[Freestyle] Harmondale - dom graczy

To jest miejsce, w którym przeprowadza się wcześniej umówione sesje.
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy

Post autor: Mr.Zeth »

Wszyscy:

Gdy tylko Sangathan usłyszał kroki cicho przekazał towarzyszom by przygotowali się do zasadzki. Miał zamiar dać znak do szybkiego i cichego ataku znienacka w przypadku, gdyby goblinów było niewiele... W starciu jeden na jednego byle goblin nie był wyzwaniem. Wyzwaniem były dopiero w kupie, a w tym ich obozie było ich pewnie w cholerę i trochę.
Elf szybko rozstawił swoich po krzakach wokół ścieżki. Wiedzieli co mają robić. Ogłuszyć ciosami w głowę i dobić, lub zabić na miejscu, tak by gobliny nie zdołały wydać z siebie dźwięku. Sygnałem do ataku miała być pojedyncza strzała, którą elf chciał wystrzelić prosto w gardło jednego z goblinów.
Ha'arim poinstruowany przez Sangathana szybko zajął przydzielone mu miejsce. Mógł uważać, że zasadzka jest niehonorowa i zła. Wiedział jednak też, że nie ma innego wyboru. Nie mogli sobie pozwolić na to, żeby ktoś zaszedł ich od tyłu. Ostatnie chwile przed atakiem poświęcił na oczyszczenie umysłu z wątpliwości. Nie mógł pozwolić sobie na chwilę zawahania w czasie ataku.
Pasov także nie oponowała i zajęła pozycję za jednym z drzew. Jako broń, naszykowała swój kostur, zapewne chcąc zaoszczędzić amunicję, którą stanowiły strzałki z trucizną.
Ardel schował się wedle polecenia Sangatana i dobył sztyletu. Westchnął cicho. Musiał się skupić, by po ataku wycofać się i znów zaatakować z zaskoczenia, by przeciwnik nie miał okazji mu odpowiedzieć. Otwarta walka zdecydowanie była nie dla niego... Ogólnie rzecz biorąc to jakakolwiek walka była nie dla niego.
Gdy wszyscy schowali się już za drzewami i krzakami, z napięciem oczekując zbliżającej się potyczki, niczego nie spodziewające się gobliny maszerowały powoli lekko wydeptaną ścieżką. W przeciwieństwie do lordów, zielonoskórzy nie kryli swej obecności - oprócz odgłosów kroków na leśnej ściółce, oraz niezbyt głośnych chrobotliwych słów języka goblińskiego.
Sangathan czekał celując spokojnie do celu i przeciągając pełne napięcia chwile. Chciał strzelić w ostatniego z goblinów, co dało by mu dodatkową sekundę czasu. W pewnym momencie strzelił - pierwszą strzałę posłał przeszywając nią szyję postawnego goblina - ostatniego z idących ścieżką. W tym samym momencie z zarośli wyskoczyli Lordowie Harmondale w gotowości bojowej i zaatakowali liczący obecnie sześciu goblinów patrol.
Rozbrzmiał gobliński okrzyk zaskoczenia i paniki... a może alarmu, choć ten niewiele pomógł zielonoskórym.
Pasov miała broń białą o największym zasięgu i mocno uderzyła jednego z przeciwników w głowę, zanim ten zorientował się w sytuacji. Wtedy Sangathan posłał kolejną strzałę, ostatnią która nie niosła ryzyka trafienia swojego i ta, wbijając się w korpus zielonoskóremu, posłała go do krainy umarłych.
Ha'arim i Ardel wyskoczyli z drugiej strony ścieżki zamykając gobliny w zasadzce i zmuszając ich do walki na dwie strony. Alchemik silnie dźgnął ostrzem jednego z nich - ostrze wbiło się w ciało na kilka ładnych centymetrów, tworząc poważną ranę w prawym boku pod pachą zaskoczonego atakiem przeciwnika. Następnie, nie chcąc narazić się na odwet, Ardel uskoczył wycofując się na chwilę z pola walki. Półelf tymczasem wykorzystał oszołomienie jednego z przeciwników, wywołane ciosem małej rudej elfki i wykonał głębokie cięcie rozciągające się przez cały korpus, od brzucha po ramię. Owszem, początkowo cięcie było głębokie na prawie trzecią część ostrza, zaś na końcu ledwo przebijało skórę, ale cios był niezwykle skuteczny, a raniony goblin z głuchym okrzykiem bólu padł na kolana. Drugi cios kosturem w głowę pozbawił go przytomności... i w efekcie zapewne życia.
Wówczas to Sangathan dobył już miecza i w pełni zaangażował się w walkę wręcz, atakując jednego z przeciwników. To starcie było z góry przesądzone. Dwa gobliny, ledwo przygotowały się na walkę i wiele im to nie pomogło. Sangathan wykonał precyzyjny manewr, kopnął jednego z przeciwników w klatę, odsuwając go co najmniej na metr z miejsca potyczki. Jeszcze w tym samym momencie, uniknął ciosu drugiego goblina i wyprowadził kontratak, nieomal rozcinając przeciwnikowi czaszkę. Drugi goblin, z niezwykłym trudem sparował pierwszy, skierowany ku niemu cios, lecz przy kolejnym cięciu nie miał już szans i stracił prawą dłoń, w której trzymał miecz. Po następnym manewrze elfa, goblińska głowa potoczyła się po trawie, a reszta ciała opadła na ziemię.
W międzyczasie, przeciwnik Ardela nie odpuszczał i ruszył na człowieka, który go zranił. Sytuacja nie wyglądała jednak tak źle, jak alchemik się tego spodziewał. Ruchy rannego goblina były powolne i dawały się przewidzieć. Mężczyzna sprawnie unikał ciosów, choć nie miał dość czasu... a może siły woli, aby wyprowadzić własne.
Pasov i Ha'arim wspólnie zaatakowali ostatniego z goblinów, osaczając go z dwóch stron w zgranym duecie. Goblin zdecydowanie zaatakował elfkę, która jednak dzięki swej zwinności skutecznie blokowała kosturem jego ciosy. Wystawiwszy się na atak półelfa, goblin otrzymał mocne cięcie na całą szerokość pleców, tuż pod łopatkami. Wtedy zmienił on swój cel ataku i z wściekłością rzucił się na Ha'arima. Ten odskoczył lekko do tyłu, pozwalając Pasov na działanie. Elfka nie przegapiła okazji i goblin otrzymał niezwykle silny cios w głowę, który wywołał utratę orientacji i zapewne głuchotę na prawe ucho. Ha'arim przeszedł wówczas do natarcia i ciął goblina po gardle, a ten łapiąc się za nie padł na kolana.
Sangathan po pokonaniu swego przeciwnika zorientował się szybko na polu walki. Widział zakończenie owego starcia, jak także samotne zmagania alchemika. Ruszył temu drugiemu na pomoc.
Pasov i Ha'arim dobili swego przeciwnika. Tymczasem Ardel, również zorientował się, że jego przeciwnik jest ostatnim goblinem na polu walki i zdecydował się na atak. Uskoczył przed ciosem zielonoskórego i szybko ruszył na niego. Było to dość niespodziewane i zaskoczył tym swego przeciwnika, dzięki czemu wbił swój sztylet po rękojeść w szyję przeciwnika. Wyminął go kończąc swój manewr, a ten złapał się za gadło i padł na ziemię charcząc coś niewyraźnie. Ardel był w tym momencie bezbronny, ale wszyscy wrogowie zostali już unieszkodliwieni. Pomoc z jaką przybył do niego elf, okazała się niepotrzebna. Gobliński patrol został pokonany.
Ardel westchnął cicho. Obrócił martwego goblina nogą i starając się nie patrzeć na krew chwycił rękojeść sztyletu, przydepnął głowę goblina nogą i pociągnął swoją broń do siebie.
- Ufajdana jak nieszczęście - bąknął. Nie miał czym jej wytrzeć więc, zaczął używać do tego celu liści. Czekał na kolejne wytyczne od Sangatana. Nie znał się na tym wszystkim...
Elfi wojownik nie był w pełni zadowolony z efektów ich działań. Nie udało się zaskoczyć przeciwnika tak jak tego chciał - ich atak nie nastąpił jednocześnie. Zatęsknił nagle za dawnymi czasami, gdy wraz z niewielkim patrolem udało im się wykonać ten manewr bezbłędnie i w całkowitej ciszy. Zgrzytnął zębami niezadowolony. Nie pozwolił jednak na to by opanowała go frustracja. Nic nie poradzi na to, że jego mały oddział był tak naprawdę w przeważającej części bandą przypadkowych i skrajnie niedoświadczonych żółtodziobów... Sam też nie był tak dobrym dowódcą jak jego stary przyjaciel...
Sangatham po cichu wydał polecenia starannego ukrycia ciał zabitych goblinów. Gdyby pojawiły się w okolicy kolejne lepiej żeby w pierwszej chwili nie zauważyły martwych kamratów. Elf zebrał przy okazji te z wystrzelonych przez siebie strzał, które jeszcze mogły się do czegoś nadawać i przeszukał starannie kieszenie i ekwipunek zabitych. Może uda się znaleźć jakieś mapy lub plany, które pozwolą zaskoczyć przeciwnika. Ta goblińska zabawa w kotka i myszkę musi się wreszcie skończyć.
Elf spojrzał w stronę goblińskiego obozowiska. Sangathan zacisnął zęby. Miał ochotę wystrzelić płonącą strzałę w drewnianą wieżę - zanim gobliny zapanowałyby nad ogniem zapewne cała wieża by spłonęła i może ogień przeniósłby się na pozostałe części obozu. W przypadku takich zniszczeń te zielonoskóre pokraki miałyby bardzo utrudnioną obronę stanowiska.
Wojownik spojrzał po swoich towarzyszach.
- Pasov, jesteś z nas najdrobniejsza, najlżejsza i najzwinniejsza. Masz także bardzo bystry wzrok. Znajdź sobie proszę dobre stanowisko obserwacyjne i rozejrzyj się po okolicy. Zrób to jednak bardzo ostrożnie. Chcę mieć dobry raport z tego jaka jest sytuacja w obozie, ale ważniejsze jest by cię nie zauważono - powiedział cicho. Reszta ekipy miała za zadanie pomóc w maskowaniu tego małego pola bitwy. Ha'arim wydawał się znać dobrze tajniki lasu, więc do niego należało ukrycie śladów walki na ścieżce patrolu. Ardel i San z kolei mieli przenieść ciała w bardziej osłonięte miejsca. Każdy miał swoje, równie ważne zadanie do wykonania.
- Podnosimy ich, nie - zapytał Ardel, wskazując zwłoki, gdy tylko zrozumiał, że będzie usuwał ciała z Sangatanem. - Jak będziemy ciągnąć po ściółce to porobimy śladów... -
- Owszem, podnosimy. Bierz za ręce - elf już chwycił nogi jednego z goblińskich trupów. Ciężej będzie przemieszczać te, które były w kawałkach...
Ha'arim szybko zabrał się do powierzonego mu zadania. Miał zamiar powiedzieć Ardelowi i Sangathanowi, żeby nieśli ciała. Zauważył jednak, że towarzysze wiedzieli o tym od początku. W duchu przeklął swoją niewiarę w umiejętności kompanów. W czasie swoich rozmyślań starał się ja najdokładniej oddać naturalny układ ściółki na polu walki. Nie mógł tego zrobić "od linijki" bo tak idealna powierzchnia w lesie wzbudziła by równe zainteresowanie jak pobojowisko. Żeby wszystko wyglądało naturalnie w lesie musi panować chaos, bez żadnego większego schematu. Wykorzystując tą wiedzę Ha'arim wziął się do roboty.
Przenoszenie martwych ciał nie było trudne fizycznie - gobliny nie należały do ciężkich. Nie mniej jednak Ardel czuł się bardzo dziwnie, bądź co bądź były to zwłoki. Znaleźli dobre miejsce na ich ukrycie, wśród gęstych krzaków, które powinny w pełni je zakrywać.
Największym problemem Ha'arima było pozbycie się śladów krwi, które tak obficie pokrywały całe pole walki. Jedynym rozwiązaniem tej kwestii było przysypanie całej powierzchni zebraną skąd inąd ściółką i zadbanie, aby wyglądała naturalnie. Udało mu się to, a potem zajął się trasą, którą pozostali mężczyźni nosili ciała - tam też były ślady brązowej krwi... Wokół panował spokój, a cisza przerywana była jedynie przez świergot ptaków i szum drzew.
Zaraz potem Pasov, sprawnie zeszła z drzewa. Co ciekawe głowę miała owiniętą swoją szaro-białą koszulą, od pasa w górę mając na sobie jedynie niezwykle skromną i białą koszulkę na ramiączkach, z bardzo cienkiego materiału, oraz naszyjnik z muszelek nawleczonych na rzemyk na szyi.
- Nic nie wskazuje na to, aby gobliny w obozie zorientowały się co zrobiliśmy - powiedziała wesoło i zaczęła się ubierać. - A poza tym, jeśli podejdziemy z drugiej strony, obozu, będziemy mieć chyba lepszą pozycję, bo jest tam dość spory pagórek. Zalesiony - dodała.
- Zalesiony pagórek będzie dobrą pozycją. Będziemy mogli obserwować obóz i mamy przy tym większe szanse na to, że pozostaniemy niewykryci. Trzeba będzie zadbać o jak najlepsze miejsce do ewentualnej obrony. Może uda się eliminować gobliny po trochu. Ha'arim, jesteś w tych okolicach najdłużej. Ile tych goblinów może tutaj być? - spytał elf. Wciąż zwracał spojrzenie w stronę obozu goblinów coraz chętniej rozważając opcję podpalenia go.
- Dużo... bardzo dużo. Podejrzewam, że ponad setka. W okolicach stu trzydziestu zdolnych do walki. Więc bez jakiegoś podstępu i to dobrego nie mamy żadnych szans. - odpowiedział półelf uświadamiając sobie tym samym skalę przewagi liczebnej goblinów.
- Cóż, opcji mamy kilka. Od wybijania kolejnych patroli, poprzez zabicie strażników na bramach, zablokowaniu bram od zewnątrz i podpalenia ich cudnej wieży... - mruknął elf. - Tym sposobem możliwe, że dalibyśmy radę przerzedzić ich szeregi o ponad połowę, a same gobliny zdołałyby ugasić pożar nim ten rozprzestrzeniłby się na las. I to nawet jeśli mają charyzmatycznego i inteligentnego przywódcę - mruknął elf. Był pewien, że ktoś z zewnątrz w jakiś sposób prowadzi gobliny. Mógł to być mag, któregoś z goblińskich wodzów mogło coś opętać, albo inna cholera dowodzi tą bandą śmierdzieli. Ale sam goblin, nawet najbystrzejszy nie byłby w stanie tego wszystkiego tak zorganizować.
Ardel westchnął tylko. Jak niesamowicie przydałby się jakiś gaz usypiający, albo coś łatwopalnego... "Zaczynam powoli się przyzwyczajać do własnej bezużyteczności" pomyślał, krzywiąc się. Dla zabicia nudy zaczął rozglądać się po pobliskich chaszczach, szukając jakichś ziół. Nie odchodził jednak za daleko od grupy, ani bliżej obozu goblinów, by go nie wypatrzono. Nie miał niczego lepszego do roboty...
Ha'arim tylko wzruszył ramionami. Sytuacja odrobinę go przerastała. Nie nadawał się do prowadzenia walki. Jedyne co miał zamiar robić to wykonywać rozkazy tych których się na tym znali.
- Gdybyśmy tylko mogli się dostać do ich źródła wody, albo miejsca gdzie przechowują jedzenie... Mamy chyba jakiś środek usypiający? Gdyby część goblinów spała narkotycznym snem nie uciekliby nawet, gdyby ich chaty płonęły. Ale co z tego skoro chyba nie mamy na to szans...
- Mają zapas wody w podziemiu, czy "na wierzchu"?
- rzucił Ardel, błądząc po chaszczach.
- Wydaje mi się, że wszelkie zapasy trzymali w szałasie blisko palisady. Jeśli komuś udało by się dostać na drugą stronę niezauważonym to reszta powinna być prosta. - powiedział Ha'arim.
- Ja to zrobię - powiedziała spokojnie Pasov. - To ja mam dmuchawkę, więc i tak bym musiała asystować. Tylko potrzebowałabym dywersji... i tak myslę, że idąc po zmroku czuła bym się pewniej - rzekła i bacznie przyglądała się wszystkim, co o tym myślą... zwłaszcza Sangathanowi, który miał najwięcej doświadczenia w boju.
- Podpalenie czegoś było by niezłym pomysłem, ale ja raczej w tej materii nic nie zdziałam - stwierdził Ardel prostując się i przeciągając. - Tymczasowo można by wstrzymać się z usuwaniem patroli nim się ściemni... bo wreszcie się się połapią, co się dzieje i z dywersji nici.
- Dmuchawka w zapasie wody jest nieprzydatna, ale dobrym pomysłem jest wpuszczenie tam tego drugiego środka nasennego
- powiedział elf. - Weźmiemy szmaty z ubrań zabitych teraz goblinów. Zrobię sobie płonące strzały i zrobimy im w nocy dywersję. Jest taka pora w nocy zwana wilczą porą. Od stuleci, albo nawet tysiącleci jest to najlepszy czas na dywersję lub atak. Tak to już jest, że jeśli przywódca nie jest strategicznym i taktycznym geniuszem to nie bierze tej pory pod uwagę w swoich planach - uśmiechnął się do siebie. Jeśli wtedy zajmą się dywersją, to może uda im się uśpić większość obozu.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Post autor: Mekow »

Sangathan, Pasov, Ardel i Ha'arim, ostrożnie wyminęli obóz i zatrzymali się po jego drugiej stronie. Z niewielkiego pagórka mieli lepszy widok i lepszą pozycję w razie walki.
Pasov nic nie mówiąc, ponownie zrobiła ze swej koszuli coś na kształt turbanu. Następnie, po zakryciu swoich łatwo zauważalnych rudych włosów, wdrapała się na jedno z drzew, skąd bez trudu mogła obserwować gobliński obóz.
Minuta upływała za minutą, godzina za godziną. Nawet głód nie dał się im we znaki aż tak, skoro odkryli położenie obozu i mieli plan, aby coś z nim zrobić.

W pewnym momencie, gdy zbliżał się już wieczór:
- Coś się dzieje - powiedziała Pasov szeptem scenicznym. Istotnie z obozu zaczęły dochodzić jakieś chrobotliwe okrzyki.
- Widzę tego w zbroi... Naradzają się chyba... Brutalnie, właśnie kogoś walnął - elfka zdawała relację z tego co widzi.
Dało się usłyszeć zbiorowy okrzyk, który śmiało można było nazwać bojowym.
- Kilku opuszcza obóz... około dziesięciu... zbrojny ich prowadzi... idą w las - powiedziała Pasov.
- Atakujemy tych dziesięciu? - zapytał Ardel. Nie miał lepszego pomysłu. - Pewnie idą do wsi...
- Też myślę, że powinniśmy się ich pozbyć. Zawsze to dziesięciu mniej. I lepiej nie zostawiać sobie nikogo za plecami - powiedział do towarzyszy Ha'arim. - Chociaż może lepiej było by ich chwilę poobserwować i zobaczyć co zamierzają - dodał po chwili.
- Dziesiątka goblinów z jednym zbrojnym na czele nawet we wsi nie ma szans. Sądzę, że to patrol. Trzymamy się wcześniejszego planu. Jedna osoba pilnuje by te pokraki nie zaszły nas od tyłu. Jak spłonie ich twierdza, obóz czy co to jest będą bezradni - mruknął elf.
Wszyscy zebrani zdali się na zdanie elfa, który jak się okazywało miał najwięcej doświadczenia w kwestiach wojskowych.

Czekali więc dalej, jednak w przeciwieństwie do wielu dowódców i ich armii czekających na świt, zamiast tego czekali na zapadnięcie nocy. Każda minuta zwłoki dłużyła się niemiłosiernie, ale wiedzieli, że służy to wyższemu celowi. W końcu słońce schowało się za koronami drzew, zaś niebo zaczęło się robić szare. Widoczność malała z każdą chwilą, ale elfie oczy Pasov wyraźnie obserwowały obóz. Patrol, czy cokolwiek to było nie wracał, zaś atmosfera w obozie, była trudna do odgadnięcia. Gwałtowne rozmowy na bazie chrobotów i warkotów, które słyszały elfie uszy bohaterów, były tu chyba normalnym zjawiskiem.
Wieczór nadzwyczaj szybko przerodził się w noc... jednak nie mogli jeszcze zaatakować. Liczne światła płonących pochodni, lub czegoś w tym stylu, oraz dźwięki krzątaniny świadczyły o tym, ze w obozie nie zapanowała jeszcze cisza nocna...
Czekali więc dalej...
Wreszcie, przed nadejściem północy, było już na tyle spokojnie, cicho i ciemno, że drużyna mogła rozpocząć sabotaż.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy

Post autor: BlindKitty »

Pasov

Pasov i Ha’arim podeszli pod palisadę. Ktoś musiał podsadzić elfkę, gdyż ogrodzenie miało co najmniej trzy metry. Sangathan tymczasem ubezpieczał ich z łukiem, na wszelki wypadek.
Elfka, oparłwszy nogę na złożonych dłoniach Ha’arima, sięgnęła w górę, niemal podrzucona do góry - na szczęście była bardzo lekka - i złapała końcami palców szczyt ogrodzenia. W zasadzie dopiero teraz zaczęła się denerwować, czy wszystko się uda. Próbowała podciągnąć się, ale jej chwyt był za słaby. Stojący na ziemi towarzysz na szczęście zauważył to jednak i potrzymał jej stopy, więc Pasov chwyciła się mocniej, zaparła o sęk wystający z pnia i podciągnęła się. Przerzuciła nogę przez palisadę i po chwili miękko wylądowała na ziemi po drugiej stronie, rozglądając się uważnie dookoła.
Paliły się tam liczne, choć niezbyt intensywne światła - zapewne pozostawione w stojakach pochodnie, oraz niewielkie dogasające już powoli ogniska.
Na środku obozu stała drewniana wieżyczka, wszędzie rozstawione były szałasy przypominające wielkie budy dla psów, a przy wielu z nich stała dość duża beczka.
Wszystko wskazywało jednak na to, że nie wszystkie gobliny poszły już spać. Do elfich uszu Pasov docierały ciche chrapanie i typowo nocne sapania, choć udało jej się usłyszeć także jakieś szepty w goblińskim języku, chlupot wody, oraz odgłosy kroków dochodzące z góry.
Ha’arim, który spędził tu wiele tygodni, mówił gdzie znajduje się spiżarnia. Był to ten wielki choć niezbyt wysoki szałas, na południu obozu - po przeciwnej stronie niż brama.
Rzuciła okiem na obóz jeszcze raz, choć już nieco przelotnie, sprawdzając czy coś jeszcze nie wpadnie jej w oko, po czym ruszyła w drogę. Przekradała się między kolejnymi budami, starając się trzymać blisko palisady - stojąca na środku obozu wieżyczka zdecydowanie nie napełniała jej optymizmem i wolała trzymać się jak najdalej. Starała się wybrać najkrótszą drogę do spiżarni, jednak często przystawała i sprawdzała, czy po obozie nie kręci się jakiś patrol lub nie dzieje się coś podobnego. Wolała nie wpaść goblinom w łapy, nawet jeśli przez to jej podróż przez obóz miała zająć o wiele więcej czasu...
Była na tyle drobna i lekka, że nie wydawała odgłosów przy chodzeniu. W przeciwieństwie do niektórych w obozie. Pasov w porę usłyszała jakąś przechodzącą osobę i zdążyła schować się za jedną z beczek. Co oni w nich trzymali? Zdechłe zwierzęta w oleju? Śmierdziało jak nic co by znała... ale przynajmniej nie musiała wąchać tego zbyt długo. Nocny spacerowicz zniknął za rogiem i schował się do jednej z “chatek”. Droga była wolna, a stąd miała już blisko. Raz dwa przemknęła ostatnie kilka kroków i znalazła się przy spiżarni. Ha'arim miał rację opisując jej położenie. Niestety sama spiżarnia była zamknietą szopą z drewnianymi ścianami, oraz żelazną kratą zamiast drzwi. Łamanie desek z pewnością przyciągnęło by uwagę.

Pasov zajrzała do środka przez kraty. Była bardzo szczupłą osobą i ogólnie drobną, ale nawet ona nie była by w stanie przecisnąć się między prętami metalu. Jej wzrok przebił sie tam jednak bez trudu i zobaczyła, że gobliny miały całkiem spore zapasy jedzenia - zapewne większe niż mieszkańcy wsi. Dobrze znała pojęcie głodu i taka niesprawiedliwość bardzo jej się nie spodobała. Przycisnęła się do drzwi w ich prawym krańcu i wyciągnęła rękę. Udało się! Chwyciła jakiś worek i przyciągnęła do siebie. Nie wiedziała co jest w środku, ale ważąca około trzy kilogramy zawartość była dość elastyczna i dało się ją tak upychać, aby przecisnęła się przez kraty.
Po przeciśnięciu worka przez kraty próbowała chwycić coś jeszcze, ale niestety, wszystkie pozostałe znajdujące się w jej zasięgu przedmioty były raczej sztywne - nie dałaby rady przecisnąć żadnego z nich przez wąskie kraty. Najrozsądniejszym wyjściem w tym momencie wydawało się podpalenie składziku z żywnością - nic lepszego nie przyszło jej na myśl - ale i tak nie mogła tego zrobić, nie mając nic łatwopalnego. Postanowiła więc opuścić obóz, zostawiając próbę skuteczniejszego sabotażu na inną okazję. Było to dla niej bardzo przykre; czuła się nieco niepewnie z tego powodu, nie osiągnąwszy większego sukcesu, bo wiedziała że wszyscy na nią liczą. Ale zdawała sobie sprawę z tego, że jeśli gobliny ją złapią, to tylko przysporzy reszcie wielkich kłopotów.

Bez wielkiego trudu przedarła się z workiem z powrotem do palisady, w miejscu, w którym przeskoczyła ją z drugiej strony. Tym razem zaczęła od przerzucenia górą worka, którego zawartości dotąd nie sprawdziła; przedzieranie się przez obóz było wystarczająco kłopotliwe bez rozsypania tego, a mimo wszystko, bardzo się denerwowała i była pewna że ze swoim szczęściem, zdoła worek całkiem rozerwać przy rozwiązywaniu go; a potem przeskoczyła przez palisdę, korzystają z wbitej w ziemię pionowo deski, którą chwilę wcześniej tam umieściła. Deska nie była specjalnie mocna, ale zdołała przez chwilę utrzymać jej ciężar, a gdy już chwyciła się palisady, przemieszczenie się na jej drugą stronę nie sprawiło jej problemów...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy

Post autor: WinterWolf »

Wszyscy

Pasov szczęśliwie powróciła do reszty drużyny. Na dodatek z nieplanowanym wcześniej łupem, jaki stanowił niewielki worek z tajemniczą zawartością.
Ardel spojrzał na worek, potem na Pasov, a potem znów na worek. Tego w planach nie było... w sumie skoro miała okazję zaszkodzić goblinom, to czemu by nie skorzystać?
- To rozumiem, że sabotaż zmienił się w wyprawę rabunkową? - podrapał się po potylicy, unosząc brew. - Co tam masz?
- Nie wiem, jakieś jedzenie. Mają go pełną spiżarnię - odpowiedziała szybko. - Niestety to jedyne co udało mi się zrobić. Nie udało mi się wejść do spiżarni, trutką mogłam co najwyżej ochlapać te zapasy, a podpalić nie miałam czym - zdała raport. Miała nadzieję, że ważniejszy jest jej powrót całej i zdrowej, niż samo zaszkodzenie goblinom.
- No dobra, miło... tylko co teraz w sprawie goblinów? - chłopak zwrócił się do Sangathana.
San potarł dłonią twarz. Zniecierpliwienie zaczynało brać górę. - Zdzierajcie z nich szmaty i rozpalcie niewielki ogień... Zrobimy pochodnię i będę od niej odpalał strzały. Pasov, i Ha'arim będziecie mi mówić gdzie tam za palisadą widzieliście słomę, suche drewno i z którego miejsca tutaj najbliżej jest do składu żywności. Jeśli to nie zadziała, to albo wracamy tu z oddziałem albo wracamy do domu. Te ziemie to jedna wielka kaszana, jak to mawiał pewien krasnolud - mruknął szykując się do zrobienia kilku płonących strzał.
- Czekaj, czekaj. Mam pewien pomysł. Czy nie było gdzieś tam gdzieś miejsca w którym coś charakterystycznie śmierdziało? Pamiętam, że kazali mi pracować przy oczyszczaniu oleju skalnego. Ma on swój ekhm... specyficzny zapach, ale też pewną bardzo dla nas użyteczną właściwość. Jest nią mianowicie łatwopalność. Moglibyśmy to wykorzystać podkładając ogień pod jego skład. Przy odpowiedniej jego ilości w jednym miejscu może dojść do potężnej eksplozji która odwaliłaby za nas znaczną część roboty. Pozostaje tylko pytanie czy ten olej tam jeszcze jest? - skończył swą wypowiedź Ha'arim z nadzieją na pozytwną odpowiedź Pasov.
- Tak - odpowiedziała natychmiast elfka z nieukrywanym entuzjazmem w głosie. - Były tam strasznie całe beczki tego, a śmierdziało to jak padlina w oleju. Są rozsiane po całym obozie, jednak beczki te były za duże aby je przewrócić. Przynajmniej jak dla mnie - dodała elfka zwieszając nieco głowę. Jej skromna budowa ciała pozwoliła jej podkraść trochę jedzenia, ale zmniejszyła skuteczność sabotażu.
- Świetnie - powiedział z nieukrywaną radością Ha'arim - Teraz wystarczy posłać tylko kilka celnych płonących strzał, a z obozu przy odrobinie szczęścia zostaną tylko zgliszcza. Nie jestem w błędzie sądząc, że jesteś w stanie posłać strzały w miejsca wskazane przez Pasov? Zakładając, że uda nam się podejść na odległość pozwalającą na oddanie celnego strzału? - zwrócił się do Sangathana.
Ardel wyciągnął małą buteleczkę z torby przybocznej. - Dacie mi radę skołować trochę tego oleju? - zapytał. - Zrobimy strzałę wybuchowo-podpalającą... - zaproponował. - Wiekszy zasieg rażenia i uderzenie nie musi pójść koniecznie centralnie w beczkę.
- Nie sądzę byśmy mieli czas i szansę na kolejną próbę przekradania się po obozie, chyba, że ty jesteś chętny na nocny spacer po obozie goblinów - mruknął elf do alchemika. Coraz bardziej zastanawiał się co on tutaj robi... Już dawno prosił ich o wszelkie możliwe informacje, które mogłyby pomóc w całej sprawie i ciągle ktoś sobie coś przypominał nagle i ni stąd ni z owąd. - Noc już długo nie potrwa, a chciałbym żeby to cholerstwo spłonęło zanim nastanie świt - mruknął elf już nie kierując słów do konkretnej osoby. - Jeśli mówisz, że to jest olej, to wodą tego nie zagaszą, płonąca strzała wystrzelona w beczkę powinna podpalić olej bez większych trudności. Tylko jeszcze raz pytam: czy to jest na pewno już wszystko co możecie mi o tym obozie powiedzieć? - spytał już kierując swoje słowa raczej do Ha'arima i Pasov. Elf był już zmęczony tą bezowocną zabawą w kotka i myszkę. Tylko pozbędą się goblinów z radością ruszy przed siebie zostawiając te przeklętą nagrodę z turnieju. Pierwotnie planował ją spieniężyć, obecnie doszedł do wniosku, że nie jest warta nawet złamanego miedziaka. Za dużo zachodu.
- W obozie już nic innego ciekawego nie ma z tego co pamiętam. Jedyne o czym musimy pamiętać to nie dać uciec wodzowi i pretendentom do tronu. Jeden z nich chwilowo jest poza obozem więc musimy uważać, żeby nas nie zaskoczył. Jeśli jest gdzieś w okolicy pożar na pewno go zwabi. Reszta nie ma już większego znaczenia. - powiedział Ha'arim do Sangathana.
- Każdy pretendent do tronu musi mieć czym władać. Jeśli pozbędziemy się wszystkich jego podwładnych to jedyny tron, do którego mógłby pretendować stoi w wychodku - mruknął Sangathan, który przez całe lata życia zrozumiał już dawno jak żałośnie prezentuje się następca tronu bez tronu, na który mógłby wstąpić. - Inna rzecz, to fakt, że mam nadzieję, że go ogień zwabi. Wyruszył liczącym 10 głów patrolem. Pożar w głównym obozie ma szanse osłabić ich morale i będzie można ich wciągnąć w pułapkę - mruknął. Chciał już w sumie mieć tę całą historię za sobą. Nienawidził goblinów na równi z karaluchami. - Pasov, Ha'arim, wskażcie mi kierunek gdzie był ten olej. Znajdę sobie drzewo, z którego będę mógł wystrzelić strzały. Mam nadzieję, że obędzie się bez zestrzeliwania goblina-obserwatora z wieży, ale możliwe, że będzie to konieczne - westchnął.
Elfka westchnęła cicho. Gdyby wcześniej wiedziała, że olej jest łatwopalny, mogłaby nieco inaczej zaplanować całą wyprawę - ot, choćby wziąć jakiś mocny trzonek kilofa, żeby podważyć nim beczki, no i z pewnością wzięłaby coś, czym dałoby się ten olej podpalić. Na szczęście, pamiętała przynajmniej dokładnie gdzie stały przynajmniej niektóre z beczek, bo jej wyczulony węch na każdą reagował bardzo gwałtownie.
- Jedna beczka stoi całkiem niedaleko namiotu wodza, przynajmniej jedna jest też blisko namiotu z jedzeniem; jeśli pożar ich do końca nie wypłoszy, na pewno brak jedzenia będzie dla nich dokuczliwy. Poza tym wydaje mi się, że co najmniej jedna jest też blisko wejścia, gdyby udało się ją podpalić, odetniemy im drogę ucieczki. Tylko jeśli wartownik na wieży ma nie zauważyć, skąd lecą płonące strzały, to trzeba go koniecznie zestrzelić... Strzelimy razem, to zwiększy szanse, że go trafimy, dobrze? - Pasov zwracała się do Sangathana, jako wykonawcy nadchodzącego planu.
- Dobrze. Bierz łuk i strzały i pochodnię. Wespniemy się na drzewa i będziemy strzelać z wysokości. Wpierw strażnik na wieży, potem beczki z olejem - powiedział. Przygotował kilka strzał dla siebie i dla Pasov, wybrał drzewo i z ledwo tlącą się pochodnią trzymaną za uchwyt w zębach wspiął się wysoko. Wybrał sobie gałąź, z której mógł spokojnie wystrzelić i zabić strażnika. Wpierw upewnił się, że Pasov jest gotowa. Dał jej znak do przygotowania się do strzału. Musieli wystrzelić w strażnika na wieży jednocześnie. Dopiero po zestrzeleniu go mogli podpalić pochodnią strzały i wystrzelić w beczki.
Ardel podrapał się po potylicy i westchnął ciężko. Szkoda, ze cała oliwa zapewne przepadnie... mógł znów tylko czekać na skutki planu Sangathana.
-Ehh... Nie tak wyobrażałem sobie swój powrót do "cywilizacji" - pomyślał Ha'arim przyglądając się Sangathanowi i Pasov przygotowującym się do spalenia obozu goblinów. - Wszystko czego nauczyłem się przez te lata nie znalazło zastosowania w ostatnich miesiącach.
Z tymi ponurymi myślami w głowie półelf zwrócił się w kierunku obozu goblinów. Jeszcze kilka chwil i miał stanąć w płomieniach za sprawą jego sugestii.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy

Post autor: Mekow »

Wszyscy

Pasov i Sangathan rozpoczęli ostrzał. Mimo panującego mroku, strzelanie do nieruchomych celów nie stanowiło problemu dla pary elfów i płonące strzały trafiały w rozstawione po obozie beczki. Początkowo nie ponosiło to za sobą żadnych poważniejszych konsekwencji. Lekkie płomienie nie czyniły większych szkód, ale i też nie budziły mieszkańców obozu. Elfy kontynuowały ostrzał, wykorzystując posiadany czas.
Oczywiście goblin na wieżyczce, który pełnił wartę nie mógł być aż tak ślepy, aby nie zauważyć ostrzału. Rozświetlające mrok nocy pociski mknęły od strony lasu podkładając ogień pod cały obóz. Goblin wyciągnął rękę, aby zabić w znajdujący się na wieżyczce dzwon, ale nie zdążył. Sangathan celnie posłał strzałę, której płomień zgasł gdy strzała przebiła się przez szyję zielonoskórego. Nikt nie zaalarmował mieszkańców obozu biciem w dzwon, a ciało wartownika upadło po prostu na podłogę. Krótki charkot umierającego, wydający się z jego gardła był na granicy słyszalności i nie mógł uprzedzić, czy też raczej obudzić jego pobratymców.
Tymczasem ogień powoli dosięgnął już nieomal każdej beczki. Mimo iż płomień znakomicie je opanowywał, to póki co nie wyglądało to groźnie, raczej jak zwykłe podpalenie. W pewnym jednak momencie, po paru minutach od rozpoczęcia ostrzału...
BUUUM ! Jedna z beczek eksplodowała rozrzucając po obozie kawałki tworzących ją niegdyś desek oraz smolistej, czy raczej przypominającej flaki zawartości. Nie wszystkie rozrzucone odłamki się paliły, ale szybo zajęły się ogniem od innych jego źródeł. Eksplozja rozniosła ogień na dużą część obozu i choć zaalarmowała jego mieszkańców, była sukcesem sabotażystów. Gobliny zaczęły wychodzić ze swych przypominających psie budy chatek i zdziwione rozglądać się dookoła.
BUM! Druga z beczek wybuchła, roznosząc wokoło kolejne porcje ognia.
W ciągu kilku kolejnych sekund w obozie zapanował chaos. Bieganina, okrzyki i palenie się obozu wraz z jego mieszkańcami. Kolejne wybuchy nie były już tak efektowne, nie przerywały spokojnej ciszy nocnej a jedynie... dokładały drewna do ognia. Jedni próbowali gasić pożar trawiący obóz lub towarzyszy, inni biegli gdzieś w sobie tylko znanym celu, niektórzy nosili jakieś tobołki inni trzymali się za ręce. Wśród goblińskich charkotów ciężko było wychwycić pojedyncze krzyki, ale nawet gdyby się to udało, to o ich zrozumieniu nie mogło być mowy.
Część goblinów, w której było dość sporo tych z tobołkami, dobiegła do bramy. Znajdująca się nieopodal beczka, mimo iż jako jedna z pierwszych została trafiona płonącą strzałą, nie zamierzała wybuchać. Gobliny te otworzyły bramę, której na ich szczęście nikt nie zablokował, a następnie uciekły w las.
Pojedyncze osoby zaczęły biec ich śladami. Spora część goblinów nadal jednak siedziała w obozie, przemieszczając się gdzieś, uciekając przed ogniem lub próbując gasić pożar czy raczej jakąś jego konkretną część, czy też - co stawało się najczęściej spotykane - paląc się.
Nie minęło więcej jak kilkanaście minut od rozpoczęcia ostrzału, gdy nieomal cały obóz stał w płomieniach. Wysoka palisada, choć zrobiona oczywiście z drewna zajęła się ogniem, utrzymała płomienie wewnątrz obozu. Miała za zadanie bronić jego mieszkańców przed atakami z zewnątrz, jednak w swym ostatnim zadaniu spełniła się znakomicie, jako obrońca lasu przed pożarem trawiącym obóz... z którego z pewnością nad ranem zostaną jedynie zgliszcza.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy

Post autor: Mr.Zeth »

Wszyscy:

- No to chyba po sprawie - bąknął Ardel, patrząc na płomienie. - To co? Wracamy spać? - zapytał. Jak dla niego tu już nie było nic do roboty i nie było mu w ogóle żal goblinów. Ot kolejne szkodniki usunięte...
- Taak. Wkoncu można będzie przebywać w tych okolicach bez niebezpieczeństwa obudzenia się z poderżniętym gardłem. - powiedział Ha'arim odpowiadając częściowo na pytanie Ardela. - Ale to dopiero początek. Jeśli chcemy żyć w znośnych warunkach będziemy musieli postawić to miejsce na nogi.
- Mowa - mruknął Ardel i westchnął ciężko patrząc jeszcze przez chwilę na zgliszcza, po czym powoli ruszył w stronę wioski. Reszta powlokła się powoli za nim. Widać nie mieli dość sił by rozmawiać, lub nawet skomentować. Wkrótce cała ekipa Lordów Harmondale dotarła do wsi i udałą się do tawerny, by po krótkiej kolacji zalec na łózkach. Po drodze Ardel nadmienił tylko, że obóz goblinów jest już tylko pogorzeliskiem. Jeśli jakieś się uratowały to nieprędko pomyślą o wracaniu w te okolice. Przy okazji Pasov oddała karczmarzowi wór z ziarnem, który zagarnęli z obozu.
Nie czekając na reakcję swoich poddanych lordowie Harmondale udali się do pokoi i zasnęli twardym snem. Najwyższy był czas aby ten dzień się skończył.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy

Post autor: Mekow »

Ardel

Alchemik siedział w wygodnym fotelu, w dobrze oświetlonym pomieszczeniu. Stół przy którym siedział, zastawiony był licznymi różnymi naczyniami, w których znajdowały się składniki i mikstury alchemiczne. Mężczyzna kończył właśnie swoją pracę i był z siebie zadowolony. Był nieomal pewien, że odniósł sukces w swych badaniach.
Ardel chwycił uwarzony eliksir i ruszył ciemnym korytarzem. Zaraz potem, znalazł się w pomieszczeniu, w którym znajdował się niewielki pusty basen. Miejsce to idealnie nadawało się do jego badań, było znacznie lepsze niż wykopany w ziemi dół. Był tam goblin, siedział na dnie, przykuty łańcuchami ściany basenu.
Nie zważając na nic Ardel rozlał zawartość naczynia na głowę goblina. Odsunął się obserwując go.
Nagle goblin zaczął krzyczeć, a zaraz potem niespodziewanie cały stanął w płomieniach. Mikstura weszła w kontakt z powietrzem i sama się zapaliła. Udało się?! Sukces?! Alchemik parzył dalej, jak goblin miota się płonąc. Czekał na kolejne efekty... ale goblin wrzeszcząc przeraźliwie płonął jak stóg siana. Potem zamilkł, a w pomieszczeniu zapanował smród spalenizny.
- Chcę, żeby płomień był biały - mruknął rozdrażniony alchemik. Nie podobało mu się, że spalił już tyle goblinów, a mimo modyfikacji mikstury żaden nie chciał się palić białym płomieniem.
- Przyślijcie następnego - powiedział głosem całkowicie obojętnym na śmierć zielonoskórych i w tym właśnie momencie... obudził się. Serce waliło mu niemiłosiernie i wyraźnie czuł pot na głowie. Leżał w swoim pokoju, słońce powoli zamierzało wstawać, a na oświetlonym niebie widać było sporo białych chmurek. Nastał kolejny dzień.


Ha'arim

Była piękna słoneczna pogoda. Ciepło, ale nie gorąco. Półelf siedział wygodnie na krześle, w cieniu drzew, a przed nim na niskiej ławie siedzieli jego uczniowie. Było ich troje, a alchemik był dumny z ich osiągnięć, z tego że udało mu się ich nauczać... Przynajmniej Ruge i Mirgarę, gdyż Zortan był tak zainteresowany nauką, jak kura budową młyna.
Mirgara podniosła rękę chcąc odpowiedzieć na zadane pytanie. Zuch kobieta, tak ładnie idzie jej nauka. Ha'arim był z niej najbardziej zadowolony.
- Proszę, powiedz - zachęcił półelf.
- Ja się palę - pokazała na siebie. - Ty nas palisz - pokazała na Ha'arima. - On, ona, ono, się palą - wskazywała kolejno, na siedzącego obok Ruge, jakąś goblinkę robiącą pranie kilka metrów dalej i pomagające jej małe dziecko. - My się palimy - kontynuowała pokazując na cała trójkę uczniów. - Wy nas palicie. Oni nas palą - wskazała najpierw na Ha'arima, a potem na kogoś za nim.
- No, to niezupełnie tak jest - powiedział Ha'arim, słysząc tę nietypową odmianę. Odwrócił się jednocześnie, aby zobaczyć kto jest za nim. Zobaczył tam Sangathana i Pasov z łukami w dłoniach na które mieli naciągnięte płonące strzały, oraz Ardela, który maczał strzały w jakiejś miksturze. Odwrócił się do swych uczniów.
- Ale przecież to prawda, wiesz o tym - powiedziała goblinka.
Zanim mężczyzna zdążył coś odpowiedzieć, z za jego pleców pomknęły płonące strzały. Zraniły jego uczniów, którzy krzycząc i o dziwo siedząc dalej na ławie, szybko zajęli się ogniem. Tak szybko, że już po chwili cali się palili i wśród płomieni ciężko było rozróżnić ich twarze.
W tym właśnie momencie Ha'arim... obudził się. Jego serce biło dość mocno, a oczy miał mokre od łez. Był w swoim pokoju, w karczmie. Nastał kolejny dzień.


Sangathan

Mężczyzna szedł przez las. Miał dokładne wytyczne i nawet narysowaną mapę. Nadworny alchemik z którym rozmawiał był tak pewny tego co mówił, że Sangathan był pełen nadziei. W miejscu o którym była mowa mieli lekarstwo na jego oczy. Wystarczyło się tam udać, wymienić to co miał już naszykowane w torbie na lek i wrócić z tym do alchemika.
Elf wkroczył na niewielką polankę, na środku której stał duży kamień. Kamień ten miał wyryty numer "312". Elf spojrzał na mapę. Zgadzało się! Był na dobrej drodze i był już bardzo blisko. Spojrzał na słońce i udał się w odpowiednim kierunku - na północ.
Mijał kolejne drzewa i zarośla, aż w końcu dotarł do celu. W tym miejscu mieli lek na jego oczy.
Sangathan spojrzał przed siebie i dostrzegł zgliszcza spalonego obozu. Obóz ten wyglądał bardzo znajomo, jakby elf już tam był. Zorientował się, że zaprzepaścił szansę. Zdenerwowany zacisnął pięść gniotąc ofiarowaną mu mapę. W tej sytuacji nie pozostało mu nic innego, jak tylko... obudzić się. Sangathan był w swoim łóżku, w swoim pokoju, w karczmie. Słońce już świeciło za oknem, choć tylko chwilami w pełni przebijało się przez białe chmurki, które pokrywały niebo.


Pasov

Była noc. Elfka starała się przecisnąć przez kraty, ale odstępy między prętami były zbyt wąskie, nawet jak dla niej. Spojrzała na zawartość spiżarni. Worki, beczki, kosze... wszystko pełne było jedzenia. Wspaniałego, pysznego jedzenia, które za kilka minut miało zostać spalone. Kobieta wiedziała o tym i nie chciała się z tym pogodzić. Jak można zmarnować tyle jedzenia? Wyciągnęła rękę starając się sięgnąć, zabrać, uratować co tylko się da.
Nagle rozległ się głośny huk, gdy coś za nią wybuchnęło. To jedna z beczek eksplodowała, po tym jak ona i Sangathan rozpoczęli ostrzał. Ale tu było tyle jedzenia, tuz obok niej, nieomal w zasięgu ręki. Elfka starała się wyciągnąć rękę dalej, jednak nie mogła dosięgnąć zapasów... zapasów, które nagle zaczęły się palić. Nie był to jednak skromy płomień, wszystko paliło się tak jakby ktoś użył magii do rozniecenie pożaru. Nie! Stop! Jak można pozwolić, aby tyle jedzenia się zmarnowało?! Elfka była naprawdę wzburzona wyciągała rękę jak daleko się dało, ale nie mogła nic zrobić.
- Nieee! - wyrwało jej się z gardła. Zaraz potem zorientowała się, że właśnie się obudziła, być może obudził ją jej własny krzyk. Serce biło jej dość mocno. Prawą dłoń miała wyciągniętą do przodu, jakby chciała coś chwycić.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Bielik
Mat
Mat
Posty: 594
Rejestracja: środa, 7 czerwca 2006, 20:34
Numer GG: 5800256
Lokalizacja: GOP

Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy

Post autor: Bielik »

Ha’arim wyskoczył z łóżka jak poparzony. Przy okazji zaplątał się w swoją pościel i wyłożył się jak długi na podłodze. Rozpaczliwie starając się wyplątać wkońcu zrozumiał, że nic mu nie grozi a to był tylko sen. Uspokoił sie i rozmyślał.
-O czym był ten sen?- Ogień, gobliny i ktoś jeszcze... - ale im bardziej starał się odtworzyć swój sen tym bardziej rozmywał się w jego pamięci. Wkońcu gdy stwierdził, że nic już sobie nie przypomni wstanął na na nogi i postanowił spędzić resztę dnia na dokładnym zwiedzeniu swoich “włości”. Dziwnie czuł się ze świadomością posiadania tych terenów, ale na szczęście nie był tu osamotniony.
Na dobry początek postanowił zjeść jakieś normalne śniadanie i przy okazji wypytać się karczmarza o to co jego zdaniem powinno teraz zmienić się w wiosce.
Po umyciu się i ubraniu zszedł do sali karczemnej. Oświetlona była wpadającymi przez okna promieniami słońca, ale oprócz właściciela przybytku który stał na środku ze szmatką w rękach, nie było tu nikogo. Obrazek - Dzień dobry, panie Ha-arim - powiedział, z prawie dobrym akcentem. - Jeśli życzy pan sobie śniadanie, to polecam jajecznicę z grzybami - zaproponował uprzejmie.
- Dzień dobry. Skoro ją pan tak poleca to z chęcią jej spróbuję - odrzekł mu Ha’arim zajmując miejsce jak najbliżej okien. Po czym dodał:
- I jeśli nie przeszkadza to panu, chciałbym jeszcze z panem porozmawiać o wiosce i jej problemach. Chociaż dzięki bogom ten najważniejszy już chyba rozwiązaliśmy. - mówiąc to spojrzał w stronę lasu, który w końcu przestał być niebezpiecznym miejscem.
- Oczywiście. Póki co, nie mam dużo do roboty - odparł karczmarz i krzątał się po kuchni.
W pomieszczeniu zapanował zapach smażonych grzybów, a w między czasie mężczyzna podał półelfowi, duży kubek wody z sokiem... albo winem.
- Teraz może być problem z jedzeniem. Tak ogólnie mówię - mężczyzna krzątając się za kontuarem i szykując gościowi posiłek mówił na tyle głośno, aby ten go dobrze słyszał. - Wcześniej nie było za bardzo czego siać, ani czego zbierać. Ale i brzuchów było mało, to nam się wyrównywało. Teraz jak pojadę jeszcze raz do miasta, to rozgłoszę wieści i na pewno niejedna rodzina powróci - - powiedział mężczyzna.
Ha’rimowi przemknął przez myśli jego przyjaciel Jazon i jego dziewczyna. Czy oni chcieli by się tu teraz sprowadzać? Zapewne brak wieści od Ha’arima uznali za jego śmierć.
- Zadbamy, aby było co siać i sadzić. Jeśli waszmoście coś nam na ten cel użyczą, to będzie znacznie lepiej... Ale wiemy, że Panowie macie inny problem. Wasz zamek koniecznie wymaga remontu. Kilka mebli to się we wsi znajdzie, ale to dopiero na końcu - powiedział karczmarz. Podszedł z dużym talerzem w dłoni i podał mu śniadanie - jajecznicę z grzybami, oraz pajdę chleba. - Z odrobiną żółtego sera. Smacznego - powiedział.

Dosiadł się, zajmując miejsce na przeciwko niego. - Panowie powinniście wynająć jakąś ekipę remontową. I postarać się przygotować... na wizytę poborcy podatkowego królowej - powiedział krzywiąc się lekko.
-Podatki powiadasz... Mój ojciec lubił mawiać, że tylko dwie rzeczy w życiu są pewne. Podatki i śmierć. - mruknął półelf do karczmarza.
Ten tylko przytaknął słysząc tą powszechnie znaną prawdę w słowach swojego rozmówcy.
-Taak. A my niestety do najbogatszych nie należymy. Ludzie biedni, my biedni. Powoli zaczynam myśleć, że prawdziwe problemy jeszcze przed nami. - tu zawiesił na chwilę głos przypatrując się zawartości swojej miski.
-Mam pewien pomysł. Czy znasz jakiegoś handlarza w mieście, który mógłby by być zainteresowany rozszerzeniem swojego asortymentu? Byłyby to wszelkiego rodzaju maści, mikstury i tym podobne rzeczy. Bo jak widzisz wyszło na to, że mamy teraz w mieście dwóch alchemików, a jestem pewien, że popyt na nasze produkty jest zawsze wysoki. A zysk z ich sprzedaży pozwoli nam na pokrycie wstępnych wydatków. Co o tym sądzisz? - powiedział Ha'arim zabierając się jednocześnie do swojego śniadania. A smakowało ono wprost wybornie.
- No cóż - zaczął mężczyzna. - Ja tam się na alchemii nie znam i nie wiem co te mikstury dają, ale na pewno znajdzie się chętny. Mogę je wozić, ale będę musiał wiedzieć co to. Jak się nazywa, jak działa i co najważniejsze ile za to sobie życzyć - powiedział Atos.
- O to się nie martw. Ja z Ardelem zadbamy o odpowiednie opisanie naszych produktów. Chociaż najpierw i tak muszę to z nim omówić dokładniej - powiedział Ha'arim. W jego głosie było słychać ekscytację nowym pomysłem. Po chwili namysłu spytał się:
- A powiedz mi czym w ogóle zajmują się tutaj ludzie ? Jakie dobra produkuje nasza wioska?
Zastanawiając się nad odpowiedzią mężczyzna skrzywił się nieco.
- Dobra, to w zasadzie żadne - powiedział po chwili, lekko wzruszając ramionami.
- A zajmujemy się... ostatnio utrzymaniem się przy życiu. Prawie każdy, ma tam jakiś ogródek... Trochę zboża na polu, ale nie było za dużo do siania w zeszłym roku. We wsi rośnie parę jabłonek i jeden orzech, niedaleko w lesie jest ich jeszcze pare - powiedział spokojnie i zastanowił się chwilę.
- Ja tu prowadzę, dwie kury na strychu w klatkach schowałem. I gołębie Witolda... Marysia ma zioła po babci, sadzonki i takie tam. Janek gdzieś nawet szklarnie schował, pomidorów trochę ma... No więc w zasadzie produkowaliśmy tylko żywność na własny użytek, ale teraz będzie się to powoli zmieniać, jak sądzę. Dzięki wam - rzekł i uśmiechnął się zadowolony.
-A co z najbliższymi miastami. wioskami i tym podobnymi? Czy nie moglibyśmy pośredniczyć w handlu pomiędzy nimi? - zadał następne pytanie Ha'arim. Pozostawił sobie roztrząsanie problemów i wyszukiwanie rozwiązań na później. Teraz chciał się dowiedzieć jak najwięcej.
- No cóż - rzekł mężczyzna i podrapał się po łysiejącej powoli głowie. Wyglądało na to, że odpowiedź na zadane pytanie nie jest łatwa. - Na południe centrum naszego kraju. Tam najlepiej będzie robić handel, ale w okolicy to nic nie ma. Była karczma przydrożna, “Zakrapiana” się zwała, było tam parę chat. Dwa dni drogi stąd. Ale nie wiem czy to jeszcze stoi... “Gruszówki”, to wioska sześć dni drogi, na południe, i lekko na wschód. “Pieniów” to miasto dokładnie dzień drogi dalej... To tam wyjechało sporo naszych, gdy była taka możliwość - powiedział spokojnie i podrapał się po brodzie myśląc nad czymś przez chwilę. Zaraz potem mówił jednak dalej.
- “Barrows Down”, to dolina na południowy zachód, jakieś pięć dni drogi. Jest tam “Kamienne Miasto”, twierdza zamieszkana przez krasnoludy. Właściwie to, to będzie najbliżej, ale poza granicami Erathii... No a poza tym. Na północy mamy królestwo Avlee, z którym Erathia niegdyś toczyła wojny. Dokładnie nie wiem jak tam z naszym “sąsiedztwem”. Na zachód rozciąga się Las Tulareański, gdzie mieszkają elfy. Tam też nie za bardzo się orientuję, ale nie będzie dalej niż tydzień drogi.
-Uuhhh. Czyli jesteśmy praktycznie odcięci od świata - sapnął Ha'arim. Nie podejrzewał, że są aż tak daleko od jakichkolwiek ludzkich osiedli. Zainteresowała go za to wzmianka o elfach. Zachował to jednak dla siebie. Mieli ważniejsze sprawy na głowie.
-Czy jest w wiosce ktoś kto móglby poprowadzić kogoś z nas do tych miejsc? Można by poszukać tam pomocy w odbudowie tego miejsca, a i my też możemy się tam na coś przydać. - powiedział po chwili zastanowienia pólelf.
- Jestem pewien, że Państwo traficie sami. Jednych lokacji nie sposób ominąć, do innych zaś prowadzą oznakowane drogi - powiedział karczmarz i uśmiechnął się uprzejmie.
-W takim razie to chyba wszystko co chciałem wiedzieć. Najwyżej przyjdę jeszcze raz później - powiedział Ha'arim kończąc już swoje śniadanie.
Chwilę później półelf był już przed karczmą. Odetchnął pełną piersią świeżym powietrzem. Było to wspaniałe uczucie wiedząc jednocześnie, że największe zagrożenie już minęło. Rozejrzał się uważnie po okolicy starając się przypomnieć gdzie leży ich zameczek. Gdy udało mu się to określić udał się w dokładnie przeciwnym kierunku. Miał zamiar poznać okoliczne lasy poruszając się łukiem dookoła wioski, powoli zbliżając się do zamku.
Spokojnym tempem wyruszył w swoją wycieczkę planując dotrzeć do zamku wczesnym popołudniem. Będąc w lesie starał się wypatrzeć jakieś ślady uciekających goblinów. Nie udało mu się jednak takowych dostrzec. Za to dostrzegł po drodze cztery drzewa które określił jako jakąś egzotyczną odmianę orzecha i dwie małe jabłonki. Zapisał sobie w pamięci ich położenie i ruszył dalej. Innymi ciekawymi znaleziskami były dość bujne zarośla jaskółczego ziela i lulka czarnego. Zaskoczyło go występowanie tu tak ciekawych roślin. Czuł, że jest to pierwsza z bardzo wielu wypraw do lasu. Zebrał trochę składników i ruszył dalej w swoją drogę.
Cieszył się bliskością natury. Mógł się poddać tej uciesze po raz pierwszy od wielu miesięcy dlatego czas minął mu bardzo szybko i nim się spostrzegł słońce zaczynało swoją wędrówkę ku zachodowi. Po kolejnych kilku minutach wyszedł z lasu a przed nim na niskim wzgórzu wznosił się ich zamek. Pierwszy raz widział go z tej perspektywy i nie zachwycał on swoim stanem. Ha'arim jednak tylko wzruszył ramionami i zaczął powolną wędrówkę na szczyt wzgórza w celu zbadania budowli z bliska.
Ostatnio zmieniony niedziela, 25 września 2011, 17:34 przez Bielik, łącznie zmieniany 1 raz.
Stare chińskie przysłowie mówi: "Jak nie wiesz co powiedzieć, to powiedz stare chińskie przysłowie"
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy

Post autor: WinterWolf »

Sangathan

Sangathan po przebudzeniu westchnął niechętnie. Nie lubił tego typu snów. Jeszcze bardziej nie lubił gdy występowały w nich gobliny. Dość szybko zepchnął ów sen w kategorię banialuków, którymi nie należy się przejmować. Gobliny nie były zdolne ani do takich wyczynów alchemicznych, ani też na tyle inteligentne by pomyśleć o tworzeniu leków. Leżał jeszcze trochę nim wstał z łóżka. Zakładając buty zapomniał już o śnie. Spalony obóz goblinów go nie interesował. Zszedł na śniadanie, zastanawiając się czy dostanie jajecznicę na boczku i z cebulą.
Na dole przywitał go Atos. Karczmarz o wysokim czole i sporych wąsach, który przywiózł ich do wsi. Miał na sobie swoją nieco już znoszoną biała koszulę i czerwoną kamizelkę.
- Witam, witam - powiedział radośnie. - Co podać panu na śniadanie? - spytał z uśmiechem.
- Jajecznicę na boczku i z cebulą - powiedział elf. - Noc jak sądzę była spokojna? Żadnych goblinów? - dopytał.
- Dla naszych wybawców wszystko się znajdzie - odparł uradowany mężczyzna. - Żadnych, żadnych. A myśl, że już ich nie będzie... - uśmiechnął się zadowolony. - Zaraz przygotuję posiłek - dodał, zanim zniknął w kuchni, aby zająć się przygotowaniem jajecznicy.
Elf nie dodał, że nie wiadomo czy ich już nie będzie. Poczekał na powrót karczmarza. - Mieszkańcy osady powinni się nauczyć bronić swoich domostw przed goblinami. Gobliny są słabsze od ludzi i głupsze, jedynie nieco bardziej zajadłe - powiedział San.
- Tak, ale były uzbrojone i miały przewagę liczebną - wytłumaczył się karczmarz, stawiając przed elfem pokaźny talerz jajecznicy z dodatkami i dwoma grubymi kawałkami chleba. - Większość naszej broni już dawno skonfiskowały gobliny, a we wsi i tak mało kto mógł nią władać... No ale, jak się wieści rozejdą, to wielu chyba powróci w te strony. Tak przynajmniej myślę.
Elf się załamał żelazną logiką mieszkańców. - Powtórzę. Gobliny są słabsze i głupsze od ludzi... A w każdym razie zwykle ludzie są od goblinów mądrzejsi - skomentował z lekkim śladem złośliwości w głosie. Elf doszedł do wniosku, że mieszkańcy tej osady mogli być jednak wyjątkiem od tej reguły. - Jeden chłop z widłami powinien bez problemu poradzić sobie z kilkoma goblinami w walce wręcz - mruknął. Nie dodał, że wyjątkiem są ci chłopi, którzy są za głupi na to by wpaść na pomysł bronienia się i swojego dobytku...
- Ano byli tacy którzy próbowali. Odpoczywają teraz pod dębem, na skraju lasu - mruknął Atos i zastanowił się chwilę. - A jakie ma pan plany, panie Sangathan? - spytał przyglądając się jedzącemu śniadanie elfowi.
- Upewnie się, że goblinów już tu nie ma i wracam do swojej podróży. W tych okolicach nie ma nic godnego uwagi - mruknął. Szczerze żałował, że wziął udział w turnieju. Jeszcze bardziej żałował, że turniej wygrał...
- Aha - mruknął cicho karczmarz. Podobał mu sie pomysł pozbycia się goblinów, ale opuszczenie Harmondale przez jednego z lordów wprawiło go w zakłopotanie. - Jak pan woli, oczywiście. Cieszymy się, że ktoś w końcu zrobi porządek z goblinami. Władze mogły już dawno przysłać zbrojnych, ale nie raczyły kiwnąć palcem, choć królowa słynie przecież z dbania o swych poddanych.
- Mogę zajrzeć w strony stolicy i zorientować się co na to królowa, ale nie uważaj mnie za jednego z lordów, proszę - mruknął elf. - Władanie jakimś obszarem i ludźmi wymaga przebywania w jednym miejscu, co jak dla mnie nie wchodzi w grę. Jestem skłonny przepisać na kogoś cały tytuł i majątek jaki uzyskałem w związku z turniejem - mruknął zajęty śniadaniem elf. - Choć powinienem rzec, że umowa w związku z tym całym lordowaniem jest nieważna, gdyż zatajono przede mną istotne szczegóły - mruknął.
Karczmarz nieomal otworzył usta ze zdumienia.
- No cóż... - szukał odpowiednich słów, ale zabrakło mu ich. - Zrobi pan, jak pan uważa - powiedział i zajął się układaniem butelek na półce za ladą.
Elf skończył śniadanie - Jakby nie było, organizator konkursu nie powiadomił uczestników, że ziemie jakie wygrywają są zasiedlone przez gobliny, a tytuł lordowski jest właściwie wyssanym z palca banialukiem. Lord nie gania goblinów po lesie - skomentował Sangathan. - Ja to robię, więc jestem po prostu najemnikiem, który będzie miał pecha i nie zostanie wynagrodzony za swój wysiłek - skomentował. - Ile płacę za śniadanie? - spytał z westchnieniem. Trzeba będzie w najbliższym czasie znaleźć jakąś robotę dla najemnego wojownika... Sakiewka elfa od dawna była na ostrej diecie odchudzającej.
Atos smętnie potakiwał głową, gdy Sangathan mówił o jego wygranej. Komentarz karczmarza był zbędny.
- Ależ, to na mój koszt - powiedział z uśmiechem zapytany o należność. - Po tym, czego panowie dokonaliście... panowie i pani - dodał uśmiechnięty.
Elf nie powiedział, że tego samego dokonać mogliby chłopi, gdyby zamiast chować się po wiosce zrobili porządną rewoltę.
- Czy cokolwiek zrobiliśmy się nie dowiemy jeszcze przez jakiś czas - mruknął San. Wojownik miał nadzieję, że to już naprawdę koniec historii goblinów w tej okolicy. Męczyło go przebywanie w tym miejscu, gdzie ludzie byli skrajnie niezaradni, poprzedni władca był ułomnym debilem bez płatów czołowych, a goblinów było tyle ile grzybów po deszczu...
Elf wrócił do wynajmowanego pokoju, uzbroił się i poszedł na zwiad w poszukiwaniu większej liczby goblińskich śladów. Wpierw zbadał okolicę osady, a potem spalonego obozu goblinów. Chciał upewnić się czy czasem jakieś się po okolicy nie kręcą. Wokół wioski nie było świeżych śladów. Pod zgliszczami obozu Sangathan znalazł dość liczne goblińskie ślady. Ci którzy ocaleli z pożaru, na oko co najmniej trzydziestka, udali się na zachód. Z lasu nie tak dawno przybył jakiś tuzin goblinów i następnie udali się na północ. Elfi wojownik sam w pogoń się nie udawał. Nie było sensu, poza tym przeciwko dziesiątce goblinów sam już by miał problemy. Nie miałby nic przeciw zestrzeleniu przywódcy goblinów przy użyciu łuku, z odległości, ale skoro nie natrafił nań to sobie darował. Wrócił do osady. Musiał się dowiedzieć czy czasem ktoś z mieszkańców wioski lub Ha'arim nie wiedzą czegoś o jakimś potencjalnym drugim obozie goblinów. Jeśli nie, to elf planował podjąć na nowo swoją wędrówkę. Nie miał tu już właściwie niczego do szukania.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy

Post autor: Mr.Zeth »

Ardel:

Ardel ruszył w odpowiedni, jak mu wskazano kierunku. Dość szybko zobaczył niewielki zameczek, oddalony o najwyżej minutę drogi. Budowla ta, miała piętro lub nawet dwa i zbudowana była z szaro-brązowego kamienia. Sam zameczek znajdował się na rozległym i wolnym od zabudowań terenie, które w pełni pokrywała sięgająca co najmniej do kolan trawa i inna podobna jej roślinność.
Przedzierając się przez nią Ardel nie mógł nie zauważyć, ze idzie odrobinę pod górkę i tak po przejściu około stu metrów przemierzył przy okazji parę metrów w górę.
Wreszcie miał okazje przyjrzeć się lepiej swojej nowej posiadłości. Budowla miała około dzwudziestu-trzydziestu metrów szerokości i sześciu-ośmiu metrów wysokości. Przed mężczyzną znajdowało się wejście, które wyróżniał łuk z jaśniejszego kamienia. Była tam tylko polowa, starych drewnianych drzwi i w dodatku nie była zamocowana na nawiasach, tylko opierała się o ścianę.
Obrazek
- ładna ruinka - mruknął Ardel, uśmiechając się. Podobne były w jego okolicach... wkroczył przez zniszczoną bramę do wnętrza budynku.
Ardel został niespodziewanie zaatakowany, mężczyzna nie mógł nic poradzić gdy w jego nozdrza uderzył smród zgnilizny. Szybko jednak doszedł do siebie, przyzwyczajając się do zapachu. Znalazł się w dużym i długim korytarzu. Było tam dość ciemno, ale po kilku metrach korytarz znacznie się rozszerzał i przechodził w sporą, nieco lepiej oświetloną salę.
Powstrzymując odruch wymiotny Ardel powoli ruszył naprzód, nasłuchując i rozglądając się.

Okazyjnie słychać było tylko gwizd wiatru i nic nie zwiastowało żadnego niebezpieczeństwa. Mężczyzna doszedł do rozleglejszej części posiadłości. Korytarz miał co najmniej osiem metrów szerokości i trzydzieści długości. Na obu ścianach po bokach w równych odstępach znajdowały się po trzy pary drzwi, zaś na przeciwległej ścianie, niczym odbicie wejścia znajdowały się schody prowadzące na górę. Po oby ich bokach także dostrzegł drzwi. Sala była nieco lepiej oświetlona za sprawą pokaźnej dziury w suficie. Na wysokości trzech metrów znajdował się zaś wewnętrzny balkon z kamienną balustradą, podparty czterema kolumnami.
W holu na podłodze znajdowało się wiele rzeczy, które spokojnie można było nazwać śmieciami. Jeśli go wzrok nie mylił, dostrzec można też było kości jakiegoś nieszczęśnika.

Ardel uniósł brew i spojrzał, co mogło być przyczyną śmierci człowieka. Tym bardziej, że chyba już trochę tu leżał... Stare strzały, które utknęły między żebrami kościotrupa były dość dobrą wskazówką, na temat ewentualnej przyczyny zgonu. Ardel dostrzegł także, ze kościotrup przy przegniłym pasku miał lekko podrdzewiałe noże do rzucania, Ardel obejrzał się, chcąc z ciekawości stwierdzić, gdzie musieli stać strzelcy. Okazało się to trudne do jednoznacznego stwierdzenia, ale napastnicy raczej byli w środku sali, chyba że strzelali przez jedne z drzwi. Przy okazji odwrócenia się Ardel dostrzegł dodatkowe dwie pary drzwi, po obu stronach cieńszego korytarza.
- No dobra... - mruknął Ardel i westchnął cicho. - Zacznijmy od prawej – mruknął i poszedł do drzwi na prawo od wejścia.

Pomieszczenie miało kilkanaście niewielkich okien umieszczonych na wysokości ponad dwóch metrów. Okna te były kwadratowe o boku sięgającym nieomal metra na wewnętrznym krańcu, oraz niecałe pół na zewnętrznym. Wielki kamienny stopień sięgający Ardelowi do pasa, sprawiał iż okna były znakomitym punktem strzeleckim, bardzo trudno dostępnym z zewnątrz. W pomieszczeniu znajdowało się sporo żelaznych przedmiotów natury zbrojnej. Na ich powierzchni dominowała jednak rdza. Mimo to Ardel przyglądał się chwilę przestarzałemu wyposażeniu i wyjrzał przez okna, przez które było widać położona oddali wioskę, po czym poszedł do przeciwległego pomieszczenia. Sadził, że znajdzie tam to samo co w poprzednim i nie mylił się specjalnie. Jedyna różnica polegała na tym, że na podłodze dominowały stare kolczugi i elementy zbroi.
Nie pozostało nic innego jak ruszyć na dalszy obchód. Ogólnie Ardel znajdywał raczej śmieci, pokrytych kurzem i pajęczyną. Wyróżnić można było tylko jeszcze jedne zwłoki, które w odróżnieniu od kościotrupa nadal posiadały gnijące mięso. W jednym z kolejno zwiedzanych pomieszczeń jednak Ardel znalazł coś naprawdę wyjątkowego. Kufer oraz dwa posągi: posąg czarodzieja stał przed kufrem, a mężczyzna miał bardzo nietypowe ułożenie rąk. Drugim posągiem, nieco obok kufra była klęcząca i siedząca na swych piętach goblinka, która odwróciła głowę i starała się osłonić twarz rękoma. Kufer zaś zrobiony był z metalu i miał liczne zdobienia łączone z jakimiś napisami. Zamknięty był on na trzy dość spore kłódki, które były wykonane nieomal identycznie.
Ardel przyjrzał się kłódkom, czy dały radę sprostać wyzwaniu rzuconemu przez mijający czas, te były jednak bardzo dobrze zachowane. Ani na nich, ani na kufrze nie widać było śladu rdzy, czy innego zmęczenia materiału. Kufer i kłódki były jak nowe. Więc Ardel spojrzał na posąg… i skrzywił się lekko. Natychmiast przypomniał mu się sen i wywołał grymas niezadowolenia na twarzy. Po cichym westchnieniu rozejrzał się porządnie po sali, po czym ruszył do kolejnego pomieszczenia. Gdy chciał udać się na górę dostrzegł, że w schodach znajduje się odnoga i wąski tunel, w którym schody prowadzą na dół. Już po paru stopniach nos alchemika powiedział mu o obecności siarki, fosforu i innych znanych mu odczynników. Niestety wejście do piwnicy, czy cokolwiek to było, zastawione były solidnymi drzwiami, które całkowicie się zaklinowały.

Ardel kopnął w drzwi z całej siły w akcie bezsilnej złości. - Diabli - warknął i zaczął szukać czegoś, co nadawałoby się na łom. Miał niedaleko magazynek pordzewiałego żelastwa, więc znalezienie czegoś nie było trudne. nieco inaczej przedstawiało się operowanie tym w wąskim korytarzu, ale zaradny i zdecydowany w swych działaniach mężczyzna poradził sobie z tym. Po kilku chwilach wytężonego wysiłku udało mu się... wyłamać jedną z desek drzwi.
Ardel zajrzał do środka pomieszczenia, próbując stwierdzić, co jest po drugiej stronie.
Zapach chemikaliów był teraz znacznie wyraźniejszy. Powinno tam być całkowicie ciemno, jednak wcale tak nie było. Od podłogi bił lekko migoczący jasnozielony blask, jakby światło które odbija się w wodzie. W pomieszczeniu znajdowały się resztki mebli, oraz przeróżne naczynia. Na ścianie coś wisiało, jakby jakieś worki, zaś jednej z ocalałych szafek widać było kolejne naczynia, koszyki, kuferki i małą parę świecących jasnozielonym blaskiem ślepi.
Ardel zaczął pracować nad otwarciem drzwi, zużywając cały złom jaki znajdzie w razie konieczności. Musiał sie dostać do środka...

Otworzenie zdatnego dla człowieka przejścia kosztowało Ardela nieco wysiłku. Jednak po jakimś czasie, wyłamując deska po desce, udało mu się zrobić przejście, przez które zmieści się nie tylko Pasov i chłopak natychmiast skorzystał z niego. Woda o zielonym blasku pluskała pod jego nogami. Nie było aż tak głęboko - jakby Aiden chodził po głębokiej kałuży. Gdy tylko zaczął się rozglądać zauważył, że ślepia które wpatrywały się niego z półki, teraz zniknęły.
Młody mężczyzna uniósł brew i podszedł bliżej półki. - Hm? - uniósł brew. - Kici kici? - bąknął.
Nie znalazł tam absolutnie niczego co by miało oczy... ale stojąc w miejscu i rozglądając się w ciszy, usłyszał coś w rodzaju szmeru, czy drapania. Usłyszał to za sobą, ze schodów którymi wszedł. Obejrzał się tam i spojrzał w górę na schody. Nie zauważył żadnego stworzenia, ale cokolwiek to było, zostawiło na schodach mokre ślady świecącej wody. I uciekło. Ardel sprawdził jak wyglądały ślady, by stwierdzić, że wypuścił najwyraźniej jakiegoś sporego gryzonia. Alchemik wzruszył ramionami. Ot było już wiadomo, czemu w laboratorium waliło siarka i fosforem. Zwierzak musiał przewrócić jakieś buteleczki i rozbiły się.

Nie zastanawiając się dłużej nad zwierzęciem Ardel powrócił do przeglądania wyposażenia laboratorium.
Kilka naczyń było puste, zawartość koszyków też już się nie nadawała, albo zniknęła, ale mimo to alchemik znalazł sporo zapasów, z których wystarczyło zdmuchnąć pokaźną ilość kurzu. Jedne odczynniki rozpoznał od razu inne będzie musiał zidentyfikować. Było tam więcej mikstur i składników niż mógłby wziąć na raz. Być może nadal nie będzie z tego pełnego laboratorium alchemicznego, ale na początek powinno w zupełności wystarczyć i dać Ardelowi wiele możliwości.
Chłopak uśmiechnął się, zadowolony z tego co znalazł. Poszperał za jakimś sprzętem alchemicznym. Z wyposażeniem było już nieco gorzej. Oprócz składników Ardel znalazł tylko puste butelki i naczynia... I rurkę fermentacyjną.
- Hm.. no dobra - mruknął Ardel i znów zaczął grzebać po składnikach. Po chwili znalazł buteleczkę kwasu i pobiegł z powrotem do sali z posągiem i skrzynią. Spróbował przepalić nie kłódki, a raczej "uszy" , na których były zawieszone.
Kwas spłynął po nich niczym woda. Ardel zwątpił przez moment, czy faktycznie był to kwas, ale po tym jak wypaliły dziurę w kamiennej podłodze, mógł śmiało powiedzieć, że tak - to był kwas. Alechmik westchnął wiec i wziął się za przeszukiwanie dalszej części zamku.
W jednym z pomieszczeń na piętrze znalazł star księgi. Nie było ich dużo, a część była zbyt zniszczona. Nie mniej jednak sporo nadawało się jeszcze do użytku.Nie zastanawiając się zaczął je wertować.
Z książek nadających się do użytku, Ardel mógł być naprawdę zadowolony. Znalazły się tu różne dzieła, średnich i raczej typowych jak dla książek rozmiarów. "Była sobie wiedźma" w czerwonej oprawce, "Zdanie nieboszczyka" w jasnoniebieskiej, "Szmaragdy i smoczątko" w zielonej, gruba księga "Konserwacja i utrwalanie ciała" w czarnej mocnej okładce, "Chochliki" w ciemnoniebieskiej, "Wojna Kreegan" w szarej, "Trucizny Aldora" w czarnej, "O życiu 'istot' wśród ludzi" w jasnoszarej.
Oprócz tego z kilku nadal można było coś wyciągnąć. "Kuchnia Kari" miała zmazany atrament na marginesach grubości czterech centymetrów, ze "Smoki" ktoś powyrywał średnio co piątą kartkę, "Wojna Brenta II" pozbawiona była okładki i kilkunastu pierwszych stron, zaś kartki "Poniewieranie" i "Różnorodność wśród ras" trzeba było przewracać bardzo ostrożnie, gdyż nieomal łamały się pod palcami.
Było jeszcze kilkanaście innych dzieł, ale były to już tylko pozostałości po książkach.
Ardel pokiwał głową z uznaniem. może nauczy się czegoś o magii. Alchemia była zabawna.. ale magia, to było coś!
Odstawiał delikatnie księgi na miejsce. Musi tu powrócić wkrótce...
Zadowolony z siebie ruszył na dalszą eksplorację.
Ardel przeszukał pozostałe pomieszczenia na piętrze. W jednym z nich znalazł zrobioną z żelaza męską głowę w hełmie, która o dziwo nie zardzewiała. Głowa ta wyglądała jakby została urwana z całości. Ardel wziął ją do torby, mimo, ze ważyła swoje i udał się dalej. Musiał ja podnieść obiema rękami, zaś pasek od torby bardzo szybko zaczął wbijać mu się w ramię. Po chwili niesienia więc westchnął i odłożył głowę w korytarzu. Po drodze z powrotem ją zgarnie, tymczasem jednak ruszył dalej.

Zawartość jednego z pomieszczeń ucieszyła go nieco bardziej. Ktoś musiał się tu zajmować alchemią. Składników nie ostało się wiele, ot kilka resztek. Nie mniej jednak był tam moździerz z cynku, znalazło się kilka naczyń alchemika oraz retorta do skraplania i odwadniania wraz z odpowiednim od niej metalowym stojaczkiem.
Ardel postąpił jak z głową. Wyniósł aparaturę i resztki odczynników na korytarz. Zaniesie je do laboratorium później... tymczasem jednak chciał zwiedzać dalej i nie przeszkadzała mu symfonia grana przez jego kiszki, jednak nie znalazł już niczego ciekawego, ot okazyjnie jakaś podrdzewiała broń, czy sztućce.
Wszystkie znalezione meble były stare i zniszczone, a w jednym z pomieszczeń najwidoczniej był pożar i nic nie zostało. Nim alchemik ruszył w drogę powrotną wszedł jeszcze na dach. Widok był zdecydowanie ładny, ale w pobliżu schodów była spora dziura, w którą o mało się nie władował.
- Owocny dzień - stwierdził Ardel, stojąc na dachu i oglądając pobliskie tereny, po czym ruszył z powrotem do środka. Przeniósł składniki i przyrządy alchemiczne do laboratorium, zgarnął metalową głowę i też wstawił ją do laboratorium, po czym udał się do wsi na kolację. Burczenie w brzuchu zagłuszało już jego myśli...
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy

Post autor: Mekow »

Ardel

Wiedziony głodem alchemik, w rytm grających mu marsza kiszek, kroczył w stronę karczmy. Przechadzając się przez wieś starał się sporządzić listę tego co znalazł i jak mógłby to wykorzystać, jednak co drugą rzeczą jaka pojawiała się w jego umyśle, okazywała się czymś do jedzenia. Naczynia, głowa, kufer z kłódkami i posągi. No i jeszcze ten gryzoń o świecących oczach... wyglądało na to, że Ardel będzie miał co opowiedzieć pozostałym lordom.
Jednak póki co, nie zaprzątając już niczym swych myśli dotarł do karczmy.
Pogoda była ładna, więc nie wzbraniał się przed tym, aby zjeść na dworze, jak doradził mu Atos.


Ha'arim

Początkowo starał się dogonić kolegę po fachu, jednak ten miał za dużą przewagę. Osobiście półelf mógł się jednak domyśleć dokąd zmierzał Ardel, gdyż jego własny brzuch też domagał się wizyty swego właściciela w tym miejscu.
Ha'arim sam zamierzał zwiedzić ich nowy dom... w którym póki co nie nocowali, ale ktoś go ubiegł. Oczywiście to w niczym nie stawało na przeszkodzie, ale może warto było skonsultować kto co znalazł. W sumie chętnie posłucha jak tam wygląda ich zameczek od wewnątrz, a jego własne odkrycia jakich dokonał w lesie, mogą zaciekawić drugiego alchemika... Ciekawe, a co słychać u pozostałych?
Ardel zasiadł przy ławie na dworze, więc półelf dosiadł się do niego. Nim zdążył powiedzieć coś więcej niż tylko przywitanie się, dostrzegł kroczącego ku nim Sangathana.


Sangathan

Elf nie poczuwał się zbytnio do dalszej odpowiedzialności za to miejsce i jego mieszkańców. Zrobił dużo i uważał, że dalej powinni byli poradzić sobie sami.
Z takim podejście wrócił do wioski. Chciał porozmawiać z Ha'arimem, a instynkt podpowiedział mu to samo co brzuch - że najprędzej znajdzie go w karczmie. Tam też się udał, mijając po drodze kilka zaniedbanych chat. Kiedy dotarł do karczmy zobaczył Ardela i Ha'arima siedzących przy jednej z wystawionych na dwór ław. Nie pozostało nic innego jak tylko się do nich dosiąść.


Wszyscy

Pogoda była naprawdę ładna. Było ciepło, ale nie gorąco. Na niebie kilka jasnych chmurek okazyjnie rzucały cień na ziemię. Ptaszki śpiewały, a zielone otoczenie roślinności przyprawiało o dobry humor. Lordowie zasiedli przy wystawionej na dwór ławie-stoliku z dwiema ławkami zamontowanymi po obu stronach. Konstrukcja prosta, ale ładna i praktyczna. Obrazek Lordowie zdążyli się ledwo przywitać, gdy przed każdym z nich pojawił się talerz pokaźnej porcji kaszy gryczanej z gulaszem, oraz kubek wody. Każdy dostał też oczywiście drewnianą łyżkę.
- Sam przyrządzałem, a mięso to panienka Pasov upolowała - powiedział z dumą Atos.
Mimo iż elfki nie było obecnie przy stole, wszyscy wiedzieli już, że kobieta nie próżnowała. Mało tego zapach świadczył, że jej dokonania bardzo się przydadzą.
- W razie czego jestem w środku - powiedział Atos i zostawił ich samych.
Jedząc mogli sobie spokojnie porozmawiać.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy

Post autor: Mr.Zeth »

Wszyscy poza Pasov:

Mężczyźni zasiedli wspólnie do stołu. Jedzenie pachniało zachęcająco.
Ardel w pierwszej kolejności zajął się jedzeniem, ale gdy przełknął znalazł chwilę na wyrzucenie z siebie paru informacji.
- Byłem w dworku. Faktycznie wygląda kiepsko, ale nie jest źle, znalazłem trochę rzeczy, jak skończymy jeść to wam powiem co i jak - zaproponował, po czym powrócił do pochłaniania swojej porcji.
Elf westchnął zjadłszy nieco.
- Ha'arim, nie wiesz czasem czy nie ma tu więcej jakichś obozów goblińskich? Jak nie ma to jutro postaram się wrócić na szlak. Nie ma tu niczego co by mnie interesowało. Jeśli nie ma tu goblinów to ci ludzie powinni sobie wreszcie sami dać radę... Mimo wrodzonej niezaradności - mieszkańcy okolicy swoją spychologią stosowaną irytowali Sangathana. Obarczyli nieznajomych odpowiedzialnością za samych siebie, mieniąc ich lordami i nie zastanawiając się w ogóle nad tym czy owi nieznajomi dysponują cechami właściwymi dobrym przywódcom. Ot, przyjęli co im powiedziano. Niby nie było to nic niezwykłego wśród ludzi, ale lordowie Harmondale wydawali się zmieniać niczym chorągiewka na wietrze. Elfa drażniło tytułowanie go lordem. Nie znał całej prawdy o tym co tu się działo, ale im więcej się dowiadywał tym szczerze mniej chciał o tym wiedzieć.
- Będę musiał sobie znaleźć jakąś robotę dla najemnego wojownika... - mruknął do siebie patrząc w swój talerz.
- Już ci się znudziło siedzenie tutaj? - zapytał Ardel mimochodem. Czekał aż Ha'arim odpowie elfowi, potem chciał się zabrać za temat znalezisk. Skoro Sangathan się stąd zwija, to nie ma co z nim gadać. Tyle, że bez niego będzie sporo trudniej. Ardel musiał się przygotować...
-Nie. Innych obozów nie było. Jestem tego prawie pewien. Spędziłem tu trochę czasu i żaden z goblinów nie wspomniał o niczym co mogło by sugerować istnienie drugiego obozu.- powiedział z nad swojej miski Ha'arim - Czy to oznacza, że nas opuścisz? - dodał po chwili.
- Całe to lordowanie to jedna wielka pomyłka. Sprawa śmierdzi mi jakimś perfidnym przekrętem. Mieszkańcy wioski są aż nazbyt mili dla osób, które od dziś będą pobierały od nich podatki... Wydają się też zupełnie nie przejmować kwestiami podziału ziemi i spadkami. I są zdecydowanie nadmiernie niezaradni wobec goblinów. Całe to tłumaczenie, że nie mogli stanąć do walki z goblinami, bo te odebrały im broń jest co najmniej idiotyczne. Dość powiedzieć, że mieszkańcy takich osad w innych rejonach świata są na tyle ubodzy, że nie stać ich nawet na najmniejszą i najgorszej jakości broń. Gobliny nie powinny mieć niczego do odbierania... Ale narzędzia rolnicze w sprawnych dłoniach ciężko pracującego chłopstwa są wystarczającym argumentem trzymającym te małe pokurcze na dystans od ludzkich osiedli. Mam wrażenie, że to wszystko jest na pokaz, albo kryje się za tym jakaś grubsza sprawa. Ale pomijając moje wątpliwości - siedząc tutaj na pewno nie zrealizuje żadnego z moich celów, władca ze mnie mizerny i do tego nie mam cierpliwości do mieszkańców tej osady i do ich enigmatycznych wymówek. Zużyli mój limit altruizmu, teraz chcę wreszcie zająć się swoimi sprawami i zapomnieć o tej pomyłce jaką był ten turniej - mruknął elf.
"Bardzo elegancki sposób na powiedzenie, ze ma się wszystko gdzieś" stwierdził Ardel, ale zachował ten komentarz dla siebie. Skoro elfowi nie chce się wybadać co tu jest nie na miejscu, to zrobi to Ardel.
- Przydałby się tutaj ktoś taki jak ty... No ale to twój wybór i nie mam zamiaru cię od niego odciągać. - powiedział Ha'arim do Sangathana.
Przez chwilę zajmował się tylko swoją miską, a potem zwrócił się do Ardela.
- Widziałem cię jak schodziłeś ze wzgórza na którym stoi nasz zamek. Też chciałem go zwiedzić ale mój żołądek miał inne zdanie. Jakieś ciekawe odkrycia?
- Parę - odparł Ardel i wyciągnął na stół jedyna rzecz, którą zabrał z zamku - metalową łepetynę.
- Między innymi to i laboratorium alchemiczne, oraz kufer, którego nie dałem rady otworzyć - skwitował, kontynuując jedzenie.
- Na bogów! Co to jest? - zaskoczony Ha'arim prawie wypluł to co miał w ustach. Przez chwilę przyglądał się przedmiotowi przyniesionemu przez Ardela. Była to naturalnej wielkości, żelazna głowa zaopatrzona w żelazny hełm. Razem stanowiło to jedną całość, zaś po konstrukcji szyi można się było domyślać, że niegdyś była to jedynie część większego żelaznego... czegoś.
Potem jednak półelf wrócił do innej kwestii.
- Laboratorium alchemiczne? W końcu jakiś pozytyw. Bo widzisz... Wpadłem na pomysł, aby zarobić trochę pieniędzy sprzedając w mieście jakieś mikstury, okłady lecznicze i tym podobne. Rozmawiałem z karczmarzem i mówił, że mógłby zawieźć je do miasta i znaleźć kogoś kto je dla nas sprzeda. Musimy mu tylko powiedzieć co i jak. Co ty na to? W naszej sytuacji nie wiem w jaki inny sposób możemy zdobyć jakieś pieniądze.
- Jest to jakiś start - odparł Ardel i westchnął. Zrobię trochę próbek, zorientujemy się co ludzie kupią, wezmę kogoś do pomocy i zrobi się tego więcej. Potem trzeba wymyślić jakieś inne źródło dochodu, tylko to też bezie wymagało inwestycji - mruknął i westchnął cicho. Ciekawił się czy w Harmondale są jakieś złoża lub bogactwa naturalne zdatne do eksploatacji... a na poszukiwania trzeba by wybulić grubą kasę.
- No do pomocy możesz oczywiście wziąć mnie. Znam się trochę na alchemii. W okolicy znalazłem sporo ziół, które mogą się w ten czy inny sposób przydać. A co do późniejszych źródeł dochodu jedyne co przychodziło mi na myśl to pośredniczenie w handlu. Ale jak na złość przez naszą wioskę ani przez okolice nie przechodzi żaden większy szlak handlowy... - w oczekiwaniu na odpowiedź Ha'arim dokańczał powoli swój posiłek.
- No to świetnie... - powiedział Ardel. - A co do ekonomii to potrzebujemy czegoś, co zapewni temu miejscu jakiś stabilny dochód, trzeba pogrzebać trochę w ziemi, albo zasadzić chmiel i założyć browar, który doprawimy naszymi zdolnościami - skwitował, po czym zamilkł i wziął się za jedzenie.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy

Post autor: Mekow »

Wszyscy

Sangathana dość szybko znużyła dalsza rozmowa i już wkrótce elf opuścił towarzystwo. Tak naprawdę po prostu się znudził dalszą rozmową i nie było się zresztą co dziwić, skoro miał zamiar opuścić to miejsce, to udział w debacie nad jego przyszłością i rozbudową gospodarczą nie miał większego sensu. Elf czuł że trafił na osadę wypełnioną... i uważał, że jeśli mieszkańcy sami nie zaczną sobie radzić, tylko wszystko będą zawsze za nich robić "lordowie" to wyrządzi im tylko większą krzywdę. On już zrobił wystarczająco wiele. Elf sam decydował o swoim losie i tak wybrał.
Ardel i Ha'arim rozmawiali jednak dalej. Najpierw o tym co jeden i drugi znalazł, potem o tym co dokładnie z tym zrobią, a dalej samo jakoś poszło. Alchemik z alchemikiem potrafił się dogadać, nawet jeśli metody ich działania i używanych składników nie były identyczne... A z drugiej strony, może właśnie to było ciekawe? Porozmawiać o tym samym, ale punktu widzenia kogoś innego i równie doświadczonego.
Mieli już dostęp do sprzętu, który podczas swej wycieczki po zamku znalazł Ardel. Mieli też pokaźne zasoby składników, zarówno w lesie jak i u piegowatej Marysi, przynajmniej zdaniem Ha'arima, którego alchemia opierała się o składniki pochodzące z lasu. Innych też można było poszukać.
Nie skończyli jeszcze wszystkich tematów i zapewne mogli tak gadać do późnej nocy. Stwierdzili jednak, że lepiej będzie przenieść cały sprzęt w jedno miejsce, zanim zapadnie wieczór. Udało im się to i zabrali wszystko raptem na dwa razy. Tego dnia po prostu wszystko przenieśli.
Przez całe popołudnie nigdzie nie było widać Pasov i było to trochę niepokojące, ale zjawiła się nieco po zachodzie słońca. Była cała i zdrowa, choć trochę zmęczona.

Następnego dnia pogoda znowu dopisywała, a dzień obfitował w wydarzenia.
Z samego rana karczmarz Atos wyjechał po zapasy i zaopatrzenie, do najbliższego im miasta "Pieniów". Sangathan po krótkim pożegnaniu się z towarzyszami, zabrał się wraz z nim i wyglądało na to, że raczej nie zamierzał już wracać.
Pasov oznajmiła zaś wszem i wobec, że rozstawi dookoła wsi sidła. Na jakieś dziesięć, dwadzieścia kroków w las. Miało to być zabezpieczenie przed goblinami, które nadal mogły się czaić w pobliżu. Zgodnie z rozporządzeniem tym, jeśli ktoś miał zamiar iść do lasu, musiał opuścić wioskę głównym wejście i odejść dwadzieścia kroków zanim pójdzie gdzie będzie chciał. Wracający z lasu natomiast, gdy tylko zobaczą chaty między drzewami, mieli obejść teren wioski, aż dotrą do drogi. To miało zapewnić bezpieczeństwo mieszkańcom i im samym.


Arden & Ha'arim

Alchemicy mieli pełne ręce roboty ze zorganizowaniem sobie laboratorium. Mieli o tyle łatwiej, że cała karczma była do ich dyspozycji. Atos niby zostawił ją pod opieką Marysi, aby nie zaprzątać im głowy dodatkowymi obowiązkami, ale ta nie chcąc przeszkadzać zostawiła im pełną swobodę. Nawet pomagała trochę, dokładając drewna do ognia, zmywając naczynia i wykonując inne przyziemne zajęcia.
Nie mniej jednak sami sporo mieli do zrobienia. Wszystkie naczynia, a było ich dość sporo, trzeba było wygotować. Książki oczyścić, tak aby nie uległy uszkodzeniu. Zgromadzone zaś składniki też odpowiednio potraktować, aby nie straciły swych właściwości.
Obrazek Organizacja zajęła im nieomal cały pierwszy dzień. Obaj mogli jednak przyznać, że dobrze się przy tym bawili, a co najważniejsze końcowy efekt był bardziej niż zadowalający. Mieli już pierwsze swoje laboratorium. Małe, skromne i niezbyt dobrze wyposażone, ale za to w pełni funkcjonalne i własne.
Wieczorem udali się na spoczynek. Czekało ich jeszcze wiele zadań, ale to od nich zależało czym się zajmą. Sami decydowali o swoim losie.


Sangathan

Elf opuścił wioskę "geniuszy i mistrzów wali inaczej". Karczmarz Atos nie miał zbyt wiele do opowiadania, a i Sangathanowi nie chciało się strzępić języka, zatem rozmowa nie wypełniła ich czasu podróży. Początkowo jechali przez las, potem drugiego dnia popołudniu krajobraz się nieco zmienił: zastąpiły go las i łąki, co nie było żadnym interesującym urozmaiceniem. Dopiero po pięciu dniach dało się dostrzec oznaki cywilizacji, gdy jak okiem sięgnąć zaczęły się rozciągać pola uprawne. Szóstego dnia wieczorem dotarli do niewielkiej wsi "Gruszówki", gdzie spędzili noc nieco wygodniej niż ostatnio, ponieważ był tam dach nad głową i łóżka. Potem jeszcze jeden dzień jazdy i wieczorem dotarli do celu swojej podróży, dotarli do miasta "Pieniów". Cała podróż trwała więc tydzień, choć elfowi zdawało się, że ciągnęła się latami. Nawet ze zbójców by się ucieszył... ale nie, los nie dał mu tej "atrakcji". Elf nudził się przez większość drogi i tyle.
Miasto do którego dotarł dawało jednak większe nadzieję. Od razu poczuł się zadowolony, że tam dotarł. Tak postanowił i żaden dokument, czy tego typu rzecz, nie zatrzyma go tam, gdzie nie chciał być... Choć ten akurat zachował, gdyż ciężki nie był, a przydać się jeszcze mógł.
Samo miasto tętniło życiem. Gwar rozmów, rżenie koni, okrzyki bawiących się na ulicach dzieci i masa przemieszczających się istot, głównie ludzi. Domy, sklepy, zakłady i inne typowe dla miasta lokacje... Okazje i praca za godziwy zarobek czekały na ulicy, trzeba było się tylko schylić.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Bielik
Mat
Mat
Posty: 594
Rejestracja: środa, 7 czerwca 2006, 20:34
Numer GG: 5800256
Lokalizacja: GOP

Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy

Post autor: Bielik »

Ardel i Ha'arim

Ardel otrzepał dłonie i założył je za plecami.
- No. Kawał dobrej roboty - stwierdził, uśmiechajac się.
- O tak. Wkońcu po raz pierwszy od dawna coś poszło tak jak powinno - powiedział z zadowoleniem przyglądając się ich wspólnemu dziełu Ha'arim.
- To czekamy aż wróci... ych... jak miał na imie gość, który pojechał zapytać na co bedzie popyt w mieście? - mruknął Ardel, krzywiąc się lekko.
- Karczmarz? Atos... Tak mi się wydaje. Raczej nie spodziewałbym się wygórowanych wymagań. Wkońcu to miasto też chyba żadna wielka metropolia. - odpowiedział półelf
- Zawsze coś. Mam nadzieje ,zę zarobimy troche kasy szybko i będę mógł w spokoju zajać się tymi ksiażkami. To miejsce musi mieć jakieś bogactwo naturalne, które możnaby eksploatować. Przecież nie bedziemy mieszkać wiecznie we wsi, trzeba odnowic zamek - mruknął Ardel, krzywiac się.
- Widzę, że całkiem niezły zestaw książek zebrał się nam na początek. Tak dawno nie miałem prawdziwej książki w ręce... - zaśmiał się Ha'arim zdając sobie sprawę z tego, że nie jest pewien czy umie jeszcze czytać.
- Spotkałeś się już z którymś z tych tytułów. Może one mogły by nam w czymś pomóc?
- Przejrzę je. Mnie najbardziej interesuje tomik o magii i to z nim się zapoznam w pierwszej kolejności - stwierdził Ardel.
- Wydaje mi się, że jedna z tych najbardziej zniszczonych najbardziej uderza w moje zainteresowania. O ile oczywiście dobrze udało mi się odczytać tytuł. - powiedział z uśmiechem Ha'arim.
- No ale narazie mamy inne rzeczy na głowie. Wspominałeś o bogactwach naturalnych... Karczmarz powiedział mi, że całkiem niedaleko stąd jest osiedle krasnoludów, a oni napewno nie osiedlili by się gdzieś gdzie nie ma czegoś cennego. Co nie zmienia faktu, że i tak nie mam pojęcia jakbyśmy mieli się dostać do tych bogactw.
- Czy te krasnale mieszkają na naszej ziemi? - bąknął Ardel, unosząc brew.
- Wątpię. To w sumie kilka dni drogi jak mówił karczmarz. A nie wiem jak to co powiedział przekłada się na rzeczywiste odległości. Powiedział tylko coś, że to już poza granicami kraju.
Ardel machnął ręka. - No to poszukamy. trzeba bedzie zamówic geodetów. Przy okazji przyda się założyć jakąś hodowlę. Bydło, drób lub świnie... ech - pokręcił głowa. Wyglądało na to, ze muszą wpierw sporo tu zainwestować, by móc sobie spokojnie "polordować".
- Taak. Tylko, że to wszystko wymaga nakładów finansowych. Nawet nie wiem czy widziałem gdzieś w w wiosce więcej niż 5 kur. Nie wspominając o kogutach. Może udało by mi się coś udomowić, ale to bardzo niepewny interes. - powiedział Ha'arim z lekką rezygnacją która zdawała mu się powoli udzielać. Kto by pomyślał, że tyle osób będzie walczyć o ten spłachetek ziemi.
Ardel wzruszył ramionami. - Trzeba się dozbroić tak czy inaczej, sądzę, ze porobię trochę wybuchajacych mikstur, w razie potrzeby bedzie można nimi ciskać, mam juz chyba dosć składników -
- Zawsze coś. - mruknął Ha'arim - No to teraz nie zostaje nam nic innego jak czekać na wieści. W międzyczasie postaram się poszwendać po lesie. Może znajdę jakieś ciekawe rośliny bądź zwierzęta. Masz jeszcze coś co wymagało by przedyskutowania? - spytał się półelf.
- Nie. Spędzę upojny wieczór z moją papierową koleżanką - Ardel się cicho zaśmiał. - Jak głupio by to nie brzmiało.
Ha'arim parsknął śmiechem na słowa towarzysza. Bo czemu by nie? Tak mało miał na to okazji w ostatnich czasach. Teraz już nie zostawało im nic jak zająć się własnymi sprawami.
- Dobra, jak dostaniemy informacje odnośnie zapotrzebowania na mikstury to zaczniemy pracę. Do tego czasu mamy spokój - stwierdził. - Dobra, lecę czytać. Spokojnego obchodu - machnął ręką Ha'arimowi i ruszył w jakieś spokojne miejsce, gdzie mógłby zagłębić się w lekturze.
Ha'arim jeszcze chwilę został w ich laboratorium po czym stwierdził, że wycieczkę do lasu zostawi sobie na dzień jutrzejszy, a dzisiaj poprostu poobserwuje jak toczy się życie na ich włościach.
Stare chińskie przysłowie mówi: "Jak nie wiesz co powiedzieć, to powiedz stare chińskie przysłowie"
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy

Post autor: Mekow »

Ardel i Ha'arim

Kolejny dzień zapowiadał się bardzo ładnie. Pogoda dopisywała, a obaj alchemicy wyspali się bardzo dobrze. Po skromnym śniadaniu i porannej toalecie, zajęli się swoimi sprawami. Ardel konstruował wybuchowe mikstury, które powinny być bardzo pomocne w ewentualnej walce z goblinami. A nawet jeśli się nie przydadzą, to powinny się dość dobrze sprzedać. Ha'arim tymczasem poszedł do lasu. Wyszedł oczywiście od strony drogi, wymijając pozastawiane dookoła wioski sidła Pasov. Elfka natomiast gdzieś zaginęła... znowu.
Godziny mijały powoli, ale podjęte działania przynosiły efekty.
Ardel miał już sześć mikstur, które odpowiednio użyte powinny spełnić swoje zadanie. Węgiel i siarka były jego podstawowymi składnikami, niestety siarka zaczynała się powoli kończyć. Każda z mikstur kosztować także będzie stłuczenie buteleczki w której się znajdowała, ale tych mieli spory zapas, poza tym to było kalkulowane. Wypadało by jeszcze tylko przetestować tę nową broń, zanim zacznie się ją sprzedawać. Najlepsze do tego wydawały się gobliny.
Ha'arim znalazł dwa nowe orzechy, zaś ze składników, wilcze jagody, mech pospolity i wreszcie, coś uznał za sukces dnia. Rzadko spotykane "halucynaty" - muchomory, wywołujące u ludzi zatrucia i halucynacje. Starannie zebrał ich dość dużo, pozostawiając zdatne do odrodzenia się korzenie. Wiedział, że z grzybów tych można było zrobić zarówno truciznę jak i środek halucynogenny. Oba mogły być bardzo przydatne, a także dobrze się sprzedać. Zadowolony ze znaleziska wrócił do wioski.

W końcu nastała pora na obiad. Obaj alchemicy otrzymali zaproszenie od piegowatej dziewczyny do karczmy. Kasza z resztą gulaszu, doprawione zostały pietruszką i smakowały wybornie. Kiedy tak siedzieli w ogrodzie racząc się smacznym posiłkiem, niespodziewanie dołączyła do nich Pasov. Natychmiast została zaproszona, aby dołączyć do biesiady, jednak złapała tylko jedną łyżkę i po zjedzeniu zawartości wyjaśniła z czym przychodzi.
- Przepraszam, że przerywam obiad. Znalazłam coś. W małej jaskini siedziały dwie związane goblinki. Ten co ich pilnował już nie żyje, ale te dwie chcę przesłuchać, bo coś mi tu z nimi nie pasuje - powiedziała i biorąc kolejną łyżkę kaszy spojrzała na Ha'arima.
- Musisz przetłumaczyć gobliński. Wiem, że dasz radę - dodała.
Nie tracąc ani chwili wszyscy ruszyli do lasu, gdzie elfka zostawiła związane goblinki, dodatkowo przywiązując je starannie do drzewa.
Obrazek Związane były one naprawdę profesjonalnie i nie miały możliwości ot tak się uwolnić. Ubrane były bardzo nietypowo. Górną część ich strojów stanowiły dość dobrze wykonane zbroje skórzane, zaś od pasa w dół miały tylko skromne skórzane buciki.
- Gdy je znalazłam, już były tak ubrane - Pasov wyjaśniła, że nie jest odpowiedzialna za to, że stoją tam świecąc gołymi tyłkami.
O dziwo, obie goblinki aż uśmiechnęły się na widok Ha'arima. Pólelf rozpoznał tylko tą z lewej, choć nie pamiętał imienia. Widział ją w obozie parę razy jak w błocie biegała za kurą... co było chyba jakimiś goblińskimi zawodami.
Ha'arim nie uczył się goblińskiego - uczył gobliny mowy wspólnej, a to trochę co innego. Przesłuchanie powinno być dość interesujące, o ile uda się z nimi dogadać.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Bielik
Mat
Mat
Posty: 594
Rejestracja: środa, 7 czerwca 2006, 20:34
Numer GG: 5800256
Lokalizacja: GOP

Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy

Post autor: Bielik »

- Chciałabym wiedzieć, gdzie się ukrywają, co zamierzają, no i oczywiście ciekawi mnie dlaczego je związali... i rozebrali - wyjaśniła Pasov.
- Harrim - powiedziała stojąca po lewej goblinka, spoglądając na niego z mieszaniną dużej dawki nadziei i odrobiny strachu.
- Dlaczego ktoś miałby je związać - powiedział cicho Ha'arim, a w jego głowie układały się dziesiątki możliwych wyjaśnień. Żadne z nich nie było miłe.
Teraz musiał przeszukać swój zasób goblińskich słów w poszukiwaniu czegoś co by skłoniło goblinki do mówienia.
- Nurr - mruknął do siebie w zamyśleniu - Taak. To powinno być to.
Ha'arim zwrócił się do goblinki po lewej i powiedział rozkazującym tonem:
- Nurr!
- Zoran forradde oss, burder och valdtager. Det borjar med borjar. Har virr starta er ry stam, mer deras... Har virre att vi skulle foda barr - odpowiedziała goblinka dość powoli i wyraźnie. Ostatnie zdanie z mieszaniną smutku i gniewu.
Ha'arim znał tylko część słów których użyła goblinka. Przez chwilę zastanawiał się nad kontekstem wypowiedzi po czym zwrócił się do Pasov.
-Wydaje mi się, że ten Zoran porwał je i związał je tutaj. Potem powiedziała coś czego nie zrozumiałem, ale ciąg dalszy wydaje się całkiem jasny... Ten świr chciał przy ich pomocy założyć nowe plemię, a one miały nosić jego dzieci... - Ha'arim zawiesił na chwilę głos - Dobrze, że on już nie żyje. Nikt nie zasługuje na taki los. Teraz pytanie co z nimi robimy?
- Dobra robota - pochwaliła go elfka zastanawiając się nad słowami półelfa. - A skąd wiesz, że ten Zoran nie żyje? - spytała po chwili.
-Założyłem, że ten który ich pilnował to właśnie Zoran. Chociaż chyba nie mogę być tego pewien. Musiałbym się ich spytać. - odpowiedział Ha'arim.
Po chwili zastanowienia się zwrócił się jeszcze raz do Pasov.
- Kojarzyłaś twarz tego goblina które je pilnował? Zorana musiałaś widzieć w czasie ataku goblinów. Był ich przywódcą. Jeśli to nie był on może oznaczać to spore problemy.
Pasov zmarszczyła brwi. - Nie przyglądałam się aż tak... Wszystkie te ich gęby są takie podobne - powiedziała z lekką rezygnacją.
- Ale ten co ich pilnował miał na sobie skórzaną zbroję, a ten dowodzący atakiem miał wtedy porządną płytową - zauważyła.
- Muszę się upewnić. Nie możemy sobie pozostawić pola na domysły. Spytam się ich czy Zoran nie żyje - odrzekł Ha'arim po czym zwrócił się do goblinek i pytającym tonem powiedział - Zoran dorr?
Goblinki przyglądały mu się przez chwilę, robiąc bezradną minę. Nie znały odpowiedzi... zakładając, że zrozumiały pytanie.
Wtedy wkroczyła Pasov. Dobyła z kołczanu strzałę i przyłożyła jej środek do szyi Ha'arima, Można by pomyśleć, że strzała przebija mu szyję, ale znajdowała się przed nim, a nie w nim. Goblinki najwidoczniej zrozumiały, że chodziło o strażnika, którego zabiła elfka. Obie zaprzeczyły kiwając głową.
- Ar inte Zoran - powiedziała dodatkowo jedna z nich.
- Herp derp - mruknął cicho Ardel i westchnął siadając koło ściany. Nie rozumiał goblińskiego ni w ząb, wiec jego myśli szybko odpłynęły od tej jaskini i obecnych w niej istot. Zaczął obracać pustą buteleczką w dłoniach i poprawił pasek z futerałami z dwoma dużymi i dwoma małymi eksplodującymi miksturami. Wełna i trochę drewna. Prosta konstrukcja, która miała chronić przed detonacją w wyniku wstrząsów i nacisku, które mógłby spowodować na przykład potkniecie i upadek. Te duże były zabezpieczone chemicznie. Dwie substancje były oddzielone. Gdyby stłuc butelkę lub potrząsać nią przez chwilę powstałaby mieszanina detonująca się samoistnie. Mniejsze wymagały kontaktu z powietrzem, wiec wybuchały przy stłuczeniu. Ardel sprawdził czy korki się nie obluzowały. Potrzebował materiałów lepszego gatunku...
Pasov zastanowiła się przez dłuższą chwilę. Myślała, spoglądając to na goblinki, to na alchemików, to rozglądając się dookoła.
- Jeśli temu Zoranowi aż tak zależy żeby je zapłodnić, to na pewno po nie przyjdzie. Zastawimy pułapkę i pozbędziemy się ich już do reszty - powiedziała.
- Przywiążemy je do drzewa po środku wioski, tak aby były na widoku. Powiedzcie co wy na to? - spytała. - I czy macie jakieś nowe, przydatne w walce mikstury? - dodała jeszcze.
- Zastanawiam się czy jest na tyle głupi żeby dać się złapać na coś takiego. Ale kto go tam wie. - powiedział Ha'arim. - Zastawianie zasadzek nie jest moją mocną stroną. A co do mikstur to wydaje mi się, że Ardel powinien mieć coś nowego.
- M? - Ardel ocknął się z zamyślenia słysząc swoje imię i zmusił umysł do zebrania do kupy zasłyszanych słów.
- Mam wybuchowe mikstury, ale muszę poćwiczyć ich ciskanie jeszcze - zauważył. - Ale na mały dystans dam radę...
- Naprawdę głupio będę się czuł przywiązując je na środku wioski. Ale sam lepszego pomysłu nie mam. Nie w tym się szkoliłem. - powiedział odrobinę zmieszany patrząc na towarzyszy.
- Zobaczymy co z tego wyjdzie. Mogę niby skoczyć po większy arsenał, ale co tam. Jeśli Pasov mnie jakoś zamaskuje w pobliżu to będę dostatecznie blisko na celny rzut - Ardel machnął ręką. Plan jak każdy inny, a sam pomysłów nie miał.
-No to postanowione. Bierzmy się do roboty. Im szybciej się z tym uporamy tym lepiej - powiedział Ha'arim do reszty
Stare chińskie przysłowie mówi: "Jak nie wiesz co powiedzieć, to powiedz stare chińskie przysłowie"
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy

Post autor: Mekow »

Wszyscy (czyli Ardel i Ha'arim)

Nie było już więcej czasu do stracenia. Powinni zacząć się przygotowywać, a przy odrobinie szczęścia do końca załatwią sprawę zielonoskórych w okolicach ich ziem. Trójka młodych lordów, zaprowadziła goblinki na środek wioski i w widocznym miejscu przywiązały je skutecznie do drzewa - dość dobrze rozwiniętego kasztanowca. Zadanie było o tyle łatwe, że kobiety miały już związane za plecami ręce.
Po drodze niektórzy z nielicznie napotkanych mieszkańców wioski rzucali tajemnicze spojrzenia. Gobliny we wsi nie były mile widziane, a teraz kiedy nie miały już takiej przewagi zapewne korciło ich, aby oddać im pięknym za nadobne. Jednak tym razem to byli jeńcy, związane i pozbawione odzienia od pasa w dół, stawiały sprawę nieco inaczej. Jak dokładnie to ciężko było powiedzieć i pewnie różnie to było, bo wszak rzadko się zdarza, żeby aż tyle osób miało to samo zdanie na dany temat.
Następnie wybrano odpowiednie miejsca na przygotowanie zasadzki. Pasov pożyczyła od kogoś zielony kaptur, który doskonale skrył jej rude włosy. Ona sama miała schować się wśród gałęzi drzewa. Tego samego drzewa, do pnia którego zostały przywiązane goblinki, co dawało jej to dobrą pozycję strzelecką bez względu na to co zrobią gobliny. Najpierw jednak, zajęła się organizacją całości i wraz z Ha'arimem, zamaskowaniem obu mężczyzn. Alchemicy mieli już przygotowane mikstury i nie tylko.
Ardel założył na siebie luźny i lekki czarny płaszcz z kapturem, zaś na twarzy Pasov zafundowała mu makijaż z sadzy, które nocą powinny go uczynić nieomal niewidzialnym. Zajął pozycje w starej zrujnowanej chacie. Była tam dziura na pół sufitu, zaś ściany miały tyle samo desek, co szpar wywołanych ich brakiem; najwidoczniej co druga z nich została zabrana i użyta do czegoś innego. Był to dobry punkt obserwacyjny, oddalony od ich kasztanowca najwyżej o dziesięć metrów.
Ha'arim zajął pozycje po przeciwnej stronie i ubrany dodatkowy strój, składający się głównie z liści, wszedł na jedną z niewielkich jabłonek, aby ukryć się podobnie jak Pasov. Była to bezpieczna pozycja pozwalająca na swobodne i celne rzucanie w cel znajdujący się w okolicy ich kasztanowca.
Oprócz tego, w najbliższych chatach miało czekać kilku chłopów, zwerbowanych przez Pasov, którzy gotowi byli do stawienia czoła goblinom.

Zasadzka została przygotowana, a zmrok przyszedł bardzo szybko... Niestety znacznie szybciej niż gobliny, na które trzeba było jeszcze długo poczekać.
Nie mniej jednak, zjawili się. Był już co najmniej środek nocy, gdy uwagę czuwających strażników przykuł głuchy chrobotliwy jęk. Pułapki zastawione przez Pasov dookoła wioski złapały jednego z intruzów, który mimo iż się starał nie był w stanie zachować absolutnej ciszy.
Zgodnie z umową wszyscy mieli jednak czekać na sygnał, a ten miała dać Pasov, która była najbliżej linii frontu. Nikt zatem nic nie zrobił, pozwalając goblinom przedostać się do wioski i wpaść w zasadzkę.
Dało się zauważyć ośmiu uzbrojonych w miecze i proste łuki goblinów, w skórzanych zbrojach. Jeden z nich wyróżniał się szczególnie, począwszy od żelaznej zbroi płytowej, przez wielkość która odróżniała go od mniejszych pobratymców, skończywszy na lepszym półtoraręcznym mieczu.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
ODPOWIEDZ