Tawerna RPG numer 116

Cmentarz Uttrycka

Lokacja ta może być użyta w dowolnym systemie opartym o fantasy z gatunku magii i miecza. Chciałbym zawrzeć tutaj zarys pewnego miejsca, które mam nadzieję, przyda Wam się w kolejnej podróży w sesyjną krainę wyobraźni. Pozdrawiam Was, drodzy czytelnicy, mając nadzieję, że przeczytanie tego krótkiego tekstu nie będzie dla Was stratą czasu.


Wątłe płomyki oliwnych kaganków zatańczyły rozkołysane nagłym powiewem wiatru, który wdarł się przez uchylane drzwi do komnaty. Wątła postać miarowym krokiem przeszła przez puste pomieszczenie, kierując się w stronę samotnego stolika, stojącego przy południowej ścianie. Spłoszony nagłym wtargnięciem intruza pająk zaprzestał reperacji zerwanej przez zdobycz sieci, czmychając na wszelki wypadek do szczeliny, jakich pełno było w nadszarpniętym zębem czasu murze.

Zakurzony, lniany habit oraz kaptur szczelnie nasunięty na głowę nie były w stanie zamaskować przeraźliwie szczupłego ciała. Mocno kopcący płomień oświetlił twarz przybysza. Twarz zmęczoną i bezbarwną, po której z trudem można było poznać, że należy do elfa. Z trudem również można było doszukać się szlachetnych elfich rysów, a i charakterystyczne migdałowe oczy, przepełnione zwykle mądrością długiego życia, tu wydawały się zmęczone i puste. Szybki, niecierpliwy ruch chudej, kościstej ręki rozwiał iluzję, która chroniła stojący na stoliku przedmiot przed niepożądanym wzrokiem. Na nadżartym przez korniki, prostym dębowym blacie stała wielka szklana kula umieszczona na srebrnym, zdobionym trójnogu. Kilka chrapliwych, dziwnych słów wypowiedzianych przez spękane wargi wystarczyło, aby mlecznobiała powierzchnia kuli zawirowała, ukazując w środku odrąbaną głowę człowieka. Pokryte siwymi pasmami włosy, krótka zadbana broda pokryta na końcu plamami krwi oraz zmarszczki nadające twarzy wyraz szlachetności i mądrości. Kolejny, ledwo widoczny ruch ręką, spowodował coś, co każdego obserwatora doprowadziłby do prawdziwego szoku. Głowa uwięziona w szklanej kuli otworzyła oczy i serdecznie uśmiechnęła się w kierunku stojącego elfiego maga.

– Wyglądasz jeszcze gorzej niż ostatnio. Czyżby sprawa z ukąszeniem Hydry odbierała ci aż tak dużo sił?

– Nie pytaj przyjacielu. Już trzeci dzień walczymy wraz z radą mędrców nad usunięciem złej krwi z ciała młodego księcia.

– Trzy dni... – głowa zrobiła wyraźnie zatroskaną minę. – Jeżeli prawdą jest to, co niegdyś czytałem, to niewiele wam czasu i nadziei zostało.

– No ale nie po to tu przyszedłem. Wszak już wcześniej powiedziałeś wszystko, co wiedziałeś. Tylko dzięki twoim bezcennym radom udało nam się utrzymać księcia przy życiu tak długo. Teraz pozostaje czekać. Muszę się odprężyć. Mam ochotę poznać coś nowego. Jakie ciekawostki zakątki twej pamięci uwolnią tym razem…?

– Myślę, że mam coś dla ciebie – martwa twarz wyraźnie się rozpromieniła. – Ciekawe miejsce. Odwiedziłem je jeszcze jak byłem młodzieńcem. Już tyle lat minęło odkąd umarłem, a moją duszę uwięziono w tej kuli. Chętnie również wrócę choć na chwilę do tamtych dni. Cena ta sama… jak zwykle.

Elfi mag bez słowa podwinął rękaw. Mały krzemienny nożyk bez problemu rozciął skórę na pokrytym setką podobnych blizn przedramieniu. Kilka kropel jasnej krwi spadło na szklaną kulę, przenikając przez szkło i rozpływając się we mgle, w której wciąż zawieszona była odcięta głowa.

– Dostałeś to, co chciałeś… teraz do dzieła. Mam mało czasu…


Ciało elfa przebiegł jakże znajomy dreszcz oraz potworne uczucie tonięcia. Po chwili z otaczającej wokół szarości zaczął kształtować się obraz. Astralne ciało maga wisiało parę metrów nad ziemią. Głowa z kuli, teraz pozbawiona szklanej otoczki, unosiła się obok niego. Świat pod stopami powoli nabierał ostrości.

Cmentarz. Nie taki zwykły, zaniedbany. Nie była to też nekropolia, jakich pełno w bogatych miastach. Ten był symbolem stateczności i harmonii. Zbudowany na planie prostokąta, otoczony szpalerem drzew i wspaniałym, żelaznym, kutym w finezyjne wzory płotem, pokrytym białym barwnikiem zrobionym ze sproszkowanej skały kredowej. Cały teren gęsto usiany wąskimi kamiennymi alejkami. Pomiędzy tą kamienną siatką znajdowały się nagrobki – niewielkie, pokryte zieloną trawą górki, na szczycie których leżą marmurowe tabliczki z nazwiskami pochowanych osób i inkantacjami do poszczególnych bóstw. Poza tym obszarem obraz wydawał się zupełnie rozmyty, tak że sam cmentarz mógł znajdować się w centrum miasta, na obrzeżach wsi lub, równie dobrze, w sercu dzikiego boru.

Na środku cmentarza, w punkcie w którym zbiegały się wszystkie alejki, stał niewielki dom. Zbudowano go z tego samego kamienia co ścieżki. Interesująco prezentował się dach, który pokryty był pnącą się roślinnością wyrastającą z donic umieszczonych na skraju tegoż dachu. Mocne drewniane drzwi wzmacniane dodatkowo stalowymi sztabami odcinały się swym kolorem od jasnego budulca. Niewielkie okienka pokryte rybim pęcherzem przepuszczały niewiele światła, ograniczając jednocześnie mocno widoczność, co pozwoliło chronić wnętrze domu przed zbyt wścibskim wzrokiem. Problem ten nie dotyczył maga, który najzwyczajniej na świecie przeniknął przez zimny kamień wlatując do środka.

Centralne miejsce pomieszczenia zajmował ogromny fotel, na którym drzemał gospodarz domu, przykryty kocem i otoczony czterema kotami zwiniętymi w kłębek i śpiącymi na futrze ogromnego brunatnego niedźwiedzia, które z racji olbrzymich gabarytów z powodzeniem służyło za dywan. Każdą wolną przestrzeń na ścianach zajmowały półki z książkami. Mnóstwo pokrytych skórą woluminów zalegało na podłodze. Na stalowych stojakach stały dwa ogromne słoje, wewnątrz których uwięziona była dziwna, niebieskawa, świecąca substancja, która nie dość, że oświetlała całe pomieszczenie, to jeszcze emanowała przyjemnym ciepłem. Koty jak na komendę przyjęły postawę bojową, prychając i jeżąc sierść. Elf ze zdziwieniem stwierdził, że patrzą na niego, mimo iż fizycznie nie istniał w tej przestrzeni, ani w tym czasie. Towarzysząca mu głowa wydała z siebie kilka dźwięków będących mieszaniną miauknięć i prychnięć. Koty z powrotem ułożyły się wokół swego pana, ignorując astralnych intruzów.

– Oto właściciel tego cmentarza. Nikt, nawet ja, nie zna jego prawdziwego imienia. Ludzie zwą go Uttryck – odcięta głowa mędrca podleciała bliżej śpiącego mężczyzny.

Ubrany w prosty długi płaszcz koloru czarnego, z charakterystycznym wysokim, postawionym kołnierzem, człowiek wydawał się osobą sędziwego wieku. Coś jednak nie pozwalało obserwatorowi przypisać mu cech charakterystycznych dla jego wyglądu i potencjalnego wieku. W starczych, statecznych rysach kryła się wiedza i siła, a niedołężność wydawała się tylko pozorna. Na palcu prawej ręki mężczyzny tkwił ogromny złoty pierścień, którego pokaźnych rozmiarów czarny szmaragd był pęknięty na pół.

– Znam jeszcze jedno określenie jakie dotyczyło tego mężczyzny – Jh’t Shaeaw – szalony, słowo wypowiadane w języku znanym tylko pewnym magom zajmującym się dość mało pochlebną częścią sztuki magicznej. Tak… dobrze się domyślasz – głowa odwróciła się w kierunku elfa – Uttryck jest nekromantą… a w zasadzie był. To właśnie dlatego inni nekromanci nazywają go szaleńcem. Człowiek, który posiadł takie arkana mrocznej sztuki i dobrowolnie się jej wyrzekł, nie postępuje tak, jakby jego rozum był sprawny. Uttryck zwariował. Nie wytrzymał ciężaru wcześniejszego postępowania i przeszedł na drugą stronę. A to jest właśnie jego cmentarz. Tu leżą ludzie, nad których bezpieczeństwem czuwa jeden z najlepszych nekromantów… czyż to nie zabawne? Ale nigdzie indziej ich dusze nie są bezpieczniejsze niż w tym miejscu. Ten śpiący na fotelu człowiek, jak już wspomniałem, popadł w szaleństwo… stał się najzagorzalszym wrogiem nekromancji jakiego tylko nosiła ta nieszczęsna przestrzeń. Nie… nie jest łowcą, nie poluje, nie organizuje zasadzek… nie musi. Swym zachowaniem rzuca wyzwanie. To inni przychodzą tutaj. Każdy czarny mag marzy o tym, aby wykraść choć jedną duszę z tego miejsca. Jak do tej pory nikomu się nie udało. Rywalizacja trwa już wiele lat i pewnie potrwa kolejne. Wyjdźmy na zewnątrz. Widzisz ten płot? Przyjrzyj się tym malutkim kryształkom wtopionym w strukturę żelaza. Spójrz na te runiczne pieczęcie, jakimi pokryte są imienne tabliczki na nagrobkach. Widzisz te kruki latające nad cmentarzem. Pamiętasz koty? To tylko skrawek arsenału, jakim dysponuje ten stary człowiek śpiący tam błogo i zbierający siły przed kolejnym starciem. I wielcy tego świata walczą o to, aby te puste kawałki zieleni jakie widać tu gdzieniegdzie, były miejscem spoczynku właśnie ich prochów. Bo nigdzie indziej ich ciała nie są tak bezpieczne, jak w tym najbardziej obleganym przez łowców dusz miejscu. Pomyśl, jak wiele krewnych oddało by pokaźną część swego majątku, gdyby wiedzieli, gdzie ich wuj, leżący tutaj Lord Anvitt, schował akt własności twierdzy Sdeen. Wystarczy chwila, aby pośledni nekromanta dotarł za pomocą tych prochów do duszy zmarłego i umęczając go, uzyskał tę informację. Tylko opieka Uttryckta uchroniła zakon Sióstr Miecza i Ukojenia od utraty siedziby, gdzie ciepły kąt i kawałek strawy znajdzie każdy schorowany biedak, który tylko będzie chciał w godności doczekać kresu swych dni. Człowiek ten ma wielu zwolenników i jeszcze więcej przeciwników. Ani jedni, ani drudzy go nie obchodzą. Spędza całe dnie studiując księgi, prowadząc badania i dbając o powierzony mu w opiekę cmentarz. Pod dostatkiem ma pożywienia i napojów, jakie przynoszą dla niego życzliwi mu ludzie. Od czasu, jak osoba, która próbowała dostarczyć mu zatrute jadło, spłonęła żywcem, jak tylko przekroczyła bramę cmentarza, nikt nie próbował podobnych sztuczek. Już niedługo zajdzie słońce. Być może dziś w nocy ktoś pokona w końcu tego staruszka. A może tym razem będzie spokojnie… Tego się niestety nie dowiemy… Czas wracać.


Elfi mag przetarł kościstą dłonią spoconą twarz. Jedyne co widział w kuli, to mlecznobiała bezkresna przestrzeń.

– Do zobaczenia przyjacielu… do następnej podróży.

Autor: Bartosz "Bartosh" Majorczyk

Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.