[Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

To jest miejsce, w którym przeprowadza się wcześniej umówione sesje.
Pavciooo
Kok
Kok
Posty: 1245
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
Lokalizacja: Legionowo
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Pavciooo »

Velius:
- Ja mogę iść - zgłosił się mag bez dłuższego namysłu - Gdyby trzeba było zdobyć ich zaufanie, mogę pomóc leczyć jakichś rannych. A jeżeli sytuacja zrobiła by się z jakiegoś powodu groźna dla nas, wtedy moja magia wody na pewno przyda się w trakcie odwrotu do podróżnika. - stwierdził.
I tak nikt tego nie czyta...
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Mr.Zeth »

Argena i Velius:

Poza magiem i łowcą dusz do Argeny dołączył się jeszcze Alric. Cała czwórka powoli dotarła pod bramy miasta. Szli na piechotę, wiec zajęło im to trochę czasu. Po wrotach było widać że zniosły już wielokrotnie napady tych nieumartych istot. Całą ich powierzchnię – jak w przypadku murów – znaczyły ślady szponów.
Wrota otworzyły się dość szybko. Na spotkanie Argenie wyszły cztery istoty w otoczeniu paru strażników. Alric uniósł brwi. Velius też pierwszy raz widział cos takiego. Anioł, elfka, demon ognia i… lisz. Wszyscy w tych samych barwach, ten sam typ i krój szaty, różniły sie szczegółami i paroma znakami. Pierwszy odezwał się demon.
- Miło nam zobaczyć, ze gdzieś na świecie istnieją jeszcze ostoje cywilizacji zdolne do zjednoczenia pod presja zdarzeń – powiedział, uśmiechając się lekko.
- Nasi goście z pewnością są zmęczeni po podróży… lub nawet ucieczce – stwierdził anioł. – Zapraszamy w gościnę do ratusza. Jesteśmy wszyscy bardzo ciekawi wieści z zewnątrz – zaręczyła elfka. Straż przeszła w „spocznij. Ale na murach i niektórych dachach dalej byli strażnicy z kuszami. Nie celowali w przybyszy, ale obserwowali ich. Głównie elfy i sukuby.

Arilyn i Daikonsstran:

- Sukuby mają wzrok lepszy niż ludzie. Jest parę demonów o lepszym wzroku, ale są nieco… trudne do zdobycia – mruknął Berthan. Wyjrzał przez okno. – Hm… te nieumarłe demony nie wzięły się znikąd. Może zrobimy mały zwiad? – zwrócił się do Daikonnstrana i Arilyn. – Tylko bez znacznego oddalania się od miasta. Nasza dowódczyni może mieć powód do natychmiastowego opuszczenia miasta i wtedy się jej przydamy… - zaznaczył.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: WinterWolf »

Arilyn i Daikonsstran

- Całkiem możliwe że możemy się jej przydać, ale mały zwiad raczej nie powinien zaszkodzić. - drakon odpalił Podróżnika. - Nie mówiła czy mamy czekać tutaj, czy w pobliżu a w samym środku miasta raczej im nie pomożemy, nawet frontalnym szturmem, możemy co najwyżej wjechać za nimi, co jest w tym momencie mało wykonalne.
To my ten zwiad mamy wykonać Podróżnikiem, czy lepiej na piechotę? - spytała elfka zdezorientowana faktem odpalenia ciężkiej maszynerii.
- Podróżnikiem prędzej... w końcu nas nie widać, nie? - stwierdził Łowca.
Pojazd powoli ruszył naprzód przez popielne wydmy. Wkrótce zatrzymał się przed siecią dziur w ziemi. Każda miała z 2 metry średnicy. Z tych dziur prowadziły ślady nieumarłych demonów...
- No dobrze, to już wiemy skąd wychodzą te nieumarłe demony, czyżby jakieś pobojowisko czy po prostu piekło umarło, stwierdziło że tu im będzie lepiej i demony przeprowadziły inwazję? Chyba że to zjawisko lokalne i ktoś stwierdził że martwe demony to dobry materiał na zombie, wiecie że z magią jestem nieco na bakier, a tym mi to pachnie na odległość, no i lepiej się tu nie zatrzymywać za długo. - Drakon pokręcił głową patrząc na system dziur, zastanawiał się jak to zasypać albo wysadzić, ale jeszcze nie miał pomysłu.
- Martwe demony spalają się na popiół - mruknęła elfka. - Wygląda to jak zwykła dziura w ziemi... Można zejść i sprawdzić - mruknęła bez przekonania. W końcu demony wylazły stąd, więc teoretycznie ich więcej już tam nie ma.
- Jeśli to nie był pierwszy szturm, to może ich być tam dużo, może się tylko regenerują czy co tam jeszcze, można zrzucić granat i sprawdzić. - Mruknął drakon.
- Jak zrzucisz granat to podejrzewam, że nie będzie gdzie zaglądać... A dymny trupa nie wypłoszy - mruknęła.
- Nie mówiłem o dymnym, odłamkowy mogę wrzucić żeby się na samym dole rozprysnął, nie wiem jakie szkody narobi, ale raz wybuch a dwa huk.
- Czy odłamkowy to ten, który robi ze wszystkiego wokół mielonkę? - bąknęła.
- Jeśli dobrze pójdzie i w małej przestrzeni, ściśnięty czymś jak chociażby w takiej dziurze? Bardzo drobną mielonkę. - odpowiedział z uśmiechem inżynier
- Acha... Czyli mamy na myśli ten sam granat... Ten, który potrzebuje większej mocy by mocniej dowalić odłamkami - skomentowała kwaśno.
- To może najpierw ja tam rzucę okiem? - zaproponował łowca dusz. Chyba nie był w temacie.
- O ile nie wybucha to proszę bardzo - parsknęła elfka, która patrzyła właśnie na drakona krytycznie. Wrzucenie odłamkowego granatu do dziury skończyłoby się zawaleniem dziury... - O właśnie! Umiesz sprawdzić, czy są tam jakieś demony lub nieumarli? Lub nieumarłe demony? - spytała łowcę dusz.
- Wątpię, by były, ale zawsze mogą się zdarzyć interferencje po tym deszczu. Zakłócił aurę całej okolicy - stwierdził łowca. - Nie mam pewności, czy tam jeszcze czegoś nie ma ale uznaję to za bardzo wątpliwe. A nawet jeśli jest to ewentualnie jedna sztuka.
- Kto z nas jest najmniejszy? - spytała elfka obawiając się, że zna odpowiedź. - Chodzi mi i o wzrost i masę - dodała.
- Tak mi się coś widzi że chyba Ty. - Przyjrzał się elfce bliżej po raz pierwszy od ich spotkania.
- Masz babo placek - mruknęła pod nosem. Westchnęła ciężko i zajrzała do najbliższej dziury. Zobaczyła dość krótki tunel tonący w ciemności. Chyba wpadał do większej dziury, ale elfka nie miała pewności.
Dziewczyna zgrzytnęła zębami i użyła zaklęcia. Flara powinna oświetlić korytarz na tyle by mogła coś zobaczyć. - Potrzebuję linę na wszelki wypadek - mruknęła.
Rzuciwszy Flarę elfka dostrzegła, że korytarzyk faktycznie wpada do wielkiej komory o nieregularnym kształcie. Walają się po niej kawałki skóry, kilka połamanych kości... i w sumie tyle. Nie ma tam niczego żywego. Jama była bardzo mała jak na ilość istot, które z niej wylazły. Musiały być tutaj pozwalane jedna na drugiej. Dodatkowo ziemia nad tą komorą wyglądała na bardziej “wzruszoną” niż głębiej. Wszystko wskazywało na to, że to był “masowy grób” dla demonów.... a teraz one zdecydowały wstać. Tylko czemu ich ciała nei spłonęły?
- No macie tę linę czy nie? Skoro mam tam zejść i obejrzeć sobie to z bliska to chcę jakoś wrócić. Nie wyfrunę przez tak wąski otwór - mruknęła.
Daikonsstran szperał już w czeluściach Podróżnika w poszukiwaniu liny kiedy Arylin badała jamę.
- Chwila, chyba jakąś znalazłem.
Arilyn miała minę jakby chciała, żeby on tej liny jednak nie znalazł. Westchnęła ponownie. - To wy ją trzymajcie, a ja się przyjrzę temu z bliska. Przywiążę się jednym końcem... W razie trudności na dole przynajmniej uda wam się coś pochować - zabłysła wisielczym humorem.
- Po co chować, wrzuci się ten granat, to odwali za nas całą robotę grzebania Cię jakby co. Z drugiej strony chyba najpierw wyciągnęlibyśmy sprawdzić czy da się jeszcze poskładać to co z Ciebie zostało. - pociągnął dowcip inżynier.
- Czarujące - mruknął cicho Berthan.
- Dzięki za troskę. Miło wiedzieć, że ktoś zatęskni - powiedziała i wlazła do dziury pilnując by jej koniec liny był z nią i nie wychodził sam na spacer...
Gdy Daikonstran i Bart opuścili powoli elfkę do samego dna, Arilyn nie stwierdziła niczego nowego. ot mała komora, gdzie kiedyś leżały ciała. Elfka chyba deptała po resztkach jednego. Nie miały głowy, co tłumaczyłoby fakt braku animacji.
Dziewczyna wciągnęła się na nieszczęsnej linie z powrotem. - Wylazły stamtąd. Leżały sobie na kupie jak ciasteczka w słoiku. Tam jest jeszcze kilka bezgłowych trupów. Dlatego nie wstały. Ale to nie tłumaczy mi fenomenu braku spopielenia... Demon zdechły to popiół - poskrobała się po głowie. - Ktoś chyba odwala krecią robotę, albo to wina tego deszczyku - dodała.
- Na magii to ja się nie znam, demonologii też się nie uczyłem, ale teraz już nawet martwy demon to nie jest dobry demon, a tak przy okazji, zepsułaś mi dzeciństwo tym porównaniem do ciasteczek. - rzucił drakon słabym głosem
Berthan milczący do tej pory zdecydował się wreszcie zabrać głos. - Ostatnimi czasy pojawiły się inne demony. Nie spalają się, ale są jakoś paskudnie powykręcane. Nazwaliśmy je Trzecia Falą, bo to jakby trzeci “rzut” tych istot. Wyłażą z tych niby-martwych wrót do piekła - wyjaśnił.
- To kiedy były pierwsza i druga fala? - spytała elfka. - Wybaczcie pytanie ale mi pamięć nieco szwankuje... Chyba nie przywykłam jeszcze - mruknęła.
- Nie powiem ci dokładnie. Na początku wylazły demony wraz z arcydemonami - to była pierwsza fala. Potem nastąpił drugi wysyp po pacyfikacji większości miast i arcydemony zaczęły ścierać się miedzy sobą. Teraz jak wszystko się uciszyło nastąpił trzeci rzut.. jakieś dwa - trzy miesiące temu - wyjaśnił Berthan.
- Czyli demony urządziły sobie exodus do nas, podbijając i niszcząc wszystko co żyje bo coś je wykopało z piekła i ściga je aż tutaj?- rzekł przez kły drakon, hipoteza była równie dobra jak każda inna dla niego.
- Nie, wpierw po prostu była to regularna inwazja, a teraz - nie mam pojęcia - odparł Berthan. - Dlatego planujemy uderzenie wgłąb, gdy opanujemy sytuację -
- Czy ja wiem czy coś ściga te śmierdzące trupy? - bąknęła. - Ja bym to nazwała błędem w sztuce - mruknęła niezadowolona. - Może im w piekle się coś pieprznęło i wywalają śmieci? - parsknęła. - Ale mówiąc poważnie to przecież jak widać na przykładzie tego miasta obok ludzie żyją tu w jakiej takiej zgodzie z demonami... No w każdym razie z sukkubami - dodała Arilyn. Miała dość spekulacji. Zero dowodów na poparcie którejkolwiek tezy. - Jak mi cholernie brakuje teraz informacji od zleceniodawców - jęknęła nagle do siebie. Tak przyjemnie się pracowało, gdy miało się więcej danych,
- To jest możliwość, ale wątpię, by prowadzili tam an dole “eksperymenty”. Możliwe, ze mają własne problemy i tyle - łowca dusz wzruszył ramionami.
- Może jedźmy teraz pod miasto i poczekajmy na Argenę i resztę. Omówimy to co tu znaleźliśmy i porównamy sobie z tym czego oni się dowiedzieli - stwierdziła elfka. Może tym sposobem zdobędą więcej danych.
- Jestem za. - inżynier od razu wszedł do pojazdu i odpalił Podróżnika.
Łowca skinął głową. - Poza tym macie tu inne zadanie niż badanie “co jest grane z piekłem dzisiejszymi czasy” - stwierdził. Udał się za drakonem do pojazdu.
Arilyn westchnęła i wsiadła za facetami. - Ale może przy okazji się dowiemy. Jakby na to nie patrzeć to właśnie tu mieszkamy. Lepiej zabezpieczyć swój dom - dodała już siadając sobie wygodnie na swoim standardowym miejscu.
Daikonsstran spokojnie poprowadził pojazd w miejsce, w którym zostawili całą resztę ekipy, teraz pozostało im czekać, ewentualnie się zdrzemnąć czy coś przekąsić.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Mekow »

Argena i Velius

Tym razem, Argena nie zdziwiła się aż tak, na widok nietypowego składu tutejszego komitetu powitalnego. Miała już w swojej armii takich i takich, a w obliczu wspólnego wroga wszyscy potrafili zapomnieć o dawnych niesnaskach i znakomicie współpracować.
- Ocalało całkiem sporo istnień - powiedziała Argena. - I z chęcią z wami o tym porozmawiamy - dodała. Pakt już się szykował, ale nadal należało być ostrożnym.
Veliusa zaintrygowała współpraca tak różnych od siebie istot. Cieszył się, że potrafili dojść ze sobą do porozumienia, szkoda jedynie, że potrzebne do tego było jakieś okropne zagrożenie.
Nie wiedział jednak, jak się ustosunkować do zadanych pytań. Zastanawiał się, ile mogą im powiedzieć. Uznał, że lepiej zostawi to Argenie, a sam nie będzie mówił nic istotnego, co by nie powiedzieć za dużo na jakiś temat...
Miasto w środku zdawało się być zupełnie nienaruszone. Widać było, że część budynków jest nowa, lub naprawiona, ale życie toczyło się tu normalnie, a przynajmniej na to wyglądało.
Wkrótce cała czwórka dostałą pokoje i możliwość skorzystania z łaźni, a potem zostali zaproszeni do sali jadalnej. Dwójka służących - elf i demonica podali im jakieś pieczyste i gotowane warzywa.
- Gdy będziecie gotowi to Rada was przyjmie, drodzy goście - powiedział elf, uśmiechając się, po czym służący opuścili pomieszczenie.
Calefarn porozglądał sie po pokoju. - Podsłuchów nie ma, nikt nie stoi pod drzwiami... co pani o tym sądzi, Argeno? - zapytał dowódczyni. Alric ujął w dłoń solidny widelec i nóż. - Deklarujcie się kto chce jaka część tego drobiu, a ja podam - zaoferował się.
Argena również zabrała się do jedzenia. - Dla mnie noga - odpowiedziała Alricowi.
Odpowiedź na pytanie Calefarna choć ważniejsza, nastąpiła zaraz potem, wymagała ona już więcej uwagi. - Byli w stanie się obronić, a to wiele znaczy. Sądzę, że będą dobrymi sojusznikami, ale lepiej być ostrożnym, mieć oczy i uszy otwarte, oraz nie mówić za wiele - rzekła tajemniczo. Zdradzanie poufnych informacji nowo poznanym osobom, nie było rozsądnym działaniem. - Dużo tutaj demonów - mówiła dalej, nakładając sobie porcję warzyw. - Moim zdaniem mogą to być dezerterzy, mam nadzieję dowiedzieć się więcej. Trzeba uważać, bo nawet jeśli władze i mieszkańcy są po tej samej stronie co my, to mogą mieć tutaj szpiega. Tego nie możemy wykluczyć - powiedziała spokojnie i zabrała się do jedzenia.
- Ja poproszę pierś - odpowiedział mag na pytanie towarzysza.
- Jeśli chodzi o to miejsce i tutejszych mieszkańców, też uważam, że należy być ostrożnym - powiedział. Mimo wszystko, był jednak optymistycznie nastawiony. Na pewno była tu lepsza sytuacja, niż spodziewali się zastać. Niepokoiły go jednak dziwaczne stwory, które na ich oczach atakowały miasto.
Wkrótce każdy dostał swoja część pieczeni i zjadłszy popił wodą, winem lub piwem. Wreszcie do pomieszczenia weszła służąca, by zapytać czy nie życzą sobie dokładki. Calefarn i Alaric pokręcili przecząco głowami. Kobieta tego nie powiedziała, ale Rada chyba była bardzo ciekawa tego co się dzieje na świecie, lecz nie chcieli poganiać gości.
Argena chętnie by zjadła... pewnie jeszcze ze dwa razy tyle, ale nie wypadało się objadać, poza tym nie mieli na to specjalnie czasu. Istotnym było, aby dowiedzieć się jak najwięcej o tym miejscu. Szkoda, że nie ustalili nic z załogą pozostałą w Podróżniku, jakiejś procedury awaryjnej, aczkolwiek przy odrobinie szczęścia tym razem nie będzie to konieczne.
- Jedzenie wyborne, ale chętnie przejdziemy do omówienia spraw z waszą radą - powiedziała demonica, spokojnym, a może nawet niezwykle łagodnym jak dla jej osoby głosem.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Mr.Zeth »

Argena i Velius:

Cała czwórka wyszła z Sali jadalnej i udałą się za służącą. Argena nie musiała mówić nikomu, że to ona będzie rozmawiać z radą. Nikt nie chciał mieć do czynienia ze wściekłą demonicą…
Wkroczyli do niewielkiego pomieszczenia, w poprzek którego stał długi stół. Osiem wygodnych foteli było ustawionych po jego prawej i lewej stronie. Po lewej siedziała już Rada – czwórka istot, które powitały „przybyszów” po ich wkroczeniu do miasta.
Na stole stało wino, parę soków owocowych i woda. Każdy siadając mógł nalać sobie dowolnego płynu do kubka i popijać. Gdy wszyscy usiedli odezwała się Elfka.
- Przejdźmy od razu do pytań, macie ich zapewne równie wiele co my. Jestem Eyla - Pierwsza Ćwierć Rady. Skąd jesteście? Od dawna nie widzieliśmy tu żadnych wędrowców? – zapytała.
- Ostatnio zrobiło się dość niebezpiecznie na szlakach - odparła Argena. - Przybyliśmy z Mehizeck, nie spodziewaliśmy się, że jakieś miast przetrwa najazd.
- Ja jestem Elzahar - Druga Ćwierć Rady
- przestawił się demon. - Opowiedz nam proszę o Mehizeck.
- To miasto techników, powstałe niedawno dzięki technologii, pełne różnego rodzaju uchodźców. Czy tutaj jest tak samo? Czy może część z was to dezerterzy?
- powiedziała łagodnie Argena. W jej głosie zdawało się słyszeć nutę lekkiego rozbawienia.
- Nie. Ogólnie demony z tego miasta to ocaleli po Szarej Fali - odparła Eyla. - Tak jak wszyscy - zauważył lisz. - Obecność trupiego ludu natomiast - podjął anioł. - Świadczy o tym, że Szara Fala została spowodowana przez jakąś organizację, a nie kolektywną akcję jakiejś konkretnej rasy -
- Szara Fala?
- spytała Argena.
- Hezber, Czwarta Ćwierć Rady - przedstawił się anioł. - Podczas wojny demonów coś spowodowało zjawisko, które nazwaliśmy Szarą Fala. Była to po prostu chmura popiołu. Odbierała życie wszystkiemu, z czym się zetknęła. Wedle posiadanych przez nas informacji powoduje też hipnotyczny stan u przedstawicieli Trupiego Ludu... przy czym Trupi Lud jest jedyną rasą, na które ta fala tak działa.
Głos zabrał lisz. - Rersh. Trzecia Ćwierć Rady. Nawet golemy i gargulce giną pod wpływem Szarej Fali. Oddziaływanie na moich pobratymców to ewenement...
Argena skrzywiła się nieco, nigdy o czymś takim nie słyszała... ale jednak, coś jej się skojarzyło.
- Może podczas najazdu demonów, coś poszło im nie tak w sprawie przejść między światami? - rzekła wzruszając ramionami, na znak, że zgaduje. - Więc ci co zaatakowali miasto, są ożywieńcami pod dowództwem Szarej Fali?
- Nie. To akurat kwestia świeższego zjawiska - deszczu nekrotycznego. On ożywia wszystko co poległo pod wpływem Szarej Fali.. i nie tylko
- stwierdził Elzahar.
- Rozumiem. Ale obrona idzie wam dość dobrze. A jak z atakami armii demonów? - rzekła zaciekawiona Argena.
- Albo kryją się po kątach, albo współpracują z ludźmi jak my - Elzahar przyłożył dłoń do piersi. - Albo zdychają, wstają i atakują...
Argena zastanowiła się przez chwilę nad słowami demona. Zabrzmiało to trochę tak, jakby nadal służył w armii demonów. Aczkolwiek uznała, że musiała błędnie odczytać jego słowa.
- Czy bylibyście skłonni ustalić przymierze z technikami z Mehizeck? - powiedziała.
- Byłoby dobrze - stwierdziła Eyla. - Ocaleli powinni trzymać się razem - dodała. - A i wsparcie by się przydało - mruknął Rarsh
Argena uśmiechnęła się lekko.
- Dowodziłam armią podczas walki z demonami, ale traktaty lepiej podpisywać osobiście. Mamy urządzenia, które pozwolą im się tu przenieść, a także z powrotem. Jeśli nie macie nic przeciwko to byśmy je tu zamontowali. W jakimś bezpiecznym miejscu.
Rada popatrzyła po sobie. Chyba nie ufali jeszcze dostatecznie Argenie. - Musimy się chyba rozmówić - stwierdził Elzehar. - Masz jeszcze jakieś pytania do nas, Argeno?
- Oczywiście nie ma pośpiechu. Ja ze swojej strony, w tym momencie pragnę jeszcze spytać, jak przebiegły tu walki z demonami. Komu służyli i jak zostali pokonani?
- Nie zostali pokonani, pożarła je Fala
- stwierdził Elzehar. - Wony demonów na powierzchni to gra w "ganianego" armiami. Nie ma tu strategicznych lokacji z punktu widzenia arcydemonów...
- Mhmm
- mruknęła tylko Argena zastanawiając się nad tym przez chwilę. - No dobrze. Może państwo chcecie się teraz czegoś dowiedzieć?
- My w sumie wiemy na razie wszystko co chcemy wiedzieć. Naradzimy się jeszcze. Możecie tu pozostać lub ruszyć w dalszą drogę wedle własnej woli
- zapewnił Rarsh
- Mamy do zbadania jeszcze sporo terenów i mało czasu do stracenia. Niemniej jednak zawiadomię nasze władze i ktoś od nas zapewne zjawi się tutaj za jakiś czas, aby lepiej was poznać i pozwolić się poznać wam.
Rada skinęła głowami i po pożegnaniach i uzupełnieniu zapasów Argena, Velius, Calefarn i Alric opuścili miasto i udali się w stronę Podróżnika. Alric ciągnął wózek z jedzeniem i wodą, mamrocząc coś cicho na temat zwierząt pociągowych. Robił to na tyle głośno, że Velius co jakisczas uśmiechał się pod nosem, ale i na tyle iccho, by Argena uznała jego mamrotanie za stękanie zwiazane z wysiłkiem.
Bart wyszedł z Podróżnika i wystąpił poza zasięg pola maskującego, by skinąć ręką dowódczyni i nakierować czwórkę towarzyszy podróży na lokalizację pojazdu.
Wkrótce załoga Podróżnika była już w komplecie. Na polecenie Argeny Daikonnstran oznaczył fragment pobliskiego terenu celem ewentualnej teleportacji.

Wszyscy:

Po dwóch dniach podróży Podróżnik dojechał do pasma górskiego. Przed pasażerami rozpostarł się widok na Szczerb… i był to widok upiorny. Cały szczerb zaściełała mgła, a z jej chmur wystawały gigantyczne kości… głównie żebra. Wyglądało to jakby Szczerbu wcześniej nie było i powstał gdy jakaś gigantyczna istota upadła na pasmo górskie, krusząc góry i tworząc szeroki, długi wąwóz.
Podróżnik zanurzył się we mgłę i jechał powoli po nierównej drodze. Wskaźniki pojazdu wykazały, że na zewnątrz jest sporo bakterii.
- Wygląda na to, że sporo jest tu zgnilizny – rzucił Daikonnstran, sprawdzając odczyt.
Podłoże było nierówne i miękkie, jakby jechali po grząskim błocie. Gdzieś w połowie napotkali na przeszkodę. Łowcy dusz podeszli do kokpitu i przyglądali się dziwnej mięsnej konstrukcji.
Wygląda na to, że coś tu przeżyło… - mruknął jeden. Argena skinęła na nich rękoma.
Alric ty też chodź, weź jakieś środki wybuchowe. Idziemy to wysadzić – mruknęła.
Cała czwórka opuściła pokład Podróżnika. Calrefarn i Berthan opuścili pojazd z dobytą bronią. Alric miał w rękach karabin. Argena dobyła miecza. – Ostrożnie, ślisko – rzucił Alric. Argena czułą to pod nogami. Jakby szła po jakimś śluzie… Mgła uniemożliwiała dojrzenie podłoża, ale demonica wolała nie sprawdzać po czym stąpa.
Nagle Calefarn obrócił się i wystrzelił z łuku błękitną świetlistą strzałę, która utknęła w celu odległym o jakieś pięćdziesiąt metrów, skrytym we mgle. Rozległ się ryk i w stronę łowcy dusz poleciała kula jakiejś cieczy. Łowca uniknął sprawnie, ale Argenie się oberwało. Berhtan syknął coś i cisnąwszy mieczami w trafiony przez Calefarna cel chwycił dowódczynie i zarzucił sobie na ramię. Alric zaczął strzelać między trzy majaczące we mgle świecące punkty – strzałę i dwa miecze wbite najwyraźniej w jakąś wrogą istotę. Wysokość, na jakiej obiekty były wbite świadczyła o raczej dużym przeciwniku.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: WinterWolf »

Mniej więcej wszyscy

Arilyn widząc, że walka rozgorzała na dobre wyszła po cichu z Podróżnika starając się nie zwracać na siebie uwagi, odeszła na pewną odległość by zachować bezpieczeństwo swoje i miotnęła w istotę kulą ognia na próbę.
Velius również wysiadł z Podróżnika, chcąc pomóc w walce lub ewakuacji. Postanowił też spróbować szybko ocenić, po czym mniej-więcej stąpają, a gdy się schylił natychmiast tego pożałował. Podniósł się szybko, powstrzymując odruch wymiotny. Cokolwiek to było - śmierdziało zgnilizną wprost niemiłosiernie.
Tymczasem kula ognia ciśnięta przez Arilyn uderzyła w cel, oświetlając go na chwilę. Oczom wszystkich ukazała się istota o zewnętrznym szkielecie. Takim jak u skorupiaków. Oczodoły istoty były puste, a w momencie uderzenia z potężnej szczęki wylało się co najmniej wiadro jakiejś cieczy, która chlusnęła na ziemię.
Ruchy istoty były nieco nieporadne, jednak po wątłym świetle przymarzniętych do ciała istoty mieczy i strzały Łowców można było stwierdzić, że obraca się w stronę Arilyn.
Arilyn zaklęła szpetnie. Pieprzony padlinożerca! Dobyła rapierów i skoczyła w jego stronę. Postanowiła polegać na swojej szybkości. Chciała przebić się przez pancerz istoty i przypiec ją co nieco, korzystając z nieporadności i powolności stwora. Trzymała się jednak z daleka od paszczy istoty - nie chciała zostać obrzygana ani opluta tym świństwem... Zresztą to nie byłoby zbyt bezpieczne.
Drakon wyszedł z pojazdu ze swoją strzelbą w dłoni. Nie był strzelcem wyborowym, ale to coś było duże, więc nawet na taką odległość powinien trafić. Przyłożył się i wycelował w okolicę świetlnych punktów stworzonych przez miecz i strzałę łowców. Nawet nie wiedział gdzie stwór może mieć jakieś punkty witalne, więc skoncetrował się głównie na nie trafianiu elfki i uszkadzaniu bestii. Nim oddał pierwszy strzał Bart klepnął go w ramię. - Tym to se możesz - mruknął i wskazał mu mały stojak ustawiony wewnątrz Podróżnika. Stało tam działko snajperskie. Żołnierz pobiegł w stronę uciekających.
Velius gdy już wziął się w garść po paskudnym odorze z ziemi postanowił podejść bliżej do reszty. Po drodze dołączył do niego Bart.
- Co z nią? - zapytał się łowców wskazując na Argenę - Mogę jakoś pomóc? Może zaklęciem leczącym? - zapytał. - Nie pieprz tylko rzucaj zaklęcie! - krzyknął Alric do maga, wskazując przy okazji Bartowi by nie strzelał. - Bierzemy Reilera! -
Do czasu rozpoczęcia zaklęcia Velius obserwował tajemniczą istotę. Wolał, aby nikt inny nie oberwał tą wydzieliną, więc starał się dostrzec czy istota nie próbuje tego ponownie. W razie czego był przygotowany na rzucenie strumienia w paszczę lub inny otwór potwora, by powstrzymać atak. Okazało się jednak, że istota skupiła się całkowicie na Arilyn, która dobiegła do jej boku i zaczęła ciąć rapierami. Miała najwyraźniej pewien problem w zniszczeniu pancerza. Chwilę może jej potrwać...
Bart zawrócił i pobiegł po działo Reilera. Łowcy dobiegli do Podróżnika i Velius zajął się Argeną. Miała powierzchowne poparzenia na całym ciele, nic czego nie dałby radę wyleczyć mag Thirel...
Daik załadował przeciwpancerny do działka, które wręczył mu Bert, może tym przynajmniej da się ukruszyć pancerz bestii. Przymierzył i wystrzelił w okolicę oświetlonego punktu nieco dalej od Arylin.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Mr.Zeth »

Wszyscy:

Pocisk przeciwpancerny rozbił pancerz istoty. Arilyn wykorzystała to i zaczęła rozrąbywać pancerz wokół rany. Łowcy zablokowali istotę, przymrażając ją do podłoża. Unieruchomiona szybko padła. Daikonsstran poprawił jej jeszcze jednym pociskiem p-panc, a Arilyn korzystając z dziury we wszystkich 3 warstwach pancerza zagotowała wnętrze istoty. Z paszczy wylała się krew i wnętrzności, po czym istota zdechła i osiadła na podłożu.
Velius dał radę docucić Argenę i wyleczyc jej rany. Demonica powoli podniosła się na nogi i spojrzała na swoje ręce i pancerz. Przód napierśnika stopił się odrobinę, co zmieniło nieco jego kształt. Część ornamentów rozpuściła się, a potem zastygła. Argena przypominała lodowy tort, który chwilę stał an słońcu. Alric i Bart w innych warunkach pewnie mieliby kłopot z powstrzymaniem śmiechu, ale teraz nikomu wesoło nie było.
- To był demon.. ale takiego jeszcze nie zdarzyło mi się widzieć – mruknął Calefarn. Berthan natomiast spojrzał na Ailyn.
- Masz pojecie co to jest konkretnie? – zapytał.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Plomiennoluski »

Arylin, Velius, Daikonsstran

- Padlinożerca. To śmierdzące coś na czym stoimy to świętej pamięci bóstwo. A raczej jego truchło. Ten zwierzaczek, varresc czy jak go zwą, żywi się taką boską padliną - skomentowała elfka.
Calefarn spojrzał pod nogi. - Hm... to nie jest zwykłe bóstwo... żadne bóstwo nie byłoby dość głupie by zejść do materialnej podczas wojny demonów... - powędrował spojrzeniem na Berthana, który też myślał. - Czyli znajdujemy się na zwłokach któregoś z arcydemonów - wywnioskował. Obaj łowcy dusz spojrzeli na siebie i powiedzieli jednocześnie - co oznacza, że możemy schwytać jego duszę...
- Mówicie "schwytać jego duszę"? - mruknęła elfka patrząc na nich uważnie. Coś niebezpiecznie błyszczało w jej oczach.
- Tak. Musielibyśmy tylko znaleźć serce.. lub głowę. Nie musi być w całości, Po prostu chodzi o miejsce w którym jedno z tych dwóch się rozłożyło... - odparł Berthan.
- Wiemy gdzie sterczą żebra - mruknęła elfka. - Co zamierzacie zrobić z tą duszą? - spytała. Była naprawdę bardzo zainteresowana tą kwestią.
- Dzięki niej można przywołać olbrzymie ilości wparcia... ewentualnie bardzo potężną broń - za pomocą naszej magii oczywiście. Można jej użyć by coś umagicznić, lub wzmocnić kogoś.. użytków jest na prawdę wiele...
- A wzmocnić na stałe kogoś kto ma demoniczną duszę? - walnęła wprost
Obaj łowcy patrzeli przez parę sekund na Arilyn. - To zależy czy ta osoba panuje nad posiadana duszą... można to łatwo sprawdzić - stwierdził Calefarn.
- Stoję przed tobą. Możesz sprawdzać do woli - mruknęła.
- Sama możesz sprawdzić. Ja już widzę. Rzuć okiem na swoją skórę. Zdejmij rękawicę na przykład - Calefarn wzruszył ramionami.
Arilyn zdjęła rękawice. - No i? - spytała.
- Nie wydaje ci się dziwne, ze jest jednolicie różowa? - zapytał Berthan. - To nie znaczy, ze nie kontrolujesz mocy przyswojonej duszy, ale jest jednym z objawów zmiany zewnętrznej. Jeśli przyswoisz potężniejszą duszę to poza wzrostem mocy mogą na przykład wyrosnąć ci rogi, albo zaczniesz ziać ogniem.. - wzruszył ramionami. - Ewentualnie doznasz demonicznego wypaczenia. Na przykład twoja temperatura ciała wzrośnie - uzupełnił Calefarn. - Z twoimi oczami jest wszystko w porządku, ciało tez nie wykazuje stygmatów przejęcia. Twój umysł jest bardzo odporny na opętanie.. hmm... - Arilyn zrozumiała, ze obaj łowcy "badali ją" przez ten cały czas. - Przyswojenie tej duszy przez ciebie może być ryzykowne. Jest jakieś 2% szansy na to, że stanie się tylko coś nieprzyjemnego. około 10% szansy, ze skutki pozytywne będą pokaźniejsze niż negatywne. Około 50% szans na to, że będą znaczne skutki pozytywne i jakiś szkopuł. W reszcie przypadków będą same pozytywy mniejsze lub większe - podliczył Berthan. - Ale jeśli ty przyswoisz sobie tę duszę to obiecasz nam, ze pomożesz nam schwytać duszę jakiegoś potężniejszego demona, gdy będziemy mieć czas wolny. Ty i my znaczy -
- Po męczącej, pracochłonnej walce naprawdę nic mnie nie dziwi - mruknęła. Założyła z powrotem rękawice. - W tej chwili ja po prostu jestem na tym świecie. Nic więcej. Szukam urozmaicenia, także chętnie przystanę na tę propozycję. Mogę wam pomóc z tym później, w wolnej chwili. Pomóżcie mi tylko z tą duszą i tyle. Może będzie z tego jakaś rozrywka - mruknęła.
- Oby nie było to więcej niż jesteś w stanie przełknąć - mruknął cicho jeden z łowców, gdy wracali we trójkę do Podróżnika.
- Jeśli nie dam rady tego przełknąć to jak znam życie znajdzie się jakiś Samowańczy bohater, który rozwiąże problem i okryje się chwałą - mruknęła. Mówiła to tonem jakby rozmawiała o tym co jadła na deser. - Lepiej tak niż z nudów - dodała do siebie pod nosem.
W międzyczasie Velius zbliżył się do truchła istoty. Szybko wyczuł magiczne wibracje. Oznaczało to jedno - bestia zeżarła jakiś magiczny przedmiot.
- Zaczekajcie chwilę! - krzyknął do reszty - w ciele tego stwora tkwi zapewne jakiś magiczny przedmiot, warto by się tym zainteresować - oznajmił.
Alric spojrzał na Veliusa, potem na zwłoki, potem znów na Veliusa. - Chwila - mruknął i poszedł do Podróżnika.

Daikonsstran zaczynał powoli mieć serdecznie dość całej magii, choć niewątpliwie ta lecznicza była pożyteczna i mogła nie raz uratować życie, ale widząc co potrafi robić i robi kiedy wyrwie się na wolność, zaczynał się zastanawiać nad stworzeniem pola anty-magii. Potrzebowałby do tego raczej trochę badań nad nią samą a to mu się nie uśmiechało.
- No tak, jak mówiłem ja się nie znam na magii, ale zostawiać magicznego śmiecia leżącego dookoła chyba nie ma co? - rzucił z Podróżnika inżynier.
- Taa - rzucił Alric, właśnei grzebiący w wyposażeniu swoim i brata. Wyciągnął dwie małe maski i piłę tarczową, po czym poszedł z powrotem w stronę truchła. Podał jedną z masek Veliusowi.
- Jesteś pewien, że chcemy “otworzyć” to bydlę? - zapytał maga, kładąc dłoń na włączniku piły.
- Tak - odpowiedział Alricowi - Może to będzie coś przydatnego. Zresztą - kontynuował - gdybyśmy tego nie zrobili, nie dałoby mi to spokoju - oznajmił.
W duchu pomodlił się szybko, by tam na prawdę było coś, dla czego warto przemęczyć się z tym, za co właśnie się zabierają.
Bart patrzył przez przednia szybę Podróżnika na swego brata i Veliusa, po czym szturchnął delikatnie Daikonsstrana. - Zakład o piwo, że się porzygają? - zapytał, po czym się zaśmiał. - I o drugie, że nic nie znajdą? - wyszczerzył się, patrząc na dwa ledwo widoczne we mgle kształty.
- Stoi, ale obstawiam że coś tam jednak jest, znając życie nic miłego, zwłaszcza jeśli to faktycznie truchło arcy demona. Kto przetnie? - rzucił wyciągając dłoń w kierunku Barta żeby przypieczętować zakład.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Mekow »

Argena

Demonica ledwo stała na nogach. Przez dłuższy moment była w dość dużym szoku i z trudem utrzymywała równowagę. Widząc jaki los spotkał jej zbroję, zdała sobie sprawę, iż oberwała jakiegoś rodzaju żrącym kwasem. Szok wywołany był nie tyle przez efekt z jakim substancja podziałała na jej pancerz, ile przez iście makabryczną wizję tego, co owa ciecz mogła zrobić z jej piękną, nieskazitelną twarzą.
- Lus-tro... - wymamrotała i z lekkim trudem złapała oddech.
- Dajcie mi lustro - powtórzyła i nieco chwiejnym krokiem ruszyła w kierunku ich pokładowej łazienki.
Dopiero gdy stanęła przed lustrem, odetchnęła z ulgą. Przejrzała się dokładniej i z zadowoleniem mogła stwierdzić, że nic złego się jej nie stało i nadal jest tak piękna, jak zawsze...
Owszem, jej zbroja poważnie ucierpiała na estetyce i zapewne na funkcjonalności, ale jej samej nic wielkiego się nie stało.
Wtedy dotarło do niej, że załoga walczyła z tamtym potworem... a teraz stali tu dość spokojnie. Nie mogła pozostać na to obojętna i zainteresowała się panującą obecnie sytuacją.
- Jak wygląda sytuacja? - spytała, nie kierując pytania do nikogo konkretnego.
- Padlinożerny demon rzygowin załatwiony. Wyprujemy mu flaki, bo podobno ma coś cennego w bebechach. - odpowiedział jej zaprzyjaźniony głos.
Nazwa przeciwnika niespecjalnie odpowiadała Argenie. Oznaczało by to, że potwór najzwyczajniej na nią zwymiotował, a przecież było inaczej - cisnął w nią kulą kwasu, niczym smok kulą ognia.
Argena nie zamierzała przerywać im czynności. Dotarło do niej, że coś strasznie śmierdziało i niewykluczone było, że to ona, miała na sobie ślady błotnistej zgnilizny, z której składało się tutejsze podłoże.
Postanowiła przemilczeć tę kwestię, wszak nie okryła się tutaj chwałą i wolałaby o tym dość szybko zapomnieć.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Mr.Zeth »

Wszyscy:

Calefarn spojrzał na Barta i Daikonsstrana, pokręcił głową i „przeciął”.
Alric westchnął, poprawił maskę założoną na twarz i zaczął ciąć truchło. Wkrótce był cały zabryzgany krwią demona.
Też nie płonie, widzę – mruknął Berthan, mając na myśli padłego demona. Łowca stał nieopodal i przyglądał się wysiłkom obu mężczyzn.
Tymczasem Alric skończył wreszcie cięcie i wyjął piłę, a z rozciętego brzuszyska demona wylały się wnętrzności i coś, co Velius szybko zidentyfikował jako nierozwinięte jeszcze demony. Widać ten demon był "matką". Mag poczuł jak nogi mu miękną od niesamowitego smrodu, który uderzył w jego nozdrza. Alric chciał coś powiedzieć, ale pokręcił tylko głową i odszedł na bok, by po chwili zdjąć maskę i zwymiotować. Velius zebrał się w sobie sięgnął kierowany przeczuciem miedzy wnętrzności. Po rozerwaniu wielkiego workowatego żołądka natężenie smrodu zdwukrotniło się. Velius szybko chwycił jakieś trzy obiekty wymacane wśród miękkiej brei i odbiegł na bok. Nie zdążył zdjąć maski przed zwróceniem ostatniego posiłku, co sprawiło, że niemal się zachłysnął. Potrząsnął głową, by maska spadła z jego twarzy.

Z kokpitu obserwowali to wszystko Bart i Daikonsstran.
- Hy, musimy postawić sobie nawzajem piwo – mruknął Bart, poklepał Daikonsstrana po ramieniu i poszedł na swoje łóżko.

Nim pojazd ruszył dalej minęły prawie dwie godziny. Najpierw wymyła się Argena, potem Alric i na końcu Velius. Wtedy Daikonsstran włączył filtry powietrza. Wkrótce atmosfera wewnątrz Podróżnika uległa znacznej poprawie. Velius przy okazji czekania na swoją kolej miał czas przyglądnąć się zdobytym przedmiotom.
Kryształowa figurka smoka, krótki miecz w nadtrawionej skórzanej pochwie z doczepionymi doń resztkami pasa oraz hełm z masą poplątanych żelaznych rogów. Do czasu odwiedzenia toalety nie był w stanie ich zidentyfikować przez mdłości. Koniec końców gdy był już czysty i miał na sobie świeże ubranie mógł przyjrzeć się obiektom dokładniej. Miecz nie był magiczny, ale zrobiony został z dziwnego tworzywa, którego mag nie był w stanie zidentyfikować. Podobnie z kryształem z którego została zrobiona figurka. Hełm natomiast był lekki, mimo, że sprawiał wrażenie masywnego. Velius stwierdził, że obiekt ów nie był magiczny na początku, ale leżenie w trzewiach demona najwyraźniej miało na niego wpływ. Hełm przyspieszyłby refleks i wyostrzył zmysły noszącego, ale nosząca go osoba mogłaby łatwo wpaść furię.
Do czasu aż wszyscy dojdą do siebie należało zarządzić przerwę, więc Daikonsstran miał czas rzucić okiem na znalezione przez Veliusa przedmioty. O ile materiał, z którego zrobiona została figurka wyglądał nieco jak rubin, o tyle był o wiele cięższy i gęstszy. Daikonsstran nie miał pojęcia co to jest. Miecz rozpoznał natychmiast jako stop Mrocznej Stali z wiatrostalą w proporcji około 2:3. Kombinacji tej zawdzięczał niesamowity połysk i lekkość. Hełm stanowił stop wiatr ostali z Czarnym Żelazem w proporcji 3:1. Gdyby jeszcze trochę pogrzebać we wnętrznościach demona pewnie znalazło by sie więcej rzeczy, ale czy ktoś odważyłby się grzebać w nim dalej?
Gdy Argena odpoczęła przystąpił do niej Calefarn.
Ja, Berthan i Arilyn mamy mały postulat… ponieważ jesteśmy obecnie na terenie, na którym umarł bóg… lub raczej arcydemon chcemy spróbować schwytać jego duszę. Oznaczałoby maksymalnie dzień zwłoki. Możliwe, że też konieczność ominięcia lub walki z czymś takim jak przed chwilą – mężczyzna podrapał się po potylicy. – Tyle tylko, że wiemy już z czym możemy mieć do czynienia i my we dwójkę wraz z Arilyn i Daikonsstranem będziemy w stanie położyć tę bestyjkę nim zdoła nam zaszkodzić – zaręczył Berthan.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: WinterWolf »

Arilyn Faerith

Elfka stała opodal Łowców Dusz. Słuchała rozmowy jednego z nich z Argeną. Ręce miała założone za głowę. Wyglądała na dość zrelaksowaną. Ogólnie to co tu się ostatnio działo bawiło ją do żywego. Zachowanie Argeny po jej przebudzeniu przypominało zachowanie paniusi z wysokiego rodu, która codziennie rano nakłada metr pudru na gębę by udawać ładniejszą niż jest w istocie. Zabawne... I zupełnie nieodpowiednie dla kogoś kto aspiruje do roli militarnego dowódcy. Ale elfka miała wyrobione zdanie na temat przywódców. To powinny być osoby o silnych i sprawnych umysłach, które nie boją się ryzyka, nie boją się stanąć do boju i ponieść konsekwencji swoich decyzji. Osoby, które nie mogą się mazać z powodu tak błahego jak blizna... Gorączkowe poszukiwanie lustra - żałosne. To były pierwsze cholerne słowa jakie padły z ust ich "dowódcy". Do tej pory elfka miała jeszcze całkiem przyzwoite zdanie o demonicy, w tamtym momencie jednakże po prostu parsknęła niekontrolowanym, gorzkim śmiechem. A teraz... Teraz po prostu słuchała jednym uchem. Ciekawiła się jakie będą efekty pochwycenia duszy arcydemona. Może wreszcie przestanie jej dolegać ta upiorna nuda, która towarzyszyła jej od chwili zabicia Eltharonda? Ten zwiad wcale nie był lepszy. W żaden sposób nie pomógł zabić pustych myśli o tym co będzie później... Wraz z duszą utraciła cele i związki z przeszłością. A nowa dusza wcale nie wskazała dalszej drogi. Walki zapewniały dreszcz emocji na krótko. Po ubiciu stwora wracała nuda. Zły stan umysłu... Nie była typem przywódcy. Lubiła podążać za charyzmatycznymi osobami, które wiedziały czego chciały. W tej ekipie nie było nikogo prócz tych Łowców Dusz, kto wykazywałby choć śladowe predyspozycje ku temu. Ale nawet oni wykazywali je w niewielkim stopniu... Zbyt nieznacznym by elfka była zainteresowana...
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Mekow »

Argena & Arilyn

Sytuacja była już całkiem opanowana i można by było odetchnąć z ulgą... gdyby dało się tam porządnie oddychać. Obecne w powietrzu "aromaty" zdecydowanie uprzykrzały tę czynność.
Argenę jednak trapiło teraz coś innego. Arilyn, która jeszcze niedawno mówiła, że ją szanuje, publicznie wyśmiała ją w najlepsze... W tamtym momencie Argena nie chciała podejmować tematu i ograniczyła się do rzucenia jej rozgniewanego spojrzenia, jednak musiała coś z tym zrobić.
Sprawdziła stan reszty załogi i przyglądała się temu co pozostali robili na zewnątrz. Wdzieranie się zwłokom do żołądka w poszukiwaniu skarbów, nie było dobrym dla oka widowiskiem, więc po chwili demonica nie wytrwała długo przy oknie.
Gdy zrobiło się już spokojniej i emocje demonicy opadły, Argena upewniła się że będą same i podeszła do Arilyn. Była od niej o ponad pół metra wyższa, więc nachyliła się lekko, aby nie musieć mówić zbyt głośno - nie chciała, aby je przypadkowo podsłuchano.
- Zamieńmy dwa słowa - powiedziała cicho, grzecznym tonem głosu.
- Słucham - mruknęła elfka. Nie zmieniła swojej postawy. Domyślała się o co chodzi.
- Darzysz mnie szacunkiem i doceniam to, ale twój wybuch śmiechu był... nie na miejscu - powiedziała spokojnie. Prawda była taka, że śmiech elfki zranił jej dumę i negatywnie wpływał na jej image dowódcy, co ani trochę jej się nie podobało.
- Sprawiłaś, że musiałam przeredagować moje zdanie o tobie. Dowódca, który po ocknięciu się po bitwie w pierwszej chwili woła o lustro? Żałosne - parsknęła. - Autorytet z ciebie żaden - powiedziała szczerze.
Argena zdziwiła się słysząc słowa koleżanki. Sądziła, że rozbawiło ją to, że dała się trafić tak, że aż straciła przytomność.
- Więc o to chodziło - mruknęła. Nie uważała, aby chęć przejrzenia się w lustrze była niewłaściwym postępkiem, zaś wyśmianie swego dowódcy z pewnością nim było.
- Posłuchaj - zaczęła spokojnie. - Słyszałam, że walka już się skończyła i wszyscy byli cali, a po tym co kwas zrobił z moją zbroją chciałam sprawdzić, czy mnie nie uszkodził. To chyba normalne, prawda? Wyśmiewanie swego dowódcy jest tu znacznie mniej na miejscu - powiedziała dość szybko, ale cicho i spokojnie. Istotnie zbroja się stopiła, więc strach było pomyśleć co kwas mógł zrobić z żywą tkanką.
- Po pierwsze to był kwas. Poczułabyś gdyby ci coś zrobił. Zapewniam. Po drugie uważasz się za cholernego dowódcę. To zachowuj się jak dowódca, a nie jak paniusia z burdelu, której płacą za ładną buzię. Jeśli jesteś dowódcą to masz psi obowiązek dbać w pierwszej kolejności o swoich ludzi i ich bezpieczeństwo. Na szarym końcu twojej listy powinien być twój wygląd. Nie wygląd decyduje o tym jakim jest się dowódcą tylko to co ma się w głowie i poczucie odpowiedzialności. Póki co straciłam wiarę w twoje zdolności - parsknęła.
Argena spojrzała na nią rozgniewana. Chciała załatwić sprawę polubownie, jak kobieta z kobietą, a tymczasem Arilyn porównała ją do dziwki i otwarcie przyznała iż miała by być złym dowódcą... Tym pierwszym z pewnością nie była, zaś ojciec nie raz mówił jej, że dobrze sprawuje się w roli dowodzącego. Argena wiedziała iż elfka wyciągnęła niewłaściwe wnioski i zwyczajnie się myli.
- Wypraszam sobie te porównania. I nie głoś mi kazań, sama dobrze wiem jak dowodzić. Dlatego powierzono mi dowództwo nad armią Mehizeck - powiedziała Argena nadal cicho, ale już niezbyt spokojnie. - Wszystko było pod kontrolą, więc mogłam się zainteresować sobą - powiedziała spoglądając wprost na Arilyn. Nie czuła obowiązku tłumaczenia się, ale nie podobało jej się obecne podejście elfki do jej osoby i podważanie jej autorytetu. Wcześniej ich relacje wyglądały odrobinę lepiej... choć też nie do końca tak jak chciała.
- Sam fakt, że wyczuwam u ciebie irytację sprawia, że potwierdza się moja teoria - mruknęła spokojnie elfka. Odpowiedziała spokojnym, choć stanowczym spojrzeniem, prosto w oczy. - I nie prawię ci żadnych kazań. Absurdy w Mehizeck sprawiają, że nie wróżę temu miastu długiej historii. Byli zdesperowani - mruknęła. - Pierwsze co zrobiłaś, gdy się ocknęłaś to zajęłaś się swoim pancerzem i twarzą. Bardzo zła kolejność jak na dowódcę. I nie pierdol proszę, że jest inaczej. Ja sama nie nadaję się na dowódcę, bo nie umiem sobie radzić z odpowiedzialnością za żołnierzy. Przeżywam zawsze każdą stratę. Nie umiem chłodno kalkulować. Ale nie podążę za dowódcą, który po odzyskaniu przytomności szuka wpierw lustra. Samobójcą nie jestem. Przeszłam naprawdę ciężki trening. Zaryzykuję stwierdzenie, że szkolili mnie najlepsi. Istoty, które trenowały ze mną niekiedy ginęły w czasie zwykłych treningów, lub były zabijane za głupotę - mruknęła.
Demonica doszła do wniosku, że dalsze kłócenie się nie ma sensu, ponieważ rozmową nie przekona Arilyn do zmiany zdania. Nie było w sumie takiej konieczności, bo każdemu wolno myśleć co chce, póki zachowuje swe przemyślenia dla siebie. Argena była pewna iż z czasem elfka sama zrozumie swój błąd. Teoretycznie mogła zaproponować jej wysiadkę, skoro nie chciała za nią iść, ale nie zrobiła tego - nie była osobą, która tak łatwo poddaje się emocjom. Właściwie nie obchodziło jej aż tak, co elfka o niej myśli, jednak publiczne podkopywanie jej autorytetu, oraz jak by nie patrzeć, jej pewności siebie, było już poważniejszą sprawą.
- Zachowaj tę opinię dla siebie, dobrze? - powiedziała spokojnie, zaś elfka parsknęła tylko w odpowiedzi bez słowa. Nie musiała nic robić. Każdy widział jej reakcję. I każdy widział reakcję Argeny...
W obecnej sytuacji zmiana tematu była, chyba nawet im obu na rękę, więc Argena podchwyciła ten zarzucony przez rozmówczynię.
- To musiały być niezłe treningi - zauważyła Argena i jakby się rozluźniła i uspokoiła. - Z chęcią później z tobą potrenuję, to może być... ciekawe - dodała, nie odwracając wzroku od elfki. Chętnie by jej przywaliła dla świętego spokoju. Choć umiejętności walki nie miały zbyt wiele wspólnego z dowodzeniem, to poprawiło by to samopoczucie demonicy i może przekonało Arilyn do okazania odrobiny szacunku... Tak czy inaczej, nowy temat był dość ciekawy, a sama rozmowa świadczyła jednak o istnieniu pewnej, choć niezbyt mocnej, nici porozumienia między kobietami.
- Dokładniej opowiesz mi innym razem, muszę się umyć - rzekła cicho Argena.
Arilyn parsknęła śmiechem. - Jak przez mgłę pamiętam treningi jakie Darkning dawał Władczyni Gai. Te są ciekawsze - powiedziała już ciszej.
- Czasem nawet z obserwacji można się czegoś nauczyć. A dlaczego ledwo to pamiętasz? Byłaś dzieckiem? - zaciekawiła się demonica.
- Nie było mnie wtedy na świecie. Władczyni Ognia żyła jakieś 6 tysięcy lat przed moim narodzeniem. Pamiętałam to tylko dlatego, że jestem jej inkarnacją... poniekąd - mruknęła.
- To ciekawe - powiedziała Argena przyglądając się elfce, która dla Argeny przechwalała się właśnie treningiem, którego wcale nie miała. Tak czy inaczej elfka okazała się bardzo skomplikowaną osobą. - No dobra. Załoga czeka w kolejce pod prysznic - powiedziała spokojnie.
Wyprostowała się.
- To jesteśmy umówione na trening, może wtedy o tym pogadamy - dodała, już normalnym, ale nadal spokojnym głosem.
Arilyn nie odpowiedziała na propozycję treningu. Argena nie była aż tak pewna czy potrzebuje tego rodzaju argumentów, jednak warto było mieć taką opcję na przyszłość... Podczas "treningu" mogło się wyjaśnić wiele spraw... Demonica nawet przez moment nie pomyślała, że w walce może okazać się słabsza.

Po rozmowie z elfką, Argena zdjęła zbroję i nie tracąc czasu weszła pod prysznic. Chłodna woda była tym czego potrzebowała, nie tyle do umycia się po niemiłej przygodzie, ile do ostudzenia rozpalonych emocji.
Ponieważ inni czekali już w kolejce, demonica nie siedziała pod natryskiem zbyt długo - niecałe pół godziny potem wyszła z kabiny już wytarta i ubrana, z ręcznikiem owiniętym wokół głowy.

Ponieważ była chwila spokoju, Argena usiadła i dokonała wpisu do dziennika pokładowego. Opisała w nim starcie z padlinożernym demonem i odkryte w jego wnętrznościach znaleziska - zdobyte łupy, oraz nienarodzone jeszcze demony. Pisząc, pominęła oczywiście kwestię iż przeciwnik powalił ją pociskiem kwasu i pozbawił przytomności, nie wspomniała też o zaobserwowanym "braku szacunku dla dowódcy", uznając że raporty osobowe zawsze może napisać w Mehizeck.


Siedziała kończąc wpis do dziennika, gdy podszedł do niej Calefarn z propozycją pochwycenia duszy arcydemona. Argena nie zastanawiała się zbytnio.
- Powiedz mi, jak schwytacie jego duszę? Wyjaśnij mi proces - powiedziała spokojnie, przyglądając się mężczyźnie.
- Magia łowców dusz polega na chwytaniu i wykorzystywaniu dusz demonów i nieumarłych - powiedział Calefarn. - I uczyłem się jej dwa lata by móc z niej korzystać - uśmiechnął się lekko. Widać nie była to taka prosta sprawa...
- Mhmm, domyślam się, że jest to dość skomplikowane... Jak już uwięzisz jego duszę, to jakie będą z tego korzyści?
- Można ją wykorzystać na różne sposoby. Jest ich bardzo wiele. Zaczynamy od przywołania istoty, idziemy przez wzmocnienie przedmiotu lub osoby, a kończymy na stworzeniu obiektu lub odnawialnego źródła mocy. Z samego uwięzienia nie mamy żadnego pożytku. To możliwość wykorzystania tej mocy jest "punktem programu". Ogólnie liczyliśmy na to, że będziemy mogli podarować tę duszę któremuś ze starszych łowców, lecz skoro mamy tu kogoś kto moze ją efektywnie wykorzystać, to lepiej skorzystać z okazji natychmiast - stwierdził Calefarn.
Argena zmarszczyła brwi. - Kto umie ją wykorzystać?
- Arilyn - odparł krótko łowca.
Argena już się nagadała z elfką i nie było to zbyt przyjemne. Demonica nie chciała tego tak szybko powtarzać - najpierw pewna sprawa powinna się wyjaśnić.
- Mhmm - mruknęła, zastanawiając się przez chwilę. - W czym te dusze zwykle więzicie? - spytała spokojnie. Temat bardzo ją zaciekawił.
Łowca dusz siegnął do schowka w karwaszu i pokazał Argenie kulkę niewiele większą od źrenicy ludzkiego oka. Wnętrze kuli wypełniało coś na kształ błękitnej chmury
Argena przyjrzała się uważnie przedmiotowi. - Rozumiem, że jest to odporne i nie niszczy się samo z siebie. Co by się wówczas stało?
- Nie jest przesadnie odporne. Pęknięta Perła Dusz traci moc - odparł Łowca, niezrażony "przesłuchaniem".
- Powiedz mi jeszcze, czy istnieje jakieś ryzyko niepowodzenia, przy pochwyceniu duszy? Czymś to grozi? - spytała spokojnie.
- Uczymy się tego procesu tak długo aż jest równie naturalny co oddychanie. W przypadku pomyłki dusza "ulatnia się" - odparł Calefarn.
- To bardzo ciekawe. - powiedziała Argena i uśmiechnęła się do rozmówcy. Istotnie korzyści z takich umiejętności zdawały się wysokie, zaś wraz z opanowaniem jej do wspomnianego przez łowcę stopnia... - Wygląda na to, że jesteście do tego przekonani. Warto poświęcić na to jeden dzień, aż tak się nam nie spieszy. Bawcie się dobrze... Ale chcę być świadkiem przy tym - rzekła szczerząc się w uśmiechu.
- Głównym "recenzentem" będzie Arilyn... ale dziękujemy - powiedział Calefarn, skinął głową i postąpiwszy krok wstecz obrócił się i wrócił do Berthana i Arilyn.
Argena była zadowolona, że pozostała część załogi nie podzielała punktu widzenia elfki na jej osobę. I tak miało pozostać.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Plomiennoluski »

Daikonsstran, Velius & Argena

Velius cały czas wpatrywał się w zdobyte przedmioty. Nie był pewien, czy na pewno było warto przechodzić dla nich przez rozcinanie demoniego truchła, ale miał to już na szczęście za sobą. Teraz, mógł się zastanowić, co z owymi fantami zrobić.
- Ktoś reflektuje na któryś z tych przedmiotów, czy mam zachować wszystko dla siebie? - zapytał się towarzyszy. - Szczególnie Ty, Alricu, powinieneś coś z tego mieć. Bez Ciebie nie wydostałbym ich z wnętrza tego demona - zwrócił się do kompana.
Alric spojrzał na Veliusa, potem na sprzęt i machnął ręką.
- Mi się nic z tego nie przyda - uznał. Chyba nie chciał posiadać niczego, co mu przypomni, że ubabrał się krwią rozrzynanego ścierwojada.
- Miecz nie jest zły, wiatrostal z mroczną stalą, podobnie hełm ale co to za kryształ, ciężko powiedzieć, przypomina rubin, ale to na pewno nie to. Skoro mamy tu siedzieć jeszcze jeden dzień a tego śmiecia pewnie tam jeszcze pełno, to sugeruję żeby jeszcze trochę poszperać, o ile ta ciecz nie jest żrąca, to przydzielę wam do pomocy Pimpusia, zapach nie będzie mu przeszkadzał, byle wiedział gdzie ma szukać, nie chcę go przepuszczać przez całe wnętrznoście tego paskudztwa, bo go miesiącami nie doczyszczę. Może będzie tam coś faktycznie użytecznego. - rzucił drakon, po czym odwrócił się w stronę Barta. - Musimy sobie postawić po piwie jak wrócimy do Mehizeck, chyba nie mamy czasu żebym tutaj zajmował się produkcja, a coś mocniejszego faktycznie by się przydało. Nie wypada ustawiać aparatury w samym środku pojazdu gdzie wszyscy śpimy i żyjemy przez ostatni czas. - mimo tego co powiedział, inżynier ruszył w kierunku modułów i rupieci mających służyć do naprawy Podróżnika, sprawdzić czy nie będzie tam czegoś sensownego, z czego można by zbudować aparaturę do pędzenia bimbru.
Argena podeszła do “wystawy” ze znaleziskami. Ubrana była normalnie, z wyjątkiem nakrycia głowy, które stanowił zrobiony z ręcznika turban.
- Kwasy mają silne działanie na metal i jeszcze uszkodzą nam golema. Szkoda fatygi, wiele więcej zapewne tam nie znajdziemy - powiedziała zerkając to na przedmioty, to na trzymany w ręku dziennik pokładowy, w którym coś zapisywała. - Chyba, że ktoś liczy na łupy z tej wyprawy, to niech się nie krępuje... Mnie się podoba ta figurka - oznajmiła odkładając pióro i biorąc do ręki kryształowo-rubinowe dzieło. Oglądała je dokładnie, starając się określić jego wartość. Ciekawiło ją też skąd się wzięło w brzuchu demona; broń wiadomo, ale figurka?... a może była magiczna?
Argena jednak nie wyczuła żadnej magii w tej figurce. Jej wykonanie było toporne, została zczepiona z kawałków kryształu - nie była rzeźbiona, lecz składana lub sklejana. Kształtem przypomina smoka... skrzydła i charakterystyczny kształt, ale w najlepszym wypadku była nieszczegółowa.
Demonica skrzywiła się nieco. Z daleka przedmiot wydawał się cenniejszy... Gdyby była tego samego kształtu, a wykonana z np kamienia to uznała by ją za zwykły śmieć, ot efekt zabawy jakiegoś amatora z kawałkiem kamienia i trzeciorzędnego dłuta.
Jednak... półprzezroczyste kryształy miały w sobie coś... przyjemnego dla oka. Światło się w nich nie odbijało, a ich barwa była bardzo głęboką i intensywna. Można było to postawić w oknie, albo dać chochlikom do zabawy... może się przydać.

Drakon odwrócił się jeszcze na słowa Argeny odnośnie figurki, ale się nie mieszał w niczyje gusta, jak dla niego leżało to za blisko demona, kryształ faktycznie może był ciekawy, ale nie zamierzał go badać, miał inne rzeczy na głowie. Chwilowo drapał się szponem po brodzie w zamyśleniu, coś na pewno dało się tu przerobić na małe laboratorium
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Mr.Zeth »

Wszyscy:

Rano następnego dnia Arilyn i obaj łowcy dusz wyznaczyli nieco inny kierunek podróży. Po godzinie jazdy wysiedli i zaczęli szukać jakiegoś miejsca na piechotę. Wrócili po ponad dziesięciu godzinach.
- Już możemy udać się w dalszą drogę – powiedział Calefarn.
Wyruszyli ku miastu Olza i wkrótce opuścili górzysty teren. Wjechali na popielną pustynię. Nie było tu niczego poza wydmami i okazjonalnymi wrakami dziwnych pojazdów lub kikutami drzew. Czasami spod popiołu wystawał dach jakiegoś opustoszałego lub zniszczonego budynku.
O poranku Podróżnik zatrzymał się na przedpolach Olzy.
Miasto było niemal doszczętnie zrujnowane, a na gruzach spoczywała warstwa popiołu. Większość została praktycznie zrównana z ziemią, ale kilkadziesiąt budynków dalej stało. Ocalało też około ćwierć murów obronnych i trzy baszty. Łowcy nie stwierdzili obecności demonów, ożywieńców, tudzież czegokolwiek żywego w obrębie miasta, więc Argena uznała to za bezpieczne miejsce na postój.
Możemy w sumie rozejrzeć się po mieście – stwierdził Bart i spojrzał pytająco na Argenę. Daikonsstran który dał radę sklecić aparaturę bimbrowniczą nie miał niczego, z czego mógłby pędzić alkohol. Poszukiwania były więc na miejscu – a nuż coś ocalało. Velius natomiast dostrzegł wśród ruin sterczący znak Thirel. Oznacza to, ze gdzieś tam są ruiny świątyni. Rzecz warta sprawdzenia. Argena z kolei mogła na podstawie uszkodzeń stwierdzić jakie demony brały udział w bitwie o miasto i ewentualnie jaką strategię zastosowano. Żaden moment Nie jest zły by zdobyć trochę doświadczenia, poza tym byłaby też to informacja warta przekazania Technikom. Bart i Alric mogliby przeszukać miasto pod kątem przydatnych przedmiotów. Jeśli udałoby się znaleźć jakieś źródło energii to można by cofnąć przemianę w kamień całej pechowej trójki, stojącej w „przegrodzie” Yanga i Iseris…
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Plomiennoluski »

Daikonsstran

Daikonsstran po dłuższych oględzinach jednego z dziwnych pojazdów który był w najmniejszym stopniu zasypany popiołem stwierdził, że obiekt ten ma bardzo nietypowy silnik. Pomimo uszkodzeń może uda mu się za jakiś czas odszyfrować w jaki sposób działa. Po kilku minutach roboty Pimpuś zabrał wymontowany silnik na pokład Podróżnika. Drakon podczas zmiany warty a raczej w czasie kiedy nie prowadził Podróżnika badał cały silnik. Wyglądało że miał w sobie warstwę ochronną, co oznaczałoby, że płyn, który już dawno temu wyciekł nie zostawiając po sobie żadnych śladów a prawdopodobnie będący paliwem, był albo łatwo reaguje albo łatwopalny.


Rozdzielili się na przeszukiwanie miasta, inżynier chciał znaleźć coś, z czego mógłby zrobić bimber, albo jakieś części, w zniszczonym mieście miał duże szanse a samo prowadzenie pojazdu zaczynało go powoli nudzić. Podążał zniszczonymi ulicami. Każdy krok Pimpusia wzburzał pył zalegający dookoła. Im bardziej w głąb miasta, tym mniej było pyłu. Wreszcie Daikonsstran zauważył coś, co mogło spełniać jego oczekiwania pod wzgledem bimbrowniczym. Porządny dom. Willa. Tacy ludzie często instalują systemy które umożliwiają dłuższe przetrzymywanie żywności. Drakon zsunął się z golema i zbliżył się do domu, nie pukał nawet, ale sprawdził najpierw czy drzwi są zamknięte, nie dałby rady ich wyważyć, ale zawsze miał swojego wiernego Pimpusia. Drzwi ustąpiły razem z futryną, wpadając do wnętrza domu. Tumany popiołu uniosły się z posadzki i osiadły na meblach. popiołu było sporo koło drzwi i okien. W prawej ścianie była też spora dziura. W paru pokojach były ślady walki i tuż nad wejściem była dziura na wyższe piętro... ktoś zrobił ją od dołu. Po chwili szperania drakon znalazł spiżarnie. Było tam więcej niż mógł mieć nadzieję. Szynka, mięsa, warzywa, owoce, mąka, sery, cukier. Nawet czekolada i jakieś landrynki.
- Świeże żarcie. - oczy aż mu się zaświeciły, rzucił tylko okiem dookoła czy nie ma tam żadnych zagrożeń i zaczął przenosić zapasy do Pimpusia, miał już dość peklowanego żarcia i produkcji spiżarni miasta inżynierów. Szynkę najpierw sprawdził, dokładnie obwąchał a następnie odkroił spory kawał, zagłębiając w nim kły, od dawna nie jadł czegoś podobnego. Po krótkiej przekąsce szybko wrócił do plądrowania domu i sprawdził resztę pomieszczeń, do których mógł się bezpiecznie dostać. Znalazł jakieś ubrania, prymitywne, jak na jego gust, narzędzia, porcelanowe talerze, filiżanki i tym podobne, srebrne sztućce i mały warsztat magiczny na pięterku. Sporą cześć zniszczyło jakieś zaklęcie, ale ocalało sporo ksiąg i aparatura alchemiczna, jak również szklana gablotka z paroma przedmiotami - sztyletem, hełmem i rękawicą.
To na pewno mogło się przydać komuś z załogi Podróżnika, zaczął znosić w częściach aparaturę i warsztat alchemiczny na dół, na Pimpusia, choć chyba najłatwiej byłoby podjechać tu pojazdem, nie zapomniał też wrzucić ksiąg, które w jego mniemaniu wyglądały na godne uwagi albo magiczne. Potem zajął się gablotką, nie był pewien czy przedmioty w środku są magiczne, ale nie miał zamiaru ich dotykać, więc zniósł je w rękawicach. Na sam koniec zabrał sztućce i kilka filiżanek, miał zamiar zrobić dzisiaj coś, co wyglądało jak prawdziwa kolacja. Po zdeponowaniu całego łupu w podróżniku Daikonnstran mógł udać się na poszukiwania budulca. Alric zaofiarował się poukładać jedzenie w spichlerzu, więc drakon mógł wyruszyć natychmiast. Po długim poszukiwaniu usłyszał pod nogami golema dziwny dźwięk, jakby giętego metalu. Po chwili roboty golem odgrzebał szyld "Gildia Kruszców". Biorąc pod uwagę, że na Taros żyło sporo krasnoludów, to można się tu spodziewać poza metalami szlachetnymi również przedniej jakości metalu przemysłowego... Budynek wyglądał na mocno zniszczony. Daikonnstran musiał zapuścić się w jego trzewia sam...
Dzień wydawał się niemalże zbyt piękny, więc spokojnie zszedł na ziemię i wszedł do byłej siedziby gildii, najbardziej w tym momencie obawiał się jakiegoś osuwiska, dlatego szedł ostrożnie. Miał zamiar szukać głownie metali, ale gdyby się natknął na jakiś kamień szlachetny, zawsze mógł go przerobić na soczewki lub coś podobnego, no i była też szansa na znalezienie krasnoludzkich narzędzi, te zawsze wydawały się porządne.

Jako pierwsze nadeszło to czego Daikonnstran szukałby jak ostatniego. narzędzia. Okazało sie ,że wszedł do części warsztatowej. Znalazł komplet doskonałej jakości narzędzi krasnoludzkiej roboty.
Sala kruszców zawaliła się i została wgnieciona w ziemię, ale Daikonsstran dał radę znaleźć potężny właz... ani chybi do skarbca. Był niestety zamknięty na głucho i Pimpuś nie miał odpowiedniej mocy by go otworzyć. W bocznej sali natomiast było mnóstwo blachy. Część stopiła się, ale z 50 jednostek pozostało na miejscu. Reszta budynku wyglądała dość niestabilnie. Wchodzenie tam w ciężkim pancerzu było mało rozsądne. Narzędzia były niemalże najlepszym znaleziskiem jakie mógł sobie wyobrazić w tym momencie, szybko zaciągnął je do Pimpusia, tak samo jak blachę, której wyciąganie zajęło mu dość sporo, zanotował w pamięci pozycję skarbca i zmówił szybką modlitwę, do jakiegokolwiek bóstwa opiekuńczego, które byłoby wystarczająco szalone, żeby słuchać modlitw w świecie zalanym przez demony i coś, co potrafi zabić i wskrzesić demony. Odetchnął głęboko i zaczął zdejmować pancerz, gildia kruszców czekała na penetrację.
- Pimpuś, gdyby się coś zawaliło albo krzyczałbym o pomoc, to biegnij kogoś sprowadzić, nie dasz rady mi tutaj pomóc.
Golem tylko kiwnął na znak zrozumienia rozkazu i podążył wzrokiem za swoim konstruktorem, który właśnie wracał do chwiejnego budynku. Podłoga trzeszczała co rusz, Daikonnstran musiał dwakroć iść na czworakach. Ech, gdyby miał więcej siły, lub jakiś dźwig to mógłby odgruzować te dwa korytarze, które wiodły do dwóch sal, wyglądających na nienaruszone... podsunęło mu to jednak pewien pomysł. Dotarł do składowiska. Było tu wszystko. Nity, metale, stal... ale noszenie ich przez ten wąski przesmyk to była robota na paręnaście dni dla jednej osoby.

Drakon wkroczył na teren gdzie zaparkowali Podróżnika na Pimpusiu niczym król krasnoludów, wielka, najedzona, opancerzona bestia, stał a w dłoni miał swą strzelbę, dookoła zaś rozlegał się dźwięk dobrze załadowanego na golema żelastwa.
- Alric, Bart, mamy misję, misję najwyższej wagi... - tu inżynier skończył ze swoją pozą, bo prawie wywinął orła. - wracając jednak do szarej codzienności, właśnie przebijam się przez na wpół zawaloną gildie kruszców, myślę nad małym dźwigiem, ale myślę że przyda się wasza pomoc, wchodzicie w to? Od razu zastrzegam że skarbiec znalazłem, ale nie dam rady go otworzyć, a wysadzenie włazu może co najwyżej zawalić resztki tego co jeszcze stoi. - Zęby drakona był wyszczerzone w ostrym uśmiechu, widać że to co znalazł było według niego warte zachodu.
- Dobra, to najpierw odgruzujemy, a potem... - Alric sięgnął do schowka i podniósł dwie paczki materiałów wybuchowych. Bart podniósł się i przeciągnął. - Prowadź!

Mała kawalkada ruszyła z powrotem do siedziby gildii, po drodze Daik miał oko na jak najdłuższe i dobrze zachowane belki. Miał zamiar zbudować ten dźwig i zobaczyć co ciekawego się tam kryje, jakby nie patrzeć miał w końcu jakiś własny cel, coś nowego, może i krótkoterminowy ale jednak cel. Po kilku godzinach roboty udało im się wspólnymi siłami podnieść fragment zawalonego stropu, Pimpuś robił za Atlasa w całej tej sytuacji i przytrzymał strop, podczas gdy inżynier wraz z braćmi wszedł obejrzeć zachowane pomieszczenia.

Prawe pomieszczenie było kiedyś mała galerią. Prawa sekcja zawaliła sie zupełnie, ale z lewej były jakieś potężne krsyztały. Daikonnstran ich nie poznawał, ale wyglądały wspaniale...

Daik rozejrzał się za jakąś tabliczką, która pozwoliła by mu wyjaśnić co to za kryształy, nie miało to aż takiego znaczenia, bo i tak miał zamiar je zabrać, ale być może znaczniki się zachowały.
- Zabieramy to? Nie wiem co to jest, ale wygląda ciekawie.
- Jazda - mruknął Alric. On i Bart rozwalili gabloty i wynieśli kryształy. W drugim pomieszczeniu było biurko i tony papierów. Chyba biuro... Inżynier szybko rzucił okiem w papiery, szukał jakiegoś katalogu, czegoś co pomogłoby mu zidentyfikować co tak właściwie stąd wynosił i co jeszcze mogło się znajdować w konkretnych, zagrzebanych pomieszczeniach. Cały budynek sprawiał dziwne wrażenie, kiedyś musiał tętnić życiem, specyficznym rodzajem zorganizowanego i poddanego rytmowi zamówień na metale życia.
Był spis zamówień i masa raportów. Daikonnstran po parudziesięciu minutach poszukiwań znalazł najświeższy. Były tam nazwy metali i numery stanowisk na których sie znajdowały. Po kolejnych 10 minutach poszukiwań drakon znalazł też mapę składowiska. Mapy budynku nie udało mu się odszukać. Chwilę porównywał spis i mapę z wizerunkiem, jaki został mu w pamięci z wizyty w kantorku z metalami po czym wrócił do braci.
- Co byście nazwali najrzadszym wśród tych metali? Drugą sprawą jest że można by tu zostawić w okolic znacznik teleportacyjny, Mechizeck przyda się to wszystko a będą mieli jakieś szanse wydobyć to wszystko, nie muszą wiedzieć co konkretnie sobie uszczknęliśmy. - Puścił oko do obu trzecią powieką. - Tylko się jeszcze pogada z Argeną później, ale myślę że nie będzie marudzić.
- Nie mam zielonego pojęcia które metale są cenne niestety - mruknął Alric. Bert wzruszył ramionami. - To ty tu jesteś mechanikiem - zaśmiał się.
Drakon wzruszył ramionami i rzucił okiem na cenę kolejnych pozycji, miał zamiar zabrać jeszcze parę sztuk najdroższego o ile nie byłaby to platyna i potem mógł się spokojnie zająć z chłopakami włazem skarbca.
z tego co widział Krioban i Fernit były najdroższe, ale to wszystko nie weszłoby do Podróżnika...
więc musiał się zadowolić kilkoma dodatkowymi sztukami.

Teraz nadeszła kolej na skarbiec, poprosił o wstępną ocenę zniszczeń, ale słysząc że najprawdopodobniej wszystko poza skarbcem się zawali, naszły go pewne wątpliwości.
- Byliście w Mechizeck dużo dłużej niż ja, ile im zajmie odgruzowanie wszystkiego i czy będzie to miało sens? - rzucił drakon.
- Dla całego tego złomu który tam jest pewnie tak. No a przy technice Mehizeck to pewnie pół godziny - odparł Alric na oba pytania jednocześnie.
- Panowie, wysadzamy, sprawdzamy co jest, bierzemy co potrzebne i udajemy że meteory nisko latały więc się skarbcowi dostało. – zadecydował Daikonsstran.
Obaj żołnierze roześmiali się i zaczęli podkładać ładunki wybuchowe. - Lepiej się zwińmy poza budynek - zaproponował Alric. Bart właśnie doczepiał dwa kabelki do detonatora. Drakon zmył się i schował za golemem, bardzo poważnie zastanawiał się nad przerobieniem go na mobilny pancerz.
Berthan podetknął mu pod nos detonator. - Czyń zaszczyty – zaśmiał się. Drakon przyjął detonator i odpalił ładunek, powodując całkiem nielichą eksplozję.


Do obserwatorów doleciało trochę gruzu. Pimpusiowi się oberwało, ale chyba nie ucierpiał...
Wrota skarbca powoli padły naprzód i zawalając posadzkę wpadły do piwnicy. Drakon musiał sklecić mały most, który Pimpuś położył nad powstała dziurą. Skarbiec zawierał masę srebrnych monet.. były stopione na jednolitą masę. To, co isę uchowało to klejnoty. Była ich tu imponująca ilość. Diamenty, rubiny, szmaragdy... i jeden malutki czerwony klejnocik. Zupełnie jak ten, z którego wykonana była statuetka którą znalazł Velius. Drakon podrapał się po głowie, wrzucił do kieszeni czerwony klejnocik, kilka diamentów, 10 rubinów i kilka szmaragdów.
- Może się przydadzą na coś sensownego, jeśli chcecie to wypełniajcie sakwy, ale tu nie mają za dużej wartości mi się zdaje.
- A, czemu by nie - mruknął Alric. Wszyscy nawrzucali sobie klejnotów do plecaków. - Dobra, jesteśmy obłowieni, jeśli stary ustrój wróci o czasie, to jesteśmy ustawieni do końca życia - zaśmiał się żołnierz.
Drakon dorzucił jeszcze kilka klejnotów do kolekcji, celował w duże, no i kilka dobrych na soczewki.
- O ile wróci, ale macie rację, nawet jeśli nie wróci to z tej wyprawy z tego miejsca jesteśmy ustawieni.
I tak zszedł dzień... trójka szabrowników mogła wracać, zrobić iście królewska kolację... i nastawić zacier...
Drakon ruszył z Pimpusiem w kierunku Podróżnika przeglądając jedną ze zdobycznych ksiąg, najwyraźniej traktująca o metalurgii, zdawało się że będą musieli zrobić segregację łupów. Zapowiadał się bardzo przyjemny wieczór.


Kiedy nastawił już zacier, podszedł do Argeny, jakby nie było, oficjalnie to ona była tutaj dowódcą, więc wypadało ją zapytać o zostawienie tu jednego ze znaczników teleportacyjnych.
- Argeno, będziesz miała coś przeciwko, jeśli zostawimy tu jeden ze znaczników? Wydaje się to sensowne. – zagaił inżynier.
- Znalazłeś coś i czemu chcesz zostawić tutaj jeden z nich? – zaciekawiła się demonica.
- Tak, ruiny gildii kruszców, Mehizeck może potraktować to miejsce jako małą kopalnię po odgruzowaniu wszystkiego, myślę że to im się spodoba. – mruknął drakon
- Dobrze zatem, dobra robota. – pochwaliła go Argena.
Daikonsstran szybko odszedł zostawić znacznik, robiło się już ciemno a nie wiedział czy będą dłużej zabawiać w okolicy, czy tylko na ten jeden dzień.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
Pavciooo
Kok
Kok
Posty: 1245
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
Lokalizacja: Legionowo
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: Pavciooo »

Velius:

Mag ruszył w kierunku znaku Thirel, który zauważył. Starał się ocenić, jak duże mogą być ruiny tej świątyni. Szedł między stertami gruzu i zawalonymi domostwami. Minął parę spalonych sklepów i budynek, którego dach zapadł się do środka, zawalając podłogę.

Wreszcie dotarł do świątyni Thirel. Tu najwyraźniej bronili się mieszkańcy, gdy padły mury. Część frontowa została obrócona w hałdę kamiennego miału i gruzu. Dalsze sekcje były nadpalone, ale wyglądały na stabilne. Fontanna pośrodku holu została wdeptana w ziemię, a jej resztki walały się po całym pomieszczeniu.
Velius wstąpił do wnętrza budynku, by znaleźć się w sali modłów. Posąg bogini został obalony i zniszczony, poza tym na ścianach pełno było zwęgleń. Velius miał drogę wolną do relikwiarza, kaplicy i do części mieszkalno-uprawnej.

Postanowił, że najpierw sprawdzi relikwiarz. Był on zdewastowany i spalony. Za wiele tu nie było, poza półką z książkami, które jakimś cudem uniknęły ognia. Zostało ich może z 5... Velius postanowił sprawdzić, co to za książki. Może jakimś zrządzeniem losu któraś z ocalałych książek przykuła by jego uwagę?
Dwie traktowały o alchemii, dwie o historii. Ostatnia była zbiorem opowiadań... Po walających się po ziemi resztkach innych ksiąg widział, że te o magii i religijne zostały spalone. Rzucił jeszcze raz okiem na te od alchemii, by ocenić czy warto je ze sobą zabierać. Oferowały jakąś wiedzę. Velius nie wiedział czy przydadzą się jemu. Raczej prędzej Daikonnstranowi. Niemniej jednak były użyteczne.
Zdecydował, że póki co zabierze je ze sobą, zawsze może się ich potem pozbyć. Następnie skierował się w stronę części mieszkalno-uprawnej. Tu było nieco lepiej. Demony zniszczyły uprawy, ale rośliny najwyraźniej odrosły. Popiół nie zasłał poletka uprawnego otoczonego murem... był tu bogaty wybór ziół i kwiatów. Były też cztery drzewa owocowe. Dwie jabłonie, wiśnia i czereśnia. Owoce były gotowe do zbiorów. Stwierdził, że będzie musiał koniecznie zameldować o tym później Argenie. Do sprawdzenia została póki co kaplica, w której to stronę ruszył.

W kaplicy natomiast znalazł coś zupełnie innego... w sekcji przeznaczonej dla chorych na jednej z kozetek leżała... kobieta. Jej skóra i ubranie były granatowe. Nie ruszała się, ale Velius wątpił, by była martwa... ciało rozłożyłoby się dawno... Ruszył ostrożnie w jej stronę, by przyjrzeć jej się bliżej. Kobieta przebywała w absolutnym bezruchu, wokół niej istniała słabo wyczuwalna magiczna aura. Wyglądała na ludzką kobietę około trzydziestki z krótko przystrzyżonymi włosami. Miała na sobie togę maga, jej ręce były skrzyżowane na piersiach, jakby na coś czekała... Velius postanowił spróbować nawiązać z nią jakiś kontakt. Spróbować ją "obudzić", bądź też określić stan, w jakim obecnie się znajduje. Gdy jej dotknął poczuł mały impuls energii, który przebiegł po jego dłoni i rozszedł się po całym ciele. Jego dłoń przeszła na wylot przez "ciało" istoty. Mag rozejrzał się. Nagle stwierdził, że w pomieszczeniu jest więcej takich "ludzi". Opierali się o ściany. Siedzieli na podłodze. Wszyscy mieli zamknięte oczy i barwę ciemnogranatową. Wyglądali jakby zasnęli po jakimś dużym wysiłku albo coś w ten deseń... co najmniej siedemnastka była tylko w kaplicy, na korytarzu było ich więcej...
Postanowił rozejrzeć się w około, by spróbować określić co dokładnie mogło wywołać taki stan. Na pewno nie było to jednak nic w okolicy. Wrócił więc na chwilę do pierwszej kobiety i zaczął rzucać na nią czar leczący, by przekonać się czy coś się stanie. Nie stało się nic. Energia rozproszyła się jakby rzucił zaklęcie w pustą przestrzeń. Podrapał się po głowie. Nie bardzo miał pomysł, co tu może jeszcze zrobić. Stwierdził, że przyprowadzi tutaj jeszcze kogoś z podróżnika, może któregoś z łowców dusz, albo Argenę. Pierw jednak postanowił sprawdzić, czy na pewno zbadał już całą świątynię.

W głębi części mieszkalnej znalazł coś zupełnie do czapy... kwatery zostały zdemolowane tak, że ktoś usunął wszystkie ściany i podłogę oddzielająca parter i piętro. Stał tu wielki, granatowy kryształ. Pulsował jakąś dziwną energią... podobna do tej, którą Velius został porażony gdy dotknął kobiety leżącej w kaplicy. *Bingo* - pomyślał - *Ale nie mam pojęcia jak się z tym obejść, lepiej sprowadzę tu kogoś jeszcze* - postanowił, po czym udał się w stronę Podróżnika by zameldować o tym, co tu znalazł, oraz sprowadzić tutaj łowców dusz lub Argenę.

Gdy wyszedł na ulicę stanął jak wryty. Widział gruz, spękane ściany i leje... ale na nich widział ciemnoniebieską projekcję... widział normalne domy. widział uśpionych ludzi stojących czy leżących to tu, to tam. Koło resztek kuszy, wśród rozrzuconych kawałków pancerza "spał" jakiś ciemnoniebieski mężczyzna. O ścianę, w której były trzy małe otwory opierała się młoda elfka. Wszyscy "spali" tak samo jak ci w kaplicy. I wszyscy byli niematerialni. Przestraszył się, nie wiedział co się mogło stać. Spojrzał na swoją dłoń, którą dotknął kobiety, chcąc się upewnić, że z dłonią wszystko w porządku. Nie wiedział o co w tym wszystkim chodzi - i to go najbardziej niepokoiło. Postanowił czym prędzej wrócić do pojazdu i opowiedzieć reszcie o tym wszystkim. Gdy dotarł do podróżnika nie zastał przy nim nikogo. Postanowił rozejrzeć się w około, czy nie ma kogoś z towarzyszy w pobliżu. W pobliskich ruinach nie znalazł nikogo, ale usłyszał gwizd. Spojrzał w górę i stwierdził, że Calefarn siedzi na ruince baszty, skąd ma dobry widok na okolicę.

Zawołał towarzysza, chcąc opowiedzieć mu o zaistniałej sytuacji i spróbować dowiedzieć się czegoś od niego. Calefarn powoli zsunął się po murze.
- Co jest? - skinął głową na Veliusa.
- W ruinach świątyni Thirel znalazłem granatowych, jakby uśpionych ludzi, oraz wielki kryształ tego samego koloru. Dotknąłem jednej z tych osób, a po wyjściu na zewnątrz zacząłem widzieć jakieś dziwne, niematerialne projekcje miasta w tym kolorze, tak jakby stan zanim miasto obróciło się w ruinę - wytłumaczył
Łowca dusz popatrzył na niego, unosząc brew. - Pogadamy wieczorem jak będziemy wszyscy tutaj...
- Brzmi niepokojąco - odpowiedział
- Może wręcz przeciwnie... - mruknął Łowca i wzruszył ramionami.
- Ehhh... - wzdechnął zdezorientowany i wrócił do Podróżnika, by zaczekać na powrót reszty ekipy. W międzyczasie postanowił poczytać książki od alchemii, które zdobył.
I tak nikt tego nie czyta...
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu

Post autor: WinterWolf »

Arilyn i Argena

Teren, który znalazła Arilyn był chyba niegdyś jakimś placem targowym. Po ziemi dalej walało się parę kawałków drewna, ale udało się je dość łatwo usunąć. Stworzona w ten sposób równa przestrzeń miała około 20x20 metrów. Po jednej jej stronie leżały hałdy gruzu, a po drugiej stała ruina ratusza.
Elfka, gdy uznała, że teren jest dobry poszła rozejrzeć się za Argeną. W końcu tamta chciała treningu... No to elfka pokaże jej parę sztuczek. Szukała chusty po kieszeniach i Argeny w okolicy.
Argena szła, niosąc w ręku niewielką skrzynkę ze znaleziskiem, wzdłuż czegoś co kiedyś zapewne było ulicą. Rozglądając się dookoła zauważyła idącą w jej kierunku Arilyn.
Arilyn podeszła do Argeny. - Jak ostatnio rozmawiałyśmy miałaś pewne wątpliwości co do mojego przeszkolenia - powiedziała elfka. - Chciałaś też sparingu. Znalazłam miejsce - powiedziała. Elfka wyglądała nieco inaczej niż zwykle. Dość krótkie jak na elfkę rude włosy, smukła twarz o delikatnych rysach... Oczy płonące zimnym srebrem “lekko” nie pasowały do tej ślicznej buzi. Podobnie zresztą jak pancerz. Był prawie cały czarny, zdobiony czerwonymi znakami, których znaczenia Argena nie znała. Zbroja pomimo swej smukłości i braku ostrych konturów wydawała się na oko ciężka, ale sposób, w jaki poruszała się Arilyn dobitnie uświadamiał, że jest inaczej. Poza czerwonymi pasami i znakami i czerwonym wzorem na prawym naramienniku i piersi zbroi nie zdobiły żadne wypustki ani kolce jak to często miało miejsce.
Argena przyjrzała się elfce przez chwilę. - Miałam ci powiedzieć, że ciekawy ten twój nowy image - rzekła na początek Argena. Wcześniej obie kobiety jakoś unikały ze sobą kontaktu i nie było jak pogadać. Powoli ruszyły we wskazanym przez Arilyn kierunku. - Nie mówiłam nic o wątpliwościach w twoje zdolności walki - rzekła spokojnie demonica. - Mówiłyśmy o treningu, ale sparing też... nim będzie - dodała szczerząc zęby w uśmiechu.
- W trakcie walki ludzie uczą się najszybciej - powiedziała spokojnie elfka. Poprowadziła demonicę na znaleziony równy teren. - Pokażę ci po prostu na czym polegał trening w Darkkeep. I nie udawaj, że nie miałaś wątpliwości. Gdy się denerwujesz robisz dziwne miny - mruknęła spokojnie. Wydobyła chustkę i zaczęła ją otrzepywać. - Rozejrzyj się po terenie i się przygotuj. Ja za chwilę będę gotowa - powiedziała.
- Nie udaje, ale nic takiego nie mówiłam - odparła Argena. Odłożyła szkatułkę i rzuciła okiem na plac walki. - Wręcz, na kije, czy z ostrą bronią? - spytała jeszcze.
- Mi to jest obojętne. Uczono mnie głównie walki dwoma rapierami, ale w razie czego umiem sobie poradzić bez nich. Wybierz broń, którą władasz najlepiej - powiedziała dziewczyna, po czym zaczęła zwijać otrzepaną chustkę.
- Wolę walkę mieczem, ale dla nas lepsze byłyby kije albo coś takiego, bo nie chcemy się przecież uszkodzić - powiedziała Argena. Faktem było, ze żadnych obecnie nie posiadali, więc demonica rozejrzała się w ruinach i po chwili dobyła dwa paliki. Były równej długości niespełna półtora metra i równej grubości około sześciu centymetrów - najwyraźniej niegdyś służyły jako nogi stołu-straganu, albo coś w tym stylu.
- To powinno być dobre - rzekła i podrzuciła jeden z nich, a ten poturlał się pod stopy elfki. - Magiczna chustka? - zagadała, widząc, że Arilyn poświęcała jej sporo uwagi. Odczepiła pas ze swym mieczem oburęcznym i położyła go obok szkatułki.
- Nie, zwykła - Arilyn kopnęła palik tak by móc złapać go jedną ręką. Zestrugała go nieco żeby w miejscu w którym trzymała nie był taki gruby. Miała raczej drobną dłoń. Przymierzyła palik do dłoni raz jeszcze. Teraz się nadawał. Oparła go o swoją nogę po czym zawiązała sobie starannie oczy. Tak, żeby nic nie widziała spod chustki.
Argena przetarła jedynie "rękojeść" swojego palika, aby ten nie był tak chropowaty i bardziej chwytny. W swej demonicznej postaci miała dość duże dłonie, więc nie wymagało to specjalnych zabiegów.
Zdziwiona przyglądała się poczynaniom elfki. - Co robisz? Mamy walczyć z zawiązanymi oczami? - powiedziała lekko zdumiona.
- Tylko ja będę miała zawiązane oczy - uśmiechnęła się elfka. Przechadzała się właśnie z zawiązanymi oczami po ringu by na wyczucie zbadać wielkość "ringu". - To daje ci kilka promili szansy na pokonanie mnie - powiedziała spokojnie. - Już niejednokrotnie tak ćwiczyłam, gdy moi przeciwnicy byli ode mnie dużo słabsi - wyjaśniła.
- Co? - wyrwało się, niezwykle zdziwionej Argenie. Spokojnie podeszła nieco bliżej elfki i przyjrzała się jej dokładnie. - Chcesz trenować ze mną z zawiązanymi oczami? - upewniła się, czy coś jej się czasem nie wydawało. Jednocześnie pomachała przed nią lewą ręką, był to bardzo prymitywny sposób na sprawdzenie, czy druga osoba coś widzi, ale inaczej tego zrobić nie mogła. - I nic nie widzisz?
- Tak, chcę trenować z tobą z zawiązanymi oczami. Ty niczego nie musisz sobie wiązać. Stwierdzam nawet, że byłoby to niemądre z twojej strony... Nic przez chustę nie widzę. Jeśli nie wierzysz, możesz mi tę chustę zawiązać od nowa - powiedziała elfka z uśmiechem na ustach.
Argena podeszła jeszcze bliżej, zatrzymując się dwa kroki przed Arilyn. Dobrze przyjrzała się umieszczonej na oczach elfki chustce. Była ona ciasno zawiązana i zakrywała twarz Arilyn od połowy nosa, do linii brwi. Jasne było, że elfka nie powinna była nic widzieć.
- No jeśli tak wolisz trenować... - rzekła spokojnie Argena. Cała ta akcja z oczami zdziwiła ją i może nawet wyprowadziła trochę z równowagi. Odeszła dwa kroki do tyłu. - Gotowa? - spytała.
- Owszem. Czekam na twój znak - powiedziała dziewczyna. Ustawiła się inaczej. Przenosiła przez chwilę ciężar ciała z jednej nogi na drugą przygotowując mięśnie. Chwyciła palik jedną ręką. Był dłuższy niż rapier, ale nie był z metalu. Masa była więc podobna. Elfka czekała na ruch Argeny.
- Dobrze - odparła tylko Argena. Normalnie już by się rzuciła na przeciwnika wykorzystując ewidentną przewagę, zanim zdejmie z oczu opaskę. Tym jednak razem zrobiła inaczej... nieco ostrożniej. Spokojnie i starając się być cicho podeszła zachodząc elfkę lewym łukiem.
Wyglądało na to, że udało jej się obejść przeciwniczkę i pozostać nie tylko niezauważoną, ale i niedosłyszaną. Gdy znalazła się już dość blisko, aby zadać cios, bez robienia zbędnych kroków, zaatakowała Arilyn celując w jej, bronioną przez zbroję, prawą łopatkę.
Arilyn uśmiechnęła się pod nosem. Zareagowała błyskawicznie. Uchyliła się przed ciosem i sama wyprowadziła swoją szybką kontrę. Chciała usłyszeć dźwięk uderzenia palikiem o napierśnik i uskoczyć poza zasięg Argeny.
Unik wyszedł prawidłowo. Nim Argena dokończyła cios oberwała w lędźwie, a Elfka wykonała piruet i stanęła trzy kroki od demonicy.
- Zachodzenie od tyłu, niezły pomysł, ale nie w twoim wykonaniu. Jesteś za głośna na niespodziewane ataki - powiedziała elfka i zamilkła ponownie czekając na ruch demonicy.
- Na pewno nie w tej zbroi - dodała Argena. Ruszyła spokojnie w kierunku elfki, aby w ostatniej chwili kucnąć i wymierzyć cios w nogi Arilyn, na wysokości ud.
Elfka wykonała skok, przeskoczyła ponad Argeną, wylądowała za jej plecami twardo, podpierając się jedną ręką. Obróciła się jak najszybciej umiała, wyprowadzając przy tym własny cios w plecy demonicy. Zależnie od tego czy trafi czy spudłuje, zdecyduje potem co zrobić dalej.
Pierwszy cios doszedł celu, Argena spróbowała się odsunąć blokując, ale otrzymała kolejny cios w prawe ramię. Arilyn najwyraźniej przeszła do ataku.
Arilyn natarła zmuszając Argenę do szybkich bloków i szybkiego przemieszczania się po ringu. Nasłuchiwała przy tym reakcji demonicy. Z jej ust nie schodził rozbawiony uśmiech.
Argena zaś powoli zaczynała się denerwować, choć nic nie powiedziała i raczej nie dała tego po sobie poznać. Oddychała tylko nieco szybciej. Gdy elfka napierała, demonica starała się wykonywać uniki, ale absolutnie nie odpuszczała w atakach, decydując się na wymianę ciosów.
Elfka porzuciła kij i chwyciła Argenę za rękę, po czym sprawnie przerzuciła ją przez ramię. Demonica wylądowała na plecach, a Arilyn odsunęła się poza jej zasięg, unikając kontry przeprowadzonej przez demonicę przed próbą podniesienia się. Elfka w dalszym ciągu się uśmiechała. Stała sobie teraz bez broni z tym uśmiechem wymalowanym na twarzy. Dawno z nikim nie sparowała. Dawno się nie bawiła. Jak przyjemnie było chociaż w tej formie wrócić do tamtych czasów. Czekała na reakcję demonicy.
Argena była zaskoczona takim obrotem sytuacji... zaskoczona i zdenerwowana. Nie tracąc czasu podniosła się z ziemi. Zauważyła, że jednak udało jej się coś zrobić - pozbawiła Arilyn broni. Podniosła drugi palik, chwytając go lewą dłonią.
Ruszając przed siebie spojrzała na elfkę. Nie podobał jej się uśmiech na twarzy przeciwniczki.
Jej planem było trzymanie się na odpowiedni dystans - tak aby mieć Arilyn w zasięgu swoich broni, ale pozostać poza jej zasięgiem, który był obecnie znacznie mniejszy.
- Walczyłaś kiedyś wcześniej dwoma orężami? - spytała elfka wesoło szczerząc przy tym zęby w uśmiechu.
- Jedno zawsze mi wystarczyło - odparła demonica, nie będąc w stanie ukryć w głosie narastającego gniewu.
Argena postarała się wykorzystać obecność chustki na oczach elfki i zaczęła atakować za każdym razem inaczej. Raz na nogi, raz na korpus.
Arilyn unikała kolejnych ciosów bez wiekszego trudu, za to Argenie szło dość kiepsko, żeby nie powiedzieć fatalnie.
Arilyn unikając kolejnych ciosów czekała na moment do skrócenia dystansu i kontry.
Wreszcie eflka po prostu zbiła cios i wymierzyła demonicy kopniaka, napierając całym ciałem. Argena wylądowała na tyłku, dalej trzymając oba kije w rękach. Arilyn odsunęła się o krok.
Argena była niezadowolona z całego obrotu sytuacji, a z jej gardła wydostał się cichy nieartykułowany dźwięk. Wstała szybko oddalając się jednocześnie od elfki. Zamierzała powtórzyć atak i utrzymać dystans. Tym razem atakując nieco inaczej, teraz bardziej manewrując bronią w dłoni, wspierając się do tego ruchami całej ręki.
Elfka słysząc, że Argena się oddala uśmiechnęła się na chwilę szerzej i odezwała się - Chcesz podpowiedzi? - spytała spokojnie. Potem cierpliwie czekała na reakcję demonicy.
- Co?! - zdziwiła się rozgniewana Argena.
- Czy chcesz bym ci powiedziała co robisz źle? - spytała wciąż spokojnie elfka.
Argena wzięła kilka oddechów stojąc spokojnie. - To ja powinnam tu dawać instrukcje tobie - odpowiedziała uniesionym głosem. - No to... co robię źle? Oprócz noszenia hałaśliwej zbroi - powiedziała po chwili. Nadal była poirytowana, ale jej głos zabrzmiał dość łagodnie. Słychać było, że sili się na spokój.
- Po pierwsze się nie złość, bo to nie tylko urodzie, ale i koncentracji szkodzi. Po drugie, ty nie umiesz walczyć dwoma orężami. Przeszkadzasz sobie - powiedziała wesoło.
- Walczyłam jednym, drugie tylko trzymam z daleka od ciebie - rzekła Argena. Cicho odłożyła broń elfki i jednocześnie zaczęła powoli kroczyć, nie w jej kierunku, ale, aby zagłuszyć moment odkładania broni i zatrzeć w jej pamięci tamto miejsce. - Mam powód do złości, to ja tu powinnam podszkolić ciebie - powiedziała głośno, nie kryjąc tonem że obecny stan rzeczy bardzo jej nie odpowiada.
Elfka wciąż się uśmiechała. - Przeszkadzałaś sobie drugą bronią. Wyraźnie słyszałam, że miałaś trudności z zachowaniem równowagi i plątały ci się ręce. A powodów do złości nie masz tak naprawdę wcale. Zrozum tylko, że nie chodzi tu o twoją dumę - mruknęła i zamilkła. Teraz chyba powinna zacząć walczyć na poważnie. Do tej pory była to dziecinna zabawa, ale nastawienie demonicy sprawiało, że ten sparing tracił na atrakcyjności.
- Chodzi o to, aby się sprawdzić w walce. A ja nie jestem nowicjuszem - powiedziała Argena, a jej głos brzmiał już dość normalnie. Sprawa jej zranionej dumy wynikła z samego przebiegu walki, ale sama rozmowa chwilowo ją uspokoiła.
Argena ruszyła do ataku. Zamierzała powtórzyć ataki utrzymywane na dystans. Tym razem zamierzała atakować nieco inaczej, teraz postanowiła bardziej manewrować bronią w dłoni, a do tego tylko dodatkowo wspierać się ruchami całej ręki.
Arilyn uniknęła dwóch pierwszych ciosów, a potem szybko prześliznęła się za Argenę. Nogą nacisnęła na tył jej kolana, sprowadzając demonicę do przyklęku, po czym wykręciła jej rękę do tyłu, sprowadzając ją do parteru i skutecznie obezwładniając. Cała akcja nie trwała nawet pięciu sekund...
- To, że dowodzisz zwiadem nie znaczy jeszcze, że możesz ludzi uczyć. Są lepsi i gorsi od ciebie. Od lepszych się ucz, słabszych nauczaj - powiedziała spokojnie elfka czekając aż Argena przyzwyczai się do przegranej i przestanie się opierać. - Dopóki tego nie zauważysz ludzie nie będą za tobą podążać, bo ludzie to nie armia demonów, to nie niewolnicy. Mamy własne rozumy, własne uczucia i własne zdanie - powiedziała spokojnie.
Chwilę trwało zanim Argena zaakceptowała swoją porażkę. Najpierw musiała się upewnić, że w obecnej, jakby nie patrzeć tragicznej dla niej sytuacji, nie była w stanie już niczego zrobić.
- Wiem - odpowiedziała niezwykle zrezygnowanym głosem. - Nie obracałam się w kręgach lepszych w walce od siebie, tacy też mi się trafili okazyjnie, ale w jednorazowych spotkaniach - powiedziała spokojnie Argena. Głos miała zawiedziony. - Tego kto jak walczy się po prostu nie widzi. A co do ludzi to wiem, tylko... nie chciałam, aby reszta załogi zaczęła o mnie myśleć tak jak ty - wydusiła z siebie. Wypowiedź ta z pewnością była szczera.
Elfka puściła Argenę i zdjęła chustę przesłaniającą jej oczy. - Wiedza to pierwszy krok w dobrym kierunku. Teraz tę wiedzę wykorzystaj. Nie możesz nam kazać coś zrobić i uznać, że zawsze zostanie wykonane, bez żadnego zaangażowania z twojej strony. Okaż szacunek nam, wspieraj swoich podkomendnych i dbaj o nich, a odwzajemnią ci się lojalnością - powiedziała spokojnie. - U nas bycie przywódcą to nie tylko przywilej, ale też bardzo wielka odpowiedzialność i ciężka praca - powiedziała spokojnie. - Dlatego ja się do tej roli nie nadaję. Nie potrafię udźwignąć brzemienia odpowiedzialności - mruknęła.
- Byłabyś za to bardzo dobrym trenerem - zauważyła Argena. - Czy ja unikałam działania? Nie zauważyłam - rzekła spokojnie. - Posągi przenosiłam wspólnie z innymi - zauważyła, a po chwili dodała - ale ciebie chyba wtedy nie było z nami... Czyżbym nie okazywała innym szacunku? - spytała.
- To nie o to chodzi. Zrozumiesz w swoim czasie - powiedziała elfka i klepnęła Argenę przyjacielsko w ramię. - Ciekawi mnie co można znaleźć w tutejszych ruinach. Chce się po nich przejść, bo wyczuwam tu coś dziwnego - mruknęła, zmieniając temat na poważniejszy. Zmarszczyła przy tym brwi.
Argena odebrała klepnięcie nie tylko jako przyjazny znak. Podniosła się na rękach, jakby robiła pompkę, a następnie wstała powoli. Rozejrzała się dookoła.
- Możemy się przejść razem, albo nawet większą ekipą - powiedziała spokojnie. Zanim ruszyły spytała spokojnym i pokornym głosem - Masz jeszcze jakieś rady? Do walki, albo inne.
Elfka się nagle uśmiechnęła wesoło. Ale inaczej niż wcześniej. - Możemy się przejść. Wpierw chcę zajrzeć do Podróżnika. Przyda mi się jakiś papier i coś do pisania - powiedziała. - Co do rad, zapewne się później jakieś pojawią. A może nie będą żadne potrzebne. Odpocznijmy po tym sparingu - rzuciła. Wcale nie wyglądała na zmęczoną, ale po chwilach napięcia dobrze jest zebrać siły.
- Ty nie wyglądasz na taką, co potrzebuje odpoczynku. Ale ja skorzystam - rzekła Argena i z lekkim trudem podniosła swą broń oraz znalezisko. - Znakomicie walczysz - przyznała ze skruchą, bez śladu entuzjazmu w głosie.
- Jeśli kiedykolwiek spotkam moich nauczycieli, przekażę im to - powiedziała elfka. - Jestem córką leśnika, większość życia spędziłam w głębokiej dziczy - dodała wesoło. Przepuściła Argenę przodem w drogę do Podróżnika.
Demonica jednak wolała iść obok elfki i nie przejęła prowadzenia. - Ale jak widzę całkiem sporo na treningach - dodała robiąc prawym ramieniem kółka, dla rozluźnienia mięśni.
- Ostatnie lata tylko. Te treningi dały mi naprawdę ostro w kość. 20 godzin na dobę. Magia, walka, co tylko się dało. Nauczyciele nie mieli litości. Kto nie znosił napięcia ten rezygnował albo ginął - dodała. - Wciąż się uczę i będę się uczyć do końca życia. Jedna z ostatnich nauk jaką z życia wyciągnęłam jest taka, że nie zawsze moje życie należy do mnie - machnęła ręką.
Argena zamrugała oczami, nie zrozumiała ostatniej wypowiedzi elfki, ale skoro machnęła ona ręką i nie było to już ważne, to i ona potrząsnęła głową jako gest o tym samym znaczeniu.
- Ale za to jest efekt tego treningu... powalający - Argena podała pierwsze słowo jakie przyszło jej do głowy. - A właśnie, wyjaśnij mi proszę. Bo wcześniej odniosłam wrażenie, że te treningi... miał kto inny. To znaczy się ty, ale w poprzednim wcieleniu?... widzę, że nie zrozumiałam - przyznała demonica i skrzywiła się lekko.
Elfka kaszlnęła. Chyba przez jej policzki przebiegł rumieniec, ale trwało to zbyt krótko by zyskać pewność - Musiałam namącić, gdy o tym mówiłam - bąknęła. - Zdarza mi się to jeszcze - powiedziała. - Sześć tysięcy lat temu był czas zwany Erą Pradawnych Władców. Wtedy żyła Władczyni bogini Gai, Silbern. Silbern pokonała ówczesnego Władcę starego bóstwa na kontynencie Korteeos i przejęła tamte tereny. Po swojej śmierci stała się awatarem swojego bóstwa. Ale coś chyba poszło nie tak i dusza Władczyni wróciła do "obiegu", że tak nieładnie powiem. Byłam inkarnacją Silbern, przez krótki czas w moim życiu miałam moc Władczyni Ognia - zaśmiała się. - Mam szczątkowe wspomnienia z życia Władczyni... Później nasze dusze rozdzielono, bo jej osobowość była silniejsza od mojej. Darkning nie chciał by jej umysł zniszczył mój i nas rozdzielił. Obecnie moja więź z Władczynią została zerwana. Nie jestem nawet tak naprawdę Arilyn... No, nie dosłownie. Jestem przypadkowo powstałą kopią - westchnęła. - Zaczęłam rozumieć przekleństwo "Abyś żył w ciekawych czasach" - zaśmiała się. Arilyn przyspieszyła nieco kroku, gdy w zasięgu jej wzroku pojawił się Podróżnik.
- Teraz chyba rozumiem. I to potem zaczęły się treningi? - spytała uprzejmie.
- Treningi zaczęły się przed rozdzieleniem mnie z Władczynią. Swoją drogą straszna z niej oferma - zaśmiała się.
- Silna magią, ale niespecjalnie sprawna fizycznie? - rzekła Argena i o mały włos by się nie uśmiechnęła.
- Nie. Władczyni była silna fizycznie. Władała potężnym mieczem... Jedną ręką. Magią nie dorastam jej do pięt - powiedziała wesoło. - Ale nikt tak jak ona nie robił bałaganu w łazience. Co weszła to człowiek bał się czy ona się zabije czy raczej wysadzi tę łazienkę w powietrze - parsknęła. - Bogini Gaja jest zresztą tak samo wesołą i beztroską istotą jak Silbern. Się dobrały - śmiała się Arilyn. Weszła do Podróżnika szukać kartek.
Argena weszła za nią. Zdjęła hełm i rozejrzała się dokładnie po pokładzie pojazdu. Nikogo nie było.
- Arilyn, chciałabym aby sprawa naszego... sparingu pozostała między nami - zaczęła Argena proszącym tonem głosu, a słowo sparing zbytnio jej tu nie pasowało. - Naprawdę, załoga nie powinna wiedzieć, że... ich dowódca niespecjalnie radzi sobie w walce - dodała spokojnie. Widać po niej było, że zależy jej, aby nikt nie dowiedział się o jej przegranej.
Elfka pacnęła się otwartą dłonią w twarz. - Nie ty sobie nie radzisz, bo pewnie jesteś lepsza w walce od niejednego z nich tylko ja od was odstaję. Powtórzę się raz jeszcze, ale bardziej dosadnie: byłam przyuczona i wytrenowana do bycia członkiem elitarnego oddziału Darkantropii - powiedziała stanowczo. - Byłam tak zwaną Dłonią Darkantropii. Zostałam tu wysłana po to by rozwiązać kilka poważnych problemów Darkantropii. Jeśli nie będziesz się potrafiła przed nimi przyznać do porażki z przeciwnikiem od ciebie wielokrotnie potężniejszym, wtedy nigdy nie będziesz dobrym dowódcą. Umieć przyznać się do porażki to umieć pokazać ludzką twarz, to szczerość i otwartość, której ludzie potrzebują w kontaktach z innymi. Nie jesteśmy demonami. Nie musimy widzieć naszego przywódcy jako niezwyciężonego. Nie na tym polega autorytet. Silbern była raczej kiepskim wodzem, nie znała się na taktyce, byle gąbka w łazience groziła jej śmiercią takim była gamoniem... A mimo to miała podkomendnych, którzy byli jej najlepszymi przyjaciółmi. Oni znali jej słabości, ona znała ich - powiedziała. - Gdy Darkning mnie tu wysłał dał mi pod komendę osoby, którym ufałam, które znały moje słabości. Ja znałam ich słabości. Dzięki temu wiedzieliśmy jak działać. Dzięki temu oni żyją - powiedziała.
Argena uważnie przyglądała się rozmówczyni podczas jej przemowy.
- No tak, rozumiem - przyznała, niezadowolona, ze znów coś zawaliła. - Rozumiem, że z ludźmi jest pod tym względem inaczej i zgadzam się oczywiście, że wzajemne poznanie swoich towarzyszy broni jest bardzo ważne - przyznała elfce rację. - A, czy możesz rozważyć kwestię. Czy zgodzisz się udzielać mi treningów walki? - spytała.
Elfka otworzyła usta. Zamknęła je i po chwili znów otworzyła. Zamrugała oczami. - Jasne - bąknęła po chwili. - Chętnie. Jakoś obejdziemy to, że walczymy czymś innym - bąknęła. Chyba była w szoku. Skierowała się do swojej kanciapy by wydobyć stamtąd papier. Gdy wychodziła stamtąd dostrzegła tę nieforemną, czerwoną figurkę, którą Argena wcześniej odstawiła. Demonica jeszcze nigdy w życiu nie widziała by elfka ruszała się tak szybko. Arilyn już trzymała figurkę w rękach i oglądała ją uważnie. - Heh... - bąknęła.
- Jestem pewna, że przyda mi się trening pod twoim nadzorem - przyznała Argena. - To... to znalezisko z brzucha tamtego demona, nie wygląda mi na magiczne - powiedziała spokojnie i zaczęła zdejmować z siebie zbroję. - Chyba dobrze się dziś bawiłaś? - powiedziała, gdyż uznała iż zabawa była odpowiednim określeniem na to co elfka robiła podczas ich potyczki.
- Znaleźliście admanit w brzuchu tego ścierwojada? - rzuciła elfka.
- Na to wygląda - odparła demonica. - Co to jest admanit?
- Ten sam materiał został osadzony w rękojeści miecza Władczyni Gai. Umagiczniony admanit... Uch, ty chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego jaką to ma wartość, prawda? - bąknęła elfka.
- Zaczynam sobie zdawać... A chciałam dać to na ozdobę salonu i chochlikom do zabawy - zadrwiła z siebie samej. - Ja nie wyczułam w tym magii - zauważyła - ale ty masz zapewne szeroką wiedzę na ten temat.
- Przepraszam, nieścisłość. Ten raczej nie jest umagiczniony, ale można go umagicznić. To bardzo cenne znalezisko. Miecz, o którym wspomniałam był tak umagiczniony, że rozdzierał rzeczywistość. Przecinał ją... - powiedziała.
Wizja takiego miecza zadziałała na wyobraźnie Argeny. - Czyli mamy tu bardzo cenny materiał... Obawiam się jednak, że będzie musiał zaczekać na nasz powrót do Mehizeck - rzekła spokojnie już całkiem zdejmując z siebie zbroję.
- Miecz zaginął tak swoją drogą. Ale coraz bardziej intrygują mnie te ruiny. - Elfka zostawiła wreszcie figurkę. Zaczęła coś kreślić na kartkach. - Owszem, chyba, że po drodze znajdziemy sposób na jego wykorzystanie - powiedziała z uśmiechem.
- Piszesz coś ciekawego? - spytała nienatarczywie, jakby od niechcenia lub z czystej ciekawości.
- Rysuję ogólny zarys miasta - powiedziała Arilyn. - Bardzo ogólny - dodała pokazując kartkę z pobieżnie zarysowanym konturem. - Dokładniejszy plan sporządzę, gdy wzniosę się w powietrze - dodała.
Argena pokiwała głową na znak zrozumienia. - Też bym polatała. W tej nowej zbroi nie mogę - rzuciła obojętnie. - Nie będę przeszkadzać i wejdę na chwilę pod prysznic - powiedziała spokojnie. - Chyba dobrze się dziś bawiłaś? - dodała, gdyż uznała iż zabawa była odpowiednim określeniem na to co elfka robiła podczas ich potyczki.
- Rozgrzałam nieco stawy. Odrobina wysiłku to dobra rzecz. Nieużywane ostrze rdzewieje - skomentowała elfka.
Argena uśmiechnęła się połowicznie. Pierwszy raz od momentu odbytej walki. - Jakby coś się działo, to zaraz wracam - powiedziała kręcąc się koło drzwi do łazienki.
Do ustalonego na powrót momentu zostało im jeszcze trochę czasu.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
ODPOWIEDZ