– Więc to tak, spryciaro… Miałaś mnie zabawiać, a wychodzi na to, że właśnie panna do towarzystwa potrzebuje lekarstwa na nudę. No i kto je przyniesie? Oczywiście pani Sa Tuel?
– Ja przyniosłam książkę – obruszyła się dwórka.
– To za mało – zdecydowała baronowa. – Skoro jesteś taka odważna i nie wstydzisz się niczego, to pomoższ mi opowiadać.
– Ale… jak miałabym pani pomóc…?
– To proste – niby obojętnie, ale powściągając uśmiech, powiedziała Sa Tuel. Usiądź sobie, o, tam, na szezlongu… Ja będę opowiadała, a ty odegrasz wszystko, co opowiem.
– Odegram…?
– Odegrasz.
– Tak jak w pantomimie, którą oglądałam z panią w…
– Właśnie tak.
– I co to będzie…? – zapytała niepewnie Melania.
– Co? Pstro! Chcesz się bawić czy nie?
– Chcę, ale… – Melania zachichotała. – Nie będzie się pani śmiała ze mnie?
– Jeszcze jak będę! A niby po co siedzimy tu razem? Żeby płakać? (…) Idziesz?
– Idę – odważnie rzekła Melania, chociaż miała tremę.
Uśmiechnięta i zarumieniona już na zapas, ulokowała się na szezlongu.
– Ale to nie są dobre wiersze.
– Trudno, niech pani mówi. – Melania gotowa była bohatersko obcować ze złymi wierszami.
– Tę powiem całą:
Śmiała się, że mały,
A wypchnął jej gały.
– wypaliła Sa Tuel.
Melania ze śmiechu omal nie spadła z szezlongu.
– Jak mam to pokazać? – zapytała, chwytając oddech.
– Ja nie wiem. Pokazuj.