[Warhammer] Arhain

To jest miejsce, w którym przeprowadza się wcześniej umówione sesje.
ODPOWIEDZ
Isengrim Faoiltiarna
Bombardier
Bombardier
Posty: 692
Rejestracja: niedziela, 11 grudnia 2005, 17:49
Numer GG: 2832544
Lokalizacja: The dead zone

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Isengrim Faoiltiarna »

Azghair

Czarnowłosy zgadywał do tego stopnia celnie, że w korsarzu obudziła się lekka nieufność. Chociaż z drugiej strony jego obecna sytuacja nie jest wcale tak bardzo nieprawdopodobna... "Wpadliśmy z deszczu pod rynnę"-pomyślał, kiedy usłyszał słowa Druchii.-"Może ucieczka to nie był taki dobry pomysł..."
Jasnowłosy elf zaprowadził ich do rudego mężczyzny. Azghair zdziwił się trochę, kiedy usłyszał jego imię - nie przypominało żadnego, które słyszał. Zgrzytnął zębami, kiedy usłyszał co mają robić. Korsarz wyprawiający skóry... Kto kiedykolwiek słyszał coś podobnego? Chęć zemsty, od pewnego czasu przytłumiona przez wydarzenia, rozgorzała z nową siłą. Chcąc nie chcąc, teraz musiał się tym zająć... Uklęknął przy skórze, ale nie miał zbyt dużego pojęcia o tym, co robić. Postanowił obserwować Cienia, który najwyraźniej znał się na tym rzemiośle, i robić to, co Zimowysmutek. W międzyczasie słuchał tego, co mówił rudowłosy. Ars Moriendii... Nazwa ta nie kojarzyła się dobrze, ale Azghair nie mógł sobie przypomnieć, co dokładnie oznaczała. Na pewno byłą związana z bełkotem zwierząt z Bretonii...
"Beg for mercy! Not that it will help you..."
Hoist the banner high!! For Commoragh!
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Post autor: Ninerl »

Yenluhar uśmiechnął się nieprzyjemnie w odpowiedzi na słowa Lindary.
- Może nie określiłbym ich w ten sposób...- odpowiedział, wyjmując z buta mały nóż i rzucając Zimowemusmutkowi, bo Cień nie znalazł swojego odłamka- To byli zwykli idioci i słabeusze. Wydobywanie z nich tych bzdur było naprawdę nużące. Chociaż się czasami przydawali...- mężczyzna poprawił się na kamieniu- Nie przestawaj kręcić. Mam już dość spalonego i surowego mięsa.- zwrócił się karcąco do kobiety, gdy na chwilę puściła rożen, by ulżyć dłoniom i ramionom.
- Teraz mamy lepsze sposoby. Przekonacie się niedługo. Niestety, nie dzięki mnie- wyszczerzył zęby w parodii uśmiechu, która zmieniła na chwilę jego twarz w elfie oblicze drapieżnika.
Pracowaliście w milczeniu. Zimowysmutek i Azghair wkrótce byli mokrzy i śmierdzący. Cień dał niewprawnemu korsarzowi łatwiejsza robotę- mieli w końcu nie zepsuć skóry. Gdy skończyliście robotę, wasz "opiekun" pozwolił wam odciąć kawałek mięsa z dobrze upieczonego truchła. Mięso było słodkawe w smaku, twarde i żylaste - ale było jedzeniem i nikt tutaj nie bawił się waszym głodem.
Byliście zmęczeni i senni. Yenluhar wskazał wam okolice ogniska, uprzejmie wyjaśniając, że musicie się zadowolić ziemią.
No tak, staliście obecnie najniżej w hierarchii bandy. Może wkrótce uda się to zmienić...
Następnego dnia zostaliście zaprowadzeni do jednej z mniejszych jaskiń. Wypełniała ją woń palonych ziół, tak przynajmniej się Wam zdawało. Dopiero potem dostrzegliście w migocącym świetle pochodni i małego ogniska jakiegoś człowieka. Tak przynajmniej się zdawało. Ale ten człowiek nie przypominał tych ludzi, jakich dotychczas widzieliście.
Miał tak ciemną skórę, że wydawała się czarna w słabym świetle. Jego twarz zdobiły blizny i zgrubienia tworzące dziwaczne wzory. Miał ciężkie, zrobione z kości kolczyki w uszach, a jego wygolona na gładko czaszka lśniła.
Kilka wisiorów z rzeźbionych kłów i drobnych kosteczek okalało jego szyję. Cały owinięty w łachmany i szmaty, ze swoją pożłobioną zmarszczkami twarzą przypominał nieco goblina.
Gdy zobaczył trójkę Druchii, zacisnął dłonie na kosturze z przyczepionymi smętnymi resztkami piór, a w jego czarnych oczach pojawił się błysk.
Obok dziwnego ead siedział Szelma. Czarnowłosy uśmiechnął się radośnie na Wasz widok, a Wam się zrobiło nieswojo. Z czego on się tak cieszy?
Człowiek zamruczał nieznanym języku jakieś słowa i zdjął małe naczynie z ogniska, a Druchii gestem nakazał Wam usiąść.
- Siadajcie. Zaraz wszystko się okaże. Zanbu, zaczynaj...- zwrócił się do ludzkiego mężczyzny.
O co tu na Khaine'a chodziło? Co się okaże?
Człowiek nazywany Zanbu zakaszlał, a potem wstał. Swoim kulawym krokiem okrążył ognisko, zawodząc melodyjnie.
- O, wielkie Zanmasso....ja chcieć ty dobro....biegnąca-i-tłusta Ouugano....zjedz oni....- robił tak jeszcze przez dobrą chwilę, przywołując jakieś inne imiona. Siedzieliście, zastanawiając się co robi. Może rzuca zaklęcie? Przywołuje coś? To ostatnie przypuszczenie zjeżyło Wam włosy na głowach. Szalony mag...Tylko tego tu trzeba.
Gorączkowe rozmyślania przerwało westchnięcie Szelmy.
- Zanbu, wystarczy tych mistycznych bzdur. Przestań robić z siebie głupka.- Druchii przewrócił oczyma. Człowiek prychnął ze złością.
- Zawsze wszystko psujesz, Szelma- poskarżył się w Waszym języku z całkiem niezłym akcentem i usiadł- Dałbyś się rozerwać człowiekowi czasami.- dodał płaczliwym tonem, ale lustrował Was uważnym wzrokiem.
- Zaczynaj wreszcie, na Khaine- warknął Druchii.
- Ale ty jesteś niecierpliwy.... zapaliłbyś sobie jedną z moich mieszanek...ale nie i nie...uparty shou z zimnej krainy- zamamrotał pod nosem z urażoną miną i wyjął skądś trzy małe miseczki. Nalał do nich parującą zawartość kociołka.
Wypełniła jego po brzegi nieco opalizując w świetle. Po Waszych głowach krążyło wiele pytań co do tego płynu. Może to trucizna? Albo narkotyk? Ale po co?
Zanbu usiadł na swoim miejscu i skinął głową.
- Wypijcie zawartość- powiedział herszt banitów spokojnym głosem, jakby nie spodziewał się Waszych sprzeciwów- To nie trucizna, zapewniam was. Jeśli będziecie oporni, napoimy was siłą, ale ja liczę na waszą współpracę- dodał za moment z nikłym uśmiechem.
Z niechęcią wypiliście gorzkawy płyn. Był paskudny, momentami słodkawy, a ta słodycz na tle goryczy tylko pogarszała jego smak.
Siedzieliście przez chwilę, zastanawiając się co teraz się stanie.
W pomieszczeniu wirował aromatyczny dym, gdy paliło się coś wrzucone w płomienie.

Lindara
Siedziała i czekałaś na coś, cokolwiek. Podejrzewałaś, że napar jest narkotykiem, ale nie miałaś pewności. Oparłaś się wygodniej o ścianę. W pomieszczeniu było ciepło, cieplutko jak w łaźni, ale bez tej drażniącej wilgoci. Czułaś, że robisz się senna, a otoczenie trochę blaknie.
Przymknęłaś oczy, zastanawiając się gdzie jesteś. Pachniało jakby żywicą i drewnem. Może jesteś w domu? W tej małej osadzie, którą czasami tak nazywałaś. Oczywiście, Twoim prawdziwym domem był wspaniały pałac, a nie taka rudera.
- Lindara?- męsko głos wyrwał Cię z rozważań. Otworzyłaś oczy i dostrzegłaś jakiegoś mężczyznę. Po chwili jego twarz oświetlił blask ognia. To był Maleth... tak, to musiał być chyba on. Jego ciemne włosy spływały na ramiona.
Przetarłaś oczy, by pozbyć się tej dziwnej mgły. Rozchyliłaś usta, by coś powiedzieć, ale mężczyzna odezwał się pierwszy.
- Ciiii.... miałaś wypadek. Nie mów za dużo.- w jego głosie pojawiła się troska. Jak przez mgłę pojawiły się obrazy z wioski- handlarze i ich zbrojna eskorta z wrzaskiem wyłapująca przerażonych i ocalałych mieszkańców.
- A teraz zapytam się ciebie o kilka rzeczy. Chcę wiedzieć, czy wszystko z tobą w porządku. Po pierwsze, jak się czujesz?- na twarzy Maletha pojawił się uśmiech. A potem pojawiły się kolejne pytania...

To był Twój brat. Wspaniałe było, że żyje, ale zmienił się. Bardzo zmienił.... Czułaś coś dziwnego ale nie mogłaś zrozumieć co to takiego....Ale to Maleth, nieprawdaż?

Zimowysmutek
Siedziałeś, czując jak głowa Ci zaczyna ciążyć. Opadała coraz niżej, aż zwiesiłeś ją na piersiach. Było tak ciepło i błogo. Przez chwilę pozwalałeś swoim myślom krążyć swobodnie. A potem poczułeś, że czegoś Ci brakuje. Po jakimś czasie udało się Tobie uściślić kogo dokładnie. Trudno było ci się skoncentrować, ale znalazłeś odpowiedź na pytanie. Gdzie jest ona? Odruchowo pomacałeś podłogę obok siebie. Pusto... Ale czemu? Odpowiedź uderzyła Cię z siłą młota.
Smutek, rozpacz i żal skutecznie tłumione na co dzień, teraz nie napotkały żadnych barier. Atakowany przez falę gwałtownych emocji, czułeś że za chwilę zaczniesz wyć jak dzikie zwierzę. Uczucia pochłaniały Cię jak żarłoczny przypływ, pchając w stronę ciemnej otchłani. Niespodziewanie, ucichły nieco pod wpływem czyjegoś głosu. Czyjego? Chyba twojego, nie byłeś tego pewny. Słowa były pytające....

Mówiłeś coś, z trudem wydobywając z siebie słowa. Czułeś przebijający przez rozpacz, ukryty niepokój. A może Ci się tylko tak wydawało?

Azghair
Właściwie czułeś się dobrze. Czułbyś się tak samo jak zwykle, gdyby nie opadło cię nagle jakieś dziwne otępienie. Znużenie chwyciło Cię w swoje szpony i obojętnie obserwowałeś Szelmę mówiącego coś i uśmiechającego się do półprzytomnej Lindary. Nawet nie rozróżniałeś zbyt dobrze słów. Jedyny chwilowy błysk uwagi poczułeś na widok twarzy Zimowegosmutka- malował się na niej kolejno żal, rozpacz, smutek pomieszany chyba z gniewem. Niski Cień z zaciśniętymi pięściami i płonącymi oczyma wpatrywał się gdzieś w dal. Nagle jego twarz skurczyła się, ale zaraz potem rozpogodziła na dźwięk głosu Szelmy. Banita cichym głosem zadał jakieś pytanie. Nie słyszałeś dobrze słów, tylko sam głos mężczyzny. Zimowysmutek odpowiedział mu z prawdziwym smutkiem, co było niezwykłe jak na małomównego i chłodnego Cienia.
A potem banita spojrzał na Ciebie. Odwzajemniłeś jego spojrzenie zmęczonym wzrokiem. Właśnie docierało do Ciebie jak nisko upadłeś. Co Ci przyjdzie z zemsty? Nie zwróci honoru. Nie da właściwie nic.... Znowu będziesz łotrzykiem, śmieciem bez szacunku. To jest bez sensu.... Wszystko jest bez sensu.
- Azghair? Możesz mi na coś odpowiedzieć?- usłyszałeś pytanie mężczyzny. Właściwie... jak się głębiej zastanowiłeś- co Ci zależy? Na tych paru strzępkach zdań i odpowiedzi? Nie zależało Ci kompletnie, chciałeś by Szelma dał Ci spokój i pozwolił przetrawiać nieudane, żałosne życie...

Mruczałes i mamrotałeś lakoniczne odpowiedzi, mówiąc burkliwym tonem. Niech da Ci wreszcie spokój... Nagle w Twoim umyśle pojawiło się zapomniane pytanie- kto odniesie korzyści z tej rozmowy?
A właściwie... czy to takie ważne?

Banita chce tylko potwierdzenie Waszych informacji- może zdać Wam dodatkowe pytania, by dowiedzieć się czegoś więcej. W każdym razie raczej z Was nie wyciągnie całej historii Waszego życia, ale pamietajcie, ze postacie mają osłabioną wolę i zdolność koncentracji. Zostawiam Wam pole do popisu ;)
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Deadel
Pomywacz
Posty: 44
Rejestracja: środa, 27 sierpnia 2008, 09:16
Numer GG: 0

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Deadel »

Zimowysmutek
Nie słuchałem rozmowy Lindary z naszym nowym opiekunem, kiwnąłem mu jedynie głową, gdy rzucił mi swój nóż. Bez słowa pokazałem Azghairowi co miał robić. Po godzinie byłem już cały brudny, spocony od pracy i ciepła dużego ogniska " dobrze, że się rozebrałem przynajmniej część ubrań będzie czyste, ale spodnie proszą się o pranie bo niedługo będzie mnie czuć padlina". Po skończonej pracy oddałem nóż jego właścicielowi. Z wielkim apetytem wywołanym wysiłkiem zjadłem porcję koniny która dostałem. Rozłożyłem się spać w wyznaczonym miejscu i nakryłem się płaszczem. Pierwszy raz od dłuższego czasu zasypiałem syty i w ciepłym miejscu. Zasypiając towarzyszyła mi myśl, że to jest zbyt piękne by było prawdziwie mimo to spałem spokojnie. W nocy śniła mi się moja ukochana tylko wrażenie mi po nim zostało, gdy się obudziłem. Za to ponure przygnębienie wywołane tym, że nie ma już mojej NorLyam ogarnęło moje serce po wyrwaniu mnie ze snu. Będąc w takim stanie umysłu poszedłem za opiekunem do małej słabo oświetlonej jaskini w której było aż duszo od aromatycznego dymu. Bardzo mnie zdziwił widok dziwnego czarnoskórego ead, który kręcił się koło małego ogniska i nie opodal siedzącego szefa banitów. "ale dziwne zwierzę to na jego twarzy to pewnie rytualne blizny...może to jakiś kapłan lub szaman". Widok uśmiechniętej twarzy szefa bandy wywołał we mnie ukłucie niepokoju, które zaraz stłumiłem w zarodku "Czemu on się tak uśmiecha? Czyżby szykował nasz koniec? Przestań się bać jak jakiś miejski kundel, musisz przetrwać wszystko byle tylko ją pomścić". Gdy po chwili starzec zaczął tańczyć i dziwacznie śpiewać pomyślałem co to za cyrk on robi. Moje myśli potwierdziły niecierpliwe słowa Szelmy. Miseczka pasującej cieczy, która otrzymałem nie pachniała zbyt pięknie, a smak był jeszcze gorszy. Przełknąwszy ostatni łyk, głowa mi dziwne zaczęła ciążyć, a po ciele rozlało mi się błogie ciepło. Moje myśli zaczęły krążyć wokół dzisiejszego snu, zacząłem poznawać otoczenie, które wtedy widziałem. Rozglądałem się wszędzie dookoła, ale nigdzie nie mogłem dostrzec jej- mojej NorLyam, po dłuższej chwili zdałem sobie sprawę, że to tylko sen. Myśl ta niczym młot rozbiła dzban uczuci kłębiących się w mym sercu. Pierwsza wylała się z niego fala smutku i dławiącej rozpaczy by po chwili ustąpić miejsca żalowi za minionym czasem. Żal rozpalił we mnie gniew na tych, którzy byli sprawcami naszej rozłąki. Z sercem płonącym gniewem takim, że chciałem wyć zacząłem opadać w ciemność. Wtedy z usłyszałem głos, zrazu nie poznałem jego barwy ani nie rozumiałem sensu. Słowa się powtórzyły to był jej głos pytała się:
-"Skąd się tu wziąłeś?"- ją odpowiedziałem:
- Zostałem kupiony na targu niewolników, na który trafiłem po tym jak nas na wieki rozdzielili ten łowca głów.
-"Kto mnie kupił?"-
- Nie pamiętam jakiś możny ród. I mało mnie to obchodzi jedyne o co mnie trzyma przy życiu to zemsta na tych, którzy mi zabrali Ciebie.-
Gdy usłyszałem jej pytanie kim byłem przed rozłąka zdałem sobie sprawę, że to nie ona pytała z trudem odpowiedziałem tylko:
- Nie jesteś moją NorLyam.- potem zapadłem w ciemność.
Kot ma swoje własne ścieżki;
choćbyś go zmusił do odwrotu, on nadal jest na swojej drodze.

Kot czeka

Droga Kota
Twilight
Pomywacz
Posty: 61
Rejestracja: niedziela, 15 czerwca 2008, 15:46
Numer GG: 6401347
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Twilight »

Lindara

Zastanowiły ją słowa pilnującego ich Druchii. Zrozumiała, że to on wcześniej zajmował się wydobywaniem informacji, zapewne torturując delikwentów. Teraz robili to inaczej. Ciekawe jak? Była pełna obaw jeśli chodziła o tą nową metodę - uśmiech ich opiekuna nie wróżył nic dobrego.
Koniec dnia przyniósł jej tylko ulgę, że mogą wreszcie usiąść i odpocząć. Noc spędzili na ziemi, ale to nie było dla niej zaskoczeniem. Jednak ich pozycja wśród banitów może się niedługo zmienić. Musi. Powoli zaczynało denerwować ją to, że ciągle ma na szyi obroże, a za nią ciągnie się łańcuch. Nie miała nic do swoich towarzyszy, ale wolała by łączyły ich bardziej abstrakcyjne więzi.
Następnego dnia znów gdzieś ich zaprowadzono. W małej jaskini, w której się znaleźli, pachniało palonymi ziołami. Czyżby to miało zagłuszyć jakiś inny zapach? Rozejrzała się, ale w świetle płonącego ogniska i pochodni nie zobaczyła nic podejrzanego i dziwnego. Oprócz samego mieszkańca tego miejsca. Nigdy nie widziała dziwniejszego człowieka, a myślała, że widziała ich już wielu. Jego skóra była niemal czarna, przypominał jej bardziej goblina niż człowieka. Zauważyła jak zacisnął ręce na swoim kosturze oraz dziwny błysk w jego oczach, gdy tylko stanęli w jaskini. ‘O co tu chodzi? Boi się nas?’
Szelma przywitał ich uśmiechem tak radosnym, że aż poczuła jak coś wywraca jej się w żołądku. ‘Dlaczego on się ciągle tak uśmiecha? I dlaczego, na Khaine, tak mnie to niepokoi? Chyba nie tylko mnie’, pomyślała zerkając na towarzyszy.
Już z pozycji siedzącej przyglądała się poczynaniom człowieka. Zrozumiała jedno – Szelma chce sprawdzić czy mówią prawdę, a ten cały Zanbu ma mu to umożliwić. Tylko jak? Odgrywając to przedstawienie i robiąc z siebie kompletnego kretyna? Czyżby był jakimś magiem? Albo szamanem?
Człowiek rozlał zawartość kociołka do trzech miseczek. Ujęła swoją w obie dłonie i przyjrzała mu się. Szelma zapewniał, że to nie trucizna. Jakoś nie miała co do tego wątpliwości – gdyby chciał ich zabić zrobiłby to już dawno. Płyn lekko opalizował w świetle pochodni, pachniał jakimś gorzkim zielem. To chyba narkotyk… Po chwili wahania podniosła miseczkę do ust i wypiła. Płyn był przeraźliwie gorzki, ze słodkawym posmakiem, ale to wcale nie pomagało. Skrzywiła się przeraźliwie i odstawiła naczynie, czując że żołądek odmawia jej posłuszeństwa. Oparła głowę o ścianę. Oczekiwała jakiś efektów.
Od wielu dni nie czuła się tak błogo, nie było jej tak ciepło. Chciało jej się spać, otoczenie rozmywało jej się jakby od kilku dni nie zmrużyła oka. ‘Gdzie ja do cholery jestem?’ pomyślała przymykając oczy. Ostatnie wydarzenia uciekały z jej pamięci jak stado spłoszonych ptaków.
Czuła drewno i żywicę… Czyżby znów była w domu? W tej małej wiosce?
- Lindara? – męski głos wyrwał ją z tego dziwnego stanu półsnu. W świetle pochodni ujrzała męską sylwetkę. Po chwili ogień oświetlił jego twarz. Maleth? Tak, to on, te ciemne włosy… Przetarła oczy chcąc pozbyć się tej mgły. Co to jest, do cholery? Otwierała już usta by coś powiedzieć, ale brat jej przerwał.
- Cii… miałaś wypadek. Nie mów za dużo – uspokoił ją. Chciała chwycić go za rękę, uścisnąć by pokazać mu jak się cieszy, że jest cały, ale natrafiła na pustkę. Przypomniała sobie ten dzień… palące się domy, handlarze i ich ochrona wyłapujący przerażonych mieszkańców.
- Jak się czujesz? – Słowa brata docierały do niej jakby z opóźnieniem. Jęknęła cicho i potrząsnęła głową.
- Dziwacznie. – Odpowiedziała zdawkowo. Coś jej tu nie pasowało… ale co?
- Pamiętasz jak się tu znalazłaś?
Zamyśliła się głęboko. Czy pamiętała? Tak, pamiętała tą wioskę. Dom, jak to czasem nazywała, choć to zbiorowisko ruder wcale nie przypominało pałacu, w którym się wychowała.
- Wracaliśmy z polowania. Poczuliśmy dym, a kiedy podeszliśmy bliżej usłyszeliśmy krzyki osadników. Wiedzieliśmy, że to handlarze i ich obstawa. Rozdzieliliśmy się. Miałeś sprawdzić ilu mieszkańców uda ci się wyprowadzić, a ja miałam znaleźć Astrela i Caletha – zawahała się szukając odpowiednich wspomnień. Trudno jej było skupić się na tym, co mówi. Myśli uciekały gdzieś w bok. Po chwili podjęła przerwany wątek.
- Nasze miejsce było już puste. Chłopcy musieli się zorientować co się świeci i dali nogę, zabierając nasze rzeczy. Pomyślałam, że mamy się spotkać na tej polanie za wioską. Jak wychodziłam wpadłam na strażników. Byli bardzo zaskoczeni, więc się na nich rzuciłam. Zraniłam jednego, ale szybko powalili mnie na ziemię, skopali, a później poczęstowali pałą. Obudziłam się w ładowni statku.
- Z twoją głową wszystko w porządku, pamiętasz wszystko.
Zamilkła na chwilę i znów próbowała odnaleźć jego dłoń. Znów nie mogła.
- Chcieli mnie sprzedać do burdelu, wyobrażasz sobie? Ja i burdel – zaśmiała się cicho. – Ten handlarz… jak on miał? No, nie ważne. Prawie odgryzłam mu ucho, ale miał wtedy minę! Szkoda, że tego nie widziałeś.
Zamachała ręką przed oczyma, ale mgła nie rozwiała się. Zamrugała kilkakrotnie i spojrzała na brata. Tak strasznie się zmienił przez te kilka tygodni. I wyczuwała coś dziwnego… ale co? Nie potrafiła się na tym skupić. Eh, bzdura, tylko jej się wydaje. Przecież to jej brat, prawda?
- Skąd jesteś? – spytał po chwili.
Spojrzała na niego półprzytomna. To pytanie było głupie.
- Z Naggarond, przecież wiesz – wymamrotała, zamykając oczy. Pomogło! Nie widziała już ten denerwującej mgły. Uśmiechnęła się lekko i usnęła.
Róża pustyni
Której cień nosi ze sobą tajemną obietnicę
Ten pustynny kwiat
Żaden słodki perfum nie torturuje mnie bardziej niż ten

Śnię o deszczu
Podnoszę swój wzrok ku pustym przestworzom
Zamykam oczy
Ten rzadki perfum jest słodkim upojeniem miłości
Isengrim Faoiltiarna
Bombardier
Bombardier
Posty: 692
Rejestracja: niedziela, 11 grudnia 2005, 17:49
Numer GG: 2832544
Lokalizacja: The dead zone

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Isengrim Faoiltiarna »

Azghair[

"Pięknie"-pomyślał, klęcząc przy skórze i nacierając ją końskim mózgiem. Korsarz. Mouraeth. Elita, najlepszy z najlepszych. Praktycznie był już Krwawym Ostrzem... A teraz? Ubrany w szmaty klęczy w jakiejś jaskini, traktowany jak niewolnik. Czuł, jak przesiąka zapachem mazi z rozgniecionego mózgu... Zemsta płonęła w nim równym, jasnym płomieniem. Zapłacą za to. Wszyscy...
Nie widział potrzeby ani możliwości pozbycia się z siebie brudu, resztek tkanki i zapachu, więc postanowił je zignorować. Wytarł tylko ręce w łachmany, które miał na sobie, i zaczął jeść kawałek mięsa. Obserwował w międzyczasie Yenluhara, rozmyślając nad tym, co usłyszał. Ars Moriendi... Rozmowa nadzorcy z Lindarą skierowała myśli Azghaira na właściwe tory. Sztuka śmierci. Ead był oprawcą i najwidoczniej lubił swoją pracę... Kiedy skończył jeść, zwinął się w kłębek na ziemi i szybko zapadł w sen, zmęczony wyprawianiem skóry.
Następnego dnia zostali zaprowadzeni do mniejszej jaskini, wypełnionej zapachem ziół. Siedział w niej człowiek - w każdym razie chyba był człowiekiem, gdyż Korsarz nigdy nie widział nikogo podobnego. Azghair nie skupiał się na inkantacjach czarnoskórego ani na jego rozmowie z Szelmą. Wziął podaną mu miseczkę z napojem. Przez krótką chwilę patrzył z wahaniem na płyn, po czym szybko wypił całą zawartość czarki. Siedział i czekał, aż coś się wydarzy, kiedy ogarnęło go znużenie. Widział Szelmę, rozmawiającego z Lindarą i Cieniem, ale nie mógł skupić się na słowach. Napotkał w końcu spojrzenie czarnowłosego Druchii, w jego oczach zobaczył swoje odbicie i uświadomił sobie, że stracił wszystko. Honor, koję na Mrocznej Łodzi, Smoczy Płaszcz i tytuł Mouraetha, miejsce w społeczeństwie i szansę na powrót. Jedyny obecny cel życia, zemsta, również stała się bezsensowna i zbędna. Powoli poddawał się ogarniającej go apatii. Usłyszał pytanie. Skinął głową w odpowiedzi, patrząc pozbawionym emocji wzrokiem na twarz Szelmy.
-Karond Kar-rzucił w odpowiedzi na pytanie, skąd pochodzi.-Korsarz. Jestem Korsarzem, zawsze byłem. Straciłem miejsce na Łodzi... Sprzedali mnie. Z zazdrości i ze strachu...-poczuł, że otępienie odrobinę ustępuje miejsca chęci zemsty, przytłumionej jednak przez narkotyk. Nie mógł się skupić, nie słyszał kolejnych pytań. Powoli zapadał w sen.
"Beg for mercy! Not that it will help you..."
Hoist the banner high!! For Commoragh!
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Ninerl »

Szelma potrząsnął Azghairem, zanim ten zdążył usnąć.
- Nie śpij.- otępiały korsarz otworzył oczy, patrząc nieprzytomnym wzrokiem na banitę. Ten niezbyt mocno przyłożył mu w twarz.
- Wstawaj wojowniku. Szkoda tracić czas.- potrząsnął nim jeszcze raz, a potem szturchnął drzemiącego Cienia. Zimowysmutek niemal podskoczył, gdy usiadł gwałtownie i omiótł podejrzliwym spojrzeniem otoczenie. Zanbu zachichotał natrafiając na jego wzrok.
- Czujny niczym młoda sarenka. Daj go Arhaithowi, wszyscy lubimy świeże mięso- człowiek zatarł dłonie.
- Sam się nad tym zastanowię, jeśli pozwolisz...- odparł lodowato Druchii, potrząsając Lindarą. Rozespana kobieta przez chwilę błądziła wzrokiem po pomieszczeniu.
Szelma chwycił łańcuch i wyprowadził Was z pomieszczenia. Szliście tym samym korytarzem, ale mężczyzna nagle skręcił w boczną odnogę. Kluczyliście jeszcze kilka chwil, a potem owiało Was chłodne powietrze i zapach dymu. Weszliście do małej jaskini rozjaśnionej blaskiem zimowego słońca i światłem sporego ogniska. Tu i tam na podłodze leżały skrzynie, a przy ognisku stało prymitywne kowadło.
Usłyszeliście szczęk metalu dochodzący zza stosu skrzyń.
- Drannil, chodź tu.- zza stosu wyłonił się wysoki i muskularny, mimo widocznego wychudzenia, mężczyzna. Był jeszcze wyższy niż Azghair. Ciemne włosy miał związane w kucyk, a na sobie jakąś brudną i obszarpaną szmatę, mającą najwyraźniej imitować kowalski fartuch. Tu i tam na skórze czerniły się jeszcze kępki sierści jakiegoś zwierzaka.
Drannil spojrzał się pytająco na trójkę niewolników. Trzy podłużne szramy przecinały jego lewy policzek, miały gładkie i wyraźne brzegi.
- Musimy uwolnić moje nowe pieski- powiedział protekcjonalnym tonem przywódca banitów i uśmiechając się nieco szyderczo poklepał korsarza po ramieniu- Zdejmij im ten łańcuch. Nie potrzebujemy klaith...w odróżnieniu od tamtych- muskularny Druchii uśmiechnął się milcząco i zniknął na chwilę.
Za moment wrócił i wreszcie po paru chwilach pełnych hałasu i zgrzytu metalu o metal, mogliście poruszać się oddzielnie. To było trochę dziwne wrażenie i nadal odruchowo zachowywaliście poprzednią odległość.
- Obroże zostaną, będą jeszcze przydatne. Zresztą zobaczycie, mam pewien pomysł- w oczach Szelmy rozbłysły iskierki- Możecie chodzić prawie wszędzie, oprócz jaskini Zanbu. Głupi staruch jest paranoikiem - mimo tych słów, w głosie mężczyzny nie zabrzmiało potępienie. Raczej zrozumienie.
- Oczywiście macie dobrze pracować. Będziecie od wszelkiej brudnej roboty, przynajmniej na razie. No a potem.... co z mokrą, to zobaczymy- Szelma odstąpił krok i zaplótł dłonie, jakby podziwiał swój nowy nabytek.
- I jeszcze jedna rzecz.- w jego głosie zabrzmiał chłód- Nie pochodźcie do mnie zbyt blisko. Stare przyzwyczajenia...- uśmiechnął się zimno. A potem nagle jego uśmiech ocieplił się i dodał:
- Muszę wam przydzielić opiekuna. Może to będzie... - nagle urwał, a Wy usłyszeliście odgłos czyichś szybkich kroków.
Za chwilę z korytarza wyłonił się młody Druchii. Wyglądał na jakieś trzydzieści lat. Podbiegł do Szelmy i wtedy zauważyliście dziwny odcień jego włosów - z pozoru srebrny, ale co chwilę mieniący się lekkim złotawym odcieniem. Wyglądało to ciekawie.
- Szelma, eadi przyszli- wysapał, próbując złapać oddech- Oriaith prosił byś przyszedł, jak najszybciej. Tamci są wściekli- młodzik zerknął na Was z ciekawością.
- Znowu...- banita teatralnie przewrócił oczyma- Wracaj i powiedz ojcu, że już idę.- chłopiec skinął głową i znikł w wylocie tunelu.
- Idziecie ze mną. Musicie poznać naszych sąsiadów- w głosie Szelmy zabrzmiało szyderstwo.
Za chwilę ruszył w kierunku tunelu. Podążyliście za nim, zastanawiając się o czym mówi. Jacyś ludzie... sąsiedzi. Owszem, widzieliście ludzi w jaskini, ale chyba nie chodziło o nich.
Po kilkunastu minutach marszu znaleźliście się ponownie na świeżym powietrzu.
Niewielka kotliną między skałami pokrywał świeży śnieg, lśniąc oślepiająco w świetle słońca. Po obu stronach wylotu jaskini, czerniały wysokie skalne ściany. Gdy podeszliście bliżej, dostrzegliście jak kotlina urywa się gwałtownie odsłaniając widok na las.
Z boku biegła wydeptana ścieżka, wijąc się zakosami i schodząc coraz niżej. Słyszeliście jak ktoś wywarkuje jakieś słowa, niczym zwierzę.
Przy wejściu zgromadziło się kilkunastu banitów. Było wśród nich dwóch ludzi- niska i szczupła ciemnowłosa kobieta o wielkich oczach przerażonego dziecka i żylasty, brązowowłosy mężczyzna z nieudolnie przystrzyżonymi włosami na twarzy, nazywanymi brodą.
Ale to nie ta grupka była źródłem hałasu. Na środku kotlinki stało sześciu potężnych mężczyzn. Odziani w futra, z długimi brodami i tatuażami na twarzach przypominali dzikie bestie lub powiększony nagle Brzydki Lud. Kontrastowali z bielą śniegu jak góry złożone z futra i skór, tylko jeden z nich przypominał zwykłych ludzi jakich Azghair widywał na wybrzeżach Starego Świata. Trzymał łuk, a na jego twarzy malował się grymas gniewu.
Najwięcej hałasu robił ten największy- z ryżą brodą i wielkim toporem w rękach wyrykiwał jakieś słowa, zapluwając się z wściekłości.
Zauważyliście jak banici przebierając placami po mieczach, kilku trzymało łuki. W powietrzu wisiało napięcie.
Podeszliście z Szelmą bliżej. Na czele grupki stał Oriaith, ten jasnowłosy Druchii. Zamienił kilka słów z Szelmą i odsunął się w do tyłu. Staliście blisko, więc widzieliście i słyszeliście wszystko.
Na twarzy Szelmy pojawił sie uśmiech. Wielkopańskim gestem rozłożył dłonie w powitaniu.
- Wysłucham twych zarzutów, szacowny Aesgirze- Lindara miała wrażenie, że z pozoru uprzejme słowa kryły w sobie nutę szyderstwa.
- Ty....zdrada....Ygorak...- brodacz wymownie przeciągnął sękatym paluchem, gdzie powinno znajdować się gardło. Zaszwargotał za chwilę ze swoimi ziomkami i wziął od jednego z nich jakiś przedmiot. Był to ułamany bełt od kuszy.
- To nie ja, mój wielki przyjacielu. Strażnicy - Szelma wykonał szermierczy gest - Go zabili. Mieli takie kusze- mężczyzna machał dłońmi w całej serii gestów.
Małe oczka Aesgira rozbłysły podejrzliwie. Miały wodnisty niebieski odcień, zupełnie jak zmrożona woda.
- Kłamać... wy...zdrada...tak zawsze....- widzieliście jak Nors męczy się, starając się znaleźć słowa. Jego kompani kiwali głowami, dodając coś w swoim gardłowym języku- Ten...zabija....żyje....Zanbu ma....a on nasz!- Nors zaryczał z furią, wspomagany podobnym rykiem przez ziomków.
- On jest martwy-oświadczył dobitnym tonem Szelma-Zanbu kroi go... By zjeść-dodał po chwili- Mówię prawdę- Szelma wyglądał jak wcielenie niewinności.
- Prawda... na honor....!- warknął z niedowierzaniem Nors.
- Przysięgam na honor wojownika, że zabójca Ygoraka jest martwy- Druchii wyrecytował pełnym powagi głosem- Ale jeśli potrzebujecie zemsty, to...- na jego twarzy pojawił się pełen złośliwości uśmiech. Oriaith odpowiedział podobnym i znikł w jaskini.
Norsi łypali w stronę Szelmy podejrzliwym wzrokiem.
Po dłużącej się chwili, z wylotu tunelu ktoś wypadł. Skulił się na śniegu, a potem podniósł chwiejnie. Był to młody strażnik, ten sam którego zapamiętał Zimowysmutek. Młodzik dygotał z zimna i strachu, jego twarz zdobiły wielkie sińce. Oriaith popędził go kopniakiem naprzód. Młodzik kulejąc i ledwie stawiając wykręconą stopę, rzucił się Szelmie do stóp.
- Ppaaanie....proszę....-zaskowyczał, z trudem wydobywają z rozbitych warg zrozumiałe słowa.
- Kheironie Kathainkallu, straciłeś swoją szansę. Twoja rodzina będzie mi wdzięczna od uwolnienia jej od takiego nieudacznika- wśród banitów rozbrzmiały śmiechy.
- Panieee...- zaskomlał młodzik, chwytając Szelmę za nogi.
- Twoim ojcem nie może być sam Ganthair. Nie spłodziłby takiego bękarta. Precz ścierwo!- Druchii z całej siły kopnął młodzieńca.
- Nie będziesz mógł pocieszyć już swojej siostry...- zaryczał ze śmiechu Oriaith, a za chwilę na jego twarzy pojawi się obrzydzenie- Parszywe zwierzę!Zabiłbym takiego gołymi rękoma!
- Jest wasz!- Szelma wskazał srebrnowłosego. Aesgir ryknął śmiechem.
- Dowcip...ale...być....słaby...ale strażnik....dobrze-Nors spoważniał i pokiwał głową. Na jego znak, dwaj Norsi chwycili wyrywającego się młodzika.
- Oto co spotyka zdrajców! Zdrajców swoich towarzyszy!- wykrzyczał Szelma z wściekłością- Zdradziłeś swoich, głupcze!- mieliście wrażenie, że cała jego wypowiedź jest skierowana również do Was. Tylko czemu jest taki wściekły?
- Żałosny pies. Bez honoru, nawet nie stwarzał pozorów odwagi- syn Oriaitha stojący obok niego, splunął z obrzydzeniem, gdy Norsowie wlekli swojego wrzeszczącego więźnia.
- Ja..pamietać.....Asegir zakręcił toporem, a Szelma skinął głową- Ale te później...możeć być tak...- odwrócił się i odszedł.
Szelma zakręcił się w miejscu i znikł w jaskini, kiwając na Was dłonią.
Banici rozchodzili się tu i tam, wracając do własnych zajęć.
Następnych kilka godzin spędziliście, sprzątając jaskinię Drannila. Nieudolnie zrobionymi z gałązek miotłami wymiataliście skrawki skór, popiół i odłamki metalu. Drannil nie powiedział ani słowa, obserwując Was uważnie i wskazując brudne miejsca.
Wreszcie nastał wieczór i Druchii zaprowadził Was do wielkiej sali. Widzieliście, że zgromadziła się tu chyba cała banda.
Szelma siedział na tym samym miejscu co poprzedniej nocy. Gdy stanęliście na najniższym poziomie, podniósł się powoli.
Banici z ciekawością wpatrywali się w Was- zupełnie jak na targu niewolników, ale tu już nimi nie jesteście.
Ich czarnowłosy przywódca machnął dłonią, a rozmowy ucichły szybko. Musiał mieć niezły posłuch, skoro tak szybko reszta zareagowała. Wskazał Was dłonią.
- To nasi nowi bracia i siostra. Azghiar, Zimowysmutek i Lindara. Powitajmy ich wśród nas- czuliście na sobie liczne spojrzenia.
Oceniające, niektóre ciekawe, inne ostrożne. Co teraz? Po minie Szelmy można było poznać, że powinniście coś powiedzieć. Tylko co?
To muszą słowa dobre dla banitów, te kilka zdań wpłynie na Waszą pozycją w bandzie.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Twilight
Pomywacz
Posty: 61
Rejestracja: niedziela, 15 czerwca 2008, 15:46
Numer GG: 6401347
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Twilight »

Lindara

Jak się zdawało tylko na chwilę przymknęła oczy, a już poczuła potrząsanie. Usiadła gwałtownie i potoczyła błędnym wzrokiem po pomieszczeniu. Znów była w jaskini tego szalonego czarownika. A więc to tylko majak… poczuła niemiłe ukłucie w sercu – wizja obudziła w niej uśpioną dotąd tęsknotę za rodziną. Była też na siebie zła, że dała się podpuścić i tak się rozgadała. Z braćmi była szczera aż do bólu, a teraz to się obróciło przeciw niej. Pokręciła głową i wstała, widząc że Szelma łapie za łańcuch.
Poprowadził ich tym samym korytarzem, ale nagle skręcił w boczny korytarz. Po kilku chwilach kluczenia poczuła chłodny powiew na twarzy. Rozejrzała się, zaskoczona. Byli w czymś na kształt prymitywnej kuźni, albo warsztatu. Gdy zostali rozdzieleni poczuła się trochę dziwnie. Zdążyła się przyzwyczaić do ciągłego towarzystwa Zimowegosmutka i Azghaira i, choć zamienili ze sobą ledwie kilka zdań, polubiła je. Dotknęła z niepokojem obroży słysząc, że Szelma ma jakiś pomysł. Zastanawiała się o co może mu chodzić.
‘Stare przyzwyczajenia?’ pomyślała, słuchając ostatnich zaleceń przywódcy. ‘Czyżby to związek z jego okaleczeniem? Najprawdopodobniej.’
Z zamyślenia wyrwały ją szybkie kroki, które usłyszała w korytarzu. Do jaskini wpadł młody Druchii. ‘To już drugi, który ma taki rzadki kolor włosów’ pomyślała zdziwiona.
Po chwili znów szli tunelami. Znów wyszli na świeże powietrze. I od razu zrozumiała dlaczego Szelma tak szyderczo się wypowiada o ich sąsiadach. Na środku kotlinki stało sześciu potężnych mężczyzn odzianych w futra o zwierzęcych twarzach. I takich samych manierach. Przywódca banitów przemawiał do nich uprzejmie, ale wyczuwała w jego głosie ukryte nutki szyderstwa.
Wreszcie wywleczono z jaskini młodego strażnika. Był pobity, drżał z zimna i strachu. Skrzywiła się z obrzydzeniem, widząc jak Druchii żebrze o litość. To było żałosne, niegodne wojownika.
- Oto co spotyka zdrajców! Zdrajców swoich towarzyszy! – usłyszała wściekły ryk Szelmy. Miała wrażenie, zapewne bardzo słuszne, że to tyczy się także ich. Ale dlaczego jest taki wściekły? Mogła tylko zgadywać, że sam jest ofiarą zdrady. To by było logiczne i zrozumiałe.
W końcu udobruchani ludzie odeszli, ciągnąc ze sobą wrzeszczącego więźnia. Banici rozeszli się, a oni znów trafili do kuźni. Zostali tam kilka godzin, sprzątając w asyście milczącego Drannila, który tylko wskazywał im brudne miejsca. Lindara przez jakiś czas zastanawiała się na tym czy Druchii nic nie mówi, bo nie chce czy dlatego, że nie może.
Wieczorem zostali zaprowadzeni do tego samego miejsca, co ubiegłej nocy. Zgromadziła się chyba cała banda. Potoczyła ciekawym wzrokiem po zebranych. Natrafiła na takie same spojrzenia. Niektóre oceniające, inne ostrożne, jeszcze inne ciekawe. Czuła się jak na targu niewolników. Widziała Szelmę, siedział na tym samym miejscu, co wczoraj. Gdy stanęli na najniższym poziomie, uniósł rękę a rozmowy bardzo szybko ucichły. Tak jak przewidywała – miał autorytet.
- To nasi nowi bracia i siostra. Azghair, Zimowysmutek i Lindara. Powitajmy ich wśród nas.
Spojrzała na przywódcę, czekając na dalszy ciąg. Ale jego mina dobitnie świadczyła o tym, że powinni coś powiedzieć. Na to nie była przygotowana. ‘Na Khaine, co my mamy im powiedzieć?’ kołatało jej się w głowie. Spojrzała na towarzyszy. Chyba byli tak samo zaskoczeni jak ona. Wyprostowała się dumnie i powiodła wzrokiem po zgromadzonych. ‘Szlag by to…’ pomyślała ze złością. Wiedziała, że musi zasłużyć sobie na ich szacunek. Słowa są bronią potężną, ale i zdradliwą. Czyny zaś mówią same za siebie, ale narazie nic nie wskazywało na to, że będzie mogła się wykazać.
- Bracia, siostry… Przyjęcie do waszego grona to dla mnie ważna rzecz. Straciłam swoją rodzinę, ale zyskałam nową. Mam nadzieję, że dowiodę swojej wartości w czynie…
‘Co pewnie nie nastanie zbyt szybko. Chyba, że docenią to, że odwalamy brudną robotę’ pomyślała z ironią.
Róża pustyni
Której cień nosi ze sobą tajemną obietnicę
Ten pustynny kwiat
Żaden słodki perfum nie torturuje mnie bardziej niż ten

Śnię o deszczu
Podnoszę swój wzrok ku pustym przestworzom
Zamykam oczy
Ten rzadki perfum jest słodkim upojeniem miłości
Isengrim Faoiltiarna
Bombardier
Bombardier
Posty: 692
Rejestracja: niedziela, 11 grudnia 2005, 17:49
Numer GG: 2832544
Lokalizacja: The dead zone

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Isengrim Faoiltiarna »

Azghair

Rozejrzał się po jaskini, cały czas oszołomiony narkotykiem. Otrząsnął się po uderzeniu i poszedł za Szelmą. Dotarli do jaskini służącej za kuźnię. Korsarz uniósł lekko brwi, kiedy zza skrzyń wyszedł kowal - rzadko kiedy widywał Druchii wyższych od siebie, a ludzie byli zazwyczaj jeszcze niżsi. Zacisnął szczęki, kiedy Szelma poklepał go po ramieniu. "Cóż, tym właśnie się stałeś. Psem. Możesz mieć tylko nadzieję, że będziesz miał szansę rzucić się komuś do gardła"-pomyślał gorzko.
Wysłuchał słów elfa, chociaż nie dowiedział się niczego nowego. No, może poza tym, że ktoś próbował nasyłać na Szelmę skrytobójców, co by znaczyło, że jest dość znany w okolicy...
Szybkim krokiem poszedł za Szelmą na zewnątrz. Blask słońca odbitego od śniegu oślepił go, a zimno wzbudziło niemiłe wspomnienie ucieczki. Przed wejściem zobaczył banitów i kilka istot, które najprawdopodobniej były ludźmi, chociaż nie przypominały ich. W każdym razie Azghair nigdy w życiu takich ludzi nie widział... Przybysze robili dużo hałasu, warcząc coś w swoim języku. Szelma rozłożył ręce w powitaniu.
Korsarza niezbyt interesowała rozmowa elfa z człowiekiem. Uśmiechnął się kpiąco, kiedy strażnik szukał wzrokiem pomocy u zebranych. Zdziwiły go trochę słowa Szelmy, ale najwyraźniej ktoś już kiedyś próbował zdradzić bandę...
Resztę dnia spędził zamiatając kuźnię. Później zostali zaprowadzeni do wielkiej sali i przedstawieni reszcie banitów.
- Cieszę się, że mogę dołączyć do Waszej grupy i wspomóc ją w miarę moich możliwości-powiedział, kiedy Lindara skończyła.-Dołożę wszelkich starań, aby udowodnić swoją przydatność i umiejętności.
"Beg for mercy! Not that it will help you..."
Hoist the banner high!! For Commoragh!
Deadel
Pomywacz
Posty: 44
Rejestracja: środa, 27 sierpnia 2008, 09:16
Numer GG: 0

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Deadel »

Zimowysmutek
Z objęć ciemności wyrwało mnie jakieś szarpnięcie. Było to tak niespodziewane, że wywołało u mnie nerwowy ruch i czujne rozglądanie po jaskini. Słysząc słowa Zanbu pomyślałem "to pewnie ten Cień, który wczoraj siedział obok Szelmy." Idąc za nim, zapamiętywałem rozkład korytarzy [staram się to robić cały czas], gdy dotarliśmy do oświetlonej światłem dziennym jaskini, ucieszyłem się w duchu widząc, że jest tam urządzona kuźnia. Już po kilku minutach cieszyłem się brakiem łańcucha między nami, choć do końca dnia łapałem się na tym, że staram się utrzymać odpowiednią odległość od towarzyszy. Spór między banitami a grupa ogromnych i owłosionych ead mnie nie interesował. Widząc srebrnowłosego strażnika karawany przemknęło mi przez głowę mi "Wykorzystuj lecz sam się nie daj wykorzystać, ten tutaj widać o tym zapomniał". Przez resztę dnia sprzątałem razem z towarzyszami od łańcucha jaskinie kowala. Wieczorem Szelma zabrał nas do głównej jaskini usiadł na swoim miejscu, a my stojąc na samym dole byliśmy oglądani jak na targu niewolników przez całą chyba bandę. Szelma jednym gestem uciszył wszystkie rozmowy po czym nas przedstawił i zamarł w milczeniu jakby oczekiwał naszej odpowiedzi. Pierwsza odpowiedziała Lindara po niej Azghair. Nie bardzo wiedziałem co powiedzieć więc w lekkim ukłonie patrząc na bandę, rzekłem:
- Niech moje umiejętność łowieckie zwiększa siłę nasza siłę.- to wypowiedziawszy wyprostowałem się.
Kot ma swoje własne ścieżki;
choćbyś go zmusił do odwrotu, on nadal jest na swojej drodze.

Kot czeka

Droga Kota
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Ninerl »

Szmery rozmów ponownie rozbrzmiały, gdy trójka niedawnych niewolników wypowiedziała te kilka zdań.
- Wspaniale. A teraz my pozwólmy im poznać nasze imiona. Jak ja się zwę, to już wiecie. To jest mój zastępca- wskazał dłonią jasnowłosego- To nasz naczelny łowca, Arhaith. Myślę, że weźmie cię pod swoją troskliwą opiekę, Smutku- drugi Druchii, siedzący obok Szelmy, popatrzył beznamiętnie na nowego podopiecznego. To był ten sam, którego Cień zauważył pierwszego dnia.
-Drannil jest naszym kowalem, to też już wiecie- wysoki mężczyzna pokiwał głową i uśmiechnął się.
Zauważyliście, że siedzi prawie na wysokości tarasu Szelmy- widać stał wysoko w hierarchii bandy. Obok niego siedziała srebrnowłosa kobieta.
- Darathiel jest wojowniczką. Z krwi i kości- szczupła Druchii uśmiechnęła się nikle na słowa czarnowłosego.
- A inni...to już poznajcie ich sami...- Szelma ułożyła się wygodnie na futrze, obserwując Was uważnie.
Banici, jakby to był jakiś sygnał podnieśli się z miejsc i podeszli do Was. Otoczyli Was kręgiem i rozkładając dłonie w powitalnym geście, zaczęli się kolejno przedstawiać. Zauważyliście, że tylko Zanbu stoi razem z nimi. Reszta ludzi zbiła się w grupkę tuż obok- ale nie w samym kręgu.
Lindara domyślała się, że kolejność podawania imion wyznacza też hierarchię w bandzie.
Najpierw wypowiedziała swe imię drobna, brązowowłosa kobieta z czołem przeciętym blizną.
- Jestem Thalarien...- powiedziała cichym, nieco podobnym do syku węża głosem- Poluję...
Zanbu tylko skinął Wam głową, mrucząc coś pod nosem.
Następny odezwał się rudowłosy Yenluhar. Zaraz po nim, przedstawił się ostrzyżony niemal na łyso i ze blizną na szyi po obroży mężczyzna.
- Jestem Shobhair...- jego głos był chrypliwy, ale ledwie wydobył z siebie to słowo. Azghairowi przyszło na myśl, że musi mieć uszkodzone gardło. Może krzyczał zbyt głośno jak na niewolnika?
Zaraz po nim przyszła kolej na młodzika, który dziś przybiegł do kuźni.
- Khaeth....- wzruszył ramionami jakby z zakłopotaniem i spojrzał na Lindarę.
Wreszcie banici rozproszyli się i zauważyliście dwójkę dzieci. Przyglądały się Wam z zachłanną ciekawością.
- A to jest Than i Khaladhiel.- Thalarien pogłaskała je po głowach. Dziewczynka mogła liczyć najwyżej dziesięć, jedenaście lat, chłopiec wyglądał na dwudziestolatka.
- Uciekajcie. Bawić się, póki można..- kobieta popchnęła lekko dzieciaki, a te zamiast odejść, schowały się za najbliższym dorosłym. Thalarein westchnęła, ale nic nie powiedziała.
- Możecie poznać...poznać tych ludzi- wymówiła te słowa, jakby to była obelga- Albo powiem, które jest które... Po co macie się nimi interesować...- widocznie wedle jej mniemania, ludzie nie byli godnymi uwagi istotami.
- Ten zarośnięty to Jjjaquess, ciemnowłosa, wysoka i jasnowłosa to Ccatheriiine. A ta mała i ciemna to Emiilienne...- drobna i chudą kobietę widzieliście dziś przy wejściu jaskini. Zresztą, tego brodatego również.
- A teraz zostawiam was. Do zobaczenia przy ognisku- Thalarien odeszła zostawiając Was samych.
Reszta banitów gromadziła się już wokół rożna i kilku skrzyń.
Co teraz? Póki jesteście sami, być może warto pomyśleć, co mówic i robić w bandzie....
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Twilight
Pomywacz
Posty: 61
Rejestracja: niedziela, 15 czerwca 2008, 15:46
Numer GG: 6401347
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Twilight »

Lindara

Starała się zapamiętywać kolejność, w której przedstawiali się banici, a zwłaszcza tych najwyżej w hierarchii. Podświadomie czuła, że kolejność nie jest przypadkowa, że każdy tutaj ma swoje miejsce. ‘Jak w domu’ pomyślała, gdy inni banici wstali i otoczyli ich kołem. W odpowiedzi na to rozłożyła ręce w geście powitania i uśmiechnęła się. Szczerze i prawie radośnie. Na chwilę, na króciutką chwilę pragnęła zapomnieć w jakiej sytuacji się znalazła i poczuć się swobodnie. Była przecież wśród swoich, a kilka godzin relaksu dobrze jej zrobią.
Ludzie nie podeszli do nich, stali obok, zbici w grupkę. Tylko Zanbu odłączył się od nich, by powitać nowych. Przyglądała się uważnie wszystkim skrupulatnie zapamiętując twarze i imiona. Poczuła na sobie spojrzenie młodzika, który przybiegł dziś do kuźni. Odwróciła się do niego, marszcząc brwi, jednakże zaraz po tym jej uwagę przyciągnęły dzieci. Szczerze mówiąc, chyba była równie ciekawa ich jak one jej. Dzieci… zawsze sprawiały, że myślała o swoim dzieciństwie. I o tym, że to z reguły jedyny czas w życiu Druchii kiedy urodzenie, majętność, wpływy czy siła nie tworzą podziałów i tak naprawdę nie mają znaczenia. Dla dzieci wszystko jest jasne i proste.
O ludziach przypomniała sobie dopiero, gdy Thalarien o nich wspomniała. Elfka miała racje – nie było powodu by się nimi zainteresować. To tylko ludzie, choć nie należało ich ignorować. To już nie są bezbronni niewolnicy.
Gdy zostali sami, odwróciła się do towarzyszy mogąc wreszcie przyjrzeć im się z innej perspektywy.
- Wygląda na to, że się jakoś nam udało przeżyć – stwierdziła zaplatając ręce na piersi. – Wiem, że to nie szczyt marzeń, ale dobre na początek. Tylko co teraz? Wygląda na to, że Zimowysmutek niedługo będzie miał jakieś zajecie – uśmiechnęła się pod nosem patrząc na Cienia. Zwróciła się do Korsarza – Ale ty czy ja? Trzeba będzie znaleźć jakieś zajęcie dopóki nie poukładamy sobie w głowach jakiś planów na przyszłość. Chyba, że jesteście za tym, by trzymać się razem. Wtedy możemy wymyślić coś wspólnie, gdy tylko będziemy pewni co nas czeka. Obawiam się, że powód, dla którego Szelma nie chciał zdjąć nam obroży, może się nie spodobać nam tak bardzo jak jemu – dokończyła, spokojnie obserwując ich reakcję. ‘Zakładam, że tego by uważać na słowa wcale nie trzeba mówić.’
Róża pustyni
Której cień nosi ze sobą tajemną obietnicę
Ten pustynny kwiat
Żaden słodki perfum nie torturuje mnie bardziej niż ten

Śnię o deszczu
Podnoszę swój wzrok ku pustym przestworzom
Zamykam oczy
Ten rzadki perfum jest słodkim upojeniem miłości
Deadel
Pomywacz
Posty: 44
Rejestracja: środa, 27 sierpnia 2008, 09:16
Numer GG: 0

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Deadel »

Zimowysmutek
Po tych kilku naszych słowach Szelma uznał nas chyba za godnych i zaczął przedstawiać tych, którzy zajmowali najwyższe szczeble w hierarchii bandy. Nie zdziwiłem się bardzo, gdy wymienił imię Cienia za raz po imieniu swojego zastępcy. "Ciekawe jak dobry jest...pewnie bardzo dobry skoro jest tak wysoko w hierarchii, ze słów Szelmy wynika, że niedługo sam się przekonam o tym." Z zainteresowaniem słuchałem następnych imion reszty bandy starając się je zapamiętać. Przytaknąłem słowom Lindary krótkim skinięciem głowy i powiedziałem:
- Plany Szelmy mnie niepokoją, a zajęcie się dla was na pewno znajdzie.- po chwili dodałem:
- Azghair może byśmy się kiedyś spróbowali na miecze. Z chęcią się czegoś nauczę.- po czym pogrążyłem się w myślach " póki co to trzeba być w tej bandzie może uda się zdobyć jakieś informacje, których potrzebuje zobaczymy co czas pokaże."
Kot ma swoje własne ścieżki;
choćbyś go zmusił do odwrotu, on nadal jest na swojej drodze.

Kot czeka

Droga Kota
Isengrim Faoiltiarna
Bombardier
Bombardier
Posty: 692
Rejestracja: niedziela, 11 grudnia 2005, 17:49
Numer GG: 2832544
Lokalizacja: The dead zone

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Isengrim Faoiltiarna »

Azghair

Starał się zapamiętać imiona i powiązać je z twarzami. Istotna była również kolejność, w jakiej się przedstawiali... Po kolei skłaniał głowę w geście przywitania. Shobhair najwidoczniej był kiedyś niewolnikiem, który albo ociągał się w marszu, albo zbyt głośno krzyczał pod ciosami batów. Przyczyną blizny mogło też być jakieś przewinienie na Mrocznej Łodzi, gdyż blizna była podobna do tych, jakie mieli przeciągani pod kilem... Korsarzowi przypomniało się, jak szybko krzyki zwierząt się urywały, kiedy tylko mocno szarpnęło się za łańcuch. Prosta, łatwa w wymierzeniu i niewymagająca kwalifikacji kara, mogąca jednak wyrządzić niemałą krzywdę, jeśli tylko karzący miał odpowiednio dużo siły.
Później Thalarien wskazała na ludzi. Traktowanie przywiezionych ze Starego Świata niewolników z pogardą nie było nadzwyczajne, chociaż Korsarz nauczył się nie lekceważyć mieszkańców tamtych ziem - większość na widok żagli nadpływającej floty uciekała w głąb lądu, ale niektórzy potrafili walczyć o swoje. Imiona, które Thalarien zniekształcała, wskazywały na bretońskie pochodzenie. "Może sam ich tu przywiozłem?"-przemknęło Azghairowi przez myśl. Przypomniał sobie plażę, na której lądowali, krzyki przerażonych zwierząt w nadmorskich wioskach... Jego pierwsza wyprawa...
Z zamyślenia wyrwały go słowa Lindary.
-Niedługo pewnie dowiemy się, do czego te obroże mają służyć-mruknął.-Chociaż wątpię, aby poprawiło nam to humory. Co do planów na przyszłość, to na razie powinniśmy skupić się na wyrabianiu sobie pozycji w grupie. Później będziemy myśleć, co zrobimy dalej. Myślę też, że nie będziemy musieli szukać sobie zajęcia. Szelma i inni Druchii zadbają, żebyśmy się nie nudzili...-odwrócił się do Cienia.-Wątpię, żeby dali nam broń do ręki w najbliższym czasie, ale zapamiętam propozycję.
"Beg for mercy! Not that it will help you..."
Hoist the banner high!! For Commoragh!
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Ninerl »

Gwar rozmów przyciągnął Waszą uwagę. Banici na razie przestali się interesować nowymi, a całą ich uwagę pochłonęło kilka glinianych dzbanów z wąskimi szyjkami, wyciągniętych ze skrzyni.
- Czyżby... wino?- Szelma wyciągnął ostrożnie korek i powąchał zawartość. Za chwilę uśmiechnął się nikle.
- Kosztowne zachcianki mają panowie nadzorcy...- powiedział zamyślonym tonem, gdy Drannil otwierał resztę skrzyń.
- Daj się napić.- Arhaith wyciągnął dłoń, a reszta wyrzutków otoczyła ładunek kręgiem.
- To zaraz. Khaeth i Jaques na czaty. No już...- młody Druchii i człowiek ociągając się, weszli do głównego korytarza.
- A teraz...zaczynamy zabawę.- Szelma teatralnym gestem wzniósł dzban- Zasłużyliśmy.- pociągnął łyk i podał naczynie Arhaithowi. Ten również z niego upił, a potem przekazał Drannilowi.
Dalej dzban krążył wedle tej samej kolejności, według której banici się przedstawili. Na końcu Shobhair wyciągnął go w Waszą stronę.
- Teraz wy.- wychrypiał, ignorując pożądliwe spojrzenie Catherine.
Wino było lekko gorzkawe, ale co dziwne miało orzeźwiający, lekko kwaśno-słodki smak. Wydawało się nasycone ulotnym aromatem, metalicznym jak krew. Było całkiem niezłe, typowe dla winnic z Clar Karond- Lindara rozpoznała je od razu. Co prawda, bogata szlachta uważała je za bardzo pośledni trunek, ale nie był to też lichy sikacz.
Zimowysmutek wysączył ostatnie krople -wino dla Cienia urodzonego w małej puszczańskiej wiosce było towarem rzadkim i dość luksusowym. Tam się pijało inne alkohole...
Banici już otwierali następne dzbany. Niektórzy zajęli się jedzeniem, ale większość wolała trunek.
Po kilku kolejkach i Wam zrobiło się weselej. Nadal jednak trafiało do Was mało wina, ale dwie skrzynki były nadal pełne.
Widzieliście jak wokół Yenluhara formuje się mała grupka słuchaczy. Właśnie opowiadał coś, podkreślając słowa gestami i mimiką, ale byliście zbyt daleko by usłyszeć poszczególne słowa, zagłuszane jeszcze przez gwar rozmów.
Zapowiadała się całkiem miła noc...

Kilka dużych dzbanów później, zrobiło się jeszcze weselej. Tym razem zaopatrzyliście się w trunek sami- nikt nie zwracał na Was szczególnej uwagi. To mogła być dobra okazja do poznania poszczególnych relacji między banitami - wszystkie sympatie i animozje były przydatnym narzędziem do podnoszenia własnej pozycji.
Krążyliście tu i tam, ale nie dowiedzieliście się zbyt dużo. Na pewno fakt, że Thalarien trzyma się z daleka od Darathiel nie uszedł Waszej uwadze. Ciemnowłosa siedziała na kolanach Arhaitha, rzucając od czasu do czasu niechętne spojrzenie drugiej kobiecie, która zajęta piciem wina, wyglądała tak jakby nic nie dostrzegła.
Sprośna i obrazoburcza piosenka o Dziewicach Khaine'a śpiewana przez Yenluhara przyciągnęła Waszą uwagę. Widzieliście jak Oriaith ryknął śmiechem, gdy słowa jasno zasugerowały przeznaczenie rytualnych sztyletów. Reszta banitów śmiała się również, z wyjątkiem ludzi. Eaid siedzieli dalej, skoncentrowani na jednym naczyniu i wyraźnie izolując się od reszty. Nigdzie nie zauważyliście Zanbu ani dzieci.Natomiast Szelma siedział przy ognisku i wyglądał na zamyślonego, jakby ignorował wszystko wokoło.
Banici nagrodzili śpiewaka oklaskami.
- Zaśpiewaj o jasnowłosej dziwce z Ulthuanu!- zachrypiał Shobhair. Drannil pokiwał głową, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu.
- Zrobię to, jeśli Darathiel zatańczy.- rudowłosy rzucił ogniste spojrzenie kobiecie. Darathiel uśmiechnęła się uroczo.
-No nie wiem....-zaczęła i zatrzepotała kokieteryjnie długimi rzęsami.
- Wiemy, że to lubisz. Zgódź się...- Oriaith oblizał się demonstracyjnie.
- Skoro nalegacie, to co mam zrobić...- zaszczebiotała srebrnowłosa, uśmiechając słodko.
- Zaczynam...- ogłosił Yenluhar i za chwilę jego głęboki głos wypełnił jaskinię. Słowa opowiadające o Wiecznej Królowej były jeszcze bardziej obraźliwe niż poprzedni utwór. Banici chórem powtarzali refren i wystukiwali rytm pięściami. Na kilku twarzach, byli niewolnicy mogli dostrzec nienawiść przebijającą spod uśmiechów.
Nic dziwnego, w końcu Królowa z Avelorn była żywym symbolem Ulthuanu na równi z królami. W ostatniej wojnie najlepsi asasyni byli od krok od zabicia tej dziewki, ale ona przeżyła i tym samym udowodniła ich słabość, jednocześnie kpiąc z wysiłków całej armii.
Yenluhar skończył pieśń, a za chwilę odezwał się Oriaith.
- Zgwałciłbym ją na oczach tych słabeuszy. To byłoby wspaniałe...- oczy mężczyzny zabłysły- Odciął cholerne cycki, przerżnął kilka razy...Błagałaby o śmierć...
- Tak szybko byś z nią skończył?- odezwał się milczący dotychczas Szelma- Istnieją jeszcze inne sposoby...prawda Yenluhar? Opowiedz nam.- przywódca banitów uśmiechnął się jak kot. Siedzący cicho Drannil skinął głową, z wyczekiwaniem wypisanym na twarzy.
- Istnieją. Istnieją...- zamruczał rudowłosy, taksując wzrokiem Darathiel.
- Wolałabym posłuchać o moich żałosnych krewniakach...są tacy słabi, że nigdy nie mogą się oprzeć kobiecie- Darathiel przesunęła powoli językiem po wargach- To było takie zabawne...ale zdaje się, że miałam coś zrobić?- oświadczyła i wstała.
Usłyszeliście syknięcie Thalarien, która wpatrywała się nienawistnym wzrokiem w drugą kobietę, obejmując Arhaitha. On sam właśnie przechylał dzban, a jego druga dłoń przesuwała się po biuście ciemnowłosej.
Darathiel uśmiechnęła się delikatnie. A potem zrzuciła skórzaną bluzę i zsunęła koszulę. Za moment pozbyła się także spodni i stanęła całkiem naga, z chmurą srebrnych włosów na ramionach. Przeszła dwa kroki.
- Zaczynaj, Yen- zamruczała gardłowo i uniosła ramiona, odsłaniając piękne i kształtne piersi.
Melodyjny, bez żadnych słów śpiew mężczyzny wypełnił Wasze uszy.

Darathiel tańczyła, kręcąc zmysłowo biodrami. Stawiała stopy z leniwą gracją kota, a potem nagle przed Waszymi oczami skręciła w bok, pozwalając podziwiać doskonale zarysowane pośladki. Za chwilę przegięła się w tył, odrzucając włosy, które zalśniły złotem.
Tańczyła niemal lubieżnie, jak dziwka, ale z pasją, której tamte mogły jej jedynie pozazdrościć.
Jej ciało złociło się w świetle ogniska, a kropelki potu spływające po skórze świeciły jak małe diamenty. Pieśń Yenluhara stała się bardziej dzika, a Darathiel przyśpieszyła. Wyginała się z wdziękiem węża, srebrne włosy otaczały ją jak chmura, wzwiedzione sutki ciemniały na gładkiej skórze, smukłe dłonie głaskały falujące piersi, muskały raz po raz uda.
A potem zatrzymała się nagle przed śpiewakiem. Oblizała wargi i wyciągnęła do niego dłoń. Yenluhar umilkł.
- Chodź ze mną...- przenikliwy szept Darathiel wypełnił ciszę.

Zimowysmutek
Kręciło Ci się trochę w głowie- wino było mocniejsze niż myślałeś.
Wszystko było nieco jakby za mgłą, ale nadal byłeś przytomny i bardzo dobrze wiedziałeś co się dzieje. Jednym uchem łowiłeś strzępki rozmów, podchwytując od czasu do czasu także swoje imię. Gdy wspominano Wieczną Królową, mimowolnie warknąłeś cicho. To była prawdziwa skaza na honorze. Z swoich czasów w wojsku przypomniałeś sobie wywrzaskiwane hasło śmierci dla tej ulthuańskiej suki i słowa o hańbie, jaka spadła na asasynów. To miało motywować was do większego wysiłku i spełniania rozkazów bez szemrania- kto w końcu chciałby tak zawieść samego Malekitha?
Opierając się o ścianę, patrzyłeś jak Darathiel zdejmuje ubranie. Było Ci tak dobrze, błogo i wspaniale. A potem płomienie zamigotały i przez chwilę wydało się Tobie, że widzisz nagą Nor Lyam. Przeszła parę kroków z takim samym wdziękiem jaki zapamiętałeś.
Zamrugałeś gwałtownie. To nie była ona. Ta kobieta miała srebrne włosy, ale była tak samo ładna.
Tak samo ładna...otumaniony trunkiem, wpatrywałeś się w jej duże piersi i zgrabne pośladki, czując jak krew zaczyna szybciej krążyć w Twoich żyłach...

Azghair
Zaintrygowała Cię wzmianka o tańcu. Po głowie snuły Ci się różne skojarzenia, a co najlepsze- jedno z nich okazało się bardzo trafne.
Nie mogłeś oderwać oczu od biustu srebrnowłosej. A potem ona zaczęła tańczyć...
Zahipnotyzowany widokiem jej nagiego ciała, nie byłeś w stanie myśleć o niczym innym. Była taka piękna, taka podniecająca... Miałbyś ją już, teraz, ale jakoś nie mogłeś się ruszyć, tylko bezradnie wpatrywać w nią tańczącą.
Zatrzymała się nagle przed rudym, ale za chwilę pociągnęła go za sobą i podeszła do Ciebie. Przykucnęła i rzuciła Ci płonące spojrzenie.
Twój wzrok jakoś sam zjechał między jej uda- srebrna mała kępka przyciągała Twe spojrzenie jak magnes. Pochyliła się nad Tobą, a jej piersi znalazły się tuż przed Twoim nosem. Owionął Cię jej zapach, gorzkawy, egzotyczny jak woń kwiatu z parnych dżungli Lustrii.
-Chodź z nami. Teraz jest czas na zabawę.- położyła dłoń na Twojej piersi, a Ty czułeś jak zalewa Cię żar. Przesunęła ją nieco w dół i chwyciła Twoją dłoń. Wstała i pociągnęła Cię za sobą.
Postawiłeś dwa kroki, czując znajomy ucisk w spodniach.
Zaniepokoił Ciebie nieco uśmiech Yenluhara, ale naga Darathiel była zbyt rozpraszająca....

Lindara
Krwawe Wino- kiedy piłaś je po raz ostatni? Zapewne wtedy, gdy odwiedzaliście z braćmi gorszej jakości gospody, a nawet bardziej podejrzane spelunki.
Wino nie uderzyło Ci szybko do głowy, pijałaś kiedyś mocniejsze, a przede wszystkim lepsze. Pociągając łyk raz po raz, zauważyłaś mordercze spojrzenia Thalarien. No tak...Uśmiechnęłaś się delikatnie. Typowy objaw zazdrości. Warto zapamiętać...
Rozmowy stawały się coraz swobodniejsze i wreszcie nastąpił ten moment na głupie lub śmieszne piosenki. Czasami jak pamiętałaś, bywały to wiersze, czasami nie...
Wieczna Królowa mało Cię interesowała. Owszem, wolałabyś ją widzieć martwą, ale zasadniczo była Ci obojętna. Na słowa Oriaitha wyrwało Cię westchnięcie. Mężczyźni i alkohol. To było takie typowe- ile razy musiałaś ignorować lub odganiać napalonych i napitych młodzików z równie szlachetnych rodów co Twój. Zawsze wydawało im się, że z radością przyklaśniesz ich propozycjom.
Niektóre bywały całkiem interesujące, ale tylko niektóre...
Zdziwił Cię nieco taniec Darathiel, pasowałby raczej do ciał do wynajęcia. Jednak nie mogłaś odmówić jej wdzięku, poza tym miałaś wrażenie, że jest szczera w swoim zapamiętaniu. Miała talent, widziałaś to na twarzach mężczyzn. Dreszczyk emocji przebiegł Ci po plecach. Również poczułaś drobne ukłucie zazdrości...
Mimochodem zauważyłaś jak Arhaith i Thalarien znikają w korytarzu.
A potem srebrnowłosa zatrzymała się, chwyciła za dłoń Yenluhara i podeszła ku Twojemu zdziwieniu do korsarza. On sam niemal się ślinił na jej widok. Wstał i przeszedł parę kroków. Czułaś jakiś niesmak i rozczarowanie. Korsarz i daje się prowadzić jak cielę?
Za chwilę stłumiłaś uśmiech, bo jego mina na widok rudowłosego była zabawna.
Zauważyłaś również uśmiech Szelmy. Wyglądał tak, jakby się dobrze bawił. Zauważył Twój wzrok i skinął zapraszająco dłonią.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Twilight
Pomywacz
Posty: 61
Rejestracja: niedziela, 15 czerwca 2008, 15:46
Numer GG: 6401347
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Twilight »

Lindara

Odwróciła się, gdy tylko usłyszała słowo „wino”, gwizdnęła cicho i podeszła bliżej. ‘Naprawdę kosztowne zachcianki’ pomyślała, siadając niedaleko ogniska niemal naprzeciw Szelmy.
Wreszcie dzbanek z winem dotarł i do nich. Wzięła naczynie z rąk Shobhaira i upiła łyk. Od razu rozpoznała ten słodko-kwaśny, metaliczny smak. Krwawe Wino! Ileż to razy piła go z braćmi w podejrzanych spelunkach w Naggarond? To zawsze był wstęp do bezsennie spędzonej nocy na ulicach i w pałacach stolicy. Często też budziła się z obrzydliwym bólem głowy, a czasami nawet nie w swoim łóżku.
Pijąc wino, jednocześnie uważnie nadstawiała uszu i obserwowała banitów. Jak do tej pory nie usłyszała nic wartego uwagi, ale zauważyła spojrzenia, które Thalariel rzucała srebrnowłosej Darathiel. Ciemnowłosa elfka była zazdrosna. Tylko o co? Czyżby wojowniczka wchodziła jej w drogę? Uśmiechnęła się lekko na tą myśl. Trzeba o tym pamiętać i umiejętnie to wykorzystać.
Rozmowy stawały się coraz to swobodniejsze, aż wreszcie nadszedł czas na głupie i śmieszne piosenki. Bywały też wiersze, jak pamiętała i te najbardziej zapadały jej w pamięć. Czasami były to same piosenki. Sprośne, obrazoburcze, ale wywołujące w słuchaczach salwy śmiechu.
Uważnie obserwowała twarze banitów, gdy Yenluhar śpiewał pieśń o Wiecznej Królowej. Widziała nienawiść bijącą pod uśmiechami niektórych z nich. Los ultuańskiej dziewki był jej obojętny, choć naturalnie wolałaby widzieć jej głowę zatkniętą na blankach Nagarrondu na chwałę Wiedźmiego Króla. Ale tak naprawdę nie interesowało jej to.
Słowa Oriaitha sprawiły, że westchnęła cicho. Mężczyźni i alkohol. Efekt murowany, zawsze i wszędzie, niezależnie od rasy, tego mogła być pewna. Pamiętała jakby to było wczoraj jak sama musiała odpędzać i ignorować młodzików z rodów równie szlachetnych jak jej. Ich naiwność, wynikająca z upojenia i podniecenia, była czasem tak porażająca, że ze śmiechu pokładała się na podłodze i trzeźwiała w jednej chwili. Chociaż niektóre składane jej propozycje były nader interesujące i zwykle je przyjmowała. Jednak większość… cóż, aż brakowało słów. Mieli się z czego śmiać w domu.
Z zamyślenia wyrwała ją kolejna pieśń Yenluhara, a gdy uniosła głowę zobaczyła tańczącą Darathiel. Nie mogła odmówić jej talentu, ani wdzięku to było zresztą widać po twarzach mężczyzn. Jej ciało, ruchy, pasja mogły wzbudzić zazdrość w sercu każdej kobiety. Nawet w jej sercu. Momentalnie zrozumiała dlaczego Thalariel z zazdrością spogląda na srebrnowłosą.
Obok zazdrości poczuła także dreszczyk przebiegający po jej plecach. Kiedy to ostatni raz była z mężczyzną? Dawno temu. Zbyt dawno jak na jej gust, a dziki taniec Darathiel jej o tym przypomniał.
Kątem oka zobaczyła jak Arhaith i Thalarien znikają w korytarzu. Tak, do taki zabaw była przyzwyczajona. Tak samo bawi się szlachecka młodzież tylko w murach wspaniałych rodowych pałaców i, rzecz jasna, przy lepszych trunkach, a czasem nawet przy narkotykach. Ale sens zabawy był ten sam. Mniej więcej.
Tymczasem srebrnowłosa tancerka zakończyła swój taniec i chwyciła dłoń Yenluhara. A następnie podeszła, ku jej zdziwieniu, do Korsarza. Ten niemal ślinił się na jej widok i jak zahipnotyzowany wpatrywał się w nagie ciało kobiety, która chwyciła jego dłoń i poprowadziła przed siebie. Poczuła niesmak i drobne rozczarowanie. Korsarz, który daje prowadzić się jak ciele tylko dlatego, że nie panuje nad własnym ciałem. Jednak jedno spojrzenie na jego twarz sprawiło, że musiała przypiąć się do dzbana z winem, by nie parsknąć śmiechem. Chyba jeszcze nigdy nie dzielił się kobietą z kimś innym.
Spojrzała na resztę towarzystwa i zatrzymała wzrok na przywódcy. Uśmiechał się i wyglądał tak, jakby doskonale się bawił. Spojrzał na nią zanim zdążyła odwrócić wzrok i skinął zapraszająco ręką. Na chwilę zamarła zaskoczona, zastanawiając się co zrobić. Zignorować? Nie powinna, nie ignoruje się najważniejszej osoby w bandzie. A może podejść? Dotknęła odruchowo bransolety na przegubie, jak zwykle kiedy musiała skupić się na jednej rzeczy. ‘Podejdę, może dowiem się czegoś ciekawego… a jeśli nie to co mam do stracenia? Niemal nic. No dalej, Lindara. Trzeba się trochę rozerwać.’
Upiła kolejny łyk wina i wstała ze swojego miejsca, odrzucając włosy na plecy. Okrążyła ognisko, wciąż mając na oku herszta banitów. Musiała przyznać, że naprawdę ją zaintrygował swoim zachowaniem. Tak, to chyba było dobre określenie tego co czuła.
Zatrzymała się przy nim i zawahała się przez chwilę. Wciąż pamiętała o porannym ostrzeżeniu Szelmy. W końcu zdecydowała się usiąść nie za blisko, ale też nie za daleko. Jeśli będzie chciał by się przysunęła to zapewne jej to powie, bądź po prostu pokaże. Spojrzała na niego, uśmiechając się lekko, a za tym uśmiechem kryło się pytanie: O co chodzi?

Szczerze mówiąc, to nie jestem pewna czy dobrze zinterpretowałam "zaproszenie". Ale jest jak jest ;)
Róża pustyni
Której cień nosi ze sobą tajemną obietnicę
Ten pustynny kwiat
Żaden słodki perfum nie torturuje mnie bardziej niż ten

Śnię o deszczu
Podnoszę swój wzrok ku pustym przestworzom
Zamykam oczy
Ten rzadki perfum jest słodkim upojeniem miłości
Deadel
Pomywacz
Posty: 44
Rejestracja: środa, 27 sierpnia 2008, 09:16
Numer GG: 0

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Deadel »

Zimowysmutek
Znów podniósł się gwar bandy tym razem patrzyła ona w kierunku Szelmy "Ciekawe co teraz będzie". Okazało się, że Szelma otworzył dzban z winem upiwszy z niego trochę podał go dalej. Do mnie dotarły ostatnie krople wina. Lekko się skrzywiłem, gdy je pierwszy raz po smakowałem. "Na tępe sztylety Kheina jak ją dawno nie piłem wina czy innego alkoholu. Ostatni raz chyba wieczorem przed uwolnieniem mojej NorLyam bo później nie było do tego okazji, a mojej wiosce wino to była wielką rzadkość częściej pijano miód lub wino pszeniczne którego gorzki smak bardziej mi przypadł do gustu. Pamiętam jak opowiadałem o tym aspekcie życia w mojej wiosce to ona się zaśmiała dźwięcznie słysząc nazwę wino pszeniczne. Stwierdziła, że podobny trunek w mieście, w którym mieszkała nazywali Bier [jest to jedno z kilku słów ze staroświatowego, których mnie nauczyła]. Po kilku następnych kolejkach zaszumiało mi lekko w głowie a ciało opuściło napięcie. Po jakimś czasie, gdy już wszyscy mieli dobrze i przestali zwracać uwagę na nas, mogłem spokojnie krążyć między wszystkimi. Widząc siedząca na kolanach Arhaitha ciemnowłosa elfkę, która ma na imię bodajże Thalarien, zanotowałem w pamięci by nie zbliżać się do niej "jeśli nie chce spaść na dno w tej bandzie lepiej nie zwracać jej uwagi na siebie lepiej nie wzbudzać zazdrości Arhaitha." Zachowując to w pamięci poszedłem dalej między członków bandy. Zbliżyłem się do Yenluhara słysząc sprośną piosenkę przez niego śpiewana nawet mi przypadła do gustu szczególnie przez to że można ją tu śpiewać, gdzie indziej śpiewaka czeka niezbyt miły koniec. Znudziło mi się krążenie więc usiadłem w pobliżu śpiewaka. Moje zainteresowanie wzbudziła propozycja zaśpiewania piosenki o królowej Uthulanu. Słysząc o kim ma być piosenka w myślach wypłynęły wspomnienia szkolenia i przez to wyrwało mi się z gardła warknięcie. Tak nas tą porażka podjudzali, że każdy tylko myślał o jej zabiciu. Teraz mnie jej los nie interesuje, ale z chęcią bym ją zabił albo co gorsze samego Malekitha jeśli to by zwróciło by mi moja NorLyam. By odgonić wspomnienia o pobycie w wojsku wstałem i podszedłem pod ścianę i się oparłem się o ścianę, akurat Darathiel zaczęła się rozbierać. Wino robiło swoje grzało mnie od środka i coraz bardziej ogarniało mnie błogie rozluźnienie. Patrząc na figurę tancerki zaczęło mi się zdawać, że stoi przede mną moja NorLyam. Poruszała się tak samo pięknie, kiedyś też zatańczyła dla mnie, ale w jej tańcu była czystą zmysłowość, i to wspomnienie wyrwało mnie z hipnotycznego opętania jakie wywołał taniec Darathiel. Ona tańczyła bardzo lubieżnie i niemal zwierzęco, ale nawet świadomość tego, że to nie tańczy moja kochana to nie mogłem oderwać wzroku od tancerki. Gdy taniec dobiegł końca poczułem wstręt do siebie poszukałem jeszcze jednego dzbana z winem. Usiadłem przy ognisku by upić się w samotność przestałem zwracać uwagę na otoczenie.
Kot ma swoje własne ścieżki;
choćbyś go zmusił do odwrotu, on nadal jest na swojej drodze.

Kot czeka

Droga Kota
Isengrim Faoiltiarna
Bombardier
Bombardier
Posty: 692
Rejestracja: niedziela, 11 grudnia 2005, 17:49
Numer GG: 2832544
Lokalizacja: The dead zone

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Isengrim Faoiltiarna »

Azghair

Wino... Od dłuższego czasu nie miał w ustach alkoholu, więc trunek wydał mu się bardzo dobry. Nie mówiąc już o tym, że jako Korsarz nie gardził nawet samogonem, kupowanym w portach lub zrabowanym w ludzkich wioskach. Podał kielich dalej, po czym czekał na swoją kolej. Po jakimś czasie poszli w trójkę po dzbanek dla siebie. Obserwując bandę, można było zauważyć kilka rzeczy. Przede wszystkim, niechęć Thalarien do Darathiel. Yenluhar, który wcześniej opowiadał jakąś historię, zaczął śpiewać znaną Korsarzowi sprośną piosenkę o Dziewicach Khaine'a, bardzo popularną w wszelkiego rodzaju tawernach i karczmach. Szybko podchwycił melodię i przyłączył się do refrenu, starając się jednak nie śpiewać zbyt głośno, aby nie psuć występu Yenluhara. Bądź co bądź nie dorównywał oprawcy ani barwą głosu, ani umiejętnościami wokalnymi.
Zaśpiewaj o jasnowłosej dziwce z Ulthuanu!-zachrypiał Shobhair. Niedługo potem Yenluhar zaczął śpiewać. Azghair nie przyłączył się do chóru banitów, chociaż znał słowa. Uśmiech znikł z jego twarzy, Korsarz spoważniał. Był na jednej wyprawie przeciwko Thalkeni. Tuzin Mrocznych Łodzi, około trzech setek Mouraethi... Pech chciał, że przybrzeżnej mieścinie, na którą napadli, przybył z pomocą oddział z pobliskiego garnizonu, liczący około tysiąca żołnierzy. Azghair był jednym z niewielu, którym udało się przebić z powrotem do Łodzi i odpłynąć z tymi łupami, jakie udało im się zrabować w czasie odwrotu. Po tym wydarzeniu kapitan postanowił, że nigdy więcej nie przyłączą się do wyprawy na archipelag.
Z zamyślenia wyrwał go śpiew Yenluhara, nie zawierający żadnych słów. Darathiel rozpoczęła swój taniec, całkiem naga. Jej gracja, uroda i pasja, z jaką Darathiel się poruszała, sprawiły, że Korsarz zastygł z dzbanem wina w pół drogi do ust. Nie był w stanie oderwać wzroku od wdzięków elfki. Zdawał sobie sprawę, że wygląda jak idiota, że najprawdopodobniej ma półotwarte usta i gapi się, jakby nigdy wcześniej nie widział nagiej kobiety, jednak wykonanie jakiejkolwiek czynności było dla niego zbyt wielkim wysiłkiem woli. Aż w końcu pieśń urwała się, kiedy tancerka stanęła przed Yenluharem i wyciągnęła do niego dłoń. Korsarz ni z tego ni z owego poczuł smutek, szybko jednak zastąpiony przez nieuzasadnioną niechęć do rudowłosego. Szybko jednak przestał myśleć o czymkolwiek, ponieważ Darathiel pociągnęła Yenluhara za sobą, podeszła do Korsarza i przykucnęła. Wzrok Azghaira opadł trochę niżej, na małą, srebrną kępkę włosów na łonie elfki. Pochyliła się nad nim, przed jego twarzą, pojawiły się jej piersi. Odurzony zapachem, przypominającym kwiat zwany lotosem, rosnący w Lustrii, Korsarz pochylił się, chcąc dotknąć je ustami. Wyciągnął rękę, aby objąć elfkę, jednak ta z gracją uchyliła się i chwyciła jego dłoń.
-Chodź z nami. Teraz jest czas na zabawę.-usłyszał jej głos. Wstał i dał się prowadzić, cały czas oszołomiony jej urodą. Uśmiech na twarzy Yenluhara niepokoił go, ale prowadząca go Darathiel absorbowała całą jego uwagę...
"Beg for mercy! Not that it will help you..."
Hoist the banner high!! For Commoragh!
ODPOWIEDZ