Zbliżające się wykopaliska całkowicie zaprzątnęły mój umysł, jeszcze nim wyruszyliśmy na spieczoną słońcem, egipską ziemię. Zależała od nich moja kariera naukowa, ponieważ opłacony zespół badawczy, który pojawił się wcześniej na miejscu, natrafił na wielką, podziemną świątynię grobową i labirynt korytarzy z czasów predynastycznych! To może być najważniejsze odkrycie archeologii ostatnich lat!
Na podróż zaprosiłem paru moich przyjaciół. Poza tym zgłosiło się kilku ekspertów i podróżników żądnych wrażeń, pracujących dla uniwersytetu Miskatonic.
Scenariusz napisany został w nietypowej formie z uwagi na dwa czynniki. Po pierwsze, powstał dla gry Zew Cthulhu, więc nie pojawią się w nim zbędne tabele i opisy. Po drugie, narzucam tylko szkic wydarzeń, widziany oczami profesora (głównej postaci), co daje tobie duże pole do popisu i umożliwia takie poprowadzenie akcji oraz postaci drugoplanowych, jakie będzie odpowiadało drużynie.
Przed poprowadzeniem scenariusza przeczytaj trzy opowiadania H.P. Lovecrafta, by lepiej poczuć klimat - Szczury w murach, Piekielna ilustracja (o kanibaliźmie) oraz Zapomniane miasto (dla opisów).
W dalszych częściach scenariusza badacze zwani będą przez profesora Przyjaciółmi. Mogą być kimkolwiek w ekipie, ponieważ łączą ich z naukowcem wspólne sny.
W czasie podróży oceanem w kierunku cieśniny Gibraltarskiej, przyśnił mi się dziwny sen. Widziałem w nim długie i mroczne korytarze grobowca, które rozświetlała tylko moja pochodnia. Dech w piersiach zapierał mi widok hieroglifów na ścianach, opisujących tajemnicze zaklęcia, których nie potrafiłem umiejscowić w żadnym z fragmentów Księgi Umarłych. Przypominały mi raczej bluźniercze opisy z księgi, o której wspominać nie chcę. Błądząc po labiryncie, trafiłem do wielkiej komnaty, pełnej sarkofagów i porozrzucanych, wysuszonych zwłok. Nie przyglądałem im się, lecz skierowałem wzrok na wielki obelisk stojący w głębi komnaty. Czarny obsydian emanował niepojętą dla mnie mocą, przejęła mnie groza, ale ciekawość w końcu zwyciężyła. Zacząłem odczytywać spisane na nim fragmenty hieroglifów, które opowiadały historię przejmującą mnie dogłębnie zgrozą i uczuciem rozpaczy. W końcu ujrzałem znak oznaczający
imię
, na wpół zmazany. Kiedy go odczytałem, serce we mnie zamarło, pot zaczął spływać ze skroni i poczułem się spętany przez sieci odwiecznej grozy, czającej się pod naszymi stopami. Upuściłem pochodnię i zapadła ciemność.
Tak jawił mi się koszmar, który jednak nie zniechęcał mnie do zaniechania badań, lecz jeszcze bardziej utwierdzał w przekonaniu, że czeka mnie wielka tajemnica. Co najdziwniejsze, tego samego dnia po wieczornym bankiecie zarządziłem spotkanie całej ekipy i krótko opowiedziałem o swoich marach. Lekarz zrzucił winę na przydługi rejs, jednak po spotkaniu pojawiło się kilka osób - Przyjaciół, którzy śnili podobnie.
Nieważne czy to tylko sen, czy może coś więcej - mój los połączył się nierozerwalnie z nowymi Przyjaciółmi. Skoro zaufali mi i przyznali się do snu, ja zaufam im i obdarzę godnością osobistych asystentów, by karty podręczników historii nie zapomniały i o nich.
Być może postępowanie profesora wyda się tobie niedorzeczne, Strażniku. Jest jednak uzasadnione, ponieważ profesor dorastał w ekscentrycznej rodzinie, jego matka fascynowała się spirytyzmem i w tym duchu wychowała syna, którego zainteresowania doprowadziły na tak wysoką pozycję wśród kadry uniwersyteckiej.
Wpłynęliśmy do portu w Aleksandrii, skąd natychmiast odebrał nas agent. Pamiętałem go jako chłopca z uniwersytetu - był niepozornym studentem o wątłej budowie. Piszę
był
, ponieważ teraz widzę w nim przystojnego młodzieńca, tryskającego zdrowiem i energią. Jedynie oczy, jego oczy, patrzą tak dziko, jakby siedziała w nim bestia pragnąca wyrwać się na wolność...
W Aleksandrii przesiedliśmy się na statek kursujący do Kairu. Stamtąd wyruszymy dalej w górę Nilu, by po około 60 milach trafić do Meidum, gdzie znajduje się nasza główna kwatera. 10 mil dalej, za wschodnim brzegiem Nilu, odbywają się wykopaliska, tam także rozłożony jest tymczasowy obóz, z którego cenne przedmioty przenoszone są do Meidum (tego wszystkiego dowiedziałem się od agenta, niestety nie chciał mi zdradzić żadnych szczegółów związanych z odkryciem, miał tego dokonać mój bezpośredni podwładny – Allan George Beck).
Powinieneś dosyć dobrze opisać postać agenta profesora, ponieważ jest on pierwszą oznaką zbliżającej się grozy. Możesz powiedzieć graczom (po odpowiednich testach lub bez), że chłopak co jakiś czas zerka nerwowo w ich stronę, oblizując wargi i śliniąc się jak obłąkany.
To straszne! Mój agent nie żyje! Policja wzruszyła tylko ramionami. Został zamordowany w biały dzień. W czasie gdy ja i Przyjaciele uczestniczyliśmy w zakupach, by się odpowiednio wyekwipować, chłopak miał znaleźć przewoźnika w górę Nilu. I do czego doszło?! Student zginął z roztrzaskaną głową, posądzony o porwanie dziecka i zjedzenie go! Niedorzeczność! Na szczęście porachował kości siedmiu Arabom...
Bylibyśmy utknęli w Kairze, gdyby nie jeszcze jedna osoba, która zamieszana była w śmierć młodzieńca. Jest nią Abdul, arabski podróżnik i handlarz, który udzielił mu schronienia przed wściekłym tłumem i oczyścił go z zarzutów o kanibalizm. Wszak i tak nie znaleziono żadnego ciała!
Inni Arabowie darzą go jako takim respektem, patrzą w jego kierunku ze strachem i niechęcią. To dobrze, przynajmniej nie będą się narzucać w trakcie dalszej podróży. Abdul, choć niemłody, muskulaturą mógłby zaimponować sportsmenom w całych Stanach Zjednoczonych. Tylko te dziwne oczy...
W tym momencie scenariusza badacze mają czas na wyekwipowanie się i kupno potrzebnego sprzętu. Niestety broni nigdzie nie dostaną, ponieważ nie są wyznawcami islamu i z tego powodu nie mogą dostać narzędzia zagłady.
Agent profesora zginął, bo faktycznie porwał dziecko, które miał spożyć wraz z Abdulem - kairskim współwyznawcą oraz rabusiem grobów. Abdul mieszkał w Meidum, jednak nie przyzna się do tego profesorowi. Jest kapłanem potwornej istoty, mającej swą świątynię głęboko pod powierzchnią ziemi i to on wprowadził młodego studenta w arkana kultu. Poza tym ma w swojej władzy kilku innych odkrywców, którzy znajdują się w Meidum. Jest osobą niezwykle niebezpieczną, chociaż będzie udawał miłego przyjaciela, będąc świetnym partnerem do whisky i kart.
Na początku droga po Nilu była nużąca. Może gdybym był zoologiem, zainteresowałyby mnie wielkie krokodyle, hipopotamy i mrowie ptactwa. Jednak niecierpliwiłem się niezwykle.
Moi Przyjaciele i ja znów mieliśmy ten okropny sen, tym razem dużo wyraźniejszy. Skończył się jednak inaczej, zdawało się nam, że na ścianie komnaty widzimy dziwny, groteskowy i karykaturalnie poskręcany cień, co mogło być grą światła, ale budziło nieopisaną grozę i mroziło krew w żyłach...
Inne wydarzenie także zaburzyło wesoły nastrój na statku. Pewnego razu, podczas postoju przy brzegu (mniej więcej w połowie drogi) po nocnym odpoczynku nasz myśliwy, który zaopatrywał łódź w żywność, znalazł o świcie ciało na brzegu - ciało naszego okrętowego chłopca - pozbawione miękkich tkanek. Nie chcę opisywać tego widoku, dosyć że powiem, iż Abdul przeraził się tak mocno, że zamknął się w swojej kajucie na całą dobę, nie chcąc nikogo widzieć. Abdul to dobry człowiek, zważywszy na to, że okrętowy chłopak nie darzył go przyjaźnią. A on mimo tego zaproponował wykopanie grobu, a później wpadł w rozpacz, która wbudziła w nim pragnienie odosobnienia.
Przyjaciele zwrócili moją uwagę na rany w skórze chłopca, stwierdzili, że ktoś musiał go udusić, by zaraz potem zacząć wycinać z niego mięso. Na kościach nie było żadnych śladów walki.
Kapitan okrętu wspominał, iż ziemie te zamieszkują dzikie murzyńskie plemiona, które nie cofną się nawet przed ludożerstwem, by zaszkodzić białemu człowiekowi. To naprawdę okrutne.
Chłopca zabił Abdul, korzystając ze snu towarzyszy. Młodzieniec zastał handlarza dwa dni wcześniej w nocy, kiedy ten wyrzucał zwłoki noworodka porwanego wcześniej w Kairze do rzeki. Zaczął go szantażować, nie wiedząc, że tym sposobem wydaje na siebie wyrok śmierci.
Gracze mogą trafić w rzeczach młodzieńca na wiele wonności i przypraw, którymi handlował Abdul. Poza tym zachowanie Araba także może wydać się dziwne – zamknie się na całą dobę w kajucie i nie pozwoli nikomu wejść. Uwagę badaczy mogą zwrócić rany na ciele chłopca, jak opisał to kapitan. Z Antropologią mogą odkryć, że kapitan blefuje, opowiadając o murzyńskich plemionach ludożerców, których tak naprawdę tutaj nie ma. Tak więc kapitan staje się kolejnym podejrzanym.
Do Meidum przybyliśmy pełni napięcia. Denerwowałem się poprzednimi wypadkami i śmiercią dwóch osób, a zdenerwowałem się jeszcze bardziej, kiedy naczelnik Meidum nie zgodził się na nasz pobyt w wiosce. Mieliśmy przenieść obóz poza nią! To było fatum, straszliwa klątwa... nie był to bowiem koniec naszych nieszczęść! Od mego zastępcy na miejscu, Allana George'a Becka dowiedziałem się, że w okolicy grasuje lew, który zasmakował w ludzkim mięsie. Porwał kilku mieszkańców wioski Meidum (za co oni obwiniają ekspedycję badawczą!), poza tym pożarł kilku kopaczy.
Allan dziwnie się zachowuje. Mam wrażenie, że specjalnie mnie unika. Przyjaciele powiedzieli mi, że widzieli jak wieczorem wymykał się z grupą kopaczy w stronę wykopalisk. Wierzę im, chociaż nie widzę sensu w zachowaniu Allana - być może odkrył coś, czym nie chce się dzielić, z obawy o to, że wszystkie zasługi przypadną mnie?
Najgorsze jest jednak to, że tego samego wieczora zniknął drugi student, który teoretycznie wymykał się wraz z Allanem. Porwał go lew, jak stwierdził mój pomocnik i zasugerował, że zastawi na niego pułapkę tuż nad rzeką, wraz z moimi Przyjaciółmi. Zgodziłem się na to.
Dziś wieczorem wyruszyli, a ja martwię się bardzo i niecierpliwię.
Byłbym zapomniał! Nie napisałem niczego o odkrytych podziemnych mastabach. Może to i dobrze, ponieważ ich widok omal nie zwalił mnie z nóg! Wejście do nich, zręcznie ukryte pośród czarnych skał, które być może były kiedyś piramidą, wiedzie kilkudziesięcioma stopniami w głąb czeluści ziemi. Schody już na wpół przeżarte przez nieubłagany czas nie zachęcają do schodzenia na dół. Wydają się sugerować rozpad i ostateczną destrukcję, jaka czeka na wędrowca chcącego zagłębić duszny i plugawy mrok starożytnych korytarzy.
Kiedy już po nich zszedłem (wraz z Przyjaciółmi) i światło pochodni ukazało ściany pokryte rzędami hieroglifów i zaklęć, cała grupa westchnęła. Towarzyszący nam Abdul nie wykazał żadnego zainteresowania, tak samo Allan i obaj stali na uboczu, obserwując bardziej nas niż ściany.
Jednak nie to było ważne! Kiedy ujrzeliśmy hieroglify, uderzyła nas nagła myśl, cyklicznie powracający oddech szaleństwa - deja vu! Takie same teksty pokrywały ściany w naszych snach. Poprosiłem Przyjaciół, by pomogli mi stamtąd wyjść i zarządziłem przerwę w dalszych pracach. Nie chciałem i nie chcę, by moi pracownicy zagłębiali się w tą otchłań szaleństwa, ponieważ hieroglify opowiadały o... starożytnym kulcie pożeraczy ciał, którego zbrodnie, niczym macki chaosu, sięgały głębiej, niż umysł zdrowego człowieka jest w stanie sobie wyobrazić. Gdyby nie dzieło Szalonego Araba, wzmianki o Nephren-Ka, na które trafiałem pośród jego tekstów, nie uwierzyłbym w to, co widzą moje oczy.
Oczywiście nie wspomniałem o tym nikomu. Zdecydowałem się wszystko przemyśleć. I tak, od tamtej pory minęły trzy dni, podczas których Abdul i Allan dziwnie się zachowywali (by już nie wspomnieć o domniemanym samowolnym wyjściu z obozu tego drugiego wczoraj wieczorem) i bardzo szybko się zaprzyjaźnili. Chociaż przyłapałem się na myśli, iż mój współpracownik okazuje więcej szacunku i uległości arabskiemu kupcowi niż mi...
Mieszkańcy Meidum będą niechętnie odnosić się do całej ekspedycji i Badaczy, jednak jeśli się im bliżej przyjrzą i zapoznają się z nimi, mogą czynić aluzje, że zły duch opętał naukowców grzebiących w ziemi i że nie wolno tam chodzić, bo nawet szakale unikają tego miejsca. Poza tym nie udzielą żadnej pomocy Badaczom.
Sam teren wykopalisk, położony 10 mil na wschód po drugiej stronie Nilu wygląda dokładnie tak samo, jak opisał go profesor. Badacze powinni powiązać podziemne katakumby ze swoimi snami. Profesor nie pozwoli im tam zejść kolejny raz, po tym jak sam odkryje przerażającą prawdę.
Badacze mają szansę ujrzeć wymykających się Abdula i Allana (zawsze późnym wieczorem, w całkowitych ciemnościach), a wraz nimi kilku robotników. Nie wiadomo, gdzie się udają (kluczą, nie chcąc zaryzykować odkrycia trasy ich wędrówki), chociaż w końcu zniknie jeden student, który wymykał się wraz z nimi.
Oczywiście to, co Allan opowiada o lwie, jest bujdą. On, udając uległość przed Abdulem jako naczelnym kapłanem, porywał ludzi, by złożyć ich w ofierze Istocie o wielu ciałach, która znajduje się głęboko w podziemnej świątyni, do której można dostać się z katakumb. Polowanie na lwa jest wybiegiem, dzięki któremu Allan chce pozbyć się profesora oraz Abdula i byłoby mu się to udało, gdyby nie...
Kiedy tuż po północy usłyszałem pierwsze wystrzały, serce we mnie zamarło. Nie mogłem tak zostawić swoich Przyjaciół, natychmiast się przebrałem i złapałem w garść strzelbę. W końcu zauważyłem ich, biegnących od strony rzeki w moim kierunku. Krew ścięła mi się w żyłach, kiedy ujrzałem między nami, biegnącego w mą stronę... szakala! Grozą przejął mnie widok tego, co pustynny lis niósł w pysku, nie mogłem tego pomylić z niczym innym. Krótko wymierzyłem i strzeliłem, słysząc wcześniej krzyki Przyjaciół. Nagle poczułem ból i mrok zstąpił na me oczy.
Przyjaciele cały czas się mną opiekowali. Ktoś wystrzelił. Na szczęście przeżyłem, chociaż mam sparaliżowane nogi. Abdul zniknął - podejrzewamy jego interwencję. Allan, sądząc, że długo już nie pożyję, zarządził dalsze wykopaliska.
Wracając jednak do tego, co szakal niósł w pysku... Przed nami leżał fragment nogi, od kolana w dół. Miał wycięte mięśnie i, co najgorsze, resztki spodni z modnego garnituru, który mógł nosić tylko mój zaginiony student. Na pewno to nie lew zajął się tym mięsem z taką tajemniczą, chirurgiczną precyzją.
Poprosiłem przyjaciół o sporządzenie noszy, moje podejrzenia sprawdzały się. Gdyby nie nauka mej matki, odrzuciłbym te wydarzenia jako niepowiązane elementy. Jednak było w tym coś więcej, niegościnna egipska ziemia pragnęła krwi od... właściwie od kiedy pojawili się tutaj moi asystenci! Nie omieszkałem tego przedstawić Przyjaciołom, chociaż wolałem nie wspominać nic o legendach o ghulach i im podobnych stworzeniach, które wiązałem z tymi wydarzeniami. Wolałem się przekonać raz jeszcze i przyjrzeć się dokładniej hieroglifom. Poza tym coś ciągnęło mnie w kierunku tajemniczej komnaty z obeliskiem, którą pamiętałem ze snu i wiedziałem, że gdzieś tam jest.
Kiedy dotarliśmy na teren wykopalisk, Allan bardzo wzbraniał się przed moim wejściem do wnętrza. Nie zgodziłem się z jego argumentacją i poprosiłem Przyjaciół o zniesienie mnie tam, bym mógł przyjrzeć się hieroglifom.
Przeszliśmy wszystkie korytarze, a ja wyczytałem historię tego miejsca. Jeden z Przyjaciół także znał się na znakach i dziwię się, że żaden z nas nie zwariował po przeczytaniu tej przerażającej opowieści. Nie miałem pojęcia kto lub co spoczywa pod naszymi stopami, ale wiedziałem, że trzeba odnaleźć tajemniczą komnatę świątynną. Tam musiała być odpowiedź! W końcu znaleźliśmy do niej wejście, nie całkiem przez przypadek. W jednym z grobów wewnątrz ściany mój Przyjaciel dojrzał strzępek tkaniny z płaszcza Abdula. Kiedy przyłożyliśmy tam pochodnię, by przyjrzeć się temu miejscu bliżej, płomień prawie zgasł, porwany przeciągiem.
Zaskoczeni, wpuściliśmy tam jednego z nas, który wczołgał się do środka i... odkrył kamienną płytę, którą dało się przesunąć (z dosyć dużym wysiłkiem). Przeszliśmy przez to przejście, upewniając się wcześniej, czy uda się przepchnąć mnie wraz z noszami. Jeden z Przyjaciół został na moją prośbę na zewnątrz, by nie dopuścić do wejścia za nami Allana, któremu przestałem ufać, będąc pełnym najgorszych obaw o jego duszę.
Zaczęliśmy schodzić w dół po niekończących się schodach. Uderzał nas odurzający, słodkawy, a przez to tak plugawy zapach śmierci. Każdy stopień zbliżający nas do czarnej sfery na dole budził coraz większe przerażenie i ciekawość. W końcu dotarliśmy na samo dno.
Przeszliśmy kawałek drogi korytarzem, w którym mrok lepił się do naszej skóry i przenikał na wskroś nasze ciała. Ziemia lekko drżała.
Trafiliśmy do ogromnej komnaty, na której końcu stał tron zdegenerowanych faraonów, po prawej stronie tkwił wielki, czarny obelisk pokryty hieroglifami, a z lewej ziała dziura, której widok budził nienazwaną, kosmiczną grozę. To stamtąd dochodził nas okropny smród i wydawało się, że dochodzą nas dźwięki, jakby coś ocierało się o skałę. Nie pozwoliłem Przyjaciołom tam podchodzić, powołując się na dżentelmeńską przyjaźń. Wytłumaczyłem, że był to najprawdopodobniej dół ofiarny, nad którym unosiły się trupie gazy, które mogły zakazić ich krew.
Tron wyglądał tak, jakby ktoś wczoraj na nim siedział. Obok tronu znalazłem faraońskie insygnia władzy: atef (koronę), heka (laskę pasterską) oraz nechacha (bicz). Omal nie zemdlałem na widok ich wykonania i ciemnych plam krwi na rzemieniach bicza oraz laski. Zabrałem te rzeczy ze sobą. Podeszliśmy do obelisku.
Cały, od podstawy aż do szczytu, pokryty był hieroglifami oznaczającymi imiona. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy ujrzałem świeżo wyryte napisy. Straciłem przytomność na widok ich treści!
Na szczęście Przyjaciele wyprowadzili mnie stamtąd, a Allana nigdzie nie było. Pełen złych przeczuć, zdradziłem Przyjaciołom swoje podejrzenia, opowiedziałem o tajemnicy świątyni, którą zdołałem wyczytać z hieroglifów i przeznaczeniu obelisku, na którym najnowsze wpisy to imiona angielskich chłopców i... Abdula!
Tego wieczora wyprosiłem Przyjaciół, nie wiem dlaczego... Ciekaw jestem, jak insygnia pasowałyby do mnie. Po co właściwie o tym piszę? Czas zmierzyć koronę.
I w ten sposób żegnamy się z profesorem, dla którego nie ma już ratunku. Strażniku Tajemnic, pozostaje tylko zdradzić ci sekrety, jakie odkrył profesor oraz te, o których nie ma pojęcia lub tylko podejrzewa, że istnieją.
Hieroglify opowiadają o kulcie ludzi-kanibali, jeszcze z okresu predynastycznego, którzy czcili potworną istotę. Istota ta pojawiła się wśród nich nagle, narodziła się z dziewicy i została pochowana głęboko pod mastabą. Zaraz za nią do dołu trafiła matka, która zrodziła potwora. Kapłani zaobserwowali dziwną rzecz - Istota ta wchłonęła swoją matkę i połączyła się z nią.
Dalej historia mówi niewiele, chociaż opowiada o faraonach - sługach dziwnej istoty, którzy karmili ją, a zyskiwali dzięki temu (oprócz mięsa nieszczęśników) możliwość poznania Wszechświata (cokolwiek to dla badaczy znaczy).
Kult uległ zapomnieniu albo został rozgromiony przez jednego z faraonów, jednak istota przetrwała wiele wieków. Wystarczało, że ktoś założył insygnia. Zrobił to Abdul - rabuś grobów, i natychmiast został opętany. Poczuł pociąg do smaku ludzkiego mięsa. Kiedy przytrafiła mu się okazja, ściągnął do świątyni grupę archeologów, wmawiając im, że to oni dokonali odkrycia. Użył przy tym nowo nabytych mocy, by zniewolić umysły robotników. Udało mu się ze wszystkimi oprócz Allana, chociaż sam o tym nie wiedział.
Kiedy dowiedział się o ekspedycji z Ameryki, zdecydował się wyruszyć w drogę wraz z jednym z obcokrajowców, by przyjąć nowych gości. Sam został w Kairze w oczekiwaniu na studenta i nowe ofiary kultu.
W tym samym czasie Allan odnalazł ukryte przez Abdula insygnia faraońskie i założył je. Stał się nowym synem Istoty. Umocnił swoje wpływy wśród robotników i zaczął organizować rytualne orgie i ofiary wewnątrz podziemnej świątyni. Porwał wtedy kilku mieszkańców miasta. Prawie cała ekipa stała się ghulami-kanibalami. Zasmakowali w ludzkim mięsie i uzależnili się od niego całkowicie.
Wracając do Abdula... Kazał młodemu agentowi porwać dziecko, ponieważ nagle stracił całą swoją moc i kontakt z bóstwem. Chciał go odzyskać dzięki ofierze i zjedzeniu ludzkiego mięsa. Niestety, nic z tego nie wyszło, a Abdul nie domyślił się, że ktoś inny musiał odnaleźć ukryte przez niego insygnia.
W czasie podróży po Nilu, Abdul czuł ogarniające go szaleństwo. Kiedy utracił kontakt z Istotą, nie wiedział co ma ze sobą zrobić. W końcu zdecydował się na kolejne morderstwo i zabił chłopca okrętowego, który wypatrzył go podczas wyrzucania resztek ze zwłok dziecka porwanego w Kairze. Wyciął potrzebne mu do życia mięso i narządy, po czym zamknął się w swojej kajucie, opychając się ludzkim białkiem. Badacze mogą znaleźć wewnątrz ślady krwi, jednak dużym nietaktem byłoby pytanie, skąd one pochodzą. Raz, że to kabina prywatna, do której badacze nie mieli wstępu. Dwa, że Abdul wymyśli bajeczkę o chorobie miejsca, gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę, i tak uzasadni plamy krwi na podłodze.
Kapitan nie ma nic wspólnego z kultystami, jest po prostu głupim i tchórzliwym człowiekiem.
Po dotarciu na miejsce Abdul nie zorientuje się, iż jest solą w oku dla Allana. Gdyby nie było Abdula, pomocnik profesora byłby znacznie bardziej niebezpieczny, ponieważ skupiłby się na profesorze i Badaczach. Woli jednak zniszczyć najpierw swego rywala.
Dlatego właśnie zarządza polowanie na lwy (chociaż Abdul domyśla się, że chodzi o zabicie profesora). W czasie polowania nie dość, że składa w ofierze niczego nie spodziewającego się Abdula, to na dodatek jeden z jego ludzi strzela z ukrycia do profesora, prawie eliminując go z gry (chociaż miał go jedynie nastraszyć).
Profesor od razu po ujrzeniu ruin zorientował się, co to za miejsce. Po pierwsze, znał już naukowe opracowania na temat kanibalizmu w czasach predynastycznych, po drugie wierzy, że sama świątynia i jakaś starożytna choroba mogły doprowadzić jego robotników do szaleństwa (nie zakłada, że wpływ ma jakaś potężna istota).
Jednak opowie o swoich przypuszczeniach Badaczom dopiero po powtórnej wizycie w świątyni (o ile na tyle się zaprzyjaźnią - Badacze mogą zaufać bardziej Abdulowi albo Allanowi).
Insygnia są ważnym motywem (jak założy je któryś z Badaczy, jego karta postaci wędruje w twoje ręce, Strażniku Tajemnic), ale znacznie ważniejszy jest sam obelisk (zakładam, że nikt nie zbliży się do dziury!) Na obelisku wypisane są imiona, część z nich jest jednak zatarta i zmazana. Jeśli Badacze mają wystarczającą wiedzę, mogą przypomnieć sobie, że w starożytnym Egipcie zniszczenie czyjegoś imienia równe jest usunięciu go ze świata. To bardzo ważne, ponieważ jedynym sposobem na zniszczenie Istoty jest zatarcie wszystkich imion na obelisku...
Jak zrobią to Badacze? Co stanie się z profesorem, a co z Allanem? Czy ktokolwiek przetrwa zbliżającą się noc? Co uczyni Istota, jeśli jej istnienie stanie się zagrożone? To zależy już od ciebie i twojej drużyny, Strażniku Tajemnic. Oby gwiazdy wam sprzyjały. Oby gwiazdy nie sprzyjały Przedwiecznym.
Bestia ta jest dzieckiem spłodzonym przez któregoś z Wielkich Przedwiecznych (Nyarlathotep?) z ludzką kobietą-kanibalką.
Młody bóg pragnie tkanek, by móc cały czas rosnąć. W starożytności opętał kapłanów, by składali mu ofiary. Od wyznawców zażądał tylko skór i kości, dając resztę kanibalom (wraz z mocami magii). Kapłani od początku na polecenie boga zapisywali imiona ofiarowanych mu ludzi na obelisku z kamienia, który spadł z gwiazd. To sprawiało, że ciała nie umierały, lecz stawały się częścią plugawej Istoty! Dlatego obelisk jest tak ważny - tylko dzięki niemu można doprowadzić Istotę do ucieczki z tego świata i połączenia się ze swoim tajemniczym ojcem. Skoro imiona ofiarowanych pozwoliły mu na zasymilowanie ich ciał (być może i umysłów), to ich wymazanie lub zniszczenie słupa doprowadzi do rozpadu i być może ucieczki Przedwiecznego.
Zaklęcia, które zyskuje czarownik (sługa) Istoty z głębiny to: Kradzież życia, Nawiązanie kontaktu z Istotą z głębiny, Pożywienie życia, Przymus ciała, Rozstąpienie się piasków. Może używać ich jedynie wtedy, gdy posiada faraońskie insygnia, będące częściami ciała Istoty z głębiny.
Gęsi z Meidum.
Ren) - jeden z elementów tworzących wraz z ciałem całokształt człowieka. Imię było jedną z najważniejszych cech osobowości za życia, ale także po śmierci. Bez niego człowiek tracił tożsamość i stawał się nikim, przestawał istnieć. Egipcjanie zapisywali swoje imiona w pobliżu zmumifikowanych zwłok, ponieważ zapewniało im to ciągłość istnienia. Z drugiej strony wymazanie imienia skazywało na nieistnienie (znany jest przykład wymazywania imienia Echnatona, a podobnie on sam starał się unicestwić boga Amona, usuwając jego imiona z budowli i świątyń).
Autor: CoB
Grafika: Leszek "zion83" Mazur