[Warhammer] Arhain

To jest miejsce, w którym przeprowadza się wcześniej umówione sesje.
ODPOWIEDZ
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Ninerl »

Zimowysmutek
Myśliwy wzruszył ramionami i spojrzał w bok, by nie patrzeć Cieniowi w oczy.
- To spokojne stworzenie- odezwała się Thalarien, kierując te słowa najwyraźniej do Zimowegosmutka- Tylko bywa zazdrosny o te swoje zwierzęta...- kobieta przewróciła oczami, mimochodem patrząc na plecy Arhaitha.

Lindara i Azghair
Shethar dygotał coraz bardziej w uścisku dłoni Lindary. Zaskomlał cicho, gdy pogładziła policzek i zacisnął mocno powieki.
- Ja...nie... nie wiem...Matko, odejdź...Byłem ci posłuszny-otworzył oczy i w jego głosie zabrzmiała skarga- Nie krzywdź mnie...nie proś przyjaciół...- potrząsnął głową- Karond Kar? Co to jest? Urithanarin...nie znam...- zmarszczył brwi, a jego spojrzenie na moment oprzytomniało.
Nagły szelest dochodzący gdzieś z tyłu, rozproszył uwagę mężczyzny. Znowu spoglądał na Lindarę poprzednim, nieprzytomnym spojrzeniem. Natomiast ktoś zachrząkał gniewnie.
Obydwoje, z Aghairem odwrócili się gwałtownie. Na progu stał niezadowolony Zanbu.
- Zostawić go!- zaskrzeczał, rozcapierzając dziwacznie palce- Nie przeszkadzać! Tworzę go od nowa!- podskoczył ku kamieniowi, odpędzając niespodziewanych gości.
- Zabraliście moje kosteczki...moje świeże kosteczki...-zasyczał jak wąż- Tu żadna nie ruszona, hmmm?- rzuciła parze Druchii złe spojrzenie- Wychodzić!

Sarath
-Życie tutaj nie jest miłe dla nikogo, to chyba wiesz- kobieta uśmiechnęła się nikle.
- Musisz mi pomóc przekonać innych, nawet te ludzkie zwierzęta....muszą zrozumieć, że jesteśmy silniejsi niż te psy. No, a potem- oczy czarnowłosej zalśniły- A potem jeśli się uda, będzie zdecydowanie lepiej, przynajmniej dla niektórych.
- Ciekawe,ciekawe. Ale skąd mam wiedzieć, że to nie podpucha? Nie widziałam cię tu wcześniej. - powiedziała dziewczyna nieufnie.
- Znikąd. Możesz mi zaufać albo i nie. Ale nie martw się, strażnicy też mnie nie widzieli- kobieta mrugnęła znacząco- Musisz zdecydować sama, w końcu nie uśmiecha ci się całe krótkie życie tutaj, co?
-Zgoda.Przyjmuję ofertę. - stwierdziła po krótkim zastanowieniu Sarath, uważnie przyglądając się rozmówcy - Powiedz mi tylko, czemu akurat ja?
-Jesteś jedną z nowych i możesz to wykorzystać...swoją niewiedzę- wyjaśniła cicho kobieta- Zasiedziały niewolnik nie mógłby się pojawić tu i tam, ale ty możesz, wymawiając się swoją niewiedzą. A poza tym twoja młoda buzia sprawi, że dla strażników nie jesteś kimś komu trzeba koniecznie udowodnić swoją wyższość. Wystarczy, że spuścisz głowę i odegrasz przerażone dziecko.
Dziewczyna skinęła głową. "W sumie nic nowego"pomyślała "Podobne rzeczy już się robiło"
- Dobrze,akceptuję twoją propozycje. Jeśli mam szansę coś zmienić, zrobię to- powiedziała
- Na razie wybadaj swoich towarzyszy. Znasz ich tutaj najlepiej...A potem porozmawiamy o reszcie. Znajdę cię- kobieta podniosła się, poprawiła wiadro i odeszła, zanurzając się w tłum zwierząt.
"Zaczyna robić się interesująco.Ciekawe, co też dokładniej planują...." pomyślała Sarath, wracając do pracy.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Isengrim Faoiltiarna
Bombardier
Bombardier
Posty: 692
Rejestracja: niedziela, 11 grudnia 2005, 17:49
Numer GG: 2832544
Lokalizacja: The dead zone

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Isengrim Faoiltiarna »

Przepraszam, że nie odpisałem - planowałem zrobić to w niedzielę, ale z powodu studniówki obudziłem się tylko po to, żeby coś zjeść :)

Azghair

Klął pod nosem, wynosząc padlinę z małej izdebki. W tej chwili miał ochotę zrobić krzywdę komukolwiek, po prostu żeby rozładować napięcie. Wcześniej najlepszym sposobem było wdanie się w barową bójkę, ale teraz... Wyniósł truchło czegoś, co przypominało przerośniętego szczura.
-To już ostatnie-mruknął i odetchnął, po czym poszedł do Lindary. Kiedy zobaczył, co, a raczej kto, jest ukryty w kolejnej izbie, przez chwilę nie mógł dobyć z siebie głosu. Nie spodziewał się zobaczyć strażnika żywego. Spojrzał na rozszerzone źrenice i spoconą twarz Shethara. "Pewnie dali mu to samo, co i nam"-pomyślał, przypominając sobie przesłuchanie.-"Ciekawe, co im powiedział." Puścił mimo uszu słowa Lindary, zbyt zainteresowany odpowiedziami strażnika, i pewnie dlatego Zanbu zaskoczył ich, wchodząc do jaskini. Korsarz drgnął, przestraszony chrząknięciem, i odwrócił się. Popędzany gestami starego ead, wyszedł z jaskini.
"Beg for mercy! Not that it will help you..."
Hoist the banner high!! For Commoragh!
Twilight
Pomywacz
Posty: 61
Rejestracja: niedziela, 15 czerwca 2008, 15:46
Numer GG: 6401347
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Twilight »

Skoro tak to niezła impreza była :D Ah studniówka, kiedy to było… Dobra, rok temu :D Czas szybko leci ;)

Lindara


Shethar drżał w jej uścisku coraz bardziej. Na nic zdał się łagodny ton i prośby. Na chwilę jego spojrzenie nieco oprzytomniało. Zacisnęła rękę na jego dłoni.
- Wiesz to, Shethar – szepnęła rozpaczliwie – przypomnij sobie tylko.
Nagły szelest rozproszył strażnika, a po chwili patrzył na nią zwykłym nieprzytomnym spojrzeniem. Westchnęła zawiedziona i aż podskoczyła, gdy usłyszała gniewne chrząknięcie. Odwróciła się gwałtownie – na progu małego pomieszczenia stał Zanbu. Lindara wyprostowała się obserwując go morderczym wzrokiem. Na jego słowa zareagowała tylko wzruszeniem ramion, choć w środku gotowała się ze złości, i ruszyła za Korsarzem. „Gdyby nie on to może by coś sobie przypomniał… Co ten człowiek miał na myśli? Pozbawi go pamięci?” – przeszło jej przez myśl, gdy zerknęła przez ramię na starca. Przez chwilę stała niezdecydowana na korytarzu, po czym chwyciła kubeł z zwierzęcymi resztkami ruszyła w stronę głównej sali nie patrząc czy Azghair idzie za nią. „Trzeba się tego pozbyć” – pomyślała próbując uspokoić myśli. – „Same zagadki, a żadnych odpowiedzi. Co tu się dzieje, do cholery?!”
Róża pustyni
Której cień nosi ze sobą tajemną obietnicę
Ten pustynny kwiat
Żaden słodki perfum nie torturuje mnie bardziej niż ten

Śnię o deszczu
Podnoszę swój wzrok ku pustym przestworzom
Zamykam oczy
Ten rzadki perfum jest słodkim upojeniem miłości
Deadel
Pomywacz
Posty: 44
Rejestracja: środa, 27 sierpnia 2008, 09:16
Numer GG: 0

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Deadel »

Zimowysmutek
Człowiek, który ze mną polował odwrócił tylko głowę słysząc moje pytanie. Za to słowa Thalarien dały mi sporo do myślenia "Czyżby on wiedział coś o mojej próbie współpracy z ta młoda ciemnowłosą ead ... Jeśli tak to skąd się do wiedział?... I czy ktoś wie jeszcze... Chyba będę musiał wypytać ta młoda samice człowieka... Zacznę może dziś ją uczyć mówić jeśli ma mi się do czegoś przydać... Wypadało by zacząć organizować sobie broń ... może kowal bandy mógłby mi zrobić dwa noże... muszę się go spytać.. i trzeba poszukać szmat by zrobić ghille [strój maskujący]. Przechodząc koło jakiegoś krzaka tknęło mnie i zacząłem rozglądać się za krzakiem dzikiej róży " dobrze jest urozmaicić dietę o owoce powinny być o tej porze na krzaku choć pewnie w większość objedzone, a nasiona mi się przydadzą [wywołują dokuczliwe swędzenie, gdy nie znajdę róży to rozglądam się za innymi owocami]
Gdy wypatrzyłem krzak róży zbieram owoce i chowam je. Wtedy wróciły wspomnienia z wioski, a mianowicie o tym jak wuj uczył mnie przetrwania w dziczy. Starałem się przypomnieć sobie co mówił o braku broni. Po chwili przypomniałem sobie. Kiedyś pokazywał mi jak zrobić sobie nóż z krzemienia, próbował mnie uczyć też posługiwania się procą, ale nigdy nie udało mi się opanować tego w wystarczającym stopniu. Za to dużo lepiej mi poszło z bronią do miotania dzirytów. "Może warto je spróbować zrobić" Idąc wzdłuż rzeki wybrałem z nurtu dwa otoczaki wielkości kurzego jaja i jeden wielkość pięści. I bardzo pilnie szukałem w nurcie krzemienia odpowiedniej wielkość. [jeśli uda mi się go znaleźć to będę się starał zrobić nóż chyba że kowal się zgodzi zrobić noże. Jeśli się dojdziesz do wniosku że nie umie tego zrobić to mówi się trudno:)]
Kot ma swoje własne ścieżki;
choćbyś go zmusił do odwrotu, on nadal jest na swojej drodze.

Kot czeka

Droga Kota
callisto
Szczur Lądowy
Posty: 17
Rejestracja: piątek, 12 grudnia 2008, 23:00
Numer GG: 9592373
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: callisto »

Ciekawe jak to ze mną będzie po mojej studniówce...Cóż, pozostaje mi czekać do lutego i się przekonać. Czyżby czekał mnie pierwszy w życiu kac?^^
Sarath
Po odejściu nieznajomej w głowie Sarath kłębiły się tysiące myśli. Z jednej strony zadanie wydawało jej się proste, w końcu szpiegowała wielu ludzi, kiedy pracowała dla Kharaitha Elthraiana, swojego mistrza. Nigdy jednak nie wymagało to bezpośredniego wyciągania informacji, ani poruszania się po terenie, którego nie zdążyła dokładnie wybadać. Wiedziała doskonale, że jej niewinna, dziecinna buzia jest po jej stronie, ale nie była chętna do wykorzystywania jej. Nie znosiła bycia traktowana jak dziecko, dlatego też rzadko używała swojej „tajnej broni”, jak zwykł to nazywać mistrz.
”Musisz się jak najszybciej zabrać do podsłuchiwania. Jeśli źle to rozegrasz nawet twoja buzia może cię nie uratować.” Pogoniła się w myśli. Wstała rozglądając się dookoła po czym ruszyła w kierunku zwierząt. Szła umyślnie tak wolno, by usłyszeć chociaż strzępki rozmów. Jej uszy były już wyczulone na dźwięk głosu jej towarzyszy, więc potrafiła ich rozróżnić. A jeśli usłyszy coś, co może się przydać zawsze może się dyskretnie wypytać. Co prawda mówienie nie było jej mocną stroną, ale zawsze.
”No, dobrze, ale co jeśli będą chcieli ode mnie bym przekonała moich towarzyszy? Jak mam to zrobić?” Pomyślała. Sarath stara się znaleźć miejsce w którym będzie mogła coś więcej podsłuchać, obserwować zachowanie pozostałych niewolników i jednocześnie pozorować pracę.
Ewolucja jest niedoskonałym i często okrutnym procesem.
Moralność traci swoje znaczenie.
Wybór pomiędzy złem i dobrem zredukowany do jednego, prostego wyboru...
Przetrwanie,
albo unicestwienie.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Ninerl »

Lindara i Azghair
Dwoje Druchii opuściło małą jaskinię- w głowie Lindary kłębiło się tysiące myśli. Słowa Zanbu były dziwne, czyżby zamierzał w jakiś sposób wykorzystać rannego szermierza? A jeśli tak, to jak?
Byli niewolnicy opróżnili wiadra, wyrzucając ich zawartość do dziury. Gdy odsunęli kratę, owionęła ich dusząca woń zgnilizny. Pośpiesznie oddalili się od cuchnącego dołu.
- Ach, tu jesteście... Moi nowi sojusznicy...- Szelma pojawił się w wejściu jaskini, uśmiechając się krzywo- Skoro nie wylizujecie podłóg, jak zapowiadał wasz opiekun, to usiądźcie na chwilę. Tam...- Druchii wskazał miejsce, gdzie nowo mianowani banici zwykle sypiali.
- Radzę wam poświęcić jak najwięcej czasu na przypomnienie sobie dawnych umiejętności- Szelma usadowił się na kamieniu i złożył dłonie w wieżyczkę- Już niedługo czeka was pewne...zadanie... I lepiej, by udało się wam je wykonać.- jego oczy rozbłysły- Inaczej...wszyscy zdecydowanie nie będziemy szczęśliwi. - wstał i skinął dłonią na Lindarę.
- Chodź, moja droga. Porozmawiamy o twoich...a raczej moich życzeniach- Szelma posłał kobiecie chłodne spojrzenie i ruszył w kierunku wyjścia z jaskini.

Zimowysmutek
Zimowysmutek próbował rozbić lód przy samym skraju rzeki, ale ten jak na złość był dość mocny. Dopiero po pewnym czasie zatrzeszczał i zaczął pękać.
-Po co to robisz?-zapytała zdziwionym tonem Thalarien- Wodę przecież mamy.
-Co, broń ci potrzebna...- roześmiał się chrypliwie Arhaith- Cieniu...- dodał szyderczo.
- Jeśli tak, to idź do Drannila, da ci jakieś odłamki. Albo i nóż po strażniczym psie.- dodał łowca z krzywym uśmiechem.
Mała grupka ruszyła z powrotem na skałki. Pod drodze Cień rozglądał się za potrzebnymi mu roślinami.
Niestety, żadnych krzaków dzikiej róży nie było w okolicy - dopiero przy samych skałkach rosła jarzębina, na której czerwieniła się garść owoców.
Gdyby się uprzeć, to po wejściu na nie zręcznemu wspinaczowi powinno się udać zerwać owoce...

Sarath
Po wydojeniu jednego zwierzęcia, Sarath zlała mleko do wielkiej kadzi i wróciła między stado. Lawirując między zwierzętami, znalazła dobre miejsce, tuż obok grupki jej towarzyszy. Zaraz, z drugiej strony pracowała grupka ludzi, z których rozpoznawała chudego i gadatliwego bruneta oraz wysokiego łysego mężczyznę z jakimiś symbolami wytatuowanymi na czole - dziewczyna nie miała pojęcia jak się zwą, ale to oni wydawali się przewodzić ludziom.
Sarath zaczęła doić zwierzę, pilnie nadstawiając uszu.
- Przeklęte psy....powinniśmy im pokazać...- usłyszała głos Adaira.
- Jestem ciągle głodna...to tamci mają same frykasy...- stwierdziła klęcząca obok niego Kyorien-Zwłaszcza tamten...- zasyczała gniewnie kobieta. "Tamtym" był zapewne zarządca. Kyorien zdawała się go szczególnie nienawidzić.
- Cicho bądź... Przynajmniej mogłaś się chociaż raz domyć- odparł mężczyzna-A poza tym... nie podoba ci się pan rządca? Czyżby wojownik bez miecza? - Adair wyszczerzył zęby w szyderczym uśmiechu i wykonał wulgarny gest.
- Milcz!- warknęła Kyorien- Ja go jeszcze pozbawię... oręża- potrząsnęła buntowniczo głową.
Przez głowę Sarath przebiegło kilka myśli. Tą rozmowę można było wykorzystać i to dobrze. Tylko że ona i jej towarzysze to za mało. Będzie im potrzebna pomoc ludzi.
Przesunęła się nieco bliżej grupki zwierząt.
- Das eichtein darkelfen....Wasser richtraum Antonio...salve Sigmar..-wyglądało na to, że łysy próbuje przekonać do czegoś swojego ciemnowłosego towarzysza.
Brunet zalewał go potokiem słów, a równie szybko jak językiem ruszał rękoma, dojąc zwierzę. Przemowa chudego była jeszcze mniej zrozumiała, jego śpiewny akcent dziwnie zmiękczał słowa.
- Rim der tocher, seiqutur dulcissime Myrmidiia... - westchnął w końcu brunet i umilkł na chwilę.
Sarath nie zrozumiała nic z ich rozmowy - potrzebowała kogoś, kto zna ich język. Czy przypadkiem Khael nie pływał kiedyś po morzach? Może zdążył się nauczyć ich szorstkiej, brzydkiej mowy...

Przepraszam, że tak późno, ale trochę mi się spraw zwaliło na głowę:/. Aha i nie szukajcie tłumaczenia dialogu, bo wymyślałam jak leci, by brzmiało "rpogowo":)
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Deadel
Pomywacz
Posty: 44
Rejestracja: środa, 27 sierpnia 2008, 09:16
Numer GG: 0

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Deadel »

Zimowysmutek
Idąc wzdłuż strumienia wypatrzyłem odpowiedni krzemień, niestety znajdował się pod grubsza warstwą lodu. Zacząłem go rozbijać otoczakiem lód. Po kilku uderzeniach zaczął pękać. Pytanie Thalarien puściłem mimo uszu, ale na słowa Arhaita zagotowałem się w środku "jeszcze będziesz inaczej śpiewał suczy synu". Odpowiedziałem mu z pozornym spokojem:
-Nie wiedziałem, że przestaliście się bać nowych by dać im broń, której zapewne macie pod dostatkiem po ostatnim napadzie... Jak tylko wrócimy niezwłocznie udam się do Drannila i może uda mi się wybłagać jakiś ułomek noża- ostatnie zdanie wypowiadam z ironicznym uśmiechem na ustach tylko oczy patrzyły się bez wyrazu. Wstając rozejrzałem się i dokładnie zapamiętałem miejsce "postaram się tu wrócić zawsze się przyda broń, o której nikt nie wie". Idąc dalej za grupa wypatrzyłem drzewo jarzębiny z odrobina owoców bez wahania wspinam się na drzewo i zbieram owoce które tylko mogę sięgnąć. Połowę zjadam od razu, a resztę zostawiam na później. "Trochę suche już są, ale mróz przynajmniej pozbawił je goryczy." Ze skoczyłem z drzewa i ruszyłem za grupa myśląc "Gdy wrócimy poszukam tego kowala i może wyciągnę od niego ze dwa noże."
Kot ma swoje własne ścieżki;
choćbyś go zmusił do odwrotu, on nadal jest na swojej drodze.

Kot czeka

Droga Kota
Twilight
Pomywacz
Posty: 61
Rejestracja: niedziela, 15 czerwca 2008, 15:46
Numer GG: 6401347
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Twilight »

Lindara

Im dłużej zastanawiała się nad tym wszystkim, tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że Zanbu planuje coś na własną rękę. Tylko co? I w jaki sposób?
„Trzeba na niego uważać” – pomyślała, gdy razem z Korsarzem odsuwali kratę przykrywającą dół z odpadkami. Do jej nozdrzy doszedł duszący fetor zgnilizny. Skrzywiła się lekko opróżniając wiadro, po czym oddalili się od jak najszybciej od jamy. Lindara przez chwilę zastanawiała się co począć z zyskanym nagle wolnym czasem i już miała ruszyć w stronę wyjścia z jaskini, gdy pojawił się Szelma. Jego krzywy uśmieszek nie zwiastował nic dobrego tym bardziej, że skierował się wyraźnie w ich stronę. Kazał im usiąść w miejscu, gdzie zwykle sypiali. Lindara usadowiła się wygodniej mając nikłe przeczucie, że to, co zaraz usłyszą wcale nie będzie pokrzepiające. Przywódca bandy wciąż był dla niej zagadką, choć zeszłej nocy odsłonił nieco rąbka tajemnicy… Jednak to nie wystarczyło.
„Zadanie… znów wraca do tego swojego pomysłu” – pomyślała z niepokojem, który wzmocniła jeszcze głęboko ukryta groźba. Po chwili zwrócił się do niej…
Zdziwiona uniosła lekko brwi. Po chwili jednak wstała, skinęła Azghairowi głową, i ruszyła za banitą. Utkwiła w jego plecach świdrujące spojrzenie, zastanawiając się o co chodzi tym razem…
Owszem, pamiętała ich poranną rozmowę, ale koniec końców uznała ją za nic nieznaczącą wymianę drobnych złośliwości. Teraz jednak nie miała co do tego aż takiej pewności…
Róża pustyni
Której cień nosi ze sobą tajemną obietnicę
Ten pustynny kwiat
Żaden słodki perfum nie torturuje mnie bardziej niż ten

Śnię o deszczu
Podnoszę swój wzrok ku pustym przestworzom
Zamykam oczy
Ten rzadki perfum jest słodkim upojeniem miłości
callisto
Szczur Lądowy
Posty: 17
Rejestracja: piątek, 12 grudnia 2008, 23:00
Numer GG: 9592373
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: callisto »

Sarath

Sarath krążyła po pomiędzy zwierzętami dopóki nie znalazła miejsca na tyle blisko swoich towarzyszy by mogła zrozumieć, co mówią. Po drugiej stronie z kolei pracowała grupka ludzi, z których rozpoznawała jedynie dwóch mężczyzn. Z jej obserwacji wynikało, że to oni przewodzą ludziom. Dziewczyna zaczęła doić zwierzę, przysłuchując się rozmowom.
- Przeklęte psy....powinniśmy im pokazać...- Usłyszała głos Adaira. Uśmiechnęła się pod nosem. ‘Okazja na to może przyjść szybciej niż się spodziewasz’ pomyślała.
- Jestem ciągle głodna...to tamci mają same frykasy.. Zwłaszcza tamten...- Dobiegł ją głos Kyorien. Sarath przyjrzała się towarzyszce, jakby chciała przejrzeć ją na wylot. ‘Owym tamtym musi być zarządca. Ona wydaje się szczególnie nie tolerować’ pomyślała. Jej myśli potwierdziły tylko słowa Adaira. Wśród jej towarzyszy buntu nie będzie trudno przeprowadzić, ale to za mało. Będzie musiała dogadać się z ludźmi, co już będzie trudniejsze, biorąc pod uwagę, że nie żywią do nich zbyt ciepłych uczuć, a ich języki też nie są do końca podobne. Nagle do jej uszu dobiegła rozmowa łysego i bruneta. Starała się uchwycić każde słowom, ale nic z tego nie rozumiała. ‘Zaraz, czy Khael nie wspominał coś, że pływał niegdyś po morzach? Może rozumie tą mowę?’ Pomyślała starając się zapamiętać każde usłyszane słowo. Gdy mężczyźni skończyli rozmawiać odnalazła wzrokiem Khaela, po czym podeszła do niego i uklękła jakby chciała mu pomóc.
- Słyszałam, że pływałeś kiedyś po morzach. Rozumiesz może o czym mówią ludzie? – Spytała przywdziewając swoją najbardziej niewinną minę.
Ewolucja jest niedoskonałym i często okrutnym procesem.
Moralność traci swoje znaczenie.
Wybór pomiędzy złem i dobrem zredukowany do jednego, prostego wyboru...
Przetrwanie,
albo unicestwienie.
Isengrim Faoiltiarna
Bombardier
Bombardier
Posty: 692
Rejestracja: niedziela, 11 grudnia 2005, 17:49
Numer GG: 2832544
Lokalizacja: The dead zone

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Isengrim Faoiltiarna »

Azghair

Obecność Shethara w jaskini zaskoczyła go - przede wszystkim w jakiś sposób przeżył walkę z berserkerem, co samo w sobie było dość zaskakujące. No i Zanbu "tworzący go od nowa"... Z jakiegoś powodu korsarz wątpił, żeby staremu chodziło o opatrzenie rany i leczenie. Z zamyślenia wyrwał go słodki odór gnijącego mięsa. Skrzywił się z niesmakiem i szybko opróżnił wiadra, po czym razem z Lindarą oddalił się od jamy. W wejściu do jaskini stał Szelma - najwyraźniej na nich czekał.
Usiadł w miejscu, które wskazał mu elf. "Sojusznicy nie muszą wynosić zgniłych zwierząt"-pomyślał gorzko i odrobinę płonącej w nim chęci zemsty przeznaczył dla Szelmy. Następne słowa elfa zainteresowały korsarza. Domyślał się powodów swojego braku zadowolenia w przypadku niepowodzenia. "Skoro jest to takie ważne, dlaczego wysyła do tego nas?"-przemknęło mu przez głowę. Szelma z pewnością nie ufał im, w każdym razie nie na tyle, żeby powierzyć im coś naprawdę ważnego. Chyba, że zadanie jest niebezpieczne. W takim wypadku rzeczywiście lepiej narażać życie mniej ważnych członków bandy... "Mięso armatnie. Szkoda, że tym razem to ciebie wypchnęli do pierwszego szeregu"-pomyślał, przypominając sobie standardową taktykę Druchii. Jeśli przeżyłeś kilka bitew stojąc w pierwszej linii, pozwalano ci przejść do drugiej, a twoje miejsce zajmował inny nowicjusz. W ten sposób ci, którzy przeżywali, wyrabiali sobie praktykę w przeżywaniu bitew...
Odpowiedział uniesieniem ręki na skinienie Lindary, po czym poszedł szukać Oriaitha - odświeżenie umiejętności szermierki z pewnością nie zaszkodzi, a elf był na tyle dobry w robieniu mieczem, że Azghair miał nadzieję czegoś się od niego nauczyć.
"Beg for mercy! Not that it will help you..."
Hoist the banner high!! For Commoragh!
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Ninerl »

Azghair
Azghair błądził przez pewien czas po korytarzu, dopóki nie spotkał Shobhaira. Tamten po krótkiej rozmowie, objaśnił drogę korsarzowi. Jak się wydawało, Oriaith siedział przy drugim wyjściu, a przynajmniej tam go widział jakieś czas temu krótkowłosy. Azghair po kilku chwilach błądzenia, zdołał się wydostać na zewnątrz.
Zimny dreszcz przeszedł mu po plecach. W jaskini było ciepło, a tu owiewał go zimny wiaterek.
Zauważył opatulonego w futro Oriaitha, siedzącego na kamieniu i przyglądającego się jasnowłosemu młodzikowi o imieniu Khaeth, jeśli korsarz dobrze pamiętał. Jeden i drugi byli do siebie tak podobni, że musieli być bliskimi krewniakami, a prawdopodobnie ojcem i synem.
Khaeth właśnie wykonywał jakieś pchnięcie. Do uszu Azghaira wpadł niezbyt pochlebny komentarz Oriaitha.
- Machasz tym mieczem jak cepem...nie tak cię uczyłem...
- Wiem...- zamruczał Khaeth i opuścił oręż. Spojrzał z zaciekawieniem na korsarza i skinął mu głową.
Za chwilę Oriaith dostrzegł Azghaira.
-Potrenować, co? Skoro tak, to bierz to- wskazał kawałek deski – I stawaj- machnął ręką w stronę młodzika.
-Zrobimy mały sparring. Macie podobny poziom – Oraith popatrzył na Khaetha i jakby przebłysk dumy pojawił się w jego spojrzeniu.
Ta walka nie okazała się ostatnią – stoczyli ich jeszcze kilka. Dwie wygrał młodzik, trzy korsarz. Oraith obserwował każde starcie, co chwila krytykując błędy i dając wskazówki. A potem nastąpiła chwila upragnionej przerwy.
Azghair cały mokry od potu i zmęczony, usiadł na zimnym kamieniu.
- Całkiem nieźle....korsarzu- w głosie jasnowłosego zabrzmiały nutki drwiny - Masz jakieś zdolności, mógłby ci pokazać parę sztuczek....

Zimowysmutek
Zimowysmutek wspiął się zręcznie na drzewo, chociaż chwilami miał wrażenie, że zaraz place mu się ześlizgną z zmrożonego drewna. Cierpki smak owoców był orzeźwiający i wreszcie zniknął ten paskudny niesmak po wczorajszym piciu. Dzięki przemrożeniu, jarzębina nie była trująca, jak miała to w zwyczaju podczas cieplejszych pór roku.
Gdy grupka weszła do jaskini, fala ciepłego i śmierdzącego dymem powietrza zalała nos Cienia. Takie były nieprzyjemne strony mieszkania w dziczy, ale Zimowysmutek był do tego przyzwyczajony i w eleganckim pałacu czułby się raczej nieswojo.
Jakimś cudem trafił za pierwszym razem do kuźni – Drannil właśnie oglądał jakiś miecz. Popatrzył się pytająco na Cienia i wysłuchał jego prośby. Przez chwilę marszczył brwi, jakby się zastanawiał nad czymś, a potem pogrzebał w stosie metalu i wręczył Cieniowi dwa żelazne odłamki długości zaledwie połowy dłoni. Widząc tęskne spojrzenie Zimowegosmutka kierujące się ku mieczowi, pokręcił głowę i przeciągnął ostrzegawczo palcem po gardle.
Na pytanie o jakieś szmaty, kowal nadal nie mówiąc ani słowa, dał znać, że Cień musi znaleźć któraś z kobiet z bandy. Zapewne musiało mu chodzić o Darathiel albo Thalarien.

Sarath
Khael spojrzał na dziewczynę ze zdziwieniem, które potem przerodziło się w nieokreślony grymas, jakby jej słowa zabrzmiały nieprzyjemnie.
- Czy rozumiem? A po co ci to wiedzieć, co?- warknął cicho, świdrując ją spojrzeniem.
- Zwykła dziewczęca ciekawość - odpowiedziała Sarath- Lubię wiedzieć o czym się mówi.
- Dziewczęca ciekawość...słuchaj no mała, nie wierzę w takie bzdury- prychnął mężczyzna - I po co ci rozumieć mowę zwierząt? - przyjrzał się Sarath uważniej.
- Lubię wiedzieć, co się dzieje dookoła mnie. Stare nawyki.- odparła.
- Stare nawyki?- Khael zmarszczył brwi, a potem nagle uśmiechnął się- Pomogę ci, ale nie za darmo....możemy ubić interes.
- Wymień cenę.
- Zwędzisz mi jakąś butelczynę...twojego ciała nie chcę, wolę kobiety a nie dzieci - bezceremonialnie obciął ją wzrokiem.
- Nawet gdybyś chciał to byś nie dostał. - odpowiedziała z lekkim uśmieszkiem - Umowa stoi.
- Myślisz, że bym się pytał o zdanie?- odparł drwiącym tonem- Wziąłbym co bym chciał, dziewczynko. Ukradnij cokolwiek. Ostatnio przyszła nowa dostawa, być może jeszcze jest nie do końca rozładowana....
- Małe dziewczynki też potrafią się bronić, ale nieważne. Podwędzę ci tą butelczynę.
Khael parsknął śmiechem na słowa Sarath. Śmiał się cicho jeszcze przez chwilę, a potem spoważniał.
- Zabawna jesteś, muszę przyznać.- dodał
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
- Niech zgadnę, przetłumaczysz mi cokolwiek dopiero jak ci przyniosę zapłatę.
- A i owszem- skinął głową - Wracaj do pracy, za długo tu jesteś....Nie chcemy przecież kłopotów, prawda? - poklepał ją po ramieniu.
Sarath skinęła głową, po czym odeszła by wrócić do pracy.

Lindara
Lindara podążała za mężczyzną korytarzem. Jaskinia i wejście do niej znikło, a korytarz wypełniła raczej ciemność niż półmrok. Szelma nagle obrócił się i chwycił nadgarstki Lindary, przyciskając ją do ściany.
- No i co? Chcesz coś jeszcze powiedzieć na temat swoich.. życzeń- przycisnął ją mocniej, tak aby nie mogła się ruszyć. Oczy banity zalśniły lekko.
Spojrzała na niego na pół zdziwiona, na pół rozbawiona. Próbowała się wyswobodzić z jego uścisku, ale bezskutecznie.
- Na początek wystarczy jak przestaniesz przyciskać mnie do ściany. To dość niewygodna… pozycja.
- Nie lubisz dotyku kamienia?- roześmiał się cicho- Przecież śpisz na nim, nieprawdaż?- chwycił ją wpół, podniósł i postawił dalej.
Prychnęła cicho i odgarnęła kosmyk włosów za ucho.
- Kto powiedział, że lubię? To, że na nim śpię o niczym nie świadczy.
- No cóż...zawsze mogłaś wykorzystać jakiś żywy siennik- odparł - Materiał masz.
Lindara parsknęła śmiechem.
- Owszem, mam. Ale nie o siennikach chcesz rozmawiać, czyż nie?
- Każdy temat jest dobry do rozmów, z tak uroczą kobietą jak ty. Ale skoro nie interesują cię łóżka, to chodź- położył dłoń na jej plecach i delikatnie popchnął naprzód.
Kobieta przewróciła oczyma i ruszyła przed siebie.
- O zaletach łóżek mogę ci opowiedzieć jak się w jakimś wyśpię – stwierdziła, lekko ironizując.
- Przez część swojego życia je miałaś, nie wyglądasz na dziecko ulicy. -odparł, wskazując dłonią wejście do małej komory - Uwierz mi, że potrafię rozpoznać pospólstwo - w głosie Szelmy zabrzmiała nutka kpiny.
- Wydawało mi się, że ustaliliśmy już, że nim nie jestem – stwierdziła, ignorując oczywistą kpinę w jego głosie – Jak i ty, zresztą.
Weszła do komory, rozglądając się uważnie po pomieszczeniu. Postanowiła być czujna i nie dać się zaskoczyć.
- Siadaj gdzieś. Chyba, że wolisz stać- machnął dłonią, jakby przywoływał służbę. Usiadł na jakimś pakunku i rozparł wygodnie.
- Domyślam się, że w domu nauczono cię przewodzić tym gorszej krwi, co? Chyba, że byłaś pośmiewiskiem rodziny... - pytająco uniósł brwi.
Usiadła naprzeciw niego i milczała chwilę, ważąc w myślach jego pytanie. Po chwili skinęła potwierdzająco głową.
- Nauczono. Do czego zmierzasz?
- Powierzę wam pewne zadanie...no i cóż...Ty będziesz odpowiadać za nie, siebie i swoich towarzyszy. Inaczej mówiąc, będziesz pociągać za sznurki- wyszczerzył zęby w uśmiechu - W dodatku to będzie test waszego sprytu. Z reguły kobiety są bardziej przemyślne, mężczyzn zajmują inne rzeczy. Też kiedyś byłem taki, ale później... później wiele się nauczyłem - splótł palce.
Przekrzywiła lekko głowę patrząc na niego w zamyśleniu.
- Z Cieniem będzie problem. Nie znam ich zbyt dobrze… zwłaszcza w sytuacjach, gdy im się nie płaci. A ten jest wyjątkowo… nieposłuszny, powiedziałabym – stwierdziła po chwili, przypominając sobie ich niefortunną ucieczkę z wozu. – Z Korsarzem nie powinnam mieć problemów… chyba, że czymś mnie zaskoczy…
Przez chwilę przyglądała się Szelmie.
- O jakim zadaniu mówisz?
- Ach, no cóż....to w swoim czasie. Lepiej poznaj ich, bo jeśli sprawią kłopoty, to zginą. Razem z tobą- uśmiech Szelmy gwałtownie znikł - Nie będziecie mogli sobie pozwolić na błędy. Zaś nagroda... może nie okaże się wspaniała, ale myślę, że choć trochę zadowalająca - Szelma skierował spojrzenie na brudne ubranie Lindary.
Kobieta westchnęła, by po chwili zaśmiać się cicho.
- Cóż… na początek musi wystarczyć.
- Skoro to co niemiłe, już za za nami, to może czas na przyjemniejsze zajęcia?- odparł, posyłając jej dziwny uśmieszek.
Zrobiła minę niewiniątka.
- Zależy, co mas na myśli mówiąc o przyjemniejszych zajęciach.
- Dużo rzeczy - uśmiechnął się szeroko - Albo i nie- mrugnął szelmowsko - Zależy to też od ciebie...- wyciągnął dłoń.
- To jest bardzo niepokojące… Coś w tobie sprawia, że jak na razie nie potrafię ci odmówić… pewnych rzeczy – stwierdziła, ujmując jego dłoń i wstając – Ale ty pewnie jesteś do tego przyzwyczajony, hm?
- A żebyś wiedziała, kobieto - uśmiech mężczyzny wypełniło zadowolenie - Ulegają mi wszystkie ...nawet Maibd, święte dziewice. - roześmiał się szyderczo i pociągnął Lindarę za dłoń, by usiadła mu na kolanach.
Zmarszczyła lekko brwi i objęła go ramieniem, muskając paznokciami jego kark. Druga ręka powędrowała pod jego ubranie.
- To ci ciekawe… Przypuszczam, że za to cię wygnano – wplotła palce w jego włosy i pocałowała namiętnie.
- Chciałbym...by za to...oj, chciałbym...- zamruczał i rozwiązał koszulę kobiety.
Ściągnęła ją powoli i rzuciła na podłogę, odchylając lekko do tyłu głowę. Przycisnęła jego dłoń do piersi, a sama zajęła się ubraniem mężczyzny, całując go by dać upust swojemu pożądaniu.
- Jakieś życzenia? - wyszeptał szyderczo i polizał jej ucho - Mam trochę czasu...- zacisnął dłonie - Zdecydowanie mam....
Hm... W takim razie nie spieszmy się - zasugerowała. A po chwili dodała:
- I, na Khaine, zamilknij. Jeszcze jedno szyderstwo padnie z twoich ust a przejdzie mi ochota na cokolwiek.
Szelma nie odpowiedział, przesuwając językiem po jej piersiach, a potem nagle zacisnął zęby.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Deadel
Pomywacz
Posty: 44
Rejestracja: środa, 27 sierpnia 2008, 09:16
Numer GG: 0

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Deadel »

Zimowysmutek
Wychodząc od kowala byłem wściekły. "Co oni zrobił z ta całą bronią ochrony karawany nie wierzę by wszystko tam zostawili. Dostałem tylko dwa małe kawałki ostrzy, z których może uda mi się zrobić noże do rzucania. Muszę poszukać kamienia do ostrzenia tych noży najlepiej jak przejdę się nad rzekę przy okazji wydobędę ten krzemień i może z niego zrobię nóż" . Myśląc o tym skierowałem się do wyjścia, którym wróciliśmy z polowania. [na zaczepki strażników odpowiedziałem, że idę zastawić parę pułapek na zwierzynę.] Idąc wzdłuż strumienia wypatrywałem dwóch w miarę płaskich kamieni jednego szorstkiego a drugiego gładkiego w między czasie wydobyłem krzemień, który znalazłem w rzece. Wracając zabrałem jeszcze otoczaka wielkości pięści, którym będę obrabiał nóż. Idąc brzegiem przyglądałem się, czy w strumieniu są ryby. Będąc w pobliżu jaskini wyszukałem sobie miejsce na słońcu i osłonięte od wiatru. Ukrywam tu kamienie i wracam do jaskini szukam tej młodej ead i gestem pokazuje by poszła za mną [jeśli ktoś jest w pobliżu to wykonuje gesty rozkazująco ]. Gdy jesteśmy w miejscu gdzie schowałem kamienie. Taksuję wzrokiem postać młodej ead oceniając jej kondycję, zdrowie i posiadaną garderobę . Po czym wysilając pamięć i struny głosowe pytam się :
- Sprechen du?- "Szkoda, że nie ma ze mną NorLyann ona by się umiała z nią dogadać". Czekam chwile na jej odpowiedź po czym mówiąc powoli i pomagając sobie gestami mówię jej, że nauczę ją mówić w moim języku [a jeśli ona umie w staroświatowym to i ona mnie będzie uczyła]. Po chwili zabierałem się do robienia noża. Pracowałem otoczakiem i jednym kawałkiem ostrza [staram się otrzymać krótkie masywne ostrze z wychodzącą z niego rękojeścią, wszystkie odpryski zbieram część z nich wykorzystam jako groty do strzał lub dzirytów] Przerywałem co kilka chwil by pokazać na coś wypowiedzieć nazwę i wysłuchując jej odpowiedzi. Po jakiś 2h jak już nóż jest skończony. Powoli pytam się jej, patrząc chłodno w jej oczy:
- Chcesz się zemścić? Na tym który cię skrzywdził, Mogę Ci pomoc.
Kot ma swoje własne ścieżki;
choćbyś go zmusił do odwrotu, on nadal jest na swojej drodze.

Kot czeka

Droga Kota
Twilight
Pomywacz
Posty: 61
Rejestracja: niedziela, 15 czerwca 2008, 15:46
Numer GG: 6401347
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Twilight »

Lindara

Siedziała na progu jaskini, wpatrując się w kołyszące się korony drzew. Po ustach błąkał się jej nikły uśmieszek samozadowolenia. Zdecydowanie lepiej niż teraz nie mogła się ustawić. I nie myślała tu o tym, że jej stosunki z Szelmą mogą wpłynąć na jej pozycję w bandzie, choć oczywiście miała to na uwadze. Myślała raczej o przyjemnościach natury fizycznej, których jej brakowało, zwłaszcza w ostatnich latach, ale dopiero teraz czuła tego efekty – te dobre i te złe. Dobrym było to, że porzuciła właściwą sobie powściągliwość w stosunkach damsko-męskich na rzecz namiętności, która wybuchała w niej niczym płomień, którego siła ją wręcz zaskakiwała. A złe… cóż, niewątpliwie było nim to błogie rozleniwienie i to beznadziejne poczucie, że nie panuje nad własnym ciałem i wolą.
„Przydałaby się ciepła kąpiel” – pomyślała tęsknie, powoli podnosząc się z ziemi. Postanowiła, że sprawą swojego przyszłego przewodniczenia w zadaniu odłoży na troszkę późniejszy termin. I tak nie widziała jeszcze Zimowegosmutka, a Azghair przepadł jak kamień w wodę. Zresztą, ustalenie, gdzie obaj Druchii są nie interesowało jej tak bardzo, jak dojście do wodospadu, u stóp którego ich znaleziono. Tam teoretycznie woda powinna być choć trochę cieplejsza niż gdzie indziej, a ona potrzebowała zarówno czystej wody jak i kilku chwil zupełnej samotności. Uzyskawszy wcześniej stosowne wskazówki ruszyła w stronę rzeki. (Jednakże, jeśli woda okaże się zbyt zimna to Lindara zrezygnuje z kąpieli i wróci do jaskini.;))
Róża pustyni
Której cień nosi ze sobą tajemną obietnicę
Ten pustynny kwiat
Żaden słodki perfum nie torturuje mnie bardziej niż ten

Śnię o deszczu
Podnoszę swój wzrok ku pustym przestworzom
Zamykam oczy
Ten rzadki perfum jest słodkim upojeniem miłości
Isengrim Faoiltiarna
Bombardier
Bombardier
Posty: 692
Rejestracja: niedziela, 11 grudnia 2005, 17:49
Numer GG: 2832544
Lokalizacja: The dead zone

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Isengrim Faoiltiarna »

Azghair

Przez jakiś czas krążył po tunelach, aż w końcu trafił na Shobhaira. Podążając za jego wskazówkami, trafił w końcu na Oriaitha. Ten najwyraźniej nadzorował trening młodzika imieniem Khaeth. Korsarz podszedł bliżej i napotkał zaciekawione spojrzenie elfa. Odpowiedział skinieniem głowy na powitanie, po czym chrząknął, aby zwrócić na siebie uwagę Oriaitha.
-Chciałbym trochę potrenować-powiedział-Ostatnio trochę wypadłem z formy, a nie lubię marnować okazji na nauczenie się czegoś...
Podniósł wskazany przez Oriaitha kawałek deski, machnął nim kilka razy, po czym stanął na przeciwko Khaetha i przyjął pozycję szermierczą. "Podobny poziom? Chyba trochę przeceniasz umiejętności swojego syna"-pomyślał. Po chwili musiał jednak przyznać, że młodzik był całkiem niezły - dwukrotnie udało mu się zaskoczyć korsarza i wygrać starcie. Azghair szybko zaczął wykorzystywać przewagę wzrostu i masy, dzięki czemu z powodzeniem przełamywał parady elfa. Po piątej z kolei walce Oriaith zarządził przerwę. Korsarz, zlany potem, skinął głową przeciwnikowi, po czym usiadł na kamieniu i zaczął głęboko oddychać. Nie zareagował na drwinę w głosie szermierza, częściowo dlatego, że nie miał siły, aby wymyślić jakąś ripostę, a po części dlatego, że odruchowo wpasowywał się w hierarchię bandy.
-Byłbym wdzięczny-mruknął i otarł przedramieniem pot, zalewający mu oczy. Wstał i podniósł z ziemi swój kawałek deski.-Uczeń gotowy do nauki... Mistrzu-mruknął, a w ostatnim słowie prawie nie było słychać złośliwego tonu...
"Beg for mercy! Not that it will help you..."
Hoist the banner high!! For Commoragh!
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Ninerl »

Azghair
Następny łut czasu był całkiem ciekawy- Azghaira zainteresowała niezbyt honorowa sztuczka, która jeśli się udała, wytrącała przeciwnikowi broń z dłoni. Nawet jeśli nie do końca wyszła, to wróg pozostawał przez chwilę odsłonięty, a to było bezcenne w starciu.
- Oczywiście, zapomnij o tym przy walce z czymś większym i cięższym od jednoręcznego... To tylko do takich mieczy, też krótszych a od biedy i sztyletów...- podkreślił Oriaith, gdy Azghair rozmasowywał bolący nadgarstek.
A potem raz po raz, korsarz musiał wysłuchiwać połajanek jasnowłosego.
- Nie tak...- wojownik kręcił głową i nieustannie poprawiał chwyt korsarza. Za chwilę Azghair usłyszał następne uwagi jedne po drugiej:
- Zły ruch.... Zbyt wolno.....Teraz za gwałtownie, za płasko, wytracasz siłę...
Wreszcie, gdy nadgarstek korsarza zaczął gwałtownie protestować, Oriaith zrobił następną przerwę.
- Musisz to robić odruchowo...tak jakbyś to umiał przez całe życie. Codziennie ćwiczyć. Kiedy wyrwę Cię ze snu w środku nocy, musisz bezbłędnie wykonać ten ruch. Inaczej...Daj sobie spokój...- poradził, marszcząc brwi i spoglądając zamyślonym wzrokiem na korsarza.
- A teraz.. Zanim zastanowisz się nad tym...- za chwilę znikł za skałami i pojawił się niosąc solidnie wyglądającą deskę- Zobaczymy, jak u Ciebie z równowagą. Jako żeglarzowi powinno być Ci łatwiej...- położył kawał drewna na dwóch skałkach. Stanął na nim, sprawdził czy leży solidnie i skinął na korsarza.
Milczący Khaeth obserwował wszystkie ćwiczenia. Na jego twarzy malował się wyraz całkowitego skupienia, gdy wpatrywał się w walczących.
- No to zaczynamy...- Oriaith zaatakował z szybkością węża, zupełnie jakby nie przejmował się tym, że pod stopami ma wąski kawałek drewna. Azghair nie zdążył zastawić czy chociaż sparować ciosu. Niemal spadł z deski.
Oriaith cofnął się i pokiwał głową.
-Nie jest źle...większość już by leżała na śniegu. Gotowy?- drewniany kijek służący za ćwiczebną broń zamigotał w powietrzu w jakiejś skomplikowanej sekwencji ruchów.

Lindara
Ruszyłaś, pewna, że zaraz orzeźwisz się kąpielą. Szłaś, wypatrując rzeki i znalazłaś wodę. Tylko że otoczenie wyglądało zupełnie inaczej niż pamiętałaś. Być może trzeba się przejść nieco dalej...
Po kilkunastu minutach marszu, teren ani na chwilę nie stał się znajomy. Tu i tam strzelały w górę ośnieżone drzewa, podobne do siebie jak dwie krople wody. Wedle wskazówek, jakie uzyskałaś od Szelmy, należało w pewnym momencie opuścić bieg rzeki i skręcić w prawo. Weszłaś w las, który zagęszczał się coraz bardziej.
Idąc wytrwale, zorientowałaś się, że tu i tam zaczynają się pojawiać małe kałuże zamarzniętej wody jak również niskie, zbite kłęby krzaków. Warstwa śniegu raptownie zmalała, jakby przydeptana lub być może nadtopiona? Nad tym pierwszym stwierdzeniem przemawiały liczne ślady zwierząt- jakieś odciski kopyt, ślady łap.
Czyżbyś zawędrowała na bagnisko? Teraz skute lodem, nie było tak groźne jak zwykle, podczas cieplejszych pór roku.
Szłaś dalej, ale rzeki nie było. W pewnym momencie odwróciłaś się za siebie i z lękiem stwierdziłaś, że otoczenie jest takie samo jak przed Tobą. Tknięta impulsem zawróciłaś, nie chcąc się zgubić, ale Twoje ślady jakby wtopiły się w inne. Nie mogłaś ich znaleźć.
To nie byłoby dobre, zgubić się w nieznanej głuszy. Odetchnęłaś głęboko i przez chwilę zastanawiałaś się nad wyborem kierunku. Pamiętając mniej więcej położenie słońca, ruszyłaś w najbardziej prawdopodobnym kierunku.
Szłaś i szłaś, niepokojąc się coraz bardziej. Bagnisko stawało się coraz większe, a drzew ubywało. Kiedy już miałaś stwierdzić z przerażeniem, że zgubiłaś się, między nielicznymi drzewami coś rozbłysło. Ku Twojej uldze, była to lodowa tafla rzeki. Pozostawało wyznaczyć tylko jeden właściwy kierunek z dwóch. Niestety, tutaj lód pokrywał całą toń wody - gdyby było cieplej, poszłabyś zgodnie albo przeciw nurtowi.
Zdecydowałaś się na jeden kierunek. Po kilku minutach trafiłaś na świeżo wybitą przerębel- ciemna woda szemrała cicho. Postanowiłaś spróbować się wykąpać- miałaś nadzieję, że banici w razie czego zaczną Cię szukać.
Udało Cię zaledwie podmyć i umyć twarz oraz ręce. Zanim się ubrałaś, czułaś jak kostniejesz z zimna. Szczękając zębami, ruszyłaś w dalszą drogę.
Zauważyłaś na śniegu ślady czyichś butów. To musieli być banici, bo chyba nikt inny?
W oddali zamajaczyło coś białego. Podchodząc bliżej, rozpoznałaś skalne ściany. Teraz kierując się tropami powinnaś móc wrócić. Właśnie wspinałaś się po wąskiej ścieżce, gdy trochę nas sobą usłyszałaś czyjeś głosy. Weszłaś wyżej i zobaczyłaś wstającego Cienia i odsuwającą się pośpiesznie od niego ludzką kobietę.
Co oni tutaj robili?

Zimowysmutek
Strażnik, którym okazał się Shobhair, przepuścił cię bez protestu- machnął dłonią i dalej wpatrywał się w przestrzeń znudzonym wzrokiem.
Znalazłeś kamienie, chociaż trochę czasu musiałeś strawić na ich poszukiwanie. Rzeka była cicha, skuta lodem powierzchnia błyszczała w słońcu. Jeśli były w niej ryby, to widocznie pływały tuż przy dnie, by ochronić się przed zimnem. Jednak najlepiej byłoby zasięgnąć informacji u łowcy albo Thalarien. Z pewnością znają najlepsze łowiska w okolicy.
Wróciłeś do jaskini i przez pewien czas chodziłeś po korytarzach, szukając młodej ead.
Twoje pytanie, gdzie ją znaleźć wywołało na twarzach banitów złośliwe uśmieszki. Wreszcie Yenluhar napomknął, że zapewne czyści kości przy okratowanym dole.
I w istocie, tam ją znalazłeś. Z lękiem malującym się na twarzy poszła z tobą. Przypominała Ci swoim zachowaniem zbitego psa.
Wreszcie dotarliście do miejsca, a Emilienne natychmiast przypadła nisko do ziemi i zastygła w oczekiwaniu najwidoczniej na Twoje polecenia. Na dźwięk tych dwóch słów na jej twarzy pojawiło się zdumienie.
- Jai, meister.- odpowiedziała cicho zdziwionym tonem.
Widzisz, jak koncentruje się na Twoich gestach i słowach.
"To będzie ciężka nauka, bo na tym kończy się moja znajomość tego ich języka" przebiega Ci przez głowę.
- Dobrze możemy się od siebie wiele nauczyć..... więc zaczynajmy- mówię powoli, po czym pokazuję na siebie:
-JA!!!
Posłusznie kiwa głową i powtarza słowo z okropnym akcentem. Potem dziewczyna wskazuje na siebie i mówi:
- Rei.
Powoli mówię:
-Czy to znaczy to samo co JA - i pokazuję na siebie. "To będzie cięższe niż myślałem" stwierdzasz za chwilę.
Emilienne kiwa niepewnie głową. Potem kładzie dłonie na piersiach i mówi:
- Weimm.
- Uff... powoli zacznijmy od tego powiem wszystkie słowa, które znam z twojego języka i będę je tłumaczył na swój język. Co ty na to?
Dziewczyna kiwa głową, a na jej twarzy pojawia się zagubienie. Zapewne nie rozumie Twoich słów. Teraz otacza dłońmi biodra, a potem piersi i powtarza.
- Weimm...
"Kurde o co jej chodzi?? Nic to, zacznę praktykować swój pomysł"- pokazuję na drzewo:
- Baum- po czym znów na nie wskazuję i mówię:
- Drzewo...
Kiwa głową i uśmiecha się. Zapewne powiedziałeś znane jej słowo.
Powtarza po Tobie słowo "drzewo", niemiłosiernie kalecząc akcent i patrzy pytająco.
Poprawiam ją, wymawiając wyraźnie akcent:
- Drzewo!!- po jej odpowiedzi przeprowadzam naukę następnego słowa.
Powtarza posłusznie i przez następne minuty zajmujecie się nauką. Emilienne w pewnym momencie wskazuje Twój przyszły nóż- jest wyraźnie zaciekawiona.
- NÓŻ- mówię i pokazuje na nią i pytam:
- A po twojemu jak się mówi?
- Messer- mówi cicho i wlepia w Ciebie przestraszone spojrzenie.
Powtarzając po niej, staram się mówić tak samo jak ona:
- Messer-.
Potakuje Ci cicho i wskazuje na mały kawałek ostrza.
Kontynuowałem jej naukę, dopóki nie ukończyłem broni, a gdy była gotowa, spytałem się jej:
- Chcesz się zemścić?- oczekując na jej odpowiedź, patrzyłem w jej oczy wypatrując charakterystycznego błysku.
Zrobiła zdziwioną minę i rozłożyła dłonie, widocznie nie rozumiejąc Twych słów.
Może gesty pomogą? Trzeba jej jakoś objaśnić o co chodzi...
Udaję że ją uderzam, po czym daję jej mój nowy nóż i kieruje jej rękę z ostrzem na mój brzuch, markując cios.
Przerażona, kuli się przez moment przy ziemi, osłaniając dłońmi. A potem patrzy na Ciebie z zdumieniem. Marszczy brwi i wskazuje Ciebie, a potem nóż i przybiera pytający wyraz twarzy.
Pokazuję na siebie i kiwam przecząco głową. Po czym pokazuję na jej podbite oko, a potem na jej krocze.
Dziewczyna przeciąga pytająco po szyji, gdzie Shobhair ma bliznę i krzywi twarz.
Kiwam głowa i patrzę na nią pytająco.
Emilienne ujmuje nóż, a palcem drugiej dłoni przesuwa po gardle i uśmiecha się.

Wyciągam rękę po nóż i kiwam głową z aprobatą.
- A teraz wracajmy, za długo nas nie ma- mówię i pokazuję w kierunku jaskini.
Dziewczyna skinęła głową, składając Ci niemal korny ukłon i cierpliwie czekała, aż ruszysz pierwszy.
Nagle śnieg zaskrzypiał za Twoimi plecami- cichutki odgłos, którego wielu by nawet nie zauważyło, ale Ty urodzony w dziczy nie ignorowałeś takich sygnałów...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
callisto
Szczur Lądowy
Posty: 17
Rejestracja: piątek, 12 grudnia 2008, 23:00
Numer GG: 9592373
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: callisto »

Sarath
Pod koniec pracy Sarath jako ostatnia wyszła do gnojówki. Wracając rozejrzała się, czy nikt jej nie obserwuje. Widząc, że ma czystą drogę zakrdła się do stodoły, gdzie postanowiła czekać aż się ściemni. W końcu ciemność jest największym sprzymierzeńcem złodzieja. Gdy słońce już zaszło dziewczyna wyszła po czym zajrzała do składziku i spichlerza w poszukiwaniu swojego „łupu”. Była zirytowana tym, że dla tego cholernego buntu musi narażać swoją głowę. Tamci siedzieli sobie wygodnie, a ona nadstawiała się za nich. Przywykła co prawda do tego, że się nią wysługuje, ale nigdy nie lubiła gdy kazało jej się ryzykować głową. W końcu to jej głowa, nikogo innego i ją powinno obchodzić co się z nią dzieje.
Wymykając się cicho z baraku, Sarath zastanawiała się co zrobić z psami. Były spuszczane tuż po zmierzchu- w większości zastępowały w tym zadaniu strażników, z których większość była zbyt leniwa, by stale krążyć po folwarku. Nocną straż pełnił tylko jeden, ale zwierząt było pięć. Sarath nadsłuchiwała odgłosów psów, żeby zorientować się gdzie są. Trudno było jej określic, gdzie się kręcą, ale chyba na razie były gdzieś w okolicach obory. Nikłe szczekanie wydawało się dochodzić właśnie stamtąd. Sarath ciągle nasłuchując ruszyła w kierunku spichlerza, jednocześnie ciągle będąc gotowa do ucieczki. Przemykała cicho, starając się skradać. Z oddali dobiegł cichy okrzyk. Przez chwilę Sarath spodziewała się pogoni, ale krzyk powtórzył się i zabrzmiał w nim strach. Pewnie znowu pies się bawi. Ulubioną metoda jednego z nich było szczucie psami wybranego niewolnika. Im zwierzę bardziej się bało, tym większa radośc mu to sprawiało. Sarath spokojnie przemknęła się do spichlerza i składzik by sprawdzić, czy butelki są w którymś z tych miejsc
Na pierwszy ogień poszedł składzik. Ktoś nie zamknął drzwi, na całe szczęście. Sarath krążyła po nim, starając się macaniem zawartości skrzyń wyłowić z jakiejś butelkę. Przez cały czas nasłuchiwała czujnie. W pewnym momencie jazgotliwie ujadanie psów rozległo się tuż przy budynku. Sarath cicho i ostrożnie próbowała się ukryć. Zachowała spokój, bo wiedziała, że jeśli psy wyczują strach będzie po niej. Zaraz potem rozległ się burkliwy głos strażnika i świst bicza. Zwierzęta zaskowytały i ucichły. Strażnik wydawał się zły, Sarath słyszała jak klnie pod nosem. Za chwilę odszedł.
Wreszcie, w jednej ze skrzyń, schowanej z trzema innymi, udało się jej wyczuć podłużny, emanujący chłodem kształt. Sarath schowała butelkę pod strojem dziękując bogom za swoje szczęście. Ostrożnie sprawdziła, czy droga jest wolna po czym pobiegła do stodoły. Właśnie mijała pal, gdy usłyszała wycie. Ujadanie psów dobiegało, jakby zza jej pleców. Sarath przyspieszyła tempa i szybko przebiegła do baraku. Sarath położyła się spokojnie obok Khaela udając, że nic się nie stało. Przez chwilę miała wrażenie, że on nie śpi, a jakby nasłuchuje. A potem odwrócił się na drugi bok. Sarath szturchnęła go lekko butelka „Niestety, nie znalazłam pucharu”. Khael zamruczał cicho:
- Od dawna go nie używam.- Za chwilę bezceremonialnie zabrał jej zdobycz.
- Mam nadzieję, że nie zapomniałeś o naszej umowie.
-O to ty już się nie martw- w głosie Khaela pojawił się złośliwy ton. Dziewczyna usłyszała jak wyciąga korek i przełyka.
- Może być...- Khael wstał i odszedł. Sarath przewróciła oczyma i poszła spać.
Ewolucja jest niedoskonałym i często okrutnym procesem.
Moralność traci swoje znaczenie.
Wybór pomiędzy złem i dobrem zredukowany do jednego, prostego wyboru...
Przetrwanie,
albo unicestwienie.
Deadel
Pomywacz
Posty: 44
Rejestracja: środa, 27 sierpnia 2008, 09:16
Numer GG: 0

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Deadel »

Zimowysmutek
Po zebraniu wszystkich odłamków krzemienia, wstałem by iść do jaskini, wtedy moja ead oddała mi pokłon jakbym był bóg raczy wiedzieć kim. Na ten jej gest we mnie się zawrzało. W chwili kiedy miałem się do niej odezwać, usłyszałem cichutkie skrzypnięcie śniegu "Czyżby ktoś nas podpatrywał... Jeśli tak to ile widział i czego się domyśla" przeklnąłem siebie za to że pozwoliłem się głośniej zachowywać. Gestem nakazałem by młoda ead była cicho. a głośno powiedziałem:
- Wiem gdzie jesteś więc wyjdź... jeśli nie..- nie dokończyłem zdania jedynie barwa głosu zaznaczyłem nie wypowiedziana groźbę . [czekam chwilę. Jeśli się nikt nie pojawi to idę w kierunku skąd doszedł do mnie dźwięk po czym zacznę iść po śladach lub gonić jeśli będę widział kogoś]
Kot ma swoje własne ścieżki;
choćbyś go zmusił do odwrotu, on nadal jest na swojej drodze.

Kot czeka

Droga Kota
ODPOWIEDZ