[Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Argena
Zwiad dojechał do miasta zwanego Olza, lecz okazało się, że pozostały po nim tylko ruiny. Nie widać było tam żywego ducha, a i czujniki Podróżnika nie wykazały żadnej obecności.
Z przeprowadzonych rozmów wynikało, że chyba każdy chciał coś tu sprawdzić i przeszukać ruiny. Zaraz po uznaniu miejsca za bezpieczne, Argena zdecydowała się na przeszukanie miasta. Trzy godziny powinny były wystarczyć i po takim czasie wszyscy mieli z powrotem być już w Podróżniku. Demonica zastanawiała się, czy nie było by bezpieczniej dobrać załogę w pary, ale jeśli nawet czujniki pojazdu, łowcy dusz i jej własny słuch znacznie wzmacniany magią kolczyków, jak jeden mąż uznali miejsce za bezpieczne, to można było pozwolić załodze na kilka chwil dla siebie. Zawsze mogli sami z siebie dobrać się w pary. Calefarn został w okolicy, aby pilnować pojazdu - ktoś wszak musiał zostać na posterunku. Pozostałym rozdano plecaki i załoga rozeszła się na wszystkie strony.
Sama Argena, w pierwszej kolejności skierowała swe kroki w stronę ocalałych murów. Zwykle niszczyło się je na tyle, aby armia mogła się przedostać, tu jednak większość z nich została zniszczona. Oprócz tego jaka armia tu walczyła i jakie demony, ciekawił ją także ten fenomen... i oczywiście nie tylko. Rozglądając się dookoła Argena szła w stronę ocalałych murów... po części szukała też miejsca, gdzie mógł stać bank, skarbiec albo coś w tym stylu.
Po dotarciu do ruin murów obronnych, w paru miejscach zauważyła coś interesującego. Otóż mniej-więcej pośrodku zniszczonych sekcji murów znalazła parę kawałków, które z jednej strony były gładkie jak lustro. Jakby ktoś je perfekcyjnie oszlifował. Budynki wokół w większości też zostały zniszczone, ale w jednym z nich Argena znalazła dziurę średnicy metra. Jej krawędzie były idealnie równe, powierzchnia wewnątrz - doskonale gładka, jak ta znaleziona w gruzach murów. Poza tym demonica nie natrafiła na nic specjalnego.
Po krótkich oględzinach jasne było, że coś przebiło się przez mur robiąc w nim okrągłą dziurę o oszlifowanych krawędziach, a następnie przebiło się przez stojący obok dom, to samo spotkało następny dom... i następny.
Ewidentnie ktoś przywalił czymś, co przeszło przez mur i parę domów. Argena nie znała demona, którego poczynania mogły by dawać takie efekty. Skala zniszczeń świadczyła jednak o dużej sile kalibru natarcia. Okrągła dziura w ruinach budynku, mogła świadczyć, że był to rodzaj magicznego pocisku, który przeszył mury i pomknął dalej... jego wielkość, którą mogła porównać do swojej ognistej kuli, była jednak nieco większa... a dokładniej, miała dwa razy większą średnicę.
Nie tracąc czasu na rozmyślania, Argena wyszukała fragmenty oszlifowanego muru które mogłaby zabrać do badań. Zgarnęła sporą grudę i schowała do plecaka. Nie była przesadnie ciężka, ale powinna wystarczyć...
Przyłożyła do okrągłej dziury miecz, aby dokładnie zmierzyć jego średnicę. Nie widziała tu już niczego interesującego, więc udała się na dalsze poszukiwania.
Rzuciła okiem na zabudowania znajdujące się w okolicy jedynego ocalałego muru. Były to zwykłe domy mieszkalne szarych obywateli, mieszkali tu szewcy, piekarze i inni prości ludzie. Jedyne czego mogła tam szukać, to igły w stosie gruzu. Demonica wiedziała, że nie znalazła by nic ciekawego.
Nie tracąc czasu na ich przeszukiwanie udała się w stronę centrum miasta. Znalazła ratusz! Jego brama byłą wyłamana do środka. Połamane miecze, halabardy i resztki zbroi dowodziły, że wewnątrz demony napotkały opór, który jednak został przełamany. Argena zagłębiła się w ciemny korytarz wiodący do strażnicy. Tak jak koło wejścia było tu wiele oznak walki. Mogła udać się stąd po schodach na górę, do lewego, bądź prawego skrzydła budynku.
Rzuciła okiem, czy nad otworami po drzwiach, pozostały jakieś wskazówki - tabliczki informujące. Tylko na prawej części dostrzegła oznaczenia: "Kancelaria" i "archiwum". W prawej sekcji tabliczki informujące były zniszczone, a schody na grę oznaczone nie były. Najpierw postanowiła zbadać prawą część budynku.
Duża i mniejsza sala zostały zupełnie pochłonięte przez pożar. Pozostały tylko metalowe elementy i masa popiołu walająca się po posadzce. Spod popiołu wystawały gdzieniegdzie fragmenty pożółkłych stronic. W pomieszczeniach było ciemno, by dokładniej to zbadać, Argena musiałaby wejść do środka i załatwić jakieś źródło światła. Demonica odpaliła w kulę ognia, lecz nie cisnęła nią, tylko utrzymując w dłoni oświetlała sobie drogę i ruszyła korytarzem.
Weszła do eks-archiwum. Po krótkich oględzinach udało jej się stwierdzić, że za resztką zwęglonego regału są drzwi...
Zdziwiła się lekko. Czyżby ktoś barykadował je od zewnątrz? Szybko uznała, że demony mogły atakować z dwóch stron, ale tak czy inaczej sprawa wymagała zbadania. Nie tracąc czasu na zastanawianie się, zabrała się za odwalenie regału i odblokowanie drzwi.
Drzwi do czasu pożaru były ukryte pod boazerią. Najwyraźniej demony nie sprawdziły wnętrza archiwum po podpaleniu go. Drzwiczki były okute i porządnie zrobione. Argena zdała sobie sprawę, że nie otworzy ich ot tak sobie...
Pomieszczenie do którego nie dostali się najeźdźcy było co najmniej obiecującym znaleziskiem i Argena bardzo zapragnęła się tam dostać. Z pewnością gdzieś znajdował się klucz do tych drzwi... może nawet w pokoju, w którym była. Jednak szukanie go nie miało najmniejszego sensu. Argena postanowiła spróbować inaczej, i rozejrzała się za jakimś metalem, lub posągiem, który mógłby posłużyć za taran... w ostateczności spróbuje nawet drewnianego. Po chwili poszukiwania nie znalazła jednak niczego, co mogłoby posłużyć jej za taran zdolny wyważyć te drzwi.
Zawiedziona i trochę zdenerwowana postanowiła spróbować sama je wyważyć. Uprzątnęła nieco drogę, aby nie wymijać po drodze zgliszczy, wzięła rozpęd i z dość dużą siłą uderzyła barkiem o drzwi.
Drzwi jednak nawet nie drgnęły. Spróbowała ponownie, ale drugim razem stało się to samo... nic. Po trzecim stwierdziła, że lepiej przyprowadzić tu kogoś kto to otworzy... może Daikonsstran? A póki co przestanie się z nimi męczyć, zanim rozboli ją bark.
Najwidoczniej mieszkańcy zadbali, aby nie było łatwo dostać się do skrywanego za tymi pancernymi drzwiami pomieszczenia. Demonica poświęciła jeszcze chwilę na rozejrzeniu się za kluczem. Mógł wisieć gdzieś na ścianie, więc rozejrzała się po podłodze zaczynając od jej brzegów, jednak niczego tam nie znalazła.
Wróciła się do głównego holu. Zapamiętała to miejsce, będzie musiała tu wrócić z kimś z załogi, kto otworzy zamek.
Nie tracąc czasu ruszyła sprawdzić drugie skrzydło budynku. Tutaj światło ognia nie było już potrzebne, więc najzwyklej zgasiła je.
Znalazła tu jakaś sporą salę, kiedyś najwyraźniej była to sala sądowa, co demonica wywnioskowała po resztkach mebli i sztandaru. Poza tym były w tej sekcji jakieś biura. Nic ważnego w sumie...
Zdziwiła się lekko, widząc, że sztandar nie spłonął, jednak wisiał wysoko i było to całkiem możliwe. Był jednak zupełnie wypłowiały i mimo wszystko nadpalony. Chyba kiedyś przedstawiał łeb byka, ale teraz trudno było o pewność. Argena przetrząsnęła pobieżnie resztki mebli, ale nie znalazła tam nic ciekawego.
Argena poszła na górę po schodach by znaleźć się w lepiej urządzonej części ratusza. Dopiero teraz zauważyła, że tuż przed schodami jest spora dziura. Demony najwyraźniej nie dały rady wejsć dalej, bo podłoga zapadłą sie pod którymś z cięższych... Argena mogła jednak przeskoczyć na drugą stronę jeśli pomoże sobie skrzydłami. Tak właśnie zrobiła i przedostała się na drugą stronę. Zeszła na dół i przeskoczyła, a raczej przefrunęła na drugą stronę. Zastanawiała się, czy wojska demonów się tam przedostały i z entuzjazmem ruszyła dalej.
Weszła do pokojów burmistrza. Panowała tu zupełna cisza i spokój. Argena usłyszała tykanie wiekowego zegara. Weszła na nieco zakurzony dywan z jedwabiu i skręciła nim do lewej sali. Jakiś mechanizm utrzymywał ten pokój w dobrym stanie. Wiatrak u sufitu kręcił się ciągle, a jakaś maszyna chyba służąca do podlewania kwiatów dalej działała. W pomieszczeniu czuć było ich delikatną woń.
Widać było, że najeźdźcy nie dbali o szczegóły i zostawili nieco skarbów. Zadowolona z tego demonica przyjrzała się zegarowi. Był to duży zegar stojący z małymi rzeźbionymi kolumienkami po prawej i lewej. Standardowo oszklone drzwiczki, przez które widać było wahadło. Na wysokości twarzy pochylonej nad nim Argeny, znajdowała się tarcza zegara odlana ze srebra, ze wskazówkami z brązu. W srebrze był grawerunek lisci i pnączy winogrona. Uśmiech nie schodził z twarzy demonicy. Argena była wręcz podniecona znaleziskiem. Zegar już był jej, tylko zorganizuje jego wydostanie.
Usiadła na miękkim krześle przy biurku, przeciągnęła się błogo i przeszukała jego zawartość... Czuła się w tym pomieszczeniu wprost znakomicie. Była całkiem zrelaksowana i uspokojona, zupełnie jakby zapomniała o całym świecie. W biurku pełno było starych papierów, ale szuflada miała podwójne dno, pod którym Argena znalazła mały mosiężny kluczyk. Musiał on pasować o jakiegoś małego zamka, albo kłódki, zapewne także wykonanego z mosiądzu. Argena zaczęła szybko rozglądać się za czymś takim. Nie znalazła żadnego miejsca, w które pasowałby kluczyk. Ale przypomniała sobie, że w tych drzwiach na dole w sumie był taki mały otworek na klucz. Poczuła, że w pomieszczeniu... a może w jej zbroi, zaczynało się robić gorąco. Była bardzo podekscytowana, tym co może znaleźć za tajemniczymi drzwiami. Nie wstrzymywała się więc, przed wypróbowaniem kluczyka i pośpiesznie opuściła pokój.
Udała się do zamkniętych drzwi. Kluczyk pasował do zamka idealnie. Mechanizm stuknął cicho i drzwi powoli się otworzyły. W środku było bardzo ciemno. Argena odpaliła ognistą kulę jak poprzednio. I starając się niczego przypadkiem nie podpalić weszła do środka.
Pomieszczenie miało bardzo grube ściany, ale było malutkie. Była tu sofa, zapas pożywienia w magicznym pojemniku zatrzymującym psucie sie jedzenia, szafka z książkami i szkatułką, pozytywka, gramofon z kilkoma płytami, ubrania na zmianę i jakiś pojemniczek z siedzeniem i dziurą pośrodku. Była też mała metalowa konsolka do łączności telepatycznej... Najwyraźniej ktoś przygotował się na ewentualne oblężenie, ale nie zdołał tu uciec. Schron można było zamknąć od wewnątrz, a małą dźwignia koło wejścia umożliwiała zasuniecie pancernych powłok i przesunięcie regału zasłaniającego drzwi do pozycji w jakim znalazła go Argena.
Zamyśliła się na chwilę. Jeśli kluczyk był w gabinecie burmistrza... czy raczej pani burmistrz, jak można było wnioskować po wystroju, to zapewne schron był przygotowany dla niej, albo kogoś jej bliskiego np. dziecka...
Argena zdjęła z pleców plecak. Zanim zacznie pakować znaleziska, rozejrzała się dokładniej. Zajrzała do szkatułki, która była wypełniona wspaniałą biżuterią. Głównie srebro i diamenty... Demonica wyszczerzyła się w uśmiechu. Zamknęła szkatułkę i sprawdziła tytuły książek, oraz płyt. Książki były głównie historyczne, ale było też trochę romansów i różnego rodzaju bajki. Nazwy płyt Argenie nic nie mówiły, ale wielokrotnie powtarzały się nieznane jej słowa "Skellana" i "Ap Barro". Zerknęła też na ubrania w poszukiwaniu czegoś bardziej eleganckiego. Znalazła tam parę sukni, ale były przystosowane dla kogoś drobniejszego. Na Argene pasować nie będą, nawet mierząc na jej ludzką postać. Były również ubranka dla dziecka... może rocznego sądząc po ich rozmiarze.
Znaleziska wyjaśniały sprawę. W momencie ataku burmistrz zapewne udała się po swoje dziecko, i nie zdążyła w zamieszaniu się skryć. A może zatrzymały ją obowiązki?... Argena dała się ponieść wyobraźni. Nie była osobą zbyt sentymentalną, ale ten schron przywołał jej własne wspomnienia. Sama przed wieloma laty się w takim znalazła i tylko dzięki temu ocalała z pogromu, podczas którego zabito jej rodzinę i zniszczono życie jakie znała i kochała. Po pogromie jej pałac wyglądał podobnie jak te ruiny, niegdyś eleganckie, silne i tętniące życiem, a teraz zniszczone, splądrowane i obracające się w pył. Ale ona przeżyła, zaś to dziecko i jego matka nie miały tyle szczęścia. Nie zdążyły, tracąc jedyną szansę na przetrwanie...
Demonica potrząsnęła głową. Przetarła z policzka kroplę wody, która nie wiadomo skąd się tam znalazła i zabrała się za pakowanie rzeczy. Najpierw schowała do plecaka książki. Było ich tam z 50, ale nie mogła zabrać wszystkich, zabrała połowę historycznych i romansów, zostawiając resztę na półce. Księgi zabrały dość sporo miejsca w plecaku. Jedna okazała się na tyle duża, że można było w niej schować płyty nie ryzykując ich uszkodzenia, co zadowalało demonicę. Wzięła też jedną suknię na przymiarkę. Gramofon mógł się przydać, bo choć w Mehizeck widziała lepsze... a nawet sama miała jeden, to ten tutaj przyda im się, aby uprzyjemnić załodze pobyt na pokładzie Podróżnika. Przyczepiła go paskiem za trąbkę do plecaka. Pozytywka zapewne była zabawką dla dziecka, aby mogło spokojnie zasnąć. Argena wzięła ją też, trochę się przy tym zamyślając. Ubranka dla dziecka były ładnie zrobione, lecz jak dla niej po prostu zbędne. Konsolka telepatyczna wbudowana była w ścianę, a skoro nie mogła jej zabrać, nic w niej nie dotykała. Po dorzuceniu zawiniętej bezpiecznie w suknię pozytywki, plecak był nieomal pełen, więc zapięła go i w ręce zabrała jeszcze najważniejsze znalezisko - szkatułkę z drogocenną biżuterią.
Wychodząc z pomieszczenia zamknęła drzwi na kluczyk i zabrała go ze sobą.
Nie widząc tu nic ciekawego opuściła budynek i przyjrzała mu się jeszcze raz, aby go zapamiętać i oczywiście jego lokalizację. Miała jeszcze dużo czasu, ale ruszyła już w stronę Podróżnika. Nie przeszła daleko jak spotkała Arilyn, która zaproponowała jej sparing.....
Argena była trochę przybita po walce. Czuła by się zapewne znacznie gorzej, ale elfka okazała się dość wyrozumiała i nawet oszczędziła demonicy upokorzeń.
Po krótkim prysznicu, gdy zaczęła zbierać się reszta załogi zebrała od każdego słowny raport.
Najciekawszymi wieściami były te przyniesione przez Veliusa. Argna ogłosiła zbiórkę, aby omówić dalsze działania. Okazało się, że mieli tu jeszcze sporo do zrobienia.
Zwiad dojechał do miasta zwanego Olza, lecz okazało się, że pozostały po nim tylko ruiny. Nie widać było tam żywego ducha, a i czujniki Podróżnika nie wykazały żadnej obecności.
Z przeprowadzonych rozmów wynikało, że chyba każdy chciał coś tu sprawdzić i przeszukać ruiny. Zaraz po uznaniu miejsca za bezpieczne, Argena zdecydowała się na przeszukanie miasta. Trzy godziny powinny były wystarczyć i po takim czasie wszyscy mieli z powrotem być już w Podróżniku. Demonica zastanawiała się, czy nie było by bezpieczniej dobrać załogę w pary, ale jeśli nawet czujniki pojazdu, łowcy dusz i jej własny słuch znacznie wzmacniany magią kolczyków, jak jeden mąż uznali miejsce za bezpieczne, to można było pozwolić załodze na kilka chwil dla siebie. Zawsze mogli sami z siebie dobrać się w pary. Calefarn został w okolicy, aby pilnować pojazdu - ktoś wszak musiał zostać na posterunku. Pozostałym rozdano plecaki i załoga rozeszła się na wszystkie strony.
Sama Argena, w pierwszej kolejności skierowała swe kroki w stronę ocalałych murów. Zwykle niszczyło się je na tyle, aby armia mogła się przedostać, tu jednak większość z nich została zniszczona. Oprócz tego jaka armia tu walczyła i jakie demony, ciekawił ją także ten fenomen... i oczywiście nie tylko. Rozglądając się dookoła Argena szła w stronę ocalałych murów... po części szukała też miejsca, gdzie mógł stać bank, skarbiec albo coś w tym stylu.
Po dotarciu do ruin murów obronnych, w paru miejscach zauważyła coś interesującego. Otóż mniej-więcej pośrodku zniszczonych sekcji murów znalazła parę kawałków, które z jednej strony były gładkie jak lustro. Jakby ktoś je perfekcyjnie oszlifował. Budynki wokół w większości też zostały zniszczone, ale w jednym z nich Argena znalazła dziurę średnicy metra. Jej krawędzie były idealnie równe, powierzchnia wewnątrz - doskonale gładka, jak ta znaleziona w gruzach murów. Poza tym demonica nie natrafiła na nic specjalnego.
Po krótkich oględzinach jasne było, że coś przebiło się przez mur robiąc w nim okrągłą dziurę o oszlifowanych krawędziach, a następnie przebiło się przez stojący obok dom, to samo spotkało następny dom... i następny.
Ewidentnie ktoś przywalił czymś, co przeszło przez mur i parę domów. Argena nie znała demona, którego poczynania mogły by dawać takie efekty. Skala zniszczeń świadczyła jednak o dużej sile kalibru natarcia. Okrągła dziura w ruinach budynku, mogła świadczyć, że był to rodzaj magicznego pocisku, który przeszył mury i pomknął dalej... jego wielkość, którą mogła porównać do swojej ognistej kuli, była jednak nieco większa... a dokładniej, miała dwa razy większą średnicę.
Nie tracąc czasu na rozmyślania, Argena wyszukała fragmenty oszlifowanego muru które mogłaby zabrać do badań. Zgarnęła sporą grudę i schowała do plecaka. Nie była przesadnie ciężka, ale powinna wystarczyć...
Przyłożyła do okrągłej dziury miecz, aby dokładnie zmierzyć jego średnicę. Nie widziała tu już niczego interesującego, więc udała się na dalsze poszukiwania.
Rzuciła okiem na zabudowania znajdujące się w okolicy jedynego ocalałego muru. Były to zwykłe domy mieszkalne szarych obywateli, mieszkali tu szewcy, piekarze i inni prości ludzie. Jedyne czego mogła tam szukać, to igły w stosie gruzu. Demonica wiedziała, że nie znalazła by nic ciekawego.
Nie tracąc czasu na ich przeszukiwanie udała się w stronę centrum miasta. Znalazła ratusz! Jego brama byłą wyłamana do środka. Połamane miecze, halabardy i resztki zbroi dowodziły, że wewnątrz demony napotkały opór, który jednak został przełamany. Argena zagłębiła się w ciemny korytarz wiodący do strażnicy. Tak jak koło wejścia było tu wiele oznak walki. Mogła udać się stąd po schodach na górę, do lewego, bądź prawego skrzydła budynku.
Rzuciła okiem, czy nad otworami po drzwiach, pozostały jakieś wskazówki - tabliczki informujące. Tylko na prawej części dostrzegła oznaczenia: "Kancelaria" i "archiwum". W prawej sekcji tabliczki informujące były zniszczone, a schody na grę oznaczone nie były. Najpierw postanowiła zbadać prawą część budynku.
Duża i mniejsza sala zostały zupełnie pochłonięte przez pożar. Pozostały tylko metalowe elementy i masa popiołu walająca się po posadzce. Spod popiołu wystawały gdzieniegdzie fragmenty pożółkłych stronic. W pomieszczeniach było ciemno, by dokładniej to zbadać, Argena musiałaby wejść do środka i załatwić jakieś źródło światła. Demonica odpaliła w kulę ognia, lecz nie cisnęła nią, tylko utrzymując w dłoni oświetlała sobie drogę i ruszyła korytarzem.
Weszła do eks-archiwum. Po krótkich oględzinach udało jej się stwierdzić, że za resztką zwęglonego regału są drzwi...
Zdziwiła się lekko. Czyżby ktoś barykadował je od zewnątrz? Szybko uznała, że demony mogły atakować z dwóch stron, ale tak czy inaczej sprawa wymagała zbadania. Nie tracąc czasu na zastanawianie się, zabrała się za odwalenie regału i odblokowanie drzwi.
Drzwi do czasu pożaru były ukryte pod boazerią. Najwyraźniej demony nie sprawdziły wnętrza archiwum po podpaleniu go. Drzwiczki były okute i porządnie zrobione. Argena zdała sobie sprawę, że nie otworzy ich ot tak sobie...
Pomieszczenie do którego nie dostali się najeźdźcy było co najmniej obiecującym znaleziskiem i Argena bardzo zapragnęła się tam dostać. Z pewnością gdzieś znajdował się klucz do tych drzwi... może nawet w pokoju, w którym była. Jednak szukanie go nie miało najmniejszego sensu. Argena postanowiła spróbować inaczej, i rozejrzała się za jakimś metalem, lub posągiem, który mógłby posłużyć za taran... w ostateczności spróbuje nawet drewnianego. Po chwili poszukiwania nie znalazła jednak niczego, co mogłoby posłużyć jej za taran zdolny wyważyć te drzwi.
Zawiedziona i trochę zdenerwowana postanowiła spróbować sama je wyważyć. Uprzątnęła nieco drogę, aby nie wymijać po drodze zgliszczy, wzięła rozpęd i z dość dużą siłą uderzyła barkiem o drzwi.
Drzwi jednak nawet nie drgnęły. Spróbowała ponownie, ale drugim razem stało się to samo... nic. Po trzecim stwierdziła, że lepiej przyprowadzić tu kogoś kto to otworzy... może Daikonsstran? A póki co przestanie się z nimi męczyć, zanim rozboli ją bark.
Najwidoczniej mieszkańcy zadbali, aby nie było łatwo dostać się do skrywanego za tymi pancernymi drzwiami pomieszczenia. Demonica poświęciła jeszcze chwilę na rozejrzeniu się za kluczem. Mógł wisieć gdzieś na ścianie, więc rozejrzała się po podłodze zaczynając od jej brzegów, jednak niczego tam nie znalazła.
Wróciła się do głównego holu. Zapamiętała to miejsce, będzie musiała tu wrócić z kimś z załogi, kto otworzy zamek.
Nie tracąc czasu ruszyła sprawdzić drugie skrzydło budynku. Tutaj światło ognia nie było już potrzebne, więc najzwyklej zgasiła je.
Znalazła tu jakaś sporą salę, kiedyś najwyraźniej była to sala sądowa, co demonica wywnioskowała po resztkach mebli i sztandaru. Poza tym były w tej sekcji jakieś biura. Nic ważnego w sumie...
Zdziwiła się lekko, widząc, że sztandar nie spłonął, jednak wisiał wysoko i było to całkiem możliwe. Był jednak zupełnie wypłowiały i mimo wszystko nadpalony. Chyba kiedyś przedstawiał łeb byka, ale teraz trudno było o pewność. Argena przetrząsnęła pobieżnie resztki mebli, ale nie znalazła tam nic ciekawego.
Argena poszła na górę po schodach by znaleźć się w lepiej urządzonej części ratusza. Dopiero teraz zauważyła, że tuż przed schodami jest spora dziura. Demony najwyraźniej nie dały rady wejsć dalej, bo podłoga zapadłą sie pod którymś z cięższych... Argena mogła jednak przeskoczyć na drugą stronę jeśli pomoże sobie skrzydłami. Tak właśnie zrobiła i przedostała się na drugą stronę. Zeszła na dół i przeskoczyła, a raczej przefrunęła na drugą stronę. Zastanawiała się, czy wojska demonów się tam przedostały i z entuzjazmem ruszyła dalej.
Weszła do pokojów burmistrza. Panowała tu zupełna cisza i spokój. Argena usłyszała tykanie wiekowego zegara. Weszła na nieco zakurzony dywan z jedwabiu i skręciła nim do lewej sali. Jakiś mechanizm utrzymywał ten pokój w dobrym stanie. Wiatrak u sufitu kręcił się ciągle, a jakaś maszyna chyba służąca do podlewania kwiatów dalej działała. W pomieszczeniu czuć było ich delikatną woń.
Widać było, że najeźdźcy nie dbali o szczegóły i zostawili nieco skarbów. Zadowolona z tego demonica przyjrzała się zegarowi. Był to duży zegar stojący z małymi rzeźbionymi kolumienkami po prawej i lewej. Standardowo oszklone drzwiczki, przez które widać było wahadło. Na wysokości twarzy pochylonej nad nim Argeny, znajdowała się tarcza zegara odlana ze srebra, ze wskazówkami z brązu. W srebrze był grawerunek lisci i pnączy winogrona. Uśmiech nie schodził z twarzy demonicy. Argena była wręcz podniecona znaleziskiem. Zegar już był jej, tylko zorganizuje jego wydostanie.
Usiadła na miękkim krześle przy biurku, przeciągnęła się błogo i przeszukała jego zawartość... Czuła się w tym pomieszczeniu wprost znakomicie. Była całkiem zrelaksowana i uspokojona, zupełnie jakby zapomniała o całym świecie. W biurku pełno było starych papierów, ale szuflada miała podwójne dno, pod którym Argena znalazła mały mosiężny kluczyk. Musiał on pasować o jakiegoś małego zamka, albo kłódki, zapewne także wykonanego z mosiądzu. Argena zaczęła szybko rozglądać się za czymś takim. Nie znalazła żadnego miejsca, w które pasowałby kluczyk. Ale przypomniała sobie, że w tych drzwiach na dole w sumie był taki mały otworek na klucz. Poczuła, że w pomieszczeniu... a może w jej zbroi, zaczynało się robić gorąco. Była bardzo podekscytowana, tym co może znaleźć za tajemniczymi drzwiami. Nie wstrzymywała się więc, przed wypróbowaniem kluczyka i pośpiesznie opuściła pokój.
Udała się do zamkniętych drzwi. Kluczyk pasował do zamka idealnie. Mechanizm stuknął cicho i drzwi powoli się otworzyły. W środku było bardzo ciemno. Argena odpaliła ognistą kulę jak poprzednio. I starając się niczego przypadkiem nie podpalić weszła do środka.
Pomieszczenie miało bardzo grube ściany, ale było malutkie. Była tu sofa, zapas pożywienia w magicznym pojemniku zatrzymującym psucie sie jedzenia, szafka z książkami i szkatułką, pozytywka, gramofon z kilkoma płytami, ubrania na zmianę i jakiś pojemniczek z siedzeniem i dziurą pośrodku. Była też mała metalowa konsolka do łączności telepatycznej... Najwyraźniej ktoś przygotował się na ewentualne oblężenie, ale nie zdołał tu uciec. Schron można było zamknąć od wewnątrz, a małą dźwignia koło wejścia umożliwiała zasuniecie pancernych powłok i przesunięcie regału zasłaniającego drzwi do pozycji w jakim znalazła go Argena.
Zamyśliła się na chwilę. Jeśli kluczyk był w gabinecie burmistrza... czy raczej pani burmistrz, jak można było wnioskować po wystroju, to zapewne schron był przygotowany dla niej, albo kogoś jej bliskiego np. dziecka...
Argena zdjęła z pleców plecak. Zanim zacznie pakować znaleziska, rozejrzała się dokładniej. Zajrzała do szkatułki, która była wypełniona wspaniałą biżuterią. Głównie srebro i diamenty... Demonica wyszczerzyła się w uśmiechu. Zamknęła szkatułkę i sprawdziła tytuły książek, oraz płyt. Książki były głównie historyczne, ale było też trochę romansów i różnego rodzaju bajki. Nazwy płyt Argenie nic nie mówiły, ale wielokrotnie powtarzały się nieznane jej słowa "Skellana" i "Ap Barro". Zerknęła też na ubrania w poszukiwaniu czegoś bardziej eleganckiego. Znalazła tam parę sukni, ale były przystosowane dla kogoś drobniejszego. Na Argene pasować nie będą, nawet mierząc na jej ludzką postać. Były również ubranka dla dziecka... może rocznego sądząc po ich rozmiarze.
Znaleziska wyjaśniały sprawę. W momencie ataku burmistrz zapewne udała się po swoje dziecko, i nie zdążyła w zamieszaniu się skryć. A może zatrzymały ją obowiązki?... Argena dała się ponieść wyobraźni. Nie była osobą zbyt sentymentalną, ale ten schron przywołał jej własne wspomnienia. Sama przed wieloma laty się w takim znalazła i tylko dzięki temu ocalała z pogromu, podczas którego zabito jej rodzinę i zniszczono życie jakie znała i kochała. Po pogromie jej pałac wyglądał podobnie jak te ruiny, niegdyś eleganckie, silne i tętniące życiem, a teraz zniszczone, splądrowane i obracające się w pył. Ale ona przeżyła, zaś to dziecko i jego matka nie miały tyle szczęścia. Nie zdążyły, tracąc jedyną szansę na przetrwanie...
Demonica potrząsnęła głową. Przetarła z policzka kroplę wody, która nie wiadomo skąd się tam znalazła i zabrała się za pakowanie rzeczy. Najpierw schowała do plecaka książki. Było ich tam z 50, ale nie mogła zabrać wszystkich, zabrała połowę historycznych i romansów, zostawiając resztę na półce. Księgi zabrały dość sporo miejsca w plecaku. Jedna okazała się na tyle duża, że można było w niej schować płyty nie ryzykując ich uszkodzenia, co zadowalało demonicę. Wzięła też jedną suknię na przymiarkę. Gramofon mógł się przydać, bo choć w Mehizeck widziała lepsze... a nawet sama miała jeden, to ten tutaj przyda im się, aby uprzyjemnić załodze pobyt na pokładzie Podróżnika. Przyczepiła go paskiem za trąbkę do plecaka. Pozytywka zapewne była zabawką dla dziecka, aby mogło spokojnie zasnąć. Argena wzięła ją też, trochę się przy tym zamyślając. Ubranka dla dziecka były ładnie zrobione, lecz jak dla niej po prostu zbędne. Konsolka telepatyczna wbudowana była w ścianę, a skoro nie mogła jej zabrać, nic w niej nie dotykała. Po dorzuceniu zawiniętej bezpiecznie w suknię pozytywki, plecak był nieomal pełen, więc zapięła go i w ręce zabrała jeszcze najważniejsze znalezisko - szkatułkę z drogocenną biżuterią.
Wychodząc z pomieszczenia zamknęła drzwi na kluczyk i zabrała go ze sobą.
Nie widząc tu nic ciekawego opuściła budynek i przyjrzała mu się jeszcze raz, aby go zapamiętać i oczywiście jego lokalizację. Miała jeszcze dużo czasu, ale ruszyła już w stronę Podróżnika. Nie przeszła daleko jak spotkała Arilyn, która zaproponowała jej sparing.....
Argena była trochę przybita po walce. Czuła by się zapewne znacznie gorzej, ale elfka okazała się dość wyrozumiała i nawet oszczędziła demonicy upokorzeń.
Po krótkim prysznicu, gdy zaczęła zbierać się reszta załogi zebrała od każdego słowny raport.
Najciekawszymi wieściami były te przyniesione przez Veliusa. Argna ogłosiła zbiórkę, aby omówić dalsze działania. Okazało się, że mieli tu jeszcze sporo do zrobienia.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Wszyscy
Wszyscy zjawili się koło Podróżnika w określonym czasie i każdy najwyraźniej miał o czym opowiadać... Na najbardziej zaaferowanego jednak wyglądał Velius.
Po krótkim prysznicu, gdy zaczęła zbierać się reszta załogi, Argena zebrała od każdego słowny raport. Najciekawszymi wieściami były te przyniesione przez Veliusa. Argna ogłosiła zbiórkę, aby omówić dalsze działania. Okazało się, że mieli tu jeszcze sporo do zrobienia. Gdy wszyscy zebrali się w pomieszczeniu głównym Podróżnika, Argena zabrała głos.
- Dziękuję wszystkim za ich relacje. Mamy tu jeszcze trochę do zrobienia. - oznajmiła głośno. - Velius, opowiedz wszystkim co znalazłeś - rzekła oddając głos czarodziejowi i nieznacznie wskazała na niego ręką.
- Eh.. - westchnął Velius mając przed sobą perspektywę opowiadania tego po raz trzeci. Nigdy nie lubił powtarzać wiele razy tego samego. *Czemu ja tego po prostu nie spisałem?* - pomyślał, po czym przystąpił do składania relacji:
- Wybrałem się sprawdzić ruiny świątyni Thirel - zaczął - budynek ma zrujnowane wejście, ale wewnątrz jest stabilny - kontynuował - Znalazłem tam nawet w części mieszkalnej poletko z różnymi ziołami i drzewami owocowymi. Ale nie to jest najważniejszym odkryciem z ruin - westchnął po cichu, po czym ciągnął relację dalej. - W kaplicy dostrzegłem kobietę leżącą na kozetce dla chorych. Jej skóra i ubranie były granatowe. Nie ruszała się, ale nie wyglądała na martwą. Gdyby tak było, to ciało rozłożyłoby się już dawno - zauważył - Spróbowałem ją obudzić, czy też wyprowadzić ze stanu, w jakim była, ale gdy tylko jej dotknąłem, poczułem impuls energii, który przeszedł po moim ciele. Miałem wrażenie, że moja dłoń przeszła na wylot przez jej ciało. Nagle dostrzegłem, że jest tam więcej podobnych osobników, na pewno powyżej dwudziestu osób - pokiwał głową - Przeszukując dokładniej świątynię, znalazłem w głębi części mieszkalnej wielki, granatowy kryształ, pulsujący podobną energią. Postanowiłem pójść i zameldować o tym wszystkim. Wychodząc jednak na zewnątrz, doznałem szoku - powiedział patrząc na zaciekawione miny kompanów - Oprócz gruzów miasta, widziałem też ciemno-niebieską projekcję, która ukazywała stojące domy, oraz ludzi w podobnym stanie do tych z świątyni - zakończył.
- Ano - zaczęła Argena. Była nieco znudzona długą przemową, ponieważ raz już ją słyszała, ale starała się tego nie okazać. Wiedziała, że inni też chcą posłuchać, więc dała czarodziejowi spokojnie opowiedzieć jego historię, nie okazując niczego.
- Gdyby mieszkańcy chcieli zostawić po sobie pamięć, użyli by prostszych metod. Czy to możliwe, aby schowali się przed demonami, za pomocą magii kryształu? Może umieścili tam swoje dusze? - zagadała Argena, pytania kierując do łowców dusz. Sądziła, że oni będą na ten temat wiedzieć więcej.
- Wykluczone. Podejrzewam raczej jakieś skupisko energii ładu - stwierdził Berthan. Calefarn tymczasem przyjrzał się Veliusowi. - Dostałeś część tej energii - stwierdził. - Zacznie się w tobie rozwijać o ile jej nie wyprzesz. Masz dostatecznie rozwinięty magicznie umysł by ją opanować, więc nie skończysz jako granatowa projekcja... w takim układzie ja i Calefarn pójdziemy wraz z Veliusem przyjrzeć się temu kryształowi jutro z rana - Berthan spojrzał na Argenę czekając na przyzwolenie bądź zakaz.
- Czyli wszyscy których widział, zostali w ten sposób... - zastanowiła się chwilkę nad doborem słowa - zarażeni i jeśli nic nie zrobimy skończy jak oni? To nie brzmi dobrze, trzeba się tym zająć - Argena zezwoliła na działania w tej sprawie, a nawet więcej...
- Nie chcę być nadgorliwa i wiem, że wszyscy jesteśmy trochę zmęczeni, ale może lepiej zająć się tym już dziś, teraz? Nie mamy pewności, że to mu nie zagrozi jeśli zaczekamy z tym do jutra - powiedziała i rzuciła Berthanowi pytające spojrzenie. Nie chciała ryzykować utraty kolejnej osoby, już wystarczająco źle się stało wcześniej, w przypadku zamienionych w kamień.
- Nie lepiej poczekać do rana niż po ciemnicy tam łazić? Myślę że miasto ani kryształy nie uciekną, a przynajmniej zostawili po sobie jakiś ślad, tylko pytanie czy dobrowolnie czy przypadkiem. - mruknął drakon, był syty i zmęczony, zdecydowanie nie chciało mu się już dzisiaj nigdzie chodzić.
- Jeśli to energia ładu... lub raczej, co podejrzewam, statyki to zostaną tu przez najbliższe parę milionów lat... - mruknął Calefarn. Berthan uśmiechnął się i potwierdził.
Argena skrzywiła się lekko. Chodziło jej o zdrowie czarodzieja, ale widząc spokój pozostałych - w tym samego Veliusa, przestała tak o tym myśleć.
- Zatem to pierwsza rzecz na jutro - rzekła demonica. - Kto następny? - spojrzała po zgromadzonych.
Drakon poczekał aż wszyscy się wypowiedzą na temat zadany przez Veliusa i gdy nadszedł czas, zaczął opowiadać o swoim znalezisku.
- Uzupełniłem spiżarnię o świeże jedzenie, więc dzisiaj wieczorem znowu zjemy coś normalnego.
- Gotowanie zostawcie nam! - wtrącił krótko Alric i szturchnął, albo raczej wskazał łokciem na siedzącego obok niego Barta. Te trzy słowa nie były rozproszeniem, a jedynie skromnym wtrąceniem na tle przemowy Drakona, głos należał do niego.
- Znalazłem kilka książek, myślę że część się komuś przyda, jest tego parę sztuk, więc po prostu przejrzyjcie co wam się przyda, do tego znalazłem też mini pracownię magiczną, w której schowane były sztylet, hełm i rękawica,
jak mówiłem, na magii się nie znam, więc lepiej, żeby któreś z was rzuciło na to okiem. Przynieśliśmy tez jakieś dziwne kryształy, nie mam pojęcia do czego mogły służyć, były w swego rodzaju galerii, więc może to równie dobrze być dzieło sztuki po prostu. Za to jest ładne. - Ostatnie zdanie bardziej mruknął niż powiedział. I wyłożył na wierzch swoje znaleziska, pomijając sterty metalu, i klejnotów. Tak więc przed wszystkimi pojawiła się mała sterta książek, kryształy, przedmioty zabrane ze szklanej gablotki koło labolatorium alchemicznego, po dłuższym namyśle wyciągnął też malutki klejnocik, którego nie umiał rozpoznać a był podobny do figurki, którą wcześniej znalazł mag.
- Co do tego klejnotu, to chyba go zatrzymam, Argena ma figurkę z podobnego tworzywa, ale mam pytanie, czy ktoś do czorta wie co to jest?
- To admanit - powiedziała Arilyn, która pojawiła się najpóźniej ze wszystkich. Wzięła klejnocik do ręki i obejrzała go uważnie. - Tak, to admanit. Tak samo jak tamta figurka. I nie, nie dawajcie tego ani chochlikom do zabawy, ani nie róbcie z tym niczego równie... Głupiego - bąknęła. - Za taki kawałeczek admanitu byłbyś w stanie się wygodnie urządzić do końca życia - powiedziała drakonowi. - Sprawny mag mógłby zrobić naprawdę potężny przedmiot wprawiając weń taki kawałek tego materiału - dodała. Oddała klejnocik drakonowi.
- No to się przyda. - przy okazji mrugnął do Alrica i Berta, którzy mieli plecaki wypchane klejnotami nieco bardziej niż on.
- A właśnie, a propos przyda - powiedziała Arilyn i zaczęła wyciągać z plecaka mapy, które wygrzebała z domu kartografa. Wyłożyła na stół wszystkie aktualne mapy jakie tam były i które zabrała ze sobą. No i oczywiście busolę. - Znalazłam jeszcze kompas i jedną starą mapę, ale potrzebuję wpierw znaleźć jakiegoś konserwatora starego papieru, albo kogoś z zaklęciem, które zakonserwuje ten nieszczęsny papier - westchnęła. Nie wdawała się w szczegóły dotyczące tej mapki.
- Jak już wiem, co to jest, nie pozwolę chochlikom tego dotykać - rzekła spokojnie Argena odnosząc się do wcześniejszej uwagi elfki.
- Mapy będą bardzo przydatne - rzekła spokojnie demonica przyglądając im się.
Stara mapa, jaką znalazła elfka mogła być jakimś cennym zabytkiem, ale tej sprawy Argena już nie drążyła, zważywszy na fakt, że nie znała się na konwersacji map. Podróżnik miał swój kompas, ale posiadanie rezerwowego, mogło okazać się zbawienne. I na pewno przydatne w przypadku rozdzielenia się lub zwiadu poprowadzonego bez pojazdu - np. w podziemiach. Nikt nie chciał już się więcej chwalić, więc głos zabrała demonica.
- Ja też mam kilka książek, gramofon. Dojdzie jeszcze naprawdę wspaniały zegar i jeden dywan - podzieliła się informacjami na temat swoich znalezisk. - Mam też jedną kieckę, jeśli ktoś by reflektował, to jest tego więcej - dodała niedbałym głosem, wskazując miejsce, w którym leżała znaleziona, elegancka suknia.
- Argeno, proponuję rozejrzeć się za jakimś naprawdę porządnym magiem i wykorzystać kryształ admanitu. Odpowiednio wykorzystany admanit znacznie zwiększy nasze szanse na przetrwanie, w tym rumowisku... Mam na myśli ten świat - powiedziała.
- Naturalnie, jeśli znajdziemy kogoś odpowiedniego po drodze, to nie zamierzam z tym czekać na powrót do Mehizeck - odpowiedziała Argena, zgadzając się z radą Arilyn.
- Jak widać na przykładzie admanitu, warto podzielić się wiedzą o znaleziskach. Bo coś może się zmarnować... Z ciekawych rzeczy, widziałam jeszcze ślady niezwykle silnej magii, jakiej użyły demony podczas ataku na to miasto. Magiczny pocisk, miał kształt kuli i średnicę około metra - rzekła, pokazując rękoma przybliżoną wielkość - zaś pojedynczy strzał zrobił dziurę w murze obronnym i jeszcze paru murowanych domach. To naprawdę niezwykła siła przebicia. Wnętrze tych dziur było nieomal oszlifowane, mam nawet kawałek do zbadania... Czy ktoś słyszał już o czymś takim? - powiedziała rozglądając się po minach zebranych. Wspomniane badania zleciła by Veliusowi, ale w jego obecnym sanie wolała go nie trudzić robotą.
Berthan i Calefarn spojrzeli po siebie i przyjrzeli się kawałkowi skały.
- Wysoka temperatura to nie była, bo mielibyśmy stopienie. Nie byłą tez to fala uderzeniowa kontrolowana, ona kruszy materiał dookoła - zaczął Calefarn. Berthan ciągnął dalej. - Podejrzewam raczej fizyczne cięcie wąską wiązką mocy chaosu, lub bardzo precyzyjnym strumieniem, ale to jest niepodobne nawet do demonów obecnie występujących tutaj... - obaj łowcy zamilkli. - Uważam za możliwe, że to miasto zostało zdobyte przez kogoś innego, a potem opanowane i zniszczone przez demony... - odezwał się wreszcie Berthan.
Argena pokiwała tylko nieznacznie głową, rozważając kim mógł być najeźdźca. Jeśli armia demonów go pokonała, oznaczało to, że nie musieli sie obawiać nowego-większego zagrożenia... nie mniej jednak efekty zaklęcia robiły wrażenie...
Tymczasem miny i spojrzenia zgromadzonych świadczyły, że było to już chyba wszystko co zgromadzeni mieli do powiedzenia. Argena uznała więc, że czas podsumować całą ich sytuację.
- Wygląda więc na to, że mamy sporo łupów - zaczęła z uśmiechem. - Osobiście nie będę robić nikomu problemów, kto co znalazł to jego i sądzę, że władze Mehizeck zachowają się w tej kwestii podobnie. A przynajmniej ja się o to postaram, wszak wszyscy wykonujemy tu kawał dobrej roboty - oznajmiła i szczerząc się w uśmiechu przyjrzała się wszystkim zgromadzonym.
Wszyscy zjawili się koło Podróżnika w określonym czasie i każdy najwyraźniej miał o czym opowiadać... Na najbardziej zaaferowanego jednak wyglądał Velius.
Po krótkim prysznicu, gdy zaczęła zbierać się reszta załogi, Argena zebrała od każdego słowny raport. Najciekawszymi wieściami były te przyniesione przez Veliusa. Argna ogłosiła zbiórkę, aby omówić dalsze działania. Okazało się, że mieli tu jeszcze sporo do zrobienia. Gdy wszyscy zebrali się w pomieszczeniu głównym Podróżnika, Argena zabrała głos.
- Dziękuję wszystkim za ich relacje. Mamy tu jeszcze trochę do zrobienia. - oznajmiła głośno. - Velius, opowiedz wszystkim co znalazłeś - rzekła oddając głos czarodziejowi i nieznacznie wskazała na niego ręką.
- Eh.. - westchnął Velius mając przed sobą perspektywę opowiadania tego po raz trzeci. Nigdy nie lubił powtarzać wiele razy tego samego. *Czemu ja tego po prostu nie spisałem?* - pomyślał, po czym przystąpił do składania relacji:
- Wybrałem się sprawdzić ruiny świątyni Thirel - zaczął - budynek ma zrujnowane wejście, ale wewnątrz jest stabilny - kontynuował - Znalazłem tam nawet w części mieszkalnej poletko z różnymi ziołami i drzewami owocowymi. Ale nie to jest najważniejszym odkryciem z ruin - westchnął po cichu, po czym ciągnął relację dalej. - W kaplicy dostrzegłem kobietę leżącą na kozetce dla chorych. Jej skóra i ubranie były granatowe. Nie ruszała się, ale nie wyglądała na martwą. Gdyby tak było, to ciało rozłożyłoby się już dawno - zauważył - Spróbowałem ją obudzić, czy też wyprowadzić ze stanu, w jakim była, ale gdy tylko jej dotknąłem, poczułem impuls energii, który przeszedł po moim ciele. Miałem wrażenie, że moja dłoń przeszła na wylot przez jej ciało. Nagle dostrzegłem, że jest tam więcej podobnych osobników, na pewno powyżej dwudziestu osób - pokiwał głową - Przeszukując dokładniej świątynię, znalazłem w głębi części mieszkalnej wielki, granatowy kryształ, pulsujący podobną energią. Postanowiłem pójść i zameldować o tym wszystkim. Wychodząc jednak na zewnątrz, doznałem szoku - powiedział patrząc na zaciekawione miny kompanów - Oprócz gruzów miasta, widziałem też ciemno-niebieską projekcję, która ukazywała stojące domy, oraz ludzi w podobnym stanie do tych z świątyni - zakończył.
- Ano - zaczęła Argena. Była nieco znudzona długą przemową, ponieważ raz już ją słyszała, ale starała się tego nie okazać. Wiedziała, że inni też chcą posłuchać, więc dała czarodziejowi spokojnie opowiedzieć jego historię, nie okazując niczego.
- Gdyby mieszkańcy chcieli zostawić po sobie pamięć, użyli by prostszych metod. Czy to możliwe, aby schowali się przed demonami, za pomocą magii kryształu? Może umieścili tam swoje dusze? - zagadała Argena, pytania kierując do łowców dusz. Sądziła, że oni będą na ten temat wiedzieć więcej.
- Wykluczone. Podejrzewam raczej jakieś skupisko energii ładu - stwierdził Berthan. Calefarn tymczasem przyjrzał się Veliusowi. - Dostałeś część tej energii - stwierdził. - Zacznie się w tobie rozwijać o ile jej nie wyprzesz. Masz dostatecznie rozwinięty magicznie umysł by ją opanować, więc nie skończysz jako granatowa projekcja... w takim układzie ja i Calefarn pójdziemy wraz z Veliusem przyjrzeć się temu kryształowi jutro z rana - Berthan spojrzał na Argenę czekając na przyzwolenie bądź zakaz.
- Czyli wszyscy których widział, zostali w ten sposób... - zastanowiła się chwilkę nad doborem słowa - zarażeni i jeśli nic nie zrobimy skończy jak oni? To nie brzmi dobrze, trzeba się tym zająć - Argena zezwoliła na działania w tej sprawie, a nawet więcej...
- Nie chcę być nadgorliwa i wiem, że wszyscy jesteśmy trochę zmęczeni, ale może lepiej zająć się tym już dziś, teraz? Nie mamy pewności, że to mu nie zagrozi jeśli zaczekamy z tym do jutra - powiedziała i rzuciła Berthanowi pytające spojrzenie. Nie chciała ryzykować utraty kolejnej osoby, już wystarczająco źle się stało wcześniej, w przypadku zamienionych w kamień.
- Nie lepiej poczekać do rana niż po ciemnicy tam łazić? Myślę że miasto ani kryształy nie uciekną, a przynajmniej zostawili po sobie jakiś ślad, tylko pytanie czy dobrowolnie czy przypadkiem. - mruknął drakon, był syty i zmęczony, zdecydowanie nie chciało mu się już dzisiaj nigdzie chodzić.
- Jeśli to energia ładu... lub raczej, co podejrzewam, statyki to zostaną tu przez najbliższe parę milionów lat... - mruknął Calefarn. Berthan uśmiechnął się i potwierdził.
Argena skrzywiła się lekko. Chodziło jej o zdrowie czarodzieja, ale widząc spokój pozostałych - w tym samego Veliusa, przestała tak o tym myśleć.
- Zatem to pierwsza rzecz na jutro - rzekła demonica. - Kto następny? - spojrzała po zgromadzonych.
Drakon poczekał aż wszyscy się wypowiedzą na temat zadany przez Veliusa i gdy nadszedł czas, zaczął opowiadać o swoim znalezisku.
- Uzupełniłem spiżarnię o świeże jedzenie, więc dzisiaj wieczorem znowu zjemy coś normalnego.
- Gotowanie zostawcie nam! - wtrącił krótko Alric i szturchnął, albo raczej wskazał łokciem na siedzącego obok niego Barta. Te trzy słowa nie były rozproszeniem, a jedynie skromnym wtrąceniem na tle przemowy Drakona, głos należał do niego.
- Znalazłem kilka książek, myślę że część się komuś przyda, jest tego parę sztuk, więc po prostu przejrzyjcie co wam się przyda, do tego znalazłem też mini pracownię magiczną, w której schowane były sztylet, hełm i rękawica,
jak mówiłem, na magii się nie znam, więc lepiej, żeby któreś z was rzuciło na to okiem. Przynieśliśmy tez jakieś dziwne kryształy, nie mam pojęcia do czego mogły służyć, były w swego rodzaju galerii, więc może to równie dobrze być dzieło sztuki po prostu. Za to jest ładne. - Ostatnie zdanie bardziej mruknął niż powiedział. I wyłożył na wierzch swoje znaleziska, pomijając sterty metalu, i klejnotów. Tak więc przed wszystkimi pojawiła się mała sterta książek, kryształy, przedmioty zabrane ze szklanej gablotki koło labolatorium alchemicznego, po dłuższym namyśle wyciągnął też malutki klejnocik, którego nie umiał rozpoznać a był podobny do figurki, którą wcześniej znalazł mag.
- Co do tego klejnotu, to chyba go zatrzymam, Argena ma figurkę z podobnego tworzywa, ale mam pytanie, czy ktoś do czorta wie co to jest?
- To admanit - powiedziała Arilyn, która pojawiła się najpóźniej ze wszystkich. Wzięła klejnocik do ręki i obejrzała go uważnie. - Tak, to admanit. Tak samo jak tamta figurka. I nie, nie dawajcie tego ani chochlikom do zabawy, ani nie róbcie z tym niczego równie... Głupiego - bąknęła. - Za taki kawałeczek admanitu byłbyś w stanie się wygodnie urządzić do końca życia - powiedziała drakonowi. - Sprawny mag mógłby zrobić naprawdę potężny przedmiot wprawiając weń taki kawałek tego materiału - dodała. Oddała klejnocik drakonowi.
- No to się przyda. - przy okazji mrugnął do Alrica i Berta, którzy mieli plecaki wypchane klejnotami nieco bardziej niż on.
- A właśnie, a propos przyda - powiedziała Arilyn i zaczęła wyciągać z plecaka mapy, które wygrzebała z domu kartografa. Wyłożyła na stół wszystkie aktualne mapy jakie tam były i które zabrała ze sobą. No i oczywiście busolę. - Znalazłam jeszcze kompas i jedną starą mapę, ale potrzebuję wpierw znaleźć jakiegoś konserwatora starego papieru, albo kogoś z zaklęciem, które zakonserwuje ten nieszczęsny papier - westchnęła. Nie wdawała się w szczegóły dotyczące tej mapki.
- Jak już wiem, co to jest, nie pozwolę chochlikom tego dotykać - rzekła spokojnie Argena odnosząc się do wcześniejszej uwagi elfki.
- Mapy będą bardzo przydatne - rzekła spokojnie demonica przyglądając im się.
Stara mapa, jaką znalazła elfka mogła być jakimś cennym zabytkiem, ale tej sprawy Argena już nie drążyła, zważywszy na fakt, że nie znała się na konwersacji map. Podróżnik miał swój kompas, ale posiadanie rezerwowego, mogło okazać się zbawienne. I na pewno przydatne w przypadku rozdzielenia się lub zwiadu poprowadzonego bez pojazdu - np. w podziemiach. Nikt nie chciał już się więcej chwalić, więc głos zabrała demonica.
- Ja też mam kilka książek, gramofon. Dojdzie jeszcze naprawdę wspaniały zegar i jeden dywan - podzieliła się informacjami na temat swoich znalezisk. - Mam też jedną kieckę, jeśli ktoś by reflektował, to jest tego więcej - dodała niedbałym głosem, wskazując miejsce, w którym leżała znaleziona, elegancka suknia.
- Argeno, proponuję rozejrzeć się za jakimś naprawdę porządnym magiem i wykorzystać kryształ admanitu. Odpowiednio wykorzystany admanit znacznie zwiększy nasze szanse na przetrwanie, w tym rumowisku... Mam na myśli ten świat - powiedziała.
- Naturalnie, jeśli znajdziemy kogoś odpowiedniego po drodze, to nie zamierzam z tym czekać na powrót do Mehizeck - odpowiedziała Argena, zgadzając się z radą Arilyn.
- Jak widać na przykładzie admanitu, warto podzielić się wiedzą o znaleziskach. Bo coś może się zmarnować... Z ciekawych rzeczy, widziałam jeszcze ślady niezwykle silnej magii, jakiej użyły demony podczas ataku na to miasto. Magiczny pocisk, miał kształt kuli i średnicę około metra - rzekła, pokazując rękoma przybliżoną wielkość - zaś pojedynczy strzał zrobił dziurę w murze obronnym i jeszcze paru murowanych domach. To naprawdę niezwykła siła przebicia. Wnętrze tych dziur było nieomal oszlifowane, mam nawet kawałek do zbadania... Czy ktoś słyszał już o czymś takim? - powiedziała rozglądając się po minach zebranych. Wspomniane badania zleciła by Veliusowi, ale w jego obecnym sanie wolała go nie trudzić robotą.
Berthan i Calefarn spojrzeli po siebie i przyjrzeli się kawałkowi skały.
- Wysoka temperatura to nie była, bo mielibyśmy stopienie. Nie byłą tez to fala uderzeniowa kontrolowana, ona kruszy materiał dookoła - zaczął Calefarn. Berthan ciągnął dalej. - Podejrzewam raczej fizyczne cięcie wąską wiązką mocy chaosu, lub bardzo precyzyjnym strumieniem, ale to jest niepodobne nawet do demonów obecnie występujących tutaj... - obaj łowcy zamilkli. - Uważam za możliwe, że to miasto zostało zdobyte przez kogoś innego, a potem opanowane i zniszczone przez demony... - odezwał się wreszcie Berthan.
Argena pokiwała tylko nieznacznie głową, rozważając kim mógł być najeźdźca. Jeśli armia demonów go pokonała, oznaczało to, że nie musieli sie obawiać nowego-większego zagrożenia... nie mniej jednak efekty zaklęcia robiły wrażenie...
Tymczasem miny i spojrzenia zgromadzonych świadczyły, że było to już chyba wszystko co zgromadzeni mieli do powiedzenia. Argena uznała więc, że czas podsumować całą ich sytuację.
- Wygląda więc na to, że mamy sporo łupów - zaczęła z uśmiechem. - Osobiście nie będę robić nikomu problemów, kto co znalazł to jego i sądzę, że władze Mehizeck zachowają się w tej kwestii podobnie. A przynajmniej ja się o to postaram, wszak wszyscy wykonujemy tu kawał dobrej roboty - oznajmiła i szczerząc się w uśmiechu przyjrzała się wszystkim zgromadzonym.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Wszyscy:
Wieczór upłynął pod znakiem dobrego wina i przedniej pieczeni. Alric i Bart stanęli na wysokości zadania, chociaż podczas robienia jedzenia sprzeczali się o każdą pierdołę. Mieso było kruche i wręcz rozpływało się w ustach. Do tego doszło pieczywo, które najwyraźniej zostało „wstrzymane” niewiele po wypieku, oraz warzywa. Gdy Alric i Bart napili się więcej zaczęli śpiewać. Dało o sobie znać wyćwiczenie głosu w chórze, gdy zaśpiewali Marsz Po Złoto na dwa głosy. Calefarn rozstawił magiczne czujki wokół Podróżnika i tej nocy, po spędzonym na zabawie wieczorze, każdy mógł spać spokojnie.
Wraz z porankiem następnego dnia przyszedł deszcz. Nie zważając na warunki atmosferyczne obaj łowcy dusz udali się z Veliusem do świątyni Thirel. Gdy tylko się rozpogodziło Argena wyruszyła po zegar i wkrótce przybyła z nim do Podróżnika. Również wtedy powrócili Calefarn i Berthan. Wyglądali na zafrasowanych.
- To miasto zostało „wstrzymane” przed atakiem demonów. Można je z powrotem „puścić w ruch” znaczy ożywić i przywrócić do poprzedniego stanu, ale potrzeba by na to sporej ilości energii – wyjaśnił Calefarn. – Nie mamy pojęcia jaka istota byłaby w stanie coś takiego zrobić, ale pewnym jest, ze demony nie dałyby rady jej pokonać… co by oznaczało, że dalej gdzieś tu przebywa. Niekoniecznie w okolicy, niekoniecznie na tym kontynencie, ale jednak obecność takiej istoty to aspekt wart zapamiętania.
W wewnętrznej energii Veliusa nie zachodziły żadne zmiany, wiec jego doświadczenie z kryształem mu nie zaszkodziło – przynajmniej tak mówili łowcy dusz. Sam mag też musiał przyznać, ze czuje się świetnie. Dawno nie spał tak dobrze jak tej nocy, choć to akurat zapewne była sprawka wypitego wieczorem wina i zjedzonej pieczeni.
- Skoro już jesteśmy przy tym temacie - Velius zwrócił się do łowców dusz.
- Czy jesteście w stanie poradzić mi coś w sprawie rozwijania tej mocy? Albo chociaż powiedzieć, do czego może się ona przydać? - zapytał.
Łowcy spojrzeli dziwnie na Veliusa.
- Jakbyś oberwał piorunem to też byś pytał? - zapytał Calefarn i się uśmiechnął. - Jest w tobie, pewnie będzie cie chronić jednorazowo przed energią chaosu - znaczy do czasu, aż się zużyje, ale wątpię, że coś więcej. Gdybyś sam stąpał ścieżką Ładu to może zdołałbyś ją opanować, ale do tego trzeba by ponownego kontaktu z kryształem, a wtedy nie damy ci pewności, że nie skończysz jako granatowa projekcja, lub gorzej.
- Przynajmniej wiadomo, że wpłynie ona pozytywnie, a nie negatywnie - rzekła Argena. Taki stan rzeczy bardzo jej odpowiadał.
- Jeśli spotkamy osobę, czy też istotę, która odpowiada za ten kryształ i zaczarowanie całego miasta, to z pewnością dowiesz się wszystkiego - zwróciła się do Veliusa. Ciekawość i dociekliwość najwidoczniej były cechami czarodzieja. Ona sama zwykle nie zaglądała darowanemu koniowi w zęby, ale zdawała sobie sprawę, że w sprawach związanych z magią należy być ostrożnym.
- No dobra, nie stać tak - powiedziała głośno, aby wszyscy ją słyszeli. - Wieczorem ruszamy dalej, a ruiny z pewnością skrywają jeszcze wiele skarbów i tajemnic. Wiecie już, które budynki przeszukano, sprawdźcie teraz resztę. Jak chcecie to dobierzcie się w pary - głośno wydała polecenie, a jej głos był stonowany i spokojny. Wśród demonów, w takiej sytuacji dobieranie się w pary mogło nie być najlepszym pomysłem, ale załoga nie była zbyt pazerna na łupy i dogadywała się w tej kwestii.
Do przeszukania zostało jeszcze nieco budynków. Siedem budynków mieszkalnych przy wschodniej części muru, spory budynek z rozwaloną sekcją frontową na zachód od ratusza, podpiwniczony budynek wyglądający na winiarnię przyległy do ruiny tawerny, koszary, strażnica... i więzienie.
Daikonsstran wraz z Pimpusiem ruszyli zbadać były budynek więzienia, wątpił że znajdzie tam coś ciekawego, ale zawsze była taka możliwość. Velius postanowił zbadać budynek na zachód od ratusza. Spojrzał po towarzyszach by zobaczyć, czy ktoś chciałby iść razem z nim, czy ma iść sam. Nie widząc odzewu, sam ruszył zbadać to miejsce. Arilyn z kolei udała się do strażnicy. Nie widziała potrzeby towarzyszenia pozostałym. Poradzą sobie. Potem planowała zająć się swoimi dziwnymi przeczuciami. Argena natomiast udała się do koszar.
Wieczór upłynął pod znakiem dobrego wina i przedniej pieczeni. Alric i Bart stanęli na wysokości zadania, chociaż podczas robienia jedzenia sprzeczali się o każdą pierdołę. Mieso było kruche i wręcz rozpływało się w ustach. Do tego doszło pieczywo, które najwyraźniej zostało „wstrzymane” niewiele po wypieku, oraz warzywa. Gdy Alric i Bart napili się więcej zaczęli śpiewać. Dało o sobie znać wyćwiczenie głosu w chórze, gdy zaśpiewali Marsz Po Złoto na dwa głosy. Calefarn rozstawił magiczne czujki wokół Podróżnika i tej nocy, po spędzonym na zabawie wieczorze, każdy mógł spać spokojnie.
Wraz z porankiem następnego dnia przyszedł deszcz. Nie zważając na warunki atmosferyczne obaj łowcy dusz udali się z Veliusem do świątyni Thirel. Gdy tylko się rozpogodziło Argena wyruszyła po zegar i wkrótce przybyła z nim do Podróżnika. Również wtedy powrócili Calefarn i Berthan. Wyglądali na zafrasowanych.
- To miasto zostało „wstrzymane” przed atakiem demonów. Można je z powrotem „puścić w ruch” znaczy ożywić i przywrócić do poprzedniego stanu, ale potrzeba by na to sporej ilości energii – wyjaśnił Calefarn. – Nie mamy pojęcia jaka istota byłaby w stanie coś takiego zrobić, ale pewnym jest, ze demony nie dałyby rady jej pokonać… co by oznaczało, że dalej gdzieś tu przebywa. Niekoniecznie w okolicy, niekoniecznie na tym kontynencie, ale jednak obecność takiej istoty to aspekt wart zapamiętania.
W wewnętrznej energii Veliusa nie zachodziły żadne zmiany, wiec jego doświadczenie z kryształem mu nie zaszkodziło – przynajmniej tak mówili łowcy dusz. Sam mag też musiał przyznać, ze czuje się świetnie. Dawno nie spał tak dobrze jak tej nocy, choć to akurat zapewne była sprawka wypitego wieczorem wina i zjedzonej pieczeni.
- Skoro już jesteśmy przy tym temacie - Velius zwrócił się do łowców dusz.
- Czy jesteście w stanie poradzić mi coś w sprawie rozwijania tej mocy? Albo chociaż powiedzieć, do czego może się ona przydać? - zapytał.
Łowcy spojrzeli dziwnie na Veliusa.
- Jakbyś oberwał piorunem to też byś pytał? - zapytał Calefarn i się uśmiechnął. - Jest w tobie, pewnie będzie cie chronić jednorazowo przed energią chaosu - znaczy do czasu, aż się zużyje, ale wątpię, że coś więcej. Gdybyś sam stąpał ścieżką Ładu to może zdołałbyś ją opanować, ale do tego trzeba by ponownego kontaktu z kryształem, a wtedy nie damy ci pewności, że nie skończysz jako granatowa projekcja, lub gorzej.
- Przynajmniej wiadomo, że wpłynie ona pozytywnie, a nie negatywnie - rzekła Argena. Taki stan rzeczy bardzo jej odpowiadał.
- Jeśli spotkamy osobę, czy też istotę, która odpowiada za ten kryształ i zaczarowanie całego miasta, to z pewnością dowiesz się wszystkiego - zwróciła się do Veliusa. Ciekawość i dociekliwość najwidoczniej były cechami czarodzieja. Ona sama zwykle nie zaglądała darowanemu koniowi w zęby, ale zdawała sobie sprawę, że w sprawach związanych z magią należy być ostrożnym.
- No dobra, nie stać tak - powiedziała głośno, aby wszyscy ją słyszeli. - Wieczorem ruszamy dalej, a ruiny z pewnością skrywają jeszcze wiele skarbów i tajemnic. Wiecie już, które budynki przeszukano, sprawdźcie teraz resztę. Jak chcecie to dobierzcie się w pary - głośno wydała polecenie, a jej głos był stonowany i spokojny. Wśród demonów, w takiej sytuacji dobieranie się w pary mogło nie być najlepszym pomysłem, ale załoga nie była zbyt pazerna na łupy i dogadywała się w tej kwestii.
Do przeszukania zostało jeszcze nieco budynków. Siedem budynków mieszkalnych przy wschodniej części muru, spory budynek z rozwaloną sekcją frontową na zachód od ratusza, podpiwniczony budynek wyglądający na winiarnię przyległy do ruiny tawerny, koszary, strażnica... i więzienie.
Daikonsstran wraz z Pimpusiem ruszyli zbadać były budynek więzienia, wątpił że znajdzie tam coś ciekawego, ale zawsze była taka możliwość. Velius postanowił zbadać budynek na zachód od ratusza. Spojrzał po towarzyszach by zobaczyć, czy ktoś chciałby iść razem z nim, czy ma iść sam. Nie widząc odzewu, sam ruszył zbadać to miejsce. Arilyn z kolei udała się do strażnicy. Nie widziała potrzeby towarzyszenia pozostałym. Poradzą sobie. Potem planowała zająć się swoimi dziwnymi przeczuciami. Argena natomiast udała się do koszar.
Ostatnio zmieniony środa, 27 października 2010, 21:46 przez Mr.Zeth, łącznie zmieniany 1 raz.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
-
- Mat
- Posty: 494
- Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
- Lokalizacja: Z Pustki
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Daikonsstran
Najwyraźniej znowu każdy ruszał w swoim kierunku, inżynier postanowił sprawdzić budynek, w którym kiedyś musiało znajdować się więzienie. Daikonnstran stanął przed potężną bryłą lokalnego aresztu. Chyba było to miejsce na zsyłkę z różnych miejsc... wiezienie było masywne i po ilości obecnie zniszczonych szybów wentylacyjnych można było stwierdzić, ze ciągnie się pod ziemię. Drakon skinął na golema żeby zajął się drzwiami, sam czekał na zewnątrz czekają ze strzelbą czy coś stamtąd nie wyskoczy, wątpił, ale wszystko było możliwe. Po chwili pracy Pimpuś wyrwał jedno skrzydło drzwi z muru i wywalił je wstecz. Ze środka powiało wilgocią. Poza bardzo odległym dźwiękiem kapania w środku panowała cisza... i było zupełnie ciemno.
- Pimpuś, mógłbyś poświecić? Nic tu nie widać. - Gdy tylko światła rozjaśniły ciemność, inżynier wkroczył do środka za swoim pupilem.
Pimpuś szedł spokojnie przodem. W wiezieniu było dość ciepło i wilgotno. Po jakimś czasie Daikonnstran poczuł pod nogami coś miękkiego... Przyjrzał sie posadzce w świetle "reflektorów" Pimpusia i stwierdził, ze podłogę porosła albo wyjątkowo dobrze rozwinięta pleśń, albo jakiś dziwny mech... Sale z prawej i lewej nie zawierały niczego istotnego. Pomieszczenia na sprzęt, sypialnie dla strażników i personelu, składziki.. wszystko wzięły diabli. Jeden pokój nawet miał wielką dziurę pośrodku. Nie było widać co jest niżej, światła Pimpusia nie sięgały dalej niż 7 metrów, a dziura szła niżej. Daik zakrył nozdrza kawałkiem szmaty, nie wiedział czy to normalna pleśń, ale przynajmniej trochę mógł zdusić jej zapach i zmniejszyć szanse na nawdychanie się jakichś dziwnych zarodników. Szukał jakiegoś zejścia na niższe poziomy, gdzieś tu musiały być schody. Pytaniem było czy czas przeszły nie był tu kluczowy.
Schody znalazł. Tu Daikonnstran był pewien, ze to co jest na posadzce to mech. Klatka schodowa stanowiła "kwadratową spiralę", znaczy pomieszczenie było bardzo wysokie i miało plan kwadratu, a schody biegły w dół okrężnie przy ścianach. Środkiem zaś rosło wielkie bezlistne drzewo.
Zdziwił się nieco, jeśli ta pleśń tak dobrze sobie radziła, to czemu mech całkiem wysechł, no i dookoła było pełno wilgoci, ale zrzucił wszystko na brak światła.
- Schodzimy Pimpuś, uważaj. - po chwili namysłu stwierdził że gdyby ktoś chciał na niego wyskoczyć to mógłby to zrobić wcześniej, więc krzyknął żeby mniej więcej sprawdzić jak głęboka jest klatka. - Hej hej!
Po uważnemu przysłuchaniu się echu doszedł do dośc oczywistych wniosków i podjął swój przerywany monolog do golema.
- No pięknie, nic dziwnego że wszystko tu obumarło, 50 metrów i zero światła, schodzimy powoli i ostrożnie Pimpuś, Ty może przeżyjesz taki upadek, ja niekoniecznie. - drakon zaczął swą podróż w głąb. Zszedł na pierwsze piętro podziemia. Korzenie przebiły mur w wielu miejscach i zatarasowały przejście. Drewno było wyschnięte na wiór. Pimpuś mógłby poradzić sobie bez problemu.
- Do dzieła, po odłamuj te korzenie tak, żeby dało się przejść. - zakomenderował inżynier. Był ciekaw co się tutaj kryło. Pimpuś popracował chwile i zrobił przejście. W środku pełno było korzeni. Korzenie oplatały szkielety różnego rodzaju humanoidów. Korzonki były ułożone jakby wrosły głęboko w ciała ofiar. Chwilę rozważał czy możliwe było, żeby korzenie zaatakowały ciała, kiedy ofiary jeszcze żyły, czy raczej dopiero trupy stały się nawozem. Rozmyślał nad tym krocząc między szkieletami i korzeniami, zwiedzając wszystko, nie przeszkadzało mu okazjonalne chrupanie kości, na które nadepnął, martwym raczej nie robiło to różnicy. Daikonnstran nie był w stanie tego stwierdzić. W jednym miejscu natomiast korzenie były zaplecione w kokon. Daik szturchnął noga kokon, a po chwili przyjrzał się mu z bliska, w głowie też oceniał jego wielkość. Co u licha mogło sobie uwić kokon tutaj. Kokon z korzeni wyglądał an twór drzewa. Miał średnicę dwóch metrów i wysokość trzech, zajmował połowę jednej z cel.
- Pimpuś, spróbuj delikatnie to naderwać, chcę zobaczyć co jest w środku. - Daik nie był pewien czego się spodziewać, więc naszykował strzelbę, wszystko tu powinno być martwe, więc raczej naruszenie kokonu nie powinno niczego zmienić. Z drugiej strony nie chciał tutaj zionąć ogniem, za dużo suchego drzewa i mchu.
Pimpuś przywalił w to ostrzem. Pod pierwszą warstwą drewna była kolejna. Potem jeszcze następna i jeszce następna... wreszcie Pimpuś trafił coś metalowego. Daik podszedł bliżej i przyjrzał się znalezisku, co też mogło być wewnątrz kokonu, że drzewo postanowiło się w ten sposób koło tego opleść. Zwłaszcza metalowego. Wyglądało na jakaś płytę. Drakon chwilę naradzał się z samym sobą zanim podjął decyzję.
- Rozerwij kokon, wydobędziemy tą płytę ze środka.
Okazało się, ze jest to jakaś dziwna magiczna tarcza ze szkła i metalu. Znak mocy dobra na środku i użycie jakiegoś jasnego metalu nie budziło wątpliwości co do mocy, którą ewentualnie mogła być zaklęta tarcza. Na twarzy inżyniera pokazał się pełen kłów uśmiech, zdawało się że znalezisko się opłacało, schował ją szybko do schowka golema i po zwiedzeniu reszty poziomu, ruszył w dół na kolejny.
Wszystko wyglądało dość podobnie,ale tu chyba już toczono walkę z rośliną, ścianę znaczyły znaki spalenizny, wiezienie też zdawało się mieć tu inny charakter. Kraty były grubsze, a w niektórych celach były jakieś dziwne kajdany... Tu z kolei w mech porastający ziemie dziwnie się wybrzuszał w paru miejscach. Daikonsstran poczuł się trochę nieswojo, ale mimo to zaczął badać piętro, nie był pewien czy to było raczej piętro dla ciężkich przestępców, czy sala tortur, ale przynajmniej wiedział że to drzewo zaatakowało mieszkańców. Pimpuś wszedł an jedno z wybrzuszeń i Daikonsstran usłyszał znajome chrupniecie. To kość. Mech przykrywał trupy poległych. W jednym jednak miejscu miał dość dziwny kształt, jeśli to były kości to bardzo okazałe. Daik zatrzymał golema w miejscu i zaczął odrywać mech z jednego z wybrzuszeń a potem z miejsca, gdzie nadepnął Pimpuś. Wyglądały zdecydowanie inaczej. Chwilę myślał nad tym czy mógł widzieć gdzieś już takie kości, a potem systematycznie zaczął zdejmować mech z wszystkich szkieletów, nie był pewien czy to jakieś znane mu stworzenia, czy może demony, to miasto było dziwne. Pod mchem leżał napierśnik, hełm, nogawice i buty. Wszystkie były wykonane z tego samego metalu co tarcza i miały tez szklane elementy. Pancerz był bardzo lekki. Nie był to zwykły metal, wyglądał na porządny pancerz więc zapakował zestaw na Pimpusia, może ktoś w Podróżniku będzie w stanie powiedzieć mu co to jest, zaczynał powoli żałować że mniej uczył się na pamięć jeśli chodzi o metale a więcej pracował z książkami i drewnem. No ale nie było co narzekać, miał jeszcze sporo pracy, kości do odkrycia i pewnie pare pięter. Kości były rozmaite. Ludzkie, elfie, krasnoludzkie... pełen przekrój rasowy. Porósł je mech nieco inny od reszty, też wrósł w ciała istot jak korzenie piętro wyżej.
Wzruszył tylko ramionami i zszedł niżej, nie był już pewien co tu się działo, ale wyglądało na to, że dobrze byłoby się upewnić że to drzewo się nie rozprzestrzeni i puścić to miejsce z dymem jak będzie wychodził.
Zszedł an ostatnie piętro. Było tu cieplej i zdecydowanie bardziej wilgotno. Schody znikały pod wodą. Pimpuś mógł wejść do wody bez doznania szkód, z drakonem gorzej. Schowek i ramiona golema wystawały jednak ponad wodę, wiec Daikonnstran mógł spokojnie wsiąść na swojego pupila i wykorzystać jako "łódź". Pokręcił głową, gdyby mieli więcej czasu, to pewnie by zbudował pompy i próbował zbadać wszystko dokładnie, ale musiał działać z tym co miał i czasem jaki miał. Wdrapał się na swojego wiernego kompana i ruszył zwiedzać kolejny poziom, przynajmniej temperatura mu odpowiadała.
Pimpuś musiał uważać, kawałki podłogi rozpadły się, a po reszcie płożyły się korzenie. Wreszcie dotarli do sporych żelaznych wrót, które były zamknięte za pomocą sporego pokrętła na środku. Wyglądały na potężne. Cele tutaj też były znacznie większe od tych wyżej. Miały z 3 metry wysokości i po 5 szerokości i długości. Kraty znaczyły magiczne znaki. Ze ścian wyrastały korzenie oplatające kości. lub układające się kształt ciała. Te ostatnie były zwęglone.
- Demony też tu padały? Jakaś większa paranoja. - mruczał do siebie. Dopiero potem zwrócił się do golema.
- Podejdź do tych wrót, zobaczymy co to za ustrojstwo. Tylko nie naciskaj ani nie otwieraj jeszcze. - Nie był pewien czy to nie jakaś gródź, która oddzielała od wody lub czegoś gorszego. Wrota nie wyglądały an nic konkretnego. były szczelne, ale ze znaków wynikało po prostu, że jest to dalsza cześć więzienia.
- Otwieraj. - Daik miał pewne wątpliwości, ale chyba nie szkodziło sprawdzić.
Golem posłusznie przekręcił właz. Stuknęła zwalniana blokada izolacyjna i woda zaczęła wciekać przez otwory pod drzwiami. Po chwili poziom był suchy i golem otworzył wrota. Za nimi byłą spora sala z pniem tego drzewa. Wyschniętym i martwym jak wszystko w tym budynku. Wyrastał z poniekąd znajomej Daikowi dziury wyrąbanej w podłożu. Argena wcześniej takie dziury nazwała wrotami do piekła. Demeonów jednak tu nie było, a nawet jeśli były to Daikonnstran właśnie "spuścił wodę". Centralna część pnia była nabrzmiała, ale Daik musiałby zostawić pancerz i pójść po jednej z gałęzi by dotrzeć gdzie trzeba. Pimpuś nie dałby rady dotrzeć na miejsce.
- Pimpuś, wiesz co robić gdyby mi sie coś stało. Wiem że jest daleko, ale jakby się coś działo, może uda Ci się sprowadzić kogoś na czas. Póki co czekaj tutaj. - Daikonsstran odłamał większy kawał korzenia, zdjął pancerz, przewiesił strzelbę przez ramię i odpalił korzeń oddechem, nie był pewien czy światła golema tak daleko sięgną. Nie sięgnęły. Daikonnstran pogramolił się po korzeniu do zgrubienia. na miejscu stwierdził, ze drzewo rozpada się. Dobrze ułożony granat załatwiłby sprawę. Drakon wrócił do golema i wziął ze schowka jeden z granatów odłamkowych. Pomajstrował przy nim nieco, zwiększając opóźnienie wybuchu, nie chciał być za blisko jak łupnie. W międzyczasie kazał Pimpusiowi nieco się odsunąć. Wrócił do drzewa i umiejscowił ładunek. Już chwilę później, biegł najszybciej jak mógł mało przy tym nie spadając z gałęzi. Grzmotnęło solidnie, wypruwając kawał drzewa. Daikonnstran stwierdził, ze wewnątrz drzewa jest metalowa skrzynia.
Spojrzał co tam siedzi w resztkach drzewa. Ruszył po ostrze Pimpusia, musiał przy tym pogrzebać, a zdecydowanie jego szpony się nie nadawały. Chwilę później już gmerał przy kikucie drzewa. Wreszcie wytaszczył z wnętrza sporą pancerną skrzynię. W środku były zrobione z tych samych materiałów naramienniki i rękawice i kostur z jakiegoś dziwnego drewna. Było czerwone jak krew, poskręcane i jego wierzch wieńczył klejnot ostro zielonej barwy. Na dnie skrzyni leżały też dwa dyski dla mentalnych z tego samego metalu co zbroja. Nie miały żadnych szklanych wstawek, były też nieco cięższe- nie miały domieszki wiatrostali. Sama skrzynia jako taka nie przedstawiała wielkiej wartości. Ot porządna robota.
Przynajmniej było w czym to wszystko trzymać, zaciągnął skrzynię z zawartością do golema, kiedy odpoczywał sapiąc, stwierdził że musi popracować też nad tężyzną, bo takie akcje go wykończą. Załadował wszystko na Pimpusia i zaczął piąć się w górę.
Gdy wychodził zauważył ze u podstawy tej gałęzi biegnącej przez klatkę schodową coś się rusza... jasny blask na chwilę oświetlił pomieszczenie. Konstruktor ujrzał Driadę. Parszywie zmutowaną driadę. Prawa część jej twarzy była cała pokryta jakimiś cystami, przykrywającymi oczy. Prawe ramię wyglądało jakby wyrwane demonowi, potężne mięśnie opinały resztki delikatnej skóry. Driada zawyła wściekle i ruszyła w stronę Daikonnstrana, kulejąc przez nadmierny rozrost mięśni w lewej nodze i infekcję lewej. Nie mogła mieć pokojowych zamiarów... Drzewo zaś.. zaczęło jakby ożywać. Daik przełknął i rzucił granatem pod nogi driady, zaraz potem ściągnął strzelbę, to coś było naprawdę duże. Wybuch zrzucił driadę do jednej z dziur w podłożu. Daikonnstran usłyszał tylko krzyk odbijającej się o ściany istoty. Miał czas by zwać nim ona się stamtąd wygramoli... Zamiast tego rzucił za driadą w dziurę jeszcze jeden granat na pożegnanie, miał zamiar zmienić plany. Pamiętał dokładnie miejsce w którym pleśń zmieniała się w suchy mech, miał zamiar podpalić to draństwo i puścić wszystko z dymem po ścieżce płonącego mchu, ale póki co miał rozkaz do wydania swojej jednoosobowej armii.
- Odwrót. - sam już dawno wykonywał swój własny rozkaz.
Pimpuś podreptał za nim. Driada nie wygramoliła się z jamy.. natomiast światełko zgasło, a drzewo przestało rosnąć. Drakon już pędził na górę, kiedy to się wydarzyło. Wiedziony niemalże samobójczą ciekawością zawrócił i spojrzał w dziurę, do której spadła driada. Lufa jego strzelby była skierowana w dół, zawsze mógł jej puścić kulkę prosto w głowę. Poza rozerwanym ciałem driady w dziurze było coś ładnego.. w świetle zapewnianym przez Pimusia Daikonnstran zobaczył spory zielony klejnot... większy od tych, które znalazł w gildii kruszców. Szmaragd.. szmaragd o kształcie serca. I spoczywał w rozerwanej piersi driady... Drakon sięgnął w dół po klejnot, nie był pewien, ale chyba był kiedyś sercem driady, było mu prawie szkoda, ale w głębi siebie wiedział że niewiele dało się dla niej zrobić, a na pewno nie powinno się jej pozwolić kontynuować tego co tutaj robiła. Klejnot wydawał się nienaruszony. był czysty i piękny. Miał bardzo dużą przejrzystość. Wspaniały szmaragd. Zrobiło mu się nieco smutno, podejrzewał że taka musiała być kiedyś driada, zanim coś ją zmutowało, miał zamiar zatrzymać kamień, może kiedyś wymyśli coś godnego tego kamienia i wspomnienia istotny z nim związanej. Póki co, schował go i ruszył w kierunku świeżego powietrza. Nie miał z tym dalszych kłopotów. Za to drzewo zaczęło gnić w zastraszającym tempie. Schody stały się śliskie od resztek rozpadającego się mchu, a powietrze napełnił smród kompostu. Nim Daikonnstran wyszedł poza wiezienie wszystko doszczętnie wygniło. Zdawało się że drzewo miał z głowy, musiał przyznać że miał zwyczajnego farta z driadą, ale nie miał zamiaru z tego powodu rozpaczać, pozbył się problemu i mógł wracać do Podróżnika, nie miał już ochoty niczego badać w tym dziwnym mieście
Drakon siedział za sterami pojazdu, nogi miał wyciągnięte tuż obok kontrolek, w dłoni obracał klejnot zabrany z martwego ciała driady, zaraz koło niego, oparta o fotel, stała tarcza wydobyta z więzienia. W głowie kłębiły się myśli. Nie miał wyrzutów że zabił driadę, prawdopodobnie jej drzewo żerowałoby na każdym żywym organizmie, który by się tam zapuścił. Nie był już pewien czy zatrzymać szmaragd jako pamiątkę, czy wpasować ją w coś, co by ją upamiętniło, nie miał chwilowo pomysłu, ale był pewien że coś wymyśli.
Najwyraźniej znowu każdy ruszał w swoim kierunku, inżynier postanowił sprawdzić budynek, w którym kiedyś musiało znajdować się więzienie. Daikonnstran stanął przed potężną bryłą lokalnego aresztu. Chyba było to miejsce na zsyłkę z różnych miejsc... wiezienie było masywne i po ilości obecnie zniszczonych szybów wentylacyjnych można było stwierdzić, ze ciągnie się pod ziemię. Drakon skinął na golema żeby zajął się drzwiami, sam czekał na zewnątrz czekają ze strzelbą czy coś stamtąd nie wyskoczy, wątpił, ale wszystko było możliwe. Po chwili pracy Pimpuś wyrwał jedno skrzydło drzwi z muru i wywalił je wstecz. Ze środka powiało wilgocią. Poza bardzo odległym dźwiękiem kapania w środku panowała cisza... i było zupełnie ciemno.
- Pimpuś, mógłbyś poświecić? Nic tu nie widać. - Gdy tylko światła rozjaśniły ciemność, inżynier wkroczył do środka za swoim pupilem.
Pimpuś szedł spokojnie przodem. W wiezieniu było dość ciepło i wilgotno. Po jakimś czasie Daikonnstran poczuł pod nogami coś miękkiego... Przyjrzał sie posadzce w świetle "reflektorów" Pimpusia i stwierdził, ze podłogę porosła albo wyjątkowo dobrze rozwinięta pleśń, albo jakiś dziwny mech... Sale z prawej i lewej nie zawierały niczego istotnego. Pomieszczenia na sprzęt, sypialnie dla strażników i personelu, składziki.. wszystko wzięły diabli. Jeden pokój nawet miał wielką dziurę pośrodku. Nie było widać co jest niżej, światła Pimpusia nie sięgały dalej niż 7 metrów, a dziura szła niżej. Daik zakrył nozdrza kawałkiem szmaty, nie wiedział czy to normalna pleśń, ale przynajmniej trochę mógł zdusić jej zapach i zmniejszyć szanse na nawdychanie się jakichś dziwnych zarodników. Szukał jakiegoś zejścia na niższe poziomy, gdzieś tu musiały być schody. Pytaniem było czy czas przeszły nie był tu kluczowy.
Schody znalazł. Tu Daikonnstran był pewien, ze to co jest na posadzce to mech. Klatka schodowa stanowiła "kwadratową spiralę", znaczy pomieszczenie było bardzo wysokie i miało plan kwadratu, a schody biegły w dół okrężnie przy ścianach. Środkiem zaś rosło wielkie bezlistne drzewo.
Zdziwił się nieco, jeśli ta pleśń tak dobrze sobie radziła, to czemu mech całkiem wysechł, no i dookoła było pełno wilgoci, ale zrzucił wszystko na brak światła.
- Schodzimy Pimpuś, uważaj. - po chwili namysłu stwierdził że gdyby ktoś chciał na niego wyskoczyć to mógłby to zrobić wcześniej, więc krzyknął żeby mniej więcej sprawdzić jak głęboka jest klatka. - Hej hej!
Po uważnemu przysłuchaniu się echu doszedł do dośc oczywistych wniosków i podjął swój przerywany monolog do golema.
- No pięknie, nic dziwnego że wszystko tu obumarło, 50 metrów i zero światła, schodzimy powoli i ostrożnie Pimpuś, Ty może przeżyjesz taki upadek, ja niekoniecznie. - drakon zaczął swą podróż w głąb. Zszedł na pierwsze piętro podziemia. Korzenie przebiły mur w wielu miejscach i zatarasowały przejście. Drewno było wyschnięte na wiór. Pimpuś mógłby poradzić sobie bez problemu.
- Do dzieła, po odłamuj te korzenie tak, żeby dało się przejść. - zakomenderował inżynier. Był ciekaw co się tutaj kryło. Pimpuś popracował chwile i zrobił przejście. W środku pełno było korzeni. Korzenie oplatały szkielety różnego rodzaju humanoidów. Korzonki były ułożone jakby wrosły głęboko w ciała ofiar. Chwilę rozważał czy możliwe było, żeby korzenie zaatakowały ciała, kiedy ofiary jeszcze żyły, czy raczej dopiero trupy stały się nawozem. Rozmyślał nad tym krocząc między szkieletami i korzeniami, zwiedzając wszystko, nie przeszkadzało mu okazjonalne chrupanie kości, na które nadepnął, martwym raczej nie robiło to różnicy. Daikonnstran nie był w stanie tego stwierdzić. W jednym miejscu natomiast korzenie były zaplecione w kokon. Daik szturchnął noga kokon, a po chwili przyjrzał się mu z bliska, w głowie też oceniał jego wielkość. Co u licha mogło sobie uwić kokon tutaj. Kokon z korzeni wyglądał an twór drzewa. Miał średnicę dwóch metrów i wysokość trzech, zajmował połowę jednej z cel.
- Pimpuś, spróbuj delikatnie to naderwać, chcę zobaczyć co jest w środku. - Daik nie był pewien czego się spodziewać, więc naszykował strzelbę, wszystko tu powinno być martwe, więc raczej naruszenie kokonu nie powinno niczego zmienić. Z drugiej strony nie chciał tutaj zionąć ogniem, za dużo suchego drzewa i mchu.
Pimpuś przywalił w to ostrzem. Pod pierwszą warstwą drewna była kolejna. Potem jeszcze następna i jeszce następna... wreszcie Pimpuś trafił coś metalowego. Daik podszedł bliżej i przyjrzał się znalezisku, co też mogło być wewnątrz kokonu, że drzewo postanowiło się w ten sposób koło tego opleść. Zwłaszcza metalowego. Wyglądało na jakaś płytę. Drakon chwilę naradzał się z samym sobą zanim podjął decyzję.
- Rozerwij kokon, wydobędziemy tą płytę ze środka.
Okazało się, ze jest to jakaś dziwna magiczna tarcza ze szkła i metalu. Znak mocy dobra na środku i użycie jakiegoś jasnego metalu nie budziło wątpliwości co do mocy, którą ewentualnie mogła być zaklęta tarcza. Na twarzy inżyniera pokazał się pełen kłów uśmiech, zdawało się że znalezisko się opłacało, schował ją szybko do schowka golema i po zwiedzeniu reszty poziomu, ruszył w dół na kolejny.
Wszystko wyglądało dość podobnie,ale tu chyba już toczono walkę z rośliną, ścianę znaczyły znaki spalenizny, wiezienie też zdawało się mieć tu inny charakter. Kraty były grubsze, a w niektórych celach były jakieś dziwne kajdany... Tu z kolei w mech porastający ziemie dziwnie się wybrzuszał w paru miejscach. Daikonsstran poczuł się trochę nieswojo, ale mimo to zaczął badać piętro, nie był pewien czy to było raczej piętro dla ciężkich przestępców, czy sala tortur, ale przynajmniej wiedział że to drzewo zaatakowało mieszkańców. Pimpuś wszedł an jedno z wybrzuszeń i Daikonsstran usłyszał znajome chrupniecie. To kość. Mech przykrywał trupy poległych. W jednym jednak miejscu miał dość dziwny kształt, jeśli to były kości to bardzo okazałe. Daik zatrzymał golema w miejscu i zaczął odrywać mech z jednego z wybrzuszeń a potem z miejsca, gdzie nadepnął Pimpuś. Wyglądały zdecydowanie inaczej. Chwilę myślał nad tym czy mógł widzieć gdzieś już takie kości, a potem systematycznie zaczął zdejmować mech z wszystkich szkieletów, nie był pewien czy to jakieś znane mu stworzenia, czy może demony, to miasto było dziwne. Pod mchem leżał napierśnik, hełm, nogawice i buty. Wszystkie były wykonane z tego samego metalu co tarcza i miały tez szklane elementy. Pancerz był bardzo lekki. Nie był to zwykły metal, wyglądał na porządny pancerz więc zapakował zestaw na Pimpusia, może ktoś w Podróżniku będzie w stanie powiedzieć mu co to jest, zaczynał powoli żałować że mniej uczył się na pamięć jeśli chodzi o metale a więcej pracował z książkami i drewnem. No ale nie było co narzekać, miał jeszcze sporo pracy, kości do odkrycia i pewnie pare pięter. Kości były rozmaite. Ludzkie, elfie, krasnoludzkie... pełen przekrój rasowy. Porósł je mech nieco inny od reszty, też wrósł w ciała istot jak korzenie piętro wyżej.
Wzruszył tylko ramionami i zszedł niżej, nie był już pewien co tu się działo, ale wyglądało na to, że dobrze byłoby się upewnić że to drzewo się nie rozprzestrzeni i puścić to miejsce z dymem jak będzie wychodził.
Zszedł an ostatnie piętro. Było tu cieplej i zdecydowanie bardziej wilgotno. Schody znikały pod wodą. Pimpuś mógł wejść do wody bez doznania szkód, z drakonem gorzej. Schowek i ramiona golema wystawały jednak ponad wodę, wiec Daikonnstran mógł spokojnie wsiąść na swojego pupila i wykorzystać jako "łódź". Pokręcił głową, gdyby mieli więcej czasu, to pewnie by zbudował pompy i próbował zbadać wszystko dokładnie, ale musiał działać z tym co miał i czasem jaki miał. Wdrapał się na swojego wiernego kompana i ruszył zwiedzać kolejny poziom, przynajmniej temperatura mu odpowiadała.
Pimpuś musiał uważać, kawałki podłogi rozpadły się, a po reszcie płożyły się korzenie. Wreszcie dotarli do sporych żelaznych wrót, które były zamknięte za pomocą sporego pokrętła na środku. Wyglądały na potężne. Cele tutaj też były znacznie większe od tych wyżej. Miały z 3 metry wysokości i po 5 szerokości i długości. Kraty znaczyły magiczne znaki. Ze ścian wyrastały korzenie oplatające kości. lub układające się kształt ciała. Te ostatnie były zwęglone.
- Demony też tu padały? Jakaś większa paranoja. - mruczał do siebie. Dopiero potem zwrócił się do golema.
- Podejdź do tych wrót, zobaczymy co to za ustrojstwo. Tylko nie naciskaj ani nie otwieraj jeszcze. - Nie był pewien czy to nie jakaś gródź, która oddzielała od wody lub czegoś gorszego. Wrota nie wyglądały an nic konkretnego. były szczelne, ale ze znaków wynikało po prostu, że jest to dalsza cześć więzienia.
- Otwieraj. - Daik miał pewne wątpliwości, ale chyba nie szkodziło sprawdzić.
Golem posłusznie przekręcił właz. Stuknęła zwalniana blokada izolacyjna i woda zaczęła wciekać przez otwory pod drzwiami. Po chwili poziom był suchy i golem otworzył wrota. Za nimi byłą spora sala z pniem tego drzewa. Wyschniętym i martwym jak wszystko w tym budynku. Wyrastał z poniekąd znajomej Daikowi dziury wyrąbanej w podłożu. Argena wcześniej takie dziury nazwała wrotami do piekła. Demeonów jednak tu nie było, a nawet jeśli były to Daikonnstran właśnie "spuścił wodę". Centralna część pnia była nabrzmiała, ale Daik musiałby zostawić pancerz i pójść po jednej z gałęzi by dotrzeć gdzie trzeba. Pimpuś nie dałby rady dotrzeć na miejsce.
- Pimpuś, wiesz co robić gdyby mi sie coś stało. Wiem że jest daleko, ale jakby się coś działo, może uda Ci się sprowadzić kogoś na czas. Póki co czekaj tutaj. - Daikonsstran odłamał większy kawał korzenia, zdjął pancerz, przewiesił strzelbę przez ramię i odpalił korzeń oddechem, nie był pewien czy światła golema tak daleko sięgną. Nie sięgnęły. Daikonnstran pogramolił się po korzeniu do zgrubienia. na miejscu stwierdził, ze drzewo rozpada się. Dobrze ułożony granat załatwiłby sprawę. Drakon wrócił do golema i wziął ze schowka jeden z granatów odłamkowych. Pomajstrował przy nim nieco, zwiększając opóźnienie wybuchu, nie chciał być za blisko jak łupnie. W międzyczasie kazał Pimpusiowi nieco się odsunąć. Wrócił do drzewa i umiejscowił ładunek. Już chwilę później, biegł najszybciej jak mógł mało przy tym nie spadając z gałęzi. Grzmotnęło solidnie, wypruwając kawał drzewa. Daikonnstran stwierdził, ze wewnątrz drzewa jest metalowa skrzynia.
Spojrzał co tam siedzi w resztkach drzewa. Ruszył po ostrze Pimpusia, musiał przy tym pogrzebać, a zdecydowanie jego szpony się nie nadawały. Chwilę później już gmerał przy kikucie drzewa. Wreszcie wytaszczył z wnętrza sporą pancerną skrzynię. W środku były zrobione z tych samych materiałów naramienniki i rękawice i kostur z jakiegoś dziwnego drewna. Było czerwone jak krew, poskręcane i jego wierzch wieńczył klejnot ostro zielonej barwy. Na dnie skrzyni leżały też dwa dyski dla mentalnych z tego samego metalu co zbroja. Nie miały żadnych szklanych wstawek, były też nieco cięższe- nie miały domieszki wiatrostali. Sama skrzynia jako taka nie przedstawiała wielkiej wartości. Ot porządna robota.
Przynajmniej było w czym to wszystko trzymać, zaciągnął skrzynię z zawartością do golema, kiedy odpoczywał sapiąc, stwierdził że musi popracować też nad tężyzną, bo takie akcje go wykończą. Załadował wszystko na Pimpusia i zaczął piąć się w górę.
Gdy wychodził zauważył ze u podstawy tej gałęzi biegnącej przez klatkę schodową coś się rusza... jasny blask na chwilę oświetlił pomieszczenie. Konstruktor ujrzał Driadę. Parszywie zmutowaną driadę. Prawa część jej twarzy była cała pokryta jakimiś cystami, przykrywającymi oczy. Prawe ramię wyglądało jakby wyrwane demonowi, potężne mięśnie opinały resztki delikatnej skóry. Driada zawyła wściekle i ruszyła w stronę Daikonnstrana, kulejąc przez nadmierny rozrost mięśni w lewej nodze i infekcję lewej. Nie mogła mieć pokojowych zamiarów... Drzewo zaś.. zaczęło jakby ożywać. Daik przełknął i rzucił granatem pod nogi driady, zaraz potem ściągnął strzelbę, to coś było naprawdę duże. Wybuch zrzucił driadę do jednej z dziur w podłożu. Daikonnstran usłyszał tylko krzyk odbijającej się o ściany istoty. Miał czas by zwać nim ona się stamtąd wygramoli... Zamiast tego rzucił za driadą w dziurę jeszcze jeden granat na pożegnanie, miał zamiar zmienić plany. Pamiętał dokładnie miejsce w którym pleśń zmieniała się w suchy mech, miał zamiar podpalić to draństwo i puścić wszystko z dymem po ścieżce płonącego mchu, ale póki co miał rozkaz do wydania swojej jednoosobowej armii.
- Odwrót. - sam już dawno wykonywał swój własny rozkaz.
Pimpuś podreptał za nim. Driada nie wygramoliła się z jamy.. natomiast światełko zgasło, a drzewo przestało rosnąć. Drakon już pędził na górę, kiedy to się wydarzyło. Wiedziony niemalże samobójczą ciekawością zawrócił i spojrzał w dziurę, do której spadła driada. Lufa jego strzelby była skierowana w dół, zawsze mógł jej puścić kulkę prosto w głowę. Poza rozerwanym ciałem driady w dziurze było coś ładnego.. w świetle zapewnianym przez Pimusia Daikonnstran zobaczył spory zielony klejnot... większy od tych, które znalazł w gildii kruszców. Szmaragd.. szmaragd o kształcie serca. I spoczywał w rozerwanej piersi driady... Drakon sięgnął w dół po klejnot, nie był pewien, ale chyba był kiedyś sercem driady, było mu prawie szkoda, ale w głębi siebie wiedział że niewiele dało się dla niej zrobić, a na pewno nie powinno się jej pozwolić kontynuować tego co tutaj robiła. Klejnot wydawał się nienaruszony. był czysty i piękny. Miał bardzo dużą przejrzystość. Wspaniały szmaragd. Zrobiło mu się nieco smutno, podejrzewał że taka musiała być kiedyś driada, zanim coś ją zmutowało, miał zamiar zatrzymać kamień, może kiedyś wymyśli coś godnego tego kamienia i wspomnienia istotny z nim związanej. Póki co, schował go i ruszył w kierunku świeżego powietrza. Nie miał z tym dalszych kłopotów. Za to drzewo zaczęło gnić w zastraszającym tempie. Schody stały się śliskie od resztek rozpadającego się mchu, a powietrze napełnił smród kompostu. Nim Daikonnstran wyszedł poza wiezienie wszystko doszczętnie wygniło. Zdawało się że drzewo miał z głowy, musiał przyznać że miał zwyczajnego farta z driadą, ale nie miał zamiaru z tego powodu rozpaczać, pozbył się problemu i mógł wracać do Podróżnika, nie miał już ochoty niczego badać w tym dziwnym mieście
Drakon siedział za sterami pojazdu, nogi miał wyciągnięte tuż obok kontrolek, w dłoni obracał klejnot zabrany z martwego ciała driady, zaraz koło niego, oparta o fotel, stała tarcza wydobyta z więzienia. W głowie kłębiły się myśli. Nie miał wyrzutów że zabił driadę, prawdopodobnie jej drzewo żerowałoby na każdym żywym organizmie, który by się tam zapuścił. Nie był już pewien czy zatrzymać szmaragd jako pamiątkę, czy wpasować ją w coś, co by ją upamiętniło, nie miał chwilowo pomysłu, ale był pewien że coś wymyśli.
K.M.N.
Don't make me dance on your grave...
Don't make me dance on your grave...
-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Arilyn
Gdy Calefarn zorientował się, że Arilyn nie je pieczeni, a suche racje z Podróżnika podszedł bliżej i spojrzał na nią, unosząc brew. - Czemu nie jesz pieczeni? - zapytał.
- Mam rozumieć, że w twoich stronach grzebanie w ruinach w poszukiwaniu jedzenia to rzecz naturalna? O ile pamiętam sami mówiliście, że nie wiadomo co się tu dzieje. Zwyczajnie nie ryzykuję. A że pozostali nie są moją odpowiedzialnością... - machnęła ręką.
Calefarn uśmiechnął się. - Masz więcej oleju w głowie niż inni, którzy jedzą bez pytania. Jedzenie jest bezpieczne - Calefarn pokazał elfce mały pierścień, który miał w dłoni. - Myślisz, że jak łowcy dusz przetrwali początki czasu po wojnie? Martwym się nie przyda, a żywi jeść muszą - wzruszył ramionami. - Nie uznaliśmy tego za szabrowanie. Wtedy liczyło się przetrwanie. Tutaj zaś... jeśli wszystko się uda to to miasto wróci do stanu sprzed zniszczenia, więc możemy tak na prawdę zabrać stąd wszystko...
- Cóż, dzięki za informację. Ale w tej chwili już i tak się najadłam - powiedziała i skinęła głową. Przejadać się nie zamierzała.
- Spróbuj sobie wina jeśli masz ku temu chęć. Dobra rzecz - zapewnił Calefarn. - Idę spać, dobranoc - dodał, idąc do swojego hamaka.
- Miłych snów. A w pracy nie piję - powiedziała. Pokręciła głową z westchnieniem słysząc śpiewy dwóch "kucharzy". Chociaż tyle, że nie fałszowali. Elfka oddaliła się od pozostałych, by ich hałasy nie przeszkadzały jej. Zajęła się znalezionymi mapami. Jedną z nich zostawiła na wierzchu by później nie zapomnieć powiedzieć o niej towarzyszom. Parę godzin lotu stąd była ciekawa ruina. Arilyn sądziła, że warto ją odwiedzić. Poza tym na jednej z map delikatnie oznaczyła sobie miejsca warte odwiedzenia i przygotowała sobie bazę do prowadzenia "badań" nad swoimi dziwnymi przeczuciami - przerysowała ogólnikowo jedną z map na kartkę, by później nigdzie nie bazgrać, tylko stworzyć własny plan. Ciekawa była do czego ją to zaprowadzi. Spojrzała na sporą, starannie wykonaną busolę, którą znalazła w zrujnowanym budynku. Była wielka i nieporęczna - zdecydowanie nie dało się jej nosić po kieszeniach. Ale przynajmniej była bardzo dokładna. Elfkę ciekawiło czy dokładniejsza niż kompas w Podróżniku. Kompas, albo busola... W tej kwestii elfka się nie orientowała co też zamontowane jest w pojeździe. Wiedziała tylko, że busola zawsze jest lepsza i dokładniejsza od kompasu.
CDN.
Gdy Calefarn zorientował się, że Arilyn nie je pieczeni, a suche racje z Podróżnika podszedł bliżej i spojrzał na nią, unosząc brew. - Czemu nie jesz pieczeni? - zapytał.
- Mam rozumieć, że w twoich stronach grzebanie w ruinach w poszukiwaniu jedzenia to rzecz naturalna? O ile pamiętam sami mówiliście, że nie wiadomo co się tu dzieje. Zwyczajnie nie ryzykuję. A że pozostali nie są moją odpowiedzialnością... - machnęła ręką.
Calefarn uśmiechnął się. - Masz więcej oleju w głowie niż inni, którzy jedzą bez pytania. Jedzenie jest bezpieczne - Calefarn pokazał elfce mały pierścień, który miał w dłoni. - Myślisz, że jak łowcy dusz przetrwali początki czasu po wojnie? Martwym się nie przyda, a żywi jeść muszą - wzruszył ramionami. - Nie uznaliśmy tego za szabrowanie. Wtedy liczyło się przetrwanie. Tutaj zaś... jeśli wszystko się uda to to miasto wróci do stanu sprzed zniszczenia, więc możemy tak na prawdę zabrać stąd wszystko...
- Cóż, dzięki za informację. Ale w tej chwili już i tak się najadłam - powiedziała i skinęła głową. Przejadać się nie zamierzała.
- Spróbuj sobie wina jeśli masz ku temu chęć. Dobra rzecz - zapewnił Calefarn. - Idę spać, dobranoc - dodał, idąc do swojego hamaka.
- Miłych snów. A w pracy nie piję - powiedziała. Pokręciła głową z westchnieniem słysząc śpiewy dwóch "kucharzy". Chociaż tyle, że nie fałszowali. Elfka oddaliła się od pozostałych, by ich hałasy nie przeszkadzały jej. Zajęła się znalezionymi mapami. Jedną z nich zostawiła na wierzchu by później nie zapomnieć powiedzieć o niej towarzyszom. Parę godzin lotu stąd była ciekawa ruina. Arilyn sądziła, że warto ją odwiedzić. Poza tym na jednej z map delikatnie oznaczyła sobie miejsca warte odwiedzenia i przygotowała sobie bazę do prowadzenia "badań" nad swoimi dziwnymi przeczuciami - przerysowała ogólnikowo jedną z map na kartkę, by później nigdzie nie bazgrać, tylko stworzyć własny plan. Ciekawa była do czego ją to zaprowadzi. Spojrzała na sporą, starannie wykonaną busolę, którą znalazła w zrujnowanym budynku. Była wielka i nieporęczna - zdecydowanie nie dało się jej nosić po kieszeniach. Ale przynajmniej była bardzo dokładna. Elfkę ciekawiło czy dokładniejsza niż kompas w Podróżniku. Kompas, albo busola... W tej kwestii elfka się nie orientowała co też zamontowane jest w pojeździe. Wiedziała tylko, że busola zawsze jest lepsza i dokładniejsza od kompasu.
CDN.
-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Argena
W pierwszej kolejności demonica sprowadziła do Podróżnika wspaniałe i niezwykle cenne dzieło sztuki, w postaci jej niesamowitego zegara. Ci którzy nie byli zainteresowani przeszukiwaniem miasta i zostali przy pojeździe, mogli zauważyć, że Argena była bardzo zadowolona ze swego znaleziska. Choćby po tym, jak po postawieniu go w głównym pomieszczeniu Podróżnika, przez dłuższą chwilę przyglądała mu się z uśmiechem. Zegar naprawdę jej się spodobał... Krótko potem doszedł jeszcze dywan i wówczas Argena również wyglądała na bardzo zadowoloną.
Nikt nic jej nie zameldował, więc mogła udać się na dalsze poszukiwania. Kierując się wskazówkami mapy zaoferowanej przez Arilyn, Argena udała się następnie do koszar. Gdy tam dotarła, już od początku nie odpowiadał jej rozchodzący się wokół smród spalenizny, który zdawał się przybierać na sile z każdym jej krokiem.
Gdy weszła na gruzowisko przylegające do koszar, zobaczyła skąd pochodzi odór - przed koszarami leżał stos zwęglonych ciał. Ktoś tu urządził ciałopalenie... niedawno.
Takie postępowanie nie pasowało jej do demonów. Zwykle wśród demonów zostawiało się ciała poległych jako przestrogę, a w ostateczności dawało wojsku... jako jedzenie. Argena szybko uznała, że to ktoś inny musiał zająć się ciałami. Zwłaszcza, że zniszczenie miasta musiało nastąpić dawno temu, zaś ognisko z ciał wyglądało jakby rozpalono je przed kilkunastoma dniami... Po co? Z szacunku dla zmarłych? Aby nie doprowadzić do zarazy? Można było tylko zgadywać i właściwie dla Argeny nie miało to większego znaczenia.
Zaczęła się rozglądać. Sądziła, że w koszarach, lub zaraz obok nich powinna być zbrojownia, na przeszukiwanie śmierdzących i zwęglonych ciał nie miała najmniejszej ochoty.
Brama byłą zamknięta i zaklinowana, ale w murze od zachodniej strony była dziura - Argena poznała ten "kaliber" i zupełnie gładkie wnętrze dziury. Tą sama mocą lub bronią zrobiono dziurę w murze zewnętrznym. Ktoś obłupał krawędzie by wyglądało to inaczej, ale najwyraźniej nie dokończył roboty. Demonica nie rozumiała tylko, po co ktoś miałby zacierać ślady.
Przeszła przez dziurę i weszła do.. kuchni. Metalowe sprzęty były wgniecione jakby oparło się o nie coś o zbyt dużej masie ciała. Po krótkim rozeznaniu, Argena uznała, że nie znajdzie w kuchni nic ciekawego i rozejrzała się za innymi pomieszczeniami tego samego kompleksu.
Mogła też przejść do jadalni, a z niej dalej, na dziedziniec. Kiedyś były tu też schody prowadzące wyżej, ale choć zawaliły się to Argena mogła spróbować wdrapać się po zniszczonym murze. Nad kuchnią mogła się znajdywać co najwyżej spiżarnia. Demonica zdawała sobie sprawę, że jedzenie najprawdopodobniej będzie zepsute, to istniała szansa na na podtrzymującą je technologie, albo nie do końca jeszcze zrozumiałe "wstrzymanie". Mogła zdjąć zbroję i zwyczajnie polecieć, ale uznała, że da sobie rade i bez tego. Jedynie pomagając sobie skrzydłami, wdrapała się piętro wyżej. W drugiej fazie wspinaczki musiała schować skrzydła, gdyż "klatka schodowa" była za wąska na takie operacje, ale bez trudu przedostała się na poziom wyżej.
Faktycznie musiała być tam kiedyś spiżarnia, ale obecnie pomieszczenie było zupełnie puste. Słychać było tylko cichy szum... Wystarczyło się rozejrzeć, aby stwierdzić, że w pomieszczeniu nie było okien. O przeciągu nie mogło być mowy, więc Argena zorientowała się szybko, że tajemniczy szum musiało wydawać coś znajdującego się w pomieszczeniu. Mogło to być zarówno jakieś urządzenie, jak i uporczywy owad, ale to drugie nie miało tu raczej racji bytu. Kierując się, wzmocnionym przez magiczne kolczyki słuchem, demonica podeszła bliżej źródła dźwięku.
Gdy Argena się porządnie przysłuchała stwierdziła, że ów szum... to szept. Ruszyła ku ścianie, zza której dało się słyszeć dźwięk. Mur był naruszony, więc dwa solidne kopniaki wystarczyły, by usunąć parę cegieł i Argena mogła spojrzeć przez powstałą w ten sposób dziurę.
Było tam ciemno, ale Argena wyraźnie słyszała szepty. W ciemności majaczył kształt. Jakby sylwetka...
Zdawała sobie sprawę, że jej demoniczna postać może wywołać nieporozumienie, ale wolała odpowiednio się przygotować. Jej rękawica zapewniała szybkie dobycie magicznego miecza, więc demonica była przygotowana. W lewej dłoni odpaliła kulę ognia, aby oświetlić pomieszczenie. Powoli, przypatrując się uważnie postaci, weszła do środka.
Gdy odpaliła kulę ognia wrażenie zniknęło. Zostały tylko szepty i bardzo zakurzony pokoik. Argena potraktowała ścianę kilkoma kolejnymi kopniakami, by powiększyć dziurę i weszła do środka. Nikogo tam nie było, ale na środku pomieszczenia był spory symbol wyryty w posadzce. To właśnie on był źródłem szeptów. Wokół niego narysowane były jakieś znaki i pięć kręgów. Kręgi wydawały się być miejscem do położenia czegoś...
Argena zastanowiła się chwilę i uważnie przyjrzała się symbolom. Część z nich miała pochodzenie demoniczne... ale do czego mogły służyć pozostałe? I kto je połączył?
Czy to możliwe, aby postać którą tu widziała, właśnie skorzystała z kręgu i gdzieś zniknęła? Nie! Szybkie sprawdzenie symboli oznaczało coś innego...
- Tzeh'Zair, Axarateth, Fezeray'Damakh, Ivit'ortz - demonica, w myślach przeczytała znane jej symbole.
Słowa w języku demonów dawały się przetłumaczyć na mowę wspólną:
Tzeh'Zair - znak wskazujący miejsce, obiekt lub stan;
Axarateth - znak oznaczający przejście - moment miedzy egzystencja w wymiarze życia i śmierci;
Fezeray'Damakh - znak oznaczający pełne podporządkowanie;
Ivit'ortz - świadomość, dusza lub jestestwo.
Argena wiedziała, że razem znaki te tworzą "Krąg Złamanej Woli", oraz, że wewnątrz kręgu przebywa istota żywa lub martwa i nie może go opuścić.
Kobieta rozejrzała się dookoła. Pomieszczenie było puste. Poza znakami wydrapanymi w posadzce i zwałami kurzu nie było tu nic.
Obecność kurzu oznaczała swego rodzaju kontakt z resztą świata, co kłóciło się z całkowitym odizolowaniem pomieszczenia. Zaciekawiona Argena nie chciała już więcej zgadywać, złapała pierwszy lepszy przedmiot, którym okazał się kamień z rozbitej ściany i stając dwa kroki od kręgów, gotowa na wszystko położyła go na oznaczonym miejscu.
Najwyraźniej nie chodziło o jakikolwiek przedmiot, a jakiś konkretny. Argena podeszła bliżej i przyjrzała się pozostałym symbolom. Reszta znaków przypominała arhalk - pismo ożywieńców, więc Argena uznała, że może łowcy dusz bedą wiedzieć więcej.
Argena uznała, że lepiej, a może i bezpieczniej będzie sprowadzić tu któregoś z łowców. Zeszła ponownie na dół i wracając się do podróżnika rozglądała sie uważnie.
Na środku placyku, który najwyraźniej służył do zbiorek i treningów, zauważyła coś ciekawego. Był tam spory, rozpiętości małego pokoju i głęboki na metr lej - na oko Argeny, ktoś rzucił zaklęcie znane jako "Inferno".
Gdy zbliżyła się doń, znów zaczęła słyszeć te szepty... dobiegały jakby ze środka leja. Argena weszła do niego i spojrzała, czy na dnie czegoś nie było. Nie spodziewała się tam symboli, ale... skoro znowu słyszała tajemnicze szepty. Po zejściu do centralnej części krateru szepty przybrały na sile.
Po chwili grzebania w popiele Argena poczuła pod palcami coś twardego, a szepty nasiliły się. Szarpnęła, ale nie chciało wyjsć. Gdy odgrzebała większą cześć obiektu stwierdziła, że to kość... lub raczej kości - łopatka i całe ramię. Szepty nagle zamilkły.
Argena wygrzebała do końca ramię po chwili pracy i zabrała znalezione kości do magicznych kręgów nad kuchnią. Położyła je w centrum kręgów i... nic. Nie przyniosło to żadnego efektu...
Coś jednak zdecydowanie się tutaj działo i choć demonica nie chciała tego przyznać, nie miała pojęcia co. W sprawach związanych z magią miała jako takie pojęcie, ale w kwestii duchów, czy raczej pewnymi odpowiednikami tego określenia, nie miała zbyt pokaźnej wiedzy. Potrzebowała któregoś z łowców i szybko udała się do podróżnika.
Znalazła tam Alrica i Barta. Berthan siedział na baszcie i rozglądał się po okolicy. Obaj żołnierze zajmowali się obiadem.
- Smacznego. Jeden ochotnik do wejścia na basztę, proszę - rzekła spokojnie Argena, zwracając się do żołnierzy. Nie czekając na odpowiedź spojrzała w górę na łowcę - Panie Berthan, proszę zejść, potrzebuję pana - zawołała.
Skrzywiła się lekko - przez wczorajszą historię z Arilyn, Argenie przypomniało się najwidoczniej inne zafundowanie jej lanie, które sprawiło, że do rozkazów zaczęła dodawać pewne "magiczne słowo". Wzdrygnęła się.
Alric i Bart zagrali w marynarzyka, po czym Bart ruszył na górę. Berthan po prostu zeskoczył na dół, choć miał dobre piętnaście metrów do ziemi.
Argena uśmiechnęła się, widząc jego efektowne zejście. Mężczyzna zaś otrzepał się i stanął na baczność, krzyżując ręce za plecami.
- Słucham? - powiedział.
- Znalazłam coś w koszarach i chcę zasięgnąć twojej opinii. Sądzę, że to będzie, jak to się mówi, twoja działka - powiedziała spokojnie i gestem zaprosiła go na spacer do koszar.
Łowca skinął głową i oboje ruszyli w drogę...
W koszarach Berthan natychmiast minął Argenę i ruszył do zawalonej klatki schodowej. Zrobił rozbieg, skoczył, odbijając się od przeciwległej ściany i wdrapał na wyższe piętro. Argena nie zdążyła nawet wejść an górę, gdy łowca wyjrzał i spojrzał na nią.
- Znak Zamykający. Jakaś istota została załatwiona "na cacy". Jej duszę uwieziono w pokoiku, rozpoczęto rytuał i zamurowano wejście. Rytuał dokończono na dystans. Części istoty poukrywano w odległości od tego znaku na terenie obiektu. Możemy poskładać istotę do kupy i ożywić. Świadomość krążyła cały czas po okolicy, więc powinna wiedzieć co tu się stało. Nie wiem jednak co to za istota - zakomunikował Berthan.
- Mhm - mruknęła Argena. - A kto mógł odprawić rytuał? Byłby w stanie zrobić to ktoś z was, łowców dusz? - spytała spokojnie, choć zdawała sobie sprawę, że oni zbierali dusze, a nie więzili je.
- Nie trzeba przeprowadzać rytuału. Świadomość przez czas jaki spędziła w odosobnieniu wyskrobała w posadzce cały układ... wystarczy położyć pięć elementów ciała na miejscu i opuścić pomieszczenie... - stwierdził Berthan.
- Rozumiem - odpowiedziała Argena powoli i spokojnie. Pięć kręgów, pięć pozostałości po ciele - powinna była się tego domyślić.
Mężczyzna nie zrozumiał o co chciała spytać. - Pytałam kto mógł ją tam zamknąć? - dodała lekko rozbawiona.
- Ktoś kto stawiał ten budynek na przykład. Zamurowali tu czaszkę, w wyniku rytuału zamieniła się w miał który zaścieła całą podłogę - odparł łowca. Czyli to co Argena wzięła za kurz, było czaszką, która rozsypała się w proszek.
- Czyli to mogło być zrobione nawet wiele lat temu - mruknęła Argena. - A czy dasz radę dowiedzieć się co to za dusza? Przed jej uwolnieniem. Może uda Ci się ją pochwycić? - spytała.
- Nie uwalniamy jej, wskrzeszamy żywą istotę. Jeśli będzie trzeba zabije ją i schwytam jej duszę. Jeśli będzie to demon lub nieumarły. W przeciwnym wypadku nie znajdę zastosowania dla schwytanej duszy. Poczekam tutaj, może odczytam coś jeszcze z układu znaków - stwierdził Berthan.
- Rozumiem - mruknęła Argena i zastanowiła się chwilę. - A te kości które tam zaniosłam? Znalazłam je przy drugim znaku, to tylko jedne z pięciu potrzebnych? - rzekła.
- Tak, to jedna z części ciała istoty, którą trzeba ułożyć na którymś z kręgów tu - Berthan wskazał ruchem głowy pokoik, który znalazła Argena.
- Dobrze. Może z tych części złożymy cały szkielet i zorientujemy się z kim możemy mieć do czynienia. Jak sądzisz? - rzekła lekko zaintrygowana odkryciem czegoś nowego.
Łowca wykonał zachęcający gest ręką, a Argena uśmiechnęła się połowicznie.
- No to szukamy - oznajmiła.
Berthan zeskoczył na dół i ruszył do innej sekcji budynku. Była tam jeszcze jadalnia i masa innych pomieszczeń w głównym budynku oraz spora baszta po drugiej stronie placu.
Argena nie była aż tak przekonana do ożywiania uwięzionej istoty, wszak ktoś zadał sobie wiele trudu, aby ją tu zamknąć... jak by nie było łatwiej zabić. Pozbieranie części ciała, nie było jednak zbyt gwałtownym ruchem... choć Berthan zdawał się być zapalony do roboty. Argena otrząsnęła się i zabrała do działania. Zostawiła jadalnię i udała się do baszty z prawej strony kompleksu.
Baszta miała trzy piętra i średnicę około 15 metrów. Była zamknięta na głucho, ale niegdyś potężne, drewniane drzwi zeżarł czas. Nie dały rady stawić oporu butowi Argeny.
Wewnątrz śmierdziało niemiłosiernie. Dopiero teraz Argena spostrzegła, że koło drzwi leżały resztki belki - ktoś zatarasował wejście od zewnątrz, skazując ludzi w środku na śmierć głodową.
Wchodzenie do czegoś takiego zdecydowanie jej nie odpowiadało. Obeszła budynek, aby sprawdzić czy są tam inne drzwi, albo okna. Miała nadzieję, zrobić mały przeciąg i wrócić tu za jakiś czas.
Okna były, ale zaplombowane jakimś świństwem. Wyglądało to na ciemnoczerwoną masę demonicznego pochodzenia.
Berthan tymczasem znalazł drugie ramie i łopatkę.
- Idę odłożyć od razu na miejsce. Było w strażnicy - wskazał kości. Argena w odpowiedzi jedynie kiwnęła mu głową.
Wyglądało na to, że nie miała innego wyboru i musiała wejść do śmierdzącego stęchlizną budynku. Prowizorycznie zdjęła hełm, uznała bowiem, że mając go na sobie znacznie trudniej będzie znieść efekty wymiotowania. Wzięła kilka głębokich oddechów i wstrzymując powietrze weszła do baszty. Starała się szybko odnaleźć to czego potrzebowali i jeszcze szybciej opuścić pomieszczenie.
Nagle(!) koło jej ramienia przefrunęła lodowata strzała i natychmiast zamroziła kawał muru koło niej, przy okazji tworząc barierę na drzwiach.
- Na ziemię! - krzyknął Berthan.
Argena kucnęła nisko, odpalając jednocześnie ognistą kulę. Zorientowała się, że zdejmowanie hełmu nie było rozsądną decyzją... no ale kto mógł się spodziewać.
Spojrzała przed siebie z zamiarem obronienia się ogniem, ale jej głównym postanowieniem było wycofać się.
Coś chlupnęło na lodową barierę stworzoną przez Berthana. Nad Argeną natomiast przemknął sejmitar, który wbił się w roztapiającą się lodową ścianę i pokrył wejście jeszcze grubszą warstwą lodu.
- Arkthrall i Plugastwo - rzucił Berthan, dobiegając do Argeny. Demonica czym prędzej ruszyła po swój, zostawiony na ziemi hełm.
Coś grzmotnęło z dużą siłą o lodową barierę, która spękała promieniście. - Niech się pani przygotuje. Ucieczka nie jest opcją - mruknął Berthan. Stworzył drugi sejmitar w miejsce ciśniętego i stanął w pozie defensywnej naprzeciw drzwi.
- Nie miałam hełmu - pożaliła się demonica, nakładając go szybko na głowę. Czyżby jej bieg po hełm uznany został za próbę ucieczki?
Szybko dobyła swego miecza. Uważnie rozglądała się i nasłuchiwała w poszukiwaniu za przeciwnikiem.
Lodowa bariera pękła. Rozległo się sapnięcie i coś odsunęło się od wyrąbanej dziury. Na zewnątrz sięgnęła nienaturalnie długa koścista ręka z resztkami mięsa zwisającymi żałośnie w dół. Rozległo się wysokie wycie.
Argena nie zdążyła wykonać uniku i oberwała pazurem w głowę. Hełm dzielnie zniósł ten cios, acz demonica odstąpiła dwa kroki pod wpływem siły ciosu.
Berthan zamachnął się trzymanym w lewej ręce sejmitarem. Argena stwierdziła, że oręż nie jest materialny.. ale spowodował przymrożenie łapska do bariery. Berthan tylko wskazał łapę.
- Ciach! - rzucił szybko.
Nie tracąc czasu na zastanawianie się, Argena machnęła swym oburęcznym mieczem. Kość chrupnęła i ręka, ucięta nieco przed łokciem upadła na gruzowisko. Argena szybko cofnęła się słysząc jazgot dochodzący z wewnątrz i czując smród rozkładu.
- Na boki! - krzyknął Berthan i rzucił się na bok. Argena zrobiła podobnie, pomagając sobie skrzydłami. Arkthrall staranował mur i wypadł na zewnatrz baszty. Nie zmieścił się w drzwiach. Miał ze 2 metry w barkach i 3 metry wzrostu. Sprawiało to, że był łatwym celem. Lodowa strzała przeleciała nad murem i trafiła go dokładnie w środek pleców. Calefarn siedział, na ruinie pobliskiego choć oddalonego o jakieś 150 metrów budynku, z łukiem i zakładał już kolejna strzałę na cięciwę. Berthan spróbował ataku, ale szybko odstąpił, gdy Arkthrall zamachnął się łapą. Miał duży zasięg...
Z baszty tymczasem zaczęło gramolić się Plugastwo. Istota byłą zaprawdę godna swej nazwy. Wydłużony kręgosłup i żebra, były pozbawione nóg, ale miały sześć rąk. U końca klatki piersiowej kręgosłup rozdwajał się i na każdej szyi zatknięta była czaszka. Kawałki tkanek i mięsa dalej trzymały się maszkary, rozsiewając wokół niemożliwy do zniesienia fetor. Z paszcz ciekła śmierdząca, żółtawa ciecz, która syczała w zetknięciu z podłożem. Plugastwo nie miało obecnie jednej górnej ręki, którą ucięła mu Argena.
Walcząc z potworami, Argena musiała dać przy tym z siebie wszystko, a nawet więcej. Na początek skupiła się na tym przeciwniku, walcząc z którym lepiej się czuła. Arkthrall, choć większy od niej był wolniejszy. Wczoraj demonica sama przekonała się jak znaczącą przewagę w walce może to dawać. Cisnęła kulę ognia, a następnie, szybko się przemieszczając zaatakowała stworzenie.
Arkthrall oberwał z jednej strony lodem, a z drugiej ogniem. Zaryczał wściekle i ruszył na Argenę, co wykorzystał zarówno Berthan jak i Calefarn. Arkthrall oberwał w prawe ramię kolejną lodową strzałą, która unieruchomiła jego ramię. Berthan z kolei przymroził mu jedną z nóg i uskoczył na bok - ożywieniec sam wyłamał sobie własną nogę, padając na ziemię tuż przed Argeną.
Plugastwo tymczasem przeskoczyło nad leżącym Akthrallem i rzuciło się na demonicę. Argena szybko rozpoczęła unik w postaci kucnięcia z jednoczesnym odskokiem w bok. Nie okazało się to mieć aż takiego znaczenia - nim stworzenie zdołało splunąć kwasem, Berthan zamroził mu obie paszcze.
Gdy Argena to dostrzegła, dokończyła swój manewr, lecz na trasie przelotu Plugastwa zostawiła za sobą ostrze miecza. Plugastwo oberwało w mostek i się cofnęło do baszty, zapewne by usunąć lodowy "knebel" który zafundował mu Berthan.
Kolejna strzałą Calefarna przymroziła lewą rękę Arkthralla do podłoża. Berthan wskoczył na plecy istoty i zaczął siec jego sprawne ramię, mrożąc je i wyrąbując z niego powoli kawały zamarzniętego mięsa.
Argena dość szybko przyłączyła się do łowcy, starając się odciąć stworowi łeb. Miecz uderzył prosto w czaszkę... i odskoczył jakby Argena uderzyła w skałę.
- Trzeba odrąbać mu ręce i nogi - rzucił Berthan. - Żeby rozwalić czaszkę trzeba by użyć młota, acz może pani spróbować uderzyć z całej siły, lub jakoś wzmocnić cios... - ciągnął Berthan tnąc Akrthralal i nie przejmując się zupełnie jego wyciem. Calefarn tymczasem kolejną strzałą zamroził wejście do baszty.
Argena nie zastanawiała się nad tym. Uznała, że ważniejsze jest unieszkodliwić potwora, jeśli nie przez odcięcie głowy, to może być przez pozbawienie kończyn.
- Później - odpowiedziała krótko i przyłączyła się do pozbawiania Akrthralala wystających części... czegoś co kiedyś zapewne było ciałem.
Krótko potem Arktheall został ubity. Calefarn tymczasem, co jakiś czas odnawiał barierę na wejściu do baszty.
- Z plugastwem teraz pójdzie łatwo - stwierdził Berthan. Dał znak Calefarnowi by ten przestał strzelać. - Calefarn go wpierw zamrozi, a potem spróbujemy mu uciąć łby.
- Dobra. Nie będę ciskać ogniem, bo jeszcze go rozmrożę - rzekła głośno Argena i przygotowała się do walki. Nie miała czasu, aby pomyśleć, że to ona powinna dowodzić na tym polu walki.
Wkrótce bariera rozpuściła się i Plugastwo wypadło na zewnątrz... by natychmiast oberwać wzmocnioną lodową strzałą. Istota przymarzła do wejścia. Berthan zaśmiał się i zamroziwszy obie paszcze, zachęcającym gestem wskazał Argenie wystające z lodu łby. Demonica nie miała żadnego problemu z dekapitacją...
- Nie sądziłem, że aż tak łatwo pójdzie... - mruknął Berthan. - Ta baszta była zaplombowana. Wewnątrz murów jest jakaś warstwa izolująca, a ktoś zatkał okna energochłonną materią. Nie wyczuliśmy mocy śmierci wewnątrz - stwierdził. - Sprawdzę basztę, pani niech sobie odpocznie... albo poszuka w innej sekcji - łowca zaśmiał się i usunął lód z wejscia do baszty ruchem ręki. Lodowa bryła stopniałą w mig, a kości martwego już plugastwa spadły na ziemię.
Argenie jednak aż tak do śmiechu nie było. Owszem, wygrali, ale cała ta sytuacja jakoś niespecjalnie ją cieszyła. Po raz kolejny nie popisała się zbytnio w walce...
- Kto to strzelał? - spytała.
- Calefarn, a kto? - Berthan się zaśmiał. - Lepszego snajpera nie było na podręczu.. może poza Vesarem i Wyrdem, ale oni mają frakcję do prowadzenia - rzekł mężczyzna.
Argena również się zaśmiała, ale tylko przez chwilkę. - Znakomicie - powiedziała spokojnie, zadowolona, że poznała lepiej możliwości łowcy... a właściwie obu łowców.
Ktoś najwyraźniej bardzo się postarał, rozdzielając stworzenie na części i broniąc każdej z nich. Demonica nie była już pewna, czy całe to "wskrzeszanie" było dobrym pomysłem... choć basztę oczywiście trzeba było sprawdzić.
Odpoczęła chwilę siadając na jakimś murku i czekając na Berthana. Zerknęła na swój miecz, a ten na szczęście nie ucierpiał podczas walki. Położyła go sobie płasko na kolanach.
Zamyśliła się... niegdyś Argena doskonale radziła sobie w nieomal każdej walce i była jedną z potężniejszych osób w grupie. Teraz zarówno przeciwnicy, jak i towarzystwo było na wyższym poziomie niż kiedyś... Najazd demonów zawyżył poprzeczkę życia, pozwalając na ten luksus tylko najsilniejszym i tym których zdołali oni obronić. A teraz, wśród tych najsilniejszych Argena nie czuła się już tak potężna jak kiedyś... Arilyn będzie ją musiała wiele nauczyć...
Berthan przyniósł pół miednicy i nogę. - Niczego specjalnego tam nie ma - powiedział, a Argena domyślała się, że darował jej po prostu szczegółowego raportu z wnętrza. Widok nie mógł być przyjemny. Jak na razie szkielet, który zbierali wydawał się ludzki lub elficki...
- Dobra robota - pochwaliła go, ale ciężko było mieć pewność czy chodzi o znalezienie części ciała, czy o efektywność w walce. - Ktoś dobrze zabezpieczył te części ciała. To wydaje mi się niebezpieczne. Jesteś pewien, że w razie czego damy radę pozbyć się tego co... "wskrzesimy"? - powiedziała poważnym głosem.
- Bez trudu, mam to - Berthan wyciągnął zza fałdy materiału mały srebrny amulet. - Założę to naszemu miluśińskiemu i w razie problemu przymrożę go do jego duszy i rozbiję w drobiazgi - powiedział.
- Dobrze - odparła zadowolona Argena. - O takie zapewnienie mi chodziło - wyjaśniła.
Wskazała ręką drzwi i oboje ruszyli na poszukiwanie dalszych części "ciała".
Znaleźli nogę w loszku i klatkę piersiową w sali głównej.
- Masywniejsza niż ludzka - zauważył Berthan. - Hm... Archon - zidentyfikował rasę istoty.
Argena tylko pobieżnie przyjrzała się szczątkom. Rasę Archonów znała tylko ogólnie, wiedziała że w przybliżeniu mają ludzki kształt, nie mogą się krzyżować z innymi rasami, nie oddychają, oraz że naturalnie nienawidzą nieumarłych.
- Pewnie masz rację - powiedziała spokojnie.
Dotarli do pomieszczenia i nim Berthan ułożył części na miejscu położył w centralnej części amulecik.
- Jeśli to archon to szczerze wątpię, byśmy mieli się czego obawiać - stwierdził. - Może mu się nie spodobać, że go ubezwłasnowolniamy tym amuletem...
- Jak będzie potulny, to mu się go zdejmie. Jak dokładnie on działa? - rzekła spokojnie.
- Gość obudzi sie z nim na szyi. Mogę go zdjąć ja lub Calefarn. Również ja lub Calefarn możemy go aktywować i zamienić pacjenta w sopel - wyjaśnił łowca. - No to pani zechce czynić zaszczyty? - Berthan podał Argenie klatkę piersiową, umieściwszy pozostałe części na miejscu.
Argena uśmiechnęła się w odpowiedzi, choć przez hełm nie specjalnie było to widać.
- Do dzieła - powiedziała zadowolona i położyła klatkę piersiową w wyznaczonym miejscu. Dość szybko cofnęła się i stanęła obok Berthana.
Pył z sali uniósł się i kości zawirowały w powietrzu. Błysk rozjaśnił sale, a gdy zniknął... na środku sali stał archon. Lekko skołowany, trzymał się za głowę.
- Wreszcie - mruknął. Pokręcił głową. - Dzięki... pozwolicie, że nie będę bardziej wylewny... - dodał, po czym padł bez ducha na posadzkę.
Po raczej muskularnej budowie jego ciała i na oko sześciu stóp wzrostu, widać było urodzonego wojownika.
- Jest osłabiony - stwierdził Berthan podchodząc do niego bliżej i zupełnie nie zwracając uwagi na fakt, że archon nie miał na sobie żadnych ubrań. - Mamy jakieś zapasowe ubrania w Podróżniku to się go obdaruje - stwierdził.
Argena również zrobiła dwa kroki w jego stronę. Istotnie leżał nieprzytomny, bezbronny... i nie tylko. Z zaciekawieniem lepiej przyjrzała się mężczyźnie.
Miał gładką, śnieżnobiałą cerę i dość surowe rysy twarzy. Charakteryzowały go brak włosów na głowie i lekko spiczaste uszy - wyglądał nawet na w miarę przystojnego, biorąc pod uwagę, że dopiero co został... "wskrzeszony".
Na klatce piersiowej miał nieciekawie wyglądającą bliznę ciągnącą się od lewego ramienia do prawego biodra - zapewne pamiątka po istotach, które tak go uwięziły. Jeśli z takimi się zmierzył, musiał mieć doświadczenie w walce.
Argena nie omieszkała zwrócić także uwagi na to, na co nie zwrócił uwagi łowca. Wszak warto było wiedzieć jak najwięcej o swojej załodze, czyż nie? To co archon miał pod brzuchem, czy raczej między nogami, jakoś specjalnie nie zaimponowało demonicy, ot norma dla osobnika jego rozmiarów. Oczywiście nie przyglądała mu się zbytnio - nie miała na to ani czasu ani ochoty. Musiała też zachować pewność, że Berthan nie zorientuje się, że rzuciła okiem, tam gdzie być może nie wypadało.
- Tak. Woda i jedzenie też się znajdą. Skoro nie jest naszym wrogiem - mruknęła Argena i złapała mężczyznę za ramiona, aby go podnieść. - Ciekawe kto go tak urządził - zastanowiła się na głos.
Berthan wzruszył ramionami. - Demony albo nieumarli - stwierdził. - Obstawiałbym to drugie.
- Raczej nieumarli - powiedziała spokojnie Argena. Demony zwykle nie bawiły się w takie rytuały, była to rzadkość, czego raczej nie można było powiedzieć o wyczynach nieumarłych, którzy bawili się w takie exsperymenty.
- To zabieramy go - powiedziała Argena i łapiąc mężczyznę pod pachami uniosła go do góry.
Zaraz potem, trzymając archona, prawą ręką pod plecami, oraz lewą pod udami szła obok Berthana w stronę podróżnika.
- Jesteście z Calefarnem znakomitymi wojownikami. I cieszę się, że mimo iż nie jesteście z Mehizeck, to akceptujecie moje zwierzchnictwo - powiedziała zadowolona. - Miałam wam to wcześniej powiedzieć, ale jakoś nie było okazji - dodała szybko.
- Cieszę się, że pani tak uważa. Przydzielił nas pani nasz dowódca, Vesar. Nie możemy sobie pozwolić na przyniesienie mu ujmy. Reprezentujemy łowców dusz - stwierdził Berthan.
Dotarli do Podróżnika wczesnym wieczorem. Obiad był już dawno gotowy i czekał w kotle. Gulasz z dziczyzny...
W pierwszej kolejności demonica sprowadziła do Podróżnika wspaniałe i niezwykle cenne dzieło sztuki, w postaci jej niesamowitego zegara. Ci którzy nie byli zainteresowani przeszukiwaniem miasta i zostali przy pojeździe, mogli zauważyć, że Argena była bardzo zadowolona ze swego znaleziska. Choćby po tym, jak po postawieniu go w głównym pomieszczeniu Podróżnika, przez dłuższą chwilę przyglądała mu się z uśmiechem. Zegar naprawdę jej się spodobał... Krótko potem doszedł jeszcze dywan i wówczas Argena również wyglądała na bardzo zadowoloną.
Nikt nic jej nie zameldował, więc mogła udać się na dalsze poszukiwania. Kierując się wskazówkami mapy zaoferowanej przez Arilyn, Argena udała się następnie do koszar. Gdy tam dotarła, już od początku nie odpowiadał jej rozchodzący się wokół smród spalenizny, który zdawał się przybierać na sile z każdym jej krokiem.
Gdy weszła na gruzowisko przylegające do koszar, zobaczyła skąd pochodzi odór - przed koszarami leżał stos zwęglonych ciał. Ktoś tu urządził ciałopalenie... niedawno.
Takie postępowanie nie pasowało jej do demonów. Zwykle wśród demonów zostawiało się ciała poległych jako przestrogę, a w ostateczności dawało wojsku... jako jedzenie. Argena szybko uznała, że to ktoś inny musiał zająć się ciałami. Zwłaszcza, że zniszczenie miasta musiało nastąpić dawno temu, zaś ognisko z ciał wyglądało jakby rozpalono je przed kilkunastoma dniami... Po co? Z szacunku dla zmarłych? Aby nie doprowadzić do zarazy? Można było tylko zgadywać i właściwie dla Argeny nie miało to większego znaczenia.
Zaczęła się rozglądać. Sądziła, że w koszarach, lub zaraz obok nich powinna być zbrojownia, na przeszukiwanie śmierdzących i zwęglonych ciał nie miała najmniejszej ochoty.
Brama byłą zamknięta i zaklinowana, ale w murze od zachodniej strony była dziura - Argena poznała ten "kaliber" i zupełnie gładkie wnętrze dziury. Tą sama mocą lub bronią zrobiono dziurę w murze zewnętrznym. Ktoś obłupał krawędzie by wyglądało to inaczej, ale najwyraźniej nie dokończył roboty. Demonica nie rozumiała tylko, po co ktoś miałby zacierać ślady.
Przeszła przez dziurę i weszła do.. kuchni. Metalowe sprzęty były wgniecione jakby oparło się o nie coś o zbyt dużej masie ciała. Po krótkim rozeznaniu, Argena uznała, że nie znajdzie w kuchni nic ciekawego i rozejrzała się za innymi pomieszczeniami tego samego kompleksu.
Mogła też przejść do jadalni, a z niej dalej, na dziedziniec. Kiedyś były tu też schody prowadzące wyżej, ale choć zawaliły się to Argena mogła spróbować wdrapać się po zniszczonym murze. Nad kuchnią mogła się znajdywać co najwyżej spiżarnia. Demonica zdawała sobie sprawę, że jedzenie najprawdopodobniej będzie zepsute, to istniała szansa na na podtrzymującą je technologie, albo nie do końca jeszcze zrozumiałe "wstrzymanie". Mogła zdjąć zbroję i zwyczajnie polecieć, ale uznała, że da sobie rade i bez tego. Jedynie pomagając sobie skrzydłami, wdrapała się piętro wyżej. W drugiej fazie wspinaczki musiała schować skrzydła, gdyż "klatka schodowa" była za wąska na takie operacje, ale bez trudu przedostała się na poziom wyżej.
Faktycznie musiała być tam kiedyś spiżarnia, ale obecnie pomieszczenie było zupełnie puste. Słychać było tylko cichy szum... Wystarczyło się rozejrzeć, aby stwierdzić, że w pomieszczeniu nie było okien. O przeciągu nie mogło być mowy, więc Argena zorientowała się szybko, że tajemniczy szum musiało wydawać coś znajdującego się w pomieszczeniu. Mogło to być zarówno jakieś urządzenie, jak i uporczywy owad, ale to drugie nie miało tu raczej racji bytu. Kierując się, wzmocnionym przez magiczne kolczyki słuchem, demonica podeszła bliżej źródła dźwięku.
Gdy Argena się porządnie przysłuchała stwierdziła, że ów szum... to szept. Ruszyła ku ścianie, zza której dało się słyszeć dźwięk. Mur był naruszony, więc dwa solidne kopniaki wystarczyły, by usunąć parę cegieł i Argena mogła spojrzeć przez powstałą w ten sposób dziurę.
Było tam ciemno, ale Argena wyraźnie słyszała szepty. W ciemności majaczył kształt. Jakby sylwetka...
Zdawała sobie sprawę, że jej demoniczna postać może wywołać nieporozumienie, ale wolała odpowiednio się przygotować. Jej rękawica zapewniała szybkie dobycie magicznego miecza, więc demonica była przygotowana. W lewej dłoni odpaliła kulę ognia, aby oświetlić pomieszczenie. Powoli, przypatrując się uważnie postaci, weszła do środka.
Gdy odpaliła kulę ognia wrażenie zniknęło. Zostały tylko szepty i bardzo zakurzony pokoik. Argena potraktowała ścianę kilkoma kolejnymi kopniakami, by powiększyć dziurę i weszła do środka. Nikogo tam nie było, ale na środku pomieszczenia był spory symbol wyryty w posadzce. To właśnie on był źródłem szeptów. Wokół niego narysowane były jakieś znaki i pięć kręgów. Kręgi wydawały się być miejscem do położenia czegoś...
Argena zastanowiła się chwilę i uważnie przyjrzała się symbolom. Część z nich miała pochodzenie demoniczne... ale do czego mogły służyć pozostałe? I kto je połączył?
Czy to możliwe, aby postać którą tu widziała, właśnie skorzystała z kręgu i gdzieś zniknęła? Nie! Szybkie sprawdzenie symboli oznaczało coś innego...
- Tzeh'Zair, Axarateth, Fezeray'Damakh, Ivit'ortz - demonica, w myślach przeczytała znane jej symbole.
Słowa w języku demonów dawały się przetłumaczyć na mowę wspólną:
Tzeh'Zair - znak wskazujący miejsce, obiekt lub stan;
Axarateth - znak oznaczający przejście - moment miedzy egzystencja w wymiarze życia i śmierci;
Fezeray'Damakh - znak oznaczający pełne podporządkowanie;
Ivit'ortz - świadomość, dusza lub jestestwo.
Argena wiedziała, że razem znaki te tworzą "Krąg Złamanej Woli", oraz, że wewnątrz kręgu przebywa istota żywa lub martwa i nie może go opuścić.
Kobieta rozejrzała się dookoła. Pomieszczenie było puste. Poza znakami wydrapanymi w posadzce i zwałami kurzu nie było tu nic.
Obecność kurzu oznaczała swego rodzaju kontakt z resztą świata, co kłóciło się z całkowitym odizolowaniem pomieszczenia. Zaciekawiona Argena nie chciała już więcej zgadywać, złapała pierwszy lepszy przedmiot, którym okazał się kamień z rozbitej ściany i stając dwa kroki od kręgów, gotowa na wszystko położyła go na oznaczonym miejscu.
Najwyraźniej nie chodziło o jakikolwiek przedmiot, a jakiś konkretny. Argena podeszła bliżej i przyjrzała się pozostałym symbolom. Reszta znaków przypominała arhalk - pismo ożywieńców, więc Argena uznała, że może łowcy dusz bedą wiedzieć więcej.
Argena uznała, że lepiej, a może i bezpieczniej będzie sprowadzić tu któregoś z łowców. Zeszła ponownie na dół i wracając się do podróżnika rozglądała sie uważnie.
Na środku placyku, który najwyraźniej służył do zbiorek i treningów, zauważyła coś ciekawego. Był tam spory, rozpiętości małego pokoju i głęboki na metr lej - na oko Argeny, ktoś rzucił zaklęcie znane jako "Inferno".
Gdy zbliżyła się doń, znów zaczęła słyszeć te szepty... dobiegały jakby ze środka leja. Argena weszła do niego i spojrzała, czy na dnie czegoś nie było. Nie spodziewała się tam symboli, ale... skoro znowu słyszała tajemnicze szepty. Po zejściu do centralnej części krateru szepty przybrały na sile.
Po chwili grzebania w popiele Argena poczuła pod palcami coś twardego, a szepty nasiliły się. Szarpnęła, ale nie chciało wyjsć. Gdy odgrzebała większą cześć obiektu stwierdziła, że to kość... lub raczej kości - łopatka i całe ramię. Szepty nagle zamilkły.
Argena wygrzebała do końca ramię po chwili pracy i zabrała znalezione kości do magicznych kręgów nad kuchnią. Położyła je w centrum kręgów i... nic. Nie przyniosło to żadnego efektu...
Coś jednak zdecydowanie się tutaj działo i choć demonica nie chciała tego przyznać, nie miała pojęcia co. W sprawach związanych z magią miała jako takie pojęcie, ale w kwestii duchów, czy raczej pewnymi odpowiednikami tego określenia, nie miała zbyt pokaźnej wiedzy. Potrzebowała któregoś z łowców i szybko udała się do podróżnika.
Znalazła tam Alrica i Barta. Berthan siedział na baszcie i rozglądał się po okolicy. Obaj żołnierze zajmowali się obiadem.
- Smacznego. Jeden ochotnik do wejścia na basztę, proszę - rzekła spokojnie Argena, zwracając się do żołnierzy. Nie czekając na odpowiedź spojrzała w górę na łowcę - Panie Berthan, proszę zejść, potrzebuję pana - zawołała.
Skrzywiła się lekko - przez wczorajszą historię z Arilyn, Argenie przypomniało się najwidoczniej inne zafundowanie jej lanie, które sprawiło, że do rozkazów zaczęła dodawać pewne "magiczne słowo". Wzdrygnęła się.
Alric i Bart zagrali w marynarzyka, po czym Bart ruszył na górę. Berthan po prostu zeskoczył na dół, choć miał dobre piętnaście metrów do ziemi.
Argena uśmiechnęła się, widząc jego efektowne zejście. Mężczyzna zaś otrzepał się i stanął na baczność, krzyżując ręce za plecami.
- Słucham? - powiedział.
- Znalazłam coś w koszarach i chcę zasięgnąć twojej opinii. Sądzę, że to będzie, jak to się mówi, twoja działka - powiedziała spokojnie i gestem zaprosiła go na spacer do koszar.
Łowca skinął głową i oboje ruszyli w drogę...
W koszarach Berthan natychmiast minął Argenę i ruszył do zawalonej klatki schodowej. Zrobił rozbieg, skoczył, odbijając się od przeciwległej ściany i wdrapał na wyższe piętro. Argena nie zdążyła nawet wejść an górę, gdy łowca wyjrzał i spojrzał na nią.
- Znak Zamykający. Jakaś istota została załatwiona "na cacy". Jej duszę uwieziono w pokoiku, rozpoczęto rytuał i zamurowano wejście. Rytuał dokończono na dystans. Części istoty poukrywano w odległości od tego znaku na terenie obiektu. Możemy poskładać istotę do kupy i ożywić. Świadomość krążyła cały czas po okolicy, więc powinna wiedzieć co tu się stało. Nie wiem jednak co to za istota - zakomunikował Berthan.
- Mhm - mruknęła Argena. - A kto mógł odprawić rytuał? Byłby w stanie zrobić to ktoś z was, łowców dusz? - spytała spokojnie, choć zdawała sobie sprawę, że oni zbierali dusze, a nie więzili je.
- Nie trzeba przeprowadzać rytuału. Świadomość przez czas jaki spędziła w odosobnieniu wyskrobała w posadzce cały układ... wystarczy położyć pięć elementów ciała na miejscu i opuścić pomieszczenie... - stwierdził Berthan.
- Rozumiem - odpowiedziała Argena powoli i spokojnie. Pięć kręgów, pięć pozostałości po ciele - powinna była się tego domyślić.
Mężczyzna nie zrozumiał o co chciała spytać. - Pytałam kto mógł ją tam zamknąć? - dodała lekko rozbawiona.
- Ktoś kto stawiał ten budynek na przykład. Zamurowali tu czaszkę, w wyniku rytuału zamieniła się w miał który zaścieła całą podłogę - odparł łowca. Czyli to co Argena wzięła za kurz, było czaszką, która rozsypała się w proszek.
- Czyli to mogło być zrobione nawet wiele lat temu - mruknęła Argena. - A czy dasz radę dowiedzieć się co to za dusza? Przed jej uwolnieniem. Może uda Ci się ją pochwycić? - spytała.
- Nie uwalniamy jej, wskrzeszamy żywą istotę. Jeśli będzie trzeba zabije ją i schwytam jej duszę. Jeśli będzie to demon lub nieumarły. W przeciwnym wypadku nie znajdę zastosowania dla schwytanej duszy. Poczekam tutaj, może odczytam coś jeszcze z układu znaków - stwierdził Berthan.
- Rozumiem - mruknęła Argena i zastanowiła się chwilę. - A te kości które tam zaniosłam? Znalazłam je przy drugim znaku, to tylko jedne z pięciu potrzebnych? - rzekła.
- Tak, to jedna z części ciała istoty, którą trzeba ułożyć na którymś z kręgów tu - Berthan wskazał ruchem głowy pokoik, który znalazła Argena.
- Dobrze. Może z tych części złożymy cały szkielet i zorientujemy się z kim możemy mieć do czynienia. Jak sądzisz? - rzekła lekko zaintrygowana odkryciem czegoś nowego.
Łowca wykonał zachęcający gest ręką, a Argena uśmiechnęła się połowicznie.
- No to szukamy - oznajmiła.
Berthan zeskoczył na dół i ruszył do innej sekcji budynku. Była tam jeszcze jadalnia i masa innych pomieszczeń w głównym budynku oraz spora baszta po drugiej stronie placu.
Argena nie była aż tak przekonana do ożywiania uwięzionej istoty, wszak ktoś zadał sobie wiele trudu, aby ją tu zamknąć... jak by nie było łatwiej zabić. Pozbieranie części ciała, nie było jednak zbyt gwałtownym ruchem... choć Berthan zdawał się być zapalony do roboty. Argena otrząsnęła się i zabrała do działania. Zostawiła jadalnię i udała się do baszty z prawej strony kompleksu.
Baszta miała trzy piętra i średnicę około 15 metrów. Była zamknięta na głucho, ale niegdyś potężne, drewniane drzwi zeżarł czas. Nie dały rady stawić oporu butowi Argeny.
Wewnątrz śmierdziało niemiłosiernie. Dopiero teraz Argena spostrzegła, że koło drzwi leżały resztki belki - ktoś zatarasował wejście od zewnątrz, skazując ludzi w środku na śmierć głodową.
Wchodzenie do czegoś takiego zdecydowanie jej nie odpowiadało. Obeszła budynek, aby sprawdzić czy są tam inne drzwi, albo okna. Miała nadzieję, zrobić mały przeciąg i wrócić tu za jakiś czas.
Okna były, ale zaplombowane jakimś świństwem. Wyglądało to na ciemnoczerwoną masę demonicznego pochodzenia.
Berthan tymczasem znalazł drugie ramie i łopatkę.
- Idę odłożyć od razu na miejsce. Było w strażnicy - wskazał kości. Argena w odpowiedzi jedynie kiwnęła mu głową.
Wyglądało na to, że nie miała innego wyboru i musiała wejść do śmierdzącego stęchlizną budynku. Prowizorycznie zdjęła hełm, uznała bowiem, że mając go na sobie znacznie trudniej będzie znieść efekty wymiotowania. Wzięła kilka głębokich oddechów i wstrzymując powietrze weszła do baszty. Starała się szybko odnaleźć to czego potrzebowali i jeszcze szybciej opuścić pomieszczenie.
Nagle(!) koło jej ramienia przefrunęła lodowata strzała i natychmiast zamroziła kawał muru koło niej, przy okazji tworząc barierę na drzwiach.
- Na ziemię! - krzyknął Berthan.
Argena kucnęła nisko, odpalając jednocześnie ognistą kulę. Zorientowała się, że zdejmowanie hełmu nie było rozsądną decyzją... no ale kto mógł się spodziewać.
Spojrzała przed siebie z zamiarem obronienia się ogniem, ale jej głównym postanowieniem było wycofać się.
Coś chlupnęło na lodową barierę stworzoną przez Berthana. Nad Argeną natomiast przemknął sejmitar, który wbił się w roztapiającą się lodową ścianę i pokrył wejście jeszcze grubszą warstwą lodu.
- Arkthrall i Plugastwo - rzucił Berthan, dobiegając do Argeny. Demonica czym prędzej ruszyła po swój, zostawiony na ziemi hełm.
Coś grzmotnęło z dużą siłą o lodową barierę, która spękała promieniście. - Niech się pani przygotuje. Ucieczka nie jest opcją - mruknął Berthan. Stworzył drugi sejmitar w miejsce ciśniętego i stanął w pozie defensywnej naprzeciw drzwi.
- Nie miałam hełmu - pożaliła się demonica, nakładając go szybko na głowę. Czyżby jej bieg po hełm uznany został za próbę ucieczki?
Szybko dobyła swego miecza. Uważnie rozglądała się i nasłuchiwała w poszukiwaniu za przeciwnikiem.
Lodowa bariera pękła. Rozległo się sapnięcie i coś odsunęło się od wyrąbanej dziury. Na zewnątrz sięgnęła nienaturalnie długa koścista ręka z resztkami mięsa zwisającymi żałośnie w dół. Rozległo się wysokie wycie.
Argena nie zdążyła wykonać uniku i oberwała pazurem w głowę. Hełm dzielnie zniósł ten cios, acz demonica odstąpiła dwa kroki pod wpływem siły ciosu.
Berthan zamachnął się trzymanym w lewej ręce sejmitarem. Argena stwierdziła, że oręż nie jest materialny.. ale spowodował przymrożenie łapska do bariery. Berthan tylko wskazał łapę.
- Ciach! - rzucił szybko.
Nie tracąc czasu na zastanawianie się, Argena machnęła swym oburęcznym mieczem. Kość chrupnęła i ręka, ucięta nieco przed łokciem upadła na gruzowisko. Argena szybko cofnęła się słysząc jazgot dochodzący z wewnątrz i czując smród rozkładu.
- Na boki! - krzyknął Berthan i rzucił się na bok. Argena zrobiła podobnie, pomagając sobie skrzydłami. Arkthrall staranował mur i wypadł na zewnatrz baszty. Nie zmieścił się w drzwiach. Miał ze 2 metry w barkach i 3 metry wzrostu. Sprawiało to, że był łatwym celem. Lodowa strzała przeleciała nad murem i trafiła go dokładnie w środek pleców. Calefarn siedział, na ruinie pobliskiego choć oddalonego o jakieś 150 metrów budynku, z łukiem i zakładał już kolejna strzałę na cięciwę. Berthan spróbował ataku, ale szybko odstąpił, gdy Arkthrall zamachnął się łapą. Miał duży zasięg...
Z baszty tymczasem zaczęło gramolić się Plugastwo. Istota byłą zaprawdę godna swej nazwy. Wydłużony kręgosłup i żebra, były pozbawione nóg, ale miały sześć rąk. U końca klatki piersiowej kręgosłup rozdwajał się i na każdej szyi zatknięta była czaszka. Kawałki tkanek i mięsa dalej trzymały się maszkary, rozsiewając wokół niemożliwy do zniesienia fetor. Z paszcz ciekła śmierdząca, żółtawa ciecz, która syczała w zetknięciu z podłożem. Plugastwo nie miało obecnie jednej górnej ręki, którą ucięła mu Argena.
Walcząc z potworami, Argena musiała dać przy tym z siebie wszystko, a nawet więcej. Na początek skupiła się na tym przeciwniku, walcząc z którym lepiej się czuła. Arkthrall, choć większy od niej był wolniejszy. Wczoraj demonica sama przekonała się jak znaczącą przewagę w walce może to dawać. Cisnęła kulę ognia, a następnie, szybko się przemieszczając zaatakowała stworzenie.
Arkthrall oberwał z jednej strony lodem, a z drugiej ogniem. Zaryczał wściekle i ruszył na Argenę, co wykorzystał zarówno Berthan jak i Calefarn. Arkthrall oberwał w prawe ramię kolejną lodową strzałą, która unieruchomiła jego ramię. Berthan z kolei przymroził mu jedną z nóg i uskoczył na bok - ożywieniec sam wyłamał sobie własną nogę, padając na ziemię tuż przed Argeną.
Plugastwo tymczasem przeskoczyło nad leżącym Akthrallem i rzuciło się na demonicę. Argena szybko rozpoczęła unik w postaci kucnięcia z jednoczesnym odskokiem w bok. Nie okazało się to mieć aż takiego znaczenia - nim stworzenie zdołało splunąć kwasem, Berthan zamroził mu obie paszcze.
Gdy Argena to dostrzegła, dokończyła swój manewr, lecz na trasie przelotu Plugastwa zostawiła za sobą ostrze miecza. Plugastwo oberwało w mostek i się cofnęło do baszty, zapewne by usunąć lodowy "knebel" który zafundował mu Berthan.
Kolejna strzałą Calefarna przymroziła lewą rękę Arkthralla do podłoża. Berthan wskoczył na plecy istoty i zaczął siec jego sprawne ramię, mrożąc je i wyrąbując z niego powoli kawały zamarzniętego mięsa.
Argena dość szybko przyłączyła się do łowcy, starając się odciąć stworowi łeb. Miecz uderzył prosto w czaszkę... i odskoczył jakby Argena uderzyła w skałę.
- Trzeba odrąbać mu ręce i nogi - rzucił Berthan. - Żeby rozwalić czaszkę trzeba by użyć młota, acz może pani spróbować uderzyć z całej siły, lub jakoś wzmocnić cios... - ciągnął Berthan tnąc Akrthralal i nie przejmując się zupełnie jego wyciem. Calefarn tymczasem kolejną strzałą zamroził wejście do baszty.
Argena nie zastanawiała się nad tym. Uznała, że ważniejsze jest unieszkodliwić potwora, jeśli nie przez odcięcie głowy, to może być przez pozbawienie kończyn.
- Później - odpowiedziała krótko i przyłączyła się do pozbawiania Akrthralala wystających części... czegoś co kiedyś zapewne było ciałem.
Krótko potem Arktheall został ubity. Calefarn tymczasem, co jakiś czas odnawiał barierę na wejściu do baszty.
- Z plugastwem teraz pójdzie łatwo - stwierdził Berthan. Dał znak Calefarnowi by ten przestał strzelać. - Calefarn go wpierw zamrozi, a potem spróbujemy mu uciąć łby.
- Dobra. Nie będę ciskać ogniem, bo jeszcze go rozmrożę - rzekła głośno Argena i przygotowała się do walki. Nie miała czasu, aby pomyśleć, że to ona powinna dowodzić na tym polu walki.
Wkrótce bariera rozpuściła się i Plugastwo wypadło na zewnątrz... by natychmiast oberwać wzmocnioną lodową strzałą. Istota przymarzła do wejścia. Berthan zaśmiał się i zamroziwszy obie paszcze, zachęcającym gestem wskazał Argenie wystające z lodu łby. Demonica nie miała żadnego problemu z dekapitacją...
- Nie sądziłem, że aż tak łatwo pójdzie... - mruknął Berthan. - Ta baszta była zaplombowana. Wewnątrz murów jest jakaś warstwa izolująca, a ktoś zatkał okna energochłonną materią. Nie wyczuliśmy mocy śmierci wewnątrz - stwierdził. - Sprawdzę basztę, pani niech sobie odpocznie... albo poszuka w innej sekcji - łowca zaśmiał się i usunął lód z wejscia do baszty ruchem ręki. Lodowa bryła stopniałą w mig, a kości martwego już plugastwa spadły na ziemię.
Argenie jednak aż tak do śmiechu nie było. Owszem, wygrali, ale cała ta sytuacja jakoś niespecjalnie ją cieszyła. Po raz kolejny nie popisała się zbytnio w walce...
- Kto to strzelał? - spytała.
- Calefarn, a kto? - Berthan się zaśmiał. - Lepszego snajpera nie było na podręczu.. może poza Vesarem i Wyrdem, ale oni mają frakcję do prowadzenia - rzekł mężczyzna.
Argena również się zaśmiała, ale tylko przez chwilkę. - Znakomicie - powiedziała spokojnie, zadowolona, że poznała lepiej możliwości łowcy... a właściwie obu łowców.
Ktoś najwyraźniej bardzo się postarał, rozdzielając stworzenie na części i broniąc każdej z nich. Demonica nie była już pewna, czy całe to "wskrzeszanie" było dobrym pomysłem... choć basztę oczywiście trzeba było sprawdzić.
Odpoczęła chwilę siadając na jakimś murku i czekając na Berthana. Zerknęła na swój miecz, a ten na szczęście nie ucierpiał podczas walki. Położyła go sobie płasko na kolanach.
Zamyśliła się... niegdyś Argena doskonale radziła sobie w nieomal każdej walce i była jedną z potężniejszych osób w grupie. Teraz zarówno przeciwnicy, jak i towarzystwo było na wyższym poziomie niż kiedyś... Najazd demonów zawyżył poprzeczkę życia, pozwalając na ten luksus tylko najsilniejszym i tym których zdołali oni obronić. A teraz, wśród tych najsilniejszych Argena nie czuła się już tak potężna jak kiedyś... Arilyn będzie ją musiała wiele nauczyć...
Berthan przyniósł pół miednicy i nogę. - Niczego specjalnego tam nie ma - powiedział, a Argena domyślała się, że darował jej po prostu szczegółowego raportu z wnętrza. Widok nie mógł być przyjemny. Jak na razie szkielet, który zbierali wydawał się ludzki lub elficki...
- Dobra robota - pochwaliła go, ale ciężko było mieć pewność czy chodzi o znalezienie części ciała, czy o efektywność w walce. - Ktoś dobrze zabezpieczył te części ciała. To wydaje mi się niebezpieczne. Jesteś pewien, że w razie czego damy radę pozbyć się tego co... "wskrzesimy"? - powiedziała poważnym głosem.
- Bez trudu, mam to - Berthan wyciągnął zza fałdy materiału mały srebrny amulet. - Założę to naszemu miluśińskiemu i w razie problemu przymrożę go do jego duszy i rozbiję w drobiazgi - powiedział.
- Dobrze - odparła zadowolona Argena. - O takie zapewnienie mi chodziło - wyjaśniła.
Wskazała ręką drzwi i oboje ruszyli na poszukiwanie dalszych części "ciała".
Znaleźli nogę w loszku i klatkę piersiową w sali głównej.
- Masywniejsza niż ludzka - zauważył Berthan. - Hm... Archon - zidentyfikował rasę istoty.
Argena tylko pobieżnie przyjrzała się szczątkom. Rasę Archonów znała tylko ogólnie, wiedziała że w przybliżeniu mają ludzki kształt, nie mogą się krzyżować z innymi rasami, nie oddychają, oraz że naturalnie nienawidzą nieumarłych.
- Pewnie masz rację - powiedziała spokojnie.
Dotarli do pomieszczenia i nim Berthan ułożył części na miejscu położył w centralnej części amulecik.
- Jeśli to archon to szczerze wątpię, byśmy mieli się czego obawiać - stwierdził. - Może mu się nie spodobać, że go ubezwłasnowolniamy tym amuletem...
- Jak będzie potulny, to mu się go zdejmie. Jak dokładnie on działa? - rzekła spokojnie.
- Gość obudzi sie z nim na szyi. Mogę go zdjąć ja lub Calefarn. Również ja lub Calefarn możemy go aktywować i zamienić pacjenta w sopel - wyjaśnił łowca. - No to pani zechce czynić zaszczyty? - Berthan podał Argenie klatkę piersiową, umieściwszy pozostałe części na miejscu.
Argena uśmiechnęła się w odpowiedzi, choć przez hełm nie specjalnie było to widać.
- Do dzieła - powiedziała zadowolona i położyła klatkę piersiową w wyznaczonym miejscu. Dość szybko cofnęła się i stanęła obok Berthana.
Pył z sali uniósł się i kości zawirowały w powietrzu. Błysk rozjaśnił sale, a gdy zniknął... na środku sali stał archon. Lekko skołowany, trzymał się za głowę.
- Wreszcie - mruknął. Pokręcił głową. - Dzięki... pozwolicie, że nie będę bardziej wylewny... - dodał, po czym padł bez ducha na posadzkę.
Po raczej muskularnej budowie jego ciała i na oko sześciu stóp wzrostu, widać było urodzonego wojownika.
- Jest osłabiony - stwierdził Berthan podchodząc do niego bliżej i zupełnie nie zwracając uwagi na fakt, że archon nie miał na sobie żadnych ubrań. - Mamy jakieś zapasowe ubrania w Podróżniku to się go obdaruje - stwierdził.
Argena również zrobiła dwa kroki w jego stronę. Istotnie leżał nieprzytomny, bezbronny... i nie tylko. Z zaciekawieniem lepiej przyjrzała się mężczyźnie.
Miał gładką, śnieżnobiałą cerę i dość surowe rysy twarzy. Charakteryzowały go brak włosów na głowie i lekko spiczaste uszy - wyglądał nawet na w miarę przystojnego, biorąc pod uwagę, że dopiero co został... "wskrzeszony".
Na klatce piersiowej miał nieciekawie wyglądającą bliznę ciągnącą się od lewego ramienia do prawego biodra - zapewne pamiątka po istotach, które tak go uwięziły. Jeśli z takimi się zmierzył, musiał mieć doświadczenie w walce.
Argena nie omieszkała zwrócić także uwagi na to, na co nie zwrócił uwagi łowca. Wszak warto było wiedzieć jak najwięcej o swojej załodze, czyż nie? To co archon miał pod brzuchem, czy raczej między nogami, jakoś specjalnie nie zaimponowało demonicy, ot norma dla osobnika jego rozmiarów. Oczywiście nie przyglądała mu się zbytnio - nie miała na to ani czasu ani ochoty. Musiała też zachować pewność, że Berthan nie zorientuje się, że rzuciła okiem, tam gdzie być może nie wypadało.
- Tak. Woda i jedzenie też się znajdą. Skoro nie jest naszym wrogiem - mruknęła Argena i złapała mężczyznę za ramiona, aby go podnieść. - Ciekawe kto go tak urządził - zastanowiła się na głos.
Berthan wzruszył ramionami. - Demony albo nieumarli - stwierdził. - Obstawiałbym to drugie.
- Raczej nieumarli - powiedziała spokojnie Argena. Demony zwykle nie bawiły się w takie rytuały, była to rzadkość, czego raczej nie można było powiedzieć o wyczynach nieumarłych, którzy bawili się w takie exsperymenty.
- To zabieramy go - powiedziała Argena i łapiąc mężczyznę pod pachami uniosła go do góry.
Zaraz potem, trzymając archona, prawą ręką pod plecami, oraz lewą pod udami szła obok Berthana w stronę podróżnika.
- Jesteście z Calefarnem znakomitymi wojownikami. I cieszę się, że mimo iż nie jesteście z Mehizeck, to akceptujecie moje zwierzchnictwo - powiedziała zadowolona. - Miałam wam to wcześniej powiedzieć, ale jakoś nie było okazji - dodała szybko.
- Cieszę się, że pani tak uważa. Przydzielił nas pani nasz dowódca, Vesar. Nie możemy sobie pozwolić na przyniesienie mu ujmy. Reprezentujemy łowców dusz - stwierdził Berthan.
Dotarli do Podróżnika wczesnym wieczorem. Obiad był już dawno gotowy i czekał w kotle. Gulasz z dziczyzny...
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
-
- Kok
- Posty: 1245
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
- Lokalizacja: Legionowo
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Velius:
Budynek wyglądał na okazały. Jakaś posiadłość najwyraźniej, która kiedyś musiała być wspaniała, ale teraz została doszczętnie zdemolowana. Velius widział przekrój przez pokoje frontowej ściany. Cały front (ściana i kawałek podłóg) jakby odpadł i zawalił się. Wejść można było praktycznie w każdym miejscu, więc wszedł po prostu w miejscu, które było najbliżej. Wewnątrz potwierdziły się jego przypuszczenia – był to dworek. Całkiem nieźle urządzony, aczkolwiek meble zostały strzaskane, podłogi pozapadały się do wewnątrz, parkiety – wypaczyły, a dywany albo spłonęły albo zostały doszczętnie stratowane. Na korytarzach musiała toczyć się walka. Ściany zdobiły ślady po pazurach i pajęczynki pęknięć.
Mag zaczął przeszukiwać posiadłość. Było tam pełno zniszczonych mebli, pękniętych garnków oraz porcelany. Do tego różne szczątki pancerzy i oręża, w każdym razie nic, co mogłoby się przydać. Zbadał 5 pięter posiadłości, ale tam również nie było nic wartego uwagi.
W podziemiu natomiast znalazł zawalone przejście. Nie mógł się przecisnąć, więc postanowił, że odgruzuje przejscie. Wewnątrz musieli schronić się jacyś ludzie, ale sądząc po śladach na ścianach demony zatruły je gazem. Było tam sporo kosztowności, głównie biżuteria ze srebra. Znalazł też zaklęty amulet i dwa pierścienie, jak również potwornie wielką i ciężką tarczę. Postanowił zabrać to wszystko ze sobą do Podróżnika, żeby tam na spokojnie ocenić wartość i przydatność znalezionych przedmiotów. W drodze powrotnej natknął się jednak na klapę w posadzce. Nie dało się jednak jej otworzyć, więc potraktował ją brutalną siłą - rozwalił ją silnym tąpnięciem swojego masywnego buta.
Na dole znalazł niewielkie pomieszczenie z układanką na posadzce. Stwierdził, że być może aktywuje ona jakieś ukryte przejście, więc zaczął ją układać. Po około godzinnej "zabawie", udało mu się ją ułożyć. Gdy mag poukładał połamany obraz spod ziemi rozległo się dudnienie. Spomiędzy kawałków ułożonych przez Veliusa zaczęła wyciekać krew... Instynktownie cofnął się, cały czas przyglądając się temu. Krew bulgotała i powoli zaczęła tworzyć kształt. na początku masa po prostu gęstniała, a potem zaczęła się unosić. Wreszcie spod zgęstniałej krwi zaczęła przebijać skóra. Mężczyzna otrząsnął się z resztek płynu. Na jego ciele powoli powstawał pancerz. Miał długie czarne włosy, czerwone oczy i szczerzył się do Veliusa, obnażając ostre zęby przypominające rekinie.
- Nooo... nigdy nie sądziłem, że magowi Thirel kiedyś podziękuję. Jestem Nehro'Krih, magu. Dzięki za ułożenie tego ścierwa. Nie sadzili, pieprzone szmatławce, ze komuś przyjdzie do głowy to kiedykolwiek poukładać...
- Nie sądzili po prostu, że to miejsce kiedyś obróci się w ruinę, a ktoś je będzie przeszukiwał. Ja natomiast zwę się Velius - odpowiedział mężczyźnie, któremu najwyraźniej pomógł się złożyć spowrotem w całość.
- Czemu w ogóle zostałeś w ten sposób hmm "uwięziony"? - zapytał
- Bo robiłem problemy... Nie chciałem dać się zabić jak sobie wymyślili - mruknął meżczyna. Stuknął swój napierśnik. - Cholera, zgarnęli mój symbiont... mm... muszę skurczybyka poszukać po mieście - stwierdził i nagle zamrugał oczyma. - Obróci się w ruinę? Znaczy-przegraliśmy?
- Sporo się działo w tym mieście z tego co zdołaliśmy się dowiedzieć, część mieszkańców została jakby "wstrzymana", natomiast same miasto jest opustoszałe i pełne ruin - odpowiedział cały czas zastanawiając się, jak to wszystko odpowiednio wyjaśnić.
- "Wstrzymana"? Aa... to nasz białas wreszcie się na coś przydał. Wybornie. Trzeba go znaleźć i kazać wszystko cofnąć... no dobra, nie stójmy tu tak jak kołki - to mówiąc ruszył po schodach na górę.
- Widzę, że wiesz co nieco o tym mieście, to dobrze, przydadzą nam się kolejne informacje, ale to już jak wrócimy do reszty załogi - powiedział do mężczyzny po czym dodał - I byłbym wdzięczny, jakbyś pomógł mi zabrać się ze "znaleziskami" - powiedział uśmiechając sie i wskazując na rzeczy, które znalazł w dworku.
Mężczyzna uniósł brew. - jak chcesz szabrować to jesteś w tym sam. Ja idę poszukać reszty ekipy żeby okręcić ten bajzel - mruknął. - Ankh, k**wo! Gdzie jesteś?! - krzyknął, po czym pobiegł gdzieś między ruiny.
Velius westchnął - Poczekaj! - zawołał - Skąd wiesz, że tu w ogóle gdzieś są? - zapytał się głośno zostawiając swoje zdobycze i ruszając za najwyraźniej mocno niecierpliwym i w gorącej wodzie kąpanym "towarzyszem".
Mężczyzna szedł przez gruzy, rozglądając się. - Bo oni nie umierają tak po prostu. Nawet jak znajdę miejsce w którym polegli to mogę ich ożywić - dodał.
- Szukając ich samemu zajmie ci to wiele czasu, podczas gdy moi kompani przeczesują właśnie to miejsce. Może lepiej chodźmy razem do naszego środka transportu i zapytajmy się, czy ktoś czegoś nie widział. Można też ich nakłonić do pomocy w poszukiwaniach, jeżeli będziesz umiał im powiedzieć, czego mają szukać - powiedział mag mając nadzieję, że mężczyzna go w ogóle słucha.
- Oj nie pie**ol - mruknął Nehro. - Tam - wskazał i pomknął w stronę którą wskazał, po drodze taranując ściany.
*Już wiem dlaczego on nigdy nie spodziewał się, że podziękuje za coś magowi Thirel... Przy jego temperamencie wątpliwe, żeby w innych okolicznościach jakikolwiek inny przedstawiciel klasztoru zrobił dla niego coś istotnego...* - pomyślał. Przynajmniej długo tego nie szukał, dobre chociaż tyle. Zaciekawiony dalszym rozwojem sytuacji podążył za Nehro'Krihem.
Budynek wyglądał na okazały. Jakaś posiadłość najwyraźniej, która kiedyś musiała być wspaniała, ale teraz została doszczętnie zdemolowana. Velius widział przekrój przez pokoje frontowej ściany. Cały front (ściana i kawałek podłóg) jakby odpadł i zawalił się. Wejść można było praktycznie w każdym miejscu, więc wszedł po prostu w miejscu, które było najbliżej. Wewnątrz potwierdziły się jego przypuszczenia – był to dworek. Całkiem nieźle urządzony, aczkolwiek meble zostały strzaskane, podłogi pozapadały się do wewnątrz, parkiety – wypaczyły, a dywany albo spłonęły albo zostały doszczętnie stratowane. Na korytarzach musiała toczyć się walka. Ściany zdobiły ślady po pazurach i pajęczynki pęknięć.
Mag zaczął przeszukiwać posiadłość. Było tam pełno zniszczonych mebli, pękniętych garnków oraz porcelany. Do tego różne szczątki pancerzy i oręża, w każdym razie nic, co mogłoby się przydać. Zbadał 5 pięter posiadłości, ale tam również nie było nic wartego uwagi.
W podziemiu natomiast znalazł zawalone przejście. Nie mógł się przecisnąć, więc postanowił, że odgruzuje przejscie. Wewnątrz musieli schronić się jacyś ludzie, ale sądząc po śladach na ścianach demony zatruły je gazem. Było tam sporo kosztowności, głównie biżuteria ze srebra. Znalazł też zaklęty amulet i dwa pierścienie, jak również potwornie wielką i ciężką tarczę. Postanowił zabrać to wszystko ze sobą do Podróżnika, żeby tam na spokojnie ocenić wartość i przydatność znalezionych przedmiotów. W drodze powrotnej natknął się jednak na klapę w posadzce. Nie dało się jednak jej otworzyć, więc potraktował ją brutalną siłą - rozwalił ją silnym tąpnięciem swojego masywnego buta.
Na dole znalazł niewielkie pomieszczenie z układanką na posadzce. Stwierdził, że być może aktywuje ona jakieś ukryte przejście, więc zaczął ją układać. Po około godzinnej "zabawie", udało mu się ją ułożyć. Gdy mag poukładał połamany obraz spod ziemi rozległo się dudnienie. Spomiędzy kawałków ułożonych przez Veliusa zaczęła wyciekać krew... Instynktownie cofnął się, cały czas przyglądając się temu. Krew bulgotała i powoli zaczęła tworzyć kształt. na początku masa po prostu gęstniała, a potem zaczęła się unosić. Wreszcie spod zgęstniałej krwi zaczęła przebijać skóra. Mężczyzna otrząsnął się z resztek płynu. Na jego ciele powoli powstawał pancerz. Miał długie czarne włosy, czerwone oczy i szczerzył się do Veliusa, obnażając ostre zęby przypominające rekinie.
- Nooo... nigdy nie sądziłem, że magowi Thirel kiedyś podziękuję. Jestem Nehro'Krih, magu. Dzięki za ułożenie tego ścierwa. Nie sadzili, pieprzone szmatławce, ze komuś przyjdzie do głowy to kiedykolwiek poukładać...
- Nie sądzili po prostu, że to miejsce kiedyś obróci się w ruinę, a ktoś je będzie przeszukiwał. Ja natomiast zwę się Velius - odpowiedział mężczyźnie, któremu najwyraźniej pomógł się złożyć spowrotem w całość.
- Czemu w ogóle zostałeś w ten sposób hmm "uwięziony"? - zapytał
- Bo robiłem problemy... Nie chciałem dać się zabić jak sobie wymyślili - mruknął meżczyna. Stuknął swój napierśnik. - Cholera, zgarnęli mój symbiont... mm... muszę skurczybyka poszukać po mieście - stwierdził i nagle zamrugał oczyma. - Obróci się w ruinę? Znaczy-przegraliśmy?
- Sporo się działo w tym mieście z tego co zdołaliśmy się dowiedzieć, część mieszkańców została jakby "wstrzymana", natomiast same miasto jest opustoszałe i pełne ruin - odpowiedział cały czas zastanawiając się, jak to wszystko odpowiednio wyjaśnić.
- "Wstrzymana"? Aa... to nasz białas wreszcie się na coś przydał. Wybornie. Trzeba go znaleźć i kazać wszystko cofnąć... no dobra, nie stójmy tu tak jak kołki - to mówiąc ruszył po schodach na górę.
- Widzę, że wiesz co nieco o tym mieście, to dobrze, przydadzą nam się kolejne informacje, ale to już jak wrócimy do reszty załogi - powiedział do mężczyzny po czym dodał - I byłbym wdzięczny, jakbyś pomógł mi zabrać się ze "znaleziskami" - powiedział uśmiechając sie i wskazując na rzeczy, które znalazł w dworku.
Mężczyzna uniósł brew. - jak chcesz szabrować to jesteś w tym sam. Ja idę poszukać reszty ekipy żeby okręcić ten bajzel - mruknął. - Ankh, k**wo! Gdzie jesteś?! - krzyknął, po czym pobiegł gdzieś między ruiny.
Velius westchnął - Poczekaj! - zawołał - Skąd wiesz, że tu w ogóle gdzieś są? - zapytał się głośno zostawiając swoje zdobycze i ruszając za najwyraźniej mocno niecierpliwym i w gorącej wodzie kąpanym "towarzyszem".
Mężczyzna szedł przez gruzy, rozglądając się. - Bo oni nie umierają tak po prostu. Nawet jak znajdę miejsce w którym polegli to mogę ich ożywić - dodał.
- Szukając ich samemu zajmie ci to wiele czasu, podczas gdy moi kompani przeczesują właśnie to miejsce. Może lepiej chodźmy razem do naszego środka transportu i zapytajmy się, czy ktoś czegoś nie widział. Można też ich nakłonić do pomocy w poszukiwaniach, jeżeli będziesz umiał im powiedzieć, czego mają szukać - powiedział mag mając nadzieję, że mężczyzna go w ogóle słucha.
- Oj nie pie**ol - mruknął Nehro. - Tam - wskazał i pomknął w stronę którą wskazał, po drodze taranując ściany.
*Już wiem dlaczego on nigdy nie spodziewał się, że podziękuje za coś magowi Thirel... Przy jego temperamencie wątpliwe, żeby w innych okolicznościach jakikolwiek inny przedstawiciel klasztoru zrobił dla niego coś istotnego...* - pomyślał. Przynajmniej długo tego nie szukał, dobre chociaż tyle. Zaciekawiony dalszym rozwojem sytuacji podążył za Nehro'Krihem.
I tak nikt tego nie czyta...
-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Arilyn i Velius
Strażnica byłą jednym z niewielu budynków, które mało ucierpiały. Miała tylko tę wielką dziurę o gładkich krawędziach w zewnętrznej ścianie oraz w paru następnych. Strażnica miała 2 piętra i parter, możliwe, że również piwnicę.
Arilyn zdmuchnęła grzywkę z oczu i ruszyła do środka. Zamierzała się rozejrzeć po piętrach. Zacząć od góry i schodzić powoli na dół. Może znajdzie coś ciekawego. Albo jakieś informacje o tym co tu się działo.
Klatka schodowa wyglądała jakby środkiem przetoczyło się coś bardzo gorącego. Marmurowe schody stopiły się. Podobnie jak ściany. Teraz zastygły i widać było zabawne „zacieki”. Same schody były wygięte w dół. Gorące coś pokonało całą drogę w górę dzięki czemu z dolnej części schodów zwisały „sople” z marmuru. Żaden zwykły demon czy nieumarły nie da rady wytworzyć takiej temperatury. Gdy Arilyn poszła na sama górę stwierdziła, że owym gorącym czymś musiał być pocisk. Górne pomieszczenie było zwęglone, chyba kiedyś trzymano tu broń i inne rzeczy, ale pozostało tylko trochę plam powstałych ze stopienia metalowych części i gołe ściany - lekko nadtopione. Framugi i drzwi spaliły się, droga na prawo i lewo stała otworem.
Z prawej było kolejne puste pomieszczenie, ale z lewej Arilyn wyraźnie wyczuła jakąś obecność. W pomieszczeniu jednak była tylko spora dziura na niższy poziom. Na niższym poziomie zaś na posadzce leżał spory złoty kielich z brązowymi zaciekami.
Arilyn postarała się w miarę swoich możliwości zbadać czy ślady tej obecności prowadzą w stronę kielicha, czy gdzieś indziej. Zachowała ostrożność.
Wyszło jednak na to że byt uwieziony jest w kielichu.
Arilyn obejrzała sobie wpierw kielich z dystansu. Dopiero później ostrożnie dotknęła go wierzchem dłoni.
Gdy zeszłą poniżej stwierdziła, że na wszystkich czterech ścianach namalowano jakiś symbol. Arilyn nie znała znaczenia żadnego ze znaków, ale domyśliła się, że są częścią zaklęcia pieczętującego byt. Przy okazji stwierdziła, że w kielichu jest jakaś ciemnoczerwona, gęsta ciecz. W cieczy otworzyło się nagle oko. „No wreszcie ktoś sie raczył zjawić” mruknął głos w głowie Arilyn.
Arilyn uniosła brew. - Raczył? - mruknęła. Nie była pewna o co chodzi, ale sytuacja wydała jej się dość ironiczna. Jeszcze nie wiedziała dlaczego.
„No siedzę sobie tu już jakiś czas” stwierdził głos. Istota w kielichu „przewróciła okiem”. „Ogólnie sadziłem, że mój pan się tu zjawi i raczy mnie wyciągnąć z tej godnej pożałowania sytuacji, ale widać sam jest w niewiele lepszej. Zwą mnie Ankh. Jestem demonicznym symbiontem i jeśli chcesz o to zapytać, to nie, nie dam rady powiązać się z kim innym niż mój pan nawet jakbym chciał”.
- Cóż, obawiam się, że w takim razie masz wielkiego pecha. Sądząc po tym co tu się stało twój pan może być martwy - mruknęła.
„W cuda nie wierzę” mruknął głos. „Pewnie jest gdzieś tu zakamuflowany. I ten cieć Velshazaar też. I Berenthe. Byłoby to za dużo szczęścia na raz gdyby ktoś wszystkich ich zjadł, więc... nie, droga półelfko. Odpada. Muszę znaleźć tego obiboka i zagonić do roboty, mamy pracę do wykonania i mamy już opóźnienie o jakis3 tygodnie. Niedopuszczalne. Mistrz skopie nam tyłki. Mi każe pewnie stworzyć sobie takowy by mógł go skopać”.
- Jestem elfką - mruknęła Arilyn. - W mojej rodzinie nie było ludzi - dodała. Jakoś to jej się wydało ważniejsze niż reszta wypowiedzi rzeczonego Ankha. - Lepiej mi powiedz czemu cię wpakowali do tego kielicha - powiedziała przysiadając obok naczynia.
„Jesteś półdemonem. Kropka. Wpakowali mnie tu, bo nie potrafili mnie zabić. Pustaki, jak ich nazywamy. Obywatele Otchłani czy jakoś tak na siebie mówią. Łażą sobie zakały systemu po tym świecie już ładnych parę tygodni jeśli nie miesięcy”.
- Wiesz... Wydaje mi się, że powinieneś zacząć od początku, bo twoja opowieść stała się niezrozumiała - mruknęła.
„Po świecie panoszą się takie istoty. Nazywają się Obywatelami Otchłani. Nadążasz?” zapytał głos.
- No tak. No i co z nimi? - spytała.
„Chcą sobie zagarnąć ten świat. Wyrżnąć wszystko co zostało z obecnych lokatorów i się tu osiedlić. Z tego co rozumiem wyeksploatowali wszystkie zasoby ze swojego świata i teraz szukają nowego”.
- Czyli oni napadli na to miasto? - spytała.
„Tak” odparł krótko Ankh.
- Jak rozumiem również oni wyrysowali te znaczki na ścianach i cię tu zamknęli? – spytała.
„"Owszem. Mogę kontynuować, czy jeszcze chcesz o coś zapytać?”
- Kontynuuj. Teraz wszystko jest jasne - powiedziała.
„Naszym zadaniem było pogmerać trochę na tym świecie i wypuścić coś co by tych gości wyrżnęło w pień i umożliwiło regenerację życia jakim je znamy, ale plan nie wypalił, mnie tu zapakowano, z resztą nie wiem co się stało i nie ma komu robić...” kontynuował symbiont. „Teraz wszystko jasne?”
- Tak. Teraz jasne. Kim są pozostali? Może uda się ich znaleźć. I kto was wysłał? - zadała pytania. Miała podejrzenia, że nie musi pytać.
Ankh milczał chwilę. „Nie powiem ci kto, ale powiem ci ilu nas jest... lub raczej było. Moim panem jest Nehro'Krih. Półdemon-wojownik i kawał skur...czybyka” zaczął. „Potem jest Archon zwany Velshazaar i driada Berenthe. Każde z nich ma jakiś sposób na przetrwanie i już wielu próbowało nas zabić i nie dało rady. Skrajnie do siebie nie pasujemy, ale chociaż się uzupełniamy. Nasz pracodawca ma... wyjątkowy dar przekonywania”.
Elfka delikatnie pstryknęła kielich palcami - Mój były pracodawca także miał niesamowity dar przekonywania. Wystarczający by trzymać w szachu bogów - parsknęła. Wzięła kielich do ręki i rozejrzała się wokół. - Znasz okolice? Wiesz może co tu może być ciekawego? - zmieniła temat.
Zawartość kielicha milczała chwilę. „Nie mów mi, że pracowałaś dla tego samego gościa, który nas zatrudnił..." odezwał się wreszcie. „Jak mu było na imię?”
- Darkning - mruknęła dziewczyna. Nie robiła z tego tajemnicy. Ani nie znała żadnych sekretów Darkantropii, ani nie była w tej chwili nikim istotnym... A może urozmaici to jej życie.
„Taa... no to pasuje nawet. Wątpię, by ktoś inny się tak nazwał... Mistrz nas tu wysłał, byśmy zrobili im wejście. Bogowie dali ciała znowu... znaczy konkretnie Gaia i Uranos. Chyba im się nawet coś stało z tego tytułu, ale... nieważne. Mieliśmy umożliwić Darkantropii powrót i zrobienie tu porządku”
- O... Czyli nie wiesz co z Gaią? - bąknęła elfka. Wciąż przynajmniej na samym gruncie emocjonalnym czuła związek z tą boginią. Zostało jej to pomimo wszelkich zmian w życiu i w niej samej.
„Nie wiem” stwierdził Ankh. „Wiem, że ona dała pomysł, żeby ‘schować’ Darkkeep pod piekło. Nie wiem po co. Rzeczywistość przerzedziła się pod wpływem inwazji demonów i chyba bóstwa wyczuły możliwość usunięcia tego miasta wraz ze wszystkimi mieszkańcami. Gaia zaproponowała, by zrobić właśnie tak. Harmona była przeciwko robieniu czegokolwiek, ale Azariel nie była pewna czy ją poprzeć, czy nie. Jakby Gaia dołączyła się do nich dwóch, to sprawa Darkantropii pozostałaby bez zmian, za to bóstwa zaczęłyby się tłuc między sobą. Koniec końców Uranos poparł Gaię i reszta bogów musiała się zgodzić na przesłanie pod piekło by dało się zrobić cokolwiek”.
- No masz... Nieważne. Może znajdę kogoś kto będzie wiedział. Nie odpowiedziałeś mi na moje wcześniejsze pytania - powiedziała.
„Okolicę znam, ale nie wyciągniesz mnie z tego pokoju. Musiałabyś rozwalić te znaki na ścianach. Trochę ci by potrwało. Możesz też odłączyć źródła mocy znaków”.
- A z czego są te znaczki? - spytała podchodząc bliżej znaków i badając jak zostały umieszczone na tych ścianach... Nie po to brała sobie duszę arcydemona by życie wciąż było w takich kwestiach skomplikowane...
„Energia zastoju” mruknął Ankh. „Jak potrafisz stworzyć odpowiedni ładunek mocy chaosu to jazda, jak nie to musisz skuć ścianę
- Spróbuję ogniem. Nie miałam szansy testowania swoich zdolności od czasu znalezienia tamtego trupa - mruknęła nieco enigmatycznie.
„Dawaj, patrzę... ale odłóż mnie może na podłogę wpierw?” zaproponował głos.
- Dobrze. Tak nawet będzie lepiej... Bo sama nie jestem pewna co z tego będzie - mruknęła i odstawiła w bezpieczne miejsce kielich.
Po paru godzinach roboty i odpoczynku Arilyn udało się rozwalić wszystkie symbole. Ciecz w kielichu zabulgotała i wyciekła, gwałtownie zwiększając swoją objętość. W mazi unosiły się demoniczne oczy. Co najmniej osiem sztuk. Zamykały się i otwierały w różnych miejscach. - Dooobra - mruknął Ankh. Teraz jego głos brzmiał bardziej bulgotliwie niż poprzednio. - O, Krih idzie... - dodał, po czym zaczął pełznąć w stronę wyjścia. - Dzięki za wyciągniecie mnie z tego kielicha. Jakbyś mogła to rozwal ten obiekt. To artefakt Pustaków.
- Dobra. Tylko odpowiedz mi proszę wreszcie na moje pytania - westchnęła elfka. - Konsekwentnie unikasz bezpośredniej odpowiedzi. Jestem kobietą. Nie dam się tak łatwo zbyć - mruknęła.
- Miasto, którego zaczęliśmy bronić wbrew moim zaleceniom. Co chcesz konkr... - zaczął mówić, ale w tym momencie jedna ze ścian eksplodowała. Rozległ się donośny, demoniczny głos. - Ankh, głupia szmato! Robotę mamy!
- Ot i imć Nehro... - mruknął Ankh. - Morda synu śliny i ekskrementu! Mamy tu kogoś z kim warto pogadać!
Po dźwiękach można było poznać, że ktoś wbiega po schodach.
Elfka potarła brwi - A ja myślałam, że Nachtriroth jest trudny w kontaktach z ludźmi - westchnęła.
Wkrótce na piętrze stanął półdemon. Miał czerwone oczy, długie, czarne włosy i ostre rysy twarzy. Uniósł brwi, gdy zobaczył Arilyn. – O... - bąknął. - No dobra, tym razem masz rację, pleśniaku - rzucił do Ankha. - Krih we własnej osobie... - mruknął Ankh.- To jest Arilyn. Też kiedyś pracowała dla DL-a - dodał. Półdemon przywitał Arilyn , wykonując lekki ukłon i uśmiechając się. Miał zęby jak rekin.
- Tak po prawdzie to pracowałabym nadal, gdyby nie wiele zbiegów okoliczności co do których zaczynam mieć wątpliwości czy tymi zbiegami były - powiedziała z lekkim uśmiechem. - Chodzi o to, że w tej czy innej formie byliście w tym mieście jakiś czas. Wiecie o nim coś więcej. Jestem tu z grupą zwiadowców. Trochę życia wciąż jeszcze tu jest i naszym zadaniem jest przekonać się ile, jakie i czy da się to jakoś naprawić - westchnęła. - Stąd moje pytanie czy znacie tu coś ciekawego wartego uwagi, co pomogłoby nam - mówiąc to wzięła kielich w ręce i obejrzała dokładnie, zastanawiając się czy dałoby się draństwo stopić w wystarczająco gorącym ogniu.
Velius wreszcie dotarł po schodach na górę, sapiąc nieco. Nehro stał koło schodów, przed nim rozlana była jakaś demoniczna maź, z której na półdemona łypały oczy. Za mazią stała Arilyn. - O, pobiegłeś za mną? Łup cię za bardzo nie spowalniał? - rzucił Nehro oglądając się na Veliusa. - Proponuję zrobić fuzję i poszukać reszty - wybełkotała maź.
- Cześć Velius - bąknęła Arilyn. Ankh znów radośnie zmienił temat rozmowy co elfka przywitała głębokim westchnieniem rezygnacji.
Wszystkie oczy symbiontu zwróciły się na Arilyn. - No to pytaj jeszcze o co tam chcesz, bo musimy się zwijać - mruknął.
-Są rzeczy istotniejsze od "pamiątek" - wymamrotał zdyszany Velius -Hej...- odpowiedział Arilyn cały czas ciężko sapiąc po przebieżce
- Krótki bieg przed kolacją na przykład? - zapytał Nehro i pokręcił głową. Oparł się ramieniem o ścianę i czekał aż Ankh skończy gadać z Arilyn.
- Jeśli ta fuzja sprawi, że wreszcie powiedz mi co wiesz o tym mieście, to nie mam argumentów przeciwko - westchnęła elfka.
- Wiesz, zależy co chcesz wiedzieć - mruknął Nehro. - On to miasto postrzega jako zbędny przystanek na naszej trasie. Ma w sumie rację, nie uwaliliby nas wszystkich gdybyśmy po prostu brnęli dalej. Ja się bardziej interesowałem co tu jest... więc? - półdemon wykonał zachęcający ruch ręką.
- Powiedziałam już co mnie interesuje. Szukam wszystkiego co może nam pomóc, wzmocnić nas jakoś, zwiększyć nasze szanse na udany zwiad, udany powrót do naszego miasta i przeżycie tej całej kabały - westchnęła. - No i przy okazji jakby się dało czy wiesz może dlaczego miasto wywołuje u mnie dziwne odczucia. Nie miałam kiedy tego zbadać - powiedziała.
- Wiesz, jak widziałem to miasto ostatni raz to wszystko stało... a teraz może wreszcie przywrócimy je do tego stanu? - zaproponował półdemon. - Wiesz, my tu gadu-gadu, a ludzie czekają, żeby chociażby móc się przeciągnąć... Z tego co zrozumiałem od tego maga tu, to nasz towarzysz zdołał wszystkich wstrzymać nim zostali ubici wiec możemy zregenerować całe miasto.
Velius w końcu doszedł do siebie po biegu, ale postanowił póki co cały czas zostawić wszelkie decyzje elfce
- Miło. Nawet bardzo. To sporo wyjaśnia z naszych wątpliwości. Co prowadzi do konkluzji, że jeśli teraz coś weźmiemy z miasta to po odtworzeniu go mieszkańcy nie odczują żadnej straty. Na tym skorzystamy więc my i pośrednio oni bo w sumie działamy też w ich interesie. Do tej pory znaleźliśmy mapy, busolę, jakieś jedzenie i różne inne drobiazgi - mruknęła. Elfka czekała albo na wyraźne stwierdzenie, że przez parę tygodni nic się nie dowiedzieli o mieście albo o wskazówki gdzie można znaleźć coś przydatnego. Bo póki co Ankh i Krih byli równie przydatni co zdechła wrona.
- Zależy od mocy przedmiotu. Jeśli nie starczy na jakiś mocy to się nie odtworzy - odparł Nehro. - Jakbyś an przykład zgarnęła sprzęt naszego archona... zakładając, że go gdzieś Wstrzymał, to wtedy też by się nie odtworzył.
- Jakby się po ten sprzęt zgłosił to jako prawowity właściciel dostałby go z powrotem. Mam rozumieć, że muszę ruszyć tyłek i poszukać sama bo przez parę tygodni niczego się nie dowiedzieliście... - stwierdziła raczej niż spytała. Elfka westchnęła ponownie. Darkning naprawdę musiał być w wielkiej biedzie jeśli takie istoty wysłał na ważną misję...
- Przez parę tygodni byliśmy technicznie rzecz biorąc martwi - mruknął Ankh. - A po siedzeniu godzinę w mieście musieliśmy go bronić - uzupełnił Nehro. – Więc wybacz, ale nie sądzę, by pytanie Pustaków czy mogą chwilę poczekać, bo chcesz poszukać rzeczy które mogą się przydać gościom którzy tu przyjadą, gdy to miasto legnie w gruzach było gdzieś na końcu listy priorytetów.
- No patrz, tyle czasu zajęło ci wymyślenie, że należy to powiedzieć. Gdybyś powiedział wcześniej nie zajmowałabym twojego czasu i swojego zresztą też - mruknęła. – Jeśli nie macie czegoś przydatnego do dodania to pozwólcie, że wrócę do moich poszukiwań... Służba w Darkantropii nauczyła mnie pragmatyzmu - mruknęła.
- Sprawdź świątynię Thirel. Tam wiał Białas jak go ostatni widziałem - mruknął Nehro. - A zielona udała się do pier... więzienia. Twierdziła, że skłoni więźniów do współpracy. Biorąc pod uwagę, że tu było więzienie dla „trudnych przypadków” to pewnie jej nie wyszło –
- Obejrzę sobie jeszcze niższe piętra tego budynku. Powodzenia w misji. Pozdrówcie ode mnie Darkninga, Silbern i Nacha. I Arilyn w Darkkeep... Jak uda wam się tam wrócić - mruknęła i ruszyła przeszukać resztę budynku. - Idziesz Velius? - rzuciła jeszcze do maga Thirel.
- Jasne - odpowiedział elfce i ruszył za nią. Stwierdził, że nie będzie się mieszać w te sprawy i po prostu będzie kontynuował to, po co tu przyszedł. -W dworku, który przeszukiwałem, znalazłem jakieś kosztowności, trochę jakichś amuletów, można będzie po to jeszcze wrócić później – dodał
- Masz jakieś podejrzenia czy amulety mogą być magiczne? - spytała. W końcu był magiem... - Swoją drogą jak wrócimy do Podróżnika, to przypomnij mi, że mam powiedzieć reszcie o mapie - dodała.
- Spadamy poszukać reszty - mruknął Nehro do Ankha. Gdy elfka i mężczyzna schodzili na dół usłyszeli głośny szum z wyższego piętra. Budynek był doszczętnie zdewastowany. Ściany były spękane lub rozłupane. Walka tu byłą najintensywniejsza. Arilyn poznała ślady na ścianach będących pozostałościami po kilku magicznych technikach bojowych. Niestety wszędzie było tylko pełno plam z metalu po rozpuszczonej broni i pancerzach. Może niektóre bardziej egzotycznie wyglądające metale zainteresowałyby Daikonnstrana...
- Możliwe - odpowiedział elfce - ale trzeba będzie na to jeszcze spokojnie rzucić okiem.
Elfka wzięła kilka próbek najciekawiej wyglądających metali. Najwyżej drakon sam tu później przyjdzie jeśli coś go zainteresuje. - Dobra, idziemy dalej - mruknęła. - Byłeś już w świątyni? - spytała maga.
- Niezły bajzel - rzucił widząc stan, w jakim było pomieszczenie, do którego właśnie weszli. - Byłem, to co znalazłem to przyniosłem do Podróżnika - odpowiedział - mogłem niby coś pominąć, można to jeszcze sprawdzić, ale najpierw chyba warto zbadać inne miejsca – powiedział
- Daik chyba poszedł w stronę więzienia z tego co widziałam... Zainteresowany zajrzeniem tam? - spytała.
- Jasne, możemy sprawdzić jak mu idzie - odpowiedział - Tylko po drodze może jednak zgarnę rzeczy, które znalazłem w dworku, nie wiadomo kiedy oni cofną to miasto – stwierdził
- Spotkamy się przed wejściem do więzienia? - spytała.
- Może być - odpowiedział - a co jeszcze zamierzasz po drodze sprawdzić? – zapytał z ciekawości.
- Przyjrzę się pobieżnie tej części miasta. Może namierzę źródło tego mojego przeczucia... - mruknęła.
- W porządku – odpowiedział. - To spotkamy się przed więzieniem - powiedział po czym ruszył w kierunku miejsca, gdzie zostawił swoje znaleziska.
Oboje spotkali się koło wiezienia po parudziesięciu minutach. Więzienie wyglądało na opuszczone...
Arilyn poświeciła sobie ogniem by nie przegapić czegoś w budynku więziennym.
Wewnątrz waliło kompostem. Na posadzce była warstwa zgniłych szczątków roślinnych. W zgniłej brei Arilyn dostrzegła ślady nóg Pimpusia. Kierowały się w stronę wyjścia.
- Cieszę się, że nie musiałem sprawdzać tego miejsca - rzucił Velius zatykając nos
- Daik chyba już opuścił ten kompostownik... Yyy, więzienie - bąknęła. - Czy ci dwaj nie wspominali czasem o driadzie, która miała być z nimi i miała się włóczyć koło więzienia? - dodała. Coś jej mówiło, że tak cuchnie trup driady...
- Mówili coś o "Zielonej" – odpowiedział.
- Wcześniej Ankh mówił mi o driadzie. Wytrzymasz ten zapach gnijącego zielska? Chciałabym się rozejrzeć. Co prawda wierzę, że zdolności szabrownicze Daika stoją na najwyższym poziomie, ale po prostu jestem ciekawa co się stało - bąknęła.
- Jasne - odpowiedział trzymając się jednak cały czas za nos - ja też się rozejrzę trochę, ale nie wiem ile tu wytrzymam – powiedział.
Na wszystkich piętrach było sporo kompostu i trochę szczątków. Chyba ludzkich.. a może elfich? Ani Velius ani Arilyn nie znali się na tym. Na samym dole były cele dla najgorszych więźniów. W podłodze pełno było dziur o średnicy od jednego do dwóch metrów. Na końcu sali były wielkie, pancerne wrota – otwarte.
- O, to chyba znaczy, że Daik wziął co cennego znalazł? - zastanawiała się elfka. Poświęcając sobie ostrożnie ogniem ruszyła w stronę tamtych drzwi.
- Zgadzam się, nie ma sensu się tu w tym dalej babrać, chodźmy jego śladami – przytaknął
Po drodze Arilyn stwierdziła, że z którejś z dziur wali dymem. Jakby ktoś palił zioła.
Dziewczyna zajrzała w dziurę okrywając sobie usta chustą by nie wdychać dymu.
Zobaczyła jakieś resztki bardzo dziwnego szkieletu. Wyglądał jakby był oblepiony spalonymi kawałkami roślin, które gniły w bardzo szybkim tempie.
- Cóż... To chyba nasza driada... - bąknęła. - Ciekawe jak się ma archon - westchnęła. A Ankh był taki pewny siebie, gdy mówił, że ciężko ich zabić. Najwyraźniej zdolności szabrownicze Daika znacząco przekraczały wszelkie skale...
Za wrotami byłą kiedyś sala...ale obecnie została rozwalona, mur wszędzie zaczął się sypać, zaś pośrodku podłogi była olbrzymia dziura. Wrota do piekła. Nic jednak z nich jakoś nie wyłaziło.
- No patrz. Nowe pytania – Arilyn poświeciła sobie w piekielne wrota ostrożnie. Wolała tam nie włazić...
W pewnym momencie Velius usłyszał bardzo ciche chrupniecie kawałek z tyłu za nimi...
Mag szybko się odwrócił zaskoczony tym niepokojącym dźwiękiem
W ciemności zalęgającej za nimi niewiele jednak zobaczył.
- Arilyn, możesz poświecić jeszcze za nami na chwilkę? Zdaje mi się, że coś słyszałem.
Arilyn się odwróciła by przyświecić magowi - Hm? - skomentowała.
Mag nie zauważył nic, ale Arilyn dostrzegła coś wyrastającego spomiędzy płyt, którymi wyłożona była podłoga...
Elfka podeszła ostrożnie nieco bliżej. - Gdzie to słyszałeś? - spytała, przyglądając się ostrożnie temu co widziała
- No jakoś za nami - odpowiedział, po czym skierował swój wzrok w miejsce, na które patrzyła się Arilyn
Velius stwierdził, że mniej-wiecej b y się zgadzało. Z pęknięcia w posadzce zaczął wyrastać pęd... Rósł w stronę światła...
- Hmm... Chyba kiepskie sobie źródło światła wybrałeś zielonku... - bąknęła Arilyn. Płomień nie był najlepszy dla takiej roślinki...
...ale wystarczał. Pęd rósł dalej... Miał już pół metra i zaczął przybierać na szerokości.
- Może to jakieś czary tej driady? Może to to miał na myśli półdemon mówiąc, że tak łatwo nie zginą? - zasugerował Velius. - Tamten się zmaterializował z kałuży krwi - dodał
- Może... I w sumie mam nadzieję, bo szkoda by ich zadanie miało się posypać jedynie z powodu daikowej ciekawości - bąknęła.
Pęd tymczasem rósł coraz bardziej. Rozrastał się. Velius zauważył, że roślina nie jest zdrowa... choruje na coś. Arilyn natomiast poczuła momentalnie, że pęd zaczyna śmierdzieć nekrozą.
- Trup - skrzywiła się. - Velius, rośnie nam trupie drzewko - ostrzegła maga.
- A co to takiego? - zapytał zdziwiony mag - Domyślam się, że drzewka lepiej wodą nie traktować? I tak jej ma tu pod dostatkiem... - skrzywił się
- Nekro-drzewo... Zombie... - mruknęła.
- Spróbuję może to jakoś wyleczyć... - powiedział po czym położył dłonie na roślinie i zaczął przepuszczać przez nią energię
– Jakby zrobiło się niebezpiecznie to zrobię tutaj duże ognisko... Drzewa jest pod dostatkiem – mruknęła elfka. Zachowała czujność.
Magowi szło dość opornie. Choróbsko było wyjątkowo mocne. Velius powstrzymał tymczasowo rozwój nekrozy, ale wiedział, że zaraz zacznie się znów rozwijać. Szybciej niż on zregeneruje moc.
Wobec takiego obrotu sprawy, Velius postanowił spróbować użyć Łzy Thirel na drzewku
Łza zabłysła i energia spłynęła na roślinę usuwając z niej nekrozę niemal natychmiast. Roślina rozwijała się dalej. O wiele szybciej, wkrótce zaczęła mocno rozrastać się wszerz.
- Przesuńmy się w stronę wyjścia może - powiedziała elfka. - Jeśli to drzewo się zanadto rozrośnie, możemy nie przejść - powiedziała.
- Dobra, to jeden problem z głowy - stwierdził - Ale co teraz?! - spytał się głośno licząc, że elfka będzie miała jakiś pomysł. - Brzmi sensownie – odparł.
Drzewo przestało rosnąć, formując duży bąbel, który wreszcie pękł. Wypadła z niego Driada. Nie potrafiła wstać. Wyglądał na bardzo osłabioną. Miała bladozieloną cerę i wyglądała na bardzo delikatną istotę. Trudno było powiedzieć, czy miała na sobie ubranie, czy taka była jej skóra... fałdowała się lekko w niektórych miejscach... chyba coś dalej było nie tak jak trzeba.
Elfka przyświeciła, ale tak by nie dotknąć driady i nie przygrzać jej za mocno. - Jesteś w stanie stwierdzić co jej dolega? Czy mamy po prostu ją wynieść z tego kompostu? - elfka nie była pewna czy jak roślinom brakuje jej światła czy problem jest poważniejszy.
- S..serce - wykrztusiła driada i splunęła jakaś zieloną cieczą. - Odd..dajcie.. mi.. see - zachrypiała. – Serce...
- Serce? Jakie serce? - bąknęła zdezorientowana elfka. - Velius? - dziewczyna spojrzała na niego pytająco. Może mag miał jakiś pomysł.
- Czyżby Daik je zabrał ze sobą? - zasugerował Arilyn Velius
Driada zaczęła się trząść i zwinęła w pozycji embrionalnej. Zamilkła i zaczęła płakać.
- Może lepiej zabierz ją szybko do Podróżnika, Daik mógł już tam wrócić - zwrócił się do elfki.
- A żeby cię Daik pokręciło - warknęła nagle elfka. Wzięła driadę na ręce. Wpierw pieszo na zewnątrz potem lotem do Podróżnika i lepiej by Daik był na miejscu, bo Arilyn mu nogi z dupy powyrywa...
Niewiele po tym jak elfka poderwała się do lotu na miejscu pojawił się Nehro. - Ej... dokąd ona zgarnęła Zieloną? - mruknął.
- Zabrała ją do naszego pojazdu, wasza driada mamrotała coś o jej sercu, pomyśleliśmy, że nasz kompan mógł je tu wcześniej znaleźć, gdy sprawdzał to miejsce
- A... - mruknął Nehro. Jego pancerz pokrywała teraz warstwa mazi - Ankha. Wystrzeliły z niej trzy macki, które oplotły maga i przyczepiły co pleców demona. - Prowadź! - polecił Nahro. Gdy tylko Velius podał kierunek demon ruszył natychmiast. Tym razem nie taranował ścian, przeskakiwał ruiny i budynki, biegnąc na przełaj.
W Podróżniku elfka zastała drakona oglądającego spory szmaragd... Kamień kształtem przypominał serce.
- Daik, właścicielka domaga się zwrotu! - Elfka szybko skojarzyła fakty. A z płonącymi, półprzezroczystymi skrzydłami i miną rozbójnika wyglądała jakby miała zamiar za chwilę wysadzić cały pojazd w powietrze.
Arilyn otrzymała klejnot bez chwili gadania.
- Berenthe - elfka starała się zwrócić jakoś uwagę driady. - Czy to to? - spytała pokazując jej szmaragd.
Driada sięgnęła po to ręką, chrypiąc przy tym jak zombie.
Elfka podała jej kamień czy cokolwiek to było mając nadzieję, że w przyszłości ten dźwięk nie będzie jej nawiedzał w snach...
Macka z czerwonej mazi chwyciła za nadgarstek Arilyn i szarpnęła gwałtownie wstecz. Krih odebrał jej serce szybkim ruchem. - To ma w sobie tyle energii zarazy, że zarżnęłoby całą armię - ofuknął ją półdemon. Podbiegł do nieprzytomnego archona, podniósł go za ramię i wymierzył porządny policzek.
Archon otworzył oczy i spojrzał na półdemona, a jego spojrzenie niosło śladowe ilości świadomości. -Odmagicznij - Krih wcisnął mu serce w dłonie. Mag rzucił jakieś zaklęcie i klejnot przyjął znacznie jaśniejszą barwę. Świecił wewnętrznym światłem. - Teraz jej daj - Nero'Krih podał serce Arilyn, dalej podtrzymując Archona za ramię. - A my się zajmiemy nim, nie Ankh? - rzucił do symbionta. - Ba... - symbiont wpełzł na ciało Archona, by zacząć je powoli regenerować. Przy okazji na ciele półprzytomnego maga zaczął pojawiać się jakiś ciuszek. - Żebyś z gołymi skarbami nie chodził - skomentował Ankh.
Elfka dopiero teraz podała driadzie serce chociaż miała dziwną minę.
Klejnot rozpłynął się w dłoniach driady i wsiąkł w skórę. Istota odzyskała oddech i uśmiechnęła się do Arilyn nim zemdlała. Tymczasem mag odzyskał pełnię świadomości. - Ale dostaliśmy łomot - mruknął. - A... jakże - odparł Nehro. - Weź ją podlecz, ja nie od tego jestem - dodał i usiadł na posadzce.
Elfka przełożyła driadę w miejsce bardziej odpowiednie do leżenia niż podłoga i przykryła ją. Nie znała się ani na driadach ani na leczeniu. Ale sama nie raz stwierdziła, że wygodniej leży się na łóżku/pryczy/hamaku niż na podłodze...
W macce Ankha widniał kawałek papieru. - Twoje chyba - mruknął symbiont, pokazując znalezisko elfce. - Mogę wiedzieć, co zaznaczyłaś na tej mapie?
- Mapie? - elfka zerknęła na to co znalazł Ankh. - A to... To moja próba określenia co sprawia, że to miejsce budzi moje najgłębsze wątpliwości - mruknęła. - Pytałam cię o to dzisiaj tak w ogóle, ale odpowiedzi nie dostałam - dodała.
- Rozwiń - polecił Ankh.
- Są miejsca, w których czuję to mocniej i inne, w których czuję mniej. Jakby brak czegoś czy coś w ten deseń. Nie umiem określić z całą pewnością co to, ale mapka mniej więcej odzwierciedla co i jak. Nie miałam kiedy sprawdzić o co chodzi - dodała.
- Jak mi powiesz w jakich miejscach z jaka mocą to czujesz w skali powiedzmy 1-słabo do 10-mocno to będę w stanie ci pomóc - powiedział Ankh.
- To ci może narysuje legendę - powiedziała. Pod mapką rozrysowała, które znaczki co znaczą... - Skala dziesiętna jest prosta, ale nudziło mi się i bawiłam się obrazkami - bąknęła.
- Słodko - mruknął Ankh. Macka zabrała ołówek z dłoni Arilyn, gdy ta zakończyła. Nakreśliła kilka linii i potem koło. - Zakładam pewną nieścisłość informacyjną, więc przeszukałbym dokładnie ten obszar - wcisnął ołówek w dłoń Arilyn i wskazał zakreślone kółko. Mniej-więcej w jego środku było Mehizeck.
Elfce szczęka opadła. Zamknęła usta dopiero po chwili. - Tylko ja to czuję? W sensie nikt inny nie odbiera żadnych niepokojących wibracji, braków... Czegokolwiek? - bąknęła.
- Ja - nie. Nehro też. Zapytasz naszych myślicieli jak dojdą do siebie, to może powiedzą coś bardziej pomocnego niż my - stwierdził Ankh. Nehro tylko zrobił bezradny gest rękoma. - Ja tu jestem od machania mieczem, nie każ mi myśleć, bo będzie katastrofa.
- Już zauważyłam - bąknęła trąc brwi. - Szczególnie wasze obycie towarzyskie wiele o tym mówi - dodała. Ich powitanie było wyjątkowo... cóż, po prostu wyjątkowe... - Jak... uważacie... ile im zajmie powrót do sił? Trzeba jakoś pomóc? - spytała.
- Nie pomożemy już więcej magowi, a driadzie nie jesteśmy w stanie - odparł Ankh.
- Wiesz... Lepiej byście jej nie budzili w sposób w jaki przywitaliście waszego kolegę. Ten cios aż mnie zabolał - mruknęła patrząc spode łba na rozmówcę.
- On jest twardszy niż my - zauważył Nehro. - Ona... ja się jej boję dotknąć... - podrapał się po potylicy. - Nawet unika głośnego mówienia w jej otoczeniu - dodał Ankh.
Elfka tylko parsknęła śmiechem.
Strażnica byłą jednym z niewielu budynków, które mało ucierpiały. Miała tylko tę wielką dziurę o gładkich krawędziach w zewnętrznej ścianie oraz w paru następnych. Strażnica miała 2 piętra i parter, możliwe, że również piwnicę.
Arilyn zdmuchnęła grzywkę z oczu i ruszyła do środka. Zamierzała się rozejrzeć po piętrach. Zacząć od góry i schodzić powoli na dół. Może znajdzie coś ciekawego. Albo jakieś informacje o tym co tu się działo.
Klatka schodowa wyglądała jakby środkiem przetoczyło się coś bardzo gorącego. Marmurowe schody stopiły się. Podobnie jak ściany. Teraz zastygły i widać było zabawne „zacieki”. Same schody były wygięte w dół. Gorące coś pokonało całą drogę w górę dzięki czemu z dolnej części schodów zwisały „sople” z marmuru. Żaden zwykły demon czy nieumarły nie da rady wytworzyć takiej temperatury. Gdy Arilyn poszła na sama górę stwierdziła, że owym gorącym czymś musiał być pocisk. Górne pomieszczenie było zwęglone, chyba kiedyś trzymano tu broń i inne rzeczy, ale pozostało tylko trochę plam powstałych ze stopienia metalowych części i gołe ściany - lekko nadtopione. Framugi i drzwi spaliły się, droga na prawo i lewo stała otworem.
Z prawej było kolejne puste pomieszczenie, ale z lewej Arilyn wyraźnie wyczuła jakąś obecność. W pomieszczeniu jednak była tylko spora dziura na niższy poziom. Na niższym poziomie zaś na posadzce leżał spory złoty kielich z brązowymi zaciekami.
Arilyn postarała się w miarę swoich możliwości zbadać czy ślady tej obecności prowadzą w stronę kielicha, czy gdzieś indziej. Zachowała ostrożność.
Wyszło jednak na to że byt uwieziony jest w kielichu.
Arilyn obejrzała sobie wpierw kielich z dystansu. Dopiero później ostrożnie dotknęła go wierzchem dłoni.
Gdy zeszłą poniżej stwierdziła, że na wszystkich czterech ścianach namalowano jakiś symbol. Arilyn nie znała znaczenia żadnego ze znaków, ale domyśliła się, że są częścią zaklęcia pieczętującego byt. Przy okazji stwierdziła, że w kielichu jest jakaś ciemnoczerwona, gęsta ciecz. W cieczy otworzyło się nagle oko. „No wreszcie ktoś sie raczył zjawić” mruknął głos w głowie Arilyn.
Arilyn uniosła brew. - Raczył? - mruknęła. Nie była pewna o co chodzi, ale sytuacja wydała jej się dość ironiczna. Jeszcze nie wiedziała dlaczego.
„No siedzę sobie tu już jakiś czas” stwierdził głos. Istota w kielichu „przewróciła okiem”. „Ogólnie sadziłem, że mój pan się tu zjawi i raczy mnie wyciągnąć z tej godnej pożałowania sytuacji, ale widać sam jest w niewiele lepszej. Zwą mnie Ankh. Jestem demonicznym symbiontem i jeśli chcesz o to zapytać, to nie, nie dam rady powiązać się z kim innym niż mój pan nawet jakbym chciał”.
- Cóż, obawiam się, że w takim razie masz wielkiego pecha. Sądząc po tym co tu się stało twój pan może być martwy - mruknęła.
„W cuda nie wierzę” mruknął głos. „Pewnie jest gdzieś tu zakamuflowany. I ten cieć Velshazaar też. I Berenthe. Byłoby to za dużo szczęścia na raz gdyby ktoś wszystkich ich zjadł, więc... nie, droga półelfko. Odpada. Muszę znaleźć tego obiboka i zagonić do roboty, mamy pracę do wykonania i mamy już opóźnienie o jakis3 tygodnie. Niedopuszczalne. Mistrz skopie nam tyłki. Mi każe pewnie stworzyć sobie takowy by mógł go skopać”.
- Jestem elfką - mruknęła Arilyn. - W mojej rodzinie nie było ludzi - dodała. Jakoś to jej się wydało ważniejsze niż reszta wypowiedzi rzeczonego Ankha. - Lepiej mi powiedz czemu cię wpakowali do tego kielicha - powiedziała przysiadając obok naczynia.
„Jesteś półdemonem. Kropka. Wpakowali mnie tu, bo nie potrafili mnie zabić. Pustaki, jak ich nazywamy. Obywatele Otchłani czy jakoś tak na siebie mówią. Łażą sobie zakały systemu po tym świecie już ładnych parę tygodni jeśli nie miesięcy”.
- Wiesz... Wydaje mi się, że powinieneś zacząć od początku, bo twoja opowieść stała się niezrozumiała - mruknęła.
„Po świecie panoszą się takie istoty. Nazywają się Obywatelami Otchłani. Nadążasz?” zapytał głos.
- No tak. No i co z nimi? - spytała.
„Chcą sobie zagarnąć ten świat. Wyrżnąć wszystko co zostało z obecnych lokatorów i się tu osiedlić. Z tego co rozumiem wyeksploatowali wszystkie zasoby ze swojego świata i teraz szukają nowego”.
- Czyli oni napadli na to miasto? - spytała.
„Tak” odparł krótko Ankh.
- Jak rozumiem również oni wyrysowali te znaczki na ścianach i cię tu zamknęli? – spytała.
„"Owszem. Mogę kontynuować, czy jeszcze chcesz o coś zapytać?”
- Kontynuuj. Teraz wszystko jest jasne - powiedziała.
„Naszym zadaniem było pogmerać trochę na tym świecie i wypuścić coś co by tych gości wyrżnęło w pień i umożliwiło regenerację życia jakim je znamy, ale plan nie wypalił, mnie tu zapakowano, z resztą nie wiem co się stało i nie ma komu robić...” kontynuował symbiont. „Teraz wszystko jasne?”
- Tak. Teraz jasne. Kim są pozostali? Może uda się ich znaleźć. I kto was wysłał? - zadała pytania. Miała podejrzenia, że nie musi pytać.
Ankh milczał chwilę. „Nie powiem ci kto, ale powiem ci ilu nas jest... lub raczej było. Moim panem jest Nehro'Krih. Półdemon-wojownik i kawał skur...czybyka” zaczął. „Potem jest Archon zwany Velshazaar i driada Berenthe. Każde z nich ma jakiś sposób na przetrwanie i już wielu próbowało nas zabić i nie dało rady. Skrajnie do siebie nie pasujemy, ale chociaż się uzupełniamy. Nasz pracodawca ma... wyjątkowy dar przekonywania”.
Elfka delikatnie pstryknęła kielich palcami - Mój były pracodawca także miał niesamowity dar przekonywania. Wystarczający by trzymać w szachu bogów - parsknęła. Wzięła kielich do ręki i rozejrzała się wokół. - Znasz okolice? Wiesz może co tu może być ciekawego? - zmieniła temat.
Zawartość kielicha milczała chwilę. „Nie mów mi, że pracowałaś dla tego samego gościa, który nas zatrudnił..." odezwał się wreszcie. „Jak mu było na imię?”
- Darkning - mruknęła dziewczyna. Nie robiła z tego tajemnicy. Ani nie znała żadnych sekretów Darkantropii, ani nie była w tej chwili nikim istotnym... A może urozmaici to jej życie.
„Taa... no to pasuje nawet. Wątpię, by ktoś inny się tak nazwał... Mistrz nas tu wysłał, byśmy zrobili im wejście. Bogowie dali ciała znowu... znaczy konkretnie Gaia i Uranos. Chyba im się nawet coś stało z tego tytułu, ale... nieważne. Mieliśmy umożliwić Darkantropii powrót i zrobienie tu porządku”
- O... Czyli nie wiesz co z Gaią? - bąknęła elfka. Wciąż przynajmniej na samym gruncie emocjonalnym czuła związek z tą boginią. Zostało jej to pomimo wszelkich zmian w życiu i w niej samej.
„Nie wiem” stwierdził Ankh. „Wiem, że ona dała pomysł, żeby ‘schować’ Darkkeep pod piekło. Nie wiem po co. Rzeczywistość przerzedziła się pod wpływem inwazji demonów i chyba bóstwa wyczuły możliwość usunięcia tego miasta wraz ze wszystkimi mieszkańcami. Gaia zaproponowała, by zrobić właśnie tak. Harmona była przeciwko robieniu czegokolwiek, ale Azariel nie była pewna czy ją poprzeć, czy nie. Jakby Gaia dołączyła się do nich dwóch, to sprawa Darkantropii pozostałaby bez zmian, za to bóstwa zaczęłyby się tłuc między sobą. Koniec końców Uranos poparł Gaię i reszta bogów musiała się zgodzić na przesłanie pod piekło by dało się zrobić cokolwiek”.
- No masz... Nieważne. Może znajdę kogoś kto będzie wiedział. Nie odpowiedziałeś mi na moje wcześniejsze pytania - powiedziała.
„Okolicę znam, ale nie wyciągniesz mnie z tego pokoju. Musiałabyś rozwalić te znaki na ścianach. Trochę ci by potrwało. Możesz też odłączyć źródła mocy znaków”.
- A z czego są te znaczki? - spytała podchodząc bliżej znaków i badając jak zostały umieszczone na tych ścianach... Nie po to brała sobie duszę arcydemona by życie wciąż było w takich kwestiach skomplikowane...
„Energia zastoju” mruknął Ankh. „Jak potrafisz stworzyć odpowiedni ładunek mocy chaosu to jazda, jak nie to musisz skuć ścianę
- Spróbuję ogniem. Nie miałam szansy testowania swoich zdolności od czasu znalezienia tamtego trupa - mruknęła nieco enigmatycznie.
„Dawaj, patrzę... ale odłóż mnie może na podłogę wpierw?” zaproponował głos.
- Dobrze. Tak nawet będzie lepiej... Bo sama nie jestem pewna co z tego będzie - mruknęła i odstawiła w bezpieczne miejsce kielich.
Po paru godzinach roboty i odpoczynku Arilyn udało się rozwalić wszystkie symbole. Ciecz w kielichu zabulgotała i wyciekła, gwałtownie zwiększając swoją objętość. W mazi unosiły się demoniczne oczy. Co najmniej osiem sztuk. Zamykały się i otwierały w różnych miejscach. - Dooobra - mruknął Ankh. Teraz jego głos brzmiał bardziej bulgotliwie niż poprzednio. - O, Krih idzie... - dodał, po czym zaczął pełznąć w stronę wyjścia. - Dzięki za wyciągniecie mnie z tego kielicha. Jakbyś mogła to rozwal ten obiekt. To artefakt Pustaków.
- Dobra. Tylko odpowiedz mi proszę wreszcie na moje pytania - westchnęła elfka. - Konsekwentnie unikasz bezpośredniej odpowiedzi. Jestem kobietą. Nie dam się tak łatwo zbyć - mruknęła.
- Miasto, którego zaczęliśmy bronić wbrew moim zaleceniom. Co chcesz konkr... - zaczął mówić, ale w tym momencie jedna ze ścian eksplodowała. Rozległ się donośny, demoniczny głos. - Ankh, głupia szmato! Robotę mamy!
- Ot i imć Nehro... - mruknął Ankh. - Morda synu śliny i ekskrementu! Mamy tu kogoś z kim warto pogadać!
Po dźwiękach można było poznać, że ktoś wbiega po schodach.
Elfka potarła brwi - A ja myślałam, że Nachtriroth jest trudny w kontaktach z ludźmi - westchnęła.
Wkrótce na piętrze stanął półdemon. Miał czerwone oczy, długie, czarne włosy i ostre rysy twarzy. Uniósł brwi, gdy zobaczył Arilyn. – O... - bąknął. - No dobra, tym razem masz rację, pleśniaku - rzucił do Ankha. - Krih we własnej osobie... - mruknął Ankh.- To jest Arilyn. Też kiedyś pracowała dla DL-a - dodał. Półdemon przywitał Arilyn , wykonując lekki ukłon i uśmiechając się. Miał zęby jak rekin.
- Tak po prawdzie to pracowałabym nadal, gdyby nie wiele zbiegów okoliczności co do których zaczynam mieć wątpliwości czy tymi zbiegami były - powiedziała z lekkim uśmiechem. - Chodzi o to, że w tej czy innej formie byliście w tym mieście jakiś czas. Wiecie o nim coś więcej. Jestem tu z grupą zwiadowców. Trochę życia wciąż jeszcze tu jest i naszym zadaniem jest przekonać się ile, jakie i czy da się to jakoś naprawić - westchnęła. - Stąd moje pytanie czy znacie tu coś ciekawego wartego uwagi, co pomogłoby nam - mówiąc to wzięła kielich w ręce i obejrzała dokładnie, zastanawiając się czy dałoby się draństwo stopić w wystarczająco gorącym ogniu.
Velius wreszcie dotarł po schodach na górę, sapiąc nieco. Nehro stał koło schodów, przed nim rozlana była jakaś demoniczna maź, z której na półdemona łypały oczy. Za mazią stała Arilyn. - O, pobiegłeś za mną? Łup cię za bardzo nie spowalniał? - rzucił Nehro oglądając się na Veliusa. - Proponuję zrobić fuzję i poszukać reszty - wybełkotała maź.
- Cześć Velius - bąknęła Arilyn. Ankh znów radośnie zmienił temat rozmowy co elfka przywitała głębokim westchnieniem rezygnacji.
Wszystkie oczy symbiontu zwróciły się na Arilyn. - No to pytaj jeszcze o co tam chcesz, bo musimy się zwijać - mruknął.
-Są rzeczy istotniejsze od "pamiątek" - wymamrotał zdyszany Velius -Hej...- odpowiedział Arilyn cały czas ciężko sapiąc po przebieżce
- Krótki bieg przed kolacją na przykład? - zapytał Nehro i pokręcił głową. Oparł się ramieniem o ścianę i czekał aż Ankh skończy gadać z Arilyn.
- Jeśli ta fuzja sprawi, że wreszcie powiedz mi co wiesz o tym mieście, to nie mam argumentów przeciwko - westchnęła elfka.
- Wiesz, zależy co chcesz wiedzieć - mruknął Nehro. - On to miasto postrzega jako zbędny przystanek na naszej trasie. Ma w sumie rację, nie uwaliliby nas wszystkich gdybyśmy po prostu brnęli dalej. Ja się bardziej interesowałem co tu jest... więc? - półdemon wykonał zachęcający ruch ręką.
- Powiedziałam już co mnie interesuje. Szukam wszystkiego co może nam pomóc, wzmocnić nas jakoś, zwiększyć nasze szanse na udany zwiad, udany powrót do naszego miasta i przeżycie tej całej kabały - westchnęła. - No i przy okazji jakby się dało czy wiesz może dlaczego miasto wywołuje u mnie dziwne odczucia. Nie miałam kiedy tego zbadać - powiedziała.
- Wiesz, jak widziałem to miasto ostatni raz to wszystko stało... a teraz może wreszcie przywrócimy je do tego stanu? - zaproponował półdemon. - Wiesz, my tu gadu-gadu, a ludzie czekają, żeby chociażby móc się przeciągnąć... Z tego co zrozumiałem od tego maga tu, to nasz towarzysz zdołał wszystkich wstrzymać nim zostali ubici wiec możemy zregenerować całe miasto.
Velius w końcu doszedł do siebie po biegu, ale postanowił póki co cały czas zostawić wszelkie decyzje elfce
- Miło. Nawet bardzo. To sporo wyjaśnia z naszych wątpliwości. Co prowadzi do konkluzji, że jeśli teraz coś weźmiemy z miasta to po odtworzeniu go mieszkańcy nie odczują żadnej straty. Na tym skorzystamy więc my i pośrednio oni bo w sumie działamy też w ich interesie. Do tej pory znaleźliśmy mapy, busolę, jakieś jedzenie i różne inne drobiazgi - mruknęła. Elfka czekała albo na wyraźne stwierdzenie, że przez parę tygodni nic się nie dowiedzieli o mieście albo o wskazówki gdzie można znaleźć coś przydatnego. Bo póki co Ankh i Krih byli równie przydatni co zdechła wrona.
- Zależy od mocy przedmiotu. Jeśli nie starczy na jakiś mocy to się nie odtworzy - odparł Nehro. - Jakbyś an przykład zgarnęła sprzęt naszego archona... zakładając, że go gdzieś Wstrzymał, to wtedy też by się nie odtworzył.
- Jakby się po ten sprzęt zgłosił to jako prawowity właściciel dostałby go z powrotem. Mam rozumieć, że muszę ruszyć tyłek i poszukać sama bo przez parę tygodni niczego się nie dowiedzieliście... - stwierdziła raczej niż spytała. Elfka westchnęła ponownie. Darkning naprawdę musiał być w wielkiej biedzie jeśli takie istoty wysłał na ważną misję...
- Przez parę tygodni byliśmy technicznie rzecz biorąc martwi - mruknął Ankh. - A po siedzeniu godzinę w mieście musieliśmy go bronić - uzupełnił Nehro. – Więc wybacz, ale nie sądzę, by pytanie Pustaków czy mogą chwilę poczekać, bo chcesz poszukać rzeczy które mogą się przydać gościom którzy tu przyjadą, gdy to miasto legnie w gruzach było gdzieś na końcu listy priorytetów.
- No patrz, tyle czasu zajęło ci wymyślenie, że należy to powiedzieć. Gdybyś powiedział wcześniej nie zajmowałabym twojego czasu i swojego zresztą też - mruknęła. – Jeśli nie macie czegoś przydatnego do dodania to pozwólcie, że wrócę do moich poszukiwań... Służba w Darkantropii nauczyła mnie pragmatyzmu - mruknęła.
- Sprawdź świątynię Thirel. Tam wiał Białas jak go ostatni widziałem - mruknął Nehro. - A zielona udała się do pier... więzienia. Twierdziła, że skłoni więźniów do współpracy. Biorąc pod uwagę, że tu było więzienie dla „trudnych przypadków” to pewnie jej nie wyszło –
- Obejrzę sobie jeszcze niższe piętra tego budynku. Powodzenia w misji. Pozdrówcie ode mnie Darkninga, Silbern i Nacha. I Arilyn w Darkkeep... Jak uda wam się tam wrócić - mruknęła i ruszyła przeszukać resztę budynku. - Idziesz Velius? - rzuciła jeszcze do maga Thirel.
- Jasne - odpowiedział elfce i ruszył za nią. Stwierdził, że nie będzie się mieszać w te sprawy i po prostu będzie kontynuował to, po co tu przyszedł. -W dworku, który przeszukiwałem, znalazłem jakieś kosztowności, trochę jakichś amuletów, można będzie po to jeszcze wrócić później – dodał
- Masz jakieś podejrzenia czy amulety mogą być magiczne? - spytała. W końcu był magiem... - Swoją drogą jak wrócimy do Podróżnika, to przypomnij mi, że mam powiedzieć reszcie o mapie - dodała.
- Spadamy poszukać reszty - mruknął Nehro do Ankha. Gdy elfka i mężczyzna schodzili na dół usłyszeli głośny szum z wyższego piętra. Budynek był doszczętnie zdewastowany. Ściany były spękane lub rozłupane. Walka tu byłą najintensywniejsza. Arilyn poznała ślady na ścianach będących pozostałościami po kilku magicznych technikach bojowych. Niestety wszędzie było tylko pełno plam z metalu po rozpuszczonej broni i pancerzach. Może niektóre bardziej egzotycznie wyglądające metale zainteresowałyby Daikonnstrana...
- Możliwe - odpowiedział elfce - ale trzeba będzie na to jeszcze spokojnie rzucić okiem.
Elfka wzięła kilka próbek najciekawiej wyglądających metali. Najwyżej drakon sam tu później przyjdzie jeśli coś go zainteresuje. - Dobra, idziemy dalej - mruknęła. - Byłeś już w świątyni? - spytała maga.
- Niezły bajzel - rzucił widząc stan, w jakim było pomieszczenie, do którego właśnie weszli. - Byłem, to co znalazłem to przyniosłem do Podróżnika - odpowiedział - mogłem niby coś pominąć, można to jeszcze sprawdzić, ale najpierw chyba warto zbadać inne miejsca – powiedział
- Daik chyba poszedł w stronę więzienia z tego co widziałam... Zainteresowany zajrzeniem tam? - spytała.
- Jasne, możemy sprawdzić jak mu idzie - odpowiedział - Tylko po drodze może jednak zgarnę rzeczy, które znalazłem w dworku, nie wiadomo kiedy oni cofną to miasto – stwierdził
- Spotkamy się przed wejściem do więzienia? - spytała.
- Może być - odpowiedział - a co jeszcze zamierzasz po drodze sprawdzić? – zapytał z ciekawości.
- Przyjrzę się pobieżnie tej części miasta. Może namierzę źródło tego mojego przeczucia... - mruknęła.
- W porządku – odpowiedział. - To spotkamy się przed więzieniem - powiedział po czym ruszył w kierunku miejsca, gdzie zostawił swoje znaleziska.
Oboje spotkali się koło wiezienia po parudziesięciu minutach. Więzienie wyglądało na opuszczone...
Arilyn poświeciła sobie ogniem by nie przegapić czegoś w budynku więziennym.
Wewnątrz waliło kompostem. Na posadzce była warstwa zgniłych szczątków roślinnych. W zgniłej brei Arilyn dostrzegła ślady nóg Pimpusia. Kierowały się w stronę wyjścia.
- Cieszę się, że nie musiałem sprawdzać tego miejsca - rzucił Velius zatykając nos
- Daik chyba już opuścił ten kompostownik... Yyy, więzienie - bąknęła. - Czy ci dwaj nie wspominali czasem o driadzie, która miała być z nimi i miała się włóczyć koło więzienia? - dodała. Coś jej mówiło, że tak cuchnie trup driady...
- Mówili coś o "Zielonej" – odpowiedział.
- Wcześniej Ankh mówił mi o driadzie. Wytrzymasz ten zapach gnijącego zielska? Chciałabym się rozejrzeć. Co prawda wierzę, że zdolności szabrownicze Daika stoją na najwyższym poziomie, ale po prostu jestem ciekawa co się stało - bąknęła.
- Jasne - odpowiedział trzymając się jednak cały czas za nos - ja też się rozejrzę trochę, ale nie wiem ile tu wytrzymam – powiedział.
Na wszystkich piętrach było sporo kompostu i trochę szczątków. Chyba ludzkich.. a może elfich? Ani Velius ani Arilyn nie znali się na tym. Na samym dole były cele dla najgorszych więźniów. W podłodze pełno było dziur o średnicy od jednego do dwóch metrów. Na końcu sali były wielkie, pancerne wrota – otwarte.
- O, to chyba znaczy, że Daik wziął co cennego znalazł? - zastanawiała się elfka. Poświęcając sobie ostrożnie ogniem ruszyła w stronę tamtych drzwi.
- Zgadzam się, nie ma sensu się tu w tym dalej babrać, chodźmy jego śladami – przytaknął
Po drodze Arilyn stwierdziła, że z którejś z dziur wali dymem. Jakby ktoś palił zioła.
Dziewczyna zajrzała w dziurę okrywając sobie usta chustą by nie wdychać dymu.
Zobaczyła jakieś resztki bardzo dziwnego szkieletu. Wyglądał jakby był oblepiony spalonymi kawałkami roślin, które gniły w bardzo szybkim tempie.
- Cóż... To chyba nasza driada... - bąknęła. - Ciekawe jak się ma archon - westchnęła. A Ankh był taki pewny siebie, gdy mówił, że ciężko ich zabić. Najwyraźniej zdolności szabrownicze Daika znacząco przekraczały wszelkie skale...
Za wrotami byłą kiedyś sala...ale obecnie została rozwalona, mur wszędzie zaczął się sypać, zaś pośrodku podłogi była olbrzymia dziura. Wrota do piekła. Nic jednak z nich jakoś nie wyłaziło.
- No patrz. Nowe pytania – Arilyn poświeciła sobie w piekielne wrota ostrożnie. Wolała tam nie włazić...
W pewnym momencie Velius usłyszał bardzo ciche chrupniecie kawałek z tyłu za nimi...
Mag szybko się odwrócił zaskoczony tym niepokojącym dźwiękiem
W ciemności zalęgającej za nimi niewiele jednak zobaczył.
- Arilyn, możesz poświecić jeszcze za nami na chwilkę? Zdaje mi się, że coś słyszałem.
Arilyn się odwróciła by przyświecić magowi - Hm? - skomentowała.
Mag nie zauważył nic, ale Arilyn dostrzegła coś wyrastającego spomiędzy płyt, którymi wyłożona była podłoga...
Elfka podeszła ostrożnie nieco bliżej. - Gdzie to słyszałeś? - spytała, przyglądając się ostrożnie temu co widziała
- No jakoś za nami - odpowiedział, po czym skierował swój wzrok w miejsce, na które patrzyła się Arilyn
Velius stwierdził, że mniej-wiecej b y się zgadzało. Z pęknięcia w posadzce zaczął wyrastać pęd... Rósł w stronę światła...
- Hmm... Chyba kiepskie sobie źródło światła wybrałeś zielonku... - bąknęła Arilyn. Płomień nie był najlepszy dla takiej roślinki...
...ale wystarczał. Pęd rósł dalej... Miał już pół metra i zaczął przybierać na szerokości.
- Może to jakieś czary tej driady? Może to to miał na myśli półdemon mówiąc, że tak łatwo nie zginą? - zasugerował Velius. - Tamten się zmaterializował z kałuży krwi - dodał
- Może... I w sumie mam nadzieję, bo szkoda by ich zadanie miało się posypać jedynie z powodu daikowej ciekawości - bąknęła.
Pęd tymczasem rósł coraz bardziej. Rozrastał się. Velius zauważył, że roślina nie jest zdrowa... choruje na coś. Arilyn natomiast poczuła momentalnie, że pęd zaczyna śmierdzieć nekrozą.
- Trup - skrzywiła się. - Velius, rośnie nam trupie drzewko - ostrzegła maga.
- A co to takiego? - zapytał zdziwiony mag - Domyślam się, że drzewka lepiej wodą nie traktować? I tak jej ma tu pod dostatkiem... - skrzywił się
- Nekro-drzewo... Zombie... - mruknęła.
- Spróbuję może to jakoś wyleczyć... - powiedział po czym położył dłonie na roślinie i zaczął przepuszczać przez nią energię
– Jakby zrobiło się niebezpiecznie to zrobię tutaj duże ognisko... Drzewa jest pod dostatkiem – mruknęła elfka. Zachowała czujność.
Magowi szło dość opornie. Choróbsko było wyjątkowo mocne. Velius powstrzymał tymczasowo rozwój nekrozy, ale wiedział, że zaraz zacznie się znów rozwijać. Szybciej niż on zregeneruje moc.
Wobec takiego obrotu sprawy, Velius postanowił spróbować użyć Łzy Thirel na drzewku
Łza zabłysła i energia spłynęła na roślinę usuwając z niej nekrozę niemal natychmiast. Roślina rozwijała się dalej. O wiele szybciej, wkrótce zaczęła mocno rozrastać się wszerz.
- Przesuńmy się w stronę wyjścia może - powiedziała elfka. - Jeśli to drzewo się zanadto rozrośnie, możemy nie przejść - powiedziała.
- Dobra, to jeden problem z głowy - stwierdził - Ale co teraz?! - spytał się głośno licząc, że elfka będzie miała jakiś pomysł. - Brzmi sensownie – odparł.
Drzewo przestało rosnąć, formując duży bąbel, który wreszcie pękł. Wypadła z niego Driada. Nie potrafiła wstać. Wyglądał na bardzo osłabioną. Miała bladozieloną cerę i wyglądała na bardzo delikatną istotę. Trudno było powiedzieć, czy miała na sobie ubranie, czy taka była jej skóra... fałdowała się lekko w niektórych miejscach... chyba coś dalej było nie tak jak trzeba.
Elfka przyświeciła, ale tak by nie dotknąć driady i nie przygrzać jej za mocno. - Jesteś w stanie stwierdzić co jej dolega? Czy mamy po prostu ją wynieść z tego kompostu? - elfka nie była pewna czy jak roślinom brakuje jej światła czy problem jest poważniejszy.
- S..serce - wykrztusiła driada i splunęła jakaś zieloną cieczą. - Odd..dajcie.. mi.. see - zachrypiała. – Serce...
- Serce? Jakie serce? - bąknęła zdezorientowana elfka. - Velius? - dziewczyna spojrzała na niego pytająco. Może mag miał jakiś pomysł.
- Czyżby Daik je zabrał ze sobą? - zasugerował Arilyn Velius
Driada zaczęła się trząść i zwinęła w pozycji embrionalnej. Zamilkła i zaczęła płakać.
- Może lepiej zabierz ją szybko do Podróżnika, Daik mógł już tam wrócić - zwrócił się do elfki.
- A żeby cię Daik pokręciło - warknęła nagle elfka. Wzięła driadę na ręce. Wpierw pieszo na zewnątrz potem lotem do Podróżnika i lepiej by Daik był na miejscu, bo Arilyn mu nogi z dupy powyrywa...
Niewiele po tym jak elfka poderwała się do lotu na miejscu pojawił się Nehro. - Ej... dokąd ona zgarnęła Zieloną? - mruknął.
- Zabrała ją do naszego pojazdu, wasza driada mamrotała coś o jej sercu, pomyśleliśmy, że nasz kompan mógł je tu wcześniej znaleźć, gdy sprawdzał to miejsce
- A... - mruknął Nehro. Jego pancerz pokrywała teraz warstwa mazi - Ankha. Wystrzeliły z niej trzy macki, które oplotły maga i przyczepiły co pleców demona. - Prowadź! - polecił Nahro. Gdy tylko Velius podał kierunek demon ruszył natychmiast. Tym razem nie taranował ścian, przeskakiwał ruiny i budynki, biegnąc na przełaj.
W Podróżniku elfka zastała drakona oglądającego spory szmaragd... Kamień kształtem przypominał serce.
- Daik, właścicielka domaga się zwrotu! - Elfka szybko skojarzyła fakty. A z płonącymi, półprzezroczystymi skrzydłami i miną rozbójnika wyglądała jakby miała zamiar za chwilę wysadzić cały pojazd w powietrze.
Arilyn otrzymała klejnot bez chwili gadania.
- Berenthe - elfka starała się zwrócić jakoś uwagę driady. - Czy to to? - spytała pokazując jej szmaragd.
Driada sięgnęła po to ręką, chrypiąc przy tym jak zombie.
Elfka podała jej kamień czy cokolwiek to było mając nadzieję, że w przyszłości ten dźwięk nie będzie jej nawiedzał w snach...
Macka z czerwonej mazi chwyciła za nadgarstek Arilyn i szarpnęła gwałtownie wstecz. Krih odebrał jej serce szybkim ruchem. - To ma w sobie tyle energii zarazy, że zarżnęłoby całą armię - ofuknął ją półdemon. Podbiegł do nieprzytomnego archona, podniósł go za ramię i wymierzył porządny policzek.
Archon otworzył oczy i spojrzał na półdemona, a jego spojrzenie niosło śladowe ilości świadomości. -Odmagicznij - Krih wcisnął mu serce w dłonie. Mag rzucił jakieś zaklęcie i klejnot przyjął znacznie jaśniejszą barwę. Świecił wewnętrznym światłem. - Teraz jej daj - Nero'Krih podał serce Arilyn, dalej podtrzymując Archona za ramię. - A my się zajmiemy nim, nie Ankh? - rzucił do symbionta. - Ba... - symbiont wpełzł na ciało Archona, by zacząć je powoli regenerować. Przy okazji na ciele półprzytomnego maga zaczął pojawiać się jakiś ciuszek. - Żebyś z gołymi skarbami nie chodził - skomentował Ankh.
Elfka dopiero teraz podała driadzie serce chociaż miała dziwną minę.
Klejnot rozpłynął się w dłoniach driady i wsiąkł w skórę. Istota odzyskała oddech i uśmiechnęła się do Arilyn nim zemdlała. Tymczasem mag odzyskał pełnię świadomości. - Ale dostaliśmy łomot - mruknął. - A... jakże - odparł Nehro. - Weź ją podlecz, ja nie od tego jestem - dodał i usiadł na posadzce.
Elfka przełożyła driadę w miejsce bardziej odpowiednie do leżenia niż podłoga i przykryła ją. Nie znała się ani na driadach ani na leczeniu. Ale sama nie raz stwierdziła, że wygodniej leży się na łóżku/pryczy/hamaku niż na podłodze...
W macce Ankha widniał kawałek papieru. - Twoje chyba - mruknął symbiont, pokazując znalezisko elfce. - Mogę wiedzieć, co zaznaczyłaś na tej mapie?
- Mapie? - elfka zerknęła na to co znalazł Ankh. - A to... To moja próba określenia co sprawia, że to miejsce budzi moje najgłębsze wątpliwości - mruknęła. - Pytałam cię o to dzisiaj tak w ogóle, ale odpowiedzi nie dostałam - dodała.
- Rozwiń - polecił Ankh.
- Są miejsca, w których czuję to mocniej i inne, w których czuję mniej. Jakby brak czegoś czy coś w ten deseń. Nie umiem określić z całą pewnością co to, ale mapka mniej więcej odzwierciedla co i jak. Nie miałam kiedy sprawdzić o co chodzi - dodała.
- Jak mi powiesz w jakich miejscach z jaka mocą to czujesz w skali powiedzmy 1-słabo do 10-mocno to będę w stanie ci pomóc - powiedział Ankh.
- To ci może narysuje legendę - powiedziała. Pod mapką rozrysowała, które znaczki co znaczą... - Skala dziesiętna jest prosta, ale nudziło mi się i bawiłam się obrazkami - bąknęła.
- Słodko - mruknął Ankh. Macka zabrała ołówek z dłoni Arilyn, gdy ta zakończyła. Nakreśliła kilka linii i potem koło. - Zakładam pewną nieścisłość informacyjną, więc przeszukałbym dokładnie ten obszar - wcisnął ołówek w dłoń Arilyn i wskazał zakreślone kółko. Mniej-więcej w jego środku było Mehizeck.
Elfce szczęka opadła. Zamknęła usta dopiero po chwili. - Tylko ja to czuję? W sensie nikt inny nie odbiera żadnych niepokojących wibracji, braków... Czegokolwiek? - bąknęła.
- Ja - nie. Nehro też. Zapytasz naszych myślicieli jak dojdą do siebie, to może powiedzą coś bardziej pomocnego niż my - stwierdził Ankh. Nehro tylko zrobił bezradny gest rękoma. - Ja tu jestem od machania mieczem, nie każ mi myśleć, bo będzie katastrofa.
- Już zauważyłam - bąknęła trąc brwi. - Szczególnie wasze obycie towarzyskie wiele o tym mówi - dodała. Ich powitanie było wyjątkowo... cóż, po prostu wyjątkowe... - Jak... uważacie... ile im zajmie powrót do sił? Trzeba jakoś pomóc? - spytała.
- Nie pomożemy już więcej magowi, a driadzie nie jesteśmy w stanie - odparł Ankh.
- Wiesz... Lepiej byście jej nie budzili w sposób w jaki przywitaliście waszego kolegę. Ten cios aż mnie zabolał - mruknęła patrząc spode łba na rozmówcę.
- On jest twardszy niż my - zauważył Nehro. - Ona... ja się jej boję dotknąć... - podrapał się po potylicy. - Nawet unika głośnego mówienia w jej otoczeniu - dodał Ankh.
Elfka tylko parsknęła śmiechem.
-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Argena
Argena i Berthan wrócili razem. Demonica przyniosła na rękach nieznanego nikomu, nieprzytomnego nagiego archonianina. Położyła go na jednej z wolnych pryczy i przykryła kocem.
- Musi odpocząć - rzekła spokojnie. Wtedy to i oni mogli spokojnie odpocząć i coś zjeść. Wszak sporo przeszli.
Argena i łowcy, wzięli po misce gulaszu "na wynos" i udali się mały spacer dookoła podróżnika. Zamieniła z nimi kilka słów...
Gdy Argena dosłyszała znajome głosy dochodzące z podróżnika, powolnym krokiem ruszyła wraz z Berthanem i Celefarnem na pokład Podróżnika. Po drodze dokończli podjęty temat...
- Nasz Archon, chyba się obudził. Słyszę nieznany mi głos - rzekła cicho, nie wiedząc, że głos ten należał do kogoś innego. Potem usłyszała śmiech Arilyn i po chwili słowa Veliusa.
- Mogę pomóc swoimi zaklęciami leczącymi - zaoferował mag wskazując najpierw na driadę, a potem na archona i przystępując następnie do leczenia.
Argena, wraz z łowcami dusz, weszli na pokład Podróżnika. Nie wiadomo skąd, znalazły się tam dwie nowe osoby. Osłabiona lub ranna kobieta, która leżała nieprzytomna na jednym z posłań, oraz czarnowłosy mężczyzna o uroczym uzębieniu, który pokryty był jakąś paskudną czerwono-krwistą mazią. Wydawało się przez moment, że z całej trójki ocalałych ten ostatni był w najgorszej sytuacji, ale wcale nie wyglądał na osłabionego, czy zmartwionego swoim stanem.
- Witam wszystkich - rzekła demonica. - Dlaczego nie ogłoszono, że mamy gości, kto stał na warcie? Bart, to ty dziś wyszorujesz nam ładnie łazienkę? - zwróciła się spokojnym głosem do wspomnianego mężczyzny, który stojąc na baszcie powinien był powiadomić ją, oraz łowców, o przybyciu kogoś obcego.
- Kogo mam przyjemność powitać na pokładzie? - spytała, badawczym wzrokiem spoglądając na nowo przybyłego mężczyznę.
Argena i Berthan wrócili razem. Demonica przyniosła na rękach nieznanego nikomu, nieprzytomnego nagiego archonianina. Położyła go na jednej z wolnych pryczy i przykryła kocem.
- Musi odpocząć - rzekła spokojnie. Wtedy to i oni mogli spokojnie odpocząć i coś zjeść. Wszak sporo przeszli.
Argena i łowcy, wzięli po misce gulaszu "na wynos" i udali się mały spacer dookoła podróżnika. Zamieniła z nimi kilka słów...
Gdy Argena dosłyszała znajome głosy dochodzące z podróżnika, powolnym krokiem ruszyła wraz z Berthanem i Celefarnem na pokład Podróżnika. Po drodze dokończli podjęty temat...
- Nasz Archon, chyba się obudził. Słyszę nieznany mi głos - rzekła cicho, nie wiedząc, że głos ten należał do kogoś innego. Potem usłyszała śmiech Arilyn i po chwili słowa Veliusa.
- Mogę pomóc swoimi zaklęciami leczącymi - zaoferował mag wskazując najpierw na driadę, a potem na archona i przystępując następnie do leczenia.
Argena, wraz z łowcami dusz, weszli na pokład Podróżnika. Nie wiadomo skąd, znalazły się tam dwie nowe osoby. Osłabiona lub ranna kobieta, która leżała nieprzytomna na jednym z posłań, oraz czarnowłosy mężczyzna o uroczym uzębieniu, który pokryty był jakąś paskudną czerwono-krwistą mazią. Wydawało się przez moment, że z całej trójki ocalałych ten ostatni był w najgorszej sytuacji, ale wcale nie wyglądał na osłabionego, czy zmartwionego swoim stanem.
- Witam wszystkich - rzekła demonica. - Dlaczego nie ogłoszono, że mamy gości, kto stał na warcie? Bart, to ty dziś wyszorujesz nam ładnie łazienkę? - zwróciła się spokojnym głosem do wspomnianego mężczyzny, który stojąc na baszcie powinien był powiadomić ją, oraz łowców, o przybyciu kogoś obcego.
- Kogo mam przyjemność powitać na pokładzie? - spytała, badawczym wzrokiem spoglądając na nowo przybyłego mężczyznę.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Arilyn Faerith i Argena
- Oni wszyscy pracują dla mojego byłego szefa, są po naszej stronie, sporo wiedzą o tym co tu się wyprawia - powiedziała Arilyn szybko odpowiadając Argenie. - To jest Nehro'Krih, półdemon, wojownik. Ten archon to Velshazaar, a to driada Berenthe. Ta maź na Krihu to Ankh - przedstawiła zgromadzonych elfka. - Co do ogłaszania, że mamy gości... Większość załogi była na pokładzie lub opodal, gdy Krih się pojawił. Berenthe ja tu przyniosłam, bo Daik miał jej serce. Jak sądzę ten archon został sprowadzony tu nieco wcześniej. Także nie rozumiem co ma do tego warta. Chyba, że warta miała drzeć się na całe zrujnowane miasto, że przyniosłam tu umierającą osobę? - spojrzała na Argenę. Arilyn rozdrażniła wyraźnie uwaga skierowana do Barta na temat szorowania łazienki.
- Już dobrze, skoro są to nasi sprzymierzeńcy. Czy nawet Twoi znajomi? - odrzekła uspokojona Argena, spoglądając na Arilyn. Jeśli pracowali dla tej samej osoby co ona, to musieli być równie dobrymi wojownikami i Argena zapragnęła mieć ich w załodze. - Widzę, że warto było zostać dzień dłużej i przeszukać ruiny. Dzięki temu zyskaliśmy nowych sprzymierzeńców. Od dziś zawsze mamy być tacy dokładni - oznajmiła.
- Zapraszamy na gulasz, opowiedzcie nam o sobie - dodała spokojnie.
Arilyn zrobiła dziwną minę. - Spieszy im się. Sądzę, że jak tylko dojdą do siebie to się zabiorą stąd. I nie, nie są znajomymi. Poznaliśmy się dzisiaj. Miasto też raczej długo ruiną nie zostanie, bo Velshazaar chyba ma sposób na przywrócenie miasta do jego dawnej świetności - powiedziała, patrząc na archona.
- Oni wszyscy pracują dla mojego byłego szefa, są po naszej stronie, sporo wiedzą o tym co tu się wyprawia - powiedziała Arilyn szybko odpowiadając Argenie. - To jest Nehro'Krih, półdemon, wojownik. Ten archon to Velshazaar, a to driada Berenthe. Ta maź na Krihu to Ankh - przedstawiła zgromadzonych elfka. - Co do ogłaszania, że mamy gości... Większość załogi była na pokładzie lub opodal, gdy Krih się pojawił. Berenthe ja tu przyniosłam, bo Daik miał jej serce. Jak sądzę ten archon został sprowadzony tu nieco wcześniej. Także nie rozumiem co ma do tego warta. Chyba, że warta miała drzeć się na całe zrujnowane miasto, że przyniosłam tu umierającą osobę? - spojrzała na Argenę. Arilyn rozdrażniła wyraźnie uwaga skierowana do Barta na temat szorowania łazienki.
- Już dobrze, skoro są to nasi sprzymierzeńcy. Czy nawet Twoi znajomi? - odrzekła uspokojona Argena, spoglądając na Arilyn. Jeśli pracowali dla tej samej osoby co ona, to musieli być równie dobrymi wojownikami i Argena zapragnęła mieć ich w załodze. - Widzę, że warto było zostać dzień dłużej i przeszukać ruiny. Dzięki temu zyskaliśmy nowych sprzymierzeńców. Od dziś zawsze mamy być tacy dokładni - oznajmiła.
- Zapraszamy na gulasz, opowiedzcie nam o sobie - dodała spokojnie.
Arilyn zrobiła dziwną minę. - Spieszy im się. Sądzę, że jak tylko dojdą do siebie to się zabiorą stąd. I nie, nie są znajomymi. Poznaliśmy się dzisiaj. Miasto też raczej długo ruiną nie zostanie, bo Velshazaar chyba ma sposób na przywrócenie miasta do jego dawnej świetności - powiedziała, patrząc na archona.
-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Wszyscy:
- Tja - mruknął Nehro, potwierdzając słowa Arilyn, co Ankh natychmiast podsumował cichym "Mistrz elokwencji przemówił".
Półdemon zignorował symbionta - Proponuję się stąd zabrać jutro o świcie, gdy tylko Białas... - wskazał kciukiem na archona. - ...rozpocznie proces przywracania wszystkiego do dawnego stanu -
Velshezaar pokiwał głową.
- Dobra, zlokalizuję tylko mój pancerz i byś po niego się ruszył, co, Nehro? - zapytał. Półdemon wzruszył w odpowiedzi ramionami i zatarł ręce.
- No? - skinął głową na archona.
- Hm... paka na grzbiecie tego maleństwa - archon wskazał Pimpusia. Nehro wpierw wyszczerzył kły, a potem zaczął się śmiać. - Och-ciężko-ranny, nie zdoła dotrzeć do stojącej obok maszyny z klejnotami na wierzchu - zaśmiał się. Podszedł do maszyny, ale gdy spróbował sięgnąć do paki dostał w łeb metalową łapą.
- Czyja to maszyna? - burknął, pocierając czoło. - Albo ten golem odda złom mojego towarzysza, albo zaraz dojdę do tego schowka na wylot przez jego trzewia -
Daik nie mógł za bardzo dyskutować. Tak samo jak w sprawie serca driady parę minut wstecz.
Wkrótce Velshezaar był ubrany w swój pancerz i miał pod ręką swój kostur i swoje dyski zahaczone na uchwytach na plecach. - Dobra, Krih. Wyciągnęli nas z naszej kabały. Należy się odwdzięczyć. Sądzę, ze jak mamy kawał czasu zwłoki to jeden, czy dwa dni nie zrobią różnicy - stwierdził, gdy już był w pełni przytomny.
- Szef mógłby być innego zdania, ale... no dobra, racja... - Nehro westchnął i machnął ręką. - Jak Berenthe się obudzi to powiemy jej na czym stoimy.
- Sądzę, ze ona by nie darowała gdybyśmy ją stąd zgarnęli i sobie poszli - uzupełnił Velshazaar.
Zapadła chwila ciszy, którą przerwał Nehro. - Ktoś tu coś mówił o jakimś gulaszu? -
Velshazaar westchnął i pokręcił głową, po czym zwrócił się do załogi Podróżnika. - Damy wam w spokoju się naradzić, wrócimy jak nas zawołacie - mruknął i skinął ręką półdemonowi, by szedł za nim. Nehro wzruszył ramionami.
- Jestem bezpośredni - bąknął, wychodząc. Wkrótce obaj byli poza pojazdem, ale Argena słyszała jeszcze oddalający się głos półdemona. "Mogłem zamiast tego nagłośnić burczenie w moim brzuchu, sądzisz, że byłoby to bardziej na miejscu?"
- Tja - mruknął Nehro, potwierdzając słowa Arilyn, co Ankh natychmiast podsumował cichym "Mistrz elokwencji przemówił".
Półdemon zignorował symbionta - Proponuję się stąd zabrać jutro o świcie, gdy tylko Białas... - wskazał kciukiem na archona. - ...rozpocznie proces przywracania wszystkiego do dawnego stanu -
Velshezaar pokiwał głową.
- Dobra, zlokalizuję tylko mój pancerz i byś po niego się ruszył, co, Nehro? - zapytał. Półdemon wzruszył w odpowiedzi ramionami i zatarł ręce.
- No? - skinął głową na archona.
- Hm... paka na grzbiecie tego maleństwa - archon wskazał Pimpusia. Nehro wpierw wyszczerzył kły, a potem zaczął się śmiać. - Och-ciężko-ranny, nie zdoła dotrzeć do stojącej obok maszyny z klejnotami na wierzchu - zaśmiał się. Podszedł do maszyny, ale gdy spróbował sięgnąć do paki dostał w łeb metalową łapą.
- Czyja to maszyna? - burknął, pocierając czoło. - Albo ten golem odda złom mojego towarzysza, albo zaraz dojdę do tego schowka na wylot przez jego trzewia -
Daik nie mógł za bardzo dyskutować. Tak samo jak w sprawie serca driady parę minut wstecz.
Wkrótce Velshezaar był ubrany w swój pancerz i miał pod ręką swój kostur i swoje dyski zahaczone na uchwytach na plecach. - Dobra, Krih. Wyciągnęli nas z naszej kabały. Należy się odwdzięczyć. Sądzę, ze jak mamy kawał czasu zwłoki to jeden, czy dwa dni nie zrobią różnicy - stwierdził, gdy już był w pełni przytomny.
- Szef mógłby być innego zdania, ale... no dobra, racja... - Nehro westchnął i machnął ręką. - Jak Berenthe się obudzi to powiemy jej na czym stoimy.
- Sądzę, ze ona by nie darowała gdybyśmy ją stąd zgarnęli i sobie poszli - uzupełnił Velshazaar.
Zapadła chwila ciszy, którą przerwał Nehro. - Ktoś tu coś mówił o jakimś gulaszu? -
Velshazaar westchnął i pokręcił głową, po czym zwrócił się do załogi Podróżnika. - Damy wam w spokoju się naradzić, wrócimy jak nas zawołacie - mruknął i skinął ręką półdemonowi, by szedł za nim. Nehro wzruszył ramionami.
- Jestem bezpośredni - bąknął, wychodząc. Wkrótce obaj byli poza pojazdem, ale Argena słyszała jeszcze oddalający się głos półdemona. "Mogłem zamiast tego nagłośnić burczenie w moim brzuchu, sądzisz, że byłoby to bardziej na miejscu?"
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Wszyscy
Arilyn tylko się uśmiechnęła pod nosem do swoich myśli i pokręciła głową rozbawiona ostatnimi słowami Kriha. Prostolinijny gość. Pewnie bywał uparty i wkurzający, ale prostolinijny... Obróciła się w stronę Argeny i reszty. - Jak sądzę wieść o tym, że miasto wróci niebawem do stanu sprzed zniszczenia zmienia nam nieco plany. Bez obaw, to co już wzięliście odtworzy się w mieście, także będą dwa egzemplarze tego. Jak dobrze pójdzie mieszkańcy nic nie stracą, a wy zachowacie wasze łupy. Wyjątkiem jest Daik... Stary, nie sądziłam, że aż taki z ciebie szabrownik... - bąknęła. - Wszystko to nie dotyczy to jednak potężnych magicznych przedmiotów. Na ich duplikację nie ma aż tyle energii, wobec czego jeśli zabraliście coś takiego i właściciel się skapnie, że jesteście w posiadaniu tego to może się domagać zwrotu - dodała. - Jak na mój gust to macie dobrą okazję pozadawać im jakieś pytania. Rozwieją pewnie sporo waszych wątpliwości. Nakarmienie burczącego Kriha za informacje to moim zdaniem bardzo niewielka cena - rzuciła z chytrym uśmiechem.
Velius pokiwał głową na znak, że zgadza się z sugestią elfki - Na pewno mogą mieć wiele ciekawych informacji, trzeba koniecznie przeprowadzić z nimi dłuższą rozmowę - stwierdził. W międzyczasie zaczął przyglądać się przedmiotom, które znalazł, głównie amuletowi i pierścieniom.
Argena miała mieszane uczucia. Z początku sądziła, że ich ekipa zyska znakomitego wojownika, potem przez moment, że będzie ich więcej. Teraz jednak dowiedziała się, że nowo obudzeni zamierzają kontynuować swoje poprzednie plany. Oczywiście dawało się to zrozumieć, ale mimo wszystko było nieco dziwne. Wszak wyglądało na to, że minęło wiele lat, a ostatnio sytuacja na całym świecie nieco się zmieniła.
- Zastanawiam się, co chcą kontynuować. Jakiekolwiek mają, czy też mieli, zadanie do wykonania, to na ile może być aktualne, skoro wszystko zniszczyły najazdy demonów. Oczywiście nie mamy szans konkurować z ich pracodawcą - Argena przyjaźnie spojrzała na Arilyn i uśmiechnęła się delikatnie, jeśli demonica wszystko dobrze zrozumiała, to była to ta sama osoba, dla której niegdyś pracowała elfka - ale powinniśmy spróbować ich zwerbować. Przy takich zniszczeniach na świecie, nie będą mieć dużego wyboru i lepiej im będzie egzystować z innymi, niż samotnie na pustkowiach - powiedziała spokojnie. Obudzeni zdawali się być pewni swego, więc ich zwerbowanie nie zapowiadało się być łatwym zadaniem.
- Małe są na to szanse moim zdaniem - wtrącił Velius - ale jeżeli już mamy próbować, sugerowałbym gadać z archonem... Ale i tak obstawiam, że pójdą swoją własną drogą - stwierdził.
- Jak sądzisz? - spytała Argena, spoglądając na Arilyn. Elfka dobrze znała ich pracodawcę, więc była właściwą osobą na zadanie takiego pytania.
Elfka pacnęła się otwartą dłonią w czoło. Brak spostrzegawczości w wykonaniu Argeny po prostu ją rozwalił. Jeśli dowódca pozwala sobie na takie błędy to elfka miała mizerne widoki na przyszłość... - Wyruszyli wykonać swoje zadanie na długo po mnie. Opóźnienie w ich misji wynosi tylko ok. trzech tygodni. Tyle też czasu to miasto stoi w ruinie. Nie kilka lat, tylko 3 tygodnie. I na pewno nie uda ci się ich zwerbować. Mają ważne zadanie od Mistrza Darkninga i nie zrezygnują z niego choćby zwaliła się tu nam na głowy cała armia demonów - powiedziała. - I dodam, że w kwestii werbunku nikt nie przebije ceny Darkninga - elfka nie była głupia. Ludzi, którzy zdradzali Darkninga zwykle czekał los gorszy od śmierci. Z kolei ci, którzy byli po jego stronie nie mogli sobie wymarzyć lepszego układu między pracodawcą i pracownikiem. - Możesz skorzystać z ich wiedzy, spytać czy potrzebują czegoś na drogę co być może mamy w swoim posiadaniu, poprosić o jakąś przysługę. Jeśli nasza droga będzie wiodła w odpowiednim kierunku być może kawałek zabiorą się z nami o ile nie opóźnimy ich za bardzo. Ale o werbunku zapomnij. Miasto wróci do stanu sprzed trzech tygodni i się rozejdziemy najprawdopodobniej - mruknęła.
- Nie przesadzajcie, nie mam aż takich umiejętności szabrowniczych, na dodatek jak widać, połowę z tego co przyniosłem już trzeba zabrać, niemalże łamiecie mi tym serce, chociaż z tego że udało się zregenerować driadę jako normalną jakoś się cieszę. Cała zmutowana nie wyglądała zbyt pięknie, ale dwa granaty załatwiły sprawę. No a teraz w porównaniu to wygląda iście kwitnąco. - Drakon przewiesił nogę przez poręcz fotela. - Jeśli to oni wstrzymali to miasto, to mogliby przejrzeć to żelastwo które przyniosłem, wziąć to co swoje, a resztę zwyczajnie zidentyfikować, miło by było wiedzieć czym dokładnie dysponujemy i czy ma to w sobie coś pozytywnego. No i oczywiście taka drobna sugestia, skoro ten archon był w stanie wstrzymać całe miasto... to może będzie w stanie odpowiednio zakląć ten, no, jak mu tam, adamanit. Ktoś jeszcze uważa to za dobry pomysł? No i przeproście driadę ode mnie, lepiej się nie będę jej na oczy pokazywał, nasze ostatnie spotkanie było dość gorące i wybuchowe. - Inżynier skończył mówić i stracił zainteresowanie towarzystwem, skoro nie musiał już wymyślać co zrobić z sercem driady, zwyczajnie wziął do ręki książkę o metalurgii.
- Nie sądzę by driada miała do ciebie jakieś wąty z tego tytułu. Była bardzo mocno skażona mocą śmierci jak sądzę, więc w sumie niewiele więcej mógłbyś zrobić. Choć sądzę, że nawet wtedy mógłbyś postraszyć ją jakimś ogniem i byś mógł z nią rozmawiać zamiast walczyć - powiedziała patrząc na drakona.
Argena spojrzała na Daikonsstrana z ukosa. Nie znała szczegółów jego spotkania z driadą, ale nie brzmiało to na najlepiej jak na początek sojuszu i współpracy. Nie podobało jej się obecne zachowanie Drakona, ale rozumiała go. Każdy był by zdenerwowany, gdyby musiał oddać wszystko co dopiero znalazł.
- Jeśli, nasi znajomi są tak potężni, że dadzą radę wznowić miasto, to czy poradzą coś na naszych zamienionych w kamień załogantów? - spytała spoglądając to na Arilyn oraz łowców.
- Ich musisz pytać. Być może ów archon... Albo driada. Kriha i Ankha nie pytaj. To mięśniaki, a nie mózgowcy - powiedziała.
- I jeszcze jedno. Nie wiedzieliście - Argena spojrzała na Barta, a potem na wszystkich zgromadzonych - a powinnam wam była powiedzieć. Podstawiła prawą dłoń pod ucho, aby palcami podtrzymać swój kolczyk i dobrze go zaprezentowała. Miała duże złote kolczyki z pokaźnymi rubinami, a zarówno odlew drogocennego metalu jak i klejnot miały kształt rombu.
- Moje kolczyki są magiczne i dzięki nim doskonale wszystko słyszę. Bez trudu wyłapię swoje imię, albo inne kluczowe słowa. Nie trzeba krzyczeć na alarm, wystarczy powiedzieć, a ja usłyszę. Nikt o tym nie wiedział, więc nie mam pretensji, ale tak na przyszłość - powiedziała spokojnie Argena. Odniosła się tutaj do niedawnej sytuacji z Bartem. Wcześniej odwołała jego karę, więc nie było sensu tego powtarzać.
- Em... Jasne - bąknął cicho Bart.
Demonica uśmiechnęła się do niego szczerze, aby pokazać, że już się nie gniewa.
- Na przyszłość ogłoś to wszystkim zanim będziesz chciała kogokolwiek za cokolwiek karać. W przeciwnym razie to twoja wina, a nie jego - mruknęła Arilyn. Wyobraziła sobie Argenę szorującą na kolanach ufajdaną łazienkę. - Co prawda znam istoty, które potrafią wyrwać komuś informacje prosto z głowy, ale żadne z nas chyba tego nie umie. Zresztą to nieuprzejme i niebezpieczne - mruknęła.
Argena w pewnych kwestiach zgadzała się z Arilyn. Demonicy nie podobał się pomysł wchodzenia do czyichś umysłów, a już całkowicie nie potrafiła by zaakceptować, gdyby ktoś grzebał w jej głowie. Co do kar...
- Coś w tym jest - mruknęła Argena. Demony, chochliki i inne istoty, które całe życie spędziły na służbie, dobrze wiedziały co muszą robić. Ludziom, zwłaszcza wolnym ludziom, którzy chcieli się przysłużyć w walce, należało o tym powiedzieć.
- Zatem informuję wszystkich, że jeśli ktoś się za bardzo upije, otrzyma karę. Wczoraj było znakomicie, nie ma nic złego w kielichu wina lub dwóch na lepszy humor. Musimy jednak pozostawać w gotowości bojowej, więc nie chcę widzieć, że z powodu alkoholu ktoś nie może ustać o własnych siłach... Mamy zapasy wina i będziemy je racjonować. - oznajmiła z uśmiechem. Nie chciała pozbawiać załogi przyjemności wypicia czegoś mocniejszego, ale musieli być trzeźwi.
- Nie ma sprawy, jak to dobrze że takie obwieszczenia tyczą się wszystkich, również ogłaszających. Poza tym, nie ma problemu, możesz racjonować wino jak tylko masz ochotę. - Daik uśmiechnął się zębiasto znad książki. - Pójdę sprawdzić co z tamtymi. - Rzucił jeszcze drakon zanim wyszedł z pojazdu i dołączył do czekających na kolację specyficznych gości.
Demonica otworzyła lekko usta i zdumiona spojrzała na niego, gdy szedł w stronę wyjścia. Wszak spotkanie nie dobiegło jeszcze końca. Zdziwienie jednak trwało tylko przez krótką chwilę i Argena szybko się zreflektowała.
Rozejrzała się po zgromadzonych. Wyglądało na to, ze nikt nie miał już nic do dodania.
- To już chyba wszystko omówilismy, poprośmy naszych nowych znajomych. Potem czekam na raporty, tak jak poprzednio, kto gdzie był i jak mu poszło. Nie ma z tym pośpiechu - mruknęła wstając.
Nie chciała opuszczać pokładu jako pierwsza z obecnych, jeśli ktoś chciał coś od niej indywidualnie, musiała dawać taka mozliwość i pozostać na miejscu.
Arilyn tylko się uśmiechnęła pod nosem do swoich myśli i pokręciła głową rozbawiona ostatnimi słowami Kriha. Prostolinijny gość. Pewnie bywał uparty i wkurzający, ale prostolinijny... Obróciła się w stronę Argeny i reszty. - Jak sądzę wieść o tym, że miasto wróci niebawem do stanu sprzed zniszczenia zmienia nam nieco plany. Bez obaw, to co już wzięliście odtworzy się w mieście, także będą dwa egzemplarze tego. Jak dobrze pójdzie mieszkańcy nic nie stracą, a wy zachowacie wasze łupy. Wyjątkiem jest Daik... Stary, nie sądziłam, że aż taki z ciebie szabrownik... - bąknęła. - Wszystko to nie dotyczy to jednak potężnych magicznych przedmiotów. Na ich duplikację nie ma aż tyle energii, wobec czego jeśli zabraliście coś takiego i właściciel się skapnie, że jesteście w posiadaniu tego to może się domagać zwrotu - dodała. - Jak na mój gust to macie dobrą okazję pozadawać im jakieś pytania. Rozwieją pewnie sporo waszych wątpliwości. Nakarmienie burczącego Kriha za informacje to moim zdaniem bardzo niewielka cena - rzuciła z chytrym uśmiechem.
Velius pokiwał głową na znak, że zgadza się z sugestią elfki - Na pewno mogą mieć wiele ciekawych informacji, trzeba koniecznie przeprowadzić z nimi dłuższą rozmowę - stwierdził. W międzyczasie zaczął przyglądać się przedmiotom, które znalazł, głównie amuletowi i pierścieniom.
Argena miała mieszane uczucia. Z początku sądziła, że ich ekipa zyska znakomitego wojownika, potem przez moment, że będzie ich więcej. Teraz jednak dowiedziała się, że nowo obudzeni zamierzają kontynuować swoje poprzednie plany. Oczywiście dawało się to zrozumieć, ale mimo wszystko było nieco dziwne. Wszak wyglądało na to, że minęło wiele lat, a ostatnio sytuacja na całym świecie nieco się zmieniła.
- Zastanawiam się, co chcą kontynuować. Jakiekolwiek mają, czy też mieli, zadanie do wykonania, to na ile może być aktualne, skoro wszystko zniszczyły najazdy demonów. Oczywiście nie mamy szans konkurować z ich pracodawcą - Argena przyjaźnie spojrzała na Arilyn i uśmiechnęła się delikatnie, jeśli demonica wszystko dobrze zrozumiała, to była to ta sama osoba, dla której niegdyś pracowała elfka - ale powinniśmy spróbować ich zwerbować. Przy takich zniszczeniach na świecie, nie będą mieć dużego wyboru i lepiej im będzie egzystować z innymi, niż samotnie na pustkowiach - powiedziała spokojnie. Obudzeni zdawali się być pewni swego, więc ich zwerbowanie nie zapowiadało się być łatwym zadaniem.
- Małe są na to szanse moim zdaniem - wtrącił Velius - ale jeżeli już mamy próbować, sugerowałbym gadać z archonem... Ale i tak obstawiam, że pójdą swoją własną drogą - stwierdził.
- Jak sądzisz? - spytała Argena, spoglądając na Arilyn. Elfka dobrze znała ich pracodawcę, więc była właściwą osobą na zadanie takiego pytania.
Elfka pacnęła się otwartą dłonią w czoło. Brak spostrzegawczości w wykonaniu Argeny po prostu ją rozwalił. Jeśli dowódca pozwala sobie na takie błędy to elfka miała mizerne widoki na przyszłość... - Wyruszyli wykonać swoje zadanie na długo po mnie. Opóźnienie w ich misji wynosi tylko ok. trzech tygodni. Tyle też czasu to miasto stoi w ruinie. Nie kilka lat, tylko 3 tygodnie. I na pewno nie uda ci się ich zwerbować. Mają ważne zadanie od Mistrza Darkninga i nie zrezygnują z niego choćby zwaliła się tu nam na głowy cała armia demonów - powiedziała. - I dodam, że w kwestii werbunku nikt nie przebije ceny Darkninga - elfka nie była głupia. Ludzi, którzy zdradzali Darkninga zwykle czekał los gorszy od śmierci. Z kolei ci, którzy byli po jego stronie nie mogli sobie wymarzyć lepszego układu między pracodawcą i pracownikiem. - Możesz skorzystać z ich wiedzy, spytać czy potrzebują czegoś na drogę co być może mamy w swoim posiadaniu, poprosić o jakąś przysługę. Jeśli nasza droga będzie wiodła w odpowiednim kierunku być może kawałek zabiorą się z nami o ile nie opóźnimy ich za bardzo. Ale o werbunku zapomnij. Miasto wróci do stanu sprzed trzech tygodni i się rozejdziemy najprawdopodobniej - mruknęła.
- Nie przesadzajcie, nie mam aż takich umiejętności szabrowniczych, na dodatek jak widać, połowę z tego co przyniosłem już trzeba zabrać, niemalże łamiecie mi tym serce, chociaż z tego że udało się zregenerować driadę jako normalną jakoś się cieszę. Cała zmutowana nie wyglądała zbyt pięknie, ale dwa granaty załatwiły sprawę. No a teraz w porównaniu to wygląda iście kwitnąco. - Drakon przewiesił nogę przez poręcz fotela. - Jeśli to oni wstrzymali to miasto, to mogliby przejrzeć to żelastwo które przyniosłem, wziąć to co swoje, a resztę zwyczajnie zidentyfikować, miło by było wiedzieć czym dokładnie dysponujemy i czy ma to w sobie coś pozytywnego. No i oczywiście taka drobna sugestia, skoro ten archon był w stanie wstrzymać całe miasto... to może będzie w stanie odpowiednio zakląć ten, no, jak mu tam, adamanit. Ktoś jeszcze uważa to za dobry pomysł? No i przeproście driadę ode mnie, lepiej się nie będę jej na oczy pokazywał, nasze ostatnie spotkanie było dość gorące i wybuchowe. - Inżynier skończył mówić i stracił zainteresowanie towarzystwem, skoro nie musiał już wymyślać co zrobić z sercem driady, zwyczajnie wziął do ręki książkę o metalurgii.
- Nie sądzę by driada miała do ciebie jakieś wąty z tego tytułu. Była bardzo mocno skażona mocą śmierci jak sądzę, więc w sumie niewiele więcej mógłbyś zrobić. Choć sądzę, że nawet wtedy mógłbyś postraszyć ją jakimś ogniem i byś mógł z nią rozmawiać zamiast walczyć - powiedziała patrząc na drakona.
Argena spojrzała na Daikonsstrana z ukosa. Nie znała szczegółów jego spotkania z driadą, ale nie brzmiało to na najlepiej jak na początek sojuszu i współpracy. Nie podobało jej się obecne zachowanie Drakona, ale rozumiała go. Każdy był by zdenerwowany, gdyby musiał oddać wszystko co dopiero znalazł.
- Jeśli, nasi znajomi są tak potężni, że dadzą radę wznowić miasto, to czy poradzą coś na naszych zamienionych w kamień załogantów? - spytała spoglądając to na Arilyn oraz łowców.
- Ich musisz pytać. Być może ów archon... Albo driada. Kriha i Ankha nie pytaj. To mięśniaki, a nie mózgowcy - powiedziała.
- I jeszcze jedno. Nie wiedzieliście - Argena spojrzała na Barta, a potem na wszystkich zgromadzonych - a powinnam wam była powiedzieć. Podstawiła prawą dłoń pod ucho, aby palcami podtrzymać swój kolczyk i dobrze go zaprezentowała. Miała duże złote kolczyki z pokaźnymi rubinami, a zarówno odlew drogocennego metalu jak i klejnot miały kształt rombu.
- Moje kolczyki są magiczne i dzięki nim doskonale wszystko słyszę. Bez trudu wyłapię swoje imię, albo inne kluczowe słowa. Nie trzeba krzyczeć na alarm, wystarczy powiedzieć, a ja usłyszę. Nikt o tym nie wiedział, więc nie mam pretensji, ale tak na przyszłość - powiedziała spokojnie Argena. Odniosła się tutaj do niedawnej sytuacji z Bartem. Wcześniej odwołała jego karę, więc nie było sensu tego powtarzać.
- Em... Jasne - bąknął cicho Bart.
Demonica uśmiechnęła się do niego szczerze, aby pokazać, że już się nie gniewa.
- Na przyszłość ogłoś to wszystkim zanim będziesz chciała kogokolwiek za cokolwiek karać. W przeciwnym razie to twoja wina, a nie jego - mruknęła Arilyn. Wyobraziła sobie Argenę szorującą na kolanach ufajdaną łazienkę. - Co prawda znam istoty, które potrafią wyrwać komuś informacje prosto z głowy, ale żadne z nas chyba tego nie umie. Zresztą to nieuprzejme i niebezpieczne - mruknęła.
Argena w pewnych kwestiach zgadzała się z Arilyn. Demonicy nie podobał się pomysł wchodzenia do czyichś umysłów, a już całkowicie nie potrafiła by zaakceptować, gdyby ktoś grzebał w jej głowie. Co do kar...
- Coś w tym jest - mruknęła Argena. Demony, chochliki i inne istoty, które całe życie spędziły na służbie, dobrze wiedziały co muszą robić. Ludziom, zwłaszcza wolnym ludziom, którzy chcieli się przysłużyć w walce, należało o tym powiedzieć.
- Zatem informuję wszystkich, że jeśli ktoś się za bardzo upije, otrzyma karę. Wczoraj było znakomicie, nie ma nic złego w kielichu wina lub dwóch na lepszy humor. Musimy jednak pozostawać w gotowości bojowej, więc nie chcę widzieć, że z powodu alkoholu ktoś nie może ustać o własnych siłach... Mamy zapasy wina i będziemy je racjonować. - oznajmiła z uśmiechem. Nie chciała pozbawiać załogi przyjemności wypicia czegoś mocniejszego, ale musieli być trzeźwi.
- Nie ma sprawy, jak to dobrze że takie obwieszczenia tyczą się wszystkich, również ogłaszających. Poza tym, nie ma problemu, możesz racjonować wino jak tylko masz ochotę. - Daik uśmiechnął się zębiasto znad książki. - Pójdę sprawdzić co z tamtymi. - Rzucił jeszcze drakon zanim wyszedł z pojazdu i dołączył do czekających na kolację specyficznych gości.
Demonica otworzyła lekko usta i zdumiona spojrzała na niego, gdy szedł w stronę wyjścia. Wszak spotkanie nie dobiegło jeszcze końca. Zdziwienie jednak trwało tylko przez krótką chwilę i Argena szybko się zreflektowała.
Rozejrzała się po zgromadzonych. Wyglądało na to, ze nikt nie miał już nic do dodania.
- To już chyba wszystko omówilismy, poprośmy naszych nowych znajomych. Potem czekam na raporty, tak jak poprzednio, kto gdzie był i jak mu poszło. Nie ma z tym pośpiechu - mruknęła wstając.
Nie chciała opuszczać pokładu jako pierwsza z obecnych, jeśli ktoś chciał coś od niej indywidualnie, musiała dawać taka mozliwość i pozostać na miejscu.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Arilyn Faerith
Elfka zobaczyła minę Argeny, gdy Daik udał się w stronę wyjścia - Wydaje mi się, że niebawem zrozumiesz w pełni co miałam na myśli, gdy mówiłam ci o dowodzeniu. Póki co dowódcą jesteś nominalnie. Być może wśród demonów to wystarcza, nie wiem. Ale w tym świecie nie wystarcza mianowanie. Łowcy Dusz służą Vesarowi. Słuchają cię bo to istoty ładu i nie chcą zawieść zaufania swojego dowódcy - Vesara. Pozostali słuchają cię, bo rozumieją potrzebę wspólnego działania, ale jeszcze nie masz ich zaufania i oddania - powiedziała cicho do demonicy. Mówiła tak by tylko Argena ją słyszała. Elfka nie miała interesu w pogarszaniu sytuacji Argeny. Wystarczyło, że dowódczyni sama waliła gafy. Demonica ostatnio na własnej skórze doświadczała tego co znaczy zetknąć się z rzeczywistością. Elfka miała z tym niejakie doświadczenie... I miękkie serce, więc starała się mimo wszystko nieco złagodzić kolejne upadki demonicy. W końcu gdyby w trakcie ich sparingu nie pokonała Argeny tak pokazowo, zapewne ktoś inny znacznie brutalniej i ze znacznie mniejszą finezją skopałby Argenie zadek i zakopał pod metrową warstwą ziemi, a tak demonica poznała swoje granice. Jeśli im się poszczęści do końca tego zwiadu Argena wyjdzie na ludzi i może nawet zyska zaufanie załogi... Elfka była optymistką.
[-----]
Gdy po pewnym czasie elfka skierowała się z powrotem do wnętrza Podróżnika usłyszała prowadzoną tam rozmowę. Jednego głosu nie poznała. To mogło znaczyć, że obudziła się driada.
- Wszędzie się ktoś plącze, szukając krwi - mruknęła driada i znów upiła parę łyków wina. - Ja nie o tym.. nie znasz się zapewne na energii, panie konstruktor? - zapytała driada. Liście na jej ciele zaszeleściły i pociemniały.
- Zależy jakiej, jeśli chodzi o magiczną, to dość przeciętnie, wręcz zerowo, jeśli chodzi o energię pozyskiwaną choćby ze spalania, to już nieco lepiej. O którą pytasz? - drakon też upił nieco, nie miał ochoty za bardzo na wino, ale towarzysko czasem można
Elfka właśnie pogwizdując pod nosem znalazła się w pojeździe. Przerwała melodię patrząc na driadę i Daika pijących razem wino. Uniosła jedną brew. - Czyli znowu miałam rację - bąknęła ni stąd ni zowąd.
- Z czym miałaś rację? - zwrócił się drakon do elfki, gdy doszły go jej słowa, pojazd nie był znowu aż tak olbrzymi.
- Że Berenthe cię nie zje - mruknęła.
- Jak będę potrzebować zagrychy to to rozważę - bąknęła driada.
- No tak, chyba miałaś rację, ale do kolacji jeszcze nie doszliśmy - powiedział Daik podsuwając driadzie owoce na talerzu.
- O, może być - mruknęła Driada. - A tak w ogóle moi towarzysze pewnie mnie już przedstawili, ale.. - machnęła ręką. - Zwę się Berenthe i nie, większość driad nie zachowuje sie w ten sposób, po prostu za długie przebywanie w otoczeniu Kriha źle na mnie wpływa…
Elfka wzięła się pod boki i spojrzała na driadę krytycznie. - Wydaje mi się, że picie wina tuż po przebudzeniu jest niezbyt zdrowe - mruknęła.
- Po odrodzeniu jeśli łaska. Była martwa, nie spałam - mruknęła driada. - Teraz jak tu leżałam też technicznie byłam w stanie półmartwym.
- Daikonsstran, a to jest Arylin. - przedstawił Podróżnikową stronę towarzystwa inżynier. - Tak mi się zdawało, ale nie miałem zbyt wielu opcji wtedy, no i wino ponoć jest dobre na regenerację krwi, a chyba straciła jej sporo, z tego co widziałem nawet powiedziałbym całą, no i wybacz że najpierw poznałem Cię tak od wewnątrz. - przez jego głowę przemknęła wizja zmutowanej driady rozerwanej granatem.
Elfka spojrzała jeszcze krytycznie na Daika i pokręciła głową. - Arilyn Faerith. Humorystycznie dodam: Obcięta Dłoń Darkantropii - powiedziała dziewczyna odwracając się w stronę driady. - O ile nie jest to magiczne wino to prędzej się schlejesz niż wyzdrowiejesz. Bez względu na to czy byłaś martwa czy spałaś - mruknęła elfka. Uśmiechnęła się na koniec. Zdała sobie sprawę z tego, że zebrało jej się na matkowanie załodze... To niezdrowe...
- Ta wiem - mruknęła driada. - Chcę pospać, ale jestem zbyt rozstrojona nerwowo na to... - odparła elfce, po czym zwróciła się do Daikonnstrana. - Taaa... pokaż kotku, co masz w środku, rozebrałeś mnie granatem na pierwszej randce, perwrsr.. pr... diabli... wypiłam za dużo - bąknęła driada i odstawiła filiżankę. Nie wypiła nawet połowy. Liście na jej ciele zatrzęsły się lekko. Driada zamilkła, położyła się, nakryła i zasnęła twardo.
- No to by było tyle na temat szkodliwości alkoholu, usnęła jak dziecko mimo rozstroju. Jest to niewątpliwy plus, nie sądzisz? - Uśmiechnął się do elfki i dopił filiżankę.
Elfka westchnęła ciężko. - I to by było na tyle. Ankh miał rację, gdy powiedział, że Krih boi się przy niej głos podnosić - mruknęła.
- No cóż, zapamiętam na przyszłość, żadnych granatów, a teraz proponuję się przenieść i dać jej pospać. - inżynier wstał ze swojego miejsca
- Jest pijana. Nie obudzisz jej tak łatwo. Ale za to będzie miała kaca jak sądzę... - skwitowała. Powąchała zawartość szklanki, z której piła driada. Rozejrzała się gdzie to draństwo wylać.
- Poszukam czegoś, może uda mi się dla niej na rano odtrutkę stworzyć i problemu kaca nie będzie wcale.
- Załatw jej kefir jakiś. Zsiadłe mleko... - westchnęła elfka. - Boję się pomyśleć co też możesz wymyślić - bąknęła. Wpierw na przywitanie granat, a teraz po przebudzeniu wino... Daika nie można zostawiać samego.
- Spokojnie, jeśli trzeba umiem uwarzyć mikstury leczące, regenerujące manę, odtruwające, skonstruować parę mniej lub bardziej niebezpiecznych zabawek, naprawić Podróżnika, czy ustrzelić co nieco.
- Spokojnie, gdzieś tam był sklep alchemiczny, przejdę się po składniki i na rano jej zrobię miksturkę taką że nie poczuje nawet że piła wino. No dobrze, rozumiem że masz prawo mi nie ufać, w końcu te moje ogniste powitania i tak dalej, ale dam radę. - Daik uśmiechał się spokojnie.
Elfka uniosła brew - Nie tyle ci nie ufam, co do trzech razy sztuka. Masz dziwny talent Daik. Wpierw granat, teraz wino. Boje się co będzie trzecie - powiedziała.
- No do trzech razy sztuka, kiedyś muszę w końcu zrobić dobre wrażenie, prawda? Poza tym, o dziwo naprawdę nie mam ochoty zabijać tej driady. Szkoda mi się jej tam zrobiło w więzieniu, czasem żałuję że tak mało wiem o magicznych istotach. - mruknął drakon
Elfka spojrzała na niego z uśmiechem rozbawienia - Driada to istota powiązana z roślinami. Rośliny z natury obawiają się ognia. Wystarczyło ją nastraszyć ogniem bez granatu... I zamiast ognistego powitania mógłbyś z nią porozmawiać jak sądzę - powiedziała. - Bo stan w jakim była raczej nie odjął jej inteligencji - dodała
- No tu będę polemizował, miała mord w oczach, była wielkości Pimpusia i kroczyła prosto na mnie, łatwo mówić że wystarczyło nastraszyć, ale wcześniej rozwaliłem nieco to drzewo, które tam rosło, wiedziałaś że wpijało się w niektóre ofiary i wysysało z nich wszystko aż zostały same suche kości? - lekko wzdrygnął się na wspomnienie. - Na koniec próbowało sięgnąć i mnie jak dobrze kojarzę.
- Hmm... Wydaje mi się, że być może to ja stałam się mniej wrażliwa na takie przygody niż pozostałe istoty - bąknęła do siebie. - Nie pomyślałam, że mogłeś działać odruchowo - dodała.
- Coś w tym jest, wiesz, zazwyczaj siedzę za sterami, w warsztacie albo coś majstruję, pewnie że jeśli trzeba to próbuję o siebie zadbać, ale kiedyś robiłem zabawki dla dzieci, uwierzyłabyś?
Arilyn zrobiła glupią minę. - Powtórz to bo średnio sobie ciebie wyobrażam nad zabawkami - bąknęla.
- Żyłem z robienia zabawek, takich jak na statku, nakręcane i takie tam, widziałaś tą replikę bitwy? No więc zazwyczaj robiłem coś mniejszego, albo z drewna. Naprawdę. - Daik nieco się zasmucił, tęsknił za tamtymi prostymi czasami.
- Co sprawiło, że się przekwalifikowałeś? - spytała.
- No cóż, fala demonów miała tutaj znaczący wpływ, zwłaszcza że zwiałem z warsztatu z tym co mogłem na golema zapakować, a potem nie miałem za bardzo wyboru.
- A czyli umiejętności majstrowania bomb nabyłeś w międzyczasie montowania zabawek? - bąknąła.
- Oczywiście, to podobna wiedza, trzeba tylko wiedzieć jak ją użyć, można na wiele różnych sposobów, kwestia leży w nie używaniu jej tak jak nie należy, ale to wiedza, wiedza jest czysta, ale jej użycie już nie.
- Cóż, masz rację - zerknęła na śpiącą driadę. - Co prowadzi do konkluzji, że musimy dowiedzieć się więcej o driadach by na przyszłość nie pchać w nie niepotrzebnie alkoholu... Zresztą, czy Argena nie brzęczała coś czasem na temat karania tych którzy się upijają? - bąknęła.
- Tyczyło tylko członków załogi to raz, a dwa, ona się nie upiła, ona odpoczywa i regeneruje siły. Nie sądzisz? - Daik uśmiechał się szeroko
- Jak na mój gust to była pijana, gdy zasypiała - mruknęła elfka. Nachyliła się nad driadą. - Ale w tym wypadku i tak lepiej, że śpi. Szkoda, że przez alkohol - skrzywiła się. - Sen po alkoholu nie ma zupełnie żadnych wartości regeneracyjnych - dodała. Machnęła ręką. - Ale że nie znam się na driadach to mam nadzieję, że jest jak mówisz - powiedziała. - Chodź... Pomogę ci ze zdobyciem składników na napój antykacowy dla niej - powiedziała elfka.
- Jak się pospieszymy to nie powinno to tak długo zając. Chyba nie ma sensu brać Pimpusia. Pilnuj wszystkiego. - zwrócił się do Golema i już był gotowy do drogi.
- Dobra. Sądzę, że we dwoje będziemy mobilniejsi. Swoją drogą od ilu lat masz Pimpusia? Taki golem wydaje się być wyjątkowo użyteczny - powiedziała kierując się do wyjścia z Podróżnika.
Nim Daikonnstran i Arilyn zdołali ruszyć na zewnątrz stwierdzili, że liście na ciele driady powoli odzyskują normalną barwę. Widać jej organizm juz poradził sobie ze skutkami alkoholu...
- Jeśli chcesz możemy polecieć, od biedy się utrzymam na skrzydłach. Ciężko powiedzieć, siedem, dziesięć lat. Hmm chyba jest szybsza w te klocki niż myśleliśmy.
- Hmm... Mnie się nie spieszy... Ale hmm... Żałuję, że nie miałam zajęć związanych z truciznami - mruknęła zerkając na driadę. - Wygląda na to, że jej organizm pozbył się trucizny - wróciła by znów nachylić się nad driadą. Elfka była w kropce.
Driada westchnęła cicho i uśmiechnęła się przez sen.
- Wiesz co, mimo wszystko antykacowe coś albo cokolwiek leczniczego się przyda, jeśli atmosfera ma być jeszcze bardziej gorąca. - szepnął drakon.
- Co masz na myśli mówiąc gorąca? - spytała elfka.
- Mówię o zwiadzie.
Elfka która właśnie wyglądała jak wybitna pani profesor na uniwersytecie - brakowało jej tylko okularów - obróciła głowę w stronę Daika. - Znasz przepis na miksturę nasenną działającą na demony? - spytała z błyskiem w oku.
- Noo nie, nie miałem okazji eksperymentować, ale mogę spróbować coś wymyśleć na szybko, ale nie wiem czy mi z tego trutka nie wyjdzie. - powiedział cicho inżynier.
- Sam środek nasenny. Sądzę, że przy skutkowaniu na istoty żywe podziała i na Argenę. Mówiłeś w końcu wcześniej, że będziesz pędził bimber - dodała wyszczerzona.
- No cóż, właściwie to już jest zacier prawie nastawiony, ale ćśśś, mamy przecież mieć wydzielane wyłącznie wino . - uśmiechnął się spokojnie
Driada przeciągnęła się ,zarzuciła ręce na szyję Arilyn i przytuliła do siebie.
- Sądzę... - elfka została zatkana. Zamachała rękami i wylądowała gdzie nie trzeba. - Daik... Ratunku... - pisnęła szeptem.
Daik podszedł do zwitka elfio-driadowego, słyszał pogłoski, ale żeby aż tak lecieć na drzewa? Delikatnie pazurami zaczął rozsuwać dłonie driady, tak żeby móc wyswobodzić Arilyn, lekko łaskotał przy tym miłośniczkę elfów po dłoniach, żeby uznała jego dłonie jedynie za łaskotanie trawy przez sen.
Driada uśmiechnęła się i obróciła na bok. Razem z Arilyn, wciągając ją pod derkę. Wymamrotała coś na kształt "nie oddam"... i spała dalej.
Daik mógł wiele zrozumieć, ale to przechodziło już jego pojęcie. Zaszedł ją od innej strony, zaczął łaskotać po stopach, z pewnej odległości, tak żeby nie zarobić w nos wierzgającą stopą. Przy okazji myślał gorączkowo czy mieli na Podróżniku jakiegoś przytulaka.
Elfka westchnęła. - Jak to nie pomoże to zdejmij mi buty - bąknęła cicho. - Ja nie sięgam - dodała.
- Spokojnie, może ktoś skądś pluszaka przyniósł, jak nie pomoże pójdę poszukać, jak nie pomoże to dopiero was spać położę. - odparł drakon.
Driada parsknęła i przesunęła nogi. Jedną umieściła na biodrze elfki.
To najwyraźniej nie pomagało, poszedł poszukać czegoś, co przypominała misia czy czegokolwiek, pozwalającego elfce się zamienić.
Elfka znów westchnęła. Zaczęła udawać, że nic się nie stało. - Sądzę, że jeśli Argena czepiła się wina to i bimbru się w końcu uczepi - powiedziała cicho.
Daikonnstran znalazł jedynie dwa jaśki.
- Pewnie tak, ale jeśli czegoś chce to niech to powie, jasno, otwarcie i wyraźnie, a nie każe się domyślać. - Teatralnie odszepnął ze sterty zdobyczy, skąd udało się wydobyć dwa jaśki. - Spróbuj tego, ja ją połaskoczę.
Elfka ostrożnie chwyciła jaśka tak by nie zbudzić driady. Żeby zamienić się z jaśkiem miejscami driada musiałaby ją puścić. Dziewczyna nie była pewna czy to się uda.
Po paru minutach kombinacji Arilyn została zastąpiona jaśkiem.
- Uff... - elfka odetchnęła stojąc już na własnych nogach na podłodze. Zachowała bezpieczny dystans. - Wiesz, od jakiegoś już czasu staram sie to Argenie wbić do głowy - bąknęła.
- Ok pani poduszko, darujmy sobie dzisiaj wyprawę i proponuję za przykładem driady iść spać. - mruknął
- Elfy mają powinowactwo do drzew - mruknęła nieco skonsternowana elfka. Machnęła ręką kontynuując udawanie, że nic się nie wydarzyło.
Elfka zobaczyła minę Argeny, gdy Daik udał się w stronę wyjścia - Wydaje mi się, że niebawem zrozumiesz w pełni co miałam na myśli, gdy mówiłam ci o dowodzeniu. Póki co dowódcą jesteś nominalnie. Być może wśród demonów to wystarcza, nie wiem. Ale w tym świecie nie wystarcza mianowanie. Łowcy Dusz służą Vesarowi. Słuchają cię bo to istoty ładu i nie chcą zawieść zaufania swojego dowódcy - Vesara. Pozostali słuchają cię, bo rozumieją potrzebę wspólnego działania, ale jeszcze nie masz ich zaufania i oddania - powiedziała cicho do demonicy. Mówiła tak by tylko Argena ją słyszała. Elfka nie miała interesu w pogarszaniu sytuacji Argeny. Wystarczyło, że dowódczyni sama waliła gafy. Demonica ostatnio na własnej skórze doświadczała tego co znaczy zetknąć się z rzeczywistością. Elfka miała z tym niejakie doświadczenie... I miękkie serce, więc starała się mimo wszystko nieco złagodzić kolejne upadki demonicy. W końcu gdyby w trakcie ich sparingu nie pokonała Argeny tak pokazowo, zapewne ktoś inny znacznie brutalniej i ze znacznie mniejszą finezją skopałby Argenie zadek i zakopał pod metrową warstwą ziemi, a tak demonica poznała swoje granice. Jeśli im się poszczęści do końca tego zwiadu Argena wyjdzie na ludzi i może nawet zyska zaufanie załogi... Elfka była optymistką.
[-----]
Gdy po pewnym czasie elfka skierowała się z powrotem do wnętrza Podróżnika usłyszała prowadzoną tam rozmowę. Jednego głosu nie poznała. To mogło znaczyć, że obudziła się driada.
- Wszędzie się ktoś plącze, szukając krwi - mruknęła driada i znów upiła parę łyków wina. - Ja nie o tym.. nie znasz się zapewne na energii, panie konstruktor? - zapytała driada. Liście na jej ciele zaszeleściły i pociemniały.
- Zależy jakiej, jeśli chodzi o magiczną, to dość przeciętnie, wręcz zerowo, jeśli chodzi o energię pozyskiwaną choćby ze spalania, to już nieco lepiej. O którą pytasz? - drakon też upił nieco, nie miał ochoty za bardzo na wino, ale towarzysko czasem można
Elfka właśnie pogwizdując pod nosem znalazła się w pojeździe. Przerwała melodię patrząc na driadę i Daika pijących razem wino. Uniosła jedną brew. - Czyli znowu miałam rację - bąknęła ni stąd ni zowąd.
- Z czym miałaś rację? - zwrócił się drakon do elfki, gdy doszły go jej słowa, pojazd nie był znowu aż tak olbrzymi.
- Że Berenthe cię nie zje - mruknęła.
- Jak będę potrzebować zagrychy to to rozważę - bąknęła driada.
- No tak, chyba miałaś rację, ale do kolacji jeszcze nie doszliśmy - powiedział Daik podsuwając driadzie owoce na talerzu.
- O, może być - mruknęła Driada. - A tak w ogóle moi towarzysze pewnie mnie już przedstawili, ale.. - machnęła ręką. - Zwę się Berenthe i nie, większość driad nie zachowuje sie w ten sposób, po prostu za długie przebywanie w otoczeniu Kriha źle na mnie wpływa…
Elfka wzięła się pod boki i spojrzała na driadę krytycznie. - Wydaje mi się, że picie wina tuż po przebudzeniu jest niezbyt zdrowe - mruknęła.
- Po odrodzeniu jeśli łaska. Była martwa, nie spałam - mruknęła driada. - Teraz jak tu leżałam też technicznie byłam w stanie półmartwym.
- Daikonsstran, a to jest Arylin. - przedstawił Podróżnikową stronę towarzystwa inżynier. - Tak mi się zdawało, ale nie miałem zbyt wielu opcji wtedy, no i wino ponoć jest dobre na regenerację krwi, a chyba straciła jej sporo, z tego co widziałem nawet powiedziałbym całą, no i wybacz że najpierw poznałem Cię tak od wewnątrz. - przez jego głowę przemknęła wizja zmutowanej driady rozerwanej granatem.
Elfka spojrzała jeszcze krytycznie na Daika i pokręciła głową. - Arilyn Faerith. Humorystycznie dodam: Obcięta Dłoń Darkantropii - powiedziała dziewczyna odwracając się w stronę driady. - O ile nie jest to magiczne wino to prędzej się schlejesz niż wyzdrowiejesz. Bez względu na to czy byłaś martwa czy spałaś - mruknęła elfka. Uśmiechnęła się na koniec. Zdała sobie sprawę z tego, że zebrało jej się na matkowanie załodze... To niezdrowe...
- Ta wiem - mruknęła driada. - Chcę pospać, ale jestem zbyt rozstrojona nerwowo na to... - odparła elfce, po czym zwróciła się do Daikonnstrana. - Taaa... pokaż kotku, co masz w środku, rozebrałeś mnie granatem na pierwszej randce, perwrsr.. pr... diabli... wypiłam za dużo - bąknęła driada i odstawiła filiżankę. Nie wypiła nawet połowy. Liście na jej ciele zatrzęsły się lekko. Driada zamilkła, położyła się, nakryła i zasnęła twardo.
- No to by było tyle na temat szkodliwości alkoholu, usnęła jak dziecko mimo rozstroju. Jest to niewątpliwy plus, nie sądzisz? - Uśmiechnął się do elfki i dopił filiżankę.
Elfka westchnęła ciężko. - I to by było na tyle. Ankh miał rację, gdy powiedział, że Krih boi się przy niej głos podnosić - mruknęła.
- No cóż, zapamiętam na przyszłość, żadnych granatów, a teraz proponuję się przenieść i dać jej pospać. - inżynier wstał ze swojego miejsca
- Jest pijana. Nie obudzisz jej tak łatwo. Ale za to będzie miała kaca jak sądzę... - skwitowała. Powąchała zawartość szklanki, z której piła driada. Rozejrzała się gdzie to draństwo wylać.
- Poszukam czegoś, może uda mi się dla niej na rano odtrutkę stworzyć i problemu kaca nie będzie wcale.
- Załatw jej kefir jakiś. Zsiadłe mleko... - westchnęła elfka. - Boję się pomyśleć co też możesz wymyślić - bąknęła. Wpierw na przywitanie granat, a teraz po przebudzeniu wino... Daika nie można zostawiać samego.
- Spokojnie, jeśli trzeba umiem uwarzyć mikstury leczące, regenerujące manę, odtruwające, skonstruować parę mniej lub bardziej niebezpiecznych zabawek, naprawić Podróżnika, czy ustrzelić co nieco.
- Spokojnie, gdzieś tam był sklep alchemiczny, przejdę się po składniki i na rano jej zrobię miksturkę taką że nie poczuje nawet że piła wino. No dobrze, rozumiem że masz prawo mi nie ufać, w końcu te moje ogniste powitania i tak dalej, ale dam radę. - Daik uśmiechał się spokojnie.
Elfka uniosła brew - Nie tyle ci nie ufam, co do trzech razy sztuka. Masz dziwny talent Daik. Wpierw granat, teraz wino. Boje się co będzie trzecie - powiedziała.
- No do trzech razy sztuka, kiedyś muszę w końcu zrobić dobre wrażenie, prawda? Poza tym, o dziwo naprawdę nie mam ochoty zabijać tej driady. Szkoda mi się jej tam zrobiło w więzieniu, czasem żałuję że tak mało wiem o magicznych istotach. - mruknął drakon
Elfka spojrzała na niego z uśmiechem rozbawienia - Driada to istota powiązana z roślinami. Rośliny z natury obawiają się ognia. Wystarczyło ją nastraszyć ogniem bez granatu... I zamiast ognistego powitania mógłbyś z nią porozmawiać jak sądzę - powiedziała. - Bo stan w jakim była raczej nie odjął jej inteligencji - dodała
- No tu będę polemizował, miała mord w oczach, była wielkości Pimpusia i kroczyła prosto na mnie, łatwo mówić że wystarczyło nastraszyć, ale wcześniej rozwaliłem nieco to drzewo, które tam rosło, wiedziałaś że wpijało się w niektóre ofiary i wysysało z nich wszystko aż zostały same suche kości? - lekko wzdrygnął się na wspomnienie. - Na koniec próbowało sięgnąć i mnie jak dobrze kojarzę.
- Hmm... Wydaje mi się, że być może to ja stałam się mniej wrażliwa na takie przygody niż pozostałe istoty - bąknęła do siebie. - Nie pomyślałam, że mogłeś działać odruchowo - dodała.
- Coś w tym jest, wiesz, zazwyczaj siedzę za sterami, w warsztacie albo coś majstruję, pewnie że jeśli trzeba to próbuję o siebie zadbać, ale kiedyś robiłem zabawki dla dzieci, uwierzyłabyś?
Arilyn zrobiła glupią minę. - Powtórz to bo średnio sobie ciebie wyobrażam nad zabawkami - bąknęla.
- Żyłem z robienia zabawek, takich jak na statku, nakręcane i takie tam, widziałaś tą replikę bitwy? No więc zazwyczaj robiłem coś mniejszego, albo z drewna. Naprawdę. - Daik nieco się zasmucił, tęsknił za tamtymi prostymi czasami.
- Co sprawiło, że się przekwalifikowałeś? - spytała.
- No cóż, fala demonów miała tutaj znaczący wpływ, zwłaszcza że zwiałem z warsztatu z tym co mogłem na golema zapakować, a potem nie miałem za bardzo wyboru.
- A czyli umiejętności majstrowania bomb nabyłeś w międzyczasie montowania zabawek? - bąknąła.
- Oczywiście, to podobna wiedza, trzeba tylko wiedzieć jak ją użyć, można na wiele różnych sposobów, kwestia leży w nie używaniu jej tak jak nie należy, ale to wiedza, wiedza jest czysta, ale jej użycie już nie.
- Cóż, masz rację - zerknęła na śpiącą driadę. - Co prowadzi do konkluzji, że musimy dowiedzieć się więcej o driadach by na przyszłość nie pchać w nie niepotrzebnie alkoholu... Zresztą, czy Argena nie brzęczała coś czasem na temat karania tych którzy się upijają? - bąknęła.
- Tyczyło tylko członków załogi to raz, a dwa, ona się nie upiła, ona odpoczywa i regeneruje siły. Nie sądzisz? - Daik uśmiechał się szeroko
- Jak na mój gust to była pijana, gdy zasypiała - mruknęła elfka. Nachyliła się nad driadą. - Ale w tym wypadku i tak lepiej, że śpi. Szkoda, że przez alkohol - skrzywiła się. - Sen po alkoholu nie ma zupełnie żadnych wartości regeneracyjnych - dodała. Machnęła ręką. - Ale że nie znam się na driadach to mam nadzieję, że jest jak mówisz - powiedziała. - Chodź... Pomogę ci ze zdobyciem składników na napój antykacowy dla niej - powiedziała elfka.
- Jak się pospieszymy to nie powinno to tak długo zając. Chyba nie ma sensu brać Pimpusia. Pilnuj wszystkiego. - zwrócił się do Golema i już był gotowy do drogi.
- Dobra. Sądzę, że we dwoje będziemy mobilniejsi. Swoją drogą od ilu lat masz Pimpusia? Taki golem wydaje się być wyjątkowo użyteczny - powiedziała kierując się do wyjścia z Podróżnika.
Nim Daikonnstran i Arilyn zdołali ruszyć na zewnątrz stwierdzili, że liście na ciele driady powoli odzyskują normalną barwę. Widać jej organizm juz poradził sobie ze skutkami alkoholu...
- Jeśli chcesz możemy polecieć, od biedy się utrzymam na skrzydłach. Ciężko powiedzieć, siedem, dziesięć lat. Hmm chyba jest szybsza w te klocki niż myśleliśmy.
- Hmm... Mnie się nie spieszy... Ale hmm... Żałuję, że nie miałam zajęć związanych z truciznami - mruknęła zerkając na driadę. - Wygląda na to, że jej organizm pozbył się trucizny - wróciła by znów nachylić się nad driadą. Elfka była w kropce.
Driada westchnęła cicho i uśmiechnęła się przez sen.
- Wiesz co, mimo wszystko antykacowe coś albo cokolwiek leczniczego się przyda, jeśli atmosfera ma być jeszcze bardziej gorąca. - szepnął drakon.
- Co masz na myśli mówiąc gorąca? - spytała elfka.
- Mówię o zwiadzie.
Elfka która właśnie wyglądała jak wybitna pani profesor na uniwersytecie - brakowało jej tylko okularów - obróciła głowę w stronę Daika. - Znasz przepis na miksturę nasenną działającą na demony? - spytała z błyskiem w oku.
- Noo nie, nie miałem okazji eksperymentować, ale mogę spróbować coś wymyśleć na szybko, ale nie wiem czy mi z tego trutka nie wyjdzie. - powiedział cicho inżynier.
- Sam środek nasenny. Sądzę, że przy skutkowaniu na istoty żywe podziała i na Argenę. Mówiłeś w końcu wcześniej, że będziesz pędził bimber - dodała wyszczerzona.
- No cóż, właściwie to już jest zacier prawie nastawiony, ale ćśśś, mamy przecież mieć wydzielane wyłącznie wino . - uśmiechnął się spokojnie
Driada przeciągnęła się ,zarzuciła ręce na szyję Arilyn i przytuliła do siebie.
- Sądzę... - elfka została zatkana. Zamachała rękami i wylądowała gdzie nie trzeba. - Daik... Ratunku... - pisnęła szeptem.
Daik podszedł do zwitka elfio-driadowego, słyszał pogłoski, ale żeby aż tak lecieć na drzewa? Delikatnie pazurami zaczął rozsuwać dłonie driady, tak żeby móc wyswobodzić Arilyn, lekko łaskotał przy tym miłośniczkę elfów po dłoniach, żeby uznała jego dłonie jedynie za łaskotanie trawy przez sen.
Driada uśmiechnęła się i obróciła na bok. Razem z Arilyn, wciągając ją pod derkę. Wymamrotała coś na kształt "nie oddam"... i spała dalej.
Daik mógł wiele zrozumieć, ale to przechodziło już jego pojęcie. Zaszedł ją od innej strony, zaczął łaskotać po stopach, z pewnej odległości, tak żeby nie zarobić w nos wierzgającą stopą. Przy okazji myślał gorączkowo czy mieli na Podróżniku jakiegoś przytulaka.
Elfka westchnęła. - Jak to nie pomoże to zdejmij mi buty - bąknęła cicho. - Ja nie sięgam - dodała.
- Spokojnie, może ktoś skądś pluszaka przyniósł, jak nie pomoże pójdę poszukać, jak nie pomoże to dopiero was spać położę. - odparł drakon.
Driada parsknęła i przesunęła nogi. Jedną umieściła na biodrze elfki.
To najwyraźniej nie pomagało, poszedł poszukać czegoś, co przypominała misia czy czegokolwiek, pozwalającego elfce się zamienić.
Elfka znów westchnęła. Zaczęła udawać, że nic się nie stało. - Sądzę, że jeśli Argena czepiła się wina to i bimbru się w końcu uczepi - powiedziała cicho.
Daikonnstran znalazł jedynie dwa jaśki.
- Pewnie tak, ale jeśli czegoś chce to niech to powie, jasno, otwarcie i wyraźnie, a nie każe się domyślać. - Teatralnie odszepnął ze sterty zdobyczy, skąd udało się wydobyć dwa jaśki. - Spróbuj tego, ja ją połaskoczę.
Elfka ostrożnie chwyciła jaśka tak by nie zbudzić driady. Żeby zamienić się z jaśkiem miejscami driada musiałaby ją puścić. Dziewczyna nie była pewna czy to się uda.
Po paru minutach kombinacji Arilyn została zastąpiona jaśkiem.
- Uff... - elfka odetchnęła stojąc już na własnych nogach na podłodze. Zachowała bezpieczny dystans. - Wiesz, od jakiegoś już czasu staram sie to Argenie wbić do głowy - bąknęła.
- Ok pani poduszko, darujmy sobie dzisiaj wyprawę i proponuję za przykładem driady iść spać. - mruknął
- Elfy mają powinowactwo do drzew - mruknęła nieco skonsternowana elfka. Machnęła ręką kontynuując udawanie, że nic się nie wydarzyło.
-
- Mat
- Posty: 494
- Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
- Lokalizacja: Z Pustki
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Daikonsstran
Daik wychodząc ze zgromadzenia zdecydował się zajrzeć do driady, trochę głupio mu było ze musiał ją tak potraktować, w końcu to dama, ale chyba nie zrozumiałaby w tamtym stanie nawet zdecydowanego nie.
- Witam, jak się czujesz?
Kobieta popatrzyła na niego, westchnęła i usiadła powoli. - Nieźle. Zawsze traktujesz natarczywe kobiety granatem? - zapytała, trąc brwi i uśmiechając się lekko.
- Zazwyczaj słowne nie, ja albo Pimpuś wystarczają, ale nie byłem pewien czy mu ramienia nie wykręcisz przypadkiem, muszę przyznać że wyglądasz zdecydowanie lepiej niż przy naszym pierwszym spotkaniu. - mruknął inżynier i puścił do niej oko
- Oj tam, oj tam... - driada machnęła ręką. - Tak to jest z silnymi kobietami. - wstała z łóżka i przeciągnęła się. - Dobra, czuję, że moi kompani są już przebudzeni... hm. Tak na prawdę to wolałam być martwa niż zmutowana więc... - przechodząc koło drakona cmoknęła go w nos i z poruszając się z gracją kota wyszła poza pojazd. - Pogadam z nimi i wracam - zaręczyła.
Driada wkrótce powróciła i usiadła na łóżku. jedną nogę podkuliła, oparła brodę o kolano i zamyśliła się.
Wrócił po chwili z butelką, których racjonowanie miało się ponoć zacząć i nalał wina do filiżanek, kielichów chyba nie przynosił, nie sądził że się przydadzą.
- Nad czym tak myślisz?
- Nad tym, czy da się odbudować ten świat. - bąknęła driada.
- Też masz rozmyślania na wieczorową porę zaraz po odrodzeniu. - mruknął drakon podsuwając kobiecie filiżankę. - Nie wiem czy się da, ale z tego co widzę niektórzy już zaczynają nad tym pracować, a to już coś, więcej niż można by się spodziewać.
- Nie zdają sobie jeszcze sprawy jaki poważne i trudne zadanie ich czeka. - stwierdziła kobieta przyjmując alkohol. - U... dużo tego nie wypiję. Nie pijam alkoholu - stwierdziła, upijając parę łyków. - Nasz pracodawca może sobie poradzi. Na tym kontynencie jeszcze nie jest źle, na innych jest gorzej. -
- Przyznam że przybyliśmy tu niedawno, po większej jatce z demonami gdzieś w okolicach lodowca, całe miasto techników i nie tylko, po drodze znaleźliśmy miasto gdzie sprzymierzyli się z demonami, i jakoś trwają, to miasto ponoć możecie odtworzyć, jak na popioły i gruz dość przyzwoicie, choć pewnie ktoś się tutaj już plącze szukając krwi.
- Wszędzie się ktoś plącze, szukając krwi. - mruknęła driada i znów upiła parę łyków wina. - Ja nie o tym.. nie znasz się zapewne na energii, panie konstruktor? - zapytała driada. Liście na jej ciele zaszeleściły i pociemniały.
- Zależy jakiej, jeśli chodzi o magiczną, to dość przeciętnie, wręcz zerowo, jeśli chodzi o energię pozyskiwaną choćby ze spalania, to już nieco lepiej. O którą pytasz? - drakon też upił nieco, nie miał ochoty za bardzo na wino, ale towarzysko czasem można.
Po chwili do rozmowy dołączyła również elfka, która właśnie weszła do Podróżnika.
Daik wychodząc ze zgromadzenia zdecydował się zajrzeć do driady, trochę głupio mu było ze musiał ją tak potraktować, w końcu to dama, ale chyba nie zrozumiałaby w tamtym stanie nawet zdecydowanego nie.
- Witam, jak się czujesz?
Kobieta popatrzyła na niego, westchnęła i usiadła powoli. - Nieźle. Zawsze traktujesz natarczywe kobiety granatem? - zapytała, trąc brwi i uśmiechając się lekko.
- Zazwyczaj słowne nie, ja albo Pimpuś wystarczają, ale nie byłem pewien czy mu ramienia nie wykręcisz przypadkiem, muszę przyznać że wyglądasz zdecydowanie lepiej niż przy naszym pierwszym spotkaniu. - mruknął inżynier i puścił do niej oko
- Oj tam, oj tam... - driada machnęła ręką. - Tak to jest z silnymi kobietami. - wstała z łóżka i przeciągnęła się. - Dobra, czuję, że moi kompani są już przebudzeni... hm. Tak na prawdę to wolałam być martwa niż zmutowana więc... - przechodząc koło drakona cmoknęła go w nos i z poruszając się z gracją kota wyszła poza pojazd. - Pogadam z nimi i wracam - zaręczyła.
Driada wkrótce powróciła i usiadła na łóżku. jedną nogę podkuliła, oparła brodę o kolano i zamyśliła się.
Wrócił po chwili z butelką, których racjonowanie miało się ponoć zacząć i nalał wina do filiżanek, kielichów chyba nie przynosił, nie sądził że się przydadzą.
- Nad czym tak myślisz?
- Nad tym, czy da się odbudować ten świat. - bąknęła driada.
- Też masz rozmyślania na wieczorową porę zaraz po odrodzeniu. - mruknął drakon podsuwając kobiecie filiżankę. - Nie wiem czy się da, ale z tego co widzę niektórzy już zaczynają nad tym pracować, a to już coś, więcej niż można by się spodziewać.
- Nie zdają sobie jeszcze sprawy jaki poważne i trudne zadanie ich czeka. - stwierdziła kobieta przyjmując alkohol. - U... dużo tego nie wypiję. Nie pijam alkoholu - stwierdziła, upijając parę łyków. - Nasz pracodawca może sobie poradzi. Na tym kontynencie jeszcze nie jest źle, na innych jest gorzej. -
- Przyznam że przybyliśmy tu niedawno, po większej jatce z demonami gdzieś w okolicach lodowca, całe miasto techników i nie tylko, po drodze znaleźliśmy miasto gdzie sprzymierzyli się z demonami, i jakoś trwają, to miasto ponoć możecie odtworzyć, jak na popioły i gruz dość przyzwoicie, choć pewnie ktoś się tutaj już plącze szukając krwi.
- Wszędzie się ktoś plącze, szukając krwi. - mruknęła driada i znów upiła parę łyków wina. - Ja nie o tym.. nie znasz się zapewne na energii, panie konstruktor? - zapytała driada. Liście na jej ciele zaszeleściły i pociemniały.
- Zależy jakiej, jeśli chodzi o magiczną, to dość przeciętnie, wręcz zerowo, jeśli chodzi o energię pozyskiwaną choćby ze spalania, to już nieco lepiej. O którą pytasz? - drakon też upił nieco, nie miał ochoty za bardzo na wino, ale towarzysko czasem można.
Po chwili do rozmowy dołączyła również elfka, która właśnie weszła do Podróżnika.
K.M.N.
Don't make me dance on your grave...
Don't make me dance on your grave...
-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Argena i reszta załogi
Argena opuściła pokład podróżnika. Na zewnątrz było już ciemno i panował bardzo nieprzyjemny chłód.
Demonica podeszła do rozmawiających ze sobą mężczyzn - Velshazaar'a, którego wcześniej miała okazję obejrzeć w pełnej okazałości, oraz Nehro, który miał dziwnego symbionta na klacie.
- Panowie - przywitała się krótko, ale uprzejmie i skinęła głową.
- O, już uradziliście co i jak? - zapytał Nehro. Nagle drgnął, pokręcił głową i odstapił krok wstecz, na znak, że pozostawia rozmowę archonowi. Velshazaar tylko lekko się uśmiechnął. Krih machnął ręką. - Ostatnim razem jak z kimś negocjowałem to złamałem mu rękę, szczękę i wyrwałem nogę... ty pogadaj z panią dowódczynią - machnął ręką i poszedł pomiędzy ruiny.
- Nie dodał, że potem zaczął jegomoscia tą nogą okładać - mruknął archon. - Impulsywny jest. Więc jakie macie wobec nas żądania?
Argena uśmiechnęła się lekko, choć ciężko powiedzieć, czy był to zwykły uśmiech, czy reakcja nerwowa. Sama opowieść może nawet jej się podobała, tylko nie pasowało jej, że to ona była na pozycji potencjalnej osoby, która mogła by tak oberwać. Ciekawe co takiego wówczas negocjowali...
- Zapewne tamte negocjacje poszły potem lepiej i druga strona zgodziła się na ustępstwa - powiedziała cicho i chyba miał to być dowcip, bo uśmiechnęła się przy tym. - Żądań nie mamy żadnych. Nie jesteśmy ani bogami, ani wielkimi władcami. Ale chciałabym omówić kilka spraw - powiedziała spokojnie.
- Piwa - odparł archon. - Nehro był sprawgniony - zaśmiał się cicho. - No dobra, od czego zaczniemy?
Swego czasu Argena też była gotowa złamać komuś rękę, oraz szczękę, aby dostać to co chciała... nawet jeśli miał to być zwykły napitek. Wyrwanie nogi było już zagrywką wyższego kalibru niż ona serwowała ludziom, ale demonica uśmiechnęła się szczerząc zęby. Znała takie podejście do życia i wówczas bardzo jej się ono podobało... choć ostatnie wydarzenia na świecie nieco zmieniły jej podejście do ludzi.
- Zacznijmy może od was - rzekła nadal się uśmiechając. - Macie misje do wykonania?
- Tak. Nieco opóźnioną w czasie, ale jako że technicznie rzecz biorąc byliśmy martwi, to powinno nam się upiec - odparł archon.
- To zrozumiałe. Jakie macie plany po jej wykonaniu? Z pewnością przydalibyście się w Mehizeck - rzekła demonica.
W tym momencie z pojazdu wyszła driada. - O - bąknęła, widząc Argenę. - Witam - powiedziała.
Przeszła koło niej i stanęła za archonem, by oprzeć się na jego ramieniu. - Nie zwracajcie na mnie uwagi - zachichotała. - Posłucham sobie...
- Dobrze widzieć cię w pełni zdrowia - rzekła cicho Argena i nieznacznie skinęła głową. Jeśli driada nie chciała brać udziału w rozmowie, to oczywiście nie musiała.
Mężczyzna ponownie podjął wątek. - Zależy, czy ktoś będzie chciał nas nająć. Możemy udać się do Mehizeck z wami jeśli chcecie. I tak musimy jakoś dostać się na inny kontynent...
- Z doświadczenia wiem, że lepiej jest żyć między ludźmi niż samotnie na zrujnowanych pustkowiach. A i sądzę, że władze Mehizeck będą zainteresowane współpracą z kimś tak dobrze wyszkolonym w boju jak wy - rzekła z uśmiechem. - My mamy jednak zwiad do wykonania, więc zanim zawitamy w mieście techników minie trochę czasu.
- Dołączymy tymczasowo do was - stwierdził Archon. - Potrzebujemy... - zaczął.
- Ech ty tylko o pracy - Driada pchnęła delikatnie towarzysza i odeszła do Podróżnika. Archon westchnął cicho.
- ...statku, by kontynuować naszą misję - dokończył i westchnął.
- Wygląda na zdrową. Ale chyba się... znudziła - Argena pozwoliła sobie na małą przerwę w ich poważnej rozmowie.
- Ona mi wyrzuca, że nie szukam sobie drugiej połowy - mruknął archon i machnął ręką. - Nieistotne. Co jeszcze chciałaś obgadać, Argeno?
- I gdy nas zobaczyła, pomyślała, że coś się zmieniło, że mnie podrywasz... - rzekła rozbawiona nieco Argena. Demonica przyjrzała się mężczyźnie ze szczerym uśmiechem. W jej pamięci pojawił się obraz Velshazaara, gdy zobaczyła go po raz pierwszy. Driada zapewne myślała, że oni tu romansują, a tymczasem okazało się, że rozmowa tyczyła się wyłącznie spraw zawodowych.
- Ona taka jest - stwierdził archon i wzruszył ramionami.
- Więc potrzebujecie statku... a dokąd zmierzacie? - rzekła spokojnie, przyglądając się uważnie swemu rozmówcy.
- Na każdy pozostały kontynent. Mamy dwa "interesy" na Korteeos, jeden na Isillah, Trzy na Argahnie i jeden na Nattrze. Na Stemenii chyba dwa, ale trudno orzec. Mamy tam spore zakłócenia energetyczne, pewnie Sephira tam szalała i ponastawiała Kryształów Otchłani...
Argena wiedziała czym były wspomniane kryształy. Te generatory demonicznej energii istotnie mogły mieć duże znaczenie... i oczywiście silną straż. Uśmiechnęła się szczerze, wyglądało na to, że mieli umowę.
- Sądzę, że możemy wam załatwić naprawdę dobry statek. A wasza pomoc podczas zwiadu może być dla nas bardzo przydatna - powiedziała z uśmiechem. - Czyli zostajecie z nami? - spytała, aby wszystko było ustalone i nie pozostawiało żadnych domysłów.
- Owszem. Do czasu aż skończycie zwiad, nasze drogi rozejdą się w Mehizeck - powiedział Velshazaar.
- Znakomicie. Zdradzisz mi co tu się stało? I komu udało się was tak urządzić? Byłeś w niezłej rozsypce.
- Obywatele Otchłani. Wraki istot z innego świata - odparł archon. - Gorsze tałatajstwo niż ożywieńcy - rzekł zaciekły wróg nieumarłych.
- Brzmi... - skrzywiła się lekko - Potem mi o nich opowiecie, zgoda? Chciałam poruszyć jeszcze kilka spraw.
Archon wykonał zachęcajacy gest ręką.
Argena uśmiechnęła się lekko.
- Jest jedna taka drobnostka. Znalazłam ślady po jakimś pocisku, który bez trudu przebijał się przez mury i ściany, zostawiając dziurę tej średnicy - Argena pokazała dłońmi odległość około metra. - Czy widzieliście kto był ich twórcą?
Archon zatoczył krąg dłonią i wskazał kierunek. Fragment muru na lewo przestał istnieć. Grawędź dziury była idealnie wyszlifowana. - Obywatele Otchłani - mrunął. - Nauczyłem się tego od nich dość szybko.
- Efektowne zaklęcie - rzekła Argena. Istotnie efekty jego działania bardzo jej się podobały. - Wznowicie też miasto... widzę, że jesteście silni magią - powiedziała z uśmiechem. - I zapewne nie tylko - dodała szybko.
- Kolejna sprawa jest taka, że mamy troje załogantów zamienionych parę dni temu w posągi. Przez jednego demona. Dalibyście radę im pomóc? - spytała.
- Ta, ja i Berenthe powinniśmy dać radę ich przywrócić - odparł archon.
- Znakomicie - powiedziała zadowolona Argena. Całe negocjacje wyglądały bardzo dobrze... i nikt nie stracił zębów, ani nogi.
- Po drodze miałam w planach kilka treningów. Ufam, że tacy jak wy mogą nam pokazać kilka sztuczek z mieczem i zaklęciami bojowymi. Co powiesz na mały trening? Jestem pewna, że moglibyście podnieść sprawność bojową moją i załogi. Taką małą lekcję walki i magii, lub dwie - zagadała z uśmiechem.
- Tak, gdzieś po drodze. Ale bez szaleństw - zapewnił. - Co do podnoszenia sprawności, to ja nie pomogę waszemu magowi thire. Posługujemy się inną magią, trenować może równie dobrze sam. Potrafię władać mieczem, więc mały sparing nie zaszkodzi - usmiechnął się lekko. - Dobra, zajmijmy się wpierw waszymi skamieniałymi załogantami? - wyszczerzył się lekko.
- Oczywiście, posągi są w Podróżniku - powiedziała cicho i gestem ręki zaprosiła go na pokład. Oboje ruszyli w stronę pojazdu.
- Z samego rana chciałbym wprawić to maisto w ruch i ruszać dalej. Dziwi mnie troche twój brak pośpiechu wobec zleconej misji - delikatnie zwrócił jej uwagę.
- Oczywiście nie pozwalam sobie na zbędną zwłokę. Choć dokładne przeszukanie ruin miasta nim było, to okazało się dobrym posunięciem, nie uważasz? - powiedziała spokojnie, szczerząc zęby w uśmiechu. Nie mógł jej zaprzeczyć, gdyż dzięki temu mógł teraz stać o własnych siłach, zamiast leżeć porozrzucany w kawałkach.
- Niewątpliwie. Nim bym się sam pozbierał minąłby rok lub wiecej - mruknął Archon. - Generacja nowego ciała to kawal roboty - stwierdził.
Weszli na pokład Podróżnika i udali się do części, gdzie ustawiono pomniki. Archon się skrzywił na ich widok.
- No tu raczej nic ciekawego nie uzyskamy - wskazał posąg Yanga, który pokrywała sieć pęknięć. Argena dostrzegła ruch w jednej ze szczelin. Archon natomiast zaczął przyglądać się Iseris.
Demonica była... co najmniej niezadowolona. Zniszczenie posągu oznaczało śmierć członka jej załogi. Ale jak do tego doszło?!
- Coś tu się ruszyło... w szczelinie - powiedziała cicho i przyjrzała się temu lepiej... choć nie podstawiała nosa pod posąg, zachowując w miarę bezpieczną odległość.
Archon zaglądnął. - Twoj... podkomendny, miał w sobie jakiś symbiont? - zapytał.
Argena zmarszczyła brwi. - Shreth? - powiedziała cicho zaglądając wgłąb pęknięcia.
Zaraz potem odwróciła się spoglądając na archona. - Więc symbiont oparł się zamianie, ale nie mógł żyć w kamieniu i poświęcił go, aby się wydostać? - powiedziała.
- Raczej po prsotu przetrwał. Kamienna forma nie jest wieczna - stwierdził archon. - Sugeruję go sobie przyswoić nim zemrze... lub obdarować nim innego członka załogi. Tej czarodziejki też się nie da przywrócić. Co najwyżej elfa - stwierdził i westchnął. - To dzieło zapewne jakiegoś demona. Poza zmianą w kamień spowodował też sporą presję mentalną. Ich dusze nie wytrzymały. Byli martwi od momentu w którym zostali zamienieni w kamień.
- Zgarnaderhig... - mruknęła niezadowolona, przekleństwem w języku demonów. Strata dwójki załogantów była niepożądana. - Uratujmy przynajmniej naszego zwiadowcę - wskazała na posąg elfa. - Czego potrzebujesz? - spytała, pamiętając, jak łowcy rysowali na posągach znaki, jakąś specjalną substancją.
- Chwili - odparł archon i zaczął rzucać zaklęcie. Wokół jego dłoni pojawiły się znaki podobne do tych, które rysowali łowcy dusz. Wkrótce kamien nabrał ciepłych barw i Savinn obudził się. Rozejrzał się po okolicy nieco nieobecnym spojrzeniem. - P..ani Argeno. Zwiadow..ca.. meld... - zemdlał.
- "Melduje się na rozkaz" - mruknął archon. - Jakaś "czkawka" z przeszłości. Jak się obudzi to będzie zdolny do dalszego pełnienia swej funkcji - zaręczył.
- Znakomicie. Dobra robota - pochwaliła mężczyznę. - Na pewno nic mu nie będzie? - upewniła się Argena i z łatwością wzięła Savina na ręce.
Archon pokiwał głową.
- Radzę szybko znaleźć nowego właściciela dla symbionta - zasugerował.
- Oczywiście. Od dawna się męczy. Pomówimy jeszcze potem - powiedziała Argena spokojnym głosem.
Mężczyzna zareagował potwierdzającym kiwnięciem głowy.
Argena wyszła z za kotary, która odgradzała “pomieszczenie”, gdzie trzymana była zamieniona w kamienie część załogi. Trzymała na rękach Savina - prawdziwego, przywróconego do życia i chyba zdrowego, choć aktualnie nieprzytomnego.
Usłyszała, że driada już nie śpi. Nikt inny, oprócz oczywiście elfa na jej rękach, też nie przebywał obecnie w krainie snów, więc...
- Uwaga załoga, zbiórka! - powiedziała głośno demonica. Położyła tropiciela na jednej z wolnych leżanek.
Gdy załoga zwróciła na nią swoją uwagę, Argena mówiła dalej.
- Złe wieści. Dowiedzieliśmy się, że Iseris i Yang nie żyją... Dobre wieści. Savin i Shreth żyją - powiedziała spokojnie. - Shreth, to symbiont Yanga, który obecnie nie ma nosiciela, partnera. Nie ma go, a potrzebuje. Czy jest ochotnik? - spytała omiatając wszystkich wzrokiem.
- W razie pytań... może pan Nehro odpowie? - zerknęła na mężczyznę, który już miał jednego symbionta. Uznała, że on będzie najwięcej wiedział na ich temat.
- E? - Nehro spojrzał an Argenę. - Oj tak, noszę na klacie kupę blota, która jest inteligentniejsza ode mnie. Boki zrywać - mruknął. - Taa, zwieksza moje możliwości, bez Ankha faktycznie byłbym raczej słaby. Ale dziwi mnie jedna sprawa... demoniczne symbionty są najpotężniejsze gdy łączą się z demonami. Czemu ty sobie go nie weźmiesz? - zapytał.
Demonica spojrzała na “kupę błota”, którą miał na sobie mężczyzna, a następnie na niego samego. Owszem, Yang nic takiego nie miał na sobie, ale to oczywiście nie chodziło tylko o wygląd. Argenę odpychał sam fakt dzielenia się świadomością i posiadanie w głowie drugiej istoty. Wolała jednak tego nie mówić, aby nie zrażać pozostałych, gdyż potrzebowała ochotnika. Ale musiała odpowiedzieć.
- Cóż. Osobiście wolę nie dzielić się swoją świadomością i inną istotą... Może powiesz wszystkim krótko, z czym się wiąże posiadanie symbiontu? - powiedziała uśmiechając się lekko do mężczyzny.
Drakon nie odszedł zbyt daleko ani jeszcze nie usnął, więc zajrzał zobaczyć co się dzieje. Po krótkiej prezentacji symbiontów doszedł do jednej decyzji.
- Dzięki, ale myślę że Pimpuś mi starczy, bo z nim raczej się symbionta nie da połączyć, co? Golem symbiotyczny, ciekawa myśl. - mruknął konstruktor, na wpół do siebie.
- No z maszyną go nie połączysz faktycznie - mruknął Nehro. - A co do prezentacji... - wzruszył ramionami i wziął w rękę swój miecz. Jednorącz. Następnie wbił go w pobliski kawał gruzu ważący dobre sto kilo i podniósł. Dalej jednorącz. - Na przykład teraz mógłbym tak stać parę dni, zanim się zmęczę - mruknął. - Są jednak różne typy symbiontów. Mój jest nastawiony raczej na odporność i wiedzę. Ktoś musiałby ze mną walczyć, byście zobaczyli - mruknął. - Jakbyś mi pokazała tamten symbiont to powiedziałbym co potrafi i jak będzie wyglądał - dodał Ankh, zwracając się do Argeny.
Arilyn się skrzywiła do swoich myśli. Przecież Yang i Iseris zostali zamienieni w kamień później niż tropiciel. Dodatkowo Yang miał przecież tego Shretha, czy jak mu tam...
- Demoniczny mówisz? I najłatwiej im łączyć się z demonami? Wobec tego jeśli nie będzie chętnych to sądzę, że mogę się zgłosić. Szkoda marnować potencjał - powiedziała. Elfką powodowała ciekawość.
- Mówisz wiedza? Hmm sprawdź te symbionty, co to właściwie za diabli pomiot i można przedyskutować sprawę. Są jakieś inne efekty uboczne, poza dzieleniem jaźni oczywiście? - Drakonowi nie pasowała za bardzo myśl o dzieleniu się swoją głową i nie tylko, ale gdyby miało to skutkować dostępem do jakichś obszernych zasobów wiedzy, to można by przemyśleć.
Argena była zadowolona, że załoga zainteresowała się sprawą. - Symbiont jest tutaj - demonica odgarnęła kotarę i wskazała na mocno popękany posąg Yanga. - Można go dostrzec w szczelinach - dodała spokojnie, nie zbliżając się do niego.
- Nie dzielisz jaźni. Po prostu słyszysz jego głos w myślach, a on może usłyszeć twój. Możesz mu też wydawać z reguły polecenia - wyjaśnił Nehro. - Niektóre potrafią też mówić na głos - dodał Ankh. - Czasem to błogosławieństwo, a czasem przekleństwo - mruknął Nehro, śmiejąc się cicho. Alric i Bart patrzyli na pękniety posąg Yanga. Gapili się w szczeliny nie mowiąc nic. - Szkoda dziewczyny - mruknął cicho jeden do drugiego, nie zwracając uwagi na możliwość przejęcia symbionta. Chyba ich to nie interesowało. Łowcy dusz nie komentowali Berthan był obecny, a Calefarn siedział na zniszczonej baszcie i nadzorował okolicę.
Nehro podszedł do pomnika Yanga. - Ten tutaj, to agresywny symbiont. Zwiększa prędkość i zwinność... moc mięśni też. Ankh, dasz rade przewidziec co da poszczególnym ludziom? - zapytal Nehro.
- Oczywiscie - prychnął symbiont. - Najefektywniejszy byłby u Argeny. Arilyn jest druga w kolejce, a Daikonnstran trzeci. Przez wzgląd na znaczna różnicę mocy sugerowałbym raczej, by w razie możliwosci przyswoił go sobie albo Daik albo Argena... a teraz zobaczmy... - oko unoszące się w mazi, która pokrywała całą prawą pierś Nehro, spojrzało na Argenę. - Mocniejsze skrzydła, więszka prędkość, większa siła, moc krwi, wzmocnienie zdolnosci skoku, asymilacja ze sprzętem, wzmocnineie własności twoich rękawic i biżuterii - wyrzucił z siebie Ankh. Potem spojrzał na Arilyn. Myślał dość długo. - Mało przewydywalne. Możliwe, że go pochłoniesz i tyle z tego bedzie. W przypadku przyswojenia otrzymasz moc krwi, krwawy miecz, ulepszone skrzydła i ograniczoną zdolność mutacji.
Oko wreszcie spojrzało na Daikonnstrana. - Zmieniłbyś się trochę zewnętrznie w przeciwieństwie do Arilyn i Argeny. Zwiększyłby znacznie twoja siłę i refleks. Otrzymałbyś też parę zdolności krwi i pewnie wzmocnienie zdolności lotu i przemiany w Smoczydło.
Nehro skinął na bliźniaków. - A ci dwaj? - zapytał. - Ten symbiont przejąłby ich ciała - mruknął Ankh. - A naszych Łowców Dusz zabił i zginął wraz z nimi. Co do łowcy... cóż... pełna mutacja. Powstałoby coś nowego. Nie wiem co...
Sayvinn pokręcił głową. - Nie licz, że rzucę się na coś takiego, już mi dość raz być prawie martwym, nie będę się nadstawiał, gdy Ezehial macha mi latarnią przed nosem...
Argena nieznacznie przygryzła dolną wargę. Wymienione korzyści korciły niemiłosiernie. Zwykle nie wahała się podejmując decyzje, ale ta naprawdę nie była łatwa... musiała się nad tym zastanowić.
- To może Argena, jako przywódca ma palmę pierwszeństwa, a skoro i tak nie oferuje żadnej wiedzy to mi nie jest aż tak bardzo potrzebny, większość czasu spędzam za sterami albo coś naprawiając - zwrócił się do ogółu Daikonsstran.
- Wasza dwójka ma szansę na tym najbardziej skorzystać - Arilyn patrzyła na “posągi” teraz ponoć martwych towarzyszy, ale mówiąc te słowa skinęła głową w stronę Argeny i Daika. Żałowała, że to wszystko tak się skończyło. Yang był dobrym wojownikiem. No i Iseris... Ciekawe czy jest sposób na przywrócenie ich do życia... Później... - Argena w sumie odniosłaby największe korzyści. Ale jeśli się zdecydujesz na symbionta to pamiętaj o tym, że nie zastąpi on twoich własnych umiejętności. Yangowi wcale nie pomógł przeżyć - mruknęła. - Co ciekawe przeżył jegomość, który ze Shrethem chyba nigdy nie miał nic do czynienia - skinęła na łowcę. - W każdym razie niezależnie od tego co sobie wykoncypujecie szkoda będzie tracić jego potencjał. - Elfka odwróciła się wreszcie do Kriha i oblepiającego go Ankha - Jak długo Shreth może pozostać związany z martwym, zamienionym w kamień ciałem? - spytała. - Zagraża to jego istnieniu? - dodała nurtujące ją pytanie.
- Owszem - mruknął Nehro. Podszedł do ciała i zaczął mówić w jezyku demonów. - Hej ty tam, dajesz radę przeżyć?
Ciecz tylko zafalowała.
- Godzinę - mruknął Ankh. - Może dwie. Nie może już przejść w stan hibernacji, ma na to za mało sił. Osoba która go przejmie w jeden dzień zeżre porcję jedzenia dla trzech osób, by umożliwić mu odnowę sił. Z tego co widzę, Yanga od tego symbionta mogłaby oddzielić tylko śmierć, ale z reguły śmierć nosiciela łączy się ze śmiercią symbiotu.
Ankh przerwał, a myśl kontynuował Nehro.
- Niektóre rzeczy nawet dla demonów są logiczne, a demony-samobójcy to raczej rzadkość... - wzruszył ramionami. - Skoro Daik go nie chce to się, Argeno, decyduj. Ja już mam jednego, ten tam Mag thirel, który za wiele do konwersacji nie wnosi - wskazał ruchem ręki Veliusa. - Nie zaakceptuje przecież demonicznego symbionta. Wiec weźmiesz go albo ty, albo Arilyn... albo ja.
- Hmm, może wreszcie będę miał towarzystwo na poziomie - mruknął Ankh. Nehro wsadził mu palec w oko w charakterze komentarza. Oko rozpłynęło się w cieczy i otworzyło po chwili, mamrocząc coś w języku demonów... Argena zrozumiała te parę obelg pozbawionych punktu odniesienia.
- Jak Argena się nie zdecyduje, to mogę go przyjąć, chociaż mam wątpliwości, jak mówiłem, dowódczyni ma pierwszeństwo - mruknął konstruktor.
- Panowie, proszę o spokój - powiedziała łagodnie Argena. Może dla nich wydłubywanie sobie oczu było na porządku dziennym - skoro goiło się ono natychmiast, ale ona do tego nie przywykła. Wolała nie oglądać takich scen i słuchać przekleństw, nawet jeśli nie działo się to pomiędzy gośćmi i ich symbiontami, a nie wśród jej załogi.
- Pozwólcie mi się zastanowić... - rzekła, ale nie była to decyzja o tym jak zaatakować stojącą na drugim końcu pola armię, a decyzja która miała wpłynąć na nią bezpośrednio. Symbiont, noszenie w sobie innej istoty, z którą będzie się komunikować, było dla niej czymś nienaturalnym, ale potęga kusiła ją niemiłosiernie. Gdyby chodziło o wypicie magicznego eliksiru, który uczynił by ją potężniejszą, to zdecydowała by się bez wahania, ale tak... miała pewne wątpliwości.
- Czyli. Panie Ankh, decyzja na całe życie? Tylko śmierć rozdzieli symbionta i nosiciela?
- Usuniecie go później jest prawie niemożliwe, ale nie niewykonalne - odparł Ankh. - I taki ze mnie pan jak z... jestem symbiontem. Nie ma formy grzecznosciowej, esencjonalnie jestem rzeczą. Po prostu “Ankh” jeśli łaska. Dziękuję.
Argena uśmiechnęła się lekko w odpowiedzi.
- To trudniejsze niż wybór męża - mruknęła cicho. - Czyli nie będę z nim dzielić świadomości, ale będziemy wzajemnie słyszeć swoje myśli... Wszystkie, czy tylko te które chcemy sobie przekazać?
- Te które chcecie sobie przekazać - odparł Ankh. - Trochę jak rozmowa tylko w innym planie -
- Symbiont da mi wiele... a czego on potrzebuje w zamian? - spytała. Zastanawiała się przez moment, czy nie będzie musiała jeść trzy razy więcej, ale to miało iść na odbudowę sił symbionta, który bez nosiciela stracił sporo energii.
- By właściciel żył - odparł Ankh.
- To powinnam mu zagwarantować bez wyrzeczeń - mruknęła. Jakoś nadal jednak nie była pewna tego wszystkiego i zastanowiła się dlaczego tak właściwie jest. Z tego co sobie przypominała jej ojciec miał symbionta, ale jakoś nigdy za dużo o tym nie mówił, no i nie proponował jej żadnego. Czyżby czekał aż będzie starsza? A może aż naprawdę zasłuży?
- Bart - Argena zawołała żołnierza, który na ochotnika został ich kucharzem.
Ten szybko zameldował się przed nią.
- Przygotuj mi proszę coś do jedzenia. Naprawdę dużą porcję - rzekła. Z tego co sobie tu powiedzieli wynikało, że osłabiony symbiont będzie wymagał solidnego posiłku.
Demonica nachyliła się do żołnierza.
- Tylko żadnych jabłek. Ani teraz, ani nigdy - wyszeptała mu cicho na ucho i wyprostowała się obdarzając Barta uśmiechem.
- Em.. jasne, pani Argeno - bąknął rycerz i wziął się za robotę. Z tego co było czuć, robił jakaś wieprzowinę...
- No to... chyba się zdecydowałam - powiedziała, choć nie brzmiało to zbyt przekonująco.
- Myślę, że to dobra decyzja - powiedział Velius chcąc upewnić Argenę w jej przekonaniu - Silniejszy dowódca, to bezpieczniejszy dowódca w trakcie walki, co jest dosyć istotne - dodał.
Mimo, że tego nie okazywał, magowi nadal ciężko było się pogodzić z nieodwracalnością skamienienia Yanga i Iseris. Nigdy by się nie spodziewał, że tak będzie wyglądać ich śmierć. Erynianin spowrotem pogrążył się w myślach.
- No i posprzątane - skwitowała to krótko Arilyn otrzepując ręce jakby się od czegoś zakurzyły. Argena się wreszcie zdecydowała. Najwyższy czas.
Argena zrobiła dwa kroki w kierunku posągu. Nadal miała pewne wątpliwości, gdyż musiała się zetknąć z czymś nieznanym, co wpłynie na resztę jej życia, a nawet więcej - bezpośrednio na nią samą.
Spojrzała na Ankh'a. Jego symbiont wyglądał co najmniej niezachęcająco, ale Yang nic takiego nie miał... przynajmniej ona tego nie widziała.
- Shreth'a nie będzie widać - powiedziała, ale nie było to ani stwierdzenie, ani pytanie, a jedynie początek zdania, któremu w razie czego można było zaprzeczyć - tak jak jego symbionta - kiwnęła głową na Nehro. - Więc... jak to ma się odbyć? Mam go wchłonąć, połknąć? - spytała.
- Dotknąć - mruknął Ankh.
- I co się stanie? Jak to się odbędzie? Nie wchłonę go chyba przez skórę? - spytała. Wolała wiedzieć z czym się zmierzy. Na polu walki było to nieomal podstawą.
- Owszem, właśnie tak go wchłoniesz. Dokona się synchronizacja - odparł Ankh. - Symbiont dostosuje się do twojego ciała i umysłu byście mogli współpracować, ale nie przeszkadzać sobie - wyjaśnił.
Argena uśmiechnęła się lekko i kiwnęła głową. W tym momencie nie pozostało już nic innego... Podeszła do popękanego posągu, w którym siedział Shreth i pochyliła się nad nim.
- Przyjmę cię do siebie i ufam, że będziemy dla siebie odpowiedni - powiedziała spokojnie w języku demonów.
Powoli zbliżyła dłoń w kierunku jednej ze szczelin.
Płyn ze środka wylał się na jej dłoń i zadziwiająco szybko wniknął w skórę. Demonica poczuła jak ciepło rozchodzi się po jej ciele. Obraz przed jej oczyma rozmazał się na chwilę.
- *No, jesteśmy zsynchronizowani* - mruknął Shreth, a Argena usłyszała go w swojej głowie, co było dla niej dość dziwne. - *Gładko poszło... Teraz wezmę się za synchronizację ciała. Sugeruje zjeść sporo i iść spać po krótkiej sjeście. Po przebudzeniu się będziesz silniejsza...*
Argena skupiła swe myśli. - *Byłeś sam. Jesteś słaby. Pomogę ci oczywiście* - przekazała myśli... albo sądziła, że je przekazuje, nigdy wcześniej z nikim nie rozmawiała w ten przedziwny dla niej sposób.
- *Wiem, trudno przegapić fakt głodowania przez jakiś czas. Symbionty nie mają układu pokarmowego, pobieramy energię od nosiciela, tak dlugo jak on żyje mamy "pełny brzuch". Głód pojawia się, gdy nosiciel zginie... a i jedna prośba, pamiętaj, że jestem dość inteligentną istotą, możesz ze mną rozmawiać jak z innym członkiem załogi, tylko "na myśli", nie?*
Dla obserwatora z załogi Podróżnika, Argena stała teraz nieruchomo, z zamkniętymi oczami i twarzą skierowaną na sufit.
- *Oczywiście, wiem o tym. Nie miałam nigdy symbiontu i taka rozmowa, była... jest nowością. Dobrze mnie słyszysz? Odbierasz?* - przekazała myśli.
- *Umówmy się na termin "słyszysz" * - zaproponowal symbiont. - *Nie mogę cię nie słyszeć, lub nie odebrać. Jest to niemożliwe*
- *Ale słyszysz tylko to, co sama chcę ci przekazać* - bardziej stwierdziła niż zapytała, ale generalnie musiała się upewnić.
- *Nie, nie gapie się na każdą twoją myśl. Nie mam zamiaru też wtrącać się w twoje życie intymne. Mnie interesuje tylko i wyłącznie twoje przetrwanie, sukces i... oczywiście rozlew krwi dokonywany przez ciebie* - odparł symbiont.
- *To mi odpowiada. A masz jakieś korzyści, z tego "rozlewu"?* - rzekła zadowolona.
- *A jakże... większa moc, więcej możliwości i oczywiście prosta ścieżka ku dalszej rzezi. Gdy Yang umarł pozostawił we mnie swoją siłę, której udzielam ci teraz* - powiedział symbiont.
- *Dobrze* - odparła zadowolona. Spojrzała po wszystkich zgromadzonych w pojeździe.
- Udało się - powiedziała. - Podajcie mi coś do jedzenia - dodała szybko i ruszyła w stronę stołu.
- *Długo już żyjesz? Skąd jesteś?* - pomyślała, siadając i podpierając czoło na dłoniach. Ręce oparła łokciami o blat stołu.
- *Powstałem w piekle w wyniku manipulacji kogoś z zewnątrz. Yang mnie stamtąd wyciągnął* - wyjaśnił Shreth. - *Jego śmierć dalej uważam za osobistą porażkę...*
Argena dostała dość jedzenia, by wykarmić pięciu mężczyzn. Czuła, że upora się z całą porcją... i może jeszcze czymś doje.
- Znakomicie - powiedziała zadowolona widząc zastawiony stół. Nie zwlekając chwyciła sztućce i zabrała się za jedzenie.
- *To akurat nie twoja wina. I nie jego. Niczyja właściwie... To Yang był w przedpolach piekieł?* - Argena zainteresowała się kwestią.
- *Ta, wyciągnął stamtąd Iseris i mnie. Nie wiem po co tam wlazł... nie pochwalił się co nim kierowało wtedy, a ja nie pytałem* - powiedział Shreth. - *I nie były to przedpola, raczej jakaś głębsza część, trudno orzec. Trzeci kąg co najmniej*
- *No proszę* - skomentowała krótko. - *Bardzo mi nie odpowiada śmierć członków załogi, to niedopuszczalne* - pomyślała, zajadając gulasz z zielonym groszkiem.
- *Cena jaką się płaci za nieostrożnosć na terenie przeciwnika* - mruknął Shreth. - *Iseris i Yang "zajęli się sobą" jeśli dobrze pamiętam. Gość nawet nie zdążył złapać za miecz...*
- *Byli w Podróżniku... Nikt nie mógł przypuszczać, że mieliśmy szpiega* - odparła Argena, dalej zajadając zaserwowane jej potrawy. Taka rozmowa miała tę zaletę, że można było normalnie "mówić" mając jednocześnie pełne usta.
- *Następnym razem, gdy gdzieś się wybierzemy trzeba zebrać wiecej danych... może skontaktować się z łowcami dusz celem zapoznania się z ewentualnymi przeciwnikami...* - zasugerował Shreth.
- *To właśnie cel tej wyprawy. Zebrać dane* - odparła demonica.
- *Proponuje wobec tego przpytywać Łowców Dusz, gdy tylko będzie okazja* - mruknal Shreth.
- *Dobra. Już nieco gadaliśmy, ale warto to powtórzyć. Zrobić konkretne notatki i raporty... Choć nie cierpię tego całego pisania*
- *Mogę się tym zająć, gdy będziesz spać* - zaoferował się Shreth.
- *Jak? Przejmiesz nademną kontrolę?* - zdziwiła się Argena. Sądziła, że nie jest to możliwe.
Skóra na rękach Argeny nieco ścierpła. Po chwili wyizolowała się z niej jakby macka. - *Wykorzystam to* - mruknął Shreth. - *Jestem w stanie przejąć "sterowanie" jeśli zostaneisz znokautowana lub ogłuszona celem wydostania cię ze strefy zagrożenia* - uzupełnił.
- *Dobra, schowaj się* - pomyślała szybko. *I tylko wtedy? Tylko w takim celu?* - musiała się upewnić. Obecnie nie miało miejsca żadne z wymienionych, ale Shreth coś zrobił i Argena jakoś nie była tym aż tak zachwycona.
Macka schowała się. - *Technicznie rzecz biorąc, mogę spróbować to zrobić w dowolnym momencie, ale musisz mi na to pozwolić, lub być nieprzytomna, tudzież uśpiona jakimś zewnętrznym bodźcem. Taka operacja kosztuje mnie sporo energii, więc nie mogę jej używać bez na prawdę wyraźnego powodu, osobiście uważam za właściwy powód zagrozenie życia lub integralności ciała nosiciela, a nie jakiś durny dowcip... To jakby mag zaczął spontanicznie rzucać Związanie Tysiąca Sfer "dla żartu"* - wyjaśnił.
Argena wiedziała o co chodzi symbiontowi. To zaklecie przygotowywało się przez tydzień i rzucało się przez parę dni, a było ono tak silne, że mogło doprowadzić do zniszczenia całego ekosystemu.
- *Rozumiem. Masz słuszne podejście*
Nie trudno było zauważyć, że na stole zrobiło się sporo miejsca. Jedzenie które jeszcze niedawno się tam znajdowało, zostało pochłoniete przez demonicę. Argena własnie płukała usta winem, popijając po posiłku.
- Wspaniały posiłek - pochwaliła kucharza.
Bart uśmiechnął się i skłonił lekko, słysząc komplement.
- *Dawno się tak nie nażarłam. Tego było mi trzeba. Mi, nam, nieważne*
- Położę się spać. Symbiont musi się zregenerować. Obudźcie mnie tylko w nagłym wypadku... Aha i możecie uczcić uwolnienie i zyskanie nowych przyjaciół... Oraz opłakać śmierć starych... Ale nie więcej niż butelka wina na dwie osoby - powiedziała z lekkim uśmiechem, kierując się już w stronę swojej "sypialni".
- *"Nam" wydaje się byc najwłaściwszym słowem* - stwierdził Shreth. - *Mi, by funkcjonować. Tobie, byś mogła kożystać z przewagi, którą daje ci w różnych dziedzinach* - powiedział Shreth.
- *Taa* - odparła spokojnie.
- Ja też sobie odpocznę. Jeśli chcecie poimprezować to idźcie na zewnątrz, bo tu mogą być aż trzy osoby śpiące - mruknęła Arilyn przeciągając się. Driada znów spała, Argena właśnie poszła się położyć, a elfka po prostu chciała odpocząć. - A właśnie. Nie pamiętam czy wspomniałam. Na jednej ze znalezionych przeze mnie map oznaczone jest jakieś miejsce. Zalecam je odwiedzić i zobaczyć co tam jest. Wydaje się interesujące - rzuciła nim Argena się oddaliła.
Argena nie tracąc czasu udała się na spoczynek. To był długi dzień, a póki co miała wrażenie, że obecność symbionta tylko ją osłabiła... uznała jednak, że to zapewne dlatego iż on sam był obecnie osłabiony. Oboje musieli odzyskać siły.
Argena opuściła pokład podróżnika. Na zewnątrz było już ciemno i panował bardzo nieprzyjemny chłód.
Demonica podeszła do rozmawiających ze sobą mężczyzn - Velshazaar'a, którego wcześniej miała okazję obejrzeć w pełnej okazałości, oraz Nehro, który miał dziwnego symbionta na klacie.
- Panowie - przywitała się krótko, ale uprzejmie i skinęła głową.
- O, już uradziliście co i jak? - zapytał Nehro. Nagle drgnął, pokręcił głową i odstapił krok wstecz, na znak, że pozostawia rozmowę archonowi. Velshazaar tylko lekko się uśmiechnął. Krih machnął ręką. - Ostatnim razem jak z kimś negocjowałem to złamałem mu rękę, szczękę i wyrwałem nogę... ty pogadaj z panią dowódczynią - machnął ręką i poszedł pomiędzy ruiny.
- Nie dodał, że potem zaczął jegomoscia tą nogą okładać - mruknął archon. - Impulsywny jest. Więc jakie macie wobec nas żądania?
Argena uśmiechnęła się lekko, choć ciężko powiedzieć, czy był to zwykły uśmiech, czy reakcja nerwowa. Sama opowieść może nawet jej się podobała, tylko nie pasowało jej, że to ona była na pozycji potencjalnej osoby, która mogła by tak oberwać. Ciekawe co takiego wówczas negocjowali...
- Zapewne tamte negocjacje poszły potem lepiej i druga strona zgodziła się na ustępstwa - powiedziała cicho i chyba miał to być dowcip, bo uśmiechnęła się przy tym. - Żądań nie mamy żadnych. Nie jesteśmy ani bogami, ani wielkimi władcami. Ale chciałabym omówić kilka spraw - powiedziała spokojnie.
- Piwa - odparł archon. - Nehro był sprawgniony - zaśmiał się cicho. - No dobra, od czego zaczniemy?
Swego czasu Argena też była gotowa złamać komuś rękę, oraz szczękę, aby dostać to co chciała... nawet jeśli miał to być zwykły napitek. Wyrwanie nogi było już zagrywką wyższego kalibru niż ona serwowała ludziom, ale demonica uśmiechnęła się szczerząc zęby. Znała takie podejście do życia i wówczas bardzo jej się ono podobało... choć ostatnie wydarzenia na świecie nieco zmieniły jej podejście do ludzi.
- Zacznijmy może od was - rzekła nadal się uśmiechając. - Macie misje do wykonania?
- Tak. Nieco opóźnioną w czasie, ale jako że technicznie rzecz biorąc byliśmy martwi, to powinno nam się upiec - odparł archon.
- To zrozumiałe. Jakie macie plany po jej wykonaniu? Z pewnością przydalibyście się w Mehizeck - rzekła demonica.
W tym momencie z pojazdu wyszła driada. - O - bąknęła, widząc Argenę. - Witam - powiedziała.
Przeszła koło niej i stanęła za archonem, by oprzeć się na jego ramieniu. - Nie zwracajcie na mnie uwagi - zachichotała. - Posłucham sobie...
- Dobrze widzieć cię w pełni zdrowia - rzekła cicho Argena i nieznacznie skinęła głową. Jeśli driada nie chciała brać udziału w rozmowie, to oczywiście nie musiała.
Mężczyzna ponownie podjął wątek. - Zależy, czy ktoś będzie chciał nas nająć. Możemy udać się do Mehizeck z wami jeśli chcecie. I tak musimy jakoś dostać się na inny kontynent...
- Z doświadczenia wiem, że lepiej jest żyć między ludźmi niż samotnie na zrujnowanych pustkowiach. A i sądzę, że władze Mehizeck będą zainteresowane współpracą z kimś tak dobrze wyszkolonym w boju jak wy - rzekła z uśmiechem. - My mamy jednak zwiad do wykonania, więc zanim zawitamy w mieście techników minie trochę czasu.
- Dołączymy tymczasowo do was - stwierdził Archon. - Potrzebujemy... - zaczął.
- Ech ty tylko o pracy - Driada pchnęła delikatnie towarzysza i odeszła do Podróżnika. Archon westchnął cicho.
- ...statku, by kontynuować naszą misję - dokończył i westchnął.
- Wygląda na zdrową. Ale chyba się... znudziła - Argena pozwoliła sobie na małą przerwę w ich poważnej rozmowie.
- Ona mi wyrzuca, że nie szukam sobie drugiej połowy - mruknął archon i machnął ręką. - Nieistotne. Co jeszcze chciałaś obgadać, Argeno?
- I gdy nas zobaczyła, pomyślała, że coś się zmieniło, że mnie podrywasz... - rzekła rozbawiona nieco Argena. Demonica przyjrzała się mężczyźnie ze szczerym uśmiechem. W jej pamięci pojawił się obraz Velshazaara, gdy zobaczyła go po raz pierwszy. Driada zapewne myślała, że oni tu romansują, a tymczasem okazało się, że rozmowa tyczyła się wyłącznie spraw zawodowych.
- Ona taka jest - stwierdził archon i wzruszył ramionami.
- Więc potrzebujecie statku... a dokąd zmierzacie? - rzekła spokojnie, przyglądając się uważnie swemu rozmówcy.
- Na każdy pozostały kontynent. Mamy dwa "interesy" na Korteeos, jeden na Isillah, Trzy na Argahnie i jeden na Nattrze. Na Stemenii chyba dwa, ale trudno orzec. Mamy tam spore zakłócenia energetyczne, pewnie Sephira tam szalała i ponastawiała Kryształów Otchłani...
Argena wiedziała czym były wspomniane kryształy. Te generatory demonicznej energii istotnie mogły mieć duże znaczenie... i oczywiście silną straż. Uśmiechnęła się szczerze, wyglądało na to, że mieli umowę.
- Sądzę, że możemy wam załatwić naprawdę dobry statek. A wasza pomoc podczas zwiadu może być dla nas bardzo przydatna - powiedziała z uśmiechem. - Czyli zostajecie z nami? - spytała, aby wszystko było ustalone i nie pozostawiało żadnych domysłów.
- Owszem. Do czasu aż skończycie zwiad, nasze drogi rozejdą się w Mehizeck - powiedział Velshazaar.
- Znakomicie. Zdradzisz mi co tu się stało? I komu udało się was tak urządzić? Byłeś w niezłej rozsypce.
- Obywatele Otchłani. Wraki istot z innego świata - odparł archon. - Gorsze tałatajstwo niż ożywieńcy - rzekł zaciekły wróg nieumarłych.
- Brzmi... - skrzywiła się lekko - Potem mi o nich opowiecie, zgoda? Chciałam poruszyć jeszcze kilka spraw.
Archon wykonał zachęcajacy gest ręką.
Argena uśmiechnęła się lekko.
- Jest jedna taka drobnostka. Znalazłam ślady po jakimś pocisku, który bez trudu przebijał się przez mury i ściany, zostawiając dziurę tej średnicy - Argena pokazała dłońmi odległość około metra. - Czy widzieliście kto był ich twórcą?
Archon zatoczył krąg dłonią i wskazał kierunek. Fragment muru na lewo przestał istnieć. Grawędź dziury była idealnie wyszlifowana. - Obywatele Otchłani - mrunął. - Nauczyłem się tego od nich dość szybko.
- Efektowne zaklęcie - rzekła Argena. Istotnie efekty jego działania bardzo jej się podobały. - Wznowicie też miasto... widzę, że jesteście silni magią - powiedziała z uśmiechem. - I zapewne nie tylko - dodała szybko.
- Kolejna sprawa jest taka, że mamy troje załogantów zamienionych parę dni temu w posągi. Przez jednego demona. Dalibyście radę im pomóc? - spytała.
- Ta, ja i Berenthe powinniśmy dać radę ich przywrócić - odparł archon.
- Znakomicie - powiedziała zadowolona Argena. Całe negocjacje wyglądały bardzo dobrze... i nikt nie stracił zębów, ani nogi.
- Po drodze miałam w planach kilka treningów. Ufam, że tacy jak wy mogą nam pokazać kilka sztuczek z mieczem i zaklęciami bojowymi. Co powiesz na mały trening? Jestem pewna, że moglibyście podnieść sprawność bojową moją i załogi. Taką małą lekcję walki i magii, lub dwie - zagadała z uśmiechem.
- Tak, gdzieś po drodze. Ale bez szaleństw - zapewnił. - Co do podnoszenia sprawności, to ja nie pomogę waszemu magowi thire. Posługujemy się inną magią, trenować może równie dobrze sam. Potrafię władać mieczem, więc mały sparing nie zaszkodzi - usmiechnął się lekko. - Dobra, zajmijmy się wpierw waszymi skamieniałymi załogantami? - wyszczerzył się lekko.
- Oczywiście, posągi są w Podróżniku - powiedziała cicho i gestem ręki zaprosiła go na pokład. Oboje ruszyli w stronę pojazdu.
- Z samego rana chciałbym wprawić to maisto w ruch i ruszać dalej. Dziwi mnie troche twój brak pośpiechu wobec zleconej misji - delikatnie zwrócił jej uwagę.
- Oczywiście nie pozwalam sobie na zbędną zwłokę. Choć dokładne przeszukanie ruin miasta nim było, to okazało się dobrym posunięciem, nie uważasz? - powiedziała spokojnie, szczerząc zęby w uśmiechu. Nie mógł jej zaprzeczyć, gdyż dzięki temu mógł teraz stać o własnych siłach, zamiast leżeć porozrzucany w kawałkach.
- Niewątpliwie. Nim bym się sam pozbierał minąłby rok lub wiecej - mruknął Archon. - Generacja nowego ciała to kawal roboty - stwierdził.
Weszli na pokład Podróżnika i udali się do części, gdzie ustawiono pomniki. Archon się skrzywił na ich widok.
- No tu raczej nic ciekawego nie uzyskamy - wskazał posąg Yanga, który pokrywała sieć pęknięć. Argena dostrzegła ruch w jednej ze szczelin. Archon natomiast zaczął przyglądać się Iseris.
Demonica była... co najmniej niezadowolona. Zniszczenie posągu oznaczało śmierć członka jej załogi. Ale jak do tego doszło?!
- Coś tu się ruszyło... w szczelinie - powiedziała cicho i przyjrzała się temu lepiej... choć nie podstawiała nosa pod posąg, zachowując w miarę bezpieczną odległość.
Archon zaglądnął. - Twoj... podkomendny, miał w sobie jakiś symbiont? - zapytał.
Argena zmarszczyła brwi. - Shreth? - powiedziała cicho zaglądając wgłąb pęknięcia.
Zaraz potem odwróciła się spoglądając na archona. - Więc symbiont oparł się zamianie, ale nie mógł żyć w kamieniu i poświęcił go, aby się wydostać? - powiedziała.
- Raczej po prsotu przetrwał. Kamienna forma nie jest wieczna - stwierdził archon. - Sugeruję go sobie przyswoić nim zemrze... lub obdarować nim innego członka załogi. Tej czarodziejki też się nie da przywrócić. Co najwyżej elfa - stwierdził i westchnął. - To dzieło zapewne jakiegoś demona. Poza zmianą w kamień spowodował też sporą presję mentalną. Ich dusze nie wytrzymały. Byli martwi od momentu w którym zostali zamienieni w kamień.
- Zgarnaderhig... - mruknęła niezadowolona, przekleństwem w języku demonów. Strata dwójki załogantów była niepożądana. - Uratujmy przynajmniej naszego zwiadowcę - wskazała na posąg elfa. - Czego potrzebujesz? - spytała, pamiętając, jak łowcy rysowali na posągach znaki, jakąś specjalną substancją.
- Chwili - odparł archon i zaczął rzucać zaklęcie. Wokół jego dłoni pojawiły się znaki podobne do tych, które rysowali łowcy dusz. Wkrótce kamien nabrał ciepłych barw i Savinn obudził się. Rozejrzał się po okolicy nieco nieobecnym spojrzeniem. - P..ani Argeno. Zwiadow..ca.. meld... - zemdlał.
- "Melduje się na rozkaz" - mruknął archon. - Jakaś "czkawka" z przeszłości. Jak się obudzi to będzie zdolny do dalszego pełnienia swej funkcji - zaręczył.
- Znakomicie. Dobra robota - pochwaliła mężczyznę. - Na pewno nic mu nie będzie? - upewniła się Argena i z łatwością wzięła Savina na ręce.
Archon pokiwał głową.
- Radzę szybko znaleźć nowego właściciela dla symbionta - zasugerował.
- Oczywiście. Od dawna się męczy. Pomówimy jeszcze potem - powiedziała Argena spokojnym głosem.
Mężczyzna zareagował potwierdzającym kiwnięciem głowy.
Argena wyszła z za kotary, która odgradzała “pomieszczenie”, gdzie trzymana była zamieniona w kamienie część załogi. Trzymała na rękach Savina - prawdziwego, przywróconego do życia i chyba zdrowego, choć aktualnie nieprzytomnego.
Usłyszała, że driada już nie śpi. Nikt inny, oprócz oczywiście elfa na jej rękach, też nie przebywał obecnie w krainie snów, więc...
- Uwaga załoga, zbiórka! - powiedziała głośno demonica. Położyła tropiciela na jednej z wolnych leżanek.
Gdy załoga zwróciła na nią swoją uwagę, Argena mówiła dalej.
- Złe wieści. Dowiedzieliśmy się, że Iseris i Yang nie żyją... Dobre wieści. Savin i Shreth żyją - powiedziała spokojnie. - Shreth, to symbiont Yanga, który obecnie nie ma nosiciela, partnera. Nie ma go, a potrzebuje. Czy jest ochotnik? - spytała omiatając wszystkich wzrokiem.
- W razie pytań... może pan Nehro odpowie? - zerknęła na mężczyznę, który już miał jednego symbionta. Uznała, że on będzie najwięcej wiedział na ich temat.
- E? - Nehro spojrzał an Argenę. - Oj tak, noszę na klacie kupę blota, która jest inteligentniejsza ode mnie. Boki zrywać - mruknął. - Taa, zwieksza moje możliwości, bez Ankha faktycznie byłbym raczej słaby. Ale dziwi mnie jedna sprawa... demoniczne symbionty są najpotężniejsze gdy łączą się z demonami. Czemu ty sobie go nie weźmiesz? - zapytał.
Demonica spojrzała na “kupę błota”, którą miał na sobie mężczyzna, a następnie na niego samego. Owszem, Yang nic takiego nie miał na sobie, ale to oczywiście nie chodziło tylko o wygląd. Argenę odpychał sam fakt dzielenia się świadomością i posiadanie w głowie drugiej istoty. Wolała jednak tego nie mówić, aby nie zrażać pozostałych, gdyż potrzebowała ochotnika. Ale musiała odpowiedzieć.
- Cóż. Osobiście wolę nie dzielić się swoją świadomością i inną istotą... Może powiesz wszystkim krótko, z czym się wiąże posiadanie symbiontu? - powiedziała uśmiechając się lekko do mężczyzny.
Drakon nie odszedł zbyt daleko ani jeszcze nie usnął, więc zajrzał zobaczyć co się dzieje. Po krótkiej prezentacji symbiontów doszedł do jednej decyzji.
- Dzięki, ale myślę że Pimpuś mi starczy, bo z nim raczej się symbionta nie da połączyć, co? Golem symbiotyczny, ciekawa myśl. - mruknął konstruktor, na wpół do siebie.
- No z maszyną go nie połączysz faktycznie - mruknął Nehro. - A co do prezentacji... - wzruszył ramionami i wziął w rękę swój miecz. Jednorącz. Następnie wbił go w pobliski kawał gruzu ważący dobre sto kilo i podniósł. Dalej jednorącz. - Na przykład teraz mógłbym tak stać parę dni, zanim się zmęczę - mruknął. - Są jednak różne typy symbiontów. Mój jest nastawiony raczej na odporność i wiedzę. Ktoś musiałby ze mną walczyć, byście zobaczyli - mruknął. - Jakbyś mi pokazała tamten symbiont to powiedziałbym co potrafi i jak będzie wyglądał - dodał Ankh, zwracając się do Argeny.
Arilyn się skrzywiła do swoich myśli. Przecież Yang i Iseris zostali zamienieni w kamień później niż tropiciel. Dodatkowo Yang miał przecież tego Shretha, czy jak mu tam...
- Demoniczny mówisz? I najłatwiej im łączyć się z demonami? Wobec tego jeśli nie będzie chętnych to sądzę, że mogę się zgłosić. Szkoda marnować potencjał - powiedziała. Elfką powodowała ciekawość.
- Mówisz wiedza? Hmm sprawdź te symbionty, co to właściwie za diabli pomiot i można przedyskutować sprawę. Są jakieś inne efekty uboczne, poza dzieleniem jaźni oczywiście? - Drakonowi nie pasowała za bardzo myśl o dzieleniu się swoją głową i nie tylko, ale gdyby miało to skutkować dostępem do jakichś obszernych zasobów wiedzy, to można by przemyśleć.
Argena była zadowolona, że załoga zainteresowała się sprawą. - Symbiont jest tutaj - demonica odgarnęła kotarę i wskazała na mocno popękany posąg Yanga. - Można go dostrzec w szczelinach - dodała spokojnie, nie zbliżając się do niego.
- Nie dzielisz jaźni. Po prostu słyszysz jego głos w myślach, a on może usłyszeć twój. Możesz mu też wydawać z reguły polecenia - wyjaśnił Nehro. - Niektóre potrafią też mówić na głos - dodał Ankh. - Czasem to błogosławieństwo, a czasem przekleństwo - mruknął Nehro, śmiejąc się cicho. Alric i Bart patrzyli na pękniety posąg Yanga. Gapili się w szczeliny nie mowiąc nic. - Szkoda dziewczyny - mruknął cicho jeden do drugiego, nie zwracając uwagi na możliwość przejęcia symbionta. Chyba ich to nie interesowało. Łowcy dusz nie komentowali Berthan był obecny, a Calefarn siedział na zniszczonej baszcie i nadzorował okolicę.
Nehro podszedł do pomnika Yanga. - Ten tutaj, to agresywny symbiont. Zwiększa prędkość i zwinność... moc mięśni też. Ankh, dasz rade przewidziec co da poszczególnym ludziom? - zapytal Nehro.
- Oczywiscie - prychnął symbiont. - Najefektywniejszy byłby u Argeny. Arilyn jest druga w kolejce, a Daikonnstran trzeci. Przez wzgląd na znaczna różnicę mocy sugerowałbym raczej, by w razie możliwosci przyswoił go sobie albo Daik albo Argena... a teraz zobaczmy... - oko unoszące się w mazi, która pokrywała całą prawą pierś Nehro, spojrzało na Argenę. - Mocniejsze skrzydła, więszka prędkość, większa siła, moc krwi, wzmocnienie zdolnosci skoku, asymilacja ze sprzętem, wzmocnineie własności twoich rękawic i biżuterii - wyrzucił z siebie Ankh. Potem spojrzał na Arilyn. Myślał dość długo. - Mało przewydywalne. Możliwe, że go pochłoniesz i tyle z tego bedzie. W przypadku przyswojenia otrzymasz moc krwi, krwawy miecz, ulepszone skrzydła i ograniczoną zdolność mutacji.
Oko wreszcie spojrzało na Daikonnstrana. - Zmieniłbyś się trochę zewnętrznie w przeciwieństwie do Arilyn i Argeny. Zwiększyłby znacznie twoja siłę i refleks. Otrzymałbyś też parę zdolności krwi i pewnie wzmocnienie zdolności lotu i przemiany w Smoczydło.
Nehro skinął na bliźniaków. - A ci dwaj? - zapytał. - Ten symbiont przejąłby ich ciała - mruknął Ankh. - A naszych Łowców Dusz zabił i zginął wraz z nimi. Co do łowcy... cóż... pełna mutacja. Powstałoby coś nowego. Nie wiem co...
Sayvinn pokręcił głową. - Nie licz, że rzucę się na coś takiego, już mi dość raz być prawie martwym, nie będę się nadstawiał, gdy Ezehial macha mi latarnią przed nosem...
Argena nieznacznie przygryzła dolną wargę. Wymienione korzyści korciły niemiłosiernie. Zwykle nie wahała się podejmując decyzje, ale ta naprawdę nie była łatwa... musiała się nad tym zastanowić.
- To może Argena, jako przywódca ma palmę pierwszeństwa, a skoro i tak nie oferuje żadnej wiedzy to mi nie jest aż tak bardzo potrzebny, większość czasu spędzam za sterami albo coś naprawiając - zwrócił się do ogółu Daikonsstran.
- Wasza dwójka ma szansę na tym najbardziej skorzystać - Arilyn patrzyła na “posągi” teraz ponoć martwych towarzyszy, ale mówiąc te słowa skinęła głową w stronę Argeny i Daika. Żałowała, że to wszystko tak się skończyło. Yang był dobrym wojownikiem. No i Iseris... Ciekawe czy jest sposób na przywrócenie ich do życia... Później... - Argena w sumie odniosłaby największe korzyści. Ale jeśli się zdecydujesz na symbionta to pamiętaj o tym, że nie zastąpi on twoich własnych umiejętności. Yangowi wcale nie pomógł przeżyć - mruknęła. - Co ciekawe przeżył jegomość, który ze Shrethem chyba nigdy nie miał nic do czynienia - skinęła na łowcę. - W każdym razie niezależnie od tego co sobie wykoncypujecie szkoda będzie tracić jego potencjał. - Elfka odwróciła się wreszcie do Kriha i oblepiającego go Ankha - Jak długo Shreth może pozostać związany z martwym, zamienionym w kamień ciałem? - spytała. - Zagraża to jego istnieniu? - dodała nurtujące ją pytanie.
- Owszem - mruknął Nehro. Podszedł do ciała i zaczął mówić w jezyku demonów. - Hej ty tam, dajesz radę przeżyć?
Ciecz tylko zafalowała.
- Godzinę - mruknął Ankh. - Może dwie. Nie może już przejść w stan hibernacji, ma na to za mało sił. Osoba która go przejmie w jeden dzień zeżre porcję jedzenia dla trzech osób, by umożliwić mu odnowę sił. Z tego co widzę, Yanga od tego symbionta mogłaby oddzielić tylko śmierć, ale z reguły śmierć nosiciela łączy się ze śmiercią symbiotu.
Ankh przerwał, a myśl kontynuował Nehro.
- Niektóre rzeczy nawet dla demonów są logiczne, a demony-samobójcy to raczej rzadkość... - wzruszył ramionami. - Skoro Daik go nie chce to się, Argeno, decyduj. Ja już mam jednego, ten tam Mag thirel, który za wiele do konwersacji nie wnosi - wskazał ruchem ręki Veliusa. - Nie zaakceptuje przecież demonicznego symbionta. Wiec weźmiesz go albo ty, albo Arilyn... albo ja.
- Hmm, może wreszcie będę miał towarzystwo na poziomie - mruknął Ankh. Nehro wsadził mu palec w oko w charakterze komentarza. Oko rozpłynęło się w cieczy i otworzyło po chwili, mamrocząc coś w języku demonów... Argena zrozumiała te parę obelg pozbawionych punktu odniesienia.
- Jak Argena się nie zdecyduje, to mogę go przyjąć, chociaż mam wątpliwości, jak mówiłem, dowódczyni ma pierwszeństwo - mruknął konstruktor.
- Panowie, proszę o spokój - powiedziała łagodnie Argena. Może dla nich wydłubywanie sobie oczu było na porządku dziennym - skoro goiło się ono natychmiast, ale ona do tego nie przywykła. Wolała nie oglądać takich scen i słuchać przekleństw, nawet jeśli nie działo się to pomiędzy gośćmi i ich symbiontami, a nie wśród jej załogi.
- Pozwólcie mi się zastanowić... - rzekła, ale nie była to decyzja o tym jak zaatakować stojącą na drugim końcu pola armię, a decyzja która miała wpłynąć na nią bezpośrednio. Symbiont, noszenie w sobie innej istoty, z którą będzie się komunikować, było dla niej czymś nienaturalnym, ale potęga kusiła ją niemiłosiernie. Gdyby chodziło o wypicie magicznego eliksiru, który uczynił by ją potężniejszą, to zdecydowała by się bez wahania, ale tak... miała pewne wątpliwości.
- Czyli. Panie Ankh, decyzja na całe życie? Tylko śmierć rozdzieli symbionta i nosiciela?
- Usuniecie go później jest prawie niemożliwe, ale nie niewykonalne - odparł Ankh. - I taki ze mnie pan jak z... jestem symbiontem. Nie ma formy grzecznosciowej, esencjonalnie jestem rzeczą. Po prostu “Ankh” jeśli łaska. Dziękuję.
Argena uśmiechnęła się lekko w odpowiedzi.
- To trudniejsze niż wybór męża - mruknęła cicho. - Czyli nie będę z nim dzielić świadomości, ale będziemy wzajemnie słyszeć swoje myśli... Wszystkie, czy tylko te które chcemy sobie przekazać?
- Te które chcecie sobie przekazać - odparł Ankh. - Trochę jak rozmowa tylko w innym planie -
- Symbiont da mi wiele... a czego on potrzebuje w zamian? - spytała. Zastanawiała się przez moment, czy nie będzie musiała jeść trzy razy więcej, ale to miało iść na odbudowę sił symbionta, który bez nosiciela stracił sporo energii.
- By właściciel żył - odparł Ankh.
- To powinnam mu zagwarantować bez wyrzeczeń - mruknęła. Jakoś nadal jednak nie była pewna tego wszystkiego i zastanowiła się dlaczego tak właściwie jest. Z tego co sobie przypominała jej ojciec miał symbionta, ale jakoś nigdy za dużo o tym nie mówił, no i nie proponował jej żadnego. Czyżby czekał aż będzie starsza? A może aż naprawdę zasłuży?
- Bart - Argena zawołała żołnierza, który na ochotnika został ich kucharzem.
Ten szybko zameldował się przed nią.
- Przygotuj mi proszę coś do jedzenia. Naprawdę dużą porcję - rzekła. Z tego co sobie tu powiedzieli wynikało, że osłabiony symbiont będzie wymagał solidnego posiłku.
Demonica nachyliła się do żołnierza.
- Tylko żadnych jabłek. Ani teraz, ani nigdy - wyszeptała mu cicho na ucho i wyprostowała się obdarzając Barta uśmiechem.
- Em.. jasne, pani Argeno - bąknął rycerz i wziął się za robotę. Z tego co było czuć, robił jakaś wieprzowinę...
- No to... chyba się zdecydowałam - powiedziała, choć nie brzmiało to zbyt przekonująco.
- Myślę, że to dobra decyzja - powiedział Velius chcąc upewnić Argenę w jej przekonaniu - Silniejszy dowódca, to bezpieczniejszy dowódca w trakcie walki, co jest dosyć istotne - dodał.
Mimo, że tego nie okazywał, magowi nadal ciężko było się pogodzić z nieodwracalnością skamienienia Yanga i Iseris. Nigdy by się nie spodziewał, że tak będzie wyglądać ich śmierć. Erynianin spowrotem pogrążył się w myślach.
- No i posprzątane - skwitowała to krótko Arilyn otrzepując ręce jakby się od czegoś zakurzyły. Argena się wreszcie zdecydowała. Najwyższy czas.
Argena zrobiła dwa kroki w kierunku posągu. Nadal miała pewne wątpliwości, gdyż musiała się zetknąć z czymś nieznanym, co wpłynie na resztę jej życia, a nawet więcej - bezpośrednio na nią samą.
Spojrzała na Ankh'a. Jego symbiont wyglądał co najmniej niezachęcająco, ale Yang nic takiego nie miał... przynajmniej ona tego nie widziała.
- Shreth'a nie będzie widać - powiedziała, ale nie było to ani stwierdzenie, ani pytanie, a jedynie początek zdania, któremu w razie czego można było zaprzeczyć - tak jak jego symbionta - kiwnęła głową na Nehro. - Więc... jak to ma się odbyć? Mam go wchłonąć, połknąć? - spytała.
- Dotknąć - mruknął Ankh.
- I co się stanie? Jak to się odbędzie? Nie wchłonę go chyba przez skórę? - spytała. Wolała wiedzieć z czym się zmierzy. Na polu walki było to nieomal podstawą.
- Owszem, właśnie tak go wchłoniesz. Dokona się synchronizacja - odparł Ankh. - Symbiont dostosuje się do twojego ciała i umysłu byście mogli współpracować, ale nie przeszkadzać sobie - wyjaśnił.
Argena uśmiechnęła się lekko i kiwnęła głową. W tym momencie nie pozostało już nic innego... Podeszła do popękanego posągu, w którym siedział Shreth i pochyliła się nad nim.
- Przyjmę cię do siebie i ufam, że będziemy dla siebie odpowiedni - powiedziała spokojnie w języku demonów.
Powoli zbliżyła dłoń w kierunku jednej ze szczelin.
Płyn ze środka wylał się na jej dłoń i zadziwiająco szybko wniknął w skórę. Demonica poczuła jak ciepło rozchodzi się po jej ciele. Obraz przed jej oczyma rozmazał się na chwilę.
- *No, jesteśmy zsynchronizowani* - mruknął Shreth, a Argena usłyszała go w swojej głowie, co było dla niej dość dziwne. - *Gładko poszło... Teraz wezmę się za synchronizację ciała. Sugeruje zjeść sporo i iść spać po krótkiej sjeście. Po przebudzeniu się będziesz silniejsza...*
Argena skupiła swe myśli. - *Byłeś sam. Jesteś słaby. Pomogę ci oczywiście* - przekazała myśli... albo sądziła, że je przekazuje, nigdy wcześniej z nikim nie rozmawiała w ten przedziwny dla niej sposób.
- *Wiem, trudno przegapić fakt głodowania przez jakiś czas. Symbionty nie mają układu pokarmowego, pobieramy energię od nosiciela, tak dlugo jak on żyje mamy "pełny brzuch". Głód pojawia się, gdy nosiciel zginie... a i jedna prośba, pamiętaj, że jestem dość inteligentną istotą, możesz ze mną rozmawiać jak z innym członkiem załogi, tylko "na myśli", nie?*
Dla obserwatora z załogi Podróżnika, Argena stała teraz nieruchomo, z zamkniętymi oczami i twarzą skierowaną na sufit.
- *Oczywiście, wiem o tym. Nie miałam nigdy symbiontu i taka rozmowa, była... jest nowością. Dobrze mnie słyszysz? Odbierasz?* - przekazała myśli.
- *Umówmy się na termin "słyszysz" * - zaproponowal symbiont. - *Nie mogę cię nie słyszeć, lub nie odebrać. Jest to niemożliwe*
- *Ale słyszysz tylko to, co sama chcę ci przekazać* - bardziej stwierdziła niż zapytała, ale generalnie musiała się upewnić.
- *Nie, nie gapie się na każdą twoją myśl. Nie mam zamiaru też wtrącać się w twoje życie intymne. Mnie interesuje tylko i wyłącznie twoje przetrwanie, sukces i... oczywiście rozlew krwi dokonywany przez ciebie* - odparł symbiont.
- *To mi odpowiada. A masz jakieś korzyści, z tego "rozlewu"?* - rzekła zadowolona.
- *A jakże... większa moc, więcej możliwości i oczywiście prosta ścieżka ku dalszej rzezi. Gdy Yang umarł pozostawił we mnie swoją siłę, której udzielam ci teraz* - powiedział symbiont.
- *Dobrze* - odparła zadowolona. Spojrzała po wszystkich zgromadzonych w pojeździe.
- Udało się - powiedziała. - Podajcie mi coś do jedzenia - dodała szybko i ruszyła w stronę stołu.
- *Długo już żyjesz? Skąd jesteś?* - pomyślała, siadając i podpierając czoło na dłoniach. Ręce oparła łokciami o blat stołu.
- *Powstałem w piekle w wyniku manipulacji kogoś z zewnątrz. Yang mnie stamtąd wyciągnął* - wyjaśnił Shreth. - *Jego śmierć dalej uważam za osobistą porażkę...*
Argena dostała dość jedzenia, by wykarmić pięciu mężczyzn. Czuła, że upora się z całą porcją... i może jeszcze czymś doje.
- Znakomicie - powiedziała zadowolona widząc zastawiony stół. Nie zwlekając chwyciła sztućce i zabrała się za jedzenie.
- *To akurat nie twoja wina. I nie jego. Niczyja właściwie... To Yang był w przedpolach piekieł?* - Argena zainteresowała się kwestią.
- *Ta, wyciągnął stamtąd Iseris i mnie. Nie wiem po co tam wlazł... nie pochwalił się co nim kierowało wtedy, a ja nie pytałem* - powiedział Shreth. - *I nie były to przedpola, raczej jakaś głębsza część, trudno orzec. Trzeci kąg co najmniej*
- *No proszę* - skomentowała krótko. - *Bardzo mi nie odpowiada śmierć członków załogi, to niedopuszczalne* - pomyślała, zajadając gulasz z zielonym groszkiem.
- *Cena jaką się płaci za nieostrożnosć na terenie przeciwnika* - mruknął Shreth. - *Iseris i Yang "zajęli się sobą" jeśli dobrze pamiętam. Gość nawet nie zdążył złapać za miecz...*
- *Byli w Podróżniku... Nikt nie mógł przypuszczać, że mieliśmy szpiega* - odparła Argena, dalej zajadając zaserwowane jej potrawy. Taka rozmowa miała tę zaletę, że można było normalnie "mówić" mając jednocześnie pełne usta.
- *Następnym razem, gdy gdzieś się wybierzemy trzeba zebrać wiecej danych... może skontaktować się z łowcami dusz celem zapoznania się z ewentualnymi przeciwnikami...* - zasugerował Shreth.
- *To właśnie cel tej wyprawy. Zebrać dane* - odparła demonica.
- *Proponuje wobec tego przpytywać Łowców Dusz, gdy tylko będzie okazja* - mruknal Shreth.
- *Dobra. Już nieco gadaliśmy, ale warto to powtórzyć. Zrobić konkretne notatki i raporty... Choć nie cierpię tego całego pisania*
- *Mogę się tym zająć, gdy będziesz spać* - zaoferował się Shreth.
- *Jak? Przejmiesz nademną kontrolę?* - zdziwiła się Argena. Sądziła, że nie jest to możliwe.
Skóra na rękach Argeny nieco ścierpła. Po chwili wyizolowała się z niej jakby macka. - *Wykorzystam to* - mruknął Shreth. - *Jestem w stanie przejąć "sterowanie" jeśli zostaneisz znokautowana lub ogłuszona celem wydostania cię ze strefy zagrożenia* - uzupełnił.
- *Dobra, schowaj się* - pomyślała szybko. *I tylko wtedy? Tylko w takim celu?* - musiała się upewnić. Obecnie nie miało miejsca żadne z wymienionych, ale Shreth coś zrobił i Argena jakoś nie była tym aż tak zachwycona.
Macka schowała się. - *Technicznie rzecz biorąc, mogę spróbować to zrobić w dowolnym momencie, ale musisz mi na to pozwolić, lub być nieprzytomna, tudzież uśpiona jakimś zewnętrznym bodźcem. Taka operacja kosztuje mnie sporo energii, więc nie mogę jej używać bez na prawdę wyraźnego powodu, osobiście uważam za właściwy powód zagrozenie życia lub integralności ciała nosiciela, a nie jakiś durny dowcip... To jakby mag zaczął spontanicznie rzucać Związanie Tysiąca Sfer "dla żartu"* - wyjaśnił.
Argena wiedziała o co chodzi symbiontowi. To zaklecie przygotowywało się przez tydzień i rzucało się przez parę dni, a było ono tak silne, że mogło doprowadzić do zniszczenia całego ekosystemu.
- *Rozumiem. Masz słuszne podejście*
Nie trudno było zauważyć, że na stole zrobiło się sporo miejsca. Jedzenie które jeszcze niedawno się tam znajdowało, zostało pochłoniete przez demonicę. Argena własnie płukała usta winem, popijając po posiłku.
- Wspaniały posiłek - pochwaliła kucharza.
Bart uśmiechnął się i skłonił lekko, słysząc komplement.
- *Dawno się tak nie nażarłam. Tego było mi trzeba. Mi, nam, nieważne*
- Położę się spać. Symbiont musi się zregenerować. Obudźcie mnie tylko w nagłym wypadku... Aha i możecie uczcić uwolnienie i zyskanie nowych przyjaciół... Oraz opłakać śmierć starych... Ale nie więcej niż butelka wina na dwie osoby - powiedziała z lekkim uśmiechem, kierując się już w stronę swojej "sypialni".
- *"Nam" wydaje się byc najwłaściwszym słowem* - stwierdził Shreth. - *Mi, by funkcjonować. Tobie, byś mogła kożystać z przewagi, którą daje ci w różnych dziedzinach* - powiedział Shreth.
- *Taa* - odparła spokojnie.
- Ja też sobie odpocznę. Jeśli chcecie poimprezować to idźcie na zewnątrz, bo tu mogą być aż trzy osoby śpiące - mruknęła Arilyn przeciągając się. Driada znów spała, Argena właśnie poszła się położyć, a elfka po prostu chciała odpocząć. - A właśnie. Nie pamiętam czy wspomniałam. Na jednej ze znalezionych przeze mnie map oznaczone jest jakieś miejsce. Zalecam je odwiedzić i zobaczyć co tam jest. Wydaje się interesujące - rzuciła nim Argena się oddaliła.
Argena nie tracąc czasu udała się na spoczynek. To był długi dzień, a póki co miała wrażenie, że obecność symbionta tylko ją osłabiła... uznała jednak, że to zapewne dlatego iż on sam był obecnie osłabiony. Oboje musieli odzyskać siły.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Wszyscy:
Przygotowania do odjazdu poszły szybko i sprawnie. Wieczorem Daikonsstran bez problemu znalazł kawałek terenu nadający się to ustawienia punktu nawigacyjnego i interesy załogi Podróżnika dobiegły w zasadzie końca.
Nastał świt. Velshazaar właśnie skończył przygotowania do „ożywienia” miasta i powrócił do pojazdu by medytować. Argena dalej spała, ale Daikonsstran znalazł na pulpicie sterowniczym małą mapę z oznaczoną lokacją i dopiskiem „najpierw pojedziemy tutaj”. Drakon wzruszył ramionami i pokierował pojazd we właściwą stronę.
Minęło około półtorej godziny i gdy Podróżnik wspiął się na wysoką wydmę popielną oczom Daikonsstrana ukazała się dziwna konstrukcja. Wieża była pochylona z winy pęknięcia terenu i oparła się na kolejnej wydmie. Konstrukcja miała, gdyby postawić ją znów w pionie, może ze sto metrów wysokości była smukła i strzelista. Na jej centralnej części była wielka dziura po jakimś pocisku i było przez nią widać masę różnych kabli grubości ludzkiego uda. Z prawej i lewej strony wieży umocowane było coś rodzaju… szklarni? Nawet jeśli to była umocowana bokiem-wzdłuż wieży od mniej-więcej połowy aż po czubek. Szkło było okopcone, a parę szyb-wybitych. Wokół rozprutych wrót walały się pozostałości kości. Co ciekawe nie były nadgryzione... raczej rozpuszczone.
- Widziałem kiedyś podobną konstrukcję – mruknął Nehro i podrapał się po potylicy.
- Jeśli nie wiesz gdzie to jest to nieistotne – mruknął Velshazar. – W środku nie ma niczego żywego, ale wykrywam obecność dwóch ożywieńców. Zapewne Trupi Lud, nie spodziewałbym się tu Szarej Hordy. Tak czy inaczej jeden trup jest w centralnej części niewiele poniżej dziury. A drugi jest jakby rozproszony po całej niższej części konstrukcji… możliwe, że jest niedokończony - archon zamilkł na chwilę.
- Wewnątrz konstrukcji krąży dalej jakaś energia, ale trudno mi precyzyjnie określić jaka. Możemy ją zapewne jakoś pozyskać -
Przygotowania do odjazdu poszły szybko i sprawnie. Wieczorem Daikonsstran bez problemu znalazł kawałek terenu nadający się to ustawienia punktu nawigacyjnego i interesy załogi Podróżnika dobiegły w zasadzie końca.
Nastał świt. Velshazaar właśnie skończył przygotowania do „ożywienia” miasta i powrócił do pojazdu by medytować. Argena dalej spała, ale Daikonsstran znalazł na pulpicie sterowniczym małą mapę z oznaczoną lokacją i dopiskiem „najpierw pojedziemy tutaj”. Drakon wzruszył ramionami i pokierował pojazd we właściwą stronę.
Minęło około półtorej godziny i gdy Podróżnik wspiął się na wysoką wydmę popielną oczom Daikonsstrana ukazała się dziwna konstrukcja. Wieża była pochylona z winy pęknięcia terenu i oparła się na kolejnej wydmie. Konstrukcja miała, gdyby postawić ją znów w pionie, może ze sto metrów wysokości była smukła i strzelista. Na jej centralnej części była wielka dziura po jakimś pocisku i było przez nią widać masę różnych kabli grubości ludzkiego uda. Z prawej i lewej strony wieży umocowane było coś rodzaju… szklarni? Nawet jeśli to była umocowana bokiem-wzdłuż wieży od mniej-więcej połowy aż po czubek. Szkło było okopcone, a parę szyb-wybitych. Wokół rozprutych wrót walały się pozostałości kości. Co ciekawe nie były nadgryzione... raczej rozpuszczone.
- Widziałem kiedyś podobną konstrukcję – mruknął Nehro i podrapał się po potylicy.
- Jeśli nie wiesz gdzie to jest to nieistotne – mruknął Velshazar. – W środku nie ma niczego żywego, ale wykrywam obecność dwóch ożywieńców. Zapewne Trupi Lud, nie spodziewałbym się tu Szarej Hordy. Tak czy inaczej jeden trup jest w centralnej części niewiele poniżej dziury. A drugi jest jakby rozproszony po całej niższej części konstrukcji… możliwe, że jest niedokończony - archon zamilkł na chwilę.
- Wewnątrz konstrukcji krąży dalej jakaś energia, ale trudno mi precyzyjnie określić jaka. Możemy ją zapewne jakoś pozyskać -
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
-
- Mat
- Posty: 494
- Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
- Lokalizacja: Z Pustki
Re: [Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Daikonsstran
Daikonsstran wzruszył tylko ramionami, upewnił się że cała załoga jest w komplecie i wypruł w kierunku oznaczonym na mapie. Miał nadzieję się nieco zrelaksować podczas jazdy, to jakoś też mu nie poszło, nie minęło nawet półtorej godziny, co prawda całkiem przyjemne półtorej godziny, gdzie mógł spokojnie skupić się na prowadzeniu Podróżnika, ale już po tym krótkim czasie natknęli się na coś, co zmąciło chwilowy spokój drakona. Zaczynał się przyzwyczajać do kości i ruin dookoła, ale wspomnienie o nieumarłych nieco go poruszyło.
- To co, wy się zajmiecie truposzami, magowie pozyskiwaniem energii a ja tu sobie posiedzę i poczekam z odpalonym pojazdem na wypadek gdyby trzeba było wiać w te pędy bo ktoś coś sknocił? - rzucił do zgromadzonych inżynier wyciągając nogi w nieco bardziej komfortowej pozycji.
Daikonsstran wzruszył tylko ramionami, upewnił się że cała załoga jest w komplecie i wypruł w kierunku oznaczonym na mapie. Miał nadzieję się nieco zrelaksować podczas jazdy, to jakoś też mu nie poszło, nie minęło nawet półtorej godziny, co prawda całkiem przyjemne półtorej godziny, gdzie mógł spokojnie skupić się na prowadzeniu Podróżnika, ale już po tym krótkim czasie natknęli się na coś, co zmąciło chwilowy spokój drakona. Zaczynał się przyzwyczajać do kości i ruin dookoła, ale wspomnienie o nieumarłych nieco go poruszyło.
- To co, wy się zajmiecie truposzami, magowie pozyskiwaniem energii a ja tu sobie posiedzę i poczekam z odpalonym pojazdem na wypadek gdyby trzeba było wiać w te pędy bo ktoś coś sknocił? - rzucił do zgromadzonych inżynier wyciągając nogi w nieco bardziej komfortowej pozycji.
K.M.N.
Don't make me dance on your grave...
Don't make me dance on your grave...