - mruknęła. Po czym tak też zrobiła.
"U mnie da się przeżyć. Aleks zostaje do obrony, ale ja chętnie wpadnę w odwiedziny z Revenantami. Zapewne Skaza będzie chciał odzyskać to co właśnie stracił" rzuciła.
"Mhm, ja właśnie zajmuję się przydziałem pracy przy budowie obrony" odparła Adelajda. "Dodatkowa ochrona mile widziana:
"To zbieram Revenantów i zaraz będę" mruknęła po czym tak też zrobiła. Postawiła portal starając się nie popełnić znów przy tym jakiegoś głupiego błędu.
Stawianie portalu zabrało jej nieco ponad minutę. Revenanci byli gotowi do walki cholernie szybko, mimo, że zdołali się już rozejść po powrocie.
Wkrótce siły Milgasii stanęły znów na Seras'Vill w pobliżu stolicy.
Drehmore, który tu pozostał pojawił się koło Amber.
- Pozwól, ze skieruję twoją uwagę na tereny wschodniego wybrzeża, a dokładnie cypel Nadziei. Został tak nazwany, gdyż był to pierwszy teren odbity przez Adelajdę - powiedział Zarim. – Coś tam się kroi...
- Koszmarnie mi dziś idzie stawianie portali, więc jeśli jesteś w stanie to zrobić to byłabym wdzięczna - powiedziała Amber.
Zarim skinął głową.
- Dla całej twojej armii, czy tylko dla ciebie na razie? - zapytał.
- To nie armia. To 500 Revenantów. I jak sądzę powinniśmy się tam przedostać wszyscy jeśli coś tam się teraz dzieje. Chyba, że mam ich do ochrony zostawić gdzie indziej. Mam jeszcze mroczniaki - dodała.
Zarim bez słowa stworzył spory portal, którym Amber i Revenanci przeszli na miejsce.
Amber od razu poczuła energie Skazy zbliżającą się na sporej wysokości od strony morza.
- Chyba będziemy musieli coś niecoś zestrzelić - mruknęła Amber. - Albo przygotujmy się na walkę powietrzną... - dodała. Postarała się dokładnie wykryć pozycję i siłę przeciwnika... Oraz liczebność.
Piętnaście małych i trzy duże istoty. Nie były wielce potężne, ale było solidnie zakamuflowane... Adelajda na pewno by ich nie wykryła...
- Waszym zadaniem jest za wszelką cenę uniemożliwienie stworom zabicie kogokolwiek. Odbiliśmy kontynent Adeli to teraz powiedzmy Skazie, że nie jest tu mile widziany - Amber się rozejrzała wokół. Chciała wiedzieć, czy był tu ktoś komu przeszkadzałaby ciemność. Revenanci powinni być w stanie ją sprowadzić po ćwiczeniu z Aleksem, a ona i mroczniaki zrobiliby tu porządki.
- Możemy zaatakować z zaskoczenia - zauważył jeden z Revenantów. - Mamy chyba czas spokojnie się zamaskować i sprowadzić ich na ziemię salwą pocisków nim sięgną lądu.
- Można też tak. Zapewne wciąż nie wiedzą o naszej obecności, więc wykorzystajmy to. Do dzieła - rzuciła sama maskując swoją obecność i przygotowując się do starcia.
Magowie rzucili właściwe zaklęcia, po czym wszyscy zaczęli ładować kostury, kusze, łuki i włócznie. Po niecałych pięciu minutach przyleciała osiemnastka paskudztw, przypominających połączenie nietoperzy i ptaków. Revenanci czekali aż Amber da znak do ataku.
- Czekamy aż znajdą się w zasięgu - mruknęła Amber. Nie było pośpiechu...
Gdy istoty Skazy znalazły się w zasięgu, wykrzyczała sygnał do ataku i posłała potężny ładunek energii.
Pocisk Amber rozpoczął kanonadę. Istoty Skazy nie były gotowe na reakcję. Większość padła przy pierwszej salwie i armia Revenantów miała jeszcze czas ponowić atak, nim istoty zorientowały się co się dzieje.. ale było nieco za późno. Osiemnaście cielsk poszło na dno... po czym lądem wstrząsnęła potężna eksplozja, a fala wody ruszyła stronę wybrzeża... po czym wygięła się i wróciła na miejsce. Adelajda już widocznie zaklęła okolicę na wypadek tsunami... co nagle uzmysłowiło Amber, że jej kontynent nie jest chroniony przed klęskami żywiołowymi. Trzęsień ziemi co prawda nie uświadczyła w trakcie swego życia, podobnie jak fal, ale huragany się zdarzały...
"Aleks... To co właśnie widziałam uświadomiło mi jedną rzecz. Wiem jak nie zabezpieczyliśmy jeszcze kontynentu... Klęski żywiołowe. Skaza może przy odrobinie sprytu zaatakować nawet w ten sposób. Zleć komuś zrobienie listy najniebezpieczniejszych dla Milgasii klęsk... W tym koniecznie huragany. Co damy radę sami to zrobimy sami, ale o pewne zabezpieczenia będziemy musieli prosić innych wybrańców" przekazała.
"Hm... w sumie tylko huragany..." mruknął Aleks. "Reszty tu raczej nie ma, a z pożarami i powodziami to musimy sobie już raczej sami radzić, nie? Skaza musiałby wleźć na nasz teren, by coś takiego skombinować..."
"Tsunami też można wywołać. Trzęsieniem ziemi pod wodą czy podwodnym wybuchem" mruknęła. "Ale to w takim razie chyba do Kaisstroma i do Adeli musimy się o pomoc zgłosić, nie?" dodała
"Taaa... nie mamy możliwości chronienia się przed tym inaczej niż bezpośrednią interwencją magów w trakcie kataklizmu" mruknął Aleks.
"No to trzeba będzie tę dwójkę poprosić o pomoc. Ja tymczasem wracam do obrony granic Adeli. Skaza wysyła bardzo dobrze zakamuflowane jednostki. Adela by ich nie wykryła do chwili aż byłoby za późno" mruknęła.
"Jasne" powiedział Aleks.,
W stolicy trwała krzątanina związana z konstrukcją linii obrony wokół kontynentu. Wyglądało na to, że będzie to wyglądać inaczej niż w przypadku Amber.
Amber przełączyła się więc na komunikację z Adelą.
"Zmiotłam kilka stworów Skazy, które zamierzały urządzić sobie u ciebie piknik. Rozglądam się za kolejnymi amatorami pocisków z negatywnej energii. Zauważyłam przy okazji, że masz bardzo przyjemny system ochrony przed wysokimi falami" rzuciła.
"Mhm, też chcesz taki?" zapytała Adelajda.
"Bardzo by mi się przydało. Skaza zaczął mnie odwiedzać od morza" odpowiedziała.
"Dobrze, wezmę się za to jutro z rana, do tego czasu zbiorę potrzebną energię. Popilnuj w takim układzie prac budowlanych u mnie przez najbliższe trzy dni, powinnam się wyrobić" powiedziała "A, i potrzebuje portalu do ciebie.. Aleks będzie mógł mnie trochę poprzenosić po twoim kontynencie?" zapytała.
"Jasne. Jeśli nie będzie żadnego zagrożenia to jeszcze cię oprowadzi po ciekawych miejscach na Milgasii. Powiedz kiedy będziesz potrzebowała portalu na Milgasię i wszystko załatwi się od ręki" powiedziała.
"Jutro z rana dam znać" odparła Adelajda.
"W porządku. Wracam do polowania na pokraki Skazy" przekazała niemalże śpiewnym tonem jakby szła pod prysznic...
Cztery dni później Adelajda wróciła do siebie.
"Aleks zrobił mi małą wycieczkę... dałabyś rade znaleźć drugiego takiego faceta dla mnie?" elfka zachichotała.
"Wilkołaka?" spytała Amber rozbawiona.
"Niekoniecznie, ale nie pogardzę" odparła Adelajda, śmiejąc się.
"Hmm, jak wpadnie ci ktoś w oko na Milgasii to nie wahaj się wpadać. Polecam też zajrzeć do wilkołaczego leża w Azylu" powiedziała Amber. Nagle się roześmiała. "Wybacz, że tak wpycham cię w łapy wilkołaków, ale jesteś jedną z takich istot, które z radością bym widziała zaprzyjaźnioną z tymi wszystkimi rozbitymi duszami na Milgasii" dodała.
Adelajda zaśmiała się.
"Rozglądnę się" zapewniła.
"Ale na razie mam jeszcze inne rzeczy do roboty" dodała.
"Jasne. Tu na razie był spokój. Skaza się chyba przestraszył, albo czeka na coś... Bo dziwnie cicho tutaj..." mruknęła. "Z jednej strony to dobrze, prace mogły przebiegać bez zakłóceń. Z drugiej strony obawiam się, że Skaza coś knuje" dodała.
"Może działa gdzieś indziej?" zapytała elfka.
"Do tej pory miał dość dużą podzielność uwagi. Chyba, że nagle ją utracił jakimś cudem" mruknęła. "Momencik" Amber nawiązała kontakt z Aleksem. "Jesteś w stanie ustalić gdzie może teraz skupiać swoje działania Skaza? Przez czas jak oprowadzałeś Adelę na Milgasii tutaj było zdumiewająco cicho i spokojnie. Żadnych ataków, a sprawdzałam bardzo dokładnie czy nie kryją się tu jakieś pokraki Skazy" mruknęła.
"Diana się z nim tłucze z pomocą Vermona. Przypuścił atak na jej kontynent, ale połamał sobie kły... z tego co wiem również Abel i Aaron są atakowani, ten ostatni najintensywniej" odparł Aleks.
"Aaron pewnie znów sięgnął do piekła czy gdzie tam po siły i nie przejmuje się liczebnością wojsk, co?" spytała. "Abel ma swoich ożywieńców" mruknęła. Zastanawiała się. Ciekawiło ją czy konieczność walki o przetrwanie wyrwie Aarona z marazmu w jaki wpadł po stracie brata czy pogrąży go jeszcze bardziej.
"Na razie z tego co wiem przyzywa ciągle więcej diabłów i demonów i zbiera moc gdzie tylko może" mruknął Aleks. "Nie maskuje działań, więc widzę co porabia..."
"Był pierwszym który dzięki liczebności swych armii oczyścił swój kontynent, więc o ile skupi się na tej walce powinien sobie poradzić. Chyba, że będzie na tyle głupi by dostarczyć Victorowi argumentów" westchnęła. Nie musiała mówić więcej bo Aleks znał jej rozmowę z Victorem.
"Taaa... a propos Victora to wpadł tu kawałek czasu temu, przeprosił za najście i stwierdził, że coś mu się pomyliło, po czym zniknął..." mruknął Aleks. "Możesz w sumie go zapytać w wolnej chwili o co mu chodziło..."
"Pomyliło?" Amber się zamyśliła. "No dobrze, w sumie mam teraz wolną chwilę więc czemu nie" mruknęła. Nawiązała łączność z Victorem.
"Słucham" wybraniec Foggosa odpowiedział niemal natychmiast.
"Aleks wspominał, że wpadłeś na Milgasię. Ponoć coś ci się pomyliło. Stało się coś?" spytała.
"Nie, po prostu mam lekką paranoję jeśli chodzi o działania Skazy i miałem wrażenie, ze poczułem coś, co mogłoby mieć skutki na twoim kontynencie, na szczęście myliłem się" odparł Victor. "Będziesz w stanie zebrać swoich sojuszników jutro koło południa? Mam złe wieści i chcę, byście wszyscy wysłuchali tego, co mam do powiedzenia i ocenili czy nie przesadzam..."
"Hmm, wrażenie bez względu na to czy błędne czy nie to i tak zostanie przez nas sprawdzone. Lepiej dmuchać na zimne... Paranoja w przypadku działań Skazy do pewnego stopnia nie zaszkodzi. Czego dotyczą owe złe wieści?" spytała.
"Mojego głównego obiektu zainteresowania nie licząc własnej potęgi. Aarona" mruknął Victor.
"Ech, dlaczego tak sądziłam, że to będziesz chciał powiedzieć?" mruknęła. "Spytam ich czy zgodzą się ciebie wysłuchać" mruknęła. "Roześlę wieści po wszystkich wybrańcach" dodała.
"dziękuje" odparł Victor. "Czekam na wieści od ciebie"
Amber westchnęła rozłączając się z Victorem. Nawiązała za to łączność ze swoimi sojusznikami.
"Mam sprawę. Victor prosi o możliwość spotkania się ze wszystkimi i przedstawienia pewnego poważnego problemu. Prosi o wysłuchanie. Chodzi o Aarona" rzuciła. Czekała cierpliwie na odpowiedź.
"O... niech będzie... kiedy?" zapytał Vermon.
Diana westchnęła. "Szybko się zgodziłeś, Vermon" mruknęła.
"Wysłuchać nie zaszkodzi" zauważył niedźwiedziołak.
"Ano nie zaszkodzi" potwierdziła Adelajda.
"Dobra... wychodzi na to, że zobaczymy co ma do powiedzenia" mruknęła Diana.
"Jutro koło południa" powiedziała.
"Niech tak będzie" mruknął Vermon, po czym nie dało się słyszeć protestów.
"Więc widzimy się wszyscy jutro. Swoją drogą Adela, będę ci jeszcze potrzebna tutaj? Staram się chociaż raz w tygodniu przespać się parę godzin, no i tak właśnie wypada czas..." bąknęła.
"Nie no... leć i spokojnych snów" powiedziała Adelajda. "Ja na sen czasu nie marnuję" zachichotała.
"Także nie muszę spać. Robię to bo sen mnie uspokaja. Niektóre rzeczy są możliwe niestety tylko w snach" przekazała nieco smutno.
"Mhm" mruknęła Adelajda.
"No to śpij dobrze i do jutra" dodała.
"Dzięki i do zobaczenia" rzuciła Amber. Starannie stworzyła portal by przenieść siebie i Revenantów z powrotem na Milgasię.
Stawianie portali wychodziło jej już dość naturalnie, ale dalej musiała się przykładać do łączenia lokacji. Wkrótce wraz z Revenantami była w Azylu.
Revenanci mieli wrócić do swoich zwykłych zajęć. Chwilowo nie byli potrzebni jako jednostka bojowa. Sama Amber skierowała się do swojego pokoju w tawernie by zamówić olbrzymią porcję jedzenia, wziąć kąpiel i położyć się spać. Uprzedziła jednak, że potrzebuje by obudzono ją rano.
Aleksa to natychmiast udał się do specjalnego miejsca poza miastem, gdzie pracował nad katapultami. Uznał, ze musi wprowadzić usprawnienia i wtedy położy się spać.
Amber została zbudzona rano łaskotaniem po policzku.
Amber otworzyła jedno oko ociężale.
- Hmm? - bąknęła zdziwiona.
Carmen stałą nad nią, kiwając się delikatnie. Jej długie, czerwone włosy opadały na twarz Amber łaskocząc ją.
Amber zrobiła to co jej się wydało w tej chwili najbardziej adekwatne do sytuacji... wyciągnęła ręce w stronę Carmen by ją objąć. Choć oczy miała otwarte to jej umysł w znacznym stopniu wciąż spał.
Carmen złapała ją za ramiona i wyciągnęła z łóżka, biorąc na ręce. - Pobudka! Miałaś się zbudzić rano - zaśmiała się, idąc w stronę łazienki.
- Mhmmmm... - Amber ziewnęła przecierając niezdarnie oczy. Spojrzała nieco przytomniej i westchnęła.
Carmen postawiła ja w łazience.
- Myj się i chodź na śniadanie.
Wilkołaczyca zmieniła postać na wilczą i wgramoliła się do wanny. Wciąż ziewając skorzystała z faktu, że kiedyś bawiła się tu glifami. Ciepła woda polała się więc na wilczy łeb i grzbiet.
Carmen uśmiechnęła się i poszła do dolnej sali.
- Zamawiam śniadanie, więc nie siedź tu za długo - zastrzegła.
10 minut później Amber dołączyła do Carmen w dolnej sali. Sądząc po unoszących się jeszcze nad nią kłębach pary świeżo opuściła wannę z gorącą wodą. Wciąż miała mokre włosy do czego zupełnie nie przywiązywała uwagi.
Dostała jajka na miękko, tosty z serem, pieczony boczek i herbatę.
Amber zajęła się śniadaniem. Mniej więcej w połowie posiłku zaczęły jej wracać procesy myślowe.
- Hmm... Kiedy ty wróciłaś do Azylu? - bąknęła. - Myślałam, że jesteś w Darkkeep - bąknęła.
- Wróciłam w nocy i zdecydowałam się przejąć obowiązek zbudzenia cię - odparła Carmen.
- O... - bąknęła dziewczyna. - Dzisiaj jest spotkanie wybrańców w sprawie tego co ma nam do powiedzenia Victor... Na temat Aarona - mruknęła. Westchnęła.
- Nie jesteś specjalnie chętna udać się tam? - zapytała kobieta.
- Nie o to chodzi. Choć nie lubię Aarona... W ogóle i pewnie nigdy się to nie zmieni, to jestem w stanie docenić to, że jest silny. Zebrał sporo mocy, może zebrać potężną armię. Martwi mnie, że Victor mógł znaleźć argumenty za tym, że Aaron nie nadaje się już do pełnienia swojej funkcji i bardziej może zaszkodzić niż pomóc w walce ze Skazą - mruknęła. - Oznacza to przeniesienie mocy na nowego wybrańca, który tak jak Victor będzie po prostu słabszy. A jeden słabszy wybraniec to już jest znaczna strata po naszej stronie i zysk dla Skazy - mruknęła. - Najbardziej zdumiewa mnie to, że Aaron sfiksował tak po utracie brata. Znam istoty, które straciły jeszcze więcej i walczą niezłomnie. Taka słabość nie pasuje ni w ząb do takiego skurwiela - westchnęła.
- Możliwe, że padł ofiarą jakiegoś ataku psychicznego... - mruknęła Carmen.
- W sumie Skaza mógł coś takiego wykoncypować... Albo ktoś inny, nawet nie Skaza - mruknęła Amber. - Jak przeciwdziałać takim atakom? Albo ich efektom? - spytała.
- Terapią połączoną z magią - odparła Carmen i westchnęła.
- Pewnie to długo trwa, nie? - spytała. - Na długie działania nie za bardzo mamy pole - mruknęła.
- No długo, ale jeśli zdecyduje się poddać terapii to czas jest... - mruknęła Carmen.
- No zobaczymy... W południe jest to spotkanie... Ale oczywiście na śmierć zapomniałam spytać gdzie - mruknęła.
- Aleks chyba jeszcze śpi, ale to miejsce, gdzie było ostatnie spotkanie jest od waszej dyspozycji... - powiedziała Carmen.
- No porozmawiam z pozostałymi... Przekażę im - mruknęła. Tak też zrobiła. Nawiązała kontakt z pozostałymi wybrańcami, którzy mieli się tego dnia spotkać i przekazała im, że dobrze by było ponownie skorzystać z tamtego miejsca, w którym debatowali uprzednio.
Wszyscy przyjęli informację. Carmen mrugnęła do Amber. - No to jakie masz plany teraz przed spotkaniem? - zapytała.
- Żadne - bąknęła. - Może rozruszam nieco mięśnie... A może jeszcze coś zjem... Ostatnie kilka dni miałam wypchane robotą po brzegi - westchnęła.
- Aleks pewnie się obudzi wkrótce i będzie leniuchował, może skoczysz go zmobilizować do wstania? - Carmen się zaśmiała.
- Skoro nie ma chwilowo co robić to niech może korzysta z możliwości leniuchowania, co? - mruknęła Amber.
- Na pewno byłoby mu miło jakbyś od niego wpadła - powiedziała Carmen.
- No niby... - mruknęła. Przeciągnęła się starając się rozluźnić nieco sztywne mięśnie. - Spytam go przy okazji czy rozmawiał z Kaisstromem w sprawie huraganów na Milgasii - mruknęła.
Carmen skinęła głową i sama wstała.
- Jakby co to będę koło placu treningowego - powiedziała.
Wilkołaczyca skinęła głową. Ruszyła do pokoju Aleksa.
i wkrótce dotarła pod jego drzwi.
Po prostu je otworzyła. A jeśli były zamknięte to zmieniła się w cień i przeszła. Jeśli Aleks nie spał to dobrze. Jak spał to należało go obudzić.
- Mmmmf - dobiegło z pościeli i Aleks nadludzkim wysiłkiem przesunął głowę, by widzieć drzwi.
- Amber? - bąknął. Widać było po stanie pokoju, że Aleks używa go tylko do spania. Panował tu absolutny porządek, nie licząc ubrań wiszących na krześle, oparciu łózka i szafie....
- Pomijając twoje zwłoki w łóżku pokój wygląda jakby nikt tu nigdy nie mieszkał - mruknęła. - I tak, Amber. Wstawaj śpiochu. W południe spotkanie wybrańców w sprawie Aarona, a musisz jeszcze coś zjeść... - dodała.
- Mmmmmf... - dobiegło spod pościeli. - MmmMMmm
- Wybacz, ale tego języka nie rozumiem - mruknęła z krzywym uśmiechem pod nosem.
Coś poruszyło się pod kołdrą.
- Niee chce mi się wstaaawaaać - jęknął Aleks.
- Załatwiłeś już z Kaisstromem kwestię huraganów? - spytała nagle Amber.
- Gadałem z nim, ale an razie nie ma czasu za bardzo - mruknął Aleks. - Jutro lub pojutrze amm się znów odezwać - odparł Aleks, przeciągając się.
Amber się chwilę namyślała. - To pilnuj by tego nie zapomnieć. Jeśli nadal bardzo nie chce ci się wstawać, to leż, ale jeśli nie wstaniesz do południa to zabiorę cię na to spotkanie z innymi wybrańcami nawet jeśli będziesz goły i głodny - powiedziała.
- Mmmhm - mruknął Aleks, przeciągając się dalej i podnosząc powoli.
- Wstaję już - powiedział, rozglądając się po otoczeniu. - Yyye - zauważył błyskotliwie.
- Dorównujesz mi elokwencją po przebudzeniu - mruknęła przypominając sobie jednak dość mgliście jej reakcje na dzisiejszą pobudkę.
- Może to typowe dla wilkołaka śpiącego w łóżku po męczącym dniu? - zapytał Aleks, po czym zmienił się w wilka i podreptał do łazienki.
- Nie, typowe dla wilkołaków, którym dane jest spać w łóżkach... Idę rozprostować kości - mruknęła wychodząc z pokoju Aleksa.
- Jasne - rzucił Aleks z łazienki, przyjąwszy znów ludzką postać. Sadząc po dźwiękach wziął się za mycie twarzy.
Amber skierowała się na plac treningowy. Po drodze ruszała nieco ramionami i głową. Czuła sztywność karku. Nie była tylko pewna czy to z powodu snu czy raczej zmęczenia z dnia poprzedniego...
Zastała tam Carmen i Rufusa oraz kilku Azarielitów ćwiczących z Revenantami rzucanie zaklęć.
- Znajdzie się ktoś chętny na rozruszanie kości? - spytała. - Bez magii i innych zabaw tego typu - dodała. Zależało jej na poradzeniu sobie ze sztywnością i rozgrzaniu mięśni, a nie na wysadzeniu Azylu czarami.
- Możesz spróbować mnie dogonić - zaproponował Rufus.
- Nie chcę się zabić po drodze tylko rozruszać kości i rozgrzać mięśnie - mruknęła Amber. Ściganie Rufusa przy jego pomysłach mało się Amber podobało.
Rufus zrobił smutną minę. Rika zaczęła się rechotać, widząc to.
- Szybko się regeneruję, ale mimo wszystko połamane kości to nieprzyjemne uczucie, więc ściganie odpada. Chcę prostego najnormalniejszego sparingu - powiedziała.
- To raczej nie znajdziesz kogoś do tego zdatnego, masz za dużo siły - mruknęła Carmen. - A ja jestem dla ciebie za szybka - mrugnęła do niej.
Amber westchnęła ciężko.
- Dzień ledwo się zaczął a ja już marzę by się skończył - burknęła. - Idę w takim razie zapolować na coś. Jak nie rozruszam mięśni to wyjdę z siebie - burknęło.
- Co tak szybko? - mruknął Aleks, dojadając po drodze pączka. - Możemy "zatańczyć" jeśli chcesz - zaśmiał się.
- Bez magii - podkreśliła Amber.
- O rany - bąknął Aleks. - No to chyba ty byś musiała być w formie ludzkiej, a ja w formie bestii, by to miało sens...
- Nie planuję zmieniać postaci. Chcę rozruszać tylko mięśnie, bo im dłużej mi dokuczają tym bardziej się denerwuję - powiedziała.
- Dobra - powiedział Aleks i zmienił postać. - Dawaj -
Amber poruszyła barkami. Jej ruchy były odrobinę sztywne. Natarła na Aleksa. Chciała gołą dłonią odepchnąć go na wysokości mostka.
Aleks zbił jej atak i złapał za nadgarstek.
Wieszając się na tym nadgarstku złapanym przez Aleksa Amber wykonała najszybsze kopnięcie w pysk wilkołaka jakie była w stanie wykonać. Albo ją puści wytrącając ją z równowagi, albo dostanie prosto w nos...
Aleks puścił natychmiast i pchnął Amber wolną łapą.
Amber wykorzystała fakt, że wysunął łapę by ją pchnąć. Podjęła próbę złapania dłonią łapę Aleksa. Lepiej niż on znała słabości wilkołaczego ciała i chciała je teraz wykorzystać. Bardzo silne mięśnie i ścięgna wilkołaka były też łatwym celem dla kogoś kto wiedział gdzie i jak chwycić by obalić.
Zatrzymało to lot dziewczyny. Wykorzystała nadany jej przez Aleksa pęd by wykręcić mu łapę. Założyła mu bardzo prostą dźwignię.
Aleks bardzo szybko znalazł się przy ziemi. Amber natychmiast puściła go. Nie zamierzała zadawać mu bólu.
Aleks wstał i strzepnął łapę. Był gotów na rundę drugą.
Amber ruszała się już płynniej. Machnęła dłonią zapraszając go do ataku. Tym razem ona była gotowa do obrony.
Aleks zaatakował od boku, chcąc pchnąć Amber, by zachwiać jej równowagę.
Amber skoczyła korzystając ze swojej siły by przeskoczyć nad Aleksem i nie dać mu się trafić.
Aleks przesunął się naprzód i obrócił, by odbić i skoczyć naprzód w stronę Amber gdy tylko wyląduje.
Amber zadziałała na swój wyczulony słuch. W odpowiednim momencie obróciła się by grzmotnąć Aleksa w nos.
Słuch okazał się niewystarczający i Aleks oberwał w ramię, po czym "zgarnął" Amber, zupełnie ją przytłaczając. Polizał ją po skroni i wstał.
- Nigdy, przenigdy nie liż mnie w skroń - powiedziała Amber, której mina nagle stężała. To nie był żart.
- Czemu? - bąknął Aleks.
- Nie jesteś alfą. Pewnych rzeczy ci po prostu nie wolno. Gdybyś był wilkołakiem od urodzenia już byś poczuł konsekwencje - powiedziała.
- Przecież widziałem ten gest już nie raz.. - mruknął.
- Wilkołaki i wilki, które mają niższą pozycję w stadzie liżą po pysku te, które są wyżej. Jak szczenięta proszące matkę o jedzenie. To co zrobiłeś może zostać uznane za oznakę dominacji. Dowolny inny wilkołak w naszej wataże, który nie rości sobie prawa do pozycji bety byłby zachwycony oznaką czułości z twojej strony. Każdy wilkołak w tej wataże, który spróbowałby to w stosunku do mnie poczułby szybko moje kły - powiedziała. - Widzę, że nie wiedziałeś o tym, dlatego masz taryfę ulgową, ale jako alfa muszę stosować równe reguły dla wszystkich podległych mi wilkołaków, więc następnym razem tej taryfy nie będzie - powiedziała łagodniejąc.
- A... dobra, są jeszcze jakieś inne "sekcje" głowy na które muszę uważać? - zapytał.
Amber westchnęła.
- Osobnik który jest wyżej od ciebie w stadzie może dowolnie dotykać twojej głowy, może cię pogłaskać, poklepać, co tam chcesz. Może ci położyć dłoń na ramieniu, poklepać po plecach gdy jesteście w ludzkich postaciach. Tego typu gesty dla wilkołaków o niższej pozycji są zabronione, chyba że chcą sprowokować do walki o pozycję. To samo w wilczej formie. Położenie łapy na czyimś grzbiecie to dominacja, lizanie pyska od góry tak jak ty to zrobiłeś również. Zobacz jak to w leżu wygląda. Nawet duży wilkołak, który jest niżej będzie się trzymał niżej... Dopiero jak się wyprostuje widzisz, że jest większy - powiedziała. - Nie ma podziału na sekcje, że tak powiem. Zauważyłam, że podobne gesty nawet wśród ludzi oznaczają właściwie to samo co u nas. Ale ludzie dopuszczają pewne umowności, u wilkołaków nawet w żartach to nie przejdzie - oznajmiła.
- No dobra, nie sądziłem, że to się też tyczy czegoś takiego... - Aleks machnął łapą. - Dobra kontynuujemy? - zapytał.
- Tak, jeszcze chwilę kontynuujemy. Jeszcze mi trochę mięśnie dokuczają, ale jest już lepiej, gdy musiałam się szybciej ruszyć - powiedziała.
- Dobra, teraz ty atakuj - powiedział Aleks.
Wreszcie wszyscy Wybrańcy znów stawili siew tej samej sali... tym razem jednak między zgromadzonymi zagościł Victor, za to zabrakło Kaisstroma i Amandy.
- No dobra, więc co masz nam do powiedzenia? - zapytał Vermon, gdy wszyscy już zajęli miejsca.
- Mamy problem z osobą Aarona. Otóż stał się on... niestabilny. Co przy natężeniu ataku Skazy na niego może skończyć się załamaniem nerwowym i przejęciem jego mocy przez Skazę. Z tego co wiem nie jesteście w specjalnie dobrych układach z Aaronem, więc nie zdziwię się, jeśli nie przyjmie waszej pomocy. Potrzeba by to załatwić przez osobę trzecią... Poprzez swój stan jednak Aaron będzie sprawiał problemy później. Możecie chcieć usunąć go zamiast mu pomagać i zająć się nowym Wybrańcem, by nie skończył jak protoplasta - powiedział.
- Tu wypadałoby pogadać z Amandą, bo w razie czego to sadzę, że ona byłaby jedyną osobą, która mogłaby coś wskórać... - stwierdził Keth.
- Wieści są gorsze niż się spodziewałam - westchnęła. - Keth, Amanda nie wydaje mi się dobra w negocjacjach... Stara się za wszelką cenę być zawsze neutralna. Sądzisz, że będzie miała na Aarona odpowiednio duży wpływ? - spytała.
- Na pewno jeśli chcemy mu pomóc, to będzie osobą, od której przyjąłby pomoc - odparł Keth. – Nie mówię o ewentualnym leczeniu go z jego stanu, tutaj trzeba by już gadać z Ablem...
- Ten medal ma dwie strony... Jeśli teraz mu pomożemy, nic nie daje nam gwarancji, że nie odbije mu znowu później. A jest niebezpieczny z tym poświęcaniem mieszkańców kontynentów - mruknęła. - Z drugiej strony zabicie go może doprowadzić do tego, że w obronie użyje tego i zabije któreś z nas. Zadbanie o nowego wybrańca miałoby swoje zalety, gdyby nie fakt, że w drodze stoi jeszcze Aaron. Czy są jakieś metody na to by moc została przekazana komu innemu bez zabijania tego durnia? - spytała.
- Musiałby się na to zgodzić - mruknął Vermon.
Amber westchnęła ciężko.
- Umie ktoś określić jakie mamy szanse powodzenia przy poszczególnych próbach działania? Do wyboru mamy zabić go tak by Skaza nie przejął jego mocy, skłonić go do oddania mocy, lub do leczenia stanu w którym się znalazł. Chyba, że ktoś ma jeszcze jakiś pomysł - rzuciła.
- Nie zgodzi się na oddanie mocy - mruknął Victor. - Takie coś odpada, on się swojej mocy trzyma jako ostatniej pewnej rzeczy.
- Leczenie... może, ale do tego trzeba by pogadać z Ablem, jak już mówiłem - powiedział Keth. - Zależy czy przekonamy jego.. powiedziałbym, ze mamy jakieś 50% szans.
- Co do zabicia go... wykonalne - mruknęła Diana. - I możemy zrobić to nim wykorzysta swoje mordercze zaklęcie. 100% szans powodzenia jak sądzę - powiedziała.
- 95% zawsze coś może nie wyjść - powiedział Keth.
- Jeśli wyślemy do niego kogoś by mu zaoferował leczenie to w razie odmowy będzie gotowy na nasz atak - mruknęła Amber. - Pomoc z poradzeniem sobie z atakami Skazy może by i przyjął, ale wciąż pozostanie wtedy słabym ogniwem, które może się posypać w dowolnej chwili. Skaza ma go jak na widelcu i chyba zdaje sobie z tego świetnie sprawę - westchnęła. Spojrzała na Aleksa, namyślając się. - 50% szans powodzenia to za mało. Lepiej poświęcić siłę na to by zadbać o bezpieczeństwo nowego wybrańca - mruknęła.
- Zastąpić słabe ogniwo nowym zamiast je łatać? - Aleks skinął głową i spojrzał na resztę.
Vermon milczał na razie, z to Diana westchnęła.
- Niańczenie wybrańca boga chaosu... arg... dobra, niech tak będzie - mruknęła.
Adelajda przełknęła ślinę i spojrzała na Amber.
- Wiem, ze zrobił coś niewybaczalnego, ale czy dodawanie go do puli ludzi, którzy zginęli w trakcie tej wojny na prawdę będzie lepsze, niż próba pomagania mu? - zapytała. Diana objęła ją ramieniem.
- Z tego co słyszę na psychice Aarona jest głęboka rana. Takie rany zostawiają blizny, nie goją się do końca... i można je łatwo znów otworzyć.
Elfka spojrzała w dół.
- No dobrze - bąknęła.
- Więc eliminujemy Aarona i znajdujemy jego następne... i spróbujemy przekazać mu możliwie dużo mocy Aarona, tak? - zapytał Vermon.
- Tak. I zróbmy wszystko by taka sytuacja się nigdy nie powtórzyła. Mogę nie lubić Aarona, ale nie podoba mi się to wszystko - mruknęła. - Gdyby istniała dająca nadzieję szansa, że odstąpi moc innej istocie, która sobie z nią lepiej poradzi, wybrałabym tę opcję bez zastanowienia. Ale Aaron bardziej teraz przypomina bombę z opóźnionym zapłonem niż istotę rozsądną - westchnęła.
- Keth, jesteś w stanie namierzyć istotę, która byłaby w stanie dać sobie radę z taką ilością mocy? Kogoś o odpowiedniej sile charakteru. My mieliśmy prostą sprawę, zaczynaliśmy prawie od zera - powiedziała.
- Moc wybierze sama, my musimy tylko zapewnić jej ciągłość... - mruknął Keth. - Znaczy zredukować straty energetyczne "po drodze".
- No cóż, nie znam się na tym za bardzo, więc muszę polegać na twojej wiedzy - skinęła głową. Westchnęła ciężko.
- Mówiliście, że jest sposób na to by zabić go zanim użyje swojego zaklęcia. Jak można to zrobić i jednocześnie nie wywołać konfliktu z pozostałymi wybrańcami. Sądzę, że mocno za Aaronem stoi Abel i Amanda może się burzyć. Poza tym Kaisstrom ma jakieś kontakty z Ablem chyba. Nie chcę wywoływać z nimi konfliktów bo nie o to tu chodzi - powiedziała.
- Jeśli pogadamy z nimi zawczasu to ryzykujemy że go ostrzegą - mruknęła Diana.
- Wiem. Z drugiej strony jeśli ich nie powiadomimy ryzykujemy, że wywołają z nami wojnę, której również nie chcemy. Chyba, że uda się to załatwić tak by podejrzenie nie padło na nas - mruknęła.
- Wątpię, by dało radę skierować podejrzenie na kogokolwiek... pamiętajcie, że mamy do czynienia z człowiekiem, który oczyścił swój kontynent samodzielnie bez niczyjej pomocy i to jako pierwszy - zauważył Keth.
- Przy użyciu miliardów ściągniętych z piekła demonów, których liczebność Skaza sprowadził do bodaj kilkudziesięciu lub kilkuset tysięcy - powiedziała Amber.
- On sam odesłał nadmiar - zaprzeczył Victor. – Pozostawił tylko te, których potrzebuje na co dzień, by w razie czego bronić się przed atakiem Skazy.
- Hm... możemy jeszcze spróbować innej metody... Amber - masz z nim na pieńku. Rozdrażnij go i wyzwij na pojedynek.
- Idiotyczny pomysł. Co jeśli Amber zginie? - zapytała Diana.
- Amber nie zginie... pomożemy jej.
- Oszustwo? - mruknęła Diana.
- Tak. Nie chcemy wojny z państwem Aarona, naszym celem jest on. Wyłącznie on, a przecież nie przystanie na walkę z nami wszystkimi. Dla dobra tego świata musimy go oszukać.
Amber namyślała się przez chwilę.
- To ma szansę się udać. Tylko musicie wiedzieć o jednej rzeczy. Z wilkołaków są beznadziejni kłamcy - powiedziała.
- Ty tylko go rozzłościsz i wyzwiesz na pojedynek - zauważyła Diana. - Możesz mu powiedzieć, że jest słaby czy coś - dodała. - W jego stanie nie będzie ci trudno go rozzłościć.
- Jest słaby i zagraża wszystkim innym. To akurat jest faktem - mruknęła. - Jeśli tylko uda się do pojedynku doprowadzić i dopracujecie plan co dalej to w porządku - powiedziała.
- Ukrywanie działań to moja specjalność - powiedział Keth. - Będziesz więc miała wsparcie wszystkich nas - zapewnił Vermon. - Wiem, że mówię coś oczywistego, ale strzeż się i działaj rozważnie.
- Aaron zyskał na mocy znacznie ostatnio - powiedział Keth. - Bez naszej pomocy nie miałabyś raczej szans... a ja raczej nie dam rady go wyzwać, nie traktuje mnie poważnie... jak na wybrańca boga Chaosu przystało...
- Popełnia błąd nie traktując poważnie kogoś, kto trzyma to wszystko jakimś cudem w kupie, nie mylę się? - uśmiechnęła się półgębkiem. - Gdybyś sam nie wierzył, że takie działanie jest konieczne nie pozwoliłbyś by do tego doszło - mruknęła. - Aaron jak sądzę jest drugi po tobie pod względem mocy - dodała.
Keth zrobił bezradny gest rękoma. "Przecież mu nie każę mnie szanować" wydawał się mówić.
- Za parę dni będzie pierwszy - odparł Wybraniec Harmony. - Sądzę, że czerpie moc z chaosu, który towarzyszy walkom na froncie.
- Domyślam się. Kiedy zaczynamy? Ja mogę być gotowa nawet teraz, choć przyznam, że nie napawa mnie to optymizmem. Bez waszej gotowości zostanie pewnie ze mnie niewiele do zbierania, a na szczęściu nie za bardzo chcę polegać. Coś mi ostatnio nie dopisuje - powiedziała. Mówiła dość swobodnie jak na kogoś kto potencjalnie był wystawiony na śmierć w przypadku niepowodzenia akcji.
- Jutro w południe, muszę się upewnić co do mojego zasięgu.. w końcu nie zdarzyło mi się wzmacniać jeszcze pojedynczej osoby... a wam? – zapytał Vermon.
- Damy ci znać jutro, każdy z osobna - powiedziała Diana. - Jeśli ktoś będzie potrzebował więcej czasu, to mu go zapewnimy, ale musimy się spieszyć - dodała, a wszyscy skinęli głowami. i spojrzeli pytająco na wilkołaczycę.
- Jeśli chcesz partnera do sparringu to daj znać - powiedział Keth, zwracając się do Amber.
- Przyda mi się. Szczególnie jeśli jesteś w stanie powiedzieć mi coś na temat metod walki Aarona. Jak nie to też się przyda. Po sparingu postaram się uzupełnić zapasy energii - dodała.
Amber dopiero zauważyła ich pytające spojrzenia.
- A tak. Pasuje mi ten układ. Nie możemy pozwolić by zanadto urósł w siłę, a jednocześnie musimy się przygotować - skinęła głową.
- Więc ruszajmy... na twój plac treningowy? - zapytał Keth.
- Jeśli nie przeszkadzać ci będą gapie, to proszę bardzo. Zawsze ktoś siedzi i ogląda nasze treningi - powiedziała swobodnie.
- Nieistotne - odparł Keth. - Dobra, no to spotkanie zakończone? - zapytała Diana,. podnosząc się. - Mamy wszyscy dużo pracy...
- Tak, zakończone - Amber westchnęła. Potem odetchnęła. - Zaczynam się bać czym Aaron będzie mi chciał przywalić - mruknęła pod nosem.
- Mam teorię na ten temat - odparł Keth. Aleks stawił portale dla wszystkich i Amber wraz z Kethem i Aleksem powrócili do Azylu.
- Dobra. Przede wszystkim spodziewaj się totalnego chaosu.. i wielu portali - powiedział Keth. - Aaron będzie pewnie atakował z różnych stron...
- O rany... Czyli muszę się spodziewać za każdym razem ataków z różnych stron... Ostatnio bardzo starałam się pracować nad moimi zdolnościami wykrywania energii. Być może udałoby mi się wykryć ataki odpowiednio wcześnie by ich uniknąć w razie czego - mruknęła. - Byłbyś w stanie to zasymulować? - spytała.
- Właśnie chcę - odparł Keth. - Na początek po prostu się przeniosę bez ataku i spróbujesz mnie trafić.. nie wiem, kamykiem - wskazał kawałek odłamanej płyty.
- Dobrze. Zobaczymy jak to wyjdzie. Mam nadzieję, że takie przygotowania wystarczą i nie skopię tego... Co jak co ale mój ogon i kudłaty zad są mi jeszcze miłe - mruknęła.
Keth skinął głową i przeniósł się za Amber. Impuls był dość dziwny i Amber nie zdołała zareagować, ale po paru kolejnych próbach już wiedziała po czym poznać, że cel będzie się teleportować. Trzeba było jeszcze dopracować metodę przewidywania, gdzie się pojawi... zapowiadał się pracowity dzień.
Amber nie zamierzała sobie odpuszczać. Pracowała wytrwale i ciężko. Zależało jej na tym by nauczyć się tego i opanować w stopniu który pozwoli jej walczyć z Aaronem.
Wieczorem już świetnie przewidywała nawet szybką teleportację i dawała radę blokować ataki.
- Jak oceniasz postępy? - spytała zmęczona.
- Dobrze. Sądzę, że będziesz w stanie przewidywać ataki Aarona. Używałem takiej samej techniki teleportacji jak on - odparł Keth. - A to jest jego sposób walki. Bedzie się teleportował ciągle... - westchnął.
- Zużywa się przy tym jakąś energię? Bo może udało by się go zmęczyć? - mruknęła.
- Używa, ale mało. To dla niego równie męczące co dla ciebie zmiana postaci... on polega na tej metodzie od samego początku... zmęczenie w ten sposób nie wchodzi w grę
- Szkoda. Zbiorę teraz energię i odpocznę. Chyba nie mogę się przygotować lepiej - mruknęła. - Przy okazji, miałam cię spytać. Chodzi o zdolności ukrywania - powiedziała.
- Mów - Keth uniósł brew i założył dłonie za plecami, podczas gdy szli w stronę tawerny.
- Victor gdy się z nim zmierzyłam miał nieco mniejsze zdolności wykrywania niż ja, a mimo to zdołał stwierdzić, że mam więź z Aleksem. Chciałabym ją ukryć, mając przy tym nadzieję, że Skaza jeszcze o niej nie wie - powiedziała.
- Twoja więź z Aleksem... hmm... Skaza jej nie wykryje. Victor za to widzi ją jak na dłoni. Ja nie miałem pojęcia o jej istnieniu do momentu jak mi o niej powiedziałaś... wtedy wiedziałem czego szukać - mruknął Keth. - Ukrycie jej jest dość proste, ale z tego co widzę to Aleks tę więź ostatnio przekształcał... prawda? - zapytał mężczyzna.
- Aleks wprowadza różne usprawnienia często bez mojej wiedzy, więc w tej kwestii jego należałoby zapytać. Możliwe, że zmieniał coś po rozmowie z Victorem - powiedziała.
- Porozmawiam z nim, daj znać gdy będziesz zdolna do dalszych ćwiczeń – powiedział Keth i zniknął.
Amber wpierw poszła zjeść i się umyć. Denerwował ją zapach jaki wiązał się u ludzi z wysiłkiem fizycznym.
"Sprawa załatwiona, wasza więź jest już niewykrywalna" poinformował Keth po paru minutach,.
"Wielkie dzięki. Skończę jeść i doprowadzę się do porządku i możemy kontynuować" przekazała.
"Będziemy ćwiczyć do momentu aż wszyscy będą gotowi? - zapytał Keth.
"Chciałabym jeszcze przed tym zebrać energię, więc prawie do tego momentu" powiedziała.
"Hm... nie wiemy kiedy wszyscy będą gotowi, możliwe, ze potrwa im dłużej.. cóż, jutro z rana się dowiemy" mruknął Keth.
"Też podejrzewam, że potrwa dłużej. Mam nadzieję, że nie dużo dłużej" westchnęła.
Ćwiczyli więc dalej. Amber była w tym niezłomna. Zależało jej na tym, by jednak wyjść cało z tej potyczki z Aaronem. Gdy potrzebowała uzupełnić energię korzystała z chwili wolnego czasu by coś zjeść i zebrać siły. Poza tym jeśli zostało wystarczająco czasu zebrała nieco energii z nienawiści istot tego świata. Była gotowa w ostatniej chwili dodatkowo zebrać naraz całą dostępną w danym momencie nienawiść. Zależało jej na poprawieniu swojej prędkości i wykrycia mocy by jeszcze nieco zwiększyć swoje możliwości w przewidywaniu ruchów Aarona. Nawet jeśli będzie miała w czasie starcia mniej mocy i mniejszą siłę, to zdolność przewidywania działań przeciwnika i unikania jego ataków powinny zapewnić jej co najmniej równe szanse w tej walce. O ile Aaron się nie specjalizuje w błyskawicznych atakach oczywiście.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: Świat Pasem: Czas Orłów i Kruków

Post autor: Mekow »

Amanda
Astaria, okolice Kryształowego Wybrzeża



Amanda jeszcze przez długą chwilę przeżywała, to czego dokonała. Zdawała sobie sprawę z tego jak wspaniały był to moment i wspominała go przez dłuższą chwilę. Wyobrażała to sobie z punktu widzenia pobocznego obserwatora zdając sobie sprawę z epickości swojego dokonania.To było naprawdę coś wielkiego.
Obrazek[/url]

Sotor przekazał Aine wiadomość:
"Gdy znajdziesz chwilę to sprowadź wszystkich czekających na naładowanie mocą do mojej aktualnej lokacji" - przekazał podając swoje dokładne namiary. "Mamy tu stocznie i kuźnie, które czekają tylko na wykorzystanie i dają możliwość tworzenia rzeczy naładowanych mocą Aramona podczas tworzenia, więc w sposób pierwotny, a więc trwalszy, wygodniejszy i znacznie mniej pracochłonny. Astaria właśnie ma okazję odetchnąć pełna piersią dzięki temu miastu. Gdy się tu zjawisz pokażę ci inne zalety tego miejsca"
Tuż przy Amandzie zjawił się jakiś młody mężczyzna, prawdopodobnie rybak. Siedział w małej łódce, która o mało się nie wywróciła do góry nogami z powodu fali powstałej przez wynurzenie się miasta. Młodzieniec wiedział kogo spotkał i niezwłocznie zaprosił Amandę do swojej łódki. Ona oczywiście przyjęła zaproszenie i razem podpłynęli do portu Kryształowego Wybrzeża.
Tymczasem na brzegu paru malarzy już zasuwało pędzlami po płótnie, tworząc obrazy świątyni i Amandy stojącej w głównej bramie ze złotą aurą wokół siebie.
Poprosili ją by stanęła na molo i pozowała im chociaż przez chwilę, a ona nie zamierzała się sprzeciwiać. Wszak był to iście wspaniały moment, wart uwiecznienia.

Świątynia Aramona wypłynęła z wody niedaleko Kryształowego Wybrzeża. Między nimi powstała zatoczka o rozpiętości około siedem na siedem kilometrów i łączyła się z Morzem Szkarłatnym dwoma przesmykami szerokimi na co najmniej sto metrów.
- Przepraszam, że tak bez uprzedzenia - powiedziała, niezwykle zadowolona z siebie Amanda.
- Hm? To? - Sotor wskazał ruchem dłoni świątynię. Siedział właśnie na brzegu murowanego molo, opierając się o jeden ze słupów do zaczepiania cum.
- To było wszystko na co miałem nadzieję... - uśmiechnął się. - Znaczy twoja decyzja -
Amanda uśmiechnęła się szczerze. - Usłyszałam aż myśli ludzi z miasta - powiedziała bardzo z siebie zadowolona. - Wiesz coś o tej poświacie? - spytała, mając nadzieję, że nie jest to na stałe bo mogła by mieć trudności, aby zasnąć przy własnym świetle.
- Tak, efekt uboczny "wskrzeszenia" świątyni. Minie w ciągu godziny - odparł Sotor.
- Och, to dobrze - powiedziała Amanda.
Wtedy to pojawiła się Aine. Dodatkowy powód, aby uśmiech nie schodził z twarzy Amandy.
- Witajcie - powiedziała, z zadowoleniem oglądając dodatkową, nową część miasta.
- Witaj, będę bezpośredni i zapytam od razu - Masz ze sobą uczniów? - zapytał Sotor, podnosząc się.
- Nie. Zbierają się w głównej sali Akademii - odpowiedziała Aine. - Chciałabym postawić tu portal i włączyć go do naszej sieci portali - dodała wyciągając kryształ, który używany był do zasilania portali.
- Dobry pomysł. Wszyscy, z całego kontynentu mogli by się tu łatwo dostać - powiedziała Amanda.
- Można tu w sumie ulokować nową kwaterę główną, co ty na to Amando? - zapytał Sotor.
Amanda zastanowiła się chwilę. W sumie tak by było chyba lepiej, teraz kiedy w Dolinie Zieleni jest już bezpiecznie.
- Tak by było chyba lepiej. Cała świątynia, całe to nowe miasto aż emanuje mocą. Łatwiej by się energia regenerowała podczas snu. I nie tylko - odpowiedziała Amanda.
- Jest też więcej miejsca, niż w Akademii. Ale zanim zamieszkają tu tłumy, najpierw warto przyjrzeć się miastu i sprawdzić je dokładnie - powiedziała Aine.
- Jak uważasz, ręczę za czystość tego miejsca. Dla Skazy jest nie do zdobycia - powiedział Sotor. - Im szybciej je zaludnimy tym lepiej. Ludzie przebywający tutaj prędzej czy później nasiąkną mocą Aramona. Wymagana jest selekcja. Tylko osoby sprawdzone i godne zaufania. Budujemy przyszłą elitę Astarii... magowie mile widziani z technicznego punktu widzenia, ale właściwy profil psychiczny będzie potrzebny. Spokój i cierpliwość są najbardziej pożądane. Choroby psychiczne i kompleksy wykluczają niestety ewentualnych osadników - zastrzegł Sotor. - Tak przynajmniej będzie najlepiej. To miejsce wkrótce stanie się symbolem. Skaza przypuści atak najdalej w ciągu czterech dni. Korsarze nie powinni zapuszczać się za daleko na morze, sugeruję okrąg do kilometra wokół świątyni, dalej będą zbyt podatni na ataki spod wody - Sotor odetchnął.
- U czarodziejów z Unii od wieków nie zanotowano chorób psychicznych - zauważyła Aine. - Dokonamy jednak dodatkowej selekcji - dodała przyglądając sie miastu.
- Z tym atakiem to niefajnie. Ale wyjaśnij mi coś. Najpierw mówisz, że dla skazy jest nie do zdobycia, a potem że zaatakuje - powiedziała Amanda.
- Bo i tak spróbuje. Ma jakieś 0,5% szansy, a gdy obsadzimy to miejsce i strażnicy zostaną naładowani mocą Aramona, to będziemy w stanie ruszyć te fortecę z miejsca i z funkcji obronnej przyjmie ofensywną. Skaza będzie zmuszony oddać Astarię... i on o tym wie.
- Sotor uśmiechnął się w sposób, który przyprawił Aine o dreszcze.
Zaraz po tym się opamiętał i zrobił bezradny gest rękoma.
Aine spoglądała teraz na niego badawczym wzrokiem, zastanawiając się nad czymś. Amanda też nie była w pełni spokojna na widok miny Sotora, choć znała go już trochę.
- Chcesz powiedzieć, że miasto będzie mobilne? Będzie się mogło przemieszczać? - spytała Amanda.
- Tak, wspaniała bron - odparł Sotor, obracając w dłoni mały kamyczek zebrany po drodze z brzegu.
- Trzeba ja zbadać - powiedziała Aine. - A w sprawie piratów. Flota mija właśnie południowe krańce kontynentu i płynie na północny zachód, aby uderzyć na skazę od zachodu. Jeśli Skaza ma zamiar tu uderzyć, zapewne przejdzie po drodze przez Mieliznę - zauważyła dżin.
- Właśnie. Musimy coś zrobić... Ostatnio Skaza coś często zajmuje oceany - powiedziała Amanda.
- Walka pod wodą jest trudna z naszej perspektywy, trzeba odbić ląd nim zaczniemy odbijać morze... morza nie możemy bronić konwencjonalnymi metodami - zauważył Sotor.
- Czy Kalamies nie mówił, że oceany są czyste? - Amanda wydawała się nieco zaskoczona, bo wszak tak jej się wydawało.
- Owszem, ale jego percepcja ogranicza się do kilkudziesięciu tysięcy kilometrów od lądów Astarii. A co się dzieje dalej, nie wiemy - wyjaśniła Aine.
Prędzej czy później Skaza spróbuje dostarczyć posiłki pod postacią podłączenia do szerszej struktury używając morza, dlatego potrzebuje przyczółku nad brzegiem morza - powiedział Sotor.
- Przygotowania będą jak najbardziej na miejscu. Ale co z Mielizną? - powiedziała Amanda.
- Rozumiem, że w cztery dni miasto nie stanie się mobilne - powiedziała Aine, spoglądając na Sotora. - Uczniowie są prawie gotowi - dodała, najwidoczniej odbierając jakiś przekaz.
- W tydzień. W cztery dni zaatakuje Skaza, chcąc oblężyć świątynię, zapewne spróbuje ja odciąć od Kryształowego wybrzeża. Można pozwolić mu na to, by szybciej spalić zapasy energii, które przygotuje na to oblężenie, aczkolwiek jest to nieco ryzykowny manewr, który jednak skróci ewentualne starci i zredukuje straty
Amanda zmrużyła lekko oczy, niepewna czy dobrze rozumie ostatnie słowa Sotora.
- Zdołasz Amando podnieść dno morskie, tak jak tamto wzgórze podczas ostatniej bitwy? Naszym oddziałom łatwiej będzie walczyć jeśli przeciwnik wyjdzie na ląd - powiedziała Aine.
- Moglibyśmy utworzyć wielka plażę na południe od Świątyni - zauważyła Amanda.
- Nie wiem czy to dobry pomysł, damy skazie punkt zaczepienia, a mury napełnienie mocą Aramona zdzierżą na prawdę wiele - powiedział Sotor.
Amanda zaczęła się zastanawiać nad różnymi opcjami tego co mogli zrobić.
- Kalamies będzie bardzo pomocny. Wraz z nim i nie tylko, ustalimy co dalej. A tymczasem lepiej zabrać się za eksploracje Świątyni. Uczniowie są gotowi - powiedziała spokojnie Aine i zaczęła z powietrza stawiać kamienny portal, do którego podłączony był przyniesiony przez nią kryształ..
Sotor przeciągnął się.
- Który z was, dobrzy ludzie pomógłby uczniom Amandy, Wybrańca Aramona, przedostać się do świątyni? - zapytał na głos, patrząc po gapiach.
Chętnych nie brakowało, gdyż propozycja Sotora miała odzew w postaci gwaru rozmów i ofert od kilkunastu osób na raz.
Aine tymczasem otworzyła portal.
Sotor wyszczerzył się.
- Dobra, spotkamy się na miejscu, idę zacząć sporządzać mapę, przyda się... - dodał.
Amanda zdawała sobie sprawę, że mapa którą zrobił jej obecnie śnieżnobiały kostium, nie zda się na zbyt wiele więc nie proponowała go.
Zaraz potem, uczniowie zaczęli przechodzić przez portal, ciekawi tego z czym się spotkają.
- Spójrzcie, oto Świątynia Aramona - powitała ich Amanda.
Uczniowie gapili się wpierw na Amandę, a potem na świątynie. Przytkało ich...
Kobieta uśmiechnęła się tylko i wraz z nimi podziwiała pięknie prezentujący się widok. Aine tymczasem zniknęła i wraz z Sotorem przenieśli się do Świątyni.
Do północy uczniowie mieli gdzie mieszkać, a Sotor skończył tworzenie mapy.
- Musimy ściągnąć tu około 200 tysięcy ludzi w ciągu następnych dwóch dni - powiedział Sotor poważnie i westchnął. - I zapas jedzenia dla nich na parę tygodni...
- Część zapasów mogą zapewnić lokalne dostawy - zauważyła Amanda.
- Tak, resztą prześlemy portalami. Trzeba też ewakuować mieszkańców Mielizny i Archipelagu Sierpa, z tym że tych pierwszych do Świątyni bym nie wpuszczała, nie tak od razu - powiedziała Aine.
- Też tak sadzę - mruknął Sotor i westchnął.
- Nie wszyscy są tacy - zauważyła Amanda, znając opinię o mieszkańcach Mielizny i wiedząc coś o nich z osobistych doświadczeń.
- Naturalnie, pojedynczo możemy wpuścić większość z nich, ale nie w dużych grupach. Bardziej jednak chodziło o to, że będą potrzebowali miejsca do zamieszkania na te kilka dni, a Świątynia mimo iż wymaga zaludnienia nie będzie mogła być dla nich udostępniona - odpowiedziała spokojnie Aine.
- Nieistotne skąd pochodzą ewentualni osadnicy, muszą być poddani selekcji. Mielizna, Amarazja, czy Unia - zauważył Sotor.
Amanda uśmiechnęła się szczerze.
- Oczywiście, wiemy o tym. Pochodzenie nie ma znaczenia, wybierane i oceniane będą pojedyncze jednostki - powiedziała spokojnie Aine.
- Rzecz w tym, że znaczna większość osób z Mielizny, to złodzieje z pociągiem do alkoholu - Amanda wyjaśniła Sotorowi, który jej zdaniem chyba o tym nie wiedział.
- Podejrzewałem coś takiego, gdy zobaczyłem twoją minkę, gdy wystąpiłaś niejako w ich obronie - Sotor do niej mrugnął.
Amanda uśmiechnęła się delikatnie. - Byłam tam kilka razy - powiedziała z uśmiechem i puściła do Sotora oczko, jednocześnie nieznacznie przygryzając dolną wargę.
- Zarządzę odpowiednie zgromadzenia. Wiele osób uczestniczy już w przygotowaniach na uderzenie na Morze Martwe, ale powinniśmy zgromadzić odpowiednia ilość Astarian - powiedziała Aine.
- Po tej całej kabale liczę, że skoczymy tam razem - odparł Sotor, uśmiechając się.
- More martwe na czas następnego tygodnia straciło na znaczeniu. Skorzystamy z mobilnej fortecy by je oczyścić, gdy tylko będzie się dało ją ruszyć.
- Straciło na znaczeniu? Jak to? - spytała Amanda. Ostatnie kilka dni nie myślała o niczym innymi, jak tylko przygotować się na załatwienie tego morza. Ba, całe siły Astarii się na to przygotowywały.
- Więc miasto ma broń? Jaką? - spytała ciekawa.
- To miasto jest bronią, szczególnie jeśli jesteś na jego terenie. Możesz odpierać aktywnie ataki skazy w każdej sekcji miasta wspomagając dany teren energetycznie. Mogę też skombinować trochę dział - powiedział Sotor.
- Dział? - Amanda nie znała tego pojęcia, choć reszta była dla niej zrozumiała.
- Tak. Rozstawimy je na murach i będziesz mogła ich używać, by strzelać pociskami energii Aramona, będąc schowana w wewnętrznej części świątyni. Takie zdalne rewolwery... - Sotor wskazał ruchem ręki na bron Amandy.
Amanda uśmiechnęła się bardzo zadowolona, ale coś ją zastanowiło.
- Dam radę to wszystko obsługiwać? Może potrenujemy do tego najpierw? - spytała.
- No mamy tydzień, a działa musiałbym załatwić - powiedział Sotor.
- Z Darkantropii? - spytała.
- Owszem - odparł Sotor. - Chyba, że mam robić je wszystkie sam, to za rok może skończę - rzekł z uśmiechem.
- Hmm - Amanda udawała, że się zastanawia. - Rok to trochę za długo - powiedziała i puściła do mężczyzny oczko.
Tymczasem przed nimi stanął już niemały tłumek uczniów, którzy nadal czekali na naładowanie mocą.
Sotor się wyszczerzył. - Dobra, weź ich do sali treningowej i naładuj mocą. Wszystkich an raz - powiedział Sotor. - Po godzinę i odpoczynku daj znać, chcę porozmawiać z tobą i Aine na temat rozłożenia dział i ich typu - powiedział.
Amanda spojrzała na trzymaną przez Sotora mapę.
- Mhm - mruknęła, gdy wiedziała już gdzie i którędy iść. - Zrobisz mi kopię? - spytała.
Sotor uniósł kartkę i rozdzielił ją na dwie. Podął kopię Amandzie, po czym ponowił operacje i podał kolejna mapę Aine.
- Zmaterializowałem tę mapę z energii, więc mogę ją kopiować - powiedział.
Amanda odebrała swoją mapę z uśmiechem. Nie sądziła, że dostanie ją tak szybko.
- To dam znać, do zobaczenia później - powiedziała. Nie tracąc czasu udała się wraz z uczniami we wskazane miejsce.
Sotor skinął jej ręką na pożegnanie.

- Dobra... kilka z tych dział na pewno będzie mogło być obsługiwanych przez magów. Macie wolnych telekinetów? - zapytał, zwracając się do Aine.
- Tak, dysponujemy sporą ilością. Ilu potrzebujesz? - odpowiedziała Aine.
- Ilu konkretnie? - zapytał Sotor. - Od ilości zależy jakie działa skołuję - poinformował.
- Dwustu nie powinno być żadnym problemem - powiedziała.
- Mmmhm... dobra, wiem już co i jak - powiedział Sotor, patrząc na mapę. - Jak Amanda skończy ładowanie energią to zajmiemy się rozstawianiem dział. Idę obejrzeć teren dokładniej
- Dobrze. Prześlę magów przez portal. Będziemy w kontakcie - powiedziała Aine.
Były to ostatnie słowa, które Amanda usłyszała, zanim łódź z nią i uczniami oddaliła się od miejsca w którym wcześniej stali.
Sama udała się z nimi do odpowiedniego pomieszczenia i naładowała mocą. Faktycznie dała radę naładować całą grupę ludzi energią za jednym zamachem, zajęło to trochę czasu, ale w tym miejscu jej energia regenerowała się diabelnie szybko... kłopot polegał na tym, za Amanda zmęczyła się fizycznie, więc musiała odpocząć...
Potrzebowała łóżka, ale zdawała sobie sprawę, że nie znajdzie niczego takiego, w dopiero co "obudzonej" świątyni. Wiedząc, że załatwienie tego zajmie jej sporo czasu, a dla niektórych to raptem kiwnięcie palcem, skontaktowała się z Aine.
Dwie minuty później leżała już w łóżku w jednej z sal świątyni.
Sotor tymczasem przebiegł się po murach szukając właściwej lokacji na działa. Po godzinie Amanda byłą wypoczęta i spotkali się w trójkę, tak jak było zaplanowane.
Tymczasem w dzielnicy portowej Kryształowego Wybrzeża, zgromadził się niemały tłumek.
Sotor wskazał parędziesiąt lokacji ustawienia dział. - Skalibrujemy piętnaście dział dla ciebie i pięćdziesiąt dla telekinetów - powiedział do Amandy. - Pytanie, czy ustawimy działa dostosowane do mocy Amandy na pozycjach bardziej wystawionych czy schowanych?
- Chyba wystawionych. Spodziewam się atakować w pierwszej kolejności, bo jak rozumiem, te schowane są w centrum miasta, na obronę przed atakami - powiedziała Amanda.
- Pozycja bardziej schowana, znaczy osłonięta przed atakiem. Takie działo będzie trudniejsze do zniszczenia, ale będzie miało mniejszy zasięg przez fakt bycia chronionym - powiedział Sotor.
- Aha, o to chodzi. Myślałam, że o działa umieszczone bardziej w centrum, do strzelania w obiekty nad świątynią, bliżej.... To może bardziej schowane - powiedziała Amanda.
- Może da się je osłonić dodatkowo polem ochronnym? Albo cały kompleks? - zauważyła Aine, zastanawiając się niewątpliwie nad obroną miasta podczas walki ze Skazą.
- To też - mruknął Sotor. - bariery jednak będą mogły być łatwo stworzone w wokół murów, około metr od ich krawędzi. Obrońcy będą mogli siedzieć wewnątrz w korytarzach z oknami kuszniczymi.
- Oczywiście bariera będzie "przepuszczać" nasz pociski. Ale czy w tych miejscach, nie będzie wrażliwa na pociski Skazy? - spytała Amanda.
- Nie. Zrobimy ją przepustową w jedną stronę - odparł Sotor.
- Znakomicie - powiedziała uradowana Amanda. - A skoro Świątynia będzie latała, to może damy tu jakieś Gwoździe? - zasugerowała.
- Dopiero jak się wzniesie to będziemy mogli dokonać instalacji właściwych struktur od spodu - zauważył Sotor. - Ale tak, to niezły pomysł.
Amanda uśmiechnęła się zadowolona. - To może w międzyczasie zaznajomimy się z miastem? Znaczy się, czy jest tu coś co powinnam zobaczyć, z czym się zaznajomić? - powiedziała.
- Kuźnia, centralny skwer świątynny, gdzie jest przygotowywane dla ciebie lokum, z tego co mi Aine mówiła, stocznia i baszt - wymienił Sotor.
- Dobra - powiedziała Amanda i spojrzała na swoją mapę. Zmarszczyła brwi i podeszła bliżej Sotora, pokazując mu stworzony przez niego pergamin. - Znalazłam tylko centralny skwer świątynny i stocznię - powiedziała, pokazując na mapie odpowiednie lokacje
- Wiec co chcesz zwiedzić teraz? - zapytał Sotor.
- Wszystko po kolei - odparła z uśmiechem. - A zaraz potem wrócimy do treningów? - spytała.
- Ta... wiec gdzie pierwszy przystanek? - zapytał Sotor, podając kobiecie dłoń.
- W centrum - odpowiedziała zadowolona Amanda.
Centralny skwer świątynny okazał się być masywną, aczkolwiek nie toporna strukturą z eleganckim dachem i licznymi oknami. Płaskorzeźby i szczegółowe ornamenty dodawały temu miejscu uroku.
- To byłoby miejsce, z którego będziesz sterować tym miastem. Bezpieczna za paroma barierami i grubą warstwą skały - powiedział Sotor. Pokoje wewnątrz budynku były przestronne i sensownie rozplanowane. Robotnicy aktualnie wstawiali okna i drzwi, lub kładli drewniane posadzki w niektórych miejscach. Pracy było wszędzie pełno...
- Widok jest ograniczony. Będzie tu jakaś projekcja? - powiedziała Amanda bez zastanawiania się, przypominając sobie projekcję Astarii widzianą na spotkaniu z sojuszem. - Będę stąd też mogła strzelać osobiście?
- Nie, ale będziesz widzieć więcej niż tylko ściany, nie bój się. W niektórych częściach świątyni są ulokowane specjalne ośrodki, które umożliwią ci podgląd - powiedział Sotor. - Będziesz zasilać energią właściwe elementy we właściwy sposób, w ten sposób korzystając z dział czy barier.
Amanda zmarszczyła nieco brwi zastanawiając się nad czymś gorączkowo.
- Chcesz powiedzieć, że całym miastem będę... że będzie dla mnie niczym to - powiedziała wyciągając i pokazują Sotorowi swój rewolwer. - Będę go tak samo używać? - spytała.
- Będzie bardziej skomplikowane, ale mniej więcej tak - odparł rycerz.
Amanda uśmiechnęła się zadowolona. Wyglądało na to, że urośnie w siłę i to bardziej niż się spodziewała.
- Wspaniale - powiedziała, rozglądając się jeszcze po pomieszczeniu, ze szczególnym uwzględnieniem płaskorzeźb.
Płaskorzeźby przedstawiały sytuacje z życia Aramona... i najwyraźniej również Gai. Była scena walki Gai z Vistenesem i jej śmierć oraz kontratak Aramona, w którego efekcie bóg zyskał kontrolę nad domeną ziemi.
Amanda zapamiętała je dobrze, zdając sobie sprawę, że poznanie Aramona powinno być jednym z jej celów. Nie chcąc jednak tracić czasu w obliczu pilnych spraw, była gotowa ruszyć dalej... jak tylko coś jeszcze sprawdzi.
- Gdzie jest mój pokój? W sensie, gdzie będę spać i tak dalej? - spytała.
Sotor poprowadził ją do wewnętrznej sali. Był tam niewielki ogród i okrągły budynek pośrodku. - Tu - powiedział Sotor. W ogrodzie jeszcze nic nie rosło, ale ogrodnicy wsadzali już jakieś rośliny. Dom pośrodku był już gotów do użytku, aczkolwiek brakowało zasłon, dywanów i rzeczy Amandy...
- Tu byłby twój dom i zarazem miejsce, z którego kontrolowała byś miasto - powiedział Sotor.
Rozglądając się po pomieszczeniu, Amanda zastanowiła się przez chwilę.
- Wolałabym nie mieszkać, spać i tak dalej, w tym samym miejscu w którym było by moje stanowisko bojowe - zdradziła.
- Wejdź do środka i się rozejrzyj - zasugerował Sotor. - Stefa kontroli jest w podziemiu budynku, musisz zejść po schodach.
Zaintrygowana Amanda, nie tracąc czasu ruszyła schodami na dół.
Na dole była spora sala z czymś w rodzaju olbrzymiego kalejdoskopu.
Amanda nieomal dobiegła do niego i spojrzała przez okienko, ciekawa jakie widoki w sobie kryje.
Kalejdoskop uniósł się , a z sufitu zjechało parę obręczy.
- Ogólnie świątynia jeszcze nie jest gotowa na wzniesienie się, więc jest tu tylko tyle. Ta luneta na górze to przekaźnik obrazów. - powiedział Sotor, podchodząc.
Zobaczyła tam ni mniej ni więcej niż dużo różnych kolorków.
- Na razie przekazuje... nie rozumiem tego obrazu. Dużo kolorów. To nie jest coś co zwykle widzą nasze oczy - powiedziała Amanda. - A do czego służą te obręcze? - spytała.
- Będą cię utrzymywać w powietrzu. Będziesz sterować działami za pomocą ruchu, wiec warto byś się nie przewróciła podczas tego... - odparł Sotor.
- Aha... A jest jakaś sale symulacyjna? Mogę to jakoś poćwiczyć? - dopytywała się.
- Nie, ale mogę takowa załatwić - odparł Sotor.
- To by było fajnie - odpowiedziała Amanda. - Nie chcę popełnić błędu, był by na zbyt dużą skalę - dodała.
- Dobra, no to musimy udać się do Darkkeep - mruknął Sotor. - Takie rzeczy nie są łatwe do zbudowania - powiedział.
Amanda zastanowiła się przez chwilę. - Nie chcę, aby to było kłopotem - powiedziała.
- Zobaczymy czy będzie - Sotor wzruszył ramionami. - Idziemy teraz? - zapytał, podając jej dłoń.
- Tak - odpowiedziała Amanda i podała mu dłoń.


Darkkeep

Przenieśli się do czegoś w rodzaju... laboratorium? Była to wielka sala z tysiącami rur wijących się pod sufitem, wiszącymi kablami, dziwnymi machinami, tubami, szklanymi rurkami i diabli wiedzą czym jeszcze. Miedzy tym wszystkim krzątała się znajoma postać w białym płaszczu z kapturem.
- Darkning - rzucił Sotor. - Masz jeszcze ten modulator rzeczywistości, z którego.. - zaczął Sotor. - Tak - odparł Darkning. - Znasz procedurę. Wprowadź wzór, dostrój maszynę i załatwione. Modulator jest w piwnicy - dodał, po czym obejrzał się. - Witaj, Amando - skinął kobiecie głową.
Sotor uśmiechnął się. - No to chodźmy na dół - wskazał wyjście.
- Panie Darkning - przywitała się Amanda i skinęła głową. Ruszyła razem z Sotorem, jednocześnie rozglądając się z ciekawości dookoła.
miejsce było zupełnie inne niż laboratoria magów w Unii.. ale też bardziej ponure i zimne.
Sotor wprowadził Amandę na sporą spiralną klatkę schodową, którą poszli w dół i weszli do czegoś w rodzaju składowiska. Była tu masa ustrojstw, o zastosowaniu, które dla Amandy było zagadką. Wiele z nich wyglądało dość groźnie.
- A co to jest? - spytała, pokazując na coś w rodzaju klatki, przez kraty której zapewne nie przecisnął by się nawet szczur, a która była na tyle duża aby spokojnie pomieścić dwa króliki.
- A do czego to służy? - spytała przyglądając się czemuś co wyglądało jak trzylufowy rewolwer olbrzyma, z jakimiś rurami zamiast rączki.
- A jak to się nazywa? - spytała widząc kolejny nieznany jej przedmiot... Od momentu jak zostali sami, co chwila o coś pytała często zadając kilka pytań jedno po drugim.
Sotor nie pamiętał zastosowania większości przedmiotów.
- Darkning by wiedział, to się jego popytasz, jak jesteś taka ciekawa - Sotor się zaśmiał. - O, jesteśmy - wskazał spory piedestał z metalu, na którym widać było coś na kształt żyroskopu średnicy ponad 3 metrów. Rycerz zdmuchnął kurz z pulpitu i wskazał okrągły jego fragment. - przyłóż dłoń i wpuść tu trochę mocy. Przekalibruję urządzenie by było zgodne z tobą. Potem zastąpię te moc swoją... o, obecnie jest tam moc jednego z zarimów... dawne czasy - rycerz zaśmiał się cicho.
- Jak dawne? Co z tym robiliście? - spytała Amanda. Najwidoczniej wpadła w jakąś dziwną fazę pytań.
- Parę tysięcy lat temu prowadziliśmy symulacje... nieistotne - Sotor machnął ręką. - Za dużo opowiadania.
Amanda uśmiechnęła się tylko i nieznacznie naładowała przedmiot mocą.
Niewiele wystarczyło, by maszyna zgrzytnęła i obróciła metalowymi obręczami by znalazły się w jednej płaszczyźnie. - Dobra, wskakuj, a ja wrzucę wymagane dane - powiedział Sotor, wskazując obręcze ruchem dłoni.
Amanda nie wiedziała jak i gdzie się usadowić, ale ruszyła do przodu i instynktownie udało jej się do wszystkiego dopasować.
- Tak dobrze? - spytała dla pewności.
Gdy weszła w zasięg obręczy została wciągnięta w środek i u8niosłą się w powietrze między obracającymi się pierścieniami.
Przełknęła ślinę niepewna tego co się stanie.
- Dobra... gotowa? - zapytał Sotor.
- Gotowa - odpowiedziała.
Świat wokół niej zniknął, zamiast tego poczuła leki chłód w dłoniach, a wokół niej pojawił się półprzezroczysty prostokątny kształt, na którym powoli rosły mury... i stawały na nim działa.
- Dobra - usłyszała głos Sotora. - Zaraz dokończę wprowadzanie danych... sięgnij dłonią i naciśnij na mur w dowolnym miejscu - polecił Sotor.
Amada wyciągnęła dłoń przed siebie, sięgając aż do muru.
mur zareagował na dotyk i całą świątynia przechyliła się lekko. Amanda poczuła energię wewnątrz świątyni, mogła przywrócić ją z powrotem do poziomu.
Amanda nie tracą czasu, za pomocą mocy postarała się powrócić normalne położenie miasta-świątyni. Gdyby dopuściła do czegoś takiego w rzeczywistości, wszystko by się poprzewracało, od mieszkańców i mebli, na działach skończywszy. To była by katastrofa.
Amanda zauważyła,ze przy okazji podnosząc świątynię ponad podstawowy poziom spowodowała jej powolny ruch w górę.
Była z tego zadowolona. Nie tylko jej się udało naprawić to co zepsuła, ale także wznieśli się w powietrze. Zwiększyła siłę, aby miasto poleciało wyżej. Wyżej i przed siebie.
Zwiększenie siły nic nie dało. - Jeśli chcesz przyspieszyć musisz odsunąć miasto bardziej od środka. Im większa odległość do środka tym większa prędkość - wyjaśnił Sotor.
- Dobra - powiedziała Amanda. I "pchnęła" miasto do przodu, i w górę.
Miasto ruszyło powoli naprzód, wciąż się unosząc.
- Przywróć je do tej samej pozycji w pionie, żeby przestać się wznosić - polecił Sotor.
- Wydaje się to łatwe - odpowiedziała Amanda i jednocześnie wykonała polecenie.
Obniżyła miasto by znów było mniej-więcej na poziomie jej talii i stwierdziła, ze miasto przestało oddalać się od ziemi. Sotor dorzucił kawałek przed nią jakaś sporą istotę Skazy. - Dobra.. teraz najzabawniejszy kawałek... przeleć nad tę istotę i rozmiażdż ja, lądując na niej.
Amanda uśmiechnęła się zadowolona. Była około kilometra nad ziemią, wiec nie musiała się już wznosić. Stwór skazy miał jakieś pół kilometra długości, sto wysokości i o połowę więcej szerokości. Niegdyś taki stwór Skazy był by dla niej problemem... choć Gwoździe może by się sprawdziły? Teraz jednak miała naprawdę skuteczną broń. Miasto miało średnicę siedemdziesięciu kilometrów, więc istota skazy wyglądała przy nim jak mrówka pod butem.
Nie tracąc ani chwili podleciała miastem do przodu, obniżając jednocześnie lot. Brała pod uwagę, że bestia może uciekać i nie chciała dać mu na to czasu.
Chrupniecie było ledwo słyszalne, a gdy Amanda podniosłą miasto pod spodem byłą tylko mokra plama.
- Dobra teraz działa.. na początek porusz nimi dłonią - polecił Sotor.
- Poruszyć, czy strzelać? - spytała, ale ruszyła dłonią tak jak polecił Sotor.
Na dziale pojawił się niewielki obraz... był to widok z wnętrza działa, Amanda widziała w co celuje. Obraz pozostał tam nawet, gdy Amanda puściła obiekt.
- Możesz kontrolować działa mocą - powiedział Sotor.
Amanda wybrała za cel jakieś wzgórze i strzeliła dwukrotnie.
Musiała poczekać trzy sekundy między strzałami.. mogła też sama naładować działo i strzelić wtedy szybciej.. i mocniej, ale wtedy już pobierałoby to jej energię.
Uważała to jednak za co najmniej sukces.
- Przypomnij mi, ile dział ma miasto? I ile z nich będzie pod moja kontrolą? - powiedziała, obserwując efekty swych strzałów.
- Twoich będzie dziesięć - odparł Sotor.- Kontrola nad wszystkimi naraz jest łatwiejsza, niż ci się wydaje, tylko musisz się na początku skupić. Poza tym wszystkim jest jeszcze parę innych funkcji, które będziesz musiała sobie przyswoić... ale dziś poprzestańmy na nauce celowania - zaproponował.
Okazało się, że Amandzie szło to dość naturalnie, więc dała radę celować nawet ze wszystkich na raz już pod koniec dnia.

Amanda przez następne dni uczyła się w symulatorze funkcji przedstawianych przez Sotora. Kontrola Świątyni była dostatecznie ważna i tak zajmująca, że nie było już czasu na inne sprawy. Zaległa rozmowa z Aaronem, Archanoidami, czy treningi nadal czekały.
W międzyczasie inni oczywiście działali. Uczniowie uczyli się posługiwać mocą. Zakon przestał maszerować na zachód i gromadził swe siły w świątyni. Do Kryształowego Wybrzeża ewakuowano mieszkańców Mielizny, którzy nie popłynęli z flotą. To samo się tyczyło mieszkańców Archipelagu Sierpa, choć część tych drugich, radośnie powitano w świątyni.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: Świat Pasem: Czas Orłów i Kruków

Post autor: Mr.Zeth »

Archipelag Tarsański

Trzy dni potrwało dopracowanie ataku do stanu, w którym Kaisstrom mógł go w miarę swobodnie używać, ale trzeba było przyznać, że efekty były zdecydowanie warte zainwestowanego czasu.
Żywiołaki przeszukały tereny, na których mogło znajdować siecosciekawego, ale nie dały radę odkryć dokładnie lokacji w zaledwie trzy dni. Przesuniecie po przekształceniu terenu było za duze i poszukiwania miały jeszcze potrwać nawet parę tygodni.
Kossos tymczasem przechodziło mobilizacje, przy okazji cofając armie stacjonujące poza wyspą, odciążając tymczasem rebeliantów, którzy zaczęli przygotowywać się do od dawna wyczekiwanej kontry.


Milgasia:
Azyl


Szkolenie do walki z Aronem uwzględniało również blokowanie portali, przez które Aaron mógł sięgnąć po większą moc z otchłani oraz zrywaniu łącza z ewentualnymi przyzwańcami. Ochronę przed zaklęciami ofensywnymi Amber już znała i Keth pomógł jej dopracować technikę, redukując jej koszt energetyczny.
- Musisz podyktować jasne zasady walki, jeśli chcesz uwzględnić przyzwańce, to zapewne będziesz mogła go zalać cieniami i mroczniakami, aczkolwiek wtedy on będzie mógł otwierać portale, by przyzwać demony, co też będzie sprawiać problem – zauważył Keth. – Teraz musisz wrócić i się zregenerować, bo na podstawie wiadomości od reszty sadzę, że wszyscy będą już gotowi do walki w ciągu doby.



Astaria:
Wielka Świątynia Aramona

Amanda stała z Sotorem na blankach, obserwując powoli nadciągające siły Skazy. Poza działami, które zostały już zamontowane na murach świątyni miała również ulokowane pośrodku dwóch placów działa artyleryjskie, repulsory na murach, które będą mogły odepchnąć nacierająca hordę. Centralny budynek z kolei został wyposażony w pewien rodzaj działa dalekiego zasięgu potrafiącego zebrać na prawdę dużą moc i zaatakować pojedynczy cel. Wszystkimi powyższymi sterować miała Amanda…
- Trzeba iść do sterowni - powiedział Sotor. Rozwiązanie zastosowane w sterowni był niemal identyczny z tym, które Amanda znała z symulatora. Ostatni dzień treningu miał miejsce już w świątyni, by nie była to jakaś specjalna nowość w momencie, gdy przyjdzie czas na faktyczna walkę.
Ze sterowni Amanda mogła widzieć również swoją armię… i Sotora. Był świetnie widoczną czerwoną plamą energii.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
ODPOWIEDZ