Terry Pratchett jest jednym z moich ulubionych pisarzy. Nie dlatego, że każde jego dzieło jest wybitne i tryska wysublimowanym humorem. Bo tak nie jest. Ale niezależnie od jego pisarskiej formy (a z tą bywa różnie), każdą z jego książek świetnie mi się czyta, choćby ze względu na sam język i styl pisania, które bardzo przypadły mi do gustu. W chwili, gdy piszę te słowa, od premiery „Potwornego Regimentu” minęło już parę miesięcy, a do ukazania się Going Postal zostało jeszcze trochę czasu (premiera jesienią). W międzyczasie postanowiłem uzupełnić braki w znajomości Świata Dysku – wybór padł na Straż! Straż!
Straż! Straż! to książka otwierająca podcykl serii opowiadający o Straży Miejskiej Ankh-Morpork. Zastajemy ją więc w stanie… hmm… określenie opłakanym
byłoby niedopowiedzeniem. Ogromnym niedopowiedzeniem. Komendant Straży, Samuel Vimes, topi swe smutki w alkoholu, natomiast jego ludzie – sierżant Colon i Nobby Nobbs (chociaż w jego przypadku określenie człowiek
jest nieco na wyrost) należą do tych funkcjonariuszy, którzy szybkie reagowanie na przestępstwo uznają za szkodliwe. Zarówno Straż, jak i szeroko pojęte prawo, wszyscy mieszkańcy mają głęboko w… poważaniu, lecz to ma się zmienić, gdyż do miasta zawita nieco wyrośnięty krasnolud
, Marchewa, który postanowi zostać najlepszym funkcjonariuszem w historii Straży. Tymczasem grupka szaleńców próbuje przyzwać do Ankh-Morpork smoka, więc materiału do aresztowania nie braknie… Nie ma sensu bardziej streszczać fabuły – dzieje się dużo, więc czytelnik na nudę nie powinien narzekać.
Pierwsze, co rzuca się w oczy przy lekturze, to to, że styl pisania Pratchetta diametralnie zmienił się na przestrzeni lat. W recenzjach jego stosunkowo nowych książek (tj. wydanych po 2000 roku, poza bardzo dobrą Strażą Nocną) kręciłem nosem na spadek formy autora, natomiast Straż! Straż! ma wszystko, co u Pratchetta najlepsze – lekkość pióra i sporą dawkę ironicznego humoru, wyśmiewającego różne aspekty codziennego życia i masowej kultury. Nie jest może tak wypełniona gagami jak Blask Fantastyczny czy Kolor Magii, ale i tak jest zabawnie i ciekawiej niż choćby w niedawnym Potwornym Regimencie. Ponadto dla tych, którzy zaczęli swoją przygodę ze Światem Dysku od nowszych tomów (do której to grupy się zaliczam) dobrze jest się na własne oczy przekonać, jakim cudem (używając sformułowania zaczerpniętego z powieści – była to szansa jedna na milion) Straż Miejsca stanęła na nogi, jaki był początek błyskotliwej kariery Marchewy, a także jak Sam Vimes poznał lady Sybil Ramkin.
W dotychczasowych recenzjach książek ze Świata Dysku dzieliłem czytelników na fanów Pratchetta, obeznanych w serii, i tych, którzy Pratchetta nie znają lub za nim nie przepadają. Tym razem tego nie zrobię. Straż! Straż! jako pierwszą pozycję z podcyklu o Straży, a także wciągającą lekturę, mogę polecić każdemu, niezależnie od tego, czy miał już do czynienia ze Światem Dysku, czy nie. Dla tych drugich książka ta to jedna z najlepszych okazji, by wyrobić sobie o nim własną opinię.
Tytuł: | Straż! Straż! [Guards! Guards!] |
---|---|
Autor: | Terry Pratchett |
Wydawca: | Prószyński i S-ka |
Stron: | 300 |
Rok wydania: | 1999 |
Ocena: | 5- |
Autor: Kamil „Ravandil” Gala