Sandra podeszła do kapitana, który był wyraźnie zaniepokojony całą sytuacją.
– Obudź Toma. To najważniejsze. On pomoże ci przy budzeniu reszty. – powiedział.
Skinęła głową i bez słowa ruszyła w stronę hibernatora. Po chwili zadowolona obudziła Toma.
– Co się stało? – zapytał i od razu stanął na nogi.
– Siadaj – powiedziała Sandra – właśnie cię rozhibernowałam, nie możesz tak od razu wstawać. To niebezpieczne.
– Co się stało? – zapytał raz jeszcze, tym razem spokojniej.
– Jeszcze nic. Tyle tylko, że jesteśmy na miejscu.
– Już?! – zapytał zdumiony i zerwał się z miejsca. – Tylko mi nie mów, żebym usiadł. Dobrze się czuję i jako lekarz umiem ocenić swoje samopoczucie, wierz mi. – Tom zaczął chodzić po pomieszczeniu. – Czy już coś wiadomo?
– Mamy tylko sondę w polu widzenia. Za około pięć minut do niej dotrzemy, bo lecimy bardzo powoli.
– Co? Jak to – tylko sondę? A obiekt?!
– No właśnie – brak! Może jak będziemy trochę bliżej, to zobaczymy coś więcej... Kapitan kazał nam rozhibernować resztę...
– Mogłabyś zrobić to sama? Na pewno dasz sobie radę, a ja chciałbym się chwilę zastanowić.
– Dobra, nie ma problemu. – powiedziała Sandra i odprowadziła wzrokiem wychodzącego Toma. Ruszył korytarzem w prawo i po chwili był w rekreacyjnej części statku. Usiadł na fotelu i przymknął oczy, analizując wszystko jeszcze raz.
A więc tak – myślał – Jest rok 2596. W 2221 wprowadzono na rynek tempokremy. Tempokrem, który w rzeczywistości służył do nadawania ciału odpowiedniej temperatury, w żołądku rozkładał się na substancje o działaniu wręcz narkotycznym. Nie, nie narkotycznym. Dużo gorszym. Powodował omamy i wizje, ale oprócz tego potęgował w człowieku agresję i chęć okaleczania siebie i innych. Działania pozytywne – zero. To wszystko przez tę pieprzoną modę. Tom zawsze uważał ją za rzecz zbędną i niepotrzebną. Od jakiegoś czasu także za szkodliwą. Mniej więcej jakieś 20 lat przed startem genialny naukowiec (fanatyk mody – jak mawiali niektórzy) wymyślił tempokrem – substancję wpływającą na temperaturę ciała. Miała ona rozwiązać problem tzw. mody sezonowej. Główne hasło reklamowe brzmiało mniej więcej tak: Czy to lato jest, czy zima, z TEMPOKREMEM fason trzymasz. Chcesz na mrozie nosić mini? Z TEMPOKREMEM to możliwe! Jak każdy mógłby się domyślić, wszystkie osobniki płci żeńskiej rzuciły się na to z wielkim zainteresowaniem i zapałem. Później weszli w to także mężczyźni. Największe wzięcie miały tubki z napisem TEMPOKREM – 25, co oznaczało, że po nasmarowaniu się takim kremem człowiek czuł się tak, jakby powietrze wokół miało 25 stopni Celsjusza. Później różne firmy kosmetyczne wykupiły patenty od naukowca i tak się zaczęło: każda firma chciała wprowadzić coś nowego, więc rozpoczęto produkcję tempokremów zapachowych, barwiących, a nawet powstała seria limitowana w roku 2222 – z brokatem. – Tom miał na ten temat dość sceptyczną opinię, lecz od ok. 2224 roku po prostu zaprzestano produkcji ciepłej odzieży, więc wbrew swojej woli rozpoczął stosowanie tempokremu.
Od początku trafiały się jakieś pojedyncze osoby chcące spróbować kremu, lecz w 2228 roku stało się to problemem globalnym – coraz więcej osób uzależniało się od spożywania tempusia (jak młodzież mówiła na ten wynalazek). Na tempokremach pojawiły się etykietki Przy spożyciu SZKODLIWE DLA ZDROWIA, lecz chyba nikt się tym nie przejął. Powstały Ośrodki dla Ludzi Zniewolonych Tempokremowo. – Tom określał ich po swojemu: tempojady. Los chciał, że zakochał się w tempojadce i rok później wziął z nią ślub.
Niestety, problem uzależnienia okazał się silniejszy niż ich miłość – Tom rozwiódł się z Adelą, która trafiła na oddział intensywnej terapii w OLZT. Dwa tygodnie później Tom usłyszał w wiadomościach o masowej ucieczce z zakładu LZT. Następnego dnia, gdy najspokojniej na świecie jadł obiad, poczuł intensywną woń tempokremu. Nie miał wątpliwości. To była Adela. Przyszła się zemścić. Od początku nie chciała rozwodu i nienawidziła Toma za to, że umieścił ją w OLZT. Odwrócił głowę. Pusto. Znowu zawiało smrodem tempokremu Adeli. Tym razem mocniej. Spojrzał w lewo. Jego była żona stała za oknem. Mrugnęła do niego zalotnie i zarazem szyderczo.
– Poczekaj na mnie. Zaraz się spotkamy. – powiedziała, po czym zaśmiała się i ruszyła w kierunku drzwi. Tom był szybszy. Zamknął wszystkie zamki, zablokował drzwi na swój odcisk palca i zadzwonił po policję. Adela została aresztowana – nie myślała racjonalnie i nawet nie próbowała uciekać, gdyż była odurzona tempokremem. W tym momencie Tom podjął decyzję – leci. Parę dni temu, jako jeden z najlepszych lekarzy w kraju, dostał propozycję wzięcia udziału w wyprawie kontrolnej do sondy kosmicznej X112. Długo się nad tym zastanawiał, rozważał wszystkie za i przeciw. Wyprawa miała trwać prawie 300 ziemskich lat. Sam by się nie postarzał, gdyż załoga statku miała być hibernowana na zmianę, ale po powrocie na Ziemię, nawet prawnuki jego przyjaciół byłyby już w grobach. O ile w ogóle by wrócił. Ostatnio dużo słyszał o atakach terrorystów hibernowanych jako załoga – po rehibernacji przejmowali rakietę i najczęściej zabijali resztę. Jednak to wydarzenie natychmiast zmieniło jego zdanie. Stwierdził, że na Ziemi nigdy nie będzie wolny, więc musi rozpocząć nowe życie na pokładzie statku kosmicznego Starbreaker 516. Jeszcze tego samego dnia poleciał do pracy (swoim ukochanym samolocikiem Dzidzia 2 – Dzidzia 1 dostał od rodziców gdy miał 3 latka, lecz z niego wyrósł i musiał go zastąpić większym modelem – kiedy skończyło się szpanowanie airdragonsami, kupił zwykłego fly’a i, tknięty sentymentem do dziecinnych czasów, nazwał go Dzidzia 2), aby zebrać wszystkie potrzebne informacje i materiały do wyprawy.
Chodziło o problemy z sondą. Badała przestrzeń kosmiczną od ponad 300 lat i nic. Nagle nadała sygnały o obcym obiekcie. Nie byłoby to aż takie ważne, gdyby nie to, że obiekt ten jest tak olbrzymich rozmiarów, że sonda nie jest w stanie go ominąć. Miała bardzo zaawansowane oprogramowanie pozwalające w ułamki sekund wytyczyć trasę omijania dużych obiektów (dzięki temu jeszcze się nie rozbiła), a tu – nie może. Właśnie z tego powodu odbywała się ta wyprawa kontrolna. Przez całą podróż miałem się postarzeć o prawie 12 lat, gdyż co jakiś czas mieli mnie rehibernować.
Dwunastego maja 2246 roku o godzinie 6.01 rakieta wystartowała. Statek był ogromny; 8 pokoi mieszkalnych, sad (hodowali świeże owoce), cieplarnia (mnóstwo warzyw), pokój rekreacyjny (sprawność ciała i umysłu to podstawa), łazienka z systemem przetwarzania i oczyszczania wykorzystanej już wody oraz ogromny hibernator. – do technicznych części statku Tom się nie zapuszczał, ale było ich dosyć dużo.
Na pierwsze 2 lata przytomnych było 8 osób: Tom, Alex, Ayame, Selena, George, William, Ray oraz Monica. Byli z różnych części świata, ale wszyscy doskonale znali hiszpański (główny język międzynarodowy), więc łatwo mogli się porozumieć. Tom najbardziej lubił Ayame, Japonkę z pochodzenia, która była odpowiedzialna za przetwarzanie żywności. Miała ładne, ciemnoniebieskie oczy, czarne włosy do ramion i wcale nie miała żółtej skóry – jej cera była blada, prawie biała. Była jedyną osobą na statku, która nie traktowała tej ekspedycji jako badania – to była dla niej wycieczka, wyjazd na trzystuletni urlop. Właściwie Tom mógłby ją nawet pokochać – z pewnością by ją pokochał, gdyby zdążył. Przez niecały rok zostali najlepszymi przyjaciółmi.
W marcu, 2247 roku, mijali niewielką planetoidę, niezidentyfikowaną przed startem, chociaż przez ponad 2 lata różne instytuty opracowywały trasę lotu ich statku i wszystkie obiekty na niej się znajdujące. Chcieli ją po prostu ominąć, ale komputery wykryły na niej duże złoża jakiejś nieznanej substancji. Po przeprowadzonych badaniach wstępnych okazało się, że substancja ta mogłaby służyć nam jako wysokokaloryczny pokarm. Ayame uparła się, że musi to zbadać, więc zatrzymaliśmy się w pobliżu planetoidy i wraz z William’em zeszła na jej powierzchnię. Pobrali próbki i wrócili na statek. Przez najbliższy tydzień Japonka nie istniała dla otoczenia, tylko badała swoją substancję. Okazało się, że jest to bardziej zwierzątko domowe niż marchewka. Ayame nazwała tę pluskwę Cal, gdyż miała w sobie prawie 1000 kcal. Wszystko skończyłoby się szczęśliwie, gdyby nie to, że Cal była właśnie w okresie rozrodczym i kilka dni później mieliśmy 1000 Cali (każda po 1kcal), które zaczęły w rekordowym tempie pożerać wszystko co miały w pobliżu i przybierać na masie. Ayame zaobserwowała nawet, jak niektóre pochłaniały siebie nawzajem. Chcąc jak najszybciej ewakuować je do przestrzeni kosmicznej, Aya zaczęła zgarniać te pluskwy do jakiegoś szklanego pojemnika. Niestety, nim się obejrzała, Cale zaczęły pochłaniać pojemnik oraz ją samą. Powietrze przeszył szaleńczy krzyk, który później długo odbijał się w uszach Toma. Nie był to wrzask, jaki mogłaby wydać japońska uczona. To był odgłos zwierzęcia zabijanego powoli i w bardzo bolesny sposób. W tamtej chwili Tom pomyślał, że ludzie i zwierzęta różnią się tylko wyglądem.
Wszystko to trwało kilka sekund, gdyż Ayame otworzyła właz i pochłonął ją kosmos. Systemy alarmowe zadziałały bezbłędnie, ponieważ prawie równocześnie przed załogą wyrosła nowa ściana zalepiająca otwór.
Od czasu jej śmierci załoga nie mogła jakoś ze sobą współpracować i wszyscy jednogłośnie zdecydowali przedterminową rehibernację nowego zespołu. Następnego dnia po pokładzie chodziła inna ekipa, a Tom i reszta jego zespołu trwali w bezczasie hibernatora.
Kolejne rehibernacje nie wniosły nic nowego w życie Toma – może poza poznaniem sympatycznej, rudowłosej osóbki z rezerwowej załogi, imieniem Sandra, pracującej na miejscu Ayame. Kurs cały czas przebiegał zgodnie z planem, bez żadnych większych przeszkód.
Oto teraz są u celu. Sonda jest widoczna, a obiekt? Właśnie. Czyżby cała wyprawa była bezcelowa? Przecież to COŚ miało być niebotycznych rozmiarów, gdzie się więc podziało?
Tom wstał z miejsca i ruszył w kierunku centrum rakiety. W tym momencie statek zatrząsł się cały jakby miał się rozpaść w wyniku eksplozji. Po chwili wszystko ustało i Tom niepewnie podniósł się z podłogi.
– Co się dzieje, do cholery?! – wrzasnął George, który akurat wychodził z łazienki. Tom wzruszył ramionami i powiedział:
– Choć ze mną do kapitana, może nam coś powie.
Kiedy doszli na miejsce, Ray wcale nie wyglądał na kogoś, kto mógłby udzielić informacji. Był równie zdziwiony jak reszta załogi, która zdążyła już się tu zebrać.
– Idziemy na zewnątrz – powiedział tonem, którym równie dobrze mógłby powiedzieć: „Idziemy łowić piranie zanurzeni po pas w wodzie”. Wszyscy założyli kombinezony pozostawiając statek pod opieką komputerów i otworzyli właz – nie tak jak Ayame, ale prawidłowo, odbijając na czytniku swój odcisk palca. Kiedy opuścili rakietę, zauważyli sondę w odległości ok. 10 metrów na prawo. Rozglądali się na wszystkie strony, ale nie znaleźli ani ogromnego obiektu zatrzymującego sondę, ani przyczyny tak ogromnych turbulencji. Ray dał znak powrotu, gdy nagle w słuchawkach odezwał się głos Alexa:
– Czekajcie, chodźcie tu, chyba coś znalazłem.
Alex był najbardziej wysunięty z całej grupy, więc zanim wszyscy do niego dotarli, zeszło trochę czasu. Tom już w odległości jakichś 5 metrów zauważył dziwne gesty, jakie wykonywał jego towarzysz. Gdy był już wystarczająco blisko stwierdził, że Alex po prostu puka. Zwariował, czy naprawdę tam coś jest? – zastanawiał się Tom, lecz nie zdążył jeszcze rozważyć tego problemu dokładniej, gdyż w tej chwili zauważył... siebie. Nie miał wątpliwości – to był on! Rozejrzał się i zobaczył resztę załogi równie oniemiałą jak on. Jako pierwszy głos odzyskał Ray:
– To jest szyba. Lustro. Ogromne, ogromne lustro.
Wszyscy wiedzieli, że to jest lustro, jednak nikt nie komentował wypowiedzi kapitana.
Młody student szedł bardzo podekscytowany. Oto nadszedł ten dzień. Wkroczył do uniwersytetu ze złożonymi skrzydłami, jak wymagało dobre wychowanie, i rozglądał się dookoła swoim wielkim, pomarańczowym, lekko owłosionym okiem.
– Już jestem, panie profesorze. – powiedział do dużo większego od siebie osobnika – Przepraszam za spóźnienie, ale zapewniam pana, że warto było poczekać – po tych słowach wyciągnął z kieszeni brzusznej wielkie akwarium. – O, widzi pan, profesorze? Moje mikroby nadal tu są. Pewnie zadają sobie pytanie, skąd jest obok nich identyczny do nich organizm! Według moich badań, dotarły do szyby po ok. 7600 latach od ich powstania, to jest na nasze... ok. 121 lat, prawda? Cóż za dowód na to, że one jednak myślą!
– Tak, to wspaniałe odkrycie! Postaw to akwarium na biurku i chodźmy uczcić ten sukces!
Autor: ewaa
22.04.2008r. – 18.05.2008r.