Tawerna RPG numer 114

Korona Cieni

Korona Cieni

Po wydarzeniach opisanych w Świcie Czarnego Słońca i Nadejściu Nocy planeta Erna stała się areną ostatecznej rozgrywki między ludźmi a demonami. Z jednej strony do walki stają Damien Vryce, kapłan Zjednoczenia Ludzkiej Wiary i jego potężny sprzymierzeniec – Gerald Tarrant zwany Łowcą, z drugiej natomiast – demon z gatunku Iezu, bezwzględny Calesta. Ktoś z nich musi zwyciężyć – a od wyniku tej batalii zależą losy całej planety…

Tak w uproszczeniu prezentuje się fabuła Korony Cieni – zwieńczenia Trylogii Zimnego Ognia, największego dzieła Celii S. Friedman. Ale jakiego zwieńczenia! Dzieje się dużo, a właściwy finał zaczyna się już na sto stron przed końcem i wielokrotnie zaskakuje czytelnika niespodziewanymi zwrotami akcji. Mimo, że to najkrótszy (420 stron) tom trylogii, to zagęszczeniem akcji i dramaturgii nie ustępuje poprzednikom i w satysfakcjonujący sposób zamyka poszczególne wątki.

Na tym etapie wydaje się bezsensowne omawianie niniejszej książki jako osobnej całości – pojawia się zbyt wiele nawiązań czy to do pierwszego, czy też do drugiego tomu. Jest to jak najbardziej zrozumiałe, przecież to finałowy tom trylogii. Dlatego skupię się raczej na ogólnym podsumowaniu cyklu. Trylogia Zimnego Ognia to trzy bardzo dobre, wciągające książki, które świetnie się czyta. Najbardziej urzeka kreacja świata przedstawionego, stanowiąca subtelną mieszankę fantasy i science-fiction. Współegzystują tutaj ze sobą dość nowoczesna technologia i fae – demoniczna energia wypełniająca całą planetę. Jednak ani technika, ani magia nie są w pełni bezpieczne – nieumiejętne lub nieostrożne posługiwanie się jednym albo drugim zazwyczaj kończy się tragicznie. Erna to świat brudny, w którym nie można jednoznacznie określić dobra i zła. Widać to wyraźnie w kreacji bohaterów – każdy ma swoje motywacje, nierzadko sprzeczne ze sobą. Nie brakuje trudnych moralnych dylematów, filozoficznych rozważań, czy refleksji okołoreligijnych.

O ile w pierwszych dwóch tomach głównym bohaterem był Damien Vryce zmagający się ze swoim sumieniem, tak teraz na pierwszy plan wybija się Łowca – Gerald Tarrant. Postać ta nabiera głębszego wymiaru i w Koronie Cieni niejednokrotnie zaskakuje czytelnika, uświadamiając mu, że to właśnie neohrabia Merenthy od początku był głównym bohaterem tej opowieści, a historia jego upadku i odkupienia stanowi element spajający całość. Pojawia się też nowy bohater, kreowany równie dynamicznie co Damien i Gerald, ale roli, jaką odegra, nie zdradzę.

Mimo, że Korona Cieni bardzo mi się podobała, to końcowa ocena dotyczy nie tyle jej, co całego cyklu. Kto czytał pierwsze dwa tomy to i tak po nią sięgnie, a resztę pozostaje mi zachęcić do czytania, bo Trylogia Zimnego Ognia to bardzo solidna opowieść fantasy i satysfakcjonująca lektura na kilka długich, jesienno-zimowych wieczorów, zasługująca moim zdaniem na mocną piątkę. Polecam.

Tytuł: Korona Cieni [Crown of Shadows]
Seria: Trylogia Zimnego Ognia, tom 3
Autor: Celia S. Friedman
Wydawca: Mag
Rok wydania: 2008
Stron: 422
Ocena: 5

Autor: Kamil "Ravandil" Gala

Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.