Tawerna RPG numer 118

Kroki w nieznane 2006

Kroki w nieznane 2006

Kolejne starcie ze sztandarowym tomem opowiadań Solarisu utwierdza mnie w przekonaniu, że to kawałek niezłej literatury. Edycja 2006 to jednak zdecydowanie coś więcej. Dla mnie była prawdziwą rewelacją. I choć pod koniec mina mi się lekko wydłużyła, uczucie głębokiej satysfakcji utrzymywało się przez długi czas.

Synesteci, czyli ludzie mieszający zmysły (widzący dźwięki czy słyszący smaki) rzadko kiedy są bohaterami opowiadań. Szkoda, bo Jeffrey Ford udowadnia, że potencjał drzemie w nich spory. Bohater jego historii, William (co znaczące, jego imię poznajemy dopiero pod koniec) jest takim właśnie człowiekiem. Dar synestezji pozwala mu być znakomitym kompozytorem, ale ujawnia się też w zagadkowych wizjach młodej dziewczyny, które zaczynają nawiedzać Williama po pierwszej wizycie W imperium lodów. Co ją łączy z bohaterem? Rozwiązanie jest zaskakujące i zdobyło sobie moje uznanie. Jedno z najlepszych opowiadań zbioru.

Graham Joyce, po raz nie wiadomo który, wałkuje temat obcych. Nie znaczy to jednak, że wpisuje się w wyeksploatowany do cna motyw zielonych ludków. Jego kosmici opuszczają ludzi po tysiącach lat symbiozy, powodując niejako Częściowe zaćmienie ludzkiej kreatywności. Trudno powiedzieć coś więcej, nie zdradzając oryginalnego pomysłu, którym posłużył się pisarz. I choć wykonanie trochę leży, przez masę niedopowiedzeń na początku, nieudolnie starających się nie zdradzić zbyt wiele, to jednak wrażenia po przeczytaniu są jak najbardziej pozytywne.

Tony Ballantyne serwuje nam radykalnie zmienioną wersję kreacjonizmu. Sugerując się biblijną przypowieścią o Mojżeszu, dzięki któremu ze skał wytrysnęły Wody Meriba, pisarz stara się pokazać, że to życie tworzy warunki, a nie odwrotnie. W rzeczywistości w jego opowiadaniu wszechświat skurczył się do wielkości kilkuset kilometrów. Ludzie starają się zrozumieć, co spowodowało ten proces, przez stworzenie istoty z gruntu nieludzkiej. Wizja oryginalna, choć naiwna. Trudno zawiesić niewiarę, a finalny wniosek, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, też jakoś specjalnie nie przekonuje.

Greg Egan, podobnie jak Ford, porusza się w tematyce medycznej. Wymyślony przez niego bohater ma Powody do zadowolenia. Jego mózg wytwarza nadmiar substancji odpowiedzialnej za stan radości. Chłopiec ten jest cały czas szczęśliwy, co jednak ma swoją cenę, którą jest guz mózgu. Jego rodzice zgadzają się na eksperymentalną kurację, która zamiast paru lat może dać ich dziecku całe życie. Terapia okazuje się skuteczna w dwustu procentach. Zniszczeniu ulegają nie tylko komórki nowotworu, ale również wszystkie receptory odbierające wspomnianą wcześniej substancję. Z dnia na dzień chłopiec przestaje odczuwać radość ze wszystkiego. Egan stawia przed czytelnikiem człowieka okaleczonego i skłania do zastanowienia, czym byśmy byli bez szczęścia albo gdybyśmy mogli sami manipulować naszym stanem emocjonalnym. Numer dwa na liście najlepszych.

U Edwarda Bryanta fantastyczna otoczka służy pokazaniu, jak wiele artysta jest w stanie zrobić dla fanów. Ale czy na pewno? Jain Snow, bohaterka jego opowiadania uważa, że jest jak Kamień - nie można jej złamać. Mimo to podczas największego koncertu w swojej karierze decyduje się na krok, który na zawsze zmieni życie wielu ludzi. Jej motywy nie są jasne, dzięki czemu historia bez trudu zaskarbia sobie uwagę czytelnika, a Bryant zostawia sporo miejsca na własne interpretacje. Ten zabieg sprawia, że opowiadanie wypada znacznie lepiej niż na pierwszy rzut oka.

Oleg Diwow oddaje się biotechnologii i skupia na odpowiedzialności twórcy wobec swego dzieła. Koty Pawłowa, ogromne zwierzęta przystosowane do walki, a nie zwykłe kanapowce, okazały się być wadliwą partią. Czasem jednak nawet błąd konstrukcyjny może mieć swoje zalety. Pawłow robi co może, żeby ocalić swoich pupili, ale to nie takie proste. Ciekawe i mądre opowiadanie z przewrotnym zakończeniem. Najdłuższe w tym zbiorze, ale warte każdej poświęconej mu minuty.

Tekst Johna Crowleya to pierwsze, co mi się nie podobało w tym zbiorze. Historia o tym, jak Antyczności mogą wpłynąć na nasze życie codzienne nie jest w sumie zła, ale brak jej ikry. To takie opowiadanko o niczym, do szybkiego przeczytania i jeszcze szybszego zapomnienia.

Podobnie w przypadku Kelly Link. Wymyśleni przez nią bohaterowie nie zdołali mnie do siebie przekonać i zainteresować swoimi przejściami. O ile pragnący brać Lekcje latania Humphrey jest dość sympatyczny, to quasi-kleptomanka June jest nijaka. Kelly Link zgrabnie wplotła w swoje opowiadanie motywy mitologiczne, ale nawet to nie przykuło mojej uwagi na dłużej.

Przemianę Martina Lake'a miałem przyjemność obserwować już wcześniej i bardzo mi się podobała. Czas nic w tej kwestii nie zmienił. Bohaterem jest tu przeciętny malarz, który po otrzymaniu zaproszenia na egzekucję staje się jednym z najsłynniejszych artystów miasta Ambergris. Niebanalny człowiek, niebanalna historia i niebanalna forma. Warto przeczytać.

I odjechał rycerz mój, wzdycha bohaterka opowiadania Mariny i Siergieja Diaczenków. Wzdycha, czeka, broni domu. A rycerz, jak się okazuje, kombinuje coś na boku i wcale nie jest tak krystaliczny, jak się tego po nim oczekuje. Pomysłowe opowiadanie z zaskakującym zakończeniem, choć sprawia wrażenie sztucznie i niepotrzebnie przedłużanego.

Jack Womack kieruje nasze kroki do Galerii Utraconych Dźwięków. Jedynym Audytorium dla zgromadzonych tam eksponatów są kustosz i jeden zwiedzający. I to w zasadzie tyle z fabuły. Kustosz chodzi i wyjaśnia, zwiedzający chodzi, słucha i zastanawia się nad ulotnością wspomnień. Nudne jak flaki z olejem. Jedno z trzech opowiadań zbioru, które w ogóle mi się nie spodobało.

Historia, którą stworzył David Marusek, zaskakuje swoim rozmachem. Płaszczyzn, na których można ją interpretować, jest kilka. Z jednej strony mamy opowieść o człowieku, którego żona jest chora psychicznie. Pewnego dnia popełnia samobójstwo, ale wcześniej wymazuje wszystkie swoje zdjęcia oprócz Albumu ślubnego. Album to nietypowy, bo zachowane w nim są nawet myśli fotografowanych, więc postacie ze zdjęcia są w pewnym sensie ludźmi. Mamy tu dramat odbitek, które nie zawsze wiedzą, że są odbitkami. Mamy bunt cyfrowych postaci i próby stworzenia przez nich własnego państwa. Wszystko ciekawie zaprezentowane i warte przeczytania, choć, moim zdaniem, za dużo tego, jak na jedną historię. W zasadzie każdy temat jest ledwie muśnięty.

Thomas M. Dish próbujący Zrozumieć człowieka to druga porażka zbiorku. Bohatera, poddanego operacji usunięcia pamięci, stworzył nawet udanie. Całe jego chodzenie i zastanawianie się jest jednak mało ciekawe, a wnioski, do których dochodzi, są infantylne. Moje rozumienie ludzi na pewno się dzięki tej historii nie poprawiło.

Opowiadanie Lucy Sussex to Absolutna nieokreśloność. Nie mogę zrozumieć, po co komu analiza, czy Heisenberg był człowiekiem dobrym, czy złym. Nakreślona tu historia nie trzyma się kupy, ma mało sensu, a ciągłe przeskoki dezorientują i męczą czytelnika. Sztuka dla sztuki nie jest zła, ale przydałoby się, żeby miała choć ślad logiki. To opowiadanie go nie ma.

Ted Chiang stara się odpowiedzieć na pytanie Co z nami będzie, gdy dowiemy się, że wolna wola naprawdę nie istnieje. Najkrótsze opowiadanie zbioru, ale bynajmniej nie słabe. Ciekawe w formie i we wnioskach, do których dochodzi pisarz. Warte przeczytania, tak na wszelki wypadek, gdyby wolna wola naprawdę nie istniała.

Cóż rzec na koniec? Dla mnie ten tomik to rewelacja, o czym wspomniałem już na początku. Wprawdzie jest tu kilka tekstów kiepskich, ale te warte uwagi są nie dobre, a co najmniej bardzo dobre. Zdecydowanie najlepszy tom z wydanych do tej pory Kroków w nieznane (choć edycja 2008 coraz bliżej). Niejakim przeciwieństwem zawartości jest tylko paskudna, szarobura okładka. Ponoć jednak nie można mieć wszystkiego. A przy takiej treści, kto by na okładkę zwracał uwagę?

Tytuł: Kroki w nieznane 2006
Autor: antologia
Wydawca: Solaris
Rok: 2006
Stron: 546
Ocena: 5

Autor: Paweł 'Oso' Czykwin

Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.