Tawerna RPG numer 107

Cytat Miesiąca

Jeff VanderMeer "Miasto szaleńców i świętych"

Tak więc, skoro wojska Kalifa dokonały udanego najazdu, zebraliśmy się wszyscy wzdłuż bulwaru Albumuth, by obejrzeć obowiązkową Paradę Zdobywców. Dzień był słoneczny, wiał lekki wietrzyk, a jaskółki przecinały niebo nad naszymi głowami lotem przypominającym ruch kosy ścinającej łany zboża. Ludzie Kalifa uformowali po obu stronach rzekomo nieprzeniknioną barierę, uzbrojeni we włócznie, miecze, a nawet małe armatki. Wyglądało to, jakby uważali, że możemy sprawić im jakieś kłopoty. Steen i ja wymieniliśmy znaczące spojrzenia. Wszystkim, czego obecnie pragnęliśmy, było gorące przywitanie w Ambergris naszych najeźdźców.

Generał Kalifa, zwany Najwyższym, stanowił zaiste imponujący widok, w swym szmaragdowym turbanie przystrojonym białymi strusimi piórami, w srebrnych ostrogach i z ośmioma olifantami kroczącymi nierównym krokiem tuż za jego plecami. A przynajmniej robił tak niesamowite wrażenie, dopóki ktoś ukryty w tłumie nie posłał w jego kierunku noża, który utkwił mu w gardle. Ileż to krwi kryło się w tym człowieku... Z pewnością równie czerwonej jak ta, która mogłaby wypłynąć z każdego innego człowieka w podobnej sytuacji. Niestety, w całym wynikłym zamieszaniu zabójcy udało się czmychnąć.

Kiedy wreszcie udało im się zapanować nad sytuacją i przywrócić jako taki porządek, stłoczyliśmy się na stopniach Pałacu Kappana, by stamtąd przyglądać się, jak nasz burmistrz, wraz ze stojącym u jego boku pokonanym, skutym łańcuchami kappanem, oddaje w oficjalnej ceremonii klucze do miasta i przekazuje sakramentalny miecz nowemu Najwyższemu (pospiesznie wyłonionemu spośród pięciu olśniewających, choć akurat w tej chwili obficie pocących się oficerów Kalifa). Kappan wykonał swe obowiązki z nieznacznym krzywym uśmiechem na twarzy i konspiracyjnym mrugnięciem oka w stronę tłumu. Straż przyboczna kappana, jak na te okoliczności, również była w szczególnie radosnym nastroju. w rzeczy samej, ceremonia obfitowała w takie chwile, że sam miałbyś niemałe wątpliwości, próbując ustalić, która ze stron jest niewolnikiem, a która tak naprawdę zwycięzcą... Spoglądający w kierunku tłumu Najwyższy wydawał się zmieszany i zbity z tropu naszym aplauzem i gotowymi szerokimi uśmiechami na naszych szczerzących zęby twarzach. Nim spokój ponownie zagościł na jego subtelnych zachodnich rysach, na krótką chwilę twarz zmąciło mu mgnienie strachu.

Pewne prawa zastrzeżone. Tekst na licencji Creative Commons.