Nowa gra ze studia BioWare budzi ogromne zainteresowanie. Twórcy już od dawna udzielają różnych wywiadów, prezentują liczne trailery, organizują specjalne pokazy, a teraz jeden z głównych scenarzystów — David Gaider — otrzymał zadanie napisania książki będącej prequelem do wydarzeń z gry. Człowiek ten już od 1999 roku pomaga BioWare, więc posiada niemałe doświadczenie, jeżeli chodzi o fabułę. Brał on udziałał przy tworzeniu takich hitów jak Baldurs Gate 2, Neverwinter Nights oraz Knights of the Old Republic! Wszystko wskazuje na to, że książka powinna być znakomita, a jest… dobra. I tylko tyle.
Mamy tutaj do czynienia z typowym fantasy, pełnym przyjaźni, zdrady, poświęcenia oraz miłości. Jak już wspomniałem, akcja rozgrywa się przed wydarzeniami z gry. Fabuła nie grzeszy oryginalnością, pomimo iż jej twórcą jest jeden z najlepszych scenarzystów na świecie!
Otóż wszystko zaczyna się od tego, jak młody książę Maric, w wyniku zdrady, traci matkę. Chłopiec, będący ostatnim z linii prawowitych władców Fereldenu, ucieka ile sił w nogach, aby uniknąć śmierci. Odzyskanie tronu nie jest łatwym zadaniem, gdyż w stolicy zasiada obecnie uzurpator Meghren — tyran jakich mało. Ludzie na wieść o śmierci ich ukochanej królowej załamują się; widzą Marica jako małoletniego podrostka, który dotychczas chował się tylko za plecami matki. Wszyscy są przekonani, że kiedy umarła królowa, to razem z nią upadła rebelia dążąca do odzyskania zagarniętego tronu. Przed Mariciem stoi trudne zadanie — musi zebrać nową armię, którą poprowadzi do odzyskania tronu. Historia nie jest tutaj zbyt wyszukana, ale mimo wszystko czyta się ją przyjemnie, a momentami bardzo zaskakuje.
Marica poznajemy jako załamanego śmiercią matki młodzieńca, przerażonego perspektywą dowodzenia ludźmi i poprowadzenia ich do walki. Książę już na samym początku przygody poznaje swojego przyszłego przyjaciela, Loghaina. Jest to człowiek wyjęty spod prawa i gdyby nie ten banita, Maric nie przetrwałby nawet pierwszej potyczki. Przez pierwsze strony powieści książę nie budzi sympatii, wręcz odrzuca od siebie. Postać sprawia wrażenie zasmarkanego jaśniepana, który tylko płacze i użala się nad okrucieństwem świata. Wraz z postępem akcji jest jednak coraz lepiej — książę dorasta i pragnie udowodnić, że wbrew temu co twierdzą ludzie, jest bardzo podobny do matki. Stara się być silny. Wraz ze swoją narzeczoną Rowan, która doskonale włada mieczem i dowodzi konnicą, a także Loghainem, który nie odstępuje go ani na krok, stacza swoje pierwsze bitwy i udowadnia, że rebelia jest znacznie silniejsza, niż wydaje się uzurpatorowi.
Skoro już jesteśmy przy bitwach, to warto wspomnieć, że są one wyśmienite. Autor nie zanudza nas szczegółowymi opisami taktyki, wręcz przeciwnie, rzuca czytelnika w sam środek akcji! Walki są naprawdę doskonale przedstawione. Śmiem twierdzić, że lepsze czytałem chyba tylko w sadze o wiedźminie. Nie brakuje krwi ani śmierci.
Sporym minusem książki są różnorakie błędy. Już na pierwszej stronie znalazłem niemiłą wpadkę! Otóż autor pisze, że silne dłonie złapały go od tyłu
, a po chwili dodaje, iż pojękując z wysiłku, próbował się cofnąć i uwolnić z wysiłku
. Gdybym ja znalazł się w takiej sytuacji, to raczej wyrywałbym się napastnikowi, a nie cofał w jego uścisk… Inny przykład — Maric miał na sobie ciężką, grubą i metalową zbroję, którą w miejscu obojczyka przebiła zwykła strzała (!), a miecze przeciwników odbijały się od pancerza, nie zostawiając nawet zadrapań. Może i przełknąłbym owo niedopatrzenie, gdyby nie to, że książę przyznaje na widok strzały, iż to wyjaśnia to wcześniejsze ukłucie
! Pozazdrościć niewrażliwości na ból. Oczywiście nie przeszkadza to w czytaniu, ale redakcja nie spisała się za dobrze, gdyż podobne błędy zdarzają się jeszcze kilka razy! Ponadto niektóre zdania zmuszony byłem czytać nawet dwukrotnie, aby uchwycić ich sens. Nie wiem, czy jest to wina autora, czy też złego tłumaczenia, ale czasem nie sposób zrozumieć za pierwszym razem, co Gaider chce nam przekazać.
Od strony wizualnej książka prezentuje się całkiem przyzwoicie. Okładka jest niemal identyczna jak plakaty czy tapety, które twórcy stworzyli w celach promocyjnych. Pomimo iż nie lubię różnorakich bajerów
, to jednak muszę przyznać, że ozdobny tytuł czy szkice z gry, prezentujące kolejne rozdziały, cieszą oko.
Zauważyłem, iż Upadły Tron czerpie garściami z innych książek. Postać Loghaina to przecież niemal lustrzane odbicie Halta z cyklu Zwiadowcy.. Rowan do złudzenia przypomina Arye z Eragona, a cała historia jest niemal identyczna jak ta z owej książki — odpowiednikiem rebelii są Vardenowie! Te drobne niuanse nie zachwiały jednak oceny, ale czy naprawdę tak trudno jest napisać coś bardziej oryginalnego?
Pomimo tych kilku niedoróbek jestem pewien, że Upadły Tron przypadnie do gustu nie tylko fanom gry, ale również zwykłym czytelnikom fantasy! Bez wątpienia najmocniejszą jej stroną jest fabuła, która choć podobna do innych i dość przewidywalna, potrafi wciągnąć odbiorcę. Szkoda tylko, że brak tutaj smoków, bo przedstawiciel tego gatunku pojawia się tylko raz, a opowieść aż prosi się, aby opisać w niej pojedynek z potężnym smokiem, na miarę tych z gry!
Tytuł: | Dragon Age: Utracony tron [Dragon Age: The Stolen Throne] |
---|---|
Autor: | David Gaider |
Wydawca: | Fabryka Słów |
Rok wydania: | 2009 |
Stron: | 472 |
Ocena: | 4- |
Autor: Kamax