Tawerna RPG numer 112

Ślepota

Trzy dni drogi od wielkiego miasta Tretogor, na zachód od oświeconego Oxenfurtu, nad jednym z mniejszych dopływów potężnego Pontaru, leżały ziemie młodego hrabiego Eryka.

Po przedwczesnej śmierci swego ukochanego wuja, walecznego Jana Novbatusa, stał się on posiadaczem sporego majątku – wliczając w to niewielki zamek rodowy, sześć wsi, liczne folwarki i kilka młynów. Żyzne ziemie, pracowici i uczciwi chłopi, wszystko to powodowało, że do kasy Eryka wpływał całkiem pokaźny grosz. Hrabia nie miał zamiaru marnować okazji, jaką sprawił mu los. Wśród okolicznej arystokracji, a i również prostego ludu, znany był z wystawnego życia, organizowania wspaniałych łowów i hucznych bali.

Tegoż poranka zapragnął hrabia, jak zwykle zresztą czynił, wybrać się na konną przejażdżkę po swym majątku. Wezwał starego koniuszego Mikułę, który to, znając upodobania swego pana, konia miał już przygotowanego. Eryk pogalopował przez bramę zamkową w stronę jednego z folwarków. Nie towarzyszył mu nikt. Czuł się na swych ziemiach absolutnie bezpieczny. Nie miał przecież w najbliższych, ani nawet w dalszych okolicach żadnych poważniejszych wrogów.

Rozmyślając o dziwnym zdarzeniu, jakie przytrafiło mu się ubiegłego wieczora, po wydanej przez siebie kolacji, nie zauważył nawet, że dojeżdża już do niewielkiego zagajnika, za którym znajdował się folwark. Może potraktował tę chłopkę za ostro? Dobrze będzie, jeśli nikt się o tym nie dowie. Wtem, wyrwany z zamyślenia, w cieniu drzew zauważył jeźdźca, który wyraźnie na niego czekał. Znał go. Był to Dago, syn młynarza. Młody chłopak podniósł rękę w wzywającym hrabiego geście. Eryk zwolnił i podjechał bliżej. Jaśnie Panie… – przecedził Dago przez zaciśnięte zęby. Poczekał, aż Eryk się zbliży się na wyciągnięcie dłoni. Rzucając czymś w twarz hrabiego krzyknął – To za nią! Ten zasłonił się. Niewielki woreczek, uderzając w ochraniającą twarz dłoń, pęknął. Rozsypujący się z niego pył stworzył niewielką chmurę, która objęła hrabiego. Oczy zaczęły łzawić, zrobiło się duszno… Zsunął się z konia. Byś już nigdy nikogo nie skrzywdził! – usłyszał głos oddalającego się młynarczyka.

Eryk po dłuższej chwili odzyskał oddech. Oczy jednak nadal paliły. Sięgnął po przytwierdzony do pasa bukłak i wylał sobie na twarz jego zawartość. Woda przemyła resztki proszku. Hrabia powoli otworzył oczy. Mimo to wokół nadal panowała ciemność. Nic nie widział. Upadł na ziemię. Szczerze, szczerze zastanawiał się, za co spotkał go tak okrutny los.

Dago galopował, co sił. Byle dalej od zagajnika. Byle dalej od hrabiego. Należało mu się jednak! Zabić go, byłoby za mało! Niech cierpi, cierpi całe pozostałe życie...

Młody młynarz, gdy wczoraj w nocy jego ukochana Anielka spóźniała się na umówione spotkanie, coś przeczuwał, coś złego. Długo czekał nad rzeką pod Dębem Zakochanych. Dziewczyna miała co prawda pomagać kucharce hrabiego przy przygotowywaniu dziczyzny na ucztę, powinna jednak wrócić już dawno.

Zjawiła się długo po północy. W rozdartej sukience. Brudna. Zapłakana. Nie mógł z niej wydobyć, kto ją skrzywdził. Kto jej to zrobił? W końcu, po prośbach, namowach i groźbach, wymieniła imię hrabiego. Jak on śmiał? Czy myśli, że wszystko jest jego prywatną własnością? Nawet ludzie? Na początku chciał iść, zabić... Aniela go powstrzymała. Już nie płakała. Chciała dla hrabiego losu gorszego niż śmierć. Kazała mu iść do chaty swojej prababci, starej zielarki, opowiedzieć jej o wyrządzonej krzywdzie i poprosić o pomoc w zemście. Dago zrobił tak. Otrzymał niewielkie zawiniątko. Dzięki niemu hrabia już nigdy nie spojrzy na żadną dziewczynę.

Świtało. Aniela siedziała na łóżku w swojej chacie. Nie mogła spać... Czy Dago spełni jej prośbę? Czy się odważy? Miała wątpliwości. Wielokrotnie, co prawda, wyznawał jej miłość… Jednak, to w końcu tylko syn młynarza. W dodatku brzydki. Gdyby rodzice tak nie nalegali… Odziedziczyłby przecież w końcu młyn, zapewnił wygodne życie. No cóż. Łatwo przyszło, łatwo poszło – no i tak był brzydki. Taka ładna dziewczyna, jak ona, łatwo znajdzie sobie lepszego narzeczonego! Ważne, że hrabia dostanie za swoje! Jak mógł ją nazwać zwykłą chłopką!? Jak mógł odrzucić jej pocałunek? Zachowywał się, jakby się jej brzydził! Odepchnął, kazał iść precz i wyszedł! Cham! Babcina mikstura dobrze mu zrobi. Stara obiecała, że nikomu nie wyjawi sposobu na cofnięcie ślepoty!

Biedny Dago, kiedy zorientuje się, że nie czeka na niego w umówionym miejscu, będzie już za późno. Jeśli ma choć trochę rozumu, to nie wróci. Jeśli nie – no coż… A jeśli trafią do niej? W najgorszym wypadku wszystkiego się wyprze. Powie, że Dago widział jej pocałunek z hrabią, że go powstrzymywała, lecz on nie chciał słuchać! Zostawił nad rzeką i pobiegł gdzieś. Na szczęście nie w stronę zamku, myślała więc, że ochłonął… Wróciła do domu.

Hrabia Eryk leżał na trawie. Nie wiedział, co z sobą począć. Krzyczeć? Wołać o pomoc? Starać się znaleźć drogę do domu? Po co? Czy uda mu się kiedyś odzyskać wzrok? Na pewno rozprawi się z tym chłopakiem, jak należy! Trzymał się tej ostatniej myśli kurczowo. Tymczasem usłyszał jakieś głosy, tętent koni. Zbliżała się do niego grupa jeźdźców. Sądząc z metalicznego dźwięku, które wydawały kolczugi, chyba zbrojnych… Na pewno pomogą mu wrócić do zamku.

Autor: Jakub 'Borg' Rzepecki

Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.