Na początku chciałbym ukrócić komentarze, jakie mogą się pojawić pod adresem tego tekstu – tak, wiem że opisywany tu tytuł nie jest nowy. Tak, wiem że swoją premierę miał on na przełomie 1995 i 1996 roku, czyli przed blisko piętnastu laty, kiedy Tawerny RPG nie było jeszcze w planach. Tak, wiem że był on kilkukrotnie emitowany przez program Hyper i jest dość znany w naszym kraju. Mimo to tekst ten kieruję do wszystkich tych, którzy tytułu tego jednak nie znają, a którzy mogliby natknąć się w sklepach internetowych na ofertę sprzedaży wersji odświeżonej
, Rebuild of Evangelion: You are (not) alone (org. Evangelion Shin Geikoban: Yo). I choć nie dotyczy to bezpośrednio tej recenzji, to z czystym sumieniem mogę odradzić kupno nowego produktu Gainaxu, gdyż recenzowany tutaj oryginał jest w absolutnie każdym aspekcie lepszy. Co zresztą niecierpliwi łatwo mogą sprawdzić zaglądając do stopki.
Był wstęp, dotarliśmy więc do miejsca, w którym umieszczam zwykle zarys fabularny recenzowanego tytułu. Recenzja [powinna rzucić na historię jedynie odrobinę światła, pomagającego rezeznać się czytelnikowi, czy jest to tytuł dla niego. Z Neon Genesis Evangelion jest jednak ten problem, że wszelka próba streszczenia serialu, niechybnie wpłynąć musi nań negatywnie. Bo cóż można napisać o fabule NGE, nie odbierając widzowi przyjemności z oglądania serialu, równocześnie zaś przedstawiając w recenzji to, co stanowi zarazem o wartości jej i całego serialu? Opisać pierwszy odcinek? No cóż, spróbujmy.
Rok 2015, Tokio. Widzimy opustoszałe ulice oraz olbrzymią, dziwnie wyglądającą istotę, płynącą pomiędzy częściowo zatopionymi budynkami stolicy Japonii. Na obrzeżach miasta dostrzegamy przygotowane do walki wojsko. Od czasu od czasu, do naszych uszu dobiega uparcie powtarzany komunikat: Od dziś wprowadzony zostaje stan wyjątkowy dla regionów Kanto i Chubu, otaczających rejon Tokio. Wszyscy mieszkańcy proszeni są o natychmiastowe udanie się do schronów
. Na jednej z ulic stoi kilkunastoletni chłopiec, próbujący się do kogoś dodzwonić (domyślamy się że do młodej kobiety, której fotografię trzyma w ręku, a z którą miał się spotkać). Niestety, telefony nie działają. Nagle słyszymy huk, a zza wzgórza wyłania się nasza tajemnicza istota, otaczana przez gotowe do walki, futurystycznie wyglądające samoloty. Akcja przenosi się na chwilę do bazy wojskowej, gdzie z rozmowy dwóch mężczyzn (jak się domyślamy, dowódców) dowiadujemy się że nasz dziwny, humanoidalny obiekt to Anioł (jap. shito
oznacza posłańca
). Dochodzi do walki, w której stroną przegrywającą szybko stają się wojska ONZ. W międzyczasie, wspomniany powyżej chłopiec dostarczony zostaje do bazy wojskowej, w której zostaje wsadzony do mecha (o wdzięcznej nazwie Evangelion bądź, skrótowo, Eva) i wystawiony do walki z Aniołem.
Banał? Kolejne, nie wnoszące niczego nowego do gatunku, ogłupiające anime o mechach? Rzeczywiście może się tak wydawać. Ale, jak już wspomniałem, każda próba streszczenia fabuły tego serialu zakończyłaby się spektakularną porażką. Bo siła Neon Genesis Evangelion leży gdzie indziej.
Bardzo szybko przekonujemy się, że postapokaliptyczna fabuła serialu jest jedynie pretekstem do poruszania znacznie głębszych tematów, jest jedynie jedną z wielu możliwych płaszczyzn, na jakich można go odbierać. Kolejną z nich, którą zaczniemy rozważać już po kilku pierwszych odcinkach, jest płaszczyzna religijna. Od pierwszych minut serial obfituje w masę, pozornie oczywistych, nawiązań do różnej maści religii. Co i rusz pojawiające się krzyże, nawiązania do istot nadprzyrodzonych (aniołów), używanie terminologii judeochrześcijańskiej... Z czasem stają się one coraz trudniejsze do wychwycenia, coraz bardziej złożone, coraz trudniejsze do interpretacji. Krążą plotki, iż ten, kto zdoła odnaleźć wszystkie nawiązania do religii, jakie występują w serialu, i zestawi je z jego fabułą, zdoła poznać opowiedź na Pytanie Ostateczne i w sposób absolutny i bezsprzecznie poprawny zinterpretować Przesłanie Serialu. Trudno mi się do nich ustosunkować, gdyż nie spotkałem jeszcze nikogo, kto dokonałby tego dzieła, choć krążą pogłoski iż pewnego dnia taka osoba się narodzi. Czyżby apokaliptyczna Bestia, za którą wszyscy mieszkańcy Ziemi powiodą z podziwem wzrokiem? Zagadnięty swego czasu w wywiadzie reżyser, na wzmiankę o interpretacji fabuły jedynie się tajemniczo uśmiechał...
Kolejną, głębszą jeszcze płaszczyzną, na której odbiera się Neon Genesis Evangelion, jest płaszczyzna psychologiczna. Gdy kończymy oglądać serial, możemy dojść wręcz do przekonania, że cała otoczka science-fiction jest jedynie znów zmuszony jestem użyć tego nielubianego przeze mnie, a mocno nadużywanego ostatnimi czasy przez społeczeństwo słowa) pretekstem, do przeprowadzenia rozbudowanego studium ludzkiej psychiki. Każda z pojawiających się w serialu postaci reprezentuje inny, złożony charakter, każda ma własne problemy, z którymi stara się sobie radzić na własny sposób, każda mogłaby istnieć w rzeczywistości. I żadnej nie można uznać za jednoznacznie dobrą bądź złą. W rzeczywistym świecie nie ma czerni i bieli, lecz jedynie wiele odcieni szarości i serial ten wspaniale to oddaje, umożliwiając każdemu widzowi odnalezienie w nim bohatera, z którym nie tylko mógłby się zidentyfikować, ale który posiada takie same cechy charakteru jak on sam, który może być odbiciem jego samego w filmie...
Wszystko to, w skomplikowany i nierozerwalnie piękny sposób łączy się z fabułą serialu, która z każdym kolejnym odcinkiem stawia więcej pytań, niż daje odpowiedzi. Włącznie z ostatnim odcinkiem, który nie tylko nie przynosi żadnych rozwiązań, lecz także każe postawić ostateczne, fundamentalne pytanie: Czy ktoś wie o co w tym wszystkim chodzi? Chyba się domyślam, ale chciałbym się upewnić...
Pytanie, na które nie ma chyba innej odpowiedzi, niż ta, że każdy musi dojść do rozwiązania samodzielnie. I z pewnością będzie to rozwiązanie właściwe, choćby nie zgadzało się z żadną inną interpretacją.
Niniejszym dobrnęliśmy do dość kontrowersyjnego punktu, którego ocenę z pewnością będzie wypominał mi jeszcze przez wiele tygodni Evilmg. Wiele razy mieliśmy okazję już się spierać w kwestii oprawy wizualnej serialu, nigdy jednak nie udało się żadnemu z nas przeciągnąć drugiego na swoją stronę. On, uparcie, od naszej pierwszej rozmowy na temat Neon Genesis Evanelion, tkwi na stanowisku że kreska serialu jest do tego stopnia obrzydliwa, że po kilku odcinkach porzucił myśl o jego oglądaniu (i nie próbuj protestować, że coś poplątałem – pamięć mam jeszcze wystarczająco dobrą!); ja, mimo wszystko, będę jej jednak bronić. Serial powstał przed piętnastu laty, kiedy to wiele popularnych anime wyglądało znacznie gorzej niż NGE, a porównywanie go z produkcjami współczesnymi jest po prostu nie na miejscu (chociaż moim zdaniem, ze starcia z nimi również wychodzi z tarczą). Zresztą, czytelnik sam może z łatwością rozsądzić po czyjej stronie, w jego opinii, znajduje się racja, nietrudno bowiem, pośród wielu fan-artów, znaleźć w Internecie screeny z serialu, a i ta recenzja będzie zapewne również kilkoma opatrzona.
Autorką ścieżki dźwiękowej jest, znana wszystkim fanom animacji rodem z Kraju Kwitnącej Wiśni, Yoko Kanno i samo to już powinno wystarczyć za mój komentarz w kwestii oprawy audio. Japońska kompozytorka, odpowiedzialna za oprawę dźwiękową m.in. seriali Cowboy Bebop, czy recenzowanego przeze mnie przed kilkoma miesiącami Ghost in the Shell: Stand Alone Comlex, nigdy w zasadzie nie popełnia złych utworów, nic więc dziwnego że i w tym przypadku stanęła na wysokości zadania – każdy pojawiający się w serialu utwór jest jak najbardziej na miejscu, każdy komponuje się z akcją idealnie, a opening Zankoku na tenshii no teze, należy bezsprzecznie nie tylko do moich ulubionych utworów z seriali anime, ale do czołówki moich ulubionych utworów w ogóle.
I dotarliśmy do końca. Przez cały czas, odkąd w mojej głowie narodził się pomysł zrecenzowania Neon Genesis Evangelion, aż do momentu gdy piszę te słowa, uparcie powtarzałem sobie, że muszę być obiektywny. Że nie mogę oceniać serialu nazbyt subiektywnie. Że powinienem uwzględnić opinie innych. Tyle teorii. Neon Genesis Evangelion albo się kocha, albo krytykuje każdy aspekt. Ja zakochałem się w nim od pierwszego odcinka, nie mogłem więc wystawić innej oceny, niż ta, która znajduje się w stopce. A teraz wybaczcie, muszę wrócić do oglądania. Może w końcu uda mi się go w pełni zrozumieć...
Tytuł: | Neon Genesis Evangelion [Shin Seyki Evangelion] |
---|---|
Reżyseria: | Hideaki Anno |
Rok: | 1995 |
Czas: | 650 minut (26 odcinków) |
Ocena: | 6 |
Autor: Łukasz "Strider" Hajdrych