Fallout: Z życia pechowca

Są na świecie tacy ludzie, którzy zawsze mają pecha. To oni stanowią mięso armatnie dla bohaterów, wciąż mają kłopoty, mało zarabiają, jedzą marne żarcie, żony ich biją, a czarne koty masowo wbiegają pod koła. Do takich ludzi niestety należę i ja. Dlaczego? Aby na to odpowiedzieć musiałbym przytoczyć całą historię swojego życia. Skoro jest na to miejsce i czas – to zaczynam!

Urodziłem się w małej wiosce pośrodku wielkiego kanionu – Arroyo. Wychowywałem się w rodzinie przeciętnych dzikusów i teoretycznie nie miałem prawa oczekiwać od życia niczego innego, jak tylko ciągłego ganiania za małymi i uciekania przed dużymi gekonami. Ja jednak wyróżniałem się wśród tych prymitywów jednym – miałem ambicje. Chciałem zostać bohaterem, przemierzyć wzdłuż i wszerz cały świat, zabijać potwory, ożenić się, nakręcić film por… – ups, tego akurat nie chciałem…

Aby moje marzenia się spełniły, musiałem stworzyć ku temu okazję. Wiadomo jest, że ludzie potrzebują bohatera wtedy, gdy dzieje się coś złego. W wiosce nic specjalnie złego się nie działo – raz na tydzień kogoś zjadały gekony, a od czasu do czasu była mała rozróba ze slaversami – ot, nic, czym można by się przejmować. Postanowiłem więc, że pomogę losowi. Wrzuciłem do studni, z której piliśmy wodę, starożytną truciznę, którą kupiłem od handlarza, niejakiego Vica – nazywała się „mydło”. Nie potrafiła nikogo zabić, ale spowodowała, że roślinki zaczęły gnić, brahminy źle się czuły, a przywódczyni naszej wioski dostawała czkawki (prócz tego współplemieńcy narzekali na rozwolnienie).

Brahminy i roślinki to jedno, ale czkawka, przy której z ust przywódczyni wylatują bąbelki? Ktoś musiał coś z tym zrobić! Rzecz jasna jako ochotnik zgłosiłem się ja. Niestety przywódczyni uparcie twierdziła, że to nie ja jestem wybrańcem, że przepowiednia mówi inaczej, ple, ple, ple… – też mi argumenty! Niestety nie mogłem ich obalić i na wyprawę po przedmiot, który miał zneutralizować moje „mydło”, niejaki GECK wyruszył ktoś inny. Wkurzyłem się na moich pobratymców i wyruszyłem z wioski w poszukiwaniu zemsty. Postanowiłem, że najpierw zemszczę się na tej wstrętnej wiedźmie, która nie chciała zrobić ze mnie bohatera, a później pozbędę się wybrańca. W mojej głowie zaświtał świetny plan.

Dołączyłem się do gildii Slaverów, zdradziłem im lokację Arroyo i już miałem się tam wybrać z delegacją złożoną z moich kolegów z obrzynami i pałkami, gdy mój pech znowu dał o sobie znać. Pojawił się bowiem on – wstrętny bohater, pragnący zakończyć działalność gospodarczą mojego zakładu pracy. W osobie owego herosa rozpoznałem „wybrańca”. Niestety, zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, leżałem na ziemi ogłuszony przez jakiegoś dzikusa z kością w nosie, a mój pracodawca już nie żył. Chciałem się zemścić, jednak wiedziałem, że z tym „wybrańcem” nie wygram – nie dość, że sam wyglądał na twardziela, to jeszcze miał przy sobie do pomocy jakiegoś dzikusa, szalonego barmana, mutanta, sklepikarza, zombiego… Całą piep… świtę!

Co więc ja, biedny niedoszły bohater miałem zrobić? Kupiłem sobie czarny, skórzany płaszcz, shotguna i wyruszyłem na północ w poszukiwaniu przygód. Po zabiciu setki skorpionów, gekonów, mantisów i innego pustynnego śmiecia, zatrzymałem się w Modoc – uroczej wiosce pośrodku pustyni, spotkałem tam piękną dziewczynę, zakochałem się w niej i już zacząłem myśleć o ożenku, sądząc, że szczęście wreszcie się do mnie uśmiechnęło, gdy… znowu pojawił się on, nasz znajomy – bohater. Wstrętny przystojniaczek, oczarował moją dziewczynę i gdy jej ojciec przyłapał ich na… khem, khem – „wybraniec” wziął z nią ślub. To niemalże doprowadziło mnie do obłędu! Nie potrafiłem go zabić, i już myślałem czy nie strzelić sobie w łeb, gdy wpadł mi do głowy pewien wspaniały pomysł. Przypomniało mi się stare przysłowie – Jeśli nie możesz kogoś pokonać – dołącz do niego!

Wziąłem więc shotguna w łapy i ruszyłem za „wybrańcem”. Teraz podążam za nim dzień i noc i jeśli tylko zaczyna się jakaś rozróba, wyskakuję zza kamieni i pomagam mu się rozprawić z przeciwnikami. Przynajmniej on tak myśli – w rzeczywistości jeden na trzy strzały, niby chybiając, kieruję w jego stronę. Niestety – twardy ma skurczysyn pancerz, a do tego tak trudno trafić… Ale kiedyś, obiecuję, załatwię drania!

Macius Opublikowane przez:

11 komentarzy

  1. BAZYL
    17 czerwca 2006
    Reply

    Hmm…

    Pamiętam – jeden z pierwszych tekstów jakie przeczytałem w Krypcie 13. A potem to już byłem utopiony – tym bardziej, że bardzo lubiłem Fallouta.

  2. Equinoxe
    17 czerwca 2006
    Reply

    Nie rozumiem…

    … jak ten tekst mógł Cię zachęcić do „utopienia się” 🙂 Chyba, że wspominasz go tylko jako ów pierwszy.
    Dla mnie słabizna przeokrutna. Po kiego grzyba to ktoś zamieszcza na on-line?

  3. Izmael z Beyersdorf
    5 lipca 2006
    Reply

    Pier…..,zaje…….,wkó….,głupi wybraniec

    Fallout2 to przezabawna gra i takie teksty pokazują odzwierciedlają jej humor.

  4. olo
    8 sierpnia 2006
    Reply

    re

    zawsze mozesz napisac cos lepszego i tu opublikowac..latwo krytykowac

  5. Dace
    14 sierpnia 2006
    Reply

    Nawet fajne.

    POdoba mi się to opowiadanie.Masz jakąś 2 część albo coś??

  6. Petrrus
    21 sierpnia 2006
    Reply

    A jednak nie.

    Zgadzam się z przedprzedprzedprzedmówcą, słabizna toto.
    Śmieszne nie jest, sensu ni fabuły też. Wiem, że łatwiej krytykować niż zrobić, ale lepiej robić coś dobrego niż publikować coś takiego. Psuje klimat Fallouta.

  7. Dizzy
    12 września 2006
    Reply

    Ciekawe…

    Nawet niezły Tekst, napisz taką opowiesć o Fraku Hooliganie :D. Ale tak tekst jest super…

  8. Bersecer
    7 listopada 2006
    Reply

    Dobre to to

    Od 10 lat gram w serie F. znam wszystko. a to opowiadanie jedynie przypomina mi o paru uśmiechniętych od ucha do ucha grubaskach w niebieskich ubrankach więc… Tekst w 100% oddał „ciekawy” sarkastyczno ironiczny „funn” tejrze giery.

    A swoją drogą… umiejętność „Stranger” mi podpadła gdy raz grając owy 1/3 strzał mnie dobił… akurat w 13 krypcie 🙂

    Piasku pustynnego w oczach i samotnych bezkresów…Wybrańcy

  9. Cassidy
    1 grudnia 2006
    Reply

    Kolejna część?

    Zrobisz tą kolejną część, czy nie?

  10. Sorgens
    30 maja 2008
    Reply

    ciekawa opowiesc

    ha po pierwsze trzeba znac fallouta 2 (reszta nie potrzebna) aby ocenic to co napisal autor…..przypomnial mi sie stary dobry klimat tej gry 😉 naprawde gratki za inwencje tworcza 😉

  11. Kinger
    1 czerwca 2008
    Reply

    Perk

    Najprostsze pomysły są genialne. Autor wyjaśnił pochodzenie sztuczki Tajemniczy Wędrowiec.Lol Gościu miał dobry pomysł.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.