Tawerna RPG numer 127

Katedra Schrödingera

Katedra Tomasza Bagińskiego to film, który przede wszystkim kojarzy się z arcydziełem animacji komputerowej oraz zachwyca maestrią wyrednerowanych scen. Lecz to także, jak podaje sam autor w napisach kończących, ekranizacja znanego i docenianego (choćby Nagrodą imienia Janusza A. Zajdla w roku 2000) opowiadania Jacka Dukaja o tym samym tytule. Ekranizacja, ale niezbyt wierna. Nie chcę tu jednak wnikać w wizję artystyczną autora animacji i powody, dla których uczynił z noweli science-fiction film fantasy. Bo może tego nie uczynił...

Katedra

O czym jednak jest owa Katedra? Chyba o śmierci bohatera, ale czy na pewno? Właściwie każdy, kto pokusiłby się o interpretację tego filmu, mógłby nakreślić swoją własną teorię, a to za sprawą dużej niejednoznaczności obrazów na ekranie oraz sporej, jak na niespełna siedmiominutową produkcję, ilości pojawiających się elementów, które mogą być odczytywane symbolicznie. Najważniejszym z nich jest sama budowla, której bryła góruje nad człowiekiem, lecz jej ogrom jest jeszcze bardziej eksponowany przez odpowiednie ujęcia kamery (przyjmując że w przypadku animacji, w stu procentach przygotowanej na komputerze, może być mowa o pracy kamery). Uważny widz dostrzeże jednak, że katedra nie jest największym obiektem na ekranie. W poszczególnych ujęciach filmu, zwłaszcza gdy zbliżamy się do jego zakończenia, budowla jest pokazywana z dystansu, jako mały element kontrastujący z ogromem ciał niebieskich, znajdujących się wokół. Wrażenie to jest sygnalizowane już wcześniej – gdy w otworach ścian i sklepienia pojawiają się świecące w oddali gwiazdy.

Dzięki temu można uznać, że katedra jest jakby przejściem obrazującym małość człowieka we wszechświecie. Skoro człowiek jest mały obok budowli, zaś ta ostatnia niknie wobec ogromu wszechświata, to maleńkość jednostki ludzkiej jest jeszcze bardziej wyrazista na tle uniwersum. Gdyby jednak rozpatrywać konstrukcję przez pryzmat człowieka, którego widzimy w filmie, można tę przejściowość rozpatrywać także inaczej.

Jedną z ostatnich scen tej animacji jest obraz, gdy pielgrzym przemienia się w jeden z filarów katedry. Trzeba zauważyć, że oprócz kawałka ściany, z ciała naszego bohatera wyrasta także część sklepienia, ale i posadzki pod budowlą znajdującą się na skraju przepaści. Cały ten proces, zwłaszcza na tle niedostępnych, ogromnych obiektów, które przez chwile widzimy z perspektywy postaci, przywodzi na myśl budowę mostu. Dokąd? Trudno jednoznacznie na to odpowiedzieć, jednak wobec niedostępności innych obiektów, a nawet wobec fabuły pierwowzoru opowiadającego o ucieczce z asteroidy, możemy pokusić się o podejrzenie, że chodzi o samo opuszczenie tego miejsca (czy wskazówką może być jałowa ziemia, którą widzimy już w pierwszych scenach filmu?). Bez względu na przyczyny.

Postać, pod wieloma względami przypominająca pielgrzyma, zdaje się nie być tam przypadkowym przechodniem. Najpierw czeka na zachód gwiazdy, a zaraz potem, jeszcze na sekundę, popada w zadumę, jakby ponownie rozważała podjętą już decyzję. Decyzję o wejściu do katedry. Jej późniejsze zachowanie, gdy zatrzasną się odrzwia, zaś wędrowiec sam przekona się o braku dalszej drogi, wskazuje na to, że wie co się dalej wydarzy. Pielgrzym na ekranie nie szuka rozpaczliwie wyjścia, nie próbuje się chronić w cieniu ażurowej konstrukcji, a jedynie popada w jeszcze głębszą zadumę i wykonuje gest, jakby żegnał się z ziemią. A może ze światem symbolizowanym przez tę ziemię? I czeka na to co nieuniknione.

Jego sytuacja zaczyna przypominać sytuację kota zamkniętego w pułapce z eksperymentu myślowego Erwina Schrödingera. Jest jednocześnie żywy i martwy, przeszedł na drugą stronę i stał się budulcem mostu. A jeszcze wyraźniej będzie to widać, gdy spróbujemy powtarzać tę sytuację (o powtarzalności schematu mogą świadczyć twarze które widzimy w zwojach żywokrystu podczas drogi pielgrzyma we wnętrzu budowli).

Spróbujmy sobie wyobrazić tego samego bohatera, świadomego faktu, że droga do opuszczenia tej jałowej ziemi wiedzie przez most w kształcie katedry. Za zamkniętymi wrotami zniknęło już wielu pielgrzymów przed nim. Co się z nimi stało nie sposób powiedzieć – budowla jest zbyt wielka i usytuowana w taki sposób, że można to sprawdzić tylko wstępując do środka. Superpozycja każdego poprzedniego pielgrzyma wskazuje na to, że dopóki nasz bohater nie wejdzie do środka, jego poprzednik jest jednocześnie i żywy – po drugiej stronie drogi – i martwy – jako filar katedry. Niestety wejście do środka stawia postać z ekranu w podobnej sytuacji – zawieszenia między stanem życia i śmierci. Do czasu ponownego otworzenia się wrót.

Człowiek, uwięziony na jałowej ziemi, praktycznie nie ma wyjścia – albo umrze zostając, albo wkroczy do katedry (na most) i przejdzie lub umrze, stając się kolejnym kawałkiem drogi dla następnego wędrowca. Być może tego, któremu dana będzie możliwość opuszczenia tego miejsca.

Fizyka kwantowa jest dla nas, widzów, nauką teoretyczną. Nie oznacza to jednak, że w utworze science-fiction musimy traktować ją podobnie. Idąc tym tropem, można pokusić się o stwierdzenie, że prawa obowiązujące w mikroświecie dadzą się odnieść do makroświata widocznego na ekranie. Tym samym, mimo tego co widzimy w ostatnich scenach, nie możemy bezkrytycznie przyjąć, że pielgrzym jest martwy (czy też że zmienił się w część budowli). Przeciwnie! Postać jest zawieszona w równowadze między stanem życia i śmierci, zaś jego koniec nastąpi dopiero, gdy w progi katedry zawita następny wędrowiec.

Autor: BAZYL

Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.