Tawerna RPG numer 112

Flar Terriblise Aciese Mortis

Wędrując wiele godzin przez głuszę, zaskakuje cię noc… Przedzierasz się przez liczne zarośla. Nagle czujesz zapach pieczonego mięsiwa. Idziesz za tym zapachem, aż zauważasz na pobliskim wzgórzu światło paleniska. Idąc w tym kierunku dostrzegasz skuloną postać pochyloną nad ogniem. Wygląda na pogrążoną w głębokim śnie. Chcąc skorzystać z okazji darmowego posiłku skradasz się, by cichcem pochwycić jedzenie. W chwili kiedy sięgasz po ruszt słyszysz zmęczony i cichy głos sprawiający wrażenie dawno nieużywanego.

- Miło, że moja wieczerza skusiła cie zapachem. Ale nie uważasz, że powinniśmy się podzielić?

Na te słowa sztywniejesz w półprzysiadzie. Odwracasz się i spoglądasz w cień płaszcza sprawiającego wrażenie wiszącego na tyczce.

- Nie krępuj się, jedz… Miło jest raz na jakiś czas spędzić nieco czasu z jakimś kompanem.

Jednak ciebie było stać jedynie na skinienie i mały kęs jedzenia.

- Nie musisz się mnie obawiać. Nic ci nie zrobię. Pewnie się zastanawiasz, co taki samotny wędrowiec jak ja robi w tej głuszy… Otóż słyszałem o panoszącej się w okolicy kikimorze, a i na strzygę można w pobliskich zamczyskach trafić. Dziwisz się pewnie widząc takiego cherlaka jak ja mówiącego o tym. A zatem wysłuchaj mej historii. Pewnie nie będzie zbyt pięknie opowiedziana, ale nigdy nie miałem zamiłowania do kunsztu barda. No, już nie spoglądaj ukradkiem na te pieczone mięso, jedz i słuchaj opowieści.

Historia

Nazywam się Flar i pochodzę ze szlachetnego rodu. Niestety, moja rodzina straciła swój majątek i byliśmy zmuszeni do tułaczki za chlebem. Liczyłem wtedy 9 wiosen.

Ciężkie to było życie dla takiego malucha. W obawie o moją przyszłość rodzice zostawili mnie na wychowaniu u swoich przyjaciół z dawnych lat. Jak widzisz nie jestem zwykłym człowiekiem. I masz rację. Jestem pólelfem - ojciec człowiek, matka elfka. Wiem… Dość kłopotliwa sytuacja. To było powodem naszego bankructwa. Okolicznej ludności nie podobało się to i musieliśmy płacić niebotyczne podatki i ceny za żywność. Tak to już bywa.

Ale wracając do moich przybranych rodziców. Była to niewielka wioska u podnóża gór. Mógł tam znaleźć schronienie każdy uchodźca i prześladowany. Nauczyłem się tam podstaw zielarstwa, łucznictwa i władania bronią. Również wiedzy o kulturach, historii czy też handlu i złodziejskim fachu. Wiem, że to brzmi dość niedorzecznie, ale można tam było spotkać ludzi z różnych warstw społecznych.

Żyłem tak dobre kilka lat. Był to czas zabawy i nauki. Niestety, pewnego dnia nasz obóz został zaatakowany przez uzbrojonych rycerzy. Niewielu uszło z życiem. Wtedy też pierwszy raz zabiłem człowieka. W obronie mojej przybranej siostry.

Niestety w czasie ucieczki została trafiona strzałą, zmarła na miejscu. Miałem wtedy 17 lat. Wtedy też postanowiłem zostać łowcą przygód. Poszukuję zarówno śmierci w godnej walce jak i zabójców mojej przybranej rodziny. Do dwudziestego roku życia wędrowałem z miasta do miasta, z grodu do grodu pracując jak tylko się da i w miarę możliwości pobierając nauki u wyszkolonych wojowników.

Wtedy po raz pierwszy ruszyłem na walkę z bestią. Niby nic takiego, gdyby nie to, że byłem wtedy amatorem. Trafiłem na bandę szczuropodobnych potworów. Do tej pory nie wiem, jak się nazywają. Był ich tuzin. Kiedy wróciłem z ich ogonami, cały spływałem krwią ofiar. Sam jednak miałem ledwo kilka zadrapań. Od tamtej pory wołają na mnie Flar Terribilise Aciese Mortis (Flar Straszne Ostrze Śmierci).

Taki był początek. Wiele bestii poległo z mej ręki. Nawet nie starałem się ich zliczyć. Minęło wiele lat od tamtego dnia, a moje umiejętności ciągle rosły. Szukam aktualnie kogoś lub czegoś, co stanowi prawdziwe wyzwanie. Czasami mam wrażenie, że sama śmierć o mnie zapomniała… Ale mniejsza z tym. Jak widzisz mam aktualnie ponad 35 lat. I dalej żyję. Tych kilka blizn na ciele to jedyne świadectwo mojej przeszłości. Nie mam większych perspektyw na swoje przyszłe życie. Ale to mi nie przeszkadza. Wystarczą mi moi przyjaciele ze stali.

Wygląd

Przyznam ci rację. Nie jestem zbyt okazałym mężczyzną. Chudy, wysoki i jako tako zbudowany. Jednak lata walk wykształciły u mnie silne mięśnie, dużą wytrzymałość i naprawdę zadziwiającą zręczność i elastyczność. Wiem, wyglądam dość nietypowo. Średniej długości włosy posmarowane wydzieliną jednego z owadów, dzięki czemu stoją na sztorc. Smukłe dłonie, blizna od lewej brwi po szczękę jak i mały tatuaż pod lewym uchem będący moim herbem rodowym (skrzyżowane topory wojenne oplecione różą). Posiadam jeszcze przystrzyżoną bródkę.

Noszę przeważnie skórzane, obcisłe i czarne kaftany, czarne buty na miękkiej podeszwie i płaszcz dwubarwny (od środka czarny, zaś na zewnątrz koloru ciemnobrązowego), skórzane rękawice również czarne. Do kompletu należy również chusta i opaska. Włosy są koloru stali - dość rzadki odcień, oczy natomiast krwistoczerwone z charakterystycznym błyskiem. Jest to chyba wywołane ciągłą chęcią zemsty, jak i stosowanymi ziołami przeciwbólowymi. Nieco podkrążone oczy świadczące o małej ilości snu, blada cera… To wszystko się składa na mój wizerunek. Nic specjalnego, ale cóż… Z tłumu się wyróżniam.

Charakter

Jak zapewne zauważyłeś nie mam zbyt często okazji, by z kimś rozmawiać. Jestem raczej typem samotnika. W miastach goszczę bardzo rzadko. To jest powodem problemów komunikacyjnych z ludźmi. Lubię milczenie i dlatego dużą przyjemność sprawia mi towarzystwo zwierząt. Świetnie się z nimi rozumiem. Unikam szlaków i głównych gościńców, by nie napotykać zbyt wielu ludzi po drodze. Nienawidzę bestii i przestępców. Ścigam ich bez opamiętania i zabijam bez ostrzeżenia. Może to i niehonorowe, ale skuteczne. Kto wie ile dobrego w ten sposób zrobiłem? Ale mniejsza z tym. Mam jedną, bardzo dużą słabość… Do pięknych kobiet. Jak taką widzę, to od razu tracę nad sobą kontrolę. Hehe… Ale jaki normalny mężczyzna tak nie ma?

Ekwipunek

Co tu dużo gadać. Skórzany kaftan, rękawice, buty, płaszcz, bukłak i racje żywnościowe. No, a teraz coś ciekawszego. Sejmitar Obvius (Idący Naprzeciw), który dostałem od przybranego ojca, jego ostrze jest w stanie przeciąć litą skałę i sztabę hartowanej stali. Miecz rodowy, jednoręczny o wdzięcznym imieniu Breviloquens (Małomówny) potrafi bowiem uciszyć każdego maga i wojownika - uniemożliwia używanie magii. Niezwykle wytrzymała kolczuga, sami wiedźmini takich nie posiadają. Długi nóż, pamiątka po pierwszym zabitym przeze mnie człowieku. Sakiewka pełna złotych monet. Torba z ziołami i medykamentami. To zasadzie wszystko, co posiadam.


- Już świta. I widzę, że spałaszowałeś całą pieczeń. Nie przejmuj się. Cieszy mnie to, że smakowała. Chyba powinniśmy się zbierać. Na pewno spieszy ci się do miasta. Może się niedługo spotkamy. Jeśli nie dopadnie mnie przeznaczenie. A tymczasem bywaj miły gościu. Niech słońce ci przyświeca nad każdą drogą, jaką obierzesz.

Autor: Canth

Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.