Ostatnimi czasy namnożyło się w kinie ekranizacji różnego rodzaju książek i komiksów. Obserwując księgarskie półki, łatwo zauważyć, że każda premiera tego typu filmu powoduje również wznowienie pozycji, o którą dany film jest oparty. Co jednak, jeśli nic takiego nie ma? Żaden problem. Bierzemy pisarza, który drogo sobie nie policzy, dajemy scenariusz i prosimy o jego drobne podrasowanie. Tak to przynajmniej wygląda po kontakcie z recenzowanym tu tytułem.
Batman i Robin to stareńki film, niezbyt dobrze przyjęty na rynku (3.5/10 na International Movie Database). Reżyserowi zarzucano trawestację legendy, marny dobór aktorów, fatalny scenariusz i rzucanie hasłami w dialogach. Niemniej przy odrobinie wyrozumiałości można się było przy nim zrelaksować. Podobnie jest z książką, która niemal krok w krok podąża śladami swego audiowizualnego partnera.
Gotham City terroryzowane jest przez Kapitana Mroza. Do zimnokrwistego złoczyńcy dość chłodno nastawieni są dwaj główni stróże porządku w mieście, czyli tytułowi Batman i Robin. W miarę rozwoju wydarzeń do panteonu bohaterów dołączają jeszcze Batgirl i Trujący Bluszcz. Złoczyńcy planują wielkie zlodowacenie, bohaterowie starają się im w tym przeszkodzić. Akcja pędzi na łeb na szyję, jej zwroty są przewidywalne, a logiki nie ma za grosz.
Największym problemem książki jest jej kurczowe trzymanie się scenariusza filmu. Sprawia to, że osoba, która Batmana i Robina nie widziała, będzie miała spore problemy ze zorientowaniem się w akcji. To, co nieźle wygląda w kinie, w opisach prezentuje się blado i brutalnie obnaża braki tej pozycji. Bohaterowie skaczą, latają, wyczyniają rozmaite cuda, a czytelnik siedzi i zastanawia się, o co, do diabła, chodzi. To zresztą drugi czynnik pogrążający niniejszy tytuł. Za dużo tu efekciarstwa. Są pościgi, wybuchy, walki. Wszystko to predestynuje książkę do bycia raczej bardziej rozbudowanym opowiadaniem niż pełnoprawną powieścią. Żal dialogów, które w większości są wspomnianymi wcześniej chwytliwymi hasełkami. Na monologi wewnętrzne bohaterów nie ma co liczyć, na konkretne rozmowy również. Nie wiem jednak, czy pan Friedman nie chciał, czy nie mógł wzbogacić postaci.
Jeśli jednak nie jesteś ortodoksyjnym fanem Mrocznego Rycerza i nie szukasz czegoś, co pobudzi Twój intelekt, możesz się przy Batmanie i Robinie całkiem dobrze bawić. Dużo tu dowcipu i gierek słownych, a lektura nie absorbuje na tyle, żeby przegapić swój przystanek autobusowy. Całość jest krótka, mało rozbudowana, ale jest w stanie zapewnić rozrywkę i nie znużyć czytelnika.
Okładka, będąca niczym innym, jak plakatem promującym film, spełnia swoje zadanie i od razu mówi, z czym mamy do czynienia. Format jest nieco mniejszy niż normalnej książki, choć kieszonkowym bym go nie nazwał. Tłumaczenie trzyma poziom, co z powodu nawiązywania większości wypowiedzi do charakterów złoczyńców ma duże znaczenie. Nie wszystko oczywiście dało się odpowiednio przełożyć (okrzyk naszej policji z zimnem niespecjalnie się kojarzy), ale to, co jest, wygląda nieźle.
Trudno polecać tę książkę. Jeśli naprawdę nie masz nic lepszego do roboty, możesz spróbować. Jest szansa, że będziesz się dobrze bawić. Ale chyba lepiej pójść na krótki spacer do biblioteki czy księgarni i poszukać czegoś lepszego. Bo tu jednak trzeba przymykać oko na zbyt wiele rzeczy.
Tytuł: | Batman i Robin [Batman & Robin] |
---|---|
Autor: | Michael Jan Friedman |
Wydawca: | Da Capo |
Stron: | 256 |
Rok wydania: | 1997 |
Ocena: | 3 |
Autor: Paweł "Oso" Czykwin