[Warhammer 40 000] W imię Konklawe...
: wtorek, 13 października 2009, 19:02
Wstępnie słów kilka. Normalne zdarzenia piszemy w trzeciej osobie, kursywą dialogi z myślnikami zapisem rodem książkowym. Zaczynamy post od pogrubionego imienia postaci, najlepiej za pierwszym razem dać wszystkie imiona/nazwiska/miana/ksywki/rytualne odzywki. Poza tym jeżeli macie Avathary, to także na początek.
Prawdę rzekłszy rybka mi, jak piszecie, ale ponoć tak się łatwiej czyta i panuje porządek. Więc wprowadzamy bezzasadne zasady, które przestrzegane będą pod groźbami znacznymi.
A więc, bez dalszego zbędnego nawijania, zaczynamy. Oczywiście od klimatycznej wstawki co do czasu... pewnego czasu i pewnego miejsca.
Segment: Obscurus
Sektor: Scarus
System: Annonatori
Planeta: Bevronis |---|[Annonatori Secundus, Annonatori Beta]
Obszar geograficzny: 45. stopień szerokości / 67. stopień długości
Nazwa miasta-ula: Vorthis (od nazwy geograficznej)
Położenie: ekskluzywny nielegalny nocny klub "Nagość", północno-wschodznia część ula, poziomy nadziemne
Czas: 960999M41 (*)
Godzina: 12.14 czasu Terrańskiego/03.21 czasu lokalnego następnego dnia planetarnego po wypadku w Dzielnicy Robotniczej imienia św. Nednalisa Vyrra patrona administracji portowej
Wnętrze wielopoziomowej sali o licznych przejściach, balkonach i miejscach przeznaczonych do tańca jak i odpoczynku dla w większości pijanych lub odurzonych narkotykami gości spowite było nieco mdłym, granatowym światłem, które podkreślać miało walory nielicznych, acz posiadających zmysłowe kształty tancerek. Ogłuszająca elektroniczna muzyka była nieco wygłuszana wyżej, przy balkonach oddzielanych wytłumiającym (także dla zapewnienia prywatności rozmowom), niewidocznym szkłem od głównej części. W danym balkonie, jak każdym innym obowiązkowo znajdowały się cztery elementy: wygodne fotele wraz ze stalowym stołem o kryształowym blacie; panel elektroniczny, przez który można było komfortowo zamawiać alkohole; dźwiękoszczelne drzwi i ściany oraz widok na wejście na wypadek niezapowiedzianych gości. Właśnie on był w danym momencie najważniejszy dla Ady Chriphen, potomkini jednego z wojskowych rodów które przyniosły światło Imperatora tej planecie przed setkami pokoleń, dzięki nim bogatej baronowej i obecnie osobie skupiającej wpływy nielegalnego obrotu informacją i posiadającej duże wpływy w sektorze narkotykowym. Przyszła do "Nagości" czysto by porozmawiać o interesach we względnym komforcie i odpowiednim do tego miejscu, a także by zrobić na rozmówcy wrażenie. Być może później wspólnie się odprężyć w najlepszy na stres sposób. A jednak mimo wpatrywania się w główne drzwi od godziny nie zobaczyła swojego partnera i kochanka. Pojawił się jednak ktoś, kto nie mógł zostać niezauważony, zwrócił tak jej uwagę jak i kilku najbliższych bywalców, choć dzięki harmidrowi i ograniczonej widoczności mógł się poruszać bez zwracania na siebie uwagi. Mógł wydawać się ochroniarzem albo prostackim najemnikiem udającym się na omówienie warunków, jego sylwetka, nie barczysta a niezwykle szczupła jak i wysoka pasowała tylko częściowo, miał jednak na sobie długi, czarny płaszcz i takie ubranie, gdzieniegdzie widać było elementy osobistego pancerza, karwasze, napierśnik. Jednak dla ignorantów mógł pozostać dosyć zwyczajny, przywódczyni sieci informatorów wiedziała jednak lepiej - co częściowo było jej zadaniem. Sylwetka i sposób poruszania się zdradzały część informacji, jednak największą uwagę zwróciła na specyficzny i co ważniejsze, noszony w pomieszczeniu hełm...
Znała go, nie tylko z reputacji ale także osobiście. Zebrała prawą ręką bujne, czarne włosy kontrastujące z jej alabastrową cerą i odgarnęła je za plecy, poprawiając ozdobną, granatową suknię z rozcięciem na udzie. Usiadłą zakładając nogę na nogę myśląc, jaki związek ma zjawienie się tutaj tej konkretnej osoby z jej rozmówcą. Nie patrzyła już na wejście nieco w obawie, iż nowoprzybyły może się udać do niej.
Po kilku minutach pukanie do drzwi rozwiało jej wątpliwości.
- Wejść. - rozkazała łagodnym głosem, ledwie kryjąc zdenerwowanie.
- Drzwi się rozchyliły na boki, gość zaś wszedł nie czekając na jakiekolwiek pozwolenie ochroniarza. Zbyt przerażonego by podjąć próbę przestrzegania.
Mógł mieć nieco ponad dwa metry, w ręku trzymał zupełnie nie pasującą do niego elegancką, skórzaną teczkę. coś co zupełnie do niego nie pasowało. Efekt był niemal komiczny.
- Usiądź. Napijesz się?
- Aby pić wybieram miejsca gdzie mam pewność uniknięcia otrucia. Ale kulturalnie dziękuję za propozycję. - skłonił się i położywszy teczkę na stole usiadł na jednym z wolnych foteli, zakładając nogę na nogę.
- Trudno do ciebie dotrzeć. Ale wydajesz się zdziwiona widząc mnie.
- Dżentelmeni się tak nie zachowują w towarzystwie dam. - zaczęła, wskazując na nogę.
Gość przekrzywił głowę. Gdy zorientowała się, że nie ma pojęcia o co jej chodzi, zrezygnowała z dalszych prób.
- Czego tu szukasz? Jak nietrudno się domyśleć, czekam na kogoś.
- Jak nietrudno się domyśleć, szukam informacji.
Zmarszczyła brwi. Proszenie ją o przysługę było ostatnim czego się spodziewała. Chyba że w teczce byłaby zapłata, ale to było równie wątpliwe. Jej wysoki gość należał do osób które brały co chciały nie licząc się ani ze zdaniem innych, ani z własnym bezpieczeństwem.
- Czego chcesz?
- Interesuje mnie Jorax. Na pewno o nim słyszałaś. Taka gwiazda półświatka, poza tym jest na tyle tajemniczy i, ponoć, na tyle przystojny, by ściągnąć uwagę wszechwiedzącej i nieskazitelnej piękności baronowej Chriphen, dziwki która żadnemu nie przepuści. W sumie może i ja bym się zdecydował, ale powiedz, jak rozwiązujesz im języki kiedy...
- Jeszcze słowo i zostaniesz stąd wywleczony z kulką w głowie. - odpowiedziała z pozornym spokojem.
Pokręcił głową, po czym zmienił temat.
- W każdym razie wiesz o kim mowa. Ty wszystko wiesz, poza rzeczami ze mną związanynymi.
- Jorax nie żyje, tak samo jak Larco Nersten. Nie słyszałeś o tragedii?
Przez chwilę przyglądał się jej zza wizjerów hełmu, zastanawiając się, jakby czuł że powinien coś wiedzieć, ale go to ominęło. W pewnym momencie skinął głową oświecony.
- Ach... katastrofa w sektorze robotniczym... Straszne, naprawdę straszne. - skomentował kręcąc głową na boki. Jego gestykulacja bez użycia rąk zaczynała denerwować Adę.
- W każdym razie pewien jestem, że Jorax żyje. I ty na pewno o tym wiesz.
- To zależy. A w zasadzie dlaczego i co chcesz wiedzieć?
Roześmiał się, podsuwając teczkę w jej stronę.
- Ja nie wymieniam informacji, tylko płacę. Na tyle jest to cenne. Może ci powiem w ustronniejszym, intymniejszym miejscu kiedy nie będzie to dla mnie aż tak wartościowe... Ale na razie chodzi mi o to, co się z nim stało. - dla podkreślenia przekręcił się w fotelu, przerzucając fałdę płaszcza na kolana, odsłaniając klamrową kaburę na pistolet laserowy. Co ciekawe, lufa była w widoczny sposób wciąż gorąca, stygnąca. Mimowolnie przełknęła ślinę. Sięgnęła po teczkę z zamiarem otwarcia jej i oceny, czy to wystarczająco wartościowe.
- Nie ufasz mi? - zapytał nad wyraz spokojnie i coś w jego głosie sprawiło, iż zdjęła teczkę ze stołu i ustawiła obok swojego fotela.
- W zasadzie nie pwoinniśmy teraz rozmawiać. Mam mało czasu, powinieneś się umówić na kiedy indziej, czekam na...
- Haxxo nie przyjdzie.
Zaniemówiła. Stało się to dosyć oczywiste, teraz już mogła połączyć ich. Z trudem utrzymywała spokojnie oddech. Była pewien iż za hełmem ten spokojnie skurwysyn się uśmiecha. Widząc, iż szefowa syndykatu informacyjnego wpatruje się w lufę jego wciąż rozgrzanego pistoletu, odpowiedział:
- Widziałem. Fatalna sprawa. Kiedy był na kładce, jakiś pieprzony obdartus, zapewne widząc jego charakterystyczny garnitur, postrzelił go w plecy z pistoletu laserowego. Haxxo upadł i... silnie się obił. A potem oszalały z bólu wypadł z kładki. Jego ochroniarze nie mogli nic zrobić. -
Przerwał. Każde wyrażenie było zaszyfrowanym komunikatem, co on sam zrobił jej kochankowi i chroniącym go ludziom. Po chwili dodał
- Straszne, naprawdę straszne.
- Zespół dochodzeniowy ustalił, że nie bło na miejscu zwłok Joraxa. Przekupiłam ich by rozpowszechniali inne wiadomości. W raporice znajdują się szczątki nadprzeciętnej budowy mężczyzny. Jorax uciekł ciężarówką wspólników, wybuch spowodował zapewne potężny ładunek który on sam tam pozostawił trudnym do zidentyfikowania prymitywnym pojazdem spalinowym. Później widziano go trzykrotnie w Dokach, raz w Dzielnicy Katedralnej i w niebezpiecznych okolicach podmiejskich. Obecnie znajduje się poza miastem w towarzystwie sześciu osób, nie wiadomo gdzie, opuścił je południową stroną starymi tunelami.
Kiwał głową w zadowoleniu, posiadając te informacje wiedział, co robić dalej. Umiał rozróżnić kłamstwa od prawdy w większości przypadków, a na pewno przy takiej liczbie informacji i obydwoje o tym wiedzieli, ufał więc kobiecie.
,,Kiwaj sobie, rób sobie co chcesz z Joraxem. Wynajmę necromundzkiego zabójcę z gangu Van Saar za twoje własne pieniądze i w tydzień zaserwują mi twoją głowę na tacy."
Wstał i skłonił się. Podszedł do drzwi i nieodwracając się odpowiedział:
- Przez co najmniej dwa tygodnie nikt ma się nie dowiedzieć o moich poszukiwaniach. Otrzymałaś zapłatę... Więc nic nie jesteśmy sobie winni. Znajdziesz szybko kogoś na miejsce Haxxo. Wybacz, to było konieczne.
Z tymi słowy wyszedł. Gdy drzwi się za nim zasunęły, Ada oddała się rozmyślaniom. Haxxo był jednym z jej najlepszych informatorów i jej kochankiem. Był też jedyną osobą od długiego czasu którą obdarzyła prawdziwym uczuciem. Trudno, będzie musiała się pozbierać. Nie od dziś bywała bezwzględna by osiągnąć i zachować swą pozycje. Jej stratę, tak jak powiedział jej uzbrojony klient, pocieszy towarzystwo innego I zemsta. Pociągnęła błękitnawego likieru z płytkiego kieliszka i od niechcenia podniosła. Postanowiła otworzyć jedną klamrę i oszacować, ile gotówki otrzymała i czy nie będzie musiała dołożyć z własnej kieszeni, choć była na to gotowa. Nie było to racjonalne i zapewne popełniała błąd, zwłaszcza robiąc sobie wrogów w klientach mordercy Haxxo. Ale informacja była niezbędniejsza od jednego rzezimieszka, nieważne jak wydajnego. Będzie to tylko czasowe obniżenie sprawności jej siatki. Coś, czego zapewne nie przewidział.
Mocowała się przez chwilę z klamrą aż stwierdziła, że ta się zacięła albo jest uszkodzona. Przyjrzała się jej dokładnie by zbadać, czy coś nie blokuje zamka. Wtedy zobaczyła, że walizka nie ma żadnego zamka, jedynie klamrę do otwarcia, co było bez rozprucia niemożliwe.
- Słodki Imperatorze... -- wyszeptała, zrozumiawszy co się dzieje. Wiedziałą jednak, że już za późno na jakiekolwiek działanie.
Zdecydowała się na jeszcze jeden łyk likieru.
Po przeciwnej stronie ulicy, znikająca w cieniach ślepego zaułka opatulona płaszczem postać nacisnęła przycisk na ręcznym, bezprzewodowym detonatorze i skomentowała:
- Straszne, naprawdę straszne.
W tym samym czasie...
Simon Albriecht
Simon wkroczył niewielkiej sali, której ściany otoczone były inskrypcjami modlitewnymi adresowanymi ku Imperatorowi. Cały czas słychać było subtelne buczenie silnika impulsowego krążownika na pokładzie którego się znajdowali. Pomieszczenie miało może cztery na trzy metry, ozdobione było portretami zasłużonych oficerów 100-nego Pułku Szturmowców Imperialnych Kasr, rekrutowanego z Cadii. Po obu stronach prostych, acz gustownych drewnianych drzwi tak wewnątrz, jak i na zewnątrz stało dwóch wartowników z oddziałów Piechoty Pomocniczej będącej częścią pułku, w identycznych galowych mundurach i z kunsztownie wykonanymi karabinami laserowymi. Na środku sali umiejscoione było pojedyncze, szerokie biurko z rzadkiego hebanu, które wartością przebić mogło ekstrawagancki wystrój wielu szlacheckich sal. Z takiegoż drewna jedno krzesło stało od strony drzwi, drugie od strony wnętrza pomieszczenia. W szarym mundurze z licznymi odznaczeniami siedział pułkownik Hans Velsenstein, dowódca regimentu nad licznymi papierami. Wstał i oddał salut sierżantowi oddziału, po czym gestem nakazał mu zająć wolne krzesło. Nie czekając aż Simon wypełni polecenie, zaczął:
- Otrzymałem raport o ataku, który stał się pańskim udziałem. Chciałbym wyrazić kondolencje z powodu pańskiego oddziału, ale też w związku z nim chciałem porozmawiać o innych kwestiach. W związku z tym, że znajdujemy się chwilowo w systemie Bevronis, w drodze do Świętego Kata, chciałbym pozwolić sobie na rozmowę z wami o urlopie ze względu na stres bojowy, Albriecht...
Beka Ryder
Dzielnica Szlachecka w nocy była urokliwym miejscem, przemytniczka jednak nie miała czasu na podziwianie roziskrzonego lampami i usianego parkami dystryktu. Była to jedna z rzadkich chwil, kiedy mogła się cieszyć świeżym powietrzem w zanieczyszczonej konglomeracji jaką tworzył Ul, poza który dzielnica nieco wychodziła. Szybko odnalazła drogę do rezydencji, w której umówiona była na spotkanie.
Jej oczom ukazał się duży i elegancko zaprojektowany budynek, ustępujący przepychem, choć nie stylem, licznym innym posiadłościom elity miasta. Wysokie ogrodzenie tyleż utrudniało dostęp, co zdobiło swymi wzorami ogród, jednak zgodnie z tym co zostało umówione, zastała otwartą, niewidocznie niemal uchyloną bramę. Przeszła przez nią i podążyła prosto do drzwi ozdobionych portalem. Już gdy znalazła się na ozdobnych schodkach od frontu, drzwi zostały otwarte i z budynku wychyliła się sylwetka lokaja, próbującego ją zidentyfikować.
- Panna Ryder, jak mniemam? Zapraszam, pan de Nauiche czeka w środku wraz z ofertą i zaliczką. Spodoba się panience umowa...
Volcatius Khaeso Getha Soretides
- NA STANOWISKA! - wrzasnął wychylając się ze swego tronu nawigator Shyvrida i gdy zatrzęsło całym pokładem, opadł z powrotem i naciągnął spoczywającą na czole czarną opaskę na swoje normalne, biologiczne oczy. Wszystkie syreny alarmowe wyły opętańczo sygnalizując liczne uszkodzenia. Ekran taktyczny wyraźnie wskazywał ułożenie blokady, którą Iskra Niebios zamierzała pokonać wraz z bliźniaczym Heroldem Światła.
Serwitorzy pomocniczy cały czas wypowiadali na głos kalkulacje oraz informacje dotyczące pracującego na pełną moc konwencjonalnego silnika impulsowego oraz stanu tarczy i miliona innych nieważnych w tej sytuacji, tworząc niezwykły harmider. Astartes stopni dowódczych biegali na mostku raportując cały czas sytuację Kapelanowi Nhaetomowi, najbardziej doświadczonemu w kwestiach dowodzenia okrętem pod nieobecność kapitana.
Nagle rozległ się kolejny wstrząs.
- Shyvrida! - krzyknął Kapelan. - Nie damy rady się przebić! Musimy wykonać skok do Osnowy! TERAZ!
- Reaktory generatorów tarcz uszkodzone wskutek przeciążenia. Powtarzam, reaktory generatorów tarcz... - zaczął jeden z niezliczonych serwitorów.
- Melduję o uszkodzeniu uzbrojenia prawej burty.
- Przedział mechaniczny uszkodzony.
- Generator pola Gellara uszkodzony.
- Pożar w sekcji dziobowej.
- Nie możemy wykonać skoku! - krzyknął nawigator, przekrzykując harmider.
- Na grzechy Primarchy, DLACZEGO?!
- Pole Gellara zostało uszkodzone! Nie możemy ryzkować...
- Uszkodzenie poszycia sekcji dziobowej. Nastąpiła dekompresja. Następuję odcięcie sekcji okrętu.
Cały okręt ponownie się zatrząsł. Tera słychać było głośny skowyt torturowanego metalu pocierającego o metal, jakby część okrętu odrywała się od kadłuba odginając resztę.
- Nie znam się na konstrukcji silnika skoku do Immaterium, ale nie mamy na to czasu. Musisz to zrobić! Nie pozwolimy zdrajcom tryumfować na naszych płonących w próżni szczątkach! Mamy słowo do zaniesienia Imperatorowi! Wykonać!
Nawigator przez chwilę rozmyślał w powątpiewaniu, oblany zimnym potem. W końcu zdecydowany zaczął wydawać komendę:
- Jednostka 3440, wykonaj skok do Osnowy. Czas przejścia pięć do dwudziestu sekund. Na moją komendę wychodzimy. Teraz.
Serwitor rozpoczął procedurę, dy okręt został ponownie trafiony w samą konstrukcję mostka. Prawa strona pomieszczenia eksplodowała, rozpylając śmiercionośne odłamki. Astartes padli by mimo pancerzy zminimalizować obrażenia, jednak część nieinteligentnych serwitorów która pozostała na stanowiskach została poszatkowana. Nawigator uwięziony w swym tronie także wrzasnął w bólu, utrzymał jednak koncentrację i nim Astartes zdołali się podnieść i zorientować w zniszczeniach, okręt przeszedł do Osnowy i w pomieszczeniu zapadłą ciemność.
Nagle, w nienaturalnej ciszy ponownie słychać było rozdzieranie poszycia okrętu. Choć wszystkie syreny i odgłosy walki ucichły, słychać było na pokładzie wciąż krzyki ludzkiej załogi okrętu a także Astartes. W pewnym momencie odgłos rozrywania metalu nasilił się, zagłuszając wszystko inne, także bardzo bliskie wrzaski Astartes. Volcatius poczuł silny ból głowy, wydawało mu się że dryfuje w pustce, że okręt dookoła niego przestał istnieć. Miał problemy z utrzymaniem równowagi leżąc, nic nie widział i nie słyszał poza tym odgłosem a także niewytłumaczalnym i nienaturalnym wyciem dookoła przypominającym zdeformowany chichot.
Nagle wszystko ucichło. Marine wciąż leżał na podłodze. Kilka diod na różnych panelach zapaliło się ponownie, wszelkie dźwięki ustały. Wszędzie dookoła, Astartes nie podnosili się, serwitorzy nie wypowiadali kalkulacji i nie obsługiwali maszyn, nawet nie poruszali się, zwisali tylko w swych stanowiskach.
I na okręcie zapadła nienaturalna cisza.
Prawdę rzekłszy rybka mi, jak piszecie, ale ponoć tak się łatwiej czyta i panuje porządek. Więc wprowadzamy bezzasadne zasady, które przestrzegane będą pod groźbami znacznymi.
A więc, bez dalszego zbędnego nawijania, zaczynamy. Oczywiście od klimatycznej wstawki co do czasu... pewnego czasu i pewnego miejsca.
Segment: Obscurus
Sektor: Scarus
System: Annonatori
Planeta: Bevronis |---|[Annonatori Secundus, Annonatori Beta]
Obszar geograficzny: 45. stopień szerokości / 67. stopień długości
Nazwa miasta-ula: Vorthis (od nazwy geograficznej)
Położenie: ekskluzywny nielegalny nocny klub "Nagość", północno-wschodznia część ula, poziomy nadziemne
Czas: 960999M41 (*)
Godzina: 12.14 czasu Terrańskiego/03.21 czasu lokalnego następnego dnia planetarnego po wypadku w Dzielnicy Robotniczej imienia św. Nednalisa Vyrra patrona administracji portowej
Wnętrze wielopoziomowej sali o licznych przejściach, balkonach i miejscach przeznaczonych do tańca jak i odpoczynku dla w większości pijanych lub odurzonych narkotykami gości spowite było nieco mdłym, granatowym światłem, które podkreślać miało walory nielicznych, acz posiadających zmysłowe kształty tancerek. Ogłuszająca elektroniczna muzyka była nieco wygłuszana wyżej, przy balkonach oddzielanych wytłumiającym (także dla zapewnienia prywatności rozmowom), niewidocznym szkłem od głównej części. W danym balkonie, jak każdym innym obowiązkowo znajdowały się cztery elementy: wygodne fotele wraz ze stalowym stołem o kryształowym blacie; panel elektroniczny, przez który można było komfortowo zamawiać alkohole; dźwiękoszczelne drzwi i ściany oraz widok na wejście na wypadek niezapowiedzianych gości. Właśnie on był w danym momencie najważniejszy dla Ady Chriphen, potomkini jednego z wojskowych rodów które przyniosły światło Imperatora tej planecie przed setkami pokoleń, dzięki nim bogatej baronowej i obecnie osobie skupiającej wpływy nielegalnego obrotu informacją i posiadającej duże wpływy w sektorze narkotykowym. Przyszła do "Nagości" czysto by porozmawiać o interesach we względnym komforcie i odpowiednim do tego miejscu, a także by zrobić na rozmówcy wrażenie. Być może później wspólnie się odprężyć w najlepszy na stres sposób. A jednak mimo wpatrywania się w główne drzwi od godziny nie zobaczyła swojego partnera i kochanka. Pojawił się jednak ktoś, kto nie mógł zostać niezauważony, zwrócił tak jej uwagę jak i kilku najbliższych bywalców, choć dzięki harmidrowi i ograniczonej widoczności mógł się poruszać bez zwracania na siebie uwagi. Mógł wydawać się ochroniarzem albo prostackim najemnikiem udającym się na omówienie warunków, jego sylwetka, nie barczysta a niezwykle szczupła jak i wysoka pasowała tylko częściowo, miał jednak na sobie długi, czarny płaszcz i takie ubranie, gdzieniegdzie widać było elementy osobistego pancerza, karwasze, napierśnik. Jednak dla ignorantów mógł pozostać dosyć zwyczajny, przywódczyni sieci informatorów wiedziała jednak lepiej - co częściowo było jej zadaniem. Sylwetka i sposób poruszania się zdradzały część informacji, jednak największą uwagę zwróciła na specyficzny i co ważniejsze, noszony w pomieszczeniu hełm...
Znała go, nie tylko z reputacji ale także osobiście. Zebrała prawą ręką bujne, czarne włosy kontrastujące z jej alabastrową cerą i odgarnęła je za plecy, poprawiając ozdobną, granatową suknię z rozcięciem na udzie. Usiadłą zakładając nogę na nogę myśląc, jaki związek ma zjawienie się tutaj tej konkretnej osoby z jej rozmówcą. Nie patrzyła już na wejście nieco w obawie, iż nowoprzybyły może się udać do niej.
Po kilku minutach pukanie do drzwi rozwiało jej wątpliwości.
- Wejść. - rozkazała łagodnym głosem, ledwie kryjąc zdenerwowanie.
- Drzwi się rozchyliły na boki, gość zaś wszedł nie czekając na jakiekolwiek pozwolenie ochroniarza. Zbyt przerażonego by podjąć próbę przestrzegania.
Mógł mieć nieco ponad dwa metry, w ręku trzymał zupełnie nie pasującą do niego elegancką, skórzaną teczkę. coś co zupełnie do niego nie pasowało. Efekt był niemal komiczny.
- Usiądź. Napijesz się?
- Aby pić wybieram miejsca gdzie mam pewność uniknięcia otrucia. Ale kulturalnie dziękuję za propozycję. - skłonił się i położywszy teczkę na stole usiadł na jednym z wolnych foteli, zakładając nogę na nogę.
- Trudno do ciebie dotrzeć. Ale wydajesz się zdziwiona widząc mnie.
- Dżentelmeni się tak nie zachowują w towarzystwie dam. - zaczęła, wskazując na nogę.
Gość przekrzywił głowę. Gdy zorientowała się, że nie ma pojęcia o co jej chodzi, zrezygnowała z dalszych prób.
- Czego tu szukasz? Jak nietrudno się domyśleć, czekam na kogoś.
- Jak nietrudno się domyśleć, szukam informacji.
Zmarszczyła brwi. Proszenie ją o przysługę było ostatnim czego się spodziewała. Chyba że w teczce byłaby zapłata, ale to było równie wątpliwe. Jej wysoki gość należał do osób które brały co chciały nie licząc się ani ze zdaniem innych, ani z własnym bezpieczeństwem.
- Czego chcesz?
- Interesuje mnie Jorax. Na pewno o nim słyszałaś. Taka gwiazda półświatka, poza tym jest na tyle tajemniczy i, ponoć, na tyle przystojny, by ściągnąć uwagę wszechwiedzącej i nieskazitelnej piękności baronowej Chriphen, dziwki która żadnemu nie przepuści. W sumie może i ja bym się zdecydował, ale powiedz, jak rozwiązujesz im języki kiedy...
- Jeszcze słowo i zostaniesz stąd wywleczony z kulką w głowie. - odpowiedziała z pozornym spokojem.
Pokręcił głową, po czym zmienił temat.
- W każdym razie wiesz o kim mowa. Ty wszystko wiesz, poza rzeczami ze mną związanynymi.
- Jorax nie żyje, tak samo jak Larco Nersten. Nie słyszałeś o tragedii?
Przez chwilę przyglądał się jej zza wizjerów hełmu, zastanawiając się, jakby czuł że powinien coś wiedzieć, ale go to ominęło. W pewnym momencie skinął głową oświecony.
- Ach... katastrofa w sektorze robotniczym... Straszne, naprawdę straszne. - skomentował kręcąc głową na boki. Jego gestykulacja bez użycia rąk zaczynała denerwować Adę.
- W każdym razie pewien jestem, że Jorax żyje. I ty na pewno o tym wiesz.
- To zależy. A w zasadzie dlaczego i co chcesz wiedzieć?
Roześmiał się, podsuwając teczkę w jej stronę.
- Ja nie wymieniam informacji, tylko płacę. Na tyle jest to cenne. Może ci powiem w ustronniejszym, intymniejszym miejscu kiedy nie będzie to dla mnie aż tak wartościowe... Ale na razie chodzi mi o to, co się z nim stało. - dla podkreślenia przekręcił się w fotelu, przerzucając fałdę płaszcza na kolana, odsłaniając klamrową kaburę na pistolet laserowy. Co ciekawe, lufa była w widoczny sposób wciąż gorąca, stygnąca. Mimowolnie przełknęła ślinę. Sięgnęła po teczkę z zamiarem otwarcia jej i oceny, czy to wystarczająco wartościowe.
- Nie ufasz mi? - zapytał nad wyraz spokojnie i coś w jego głosie sprawiło, iż zdjęła teczkę ze stołu i ustawiła obok swojego fotela.
- W zasadzie nie pwoinniśmy teraz rozmawiać. Mam mało czasu, powinieneś się umówić na kiedy indziej, czekam na...
- Haxxo nie przyjdzie.
Zaniemówiła. Stało się to dosyć oczywiste, teraz już mogła połączyć ich. Z trudem utrzymywała spokojnie oddech. Była pewien iż za hełmem ten spokojnie skurwysyn się uśmiecha. Widząc, iż szefowa syndykatu informacyjnego wpatruje się w lufę jego wciąż rozgrzanego pistoletu, odpowiedział:
- Widziałem. Fatalna sprawa. Kiedy był na kładce, jakiś pieprzony obdartus, zapewne widząc jego charakterystyczny garnitur, postrzelił go w plecy z pistoletu laserowego. Haxxo upadł i... silnie się obił. A potem oszalały z bólu wypadł z kładki. Jego ochroniarze nie mogli nic zrobić. -
Przerwał. Każde wyrażenie było zaszyfrowanym komunikatem, co on sam zrobił jej kochankowi i chroniącym go ludziom. Po chwili dodał
- Straszne, naprawdę straszne.
- Zespół dochodzeniowy ustalił, że nie bło na miejscu zwłok Joraxa. Przekupiłam ich by rozpowszechniali inne wiadomości. W raporice znajdują się szczątki nadprzeciętnej budowy mężczyzny. Jorax uciekł ciężarówką wspólników, wybuch spowodował zapewne potężny ładunek który on sam tam pozostawił trudnym do zidentyfikowania prymitywnym pojazdem spalinowym. Później widziano go trzykrotnie w Dokach, raz w Dzielnicy Katedralnej i w niebezpiecznych okolicach podmiejskich. Obecnie znajduje się poza miastem w towarzystwie sześciu osób, nie wiadomo gdzie, opuścił je południową stroną starymi tunelami.
Kiwał głową w zadowoleniu, posiadając te informacje wiedział, co robić dalej. Umiał rozróżnić kłamstwa od prawdy w większości przypadków, a na pewno przy takiej liczbie informacji i obydwoje o tym wiedzieli, ufał więc kobiecie.
,,Kiwaj sobie, rób sobie co chcesz z Joraxem. Wynajmę necromundzkiego zabójcę z gangu Van Saar za twoje własne pieniądze i w tydzień zaserwują mi twoją głowę na tacy."
Wstał i skłonił się. Podszedł do drzwi i nieodwracając się odpowiedział:
- Przez co najmniej dwa tygodnie nikt ma się nie dowiedzieć o moich poszukiwaniach. Otrzymałaś zapłatę... Więc nic nie jesteśmy sobie winni. Znajdziesz szybko kogoś na miejsce Haxxo. Wybacz, to było konieczne.
Z tymi słowy wyszedł. Gdy drzwi się za nim zasunęły, Ada oddała się rozmyślaniom. Haxxo był jednym z jej najlepszych informatorów i jej kochankiem. Był też jedyną osobą od długiego czasu którą obdarzyła prawdziwym uczuciem. Trudno, będzie musiała się pozbierać. Nie od dziś bywała bezwzględna by osiągnąć i zachować swą pozycje. Jej stratę, tak jak powiedział jej uzbrojony klient, pocieszy towarzystwo innego I zemsta. Pociągnęła błękitnawego likieru z płytkiego kieliszka i od niechcenia podniosła. Postanowiła otworzyć jedną klamrę i oszacować, ile gotówki otrzymała i czy nie będzie musiała dołożyć z własnej kieszeni, choć była na to gotowa. Nie było to racjonalne i zapewne popełniała błąd, zwłaszcza robiąc sobie wrogów w klientach mordercy Haxxo. Ale informacja była niezbędniejsza od jednego rzezimieszka, nieważne jak wydajnego. Będzie to tylko czasowe obniżenie sprawności jej siatki. Coś, czego zapewne nie przewidział.
Mocowała się przez chwilę z klamrą aż stwierdziła, że ta się zacięła albo jest uszkodzona. Przyjrzała się jej dokładnie by zbadać, czy coś nie blokuje zamka. Wtedy zobaczyła, że walizka nie ma żadnego zamka, jedynie klamrę do otwarcia, co było bez rozprucia niemożliwe.
- Słodki Imperatorze... -- wyszeptała, zrozumiawszy co się dzieje. Wiedziałą jednak, że już za późno na jakiekolwiek działanie.
Zdecydowała się na jeszcze jeden łyk likieru.
Po przeciwnej stronie ulicy, znikająca w cieniach ślepego zaułka opatulona płaszczem postać nacisnęła przycisk na ręcznym, bezprzewodowym detonatorze i skomentowała:
- Straszne, naprawdę straszne.
W tym samym czasie...
Simon Albriecht
Simon wkroczył niewielkiej sali, której ściany otoczone były inskrypcjami modlitewnymi adresowanymi ku Imperatorowi. Cały czas słychać było subtelne buczenie silnika impulsowego krążownika na pokładzie którego się znajdowali. Pomieszczenie miało może cztery na trzy metry, ozdobione było portretami zasłużonych oficerów 100-nego Pułku Szturmowców Imperialnych Kasr, rekrutowanego z Cadii. Po obu stronach prostych, acz gustownych drewnianych drzwi tak wewnątrz, jak i na zewnątrz stało dwóch wartowników z oddziałów Piechoty Pomocniczej będącej częścią pułku, w identycznych galowych mundurach i z kunsztownie wykonanymi karabinami laserowymi. Na środku sali umiejscoione było pojedyncze, szerokie biurko z rzadkiego hebanu, które wartością przebić mogło ekstrawagancki wystrój wielu szlacheckich sal. Z takiegoż drewna jedno krzesło stało od strony drzwi, drugie od strony wnętrza pomieszczenia. W szarym mundurze z licznymi odznaczeniami siedział pułkownik Hans Velsenstein, dowódca regimentu nad licznymi papierami. Wstał i oddał salut sierżantowi oddziału, po czym gestem nakazał mu zająć wolne krzesło. Nie czekając aż Simon wypełni polecenie, zaczął:
- Otrzymałem raport o ataku, który stał się pańskim udziałem. Chciałbym wyrazić kondolencje z powodu pańskiego oddziału, ale też w związku z nim chciałem porozmawiać o innych kwestiach. W związku z tym, że znajdujemy się chwilowo w systemie Bevronis, w drodze do Świętego Kata, chciałbym pozwolić sobie na rozmowę z wami o urlopie ze względu na stres bojowy, Albriecht...
Beka Ryder
Dzielnica Szlachecka w nocy była urokliwym miejscem, przemytniczka jednak nie miała czasu na podziwianie roziskrzonego lampami i usianego parkami dystryktu. Była to jedna z rzadkich chwil, kiedy mogła się cieszyć świeżym powietrzem w zanieczyszczonej konglomeracji jaką tworzył Ul, poza który dzielnica nieco wychodziła. Szybko odnalazła drogę do rezydencji, w której umówiona była na spotkanie.
Jej oczom ukazał się duży i elegancko zaprojektowany budynek, ustępujący przepychem, choć nie stylem, licznym innym posiadłościom elity miasta. Wysokie ogrodzenie tyleż utrudniało dostęp, co zdobiło swymi wzorami ogród, jednak zgodnie z tym co zostało umówione, zastała otwartą, niewidocznie niemal uchyloną bramę. Przeszła przez nią i podążyła prosto do drzwi ozdobionych portalem. Już gdy znalazła się na ozdobnych schodkach od frontu, drzwi zostały otwarte i z budynku wychyliła się sylwetka lokaja, próbującego ją zidentyfikować.
- Panna Ryder, jak mniemam? Zapraszam, pan de Nauiche czeka w środku wraz z ofertą i zaliczką. Spodoba się panience umowa...
Volcatius Khaeso Getha Soretides
- NA STANOWISKA! - wrzasnął wychylając się ze swego tronu nawigator Shyvrida i gdy zatrzęsło całym pokładem, opadł z powrotem i naciągnął spoczywającą na czole czarną opaskę na swoje normalne, biologiczne oczy. Wszystkie syreny alarmowe wyły opętańczo sygnalizując liczne uszkodzenia. Ekran taktyczny wyraźnie wskazywał ułożenie blokady, którą Iskra Niebios zamierzała pokonać wraz z bliźniaczym Heroldem Światła.
Serwitorzy pomocniczy cały czas wypowiadali na głos kalkulacje oraz informacje dotyczące pracującego na pełną moc konwencjonalnego silnika impulsowego oraz stanu tarczy i miliona innych nieważnych w tej sytuacji, tworząc niezwykły harmider. Astartes stopni dowódczych biegali na mostku raportując cały czas sytuację Kapelanowi Nhaetomowi, najbardziej doświadczonemu w kwestiach dowodzenia okrętem pod nieobecność kapitana.
Nagle rozległ się kolejny wstrząs.
- Shyvrida! - krzyknął Kapelan. - Nie damy rady się przebić! Musimy wykonać skok do Osnowy! TERAZ!
- Reaktory generatorów tarcz uszkodzone wskutek przeciążenia. Powtarzam, reaktory generatorów tarcz... - zaczął jeden z niezliczonych serwitorów.
- Melduję o uszkodzeniu uzbrojenia prawej burty.
- Przedział mechaniczny uszkodzony.
- Generator pola Gellara uszkodzony.
- Pożar w sekcji dziobowej.
- Nie możemy wykonać skoku! - krzyknął nawigator, przekrzykując harmider.
- Na grzechy Primarchy, DLACZEGO?!
- Pole Gellara zostało uszkodzone! Nie możemy ryzkować...
- Uszkodzenie poszycia sekcji dziobowej. Nastąpiła dekompresja. Następuję odcięcie sekcji okrętu.
Cały okręt ponownie się zatrząsł. Tera słychać było głośny skowyt torturowanego metalu pocierającego o metal, jakby część okrętu odrywała się od kadłuba odginając resztę.
- Nie znam się na konstrukcji silnika skoku do Immaterium, ale nie mamy na to czasu. Musisz to zrobić! Nie pozwolimy zdrajcom tryumfować na naszych płonących w próżni szczątkach! Mamy słowo do zaniesienia Imperatorowi! Wykonać!
Nawigator przez chwilę rozmyślał w powątpiewaniu, oblany zimnym potem. W końcu zdecydowany zaczął wydawać komendę:
- Jednostka 3440, wykonaj skok do Osnowy. Czas przejścia pięć do dwudziestu sekund. Na moją komendę wychodzimy. Teraz.
Serwitor rozpoczął procedurę, dy okręt został ponownie trafiony w samą konstrukcję mostka. Prawa strona pomieszczenia eksplodowała, rozpylając śmiercionośne odłamki. Astartes padli by mimo pancerzy zminimalizować obrażenia, jednak część nieinteligentnych serwitorów która pozostała na stanowiskach została poszatkowana. Nawigator uwięziony w swym tronie także wrzasnął w bólu, utrzymał jednak koncentrację i nim Astartes zdołali się podnieść i zorientować w zniszczeniach, okręt przeszedł do Osnowy i w pomieszczeniu zapadłą ciemność.
Nagle, w nienaturalnej ciszy ponownie słychać było rozdzieranie poszycia okrętu. Choć wszystkie syreny i odgłosy walki ucichły, słychać było na pokładzie wciąż krzyki ludzkiej załogi okrętu a także Astartes. W pewnym momencie odgłos rozrywania metalu nasilił się, zagłuszając wszystko inne, także bardzo bliskie wrzaski Astartes. Volcatius poczuł silny ból głowy, wydawało mu się że dryfuje w pustce, że okręt dookoła niego przestał istnieć. Miał problemy z utrzymaniem równowagi leżąc, nic nie widział i nie słyszał poza tym odgłosem a także niewytłumaczalnym i nienaturalnym wyciem dookoła przypominającym zdeformowany chichot.
Nagle wszystko ucichło. Marine wciąż leżał na podłodze. Kilka diod na różnych panelach zapaliło się ponownie, wszelkie dźwięki ustały. Wszędzie dookoła, Astartes nie podnosili się, serwitorzy nie wypowiadali kalkulacji i nie obsługiwali maszyn, nawet nie poruszali się, zwisali tylko w swych stanowiskach.
I na okręcie zapadła nienaturalna cisza.