[Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
: wtorek, 19 grudnia 2006, 12:15
Posty zaczynamy od napisania imienia postaci i piszemy w trzeciej osobie.
Tak piszemy co postać robi
-tak - co mówi-
*tak - co myśli*
Tak piszemy coś poza sesją
Będę się starał update’ować raz na dwa dni. Osoba nieaktywna przez tydzień zostanie uśmiercona
Pamiętajcie, ze to nie są „Pradawni Władcy” i nie powinniście przesadzać z ingerencja w świat gry.
Ludzie, którzy chcą karty postaci powinni zaopatrzyć się w Excela i wysłać mi na PW swój adres e-mail.
Ludzie, którzy się nie wyrobili z odpowiedziami na pytania, które wysłałem na PW – zostaniecie dodani w dogodnym momencie po tym jak wyślecie odpowiedzi, a wiec Server revres i Hose15 – ruszajcie się
Powodzenia...
Yang Lou:
Cholera.. było nie zasypać na terenie zaznaczonym tabliczkami jako „Ziemie Krwi”. Teraz siedział w twardej celi z koszmarnym bólem głowy w jakiejś fortecy niewiadomo gdzie. Kraty były wmurowane i najwyraźniej jedynym zadaniem tej cieli było zagłodzić więźnia. Yang widział swój sprzęt leżący zalewie dwa metry od krat, co czyniło go absolutnie nieosiągalnym. Zrezygnował z wszelkich prób dosięgnięcia go, gdy nagle coś zagrzmiało i po ścianach fortecy poszły dczarne fale. Kraty z łoskotem wyleciały na wprost wbijając się w ścianę nad ekwipunkiem Lou. Z dołu dał się słyszeć głos –Wszyscy byli więźniowie na dół! Ta buda zaraz się zawali!-
Głos dobiegał z klatki schodowej na prawo...
Achamir:
Zapowiadał się kolejny nudny dzień... wiec czemu się nie nawalić od razu na początku? Jeszcze tak elfka, stawiająca jeden kufel za drugim... w sumie anioł widział paru elfów, który krążyli po mieście.. wcześniej ich tu nie widywał, ale co tam.
Teraz siedzi w celi i przeklina swą głupotę. Został ogołocony z ekwipunku, który leży po przeciwnej stronie od drzwi celi. Pomimo wszelkich starań anioł nie był w stanie go sięgnąć. Był to przełomowy moment, w którym zdecydował się wreszcie przestać pić. Za często coś przez to tracił, a jakoże siedział w tej celi już dzień bez strawy ni napity to był skłonny przysiąc, ze już więcej nie tknie alkoholu, jeśli stąd wyjdzie żywy... i w tym momencie kraty wyleciały ze ściany z łoskotem. Rozległ się grzmiący głos, który dobiegał gdzieś z dołu –Wszyscy byli więźniowie na dół! Ta buda zaraz się zawali!- powiedział. Schody były w zasięgu wzroku, wiec pozostało tylko zgarnąć sprzęt i iść... nie widział gdzie do końca idzie, ani gdzie jest, ale szedł...
Velius:
Podróż służbowa na Argahnę... i to jeszcze zorganizowana prze Vemira – tą parszywa gnidę niechętną Veliusowi. Ale cóż – jest wyższy stopniem, wiec trzeba słuchać. Cos jednak było podejrzane. Podejrzane aż do granic możliwości.
Teraz erynianin siedział w kamiennej celi z katami wmurowanymi w ściany i zastanawiał się w którym momencie podczas walki na statku popełnił błąd. Posiedział może pół dnia, gdy budynkiem wstrząsnęło. Mag czuł, jak energia przechodzi przez ściany i napiera na kraty by wyrwać je z posad i odwalić wstecz. Za kratami była wolność... i jego sprzęt! Cóż jednak z wolności, gdy erynianin nie ma pojęcia gdzie jest? –Wszyscy byli więźniowie na dół! Ta buda zaraz się zawali!- krzyknął głos z dołu. Mag Thirel nie zwykł przyjmować poleceń od istoty, której nawet na oczy nie widział, ale nie był to czas, na prezentowanie swej dumy, ruszył wiec w dół po schodach...
Eltharond:
Tak się kończy, gdy podróżuje się „dobrze i tanio”! I nie obchodziło go w ogóle ze cała spółka transportowa „Maffer i spółka” poszła na dno razem ze statkiem! Siedział teraz wściekły w tej cholernej celi, mając swój sprzęt na wyciągniecie ręki.. i jeszcze jakiś centymetr dalej. Parszywi piraci, nawet własnego pobratymcę przymkną. Leśne elfy nosiły co prawda dość dziwne pancerze, ale symbol na nich nie był znany Eltharondowi. W pewnym momencie budynkiem wstrząsnęło, a miejsca, w których kraty stykają się ze ścianą trzasnęły i krata wpadła do środka celi o mało nie rozgniatając stop elfa. –Wszyscy byli więźniowie na dół! Ta buda zaraz się zawali!- ryknął głos z dołu. Był to głos nieumarłego. Elf niepewnie zagarnął i założył ekwipunek, po czym pospiesznie udał się schodami w dół.. i tak nie było innego wyjścia...
Nadir:
Ta podróż to nie był najlepszy pomysł, choć zdawała się być na początku wspaniała. Trzeba było zostać na Taros, a nie... ale cóż zrobić? Nikt nie mógł przewidzieć, że statek trafi na sztorm i rozbije się gdzieś na wybrzeżach Argahny. Akurat tam, gdzie była jakaś ruina przekształcona przez leśne elfy w wiezienie. Opór nie miał sensu. Szkoda, że drakon jako jedyny to zrozumiał. Wszyscy, którzy przeżyli katastrofę i chcieli walczyć zostali zamienieni w poduszki do igieł. Elfy metodą teleportacji wpakowały go do celi bez możliwości opuszczenia jej. Nawet trochę jedzenia dostał, ale była to tylko kpina, siedział w zamknięciu kilka dni i zapasy zaczynały się kończyć... Słyszał kroki w innych sekcjach zamku, ale zawsze były to elfy z kolejnymi jeńcami. Tego dnia było inaczej. Wpierw cały zamek lekko zadrżał a potem kraty wyskoczyły ze ściany jakby nagle wyszarpnęła je jakaś niewidzialna siła. –Wszyscy byli więźniowie na dół! Ta buda zaraz się zawali!- wydarł się ktoś z dołu. Drakon nie myśląc wiele chwycił swój sprzęt i pobiegł schodami w dół.
Ragon Mertroni:
Wyruszyć karawaną i dostać się gdzieś, gdzie Godir nie sięga.. tam zacząć od nowa... tak, to by było dobre. Ragon nawet wie, gdzie nikt go nie będzie szukał. W Argahnie są kłopoty z demonami – w okolicach „najazdu” jest mało ludzi i nikt tam się nie zastanawia nad imieniem i nazwiskiem wojowników. Posiedzi tam trochę, aż Godir będzie zbyt zajęty zamieszaniem na Argahnie i ucieknie gdziekolwiek.. naprawdę gdziekolwiek. Wtedy organizacja uzna, że zginął lub zaginął i da spokój... prawdopodobnie. No cóż, raz się żyje!
No cóż.. raz się cholera żyje! I ten raz chyba dobiega końca. Już drugi dzień Mężczyzna siedział w ej zasranej celi. Nawet szczurów tu nie było, wiec wystarczyć mu musiały zapasy, których jakimś cudem sięgnął.. tylko dlatego, że wystawały z kupy jego rzeczy leżącej naprzeciw kraty, wmurowanej w ścianę celi. –Wszyscy byli więźniowie na dół! Ta buda zaraz się zawali!- krzyknął głos z dołu, a krata wyskoczyła ze ściany jak korek z butli szampana. Cuda się zdarzają... Mężczyzna zebrał klamoty i udał się jedyną droga do wyjścia – schodami na dół.
Ugurth:
Siedzenie na Korteeos uniemożliwiło Ugurthowi odnalezienie mistrzów kowalstwa, wiec... wiec wybrał się na Argahnę. Tam są siedziby wielu gildii – tam powinien pytać... i faktycznie znalazł się na Argahnie. Tylko nie w sposób, w jaki chciał. Kraty nie ustępowały pomimo usilnych prób wyrwania ich. W sumie nefalem nawet nie wiedział, jak się tutaj znalazł. Dostał na pokładzie statku jakiś środek nasenny czy coś, a teraz... a teraz całym budynkiem wstrząsnęło lekko i kraty wyleciały z muru same! Odzyskanie ekwipunku było już kwestia czasu. Potem Ugurth usłyszał głos dochodzący gdzieś z dołu –Wszyscy byli więźniowie na dół! Ta buda zaraz się zawali!- krzyknął ktoś. Nefalem rozglądnął się o korytarzu. Po drugiej stronie były schody, którymi poszedł już jakiś drakon – do niedawna tez więzień. Bez namyślania się zagarnął swoje rzeczy i poszedł za nim.
Liego:
Spicie się do nieprzytomności nie było mądre. Zamiast swej sypialni rano ujrzał zimne mury niewygodnej celi. Cały jego ekwipunek, w którym położył się z reszta spać leżał przed kratami, których ni jak nie dało się ruszyć. Nie przewidziano możliwości otwarcia ich. W podobnych „celach” obok były trupy jakichś zagłodzonych nieszczęśników. Wszystko stało się jasne... oprócz jednego. Nagle z dołu poszła potężna fala energii przypominającej moc zła, ale mocniejszej. To przypomniało elfowi o innej gałęzi.. o mocy Mroku, która stanowi potężniejszą wersję mocy Zła.. w porę odsunął się od kraty, bo po chwili wyrwała ją ze ściany owa moc. Potem był wrzask jakiegoś nieumarłego –Wszyscy byli więźniowie na dół! Ta buda zaraz się zawali!-
Czarny mag nie myślał długo i ruszył naprzód, czując powoli pękające w murach więzi. Zagarnął torbę przyboczną i kostur, po czym ruszył.
Silvanus:
Teraz już było pewne, że te dźwięki podczas teleportacji to była... wojna. Wojna, która wdarła się do zamku podstępem. Fale zakłóciły proces teleportacji i Silvanus trafił do jakichś ruin... były to ruiny dawnej fortecy... a obecnie więzienie, jak zdążył się po chwili przekonać, gdy elfy schwytały go i umieściły w celi głodówkowej. Po chwili okazało się jednak, ze nie wszystko stracone. Jakaś moc wyrwała kraty ze ścian, a głos z dołu nakazał ucieczkę z walącego się powoli budynku. Po szybkim chwyceniu swojego ekwipunku elf
Arilyn:
Oślepiający błysk, potem ciemność i.. wszyscy wpadli z dobytą bronią na główna salę zdemolowanego zamku. Było tu cicho.. bardzo cicho. Dało się słyszeć tylko trzaskające płomienie....
-Nikogo tu nie ma poza jedenastoma więźniami!- stwierdził Erytryn. -Mogę ich uwolnić od razu...- powiedział i stuknął się w skroń. Skrzywił się i stuknął jeszcze dwa razy. -Cholera.. brak kontaktu z Darkkeep...- warknął. -Dobra, nieważne i tak mamy jeszcze zadanie... wiec uwalniać ich?- ponowił pytanie.
-Jak to brak kontaktu?- warknęła Arilyn zdziwiona –Dobra idziemy ich uwolnić. Może będą pomocni!-
Erytryn zamachnął się i uderzył dłońmi w ziemię. Dał się słyszeć łoskot wyrywanych krat. –Dobra.. zaraz zaklęcie wyrwie kraty na wszystkich poziomach i tu zejdą...- powiedział i nagle całym budynkiem zatrzęsło. Ze sklepienia pospały się iskry.
Torosar westchnął i krzyknął na cały głos –Wszyscy byli więźniowie na dół! Ta buda zaraz się zawali!-
Arilyn poczuła, jakby ktoś włożył jej głowę do wnętrza ciężkiego dzwonu i uderzył oń kilkakroć. –Au...- szepnął Erytryn po chwili „przeczyszczając” sobie uszy palcem.
Wszyscy:
Do głównej sali na dole za chwilę weszło jedenastu więźniów. Stała tam już trójka istot. Jakaś kobieta w zbroi z wiatrostali z dwoma rapierami i dziwnymi rękawicami, której postawa wskazywałaby na to, ze jest szermierzem, lub wojowniczką, stawiającą na zwinność, wielki Mroczny Rycerz trzymający w ręce sama rękojeść broni i mistyk w czarnej todze z kościanym kosturem na plecach, zdmuchujący dym z opuszków palców. Całą salę pokrywał jakiś symbol, na którego środku stał mistyk. Za nimi były wywalone drzwi. Całym budynkiem trząsło raz po raz. –Ruszajcie się!- ryknął rycerz i wszyscy jak na rozkaz ruszyli za trójką. Wtedy rozległ się jeszcze głośniejszy łoskot. Dach został zdjęty przez gigantycznego demona, ściskającego w drugiej ręce miecz z ciemności. –A tuście miii...- warknął i uderzył mieczem, zabijając na miejscu dwójkę więźniów. Jakiegoś bezdusznego – konstruktora i anielicę – kapłankę. Mistyk dobył kostura i wydarł się łupiąc w demona potężnym ładunkiem mocy. –Ruchy!- krzyknął, tłukąc wielkoluda piorunem ciągłym. –Zabierz tych durniów stąd Arilyn! Zajmę się tym przypakiem!- dodał i uderzył kolejnym ładunkiem, który odrzucił demona wraz z dachem dalej. Mistyk wzleciał wyżej i uniknął ciosu miecza. Kobieta nazwana Arilyn poprowadziła grupę ocalałych bokiem i do podziemi. Tu kobieta wytworzyła mały ładunek energii, który oświetlił twarze wszystkich. –No wchodźcie w zasięg światła... niech wam się przyjrzę.. jestem Arilyn – Szermierz Darkantropii i elfka. –Kolejno podawajcie imiona- powiedział rycerz. –Ja jestem Torosar... Czarny szkielet i mroczny rycerz.- powiedział z czymś na kształt dumy.
o kolei wchodzicie w światło i opisujecie postać (twarz) i przedstawiacie się.
Tak piszemy co postać robi
-tak - co mówi-
*tak - co myśli*
Tak piszemy coś poza sesją
Będę się starał update’ować raz na dwa dni. Osoba nieaktywna przez tydzień zostanie uśmiercona
Pamiętajcie, ze to nie są „Pradawni Władcy” i nie powinniście przesadzać z ingerencja w świat gry.
Ludzie, którzy chcą karty postaci powinni zaopatrzyć się w Excela i wysłać mi na PW swój adres e-mail.
Ludzie, którzy się nie wyrobili z odpowiedziami na pytania, które wysłałem na PW – zostaniecie dodani w dogodnym momencie po tym jak wyślecie odpowiedzi, a wiec Server revres i Hose15 – ruszajcie się
Powodzenia...
Yang Lou:
Cholera.. było nie zasypać na terenie zaznaczonym tabliczkami jako „Ziemie Krwi”. Teraz siedział w twardej celi z koszmarnym bólem głowy w jakiejś fortecy niewiadomo gdzie. Kraty były wmurowane i najwyraźniej jedynym zadaniem tej cieli było zagłodzić więźnia. Yang widział swój sprzęt leżący zalewie dwa metry od krat, co czyniło go absolutnie nieosiągalnym. Zrezygnował z wszelkich prób dosięgnięcia go, gdy nagle coś zagrzmiało i po ścianach fortecy poszły dczarne fale. Kraty z łoskotem wyleciały na wprost wbijając się w ścianę nad ekwipunkiem Lou. Z dołu dał się słyszeć głos –Wszyscy byli więźniowie na dół! Ta buda zaraz się zawali!-
Głos dobiegał z klatki schodowej na prawo...
Achamir:
Zapowiadał się kolejny nudny dzień... wiec czemu się nie nawalić od razu na początku? Jeszcze tak elfka, stawiająca jeden kufel za drugim... w sumie anioł widział paru elfów, który krążyli po mieście.. wcześniej ich tu nie widywał, ale co tam.
Teraz siedzi w celi i przeklina swą głupotę. Został ogołocony z ekwipunku, który leży po przeciwnej stronie od drzwi celi. Pomimo wszelkich starań anioł nie był w stanie go sięgnąć. Był to przełomowy moment, w którym zdecydował się wreszcie przestać pić. Za często coś przez to tracił, a jakoże siedział w tej celi już dzień bez strawy ni napity to był skłonny przysiąc, ze już więcej nie tknie alkoholu, jeśli stąd wyjdzie żywy... i w tym momencie kraty wyleciały ze ściany z łoskotem. Rozległ się grzmiący głos, który dobiegał gdzieś z dołu –Wszyscy byli więźniowie na dół! Ta buda zaraz się zawali!- powiedział. Schody były w zasięgu wzroku, wiec pozostało tylko zgarnąć sprzęt i iść... nie widział gdzie do końca idzie, ani gdzie jest, ale szedł...
Velius:
Podróż służbowa na Argahnę... i to jeszcze zorganizowana prze Vemira – tą parszywa gnidę niechętną Veliusowi. Ale cóż – jest wyższy stopniem, wiec trzeba słuchać. Cos jednak było podejrzane. Podejrzane aż do granic możliwości.
Teraz erynianin siedział w kamiennej celi z katami wmurowanymi w ściany i zastanawiał się w którym momencie podczas walki na statku popełnił błąd. Posiedział może pół dnia, gdy budynkiem wstrząsnęło. Mag czuł, jak energia przechodzi przez ściany i napiera na kraty by wyrwać je z posad i odwalić wstecz. Za kratami była wolność... i jego sprzęt! Cóż jednak z wolności, gdy erynianin nie ma pojęcia gdzie jest? –Wszyscy byli więźniowie na dół! Ta buda zaraz się zawali!- krzyknął głos z dołu. Mag Thirel nie zwykł przyjmować poleceń od istoty, której nawet na oczy nie widział, ale nie był to czas, na prezentowanie swej dumy, ruszył wiec w dół po schodach...
Eltharond:
Tak się kończy, gdy podróżuje się „dobrze i tanio”! I nie obchodziło go w ogóle ze cała spółka transportowa „Maffer i spółka” poszła na dno razem ze statkiem! Siedział teraz wściekły w tej cholernej celi, mając swój sprzęt na wyciągniecie ręki.. i jeszcze jakiś centymetr dalej. Parszywi piraci, nawet własnego pobratymcę przymkną. Leśne elfy nosiły co prawda dość dziwne pancerze, ale symbol na nich nie był znany Eltharondowi. W pewnym momencie budynkiem wstrząsnęło, a miejsca, w których kraty stykają się ze ścianą trzasnęły i krata wpadła do środka celi o mało nie rozgniatając stop elfa. –Wszyscy byli więźniowie na dół! Ta buda zaraz się zawali!- ryknął głos z dołu. Był to głos nieumarłego. Elf niepewnie zagarnął i założył ekwipunek, po czym pospiesznie udał się schodami w dół.. i tak nie było innego wyjścia...
Nadir:
Ta podróż to nie był najlepszy pomysł, choć zdawała się być na początku wspaniała. Trzeba było zostać na Taros, a nie... ale cóż zrobić? Nikt nie mógł przewidzieć, że statek trafi na sztorm i rozbije się gdzieś na wybrzeżach Argahny. Akurat tam, gdzie była jakaś ruina przekształcona przez leśne elfy w wiezienie. Opór nie miał sensu. Szkoda, że drakon jako jedyny to zrozumiał. Wszyscy, którzy przeżyli katastrofę i chcieli walczyć zostali zamienieni w poduszki do igieł. Elfy metodą teleportacji wpakowały go do celi bez możliwości opuszczenia jej. Nawet trochę jedzenia dostał, ale była to tylko kpina, siedział w zamknięciu kilka dni i zapasy zaczynały się kończyć... Słyszał kroki w innych sekcjach zamku, ale zawsze były to elfy z kolejnymi jeńcami. Tego dnia było inaczej. Wpierw cały zamek lekko zadrżał a potem kraty wyskoczyły ze ściany jakby nagle wyszarpnęła je jakaś niewidzialna siła. –Wszyscy byli więźniowie na dół! Ta buda zaraz się zawali!- wydarł się ktoś z dołu. Drakon nie myśląc wiele chwycił swój sprzęt i pobiegł schodami w dół.
Ragon Mertroni:
Wyruszyć karawaną i dostać się gdzieś, gdzie Godir nie sięga.. tam zacząć od nowa... tak, to by było dobre. Ragon nawet wie, gdzie nikt go nie będzie szukał. W Argahnie są kłopoty z demonami – w okolicach „najazdu” jest mało ludzi i nikt tam się nie zastanawia nad imieniem i nazwiskiem wojowników. Posiedzi tam trochę, aż Godir będzie zbyt zajęty zamieszaniem na Argahnie i ucieknie gdziekolwiek.. naprawdę gdziekolwiek. Wtedy organizacja uzna, że zginął lub zaginął i da spokój... prawdopodobnie. No cóż, raz się żyje!
No cóż.. raz się cholera żyje! I ten raz chyba dobiega końca. Już drugi dzień Mężczyzna siedział w ej zasranej celi. Nawet szczurów tu nie było, wiec wystarczyć mu musiały zapasy, których jakimś cudem sięgnął.. tylko dlatego, że wystawały z kupy jego rzeczy leżącej naprzeciw kraty, wmurowanej w ścianę celi. –Wszyscy byli więźniowie na dół! Ta buda zaraz się zawali!- krzyknął głos z dołu, a krata wyskoczyła ze ściany jak korek z butli szampana. Cuda się zdarzają... Mężczyzna zebrał klamoty i udał się jedyną droga do wyjścia – schodami na dół.
Ugurth:
Siedzenie na Korteeos uniemożliwiło Ugurthowi odnalezienie mistrzów kowalstwa, wiec... wiec wybrał się na Argahnę. Tam są siedziby wielu gildii – tam powinien pytać... i faktycznie znalazł się na Argahnie. Tylko nie w sposób, w jaki chciał. Kraty nie ustępowały pomimo usilnych prób wyrwania ich. W sumie nefalem nawet nie wiedział, jak się tutaj znalazł. Dostał na pokładzie statku jakiś środek nasenny czy coś, a teraz... a teraz całym budynkiem wstrząsnęło lekko i kraty wyleciały z muru same! Odzyskanie ekwipunku było już kwestia czasu. Potem Ugurth usłyszał głos dochodzący gdzieś z dołu –Wszyscy byli więźniowie na dół! Ta buda zaraz się zawali!- krzyknął ktoś. Nefalem rozglądnął się o korytarzu. Po drugiej stronie były schody, którymi poszedł już jakiś drakon – do niedawna tez więzień. Bez namyślania się zagarnął swoje rzeczy i poszedł za nim.
Liego:
Spicie się do nieprzytomności nie było mądre. Zamiast swej sypialni rano ujrzał zimne mury niewygodnej celi. Cały jego ekwipunek, w którym położył się z reszta spać leżał przed kratami, których ni jak nie dało się ruszyć. Nie przewidziano możliwości otwarcia ich. W podobnych „celach” obok były trupy jakichś zagłodzonych nieszczęśników. Wszystko stało się jasne... oprócz jednego. Nagle z dołu poszła potężna fala energii przypominającej moc zła, ale mocniejszej. To przypomniało elfowi o innej gałęzi.. o mocy Mroku, która stanowi potężniejszą wersję mocy Zła.. w porę odsunął się od kraty, bo po chwili wyrwała ją ze ściany owa moc. Potem był wrzask jakiegoś nieumarłego –Wszyscy byli więźniowie na dół! Ta buda zaraz się zawali!-
Czarny mag nie myślał długo i ruszył naprzód, czując powoli pękające w murach więzi. Zagarnął torbę przyboczną i kostur, po czym ruszył.
Silvanus:
Teraz już było pewne, że te dźwięki podczas teleportacji to była... wojna. Wojna, która wdarła się do zamku podstępem. Fale zakłóciły proces teleportacji i Silvanus trafił do jakichś ruin... były to ruiny dawnej fortecy... a obecnie więzienie, jak zdążył się po chwili przekonać, gdy elfy schwytały go i umieściły w celi głodówkowej. Po chwili okazało się jednak, ze nie wszystko stracone. Jakaś moc wyrwała kraty ze ścian, a głos z dołu nakazał ucieczkę z walącego się powoli budynku. Po szybkim chwyceniu swojego ekwipunku elf
Arilyn:
Oślepiający błysk, potem ciemność i.. wszyscy wpadli z dobytą bronią na główna salę zdemolowanego zamku. Było tu cicho.. bardzo cicho. Dało się słyszeć tylko trzaskające płomienie....
-Nikogo tu nie ma poza jedenastoma więźniami!- stwierdził Erytryn. -Mogę ich uwolnić od razu...- powiedział i stuknął się w skroń. Skrzywił się i stuknął jeszcze dwa razy. -Cholera.. brak kontaktu z Darkkeep...- warknął. -Dobra, nieważne i tak mamy jeszcze zadanie... wiec uwalniać ich?- ponowił pytanie.
-Jak to brak kontaktu?- warknęła Arilyn zdziwiona –Dobra idziemy ich uwolnić. Może będą pomocni!-
Erytryn zamachnął się i uderzył dłońmi w ziemię. Dał się słyszeć łoskot wyrywanych krat. –Dobra.. zaraz zaklęcie wyrwie kraty na wszystkich poziomach i tu zejdą...- powiedział i nagle całym budynkiem zatrzęsło. Ze sklepienia pospały się iskry.
Torosar westchnął i krzyknął na cały głos –Wszyscy byli więźniowie na dół! Ta buda zaraz się zawali!-
Arilyn poczuła, jakby ktoś włożył jej głowę do wnętrza ciężkiego dzwonu i uderzył oń kilkakroć. –Au...- szepnął Erytryn po chwili „przeczyszczając” sobie uszy palcem.
Wszyscy:
Do głównej sali na dole za chwilę weszło jedenastu więźniów. Stała tam już trójka istot. Jakaś kobieta w zbroi z wiatrostali z dwoma rapierami i dziwnymi rękawicami, której postawa wskazywałaby na to, ze jest szermierzem, lub wojowniczką, stawiającą na zwinność, wielki Mroczny Rycerz trzymający w ręce sama rękojeść broni i mistyk w czarnej todze z kościanym kosturem na plecach, zdmuchujący dym z opuszków palców. Całą salę pokrywał jakiś symbol, na którego środku stał mistyk. Za nimi były wywalone drzwi. Całym budynkiem trząsło raz po raz. –Ruszajcie się!- ryknął rycerz i wszyscy jak na rozkaz ruszyli za trójką. Wtedy rozległ się jeszcze głośniejszy łoskot. Dach został zdjęty przez gigantycznego demona, ściskającego w drugiej ręce miecz z ciemności. –A tuście miii...- warknął i uderzył mieczem, zabijając na miejscu dwójkę więźniów. Jakiegoś bezdusznego – konstruktora i anielicę – kapłankę. Mistyk dobył kostura i wydarł się łupiąc w demona potężnym ładunkiem mocy. –Ruchy!- krzyknął, tłukąc wielkoluda piorunem ciągłym. –Zabierz tych durniów stąd Arilyn! Zajmę się tym przypakiem!- dodał i uderzył kolejnym ładunkiem, który odrzucił demona wraz z dachem dalej. Mistyk wzleciał wyżej i uniknął ciosu miecza. Kobieta nazwana Arilyn poprowadziła grupę ocalałych bokiem i do podziemi. Tu kobieta wytworzyła mały ładunek energii, który oświetlił twarze wszystkich. –No wchodźcie w zasięg światła... niech wam się przyjrzę.. jestem Arilyn – Szermierz Darkantropii i elfka. –Kolejno podawajcie imiona- powiedział rycerz. –Ja jestem Torosar... Czarny szkielet i mroczny rycerz.- powiedział z czymś na kształt dumy.
o kolei wchodzicie w światło i opisujecie postać (twarz) i przedstawiacie się.