[Warhammer] Arhain

To jest miejsce, w którym przeprowadza się wcześniej umówione sesje.
ODPOWIEDZ
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Ninerl »

Lindara
- Dobrze się bawisz, pani?- oczy banity rozbłysły- A może wolałabyś bardziej wyrafinowane rozrywki?- w jego głosie pojawił się ślad szyderstwa.
Lindara uniosła lekko brwi.
- Nawet nieźle. Bywało lepiej.
- Bywało...Ale musisz im wybaczyć.- Szelma zerknął w stronę Darathiel, rudego i korsarza- Twój przyjaciel wydaje się trochę... zakłopotany. - roześmiał się cicho.
- Trafne określenie - śmiejąc się.
- Zapewne nie przywykł do tak samodzielnych kobiet. Usiądź bliżej- poklepał dłonią miejsce przy sobie- Nie widzę sensu, bym miał krzyczeć.
- Biorę sobie do serca ostrzeżenia - siadając bliżej. - Pamięć mam dosyć dobrą. Jeszcze.
- Wszyscy tak mówili...to było najzabawniejsze.- Szelma chwycił dzban i pociągnął łyk. Podał za chwilę naczynie Lindarze - Zastanawia mnie, czemu wieźli was akurat tą drogą. Może rozwiejesz moje wątpliwości?
Przyjęła dzban i zamyśliła się.
- Nie mam pojęcia - upijając łyk. - Ślepy traf? Niedopatrzenie? Nie wiem nawet, czy istnieje jakaś inna droga do miejsca, gdzie chcieli nas zabrać.
- Istnieje...istnieje jak najbardziej, chociaż jest wolniejsza. A to znaczy, że zależało im na pośpiechu. Ciekawe czemu...- Szelma przymknął oczy, jakby się zastanawiał, chociaż nadal uważnie obserwował kobietę. Nagle przysunął się do niej- A ty, co tu chcesz osiągnąć Lindaro? - chwycił jej dłoń i ścisnął lekko.
Kobieta spojrzała na jego dłoń, ścisnęła ją lekko, a potem spojrzała mu prosto w oczy.
- To, co uda mi się osiągnąć, Szelmo.
- Dobra odpowiedź. - zamruczał jak kot - Ambitna, co? Jak wielu przed tobą - uśmiechnął pozornie ciepło, ale coś w tym uśmiechu wzbudzało niepokój- Jak ja sam...- chwycił dzban, nie puszczając jej dłoni.
- Nie wątpię. Od początku odnoszę wrażenie, że jesteśmy ulepieni z tej samej gliny. Nie mam racji?
- Tego to nie mnie oceniać. Małomówna jesteś.- zauważył i pociągnął łyk wina - Boisz się powiedzieć za dużo? Albo może tego, że jakieś słowo będzie zdradliwe. Nie bój się, nigdy nie zabijałem za szczerość. Ta wymaga odwagi, nie tchórzostwa jak pochlebstwa - Szelma uśmiechnął się lekko, jakby do wspomnień.
- W tej chwili obawiam się jedynie tego, że źle zrozumiesz moje słowa. Ale jeśli mam być szczera to będę. Odwagi mi nie brakuje. Jest tylko niepewność.
Czarnowłosy skinął głową, jakby potwierdzając jej słowa. A potem poklepał ją po ramieniu.
- Dobrze, że potrafisz przyznać się do słabości. Wielu głupców tego nie potrafi.- poprawił się wygodnie.
- Jeśli będziesz chciała coś osiągnąć, to musisz szybko określić co. Niedługo dowódcy miasta znudzi się tolerowanie naszej obecności. To niewątpliwie będzie rozrywka, a zwłaszcza dla możnych takie polowanie. - podał kobiecie dzban.
- Będę to miała na uwadze. - Kobieta pociągnęła łyk z dzbana i pokiwała głową. - Tak, to dla nich będzie rozrywka. I to nie byle jaka.
Mówiąc to przejechała palcem po bliźnie na policzku, po czym przeciągnęła się mocno i odgarnęła włosy z czoła.
- Czyżbyś miała jakieś doświadczenie w tej kwestii?- mężczyzna obserwował ją uważnie- A może tylko mi się wydaje...- dotknął palcem uszkodzonego policzka Lindary.
- W pewnym sensie - mrużąc lekko oczy. - Tyle, że była to raczej forma zemsty na mnie i moim rodzeństwie niż na całej bandzie. Jednak przyjemność jest ta sama. Niemal.
- Chyba nawet lepsza. A zresztą....coś w tym jest, upojenie własną siłą, kiedy obszarpany śmieć ucieka spod kopyt twojego konia... albo z pazurów jaszczura.- Szelma wstał i wyciągnął dłoń do kobiety- Chodź przejdziemy się. Muszę sprawdzić warty, a tutaj wszyscy dobrze się bawią- Lindarze gdzieś w oddali mignął Zimowysmutek z dwoma dzbanami w rękach.
Przyjęła dłoń i wstała.
- Dla niektórych zabawa się dopiero zaczyna – odparła, uśmiechając się na widok Cienia.
- A i owszem- skomentował Szelma, gdy szli do wyjścia z jaskini. Za chwilę blask ogniska przygasł, gdy znaleźli się w ciemnym korytarzu.
- A teraz jak w jakiejś sztuce...powinnaś okazać się zdolną zabójczynią- do uszu Lindary dotarł chichot mężczyzny - Nieprawdaż?- musiał pochylić głowę, bo jego usta niemal musnęły ucho kobiety.
Lindara roześmiała się, ale nie odwróciła się. Po plecach przebiegł jej delikatny dreszcz.
- Zbyt wiele ich widziałeś, Szelmo. Nie jestem zabójczynią. Dlaczego obawiasz się czegokolwiek z mojej strony?
- Nie obawiam... a raczej wspominam. Za dużo wina. - odpowiedział i objął ją ramieniem - A co do zabójczyń...jeśli byłyby piękne i młode, to nie żal ginąc z ich delikatnych dłoni...- śmiech mężczyzny wypełnił korytarz.
Słuchała jego śmiechu z delikatnym uśmieszkiem pod nosem.
- Żal, jeśli pomyślisz jak delikatne mogłyby się okazać w innej sytuacji.
- Cokolwiek przez nią rozumiesz- odpowiedział cichym pomrukiem i ruszył korytarzem prowadząc kobietę. Co jakiś czas, delikatny podmuch muskał twarz Lindary , wiejący prawdopodobnie z innych korytarzy. Wreszcie napłynął chłód i wyszli na wąską ,skalną półkę.
Pokryta śniegiem, wąziutka, wyglądała jak skalne gniazdo. W Przy samej ścianie siedział niezadowolony Khaeth i ogryzał jakąś koścć z mięsa. Za chwilę zobaczył Szelmę i poderwał się na równe nogi.
- Wszystko w porządku! Jest cicho, nic się nie dzieje...- wyrzucił jednym tchem, zanim mężczyzna zdążył się zapytać. Zaciekawione spojrzenie młodzika zawisło na Lindarze.
Zadrżała lekko, czując zimny powiew powietrza. Jakże lżej było oddychać tutaj niż w jaskini. Widząc spojrzenie młodzika przekrzywiła lekko głowę i uśmiechnęła się nieznacznie, trochę figlarnie. Rozejrzała się.
- Gdzie jest ten drugi?
- Drugi przy innym wejściu. - odpowiedział Szelma i przez dobrą chwilę wypytywał Khaetha o wszystkie szczegóły. Nawet te, które mogły wydawać się bzdurne -czy wiatr wiał, czy śnieg padał... Chłód był przejmujący i Lindara zaczynała się już trząść z zimna. Nie miała futra w odróżnieniu od mężczyzny.
Ten wreszcie skończył swe przesłuchanie.
- Dobrze, Khaeth. Może być i bądź dalej czujny- na twarzy młodzika pojawił się zadowolony uśmiech. Skinął głową i zaszył się znowu przy ścianie, otulając futrem.
Szelma zawrócił z powrotem do jaskini. Chwycił za dłoń kobietę.
- Zmarzłaś...- westchnął cicho i coś zaszeleściło. Ciężkie i puchate okrycie wylądowało na ramionach Lindary, a mężczyzna objął ją wpół- Przytul się do mnie. Zrobi ci się cieplej...
Objęła mężczyznę czując, że istotnie, cała drży. Ciepło rozchodziło się bardzo szybko. I było jej niezwykle przyjemnie. Przez chwilę szli w milczeniu.
- Opowiedz mi o zabójczyni - poprosiła cicho. Wahała się chwilę - jeśli mogę o to prosić. Intryguje mnie to.
- Ach, zabójczyni...Właściwie nie było takiej w ścisłym tego słowa znaczeniu. Owszem, chciała mnie zabić, ale to nie była wyszkolona, śmiertelnie niebezpieczna żmija. Ot, duma urażonej czarodziejki, ona sama zachciała zabawić się w fiannakhain . Trochę jej nie wyszło- zaśmiał się cicho i chwycił dłoń Lindary. Teraz schodzili w dół.
Za jakiś czas zrobiło się chłodniej i gdy skręcili, pojawiła się jakaś jasna poświata.
To było to samo wejście, przed którym dziś pojawiła się gromada tych dziwnych ludzi. Lindara nie była w stanie dostrzec Jacquesa, zanim ten się nie poruszył, ale Szelma szedł prosto w kierunku kryjówki człowieka, jakby widział łowcę.
Jacques milcząco pokręcił głową i przystawił dłonie do usta, imitując bezgłośnie wyjącego wilka.
Szelma skinął głową, postawił dzban i zawrócił z powrotem do wejścia. Ponownie zanurzyli się w mrok.
A potem nagle przystanął i przysunął się do kobiety.
- No i co teraz, droga pani? Chcesz wrócić po więcej wina?- oczy banity zalśniły w ciemności
Spojrzała mu prosto w oczy, uśmiechając się figlarnie.
- Jeśli to by miało przedłużyć naszą rozmowę to czemu nie? Od dawna nie spotkałam kogoś, kto by mnie tak intrygował - zamilkła na chwilę. - Chyba, że masz zupełnie inny pomysł na zapełnienie czasu, Szelmo. Słucham. Jestem otwarta na wszelkie propozycje.
- Wszelkie propozycje...- zachichotał cicho- Odważna kobieta z ciebie..- mruknął i pochylił się nad nią. Pocałował delikatnie kobietę, a jego dłonie dotknęły jej pleców i zsunęły się nieco niżej.
- A na taką jak ta? - uśmiechnął się jak kot. Pachniał potem i dymem, ale nie był to niemiły zapach.
- Odwagi nigdy mi nie brakło - zaśmiała się. Oparła ręce o jego tors, wspięła sie na palce i odnalazła ustami jego wargi. - Taka odpowiedź powinna ci wystarczyć, nieprawdaż?
- Powinna...- zamruczał i odwzajemnił pocałunek. Muskał delikatnie podniebienie i język Lindary swoim językiem. Ujął jej twarz dłonią i za chwilę przeczesał włosy kobiety palcami.
- Chodźmy stąd. Zimno tutaj- wsunął dłoń pod jej ramię, drugą chwycił za pośladek i podniósł drobna kobietę.
- Leciutka jesteś...jak sarenka. Trzymaj się, chociaż ja i tak cię nie upuszczę. - postąpił krok w przód.
Kroki Szelmy rozbrzmiewały nikły echem w korytarzu. Mrucząc coś pod nosem, przeszedł jeszcze parę kroków i zatrzymał się.
- Nie...tutaj nie...- Lindara usłyszała jego pomruk.
Zawrócił i skręcił w jakąś wąską odnogę. A potem pochylił się nieco i przeszedł parę kroków.
Po zmianie powietrza Druchii mogła domyślać się jakiejś jaskini - tutaj powietrze nie pachniało tak mocno ziemią.
Mężczyzna ostrożnie postawił Lindarę na ziemi. Potem usłyszała, jak Szelma przerzuca jakieś przedmioty, rozległ się trzask i po chwili mrok rozświetliło nikłe jeszcze światło pochodni. Banita umieścił ją ostrożnie w prowizorycznym metalowym imadle, wbitym w ścianę.
Linadara zauważyła coś na kształt łóżka stojącego w rogu. Wyglądało bardziej jak niska sofa, ale zamiast kosztownej tkaniny, okrywały je nieco wilcze futra. Tu i tam stały jakieś skrzynie, a na jednej ścianie zawisło na kołkach coś na kształt półki. Była pusta.
W kamiennej podłodze zalśniły srebrne żyłki jakiegoś minerału. Wyglądało to tak, jakby ktoś utrwalił w nim migocące krople rosy.
Szelma podszedł do wyjścia i szarpnął za skórę, zwiniętą w rulon tuż nad otworem. Opadła cicho na kamień.
- To jest- zatoczył dłonią w powietrzu- tak jakby...nie nazwałbym tego komnatą.... ale powiedzmy, że moja jaskinia- uśmiechnął się figlarnie.
Podszedł do Lindary i położył jej dłonie na ramionach.
- Czy jesteś odważna to zaraz się okaże...nie jestem zbyt piękny- oblizał powoli wargi i musnął jej czoło - Gdybym uraził twoje poczucie smaku, to wrócimy po wino- dłonie mężczyzny przesunęły się po pośladkach kobiety.
- Kształtny tyłeczek...- powiedział z rozmarzeniem w głosie- Od razu wyczułem...- roześmiał się cicho.
- Nie sądzę by wino było potrzebne. - Lindara uśmiechnęła się lekko, przesuwając ręce po biodrach mężczyzny. - Może nie widziałam wiele, ale niewiele jest mnie wstanie zdziwić. Więc powtórzę jeszcze raz – odwagi mi nigdy nie brakowało. Sądzę, że to przez to, że mam trzech braci i jestem najmłodsza.
Zamruczała cicho, gdy poczuła jego dłonie na pośladkach. I poczuła jak krew napływa jej do policzków, gdy usłyszała komplement.
- A czy najniewinniejsza?- zamruczał, muskając jej szyję językiem- Zapewne nie...- dłonie czarnowłosego powędrowały na jej plecy, a potem piersi.Pogłaskał delikatnie biust kobiety i wsunął rękę pod jej ubranie.
- Nie, zdecydowanie nie najniewinniejsza – odparła, muskając nosem jego policzek by za chwilę całować okolice jego uszu. Jego ręce na jej skórze paliły ją niemal żywym ogniem. Sama nie była dłużna i także delikatnie wsunęła dłonie pod jego ubranie.
- Co my tu mamy…? – wyszeptała.
- To bardzo dobrze..- podwinął jej bluzę i ujął w dłonie drobne piersi kobiety- Małe, ale kształtne..- pogładził biust Lindary i ugryzł ją delikatnie w szyję.
A potem nagle westchnął i odsunął jej ręce.
- Poczekaj...Zaraz zobaczysz...- rozpiął kaftan i pozbył się go, a za chwilę zsunął wyszarzałą i przybrudzoną koszulę z ramion.
- No, popatrz...- uśmiech Szelmy stał się bardziej krzywy. Jego tors przecinały nierówne blizny o szerokości dłoni. Miały poszarpane brzegi jakby coś dosłownie wyrwało kawały skóry mężczyźnie. Dziwny sinoszary kolor przetykany delikatnymi czerwonymi pasemkami, przypominającymi drobne żyłki, sprawiał, że nie wyglądały dobrze, a raczej odrażająco. Miały niezbyt równą powierzchnię, jak tworząca je tkanka ściągnęła się nieco zbyt mocno. Jedna blizna, ciągnęła się wąskim szpicem od obojczyka, rozszerzała gwałtownie na piersi i nikła w okolicach umięśnionego brzucha mężczyzny. Druga podobna, z początku pełznąca po ramieniu, skręcała na wysokości żeber, kończąc się prawdopodobnie na plecach. Trzecia, przecinała szerokim pasem brzuch, pozbawiając banity pępka. Było jeszcze kilka mniejszych, w bardziej srebrnym odcieniu i były zdecydowanie mniej widoczne.
- Właśnie to mamy...przynajmniej ja- rozłożył pobliźnione ramiona, rzucając Lindarze spojrzenie pełen ciekawości i jakby...głodu?
Przyglądała się temu ze spokojem i zainteresowaniem. Naprawdę, niewiele mogło ja zaskoczyć. Szczerze mówiąc, nastawiła się na coś gorszego. Rozumiała już, co miał na myśli mówiąc o odwadze, ale nawet ten widok jej nie odstraszał.
Dotknęła ręką jego brzucha i delikatnie przesunęła ją w stronę ramion. Starała się by jej palce tylko muskały jego skórę.
- Co się stało? Kim jesteś? – spytała, zatrzymując dłoń w miejscu, gdzie było jego serce. Druga ręka spoczęła na jego biodrze.
- Nie musisz być aż taka delikatna...jestem przecież gruboskórnym wyrzutkiem - zacisnął palce na jej dłoni. Czuła jak mocno, równym rytmem bije jego serce.
- Wcześniej byłem piękny jak sam Khaine, ale cóż...- roześmiał się i wsunął palce w rzemień jej spodni- Lepiej być bestią, nieprawdaż? - w jego pomruku pojawił się drapieżny ton. Puścił jej dłoń i otoczył palcami szyję Lindary. Zacisnął je delikatnie.
- Jestem sobą...pamiętaj- mrugnął do niej i podrapał ją po karku. Zielone oczy Szelmy zalśniły, gdy rozplątał rzemyk i zaczął zsuwać spodnie Lindary.
Na końcu języka miała: „Nie jesteś bestią”, ale powstrzymała się. Chyba nie miała ochoty na demonstracje tego, że jednak nią jest. W jej oczach pojawił się niepokój, gdy zacisnął palce na jej szyi. Ręka odruchowo powędrowała do jego przegubu.
Gdy spodnie opadły przestąpiła krok do tyłu i odrzuciła je stopą. Spojrzała mu prosto w oczy z lekko przekornym uśmiechem i zaplotła ręce na piersi.
- Więc nie będę aż tak delikatna, jeśli ci się to nie podoba – stwierdziła spokojnie.
- Tym lepiej - położył dłoń na jej pośladkach, drugą wsunął pod ramię i podniósł kobietę. Położył ją delikatnie na futrach i zdjął resztę ubrania. Nagi ułożył się obok niej i przesunął zębami po jej dłoni. A potem jego język popełz po jej ramieniu i dekolcie.
Musnął nim jeden z sutków.
- Tak jest lepiej...- zamruczał, ogrzewając go swym oddechem. Jego dłonie przesuwały się powoli po ciele Lindary.
Jęknęła cicho w odpowiedzi na pieszczotę i ugryzła go w ramię. Poprowadziła jego rękę w stronę ud, delikatnym ruchem bioder domagając się pieszczoty właśnie tam. Palce drugiej dłoni spoczęły na jego policzku, a potem zbliżyła usta do jego ust. Przygryzła jego dolną wargę po czym musnęła je delikatnie językiem. Wciąż całując, zaczęła posuwać się w dół, zatrzymując się na jego szyi.
Polizał drugą pierś. Położył dłoń na aksamitnej skórze lewego uda i przebierając placami zataczał nimi małe kółka. Odwzajemnił pocałunek, wsuwając drugą dłoń między pośladki kobiety. Przez chwilę masował delikatnie jej odbyt.
- Czego pragniesz...moja pani? - wyszeptał ochryple.
Na chwilę przerwała całowanie jego torsu. Spojrzała na niego jednym okiem, gdyż drugie zasłoniły włosy. Uśmiechnęła się delikatnie.
- Ciebie – stwierdziła. – I rozkoszy jaką możesz mi dać. Ale najpierw zabierz rękę z tego miejsca. Nie odpowiada mi ona tam.
Zmysłowo powolnym ruchem pogładziła go po udzie. W pewnym momencie jej ręka ześlizgnęła się na jego pośladek i pogładziła go.
- Twój też jest niczego sobie – mruknęła wesoło.
- Skoro tak sobie życzysz- dłoń mężczyzny powędrowała na jej pośladek i ścisnęła go.
Odwrócił głowę, gdy jej usta zbliżyły się do czarnych włosów, tak by trafiły na policzek.
- Nie szukaj...nie jestem całkiem kompletny...- polizał jej policzek. Za chwilę przymknął oczy, napawając się jej dotykiem.
- Nie narzekam...nie narzekam - mruknął i przyciągnął ją bliżej siebie.
Przesunął dłońmi po udach Lindary i musnął delikatnie palcami jej krocze.
- Jeśli aż tych dwóch rzeczy...to bądź moim przewodnikiem i prowadź - otworzył oczy i jego spojrzenie zjechało na jej piersi.
- To co jest w tej chwili kluczowe jest na miejscu – zauważyła, całując go. Objęła go udem i przycisnęła do siebie. Poprowadziła dłoń na piersi i pokazała jak powinien to zrobić.
- To nawet proste – zaśmiała się cicho. – Nie jestem zbyt skomplikowana w tej kwestii. A ciebie, jak widzę, bardzo one interesują...
- Mało skomplikowana? A może jeszcze tego nie wiesz?- westchnął.
Wzwiedziony członek delikatnie nacisnął na łono kobiety. Podążał z jej wskazówkami, masując, głaszcząc i całując biust Druchii.
- Każdego prawdziwego mężczyznę interesują- wyszeptał do jej ucha i wsunął język w jej usta.
- Może tak mi się tylko wydaje... - stwierdziła, zaciskając dłonie na jego barkach. Pieszczoty sprawiły, że jej oddech przyspieszył, krew szumiała w uszach, a serce waliło jak młotem. Jęknęła, gdy poczuła jego męskość, przycisnęła biodra do jego bioder.
Szept sprawił, że oddała pocałunek namiętniej niż dotąd, ręce błądziły wzdłuż pleców, jakby nie wiedziały gdzie się zatrzymać. Wnętrze uda ocierało się o jego udo. Wtuliła się w niego, po raz pierwszy czując na ciele dotyk okaleczonego torsu. Paradoksalnie - sprawiło jej to przyjemność, choć sama nie wiedziała dlaczego. W tym momencie każdy dotyk sprawiał, że przez jej ciało przechodziły coraz to nowe dreszcze podniecenia.Objął ją mocniej ramieniem, a drugą dłoń wsunął między uda kobiety. Przesuwał palcami po łechtaczce i wilgotnych wargach kobiety, pieszcząc je delikatnie.
Przewróciła go na plecy, po czym usiadła na nim okrakiem.Poddał się jej dotykowi i położył się na futrze. Oblizał palce i spojrzał na nią płonącymi oczami.
- Teraz moja kolej - stwierdziła, pochylając się. Na początku całowała szyję, następnie język pieścił zagłębienie nad obojczykiem, po czym powędrował wzdłuż jednej z blizn na umięśniony brzuch.
- Skoro tak...- powiedział ochryple i położył dłonie na jej biuście.
Gdy język Lindary wędrował coraz niżej, z gardła banity wydobył sie pomruk. Chwycił jej dłonie i przesunął na swoje uda.
- Dotykaj mnie tutaj... Jestem mało skomplikowany...- jęknął cicho.
Z lekkim uśmiechem przesunęła dłonią po wewnętrznej stronie uda, obserwując jego reakcję. Po chwili zbliżyła tam usta, jej język kreślił zawiłe wzory na udzie, stopniowo posuwała się w górę. Z rozmysłem i premedytacją ominęła jego męskość i przeniosła pieszczotę na drugie udo. Palce drugiej ręki gładziły w tym czasie jego boki.
Westchnął cicho. Przesunął jedną dłoń kobiety, tak by muskała jądra.
- Tylko bądź delikatna...- puścił ręce Lindary i pogładził jej piersi.
- Teraz mam być delikatna - zaśmiała się cicho i położyła obok. Palce czule, ledwie muskając skórę, pieściły męskość. Jednocześnie jej usta błądziły po ramieniu. - Tak dobrze? - spytała po chwili, unosząc głowę. Na bladych policzkach pojawiły się, wywołane podnieceniem, rumieńce. Oblizała wargi i uśmiechnęła się.
- Teraz tak...- zacisnął palce na jej sutku.
- Otocz je dłońmi...i pogłaszcz - poruszył biodrami- Zrób tak...- zacisnął dłonie na jej udach.
Podniósł się nieco i ułożył na boku ,za jej plecami. Chwycił udo kobiety i rozsunął jej nogi. Zanurzył dłoń między jej udami, rozchylając palcami płatki skóry i wszedł w nią. Chwycił zębami jej kark i pogłaskał drugą dłonią pierś Lindary. Słyszała jego zdyszany oddech, gdy poruszył biodrami.
Wciągnęła głęboko powietrze, gdy poczuła go w sobie. Po chwili wypuściła je z cichym jękiem. Odwróciła lekko głowę, a gdy natrafiła na jego policzek pocałowała go czule. Przytuliła plecy do jego torsu i ręką sięgnęła do tyłu. Wplotła palce w jego włosy. Jej oddech składał się teraz z cichych jęków i delikatnych westchnień.
Zacisnął dłoń na jej piersi i poruszył gwałtownie biodrami. Ugryzł kobietę w ucho, drapiąc jej brzuch, a potem przesunął mocno palcami po jej kroczu.
Krzyknęła, nie wiadomo czy z bólu czy z rozkoszy. Palce wyplątały się z włosów i przeniosły się na pośladek, po czym mocno go ścisnęły. Drugą dłonią podrapała przedramię ręki na brzuchu. Wtuliła pośladki w jego biodra i narzuciła mu trochę szybsze tempo.
Przyśpieszył jeszcze trochę, przyciskając jej pośladki do swojego podbrzusza. Przesuwał językiem po jej plecach, karku i szyi.
Jej jęki stawały się coraz to głośniejsze. Mocniej wbiła palce w pośladek, poddawała się pieszczotom. Czuła go każdym kawałkiem swojego ciała, każdym zmysłem. Czuła, że długo tego nie wytrzyma i osiągnie szczyt rozkoszy, jaką mężczyzna może dać kobiecie.
Z jego gardła wydobył się warkot, gdy przejechał zębami po jej ramieniu. Przywarł do jej ciała, wchodząc w nią najgłębiej jak mógł.
Gdy poczuła go w sobie tak głęboko, krzyknęła głośno, wyginając plecy w łuk. Ręce zacisnęły się na jego dłoniach. Po chwili opadła, drżąc z rozkoszy. Poddała się jego ruchom. Oczy miała zamknięte, a oddech był nierówny i szybki.
Poruszał się jeszcze przez moment, a potem jego ciało przeszył dreszcz i Lindara poczuła, jak mężczyzna napręża wszystkie mięśnie w orgazmicznym spaźmie. A potem rozluźnił się nagle i opadł na posłanie. Przytulił się do kobiety, oddychając ciężko.
Odwróciła się do niego powoli. Objęła go nogą w pasie i przytuliła policzek do piersi. Drżące ręce gładziły jego bok i pośladki. Próbowała uspokoić oddech i szaleńczo bijące serce. Po chwili uniosła głowę i pocałowała go czule.
Zwiotczały członek wysunął się ze śliskim odgłosem z jej wnętrza. Mężczyzna pogłaskał plecy Lindary, odwzajemnił pocałunek, a potem uwolnił się z jej objęć, przesuwając w dół. Położył dłonie na udach kobiety i nacisnął.
- Zrób to ... proszę...- wykrztusił ochrypłym głosem- Uwielbiam...ten smak...- przesunął językiem po jej łonie, przymykając na chwilę oczy- Ten zapach...
Uniosła się na łokciach. Jej mina świadczyła o tym, że nigdy nie spotkała się z czymś takim. Niepewna rozsunęła nogi ułatwiając mu dostęp.
Wodził językiem po jej udach całując je co chwilę. A potem, zataczając małe kręgi, delikatnie podszczypując skórę zębami, dotarł głębiej. Lizał powolnymi ruchami zaróżowione fałdy skóry, ciepłe i wilgotne. Muskał ostrożnie wrażliwą łechtaczkę.
Nagle podniósł głowę i uśmiechnął się do Lindary.
- Jesteście takie cudowne...- wyszeptał i wrócił do przerwanego zajęcia, głaszcząc jednocześnie uda Druchii.
Odchyliła głowę do tyłu i westchnęła cicho. Ręką gładziła jego głowę, wplątując palce we włosy.
- My? – jęknęła zachrypniętym głosem.
Nie odpowiedział, przesuwając językiem nieco szybciej. A potem wsunął w nią dwa palce i lekko zgiął, wodząc po ścianie pochwy.
Opadła na futra z jękiem. Uniosła biodra. Pod dotykiem języka wiła się jak wąż.
- Na Khaine… torturujesz mnie tym…
Zwolnił, ledwie muskając językiem nabrzmiała łechtaczkę. Poruszył palcami, zaczynając masować wnętrze kobiety.
Poruszała delikatnie biodrami, wzdychając głośno. Jedna dłoń zacisnęła się na futrze, a druga na jego włosach. Po ostatnim orgazmie niewiele jej trzeba jej było by osiągnąć kolejny. Ciałem wstrząsnął gwałtowny spazm, a z ust wydarł się stłumiony okrzyk.
Zlizał całą wilgoć, a potem sięgnął dłonią w dół i przez chwilę wodził nosem po pulsującym sromie. Podniósł się raptownie i przełożył dłoń pod jej biodra, powoli wsuwając się w jej wilgotne wnętrze.
Objęła go nogami w pasie i przycisnęła do siebie. Pocałowała go, czując swój cierpki smak. Jej ręce gładziły jego barki i plecy. Ugryzła go w szyję, by za chwilę polizać to samo miejsce.
Poruszał sie powoli, ściskając dłońmi pośladki kobiety. Przycisnął ją do siebie, gdy go ugryzła.
Zamknęła oczy i przytuliła się do niego mocniej. Oddawała mu się cała, bez zastrzeżeń. Całowała twarz, rękoma wodziła po plecach.
- Jesteś cudowny – wymruczała, przesuwając językiem po jego ustach.
Polizał jej policzek i ucho.
- Ooo...prawdziwe słowa- wyszeptał, zamykając oczy.
Wszedł nieco głębiej, by później prawie zupełnie się wycofać. Powtórzył ten ruch kilka razy.
W pewnym momencie złapała go za biodra i przycisnęła do siebie.
- Nie zadręczaj mnie – szepnęła, masując pośladki. – Wejdź tak głęboko jak możesz.
Uśmiechnął się i przerwał na chwile, by położyć stopy kobiety na swoich ramionach. A potem spełnił jej życzenie.
Krzyknęła, zaskoczona tym co zrobił. Jej oczy otworzyły się szeroko, a przez chwilę nie mogła złapać oddechu. Później z jej gardła wydobyły się jęki rozkoszy. Po kilku minutach po raz trzeci tej nocy osiągnęła spełnienie. Tym razem z jego imieniem na ustach.
Odetchnął głębiej, otworzył gwałtownie oczy i wysunął się z niej. Poruszył dłonią, i na udach i brzuchu Lindary zalśniły w świetle białawe strużki.Położył się na boku, oddychając głęboko, cały mokry od potu. Przytulił kobietę i oparł głowę o jej piersi. Oddychała głęboko, oszołomiona. Głaskała jego ramiona i masowała kark.
- Od dawna czegoś takiego nie przeżyłam – wyznała cicho.
- Miło mi to słyszeć- zamruczał, nie otwierając oczu. Gładził dłonią jej plecy i pośladki.
Zamknęła oczy, rozkoszując się jego ciepłem. Dotknęła dłoni mężczyzny i uścisnęła ją. Westchnęła głęboko.
- Odpocznijmy trochę - mruknął i pocałował ją.
- A jednak jeszcze coś pamiętam...- powiedział, jakby do siebie.
Pogładziła jego policzek. Oparła głowę o jego ramię.
- Co masz na myśli? – Spytała nie otwierając oczu.
- No cóż...Jakby to ująć, to nie byłem takim złym uczniem- musnął palcem jej policzek.
- Uczniem?
- No cóż...- roześmiał się cicho- Od biedy można by to tak nazwać... przynajmniej kilku kurtyzanom mogłoby się spodobać to słowo.
- Rozumiem - zawahała się przez chwilę. - Jeśli mogę zapytać... Byłeś kimś znacznym? Takie odnoszę niekiedy wrażenie.
- Ech, znacznym...- westchnął cicho- Znacznym jest się głównie w swoim mniemaniu. Ale ty, Lindaro? Kim byłaś?- wyszeptał wprost do jej ucha.
- Mieszkałam w Naggarond, to wiesz. Wychowałam się z braćmi, to też wiesz. Mój ród niegdyś należał do elity... w naszym mniemaniu.
- Ach, owszem- uśmiechnął się jak zadowolony kot- Widzę, że młodziki z Naggarond straciły swe umiejętności... - mruknął tak cicho, że Lindara nie była pewna czy w ogóle słyszy te słowa.
- Powiedzmy, że należałem do elity...w swoim mniemaniu...- powiedział głośniej i zawinął kosmyk jej włosów na palec- Ale wkrótce przestałem - dodał z nutką niezadowolenia w głosie.
- To i tak nie ma najmniejszego znaczenia - westchnęła, obejmując go ręką w pasie. - W każdym razie nie tu i nie teraz.
Pogładził piersi Lindar, przymykając oczy.
- Jaki dotyk jest cudowny... to jest ta dobra rzecz mojego...wygnania.
- Kobiety? - spytała, unosząc brwi.
- Nie...nie kobiety. A sam dotyk jest cudowny, przez pewien czas nawet nie byłem sobie w stanie przypomnieć ułamka tego wrażenia- przeczesał palcami jej włosy.
- Piękny kolor -dodał- Jak uwięziony blask ognia albo płynna miedź - ułożył się wygodniej.
Na powrót położyła głowę na jego ramieniu i zamknęła oczy. Rękę położyła na torsie, palcem wodząc wzdłuż jego blizn. Uśmiechnęła się lekko.
- Tak… piękny.
- No i owszem. Chociaż mogłabyś mieć dłuższe włosy. Jasnoskóra i miedzianowłosa. - powiedział.
- Ciekawe jak się bawi twój przyjaciel- dodał za chwilę, chichocąc cicho - Zapewne spotka go niespodzianka.
- Miałam dłuższe. Bardzo długie. Ale musiałam je ściąć, gdy opuszczaliśmy Naggarond – zamilkła na chwilę. – Azghair? Wydaje mi się, że wiesz co to za niespodzianka.
- Może będą mogły odrosnąć. A co do niespodzianki, to owszem znam ją- śmiech Szelmy zabrzmiał głośniej.
Uniosła się na łokciu z zaciekawieniem w oczach.
- Korsarz się nie przyzna. Powiesz mi?
- Hmmm..powiem- uniósł w uśmiechu wargi- Pewnie bardziej lubi kobiety niż mężczyzn, prawda?
- Zapewne. Znam go ledwie od kilku dni.
- Aha. No to cóż...jego obecny kompan nie gardzi ani jednym ani drugim. - w oczach Szelmy pojawiły się wesołe błyski - A każdy mouraeth jest pępkiem świata w swym honorze i opinii. To może być ciekawe...
Lindara parsknęła śmiechem. Wróciła do poprzedniej pozycji wciąż się śmiejąc.
- Bardzo ciekawe.
- I tak się dowiem- mrugnął do niej- Yenluhar ode mnie trzyma się z daleka. Obiecałem połamać mu palce i odciąć dłonie, jeśli przesadzi.
Skinęła głową.
- Cóż, ciekawa jestem jak będzie zachowywał się jutro – zamknęła oczy, wciąż się uśmiechając. - Chyba będzie miał nietęgą minę.
- A może wręcz odwrotnie? Zobaczymy, a teraz pozwólmy sobie na mała drzemkę - podniósł się i przyciągnął jedno futro, okrywając siebie i kobietę.
- Przyda się - mruknęła.
- A owszem - zamruczał i wtulił nos w jej szyję.

Linadarę obudził jakiś ruch. Ocknęła się, przytulona do pleców mężczyzny. Za chwilę do jej uszu wpadł jakiś syk. Spojrzała w jego kierunku- szczątki pochodni tliły sią na kamiennej podłodze, migocąc delikatnie pomarańczową poświatą.
Szelma westchnął przez sen i przewrócił się na bok, kładąc dłoń na ciele Lindary. Dogasająca pochodnia rozżarzyła się nagle, oświetlając jego spokojną twarz i nagle kobiecie wydało się, że skądś go zna. Może nie osobiście, ale jakby widziała już tą twarz. Tylko gdzie? Przez chwilę myślała intensywnie, a potem doszła do wniosku, że musiało to być jeszcze przed wygnaniem.
Tylko gdzie dokładniej? Czuła się doskonale, a jej umysł funkcjonował jasno. Przypomniała sobie jego słowa o Naggarond, coś o czuciu i gwałtownym upadku, a także jego sposób mówienia i starała się to połączyć w całość.
Musiał być szlachetnej krwi i dostąpić zaszczytu dosiadania jaszczura- pamiętała, że kandydaci na Feinukynead musieli pozbawić się zapachu, by nie drażnić wierzchowców. Polegało to na kąpieli w dość toksycznej substancji przez którą kandydat tracił większość czucia, oprócz dłoni, stóp i krocza. Oraz prawie nie miał węchu i smaku. Bywało to niebezpieczne- ile razy nieostrożny młodzieniec zginął na polu bitwy, nie zauważając pozornie drobnych i mało niebezpiecznych ran albo rozszarpał go własny wierzchowiec, gdy sprytny konkurent spryskał ubranie rywala jakąś mieszanką, drażniącą zwierzę. Lindara słyszała o kilku takich przypadkach.
Był potężny, tak? Tak przynajmniej się jej wydawało. To musiał należeć do któregoś z głównych dziesięciu rodów. A upadki dzieci z takich domów nigdy nie przechodziły bez echa... Myślała, myślała intensywnie, ale w czasach jej pobytu było co najmniej kilka takich przypadków, jeśli nie kilkanaście. Pamiętała upadek dwóch dziedziców jednego z rodów, wygrane poprzez intrygi wygnanie jednego z braci-bliźniaków – drugi miał dosyć pozostawania w cieniu brata, kolejną ucieczkę następnego mężczyzny, śmierć jakieś tam szlachcianki i inne...
Zwykle powodem niepowodzenia było zazdrosne rodzeństwo lub wietrzący zagrożenie rodzic albo konkurent z równie silnego domu. Lindara przymknęła oczy, zastanawiając się dalej...

Azghair

-Chodź z nami- powtórzyła Darathiel i pociągnęła Azghaira ze sobą. Yenluhar idący przed nimi, już znikł w wejściu do jaskini.
Grupka minęła parę korytarzy, w końcu rudy skręcił w bok i znaleźli się w małej jaskini, wypełnionej futrami.
Darathiel pociągnęła korsarza za sobą i usiadła na futrzanym kłębie.
- Chodźcie do mnie...- zamruczała i pocałowała namiętnie Azghaira. Yenluhar zaśmiał się cicho i ukląkł przed nią.
- Może niech nasz nowicjusz się wykaże...- rudy podniósł delikatnie stopę kobiety i musnął językiem.
Darathiel oderwała usta od twarzy Azghaira.
- Masz rację...- jęknęła- Daj mi docenić twoje umiejętności- przesunęła dłońmi po torsie korsarza.
Pocałunek, w połączeniu z wypitym wcześniej winem, wygnał z jego umysłu jakiekolwiek składne myśli. Czuł, jak krew szumi mu w uszach. Zaczął błądzić ustami po szyi Darathiel, po chwili przesunął się niżej i poświęcił całą swoją uwagę jej piersiom. Przez krótką chwilę ważył je w dłoniach, po czym zaczął pieścić je ustami i palcami. Przestał zwracać uwagę na cokolwiek innego, wykonywana czynność pochłonęła go całkowicie.
-Oooo....-zamruczała srebrnowłosa- Dobrze, dobrze...ale nie musisz być aż taki delikatny...- Azghair czuł pod palcami jak jej sutki twardnieją. Ugryzła go w ucho.
"No tak. Nie ma przyjemności bez bólu" - przemknęło mu przez głowę... Przygryzł lekko trzymany w ustach sutek lewej piersi, jednocześnie mocno uderzając otwartą dłonią w pośladek elfki. Drugą dłonią zaczął masować i podszczypywać drugą pierś.
-Nieokrzesany młodzik...- westchnęła kobieta i chwyciła jego jedną dłoń. Przesunęła ją na brzuch, a potem na lewe udo.
Zrozumiał aluzję. Przejechał językiem po jej brzuchu i zsunął się między jej nogi, do przyciągającej wzrok srebrnej kępki włosów.
-No proszę...-roześmiała się cicho i położyła dłonie na jego głowie- Postaraj się, pokieruję tobą - jęknęła i przymknęła oczy.
Darathiel chwyciła palce korsarza i dotknęła nimi wewnętrznej strony ud. Zatoczyła nimi małe koła.
- Rób tak...no a potem dalej- oblizała wargi i przesunęła jego dłoń tak by palce muskały wilgotne i aksamitne wargi, niemal pośrodku jej krocza.
Delikatnie przesunął palcami po jej kroczu. Następnie rozchylił jej wargi i wsunął dwa do środka, jednocześnie przysuwając się trochę. Pochylił się, aby użyć również języka...
- Powoli...- musnęła dłonią jego palce- Zataczaj małe kółeczka....uwielbiam to- jęknęła cicho.
-Ja to już wiem- do uszu Azghaira dotarł cichy śmiech Yenluhara.
Prawie nie słyszał Yenluhara, skupiając się na stosowaniu się do instrukcji Darathiel.
-Oooo..jak dobrze...-westchnęła srebrnowłosa, a jej piersi zafalowały - Rób tak..rób...- Azghair czuła na palcach, jak kobieta jest coraz bardziej wilgotna, wręcz mokra. Nagle jęknęła głośno, a jego palce otoczyła ciepła, aksamitna, pulsująca tkanka.
Zaczął wsuwać i wysuwać palce, obracając je przy tym. Jednocześnie pochylił się i językiem zaczął pieścić jej łechtaczkę.
-Nie tak...- jej ciało przeszył dreszcz i trzepnęła go lekko po głowie- Niech twój język będzie delikatniejszy...- zaśmiała się cicho.
Zwolnił, stosując się do poleceń. Wrócił do poprzedniego zajęcia, starając się być trochę bardziej delikatnym... Podczas, gdy prawą dłonią zajmował się jej kroczem, lewą zaczął masować wnętrze jej ud
-Noo....lepiej- zamruczała jak zadowolony kot. Chwyciła go mocno za włosy i pociągnęła.
- Wystarczy...chodź do mnie- usiadła i wbiła paznokcie w jego kark - Bierz mnie, wojowniku...- chwyciła Azghaira za brodę i pocałowała namiętnie.
Przeszedł go dreszcz, kiedy Darathiel wbiła mu paznokcie w kark. Całując Darathiel, rozsznurowywał spodnie, po czym wszedł w nią, jednocześnie ustami wracając do pieszczenia jej piersi i sutków.
Rękami objął ją w pasie i zaczął najpierw powolnymi, a później coraz szybszymi ruchami wsuwać się w jej wargi.
Srebrnowłosa oplotła go nogami, zaciskając zęby przez chwilę.
- Wspaniale...- wydyszała, zaciskając palce na karku mężczyzny - Do dzieła...- uśmiechnęła się i ugryzła Azghaira w ucho.
Odpowiedział uszczypnięciem w pośladek, po czym zaczął poruszać biodrami coraz szybciej, wchodząc głębiej z każdym pchnięciem.
-Aaach....lubię długo i mocno...nie spiesz się zanadto- przesunęła dłońmi po jego piersi, a potem zacisnęła je na pośladkach mężczyzny.
Zwolnił, zamiast tego wkładając energię w siłę pchnięć.
-Faktycznie, szkoda, żeby wszystko skończyło się zbyt szybko- mruknął.
Głęboki, wibrujący pomruk wydobył się z gardła Darathiel. Jej policzki zalał rumieniec, była taka gorąca i mokra, gdy przyciągnęła korsarza do siebie.
-Umiesz nawet mówić- chrypliwy szept Yenluhara wypełnił uszy Azghaira- No proszę...
Azghair powoli dawał się ponieść emocjom i coraz bardziej przyspieszał. Oderwał się na chwilę od piersi elfki, położył jej dłoń na karku i przyciągnął jej usta do swoich. Pocałowała go, gryząc w wargę i drapiąc po piersi.
-No, dalej...- zamruczała gardłowo i poruszyła biodrami.
Wplótł palce pomiędzy jej włosy, ustami błądząc po jej szyi i dekolcie. Poruszał lędźwiami coraz szybciej i mocniej, z każdym ruchem wchodząc coraz głębiej.
-Dalej...dalej...Dalej ! - poruszyła gwałtowniej biodrami, zaciskając dłonie na jego plecach i przywierając do niego. Zęby kobiety przeorały pierś korsarza, zacisnęła mocno mięśnie
Położył dłonie na jej pośladkach, poruszając biodrami coraz szybciej i szybciej. W końcu nie był w stanie dłużej wytrzymać i z jękiem wypełnił elfkę swoim nasieniem.
Krzyknęła cicho, poruszając biodrami, ale gdy głowa korsarza opadła na jej piersi, westchnęła głośno.
- Jeszcze!- jęknęła głośno i wyprężyła się cała- Rób tak dalej!
Zanim zdyszany Azghair zdążył jej odpowiedzieć, ktoś położył dłonie na jego pośladkach.
"Na Khaine, wykończy mnie"-pomyślał. Nie zdążył jednak nic odpowiedzieć, kiedy poczuł czyjeś dłonie na skórze. Odwrócił głowę, z jedną ręką gotową do ciosu.
- Ach, jaki czujny...- Yenluhar roześmiał się głośno, wbijając płonące spojrzenie w Azghaira - Odsuń się...skoro nie masz już sił - dodał gardłowo.
Darathiel przekręciła się na bok.
-Chodź, Yenlu....- wykrztusiła z trudem, oddychając głęboko - I ty też, młody... -wyciągnęła dłonie do korsarza.
Półnagi rudowłosy ułożył się za jej plecami, rozsznurowując do końca spodnie. Chwycił udo kobiety.
-Nigdy ci nie odmówię...- wyszeptał, całując szyję kobiety- Przecież wiesz....- jego dłoń przesunęła się po jej piersiach. Srebrnowłosa jęknęła cicho, przesuwając ręką pod jego udzie.
-Wiem....Yenlu- oblizała usta, pocałowała rudego i spojrzała na Azghaira- A ty...czemu czekasz...?
-Musiałbym być głupcem, aby czekać - odpowiedział z uśmiechem, przysuwając się do niej i kładąc dłoń na jej pośladku.
Datahiel podniosła udo. Przymknęła oczy z lubością wypisaną na twarzy, gdy Yenluhar wszedł w nią gwałtownie.
Jęknęła głośno i chwyciła dłoń Azghaira, przyciskając ją do krocza.
- Pieść mnie, całuj....rób tak...Bierz mnie Yenlu, bierz...- rudowłosemu nie trzeba było długo powtarzać.
Zaczął masować jej krocze tak, jak robił to przedtem, drugą ręką i ustami pieszcząc jej piersi. Poczuł, że odzyskuje siły...
Darathiel westchnęła , a potem z jej ust wydobyło się jęknięcie. Wiła się między dwoma mężczyznami, przesuwając dłońmi raz po raz, po jednym i drugim ciele.
Dotyk kobiety oraz ruchy jej ciała sprawiły, że korsarza znowu wypełniła energia. Zaczął intensywniej masować i pieścić językiem piersi elfki, od czasu do czasu przygryzając trzymany w ustach sutek.
Naparła pośladkami na podbrzusze rudowłosego i gdy Azghair zacisnął zęby, krzyknęła przeciągle,
- Oooooch....tak...tak! Mocniej...proszę...- błagała, zaciskając palce jednej ręki na pośladku Yenluhara, a drugiej na karku korsarza.
Kontynuował wykonywaną czynność, a wolną ręką zaczął mocniej ściskać jej pierś. Przyspieszył też ruchy wykonywane dłonią położoną na jej kroczu.
Wyprężyła się nagle i zastygła z grymasem na twarzy, zaciskając szczęki. Palce Azghaira zrobiły się mokre, gdy po chwili opadła bez sił na futra, cała ociekająca potem i drżąca. Yenluhar jęknął cicho i przytulił się do wyczerpanej kobiety.
Azghair przesunął się lekko i pocałował elfkę, ręką gładząc jej piersi.
-Masz ochotę na jeszcze jeden raz?-mruknął.
Nie odpowiedziała przez chwilę, oddychając łapczywie. A potem mrugnęła do niego.
- Zrobimy to inaczej. Zobaczymy czy potrafisz docenić sprawny język- uśmiechnęła się uroczo i podniosła. Yenluhar zaśmiał się cicho.
- Zapewne nasz przyjaciel doceni taki trud.
- Siadaj- klepnęła futra- Zamknij oczy i odpręż się. Albo nie, sama ci je zawiążę, masz się skoncentrować na doznaniach.- w jej uśmiechu pojawiło się coś bezwstydnego.
Usiadł w miejscu, gdzie nakazała mu elfka i z pewnymi wątpliwościami pozwolił sobie zawiązać oczy. Czekał, aż coś się wydarzy, w równych proporcjach czując podniecenie i strach. Bądź co bądź był bezbronny, a jak na razie ciężko mu było zaufać banitom.
Za chwilę usłyszał chichot Yenluhara.
- Oj, Darathiel...- za chwilę miękkie ciepłe wargi kobiet odnalazły usta korsarza.
- Baw się dobrze, słodki - poczuł muśnięcie jej języka, a potem włosy kobiety dotknęły jego brzucha.
Dłonie pogładziły jego brzuch, a potem uda. Coś cudownie miękkiego i wilgotnego otoczyło jego członek. Przez następne kilka minut korsarzowi było tak dobrze, jak jeszcze chyba nigdy w życiu.
Oddał pocałunek, po czym spróbował się odprężyć. Czuł dotyk elfki na swoim ciele, aż w końcu poczuł, jak zalewa go rozkosz. Jęknął, po czym rozluźnił się i oddał przeżywaniu przyjemności...
Zręczne dłonie masowały delikatnie jego krocze i jądra. Zęby ostrożnie przesunęły się pod wzwiedzionym penisie, a potem tempo pieszczot wzrosło.
Nie przypominał sobie podobnych doznań. Ale cóż, ciężko byłoby zrobić coś takiego z elfką gwałconą na wybrzeżu Ulthuanu, nie obawiając się o utratę męskości... Jęknął znowu, kiedy Darathiel przyspieszyła...
Za chwilę korsarza zalała istna fala czy raczej ocean przyjemności. To było takie wspaniałe...
Zaczął poruszać biodrami w rytm ruchów elfki. Rozkosz szybko sprawiła, że Azghair nie był w stanie wytrzymać dłużej. Wytrysnął gorącym strumieniem w usta kobiety...
Za chwilę ciepła błogość wypełniła korsarza. Usłyszał cichutki śmiech Darathiel i poczuł jej usta na policzku.
Sięgnął do opaski i zdjął ją z oczu. Odetchnął głęboko.
-Cóż, Pani, twe umiejętności są nie do opisania - powiedział, celowo wkładając w głos trochę sztucznej służalczości, której przeczył jednak uśmiech na jego twarzy.
Uśmiechnięta Darathiel usiadła na jego udzie, a Yenluhar oblizując usta, podniósł się z klęczek.
- No i jak...podobało ci się?- zapytała, śmiejąc się srebrnowłosa- Chyba niekoniecznie moje...- zachichotała.
Wzdrygnął się, nie bardzo wiedząc, co robić. Uśmiechnął się znowu, choć jego oczy pozostały zimne.
- Cóż, widzę, że nie można wam ufać... - powiedział żartobliwym tonem, dusząc w sobie obrzydzenie.
- Nam... a czemuż to? - Yenluhar usiadł wygodnie z drugiej strony i poklepał korsarza po plecach- Nie skrzywdziliśmy cię, a wręcz przeciwnie...- przejechał zębami po wargach, szczerząc zęby w uśmiechu.
-Niby nie... Ale nie liczcie na to, że dam sobie jeszcze raz zawiązać oczy w waszej obecności... - powiedział, powoli się uspokajając. Miał nadzieję, że chcieli po prostu sprawdzić jego reakcję...
Darathiel rozśmiała się głośno.
- Och, musisz nam wybaczyć. Prawda, Yenlu?
- Prawda- dłoń rudego znalazła się na plecach korsarza- Nie mogłem się powstrzymać...Jesteś całkiem apetyczny...- mruknął gardłowo.
Ostatnie słowa mężczyzny zaniepokoiły go, może dlatego, że spędzał dużo czasu z dala od społeczności Druchii i w porównaniu z większością elfów miał dość... konserwatywne poglądy.
- No to jak? - zamruczała Darathiel przytulając się do korsarza.
- Bawmy się dalej...- Yenluhar przejechał językiem po jego plecach.
Drgnął. Tego było trochę za wiele, jak na niego. Z drugiej strony, Darathiel była zbyt ponętna, aby z tego zrezygnować...
- Bawmy się dalej...- język Darathiel znalazł się w jego ustach, gdy dłonie rudego przesunęły się po brzuch korsarza, a jego wargi musnęły ucho Azghaira.
Pocałunek Darathiel rozwiał jego wątpliwości. Jeśli wszystko posunie się za daleko, elf nie zamierzał się wahać, chociaż nie był raczej w stanie ocenić swoich szans w walce wręcz z Yenluharem... Przesunął dłoń na krocze kobiety, przesuwając palcami po jej wargach.
Darathiel jęknęła z zadowoleniem. Położyła dłonie Azghaira na biuście.
Ręce Yenluhara znalazły się na podbrzuszu korsarza, a język rudego muskał jego szyję.
Zbliżył swoje usta do piersi elfki, pieszcząc je jak poprzednio. Ręce mężczyzny na jego brzuchu deprymowały go jednak. Starał się zachować czujność...
Darathiel zamruczała zmysłowo i otarła się o niego. Chwyciła jego dłoń i wsunęła trzy palce Azghaira w swoje ciało.
Dłonie Yenluhara pogładziły uda korsarza, zbliżając się do jego krocza. Zęby rudego delikatnie szczypnęły jego kark, a wargi przesunęły się po skórze.
Zaczął poruszać dłonią, dostarczając elfce przyjemności. Jednocześnie przygotowywał się. Jeśli sprawy będą posuwać się dalej, cios łokciem w brzuch powinien oszołomić Yenluhara na wystarczająco długi czas, aby korsarz mógł zdobyć jakąś przewagę w walce...
Darathiel przytrzymała jego dłoń, by nieco zwolnił.
- Nie śpiesz się- szepnęła i zamknęła oczy.
- O, nie śpiesz...mamy jeszcze całą noc- Azghair poczuł na plecach oddech Yenluhara. Dłonie mężczyzny otoczyły członek korsarza.
- Nie chcę psuć nastroju, ale to już przestaje mi się podobać - powiedział. Cały czas miał nadzieję, że uda mu się uniknąć walki...
- Ale co?- kobieta otworzyła oczy i rzuciła mu zaskoczone spojrzenie - Nie jest ci dobrze?
- Właśnie, powiedz...- Yenluhar polizał ucho korsarza.
Korsarz westchnął.
- Cóż, po prostu... Nie jestem przyzwyczajony do mężczyzny liżącego moje plecy
Azghair usłyszał śmiech Yenluhara.
- Jeśli nie chcesz, bym to robił to powiedz... - rudy poruszył dłońmi dziwnie umiejętnie - To przez te blizny?
- Nie, po prostu seks uprawiałem tylko z kobietami i szczerze mówiąc, miałem nadzieję, że tak pozostanie... Bez urazy - powiedział.
Yenluhar westchnął cicho.
- Ach, tak... Ale może czas spróbować czegoś nowego? Życie jest zmienne,a nie wydajesz się szczególnie niechętny - palce Yenluhara pomasowały delikatnie jądra korsarza i poruszył drugą dłonią kilka razy.
- A ty byłbyś niechętny, mając przed sobą taką piękność? - skinieniem ręki wskazał na Darathiel i uśmiechnął się - Poza tym muszę przyznać, że jakiekolwiek by nie były moje preferencje, to umiejętności posiadasz znaczne...
Na twarzy Darathiel pojawił się uśmiech, gdy usłyszała słowa korsarza.
- Doceniam twój gładki język - zamruczała, całując Azghaira w policzek.
- Miło słyszeć, że doceniasz moją zręczność - palce Yenluhara nacisnęły na krocze korsarza i delikatnie przesunęły skórę.
- Do usług - mruknął i uśmiechnął się. - Ale mimo wszystko chyba nie jestem dość pijany na próbowanie czegoś nowego...
- Zawsze możemy znaleźć więcej wina- zaśmiała się srebrnowłosa.
- Otóż to, otóż to...- zawtórował jej Yenluhar, nie przerywając swojego zajęcia.
Westchnął. Nie miał pojęcia jak z tego wybrnąć.Westchnął jeszcze raz
- Chyba jednak zrezygnuję. To jednak nie dla mnie...
- Na pewno? - Yeluhar westchnął cicho i objął korsarza, kładąc głowę na jego karku - Muszę ochłonąć...przepraszam.
- Nie będziemy cię zmuszać- dodał z uśmiechem Darathiel
- Raczej na pewno... Ale nie mówię "nigdy" - odpowiedział Azghair i również się uśmiechnął.
- Nic na siłę. Przynajmniej ja tak uważam- dodał rudy, zamykając oczy.
- Yenlu, na pewno będziesz pamiętać...prawda?- zachichotała srebrnowłosa.
- Oj, Dari...- zamruczał Yenluhar - Wymyśliłabyś coś lepiej...
Uspokoił się trochę, chociaż wzmianka, że Yenluhar może "się zapomnieć" dalej budziła w nim lekki niepokój. Nie bardzo wiedział, co powiedzieć i robić dalej...
- Wiem co....- oblizała wargi- Kładź się, Yenlu...- rudy położył się posłusznie na futrach. Darathiel wstała i usiadła na jego udach, jedną dłonią chwytając wyprężony członek. Azghair musiał przyznać, że rudy ma się czym pochwalić- co prawda, to raczej powinno interesować srebrnowłosą.
Darathiel usiadła nieco wyżej i wsunęła się na Yeluhara. Odwróciła się do Azghaira.
- Chodź tu....usiądź na udach Yenlu...mu nigdy nie starcza rąk, by pieścić moje plecy i usta- zaśmiała się cicho.
Yenluhar parsknął w proteście.
- Co jeszcze byś chciała...hydrą nie jestem...
Korsarz usiadł za Darathiel, po czym przesunął językiem po jej karku i linii kręgosłupa. Rękami masował jej plecy, od czasu do czasu przesuwając nimi po jej piersiach.
Yenluhar poruszył biodrami, wydobywając z Darathiel głęboki pomruk.
Ona sama przesunęła dłońmi korsarza po swoim biuście.
- No to....bawmy się...- jęknęła.
Tym razem jej spełnienie nadeszło szybko, z niemal bolesną intensywnością przepełniając ciało kobiety.
Odchyliła się do tyłu i oparła się o Azghaira.
- Oooo....to było mocne...- wyszeptała, dysząc. Krople potu poznaczyły jej skórę. Yenluhar westchnął z błogością.
Odpoczywała jeszcze trochę, a potem podniosła się i położyła obok rudego.
- Przytulcie się do mnie- pociągnęła za dłoń Azghaira, przywierając plecami do Yenluhara - Muszę ochłonąć.
Korsarz przysunął się do elfki, po czym przesunął palcami po jej boku, kończąc ruch na udzie.
Darathiel położyła głowę na piersi Azghaira.
- Odpocznijmy. Jestem zmęczona...
- Nareszcie...- zachichotał Yenluhar-Ja chwilowo też.
Westchnął i ułożył się trochę wygodniej.
- Odpocznijmy... - mruknął.
Przez chwilę panowała cisza, którą zakłócił dopiero głos rudowłosego.
- Jesteście tacy piękni, że miałbym kłopot z wyborem- powiedział rozmarzonym tonem -Gdybym musiał zdecydować się na jedno...
- No wiesz, Yenlu... Powinnam się obrazić - Darathiel zachichotała.
- Oj, Dari. - ugryzł ją w policzek, a potem zerknął na korsarza - Patrząc na ciebie, przypominam sobie...- urwał nagle.
- A zresztą....wyglądasz dobrze. Pamiętam jak kiedyś widziałem ludzkie zwierzę z Bretoniii czy innego tam ich kraiku. Miał zabawny strój, ale co było paskudne...pudrował się i używał szminki jak kobieta. - Yenluhar skrzywił się jakby bolały go zęby - Połamałem zwierzęciu brudne łapy, gdy zbliżyło się do mnie...
- Ty i te twoje historie- westchnęła Darathiel, zamykając oczy.
Azghair parsknął śmiechem.
- Taaak, widziałem takich. Próbowaliśmy kiedyś jednego przywieźć, żeby pokazać w Karond Kar kolejne zwierzęce dziwactwo, ale nie przeżył podróży...
- Dziwni są ci ludzie... Na pierwszym obiekcie już dawno to zauważyłem. - odparł rudy - Niektórzy się z nimi parzą...to jest obrzydliwe.- parsknął.
- A ja jestem ciekawa...- mruknęła Darathiel.
- Ech, Dari...to idź i sprawdź.- Yenluhar zamknął oczy.
- Będziesz zazdrosny. Wiem to - zamruczała.
- Przesadzasz. Jak każda kobieta... prawda, Azghair? - Yenluhar otworzył jedno oko i mrugnął nim porozumiewawczo.
- Nasz strażnik w konwoju ponoć miał tego typu skłonności... - mruknął korsarz, po czym uśmiechnął się. - Oczywiście, że przesadzasz. Poza tym, zazdrosny o człowieka?
- No właśnie....To byłoby śmieszne- przytaknął Yenluhar- Wasz strażnik? A który to był?
- Ten, którego prawdopodobnie zarąbał Norsmen... Dostał cios w bark, topór doszedł chyba do łokcia.
-Aha. Ten prawie trup? Zabił kilku naszych- dodał zgryźliwie rudowłosy.
- Cóż, wojownikiem na pewno był sprawnym... Ale tylko głupiec myśli, że pokona berserkera w szale bitewnym w walce jeden na jednego.
- Chyba, że należysz do Aenarkynth. Albo jesteś głupim feinukynead. - skomentował rozmówca korsarza.
- Usypiam...bawcie się dobrze beze mnie- ziewnęła Darathiel i wtuliła nos w pierś Azghaira.
- Nie wiem, jakie umiejętności posiadają Aenarkynth, ale wiem, że na Norsmena trzeba dwóch salw z uraithen, żeby przestał się ruszać. Później zadaje mu się kilkanaście ciosów toporem i przywala kamieniem... A nawet wtedy lepiej wybrać ciężki kamień- objął lekko usypiającą Darathiel.
- Słusznie. Nie walczyłem co prawda z nimi, ale słyszałem opowieści. To pewnie skaza ich zmiennych bogów.- odparł Yenluhar, przytulając się do srebrnowłosej.
- Skaza bogów, połączona z gorącą wiarą. Według ludzi z Północy jeśli umrzesz w walce, trafiasz do wielkiej sali, gdzie ucztujesz i bawisz się przez wieczność z towarzyszami, którzy również polegli w walce. Śmierć ze starości - to hańba.
- Pffff....kolejna ludzka głupota. To kiedy masz się napawać swoim sukcesem? Cieszyć się z upadku swoich wrogów? Tam?- Yenluhar pokręcił głową.
- Na polu bitwy, stojąc na ich trupach. Tam idziesz, aby spotkać wszystkich tych, którzy walczyli razem z tobą... Poza tym głupota głupotą, ale nadzieja na miejsce przy boskim stole dodaje im iście demonicznej siły i odwagi.
- Wolałbym inne rozrywki - roześmiał się rudowłosy i pogłaskał piersi Darathiel. A potem wyciągnął dłoń i dotknął policzka korsarza. Cofnął ją, wyraźnie zakłopotany.
-Wybacz...zapomniałem się. Chyba lepiej jak odpocznę-ziewnął i przymknął oczy.
Położył się na futrach, jedną ręką cały czas obejmując Darathiel. Przez jakiś czas leżał, nie śpiąc.
W końcu jednak zapadł w płytki sen.

Azghair obudził się wypoczęty. Czuł się dobrze, był wypoczęty i było mu ciepło. Z pewnym zakłopotaniem zauważył, że ciepło to wydziela śpiący Yenluhar, który leży, przyciśnięty do jego pleców. Dostrzegł siedzącą obok Darathiel, całkowicie już ubraną. Napotkała jego wzrok i uśmiechnęła się.
- Wino dla was, moi drodzy.- podniosła dzban- Coś jeszcze zostało, mało tego...Przyniosłam także udziec- Azghair zauważył pokaźny kawał mięsa, leżący na kawałku deski.
- To w nagrodę- uśmiechnęła się uroczo Darathiel- Dobrze się spisaliście, moi wojownicy – postawiła dzban na kamiennej podłodze.


Zimowysmutek
Zimowysmutek podszedł do na wpół pustej skrzyni i zabrał ostatnie dwa dzbany. Mało go interesowała niema prośba w oczach Emilienne, która stanęła obok ładunku i patrzyła się na Druchii w milczeniu. Odszedł na bok i schował się w kącie.
Otworzył pierwszy dzban. Po kilku minutach, następny. Pił i czuł, jak otoczenie staje się coraz mniej wyraźne. Głosy, dźwięki, zapach zlewały się w jeden ton. Kręciło mu się w głowie, czuł napływające mdłości, ale walcząc ze sobą, przełykał kolejne porcje kwaśnego płynu.
Świat rozmazywał się w oczach Cienia, raz po raz wyostrzając się na chwilę. Podczas jednej z takich chwil, dostrzegł Shobhaira, który ściągał ubranie z wyrywające się mu czarnowłosej ead. Za moment Druchii rzucił ludzką kobietą w ciemniejszy kąt i skoczył tam. Uszy Zimowegosmutka wypełnił pełen bólu okrzyk dziewczyny. Za chwilę z cienia wyłonił się Druchii, zawiązujący spodnie, a za nim pokornie pełzła ludzka ead.
Śiwat znowu się rozemglił i zawirował tak mocno, że Zimowysmutek czuł, że zaczyna spadać. Zamknął oczy i pogrążył się w aksamitnej ciemności.
Dryfował w niej, nic nie czując. Az wreszcie zrobiło się jaśniej i ponownie czuł swe ciało.
To było dziwne....Stał na skraju balkonu wysokiej czarnej wieży, spoglądając na północ, sięgając daleko wzrokiem poza ciemne lasy i jałowe równiny, aż do jaskrawej ściany bieli. Słyszał zawodzenie harpii i przeciągły, ledwie słyszalny orli zew.
Po chwili do jego świadomości dotarł powiew wiatru i ból, rozlewający się po całym ciele. Okrutny, przeraźliwy do szpiku kości i płonący własnym ogniem. Ból na chwilę ogłuszył go.
A potem spojrzał na własną pobliźnioną dłoń.
-Oni nadejdą....oni wrócą – usłyszał swój chrapliwy głos i dostrzegł jak źle zagojoną skórę przebija ciemny kształt. Łuska...
Ból razem z rytmem jego krwi śpiewał własną pieśń, gdy bezużyteczna, jasna skóra odpadała kawałek po kawałku, odsłaniając gładką, twardą powierzchnię.
Czekał cierpliwie, sam nie wiedząc czemu. A potem mimowolnie poczuł jakieś dodatkowe kończyny na plecach. Poruszył nimi, rozpościerając czarne, migocące fioletem olbrzymie skrzydła. Przez chwilę stał na skraju balkonu, a potem zrobił krok i skoczył w dół....
Zimowysmutek otworzył oczy, drżąc na całym ciele. Przez chwilę wydawało mu się, że spada. Potrząsnął głową i poczuł dziwny nacisk w podbrzuszu. No tak, pęcherz... Wstał chwiejnie, czując jak potwornie boli go głowa. Przez chwilę opierał się o ścianę, tłumiąc mdłości.
A potem podszedł do kraty nad odpadkami, stanął nad nią i rozsznurował spodnie, cicho przeklinając.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Twilight
Pomywacz
Posty: 61
Rejestracja: niedziela, 15 czerwca 2008, 15:46
Numer GG: 6401347
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Twilight »

Mówiłam to już Ninierl, ale powiem jeszcze raz - uśmiałam się czytając tego posta. Kawał dobrej roboty (w końcu powstawał aż tydzień ;)), jestem pod wrażeniem.

Lindara


Obudził ją jakiś ruch. Znieruchomiała, wciąż wtulona w plecy mężczyzny. Nagle do jej uszu dobiegł syk. Spojrzała w tamtym kierunku i odetchnęła z ulgą. ‘To tylko pochodnia się dopala, idiotko’ zrugała samą siebie.
Szelma westchnął przez sen i odwrócił się, obejmując ją. Migocący blask ognia oświetlił jego twarz. Ponownie zamarła. Khaine, przecież znała tą twarz! Wydawała się jej znajoma, dość bliska. W zamyśleniu przygryzła wargę. Widziała go jeszcze przed wygnaniem, tego była pewna. Po tak spędzonej nocy czuła się doskonale, jej umysł był świeży, ale dlaczego nie mogła sobie przypomnieć gdzie to było? W jednym z pałaców? W towarzystwie braci? No gdzie?
Oparła głowę o rękę i wpatrywała się w jego twarz intensywnie, analizując wszystko, co mówił tej nocy. Mówił o Naggarond, mruknął coś o młodzikach ze stolicy, choć nie była pewna czy rzeczywiście to powiedział. Jeśli tak to znał ją i jej braci, chociażby ze słyszenia. Mówił o tym, że nie potrafił przypomnieć sobie dotyku… Początkowo myślała, że chodziło o to, że tak długo nie miał kobiety, ale teraz, kiedy rozmyślała nad jego słowami, nie wydawało się jej to takie całkiem oczywiste. Pazury jaszczura… O tym też wspominał tyle, że w zupełnie innym kontekście. Ale to było dosyć znamienne.
Położyła się na plecach, podkładając ręce pod głowę. Jaszczury… to mogło być to. Przypomniała sobie, co ojciec mówił o feinukynead i ich wierzchowcach. Bycie ich jeźdźcem wymagało wielu wyrzeczeń i cierpień. Wiązało się też z ryzykiem. Ale który zaszczyt nie wiązał się z nim?
Blizny na torsie Szelmy wyglądały jak po ataku jakiegoś zwierzęcia, ale z drugiej strony ich kolor zgadzałby się z tym, co mówił jej ojciec. Skoro tak, to musiał należeć do któregoś z tych wielkich i potężnych rodów, a upadek dzieci z któregoś z nich zawsze był długo omawiany podczas rozmów w jej domu. Jej ojciec często martwił się, że tak wielu młodych i ambitnych Druchii z najlepszych domów Naggarond upada tak nisko. Uważał, że to nie wróży nic dobrego, choć oczywiście można na tym skorzystać. Za niepowodzenia, jak wyjaśniał jej później, gdy zapytała dlaczego tak się dzieje, odpowiedzialne było zwykle zazdrosne rodzeństwo, rodzice a czasem konkurenci z innych domów. Później Lindara wielokrotnie dziękowała Khaine za to, że ma taką rodzinę. Może jej ojciec był ekscentryczny, niekiedy surowy aż do przesady, ale wychował ich tak, by nie pozabijali się ze zwykłego wyrachowania i przerostu ambicji. Współpracowali by osiągnąć wspólny sukces, z którego każde coś miało dla siebie uszczknąć.
Pamiętała kilkanaście naprawdę głośnych spraw, ale z żadną nie potrafiła połączyć twarzy śpiącego mężczyzny.
Przez półprzymknięte oczy wpatrywała się w sklepienie jaskini, myśląc intensywnie. Dlaczego nie potrafiła sobie przypomnieć? Nie potrafiła uchwycić tego wspomnienia, choć wydawało jej się na wyciągnięcie ręki. Ulatniało się jednak, gdy tylko po nie sięgała.
- Skąd ja cię znam, Szelmo? – wymruczała pod nosem, przewracając się na bok by jeszcze raz przyjrzeć się obliczu elfa. Odgarnęła ciemne włosy z jego policzka. – Gdzie widziałam twoją twarz? Intrygujesz mnie coraz bardziej…
Róża pustyni
Której cień nosi ze sobą tajemną obietnicę
Ten pustynny kwiat
Żaden słodki perfum nie torturuje mnie bardziej niż ten

Śnię o deszczu
Podnoszę swój wzrok ku pustym przestworzom
Zamykam oczy
Ten rzadki perfum jest słodkim upojeniem miłości
Deadel
Pomywacz
Posty: 44
Rejestracja: środa, 27 sierpnia 2008, 09:16
Numer GG: 0

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Deadel »

Zimowysmutek
Chwiejąc się wstałem i skierowałem ku dołowi z odpadkami myśląc
" Muszę iść ulżyć pęcherzowi... krzywe nogi dziwek Kheina, ale mnie łeb boli, mogłem nie chlać wczoraj tyle w końcu najlepszy sposób na kaca to nie pić dzień wcześniej... uuu ach jaka ulga przynajmniej jedno mnie przestało boleć." Po zrobieniu co trzeba zawiązałem portki i zacząłem się rozglądać "gdzie oni tu mają wodę muszę się napić to powinno trochę ulżyć mi na głowę" Ugasiwszy pragnienie skierowałem się do wyjścia z jaskini by złapać świeżego powietrza. Usiadłem na progu i próbowałem sobie przypomnieć miniony wieczór "co chciała ode mnie wczoraj ta ciemno włosa ead spytam się jej gdy ją zauważę... Co było później? Scheisse nie pamiętam... Jedynie co to, że mi się przypomina to Shobhair, który zgwałcił ta ciemnowłosa ead... Pewnie nie pierwszy raz to zrobił pewnie przez to tak nisko stoi w hierarchii grupy... Jak to odpowiednio rozegram to zyskam wdzięczna sługę, a jego zrzucę jeszcze niżej z drabiny hierarchii..." Gdy tak siedziałem w wejściu oddychając świeżym powietrzem usłyszałem krzyk drapieżnego ptaka w tym momencie przypomniał mi się sen "Dawno nie miałem tak zwariowanego snu ... Ciekawe co znaczył" Rozmyślając o nim przymknąłem oczy i oczekiwałem na to co przyniesie najbliższy dzień.
Kot ma swoje własne ścieżki;
choćbyś go zmusił do odwrotu, on nadal jest na swojej drodze.

Kot czeka

Droga Kota
Isengrim Faoiltiarna
Bombardier
Bombardier
Posty: 692
Rejestracja: niedziela, 11 grudnia 2005, 17:49
Numer GG: 2832544
Lokalizacja: The dead zone

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Isengrim Faoiltiarna »

Twilight pisze:uśmiałam się czytając tego posta.
Zapewne moim kosztem ;)

Azghair


Odsunął się od Yenluhara i wygrzebał spod futer. Na trzeźwo to, co wydarzyło się w nocy, wyglądało jeszcze gorzej. "Wyposzczonemu korsarzowi nawet szczury schodzą z drogi"-przypomniał sobie żarty słyszane na Łodzi, zazwyczaj powtarzane po pierwszych kilku tygodniach każdej wyprawy. Całkiem możliwe. Ale nawet zdesperowany, wolałby dziurę po sęku niż innego mężczyznę.
Ubrał się, po czym usiadł przy przyniesionym przez elfkę udźcu. Wziął do ręki dzban z winem i podał go Darathiel.
-Pani pierwsza-powiedział z uśmiechem, po czym podjął próbę oddzielenia kawałka mięsa od udźca. Zaczął jeść, po czym wziął dzban od elfki i wypił trochę wina.-Cieszę się, że ci się podobało... Do usług na przyszłość-powiedział.
"Beg for mercy! Not that it will help you..."
Hoist the banner high!! For Commoragh!
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Ninerl »

Lindara
Mężczyzna otworzył oczy, gdy Lindara dotknęła jego policzka. Uśmiechnął się leniwie i pogładził jej policzek.
- Widziałaś moją twarz? Interesujące.... Bo ja ciebie sobie nie przypominam, przynajmniej nie teraz...- przyciągnął się jak kot i usiadł, krzyżując nogi.
Lindarze wydało się ponownie, że gdzieś widziała ten ruch i uśmiech. Z trudem wygrzebała z pamięci podobną twarz, ale to nie była twarz Szelmy, przynajmniej nie do końca. Tamten miał błękitne oczy i szczuplejsze policzki. A także krótsze włosy...
Gdyby tylko znała prawdziwe imię Szelmy albo chociaż nazwę jego rodu...
Czarnowłosy przytulił się do niej, a potem wstał i zaczął się ubierać.
- Mam nieco do zrobienia. Aha i spodziewaj się niedługo moich...nowych życzeń-uśmiechnął się jeszcze raz i podał jej dłoń.

Azghair
Darathiel pociągnęła łyk i z powrotem dzban znalazł się w dłoniach korsarza.
- Będę pamiętać, Azghairze-powiedziała dziwnie poważnym tonem, a potem klepnęła Yenluhara w policzek i chwyciła za ucho.
Rudy otworzył gwałtownie oczy i usiadł.
- Przestań mnie straszyć...- parsknął cicho. Kobieta roześmiała się cicho i wskazała na mięso.

Zimowusmutek
Siedziałeś jeszcze trochę, aż zaczęły przechodzić Cię ciarki. W końcu wstałeś i wróciłeś do tunelu. Czułeś się nieco lepiej, chociaż nadal bolała Cię głowa. Szedłeś ciemnym korytarzem, gdy coś poruszyło się w mroku. Ledwie widziałeś kontury postaci, gdy unieruchomiłeś ją odruchowo, chwytając za dłonie i szyję.
Postać zaskomlała cichym płaczliwym, należącym niewątpliwie do kobiety głosem.
- Fein....pauvre...panie...- coś mokrego zmoczyło Twoją dłoń. Cofnąłeś się w stronę wylotu tunelu i gdy mrok nieco się rozjaśnił, zauważyłeś że trzymasz w uścisku tą ciemnowłosą ead. Przyjrzałeś się jej uważnie.
Miała wielki ciemny siniec otaczający lewą powiekę. Wyglądała na zabiedzoną, smugi brudu znaczyły jej delikatną twarz o dużych oczach dziecka. Patrzyła na Ciebie z strachem.

Wszyscy
Za niedługi czas wszyscy banici zaczęli się schodzić do głównej sali. Niektórzy wyglądali źle, inni lepiej, a po kilku w ogóle nie było widać skutków nadużycia alkoholu.
Zimowegosmutka za chwilę zabrał ze sobą Arhaith, razem z brodatym człowiekiem i Thalarien. Wyglądało na to, że ruszają na małe polowanie.
Do Lindary i Shobhaira podszedł Oriaith.
- Idziecie ze mną- powiedział jeszcze bardziej ochrypłym głosem niż wczoraj, patrząc na nich przekrwionymi oczyma i skierował się do wyjścia z jaskini. Po drodze znikł na chwilę w jakimś pomieszczeniu. Wyłonił się stamtąd, trzymając trzy krótkie, grube kije.
A potem znaleźliście się na świeżym powietrzu. Wasz przewodnik zatrzymał się.
- Bierzcie. Zobaczymy, jak umiecie walczyć- rzucił każdemu z Was kij.
- Ty najpierw- zwrócił się do korsarza.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Deadel
Pomywacz
Posty: 44
Rejestracja: środa, 27 sierpnia 2008, 09:16
Numer GG: 0

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Deadel »

Zimowysmutek
Siedząc u wejścia do jaskini czułem się dużo lepiej. Bolała jeszcze trochę głową, ale szło przeżyć. Za to we znaki zaczął dawać chłód panujący na zewnątrz więc postanowiłem wrócić do jaskini. W tunelu szybko zapanował mrok. Idąc korytarzem wyczułem czyjeś poruszenie odruchowo unieruchomiłem postać, która ledwie majaczyła w mroku. Wtedy usłyszałem płaczliwy głos mówiący:
- Fein... pauvre... panie.- słysząc to pociągnąłem złapana postać do wylotu tunelu. Moim oczom ukazała się wystraszona ciemnowłosa ead, która w nocy coś chciała ode mnie. Widok jej wystraszonych oczu i zabiedzonej twarzy wywołał dziwne uczucie we mnie i zrobiło mi się jej trochę szkoda. Puściłem ją i powiedziałem jej:
- Nie jestem niczyim panem i nie musisz się mnie bać- patrząc na nią po chwili powiedziałem:
- Umyj się i przyłóż śnieg do oka.- gdy to zrobiła spytałem:
- Czemu czekałaś na mnie w korytarzu i co chciałaś ode mnie wczoraj? Wysłuchałem jej słów po czym rzekłem:
- Możemy za zawrzeć układ. Ja zapewnię ci ochronę, a Ty będziesz moimi uszami i oczami i będziesz wykonywała moje polecenia... chociaż póki co to ten układ musi pozostać w tajemnicy póki nie ugruntuję swojej pozycji w stadzie
.- Gdy to mówiłem usłyszałem jak członkowie bandy zaczęli się schodzić do głównej sali.
-Głową do góry jakoś to będzie. Idę teraz do głównej komnaty Ty przyjdź tam parę chwil po mnie. - Ledwo znalazłem się w wielkiej komnacie podszedł do mnie Arhaith i musiałem się za nim udać razem z brodatym ead i Thalarien. "Za nosi się na to że pójdziemy na polowanie. Muszę dać z siebie wszystko i wybadać jak dobry jest Arhaith"
Kot ma swoje własne ścieżki;
choćbyś go zmusił do odwrotu, on nadal jest na swojej drodze.

Kot czeka

Droga Kota
Twilight
Pomywacz
Posty: 61
Rejestracja: niedziela, 15 czerwca 2008, 15:46
Numer GG: 6401347
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Twilight »

Lindara

Musnęła wargami wnętrze dłoni gładzącej jej policzek i odwzajemniła uśmiech.
- Nie pamiętam gdzie i kiedy cię widziałam – mruknęła niezadowolona. – Wątpię w to, że znaliśmy się wcześniej. W każdym razie nie osobiście. Po prostu gdzieś cię już widziałam. To wszystko.
Obserwowała jego ruchy, gesty, uśmiech. Wciąż miała wrażenie, że gdzieś to już widziała. Zamknęła na chwilę oczy. Tak, pamiętała jakąś twarz. Podobną, ale z małymi różnicami. Kim on był? Gdyby tylko znała prawdziwe imię Szelmy…
Zaskoczona, otworzyła oczy i pogładziła jego policzek, gdy ją objął. Znów zrobił coś, czego się nie spodziewała. Po chwili wstał i zaczął się ubierać. Przez chwilę przyglądała się grze jego mięsni pod skórą, po czym westchnęła cicho, jakby z żalem, i sięgnęła po swoje ubranie.
- Mam nieco do zrobienia. Aha i spodziewaj się niedługo moich… nowych życzeń.
Wybitnie nie spodobało jej się to stwierdzenie i gdyby nie wahanie w jego głosie, zapewne by go spoliczkowała. Nie była kurtyzaną, nie sprzedawała się, więc nie musiała spełniać niczyich życzeń. Ściągnęła gniewnie brwi, ale za chwilę jej twarz wypogodziła się.
- Z chęcią je spełnię, jeśli będą pokrywać się z moimi życzeniami… – stwierdziła po krótkim milczeniu, kładąc szczególny nacisk na ostatnie słowo. Przyjęła jego dłoń i uśmiechnęła się przekornie.

Jakiś czas później siedziała przy ognisku żując powoli mięso, które znalazła w jednej z otwartych skrzyń. Zimowegosmutka nie było w głównej sali, Korsarza nie spodziewała się zastać. Obserwowała pojawiających się banitów. Na wielu twarzach widziała zmęczenie wczorajszymi ekscesami alkoholowymi, po niektórych w ogóle nie dało się tego poznać.
Po jakimś czasie pojawił się także i Azghair, którego pozdrowiła skinieniem głowy i lekkim uśmiechem. Wciąż miała w pamięci jego minę, gdy wczorajszego wieczoru opuszczał salę w towarzystwie Darathiel i Yenluhara. Jednak nim zdążyła cokolwiek powiedzieć obok nich pojawił się Oriaith, który zaprowadził ich na zewnątrz. Blask słońca na śniegu oślepił ją na moment, a chłód wydał jej się jeszcze bardziej przenikliwy niż wczorajszego wieczoru. Na szczęście to było tylko chwilowe wrażenie…
Złapała rzucony jej kij, zważyła go w dłoni i spojrzała na Korsarza. Była ciekawa jakim wojownikiem okaże się być jej towarzysz.
Róża pustyni
Której cień nosi ze sobą tajemną obietnicę
Ten pustynny kwiat
Żaden słodki perfum nie torturuje mnie bardziej niż ten

Śnię o deszczu
Podnoszę swój wzrok ku pustym przestworzom
Zamykam oczy
Ten rzadki perfum jest słodkim upojeniem miłości
Isengrim Faoiltiarna
Bombardier
Bombardier
Posty: 692
Rejestracja: niedziela, 11 grudnia 2005, 17:49
Numer GG: 2832544
Lokalizacja: The dead zone

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Isengrim Faoiltiarna »

Azghair

Zdziwił go nieco poważny ton Darathiel. Podniósł się z ziemi i przeciągnął.
-Niestety muszę was opuścić-powiedział do elfki i obudzonego Yenluhara, skinął im głową i skierował się do głównej sali, podobnie jak większość banitów. Po niektórych z nich nie widać było żadnych efektów wczorajszego pijaństwa, innym natomiast korsarz współczuł z całego serca na widok podkrążonych, przekrwionych oczu i zbolałej miny. Sam nie czuł się najgorzej.
W zgromadzonym w głównej sali tłumie zauważył Lindarę i skierował się w jej stronę. Odpowiedział skinieniem głowy na jej powitanie, lekko kpiący uśmiech na jej twarzy sprawił, że poczuł się nieco zakłopotany - przypomniał sobie, jak z półotwartymi ustami gapił się na taniec Darathiel...
W innej części sali dostrzegł Cienia, idącego gdzieś w towarzystwie brodatego mężczyzny, Arhaitha i Thalarien. Przypomniał sobie nienawiść i zazdrość, z jaką łowczyni patrzyła na tańczącą Darathiel. "Cóż, Cieniu, wygląda na to, że chyba jednak spróbujemy się na miecze"-pomyślał. Jeśli w bandzie banitów działały dwie wrogie sobie grupy, to właśnie znaleźli się po przeciwnych stronach barykady...
Do niego i Lindary podszedł Oriaith, najwyraźniej cierpiący po wczorajszej nocy. Zaprowadził ich na zewnątrz. Azghair chwycił rzucony mu kij i machnął nim kilka razy na próbę. Długość i ciężar mniej więcej odpowiadały cechom krótkiego, jednoręcznego miecza. Korsarskie szable, do których był przyzwyczajony, były dłuższe i lżejsze, ale nie zamierzał narzekać. Stanął naprzeciwko Oriaitha, zakręcił kijem w dłoni i przyjął postawę do walki.

Przepraszam, że tyle czasu zwlekałem z odpisywaniem, ale dopiero dzisiaj znalazłem dość czasu, żeby zebrać myśli i sklecić coś z sensem - przygotowania do świąt... Koszmar :)
"Beg for mercy! Not that it will help you..."
Hoist the banner high!! For Commoragh!
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Ninerl »

Zimowysmutek
Dziewczyna cofnęła się lękliwie i spojrzała uważnie na Cienia. A potem na jej twarzy pojawił się wyraz bezradności, gdy Zimowysmutek zaczął mówić. Za chwilę zmarszczyła brwi i na migi starała się zobrazować część słów Druchii - widocznie nie zrozumiała wszystkiego. Dopiero po kilkunastu minutach gwałtownej gestykulacji i tłumaczenia Zimowysmutek nabrał przekonania, że ludzka ead wreszcie go zrozumiała.
Zanim odeszła, upadła mu do stóp i chwyciła za kolana. Podniosła się za chwilę i cofnęła w mrok, posyłając mu ledwie widoczny uśmiech.

Arhaith wyprowadził swoją grupkę na polankę przed wejściem, którą Zimowysmutek widział już wcześniej. A potem poszedł w kierunku ścieżki. Reszta posłusznie podążyła za nim.
Schodzili, stawiając stopy w skrzypiącym śniegu, w dół i w dół. Ścieżynka biegła po jednym boku skalnej ściany, będącej prawdopodobnie częścią jakiejś gromady całkiem sporych wzgórz. Wreszcie grupka znalazła się na dole, tuż przed ściną drzew i dopiero teraz Zimowysmutek mógł ocenić wysokość skałek. Były całkiem spore, tu i ówdzie poznaczone pasami i plamami bieli, ostro odcinającej się od czerni skały. Ścieżka była już niewidoczna- gdyby nie ślady, Cień miałby trudności z jej znalezieniem. Właściwie im dłużej myślał nad tym widokiem, idąc za przewodnikiem, to musiał przyznać że miejsce było dobre. Podobnych skał czy wzgórz w okolicy było sporo, te tutaj nie wyróżniały się zapewne dla ślepych żołnierzy niczym szczególny i gdyby tylko banici nie palili ogniska i zacierali ślady, to wątpliwe było, by oddział straży bez doświadczonego tropiciela, mógł znaleźć to miejsce. A przecież jak wiedział Zimowysmutek, las w Naggaroth nie był miłym, przyjaznym miejscem. Co prawda, tutaj na wyspie wątpliwe było napotkanie jakiejś groźnej bestii, ale samo słowo "puszcza" napawało odpowiednim respektem.
Arhaith prowadził grupkę prosto w gęstszy las, gęsto obsadzony rozmaitymi krzewami. A potem Zimowysmutek dostrzegł małe kałuże lodu, błyskające tu i ówdzie. Musieli być na jakiś bagniskach, ale te teraz były ciche a ziemia twarda- pora roztopów jeszcze nie nadeszła.
Łowca zatrzymał się przed smukłym krzewem, obsypanym czerwonymi jagodami. Na tle śniegu przypominały barwą krople krwi.
-Ty, nowy...- chrapliwy głos Arhaitha wypełnił uszy Cienia- Zaraz zobaczymy co umiesz. Tu przychodzi zwierzyna na żarcie- podążając za jego wzrokiem, niski Druchii dostrzegł jasne plamy po oberwanej korze na kilku drzewach oraz tu i tam poobgryzane inne krzewy. Gdy przyjrzał się uważniej, zauważył ślady kopyt. Sarna albo co najwyżej łania.
- Idziemy do rzeki, gdzie lód cienki. Ty tropisz i naganiasz- lód kaleczy. Weź człowieka...- Cien domyślał się, co chce zrobić łowca. Lód na rzece był cieńszy i była nadzieja, że zwierzę wpadnie w pułapkę. A przedtem porani nogi, zapadając się w śnieg, pokryty warstewką lodu.
Arhaith zdjął z pleców łuk i wręczył Cieniowi, razem z kilkoma strzałami. Ten zauważył jeszcze, że łowca zostawił sobie oszczep, podobny do tego, który dzierżyła kobieta.
- Zniszcz...- warknął Arhaith, łypiąc na Cienia wymownie. Groźba była łatwa do zrozumienia.
Człowiek imieniem Jaques skinął dłonią na Cienia i odszedł parę kroków. Nadal nie odezwał się ani słowem, jak od początku wędrówki.

Lindara i Azghair
Na pierwszy ogień poszedł korsarz. Lindara obserwowała z zainteresowaniem, jak przeciwnicy krążą wokół siebie. W końcu Oriaith zaatakował i zręcznym ruchem przebił się przez zasłonę Azghaira, uderzając go w udo. Drugi cios korsarz sparował i sam przejechał drewnem po prawym przedramieniu Druchii. Oriaith cofnął się i skinął głową.
Za moment wyprowadził kolejne cięcie, ale dłoń korsarza zadrżała zdradziecko i pióro miecza boleśnie nacisnęło na jego brzuch.
Azghairowi zrobiło się ciepło. Gdyby miecz był prawdziwy, to już miałby rozcięte mięśnie, a może i poranione wnętrzności.
Z desperacją wyprowadził cięcie i trafił jasnowłosego w prawą pierś. Ten parsknął cicho i odsunął się.
- Wystarczy- powiedział i rzucił kijek. Azghair czuł jak drżą mu nogi ze zmęczenia, a pot spływa po plecach. Czemu jest taki słaby? Czyżby niewola aż tak wyczerpywała?
- Dobrze, korsarzu. Widzę, że nie poświęcałeś całego czasu na macanie dziewek w tawernach- Druchii usiadł na pobliskim kamieniu- A ty się przygotuj- zwróci się do Lindary.
Lindarze poszło znacznie gorzej. Zdołała zadać Oriaithowi tylko jeden cios na cztery, w dodatku w ramię i płaski. A potem trzy kolejne ciosy mężczyzny były tak silne, że broń wyleciała jej z dłoni. Nie wahając się, chwyciła wymaiginowane ostrze dłonią i kolano wbiła w krocze mężczyzny. Oriaith stęknął i wybałuszył oczy. A potem jego pięść zetknęła się ze szczęką Lindary, która upadła na ziemię.
Usiadła po chwili, czując jak paskudny ból rozlewa się po jej zębach, języku i twarzy. Od wcześniejszych uderzeń pulsował w jej lewej piersi, prawej pachwinie i lewym obojczyku.
Oriaith oddychał ciężko, krzywiąc się z bólu.
- Nie... musiałaś być aż tak brutalna- wykrztusił, gdy odzyskał głos- Pomysł dobry...ale już wcześniej byłabyś martwa- dorzucił szybko.
- Łuk, co?- dodał po chwili, rzucając jej niemiłe spojrzenie.

Następna część dnia do powrotu myśliwych, Azghairowi i Lindarze upłynęła na wykonywaniu wszystkich poleceń Yenluhara. Dotyczył one głównie brudnych i niemiłych robót, czyli poszerzonego sprzątania. Lindara miała dziwne wrażenie, że rudy co chwila przygląda się uważnie korsarzowi.
Wreszcie opiekun raczył powiedzieć, że czeka ich tylko jeszcze jedna robota.
- Macie wysprzątać klitkę Zanbu...Stary poszedł gdzieś i póki go nie ma, trzeba powyrzucać te truchła których użył do wróżenia. Znowu zaczęłyby śmierdzieć- Yenluhar stanął przed jaskinią, w której kiedyś już byli. Zasłaniała ją jakaś brudna płachta.
- Są dwa pomieszczenia. W drugim większym, staruch bawi się w magika. Bierzcie się do roboty- Azghair smętnie popatrzył na miotłę z gałązek i ledwie zbite wiadro.
- Tylko uważajcie, by nie wyrzucać jego śmieci. Wyrzucić tylko truchła, te śmierdzące albo rozgrzebane- przykazał surowym tonem rudy- Wrócę po was za jakiś czas.-dodał na odchodnym.
Lindara, mimo odrażającego charakteru sprzątania, czuła ukłucie ciekawości, gdy odchylali szmatę. Co tam może być, jakie przedmioty może posiadać to dziwne ead ?


Sarath
Jękliwy głos znowu zakłócił jej sen. Tym razem ten przyjemny, o czystym i dostatnim domu i gorącej kąpieli. Dziewczyna z niechęcią otworzyła oczy. To już minie tydzień jej pobytu na tym cholernym folwarku i w dodatku jako zwierzęcia roboczego. Na targu miała tego pecha, że handlarz pozbierał iluś pechowców razem i sprzedał jako paczkę, szybko i tanio. Zdaje się, że musiał nagle opuścić miasto...
A potem kilka dni podróży, pełnej zimna i głodu, by znaleźć się tutaj. Jakimś cudem umknęła wzrokowi strażników i ich brudnym łapom. Brudnym....Tu w baraku wszystko było brudne. Ona, jej lepiej lub gorzej znani towarzysze czy zwierzęta.
Nadal czuła jak cuchnie gnojem, który wywalali codziennie i specyficznym odorem sierści zwierząt.
Które jadły w dodatku lepiej niż oni, jeśli uważać za dobry posiłek owies, żytnie ziarno czy siano z okolicznych łąk. Albo słomę.
Właśnie najgorsze było to nikłe ukłucie głodu, mimo tego podłego jadła jakie dostawali. Ale to zawsze dla Sarath było za mało.
Zimno i pchły też nie napawały optymizmem. Ciepło było jej głównie w wielkiej oborze i gdy przytulała się do swojej grupki.
Oczywiście, byli w niej sami Druchii. Raptem pięciu, w tym trzech mężczyzn : Adair, Khael, Haroith oraz dwie kobiety czyli ona i Kyorien. Reszta niewolników była ludzkimi zwierzętami, ale znalazła się nawet para Asurów. Ona i on, stanowiący ciągły obiekt drwin i rozrywki zarówno strażników oraz towarzyszy Sarath.
Jęk rozbrzmiał głośniej. To pewnie znowu ta asurska suka przeszkadza jej spać- widocznie nadzorcy nie byli delikatnie. Ciszę zakłocił czyjś stłumiony szept.
Sarath przytulił się mocniej do pleców Khaela. Zauważyła jak ciemnowłosy Adair otworzył oczy.
- Zamknij mordę, jasnowłosa dziwko!- warknął głośno- Zanim ci rozprujemy gardło...- ułożył się ponownie wygodnie.
Sarath przymknęła oczy, napawając się ciepłem. A potem odpłynęła....

Kolejny dzień zaczął się tak samo jak zwykle. Mdła i nędzna polewka, dobrze, że ciepła. Czyszczenie eadirh, dojenie ich, karmienie i wyrzucanie gnoju. Ciężka, monotonna harówka. Jednak dziś zmienił się jeden szczegół.
Dziewczyna właśnie uklękła przy wiadrze, gdy zauważyła, że przygląda się jej jakaś kobieta. Nie człowiek, ale jej krewniaczka. Dziwne, dotychczas były tylko dwie Druchii: Sarath i Kyorien.
Kobieta była brudna, umazana, jakby wskoczyła w błoto. Owinęła się długimi łachmanami, gdy przykucnęła przy Sarath. Ciemne kosmyki włosów muskały jej twarz. Miała młodą i ładną twarz, ale niemal niewidoczną spoza zasłony brudu.
- Pomogę Ci- powiedziała głośno jakby dla niewidocznych obserwatorów i pochyliła się nad wiadrem.
- Czy jesteś zainteresowana zdobyciem jedzenia? Lepszego miejsca do spania?- Sarath za chwile usłyszała jej szept.
To było ciekawe. Jedzenie...Jedzenie...Żołądek Sarath zaburczał bezgłośnie.


Witam nowego gracza :smile: - Callisto. Mam nadzieję, że nie zrazisz się takim wstępem ;) ...
Od teraz, będę prowadzić akcję dwutorowo: dla Waszej trójki i naszej nowej graczki :D ...No a potem...a potem, pewnie jak przedtem :smile: . Jeśli chcecie rozegrać jakieś dialogi czy omówić inne kwestie, to zapraszam na gg
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
callisto
Szczur Lądowy
Posty: 17
Rejestracja: piątek, 12 grudnia 2008, 23:00
Numer GG: 9592373
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: callisto »

Sarath
Sarath spała głęboko, gdy przebudził ją jęk. Ogarnęła ją złość. Pomimo tygodnia spędzonego na tym przeklętym folwarku wciąż nie była w stanie przyzwyczaić się do panujących tu warunków. Dlatego każdy sen o czystym domu i ciepłej kąpieli był dla niej niczym ukojenie po zwierzęcej harówce. Podczas sprzedaży zabrakło jej szczęścia, które było do tej pory jej towarzyszem. Handlarz pozbierał pewną ilość niewolników i sprzedał jako paczkę, wyjątkowo szybko. Sarath wywnioskowała, że musiał się dokądś śpieszyć. W podróży, która nie należała do najprzyjemniejszych, jej zagubiony „towarzysz” się odnalazł. Udało jej się jakimś cudem umknąć wzrokowi i łapom strażników. Widocznie wszystkim naprawdę bardzo się spieszyło. Miejsce w którym „mieszkali”, o ile to można nazwać mieszkaniem, było zwykłym brudnym, śmierdzącym barakiem. Z resztą, nie tylko on był brudny. Czystość jej i jej towarzyszy również pozostawiała wiele do życzenia. Ciepłą kąpiel widywała jedynie w snach, dokuczał jej odór gnoju i sierści zwierząt.
”Czy kiedykolwiek się przyzwyczaję do tego wszechobecnego smrodu i do tego głodu, który ściska mój żołądek?” po raz kolejny przemknęło jej przez myśl. Ochłapy, które dostawali do jedzenia nigdy jej nie starczały. Nie mogła nic poradzić na to, że była przyzwyczajona jeść lepiej. Rozmyślania przerwał Sarath kolejny, tym razem głośniejszy jęk.
”To pewnie ta asurska suka przeszkadza mi spać. Ktoś powinien nauczyć ją trzymać gębę na kłódkę, pomimo tego, że nadzorcy nie są delikatni. Ta dziwka nie jest jedyna na tym cholernym folwarku.” Przemknęło jej przez myśl. Mocniej przytuliła się do pleców Khaela. Usłyszała czyjś stłumiony szept i zobaczyła jak Adair otwiera oczy.
- Zamknij mordę, jasnowłosa dziwko! Zanim ci rozprujemy gardło…-warknął głośno i ułożył się wygodnie. Sarath przymknęła oczy napawając się ciepłem, aż znowu zasnęła.

Kolejny dzień wypełniony monotonną harówką. Do jedzenia była jedynie polewka, ale przynajmniej była ciepła. Czekało ją mnóstwo zadań do wykonania. Gdy uklękła przy wiadrze zauważyła, że jakaś krewniaczka jej się przygląda. Było to dziwne, ponieważ do tej pory w ich grupie były jedynie dwie kobiety. Do tego, kobieta wyglądała jakby wskoczyła w błoto, różniła się tym od pozostałych. To był świeży brud.
- Pomogę Ci- powiedziała głośno. „Robi to gdyby ktoś nas obserwował. Ciekawe, czego ona może chcieć.” Spojrzała na nią uważnie, usiłując zapamiętać każdy szczegół twarzy, na przyszłość. Jednak spod warstwy brudu nie wiele mogła ocenić.
- Czy jesteś zainteresowana zdobyciem jedzenia? Lepszego miejsca do spania? – Wyszeptała. Jedzenie. Żołądek Sarath zaburczał bezgłośnie. „Ciekawe, co chce w zamian…” pomyślała z zaciekawieniem. Skinęła głową.
- W czym jest haczyk? – Spytała cicho.
Ewolucja jest niedoskonałym i często okrutnym procesem.
Moralność traci swoje znaczenie.
Wybór pomiędzy złem i dobrem zredukowany do jednego, prostego wyboru...
Przetrwanie,
albo unicestwienie.
Twilight
Pomywacz
Posty: 61
Rejestracja: niedziela, 15 czerwca 2008, 15:46
Numer GG: 6401347
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Twilight »

Lindara

Z zainteresowaniem prześledziła walkę mężczyzn. Starcie było krótkie, ale widocznie wystarczyło Oriaithowi do ocenienia zdolności Azgahira.
Lindara skrzywiła się nieznacznie, gdy przyszła kolej na nią. Nie trzymała miecza w ręku od lat, częściej używała łuku. Sama była ciekawa, co jeszcze pamięta z lekcji jakie pobierała, gdy byli jeszcze w Naggarond.
Szybko okazało się, że pamięta naprawdę niewiele. Z czterech wyprowadzonych ciosów tylko jeden zdołał przebić obronę Oriaitha, a co najgorsze – cios byłby tak słaby, że w prawdziwej walce jej przeciwnik pewnie wcale by tego nie poczuł. Kolejne trzy ciosy mężczyzny były tak silne, że broń po prostu wypadła jej z ręki. A wtedy zareagowała instynktownie, nie chcąc poddać się bez walki: chwyciła wyimaginowane ostrze dłonią, a kolano wbiła w krocze mężczyzny. W następnej sekundzie, nawet nie zorientowała się kiedy, leżała na ziemi podziwiając błękit nieba i korony drzew. Czuła pulsujący ból w miejscach, gdzie wcześniej trafił ją kij, a teraz doszedł nieznośny ból zębów, języka i twarzy. Usiadła powoli, rozcierając szczękę i rzuciła mu ponure spojrzenie.
- Łuki – potwierdziła. Przejechała językiem po zębach. – Zdecydowanie.

Kolejne godziny upłynęły im na sprzątaniu pod okiem Yenluhara. To była niewdzięczna i brudna robota, a Lindara miała wrażenie, że zapamięta to do końca swoich dni. Na dodatek, gdy wyprostowała się na chwilę by przynieść ulgę plecom, wydawało jej się, że rudy przygląda się uważnie Korsarzowi. Wbiła spojrzenie w swoje ręce, próbując zachować kamienną twarz, choć tak naprawdę chciało jej się śmiać. ‘Ciekawe co się stało…’ przemknęło jej przez myśl.
Wreszcie Yenluhar oświadczył, że czeka ich jeszcze jedna robota. Skrzywiła się nieznacznie, gdy usłyszała co dokładniej mają zrobić. ‘Khaine co zrobiłam przeciw tobie, że tak mnie karzesz?’ pomyślała, patrząc na brudną płachtę okrywającą wejście do jaskini. Podniosła z ziemi wiadro i odchyliła szmatę. ‘Choć z drugiej strony, ciekawe co to ead może tam trzymać…’
Weszła do jaskini, rozglądając się uważnie. W powietrzu wciąż rozchodził się ten drażniący nozdrza zapach palonych ziół.
- Wyjdę z siebie i stanę obok, jeśli każą nam coś jeszcze posprzątać w tym tygodniu – mruknęła pod nosem. A potem dodała z powątpiewaniem w głosie:
Ciekawe, czy te wróżby są warte tego by rozgrzebywać padlinę.
Róża pustyni
Której cień nosi ze sobą tajemną obietnicę
Ten pustynny kwiat
Żaden słodki perfum nie torturuje mnie bardziej niż ten

Śnię o deszczu
Podnoszę swój wzrok ku pustym przestworzom
Zamykam oczy
Ten rzadki perfum jest słodkim upojeniem miłości
Isengrim Faoiltiarna
Bombardier
Bombardier
Posty: 692
Rejestracja: niedziela, 11 grudnia 2005, 17:49
Numer GG: 2832544
Lokalizacja: The dead zone

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Isengrim Faoiltiarna »

Azghair

Kiwnął głową, opierając dłonie na kolanach i łapiąc oddech. Nie wiedział, dlaczego się tak zmęczył. Walka nie była długa ani specjalnie bardziej wyczerpująca. "Cóż, najwidoczniej wygody życia w ostatnich dniach sprawiły, że wypadłeś z formy" - pomyślał, po czym zaczął przyglądać się walce Lindary. Najwidoczniej miecz nie był jej ulubioną bronią, gdyż nie radziła sobie zbyt dobrze. W końcu, kiedy silniejszy cios Oriaitha wybił jej kij z ręki, chwyciła jego broń i wbiła kolano w krocze mężczyzny. Korsarz aż drgnął i skrzywił się, prawie czując ból szermierza - taki cios nigdy nie był przyjemnym widokiem i z tego, co zauważył elf, większość mężczyzn starała się go unikać nawet w bardzo ciężkich sytuacjach. "Głupiś"-usłyszał cichy głos w swojej głowie.-"Kiedy zaczyna się bitka, nikt nie przyznaje punktów za styl." Sekundę później Lindara leżała na ziemi, powalona ciosem pięści. Oriaith widocznie chciał sobie poprawić samopoczucie, mówiąc, że byłaby już martwa.
Resztę dnia spędził wykonując z Lindarą polecenia Yenluhara. Podczas sprzątania znowu poczuł w sobie wściekłość i przytłumioną wcześniej chęć zemsty. Ci, którzy do tego doprowadzili, zapłacą za to... Ostatnie zajęcie, polegające na wyrzucaniu martwych zwierząt, pogłębiło jeszcze ponury nastrój, w którym znalazł się elf.
-Bierzmy się do roboty, im szybciej zaczniemy, tym szybciej skończymy-mruknął i chwycił pierwsze rozgrzebane zwłoki jakiegoś zwierzęcia.
"Beg for mercy! Not that it will help you..."
Hoist the banner high!! For Commoragh!
Deadel
Pomywacz
Posty: 44
Rejestracja: środa, 27 sierpnia 2008, 09:16
Numer GG: 0

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Deadel »

Zimowysmutek
Wychodząc z grupą myśliwych na polanę myślami ciągle błądziłem przy rozmowie z ta młoda ead "Będę musiał ją na uczyć mówić, gdy posiądzie taka umiejętność to będzie o wiele lepszym narzędziem no i łatwiej się dogadam". Arhait prowadził w dół wzgórza ścieżka pod skalną ścianą, gdy doszliśmy do skraju lasu zatrzymał grupę, a ją obejrzałem się za siebie. "Miejsce na kryjówkę wybrane było doskonale. Ścieżka ginęła szybko wśród skał, a grupa, która by chciała znaleźć kryjówkę bandy nie dość, że musi przeszukać spory teren, który nie wyróżniał się niczym spośród reszty wzgórz to jeszcze jest on idealny na zasadzki ". Weszliśmy w las gęsto zarośnięty krzakami po jakimś czasie. W podłożu zaczęły błyszczeć zamarznięte kałuże. "Musi tu być bagno w ciepłej porze roku." Łowca zatrzymał się przy grupie trochę objedzonych krzaków koło, których w śniegu znajdowały się ślady sarny lub łani. Gdy stanęliśmy Arhait wyjaśnił plan ją miałem wytropić i za gonić zwierzynę na rzekę. Na koniec wyręczył mi łuk z kilkoma strzałami. Obejrzałem go dokładnie i odszedłem w kierunku brodatego ead. Po czym przystanąłem rozejrzałem się po koronach drzew by ocenić skąd wieje wiatr. [będę starał się podchodzić zwierzynę pod wiatr] idąc tropem zwierzyny od czasu do czasu zatrzymywałem się by ocenić skąd wieje wiatr i kierunek w która stronę idzie zwierzyną dzięki czemu wiedziałem w która stronę będę miał naganiać ofiarę. Idąc tropem na chwilę zatrzymuje brodatego ead i mówię do niego w mowie i językiem łowców[jeśli trzeba to kreślę plan na śniegu]:
- Jak znajdziemy nasza zwierzynę to okrążymy ją tak by gonić w stronę rzeki. Znakiem do rozpoczęcia nagonki będzie strzał do zwierzęcia... Jeśli dobrze pójdzie nie będziemy musieli gonić go. Jeżeli nie będę mógł strzelić to na mój znak zaczynamy naganiać. Jakieś pytania?- wysłuchałem jego odpowiedzi i uwzględniłem je w swoim planie jako, że na pewno ma doświadczenie w polowaniu na tym terenie. Gdy wypatrzyliśmy nasz cel, odeszliśmy na tyle daleko by go nie wypłoszyć i zajęliśmy pozycję do nagonki. Ostrożnie się skradając zbliżyliśmy się do ofiary. [jeśli mam możliwość strzału, jeśli nie to na mój znak zaczynamy naganiać] powoli nałożyłem strzale na cieńciwe przymierzyłem i posłałem ją ku przeznaczeniu, gdy sięgnęła celu zerwałem się i z pohukiwaniem pobiegłem w stronę ofiary zaganiając ją w stronę rzeki.
Kot ma swoje własne ścieżki;
choćbyś go zmusił do odwrotu, on nadal jest na swojej drodze.

Kot czeka

Droga Kota
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Ninerl »

Zimowysmutek
Jak się wydaje, człowiek chyba zrozumiał mowę Druchii. Obydwoje ruszyli daje tropem- Zimowysmutek był pewien, że była to sarna.
Dziwiło go tylko, że była najwyraźniej sama.Samotna sarna? Rzadko się to zdarzało.
Szkielety krzaków, oblepionych śniegiem zagęściły się, tworząc tu i tam spore kępy. Druchii i człowiek próbowali iść jak najciszej, ale skorupka lodu i sam śnieg skutecznie utrudniały to zadanie. Jedynie szelest wiatru trochę zagłuszał ich kroki. W ich uszu wpadły odgłosy oddzieranej kory i dziwne chrupanie.
Źródłem dźwięku okazała się tropiona sarna. Stała na tylnich nogach, ogryzając jakieś gałązki. Zastrzygła na chwilę uszami, gdy śniegi zaskrzypiał, ale za moment dalej zajęła się jedzeniem. Zresztą gdyby nie futro, byłoby wyraźnie widać jej chudość.
Zimowysmutek powoli naciągnął łuk- Jaques już wcześniej zatrzymał się z boku, tak by sarna była otoczona z dwóch stron.
Druchii zdał sobie sprawę, że polowanie może być niełatwe- sarna była od nich dwóch szybsza, w dodatku jak coś pójdzie źle, to ucieknie w innym kierunku. Przeszło mu przez myśl, że łowca dał mu tą robotę złośliwie. Cień wymierzył i strzelił. Zaniepokojone zwierzę już stawało na czterech nogach i napięło mięśnie.
Cięciwa brzęknęła i strzała utkwiła w udzie sarny. Ta kwiknęła i skoczyła naprzód. Dwoje łowców rzuciło się za rannym zwierzęciem.
Biegli, ślizgając się po lodzie, zanurzając stopy w śniegu.

Po pewnym czasie, hukając i krzycząc, udało im się skierować zwierzę w stronę rzeki. A potem wszystko rozegrało się dość szybko - spanikowane zwierzę rzuciło się na lód, ten zatrzeszczał a za chwilę oszczep Arhaitha utkwił w piersi sarny. Zwierzę postawiło kilka niezgrabnych kroków i runęło na zimną taflę. Za chwilę było po wszystkim, a myśliwi mogli zabrać się za upolowaną zdobycz.
Thalarien przywołała ruchem dłoni człowieka, a on zarzucił zwierzynę na plecy.
Arhaith podszedł do Cienia wyciągając dłoń:
- Łuk...- gdy go otrzymał z powrotem, spojrzał na Zimowegosmutka z uwagą- Mogło być...- odwrócił się i odszedł.
Za chwilę grupka znowu zebrała się razem.
- Mało nas...- odezwała się Thalarien- Eaid żerują w grupach i daleko stąd.
- Reszta się nie nadaje. Może jutro...- Arhaith wzruszył ramionami, jakby przyznając jej rację. Bo i istotnie, skacowani banici raczej nie nadawali się na polowanie.
- Wracamy...-Arhaith zawrócił. Pozostali posłusznie poszli za nim. Zimowysmutek czuł na sobie badawcze spojrzenie Jaquesa - zdał sobie sprawę, że człowiek obserwował go już wcześniej. Może to była tylko zwykła ciekawość?

Lindara i Azghair
Zwłoki zwierząt zostały posprzątane, na szczęście dla byłych niewolników były dość świeże. Same małe zwierzęta, jak szczury, myszy, coś podobne do kota i drugie, jakby większy gryzoń. Większe z nich miały powycinane najlepsze kawałki mięsa, takie jak uda i grzbiet.
Powietrze cuchnęło padliną i gdyby nie świeży powiew od czasu do czasu, to smród byłby bardzo dokuczliwy. A potem zostało jeszcze jedno pomieszczenie, również zakryte szmatą.
Lindara szarpnęła gwałtownie za szmatę, a potem zastygła na chwilę ze zdumienia.
Pomieszczeni było małe, oświetlał je mały kociołek w którym żarzyło się zwęglone drewno. Powietrze przepełniała słodka woń ziół, o wiele przyjemniejsza od poprzedniego smrodu. Po jedną ścianą leżał stos koców, a tuż nad nim wisiało mnóstwo małych woreczków, dość pękatych, razem z kilkoma sznurkami ponawlekanych kości. Na sporym kamieniu leżała dziwacznie zrobiona maska, szczerząca ciemne zęby i stały jakieś figurki, wyrzeźbione z kości -wyglądały groteskowo.
Było ciepło, nawet bardzo, ale leciutki powiew powietrze sugerował istnienie jakiegoś komina.
Jednak nie te rzeczy zaskoczyły Lindarę. Oparta o skałę, opatulona brudnym kocem, z dziwacznym, grubym opatrunkiem na ramieniu, siedziała osoba której nie spodziewałaby się tu zostać.
Miał zamknięte oczy, z czoła spływały mu strumyczki potu. Oddychał chrapliwie, a potem otworzył oczy.
W Lindarę wpatrywały się szare oczy Shethara. Miał nienaturalnie wielkie źrenice, które niemal zakrywały tęczówki. Patrzył się jakby była powietrzem, poprzez nią.
Za kobietą stanął Azghair. Przez chwilę był zbyt zaskoczony, by coś powiedzieć.
Lindara odruchowo dotknęła ramienia strażnika. Shethar spojrzał na nią i skulił się pod dotknięciem.
- Odejjdź...ishar, odejdź... zrobiłem co chciałaś...zostaw mnie- mężczyzna zaczął dygotać. Rzucił banitce przerażone spojrzenie, gdy ta nie cofnęła dłoni.
- Zostaw mnie....nie dotykaj...- Druchii naparł plecami na skałę, jakby chcąc się w nią wcisnąć- Odejdź...nie chcę...- zaskomlał błagalnie, a po jego policzku ściekło coś mokrego.

Sarath
Kobieta zaśmiała się cicho.
- Być może jest...ale nie taki na który mogłabyś się nadziać- uklękła i zaczęła doić zwierzę- Lubisz życie tutaj? Nie, prawda?- rzuciła dziewczynie uważne spojrzenie- Być może powinno się to zmienić... Ciesz się, póki możesz. Strażnicy są ostatnio znudzeni. A i twoi krewniacy mogą zauważyć, że jesteś kobietą- czarnowłosa mruknęła cicho, wskazując spojrzeniem plecy Adaira.
- A teraz do rzeczy... jest nas więcej niż strażników. Powinniśmy to wykorzystać, a ja mam...mam znajomych- mruknęła, mrugając porozumiewawczo do Sarath- Co ty na to?- szepnęła i wstała, podnosząc pełne wiadro.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Deadel
Pomywacz
Posty: 44
Rejestracja: środa, 27 sierpnia 2008, 09:16
Numer GG: 0

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Deadel »

Zimowysmutek
Skradając się lasem wreszcie wypatrzyłem sarnę, która ścigaliśmy, gdy zauważyłem, że Jaques się zatrzymał na pozycji jaką ustaliliśmy pomyślałem "No przynajmniej on zrozumiał i nie próbuje tego zepsuć... Po tym cholernym śniegu ciężko się skradać... pewnie celowo dał mnie do tej roboty bo jak źle pójdzie to będzie na Nowego". Udało się ją tak podejść, że się nie spłoszyła. Powoli wymierzyłem i strzeliłem do niej. Niestety strzała trafiła w udo sarny, która zaczęła uciekać. Zaczęliśmy ją gonić. Jak na złość na początek zaczęła uciekać trochę w innym kierunku, ale krzykami i pohukiwaniem udało się ją zmusić by pobiegła tak jak my chcieliśmy. Było to bardzo wyczerpujący bieg, gdyż śnieg miejscami był gruby a nieraz pod cienką warstwą śniegu znajdował się lód. Gdy tylko wybiegła na rzekę Arhait zakończył to jednym ciosem oszczepu. Zaraz po tym wybiegłem nad rzekę. Starałem się nie dać po sobie znać, że ta gonitwa dała mi trochę w kość. Oddałem Arhaitowi łuk puszczając jego komentarz mimo uszu a w duchu przeklinałem siebie "jak mogłem tak wyjść z formy, żeby tak spudłować, gdybym sam polował to bym stracił cały dzień idąc za nią ." W drodze powrotnej wyczułem na sobie natrętne spojrzenia tego ead, z którym polowałem. Zwolniłem trochę by się z nim zrównać i cicho syknąłem:
-Czego chcesz?!
Kot ma swoje własne ścieżki;
choćbyś go zmusił do odwrotu, on nadal jest na swojej drodze.

Kot czeka

Droga Kota
Twilight
Pomywacz
Posty: 61
Rejestracja: niedziela, 15 czerwca 2008, 15:46
Numer GG: 6401347
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Twilight »

Lindara
Skinęła głową na słowa Korsarza i w milczeniu zabrała się do pracy.
Wrzucała do wiadra znalezione truchła, z każdym następnym utwierdzając się w przekonaniu, że ludzie są najobrzydliwszą rasą jaka tylko może chodzić po świecie. ‘Rozmnażają się szybciej niż szczury i najwyraźniej żywią się wszystkim, co da się zjeść’ przyszło jej na myśl, gdy oglądała wycięte miejsca w ciele czegoś, co prawdopodobnie było kotem. Albo czymś w tych wymiarach.
Nudna i monotonna praca sprawiła, że jej myśli skupiły się na sprawach niezwykle odległych od tu i teraz - myślała o braciach. Czy jej szukają? Zapewne, przecież nietrudno odgadnąć co stało się w wiosce i gdzie popłynęli łowcy. Zdawała sobie sprawę, że szukanie jednego konkretnego niewolnika w Karond Kar to jak szukanie pereł na ulicach Naggarond. Chociaż z jej rodziną to nigdy nie wiadomo… Prawdopodobnie znaleźli by nawet i perły...
‘A co, jeśli cię nie szukają?’ gdzieś na krańcach jej świadomości błąkało się to pytanie. Jednak odsuwała je od siebie zdecydowanie. To by nie było w ich stylu. Jeśli żyją to będą jej szukać, cokolwiek by się nie działo. ‘Tylko jak cię znajdą na tym końcu niczego?’ zapytała drwiąco samą siebie. ‘Musisz przestać biernie czekać, aż coś się stanie. Weź się do pracy. Zróbże coś!’
Z irytacją cisnęła do kubła ostatnie szczurze truchło. Dobre samopoczucie i to słodkie odprężenie, jakie czuła dzisiejszego ranka wyparowało gdzieś, pozostawiając po sobie tylko nikłe i nieuchwytne wspomnienie. Czuła wzrastającą złość i beznadziejne poczucie bezsilności. Nienawidziła, gdy nie miała wpływu na swój los; gdy była zależna od tego, co dzieje się gdzieś poza nią bez jej wiedzy i wpływu. Po raz pierwszy od lat zatęskniła do domu. Po raz pierwszy zaczęła żałować.
Spojrzała na wejście do mniejszego pomieszczenia, także zakryte szmatą. ‘Jeszcze tam’ – pomyślała podchodząc do wejścia. Szarpnęła gwałtownie za szmatę, a gdy opadła powiodła wzrokiem po pomieszczeniu… i zastygła w bezruchu ze zdziwienia.
Jej wzroku wcale nie przyciągnęły dziwaczne dekoracje oświetlone nikłym poblaskiem zwęglonego drewna, a osoba, której nie spodziewałaby się tu zastać. ‘To niemożliwe!’ - myślała gorączkowo – ‘Przecież on nie żyje!’
Podeszła bliżej, chcąc przekonać się czy oczy nie zwodzą jej w tym półmroku. Nie, na pewno się nie myliła.
- Shethar – wykrztusiła, a mężczyzna otworzył oczy. Cofnęła się instynktownie, prawie wpadając na wchodzącego za nią Azghaira. Strażnik nie zareagował, tylko wpatrywał się w nich wcale nie zauważając ich obecności. Jego oczy powiedziały jej co się dzieje. Odruchowo dotknęła jego ramienia. Mężczyzna spojrzał na nią i skulił się skamląc o litość. Cofnął się przed nią przerażony, a po policzku ściekło mu coś mokrego i była pewna, że nie był to pot. Opuściła rękę i wpatrywała się w strażnika szeroko otwartymi oczyma, by za chwilę przenieść zdumiony wzrok na Korsarza.
- Myślisz, że próbowali coś z niego wydobyć?
Przypomniała jej się wczorajsza rozmowa z Szelmą. Czyżby strażnik nie wiedział skąd brał się pośpiech karawany? A może rany i narkotyki sprawiły, że bredził tak jak teraz?
A może Szelma wcale nie wie o tym, że strażnik wciąż żyje? Jednak wydawało jej się to wielce nieprawdopodobne, choć z drugiej strony robienie czegoś za plecami przywódcy było w stylu postępowania Druchii… Wszędzie, nawet tu, walczy się o władzę i wpływy… A informacje, jak zdążyła się przekonać, są jedną z broni, które można wykorzystać. Pytanie tylko kto mógłby to robić?
- Patrz czy nikt nie idzie – poleciła Azghairowi, klękając naprzeciw Shethara. – Później ci to wyjaśnię.
Skrajem koca otarła czoło strażnika. Po chwili delikatnie ujęła jego twarz w dłonie i spojrzała mu w oczy.
- Uspokój się – zamruczała łagodnie, ale w jej głosie brzmiały też rozkazujące tony. – Zrobiłeś dokładnie to, co chciałam. Jestem z ciebie bardzo zadowolona – pieszczotliwie pogładziła jego policzek. Chciała by się uspokoił i skoncentrował się na tym, co mówi. – A teraz chcę byś mi opowiedział o ostatnim transporcie z Karond Kar na folwark należący do domu Urithanarin. Było w nim coś szczególnego albo nietypowego? Słyszałam, że się spieszyliście... Dlaczego?
Zamilkła na chwilę, dając mu czas do zastanowienia się.
- Może wiesz coś, czego nie wiedzieli inni?
Róża pustyni
Której cień nosi ze sobą tajemną obietnicę
Ten pustynny kwiat
Żaden słodki perfum nie torturuje mnie bardziej niż ten

Śnię o deszczu
Podnoszę swój wzrok ku pustym przestworzom
Zamykam oczy
Ten rzadki perfum jest słodkim upojeniem miłości
callisto
Szczur Lądowy
Posty: 17
Rejestracja: piątek, 12 grudnia 2008, 23:00
Numer GG: 9592373
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: callisto »

- A kto lubi życie tutaj? -Mruknęła pod nosem.-Chyba tylko strażnicy. Dla nich to świetna zabawa.-Skierowała spojrzenie za kobietą. -Czego dokładnie ode mnie chcesz? Co mam do stracenia?
Ostatnio zmieniony środa, 21 stycznia 2009, 20:31 przez callisto, łącznie zmieniany 1 raz.
Ewolucja jest niedoskonałym i często okrutnym procesem.
Moralność traci swoje znaczenie.
Wybór pomiędzy złem i dobrem zredukowany do jednego, prostego wyboru...
Przetrwanie,
albo unicestwienie.
ODPOWIEDZ