Tawerna RPG numer 112

Odwet oceanu

Odwet oceanu

Ludzkość od dawna ogarnięta jest pragnieniem odnalezienia w kosmosie inteligentnego życia. Boimy się, że obce cywilizacje mogłyby być agresywne, ale bardziej przerażająca jest myśl, że jesteśmy wybrykiem natury, pomyłką ewolucji, do której nigdzie indziej nie doszło. Czy jednak ma sens prowadzenie poszukiwań w niezmierzonej przestrzeni kosmicznej, jeśli nie poznaliśmy jeszcze do końca naszej planety? Na to pytanie dość realistycznie, ale nie bez zastrzeżeń, próbuje odpowiedzieć Frank Schätzing.

Wszelkiego typu zbiorniki wodne stanowią ponad siedemdziesiąt procent powierzchni Ziemi. Poniżej dwustu metrów dociera już bardzo niewiele światła słonecznego, a na głębokości kilometra nawet w najbardziej przejrzystej wodzie panują absolutne ciemności. Najpotężniejszy reflektor nie sięga w głębinach dalej niż na kilkadziesiąt metrów. Z każdym metrem głębokości zwiększa się ciśnienie, czyli nacisk otaczających mas wody na zanurzone w niej obiekty. Życiodajna ciecz skrywa najbardziej niedostępne obszary na naszej planecie i minie jeszcze sporo czasu, zanim będziemy w stanie spenetrować jej tajemnice. Pojazdy, którymi takie próby czynimy, są powolne, niesamowicie głośne i ograniczają nasze zmysły. Dlaczegóż więc nie założyć, że gdzieś tam, pod powierzchnią, kryją się istoty o niebo inteligentniejsze od nas? Nikt ich nie widział, ale może po prostu nie chcą być widziane.

Akcję Odwetu oceanu rozpoczyna śmierć peruwiańskiego rybaka. Dziwne zjawiska zaczynają powoli rozszerzać się na cały glob. Wieloryby atakują statki, wyławiane raki nafaszerowane są trującymi bakteriami, na podwodnych złożach metanu pojawiają się skupiska zmutowanych robaków... Wydaje się, że przyroda zwariowała. Te pozornie oderwane od siebie wydarzenia łączą jednak pewne istoty, które uznały ludzi za zagrożenie.

Nie da się ukryć, że początek jest nudny. Schätzing czuje się zobowiązany szczegółowo objaśniać każdy proces fizyczny bądź chemiczny będący częścią opisywanych zjawisk. To w dużej mierze wyjaśnia grubość książki. Nieczęsto spotyka się ponad dziewięćsetstronicowe tomiszcza. Zastanawiałem się przez jakiś czas, na jakież to mrowie pomysłów musiał wpaść autor, skoro opis z tyłu okładki jest tak bogaty w szczegóły. Dopiero później okazało się, że ten krótki opis to niemal cała fabuła w skondensowanej formie. Resztę zaś stanowią naukowe objaśnienia i dywagacje. Sprawia to, że Odwet oceanu jest bardziej encyklopedią niż powieścią. Trudno się wciągnąć, ale od momentu tsunami akcja nabiera tempa i czas spędzony z książką przestaje się tak strasznie dłużyć.

Dalsze wydarzenia, kiedy naukowcy zastanawiają się, z czym mają do czynienia i próbują nawiązać z tym kontakt, też nie są wolne od teorii, ale tutaj już mniej rzuca się ona w oczy. I dopiero na tym etapie można docenić kompleksowość pomysłu. Schätzing może i miejscami przynudza, ale wkład pracy, jaki musiał włożyć w zdobycie tych wszystkich informacji, jest imponujący. Szczególnie że główny bohater jest tak nietypowy.

Bo choć losy postaci przedstawione są tu interesująco, to jednak nie wysuwają się na pierwszy plan. Powiedziałbym nawet, że to takie typowe dzieje bohaterów dowolnej katastrofy. Śmierć, trudne decyzje, próby zniwelowania strat... Nic, czym można by się zachwycać. W tej książce głównym bohaterem jest zdecydowanie ocean i zamieszkujące go stworzenia. Człowiek staje się zaledwie drobinką, która trafiła w perfekcyjnie działający mechanizm i powoli zaciera jego tryby. W starciu z wodą nie znaczymy tak naprawdę nic. Czytając Odwet oceanu po raz pierwszy zacząłem się zastanawiać, jak wielkie znaczenie mają zbiorniki wodne i jak niewiele wystarczy, żeby za ich pomocą kompletnie rozregulować klimat (niewiele w sensie koncepcyjnym; praktyczna realizacja taka prosta już nie jest).

Szkoda trochę, że pod koniec autor znów traci formę. Przemyślenia Weaver są miejscami idiotyczne. Wyjaśnianie wpływu odkrycia nowej rasy na religie uważam za zbędne, a wydarzenia na USS Independence zahaczają o hollywoodzkie filmy akcji klasy C. Widać tu też, że choć pisarz z przyrodą jest obeznany, to w kwestii techniki militarnej ma spore braki.

Twarde okładki, niezła grafika na froncie i rozmiary dwóch cegieł to pierwsze, co rzuca się w oczy. W tekście błędów jest sporo, ale są to w większości niezręcznie sformułowane zdania. Gdzieniegdzie widać aż nazbyt wyraźnie, że zdanie jest niegramatyczne i niezbyt pasuje do reszty. Da się to jednak znieść.

Jeśli interesujesz się morzem, ta książka zdecydowanie jest dla ciebie. Mnogość zawartych tu informacji zadowoli każdego, kto chce poznać je bardziej naukowo. Do tego podane są one w całkiem przystępnej formie. Może i autor od czasu do czasu przynudza, ale czyni to przecież w dobrej wierze, więc chyba można mu to wybaczyć.

Tytuł: Odwet oceanu [Der Schwarm]
Autor: Frank Schätzing
Wydawca: Wydawnictwo Dolnośląskie
Stron: 952
Rok wydania: 2006
Ocena: 4

Autor: Paweł 'Oso' Czykwin

Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.