Tawerna RPG numer 117

Malowany człowiek, księga II

Malowany człowiek, księga II

Pierwszy tom Malowanego człowieka, napisany przez nieznanego nikomu pisarza, okazał się objawieniem i z miejsca podbił pół świata. Oferował świetną fabułę, ciekawy świat i sporo do przemyślenia. Skończył się jednak w takim momencie, że czekanie na kolejny tom było prawdziwą torturą. Od jego wydania minęły trzy miesiące, a apetyty fanów zostały zaspokojone. Częściowo.

Książka zaczyna się dokładnie tam, gdzie skończyła się poprzedniczka. Nawet numeracja rozdziałów jest zachowana. Arlen stacza pierwszą w swoim życiu poważną walkę z otchłańcem i od tej pory staje się ich pogromcą. Leesha doskonali się w fachu Zielarki, a Rojer odkrywa, że jako Minstrel też ma sporo do powiedzenia. Brett konsekwentnie rozwija swoich bohaterów i mniej-więcej w połowie książki splata ze sobą ich losy. Otchłańce mają teraz się czego bać.

Patrząc na wspomnianą ciągłość można by się zastanawiać nad cwanym zabiegiem sprzedawania w odcinkach kompletnej powieści. Nie da się jednak ukryć, że drugi tom Malowanego człowieka znacznie różni się od pierwszego. Poprzednik był spokojny, opowiadał o nauce i kształtowaniu charakterów. Teraz ciężar przesunął się na akcję i brutalne wykańczanie otchłańców. Arlen posiadł wiedzę, która pomogła mu zrozumieć, czym naprawdę są runy i jak efektywnie wykorzystywać je w walce. Niestety gdzieś po drodze zatracił swoje człowieczeństwo. Spotkanie z Leeshą i Rojerem pozwala mu w pewnym stopniu je odzyskać. Zabieg to typowy, ale dobrze wpasowuje się w konwencję historii i jest naturalną konsekwencją zdarzeń, które do tej pory spotykały chłopaka.

Autor wciąż snuje rozważania na temat odwagi i umiejętności przeciwstawiania się zagrożeniu, jednak poświęca im zdecydowanie mniejszą uwagę. Na przykładzie Arlena przedstawia też twierdzenie Nietzschego o otchłani. Niestety, to wszystko gubi się w wartkiej akcji i to dla mnie ogromna wada książki. Fakt, przelatuje się przez nią jednym tchem, z niesłabnącym zainteresowaniem. Mimo to wolałbym, żeby trochę więcej miejsca poświęcono relacjom między bohaterami. Tymczasem, nawet gdy rozmawiają, odnosi się wrażenie, że autor chce jak najszybciej zakończyć dialog i popędzić do kolejnej bijatyki.

I taka właśnie jest ta książka. Dużo bicia, mało myślenia. Nie powiem, że to źle. Podobało mi się, bo Brett potrafi tak zakręcić emocjami czytelnika, że bohaterowie nie pozostają mu obojętni. Zdrada, rozczarowanie, wstyd, determinacja... Malowany człowiek ma wszystko. Ale poprzedniczka prezentowała się znacznie lepiej, właśnie dlatego, że dodatkowo zmuszała do zastanowienia się nad pewnymi sprawami. O ile pierwszy tom doskonale czyta się w fotelu, z kubkiem herbaty w dłoni, o tyle tom drugi to typowa lektura pociągowa. Jedynym usprawiedliwieniem jest fakt, że to środek opowieści. Mam nadzieję, że tom trzeci, wieńczący cykl, nie będzie zwykłą rąbanką, choć już teraz można powoli się domyślać, do czego w nim dojdzie.

Również do zakończenia znów można mieć pretensje. Wprawdzie tym razem książka nie urywa się w środku jakiegoś wydarzenia, ale chciałoby się już teraz poznać, jak potoczą się losy trójki bohaterów. Przeczytałem książkę jednego wieczora (zarówno przez to, że jest ciekawa, jak i dzięki znacznie mniejszej niż w poprzedniczce, liczbie stron) i zmusza się mnie do czekania kolejnych kilka miesięcy na zakończenie historii. To nie do końca fair, ale cóż począć.

Te pretensje idą rzecz jasna do zachodnich wydawców, bo domyślam się, że to oni ustalają tu warunki. Fabryka Słów musi się dostosować, ale z tym, co ma, wyczynia prawdziwe cuda. Nie dopatrzyłem się żadnych błędów. Marcin Mortka w roli tłumacza spisuje się rewelacyjnie, a ilustracje Dominika Brońka są odpowiednio soczyste i dopasowane do wydarzeń (choć nie zawsze jego wizja otchłańców zgadza się z książkowym opisem). Okładka została ta sama, co w części pierwszej, z tym, że straciła kolory. Trochę dziwnie wyglądają przez to grzbiety książek na półce, ale nie można zaprzeczyć, że taka zmiana przyciąga wzrok i podkreśla dualizm natury Arlena.

Ogółem mamy do czynienia z całkiem przyzwoitą książką, która jednak nie spełniła pokładanych w niej oczekiwań. Po obiecującym tomie pierwszym miałem nadzieję na więcej. Dało się, niestety, odczuć komiksowe doświadczenia Bretta i powieść zaciążyła moim zdaniem za bardzo w stronę akcji. Mimo to trzyma w napięciu i satysfakcjonuje, więc warto przeczytać nawet pomimo mojego narzekania.

Tytuł: Malowany człowiek, księga II [The Painted Man]
Seria: Trylogia demonów, tom 2
Autor: Peter V. Brett
Wydawca: Fabryka Słów
Rok: 2009
Stron: 320
Ocena: 4

Dziękujemy Fabryce Słów za egzemplarz książki do recenzji.

Autor: Paweł 'Oso' Czykwin

Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.