Tawerna RPG numer 118

Atramentowe serce

Atramentowe serce

Jeśli ktoś nie czyta książek, nie zdaje sobie sprawy z tego, co tak naprawdę się w nich znajduje. Bo – jak pisał poeta – jest w książkach coś więcej niż książka zaklęte. Są wspaniałe krainy, cudaczne stwory i menażeria niesamowitych postaci. I co ciekawe, za sprawą filmu Atramentowe serce wszystko to może ożyć na ekranie, a jednocześnie dać namiastkę książkowej magii wszystkim tym, którzy książek na co dzień unikają.

Bo trzeba wam wiedzieć, że Atramentowe serce to baśń. Filmowa baśń na podstawie książki Cornelii Funke, stanowiącej rozpoczęcie atramentowej trylogii. I choć nie czytałem pierwowzoru, to film zrobił na mnie naprawdę duże wrażenie. Mimo że jest to kino familijne, za którym nie przepadam, i obraz skierowany raczej do o połowę młodszych ode mnie widzów, ze zwykłego ignoranta stałem się fanem tej historii.

Wśród zwykłych ludzi, w zwykłym świecie, żyją takie osoby, które czytając książki, ożywiają postacie i wydarzenia, które opisane są na zadrukowanych kartach. Część z nich nie zdaje sobie z tego sprawy, a kiedy prawda wyjdzie na jaw, jest już zbyt późno, żeby poradzić sobie z konsekwencjami. Bo każda rzecz przywołana do naszego świata musi być zastąpiona przez coś innego, coś znajdującego się obok nas w chwili czytania.

Atramentowe serce

Mortimer Folchart jest człowiekiem, który potrafi ożywiać historie wyczytywane z książek. Nieszczęśliwie, podczas czytania córce, wysyła do magicznej krainy swoją żonę, niechcący przywołując grupę fantastycznych złoczyńców – zbira na usługach księcia ciemności, nożownika oraz żonglera ognia. W zamieszaniu jakie powstało, zaginął egzemplarz książki, w której została uwięziona mama dziewczynki, zaś łotry rozeszły się po świecie.

Od tamtej pory minęło dziewięć lat. Mortimer, opiekujący się dwunastoletnią już córką, wciąż poszukuje książki Atramentowe serce, której tomów jest coraz mniej i coraz trudniej jakiś zdobyć. Wreszcie, w małym alpejskim antykwariacie, udaje mu się trafić na jeden z nich. Lecz właśnie wtedy pojawia się tam Smolipaluch – żongler ognia z innego świata.

Atramentowe serce

Do tego filmu podchodziłem ostrożnie. Po ostatnim, w jakim widziałem Brendana Frasera (mowa oczywiście o Mumii 3, na której nie dało się wytrwać do końca w kinie), mogłem spodziewać się zupełnie wszystkiego. Tymczasem okazało się, że moje obawy były niepotrzebne – Fraser był tylko jedną z wielu gwiazd, które temu obrazowi nadawały blasku.

W głównej roli córki Mortimera – Meggie (tak, tak, to ona jest główną bohaterką!) możemy zobaczyć Elizę Bennett, która zagrała znakomicie. Podobnie jak i inne postaci – Smolipaluch grany przez Paula Bettany’ego (Kod Da Vinci), który był klasą sam dla siebie czy Capricorn wykreowany przez znakomitego Andy’ego Serkisa (Władca Pierścieni).

Atramentowe serce

Jeśli chodzi o zdjęcia i efekty specjalne, to przeplatanie się fantastycznych krain z szarością naszego świata było bardzo wiarygodne i bardzo efektowne. Szczególnie dobrze było to widać w zamku Capricorna, gdzie postacie i przedmioty przywoływane przez łotrów funkcjonowały obok tego, co dobrze znamy. Kreacja fantastycznych stworów, jak Minotaur czy latające małpy, także była znakomita. Co prawda łącznie niezbyt długo widzimy je na ekranie, do tego często w ruchu, ale w tak baśniowej opowieści naprawdę nie trzeba było niczego więcej. A przywołany na końcu Cień może stanowić przykład dobrze wykonanej animacji komputerowej.

Całość jest całkiem dobrze podkreślana przez muzykę, która nadaje poszczególnym scenom swoistego bajkowego klimatu i uroku. To ona sprawia, że w małym i ciasnym antykwariacie czujemy się jak we własnym domu – przynajmniej tak długo, jak jest on zwykłym antykwariatem – a olbrzymia biblioteka w bogatej posiadłości przytłacza nas swym ogromem. Nie przypominam sobie żadnej sceny, w której towarzysząca muzyka psułaby cokolwiek.

Atramentowe serce

Na uwagę zasługuje także scenariusz. Jest on bardzo dynamiczny, sceny często się zmieniają, zaś bohaterowie są niemalże w ciągłym ruchu, lecz mimo to fabuła jest bardzo spójna i wiarygodna. Nie ma w nim miejsca na uproszczenia fabularne i kierowanie bohaterów ku zaplanowanemu finałowi – tutaj dokładnie każdy stoi w odpowiednim miejscu i kiedy przyjdzie na to pora, poruszy się z precyzją mechanizmu zegarka.

Rzadko zdarza się sytuacja, gdy po obejrzeniu filmu familijnego mam tak jasny obraz mojej oceny. Nawet pomijając to, że Atramentowe serce jest kierowane raczej do młodszych widzów, uważam, że śmiało można polecić je każdemu. A gdy się głębiej zastanowić, wydaje się dziwne, że pierwszy Harry Potter czy całkiem niestary Złoty Kompas są filmami, o których dużo się mówiło i mówi, a ekranizacja książki Cornelii Funke wydaje się pozostawać bez echa, przynajmniej w naszym kraju. A jestem pewien – i piszę to z całym przekonaniem – że Atramentowe serce jest filmem o wiele lepszym.

Atramentowe serce
Tytuł: Atramentowe serce [Inkheart]
Reżyseria: Iain Softley
Scenariusz: David Lindsay-Abaire, na podstawie książki Cornelii Funke
Obsada: Brendan Fraser, Sienna Guillory, Eliza Bennett, Paul Bettany, Helen Mirren, Andy Serkis
Rok: 2009
Czas: 106 minut
Ocena: 5+

Autor: BAZYL

Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.