[Warhammer] Arhain

To jest miejsce, w którym przeprowadza się wcześniej umówione sesje.
Twilight
Pomywacz
Posty: 61
Rejestracja: niedziela, 15 czerwca 2008, 15:46
Numer GG: 6401347
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Twilight »

Lindara

Naprawdę chciała im pomóc, ale tutaj potrzeba było siły. Z jedna zdrową ręką tylko zawadzała, więc odsunęła się na bok. Zrobiła to w ostatniej chwili, gdyż zaraz potem konie znów stanęły dęba i ruszyły nagle. Pęd wcisnął ją w skrzynie, nie mogła się poruszyć. Widziała jak Korsarz spada z wozu, Cień zdążył chwycić się desek. To trwało kilka chwil. Skończyło się tak nagle jak się zaczęło.
Przez chwilę nie wiedziała co się dzieje. Była zbyt oszołomiona, kurczowo łapała powietrze. Zobaczyła to monstrum, które ukrywało się pod wałem. Nigdy w życiu nie widziała czegoś takiego, ale miała nadzieję, że uda mu się zrobić krwawą miazgę z ich strażnika. Gdyby nie wiązało się to z jakimś ryzykiem to zapewne zostałaby by się temu przyjrzeć.
Wygrzebała się spod wozu i odnalazła zdobyczny nóż. Cień nawet nieźle się trzymał na nogach. Spojrzała na Korsarza.
- Mam nadzieję, że możesz chodzić. Jedna tymczasowa kaleka w kompanii w zupełności wystarczy – stwierdziła uśmiechając się krzywo. Naprawdę, nie potrafiła powstrzymać się od ironii. – Nie wiem co to jest, ale jestem zdania, że powinniśmy się ulotnić póki nie jest zainteresowane mniej ruchliwym celem.
Rozgląda się próbując ocenić, w którym kierunku mogliby bezpiecznie uciec.
Róża pustyni
Której cień nosi ze sobą tajemną obietnicę
Ten pustynny kwiat
Żaden słodki perfum nie torturuje mnie bardziej niż ten

Śnię o deszczu
Podnoszę swój wzrok ku pustym przestworzom
Zamykam oczy
Ten rzadki perfum jest słodkim upojeniem miłości
Isengrim Faoiltiarna
Bombardier
Bombardier
Posty: 692
Rejestracja: niedziela, 11 grudnia 2005, 17:49
Numer GG: 2832544
Lokalizacja: The dead zone

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Isengrim Faoiltiarna »

Azghair

Klął pod nosem, szarpiąc za łańcuch. Pot oślepiał go, spływając na oczy, plecy piekły od soli w nim zawartej, podmuchy wiatru wyziębiały organizm z powodu wilgoci na skórze. Wtedy usłyszał ryk, który spłoszył konie. Świat wykonał obrót, wóz uciekł Korsarzowi spod nóg i Azghair przez krótką chwilę widział zbliżającą się ziemię. Zdążył wykręcić ciało tak, żeby spaść na bark, a nie na twarz. Ból oszołomił go lekko, a kiedy konie ruszyły, obroża przesunęła się po szyi Korsarza i boleśnie zatrzymała na żuchwie, w dużym stopniu utrudniając również oddychanie. Azghair chwycił za łańcuch i spróbował się podciągnąć, żeby uniknąć uduszenia. Kiedy wóz się rozbił, przewrócił się na brzuch, podniósł się na rękach i został na czworakach, po czym przez jakąś chwilę dochodził do siebie, wodząc dookoła siebie nieprzytomnym spojrzeniem. Kiedy w końcu podniósł się z ziemi i zaczął orientować się w sytuacji, zobaczył, jak przed Shetharem staje Norsmen, sapiący jak wół i pryskający śliną z ust. Korsarz wiedział, że strażnik jest już martwy - był ranny i zmęczony, człowiek wpadł już w szał bojowy, ponadto przewyższał elfa wzrostem i masą. Azghair nie spotkał w swoim życiu wielu wojowników z Norski, jednak wielu służyło jako najemnicy w ludzkich armiach, więc kilka razy widział, jak walczą i co potrafią. Kiedy berserker poczuł zapach i smak krwi, kiedy odgłosy bitwy i krzyki rannych doprowadziły go do szału, przestawało go obchodzić cokolwiek. Był wtedy w stanie rzucić się na pewną śmierć, walczyć, jakby był nieśmiertelny, nie zważając na wymierzone w niego ciosy i zadawane rany. Niektórzy walczyli nawet wtedy, kiedy stracili rękę. Inni po utracie broni rzucali się na przeciwników po to, żeby wgryźć im się w gardło i wyszarpać sobie zębami drogę do tętnic. Jedynym pewnym sposobem zabicia Norsmena bez strat była magia, i to też nie pierwszy lepszy czar adepta, ale potężne zaklęcia doświadczonych magów.
-Jest w porządku. A Norsmen na razie jest zajęty Shetharem, nie nami. Chociaż pewnie nie potrwa to długo, w walce jeden na jednego nikt nie ma szans z berserkerem-powiedział do Lindary, po czym rozejrzał się w poszukiwaniu jakiejś broni - miecza lub kuszy.-Uciekajmy jak najdalej stąd, zanim ktoś się nami zainteresuje.
"Beg for mercy! Not that it will help you..."
Hoist the banner high!! For Commoragh!
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Ninerl »

Gdyby nie łańcuch, który teraz wlecze się po ziemi, można by uznać, że jesteście "wolni". Ale uwiąz to mała niedogodność, jest na tyle długi, że możecie się jakoś poruszać. A może nawet biec?
Lindara rzuciła krótkie spojrzenia tu i tam. Z przodu dolatywało gromkie rżenie koni i wywrzaskiwane rozkazy- wyglądało na to, że tamta droga jest niedostępna.
Zostawały albo skalne ściany albo brzeg rzeczki. Jedyną przeszkodą była walcząca para, ale wątpliwe by zainteresowali się uciekinierami- chwilowa utrata koncentracji czy wybicie z furii mogło kazać się śmiertelne.
Pozostawała kwestia przedostania się na drugi brzeg, lecz banici jakoś musieli przejść przez wodę. Zapewne znaleźli bród lub zwężenie nurtu.
Zimowysmutek tymczasem zdołał odnaleźć kuszę, o dziwo nadal sprawną. Niestety gorzej wyglądała amunicja- z kilku bełtów zdatne do użytku były tylko trzy.
Azghair rozglądając się za orężem, ze zdziwieniem stwierdził, że strażnik jeszcze trzyma się na nogach. Właśnie z trudem blokował topór Norsa, stojąc niemal tuż naprzeciw niego. Druchii zacisnął szczękę, a na jego twarzy pojawiła się desperacja.
Za moment korsarz odnalazł przedmiot swych poszukiwań.
Jedyna wolna broń leżała przy trupach wyrzutków. Można zaryzykować i zabrać ją...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Deadel
Pomywacz
Posty: 44
Rejestracja: środa, 27 sierpnia 2008, 09:16
Numer GG: 0

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Deadel »

Zimowysmutek
Krytycznym okiem oglądam kusze "Przynajmniej jest sprawna, gorzej z amunicją trzy bełty to nie za wiele jeśli przyjdzie do walki. Muszę z organizować sobie jeszcze jakąś broń... jakby coś to można spróbować przeciąć łańcuch."
- Weźmy jeden miecz więcej to będzie można spróbować przeciąć łańcuch między nami- mówię do towarzyszy. Idąc za Azghairem w kierunku walczących rozglądam się za jakimś krótkim mieczem dla siebie.
Kot ma swoje własne ścieżki;
choćbyś go zmusił do odwrotu, on nadal jest na swojej drodze.

Kot czeka

Droga Kota
Twilight
Pomywacz
Posty: 61
Rejestracja: niedziela, 15 czerwca 2008, 15:46
Numer GG: 6401347
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Twilight »

Lindara

‘Więc… skały albo rzeka. Cokolwiek byle dalej stąd.’
Zastanowiła się przez chwilę nad słowami Zimowegosmutka.
- Do tego potrzeba młota kowalskiego, a nie wątpliwej jakości miecza – stwierdziła bez większego przekonania. Pomysł nie był głupi, ale narzędzia… No cóż, po prostu ich nie mieli. Może wymyślą coś później.
Nie podobało jej się, że towarzysze skierowali kroki w stronę trupów. Za każdym razem, gdy spoglądała na walczących, na jej twarzy malował się wyraz głębokiego niepokoju.
- Naprawdę nie jestem tchórzem, ale miła mi moja skóra, więc zabierajcie broń i zniknijmy.
Róża pustyni
Której cień nosi ze sobą tajemną obietnicę
Ten pustynny kwiat
Żaden słodki perfum nie torturuje mnie bardziej niż ten

Śnię o deszczu
Podnoszę swój wzrok ku pustym przestworzom
Zamykam oczy
Ten rzadki perfum jest słodkim upojeniem miłości
Isengrim Faoiltiarna
Bombardier
Bombardier
Posty: 692
Rejestracja: niedziela, 11 grudnia 2005, 17:49
Numer GG: 2832544
Lokalizacja: The dead zone

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Isengrim Faoiltiarna »

Azghair

Zdziwiło go to, że Shethar jeszcze stoi na nogach - wszystko wskazywało na to, że dzięki przewadze wzrostu i masy cios Norsmena od góry dosłownie wbije straznika w ziemię. Widać jednak umiejętności elfa były wystarczające, aby przeciwstawić się sile wojownika...
Kiedy dotarli do kupki trupów, szybko wybrał jakiś miecz, w miarę odpowiedni do jego wzrostu. Potem odwrócił się do Lindary i Zimowegosmutka.
-Kierujemy się do rzeczki, później będziemy próbowali ją przekroczyć. Skoro banici mieli na to jakiś sposób, to my też go znajdziemy-powiedział.-Lepiej się pospieszmy, zanim ci dwaj zwrócą na nas uwagę.-ruchem głowy wskazał Shethara walczącego z berserkerem. Ruszyli w stronę rzeczki. W pewnym momencie Korsarz zatrzymał się i spojrzał na strażnika. Nie reagując na uwagi przyjaciół, podniósł z ziemi jakiś w miarę ciężki kamień - taki, którym będzie w stanie dorzucić do walczących, a jednocześnie na tyle ciężki, żeby uderzenie nim dało się poczuć pomimo adrenaliny. Wymierzył i rzucił - prosto w głowę Norsa.
-Biegniemy-rzucił i ruszył biegiem, aby jak najprędzej ukryć się przed oczami strażników i banitów. Miał nadzieję, że kamień chociaż na sekundę odwróci uwagę Norsa. I że Shethar będzie mógł wykorzystać tą sekundę. Ignorował ewentualne pretensje towarzyszy, chociaż sam do końca nie wiedział, dlaczego pomógł strażnikowi. "Czyżbyś miękł na starość?"-spytał sam siebie. Wątpił, aby w podzięce za pomoc Shethar pozwolił im uciec, czy chociaż opóźniłby pościg. Miał jednak wrażenie, że to, co zrobił, było słuszne. Bez żadnych powodów czy usprawiedliwień.
"Beg for mercy! Not that it will help you..."
Hoist the banner high!! For Commoragh!
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Ninerl »

Podeszliście kolejno do dwóch trupów. Zimowysmutk i Azghair za chwilę mieli nieco poszczerbione miecze w dłoniach. Jeden krótki- wyglądał jak większy kawałek jakiegoś potężniejszego oręża, a drugi był przeciętnym do bólu, zwykłym jednoręcznym mieczem. Taki, jakich setki rozchodziły się po Naggaroth, prosto z kuźni Hag Graef.
Ruszyliście w stronę wody, starając się znaleźć w miarę łagodne zejście. Prowadziła Lindara, podnosząc swój luźny kawałek łańcucha, by nie wlekł się po ziemi. Za chwilę trójka uciekinierów przemknęła obok wojowników nadal zaabsorbowanych przeciwnikiem.
Najlepsze zejście było niedaleko- głęboki ślad rozkopany przez Norsmena wyglądał jak całkiem wygodna ścieżka w śniegu.
Kolejno, ostrożnie zeszliście na dół. Azghair, jako ostatni zatrzymał się na chwilę i podniósł pobliski kamień.
Właśnie Shethar ledwie sparował cios i zachwiał się, całkowicie odsłaniając. Nors z parsknięciem wziął rozmach i wielki topór rozbłysł w powietrzu. Strażnik starał się uchylić, ale ranna noga właśnie dała o sobie znać.
Azghair rzucił.
Kamień eleganckim łukiem pofrunął niemal prosto do celu. Jednak nie trafił - Nors odchylił się biorąc zamach, by pozbawić strażnika głowy i skalny odłamek z impetem huknął w topór, zbijając go nieco z toru. Korsarz zdążył dostrzec, jak ostrze broni wbija się w lewe ramię strażnika i z trzaskiem łamanej kości, rozcina jego rękę aż po przedramię. Przeraźliwy krzyk Shethara zawibrował w powietrzu.
Ostatnim widokiem jaki zobaczył Azghair, był klęczący blady strażnik z bezwładną, zalaną czerwienią ręką i unoszący topór Nors.
Za nimi zaciemniały nagle jakieś sylwetki, ale korsarz już znajdował się na brzegu rzeczki.
Woda obijając się o kamienne koryto, zagłuszała wszelkie odgłosy. Rzeczka pędziła żwawo, tu i ówdzie pokryta lodem.
Wąski, zasypany śniegiem brzeg znaczyły plamy krwi. Nieco dalej leżał martwy koń z groteskowo wygiętą szyją. Nogi jego jeźdźca nadal tkwiły w strzemionach, ale pan tego wierzchowca był równie nieruchomy i blady.
Kilka poczerniałych od wilgoci desek tkwiło między kamieniami. Śnieg znaczyły tropy banitów. Biegły od strony lasu, z którego niedawno wyjechaliście.
Chyba najlepiej będzie podążyć tym śladem. Banda musiała znaleźć jakieś przejście. Podążyliście śladami- rzeka skręciła, skalna ściana zasłoniła drogę i tutaj śladów zrobiło się więcej. Lindara i Zimowysmutek wywnioskowali, że musiał być to punkt zbiorczy oddziału. Dla Cienia było to doskonale wybrane miejsce- stąd nikt stojący na drodze nie mógłby dostrzec wojowników. Któryś z banitów musiał znać się na swojej robocie.
Skały pięły sie coraz wyżej, a nurt przyśpieszył. Lody nie było tutaj wcale, nie mógłby się powstać ani się utrzymać- zwłaszcza na kilku skalnych progach, z których spieniona rzeczka mknęła dalej w dół. Skacząca w dół woda pryskała na wszystkie strony, toteż wkrótce mieliście mokre ubrania. Poruszaliście się ostrożnie, brzeg było wąski, pokryty wilgotnymi kamieniami, a miękkiego śniegu nie było tu prawie wcale.
Wreszcie koryto zwęziło się, a woda spadająca z skalnego progu tworzyła mały wodospad. Zaraz potem rozszerzała się, tworząc jakby jeziorko. Dalej płynęła szerszą struga, ginąc między drzewami.
Na drugi brzegu dostrzegliście wąską ścieżkę, biegnącą pod skalną ścianą. "Ścieżka" była nieco szerszym brzegiem, pokrytym tu i ówdzie żwirem. Stanęliście nad wodospadem. Tu i tam z dna wystawały spore kamienie- może da się tędy przejść?
Lindara pierwsza postawiła stopy na kamieniu. Stąpając ostrożnie, przebyła połowę drogi. Za nią miękkim krokiem, z gracją kota podążał Zimowysmutek. Azghair przeszedł po dwóch kamieniach. Właśnie wyciągnął nieco dalej stopę, by trafić na środek następnego większego kamienia, gdy jego but ześliznął się pod wilgotnej powierzchni poprzedniego. Korsarz zachwiał się i zsunął do lodowatej wody, pociągając za sobą towarzyszy. Palce Zimowegosmutka ześliznęły się po śliskim kamieniu, gdy próbował go chwycić, a Lindara nie zdążyła nawet wbić w brzeg wyciągniętego sztyletu.
Woda z wściekłością uderzyła w uciekinierów, spychając ich prosto w objęcia wodospadu. Za chwilę uderzyli w lustro wody, pogrążając się w przeraźliwie zimnej otchłani. Machając rozpaczliwie rękoma i nogami, staraliście się wynurzyć na powierzchnię. Ciekły lód oślepiał , mroził skórę, ciskając wami tu i tam.
Pierwszy na powierzchni pojawił się Azghair. Zaraz potem wynurzyła się Lindara i Zimowysmutek. Korsarz starał się płynąć, w odróżnieniu od swoich kompanów, którzy ledwie unosili się na wodzie.
Silny nurt zniósł was na sam środek rzeczki. Natężając wszystkie mięśnie, korsarz starał się płynąć do brzegu. Łańcuch prawie go udusił, gdy trafił wreszcie na brzeg koryta. Woda tutaj zwolniła i niosła was, mokrych i ledwie żywych, ciągle do przodu.
Wreszcie dno podniosło się i trafiliście na płyciznę.

Azghair
Pełzałeś w płytkiej wodzie do brzegu, gdy zrobiło Ci się ciemno przed oczyma. Zdążyłeś oprzeć się o głaz i wszystko znikło w mroku.

Lindara
Czułaś, że powoli odpływasz. Byłaś tak wyczerpana, że udało Ci się tylko usiąść na dnie brodu. A potem otoczenie pojaśniało i rozmyło się delikatnie.

Zimowysmutek
Mrugając oczyma, zauważyłeś jak korsarz blednie i zamyka oczy. Świetnie, chyba właśnie zemdlał. Lindara nie była w lepszym stanie, jak zauważyłeś po jej nieprzytomnym spojrzeniu. Tobie było tak słabo, że wszystko docierało do Twoich zmysłów jak przez mgłę.
Szum wody, kłujące zimno, czyjeś głosy... Czułeś, że ktoś podnosi Twoje ciało, coś mówi...Unieruchomionemu przez męczenie, nie udało Ci się pozostać długo na jawie. Przymknąłeś na chwilę oczy i odpłynąłeś w krainę snu.


Pierwszym wrażeniem było ciepło i ciemność. Wrażenie czegoś miękkiego i pokrytego sierścią. Otulającego mocno jak ramiona matki, bezpiecznego i błogiego.
Obudziliście się niemal równocześnie. Leżeliście w stosie futer i szmat. Obroże były na swoim miejscu, łańcuch również. Ubrania znikły, ktoś musiał was rozebrać. Na ramieniu Lindary bielał świeży opatrunek.
Otaczał was mrok, a powietrze pachniało ziemią i kurzem. Gdzieś w oddali pomarańczowiał delikatny blask światła, ledwie rozjaśniając ciemność. W powietrzu można było także wyczuć woń dymu i gotowanego mięsa.
Jak zdołaliście namacać, koniec łańcucha był unieruchomiony jakimś kołkiem. Kołek nie wydawał się szczególnie solidny- widać tajemniczy ktoś nie spodziewał się z Waszej strony zagrożenia.

Pozwoliłam sobie nieco przyśpieszyć akcję ;) ... mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Twilight
Pomywacz
Posty: 61
Rejestracja: niedziela, 15 czerwca 2008, 15:46
Numer GG: 6401347
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Twilight »

Osobiście nie mam nic przeciwko, bo bardzo miło mnie zaskoczyłaś ;). Już myślałam, że będziemy się tak bujać do niedzieli, zanim w końcu się pozbędziemy wszystkich przeszkód.

Lidnara


Odwróciła głowę, gdy usłyszała krzyk strażnika. Zerknęła w tamtą stronę i zamarła. Shethar nie miał już żadnych szans, była tego niemal pewna. Trochę było jej szkoda, że tak dobry wojownik traci życie w tak bezsensownej potyczce. Z drugiej strony cieszyła się, bo to mogło oznaczać, że nie będą za bardzo musieli się przejmować pościgiem. A może się myliła?
Zarzuciła luźny koniec łańcucha na ramię i podążyła ścieżką wydeptaną przez banitów. Bez słowa przeszła obok martwego wierzchowca, jakby go w ogóle nie było.
Gdy stanęli nad wodospadem byli już mokrzy. Rude kosmyki przylepiły jej się do policzków i czoła. ‘Więc to w tym miejscu przeszli na drugą stronę’ pomyślała rozglądając się uważnie, odgarniając włosy. ‘Skoro tak to i my powinniśmy przejść.’
Stanęła na pierwszym z kamieni i spojrzała na towarzyszy.
- Uważajcie, jest ślisko.
Ruszyła dalej ostrożnie stawiając stopy. Zerkała z nadzieja na przeciwległy brzeg. Jeszcze tylko kilka kroków, jeszcze kawałeczek. Ścisnęła w prawej dłoni sztylet, ramię odezwało się pulsującym bólem, ale zignorowała go. Byli tak blisko, na wyciągnięcie ramienia.
Nagłe szarpnięcie obroży sprawiło, że straciła równowagę. Odruchowo jej ręka poderwała się i próbowała wbić sztylet w piaszczysty brzeg. Ostrze ześlizgnęło się, a nurt porwał ich w stronę wodospadu. Rozpaczliwie walczyła z wściekłym żywiołem, kurczowo łapiąc się myśli, że nie mogą teraz zginąć w taki sposób; nie po tym jak udało im się uciec. Czuła jak spadają, jak woda zamyka się nad nimi, jak brakuje jej powietrza w płucach. Wściekle młóciła nogami by choć na chwilę poczuć świeży powiew na twarzy.
Po sekundach długich jak wieczność poczuła dno pod nogami. Krztusząc się i parskając wygrzebała się z wody i z głuchym pluskiem usiadła na płyciźnie. Czuła jak cała drży: z zimna i wyczerpania. Zobaczyła tylko drzewa i biel śniegu, która ją oślepiła. Świat zasnuła biała mgiełka, a ona osunęła się w niebyt.
***
Pierwsze co poczuła to błogie ciepło, upajający zapach ziemi i kurzu. Coś delikatnie łaskotało jej skórę, jakby ocierało się o nią jakieś pokryte sierścią zwierze. Jęknęła cicho przez sen i obróciła się na drugi bok.
Otworzywszy oczy, zobaczyła nagie ramię Zimowegosmutka. Usiadła nagle zrzucając z siebie futro i rozejrzała się czujnie. Przy tym gwałtownym ruchu łańcuch zabrzęczał cicho. Spojrzała na niego z nienawiścią. Ktokolwiek ich zabrał znad rzeki mógłby pozbyć się tego żelastwa. Namacała jego koniec i stwierdziła, że został przybity kołkiem do podłoża. Niezbyt mocno, ale jednak.
Zerknęła na towarzyszy i ze zdziwieniem stwierdziła, że nie mają na sobie absolutnie niczego. Cała trójka.
Nie wykonała żadnego gestu by się zakryć. Niby po co. Patrzyła na nich tylko z takim wyrazem twarzy jakby chciała sobie coś przypomnieć. Nawiasem mówiąc – próbowała. Nie mogła sobie przypomnieć jak się znaleźli w tym miejscu. Pamiętała zasadzkę, postrzał, pędzący wóz, a później wędrówkę wzdłuż rzeki. Pamietała, że się topili. Zerknęła na swoje ramię. Zostało opatrzone, a bandaż wydawał się być świeży.
W końcu dała za wygraną, przygryzła wargę i przeczesała dłonią włosy.
- Znów jesteśmy uziemieni – stwierdziła zachrypniętym głosem. Ale pewnie nie musiała tego robić. Można się było tego domyślić.
Róża pustyni
Której cień nosi ze sobą tajemną obietnicę
Ten pustynny kwiat
Żaden słodki perfum nie torturuje mnie bardziej niż ten

Śnię o deszczu
Podnoszę swój wzrok ku pustym przestworzom
Zamykam oczy
Ten rzadki perfum jest słodkim upojeniem miłości
Deadel
Pomywacz
Posty: 44
Rejestracja: środa, 27 sierpnia 2008, 09:16
Numer GG: 0

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Deadel »

Zimowysmutek
Nie wchodząc w drogę walczącym szukam broni. Znalazłszy krótki miecz oglądając go myślę "kurde to jakiś złamany miecz przez co będzie źle w dłoni leżał... lepszy jednak taki niż żaden". Dalej idę za Lindarą [mocuję miecz za "pasem" albo robię dziurę w płaszczu i wkładam w nią miecz.] Schodząc skarpa nagle czuje szarpniecie łańcucha. Odwracam się i widzę kamień lecący w stronę walczących. Widząc trajektorie kamienia szybko oceniam, że celem jest olbrzymi ead. Z gardła wyrywa mi się warkliwie:
- Idiota...- widząc, że kamień chybia celu, a topór barbarzyńcy nie myślę "mieliśmy szczęście jednego psa mniej, szkoda tylko, że nie mogłem się nim zająć i zadać paru pytań". Na widok konia i jeźdźca przez głowę przemyka mi myśl, że przez kilka najbliższych dni padlinożercy będą solidnie ucztować. Widząc miejsce zbiórki bandy stwierdzam na głos:
- Ta banda zna się na rzeczy, albo mają dobrego przywódcę.- w myślach dodaje "nie dziwię się, że strażnicy nie dali sobie z nimi rady". Idąc dalej śladami bandy, brzeg niebezpiecznie się zwęził, a woda pryskająca na progach doszczętnie nas przemoczyła odzywam się do towarzyszy:
- Jak odejdziemy wystarczająco daleko musimy się zatrzymać i wysuszyć ubrania, inaczej żadne z nas się rano nie obudzi.-
Widząc powód dla, którego Lindara się zatrzymała zakląłem w duchu „ Musimy tedy przejść, ale jeśli choć jedno z nas wpadnie to już po nas” na jej słowa odpowiadam z ironią w glosie:
- Domyślam się księżniczko, że raczej nie jest sucho.- Zręcznie idę za nią po kamieniach rozrzuconych w nurcie rzeki, gdy miała już postawić ostatni krok pomyślałem „Uda się nam” w tym momencie szarpnięcie łańcucha ściąga mnie do wody. Próbuje się złapać kamieni, ale silny prąd i ciągnący mnie w dół rzeki Azghair nie pozwalają mi się utrzymać. Spływając z rwącym nurtem rzeki, walczę o każdy łyk powietrza. Wynurzywszy się z wody przy brzegu widzę jak korsarz zemdlał, a po chwili dołączyła do niego Lindara, w głowie mi zaczęły się kotłować myśli, które kiedyś mówił mi wuj „ Musisz się rozebrać, gdy wpadniesz zimą do wody i jak najszybciej wysuszyć..... co to za głosy ??? czyje to ręce???”. Potem była już tylko ciemność.

Pierwsze nowe wrażenie jakie odczułem to przyjemne ciepło oraz dotyk czegoś miłego na gołej skórze. Jedyne co psuło ten efekt to dotyk metalu na szyi. Pytającym wzrokiem patrzę na rozbudzonych towarzyszy.
Kot ma swoje własne ścieżki;
choćbyś go zmusił do odwrotu, on nadal jest na swojej drodze.

Kot czeka

Droga Kota
Isengrim Faoiltiarna
Bombardier
Bombardier
Posty: 692
Rejestracja: niedziela, 11 grudnia 2005, 17:49
Numer GG: 2832544
Lokalizacja: The dead zone

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Isengrim Faoiltiarna »

Azghair

Zaklął, kiedy kamień minął głowę Norsa. Zobaczył jeszcze, jak ostrze olbrzymiego topora wbija się w lewą rękę Shethara, po czym szybkim krokiem ruszył za resztą. Chciał zaprotestować, kiedy zobaczył kamienie, ale Lindara weszła już na pierwszy i stawiała ostrożne kroki na następne. Za nią poszedł Cień. Azghair z lekkim wahaniem postawił stopę na pierwszym kamieniu. Ostrożnie przeszedł na drugi i już miał przejść na trzeci, kiedy świat nagle obrócił się dookoła, a Korsarz poczuł, jak wpada do lodowatej wody. Zdążył wynurzyć się na ułamek sekundy i zobaczyć, jak rzeka urywa się nagle przy akompaniamencie głośnego huku...
Kiedy wypłynął, starał się płynąć do brzegu rzeczki. Walka z prądem była okropnie męcząca, a zimno dodatkowo wysysało z Korsarza siły. Kiedy dopłynęli do brzegu, oparł się o kamień i poczuł, jak wszystko pogrąża się w aksamitnej, ciepłej ciemności.
Obudził się i zdał sobie sprawę z tego, że jest przykryty stosem futer. "Jeśli wrócę do Karond Kar, zaciągam się na pierwszy z brzegu rejs do Bretonii" - pomyślał, wspominając ciepłe wybrzeża Starego Świata. Podniósł się na łokciach i rozejrzał dookoła. Uśmiechnął się do Lindary, starając się nie gapić zbyt nachalnie na jej wdzięki.
-Jak twoje ramię?-spytał. Przesunął trochę obrożę, żeby nie ocierała o miejsca, gdzie zaciskała się, kiedy płynął. Zobaczył pytające spojrzenie Cienia i wzruszył ramionami.
"Beg for mercy! Not that it will help you..."
Hoist the banner high!! For Commoragh!
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Ninerl »

Siedzieliście tak przez jakiś czas, zastanawiając się gdzie jesteście. Zapach ziemi wskazywałby na jaką jaskinię, a może zaniedbany budynek? W każdym razie nie wyglądało na to, by tajemniczy wybawcy mieli się okazać katami. Chyba, ze mielibyście pecha trafić na prawdziwych sadystów....
Ciszę zakłócił jakiś stłumiony dźwięk. Po chwili przekształcił się w echo kroków, odbijające się od ścian korytarza. Za moment na tle pomarańczowego blasku ukazała się niewyraźne sylwetki. Nadchodzących było dwóch, jeden trzymał pochodnię.
Był to mężczyzna z waszej rasy. Druga postać trzymała się nieco dalej- mieliście wrażenie, że trzyma coś dużego w dłoniach.
Druchii podszedł do was i zniżył pochodnię.
- Doskonałe wyczucie czasu, moi drodzy...- odezwał się chrapliwym głosem. O dziwo, był jasnowłosy- tacy zdarzali się najrzadziej. Nieporządnie przycięte, płowe kosmyki okalały jego zmęczoną twarz. Nie wyglądał na młodego, ale nie był też zbyt stary. Spojrzał na was błękitnymi oczyma i skinął dłonią na tajemniczą postać. Postać wkroczyła w światło pochodni- była to srebrnowłosa kobieta, chuda jak szczapa.
W rękach trzymała wasze łachmany- za moment wylądowały na posłaniu. Kobieta rzuciła wam dość obojętne spojrzenie, jednak w jej wzroku malowało się chłodne zainteresowanie. Zacisnęła wąskie wargi i z błyskiem szarych oczu zniknęła w mroku.
-No ubierać się... Mamy dużo do omówienia. Szelma chce was widzieć- chwycił za łańcuch i wyrwał kołek. Nie musiał się z nim siłować- kołek trzymał się podłogi chyba tylko dla pozorów. Poczekał chwilę, aż założycie suche już ubrania.
- I nie róbcie głupot. Nie chcemy byście umarli za szybko- nikły uśmieszek wykrzywił jego wargi. Odwrócił się i ruszył w kierunku blasku.
Szliście korytarzem, mijając ciemne otwory kilku odnóg. Wasze twarze muskał delikatny powiew, co sugerowało, że te "pomieszczenia" muszą mieć dobrą wentylację. Powiew niósł ze sobą woń dymu i jedzenia, która musiała pochodzić do blasku- zapewne ogniska i niekoniecznie jednego.
Zbliżając się do wylotu korytarza, słyszeliście szmer głosów. Kilka osób musiało rozmawiać, ale rozmowa była cicha i pojedyńcze słowa zlewały się w monotonny szum. Wylot rozszerzył się i stanęliście u wejścia do dużej jaskini. Była wysoka, poznaczona delikatnymi skalnymi półkami i tarasami. Ściany miała dość gładkie- nie było tu śladu stalaktytów ani stalagmitów. Tu i tam leżały zaokrąglone głazy, zajęte prze jakieś postacie. Gdy wasze oczy przyzwyczaiły się od światła, zobaczyliście, że na samym środku, w delikatnym kolistym obniżeniu palił się spore ognisko - to musiało być to pomarańczowe światło. Dwa mniejsze stosiki płonęły na wyższych tarasach. Kilka pochodni rozjaśniało okolicę jednej ściany.
Rozglądając się zauważyliście tu i tam siedzących lub rozłożonych wygodnie obszarpańców. Po prawdzie sprawiali takie wrażenie odziani w kawałki futer i zniszczone ubrania.
Byli to Druchii i ludzie. Czwórka ead siedziała nieco dalej od waszych krewniaków, przy jednym z małych ognisk i na niższej terasie. Natomiast Druchii rozłożyli się wygodnie na wyższych poziomach, z wyjątkiem jednego który jak wam się wydało, pilnował dużego ogniska obracając jakiś prymitywny rożen. Wydało wam się, że było ich około dziecięciu, może więcej, a może nieco mniej.
Lindarze rzuciła się w oczy trójka dzieci- siedziały razem zajęte zabawą jakimiś drobnymi przedmiotami.
Jasnowłosy ruszył naprzód ciągnąc was za sobą. Wspiął się na czwarty taras, najwyższy i ten najlepiej oświetlony pochodniami.
Skały przykrywały tutaj futra i dwa gęsto tkane dywany, wyglądające na nowe. Na futrze nonszalancko rozpierał się długowłosy Druchii. Jeszcze jeden z przymkniętymi oczyma siedział w kącie i wydawał się pogrążony w drzemce.
Na przystojnej ogorzałej twarzy długowłosego pojawił się czarujący uśmiech, a jego zielone kocie oczy rozbłysły. Czarne włosy puszczone luźno spływały mu na ramiona, okryte wilczym futrem. Na wasz widok jego uśmiech się poszerzył, tak jakby zobaczył dobrych znajomych.
- No proszę. Nasi goście już wrócili do świata żywych, nieprawdaż Oriaith?- błysnął zębami w uśmiechu, a jasnowłosy zamruczał coś niewyraźnie- Co teraz z nimi zrobimy? Może najpierw przedstawią się, co?- ciemnowłosy usiadł po turecku i wsparł brodę na dłoniach.
- Czekam na waszą opowieść...- zlustrował was uważnie, a na jego twarzy pojawił się wyraz skupienia.
Jednak mieliście nikłe wrażenie, że coś jest z nim nie tak. Co to mogło być? Raczej nie wydawał się obłąkany, ale jakoby mu czegoś brakowało, czegoś materialnego. Nieco skołtunione włosy potęgowały to wrażenie.

Azghair
Trudno było Ci nie wpatrywać się bezczelnie w krągłości waszej towarzyszki. Już tak dawno nie byłeś z kobietą, na posokę Khaine...
Może i dobrze, że było ciemno...

Zimowysmutek
Widok nagiej Lindary przypomniał Ci o Twojej ukochanej. Jak żywa pojawiła się przed Twoimi oczyma, równie piękna i pociągająca jak pamiętałeś. Za chwilę bolesne i słodkie wspomnienia pierzchły na dźwięk czyichś kroków. Jedynie nikłe ukłucie smutku i goryczy towarzyszyło Ci w wędrówce korytarzem
Jaskinia o tyle o ile zdążyłeś ocenić, była dobrym miejscem. Było w niej ciepło, ale nie nadmiernie duszno. Jeśli była dobrze ukryta, to nic dziwnego, że banici mogli przetrwać zimę. Pozostawała tylko kwestia żywności.
Gdy stanęliście na ostatnim tarasie, przez moment miałeś wrażenie, że ktoś zmierzył Cię wzrokiem. Byłeś pewien, że to jest ten "śpiący" Druchii. Jego brązowe włosy były spięte w koński ogon, a część z nich nierówno przycięta, jakby próbował je jak najbardziej je skrócić po bokach jego głowy. Znałeś tą fryzurę oczywiście... W końcu jakbyś mógł zapomnieć o swoim dawnym wyglądzie, zanim zaszyłeś się w dziczy.

Lindara
Oczywiście, nie uszedł Twojej uwagi wzrok korsarza. Ech, ci mężczyźni... Zawsze tacy przewidywalni...
Za chwilę znalazłaś się w jaskini. Zdziwił się widok małych Druchii, a jeszcze bardziej ich blade i szczupłe twarze z podkrążonymi oczyma. Wyglądały nieco jak dzieci-żebracy, które czasami dostrzegałaś na ulicach Naggarondu.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Twilight
Pomywacz
Posty: 61
Rejestracja: niedziela, 15 czerwca 2008, 15:46
Numer GG: 6401347
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Twilight »

Lindara

- Ciągle je czuję, więc nie odpadnie – zażartowała, odwzajemniając uśmiech. Spojrzenie Korsarza nie uszło jej uwagi, ale jej jedyną reakcją było rzucenie mu pobłażliwego spojrzenia. Zaczynała się przyzwyczajać do tego, że jest jedyną kobietą w tej wymuszonej spółce; takich sytuacji nie dało się uniknąć, w każdym razie nie teraz. Nie krępowało jej to – jest przecież córką swojego ojca, wychowała się wśród mężczyzn i chyba niczym nie mogli jej zaskoczyć. Jednakże po kilku chwilach wahania narzuciła futro na ramiona, okrywając się szczelnie. Dla świętego spokoju jej i towarzyszy. ‘Eh, Lindara, zdecyduj się. Albo jesteś gorąca jak ogień, albo zimna jak lód’, zbeształa się w myślach.
Wszechogarniającą ciszę zakłóciło echo kroków. Odruchowo zacisnęła ręce na futrze i napięła wszystkie mięśnie. Jednak rozluźniła się widząc, że przybysze nie mają ze sobą broni. W każdym razie tak jej się wydawało. Przez chwilę patrzyła zafascynowana na jasne włosy mężczyzny. Nigdy takich nie widziała u Druchii.
Ubrała się bez słowa, choć lekko drgnęła, gdy Druchii wspomniał o robieniu głupot. Spojrzała na niego trochę rozbawiona, ale nic nie powiedziała. Nie wyobrażała sobie, że mogliby zrobić jakąś głupotę prowadzeni jak… no, jak zwierzęta.
Schronienie wyrzutków wydawało się jej dobrze zagospodarowanym kompleksem jaskiń. Co jakiś czas ich twarze owiewał strumień powietrza przesyconego dymem i zapachem jadła. Słyszała szmer rozmów, ale nie potrafiła wyłapać pojedynczych słów.

Gdy oczy przyzwyczaiły się do światła panującego w jaskini, w której się znaleźli, jej wzrok padł na trójkę dzieci bawiących się razem. Zaskoczona przystanęła na chwilę. Ich blade twarze z podkrążonymi oczyma przypomniały jej dzieci-żebraków, jakie spotykała na ulicach Naggarondu. Kiedy była mała bawiła się z nimi na ulicach miasta aż do momentu, kiedy nie złapał jej na tym ojciec, który stłukł ją na kwaśne jabłko. Był wściekły, a ona nie wiedziała dlaczego. Przecież to właśnie ona, jego córka, wiodła wśród tej ulicznej zgrai prym, tak jak być powinno. Była w końcu wysoko urodzona i silniejsza od reszty.
Kilka lat później jeden z jej braci, Astrel, wpadł na pomysł by wykorzystać je jako tanich szpiegów. Te najsprytniejsze potrafiły wejść niemal wszędzie i zebrać informacje z pierwszej ręki. Nagroda była uzależniona od przydatności informacji, więc dzieciaki miały o co się starać. Astrel liczył, że kiedy podrosną będą chcieli zaciągnąć się na służbę dla ich Domu. Niestety, zbyt wielu efektów swojej pracy nie zobaczył.
Z zamyślenia wyrwało ją szarpnięcie łańcucha, widocznie zatrzymała się o kilka chwil za długo. Weszli na najwyższy z tarasów. Obrzuciła uważnym spojrzeniem obu siedzących na futrach mężczyzn, zatrzymując dłużej wzrok na ich twarzach. Uznała, że to oni przewodzą bandzie.
Czarnowłosy Druchii był w jej mniemaniu nawet przystojny, choć sprawiał, że czuła niemiłe mrowienie pod skórą. Wzbudzał jej niepokój, ale jego zachowanie nie sugerowało, że jest obłąkany. Zresztą, po Hariathi każdy inny szaleniec mógłby być świętoszkiem. To musiało być coś innego… Ale co? Tego nie mogła rozgryźć.
- To raczej będzie krótka historyjka, a nie opowieść. W każdym razie w moim przypadku – stwierdziła cicho patrząc mu w oczy. – Jestem Lindara, jeszcze kilka tygodni temu mieszkałam z braćmi w małej nadmorskiej wiosce… dopóki nie zjawili się łowcy niewolników. Zmasakrowali niemal całą osadę a niedobitki poszły na targ. W tym i ja.
Ostatnio zmieniony piątek, 24 października 2008, 22:03 przez Twilight, łącznie zmieniany 1 raz.
Róża pustyni
Której cień nosi ze sobą tajemną obietnicę
Ten pustynny kwiat
Żaden słodki perfum nie torturuje mnie bardziej niż ten

Śnię o deszczu
Podnoszę swój wzrok ku pustym przestworzom
Zamykam oczy
Ten rzadki perfum jest słodkim upojeniem miłości
Deadel
Pomywacz
Posty: 44
Rejestracja: środa, 27 sierpnia 2008, 09:16
Numer GG: 0

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Deadel »

Zimowysmutek
Przypadkowe spojrzenie na Lindare przywołało przed moje oczy obraz mojej NorLyam jej idealnego ciała i gracji z jaką się poruszała. Myśląc o niej odruchowo sięgam do bransolety, która mi podarowała. Kroki rozbrzmiewające w korytarzu jaskini wyrwały mnie z błogich wspomnień i przywróciły do rzeczywistość, w której nie ma mojej Ukochanej. W sercu zagościł tylko ból i gorycz.
- Ktoś idzie nie długo dowiemy się na czym stoimy- odzywam się cicho. Po chwili zjawił się jasnowłosy nieznajomy jego głos dociera do mnie jakby z oddali, zza próby ponownego wskrzeszenia wspomnień o NorLyam. Wykonuje jego polecenia automatycznie dopiero po kilku krokach uczucie pustki zaczęło zanikać rozpalając ponownie płomień zemsty w sercu. Zaciskając pięści podążam korytarzem. Wchodząc do głównej jaskini pomyślałem "z taka jaskinia to nie problem przezimować, a jak jeszcze mają dobrych łowców to jedzenie nie stanowi problemu". Naszym celem okazał się najlepiej oświetlony taras, znajduje się na nim dwóch Druchii "ten, który tak się rozwala na futrach to pewnie szef ich,.. Drugi Udaje, że śpi, ale odkąd tu jestem ciągle mi się przygląda... ta fryzura pamiętam że sam taka kiedyś miałem wydaje się, że było to wieki temu. Czyżby to był Cień? Jeśli tak to wiele to tłumaczy." Wysłuchałem słów herszta bandy odpowiadam mu krótko patrząc na śpiącego Druchii:
-Jestem Zimowysmutek- wymawiam to z takim akcentem jak zwracała się do mnie NorLyam.
Kot ma swoje własne ścieżki;
choćbyś go zmusił do odwrotu, on nadal jest na swojej drodze.

Kot czeka

Droga Kota
Isengrim Faoiltiarna
Bombardier
Bombardier
Posty: 692
Rejestracja: niedziela, 11 grudnia 2005, 17:49
Numer GG: 2832544
Lokalizacja: The dead zone

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Isengrim Faoiltiarna »

Azghair

Uśmiechnął się, kiedy usłyszał słowa Lindary. Odwrócił głowę w stronę korytarza, z którego dochodził odgłos kroków. Widok jasnowłosego Druchii zaskoczył go - wiedział, że taki kolor włosów należy do rzadkości i może przysporzyć niemałych problemów. Ubrał się szybko i, nie mając zbytnio wyboru, podążył za elfem.
Kiedy szedł, rozglądał się dookoła. Nie starał się pamiętać drogi - i tak nie wiedzieli, gdzie jest wyjście. W końcu dotarli do sali. Do Korsarza docierało ciepło ogniska, zapach dymu i jedzenia.
Jasnowłosy doprowadził ich do czarnowłosego Druchii, który najwyraźniej był tu najważniejszy. "Z czego on tak się cieszy?"-przemknęło przez głowę Azghairowi.-"Kim oni są?"
-Azghair Mor'Dagor-powiedział, kiedy Cień się przedstawił.-Mouraeth.
"Beg for mercy! Not that it will help you..."
Hoist the banner high!! For Commoragh!
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Ninerl »

-Hmm, hmm, hmm....łowcy niewolników- zamruczał zielonooki-Widzę, że nie kochasz sługusów...a czy to przekłada się na strażników? Moja droga Lindaro...- uśmiechnął się nagle. Za chwilę spoważniał.
-Zimowysmutek? Ciekawy przydomek. Rozumiem, że kochasz dzicz? Tym lepiej dla ciebie, tropicielu wilków- czarnowłosy rzucił Cieniowi nieodgadnione spojrzenie.
- No i mouraeth... Gwoli ścisłości chyba byłe dziecię mórz, za coś wydziedziczone. Podpadłeś możnym? A może zbyt ambitny i nieroztropny, jak na czyjś gust? No, mniejsza... - na twarzy Druchii pojawiło się zastanowienie.
Wasz jasnowłosy przewodnik właśnie sadowił się wygodnie. Pociągnął za łańcuch, dając znać, że możecie usiąść.
- Dobrze. Co do was, to mam już pewny zakres informacji, niestety zbyt mały, bym mógł pozostawić was tutaj. Albo i gdziekolwiek- na twarzy czarnowłosego wykwitł tęskny uśmiech, jakby przez chwilę przywoływał jakieś wspomnienia- Ale chyba potrzebujecie mnie jak i ja was. Powiedzcie coś więcej. My...- ruchem dłoni wskazał jaskinię- jesteśmy, jakby tu rzec...elementem niepożądanym. Przynajmniej oficjalnie. W terminologii sługusów- banda przeklętych śmieci. Albo banitów. Jak wolicie... - uśmiechnął się czarująco.
- Dam wam jednak szansę. Przez kilka dni poobserwujemy was. Wasze bycie niewolnikami wydaje się dość szczere... jesteście zaprawieni do pracy, więc ufam, że poradzicie sobie z swymi nowymi obowiązkami. Oriaith, zabierz ich.- Druchii przesunął dłonią po boku głowy, najwyraźniej robiąc to odruchowo, bo za moment w pół ruchu zatrzymał rękę.
Jasnowłosy skinął głową i wstał.
Za chwilę znaleźliście się na dole. Poprowadził was w okolice ogniska. Tuż obok ciemniał jakiś dół, przykryty kratą zrobioną z powiązanych gałęzi. Gdy przeszliście obok, zawiało starym tłuszczem i nadpsutym mięsem. To był chyba śmietnik.
Rudy mężczyzna pilnujący ogniska, zerkał na was z ciekawością. Siedział na sporym kamieniu, a długie splątane włosy opadały mu na plecy i ramiona.
- Właściwie powinien zająć się nimi ten śmierdzący cap, Zanbu... ale to już rano. - powiedział jasnowłosy- Yenluhar, masz posłuszne zwierzęta do roboty- Oriatih błysnął zębami w uśmiechu- Wymyśl im jakieś zajęcie, zanim ten ćpun się obudzi.- wasz przewodnik rzucił łańcuch na ziemię.
- Ten przedstawił się jako Azghair, ona to Lindara, a ten tu Zimowysmutek czy tam jesienny...- rudy skinął głową na słowa Oriaitha. Za chwilę tamten odszedł i zniknął w wylocie tunelu.
- Czyli mam być niańką..- Yenluhar założył za ucho długi, skudlony kosmyk włosów. Miał przyjemny w brzmieniu, dźwięczny głos w którym pobrzmiewały śpiewne nutki.
- Ty, płomiennowłosa, obracasz rożen- na tymże dużym rożnie wisiał kawał ciała jakiegoś zwierzęcia. Zimowemusmutkowi przypominało końskie truchło. Tego można było się spodziewać, że wygłodniała banda nie pogardzi wierzchowcami strażników.
- Ty, Azghair ...- Yenluhar wstał z kamienia i wyciągnął coś dużego za niego- I twój kompan, zajmiecie się tą skórą. Ma być miękka. - nieco wilgotny i oblepiony szczątkowymi skrawkami mięsa płat, przykrył spory kawałek skalnej podłogi. Gdy opadał, Azghair dostrzegł krótką, czarną sierść porastającą powłokę ciała zwierzaka. To musiał być koń lub krowa. Zapewne to pierwsze...
Yenluhar podniósł głęboką glinianą misę, w której pływało coś szarobiałego i wyglądającego na śliskie.
- Tu macie mózg. Natrzeć mi ją porządnie...- mężczyzna wręczył niskiemu Cieniowi naczynie i usiadł z powrotem.
Wyciągnął długie nogi w stronę ogniska, obserwując wasze wysiłki.
- Macie szczęście, że Szelma to Szelma. - powiedział nagle- Już byśmy słyszeli wasze krzyki... Tak dawno nie tworzyłem sztuki. Cudowna Minai Ganthae, Ars Moriiendii...- ostatnie słowa wpadły w uszy Azghaira. Czy to przypadkiem nie chrapliwe dźwięki prymitywnych mieszkańców krain ludzi?
- Tracę biegłość...-zamruczał Yenluhar z błyskiem w swoich brązowych oczach- A właśnie... Zimowysmutek to dość poetyczne miano. To jakiś twój przydomek? A może skromne imię jakiegoś twórcy, co?- zapytał z ciekawością niskiego Cienia.
- Nie wyglądasz co prawda na takiego. Ale pozory mylą...-stwierdził za chwilę mało odkrywczo.

Azghair
No tak. Arss moriendii- te słowa brzmiały dość podobnie do tego bełkotu Bretończyków. Chyba miały coś wspólnego ze śmiercią. Oczywiście, a z czym mogłyby mieć... Nie podobała Ci się wzmianka o torturach. Ani tym bardziej o jakimś narkomanie. Co on miał z Wami wspólnego? I takie dziwne imię, z żadnego ze znanych Ci dialektów ani języków....

Lindara
Gdy ciemnowłosy przesunął dłonią po włosach, te na chwilę przylgnęły do głowy. Wszystko byłoby normalne, ale czemu czubek jego szpiczastych uszu nie wystaje zza fryzury? A może po prostu ich nie ma? To byłoby straszliwe upokorzenie, takie okaleczenie ciała. Twój ojciec czasami mruczał coś o ucięciu Ci uszu, zwykle wtedy, gdy byłaś zbyt samowolna. W każdym razie taka kara przekreślała cały szacunek i poważanie, jaki mógłby zdobyć szlachcic...Nic dziwnego, że ten tutaj Druchii starał się jakoś maskować.
Minai Ganthae- coś majaczyło Ci na skraju pamięci i wspomnień. Czy to przypadkiem nie jakaś forma sztuki? Chyba tak...Na pewno nie żywe rzeźby, te widziałaś i zwały się inaczej. A może to jakaś nazwa zajęcia obłąkanych Katów? Tego też nie byłaś do końca pewna. A zresztą, to na pewno nie było nic miłego. Ani apetycznego, przynajmniej dla Ciebie.

Zimowysmutek
Wyprawianie skóry. Brudna męcząca robota. Ale Ty w odróżnieniu od korsarza, wiedziałeś o co w niej chodzi. Przypomniały Ci się zaraz godziny spędzone na oprawianiu zwierząt. Końska skóra... twoje pierwsze porządne spodnie zrobione ze źrebięcych skórek. Były takie miękkie i ciepłe. Uszyte przez wuja najprościej jak się da, ale dla chudego urwisa jakim byłeś- prawdziwy luksus.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Deadel
Pomywacz
Posty: 44
Rejestracja: środa, 27 sierpnia 2008, 09:16
Numer GG: 0

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Deadel »

Zimowysmutek
Siadam, gdy pozwolono nam to zrobić słucham słów szefa bandy i myślę "czyli czeka nas kilka dni próby by udowodnić, że nikt nas na nich nie nasłał...pewnie czekają nas najbardziej niewdzięczne prace". Moje myśli znalazły odzwierciedlenie w słowach przywódcy banitów. "Zastanawia mnie tylko to do czego będziemy mu potrzebni." Po rozmowie jasnowłosy prowadź nas na dno jaskini do ogniska. Zadanie, które rudy przydzielił mi i Azghairowi wywołuje powrót wspomnień z dzieciństwa i pobytu w wiosce. Zawsze w niej dbali by nic się nie marnowało, gdy padł wujkowi źrebak skórę wyprawił i zrobił mi spodnie, mięso poszło na handel jako dziczyzna kośćmi zajęły się psy. Oglądając skórę cicho się odzywam:
- Przydałby się kawałek ostrza by lepiej usunąć tłuszcz i mięso- mówiąc to odruchowo sprawdzam czy mój kawałek ostrza tkwi tam gdzie go schowałem. Rozbieram się do spodni, po czym dziele na pół mózg. [jeśli mam ostrze to najpierw doczyszczam skórę nim a potem dopiero nabieram mózgiem ( skąd ten patent o mózgu:) o soli to wiem że się używa z własnych doświadczeń) staram się tak pracować by nie szarpać mocno Lindary.]
Kot ma swoje własne ścieżki;
choćbyś go zmusił do odwrotu, on nadal jest na swojej drodze.

Kot czeka

Droga Kota
Twilight
Pomywacz
Posty: 61
Rejestracja: niedziela, 15 czerwca 2008, 15:46
Numer GG: 6401347
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Arhain

Post autor: Twilight »

Lindara

Spojrzała na czarnowłosego Druchii słysząc jego pytanie dotyczące jej niechęci do strażników. Odruchowo potarła bliznę na policzku i wzruszyła ramionami. Nie potrafiła na nie odpowiedzieć jednoznacznie, bo widziała to z obu perspektyw – niewolącego i niewolnika.
‘Moja droga?’ pomyślała lekko zaskoczona i trochę zmieszana ‘Kiedy to ostatnim razem tak cię nazywano? Skąd on się urwał? Mówi jakby całe żył w wygodnym pałacu, a nie krył się z obdartą zgrają po lasach.’
Zrozumiała, że nie ufa im, gdy skierował ich do pracy. Pamiętała ostrożność mieszkańców pierwszej wioski do jakiej trafili po ucieczce z miasta i doskonale go rozumiała. Spojrzała na łańcuch między nimi i cicho westchnęła: znów będą musieli ściśle współpracować by się nie pozabijać przypadkiem.
Zauważyła ruch ręki czarnowłosego i odruchowo spojrzała na niego. Na jej twarzy odmalowało się zaskoczenie, gdy nie zauważyła czubków jego uszu wystających spomiędzy włosów. Zażenowana odwróciła głowę by nie zdradzić przed nikim, że jest zbyt spostrzegawcza. Domyślała się już czego mu brakowało, co ja tak niepokoiło. Jak żywo przypomniała sobie swojego ojca, który często mówił, że jeżeli będzie nadal tak krnąbrna to z pewnością obetnie jej uszy. To byłby szczyt upokorzenia, więc zawsze się uspokajała. Na kilka dni. Koniec końców nigdy nie spełniał swojej groźby. A jej bracia mieli nowy temat do żartów.
Obracanie rożna. Niby nic trudnego, w końcu kiedy ukrywali się w lasach to ona zwykle przygotowywała jedzenie. I na dodatek nikt nie stał nad nimi z batem i nie poganiał. Choć, jak zdążyła zauważyć, Azghair i Zimowysmutek dostali robotę najgorszą z możliwych… chyba.
Jednym uchem słuchała gadania ich nowego opiekuna. Miał przyjemny głos, spodobało jej się to. ‘Minai Ganthae, coś mi to mówi, ale co?’ pomyślała słysząc w ustach mężczyzny znajome słowa. Mówił o tym jak o sztuce, ale na pewno nie były to żywe rzeźby, ani nic z tych rzeczy. Kojarzyło się jej to bardziej z opowiadaniami Maletha o Katach i Har Ganeth. Chyba wiedziała o co mu chodzi, ale nie była pewna. To, co sobie wyobraziła nie było ani miłe, ani apetyczne.
Obracała rożen w milczeniu starając się uporządkować ostatnie wypadki i zastanowić się co dalej. Nagle coś ją zastanowiło.
- Dlaczego powiedziałeś, że już byście słyszeli nasze krzyki? – spytała nagle. – Mieliście tu szpiegów?
Róża pustyni
Której cień nosi ze sobą tajemną obietnicę
Ten pustynny kwiat
Żaden słodki perfum nie torturuje mnie bardziej niż ten

Śnię o deszczu
Podnoszę swój wzrok ku pustym przestworzom
Zamykam oczy
Ten rzadki perfum jest słodkim upojeniem miłości
ODPOWIEDZ