[Warhammer] Arhain

To jest miejsce, w którym przeprowadza się wcześniej umówione sesje.
ODPOWIEDZ
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

[Warhammer] Arhain

Post autor: Ninerl »

Witam:)
Jest to moja pierwsza sesja i mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze :smile: . W każdym razie pozostaje Wam życzyć dobrej zabawy ;) . A teraz technikalia...
Posty- dobrze by były treściwe, ale długość jest mi obojętna (Oczywiście jednozdaniówki raczej nie przejdą). Jeśli ktoś chce się zagłębiać w postać, to absolutnie nie mam nic przeciwko. Jestem zdecydowanie za :smile: ...
Co do częstotliwości odpisywania- myślę że do max.5 dni będzie w sam raz.
Podstawowe zasady (takie przypomnienie):
-imię postaci przed postem
- kursywa, gdy postać mówi
- cudzysłow, gdy myśli
- pogrubioną czcionką wszelkie zdanie pozasesyjne i pytania do MG
Tutaj pod tym linkiem jest mały słownik Druchii, słów i alfabetu. Jeśli ktoś chciałby korzystać, to proszę:
http://www.sendspace.com/file/xgc47t
No o to chyba wszystko:). Zabawę czas zacząć...

Nowy Świat, Karond Kar
2522 rok wedle kalendarza imperialnego
Saroielreosui'Malkithe Hesalel'menreir wedle kalendarza Druchii -


Nad Wieżą Rozpaczy właśnie wstawał poranek. Chłodne, wczesnowiosenne słońce skąpiło swego ciepła, nie mając jeszcze siły, by ogrzać ziemię.
Miasto jeszcze spało. Nie spali natomiast nadzorcy i zwierzęta. Zarówno te chodzące na dwóch nogach i bezwłose, jak i te o kilku głowach i łuskach.
Wielki plac targowy wypełniały rzędy klatek i niskich, byle jak zbitych z drewnianych bali, bud. W powietrzu unosił się smród siana, odchodów, a także ostry zapach moczu.
Właśnie rozpoczynał się sezon polowań: wygłodniałe bestie były łatwiejsze do złapania, a statki korsarzy znowu bez przeszkód pływały po zimnym morzu. Plony zwożono tutaj- Karond Kar znowu budziło się po zimie.
Po placu, tu i tam przechadzali się zaspani strażnicy. Zziębnięci, co chwila podchodzili do małego kociołka z żarzącym się węglem. Niewolnicy nie mieli tyle szczęścia, musiały im wystarczyć strzępy koców i własne łachmany.
Nagle zza jednej bud wyłonił się malutki orszak. Składał się z dwóch nadzorców i jakiejś szczupłej drobnej postaci, wleczonej teraz na łańcuchu. Promienie słońca rozbłysły na jej rudej czuprynie.
Poganiacze podeszli do jednej z klatek, jeden z nich otworzył klatkę, a drugi kopniakiem pomógł więźniowi dostać się do środka.
Rzucili kilka zdań przerywanych ochrypłym śmiechem, zamknęli klatkę i odeszli.
Za chwilę wrócili z kolejnym więźniem. Wysoki, obdarty Druchii szarpał się gniewnie, co nadzorcy kwitowali rechotem i kilkoma uderzeniami bata. Za chwilę i on znalazł się za lodowatymi prętami.
Ostatni niewolnik pojawił się za chwilę. Posłusznie szedł za oprawcami, tylko błysk w ciemnobrązowych oczach dobitnie sugerował, co myśli o poganiaczach.
Szczęk zamka klatki i tamci odeszli. Teraz tuż przy ścianie, osłoniętej kawałkiem szmaty, kuliły się trzy postacie.

Lindara
Kolejna klatka, kolejni właściciele. Przez ostatnie parę miesięcy przechodziłaś z rąk do rak, by wreszcie trafić tu. Nikt jakoś nie chciał Ciebie kupić, dopiero Twój obecny właściciel Khadrar uznał, że trochę zarobi, gdy trafisz do miejskiego burdelu. Jako „dzikuska” zapewne miałabyś powodzenie.
Zresztą handlarz sprawdził Twe możliwości bardzo dokładnie. Szrama na szyi zostanie mu chyba do końca życia.
Ci dwaj strażnicy byli potwornie prymitywni, a Khadrar wydawał ci się teraz szczytem wyrafinowania. Wyciągnęli Cię z klatki, obmacali dokładnie i chyba tylko ich strach przed szefem uchronił Ciebie od gwałtu.
A teraz jesteś tu, tak daleko od rodziny...

Azghair
Honor wojownika nie pozwolił ci znieść tych obelg. Za kogo się miały te szmaty. Może pozwoliłbyś im, co najwyżej polizać swoje buty. Niestety, to Ty miałeś łańcuch na szyi, a oni broń i nahaje.
Ostry palący ból zalał twoje plecy. Całe szczęście, że ubranie jeszcze jakoś się trzymało.
Trzęsąc się z zimna, przeżuwałeś wściekłość i gorycz. Gorycz porażki. Jak można było nie zauważyć pułapki...

Zimowysmutek
Teraz nie liczyło się nic poza zemstą. Ale powoli i ostrożnie, niech zawiedzie ich czujność. Trzeba mieć cierpliwość godną pająka i wiesz, że poczekasz. Poczekasz, a potem zniszczysz ich, jednego po drugim. Muszą zapłacić.
Siedząc w kącie, myślałeś nad następnymi działaniami. Chłód nie robił na tobie aż takiego wrażenia, jak na pozostałej dwójce, wytrzymywało się i gorsze rzeczy.
Cierpliwość godna pająka...

W pierwszym poście opiszcie swoją postacie.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Twilight
Pomywacz
Posty: 61
Rejestracja: niedziela, 15 czerwca 2008, 15:46
Numer GG: 6401347
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Twilight »

Lindara

‘Tego dnia to chyba już trzeci kopniak’, pomyślała gdy tylko strażnicy odeszli. Rzuciła za nimi nienawistne spojrzenie zielonych oczu. Podpełzła w najdalszy kąt klatki i skuliła się drżąc z zimna oraz tłumionej od wielu dni wściekłości na własną bezsilność. Odgarnęła z czoła brudne kosmyki miedzianych, nierówno przyciętych włosów odsłaniając bliznę na policzku. Splątane pasma brudnych włosów opadały na ramiona osłaniając szyję. Przyciągnęła kolana do klatki piersiowej i otoczyła je szczupłymi ramionami by utrzymać choć trochę ciepła. Lewa dłoń zawadziła o bransoletę. Nie zabrano jej, na szczęście, bo nie przedstawiała sobą wielkiej wartości. Ot, kawałek rzemienia i kilka nadmorskich muszli jakich pełno. Dla niej była bezcenna.
Lindara spojrzała na wieże Karond Kar, lśniące w wiosennych promieniach słońca. Bywała tu z braćmi kilkakrotnie, wiele lat temu. Teraz oglądała to miejsce z zupełnie innej, szczerze mówiąc niezbyt zachęcającej, perspektywy. Strażnicy, którzy ją tu przywlekli też wydawali jej się znajomi. Wciąż czuła w nozdrzach wstrętny zapach ich potu i odrażający dotyk na swoim ciele. Zaczęła nawet żałować, że prawie odgryzła Khadrarowi ucho, przez co tak szybko wylądowała tutaj. Uśmiechnęła się złośliwie, gdy przywołała z pamięci obraz zaskoczonej i wściekłej twarzy handlarza. Maleth będzie z niej dumny, gdy mu o tym opowie. Jeżeli kiedykolwiek opowie. Jednak teraz była zbyt zmęczona i zbyt głodna by myśleć o zaginionej rodzinie. Przywołała na twarz maskę znudzonego oczekiwania, choć wszystko gotowało się w niej od chęci walki i ucieczki. Jednakże sama nie miała żadnych szans.
Przyprowadzono kolejnego niewolnika. Szarpiącego się gniewnie wysokiego Druchii. Jego także poczęstowano ciosem w plecy. Gdy usiadł zauważyła, że trzęsie się z zimna, tak jakby miał gorączkę.
Kolejny towarzysz niedoli był najspokojniejszy z nich wszystkich. Nie trząsł się ani nie szarpał. Zgadywała, że już z niejednego pieca chleb jadł. Przywodził jej na myśl jednego z wytresowanych pupili jednego z jej braci, Caletha, zaraz przed tym, jak rzucił się na swoja bezbronną zdobycz. Cierpliwy obserwator czekający na okazję do ataku.
Już za kilka chwil rozpocznie się kolejny handlowy dzień w Karond Kar. Będą ich oglądać, sprawdzać i obmacywać. Tak jak ona i jej bracia wiele lat temu. W innym życiu.
‘Tak to wygląda z tej strony’ pomyślała z gorzką nutą ironii, wciąż obserwujac dwóch Druchii w klatce. Przez kilka godzin będą dzielić ten sam skrawek brudnego placu targowego.

Na koniec uczciwie ostrzegam – to moja pierwsza w życiu sesja. Ale nie znaczy to, że trzeba się ze mną obchodzić jak z jajkiem ;).
Róża pustyni
Której cień nosi ze sobą tajemną obietnicę
Ten pustynny kwiat
Żaden słodki perfum nie torturuje mnie bardziej niż ten

Śnię o deszczu
Podnoszę swój wzrok ku pustym przestworzom
Zamykam oczy
Ten rzadki perfum jest słodkim upojeniem miłości
Isengrim Faoiltiarna
Bombardier
Bombardier
Posty: 692
Rejestracja: niedziela, 11 grudnia 2005, 17:49
Numer GG: 2832544
Lokalizacja: The dead zone

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Isengrim Faoiltiarna »

Azghair Mor'Dagor

Spojrzał na odchodzących strażników, a widoczny w spojrzeniu brązowych oczu płomień gniewu zamienił się w zimną nienawiść. Kim oni byli, aby w ogóle go dotykać? Kim byli, aby ośmielać się mówić w jego obecności? Jego sytuacja nie przedstawiała się najlepiej, ale jeśli się stąd wydostanie, to z pewnością poświęci tym rakarzom, tym bezwartościowym, nieudolnym imitacjom myślącej istoty kilka godzin swojego cennego czasu, w trakcie których wyjaśni im, jak powinni zachowywać się w obecności Korsarza. Za pomocą ostrych narzędzi i rozżarzonego żelaza.
Dopiero po chwili dotarły do niego ból i ziąb, a także to, że nie znajduje się w celi sam. Po chwili wahania przysunął się do znajdującej się w klatce kobiety.
-Nie bój się, nic ci nie zrobię-powiedział na wszelki wypadek.-Będzie nam cieplej, jeśli przysuniemy się bliżej siebie. Syknął przy poruszaniu się, a po plecach pociekła mu cienka strużka krwi. Spróbował odgarnąć z oczu czarne, zmierzwione włosy, ale z powodu brudu i zakrzepłej krwi nie bardzo mu się to udawało. W końcu dał sobie spokój. Owinął się szczelniej resztkami szaro-czarnego ubrania. Z kieszeni wyjął srebrny sygnet, cudem przeoczony przez strażników, i włożył go na palec. Ból w plecach trochę zelżał. "Tatuaż pewnie diabli wzięli"-przemknęło mu przez głowę. Wzory na ramionach były jeszcze dość dobrze widoczne, ale już teraz jeden był zniekształcony przez jakąś bliznę. Do klatki trafił kolejny niewolnik. Wyglądało na to, że ani razy strażników, ani ból, ani zimno, ani świadomość, że trafił na targ, nie robiły na nim żadnego wrażenia. Azghair skulił się i zatopił w rozmyślaniach. Zdrada. Ktoś go sprzedał, cena na razie nie była istotna. W pułapce brali udział jego towarzysze z "Północnego Wiatru", najprawdopodobniej na rozkaz kapitana. Po chwili elf wiedział już, komu zawdzięcza obecną sytuację. "Kolejna lekcja na przyszłość. Aż dziwne, że nauczyłeś się jej dopiero teraz"- pomyślał.-"Nie ufaj nikomu. Zwłaszcza przyjaciołom."
A więc dzięki swojej lekkomyślności znalazł się tu, w Karond Kar. "Powrót do korzeni"-pomyślał z kwaśnym uśmiechem. Miasto nie zmieniło się zbytnio od ostatniego pobytu - ten sam smród, ten sam hałas, te same brudne ulice, na których już niedługo zapanuje znajomy tłok. Tylko że teraz przyszło mu oglądać je z trochę innej perspektywy. Pomyśleć, że jeszcze dwa miesiące temu to on sprowadzał z łodzi niewolników...
"Beg for mercy! Not that it will help you..."
Hoist the banner high!! For Commoragh!
Deadel
Pomywacz
Posty: 44
Rejestracja: środa, 27 sierpnia 2008, 09:16
Numer GG: 0

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Deadel »

Zimowysmutek
Kynthkuyl *

Nie jestem wysoki jak na elfa mam niecałe 6 stóp co przy dosyć mocnej budowie ciała wyróżnia mnie z tłumu i sylwetką upodobnia do człowieka. Z błędnego myślenia wyprowadzają moje elfie uszy wyeksponowane poprzez obcięcie brązowych włosów tuż przy skórze, gdy spojrzysz mi w twarz ujrzysz parę ciemnobrązowych oczu patrzących w skupieniu. Mam na sobie obszarpane ciuchy przy których od razu rzuca się w oczy szeroka na dwa cale czarna skórzana bransoleta z wyszytym koralikami dziwnym wzorem. Gdy wrzucili mnie do klatki staram się usiąść jak najbliżej jej środka by uniknąć razów nahajek strażników. Po czym przyglądam się uważnie zwierzętom, które razem ze mną zostały zamknięte. "Ciekawe za co oni trafili do klatki." Myśl ta wywołuje bolesne wspomnienia o mojej NorLyann i powodu dlaczego sam się tu znalazłem. Po chwili przemieniają się w myśli o zemście na tych przez, których trafiłem do klatki i którzy zabili moją NorLyann . "Spokojnie mówię sobie w duchu najpierw uwolnij się z klatki potem planuj zemstę." [rozglądam się po klatce i oceniam szansę na możliwość ucieczki]


* tak wygląda zapis mojego imienia wg słownika durash eltharin więc chyba lepiej zostać przy wersji polskiej=)
Kot ma swoje własne ścieżki;
choćbyś go zmusił do odwrotu, on nadal jest na swojej drodze.

Kot czeka

Droga Kota
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Ninerl »

Po jakimś czasie przyszedł jeden z nadzorców i cisnął wam ochłapy z trudem zasługujące na miano jedzenia. Na pewno stare, suche mięso nie było szczytem waszych marzeń. Jednak dobre i to...
Słońce powoli wspinało się coraz wyżej i zaczynało się robić coraz cieplej. Lindara i Azghair przytulając się do siebie, obserwowali jak ich niski towarzysz skrupulatnie sprawdza każdy z metalowych prętów. Niestety, mimo że klatka była podniszczona, te jak na złość trzymały się mocno. A były zbyt blisko, by móc się przez nie przecisnąć.
Zamek z kolei wyglądał na w miarę nowy, tak więc bez wytrycha nie da się go otworzyć.
Strażnicy zaczęli wreszcie poranny obchód. Krążyli tu i tam, ze znużeniem wpatrując się w klatki. Jeden obrzucił was znudzonym spojrzeniem i poszedł dalej.
Po dłuższej chwili na targu zaczęli się pojawiać pierwsi kupujący. Plac wypełnił znajomy zgiełk- bestie ryczały, wtórowały im jękliwe głosy niewolników i okrzyki handlarzy. Wami jak na razie nikt się nie interesował.
Nagle z alejki wyłonił się Khadrar. Za nim szło kilku zbrojnym, otaczając jakaś postać w ciemnych szatach.
Handlarz podszedł do klatki. Lindara dostrzegła bandaż zakrywający pół jego twarzy. Khadrar zauważył jej spojrzenie i uśmiechnął się nieprzyjemnie. Za chwilę skrzywił się nieco.
- Wstawać ścierwa!- bat uderzył o pręty klatki, chyba tylko dla postrachu.
-I to są ci niepokorni, khyrmen? Wręcz niezwyciężeni?- ubrany w czarne futro mężczyzna odezwał się kpiąco. Długie czarne włosy opadały mu na ramiona, a w uszach lśniły złotem kolczyki. Kunsztownie wykonany wisior połyskiwał na jego szyi. Wyglądał jakby ktoś splótł kilka run w jedną, być może był to herb jakiejś rodziny lub klanu.
- Och fein, teraz są spokojni. Musiałem ich jakoś utrzymać w ryzach- powiedział przymilnym tonem handlarz, a jego twarz ozdobił fałszywy uśmiech zmieszany z bólem- Ta harbhui z pewnością dostarczy ci rozrywki, wielmożny- wskazał batem Lindarę.
- A ten to gorąca głowa. Żeglarz zapewniał, że wojownik- bat przesunął się na Azghaira.
- A ten mały? Umie fruwać? A może znika?- czarnowłosy wydawał się znudzony.
- Fein, jeśli psy od Angrana nie kłamały, to młokos potrafi znikać. Tak jakby... - Khadrar próbował się uśmiechnąć, zaciskając zęby z bólu.
- Tak jakby...Hmmm...- w oczach czarnowłosego pojawił się błysk zainteresowania. Przez chwilę szacował wzrokiem zwierzęta.
- Biorę wszystkich.- pogrzebał w pięknie zdobionej sakwie, wyjmując ciężką sakiewkę- Niskiego najwyżej rzuci się bestiom- włożył zapłatę w dłonie nisko kłaniającego się Khadrara. Z eskorty wielmoży dobiegły stłumione śmiechy.
- Zobaczymy jak znika...ale będzie zabawa...- któryś z wojowników rzucił to zdanie stłumionym szeptem.
Za chwilę nadzorcy wywlekli was z klatki i teraz staliście na śniegu, mając skrępowane łańcuchami dłonie i nogi, w dodatku powiązani ze sobą. Handlarze jako pierwszego związali Azghaira, potem Zimowegosmutka, a na końcu Lindarę.
Ruszyliście, poganiani warknięciami eskorty. Wyszliście z targu.
Przez kilka dobrych chwil, przemierzaliście ulice miasta, lawirując między wrzaskliwym tłumem. A potem otworzyły się przed wami drzwi jakiegoś budynku. Pośpiesznie weszliście do środka.
Pomieszczenie nie było duże, ciemne i bez okien. Stał tu fotel, a w ścianie ktoś zrobił prowizoryczny kominek. Drugie drzwi jakie zauważyliście, były zamknięte na łańcuch.
Czarnowłosy rozsiadł się wygodnie, a któryś z żołnierzy zajął się rozpalaniem ognia. Dwóch wojowników stanęło przy swoim panu, a dwóch zagrodziło drzwi, którymi tu weszliście.
- Świetnie. Skoro mam chwilę...To niestety muszę wyjaśnić coś tym zwierzętom- na twarzy czarnowłosego pojawiła się odraza.
- Zostaniecie wysłani do folwarku mojego pana. Wśród niewolników panują buntownicze nastroje. A wy...- mężczyzna błysnął zębami w uśmiechu- A wy znajdziecie niespokojnych. Maskują się zbyt dobrze. Oczywiście, jeśli nie zamierzacie...dobrze pracować, to myślę że dla ciebie- spojrzał na Lindarę- Znajdzie się miejsce w burdelu dla strażników. A dla ciebie...na arenie- te słowa były wyraźnie skierowane do Azghaira. Zimowysmutek napotkał zimny wzrok wielmoży.
- Chuda ta karma. Jeszcze hydry się strują...- czarnowłosy przebierał palcami po poręczach fotela, spokojnie czekając na waszą odpowiedź.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Deadel
Pomywacz
Posty: 44
Rejestracja: środa, 27 sierpnia 2008, 09:16
Numer GG: 0

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Deadel »

Zimowysmutek
"Cholera, że też nie jestem złodziejem może mógłbym otworzyć jakoś zamek bo tych krat nawet ruszyć bez pilnika nie mogę. Teraz nie mam klucza jak wtedy gdy uprowadziłem moją NorLyann. Muszę czekać na inna okazję." Gdy strażnik rzucił nam ochłapy wziąłem najmniejszy i zacząłem powoli przeżuwać patrząc na tulących się z zimna współlokatorów. "Jeśli dziś nas nie kupią to będzie z nimi źle, jutro rano pewnie zaczną mieć objawy grypy, a to może obniżyć nasza wartość co spowoduje, że dłużej będziemy siedzieć tu co będzie się równało wyrokowi śmieci" to myśląc zachęcam ich gestem by zjedli resztę mięsa "Muszą mieć siły niech jedzą być może, że kiedyś mi się przydadzą." Od tych myśli oderwał mnie zgiełk, który zaczął się zwiększać na targu "Aha zaczęło się, ale z moim wyglądem nie mam co liczyć na głupca który porwie mnie z klatki jak ją to zrobiłem mojej Kochanej." Na tą myśl uśmiecham się ponuro. Po chwili zauważyłem, że zbliża się do nas orszak na przedzie szedł handlarz, gdy ujrzałem jego bandaż uśmiechnąłem się "nieźle cię urządziła ta kocica". Na polecenie powstania wstaje, ale tylko dla tego, że będę mógł się lepiej przyjrzeć ich twarzom i zapamiętać je, szczególnie długo przyglądałem się gościowi w futrze. „Głupcy nie jestem magikiem by umieć znikać, swoją droga to niezłe towarzystwo mam w klatce”. Nie stawiam oporu przy wiązaniu i tak też daje się prowadzić przez miasto do miejsca docelowego, bo próba ucieczki przy takiej obstawie to w najlepszym razie szybka śmierć. Całą drogę pokonałem w milczeniu, gdy weszliśmy do pomieszczenia, moją uwagę przykuły drzwi „ciekawe co za nimi trzymają skoro są zamknięte na łańcuch”. Z rozmyślań wyrwała mnie wzmianka o tym co nas czeka. Rozbudziła ona we mnie nadzieje na ucieczkę „ Gdyby folwark był otoczony lasem to będę miał szansę uciec” pomyślałem. Po skończeniu jego przemowy odpowiadam:
-Chyba nie mamy innego wyjścia niż tylko służyć jak najlepiej twojemu panu. I dziękuję za komplement większość osób, które znałem twierdziła, że jestem za gruby by być „Cieniem”- tu pochylam głowę jeszcze niżej by nie widział moich oczu w, których zabłysły kpiące ogniki.
Kot ma swoje własne ścieżki;
choćbyś go zmusił do odwrotu, on nadal jest na swojej drodze.

Kot czeka

Droga Kota
Twilight
Pomywacz
Posty: 61
Rejestracja: niedziela, 15 czerwca 2008, 15:46
Numer GG: 6401347
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Twilight »

Lindara

Poranny obchód, ochłapy suchego i starego mięsa. Hałas, smród i brud. Normalny dzień targowy oglądany oczami niewolnika, a nie szlachetnie urodzonych. Czuła ciepło rozchodzące się po ciele wspomagane tymi marnymi kęsami mięsa.
Pojawił się Khadrar, a twarz miał do połowy obwiązaną bandażem. Nie mogła powstrzymać złośliwego uśmiechu jaki wykwitł na jej twarzy, uśmiechu, który jeszcze bardziej pogłębił bliznę na policzku. Handlarz zauważył jej spojrzenie i uśmiechnął się nieprzyjemnie by zaraz skrzywić się z bólu. Jego ból był dla niej słodszy niż puchar najsłodszego wina wychylanego w najlepszym towarzystwie.
Khadrar przyprowadził ze sobą jakiegoś osobnika w grubym czarnym futrze, któremu towarzyszyła całkiem pokaźna ochrona. Ubrany kosztownie fein, jak go ciągle nazywał Khadrar z bolesnym uśmiechem przylepionym do ust, słuchał paplaniny handlarza z wyrazem znudzenia i szczerego niedowierzania…
Khadrar śmiał nazwać ją, po raz kolejny zresztą, harbhui , śmiał ją otwarcie znieważyć. Jeszcze z nim nie skończyła. Pożałuje każdego swojego słowa, każdego czynu. Nie skończy się na bandażu i kilku tygodniach bólu. Wepchnie mu wszystkie złe słowa do gardła, aż do samego żołądka, będzie się nimi dusił. Będzie czuł, że umiera. A ona będzie na to patrzyła. Jednak zemsta będzie musiała poczekać aż nastaną lepsze dla niej czasy. Zemsta jest jak wino, mawiał jej ojciec.
Siedzący obok niej Druchii okazał się być związany z morzem, a ten drugi był młody, prawdopodobnie młodszy od niej.
‘Potrafi znikać? To niemożliwe’, pomyślała przysłuchując się rozmowie. ‘Kim on, do diabła, jest?’
Słyszała wymianę zdań między handlarzem a potencjalnym klientem. Gdy tylko usłyszała, że kupuje ich wszystkich podniosła się powoli i spojrzała na swoich towarzyszy. Nie wyczytała jednak nic. Po chwili szła na końcu małego korowodu rozglądając się wokoło dyskretnie, wciąż poszturchiwana i popędzana.
Stojąc w ciemnej sali wysłuchała tego, co leży na sercu ich nowemu właścicielowi, który okazał się być sługą kogoś szlachetniej urodzonego. Wiedziała o czym mówi. Jej rodzina miała te same problemy z folwarcznymi niewolnikami. Lindara zamknęła oczy słysząc o tym, że może zostać odesłana do burdelu. Nie podobała jej się ta perspektywa, była dla niej zbyt poniżająca. Bardziej poniżająca niż praca na folwarku. I oznaczała dla niej tylko śmierć. Jednak gdyby folwark nie znajdował się na wyspie mieliby jakieś szanse ucieczki.
Usłyszała odpowiedź stojącego obok niej elfa. ‘Cień! Miał zostać Cieniem.’ Poczuła przypływ ulgi, a ciężar w żołądku trochę zelżał. Młokos miał tupet i na pewno był niebezpieczny dla swych wrogów.
Gdy ponownie otworzyła oczy obdarzyła wielmożę najdumniejszym ze swoich spojrzeń.
- Wiem chyba, co leży na sercu szlachetnie urodzonemu. – powiedziała zimno i pewnie , tak jak nauczyli ją jej bracia. Jednak pochyliła głowę w karnym ukłonie by nie rozjuszyć mężczyzny w futrze.– Ale w tym stanie nie jesteśmy silniejsi od zwykłych zwierząt. Silniejsi zawsze panują nad słabszymi. Potrzebujemy odrobiny odpoczynku i trochę lepszej strawy, byśmy byli gotowi. Mam nadzieję, że nie o zbyt wiele proszę, fein.
Ostatnio zmieniony środa, 10 września 2008, 15:14 przez Twilight, łącznie zmieniany 1 raz.
Róża pustyni
Której cień nosi ze sobą tajemną obietnicę
Ten pustynny kwiat
Żaden słodki perfum nie torturuje mnie bardziej niż ten

Śnię o deszczu
Podnoszę swój wzrok ku pustym przestworzom
Zamykam oczy
Ten rzadki perfum jest słodkim upojeniem miłości
Isengrim Faoiltiarna
Bombardier
Bombardier
Posty: 692
Rejestracja: niedziela, 11 grudnia 2005, 17:49
Numer GG: 2832544
Lokalizacja: The dead zone

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Isengrim Faoiltiarna »

Azghair

Nawet się nie skrzywił na widok tego, co rzucono im do jedzenia. Pamiętał, jak na Czarnej Łodzi brakowało pożywienia, jak polowało się na szczury i karaluchy. Zjadł szybko to, co dostał, po czym zobaczył, że niski Druchii podaje mu swój kawałek.
Dzięki-mruknął i skinął głową, po czym wziął kawałek i podzielił go na dwie w miarę równe części. Jedną podał siedzącej obok niego elfce, drugą zjadł równie szybko, co pierwszą. A później zaczęło się to, co na widok Karond Kar wzbudzało w nim największą odrazę. Zgiełk i hałas, ryki bestii, wrzaski katowanych zwierząt, które jeszcze nie tak dawno przywoził z przybrzeżnych wiosek Starego Świata... A do tego smród, przenikający wszystko odór wymieszanych woni odchodów, potu, zgnilizny, krwi i strachu. Był świadom, że wcale nie pachnie lepiej, ale to tylko jeszcze bardziej go denerwowało. Wstręt na widok miast jeszcze bardziej potęgował pragnienie zemsty. Musi znaleźć tych, przez których się tu znalazł i sprawić, aby głęboko tego żałowali, zanim pozwoli im umrzeć.
Rozmyślania o zemście i o tym, jak jej dokonać, przerwało mu uderzenie bata o kraty.
-Wstawać, ścierwa!-usłyszał. Chcąc nie chcąc podniósł się, krzywiąc się lekko z bólu, kiedy skrzepy odrywały się od pleców i zostawały na kawałku szmaty. Spokojnie pozwolił skuć się łańcuchem, po czym ruszył przed siebie.
Wysłuchał czarnowłosego Druchii, z lekko pochyloną głową - wiedział, że za okazywanie zbytniej śmiałości może zostać co najmniej wychłostany, a jego plecy i tak nie miały się najlepiej. Z tego powodu miał też nadzieję, że czarnowłosy nie zauważył krótkiego uśmiechu, kiedy okazało się, kim jest niski elf. Azghair słyszał o Cieniach, służył nawet z jednym z nich na Czarnej Łodzi - niezbyt długo, bo Cień zginął w czasie jednej z wypraw, naszpikowany strzałami przez to, co zostało z oddziału żołnierzy, których zaatakował w pojedynkę. Podkradł się do nich tak blisko, że jeden prawie się o niego otarł, po czym zabił sześciu ludzi, zanim oddział w ogóle zrozumiał, co się stało...
Usłyszał, jak elfka stara się przekonać ich nabywcę, aby pozwolił im odpocząć i zjeść. Szczerze wątpił, aby podjął taką decyzję, ale całym sercem popierał ten pomysł.
"Beg for mercy! Not that it will help you..."
Hoist the banner high!! For Commoragh!
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Ninerl »

Czarnowłosy zmarszczył brwi. Nie wydawał się zadowolony.
- Tym razem wybaczam wam zuchwałość. Co do jedzenia i odpoczynku, to wypoczniecie w drodze. A wyruszacie natychmiast- zastukał palcami- Jesteście teraz własnością domu Urithanarin.- Azghairowi ta nazwa wydała się znajoma. No tak, to jeden z najmożniejszych rodów szlacheckich w Naggaroth. Pozostałym niewiele mówiła, ale jej brzmienie sugerowało raczej wielmożów niż drobna szlachtę.
-A czemu mouraeth milczy?- mężczyzna zainteresował się nagle Azghairem- Może jest niemy?
- Pewnie kompani wyrwali mu jęzor- zasugerował ze złośliwym uśmiechem jeden z żołnierzy, stojący z boku fotela.
- Brudne sprawki prymitywnych mouraethi nie interesują mnie...- ton jego pana gwałtownie ochłódł. Żołnierz ukłonił się przepraszająco.
- Shethar będzie was pilnował- na te słowa, drugi z żołnierzy spojrzał na niewolników z niechęcią. Brązowowłosy i szarooki byłby całkiem przystojny, gdyby nie blizna przecinająca policzek i nos, przez którą stale wyglądał tak, jakby uśmiechał się nieco nieprzyjemnie.
- Ależ panie...- wojak zaprotestował cicho.
- To rozkaz.- wojownik umilkł, rzucając wam nienawistne spojrzenie.
To nie zapowiadało się dobrze. Podróż w towarzystwie wściekłego wojownika nie będzie ani przyjemna ani lekka.
- Zabierz ich do wozowni.- Shethar skinął głową, a potem wydobył zza pasa bat i chwycił łańcuch. Czarnowłosy uśmiechnął się nikle.
- Miłej podróży- powiedział miłym tonem, bawiąc się zapewne doskonale. Jego eskorta również.
Shethar kopnął Azghaira i ruszył do przodu, nie dbając o to, czy zwierzęta zdążą wstać. Strażnicy przy drzwiach, odsunęli się otwierając je na oścież.
Niemal się potykając, pośpiesznie szliście za swym strażnikiem. Ominął budynek, ciągnąc was za sobą. Uliczka nie była zbyt duża, domy stały dość ciasno. Nie wyglądały zbyt zamożnie ani też biednie. Po małej ilości zdobień, mających raczej praktyczne zastosowanie i inskrypcjach, można było łatwo zauważyć, że jest to dzielnica handlowa. Albo raczej magazyny na wszelkiego rodzaju towary.
Tu i tam na bruku potworzyły się małe lodowiska. Niektóre z nich były już kałużami. Omijaliście je skrzętnie, złamana noga była teraz wyrokiem śmierci.
Uliczka skończyła się wylotem na jakiś plac. Stało tam kilka wozów, przy ścianie rżały uwiązane konie. Kilku Druchii nadzorowało niewolników ładujących towary. Shethar podszedł do jednego z nich.
- Khen, Daroin. Muszę ich gdzieś wepchnąć .
Tamten przerwał na chwilę swoje zajęcie.
- Khen, Shethar. Przywiąż ich za wozem, pobiegną- Druchii zerknął na was.
- Nie mogę- wasz strażnik parsknął gniewnie- Muszą być żywi.
- To wrzuć na jakiś wóz. Gdziekolwiek. I może daj jakiś strzęp koców, inaczej zamarzną ci w drodze.- Daroin powrócił do studiowania spisu towarów.
Shethar pociągnął was za sobą, mamrocząc coś pod nosem.
Za chwilę staliście na progu jakiegoś składziku. Służył chyba jako tymczasowy schowek na zniszczone przedmioty, zapewne mające iść na opał.
- Wybierać-burknął wojownik- Tylko szybko, bo łatwo tracę cierpliwość.- oświadczył, opierając się o drzwi i trzymając łańcuch.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Isengrim Faoiltiarna
Bombardier
Bombardier
Posty: 692
Rejestracja: niedziela, 11 grudnia 2005, 17:49
Numer GG: 2832544
Lokalizacja: The dead zone

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Isengrim Faoiltiarna »

Azghair

"Prymitywnych?"-mięśnie twarzy zadrgały, kiedy elf zacisnął szczęki, powstrzymując komentarz. Pieprzony paniczyk. Zasrany szlachciura. Azghair wiedział już, że choćby miał się narazić domowi Urithanarin, ten czarnowłosy eathurithan, który pewnie nie wie, za który koniec miecza chwycić, ten chowający się za plecami sług kuyl będzie go błagał o śmierć w obliczu tego, co zrobi mu Korsarz.
Z powodu kopniaka i szarpnięcia za łańcuch zachwiał się lekko, szybko odzyskał równowagę i przyspieszył kroku, aby nadążyć za wojownikiem. Kiedy wyszli na zewnątrz starał się zapamiętać otoczenie - w końcu będzie tu musiał wrócić, aby nauczyć czarnowłosego etykiety... W marszu starał się ocenić zdolności wojownika. Wątpił, aby udało mu się wygrać w ewentualnym starciu, nawet gdyby nie był skuty, zziębnięty, głodny i wychłostany. W każdym razie nie z wszystkimi tymi problemami naraz. Kiedy dotarli do schowka, szybko wybrał jakiś koc, po czym czekał na dalsze polecenia.
"Beg for mercy! Not that it will help you..."
Hoist the banner high!! For Commoragh!
Twilight
Pomywacz
Posty: 61
Rejestracja: niedziela, 15 czerwca 2008, 15:46
Numer GG: 6401347
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Twilight »

Lindara

‘Na pewno nie będzie piszczał z radości, bucu’ pomyślała słysząc, że fein nagle zainteresował się najwyższym niewolnikiem. Zerknęła na strażnika, który miał ich pilnować. ‘Sam?’ od razu nasunęło jej się na myśl. Gdyby tylko nie byli związani… Ale byli, niestety. Szarpnięcie łańcucha wyrwało ją z zamyślenia i kazało skupić się na przeżyciu kolejnej godziny.
Dotarli do schowka. Zajrzała do środka, ale nie zobaczyła ani nic ciekawego, ani nic pożytecznego, więc sięgnęła po koc i spokojnie czekała obserwując strażnika kątem oka.
Róża pustyni
Której cień nosi ze sobą tajemną obietnicę
Ten pustynny kwiat
Żaden słodki perfum nie torturuje mnie bardziej niż ten

Śnię o deszczu
Podnoszę swój wzrok ku pustym przestworzom
Zamykam oczy
Ten rzadki perfum jest słodkim upojeniem miłości
Deadel
Pomywacz
Posty: 44
Rejestracja: środa, 27 sierpnia 2008, 09:16
Numer GG: 0

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Deadel »

Zimowysmutek
" Rodzina Urithanarin nic mi to nie mówi, ale można się było tego domyślać, że to będzie jakąś duża rodzina tylko taka może mieć problem ze znalezieniem prowodyrów buntu pewnie mają kilka setek niewolników. Szkoda tylko, że nagrodą pewnie będzie dożywotnią praca dla tej rodziny jeśli nie ucieknę." Na obelgi nie zwracam uwagi to tylko słowa za to, gdy wyszliśmy na dwór oglądam kajdany [czy dałbym radę je otworzyć]. "Nie chęć strażnika nie wróży nic dobrego, ale na szczęście czuje on strach przed tym gościem w futrze co uchroni nas przed najgorszym" z rozmyślań wyrwała mnie rozmowa psa, który nas przyprowadził z innym pilnującego załadunku karawany. "Tak jak myślałem boi się ale to dobrze przynajmniej będziemy jechać. Swoją droga ciekawe co wiozą pewnie tylko samo jedzenie". Gdy nadeszła moja kolej wejścia do szopki wybieram jak najlepszy koc przy okazji rozglądam się za czymś co mogło by mi się przydać, [ szukam czegoś co mogło by posłużyć za broń i da się łatwo ukryć albo wytrych do otworzenia kajdan, gdy znajduje coś takiego ukrywam to w kocu i wychodzę]
Kot ma swoje własne ścieżki;
choćbyś go zmusił do odwrotu, on nadal jest na swojej drodze.

Kot czeka

Droga Kota
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Ninerl »

Szperaliście tu i tam, kichając, gdy kurz unosił się w dusznym powietrzu. Shethar obserwował was uważnie, wymownie trzymając dłoń na rękojeści miecza. Połamane meble, jakieś na pół zżarte przez mole szmaty, kawałki drzewc zbutwiałych strzał i tym podobne rzeczy zaścielały pomieszczenie. Spoza kłębów kurzu widzieliście uciekające w popłochu pająki, którym ktoś właśnie zburzył dom. Wkrótce wasze ubranie oblepiły pajęczyny, a kurz zostawił na nich białe ślady.
-No i co tam macie? Pokazać wszystko – zażądał wasz strażnik. Obejrzał zdobycz i pokręcił głową.
-Zabrać tez jakieś szmaty. Zwłaszcza ty, wysoki. Niedługo będziesz biegał jak ostrzyżona owca- Shethar zaśmiał się cicho.
Zgodnie z rozkazem wygrzebaliście jakieś ubrania. O dziwo, niektóre były jeszcze w całkiem niezłym stanie- poza wygryzionymi przez mole dziurkami i plamami oraz kurzem, nadal nadawały się to noszenia.
Następne chwile spędziliście przywiązani do poręczy, tuż przy koniach. Zwierzęta, mimo pewnego poddenerwowania, były dość przyjazne i przede wszystkim wspaniale grzały.
W tym czasie na placu pojawiła się dziesiątka jeźdźców. Ubrani w jednolite płaszcze i ubrania, wyglądali na żołnierzy domu Urithanarin. Wrażenie to potęgowały miecze u pasów i kusze przy siodłach. Wymienili powitania z nadzorcami.
W tym momencie pojawił się przy was Shethar z jakimś drugim Druchii.
- Uwolnij im nogi i ręce. To wszystko- wreszcie mogliście się swobodnie wyprostować.
Ale nie było wam dane długo napawać się tą cudowną chwilą.
Wasz strażnik szturchańcami i kopniakami pomógł wam wejść na jeden wóz. Za chwilę łańcuch łączący wasze obroże, został oplątany wokół kilku skrzyń i dodatkowo zabezpieczony zwykłą kłódką.
Mogliście usiąść i nawet porozglądać się, ale nie było mowy o podniesieniu się.
-Ci tam mają być grzeczni. Jeśli nie, to zabić.- głos Shethara był donośny.
-Zostawiasz nam całą zabawę ?- roześmiał się kobiecym głosem pierwszy jeździec.
-Pani Hariathi, przyjmij mój dar- radośnie wyszczerzony Shethar sparodiował dworski ukłon.
-Przyjmuję- zamruczała kobieta i podjechała bliżej, rzucając wam głodne spojrzenie.
Spojrzenie kota, który patrzy na smaczne, młode mięso.
-Już nie mogę się doczekać...- szepnęła i przesunęła czerwonym językiem po bladoróżowych wargach.

Monotonny turkot wozu byłby usypiający, gdyby nie chłód. Mimo koców, nadal było wam zimno- co prawda mniej niż wcześniej. Stukot końskich kopyt wydawał się ogłuszający, tak samo jak gniewne okrzyki eskorty, torującej wam drogę wśród tłumu. Kilka okrzyków bólu i złorzeczeń skierowanych pod waszym adresem, świadczyło o skuteczności jeźdźców.
Wreszcie gwar miasta ucichł i zanurzyliście się w głęboki cień bramy. Rzeźbione, paskudnie uśmiechnięte smokopodobne stworzenia, patrzyły czarnymi oczyma, a czerń kamienia tylko potęgowała nieprzyjemne wrażenia śledzących was oczu, zupełnie jakby rzeźby były żywe i tylko czekały na okazję do ataku. Przeszły was ciarki, jakby w bramie było zimniej.
Za chwilę prawie oślepiło was słońce. Płaska, brunatna droga, zasypana tu i ówdzie śniegiem biegła aż po horyzont. Zaś tam, ciemna kreska sugerowała lasy lub w ostateczności skały.
Na drodze kręciło się kilkanaście mniejszych lub większych punkcików- kupcy, strażnicy i zwykli wędrowcy.
Do waszych nosów doleciał słony zapach wilgoci i krzyk mew, teraz nie zagłuszany przez miasto. Łagodny, chłodny wietrzyk wiał wam w twarze, a słońce będące wysoko na niebo, świeciło mocno i grzało przyjemnie.
Siedzący przy woźnicy Shethar rzucił wam surowe spojrzenie.
- Lepiej bądźcie posłuszni.- za chwilę pociągnął nosem, krzywiąc się nieco- Uuuch, ale śmierdzicie. Umyjecie się śniegiem, ale to na postoju- odwrócił się do was plecami, mrucząc coś pod nosem.
Oglądając się za siebie, dostrzegliście następny wóz, a tuż obok niego dwójkę jeźdźców. Liczniejsza grupa jechała tuż przed karawaną, a inna za ostatnim ładunkiem. Wy byliście w samym środku pochodu.
Nastała chwila ciszy. Co teraz? Wyjazd z miasta otwierał nowe możliwości... jak i zagrożenia.
Trzeba dobrze przemyśleć każdy następny ruch. Może towarzysze w nieszczęściu będą pomocą, a nie zawadą?

Azghair
Udało się zauważyć w jaki sposób wojownik się poruszał- zwinnym krokiem i w odróżnieniu od was prawie nie ślizgał się na lodzie. Trudno Ci powiedzieć coś więcej, ale na pewno jego blizna nie wzięła się z niczego. Zresztą potrzebowałbyś skrzyżować z nim broń lub obejrzeć jakiś pojedynek, w którym Shethar brałby udział.
Koc, który znalazłeś, był z dziurą pośrodku- tak więc nadawałby się nawet na zaimprowizowany płaszcz. Kiedyś musiał mieć ciemnoniebieski odcień, obecnie wyblakły od kurzu i przez upływający czas. Materiał jest dość gęsto tkany i wygląda na solidny.

Lindara

Szaroczarna płachta tkaniny była chyba bardziej zasłoną czy surowcem do przerobienia na jakiś płaszcz. Niestety, nie była gruba- dopiero, gdybyś się owinęła nią kilkakrotnie, to być może spełniałaby swoje zadanie. Zauważyłaś kilka brunatnych dużych plam- może to zaschnięta krew?

Zimowysmutek
To musiał być kiedyś płaszcz. W dodatku wełniany gruby płaszcz. Mimo, że postrzępiony i zaplamiony nadal był ciepły. Jego brązowy odcień przyjemnie kojarzył Ci się z lasem.
Gdy Shethar lustrował wzrokiem Lindarę, udało Ci się znaleźć mały metalowy odłamek, będący prawdopodobnie kiedyś kawałkiem miecza. Jego jedna krawędź była nadal ostra. Niestety, by móc użyć go jako broni, musiałbyś stanąć oko w oko z przeciwnikiem.
Schowałeś go, mając nadzieję, że strażnik nic nie zauważył i istotnie, nie kazał Ci wyrzucić odłamka.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Twilight
Pomywacz
Posty: 61
Rejestracja: niedziela, 15 czerwca 2008, 15:46
Numer GG: 6401347
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Twilight »

Lindara

Owinęła się szczelnie znalezionym kocem, choć szczerze mówiąc wątpiła by kiedykolwiek do tego był przeznaczony kawałek szmaty jaki miała w ręku. Brunatne plamy mówiły jej, że poprzedni właściciel nie skończył zbyt dobrze.
Nie było jej aż tak zimno jak jeszcze przed godziną. Jednak nadzieje na ucieczkę w czasie podróży prysły. Przebiegły ją ciarki na myśl o nieprzyjemnym spojrzeniu kobiety. Z chęcią wydrapałaby jej te oczy.
Nigdy nie słyszała o Domie Urithanarin, co było dosyć dziwne skoro wychowywała się w szlacheckiej rodzinie ze stolicy. Aczkolwiek odkąd uciekła z braćmi minęło parę dobrych lat, jej ród prawdopodobnie został zepchnięty na dalszy plan, albo w ogóle już nie istnieje zarówno z powodu kłopotów w jakie popadli, jak i braku spadkobierców, gdyż nie przypuszczała, że ojciec ma jeszcze jakieś dzieci. Ojciec… był trochę ekscentrykiem, ale swoje dzieci (bądź te, które uważał za swoje) sprowadzał do Naggarond, do wielkiego rodowego pałacu i zapewniał im to, co miał najlepsze do zaoferowania. Tak więc, gdyby istnieli jeszcze jacyś jej bracia, bądź siostry wiedziała by o tym i zapewne by je poznała. Swoją drogą, ciekawa była co się stało z folwarkami jej rodziny… Znała je dosyć dobrze, choć teraz nie potrafiłaby sobie przypomnieć gdzie dokładnie się znajdowały, wydawało jej się jednak, że w pobliżu Karond Kar mieli jakiś folwark, choć mgliste wspomnienie podpowiadało jej, że został szybko sprzedany, gdyż trudno było utrzymać tam porządek z niewolnikami. Zbyt daleko od Naggarondu, nie mogli sobie pozwolić na ciągłe podróżowanie ze stolicy do Karond Kar. Każde z nich zajmowało się tym przez kilka lat swojego życia – podróżowali od folwarku do folwarku sprawdzając jego stan i stopień gorliwości z jakim były wykonywane ich rozkazy. ‘Właściwie to był jeden z tych dziwnych pomysłów ojca’ pomyślała przeczesując włosy dłonią, które pomimo brudu zachowały swój intensywnie miedziany kolor. ‘Wszyscy mu mówili, że tym powinien się zajmować ktoś o niższej randze, a nie jego dzieci. Ale on był uparty. Nikt inny nie załatwiał takich spraw, zawsze my.’ Westchnęła cicho na myśl o zaginionych braciach. Była ciekawa czy udało im się uciec i czy kiedykolwiek znów się spotkają, choćby przypadkiem.
Czuła w powietrzu orzeźwiający zapach morza. Słońce stało już wysoko na niebie, więc w miarę możliwości wyciągnęła nogi przed siebie i przez chwilę starała się zapomnieć o ich beznadziejnym położeniu między młotem a kowadłem.
- Wydaje mi się, że ta droga do miejsca zwanego nigdzie będzie cholernie długa – powiedziała pogodnym tonem, tak nie pasującym do sytuacji. Bawiła się przy tym muszelkami zawieszonymi przy bransoletce. - Może więc umilimy sobie ją jakąś rozmową. Ciekawą, jednak zapewne niezbyt… wesołą. Jestem Lindara.
Uśmiechnęła się krzywo. Jej imię było wytworem dziwnego poczucia humoru i złośliwości ojca, jednak zawsze miło jej się patrzyło na wyraz zdziwienia na twarzach rozmówców, gdy słyszeli owo, bądź co bądź, ulthuańskie imię. Chyba dopiero teraz zaczął śmieszyć ją ten fakt.
- Może ta wiedza o sobie pomoże nam wygrzebać się z tego gówna, w które mniej lub bardziej samodzielnie wdepnęliśmy. Jest nas trójka, może coś wymyślimy. Nic innego nam nie pozostało. – dodała cicho po chwili, tak by nie usłyszał jej nikt inny poza jej towarzyszami.
Róża pustyni
Której cień nosi ze sobą tajemną obietnicę
Ten pustynny kwiat
Żaden słodki perfum nie torturuje mnie bardziej niż ten

Śnię o deszczu
Podnoszę swój wzrok ku pustym przestworzom
Zamykam oczy
Ten rzadki perfum jest słodkim upojeniem miłości
Isengrim Faoiltiarna
Bombardier
Bombardier
Posty: 692
Rejestracja: niedziela, 11 grudnia 2005, 17:49
Numer GG: 2832544
Lokalizacja: The dead zone

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Isengrim Faoiltiarna »

Przez jakiś czas mogę mieć problem z odpisywaniem, gdyż padła mi karta graficzna :/ Trwają negocjacje odnośnie kupna nowej z rodzicami, czekam też na ocenę serwisu - możliwe, że da się naprawić. Postaram się odpisać za niedługo i w miarę regularnie chodzić do biblioteki, żeby stamtąd odpisywać
"Beg for mercy! Not that it will help you..."
Hoist the banner high!! For Commoragh!
Deadel
Pomywacz
Posty: 44
Rejestracja: środa, 27 sierpnia 2008, 09:16
Numer GG: 0

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Deadel »

Zimowysmutek
Podczas, gdy wygrzebywałem spośród sterty szmat płaszcz, który zauważyłem po wejściu do szopki, kątem oka zobaczyłem błysk czegoś metalowego. Udając, że nie mogę wyciągnąć płaszcza zbliżyłem się do metalowego przedmiotu i sięgnąłem po niego. Był to ułomek miecza "nie jest to może nóż, ale zawsze to coś ostrego, będzie to mój as w rękawie", schowałem go pod moje stare ubranie korzystając z okazji, że pilnujący nas pies patrzył na Lindare. Płaszcz okazał się w całkiem niezłym stanie nie licząc tego, że trochę go mole zjadły i śmierdział stęchlizną. "Niczego sobie ten płaszcz, a brązowy kolor czyni go przydatnym do zrobienia Ghille, tylko muszę zebrać jeszcze trochę szmat, ale to później nie można wzbudzić niczyjej podejrzliwości" [Ghille to nazwa stroju maskującego dla snajperów, myślę że sama nazwa pasuje do realiów gry, a sam strój mi się przyda]. Po wyjściu z szopki zaprowadzono nas w pobliże koni pociągowych. Postój przy koniach był przyjemny ze względu na ciepło, które od nich promieniowało. Jednak jeszcze lepszą chwilą był moment, gdy zdjęli kajdany, wreszcie mogłem rozmasować nadgarstki. Na rozkaz pilnującego nas psa wszedłem szybko na wóz i pomagam reszcie wsiąść. Po czym zakładam mój płaszcz i szczelnie się nim owijam. Wtedy pojawia się grupa jeźdźców, którzy mają nas eskortować. Na słowa dowódczyni oddziału przez głowę przemykają mi słowa "sadystyczna suka". Jadąc przez miasto patrzyłem jak sprawnie rozganiają tłum. "Dacie mi łuk lub kusze i bez księżycowa noc to żaden z tych nadętych żołnierzy nie dożyje świtu." Rozmyślając o tym wyjechałem z miasta a świeże powietrze przegoniło mordercze myśli, "Nareszcie czyste powietrze chciałbym się jeszcze tylko wykąpać" w tym momencie nasz strażnik powiedział, że mamy się wykąpać na postoju. "Naiwniak myśli, że kąpiel w śniegu mi przeszkadza w wiosce której się wychowywałem zimą kąpiel w śniegu to była norma". Z moich rozmyślań o życiu w wiosce wyrwały mnie ciche słowa Lindary, a brzmienie jej imienia na krótką chwilę wywołało zdziwienie na mojej twarzy, lecz szybko zastąpił je smutek na wspomnienie mojej NorLyann, która też miała uthuańskie imię.
- Możecie nazwać mnie Zimowysmutek, albo jak wam się tam podoba- odpowiadam cicho. Po czym zamykam się w sobie przywołując w głębi duszy barwę i czuły ton głosu, gdy wolała mnie tym imieniem moja ukochana.
Kot ma swoje własne ścieżki;
choćbyś go zmusił do odwrotu, on nadal jest na swojej drodze.

Kot czeka

Droga Kota
Isengrim Faoiltiarna
Bombardier
Bombardier
Posty: 692
Rejestracja: niedziela, 11 grudnia 2005, 17:49
Numer GG: 2832544
Lokalizacja: The dead zone

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Isengrim Faoiltiarna »

Azghair
Przebrał się szybko, wsiadł na wóz i owinął się kocem. Panujący chłód przestał być głównym problemem - teraz był nim głód, już teraz dający o sobie znać. Elf nie widział zbyt dużej szansy na ucieczkę - byli w środku konwoju, przykuci do ładunku, strażnicy byli wypoczęci i najedzeni, poza tym dosiadali koni. Westchnął cicho. Może oni mają jakieś pomysły?
-Azghair-powiedział, kiedy Cień skończył się przedstawiać. Z tego, co wiedział, jego imię nie oznaczało niczego konkretnego w języku Druchii. Było efektem narkotycznych wizji jego ojca, który po powrocie ze świata delirycznych wizji wybełkotał te kilka sylab...
"Beg for mercy! Not that it will help you..."
Hoist the banner high!! For Commoragh!
ODPOWIEDZ