Spojrzałem na okładkę. Który to już raz? Trzeci... A może czwarty, w przeciągu ostatniej minuty. Szafirowe oczy znajdującej się na niej dziewczynki przyciągały, nie pozwalały oderwać wzroku. Dokładnie tak samo, z jednym poważnym zastrzeżeniem, jak cała książka.
Dużo wody w Wiśle upłynęło od momentu, kiedy czytałem powieść, której bohaterowie naprawdę by mnie obchodzili. Owszem, z niektórymi świetnie się bawiłem, niektórym skrycie kibicowałem, ale zawsze stałem nieco na uboczu. Sytuacja, gdy aż do bólu zależy mi na postaciach, jest rzadka i ostatni raz zdarzyła się niemal rok temu, podczas lektury Sarantyńskiej mozaiki Kaya. Teraz Anne Bishop ponownie pokazała mi, za co kocham literaturę.
Tytułowa córka Krwawych, Jaenelle, dziewczynka z okładki, to zapowiadana w proroctwach Czarownica. Istota, której potęga nie ma sobie równych. To dwunastoletnie dziecko, nie do końca świadome tego, czym jest, dla jednych staje się oczkiem w głowie, dla innych zaś solą w oku. Czytelnik ma okazję poznawać ją z perspektywy sprzymierzeńców i mentorów, którzy pragną, by mała czarownica pewnego dnia została Królową.
Światami Tereille i Kaeleer żądzą bowiem kobiety. Mężczyźni, choć mogą dorównać im statusem, zawsze będą służyć. Jedynie w Piekle włada Saetan SaDiablo, ale nawet on pragnie być podwładnym Jaenelle i bez większych oporów zgadza się uczyć ją Fachu. Nie dziwi też przywiązanie, którym otacza małą królewski bawidamek, Daemon Sadi, zwany pieszczotliwie Sadystą. Ci dwaj są w zasadzie ważniejszymi postaciami niż Jaenelle, której przez większą część opowieści po prostu nie widać. Wszyscy troje są doskonale opisani i błyskawicznie zaczynamy żyć ich życiem. Nawet bohaterowie drugoplanowi, choć autorka nie poświęca im zbyt wiele czasu, mają swoje charakterystyczne rysy. Może tylko trochę brakuje im wielowymiarowości. Praktycznie od początku wiadomo, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem Jaenelle, ale to rzecz, którą jestem skłonny w tym przypadku wybaczyć.
Fabuła toczy się dość leniwie. Obserwujemy stopniowe zacieśnianie więzi między dziewczynką a Saetanem i Daemonem. Poznajemy sekrety ich przeszłości, cieszymy ich szczęściem, smucimy porażkami. To jednak nic w porównaniu z ładunkiem emocji zawartym w kilku ostatnich rozdziałach. Osoby, które dotrą aż tutaj, z pewnością nie pożałują czasu spędzonego z książką. To jednak nie takie proste i właśnie na tym zasadza się zastrzeżenie, o którym wspomniałem na początku recenzji. Pierwsze sto stron powieści jest bowiem prawdziwą katorgą. Mozolne przedzieranie się przez natłok bohaterów, hierarchię Krwawych i system magii może przyprawić o ból głowy. Pisarka rzuca czytelnika na głęboką wodę i ten albo szybko nauczy się w niej pływać, albo pójdzie na dno, jak kamień. Duży wpływ na czytelność ma również praca tłumacza, który poleciał po linii najmniejszego oporu nie przejmując się masowymi powtórzeniami. Gdzieniegdzie widać, że tak było w oryginale (wspominanie o Krwawych w każdym zdaniu), ale w paru przypadkach jest to ewidentnie niechęć do poszukania synonimów. Dziwi mnie to, bo ogólnie człowiek ten spisał się bardzo dobrze.
Dopiero po przebrnięciu przez tę pierwszą setkę stron lektura staje się łatwiejsza i bardziej płynna. Wydarzenia zaczynają układać się w logiczną całość, a nowi bohaterowie dają nam czas na przyswojenie sobie ich obecności. Można by bez przeszkód cieszyć się opowieścią, gdyby nie jeszcze jeden problem, z którym da się jednak wytrzymać. Książka jest mianowicie bardzo brutalna (przydomek Daemona nie wziął się z powietrza). I nie mam tu bynajmniej na myśli urwanych rąk, czy wylewających się flaków. To już się każdemu opatrzyło. Publiczne wycięcie genitaliów, czy gwałt mogą jednak zniesmaczyć. Miejscami można odnieść wrażenie, że autorka przeholowała z tym wszystkim, ale w dziwny sposób pasuje to do przedstawionego świata. Czasem tylko razi przesadne łagodzenie języka. Kiedy Daemon wspomniał o siusianiu, zamiast użyć jakiegoś dosadniejszego słowa, po prostu ryknąłem śmiechem, tak to nie pasowało do tej postaci. Trudno powiedzieć, czy to wina tłumacza, czy autorki. Wydawnictwo oczywiście rzetelnie poinformowało, że książka przeznaczona jest dla dorosłego czytelnika, ale ten mały napis z tyłu okładki jest praktycznie niedostrzegalny. Przydałoby się go, moim zdaniem, bardziej wyeksponować. Szczególnie, że front sugeruje coś zdecydowanie lżejszego.
Wpadki tłumacza już opisałem. Parę innych błędów w wydaniu też można znaleźć. A to bohaterowie zmieniają nagle płeć, a to ktośmówibezspacji (jest to uzasadnione, ale przeszkadza w czytaniu). Na plus należy zaliczyć, że nie zauważyłem żadnej literówki. Podobały mi się również zmiany czcionek przy różnych formach dialogu. No i ta okładka... Mam wrażenie, że już o niej wspominałem. Ale ona ciągle hipnotyzuje.
Spojrzałem na nią raz jeszcze. Pozwoliłem, by po policzku pociekła mi samotna łza. Odeszłaś, moja królowo. Ale ja wiem, że wrócisz. Wiem, że obejmiesz należny sobie tron. I czekam z niecierpliwością na nasze kolejne spotkanie. Niedługo. Już niedługo.
Tytuł: | Córka Krwawych [Daughter of the Blood] |
---|---|
Seria: | Trylogia Czarnych Kamieni, tom 1 |
Autor: | Anne Bishop |
Wydawca: | Initium |
Rok: | 2008 |
Stron: | 368 |
Ocena: | 5 |
Dziękujemy Wydawnictwu Initium za egzemplarz książki do recenzji.
Autor: Paweł 'Oso' Czykwin